Wikiźródła
plwikisource
https://pl.wikisource.org/wiki/Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Strona_g%C5%82%C3%B3wna
MediaWiki 1.44.0-wmf.2
first-letter
Media
Specjalna
Dyskusja
Wikiskryba
Dyskusja wikiskryby
Wikiźródła
Dyskusja Wikiźródeł
Plik
Dyskusja pliku
MediaWiki
Dyskusja MediaWiki
Szablon
Dyskusja szablonu
Pomoc
Dyskusja pomocy
Kategoria
Dyskusja kategorii
Strona
Dyskusja strony
Indeks
Dyskusja indeksu
Autor
Dyskusja autora
Kolekcja
Dyskusja kolekcji
TimedText
TimedText talk
Moduł
Dyskusja modułu
Autor:Klemens Szaniawski
104
14441
3702365
3701976
2024-11-05T20:26:01Z
Seboloidus
27417
/* Inne */ +1
3702365
wikitext
text/x-wiki
{{Autorinfo
|Nazwisko=Klemens Szaniawski
|pseudonim=Klemens Junosza, Junosza, Kl. J., K. J., K., Ypsylon, Rusticus
|Grafika=Klemens Junosza.png
|podpis=Klemens Junosza-signature.png
|opis=Powieściopisarz i nowelista polski. Z wykształcenia lekarz.
|Spis=Klemens Junosza
|back=J
|tłumacz=J
}}
{{Spis treści|2=218px}}
== Epika ==
{{Kolumny|2|
* [[5,000 Rubli]], 1876
* [[Ani chwili spoczynku]], 1877
* [[Artykuł pana Wojciecha]], 1878
* [[Awantura (Junosza, 1894)|Awantura]], 1894
* [[Bitwa morska na stawie]], 1878
* [[Bohaterowie (Junosza, 1900)|Bohaterowie]], 1900
* [[Buda na karczunku]], 1897
* [[Był to obraz... ale oblazł...]], 1877
* [[Chłopski honor]], 1892
* [[Czarnebłoto]] (Pająki wiejskie), 1895
* [[Człowiek skamieniały]], 1894
* [[Czwórka do ślubu]], 1894
* [[Donkiszot żydowski]], 1899
* [[Dwa śluby]], 1893
* [[Dwie wigilie]], 1877
* [[Dwie zemsty]], 1887
* [[Dworek przy cmentarzu]], 1900
* [[Dziad]], 1891
* [[Dziadowski wychowanek]], 1904
* [[Dzień ś. Józefa]], 1879
* [[Filantropka]], 1875
* [[Fragment z dziejów jasnowłoséj główki]], 1878
* [[Froim (Junosza, 1907)|Froim]], 1907
* [[Galopada]], 1877
* [[„Globosa”]], 1891
* [[Głowa (Junosza, 1888)|Głowa]], 1888
* [[Goście (Junosza, 1894)|Goście]], 1894
* [[Guwernantka z Czortowa]], 1879
* [[„Hafciarz”]], 1897
* [[Historya o kilku emerytach i jednym fortepianie]], 1878
* [[Humorysta na partykularzu]], 1874
* [[Icek Kobieciarz]], 1898
* [[Interesująca historja, w której nie ma nic]], 1877
* [[Kaszel jako przyczynek do mowy ludzkiej]], 1874
* [[Kłusownik]], 1898
* [[Kobieca nierzetelność (?)]], 1874
* [[Król sam]], 1880
* [[Kwiatek z sutereny]], 1891
* [[Lampa]], 1889
* [[Lekki grunt]], 1897
* [[Leśniczy]], 1890
* [[Listy do cudzej żony]], 1898
* [[Listy pedagoga]], 1876
* [[Liść pokrzywy]], 1876
* [[Lublin (Junosza, 1893)|Lublin]], 1893
* [[Maciej]], 1887
* [[Milion za morzami]], 1878
* [[Młynarz z Zarudzia]], 1897
* [[Modrzejowska z Odrzykrowia]], 1880
* [[Na bruku]]. Powieść z życia miejskiego, 1897
* [[Na brzezince]], 1877
* [[Na chlebie u dzieci]], 1903
* [[Na łożu śmierci]], 1885
* [[Na ojcowskim zagonie]], 1884-1885
* [[Na stare lata]], 1880
* [[Na szarej jesieni]], 1885
* [[Na szerszy świat!!]], 1890
* [[Nad świeżym grobem]], 1884
* [[Najwytrwalszy]], 1897
* [[Nasi żydzi w miasteczkach i na wsiach]], 1889
* [[Nieśmiertelny (Junosza, 1885)|Nieśmiertelny]], 1885
* [[Noc jesienna (Junosza, 1883)|Noc jesienna]], 1883
* [[Nowa droga]], 1894
* [[O cyganach]], 1880
* [[O poezji i poetach]], 1877
* [[O potrzebie stowarzyszeń]], 1875
* [[O sto cekinów!]], 1874
* [[Ojciec Prokop]], 1895
* [[Omyłka (Junosza, 1877)|Omyłka]], 1877
* [[Osobliwość Brzozówki]], 1886
* [[Ostatnia instancya]], 1896
* [[Ostatnie chwile skazanego]], 1876
* [[Pachciarz XX wieku]], 1894
* [[Pająki (Junosza, 1894)|Pająki]], 1894
* [[Pan Gamajda czyli wybory na wójta]], 1898
* [[Pan Grubopłaski]], 1877
* [[Pan metr (Junosza, 1899)|Pan metr]], 1899
* [[Pan sędzia]], 1887
* [[Panna Franciszka]], 1889
* [[Pieprzycki]], 1891
* [[Pierwszy krawiec]], 1895
* [[Po latach]], 1886
* [[Poczciwy Jacuś]], 1899
* [[Pogodny zachód (Junosza, 1891)|Pogodny zachód]], 1891
* [[Posag bez panny]], 1876
* [[Powieść o czterdziestu dwóch mędrcach]], 1876
* [[Pożegnanie (Junosza, 1890)|Pożegnanie]], 1890
* [[Pół dnia w życiu modnych małżonków]], 1877
* [[Prawdziwa bjografja]], 1890
* [[Przerwana korespondencja]], 1891
* [[Przeszkoda]], 1897
* [[Przymuszona]], 1896
* [[Przysięga pana Sylwestra]], 1896
* [[Przyszły milioner]], 1894
* [[Romans i powieść]], 1885
* [[Rozbójnicy w Warszawie]], 1877
* [[Rózia — róża i aptekarz]], 1877
* [[Sen pana Bartłomieja dziedzica Psiej-Wólki]], 1876
* [[Skarby ziemi]], 1874
* [[Spekulacye pana Jana]], 1879
* [[Spracowany]], 1897
* [[Stara kamienica]], 1887
* [[Statyści]], 1876
* [[Suma na Kocimbrodzie]], 1898
* [[Syn pana Marka]], 1875
* [[Synowie pana Marcina]], 1896
* [[Syzyf]], 1899
* [[Szachiści]], 1898
* [[Szpada Hamleta]], 1894
* [[Śnieg w żniwa]], 1886
* [[Talmudziści]], 1891
* [[Taniość i elegancja]], 1889
* [[Testament złotnika]], 1885
* [[Trzy prowincjałki]], 1874
* [[Trzy psy]], 1876
* [[W głuszy leśnej]], 1891
* [[W lesie (Junosza, 1878)|W lesie]], 1878
* [[W sieci pajęczej]], 1896
* [[Wdowa z placem]], 1899
* [[„Wedle pocieszenia“]], 1897
* [[Wesołego! (Junosza, 1907)|Wesołego!]], 1907
* [[Wieczór tańcujący]], 1876
* [[Wieszczka z Ypsylonu]], 1875
* [[Wigilja Bożego Narodzenia (Junosza, 1875)|Wigilja Bożego Narodzenia]], 1875
* [[Wilki (Junosza, 1907)|Wilki]], 1907
* [[Willa pana regenta]], 1895
* [[Władcy cekinów]], 1874
* [[Wnuczka]], 1877
* [[Wojtek Więcior (Junosza, 1899)|Wojtek Więcior]], 1899
* [[Wolne żarty]], 1889
* [[Wspomnienie (Junosza, 1893)|Wspomnienie]], 1893
* [[Wyrwane kartki]], 1893
* [[Z antropologii wiejskiej (nowa serya)]], 1890
* [[Z antropologji wiejskiej]], 1888
* [[Z pamiętników roznosiciela]], 1908
* [[Z papierów po nieboszczyku czwartym]]. Obrazek, 1896
* [[Z pieniędzmi]], 1891
* [[Za mgłą]], 1899
* [[Zagrzebani]], 1897
* [[Zając (Junosza, 1907)|Zając]], 1907
* [[Zaklęta woda]], 1887
* [[Zastępca]], 1888
* [[Złote czasy]], 1876
* [[Żona z jarmarku]], 1896
* [[Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro]], 1895
* w antologii ''[[Z jednego strumienia szesnaście nowel]]'', 1905:
** [[Cud na kirkucie (Junosza, 1905)|Cud na kirkucie]]
** [[Łaciarz (Junosza, 1905)|Łaciarz]]
}}
=== Wydania zbiorowe ===
* [[Drobiazgi (Junosza, 1898)|Drobiazgi]], 1898
: {{f*|[[Krótka a prawdziwa historya]] • [[Krwawy epizod]] • [[Czepek mleczarki]] • [[Z życia chaty wiejskiej]] • [[Na prowincyi (Junosza, 1898)|Na prowincyi]] • [[Marzyciele współcześni]] • [[Na wsi (Ja wielmożnego pana...)]] • [[Nie głupi Bartek]] • [[Listy do przyszłej narzeczonej (Junosza, 1898)|Listy do przyszłej narzeczonej]] • [[Mocna głowa]] • [[U doktora]] • [[Kwiaty (Junosza, 1898)|Kwiaty]] • [[W sądzie gminnym (Co Ickowi wiadomo...)]] • [[Z agronomii]] • [[W handelku]] • [[W redakcyi]] • [[Dwie myśli]] • [[Powieść chińska]] • [[Maksyma (Junosza, 1898)|Maksyma]] • [[Uczona mama]] • [[Stary lis]] • [[List Jana Grzmota kowala z Kobylej Woli]] • [[Ganz pomade]] • [[Z małego miasteczka]] • [[Ryzykant (Junosza, 1898)|Ryzykant]] • [[Wiadomość i sprostowanie]] • [[Listy znakomitych korespondentów]] • [[Z albumu pensyonarki]] • [[Świstensztajnowie-Gwizdalińscy]] • [[Z Dantego]] • [[Podróż poślubna (Junosza, 1898)|Podróż poślubna]] • [[W miasteczku (Junosza, 1898)|W miasteczku]] • [[Historya gazety]] • [[Stara piosnka]] • [[Na wsi (Słuchajcie no, gospodarzu...)]] • [[Romans w listach]] • [[Poemat pełen akcyi]] • [[Sesya agronomiczna]] • [[Oryginalna recepta małomiasteczkowego felczera]] • [[Na wsi (Jakże tam stoimy...)]] • [[Na polowaniu]] • [[Przyjacielskie współczucie]] • [[Chanson d’exil]] • [[O przepuszczalnych i nieprzepuszczalnych]] • [[Bajeczki warszawskie (Junosza, 1898)|Bajeczki warszawskie]] • [[Do panny Malwiny]] • [[W sądzie gminnym (Więc z jakiej przyczyny...)]] • [[Na wsi (Kumie! byliście dziś...)]] • [[Nowy powóz i stara landara]] • [[Sumienny ekonom]] • [[Z motywów ludowych]] • [[Ze wspomnień młodości]] • [[Nocturn (Junosza, 1898)|Nocturn]] • [[Z albumu panny Róży]] • [[Na wsi (Jak myślicie, Janie...)]] • [[Wspomnienia (Junosza, 1898)|Wspomnienia]] • [[Z życia wiejskiego]] • [[Chłopska informacya]] • [[Otwarcie sezonu]] • [[O raju słów kilka]] • [[Piekarz i komisya]] • [[Niepotrzebna obawa]] • [[Na jarmarku]] • [[Chemik i Winiarz]] • [[Nocturn symbolistyczno-dekadentyczny]] • [[W sądzie gminnym (Czy Icek widział...)]] • [[Luźne strofy]] • [[Najświeższe nowości muzyczne na bieżący sezon]] • [[Czarna kotka]] • [[Aforyzmy pana Rubelmachera]] • [[Kwiatek (Junosza, 1898)|Kwiatek]] • [[Dwaj pasażerowie]] • [[W hotelu na prowincyi]] • [[Miodowy miesiąc pedagoga]] • [[Żydowski splen]] • [[Dopóki mówić nie zacznie o sobie]] • [[Z życia ptaszków]] • [[O literaturze finansowej]] • [[Siedm wdów]] • [[Bajeczki warszawskie. Dla dorosłych dzieci]] • [[Zawzięty Anglik]] • [[Powieść chińska przez Ho-Tsing-Dsing urzędowego poetę powiatu Ham-Psi]] • [[Popularyzowanie wiedzy]] • [[Strachy w zamczysku czyli rumieniec hrabiny]] • [[Wyjątek z raportu ekonoma]] • [[Z pamiętników autora]]|w=90%}}
* [[Fotografie wioskowe]], 1895
: {{f*|[[Abram Pinkt i Mateusz Sikora]] • [[Adjutant pana Macieja]]|w=90%}}
* [[Monologi (Junosza)|Monologi]], 1894
: {{f*|[[Same oszukaństwa]] • [[Bez przesady]] • [[Icek Harmider, felczer, u adwokata]] • [[Na jednej głowie]] • [[Straszna noc (Junosza, 1894)|Straszna noc]] • [[Niedziela (Junosza, 1894)|Niedziela]] • [[Pan Fajerwajs o Panamie]] • [[Maciek Wiecheć u doktora]] • [[Biały koń]] • [[Niepocieszony Wojtek]] • [[Moja szlachta]] • [[Szymon orator]] • [[Pani Pipermenth na wodach w Ciechocinku]] • [[Uleczony samobójca]]|w=90%}}
* [[Monologi. Serya druga]], 1898
: {{f*|[[Marcin Badyl przed sądem gminnym]] • [[Siódmy dom]] • [[Specyalista]] • [[Praktyczne lekcye anatomii]] • [[Wieczornym pociągiem]] • [[Zdatny chłop]] • [[Feniks (Junosza, 1898)|Feniks]] • [[Cześć zasłudze!]] • [[Harda Basia]] • [[Żałuj, żeś nie był!]] • [[Wędrujący sak]] • [[Grymasy (Junosza, 1898)|Grymasy]]|w=90%}}
* [[Obrazki szare]], 1890
: {{f*|[[Po burzy (Junosza, 1890)|Po burzy]] • [[Pokój przy familji (Junosza, 1890)|Pokój przy familji]] • [[Sukcesya po Gozdawach]] • [[Cud na kirkucie (Junosza, 1890)|Cud na kirkucie]] • [[„Nie odchodź!...“ (Junosza, 1890)|„Nie odchodź!...“]]|w=90%}}
* [[Obrazki z natury (Junosza)|Obrazki z natury]], 1908
: {{f*|[[Niekosztowna kuracja (Junosza, 1908)|Niekosztowna kuracja]] • [[Grabarz książek (Junosza, 1908)|Grabarz książek]] • [[W powodzi kwiatów (Junosza, 1908)|W powodzi kwiatów]] • [[Gdy konwalje zakwitną (Junosza, 1908)|Gdy konwalje zakwitną]]|w=90%}}
* [[Powtórne życie (zbiór)|Powtórne życie]], 1897
: {{f*|[[Powtórne życie (Junosza, 1897)|Powtórne życie]] • [[Wesele (Junosza, 1897)|Wesele]] • [[Curriculum vitae (Junosza, 1897)|Curriculum vitae]] • [[Taki sam]] • [[Zmieniony projekt]] • [[Bez wyjścia (Junosza, 1897)|Bez wyjścia]]|w=90%}}
* [[Przy kominku (Junosza)|Przy kominku]]. Obrazki i opowiadania, 1896
: {{f*|[[Tryumf Stryjenki]] • [[Człowiek o skrzypiących butach]] • [[Babska dusza]] • [[Obywatel z Tamki]] • [[Sen na kwiatach]] • [[Dobre wieści]] • [[Pierwszy dzień miodowego miesiąca]] • [[Gospodarski ranek]] • [[Skradzione dziecko]] • [[Zbieg (Junosza, 1896)|Zbieg]] • [[Fałszywa dziesiątka]]|w=90%}}
* [[Wilki i inne szkice i obrazki]], 1889
: {{f*|[[Wilki (Junosza, 1889)|Wilki]] • [[Przeciętne dobra]] • [[Tajemniczy człowiek]] • [[Nowy dziedzic]] • [[„Gdy konwalie zakwitną” (Junosza, 1889)|„Gdy konwalie zakwitną”]] • [[Zając (Junosza, 1889)|Zając]] • [[W powodzi kwiatów (Junosza, 1889)|W powodzi kwiatów]] • [[Miód niekasztelański]] • [[Froim (Junosza, 1889)|Froim]] • [[Wesołego (Junosza, 1889)|Wesołego]] • [[Grabarz książek (Junosza, 1889)|Grabarz książek]]|w=90%}}
* [[Wnuczek i inne nowelle i obrazki]], 1896
: {{f*|[[Wnuczek]] • [[Cisza (Junosza, 1896)|Cisza]] • [[Krokodyl (Junosza, 1896)|Krokodyl]] • [[Marzyciel (Junosza, 1896)|Marzyciel]] • [[„Amoroso”]]|w=90%}}
* [[Wybór pism w X tomach]]
** [[Wybór pism w X tomach/Tom I|Tom I]], 1891
*: {{f*|[[Nieruchomość Nr 000|Nieruchomość № 000]] • [[Córeczki pani Maciupskiej]] • [[Pan metr (Junosza, 1891)|Pan metr]] • [[Mała Patti]] • [[In minus]]|w=90%}}
** [[Wybór pism w X tomach/Tom II|Tom II]], 1891
*: {{f*|[[Słup]] • [[Dzieci pana radcy]] • [[Pani z pieskiem]] • [[Złote jabłko (Junosza, 1891)|Złote jabłko]] • [[Wojtek Węcior (Junosza, 1891)|Wojtek Węcior]] • [[Muzykanci (Junosza, 1891)|Muzykanci]] • [[Niekosztowna kuracya (Junosza, 1891)|Niekosztowna kuracya]] • [[Lekcya tańca]]|w=90%}}
** [[Panowie bracia|Tom III]], 1891
*: {{f*|[[Panowie bracia]]|w=90%}}
** [[Pod wodę|Tom IV]], 1892
*: {{f*|[[Pod wodę]]|w=90%}}
** [[Wybór pism w X tomach/Tom V|Tom V]], 1893
*: {{f*|[[Oryginał z Piskorzewa]] • [[Folwark do sprzedania]] • [[Spekulacye pani Milskiej]] • [[Icek podwójny]]|w=90%}}
** [[Wybór pism w X tomach/Tom VI|Tom VI]], 1894
*: {{f*|[[Pokój przy familii (Junosza, 1894)|Pokój przy familii]] • [[Przez różowe szkiełka]]|w=90%}}
** [[Stracone szczęście|Tom VII]], 1896
*: {{f*|[[Stracone szczęście]]|w=90%}}
* [[Z mazurskiej ziemi]]. Szkice i obrazki, 1884
: {{f*|[[Na zgliszczach (Junosza, 1884)|Na zgliszczach]] • [[Łaciarz (Junosza, 1884)|Łaciarz]] • [[Pułkownik]] • [[Spełnione marzenie]]|w=90%}}
* [[Z pola i z bruku]]. Nowelle, 1897
: {{f*|[[Letkiewicz]] • [[Po wincie]] • [[Oficyna]] • [[Passyans wyszedł]] • [[Strzelec bez ręki]] • [[Państwo Silberbaum w teatrze]]|w=90%}}
* [[Z Warszawy]]. Nowelle, 1894
: {{f*|[[Fałszywa Kuropatwa]] • [[Mąż do asystencyi]] • [[Sukcesorowie skąpca]]|w=90%}}
== Liryka ==
{{Kolumny|2|
* [[Andrzejki]], 1875
* [[Chorzy]], 1876
* [[Chór gołych]], 1879
* [[Córka Negocjanta]], 1875
* [[Czarna Andzia]], 1874
* [[Dajcie tabaki!]], 1875
* [[Do matki (Junosza, 1888)|Do matki]], 1888
* [[„Dobrze“]], 1884
* [[Dowód (Junosza, 1889)|Dowód]], 1889
* [[Dwaj starcy]], 1880
* [[Fragment (Junosza, 1879)|Fragment]], 1879
* [[Icek Kolumb]], 1894
* [[Jacek Bannita]], 1879
* [[Jesień (Junosza, 1876)|Jesień]], 1876
* [[Jeszcze jeden rodzaj Straży Ogniowej]], 1876
* [[Kuźnia Wulkana]], 1877
* [[Legenda (Junosza, 1878)|Legenda]], 1878
* [[Melancholiczne dumania]], 1877
* [[Mróz (Junosza, 1879)|Mróz]], 1879
* [[Na cmentarzu (Junosza, 1880)|Na cmentarzu]], 1880
* [[Na odjazd teatrzyków]], 1876
* [[Na ruinach Wólki]], 1876
* [[Nad strumieniem (Junosza, 1877)|Nad strumieniem]], 1877
* [[Nowiny Niedzielne]], 1877
* [[O północy (Junosza, 1879)|O północy]], 1879
* [[Obiady]], 1875
* [[Oczy urocze]], 1877
* [[Pan Jacenty]], 1876
* [[Pan Marek w piekle (Junosza, 1876)|Pan Marek w piekle]], 1876
* [[Pia desideria]], 1876
* [[Piekło (Junosza)|Piekło]], 1875-1876
* [[Pierwiosnek (Junosza, 1876)|Pierwiosnek]], 1876
* [[Piosnki leśne]], 1881
* [[Poemat chłopski]], 1880
* [[Przed półwiekiem, moja duszko]], 1890
* [[Przekrzyczana lira]], 1876
* [[Rok 1886]], 1886
* [[Sic itur ad astra]], 1875
* [[Sielanki majowe]], 1875
* [[Starościne uszy]], 1877
* [[Stary leśnik]], 1877
* [[Szybki poseł]], 1884
* [[Tryolety na cześć panny Zofji i jej podobnych]], 1875
* [[W majową noc]], 1878
* [[Wianki (Junosza, 1875)|Wianki]], 1875
* [[Wody (Junosza, 1876)|Wody]], 1876
* [[Z astronomji]], 1876
* [[Z księgi cudów Franciszka Kostrzewskiego]], 1882
* [[Z melodji nie-biblijnych]], 1876
* [[Z pamiętników pana Jacka]], 1875
* [[Zosia]], 1877
}}
== Dramat ==
* [[Chłopski mecenas]], 1880
* [[Fragment z komedyi p. t. „Baby“]], 1896
* [[Wyścig dystansowy]], 1895
* [[Żyd wieczny tułacz (Junosza, 1874)|Żyd wieczny tułacz]], 1874
== Przedmowy ==
* [[I. S. Turgeniew]] – przedmowa do zbioru nowel [[Autor:Iwan Turgieniew|''Iwana Turgieniewa'']] – [[Z „Zapisek myśliwego”]], 1898
== Przekłady ==
* [[Armata (Coppée, 1882)|Armata]] – ''[[Autor:François Coppée|François Coppée]]''
* [[Olbrzym]] – ''[[Autor:Victor Hugo|Victor Hugo]]''
* [[Powój (Coppée, 1885)|Powój]] – ''[[Autor:François Coppée|François Coppée]]''
* [[Szczęście (Musset, 1877)|Szczęście]] – ''[[Autor:Alfred de Musset|Alfred de Musset]]''
* [[Szkapa]] – ''[[Autor:Szolem Jakow Abramowicz|Mendele Mojcher Sforim]]''
* [[Z „Zapisek myśliwego”]] – ''[[Autor:Iwan Turgieniew|Iwan Turgieniew]]''
== Inne ==
* [[Klemens Junosza Szaniawski (Dobrowolski, 1899)|Klemens Junosza Szaniawski]] – ''[[Autor:Adam Doliwa Dobrowolski|Adam Dobrowolski]]''
* [[Klemens Junosza Szaniawski (Jeske-Choiński, 1898)|Klemens Junosza Szaniawski]] – ''[[Autor:Teodor Jeske-Choiński|Teodor Jeske-Choiński]]''
* [[Lublin w dni pogrzebu Klemensa Junoszy]] – ''[[Autor:Kazimierz Laskowski|Kazimierz Laskowski]]''
* [[Nad grobem dobrego człowieka]] – ''[[Autor:Kazimierz Laskowski|Kazimierz Laskowski]]''
* [[Ostatnie utwory Klemensa Junoszy]] – ''[[Autor:Ignacy Chrzanowski|Ignacy Chrzanowski]]''
* [[Pogrzeb Klemensa Junoszy]] – ''[[Autor:Zygmunt Józef Naimski|Zygmunt Józef Naimski]], [[Autor:Franciszek Nowodworski|Franciszek Nowodworski]], [[Autor:Gustaw Doliński|Gustaw Doliński]]''
* [[Teatra ogródkowe]] – recenzja sztuki „W Tatrach“ Klemensa Junoszy, opublikowana w ''Gazecie Warszawskiej'' w 1888 r.
* [[U trumny Klemensa Junoszy]] – ''[[Autor:Zygmunt Józef Naimski|Zygmunt Józef Naimski]]
* [[„W Tatrach“, wodewil w 4-ch aktach Klemensa Junoszy]] – ''[[Autor:Marian Gawalewicz|Marian Gawalewicz]]''
{{PD-old-autor|Szaniawski, Klemens}}
{{DEFAULTSORT:Szaniawski, Klemens}}
[[Kategoria:Klemens Junosza|*]]
[[Kategoria:Lekarze]]
[[Kategoria:Noweliści]]
[[Kategoria:Polscy pisarze]]
[[Kategoria:Tłumacze]]
oyqmnreofelf4u8m2h6koab44issvfc
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 217.jpg
100
32566
3702399
1914764
2024-11-05T20:44:08Z
Wieralee
6253
korekta bwd
3702399
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Teukros" /></noinclude><center>Odpowiedź.</center>
<poem>
O! nie, poeto! ''dziś'' nie jest bladem
Widmem, stojącem wśród zmierzchów bez końca;
Ono wre życiem i nosi dyadem
:Z łez ludów i z błysków słońca.
I nie jest żadną luźną chwilą w dziejach:
Przeszłość je w bólach duchowych zrodziła,
A w wielkich, jasnych przyszłości nadziejach
:Tkwi jego młodzieńcza siła.
Oto je widzę: potężne w porywach,
Naprzód podane, stanowczy krok waży...
Nie wiem, czy starych odbiegnie ołtarzy,
:Nie wiem, gdzie nowa zawiedzie je droga,
Lecz wiem, {{korekta|źe|że}} w wiecznych następstwa ogniwach
Przerwy nie będzie... że ludzkość nie stanie,
Na żadne klątwy i żadne wołanie,
:Aż znajdzie prawdę — i Boga.
</poem>
{{***}}
<poem>
O! nie, poeto, krew nasza nie skrzepła,
Pierś nie zastygła w westchnieniu ostatniem...
</poem><noinclude>
<references/></noinclude>
hddu1d19j7opo0jv7c62ukcfrdztx1o
Wikiskryba:Vearthy
2
70133
3702442
3698275
2024-11-05T21:40:59Z
Vearthy
3020
3702442
wikitext
text/x-wiki
[[Plik:Evler2b.jpg|right|500px|border]]
{{babel|pl|en-3|de-1|fr-1|la-2}}
: propozycje tekstów: [[Wikiskryba:Vearthy/brudnopis]] —
: OCR Kopernik chaotycznie pol+łac: [[Wikiskryba:Vearthy/brudnopis2]] —
: (pusty): [[Wikiskryba:Vearthy/brudnopis3]] —
: Goethe, Wilhelm Meister, cz. 2: [[Wikiskryba:Vearthy/brudnopis4]] —
: OCR Kopernik pol: [[Wikiskryba:Vearthy/brudnopis5]]
: (pusty): [[Wikiskryba:Vearthy/brudnopis6]]
* wprowadzić ujednolicone szablony dla dramatów (postać, didaskalia, akty/sceny), co pozwoli uruchomić opuszczoną część indeksów
* szablon dla tekstów z autorem wzmiankowanym, ale niezidentyfikowanym (pod pseudonimem, w dziwnej transliteracji itd.); nazwać to ''autor niezweryfikowany'' lub podobnie
* [[Dyskusja szablonu:...]] (jak rozszerzyć szablon na całą szerokość strony?)
{|class=wikitable
|-
|colspan=3 align="right"|[http://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiskryba:Vearthy&action=purge odśwież]
|-class=quality1
|Przepisane
|align=right|'''{{PAGESINCAT:Przepisana}}'''
|align=right|'''{{formatnum:{{#expr:{{PAGESINCAT:Przepisana|R}}*100/({{PAGESINCAT:Przepisana|R}}+{{PAGESINCAT:Skorygowana|R}}+{{PAGESINCAT:Uwierzytelniona|R}}+{{PAGESINCAT:Problemy}}) round 2}}}}%'''
|-class=quality3
|Skorygowane
|align=right|'''{{PAGESINCAT:Skorygowana}}'''
|align=right|'''{{formatnum:{{#expr:{{PAGESINCAT:Skorygowana|R}}*100/({{PAGESINCAT:Przepisana|R}}+{{PAGESINCAT:Skorygowana|R}}+{{PAGESINCAT:Uwierzytelniona|R}}+{{PAGESINCAT:Problemy}}) round 2}}}}%'''
|-class=quality4
|Uwierzytelnione
|align=right|'''{{PAGESINCAT:Uwierzytelniona}}'''
|align=right|'''{{formatnum:{{#expr:{{PAGESINCAT:Uwierzytelniona|R}}*100/({{PAGESINCAT:Przepisana|R}}+{{PAGESINCAT:Skorygowana|R}}+{{PAGESINCAT:Uwierzytelniona|R}}+{{PAGESINCAT:Problemy}}) round 2}}}}%'''
|-class=quality2
|Problemy
|align=right|'''{{PAGESINCAT:Problemy}}'''
|align=right|'''{{formatnum:{{#expr:{{PAGESINCAT:Problemy|R}}*100/({{PAGESINCAT:Przepisana|R}}+{{PAGESINCAT:Skorygowana|R}}+{{PAGESINCAT:Uwierzytelniona|R}}+{{PAGESINCAT:Problemy}}) round 2}}}}%'''
|-
|Σ
|align=right|'''{{#expr:{{PAGESINCAT:Przepisana|R}}+{{PAGESINCAT:Skorygowana|R}}+{{PAGESINCAT:Uwierzytelniona|R}}+{{PAGESINCAT:Problemy|R}}}}'''
|
|-class=quality0
|[Bez treści]
|align=right|['''{{PAGESINCAT:Bez treści}}''']
|
|}
{|width=100%
|
Przerzucić do main:
* [[Indeks:PL Załęski - Przekład pieśni Sarbiewskiego i inne poezye.pdf]]
* [[Indeks:PL Wolski Włodzimierz - Poezye T. 1 (1859).pdf]]
* [[Indeks:PL Wolski Włodzimierz - Poezye T. 2 (1859).pdf]]
___
* [[Indeks:PL Jarry - Ubu-Król.djvu]]
* [[Wykłady o literaturze słowiańskiej]]: [[Indeks:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf|I]], [[Indeks:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 2.pdf|II]], [[Indeks:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 3.pdf|III]], [[Indeks:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 4.pdf|IV]], [[Indeks:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 5.pdf|V]], [[Indeks:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 6.pdf|VI]], [[Indeks:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 7.pdf|VII]]
* [[Indeks:P. J. Szafarzyka słowiański narodopis]]
* [[Indeks:PL Puszcza Kurpiowska w pieśni cz 1.pdf]]
* [[Indeks:Volumina legum. Tom II]], [[Indeks:Volumina legum. Tom VII|Tom VII]]
* [[Indeks:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona]]
* [[Indeks:PL Teka Stańczyka.djvu]]
* [[Indeks:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu|Molier-Dzieła (tłum. Boy) T. I]] [[Indeks:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu|Molier-Dzieła (tłum. Boy) T. II]] [[Indeks:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom III.djvu|T. III]] [[Indeks:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom IV.djvu|T. IV]] [[Indeks:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom V.djvu|T. V]] [[Indeks:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom VI.djvu|T. VI]]
* [[Indeks:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu]]
* [[Indeks:PL Hugo Zathey - Antologia rzymska.djvu]]
* [[Indeks:Błyskawice (Teodor Jeske-Choiński)]]
* [[Indeks:Nad Niemnem (wyd. 1899)]]
* [[Indeks:PL Teogonja Hezjoda.pdf]]
* [[Indeks:Sekreta różne]]
* [[Indeks:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf]]
* [[Indeks:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf]]
* [[Indeks:Myśli (Blaise Pascal)]]
* [[Indeks:PL Bogusławski Wojciech - Dzieła dramatyczne 1820-23 t. 1.pdf]]
* [[Indeks:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu]]
* [[Dzieła M. T. Cycerona]]: [[:Indeks:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 1 Mowy.djvu|I]] • [[:Indeks:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu|II]] • [[:Indeks:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu|III]] • [[:Indeks:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 4 Listy.djvu|IV]] • [[:Indeks:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 5 Listy.djvu|V]] • [[:Indeks:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 6 Pisma krasomówcze.djvu|VI]] • [[:Indeks:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 7 Pisma filozoficzne.djvu|VII]] • [[:Indeks:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 8 Pisma filozoficzne.djvu|VIII]]
* [[Indeks:Ogród fraszek (Potocki)]]
* [[Indeks:Moralia (Potocki)]]
* '''[[Wikiźródła:Wikiprojekt Biblioteka myśli ludzkiej]]'''
* [[Indeks:Pisma Zygmunta Krasińskiego]]
* [[Indeks:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona]]
* [[Indeks:Zawisza Czarny cz.I.pdf]]
* [[Indeks:PL Paul - Hesperus.djvu]]
* [[Indeks:PL Goethe - Wilhelm Meister.pdf]]
* [[Indeks:PL Maeterlinck - Wybór pism dramatycznych.djvu]]
* [[Indeks:Giovanni Boccaccio - Dekameron]]
* [[Indeks:PL France - Bogowie łakną krwi.djvu]]
* [[Indeks:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf]]
;SOCJOLOGIA, EKONOMIA, ETNOLOGIA
* [[Indeks:PL Marx Karl - Kapitał. Krytyka ekonomji politycznej, tom I, zeszyty 1-3]]
* [[Indeks:Pisma pomniejsze (Marx)]]
* [[Indeks:Karol Kautski - Od demokracji do niewolnictwa państwowego.djvu]]
* [[Indeks:PL Lenin - Co robić? (1933).pdf]]
* [[Indeks:PL Limanowski - Stanisław Worcell życiorys.pdf]]
* [[Indeks:PL Limanowski - Historya demokracyi polskiej w epoce porozbiorowej 1901.pdf]]
* [[Indeks:PL Limanowski - Naród i państwo studyum socyologiczne.pdf]]
* [[Indeks:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf]]
* [[Indeks:PL Nossig Felicja - Emancypacya kobiet 1903.pdf]]
* [[Indeks:PL Dickstein Szymon - Ojciec Szymon 1882.pdf]]
* [[Indeks:PL Kelles-Krauz Kazimierz - Czy teraz niema pańszczyzny? 1897.pdf]]
;DUCHOWOŚĆ:
* [[Indeks:Vātsyāyana - Kama Sutra (1933).djvu]]
* [[Indeks:PL Biblia Krolowej Zofii.djvu]]
* [[Indeks:Koran]]
* [[Indeks:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu]]
* [[Indeks:Życie Buddy (Hérold)]]
* [[Indeks:PL Schure - Wielcy wtajemniczeni (tłum. Centnerszwerowa).pdf]]
* [[Indeks:Mikołaja Reja Wybór pism wierszem i prozą.djvu]]
* [[Indeks:Biernata z Lublina Ezop (Ignacy Chrzanowski)]]
;POEZJA
* [[Indeks:Elegie Jana Kochanowskiego]]
* [[Indeks:Wybór poezyj (Naruszewicz)]]
* [[Indeks:Poezye Stanisława Trembeckiego (Bobrowicz)]]
* [[Indeks:Poezje Adama Mickiewicza (1929)]]
* [[Indeks:Pan Tadeusz (1921)]]
* [[Indeks:Adam Mickiewicz - Dziady część III.djvu]]
* Słowacki:
** [[Indeks:Dzieła Juliusza Słowackiego T1 (1909)]]
** [[Indeks:Dzieła Juliusza Słowackiego T1]]
** <s>[[Indeks:Dzieła Juliusza Słowackiego T2]]</s> (Kordian, Mazepa, Balladyna)
** [[Indeks:Dzieła Juliusza Słowackiego T3]] (Anhelli, Lilla Weneda, Beniowski)
** [[Indeks:Dzieła Juliusza Słowackiego T4]] (Książę Niezłomny, Ksiądz Marek, Sen srebrny, Król Duch)
** [[Indeks:Dzieła Juliusza Słowackiego T5]] (juwenilia, objaśnienia do t. 2)
** [[Indeks:Dzieła Juliusza Słowackiego T6]] (objaśnienia do t. 3-4)
* Norwid:
** [[Indeks:Dzieła Cyprjana Norwida (Pini)]]
** [[Indeks:Poezye Cypriana Norwida]]
* [[Indeks:Poezye (Odyniec)]]
* [[Indeks:Tłómaczenia (Odyniec)]]
* Kondratowicz:
** [[Indeks:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II]] (epika)
** [[Indeks:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV]] (epika, dramat)
** '''[[Indeks:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI]]''' (liryka własna i przekłady autorów obcych)
* [[Indeks:Horacy - Poezje (tłum. Czubek)]]
* [[Indeks:PL Horacy Wybór poezji.djvu]]
|
;EPIKA:
* [[Indeks:Przemiany (Owidiusz)]]
* [[Indeks:Wojna chocimska (Wacław Potocki)]]
* [[Indeks:Błyskawice (Teodor Jeske-Choiński)]]
* [[Indeks:Meir Ezofowicz (Eliza Orzeszkowa)]]
* [[Indeks:Oko proroka (Łoziński)]]
;NAUKOWE i moralistyczne (TRAKTATY itp.):
* [[Indeks:PL Stefan Żeromski - Projekt Akademii Literatury Polskiej.djvu]]
* [[Indeks:Mikołaja Kopernika Toruńczyka O obrotach ciał niebieskich ksiąg sześć]]
* [[Indeks:Królobójcy (Wacław Gąsiorowski)]] (fabularyzowane)
* [[Indeks:Kościół a Rzeczpospolita]]
* [[Indeks:Hygiena polska (Teodor Tripplin)]]
* [[Indeks:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu]]
* [[Indeks:Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski)]]
* [[Indeks:Jednostka i ogół (Wacław Nałkowski)]]
* [[Indeks:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu]]
* [[Indeks:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu]]
;HISTORIA LITERATURY POLSKIEJ (DAWNA)
* [[Indeks:PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu]]
PROZA:
* [[Indeks:Aleksander Brückner - Średniowieczna proza polska.djvu]]
WIERSZ:
* [[Indeks:Jana Kochanowskiego dzieła polskie (Lorentowicz)]]
* [[Indeks:PL Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich]]
* [[Indeks:Sielanki (1614) i inne wiersze polskie]]
* [[Indeks:Poezye oryginalne i tłomaczone]] — Morsztyn
* [[Indeks:Dzieła Krasickiego (Ignacy Krasicki)]]
;LISTY, DZIENNIKI, PAMIĘTNIKI:
* [[Indeks:Pamiętnik (Brzozowski)]]
;ENCYKLOPEDIE I SŁOWNIKI:
* '''[[Indeks:Słownik etymologiczny języka polskiego (Brückner)]]'''
* [[Indeks:Encyklopedja staropolska ilustrowana (Zygmunt Gloger)]]
* [[Indeks:Samuel Bogumił Linde - Słownik języka polskiego]]
* [[Indeks:Słownik języka polskiego (Linde, wyd. 2)]]
* [[Indeks:PL Nowe Ateny cz. 1.djvu]]
;MUZYCZNE:
* [[:Kategoria:Skany zawierające nuty]]
* [[Indeks:Śpiewnik (Mioduszewski)]]
* [[Indeks:Chopin człowiek i artysta]]
* [[Indeks:PL Rolland - Wycieczka w krainę muzyki przeszłości.djvu]]
* [[Indeks:PL Rolland - Beethoven.djvu]]
* [[Indeks:PL Chęciński Jan - Straszny dwór (1896).pdf]]
* [[Indeks:PL Noskowski - Istota utworów Chopina.djvu]]
|}
___
* [[Indeks:Wesele Figara (Beaumarchais)]]
* [[Indeks:Cyrulik Sewilski (Beaumarchais)]]
* [[Indeks:Ernest Renan - Żywot Jezusa.djvu]]
* [[Indeks:Powiastki filozoficzne (Wolter)]]
* [[Indeks:PL Stanisław Korab Brzozowski - Nim serce ucichło.djvu]]
== Nuty szablon ==
<pre><br /><br /><score midi=1>
\relative c' {\clef tenor
\key c \major
\time 4/4
\bar ".|"
}
\addlyrics { \small {
--
}
}</score>
</center><br /></pre>
== Proofread ==
* [[Specjalna:Potrzebne strony|Najpotrzebniejsze strony]]
* [[Specjalna:IndexPages|Spis stron indeksów]]
* Wykresy: [[tools:~phe/graphs/Wikisource_-_pages_pl.png|stopień korekty stron]] • [[tools:~phe/graphs/Wikisource_-_texts_pl.png|strony objęte systemem proofread/pozostałe]]
* [[tools:~phe/statistics.php|Statystyki międzyjęzykowe]]
hnayep7t8fs3tguncaulmqpekoo1sbw
Indeks:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf
102
128474
3702419
2961886
2024-11-05T20:51:40Z
Vearthy
3020
3702419
proofread-index
text/x-wiki
{{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template
|Tytuł=[[Nieprzedawnione hasła]]
|Autor=Zbiorowy
|Tłumacz=
|Redaktor=
|Ilustracje=
|Rok=1895
|Wydawca=A. Lech
|Miejsce wydania=
|Druk=
|Źródło=[[commons:File:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf|skany na commons]]
|Ilustracja=[[Plik:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf|page=3|mały]]
|Strony=[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/1|1]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/2|2]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/3|3]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/4|4]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/5|5]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/6|6]]
* [[Nieprzedawnione hasła/Manifest Towarzystwa demokratycznego polskiego z r. 1836|Manifest Towarzystwa demokratycznego polskiego z r. 1836]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/7|7]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/8|8]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/9|9]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/10|10]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/11|11]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/12|12]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/13|13]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/14|14]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/15|15]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/16|16]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/17|17]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/18|18]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/19|19]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/20|20]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/21|21]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/22|22]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/23|23]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/24|24]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/25|25]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/26|26]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/27|27]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/28|28]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/29|29]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/30|30]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/31|31]]
* [[Nieprzedawnione hasła/Manifest Rządu narodowego Rzeczypospolitej z r. 1846|Manifest Rządu narodowego Rzeczypospolitej z r. 1846]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/32|32]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/33|33]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/34|34]]
* [[Nieprzedawnione hasła/Manifest Zjazdu Słowiańskiego do Ludów Europy z r. 1848|Manifest Zjazdu Słowiańskiego do ludów Europy z r. 1848]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/35|35]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/36|36]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/37|37]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/38|38]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/39|39]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/40|40]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/41|41]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/42|42]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/43|43]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/44|44]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/45|45]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/46|46]]
* [[Nieprzedawnione hasła/Odezwa Komitetu Centralnego z r. 1863|Odezwa Komitetu Centralnego z r. 1863]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/47|47]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/48|48]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/49|49]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/50|50]]
* [[Nieprzedawnione hasła/Dekret Komitetu Centralnego Narodowego jako Tymczasowego Rządu z r. 1863|Dekret Komitetu Centralnego Narodowego jako Tymczasowego Rządu z r. 1863]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/51|51]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/52|52]]
* Spis treści
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/53|53]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/54|54]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/55|55]]
[[Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/56|56]]
|Spis treści=
|Uwagi=
|Postęp=ukończony
|Status dodatkowy=_empty_
|Css=
|Width=
}}
sgbeyapv3bjaixi5e823lbxvpg16fic
Strona:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/43
100
129640
3702410
1994993
2024-11-05T20:47:24Z
Wieralee
6253
lit.
3702410
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lilibalu" /></noinclude>{{pk|po|przestał}} samochwalstwu swemu wręcz kłamstwa zadawać.<br />
{{tab}}Podnosimy cały głos nasz za nieszczęśliwymi Braćmi naszymi Polakami, którzy przemocą i najhaniebniejszymi intrygami pozbawieni zostali swej niepodległości; wzywamy Rządy, aby zbrodnię tę starą, to przekleństwo, które, jako dziedzictwo dawnej polityki gabinetowej, dotąd na nich ciąży, zrzuciły nareszcie z siebie, a liczymy w tym względzie na sympatyą całej Europy. Protestujemy przeciw samowolnemu rozrywaniu krajów, jakie w obecnej chwili w Wielkiem Księstwie Poznańskiem się dokonywa, i żądamy tak od Pruskiego jak i Saskiego Rządu, aby się nadal wstrzymały od systematycznie dotąd popieranego wynaradawiania Słowian w Szląsku, w Poznaniu, w Wschodnich i Zachodnich Prusiech i w Luzacyi żyjących. Wzywamy Ministeryum Węgierskie, aby oburzające gwałtownością rozkazy wydane przeciw słowiańskim plemionom w Węgrzech, mianowicie przeciw Serbom, Kroatom, Słowakom i Bośniakom, cofnęło jak najprędzej i starało się, aby przynależne im prawa narodowości przyznane im były w zupełnem znaczeniu jak najwcześniej. Spodziewamy się nakoniec, że bezsercowa polityka Braciom naszym w Turcyi nie {{pp|bę|dzie}}<noinclude><references/></noinclude>
c53dmybq2glcapvc6j7n5sjrt4br1u6
Nieprzedawnione hasła
0
129649
3702418
3270564
2024-11-05T20:51:31Z
Vearthy
3020
drobne merytoryczne
3702418
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
| autor = Zbiorowy
| tytuł = Nieprzedawnione hasła
| podtytuł =
| wydanie =
| rok powstania =
| rok wydania = 1895
| wydawca = Antoni Lech
| druk = Z. Gollob
| miejsce wydania = Lwów
| tłumacz =
| źródło = [[commons:File:Nieprzedawnione hasła (1895).pdf|Skany na Commons]]
| okładka = Nieprzedawnione hasła (1895).pdf
| strona z okładką = 3
| strona indeksu = Nieprzedawnione hasła (1895).pdf
| poprzedni =
| następny = Nieprzedawnione hasła/Manifest Towarzystwa demokratycznego polskiego z r. 1836
| inne = {{Całość|Nieprzedawnione hasła/całość|epub=i}}
}}
{{CentrujStart2}}{{summary|
<pages index="Nieprzedawnione hasła (1895).pdf" from="Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/3" to="Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/5" />
<pages index="Nieprzedawnione hasła (1895).pdf" from="Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/53" to="Nieprzedawnione hasła (1895).pdf/53" />}}
{{CentrujKoniec2}}
{{MixPD|anonimowy}}
[[Kategoria:Nieprzedawnione hasła|*]]
[[Kategoria:Strony indeksujące]]
[[Kategoria:Ukończone projekty proofread (teksty)]]
pap5x5t9jki8gk7xui9etyzlse36p9v
Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Różne
4
139153
3702366
3701977
2024-11-05T20:27:34Z
Seboloidus
27417
+1
3702366
wikitext
text/x-wiki
{| width=100% class="wikitable sortable"
!width=40%|Tytuł
!width=23%|Autor
!width=5%|Strony
!width=20%|Uwagi
!width=10%|Start
!Stan
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Andrzejewski - Miazga
|tytuł=Miazga
|autor=Jerzy Andrzejewski
|start=2016-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edmund De Amicis - Marokko.djvu
|tytuł=Marokko
|autor=Edmondo De Amicis
|start=2016-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Arystoteles - Konstytucya Ateńska Arystotelesa.pdf
|tytuł=Konstytucya Ateńska
|autor=Arystoteles
|start=2018-06-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu
|tytuł=Podróż na Jowisza
|autor=John Jacob Astor
|start=2020-07-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wyznania świętego Augustyna.djvu
|tytuł=Wyznania świętego Augustyna
|autor=Augustyn z Hippony
|start=2015-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Baczyński - Autografy utworów poetyckich (1939-1943).djvu
|tytuł=Autografy utworów poetyckich (1939-1943)
|autor=Krzysztof Kamil Baczyński
|start=2015-12-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Baka - Uwagi Rzeczy Ostatecznych Y Złosci Grzechowey.djvu
|tytuł=Uwagi Rzeczy Ostatecznych Y Złosci Grzechowey
|autor=Józef Baka
|start=2017-03-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mechanika w zakresie szkół akademickich
|autor=Stefan Banach
|start=2019-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pierwszy ilustrowany przewodnik po Ciechocinku i Okolicy.djvu
|tytuł=Pierwszy ilustrowany przewodnik po Ciechocinku i Okolicy
|autor=Juliusz Marian Bandrowski
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf
|tytuł=Kawaler Des Touches
|autor=Jules Amédée Barbey d’Aurevilly
|start=2022-09-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu
|tytuł=Kiermasy na Warmji
|autor=Walenty Barczewski
|start=2018-08-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu
|tytuł=Historja literatury polskiej
|autor=Julian Bartoszewicz
|start=2010-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieje Galicyi (IA dziejegalicyi00bart).pdf
|tytuł=Dzieje Galicyi
|autor=Kazimierz Bartoszewicz
|start=2021-03-03
|uwagi=OCR
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Marian Bartynowski - Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce.pdf
|tytuł=Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce
|autor=Marian Bartynowski
|start=2021-12-19
|uwagi=
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf
|tytuł=Drobne poezye prozą
|autor=Charles Baudelaire
|start=2024-06-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu
|tytuł=Klejnoty poezji staropolskiej
|autor=Gustaw Bolesław Baumfeld
|start=2016-10-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu
|tytuł=Sztuka czytania
|autor=Henryk Bereza
|start=2019-07-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf
|tytuł=Na granicy
|autor=Valeska von Bethusy-Huc
|start=2021-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu
|tytuł=Trzy godziny małżeństwa
|autor=Hugo Bettauer
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze
|tytuł=Listy O. Jana Beyzyma T. J. (pełniejsze wydanie z 1927)
|autor=Jan Beyzym
|start=2013-05-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kobiety antyku.pdf
|tytuł=Kobiety antyku
|autor=Iza Bieżuńska-Małowist
|start=2019-08-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nauczanie języka polskiego (Biliński)
|tytuł=Nauczanie języka polskiego
|autor=Jan Biliński
|start=2014-09-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu
|tytuł=Duch puszczy
|autor=Robert Montgomery Bird
|start=2020-08-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu
|tytuł=Tomasz Rendalen
|autor=Bjørnstjerne Bjørnson
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bliziński - Komedye.djvu
|tytuł=Komedye
|autor=Józef Bliziński
|start=2018-12-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bobrowski - Pamiętniki.djvu
|tytuł=Pamiętniki
|autor=Tadeusz Bobrowski
|start=2019-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Szkice i studja historyczne
|autor=Michał Bobrzyński
|start=2013-10-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Giovanni Boccaccio - Dekameron
|tytuł=Dekameron
|autor=Giovanni Boccaccio
|start=2018-02-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf
|tytuł=Szlachetność serca; Z Dzienniczka Małego Wisusa
|autor=[[Autor:Jadwiga Bohuszewiczowa|Jadwiga Bohuszewiczowa]]; [[Autor:Metta Victoria Fuller Victor|Metta Victoria Fuller Victor]]
|start=2023-01-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bogusławski - Cud czyli Krakowiacy i Górale.djvu
|tytuł=Cud mniemany, czyli Krakowiacy i górale
|autor=Wojciech Bogusławski
|start=2018-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kodex Napoleona - Z przypisami - Xiąg trzy.djvu
|tytuł=Kodex Napoleona - Z przypisami - Xiąg trzy
|autor=Napoleon Bonaparte
|start=2016-11-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Żywoty pań swowolnych
|tytuł=Żywoty pań swowolnych
|autor=Pierre de Bourdeille
|start=2018-06-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Filozofija Lucyjusza Anneusza Seneki.pdf
|tytuł=Filozofija Lucyjusza Anneusza Seneki
|autor=Alfred Roch Brandowski
|start=2020-12-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Brete - Zwyciężony.pdf
|tytuł=Zwyciężony
|autor=Jean La Brète
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Respha
|autor=Feliks Brodowski
|start=2013-05-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf
|tytuł=Dziwne losy Jane Eyre
|autor=Charlotte Brontë
|start=2022-12-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Browning - Pippa.djvu
|tytuł=Pippa przechodzi
|autor=Robert Browning
|start=2019-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bruchnalski Mickiewicz a Moore.pdf
|tytuł=Mickiewicz a Moore
|autor=Wilhelm Bruchnalski
|start=2021-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bruun - Wyspa obiecana.pdf
|tytuł=Wyspa obiecana
|autor= Laurids Bruun
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu
|tytuł=Poezye
|autor=Karol Brzozowski
|start=2022-11-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wincenty Korab Brzozowski - Dusza mówiąca.djvu
|tytuł=Dusza mówiąca
|autor=Wincenty Korab-Brzozowski
|start=2019-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Bukowski - Władysław St. Reymont. Próba charakterystyki.djvu
|tytuł=Władysław St. Reymont. Próba charakterystyki
|autor=Kazimierz Bukowski
|start=2016-12-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu
|tytuł=Ostatnie dni Pompei
|autor=Edward Bulwer-Lytton
|start=2019-07-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Droga Chrześćianina Pielgrzymuiącego ku zbawiennéj Wiećznośći.pdf
|tytuł=Droga Chrześćianina Pielgrzymuiącego ku zbawiennéj Wiećznośći
|autor=John Bunyan
|start=2022-09-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu
|tytuł=Mała księżniczka
|autor=Frances Hodgson Burnett
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL De Bury - Philobiblon.djvu
|tytuł=Philobiblon
|autor=Richard de Bury
|start=2020-08-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Luís de Camões - Luzyady.djvu
|tytuł=Luzyady
|autor=Luís de Camões
|start=2019-03-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf
|tytuł=Bohaterowie
|autor=Thomas Carlyle
|start=2015-11-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu
|tytuł=Pamiętniki
|autor=Giacomo Casanova
|start=2019-07-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy
|tytuł=Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy
|autor=Miguel de Cervantes y Saavedra
|start=2022-01-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=G. K. Chesterton - Charles Dickens.djvu
|tytuł=Charles Dickens
|autor=Gilbert Keith Chesterton
|start=2017-07-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dezydery Chłapowski - O rolnictwie.pdf
|tytuł=O rolnictwie
|autor=Dezydery Chłapowski
|start=2019-05-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Nowe Ateny cz. 1.djvu
|tytuł=Nowe Ateny
|autor=Benedykt Chmielowski
|start=2015-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Żywot sługi bożego błogosławionego Rafała z Proszowic.pdf
|tytuł=Żywot sługi bożego błogosławionego Rafała z Proszowic
|autor=Adam Chodyński
|start=2017-11-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Poezye Alexandra Chodźki.djvu
|tytuł=Poezye Alexandra Chodźki
|autor=Aleksander Chodźko
|start=2016-08-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Curwood - Kazan.djvu
|tytuł=Kazan
|autor=James Oliver Curwood
|start=2020-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Romantyzm a mesjanizm
|tytuł=Romantyzm a mesjanizm
|autor=Stanisław Cywiński
|uwagi=prymitywny OCR
|start=2013-01-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kazimierz Czapiński - Faszyzm współczesny.pdf
|tytuł=Faszyzm współczesny
|autor=Kazimierz Czapiński
|start=2020-04-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kazimierz Czapiński - Świat na wulkanie.pdf
|tytuł=Świat na wulkanie
|autor=Kazimierz Czapiński
|start=2024-11-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pseudonimy i kryptonimy polskie (Czarkowski)
|tytuł=Pseudonimy i kryptonimy polskie
|autor=Ludwik Czarkowski
|start=2013-05-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Opis ziem zamieszkanych przez Polaków 1.djvu
|tytuł=Opis ziem zamieszkanych przez Polaków. Tom 1.
|autor=Aleksander Czechowski
|uwagi=część tabelek wymaga korekty technicznej i ujednolicenia
|start=2009-10-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Czycz - Ajol.djvu
|tytuł=Ajol
|autor=Stanisław Czycz
|start=2016-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Czesław Czyński - Nauka Volapüka w 12-stu lekcjach.pdf
|tytuł=Nauka Volapük’a w 12-stu lekcjach
|autor=Czesław Czyński
|start=2020-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jan Czyński - Bunt kobiet.pdf
|tytuł=Bunt kobiet
|autor=Jan Czyński
|start=2022-09-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu
|tytuł=Opowiadania buddhyjskie
|autor=Paul Dahlke
|start=2016-05-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Darwin - O powstawaniu gatunków.djvu
|tytuł=O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego
|autor=Charles Darwin
|start=2020-06-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf
|tytuł=Jeden trudny rok
|autor=[[Autor:Juliusz Dąbrowski|Juliusz Dąbrowski]], [[Autor:Tadeusz Kwiatkowski|Tadeusz Kwiatkowski]]
|start=2021-05-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Dąbski - Pokój ryski.djvu
|tytuł=Pokój ryski
|autor=Jan Dąbski
|start=2019-12-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antologia współczesnych poetów polskich (Króliński)
|tytuł=Antologia współczesnych poetów polskich
|autor=[[Autor:Jan Denes|red. Jan Denes (Kazimierz Króliński)]]
|start=2015-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Panienka z okienka (Deotyma)
|tytuł=Panienka z okienka
|autor=Deotyma
|start=2013-07-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pojęcia i metody matematyki (Dickstein)
|tytuł=Pojęcia i metody matematyki
|autor=Samuel Dickstein
|uwagi=OCR
|start=2014-08-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła św. Dionizyusza Areopagity.djvu
|tytuł=Dzieła św. Dionizyusza Areopagity
|autor=Pseudo-Dionizy Areopagita
|start=2017-08-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Disraeli - Henryka Temple.djvu
|tytuł=Henryka Temple
|autor= Benjamin Disraeli
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL F.S.Dmochowski - Dawne obyczaje i zwyczaje szlachty i ludu wiejskiego.pdf
|tytuł=Dawne obyczaje i zwyczaje szlachty i ludu wiejskiego
|autor=Franciszek Salezy Dmochowski
|start=2022-02-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu
|tytuł=Dziedzictwo
|autor=Roman Dmowski
|start=2018-11-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mikrohistorie.pdf
|tytuł=Mikrohistorie. Spotkania w międzyświatach
|autor=Ewa Domańska
|start=2019-07-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. W. Draper - Dzieje rozwoju umysłowego Europy 01.pdf
|tytuł=Dzieje rozwoju umysłowego Europy. Tom I
|autor=John William Draper
|start=2016-05-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu
|tytuł=Na turniach
|autor=Tadeusz Dropiowski
|start=2021-11-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Elżbieta Drużbacka Poezye Tomik 1.djvu
|tytuł=Poezye (T. I)
|autor=Elżbieta Drużbacka
|start=2018-10-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Duchińska - Antologia poezyi francuskiej XIX wieku.djvu
|tytuł=Antologia poezyi francuskiej XIX wieku
|autor=Seweryna Duchińska
|start=2018-11-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Koronne zjazdy szlacheckie (Ewa Dubas-Urwanowicz)
|tytuł=Koronne zjazdy szlacheckie
|autor=Ewa Dubas-Urwanowicz
|start=2011-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emil Dunikowski - Meksyk.djvu
|tytuł=Meksyk
|autor=Emil Dunikowski
|start=2020-07-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Marya Dynowska - Hieronim Morsztyn i jego rękopiśmienna spuścizna
|tytuł=Hieronim Morsztyn i jego rękopiśmienna spuścizna
|autor=Maria Dynowska
|start=2017-11-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Eliot - Adam Bede.djvu
|tytuł=Adam Bede
|autor=[[Autor:Mary Ann Evans|George Eliot]]
|start=2020-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Szopka krakowska.djvu
|tytuł=Szopka krakowska
|autor=Stanisław Estreicher
|start=2020-06-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Biernata z Lublina Ezop (Ignacy Chrzanowski)
|tytuł=Biernata z Lublina Ezop
|autor=[[Autor:Ezop|Ezop]]<br>[[Autor:Biernat z Lublina|Biernat z Lublina]]<br>[[Autor:Ignacy Chrzanowski|Ignacy Chrzanowski]]
|start=2013-09-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paweł Władysław Fabisz-Wiadomość o szkólności katolickiéj w dekanacie koźmińskim.djvu
|tytuł=Wiadomość o szkólności katolickiéj w Dekanacie Koźmińskim i o Gimnazyum Katolickiem w Ostrowie
|autor=Paweł Władysław Fabisz
|start=2015-07-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=My artyści (Feldman)
|tytuł=My artyści
|autor=Wilhelm Feldman
|start=2014-01-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Uwagi nad językiem Cyprjana Norwida
|tytuł=Uwagi nad językiem Cyprjana Norwida
|autor=Ignacy Fik
|start=2013-01-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Biszen i Menisze.djvu
|tytuł=Biszen i Menisze
|autor=Abol Ghasem Ferdousi
|start=2017-05-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Oskar Flatt - Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym.djvu
|tytuł=Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym
|autor=Oskar Flatt
|start=2016-09-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Fullerton - Święta Franciszka rzymianka.djvu
|tytuł=Święta Franciszka rzymianka
|autor=Georgiana Fullerton
|start=2018-06-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gallus Anonymus - Kronika Marcina Galla.pdf
|tytuł=Kronika Marcina Galla
|autor=Gall Anonim
|start=2015-10-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Aleksander Świętochowski jako beletrysta.djvu
|tytuł=Aleksander Świętochowski jako beletrysta
|autor=Henryk Galle
|start=2019-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu
|tytuł=Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac
|autor=Louis Gallet
|start=2016-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Pietro Gasparri - Katechizm większy pochwalony i zalecony przez Ojca św. Piusa X.pdf
|tytuł=Katechizm większy pochwalony i zalecony przez Ojca św. Piusa X
|autor=[[Autor:Pietro Gasparri|Pietro Gasparri]]
|start=2020-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gautier - Romans mumji.pdf
|tytuł=Romans mumji
|autor=Théophile Gautier
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Paweł Gawrzyjelski - Odgłos z za morza.pdf
|tytuł=Odgłos z za morza
|autor=Paweł Gawrzyjelski
|start=2021-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gustaw Geffroy - Więzień.djvu
|tytuł=Więzień
|autor=Gustave Geffroy
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pan Sędzic, 1839.pdf
|tytuł=Pan Sędzic
|autor=Jan Gasztowt
|start=2019-08-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Marja Gerson-Dąbrowska - Polscy Artyści.pdf
|tytuł=Polscy artyści
|autor=Maria Gerson-Dąbrowska
|start=2015-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gibess - Obozownictwo.pdf
|tytuł=Obozownictwo
|autor=Stanisław Gibess
|start=2020-12-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu
|tytuł=Pielgrzym Kamanita
|autor=Karl Gjellerup
|start=2015-06-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pieśni ludu (Gloger)
|tytuł=Pieśni ludu
|autor=Zygmunt Gloger
|start=2014-12-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu
|tytuł=Poezje Wiktora Gomulickiego
|autor=Wiktor Gomulicki
|start=2015-12-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dramata Adama Gorczyńskiego Ser.2.djvu
|tytuł=Dramata Adama Gorczyńskiego. Serya druga
|autor={{Lista autorów|Adam Gorczyński; William Shakespeare}}
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf
|tytuł=Matka
|autor=Maksim Gorki
|start=2021-02-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu
|tytuł=Dziennik podróży do Tatrów
|autor=Seweryn Goszczyński
|start=2015-09-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dworzanin (Górnicki)
|tytuł=Dworzanin
|autor=Łukasz Górnicki
|start=2015-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL-Rafał Górski-Bez państwa.pdf
|tytuł=Bez państwa
|autor=Rafał Górski
|start=2011-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=O wolność i godność
|autor=Artur Gruszecki
|start=2013-04-01
|uwagi=kiepski OCR
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu
|tytuł=Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka
|autor=Jan Grzegorzewski
|start=2021-11-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu
|tytuł=Kopalnie Króla Salomona
|autor=Henry Rider Haggard
|start=2019-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jasnowidze i wróżbici.pdf
|tytuł=Jasnowidze i wróżbici
|autor=Ola Hansson
|start=2021-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu
|tytuł=Świat kobiety
|autor=Edward John Hardy
|start=2019-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf
|tytuł=Nowelle
|autor=Francis Bret Harte
|start=2021-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nagrobek Urszulki
|autor=Mieczysław Hartleb
|start=2013-02-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu
|tytuł=Czerwony ślub i inne opowiadania
|autor=Lafcadio Hearn
|start=2017-11-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu
|tytuł=Hans Alienus
|autor=Verner von Heidenstam
|start=2015-06-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Heine - Atta Troll 1901.djvu
|tytuł=Atta Troll
|autor=Heinrich Heine
|start=2020-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Herodot - Dzieje.djvu
|tytuł=Dzieje
|autor=Herodot
|start=2021-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Życie Buddy (Hérold)
|tytuł=Życie Buddy
|autor=André-Ferdinand Hérold
|start=2013-07-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara
|tytuł=Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara
|autor=Ignát Herrmann
|start=2019-09-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|tytuł=Szkice i opowiadania historyczno-literackie
|autor=Ferdynand Hoesick
|start=2020-12-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Boromeusz Hoffman - O panslawizmie zachodnim.pdf
|tytuł=O panslawizmie zachodnim
|autor=Karol Boromeusz Hoffman
|start=2022-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ludzie i pomniki (Hollender)
|tytuł=Ludzie i pomniki
|autor=Tadeusz Hollender
|start=2021-07-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Hudson Jej naga stopa.pdf
|tytuł=Jej naga stopa
|autor=William Cadwalader Hudson
|start=2021-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Przybłęda Boży
|tytuł=Przybłęda Boży
|autor=Witold Hulewicz
|start=2013-01-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Chopin człowiek i artysta
|tytuł=Chopin: człowiek i artysta
|autor=James Huneker
|start=2013-01-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu
|tytuł=Kyra Kyralina
|autor=Panait Istrati
|start=2019-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Budownictwo wiejskie (Iwanicki).djvu
|tytuł=Budownictwo wiejskie
|autor=Karol Iwanicki
|start=2012-12-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu
|tytuł= Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863
|autor=Eustachy Iwanowski
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Litwa w roku 1812.djvu
|tytuł=Litwa w roku 1812
|autor=Janusz Iwaszkiewicz
|start=2018-09-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Helen Jackson Ramona.pdf
|tytuł=Ramona
|autor=Helen Hunt Jackson
|start=2021-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William James - Pragmatyzm plus Dylemat determinizmu.pdf
|tytuł=Pragmatyzm. Dylemat determinizmu
|autor=William James
|start=2015-11-16
|uwagi=
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stefan Janas - Wybór wierszy z tygodnika 'To i Owo!'.djvu
|tytuł=Wybór wierszy opublikowanych w tygodniku To i Owo!
|autor=Stefan Janas
|start=2023-12-09
|uwagi=
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jankowski - Tram wpopszek ulicy.pdf
|tytuł=Tram wpopszek ulicy
|autor=Jerzy Jankowski
|start=2021-03-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan z Koszyczek - Rozmowy, które miał król Salomon mądry z Marchołtem.djvu
|tytuł=Rozmowy, które miał król Salomon mądry z Marchołtem
|autor=Jan z Koszyczek
|start=2016-06-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tadeusz Jaroszyński - Oko za oko.djvu
|tytuł=Oko za oko
|autor=Tadeusz Jaroszyński
|start=2017-07-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jarry - Ubu-Król.djvu
|tytuł=Ubu król
|autor=Alfred Jarry
|start=2020-04-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu
|tytuł=Wesele hrabiego Orgaza
|autor=Roman Jaworski
|start=2018-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL A. Jax - Pan redaktor czeka.pdf
|tytuł=Pan redaktor czeka
|autor=Antoni Jax
|start=2021-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jebb - Historya literatury greckiej.djvu
|tytuł=Historya literatury greckiej
|autor=Richard Claverhouse Jebb
|start=2021-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kālidāsa - Sakontala czyli Pierścień przeznaczenia.djvu
|tytuł=Sakontala czyli Pierścień przeznaczenia
|autor=Kalidasa
|start=2018-08-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walerian Kalinka - Jenerał Dezydery Chłapowski.pdf
|tytuł=Jenerał Dezydery Chłapowski
|autor=Walerian Kalinka
|start=2019-01-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Maurycy Kamiński - O prostytucji.djvu
|tytuł=O prostytucji
|autor=Jan Maurycy Kamiński
|start=2017-04-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Fryderyk Chopin (Karasowski)
|tytuł=Fryderyk Chopin
|autor=Maurycy Karasowski
|start=2015-12-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Allan Kardec - Księga duchów.djvu
|tytuł=Księga duchów
|autor=Allan Kardec
|start=2014-12-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma wierszem i prozą.pdf
|tytuł=Pisma wierszem i prozą
|autor=Franciszek Karpiński
|start=2022-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu
|tytuł=Odwrócone światło
|autor=Tymoteusz Karpowicz
|start=2019-07-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Katarzyna II - Pamiętniki.djvu
|tytuł=Pamiętniki cesarzowej Katarzyny II. spisane przez nią samą
|autor=Katarzyna II
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Kautski - Od demokracji do niewolnictwa państwowego.djvu
|tytuł=Od demokracji do niewolnictwa państwowego
|autor=Karl Kautsky
|start=2019-09-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paweł Keller - Baśń ostatnia.djvu
|tytuł=Baśń ostatnia
|autor=Paul Keller
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wojciech Kętrzyński - O Mazurach.djvu
|tytuł=O Mazurach
|autor=Wojciech Kętrzyński
|start=2018-05-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Poezye Brunona hrabi Kicińskiego tom I
|autor=Bruno Kiciński
|start=2014-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Adolf Klęsk - Bolesne strony erotycznego życia kobiety.djvu
|tytuł=Bolesne strony erotycznego życia kobiety
|autor=Adolf Klęsk
|start=2021-02-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kapitał społeczny ludzi starych.pdf
|tytuł=Kapitał społeczny ludzi starych
|autor=Andrzej Klimczuk
|start=2021-03-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Heraldyka (Kochanowski).djvu
|tytuł=O heraldyce
|autor=Jan Karol Kochanowski
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Komeński - Wielka dydaktyka.djvu
|tytuł=Wielka dydaktyka
|autor=Jan Ámos Komenský
|start=2020-07-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mikołaja Kopernika Toruńczyka O obrotach ciał niebieskich ksiąg sześć
|autor=Mikołaj Kopernik
|start=2011-06-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Defoe and Korotyńska - Robinson Kruzoe.pdf
|tytuł =Robinson Kruzoe
|autor=Elwira Korotyńska
|start=2019-02-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu
|tytuł=Poezye
|autor=Michał Koroway-Metelicki
|start=2021-05-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dzieło wielkiego miłosierdzia.pdf
|tytuł=Dzieło wielkiego miłosierdzia
|autor=[[Autor:Maria Franciszka Kozłowska|Maria Franciszka Kozłowska]]<br>[[Autor:Jan Maria Michał Kowalski|Jan Maria Michał Kowalski]]
|start=2021-08-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kajetan Koźmian - Różne wiersze.djvu
|tytuł=Różne wiersze (Koźmian)
|autor=Kajetan Koźmian
|start=2018-08-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Richard von Krafft-Ebing - Zboczenia umysłowe na tle zaburzeń płciowych.djvu
|tytuł=Zboczenia umysłowe na tle zaburzeń płciowych
|autor=Richard von Krafft-Ebing
|start=2016-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący.djvu
|tytuł=Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący
|autor=Michał Dymitr Krajewski
|start=2016-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma Zygmunta Krasińskiego
|tytuł=Pisma Zygmunta Krasińskiego
|autor=Zygmunt Krasiński
|start=2018-12-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kajetan Kraszewski -Tradycje kadeńskie.djvu
|tytuł=Tradycje kadeńskie
|autor=Kajetan Kraszewski
|start=2016-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Franciszek Krček - Pisanki w Galicyi III.pdf
|tytuł=Pisanki w Galicyi III
|autor=Franciszek Krček
|start=2022-04-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju (Kropotkin)
|tytuł=Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju
|autor=Piotr Kropotkin
|start=2015-04-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jak wesolo spedzic czas.djvu
|tytuł=Jak wesoło spędzic czas
|autor=Konstanty Krumłowski
|start=2016-09-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Franciszek Krupiński - Wczasy warszawskie.pdf
|tytuł=Wczasy warszawskie
|autor=Franciszek Krupiński
|start=2023-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mechanika życia ludzkiego czyli Budowa ciała i sprawy.pdf
|tytuł=Mechanika życia ludzkiego czyli Budowa ciała i sprawy żywotne
|autor=Antoni Kryszka
|start=2022-04-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu
|tytuł=W niewoli ziemi
|autor=Juljan Krzewiński
|start=2016-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Na starych skrzypkach poezye Erazma Krzyszkowskiego.djvu
|tytuł=Na starych skrzypkach
|autor={{Lista autorów|Erazm Krzyszkowski; Sándor Petőfi}}
|start=2021-09-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Kubista - Krzyż i słońce.pdf
|tytuł=Krzyż i słońce
|autor=Stanisław Kubista
|start=2023-01-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dwa aspekty komunikacji.pdf
|tytuł=Dwa aspekty komunikacji
|autor=Emanuel Kulczycki
|start=2019-02-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kumaniecki (red) - Zbiór najważniejszych dokumentów do powstania państwa polskiego.djvu
|tytuł=Zbiór najważniejszych dokumentów do powstania państwa polskiego
|autor=Kazimierz Władysław Kumaniecki
|start=2016-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu
|tytuł=Dywan wschodni (tłum. Antoni Lange)
|autor=zbiorowy
|uwagi=Brak dwóch stron
|start=2017-05-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lamartine - Rafael.djvu
|tytuł=Rafael
|autor=Alphonse de Lamartine
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Laskowski - Poradnik dla dłużników.djvu
|tytuł=Poradnik dla dłużników
|autor=Kazimierz Laskowski
|start=2021-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Julian Leszczynski - Z pola walki.pdf
|tytuł=Z pola walki
|autor=Julian Leszczyński
|start=2023-12-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lewandowski - Henryk Siemiradzki.djvu
|tytuł=Henryk Siemiradzki
|autor=Stanisław Roman Lewandowski
|start=2019-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Libelt Karol - O miłości ojczyzny.pdf
|tytuł=O miłości ojczyzny (Libelt)
|autor=Karol Libelt
|start=2020-10-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=O godności i obowiązkach kapłańskich
|autor=Alfons Liguori
|start=2013-11-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lindau - Państwo Bewerowie.pdf
|tytuł=Państwo Bewerowie
|autor=Paul Lindau
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Toksykologja chemicznych środków bojowych (Włodzimierz Lindeman)
|tytuł=Toksykologja chemicznych środków bojowych
|autor=Włodzimierz Lindeman
|start=2012-01-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lombroso - Geniusz i obłąkanie.djvu
|tytuł=Geniusz i obłąkanie
|autor=Cesare Lombroso
|start=2015-10-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Duma o Hiawacie.pdf
|tytuł=Duma o Hiawacie
|autor=Henry Wadsworth Longfellow
|start=2021-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Metodyczny kurs języka niemieckiego Cz.1.djvu
|tytuł=Metodyczny kurs języka niemieckiego Cz.1
|autor= Ludwik Lorentz
|start=2019-04-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Loti - Pani chryzantem.djvu
|tytuł=Pani Chryzantem
|autor=Pierre Loti
|start=2020-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lukian - Wybrane pisma T. 1.pdf
|tytuł=Wybrane pisma T. 1
|autor=Lukian z Samosat
|start=2020-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Luksemburg - Święto pierwszego maja.pdf
|tytuł=Święto pierwszego maja
|autor=Róża Luksemburg
|start=2020-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Czuj Duch X. Kazimierz Lutosławski.pdf
|tytuł=Czuj Duch!
|autor=Kazimierz Lutosławski
|start=2020-11-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jan Łąpiński - Przewodnik po Ciechocinku.djvu
|tytuł=Przewodnik po Ciechocinku, jego historja i zasoby lecznicze
|autor=[[Autor:Stanisław Łąpiński|Jan Łąpiński (red.)]]
|start=2016-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jan Łoś - Wiersze polskie w ich dziejowym rozwoju.djvu
|tytuł=Wiersze polskie w ich dziejowym rozwoju
|autor=Jan Łoś
|start=2018-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Krach na giełdzie.pdf
|tytuł=Krach na giełdzie
|autor=Juliusz Łukasiewicz
|start=2018-02-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Na Sobór Watykański.djvu
|tytuł=Na Sobór Watykański
|autor=Stanisław Maciątek
|start=2016-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Koran
|autor=Mahomet
|start=2013-03-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zdroje Raduni.djvu
|tytuł=Zdroje Raduni
|autor=Aleksander Majkowski
|start=2014-06-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Autobiografia Salomona Majmona
|autor=Salomon Majmon
|start=2013-01-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bronisław Malinowski - Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego.pdf
|tytuł=Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego
|autor=Bronisław Malinowski
|start=2015-10-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Biblioteka Powieści w Zeszytach Nr Nr 10-11
|autor=Eugeniusz Małaczewski
|start=2017-01-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jak skauci pracują (Małkowski)
|tytuł=Jak skauci pracują
|autor=Andrzej Małkowski
|start=2020-03-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Mann - Literatura włoska.djvu
|tytuł=Literatura włoska
|autor=Maurycy Mann
|start=2015-08-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Mantegazza - Rok 3000-ny.pdf
|tytuł=Rok 3000-ny
|autor=Paolo Mantegazza
|start=2020-07-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Narzeczeni (Manzoni)
|tytuł=Narzeczeni
|autor=Alessandro Manzoni
|start=2017-05-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Richard March - Ponury dom w Warszawie.djvu
|tytuł=Ponury dom w Warszawie
|autor=Richard March
|start=2021-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Michał Marczewski - Wyspa pływająca.pdf
|tytuł=Wyspa pływająca
|autor=Michał Marczewski
|start=2023-11-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Komedye (Marivaux)
|tytuł=Komedye
|autor=Pierre de Marivaux
|start=2015-02-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL C Marlowe - Tragiczne dzieje doktora Fausta.djvu
|tytuł=Tragiczne dzieje doktora Fausta
|autor=Christopher Marlowe
|start=2021-10-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - W dżunglach Bengalu.djvu
|tytuł=W dżunglach Bengalu
|autor=[[Autor:Anonimowy|K. May]]
|start=2019-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Przez dzikie Gran Chaco.djvu
|tytuł=Przez dzikie Gran Chaco
|autor=[[Autor:Anonimowy|K. May]]
|start=2019-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf
|tytuł=Dwór Karola IX-go
|autor=Prosper Mérimée
|start=2021-12-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Miarka - Dzwonek świętej Jadwigi.pdf
|tytuł=Dzwonek świętej Jadwigi
|autor=Karol Miarka (ojciec)
|start=2016-08-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Mickiewicz - Emigracya Polska 1860—1890.djvu
|tytuł=Emigracya Polska 1860—1890
|autor=Władysław Mickiewicz
|start=2016-10-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Mill - O zasadzie użyteczności.pdf
|tytuł=O zasadzie użyteczności
|autor=John Stuart Mill
|start=2021-12-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Milton - Raj utracony.djvu
|tytuł=Raj utracony
|autor=John Milton
|start=2019-03-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu
|tytuł=Sylwety emigracyjne
|autor=Zygmunt Miłkowski
|start=2021-11-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Grignon de Montfort - O doskonałym nabożeństwie.djvu
|tytuł=O doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Marii Panny
|autor=Ludwik Maria Grignion de Montfort
|start=2020-05-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Morris - Wieści z nikąd.pdf
|tytuł=Wieści z nikąd czyli Epoka spoczynku : kilka rozdziałów utopijnego romansu
|autor=William Morris
|start=2019-10-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Poezye oryginalne i tłomaczone
|autor=Jan Andrzej Morsztyn
|start=2013-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PLMosso - Fizyczne wychowanie młodzieży.djvu
|tytuł=Fizyczne wychowanie młodzieży
|autor=Angelo Mosso
|start=2015-11-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ignacy Mościcki - Autobiografia
|tytuł=Autobiografia
|autor=Ignacy Mościcki
|start=2017-05-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf
|tytuł=Poezye (Musset, tłum. Londyński)
|autor=Alfred de Musset
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu
|tytuł=Pamiętnik z czasów wojny
|autor=Benito Mussolini
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf
|tytuł=Kara Boża idzie przez oceany
|autor=Henryk Nagiel
|start=2021-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Nakwaska - Powiesci dla dzieci.djvu
|tytuł=Powiesci dla dzieci
|autor=Karolina Nakwaska
|start=2016-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=O ziemi i czlowicku;dziesiec odezytow. (IA oziemiiczlowicku00nale).pdf
|tytuł=O ziemi i człowieku; dziesięć odczytów
|autor=Władysław Nałęcz-Koniuszewski
|start=2021-04-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jednostka i ogół (Wacław Nałkowski)
|tytuł=Jednostka i ogół
|autor=Wacław Nałkowski
|start=2010-09-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stefan Napierski - Drabina.pdf
|tytuł=Drabina
|autor=[[Autor:Stefan Marek Eiger|Stefan Napierski]]
|start=2020-01-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wybór poezyj (Naruszewicz)
|tytuł=Wybór poezyj
|autor=Adam Naruszewicz
|start=2013-01-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Nekrasz - Pionierka harcerska.djvu
|tytuł=Pionierka Harcerska
|autor=Władysław Nekrasz
|start=2020-12-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nowy Nick Carter -02- Skradziony król.pdf
|tytuł=Nowy Nick Carter. Tomik 2. Skradziony król
|autor=Karl Nerger
|start=2020-04-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Modły Starożytne Izraelitów
|autor=Daniel Neufeld
|start=2014-10-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieje Polski (Cecylia Niewiadomska)
|tytuł=Dzieje Polski w obrazkach, legendach, podaniach
|autor=Cecylia Niewiadomska
|start=2013-03-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tadeusz Michał Nittman - Balladyna - komentarz.pdf
|tytuł=Balladyna (komentarz)
|autor=Tadeusz Michał Nittman
|start=2020-07-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Noskowski - Istota utworów Chopina.djvu
|tytuł=Istota utworów Chopina
|autor=Zygmunt Noskowski
|start=2020-04-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Novalis - Henryk Offterdingen.djvu
|tytuł=Henryk Offterdingen
|autor=Novalis
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stanisław Tomasz Nowakowski - Kapitan Scott.pdf
|tytuł=Kapitan Scott
|autor=Stanisław Tomasz Nowakowski
|start=2024-08-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Prawda o Sowietach (1937).pdf
|tytuł=Prawda o Sowietach
|autor=Franciszak Alachnowicz
|start=2023-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wieczory badeńskie (Ossoliński)
|tytuł=Wieczory badeńskie
|autor=Józef Maksymilian Ossoliński
|start=2014-01-04
|uwagi=brak OCR
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Przemiany (Owidiusz)
|tytuł=Przemiany
|autor=Owidiusz
|start=2014-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Paszkowski - Poezye tłumaczone i oryginalne.djvu
|tytuł=Poezye tłumaczone i oryginalne
|autor=Józef Paszkowski
|start=2018-11-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Aleksander Patkowski - Sandomierskie.djvu
|tytuł=Sandomierskie
|autor=Aleksander Patkowski
|start=2019-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Adolf Pawiński - Portugalia.djvu
|tytuł=Portugalia
|autor=Adolf Pawiński
|start=2016-11-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=O początkach chrześcijaństwa
|autor=Stefan Pawlicki
|start=2013-11-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Pawlikowski - Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość (1839).djvu
|tytuł=Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość
|autor=Józef Pawlikowski
|start=2020-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Abraham Penzik - Przyszły rząd Polski.pdf
|tytuł=Przyszły rząd Polski
|autor=Abraham Penzik
|start=2020-01-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tukidydes - Mowa pogrzebowa Peryklesa.pdf
|tytuł=Mowa pogrzebowa Peryklesa
|autor=[[Autor:Perykles|Perykles]], [[Autor:Tukidydes|Tucydydes]]
|start=2023-06-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Oskar Peschel - Historja wielkich odkryć geograficznych.djvu
|tytuł=Historja wielkich odkryć geograficznych
|autor=Oscar Peschel
|start=2017-03-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Felicyana przekład Pieśni Petrarki
|tytuł=Pieśni Petrarki
|autor=[[Autor:Francesco Petrarca|Francesco Petrarca]]<br>[[Autor:Felicjan Faleński|Felicjan Faleński]]
|start=2013-12-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Petroniusz - Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona.pdf
|tytuł=Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona
|autor=[[Autor:Gajusz Petroniusz|Gajusz Petroniusz]]<br>[[Autor:Władysław Michał Dębicki|Władysław Michał Dębicki]]
|start=2022-02-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Roger Peyre-Historja Sztuki
|tytuł=Historja Sztuki
|autor=Roger Peyre
|start=2017-01-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Praktyczna nauka o wyrabianiu wódki z kukurydzy.pdf
|tytuł=Praktyczna nauka o wyrabianiu wódki z kukurydzy
|autor=Romuald Piątkowski
|start=2021-10-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma zbiorowe Józefa Piłsudskiego T04.djvu
|tytuł=Pisma zbiorowe Józefa Piłsudskiego Tom IV
|autor=Józef Piłsudski
|start=2015-08-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu
|tytuł=Złoty robak
|autor=Mieczysław Piotrowski
|start=2018-03-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Plutarch - Perikles.pdf
|tytuł=Perikles
|autor=Plutarch
|start=2021-03-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Posner - Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela.djvu
|tytuł=Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela
|autor=Stanisław Posner
|start=2020-05-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Postrzyżyny u Słowian i Germanów
|autor=Karol Potkański
|start=2014-01-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wprowadzenie do geopolityki.pdf
|tytuł=Wprowadzenie do geopolityki
|autor=Jakub Potulski
|start=2019-07-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu
|tytuł=Jep Bernadach
|autor=Émile Pouvillon
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zofia Przewóska-Czarnocka - Dzieje pogańskiej Litwy.pdf
|tytuł=Dzieje pogańskiej Litwy
|autor=Zofia Przewóska-Czarnocka
|uwagi=
|start=2021-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Listy Annibala z Kapui (Aleksander Przezdziecki)
|tytuł=Listy Annibala z Kapui, arcy-biskupa neapolitańskiego, nuncyusza w Polsce, o bezkrólewiu po Stefanie Batorym i pierwszych latach panowania Zygmunta IIIgo, do wyjścia arcy-xsięcia Maxymiliana z niewoli
|autor=Aleksander Przezdziecki
|start=2011-06-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Szwedzi w Warszawie (Przyborowski)
|tytuł=Szwedzi w Warszawie
|autor=Walery Przyborowski
|uwagi=
|start=2015-06-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Melchior Pudłowski i jego pisma (Wierzbowski)
|tytuł=Melchior Pudłowski i jego pisma
|autor=[[Autor:Melchior Pudłowski|Melchior Pudłowski]], [[Autor:Teodor Wierzbowski|Teodor Wierzbowski]]
|start=2015-05-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu
|tytuł=Eugeniusz Oniegin
|autor=Aleksander Puszkin
|start=2018-03-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tadeusz Radkowski - Z biblijnego Wschodu.djvu
|tytuł=Z biblijnego Wschodu
|autor=Tadeusz Radkowski
|start=2020-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ignacy Radliński - Apokryfy judaistyczno-chrześcijańskie.djvu
|tytuł=Apokryfy judaistyczno-chrześcijańskie
|autor=Ignacy Radliński
|start=2016-04-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zarys dziejów miasta Tczewa.djvu
|tytuł=Zarys dziejów miasta Tczewa
|autor=Edmund Raduński
|start=2018-05-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Manifest Od Prymasa Korony Polskiey Stanom Rzeczypospolitey, y całemu światu podany
|tytuł=Manifest Od Prymasa Korony Polskiey Stanom Rzeczypospolitey, y całemu światu podany
|autor=Michał Stefan Radziejowski
|start=2018-04-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Komedye y tragedye (Radziwiłłowa)
|tytuł=Komedye y tragedye...
|autor=Franciszka Urszula Radziwiłłowa
|start=2012-11-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Rais - Patryoci z zakątka
|tytuł=Patryoci z zakątka
|autor=Karel Václav Rais
|start=2019-09-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=O stanie cywilnym dawnych Słowian.pdf
|tytuł=O stanie cywilnym dawnych Słowian
|autor=Ignacy Benedykt Rakowiecki
|start=2022-08-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL A.Kieł - Sztuka przypodobania się płci pięknej sylwetki.pdf
|tytuł=Sztuka przypodobania się płci pięknej
|autor=Zenon Rappaport
|start=2022-01-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Plato von Reussner - Luminarze świata.djvu
|tytuł=Luminarze świata
|autor=Plato von Reussner
|start=2021-06-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Paul - Hesperus.djvu
|tytuł=Hesperus
|autor=Jean Paul Richter
|start=2019-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Georges Rodenbach - Bruges umarłe.pdf
|tytuł=Bruges umarłe
|autor=Georges Rodenbach
|start=2023-05-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gustaw Rogulski - Słowniczek znakomitszych muzyków.djvu
|tytuł=Słowniczek znakomitszych muzyków
|autor=Gustaw Rogulski
|start=2021-06-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Theodore Roosevelt - Życie wytężone.pdf
|tytuł=Życie wytężone
|autor=Theodore Roosevelt
|start=2023-11-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu
|tytuł=Trzydzieści lat wśród dzikich
|autor=Louis de Rougemont
|start=2016-07-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Rosny - Vamireh.djvu
|tytuł=Vamireh
|autor=J.-H. Rosny
|start=2019-08-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL John Ruskin Gałązka dzikiej oliwy.djvu
|tytuł=Gałązka dzikiej oliwy
|autor=John Ruskin
|start=2023-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Rydel - Zaczarowane koło.djvu
|tytuł=Zaczarowane koło
|autor=Lucjan Rydel
|start=2018-09-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu
|tytuł=Pamiątki JPana Seweryna Soplicy
|autor=Henryk Rzewuski
|start=2019-08-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sachs - Ferdynand Lassalle.djvu
|tytuł=Ferdynand Lassalle
|autor=Feliks Sachs
|start=2021-07-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=P. J. Szafarzyka słowiański narodopis
|autor=Pavel Jozef Šafárik
|start=2010-10-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu
|tytuł=Dramat na Oceanie Spokojnym
|autor=Emilio Salgari
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Saint-Pierre - Paweł i Wirginia.djvu
|tytuł=Paweł i Wirginia
|autor=Jacques-Henri Bernardin de Saint-Pierre
|start=2020-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu
|tytuł=Moja oficjalna żona
|autor=Richard Henry Savage
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Savitri - Utopia.djvu
|tytuł=Utopia
|autor=Savitri
|start=2020-10-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf
|tytuł=Ostatnie dni świata (zbiór)
|autor=[[Autor:Simon Sawczenko|Simon Sawczenko]]; [[Autor:Albert Flynn|Joshua Albert Flynn]]
|start=2020-07-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu
|tytuł=Zbójcy
|autor=Friedrich Schiller
|start=2018-04-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Schneider - Babiagóra w Beskidach.djvu
|tytuł=Babiagóra w Beskidach
|autor=Antoni Schneider
|start=2022-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Artur Schopenhauer - O wolności ludzkiej woli.djvu
|tytuł=O wolności ludzkiej woli
|autor=Arthur Schopenhauer
|start=2015-10-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Szkoła harcerza
|tytuł=Szkoła harcerza
|autor=Stanisław Sedlaczek
|start=2015-04-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. Servieres - Orle skrzydła.djvu
|tytuł=Orle skrzydła
|autor=Joseph Servières
|start=2020-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sewer - Genealogie.djvu
|tytuł=Genealogie żyjących utytułowanych rodów polskich
|autor=Jerzy Sewer Dunin-Borkowski
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bernard Shaw - Socyalista na ustroniu.djvu
|tytuł=Socyalista na ustroniu
|autor=George Bernard Shaw
|start=2021-03-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu
|tytuł=Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej
|autor=Henryk Sienkiewicz (żołnierz)
|start=2016-11-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mieczysław Skrudlik - Bezbożnictwo w Polsce.djvu
|tytuł=Bezbożnictwo w Polsce
|autor=Mieczysław Skrudlik
|start=2017-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu
|tytuł=Złoto z Porto Bello
|autor=Arthur Howden Smith
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Władysław Smoleński-Ksiądz Marek, cudotwórca i prorok konfederacyi barskiej szkic historyczny.pdf
|tytuł= Ksiądz Marek, cudotwórca i prorok konfederacyi barskiej
|autor= Władysław Smoleński
|start=2019-11-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ciesz się, późny wnuku! (Jan Sowa)
|tytuł=Ciesz się, późny wnuku!
|autor=Jan Sowa
|start=2011-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Spitteler Imago.djvu
|tytuł=Imago
|autor=Carl Spitteler
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Staff LM Zgrzebna kantyczka.djvu
|tytuł=Zgrzebna kantyczka
|autor=Ludwik Maria Staff
|start=2020-08-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Starkman - Cholera.pdf
|tytuł=Cholera
|autor=Józef Starkman
|start=2023-03-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pod jaką gwiazdą urodziłeś się. Horoskopy na każdy dzień roku.pdf
|tytuł=Pod jaką gwiazdą urodziłeś się. Horoskopy na każdy dzień roku
|autor=Jan Starża-Dzierżbicki
|start=2023-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Steiner - Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń człowieka.djvu
|tytuł=Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń człowieka
|autor=Rudolf Steiner
|start=2018-11-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jeden miesiąc życia (Sten)
|tytuł=Jeden miesiąc życia
|autor=[[Autor:Ludwik Bruner|Jan Sten]]
|start=2015-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mieczysław Sterling - Fra Angelico i jego epoka.djvu
|tytuł=Fra Angelico i jego epoka
|autor=Mieczysław Sterling
|start=2016-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kuma Troska (Sudermann)
|tytuł=Kuma Troska
|autor=Hermann Sudermann
|start=2015-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Folklor i literatura.pdf
|tytuł=Folklor i literatura
|autor=Roch Sulima
|start=2021-04-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Swinburne - Atalanta w Kalydonie.djvu
|tytuł=Atalanta w Kalydonie
|autor=Algernon Charles Swinburne
|start=2018-12-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lechicki początek Polski
|autor=Karol Szajnocha
|start=2013-12-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edward Szalit - Mały katechizm higjeniczny dla ludu wiejskiego.djvu
|tytuł=Mały katechizm higjeniczny dla ludu wiejskiego
|autor=Edward Szalit
|start=2022-02-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu
|tytuł=Poezje (1936) (wybór)
|autor=Taras Szewczenko
|start=2021-02-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emil Szramek - Ks. Konstanty Damroth.pdf
|tytuł=Ks. Konstanty Damroth
|autor=Emil Szramek
|start=2017-07-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Szymanowski - Wychowawcza rola kultury muzycznej.djvu
|tytuł=Wychowawcza rola kultury muzycznej
|autor=Karol Szymanowski
|start=2020-06-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sielanki (1614) i inne wiersze polskie
|tytuł=Sielanki (1614) i inne wiersze polskie
|autor=Szymon Szymonowic
|start=2013-02-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Próżniacko-filozoficzna podróż po bruku
|autor=Jędrzej Śniadecki
|start=2018-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Taine - Historya literatury angielskiej 1.djvu
|tytuł=Historya literatury angielskiej, Część I
|autor=Hippolyte Adolphe Taine
|start=2018-08-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ja, motyl i inne szkice krytyczne.pdf
|tytuł=Ja, motyl i inne szkice krytyczne
|autor=Paweł Tański
|start=2019-07-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jean Tarnowski - Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919.pdf
|tytuł=Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919
|autor=Jan Stanisław Amor Tarnowski
|start=2015-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona
|tytuł=Goffred albo Jeruzalem wyzwolona
|autor=Torquato Tasso
|start=2019-11-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Teodorowicz - Stańczyk bez teki.djvu
|tytuł=Stańczyk bez teki
|autor=Józef Teodorowicz
|start=2017-03-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Thackeray - Snoby, utwór humorystyczny.djvu
|tytuł=Snoby
|autor=William Makepeace Thackeray
|start=2019-06-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Frida Złote serduszko.pdf
|tytuł=Frida, Złote serduszko
|autor=[[Autor:André Theuriet|André Theuriet]]<br>[[Autor:Richard Harding Davis|Richard Harding Davis]]
|start=2021-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tomasz a Kempis - O naśladowaniu Chrystusa (1938).djvu
|tytuł=O naśladowaniu Chrystusa
|autor=Thomas a Kempis
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Toeppen Max - Wierzenia mazurskie 1894.djvu
|tytuł=Wierzenia mazurskie
|autor=Max Toeppen
|start=2019-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jakuba Teodora Trembeckiego wirydarz poetycki
|tytuł=Jakuba Teodora Trembeckiego wirydarz poetycki
|autor=Jakub Teodor Trembecki
|start=2020-05-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Poezye Stanisława Trembeckiego (Bobrowicz)
|tytuł=Poezye Stanisława Trembeckiego
|autor=Stanisław Trembecki
|start=2015-06-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lew Trocki - Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego.pdf
|tytuł=Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego
|autor=Lew Trocki
|start=2021-12-1
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tadeusz Kościuszko jego żywot i czyny.pdf
|tytuł=Tadeusz Kościuszko jego żywot i czyny
|autor=Bolesław Twardowski
|start=2021-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pogląd na nowszą poezję ukraińską.pdf
|tytuł=Pogląd na nowszą poezyę ukraińską
|autor=Sydir Twerdochlib
|start=2021-04-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jeden z wielu (Trzeszczkowska)
|tytuł=Jeden z wielu
|autor=Zofia Trzeszczkowska
|start=2021-07-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Władysław Tyszkiewicz - Półwysep Hel.pdf
|tytuł=Półwysep Hel
|autor=Władysław Tyszkiewicz
|start=2024-08-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Poezje Kornela Ujejskiego
|autor=Kornel Ujejski
|start=2013-04-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf
|tytuł=Róża bez kolców
|autor=Zofia Urbanowska
|start=2020-01-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Vātsyāyana - Kama Sutra (1933).djvu
|tytuł=Kama Sutra
|autor=Vātsyāyana
|start=2019-02-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pieśni polskie i ruskie ludu galicyjskiego
|autor=[[Autor:Wacław Michał Zaleski|Wacław z Oleska]] (red.)
|start=2012-04-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wergilego Eneida.djvu
|tytuł=Eneida
|autor=Wergiliusz
|start=2019-02-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma wierszem i prozą Kajetana Węgierskiego.djvu
|tytuł=Pisma wierszem i prozą
|autor=Tomasz Kajetan Węgierski
|start=2015-09-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wspomnienia z wygnania (Zygmunt Wielhorski)
|tytuł=Wspomnienia z wygnania 1865-1874
|autor=Zygmunt Wielhorski
|start=2013-07-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Historya o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim.djvu
|tytuł=Historya o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim
|autor=Mikołaj z Wilkowiecka
|start=2021-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Malwina (Maria Wirtemberska)
|tytuł=Malwina czyli domyślność serca
|autor=Maria Wirtemberska
|start=2015-02-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma pośmiertne Franciszka Wiśniowskiego.pdf
|tytuł=Pisma pośmiertne Franciszka Wiśniowskiego
|autor=Franciszek Wiśniowski
|start=2020-01-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu
|tytuł=Chleb rzucony umarłym
|autor=Bogdan Wojdowski
|start=2016-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wolff Józef. Kniaziowie litewsko-ruscy od końca czternastego wieku.djvu
|tytuł=Kniaziowie litewsko-ruscy od końca czternastego wieku
|autor=Józef Wolff
|start=2019-06-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Voltaire - Refleksye.djvu
|tytuł=Refleksye
|autor=[[Autor:Franciszek Maria Arouet|Wolter]]
|start=2015-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wróblewski, Stanisław - Opinie o oficerach - 701-001-119-585.pdf
|tytuł=Opinie o oficerach
|autor=Stanisław Wróblewski
|start=2019-02-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Wyka - Modernizm polski.djvu
|tytuł=Modernizm polski
|autor=Kazimierz Wyka
|start=2016-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Anna Zahorska - Trucizny.djvu
|tytuł=Trucizny
|autor=[[Autor:Anna Zahorska|Anna Zahorska]]<br>[[Autor:Józef Teodorowicz|Józef Teodorowicz]]
|start=2016-09-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Księga pamiątkowa miasta Poznania
|autor=redaktor [[Autor:Zygmunt Zaleski|Zygmunt Zaleski]], wielu autorów poszczególnych rozdziałów
|uwagi=nie wszystkie rozdziały są PD
|start=2013-05-22
|stan=0
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nauka pływania.pdf
|tytuł=Nauka pływania
|autor=Wacław Zachariasz Zarzycki
|start=2018-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Hugo Zathey - Antologia rzymska.djvu
|tytuł=Antologia rzymska
|autor=Hugo Zathey
|start=2018-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Zawadzki - Obrazy Rusi Czerwonej.djvu
|tytuł=Obrazy Rusi Czerwonej
|autor=Władysław Zawadzki
|start=2018-07-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Historia Polski (Henryk Zieliński)
|tytuł=Historia Polski
|autor=Henryk Zieliński
|start=2011-05-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Józef Zieliński - Czy w Polsce anarchizm ma racyę bytu.pdf
|tytuł=Czy w Polsce anarchizm ma racyę bytu
|autor=Józef Zieliński
|start=2022-11-24
|uwagi=eksperymentalny format
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Zimmermann - Ks. patron Wawrzyniak.pdf
|tytuł=Ks. patron Wawrzyniak
|autor=Kazimierz Zimmermann
|start=2021-09-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów
|autor=[[Autor:Józef Bartłomiej Zimorowic|Józef Bartłomiej Zimorowic]], [[Autor:Szymon Zimorowic|Szymon Zimorowic]]
|start=2014-05-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Początek i progres wojny moskiewskiej
|autor=Stanisław Żółkiewski
|start=2013-03-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=26 mm Pistolet sygnałowy wz. 1978 i wz. 1944 - opis i użytkowanie
|tytuł=26 mm Pistolet sygnałowy wz. 1978 i wz. 1944
|autor=Ministerstwo Obrony Narodowej
|start=2021-11-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1
|autor=zbiorowy
|start=2014-12-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2
|autor=zbiorowy
|start=2017-06-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Arumugam książę indyjski.djvu
|tytuł=Arumugam książę indyjski
|autor=anonimowy
|start=2016-08-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Co każdy o krótkofalarstwie wiedzieć powinien
|tytuł=Co każdy o krótkofalarstwie wiedzieć powinien
|autor=[[Autor:Zbiorowy|członkowie Wileńskiego Klubu Krótkofalowców]]
|start=2020-06-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieło_wielkiego_miłosierdzia.djvu
|tytuł=Dzieło wielkiego miłosierdzia
|autor=zbiorowy
|start=2021-07-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Tarnowski z Dzikowa.djvu
|tytuł=Jan Tarnowski z Dzikowa
|autor=zbiorowy
|start=2016-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jeszcze Polska nie zginęła Cz.2.djvu
|tytuł=Jeszcze Polska nie zginęła. Część II. Słowa
|autor=zbiorowy
|start=2019-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Katechizm rzymski wg uchwały św Soboru Trydenckiego.djvu
|tytuł=Katechizm rzymski wg uchwały św. Soboru Trydenckiego
|autor=zbiorowy
|start=2020-09-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zabytek Dawnej Mowy Polskiej.djvu
|tytuł=Kazania gnieźnieńskie
|autor=anonimowy
|start=2015-12-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Michałowski - Księga pamiętnicza.djvu
|tytuł=Księga pamiętnicza
|autor=zbiorowy
|start=2020-04-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Materyały i prace Komisyi Językowej Tom I
|autor=zbiorowy
|start=2013-12-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Materyały i prace Komisyi Językowej Tom II
|autor=zbiorowy
|start=2013-12-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik I.pdf
|tytuł=Nasze Hasło. Tomik I
|autor=zbiorowy
|start=2021-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik II.pdf
|tytuł=Nasze Hasło. Tomik II
|autor=zbiorowy
|start=2021-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik III.pdf
|tytuł=Nasze Hasło. Tomik IIII
|autor=zbiorowy
|start=2021-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Niedola Nibelungów.djvu
|tytuł=Niedola Nibelungów
|autor=anonimowy
|start=2019-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Opętana przez djabła.djvu
|tytuł=Opętana przez djabła
|autor=zbiorowy
|start=2018-11-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pamiętniki lekarzy (1939).djvu
|tytuł=Pamiętniki lekarzy
|autor=zbiorowy
|start=2016-05-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rozkład jazdy pociągów 1919
|tytuł=Rozkład jazdy pociągów osobowych i mieszanych od dnia 15 Maja 1919r.
|autor=PKP
|uwagi=brak 4 stron
|start=2012-10-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rozprawy i Sprawozdania z Posiedzeń Wydziału Historyczno-Filozoficznego Akademii Umiejętności. T. 19 (1887)
|tytuł=Rozprawy i Sprawozdania z Posiedzeń Wydziału Historyczno-Filozoficznego Akademii Umiejętności. Tom XIX
|autor=zbiorowy
|start=2012-02-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sprawozdanie Stenograficzne z 36. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej.pdf
|tytuł=Sprawozdanie Stenograficzne z 36. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej
|autor=zbiorowy
|start=2020-04-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sprawozdanie Stenograficzne z 78. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 14 marca 2019 r.pdf
|tytuł=Sprawozdanie Stenograficzne z 78. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej
|autor=zbiorowy
|start=2020-04-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Teka Stańczyka.djvu
|tytuł=Teka Stańczyka
|autor=zbiorowy
|start=2018-08-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Unicode (HD Table)
|tytuł=Unicode
|start=2014-01-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf
|tytuł=Upominek
|autor=zbiorowy
|start=2016-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Engestroem - Z szwedzkiej niwy.djvu
|tytuł=Z szwedzkiej niwy
|autor=zbiorowy
|start=2020-05-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bogumił Hoff - Wyprawa po skarby w Tatrach.djvu
|tytuł=Wyprawa po skarby w Tatrach
|autor=Bogumił Hoff
|start=2022-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu
|tytuł=Słońce szatana
|autor=Ignacy Charszewski
|start=2023-01-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Potocki - Żyd w wiosce.djvu
|tytuł=Żyd w wiosce
|autor=Antoni Potocki
|start=2023-01-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu
|tytuł=Najnowsze tajemnice Paryża
|autor=Aurélien Scholl
|start=2023-01-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Marian Łomnicki - Wycieczka na Łomnicę tatrzańską.djvu
|tytuł=Wycieczka na Łomnicę tatrzańską
|autor=Marian Łomnicki
|start=2023-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Leopold Jaworski - Ze studiów nad faszyzmem.djvu
|tytuł=Ze studiów nad faszyzmem
|autor=Władysław Leopold Jaworski
|start=2023-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edmund Krzymuski - O odpowiedzialności karnej zwierząt.djvu
|tytuł=O odpowiedzialności karnej zwierząt
|autor=Edmund Krzymuski
|start=2023-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Rostafiński - Jechać, czy nie jechać w Tatry.djvu
|tytuł=Jechać, czy nie jechać w Tatry?
|autor=Józef Rostafiński
|start=2023-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu
|tytuł=Moje przygody w Tatrach
|autor=Jan Rzewnicki
|start=2023-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bronisław Gustawicz - Kilka wspomnień z Tatr.djvu
|tytuł=Kilka wspomnień z Tatr
|autor=Bronisław Gustawicz
|start=2023-11-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf
|tytuł=Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich
|autor=Roman Zmorski
|start=2023-11-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=E Porter Pollyanna dorasta.djvu
|tytuł=Pollyanna dorasta
|autor=Eleanor H. Porter
|start=2023-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maurycy Urstein-Eligjusz Niewiadomski w oświetleniu psychjatry.pdf
|tytuł=Eligjusz Niewiadomski w oświetleniu psychjatry
|autor=Maurycy Urstein
|start=2023-12-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Deczyński - Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia - red. Marceli Handelsman PL.djvu
|tytuł=Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia
|autor=[[Autor:Kazimierz Deczyński|Kazimierz Deczyński]], [[Autor:Marceli Handelsman|Marceli Handelsman]]
|start=2024-02-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu
|tytuł=Demoniczne kobiety
|autor=Leopold von Sacher-Masoch
|start=2024-03-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ignacy Gajewski - Nowy Instytut Weterynaryjny w Warszawie.pdf
|tytuł=Nowy Instytut Weterynaryjny w Warszawie
|autor=Ignacy Gajewski
|start=2024-03-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Żeligowski Edward - Jordan (wyd. 1870).pdf
|tytuł=Jordan
|autor=Edward Żeligowski
|start=2024-05-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Załęski - Przekład pieśni Sarbiewskiego i inne poezye.pdf
|tytuł=Przekład pieśni Sarbiewskiego i inne poezye
|autor=[[Autor:Maciej Kazimierz Sarbiewski|Maciej Kazimierz Sarbiewski]]; [[Autor:Anzelm Załęski|Anzelm Załęski]]
|start=2024-06-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wagner - Sztuka i rewolucya.pdf
|tytuł=Sztuka i rewolucya
|autor=[[Autor:Richard Wagner|Richard Wagner]], [[Autor:Jacques Mesnil|Jacques Mesnil]] (przedmowa)
|start=2024-06-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Michał Kajka-Pieśni mazurskie.pdf
|tytuł=Pieśni mazurskie
|autor=[[Autor:Michał Kajka|Michał Kajka]]
|start=2024-06-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL L Niemojowski Trójlistek.djvu
|tytuł=Trójlistek
|autor=[[Autor:Ludwik Niemojowski|Ludwik Niemojowski]]
|start=2024-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Franko - Katechizm socjalistyczny.pdf
|tytuł=Katechizm socjalistyczny
|autor=[[Autor:Iwan Franko|Iwan Franko]]
|start=2024-07-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Nossig - Manru.pdf
|tytuł=Manru
|autor=[[Autor:Alfred Nossig|Alfred Nossig]]
|start=2024-07-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Jeleński - Żydzi na wsi.djvu
|tytuł=Żydzi na wsi
|autor=Jan Jeleński
|start=2024-08-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Chęciński Jan - Straszny dwór (1896).pdf
|tytuł=Straszny dwór
|autor=Jan Chęciński
|start=2024-09-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL W Cybulski Odczyty o poezyi polskiéj.djvu
|tytuł=Odczyty o poezyi polskiéj
|autor=Wojciech Cybulski
|start=2024-09-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dickstein Szymon - Kto z czego żyje.pdf
|tytuł=Kto z czego żyje?
|autor=Szymon Dickstein
|start=2024-09-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Schure - Wielcy wtajemniczeni (tłum. Centnerszwerowa).pdf
|tytuł=Wielcy wtajemniczeni
|autor=Édouard Schuré
|start=2024-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf
|tytuł=Polski socyalizm utopijny na emigracyi
|autor=[[Autor:Witold Jodko-Narkiewicz|Witold Jodko-Narkiewicz]]; [[Autor:Szymon Dickstein|Szymon Dickstein]]
|start=2024-09-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Listy Zygmunta Krasińskiego (Gubrynowicz i Schmidt)
|tytuł=Listy Zygmunta Krasińskiego
|autor=[[Autor:Zygmunt Krasiński]]
|start=2024-09-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Blumenstok-Halban - O śmierci z gazu kloacznego.djvu
|tytuł=O śmierci z gazu kloacznego
|autor=Leon Blumenstok-Halban
|start=2024-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sarah Bernhardt - Wyznanie.djvu
|tytuł=Wyznanie
|autor=Sarah Bernhardt
|start=2024-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dickstein Szymon - Ojciec Szymon 1882.pdf
|tytuł=Ojciec Szymon
|autor=Szymon Dickstein
|uwagi=
|start=2024-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Nossig Felicja - Emancypacya kobiet 1903.pdf
|tytuł=Emancypacya kobiet
|autor=Felicja Nossig
|uwagi=
|start=2024-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kelles-Krauz Kazimierz - Czy teraz niema pańszczyzny? 1897.pdf
|tytuł=Czy teraz niema pańszczyzny?
|autor=Kazimierz Kelles-Krauz
|uwagi=
|start=2024-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zygmunt Józef Naimski - U trumny Klemensa Junoszy.djvu
|tytuł=U trumny Klemensa Junoszy
|autor=Zygmunt Józef Naimski
|start=2024-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu
|tytuł=Nad grobem dobrego człowieka
|autor=Kazimierz Laskowski
|start=2024-11-05
}}
|}<noinclude>[[Kategoria:Wikiprojekty|{{SUBPAGENAME}}]]</noinclude>
pw40sbtqprhhdacla08d9zrps7thagi
Autor:Kazimierz Laskowski
104
144768
3702364
3303530
2024-11-05T20:24:12Z
Seboloidus
27417
/* Teksty */ +1
3702364
wikitext
text/x-wiki
{{Autorinfo
|pseudonim=El
|podpis=
|opis=Polski poeta, powieściopisarz, dramaturg i dziennikarz.
|Spis=Kazimierz Laskowski
|back=L
}}
== Teksty ==
* [[Lublin w dni pogrzebu Klemensa Junoszy]], 1898
* [[Nad grobem dobrego człowieka]], 1898
* [[Poradnik dla dłużników]], 1901
* [[Wyścig dystansowy]], 1895
* [[Żydzi przy pracy]], 1896
* ze zbioru ''[[Antologia bajki polskiej]]'':
** [[Kapela]]
** [[Pytanie (Laskowski)|Pytanie]]
* ze zbioru ''[[Ziemia polska w pieśni]]'':
** [[A czemżeś ty dla mnie wiosko?]]
** [[Cmentarze wioskowe]]
** [[Maj (Laskowski)|Maj]]
** [[O wiośnie (Laskowski)|O wiośnie]]
** [[Warszawa (Laskowski)|Warszawa]]
== Zobacz też ==
* notka biograficzna w dodatku ''[[Antologia bajki polskiej/Krótkie życiorysy polskich bajkopisarzów/Kazimierz Laskowski|Krótkie życiorysy polskich bajkopisarzów]]''
{{PD-old-autor|Laskowski, Kazimierz}}
{{DEFAULTSORT:Laskowski, Kazimierz}}
[[Kategoria:Kazimierz Laskowski|*]]
[[Kategoria:Polscy poeci]]
[[Kategoria:Polscy dramaturdzy]]
[[Kategoria:Polscy dziennikarze]]
h91er5tw0bhyq38g26ag5817smamhql
Strona:Chopin- człowiek i artysta.djvu/223
100
159492
3702386
1789861
2024-11-05T20:39:00Z
Bonvol
4577
/* Uwierzytelniona */
3702386
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Bonvol" /></noinclude>Billing, jest „coda“, napisana w „moll“ a działająca, jak uderzenie bębna w tragiedji. Całe zakończenie w formie burzliwego „recitatiwu“, stoi w ostrym kontraście do marzycielskiego początku. Kullak bierze w pierwszym takcie ostatniego wiersza G, Fontana Fis, Klindworth jak Kullak. Następny Nokturn w As uważam za powrót do stylu Fielda, przynajmniej początek przypomina Nokturn w B tegoż mistrza. U Chopina część w F-moll rozszerza się do rozmiarów dramatycznych, jednakże jako całość „Opus“ to nuży. Niezbyt podziwiam też Nokturn w G-moll op. 37 Nr. 1. Brzmi jęcząco a chorał ledwie zasługuje na uwagę. Uczeń Chopina Gutman opowiada, że tę część gra się zwykle dlatego zapowoli, iż kompozytor zapomniał dać znak przyspieszenia tempa. Ale Nokturn w G op. 37 Nr. 2 jest zachwycający. {{Korekta|Małowane|Malowane}} najbardziej eterycznym pendzlem Chopina, bez tej jednak przygnębiającej świetności z Nokturnu w Des brzmią tu podwójne seksty, kwarty i tercje z czarującą słodyczą. Zgadzając się co do tego punktu najzupełniej z Karasowskim uznaję drugi temat za najpiękniejszą melodję ze wszystkich, jakie Chopin kiedykolwiek napisał. Jestto styl barkarolli a zmieniające się cieniowania harmoniczne są nadzwyczaj subtelne. Pianiści grają pierwszą część zwykle zbyt prędko, drugą zapowoli i zmieniają tę poetyczną kompozycję w etjudę. Schumann pisze o tem „Opus“:<br>
{{tab}}— Takie i wymienione powyżej Nokturny należą do tych, które od wcześniejszych różnią się znacznie {{Korekta|prostrzą|prostszą}} ornamentacją i spokojniejszym wdziękiem. Wiadomo, jak dawniej Chopin zwykle się nosił, kapiący od złota, pereł i błyskotek. Zmienił się trochę, stał się starszym i wciąż jeszcze lubi ornament, ale ornament głębszy, z poza którego prześwieca szlachetny kruszec poematu i musi się mu przyznać jak najwytworniejszy smak.<br><noinclude><references/></noinclude>
6qy7m4wlti2p52d98r9ehv87a7engvm
Strona:Chopin- człowiek i artysta.djvu/224
100
159493
3702390
1789868
2024-11-05T20:40:50Z
Bonvol
4577
/* Uwierzytelniona */
3702390
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Bonvol" /></noinclude>{{tab}}Oba utwory tego „Opus“ są bez dedykacji. Są to owoce podróży na Majorkę.<br>
{{tab}}Niecks, mówiąc o Nokturnie G-dur, zaklina nas, abyśmy się nie zatrzymywali zbyt długo w zdradzieckiej atmosferze tej Kapui — ona czaruje i pozbawia męskości. Kleczyński nazywa utwór w G-moll „Nostalgją“, podczas gdy słynny Nokturn w C-moll jest według niego „historją jeszcze głębszego bólu, opowiedzianą w pełnem wzruszeniu „recitando“ — harfy niebiańskie przynoszą nam promyk nadzieji, który jednak okazuje się za słabym, gdy chce uspokoić zranioną duszę, ślącą w niebo krzyk głębokiej rozpaczy“. — Czy to nie skrzypienie starej, romantycznej maszynerji? Ten Nokturn C-moll op. 48 Nr. 1, ma istotnie swą żałosną część, ale Karasowski znacznie lepiej rozumie, kiedy o nim pisze, że jest „szeroki i bardzo wzniosły ze swą potężną częścią środkową, która stanowi prawdziwe zerwanie ze stylem nokturnowym“. Willeby uważa ten Nokturn za „chory i sztuczny" a nawet Niecks sądzi, że mu się wśród Nokturnów pierwsze miejsce nie należy. A mimo to wszystko jest faktem niezaprzeczonym, że właśnie ten Nokturn zalicza się do najszlachetniejszych utworów w tym rodzaju. Największy w koncepcji robi na mnie wrażenie dramatu muzycznego w miniaturze. W wykonaniu wymaga wielkiego stylu a „doppio movimento“ ma ruch dramatyczny. Jestem tego samego zdania co Kullak, a mianowicie, że zbyt ścisłe przestrzeganie akcentowania tej części wywołuje wrażenie artystycznego zamieszania, pozbawiającego tę część jasności. Kleczyński daje temu dziełu tytuł „Skrucha grzesznika“ i rozwodzi się nad niem na kilku stronach. De Lenz wraz z Tausigiem gawędzi o niem zajmująco, w każdym razie drugi temat w C jest imponującym marszem triumfalnym. Ten Nokturn śmiało może stanąć obok Nokturnu<noinclude><references/></noinclude>
62gba3m1rsmpqtyts0ugydaw6qpp7mv
Strona:Chopin- człowiek i artysta.djvu/228
100
159498
3702401
1789883
2024-11-05T20:44:59Z
Bonvol
4577
/* Uwierzytelniona */
3702401
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Bonvol" /></noinclude>{{tab}}Ostatni Nokturn w E-moll, skomponowany w r. 1827, jest słaby i niezajmujący. Znajdujemy w nim modulacje, zupełnie nie w Chopinowskim stylu. Znaleziony też ostatnio Nokturn Cis-moll nie jest klejnotem. Cechuje go brak pewności i mnóstwo reminiscencji. Następną uwagę adresowano do londyńskich wydawców tego dzieła, do firmy Ascherberg et Co.:<br>
{{tab}}— Pierwsze pytanie, jakie się nasuwa na wieść o znalezieniu nowej pośmiertnej kompozycji Chopina, jest niewątpliwie: — Jaki mamy dowód na to, że istotnie jest to utwór Chopina? Muzykom i amatorom, którzy pięknego Nokturnu Cis-moll nie uznają za utwór Chopina, musi się naprzód powiedzieć, że manuskrypt oryginalny (którego faksymile wydrukowano na stronie tytułowej) pisany jest istotnie ręką Chopina, powtóre zaś należy zaznaczyć, iż kompozycja ta dla swych wyraźnych, charakterystycznych cech przez słynnego kompozytora i pianistę Bałakirewa jako taka została uznana i odegrana pierwszy raz na Chopinowskim koncercie pamiątkowym w Żelazowej Woli, w jesieni 1894 r. a potem w Warszawie. Nokturn ten przysłał Chopin w liście siostrze swej Ludwice z Paryża do Warszawy, a skomponował go jeszcze jako młody człowiek tuż po swych dwuch koncertach fortepianowych. Znajduje się w nim cytat z jego słynnego koncertu F-moll oraz krótki motyw z zachwycającej piosenki znanej jako „Życzenie", dwie ulubione melodje jego siostry. Manuskrypt zawieruszył się gdzieś i utarło się przekonanie, iż został zniszczony podczas napadu na pałac Zamojskich w Warszawie pod koniec powstania 1863 roku. Znaleziono go niedawno w papierach pewnego arystokraty i słynnego zbieracza polskiego, którego syn pozwolił przejrzeć rękopisy panu Polińskiemu. Wybór jego padł na trzy manuskrypty Chopina; jednym z nich jest ten Nokturn.<noinclude><references/></noinclude>
8yrneo47bgddb16zuzsr2a64qsu6ebz
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/039
100
183108
3702400
1894542
2024-11-05T20:44:45Z
Wieralee
6253
lit.
3702400
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Wieralee" /></noinclude>jej surowości i biblijnej powagi. Trudno wypowiedzieć, do jakiego stopnia przypomina się w tych stronach na każdym kroku Biblia. Później widziałem, koło Tel-el-Kebir, szereg wielbłądów, idących przez pustynię. Ciągną one długim sznurem, jeden za drugim, kołysząc jukami na obie strony, każdy z szyją wygiętą w hak, przed każdym człowiek w długich szatach, z białym zawojem na głowie. I tło i obraz — zupełnie karta ze Starego Testamentu. Takie to jakieś smutne, proste, takie pełne powagi i odwiecznej tradycyi, że wygląda bardziej na biblijne widzenie, niż na rzeczywistość. Człowiekowi wydaje się, że się naczytał o czasach Jakóba, a potem zasnął i śni. Istotnie, trudno uwierzyć, że się żyje w czasach dzisiejszych.<br>
{{tab}}Takie obrazy stanowią urok pustyni.<br>
<br><br>
{{---}}<br><br><noinclude><references/></noinclude>
00r62zgt8g9yfkhq8ti9x7cipnbhgol
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/477
100
200743
3702407
1894986
2024-11-05T20:46:10Z
Wieralee
6253
lit.
3702407
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Remedios44" /></noinclude>głównym maszcie, której jednak, z powodu blasku, nie mogłem rozpoznać. W pół godziny później statek wspaniały i ogromny, jak lewiatan, przesunął się opodal mego okna. Wyznaję, że gdym na przodzie jego, wedle dzioba, wyczytał: „Pei-Ho,“ krople zimnego potu wystąpiły mi na czoło i uczyniło mi się prawie słabo. Byłem jeszcze chory, a przytem stękniony ogromnie do swoich.<br>
{{tab}}Chciałem zaraz żegnać się z poczciwemi Siostrami i jechać, tymczasem nadszedł mój towarzysz z oznajmieniem, iż w agencyi powiedziano mu, że statek przyjmuje podróżnych dopiero nazajutrz, to jest w dniu wyruszenia. Jednakże o dziesiątej pojechaliśmy obaj, bez pakunków, by obejrzyć kabiny i zamówić sobie dobre miejsca. Po długim pobycie w Zanzibarze i na stałym lądzie, ów komfort europejski, zwierciadła, złocenia, aksamity, wygoleni stewartowie we frakach i białych krawatach, czynią prawie onieśmielające wrażenie. Taka to pełnia cywilizacyi, tak się od tego odwykło, tak się przywykło do nagich czarnych skór i prostackiego życia! Natomiast krętanina na statku, widok pomostu, masztów, rei, sznurów, drabin, napełnia człowieka radością. Powrót przestaje być życzeniem<noinclude><references/></noinclude>
ltzjzqp7ugbtgpbfg9xvwzgc04lpoxw
Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/452
100
200792
3702397
1667690
2024-11-05T20:43:26Z
Wieralee
6253
lit.
3702397
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Remedios44" /></noinclude>{{c|'''X.'''|w=130%}}<br>
{{c|Karabaka. — Pochód przez błota. — Przeprawa przez Kingani. — Step. — Las palmowy. — Reszta sił. — Misyonarze. — Noc. — Drugi atak. — Osłabienie. — Lekarstwa. — Wizyta Wissmana. — Statek „Wissman“. — Morze. — Przejazd do Zanzibaru. — Szpital.|w=85%}}<br>
{{tab}}Po godzinie drogi zaszedłem do Karabaka. Jest to nazwa, oznaczająca raczej okolicę, niż jakąkolwiek ludzką osadę, znalazłem tam bowiem tylko jednę opuszczoną i zrujnowaną chatę murzyńską. Może być zresztą, że murzyni przychodzą tu i osiedlają się na jakiś czas w ciągu roku, widziałem bowiem wzgórza, na których trawa była wypalona. Lubo zmęczony mocno, nie chciałem się zatrzymywać w owej chacie, z obawy, by nie opanowało mnie zupełne osłabienie. Z Karabaka przechodziliśmy wąwozy, szerokie na kilkanaście stóp, wypełnione grzęzkiem, słonem<noinclude><references/></noinclude>
8ld6t5qhd39z1a57le1q5d3d6qnqqhl
Strona:Martwe dusze.djvu/244
100
223083
3702404
1990731
2024-11-05T20:45:35Z
Wieralee
6253
lit.
3702404
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Frewaz" /></noinclude>zostawali w takiém położeniu. Z kwadrans Maniłów trzymał w obydwóch rękach rękę Cziczikowa. W najgorętszych słowach wyraził, jak pędził z domu, żeby uściskać Pawła Iwanowicza. Rozmowa skończyła się komplementem, którego możnaby użyć tylko dla panny, z którą się ma tańcować. Cziczikow otworzywszy usta, nie wiedział, co na to odpowiedzieć, gdy Maniłow wyjął z pod futra zwitek papierów przewiązanych różową wstążeczką.<br>
{{tab}}— A to co?<br>
{{tab}}— Chłopi! odpowiedział Maniłow.<br>
{{tab}}— A! Cziczikow papier rozwiązał, przebiegł oczami, i zdziwił się, że tak ładnie było napisane: — Śliczny charakter, rzekł, nie trzeba nawet przepisywać. Nawet obwódka jest naokoło! Któż to taką estetyczną obwódkę zrobił?<br>
{{tab}}— Już proszę was, nie pytajcie się, odpowiedział Maniłów.<br>
{{tab}}— To wy?<br>
{{tab}}— Nie, żona.<br>
{{tab}}— Ah mój Boże! wstyd mi na prawdę, że byłem przyczyną takiéj pracy.<br>
{{tab}}— Dla Pawła Iwanowicza nie ma żadnéj pracy.<br>
{{tab}}Cziczikow ukłonił się. Dowiedziawszy się Maniłow, że on idzie do izby dla sporządzenia<noinclude><references/></noinclude>
6mx69riy6mir7t96vck765ohlov7qet
Strona:Iliada2.djvu/170
100
259011
3702408
1904754
2024-11-05T20:46:55Z
Wieralee
6253
lit.
3702408
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude><poem>
Lecz kiedy Paflagończyk drżący do swych śpieszył, {{wiersz|647}}
Meryon łuk natężył i z tyłu go przeszył.
Pod pęcherzem okrutna strzała mu utkwiła,
Upada na kolana, opuszcza go siła.
Towarzysze mu niosą ratunek daremny,
Rozciąga się na ziemi, iak robak nikczemny.
Noc nigdy nieprzespana zamyka mu oczy,
Krew nurtem płynne z rany, piasek pod nim broczy.
Ciało na wóz ślachetne Paflagony sadzą,
I gorzko nad nim ięcząc, do Troi prowadzą.
Idzie płaczący oyciec, a ta mu iedyna
Pociecha odmówiona, by się zemścił syna.<ref>{{#section:Strona:Iliada2.djvu/183|k13w657}}</ref>
{{tab}}Parysowi zgon iego raz nayczulszy zadał,
Bo w nim i przyiaciela, i gościa postradał.
Więc zemstą zapalony, krzywy łuk natęża,
Szukaiąc zabitemu na ofiarę męża.
Euchanora liczyły w sobie Greckie roty,
Korynt ogłaszał iego bogactwa i cnoty:
Choć znał swóy wyrok, w domu iednak nie osiedział
Polyd wieszcz, oyciec iego, często mu powiedział;
{{korekta|Źe|Że}} mu, albo choroba ciężka życie skróci,
Albo go w polu oręż Troiański wywróci.
Z obu stron smutnym losem był zaięty cały;
Nie chciał gnić podle w łóżku, i umrzeć bez chwały.
Odebrał raz pod uchem: pada i umiera,
A noc wieczne ciemności nad nim rozpościera.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g36q3d0g6l1nv26ma9gb2dayn3p3ezh
Szablon:PAGES NOT PROOFREAD
10
292653
3702475
3702089
2024-11-06T06:56:02Z
SodiumBot
37548
Unattended update of statistics templates
3702475
wikitext
text/x-wiki
293543
rym8taoym4nzitceyueww17hmrp6ddp
Szablon:ALL PAGES
10
292654
3702476
3702090
2024-11-06T06:56:12Z
SodiumBot
37548
Unattended update of statistics templates
3702476
wikitext
text/x-wiki
897319
78j4uqh5pn6ja4dnp0biy7qy5cpuujl
Szablon:PR TEXTS
10
292655
3702477
3702091
2024-11-06T06:56:22Z
SodiumBot
37548
Unattended update of statistics templates
3702477
wikitext
text/x-wiki
249329
n63tjj1li0m432vec3ws7z3ygrszngj
Szablon:ALL TEXTS
10
292656
3702478
3702092
2024-11-06T06:56:32Z
SodiumBot
37548
Unattended update of statistics templates
3702478
wikitext
text/x-wiki
251793
h6v6a2y6r62j2h30m8agewwohf0aq3c
Szablon:IndexPages/Chopin człowiek i artysta
10
304415
3702427
3701995
2024-11-05T21:09:16Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702427
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>333</pc><q4>201</q4><q3>120</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>12</q0>
hh5o0b8nnf2j22pim205315gz3e2z6t
Szablon:IndexPages/Dzieła Krasickiego (Ignacy Krasicki)
10
304639
3702157
3702086
2024-11-05T16:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702157
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>927</pc><q4>6</q4><q3>60</q3><q2>0</q2><q1>852</q1><q0>9</q0>
4440ucicc608ms2e5d9fuwqkh566rvj
3702195
3702157
2024-11-05T17:09:09Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702195
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>927</pc><q4>6</q4><q3>61</q3><q2>0</q2><q1>851</q1><q0>9</q0>
nigkngb0kbb6v9rn3v8ucobunzt9ohu
3702232
3702195
2024-11-05T18:09:08Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702232
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>927</pc><q4>6</q4><q3>62</q3><q2>0</q2><q1>850</q1><q0>9</q0>
1dwbd6maut12bmw64tojs54b7vh9m2j
3702426
3702232
2024-11-05T21:09:14Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702426
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>927</pc><q4>6</q4><q3>63</q3><q2>0</q2><q1>849</q1><q0>9</q0>
m6w8l7sbxaau07yd8mcura4y15izvov
Strona:PL P. J. Szafarzyka słowiański narodopis.djvu/027
100
310461
3702395
1935270
2024-11-05T20:42:50Z
Wieralee
6253
lit.
3702395
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wiola w123" /></noinclude>miejsce zajmuje, i przez gubernią Kostromską, Jarosławską, Władymirską, Niżnej-Nowgorodzką i Wjatską się rozpościéra. Wołogodzka i Archangielska, zdaje się, że się zbliżają do Nowogrodzkiego podrzecza; Kazańska, Simbirska, Saratowska i Orenburska do Moskiewskiego czyli Rjazańskiego. My tylko na teraz o podrzeczu Nowogrodzkiem poniżéj nieco obszerniéj pomówiemy. —<br>
{{tab}}LITERATURA. Ruska literatura obecnego czasu z pomiędzy wszystkich słowiańskich tak obfitością i rozmaitością, jak i wybornością płodów, niezaprzécznie piérwsze miejsce zajmuje. W jéj rozwinięciu się co do postępu czasowego bardzo widocznie, dwóch okresów dopatrzyć można: dawniejszy, od wprowadzenia wiary chrześciańskiej i liturgii słowiańskiéj za Wołodimira (988) aż do Piotra Wielkiego, nowszy zaś, od tegoż panującego, odnowiciela Rossyi i twórcy niniejszéj jéj potęgi, aż do czasu teraźniejszego. Główne cechy jednego i drugiego okresu zasadzają się na języku i stylu; i tak w piérwszym okresie pisano narzeczem cérkiewnem, ruszczyzną mniéj więcéj przeplataném, a tylko bardzo rzadko bądź w politycznych, bądź to w poetyckich dziéłach używano czystego narodowego języka, dla czego téż literatura w ciasnych granicach teologii i kronikarstwa pozostała; w drugim zaczęto pisać czystym narodowym językiém podług podrzecza Moskiewskiego, acz nie bez stroju i obrąbków z języka cérkiewnego, a literatura stała się ogólną, wszechstronną, i, jak Rossyanie mowią, „miesztjańską“ (mieszczańską). Zaraz po rozszérzeniu chrześciaństwa zaczęło się téż spisywanie ksiąg na Rusi. Książe ''Jarosław'' zebrał, ułożył,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s4e9z035wk0nputtixwpa2cel135zna
Indeks:Antologia współczesnych poetów polskich (Króliński)
102
316259
3702254
3700071
2024-11-05T18:29:42Z
Wieralee
6253
uwagi
3702254
proofread-index
text/x-wiki
{{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template
|Tytuł=[[Antologia współczesnych poetów polskich]]
|Autor=antologia, red. [[Autor:Kazimierz Króliński|Kazimierz Króliński]]
|Tłumacz=
|Redaktor=
|Ilustracje=
|Rok=1908
|Wydawca=Księgarnia Maniszewskiego i Meinharta
|Miejsce wydania=
|Druk=
|Źródło=[[commons:File:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu|Skany na Commons]]
|Ilustracja=[[File:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu|strona=7|mały]]
|Strony=[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/001|001]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/002|002]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/003|003]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/004|004]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/005|005]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/006|006]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/007|007]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/008|008]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/009|009]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/010|010]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/011|011]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/012|012]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/013|013]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/014|014]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/015|015]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/016|016]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/017|017]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/018|018]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/019|019]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/020|020]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/021|021]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/022|022]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/023|023]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/024|024]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/025|025]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/026|026]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/027|027]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/028|028]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/029|029]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/030|030]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/031|031]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/032|032]]
033
034
035
036
037
038
039
040
041
042
043
044
045
046
047
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/048|048]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/049|049]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/050|050]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/051|051]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/052|052]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/053|053]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/054|054]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/055|055]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/056|056]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/057|057]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/058|058]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/059|059]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/060|060]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/061|061]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/062|062]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/063|063]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/064|064]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/065|065]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/066|066]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/067|067]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/068|068]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/069|069]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/070|070]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/071|071]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/072|072]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/073|073]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/074|074]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/075|075]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/076|076]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/077|077]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/078|078]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/079|079]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/080|080]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/081|081]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/082|082]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/083|083]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/084|084]]
085
086
087
088
089
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/090|090]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/091|091]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/092|092]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/093|093]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/094|094]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/095|095]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/096|096]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/097|097]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/098|098]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/099|099]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/100|100]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/101|101]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/102|102]]
103
104
105
106
107
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/108|108]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/109|109]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/110|110]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/111|111]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/112|112]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/113|113]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/114|114]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/115|115]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/116|116]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/117|117]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/118|118]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/119|119]]
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/130|130]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/131|131]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/132|132]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/133|133]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/134|134]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/135|135]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/136|136]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/137|137]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/138|138]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/139|139]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/140|140]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/141|141]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/142|142]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/143|143]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/144|144]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/145|145]]
146
147
148
149
150
151
152
153
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/154|154]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/155|155]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/156|156]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/157|157]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/158|158]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/159|159]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/160|160]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/161|161]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/162|162]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/163|163]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/164|164]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/165|165]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/166|166]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/167|167]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/168|168]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/169|169]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/170|170]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/171|171]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/172|172]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/173|173]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/174|174]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/175|175]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/176|176]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/177|177]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/178|178]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/179|179]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/180|180]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/181|181]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/182|182]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/183|183]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/184|184]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/185|185]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/186|186]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/187|187]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/188|188]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/189|189]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/190|190]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/191|191]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/192|192]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/193|193]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/194|194]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/195|195]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/196|196]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/197|197]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/198|198]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/199|199]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/200|200]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/201|201]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/202|202]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/203|203]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/204|204]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/205|205]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/206|206]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/207|207]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/208|208]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/209|209]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/210|210]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/211|211]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/212|212]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/213|213]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/214|214]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/215|215]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/216|216]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/217|217]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/218|218]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/219|219]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/220|220]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/221|221]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/222|222]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/223|223]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/224|224]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/225|225]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/226|226]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/227|227]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/228|228]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/229|229]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/230|230]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/231|231]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/232|232]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/233|233]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/234|234]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/235|235]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/236|236]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/237|237]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/238|238]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/239|239]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/240|240]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/241|241]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/242|242]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/243|243]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/244|244]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/245|245]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/246|246]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/247|247]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/248|248]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/249|249]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/250|250]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/251|251]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/252|252]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/253|253]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/254|254]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/255|255]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/256|256]]
257
258
259
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/260|260]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/261|261]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/262|262]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/263|263]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/264|264]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/265|265]]
266
267
268
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/269|269]]
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/286|286]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/287|287]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/288|288]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/289|289]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/290|290]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/291|291]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/292|292]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/293|293]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/294|294]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/295|295]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/296|296]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/297|297]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/298|298]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/299|299]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/300|300]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/301|301]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/302|302]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/303|303]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/304|304]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/305|305]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/306|306]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/307|307]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/308|308]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/309|309]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/310|310]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/311|311]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/312|312]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/313|313]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/314|314]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/315|315]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/316|316]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/317|317]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/318|318]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/319|319]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/320|320]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/321|321]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/322|322]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/323|323]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/324|324]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/325|325]]
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/336|336]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/337|337]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/338|338]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/339|339]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/340|340]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/341|341]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/342|342]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/343|343]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/344|344]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/345|345]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/346|346]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/347|347]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/348|348]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/349|349]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/350|350]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/351|351]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/352|352]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/353|353]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/354|354]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/355|355]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/356|356]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/357|357]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/358|358]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/359|359]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/360|360]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/361|361]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/362|362]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/363|363]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/364|364]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/365|365]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/366|366]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/367|367]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/368|368]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/369|369]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/370|370]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/371|371]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/372|372]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/373|373]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/374|374]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/375|375]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/376|376]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/377|377]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/378|378]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/379|379]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/380|380]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/381|381]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/382|382]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/383|383]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/384|384]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/385|385]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/386|386]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/387|387]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/388|388]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/389|389]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/390|390]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/391|391]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/392|392]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/393|393]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/394|394]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/395|395]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/396|396]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/397|397]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/398|398]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/399|399]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/400|400]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/401|401]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/402|402]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/403|403]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/404|404]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/405|405]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/406|406]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/407|407]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/408|408]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/409|409]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/410|410]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/411|411]]
412
413
414
415
416
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/417|417]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/418|418]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/419|419]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/420|420]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/421|421]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/422|422]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/423|423]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/424|424]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/425|425]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/426|426]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/427|427]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/428|428]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/429|429]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/430|430]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/431|431]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/432|432]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/433|433]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/434|434]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/435|435]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/436|436]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/437|437]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/438|438]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/439|439]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/440|440]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/441|441]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/442|442]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/443|443]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/444|444]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/445|445]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/446|446]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/447|447]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/448|448]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/449|449]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/450|450]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/451|451]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/452|452]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/453|453]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/454|454]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/455|455]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/456|456]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/457|457]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/458|458]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/459|459]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/460|460]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/461|461]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/462|462]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/463|463]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/464|464]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/465|465]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/466|466]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/467|467]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/468|468]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/469|469]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/470|470]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/471|471]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/472|472]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/473|473]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/474|474]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/475|475]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/476|476]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/477|477]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/478|478]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/479|479]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/480|480]]
481
482
483
484
485
486
487
488
489
490
491
492
493
494
495
496
497
498
499
500
501
502
503
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/504|504]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/505|505]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/506|506]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/507|507]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/508|508]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/509|509]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/510|510]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/511|511]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/512|512]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/513|513]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/514|514]]
515
516
517
518
519
520
521
522
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/523|523]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/524|524]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/525|525]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/526|526]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/527|527]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/528|528]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/529|529]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/530|530]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/531|531]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/532|532]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/533|533]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/534|534]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/535|535]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/536|536]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/537|537]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/538|538]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/539|539]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/540|540]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/541|541]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/542|542]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/543|543]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/544|544]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/545|545]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/546|546]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/547|547]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/548|548]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/549|549]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/550|550]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/551|551]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/552|552]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/553|553]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/554|554]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/555|555]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/556|556]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/557|557]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/558|558]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/559|559]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/560|560]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/561|561]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/562|562]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/563|563]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/564|564]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/565|565]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/566|566]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/567|567]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/568|568]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/569|569]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/570|570]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/571|571]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/572|572]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/573|573]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/574|574]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/575|575]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/576|576]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/577|577]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/578|578]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/579|579]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/580|580]]
581
582
583
584
585
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/586|586]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/587|587]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/588|588]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/589|589]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/590|590]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/591|591]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/592|592]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/593|593]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/594|594]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/595|595]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/596|596]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/597|597]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/598|598]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/599|599]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/600|600]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/601|601]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/602|602]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/603|603]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/604|604]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/605|605]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/606|606]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/607|607]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/608|608]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/609|609]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/610|610]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/611|611]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/612|612]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/613|613]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/614|614]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/615|615]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/616|616]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/617|617]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/618|618]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/619|619]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/620|620]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/621|621]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/622|622]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/623|623]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/624|624]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/625|625]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/626|626]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/627|627]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/628|628]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/629|629]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/630|630]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/631|631]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/632|632]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/633|633]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/634|634]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/635|635]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/636|636]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/637|637]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/638|638]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/639|639]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/640|640]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/641|641]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/642|642]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/643|643]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/644|644]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/645|645]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/646|646]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/647|647]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/648|648]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/649|649]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/650|650]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/651|651]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/652|652]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/653|653]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/654|654]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/655|655]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/656|656]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/657|657]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/658|658]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/659|659]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/660|660]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/661|661]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/662|662]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/663|663]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/664|664]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/665|665]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/666|666]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/667|667]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/668|668]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/669|669]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/670|670]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/671|671]]
[[Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/672|672]]
<hr><br>
<poem>
Bogusław Butrymowicz (1872-1965) - do udostępnienia w 2036
Maria Czerkawska (1881-1973) - do udostępnienia w 2044
Artur Ćwikowski (1881-?) - do udostępnienia w 2042
'''Juliusz German (1880-1953) - do udostępnienia w 2024'''
Mieczysław Gliński (1865?-?) - do udostępnienia w 2041
Ziemowit Juliusz Gliński (1885-1956) - do udostępnienia w 2027
'''Feliks Gwiżdż (1885-1952) - do udostępnienia w 2023'''
'''Benedykt Hertz (1872-1952) - do udostępnienia w 2023'''
Jan Huskowski (1883-?) - do udostępnienia w 2044
Józef Jedlicz, właśc. Józef Kapuścieński (1878-1955) - do udostępnienia w 2026
'''Janina z Tymińskich Rumlowa (Liliana) (?-1952) - do udostępnienia w 2023'''
Adam Cybulski-Łada (1878-1957) - do udostępnienia w 2028
'''Kornel Makuszyński (1884-1953) - do udostępnienia w 2024'''
'''Zofia Nałkowska (1884-1954) - do udostępnienia w 2025'''
Franciszek Józef Nawrocki (1875-1963) - do udostępnienia w 2034
Ida Pilecka (?-?) (fl. ca. 1902-1917) - do udostępnienia w 2049
Michał Marian Bożawola-Poznański (?-?) (fl. ca. 1908-1923) - do udostępnienia w 2049
Leopold Staff (1878-1957) - do udostępnienia w 2028
Wanda Aleksandra Stanisławska (1875-1966) - do udostępnienia w 2037
'''Ludwik Szczepański (1872-1954) - do udostępnienia w 2025'''
Wroczyński Kazimierz (1883–1957) - do udostępnienia w 2028
</poem><br /><hr><br />
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2023]]
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2024]]
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2025]]
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2026]]
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2028]]
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2034]]
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2036]]
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2037]]
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2041]]
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2042]]
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2044]]
[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2049]]
|Spis treści=
|Uwagi=strona 192 pliku powinna być przeniesiona 4 strony wcześniej - błąd składu pliku - naprawić przy uaktualnieniu treści możliwych do udostępnienia na przełomie roku 2023/2024
strona 580 pliku powinna być przeniesiona 3 strony wcześniej - błąd składu pliku
Usunięto:
Bogusław Butrymowicz (ur. 17 marca 1872 w Kolbuszowej, zm. 26 lutego 1965 w Rzeszowie)
Maria Czerkawska (ur. 27 listopada 1881 w Bezmiechowej Górnej, zm. 2 listopada 1973 r. w Krakowie)
Artur Ćwikowski, ur. 1881
Juliusz German (ur. 17 maja 1880 w Jarosławiu, zm. 21 marca 1953 w Katowicach)
Mieczysław Gliński, ur. 1865?
Ziemowit Juliusz Gliński (1885-1956)
Feliks Gwiżdż, pseudonim Stryk (ur. 12 stycznia w Odrowążu 1885, zm. 27 maja 1952 w Warszawie)
Benedykt Hertz (ur. 7 czerwca 1872 w Warszawie, zm. 31 października 1952 w Podkowie Leśnej)
Jan Huskowski (ur. 23 kwietnia 1883 w Piaskach Wielkich, zm. w XX wieku)
Józef Jedlicz, właśc. Józef Kapuścieński (ur. 20 marca 1878 we Wróblówce, zm. 20 lutego 1955 w Warszawie)
Janina z Tymińskich Rumlowa (Liliana) (zm. we wrześniu 1952 w Gdańsku) <!-- http://www.pressreader.com/poland/gazeta-wyborcza-regionalna-stoleczna/20120907/281702611898623 -->
Adam Cybulski-Łada, pseudonim Adam de Łada; Adam Łada (ur. 23 czerwca 1878 w Grabownicy Starzeńskiej na Podkarpaciu, zm. w maju 1957 w Cannes)
Kornel Makuszyński (ur. 8 stycznia 1884 w Stryju, zm. 31 lipca 1953 w Zakopanem)
Zofia Nałkowska (ur. 10 listopada 1884 w Warszawie, zm. 17 grudnia 1954 tamże)
Franciszek Józef Nawrocki (1875 - 1963)
Ida Pilecka ???
Michał Marian Bożawola-Poznański ???
Leopold Staff (ur. 14 listopada 1878 we Lwowie, zm. 31 maja 1957 w Skarżysku-Kamiennej)
STANISŁAWSKA Wanda Aleksandra (1875-1966) poetka
Ludwik Szczepański, ps. Wincenty Ogórek (ur. 5 marca 1872 w Krakowie, zm. 19 lutego 1954 tamże)
Wroczyński Kazimierz, pseudonimy: Chigi, Rujwid (1883–1957)
|Postęp=do przepisania
|Status dodatkowy=_empty_
|Css=
|Width=
}}
rs1hx26cnaav5d3fbtkb57494muxj1d
Szablon:IndexPages/Antologia współczesnych poetów polskich (Króliński)
10
316271
3702234
3701248
2024-11-05T18:09:10Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702234
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>556</pc><q4>17</q4><q3>60</q3><q2>0</q2><q1>421</q1><q0>11</q0>
a3yk1zzic1ikqh56jp6t3sbkxgm2wp5
3702285
3702234
2024-11-05T19:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702285
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>556</pc><q4>17</q4><q3>60</q3><q2>0</q2><q1>442</q1><q0>11</q0>
l39veay11jh7ihf96a4urvhnvdy5e0l
3702349
3702285
2024-11-05T20:09:12Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702349
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>556</pc><q4>17</q4><q3>60</q3><q2>0</q2><q1>463</q1><q0>11</q0>
b3a1z1hengyto4ksudsxtmit81ftc57
3702423
3702349
2024-11-05T21:09:10Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702423
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>556</pc><q4>17</q4><q3>60</q3><q2>0</q2><q1>468</q1><q0>11</q0>
sujxf37jrcupvjuqx5jqv55ip7ycg6c
Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony
4
479637
3702368
3701978
2024-11-05T20:28:16Z
Seboloidus
27417
+1
3702368
wikitext
text/x-wiki
[[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony/Indeksy dodane przed rokiem 2015|Indeksy dodane przed rokiem 2015]]
{|width=100% class="wikitable sortable"
!width=40%|Tytuł
!width=23%|Autor
!width=5%|Strony
!width=20%|Uwagi
!width=10%|Start
!Stan
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Z czary młodości (Zenon Przesmycki)
|tytuł=Z czary młodości
|autor=Zenon Przesmycki
|start=2015-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Idealisci (Lam)
|tytuł=Idealiści
|autor=Jan Lam
|start=2015-01-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu
|tytuł=Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi
|autor=Jan Lam
|start=2015-01-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=E Porter Pollyanna dorasta.djvu
|tytuł=Pollyanna dorasta
|autor=Eleanor H. Porter
|start=2023-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rozmaitości i powiastki Jana Lama
|tytuł=Rozmaitości i powiastki
|autor=Jan Lam
|start=2015-01-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pamiętnik (Brzozowski)
|tytuł=Pamiętnik
|autor=Stanisław Brzozowski
|start=2015-01-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Legenda Młodej Polski (Brzozowski)
|tytuł=Legenda Młodej Polski
|autor=Stanisław Brzozowski
|start=2015-01-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nowy Sącz jego dzieje i pamiątki dziejowe (Jan Sygański)
|tytuł=Nowy Sącz jego dzieje i pamiątki dziejowe
|autor=Jan Sygański
|start=2015-01-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antygona (tłum. Kaszewski)
|tytuł=
|autor=Sofokles
|start=2015-01-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Skąpiec (Molier)
|tytuł=Skąpiec
|autor=Molier
|start=2015-02-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Komedye (Marivaux)
|tytuł=Komedye
|autor=Pierre de Marivaux
|start=2015-02-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Słowa Pisma Świętego podane do rozmyślania. Genesis - Księga Rodzaju
|tytuł=Słowa Pisma Świętego podane do rozmyślania. (Genesis - Księga Rodzaju)
|autor=
|start=2015-02-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu
|tytuł=Atala, René, Ostatni z Abenserażów
|autor=François-René de Chateaubriand
|start=2015-02-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Malwina (Maria Wirtemberska)
|tytuł=Malwina czyli domyślność serca
|autor=Maria Wirtemberska
|start=2015-02-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kronika miasta Leszna (Karwowski)
|tytuł=Kronika miasta Leszna
|autor=Stanisław Karwowski
|start=2015-02-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Nowe Ateny cz. 1.djvu
|tytuł=Nowe Ateny
|autor=Benedykt Chmielowski
|start=2015-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pan Tadeusz (1921)
|tytuł=Pan Tadeusz
|autor=Adam Mickiewicz
|start=2015-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jeden miesiąc życia (Sten)
|tytuł=Jeden miesiąc życia
|autor=[[Autor:Ludwik Bruner|Jan Sten]]
|start=2015-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mikołaja Reja Wybór pism wierszem i prozą.djvu
|autor=Mikołaj Rej
|tytuł=Mikołaja Reja wybór pism wierszem i prozą
|start=2015-12-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Atma (Rodziewiczówna)
|tytuł=Atma
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2015-03-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Barbara Tryźnianka (Rodziewiczówna)
|tytuł=Barbara Tryźnianka
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2015-03-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Hrywda (Rodziewiczówna)
|tytuł=Hrywda
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2015-03-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lato leśnych ludzi (Rodziewiczówna)
|tytuł=Lato leśnych ludzi
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2015-03-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dewajtis (Rodziewiczówna)
|tytuł=Dewajtis
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2015-03-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu
|tytuł=Hanza
|autor=Wincenty Rapacki (ojciec)
|start=2015-03-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Żywot Michała Anioła (Rolland)
|tytuł=Żywot Michała Anioła
|autor=Romain Rolland
|start=2015-03-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Clerambault (Rolland)
|tytuł=Clerambault
|autor=Romain Rolland
|start=2015-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wybór poezyi Mieczysława Romanowskiego
|autor=Mieczysław Romanowski
|start=2015-05-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu
|tytuł=Dziewczę z Sącza
|autor=Mieczysław Romanowski
|start=2015-12-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Artur Schopenhauer - O wolności ludzkiej woli.djvu
|tytuł=O wolności ludzkiej woli
|autor=Arthur Schopenhauer
|start=2015-10-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kuma Troska (Sudermann)
|tytuł=Kuma Troska
|autor=Hermann Sudermann
|start=2015-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju (Kropotkin)
|tytuł=Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju
|autor=Piotr Kropotkin
|start=2015-04-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Szkoła harcerza
|tytuł=Szkoła harcerza
|autor=Stanisław Sedlaczek
|start=2015-04-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dworzanin (Górnicki)
|tytuł=Dworzanin
|autor=Łukasz Górnicki
|start=2015-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nauka o rzeczach (Weryho)
|tytuł=Nauka o rzeczach
|autor=Maria Weryho
|start=2015-05-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gimnastyka (Weryho)
|tytuł=Gimnastyka
|autor=Maria Weryho
|start=2015-05-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Melchior Pudłowski i jego pisma (Wierzbowski)
|tytuł=Melchior Pudłowski i jego pisma
|autor=[[Autor:Melchior Pudłowski|Melchior Pudłowski]], [[Autor:Teodor Wierzbowski|Teodor Wierzbowski]]
|start=2015-05-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rabindranath Tagore-Sadhana.djvu
|tytuł=Sādhanā
|autor=Rabindranath Tagore
|start=2015-06-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu
|tytuł=Pielgrzym Kamanita
|autor=Karl Gjellerup
|start=2015-06-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu
|tytuł=Hans Alienus
|autor=Verner von Heidenstam
|start=2015-06-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Szwedzi w Warszawie (Przyborowski)
|tytuł=Szwedzi w Warszawie
|autor=Walery Przyborowski
|start=2015-06-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jean Tarnowski - Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919.pdf
|tytuł=Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919
|autor=Jan Stanisław Amor Tarnowski
|start=2015-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Poezye Stanisława Trembeckiego (Bobrowicz)
|tytuł=Poezye Stanisława Trembeckiego
|autor=Stanisław Trembecki
|start=2015-06-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma wierszem i prozą Kajetana Węgierskiego.djvu
|tytuł=Pisma wierszem i prozą
|autor=Tomasz Kajetan Węgierski
|start=2015-09-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu
|tytuł=Z podglebia
|autor=Jan Żyznowski
|start=2015-07-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ocalenie (Conrad)
|tytuł=Ocalenie
|autor=Joseph Conrad
|start=2015-04-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu
|tytuł=Opowieści niepokojące
|autor=Joseph Conrad
|start=2015-07-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zwycięstwo (Conrad)
|tytuł=Zwycięstwo
|autor=Joseph Conrad
|start=2015-07-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu
|tytuł=Między lądem a morzem
|autor=Joseph Conrad
|start=2015-11-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. Grabiec - Dzieje Polski Niepodległej.djvu
|tytuł=Dzieje Polski Niepodległej
|autor=Józef Dąbrowski
|start=2015-07-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. Grabiec - Dzieje porozbiorowe Narodu Polskiego.djvu
|tytuł=Dzieje porozbiorowe Narodu Polskiego
|autor=Józef Dąbrowski
|start=2015-07-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. Grabiec - Powstanie Styczniowe 1863—1864.djvu
|tytuł=Powstanie Styczniowe 1863—1864
|autor=Józef Dąbrowski
|start=2015-07-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu
|tytuł=Powszechne braterstwo
|autor=John Galsworthy
|start=2015-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Protokół - Mirosławiec katastrofa lotnicza.pdf
|tytuł=Protokół - Mirosławiec katastrofa lotnicza
|autor=Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego
|start=2015-07-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu
|tytuł=Dzieła tom I
|autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.)
|start=2015-07-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom IV.djvu
|tytuł=Dzieła tom IV
|autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.)
|start=2015-07-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom VI.djvu
|tytuł=Dzieła tom VI
|autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br />[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.)
|start=2015-07-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mistrz Twardowski (Oppman)
|tytuł=Mistrz Twardowski
|autor=[[Autor:Artur Oppman|Artur Oppman]], [[Autor:Józef Ignacy Kraszewski|Józef Ignacy Kraszewski]]
|start=2015-06-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma zbiorowe Józefa Piłsudskiego T04.djvu
|tytuł=Pisma zbiorowe Józefa Piłsudskiego Tom IV
|autor=Józef Piłsudski
|start=2015-08-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Tarnowski - Przechadzki po Europie.djvu
|tytuł=Przechadzki po Europie
|autor=Władysław Tarnowski
|start=2015-08-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Mann - Literatura włoska.djvu
|tytuł=Literatura włoska
|autor=Maurycy Mann
|start=2015-08-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paweł Władysław Fabisz-Wiadomość o szkólności katolickiéj w dekanacie koźmińskim.djvu
|tytuł=Wiadomość o szkólności katolickiéj w Dekanacie Koźmińskim i o Gimnazyum Katolickiem w Ostrowie
|autor=Paweł Władysław Fabisz
|start=2015-07-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Życie tygodnik Rok I (1897) wybór
|autor=red. nacz. [[Autor:Ludwik Szczepański|Ludwik Szczepański]]
|start=2015-04-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wieś Ilustrowana, marzec 1911.pdf
|tytuł=Wieś Ilustrowana, marzec 1911
|autor=red. nacz. [[Autor:Kazimierz Laskowski|Kazimierz Laskowski]]
|start=2015-08-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Tarnowski-O Rusi i Rusinach.pdf
|tytuł=O Rusi i Rusinach
|autor=Stanisław Tarnowski
|start=2015-08-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku.pdf
|tytuł=Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku
|autor=red. [[Autor:Stanisław Tarnowski|Stanisław Tarnowski]]
|start=2015-08-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Voltaire - Refleksye.djvu
|tytuł=Refleksye
|autor=[[Autor:Franciszek Maria Arouet|Wolter]]
|start=2015-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf
|tytuł=Powieści poetyckie
|autor=George Gordon Byron
|start=2015-09-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lombroso - Geniusz i obłąkanie.djvu
|tytuł=Geniusz i obłąkanie
|autor=Cesare Lombroso
|start=2015-10-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bronisław Malinowski - Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego.pdf
|tytuł=Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego
|autor=Bronisław Malinowski
|start=2015-10-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wyznania świętego Augustyna.djvu
|tytuł=Wyznania świętego Augustyna
|autor=Augustyn z Hippony
|start=2015-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu
|tytuł=Pokolenie Marka Świdy
|autor=Andrzej Strug
|start=2015-10-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gallus Anonymus - Kronika Marcina Galla.pdf
|tytuł=Kronika Marcina Galla
|autor=Gall Anonim
|start=2015-10-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu
|tytuł=Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu
|autor=Andrzej Strug
|start=2015-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Żółty krzyż - T.II - Bogowie Germanji (Andrzej Strug).djvu
|tytuł=Żółty krzyż - T.II - Bogowie Germanji
|autor=Andrzej Strug
|start=2015-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu
|tytuł=Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard
|autor=Andrzej Strug
|start=2015-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Marja Gerson-Dąbrowska - Polscy Artyści.pdf
|tytuł=Polscy artyści
|autor=Maria Gerson-Dąbrowska
|start=2015-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego.djvu
|tytuł=Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego
|autor=Jan III Sobieski
|start=2015-10-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu
|tytuł=Tako rzecze Zaratustra
|autor=[[Autor:Fryderyk Nietzsche|Friedrich Nietzsche]]
|start=2015-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Benedykt de Spinoza - Dzieła Tom I.djvu
|tytuł=Dzieła Tom I
|autor=Baruch de Spinoza
|start=2015-10-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Benedykt de Spinoza - Dzieła Tom II.djvu
|tytuł=Dzieła Tom II
|autor=Baruch de Spinoza
|start=2015-10-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Anna Ciundziewicka - Gospodyni litewska.djvu
|tytuł=Gospodyni litewska
|autor=Anna Ciundziewicka
|start=2015-10-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf
|tytuł=Bohaterowie
|autor=Thomas Carlyle
|start=2015-11-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William James - Pragmatyzm plus Dylemat determinizmu.pdf
|tytuł=Pragmatyzm. Dylemat determinizmu
|autor=William James
|start=2015-11-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klub Pickwicka (Dickens)
|tytuł=Klub Pickwicka
|autor=Karol Dickens
|start=2015-06-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu
|tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom I
|autor=Jan Długosz
|start=2015-11-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu
|tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom II
|autor=Jan Długosz
|start=2015-11-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu
|tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom III
|autor=Jan Długosz
|start=2015-11-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu
|tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom IV
|autor=Jan Długosz
|start=2015-11-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom V.djvu
|tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom V
|autor=Jan Długosz
|start=2015-11-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu
|tytuł=Szkice i obrazki
|autor=Marian Gawalewicz
|start=2015-11-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Podróże po Rossyi (Humboldt)
|tytuł=Podróże po Rossyi
|autor=Alexander von Humboldt
|start=2015-05-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Obrazy natury (Aleksander Humboldt)
|tytuł=Obrazy natury
|autor=Alexander von Humboldt
|start=2015-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza-Chłopski mecenas.pdf
|tytuł=Chłopski mecenas
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2015-08-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf
|tytuł=Łuk
|autor=Juliusz Kaden-Bandrowski
|start=2015-12-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu
|tytuł=Światło które zagasło
|autor=Rudyard Kipling
|start=2015-06-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu
|tytuł=Puk z Pukowej Górki
|autor=Rudyard Kipling
|start=2015-06-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu
|tytuł=Zwodne światło
|autor=Rudyard Kipling
|start=2015-06-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Od morza do morza (Kipling)
|tytuł=Od morza do morza
|autor=Rudyard Kipling
|start=2015-06-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu
|tytuł=O człowieku, który chciał być królem
|autor=Rudyard Kipling
|start=2015-12-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu
|tytuł=Cztery nowele
|autor=Maria Konopnicka
|start=2015-07-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Faraon (Prus)
|tytuł=Faraon
|autor=[[Autor:Aleksander Głowacki|Bolesław Prus]]
|start=2015-02-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu
|tytuł=Poezje Wiktora Gomulickiego
|autor=Wiktor Gomulicki
|start=2015-12-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu
|tytuł=Dziennik podróży do Tatrów
|autor=Seweryn Goszczyński
|start=2015-09-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wybór powieści, opisów i opowiadań historycznych (Hoffmanowa)
|tytuł=Wybór powieści, opisów i opowiadań historycznych
|autor=Klementyna Hoffmanowa
|start=2015-05-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Joachima Lelewela Bibljograficznych ksiąg dwoje
|tytuł=Bibljograficznych ksiąg dwoje
|autor=Joachim Lelewel
|start=2015-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Old Surehand (May)
|tytuł=Old Surehand
|autor=Karol May
|start=2015-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Król naftowy (May)
|tytuł=Król naftowy
|autor=Karol May
|start=2015-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Rapir i tomahawk.djvu
|tytuł=Rapir i tomahawk
|autor=Karol May
|start=2015-11-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PLMosso - Fizyczne wychowanie młodzieży.djvu
|tytuł=Fizyczne wychowanie młodzieży
|autor=Angelo Mosso
|start=2015-11-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ostoja - Szkice i obrazki.djvu
|tytuł=Szkice i obrazki
|autor=Józefa Sawicka
|start=2015-12-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dobra nauczka (Abgarowicz)
|tytuł=Dobra nauczka. Ilko Szwabiuk
|autor=Kajetan Abgarowicz
|start=2015-03-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zawisza Czarny cz.I.pdf
|tytuł=Zawisza Czarny
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|start=2015-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Abramowski-braterstwo-solidarnosc-wspoldzialanie.pdf
|tytuł=Braterstwo, solidarność, współdziałanie
|autor=Edward Abramowski
|start=2015-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks= Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu
|tytuł=Pieśni Janusza
|autor=Wincenty Pol
|start=2015-10-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=W cieniu zakwitających dziewcząt (Proust)
|tytuł=W cieniu zakwitających dziewcząt
|autor=Marcel Proust
|start=2015-11-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Strona Guermantes (Proust)
|tytuł=Strona Guermantes
|autor=Marcel Proust
|start=2015-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Baczyński - Autografy utworów poetyckich (1939-1943).djvu
|tytuł=Autografy utworów poetyckich (1939-1943)
|autor=Krzysztof Kamil Baczyński
|start=2015-12-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Tarnowski - Chopin i Grottger.djvu
|tytuł=Chopin i Grottger
|autor=Stanisław Tarnowski
|start=2015-12-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Świętochowski - O prawach człowieka i obywatela. O prawach mniejszości.djvu
|tytuł=O prawach człowieka i obywatela. O prawach mniejszości
|autor=Aleksander Świętochowski
|start=2015-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Piołuny.pdf
|tytuł=Piołuny
|autor=Władysław Tarnowski
|start=2015-12-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Sygański - Z życia domowego szlachty sandeckiej.djvu
|tytuł=Z życia domowego szlachty sandeckiej
|autor=Jan Sygański
|start=2015-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu
|tytuł=Historya Nowego Sącza
|autor=Jan Sygański
|start=2015-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu
|tytuł=Rok 1794. Ostatni sejm Rzeczypospolitej
|autor=Władysław Stanisław Reymont
|start=2015-12-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zabytek Dawnej Mowy Polskiej.djvu
|tytuł=Kazania gnieźnieńskie
|autor=anonimowy
|start=2015-12-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Fryderyk Chopin (Karasowski)
|tytuł=Fryderyk Chopin
|autor=Maurycy Karasowski
|start=2015-12-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu
|tytuł=Dzieje jednego pocisku
|autor=Andrzej Strug
|start=2015-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Andrzej Strug - Odznaka za wierną służbę.djvu
|tytuł=Odznaka za wierną służbę
|autor=Andrzej Strug
|start=2015-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu
|tytuł=Opowiadania buddhyjskie
|autor=Paul Dahlke
|start=2016-05-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Poezye Alexandra Chodźki.djvu
|tytuł=Poezye Alexandra Chodźki
|autor=Aleksander Chodźko
|start=2016-08-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan z Koszyczek - Rozmowy, które miał król Salomon mądry z Marchołtem.djvu
|tytuł=Rozmowy, które miał król Salomon mądry z Marchołtem
|autor=Jan z Koszyczek
|start=2016-06-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kajetan Kraszewski -Tradycje kadeńskie.djvu
|tytuł=Tradycje kadeńskie
|autor=Kajetan Kraszewski
|start=2016-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu
|tytuł=W niewoli ziemi
|autor=Juljan Krzewiński
|start=2016-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kumaniecki (red) - Zbiór najważniejszych dokumentów do powstania państwa polskiego.djvu
|tytuł=Zbiór najważniejszych dokumentów do powstania państwa polskiego
|autor=Kazimierz Władysław Kumaniecki
|start=2016-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jan Łąpiński - Przewodnik po Ciechocinku.djvu
|tytuł=Przewodnik po Ciechocinku, jego historja i zasoby lecznicze
|autor=[[Autor:Stanisław Łąpiński|Jan Łąpiński (red.)]]
|start=2016-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Miarka - Dzwonek świętej Jadwigi.pdf
|tytuł=Dzwonek świętej Jadwigi
|autor=Karol Miarka (ojciec)
|start=2016-08-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Nakwaska - Powiesci dla dzieci.djvu
|tytuł=Powiesci dla dzieci
|autor=Karolina Nakwaska
|start=2016-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mieczysław Sterling - Fra Angelico i jego epoka.djvu
|tytuł=Fra Angelico i jego epoka
|autor=Mieczysław Sterling
|start=2016-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Arumugam książę indyjski.djvu
|tytuł=Arumugam książę indyjski
|autor=anonimowy
|start=2016-08-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pamiętniki lekarzy (1939).djvu
|tytuł=Pamiętniki lekarzy
|autor=zbiorowy
|start=2016-05-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf
|tytuł=Upominek
|autor=zbiorowy
|start=2016-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Richard von Krafft-Ebing - Zboczenia umysłowe na tle zaburzeń płciowych.djvu
|tytuł=Zboczenia umysłowe na tle zaburzeń płciowych
|autor=Richard von Krafft-Ebing
|start=2016-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1.djvu
|tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom I
|autor=Michał Arct
|start=2016-01-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 2.djvu
|tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom II
|autor=Michał Arct
|start=2016-01-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 3.djvu
|tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom III
|autor=Michał Arct
|start=2016-01-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ignacy Radliński - Apokryfy judaistyczno-chrześcijańskie.djvu
|tytuł=Apokryfy judaistyczno-chrześcijańskie
|autor=Ignacy Radliński
|start=2016-04-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Święty Józef Oblubieniec Bogarodzicy
|autor=
|start=2016-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józefa Ungra Kalendarz illustrowany 1878.djvu
|tytuł=Józefa Ungra Kalendarz illustrowany 1878
|autor=zbiorowy
|start=2016-01-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Jellinek - Deklaracja praw człowieka i obywatela.pdf
|tytuł=Deklaracja praw człowieka i obywatela
|autor=Jerzy Jellinek
|start=2016-04-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Śpiewnik kościelny katolicki (T. Flasza, 1930).djvu
|tytuł=Śpiewnik kościelny katolicki
|autor=Tomasz Flasza
|start=2016-01-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Michał Bałucki - Nowelle.djvu
|tytuł=Nowelle
|autor=Michał Bałucki
|start=2016-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Szkarłatna róża.djvu
|tytuł=Szkarłatna Róża Raju Boskiego
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2016-04-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu
|tytuł=Sosenka z wydm
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2016-04-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu
|tytuł=Pielgrzymi
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2016-04-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu
|tytuł=Niezwalczone sztandary
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2016-04-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu
|tytuł=Krwawa chmura
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2016-04-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=A. Baranowski - O wzorach.pdf
|tytuł=O wzorach służących do obliczenia liczby liczb pierwszych nie przekraczających danej granicy
|autor=[[Autor:Antanas Baranauskas|Antoni Baranowski]]
|start=2016-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Baranowski - O progresji transcendentalnej.pdf
|tytuł=O progresji transcendentalnej oraz o skali i siłach umysłu ludzkiego
|autor=[[Autor:Antanas Baranauskas|Antoni Baranowski]]
|start=2016-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. W. Draper - Dzieje rozwoju umysłowego Europy 01.pdf
|tytuł=Dzieje rozwoju umysłowego Europy. Tom I
|autor=John William Draper
|start=2016-05-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Filochowski - Czarci młyn.djvu
|tytuł=Czarci młyn
|autor=Wacław Filochowski
|start=2016-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu
|tytuł=Przez kraj duchów i zwierząt
|autor=Wacław Filochowski
|start=2016-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Anatole France - Wyspa Pingwinów.djvu
|tytuł=Wyspa Pingwinów
|autor=Anatole France
|start=2016-08-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wybór dzieł Klementyny z Tańskich Hofmanowej Tom I.djvu
|tytuł=Wybór dzieł Klementyny z Tańskich Hofmanowej Tom I
|autor=Klementyna Hoffmanowa
|start=2016-08-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klementyna Hofmanowa - Pamiątka po dobrej matce.djvu
|tytuł=Pamiątka po dobrej matce
|autor=Klementyna Hoffmanowa
|start=2016-08-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu
|tytuł=Peer Gynt
|autor=Henryk Ibsen
|start=2016-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu
|tytuł=Wybór dramatów
|autor=Henryk Ibsen
|start=2016-04-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zwierzyna - sposoby przyrządzania.djvu
|tytuł=Zwierzyna - sposoby przyrządzania
|autor=Elżbieta Kiewnarska
|start=2016-08-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu
|tytuł=Druga księga dżungli
|autor=Rudyard Kipling
|start=2016-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pamiętniki do panowania Augusta III i Stanisława Augusta.djvu
|tytuł= Pamiętniki do panowania Augusta III. i Stanisława Augusta
|autor=Jędrzej Kitowicz
|start=2016-08-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paul de Kock - Poczciwy koleżka
|tytuł=Poczciwy koleżka
|autor=Paul de Kock
|start=2016-08-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paul de Kock - Dom biały
|tytuł=Dom biały
|autor=Paul de Kock
|start=2016-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu
|tytuł=Ludzie i rzeczy
|autor=Maria Konopnicka
|start=2016-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący.djvu
|tytuł=Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący
|autor=Michał Dymitr Krajewski
|start=2016-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu
|tytuł=Sceny sejmowe
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2016-07-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Odczyty o cywilizacyi w Polsce.djvu
|tytuł=Odczyty o cywilizacyi w Polsce
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2016-07-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Dwie komedyjki.djvu
|tytuł=Dwie komedyjki
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2016-07-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu
|tytuł=Kroniki lwowskie
|autor=Jan Lam
|start=2016-01-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Lam - Dziwne karyery.djvu
|tytuł=Dziwne karyery
|autor=Jan Lam
|start=2016-01-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Lam - Głowy do pozłoty
|tytuł=Głowy do pozłoty
|autor=Jan Lam
|start=2016-01-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu
|tytuł=Skarb Watażki
|autor=Władysław Łoziński
|start=2016-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Pantera Południa.djvu
|tytuł=Pantera Południa
|autor=Karol May
|start=2016-05-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Hadżi Halef Omar.djvu
|tytuł=Hadżi Halef Omar
|autor=Karol May
|start=2016-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - W krainie Taru.djvu
|tytuł=W krainie Taru
|autor=Karol May
|start=2016-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antychryst.djvu
|tytuł=Piotr i Aleksy, Antychryst
|autor=Dmitrij Mereżkowski
|start=2016-01-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu
|tytuł=Dekabryści
|autor=Dmitrij Mereżkowski
|start=2016-01-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gustaw Meyrink - Zielona twarz.djvu
|tytuł=Zielona twarz
|autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]]
|start=2016-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gustaw Meyrink - Golem.djvu
|tytuł=Golem
|autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]]
|start=2016-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu
|tytuł=Mirtala
|autor=Eliza Orzeszkowa
|start=2016-12-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu
|tytuł=Na skrzyżowaniu dróg
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2016-02-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca
|tytuł=Niewolnicy Słońca
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2016-02-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu
|tytuł=Płomienna północ
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2016-02-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu
|tytuł=Pięć minut do północy
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2016-03-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Strona Guermantes część druga (Proust)
|tytuł=Strona Guermantes część druga<br />Sodoma i Gomora część pierwsza
|autor=Marcel Proust
|start=2016-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sodoma i Gomora część druga (Proust)
|tytuł=Sodoma i Gomora część druga
|autor=Marcel Proust
|start=2016-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Uwięziona (Proust)
|tytuł=Uwięziona
|autor=Marcel Proust
|start=2016-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Przybyszewski - Polska i święta wojna.djvu
|tytuł=Polska i święta wojna
|autor=Stanisław Przybyszewski
|start=2016-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Przybyszewski - Taniec miłości i śmierci.djvu
|tytuł=Taniec miłości i śmierci
|autor=Stanisław Przybyszewski
|start=2016-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Przybyszewski - W godzinie cudu.djvu
|tytuł=W godzinie cudu
|autor=Stanisław Przybyszewski
|start=2016-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Przybyszewski - Dzieci nędzy.djvu
|tytuł=Dzieci nędzy
|autor=Stanisław Przybyszewski
|start=2016-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Przybyszewski - Adam Drzazga.djvu
|tytuł=Adam Drzazga
|autor=Stanisław Przybyszewski
|start=2016-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu
|tytuł=Król Husytów
|autor=Wincenty Rapacki (ojciec)
|start=2016-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Burza.pdf
|tytuł=Burza
|autor=William Shakespeare
|start=2016-01-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski-W matni.djvu
|tytuł=W matni
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2016-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu
|tytuł=Na kresach lasów
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2016-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu
|tytuł=Ol-Soni Kisań
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2016-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu
|tytuł=Brzask
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2016-01-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu
|tytuł=12 lat w kraju Jakutów
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2016-01-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=M. Skłodowska-Curie - Promieniotwórczość.djvu
|tytuł=Promieniotwórczość
|autor=Maria Skłodowska-Curie
|start=2016-01-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Andrzej Strug - W twardej służbie.djvu
|tytuł=W twardej służbie
|autor=Andrzej Strug
|start=2016-02-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Andrzej Strug - Z powrotem.djvu
|tytuł=Z powrotem
|autor=Andrzej Strug
|start=2016-02-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu
|tytuł=Poezye studenta Tom IV
|autor=Władysław Tarnowski
|start=2016-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf
|tytuł=Bez przewrotu
|autor=Juliusz Verne
|start=2016-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Verne - Rozbitki.pdf
|tytuł=Rozbitki
|autor=Juliusz Verne
|start=2016-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 01.djvu
|tytuł=Walka Północy z Południem tom I
|autor=Juliusz Verne
|start=2016-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf
|tytuł=Walka Północy z Południem tom II
|autor=Juliusz Verne
|start=2016-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu
|tytuł=Na około Księżyca
|autor=Juliusz Verne
|start=2016-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu
|tytuł=Podróż do środka Ziemi
|autor=Juliusz Verne
|start=2016-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu
|tytuł=Przygody na okręcie „Chancellor“
|autor=Juliusz Verne
|start=2016-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Verne - Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką.djvu
|tytuł=Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką
|autor=Juliusz Verne
|start=2016-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu
|tytuł=Piętnastoletni kapitan
|autor=Juliusz Verne
|start=2016-07-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu
|tytuł=Soból i panna
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2016-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maciej Wierzbiński - Nowelle.djvu
|tytuł=Nowelle
|autor=Maciej Wierzbiński
|start=2016-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Ignacy Witkiewicz - Leon Chwistek - Demon Intelektu.djvu
|tytuł=Leon Chwistek - Demon Intelektu
|autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz
|start=2016-01-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu
|tytuł=Pestis perniciosissima
|autor=Marian Zdziechowski
|start=2016-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Żuławski - Ijola.djvu
|tytuł=Ijola
|autor=Jerzy Żuławski
|start=2016-06-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Przez pustynię
|tytuł=Przez pustynię
|autor=Karol May
|start=2016-09-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pro Arte r5z2.djvu
|tytuł=Pro Arte. Rocznik 5 Zeszyt 2
|autor=zbiorowy
|start=2016-09-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Marah Durimeh.djvu
|tytuł=Marah Durimeh
|autor=Karol May
|start=2016-09-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu
|tytuł=Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac
|autor=Louis Gallet
|start=2016-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu
|tytuł=Chleb rzucony umarłym
|autor=Bogdan Wojdowski
|start=2016-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Andrzejewski - Miazga
|tytuł=Miazga
|autor=Jerzy Andrzejewski
|start=2016-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Czycz - Ajol.djvu
|tytuł=Ajol
|autor=Stanisław Czycz
|start=2016-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Wyka - Modernizm polski.djvu
|tytuł=Modernizm polski
|autor=Kazimierz Wyka
|start=2016-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Sillan III.djvu
|tytuł=Sillan III
|autor=Karol May
|start=2016-09-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Oskar Flatt - Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym.djvu
|tytuł=Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym
|autor=Oskar Flatt
|start=2016-09-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu
|tytuł=Płomienna obręcz
|autor=Zofia Dromlewiczowa
|start=2016-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zofia Dromlewiczowa - Przygody Tadzia.djvu
|tytuł=Przygody Tadzia
|autor=Zofia Dromlewiczowa
|start=2016-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zofia Dromlewiczowa - Rycerze przestworzy.djvu
|tytuł=Rycerze przestworzy
|autor=Zofia Dromlewiczowa
|start=2016-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zofia Dromlewiczowa - Szalona Jasia.djvu
|tytuł=Szalona Jasia
|autor=Zofia Dromlewiczowa
|start=2016-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Anna Zahorska - Trucizny.djvu
|tytuł=Trucizny
|autor=Anna Zahorska
|start=2016-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu
|tytuł=Scena przy strumieniu
|autor=Lucjan Szenwald
|start=2016-09-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jak wesolo spedzic czas.djvu
|tytuł=Jak wesoło spędzic czas
|autor=Konstanty Krumłowski
|start=2016-09-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emil Zegadłowicz - Głaz graniczny.djvu
|tytuł=Głaz graniczny
|autor=Emil Zegadłowicz
|start=2016-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emil Zegadłowicz - Gody pasterskie w beskidzie.djvu
|tytuł=Gody pasterskie w beskidzie
|autor=Emil Zegadłowicz
|start=2016-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emil Zegadłowicz - Z pod młyńskich kamieni.djvu
|tytuł=Z pod młyńskich kamieni
|autor=Emil Zegadłowicz
|start=2016-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Andrzej Strug - Portret.djvu
|tytuł=Portret
|autor=Andrzej Strug
|start=2016-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Andrzej Strug - Pieniądz T.2.djvu
|tytuł=Pieniądz T.2
|autor=Andrzej Strug
|start=2016-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rocznik na rok zwyczajny 1871.pdf
|tytuł=Rocznik na rok zwyczajny 1871
|autor=
|start=2016-09-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu
|tytuł=Gospoda pod Aniołem Stróżem
|autor=Sophie de Ségur
|start=2016-10-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu
|tytuł=Promień zielony i dziesięć godzin polowania
|autor=Juliusz Verne
|start=2016-10-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu
|tytuł=Klejnoty poezji staropolskiej
|autor=Gustaw Bolesław Baumfeld
|start=2016-10-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edmund De Amicis - Marokko.djvu
|tytuł=Marokko
|autor=Edmondo De Amicis
|start=2016-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Mickiewicz - Emigracya Polska 1860—1890.djvu
|tytuł=Emigracya Polska 1860—1890
|autor=Władysław Mickiewicz
|start=2016-10-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=T. Hodi - Pan Ślepy-Paweł.pdf
|tytuł=Pan Ślepy-Paweł
|autor=Józef Tokarzewicz
|start=2016-10-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Tokarzewicz - W dniach wojny i głodu.djvu
|tytuł=W dniach wojny i głodu
|autor=Józef Tokarzewicz
|start=2016-10-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kodex Napoleona - Z przypisami - Xiąg trzy.djvu
|autor=Napoleon Bonaparte
|start=2016-11-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Tarnowski z Dzikowa.djvu
|tytuł=Jan Tarnowski z Dzikowa
|autor=zbiorowy
|start=2016-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sofokles - Elektra.djvu
|tytuł=Elektra
|autor=Sofokles
|start=2016-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sofokles - Król Edyp.djvu
|tytuł=Król Edyp
|autor=Sofokles
|start=2016-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lenin - Imperjalizm jako najnowszy etap.djvu
|tytuł=Imperjalizm jako najnowszy etap w rozwoju kapitalizmu
|autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]]
|start=2016-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Goldman - Słownik Dux-Liliput.djvu
|tytuł=Słownik „Dux-Liliput“ angielsko-polski
|autor=Stanisław Goldman
|start=2016-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Adolf Pawiński - Portugalia.djvu
|tytuł=Portugalia
|autor=Adolf Pawiński
|start=2016-11-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sewer - Bratnie dusze.djvu
|tytuł=Bratnie dusze
|autor=[[Autor:Ignacy Maciejowski|Sewer]]
|start=2016-11-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu
|tytuł=Flirt z Melpomeną
|autor=Tadeusz Boy-Żeleński
|start=2016-11-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walter Scott - Rob-Roy.djvu
|tytuł=Rob-Roy
|autor=Walter Scott
|start=2016-11-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kucharka litewska (1913).djvu
|tytuł=Kucharka litewska
|autor=Wincenta Zawadzka
|start=2016-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1.djvu
|tytuł=Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1
|autor=zbiorowy
|start=2016-12-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu
|tytuł=Ben-Hur
|autor=Lewis Wallace
|start=2016-12-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Bukowski - Władysław St. Reymont. Próba charakterystyki.djvu
|tytuł=Władysław St. Reymont. Próba charakterystyki
|autor=Kazimierz Bukowski
|start=2016-12-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu
|tytuł=Typy i obrazki krakowskie
|autor=Michał Bałucki
|start=2016-12-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu
|tytuł=Ziemia w malignie
|autor=Bruno Winawer
|start=2016-12-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kopia rękopismów własnoręcznych Jana III.djvu
|tytuł=Kopia rękopismów własnoręcznych Jana III. Króla Polskiego y Xięcia Stanisława Lubomirskiego
|autor=[[Autor:Jan III Sobieski|Jan III Sobieski]],<br>[[Autor:Stanisław Lubomirski|Stanisław Lubomirski]]
|start=2017-01-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lucjan Szenwald - Utwory poetyckie.djvu
|tytuł=Utwory poetyckie
|autor=Lucjan Szenwald
|start=2017-01-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Aleksander Czolowski. Wysoki zamek (1910).djvu
|tytuł=Wysoki zamek
|autor=Aleksander Czołowski
|start=2017-01-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu
|tytuł=Przechadzki po mieście cz. 3
|autor=Marceli Motty
|start=2017-01-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu
|tytuł=Przechadzki po mieście cz. 4
|autor=Marceli Motty
|start=2017-01-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu
|tytuł=Przechadzki po mieście cz. 5
|autor=Marceli Motty
|start=2017-01-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jadwiga Marcinowska - Vox clamantis.djvu
|tytuł=Vox clamantis
|autor=Jadwiga Marcinowska
|start=2017-01-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu
|tytuł=W puszczach Afryki
|autor=Juliusz Verne
|start=2017-01-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Biblioteka Powieści w Zeszytach Nr Nr 10-11
|autor=Eugeniusz Małaczewski
|start=2017-01-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Anatole France - Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką.djvu
|tytuł=Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką
|autor=Anatole France
|start=2017-01-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania T1.djvu
|tytuł=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania tom I
|autor=Józef Łukaszewicz
|start=2016-12-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania T2.djvu
|tytuł=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania tom II
|autor=Józef Łukaszewicz
|start=2016-12-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Obraz literatury powszechnej tom I.djvu
|tytuł=Obraz literatury powszechnej tom I
|autor=Piotr Chmielowski
|start=2017-01-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kuchnia koszerna 1904.djvu
|tytuł=Kuchnia koszerna
|autor=Rebekka Wolf
|start=2017-01-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Doświadczone sekreta smażenia konfitur i soków.djvu
|tytuł=Doświadczone sekreta smażenia konfitur i soków
|autor=[[Autor:Florentyna Niewiarowska|Florentyna Niewiarowska]], [[Autor:Wanda Malecka|Wanda Malecka]]
|start=2017-01-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sekreta różne
|tytuł=Sekreta różne
|autor=nieznany
|start=2017-01-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kuchnia udzielna dla osób osłabionych w wieku podeszłym.djvu
|tytuł=Kuchmistrz nowy
|autor=Jan Szyttler
|start=2017-01-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Roger Peyre-Historja Sztuki
|tytuł=Historja Sztuki
|autor=Roger Peyre
|start=2017-01-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Brzozowski - Współczesna powieść polska.djvu
|tytuł=Współczesna powieść polska
|autor=Stanisław Brzozowski
|start=2017-01-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kuchnia polska.djvu
|tytuł=Kuchnia polska
|autor=nieznany
|start=2017-01-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Najnowsza kuchnia wytworna i gospodarska.djvu
|tytuł=Najnowsza kuchnia
|autor=Marta Norkowska
|start=2017-02-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Potrawy z cielęciny.djvu
|tytuł=Potrawy z cielęciny
|autor=Elżbieta Kiewnarska
|start=2017-02-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Potrawy z kasz i mąki.djvu
|tytuł=Potrawy z kasz i mąki
|autor=Elżbieta Kiewnarska
|start=2017-02-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Potrawy z wołowiny.djvu
|tytuł=Potrawy z wołowiny
|autor=Elżbieta Kiewnarska
|start=2017-02-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu
|tytuł=Rok 1794. Nil desperandum
|autor=Władysław Stanisław Reymont
|start=2017-02-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu
|tytuł=Rok 1794. Insurekcja
|autor=Władysław Stanisław Reymont
|start=2017-02-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Śpiżarnia i zapasy zimowe.djvu
|tytuł=Śpiżarnia i zapasy zimowe
|autor=Marta Norkowska
|start=2017-02-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Lipiński, Szlachta na Ukrainie (1909).djvu
|tytuł=Szlachta na Ukrainie
|autor=Wacław Lipiński
|start=2017-02-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu
|tytuł=Djament Radży
|autor=Robert Louis Stevenson
|start=2017-02-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu
|tytuł=Przygody księcia Ottona
|autor=Robert Louis Stevenson
|start=2017-02-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu
|tytuł=Księga dżungli
|autor=Rudyard Kipling
|start=2017-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Oskar Peschel - Historja wielkich odkryć geograficznych.djvu
|tytuł=Historja wielkich odkryć geograficznych
|autor=Oscar Peschel
|start=2017-03-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nikołaj Gogol - Portret.djvu
|tytuł=Portret
|autor=Nikołaj Gogol
|start=2017-03-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Baka - Uwagi Rzeczy Ostatecznych Y Złosci Grzechowey.djvu
|tytuł=Uwagi Rzeczy Ostatecznych Y Złosci Grzechowey
|autor=Józef Baka
|start=2017-03-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tyara i Korona (Teodor Jeske-Choiński)
|tytuł=Tyara i Korona
|autor=Teodor Jeske-Choiński
|start=2017-03-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Teodorowicz - Stańczyk bez teki.djvu
|tytuł=Stańczyk bez teki
|autor=Józef Teodorowicz
|start=2017-03-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Adam Mickiewicz - Dziady część III.djvu
|tytuł=Dziady część III
|autor=Adam Mickiewicz
|start=2017-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Maurycy Kamiński - O prostytucji.djvu
|tytuł=O prostytucji
|autor=Jan Maurycy Kamiński
|start=2017-04-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Piekarnia i cukiernia wytworna i gospodarska.djvu
|tytuł=Piekarnia i cukiernia
|autor=Marta Norkowska
|start=2017-04-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu
|tytuł=Zaklęty Dwór
|autor=Walery Łoziński
|start=2017-04-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walery Łoziński - Czarny Matwij.djvu
|tytuł=Czarny Matwij
|autor=Walery Łoziński
|start=2017-04-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kwiaty.djvu
|tytuł=Kwiaty
|autor=Ignacy Komorowski
|start=2017-04-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Łza.djvu
|tytuł=Łza
|autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Julian Korsak|Julian Korsak]]
|start=2017-04-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Melodja (Moore).djvu
|tytuł=Melodja
|autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Antoni Edward Odyniec|Antoni Edward Odyniec]]
|start=2017-04-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pieśń wschodnia.djvu
|tytuł=Pieśń wschodnia
|autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Aleksander Chodźko|Aleksander Chodźko]]
|start=2017-04-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Polonez (Chociaż to życie idzie po grudzie).djvu
|tytuł=Polonez (Chociaż to życie idzie po grudzie)
|autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Wincenty Pol|Wincenty Pol]]
|start=2017-04-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Powiśle (śpiew).djvu
|tytuł=Powiśle
|autor=Ignacy Komorowski
|start=2017-04-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Śpiew Żniwiarki z kantaty Rok w Pieśni.djvu
|tytuł=Śpiew Żniwiarki
|autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Ludwik Kondratowicz|Władysław Syrokomla]]
|start=2017-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lipinski W. Z dziejow Ukrainy (1912).djvu
|tytuł=Z dziejów Ukrainy
|autor=Wacław Lipiński
|start=2017-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Tretiak - Bohdan Zaleski.djvu
|tytuł=Bohdan Zaleski
|autor=Józef Tretiak
|start=2017-04-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu
|tytuł=Za chińskim murem
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-04-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu
|tytuł=Pod polską banderą
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-04-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Szanchaj (Ossendowski)
|tytuł=Szanchaj
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-04-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ogrody północne, I.djvu
|tytuł=Ogrody północne, Tom I
|autor=Józef Strumiłło
|start=2017-04-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ogrody północne, II.djvu
|tytuł=Ogrody północne, Tom II
|autor=Józef Strumiłło
|start=2017-04-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ogrody północne, III.djvu
|tytuł=Ogrody północne, Tom III
|autor=Józef Strumiłło
|start=2017-04-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Szczęsny Morawski - Sądecczyzna.djvu
|tytuł=Sądecczyzna
|autor=Feliks Jan Szczęsny Morawski
|start=2017-05-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Szczęsny Morawski - Sądecczyzna za Jagiellonów.djvu
|tytuł=Sądecczyzna za Jagiellonów
|autor=Feliks Jan Szczęsny Morawski
|start=2017-05-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu
|tytuł=Lepsze czasy
|autor=Bruno Winawer
|start=2017-05-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Biszen i Menisze.djvu
|tytuł=Biszen i Menisze
|autor=Abol Ghasem Ferdousi
|start=2017-05-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2017).pdf
|tytuł=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2017)
|autor=Polski ustawodawca
|start=2017-05-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu
|tytuł=Huragan
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-05-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu
|tytuł=Mocni ludzie
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-05-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu
|tytuł=Po szerokim świecie
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-05-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1924).djvu
|tytuł=Nieznanym szlakiem (1924)
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-05-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu
|tytuł=Nieznanym szlakiem (1930)
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-05-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ignacy Mościcki - Autobiografia
|tytuł=Autobiografia
|autor=Ignacy Mościcki
|start=2017-05-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu
|tytuł=Dywan wschodni (tłum. Antoni Lange)
|autor=Antoni Lange
|start=2017-05-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Narzeczeni (Manzoni)
|tytuł=Narzeczeni
|autor=Alessandro Manzoni
|start=2017-05-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=John Galsworthy - Posiadacz.pdf
|tytuł=Saga rodu Forsytów tom I. Posiadacz
|autor=John Galsworthy
|start=2017-05-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=John Galsworthy - Przebudzenie.pdf
|tytuł=Saga rodu Forsytów tom III. Przebudzenie
|autor=John Galsworthy
|start=2017-05-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2
|autor=zbiorowy
|start=2017-06-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu
|tytuł=Kruszenie kamienia
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-06-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych.pdf
|tytuł=Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych
|autor=Longin Pastusiak
|start=2017-06-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu
|tytuł=Morderstwo na rue Morgue
|autor=Edgar Allan Poe
|start=2017-06-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Wachtl - Szkolnictwo i wychowanie.djvu
|tytuł=Szkolnictwo i wychowanie
|autor=Karol Wachtl
|start=2017-06-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stary Kościół Miechowski.djvu
|tytuł=Stary Kościół Miechowski
|autor=[[Autor:Norbert Bonczyk|Norbert Bonczyk]]<br>[[Autor:Wincenty Ogrodziński|Wincenty Ogrodziński]]
|start=2017-06-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emil Szramek - Ks. Konstanty Damroth.pdf
|tytuł=Ks. Konstanty Damroth
|autor=Emil Szramek
|start=2017-07-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Beniowski
|tytuł=Beniowski
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2017-07-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu
|tytuł=Bajka o Żelaznym Wilku
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2017-07-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu
|tytuł=Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2017-07-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu
|tytuł=W szponach
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2017-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu
|tytuł=Łańcuchy
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2017-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Topiel.djvu
|tytuł=Topiel
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2017-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Ocean
|tytuł=Ocean
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2017-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama
|tytuł=Dalaj-Lama
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2017-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Korea.djvu
|tytuł=Korea
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2017-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Brama na świat.djvu
|tytuł=Brama na świat
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2017-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu
|tytuł=Żywe grobowce
|autor=Icek Boruch Farbarowicz
|start=2017-07-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Urke-Nachalnik - W matni.djvu
|tytuł=W matni
|autor=Icek Boruch Farbarowicz
|start=2017-07-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu
|tytuł=Gdyby nie kobiety
|autor=Icek Boruch Farbarowicz
|start=2017-07-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Ucieczka.djvu
|tytuł=Ucieczka
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2017-07-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=G. K. Chesterton - Charles Dickens.djvu
|tytuł=Charles Dickens
|autor=Gilbert Keith Chesterton
|start=2017-07-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Święty Franciszek Seraficki w pieśni.djvu
|tytuł=Święty Franciszek Seraficki w pieśni
|autor=Andrzej Janocha
|start=2017-07-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu
|tytuł=Sułkowski
|autor=Stefan Żeromski
|start=2017-07-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Tarnowski - Projekt nowej ustawy konstytucyjnej.djvu
|tytuł=Projekt nowej ustawy konstytucyjnej
|autor=Jan Stanisław Amor Tarnowski
|start=2017-07-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu
|tytuł=Tajemnica płonącego samolotu
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu
|tytuł=Zagończyk
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu
|tytuł=Najwyższy lot
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2017-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu
|tytuł=Czahary
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2017-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu
|tytuł=Byli i będą
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2017-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu
|tytuł=Barcikowscy
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2017-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu
|tytuł=Anima vilis
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2017-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu
|tytuł=Błękitni
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2017-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Jerychonka.djvu
|tytuł=Jerychonka
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2017-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu
|tytuł=Jaskółczym szlakiem
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2017-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu
|tytuł=Czarny Bóg
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2017-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu
|tytuł=Czarny chleb
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2017-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mieczysław Skrudlik - Bezbożnictwo w Polsce.djvu
|tytuł=Bezbożnictwo w Polsce
|autor=Mieczysław Skrudlik
|start=2017-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu
|tytuł=Herkules nowożytny i inne wesołe rzeczy
|autor=Władysław Orkan
|start=2017-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tadeusz Jaroszyński - Oko za oko.djvu
|tytuł=Oko za oko
|autor=Tadeusz Jaroszyński
|start=2017-07-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Stanisław Reymont - Na zagonie.djvu
|tytuł=Na zagonie
|autor=Władysław Stanisław Reymont
|start=2017-07-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Stanisław Reymont - Za frontem.djvu
|tytuł=Za frontem
|autor=Władysław Stanisław Reymont
|start=2017-07-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej.djvu
|tytuł=Z ziemi chełmskiej
|autor=Władysław Stanisław Reymont
|start=2017-07-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu
|tytuł=Osądzona
|autor=Władysław Stanisław Reymont
|start=2017-07-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maciej Wierzbiński - Dolar i spółka.djvu
|tytuł=Dolar i spółka
|autor=Maciej Wierzbiński
|start=2017-07-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła św. Dionizyusza Areopagity.djvu
|tytuł=Dzieła św. Dionizyusza Areopagity
|autor=Pseudo-Dionizy Areopagita
|start=2017-08-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Cyceron - Mowca Brutusowi poświęcony.djvu
|tytuł=Mowca Brutusowi poświęcony
|autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]]
|start=2017-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu
|tytuł=Poemata
|autor=George Gordon Byron
|start=2017-08-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Helena Mniszek - Gehenna
|tytuł=Gehenna
|autor=Helena Mniszek
|start=2017-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu
|tytuł=Prawa ludzi
|autor=Helena Mniszek
|start=2017-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu
|tytuł=Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę
|autor=Władysław Orkan
|start=2017-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Andrzej Niemojewski - Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych.djvu
|tytuł=Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych
|autor=Andrzej Niemojewski
|start=2017-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Andrzej Niemojewski - Tajemnice hierarchii rzymskiej.djvu
|tytuł=Tajemnice hierarchii rzymskiej
|autor=Andrzej Niemojewski
|start=2017-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu
|tytuł=Notturno
|autor=Gabriele D’Annunzio
|start=2017-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu
|tytuł=Ogień
|autor=Gabriele D’Annunzio
|start=2017-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu
|tytuł=Intruz
|autor=Gabriele D’Annunzio
|start=2017-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu
|tytuł=Tryumf śmierci
|autor=Gabriele D’Annunzio
|start=2017-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu
|tytuł=Czerwony ślub i inne opowiadania
|autor=Lafcadio Hearn
|start=2017-11-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Żywot sługi bożego błogosławionego Rafała z Proszowic.pdf
|tytuł=Żywot sługi bożego błogosławionego Rafała z Proszowic
|autor=Adam Chodyński
|start=2017-11-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf
|tytuł=Czapka topielca
|autor=Jerzy Szarecki
|start=2017-11-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Boża czeladka (Kraszewski)
|tytuł=Boża czeladka
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2017-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Marya Dynowska - Hieronim Morsztyn i jego rękopiśmienna spuścizna
|tytuł=Hieronim Morsztyn i jego rękopiśmienna spuścizna
|autor=Maria Dynowska
|start=2017-11-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maski - literatura, sztuka i satyra - Zeszyt 15 1918.pdf
|autor=
|start=2017-12-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. Mirandola - Kampania karpacka II. Brygady Legionów polskich.djvu
|tytuł=Kampania karpacka II. Brygady Legionów polskich
|autor=Franciszek Mirandola
|start=2017-12-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maski - literatura, sztuka i satyra - Zeszyt 20 1918.pdf
|autor=
|start=2017-12-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu
|tytuł=Pod sztandarami Sobieskiego
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-01-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu
|tytuł=Klejnot
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-01-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Krach na giełdzie.pdf
|tytuł=Krach na giełdzie
|autor=Juliusz Łukasiewicz
|start=2018-02-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma Ignacego Chodźki t.I.djvu
|tytuł=Pisma Ignacego Chodźki t.I
|autor=Ignacy Chodźko
|start=2017-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma Ignacego Chodźki t.II.djvu
|tytuł=Pisma Ignacego Chodźki t.II
|autor=Ignacy Chodźko
|start=2017-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf
|tytuł=Rupiecie
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu
|tytuł=Nieoswojone Ptaki
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Światła.djvu
|tytuł=Światła
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu
|tytuł=Szary proch
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-02-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu
|tytuł=Ona
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-02-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Na fali.djvu
|tytuł=Na fali
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-02-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu
|tytuł=Polesie
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu
|tytuł=Karpaty i Podkarpacie
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Sygański - Historya Nabożeństwa do Najśw. Serca Jezusowego.djvu
|tytuł=Historya Nabożeństwa do Najśw. Serca Jezusowego
|autor=Jan Sygański
|start=2018-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Sygański - Analekta sandeckie.djvu
|tytuł=Analekta sandeckie
|autor=Jan Sygański
|start=2018-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu
|tytuł=Emilja Plater
|autor=Wacław Gąsiorowski
|start=2018-02-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu
|tytuł=Ogień wykrzesany
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Gąsiorowski - Rok 1809
|tytuł=Rok 1809
|autor=Wacław Gąsiorowski
|start=2018-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Miasto mojej matki.djvu
|tytuł=Miasto mojej matki
|autor=Juliusz Kaden-Bandrowski
|start=2018-02-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu
|tytuł=Generał Barcz
|autor=Juliusz Kaden-Bandrowski
|start=2018-02-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Giovanni Boccaccio - Dekameron
|tytuł=Dekameron
|autor=Giovanni Boccaccio
|start=2018-02-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Statut ZHP (1936).djvu
|tytuł=Statut ZHP (1936)
|autor=polski ustawodawca
|start=2018-02-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Sokół pustyni.djvu
|tytuł=Sokół pustyni
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-02-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu
|tytuł=Skarb Wysp Andamańskich
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-02-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu
|tytuł=Lisowczycy
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-02-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu
|tytuł=Zbuntowane i zwyciężone
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-02-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Gąsiorowski - Huragan
|tytuł=Huragan
|autor=Wacław Gąsiorowski
|start=2018-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Gąsiorowski - Szwoleżerowie gwardji.djvu
|tytuł=Szwoleżerowie gwardji
|autor=Wacław Gąsiorowski
|start=2018-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Dzieje burzliwego okresu.djvu
|tytuł=Dzieje burzliwego okresu
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Opowieść o dwóch miastach
|tytuł=Opowieść o dwóch miastach
|autor=Karol Dickens
|start=2018-03-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu
|tytuł=Złoty robak
|autor=Mieczysław Piotrowski
|start=2018-03-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wielkie nadzieje (Dickens)
|tytuł=Wielkie nadzieje
|autor=Karol Dickens
|start=2018-03-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu
|tytuł=Zmartwychwstanie Bogów. Leonard da Vinci
|autor=Dmitrij Mereżkowski
|start=2018-03-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu
|tytuł=Chodźcie w światłości
|autor=Lew Tołstoj
|start=2018-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu
|tytuł=Stalky i Sp.
|autor=Rudyard Kipling
|start=2018-03-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu
|tytuł=Eugeniusz Oniegin
|autor=Aleksander Puszkin
|start=2018-03-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf
|tytuł=Julian Apostata
|autor=Dmitrij Mereżkowski
|start=2018-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Konopnicka - Szkice.djvu
|tytuł=Szkice
|autor=Maria Konopnicka
|start=2018-03-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stendhal - Kroniki włoskie.djvu
|tytuł=Kroniki włoskie
|autor=Stendhal
|start=2018-03-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stendhal - Pamiętnik egotysty.djvu
|tytuł=Pamiętnik egotysty
|autor=Stendhal
|start=2018-03-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nauka pływania.pdf
|tytuł=Nauka pływania
|autor=Wacław Zachariasz Zarzycki
|start=2018-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu
|tytuł=Zbójcy
|autor=Friedrich Schiller
|start=2018-04-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pustelnia parmeńska
|tytuł=Pustelnia parmeńska
|autor=Stendhal
|start=2018-04-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=August Forel - Hypnotyzm.djvu
|tytuł=Hypnotyzm
|autor=Auguste Forel
|start=2018-04-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=August Forel - Zagadnienia seksualne.djvu
|tytuł=Zagadnienia seksualne
|autor=Auguste Forel
|start=2018-04-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Manifest Od Prymasa Korony Polskiey Stanom Rzeczypospolitey, y całemu światu podany
|tytuł=Manifest Od Prymasa Korony Polskiey Stanom Rzeczypospolitey, y całemu światu podany
|autor=Michał Stefan Radziejowski
|start=2018-04-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Fileb.djvu
|tytuł=Fileb
|autor=Platon
|start=2018-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kieszonkowy słownik języków łacińskiego i polskiego. Cz. 1, Słownik łacińsko-polski.djvu
|tytuł=Kieszonkowy słownik języków łacińskiego i polskiego. Cz. 1, Słownik łacińsko-polski
|autor=Hermann Menge
|start=2018-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Ignacy Witkiewicz - Janulka, córka Fizdejki.djvu
|tytuł=Janulka, córka Fizdejki
|autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz
|start=2018-05-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wojciech Kętrzyński - O Mazurach.djvu
|tytuł=O Mazurach
|autor=Wojciech Kętrzyński
|start=2018-05-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zarys dziejów miasta Tczewa.djvu
|tytuł=Zarys dziejów miasta Tczewa
|autor=Edmund Raduński
|start=2018-05-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu
|tytuł=Zakopane Skarby
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu
|tytuł=Milion na poddaszu
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zacharyasiewicz - Powieści.djvu
|tytuł=Powieści Jana Zachariasiewicza
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zacharyasiewicz - Sebastyan Klonowicz.djvu
|tytuł=Sebastyan Klonowicz
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zacharyasiewicz - Św. Jur.djvu
|tytuł=Św. Jur
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu
|tytuł=Teorya pana Filipa
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu
|tytuł=Nowele i opowiadania
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zacharyasiewicz - Nemezys.djvu
|tytuł=Nemezys
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zacharyasiewicz - „Moje szczęście”.djvu
|tytuł=„Moje szczęście”
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zacharjasiewicz - Chleb bez soli
|tytuł=Chleb bez soli
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu
|tytuł=Na kresach
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu
|tytuł=Marek Poraj
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2018-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Protagoras; Eutyfron.pdf
|tytuł=Platona Protagoras, Eutyfron
|autor=Platon
|start=2018-05-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Obrona Sokratesa.pdf
|tytuł=Obrona Sokratesa
|autor=Platon
|start=2018-05-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Arystoteles - Konstytucya Ateńska Arystotelesa.pdf
|tytuł=Konstytucya Ateńska
|autor=Arystoteles
|start=2018-06-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Żywoty pań swowolnych
|tytuł=Żywoty pań swowolnych
|autor=Pierre de Bourdeille
|start=2018-06-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platona Apologia Sokratesa Kryton.pdf
|tytuł=Platona Apologia Sokratesa, Kryton
|autor=Platon
|start=2018-06-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu
|tytuł=Maleńka Dorrit
|autor=Karol Dickens
|start=2018-06-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu
|tytuł=Ragnarök
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-06-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Herbert George Wells - Wojna światów
|tytuł=Wojna światów
|autor=Herbert George Wells
|start=2018-06-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Herbert George Wells - Nowele.djvu
|tytuł=Nowele
|autor=Herbert George Wells
|start=2018-06-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Nowele (1914).djvu
|tytuł=Nowele
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2018-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu
|tytuł=Zacisze
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2018-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Dzieła Platona.pdf
|tytuł=Dzieła Platona (Kozłwoski)
|autor=Platon
|start=2018-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Platona (Bronikowski)
|tytuł=Dzieła Platona (Bronikowski)
|autor=Platon
|start=2018-12-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Biesiada.djvu
|tytuł=Biesiada
|autor=Platon
|start=2018-06-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maria Rodziewiczówna - Pożary i zgliszcza.djvu
|tytuł=Pożary i zgliszcza
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Macierz.djvu
|tytuł=Macierz
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-06-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu
|tytuł=Na wyżynach
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-06-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Trybuna (1906) nr 3.djvu
|tytuł=Trybuna 3/1906
|autor=
|start=2018-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Helena Mniszek - Królowa Gizella
|tytuł=Królowa Gizella
|autor=Helena Mniszek
|start=2018-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Helena Mniszek - Panicz.djvu
|tytuł=Panicz
|autor=Helena Mniszek
|start=2018-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu
|tytuł=Pluton i Persefona
|autor=Helena Mniszek
|start=2018-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu
|tytuł=Z fali na falę
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2018-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Sieroszewski - Latorośle.djvu
|tytuł=Latorośle, Pustelnia w górach, Czukcze
|autor=Wacław Sieroszewski
|start=2018-06-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Chimera 1907 z. 28-30.djvu
|tytuł=Chimera 1907 zeszyty 28-30
|autor=zbiorowy
|start=2018-06-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. A. Ossendowski - Wańko z Lisowa.djvu
|tytuł=Wańko z Lisowa
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-06-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=D. M. Mereżkowski - Napoleon.djvu
|tytuł=Napoleon
|autor=Dmitrij Mereżkowski
|start=2018-06-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Teogonja Hezjoda.pdf
|tytuł=Teogonja Hezjoda
|autor=Hezjod
|start=2018-06-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Fullerton - Święta Franciszka rzymianka.djvu
|autor=Georgiana Fullerton
|start=2018-06-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Hugo Zathey - Antologia rzymska.djvu
|tytuł=Antologia rzymska
|autor=Hugo Zathey
|start=2018-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zbior praw sądowych na mocy Konstytucyi Roku 1776.djvu
|tytuł=Zbior praw sądowych na mocy Konstytucyi Roku 1776
|autor=polski prawodawca
|start=2018-07-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Najpiękniejsze myśli z pism Emanuela Kanta.pdf
|tytuł=Najpiękniejsze myśli z pism Emanuela Kanta
|autor=Immanuel Kant
|start=2018-07-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=D. M. Mereżkowski - Aleksander I
|tytuł=Aleksander I
|autor=Dmitrij Mereżkowski
|start=2018-07-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Zawadzki - Obrazy Rusi Czerwonej.djvu
|tytuł=Obrazy Rusi Czerwonej
|autor=Władysław Zawadzki
|start=2018-07-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bô Yin Râ - Księga człowieka.pdf
|tytuł=Księga człowieka
|autor=[[Autor:Joseph Anton Schneiderfranken|Bô Yin Râ]]
|start=2018-07-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu
|tytuł=Dzieła (tom VI)
|autor=Ignacy Krasicki
|start=2018-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bô Yin Râ - Królestwo sztuki.djvu
|tytuł=Królestwo sztuki
|autor=[[Autor:Joseph Anton Schneiderfranken|Bô Yin Râ]]
|start=2018-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bô Yin Râ - Księga sztuki królewskiej.djvu
|tytuł=Księga sztuki królewskiej
|autor=[[Autor:Joseph Anton Schneiderfranken|Bô Yin Râ]]
|start=2018-07-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu
|tytuł=Portret Dorjana Gray'a
|autor=Oscar Wilde
|start=2018-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jan Łoś - Wiersze polskie w ich dziejowym rozwoju.djvu
|tytuł=Wiersze polskie w ich dziejowym rozwoju
|autor=Jan Łoś
|start=2018-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu
|tytuł=Prawda starowieku
|autor=Stanisław Vincenz
|start=2018-08-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu
|tytuł=Zwada
|autor=Stanisław Vincenz
|start=2018-08-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu
|tytuł=Listy z nieba
|autor=Stanisław Vincenz
|start=2018-08-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu
|tytuł=Barwinkowy wianek
|autor=Stanisław Vincenz
|start=2018-08-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jogi Rama-Czaraka - Filozofja jogi i okultyzm wschodni.djvu
|tytuł=Filozofja jogi i okultyzm wschodni
|autor=William Walker Atkinson
|start=2018-08-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Teka Stańczyka.djvu
|tytuł=Teka Stańczyka
|autor=zbiorowy
|start=2018-08-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu
|tytuł=Zwierzenia Arsena Lupina
|autor=Maurice Leblanc
|start=2018-08-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Horacy - Poezje.djvu
|tytuł=Poezje
|autor=Horacy
|start=2018-08-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu
|tytuł=Ofiary
|autor=Ajschylos
|start=2018-08-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ajschylos - Oresteja III Święto pojednania.djvu
|tytuł=Święto pojednania
|autor=Ajschylos
|start=2018-08-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ajschylos - Cztery dramaty.djvu
|tytuł=Cztery dramaty
|autor=Ajschylos
|start=2018-08-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kālidāsa - Sakontala czyli Pierścień przeznaczenia.djvu
|tytuł=Sakontala czyli Pierścień przeznaczenia
|autor=Kālidāsa
|start=2018-08-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Taine - Historya literatury angielskiej 1.djvu
|tytuł=Historya literatury angielskiej, Część I
|autor=Hippolyte Adolphe Taine
|start=2018-08-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Eurypides - Ifigenja w Aulidzie.djvu
|tytuł=Ifigenja w Aulidzie
|autor=Eurypides
|start=2018-08-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu
|tytuł=Pałuba; Sny Maryi Dunin
|autor=Karol Irzykowski
|start=2018-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lew Tołstoj - Djabeł.djvu
|tytuł=Djabeł
|autor=Lew Tołstoj
|start=2018-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lew Tołstoj - Wiatronogi.djvu
|tytuł=Wiatronogi
|autor=Lew Tołstoj
|start=2018-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kajetan Koźmian - Różne wiersze.djvu
|tytuł=Różne wiersze (Koźmian)
|autor=Kajetan Koźmian
|start=2018-08-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.1
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.2
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.3
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.4
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.5
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.6
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.7
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.8
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.9
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.10
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.11
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne T.12
|autor=William Shakespeare
|start=2018-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Samuel - Adalberg - Księga przysłów.djvu
|tytuł=Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich
|autor=Samuel Adalberg
|start=2018-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Encyklopedja Kościelna Tom VII.djvu
|tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom VII
|autor=
|start=2018-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Encyklopedja Kościelna Tom VIII.djvu
|tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom VIII
|autor=
|start=2018-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Encyklopedja Kościelna Tom IX.djvu
|tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom IX
|autor=
|start=2018-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Encyklopedja Kościelna Tom X.djvu
|tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom X
|autor=
|start=2018-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Encyklopedja Kościelna Tom XI.djvu
|tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom XI
|autor=
|start=2018-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Encyklopedja Kościelna Tom XII.djvu
|tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom XII
|autor=
|start=2018-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu
|tytuł=Kiermasy na Warmji
|autor=Walenty Barczewski
|start=2018-08-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Biesiada Djalog o miłości.djvu
|tytuł= Biesiada (Platon, tłum. Okołów)
|autor=Platon
|start=2018-08-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Rydel - Zaczarowane koło.djvu
|tytuł=Zaczarowane koło
|autor=Lucjan Rydel
|start=2018-09-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Litwa w roku 1812.djvu
|tytuł=Litwa w roku 1812
|autor=Janusz Iwaszkiewicz
|start=2018-09-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Polska w r. 1811 i 1813 T.1.djvu
|tytuł=Polska w r. 1811 i 1813 T.1
|autor=Louis Pierre Édouard Bignon
|start=2018-09-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Polska w r. 1811 i 1813 T.2.djvu
|tytuł=Polska w r. 1811 i 1813 T.2
|autor=Louis Pierre Édouard Bignon
|start=2018-09-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Horacy Wybór poezji.djvu
|tytuł=Wybór poezji
|autor=Horacy
|start=2018-09-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lenin - O związkach zawodowych.djvu
|tytuł=O związkach zawodowych
|autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]]
|start=2018-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lenin - O sprawie narodowościowej.djvu
|tytuł=O sprawie narodowościowej
|autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]]
|start=2018-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lenin - O kwestji narodowościowej Cz. 1.djvu
|tytuł=O kwestji narodowościowej Cz. 1.
|autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]]
|start=2018-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lenin - Sprawa zbrojna proletarjatu.djvu
|tytuł=Sprawa zbrojna proletarjatu
|autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]]
|start=2018-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lenin - Wojna wojnie!.djvu
|tytuł=Wojna wojnie!
|autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]]
|start=2018-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kant - Uzasadnienie metafizyki moralności.djvu
|tytuł=Uzasadnienie metafizyki moralności
|autor=Immanuel Kant
|start=2018-09-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Xenophon - Sympozjon oraz wybór z pism.djvu
|tytuł=Sympozjon oraz wybór z pism
|autor=Ksenofont
|start=2018-09-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Obraz literatury powszechnej tom II.djvu
|tytuł=Obraz literatury powszechnej tom II
|autor=Piotr Chmielowski
|start=2018-09-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu
|tytuł=Maja Liza
|autor=Selma Lagerlöf
|start=2018-09-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wiland - Libussa.djvu
|tytuł=Libussa
|autor=Christoph Martin Wieland
|start=2018-09-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wieland - Wędzidło z muła.djvu
|tytuł=Wędzidło z muła
|autor=Christoph Martin Wieland
|start=2018-09-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Helena Mniszek - Verte
|tytuł=Verte
|autor=Helena Mniszek
|start=2018-09-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Osman Pasza.djvu
|tytuł=Osman Pasza
|autor=Karol May
|start=2018-10-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - W sidłach Sefira.djvu
|tytuł=W sidłach Sefira
|autor=Karol May
|start=2018-10-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - U Haddedihnów.djvu
|tytuł=U Haddedihnów
|autor=Karol May
|start=2018-10-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Dżafar Mirza I.djvu
|tytuł=Dżafar Mirza I
|autor=Karol May
|start=2018-10-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Dżafar Mirza II.djvu
|tytuł=Dżafar Mirza II
|autor=Karol May
|start=2018-10-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Pod Siutem.djvu
|tytuł=Pod Siutem
|autor=Karol May
|start=2018-10-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Reïs Effendina.djvu
|tytuł=Reïs Effendina
|autor=Karol May
|start=2018-10-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Jaszczurka.djvu
|tytuł=Jaszczurka
|autor=Karol May
|start=2018-10-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Fakir el Fukara.djvu
|tytuł=Fakir el Fukara
|autor=Karol May
|start=2018-10-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Ostatnia przeprawa.djvu
|tytuł=Ostatnia przeprawa
|autor=Karol May
|start=2018-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Czarny Mustang.djvu
|tytuł=Czarny Mustang
|autor=Karol May
|start=2018-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kara Ben Nemzi (May)
|tytuł=Kara Ben Nemzi
|autor=Karol May
|start=2018-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Elżbieta Drużbacka Poezye Tomik 1.djvu
|tytuł=Poezye (T. I)
|autor=Elżbieta Drużbacka
|start=2018-10-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf
|tytuł=Królowe Kungachelli
|autor=Selma Lagerlöf
|start=2018-10-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Shakespeare - Otello tłum. Paszkowski.djvu
|tytuł=Otello
|autor=William Shakespeare
|start=2018-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Shakespeare - Kupiec wenecki tłum. Paszkowski.djvu
|tytuł=Kupiec wenecki
|autor=William Shakespeare
|start=2018-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu
|tytuł=Legendy Chrystusowe
|autor=Selma Lagerlöf
|start=2018-10-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu
|tytuł=Tętniące serce
|autor=Selma Lagerlöf
|start=2018-10-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Sąd Boży.djvu
|tytuł=Sąd Boży
|autor=Karol May
|start=2018-10-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu
|tytuł=Na dzikim zachodzie
|autor=Karol May
|start=2018-10-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - W Kraju Mahdiego
|tytuł=W Kraju Mahdiego
|autor=Karol May
|start=2018-10-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu
|tytuł=Człowiek śmiechu
|autor=Victor Hugo
|start=2018-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu
|tytuł=Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj
|autor=Victor Hugo
|start=2018-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Teodor Jeske-Choiński - Przyjaciółki, Przyjaciele Żony.djvu
|tytuł=Przyjaciółki, Przyjaciele Żony
|autor=Teodor Jeske-Choiński
|start=2018-10-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu
|tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom IV
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2018-10-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu
|tytuł=Z mazurskiej ziemi
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2018-10-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu
|tytuł=Z Warszawy
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2018-10-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Przy kominku.djvu
|tytuł=Przy kominku
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2018-10-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lenin - O religii i kościele.djvu
|tytuł=O religii i kościele
|autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]]
|start=2018-10-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu
|tytuł=Wybór pism tom VII
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2018-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VIII.djvu
|tytuł=Wybór pism tom VIII
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2018-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu
|tytuł=Wybór pism tom IX
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2018-10-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kraszewski - Wybór pism Tom X.djvu
|tytuł=Wybór pism tom X
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2018-10-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stefan Grabiński - Ciemne siły.djvu
|tytuł=Ciemne siły
|autor=Stefan Grabiński
|start=2018-10-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stefan Grabiński - Klasztor i morze.djvu
|tytuł=Klasztor i morze
|autor=Stefan Grabiński
|start=2018-10-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edmund Jezierski - Wyspa Lenina.djvu
|tytuł=Wyspa Lenina
|autor=Edmund Krüger
|start=2018-10-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edmund Jezierski - Katarzyna I.djvu
|tytuł=Katarzyna I
|autor=Edmund Krüger
|start=2018-10-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz
|tytuł=Andrzej Żarycz
|autor=Edmund Krüger
|start=2018-10-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Konstytucya Wolnego Miasta Krakowa i jego okręgu.djvu
|tytuł=Konstytucja Wolnego Miasta Krakowa i jego okręgu
|autor=
|start=2018-10-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bogusławski - Cud czyli Krakowiacy i Górale.djvu
|tytuł=Cud mniemany, czyli Krakowiacy i górale
|autor=Wojciech Bogusławski
|start=2018-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu
|tytuł=Wyspa Itongo
|autor=Stefan Grabiński
|start=2018-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kraszewski - Złote myśli.djvu
|tytuł=Złote myśli z dzieł J. I. Kraszewskiego
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2018-10-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Katedra
|tytuł=Katedra
|autor=Vicente Blasco Ibáñez
|start=2018-10-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu
|tytuł=Gabrjel Luna
|autor=Vicente Blasco Ibáñez
|start=2018-10-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=D. M. Mereżkowski - Piotr Wielki.djvu
|tytuł=Piotr i Aleksy, Piotr Wielki
|autor=Dmitrij Mereżkowski
|start=2018-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu
|tytuł=Po prostu człowiek
|autor=Miguel de Unamuno
|start=2018-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu
|tytuł=Kochankowie nieba
|autor=Pedro Calderón de la Barca
|start=2018-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pietro Aretino - O łajdactwach męskich.djvu
|tytuł=O łajdactwach męskich
|autor=Pietro Aretino
|start=2018-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pietro Aretino - Żywoty kurtyzan.djvu
|tytuł=Żywoty kurtyzan
|autor=Pietro Aretino
|start=2018-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu
|tytuł=Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła
|autor=Pietro Aretino
|start=2018-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu
|tytuł=Wesele hrabiego Orgaza
|autor=Roman Jaworski
|start=2018-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa.djvu
|tytuł=Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2018-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Unamuno - Mgła.djvu
|tytuł=Mgła
|autor=Miguel de Unamuno
|start=2018-11-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Laches, Apologia, Kryton.djvu
|tytuł=Laches; Apologia; Kryton
|autor=Platon
|start=2018-11-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. I.djvu
|tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. I
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu
|tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. II
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu
|tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. III
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. IV.djvu
|tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. IV
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. V.djvu
|tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. V
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. VI.djvu
|tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. VI
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu
|tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. VII
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. VIII.djvu
|tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. VIII
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu
|tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. IX
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Paszkowski - Poezye tłumaczone i oryginalne.djvu
|tytuł=Poezye tłumaczone i oryginalne
|autor=Józef Paszkowski
|start=2018-11-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pamiętnik dla Płci Pięknéj. T.2 p.2.djvu
|tytuł=Pamiętnik dla Płci Pięknéj Tom 2
|autor=zbiorowy
|start=2018-11-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Duchińska - Antologia poezyi francuskiej XIX wieku.djvu
|tytuł=Antologia poezyi francuskiej XIX wieku
|autor=Seweryna Duchińska
|start=2018-11-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Miriam - U poetów.djvu
|tytuł= U poetów
|autor=Zenon Przesmycki
|start=2018-11-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Steiner - Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń człowieka.djvu
|tytuł=Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń człowieka
|autor=Rudolf Steiner
|start=2018-11-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Historja podwójnie detektywna.djvu
|tytuł=Historja podwójnie detektywna
|autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]]
|start=2018-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pamiętniki o Joannie d’Arc.djvu
|tytuł=Pamiętniki o Joannie d’Arc
|autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]]
|start=2018-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu
|tytuł=Przygody Tomka Sawyera (tłum. Tarnowski)
|autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]]
|start=2018-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Opętana przez djabła.djvu
|tytuł=Opętana przez djabła
|autor=zbiorowy
|start=2018-11-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu
|tytuł=Lew w sieci
|autor=Maria Rodziewiczówna
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu
|tytuł=Dziedzictwo
|autor=Roman Dmowski
|start=2018-11-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu
|tytuł=Dziedzictwo
|autor=Helena Mniszek
|start=2018-11-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Helena Mniszek - Pustelnik.djvu
|tytuł=Pustelnik
|autor=Helena Mniszek
|start=2018-11-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Helena Mniszek - Sfinks.djvu
|tytuł=Sfinks
|autor=Helena Mniszek
|start=2018-11-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu
|tytuł=Zaszumiały pióra
|autor=Helena Mniszek
|start=2018-11-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Zimowa powieść tłum. Ehrenberg.djvu
|tytuł=Zimowa powieść tłum. Ehrenberg
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Tymon z Aten tłum. Lubowski.djvu
|tytuł=Tymon z Aten tłum. Lubowski
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Otello tłum. Kluczycki.djvu
|tytuł=Otello tłum. Kluczycki
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Romeo i Julia tłum. Korsak.djvu
|tytuł=Romeo i Julia tłum. Korsak
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Romeo i Julia tłum. Kasprowicz.djvu
|tytuł=Romeo i Julia tłum. Kasprowicz
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu
|tytuł=Makbet tłum. Kasprowicz
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Lukrecja.djvu
|tytuł=Lukrecja
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Król Lir tłum. Kasprowicz.djvu
|tytuł=Król Lir tłum. Kasprowicz
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Juliusz Cezar tłum. Pajgert.djvu
|tytuł=Juliusz Cezar tłum. Pajgert
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Król Lir tłum. Pietkiewicz.djvu
|tytuł=Król Lir tłum. Pietkiewicz
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Makbet tłum. A.E. Koźmian.djvu
|tytuł=Makbet tłum. A.E. Koźmian
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Hamlet tłum. Skłodowski.djvu
|tytuł=Hamlet tłum. Skłodowski
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Hamlet tłum. Kasprowicz.djvu
|tytuł=Hamlet tłum. Kasprowicz
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Hamlet tłum. Ostrowski.djvu
|tytuł=Hamlet tłum. Ostrowski
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tłomaczenia arcydzieł Szekspira przez Wojciecha Dzieduszyckiego.djvu
|tytuł=Tłomaczenia arcydzieł Szekspira przez Wojciecha Dzieduszyckiego
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Dramata Tom I tłum. Komierowski.djvu
|tytuł=Dramata Tom I tłum. Komierowski
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu
|tytuł=Dramata Tom II tłum. Komierowski
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Williama Shakspeare III tłum. Jankowski.djvu
|tytuł=Dzieła Williama Shakspeare III tłum. Jankowski
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu
|tytuł=Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła Williama Shakspeare II tłum. Hołowiński.djvu
|tytuł=Dzieła Williama Shakspeare II tłum. Hołowiński
|autor=William Shakespeare
|start=2018-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dumas - Wojna kobieca
|tytuł=Wojna kobieca
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2018-11-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Paulina.pdf
|tytuł=Paulina
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2018-11-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Anioł Pitoux
|tytuł=Anioł Pitoux
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2018-11-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dumas - Dwadzieścia lat później
|tytuł=Dwadzieścia lat później
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2018-11-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rabindranath Tagore - Dom i świat (tłum. Birkenmajer).djvu
|tytuł=Dom i świat (tłum. Birkenmajer)
|autor=Rabindranath Tagore
|start=2018-12-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rabindranath Tagore - Król ciemnej komnaty.djvu
|tytuł=Król ciemnej komnaty
|autor=Rabindranath Tagore
|start=2018-12-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rabindranath Tagore - Gora.djvu
|tytuł=Gora
|autor=Rabindranath Tagore
|start=2018-12-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rabindranath Tagore - Ogrodnik (tłum. Kasprowicz).djvu
|tytuł=Ogrodnik (tłum. Kasprowicz)
|autor=Rabindranath Tagore
|start=2018-12-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rabindranath Tagore - Rozbicie.djvu
|tytuł=Rozbicie
|autor=Rabindranath Tagore
|start=2018-12-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rabindranath Tagore - Poszepty duszy; Dar miłującego.djvu
|tytuł=Poszepty duszy; Dar miłującego
|autor=Rabindranath Tagore
|start=2018-12-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rabindranath Tagore - Nacjonalizm.djvu
|tytuł=Nacjonalizm
|autor=Rabindranath Tagore
|start=2018-12-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rabindranath Tagore - Ogrodnik (tłum. Dicksteinówna).djvu
|tytuł=Ogrodnik (tłum. Dicksteinówna)
|autor=Rabindranath Tagore
|start=2018-12-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rabindranath Tagore - Sadhana; Szept duszy; Zbłąkane ptaki.djvu
|tytuł=Sadhana; Szept duszy; Zbłąkane ptaki
|autor=Rabindranath Tagore
|start=2018-12-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma Zygmunta Krasińskiego
|tytuł=Pisma Zygmunta Krasińskiego
|autor=Zygmunt Krasiński
|start=2018-12-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Swinburne - Atalanta w Kalydonie.djvu
|tytuł=Atalanta w Kalydonie
|autor=Algernon Charles Swinburne
|start=2018-12-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bliziński - Komedye.djvu
|tytuł=Komedye
|autor=Józef Bliziński
|start=2018-12-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Próżniacko-filozoficzna podróż po bruku
|autor=Jędrzej Śniadecki
|start=2018-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu
|tytuł=Z Ziemi na Księżyc
|autor=Juliusz Verne
|start=2018-12-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu
|tytuł=Zmartwychwstanie
|autor=Lew Tołstoj
|start=2018-12-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacek i jego pies.djvu
|tytuł=Wacek i jego pies
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-12-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu
|tytuł=Podróż w czasie
|autor=Herbert George Wells
|start=2018-12-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Młode wino.djvu
|tytuł=Młode wino
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2018-12-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu
|tytuł=Dzieła tom II
|autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.)
|start=2018-12-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom III.djvu
|tytuł=Dzieła tom III
|autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.)
|start=2018-12-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom V.djvu
|tytuł=Dzieła tom V
|autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.)
|start=2018-12-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Daudet - Mała parafia.djvu
|tytuł=Mała parafia
|autor=Alphonse Daudet
|start=2018-12-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu
|tytuł=Gösta Berling, tłum. Mirandola
|autor=Selma Lagerlöf
|start=2018-12-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Pani de Monsoreau
|tytuł=Pani de Monsoreau
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2018-12-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - W pałacu carów.djvu
|tytuł=W pałacu carów
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2018-12-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf
|tytuł=Kawaler de Maison Rouge
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2018-12-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Aleksander Dumas - Czarny tulipan.djvu
|tytuł=Czarny tulipan
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2018-12-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bigos hultayski czyli Szkoła trzpiotów.djvu
|tytuł=Bigos Hultayski czyli Szkoła Trzpiotów
|autor=Jan Drozdowski
|start=2018-12-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Drozdowski - Literat z biedy.djvu
|tytuł=Literat z biedy
|autor=Jan Drozdowski
|start=2018-12-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=A. Kuprin - Straszna chwila.djvu
|tytuł=Straszna chwila
|autor=Aleksandr Kuprin
|start=2018-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=A. Kuprin - Szał namiętności.djvu
|tytuł=Szał namiętności
|autor=Aleksandr Kuprin
|start=2018-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu
|tytuł=Miłość Sulamity
|autor=Aleksandr Kuprin
|start=2018-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Aleksander Kuprin - Jama
|tytuł=Jama
|autor=Aleksandr Kuprin
|start=2018-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu
|tytuł=Próba ogniowa
|autor=Peter Nansen
|start=2018-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Peter Nansen - Niebezpieczna miłość
|tytuł=Niebezpieczna miłość
|autor=Peter Nansen
|start=2018-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Aleksander Świętochowski jako beletrysta.djvu
|tytuł=Aleksander Świętochowski jako beletrysta
|autor=Henryk Galle
|start=2019-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Hippjasz mniejszy.pdf
|tytuł=Hippjasz Mniejszy, Hippjasz Większy, Ijon
|autor=Platon
|start=2019-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Protagoras (1923).pdf
|tytuł=Protagoras (tłum. Witwicki)
|autor=Platon
|start=2019-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Gorgjasz.djvu
|tytuł=Gorgjasz
|autor=Platon
|start=2019-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platona Eutyfron; Obrona Sokratesa; Kriton.pdf
|tytuł=Eutyfron, Obrona Sokratesa, Kriton
|autor=Platon
|start=2019-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Fajdros.pdf
|tytuł=Fajdros
|autor=Platon
|start=2019-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 1.djvu
|tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 1
|autor=Jan Kasprowicz
|start=2019-01-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 2.djvu
|tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 2
|autor=Jan Kasprowicz
|start=2019-01-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 3.djvu
|tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 3
|autor=Jan Kasprowicz
|start=2019-01-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 5.djvu
|tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 5
|autor=Jan Kasprowicz
|start=2019-01-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walerian Kalinka - Jenerał Dezydery Chłapowski.pdf
|tytuł=Jenerał Dezydery Chłapowski
|autor=Walerian Kalinka
|start=2019-01-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Eurypidesa Tragedye (Kasprowicz)
|tytuł=Eurypidesa Tragedye
|autor=Eurypides
|start=2019-01-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu
|tytuł=Sofoklesa Tragedye
|autor=Sofokles
|start=2019-01-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Roboty i Dnie Hezyoda.djvu
|tytuł=Roboty i Dnie
|autor=Hezjod
|start=2019-01-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Vātsyāyana - Kama Sutra (1933).djvu
|tytuł=Kama Sutra
|autor=Vātsyāyana
|start=2019-02-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Antygona (tłum. Węclewski).pdf
|tytuł = Antygona (tłum. Węclewski)
|autor=Sofokles
|start=2019-02-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wergilego Eneida.djvu
|tytuł=Eneida
|autor=Wergiliusz
|start=2019-02-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sofokles - Tragiedye Ajas Filoktet Elektra Trachinki.djvu
|tytuł=Tragiedye
|autor=Sofokles
|start=2019-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Hamlet tłum. Tretiak.djvu
|tytuł=Hamlet tłum. Tretiak
|autor=William Shakespeare
|start=2019-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Hamlet królewic duński tłum. Matlakowski.djvu
|tytuł=Hamlet tłum. Matlakowski
|autor=William Shakespeare
|start=2019-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Szekspir - Północna godzina.djvu
|tytuł=Północna godzina
|autor=William Shakespeare
|start=2019-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Szekspir - Puste kobiety z Windsor’u.djvu
|tytuł=Puste kobiety z Windsor’u
|autor=William Shakespeare
|start=2019-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu
|tytuł=Wilczyce
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu
|tytuł=Marta
|autor=Eliza Orzeszkowa
|start=2018-02-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mohikanowie paryscy
|tytuł=Mohikanowie paryscy
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-02-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu
|tytuł=Pamiętniki D’Antony
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-02-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu
|tytuł=Benvenuto Cellini
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-02-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Defoe and Korotyńska - Robinson Kruzoe.pdf
|tytuł =Robinson Kruzoe
|autor=Elwira Korotyńska
|start=2019-02-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dwa aspekty komunikacji.pdf
|tytuł=Dwa aspekty komunikacji.pdf
|autor=Emanuel Kulczycki
|start=2019-02-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu
|tytuł=Gloria victis
|autor=Eliza Orzeszkowa
|start=2019-03-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu
|tytuł=Harde dusze
|autor={{Lista autorów|Zygmunt Sarnecki; Eliza Orzeszkowa}}
|start=2019-03-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL EO Dreher - Słownik esperancko-polski polsko-esperancki.djvu
|tytuł=Słownik esperancko-polski polsko-esperancki
|autor={{Lista autorów|Ludwik Zamenhof; Leopold Dreher}}
|start=2019-03-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu
|tytuł=Ania na uniwersytecie
|autor=Lucy Maud Montgomery
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=L. M. Montgomery - Historynka.djvu
|tytuł=Historynka
|autor=Lucy Maud Montgomery
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu
|tytuł=Dolina Tęczy
|autor=Lucy Maud Montgomery
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu
|tytuł=Rilla ze Złotego Brzegu
|autor=Lucy Maud Montgomery
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu
|tytuł=Pamiętnik z czasów wojny
|autor=Benito Mussolini
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu
|tytuł=Złoto z Porto Bello
|autor=Arthur Howden Smith
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu
|tytuł=Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer)
|autor=Rudyard Kipling
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu
|tytuł=Kapitanowie zuchy
|autor=Rudyard Kipling
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu
|tytuł=Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer)
|autor=Rudyard Kipling
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu
|tytuł=Porwany za młodu
|autor=Robert Louis Stevenson
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu
|tytuł=Pan dziedzic Ballantrae
|autor=Robert Louis Stevenson
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu
|tytuł=Mała księżniczka
|autor=Frances Hodgson Burnett
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu
|tytuł=Dramat na Oceanie Spokojnym
|autor=Emilio Salgari
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Birkenmajer - Łzy Chrystusowe.djvu
|tytuł=Łzy Chrystusowe
|autor=Józef Birkenmajer
|start=2019-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kasprowicz - O poecie.djvu
|tytuł=O poecie (tłum. Kasprowicz)
|autor=zbiorowy
|start=2019-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Arystofanes - Lysistrata.djvu
|tytuł=Lysistrata
|autor=Arystofanes
|start=2019-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Arystofanes - Rycerze.djvu
|tytuł=Rycerze
|autor=Arystofanes
|start=2019-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Eurypides - Ifigenia w Tauryi.djvu
|tytuł= Ifigenia w Tauryi
|autor=Eurypides
|start=2019-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mechanika w zakresie szkół akademickich
|autor=Stefan Banach
|start=2019-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Adam Mickiewicz - Konrad Wallenrod.djvu
|tytuł=Konrad Wallenrod
|autor=Adam Mickiewicz
|start=2019-03-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu
|tytuł=Krosnowa i świat
|autor=Władysław Stanisław Reymont
|start=2018-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Luís de Camões - Luzyady.djvu
|tytuł=Luzyady
|autor=Luís de Camões
|start=2019-03-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wyspiański - Akropolis.djvu
|tytuł=Akropolis
|autor=Stanisław Wyspiański
|start=2019-03-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wyspiański - Legenda.djvu
|tytuł=Legenda
|autor=Stanisław Wyspiański
|start=2019-03-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wyspiański - Wyzwolenie.djvu
|tytuł=Wyzwolenie
|autor=Stanisław Wyspiański
|start=2019-03-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Birkenmajer - Bogurodzica wobec hymnografji łacińskiej.djvu
|tytuł=Bogurodzica wobec hymnografji łacińskiej
|autor=Józef Birkenmajer
|start=2019-03-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Birkenmajer - Bogarodzica Dziewica.djvu
|tytuł=Bogarodzica Dziewica
|autor=Józef Birkenmajer
|start=2019-03-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leo Belmont-Rymy i rytmy t.1.pdf
|tytuł=Rymy i rytmy T. 1. Utwory oryginalne część 1
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-03-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leo Belmont-Rymy i rytmy t.2.pdf
|tytuł=Rymy i rytmy T. 2. Utwory oryginalne część 2
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-03-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leo Belmont-Rymy i rytmy t.3.pdf
|tytuł=Rymy i rytmy T. 3. Przekłady
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-03-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL George Gordon Byron - Don Juan.djvu
|tytuł=Don Juan
|autor=George Gordon Byron
|start=2019-03-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edmund Rostand - Cyrano de Bergerac tłum. Kasprowicz.djvu
|tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Kasprowicz)
|autor=Edmond Rostand
|start=2019-03-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edmund Rostand - Cyrano de Bergerac tłum. Londyński.djvu
|tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Londyński)
|autor=Edmond Rostand
|start=2019-03-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Cyrano de Bergerac (tłum. Konopnicka i Zagórski)
|tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Konopnicka i Zagórski)
|autor=Edmond Rostand
|start=2019-03-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Cooper - Pionierowie.djvu
|tytuł=Pionierowie nad źródłami Suskehanny
|autor=James Fenimore Cooper
|start=2019-03-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Milton - Raj utracony.djvu
|tytuł=Raj utracony
|autor=John Milton
|start=2019-03-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Uczta (1921).djvu
|tytuł=Uczta (1921)
|autor=Platon
|start=2019-03-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Birkenmajer - Zagadnienie autorstwa „Bogurodzicy”.djvu
|tytuł=Zagadnienie autorstwa „Bogurodzicy”
|autor=Józef Birkenmajer
|start=2019-03-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Rolland - Beethoven.djvu
|tytuł=Beethoven
|autor=Romain Rolland
|start=2019-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Rolland - Colas Breugnon.djvu
|tytuł=Colas Breugnon
|autor=Romain Rolland
|start=2019-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pieśni ludu polskiego (Kolberg, 1857)
|tytuł=Pieśni ludu polskiego
|autor=Oskar Kolberg
|start=2019-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu
|tytuł=Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2019-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Čech - Pieśni niewolnika.djvu
|tytuł=Pieśni niewolnika
|autor=Svatopluk Čech
|start=2019-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL London - Martin Eden 1937.djvu
|tytuł=Martin Eden
|autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]]
|start=2019-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Goethe - Cierpienia młodego Wertera.djvu
|tytuł=Cierpienia młodego Wertera
|autor=Johann Wolfgang von Goethe
|start=2019-03-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu
|tytuł=Sprawa Clemenceau
|autor=Aleksander Dumas (syn)
|start=2019-03-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Verne - Pięć tygodni na balonie.djvu
|tytuł=Pięć tygodni na balonie
|autor=Juliusz Verne
|start=2019-03-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Browning - Pippa.djvu
|tytuł=Pippa przechodzi
|autor=Robert Browning
|start=2019-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Goethe - Wilhelm Meister.pdf
|tytuł=Wilhelm Meister
|autor=Johann Wolfgang von Goethe
|start=2019-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL France - Bogowie łakną krwi.djvu
|tytuł=Bogowie łakną krwi
|autor=Anatole France
|start=2019-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Homer - Iliada (Popiel).djvu
|tytuł=Iliada
|autor=Homer
|start=2019-03-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu
|tytuł=Kyra Kyralina
|autor=Panait Istrati
|start=2019-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Paul - Hesperus.djvu
|tytuł=Hesperus
|autor=Jean Paul Richter
|start=2019-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Rolland - Wycieczka w krainę muzyki przeszłości.djvu
|tytuł=Wycieczka w krainę muzyki przeszłości
|autor=Romain Rolland
|start=2019-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bobrowski - Pamiętniki.djvu
|tytuł=Pamiętniki
|autor=Tadeusz Bobrowski
|start=2019-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wyspiański - Hamlet.djvu
|tytuł=Studium o Hamlecie
|autor=Stanisław Wyspiański
|start=2019-04-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Józef Balsamo.djvu
|tytuł=Józef Balsamo
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lewandowski - Henryk Siemiradzki.djvu
|tytuł=Henryk Siemiradzki
|autor=Stanisław Roman Lewandowski
|start=2019-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wincenty Korab Brzozowski - Dusza mówiąca.djvu
|tytuł=Dusza mówiąca
|autor=Wincenty Korab-Brzozowski
|start=2019-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu
|tytuł=Naszyjnik Królowej
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Karol Szalony.djvu
|tytuł=Karol Szalony
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu
|tytuł=Ostatni Mohikan
|autor=James Fenimore Cooper
|start=2019-04-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sofokles - Edyp Król.djvu
|tytuł=Edyp Król (tłum. Wężyk)
|autor=Sofokles
|start=2019-04-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzwonnik katedry „Notre Dame“ w Paryżu (Wiktor Hugo)
|tytuł=Dzwonnik katedry „Notre Dame“ w Paryżu
|autor=Victor Hugo
|start=2019-04-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Katedra Notre-Dame w Paryżu (Wiktor Hugo)
|tytuł=Katedra Notre-Dame w Paryżu
|autor=Victor Hugo
|start=2019-04-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kościół Panny Maryi w Paryżu (Wiktor Hugo)
|tytuł=Kościół Panny Maryi w Paryżu
|autor=Victor Hugo
|start=2019-04-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kraszewski - Ostatni rok.djvu
|tytuł=Rok ostatni panowania Zygmunta III
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2019-04-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Hrabina Charny.djvu
|tytuł=Hrabina Charny
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-04-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu
|tytuł=Starościna Bełzka
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2019-04-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Toeppen Max - Wierzenia mazurskie 1894.djvu
|tytuł=Wierzenia mazurskie
|autor=Max Toeppen
|start=2019-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Neron.djvu
|tytuł=Neron
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-04-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Karol Śmiały.djvu
|tytuł=Karol Śmiały
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-04-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Królowa Margo.djvu
|tytuł=Królowa Margo
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-04-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu
|tytuł=Michał-Anioł i Tycjan Vecelli
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-04-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. I.djvu
|tytuł=Utwory dramatyczne T. I
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2019-04-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu
|tytuł=Utwory dramatyczne T. II
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2019-04-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. III.djvu
|tytuł=Utwory dramatyczne T. III
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2019-04-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu
|tytuł=Utwory dramatyczne T. IV
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2019-04-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu
|tytuł=Utwory dramatyczne T. V
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2019-04-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu
|tytuł=Utwory dramatyczne T. VI
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2019-04-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu
|tytuł=Utwory dramatyczne T. VII
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2019-04-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego 1-12 (1810).pdf
|tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego 1-12 (1810)
|start=2019-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 4 (1812).pdf
|tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 4 (1812)
|start=2019-05-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Traktat dodatkowy tyczący się miasta Krakowa, jego okręgu i konstytucyi między dworami rossyjskim, austryackim i pruskim.pdf
|tytuł=Traktat dodatkowy tyczący się miasta Krakowa, jego okręgu i konstytucyi między dworami rossyjskim, austryackim i pruskim
|start=2019-05-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu
|tytuł=Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem
|autor=Maurice Leblanc
|start=2019-05-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leblanc - Złoty trójkąt.djvu
|tytuł=Złoty trójkąt
|autor=Maurice Leblanc
|start=2019-05-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu
|tytuł=Kryształowy korek
|autor=Maurice Leblanc
|start=2019-05-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu
|tytuł=Wydrążona igła
|autor=Maurice Leblanc
|start=2019-05-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu
|tytuł=Straszliwe zdarzenie
|autor=Maurice Leblanc
|start=2019-05-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leblanc - Czerwone koło.djvu
|tytuł=Czerwone koło
|autor=Maurice Leblanc
|start=2019-05-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Amaury.djvu
|tytuł=Amaury de Leoville
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-05-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu
|tytuł=Kapitan Paweł
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-05-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Sylwandira.djvu
|tytuł=Sylwandira
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-05-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Życie jenerała Tomasza Dumas.djvu
|tytuł=Życie jenerała Tomasza Dumas
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-05-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dezydery Chłapowski - O rolnictwie.pdf
|tytuł=O rolnictwie
|autor=Dezydery Chłapowski
|start=2019-05-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu
|tytuł=Kawaler de Chanlay
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-05-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Anna Karenina (1898)
|tytuł=Anna Karenina
|autor=Lew Tołstoj
|start=2019-06-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wolff Józef. Kniaziowie litewsko-ruscy od końca czternastego wieku.djvu
|tytuł=Kniaziowie litewsko-ruscy od końca czternastego wieku
|autor=Józef Wolff
|start=2019-06-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - Dolina trwogi.pdf
|tytuł=Dolina trwogi
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2019-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf
|tytuł=Czerwonym szlakiem
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2019-06-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL May - Matuzalem.djvu
|tytuł=Błękitno-purpurowy Matuzalem
|autor=Karol May
|start=2019-06-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Fedon (tłum. Okołów).djvu
|tytuł=Fedon
|autor=Platon
|start=2019-06-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf
|tytuł=Z przygód Sherlocka Holmesa
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2019-06-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tragedye Sofoklesa (tłum. Węclewski).djvu
|tytuł=Tragedye Sofoklesa
|autor=Sofokles
|start=2019-06-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tragedye Eurypidesa (tłum. Węclewski).djvu
|tytuł=Tragedye Eurypidesa
|autor=Eurypides
|start=2019-06-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tragedye Eschylosa (tłum. Węclewski).djvu
|tytuł=Tragedye Eschylosa
|autor=Ajschylos
|start=2019-06-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf
|tytuł=Z przygód Sherlocka Holmesa. Tajemnica oblubienicy i inne nowele
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2019-06-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf
|tytuł=Świat zaginiony T1
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2019-06-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf
|tytuł=Świat zaginiony T2
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2019-06-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - Świat w letargu.pdf
|tytuł=Świat w letargu : opowieść o nowej przygodzie profesora Challengera, lorda Roxtona, profesora Summerlee i Edwarda Malone
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2019-06-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=O Buonapartem i o Burbonach.djvu
|tytuł=O Buonapartem i o Burbonach
|autor=François-René de Chateaubriand
|start=2019-06-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Molier - Świętoszek (tłum. Zalewski).djvu
|tytuł=Świętoszek
|autor=Molier
|start=2019-07-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Przez dziki Kurdystan
|tytuł=Przez dziki Kurdystan
|autor=Karol May
|start=2019-07-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - W Kordylierach.djvu
|tytuł=W Kordylierach
|autor=Karol May
|start=2019-07-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu
|tytuł=W wąwozach Bałkanu
|autor=Karol May
|start=2019-07-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu
|tytuł=Pomarańcze i daktyle
|autor=Karol May
|start=2019-07-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Przez dzikie Gran Chaco.djvu
|tytuł=Przez dzikie Gran Chaco
|autor=Karol May
|start=2019-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu
|tytuł=Przez kraj Skipetarów
|autor=Karol May
|start=2019-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Szut.djvu
|tytuł=Szut
|autor=Karol May
|start=2019-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu
|tytuł=Sapho & Carpio
|autor=Karol May
|start=2019-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - W dżunglach Bengalu.djvu
|tytuł=W dżunglach Bengalu
|autor=Karol May
|start=2019-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu
|tytuł=Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy
|autor=Karol May
|start=2019-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu
|tytuł=Z Bagdadu do Stambułu
|autor=Karol May
|start=2019-07-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Platon - Gorgias (tłum. Siedlecki).pdf
|tytuł=Gorgias (tłum. Siedlecki)
|autor=Platon
|start=2019-07-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2019).pdf
|tytuł=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2019)
|autor=Polski ustawodawca
|start=2019-07-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf
|tytuł=Czerwony błazen
|autor=Aleksander Błażejowski
|start=2019-07-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu
|tytuł=Odwrócone światło
|autor=Tymoteusz Karpowicz
|start=2019-07-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu
|tytuł=Sztuka czytania
|autor=Henryk Bereza
|start=2019-07-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wyspiański - Śpiewałem wielkość.djvu
|tytuł=Śpiewałem wielkość ojczystego kraju
|autor=Stanisław Wyspiański
|start=2019-07-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wprowadzenie do geopolityki.pdf
|tytuł=Wprowadzenie do geopolityki
|autor=Jakub Potulski
|start=2019-07-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Trzy twarze Józefa Światły.pdf
|tytuł=Trzy twarze Józefa Światły. Przyczynek do historii komunizmu w Polsce
|autor=Andrzej Paczkowski
|start=2019-07-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dyplomacja Stanów Zjednoczonych (XVIII-XIX w.).pdf
|tytuł=Dyplomacja Stanów Zjednoczonych (XVIII-XIX w.)
|autor=Longin Pastusiak
|start=2019-07-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mikrohistorie.pdf
|tytuł=Mikrohistorie. Spotkania w międzyświatach
|autor=Ewa Domańska
|start=2019-07-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ja, motyl i inne szkice krytyczne.pdf
|tytuł=Ja, motyl i inne szkice krytyczne
|autor=Paweł Tański
|start=2019-07-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - Spiskowcy.pdf
|tytuł=Spiskowcy : powieść z czasów Napoleona I
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2019-07-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Elżbieta Jaraczewska - Wieczór adwentowy.djvu
|tytuł=Wieczór adwentowy
|autor=Elżbieta Jaraczewska
|start=2019-07-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Elżbieta Jaraczewska - Upominek dla dzieci.djvu
|tytuł=Upominek dla dzieci
|autor=Elżbieta Jaraczewska
|start=2019-07-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Elżbieta Jaraczewska - Pierwsza młodość pierwsze uczucia
|tytuł=Pierwsza młodość pierwsze uczucia
|autor=Elżbieta Jaraczewska
|start=2019-07-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu
|tytuł=Spiskowcy
|autor=Gilbert Augustin Thierry
|start=2019-07-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu
|tytuł=Zęby tygrysa
|autor=Maurice Leblanc
|start=2019-07-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii
|tytuł=Manuela
|autor=Gustaw Zieliński
|start=2019-07-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu
|tytuł=Daleka podróż Boćka
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2019-07-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - W sieci spisku.pdf
|tytuł=W sieci spisku : powieść
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2019-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Czego nie wiecie o waszych mężach.djvu
|tytuł=Czego nie wiecie o waszych mężach
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-07-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu
|tytuł=Dziecię Europy
|autor=Jakob Wassermann
|start=2019-07-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu
|tytuł=Ostatnie dni Pompei
|autor=Edward Bulwer-Lytton
|start=2019-07-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu
|tytuł=Pamiętniki
|autor=Giacomo Casanova
|start=2019-07-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu
|tytuł=Rewizor z Petersburga
|autor=Nikołaj Gogol
|start=2019-07-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Oscar Wilde - Duch w zamku.pdf
|tytuł=Duch w zamku
|autor=Oscar Wilde
|start=2019-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Oscar Wilde - Duch z Kenterwilu.pdf
|tytuł=Duch z Kenterwilu
|autor=Oscar Wilde
|start=2019-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Oscar Wilde - Kobieta bez znaczenia.pdf
|tytuł=Kobieta bez znaczenia
|autor=Oscar Wilde
|start=2019-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Oscar Wilde - Portret Doriana Gray’a
|tytuł=Portret Doriana Gray’a
|autor=Oscar Wilde
|start=2019-08-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Oscar Wilde - Sztuka i życie.pdf
|tytuł=Sztuka i życie
|autor=Oscar Wilde
|start=2019-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Oscar Wilde - Zbrodnia lorda Artura Savile.pdf
|tytuł=Zbrodnia lorda Artura Savile
|autor=Oscar Wilde
|start=2019-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - A gdy zawieszono „Wolne Słowo”.djvu
|tytuł=A gdy zawieszono „Wolne Słowo”
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-07-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Oddajcie nam Barabasza!.djvu
|tytuł=Oddajcie nam Barabasza!
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-07-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Kwestia żydowska.djvu
|tytuł=Kwestia żydowska
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-07-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf
|tytuł=Tragedja Koroska
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2019-07-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sophie de Ségur - Grzeczne dziewczynki.djvu
|tytuł=Grzeczne dziewczynki
|autor=Sophie de Ségur
|start=2019-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Powrót umarłych.djvu
|tytuł=Powrót umarłych
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Kapłanka miłości.djvu
|tytuł=Kapłanka miłości
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu
|tytuł=Złotowłosa czarownica z Glarus
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Niepotrzebny człowiek.djvu
|tytuł=Niepotrzebny człowiek
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Pomiędzy sądem i sumieniem.djvu
|tytuł=Pomiędzy sądem i sumieniem
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Zmora życia.djvu
|tytuł=Zmora życia
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Pod gilotyną.djvu
|tytuł=Pod gilotyną
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2019-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Rosny - Vamireh.djvu
|tytuł=Vamireh
|autor=J.-H. Rosny
|start=2019-08-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Niedola Nibelungów.djvu
|tytuł=Niedola Nibelungów
|autor=anonimowy
|start=2019-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kazania sejmowe (1924).djvu
|tytuł=Kazania sejmowe
|autor=Piotr Skarga
|start=2019-08-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz)
|tytuł=Faust
|autor=Johann Wolfgang von Goethe
|start=2019-08-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edward Nowakowski-Wspomnienie o duchowienstwie polskiem znajdujacem sie na wygnaniu w Syberyi w Tunce.pdf
|tytuł= Wspomnienie o duchowieństwie polskiém znajdującém się na wygnaniu w Syberyi, w Tunce
|autor=Edward Nowakowski
|start=2019-08-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu
|tytuł=Dramata
|autor=Pedro Calderón de la Barca
|start=2019-08-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu
|tytuł=Powieści mniejsze
|autor=Nikołaj Gogol
|start=2019-08-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Plaut - Dwie komedye.djvu
|tytuł=Dwie komedye
|autor=Plaut
|start=2019-08-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 2 (1810).pdf
|tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 2 (1810)
|start=2019-08-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=SKAUT Pismo młodzieży polskiej Tom I — Spis rzeczy.djvu
|autor=red. nacz. [[Autor:Kazimierz Wyrzykowski|Kazimierz Wyrzykowski]]
|start=2019-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf
|tytuł=Mistrz z Krocksley (zbiór opowiadań)
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2019-08-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu
|tytuł=Ostatnia brygada
|autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz
|start=2019-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Roosevelt a sprawa polska 1939-1945.pdf
|tytuł=Roosevelt a sprawa polska 1939-1945
|autor=Longin Pastusiak
|start=2019-08-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stosunki polsko-amerykańskie 1945–1955.pdf
|tytuł=Stosunki polsko-amerykańskie 1945–1955
|autor=Longin Pastusiak
|start=2019-08-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Z tajników archiwów dyplomatycznych (stosunki polsko-amerykańskie w latach 1948-1954).pdf
|tytuł=Z tajników archiwów dyplomatycznych
|autor=Longin Pastusiak
|start=2019-08-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dramatyczne sześć miesięcy.pdf
|tytuł=Dramatyczne sześć miesięcy
|autor=Longin Pastusiak
|start=2019-08-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kobiety antyku.pdf
|tytuł=Kobiety antyku
|autor=Iza Bieżuńska-Małowist
|start=2019-08-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pan Sędzic, 1839.pdf
|tytuł=Pan Sędzic
|autor=Jan Gasztowt
|start=2019-08-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu
|tytuł=Pamiątki JPana Seweryna Soplicy
|autor=Henryk Rzewuski
|start=2019-08-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Karel Čapek-Boża męka.pdf
|tytuł=Boża męka
|autor=Karel Čapek
|start=2019-09-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T1.pdf
|tytuł=Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)
|autor=Stanisław Karwowski
|start=2019-09-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu
|tytuł=Mała parafia (tłum. Neufeldówna)
|autor=Alphonse Daudet
|start=2019-09-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Daudet - Mała parafia (2).pdf
|tytuł=Mała parafia (tłum. Anonim, wyd. Przegląd Tygodniowy)
|autor=Alphonse Daudet
|start=2019-09-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Limanowski Bolesław - Socyjalizm jako konieczny objaw dziejowego rozwoju
|tytuł=Socyjalizm jako konieczny objaw dziejowego rozwoju
|autor=Bolesław Limanowski
|start=2019-09-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bolesław Limanowski - Komuniści.djvu
|tytuł=Komuniści
|autor=Bolesław Limanowski
|start=2019-09-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Kautski - Od demokracji do niewolnictwa państwowego.djvu
|tytuł=Od demokracji do niewolnictwa państwowego
|autor=Karl Kautsky
|start=2019-09-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf
|tytuł=Poezye Gustawa Zielińskiego Tom I
|autor=Gustaw Zieliński
|start=2019-09-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf
|tytuł=Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II
|autor=Gustaw Zieliński
|start=2019-09-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara
|tytuł=Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara
|autor=Ignàt Herrmann
|start=2019-09-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu
|tytuł=Jastrząb contra Hordliczka
|autor=Svatopluk Čech
|start=2019-09-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Świętopełk Czech - Klucze Piotrowe.djvu
|tytuł=Klucze Piotrowe
|autor=Svatopluk Čech
|start=2019-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Juljusz Zeyer - Oczy królewicza.djvu
|tytuł=Oczy królewicza
|autor=Julius Zeyer
|start=2019-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu
|tytuł=Jego i jej świat
|autor=Julius Zeyer
|start=2019-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu
|tytuł=Na pograniczu obcych światów
|autor=Julius Zeyer
|start=2019-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Juliusz Zeyer - Raduz i Mahulena.djvu
|tytuł=Raduz i Mahulena
|autor=Julius Zeyer
|start=2019-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL M. A. Szimaczek - Obrazki z życia.djvu
|tytuł=Obrazki z życia
|autor=Matěj Anastasia Šimáček
|start=2019-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL M. A. Szymaczek - Szczęście.djvu
|tytuł=Szczęście
|autor=Matěj Anastasia Šimáček
|start=2019-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Rais - Patryoci z zakątka
|tytuł=Patryoci z zakątka
|autor=Karel Václav Rais
|start=2019-09-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf
|tytuł=Z przeszłości 2000-1887 r.
|autor=Edward Bellamy
|start=2019-09-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Morris - Wieści z nikąd.pdf
|tytuł=Wieści z nikąd czyli Epoka spoczynku : kilka rozdziałów utopijnego romansu
|autor=William Morris
|start=2019-10-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Turno - Kompletny podręcznik języka esperanto dla początkujących.pdf
|tytuł=Kompletny podręcznik języka esperanto dla początkujących
|autor=Leopold Dreher
|start=2019-10-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Smoleński - Morze i Pomorze.djvu
|tytuł=Morze i Pomorze
|autor=Jerzy Smoleński
|start=2019-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Smoleński - Wielkopolska.djvu
|tytuł=Wielkopolska
|autor=Jerzy Smoleński
|start=2019-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Aleksander Patkowski - Sandomierskie.djvu
|tytuł=Sandomierskie
|autor=Aleksander Patkowski
|start=2019-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu
|tytuł=Piętnastoletni kapitan
|autor=Juliusz Verne
|start=2019-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu
|tytuł=Kopalnie Króla Salomona
|autor=Henry Rider Haggard
|start=2019-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu
|tytuł=Opowieść Artura Gordona Pyma
|autor=Edgar Allan Poe
|start=2019-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf
|tytuł=Kościół Święto-Michalski w Wilnie
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2019-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edward Nowakowski-Pamiątka 200-letniej rocznicy przybycia do Krakowa OO. Kapucynów 1695 r.pdf
|tytuł=Pamiątka 200-letniej rocznicy przybycia do Krakowa OO. Kapucynów 1695 r.
|autor=Edward Nowakowski
|start=2019-10-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu
|tytuł=Świat kobiety
|autor=Edward John Hardy
|start=2019-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu
|tytuł=Trzydzieści lat wśród dzikich
|autor=Louis de Rougemont
|start=2016-07-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pierwszy śpiewnik domowy.djvu
|tytuł=Pierwszy śpiewnik domowy
|autor=Stanisław Moniuszko
|start=2019-10-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stanisław Czerniecki - Compendium ferculorum.pdf
|tytuł=Compendium ferculorum
|autor=Stanisław Czerniecki
|start=2019-10-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu
|tytuł=Trzy serca
|autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz
|start=2019-10-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu
|tytuł=Złota maska
|autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz
|start=2019-10-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu
|tytuł=Tryumf wiary
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2019-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jeszcze Polska nie zginęła Cz.2.djvu
|tytuł=Jeszcze Polska nie zginęła. Część II. Słowa
|autor=zbiorowy
|start=2019-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Waleria Marrené - Życie za życie.djvu
|tytuł=Życie za życie
|autor=Waleria Marrené
|start=2019-11-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Morzkowska Zycie za zycie.djvu
|tytuł=Życie za życie
|autor=Waleria Marrené
|start=2019-11-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Waleria Marrené - Wakacye w Warszawie.djvu
|tytuł=Wakacye w Warszawie
|autor=Waleria Marrené
|start=2019-11-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Władysław Smoleński-Ksiądz Marek, cudotwórca i prorok konfederacyi barskiej szkic historyczny.pdf
|tytuł= Ksiądz Marek, cudotwórca i prorok konfederacyi barskiej
|autor= Władysław Smoleński
|start=2019-11-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sue - Czarny miesiąc.djvu
|tytuł=Czarny miesiąc
|autor=Eugène Sue
|start=2019-11-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu
|tytuł=Żyd wieczny tułacz
|autor=Eugène Sue
|start=2019-11-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu
|tytuł=Wspomnienia z martwego domu
|autor=Fiodor Dostojewski
|start=2019-11-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu
|tytuł=Człowiek niewidzialny
|autor=Herbert George Wells
|start=2019-11-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu
|tytuł=Za Drugiego Cesarstwa
|autor=Gilbert Augustin Thierry
|start=2019-11-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu
|tytuł= Ostatnia z Aldinich
|autor=George Sand
|start=2019-11-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf
|tytuł=Czarny tulipan (1928)
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2019-11-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu
|tytuł=Niebieskie migdały
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2019-11-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu
|tytuł=Kwiat majowy
|autor=Vicente Blasco Ibáñez
|start=2019-11-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu
|tytuł=Mare nostrum
|autor=Vicente Blasco Ibáñez
|start=2019-11-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona
|tytuł=Goffred albo Jeruzalem wyzwolona
|autor=Torquato Tasso
|start=2019-11-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu
|tytuł=Meksyk
|autor=Vicente Blasco Ibáñez
|start=2019-11-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Petöfi - Janosz Witeź.djvu
|tytuł=Janosz Witeź
|autor=Sándor Petőfi
|start=2019-11-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Szandor Petöfi - Wojak Janosz.djvu
|tytuł=Wojak Janosz
|autor=Sándor Petőfi
|start=2019-11-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Aleksander Petöfi - Stryczek kata.djvu
|tytuł=Stryczek kata
|autor=Sándor Petőfi
|start=2019-11-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Aleksander Petöfi - Oko za oko ząb za ząb.djvu
|tytuł=Oko za oko ząb za ząb
|autor=Sándor Petőfi
|start=2019-11-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Petofi - Wybór poezyj.pdf
|tytuł=Wybór poezyj
|autor=Sándor Petőfi
|start=2019-11-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Koloman Mikszath - Gołąbki w klatce.djvu
|tytuł=Gołąbki w klatce
|autor=Kálmán Mikszáth
|start=2019-11-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Koloman Mikszáth - Parasol świętego Piotra
|tytuł=Parasol świętego Piotra
|autor=Kálmán Mikszáth
|start=2019-11-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu
|tytuł=Atlantyda
|autor=Mór Jókai
|start=2019-11-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Jókai - Czarna krew
|tytuł=Czarna krew
|autor=Mór Jókai
|start=2019-11-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu
|tytuł=Tajemnice Paryża
|autor=Eugène Sue
|start=2019-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leroux - Upiór opery.djvu
|tytuł=Upiór opery
|autor=Gaston Leroux
|start=2019-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leroux - Perfumy czarnej damy.djvu
|tytuł=Perfumy czarnej damy
|autor=Gaston Leroux
|start=2019-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leroux - Mister Flow.pdf
|tytuł=Mister Flow
|autor=Gaston Leroux
|start=2019-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leroux - Małżonka słońca.pdf
|tytuł=Małżonka słońca
|autor=Gaston Leroux
|start=2019-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leroux - Pan Rouletabille u cara.pdf
|tytuł=Pan Rouletabille u cara
|autor=Gaston Leroux
|start=2019-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leroux - Dziwne przygody miłosne Rouletabilla.pdf
|tytuł=Dziwne przygody miłosne Rouletabilla
|autor=Gaston Leroux
|start=2019-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Verne - Czarne Indye.pdf
|tytuł=Czarne Indye
|autor=Juliusz Verne
|start=2019-11-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Andrzej Janocha-Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa).pdf
|tytuł= Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa)
|autor=Andrzej Janocha
|start=2019-12-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Thackeray - Snoby, utwór humorystyczny.djvu
|tytuł=Snoby
|autor=William Makepeace Thackeray
|start=2019-06-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Dąbski - Pokój ryski.djvu
|tytuł=Pokój ryski
|autor=Jan Dąbski
|start=2019-12-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gustaw Meyrink - Gabinet figur woskowych.djvu
|tytuł=Gabinet figur woskowych
|autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]]
|start=2019-12-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gustaw Meyrink - Demony perwersji.djvu
|tytuł=Demony perwersji
|autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]]
|start=2019-12-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Fryderyk Nietzsche - Ludzkie, arcyludzkie.djvu
|tytuł=Ludzkie, arcyludzkie
|autor=[[Autor:Fryderyk Nietzsche|Friedrich Nietzsche]]
|start=2019-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Fryderyk Nietzsche - Wędrowiec i jego cień.djvu
|tytuł=Wędrowiec i jego cień
|autor=[[Autor:Fryderyk Nietzsche|Friedrich Nietzsche]]
|start=2019-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rozporządzenie Kierownika Resortu Rolnictwa i Reform Rolnych z dnia 10 października 1944 r. w sprawie ustalenia wykazu imiennego majątków i części majątków niepodlegających podziałowi.pdf
|tytuł=Rozporządzenie Kierownika Resortu Rolnictwa i Reform Rolnych z dnia 10 października 1944 r. w sprawie ustalenia wykazu imiennego majątków i części majątków niepodlegających podziałowi dla woj. białostockiego, lubelskiego i okręgu rzeszowskiego
|start=2020-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jakób Wassermann - Rut.djvu
|tytuł=Rut
|autor=Jakob Wassermann
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jakob Wassermann - Golgota życia.djvu
|tytuł=Golgota życia
|autor=Jakob Wassermann
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emil Zola - Germinal.djvu
|tytuł=Germinal
|autor=Émile Zola
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu
|tytuł=Trzy godziny małżeństwa
|autor=Hugo Bettauer
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu
|tytuł=Tomasz Rendalen
|autor=Bjørnstjerne Bjørnson
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paweł Keller - Baśń ostatnia.djvu
|tytuł=Baśń ostatnia
|autor=Paul Keller
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Novalis - Henryk Offterdingen.djvu
|tytuł=Henryk Offterdingen
|autor=Novalis
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu
|tytuł=Jep Bernadach
|autor=Émile Pouvillon
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu
|tytuł=Moja oficjalna żona
|autor=Richard Henry Savage
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu
|tytuł=Pod biczem zgrozy.djvu
|autor=Edgar Wallace
|start=2020-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maeterlinck - Wybór pism dramatycznych.djvu
|tytuł=Wybór pism dramatycznych
|autor=Maurice Maeterlinck
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maeterlinck - Zagrzebana świątynia.pdf
|tytuł=Zagrzebana świątynia
|autor=Maurice Maeterlinck
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Maeterlinck - Piękno wewnętrzne.djvu
|tytuł=Piękno wewnętrzne
|autor=Maurice Maeterlinck
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Maeterlinck - Księżniczka Malena.djvu
|tytuł=Księżniczka Malena
|autor=Maurice Maeterlinck
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu
|tytuł=Monna Vanna
|autor=Maurice Maeterlinck
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Maeterlinck - Joyzella.djvu
|tytuł=Joyzella
|autor=Maurice Maeterlinck
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Maeterlinck - Aglawena i Selizetta.djvu
|tytuł=Aglawena i Selizetta
|autor=Maurice Maeterlinck
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu
|tytuł=Inteligencja kwiatów
|autor=Maurice Maeterlinck
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Maeterlinck - Wielka tajemnica.djvu
|tytuł=Wielka tajemnica
|autor=Maurice Maeterlinck
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu
|tytuł=Życie pszczół (tłum. Mirandola)
|autor=Maurice Maeterlinck
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu
|tytuł=Ksiądz Juliusz
|autor=Octave Mirbeau
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Anatol France - Poglądy ks. Hieonima Coignarda.djvu
|tytuł=Poglądy ks. Hieonima Coignarda
|autor=Anatole France
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rabindranath Tagore - Noc ziszczenia.djvu
|tytuł=Noc ziszczenia
|autor=Rabindranath Tagore
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu
|tytuł=Djabeł domowego ogniska
|autor=Henrik Pontoppidan
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu
|tytuł=Ziemia obiecana
|autor=Henrik Pontoppidan
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gustaw Geffroy - Więzień.djvu
|tytuł=Więzień
|autor=Gustave Geffroy
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Spitteler Imago.djvu
|tytuł=Imago
|autor=Carl Spitteler
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu
|tytuł=Dusza Zaczarowana I
|autor=Romain Rolland
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu
|tytuł=Dusza Zaczarowana II
|autor=Romain Rolland
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu
|tytuł=Dusza Zaczarowana III
|autor=Romain Rolland
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Heraldyka (Kochanowski).djvu
|tytuł=O heraldyce
|autor=Jan Karol Kochanowski
|start=2020-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Abraham Penzik - Przyszły rząd Polski.pdf
|tytuł=Przyszły rząd Polski
|autor=Abraham Penzik
|start=2020-01-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=H. G. Wells - Wojna dwóch światów.djvu
|tytuł=Wojna dwóch światów
|autor=Herbert George Wells
|start=2020-01-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=H. G. Wells - Wojna w przestworzu.djvu
|tytuł=Wojna w przestworzu
|autor=Herbert George Wells
|start=2020-01-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=H. G. Wells - Janka i Piotr.djvu
|tytuł=Janka i Piotr
|autor=Herbert George Wells
|start=2020-01-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Limanowski Bolesław - Rozwój polskiej myśli socjalistycznej
|tytuł=Rozwój polskiej myśli socjalistycznej
|autor=Bolesław Limanowski
|start=2020-01-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma pośmiertne Franciszka Wiśniowskiego.pdf
|tytuł=Pisma pośmiertne Franciszka Wiśniowskiego
|autor=Franciszek Wiśniowski
|start=2020-01-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma pomniejsze (Marx)
|tytuł=Pisma pomniejsze
|autor=Karl Marx
|start=2020-01-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Marx Karl - Kapitał. Krytyka ekonomji politycznej, tom I, zeszyty 1-3
|tytuł=Kapitał (Marx, 1926-33)
|autor=Karl Marx
|start=2020-01-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Sprawa przy drzwiach zamkniętych.pdf
|tytuł=Sprawa przy drzwiach zamkniętych
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2020-01-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stefan Napierski - Drabina.pdf
|tytuł=Drabina
|autor=[[Autor:Stefan Marek Eiger|Stefan Napierski]]
|start=2020-01-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu
|tytuł=Wycieczki pana Brouczka
|autor=Svatopluk Čech
|start=2020-01-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf
|tytuł=Róża bez kolców
|autor=Zofia Urbanowska
|start=2020-01-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Czwarta władza.pdf
|tytuł=Czwarta władza
|autor=Andrzej Paczkowski
|start=2020-02-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Droga do „mniejszego zła”.pdf
|tytuł=Droga do „mniejszego zła”
|autor=Andrzej Paczkowski
|start=2020-02-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Od sfałszowanego zwycięstwa do prawdziwej klęski.pdf
|tytuł=Od sfałszowanego zwycięstwa do prawdziwej klęski
|autor=Andrzej Paczkowski
|start=2020-02-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Strajki, bunty, manifestacje jako „polska droga” przez socjalizm.pdf
|tytuł=Strajki, bunty, manifestacje jako „polska droga” przez socjalizm
|autor=Andrzej Paczkowski
|start=2020-02-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leo Belmont - Jak nauczyć się esperanta.pdf
|tytuł=Jak nauczyć się Esperanta?
|autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]]
|start=2020-02-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Walter Scott - Waverley.djvu
|tytuł=Waverley
|autor=Walter Scott
|start=2020-02-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu
|tytuł=Siedem grzechów głównych
|autor=Eugène Sue
|start=2020-01-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sue - Awanturnik.djvu
|tytuł=Awanturnik (Czarcia góra)
|autor=Eugène Sue
|start=2020-01-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Słownik języka polskiego (Linde, wyd. 2)
|tytuł=Słownik języka polskiego (wyd. 2)
|autor=Samuel Bogumił Linde
|start=2019-07-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -12- Podróż poślubna.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 12. Podróż poślubna
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -14- Agencja matrymonialna.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 14. Agencja matrymonialna
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -16- Indyjski dywan.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 16. Indyjski dywan
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -17- Tajemnicza bomba.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 17. Tajemnicza bomba
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -19- Sensacyjny zakład.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 19. Sensacyjny zakład
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu
|tytuł=Życie Henryka Brulard
|autor=Stendhal
|start=2020-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stendhal - O miłości.djvu
|tytuł=O miłości
|autor=Stendhal
|start=2020-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -21- Skradziony tygrys.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 21. Skradziony tygrys
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -22- W szponach hazardu.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 22. W szponach hazardu
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -23- Tajemnica wojennego okrętu.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 23. Tajemnica wojennego okrętu
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -24- Oszustwo na biegunie.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 24. Oszustwo na biegunie
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -25- Tajemnica żelaznej kasy.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 25. Tajemnica żelaznej kasy
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -26- Skarb wielkiego Sziwy.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 26. Skarb wielkiego Sziwy
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -28- Indyjski pierścień.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 28. Indyjski pierścień
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -29- Książę szulerów.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 29. Książę szulerów
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf
|tytuł=Poezye (Musset, tłum. Londyński)
|autor=Alfred de Musset
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -31- W podziemiach Paryża.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 31. W podziemiach Paryża
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -32- Klub jedwabnej wstęgi.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 32. Klub jedwabnej wstęgi
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -34- Podwodny skarbiec.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 34. Podwodny skarbiec
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -48- Przygoda w Marokko.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 48. Przygoda w Marokko
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -50- Upiorne oko.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 50. Upiorne oko
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -52- Detektyw i włamywacz.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 52. Detektyw i włamywacz
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -55- Kosztowny pojedynek.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 55. Kosztowny pojedynek
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -57- Sprzedana żona.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 57. Sprzedana żona
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -59- Papierośnica Nerona.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 59. Papierośnica Nerona
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -60- Chińska waza.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 60. Chińska waza
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edward Nowakowski-Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Najśw. Panny Maryi Łaskawej w kościele katedralnym we Lwowie.pdf
|tytuł=Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Najśw. Panny Maryi Łaskawej w kościele katedralnym we Lwowie
|autor=Edward Nowakowski
|start=2020-02-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -62- W szponach spekulantów.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 62. W szponach spekulantów
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -64- Afera szpiegowska.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 64. Afera szpiegowska
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -65- Uwięziona księżniczka.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 65. Uwięziona księżniczka
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -66- Walka o dziedzictwo.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 66. Walka o dziedzictwo
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -67- Taniec duchów.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 67. Taniec duchów
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -68- Syn słońca.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 68. Syn słońca
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -69- Ponury dom.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 69. Ponury dom
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -70- Dramat za kulisami.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 70. Dramat za kulisami
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -72- Ząb za ząb.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 72. Ząb za ząb
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -73- Zemsta włamywacza.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 73. Zemsta włamywacza
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -74- Skandal w pałacu.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 74. Skandal w pałacu
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -75- Herbaciane róże.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 75. Herbaciane róże
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -76- Moloch.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 76. Moloch
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -77- Syrena.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 77. Syrena
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -78- Portret Bajadery.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 78. Portret Bajadery
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -79- Książęcy jacht.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 79. Książęcy jacht
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -80- Zatruty banknot.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 80. Zatruty banknot
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -82- Elektryczny piec.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 82. Elektryczny piec
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -83- Spotkanie na moście.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 83. Spotkanie na moście
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -84- Błękitne oczy.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 84. Błękitne oczy
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -85- Skradzione skrzypce.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 85. Skradzione skrzypce
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -86- Tajemnicza choroba.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 86. Tajemnicza choroba
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -87- Klejnoty amazonki.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 87. Klejnoty amazonki
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -88- Tajny dokument.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 88. Tajny dokument
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -89- Tajemnicza dama.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 89. Tajemnicza dama
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -90- W szponach wroga.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 90. W szponach wroga
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -92- Zatopiony skarb.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 92. Zatopiony skarb
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -11- Uwięziona.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 11. Uwięziona
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -13- Złodziej okradziony.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 13. Złodziej okradziony
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -15- Księżniczka dolarów.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 15. Księżniczka dolarów
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -18- Eliksir młodości.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 18. Eliksir młodości
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -27- Przeklęty talizman.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 27. Przeklęty talizman
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -30- Diamentowy naszyjnik.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 30. Diamentowy naszyjnik
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lange - Stypa.djvu
|tytuł=Stypa
|autor=Antoni Lange
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -33- Klub milionerów.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 33. Klub milionerów
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -35- Krzywdziciel sierot.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 35. Krzywdziciel sierot
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -36- Zatruta koperta.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 36. Zatruta koperta
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -37- Niebezpieczna uwodzicielka.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 37. Niebezpieczna uwodzicielka
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -47- Obrońca pokrzywdzonych.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 47. Obrońca pokrzywdzonych
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -49- Kradzież w hotelu.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 49. Kradzież w hotelu
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -51- Tajemnicza wyprawa.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 51. Tajemnicza wyprawa
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -53- Niezwykły koncert.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 53. Niezwykły koncert
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -54- Złoty klucz.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 54. Złoty klucz
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -56- Bracia szatana.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 56. Bracia szatana
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -58- Cudowny automat.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 58. Cudowny automat
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -61- Sekret piękności.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 61. Sekret piękności
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -71- Trzy zakłady.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 71. Trzy zakłady
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -81- Porwany pasza.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 81. Porwany pasza
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -91- Skradzione perły.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 91. Skradzione perły
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -38- Oszust w opałach.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 38. Oszust w opałach
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -39- Kradzież w muzeum.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 39. Kradzież w muzeum
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -40- Zgubiony szal.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 40. Zgubiony szal
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -41- Czarna ręka.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 41. Czarna ręka
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -42- Odzyskane dziedzictwo.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 42. Odzyskane dziedzictwo
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -43- Rycerze cnoty.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 43. Rycerze cnoty
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -44- Fałszywy bankier.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 44. Fałszywy bankier
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -46- Kontrabanda broni.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 46. Kontrabanda broni
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu
|tytuł=Obrachunki fredrowskie
|autor=Tadeusz Boy-Żeleński
|start=2020-02-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu
|tytuł=Gasnące ognie
|autor=Ferdynand Ossendowski
|start=2020-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sue - Głownia piekielna.djvu
|tytuł=Głownia piekielna
|autor=Eugène Sue
|start=2020-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sue - Milijonery.djvu
|tytuł=Milijonery
|autor=Eugène Sue
|start=2020-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sue - Kuzyn Michał.djvu
|tytuł=Kuzyn Michał
|autor=Eugène Sue
|start=2020-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Stuartowie.djvu
|tytuł=Stuartowie
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2020-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Kalifornia.djvu
|tytuł=Kalifornia
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2020-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Pietro Gasparri - Katechizm większy pochwalony i zalecony przez Ojca św. Piusa X.pdf
|tytuł=Katechizm większy pochwalony i zalecony przez Ojca św. Piusa X
|autor=Pietro Gasparri
|start=2020-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Buffalo Bill -80- Jednooki.pdf
|tytuł=Buffalo Bill. Nr 80. Jednooki
|autor=anonimowy
|start=2020-03-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Buffalo Bill -01- U pala męczarni.pdf
|tytuł=Buffalo Bill. Nr 1. U pala męczarni
|autor=anonimowy
|start=2020-03-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu
|tytuł=Wspomnienia o Sokratesie
|autor=Ksenofont
|start=2020-03-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Buffalo Bill -78- Czerwonoskóra władczyni.pdf
|tytuł=Buffalo Bill. Nr 78. Czerwonoskóra władczyni
|autor=anonimowy
|start=2020-03-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -45- Zemsta włamywacza.djvu
|tytuł=Lord Lister. Nr 45. Zemsta włamywacza
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-03-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -94- Dwaj rywale.djvu
|tytuł=Lord Lister. Nr 94. Dwaj rywale
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-03-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Buffalo Bill -81- Człowiek z blizną.djvu
|tytuł=Buffalo Bill. Nr 81. Człowiek z blizną
|autor=anonimowy
|start=2020-03-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL May Karawana niewolników.djvu
|tytuł=Karawana niewolników
|autor=Karol May
|start=2020-03-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Buffalo Bill -57- Olbrzym z opuszczonej kopalni.pdf
|tytuł=Buffalo Bill. Nr 57. Olbrzym z opuszczonej kopalni
|autor=anonimowy
|start=2020-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jak skauci pracują (Małkowski)
|tytuł=Jak skauci pracują
|autor=Andrzej Małkowski
|start=2020-03-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Harry Dickson -86- W sidłach hypnozy.djvu
|tytuł=Harry Dickson. Nr 86. W sidłach hypnozy
|autor=anonimowy
|start=2020-03-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Feliks Kon - W katordze na karze.pdf
|tytuł=W katordze na karze
|autor=Feliks Kon
|start=2020-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL May Nad Rio de la Plata.djvu
|tytuł=Nad Rio de la Plata
|autor=Karol May
|start=2020-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Harry Dickson -01- Wyspa grozy.pdf
|tytuł=Harry Dickson. Nr 1. Wyspa grozy
|autor=anonimowy
|start=2020-03-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol May Sąd Boży 1930.djvu
|tytuł=Sąd Boży
|autor=Karol May
|start=2020-04-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Adam Próchnik - Ignacy Daszyński życie praca walka.pdf
|tytuł=Ignacy Daszyński: życie, praca, walka
|autor=Adam Próchnik
|start=2020-04-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lemański - Bajki.pdf
|tytuł=Bajki
|autor=Jan Lemański
|start=2020-04-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=CTP -236- Ze złotej serii przygód Harrego Dicksona - Czarny wampir.pdf
|tytuł=Co tydzień powieść. Nr 236. Ze złotej serii przygód Harrego Dicksona : Czarny wampir
|autor=anonimowy
|start=2020-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Selma Lagerlöf - Jerozolima
|tytuł=Jerozolima
|autor=Selma Lagerlöf
|start=2020-04-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ignacy Daszyński - Sejm rząd król dyktator.pdf
|tytuł=Sejm, rząd, król, dyktator
|autor=Ignacy Daszyński
|start=2020-04-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Harry Dickson -34- Wilkołak.pdf
|tytuł=Harry Dickson. Nr 34. Wilkołak
|autor=anonimowy
|start=2020-04-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kazimierz Czapiński - Faszyzm współczesny.pdf
|tytuł=Faszyzm współczesny
|autor=Kazimierz Czapiński
|start=2020-04-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu
|tytuł=Tajemnice Londynu
|autor=Paul Féval
|start=2020-04-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Feval - Żebrak murzyn.djvu
|tytuł=Żebrak murzyn
|autor=Paul Féval
|start=2020-04-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Feval - Garbus.djvu
|tytuł=Garbus
|autor=Paul Féval
|start=2020-04-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Orkan - Warta.djvu
|tytuł=Warta
|autor=Władysław Orkan
|start=2020-04-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jarry - Ubu-Król.djvu
|tytuł=Ubu król
|autor=Alfred Jarry
|start=2020-04-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Miciński - Nietota.djvu
|tytuł=Nietota
|autor=Tadeusz Miciński
|start=2020-04-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu
|tytuł=Dęby czarnobylskie
|autor=Tadeusz Miciński
|start=2020-04-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ibsen - Brand.djvu
|tytuł=Brand
|autor=Henryk Ibsen
|start=2020-04-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Miciński - Wita.djvu
|tytuł=Wita
|autor=Tadeusz Miciński
|start=2020-04-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nowy Nick Carter -02- Skradziony król.pdf
|tytuł=Nowy Nick Carter. Tomik 2. Skradziony król
|autor=Karl Nerger
|start=2020-04-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Orkan - Miłość pasterska.djvu
|tytuł=Miłość pasterska
|autor=Władysław Orkan
|start=2020-04-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu
|tytuł=Spowiedź królowej
|autor=Alphonse Daudet
|start=2020-04-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Eliot - Adam Bede.djvu
|tytuł=Adam Bede
|autor=[[Autor:Mary Ann Evans|George Eliot]]
|start=2020-04-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Curwood - Kazan.djvu
|tytuł=Kazan
|autor=James Oliver Curwood
|start=2020-04-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Luksemburg - Święto pierwszego maja.pdf
|tytuł=Święto pierwszego maja
|autor=Róża Luksemburg
|start=2020-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Saint-Pierre - Paweł i Wirginia.djvu
|tytuł=Paweł i Wirginia
|autor=Jacques-Henri Bernardin de Saint-Pierre
|start=2020-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Heine - Atta Troll 1901.djvu
|tytuł=Atta Troll
|autor=Heinrich Heine
|start=2020-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Pawlikowski - Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość (1839).djvu
|tytuł=Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość
|autor=Józef Pawlikowski
|start=2020-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tegner - Frytjof.djvu
|tytuł=Frytjof
|autor=Esaias Tegnér
|start=2020-04-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Noskowski - Istota utworów Chopina.djvu
|tytuł=Istota utworów Chopina
|autor=Zygmunt Noskowski
|start=2020-04-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Harry Dickson -73- Skarb na dnie morza.pdf
|tytuł=Harry Dickson. Nr 73. Skarb na dnie morza
|autor=anonimowy
|start=2020-04-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lange - Miranda.djvu
|tytuł=Miranda
|autor=Antoni Lange
|start=2020-04-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf
|tytuł=Włamywacz Raffles mój przyjaciel
|autor=Ernest William Hornung
|start=2020-04-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Michałowski - Księga pamiętnicza.djvu
|tytuł=Księga pamiętnicza
|autor=zbiorowy
|start=2020-04-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sprawozdanie Stenograficzne z 36. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej.pdf
|tytuł=Sprawozdanie Stenograficzne z 36. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej
|autor=zbiorowy
|start=2020-04-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sprawozdanie Stenograficzne z 78. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 14 marca 2019 r.pdf
|tytuł=Sprawozdanie Stenograficzne z 78. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej
|autor=zbiorowy
|start=2020-04-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tegner - Ulotne poezye.djvu
|tytuł=Ulotne poezye
|autor=Esaias Tegnér
|start=2020-05-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jakuba Teodora Trembeckiego wirydarz poetycki
|tytuł=Jakuba Teodora Trembeckiego wirydarz poetycki
|autor=Jakub Teodor Trembecki
|start=2020-05-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf
|tytuł=Pamiętnik złodzieja
|autor=Ernest William Hornung
|start=2020-05-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Engestroem - Z szwedzkiej niwy.djvu
|tytuł=Z szwedzkiej niwy
|autor=zbiorowy
|start=2020-05-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tajemnica zamku Rodriganda
|tytuł=Tajemnica zamku Rodriganda
|autor=Karol May
|start=2020-05-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Miciński - Xiądz Faust
|tytuł=Xiądz Faust
|autor=Tadeusz Miciński
|start=2020-05-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu
|tytuł=Kniaź Patiomkin
|autor=Tadeusz Miciński
|start=2020-05-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tygodnik Illustrowany Nr. 9 (1900).djvu
|tytuł=Tygodnik Illustrowany Nr. 9/1900
|autor=zbiorowy
|start=2020-05-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Posner - Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela.djvu
|tytuł=Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela
|autor=Stanisław Posner
|start=2020-05-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lemański - Proza ironiczna.djvu
|tytuł=Proza ironiczna
|autor=Jan Lemański
|start=2020-05-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Grignon de Montfort - O doskonałym nabożeństwie.djvu
|tytuł=O doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Marii Panny
|autor=Ludwik Maria Grignion de Montfort
|start=2020-05-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1875).djvu
|tytuł=Wzniesienie się Rougon'ów (1875)
|autor=Émile Zola
|start=2020-05-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Szymanowski - Wychowawcza rola kultury muzycznej.djvu
|tytuł=Wychowawcza rola kultury muzycznej
|autor=Karol Szymanowski
|start=2020-06-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Szopka krakowska.djvu
|tytuł=Szopka krakowska
|autor=Stanisław Estreicher
|start=2020-06-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Syn niedźwiednika
|tytuł=Syn niedźwiednika
|autor=Karol May
|start=2020-06-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lord Lister -20- Miasto Wiecznej Nocy.pdf
|tytuł=Lord Lister. Nr 20. Miasto Wiecznej Nocy
|autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]]
|start=2020-06-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Darwin - O powstawaniu gatunków.djvu
|tytuł=O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego
|autor=Charles Darwin
|start=2020-06-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu
|tytuł=Ostatni na ziemi
|autor=Wacław Niezabitowski
|start=2020-06-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu
|tytuł=Skarb Aarona
|autor=Wacław Niezabitowski
|start=2020-06-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Co każdy o krótkofalarstwie wiedzieć powinien
|tytuł=Co każdy o krótkofalarstwie wiedzieć powinien
|autor=Zbiorowy
|start=2020-06-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu
|tytuł=Komedjanci
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-06-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu
|tytuł=Pod blachą
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-06-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Buffalo Bill -79- Córka wodza.pdf
|tytuł=Buffalo Bill. Nr 79. Córka wodza
|autor=anonimowy
|start=2020-07-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu
|tytuł=Księżna de Langeais
|autor = Honoré de Balzac
|start=2020-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sofokles - Tropiciele (tłum. Bednarowski).djvu
|tytuł=Tropiciele
|autor=Sofokles
|start=2020-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Mantegazza - Rok 3000-ny.pdf
|tytuł=Rok 3000-ny
|autor=Paolo Mantegazza
|start=2020-07-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Komeński - Wielka dydaktyka.djvu
|tytuł=Wielka dydaktyka
|autor=Jan Amos Komenský
|start=2020-07-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sue - Artur.djvu
|tytuł=Artur
|autor=Eugène Sue
|start=2020-07-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Rozkosze życia.djvu
|tytuł=Rozkosze życia
|autor=Émile Zola
|start=2020-07-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf
|tytuł=Ostatnie dni świata (zbiór)
|autor=[[Autor:Simon Sawczenko|Simon Sawczenko]]; [[Autor:Albert Flynn|Joshua Albert Flynn]]
|start=2020-07-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Orkan - Czantorja.pdf
|tytuł=Czantorja
|autor=Władysław Orkan
|start=2020-07-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tadeusz Michał Nittman - Balladyna - komentarz.pdf
|tytuł=Balladyna (komentarz)
|autor=Tadeusz Michał Nittman
|start=2020-07-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Biblia (tłum. Cylkow)
|tytuł=Biblia
|autor=[[Autor:Izaak Cylkow|Izaak Cylkow]] (tłumacz)
|start=2020-07-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emil Dunikowski - Meksyk.djvu
|tytuł=Meksyk
|autor=Emil Dunikowski
|start=2020-07-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Harry Dickson -77- Tajemnica grobowca.pdf
|tytuł=Harry Dickson. Nr 77. Tajemnica grobowca
|autor=anonimowy
|start=2020-07-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu
|tytuł=Podróż na Jowisza
|autor=John Jacob Astor
|start=2020-07-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tadeusz Radkowski - Z biblijnego Wschodu.djvu
|tytuł=Z biblijnego Wschodu
|autor=Tadeusz Radkowski
|start=2020-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. Servieres - Orle skrzydła.djvu
|tytuł=Orle skrzydła
|autor=Joseph Servières
|start=2020-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. W. Ferrer - Mrok i brzask.djvu
|tytuł=Mrok i brzask
|autor=Frederic William Farrar
|start=2020-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=F. W. Ferrer - Światła i cienie
|tytuł=Światła i cienie
|autor=Frederic William Farrar
|start=2020-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Marrene Dzieci szczescia.djvu
|tytuł=Dzieci szczęścia
|autor=Waleria Marrené
|start=2020-07-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu
|tytuł=Duch puszczy
|autor=Robert Montgomery Bird
|start=2020-08-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol du Prel - Zagadka człowieka.djvu
|tytuł=Zagadka człowieka
|autor=Karl du Prel
|start=2020-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol du Prel - Spirytyzm (1908).djvu
|tytuł=Spirytyzm
|autor=Karl du Prel
|start=2020-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol du Prel - Spirytyzm (1923).djvu
|tytuł=Spirytyzm
|autor=Karl du Prel
|start=2020-08-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. I. Kraszewski - Gawędy o literaturze i sztuce.djvu
|tytuł=Gawędy o literaturze i sztuce
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. I. Kraszewski - Obrazy z życia i podróży T.I.djvu
|tytuł=Obrazy z życia i podróży T.I
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. I. Kraszewski - Obrazy z życia i podróży T.II.djvu
|tytuł=Obrazy z życia i podróży T.II
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu
|tytuł=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu
|tytuł=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku
|tytuł=Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. I. Kraszewski - Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy.djvu
|tytuł=Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.I.djvu
|tytuł=Nowe studja literackie T.I
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.II.djvu
|tytuł=Nowe studja literackie T.II
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf
|tytuł=Więzień na Marsie
|autor=Gustave Le Rouge
|start=2020-08-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Staff LM Zgrzebna kantyczka.djvu
|tytuł=Zgrzebna kantyczka
|autor=Ludwik Maria Staff
|start=2020-08-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf
|tytuł=Niewidzialni
|autor=Gustave Le Rouge
|start=2020-08-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lamartine - Rafael.djvu
|tytuł=Rafael
|autor=Alphonse de Lamartine
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tomasz a Kempis - O naśladowaniu Chrystusa (1938).djvu
|tytuł=O naśladowaniu Chrystusa
|autor=Thomas a Kempis
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gautier - Romans mumji.pdf
|tytuł=Romans mumji
|autor=Théophile Gautier
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL De Montepin - Róża i blanka.pdf
|tytuł=Róża i Blanka
|autor=Xavier de Montépin
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lindau - Państwo Bewerowie.pdf
|tytuł=Państwo Bewerowie
|autor=Paul Lindau
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sewer - Genealogie.djvu
|tytuł=Genealogie żyjących utytułowanych rodów polskich
|autor=Jerzy Sewer Dunin-Borkowski
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu
|tytuł= Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863
|autor=Eustachy Iwanowski
|start=2020-08-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu
|tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom I
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2020-08-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf
|tytuł=Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego
|autor=Teodor Tripplin
|start=2020-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL De Bury - Philobiblon.djvu
|tytuł=Philobiblon
|autor=Richrad de Bury
|start=2020-08-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu
|tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom V
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2020-09-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Krolewska-Pruska gieneralna szkolna ustawa dla rzymskich-katolików w miastach i na wsiach samowładnego księstwa Sląska i hrabstwa Glacu 1765.djvu
|tytuł=Krolewska-Pruska gieneralna szkolna ustawa dla rzymskich-katolików w miastach i na wsiach samowładnego księstwa Sląska i hrabstwa Glacu 1765.djvu
|start=2020-09-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf
|tytuł=Wspomnienia i przygody : Tom I
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2020-09-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf
|tytuł=Wspomnienia i przygody : Tom II
|autor=Arthur Conan Doyle
|start=2020-09-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Skrypt Fleminga
|tytuł=Skrypt Fleminga
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-09-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny
|tytuł=Okruszyny
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu
|tytuł=W mrokach złotego pałacu, czyli Bazylissa Teofanu
|autor=Tadeusz Miciński
|start=2020-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mark Twain - Humoreski i opowiadania I.djvu
|tytuł=Humoreski i opowiadania
|autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]]
|start=2020-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mark Twain - Wartogłowy Wilson.djvu
|tytuł=Wartogłowy Wilson
|autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]]
|start=2020-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu
|tytuł=Tom Sawyer jako detektyw
|autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]]
|start=2020-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mark Twain - Niuniek ma hiszpankę.djvu
|tytuł=Niuniek ma hiszpankę
|autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]]
|start=2020-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jack London - John Barleycorn.djvu
|tytuł=John Barleycorn
|autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]]
|start=2020-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu
|tytuł=Pretendent z Ameryki
|autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]]
|start=2020-09-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL G Flaubert Salammbo.djvu
|tytuł=Salammbo
|autor=Gustave Flaubert
|start=2020-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Loti - Pani chryzantem.djvu
|tytuł=Pani Chryzantem
|autor=Pierre Loti
|start=2020-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tripplin - Kalotechnika.pdf
|tytuł=Kalotechnika
|autor=Teodor Tripplin
|start=2020-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wallace - Biały zamek.djvu
|tytuł=Biały zamek
|autor=Lewis Wallace
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wallace - Książę indyjski.djvu
|tytuł=Książę indyjski
|autor=Lewis Wallace
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lukian - Wybrane pisma T. 1.pdf
|tytuł=Wybrane pisma T. 1
|autor=Lukian z Samosat
|start=2020-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Yogi Rāmacharaka - Hatha Joga.djvu
|tytuł=Hatha Joga
|autor=Yogi Rāmacharaka
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu
|tytuł=Puszcza
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Mój pamiętnik literacki.djvu
|tytuł=Mój pamiętnik literacki
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Z Grecyi.djvu
|tytuł=Z Grecyi
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Syn marnotrawny.djvu
|tytuł=Syn marnotrawny
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu
|tytuł=W ogniu
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Lyrica.djvu
|tytuł=Lyrica
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu
|tytuł=Narodziny działacza
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu
|tytuł=Sprawa Dołęgi
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Unia.djvu
|tytuł=Unia
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu
|tytuł=Nowele
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu
|tytuł=Jan bez ziemi
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu
|tytuł=Hetmani
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu
|tytuł=Gromada
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu
|tytuł=Noc i świt
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu
|tytuł=Cudno i ziemia cudeńska
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2020-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Katechizm rzymski wg uchwały św Soboru Trydenckiego.djvu
|tytuł=Katechizm rzymski wg uchwały św. Soboru Trydenckiego
|autor=zbiorowy
|start=2020-09-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Savitri - Utopia.djvu
|tytuł=Utopia
|autor=Savitri
|start=2020-10-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Herbarz Polski (Boniecki)
|tytuł=Herbarz Polski
|autor=Adam Boniecki, Artur Reiski
|start=2020-10-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859)
|tytuł=S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859)
|autor=zbiorowy
|start=2020-10-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juliusz Verne - Cezar Kaskabel.djvu
|tytuł=Cezar Kaskabel
|autor=Juliusz Verne
|start=2020-10-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Juljusz Verne - Wśród dzikich plemion Buchary
|tytuł=Wśród dzikich plemion Buchary
|autor=Juliusz Verne
|start=2020-10-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Mrongowiusz Slowo Xenofonta o Wyprawie Woienney Cyrusa.djvu
|tytuł=Słowo Xenofonta o Wyprawie Woienney Cyrusa po Grecku Anavasis
|autor=Ksenofont
|start=2020-10-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu
|tytuł=Druga ojczyzna
|autor=Juliusz Verne
|start=2020-10-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Czesław Czyński - Nauka Volapüka w 12-stu lekcjach.pdf
|tytuł=Nauka Volapük’a w 12-stu lekcjach
|autor=Czesław Czyński
|start=2020-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Buffalo Bill -02- Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany.pdf
|tytuł=Buffalo Bill. Nr 2. Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany
|autor=anonimowy
|start=2020-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf
|tytuł=Rozpruwacze
|autor=Icek Boruch Farbarowicz
|start=2020-10-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Harry Dickson -20- Postrach Londynu.pdf
|tytuł=Harry Dickson. Nr 20. Postrach Londynu
|autor=anonimowy
|start=2020-10-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu
|tytuł=Trapezologjon
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-10-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu
|tytuł=Staropolska miłość
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-10-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu
|tytuł=Na polskiej fali
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Mohammed II.djvu
|tytuł=Mohammed II
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Lintang.djvu
|tytuł=Lintang
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu
|tytuł=Czerwona rakieta
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Czarci.djvu
|tytuł=Czarci
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Biały lew.djvu
|tytuł=Biały lew
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Ana Ta.djvu
|tytuł=Ana Ta
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Szkatułka z czerwonej laki.djvu
|tytuł=Szkatułka z czerwonej laki
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Syn Dniepru.djvu
|tytuł=Syn Dniepru
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Timurlenk.djvu
|tytuł=Timurlenk
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Śliczna Gabrysia.djvu
|tytuł=Śliczna Gabrysia
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Romans Marty.djvu
|tytuł=Romans Marty
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Przygody Komendanta Wilczka.djvu
|tytuł=Przygody Komendanta Wilczka
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Po tęczowej obręczy.djvu
|tytuł=Po tęczowej obręczy
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Pałac połamanych lalek.djvu
|tytuł=Pałac połamanych lalek
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu
|tytuł=Osaczona i inne nowele
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu
|tytuł=O małem miasteczku
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Wygrana partja.djvu
|tytuł=Wygrana partja
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu
|tytuł=W płomieniach
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu
|tytuł=Wieś mojej matki
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu
|tytuł=Wieś czternastej mili
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Bandrowski - Widzenie Wokandy.djvu
|tytuł=Widzenie Wokandy
|autor=Jerzy Bandrowski
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pierwszy ilustrowany przewodnik po Ciechocinku i Okolicy.djvu
|tytuł=Pierwszy ilustrowany przewodnik po Ciechocinku i Okolicy
|autor=Juliusz Marian Bandrowski
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu
|tytuł=Halucynacje
|autor=Ludwik Stanisław Liciński
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu
|tytuł=Z pamiętnika włóczęgi
|autor=Ludwik Stanisław Liciński
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu
|tytuł=Szały miłości
|autor=Ludwik Stanisław Liciński
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu
|tytuł=Sprawiedliwość
|autor=Grazia Deledda
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Grazia Deledda - Popiół
|tytuł=Popiół
|autor=Grazia Deledda
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Grazia Deledda - Po rozwodzie
|tytuł=Po rozwodzie
|autor=Grazia Deledda
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Grazia Deledda - Po grzesznej drodze
|tytuł=Po grzesznej drodze
|autor=Grazia Deledda
|start=2020-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zmigryder Sertorius a Pompeius na tle paktow z Mithradatesem.djvu
|tytuł=Sertorius a Pompeius na tle paktów z Mithradatesem
|autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka
|start=2020-10-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu
|tytuł=Testament dziwaka
|autor=Juliusz Verne
|start=2020-10-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL K May Przez dziki Kurdystan 1909.djvu
|tytuł=Przez dziki Kurdystan (1909)
|autor=Karol May
|start=2020-10-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Libelt Karol - O miłości ojczyzny.pdf
|tytuł=O miłości ojczyzny (Libelt)
|autor=Karol Libelt
|start=2020-10-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu
|tytuł=Sewerka
|autor=Waleria Marrené
|start=2020-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf
|tytuł=Miłość przestępcy
|autor=Icek Boruch Farbarowicz
|start=2020-11-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pułkownikówna (Kraszewski)
|tytuł=Pułkownikówna
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-11-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu
|tytuł=Zamek w Karpatach
|autor=Juliusz Verne
|start=2020-11-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Limanowski Bolesław - Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu.pdf
|tytuł=Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu
|autor=Bolesław Limanowski
|start=2020-11-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Komedye Plauta; Aulularia - Mostellaria - Trinummus - Capteivei (IA komedyeplautaaul00plau).pdf
|tytuł=Komedye Plauta
|autor=Plaut
|start=2020-11-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu
|tytuł=Na Polesiu
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2020-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Pseudo-Xenofont - Rzecz o ustawie ateńskiej.pdf
|tytuł=Rzecz o ustawie ateńskiej
|autor=Ksenofont
|start=2020-11-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Czuj Duch X. Kazimierz Lutosławski.pdf
|tytuł=Czuj Duch!
|autor=Kazimierz Lutosławski
|start=2020-11-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gibess - Obozownictwo.pdf
|tytuł=Obozownictwo
|autor=Stanisław Gibess
|start=2020-12-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Nekrasz - Pionierka harcerska.djvu
|tytuł=Pionierka Harcerska
|autor=Władysław Nekrasz
|start=2020-12-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Waszynski Dzierżawa i najem u społeczeństw starożytnych.pdf
|tytuł=Dzierżawa i najem u społeczeństw starożytnych. Cz. 1, Wschód
|autor=Stefan Waszyński
|start=2020-12-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu
|tytuł=Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2020-12-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|tytuł=Szkice i opowiadania historyczno-literackie
|autor=Ferdynand Hoesick
|start=2020-12-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Filozofija Lucyjusza Anneusza Seneki.pdf
|tytuł=Filozofija Lucyjusza Anneusza Seneki
|autor=Alfred Roch Brandowski
|start=2020-12-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf
|tytuł=Przed jutrem
|autor=Gustawa Jarecka
|start=2020-12-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gustawa Jarecka - Inni ludzie.pdf
|tytuł=Inni ludzie|Inni ludzie
|autor=Gustawa Jarecka
|start=2022-01-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ćwikliński Kilka uwag o zadaniach i organizacji nauki polskiej.pdf
|tytuł=Kilka uwag o zadaniach i organizacji nauki polskiej
|autor=Ludwik Ćwikliński
|start=2021-01-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Xenofont - Hippika i Hipparch.djvu
|tytuł=Hippika i Hipparch czyli jazda konna i naczelnik jazdy
|autor=Ksenofont
|start=2021-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu
|tytuł=Pamiętnik panny służącej (1923)
|autor=Octave Mirbeau
|start=2021-01-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Adam Próchnik - Ku Polsce socjalistycznej dzieje polskiej myśli socjalistycznej.pdf
|tytuł=Ku Polsce socjalistycznej
|autor=Adam Próchnik
|start=2021-01-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu
|tytuł=Anioł śmierci
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|start=2021-01-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Xenofont - Ekonomik.djvu
|tytuł=Ekonomik
|autor=Ksenofont
|start=2021-01-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu
|tytuł=Z antropologii wiejskiej (nowa serya)
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-01-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Wyścig dystansowy.djvu
|tytuł=Wyścig dystansowy
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]],<br>[[Autor:Kazimierz Laskowski|Kazimierz Laskowski]]
|start=2021-01-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ludwik Ćwikliński O przechowywanym w zbiorze pism Ksenofontowych Traktacie o dochodach.djvu
|tytuł=O przechowywanym w zbiorze pism Ksenofontowych Traktacie o dochodach
|autor=Ludwik Ćwikliński
|start=2021-01-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Adolf Klęsk - Bolesne strony erotycznego życia kobiety.djvu
|tytuł=Bolesne strony erotycznego życia kobiety
|autor=Adolf Klęsk
|start=2021-02-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu
|tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom VII
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-02-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Syzyf.pdf
|tytuł=Syzyf
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-02-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu
|tytuł=Synowie pana Marcina
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-02-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf
|tytuł=Powtórne życie
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-02-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu
|tytuł=Zagrzebani
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-02-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu
|tytuł=Czarna godzina
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-02-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Laskowski - Poradnik dla dłużników.djvu
|tytuł=Poradnik dla dłużników
|autor=Kazimierz Laskowski
|start=2021-02-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Monologi.djvu
|tytuł=Monologi
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Monologi. Serya druga.djvu
|tytuł=Monologi. Serya druga
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu
|tytuł=Suma na Kocimbrodzie
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu
|tytuł=Fotografie wioskowe
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu
|tytuł=Listy do przyszłej narzeczonej i Listy do cudzej żony
|autor=[[Autor:Julian Ochorowicz|Julian Ochorowicz]]<br>[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu
|tytuł=Na ojcowskim zagonie
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu
|tytuł=Poezje (1936) (wybór)
|autor=Taras Szewczenko
|start=2021-02-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf
|tytuł=Matka
|autor=Maksym Gorki
|start=2021-02-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rola (teksty Antoniego Kucharczyka)
|autor=Antoni Kucharczyk
|start=2021-02-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Złoty Jasieńko.djvu
|tytuł=Złoty Jasieńko
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-02-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Płodność.djvu
|tytuł=Płodność
|autor=Émile Zola
|start=2021-02-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kraszewski - Ikonotheka.djvu
|tytuł=Ikonotheka
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu
|tytuł=Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski)
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2021-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jebb - Historya literatury greckiej.djvu
|tytuł=Historya literatury greckiej
|autor=Richard Claverhouse Jebb
|start=2021-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieje Galicyi (IA dziejegalicyi00bart).pdf
|tytuł=Dzieje Galicyi
|autor=Kazimierz Bartoszewicz
|start=2021-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wójcicki - Klechdy.djvu
|tytuł=Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe
|autor=Kazimierz Władysław Wóycicki
|start=2021-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski Psiawiara.djvu
|tytuł=Psiawiara
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-03-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski Nera
|tytuł=Nera
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu
|tytuł=Willa pana regenta
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-03-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu
|tytuł=Przeszkoda
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-03-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Prawda
|tytuł=Prawda
|autor=Émile Zola
|start=2021-03-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu
|tytuł=Banita powieść z 1843
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tacyt - Germania.pdf
|tytuł=Germania
|autor=Tacyt
|start=2021-03-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu
|tytuł=Przybłęda
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-03-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kapitał społeczny ludzi starych.pdf
|tytuł=Kapitał społeczny ludzi starych
|autor=Andrzej Klimczuk
|start=2021-03-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jankowski - Tram wpopszek ulicy.pdf
|tytuł=Tram wpopszek ulicy
|autor=Jerzy Jankowski
|start=2021-03-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bernard Shaw - Socyalista na ustroniu.djvu
|tytuł=Socyalista na ustroniu
|autor=George Bernard Shaw
|start=2021-03-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Leśniczy.djvu
|tytuł=Leśniczy
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-03-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Milion za morzami.djvu
|tytuł=Milion za morzami
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-03-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski Wysokie progi
|tytuł=Wysokie progi
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-03-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Romans i powieść.djvu
|tytuł=Romans i powieść
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2021-03-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tacyt Kossowicz Agrykola.pdf
|tytuł=Agrykola
|autor=Tacyt
|start=2021-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Plutarch - Perikles.pdf
|tytuł=Perikles
|autor=Plutarch
|start=2021-03-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Buffalo Bill -60- Czaszka Wielkiego Narbony.pdf
|tytuł=Buffalo Bill. Nr 60. Czaszka Wielkiego Narbony
|autor=anonimowy
|start=2021-03-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL H Mann Diana.djvu
|tytuł=Diana
|autor=Heinrich Mann
|start=2021-03-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL H Mann Minerwa.djvu
|tytuł=Minerwa
|autor=Heinrich Mann
|start=2021-03-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL H Mann Wenus.djvu
|tytuł=Wenus
|autor=Heinrich Mann
|start=2021-03-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL H Mann Błękitny anioł.djvu
|tytuł=Błękitny anioł
|autor=Heinrich Mann
|start=2021-03-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jan Lemański Colloqvia albo Rozmowy.djvu
|tytuł=Colloqvia albo Rozmowy
|autor=Jan Lemański
|start=2021-03-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Herodot - Dzieje.djvu
|tytuł=Dzieje
|autor=Herodot
|start=2021-04-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Urban - Makryna Mieczysławska w świetle prawdy.djvu
|tytuł=Makryna Mieczysławska w świetle prawdy
|autor=Jan Urban
|start=2020-04-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Kartka miłości.djvu
|tytuł=Kartka miłości
|autor=Émile Zola
|start=2021-04-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu
|tytuł=Syn Marnotrawny (1905)
|autor=Józef Weyssenhoff
|start=2021-04-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu
|tytuł=Prawo mężczyzny
|autor=Jan Lemański
|start=2021-04-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Burt's Polish-English dictionary in two parts, Polish-English, English Polish (IA burtspolishengli00kierrich).pdf
|tytuł=Burt's Słowniczek Polskiego I Angielskiego Języka
|autor=[[Autor:Władysław Kierst|Władysław Kierst]], [[Autor:Oskar Callier|Oskar Callier]]
|start=2021-04-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nowy kieszonkowy polsko-rossyjski i rossyjsko-polski slownik (IA nowykieszonkowyp00schm).pdf
|tytuł=Nowy kieszonkowy polsko-rossyjski i rossyjsko-polski słownik
|autor=M. J. A. E. Schmidt, Johann Adolf Erdmann
|start=2021-04-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Folklor i literatura.pdf
|tytuł=Folklor i literatura
|autor=Roch Sulima
|start=2021-04-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dokadny niemiecko-polski sownik (IA dokadnyniemiecko00mron).pdf
|tytuł=Dokładny Niemiecko-Polski Słownik
|autor=[[Autor:Krzysztof Celestyn Mrongovius|Krzysztof Celestyn Mrongovius]], [[Autor:Wilibald Wyszomierski|Wilibald Wyszomierski]]
|start=2021-04-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=O ziemi i czlowicku;dziesiec odezytow. (IA oziemiiczlowicku00nale).pdf
|tytuł=O ziemi i człowieku; dziesięć odczytów
|autor=Władysław Nałęcz-Koniuszewski
|start=2021-04-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Traktat Pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą podpisany w Rydze dnia 18 marca 1921 roku.djvu
|tytuł=Traktat Pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą podpisany w Rydze dnia 18 marca 1921 roku
|start=2021-04-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Układ o repatriacji zawarty między Polską z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej strony.djvu
|tytuł=Układ o repatriacji zawarty między Polską z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej strony w wykonaniu artykułu VII Umowy o Przedwstępnych Warunkach Pokoju z dnia 12 października 1920 roku
|start=2021-04-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Doktór Pascal.djvu
|tytuł=Doktór Pascal
|autor=Émile Zola
|start=2021-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf
|tytuł=Kara Boża idzie przez oceany
|autor=Henryk Nagiel
|start=2021-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pogląd na nowszą poezję ukraińską.pdf
|tytuł=Pogląd na nowszą poezyę ukraińską
|autor=Sydir Twerdochlib
|start=2021-04-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ukraiński ruch kobiecy.pdf
|tytuł=„Ukraiński“ Ruch Kobiecy
|autor=Cezaryna Mikułowska
|start=2021-04-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu
|tytuł=Błąd Abbé Moureta
|autor=Émile Zola
|start=2021-04-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Dzieło.djvu
|tytuł=Dzieło
|autor=Émile Zola
|start=2021-04-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wilde Oscar - Dusza człowieka w epoce socyalizmu.pdf
|tytuł=Dusza człowieka w epoce socyalizmu
|autor=Oscar Wilde
|start=2021-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Pieniądz.djvu
|tytuł=Pieniądz
|autor=Émile Zola
|start=2021-05-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Epidemia.djvu
|tytuł=Epidemia
|autor=[[Autor:Octave Mirbeau|Octave Mirbeau]], [[Autor:Jarosław Pieniążek|Jarosław Pieniążek]]
|start=2021-05-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu
|tytuł=Poezye
|autor=Michał Koroway-Metelicki
|start=2021-05-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL M Auerbach Platon a matematyka grecka.djvu
|tytuł=Platon a matematyka grecka
|autor=Marian Auerbach
|start=2021-05-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mord rytualny.pdf
|tytuł=Mord rytualny
|autor=Aleksander Czołowski
|start=2021-05-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski Listy do nieznajomego
|tytuł=Listy do nieznajomego
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-05-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski W sprawie szkół ludowych na Szlązku kilka uwag dla nauczycieli.djvu
|tytuł=W sprawie szkół ludowych na Szlązku
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-05-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski Niewiasta polska.djvu
|tytuł=Niewiasta polska
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-05-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T2.pdf
|tytuł=Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1852–1889)
|autor=Stanisław Karwowski
|start=2021-05-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf
|tytuł=Jeden trudny rok
|autor=[[Autor:Juliusz Dąbrowski|Juliusz Dąbrowski]], [[Autor:Tadeusz Kwiatkowski|Tadeusz Kwiatkowski]]
|start=2021-05-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klęski zaraz w dawnym Lwowie.pdf
|tytuł=Klęski zaraz w dawnym Lwowie
|autor=Łucja Charewiczowa
|start=2021-05-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski Wieki katakombowe
|tytuł=Wieki katakombowe
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-06-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu
|tytuł=Życzenie zmarłej
|autor=Émile Zola
|start=2021-06-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Teatr.pdf
|tytuł=Teatr
|autor=Émile Zola
|start=2021-06-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu
|tytuł=Hiszpania i Afryka
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2021-06-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Człowiek zwierzę
|tytuł=Człowiek zwierzę
|autor=Émile Zola
|start=2021-06-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Podbój Plassans.djvu
|tytuł=Podbój Plassans
|autor=Émile Zola
|start=2021-06-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Historya o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim.djvu
|tytuł=Historya o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim
|autor=Mikołaj z Wilkowiecka
|start=2021-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf
|tytuł=Góra Chełmska
|autor=Norbert Bonczyk
|start=2021-06-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gustaw Rogulski - Słowniczek znakomitszych muzyków.djvu
|tytuł=Słowniczek znakomitszych muzyków
|autor=Gustaw Rogulski
|start=2021-06-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Plato von Reussner - Luminarze świata.djvu
|tytuł=Luminarze świata
|autor=Plato von Reussner
|start=2021-06-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zola - Ziemia.pdf
|tytuł=Ziemia
|autor=Émile Zola
|start=2021-06-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Auerbach Arytmetyka grecka u szczytu rozwoju.pdf
|tytuł=Arytmetyka grecka u szczytu rozwoju (Diophantos)
|autor=Marian Auerbach
|start=2021-06-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stefan Żeromski-Pomyłki
|tytuł=Pomyłki
|autor=Stefan Żeromski
|start=2021-06-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane T.1.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane. T. I
|autor={{Lista autorów|William Shakespeare; Stanisław Egbert Koźmian}}
|start=2021-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane T.2.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane. T. II
|autor={{Lista autorów|William Shakespeare; Stanisław Egbert Koźmian}}
|start=2021-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane T.3.djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane. T. III
|autor={{Lista autorów|William Shakespeare; Stanisław Egbert Koźmian}}
|start=2021-07-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Schneider Nowe poglądy.pdf
|tytuł=Nowe poglądy na cywilizacyę grecką
|autor=Stanisław Schneider
|start=2021-07-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Moje stosunki z Towiańskim i towiańczykami.pdf
|tytuł=Moje stosunki z Towiańskim i towiańczykami
|autor=Józef Komierowski
|start=2021-07-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Oskarżyciel przez Krajowskiego.pdf
|tytuł=Oskarżyciel
|autor=Józef Komierowski
|start=2021-07-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sachs - Ferdynand Lassalle.djvu
|tytuł=Ferdynand Lassalle
|autor=Feliks Sachs
|start=2021-07-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Niemcewicz - Rok 3333.pdf
|tytuł=Rok 3333
|autor=Julian Ursyn Niemcewicz
|start=2021-07-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Józef Szujski - Poezye.djvu
|tytuł=Poezye
|autor=Józef Szujski
|start=2021-07-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Józef Szujski - Dramata tłómaczone.djvu
|tytuł=Dramata tłómaczone
|autor={{Lista autorów|Ajschylos; Arystofanes; William Shakespeare; Pedro Calderón de la Barca; [[Autor:Józef Szujski|Józef Szujski]] (tłum.)}}
|start=2021-07-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wiktor Hugo - Han z Islandyi
|tytuł=Han z Islandyi
|autor=Victor Hugo
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu
|tytuł=Rzeczy widziane 1848-1849
|autor=Victor Hugo
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wiktor Hugo - Angelo.djvu
|tytuł=Angelo
|autor=Victor Hugo
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.1.djvu
|tytuł=Dramata T.1
|autor=Józef Szujski
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.2.djvu
|tytuł=Dramata T.2
|autor=Józef Szujski
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.3.djvu
|tytuł=Dramata T.3
|autor=Józef Szujski
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Józef Szujski - Powieści prozą.djvu
|tytuł=Powieści prozą
|autor=Józef Szujski
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Józef Szujski - Literatura i krytyka.djvu
|tytuł=Literatura i krytyka
|autor=Józef Szujski
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL William Shakespeare - Romeo i Julia (przekład Wiktorii Rosickiej).djvu
|tytuł=Romeo i Julia
|autor=William Shakespeare
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Krystyn Ostrowski - Lichwiarz.djvu
|tytuł=Lichwiarz
|autor=William Shakespeare
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dzieła dramatyczne Szekspira T.1 (przekład Stanisława Koźmiana).djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira T.1
|autor=William Shakespeare
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dzieła dramatyczne Szekspira T.2 (przekład Stanisława Koźmiana).djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira T.2
|autor=William Shakespeare
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dzieła dramatyczne Szekspira T.3 (przekład Stanisława Koźmiana).djvu
|tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira T.3
|autor=William Shakespeare
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dramata Adama Gorczyńskiego Ser.2.djvu
|tytuł=Dramata Adama Gorczyńskiego. Serya druga
|autor={{Lista autorów|Adam Gorczyński; William Shakespeare}}
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Schneider W sprawie Piasta.pdf
|tytuł=W sprawie Piasta, Rzepichy i Ziemowita
|autor=Stanisław Schneider
|start=2021-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ludzie i pomniki (Hollender)
|tytuł=Ludzie i pomniki
|autor=Tadeusz Hollender
|start=2021-07-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Schneider Dwie etyki.pdf
|tytuł=Dwie etyki w Antygonie Sofoklesa
|autor=Stanisław Schneider
|start=2021-07-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wrzesień - Lord Byron.djvu
|tytuł=Lord Byron
|autor=Antoni Lange
|start=2021-07-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walerya Marrené-Morzkowska - Cyganerya Warszawska.djvu
|tytuł=Cyganerya Warszawska
|autor=Waleria Marrené
|start=2021-07-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walerya Marrené - Kobieta czasów obecnych.djvu
|tytuł=Kobieta czasów obecnych
|autor=Waleria Marrené
|start=2021-07-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieło_wielkiego_miłosierdzia.djvu
|tytuł=Dzieło wielkiego miłosierdzia
|autor=zbiorowy
|start=2021-07-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jeden z wielu (Trzeszczkowska)
|tytuł=Jeden z wielu
|autor=Zofia Trzeszczkowska
|start=2021-07-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Świat tygodnik Rok I (1906)
|tytuł=Świat tygodnik Rok I (1906)
|autor=zbiorowy, red. [[Autor:Stefan Krzywoszewski|Stefan Krzywoszewski]]
|start=2021-07-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walerya Marrené - Przeciw prądowi
|tytuł=Przeciw prądowi
|autor=Waleria Marrené
|start=2021-07-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Schneider Reforma Wilamowitza.pdf
|tytuł=Reforma Wilamowitza w nauczaniu greczyzny
|autor=Stanisław Schneider
|start=2021-07-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Kiwony.djvu
|tytuł=Kiwony
|autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz
|start=2021-07-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Schneider Sofista Antyfont.pdf
|tytuł=Sofista Antyfont jako psychiatra
|autor=Stanisław Schneider
|start=2021-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski Listy ze wsi
|tytuł=Listy ze wsi
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-07-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zieliński Grecja niepodległa.pdf
|tytuł=Grecja niepodległa
|autor=Tadeusz Zieliński
|start=2021-08-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Marcin Bielski - Rozmowa nowych Proroków.djvu
|tytuł=Rozmowa nowych Proroków
|autor=Marcin Bielski
|start=2021-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Rej - Krótka rozprawa (1892).djvu
|autor=Mikołaj Rej
|tytuł=Krótka rozprawa między trzemi osobami panem, wójtem a plebanem
|start=2021-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu
|tytuł=Towarzysze Jehudy
|autor=Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2021-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL JI Kraszewski Album Wileńskie J K Wilczyńskiego.djvu
|tytuł=Album Wileńskie J.K. Wilczyńskiego
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-07-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf
|tytuł=Pamiętnik Mroczka
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL E Zola Magazyn nowości.djvu
|tytuł=Magazyn nowości pod firmą Au bonheur des dames
|autor=Émile Zola
|start=2021-08-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dzieło wielkiego miłosierdzia.pdf
|tytuł=Dzieło wielkiego miłosierdzia
|autor=[[Autor:Maria Franciszka Kozłowska|Maria Franciszka Kozłowska]]<br>[[Autor:Jan Maria Michał Kowalski|Jan Maria Michał Kowalski]]
|start=2021-08-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Książę Niezłomny.djvu
|tytuł=Książę Niezłomny
|autor=[[Autor:Pedro Calderón de la Barca|Pedro Calderon de la Barca]]
|start=2021-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Tajna krzywda – Skryta zemsta.djvu
|tytuł=Tajna krzywda – Skryta zemsta
|autor=[[Autor:Pedro Calderón de la Barca|Pedro Calderon de la Barca]]
|start=2021-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu
|tytuł=Czarnoksiężnik
|autor=[[Autor:Pedro Calderón de la Barca|Pedro Calderon de la Barca]]
|start=2021-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu
|tytuł=W mętnéj wodzie
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-08-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu
|tytuł=Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lublana (Kraszewski)
|tytuł=Lublana
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Wieczory pod lipą.djvu
|tytuł=Wieczory pod lipą
|autor=Lucjan Siemieński
|start=2021-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jasnowidze i wróżbici.pdf
|tytuł=Jasnowidze i wróżbici
|autor=Ola Hansson
|start=2021-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Helen Jackson Ramona.pdf
|tytuł=Ramona
|autor=Helen Hunt Jackson
|start=2021-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Sto djabłów (Kraszewski)
|tytuł=Sto djabłów
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Siostra panny Ludington.pdf
|tytuł=Siostra panny Ludington
|autor=Edward Bellamy
|start=2021-08-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Henryk Samsonowicz - Łokietkowe czasy.djvu
|tytuł=Łokietkowe czasy
|autor=Henryk Samsonowicz
|start=2021-08-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Henryk Samsonowicz - Rzemiosło wiejskie w Polsce.djvu
|tytuł=Rzemiosło wiejskie w Polsce
|autor=Henryk Samsonowicz
|start=2021-08-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Henryk Samsonowicz - Późne średniowiecze miast nadbałtyckich.djvu
|tytuł=Późne średniowiecze miast nadbałtyckich
|autor=Henryk Samsonowicz
|start=2021-08-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Henryk Samsonowicz - Hanza władczyni mórz.djvu
|tytuł=Hanza władczyni mórz
|autor=Henryk Samsonowicz
|start=2021-08-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Badania nad kapitałem mieszczańskim Gdańska.djvu
|tytuł=Badania nad kapitałem mieszczańskim Gdańska
|autor=Henryk Samsonowicz
|start=2021-08-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf
|tytuł=Janosik król Tatr
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|start=2021-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Frida Złote serduszko.pdf
|tytuł=Frida, Złote serduszko
|autor=[[Autor:André Theuriet|André Theuriet]]<br>[[Autor:Richard Harding Davis|Richard Harding Davis]]
|start=2021-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu
|tytuł=Morituri
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Duma o Hiawacie.pdf
|tytuł=Duma o Hiawacie
|autor=Henry Wadsworth Longfellow
|start=2021-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL London Biała cisza.pdf
|tytuł=Biała cisza
|autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]]
|start=2021-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu
|tytuł=Takie sobie bajeczki
|autor=Rudyard Kipling
|start=2021-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf
|tytuł=Nowelle
|autor=Francis Bret Harte
|start=2021-08-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Hudson Jej naga stopa.pdf
|tytuł=Jej naga stopa
|autor=William Cadwalader Hudson
|start=2021-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bruchnalski Mickiewicz a Moore.pdf
|tytuł=Mickiewicz a Moore
|autor=Wilhelm Bruchnalski
|start=2021-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Reid Jeździec bez głowy.pdf
|tytuł=Jeździec bez głowy
|autor=Thomas Mayne Reid
|start=2021-08-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Reid Pobyt w pustyni.pdf
|tytuł=Pobyt w pustyni
|autor=Thomas Mayne Reid
|start=2021-08-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Garborg Górskie powietrze.pdf
|tytuł=Górskie powietrze
|autor=Arne Garborg
|start=2021-08-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Garborg Utracony ojciec.pdf
|tytuł=Utracony ojciec
|autor=Arne Garborg
|start=2021-08-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Negri Pieniądze.pdf
|tytuł=Pieniądze
|autor=Ada Negri
|start=2021-08-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu
|tytuł=Powieść składana
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-09-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Smolka O zaginionej tragedyi Owidyusza.pdf
|tytuł=O zaginionej tragedyi Owidyusza pod tytułem „Medea“
|autor=Franciszek Ksawery Smolka
|start=2021-09-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Na starych skrzypkach poezye Erazma Krzyszkowskiego.djvu
|tytuł=Na starych skrzypkach
|autor={{Lista autorów|Erazm Krzyszkowski; Sándor Petőfi}}
|start=2021-09-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Marcin Bielski - Satyry.pdf
|tytuł=Satyry
|autor=Marcin Bielski
|start=2021-09-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Żyd obrazy współczesne (Kraszewski)
|tytuł=Żyd: obrazy współczesne
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-09-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jan Kasprowicz - Bajki, klechdy i baśnie.pdf
|tytuł=Bajki, klechdy i baśnie
|autor=Jan Kasprowicz
|start=2021-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL August Czarnowski - Zielnik lekarski (wyd. 3).pdf
|tytuł=Zielnik lekarski
|autor=[[Autor:Augustyn Czarnowski|August Czarnowski]]
|start=2021-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Zimmermann - Ks. patron Wawrzyniak.pdf
|tytuł=Ks. patron Wawrzyniak
|autor=Kazimierz Zimmermann
|start=2021-09-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu
|tytuł=Rozkosz
|autor=Gabriele D’Annunzio
|start=2021-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gabryel d’Annunzio - Niewinny.djvu
|tytuł=Niewinny
|autor=Gabriele D’Annunzio
|start=2021-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gałuszka Biesiada kameleonów.pdf
|tytuł=Biesiada kameleonów
|autor=Józef Gałuszka
|start=2021-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Gałuszka Głosy ziemi.pdf
|tytuł=Głosy ziemi
|autor=Józef Gałuszka
|start=2021-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lope de Vega - Don Felix de Mendoza.djvu
|tytuł=Don Felix de Mendoza
|autor=Lope de Vega
|start=2021-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu
|tytuł=Komedye wybrane
|autor=Lope de Vega
|start=2021-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dombi i syn (Dickens)
|tytuł=Dombi i syn
|autor=Karol Dickens
|start=2021-09-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 12 listopada 1946 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości.pdf
|tytuł=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 12 listopada 1946 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości
|start=2021-09-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Goethe - Herman i Dorota.djvu
|tytuł=Herman i Dorota
|autor=Johann Wolfgang von Goethe
|start=2021-10-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce w skróceniu 5 tomów w jednym.djvu
|tytuł=Jezuici w Polsce 5 tomów w jednym
|autor=Stanisław Załęski
|start=2021-10-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Praktyczna nauka o wyrabianiu wódki z kukurydzy.pdf
|tytuł=Praktyczna nauka o wyrabianiu wódki z kukurydzy
|autor=Romuald Piątkowski
|start=2021-10-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu
|tytuł=Wycieczka na Łomnicę
|autor=Bronisław Rajchman
|start=2021-10-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Waszyński Sady Laokrytow.pdf
|tytuł=Sądy Laokrytów
|autor=Stefan Waszyński
|start=2021-10-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zofia Przewóska-Czarnocka - Dzieje pogańskiej Litwy.pdf
|tytuł=Dzieje pogańskiej Litwy
|autor=Zofia Przewóska-Czarnocka
|start=2021-10-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kodex karny wojskowy dekretem Rządu Narodowego z dnia 30 lipca 1863 roku.pdf
|tytuł=Kodex Karny Wojskowy dekretem Rządu Narodowego z dnia 30 lipca 1863 roku zatwierdzony i w wykonanie wprowadzony
|start=2021-10-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu
|tytuł=Od Bałtyku do Karpat
|autor=Antoni Piotrowski
|start=2021-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu
|tytuł=George Sand
|autor=Stanisław Antoni Wotowski
|start=2021-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Katarzyna II - Pamiętniki.djvu
|tytuł=Pamiętniki cesarzowej Katarzyny II. spisane przez nią samą
|autor=Katarzyna II
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bourget - Kosmopolis.djvu
|tytuł=Kosmopolis
|autor=Paul Bourget
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Brete - Zwyciężony.pdf
|tytuł=Zwyciężony
|autor=Jean La Brète
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Brueckner - Starożytna Litwa.djvu
|tytuł=Starożytna Litwa
|autor=Aleksander Brückner
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bruun - Wyspa obiecana.pdf
|tytuł=Wyspa obiecana
|autor= Laurids Bruun
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Chateaubriand - Pamiętniki pogrobowe.djvu
|tytuł=Pamiętniki pogrobowe
|autor=François-René de Chateaubriand
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf
|tytuł=Nowele z czasów oblężenia Paryża
|autor=Alphonse Daudet
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Disraeli - Henryka Temple.djvu
|tytuł=Henryka Temple
|autor= Benjamin Disraeli
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Teressa.pdf
|tytuł=Teressa
|autor= Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf
|tytuł=Policzek Szarlott'y Korday
|autor= Aleksander Dumas (ojciec)
|start=2021-10-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Waszynski Laokryci.pdf
|tytuł=Laokryci i τὸ κοινὸν δι(καστήριον) czyli „sędziowie ludu“ i „wspólny sąd“
|autor=Stefan Waszyński
|start=2021-10-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL C Marlowe - Tragiczne dzieje doktora Fausta.djvu
|tytuł=Tragiczne dzieje doktora Fausta
|autor=Christopher Marlowe
|start=2021-10-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf
|tytuł=Klechdy starożytne podania i powieści ludowe
|autor=Kazimierz Władysław Wóycicki
|start=2021-10-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu
|tytuł=Kochajmy się
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-10-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Chłopi (Balzac)
|tytuł=Chłopi
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu
|tytuł=Blaski i nędze życia kurtyzany
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Córka Ewy; Sekrety księżnej de Cadignan.djvu
|tytuł=Córka Ewy; Sekrety księżnej de Cadignan
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-10-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 15 marca 1947 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości.pdf
|tytuł=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 15 marca 1947 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości
|start=2021-10-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu
|tytuł=Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-10-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Waszyński Adam Mickiewicz.pdf
|tytuł=Adam Mickiewicz: jego historjozoficzne i społeczne poglądy
|autor=Stefan Waszyński
|start=2021-10-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu
|tytuł=Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką
|autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]]
|start=2021-10-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bronisław Rejchman - Wśród białéj nocy.djvu
|tytuł=Wśród białéj nocy
|autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]]
|start=2021-10-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bronisław Rejchman - Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego.djvu
|tytuł=Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego
|autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]]
|start=2021-10-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu
|tytuł=Eugenja Grandet
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-10-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu
|tytuł=Marysieńka Sobieska
|autor=Tadeusz Boy-Żeleński
|start=2021-10-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu
|tytuł=Resurrecturi
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2021-10-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu
|tytuł=Czarny karzeł
|autor=Walter Scott
|start=2021-10-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Żmigryder-Konopka - Istota prawna relegacji obywatela rzymskiego.djvu
|tytuł=Istota prawna relegacji obywatela rzymskiego
|autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka
|start=2021-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu
|tytuł=Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-11-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu
|tytuł=Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka
|autor=Jan Grzegorzewski
|start=2021-11-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu
|tytuł=Na turniach
|autor=Tadeusz Dropiowski
|start=2021-11-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zmigryder-Konopka - Wystąpienie władzy rzymskiej przeciwko bachanaljom italskim.djvu
|tytuł=Wystąpienie władzy rzymskiej przeciwko bachanaljom italskim
|autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka
|start=2021-11-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=26 mm Pistolet sygnałowy wz. 1978 i wz. 1944 - opis i użytkowanie
|tytuł=26 mm Pistolet sygnałowy wz. 1978 i wz. 1944
|autor=Ministerstwo Obrony Narodowej
|start=2021-11-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Ferragus.djvu
|tytuł=Ferragus
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-11-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sawicka Nowelle.pdf
|tytuł=Nowelle
|autor=Józefa Sawicka
|start=2021-11-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tadeusz Kościuszko jego żywot i czyny.pdf
|tytuł=Tadeusz Kościuszko jego żywot i czyny
|autor=Bolesław Twardowski
|start=2021-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu
|tytuł=Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
|autor=George Füllborn
|start=2021-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik I.pdf
|tytuł=Nasze Hasło. Tomik I
|autor=zbiorowy
|start=2021-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik II.pdf
|tytuł=Nasze Hasło. Tomik II
|autor=zbiorowy
|start=2021-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik III.pdf
|tytuł=Nasze Hasło. Tomik IIII
|autor=zbiorowy
|start=2021-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Żmigryder-Konopka - Kampański urząd t. zw. meddices.djvu
|tytuł=Kampański urząd t. zw. meddices
|autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka
|start=2021-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu
|tytuł=Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-11-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Fizjologja małżeństwa (Balzac)
|tytuł=Fizjologja małżeństwa
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-11-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Smereka - Cyceron nauczycielem i wychowawcą Rzymian.pdf
|tytuł=Cyceron nauczycielem i wychowawcą Rzymian
|autor=Jan Smereka
|start=2021-12-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Helena Staś Kobieta wobec Chrystusa.pdf
|tytuł=Kobieta wobec Chrystusa
|autor=Helena Staś
|start=2021-12-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf
|tytuł=Wills zbrodniarz
|autor=Edgar Wallace
|start=2021-12-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Smereka - Filologja klasyczna wobec zagadnienia.djvu
|tytuł=Filologja klasyczna wobec zagadnienia: szkoła i państwo
|autor=Jan Smereka
|start=2021-12-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Lew Trocki - Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego.pdf
|tytuł=Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego
|autor=Lew Trocki
|start=2021-12-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Smereka - O retoryce w szkole średniej.pdf
|tytuł=O retoryce w szkole średniej
|autor=Jan Smereka
|start=2021-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edgar Wallace - Potwór.pdf
|tytuł=Potwór
|autor=Edgar Wallace
|start=2021-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf
|tytuł=Tajemnicza kula
|autor=Edgar Wallace
|start=2021-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf
|tytuł=Rada sprawiedliwych
|autor=Edgar Wallace
|start=2021-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edgar Wallace - Gabinet 13.pdf
|tytuł=Gabinet Nr 13
|autor=Edgar Wallace
|start=2021-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf
|tytuł=Bractwo Wielkiej Żaby
|autor=Edgar Wallace
|start=2021-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edgar Wallace - Zielona rdza.pdf
|tytuł=Zielona rdza
|autor=Edgar Wallace
|start=2021-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Richard March - Ponury dom w Warszawie.djvu
|tytuł=Ponury dom w Warszawie
|autor=Richard March
|start=2021-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL A. Jax - Pan redaktor czeka.pdf
|tytuł=Pan redaktor czeka
|autor=Antoni Jax
|start=2021-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf
|tytuł=Na granicy
|autor=Valeska von Bethusy-Huc
|start=2021-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Paweł Gawrzyjelski - Odgłos z za morza.pdf
|tytuł=Odgłos z za morza
|autor=Paweł Gawrzyjelski
|start=2021-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Adolf Dygasiński - Nowe tajemnice Warszawy.djvu
|tytuł=Nowe tajemnice Warszawy
|autor=Adolf Dygasiński
|start=2021-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Adolf Dygasiński - Gorzałka.djvu
|tytuł=Gorzałka
|autor=Adolf Dygasiński
|start=2021-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf
|tytuł=Kawalerskie gospodarstwo
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Adolf Dygasiński - Z zagona i bruku.djvu
|tytuł=Z zagona i bruku
|autor=Adolf Dygasiński
|start=2021-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Adolf Dygasiński - Von Molken.pdf
|tytuł=Von Molken
|autor=Adolf Dygasiński
|start=2021-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf
|tytuł=Na pańskim dworze
|autor=Adolf Dygasiński
|start=2021-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Adolf Dygasiński - Z siół pól i lasów T.1.pdf
|tytuł=Z siół pól i lasów T.1
|autor=Adolf Dygasiński
|start=2021-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Adolf Dygasiński - Z siół pól i lasów T.2.pdf
|tytuł=Z siół pól i lasów T.2
|autor=Adolf Dygasiński
|start=2021-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Adolf Dygasiński - Beldonek.pdf
|tytuł=Beldonek
|autor=Adolf Dygasiński
|start=2021-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL A. Dygasiński - Jarmark na Święty Onufry.pdf
|tytuł=Jarmark na Święty Onufry
|autor=Adolf Dygasiński
|start=2021-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Nowele Adolfa Dygasińskiego T.1.pdf
|tytuł=Nowele Adolfa Dygasińskiego T.1
|autor=Adolf Dygasiński
|start=2021-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Nowele Adolfa Dygasińskiego T.2.pdf
|tytuł=Nowele Adolfa Dygasińskiego T.2
|autor=Adolf Dygasiński
|start=2021-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu
|tytuł=Tajemnice stolicy świata
|autor=George Füllborn
|start=2021-11-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu
|tytuł=Sylwety emigracyjne
|autor=Zygmunt Miłkowski
|start=2021-11-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Marian Bartynowski - Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce.pdf
|tytuł=Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce
|autor=Marian Bartynowski
|start=2021-12-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu
|tytuł=Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-12-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Cyceron - Sen Scypiona.pdf
|tytuł=Sen Scypiona
|autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]]
|start=2021-12-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Smereka - Filologia klasyczna w Uniwersytecie Lwowskim.djvu
|tytuł=Filologia klasyczna w Uniwersytecie Lwowskim do czasów Zygmunta Węclewskiego i Ludwika Ćwiklińskiego
|autor=Jan Smereka
|start=2021-12-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Smereka - Pierwszy filolog.djvu
|tytuł=Pierwszy filolog - Polak w Uniwersytecie Jana Kazimierza Zygmunt Węclewski
|autor=Jan Smereka
|start=2021-12-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf
|tytuł=Dwór Karola IX-go
|autor=Prosper Mérimée
|start=2021-12-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu
|tytuł=Życie neurastenika
|autor=Octave Mirbeau
|start=2021-12-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu
|tytuł=Kobieta trzydziestoletnia
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-12-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu
|tytuł=Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert
|autor = Honoré de Balzac
|start=2021-12-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Mill - O zasadzie użyteczności.pdf
|tytuł=O zasadzie użyteczności
|autor=John Stuart Mill
|start=2021-12-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lud ukraiński. T. 1.djvu
|tytuł=Lud ukraiński/Tom 1
|autor=Antoni Marcinkowski
|start=2021-12-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lud ukraiński. T. 2.pdf
|tytuł=Lud ukraiński/Tom 2
|autor=Antoni Marcinkowski
|start=2021-12-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=William Shakespeare - Cytaty.pdf
|tytuł=Cytaty
|autor=William Shakespeare
|start=2022-01-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy
|tytuł=Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy
|autor=Miguel de Cervantes y Saavedra
|start=2022-01-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maurycy Leblanc - Odłamek pocisku.djvu
|tytuł=Odłamek pocisku
|autor=Maurice Leblanc
|start=2021-01-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maurycy Leblanc - Zbrodnia w zamku.pdf
|tytuł=Zbrodnia w zamku
|autor=Maurice Leblanc
|start=2022-01-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maurycy Leblanc - Troje oczu.pdf
|tytuł=Troje oczu
|autor=Maurice Leblanc
|start=2022-01-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maurice Leblanc - Dorota tancerka na linie.pdf
|tytuł=Dorota tancerka na linie
|autor=Maurice Leblanc
|start=2022-01-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL M. Leblanc - Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1926)
|tytuł=Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1929)
|autor=Maurice Leblanc
|start=2022-01-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maurice Leblanc - Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1929)
|tytuł=Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1926)
|autor=Maurice Leblanc
|start=2022-01-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu
|tytuł=Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-01-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu
|tytuł=Kuzyn Pons
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-01-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL_G_Flaubert_Pani_Bovary.djvu
|tytuł=Pani Bovary
|autor=Gustave Flaubert
|start=2022-01-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL A.Kieł - Sztuka przypodobania się płci pięknej sylwetki.pdf
|tytuł=Sztuka przypodobania się płci pięknej
|autor=Zenon Rappaport
|start=2022-01-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Żywot człowieka poczciwego
|autor=Mikołaj Rej
|tytuł=Żywot człowieka poczciwego
|start=2022-01-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kuzynka Bietka (Balzac)
|tytuł=Kuzynka Bietka
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-01-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL F.S.Dmochowski - Dawne obyczaje i zwyczaje szlachty i ludu wiejskiego.pdf
|tytuł=Dawne obyczaje i zwyczaje szlachty i ludu wiejskiego
|autor=Franciszek Salezy Dmochowski
|start=2022-02-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Hamlet krolewicz dunski.djvu
|tytuł=Hamlet krolewicz dunski
|autor=William Shakespeare
|start=2022-02-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Petroniusz - Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona.pdf
|tytuł=Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona
|autor=[[Autor:Gajusz Petroniusz|Gajusz Petroniusz]]<br>[[Autor:Władysław Michał Dębicki|Władysław Michał Dębicki]]
|start=2022-02-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu
|tytuł=Lekarz wiejski
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-02-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu
|tytuł=Ojciec Goriot
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-02-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Teodor Jeske-Choiński - Klemens Junosza Szaniawski.djvu
|tytuł=Klemens Junosza Szaniawski
|autor=Teodor Jeske-Choiński
|start=2022-02-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Statut organiczny 1832.djvu
|tytuł=Statut organiczny dla Królestwa Polskiego z manifestem Najjaśniejszego Pana
|autor=Mikołaj I Romanow
|start=2022-02-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edward Szalit - Mały katechizm higjeniczny dla ludu wiejskiego.djvu
|tytuł=Mały katechizm higjeniczny dla ludu wiejskiego
|autor=Edward Szalit
|start=2022-02-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Duchy i zjawy.djvu
|tytuł=Duchy i zjawy
|autor=Stanisław Antoni Wotowski
|start=2022-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu
|tytuł=Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości
|autor=Stanisław Antoni Wotowski
|start=2022-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Antoni Wotowski - O kobiecie wiecznie młodej.djvu
|tytuł=O kobiecie wiecznie młodej
|autor=Stanisław Antoni Wotowski
|start=2022-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Tajemnice masonerji i masonów.djvu
|tytuł=Tajemnice masonerji i masonów
|autor=Stanisław Antoni Wotowski
|start=2022-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu
|tytuł=Magja i czary
|autor=Stanisław Antoni Wotowski
|start=2022-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu
|tytuł=Krwawy strzęp
|autor=Jan Żyznowski
|start=2022-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu
|tytuł=Gabinet starożytności
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-03-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf
|tytuł=Rodzina de Presles
|autor=Xavier de Montépin
|start=2022-03-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL De Montepin - Potworna matka.pdf
|tytuł=Potworna matka
|autor=Xavier de Montépin
|start=2022-03-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL De Montepin - Macocha.djvu
|tytuł=Macocha
|autor=Xavier de Montépin
|start=2022-03-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu
|tytuł=Muza z Zaścianka
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-03-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Podróż do Polski.djvu
|tytuł=Podróż do Polski
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-03-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf
|tytuł=Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa)
|autor=Fiodor Dostojewski
|start=2022-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf
|tytuł=Cudza żona i mąż pod łóżkiem
|autor=Fiodor Dostojewski
|start=2022-03-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu
|tytuł=Pierwsze kroki; Msza Ateusza
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-03-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu
|tytuł=Kuratela i inne opowiadania
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-03-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu
|tytuł=Człowiek o dwu twarzach
|autor=Robert Louis Stevenson
|start=2022-03-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu
|tytuł=Wierzyciele swatami
|autor=Xavier de Montépin
|start=2022-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu
|tytuł=Dwie sieroty
|autor=Xavier de Montépin
|start=2022-03-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu
|tytuł=Tajemnica grobowca
|autor=Xavier de Montépin
|start=2022-04-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu
|tytuł=Eugenia Grandet
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-04-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mechanika życia ludzkiego czyli Budowa ciała i sprawy.pdf
|tytuł=Mechanika życia ludzkiego czyli Budowa ciała i sprawy
|autor=Antoni Kryszka
|start=2022-04-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 1 Mowy.djvu
|tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 1 Mowy
|autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]]
|start=2022-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu
|tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 2 Mowy
|autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]]
|start=2022-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu
|tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 3 Mowy
|autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]]
|start=2022-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 4 Listy.djvu
|tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 4 Listy
|autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]]
|start=2022-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 5 Listy.djvu
|tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 5 Listy
|autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]]
|start=2022-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 6 Pisma krasomówcze.djvu
|tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 6 Pisma krasomówcze
|autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]]
|start=2022-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 7 Pisma filozoficzne.djvu
|tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 7 Pisma filozoficzne
|autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]]
|start=2022-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 8 Pisma filozoficzne.djvu
|tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 8 Pisma filozoficzne
|autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]]
|start=2022-04-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu
|tytuł=Panna do towarzystwa
|autor=Xavier de Montépin
|start=2022-04-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Franciszek Krček - Pisanki w Galicyi III.pdf
|tytuł=Pisanki w Galicyi III
|autor=Franciszek Krček
|start=2022-04-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu
|tytuł=Dziecię nieszczęścia
|autor=Xavier de Montépin
|start=2022-04-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Mogilna (Kraszewski)
|tytuł=Mogilna
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2022-04-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Marany.djvu
|tytuł=Marany
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-04-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu
|tytuł=Lekarz obłąkanych
|autor=Xavier de Montépin
|start=2022-05-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jasnowidząca (Montépin)
|tytuł=Jasnowidząca
|autor=Xavier de Montépin
|start=2022-05-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Zacharyasiewicz - Przy Morskiem Oku.djvu
|tytuł=Przy Morskiem Oku
|autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz
|start=2022-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Steczkowska - Wycieczka na Babią górę.djvu
|tytuł=Wycieczka na Babią górę
|autor=Maria Steczkowska
|start=2022-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu
|tytuł=Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin
|autor=Maria Steczkowska
|start=2022-07-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu
|tytuł=Szkice z podróży w Tatry
|autor=Walery Eljasz-Radzikowski
|start=2022-08-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu
|tytuł=Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich
|autor=Walery Eljasz-Radzikowski
|start=2022-08-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu
|tytuł=Córka Tuśki
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2022-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf
|tytuł=Zwyczajne życie
|autor=Karel Čapek
|start=2022-09-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jan Czyński - Bunt kobiet.pdf
|tytuł=Bunt kobiet
|autor=Jan Czyński
|start=2022-09-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf
|tytuł=Opowiadania z życia zwierząt
|autor=Ernest Thompson Seton
|start=2022-09-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Władysław Łoziński - Życie polskie w dawnych wiekach (wiek XVI-XVIII).pdf
|tytuł=Życie polskie w dawnych wiekach (wiek XVI-XVIII)
|autor=Władysław Łoziński
|start=2022-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Harriet Beecher Stowe - Biali i czarni - t. 1.pdf
|tytuł=Biali i czarni - t. 1
|autor=Harriet Beecher Stowe
|start=2022-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Harriet Beecher Stowe - Biali i czarni - t. 2.pdf
|tytuł=Biali i czarni - t. 2
|autor=Harriet Beecher Stowe
|start=2022-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Harriet Beecher Stowe - Biali i czarni - t. 3.pdf
|tytuł=Biali i czarni - t. 3
|autor=Harriet Beecher Stowe
|start=2022-09-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf
|tytuł=Z carskiej imperyi
|autor=Kajetan Abgarowicz
|start=2022-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kajetan Abgarowicz - Polubowna ugoda.pdf
|tytuł=Polubowna ugoda
|autor=Kajetan Abgarowicz
|start=2022-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kajetan Abgarowicz - Widziane i odczute.pdf
|tytuł=Widziane i odczute
|autor=Kajetan Abgarowicz
|start=2022-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Walery Łoziński - Szlachcic chodaczkowy.pdf
|tytuł=Szlachcic chodaczkowy
|autor=Walery Łoziński
|start=2022-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Walery Łoziński - Szaraczek i karmazyn.pdf
|tytuł=Szaraczek i karmazyn
|autor=Walery Łoziński
|start=2022-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf
|tytuł=Kawaler Des Touches
|autor=Jules Amédée Barbey d’Aurevilly
|start=2022-09-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pisma wierszem i prozą.pdf
|tytuł=Pisma wierszem i prozą
|autor=Franciszek Karpiński
|start=2022-09-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Karel Čapek - Meteor.pdf
|tytuł=Meteor
|autor=Karel Čapek
|start=2022-10-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leopold Świerz - Wycieczka do Morskiego Oka zimową porą.djvu
|tytuł=Wycieczka do Morskiego Oka zimową porą
|autor=Leopold Świerz
|start=2022-10-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Prokurator Alicja Horn
|tytuł=Prokurator Alicja Horn
|autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz
|start=2022-10-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - O nazwie Morskiego Oka w Tatrach.djvu
|tytuł=O nazwie Morskiego Oka w Tatrach
|autor=Walery Eljasz-Radzikowski
|start=2022-10-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Z podróży po Spiżu.djvu
|tytuł=Z podróży po Spiżu
|autor=Walery Eljasz-Radzikowski
|start=2022-10-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Hordubal.pdf
|tytuł=Hordubal
|autor=Karel Čapek
|start=2022-10-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu
|tytuł=Szuanie czyli Bretania w roku 1799
|autor = Honoré de Balzac
|start=2022-10-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ramacharaka - Religje Indyj.pdf
|tytuł=Religje Indyj
|autor=William Walker Atkinson
|start=2022-10-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ramacharaka - Nauka o oddechaniu.pdf
|tytuł=Nauka o oddechaniu
|autor=William Walker Atkinson
|start=2022-10-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Eugeniusz Janota - Przyczynki do znajomości Tatr.djvu
|tytuł=Przyczynki do znajomości Tatr
|autor=Eugeniusz Janota
|start=2022-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Schneider - Babiagóra w Beskidach.djvu
|tytuł=Babiagóra w Beskidach
|autor=Antoni Schneider
|start=2022-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. Łepkowski, J. Jerzmanowski - Ułamek z podróży archeologicznej po Galicyi odbytej w r. 1849.djvu
|tytuł=Ułamek z podróży archeologicznej po Galicyi odbytej w r. 1849
|autor=[[Autor:Józef Łepkowski|Józef Łepkowski]],<br>[[Autor:Józef Jerzmanowski|Józef Jerzmanowski]]
|start=2022-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf
|tytuł=Yankes na dworze króla Artura
|autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]]
|start=2022-11-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Agnieszka Pilchowa - Spojrzenie w przyszłość.pdf
|tytuł=Spojrzenie w Przyszłość
|autor=Agnieszka Pilchowa
|start=2022-11-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf
|tytuł=Pamiętniki jasnowidzącej
|autor=Agnieszka Pilchowa
|start=2022-11-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL P Bourget Kłamstwa.djvu
|tytuł=Kłamstwa
|autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]]
|start=2021-11-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu
|tytuł=Zbrodnia miłości
|autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]]
|start=2021-11-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Eugeniusz Janota - Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin.djvu
|tytuł=Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin
|autor=Eugeniusz Janota
|start=2022-11-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu
|tytuł=Poezye
|autor=Karol Brzozowski
|start=2022-11-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Na chlebie u dzieci.djvu
|tytuł=Na chlebie u dzieci
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2022-12-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu
|tytuł=Dziadowski wychowanek
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2022-12-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Emilka dojrzewa.pdf
|tytuł=Emilka dojrzewa
|autor=Lucy Maud Montgomery
|start=2022-12-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Modrzejowska z Odrzykrowia.djvu
|tytuł=Modrzejowska z Odrzykrowia
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2022-12-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Oryla Michała Haliniaka wspomnienia z podróży Wisłą do Gdańska.djvu
|tytuł=Oryla Michała Haliniaka wspomnienia z podróży Wisłą do Gdańska
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Z życia cyganów.djvu
|tytuł=Z życia cyganów
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bogumił Hoff - Wyprawa po skarby w Tatrach.djvu
|tytuł=Wyprawa po skarby w Tatrach
|autor=Bogumił Hoff
|start=2022-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Chłop czarownik.djvu
|tytuł=Chłop czarownik
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Świat i przyroda w wyobraźni chłopa.djvu
|tytuł=Świat i przyroda w wyobraźni chłopa
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Z pod Sandomierza.djvu
|tytuł=Z pod Sandomierza
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf
|tytuł=Skarb z Franchard, Olalla, Markheim
|autor=Robert Louis Stevenson
|start=2022-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Dramat gminny polski.djvu
|tytuł=Dramat gminny polski
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Z za krakowskich rogatek.djvu
|tytuł=Z za krakowskich rogatek
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Rabsice dawnej puszczy sandomierskiej.djvu
|tytuł=Rabsice dawnej puszczy sandomierskiej
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL A Daudet Ewangelistka.djvu
|tytuł=Ewangelistka
|autor=Alphonse Daudet
|start=2021-12-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu
|tytuł=Nieśmiertelny
|autor=Alphonse Daudet
|start=2021-12-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu
|tytuł=Róża i Ninetka
|autor=Alphonse Daudet
|start=2021-12-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL A Daudet Jack.djvu
|tytuł=Jack
|autor=Alphonse Daudet
|start=2021-12-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Zapust - Popielec - Wielka Noc.djvu
|tytuł=Zapust - Popielec - Wielka Noc
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Nowy Rok u ludu.djvu
|tytuł=Nowy Rok u ludu
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf
|tytuł=Sieroce dole
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2022-12-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf
|tytuł=Dziwne losy Jane Eyre
|autor=Charlotte Brontë
|start=2022-12-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Herbert George Wells - Syrena.pdf
|tytuł=Syrena
|autor=Herbert George Wells
|start=2022-12-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Król sam.djvu
|tytuł=Król sam
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2022-12-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Nasze sioło.djvu
|tytuł=Nasze sioło
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Słowniczek gwary ludu zamieszkującego wschodnio-południową najbliższą okolicę Nowego Sącza.djvu
|tytuł=Słowniczek gwary ludu zamieszkującego wschodnio-południową najbliższą okolicę Nowego Sącza
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Z ust ludu.djvu
|tytuł=Z ust ludu
|autor=Karol Mátyás
|start=2022-12-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Piekarski - Prawdy i herezje. Encyklopedja wierzeń wszystkich ludów i czasów.pdf
|tytuł=Prawdy i herezje. Encyklopedja wierzeń wszystkich ludów i czasów
|autor=Stanisław Piekarski
|start=2023-01-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rozporządzenie Ministra Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej z dnia 25 marca 2004 r. w sprawie warsztatów terapii zajęciowej.pdf
|tytuł=Rozporządzenie Ministra Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej w sprawie warsztatów terapii zajęciowej
|autor=Polski ustawodawca
|start=2023-01-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu
|tytuł=Słońce szatana
|autor=Ignacy Charszewski
|start=2023-01-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Potocki - Żyd w wiosce.djvu
|tytuł=Żyd w wiosce
|autor=Antoni Potocki
|start=2023-01-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Motas. Chłop poeta.djvu
|tytuł=Motas. Chłop poeta
|autor=Karol Mátyás
|start=2023-01-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Wesele stalowskie.djvu
|tytuł=Wesele stalowskie
|autor=Karol Mátyás
|start=2023-01-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf
|tytuł=Biała róża
|autor=Narcyza Żmichowska
|start=2023-01-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf
|tytuł=Czy to powieść
|autor=Narcyza Żmichowska
|start=2023-01-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Narcyza Żmichowska - Prządki.pdf
|tytuł=Prządki
|autor=Narcyza Żmichowska
|start=2023-01-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Kilka szczegółów z historyi naturalnej ludowej.djvu
|tytuł=Kilka szczegółów z historyi naturalnej ludowej
|autor=Karol Mátyás
|start=2023-01-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Przezwiska ludowe.djvu
|tytuł=Przezwiska ludowe
|autor=Karol Mátyás
|start=2023-01-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław Kubista - Krzyż i słońce.pdf
|tytuł=Krzyż i słońce
|autor=Stanisław Kubista
|start=2023-01-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Ludowe nazwy miejscowe w powiecie Brzeskim w Galicyi.djvu
|tytuł=Ludowe nazwy miejscowe w powiecie Brzeskim w Galicyi
|autor=Karol Mátyás
|start=2023-01-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Mátyás - Z poza rogatek krakowskich.djvu
|tytuł=Z poza rogatek krakowskich
|autor=Karol Mátyás
|start=2023-01-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf
|tytuł=Szlachetność serca; Z Dzienniczka Małego Wisusa
|autor=[[Autor:Jadwiga Bohuszewiczowa|Jadwiga Bohuszewiczowa]]; [[Autor:Metta Victoria Fuller Victor|Metta Victoria Fuller Victor]]
|start=2023-01-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Lud białoruski na Rusi Litewskiej T1.pdf
|tytuł= Lud białoruski na Rusi Litewskiej. Tom 1
|autor=Michał Federowski
|start=2020-04-16
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zielnik Zioła lecznicze... Michała Fedorowskiego jako dokumentacja badań etnograficznych.pdf
|tytuł=Zielnik Zioła lecznicze... Michała Fedorowskiego jako dokumentacja badań etnograficznych
|autor=[[Autor:Maja Graniszewska|Maja Graniszewska]], [[Autor:Maja Graniszewska|Hanna Leśniewska]], [[Autor:Maja Graniszewska|Halina Galera]]
|start=2023-01-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stan obecny chemji polonu.pdf
|tytuł=Stan obecny chemji polonu
|autor=Maria Skłodowska-Curie
|start=2023-01-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Diaryvsz prawdziwy zwycięstwa nad Tatarami.pdf
|tytuł=Diaryvsz prawdziwy zwycięstwa nad Tatarami
|autor=Stanisław Koniecpolski
|start=2023-01-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Wszystko dla nich.djvu
|tytuł=Wszystko dla nich
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2023-02-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jean Webster - Tajemniczy opiekun.pdf
|tytuł=Tajemniczy opiekun
|autor=Jean Webster
|start=2023-02-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Dobrodziej mimo woli.djvu
|tytuł=Dobrodziej mimo woli
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2023-02-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Moja pierwsza wycieczka krajoznawcza.djvu
|tytuł=Moja pierwsza wycieczka „krajoznawcza“
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2023-02-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Fortel Pawełka.djvu
|tytuł=Fortel Pawełka
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2023-02-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Sąsiadka.djvu
|tytuł=Sąsiadka
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2023-02-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Dobre wychowanie.djvu
|tytuł=Dobre wychowanie
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2023-03-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Barewicz O powstaniu mowy Demostenesa.pdf
|tytuł=O powstaniu mowy Demostenesa przeciw Midyaszowi
|autor=Witołd Barewicz
|start=2023-03-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Włodzimierz Zagórski - Poezye. Z teki Chochlika. Nowa serya.djvu
|tytuł=Poezye. Z teki Chochlika. Nowa serya
|autor=Włodzimierz Zagórski
|start=2023-03-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jack London - Córa nocy.pdf
|tytuł=Córa nocy
|autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]]
|start=2023-03-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL P Bourget Widmo.djvu
|tytuł=Widmo
|autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]]
|start=2023-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL P Bourget Po szczeblach.djvu
|tytuł=Po szczeblach
|autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]]
|start=2023-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Starkman - Cholera.pdf
|tytuł=Cholera
|autor=Józef Starkman
|start=2023-03-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Z nad jezior w Tatrach.djvu
|tytuł=Z nad jezior w Tatrach
|autor=Walery Eljasz-Radzikowski
|start=2023-03-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Hugo Zapałowicz - Zdarzenie w Tatrach.djvu
|tytuł=Zdarzenie w Tatrach
|autor=Hugo Zapałowicz
|start=2023-03-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Hugo Zapałowicz - Z Czarnohory do Alp Rodneńskich.djvu
|tytuł=Z Czarnohory do Alp Rodneńskich
|autor=Hugo Zapałowicz
|start=2023-03-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Piotrowski. Autobiografia.pdf
|tytuł=List z autobiografią
|autor=Antoni Piotrowski
|start=2023-03-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Z kazuistyki ciał obcych w odbycie i odbytnicy.djvu
|tytuł=Z kazuistyki ciał obcych w odbycie i odbytnicy
|autor=Leon Wachholz
|start=2023-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Z kazuistyki tak zwanych otruć mięsem.djvu
|tytuł=Z kazuistyki tak zwanych otruć mięsem
|autor=Leon Wachholz
|start=2023-03-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Z kryminologii wrodzonego niedołęstwa umysłu.djvu
|tytuł=Z kryminologii wrodzonego niedołęstwa umysłu
|autor=Leon Wachholz
|start=2023-04-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - O morderstwie z lubieżności.djvu
|tytuł=O mordestwie z lubieżności
|autor=Leon Wachholz
|start=2023-04-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Grzanowski Rzecz o układzie mowy Demostenesa.pdf
|tytuł=Rzecz o układzie mowy Demostenesa
|autor=Bronisław Grzanowski
|start=2023-04-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Němcová Babunia 1905.pdf
|tytuł=Babunia (tłum. Paweł Rybok, 1905)
|autor=Božena Němcová
|start=2023-04-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Chudziński Thanatos.pdf
|tytuł=Thanatos czyli śmierć i życie pośmiertne u dawnych Greków
|autor=Antoni Chudziński
|start=2023-05-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf
|tytuł=Groźny kapitan
|autor=Jerzy Szarecki
|start=2023-05-05
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Etnobiologia 2011 2.pdf
|tytuł= Bukiety zielne święcone w dniu Matki Boskiej Zielnej w Sanockiem
|autor=[[Autor:Łukasz Fitkowski|Łukasz Fitkowski]]
|start=2023-05-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Etnobiologia 2011 3.pdf
|tytuł= Kulturowe różnice we florze przedstawionej w ilustracjach dziecięcych bajek Wielkiej Brytanii i Polski
|autor=Łukasz Łuczaj
|start=2023-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Etnobiologia 2011 4.pdf
|tytuł= Etnobotanika miejska: perspektywy, tematy, metody
|autor=Monika Kujawska
|start=2023-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Etnobiologia 2011 5.pdf
|tytuł= Rośliny bez nazwy, rośliny o wielu nazwach – o wiedzy etnobotanicznej mieszkańców polskich wsi na Bukowinie Rumuńskiej
|autor=Iwona Kołodziejska-Degórska
|start=2023-05-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Etnobiologia 2011 6.pdf
|tytuł=Dziko rosnące rośliny jadalne użytkowane w Polsce od połowy XIX w. do czasów współczesnych
|autor=Łukasz Łuczaj
|start=2023-05-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Dom tajemniczy
|tytuł=Dom tajemniczy
|autor=Xavier de Montépin
|start=2023-05-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Georges Rodenbach - Bruges umarłe.pdf
|tytuł=Bruges umarłe
|autor=Georges Rodenbach
|start=2023-05-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Bartoszewicz O kalendarzu dawnych Rzymian.pdf
|tytuł=O kalendarzu dawnych Rzymian
|autor=Zygmunt Bartoszewicz
|start=2023-05-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL John Ruskin Gałązka dzikiej oliwy.djvu
|tytuł=Gałązka dzikiej oliwy
|autor=John Ruskin
|start=2023-06-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu
|tytuł=Dziwne przygody Dawida Balfour'a
|autor=Robert Louis Stevenson
|start=2023-06-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Tukidydes - Mowa pogrzebowa Peryklesa.pdf
|tytuł=Mowa pogrzebowa Peryklesa
|autor=[[Autor:Perykles|Perykles]], [[Autor:Tucydydes|Tucydydes]]
|start=2023-06-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Wojna a zbrodnia.djvu
|tytuł=Wojna a zbrodnia
|autor=Leon Wachholz
|start=2023-06-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Z historyi trucizn i otruć.djvu
|tytuł=Z historyi trucizn i otruć
|autor=Leon Wachholz
|start=2023-06-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Annie Besant - Potęga myśli.pdf
|tytuł=Potęga myśli
|autor=Annie Besant
|start=2023-07-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Marian Łomnicki - Wycieczka na Łomnicę tatrzańską.djvu
|tytuł=Wycieczka na Łomnicę tatrzańską
|autor=Marian Łomnicki
|start=2023-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maksymilian Nowicki - Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1867).djvu
|tytuł=Zapiski z fauny-1 tatrzańskiéj (1867)
|autor=Maksymilian Nowicki
|start=2023-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maksymilian Nowicki - Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1868).djvu
|tytuł=Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1868)
|autor=Maksymilian Nowicki
|start=2023-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Leopold Jaworski - Ze studiów nad faszyzmem.djvu
|tytuł=Ze studiów nad faszyzmem
|autor=Władysław Leopold Jaworski
|start=2023-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edmund Krzymuski - O odpowiedzialności karnej zwierząt.djvu
|tytuł=O odpowiedzialności karnej zwierząt
|autor=Edmund Krzymuski
|start=2023-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Rostafiński - Jechać, czy nie jechać w Tatry.djvu
|tytuł=Jechać, czy nie jechać w Tatry?
|autor=Józef Rostafiński
|start=2023-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Abstrakty z konferencji Etnobiologia w Polsce.pdf
|tytuł= Abstrakty z konferencji Etnobiologia w Polsce
|autor=[[Autor:Artur Adamczak|Artur Adamczak]], [[Autor:Agnieszka Gryszczyńska|Agnieszka Gryszczyńska]], [[Autor:Waldemar Buchwald|Waldemar Buchwald]], [[Autor:Manel Barrachina|Manel Barrachina]], [[Autor:Anna Forycka|Anna Forycka]], [[Autor:Waldemar Buchwald|Waldemar Buchwald]], [[Autor:Piotr Klepacki|Piotr Klepacki]], [[Autor:Monika Kujawska|Monika Kujawska]], [[Autor:Karolina Konieczna|Karolina Konieczna]], [[Autor:Łukasz Łuczaj|Łukasz Łuczaj]], [[Autor:Joanna Sosnowska|Joanna Sosnowska]]
|start=2023-08-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Brzozowy sok, „czeremsza” i zielony barszcz – ankieta etnobotaniczna wśród botaników ukraińskich.pdf
|tytuł= Brzozowy sok, „czeremsza” i zielony barszcz – ankieta etnobotaniczna wśród botaników ukraińskich
|autor=Łukasz Łuczaj
|start=2023-08-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bulwki rajgrasu wyniosłego (Arrhenatherum elatius (L.) P. Beauv. ex J. PRESL & C. PRESL subsp. bulbosum) na stanowiskach archeologicznych.pdf
|tytuł= Bulwki rajgrasu wyniosłego na stanowiskach archeologicznych
|autor=Aldona Mueller-Bieniek
|start=2023-08-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Rdestowiec ostrokończysty (Reynoutria japonica Houtt.) – roślina użytkowana kulinarnie w Puszczy Białowieskiej.pdf
|tytuł= Rdestowiec ostrokończysty – roślina użytkowana kulinarnie w Puszczy Białowieskiej
|autor=Ewa Pirożnikow
|start=2023-08-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Washington Irving - Z podróży po stepach Ameryki.djvu
|tytuł=Z podróży po stepach zachodniej Ameryki
|autor=Washington Irving
|start=2023-08-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Washington Irving - Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości.djvu
|tytuł=Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości
|autor=Washington Irving
|start=2023-08-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ślimaki bezskorupowe w medycynie ludowej; przegląd literatury.pdf
|tytuł= Ślimaki bezskorupowe w medycynie ludowej; przegląd literatury
|autor=[[Autor:Kinga Stawarczyk|Kinga Stawarczyk]], [[Autor:Michał Stawarczyk|Michał Stawarczyk]], [[Autor:Bartosz Piechowicz|Bartosz Piechowicz]]
|start=2023-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Ordynacya Woyska I K M Zaporoskiego.pdf
|tytuł=Ordynacya Woyská I. K. M. Zaporoskiego
|autor=Stanisław Koniecpolski
|start=2023-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=List Hetm. W. K. Koniecpolskiego do Magistr. m. Kazimierza o skarceniu za uzurpacyą stanowisk
|tytuł= List Stanisława Koniecpolskiego do magistratu Kazimierza o skarceniu za uzurpacyą stanowisk
|autor=Stanisław Koniecpolski
|start=2023-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu
|tytuł=Na Skalnem Podhalu T. 3
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|start=2023-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu
|tytuł=Na Skalnem Podhalu T. 4
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|start=2023-08-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Pod jaką gwiazdą urodziłeś się. Horoskopy na każdy dzień roku.pdf
|tytuł=Pod jaką gwiazdą urodziłeś się. Horoskopy na każdy dzień roku
|autor=Jan Starża-Dzierżbicki
|start=2023-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - O przerwaniu ciąży w świetle ustaw od czasów najdawniejszych.djvu
|tytuł=O przerwaniu ciąży w świetle ustaw od czasów najdawniejszych
|autor=Leon Wachholz
|start=2023-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu
|tytuł=Dwa Bogi, dwie drogi
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2023-09-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stefan Żeromski - Wisła.djvu
|tytuł=Wisła
|autor=Stefan Żeromski
|start=2023-09-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu
|tytuł=Moje przygody w Tatrach
|autor=Jan Rzewnicki
|start=2023-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 5.djvu
|tytuł=Poezye T. 5
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|start=2023-10-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu
|tytuł=Miljon posagu
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2023-10-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu
|tytuł=Poezye T. 6
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|start=2023-10-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Czesław Kędzierski - Mysia wieża.pdf
|tytuł=Mysia wieża i inne polskie podania i powiastki
|autor=Czesław Kędzierski
|start=2023-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bronisław Gustawicz - Kilka wspomnień z Tatr.djvu
|tytuł=Kilka wspomnień z Tatr
|autor=Bronisław Gustawicz
|start=2023-11-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf
|tytuł=Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich
|autor=Roman Zmorski
|start=2023-11-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Adam Fischer - Zasługi Seweryna Udzieli na polu badań nad kulturą duchową.djvu
|tytuł=Zasługi Seweryna Udzieli na polu badań nad kulturą duchową
|autor=Adam Fischer
|start=2023-11-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karol Irzykowski - Małżeństwa koleżeńskie.pdf
|tytuł=Małżeństwa koleżeńskie
|autor=Karol Irzykowski
|start=2023-11-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Wszystkie reklamy są narracjami.pdf
|tytuł=Wszystkie reklamy są narracjami
|autor=Arthur Asa Berger
|start=2023-11-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 7.djvu
|tytuł=Poezye T. 7
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|start=2023-11-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=John Galsworthy - Święty.pdf
|tytuł=Święty
|autor=John Galsworthy
|start=2023-11-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL A Dumas Antonina.djvu
|tytuł=Antonina
|autor=Aleksander Dumas (syn)
|start=2023-11-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stanisław na Koniecpolu Koniecpolski, oznajmia, że Iwanowi Bohuszewskiemu i stryjowi jego Marcinowi dekret królewski przysądził 10 włók.pdf
|tytuł= Oznajmienie Stanisława Koniecpolskiego o przysądzeniu dekretem królewskim 10 włók Iwanowi Bohuszewskiemu i stryjowi jego Marcinowi
|autor=Stanisław Koniecpolski
|start=2023-11-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Franciszek Krupiński - Wczasy warszawskie.pdf
|tytuł=Wczasy warszawskie
|autor=Franciszek Krupiński
|start=2023-11-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Korespondencja Stanisława Koniecpolskiego w zbiorach Archiwum Głównego Akt Dawnych.pdf
|tytuł= Korespondencja Stanisława Koniecpolskiego w zbiorach Archiwum Głównego Akt Dawnych
|autor=[[Autor:Stanisław Koniecpolski|Stanisław Koniecpolski]] i inni
|start=2023-11-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Theodore Roosevelt - Życie wytężone.pdf
|tytuł=Życie wytężone
|autor=Theodore Roosevelt
|start=2023-11-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Tadeusz Boy-Żeleński - Markiza i inne drobiazgi.pdf
|tytuł=Markiza i inne drobiazgi
|autor=Tadeusz Boy-Żeleński
|start=2023-11-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Michał Marczewski - Wyspa pływająca.pdf
|tytuł=Wyspa pływająca
|autor=Michał Marczewski
|start=2023-11-30
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf
|tytuł=Cztéry wesela
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2023-12-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - O śmierci nagłej.djvu
|tytuł=O śmierci nagłej
|autor=Leon Wachholz
|start=2023-12-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stefan Janas - Wybór wierszy z tygodnika 'To i Owo!'.djvu
|tytuł=Wybór wierszy opublikowanych w tygodniku To i Owo!
|autor=Stefan Janas
|start=2023-12-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu
|tytuł=Poezje Ser. 8
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|start=2023-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Klemens Junosza - Spracowany.djvu
|tytuł=Spracowany
|autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]]
|start=2023-12-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Odezwa Rady Jedności Narodowej i p.o. Delegata Rządu Stefana Korbońskiego Do Narodu Polskiego.pdf
|tytuł=Odezwa Rady Jedności Narodowej i p.o. Delegata Rządu Stefana Korbońskiego Do Narodu Polskiego
|autor=Rada Jedności Narodowej
|start=2023-10-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Instrukcja w sprawie regulacji Osady Sukienniczej w Łodzi
|tytuł=Instrukcja w sprawie regulacji Osady Sukienniczej w Łodzi
|autor=Rajmund Rembieliński
|start=2023-12-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Maurycy Urstein-Eligjusz Niewiadomski w oświetleniu psychjatry.pdf
|tytuł=Eligjusz Niewiadomski w oświetleniu psychjatry
|autor=Maurycy Urstein
|start=2023-12-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Frania.djvu
|tytuł=Frania
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2023-12-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Blanszetta.djvu
|tytuł=Blanszetta
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2023-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Ostatni promień.djvu
|tytuł=Ostatni promień
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2023-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Dwie.djvu
|tytuł=Dwie
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2023-12-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=A propos... 200 pereł humoru.pdf
|tytuł=A propos... 200 pereł humoru
|autor=Julian Tuwim
|start=2024-01-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Poezye.pdf
|tytuł=Poezye (Tuwim, 1918)
|autor=Julian Tuwim
|start=2024-01-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Czary i czarty polskie oraz wypisy czarnoksięskie.pdf
|tytuł=Czary i czarty polskie / Wypisy czarnoksięskie
|autor=Julian Tuwim
|start=2024-01-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków.pdf
|tytuł=Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków
|autor=Julian Tuwim
|start=2024-01-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Misja jedzie... Revue polityczne w 3-ch aktach.pdf
|tytuł=Misja jedzie... Revue polityczne w 3-ch aktach
|autor=[[Autor:Julian Tuwim|Julian Tuwim]] (Tadeusz Ślaz), [[Autor:Andrzej Włast|Andrzej Włast]], [[Autor:Jerzy Boczkowski|Jerzy Boczkowski]]
|start=2024-01-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Humor sowiecki.pdf
|tytuł=Humor sowiecki
|autor= Edmund Krüger
|start=2024-01-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Manifest powszechnej miłości.pdf
|tytuł=Manifest powszechnej miłości
|autor=Julian Tuwim
|start=2024-01-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karnawał.pdf
|tytuł=Karnawał
|autor=Julian Tuwim
|start=2024-01-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Agonja miłości.djvu
|tytuł=Agonja miłości
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-01-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu
|tytuł=Noce bezsenne
|autor=Józef Ignacy Kraszewski
|start=2024-01-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Biały Jan.djvu
|tytuł=Biały Jan
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-01-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - W niedzielę.djvu
|tytuł=W niedzielę
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-01-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Parya.djvu
|tytuł=Parya
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-01-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Dobrana para.djvu
|tytuł=Dobrana para
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-01-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Złoty ptaszek.djvu
|tytuł=Złoty ptaszek
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-01-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Pielgrzymka pani Jacentowej.djvu
|tytuł=Pielgrzymka pani Jacentowej
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-01-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Korale Maciejowej.djvu
|tytuł=Korale Maciejowej
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-01-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Geneza powieści.djvu
|tytuł=Geneza powieści
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-02-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Dwóch.djvu
|tytuł=Dwóch
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-02-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edward Nowakowski-Koronka kamedulska.pdf
|tytuł= Koronka kamedulska
|autor=[[Autor:Michele Pini|Michele Pini]], [[Autor:Edward Nowakowski|Edward Nowakowski]]
|start=2024-02-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Do oddania - na własność.djvu
|tytuł=Do oddania - na własność
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-02-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Fjoletowe pończochy.djvu
|tytuł=Fjoletowe pończochy
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-02-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edward Nowakowski-Najnieszczęśliwsze dziatki i najnieszczęśliwsze matki.pdf
|tytuł= Najnieszczęśliwsze dziatki i najnieszczęśliwsze matki
|autor=Edward Nowakowski
|start=2024-03-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edward Nowakowski-Uduszenie cara Pawła I.pdf
|tytuł= Uduszenie cara Pawła I
|autor=Edward Nowakowski
|start=2024-03-09
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu
|tytuł=Ojciec Richard
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-03-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Zapomniał drogi.djvu
|tytuł=Zapomniał drogi....
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-03-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Ósma klasa.djvu
|tytuł=Ósma klasa
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-03-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu
|tytuł=Demoniczne kobiety
|autor=Leopold von Sacher-Masoch
|start=2024-03-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Sacher Masoch i masochizm.djvu
|tytuł=Sacher Masoch i masochizm
|autor=Leon Wachholz
|start=2024-03-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Krowięta.djvu
|tytuł=Krowięta
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-03-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Zofja M.djvu
|tytuł=Zofja M.
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-03-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edward Nowakowski-O cudownym obrazie Matki Bożej w kościele oo. karmelitów w Białyniczach.pdf
|tytuł= O cudownym obrazie Matki Bożej w kościele OO. Karmelitów w Białyniczach
|autor=Edward Nowakowski
|start=2024-04-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edward Nowakowski-Rozstrzelani, powieszeni, otruci, zamordowani i umęczeni księża polscy przez Moskali.pdf
|tytuł= Rozstrzelani, powieszeni, otruci, zamordowani i umęczeni księża polscy przez Moskali
|autor=Edward Nowakowski
|start=2024-05-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Nabożeństwo majowe
|tytuł=Nabożeństwo majowe
|autor=Anonimowy
|start=2024-05-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu
|tytuł=Znak zapytania
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-05-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu
|tytuł=Fin-de-siècle’istka
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-05-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Annie Besant - Wtajemniczenie czyli droga do nadczłowieczeństwa.pdf
|tytuł=Wtajemniczenie czyli droga do nadczłowieczeństwa
|autor=Annie Besant
|start=2024-05-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf
|tytuł=Drobne poezye prozą
|autor=Charles Baudelaire
|start=2024-06-21
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bolesław Dembiński, Stanisław Bełza - Wlazł kotek na płotek.pdf
|autor=Stanisław Bełza
|tytuł=Wlazł kotek na płotek
|start=2024-06-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu
|tytuł=Bogacz
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2024-07-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu
|tytuł=Przygody czyżyków
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2024-07-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu
|tytuł=Jak tęcza
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-07-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu
|autor=Mikołaj Rej
|tytuł=Żywot człowieka poczciwego (Rej, 1881)
|start=2024-07-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu
|tytuł=Krzyż Pański
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu
|tytuł=I tacy bywają...
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - One.djvu
|tytuł=„One”
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-08-10
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Jeleński - Żydzi na wsi.djvu
|tytuł=Żydzi na wsi
|autor=Jan Jeleński
|start=2024-08-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paweł Staśko - Białe widmo.djvu
|tytuł=Białe widmo
|autor=Paweł Staśko
|start=2024-08-18
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Agnieszka Pilchowa - Kilka obrazków chorób umysłowych.djvu
|tytuł=Kilka obrazków chorób umysłowych
|autor=Agnieszka Pilchowa
|start=2024-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paweł Staśko - Hetera.djvu
|tytuł=Hetera
|autor=Paweł Staśko
|start=2024-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paweł Staśko - Kain.djvu
|tytuł=Kain
|autor=Paweł Staśko
|start=2024-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu
|tytuł=Serce na śniegu
|autor=Paweł Staśko
|start=2024-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Paweł Staśko - Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga.djvu
|tytuł=Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga
|autor=Paweł Staśko
|start=2024-08-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Staśka.djvu
|tytuł=Staśka
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-09-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu
|tytuł=Mężczyzna
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-09-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edward Nowakowski - Kościół i Klasztor OO. Kapucynów we Włodzimierzu na Wołyniu.pdf
|tytuł= Kościół i Klasztor OO. Kapucynów we Włodzimierzu na Wołyniu
|autor=Edward Nowakowski
|start=2024-09-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Listy Zygmunta Krasińskiego (Gubrynowicz i Schmidt)
|tytuł=Listy Zygmunta Krasińskiego
|autor=Zygmunt Krasiński
|start=2024-09-29
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edward Nowakowski-O cudownym obrazie Najświętszej Maryi Panny Berdyczowskiej.djvu
|tytuł= O cudownym obrazie Najświętszej Maryi Panny Berdyczowskiej
|autor=Edward Nowakowski
|start=2024-10-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Nacia.djvu
|tytuł=Nacia
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2024-10-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu
|tytuł=Teatr dla dzieci
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2024-10-06
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Karol May Wśród dzikich plemion pustyni.djvu
|tytuł=Wśród dzikich plemion pustyni
|autor=Karol May
|start=2024-10-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Gabriela Zapolska - A gdy w głąb duszy wnikniemy.djvu
|tytuł=„A gdy w głąb duszy wnikniemy”...
|autor=Gabriela Zapolska
|start=2024-10-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Edward Nowakowski-Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Matki Bożej w Rokitnie w Wielkopolsce.pdf
|tytuł= Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Matki Bożej w Rokitnie w Wielkopolsce
|autor=Edward Nowakowski
|start=2024-10-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Blumenstok-Halban - O śmierci z gazu kloacznego.djvu
|tytuł=O śmierci z gazu kloacznego
|autor=Leon Blumenstok-Halban
|start=2024-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sarah Bernhardt - Wyznanie.djvu
|tytuł=Wyznanie
|autor=Sarah Bernhardt
|start=2024-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL X de Montépin Bratobójca.djvu
|tytuł=Bratobójca
|autor=Xavier de Montépin
|start=2024-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Do zgody.djvu
|tytuł=Do zgody
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2024-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Joanka.djvu
|tytuł=Joanka
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2024-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Karolina Szaniawska - Samarytanin.djvu
|tytuł=Samarytanin
|autor=Karolina Szaniawska
|start=2024-10-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zygmunt Józef Naimski - U trumny Klemensa Junoszy.djvu
|tytuł=U trumny Klemensa Junoszy
|autor=Zygmunt Józef Naimski
|start=2024-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu
|tytuł=Nad grobem dobrego człowieka
|autor=Kazimierz Laskowski
|start=2024-11-05
}}
|}
f1z2wy5nyr8yx0m4e21qlxtbtohnfzh
Szablon:IndexPages/Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2
10
595061
3702464
3702087
2024-11-05T23:09:05Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702464
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>591</pc><q4>4</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>259</q1><q0>27</q0>
oywg28ktbem78xbo310fkhs3bhbzy1f
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/136
100
674257
3702138
2448005
2024-11-05T15:19:35Z
PG
3367
/* Skorygowana */ lit.
3702138
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" /></noinclude><section begin="s11" /><poem>
Co panfila z kinala; a gdy karta zmyka,
Z króla kralkę uczynią, a z tuza niżnika.
Świat się przepolerował. Bogdajby był dziki,
Bodaj wiecznie przepadły tuzy i niżniki!
Dla głupich się zaczęły, mądrzy je przejęli;
I coby się kartami tylko bawić mieli,
Tracą na nich czas drogi, majątek i cnotę;
A zbrodni filuterskich przejmując ochotę,
Oszukani, utratni, zdrajcy, i oszusty,
Płacą głupstwa dań zdzierstwa, zbytków i rozpusty.</poem>
<br>
<section end="s11" />
{{Separator linia|100%|2px|po=1em}}
<section begin="cz2satyry" />
{{C|'''CZĘŚĆ DRUGA'''|w=130%|font=serif|po=0.5em}}
{{---|przed=0.5em|po=1em}}<section end="cz2satyry" />
<section begin="cz2s1" />
{{C|{{Roz*|SATYRA I.}}|w=130%|po=1em}}
{{C|{{kapitaliki|Pochwała milczenia}}.|po=1em}}
<poem>{{kapitaliki|Co}} nie jest do istności, co brak w liczby rzędzie,
Tem mniemamy milczenie, i jesteśmy w błędzie.
Pozor je tak osądził, ale pozor zdradny.
Jest w niem przymiot istotny, jest przymiot dokładny,
Zgoła jest rzeczą dobrą, zdatną, pożyteczną.
:Pisarze i gadacze, znam waszą myśl sprzeczną,
Przecież na was powstanę. Ty, co ci się marzy,
Ty, co bredzisz, co zmyślasz, czasem ci się zdarzy,
Że utrudzony krzykiem, którym drugich nudzisz,
Umilkniesz, a że płochą powieścią nie trudzisz;
Żeś dał uszom spoczynek, wielbią się słuchacze:
Oddawaj hołd milczeniu. Wy sławni matacze!
Wy szalbierze z rzemiosła, wy zdrajcy z urzędu,
Professy dzieł nieprawych, wy niegodni względu:
Wy co słowem, co piórem, umiecie kaleczyć;
Wy, których dziełem, trudem, łgać, zdradzać, złorzeczyć,
Zbyt poznani, milczycie, a głupi wam wierzy.
Hipokryty! wśród waszych wzdychań i pacierzy,
Zdradne milczenie, wtenczas, gdy cnota nie milczy,
Pod jagnięcym pozorem ukrywa jad wilczy.
Szarpacze cudzej sławy, dzielni błąd dociekać,
Wiecie, jak zdradniej milczeć, niźli jawnie szczekać;
Wiecie, a cnota jęczy: stąd zasługi tajne,
Stąd talenta w pogardzie, stąd dusze przedajne;
Stąd nieszczęście podściwych; a przeciw naturze
Cnota w podłej siermiędze, występek w purpurze.
:Dworaki! w nieprawości wyćwiczeni szkole,
Wy, co w sztucznym, a zdradnym, podstępów mozole
Kładziecie cały polor; strzeżcie się widoku.
Maska coście przywdziali, patrzających wzroku
Nie osłabi: odkryją zdradę omamienia.
Dusze podłe! nurzcie się w otchłaniach milczenia.
Trwożliwa jest poczciwość: nie jest jej kunszt głuszyć,
Jakże ją z zaniedbanych kryjówek wyruszyć?
Mógłbyś, Pawle, bo czujesz choć pełen szkarady,
Mógłbyś, bo masz czołgaczów, coś wysłał na zwiady,
Mógłbyś bo w twoim ręku los prawego człeka.
Czegoż się cnota, Pawle, od ciebie doczeka?
Milczeniem ją przytłumisz, więc skromna i cicha,
Nieznajoma u dworów narzeka i wzdycha.
Wzdycha nie tak o sobie, bo sobie wystarczy:
Ale gdy na nią podstęp niegodziwy warczy,
Gdy wydziera sposobność, aby zdatną była,
Jęczy, iż chcąc nie może, by uszczęśliwiła.
:Niegdyś służyć ojczyźnie hasłem było człeka.
Święte hasło! gdzieżeś jest? zmilczane od wieka,
Odgłosie serc podściwych, niezmazanej duszy,
Już się o nasze płoche nie obijasz uszy.
Dobrze milczeć, bo płacą; szukaj wpośród wiela,
Jest gmin, ale kto znajdzie w nim obywatela?
:O wy! których powinność prawdę mówić jawnie,
Mówić słowo, przykładem potwierdzać ustawnie,
Milczenie was potępia, gdy myśl świecka trwoży:
Świętą śmiałość, bezwzględną, niesie zakon boży.
Zbyt trwożliwą roztropność jak zgodzicie z stanem?
Znać, czuć, mówić, dać przykład, to jest być kapłanem.
:Milczenie! w skutkach bywasz złe, lecz nie w istocie!
Zrzuć barwę, co cię podli, a towarzysz cnocie;
W świętym się blasku wydasz. — O święto wymowne,
Wtenczas, gdy uszy pochlebstw wdziękom niewarowne,
Uszy pieszczone panów, do pochwał przywykłe,
Za korzyść biorąc brzęki łudzące i znikłe,
Słyszą pochwałę zbrodni, jakby cnotą była:
Wieleż dzielność milczenia zbrodni poprawiła!
Zdało się być przestępne, lecz umysł, co błądził,
Świętą niemotę zczasem, czem była, osądził.
:Serc niewinnych okraso, skromności i wstydzie,
Nie daj się szerzyć słowem ku twojej ohydzie,
Wznoś żądze ku milczeniu, ażeby cię strzegło.
Mniej od miecza rażonych na placu poległo
Niż tych, co dzielne w jadzie, w złych skutkach zamożne,
Zgubiło jedno słowo, wolne, nieostrożne.
Niegdyś zbrodnią to było, co dziś żartem mienią.
Płochość z głupstwem nie znają, co wielbią i cenią:
Nieszczęśliwie uwolnion od cnotliwej dziczy,
Przywykł sprośnym wyrazom słuch czujny dziewiczy;
Stąd młodsze gdy w ubite starszych wchodzą tropy,
Pełno widzim Messalin, rzadkie Penelopy.
:Święta niemoto! gdybyś opanować chciała
Te usta, z których zbrodnia szkaradna, zuchwała,
Jak z źródła, gdy obficie w zarazie wytryska,
Śmie z świętości żart czynić, a z cnoty igrzyska,
Wznieś porę pożądaną, i wiekom pamiętną,
Niech zdrajcy, co mądrości znieważyli piętno,
Piętno właściwe cnocie, którą nienawidzą,
Niech poznają, co szpecą, i niechaj się wstydzą.
A jeśli głos wznieść śmieją, daj tego doczekać,
Niech mają dar mówienia, ażeby odszczekać.
:Milczenie, sprawco myśli! w twojem łonie żywa
Wznosi się, działa, krzewi, poznaje, odkrywa.
Z twych łożysk buja; wolna od zmyślnej katuszy,
Wywyższona poznaje jaka dzielność duszy:
Szuka celu, choć widzi wyższość nad jej silność,
Nieobjęty żądaniem, tłumiący usilność,
Przecież się lotem wzmaga, a w zapędy płodna;
Poznaje przyszłą istność; czuje, czego godna.</poem><br><section end="cz2s1" />
{{---|przed=1em|po=1em}}
<section begin="cz2s2" />
{{C|{{Roz*|SATYRA II.}}|w=130%|po=1em}}
{{C|{{kapitaliki|pochwała wieku}}.|po=1em}}
<poem>{{kap|Lepiej}} teraz niż przedtem — Dlaczego? — bo lepiéj,
— To dowód oczywisty. — Świat się coraz krzepi.
Nabrał z laty rozumu, a im bardziej stary,
Tym dzielniej zeszły, co go szpeciły, przywary.
— Ale dlaczego lepiej — Dlatego, że byli</poem><section end="cz2s2" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
edhezuf1y9idg6dg2vafh5os9wgp4w8
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/137
100
674723
3702139
2448006
2024-11-05T15:30:42Z
PG
3367
/* Skorygowana */ lit.
3702139
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" /></noinclude><section begin="cz2s2" /><poem>Lepsze syny od ojców, co nas poprawili. —
Więc zmyślał ów Horacy? — zmyślał — toć i wierzę.
— Człowiek przedtem był prosty i dziki, jak zwierzę,
Dziś jest istność rozumna, ale jak rozumna!
Z szkół, z obozu, z warstatu, nawet i od gumna
Wszystko tchnie wytwornością, wszystko się zwiększyło,
Zgoła zawżdy dziś lepiej niźli wczoraj było.
Ale przecież o świecie zła się wieść roznosi,
Powiadają, że się coś popsuło u osi,
Stąd już lato, nie lato, a zima, nie zima.
— Bajki, powieści, godne mamek lub pielgrzyma,
Nawet i kalendarza, ale to ogólnie.
Chcesz, abym lepszość naszą dowodził szczególnie?
— Zgoda — Więc..., ale skądże wywodzić pochwały?
— Na przykład pisma nasze — To oryginały.
I choć czasem zdaje się iż dawnych skradamy,
Gdy im czynim ten honor, wtenczas poprawiamy.
Drzemał Homer niekiedy: fraszka zadrzemanie:
My nie drzymiem, ale śpiem: lecz to nasze spanie
Roi sny, których różność, wdzięki i wspaniałość
W samej treści zawiera wszystką doskonałość.
Żółwim krokiem szły przedtem nauki kłopotne.
My orły wybujałe, orły bystrolotne,
Wzbiwszy pod same nieba rozpostarte skrzydła,
Z góry patrząc, widzimy treści i prawidła.
Darmo się matka rzeczy z swym działaniem kryła;
Bystrość nasza zakąty ciemne wyśledziła;
Darmo wyrok najwyższy granice oznaczył,
Przeszedł człek, zdarł zasłone, i jawnie obaczył,
Co było wiekom tajno. Więc sędzie dobrani,
Każdy, co jest, wychwala, a co było, gani,
Przewraca dawnych mozół działania na nice,
A rozpostarłszy bystre pojęcia granice
W taki się lot zapuszcza, iż możnaby myślić,
Jak co lepiej wynaleźć, alboli okryślić.
Ten jest odgłos zbyt częsty, ale czyli bacznych,
Czy prawdy głosicielów, czy błędów dziwacznych,
Niech ci sądzą, co myślą, a myślą jak trzeba.
Pamięć, bystrość, pojęcie, są to dary nieba.
Ale ten skarb dzierżących nie zawżdy bogaci,
Użycie go powiększa, użycie go traci.
Czytał Szymon, wie co, jak i kiedy się działo,
Lecz na tym zasadzony zbyt dumnie, zbyt śmiało,
Czyli się w piśmie uda do prozy, czy wierszy,
Za siebie tylko patrzy, i mniema, że pierszy.
Stąd wyroki i w stylu, i w zdaniach opacznych.
Stąd nowe wynalazki systemów dziwacznych;
Stąd staremi pogardza, innych mało ceni,
Nie tak czynili, czynią prawdziwie uczeni.
:Wiek mało dla nauki: pomału przychodzi,
Długo trzeba pracować, nim prace nadgrodzi:
Ale też choć nieśpieszna, obfita nadgroda.
Co powie prawy mędrzec, wiek wiekowi poda.
A te nasze światełka, co błyszczą dość jasno,
Jak się w punkcie rozświecą, tak w punkcie i zgasną.
:Tłum mędrców; przedtem ledwo znaleźć było w tłumie
Czyż się nowe przymioty odkryły w rozumie?
Czyli wspacznym obrotem wrócił się wiek złoty?
Czy świat dzielniejszą zyskał istność i obroty?
Też same, co i pierwej: jest tak, jak i było,
Lecz co się wszerz zyskało, wgłąb się utraciło.
Poszła w handel nauka, kramnicą drukarnie,
Głód kładzie pióro w rękę, zysk do pisma garnie.
Mają dowcip na zbyciu w ten jarmark otwarty,
Jak kramarze na łokcie, autory na karty,
A że w rzemiosło handlu, wkrada się łotrostwo,
Stąd owe, co nas gnębi, ksiąg rozlicznych mnostwo,
W których rozum, naukę, dowcip, wynalazki
Zastępuje druk, papier, pozłota, obrazki.
Stąd, niby gazą kryte, wyrazy wszeteczne,
Stąd fałsze modnym tonem, stąd bluźnierstwa grzeczne,
Stąd owe nudne Muzy, a niezmiernie płodne,
Stąd zbiory anekdotów czytania niegodne,
Stąd, pod nazwiskiem żartów dowcipnych, potwarze,
Bajki w rząd abecadła, stąd dykcyjonarze:
Zgoła pisma niewarte nawet xiąg nazwiska.
O Fauście! z twojej łaski druk głupstwa wyciska,
Dałeś łatwość naukom, dowcipowi cechę,
Ma świat, prawda, z przemysłu twojego pociechę,
Lecz z tych skarbnic mądrości nieprzerachowanych,
Za jedno dobre pismo sto głupstw drukowanych.
:Bajkami się lud bawi, drukarnia bogaci.
Nim dyabła Bohomolec dał w swojej postaci,
Wieleż książek, powieści o strasznych poczwarach,
O wróżkach, zabobonach, upiorach i czarach
Trwożyły naszych ojców! Ująwszy gromnicę,
Palił ławnik z burmistrzem w rynku czarownicę:
Chcąc jednak pierwej dociec zupełnej pewności,
Pławił ją na powrozie w stawie podstarości.
Zdejmowały uroki stare baby dziecku,
Skakał na pustej baszcie dyabeł po niemiecku:
Krzewiły się kołtuny, czarami nadane,
Gadały po francusku baby opętane:
A czkając po kruczgankach na miejscach cudownych,
Nabawiały patrzących strachów niewymownych.
:Co zbytnim dowierzaniem upłodził wiek przeszły,
W teraźniejszym podlące te przywary zeszły;
Ale też zbyt porywczym zaciekłszy się pędem,
Często, gdy błąd poprawia, śmie prawdę zwać błędem
Roztropną zdania nasze szalą trzeba mierzyć,
Źle jest nadto dowierzać, gorzej nic nie wierzyć.
Że się obrzask pokaże w źle chowanem winie,
Nie likwor temu winien, ale złe naczynie.
Trafia się płód odrodny, choć cnotliwej matki,
A dzikich latorośli poziome ostatki
Gdy ucina ogrodnik, drzewu to nie szkodzi,
Owszem, piękniej wybuja, lepszy owoc rodzi.
:Jest granica, za którą przechodzić nie wolno.
Mając porę, ochotę i sposobność zdolną,
Dociekajmy, co możem, co dociec się godzi:
Wiek nasz w wielu odkryciach dawniejsze przechodzi.
Dzień dniu prawdę obwieszcza, godzinom godziny;
Z pracy ojców szczęśliwe korzystają syny,
:A do zdatnego rzeczy stosując użycia,
Nowe wiekom późniejszym gotują odkrycia.
— Więc lepiej rzeczy idą: bo żywiej, bo sporzej
— Sądź, jak chcesz: może lepiej, może też i gorzej.</poem><br><section end="cz2s2" />
{{---|przed=1em|po=1em}}
<section begin="cz2s3" />
{{C|{{Roz*|SATYRA III.}}|w=130%|po=1em}}
{{C|{{kapitaliki|pochwała głupstwa}}.|po=1em}}
<poem>{{kap|A ja}} mówię, że głupstwo nie złym jest podziałem.
— Mądrość przecież zaszczytem, nierozum zakałem.
— Nie wchodzę ja w dysputę: rzecz jest niby jawna,
Maxyma terazniejsza tak, jako i dawna,
Każe szukać mądrości, a głupstwa się chronić.</poem><section end="cz2s3" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cb0zvof0pfxmgf1vglq5gowowkfzql8
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/138
100
674728
3702180
2448007
2024-11-05T16:44:34Z
PG
3367
/* Skorygowana */
3702180
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" /></noinclude><section begin="cz2s3" /><poem>Umieli zawsze ludzie od dobrego stronić,
A że głupstwo jest dobrem, stronili od niego.
Patrz na mędrca tetryka, głupca wesołego;
Tu pryska z twarzy zdrowie, tam zapadłe oczy,
Wlecze się chuda mądrość, spasłe głupstwo toczy:
A co lepsza, kto głupi, mądrością jest dumny,
A co gorsza, kto mądry, zna, że mniej rozumny.
Nasz pan Paweł, choć w głupstwie dni swoje postradał,
Skoro wszedł, wszystkich zgłuszył. Michała przegadał,
Michała, co wiek z księgą trawi w gabinecie.
Prawda, Paweł raz po raz nic do rzeczy plecie,
Ale żwawo i głośno: więc go zgraja słucha,
Zmiłuje się na koniec, przecie udobrucha,
Da mówić Michałowi, który w kącie wzdycha,
Zaczyna, dobrze mówi, ale mówi z cicha:
Aż w śmiech, co go słuchali: więc milczy, zlękniony.
Dopieroż tym tryumfem głupiec uwielbiony
Łże, bredzi, decyduje, a w zgrai nacisku
Odbiera plauz mądrości, i ma sławę w zysku.
: Ale rzeczesz, pan Paweł nie próbuje rzeczy,
Że czasem przykład jeden doświadczeniu przeczy,
Nie idzie, żeby zawsze podobne bywały,
— Prawda, ale w tej mierze dowód okazały,
Pawłów jest tysiącami, a rzadki w złym stanie:
Każdy w podobnym sobie ma upodobanie,
Więc głupi prędko znajdzie komu się podoba.
Mędrzec wieku okrasa, i kraju ozdoba,
Laur ma prawda, ale ten ni grzeje, ni tuczy,
Głupstwo go jawnie nęka, zazdrość w kącie mruczy.
Półmędrków rodzaj zjadły zbliska i zdaleka,
Gdy nie może ukąsić, jak szczeka, tak szczeka.
Sroga bitwa: a o co? — o liść, lub kadzidła.
Bogdaj to w bractwie głupich! tam szczęścia prawidła,
Tam korzyści, tam rozkosz coraz żywsza z wiekiem,
Każdy kontent, bo czuje, że jest wielkim człekiem.
Fraszka sława na potem: co teraz, to moje.
O Pawle, niech ogłoszę uwielbienie twoje!
Pozwól.... śmieje się.... wielkiś.... śmieje się i wierzy.
A że szczodrym wydziałem łaski swoje mierzy,
Za to, żem winny jemu szacunek oznaczył,
Lekkiem głowy skinieniem obdarzyć mnie raczył:
Tak Jowisz u Homera utwierdzał wyroki,
Choć stopień uwielbienia posiada wysoki,
Zniża się czasem Paweł, kiedy tego godni
Jurgiełtowi chwalacze, autorowie głodni,
Ci których niezmazana w sądzeniu rzetelność,
Gotowa za grosz patent dać na nieśmiertelność,
A przypisując dzieło temu, co druk płaci,
Pieniężnym bohatyrem kronikę bogaci.
Indy, Persy i Medy, Party, Baktryany
Zwyciężył Aleksander; więcej zawołany
Nasz mecenas bohatyr zdziałał i dokazał,
Zapłacił szczodrobliwie, dawne dzieje zmazał.
On sam sławy posiadacz, a prawem dziedzicznym,
Bo się przodków szeregiem zaszczycając licznym,
Pomimo Niesieckiego, sławny antenaty,
Stryjeczne i cioteczne licząc majestaty,
Tam, gdzie słońce zapada, gdzie powstaje zorza,
Sławny z dzieł, z krwi, z talentów, od morza do morza.
: Co druk głosi, to prawda: od czegoż by służył?
Płaci on, wielkim mężom w czem się świat zadłużył.
Płaci sławą, a że się wszystko w świecie płaci,
Głupi możny głodnego gdy mędrca bogaci,
Staje się jeszcze większym i mędrszym od niego.
: Po sławie, cóż nad zdrowie jest pożądańszego?
A może i przed sławą? To dobro jedyne,
Cóż po tym, w życiu niezdrów, że po śmierci słynę?
Co mi po dobrym mieniu, gdy użyć nie mogę?
Co po wszystkiem, gdy słabość wznieca śmierci trwogę.
Tam kędy zdrowia nie masz jakiż zysk powabi?
Rycerstwo króci życie, mądrość zmysły słabi:
Praca siły wywnętrza, skrzętność zbyt zaprząta,
Wszędzie gorycz w pośrodku korzyści się pląta;
Zgoła w zysku bez zdrowia musiemy szkodować.
Jakże siły utrzymać? jak czerstwość zachować?
Próżno krzyczy Hypokrat, próżno Galen szepta:
Głupstwo, głupstwo, o bracia! jedyna recepta.
: Skarbie nie dość wielbiony: choć wielu bogacisz,
Nie przebierzesz się nigdy, ceny nie utracisz.
Obdarzasz, lecz niewdzięcznych; choć miła spuścizna,
Głupców tłumy niezmierne, a nikt się nie przyzna.
Wszyscy mądrzy. Nikt siebie prawdziwie nie widzi,
Czem nie jest, tem być pragnie: czem jest, tem się brzydzi.
Pełno w świecie obłudy, wkrada się i w fraszki,
Wewnątrz skryta osoba, z wierzchu same maszki.
Zrzućmy je, niech odkrycie głupstwo światem włada,
Sławę, honor, bogactwa, rozkoszy posiada.
Czemuż się szczęścia wstydzić? Dzień po nocy wschodzi,
Zrzucił świat uprzedzenia, wiek złoty się rodzi.
Niechaj mądrość, jakie chce, przepisy stanowi,
Próżne są. Mądrzy sławni, ale głupi zdrowi.</poem><br><section end="cz2s3" />
{{---|przed=1em|po=1em}}
<section begin="cz2s4" />
{{C|{{Roz*|SATYRA IV.}}|w=130%|po=1em}}
{{C|{{kapitaliki|wziętość}}.|po=1em}}
<poem>{{Kapitaliki|Był}} niejakiś pan Łukasz, co chciał wiele dostać.
Cóż on czynił? nasamprzód zmyślił sobie postać.
Chciał oszukać, oszukał, bo to nie są cuda,
I niezgrabne szalbierstwo częstokroć się uda,
A dopieroż, gdy sztuczne. Patrzał Łukasz pilnie,
Jak to się drudzy wznoszą, i zgadł nieomylnie.
Zgadł sekret — A ten jaki? — Do możniejszych przystać,
Strzec się słabych, śmiać z cnoty, a z głupstwa korzystać.
Przykład wszystkim widoczny rzecz wyłuszczy zprosta.
Gdy widzisz, senatorem że został starosta;
Patrz, jak się zsenatorzył. Był filut, jest możny,
Wczoraj ledwo mościom pan, dziś jaśnie wielmożny:
To gra: los działa szczęście, lecz mu dopomaga,
Czoło bezwstydne, podłość, w niecnocie odwaga.
Mały złodziej wart chłosty: lecz ten, co kraj zdradza,
Lubo tyle za sobą hańb, sromot, sprowadza,
Iż owe sławne sosny z nadbrzeża Pilicy
Jeszcze małe do składu jego szubienicy;
Przecież filut, wisielec, na co patrzyć zgroza,
Wstęgi nosi na szyi, co warta powroza.
Nie dopiero występek z cnotą walkę wszczyna;
Z Cyceronem w senacie siedział Katylina.
Wzdrygał się świat na sprośność, była sprośność przecie.
Alboż to w jednym zbrodnie rodzaju na świecie?
Ów celnik, co wytartym odziany kontuszem,
Zaczął sławne rzemiosło z świętym Mateuszem,
Przeszedł i Apostoła. Ten wrócił, co zyskał,
Nasz wziął, schował, zarobił i jeszcze uciskał:
Zgoła stał się najpierwszym w rachmistrzowskiej sztuce, </poem><section end="cz2s4" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s510zindkarxt86anw5axsdg0bgc1hr
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/139
100
674746
3702223
2448008
2024-11-05T18:00:05Z
PG
3367
/* Skorygowana */
3702223
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" /></noinclude><section begin="cz2s4" /><poem>A coraz postępując w tak wielkiej nauce,
Doszedł tego, iż dziesięć od sta, znaczna strata!
Kradzieżą oczywistą wzniosła się intrata.
Kraj zdarł, kradł go bez wstrętu, a wyszedł, jak święty,
O kunszcie krasomowski, w skutkach niepojęty:
Kunszcie! co możesz bielić to, co było czarnym,
Nieprzepłacony w twoim zapędzie niemarnym,
Sprawiłeś (a kunszt lepszy jeszcze dopomagał),
Iż ten, co niegdyś chlebem żebraczym się wzmagał,
A w usłudze krajowej zyskał miliona,
Samem tylko nazwiskiem różny od Katona,
Dobry folwark na zyski, skarb publicznej rzeczy.
: Obroną się wojsk swoich kraj każdy bezpieczy:
Sili się na obrońce, drodzy są rycerze,
Ten najdroższy, co niewart być płatnym, a bierze;
Co pierśmi kraju swego mający być murem,
Że żołnierz, samym tylko wydatny mundurem.
Sławny wiekom Czarniecki w baranim kożuchu,
Gromił Szwedy, Duńczyki wśród klęsk i rozruchu,
Gromił, bo dusza wielka, co się nad gmin wzniosła,
Sławę, cnotę, stawiała nad zyski rzemiosła.
Był wielkim, bo czuł czem był, a co czuł, to czynił.
: Nie czuł nasz pan Mikołaj, i chociaż przewinił,
Grzech mały, według niego: on ledwo nie świętym.
Nowy przeto teolog, kunsztem niepojętym,
Bezpłatny kraju sędzia przestawając na tym,
Sądził, karał, doradzał i stał się bogatym.
Ślepa, mówią, jest Temis — bajka; Temis widzi,
Nasz pan sędzia co z dawnych błędów mądrze szydzi,
Znając, jak przeświadczenie mądrości uwłoczy,
Wyprobował dowodnie, iż ma bystre oczy.
Fraszka sądem bezwzględnym trybunał ozdobić,
Mógł to i Czartoryski: lecz sądząc zarobić,
Więcej wygrać, niż strona, co zyskała dekret:
To treść bystrych dowcipów, to sędziowski sekret.
Mają go i patrony, nazwisko poważne,
Ale pod niem fortele w zyskach wieloważne,
Czyniąc wykręt dowodem, a prawność matactwem,
Panoszą stron obrońce, bronionych żebractwem:
Świat się wypolerował, i my też za światem.
Ja, co jestem dotychczas mości panem bratem,
Patrzę z kąta na drugich, widzę drogi snadne,
Chciałbym i ja też uróść; cóż kiedy nie kradnę.
Straszy mnie szubienica, jak spójrzę na sosnę,
Więc Piotr rośnie, Jan urósł, a ja nie urosnę.</poem><br><section end="cz2s4" />
{{---|przed=1em|po=1em}}
<section begin="cz2s5" />
{{C|{{Roz*|SATYRA V.}}|w=130%|po=1em}}
{{C|{{kapitaliki|Człowiek i Zwierze}}.|po=1em}}
<poem>
:{{Kapitaliki|Koń}} głupi: — Nie koń. — Osieł. — Nie osieł, mój bracie:
— Któreż więc zwierze od nich głupsze jeszcze znacie?
— Człowiek. — A! jużto nadto. — Nie nadto, lecz mało,
Gdyby się razem głupstwo człowiecze zebrało,
Poszedłby w rodzaj muszlów, albo na ślimaki.
Słuchaj tylko cierpliwie: któryż zwierz jest taki,
Iżby, wiedząc, co czynić, nie czynił, co trzeba?
Zwierzom instynkt, nam, ludziom, rozum dały nieba,
Przecież patrząc, co czynim, my rozumem dumni,
Zda się, że ludzie głupi, zwierzęta rozumni.
Sroży się lew nad sarną, więc nagany godny:
Ale dla czego sroży? dla tego że głodny.
Skoro głód uspokoił, rzuca polowanie.
Wilk żarłoczny, lis zdradny, ustawne czuwanie
Jeżeli czynią, muszą: tym sposobem żyją.
Zgoła: weź ptaka, rybę, zwierze, lub żmiją,
Każde ma swoją miarę i według niej działa,
Jeśli im przymiot zdatny natura przydała,
Idą do tego celu, do którego zmierza.
Zgoła, czem są z potrzeby, są z natury zwierza.
Pan ich człowiek, lecz głupszy, lecz gorszy nad sługi.
Nie nowina to w panach. Z ich zdatnej usługi
Korzysta; a niewdzięczny, pędzi wolne w pęta.
Dla niego silą zdatność jarzmowe zwierzęta,
Dla niego wół pracuje, chlebem go uracza:
Więc, że nibyto mędrszy nad swego oracza,
Wywnętrza go i pasie, żeby się spasł na nim.
:Mędrcy: chwalimy wierność, niewdzięczności ganim.
Któż nad nas niewdzięczniejszy? Lecz i to przebaczę,
Tak chciało przyrodzenie, ścierwa pożeracze,
Pasiem się łupem zwierząt przynajmniej, by w mierze,
Insze niech porównanie człek z zwierzęty bierze!
Gdzież takie? co rozmyślnie samo się niewoli,
A sposobiąc swe barki ku jarzmu powoli,
W poddaństwie sławy szuka? Orzeł pan nad ptaki:
Lecz czy go ptaków innych rodzaj wieloraki
Podłem czci uniżeniem? Wspaniały, ochotny,
Wyżej jeszcze nad niego buja sokół lotny,
Ani się wraca z pędu na straszne odgłosy,
Nie powaga, lecz dzielność wzbija pod niebiosy.
:Człowiek, wybór natury, świata prawodawca,
Człowiek, praw stanowiciel, a przestępstwa sprawca,
Sam łamie obowiązki, co wznawia i kleci.
Któraż lwica jęczała na niewdzięczne dzieci?
Któryż żubr żubra zdradził? W przychylnej postaci
Zmówiliż się na wilka wilcy koligaci?
Trułże doktor lis lisa? gdy sprzeczka zmówiona,
Brałże jastrząb jastrzębia w sprawie za patrona?
I żeby z nieprawego korzystał narzędzia,
Dla zysku kruk krukowi, stałże się zły sędzia?
Towarzystwa przykładzie, pracowite pszczoły!
Wpośród waszych zabiegów i skrzętnej mozoły,
Któraż, chociaż ma porę dokazania snadnie,
Miód z pracą od sąsiadki zbierany ukradnie?
:Nasz to tylko przywilej, więc bądźmy nim dumni.
Zwierzęta złe i głupie, my dobrzy, rozumni.
O! gdyby mogły mówić, tak, jak myśleć mogą;
Wstydem, hańbą, okryci, sromotą i trwogą,
Cóżbyśmy usłyszeli? wzgardę i nauki:
Koń od nas zniewolony tęgimi munsztuki,
Koń, co nam nóg pożycza, jakbyśmy nie mieli,
Koń, na którego grzbiecie zuchwali i śmieli,
Ścigamy inne zwierze, albo nam podobnych;
Ten koń, lubo nie w słowach wdzięcznych i ozdobnych,
Jakich zwykliśmy zażyć, gdy omamić chcemy,
Rzekłby zprosta: wy mocni, a my was nosiemy.
Rzekłby wół: ja chleb daję wprzężony do pługa:
Cóż zyska? śmierć okrutną, istotna przysługa,
Któż z was ma na nas względy? kto o nas pamięta?
Rzekłyby na rzeź dane owce i bydlęta.
Ów pies znędzniały wiekiem, leżący u płota;
Ów stróż, sługa, przyjaciel, którego ochota
Tyle ci zysków niosła, wierny, a niepłatny,
Wiekiem, pracą, bliznami, do usług niezdatny,
Niewdzięczności ofiara w okropnej zaciszy,
W pół martwy, jeszcze czuje, gdy głos pana słyszy;
Słyszy nędzny i czuje: nie czuje, co woła,</poem><section end="cz2s5" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g7fra423z4z7iby42j7wnknbw6f2424
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/140
100
674748
3702358
2448009
2024-11-05T20:14:32Z
PG
3367
/* Skorygowana */
3702358
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" /></noinclude><section begin="cz2s5" /><poem>Jak ma czuć taki, który bez serca, bez czoła,
Sam siebie czyniąc celem wyuzdanych chęci,
Statek, wierność, usługę, wyrzucił z pamięci?
: Nie na to tyle darów natura nam dała:
Duma w próżnych zapędach, nieczuła, zuchwała,
Kryje błąd pod postacią, którą jej dajemy;
Na cóż przymiot czułości, jeśli nie czujemy?
Na co światłość rozumu, jeśli ciemność miła?
Czyż się dzielność natury w darach wysiliła?
Nie bluźńmy, zbyt zuchwali, tego, co ją nadał:
Nasz występek przymioty szacowne postradał,
Ten sięgnął ku bydlętom. Nie bajką wiek złoty,
Był on, będzie, jest może, gdzie siedlisko cnoty.
W naszej mocy świat równym uszczęśliwić wiekiem.
Niechaj człowiek pamięta na to, iż człowiekiem,
Wzniesie się nad zwierzęta lotem siebie godnym.
: Niegdyś mędrzec ponury piórem zbyt swobodnym,
W złej sprawie sam patronem zostawszy i sędzią,
Zapędzał człeka w lasy, i chciał paść żołędzią.
Znalazł uczniów, któryż błąd nie znachodził ucznie?
Omamiał wdziękiem pisma dość dzielnie i sztucznie,
Nowość była ponętą, a wdziękiem zuchwałość.
: Nie na tym się zasadza człecza doskonałość:
Towarzystwo cel jego, do niego stworzony,
Rodzice, dzieci, bracia, i męże, i żony.
Święte węzły natury, które nasz błąd targa,
Błąd zuchwały, płód jego bluźnierstwo i skarga,
Odgłos ślepoty, głupstwa, dumy, niewdzięczności,
Człowiek w ścisłym obrębie nadanej istności,
W ścisłym, lecz przyzwoitym przez zrządzenie boże,
Chcąc mieć więcej, niż zdoła, mniej ma, niż mieć może.
Stąd rozpacz, a w uporze żądza zbyt zacięta,
Chcąc wznieść człeka nad człeka, zniża pod bydlęta.
Stwórca rzeczy cel dziełu swojemu położył
I choć go w niezliczonych rodzajach pomnożył,
Każdemu nadał istność, dał istnościom dary,
Darom dzielność, dzielnościom przymioty i miary.
Tych się trzymać — nasz podział, brać korzyść; staranie,
Powinność znać szacunek, i być wdzięcznym za nie.</poem><br><section end="cz2s5" />
{{---|przed=1em|po=1em}}
<section begin="cz2s6" />
{{C|{{Roz*|SATYRA VI.}}|w=130%|po=1em}}
{{C|{{kapitaliki|Klatki}}.|po=1em}}
<poem>{{Kapitaliki|Zgodzić}} przeciwne rzeczy, cud, mówią, w naturze,
Wierzę, ale nie u nas. W każdej konjunkturze
My mamy {{Korekta|cós|coś}} nad innych. Rzadkim przywilejem
Obdarzeni, gdzie inni płaczą, my się śmiejem:
Więc gdzie się drudzy śmieją, my płakać gotowi.
Ten przywilej, czy sławę, czy hańbę stanowi,
Nie moja rzecz objawiać: a choćbym objawił,
Któżby wierzył? więc nad tem nie będę się bawił,
Lecz coraz nowe czyniąc do satyr zaciągi,
Na widok, dla ciekawych, stawię dziwolągi.
Cóżto są za straszydła? cóżto za ród przecie!
Rzadki, i oprócz naszych, cud prawie na świecie.
:Panie Pawle! wchodź waszeć: patrzcie, jak się dąsa,
Grozi, ręce zaciera, tylko co nie kąsa;
Rwie się. Trzymać go. Puścić. — Aż nasz Paweł luby;
A cośmy się od niego spodziewali zguby,
Bądźmy teraz bezpieczni, pan Paweł nas kocha.
Skądże takowa dobroć, odmiana tak płocha?
Skryjmy się. Patrzcież teraz, jakie miny stroi,
Niechże się kto z nas wyda, że się śmiałka boi,
Zaraz męstwo przypadnie, jakby na powodzie,
Lubią sławę takowi, ale nie o szkodzie.
Wróć waszeć, panie Pawle, a strasz, gdzie się uda.
:Cóżto za nowy widok? i jakieżto cuda?
Idzie Piotr, albo raczej wspaniale się toczy:
Do nóg do nóg, na pana nie podnoście oczy,
To pan jaśnie wielmożny, jaśnie oświecony,
To pan z panów; u niego mitry i korony,
Berła, laski, infuły, klucze i pieczęci,
Inwentarskie narzędzia. Przesławnej pamięci
Dziady jego, pradziady siedzieli w senacie.
— Upadam do nóg panu. — Kłaniam panie bracie.
Pódźmy stąd: Lecz ktoś, widzę, do pana przychodzi,
A to co? pada do nóg jegomość dobrodziéj,
Pokorny. Któżto sprawił ten cud zbyt widoczny?
Jestto jaśnie wielmożny sędzia tegoroczny.
Pan ma sprawę: Rozumiem. — A w tym gabinecie,
Ktoto pisze? — To rachmistrz największy na świecie:
On wszystko skalkulował, gospodarz nie lada,
Nowe planty wymyśla, rachuje, układa.
Więc bogacz? — Więc ubogi. — Jakto? — Patrz, co pisze,
Milion. — To skarb. — To dług. On i towarzysze,
Nie chcą na miernym zysku przestawać dość sytnie,
Nic nie mają. — Dla czego? — Bo pragną mieć zbytnie.
:Ten święty pacierz szepcze, i w dół spuścił oczy,
Położon tylko worek, wnet on tu przyskoczy,
Fundusz zrobił. — To dzieło bliźniemu usłużne.
— Ale ukradł trzy części, czwartą dał w jałmużnę.
Zamknijmy go na haczyk, bo i nas okradnie.
:Jużci ten siedzi, widzę, spokojnie, przykładnie:
Cóż to jest za jegomość? — To sławny jurysta.
— Czy nie z tych, co to z prawnych wybiegów korzysta?
Co to kradną z Pandektów. — On z nich nic nie kradnie.
Dlaczego? — Bo ich nie zna: bierze, co napadnie,
Ale bierze po prostu. Krzyczy poza kraty,
Najsławniejszy on w sądzie na prejudykaty,
Na biało sto, na czarno gotów tyle dwoje.
— Schowajże go do klatki, bo ja się go boję.
A tego jeszcze bardziej; cóż to za wspaniałość?
Jestto mędrzec, co posiadł wszystkę doskonałość;
On poprawia, w czem dawne pobłądziły wieki.
Skądże jemu ta biegłość? — Od gminu daleki,
Nie będzie z nami gadał. — Niechże i nie gada.
Ale któż z niego mądrość tak wielką wybada?
Nikt. Pewnie skryty. Jawny. Jakże to? Opowiem:
Najprzód trzeba o mędrcach to wiedzieć, albowiem
Nie tacy oni prości, jacy dawniej byli,
Co skarbnice nauki wszystkim otworzyli.
Nasi kryją, a w ścisłym rzecz trzymając karbie,
Nic nie dają. — Dlaczegoż? bo nie masz nic w skarbie.
:A to kto? To człek wielki. — Pewnie bitwy zwodził?
— Nie. — Pewnie wielu zawziętych pogodził?
Nie. — Pewnie nędznym w przygodzie usłużył?
Nie. — Pewnie w pismach wiele pracy użył?
Nie. — Pewnie skarby dla kraju wydostał?
— Dał na druk, i w przemowie wielkim człekiem został.
:A ten zaś? — To jest autor. — O czem pisał? — O tem,
Jakto się trzeba rządzić. — Cóż się stało potem?
— Oto, aby się swemu krajowi przysłużył,
Pisał o gospodarstwie, a sam się zadłużył:
Dobrze mu tak, trzeba tych ichmościów oduczyć.
:Ten nic prawa nie umiał, a chciał się go uczyć;
Więc aby skarb nauki dla siebie wydostał,</poem><section end="cz2s6" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cyjdpj8uxmy1jc96zqcrn4rfpvww4fw
Szablon:IndexPages/Samuel - Adalberg - Księga przysłów.djvu
10
694400
3702346
3701718
2024-11-05T20:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702346
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>865</pc><q4>6</q4><q3>6</q3><q2>15</q2><q1>230</q1><q0>4</q0>
d391znu4wuevevhl294sjl5k0evcbsm
Szablon:IndexPages/Wprowadzenie do geopolityki.pdf
10
779277
3702105
3702102
2024-11-05T12:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702105
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>386</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>117</q1><q0>1</q0>
9c0vej25zqd6vrn7qanwbkoor0yte92
3702110
3702105
2024-11-05T13:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702110
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>386</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>118</q1><q0>1</q0>
buypi6em53bi1981341zeqcz7nmkm27
3702132
3702110
2024-11-05T14:09:09Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702132
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>386</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>120</q1><q0>1</q0>
rm87yx6js73qzja6g2zyx66kqa4nxza
3702481
3702132
2024-11-06T08:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702481
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>386</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>121</q1><q0>1</q0>
rgd2ir4s9p4pv77dfzddt075zsj42j9
3702484
3702481
2024-11-06T09:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702484
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>386</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>122</q1><q0>1</q0>
eky1iaw6cra93rimwtp6vdfblz4c7la
3702487
3702484
2024-11-06T10:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702487
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>386</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>123</q1><q0>1</q0>
sqqwoxtmjmc755ih7dludklyr95yd94
Szablon:IndexPages/PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu
10
804140
3702351
3701879
2024-11-05T20:09:15Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702351
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>294</pc><q4>42</q4><q3>228</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>24</q0>
bbac2jhuylegw5zn043wq8rfsvgdknz
Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/190
100
805726
3702387
2371334
2024-11-05T20:40:02Z
Wieralee
6253
lit.
3702387
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Anwar2" /></noinclude>{{pk|najrozkoszniej|szym}} i niewinnym „upadkiem" — była zawsze prostą, szczerą, serdeczną młodą dziewczyną o jasnych i uczciwych oczach, świeżą i czystą, bez przewrotnej kokieterji i bez cienia wyrachowania, do którego w naiwności swej nie była nawet zdolną. Zycie, choć ciężkie, monotonne i zdawałoby się, bezsensowne, ułożyło się jakoś znośnie, wciąż brała od niego to, co dawało, wiedząc, że daremnie w tej chwili żądałaby więcej, a wierzy, iż jest na co czekać.<br>
{{tab}}Niwiński rozumiał to i czuł, że ta pełna wiary pewność siebie młodej panny zaczyna działać na niego i oplątać jego niewidzialnemi nićmi. Nigdy z panną Olszewską nie flirtował, nigdy jej nie bałamucił, nigdy się jej nie oświadczał, a przecież pewny był, że ona liczy na niego, jak na Zawiszę, że sobie życia bez niego nie wyobraża, to znaczy, że gdyby on ją zawiódł, ona istotnie uważałaby to za zawód. Ta cicha, prosta wiara dziewczyny, była tak piękna i wzruszająca, iż Niwiński wzdrygał się czasem na samą myśl, że ona mogłaby być przeznaczona nie dla niego. Nie był pewny, że wart jest takiej wiary, rozumował jednak, że pobudzony nią w każdym razie mógłby zrobić niejedną rzecz dobrą. Nie tylko serce lecz i rozum mówił mu, że takiej wiary w świecie już nie znajdzie. Ani tak uczciwej miłości, ani tak czystego serca, ani tak słodkich, ciepłych ust.<br>
{{tab}}Bo Helenka podobała mu się. Miała czasami twarz chłopca, czasami twarz podlotka, a czasem dziewicy, pogrążonej w dziwnych przeczuciach. Była trochę niezgrabna, ruchy miewała gwałtowne i kanciaste, ale silne i zdrowe. Niwiński czuł, iż ona może być bardzo pożądana i bardzo oddana, czuł, że można ją kochać nie do szaleństwa, lecz za to na śmierć i życie i poza grobem jeszcze.<br>
{{tab}}A życie we dwoje zbliżało ich do siebie z dniem każdym. Byli prawie wciąż samotni. Dnia przybywało, coraz wcześniej wstawało słońce, śnieg czasami już tajał do cna, czuło się, że wiosna już zaprzęgą swą błękitną kwadrygę — i tem smutniej,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
345dje3by7pv3gxatvjubeazf09p94d
Szablon:IndexPages/PL Jarry - Ubu-Król.djvu
10
856631
3702422
3701723
2024-11-05T21:09:08Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702422
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>202</pc><q4>1</q4><q3>4</q3><q2>0</q2><q1>113</q1><q0>31</q0>
opqc72wv8wxj0hg4hdatyxjxow7kdrk
Szablon:IndexPages/PL Gautier - Romans mumji.pdf
10
891176
3702288
3701414
2024-11-05T19:09:12Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702288
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>230</pc><q4>1</q4><q3>2</q3><q2>0</q2><q1>105</q1><q0>9</q0>
d1vwrq7dne09nxr3dqjqdmnhxlajb85
3702347
3702288
2024-11-05T20:09:09Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702347
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>230</pc><q4>1</q4><q3>2</q3><q2>0</q2><q1>106</q1><q0>9</q0>
2gvgl5xbm4qjmnkb21m3hz5wfh99vbx
3702460
3702347
2024-11-05T22:09:08Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702460
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>230</pc><q4>1</q4><q3>2</q3><q2>0</q2><q1>107</q1><q0>9</q0>
k44m1olqoxsa16wp5ei00za9qbtg7w4
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/189
100
915148
3702266
2896013
2024-11-05T18:50:07Z
Wieralee
6253
lit.
3702266
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Teodor się cofnął. —<br>
{{tab}}— Nie — tego, co się moim przekonaniom przeciwi, nie uczynię...<br>
{{tab}}— O cóż idzie — dodał pierwszy — my nie wymagamy nic więcéj nad to, byś testamentu nie głosił — by rzecz pozostała pokryta milczeniem. — Rodzina moja otwiera panu drzwi — ja pragnę przejednania, jeślim obraził, proszę o przebaczenie. — Co pan zyskujesz na tém, że nas dotkniesz boleśnie choćby w przesądach naszych, że uczynisz z nas nieprzyjaciół i wrogów...? —<br>
{{tab}}— Chcesz pan więc, abym dla miłości waszéj nosił na czole piętno jakiegoś wątpliwego pochodzenia i dla miłości matki, dla jéj pamięci, okrył ja hańbą?<br>
{{tab}}To mówiąc rozśmiał się Teodor.<br>
{{tab}}— Przyznaję się, że tych idei i pojęć zupełnie nie rozumiem.<br>
{{tab}}{{Korekta|— Prezes|Prezes}} chmurny cofnął się i stanął oparty o komin.<br>
{{tab}}— Jesteśmy od kilkuset lat osiedli w kraju — rzekł zwolna — mamy stosunki przeważne, mamy siły, których pan nie cenisz, lecz które mu się w każdéj chwili życia dać uczuć mogą; wyzywasz nas do walki, która niekoniecznie szczęśliwie dla pana wypaść może.... Co zyskujesz na tém?<br>
{{tab}}— Spełniam obowiązek — idę prostą drogą prawdy — odezwał się Teodor — nie widzę najmniejszego powodu, dla któregobym zrzekać się miał praw moich.<br>
{{tab}}— My zrzeczenia się ich nie wymagamy, ale — {{Rozstrzelony|przemilczenia}} — dodał prezes — ofiarujemy panu za to przyjaźń, pomoc, zgodę.<br>
{{tab}}Teodor nie odpowiadał długo, usta jego bolesny uśmiech podnosił.<br>
{{tab}}— Na szczerość téj przyjaźni, na skuteczność téj pomocy, na trwałość téj zgody, po tylu latach prześladowania, po tylu dowodach nienawiści nie mogę rachować — rzekł cierpko... pozostańmy sobie obcymi, to lepiéj.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fwk86bn9ad4oct4gbbibnlet8n05f8r
Szablon:IndexPages/PL Herodot - Dzieje.djvu
10
950861
3702111
3701485
2024-11-05T13:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702111
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>708</pc><q4>0</q4><q3>3</q3><q2>0</q2><q1>364</q1><q0>13</q0>
ej0e832jxqo4izyjeipdyet014mr7dp
3702130
3702111
2024-11-05T14:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702130
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>708</pc><q4>0</q4><q3>3</q3><q2>0</q2><q1>369</q1><q0>13</q0>
fybwfbmiqdkptph5iogou4pj8a792yp
Szablon:IndexPages/PL Zola - Pieniądz.djvu
10
959554
3702287
3701955
2024-11-05T19:09:08Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702287
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>732</pc><q4>2</q4><q3>311</q3><q2>0</q2><q1>411</q1><q0>8</q0>
stxfjvhca5ofypks0xun7ynn7dlfjk0
3702350
3702287
2024-11-05T20:09:13Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702350
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>732</pc><q4>2</q4><q3>321</q3><q2>0</q2><q1>401</q1><q0>8</q0>
dw8f99q678l6q3d5yosdglg7gxkry4t
3702425
3702350
2024-11-05T21:09:12Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702425
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>732</pc><q4>2</q4><q3>322</q3><q2>0</q2><q1>400</q1><q0>8</q0>
5d570xbdht98p33q7v75m1aojt8uje4
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/310
100
971336
3702265
2794414
2024-11-05T18:49:47Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702265
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>dził, że możnaby posyłać im te {{Korekta|buletyny|biuletyny}} darmo lub za najniższą możliwie cenę, żeby tym sposobem posiąść wkrótce broń potężną, siłę, z którą wszystkie współzawodniczące domy bankowe liczyćby się musiały. Znając Saccarda, podsuwał mu swoje pomysły dopóty, dopóki dyrektor banku nie przyjął ich, nie przyswoił sobie a następnie, rozszerzywszy ich zakres, nie postanowił w czyn ich wprowadzić. Czas upływał niepostrzeżenie; Saccard i Jantrou obliczyli koszta potrzebne na wydawnictwo w następnym kwartale, na subwencye, jakie zapłacić należało wielkim dziennikom, na opłacenie milczenia groźnego dziennikarza, który zamieszczał sprawozdania finansowe instytucyi, współzawodniczącej z Bankiem powszechnym; obliczyli koszt wzięcia w dzierżawę czwartej stronicy jednego z pism najstarszych i najwięcej szanowanych. A w całej ich rozrzutności, w sumach tych, które bez żadnego ładu rzucali na cztery strony świata, przebijała się bezgraniczna pogarda, jaką inteligentni i obrotni ci ludzie żywili względem ogółu, względem ciemnoty tłumu, gotowego dawać wiarę wszelkim baśniom, niepojmującego zawikłanych operacyj giełdowych do tego stopnia, że najbezczelniejsze nawet podszepty wzbudzały powszechny zapał objawiający się gradem nieopatrznie sypanych milionów.<br>
{{tab}}Jordan trudził się nad obmyśleniem pięćdziesięciu wierszy potrzebnych mu do dopełnienia dwóch kolumn, gdy nagle Dejoie go zawołał.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q2oqzn3susbbuap9ibafoi49c60p6er
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/311
100
971343
3702267
2794425
2024-11-05T18:51:27Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702267
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}— Ah! czy pan Jantrou jest już teraz sam? — zapytał.<br>
{{tab}}— Nie, proszę pana, ale pańska żona przyszła i chciałaby widzieć się z panem.<br>
{{tab}}Mocno zaniepokojony Jordan wybiegł natychmiast na korytarz. Od kilku miesięcy a właściwie od chwili, gdy Méchainowa dowiedziała się, że on pomieszcza w dzienniku „l’Espérance“ artykuły podpisane swojem nazwiskiem, Busch nie dawał mu ani chwili spokoju, domagając się zrealizowania sześciu weksli po piędziesiąt franków wystawionych niegdyś jakiemuś krawcowi. Chociaż z niemałym wysiłkiem mógłby on jeszcze zapłacić owe trzysta franków, figurujące na wekslach, ale w prawdziwą rozpacz wprowadzały go procenty zaległe od tak dawna, że dług wynosił obecnie siedemset trzydzieści franków i piętnaście centymów. Wszedł jednak w układy z Buschem i zobowiązał się płacić po sto franków miesięcznie, ale i z tego zobowiązania wywiązać się nie mógł, bo w młodem gospodarstwie ciągle zdarzały się naglące a nieprzewidziane wydatki. Dług wzmagał się nieustannie a położenie Jordana stawało się coraz kłopotliwszem i przykrzejszem. W tej chwili właśnie był on bardzo zgryziony i sfrasowany.<br>
{{tab}}— Co się stało? — zapytał, zobaczywszy żonę w przedpokoju.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
591e8vb84fib58921y30nk4qh1dgcju
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/312
100
971346
3702269
2794432
2024-11-05T18:54:12Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702269
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}Młoda kobieta nie zdążyła jeszcze odpowiedzieć, gdy drzwi od gabinetu otworzyły się nagle i na progu stanął Saccard, wołając:<br>
{{tab}}— Słuchaj-no, Dejoie, czy pana Hureta jeszcze nie ma?<br>
{{tab}}— Nie, proszę pana — wybełkotał woźny zaskoczony niespodzianie. — Cóż począć?... nie mogę przecież sprowadzić go prędzej!<br>
{{tab}}Saccard zaklął z gniewu i zatrzasnął drzwi za sobą. Jordan wprowadził żonę do jednego z sąsiednich pokojów i teraz wreszcie mógł zapytać ją spokojnie:<br>
{{tab}}— Powiedz że mi, moja droga, co się stało?<br>
{{tab}}Wesoła i odważna zwykle Marcela, na której pogodnej twarzy ze śmiejącemi się oczyma i karminowemi usteczkami malował się wyraz szczęścia nawet w najcięższych chwilach życia, była teraz wzburzona i przejęta obawą.<br>
{{tab}}— Ach! żebyś ty wiedział, Pawle, jak ja się przestraszyłam!... Podczas twojej nieobecności przyszedł do mnie jakiś szkaradny człowiek... okropnie brudny i brzydki a nawet, o ile mi się zdaje, trochę nietrzeźwy, bo było czuć wódkę od niego... Powiedział on mi, że wszystko już przepadło i że na jutro naznaczono termin wystawienia na licytacyę naszych mebli... Miał on z sobą jakiś papier i chciał koniecznie przylepić go na drzwiach naszego mieszkania.<br>
{{tab}}— Ależ to być nie może! — zawołał Jordan. — Nie doręczono mi żadnego pozwu... muszą być<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
spajqp3x2lg75tn7ep0tbd89jsefrkv
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/313
100
971348
3702272
2794438
2024-11-05T18:59:49Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702272
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>przecież jakieś formalności, których dopełnić należy.<br>
{{tab}}— Ale gdzietam! ty się na tem znasz jeszcze mniej, aniżeli ja... Ile razy przyniosą jakie papiery, nie czytasz ich nawet... Obawiałam się, aby on naprawdę nie przylepił tego wyroku, dałam mu więc dwa franki i co tchu przybiegłam tutaj, aby cię o tem uprzedzić.<br>
{{tab}}Oboje byli zrozpaczeni. Nie ma więc żadnego ratunku! Wszystko przepaść musi i drobne sprzęty, zapełniające ich mieszkanko przy ulicy Clichy i mahoniowe mebelki kryte niebieskim wełnianym rypsem, które przez tyle miesięcy spłacali ratami, z których byli tak dumni, chociaż niejednokrotnie sami żartowali, dowodząc, że są one w brzydkim, mieszczańskim guście! Lubili jednak te sprzęty, gdyż one były świadkami ich szczęścia, począwszy od pierwszej nocy poślubnej; lubili te dwa maleńkie pokoiki takie słoneczne, z takim rozległym widokiem, że można było sięgnąć wzrokiem aż do Mont-Valerien. Ileż to on tam gwoździ powbijał! z jakiemże staraniem ona układała perkalowe portyery, aby nadać mieszkanku pozór artystyczny! Czy podobna, aby im to wszystko zabrano, aby ich wypędzono z tego rozkosznego kącika, w którym nędza nawet była im miłą?<br>
{{tab}}— Posłuchaj — rzekł wreszcie Jordan — zrobię wszystko, co będzie w mej mocy; poproszę, aby mi dano zaliczkę, ale niewiele mam nadziei.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9x9f7fqthsa4nw9ztowxbhnyxzs63bi
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/314
100
971350
3702274
2794451
2024-11-05T19:01:39Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702274
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}Po chwili milczenia, Marcela powiedziała nieśmiało, co czynić zamierza:<br>
{{tab}}— Powiem ci teraz, co mi przychodziło na myśl!... O! nie zrobiłabym tego nigdy bez twego pozwolenia i dlatego przyszłam tu, aby przedewszystkiem z tobą się rozmówić... Wiesz co, Pawełku, może najlepiej byłoby zwrócić się do moich rodziców?<br>
{{tab}}— O nie! nigdy! — zawołał żywo Jordan — czyż nie wiesz, że nie chcę im nic zawdzięczać?<br>
{{tab}}Wprawdzie państwo Maugendre byli zawsze bardzo uprzejmi dla zięcia, ale obchodzili się z nim chłodno zwłaszcza od chwili, gdy po śmierci jego ojca — który zrozpaczony bankructwem odebrał sobie życie — przystać musieli na małżeństwo córki, której stanowczość pokonała wreszcie ich opór. Oddając mu córkę, postawili upokarzające warunki, a między innemi ten, że nie dadzą ani grosza posagu, bo młody człowiek, trudniący się pracą dziennikarską, niechybnie wszystkoby roztrwonił. Dopiero po ich śmierci córka miała odziedziczyć cały majątek. Oboje młodzi małżonkowie poprzysięgli sobie umrzeć raczej z głodu, aniżeli cokolwiek przyjąć od rodziców oprócz kolacyi, na której bywali zawsze co tydzień w niedzielę wieczorem.<br>
{{tab}}— Słowo ci daję — dowodziła Marcela — że oboje jesteśmy śmieszni z tą naszą dumą. Przecież ja jestem jedynem ich dzieckiem... przecież i tak kiedyś wszystko mi się dostanie... Mój oj-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8nrx6fiumpxlrkzgged09cq6pt0j3c4
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/315
100
971352
3702277
2794465
2024-11-05T19:03:38Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702277
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>ciec rozpowiada wszystkim, że na fabryce płócien w la Villette zrobił majątek, który mu przynosi piętnaście tysięcy franków rocznej renty, oprócz tego rodzice mają własny domek z tym pięknym ogrodem, gdzie teraz mieszkają... To nie ma sensu, abyśmy cierpieli taką nędzę, podczas kiedy im na niczem nie zbywa. W gruncie rzeczy oboje byli dla mnie zawsze bardzo dobrzy. Powtarzam ci, Pawełku, że trzeba koniecznie, abym ja poszła do nich.<br>
{{tab}}Stała przed nim uśmiechnięta z odważną minką, z niezłomnem postanowieniem przyniesienia szczęścia ukochanemu mężowi, który pracował tak ciężko, nie mogąc uzyskać od publiczności i krytyków nic więcej, prócz bardzo wyraźnej obojętności i kilku przykrych docinków. Ach! nieraz marzyła ona o tem, aby uzbierać pełną beczkę pieniędzy i jemu je oddać... a on szaleńcem byłby chyba, gdyby się wzdragał przyjąć. Czyż ona nie kocha go nadewszystko? czyż nie jemu wszystko zawdzięcza? W rozmarzonej jej główce snuły się fantastyczne a czarujące opowieści: jak ów Kopciuszek pragnęła zagarnąć skarby królewskiej swej rodziny, złożyć je u stóp ukochanego, zubożałego księcia, dopomódz mu do zdobycia sławy i uznania!<br>
{{tab}}— Mój drogi — rzekła wesoło, obejmując go za szyję — muszę przecież przydać ci się na coś... nie podobna, abyś sam znosił wszystkie przykrości.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
69wr02p3n3j53t12c8qlbt883w18h57
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/316
100
971353
3702281
2794469
2024-11-05T19:06:06Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702281
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}Przekonany jej prośbami, Jordan uległ wreszcie. Stanęło na tem, że Marcela pojedzie natychmiast do Batignolles, gdzie rodzice jej mieszkali i że powróci z pieniędzmi, aby Paweł mógł zapłacić dług jeszcze przed wieczorem. Gdy on wyprowadził ją na schody tak wzruszony, jak gdyby niebezpieczeństwo jakieś jej groziło, ujrzeli biegnącego z pośpiechem Hureta, który teraz nareszcie przybywał.<br>
{{tab}}Wracając do sali redakcyjnej, aby dokończyć kronikę, Jordan usłyszał gniewnie podniesione głosy w gabinecie Jantrou.<br>
{{tab}}Czując się potężnym, wszechwładnym panem położenia, Saccard żądał od wszystkich bezwzględnej uległości; wiedział bowiem, że wszystkich trzyma w swej mocy nadzieją zysków, oraz obawą strat w tej wielkiej gonitwie za pieniędzmi, w której oni wraz z nim udział brali.<br>
{{tab}}— Ach! jesteś pan nareszcie! — zawołał, spostrzegłszy Hureta. — Przypuszczam, że siedziałeś pan tak długo w izbie po to, aby wręczyć ministrowi swój artykuł oprawny w złote ramki... Posłuchaj pan, dosyć już tych kadzideł i pochlebstw, któremi go pan obsypujesz. Czekałem tu umyślnie, aby panu powiedzieć, że powinno się to skończyć wreszcie i że odtąd będziesz pan inaczej dla nas pisywał.<br>
{{tab}}Zmieszany ostrą tą wymówką, Huret spojrzał na redaktora, ale ten nie myślał stanąć w jego obronie z obawy, aby nie ściągnąć burzy na same-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
eqorib9j02vd4sfoavowvndrd1yhg87
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/317
100
971355
3702284
2794481
2024-11-05T19:08:02Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702284
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>go siebie. Siedział więc, patrząc bezmyślnie przed siebie i rozczesując palcami długą, piękną brodę.<br>
{{tab}}— Jakżeż mam pisywać inaczej? — odezwał się wreszcie deputowany — wszak piszę to właśnie, czegoście sami odemnie żądali... Kupując, l’Espérance“, będący wtedy dziennikiem skrajnie katolickim i rojalistycznym, oraz prowadzącym zaciętą walkę z Rougonem, prosiłeś mnie pan przecież o napisanie całego szeregu artykułów, wysławiających działalność ministra. Mówiłeś mi pan wtedy, że chcesz tym sposobem przekonać brata o przychylnem dla niego usposobieniu, oraz jawnie zamanifestować zmianę tendencyi pisma.<br>
{{tab}}— A ja właśnie czynię panu zarzut, że artykułami swemi stajesz w sprzeczności z tendencyą pisma! — nie posiadając się z gniewu, zawołał Saccard. — Czyż ja zaprzedałem się w niewolę memu bratu? Bezwątpienia, nie zapierałem się nigdy uwielbienia i wdzięczności dla rządów cesarskich, wiem co im zawdzięczamy wszyscy w ogóle, ja zaś w szczególności. Znajduję jednak, że, wykazując popełnione błędy, nie sprzeniewierzamy się rządowi, lecz przeciwnie spełniamy obowiązek wiernych poddanych. Tendencyą naszego pisma jest przywiązanie do dynastyi, ale zupełna niezależność od ministrów i od wszelkich osobistości, które dla osobistych korzyści kręcą się w Tuileries i wydzierają sobie względy dworu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9urahh3248ogqocfxyf46l8pcwisetz
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/318
100
971357
3702290
2794490
2024-11-05T19:09:23Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702290
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}I Saccard zaczął rozwodzić się nad położeniem politycznem, dowodząc, że cesarz ulega wpływowi złych doradców. Zarzucał Rougonowi utratę dawnej energii i wiary we władzę absolutną, oskarżał go o wchodzenie w układy z pojęciami liberalnemi jedynie w celu pozostania u steru i utrzymania teki ministeryalnej. Bijąc się pięścią w piersi, dowodził, że zasady jego pozostały niewzruszone, że od początku aż do obecnej chwili był zawsze bonapartystą, że był wiernym idei, która stworzyła zamach stanu, że — zdaniem jego — zarówno teraz, jak przed laty — zbawienie Francyi zależy od siły i geniuszu jedynego władcy. Tak, zamiast przykładać ręki do wyniesienia brata na wyższe stanowisko, zamiast dopuszczać do tego, aby cesarz zabijał się coraz to nowemi politycznemi ustępstwami, wolałby raczej drwić z przeciwników dyktatury i zawrzeć przymierze ze stronnictwem katolickiem, aby przeszkodzić nagłemu a łatwemu do przewidzenia upadkowi. Niechże Rougon ma się teraz na baczności, bo „l’Espérance“ może stanąć w obronie interesów Rzymu!<br>
{{tab}}Huret i Jantrou słuchali, nie mogąc wyjść ze zdziwienia, żaden z nich bowiem nie przypuszczał, aby Saccard wyznawał tak gorące przekonania polityczne. Huret ośmielił się wreszcie wystąpić w obronie działalności rządu w ostatnich latach.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ddfaxsc2g51f1i0pb1gs4b269tooxig
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/319
100
971360
3702308
2794496
2024-11-05T19:40:56Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702308
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}— Ba! nic w tem dziwnego, że rząd dąży do swobody... wszak cała Francya popycha go do tego. Cesarz skłania się ku temu, a Rougon musi iść za jego przykładem.<br>
{{tab}}Ale Saccard podnosił już inne zarzuty, nie troszcząc się o to, aby logicznie i konsekwentnie motywować swe rozumowania.<br>
{{tab}}— Zastanówmy się naprzykład nad naszem stanowiskiem względem państw zagranicznych... Niewesoło, niewesoło się dzieje!... Od traktatu w Villafranca i od bitwy pod Solferino, Włochy żywią do nas urazę za to, że nie wytrwaliśmy do końca wojny i nie oddaliśmy im Wenecyi i oto dlaczego weszły w przymierze z Prusami, w nadziei, że Prusy pomogą im pobić Austryę. Niechno tylko wojna wybuchnie a zobaczycie, jaki zamęt powstanie i ile kłopotów spadnie na nas, tembardziej, że, lekceważąc traktaty, jakie Francya podpisała, pozwoliliśmy na to, że Bismark i król Wilhelm zagarnęli księztwa po wojnie duńskiej. Nie ma co mówić, dostaliśmy policzek i teraz nie pozostaje nam nic innego, jak z chrześciańską pokorą nadstawić twarz, aby dostać drugi... O! wojna stanowczo wybuchnąć musi! czy pamiętacie, jak niespodzianie spadły francuzkie i włoskie papiery w przeszłym miesiącu, gdy przypuszczano, że możemy wystąpić jako pośrednicy w sprawie Niemiec? Kto wie, czy za dwa tygodnie pożar wojny nie ogarnie całej Europy!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jr064rftk3yzxp262r431gslmeec7t0
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/320
100
971362
3702315
2794506
2024-11-05T19:49:35Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702315
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}Huret niewymownie zdziwiony uniósł się, wbrew swemu zwyczajowi.<br>
{{tab}}— Ależ pan wygłaszasz zupełnie takie zdanie, jak dzienniki opozycyjne, a sądzę, że nie życzyłbyś pan sobie, aby nasze pismo wstąpiło w ślady „Siècle“ i innych podobnych dzienników. W takim razie nie pozostałoby nam nic innego, jak tylko powtórzyć za temi pismami, że cesarz zniósł upokorzenie w sprawie księztw i nie położył tamy rozrostowi państwa Pruskiego dlatego tylko, że unieruchomił wszystkie siły wojenne w wyprawie Meksykańskiej... No, możesz pan być dobrej myśli, sprawa z Meksykiem skończona i nasze wojska już wracają. W ogóle, nie rozumiem pana zupełnie... Jeżeli pan chcesz, aby papież utrzymał się w Rzymie, dlaczegóż sądzisz tak surowo pokój przedwcześnie zawarty w Villafranca? Nie ulega wątpliwości, że odzyskawszy Wenecyę, włosi za dwa miesiące najdalej siedzieliby już w Rzymie; wiadomo to panu równie dobrze, jak mnie, a i Rougon wie o tem także, chociaż wygłasza z trybuny wręcz przeciwne poglądy.<br>
{{tab}}— Ach! widzisz pan, jaki to oszust! — wyniośle zawołał Saccard. — Nikt nie ośmieli się wyrządzić krzywdy papieżowi, bo cała katolicka Francya stanie jak jeden mąż w jego obronie... My sami oddalibyśmy mu wszystko, co posiadamy, wszystkie kapitały Banku powszechnego! Mam ja swój projekt... Dajmy zresztą pokój temu, bo jątrzysz mnie pan tak, że gotówbym po-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hoii33y67ec068pmuvu9a8o8pv2upd1
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/321
100
971369
3702319
2794552
2024-11-05T19:52:39Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702319
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>wiedzieć rzeczy, które pragnąłbym jeszcze utrzymać w tajemnicy!<br>
{{tab}}Coraz więcej zaciekawiony, Jantrou słuchał uważnie, zaczynając wreszcie rozumieć i usiłując wyciągnąć dla siebie korzyść ze słów nierozważnie wyrzeczonych przez dyrektora.<br>
{{tab}}— Ostatecznie — odezwał się Huret — chciałbym wiedzieć, jakiej zasady mam się trzymać w moich artykułach; musimy porozumieć się w tej mierze. Pragniesz pan zbrojnej interwencyi, czy nie? Jeżeli jesteśmy za zasadą narodowości, jakiemże prawem mamy się mieszać w sprawy Włoch i Niemiec? Czy chciałbyś pan, abyśmy stanęli w obronie zagrożonych granic i wypowiedzieli wojnę Bismarkowi?<br>
{{tab}}Ale Saccard, niezdolny dłużej panować nad sobą, zerwał się i wybuchnął gniewem.<br>
{{tab}}— Chcę przedewszystkiem, aby Rougon nie drwił sobie nadal ze mnie! Czyż mało dotąd dla niego uczyniłem? Kupuję pismo należące do najzaciętszych jego nieprzyjaciół, czynię zeń organ przychylny jego polityce, pozwalam wam przez tyle czasu śpiewać na cześć jego hymny pochwalne, a ten łotr ani razu dotąd w niczem mnie nie poparł i dziś jeszcze czekam nadaremnie na jakąkolwiek pomoc z jego strony!<br>
{{tab}}Deputowany ośmielił się wtrącić uwagę, że poparcie ministra dopomogło wielce Hamelinowi na Wschodzie i ułatwiło mu pracę, skutkiem nacisku wywartego na niektóre osobistości.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gd6p1dulk28zpivkh9voj12wig7que8
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/322
100
971370
3702323
3150591
2024-11-05T19:53:59Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702323
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}— Dajże mi pan z tem święty spokój! — przerwał Saccard. — Rougon musiał to uczynić, bo nie wypadało mu postąpić inaczej. Zajmując takie stanowisko, musi zawsze najpierwszy wiedzieć o wszystkiem, a czy kiedykolwiek zawiadomił mnie zawczasu o zwyżce lub zniżce na giełdzie? Ileż to razy polecałem panu, abyś go wybadał! widujesz go pan codzień, a czy dotychczas przyniosłeś mi pan chociażby jedną ważną wiadomość? Nie zadałby sobie przecież wielkiego trudu, gdyby powiedział panu parę słów, którebyś mi pan powtórzył!<br>
{{tab}}— Zapewne, ale on tego nie lubi. Powiada, że są to szachrajstwa, które prędzej czy później na złe wychodzą.<br>
{{tab}}— I pan temu wierzysz? Dlaczegóż on nie ma takich skrupułów w postępowaniu z Gundermanem? Jemu na każdym kroku udziela objaśnień, a wobec mnie gra rolę męża nieposzlakowanej uczciwości.<br>
{{tab}}— Ba! Gunderman, to zupełnie inna rzecz! Oni wszyscy potrzebują Gundermana, bo bez niego nie mogliby wypuścić ani jednej pożyczki.<br>
{{tab}}Saccard tryumfująco klasnął w dłonie.<br>
{{tab}}— No, złapałeś się pan, teraz dopiero prawda na jaw wyszła! Cesarstwo zaprzedało się żydom, ohydnym, cuchnącym tłumom żydostwa. Wszystkie nasze kapitały skazane są na to, aby wpadły w ich zakrzywione szpony. I Bank powszechny runąć musi wobec niezmierzonej ich potęgi.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gok3kifp5kkn1j0b8gcwusykzv98jb9
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/323
100
971371
3702330
2794555
2024-11-05T19:58:40Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702330
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}Teraz dopiero puścił wodze plemiennej nienawiści i nie posiadając się z gniewu, ciskać począł gromy na ten naród oszustów i lichwiarzy — naród, który podobny plugawym pasorzytom od tylu wieków wpija się w ciało ludzkości i krwią jej się tuczy — naród oplwany i pośmiewiskiem okryty a jednak pomimo tylu upokorzeń dążący wytrwale do zagarnięcia pod swą władzę świata całego. I prędzej lub później wzgardzone to plemię stanie się panami świata, dzięki najwyższej, niezwalczonej sile, jaką daje pieniądz. Przedewszystkiem jednak Saccard napadał na Gundermana, ulegając dawnej swej zawiści i niepodobnemu do urzeczywistnienia, lecz szalonemu pragnieniu obalenia jego potęgi. Napadał na niego, chociaż przeczucie mu mówiło, że o tę właśnie zaporę rozbiją się wszystkie jego usiłowania, skoro dzień walki stanowczej nadejdzie... Ach! ten Gunderman!... to prusak w głębi serca, chociaż urodził się i życie całe spędził we Francyi!... Nie stara się on nawet taić swojej sympatyi dla prusaków i nie zawahałby się pomagać im pieniędzmi a kto wie, czy tego potajemnie nie czyni!... Przecież pewnego dnia oświadczył głośno, że jeżeli kiedykolwiek wybuchnie wojna między Prusami a Francyą, to niewątpliwie Francya poniesie porażkę!...<br>
{{tab}}— Dosyć już mam tego! — wołał blady z gniewu — rozumiesz mnie pan, panie Huret? Zechciej-że pan odtąd pamiętać, że skoro mój brat<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9w1xo4if2hnrnfzfkoe02q0z5g17vq9
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/324
100
971372
3702334
2794557
2024-11-05T20:01:26Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702334
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>w niczem mi nie pomaga, to ja także wspierać go nie będę... Przynieś mi pan od niego jakie poczciwe słówko... właściwie mówiąc, jakąś ważną wiadomość, któraby nam była użyteczną... a wtedy pozwolę panu znów układać panegiryki głoszące jego sławę. Wszak to, co mówię, jest jasnem?<br>
{{tab}}W istocie było to aż zanadto jasnem. Jantrou — który teraz dopiero zrozumiał, w jakim celu Saccard przywdziewa maskę teoretyka politycznego — zaczął znów spokojnie rozczesywać palcami brodę. Huret zaś — zagrożony w swej przezornej dwulicowości — nie mógł utaić swego zmartwienia, gdyż w obu braciach położywszy nadzieję zrobienia majątku, nie chciałby ściągnąć na siebie niełaski ani jednego, ani drugiego.<br>
{{tab}}— Masz pan słuszność — szepnął wreszcie łagodnym tonem — potrzeba koniecznie jakiegoś hamulca, potrzeba zagłuszyć ten hałas, tembardziej że nikt przewidzieć nie może, jaki będzie przyszły bieg wypadków. Przyrzekam panu najuroczyściej, że uczynię wszystko, co będzie w mej mocy, aby uzyskać zaufanie tego wielkiego męża stanu... Usłyszawszy od niego chociażby jedną ważną wiadomość, wsiadam natychmiast do dorożki i dzielę się z panem tą zdobyczą.<br>
{{tab}}Odegrawszy już swoją rolę, Saccard przybrał teraz ton swobodny i żartobliwy.<br>
{{tab}}— Przecież ja pracuję nie dla siebie, ale dla was wszystkich, moi drodzy... Mniejsza tam<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9mu1y5j3tax8kae9w5mza3vhffqjp89
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/325
100
971373
3702339
2794559
2024-11-05T20:04:34Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702339
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>o mnie, zawsze bywałem bez grosza a jednak wydawałem milion franków rocznie. — Po chwili, wracając do spraw dziennikarskich, dorzucił. — Słuchaj-no pan, panie Jantrou, potrzebaby postarać się o to, aby sprawozdania giełdowe były pisane w trochę weselszym tonie... Wierzaj mi pan, należy wtrącić gdzieniegdzie to jakiś dowcip, to znów coś dwuznacznego, publiczność przepada za tem i dowcip zawsze najlepiej trafia jej do przekonania. No cóż? będą dowcipki?<br>
{{tab}}Teraz znów Jantrou uczuł się dotkniętym, szczycił się bowiem elegancyą i wytwornością swego stylu. Rad nie rad, musiał jednak przyrzec, że zastosuje się do woli dyrektora a nawet napoczekaniu wymyślił historyjkę, jakoby parę pięknych kobiet przyrzekło mu, że pozwolą wytatuować ogłoszenia o banku na najbardziej ukrytych częściach swego ciała. Wszyscy trzej uśmieli się serdecznie z tego pomysłu i znów zupełna zgoda zapanowała między nimi.<br>
{{tab}}Tymczasem Jordan, skończywszy wreszcie kronikę, oczekiwał niecierpliwie powrotu żony. Redaktorowie pojedynczych działów schodzili się kolejno, rozmówił się więc z nimi, poczem wyszedł do przedpokoju. Tu niemiłego doznał wrażenia, schwytawszy woźnego Dejoie na gorącym uczynku podsłuchiwania pod drzwiami gabinetu dyrektora, podczas gdy jego córka, Natalia, stała na straży przy drzwiach wchodowych.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j9stc2ax8ebz1n0oecqzf8167umok9r
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/326
100
971374
3702341
2794562
2024-11-05T20:05:53Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702341
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}— Niech pan tam nie wchodzi — jąkał się zmieszany woźny — pan Saccard jeszcze nie wyszedł. Stanąłem przy drzwiach, bo zdawało mi się, że mnie wołają.<br>
{{tab}}W rzeczywistości jednak starego opanowała niepohamowana żądza zysku, odkąd za pieniądze otrzymane po śmierci żony nabył na własność osiem zupełnie wpłaconych akcyj Banku powszechnego; z gorączkową niecierpliwością wyczekując ciągle wieści o podnoszeniu się ich kursu, przejęty uwielbieniem dla Saccarda — wierzył mu ślepo jak wyroczni. Ilekroć wiedział, że dyrektor jest w redakcyi, nie mógł się oprzeć pragnieniu poznania tajników jego myśli, dowiedzenia się, jakie wyroki wypowiada ten bóg w kole swych powierników. Zresztą gorączkowa ta chęć zysku nie wynikała z egoistycznych pobudek: starzec myślał tylko o swojej córce i nie posiadał się z radości, obliczając, że osiem jego akcyj po kursie siedmiuset piędziesięciu franków dawały mu już zysku tysiąc dwieście franków, która to suma dodana do kapitału stanowiła pięć tysięcy dwieście franków. Niechaj akcye podniosą się tylko o sto franków, a on posiędzie już wtedy owe wymarzone sześć tysięcy franków — posag, którego domagał się introligator, aby pozwolić synowi ożenić się z jego córką. Na tę myśl serce biło mu żywiej, oczy napełniały się łzami, gdy patrzył na to dziecko, które sam wychował, któremu prawdziwą był matką w tem ubogiem<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sxk8xf099itp8oea5hm5bt7n3vrvcsm
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/327
100
971375
3702343
2794576
2024-11-05T20:08:16Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702343
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>a szczęśliwem życiu, jakie wiedli razem, odkąd Natalię odebrał od mamki.<br>
{{tab}}Zmieszany i zaniepokojony, Dejoie mówił dalej, co mu na myśl przychodziło, byle tylko pokryć swe zakłopotanie.<br>
{{tab}}— Natalia, która przed chwilą właśnie przyszła powiedzieć mi dzień dobry, mówiła, że spotkała pańską żonę.<br>
{{tab}}— Tak, proszę pana — dodała młoda dziewczyna — pani Jordan skręciła na ulicę Feydeau... A biegła tak prędko!...<br>
{{tab}}Ojciec pozwalał Natalii wychodzić ile razy jej się podobało, mówiąc, że jest pewnym jej uczciwości. W istocie miał on słuszność, wierząc jej pod tym względem, gdyż dziewczyna była zanadto chłodna i zanadto pragnęła względnego dobrobytu, aby lekkomyślnem postępowaniem narazić miała na zerwanie małżeństwo, od tak dawna ułożone. Szczupła i wysoka, z bladą twarzyczką i dużemi jasnemi oczyma, nadewszystko na tym świecie kochała siebie.<br>
{{tab}}— Moja żona szła na ulicę Feydeau? — ze zdziwieniem zapytał Jordan, przypuszczając, że słuch go myli.<br>
{{tab}}Nie miał jednak czasu pytać o nic więcej, gdyż w tej chwili wbiegła zadyszana Marcela. Jordan zaprowadził ją natychmiast do sąsiedniego gabinetu, ale zastawszy tam redaktora działu sądowego, nie mógł rozmówić się z żoną spokojnie.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pputit8m69ia2wdomf4mgdmpb2v4wnf
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/328
100
971376
3702354
2794572
2024-11-05T20:10:32Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
3702354
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>Wyszedłszy więc ztamtąd, usiedli na ławeczce w głębi korytarza.<br>
{{tab}}— No i cóż?<br>
{{tab}}— Otóż widzisz, mój drogi, wszystko udało się szczęśliwie, ale niełatwo mi to poszło.<br>
{{tab}}Uradowany, Jordan zauważył jednak chmurę smutku na czole żony, która szeptem opowiadała mu teraz szczegóły swej wyprawy. Idąc tu, postanowiła wprawdzie przemilczeć niektóre rzeczy, nie umiała jednak ukryć czegokolwiek przed mężem.<br>
{{tab}}Od jakiegoś czasu państwo Maugendre zmienili się bardzo w postępowaniu z córką. Marcela zauważyła, że rodzice mniej przywiązania jej okazują i że oddają się coraz więcej namiętności gry na giełdzie. Pospolita to i zwykła historya: on otyły, łysy i flegmatyczny; ona wysoka, chuda, zawsze czynna i ruchliwa, dorobiwszy się niewielkiego majątku, mieszkali we własnym domu, znudzeni bezczynnością żyli — względnie do swoich potrzeb — dość dostatnio z piętnastu tysięcy franków procentu pobieranego od kapitału. Odtąd jedyną rozrywkę pana Maugendre stanowiło obliczanie posiadanych pieniędzy. Dawniej oburzał się on na wszelką spekulacyę, wzruszał ramionami z gniewu i litości, ilekroć była mowa o głupcach, którzy pozwalają się okradać w tych oszustwach, równie podłych jak brudnych. Wkrótce jednak, gdy okoliczności zmusiły go do podniesienia dość znacznej sumy, przyszło mu na<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kmxwptdgaixcjczkib3a3iwpteq8r92
Wikiskryba:Seboloidus/brudnopis
2
992268
3702372
3693971
2024-11-05T20:31:38Z
Seboloidus
27417
+-
3702372
wikitext
text/x-wiki
{| width=100% class="wikitable sortable"
!width=40%|Tytuł
!width=23%|Autor
!width=5%|Strony
!width=20%|Uwagi
!width=10%|Start
!Stan
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu
|tytuł=Na Skalnem Podhalu T. 3
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-08-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu
|tytuł=Na Skalnem Podhalu T. 4
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-08-25
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 5.djvu
|tytuł=Poezye T. 5
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-10-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu
|tytuł=Poezye T. 6
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-10-22
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 7.djvu
|tytuł=Poezye T. 7
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-11-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu
|tytuł=Poezje Ser. 8
|autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-12-15
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu
|tytuł=Moje przygody w Tatrach
|autor=Jan Rzewnicki
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-09-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Z podróży po Spiżu.djvu
|tytuł=Z podróży po Spiżu
|autor=Walery Eljasz-Radzikowski
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2022-10-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Z nad jezior w Tatrach.djvu
|tytuł=Z nad jezior w Tatrach
|autor=Walery Eljasz-Radzikowski
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-03-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Eugeniusz Janota - Przyczynki do znajomości Tatr.djvu
|tytuł=Przyczynki do znajomości Tatr
|autor=Eugeniusz Janota
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2022-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Schneider - Babiagóra w Beskidach.djvu
|tytuł=Babiagóra w Beskidach
|autor=Antoni Schneider
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2022-10-27
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=J. Łepkowski, J. Jerzmanowski - Ułamek z podróży archeologicznej po Galicyi odbytej w r. 1849.djvu
|tytuł=Ułamek z podróży archeologicznej po Galicyi odbytej w r. 1849
|autor=[[Autor:Józef Łepkowski|Józef Łepkowski]],<br>[[Autor:Józef Jerzmanowski|Józef Jerzmanowski]]
|uwagi={{c|✔e}}
|start=2022-11-01
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Eugeniusz Janota - Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin.djvu
|tytuł=Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin
|autor=Eugeniusz Janota
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2022-11-26
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bogumił Hoff - Wyprawa po skarby w Tatrach.djvu
|tytuł=Wyprawa po skarby w Tatrach
|autor=Bogumił Hoff
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2022-12-12
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Bronisław Gustawicz - Kilka wspomnień z Tatr.djvu
|tytuł=Kilka wspomnień z Tatr
|autor=Bronisław Gustawicz
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-11-02
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Hugo Zapałowicz - Zdarzenie w Tatrach.djvu
|tytuł=Zdarzenie w Tatrach
|autor=Hugo Zapałowicz
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-03-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Hugo Zapałowicz - Z Czarnohory do Alp Rodneńskich.djvu
|tytuł=Z Czarnohory do Alp Rodneńskich
|autor=Hugo Zapałowicz
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-03-19
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Marian Łomnicki - Wycieczka na Łomnicę tatrzańską.djvu
|tytuł=Wycieczka na Łomnicę tatrzańską
|autor=Marian Łomnicki
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-07-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maksymilian Nowicki - Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1867).djvu
|tytuł=Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1867)
|autor=Maksymilian Nowicki
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Maksymilian Nowicki - Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1868).djvu
|tytuł=Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1868)
|autor=Maksymilian Nowicki
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-08-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Józef Rostafiński - Jechać, czy nie jechać w Tatry.djvu
|tytuł=Jechać, czy nie jechać w Tatry?
|autor=Józef Rostafiński
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Stefan Żeromski - Wisła.djvu
|tytuł=Wisła
|autor=Stefan Żeromski
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-09-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Adam Fischer - Zasługi Seweryna Udzieli na polu badań nad kulturą duchową.djvu
|tytuł=Zasługi Seweryna Udzieli na polu badań nad kulturą duchową
|autor=Adam Fischer
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-11-11
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Jan Jeleński - Żydzi na wsi.djvu
|tytuł=Żydzi na wsi
|autor=Jan Jeleński
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2024-08-14
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Antoni Potocki - Żyd w wiosce.djvu
|tytuł=Żyd w wiosce
|autor=Antoni Potocki
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-01-13
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Washington Irving - Z podróży po stepach Ameryki.djvu
|tytuł=Z podróży po stepach zachodniej Ameryki
|autor=Washington Irving
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-08-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Washington Irving - Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości.djvu
|tytuł=Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości
|autor=Washington Irving
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-08-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Z kazuistyki ciał obcych w odbycie i odbytnicy.djvu
|tytuł=Z kazuistyki ciał obcych w odbycie i odbytnicy
|autor=Leon Wachholz
|uwagi={{c|✔e}}
|start=2023-03-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Z kazuistyki tak zwanych otruć mięsem.djvu
|tytuł=Z kazuistyki tak zwanych otruć mięsem
|autor=Leon Wachholz
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-03-31
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Z kryminologii wrodzonego niedołęstwa umysłu.djvu
|tytuł=Z kryminologii wrodzonego niedołęstwa umysłu
|autor=Leon Wachholz
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-04-03
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - O morderstwie z lubieżności.djvu
|tytuł=O mordestwie z lubieżności
|autor=Leon Wachholz
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-04-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Wojna a zbrodnia.djvu
|tytuł=Wojna a zbrodnia
|autor=Leon Wachholz
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-06-24
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Z historyi trucizn i otruć.djvu
|tytuł=Z historyi trucizn i otruć
|autor=Leon Wachholz
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-06-28
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Edmund Krzymuski - O odpowiedzialności karnej zwierząt.djvu
|tytuł=O odpowiedzialności karnej zwierząt
|autor=Edmund Krzymuski
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - O przerwaniu ciąży w świetle ustaw od czasów najdawniejszych.djvu
|tytuł=O przerwaniu ciąży w świetle ustaw od czasów najdawniejszych
|autor=Leon Wachholz
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-09-08
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - O śmierci nagłej.djvu
|tytuł=O śmierci nagłej
|autor=Leon Wachholz
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-12-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Blumenstok-Halban - O śmierci z gazu kloacznego.djvu
|tytuł=O śmierci z gazu kloacznego
|autor=Leon Blumenstok-Halban
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2024-10-17
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu
|tytuł=Demoniczne kobiety
|autor=Leopold von Sacher-Masoch
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2024-03-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Leon Wachholz - Sacher Masoch i masochizm.djvu
|tytuł=Sacher Masoch i masochizm
|autor=Leon Wachholz
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2024-03-23
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Władysław Leopold Jaworski - Ze studiów nad faszyzmem.djvu
|tytuł=Ze studiów nad faszyzmem
|autor=Władysław Leopold Jaworski
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2023-08-07
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Agnieszka Pilchowa - Kilka obrazków chorób umysłowych.djvu
|tytuł=Kilka obrazków chorób umysłowych
|autor=Agnieszka Pilchowa
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2024-08-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=PL Sarah Bernhardt - Wyznanie.djvu
|tytuł=Wyznanie
|autor=Sarah Bernhardt
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2024-10-20
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Zygmunt Józef Naimski - U trumny Klemensa Junoszy.djvu
|tytuł=U trumny Klemensa Junoszy
|autor=Zygmunt Józef Naimski
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2024-11-04
}}
{{Wiersz tabelki proofread
|indeks=Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu
|tytuł=Nad grobem dobrego człowieka
|autor=Kazimierz Laskowski
|uwagi={{c|✔p}}
|start=2024-11-05
}}
|}
<br><br>
{{c|style=border:2px solid black;|
{{c|style=border:2px solid white;|
{{c|style=border:2px solid black;|
{{c|style=border:2px solid white;|
{{c|style=border:2px solid black;|
{{c| |width=30px|h=30px}}
|table}}
|table}}
|table}}
|table}}
|table}}
{{roz|brudnopi}}s<br>
{{f|BRUDNOPIS|style=transform: scale(1, 4)}}
<br>
cw69fdxmpw55tcj406q5g6ikueafi1h
Strona:PL Baliński - Śpiewakowi Mohorta.djvu/20
100
1022662
3702391
3682235
2024-11-05T20:41:16Z
Wieralee
6253
lit.
3702391
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Fallaner" /></noinclude><poem>
Że wspólnie biją i do jednej miary
Jak w elektronu schwycone łańcuchy.”
Tą nicią — bracie, jest wspólne widzenie
{{kor|J|I}} wspólne czucie i drogi i celu —
{{kor|J|I}} Wolą Bożą przejęte sumienie,
{{kor|J|I}} wiara tylko jedna — w Zbawicielu.
{{kor|J|I}} ufność tylko jedna — w Boże ramię
{{kor|J|I}} sztandar jeden tylko — Boże znamię!
Niepytaj liczby — boć nie liczba może,
Lecz sprawa taka z którą ramię Boże. —
{{kor|J|I}} wódz nasz, liczbą niebędzie nas mierzyć
Bo ufa Panu że się nieponiżém,
Że uderzymy gdy każe uderzyć
Choćby na piekło całe — ale z Krzyżem!
{{kor|J|I}} złożym życie gdy zażąda tego,
Nie że on kazał, lecz że Bóg przez niego.
Bo to czujemy że w dzisiejszą sprawę
Jego naznaczył nam Pan do przewodu -
{{kor|J|I}} Żółkiewskiego oddał mu buławę,
{{kor|J|I}} miecz co skruszy kajdany narodu.-
A i to Bracie, czujem mocno w duszy,
Że gdy on stanie i już mieczem błyśnie
Kraj cały wstanie, cała ludzkość ruszy
{{kor|J|I}} do polskiego znaku się przyciśnie.
Jak noc przed słońcem piekło siłę straci
Zrzednieje chmura gnana przez oprawców,
Bo nieszczęśliwi poznają w nas braci,
A ujarzmieni uznają wybawców. —
Tak wierzym bracie, — i pełni spokoju,
Do jutrzejszego sprawiamy się boju —
Więc czyścim zbroje aby były jasne,
Zbroje najpierwsze — serca nasze własne —
Bo to już znamy, że szabla się kruszy
Nie mieczem wroga, lecz rdzą co jest w duszy.
{{kor|J|I}} tak czekamy czujni na czas boży,
Gdy łaska Boża drogę nam otworzy
Wtedy ruszymy jak wiernym przypadło
{{kor|J|I}} wydrzem piekłu Znak który ukradło. —
A niema dla nas warunków układnych
{{kor|J|I}} ustępstw żadnych i pośrednictw żadnych,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h1145eqjqypi7tha2fdg7knz4nskwo1
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1171
100
1034186
3702264
3001477
2024-11-05T18:49:39Z
Wieralee
6253
lit.
3702264
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>mana już ubiegła, ale zapominasz pan, że obaj przez nią niestety! wydaliśmy się na zawsze owemu Furschowi w ręce!<br>
{{tab}}— Co do mnie, nie wierzę temu! Gotów jestem dopuścić do wszystkiego! z lodowatą spokojnością odparł naczelny inspektor.<br>
{{tab}}— Zaklinam cię drogi panie d’Epervier, przez wzgląd na siebie samego nie próbuj. Mówiono mi właśnie, że ten Fursch gotów w takim razie nas obu wydać sprawiedliwości — pomyśl pan, nas obu!<br>
{{tab}}— Zapewne ów Fursch sam się panu z tém zwierzył?<br>
{{tab}}— No, zgadłeś pan — tak jest!<br>
{{tab}}— Rzeczywiście dobre źródło, z nieco szyderczym uśmiechem zauważył naczelny inspektor; mimo tego, ponieważ raz dałem się uwieść i zapomnieć obowiązku, teraz nie powinienem wahać się naprawić pośpiechu!<br>
{{tab}}— Pan gubisz siebie i mnie.<br>
{{tab}}D’Epervier wzruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Jeszcze czas możesz pan powziąć postanowienie i przygotowania! powiedział zimno.<br>
{{tab}}— Ależ posłuchaj mnie pan tylko! Byłby to krok przedwczesny, bez żadnego celu! Pan może myślisz, że ów Fursch znajduje się jeszcze w zamku Angoulême?<br>
{{tab}}D’Epervier dopiero teraz uczuł, że popełnił nieprzebaczony błąd przez to, iż nie kazał natychmiast dostatecznie obsadzić zamku. Rzeczywiście byłoby to napotkało największe trudności i przeszkody, a prócz tego wina jego nie była tak wielka, bo nie uważał, iż obecność jego postrzeżono.<br>
{{tab}}Von Schlewe poznawszy zaraz, że jego słowa wywarły wrażenie, mówił daléj:<br>
{{tab}}— Chcesz pan uwięzić Furscha w zamku, ale zapominasz szanowny panie d’Epervier, że gdy my tu rozmawiamy, on od odawna już wyniósł się ztamtąd. Krokami swojemi zatém nic nie dopniesz, a siebie samego wtrącisz w podwójny kłopot, który cię bez ratunku zgubi!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ti2m3ov17bq346jnufaosqch8lzlj8a
Tajemnice stolicy świata/całość
0
1034745
3702468
3538354
2024-11-06T01:39:51Z
AkBot
6868
Bot aktaualizuje stronę generowaną automatycznie
3702468
wikitext
text/x-wiki
{{Strona generowana automatycznie}}
{{Dane tekstu
|autor = George Füllborn
|tytuł = [[{{ROOTPAGENAME}}|Tajemnice stolicy świata]]
|podtytuł = Grzesznica i pokutnica
|tłumacz = Anonimowy
|wydawca = Księgarnia Jana Breslauera
|druk = Drukarnia Jana Cotty
|rok wydania = 1871
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny = ''Die Geheimnisse einer Weltstadt oder Sünderin und Büßerin''
|okładka = PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu
|strona z okładką = 5
|strona indeksu = PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu
|źródło = [[commons:File:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni = {{ROOTPAGENAME}}
|inne={{epub}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu" from=5 to=5 />
{{CentrujKoniec2}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu" from=7 to=351 />
<br>
<pages index="PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu" from=363 to=631/>
<span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_272" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/632"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/632|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/632{{!}}{{#if:272|272|Ξ}}]]|272}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dumna, na wszystko szlachetne nieczuła hrabina Ponińska, nazywająca się jeszcze wtedy pani von der Burg, bo dopiero późniéj tę nazwę zmieniła na znamienitszą rodowitą, wyśmiała ten ubogi dar Eberharda, i nie uważała go za godny przechowywania. Nie znająca zgryzot sumienia, ani prawdziwéj macierzyńskiej miłości, poruczyła dziecię swoje obcéj rodzinie, aby uwolnić się od wszystkiego, co krępowało już wówczas jéj tyle nieposkromioną dążność do zawładnięcia sercami mężczyzn, do zbołdowania ich sobie, ona, która milutką, uśmiechającą się dziecinę z pewną summą oddała rodzinie kancellisty Furscha, miałażby dla dziedzictwa po starym pustelniku Janie, chociaż je Eberhard przesłał ze świętem zleceniem, uczuwać co innego nad najnikczemniejszą pogardę?<br>
{{tab}}Byłoby to nienaturalném, gdyby Leona zachowała jak najmniejszy szacunek dla téj pamiątki z czasów młodości swojego męża, kiedy się nie wahała jego samego jak najokropniej oszukiwać!<br>
{{tab}}Serca podobne jéj sercu, znają tylko swoje własne cele i dążenia, którym wszystko z zimnem wyrachowaniem poświęcają! Owszem dodamy, że ów młody Włoch, ów sprawca przeniewierstwa Leony, był tylko przechodnim jéj kochankiem, że zatém nie miłość była powodem zerwania małżeństwa, zajrzawszy więc w duszę téj kobiety, utrzymywać możemy, że jéj niegodziwa namiętność teraz dopiero rzeczywiście wybuchła, gdy się z szambelanem Schlewem związała, a ów {{Korekta|obłkd|obłęd}} miłosny był to tylko pierwszy niepewny krok, który sprawił, że i owego Włocha nie kochała ona prawdziwie, lecz pocieszała się jedynie widokiem klęczącego przed jéj pięknością!<br>
{{tab}}Leona nie dbała o pozostałe dziedzictwo — krzesła i szafy darowała sługom, a tylko biurko zatrzymała, nie jako pamiątkę po znanym jéj w młodocianych latach pustelniku, lecz że przez swoje artystyczne rzeźby, świadczące o jego starożytności, przemieniło się w kosztow- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_273" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/633"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/633|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/633{{!}}{{#if:273|273|Ξ}}]]|273}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ność, która zwracała na siebie oczy wszystkich odwiedzających salony lubiącéj życie dumnéj hrabiny.<br>
{{tab}}Matka Leony od dawna już zmarnotrawiła bogate swoje mienie; pozbawiona środków utrzymania, już wtedy tak nizko upadła, że hrabina Ponińska wstydziła się swojéj matki. Ale w czasie kiedy Eberhard znikł i w dalekiéj części świata za pośrednictwem własnéj siły i energii zakładał swoją osadę, coraz bardziéj wzrastającą pod względem wartości i nabył dumnie i pięknie brzmiące imię, zdawało się już że Leona chce naśladować matkę: stracić wszystko do ostatka i wziąć kij żebraczy!<br>
{{tab}}Lecz hrabina Leona Ponińska, córka chciwego podboju Korsykanina, którego olbrzymią duszę ze zgubnym wpływem odziedziczyła, szukała i znalazła sposobność wyuzdania tak dalece swojéj chęci panowania, mającego w sobie coś zgrozą przejmującego, że nietylko wzbudziła podziw, ale i pieniądze znalazła!<br>
{{tab}}Nie miała już środków do odurzania świata i władania nim za pomocą wystawności i okazałości jako hrabina Ponińska — po krótkim więc namyśle postanowiła wnet zadziwić i oczarować go jako miss Brandon, bo mu przedstawiała widowiska dotąd jeszcze niesłychane i jedyne w swoim rodzaju. Leona bawiła się ze lwami, kupionemi za resztki majątku, a mogąc wszystko co chciała, miała w spojrzeniu tajemniczą władzę, tak szybko i zupełnie pokonywającą tych królów pustyni, iż ci wijąc się posłuszni u nóg jéj pełzali!<br>
{{tab}}Szczególny traf, nieraz w życiu naszém wydarzający się, mieć chciał, że z całego swojego mienia zachowała właśnie to biurko i kilka innych przedmiotów, a resztę sprzętów po największéj części sprzedała — teraz tak się do tego biurka przyzwyczaiła, że je ciągle przy sobie zachowywała, a zebrawszy znaczny majątek jako pogromicielka lwów, kupiła sobie pałac w stolicy, który kiedyś zwiedzaliśmy z księciem i jego cieniem, i który dotąd posiadała, chociaż została przełożoną klasztoru Heiligstein. Korzystała z niego ilekroć bawiła w stoli- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_274" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/634"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/634|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/634{{!}}{{#if:274|274|Ξ}}]]|274}}'''<nowiki>]</nowiki></span>cy, co jak mieliśmy sposobość przekonać się, nie rzadko się zdarzało.<br>
{{tab}}To biurko starego Jana, ten starożytny dziedziczny sprzęt zeszłowieczny ze swojemi cudnemi rzeźbami i ozdobami, stał w salonie pałacu, z którego przechodziło się do sypialni hrabiny Ponińskiéj, urządzonéj ze wschodnim przepychem i wyrachowaną obfitością. Był to ten sam salon, w którym kiedyś widzieliśmy piękną Leonę leżącą na sofie, gdy przy ułudnych dźwiękach i tańcach, ze szlifowanego kryształu spijała szampana.<br>
{{tab}}Na kilka dni przed ową nocą, w któréj wspomniała Schlewemu o znalezionym dokumencie, oczekiwała w swoim pałacu przeora klasztoru, który miał jéj poczynić rozmaite zwierzenia się, a którego pragnęła całkiem podbić pod swoją władzę, bo nietylko pochodził ze znakomitéj rodziny i miał wielu stronników w znacznéj części szlachty, lecz także spokrewniony był z najbardziéj wpływowymi panami w Rzymie.<br>
{{tab}}Już poprzednio zręcznie zmiarkowała, że ten przeor, niejaki pan von Schleckenstein, który nie zdawał się być nieprzychylnym baronowi, gdy przywdział habit, należał także do wielkiéj liczby ludzi, których potęgą piękności umiała uczynić swoimi niewolnikami — umiała ona to dobrze dopatrzyć, a wiemy, że najwyższym celem jéj życia było wykonywanie i rozkrzewianie téj władzy.<br>
{{tab}}Gdy więc oczekiwała odwiedzin przeora w późnéj godzinie, już wydała była wszelkie rozkazy, ku niezwykłemu przyjęciu pobożnego pana odnoszące się. Miała wprawdzie na sobie ciemną szatę pobożnych zakonnic, ale pod nią wystrojona była przynajmniéj czarownie, chociaż nie okazale.<br>
{{tab}}Biała jedwabna suknia obciskała jéj bujnie piękne członki, i dozwalała domyślać się falującéj pełni, jéj łona, a nie ukrywała cudnéj, plastycznéj piękności jéj ramion i zapewniała cudny widok, skoro przełożona zrzuci swój brunatny habit.<br>
{{tab}}Rozkazała zastawić w salonie stół i przynieść najdę- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_275" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/635"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/635|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/635{{!}}{{#if:275|275|Ξ}}]]|275}}'''<nowiki>]</nowiki></span>likatniejsze potrawy i wina dla siebie i gościa, z którym wieczerzać zamierzała, a rozkaz jéj ściśle wykonano.<br>
{{tab}}W łagodnie oświetlonym i pachnącym salonie, przy którego ścianach ozdobionych kwitnącemi drzewami stały krzesła i ottomanki delikatnie rzeźbione, jak również i stare biurko Jana, kosztownemi srebrami nakryty stół oczekiwał Leony i przeora. Sama go obejrzała, nim w przedpokoju przyjęła młodego jeszcze mnicha, któremu wewnętrzny głos od dawna szeptał, że piękna przełożona jest dla niego życzliwą.<br>
{{tab}}Wiadomość więc, z jaką przybywał do pobożnéj siostry baron von Schreckenstein. służyła mu tylko za środek prowadzący do celu, i szybko też posłannictwo swoje spełnił.<br>
{{tab}}Gdy przeor przez bardzo pobożnie brzmiące, ale zupełnie po świecku wypowiedziane pożegnanie, polecił się dalszym względom, zaprosiła go przełożona na wieczerzę, a pobożny brat nie miał przeciw temu nic do nadmienienia.<br>
{{tab}}— Jeżeli w murach klasztornych nie mogłam cię nigdy przyjąć, powiedziała z równie pokorném jak ułudném spojrzeniem swoich ciemnych, pięknych oczu: wolno mi tu, bez przeszkody i niewidocznie dowieść ci, jak wielce pragnę iść z tobą ręka w rękę!<br>
{{tab}}— Słowa twoje pobożna siostro, są mi równie przyjemne jak zręcznie wypowiedziane! Pozwól mi wyznać, że dom twój świecki, który dobrowolnie na klasztor zamieniłaś, wielce mi się podoba!<br>
{{tab}}— Towarzysz mi — złóż tu spokojnie swoją pobożną szatę, któraby ci tylko przeszkadzała.<br>
{{tab}}— Dozwól pobożna siostro, abym w niéj pozostał, tylko kaptur zdejmę — ale nie zważaj wcale na mnie! Jeżeli ci w tém ciemném okryciu za gorąco i ciężko, to zdejm je, — ja ci przytém pomogę!<br>
{{tab}}Przeor z bardzo śmiałém poruszeniem ujął habit Leony, i ze wzrastającém upodobaniem ujrzał wychylającą się piękną postać z pod niepozornego okrycia, — <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_276" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/636"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/636|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/636{{!}}{{#if:276|276|Ξ}}]]|276}}'''<nowiki>]</nowiki></span>miał nawet sposobność swojém szybko i głęboko sięgającém okiem dostrzedz cudnéj okazałości jéj bijącego łona, a jeszcze lubiącego życie i namiętnego pana widok ten przejął rozkoszą i nadzieją.<br>
{{tab}}Leona wprowadziła mnicha do gustownego salonu i prosiła, aby usiadł przy stole, na którym w chińskich naczyniach stały kwiaty i owoce, a miłe i z wyrachowaną zalotnością ubrane służące przyniosły najwyszukańsze potrawy wszelkich krajów, a na złotych tacach błyszczące i brzęczące kryształowe kielichy kosztownych win.<br>
{{tab}}Przeorowi wszystko wybornie smakowało, i z miną znawcy chwalił co mu podano. Gdy potém pozostał sam z piękną Leoną, a wino rozproszyło namysł i wszelki przymus, wzniósł kielich, dotknął nim kielicha pięknéj, czarownic pięknéj gospodyni, i wychylił go na jéj cześć.<br>
{{tab}}Doświadczona mniszka ukryła swój tryumfujący uśmiech, nie zdradziła się wcale ze swojemi zamiarami i myślami, a co chwila bardziéj podbijała pod swą władzę zakonnika, którego twarz rumieniła się, a błyszczące oczy przekonywały, że był niezmiernie roznamiętniony! Tryumfowała, bo wiedziała już, że wszystko na nim wymódz może, że i on, dotąd żyjący tylko modlitwą i na pozór zimny, musi leżeć przed nią w prochu, jeżeli jéj cele tego wymagać będą!<br>
{{tab}}Ale chciała także nasycić przyjemnością zmysły pobożnego pana, za którą, jak sobie powiedziała, wdzięczen jéj będzie, a niespodzianka ta miała uwieńczyć gościnne jéj przyjęcie!<br>
{{tab}}Leona zamierzała tym sposobem usłużyć grzechowi, i wymyśliła przyjemności, które przez swoją piękność i odurzającą zmysłowość celom jéj służyły, mianowicie: opanowaniu świata, uczynieniu grzechu panem ludzkości, a grzech ten powinien był być tak piękny i ułudny, żeby wszystkie serca krępował!<br>
{{tab}}Najżywszém jéj życzeniem, najświętszym planem, było otoczyć się ogromnemi bogactwy Eberharda, i z cza- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_277" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/637"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/637|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/637{{!}}{{#if:277|277|Ξ}}]]|277}}'''<nowiki>]</nowiki></span>równym uśmiechem z Paryża świat w sieci swoje oplątać, bo mu nastręczała przyjemności, które go bez ratunku do zguby doprowadzić miały!<br>
{{tab}}Kiedy dusza Eberharda przemyśliwała o podniesieniu i uszczęśliwieniu ludzkości, Leona przeciwnie szukała sposobów pogrążenia jéj w przepaści, a jéj fantazya, tudzież na zmysłowości i na ubieganiu się o przyjemności oparte wyrachowania nie ustępowały szlachetnym usiłowaniom Eberharda, chociaż te ostatnie były bozkie, a pierwsze szatańskie.<br>
{{tab}}Każdy z obrazów, które z wyrafinowaném wyrachowaniem wymyśliła, które późniéj, chociaż nie z taką jak tu eksploatacyą, okrąg ziemi przebiegły, każdy z jéj wynalazków, które zaledwie w rok po téj nocy na wzór Paryża znalazły naśladownictwo i chętnych widzów, miał widzieć przeor, a ona chciała ucieszyć się wrażeniem, jakie ten widok na nim wywrze, zwłaszcza że mnich już samą przyjemnością jéj towarzystwa i jéj winem tak się rozgrzał i rozburzył, że wyznał jéj, iż gotów jest zaprzedać swoje zbawienie — byle tylko raz przy jéj wspaniałém łonie spocząć mu pozwoliła!<br>
{{tab}}A Leona nie wzięła mu za złe tego cicho wyszeptanego wyznania.<br>
{{tab}}— Pozwól mi pobożny bracie, z czarownym uśmiechem odpowiedziała: przedstawić ci kilka mamideł, na które my ludzie chętnie patrzymy, bo możemy w nich całkiem podziwiać wspaniałość stworzenia. Pragnęłabym wielce, abyś dom mój opuścił z przyjemnemi wrażeniami i obrazami! Lecz zważ na moją prośbę i mamideł tych, bardzo naturalnych, nie mieszaj z rzeczywistością, a zatém nie zbliżaj się do nich, bo rozpłyną się jak fata morgana! Pozostańmy tu przy stole, pijmy wino, a na kilka chwil niech nam się zdaje żeśmy przeniesieni na Wschód — bo tam ojczyzna takich marzeń i obrazów! Przebacz także, pobożny bracie, jeżeli każę ci przedstawić wspomnienia mytów — może wydadzą ci <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_278" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/638"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/638|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/638{{!}}{{#if:278|278|Ξ}}]]|278}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się takiemi jak mnie, która w nich upatruję wzniosła poezyę!<br>
{{tab}}— Wzbudzasz we mnie ciekawość, pobożna siostro — podzielam twoje zdanie: stare gawędy zawierają w sobie wiele poezyi. Obaczmy!<br>
{{tab}}Leona powstała i pociągnęła za jedwabny sznur, wiszący nad jedną ottomanką, poczém wróciła do swojego krzesła, które stało przy stole naprzeciw przeora.<br>
{{tab}}Światło, tak długo łagodzone matowo szlifowanemi dzwonami, tak długo mocno salon rozwidniające, coraz bardziéj słabło, dała się słyszeć cicha muzyka, jakby gdzieś z góry spływająca — magiczne pół-światło otoczyło przełożoną i przeora, w oczekiwaniu siedzących przy stole.<br>
{{tab}}Wtém rozsunęła się bez szelestu ściana obok biurka, a w czarownie jasnym blasku okazał się żywy obraz w tym szerokim i wysokim otworze, przepychem i pięknością wszystko przechodzące.<br>
{{tab}}W pośrodku stały pod drzewem dwie młode, piękne dryady — były one jakby z blado różowego marmuru wykute, a żadna zasłona nie obojętniła wspaniałości ich postaci. U ułudnie naśladowanego źródła stały i leżały w malowniczych położeniach cztery najady.<br>
{{tab}}Widok tych pięknych, nieruchomych postaci dziewiczych, czarował, zachwycał oko — odurzał podchmielonego przeora, który nie mógł oderwać wzroku od czarownego obrazu.<br>
{{tab}}Lecz cóż to było? Czy nimfy ożyły?<br>
{{tab}}Nie, pozostały nieporuszone w swoich — zachwycających położeniach, nawet ich uśmiechające się rysy były jakby rylcem doskonałego artysty wyrobione — ale cały obraz poruszał się — oczom mnicha przedstawiały się cudowne postaci, z których każda była równie piękna, równie wspaniała, wszędzie widział nadchodzącą to jedną, to drugą, a potém znowu w głębi bujającą.<br>
{{tab}}I znowu nagle zawarła się ściana, a obraz zniknął.<br>
{{tab}}Gdy lampy salonu na nowo się rozjaśniły, Leona <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_279" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/639"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/639|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/639{{!}}{{#if:279|279|Ξ}}]]|279}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z pytającym uśmiechem spojrzała na przeora, aby zauważyć wrażenie obrazu.<br>
{{tab}}— O, jak to wykończenie piękne, pobożna siostro! rzekł ubóztwiając: — Jesteś wielką czarodziejką! Dozwól mi jeszcze raz tego widoku!<br>
{{tab}}Przełożona powstała i znowu pociągnęła za jedwabny sznur — znowu zaćmiło się w salonie, znowu otworzyła się ściana.<br>
{{tab}}W oślepiającej światłości wystąpiły przed zdziwionym widzem trzy gracye — które obejmowały się wzajem pięknie ukształconemi rękami. Jeżeli już pierwéj dryady i najady nazwaliśmy malowniczo pięknemi, jednak tym trzem postaciom przyznać należało pierwszeństwo. Każda była najpiękniejsza, a gdy wybierając oko przebiegło z jednéj na drugą, to wracało znowu do pierwszéj i do przekonania, że wybrać niepodobna, że jest tylko jedno wyjście: nazwać wszystkie pięknemi, wszystkie wzrokiem w siebie pochłaniać“!<br>
{{tab}}Obraz poruszył się, i można było w zupełności podziwiać trzy bozkie postaci, w całém ich rajskiém wykończeniu.<br>
{{tab}}Przed przeorem zamknęła się ściana zawsze za wcześnie — byłby wołał najlepiéj nieustannie paść pobożne oczy pięknemi kształtami — mimowolnie więc wyśliznął mu się z ust głos żywego żalu.<br>
{{tab}}— Czy raczysz, pobożna siostro, nim odejdę, wyświadczyć mi jeszcze jedną łaskę? powiedział, a rysy jego zdradzały wpływ obrazów: pozwól mi jeszcze raz ujrzeć okazałość, jaką rozwijać umiesz. O, jakże ci zazdroszczę téj przyjemności — jak podziwiam ten zmysł piękności i sztuki! Wszystko się skończyło i muzyka, która brzmi tak łagodnie i mile. Jakże mnie do wdzięczności zobowiązujesz!<br>
{{tab}}Leona zadosyć uczyniła prośbie mnicha — jeszcze raz pociągnęła za sznur — jeszcze raz otworzyła się ściana obok biurka — a teraz zdziwionemu przeorowi ukazał się żywy obraz, który widział w malowidle na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_280" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/640"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/640|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/640{{!}}{{#if:280|280|Ξ}}]]|280}}'''<nowiki>]</nowiki></span>korytarzu pałacu: Wenus, urodzona z łabędzia, gdy z wód powstaje. Tak jest, obraz ten tak cudnie naśladował naturę, iż postać najpiękniejszéj kobiety odbijała się w falach, z których ona właśnie wyjmując nogę stawała na ziemi, a na boku stał czatujący i łuk napinający prześliczny amor.<br>
{{tab}}Wspaniałość kształtów teraz rozwijających się przed oczami przeora, przeszła miarę jego spokojności i wstrzemięźliwości — cudna postać téj Wenery, któréj ciemne włosy na jéj bujające łono spadały, gdy białą, pięknie ukształtowaną ręką nadaremnie usiłowała zakryć swoje wodą odświeżone, czarowne powaby, illuzyjném uczyniła ostrzeżenie Leony co do patrzania tylko, ale nie zbliżania się do obrazów.<br>
{{tab}}Winem i ułudą tych postaci rozmarzony mnich nie był w stanie oprzeć się cudnéj ponęcie swoich zmysłów! Ślepy widzący przed sobą jedynie tę piękną postać, zerwał się z krzesła i wpadł na obraz wyciągając ramiona, jakby to bozkie zjawisko do siebie przyciągnąć pragnął.<br>
{{tab}}Leona szybko powstała — ale wołania jéj nikt nie słyszał — zaślepiony mnich rzucił się na obraz — szeroki jego rękaw zaplątał się w rzeźbach biurka, a gdy obraz Wenery znikł jakby nagle czarodziejską ręką zasłoniony, potrącone mocno przezeń w zaślepieniu biurko starego Jana przewróciło się z głośnym łoskotem — a ręce przeora dotknęły chłodnéj ściany!<br>
{{tab}}Nagłe zniknięcie obrazu, trzask starego i przez drobne drzewne robactwo stoczonego biurka, z którego w części porozbijanych półek i szuflad wypadły i rozproszyły się rozmaite papiery, wróciły znowu przytomność pobożnemu panu.<br>
{{tab}}— Przebacz, pobożna siostro, rzekł z rozpaczą załamując ręce i patrząc na szczątki zniszczonego z jego winy kosztownego biurka, i pozwól mi, abym tę szkodę naprawił!<br>
{{tab}}— Nie poruszaj tych szczątków, mój pobożny bracie, nie potrzebnie robisz sobie wyrzuty, bo powinna byłam <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_281" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/641"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/641|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/641{{!}}{{#if:281|281|Ξ}}]]|281}}'''<nowiki>]</nowiki></span>usunąć ztamtąd to biurko! Służba naprawi pokruszone jego części.<br>
{{tab}}— Ten niewczesny czyn mocno mnie zasmuca.<br>
{{tab}}— Trzeba było słuchać tego, co powiedziałam!<br>
{{tab}}— Przy cudnéj piękności obrazów zapomniałem o tém.<br>
{{tab}}— Obaczysz je znowu!<br>
{{tab}}— A więc nie gniewasz się na mnie i pozwalasz mi, dostojna, piękna siostro, znowu cię kiedyś odwiedzić?<br>
{{tab}}— Odwiedziny twoje są mi pożądane! odpowiedziała Leona, przekonawszy się o działaniu jéj wynalazku, który w kilka lat późniéj rozszedł się po wszystkich krajach, a zarazem dostrzegłszy, że pomiędzy szczątkami biurka okazała się szuflada, któréj dotąd nie znała. — Niech cię święci prowadzą!<br>
{{tab}}Przeor złożywszy pobożnéj siostrze podziękowanie za sprawioną mu przyjemność, wyszedł.<br>
{{tab}}Gdy Leona pozostała sama w salonie, schyliła się, aby przekonać się czy jéj wzrok nie myli. Znała każdą skrytkę biurka i każdéj na osobne papiery użyła — teraz z tylnéj ścianki na kilka kawałków rozpadłéj, ukazało się coś żółtawo białego.<br>
{{tab}}Nie było wątpliwości: za skrytkami, których używała, znajdowała się jeszcze jedna tajemna, któréj dotąd nieznała i któréj istnienia nie domyślała się. Ta skrytka, jak się teraz przekonała, otwierała się za pomocą sprężyny, która teraz odpadła. Prędko oderwała drewniane części, okrywające skrytkę i wyjęła z niéj kilka starych pożółkłych papierów. W tém tak starannie ukrytém miejscu prócz tych papierów nie znajdowało się nic więcéj, a gdyby nie pokruszenie się stołu, papiery te nigdy nie byłyby na jaw wyszły, ale właśnie okoliczność, że pisma te w tak tajemném miejscu były przechowane, dowodziła ich ważności.<br>
{{tab}}Spojrzała więc szybko na to co znalazła — był to rękopis starego Jana — nieco sztywne i nie widoczne bladym atramentem pisane litery, nie pozostawiały żad- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_282" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/642"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/642|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/642{{!}}{{#if:282|282|Ξ}}]]|282}}'''<nowiki>]</nowiki></span>néj o tém wątpliwości — były to jego tajemnice, które po tylu latach wpadły w ręce Leony.<br>
{{tab}}Ukryła te papiery i nadeszłéj służącéj kazała pozbierać pozostałe i usunąć stare biurko.<br>
{{tab}}Gdy przełożona przeszła do swojéj sypialni, rzuciła badawczym wzrokiem na pismo Jana. Przebiegła wyznania jego przeszłości, powody, które go skłoniły do szukania samotności i poświęcenia prawdziwéj modlitwie połowy swojego życia — tajemnice tego kaznodziei na pustyni, który wychował Eberharda mało ją zajmowały — lecz im daléj czytała, tém większą zwracała uwagę, a wkrótce przeczytała co do słowa następujące zeznania starca:<br>
{{tab}}„Byłem, tak brzmiał stary dokument, lubiącym życie oficerem. Otoczony bogatymi i lekkomyślnymi towarzyszami, rzuciłem się w potok uciech, z którego wycofać się trudno, bardzo trudno! Majątek moich rodziców dotychczas wystarczał na moje przyjemności — teraz szybko się rozpraszał. Nie zważałem na to, nie miałem siły, przy resztkach znacznego niegdyś mienia, zaniechać dotychczasowego życia.<br>
{{tab}}„Jedna uczta gnała za drugą — odwiedziny owych wątpliwych sal balowych, w których córki zacnych rodzin mieszczańskich, przynęcone przyjemnością, same dążą do zguby, pędziły jedne za drugiemi. Woleliśmy te bale niż zebrania raczéj w znakomitych towarzystwach, bo odznaczały się one szczególnym powabem ładnych dziewiczych postaci.<br>
{{tab}}„Gdy w pałacach, stojących dla nas otworem, przebijała się zimna grzeczność, a rodzice każdy ruch około ich córek uważali za nadzieję małżeństwa, w owych salonach balowych, dla których mundury zamieniać musieliśmy na cywilną odzież, znajdowaliśmy nieprzymuszoną wesołość i zabawę. Gdy tam pretensyonalne, odstręczające, ozdobne i trejbhauzowe rośliny skrycie wyprawiały rozmaite miny, aby zazdrością pałając i fałszywie uśmiechając się, wzajemnie zrażać sobie wielbicieli, tu otwarta naturalność, serdeczny śmiech i weso- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_283" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/643"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/643|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/643{{!}}{{#if:283|283|Ξ}}]]|283}}'''<nowiki>]</nowiki></span>łość, nieudana chęć życia, nas wabiły. Byliśmy jeszcze bardzo młodzi, bo na uniewinnienie nasze muszę to tutaj przytoczyć, skoro już jestem stary — byliśmy bardzo młodzi, i jeszcze nie myśleliśmy o tém, jakie będzie następstwo tych uciech — używaliśmy, o nic nie pytając!<br>
{{tab}}„Aby w lecie dostać się do jednego z takich balowych domów, musieliśmy wychodzić z miasta i przebywać cienisty lasek. Nad brzegiem jego leżał mały, wesoły dom, a w jego oknie spostrzegłem twarz dziewicy pachnącemi różami otoczoną. Stanąłem zdziwiony, bo twarz ta była piękna — ciemne loki zwieszały się przy niéj, a ciemno-niebieskie oczy świeciły z niéj łagodnym blaskiem.<br>
{{tab}}„Uderzył mnie miły obraz tego dziewczęcia, i sądziłem, że i mnie nawzajem postrzegła, bo spojrzenia nasze spotkały się — ale tego nie przeczuwałem, jakie w przyszłości oczekuje nas szczęście i jak straszliwie się skończy.<br>
{{tab}}„Wtém wchodząc jednéj soboty do sali balowéj, ujrzałem naprzeciw wejścia stojące obok drugiéj dziewicy to czarowne zjawisko, które widziałem w oknie samotnego domu — poznała mnie — zarumieniła się, i milutko spuściła oczy.<br>
{{tab}}„Józefina — tak nazywała się słuszna, skromna dziewczyna — nie pierwszy już raz znajdowała się na przedmieściowym balu — patrzałem na nią owym przejmującym wzrokiem, właściwym nam, gdy uczuwamy skrycie budzącą się miłość. Wkrótce otoczył ją rój wzajemnie nastręczających się wielbicieli — uważałem na wszystko, co się w koło niéj działo i co sama czyniła — a ona ukradkiem kiedy niekiedy i na mnie spoglądała.<br>
{{tab}}„Wtém nakoniec znalazłem sposobność pomówienia z nią sam na sam — odprowadziłem ją do domu — darowała mi różę, którą nosiła na piersi przypiętą.<br>
{{tab}}„Odtąd często i prawie codziennie widywałem Józefinę — unikałem towarzystwa kolegów, bylebym tylko u niéj mógł przebywać — {{Korekta|wyzanłem|wyznałem}} jéj mi- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_284" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/644"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/644|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/644{{!}}{{#if:284|284|Ξ}}]]|284}}'''<nowiki>]</nowiki></span>łość, a i ona czuła dla mnie wtedy głęboką, serdeczną skłonność. Ale moja miłość dla niéj wzrastała tak niewypowiedzianie, iż widziałem, że bez niéj żyć nie mogłem, że myśl widzenia jéj w posiadaniu drugiego doprowadzała mnie do szaleństwa, i wmawiałem w siebie, iż Józefina, o mnie tylko jednym myśli.<br>
{{tab}}„Szczęśliwe to były dni i nocy — tylko raz dusza ludzka kocha tak gorąco i święcie, jak ja kochałem to dziewczę ludu, które poślubić za małżonkę postanowiłem, wszystko z radością poświęcając, byle ją tylko posiadać!<br>
{{tab}}„Józefina niezmiernie się uradowała, gdy podczas jednéj cichéj godziny, pełen rozkoszy, zamieniłem z nią pierścionki — z zapałem całowała moje usta, a ja rozpływałem się, bo cóż bardziéj odurzającego nad miłość tak pięknéj, pożądanéj dziewczyny! Widziałem ją w moich objęciach, spełniło się najwyższe życzenie mojego życia — należała do mnie, do mnie samego!<br>
{{tab}}„Wkrótce potém zdało mi się, że coś cięży na sercu Józefiny — była małomówiąca, a matka jéj dotąd mnie przychylnie przyjmująca, zrobiła się zimną — cóż się stało? Nadaremnie usiłowałem zbadać tę tajemnicę, któréj całą grozę dopiero późniéj poznać miałem.<br>
{{tab}}„Matka dziecię swoje sprzedała — poświęciła je złotu, które jéj ofiarował jeden z moich przyjaciół, hrabia Ingelstein — i kiedy się tego nie domyślałem, Józefina upadła — znieważona — na zawsze dla mnie zginęła!<br>
{{tab}}„Ale nie znałem nieufności — jak mogłem myśleć, że ta, dla któréj gotów byłem poświęcić moje stanowisko, z któréj chciałem mieć ukochaną, ubóztwianą żonę, zdradziła mnie, usłuchała nikczemnéj matki, która wołała frymarczyć raczéj wdziękami córki, niż mi ją oddać w małżeństwo. Jak mogłem przypuszczać, że Józefina zapomniała słów moich, które jéj raz powiedziałem, że aż do śmierci moją być musi, i jak to być mogło, aby przysięgę swoją złamała — i oddała się innemu?<br>
{{tab}}„Porzuciłem zawód wojskowy, zamierzając wejść <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_285" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/645"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/645|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/645{{!}}{{#if:285|285|Ξ}}]]|285}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w służbę rządową i z Józefiną z płacy mojéj prowadzić życie jasne jak słońce — tak wspaniale wystawiałem sobie jego rozkosz, że mnie prawie nie obchodziło szczególniéj szydercze zachowanie się moich towarzyszy — myślałem tylko o szczęściu posiadania ukochanéj istoty, na któréj polegały wszystkie moje życzenia i nadzieje, wszystkie słodkie marzenia przyszłości, których się już tak blizkim widziałem.<br>
{{tab}}„Byłem ślepy — nie postrzegłem, że Józefina wyglądała blada i rozdrażniona, że się boleśnie uśmiechała, gdy mówiłem o naszém weselu, i że po krótkich odwiedzinach matka upomniała mnie, abym odszedł, bo Józefina jest chora.<br>
{{tab}}„Modliłem się za nią — z gorącą miłością przygotowywałem wszystko do naszego związku i już wynająłem dla nas wygodne, ładne mieszkanie i urządziłem je, zamierzając wprowadzić tam ukochaną jako moją ubóztwioną żonę.<br>
{{tab}}„Lecz Józefina gwałtownie zachorowała — matka zawsze w uniżony, ale odstręczający sposób mnie przeciwna, chociaż uczucie to przed Józefiną starałem się ukrywać, nie dozwalała mi odwiedzać choréj.<br>
{{tab}}„Atoli zawsze daleki byłem od wszelkich podejrzeń, zawsze jeszcze nie przewidywałem męczącego okrucieństwa, które mnie oczekiwało i zniszczyć miało.<br>
{{tab}}„Hrabia von Ingelstein w tym czasie obchodził uroczyście objęcie swojego majoratu, który go czynił jednym z najbogatszych obywateli kraju. I mnie także tak usilnie prosił na tę uroczystość, że przyrzekłem nakoniec ukazać się na godzinę w kółku moich dawniejszych kolegów, chociaż z powodu choroby Józefiny, ta wizyta nie była dla mnie łatwą rzeczą. Bałem się, aby śmierć nie porwała mi ukochanéj — a jednak od dawna już porwał mi ją ten, który mnie do siebie zaprosił na ucztę, może dla tryumfowania i chlubienia się swoim politowania godnym czynem! Przybyłem nic się nie domyślając do grona hulających, dumnych ludzi, którzy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_286" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/646"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/646|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/646{{!}}{{#if:286|286|Ξ}}]]|286}}'''<nowiki>]</nowiki></span>gdy mnie całego przejmowała miłość dla Józefiny, w tak zwanych szlachetnych namiętnościach tak wielkie poczynili postępy, że w ich towarzystwie nie czułem się właściwym.<br>
{{tab}}„Gdy zaś zbytnie użycie szampana porozgrzewało głowy i właśnie zamierzałem wyjść niepostrzeżony, przyszło na myśl hrabiemu von Ingelstein chwalić się swojemi podbojami.<br>
{{tab}}— „Von der Burg, zawołał do mnie, słuchaj-no von der Burg! Cóż ty mówisz o małéj Józefinie? To wcale zajmująca historya, co?<br>
{{tab}}„Widziałem, że inni oficerowie ukradkiem uśmiechali się i dawali sobie różne znaki.<br>
{{tab}}— „O małéj Józefinie? spytałem, zawsze jeszcze bez gniewu; o któréj hrabio von Ingelstein?<br>
{{tab}}— No, o twojéj narzeczonéj, von der Burg! Cóż to! czy nie wyprawisz wesela? Moglibyśmy do połowy ponieść koszta i wesele wyprawić razem z chrzcinami!<br>
{{tab}}„Już temu lat piętnaście — ale na wspomnienie tych słów ręka moja drży dzisiaj jeszcze.<br>
{{tab}}„Zbladłem — serce mi bić przestało — wreszcie skoczyłem, nie wiedząc co począć, niezdolny rozważnie pomyśleć.<br>
{{tab}}— „Co mnie to obchodzi? spytałem bez tonu, ponuro i osłupiałym wzrokiem wpatrzyłem się w śmiejącego się pustaka.<br>
{{tab}}— „Więc chyba nie wiesz, że zachwycająca Józefina jest chora? szyderczo zawołał.<br>
{{tab}}— „Wiem o tém — lecz cóż daléj?<br>
{{tab}}— „Wszakże masz zamiar ożenić się z nią, panie von der Burg?<br>
{{tab}}— „Tak jest — ale dosyć już tych pytań, teraz na pana koléj odpowiadać!<br>
{{tab}}— „Pan to mówisz szczególniejszym sposobem!<br>
{{tab}}— „Może mówić będę jeszcze szczególniéj, jeżeli pan nie poprzesz niczém słów swoich.<br>
{{tab}}— „O to panu chodzi? Chętnie panie von der Burg, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_287" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/647"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/647|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/647{{!}}{{#if:287|287|Ξ}}]]|287}}'''<nowiki>]</nowiki></span>obaczysz pan na własne oczy, że milutka Józefina powiła małego chłopczyka, małego bękarcika Ingelsteina!<br>
{{tab}}— „Pan chyba oszalałeś! zawołałem przerażony.<br>
{{tab}}— „Ej, ej, czemu się pan tak dziwisz! Nie żartuj, panie von der Burg. Przecięż musiałeś już zmiarkować ten figiel?<br>
{{tab}}— „Ani słowa więcéj, panie hrabio, bo cię tu w pośród uczty kulą przeszyję!<br>
{{tab}}„Oficerowie przyskoczyli i rzucili się między mnie i mojego śmiertelnego nieprzyjaciela, który mi porwał najmilszą — porwał i zbezcześcił!<br>
{{tab}}— „Proszę za mną! powiedział nieco wzburzony hrabia. Usprawiedliwiam pański gniew. Przekonasz się pan na własne oczy o tém, co za bajkę uważasz!<br>
{{tab}}„Przeprowadził mnie w nocy przez bramy miasta do małego, odległego domu; — okna jego z przodu były szczelnie zasłonione — ale z tyłu było jedno nie zupełnie firankami zakryte — on mi je pokazał — dozwolił zajrzeć w środek pokoju — i obaczyłem.... Józefinę czuwającą nad dzieckiem!<br>
{{tab}}„Wszystko w koło mnie znikło — nagle zdało mi się, że cała ziemia przemieniła się w wieczną noc i zatracenie — krew ścięła mi się w żyłach....<br>
{{tab}}„Kochałem nałożnicę — zgubioną!<br>
{{tab}}„Nazajutrz, o milę od stolicy, nad brzegiem lasu, odbył się pojedynek między hrabią von Ingelstein i mną — strzelił i chybił — moja kula strzaskała mu głowę!<br>
{{tab}}„Sam żałując, że nie poległem, poddałem się prawu i osądzono mnie na kilkoletnie więzienie w twierdzy, a gdy wycierpiałem karę, uwiadomiono mnie, że Józefina umarła!<br>
{{tab}}„Nie widziałem jéj nigdy!<br>
{{tab}}„Być może, iż dręczona wyrzutami, uległa zgryźliwéj, okropnéj chorobie suchot — byłem jéj ostatnią myślą, ostatniém życzeniem — z mojém imieniem na ustach uległa w walce, nie otrzymawszy odemnie przebaczenia za zdradę mojej miłości, za skrzywienie mojego życia.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_288" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/648"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/648|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/648{{!}}{{#if:288|288|Ξ}}]]|288}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}„Koniec jéj był pełen takich męczarni, że z ciężko przytłoczoném sercem, pośpieszyła na miejsce wiecznego spoczynku, aby się modlić za siebie i za mnie. Na jéj grobie ślubowałem na zawsze usunąć się od świata, szukać samotności, unikać wszelkich uciech, a tylko żyć wspomnieniem i wiarą.<br>
{{tab}}„Dowiedziałem się późniéj, że matka Józefiny, korzystając zręcznie z listów hrabiego von Ingelstein, potrafiła doprowadzić dziecię poległego do objęcia w posiadanie majoratu.<br>
{{tab}}„Niegdyś tyle wesoły, pięknych nadziei, pełen gorącéj miłości i życia człowiek, został po kilku latach w duszy rozpadłym nieprzyjacielem ludzi, szukającym odległego kawałka ziemi, dla odnalezienia samego siebie i pokoju!<br>
{{tab}}„Długo to trwało, nim odzyskałem ów wewnętrzny spokój, nim przezwyciężyłem siebie, i obojętnie, bez bólu w przeszłość zajrzeć mogłem. Trzeba było wielkiéj ufności w Bogu, aby duszę moją wyrwać z rozpaczy, i wyjść zwycięzko z ciężkiéj walki, którą z winy innych stoczyć musiałem.<br>
{{tab}}„Teraz doszedłem już do tego, że się za nich modlę — teraz już przebaczyłem i spokój duszy ocaliłem przed burzą przeszłości.<br>
{{tab}}„Kiedy to piszę, jestem już stary — nazywają mnie pustelnikiem Janem, i dozwolono mi wzdłuż i {{Korekta|wszersz|wszerz}} radzić i dopomagać ludziom.<br>
{{tab}}„Z nieprzyjaciela ludzkości, który kiedyś widział zburzone całe szczęście swojego życia, zrobił się wreszcie jéj przyjaciel i obrońca, — taka jest wola Boga, taki nabytek — walki dziesiątków lat — pożytek przynoszę światu, bo go doprowadzam do prawdziwéj wiary, bo pognębionych na nogi podnoszę.<br>
{{tab}}„Życie moje już na schyłku! Dołączam do tych zeznań dokument — może jeszcze znajdę sposobność doręczyć go temu, którego dotyczę, a który teraz jest odemnie daleko, aby się dowiedział o tajemnicy dziwnego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_289" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/649"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/649|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/649{{!}}{{#if:289|289|Ξ}}]]|289}}'''<nowiki>]</nowiki></span>urodzenia swojego. Ciebie on dotyczę, mój kochany Eberhardzie, który się synem moim nazywałeś, który mnie za ojca swojego uważałeś! — To co tu opisuję, na moje zbawienie, jest najzupełniejszą prawdą!<br>
{{tab}}„Ty ''nie jesteś'' moim synem! Nigdy dowiedzieć się nie mogłem kto są twoi rodzice. Głęboka zasłona pokrywa twoje urodzenie — wygląda to, jakbyś w nadprzyrodzony sposób i przy niebieskich znakach ujrzał światło dzienne!<br>
{{tab}}„Chciwe zdobyczy zastępy Napoleona zalały państwa. Ubóztwo i nędza szły za ich szeregami — wtém na krwawo zarumienionym firmamencie w pełném obietnic świetle ukazała się kometa, gwiazda z płomienną rózgą, gwiazda zaćmiewająca chciwego łupu Korsykanina.<br>
{{tab}}„Mężczyźni i kobiety klęcząc modlili się i patrzali w ognistą gwiazdę, w meteor objawiający się jako znak boży.<br>
{{tab}}„Wtém tejże saméj nocy zaturkotał nagle jakiś powóz zaprzężony we cztery kare konie i kopytami i kołami tratował dzieci i starców — rozbiegały się parskające konie — pędziły z szaloną wściekłością — piękna, czarnym welonem okryta dama wypadła z powozu.<br>
{{tab}}„Konie niepowstrzymane popędziły daléj — stangret leżał o jakie sto kroków daléj z roztrzaskaną głową — grzmiąc znikły dzikie konie z powozem wśród nocy.<br>
{{tab}}„Zdumieni, modlący się ludzie przywołali mnie na miejsce wypadku — niektórzy z nich klęczeli przerażeni przy czarno ubranéj, pięknéj damie. Nikt jéj nie znał, nikt się nie dowiedział, zkąd przybyła i dokąd się udawała.<br>
{{tab}}„Z łona jéj wypadł mały chłopczyna — ze wzrokiem w niebo wzniesionym pocałowała go jeszcze raz, a potém uległa w skutek pokaleczeń przez upadek — szlachetne jéj czarnym welonem okryte rysy były blade i martwe.<br>
{{tab}}„Ale chłopczyka, którego wieśniacy złożyli na zaledwie pączkujących gałązkach i liściach, na którego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_290" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/650"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/650|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/650{{!}}{{#if:290|290|Ξ}}]]|290}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ognista gwiazda światło swoje rzucała, jakby jaki blask święty — a tym chłopczykiem byłeś ty, Eberhardzie — zabrałem do domu, i nadałem imię według dnia, w którym tobą obdarzony zostałem.<br>
{{tab}}„Nieznajomą damę, twoją matkę, pochowaliśmy wśród kwiatów i drzew — całą po niéj pozostałością był tylko kosztowny talizman, który ci oddałem, ozdoba z krzyżem, słońcem i trupią głową — może kiedyś uda ci się za jego pomocą dojść, kto byli twoi prawi rodzice! Nikt nie dowiedział się nazwiska twojéj matki — znalazłem tylko królewską koronę, wyszytą na chusteczce, którą w ręku trzymała. Nikt nie słyszał, gdzie się podziały dzikie konie z potłuczonym powozem.<br>
{{tab}}„Trudno mi było pozbawiać cię przekonania, że jesteś moim rodzonym synem, ty, którego jak syna własnego wychowałem i utrzymywałem; ale przed śmiercią, musiałem przygotować ten dokument, dotyczący twojego pochodzenia. Eberhardzie von der Burg, to nazwisko nieprawnie nosisz, bo może kiedyś swoich prawdziwych rodziców szukać będziesz i znajdziesz ich, wtedy nosić będziesz swoje własne!<br>
{{tab}}„To co tu napisałem, Bogu wiadomo, że jest świętém, zaprzysiężoném zeznaniem! {{f|align=right|prawy=15%|„Jan von der Burg.“}}
{{tab}}Teraz Leona znała już tajemnicę urodzenia Eberharda, chociaż jéj sobie wyjaśnić nie mogła.<br>
{{tab}}Co ten dokument zawierał, dostateczne było do podejrzewania jego powodzenia — w zręcznych ręku mógł on być niebezpieczną bronią.<br>
{{tab}}Leona zatém oddała go szambelanowi von Schlewe, który zamiast upadku i poniesienia kary od księcia, pomimo niegodziwego postępku z Małgorzatą, zajmował coraz bardziéj wpływowe miejsca u dworu, i na skutek życzenia królowéj, w kilka miesięcy późniéj wszedł do tajemnéj rady króla, zkąd nietylko rozrządzał ministrami, lecz wykonywał władzę, któréj niebezpieczne na- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_291" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/651"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/651|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/651{{!}}{{#if:291|291|Ξ}}]]|291}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X17" />stępstwa coraz nieznośniéj nawet najniższéj klassie ludu czuć się dawały.<br>
{{tab}}Ten kulawy wspólnik Leony, ten baron, który przejechał dziecię grabarza od śgo Pawła i za to o mało go nie ukamienował rozdrażniony lud, nienawidził go od owego czasu bardziéj i usiłował bardzo przekonywająco wmówić, że wzrastającemu niezadowoleniu zapobiedz tylko można przez srogość, przez nowe podatki i przez obawę wojska! A miał w ręku moc wprowadzenia w wykonanie swoich szatańskich dążeń i nienawiści, bo postępowanie i czyny swoje w oczach króla coraz bardziéj obcego ludowi i rządom z powodu arcy pobożnéj królowéj, umiał otaczać nimbem, na którego fałszywym blasku król się nie poznał.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X17" />
<section begin="X18" />{{c|ROZDZIAŁ XVIII.|w=120%|po=8px}}
{{c|{{Rozstrzelony|Kradzież w zamk}}u.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Było to podczas burzliwéj wiosennéj nocy. Śnieg i deszcz padał obficie na brudne ulice stolicy, bardzo słabo latarniami oświetlone. Gwałtowny wiatr ciskał krople na domy, na szyby okien, i niemile tłukł znajdującemi się na dole okienicami.<br>
{{tab}}Kiedy niekiedy tylko, mocno płaszczem otulony, późny przechodzień wracał przesuwając się po pod drzewami, klnąc, że wśród takiéj pory musi się znajdować na Ulicy, a tylko w więcéj ożywionych częściach miasta rozlegały się śmiałe nawoływania studentów wracających z knajp, tudzież nieprzyjemne pogróżki zaniepokojonych w kątach domów strażników.<br>
{{tab}}Po północy z piwnicy albinosa wyszło na ulicę dwóch gości.<br><section end="X18" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_292" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/652"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/652|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/652{{!}}{{#if:292|292|Ξ}}]]|292}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ha! powiedział jeden, szybko naciskając kalabryjski kapelusz na uderzająco czarną głowę: to mi pogoda! chyba tylko wysoko podkasane wabiki i nocni Stróże są na nogach.<br>
{{tab}}— A my! dodał drugi, bardzo tłusty.<br>
{{tab}}— Skoro tak myślisz, to i Porucznik, który nas ma oczekiwać przy Małej Katedralnéj ulicy!<br>
{{tab}}— Taka pogoda, to właśnie dla nas!<br>
{{tab}}— Masz słuszność, Kasztelanie, to wycie, klapotanie i skrzypienie, ma swoje dobre strony! Czy też jasnowłosa Minna zostawiła dla nas drzwi otwarte?<br>
{{tab}}— Dzisiaj nad wieczorem jeszcze raz byłem u niéj, odpowiedział znajomy nam złoczyńca Kasztelanem zwany — przyrzekła mi, że po północy, skoro tylko w zamku wszyscy lokaje i słudzy poodchodzą do swoich izb, drzwi naróżnéj wieży będą otwarte, i nie zaniedbałem obejrzeć dokładnie drogi od nich z razu przez wązkie, a potém szerokie korytarze prowadzacéj aż do izby brylantów — drzwi są żelazne!<br>
{{tab}}— A masz przy sobie narzędzie do otwarcia?<br>
{{tab}}— Tym dwom szrubom nic się nie oprze! z pewnością siebie odpowiedział Kasztelan, idąc ulicą obok towarzysza, śniegiem i deszczem zmoczony: powiadam ci, że drzwi mogą być jeszcze raz tak grube jak są.<br>
{{tab}}— Pokaż-no!<br>
{{tab}}— Waryacie, tam będziesz widział! Jakże ja tu będę przy latarni wydobywał szruby? Już to było dla mnie niemiłe, że wieczór z tobą przepędziłem w familijnym domu, bo niech mnie djabli porwą, jeżeli na korytarzu idąc z tobą nie postrzegłem Małgorzaty, która mi nie ufa i ja jéj nawzajem!<br>
{{tab}}— Pięknéj Małgorzaty? Nie omyliłeś się — w izbie obok nas mieszka stary Ehrenberg, od którego ta dziewczyna wynajęła połowę izby.<br>
{{tab}}— To była ona — a mieszka tuż pod ścianą, pod którą leżeliśmy i naradzali się. Ja jéj nie ufam.<br>
{{tab}}— Nie turbuj się Kasztelanie, ona nie ma ani czasu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_293" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/653"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/653|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/653{{!}}{{#if:293|293|Ξ}}]]|293}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ani ochoty na nas uważać i podsłuchywać — starą Ehrenbergową djabli wczorajszéj nocy tyfusem zadusili — leży tam na dole pod schodami — a dzisiejszéj nocy, jak powiedział sprowadzony doktor, pójdzie za nią i najstarsza córka Augusta!<br>
{{tab}}— Masz słuszność, w tak przyjemném towarzystwie słuchanie i baczenie zupełnie jéj w myśli nie postało — ale i Walterowi ja także nie ufam!<br>
{{tab}}— On tylko ku wieczorowi przychodzi, Kasztelanie, i zwykle bawi krótko — a i dzisiaj już wyszedł był, kiedy ty przybyłeś!<br>
{{tab}}— Gdzie spotkałeś tego szelmę Porucznika?<br>
{{tab}}— Gdzież indziéj jeżeli nie przy kimlówce!? Siedział tam pod „Następcą tronu“ i właśnie przywabił sobie kilku studentów.<br>
{{tab}}— I myślisz, że będzie na nas czekał?<br>
{{tab}}— Porucznik? Oho, jak on na co da słowo honoru! Chociaż sąd odebrał mu szlachectwo, pozostaje on zawsze, jak mi oświadczył, panem von Reitz, bo tacy miejscy sędziowie nie mogli mu nic więcéj zrobić, jak najwyżéj uwięzić go, ale szlachectwa odebrać mu nie mogli! O północy będzie on w przejściu przy Małéj Katedralnéj ulicy, bo historya z zamkiem w ciekawość go wprawiła.<br>
{{tab}}— Ja go jeszcze bardzo mało znam, powiedział Kasztelan, ma on odwagę?<br>
{{tab}}— Porucznik? Do pioruna! to go chyba wcale nie — znasz, om stanie za trzech!<br>
{{tab}}— Bo to widzisz, w zamku jest warta, z wielkim namysłem mruknął Kasztelan; a tę, która stoi przy skarbcu będziemy musieli ochłodzić!<br>
{{tab}}— Porucznik nosi zawsze w kieszeni sztylet, który datuje jeszcze z jego lepszych czasów — powiadam ci, że to jest arcydzieło, a pamięta o tém, aby był zawsze ostry!<br>
{{tab}}— Dobrze! — Ale co to? nagle stając spytał Kaszte- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_294" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/654"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/654|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/654{{!}}{{#if:294|294|Ξ}}]]|294}}'''<nowiki>]</nowiki></span>lan, gdy z poprzecznéj ulicy jakaś skulona postać przebiegła.<br>
{{tab}}— Pająk — rzekł drugi — patrz sam!<br>
{{tab}}— Głupiś — téj już nie spotkamy na naszéj drodze, ale ta kobieta wyglądała prawie jak ona.<br>
{{tab}}— To zły znak!<br>
{{tab}}— Czyż ty jesteś taki nikczemny tchórz? O tém, do téj pory nie wiedziałem Karolu — dzisiejszéj nocy na nic się nam nie przydasz!<br>
{{tab}}— Co, tchórz? mnie wcale Pająk nie obchodzi. — Powiedziałeś mi dopiero co, że ją przed trzema tygodniami pochowano!<br>
{{tab}}— Kanalia dzień i noc nie dawała mi spoczynku! Cóż miałem czynić? Ta stara baba prawie waryowała za mną!<br>
{{tab}}— Tak, stare baby często bardziéj szaleją niż młode dziewczęta!<br>
{{tab}}— Więc też położyłem koniec jéj astmie.<br>
{{tab}}— I znalazłeś piękny spadeczek, co?<br>
{{tab}}— Nie warto gadania, we dwa tygodnie już straciłem te parę talarów!<br>
{{tab}}— Na ostrygi i szampana!<br>
{{tab}}— A wczoraj Schalles Hirsch zabrał ostatnie rupiecie, czas było zająć się dzisiaj jakimś interesem — czy masz ślepą latarkę?<br>
{{tab}}— Jest tu, z boku, w kieszeni, a pod surdutem mam trzy równéj wielkości próżne worki!<br>
{{tab}}— Żeby je tylko napełnić, rzekł Kasztelan; dzisiejszy połów jest równie niebezpieczny jak zyskowny! W skarbcu brylantów, oprócz wielkich i kosztownych lichtarzy, które musimy na kawałki posiekać, i wielu klejnotów do ozdoby służących, znajdują się także czarne brylanty, które książę Monte-Vero darował królowi.<br>
{{tab}}— Tych nie ruszymy, boby nas zdradziły.<br>
{{tab}}— Ty głupcze! Złotnik Wunder z królewskiéj ulicy ofiarował mi za lichtarze tysiąc talarów, a za czarne <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_295" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/655"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/655|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/655{{!}}{{#if:295|295|Ξ}}]]|295}}'''<nowiki>]</nowiki></span>brylanty dwa tysiące. Dwa tylko znajdują się w zamku, a trzeci przechowują w muzeum.<br>
{{tab}}— A zatém zabierzemy je! A pytałeś Schallesa czy chce z nami handlować?<br>
{{tab}}— Nie, on już do niczego niezdolny od czasu jak jego córka wyjechała z Furszem i Rudym Dzikiem!<br>
{{tab}}Mnie się zdaje, że oni robią interes w Paryżu?<br>
{{tab}}— Hirsch zupełnie stracił odwagę, niebieskie suknie bez ustanku depcą go po nogach! Stary Wunder lepszy na złoto i srebro. Do jutra wszystko będzie stopione i pochowane. Chciałbym ja to mieć co on ma zakopanego w swojéj piwnicy, tam jest więcéj nad kilkaset tysięcy!<br>
{{tab}}— Więc on spodziewa się nas, skoro się obładujemy?<br>
{{tab}}— Jedno po drugiém! Rzecz nie pójdzie tak łatwo, worków przez ulicę nieść nie możemy, strażnicyby pas pochwytali! Umieścimy więc naszą zdobycz w łodzi i popłyniemy aż do nadwodnych schodów pod mostem.<br>
{{tab}}Obaj po cichu rozmawiający, śniegiem i deszczem zmoczeni, dostali się około zamku pod most, który jak wiadomo, od zamkowego placu prowadził do żydowskiego cyrkułu.<br>
{{tab}}Kasztelan wskazał teraz wodę, co okryta nocą, z boku mostu czarno wyglądała i powiedział:<br>
{{tab}}— Tu pod spodem pozostaniecie obaj z rzeczami w łodzi — ujść nie możecie, bo dla pewności ja schowam do swojéj kieszeni oba brylanty! Wtedy według umowy pobiegnę do Wundera, zapukam, on otworzy drzwi domu, a gdy ja stać będę na straży, wy skrycie, nie worki, ale pojedyncze sztuki, bez zwrócenia na siebie uwagi, przenosić będziecie z łodzi do domu! Czy zrozumiałeś?<br>
{{tab}}— Doskonale — łodzie znajdziemy tu pod spodem przywiązane, mamy w czém wybierać.<br>
{{tab}}Gdy dwaj złoczyńcy od mostu, zamiast na ulicę Królewską, raczéj skręcili na lewo, aby się udać na ulicę Katedralną, ciągnącą się po nad wodą, zegary głośnym dźwiękiem rozlegającym się wśród burzy, zapowiedziały <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_296" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/656"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/656|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/656{{!}}{{#if:296|296|Ξ}}]]|296}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pierwszą godzinę po północy — mieli więc dosyć czasu na uskutecznienie swojéj roboty.<br>
{{tab}}W domach bocznych Katedralnéj ulicy nigdzie się już nie świeciło. Obaj idący trzymali się żelaznéj kraty z drugiego boku ulicę od szumiącéj wody odgraniczającéj. Mimo ciemności na wodzie widać było zarysy większych i mniejszych łodzi — tu i owdzie fale rzeczne rozbijały się o wielkie skrzynie z rybami i o ławki praczek.<br>
{{tab}}Most pozostał za nimi, wystając po nad wodą na szerokich arkadach, daléj zaś daleko rozciągając się leżała tylna strona zamku, którego siwa barwa tak się z ciemnością nocy złączyła, że ponieważ śnieg i deszcz gwałtownie padały, z całéj téj staréj, wysokiéj i potężnéj budowli widać tylko było białe, ornamentalne ozdoby przy oknach.<br>
{{tab}}W téj części zamku, wązkiem tylko przejściem oddzielonéj od wody, mieszkała liczna służba — daléj idąc ku zamkowemu placowi wyższa, tu przy wodzie niższa.<br>
{{tab}}Cały budynek z tyłu był staroświecki i nieregularny. Okna na górze szerokie i wysokie, na dole były nizkie i nie umieszczone jedno pod drugiém, ze ścian występowały małe galerye i balkony, a w końcu tego tylnego skrzydła znajdowała się wieża, niewielka, czworokątna, wybiegająca aż do dachu i tam tworząca ostrze, na którego wierzchu, umieszczona była odwieczna, ponuro skrzypiąca i szeleszcząca chorągiewka.<br>
{{tab}}Wieża ta, niezamieszkana, a zawierająca schody, izby nieużyteczne, stoły i krzesła, w dawniejszych czasach często służyła lubiącym zabawy książętom i szambelanom, do niepostrzeżonego wymykania się z zamku, bo przez liczne korytarze, w których mógł się zabłąkać każdy, kto nie znał dokładnie ich położenia, połączona była z właściwym zamkiem, miała u spodu małe drzwi, tak nieznaczne, iż nikt na nie niezważał, kto umyślnie zbyt bacznie nieprzypatrywał się wieży. Przez te drzwi wychodziło się na wązki pas ziemi pomiędzy zamkiem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_297" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/657"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/657|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/657{{!}}{{#if:297|297|Ξ}}]]|297}}'''<nowiki>]</nowiki></span>a rzeką. Zawsze one były zamknięte i nigdy nieużywane, bo mieszkańcy tego zamkowego skrzydła, aby się dostać na ulicę, woleli iść na mały dziedziniec zamkowy i ztamtąd łatwo dostać się na wielki, a wreszcie na plac zamkowy po jednéj stronie, albo do ogrodu spacerowego po drugiéj, w którego głębi malowniczo leżało muzeum.<br>
{{tab}}Dla tęgo zamek tych małych, z wierzchu w ostrokrąg wybiegających drzwi, był dobrze zardzewiały i wielce w ślusarskiém rzemiośle wprawnemu Kasztelanowi, zeszłego wieczoru wspomaganemu przez jasnowłosą Minnę, która w zamku służyła, stawiał wielkie trudności w otwarciu się i nasmarowaniu, tak aby dzisiaj przez niego użyty, łatwiéj się otworzył, i nie wydawał zdradliwego skrzypienia. O sztuczne {{Korekta|witrychy|wytrychy}} i klucze, którym się żadne zamknięcie oprzeć nie mogło, Kasztelan bynajmniéj się nie kłopotał, nie potrzebował zatém właściwego od tych drzwi klucza.<br>
{{tab}}— Słuchajno szepnął ten, który powyżéj nazwał Kasztelana Karolem, dotykając go i stając przy żelaznéj poręczy, czy widzisz światło tam w górze w oknie wieży?<br>
{{tab}}— Już je od dawna widziałem, to znak Minny, że wszystko w porządku!<br>
{{tab}}— Czy to nie uderzy jakiego strażnika, albo jakiego policyanta?<br>
{{tab}}— Ty zajęcza nogo! Jak tam będziemy, to je zgasimy! Kto może domyślić się, co to znaczy, kiedy to dla nas tylko rzecz ważna? Jeżeli jaki kamerdyner albo piwniczy wyprawia chrzciny, albo ma u siebie gości, tak jak wczoraj, to nic z naszéj roboty. Światło znaczy, że możemy przyjść, a za to wolę ja raczéj pocałować jasnowłosą Minnę, niż starego, obrzydliwego Pająka, i serdecznie do siebie przycisnąć, bo ona to lubi!<br>
{{tab}}— Czy ona zostanie w zamku?<br>
{{tab}}— Broń Boże, wyjedzie razem z nami! Będziesz ją Widział, ale na miłość bozką nie zaczepiaj jéj! To skromna dziewczyna, chwalił Kasztelan cmokając językiem; <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_298" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/658"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/658|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/658{{!}}{{#if:298|298|Ξ}}]]|298}}'''<nowiki>]</nowiki></span>do pioruna, aby przepędzić z nią noc, warto umrzeć — a jakie ma ciało, i Estera przy niéj to plewy!<br>
{{tab}}— Aż mi ślina do ust płynie — niech mnie djabli porwą — dla takiéj tęgiéj dziewuchy oddałbym życie!<br>
{{tab}}— Jasnowłosa Minna nie jest dla każdego! Przedwczoraj, kiedy u niéj nocowałem tam na górze w pokoiku, zbliżył się do niéj za bardzo jakiś baron i dawał jéj woreczek z pieniędzmi — dostał też.<br>
{{tab}}— Co? pocałunek?<br>
{{tab}}— Nie, taki policzek, że aż mu w uszach zaszumiało, a przecię to był — królewski szambelan!<br>
{{tab}}— Tacy to najgorsi!<br>
{{tab}}— Ten już drugi raz nie przyszedł! Ale ona mówi, że trzeba się śpieszyć z interesem, bo ten Schlewe to ma być zły patron. Mógłbym przysiądz, że to on zawsze nastręczał robotę przez starą Robertową i założę się, że stary Pająk...<br>
{{tab}}— Niech z Bogiem spoczywa! wesoło zaśmiał się drugi.<br>
{{tab}}— Że stary Pająk zawsze dawał mi ledwo dziesiątą część nagrody; ona miała tajemne stosunki z tym Schlewem!<br>
{{tab}}— No, ale nakoniec zabrałeś jéj i resztę!<br>
{{tab}}— Tak, bo niechętnie pozwalam się oszukiwać!<br>
{{tab}}— To się nazywa fuszerką!<br>
{{tab}}— Głupiś! Ja nigdy nie oszukuję, to dla mnie za nikczemne! z całą powagą odpowiedział Kasztelan.<br>
{{tab}}— Ale wolisz brać co się należy — no, napijmy się!<br>
{{tab}}I obaj dobrze zajrzawszy do flaszki, bo ich obwiał mroźny wiatr, a suknie mieli przemokłe od śniegu i deszczu, zbliżyli się ku przejściu, które ulicę Katedralną łączyło z inną najbliższą równolegle przechodzącą; to wązkie, ponure, ciemne przejście, tu na początku podobne do sklepionéj bramy, nazywało się właśnie Małą Katedralną uliczką.<br>
{{tab}}Zagłębiony w cieniach muru, dla ochronienia się od niepogody, stał tam człowiek blizko trzydziesto-letni. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_299" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/659"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/659|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/659{{!}}{{#if:299|299|Ξ}}]]|299}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Podniósł swój pełen molów kołnierz, a starą, siwą czajkę mocno na uszy naciągnął. Jego nieco przykrótkie spodnie i brudne, zabłocone buty, świadczyły, że nietylko upadł, ale aż do zbytku posunął hultajstwo, a białe, pielęgnowane, prawie delikatne ręce i wojskowy krój zakręconego wąsa, stanowił szczególne przeciwieństwo z odzieżą.<br>
{{tab}}Człowiek ten bez mieszkania i bez cieplejszego okrycia, który w nocy, ukradkiem koło siebie spoglądający i marznący stał pod cieniem muru, był to dymissyonowany porucznik von Reitz. Został on sprzymierzeńcem najpospolitszych złoczyńców, chociaż dawniéj należał do najszlachetniejszych i poważanych oficerów. Gra i skłonność do trunków zrujnowały go, doprowadziły, najprzód do marnowania powierzonych mu pieniędzy, potém do oszukańskiéj gry, a nakoniec zrobiły członkiem brudu towarzystwa ludzkiego! Kiedy niegdyś jak smakosz spijał najszlachetniejsze wina, późniéj po wycierpieniu kary poprzestał na piwie — teraz nie gardził rumem, aby się nim zagłuszyć i kupić sobie zapomnienie!<br>
{{tab}}Nie jeden on przedstawia przykład życia ludzkiego, w wirze stołecznym — przy kolebce jego szlachetni rodzice marzyli o najpiękniejszych nadziejach, i nie żałowali kosztów na zupełne wykształcenie syna — niewypowiedzianie więc cierpieli widząc go stopniowo upadającym. — Skończył zapewne w mokrym grobie rzecznym, albo też gdzie w więzieniu, a może i gałąź w zwierzyńcu posłużyła mu do odebrania sobie życia!<br>
{{tab}}Porucznik — jak go krótko nazywali towarzysze — postrzegł nadchodzących!<br>
{{tab}}— To wy! Jeżeli ta noc nie powiedzie się, to przepadło wszystko! Taki coup, toby się wynagrodziło — na honor, ja temu nie będę winien!<br>
{{tab}}— Czy to ty poruczniku? zapytał Kasztelan.<br>
{{tab}}— Do usług! Czy można zacząć?<br>
{{tab}}— Już wielki czas — chodźmy!<br>
{{tab}}— Jak to światło zapraszająco przyzywa! na honor — <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_300" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/660"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/660|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/660{{!}}{{#if:300|300|Ξ}}]]|300}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przypomina mi się „Hero i Leander!“ śmiał się von Reitz, i z cienia w przejściu wyszedł na Katedralną ulicę — tylko nie bądźmy tacy głupi jak on, ale ruszajmy tam! Czy nie masz rumu, Kasztelanie?<br>
{{tab}}— Czarny łeb ma jeszcze resztkę, — daj porucznikowi, jemu zawsze pragnienie dokucza!<br>
{{tab}}— Niech djabli porwą, prawda — tylko wody nie znoszę!<br>
{{tab}}Porucznik schwycił podaną sobie flaszkę i wypróżnił ją za jednym silnym pociągiem, potém zakrztusił się i oddał próżną.<br>
{{tab}}— ''Allons enfants!'' poszepnął, idąc naprzód bulwarkiem — doprawdy, dzisiaj jeszcze krew popłynie, mnie coś w prawéj ręce łachocze!<br>
{{tab}}— Tu, tu bardzo wygodnie! zawołał na obu stojący nieco daléj, czarnogłowy Karol.<br>
{{tab}}Pokazał jedną ławkę praczek, po któréj bokach stało kilka łodzi i pierwszy wsiadł do jednéj, a tymczasem Porucznik i Kasztelan bacznie się oglądając szli za nim.<br>
{{tab}}Wkrótce wszyscy trzéj siedzieli w łodzi, którą odwiązali od pala i popłynęli wprost do wieży. Nurt sprawił, że się o kilka łodzi od niéj oddalili, ale to nie sprowadziło żadnéj niekorzyści, wysiedli i przyciągnęli łódź aż do miejsca, w którém mogli ją przytwierdzić. {{Korekta|Karól|Karol}} oddawszy worki Porucznikowi, wyjął z kieszeni ślepą latarkę i obejrzał ją wewnątrz, Kasztelan przystąpił pierwszy do małych drzwi, trzymając w ręku grubo wysmarowany oliwą klucz główny.<br>
{{tab}}W zamku ani też na wodzie nikt się nie ruszał, — wicher tylko wył przy wyskokach muru i bił deszczem w szyby. Czasem skrzypnęła chorągiewka, stuknęła źle przymocowana okienica.<br>
{{tab}}Kasztelan prawie bez szmeru otworzył drzwi wieży, i kazał towarzyszom wejść, potém je znowu na zamek zatrzasnął, aby nie skrzypiały od wiatru i nie zostały wyrwane.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_301" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/661"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/661|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/661{{!}}{{#if:301|301|Ξ}}]]|301}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Daj-no mi latarnię, ja pójdę naprzód! szepnął do stojącego przy Poruczniku Karola.<br>
{{tab}}— Jak to się wszystko na świecie zmienia! mówił cicho pan von Reitz; przed kilku laty byłem w zamku jako zaproszony gość, wchodziłem przez wielki portyk — dzisiaj przychodzę z tyłu jako nieproszony.<br>
{{tab}}— Wszystko ma swój czas! odparł Kasztelan, wprawną ręką odkrywając klapę ślepéj latarki, tak, iż nagle jasny blask rozwidnił miejsce. Wszyscy trzéj znaleźli się w jakiejś staréj zamkowéj komorze, a Porucznik zasiadł na starém wypchaném krześle, które pod nim trzeszczeć zaczęło.<br>
{{tab}}— Nie rób żartów, Poruczniku, upomniał Kasztelan; mnie się zdaje, że jasnowłoséj Minny tu nie ma!<br>
{{tab}}— Dajcie mi pokój z pannami! powiedział Porucznik; tutejsze meble są nieco zdezelowane, jak mi się zdaje. Wszędzie upadek, to oznaka czasu!<br>
{{tab}}W téj chwili Kasztelan, który miał słuch bardzo delikatny, usłyszał zbliżające się czyjeś kroki na korytarzu wiodącym z wieży do właściwego zamku. Nie wiedząc kto idzie, szybko syknął na znak uciszenia się i bez szmeru znowu zamknął latarnię, tak, że jéj światło nagle zagasło.<br>
{{tab}}— Oho, niech się pali, wszystko w porządku! dał się słyszeć przytłumiony głos, niewątpliwie głos dziewczyny.<br>
{{tab}}— To ty Minno! szepnął Kasztelan, i jasnym blaskiem latarni rozwidnił nadchodzącą; w białym fartuszku, zalotnie wyszywanéj sukni i ładnie zaplecionych włosach, podobna była do służącéj znakomitego domu.<br>
{{tab}}— Tak to ja! Nie traćcie czasu na darmo! Posterunki tylko co zmieniono, na schodach prowadzących do skarbca brylantów stoi tylko jeden żołnierz jak szlafmyca!<br>
{{tab}}— To najniebezpieczniejsze łotry dla przechodzących, znam ja ich z doświadczenia! powiedział Porucznik.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_302" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/662"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/662|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/662{{!}}{{#if:302|302|Ξ}}]]|302}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Myślicie, że będzie krzyczał? No, to mu usta zatkamy! odparł Kasztelan i na powitanie ścisnął dłoń jasnowłoséj Minny.<br>
{{tab}}— Ja tu pozostanę, aby wam odwrót zasłonić! śmiejąc się powiedziała Minna. Wszak znasz korytarze i schody?<br>
{{tab}}— Dostatecznie! zostań tu Minno, a my trzéj pójdziemy daléj! O ile wiem, na téj stronie nie ma drugiego posterunku!<br>
{{tab}}— Tylko jeden na schodach, tam gdzie przez całą noc pali się lampa, tak, że będziesz mógł schronić swoją latarkę! poszepnęła nie duża, ale składna dziewczyna, któréj naprawdę nieponętny, opuchły Kasztelan tak bardzo się podobał, że nią według upodobania mógł się posługiwać. Miłość jest tak ślepą, a bezbrody grubas, dla pewnych nikczemnych istot musiał mieć jakiś szczególnieszy powab, kiedy oprócz jasnowłoséj Minny i stary Pająk tak go lubił, że nie tylko w swoim rodzaju dogadzał mu, ale i zupełne w nim położył zaufanie, na czém nienajlepiéj wyszedł, bo ten łotr, zawdzięczając mu miłość, pewnéj nocy zamordował, a potém zrabował. Prawda, że stara Robertowa nie zasłużyła na lepszy los, bo mnóztwo niewinnych istot padło ofiarą jéj chciwości i podszeptów.<br>
{{tab}}Jasnowłosa Minna, którą w owym czasie Kasztelan swoją miłością uszczęśliwiał, pozostała w wieży, on zaś z dwoma pomocnikami skradał się korytarzem cicho i ostrożnie, bo po obu stronach były rozmaite przejścia, prowadzące do mieszkań zamkowéj służby.<br>
{{tab}}Pawilony króla i królowéj były zupełnie od téj części zamku oddzielone i wychodziły na ogród spacerowy tudzież na plac zamkowy.<br>
{{tab}}Trzéj złodzieje zbliżyli się do schodów, prowadzących do rozległéj części gmachu, w któréj znajdowały się przechowawcze izby. Tu były pokoje pełne bielizny i pościeli, tam znowu składy szkieł i różnego rodzaju zapasów, a o połowę schodów wyżéj, przechowywano <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_303" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/663"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/663|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/663{{!}}{{#if:303|303|Ξ}}]]|303}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kosztowne przedmioty, po za żelaznemi drzwiami i kratami w oknach.<br>
{{tab}}Kasztelan szedł naprzód niosąc latarnię rzucającą słabe światło na schody i pomalowane ściany, Karol i Porucznik szli za nim, bardzo uważnie w koło siebie patrząc i przedstawiając widok, zdradzający natychmiast, że te trzy złowrogie postaci, w miejscu, w którem krążyć zwykli sami tylko lokaje i kamerdynerowie, są zupełnie niewłaściwi, mają zapewne zbrodnicze zamiary.<br>
{{tab}}Skręcili po za wystającym murem, przebyli coraz to szersze i bogaciéj przyozdobione przejścia, i nakoniec zbliżyli się do ostatnich schodów, na których wysokości świeciło się i gdzie wymierzonym krokiem przechadzał się posterunek.<br>
{{tab}}— Zamkniéj latarnię, szepnął Porucznik, bo nas ten szelma obaczy pierwéj niż potrzeba!<br>
{{tab}}— Zawoła na nas! mniemał czarnowłosy Karol.<br>
{{tab}}— To go zwiążemy! mruknął Kasztelan, zakrywając ślepą latarkę.<br>
{{tab}}— Puśćcie mnie naprzód, na honor, rzecz zaczyna być zajmującą! Musimy teraz dostać się do składu, choćby go strzegł stugłowy Cerber! cicho powiedział Porucznik, który zdawał się mieć ochotę uspokoić raz wewnętrzne swoje rozstrojenie, do którego sam przed sobą przyznać się nie chciał, ale które wyrównywało rozpaczy. Przejmowała go jakaś prawie ślepa wściekłość, podwyższona myślą, że za pomocą dzisiejszego rabunku zdoła podratować siebie, jak gdyby dla tego zgubionego człowieka, prócz śmierci, był jeszcze jaki ratunek.<br>
{{tab}}Przebiegły Kasztelan ustąpił panu von Reitz żądanego pierwszeństwa.<br>
{{tab}}— Cześć, komu cześć przystoi! poszepnął z uśmiechem, którego Porucznik w ciemności nie dostrzegł.<br>
{{tab}}Posterunek na górze, którego dwaj pozostali w tyle, z powodu zakrętu szerokich, złoconą galeryą objętych schodów widzieć nie mogli, zapewne posłyszał szelest <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_304" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/664"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/664|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/664{{!}}{{#if:304|304|Ξ}}]]|304}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nadchodzących kroków, bo jak przekonywał z daleka padający cień, stanął na ostatniéj części schodów, którą rozwidniało światło palące się za nim w ściennym lichtarzu.<br>
{{tab}}Wtém porucznik wszedł na oświetlone stopnie.<br>
{{tab}}— Kto idzie! zawołano z niejaką bojaźnią.<br>
{{tab}}— Dobry przyjaciel! Niby hartując odpowiedział pan von Reitz, ale w tejże chwili dał się słyszeć na wysokości schodów ciężki upadek i jakiś głos stękający.<br>
{{tab}}— On go przebił! bez obawy szepnął Karol.<br>
{{tab}}— Co nas to obchodzi? Daléj, naprzód! rozkazał Kasztelan. Dwaj złoczyńcy poszli teraz za Porucznikiem, i wstąpiwszy na wierzch oświetlonych schodów postrzegli, że zajęty jest ustawieniem żołnierza w blizkim kącie korytarza. Rogoża na podłodze była krwią zalana, a posterunek widocznie nie stawiał już żadnego oporu. Nakoniec tak go sztucznie ustawił i do jakiejś klamki przytwierdził, iż z daleka można było mniemać, że stojąc zasnął.<br>
{{tab}}— Co się z nim stało? spytał Kasztelan.<br>
{{tab}}— Ochłodziłem go i ustawiłem, teraz nic nam nie — przeszkadzał ze straszliwém szyderstwem odpowiedział Porucznik.<br>
{{tab}}— Więc zabierajmy się do dzieła, tam są drzwi, Karol może tu zająć miejsce zabitego żołnierza! powiedział Kasztelan i wyjął z kieszeni narzędzie, za pomocą którego można było bez hałasu otworzyć każde drzwi. Były to dwie silne szruby, z których jedną z uszkiem Kasztelan obok zamku wkręcił w drzewo.<br>
{{tab}}Porucznik mu przy tém pomagał, ręce miał pokrwawione;<br>
{{tab}}W tę gwintowaném uchem opatrzoną szrubę, kasztelan wkręcił drugą, która tym sposobem skierowała pierwszą ku zamkowi drzwi. Drążek podłużny z heblem taką téj szrubie nadał siłę, że wkrótce mocne, żelazem okute drzwi uległy i bez hałasu wysadzone zostały.<br>
{{tab}}— Na honor, to sławny wynalazek, zasłużyłeś na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_305" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/665"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/665|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/665{{!}}{{#if:305|305|Ξ}}]]|305}}'''<nowiki>]</nowiki></span>order, Kasztelanie! twierdził Porucznik, a oczy jego już chciwością, zabłysły.<br>
{{tab}}— Nie tak prędko! Wewnątrz znajduje się żelazna sztaba! Przezorny zawiadowca innemi drzwiami wyszedł z téj izby, ale bardzo ostrożnie zamknął! cicho mówił Kasztelan, bo jego naciskowi coś się ze środka opierało.<br>
{{tab}}— A może kto tam jest w izbie? szepcąc spytał Porucznik i zrobił wielkie, straszne oczy.<br>
{{tab}}— Nie byłby tak cichy! Nie, nie, ja już przez mały otwór widzę, że to żelazna sztaba — czekaj, mam ja tu piłkę, to tylko kilka chwil czasu!<br>
{{tab}}Gdy trzeci złoczyńca stał na czatach przy schodach, a włamywanie się trwało za długo i gdy zaledwie zdolny był pokonać wzrastającą trwogę, spoglądając na ustawionego na boku żołnierza, piłka cichutko gwizdała przy drzwiach, które po kilku minutach ustąpiły.<br>
{{tab}}Ale w chwili właśnie, gdy niecierpliwy Porucznik je wyparł, obie części sztaby z łoskotem padły na flizy sklepionéj izby i zabity żołnierz, może ze wstrząśnienia, runął także na ziemię.<br>
{{tab}}Trzéj złodzieje przelękli się mimowolnie, lecz wnet dwaj wpadający do skarbca wybuchli stłumionym śmiechem, gdy ten co pozostał na schodach słuchał. W tak niebezpiecznéj chwili zdawało mu się, że na dole słyszy jakieś głosy — mianożby tam usłyszeć upadek żelaznéj sztaby? albo może nadchodził już patrol zluzować wartę? To niepodobieństwo, bo jeszcze na to była przeszło godzina czasu.<br>
{{tab}}Porucznik i Kasztelan, przy blasku ślepéj latarki już układali w worki, rozmaite srebrne sprzęty i zabierali się właśnie do kruszenia wysokiéj, kosztownéj zastawy stołowéj, wysoką wartość mającéj, a potém do zebrania czarnych brylantów innych rzadkich i drogich kamieni tu przechowywanych, gdy wpadł zewnątrz stojący — z twarzą okropnie przerażoną.<br>
{{tab}}— Ktoś idzie! zawołał i obu rękami wskazał: słuchajcie!<br>
{{tab}}Rzeczywiście dochodził teraz z dołu uderzający zgiełk <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_306" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/666"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/666|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/666{{!}}{{#if:306|306|Ξ}}]]|306}}'''<nowiki>]</nowiki></span>głosów, lecz jeszcze zdawał się być tak daleko, że Kasztelan mógł uciec z dostatecznym łupem.<br>
{{tab}}— Masz, bierz! zawołał na czarnogłowego, oddając mu do połowy napełniony worek.<br>
{{tab}}Porucznik tymczasem pochwycił drugi, a chciwy Kasztelan porwał jeszcze kilka kosztownych sztuk dla siebie, gdy głosy tak się już zbliżyły, iż wyraźnie można było rozpoznać głos kobiecy.<br>
{{tab}}Karol wypadł — Porucznik ruszył za nim i nadsłuchując spytał:<br>
{{tab}}— Czy nas jasnowłosa Minna zdradziła?<br>
{{tab}}— Nie! Przekleństwo, założę się, że to ta jaszczurka z familijnego domu, Małgorzata!<br>
{{tab}}Nim obaczymy, czy i jak trzéj złoczyńcy ocaleli, wypada nam wyjaśnić ostatnią rozmowę Kasztelana z czarnogłowym Karolem, mianą na ulicy, kiedy wspomniał o Małgorzacie.<br>
{{tab}}Widzieliśmy, że w owym dniu, w którym książę klęczał przed ocaloną i otrzymał od niéj przebaczenie i kiedy został wezwany do króla, Małgorzata padła skrwawiona jako ofiara Leony — leżała ona bez ratunku w zamkowym pokoju, ta okrutnica ze swoim kulawym wspólnikiem czém prędzéj odeszła.<br>
{{tab}}Krew wielkiemi czerwonemi kroplami sączyła się z rany omdlałéj, która po doznaniu chwili szczęścia, śmiercią ją opłacała: bo gdyby jéj nikt z pomocą nie przybył, zapewne uszłaby jéj krew w pokoju, — a nawet, nie pomogłoby nic jéj wołanie, gdyż w pobliżu wcale służby nie było.<br>
{{tab}}Ale piekielny plan wyrodnéj matki, z duszą pełną szatańskich popędów, miał być zniweczony, karząca ręka Boga, tak srodze ciążąca na Małgorzacie, jeszcze unosiła się nad nią dla jéj obrony — czekał ją inny los, niż nieszczęsna śmierć w téj godzinie!<br>
{{tab}}Nie książę przybył ją ratować i odpłacić za wszelką wyrządzoną jéj krzywdę. Książę usłyszał z ust królewskich rozkaz, aby jeszcze tego samego dnia wyjechał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_307" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/667"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/667|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/667{{!}}{{#if:307|307|Ξ}}]]|307}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ze stolicy, i aby zamieszkał przez rok następny w jakiémś oddaloném miejscu — a wygnanie to zawdzięczał swojemu szambelanowi, owemu łotrowi, którego w téj chwili był w stanie podeptać nogami! Wygnanie! Baron von Schlewe wygrał z księciem partyę szachów — on, winowajca, najniegodziwszy człowiek, stał wyżéj niż książę! A nie uchodził po takim rozkazie ani żaden opór ani wyjaśnienie! — musiał być niezwłocznie wykonany... Późniéj może będzie można pociągnąć do odpowiedzialności i kary sprawcę tego wygnania!<br>
{{tab}}Lecz gazety stołeczne doniosły, że książę Waldemar z powodu osłabionego zdrowia przez rok przyszły przemieszkiwać zamierzył na południu.<br>
{{tab}}Niebo wybrało i teraz Waltera na wybawcę Małgorzaty! On, który był zawsze jakby duchem opiekuńczym Małgorzaty — on, wolny od wszelkiego samolubstwa, nie spodziewający się teraz nigdy już posiadać téj, którą od młodości ukochał jak gwiazdę, jak kwiat, a znał tylko jedyne życzenie, jedyne dążenie: bronienia jéj i widzenia szczęśliwą — Walter, ten człowiek szlachetny, ten człowiek ludu, któremu książę, poznawszy go zupełnie, dozwolił zamieszkać w skrzydle zamku, w którém znajdowały się pokoje Małgorzaty, znalazł zemdloną na kobiercu w pokoju.<br>
{{tab}}Przez chwilę oniemiał i osłupiał z przerażenia — obawiał się jak najgorszego — przebiegła mu po głowie myśl, że Małgorzata w rozpaczy własną ręką się zabiła, bo nie wiedział co zaszło i co mówiła z księciem — lecz gdy otworzyła oczy, przeniósł ją na sofę, przywołał służące i pośpieszył po doktora.<br>
{{tab}}Gdy wieczorem nadeszła wiadomość o wygnaniu księcia, a Małgorzata o tyle wzmogła się, iż razem z Walterem zamek opuścić mogła, wyprowadził ją z niebezpieczeństwa, które jéj tam groziło.<br>
{{tab}}— Raczéj ubóztwo i nędza, niż tam bez opieki zawisłość od okrutników na jéj życie nastających, mówił: pociesz się, ja z radością pracować będę, skoro cię tylko <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_308" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/668"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/668|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/668{{!}}{{#if:308|308|Ξ}}]]|308}}'''<nowiki>]</nowiki></span>będę widział spokojną i bezpieczną! Widzę, że rana twoja boli cię, chociaż starasz się to przedemną ukrywać.<br>
{{tab}}— Nie obawiaj się Walterze, ja czuję tylko osłabienie!<br>
{{tab}}— Dokądże się teraz udamy! spytał wyrobnik, dokąd, kiedy ja nie znam ani żywéj duszy! Ale czekaj! — przychodzi mi na myśl, że mam jeszcze daleką krewną, tam cię zaprowadzę, ona ci da schronienie! Wprawdzie dawno już nie byłem w jéj domu, bo mąż jéj często mi się dziwnym wydawał, ale mimo to ona mojéj prośby nie odrzuci — nie mam więcéj nikogo, pod którego opieką mógłbym być o ciebie bezpieczny!<br>
{{tab}}— Dokąd mnie zaprowadzisz, wszędzie będzie mi dobrze, mój Walterze! odpowiedziała blada, słaba dziewica, polegając na swoim opiekunie, jak na prawdziwym przyjacielu i bracie.<br>
{{tab}}— Ehrenbergowie byli to uczciwi ludzie! mianowicie ona, a zapewne i dzisiaj jest taką; ją to dla ciebie z całéj duszy zobowiązać pragnę, — mają oni dwie córki, starsza musi być w twoim wieku, u nich znajdziesz spokój i utrzymanie!<br>
{{tab}}W tak pięknéj nadziei, Walter wyobrażając sobie w tak pięknych kolorach pobyt Małgorzaty w domu stolarza Ehrenberga, zaprowadził ją na przedmieście, w którém przed laty tę rodzinę nawiedzał.<br>
{{tab}}Chociaż Ehrenberg, jak to już wówczas zauważył Walter, lubiał się rzeczywiście napijać, jednak miał nadzieję pewną, że jego żona chętnie przyjmie Małgorzatę, skoro jéj za to tajemnie zapłacą.<br>
{{tab}}Nareszcie doszli do ulicy i domu, w którym dawniéj szyld zapowiadał nazwisko stolarza — zdawało się, że teraz go zdjęto. Gdy Małgorzata zaledwo na nogach utrzymać się mogła, Walter nadaremnie szukał szyldu.<br>
{{tab}}Wszedł wewnątrz domu i zapytał o Ehrenbergów.<br>
{{tab}}— Czy mówicie o stolarzu, który więcéj pije niż pracuje? spytała jakaś stara kobieta; on już to od roku <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_309" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/669"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/669|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/669{{!}}{{#if:309|309|Ξ}}]]|309}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie mieszka! Idźcie tam na dół do familijnego domu, tam on podobno wynajął jeden pokój z żoną i dzieckiem!<br>
{{tab}}— W familijnym domu? pomruknął Walter; mój Boże, mamże cię tam wprowadzić?<br>
{{tab}}— Już daléj iść nie mogę — wprowadź mnie tam — kobieta zlituje się! omdlałym głosem mówiła Małgorzata.<br>
{{tab}}— O ile wiem, w familijnych domach tam daléj, mieszkają ubodzy ale nieźli ludzie, zawsze będą oni lepsi od bogaczy, i znakomitych, którzy ciebie prześladują! odpowiedział Walter, i poszedł z Małgorzatą ulicą pełną robotników i ubogich, aż do szeregu domów, zewnątrz podobnych do starych koszar. Te długie, trzypiętrowe domy, miały brudno siwą barwę. W licznych oknach, z małemi zielonemi szybami, pojawiały się liczne głowy mieszkańców, po większéj części starych kobiet i mężczyzn, i wyglądały na ulicę. Gdy pod temi oknami, zielone, po części kwitnące drzewa przedstawiały dosyć miły widok, a na pierwszém piętrze nawet tu i owdzie pokazywały się białe firanki, drugie piętro już mniéj ponętnie wyglądało. Okna miało niższe, nieprzezroczyste, które świadczyły, że i po za niemi nie musiało być bardzo schludnie.<br>
{{tab}}Te zależne od siebie domy, pół ulicy zajmujące, służyły po większéj części za mieszkanie ubogim rodzinom, najmującym tu sobie tanio po jednéj izbie, a nawet jak obaczymy, podzielającym tę izbę z drugiemi, narysowawszy na podłodze kredą przedział jednéj rodziny od drugiéj. Często nawet w większych izbach mieszkały, cztery rodziny, a wtedy każda bardzo ściśle oznaczała rewir swój albo kredą, albo ostawieniem granicy rozmaitemi sprzętami. Spory rozstrzygał ojciec domowy, który bez wielkich ceremonij szybko przywracał spokojność.<br>
{{tab}}Tak zwane familijne domy, które z powodu takiego rodzaju komornego przynosiły bardzo znakomity dochód, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_310" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/670"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/670|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/670{{!}}{{#if:310|310|Ξ}}]]|310}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bo najmniejszą nawet kwotę każdy z pojedynczych lokatorów z największą ścisłością opłacać musiał, należały do staréj, słabéj na umyśle wdowy, na któréj spadkobierstwa czatujący z wielką uwagą pilnowali zarządu domów.<br>
{{tab}}Wstąpmy z Walterem i Małgorzatą na kilka stopni prowadzących do drzwi wchodowych.<br>
{{tab}}Wązki i dosyć ciemny przysionek nie bardzo jest zachęcający. Niegdyś białe ściany, od wytarcia ich odzieżą, przybrały barwę pstréj siwizny, podłoga poodrywała się i schrapowaciała, po obu stronach znajdują się liczne drzwi, w których widać najrozmaitsze postaci. Tu krępa kobieta, z brudną twarzą mulatki, tam kilkoro mniéj niż nędznie odzianych dzieci, tam chudy mężczyzna z małym garnkiem, a w głębi kilka kobiet, tak odrażających powierzchownością, że nazwa „płeć piękna“ dla nich byłaby chyba szyderstwem. Stoją obok stromych, brudno-czarnych schodów, których stopnie od częstego stąpania po nich mają liczne wklęsłości.<br>
{{tab}}Walter zapytał kobiety z twarzą mulatki o Ehrenbergów.<br>
{{tab}}— Ehrenbergowie? godnym zazdrości basem odpodziała stara z zaufaniem bliżéj przystępując: musicie państwo przejść dwoje schodów wyżéj, potém na prawo, potém na lewo, nareszcie około schodów i znowu prosto, numeru nie wiem. Ehrenbergowie — ale otoż idzie Augusta, która może zaprowadzić!<br>
{{tab}}Walter spojrzał ku drzwiom, w których pokazała się wysoka, chuda postać dziewczyny. Barwa jéj twarzy była płowa i żółta jak pergamin, a policzki miała zapadłe.<br>
{{tab}}— Augusto, zawołała stara, Augusto Ehrenberg!<br>
{{tab}}— Ach, pani Müllerowa, nigdzie nie mogę znaleźć doktora! narzekając powiedziało dziewczę.<br>
{{tab}}— Bardzo wierzę: jak posłyszą o familijnym domu, to powiadają, że wyszli. Co robi matką?<br>
{{tab}}— O, z nią bardzo źle!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_311" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/671"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/671|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/671{{!}}{{#if:311|311|Ξ}}]]|311}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Co? rzekł Walter wdając się w rozmowę, jesteście Augusta Ehrenberżanka?<br>
{{tab}}— Tak jest, czy mnie znacie?<br>
{{tab}}— I wasza matka chora?<br>
{{tab}}— Na tyfus, i to okropny!<br>
{{tab}}— I wy sami wyglądacie bardzo cierpiąco!<br>
{{tab}}— O, Boże kochany, już od tygodnia oka nie zmrużyłam! powiedziało dziewczę.<br>
{{tab}}— I jeść zapewne nie macie co, stary przepija ostatni grosz, a żona nie może go w karbach utrzymać, to nieszczęście! Wczoraj wieczorem spadł ze wszystkich schodów!<br>
{{tab}}— To z przyczyny dziur w schodach, pani, uniewinniała dziewczyna.<br>
{{tab}}— Ci państwo, pytają o was, Augusto! rzekła stara o mulackiéj twarzy i wesoło wypuszczającym się wąsie, obracając się ku drzwiom.<br>
{{tab}}— Czy mnie już nie poznajecie! Jestem Walter, bratanek waszéj matki!<br>
{{tab}}— Tak, teraz przypominam sobie! odpowiedziało dziewczę, i widocznie było jéj przykro, że kuzyna zaprowadzić miała na górę.<br>
{{tab}}— I ciotka chora?<br>
{{tab}}— Bardzo chora, Boże zmiłuj się! Nie mogę was prosić, abyście szli zemną, bo u nas taka bieda!<br>
{{tab}}— Wierzę, rzekł Walter, chciałem tylko zapytać was, czy nie możecie odstąpić téj dziewczynie części waszéj izby?<br>
{{tab}}Augusta Ehrenberżanka spojrzała na Małgorzatę, a widząc, że ta równie jak i ona jest uboga i chora, nędzą swoją twarz rozjaśniła wielką dobrocią serca: — byłaby najchętniéj Małgorzatę do siebie przytuliła i w sercu swojém zamknęła — bo ubodzy dla podobnych sobie po większéj części są gotowi do wszelkich poświęceń; ale dziewczyny, którą Walter przyprowadził, tak bez dalszych następstw przyjąć nie śmiała.<br>
{{tab}}— Zapytam ojca — chodźcie zemną na górę! rzekła <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_312" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/672"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/672|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/672{{!}}{{#if:312|312|Ξ}}]]|312}}'''<nowiki>]</nowiki></span>teraz odważniéj. Dawno nie byliście u nas Walterze — ach, teraz wszystko się zmieniło!<br>
{{tab}}— Szukałem was już w waszém poprzedniém mieszkaniu! odpowiedział Walter, prowadząc po schodach Małgorzatę, która już nie była w stanie utrzymać się na nogach.<br>
{{tab}}— Teraz tu koło rogu, a potém znowu na drugie schody na górę! prosiła idąca za nimi Augusta.<br>
{{tab}}Dom wyglądał wszędzie przepełniony. Gdy się otworzyły jedne drzwi, widziano w izbach razem młodych i starych ludzi, a jednak nie była to jeszcze pora, w ktôréj pracownicy obojéj płci do domu wracać zwykli.<br>
{{tab}}U stop drugich schodów Walter musiał z Małgorzatą zaczekać, bo kilku ludzi właśnie z trudnością znosiło mizerną trumnę, a w górze jakiś głos śpiewał, i słychać było przytém jednotonny turkot poruszanéj kolebki, a nadto rozmaite wołania, kłótnie i wrzask dzieci.<br>
{{tab}}Walter żałował już, że wszedł do familijnego domu, lecz Małgorzata postrzegłszy jego niezdecydowanie, poszepnęła mu, aby się pocieszył, bo ona nic więcéj niepotrzebuje, prócz kawałka miejsca na spoczynek.<br>
{{tab}}Gdy niosący trumnę zeszli na dół, Walter zaniósł dziewczynę na drugą stronę schodów i za idącą przodem Augustą podążał daléj ku przejściom obok niezliczonych drzwi, nad któremi oznaczone były numera i z których dochodziły rozmaite głosy. Przytém gdzie nie gdzie ukazywały się nieprzyjemne, napuchłe, albo głodem strawione twarze, zupełnie do smaku nieprzypadające.<br>
{{tab}}Nakoniec nasze trzy osoby dostały się do rogu, a potém obok schodów prowadzących na poddasze, podzielone także na sypialnie, i teraz dopiero Augusta otworzyła drzwi.<br>
{{tab}}Z izby buchnęło gęste, niezdrowe powietrze, panowała w niéj pomroka, chociaż izba ta miała dwa okna, były one jednak tak nizkie i nieprzezroczyste, iż wy- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_313" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/673"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/673|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/673{{!}}{{#if:313|313|Ξ}}]]|313}}'''<nowiki>]</nowiki></span>glądały jak matowo szlifowane. W lewéj ścianie znajdowały się przymknięte drzwi, prowadzące do drugiéj izby, przy nich stało nędzne, nizkie łóżko. Na prawo pod ścianą sięgającą aż do starego, czarnego pieca, zimnego jak lód, ujrzał Walter łoże choréj kobiety. Stoczona przez robaki szafa, stary chybotający się stół i dwa stołki uzupełniały umeblowanie izby, którą dotychczas rodzina Ehrenbergów sama zamieszkiwała.<br>
{{tab}}Na stole stała niedopalona świeca łojowa w butelce, a przy niéj kilka garnuszków i filiżanek.<br>
{{tab}}Na jednym stołku siedział, naprzód pochylony i osłupiałe przed siebie patrzący stary Ehrenberg, a młodsza siostra Augusty, ładna czternasto-letnia dziewczyna, klęczała przy łóżku matki, wijącéj się na niém, ciężko oddychającéj i stękającéj.<br>
{{tab}}Cała ta przestrzeń wywierała odstręczające wrażenie.<br>
{{tab}}— Ojcze, powiedziała Augusta, dotykając ramienia siedzącego — młody Walter przyszedł!<br>
{{tab}}— Czego on chce? nie patrząc i odrętwiałe spytał stary.<br>
{{tab}}— Pyta, czy zechcesz odstąpić część naszéj izby téj oto dziewczynie?<br>
{{tab}}— Jak zapłaci, to odstąpię!<br>
{{tab}}— Dobry wieczór, panie Ehrenberg, z cicha rzekł Walter zbliżając się ku niemu: — zapewne, że zapłacę!<br>
{{tab}}— To dobrze! — Czy przyniosłeś pieniądze? Ja nie mam nic!<br>
{{tab}}— Tu jest tymczasem talar! poszepnął Walter i wsunął staremu pieniądz, który teraz ożywił się, powstał i krewnemu swojéj choréj żony podał rękę.<br>
{{tab}}— Interes skończony! Mówisz o téj dziewczynie, która zaledwie się na nogach utrzymać może? Połóż się dziecko, w łóżko! Spójrz-no tam Walterze, dodał, wkrótce z nią koniec będzie!<br>
{{tab}}— Żałuję was, Ehrenbergu!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_314" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/674"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/674|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/674{{!}}{{#if:314|314|Ξ}}]]|314}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cóż począć? Trzeba się na wszystko zgodzić! powiedział stary wzruszając ramionami.<br>
{{tab}}— Alboż nie macie żadnego lekarza?<br>
{{tab}}— Żaden przyjść niechce — ale nic nie szkodzi, bo skoro który przyjdzie, to zapisuje, a to kosztuje pieniądze, — kto ma umrzeć, to pomimo tego umiera!<br>
{{tab}}— Mój Boże, jak to bieda zobojętnia człowieka! pomyślał Walter, a tymczasem Augusta uprzejmie zaprowadziła prawie omdlałą Małgorzatę do łóżka, aby sobie odpoczęła.<br>
{{tab}}— Pójdę z tobą, powiedział majster Ehrenberg, wprzód jeszcze nim Walter zabrał się do wyjścia: muszę sobie przynieść na noc coś przełknąć, bo nie mógłbym ani pilnować, ani czuwać!<br>
{{tab}}Walter mimowolnie spojrzał na czerwono-siną twarz upadłego stolarza, i teraz dopiero dostrzegł krwią nabiegłe miejsca na jego czole, na wypukłościach twarzy i rękach, które potłukł, gdy upadł, jak o tém wspomniała Müllerowa.<br>
{{tab}}— Lepiéj pozostańcie w domu, majstrze Ehrenbergu!<br>
{{tab}}— Pójdź, nie mów nic, pójdź! Weselszy będę, jak zaczerpnę nieco świeżego powietrza!<br>
{{tab}}Walter pożegnał Małgorzatę i Augustę i przyrzekł znowu wkrótce powrócić, potém zszedł ze starym ze schodów i pożegnał go o ile mógł najśmieszniéj.<br>
{{tab}}Wstrzymamy się niedługo w opowiadaniu dalszych wypadków, a wrócimy do zamku dla przekonania się, na czém skończyła się tamtejsza kradzież.<br>
{{tab}}Stara ciotka Waltera umarła, a i Augusta gwałtownie zachorowała, Ehrenberg zaś zabijał swoje nieszczęście, swoje troski i wyrzuty, nieustanném zakrapianiem się wódką, młodsza zaś siostra Augusty nieprzestannie płakała.<br>
{{tab}}Małgorzata znalazła siłę do czuwania nad biedną Augustą i do pielęgnowania jéj, bo Walter co wieczór przychodził i przynosił jéj swój zarobek.<br>
{{tab}}Ale gdy niepochowana jeszcze żona Ehrenberga leżała <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_315" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/675"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/675|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/675{{!}}{{#if:315|315|Ξ}}]]|315}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w skrzyni pod schodami, — tejże nocy, w któréj Kasztelan z czarnogłowym Karolem naradzali się co do napadu na skarbiec zamkowy, umarła także i nieszczęśliwa Augusta, a jéj ojciec, aby ofiarować coś przybyłemu nakoniec lekarzowi, podał flaszkę wódki, potém zaś ją wypróżnił, gdy lekarz bez ceremonii ją odrzucił.<br>
{{tab}}Teraz był w usposobieniu, które go podtrzymywało. Zaprowadził doktora pod schody do zmarłéj żony, potém do łóżka zmarłéj córki, a gdy lekarz pod wrażeniem tak przerażającéj nędzy, któréj często w stolicy był świadkiem, polecił aby zakadzono, Małgorzata opowiedziała przybyłemu Walterowi co słyszała, przerywając przy częstém rzężeniu konającéj Augusty.<br>
{{tab}}— Było tam dwóch ludzi, słyszałam wyraźnie, naradzali się długo. Nie każde słowo zrozumieć mogłam, lecz wiem doskonale, że mówili o zamku, i że jeszcze trzeci był w to wtajemniczony.<br>
{{tab}}— I tu obok w izbie naradzali się złoczyńcy?<br>
{{tab}}— Tak Walterze, tutaj tuż przy drzwiach. Jeden z nich jest gruby, dzisiaj go widziałam, i jeżeli się nie mylę, był to ów towarzysz Pająka, którego nazywano Kasztelanem — drugi jest synem wdowy, mieszkającéj tu w przyległéj izbie z inną rodziną.<br>
{{tab}}— Sprowadzę policyę i każę ich uwięzić!<br>
{{tab}}— Oni już od godziny wyszli!<br>
{{tab}}— Do licha — to oni już przy robocie! Tu ja nic nie pomogę, doktora macie w miejscu — pobiegnę do zamku i postaram się przeszkodzić kradzieży! szepnął Walter.<br>
{{tab}}— Pójdę z tobą, samego cię nie puszczę — oni cię zabiją, ty jesteś taki szalony! A u takich ludzi co znaczy morderstwo?<br>
{{tab}}— Nie, nie, zostań tu Małgorzato! cicho prosił Walter, gdy doktor przygotowywał akta zejścia matki i córki: nie mogę cię wziąć z sobą — już wkrótce północ!<br>
{{tab}}— Ja się ciepło okryję. Nie odtrącaj mnie — patrz, niewypowiedziana trwoga przejmuje mnie na myśl, że sam chcesz odejść!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_316" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/676"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/676|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/676{{!}}{{#if:316|316|Ξ}}]]|316}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bądź silna i spokojna. Skoro przeszkodzę zbrodni tych złoczyńców, powrócę tutaj.<br>
{{tab}}— Nie powrócisz — głos wewnętrzny mi to mówi! Ja nie mogę tu pozostać!<br>
{{tab}}Małgorzata zarzuciła chustkę na ramiona i szybko wyszła z Walterem z familijnego domu — nie uważano, że pilny i tajemniczy miała zamiar, bo wszyscy widzieli, że u Ehrenbergów są aż dwa trupy, a ztąd było tam w nocy wiele zajęcia.<br>
{{tab}}Burza miotała śniegiem i deszczem na dwie osoby, które aby zapobiedz zbrodni, opuściły przedmieście i przez staroświecką bramę weszły na krzyżujące się ulice pełne brudu i ciemności.<br>
{{tab}}— I nie gniewasz się na mnie? z właściwą sobie niewinnością i przymileniem spytała Małgorzata.<br>
{{tab}}— Jak możesz pytać mnie o to? Czyliż mógłbym gniewać się za to, że z obawy o mnie nie lękasz się mroźnéj nocy i towarzyszysz mi! Wołałbym był tylko z powodu twojego zdrowia, abyś była pozostała w domu, bo noc niegodziwa, burzliwa! Ale kiedy jesteś przy mnie, wyznać ci muszę, iż niewypowiedziane jakieś uczucie mówi mi: tak lepiéj! rzekł Walter.<br>
{{tab}}— Dziękuję ci, że mi tak mówisz, byłabym umarła z niespokojności i obawy! Ci ludzie są okrutni, a tyś za porywczy! Przywołamy zamkową straż i tym sposobem przeszkodzimy kradzieży.<br>
{{tab}}— Północ! szepnął Walter usłyszawszy bicie zegarów. Spodziewam się, że właśnie na czas przyjdziemy.<br>
{{tab}}Droga z domu {{Korekta|familijmego|familijnego}} na przedmieściu do zamku była dosyć daleka, bo przynajmniéj wynosiła pół mili, a przedłużały ją jeszcze bardziéj liczne zboczenia, które trzeba było robić, bo ulice nie szły prosto. Przy tém z powodu niepogody kamienie oślizgły, a po rogach wiatr w oczy smagał deszczem i śniegiem nocnych wędrowców.<br>
{{tab}}Ale Małgorzata odważnie naprzód pośpieszyła, nie zważając, że burza odzież jéj zmoczyła i z włosami jéj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_317" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/677"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/677|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/677{{!}}{{#if:317|317|Ξ}}]]|317}}'''<nowiki>]</nowiki></span>igrała, a Walter prowadził ją szybko, jak człowiek niemający ani sekundy do stracenia. Należał on do rzędu ludzi zawsze gotowych poświęcić wszystko dla zapobieżenia bezprawiu, a skoro pomyślimy, z jakiém zaparciem się siebie i z jaką bezinteresownością, oddawał swoje mienie, a nawet swoje życie dla Małgorzaty, wtedy nawet, gdy się przekonał, że ona kocha kogo innego, to przyzna każdy z nami, że ten człowiek z ludu posiadał szlachetne serce, że wzorowo w cichości spełniał zacne czyny, i że dla tego w oczach naszych daleko wyżéj stoi, niż owi tak zwani dobroczyńcy, którzy z ostentacyą niosą pomoc ubogim.<br>
{{tab}}Walter pomagał tylko jednéj ubogiéj — ale pomagał nietylko bez osobistego celu i wstecznych myśli, lecz z całego serca, chociaż wzgardziła nim i jego miłością. I właśnie dla tego wyżéj go cenić należy, dla tego ten człowiek z ludu wydaje się szlachetniejszym, bo my ludzie nie wszyscy zdolni jesteśmy kochać tam, a kochać tak wiernie i bezinteresownie, gdzie nas w najszczerszych naszych uczuciach zawiedziono!<br>
{{tab}}Walter i dzisiaj jeszcze kochał Małgorzatę równie gorąco i serdecznie jak dawniéj, chociaż zaniechał zupełnie nadziei jéj posiadania; kochał ją jeszcze czyściéj niż kiedyś, bo pragnął tylko jéj bronić, ratować i nią się opiekować.<br>
{{tab}}Nakoniec oboje pozbawieni tchu dostali się do spacerowego ogrodu i czém prędzéj szli do głównego portyku zamku, pragnąc tamtędy dostać się do straży.<br>
{{tab}}Posterunek zabronił im wstępu, i dopiero gdy sprowadzono oficera, który wysłuchał o co chodziło, otworzono zakratowane drzwi i wpuszczono ich do zamku.<br>
{{tab}}— To mistylikacya! utrzymywał oficer, mówiąc do adjutanta i niedowierzająco patrząc na Waltera i Małgorzatę.<br>
{{tab}}— Należy ich aresztować, bo przypuszczam, że Ci ludzie robią to przez zemstę.<br>
{{tab}}— Mniemasz pan, że oni właściwie mają udział <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_318" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/678"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/678|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/678{{!}}{{#if:318|318|Ξ}}]]|318}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w zamierzonéj kradzieży? Ja tylko nie pojmuję, którędy trzéj złoczyńcy, o których oni wspominają, znaleźli sobie przystęp do zamku?<br>
{{tab}}— Bierzmy z sobą oboje oskarżycieli i przetrząśniéj — my zamek! doradzał adjutant.<br>
{{tab}}— Jestem na usługi — ale nie pojmuję, jakimby sposobem złodzieje mogli się dostać do zamku, tak, że ustawione na schodach warty ich nie postrzegły! mniemał oficer od zamkowéj straży.<br>
{{tab}}— Pójdźcie z nami! rozkazał adiutant, a Walter i Małgorzata byli gotowi usłuchać. Czy wiecie, co złodzieje uczynić zamierzają?<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, że coś słyszałam o skarbcu sreber! drżąca ze wzruszenia i z bijącém sercem odpowiedziała dziewczyna.<br>
{{tab}}Obaj oficerowie spojrzeli po sobie, jakby powiedzieć chcieli: rzecz przybiera poważniejszy charakter — potém, wziąwszy pomiędzy siebie Waltera i Małgorzatę, poszli na dziedziniec zamkowy i ztamtąd zawrócili na dziedziniec mniejszy, z którego dochodziło się do schodów, prowadzących do części zamku, w któréj znajdowały się dobrze zamknięte i strzeżone skarbce.<br>
{{tab}}— Ja się bardzo boję! wyznała Małgorzata, gdy dwaj oficerowie głośno naradzali się, którym korytarzem udać się mają.<br>
{{tab}}— Tam na górze przed skarbcem sreber jest posterunek, powiedział oficer od straży; niewątpliwie byłby narobił hałasu, gdyby nieupoważnieni zbliżyli się do niego, témbardziéj, że tam całą noc światło się pali!<br>
{{tab}}— Kiedyśmy już tak daleko, to chodźmy na górę! zaproponował adjutant.<br>
{{tab}}— Cztery osoby weszły teraz na stopnie ciemnych u dołu schodów. Walter szedł naprzód, za nim Małgorzata, a obaj oficerowie jakby pilnując oskarżycieli, zamykali tę szczególną nocną wyprawę.<br>
{{tab}}Gdy się dostali na galeryę, z któréj w niejakiéj odległości stopnie {{Korekta|prawadziły|prowadziły}} do skarbca sreber, Walter <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_319" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/679"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/679|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/679{{!}}{{#if:319|319|Ξ}}]]|319}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stanął nagle i słuchał — słyszał jak w dali mówiono i hałasowano — ale w téj chwili w blasku światła padającego w przedziały schodów na galeryę, ujrzał jakiś cień i pośpieszył daléj na oświetlone schody wołając: Tam chodzą — tam są oni!<br>
{{tab}}Małgorzata przeczuwając nieszczęście, chciała go zatrzymać — lecz za późno, nie mogła go już dosięgnąć, a oficerowie wydobywszy pałasze, przeszkodzili jéj iść za Walterem.<br>
{{tab}}Czarnogłowy Karol, który jak wiemy najpierwszy usłyszał nadchodzących, z częścią łupu, który mu dali wspólnicy, gdy na nich zawołał, pobiegł prędko obok schodów w przedłużenie ciemnej galeryi, połączone z wieżą korytarzami i schodami, a za nim udał się porucznik von Reitz, także ze swoją częścią połowu. Chciwemu Kasztelanowi najtrudniéj było rozstać się ze skarbami, bo wtedy dopiero wyszedł ze drzwi skarbca, gdy Walter już się dostał na schody.<br>
{{tab}}Zaledwie Porucznik postrzegł nadchodzących, zaraz prędko zdecydowany, łup swój na lewe ramię przerzucił, a prawą ręką pochwycił sztylet. Zaszedł drogę Walterowi, a oficerowie z dobytemi pałaszami jeszcze o kilka kroków oddaleni byli.<br>
{{tab}}Szybko i zręcznie jak najgorszy hidalgo, korzystając z tego, że schodził na dół, a Walter wchodził, pchnął nieszczęśliwego wyrobnika tak gwałtownie w piersi, że zamordowany wydając bolesny krzyk zsunął się ze schodów i padł u nóg Małgorzaty, a morderca korzystając z chwili szybko pognał za Karolem, który już znikł w ciemnéj galeryi.<br>
{{tab}}Była to rzeczywiście scena tak przerażająca i niespodziana, a stała się tak szybko, że obaj oficerowie w pierwszéj chwili nie wiedzieli, gdzie się udać mają — ale potém zostawili staraniom dziewicy pływającego we krwi Waltera i z głośném wołaniem pobiegli za uciekającym Porucznikiem!<br>
{{tab}}Z tego momentu korzystał Kasztelan — należycie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_320" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/680"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/680|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/680{{!}}{{#if:320|320|Ξ}}]]|320}}'''<nowiki>]</nowiki></span>obładowany najkosztowniejszemi przedmiotami, pomimo całego ogromu niebezpieczeństwa, nie chciał nic porzucić.<br>
{{tab}}Obaj oficerowie pobiegli za dwoma uciekającymi, więc Kasztelan poznawszy tak sprzyjającą okoliczność, przebiegł koło Waltera i Małgorzaty klnąc najokropniéj, i chciał skręcić w tę część galeryi, która prowadziła na mały dziedziniec, by tam się gdzie ukryć.<br>
{{tab}}Ale głośne wołania oficerów i śmiertelny krzyk Waltera, obudziły kilku bliżéj śpiących sług zamkowych, i tym sposobem Kasztelan sam wpadł im w ręce.<br>
{{tab}}Wprawdzie bronił się rozpaczliwie, a potém zostawując srebrem wypakowany worek, chciał uciec; ale słudzy pochwycili go i uprowadzili z sobą.<br>
{{tab}}Teraz dopiero postrzegli obcą dziewczynę obok zakrwawionego Waltera, i usłyszeli głosy wracających oficerów, którzy prowadzili z sobą byłego swego kolegę, i albo go nie znali, albo znać nie chcieli. Nim go pokonali, bo się rozpaczliwie bronił, zranili mu pałaszem ramię — a teraz pan von Reitz obezwładniony, wściekle zgrzytał zębami.<br>
{{tab}}— Oni są równie winni jak my! zawołał blady ze złości, pokazując Małgorzatę i umierającego Waltera: temu szelmie jużem karę wymierzył!<br>
{{tab}}W dolnych korytarzach nadbiegli lokaje schwytali także i trzeciego złoczyńcę, a kiedy go sprowadzili, dał się słyszeć ciężki marsz kilku żołnierzy.<br>
{{tab}}W galeryi panowało wielkie wzburzenie i podwyższyło się jeszcze bardziéj, gdy na wysokości schodów postrzeżono zamordowanego żołnierza i spustoszenie, jakiego dokonali rabusie w skarbcu sreber.<br>
{{tab}}Oficerowie, kazali natychmiast komendantowi zamku i szambelanowi donieść o całym wypadku i obsadzili drzwi skarbca po złożeniu w nim napowrót zrabowanych rzeczy.<br>
{{tab}}Kasztelana związano, Porucznika niezdolnego bronić się trzymał tęgi gwardzista, a czarnogłowy Karol stał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_321" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/681"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/681|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/681{{!}}{{#if:321|321|Ξ}}]]|321}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bardzo blady i nieśmiały pomiędzy dwoma zamkowymi sługami, którzy go również żołnierzom oddali.<br>
{{tab}}Małgorzata dobywszy wszystkich sił uprzątnęła Waltera z ciągle pomnażającego się natłoku ludzi. Każdy chciał widzieć co się stało, a nawet i wyżsi urzędnicy zamkowi przybyli prędko przywdziawszy mundury.<br>
{{tab}}Kradzieży rzeczywiście zdołano zapobiedz i nic z zamku nie wyniesiono — mimo to jednak skarbiec poniósł niewynagrodzoną szkodę przez pokruszenie drogocennego serwisu srebrnego, którego robota była niezrównaném arcydziełem.<br>
{{tab}}Pchnięty przez porucznika Walter, gdy upadł na schodach, czuł zaraz, że broń trafiła go w serce — czerwona krew tryskała mu nietylko z rany, gdy Małgorzata z rozdzierającym serce krzykiem pochyliła się ku niemu, lecz także z ust, i zaledwie miał jeszcze siłę i czas pożegnać na wieki klęczącą przy nim ukochaną.<br>
{{tab}}— Już się skończyło, wyzionął nakoniec, gdy Małgorzata wyniosła go z tłumu: — bądź zdrowa — nie mogę pozostać przy tobie — uciekaj! Teraz już tu nie ma nikogo ktoby cię bronił ja muszę opuścić — opuścić ciebie.<br>
{{tab}}— Matko Bożka, nie opuszczaj mnie! w najwyższéj rozpaczy zawołała Małgorzata, bo nowy strumień krwi buchnął z ust Waltera, on umiera!<br>
{{tab}}Ale nikt jeszcze nie miał czasu nią się zająć, pierwéj trzeba było ratować złoto i srebro, cóż znaczyło biedne życie człowieka? lecz powiedzmy na pociechę naszą, że Walter już na prawdę niczyjéj pomocy nie potrzebował.<br>
{{tab}}Przyszedł on jeszcze raz do siebie — można było widzieć, z jaką trudnością wydarł śmierci tę ostatnią minutę przytomności, bo miał jeszcze co powiedzieć: miłość jego dla Małgorzaty konającemu nawet dodała siły, pozostał jéj wiernym całe życie.<br>
{{tab}}— Weź te pieniądze, wyszeptał zagasłym głosem, podając klęczącéj przy nim swoje ostatnie oszczędności: <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_322" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/682"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/682|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/682{{!}}{{#if:322|322|Ξ}}]]|322}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X18" />one do ciebie należą. Ty ich potrzebujesz koniecznie! Uciekaj! zaklinam cię, uciekaj do Paryża — do księcia — on cię. bronić będzie — ci nędznicy przez zemstę za dzisiejszą noc zapragną cię zgubić razem z sobą.<br>
{{tab}}— Cóż oni mieć do mnie mogą, mój Walterze?<br>
{{tab}}— Szanuj moją ostatnią wolę — uchodź z temi pieniędzmi do Paryża — inaczéj spokojnie nie umrę.<br>
{{tab}}— Więc ci to poprzysięgam!<br>
{{tab}}— Dziękuję ci, — teraz już dobrze — uchodź! Bądź zdrowa — kochałem — cię — niewypowiedzianie....<br>
{{tab}}Ostatnie słowa zamarły na ustach Waltera — Małgorzata łkając pochyliła się ku niemu — jego złamane oczy jeszcze raz ją pożegnały — i wnet zimna śmierć wzięła w swoje objęcia szlachetnego, najwierniejszego przyjaciela Małgorzaty!<br>
{{tab}}Surowa ręka oderwała ją od trupa, którego zatrzymano w zamku, a Małgorzata odeszła — znowu pozostała sama wśród otaczającej ją zewsząd burzliwej, ciemnéj nocy.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X18" />
<section begin="X19" />{{c|ROZDZIAŁ XIX.|w=120%|po=8px}}
{{c|Księżniczka Karolina.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Kradzieży w zamku wielkie na wszystkich warstwach ludności wywarła wrażenie i wywołała najrozmaitsze gadaniny i uwagi. Kiedy w wyższych towarzystwach z tego powodu powzięto niejaką obawę, bo ten zuchwały czyn naraził koronę na liczne w ostatnich czasach łupieztwą i straty, rozważniejsi utrzymywali, że źródła téj przewagę biorącéj zbrodni, na któréj nie zawsze tak jak tu chwytano złodziei z professyi przy skarbach, lecz także biednych, głodnych wyrobników i kobiety przy Chlebie i mięsie, głębiéj szukać należy!<br /><section end="X19" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_323" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/683"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/683|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/683{{!}}{{#if:323|323|Ξ}}]]|323}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Z powodu nadchodzącéj wiosny, bezrobocie i drożyzna w przerażający sposób wzrastały, a gdy nie zaszło nic znaczącego, zdolnego zmniejszyć to złe i tém samém złagodzić powiększające się niezadowolenie, sądzono, że surowość i srogość doprowadzą do tego celu. Lecz wiadomo, że nowe urządzenia i podatki nie zaspakajają głodu biednych i potrzebujących!<br>
{{tab}}Z wielką energią nie tylko rozwiązano wszelkie ludowe zgromadzenia, ale — gdy baron von Schlewe był wysoko uzdolnionym twórcą takich instytucyj — ustanowiono całą armię szpiegów i tajemnych agentów, którzy po szynkach piwnych aresztowali każdego, kto pozwalał sobie mówić o polityce i socyalnych stosunkach, a nawet w kilka dni po zniwoczoném zrabowaniu zamku, gwałtem rozwiązano poufne zebranie w pałacu księcia de Monte-Vero, zebranie, na które Eberhard zaprosił do siebie kilku wpływowych ludzi niższéj klasśy, w celu naradzenia się, co najpierwéj przedsięwziąć, aby wbrew zasadzie wszystkich rozprawiaczy i tak zwanych dobroczyńców ludu, faktycznie i skutecznie zapobiedz uciskającéj nędzy. Tego, który poświęcając miliony, występował wszędzie jako wierny przyjaciel i doradca ubogich, a zatém i przyzwoitego życia — tego, który sam książęce państwo z niczego utworzył i dwóch potężnych władców przyjaciółmi nazywał, traktowano jak jednego z owych politowania godnych przywódców ludu, o których już wspominaliśmy, jak zagrażającego państwu — ośmielono się Eberharda de Monte-Vero, który dążył do najwyższego i najlepszego, porównywać z nędznymi, fałszywymi prorokami, używającymi wymowy swojéj do podburzania i drażnienia ludu, zamiast wysilania swoich rzeczywiście nieudolnych głów na obmyślenie środków pomocy.
Słowa w każdym razie mniéj kosztują!<br>
{{tab}}Nietrudno zgadnąć gdzie się zrodził niecny rozkaz rozwiązania zebrania u księcia de Monte-Vero.<br>
{{tab}}Rozkaz ten niezmiernie i słusznie zasmucił gości Eberharda, w których liczbie znajdowali się także i do- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_324" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/684"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/684|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/684{{!}}{{#if:324|324|Ξ}}]]|324}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ktor Wilhblmi, malarz Wildenbruch, Ulrych i bankier Justus Armand, bo przedstawiał prawdziwie jasny dowód, że takie rozkazy do dobrego nie prowadzą.<br>
{{tab}}Ale Eberhard przymusił siebie samego, i w uprzejmy, tolerancyjny sposób prosił swoich gości, aby się rozeszli.<br>
{{tab}}Z uśmiechem, każdemu z przybyłych, nawet robotnikom, podał rękę — jakby chciał powiedzieć: Moi przyjaciele, nie gniewajcie się na mnie — jam temu niewinien!<br>
{{tab}}I goście śmieli się razem z nim, zamiast hałasować i wrzeszczeć, jak to zwykle bywa przy każdém inném rozwiązaniu zgromadzeń.<br>
{{tab}}Wpływ takiego jak Eberhard człowieka jest tak silny, działa tak potężnie nawet na nieukształcone umysły, iż nie przesadzamy, utrzymując: że go czczono i kochano jak Messyasza!<br>
{{tab}}Kiedy kogo innego bogactwo czyniło dumnym, samolubnym, rozkosznikiem, książę de Monte-Vero jedynie pragnął służyć światu.<br>
{{tab}}Kiedy niektórzy bogacze stolicy, dla popularności, publicznie rozrzucali pieniądze i kazali je rozdawać ubogim — on wspierał pracę, wyszukiwał chorych, nieszczęśliwych w różnych dziurach i kryjówkach, i rozdawał im nie tylko pieniądze, lecz także niósł i stałą pomoc.<br>
{{tab}}Z dalekich jego posiadłości nadchodziły błogosławione wiadomości, widocznie zatém Bóg sprzyjał wszystkim jego dążeniom i czynom.<br>
{{tab}}Nim obaczymy, co zaszło w zamku w kilka dni po rozwiązaniu zebrania u Eberharda, winniśmy wspomnieć o zdarzeniu, które liczbę przeciwników księcia de Monte-Vero pomnożyło o jedną dosyć ważną osobę.<br>
{{tab}}Wiemy, że nietylko księżniczka Karolina, ta najszlachetniejsza na dworze istota, uczuła miłość dla Eberharda, lecz także i dumna, ambitna księżniczka Aleksandra tak mu się pokonać dała, że milcząc przyznać <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_325" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/685"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/685|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/685{{!}}{{#if:325|325|Ξ}}]]|325}}'''<nowiki>]</nowiki></span>musiała jego wyższość i przewagę. Gwałtownie opierała się ona poczutéj dla niego miłości, lecz późniéj tak ją oczarowało to uczucie teraz w namiętność przeszłe, że gdy Eberhard przechodził, zdolna była rzucać mu kwiaty pod nogi.<br>
{{tab}}Dusza taka jak Aleksandry, długo dumnie z uczuciem walcząca, długo wzdragająca się uznać w mężczyźnie tego, który jakby nimbem otoczony, po nad nią się unosi, skoro miłość ku niemu uczuje, kocha go o tyle goręcéj i namiętniéj o ile dłużéj i silniéj mu się opierała! Jeżeli zaś podobna miłość tak gwałtownie utorowała sobie drogę, tak gwałtownie jak u księżniczki Aleksandry, to żadnych już nie ma dla niéj przeszkód.<br>
{{tab}}Aleksandra miała serce wyegzaltowane! Nie śmiała zbliżyć się do księcia de Monte-Vero, czego przecięż pragnęła — walczyła z sobą — a namiętność gwałtowna nastręczyła jéj środek po temu awanturniczy, jaki tylko podobnie dziwne dusze wymyślić mogą.<br>
{{tab}}Mniemamy, że każda z naszych pięknych czytelniczek, w młodym oficerze Ol. poznała oryginalną córkę posła, księcia B.<br>
{{tab}}A przecięż, czego się nikt nie domyślał, była to Aleksandra, która przy pomocy swojéj zaufanéj pokojówki, odgrywała tę rolę z taką brawurą i naturalnością, że myśl o prawdopodobieństwie tego nie postała ani w Eberhardzie, ani w jego przyjaciołach.<br>
{{tab}}Owéj nocy, w któréj przekupieni zbójcy napadli na panów jadących do książęcéj willi, młody oficer zachował się po męzku, śmiało i stanowczo, a i pôzniéj był tak przyjemnym towarzyszem, iż nikt nie sądził, aby go oszukiwano.<br>
{{tab}}Rzeczywiście porucznik Ol. tylko wieczorami spotykał się ze swoimi przyjaciółmi, i nie było to uderzającém, bo miał ku temu dostateczne powody.<br>
{{tab}}Widzieliśmy także, iż z okoliczności balu w gwiazdowéj sali, dumna księżniczka ukazała się razem ze swoim <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_326" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/686"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/686|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/686{{!}}{{#if:326|326|Ξ}}]]|326}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ojcem, potém znikła prawie niepostrzeżona i wkrótce wróciła jako porucznik Ol., który jak wiemy, dostrzegł że księżniczka Karolina więcéj niż zwykle dla pięknego wysokiego gospodarza okazywała współczucia.<br>
{{tab}}Od owéj nocy, w ktôréj porucznik Ol. ostrzegł Eberharda o grożącém mu ze strony Schlewego i Leony niebezpieczeństwie, tak, że ten uniknął wypicia przymieszanéj mu trucizny, natomiast serce Aleksandry {{Korekta|półknęło|połknęło}} skrytą truciznę — zazdrości.<br>
{{tab}}Nie wiedziała, co najszlachetniejszy człowiek, najmilszéj istocie, dla ktôréj uczuwał czysty i wysoki szacunek, co Eberhard Karolinie wyznał w łagodnych słowach, gdy wszedł z nią do niszy — a namiętna jéj dusza niepojmowała także, aby był tak dalece szlachetnym, iżby z ciężkiém sercem zdołał odrzucić miłość Karoliny, tak mu cudownie wyznaną, lecz na którą odpowiedzieć nie mógł!<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero miał żonę, chociaż nikt niewiedział, co go w obec Boga na wieki z tą żoną rozłączało.<br>
{{tab}}Eberhard pragnął ustrzedz piękne serce księżniczki Karoliny, od przywiązania się do jego serca, a przez to od unieszczęśliwienia — nie chciał kwiatu duszy tak czystéj, niewinnéj księżniczki — kochał Karolinę z całą szczerością — ale posiadał rzadką moc, nie ma poznać téj miłości, aby téj, któréj miłość swoją poświęcił, nie naraził na żadną słabość.<br>
{{tab}}Śmiałe przebranie się Aleksandry nie mogło ukryć się przed okiem Eberharda. Pierwéj nim tak nagle do Monte-Vero odjechał, znajdując się blizko młodego dziwnego oficera, doznawał jakiejś niepewności, która wzrosła, gdy wrócił i znowu ujrzał porucznika.<br>
{{tab}}Powiedział sobie, że się w tém ukrywa jakaś tajemnica, i gdy wkrótce znalazł się sam na sam z księżniczką Aleksandrą, która dotąd zawsze unikać tego umiała, przypadek chciał, aby nieco za lekko przez po- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_327" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/687"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/687|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/687{{!}}{{#if:327|327|Ξ}}]]|327}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kojówkę związane i ukryte włosy księżniczki rozwiązały się i aby ją pierwéj Eberhard poznał, nim to sama dostrzegła.<br>
{{tab}}Był on tyle delikatnym, iż jéj nic nie wspomniał o tém odkryciu; lecz po zmienioném jego postępowaniu uczuła, że się zdradziła, i zapewniła się o tém, gdy odchodząc zamierzała włożyć swój ozdobny hełm i postrzegła, że się jéj włosy rozwiązały.<br>
{{tab}}Porucznik Ol. nagle znikł — ale księżniczka Aleksandra nie przebaczyła nigdy księciu de Monte-Vero, że ją przejrzał i tajemnicę jéj odkrył.<br>
{{tab}}Niezmiernie rozgniewana, natychmiast odprawiła pokojówkę, która od dawna łaski jéj posiadała, a to oburzenie najlepiéj dowiodło, że odkrycie, w którego możliwość nie wierzyła, uczuła z gwałtowną, prawie namiętną wściekłością.<br>
{{tab}}Zdradziła się, zdemaskowała, przekonała księcia, że go szukała, i to właśnie najbardziéj ją niepokoiło!<br>
{{tab}}Tak dumna, namiętna dusza nie znosi — takiego upokorzenia, nie przebacza go, chociaż sama, jak to w tym razie się zdarzyło, jest jego winą; usiłując więc ukryć swój wybryk miłosny, nienawidzi i prześladuje — jest nieprawdziwą aż do zbytku — daje nacisk gniewowi na własną nieroztropność i słabość, nienawidząc tego kto ją przejrzał — nacisk w tym wypadku tém większy, że zasilony myślą, iż Eberhard nie ją kochał, ale księżniczkę Karolinę.<br>
{{tab}}Łatwo więc pojąć, że Aleksandra szukała sposobności okazania się jawną nieprzyjaciołką Eberharda, a kto takiéj sposobności szuka, zwykle ją znajduje.<br>
{{tab}}Dumna i w swojéj dumie upokorzona księżniczka Aleksandra poznała blizéj przełożoną, często znajdującą się w orszaku królowéj, a nic łatwiejszego jak serdeczne porozumienie się dwóch kobiet pragnących zemsty! Jakkolwiek Aleksandra i Leona różne miały charaktery, w jednym względzie szybko się z sobą zjednoczyły, a mianowicie: w nieprzyjaźni dla Eberharda; a przełożona <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_328" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/688"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/688|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/688{{!}}{{#if:328|328|Ξ}}]]|328}}'''<nowiki>]</nowiki></span>umiała wybornie korzystać ze swojéj nowéj sprzymierzonéj i objaśnić ją o tyle, o ile to dla swoich celów za dobre i pożyteczne uznała!<br>
{{tab}}Aleksandra tryumfowała z nabytego tym sposobem doświadczenia, i tak dwie potężne a bardzo niebezpieczne przeciwniczki połączyły się dla upokorzenia i obalenia księcia de Monte-Vero na najpierwszéj u dworu uroczystości!<br>
{{tab}}Doradca królewski, zręczny baron von Schlewe, nie źle obliczył, gdy po rozproszeniu zebrania w pałacu Eberharda, skłonił króla, aby go zaprosił; bo powiedział sobie, że nieustraszony książę, zawsze wszystko do gruntu zniszczyć umiejący, zaproszenie to przyjmie, aby miał sposobność do przedstawienia królowi swoich zażaleń.<br>
{{tab}}Lecz właściwie nie ten wypadek, który Eberhard wzniosłem swojém milczeniem byłby zatarł, gdyby nie miał tak ogólnego znaczenia, skłonił go do przyjęcia zaprosin; wyrachowaniom barona dopomogła raczéj okoliczność, że Eberhard, widząc, iż mu wydarto łaskę królewską, zamierzał z nim pomówić o nędzy ludu, a to szlachetne przedsięwzięcie tak było niezbędnie potrzebne, że mu wszelkie względy i namysły ustąpić musiały.<br>
{{tab}}Na ostatnią więc uroczystość dworską przed nadejściem wiosny, a raczéj przed półpościem, nietylko w zarządzie zamkowym poczyniono najrozleglejsze przygotowania, lecz i pojedyncze osoby przygotowały się jeszcze silniéj i tajemniéj do uczynienia téj uroczystości zgubną dla Eberharda.<br>
{{tab}}Leona nie mogąc jako pobożna przełożona klasztoru Heiligstein znajdować się sama pomiędzy gośćmi, całém swojém zaufaniem zaszczyciła zręcznego swojego sprzymierzeńca, a prócz tego potrafiła skłonić Aleksandrę do wymierzenia na téj uroczystości stanowczego i zgubnego na księcia de Monte-Vero zamachu.<br>
{{tab}}Baron von Schlewe swój napastniczy plan tak zręcznie i delikatnie obmyślił i uorganizował, że pewien był powodzenia. Postanowiono, że w téj uroczystości Eberhar- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_329" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/689"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/689|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/689{{!}}{{#if:329|329|Ξ}}]]|329}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dem wzgardzi nie tylko król, ale i wszyscy członkowie dworu, że nawet według wyrachowania Schlewego tak zupełnie moralnie zostanie obalony i poniżony, iż więcéj już nie powstanie!<br>
{{tab}}Po tym moralnym upadku przygotowano mu także i upadek fizyczny, tak zręcznie, że Schlewe i Leona naradzali się już z całą pewnością, jakim sposobem skutki tego całkowitego zniszczenia na swoją korzyść obrócić mają!<br>
{{tab}}Wreszcie ukończono prace przygotowawcze. — Schlewemu teraz chodziło głównie, o kierownictwo ich wykonaniem, a wiemy, że to był zręczny i bezwstydny intrygant, który nie szczędził środków, ku dopięciu swoich celów! Królowa od dawna była mu bardzo przychylna, a króla w ostatnich czasach umiał również zupełnie uwikłać w swoje sieci, tak, że przy takiém poparciu, śmiało mógł się na wiele odważyć. Jakim sposobem jednocześnie i bardzo powoli, ale zarazem bardzo zasadnie, umiał księcia de Monte-Vero podać królowi w podejrzenie, obaczymy w następującym rozdziale, tu zaś czynimy tę uwagę, jedynie dla tego, aby łaskawy czytelnik nie dziwił się zmianie, jaka pod względem Eberharda w królu zaszła. — Ów dawniéj ulubieniec monarchy, ów, który nawet w zamku Solitude bez zameldowania mógł wchodzić na królewskie pokoje, mocą śmiałych szachowych posunięć niegodziwego potwarcy, przeciw którym nie przedsiębrał ani chciał przedsiębrać żadnéj obrony, uznany został za niebezpiecznego, wolnomyślne — go przeciwnika tronu! Ów, którego historya życia tak mocno króla wzruszyła, iż go gwałtownie uściskał, teraz przez systematyczne oszczerstwa i podejrzenia barona, tudzież jego kreatur, którym na dworze nic nie przeciwważyło, tak w łaskach upadł, że wrażenia króla coraz bardziéj znikały.<br>
{{tab}}O ile szybko zmieniają się monarsze względy — o tyle łatwo nędznikom usunąć i obalić wysokiego i szlachetnego człowieka. Tak zawsze po dworach bywało, a ten <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_330" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/690"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/690|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/690{{!}}{{#if:330|330|Ξ}}]]|330}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kto z czystém sumieniem sądzi się nietykalnym, bo ma to piękne przekonanie, że się nigdy nie dopuścił bezprawia, nabiera najstraszliwszego doświadczenia, zdolnego zachwiać w nim wiarę w ludzkość. Z wielce doświadczonym księciem de Monte-Vero trzeba było rzeczywiście przykrzejszych zajść i środków, by zachwiać wiarę jakiéj nabył przez ciężkie walki, — lecz baron i jego wspólnicy właśnie dla tego postarali się o wcale niezwykłe środki, którym zaledwie sam Pan Bóg oprzećby się zdołał!<br>
{{tab}}Lecz wróćmy do Eberharda, który właśnie w równie ozdobnym jak kosztownym powozie zajechał pod zamkowy portyk, i wejdźmy z nim razem na wyłożone kobiercem, złocone schody, prowadzące na górę do sali Krystyny.<br>
{{tab}}Po obu stronach schodów widzimy lokajów w galowéj liberyi, bogato srebrnemi sznurkami ozdobionéj — kłaniają się księciu — lecz moglibyśmy prawie utrzymywać, że nie tak nizko jak dawniéj: słudzy są zawsze wierném echem panujących usposobień.<br>
{{tab}}W téjże saméj chwili, gdy powoź Eberharda daléj się potoczył, zajechał także i powoź księcia posła B., a gdy Eberhard obejrzał się, postrzegł posła i jego dumną córkę, ubraną w ciemno-zielonéj atłasowéj sukni naszywanéj różami.<br>
{{tab}}Aleksandra zmieniła na chwilę barwę twarzy, ujrzawszy, że książę de Monte-Vero stanął z boku przy kwiecistéj draperyi schodów, aby ich naprzód przepuścić — ukłoniła się bardzo dumnie, gdy koło niego przechodziła — sam zaś książę B. uprzejmie powitał brazylijskiego księcia, i zaprosił, aby razem z nim wszedł do salonu.<br>
{{tab}}Eherhard zwrócił uwagę posła na to, że odgłos trąb niewątpliwie zapowiada wejście królewskiéj pary, a poseł pocieszał go słowami, iż w téj właśnie chwili nikt nie spostrzeże spóźnienia.<br>
{{tab}}Rzeczywiście, gdy Aleksandra, jéj ojciec i Eberhard <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_331" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/691"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/691|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/691{{!}}{{#if:331|331|Ξ}}]]|331}}'''<nowiki>]</nowiki></span>weszli, król i królowa już znajdowali się w jasno ośwetlonym salonie Krystyny, pełnym zapachu i dźwięków. Ożywiało go świetne towarzystwo, widziano tam ministrów i generałów, posłów i licznych wysokich urzędników i dygnitarzy z małżonkami w rozległém kole nieskończenie w lustrzanych ścianach odbijającém się.<br>
{{tab}}Już się potworzyły gruppy i żywo rozmawiano, gdy baron Schlewe, ze wzrastającą niecierpliwością księcia de Monte-Vero dotąd nadaremnie pomiędzy gośćmi szukający, ujrzał go wchodzącego razem z posłem i jest córką — z błyszczących siwych jego oczu można było poznać, że go ta uwaga zdziwiła i że mimowolnie przypisał jéj głębsze znaczenie, niż je rzeczywiście miała. Przypuścił na chwilę, że Aleksandra opuściła jego stronnictwo i przeszła na stronę Eberharda — lecz po chwili już się śmiał z tego przesądu — postrzegł bowiem, że poseł i jego córka już się o księcia de Monte-Vero nie troszczą, i że ten oddawszy ukłon królewskiéj parze, zwrócił się do księcia d’Etienne i kawalera de Villaranca.<br>
{{tab}}Drzwi do sali teatralnéj były otwarte, a w niéj ustawiono dla panów stoliki do kart, bo téj zimy król szczególniéj lubił grywać w l’hombra — ale także otwarta była i sala księżniczek, aby jak się król żartobliwie wyraził, w niczém pierwszeństwa nie miano. W téj pełnéj smaku, łagodnie oświetlonéj przyległéj sali, urządzono dla dam naturalne altany, w których wpół-okrąg poustawiano fotele, aby gruppami siedzące w nich osoby swobodnie rozmawiać mogły.<br>
{{tab}}Gdy Eberhard rozmawiał z posłem francuzkim i wielce mu przychylnym kawalerem, przekonało go spojrzenie rzucone na króla, który żywo rozmawiał z kilku ministrami, że nie był wesoło albo sarkatycznie jak dawniéj usposobiony, lecz raczéj na wysokiém czole jego osiadła ciężka powaga. Przystąpił brat królewski książę August, i musiano tam rozmawiać o czémś bardzo ważném; wtém baron Schlewe obejrzał stoły do gry i także zbliżył się do króla. Spojrzenie Eberharda mimo <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_332" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/692"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/692|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/692{{!}}{{#if:332|332|Ξ}}]]|332}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wolnie skierowało się od téj gruppy na ścianę salonu i padło na obraz owéj księżniczki, o któréj więcéj wiedział niż wszyscy inni goście — może więcéj niż król, który tę przebrzmiałą, księżniczkę tak gorąco kochał, że jéj obraz i dzisiaj jeszcze wszędzie mu towarzyszył.<br>
{{tab}}Eberhard stał tak blizko ściany sali Krystyny, że rozmawiając z Etienne’m i Villaranką mógł doskonale podziwiać jéj rysy.<br>
{{tab}}Czém się to działo, że spojrzenia jego co chwila bardziéj tkwiły w tym obrazie — co go tak więziło i pociągało, że aż sala przed nim niby znikła, a piękna, czarno ubrana postać z ram wyszła i jak żywa przed nim stanęła — ciemno-blond włosy, perłowym dyademem ozdobione, piękne, niebieskie, marzące oczy, delikatnie różowe usta — wszystko to ożyło! Blade, jakby pełne tajemnego żalu rysy, wyziewały głęboko ukrytą skargę, przejmującą serce Krystyny — a na jéj piersi jaśniał na wpół okryty ciemnym, cienkim welonem z włosów jéj spadającym, amulet, podobny do tego, który Eberhard dostał od ojca Jana i na swojéj piersi nosił.<br>
{{tab}}Zdawało się nagle, że między nim a piękną księżną powstał jakiś związek, że niewyjaśnione jakieś uczucia torowały sobie drogę od niéj do niego i nawzajem od niego do niéj — lecz późniéj ocucił się ze swoich marzeń.<br>
{{tab}}Przed nim wisiał tylko zimny, martwy obraz! Królowa, rozmawiając ze starszemi księżnami, zasiadła na ustawionych opodal w sali Krystyny krzesłach, a król z panami swojego orszaku, których zaprosił do gry, przeszedł do sali teatralnéj.<br>
{{tab}}Muzyka odzywająca się na wysokiéj galeryi salonu, tém przyjemniejszemi napełniała go dźwiękami, że dźwięki te zagłuszały rozmowę i czyniły ją swobodniejszą.<br>
{{tab}}W téj chwili obok dumnéj księżniczki Aleksandry przeszła księżniczka Karolina. Eberhard jeszcze jéj nie powitał, a gdy Etienne i Villaranca grzecznie na bok ustąpili, oddał ukłon téj skromnéj osobie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_333" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/693"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/693|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/693{{!}}{{#if:333|333|Ξ}}]]|333}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Karolina, dla przeciwieństwa z księżniczką Aleksandrą, miała na sobie zwyczajną niebieską jedwabną suknię, bez żadnéj ozdoby i dodatków. W jéj świetnie, czarnych włosach, błyszczały skromne majowe kwiateczki z kroplami brylantowéj rosy. Nie potrzebowała ani żadnych złotych strojów, ani aksamitu, ani haftów i dyamentów — piękniejsza nad wszystkie bogato strojne damy z orszaku, dawała się poznać po swoich mocno błękitnych, pełnych duszy oczach, których łagodny blask na chwilę ze szczególnie pytającym wyrazem na Eberhardzie spoczął. Książę de Monte-Vero w téj chwili przyznać musiał, że Karolina była najpiękniejszą gwiazdą dworu, do którego należała, i na nowo poczuł dzisiaj, że był w stanie gorąco kochać tę tak mądrą, szlachetną, a skromną istotę.<br>
{{tab}}Serce Eberharda doznało bolesnego uczucia — od dawnego czasu, po raz pierwszy! Bolesnego uczucia gorzkiéj odmowy! Ale tak silna i wielka, tak wytrawna i wzniosła, jak dusza naszego bohatera, zdołała się przezwyciężyć. Uczuł dla Karoliny czystą, prawdziwą miłość — owszem, żądza posiadania jéj rozgorzała w samotnéj jego duszy jak bożka błyskawica.<br>
{{tab}}Czy spojrzeniem zdradził swoje wewnętrzne uczucia i czy księżniczka Aleksandra umiała czytać w jego twarzy? czy go chciała wprawić w kłopot, albo czy to był przypadek? dosyć, że bukiet kamelij, który trzymała w ręku, upadł na ziemia? Może też Aleksandra użyła tego niedworskiego środka, aby tym razem zmusić księcia de Monte-Vero do podniesienia czerwonych kwiatów, po których niegdyś stąpał.<br>
{{tab}}I Eberhard schylił się pokornie, aby księżnie wyświadczyć grzeczność, niegodną wcale jéj osoby i o tyle zużytą, że ani on ani otaczający go nie przywiązywali do niéj żadnego znaczenia.<br>
{{tab}}— Dziękuję, mości książę, rzekła dumnie; niech mi wolno będzie wyznać, że zawsze szczególniejszą mi sprawia przyjemność, ukrócanie męzkiéj dumy, chociażby <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_334" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/694"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/694|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/694{{!}}{{#if:334|334|Ξ}}]]|334}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nawet widokiem podniesienia upuszczonego kwiatka — często w rzeczach niepozornych ukrywa się głębokie znaczenie!<br>
{{tab}}— Przyznaję łaskawa księżniczko! odpowiedział Eberharda wchodząc z dwiemi, damami powoli do łagodnie oświetlonéj sali księżniczek. W mojém wielce ruchliwém życiu nawet do pierwszéj części słów pani znalazłem niejedną, illustracyę. Kto panować pragnie, a godniéj nie może, ten poprzestaje na przymusie etykiety. Kiedy paniom chodzi o żart, są pomiędzy wami takie, co go do poważnych rzeczy zastosowywać umieją.<br>
{{tab}}Aleksandra spojrzała na idącego obok niéj księcia tak, iż poznał że ją ubódł, a po chwili szyderczo zapytała Karoliny, czy jéj królewska wysokość rozumie znaczenie tych słów?<br>
{{tab}}— Wyznam ci księżniczko Aleksandro, że zdania księcia dosyć żywo mnie interesują, i gdybym była mężczyzną, zaciągnęłabym się pod jego sztandary!<br>
{{tab}}Weszli do sali księżniczek, w ktôréj niegłębokich, a szerokich altanach siedziały już rozmawiające damy. Księżniczka Aleksandra nie bez pewnego zamiaru wprowadziła za sobą księżniczkę Karolinę i Eberharda do altany, w któréj siedziało kilka dam dworskich i dygnitarskich małżonek, które powstały, czekając aż same w tę rozmowę wciągnięte zostaną.<br>
{{tab}}— Zapytuję księcia, czy ma sobie co do wynagrodzenia, dla tego, iż niedawno w pewném towarzystwie słyszałam to, czemu wierzyć niechciałam, rzekła Aleksandra umyślnie tonem lubiących plotki dam dworu. Czy pan na prawdę jesteś żonaty, mości książę?<br>
{{tab}}Eberhard zupełnie spokojnie przyjął to, jak dobrze pojął, nikczemnie rzucone mu pytanie, i wytrzymał bez zmiany twarzy tu jawne, tam ukryte spojrzenia zdziwionych.<br>
{{tab}}— W obec ludzi, jestem nim jeszcze, mościa księżno!<br>
{{tab}}— Niepodobna, nigdy o tém nie słyszano! Wiesz <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_335" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/695"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/695|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/695{{!}}{{#if:335|335|Ξ}}]]|335}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pan co, że to wyrównywa bezprawiu, mości książę? Dla pana tylko co niepopełniłam krzywoprzysięztwa.<br>
{{tab}}— Dumna córka wielce szanownego księcia B. tak łatwo nieprzysięga! Moja łaskawa pani prawie dotyka, że nie powiem prawie chwyta się z natarczywością: tematu, który gdyby dokładnie znała, nigdyby przez jéj usta nie przeszedł!<br>
{{tab}}— To coś brzmi tragicznie, i prawie każę mi wierzyć, że i pan należysz do owych przyjaciół ludu, którzy mu wszystkiego dozwalają, byle nie zbliżenia się do swoich osób i stopni! Jeżeli np. książę O. żeni się z tancerką T., a hrabia Rossi ze śpiewaczką Sonntag, dla czegożby tedy książę de Monte-Vero nie miał zaślubić artystki sztucznych jeźdźców? O, miss Brandon była jeszcze czemś więcéj, bo pogromicielką lwów!<br>
{{tab}}— Miss Brandon jest pańską małżonką? nie mogła dłużéj powstrzymać się Karolina od tego zapytania: sądziła, że jakiś zły sen ją dręczy.<br>
{{tab}}— Była nią, królewska wysokości! Hrabina Leona Ponińska przybrała to nazwisko po rozłączeniu się zemną, spokojnym głosem mówił Eberhard. Łaskawa księżniczka nie dobrze wystudyowała całą kronikę!<br>
{{tab}}— Dokładniéj jednak niż się pan spodziewasz! a na dowód zapytuję: Czy wiesz pan, gdzie na teraz przebywa pańska małżonka, która się zdaje być bardzo, bardzo nieszczęśliwa?<br>
{{tab}}— Pozwól mi pani nawzajem uczynić pytanie: czy znasz pani bajkę o lwie i wężu? Może i ta bajka mojéj łaskawéj księżniczce także nie znana!<br>
{{tab}}— Doskonale — siadajmy! powiedziała Karolina, znowu przyszedłszy do siebie — a teraz zaczynaj mości książę!<br>
{{tab}}— Jest to bardzo powszednia, ale też prawdziwa i nauczająca historya. Zawsze dużo bajek pamiętałem. „Młody lew pewnego wieczoru biegał sobie w gęstwinie — był jeszcze niedoświadczony, a że nie widział nigdy lwicy, która go zrodziła, lecz tylko skorzystał nieco z nauk, które mu udzielał jeden miłosierny, wspaniałomyślny <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_336" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/696"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/696|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/696{{!}}{{#if:336|336|Ξ}}]]|336}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stary lew, wychowawca był nieco roztrzepany. Wtém na drodze ujrzał leżącego młodego węża, na wpół skostniałego i zagrożonego niebezpieczeństwem utraty życia, z powodu nadchodzacéj zimy.<br>
{{tab}}„Młodemu lewkowi podobał się, mały, ładny, pstry wąż, którego oczy jeszcze bardzo niewinnie błyszczały; zbliżył się zatém do niego i zapytał, czy nie może go zabrać z sobą do swojéj jaskini, gdzie jest ciepło i pięknie? Oświadczył przytém, że będzie go bronił i dzielił się z nim swojemi zdobyczami.<br>
{{tab}}„Młody, mały wąż upodobał sobie lewka i poszedł mieszkać w jego jaskini!“<br>
{{tab}}— Wybornego znalazł opiekuna! przyznała księżna Aleksandra.<br>
{{tab}}— I szlachetnego, jak zwykle lwy! dodała Karolina.<br>
{{tab}}— „Stary, poczciwy lew, obaczywszy węża, upominał młodego, bo znając gatunek tego węża, chciał młodego lewka ustrzedz go od węża. Lecz ten więcéj ufał dziękczynnym i miłym słowom ładnego węża, aniżeli poważnym radom starca, który wkrótce żyć przestał. W jaskini jednak panowała piękna zgoda, bo wąż zawsze okazywał się miłym i wdzięcznym. Ale gdy mu lew zupełnie zaufał, objawiło się całe złe wewnętrzne usposobienie węża. Rujnował on lwa, sprawił, że inne lwy od niego się odwracały, bo go uważały za przywódcę oszukaństwa, którego się dopuszczał.<br>
{{tab}}„Ale wąż potrafił lwa, którego kochał, jeszcze raz tak odurzyć, że ten mu przebaczył, bo miał nadzieję, że się poprawi.“<br>
{{tab}}— Lwowi to tylko zarzucić można, iż był za nadto wspaniałomyślny! rzekła Karolina.<br>
{{tab}}— „Wąż umiał bardzo zręcznie przyczaić się. Gdy jednego wieczoru wyszedł lew z jaskini, powiedział mu inny lew, że podczas jego nieobecności wąż przyjmuje gościa w jego jaskini i z nim się bawi. Młody lew nie wierzył temu, uważał to za tém mniéj możliwe, że wąż miał młodego wężyka, którego kochał nadewszystko. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_337" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/697"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/697|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/697{{!}}{{#if:337|337|Ξ}}]]|337}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Ale gdy drugi lew powiedział mu, że na wieki jest pohańbiony, że się o tém sam przekonać musi, więc nagle i potajemnie wrócił do domu i — i zastał węża bawiącego się z innym. Wąż haniebnie go zdradził, sykał na niego, i na podziękowanie za miłość, nienawiść swoją mu okazywał; teraz dopiero dał mu ją poznać, usiłując swoje zatrute zęby zatopić w jego ciele i zamordować go!“<br>
{{tab}}— Okropnie! wyznała Karolina i inne damy; tylko Aleksandra milczała, bo zdawało się, że dopięła celu przeciwnego zamierzonemu.<br>
{{tab}}W téj chwili nadszedł fligel-adjutant królewski, i przepraszając, że przerywa, oświadczył księciu, iż król pragnie go widzieć w teatralnéj sali.<br>
{{tab}}Eberhard wstał — księżniczka uczyniła to samo.<br>
{{tab}}— Krótko tylko uzupełnić winienem moją bajkę, rzekł, nim odszedł, aby nie domyślając się wpaść w pułapkę. „Lew oddalił się — oszczędzał życie niewdzięcznego węża, ale że był przez niego zhańbiony, musiał sobie daleko, bardzo daleko założyć nową ojczyznę. Owszem, co większa! wąż zaprzeczył mu dziecka, które z nim spłodził — a gdy po wielu latach wrócił i zażądał go od węża, który się z nim z własnéj winy rozłączył, wąż wydał je z domu w obce ręce — a lew do dziś dnia błąka się nadaremnie, aby je wyszukać.<br>
{{tab}}„A teraz, księżniczko, czy lew ma jeszcze pytać: gdzie przebywa wąż? czy ma go nazywać swoim? Jakkolwiek wąż chwali się jeszcze, że jest z lwem połączony — w obce Boga już oni są rozłączeni, a żadna siła ziemska nie może lwa ani sądzić, ani potępić. Wąż czyha na jego życie i pod maską pobożności nastawia na niego chciwych wilków!“<br>
{{tab}}Oto bajka o lwie i wężu. Morału jéj niech raczą łaskawe słuchaczki moje szukać same; proszę nie gniewać się na opowiadającego, jeżeli wychodzi, spowodowany do tego najwyższą wolą!<br>
{{tab}}Eberhard ukłonił się i udał za fligel-adjutantem, a mocno wzruszona Karolina wróciła do salonu Krystyny.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_338" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/698"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/698|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/698{{!}}{{#if:338|338|Ξ}}]]|338}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Teraz oczekiwała go najcięższa w życiu chwila.<br>
{{tab}}Przy stołach l’hombra siedzieli król, książę August, tu niektórzy generałowie, tam książęta i hrabiowie — za krzesłem króla stał Schlewe.<br>
{{tab}}Rozmawiano, odłożywszy na bok karty za przykładem monarchy, o kradzieży w zamku, która doprowadziła do najrozleglejszych śledztw. W tém książę de Monte-Vero wszedł śmiało do sali teatralnéj.<br>
{{tab}}— Okazało się niewąpliwie, mówił właśnie Schlewe, że ta dziewczyna jest niezawodnie współwinną; zeznania trzech złoczyńców zupełnie się pod tym względem zgadzają.<br>
{{tab}}— Prowadzisz śledztwo, baronie, musisz więc o tém najlepiéj wiedzieć, odrzekł król, gdy Eberhard nadchodził; ale jakże objaśnisz nam to, że owo dziewczę bez nazwiska całą sprawę zdradziło?<br>
{{tab}}— I ja też, najjaśniejszy panie, sam siebie oto pytam! gładko i zręcznie powiedział Schlewe.<br>
{{tab}}— Posłuchaj książę, sądzimy, że ta rozmowa zajmie was! przerwał król, postrzegając Eberharda, który na znak posłuszeństwa ukłonił się.<br>
{{tab}}— Ale wnet rzeczy się wyjaśniły, mówił daléj von Schlewe; jakkolwiek towarzyszące okoliczności były ciemne i powikłane, doszliśmy jednak wszystkiego — to dziewczę ostatecznie mieszkało w domu familijnym i obawiało się, że trzéj złoczyńcy nie należycie się z niém podzielą.<br>
{{tab}}— Rzeczywiście często się trafia, że zazdrość doprowadza współwinnego do zdrady i przez to staje się on najlepszym sługą Władzy! dopełnił jeden z panów.<br>
{{tab}}— Ona to właśnie cały plan ułożyła — ale że go złoczyńcy bez niéj wykonać chcieli, więc przywołała straż, która niestety! zaniedbała i ją schwytać.
<br>
{{tab}}— A więc ta współwinna umknęła? spytał król.<br>
{{tab}}Umiała skorzystać z zamieszania, spowodowanego uwięzieniem i przelewem krwi, oświadczył Schlewe.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_339" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/699"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/699|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/699{{!}}{{#if:339|339|Ξ}}]]|339}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I pan mówisz, że to dziewczę, nie miało żadnego nazwiska? To szczególna historya! mniemał król.<br>
{{tab}}— Mieliśmy dzisiaj kłopot z wydaniem listu gończego, bo to dziewczę rzeczywiście należy do dziwnych istot stolicy, z któremi równie trudno dać sobie radę, jak z podrzutkami! Wyśledzono nakoniec, że to dziewczę, zwane Małgorzata, niegdyś znajdowało się w zakładzie niejakiéj pani Fursch.<br>
{{tab}}Eberhard słuchał — zdawało się, że nagle przejął go dreszcz lodowy, że nim febra trzęsła.<br>
{{tab}}— I od téj osoby, prawił daléj Schlewe, wpatrując się czyhającym wzrokiem w Eberharda: dowiedziano się nakoniec, że to dziewczę ''jest rodzoną córką księcia de Monte-Vero!''<br>
{{tab}}Te słowa wywarły silne na wszystkich obecnych wrażenie — wszyscy wlepili wzrok w Eberharda, przejętego nieopisaną zgrozą — sądził on, że własnym uszom wierzyć nie powinien.<br>
{{tab}}— Dziecko księcia de Monte-Vero? powtórzył król zdziwiony. Przypominamy sobie, żeśmy kiedyś słyszeli, iż książę poszukuje córki!<br>
{{tab}}— Straconego dziecka i dzisiaj jeszcze szukam z boleścią! odpowiedział Eberhard tak wzruszającym głosem, że się od niego krajała dusza siedzącego w pobliżu kawalera de Villaranca.<br>
{{tab}}— Ten przypadek wynalazł ją, mości książę, z zapałem mówił von Schlewe. Owa pani Fursch zaprzysięgła wczoraj swoje zeznanie, zasadzające się na tém, że owa Małgorzata jest pańską rodzoną córką, którą jéj niegdyś pańska małżonka powierzyła!<br>
{{tab}}— O wszechmocny Boże! krzyknął Eberhard pokonany okropnością téj wiadomości.<br>
{{tab}}— Mimo to zaszła nowa trudność w ściganiu zbrodniarki, donosił von Schlewe z nikczemnym naciskiem na każde słowo, nie wiedziano jak ją nazwać w wydanym dzisiaj liście gończym!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_340" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/700"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/700|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/700{{!}}{{#if:340|340|Ξ}}]]|340}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I ten list gończy — już wydano? spytał Eberhard o krok bliżéj przystępując.<br>
{{tab}}— Musiał być wydany, mości książę; w obec prawa nie uchodzą żadne względy! Lecz powinna pana pocieszać okoliczność, iż zbrodniarce nie można było nadawać jéj teraźniejszego nazwiska, bo takowa w regestrach metrycznych zapisana jest jako Małgorzata von der Burg.<br>
{{tab}}Eberhard pod przemocą takich okropności na chwilę obu rękami twarz zakrył.<br>
{{tab}}— Masz słuszność, panie baronie! Prawo nie dopuszcza żadnych względów, bardzo seryo powiedział król. Z tego wyjaśniło się niewątpliwie, że owo dziewczę należy do złoczyńców, musiano więc wydać list gończy!<br>
{{tab}}— Teraz dopiéro, jak to zwykle bywa, wykryło się co było najdziwniejszego! Książę de Monte-Vero jako Niemiec, przywłaszczywszy sobie to nazwisko, którego nie powinien był nosić, jako znaleziony na drodze bękart...<br>
{{tab}}Kawaler de Villaranca i kilku innych panów przychylnych księciu de Monte-Vero, słysząc te słowa, porwali się z krzeseł.<br>
{{tab}}Eberhard odskoczył w tył — to przechodziło miarę jego siły i spokojności! Ów nędznik nie poprzestał na poniżenia jego i jego dziecka z wyrachowaną złośliwością, na zniszczeniu go, ale odbierał cześć i plamił pamięć rodziców Eberharda.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero chciał okazać temu nikczemnikowi całą swoją wzgardę, lecz przypomniał sobie jakby niezmiernym ciężarem przytłaczające go ostatnie słowa starego Jana, i trudno mu było, strasznemi mękami dręczonemu, przy tych myślach nie uledz!<br>
{{tab}}— Dziwna rzecz, pomruknął król, ponuro marszcząc czoło, bo mu jeszcze oskarżenia Schlewego przykrość sprawiały — wypadało nam jéj tu oszczędzić!<br>
{{tab}}— Przebaczenia, najjaśniejszy panie! rzekł Schlewe, wówczas gdy wiadomość o tém co zaszło rozeszła się także i po sali Krystyny: przebaczenia, jeżeli przez moje usiłowania zasłużyłem na niełaskę i dałem tutaj naprzód <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_341" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/701"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/701|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/701{{!}}{{#if:341|341|Ξ}}]]|341}}'''<nowiki>]</nowiki></span>sposobność księciu do odparcia wiadomości, które wkrótce staną się przedmiotem rozmów całéj stolicy. Uważałem to za obowiązek honoru! Dzisiaj po wyprawieniu listu gończego za Małgorzatą von der Burg, nadesłano z klasztoru Heiligstein stary dokument, znaleziony w biurku pozostałem po pustelniku von der Burg. Dokument ten nie pozostawia żadnéj wątpliwości o tém, że pan w dalekim kraju do książęcéj godności podniesiony, nieprawnie nosił nazwisko von der Burg, które owéj zbrodniarce równie nieprawnie przekazał.<br>
{{tab}}— W każdym razie musi być powiedziano w owym dokumencie, przerwał król, jak się wtedy nazywał?<br>
{{tab}}— Może książę zechce nas w tém objaśnić, powiedział Schlewe, aby tę bardzo zawikłaną i nieszczęsną sprawę przez to nie tylko zakończyć, lecz nadać jéj zwrot zapobiegający nieuniknionym wątpliwościom i pogłoskom! Według dokumentu, powtarzam, jest wspomniony pan jako znaleziony na drodze bękart bez nazwiska i pochodzenia.<br>
{{tab}}Eberhard najokropniejszych doznawał męczarni, gdy się wszyscy z uderzającemi objawami zdziwienia od niego odwracali! On, najszlachetniejszy, najdostojniejszy człowiek swojego czasu, on, którego dusza była tak świetna i czysta, widział się w téj chwili z wyrachowaną niegodziwością sponiewieranym!<br>
{{tab}}Jego dziecię zbrodniarką — jego dziecię ścigane — jego nazwisko splamione — jego rodzice ze czci odarci!<br>
{{tab}}Zaiste, chyba Bóg tylko z poddaniem się i spokojem takie męki mógł ponosić, i nie upadł pod ich ciężarem, albo w zapamiętałym gniewie, za jedném uderzeniem nie położył trupem tego, który je w nędznym zamiarze przygotował.<br>
{{tab}}Lecz w téj godzinie ciężkiéj próby szlachetnemu człowiekowi, któremu na zatrucie życia wszystko się zmówiło, stanął na myśli ukrzyżowany Zbawiciel, który w podobnie okropnych mękach się modlił — modlił się za swoich nieprzyjaciół; albo może wszechmocny Pan świata i jego du- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_342" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/702"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/702|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/702{{!}}{{#if:342|342|Ξ}}]]|342}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szę także udarowa! cząstką swojéj świętości; bo Eberhard chociaż głęboko, dotknięty i wstrząśniony, ani się zachwiał ani ustąpił! Wszyscy widocznie się od niego odwracali. Król przestał go kochać, został wzgardzony; nie miał za sobą żadnego człowieka, żadnéj duszy!<br>
{{tab}}— Niech się dzieje wola Twoja Panie! rzekł głośno, po długiéj przerwie, a słowa jego z dziwną potęgą rozległy się po sali. Kto mnie zdradził, nie wiem, i dla tego niech z pociechą patrzą na mnie zezowatém okiem jak na bękarta lub podrzutka ci, którzy kierowani przegniłemi przesądami, pas ludzi z urodzenia nie z czynów sądzą — jestem sługą ''wolności'' ducha — nie odziedziczone stawia mnie wysoko, lecz nabyte! Panie baronie Schlewe, oto moja odpowiedź na pańskie oskarżenia, o których niechcę przypuszczać, aby były czynem zemsty!<br>
{{tab}}— Nie wiem, mości książę, coby pana do przypuszczeń upoważniać mogło?<br>
{{tab}}— Dajmy pokój tym roztrząsaniem! z prawie królewską dumą przerwał mu Eberhard: nasze pojęcia, nasze dążenia za bardzo się rozchodzą!<br>
{{tab}}W chwili gdy król półgłosem z księciem Augustem rozmawiał, a kilku innych dumnych szlachectwem, obfitujących w przodków panów, szyderczo wzruszając ramionami odwróciło się od Eberharda, chociaż rzeczywiście źle bardzo wyszliby na tém, gdyby ich mierzono według nabytego nie według odziedziczonego, kawaler de Villaranca podszedł do Eberharda i zapytał, czy mu pozwala wyzwać barona Schlewego na pojedynek?<br>
{{tab}}— Mój drogi Villaranca, odpowiedział szlachetny książę, w przekonaniu o czystości swojego serca w obec Boga i ludzi, odzyskawszy znowu całą swoją spokojność: nie, zważając na to, że jako poseł naszego cesarskiego pana, którego reprezentujesz, za wysoko stoisz w porównaniu do tego szambelana, iżbyś go mógł wyzywać na pojedyndek, wyświadczyłbyś mi przez to złą usługę. Gardzę ja pojedynkiem, jako smutną resztką prawa przemocy, równie jak i wszelkiemi innemi przesądami, dzięki Bogu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_343" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/703"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/703|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/703{{!}}{{#if:343|343|Ξ}}]]|343}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zagasłéj już przeszłości! Jeżeli chcesz wyświadczyć mi przysługę, dziękuję ci za nią i chęć za czyn przyjmuję.<br>
{{tab}}Poczém zwracając się do króla, pełnym, czystym głosem przemówił Eberhard:<br>
{{tab}}— Był czas najjaśniejszy panie, w którym cieszyłem się rozkoszą, odkrywając ci tajemnice mojego życia. Dzisiaj podwójnie dumnym czyni mnie to, że mogę wyznać, iż nic przed tobą nie zataiłem ani ukryłem, i że wtedy nie pozbawiłeś mnie twojéj łaski, kiedy ci nie mogłem okazać żadnego drzewa genealogicznego; mojém drzewem genealogiczném jest moja siła, moja wola, moje małe jeszcze powodzenie! Najpiękniejszém genealogiczném drzewem każdego człowieka jest czysta jego przeszłość, a najlepszém genealogiczném drzewem każdego narodu, swoboda i oświata! Racz wasza królewska mość łaskawie odpuścić księciu Monte-Vero i rozwiązać ze wszystkiego, co w dobroci swojéj i zaufaniu raczyłeś mu polecić; uważa on tę poddańczą prośbę jako podwójnie teraz święty obowiązek względem ciebie i względem siebie samego.<br>
{{tab}}Nim król mógł coś odpowiedzieć na to przemówienie, które go bardzo zdziwiło, Eberhard ukłonił się jemu i obecnym, którzy z wielką dumą zaledwie go widnieć raczyli.<br>
{{tab}}Schlewe czuł, że księcia wprawdzie przez córkę ubódł w samo serce, lecz że niegodziwiec jeszcze go niezupełnie obalił; ale uśmiechał się zwycięzko, bo teraz pozostawał mu jeszcze cios stanowczy, którego zadanie ułatwił mu sam Eberhard przez wyżej wymówione słowa.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero wyszedł z teatralnej sali, i od wszystkich opuszczony, unikany od przyjaciela i nieprzyjaciela, wrócił do sali Krystyny.<br>
{{tab}}— Kiedy wszyscy pana nienawidzą, napadają i dręczą, posłyszał nagle z cicha wymówione cichym, miękkim, błogim głosem; kiedy sądzisz że nie masz żadnéj duszy sobie przychylnéj, żadnego serca, któreby się za pana modliło; <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_344" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/704"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/704|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/704{{!}}{{#if:344|344|Ξ}}]]|344}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X19" />wtedy pomyśl, że cokolwiek się stanie, ja nad tobą czuwam i czczę ciebie.<br>
{{tab}}Eberhard spojrzał.<br>
{{tab}}Księżniczka Karolina stała obok niego, ona te słowa wymówiła, ona korzystając z chwili, w któréj nikt na nią nie zważał, odchodzącemu tę pociechę wyszeptała.<br>
{{tab}}— Karolino, rzekł Eberhard, ty się nieodwracasz od człowieka bez ojca i matki, bez żony i dziecka?<br>
{{tab}}— Modlę się za ciebie, bo do ciebie należę na wieki!<br>
{{tab}}— Dzięki ci, szlachetna, wzniosła, piękna istoto! szepnął Eberhard i łzy mu w oczach stanęły. Poczém mocno wstrząśniony, myśląc o swojém ściganém dziecku, zszedł z zamkowych schodów.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X19" />
<section begin="X20" />{{c|ROZDZIAŁ XX.|w=120%|po=8px}}
{{c|Rewolucya.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Jak w życiu pojedynczego człowieka, tak też i w życiu narodów następują burzliwe zwroty, których spełnienia wymaga żelazna konieczność.<br>
{{tab}}W kilka dni po wjżéj opowiedzianych wypadkach, przebiegła nagle po caléj Europie okropna burza, burza wiosenna, tak silna i niepowstrzymana, że nic się jéj oprzeć nie mogło!<br>
{{tab}}Widzieliśmy, co w rozlegléj stolicy, w ktôrój dzieje się rzecz naszego opowiadania, coraz bardziéj wzburzało umysły, i że potrzeba było tylko jednéj zapalnéj iskry, aby nagromadzony żar jasnym płomieniem wybuchnął.<br>
{{tab}}Iskra ta padła z Franćyi, z Paryża, gdzie zawrzała rewolucya w całéj swojéj okropności, a jakby na skutek umowy, i tutaj na wszystkich rogach nastąpiła straszliwa uliczna walka.<br><section end="X20" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_345" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/705"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/705|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/705{{!}}{{#if:345|345|Ξ}}]]|345}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nim w zamku przedsięwzięto stanowcze środki, wyrastały na wszystkich głównych ulicach z pod ziemi barykady, z nadzwyczajną szybkością nagromadzone z kamieni, przewróconych powozów, powyrywanych drzwi i wszystkiego, czego rozwścieczone ręce dosięgnąć mogły.<br>
{{tab}}Powyrywano bruk. Szeregi szalonych mężczyzn i kobiet z groźnemi twarzami biegały po ulicach z dzikim wrzaskiem, wpadały do domów, żądały broni, i wkrótce w rękach tych potworów zabłysły zardzewiałe pałasze i strzelby, któremi rozpocząć chcieli bratobójczą walkę. Inni we wszystko niszczącéj wściekłości burzyli żelazne kraty, i porywane ich sztaby w pięściach swoich w broń przemieniali.<br>
{{tab}}Król widocznie nie mógł się zdecydować na zbrojne wystąpienie przeciw rozpoczynającemu się buntowi, a to wahanie się sprawiło, że gdy nakoniec wydano pułkom rozkaz siłą oczyścić ulice, nastąpić koniecznie musiała okropna rzeź, bo bunt co minuta silniejszéj nabierał rozciągłości.<br>
{{tab}}Barykady gęsto osadzono dobrze uzbrojonymi ludźmi, a na ulicach uorganizowały się odwodowe oddziały, a na placach miewali podburzające mowy owi najniebezpieczniejsi nieprzyjaciele ludu, nazywający się jego zbawcami, i wnet gromadzili w koło siebie tysiące narodu. Głośno wyjąca wrzawa zadowolonego ludu świadczyła, że ci mówcy ludowi korzystając z chwili, mieli zapas wybornych piorunujących słów, jeden zaś z tych bohaterów, człowiek z jasną brodą, próżniak, o którym późniéj słusznie utrzymywano, że go Schlewe podstawił, aby ten cały bunt wywołał, iżby nie tylko można było wystąpić z armatami, lecz i dostarczyć baronowi wiele obiecującej możności przedstawienia się za dni kilka jako zbawca korony, w towarzystwie wściekle wyjących tłumów, przylepiał na wszystkich pałacach i rządowych gmachach szybko wydrukowane, a może i zawczasu już przygotowane słowo: „Własność ludu,“ czém do najwyższego stopnia rozdrażnionemu ludowi rzucał łakocie, które owoc swój wydały!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_346" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/706"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/706|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/706{{!}}{{#if:346|346|Ξ}}]]|346}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dziki okrzyk tryumfu napełnił ulice i place, a zaślepione tłumy, po części pijane, rabując i pustosząc, jak tygrysy i wilki wpadły do sklepów piekarskich, do dystylarni, do piwnych szynków i do sklepów broni.<br>
{{tab}}Paniczna trwoga przejęła teraz część ludnością która coś posiadała — zamykano drzwi i sklepy, chowano się po najodleglejszych izbach, a na zewnątrz powstanie coraz bardziéj wzrastało.<br>
{{tab}}Wtém dały się słyszeć pierwsze strzały, i nastąpiły salwy z broni, dając znak walki, bitwy w ciasnych ulicach, potyczki brata z bratem, syna z ojcem.<br>
{{tab}}Nastało zamieszanie, rozlew krwi, srogością swoją wszystko przechodzący — każdy pragnął zapomnieć, że to ludzie ślepo się mordują!<br>
{{tab}}Wtém z daleka dochodzący okrzyk tryumfu zapowiedział, iż jednéj rocie udało się zdobyć i otworzyć arsenał stolicy, a nagromadzona tam broń doskonała i niezmierne zapasy ammunicyi nagle nadały walce zgrozę wywołujący obrót! Gdy po upływie kilku godzin nastręczyła się nadzieja, że ze wszystkich stron nadchodzące półki zdołają uśmierzyć bunt i nie dopuszczą rozlewu krwi, teraz powstały na wszystkich rogach i końcach tak srogie bójki, że dotąd namyślające się wojska widząc padających obok siebie ludzi, również się rozwściekły — strzelały nie tylko do wszystkiego co im w drogę weszło, lecz nadto bez względu na niewinnych do każdego, kto się ukazał w oknach domów lub na dachach, bo ztamtąd lano gorący oléj i smołę.<br>
{{tab}}Rozdzierające serce wrzaski ranionych okropnie mieszały się z wrzaskami jak szalone szukających po ulicach matek i żon — wśród tego odzywały się rozkazy komendantów i przywódców na barykadach, oraz złowrogo brzmiące sygnały trąb — a dla zupełnego zagłuszenia, ze wszystkich wież rozległéj stolicy huczały spiże!<br>
{{tab}}Zgubne zamieszanie panowało nie tylko w domach i pałacach, z których zagrożona szlachta przebrawszy się uciekać zamierzała i wkrótce dostawała się w ręce roz- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_347" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/707"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/707|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/707{{!}}{{#if:347|347|Ξ}}]]|347}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wścieczonych a poznających ją tłumów, lecz i na zamku, który dotychczas ze wszech stron otaczały gwardyjskie półki. Lecz już dały się słyszeć bliżéj pojedyncze strzały, i doniesiono królowi, który z królową, i książętami znajdował się w sali Krystyny, gdzie okna nie wychodziły na ulicę, że pojedyncze kule już do przedpokojów wpadają.<br>
{{tab}}Komendant, któremu ze sztabem udało się utorować sobie drogę przez królewską bramę, aby z sąsiedniéj góry kierować walką, kazał artylleryi wyruszyć, i już kule dolatywały do miasta, bijąc w domy i niszcząc nietylko zbuntowanych, ale także trafiając w żołnierzy!<br>
{{tab}}Coraz to nowe pułki wchodziły na ulice, a także i na równinach po za bramami miasta — wybuchła okropna walka!<br>
{{tab}}Już pojedyncze oddziały wojska objawiały chęć przejścia na stronę powstańców — już stracił odwagę jeden półk zdziesiątkowany, widząc że kule nieprzyjacielskie przerzedziły go wtenczas gdy nadaremnie usiłował zdobyć potężne i ze śmiertelną odwagą broniowe barykady — już zdawało, się, że wściekłe tłumy odniosą zwycięztwo!<br>
{{tab}}Adjutanci króla biegali tu i owdzie, aby mu w każdéj chwili zdawać raporta o przebiegu walki, coraz bardziéj zbliżającej się ku zamkowi. Królowa niepocieszona pośpieszyła do zamkowéj kaplicy na modlitwę, księżniczki płacząc klęczały, a król, niedowierzający możliwości téj rewolucyî, zbladł i do głębi był wzruszony.<br>
{{tab}}Wyszedł z sali Krystyny, zostawując w niéj załamujące ręce damy i udał się do swojego pokoju, którego okna wychodziły na plac zamkowy.<br>
{{tab}}— Zaklinam cię najjaśniejszy panie, prosił Schlewe obecny przy królu, wtenczas gdy generałowie i ministrowie pozostali w przedpokoju: nie narażaj się w tym pokoju na niebezpieczeństwo — tłumy rozszalały!<br>
{{tab}}— To też chcę widzieć, dokąd ich ten szał doprowadzi! odpowiedział król mocno zdecydowany, i tak dalece zbli- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_348" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/708"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/708|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/708{{!}}{{#if:348|348|Ξ}}]]|348}}'''<nowiki>]</nowiki></span>żył się do okna, że wygodnie mógł widzieć plac i przyległe ulice.<br>
{{tab}}Widok musiał być pełen zgrozy, bo król nie znoszący wszelkiego przelewu krwi, z przerażenia i boleści obu rękami twarz zakrył.<br>
{{tab}}Na moście zamkowym zawrzała straszna bójka, a krew zarumieniła już rzekę. Zdawało się, że rzeczywiście plac oczyszczono, ale na ulicy Stajennéj i innych, przytykających do placu, na których znajdowały się wysokie barykady, wrzała zaciekła walka dzikim płomieniem. Przytém powietrze napełniało się ponurym dźwiękiem dzwonów, hukiem armat i szczękiem broni.<br>
{{tab}}W téj chwili wszedł do pokoju adjutant.<br>
{{tab}}— Co mi pan zwiastujesz? spytał król szybko i krótko.<br>
{{tab}}— Najjaśniejszy Panie, półk Altorf przeszedł na stronę powstańców — przed bramami panuje w półkach zamieszanie, donosił adjutant.<br>
{{tab}}— Jesteś pan posłańcem nieszczęścia, co minuta przynosicie mi coraz gorsze wiadomości, rzekł król blady i widocznie zakłopotany.<br>
{{tab}}Wtém wpadł do pokoju przysłany od komendanta generał — mundur miał poszarpany, hełm przestrzelony, prawą rękę, w któréj trzymał pałasz, zranioną.<br>
{{tab}}— Najjaśniejszy Panie, zawołał i padł na kolana: jedna tylko pozostaje droga utrzymania i uratowania twojéj stolicy!<br>
{{tab}}— Mów pan! głucho rozkazał król.<br>
{{tab}}— Racz rozkazać bombardować miasto — wtedy tylko będzie można opanować je!<br>
{{tab}}— Nigdy! gwałtownie odpychając ręką zawołał zasmucony król; dopóki oddycham, nigdy! Czyliż zapomniałeś pan, że spokojna, do mnie przywiązana część ludności wtedy zginie razem zemną?<br>
{{tab}}— A zatém wszystko stracone, najjaśniejszy panie! miał jeszcze siłę odpowiedzieć klęczący generał, a potém wyczerpany utratą krwi płynącéj z rany, padł zemdlony.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_349" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/709"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/709|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/709{{!}}{{#if:349|349|Ξ}}]]|349}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Król wzruszył się do najwyższego stopnia, ale miara stanowiska Hioba jeszcze się nie napełniła!<br>
{{tab}}Nadbiegły adjutant doniósł, że książę August, któremu już pierwéj król odmówił żądania, aby miasto do szczętu zburzyć, przebrany wyjechał z zamku, i że mu się udało uciec z kilku bardzo na pozór usłużnymi dygnitarzami, którym król wyświadczał wiele dobrego i łask.<br>
{{tab}}— A więc wszystko mnie opuszcza! pomruknął ugięty tą wiadomością monarcha, i ponuro patrzał przed siebie.<br>
{{tab}}— Wszystko — tylko nie wierny sługa, który śmie do ciebie królu tak przemawiać! poszepnął baron Schlewe, wówczas gdy królowa łkając w kaplicy zamkowéj padła w objęcia przybyłéj z klasztoru Heiligstein przełożonéj.<br>
{{tab}}— Będę umiał, baronie, wynagrodzić twoją wierność! wielce łaskawie odpowiedział król, i zręcznemu, nędznemu złoczyńcy, na którym się nie poznał, podał rękę do pocałowania.<br>
{{tab}}Schlewe rzucił się na kolana i poniósł rękę króla do ust swoich.<br>
{{tab}}— Tylko po moim trupie, najjaśniejszy panie, potępieńcy znajdą do ciebie drogę! rzekł; ale co to jest? ogień ręczny nagle ucichł; dodał szybko, bo rzeczywiście ustało w téj chwili bezprzestanne strzelanie. Miałyżby wierne wojska waszéj krôlewskiéj mości zmusić buntowników do milczenia?<br>
{{tab}}Król i baron przystąpili czémprędzéj do okna. Przedstawił się im dziwny widok i jednocześnie doszedł do nich daleko rozlegający się i długo trwający okrzyk radości.<br>
{{tab}}Na barykadzie przy ulicy Stajennéj, ktôréj można było dostrzedz z okien zamku, stał dający znak wojsku i zarazem pojawieniem się swojém uspakajający dziką tłuszczę, która się cofnęła — Eberhard de Monte-Vero.<br>
{{tab}}Podobny do zagniewanego boga, nie zraniony, bo przed chwilą padające strzały ani włoska mu z głowy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_350" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/710"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/710|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/710{{!}}{{#if:350|350|Ξ}}]]|350}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie strąciły, wysoko wyprostowany i majestatyczny, stał bez broni, z odkrytą głową, na wysokości barykady, jak na zakrwawioném rusztowaniu.<br>
{{tab}}Walczący, krwią zbryzgani przeciwnicy, tu i tam z podniesionemi pałaszami z wycelowanemi karabinami, stanęli jak wryci; potém z pomiędzy, nieprzejrzanych mass bliżéj podchodzącego ludu, rozległ się w powietrzu radosny okrzyk, jaki zwykle słyszeć się daje za ukazaniem się władcy lub ukochanego króla.<br>
{{tab}}Eberhard de Monte-Vero przemówił kilka słów do ludu cichego jak w kościele i potém zeszedł, a półki otworzyły mu drogę; opuściwszy zakrwawioną barykadę powoli i spokojnie udał się do zamkowego partyku.<br>
{{tab}}Król patrzał na tę szczególną, prawie wzniosłą scenę, ze wzrastającém, niemém zdziwieniem, szambelan Schlewe zaś z uśmiechającą się nienawistną miną.<br>
{{tab}}Książę zbliżył się do zamku — wpadł w pułapkę, z któréj sam baron zręcznie chciał skorzystać.<br>
{{tab}}— Wasza królewska mość nie raczyłeś wierzyć mojemu zdaniu, że wpływ tego człowieka mieć może zgubne następstwa — on w téj chwili lepszy tego dał dowód, niż wszystkie moje słowa!<br>
{{tab}}— I mniemasz pan, że temu wszystkiemu winien książę? Nie, nie, panie baronie, czarno widzisz rzeczy! Książę bardzo być może wolno-myślnym człowiekiem, który przez swoje dla ludu niezrozumiałe pojęcia wyrządza mi szkodę, ale on niema żadnych planów tchnących zdradą stanu.<br>
{{tab}}— Książę de Monte-Vero! zameldował Bittelmann, wierny i zaufany sługa królewski, wchodząc do pokoju, właśnie gdy Schlewe na ostatnie słowa króla, mimowolném uczuciem nadziei przejętego, odpowiedział pytającém wzruszeniem ramion.<br>
{{tab}}— Książę pan może wejść! rozkazał król.<br>
{{tab}}Bittelmann otworzył drzwi — ukazała się w nich wysoka i wspaniała postać Eberharda. Jego twarz napiętnowana głęboką powagą zachmurzyła się, gdy tuż obok kró- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_351" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/711"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/711|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/711{{!}}{{#if:351|351|Ξ}}]]|351}}'''<nowiki>]</nowiki></span>la ujrzał barona Schlewego, który go przyjął nienawistnym uśmiechem.<br>
{{tab}}Eberhard wiedział, że fen czołgający się szambelan był to zły duch zamku, i że on, tudzież ściśle z nim związani ministrowie, którzy mu swoje teki zawdzięczali, byli najgorszymi doradcami króla i wywołali rewolucyę.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero, którego dusza od owego wieczoru, kiedy dowiedział się, że jego dziecka poszukiwano jako złoczyńcy, doznawał boleści szarpiących ojcowskie serce, lecz mimo to żal jego przytłumiły okropności, nagle z całą zgrozą wybuchłéj walki ulicznéj. Sprawiły one, że zapomniał o boleściach, w obec tego, co mu się w pełnych zgrozy obrazach przedstawiło.<br>
{{tab}}Czego się obawiał, czemu całą rozporządzała ą siłą i wszelkiemi środkami zapobiedz usiłował, to się jednak teraz stało!<br>
{{tab}}Krew płynęła po ulicach, a nie byłaby przelana, gdyby oszukany monarcha nie był całém swojém zaufaniem obdarzył ludzi, którzy nie szczędząc środków, dążyli do wzbogacenia się i kosztem zgnębionego ludu w rozkoszy opływali.<br>
{{tab}}Od dawna nie było to dla ludu tajemnicą, że nie tylko minister skarbu, lecz i inni na giełdzie spekulowali i zaufania króla haniebnie nadużywali, że kassę skarbową pustoszono, a rozpisywaniem podatków, potém ludu znowu ją napełniano, zamiast zmniejszać i tak już panującą nędzę przez wznoszenie budowli i pomoce rządowe.<br>
{{tab}}Teraz groźne, czerwone widmo na prawdę nagle ukazało się i wymagało tak okropnéj ofiary, tak srodze kosiło ulice, że dusza Eberharda krwią się zalewała, a on przedewszystkiém usiłował powstrzymać to straszliwe spustoszenie!<br>
{{tab}}W tym zamiarze, tą myślą zajęty, wszedł do pokoju króla. Wszelkie względy znikły przed tym celem — on, który na zamku w obecności króla okropności wycierpieć musiał, wszedł tam, aby usłużyć żelaznéj konieczności, przed którą wszelkie inne względy nikną i milkną.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_352" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/712"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/712|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/712{{!}}{{#if:352|352|Ξ}}]]|352}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Oddał ukłon królowi, który patrzał nań z miną zdradzającą wewnętrzną walkę — czy miał ufać księciu de Monte-Vero i kochać go, czy też go się obawiać? Nasienie Schlewego i jego kreatur już w nim kiełkowało.<br>
{{tab}}— Czy przynosisz nam, mości książę, poddanie się zbuntowanych, czyli też wiadomość, która nas zmusi chwycić się ostateczności? spytał król.<br>
{{tab}}— Ani jedno ani drugie, najjaśniejszy panie; nie jestem posłannikiem nieszczęśliwego ludu, jestem w téj chwili człowiekiem tylko i ulegającym naciskowi własnego serca!<br>
{{tab}}— Uważamy, że pan wywierasz uderzający wpływ na lud! Donoszą nam także, iż jesteś czémś na kształt jego przywódcy i reprezentanta; czy takie są owoce pańskich idei i działań, mości książę?<br>
{{tab}}— Przeciw takim oskarżeniom nie mam broni, mój królewski panie! rzekł oburzony Eberhard. Jakto! mianożby mnie przypisywać okropne spustoszenie, i w waszą królewską mość wpajać przekonanie, że jestem zdrajcą waszego tronu? Jeżeli tak mniemasz, najjaśniejszy panie, to razem z głową moją składam prośbę u stop twoich: rozkaż wyprowadzić jak najsurowsze śledztwo!<br>
{{tab}}— Faktów nie słów! krótko według zwyczaju swojego odparł król. W pańskim pałacu odbywały się zgromadzenia przywódców owych niezadowolonych tłumów, czy mnie fałszywie uwiadomiono?<br>
{{tab}}— Prawda, że w moim domu najjaśniejszy panie, rozwiązano towarzystwo moich przyjaciół, towarzystwo, w ktôrém chciałem porozumieć się z dobrze myślącymi i wpływowymi ludźmi, jak zapobiedz nieszczęściu, które teraz niepowstrzymanie wybuchło.<br>
{{tab}}— Toś je pan znał, bo wiedziałeś o niém z góry? Szczególna rzecz, mości książę! Sądzimy, że się sam oskarżasz!<br>
{{tab}}— Ja oskarżam doradców waszéj krôlewskiéj mości! śmiało odpowiedział Eberhard.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_353" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/713"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/713|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/713{{!}}{{#if:353|353|Ξ}}]]|353}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Racz przebaczyć, mój królewski panie, rzeki Schlewe do monarchy, uważając to na czasie. Słychać jeszcze ciągle wojenną wrzawę — czyby nie było stosownie, jakim bądź sposobem, przedewszystkiém ją powstrzymać? Jestem przekonany, iż potrzeba tylko, aby książę ukazał się, a przelew krwi ustanie. Mniemam, że tu na balkonie...<br>
{{tab}}— Przeceniasz mnie, panie baronie! Sądzę, że do tego błędnego przekonania przyszedłeś pan przez to, że przed kilku dniami, kiedy powóz pański przejechał biedne dziecko, uwolniłem pana z rąk oburzonego ludu — była to tylko niewinna przegrywka do krwawego dramatu, który się teraz przedstawia! Moje ukazanie się na balkonie nie powstrzyma zbuntowanego ludu, nie utamuje jego gniewu; widok krwi rozgrzewa, panie baronie, i przyzwyczaja do niéj oko! Pomyśl pan tylko o bitwach, w których przyjaciel i nieprzyjaciel zarówno się mordują, — rzeź i bitwa nie tylko w znaczeniu słowa są jedném i tém samem; mordercę sprawiedliwie karze się śmiercią. Mordowanie zaś na wielką skalę jest nie tylko dozwolone, lecz zarazem jest orderami wynagradzaną zasługą, jeżeli je usankcyonował rozkaz człowieka!<br>
{{tab}}— Spróbuj przynajmniéj, mości książę, z wysokości balkonu uspokoić tłumy, chyba że obawiasz się, abyś się niewydał siadającym na dwóch stołkach? powiedział Schlewe, w chwili gdy król chmurnie, z założonemi rękami patrzał na Eberharda, który ze swojemi pojęciami wydawał mu się coraz niebezpieczniejszym.<br>
{{tab}}— Chętnie powstrzymam okropny rozlew krwi! odpowiedział teraz książę de Monte-Vero z dumą, wykazującą, że rzeczywiście przypisywał sobie wyższą niż król władzę. Te tłumy w téj chwili, podobne do stada krwi pragnących wilków, chętnie w baranków przemienię, ale tylko pod jednym warunkiem!<br>
{{tab}}— Aha! ze złowrogim wykrzykiem przerwał król tę mowę: teraz zdaje mi się, dotarliśmy do samego jądra rzeczy! Warunki! Mów, mości książę, dzisiaj usposobieni jesteśmy do szczególnéj spokojności i cierpliwości!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_354" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/714"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/714|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/714{{!}}{{#if:354|354|Ξ}}]]|354}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Obie będą bardzo potrzebne, najjaśniejszy panie, a oprócz tego jeszcze i łagodność! Nie nadaremnie mówią, że najwyższém prawem każdego monarchy jest łaska! A teraz warunki: Są cztery punkta, mój królewski panie, cztery czarne miejsca, które łaska twoja usunąć powinna.<br>
{{tab}}— Wszystkie wstępy nudzą mnie! Mów pan!<br>
{{tab}}— Pierwsze żądanie...<br>
{{tab}}— Żądanie? z wyrachowaną nienawiścią powtórzył Schlewe, patrząc na króla i poufnie uśmiechając się: co za delikatne stopniowanie!<br>
{{tab}}— Nazywaj to, panie baronie, jak się panu podoba! Nie zapominaj pan o tém, że proszę dla narodu, nie dla siebie! Najprzód więc, najjaśniejszy panie, nieograniczona amnestya dla wszystkiego co się w ostatnich dniach stało!<br>
{{tab}}— To nie jest jednak pomyślane z taką bezinteresownością, jaką książę pan zawsze tak nadzwyczaj zręcznie objawiać umie! złośliwie słodziutkim tonem rzekł królewski doradca, aby ukryć swój zamiar: bo niewątpliwie pierwsze żądanie ma się rozciągać i do prześladowanéj córki księcia pana!<br>
{{tab}}Eberhard zbladł z gniewu, teraz dopiero poznał dokładnie, z jakim przeciwnikiem ma do czynienia.<br>
{{tab}}— Czy doznaję łaski rozmawiania z królem, czy też zadaniem mojém jest traktować z nikczemnie myślącym dworakiem? śmiało zapytał książę de Monte-Vero.<br>
{{tab}}— Pozostaw nam tę rozmowę, panie baronie! rozkazał król: chcemy raz obaczyć, czego od nas żądają!<br>
{{tab}}— Amnestyi za polityczne przewinienia, za wszystko (dopełnił teraz Eberhard, nie zważając na Schlewego) co w ostatnich dniach w tym kierunku nastąpiło! Następnie wolności prassy, najjaśniejszy panie, i rewizyi, to jest ulgi w opodatkowaniu!<br>
{{tab}}— Wybornie — a teraz czwarty punkt, który zapewne będzie koroną wszystkich innych?<br>
{{tab}}— Dymissyi ministrów i doradców!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_355" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/715"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/715|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/715{{!}}{{#if:355|355|Ξ}}]]|355}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Właśnie o tém myśleliśmy! Teraz przynajmniéj rozmowa ta przyniosła nam ten nieco szacowany zysk, powiedział rozdrażniony i przez Schlewego oszukany król, że przyjaciół od nieprzyjaciół odróżnić możemy! Zawsze nie tak otwarcie przemawiano do nas! Pan wybrałeś wyborne punkta, wymyśliłeś rzeczywiście bardzo skuteczne środki, i wdzięczni mu jesteśmy za ich udzielenie — jednak...<br>
{{tab}}Bittelman wszedł, przerywając królowi i zwrócił się ku niemu z pytającym wzrokiem.<br>
{{tab}}— Pan komendant! zameldował stary sługa.<br>
{{tab}}— Oczekujemy pana hrabiego! odpowiedział monarcha, który jak się zdawało, powziął jakieś nagłe postanowienie, które przybliżający się do niego szambelan zapewne podzielał, bo z pewnym zwycięztwa uśmiechem, przyjął bardzo cicho wyszeptany rozkaz i wyszedł z pokoju, a wpuścił komendanta.<br>
{{tab}}— Cóż nam pan przynosisz? spytał król nieco zdyszałego i bardzo bladego generała, a księciu de Monte-Vero na stanowczą odpowiedź czekać kazał.<br>
{{tab}}— Najjaśniejszy panie, powtórną prośbę o dozwolenie bombardowania miasta, bo buntownicy co godzina większe odnoszą korzyści. Wieczór nadchodzi, noc może być okropna, jeżeli się nie powstrzyma rzezi! powiedział siwy komendant.<br>
{{tab}}— Podamy wam, panie hrabio, lepszy sposób powstrzymania wszystkiego i uspokojenia! mówił król tak oburzonym głosem, iż można było dostrzedz drżenie jego ust. Niezgadzamy się na bombardowanie naszéj stolicy, bo przez to przysłużylibyśmy się tylko zamiarom naszych przeciwników. Nie szukaj pan ogniska krwawego buntu w podżegniętym tłumie. Baron i nasi ministrowie mają słuszność, jeżeli go nazywają tylko mimowolném narzędziem. Poznaliśmy to nakoniec! Ogniska tych groźnych czynów gdzieindziej szukać należy! Panie komendancie, każ pan na wszystkich punktach zapowiedzieć zbuntowanym, że książę de Monte-Vero jest naszym jeńcem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_356" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/716"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/716|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/716{{!}}{{#if:356|356|Ξ}}]]|356}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Eberhard cofnął się o krok, w chwili gdy król i zdziwidny generał na niego spojrzeli.<br>
{{tab}}— I że go uważamy jako zakładnika, mówił daléj król. Dodaj pan nadto, że jeżeli nie nastąpi najzupełniejsza spokojność, książę de Monte-Vero jutro będzie trupem. Mniemamy, że ten środek skuteczniejszy będzie niż bombardowanie!<br>
{{tab}}W chwili gdy komendant ukłonił się na znak posłuszeństwa, otworzyły się drzwi pokoju.<br>
{{tab}}Za niemi stał w wojskowym porządku oddział halabardzistów.<br>
{{tab}}Eberhard jak ktoś przebudzający się ze snu i nie wierzący w rzeczywistość, spojrzał na króla, a potém na sprowadzoną dla niego straż.<br>
{{tab}}— Taki to był zamiar, tak to wynagradzają moje zaufanie? wyrzekł pognębiony i strasznie rozczarowany, — widzą, żem bezbronny i korzystają ze sposobności? Biada ci, mój królewski panie, że więcéj ufasz twoim fałszywym doradcom, aniżeli mnie, który z czystém sumieniem idę do więzienia, który w każdéj chwili bez bojaźni przed tronem Boga stanąć mogę! Ta ręka i to serce wierniéj służyły twojéj sprawie, aniżeli mojéj! Dobrze, masz królu moc ukarania mnie!<br>
{{tab}}— Moc i prawo, mości książę!<br>
{{tab}}— Prawo, mój królewski panie? Prawo w obec Boga, który zna nasze serca i nasze najtajemniejsze zamiary? Nie gniewam się na ciebie za to, bo nie ty sądzisz mnie, a może i zabijasz, nie ty ciężkie mi gotujesz chwile! Żal, mój królewski panie, na kulach chodzi, ale dla tego właśnie jest tém boleśniejszy! Oto jestem; rozporządzaj, panie, moją osobą i majątkiem!<br>
{{tab}}— Czyń pan co rozkazałem, panie komendancie, rozkazał król. Zaprowadzić księcia de Monte-Vero do więzień naszego zamku i pilnować jak najsrożéj!<br>
{{tab}}Gdy komendant oddalił się, aby wykonać to arcy stanowcze postanowienie króla, wystąpił oficer straży.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_357" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/717"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/717|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/717{{!}}{{#if:357|357|Ξ}}]]|357}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jestem pańskim jeńcem! pewnym głosem powiedział Eberhard.<br>
{{tab}}— Racz książę udać się za mną! grzecznie odpowiedział oficer.<br>
{{tab}}Nim Eberhard wyszedł z królewskiego pokoju, aby się udać do więzienia, jeszcze raz odwrócił się, jakby mu chciał coś powiedzieć, miał jeszcze jakieś słowo na ustach, słowo mające wyrazić wszystko czém był przejęty, tak że aż piersi mu się ścisnęły — z niepojętą więc miłością, wyciągnął ręce ku temu, który go osądził na skutek fałszywego podejrzenia.<br>
{{tab}}Ale ani słowa niewymówił.<br>
{{tab}}Król odwrócił się.<br>
{{tab}}Czy w téj pełnéj zrządzenia chwili, potajemnie jakieś niepojęte, bolesne uczucie dotknęło także i głębi duszy króla?<br>
{{tab}}Być może — lecz znikło w obec krwawego widoku, jaki mu się przedstawił, gdy odwrócony od księcia, ze skrzyżowanemi rękami i chmurną twarzą spojrzał na plac zamkowy i postrzegł dalekie w górę wznoszące się barykady.<br>
{{tab}}Eberhard wyszedł z pokoju, do którego przybył dobrowolnie pełen szlachetnych zamiarów i ożywiony świętą powinnością, i przystąpił do brodatych halabardzistów, którzy tego księcia wysokiéj, wspaniałéj postawy, wzięli pomiędzy siebie. Czysty, niewinny, nieugięty, lecz pełen prawdziwéj, wzniosłéj dumy, jaką nadaje przekonanie o dobrém, wyszedł z pokoju monarchy, który go niegdyś swoim przyjacielem nazwał i z miłością uściskał — a dzisiaj rozkazał wtrącić do zamkowych więzień!<br>
{{tab}}Nikt nie ulitował się nad księciem de Monte-Vero, gdy jako śmiercią zagrożony jeniec wstąpił na korytarz zamkowy — on, który tysiąc razy śmiało i z ufnością w Bogu, stawiał na szwank życie swoje, i kosztował najprzykrzejszych chwil tego życia, nie truchlał. Nie o sie- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_358" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/718"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/718|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/718{{!}}{{#if:358|358|Ξ}}]]|358}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bie obawiał się, gdy widział, że go prowadzono do więzienia — z rozrzewnieniem myślał tylko o zaślepionym ludu i o zawiedzionym królu!<br>
{{tab}}Męczennik swoich wzniosłych dążeń, swoich czystych idei, człowiek głośny, Eberhard de Monte-Vero, umiał i to w ruchliwém swojém życiu doświadczenie znieść z całą mocą duszy.<br>
{{tab}}Cóż za niepotrzebny zachód, cóż za komedya ze strony nieprzyjaciół — otaczać go halabardzistami, ich śmieszną bronią, hełmami, pancerzami!<br>
{{tab}}Jego, który dobrowolnie, bezbronny przybył do zamku, — jego, za którym sta tysięcy dalekich i blizkich modliły się — otaczać zamkową strażą!<br>
{{tab}}Zaprawdę, ten Eberhard de Monte-Vero słusznie uśmiechał się tak łagodnie, jak każdy, co przebacza głupstwa, bo dla niego niepotrzebni byli halabardnicy, kiedy zewnątrz tronowi zagrażało niebezpieczeństwo!<br>
{{tab}}Niestosowności te zawierały w sobie gorzką ironię — zamierzano ugiąć i obalić księcia, ale nieprzyjaciele jego tak się niezręcznie do tego wzięli, że otrzymali skutek zupełnie przeciwny!<br>
{{tab}}Baron von Schlewe, nie {{Korekta|chąc|chcąc}} pozbawić się pożądanego widoku! przejścia przed jego oczami prowadzonego a mocno mu nienawistnego księcia de Monte-Vero, stał przy złoconych poręczach przejścia, którem postępował otoczony strażą Eberhard — spodziewał się, że napawać się będzie widokiem zgnębionego, wściekłego, omdlałego — a ujrzał wyniośle wypogodzonego, dumnego, z przebaczeniem uśmiechniętego króla, który go nawet jedném spojrzeniem nie udarował.<br>
{{tab}}Rozczarowanie jeszcze bardziéj rozdrażniło kulawego, pełnego nienawiści łotra; mruknął więc, spoglądając zezem siwych, przeszywających oczu:<br>
{{tab}}— Zgniotę cię przecież — dumny twój uśmiech zniknąć musi!<br>
{{tab}}Oficer przeprowadził uwięzionego księcia przez dziedziniec zamkowy, do owéj części potężnego, starego gma- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_359" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/719"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/719|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/719{{!}}{{#if:359|359|Ξ}}]]|359}}'''<nowiki>]</nowiki></span>chu, w ktôréj znajdowały się kancellarye i kassa państwa. Te na równéj ziemi położone liczne pokoje, zewnętrznie rzeczywiście podobne były do najpewniejszych więzień, bo ich wysokie wprawdzie, ale mocnemi kratami opatrzone okna, wychodzące na zamkowy dziedziniec, i przy drzwiach ustawiona straż, uzupełniały to wrażenie. Rzeczywiście zawsze w nadzwyczajnych wypadkach, tych przestrzeni dawniéj więzienia zamkowe stanowiących używano na pomieszczenie więźniów, a teraz tém bardziéj się przydały, że ztamtąd pod żadnym względem Eberharda gdzieindziéj umieścić nie można było. Tłumy, na które on w téj chwili wpływ wywierał, byłyby zakamionewały ceklarzy tego jedynego człowieka! {{Korekta|n|A}} prócz tego prawie wszystkie więzienia stolicy wyłamane były przez wyuzdane szeregi, które nie znały w niczém miary ani upamiętania, a więźniowie wypuszczeni; w szeregach tych znajdowało się przeto mnóztwo szkodliwych łotrów, którzy z krwawego powstania wielce korzystali!<br>
{{tab}}Zaprowadzono Eberharda do jednéj z tych obwarowanych, starych, sklepionych przestrzeni, i zamknięto za nim drzwi z ostrożnością dowodzącą, że rada królewska surowo ją nakazała.<br>
{{tab}}Eberhard pozostał na środku ciemnego, ponurego pokoju, którego pobielane ściany u góry sklepiły się w liczne luki. Obejrzał się, jakby chciał przekonać się, że go rzeczywiście uwięziono — uwięziono z rozkazu tego, którego zawsze spotykał z czołobitnością i miłością, dla którego byłby oddał życie, dla którego czuł głęboko zakorzenioną cześć.<br>
{{tab}}Okratowane okna i żelazem obite drzwi, dziwny wpływ wywarły na Eberharda. W środku téj przestrzeni stał wielki, okrągły stół, pokryty zieloném suknem, a w koło niego kilka starych, rzeźbionych, z wysokiemi poręczami krzeseł. Przy filarach między dwoma oknami znajdowała się stara przez robaki stoczona szafa, niewątpliwie przeznaczona do przechowywanie akt. Siwy, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_360" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/720"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/720|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/720{{!}}{{#if:360|360|Ξ}}]]|360}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wysoki piec i połowę łóżko, jakich używają żołnierze, a na niém wełniana kołdra, stanowiły sprzęty więzienia.<br>
{{tab}}Ale cóżby znaczyły kraty i zamki, gdyby się ludowi podobało uwolnić człowieka, który rozumem i złotem swojém z radością mu dopomagał? Przy zjednoczonych usiłowaniach sztaby żelazne przemieniłyby się w źdźbła słomy, drzwi w słabe zapory! Za jednym głosem runęłyby mury — za jedném skinieniem pozornie tak pewne środki barona i jego nędznych kreatur skruszyłyby się jak dziecinna zabawka! Gdyby książę podobny był do nieprzyjaciół swoich, nie wahałby się ani chwili obrać taką drogę — a tak, był on o tyle wielkim i szlachetnym, o ile tamten wzgardzonym, i gdy wstąpił do niezasłużonego więzienia, modlił się, aby ten spotykający go cios mógł zakończyć przelew krwi i uciszyć bratobójczą walkę! Chciał cierpieć pocieszony tém, że przez to ustanie wojna domowa.<br>
{{tab}}Cechą prawdziwéj wspaniałomyślności i {{Korekta|anielkiéj|anielskiéj}} szlachetności jest to, że człowiek pojedynczy bez zwątpienia i zwłoki zapomina o swojéj niedoli i pocieszony poświęca się dla ogółu!<br>
{{tab}}Wysłuchana została modlitwa Eberharda — jego ofiara prędzéj wydała owoce, niż się nawet król spodziewał!<br>
{{tab}}Oświadczono przywódcom zapalczywych tłumów, które na krótko tylko spokojnie się zachowały, aby potém jeszcze zajadléj walczyły, że książę de Monte-Vero wpadł w ręce komendanta i że go wzięto w niewolę jako zakładnika!<br>
{{tab}}Wiadomość ta na właściwéj części ludu, z którą zgodzić się musiał i przybyły zły {{Korekta|żywiół|żywioł}}, sprawiła dziwne wrażenie! Kolumny cofnęły się i naradzały — usiłowano, walcząc na niektórych punktach, dostać nawzajem zakładników — lecz gdy potém zapowiedziano przy odgłosie bębnów, że w nocy już uwięziony wejdzie na rusztowanie, jeżeli do tego czasu spokojność nie będzie przy- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_361" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/721"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/721|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/721{{!}}{{#if:361|361|Ξ}}]]|361}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wrócona, że król gotów jest wysłuchać, rozsądnych żądań, walka zaczęła ustawać!<br>
{{tab}}Eberhard, słysząc z więzienia swojego wrzawę, strzelanie i dzwonienie, poznał nakoniec, że okropny zgiełk i mordy ucichły — i teraz dopiero przyszło mu na myśl jego położenie, które na tak długo w głąb odsunął.<br>
{{tab}}Jego silna dusza z żelazną spokojnością zniosła wszystko co na niego spadło — nie ugiął się i nie zaparł, był to bohater szlachetny i dumny, gdy zuchwała ręka wszystko w koło niego w perzynę obracała — gdy z wyrachowaną złośliwością niszczyła i poniewierała to, co mu najświętszą nadzieją świeciło!<br>
{{tab}}Teraz zaś, gdy spełnił swój obowiązek, gdy patrzały na niego upominająco puste mury więzienia, z przemożną okropnością i przerażeniem stanęły mu na myśli ostatnie dni!<br>
{{tab}}Dziecię, którego z boleścią poszukiwał, było zbrodniarką — użyto uroczystości dworskiéj na zaprzeczenie im obojgu nazwiska — co większa! zhańbiono i zbezczeszczono jego rodziców — odebrano mu wszystko, wszystko co stanowi najdroższy klejnot życia każdego człowieka!<br>
{{tab}}Opuszczony od wszystkich, zapoznany i wyparty, stał ten najszlachetniejszy swojego czasu mąż jak przekleństwem obciążony buntownik w więzieniu!<br>
{{tab}}Eberhard ukrył twarz w dłoniach.<br>
{{tab}}Stał tak długo myśląc, walcząc, rozpaczając. Tak go zajęły dręczące myśli, że nie słyszał, ani uważał, jak otworzono drzwi jego więzienia i ukazała się w nich jakaś mniszka — przez chwilę patrząc na Eberharda, stała ona nieruchoma, wreszcie drzwi się za nią zamknęły.<br>
{{tab}}Leona ukazała się w więzieniu pognębionego księcia — gdy zdjęła kaptur z głowy, wyraz tryumfu przebiegł po jéj rysach — obejrzała się, jakby chciała się nacieszyć widokiem uwięzienia tego, którego śmiertelnie nienawidziła! Cicho zbliżyła się — Eberhard, plecami <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_362" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/722"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/722|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/722{{!}}{{#if:362|362|Ξ}}]]|362}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X20" />do niéj odwrócony, zdawał się zwycięzko wychodzić ze swojéj walki duszy — oczy jego rozjaśniły się, wzniosły w niebo, a ręce wydobyły amulet na piersiach ukryty.<br>
{{tab}}Świetne jego znaki ulgę mu sprawiły, jakby pociechę przyniosły i siły dodały! W téj chwili zewnątrz przez portyk zamku przeprowadzano na dziedziniec, na który wychodziły zakratowane okna izby, jakąś chwiejącą się dziewiczą postać — zdawało się, że nogi nieszczęśliwéj, obok któréj postępowała straż, odmawiały posłuszeństwa — na ręku jéj wisiały kajdany — łysy miała blade i zmienione — błękitne, niegdyś tak piękne, pełne duszy oczy gorączkowo rozszerzone, pełne były przerażenia — tak chwiejąc się wyglądała jak ofiara na rzeź prowadzona, pod okropnym ciężarem szczękających łańcuchów.<br>
{{tab}}Przełożona dotknęła ramienia Eberharda.<br>
{{tab}}Spojrzenie jego z amuletu skierowało się na tę, która się mu nagle ukazała jak okropne widmo przeszłości.<br>
{{tab}}Eberhard poznał Leonę.<br>
{{tab}}— Patrz tam, lodowym tonem rzekła straszliwa, wskazując okno: szukasz twojego dziecka — oto zbliża się!<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero spojrzał na zamkowy dziedziniec — przeraźliwy krzyk rozległ się po izbie.<br>
{{tab}}Eberhard ujrzał łańcuchami skutą Małgorzatę.<br>
{{tab}}Ale i rozgłośna dusza tego szlachetnego człowieka, była tylko duszą ludzką! Gdy Leona z wyrazem zadowolenia krokiem w tył odstąpiła, pokonany Eberhard padł na ziemię.<br><br><section end="X20" />
{{c|KONIEC TOMU DRUGIEGO.}}
<br>
<span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_3" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/733"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/733|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/733{{!}}{{#if:3|3|Ξ}}]]|3}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ I.|w=120%|po=8px}}
{{c|Bachanalia w Chateau-Rouge.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Upłynęło lat pięć.<br>
{{tab}}Łaskawy czytelnik raczy się z nami udać do Paryża, gdzie w czasie zapust następują jedne po drugich zabawy.<br>
{{tab}}Ludwik Napoleon wydźwignął się na tron cesarsko-francuzki i przed rokiem zaślubił piękną Eugenię de Montijo, towarzyszkę młodości i przyjaciółkę królowéj Izabelli hiszpaóskiéj.<br>
{{tab}}Podczas dżdżystego marcowego wieczoru, liczne pojazdy i fiakry podjeżdżały ku oświetlonemu dwoma wielkiemi kandelabrami wejściu do jednego z domów balowych, które w epoce téj części naszego opowiadania, większy wywierały urok, i jeżeli tak rzec można, były okazalsze i bardziéj niż dzisiaj eleganckie. W Chateau-Rouge spotykano wówczas pod zasłoną maski książąt i diuków, oraz margrabiny i hrabiny, co dzisiaj albo wcale się nie zdarza, albo tylko w razie szczególnego jakiegoś wypadku. Bogaci panowie zwykli byli bardzo swobodnie w grotach i lożach bawić się i wyprawiać najwyuzdańsze orgie, z uderzającemi pięknością i czasami jeszcze niezupełnie zepsutemi dziewicami, które te salony odwiedzały.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_4" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/734"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/734|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/734{{!}}{{#if:4|4|Ξ}}]]|4}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przy wejściu do Château-Rouge panował tego wieczoru nadzwyczajny ścisk, bo zimny, cienki deszcz niepowstrzymał ciekawych gryzetek i szwaczek od przypatrywania się gościom przybywającym na bal maskowy.<br>
{{tab}}Lecz widać, że nie wiele ubiegano się o kostiumy, bo panowie i damy po większéj części wysiadający z fiakrów, byli w balowych toaletach, i mieli tylko na sobie czarne maski, tajemniczo zakrywające lub zmieniające ich rysy.<br>
{{tab}}W téj chwili zajechał powóz, z którego wysiedli mnich w ciemnym habicie i w czarnéj masce, tudzież mały, prawie jak kulka okrągły szarlatan, którego pojawianie się mocny śmiech wywołało między obcymi.<br>
{{tab}}— Patrzcie-no na ten obraz człowieka, patrzcie na tę figurę! wołano zewsząd, co skłoniło małego, niezmiernie żarty lubiącego pana, do pogłaskania po twarzy jednéj ze śmiejących się dziewcząt — poczém, widząc, że zaczyna przemakać, pośpieszył z mnichem do oświetlonego jak dzień przysionka, który obok kassy prowadził do sali balowéj.<br>
{{tab}}— Ty płacisz koszta podróży, kochany bracie Józefie, poszepnął szarlatan mnichowi jak najweseléj: zapłać!<br>
{{tab}}Ten, wyższy i wysmuklejszy, mimo habitu ukrywającego jego postać, a tak naturalnie skrojonego, że można było wziąć go za prawdziwego mnicha, ze skrytéj kieszeni, pełnéj brzęczącéj monety, wydobył pieniądze i kupił wówczas jeszcze dosyć kosztowne bilety wejścia.<br>
{{tab}}— Powinieneś był raczéj wybrać inną maskę, bracie Józefie, powiedział cicho szarlatan: ta mi się zdaje za śmiała!<br>
{{tab}}— Właśnie ją dla tego wybrałem, bracie Claret! Przekonałem się nieraz, że śmiało postępując, najmniéj obawiać się trzeba! odpowiedział mnich, z pod którego czarnéj maski wystawały strzępy rudawéj brody. A zresztą czegóż mielibyśmy się obawiać?<br>
{{tab}}— Gdyby tu się pojawił Olozaga ze swoimi przyjaciółmi — on zna ciebie, o ile wiem, bardzo dobrze z owe- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_5" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/735"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/735|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/735{{!}}{{#if:5|5|Ξ}}]]|5}}'''<nowiki>]</nowiki></span>go czasu, kiedy jeszcze był wielkim mistrzem Latajacéj Pętlicy!<br>
{{tab}}— Nie turbuj się — don Salustyan Olozaga jest dzisiaj wieczorem w Tuileries — ale może już jutro w nocy wpadnie w nasze ręce! Dowiedziałem się, że bywa na balach opery.<br>
{{tab}}— Wybornie, bracie Józefie, tupnął jezuita Claret ubrany w maskę szarlatana. Otwiera się zatém dla nas widok znajdowania się na tym balu — jest to nawet nasz obowiązek, bo wszystko dla Santa-Madre!<br>
{{tab}}— Znaleźć jutro Olozagę nie będzie mi wcale tak trudno, jak dzisiaj tę zbiegłą z klasztoru w Burgos mniszkę Franciszkę de Cuenza! odpowiedział Józef, w którym zapewne liczni czytelnicy naszego romansu „Izabella,“ poznali już owego {{Korekta|dziwego|dziwnego}} brata Franciszka Serrany, który wtedy przebywał w Paryżu w towarzystwie brata Clareta, nieposuniętego jeszcze na godność spowiednika królowéj, aby w imieniu i z polecenia ojców z Santa-Madre, posłanego przez Izabellę na dwór Napoleona don Olozagę uwięzić i uczynić nieszkodliwym.<br>
{{tab}}Nie potrzebujemy tu powtarzać, czy i jak ten niesłychany czyn udał się obu hiszpańskim mnichom, bo ten historyczny wypadek dokładnie opisaliśmy, w przytoczonym wyżéj romansie „Izabella.“ Poprzestaniemy raczéj na dalszém śledzeniu pobożnych panów o ile to jest potrzebném do dalszego biegu naszego opowiadania.<br>
{{tab}}— A czy wiesz dokładnie, że ta Franciszka de Cuenza bywa w Château-Rouge? spytał Claret.<br>
{{tab}}— Uwodziciel jéj porzucił ją, i doniesiono mi, że ona zaczyna tutaj oddawać się grzechowi.<br>
{{tab}}— O, zaślepiona siostra — nieszczęśliwa! Od kogo dowiedziałeś się o tém?<br>
{{tab}}— Od brata Erazma z tutejszego klasztoru Karmelitów, który przypadkowo słyszał to w pałacu pewnéj hrabiny, gdzie mówiono o jéj piękności! odpowiedział Józef, wchodząc z towarzyszem do obszernéj i wysokiéj sali, w ktôréj panował różnobarwny, swobodny ruch.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_6" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/736"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/736|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/736{{!}}{{#if:6|6|Ξ}}]]|6}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Józef stanął na chwilę pod filarami unoszącemi galeryę, z któréj brzmiała po sali muzyka, i przypatrywał się licznym gościom, tudzież otaczającéj go zewsząd okazałości.<br>
{{tab}}Ciemno-czerwony aksamit i złoto, gęste malowidła na obiciach i lustra, nisze z bijącemi w nich wodotryskami posągi i bujające krzesła, wszystko to owiane było falami zapachu i czarujących zmysły tonów.<br>
{{tab}}Z sali téj przechodziło się do zimowego ogrodu, pod którego marmurowemi filarami, znajdowały się na jednéj stronie liczne stoły i krzesła, z drugiéj zaś zielone altany. W tym salonie ogrodowym była druga muzyka, która na przemian z muzyką pierwszego salonu przygrywała tańczącym w pośrodku kadryla. Na galeryi podtrzymywanej filarami, znajdowały się loże, w których zwykle przesiadywały osoby, które zupełnie od ogólnego zgiełku oddzielone, chciały z całém szaleństwem napawać się rozkoszą życia.<br>
{{tab}}Urządzenie tego salonu było tak czarowne, oświetlenie tak promieniejące, a widok tak oślepiający, że Józef, mnich, musiał się przez chwilę przyzwyczajać do tego otoczenia, nim przeniknąć zdołał do jego skrytych zakątków.<br>
{{tab}}Niektóre nisze salonu, w których znajdowały się stoły i krzesła, były już zakryte czerwonemi draperyami, co dowodziło, że je już zabrały w posiadanie pary lub amatorowie wina, a tymczasem na gładkiej jak szkło posadzce salonu, po bokach poruszały się żartujące maski, w środku zaś szalenie tańczyły.<br>
{{tab}}Damy w Château-Rouge prawie wszystkie były w wielkich balowych strojach, to jest w ciężkich, jedwabnych sukniach, zalotnie kwiatami przetykanych lub wyszywanych, a na twarzach miały małe, prześliczne maski, które czasem ciekawa ręka kawalera cokolwiek podnosiła, dla poznania tajemniczej osoby. Pomiędzy mężczyznami zaś znajdowały się różnokolorowe domina, rycerze i rabusie, Turcy i Indyanie, chłopi i cygani, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_7" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/737"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/737|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/737{{!}}{{#if:7|7|Ξ}}]]|7}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie brakowało nawet Amora, który śmiał wystąpić w trykotach, tylko na biodrach czerwoném jedwabném okryciem przepasanych.<br>
{{tab}}Śmiano się, żartowano, zaczepiano się, korzystając z maskaradowéj swobody w sposób jak najswobodniejszy, przechadzano się pod rękę, pito szampana i przy dźwięku muzyki wirowano z tak szaloną szybkością, że suknie wysoko powiewały i kiedy niekiedy, odkrywały więcéj pięknych członków ułudnych masek, aniżeli to wówczas w Château-Rouge przyjęte było.<br>
{{tab}}Wtem trąby powołały ciekawych widzów do ogrodowego salonu, na którego środku bachantki i fauny w guście Ludwika XV, tańczyły kadryla. Bluszczem uwieńczone, tylko małemi tygrysiemi futerkami okryte postaci dziewic, przedstawiały powabny i zarazem zachwycający, malowniczy widok. Nie widziano, któréj z bachantek wijących się w dzikim tańcu oddać pierwszeństwo, wszystkie były zarówno pulchne i piękne, wszystkie zarówno pełne gracyi i lekkie — już wsparte na ręku faunów, ubranych w wieńce z winnéj latorośli i przygrywających na cymbałach, bujały w takt muzyki, już tuliły w swoich objęciach jakby w szalonym miłosnym szale.<br>
{{tab}}Józef, którego błyszczące, ciemne oczy badawczo śledziły każdą postać i radowały się {{Korekta|widokim|widokiem}} odkrytych kształtów, usłyszał, że ten taniec dzisiaj po raz pierwszy jest wykonywany, i że po nim nastąpią jeszcze żywe obrazy, wynalazku pewnéj hrabiny, od niejakiego czasu mającéj w Paryżu własny pałac, którego bajeczny przepych i zmysły odurzająca wspaniałość mają przewyższać wszystko, co się tu zdumionym oczom przedstawia.<br>
{{tab}}Józef wypytywał się o nazwisko téj hrabiny, bo głos wewnętrzny mówił mu, że to nakoniec może być ta, o któréj brat Erazm tak tajemniczo wzmiankował, lecz nie znano jéj. Jeżeli w jéj pałacu jest jeszcze coś piękniejszego i bardziéj odurzającego nad to, co z jéj zarządzenia tutaj przedstawiano, to chyba już będą rzeczy- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_8" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/738"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/738|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/738{{!}}{{#if:8|8|Ξ}}]]|8}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wiście wschodnie czarodziejskie noce, wtajemniczonym w nigdy nieznanym przepychu przedstawiające się.<br>
{{tab}}Gdy Claret trzymając się z dala od swojego cienia, jak jezuita nazywa obserwującą go osobę, bawił się wybornie z kilku ładnemi maskami, Józef postrzegł w zimowym ogrodzie, gdzie skończył się kadryl, tuż przy sobie jakąś damę w czarném jedwabném okryciu i w czarnéj masce uderzająco wyniosłéj i pięknéj postawy.<br>
{{tab}}Tak się skryła przy marmurowym filarze, że zaraz po tańcu mogła spojrzeć w okazałe wejście do tego ogrodowego salonu. Wprawne oczy Józefa wkrótce poznały, że na wykonanie kadryla, które wszystkich zachwyciło, patrzała jak najobojętniéj, ale ze wzrastającą niecierpliwością spoglądała ku wejściu — zatém kogoś oczekiwała.<br>
{{tab}}Ukazanie się czarnej maski zainteresowało mnicha. Jako lubiący zawsze wywiedzieć się dokładnie o tém, co wiedzieć pragnął, postrzegł nagle, że oczy czarnéj maski zabłysły, i że ta badawczo się w koło obejrzawszy, zbliżyła się do czerwonego Mefistofila, który również bardzo uderzająco wyglądał.<br>
{{tab}}Niezbyt słusznego wzrostu, był jakby stworzony do swojego kostiumu.<br>
{{tab}}Czytelnicy domyślać się zapewne zechcą, że pod tą maską ukrywał się ten przez Boga utworzony Mefistofil, kulawy szambelan von Schlewe — lecz zaraz błąd ten naprawimy — bo to nie był baron.<br>
{{tab}}Wchodzący, którego Józef z boku uważał i który zbliżył się do czarnéj damy, miał czerwone jedwabne ubranie, mocno piersi obciskające i nogi mu okrywające. Chudy i tak obciśnięty wyglądał strasznie, témbardziéj że na twarzy miał czerwoną jedwabną maskę, białe rękawiczki, ozdobną szpadę i biret z czerwoném koguciém piórem.<br>
{{tab}}Maska ta témbardziéj może podobała się rudobrodemu mnichowi, że zapewne zachodziło pomiędzy nimi jakieś pokrewieństwo — bo Józef — musimy tu powiedzieć <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_9" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/739"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/739|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/739{{!}}{{#if:9|9|Ξ}}]]|9}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tym, którzy nie czytali romansu „Izabella“ — był to ów w Hiszpanii, a szczególniej w Madrycie tyle straszliwy upiór, którego dotąd żadna świecka władza dosięgnąć nie zdołała. Potomek staro-szlacheckiéj rodziny, wychowany przez kochającą go matkę, rodzony brat dostojnego i szlachetnego męża, był wyrodną bestyą z czerwoną brodą i włosem, która schroniła się do klasztoru Santa-Madre w Madrycie, aby pod zasłoną habitu tém łatwiéj zaspakajać mogła swą okropną żądzę krwi.<br>
{{tab}}Podobał mu się krwawo czerwony mefistofil, tém większy więc miał powód nie spuszczać z oka ani jego ani uderzającéj czarnéj kobiety.<br>
{{tab}}Nie przypuszczał, aby pod tą maską ukrywała się owa z klasztoru w Burgos zbiegła mniszka, którą mu polecono napowrót do tego klasztoru dostawić — (prócz uczynienia nieszkodliwym hiszpańskiego posła don Olozagi) — bo jako znawca już się przekonał, że dama w czarném okryciu, jakkolwiek piękną, wysoką i pulchną postać mająca, była starsza od zaledwie szesnastoletniéj Franciszki de Cuenza.<br>
{{tab}}Nie śpieszył się więc z wyszukaniem tejże, ponieważ wiedział z doświadczenia, że ona nie zdoła ujść jego szponów, chociażby uciekła w lodowate pustynie biegunowe. Przytém piękna mniszka nie domyślała się, że wielcy inkwizytorowie Madrytu postanowili kazać ją napowrót sprowadzić, uważała się więc za bezpieczną w pośród ogromnego paryzkiego zamętu.<br>
{{tab}}Józef prawie, razem z czarno zamaskowaną damą zbliżył się do czerwonego Mefistofila i niepostrzeżony «słuchał.<br>
{{tab}}— Nakoniec, wymówiła czarna dama — sądziłam już, że to jakaś mistyfikacya, chociaż list pański oznaczył dokładnie wszystkie okoliczności, a pismo pańskie niepozostawiało żadnej wątpliwości. Dla czego wybrałeś pan Château-Rouge na miejsce téj schadzki?<br>
{{tab}}— Szpiegi księcia otaczają mnie, nie śmiałem wejść do pałacu, aby was nie zdradzić, pani hrabino! Tylko pod <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_10" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/740"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/740|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/740{{!}}{{#if:10|10|Ξ}}]]|10}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tém przebraniem i w takim natłoku można było pani złożyć pożądany raport, chociaż i tutaj zapewne są szpiegi! cicho odpowiedział Mefistofil.<br>
{{tab}}— Przedewszystkiém. Nie wspomniałeś pan nic o tém w swojém piśmie — czy sam pan wracasz?<br>
{{tab}}— Nie, pani hrabino, tryumfuj pani, udało mi się niepodobieństwo — córka księcia jest w naszych ręku!<br>
{{tab}}— W naszych ręku? powtórzyła czarna maska, a Józef po tych słowach poznał całą gwałtowność jéj wewnętrznéj namiętności.<br>
{{tab}}— Trudna to była do wykonania sztuka pani hrabino; nie każdyby tego dokazać potrafił! I gdyby nie moja nienawiść...<br>
{{tab}}— Byłeś winien tę zemstę człowiekowi, który cię wyprawił na galery!<br>
{{tab}}— I gdyby nie dopomogła mi moja nienawiść, byłbym nakoniec mimo wszystko wrócił do domu z próżnemi rękami!<br>
{{tab}}— O tém potém, mój kochany — wynagrodzić potrafię! poszepnęła czarna maska. Gdzie się znajduje dziewczyna?<br>
{{tab}}— W klasztorze karmelitów przy ulicy św. Antoniego.<br>
{{tab}}— Więc pana i Rénard’a znowu tam przyjęto?<br>
{{tab}}— Potajemnie, pani hrabino! Dziewczę jest podróżą tak wzruszone i odurzone, że spokojność...<br>
{{tab}}— Rozumiem, przerwała czarna maska: klasztor dobrze wybrany, tam nie domyśli się nikt jéj pobytu! Znam brata Erazma i przeora, oni mi są winni wdzięczność.<br>
{{tab}}— Wiem to, że często nadużywają gościnności pałacu pani!<br>
{{tab}}— Spojrzyj-no pan tam — i tutaj przedstawiają gościom moje obrazy!<br>
{{tab}}Gdy zadzwoniono, Mefistofil a za nim w blizkości stojący Józef spojrzeli w kierunku ręki czarnéj maski.<br>
{{tab}}W głębi salonu odsunięto zasłonę i ukazał się przecudnéj piękności żywy obraz. Było to porwanie Sabinek, które przedstawiała gruppa wspaniałych dziewiczych <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_11" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/741"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/741|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/741{{!}}{{#if:11|11|Ξ}}]]|11}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i męzkich postaci — obraz ten obrócił się, a figury jak z kamienia wykute ani się poruszyły.<br>
{{tab}}Sprawił tak wielkie wrażenie, że aż to uradowało czarną maskę.<br>
{{tab}}— To wszystko dzieło pani, hrabino? poszepnął Mefistofil. Rzeczywiście, pani zaczynasz władać światem!<br>
{{tab}}Nisze w salonie, znajdujące się pod ścianą oddzielającą od nich salon ogrodowy, miały okna, przez które w niszach tych siedzący mogli przypatrywać się żywym obrazom.<br>
{{tab}}Czarna maska, wszędzie okiem rzucająca, postrzegła w jedném z tych okien oświetlone czerwoném półświatłem popiersie uderzająco pięknéj dziewicy. Oblicze jéj miało wyraz marzący, melancholijny. Ciemne, pałające oczy i czarne sznurami pereł przeplatane włosy świadczyły, że to Hiszpanka. Barwa twarzy i pięknie wykrojonéj szyi, na którą aż do głębokiego wykroju żółtéj atłasowéj sukni również spadały sznury pereł, połyskiwała bladością tła, która mieszkankom południa nadaje szczególny powab. Nie zakryte, ramiona tego zjawiska, świadczyły przy tém o całéj wspaniałości jego kształtów.<br>
{{tab}}— Dama perłowa, pełna uderzających powabów! szepnęła czarna maska Mefistofelesowi, który szybko i ciekawie zwrócił się ku oknu w niszy.<br>
{{tab}}— Nigdy jeszcze téj dziewczyny nie widziałem w salonach Château-Rouge!<br>
{{tab}}— Dama perłowa jest to całkiem nowe zjawisko; ona tu pozostać nie może — postaraj się pan bądź co bądź sprowadzić ją do mojego pałacu!<br>
{{tab}}— Nie mogę dosyć się na nią napatrzyć — jakiś szczególny powab otacza tę perłową damę! wyznał Mefistofil, i spojrzał w okno, w którego ramach stała piękna dziewczyna.<br>
{{tab}}Młodość i tajemne kłopoty stanowiły właśnie ten powab pociągający.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_12" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/742"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/742|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/742{{!}}{{#if:12|12|Ξ}}]]|12}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Postaraj się pan o to, aby dama perłowa nie wpadła w inne ręce, lecz sprowadź ją do mojego pałacu, bardzo nalegająco mówiła czarna maska.<br>
{{tab}}— Chętnie, pani hrabino! odpowiedział Mefistofil, a Józef uśmiechnął się z zadowoleniem — nie wątpił, że piękna, powabna dama była to zbiegła mniszka Franciszka de Cuenza, i zapragnął uprzedzić Mefistofila. Szybko i niepostrzeżony korzystał z ruchu masek i z zimowego ogrodu przeszedł do sali, a właściwém sobie bystrém spojrzeniem dostrzegł, że nisza, w któréj oknie ukazała się perłowa dama, zakryta była czerwonemi firankami — czy perłowa dama przyjęła towarzystwo jakiegoś kawalera, którego w niszy z salonowego ogrodu dostrzedz nie można było?<br>
{{tab}}Józef szybko zdecydowawszy się wszedł do niezajętéj jeszcze niszy, tuż przyległéj do téj, w któréj znajdowała się piękna de Franciszka Cuenza — muzyka w salonie grała jedną z owych tęsknych i zarazem swobodnych pieśni, które lubiały damy z Château-Rouge, a Józef posłyszał, że muzyce téj towarzyszy z cicha łagodnie brzmiący głos dziewiczy — ten raz żałosny, to znowu dziko wybujały śpiew sprawiał cudne wrażenie.<br>
{{tab}}Józef słuchał — dama perłowa śpiewała z cicha według przytłumionego tonu muzyki.<br>
{{tab}}Pieśń w pierwszéj części smutna i mocno narzekająca, w drugiéj dziko radosna, jakby dla zagłuszenia wspomnień chwilową zabawą, zdawała się tak stosować do perłowéj damy, że ją nóciła z czuciem możliwém wtedy jedynie, gdy słowa i nota z serca pochodzą.<br>
{{tab}}Śmiech w wierszach brzmiał i szyderczo i boleśnie — był on objawem wyrzutów nieszczęśliwą miłością udręczonéj duszy, wzrastającą swą nienawiść niepowściągnioném użyciem zagłuszyć pragnącéj.<br>
{{tab}}Józef bardzo pilnie słuchający, był przekonany, że Franciszka de Cuenza znajdowała się sama w niszy. Opuścił więc swoje miejsce, aby śmiało wejść do pięknéj da- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_13" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/743"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/743|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/743{{!}}{{#if:13|13|Ξ}}]]|13}}'''<nowiki>]</nowiki></span>my perłowéj, któréj nie powinien był tracić z oczu jako do niego należącéj.<br>
{{tab}}Gdy się zbliżył do czarownéj zasłony, przystąpił do niéj razem z nim ów Mefistofil.<br>
{{tab}}Obie maski szybko na siebie spojrzały, poczém mnich ujął rękę czerwonego.<br>
{{tab}}— Czego pan odemnie żądasz? spytał ten ostatni nie, zbyt uprzejmie.<br>
{{tab}}— Mam coś panu oświadczyć, co będzie dla pana równie ważném jak dla mnie! cicho odpowiedział Józef.<br>
{{tab}}— Proszę, przystąp pan do rzeczy, bo nie mam czasu do stracenia!<br>
{{tab}}— Pan chcesz udać się do perłowéj damy — ona do mnie należy!<br>
{{tab}}— Oho! wyzywająco powiedział Mefistofil. Któż ci daje do tego prawo, mnichu?<br>
{{tab}}— Klasztor w Burgosie!<br>
{{tab}}— Czy to żart maskaradowy?<br>
{{tab}}— Mnich, który do pana mówi, nie jest przebranym lecz prawdziwym mnichem!<br>
{{tab}}— I cóż pobożny brat ma do czynienia z perłową damą? szyderczo zapytał Mefistofil.<br>
{{tab}}— Więcéj niż pan sądzisz, i coś ważniejszego nad to, co pana tu sprowadza! Oświadcz pan hrabinie, że dama perłowa jest to zbiegła z klasztoru w Burgosie mniszka Franciszka de Cuenza, i że mam rozkaz bez żadnego względu sprowadzić ją tam napowrót!<br>
{{tab}}— Pan widzę wyprawiasz zemną zapustne żarty, aby mnie ubiedz, a potém wyśmiać! rzekł Mefistofil, cofając się i wyzywająco mierząc mnicha.<br>
{{tab}}— Pan mnie w kłopot wprawiasz, bo tutaj w tłumie masek nie mogę pokazać panu mojego upoważnienia, świętego rozkazu ojców z Santa-Madre. Wróć pan da hrabiny, i oświadcz jéj co panu powiedziałem.<br>
{{tab}}— Co pan wiesz o hrabinie?<br>
{{tab}}— Że jéj pan służysz, z jéj polecenia działasz!<br>
{{tab}}— Odkryj się pan, kto jesteś?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_14" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/744"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/744|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/744{{!}}{{#if:14|14|Ξ}}]]|14}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pan mnie nie znasz, ale ja znam pana! Zapytaj pobożnego brata Erazma z klasztoru karmelitów o brata Józefa z Madrytu — który stoi przed panem!<br>
{{tab}}— Już po pańskiéj mowie poznałem, że jesteś Hiszpan. Pozwól, że cię zaprowadzę do hrabiny; pożądana to dla mnie rzecz, abyś jéj pan sam powtórzył to, co mnie powiedziałeś — jestem nowicyusz Edward z klasztoru karmelitów!<br>
{{tab}}— Nowicyusz Edward? powtórzył Józef, teraz nawzajem niedowierzający: szczególne to imię jak na zaczynającego brata!<br>
{{tab}}— Jeszcze nie noszę sukienki, i dla tego nie przybrałem jeszcze klasztornego imienia! odpowiedział znany nam pod nazwą „Rudego Dzika“ ze stolicy i z Monte-Vero złoczyńca, którego rozmaite przygody ściśle złączone z głównemi figurami naszego {{Korekta|opowadania|opowiadania}}, poznamy w następującym rozdziale.<br>
{{tab}}— Chętnie spełnię twoją prośbę co do zbliżenia się do hrabiny; ale obawiam się, aby tymczasem nie wymknęła mi się dama perłowa?<br>
{{tab}}— Ja tam wejdę i będę pilnował, dopóki nie wrócisz!<br>
{{tab}}— Zgoda — liczę na twoją wierność.<br>
{{tab}}— Tam oto w dali stoi hrabina — patrzy tutaj — śpiesz, abym nie długo mógł pozostawać w obec tak powabnéj kobiety.<br>
{{tab}}— Zapewne teraz już chcesz wprawiać się do wypełniania ślubu czystości? cicho zapytał mnich, mierząc chytrze błyszczącym wzrokiem Mefistofila: rzecz to godna pochwały, nowicyuszu Edwardzie!<br>
{{tab}}Mefistofil podniósł firankę i wszedł do niszy pięknéj perłowej damy, a Józef przez tłum masek przeciskał się do hrabiny, w któréj uważni nasi czytelnicy zapewne już poznali hrabinę Leonę Ponińską.<br>
{{tab}}Z oczekiwaniem spojrzała na mnicha, który widocznie miał ważną rozmowę z jéj narzędziem. Nadaremnie usiłowała odszukać w pamięci wspomnienie, kto jest ten mnich?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_15" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/745"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/745|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/745{{!}}{{#if:15|15|Ξ}}]]|15}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Może Renard? poszepnęła; ale nie, to być nie może, bo on jest w Fontainebleau — to coś szczególnego!<br>
{{tab}}— Czarna masko, szepnął przystępujący bliżéj mnich: twoje narzędzie, nowicyusz Edward, z twojego polecenia szuka perłowéj damy!<br>
{{tab}}— Kto jesteś mnichu?<br>
{{tab}}— Mnich, poprzestań na tém masko! Perłowa dama należy do mnie — muszę ją téj jeszcze nocy dostawić w to samo miejsce, w którém znajduje się dziewczę, które nowicyusz dla ciebie sprowadził.<br>
{{tab}}— Zkąd wiesz o tém dziewczęciu? czy ten nędznik ci to wydał?<br>
{{tab}}— Nie tak porywczo, nie tak śpiesznie, pani hrabino.<br>
{{tab}}— Jakto! pan mnie znasz? Muszę wiedzieć kto pan jesteś!<br>
{{tab}}— Przekonaj się pani z tego pisma! szepnął mnich, ustępując razem z Leoną z tłumu masek i podając jéj szkatułeczkę, którą szybko otworzyła. Znajdowało się tam wygotowane przez ojców z Santa-Madre upoważnienie, którego wartość i ważność czarna maska widocznie uznawała.<br>
{{tab}}— Lecz jakim sposobem wiesz o dziewczynie?<br>
{{tab}}— Która się znajduje w klasztorze karmelitów przy ulicy św. Antoniego?<br>
{{tab}}— Gdzie i pan mieszkasz przez ciąg pobytu w Paryżu?<br>
{{tab}}— Nie, pani hrabino, mnich Józef z Madrytu zapukał do drzwi innego klasztoru — ale perłową damę jeszcze téj nocy dostawić musi do klasztoru karmelitów.<br>
{{tab}}— W jakim celu? prędko spytała hrabina.<br>
{{tab}}— Aby ją jutro, albo najpózniéj pojutrze, odesłać do klasztoru w Burgosie, z którego zakonnica Franciszka de Cuenza, którą pani nazwałaś perłową damą, uprowadzona została.<br>
{{tab}}— Teraz rozumiem wszystko, odpowiedziała hrabina, uśmiechając się pod czarną maską, i natychmiast w duchu ułożyła sobie plan, korzystając z tego nowego sto- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_16" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/746"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/746|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/746{{!}}{{#if:16|16|Ξ}}]]|16}}'''<nowiki>]</nowiki></span>sunku: w takim razie nie mam zadnéj pretensyi do téj pięknej dziewicy; ale czy chcecie pobożny bracie nawzajem wyświadczyć mi przysługę?<br>
{{tab}}— Bardzo chętnie pani hrabino, słucham!<br>
{{tab}}— Wspomnieliście, że zbiegłą mniszkę pierwéj do klasztoru karmelitów przy ulicy św. Antoniego, a potém do Burgosu odstawić chcecie?<br>
{{tab}}— Tak jest jak mówisz, najpiękniejsza kobieto!<br>
{{tab}}— Czy dasz się pan namówić na wstrzymanie téj wysyłki przez kilka dni?<br>
{{tab}}— To się sprzeciwia zakonnéj regule!<br>
{{tab}}— A gdybym panu przyrzekła, że przez to wyświadczysz zakonowi wielką usługę?<br>
{{tab}}— Usługa ta nie zmieni dla tego praw — jednak — chciałbym pani usłużyć i wysyłkę wstrzymam na kilka dni, lecz pod jednym warunkiem!<br>
{{tab}}— Mów pan! rozkazała czarna maska.<br>
{{tab}}— Że się pani przedemną odkryjesz!<br>
{{tab}}— Za wiele pan żądasz!<br>
{{tab}}— Nie obawiaj się pani — we wszystkiém podam pani rękę!<br>
{{tab}}— Skoro tak — chciałabym nawet i bez tego widzieć się z panem, wprzód nim wyprawisz perłową damę do Burgosu. Spytaj pan brata Erazma o hrabinę Leonę Ponińską, on pana wprowadzi do mojego pałacu!<br>
{{tab}}— Dziękuję pani hrabino, nie będziesz pani żałowała, żeś zaufała mnichowi Józefowi. Teraz muszę zluzować Mefistofila z jego posterunku.<br>
{{tab}}— Na którym nie powinien się był znudzić!<br>
{{tab}}— Do widzenia — niech święci będą z wami! poszepnął Józef, i odszedł od czarnéj maski, która w kilka minut znikła w natłoku, a tymczasem hiszpański mnich, przez coraz swobodniéj poruszające się tłumy, usiłował dostać się do niszy, w któréj Franciszka de Cuenza ujrzała się naprzeciwko Mefistofila.<br>
{{tab}}W środku salonu kręciły się tańcujące pary coraz szaleniéj, inni zaś pozasiadali na krzesłach, i trącając się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_17" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/747"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/747|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/747{{!}}{{#if:17|17|Ξ}}]]|17}}'''<nowiki>]</nowiki></span>napełnionemi szumiącém winem kieliszkami, wydobywali z nich dźwięczne tony.<br>
{{tab}}Północ już przeszła — umysły rozgrzały się, a zbyteczne i nadmierne użycie, ten pionier grzechu, rozpoczęło wjazd do pokojów w Château-Rouge. Kiedy dotąd maskaradowa swoboda usprawiedliwiała niejedno za śmiałe zbliżenie się, teraz gdy troski spadły prawie wszędzie z pałających twarzy, bachanalia grzechu pojawiały się w coraz wolniejszéj postaci. Wino nietylko rozwiązywało języki, ale i zmysły, a w koło widziano i słyszano tylko wylew wyuzdanych namiętności, zmysłowe upojenie, dzikie wrzenie rozpalonych umysłów, dążenie do burzliwych przygód miłosnych, uściski i zapomnienie trzeźwéj codzienności.<br>
{{tab}}Józef podniósł czerwoną zasłonę niszy — cicho poruszyła się draperya — Mefistofil tak był zatopiony w podziwianiu pięknéj perłowéj damy, iż nawet nie uważał, się że firanka poruszyła.<br>
{{tab}}Franciszka de Cuenza promieniała wszelkiemi cudami rozkwitającéj kobiecéj piękności — czego pierwéj, gdy ukazała się w oknie niszy, nie można było rozpoznać w całém jego wykończeniu, to teraz ponętnie i w całym blasku wystąpiło przed chciwém okiem rudobrodego mnicha z klasztoru przy ulicy Foburgo w Madrycie.<br>
{{tab}}Na uśmiechniętém obliczu pięknéj dziewicy spoczywał urok młodości: jéj delikatne, prawie przezroczyste palce, bawiły się perłami, spadającemi z szyi na wznoszące się łono. Franciszka uśmiechała się, ale śmiech ten wielce się różnił od tego, który pałająco igrał po twarzach tancerek. U niéj pod tym śmiechem ukrywała się boleść, którą nadaremnie zabawą zagłuszyć pragnęła, i która podczas pieśni objawiała się w tak szczególnéj walce. Ciemne włosy, przeplatane białemi perłami, bujnie spadały na pięknie ukształcone barki, których delikatność przykuwała do siebie spojrzenia Józefa. Oczy jéj miały smętny wyraz, lica pobladły, delikatnie wykrojo- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_18" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/748"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/748|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/748{{!}}{{#if:18|18|Ξ}}]]|18}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ne małe usta, a jednak tyle pełne, jak kielich jednéj z purpurowych róż, które w jéj ojczyźnie zdobią wszystkie ogrody. Żółta jedwabna suknia, u góry oszyta przezroczystym garnirunkiem, w fałdzistych łukach naszyta była pachnącemi gałązkami {{Korekta|jaźminu|jaśminu}}, iż nietylko można było widzieć krótszą białą jedwabną spódnicę, lecz i zgrabniutkie nóżki dziewczęcia, obute w ładne atłasowe trzewiki, na których błyszczały złote kokardki.<br>
{{tab}}Gdy Józef nieznacznie mógł się przypatrywać czarownéj postaci, obudziła się w nim żądza nazwania pięknego dziewczęcia swojém, a to dziewczę pozostawało zupełnie w jego władzy. Nie spodziewał się, aby mniszka zbiegła z klasztoru w Burgos bła tak młodą i piękną, a znalazł Franciszkę de Cuenza ozdobioną wszelkiemi powabami, które mu krew dziko wzburzyły. On, którego okropną ofiarą padło w Hiszpanii tyle młodych dziewcząt, czuł, jak się w nim obudzała żądza krwi, dotąd tylko niewinne dzieci napastująca: czuł, że oczy jego straszliwie błyszczały, a policzki i usta zbladły. Upiór wyobrażał sobie cały ogrom rozkoszy, skoro obejmie to dziewczę i nadnaturalną żądzę jéj gorącą czerwoną krwią nasyci. Jak niegdyś zabijał w lesie Bedoya cygańską dziewczynkę, potém przy ulicy Toledo dziecko kramarza, a przy szynku pod „Ostrowidzem“ córkę wdowy, na których znaleziono jednakowe znaki obrzydłéj żądzy krwi — mianowicie małą rankę na delikatnej piersi blizko serca — tak teraz ten sam los spotkać miał Franciszkę de Cuenza. O następstwach nie myślał, wszak dotąd umiał doskonale uniknąć wszelkiéj kary. Nieposkromiona żądza przemieniała go w dzikie zwierzę, które czatując pilnuje swojéj ofiary, z razu z nią się bawi, a potém zabija i czerwoną jéj krew wypija.<br>
{{tab}}Wzdrygamy się na samą myśl możliwości takowego wynaturzenia, a jednak w rozmaitych czasach istniały takie powierzchownie do ludzi podobne istoty, które nazywano upiorami.{{tab}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_19" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/749"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/749|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/749{{!}}{{#if:19|19|Ξ}}]]|19}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ci okrutnicy znajdowali największą rozkosz w zwabianiu do siebie zwykle pod zasłoną nocy lub późnego wieczoru niewinnych dziewcząt, aby potém w samotnych miejscach napaść na nie i krew z nich wyssać — nie lękali się żadnego środka, żadnego niebezpieczeństwa, byle dopiąć celu, który ciągle im się nastręczał na widok każdego młodego dziewczęcia; mieli duszę drapieżnego zwierzęcia, a tylko ciało człowieka.<br>
{{tab}}Perłowa dama postrzegła mnicha, i łatwo pojąć, że się przelękła — stanęli jéj na myśli klasztorni siepacze, straszliwi familiarowie. Lecz potém przypomniała sobie, że jest na maskaradzie w Château-Rouge.<br>
{{tab}}Mefistofil powstał, aby zrobić miejsce mnichowi. Franciszka de Cuenza również chciała wyjść z niszy, ale Józef schwycił ją za rękę.<br>
{{tab}}— Czego żądasz, masko? spytało dziewczę, nie domyślając się, że ją trzyma za rękę wysłaniec inkwizycyi, familiar z Sauta-Madre.<br>
{{tab}}— Mam ci coś oświadczyć! poszepnął Józef, a Mefistofil grzeczny oddawszy ukłon, wyszedł z niszy.<br>
{{tab}}— Oświadczyć — w imieniu kogo?<br>
{{tab}}— Cierpliwości — nie mogę ci tutaj powiedzieć!<br>
{{tab}}— Nie znam cię, zdejm maskę!<br>
{{tab}}— Poprzestań tymczasem na tém, że cię znam, śmiejąc się rzekł Józef, gdy się ujrzał blizko czarownéj, młodością jaśniejącéj dziewicy. Na dowód tego napiszę ci na dłoni twoje nazwisko.<br>
{{tab}}Perłowa dama, mocno zdziwiona i ciekawa poznać, czego maska chciała, przekonała się, że Józef dokładnie napisał jéj nazwisko.<br>
{{tab}}— Chodź zemną! rzekł cicho.<br>
{{tab}}— Dokąd chcesz mnie prowadzić?<br>
{{tab}}— Na pożądaną dla ciebie schadzkę!<br>
{{tab}}— Nim się za tobą udam, musisz powiedzieć, czyim jesteś posłańcem?<br>
{{tab}}— Posłańcem twojego kochanka, który cię tylko pozornie opuścił.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_20" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/750"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/750|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/750{{!}}{{#if:20|20|Ξ}}]]|20}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— To fałsz! porywczo odparła dama perłowa.<br>
{{tab}}— Więc nie pójdziesz zemną?<br>
{{tab}}— Nie — nie — to co mówisz, jest niepodobieństwem!<br>
{{tab}}— Powiem to sennorowi. Odpowiedź twa boleść mu sprawi, niecierpliwie czeka na ciebie.<br>
{{tab}}— Czy ci dał jaki znak?<br>
{{tab}}— Znak? Nie żądałem żadnego.<br>
{{tab}}— Więc mi go przynieś, a wynagrodzę cię.<br>
{{tab}}— Żartujesz, Franciszko de Cuenza, już po północy, nim dostanę się do twojego uwodziciela i znowu wrócę nadejdzie ranek.<br>
{{tab}}— Cóż mam czynić? gdyby rzeczywiście powrócił? rzekła pokonana piękną nadzieją.<br>
{{tab}}— Przypomniało mi się jednak, iż mogę ci okazać znak, że jestem zaufanym twojego kochanka. Posłuchaj! Wszak cię uprowadził z klasztoru w Burgosie!<br>
{{tab}}— Wiesz wszystko...<br>
{{tab}}— Wszystko, więc nie wątp dłużéj. Kocha cię szczerze, a tylko ulegając rozkazowi ojca, od ciebie się odwrócił — nie może żyć bez ciebie i wraca, aby cię utulić w objęciach!<br>
{{tab}}— Święta Matko Boża! — jeżeli mówisz prawdę?<br>
{{tab}}— Nie wahaj się dłużéj — on czeka bolejąc!<br>
{{tab}}— A gdzie mnie oczekuje?<br>
{{tab}}— Na przedmieściu św. Antoniego.<br>
{{tab}}— Tam mieszkał — dziękuję! Śpieszmy się! powiedziała perłowa dama, a obudziły się w niéj najpiękniejsze nadzieje, i lica jéj zarumieniły się rozkosznie, przebacz pan, że mu niedowierzałam. Poczekaj pan na mnie — wezmę tylko jakie okrycie!<br>
{{tab}}Franciszka de Cuenza opuściła mnicha, który ją śledził uważnym wzrokiem, aby teraz gdy ją już z taką pewnością miał w ręku, nie uszła mu znowu jakim dziwnym wypadkiem. Znalazł sposobność poszepnięcia małemu, okrągłemu bratu Claretowi, aby wracał do klasztoru, bo <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_21" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/751"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/751|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/751{{!}}{{#if:21|21|Ξ}}]]|21}}'''<nowiki>]</nowiki></span>on sam zbiegłą mniszkę w bezpieczne miejsce dostawić pragnie.<br>
{{tab}}Claret chętnie się na to zgodził, bo mu się niezmiernie podobało życie i ruch w Château-Rouge, i zupełnie powierzył bratu Józefowi wykonanie wspomnionego obowiązku.<br>
{{tab}}Perłowa dama owinięta ciemném okryciem, którém i głowę otuliła, zostawując tylko widoczną czarowną twarz, przystąpiła do Józefa, który ją przez korytarz wyprowadził na ulicę.<br>
{{tab}}Wnet wyszukał swój powóz w liczbie wielu innych na ulicy czekających.<br>
{{tab}}— Na przedmieście św. Antoniego! rozkazał stangretowi i dodał po cichu: Staniesz o jakie sto kroków za ostatnim domem, tam gdzie się zaczyna szossa; kiedy dama, która zemną pojedzie, wysiądzie z powozu i oddali się, pędź z powrotem do Paryża, już cię wtedy potrzebować nie będziemy, oto masz swoją należność.<br>
{{tab}}— Stanie się według rozkazu, panie! odpowiedział stangret, oglądając pieniądze przy świetle najbliższéj latarni.<br>
{{tab}}— A tu masz dla siebie pięciofrankówkę.<br>
{{tab}}— Dziękuję dostojny panie!<br>
{{tab}}— Czyń zupełnie jak ci kazałem! szepnął Józef i powóz zajechał.<br>
{{tab}}Franciszka de Cuenza wsiadła — a mnich za nią — zamknął drzwiczki i w téj chwili konie ruszyły.<br>
{{tab}}— Tak mi coś straszno! rzekła dziewczyna.<br>
{{tab}}— Dla czego? spytał Józef zdejmując maskę, która mu nadzwyczaj ciążyła: czyś co złego popełniła? Twój kochanek przebaczy ci to, żeś odwiedzała salony w Château-Rouge, pod jednym warunkiem!<br>
{{tab}}— Mów pan — bo ginę z niecierpliwości!<br>
{{tab}}— Przebaczy, jeżeli z ręką na krzyżu przysięgniesz mu święcie, żeś się żadnemu mężczyźnie nie oddała.<br>
{{tab}}Józef bystrém spojrzeniem uważał na skutek tych <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_22" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/752"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/752|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/752{{!}}{{#if:22|22|Ξ}}]]|22}}'''<nowiki>]</nowiki></span>słów: chciał wiedzieć, czy jego ofiara jeszcze była czystą.<br>
{{tab}}— Na to przysiądz mogę. Już panu, który jesteś przyjacielem mojego kochanka, mogę to przysiądz na moje zbawienie!<br>
{{tab}}Franciszka nie domyślała się, że temi słowy jeszcze bardziéj podnieciła żądzę krwi w towarzyszu.<br>
{{tab}}— Wybornie! odpowiedział i ręką posunął po pięknie ukształconém ramieniu dziewczęcia, jakby przez to chciał jéj dać poznać swoją radość — wielkie to szczęście dla ciebie!<br>
{{tab}}— Czy pan czego szukasz? spytała Franciszka, bo uczuła, że jéj towarzysz coś ma do czynienia z jéj okryciem.<br>
{{tab}}— Moja maska spadła — pozwól! rzekł Józef i zuchwałą ręką podniósł szerokie szaty siedzącéj przy nim dziewicy tak wysoko, że obaczył nietylko dno powozu, ale i nogi swojéj ofiary odziane w białe pończochy.<br>
{{tab}}— Pomogę panu! odparła niedomyślna, posuwając się daléj i uwalniając od niego.<br>
{{tab}}— Oto już jest! powiedział Józef postrzegając, że powóz przejeżdżał właśnie przy ostatnich domach przedmieścia św. Antoniego, w których nigdzie nie było widać światła.<br>
{{tab}}— Czy jeszcze nie jesteśmy u celu?<br>
{{tab}}— Za kilka sekund będziemy — jakżeś zakochana! Franciszka słysząc bezwstydne słowa towarzysza, spuściła oczy.<br>
{{tab}}Wtém powóz zatrzymał się — Józefa zimne, wilgotne ręce szybko otworzyły drzwiczki przejmowała go dzika żądza. Jednym rzutem oka przekonał się, że ze swoją ofiarą dostatecznie oddalił się od ostatnich domów przedmieścia i był na szossie, przy której z jednéj strony ciągnął się lasek.<br>
{{tab}}Wysiadł na pokrytą nocą drogę i pomagał wysiąść z powozu perłowéj damie, która pełna oczekiwania oglądała się w około.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_23" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/753"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/753|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/753{{!}}{{#if:23|23|Ξ}}]]|23}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Gdzie jesteśmy? spytała bojaźliwie.<br>
{{tab}}— Na przedmieściu św. Antoniego, nie prawdaż stangrecie?<br>
{{tab}}— Do usług, dostojny panie!<br>
{{tab}}— A gdzież mnie oczekuje ten, co pana przysłał?<br>
{{tab}}— O kilka kroków ztąd. Bądź łaskawa udać się za mną!<br>
{{tab}}— Jakże zimno, dżdżysto! drżąc szepnęła Franciszka, gdy Józef zszedł z szossy i zbliżył się do lasku.<br>
{{tab}}— Nic tego nie czuję! drżącym głosem odpowiedział Józef, bo rzeczywiście straszne wzruszenie wszystko w nim zagłuszało.<br>
{{tab}}W téj chwili powóz odjechał.<br>
{{tab}}— Co to znaczy? spytała Franciszka de Cuenza i stanęła.<br>
{{tab}}— Nie obawiaj się, on się tam przy domach zatrzyma.<br>
{{tab}}— Tu bardzo ciemno i samotnie!<br>
{{tab}}— Samotnie, skoro twój ukochany jest blizko?<br>
{{tab}}Dziewczę zamilkło — złowrogie otoczenie wywarło na nie wpływ.<br>
{{tab}}Józef znowu spojrzał na szossę za nim leżącą — powóz znikł — ani jednéj ludzkiéj duszy nie było blizko — krew niepowstrzymanie wrzała mu w żyłach — usta były zimne, drżały równie jak chciwe ręce — jeszcze jedna sekunda, a piękna, młodziutka, czarowna istota będzie jego pastwą.<br>
{{tab}}Doszli do drzew — pod niemi było ochronniéj i ciszéj — przeszłoroczny suchy liść trzeszczał pod ich stopami.<br>
{{tab}}Wtém nagle Józef objął niedomyślną, która jego ramię jak żelazne kleszcze na sobie poczuła.<br>
{{tab}}— Co pan robisz? zawołała przerażona, gdy rudobrodą, bladą twarz i przeraźliwie błyszczące oczy swojego towarzysza tuż przy sobie poczuła.<br>
{{tab}}— Jesteś moją, wyzionął krwi chciwy mnich, cał- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_24" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/754"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/754|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/754{{!}}{{#if:24|24|Ξ}}]]|24}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kiem moją! Nie opieraj się napróżno. Należysz do mnie duszą i ciałem!<br>
{{tab}}Usta umęczonéj dziewicy wydały głośny okrzyk trwogi; przejęła ją zgroza, że się nie zdoła wyrwać z rąk tego rabusia.<br>
{{tab}}Józef uśmiechał się jak potwór, uradowany swoją ofiarą. Nikt nie słyszał jéj krzyku — przebrzmiał wśród nocy i mgły.<br>
{{tab}}Franciszka de Cuenza broniła się — z rozpaczliwą siłą usiłowała odepchnąć od siebie okrutnika, ten coraz {{Korekta|moniéj|mocniéj}} ściskał członki przejmującéj go dziką rozkoszą dziewczyny.<br>
{{tab}}Nikt nie zbliżał się z pomocą dla biednéj.<br>
{{tab}}Wstrzęsła się — padła razem z Józefem na ziemię, głośno, przeciągle wołała o pomoc, twarz jéj zawsze tak piękna zmieniła się od straszliwéj trwogi i boleści. Czuła ręce niegodziwca na sobie.<br>
{{tab}}Zrozpaczona, puszczając wodze swojéj nienawiści i gniewowi, paznogciami małych delikatnych rąk podarła twarz mnicha, który śmiał się szyderczo — poznał, że ofiara broni się z ostateczném wysileniem — musiał ciągle z nią walczyć, aby celu dopiąć. Coraz był niecierpliwszy i dzikszy.<br>
{{tab}}Franciszka de Cuenza czuła się za słabą do odepchnięcie od siebie okrutnika — stękała znużona — on zerwał jedwabne okrycie z jéj łona, jak to zwykle czynił ofiarom, i gdy dziewica mdlejąca z przerażenia i zgrozy ujrzała, że zostaje całkiem w jego mocy, przybliżył krwi chciwe usta do jéj delikatnego ciała.<br>
{{tab}}Józef czuł, że Franciszka de Cuenza pięknością przechodziła wszystko co dotąd przywłaszczyć sobie umiał — rozkosz jakiéj w téj chwili doznawał, przechodziła wszystko.<br>
{{tab}}Dotąd żądzy swojéj poświęcał same tylko zaledwie rozwijające się dziewice — tu doznawał rozkoszy pieszczenia wzoru wszelkiéj piękności, gdy wydzierał jéj bez przeszkody najświętszy skarb i gdy czystą krwią niewin- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_25" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/755"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/755|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/755{{!}}{{#if:25|25|Ξ}}]]|25}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nego dziewczęcia nienaturalne swoje pragnienie ugasić pragnął.<br>
{{tab}}Franciszka de Cuenza, w ostatnich chwilach pokonana przez Józefa, nie była w stanie bronić się od niego — przejęło ją i wstrząsnęło jakieś nadludzkie uczucie — lecz gdy upiór przybliżył usta do jéj łona, aby jéj krew wyssać, znowu przyszła do siebie. Z całą siłą odepchnęła chciwą twarz mnicha — potém schwyciła go za włosy i oderwała od siebie — a gdy nie powstrzymała potworo, porwała za szyję chcąc go udusić.<br>
{{tab}}Nakoniec Józef oprzytomniał — musiał się bronić dziewczynie, która korzystając z téj okoliczności, odskoczyła i próbowała ucieczki.<br>
{{tab}}Ale Józef prędko dopędził uciekającą i zmienił postanowienie.<br>
{{tab}}Krew jego pięknością Franciszki o tyle się ochłodziła, że przyszła mu na myśl rada, aby zgwałconą, któréj zniknięcie mogło być dla niego niebezpieczniejsze, dostawić do klasztoru.<br>
{{tab}}Porwał więc nieszczęśliwą na ręce i pośpieszył z nią na ulicę św. Antoniego, gdzie ją postawił przy bramie klasztoru, a sam szybko zapukał.<br>
{{tab}}Franciszka de Cuenza znowu krzyknęła przerażona — widziała, że jéj męki teraz dopiero się zaczną.<br>
{{tab}}Okropność, o któréj nawet myśleć nie śmiała, była gotowa.<br>
{{tab}}Jéj uwodziciel był rzeczywiście mnichem, który ją do klasztoru przyniósł, do tego samego klasztoru, o którym w Château-Rouge Mefistofil mówił czarnéj masce.<br>
{{tab}}— Zlituj się! błagam, rób zemną co chcesz, lecz nie oddawaj mnie pod klauzurę!<br>
{{tab}}— Muszę wypełnić mój obowiązek, mniszko, która przełamałaś ślub czystości.<br>
{{tab}}— Nikczemny! wściekle zawołała.<br>
{{tab}}— Czym cię uwiódł głupia? spytał Józef, gdy braciszek furtyan karmelickiego klasztoru drzwi otwierał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_26" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/756"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/756|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/756{{!}}{{#if:26|26|Ξ}}]]|26}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X01" />{{tab}}Upiór wydał swoją ofiarę przeorowi do tymczasowéj klauzury, oświadczając, że tę grzeszną mniszkę z rozkazu wielkich inkwizytorów w krótkim czasie dostarczyć ma do klasztoru w Burgosie.<br>
{{tab}}Przeor jak sprawiedliwy sędzia wysłuchał oskarżeń, które Franciszka de Cuenza zaniosła przeciwko Józefowi, okazując szaty podarte na jéj łonie — ale jakże dziewica ta mogła wprawić w podejrzenie i zgubić mnicha z Santa-Madre?<br>
{{tab}}— Ona kłamie, przewielebny ojcze, tłómaczył się Józef: to chytra i niebezpieczna grzesznica. Niepodobieństwem było sprowadzić ją tu wprost z Château-Rouge. Musiałem ją pierwéj zwabić w samotne miejsce, aby bez niebezpieczeństwa zapewnić sobie jéj osobę. Tam podarłem jéj światowe ubranie, bo się broniła — patrz czcigodny ojcze, na twarzy mam pełno ran. Wszystko inne, co ona utrzymuje, jest tylko płodem jéj zemsty.<br>
{{tab}}Przeor uwierzył bardzo gorąco poleconemu mnichowi więcéj niż odstępnéj mniszce, i rozkazał osadzić ją w srogiém więzieniu, za które posłużyły znajdujące się w klasztorze piwniczne cele. Józef zaś tymczasem wyszedł, aby przy pomocy Clareta spełnić inne zlecenia, które otrzymał od ojców z pałacu Santa-Madre.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X01" />
<section begin="X02" />{{c|ROZDZIAŁ II.|w=120%|po=8px}}
{{c|Zemsta skazanego na galery.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Nim obaczymy, jakiego w tym przeciągu czasu doznali losu Małgorzata i Eberhard, dla objaśnienia poprzedzającego rozdziału musimy spojrzeć na owych złoczyńców, z których jeden tylko co ukazał się nam pod maską Mefistofila w towarzystwie Leony.<br><section end="X02" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_27" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/757"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/757|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/757{{!}}{{#if:27|27|Ξ}}]]|27}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Fursch i Edward razem z czarną Esterą, gdy ich książę de Monte-Vero w łodzi {{Korekta|ne|na}} oceanie pozostawił, ocaleli przez litość portugalskiego kapitana, który ich przyjął na swój pokład, i jak późniéj się dowiedzieliśmy, udali się do Paryża, gdzie dwaj mężczyźni znaleźli przytułek w klasztorze karmelitów przy ulicy św. Antoniego, Estera zaś u pewnéj żydowskiéj rodziny.<br>
{{tab}}Jednostajność klasztorna jednak nie podobała się im, tém bardziéj, że mała cząstka uratowanego ich rabunku szybko zmniejszała się.<br>
{{tab}}Mieli na celu pewną podróż i ośmielili się na kradzież, bo wyrachowali, że przez nią na nic się nie narażają, gdyż o ich dawniejszych przestępstwach nic nie wiedziano.<br>
{{tab}}Eberhard jednak dowiedział się o ich pobycie w Paryżu, i za pośrednictwem posła francuzkiego wyjednał, że dwaj rabusie mordercy, którzy zabili biednego Villeirę, tudzież dawniéj jeszcze śmiercią wielu innych osób życie obciążyli, zesłani zostali na galery w Tulonie, do ciężkich robot na lat dziesięć, aby tam okuci w kajdany nikomu szkodliwymi być nie mogli.<br>
{{tab}}Można miarkować, jaką nienawiść i chęć zemsty ta ciężka kara, w każdym razie dla Furscha jeszcze za łagodna, w obu tych łotrach wywołała względem Eberharda, któremu ją zawdzięczali. Poprzysięgali sobie święcie, ze srodze się za to na nim pomszczą, i czas téj chęci nie złagodził.<br>
{{tab}}Odprowadzono ich tedy pod ostrą eskortą do Tulonu, do téj francuzkiéj twierdzy nad morzem Sródziemném, w któréj więzieniach znajdowało się przeszło tysiąc skazanych.<br>
{{tab}}Co ich czekało, wiedzieli o tém bardzo dobrze z wiernych raportów; ponuro więc patrząc przed siebie, szli w pośrodku żołnierzy, którzy mieli ich dostawić gubernatorowi tego ogromnego miejsca kary.<br>
{{tab}}Gdy orszak zbliżył się ku brzegowi, oczy ciągle na wszystko zważającego Furscha przebiegły po wybrzeżu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_28" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/758"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/758|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/758{{!}}{{#if:28|28|Ξ}}]]|28}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i morzu. Chciał doskonale wbić sobie w pamięć całą okolicę. Przed nimi wznosiło się wejście do bagna, wysoka czterema słupami ozdobiona brama, po nad którą i po któréj bokach znajdowały się kamienne płaskorzeźby wojennych trofeów. Na kapitelach po obu stronach bramy stały posągi Marsa i Minerwy — przy wejściu widziano żołnierzy marynarki i majtków.<br>
{{tab}}Furscha i Edwarda wprowadzono przez tę bramę na ogromny, drzewami wysadzony dziedziniec, w którego środku znajdowała się obszerna sadzawka, a na niéj widne były pełne majtków łodzie. Robotnicy portowi przechadzali się tu i owdzie.<br>
{{tab}}— Przypatrz się wszystkiemu dokładnie! miał jeszcze Fursch czas poszepnąć Rudemu Dzikowi, gdy na dziedzińcu stojąc, przez kilka chwil czekać musieli.<br>
{{tab}}Wkrótce usłyszeli złowrogi brzęk łańcuchów, i z daleka postrzegli, jak z głębokiego pod mostem sklepienia wychodził oddział galerników dążących długim podwójnym szeregiem i po dwóch skutych. Czerwone kurty, żółte spodnie i czerwone, a u niebezpieczniejszych zielone czapki, przedstawiały szczególny widok. Ta liberya galernicza, mianowicie u ważniejszych zbrodniarzy, których rzadziéj postrzegano w orszaku, składała się z na wpół żółtéj i na wpół czerwonej kurty. Na każdéj czapce znajdowała się blaszana numerowana maska.<br>
{{tab}}Wtém do nowo przybyłych przystąpił gubernator z kilku nadzorcami.<br>
{{tab}}Był to już podstarzały, ale nadzwyczaj wysoki i silnie zbudowany mężczyzna. Zmierzył obu przestępców ponurym i niedowierzającym wzrokiem i od towarzyszącego im urzędnika odebrał akta.<br>
{{tab}}— Które numera są wolne? spytał otaczających go nadzorców.<br>
{{tab}}— Numera 136 i 137! odpowiedział jeden widocznie były wojskowy, bo miał szramę na twarzy.<br>
{{tab}}— Dać je tym dwom skazanym i zaprowadzić ich na salę dziesięcioletnich.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_29" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/759"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/759|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/759{{!}}{{#if:29|29|Ξ}}]]|29}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mowa tu o sali, w któréj mieścili się skazani na dziesięcioletnią karę. Gubernator kazał ich skuć.<br>
{{tab}}Nadzorcy bardzo ściśle zrewidowali dwóch złoczyńców, szukając czy nie przemycili jakiego zakazanego przedmiotu; potém zaprowadzili ich nad brzeg morza, gdzie była kuźnia.<br>
{{tab}}Grzmiały w niéj młoty, a ognisko żarzyło się; olbrzymi kowal i dwaj jego pomocnicy ledwo przelotnie spojrzeli na nowo przybyłych, którzy rozebrawszy się musieli usiąść na nizkiéj ławie, znajdującéj się w rogu poczerniałéj przestrzeni.<br>
{{tab}}Jeden nadzorca odszedł z zabraną im odzieżą, aby ją zamienić na odzież karną.<br>
{{tab}}Nie uchodziła żadna kwestya ani zwłoka, więc Fursch i Edward naciągnęli żółte spodnie i położyli się obok siebie na nizkiéj ławce, na ktôréj jednym boku znajdował się szrubsztak, w który wsunięto nogi obu złoczyńców.<br>
{{tab}}Przystąpił do nich kowal i około kostek ich nóg owinął otwarte stalowe pierścienie, przy których znajdowały się łańcuchy.<br>
{{tab}}Obie strony tych pierścieni znitowano tak ściśle i boleśnie, że zawsze w takich okolicznościach zimny i zatwardziały Fursch również i Rudy Dzik krzyknęli z bólu.<br>
{{tab}}Łańcuch idący od jednego do drugiego pierścienia, związał ich kroki. Kajdany te na galerach po kilku latach dobrego prowadzenia się zwykle zmieniają na lżejsze — ale pierścienie wtedy dopiero skazanym zdejmują, kiedy już przebędą cały czas kary.<br>
{{tab}}Rozkazano numerom 136 i 137 wstać z ławki.<br>
{{tab}}A tak dwaj kamraci, którzy ze straszliwą chęcią mordu zabili biednego i wiernego rządcę księcia de Monte-Vero, teraz na długi szereg lat zostali nieszkodliwymi.<br>
{{tab}}Krótki, ale ciężki łańcuch, wiążący ich nogi i pozostający na nich dzień i noc, wycisnął z ust Rudego Dzika straszne przekleństwo, z jego towarzysza dzikie zgrzytnięcie zębami.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_30" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/760"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/760|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/760{{!}}{{#if:30|30|Ξ}}]]|30}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Poczém Fursch z przeraźliwym uśmiechem podał mu rękę.<br>
{{tab}}— Jednakowi bracia, jednakowo okryci! rzekł wskazując kurty i czapki, które przyniósł nadzorca. To coś wygląda na zaślubiny!<br>
{{tab}}Obaj ubrali się w czerwone kurty i powkładali właściwemi numerami opatrzone czapki.<br>
{{tab}}— Szczęśliwa to była myśl, że nas dwóch razem pozostawiono! poszepnął Edward towarzyszowi, gdy razem z nadzorcą wyszli z kuźni, udając się do jednéj z sal na galerach.<br>
{{tab}}Gmachu, w górze i na dole na równe przestrzenie podzielonego, strzegli żołnierze, a prócz tego na korytarzach znajdowali się liczni nadzorcy.
Sala dziesięcioletnich, do której zaprowadzono Furscha i Edwarda, urządzona była podobnie jak wszystkie inne, znajdowało się w niéj tylko wielkie wspólne łoże i nic więcéj. Po jednéj jego stronie leżały zwinięte grube derki, z temi samemi co i czapki numerami, w nocy służyły one skazanym za okrycie, nogi zaś ich zamykano żelazną sztabą, przyprawioną w nogach łoża.<br>
{{tab}}Tak rzeczywiście opisuje naoczny świadek w krótkich zarysach galery, możemy zatém ręczyć za dokładność opisu.<br>
{{tab}}Nazajutrz za danym znakiem, Fursch i Edward razem z innymi winowajcami musieli wstać z łoża i iść do roboty, i albo ciężko kopali szychty, albo też windowali ziemię. Wieczorem o godzinie óséj na śmierć utrudzeni wracali na salę i zamknięci na tapczanie zasypiali.<br>
{{tab}}— W nocy na salach panowała taka cisza, że ją przerywało tylko czasem brzęknięcie kajdan, albo stękanie ciężko marzącego, bo rozmawiać prawie niepodobna było.<br>
{{tab}}Pary skazanych nie dowierzały sobie, bo zdarzało się prawie codzień, że któraś para coś nadzorcy wydała, co druga uczyniła lub mówiła.<br>
{{tab}}I przy robocie niebezpiecznie było rozmawiać, bo nadzorcy stali bardzo blizko.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_31" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/761"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/761|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/761{{!}}{{#if:31|31|Ξ}}]]|31}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Należałoby mniemać, że taka wszelkich sił wymagająca praca, to odłączenie od świata i po większéj części długi czas kary, muszą poprawiać zesłanych na galery złoczyńców — ale niestety! od dawna i tam przekonano się, że nawet ci, którzy za dobre i posłuszne postępowanie zaliczeni zostali do tak zwanych „wypróbowanych,“ rzadko kiedy po wyjściu z galer uczciwie zaczynają.<br>
{{tab}}Nim przekonamy się, że w Furschu i Edwardzie pobyt tam podsycał tylko ich nienawiść, i spokojnie dozwalał kuć nowe plany, dla uzupełnienia naszego opisu musimy przytoczyć po krótce, że żywienie skazanych odbywające się o godzinie trzeciéj po południu, podobne jest do żywienia po wszystkich innych więzieniach. Żywność składa się tam prawie z gotowanego bobu lub innych jarzyn i z chleba. W niedziele tylko każdy skazany dostaje racyę mięsa. Przed rozpoczęciem pracy jednak dają każdemu szklankę wina, a wypróbowanym nawet tytuń — lecz za najmniejszém nieposłuszeństwem lub wykroczeniem, to oboje bywa im odbierane.<br>
{{tab}}Większe winy karane są więzieniem w żelaznych klatkach lub bastonadą, którą wykonywa obrzydły kat galerniczy, którego późniéj obaczymy, silnym sznurem.<br>
{{tab}}W godzinach wytchnienia galernicy muszą wykonywać rozmaitego rodzaju wyroby, a pieniądze ze sprzedaży tych przedmiotów zebrane, podobnie jak w innych domach karnych, dla więźniów się zbierają.<br>
{{tab}}Fursch i Edward prawie przez lat pięć wykonywali roboty w arsenale i sprawowali się tak nienagannie, że nawet doświadczonych nadzorców co do swoich tajemnych myśli i planów zmylili.<br>
{{tab}}Mniemano, że się poprawili, i zaprowadzono ich do kuźni, dla zmiany kajdan na lżejsze.<br>
{{tab}}Tego właśnie Fursch przez długoletnie zaczajenie się dopiąć pragnął.<br>
{{tab}}Udało mu się nieznacznie schylić się i coś podnieść, gdy musieli położyć się na nizkiéj ławce, a kowal przy ku- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_32" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/762"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/762|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/762{{!}}{{#if:32|32|Ξ}}]]|32}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wał im do maniklów (tak się nazywają stalowe pierścienie) na nogach lżejszy łańcuch.<br>
{{tab}}W ostatnich latach liczba więźniów podniosła się prawie do trzech tysięcy, a ta niezwykła okoliczność sprawiła, że wypróbowanych nie tak ściśle pilnowano jak z początku. Liczbę nadzorców wprawdzie także pomnożono, ale oni zajmowali się raczéj pilnowaniem niebezpiecznych, za jakich uważano wszystkich nowo przybyłych. Gubernator nawet rozporządził, aby Nestorowie galernicy, to jest najstarsi, mieli zdjęte kajdany i byli użyci do pilnowania młodszych.<br>
{{tab}}Fursch i Edward mieli w tym czasie, pod takim Nestorem Armandem Recottem, lżejszą pracę na jednéj z galer w arsenale, która utrzymywała związek między więzieniem a portem; przy téj sposobności łatwo mogli coraz lepiéj oryentować się co do położenia i zewnętrznej straży więzienia.<br>
{{tab}}Wieczorem po zamknięciu portu, niepodobna było wymknąć się z niego, bo gdyby któremuś ze skazanych na prawdę udało się niepostrzeżenie opuścić salę, jednak nie mógłby przebyć wysokiego muru, nawet gdyby zdołał odłączyć się od swojego współkolegi, co już na pewno niepodobne było.<br>
{{tab}}Ale bramy więzienia dniem i nocą tak pilnie strzegł oddział marynarskich żołnierzy, tak była bezpiecznie zamknięta, że tém mniéj można było myśleć o jéj przebyciu, bo skazanych w ich żółto-czerwoném ubraniu wszędzie znano, a innego ubrania żadną miarą dostać nie mogli.<br>
{{tab}}Lecz jeżeli kiedykolwiek skazany na prawdę pokonał te wszystkie przeszkody, to od dawna przygotowany i szczególnie sprzyjającemi okolicznościami wsparty plan jego niechybnie rozchwiać się musiał przy straży wojennego zamknięcia portu, z którego nocą żaden okręt wypłynąć nie mógł. W lądowéj zaś drodze oczekiwała zbiega albo głodna śmierć, jeżeliby unikał miast i wsi, albo wpadnięcie w ręce żandarmeryi, która go natychmiast na galery odstawi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_33" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/763"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/763|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/763{{!}}{{#if:33|33|Ξ}}]]|33}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przypadek czy też dziwne szczęście, tak często na złoczyńców łaskawe, chciały, aby dla przestrogi i nauki Furscha i Edwarda, dwaj ich towarzysze więzienia z sali dziesięcioletnich w tym czasie spróbowali ucieczki, na którą przez dwa lata czekali i przygotowywali się. Skazani w ciągu czasu ich kary rzeczywiście przywykali do wytrwałości i ostrożności.<br>
{{tab}}Byli to dwaj bardzo przebiegli i zręczni złoczyńcy, którzy dla tego, że byli razem skuci, powoli znaleźli sposobność porozumienia się i uzupełnienia swoich wiadomości, doświadczeń i spostrzeżeń.<br>
{{tab}}Z żelazną cierpliwością czekali, aż traf dopomógł im uskutecznić zamiar ucieczki, a po upływie kilku lat zabłysła dla nich nadzieja.<br>
{{tab}}Nadzorca, który co wieczór pary skazanych przytwierdzał na wspólnym tapczanie, w ten sposób, że ich nogi wiążący łańcuch do żelaznéj sztaby przywiązywał, jednego wieczoru zapomniał zamknąć dwóch skazanych, chociaż jak należało zamknął wszystkich innych.<br>
{{tab}}Nikt nie dostrzegł tego zapomnienia, tylko ci, których to obchodziło i rozkoszą przejęło.<br>
{{tab}}Zdołali szczęśliwie wyjść z domu, z więzienia i z miasta, czego nikt pojąć nie mógł, bo żaden ślad nie wskazywał, jakim sposobem wszelkie przeszkody pokonali.<br>
{{tab}}Zatém między urzędnikami panowało wielkie wzburzenie; wystrzał armatni zawiadomił natychmiast miasto i okolicę o ucieczce zbrodniarzy a oprócz tego wywieszono niebieską flagę, któréj znaczenie znał każdy.<br>
{{tab}}Pod tą flagą wieczorem paliło się jeszcze niebieskie światło, wskazujące kierunek, w którym domyślnie mieli się udać zbiegli złoczyńcy.<br>
{{tab}}Dwóch jednak dotychczas szczęśliwych i zręcznych zbiegów, mimo całéj ich przebiegłości, w kilka dni późniéj schwytano pod Marsylią, dokąd się byli udali, i na galery odstawiono.<br>
{{tab}}Mieli inne suknie, inne czapki — ale równie dziwny traf, jak ten który sprzyjał ich ucieczce, sprowadził ich <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_34" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/764"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/764|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/764{{!}}{{#if:34|34|Ξ}}]]|34}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ujęcie. Pokłócili się w jakimś szynku z drugimi, i przytém podniosły się w górę za nadto spodnie jednego — manikla na nogach która dotychczas opierała się ich pilnikowi, zdradziła ich, a oczekiwała ich straszliwa kara.<br>
{{tab}}Kat na galerach, stary Sorbonne, były skazany, jest to człowiek olbrzymiéj postaci. Teraz powierzono mu dwóch zbiegów.<br>
{{tab}}Egzekucyi dokonywano zawsze na wielkim placu przy bramie, a na niéj znajdować się musieli wszyscy więźniowie, aby widzieli jak straszna kara czeka zbiegów.<br>
{{tab}}Urządzono pewny rodzaj rusztowania. Wkopano w ziemię cztery pale i do nich przybito szeroką, grubą deskę, W środku nieco wklęsłą.<br>
{{tab}}Tę robotę musieli wykonywać skazani pod kierunkiem kata, który się szczycił, że za jedném uderzeniem morderczego narzędzia, którém był tylko gruby jak palec koniec liny, najsilniejszego człowieka odurzy, a za czwartém uśmierci.<br>
{{tab}}Możemy wątpić o tém twierdzeniu; jednak naoczni świadkowie zapewniają, że już za pierwszém uderzeniem w plecy, krew karanego aż pod sufit sali tryskała.<br>
{{tab}}Obaczmy sami, jakie miał następstwa ten pozornie niewinny instrument morderczy dla dwóch towarzyszy kajdan, których wydano Sorbonne’owi.<br>
{{tab}}Dzwon na galerach, który się odzywa tylko w takich wypadkach, nazajutrz po dostawieniu dwóch złoczyńców, zwołał już wszystkich osadzonych na plac kary jeszcze przed szóstą z rana, aby widowisko nie przeszkodziło robocie.<br>
{{tab}}Sorbonne, ten olbrzym herkulesowéj siły, stał gotowy przy karnéj ławie, gdy zewsząd przybywali więźniowie i nadzorcy. W szerokiém, ogromném kole, ustawiło się razem z majtkami i żołnierzami przeszło cztery tysiące ludzi.<br>
{{tab}}Nawet tutaj, gdzie większa część otaczających widzieć miała okropne cierpienia współtowarzyszy, ciekawość tak dalece opanowała umysły, że powstał gwałtowny ścisk.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_35" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/765"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/765|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/765{{!}}{{#if:35|35|Ξ}}]]|35}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dzieci nadzorców i inspektorów, aby się znajdować na widowisku, po właziły na drzewa, a widowisko to nieustępowało w niczém w swoim regionie widzów traceniu, które we Francyi i wszędzie gdzie katowskie kary jeszcze dzisiaj spełniane bywają, zawsze zwabia nieprzejrzane tłumy widzów.<br>
{{tab}}Gdy już dopełniła się liczba publiczności, przyprowadzono z więzienia dwóch winowajców do ławy drewnianéj — ciężkie kajdany brzęczały im na rękach i nogach, pomimo to towarzyszyło im czterech nadzorców.<br>
{{tab}}Gubernator i starsi inspektorowie zbliżyli się do Sorbonne’a, pierwszy dał mu rozkaz wymierzenia każdemu z dwóch winowajców po trzy ciężkie razy swoją liną.<br>
{{tab}}— Co miał znaczyć wyraz ciężkie, o tém kat wiedział aż nadto dobrze. Lekkie razy wymierzano tylko przy bastonadzie nieszczęśliwych w pięty — ciężkie wymierzano w grzbiet i plecy.<br>
{{tab}}Dwaj ruchliwi i gorliwi ojcowie jezuici wzięli się do dwóch ofiar Sorbonne’a, które mogły uledz pod razami gdyby były słabsze, odbyły spowiedź, przyjęły Oleje święte, a potém na rozkaz kata musiały się zupełnie rozebrać. Pół żółte, pół czerwone kurty i spodnie zwisły na kiściach rąk i nóg, bo łańcuchy nie dozwoliły zupełnie ich odsunąć.<br>
{{tab}}Kat podniósł gruby koniec liny i gwiżdżący spuścił na nagie ciało ofiary. Krew trysła wysoko i zalała twarz oraz wielką siwą brodę Sorbonne’a. Za drugiém uderzeniem skazany wydał krzyk przeraźliwy do szpiku przeszywający, a za trzeciém krew strumieniem z rany spłynęła i dotąd dziko opierające się skórzanym rzemieniom muskuły karanego zwisły bezwładne, a nieruchome członki świadczyły, że omdlał z bólu.<br>
{{tab}}Nadzorcy zarzucili na niego sukno, ściągnęli z ławy i położyli na boku pod drzewem, aby drugiego nieszczęśliwego, który musiał być świadkiem pierwszéj egzekucyi, pomieścić na katowskiéj ławie. I temu przy pierwszém uderzeniu krew trysła wysoko, a przy drugiém zagłuchł serce rozdzierający krzyk — trzeci cios spotkał już tylko <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_36" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/766"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/766|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/766{{!}}{{#if:36|36|Ξ}}]]|36}}'''<nowiki>]</nowiki></span>trupa. Tego słabsze ciało już może inna wewnętrzna choroba do śmierci przygotowała, bo nie mógł przeżyć trzech razów — nie przebudził się jak jego towarzysz do męczeńskich boleści.<br>
{{tab}}Widok ten wywarł wrażenie na Furschu i Edwardzie. Kiedy ze starym Armandem Recottem siedzieli na galerniczym okręcie, poranny widok stał im ciągle na oczach, obraz krwią zbroczony, który dla wszystkich powinien być przestrogą.<br>
{{tab}}Armand był to łagodny nadzorca, bo był niewinnie skazany — nie upatrywał więc w Furschu i Edwardzie ciężkich przestępców i nie obawiał się ich.<br>
{{tab}}Jego historya, którą opowiadał jednego z następnych wieczorów, z gdy dwoma zbrodniarzami wracał do domu, dowodziła najlepiéj, że był jedną z pożałowania godnych ofiar fałszywego podejrzenia.<br>
{{tab}}— Czy przypominacie sobie, spytał, że w grudniu 1835 roku w Grenobli popełniono straszliwe morderstwo na osobie blizko czterdziestoletniéj wdowy Noirowéj? Ty, zwrócił się do Furscha jako do starszego, zapewne słyszałeś o téj zbrodni. Dobrodziejkę mojego życia, poczciwą chorą kobietę, która wcale dzieci nie miała, a mnie całém zaufaniem zaszczycała, znaleziono zamordowaną w pokoju.<br>
{{tab}}Opuściłem ją poprzedniego wieczoru około godziny dziewiątéj wieczorem, wcześniej niż zawsze, bom jéj zwykle czytywał do godziny dziesiątéj. Zaczęła mi gwałtownie iść krew z nosa, a że chustka moja już zupełnie przemokła, troskliwa wdowa prosiła, abym ją zostawił w jéj mieszkaniu, obiecując że mi ją każę wyprać, a natomiast dała mi swoją dla zatamowania krwi. Gdym się z nią żegnał, nie przewidując wcale co nastąpi, chustkę jéj z sobą zabrałem.<br>
{{tab}}Nazajutrz rano jeszcze w łóżku leżałem, opowiadał siwy Armand Recotte, który od roku 1835 gnił na galerach, policyanci wpadli do mojego ubogiego pokoju. Wdowę Noirową zamordowano w nocy, i na mnie, który ostatecznie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_37" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/767"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/767|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/767{{!}}{{#if:37|37|Ξ}}]]|37}}'''<nowiki>]</nowiki></span>u niéj bywałem i z nią — miałem stosunki, padło podejrzenie, że szlachetną, dobrą, a na moje nieszczęście i bogatą wdowę zamordowałem.<br>
{{tab}}Nic nie pomogły moje zaklinania się, przysięgi.... Zaprowadzono mnie do aresztu i znaleziono u mnie krwią splamioną chustkę od nosa, na ktôréj wyszyte było imię wdowy. Porównanie téj chustki ze znalezionemi w komodzie wdowy, nie pozostawiało żadnéj wątpliwości, że wszystkie były zupełnie jednakowe, i na mocy tak wyraźnego podejrzenia obwiniono mnie o morderstwo, o morderstwo pełne zgrozy krwią okrytéj wdowy.<br>
{{tab}}Nic nie pomogły moje opowiadania o poprzedzającym wieczorze, ani moje dokładne przytoczenia wszelkich faktów, nikt nie wierzył biednemu Armandowi Recotteowi, który prawdę wyznał, mówiąc o gwałtowném ujściu krwi z nosa — śmiano się — mniemano, że jestem bardzo zręcznym mordercą i mam w pogotowiu dobrą wymówkę. Na zasadzie znalezionéj u mnie krwią splamionéj chustki skazano mnie na śmierć za morderstwo dokonane na wdowie Noirowéj....<br>
{{tab}}Stary, osiwiały Recotte i teraz ilekroć opowiadał historyę swojego życia, tak był wzruszony, że jego zapadłe oblicze zmieniało się z bólu i żałości.<br>
{{tab}}— Czuli wprawdzie wszyscy, że to może jakiś zbieg okoliczności i fałszywych podejrzeń oddaje niewinnego pod topór sprawiedliwości, — i ułaskawiono Armanda Recotte’a, którego niepocieszona stara matka na śmierć się zamartwiła, którego brat wstydzić się musiał nazwiska, bo i ja je nosiłem — na dożywotnią karę na galerach.<br>
{{tab}}Wkrótce będzie już lat dwadzieścia jak tu jęczę; zaledwie czterdzieści lat dopiero liczę, a już mnie mają za starca!<br>
{{tab}}Oto jest przekleństwo fałszywego podejrzenia, zakończył dziekan, stojąc na galerowym okręcie z Edwardem i Furschem; oto jest przekleństwo mojego życia!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_38" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/768"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/768|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/768{{!}}{{#if:38|38|Ξ}}]]|38}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I nie mniemacie, nieszczęśliwy Armandzie, że z wielu innymi tutaj podobnie się dzieje? spytał Fursch. Ja nie lubię mówić o sobie — ale wierzcie mi, że właściwi złoczyńcy swobodnie sobie żyją, i cieszą się ze swojego rabunku, kiedy tymczasem nieszczęśliwi! tu w więzach jęczeć muszą!<br>
{{tab}}— Mówicie wielką prawdę! utrzymywał Armand, a Fursch następnego dnia korzystając z zaufania dziekana, rozmawiał spokojnie z Rudym Dzikiem, ale po niemiecku, aby ich stary nie rozumiał.<br>
{{tab}}— Jednéj z następnych nocy, wiążący nas łańcuch będzie przepiłowany, mówił Fursch; wybawienie nasze zbiża się!<br>
{{tab}}— Lecz dokąd się udamy? spytał Rudy Dzik, któremu obaj ostatnio schwytani zbiegowie zawsze jeszcze na oczach stali.<br>
{{tab}}— Zostaw mnie to wszystko — będziemy korzystali ze święta Napoleona, w którém nadzorcy {{Korekta|podobie|podobnie}} jak przeszłego roku, pijani będą!<br>
{{tab}}— Czy myślisz odrodzę lądowéj? poszepnął Edward.<br>
{{tab}}— Nigdy — my uciekniemy wodą!<br>
{{tab}}— A jak nas schwytają?<br>
{{tab}}— Lepiéj umrzeć, niż jeszcze pięć lat przesiedzieć w więzieniu! zgrzytnął Fursch.<br>
{{tab}}— Święto Napoleona już nadchodzi!<br>
{{tab}}— Dzięki wszystkim świętym — ja wszystko obmyśliłem i przygotowałem!<br>
{{tab}}— Jeżeli się dostaniemy do Paryża, już nas tam nie znajdą, utrzymywał Rudy Dzik, — ztamtąd będziemy ścigali tego, któremu pięć lat zawdzięczamy!<br>
{{tab}}— On musi umrzeć — teraz już mi się z rąk nie wymknie!<br>
{{tab}}— A pierwéj dziecię jego musi być zgubione! Nienawidzę go całą moją duszą! mruknął Edward, gdy okręt galerowy zbliżał się do bassenu, przy którego schodkach miał być przymocowany.<br>
{{tab}}Gdy Furschowi w kuźni wkładano lżejszy łańcuch <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_39" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/769"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/769|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/769{{!}}{{#if:39|39|Ξ}}]]|39}}'''<nowiki>]</nowiki></span>łączący go ze wspólnikiem mordu, podniósł on i ukrył podłużny kawałek żelaza.<br>
{{tab}}Po upływie kilku tygodni udało mu się w tém żelazie ponacinać zęby, a potém wśród nocnéj ciszy, kiedy wszyscy galernicy po całodziennéj ciężkiéj pracy, w ciężkich troskach odpoczywali, nakształt toczenia drzewnego robaka lub sapania śpiącego przepiłować zamknięty żelazną sztabą łańcuch, właśnie w tém miejscu, gdzie pierścień łańcuchowy wiązał go z Edwardem.<br>
{{tab}}Nadzorcy nie zauważyli tego, równie jak Armand, że jedno ogniwo tego łańcucha zrobiło się cieńsze bo Fursch tak był przebiegły, że do swojéj powolnéj roboty wybrał miejsce zakryte przyległym pierścieniem.<br>
{{tab}}Teraz przygotowanie tak daleko zaszło, iż potrzeba było jeszcze tylko krótkiego użycia pilnika, aby łańcuch na dwie części rozłożyć, tak aby potém każdy z obu skazanych łatwo mógł go do nóg swoich przymocować i poruszać niemi bez brzęku.<br>
{{tab}}Święto Napoleona obchodzone na galerach przez obfite użycie wina nadeszło, a nadzorcy pewni, że ich więźniowie nie myślą o ucieczce, zaprowadziwszy skazanych wieczorem do właściwych sal, udali się spokojnie na biesiadę, w któréj sądzili, że tém spokojniéj mogą wziąć udział, że także i gubernator z inspektorami siedział przy wieczerzy galowéj w oddalonym gmachu komendanta.<br>
{{tab}}Fursch i Edward, niecierpliwie oczekujący od tak dawna upragnionéj nocy uwolnienia, nie bez bojaźni jéj wyglądali, bo jeszcze żywo mieli w pamięci ową straszliwą karę, jaka spotkała dwóch poprzednich zbiegów, leżeli, śpiąc na pozór obok innych więźniów na tapczanie.<br>
{{tab}}Gdy Fursch zmiarkował, że wszyscy głębokim snem zasypiają, a głucho dochodząca wrzawa wskazała mu, że i nadzorcy nad miarę już użyli wina, trącił ostrożnie rudego w ramię, a gdy ten z grubéj wełnianéj kołdry wyrwał kilka strzępów żelazem, które zawsze przy so- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_40" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/770"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/770|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/770{{!}}{{#if:40|40|Ξ}}]]|40}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bie nosił ukryte, większą część przepiłowanego już pierścienia łańcuchowego do reszty usuwał.<br>
{{tab}}Noc była ciemna i burzliwa, planom dwóch winowajców przyjazna, bo nietylko salę, przez któréj okna nie dochodziło żadne światło, pogrążała w głębokiéj ciemności, ale i głuszyła nieunikniony szmer, który powstawał przez odłączanie części łańcucha od sztaby i przywiązywanie go do goleni. W tym celu wełniane strzępy z kołdry wybornie posłużyły.<br>
{{tab}}Mogła już być północ, gdy obaj towarzysze, po pięcio-letniém razem skuciu, poznali, że się samoistnie poruszać mogli. Tym tylko sposobem, przy pełnéj obawy staranności, do któréj zmusza wszelkie niebezpieczeństwo, mogli zapobiedz brzęczeniu łańcuchów.<br>
{{tab}}— Jeżeli szczęście nam sprzyjać będzie, a jest odpływ morza, tośmy ocaleni! poszepnął Fursch Rudemu Dzikowi: chodź za mną cicho i ostrożnie!<br>
{{tab}}Podniósł się, kilka minut czekał i słuchał — potém przestąpił przez sztabę i zsunął się z łóżka na podłogę sali. Przywiązany do nóg łańcuch wprawdzie tamował jego kroki, ale taka jak tego złoczyńcy siła woli, nie- zważa na podobne trudności.<br>
{{tab}}Edward udał się za nim — szelest, jaki stąpanie bosemi nogami po deskach podłogi koniecznie wywołać musiało, sprawił wprawdzie, iż niektórzy więźniowie poruszali się w półśnie i na twardém drewnianém łożu przybrali inne położenie, ale nikt jednak nie przebudził się, nikt nie domyślił, że dwaj z pomiędzy nich odważyli się na ucieczkę!<br>
{{tab}}Fursch i Edward dowlekli się do drzwi sali, których nigdy nie zamykano, a dzisiaj może dla tego, aby nadzorcy z korytarza na więźniów uważać mogli; lecz w téj chwili zebrali się oni w odległéj izbie na biesiadę, więc uciekający korzystali z tego otwarcia. Fursch nie mógł się powstrzymać od szyderczego uśmiechu, który się powiększył, gdy przy słabém światełku lampy, oświetla- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_41" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/771"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/771|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/771{{!}}{{#if:41|41|Ξ}}]]|41}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jącéj korytarze i schody, postrzegł, że na ścianie wiszą płaszcze nadzorców.<br>
{{tab}}Gdyby w téj chwili któremuś z żołnierzy lub strażników podobało się było wyjść ze wspólnej izby, w któréj wesoło się bawili, byłby postrzegł na schodach obu winowajców, w żółtych spodniach i czerwonych kurtach, którym nietylko na wieki byłaby odeszła chęć ucieczki, lecz nadto i świat na długi czas byłby przed nimi zamknięty.<br>
{{tab}}Ale nikt nie nadszedł.<br>
{{tab}}Fursch porwał jeden z wiszących na ścianie płaszczów, Rudy Dzik uczynił to samo; obaj okryli swoją aresztancką liberyę temi ciemnemi płaszczami.<br>
{{tab}}Pod taką zasłoną prędko wyszli z domu, a teraz panująca na dworze ciemność okazała się podwójnie dla nich przyjazną.<br>
{{tab}}Mieli jeszcze przed sobą prawie pięć godzin, nim ucieczkę ich odkryją — podług wyrachowania Furscha, mogli się już w ciągu tych godzin znacznie oddalić. Niepokoiła go tylko ich wszędzie znana odzież aresztancka i stalowe pierścienie na nogach!<br>
{{tab}}Fursch ruszył dalej ku sadzawce, przez kanał połączonéj z portem. Przy schodkach do wody wiodących stały większe i mniejsze czółna.<br>
{{tab}}— Czego ty tam chcesz? szepnął Edward, idąc za nim; wiesz przecie, że brama pod murem tylko w dzień jest otwarta, dla przepuszczania łodzi?<br>
{{tab}}— Wiem — chodź — jeżeli szczęście nam posłuży, suchą nogą przez tę bramę przejdziemy!<br>
{{tab}}Fursch dostał się do schodków.<br>
{{tab}}Cichy okrzyk radości dowiódł, że spełniła się jego nadzieja.<br>
{{tab}}— Odpływ! stłumionym głosem rzekł do Edwarda, teraz między wodą kanału, a murem bramy jest prawie na dwie stopy przestrzeni, to dosyć, aby ją przebyć w płaskiéj łodzi!<br>
{{tab}}— Zwycięztwo! tryumfując odpowiedział Rudy Dzik, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_42" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/772"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/772|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/772{{!}}{{#if:42|42|Ξ}}]]|42}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pochwalając wyrachowanie swojego towarzysza i ostrożnie, aby nie powstał żaden plusk, wsiadł z nim do czółna, które Fursch wybrał szybko okiem znawcy. Była to jedna z wązkich, nizkich bark, wielce na galerach używanych.<br>
{{tab}}— Zawsze przez kilka lat pobytu tutaj czegoś nauczyliśmy się, powiedział Fursch chwytając za wiosło i podając drugie towarzyszowi; wszystko ma swoją dobrą stronę, — naprzód! Nocna burza sprzyja nam, za godzinę będziemy obaj daleko za murami tego przeklętego gniazda!<br>
{{tab}}Wiosła lekko, a jednak prędko dotykały wody kanału, po któréj łódź ze zbiegami się posuwała.<br>
{{tab}}W pobliżu nie było żadnéj straży, żadnego patrolu.<br>
{{tab}}Było tak ciemno, iż potrzeba było wielkiego {{Korekta|obznania|obeznania}} się z miejscowością tych długoletnich mieszkańców galer, aby nie wpaść na któreś z bocznych ramion kanału.<br>
{{tab}}Nakoniec wzniósł się tuż przed nimi wysoki mur, który tworzyła po nad kanałem szeroka, mocna, żelazna brama, w dzień przez straż otwierana, a wieczorem zawsze zamykana.<br>
{{tab}}— Precz z wiosłami! stłumionym głosem rzekł Fursch — rzuć się tak jak ja na spód łodzi!<br>
{{tab}}Edward byłby to uczynił i bez upomnienia ze strony towarzysza, bo łódź znalazła właśnie tylko tyle miejsca, że szybko pod bramą przepłynąć mogła, a każdy ktoby siedział na ławeczce, byłby o zwieszone z góry żelazo tak się gwałtownie uderzył, że śmiertelnie zraniony, pewnoby nigdy więcéj o ucieczce nie pomyślał!<br>
{{tab}}Tak jednak łódź z obu szczęśliwie w niéj leżącymi zbrodniarzami przesunęła się szczęśliwie po pod bramą — i ukazała się im, wprawdzie w téj chwili ciemnością nieprzebitą pokryta, wolność — port Tulonu!<br>
{{tab}}Fursch zastanowił się także dobrze nad niebezpieczeństwem nastręczającém się im po opuszczeniu galer.<br>
{{tab}}Otaczały ich teraz mury warowni, a gdy pomimo <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_43" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/773"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/773|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/773{{!}}{{#if:43|43|Ξ}}]]|43}}'''<nowiki>]</nowiki></span>burzliwego bicia fal niepodobieństwem było uciec z portu, jako z miejsca zamkniętego, dwaj zbrodniarze i od strony lądu mieli przed sobą dobrze obwarowane i pilnowane szańce.<br>
{{tab}}Dostać się przez którąkolwiek bramę do miasta, a potém puścić się drogą lądową, także niepodobna było.<br>
{{tab}}Fursch jednak znał wprawdzie utrudzającą, ale pewną drogę przez fortyfikacye, i po godzinie czasu pospołu z Rudym Dzikiem pokonał tę pełną niebezpieczeństwa przeszkodę.<br>
{{tab}}Koniec tego zuchwałego kroku opowiemy tylko po krótce, gdyż wracać musimy do bohaterów naszego romansu.<br>
{{tab}}Dla umożliwienia ucieczki obaj przestępcy obrali obrzydliwy środek.<br>
{{tab}}Jeszcze przed nadejściem dnia i nim ostrzegająca niebieska flaga galer powiała wśród jasnego powietrza, Fursch i Edward na publicznéj drodze zamordowali dwóch podróżnych, i odebrawszy im mienie i papiery, tak ich poszkaradzili, że nikt nie poznał ich twarzy.<br>
{{tab}}Potém zbrodniarze ściągnęli z nich odzież, ubrali się w nią sami, a swoje spodnie i kurty na nich powciągali.<br>
{{tab}}Jedyną jeszcze trudność stanowiły łańcuchy, ale i tych nikczemnicy wkrótce się pozbyli, a zrabowane bóty na swoje nogi powkładali.<br>
{{tab}}Gdy zbiegli po upływie trzech dni bez przeszkody dostali się do Paryża i przy pomocy fałszywych papierów zupełnie byli bezpieczni, w pobliżu Tulonu obu zamordowanych i pokaleczonych podróżnych, ubranych w krwią zbryzganą galerniczą liberyę, wzięto za zbiegłych złoczyńców i do galer dostawiono, gdzie przypuszczając, iż wieśniacy dopełnili na nich doraźnéj sprawiedliwości, pochowano ich bez dalszych poszukiwań.<br>
{{tab}}Gdzie zginęli obaj nieszczęśliwi podróżni, pozostało to dla dalekich ich krewnych wieczną zagadką i tajemnicą.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_44" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/774"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/774|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/774{{!}}{{#if:44|44|Ξ}}]]|44}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X02" />{{tab}}Ileż to łez krewni ci przelać musieli, ile modłów zasłać do Nieba!<br>
{{tab}}Ale Fursch i Edward znaleźli przytułek w klasztorze karmelitów, gdzie nie wiedziano nic o ich przygodach, gdy dla objaśnienia czasu ich nieobecności, złożyli bardzo wymowne i prawdopodobne brzęczące dowody. Bardziéj niż oświadczenie, że gotowi są wstąpić do zakonu, przemówiła za nimi okoliczność, że hrabina Ponińska od dawna przebywająca w Paryżu, wstawiła się do przeora za tymi czeladnikami szatana.<br>
{{tab}}Leona, przedstawiwszy się tak zręcznie, jakby wcale nie znała osławionéj niegodziwości i zbrodniczości tych przestępców, sądziła zawsze jeszcze, że ich skutecznie użyć będzie mogła, i ona to zaopatrzyła Edwarda w pieniądze i utwierdziła w zamiarze wywarcia pomsty na księciu de Monte-Vero, tak, że Edward porwał mu Małgorzatę, właśnie w chwili, gdy nakoniec Eberhard zamierzał wydobyć ją z nędzy i rozpaczy.<br>
{{tab}}Poznaliśmy już z rozmowy czarnéj maski i Mefistofila w Château-Rouge, że temu narzędziu hrabiny udał się i ten łotrowski postępek, oraz że {{Korekta|Małgarzatę|Małgorzatę}} dostawił do klasztoru przy ulicy śgo Antoniego.<br>
{{tab}}Obaczmy teraz, jakim sposobem to się stać mogło.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X02" />
<section begin="X03" />{{c|ROZDZIAŁ III.|w=120%|po=8px}}
{{c|Tajemnica księżny Krystyny.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Gdy Eberhard padł na widok, jaki mu przedstawiła przełożona klasztoru Heiligstein, zostawiła go ona samego w więzieniu — celu swojego dopięła, radowała się boleścią, która silną duszę tego człowieka ugięta, — obalono go, i gdy pełen bozko wzniosłych idei i planów {{pp|dą|żył}}<section end="X03" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_45" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/775"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/775|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/775{{!}}{{#if:45|45|Ξ}}]]|45}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dą|żył}} do najszlachetniejszych celów, za wpływem Schlewego i jego kreatur, oskarżono go i wyszydzono.<br>
{{tab}}Król należał do rzędu ludzi, którzy chętnie słuchają poszeptów tych, co się zdają być ich wiernymi sługami; widzieliśmy, że wołał raczéj dalekim być od rządowych kłopotów i takowe pozostawić otaczającym, aniżeli troszczyć się o zarząd i skargi, które nie tylko zręcznie przed nim ukrywać, lecz i jako niewdzięczne przedstawiać mu umiano. Wołał raczéj obcować z ludźmi rozumnymi i artystami, tudzież modlił się wiele.<br>
{{tab}}Do takiego życia może przyczyniło się bardzo nietylko nadzwyczaj wysokie wykształcenie króla, ale także i owa tajemnica zakryta przeszłością, owa miłość dla znikłéj, teraz w sercu jego zamieniona w bolesne wspomnienie.<br>
{{tab}}Obraz żałobną zasłoną okrytéj księżny Krystyny, jeszcze zawsze miał przed oczami — jeszcze zawsze jego oko spoczywało na portrecie, umieszczonym w jego pokoju.<br>
{{tab}}Od dawna, bo gdy jeszcze był księciem, wiedział, że go Krystyna nie kochała, lecz to w niczém nie zmieniło jego uczuć dla niéj.<br>
{{tab}}Teraz, gdy przeminął długi szereg lat, gdy małżonce swojéj od dawna podał rękę, z boleścią myślał tylko o Krystynie, jako o drogiej mu zmarłéj istocie.<br>
{{tab}}Usiłowaniom jego udało się więcéj niż innym członkom dworu i głębiéj poznać tajemnicę osłaniającą tę księżniczkę — wiedział, że Krystyna kochała człowieka z ludu, i nie gniewając się na nią za to, że nim wzgardziła, że serce swoje oddalą człowiekowi, którego nigdy posiadać nie mogła, dręczył się ciągle bolesną myślą, że zrządzenie chciało, aby nie tylko on, ale i ona nieszczęśliwie kochali.<br>
{{tab}}Ale ów człowiek z ludu był trzecią osobą, która z powodu tego zrządzenia cierpiała, bo nie śmiał nigdy pomyśleć o nazwaniu Krystyny swoją, chociaż szlachetne <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_46" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/776"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/776|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/776{{!}}{{#if:46|46|Ξ}}]]|46}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jego serce uspasabiało go do wysokości, gdyż urodzenie na to mu nie pozwalało.<br>
{{tab}}Trzy więc serca zarówno cierpiały — trzy serca przez niewyjaśniony, ciemny przymus, zaplątane były duchowo w ciężką walkę, w tragiczne zawikłanie, nigdy rozwiązać się, nigdy uspokoić nie mogące.<br>
{{tab}}A więc i na dworze toczyła się dolegliwa walka, którą w życiu tak często napotykamy, — walka którą Heine nazywa starą historyą, co wiecznie się odnawia; a więc i na dworze uczono się potajemnie i niepostrzeżenie poznawać męki nieszczęśliwéj miłości.<br>
{{tab}}Są ludzie niemogący pojąć tak bolesnego stosunku, nie mogący wstrzymać się od śmiechu, słysząc o nieszczęśliwej miłości — owszem nawet są tacy, którzy żartobliwém słowem z niéj się naigrawają, chociaż sami męki podobnego bólu znoszą. Czyliż chcą przez to sobie ulżyć? czyż chcą ból przez to zagłuszyć, lub się go zaprzeć, kiedy sami właśnie to uczucie bezbożnie w prochu tarzają?<br>
{{tab}}Zdaje nam się, że ci co szydzą z miłości, równie bezprawnie czynią, jak ci co o wierze wyrokować pragną. Należymy do rzędu ludzi, pozostawiających każdemu jego wiarę; uważamy za grzech wydzierać lub naruszać człowiekowi to, co serce jego zapełnia; umiemy szanować wszelkie uczucie, które z głębi naszéj piersi pochodzi.<br>
{{tab}}Czy to wiara, czy miłość — oba te uczucia są święte i nietykalne; — pierwsze prowadzi do Boga — drugie pochodzi od Boga — a więc jednakowo grzeszy ten, co je krytykuje lub w prochu tarza!<br>
{{tab}}Niech się za szczęśliwego uważa ten, kto jest tak zimny i wyrachowany, że tak głębokiéj nigdy nieumieraiącéj miłości nie zna — niech się uważa za szczęśliwego ten, który nad miłość korzyść przekłada, albo tam tylko kocha, gdzie kochać śmie — wcale mu nie zazdrościmy jego szczęścia, i nie chcemy go przesądzać. Ale żądamy za to, aby nie sądził o drugich wy- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_47" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/777"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/777|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/777{{!}}{{#if:47|47|Ξ}}]]|47}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rokująco dla tego, że wewnętrzne ich przekonanie różni się od jego przekonania, i że im los nie tyle sprzyja co jemu.<br>
{{tab}}Aby położyć koniec tym uwagom, spojrzyjmy za siebie. Rzućmy okiem za firanki, za kosztowne jedwabne zasłony tak zwanych szczęśliwców i bogaczy.<br>
{{tab}}Cóż tam znajduje wtajemniczony, który więcéj widzi, niż piękne urządzenie wygodnych przestrzeni, który więcéj słyszy, niż przed uszami świata wzajemnie zamieniane grzeczne słówka?<br>
{{tab}}Panowie szukają u kochanek wynagrodzenia za małżeństwo bez miłości, za małżeństwo zawarte z powodu pieniężnych stosunków lub względów stanu, panie zaś powoli posługując się powabnym strojem, upędzają się za rozrywkami w towarzystwie grzecznych oficerów i przyjaciół domu.<br>
{{tab}}Otóż mamy odkrycie, które z małemi waryacyami prawie wszędzie się powtarza. Oto mamy skutki dzisiejszych małżeństw, przy których zawieraniu żadne słowo tak głośno nie przemawia, żaden powód nie jest tak ważny, żadna pobudka tyle nie znaczy, co pytanie:<br>
{{tab}}„Ile ma dochodu panna młoda?<br>
{{tab}}„Jaki tytuł ma pan młody?<br>
{{tab}}„Miłość? O mocny Boże! miłość to rzecz zużyta, za którą tylko w starożytności, w przeszłości coś przemawiało — miłość później się znajdzie. Główna rzecz wszędzie, żyć przyjemnie i świetnie.“<br>
{{tab}}Miłość późniéj się znajdzie, ale rzeczywiście nie znajduje się jéj późniéj ani w małżonku, ani w małżonce, lecz gdzieindziéj. Tajemnie i ukradkowo powstaje tak zwane ''demi-monde'' znakomitego towarzystwa, które istnieje nietylko w Paryżu i Londynie, ale w dzisiejszych czasach bardzo blizko nas widzimy obficie reprezentowane.<br>
{{tab}}Lecz wróćmy do króla, który małżonce swojéj okazywał wszelki szacunek i spełniał względem niéj wszelkie obowiązki, do których małżeństwo mężczyznę zobowiązuje.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_48" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/778"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/778|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/778{{!}}{{#if:48|48|Ξ}}]]|48}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Daleki od szukania jak inni wysoko postawieni panowie, tajemnych rozkoszy u pięknych kobiet, jak modlitwę żywił jedynie w swojéj duszy pamięć Krystyny, o czém królowa wiedziała.<br>
{{tab}}Ale nie kochał jéj już gwałtownie, pożądliwie; lecz kochał boleśnie jak zmarłą. Spoglądał ku niéj ze świętém uczuciem, przejmującém nas, gdy tęsknie patrzymy w gwiazdę, albo gdy widzimy piękny, pachnący kwiat, lub gdy słyszymy łagodnie przejmującą samą głębię naszéj duszy poezyę.<br>
{{tab}}Król należał do rzędu ludzi, mających duszę bardziéj ruchliwą aniżeli powierzchowność, posiadających większą wewnętrzną głębię aniżeli działalną siłę.<br>
{{tab}}Zatém okropności rewolucyi daleko mocniéj dotknęły jego serce, niż serce każdego innego władcy, który prędko zdecydowany, byłby się chwycił najprędzéj środków gwałtownych. Głęboko wewnętrznie wstrząśniony, po raz pierwszy sprzeciwiając się swoim doradcom, zlał na naród, który się do niego udał przez swoich deputowanych, niektóre swobody i prawa.<br>
{{tab}}Lecz ulegając podszeptom Schlewego, odmówił tylko jednemu żądaniu, a mianowicie: nie wypuścił na wolność Eberharda.<br>
{{tab}}Rzecz szczególna! Czy się król obawiał tego człowieka? albo czuł może, że mu wyrządzał straszną krzywdę i w taki sposób uwolnić się chciał od wszelkiego wyrzutu, iż może o nim zapomną, skoro go w więzieniu trzymać będzie?<br>
{{tab}}Lecz przypadek chciał, że w kilka dni późniéj, gdy ulice z krwi i barykad oczyszczono, gdy poległych pogrzebano, król patrząc z okna swojego pokoju na zamkowy dziedziniec, postrzegł jak obwinioną o współudział w kradzieży zamkowéj Małgorzatę przeprowadzano do jednego z więzień, które podzielać miała z najcięższymi złoczyńcami i niegodziwcami. Widział pełne boleści oblicze dziewczęcia, widział miłe jéj rysy, i obudziło się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_49" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/779"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/779|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/779{{!}}{{#if:49|49|Ξ}}]]|49}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w nim zapewne uczucie litości, nietylko dla Małgorzaty ale i dla Eberharda.<br>
{{tab}}Król przypomniał sobie, iż w obrzydłém oskarżeniu Schlewe utrzymywał, że dziewczę to nie miało żadnego nazwiska, że także książę de Monte-Vero nazwisko von der Burg bezprawnie nosił.<br>
{{tab}}Król przypomniał sobie, że gdy Eberhard opowiadał mu niezmiernie wzruszającą historyę swojego życia, odkrył mu w końcu, że stary Jan von der Burg oddał Bogu ducha, mówiąc:<br>
{{tab}}— „Ty nie jesteś moim synem.“<br>
{{tab}}Musi zatém w dokumencie, który według doniesienia Schlewego znaleziono przypadkowo w starém biurku, w klasztorze Heiligstein, istnieć jakiś ślad, jakieś zeznanie o rodzicach Eberharda.<br>
{{tab}}Król zapragnął naocznie widzieć ten dokument i rozkazał, aby mu go przyniesiono.<br>
{{tab}}Schlewe uwiadomiony o tym rozkazie, usiłował odwieść króla od tego żądania i rozerwać go, mówiąc sobie w duchu, że chociaż postąpił według treści, jednak z tego starego dokumentu mogą się rozwinąć nowe badania, w skutkach swoich nieobliczone.<br>
{{tab}}Udało mu się też dosyć długo powstrzymać króla zręcznie od tego zamiaru, lecz potém król powtórzył żądanie swoje tak energicznie, iż baron dłużéj zwłóczyć nie śmiał.<br>
{{tab}}Nie domyślał się też wcale, jakie następstwa sprowadzi ten dokument, który z razu wyświadczył mu taką usługę; przyniósł go więc królowi jako akt, który zresztą uważał już za żadnéj nie mający wartości.<br>
{{tab}}Późno już było następnéj potém nocy, gdy zaufany sługa króla, stary Bittelmann, nagle usłyszał gwałtowne dzwonienie. Przeląkł się sądząc, że to może attak jakiéj choroby, i bardzo szybko pośpieszył do sypialni krôlewskiéj.<br>
{{tab}}Zdziwiony postrzegł, że król czego nigdy dawniéj nie bywało, w łóżku tak długo czytał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_50" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/780"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/780|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/780{{!}}{{#if:50|50|Ξ}}]]|50}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bittelmann, rozkazał, i niewątpliwie widać było, że się w nim dzieje coś nadzwyczajnego; śpiesz do oficera zamkowéj straży i rozkaz mu w mojém imieniu, aby natychmiast otworzył więzienie, w którém dotychczas książę de Monte-Vero jeszcze pozostaje.<br>
{{tab}}— Najjaśniejszy pan chcesz wśród nocy...<br>
{{tab}}— Chcę, aby téj jeszcze chwili wypuszczono go na wolność!<br>
{{tab}}— Nie uwierzą mi, najjaśniejszy panie!<br>
{{tab}}— Weź ten pierścień i śpiesz. Natychmiast przyprowadź tu księcia de Monte-Vero, pragnę z nim pomówić.<br>
{{tab}}Bittelmann poszedł, nie mógł pojąć, co się zrobiło z królem, którego najmniejszą kryjówkę serca znał dokładnie.<br>
{{tab}}Dobrodziejstwem to było dla niego rzeczywiście, iż miał księcia oswobodzić i na górę przyprowadzić, bo ten stary, uczciwy sługa bardzo dobrze pojmował, że Eberhard byłby wierniejszym i szlachetniejszym doradcą niż Schlewe i ministrowie, ale nie wiedział jakim sposobem to się stało, że w zdaniu króla tak szybka zajść mogła zmiana.<br>
{{tab}}Gdy zabrawszy pierścień na znak swojego upoważnienia, śpieszył na dół, król wstał z łoża i prędko przywdział poranne szaty — mocno był wzruszony i rozrzewniony.<br>
{{tab}}— Czarno zakwefiona dama, rzekł, powtarzając tekst dokumentu: amulet ze znakiem, karę konie, korona na chustce — niema wątpliwości... Tak, tak, głos wewnętrzny powiada mi: on jest synem Krystyny i Ulricha. Uciekła, bo owoc swojéj nieszczęśliwéj miłości zataić, ukryć pragnęła. Umarła, bo dłużéj żyć ani śmiała, ani mogła. To właśnie zaraz przy pierwszém widzeniu tego człowieka uderzyło mnie, co niegdyś serce moje tak silnie ku niemu pociągnęło.<br>
{{tab}}Starzejący się król, którego włos już siwiał, stał tak aż do głębi duszy wstrząśniony; musiał pokonać to, czego dopiero doświadczył, musiał, gdy z sypialni swo- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_51" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/781"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/781|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/781{{!}}{{#if:51|51|Ξ}}]]|51}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jéj przyszedł do blado oświetlonego salonu i stanął przed portretem Krystyny, zawrzeć tyle mu potrzebny pokój z Bogiem i nią.<br>
{{tab}}Król zakrył oblicze. Z oczu jego popłynęły gorące, palące łzy.<br>
{{tab}}Krystyna była matką Eberharda; on był pamiątką, pozostałością po najnieszczęśliwszéj księżnie, która kiedykolwiek na swoje przekleństwo urodziła się u stop tronu.<br>
{{tab}}— Uciekłaś, wyzionął do głębi wzruszony król; w rozpaczy szukałaś drogi wyjścia, ratunku. Ciebie ścigały i dręczyły najokropniejsze wyrzuty, boś się poświęciła na ofiarę miłości i namiętności; ale ja więcéj wiedzieć muszę, teraz ''wszystko'' wiedzieć muszę! Umarłaś daleko ztąd, może dla tego, iż pragnęłaś umrzeć samotnie, w drodze. Powóz twój został zdruzgotany; blizka śmierci, jak się zdaje przypadkowo zraniona, padłaś na obcém miejscu, gdzie cię nikt nie znał, padłaś na obcéj ziemi; stary Jan wziął twoje dziecię, które z łona twojego wyszło, wprzód nim oddałaś Bogu ducha; on się niém opiekował, a ja śmiałem tę twoją pozostałość, tego syna Krystyny upokorzyć, ja śmiałem złe mu przypisywać, ja słuchałem poszeptów doradców, którzy go nienawidzili i bali się.<br>
{{tab}}Boże dozwól mi tę niesprawiedliwość naprawić! Boże dozwól, abym w nim uczcił pamięć Krystyny. Teraz nie mam prawa sądzić i rozkazywać; wyższy głos po nad gwiazdami rozstrzygnął, mnie już tylko pozostaje kochać syna Krystyny, i modląc się, tobie, miły obrazie anioła, który od dawna ponad obłokami bujasz, przebaczyć, coś mi uczyniła.<br>
{{tab}}Król podniósł ku niebu załamane ręce, a oczy jego spoczęły na pięknym, jakby żywym obrazie, który mu wszędzie towarzyszył.<br>
{{tab}}Co w pośród téj nocnéj godziny działo się w osamotniałéj królewskiéj komnacie, jakie staczał w sobie walki, jakich doznawał wyrzutów, i jakie układał plany stojąc <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_52" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/782"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/782|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/782{{!}}{{#if:52|52|Ξ}}]]|52}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przy portrecie nieszczęśliwéj księżny, nigdy do wiadomości ludzkiéj nie doszło.<br>
{{tab}}Lecz obaczymy następstwa tych walk i planów i z nich skutki osądzimy! Drzwi komnaty otworzyły się.<br>
{{tab}}Wysoka, królewska, nieugięta postać Eberharda w nich się ukazała — jego silna dusza teraz już przetrzymała straszną boleść owéj nocy, w któréj widział urzeczywistnienie tego, czego się ze zgrozą obawiał, stał tam jak każdy zdumiony i na chwilę nie wiedział co począć.<br>
{{tab}}Król odwrócił się ku wejściu i ujrzał księcia de Monte-Vero, którego tak krzywdził, którego, słuchając poszeptów swoich niegodnych doradców, nie poznał.<br>
{{tab}}Bittelmann pozostał w przyległym pokoju, nikogo innego nie było w pobliżu.<br>
{{tab}}Wtém król otworzył ramiona.<br>
{{tab}}— Przebacz! zawołał wstrząśniony siłą torujących sobie drogę uczuć: przebacz mi, com uczynił. Przestań na tém zadosyćuczynieniu, że cię król o to prosi.<br>
{{tab}}Eberhard zbladł! Nie wiedząc nic o tém, co téj nocy w królu zaszło, nie pojmował słów króla! Patrzał jakby snem jakim odurzony na króla, który do niego wyciągał rękę.<br>
{{tab}}— Najjaśniejszy panie! szepnęły usta Eberharda: w sercu mojém byłem zawsze wiernym i bezinteresownym sługą twojéj sprawy — nie uczyniłem nigdy nic coby wychodziło z granic twojéj służby.<br>
{{tab}}— Do mojéj piersi — tutaj, synu Krystyny! gwałtownie rzekł król pokonany. Przystąp do mnie, patrz oto twoja matka!<br>
{{tab}}— Eberhard słowa wyrzec nie mógł, zbliżył się do króla, który z oczami łez pełnemi, drżącą ręką wskazywał ów obraz, który zawsze ilekroć go Eberhard widział, głębokie na nim wywierał wrażenie; był to obraz księżny Krystyny.<br>
{{tab}}— Co rzekłeś, mój królewski panie? spytał cicho.<br>
{{tab}}— Patrz tu, tajemnica urodzenia twojego i tajemnica <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_53" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/783"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/783|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/783{{!}}{{#if:53|53|Ξ}}]]|53}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jaka otaczała księżnę, jest jedna i ta sama. Mojém było przeznaczeniem odkryć ją. Ty jesteś synem Ulricha i księżniczki Krystyny, ona była twoją matką.<br>
{{tab}}Rozjaśniło się przed oczami Eberharda. Stał nieporuszony i spoglądał to na króla, to na portret przed nim się wznoszący, i patrzał weń łagodnie, boleśnie. Opowiadanie starca, który skonał na jego ręku, po życiu pełném męczarni, żywo mu teraz stanęło w myśli.<br>
{{tab}}— Moja matko! wymówiły nakoniec jego usta, i to brzmiało jak powitanie z głębi jego duszy pochodzące, jak słowo, w którém złożył cały żal najserdeczniejszy.<br>
{{tab}}— Cokolwiek przytoczono, aby cię skrzywdzić i obalić, ten dokument w moich ręku posłużył do błogosławionego uznania ciebie! rzekł król i podał księciu pożółkły akt. Czytaj i zachowaj go święcie.<br>
{{tab}}— Jest to pismo starego poczciwego Jana, przypatrując się tym kartom powiedział Eberhard; czego nie mógł udzielić mi w swojéj ostatniéj godzinie, to powierzył tym kartom, aby nie poszło z nim razem do grobu. Teraz wszystko mi się wyjaśnia. Dokument ten, jak mówił baron Schlewe, znaleziono w klasztorze Heiligstein.<br>
{{tab}}— Tak mówił baron, który cię nazwał moim nieprzyjacielem i zdrajcą.<br>
{{tab}}— Nie ma wątpliwości. Był ukryty w starém biurku, które dałem Leonie, a która mnie w najświętszych rzeczach zawiodła.<br>
{{tab}}— Przypominam sobie, że owa hrabina, która była twoją małżonką, nazywała się Leona?<br>
{{tab}}— ''Była!'' Tak jest, mój królewski panie, to jest prawdziwe wyrażenie. Ta Leona hrabina Ponińska jest przełożoną klasztoru Heiligstein. Ona to znalazła ten dokument i dała sprzymierzonemu z nią baronowi, aby mnie zgubić.<br>
{{tab}}— Przełożona klasztoru? powtórzył jak najmocniéj zdziwiony król. Pobożna dama, tak często bywająca u królowéj...<br>
{{tab}}— Tak, jest to owa hrabina Ponińska, owa zgubiona, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_54" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/784"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/784|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/784{{!}}{{#if:54|54|Ξ}}]]|54}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mój królewski panie, która (bo teraz widzę całą intrygę) przybrała maskę pobożności, aby mnie zgubić. Ona to w połączeniu z baronem mnie u króla oczerniła; ona, która nienawidzi tego, co przez nią stracił wszystko — wszystko, swoje dziecię, swoje imię, swoją swobodę, swoją spokojność życia...<br>
{{tab}}— Okropność! Co za niesłychane oszustwo! co za haniebne sidła! powiedział król i czoło jego zachmurzyło się. Pragnę ukarać Eberhardzie, ukarać, jak nigdy dotąd!<br>
{{tab}}— Wszak raczysz, mój królewski panie, uczynić zadosyć pierwszéj prośbie tego, który dzisiejszéj nocy znalazł swą matkę i twoją łaskę, nieprawdaż?<br>
{{tab}}— Żądaj! Najukochańszym z ludzi, jakich posiadam, jesteś ty! powiedział król, syna księżny Krystyny serdecznie tuląc do piersi.<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, że wszystko co się stało między dniem dzisiejszym a owym czasem, kiedym się również widział w uściskach mojego królewskiego pana, było marzeniem, kłamstwem.<br>
{{tab}}— Mocniéj aniżeli sądzisz, czuję wyrzut w słowach tych zawarty. Biada władcom, którzy doradców swoich nie poznają! Nic się nie domyślając, najlepszego pragnąc, dają się oplatać niegodziwością tych bezwstydników! Ciebie odtrąciłem, ciebie, który gdy mi przy pierwszym ciebie ujrzeniu serce moje powiedziało, że blizko mnie obchodzisz, obudziłeś we mnie nadzieję, że posiądę w tobie kogoś więcéj niż dworskiego kawalera. Nazwałem cię moim przyjacielem, a dzisiaj nie wiem, jakiém słowem naszéj nędznéj mowy wyrazić wszystko, co dla ciebie czuję i czém dla mnie jesteś!<br>
{{tab}}Eberhard, mocno wzruszony tym objawem miłości, podniósł rękę królewską do ust swoich.<br>
{{tab}}— Nie tu pocałunek braterski — tu, tutaj on należy! zawołał król i przycisnął usta swoje do ust księcia de Monte-Vero.<br>
{{tab}}Był to wzruszający i zarazem wzniosły wid <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_55" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/785"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/785|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/785{{!}}{{#if:55|55|Ξ}}]]|55}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Prośba moja, która ma być wysłuchana, dotyczę moich wrogów! rzekł Eberhard po przerwie.<br>
{{tab}}— To nazywam za daleko posuniętą, szlachetnością, Eberhardzie — ty im przebacz — ja ich ukarać powinienem!<br>
{{tab}}— Tylko przypominam mojemu królewskiemu panu, że prośba moja ma być spełniona! Wygnaj oszustów i na tém niech się skończy — chciałbym, aby i tron twój od ich otoczenia był uwolniony!<br>
{{tab}}— Masz moje słowo — niech i tak będzie! Ale dowiedzą się przynajmniéj, komu zawdzięczać mają tak łagodną karę. Jeżeli nie są zupełnymi wyrzutkami, po takiéj szlachetności poznają, co uczynili!<br>
{{tab}}— Takiéj nadziei już się niestety wyrzekłem, królewski panie, wyłożywszy nadaremnie połowę życia na uratowanie straconego serca kobiety, która niegdyś była moją żoną, i na sprowadzenie jéj do mnie!<br>
{{tab}}— Więc odrzucasz i akt rozwodowy?<br>
{{tab}}— Nauczyłem się miłość moją poświęcać całéj ludzkości, znalazłem w tém pociechę i rozkosz, że o ile mi sił starczy, dla ludzkości pracuję i jéj pomagam!<br>
{{tab}}— I wiele cierniów zbierasz!<br>
{{tab}}— Rzeczywiście królu, lecz to mnie w dążeniach moich ani zmienić ani zachwiać nie mogło. Kto chce zbierać owoce, niech się zielsku nie dziwi, niech się nawałnicy nie boi, — i tego dożyłem i częstém cieszyłem się błogosławieństwem.<br>
{{tab}}— Wiele go dorzuciłem, chcesz powiedzieć! dopełnił król, gorąco ściskając dłoń Eberharda.<br>
{{tab}}— Te więc ciernie nie bodą mnie ani obalić mię mogą! W takiém dążeniu nadal szukać będę szczęścia i celu mojego życia. Dla tego daleka jest odemnie chęć połączenia się związkiem małżeńskim z inną jakąś żeńską istotą! Wprawdzie jest istota, dla któréj czuję głęboką, świętą miłość, istota, która po mojém utraconém dziecku najwyższe miejsce w sercu mojém zajmuje...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_56" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/786"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/786|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/786{{!}}{{#if:56|56|Ξ}}]]|56}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Karolina — wtrącił król z wyrazem twarzy, w którym malowała się boleść.<br>
{{tab}}— Zgadłeś, królewski panie — w tych dniach na całe życie pożegnam księżnę Karolinę, bo uważałbym za niegodziwość narażać tę najszlachetniejszą istotę na walki, zdolne zburzyć spodziewane szczęście życia ludzkiego! Dla człowieka z moją przeszłością takie wyrzeczenie się jest nową oczyszczającą próbą, którą wytrzymać można!<br>
{{tab}}— Chcesz znieść to samo, co ja znosić musiałem, poważnie mówił król — wiem, że jesteś najszlachetniejszym, najwyższym na świecie człowiekiem!<br>
{{tab}}— A teraz najjaśniejszy panie — jeszcze jedno! Najcięższy punkt, najboleśniejsza plama mojego życia! Moja córka, którą owa Leona zatrzymała przy sobie przez zuchwały upór i niepojętą chęć zemsty, która ją potém na drogę zguby popchnęła i wydała w ręce złoczyńców, znajduje się w więzieniu! Widziałem ją — raz widziałem... i nie zdołam nigdy chwili téj zapomnieć! Obraz ten z całą jego zgrozą widzę nawet w pośród moich marzeń! Nie chcę mówić z moją córką, królewski panie, nie chcę mieć żadnego przywileju — niech nikt nie powie: że książę może swoje upadłe dziecię odwiedzać, mówić i w środki pomocy zaopatrywać — a biednemu człowiekowi tego nie wolno! Nie chcę także ani słowem, ani spojrzeniem wpływać na sędziów lub świadków! Najświętszém godłem życia mojego, za które wiecznie walczyć będę, jest ''równość dla wszystkich'', królewski panie! Dla tego dozwól — niech prawo postępuje swoim porządkiem!<br>
{{tab}}— Chwiejesz się — coś błyszczy na twojéj twarzy — to łzy! rzekł król, i na widok najszlachetniejszego człowieka, opłakującego swoje dziecię, i w jego oczach stanęły pałające krople — a jednak usta twoje zdołały wymówić: równe prawo dla wszystkich — dozwól niech prawo postępuje swoim porządkiem!<br>
{{tab}}— Już się stało królewski panie! My ludzie pozostajemy zawsze pod wpływem naszych uczuć! Za kilka ty- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_57" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/787"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/787|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/787{{!}}{{#if:57|57|Ξ}}]]|57}}'''<nowiki>]</nowiki></span>godni wyjeżdżam z twojej stolicy, i daleko ztąd, zarzucony pracą, skracać sobie będę czas, pozostający jeszcze do osądzenia mojego dziecka! Późniéj, kiedy już wyrok zapadnie, powrócę — przystąpię do córki mojéj — nie spotka jéj przekleństwo — nie przeleję nawet żadnéj łzy, aby nie skrzywdzić nie przez własną winę upadłéj. Nie, podniosę ją — nazwę moją córką — a kiedy karę swą odpokutuje, duszę jéj do mojéj przyciągnę!<br>
{{tab}}— Każde twoje słowo jest dobrodziejstwem dla serca mojego; wielkość i piękność każdego twojego postanowienia {{Korekta|podziwać|podziwiać}} muszę, nie umiem nic do niego dodać, nic w niczém zmienić!<br>
{{tab}}— Teraz już wiesz wszystko, mój królewski panie. Już poranek szarzeje — była to piękna, niespodzianie święta noc. Bądź zdrów! Jeżeli ci kiedy zgotowałem cierpienie lub boleść — przebacz pomnąc, że nigdy nie mogłem mieć zamiaru dowieść ci czego innego, prócz mojéj wierności. Jeżeli to miało pozór przeciwny, była to największa, dla mnie boleść! Zamiary nasze przy najlepszéj chęci bez naszéj winy celu swojego częstokroć chybiają. Przebacz mi to przez pamięć na... na moją matkę!<br>
{{tab}}— Odchodzisz... Uciekasz ztąd — wiem o tém, opuszczasz mnie na zawsze! powiedział król tak mocno rozrzewniony i wzruszony, że do głębi przejął Eberharda.<br>
{{tab}}— Masz królu jeszcze jeden zakład odemnie... zakład żałoby i boleści! z cicha, upominająco odrzekł Eberhard.<br>
{{tab}}— Twoje dziecię... przecięż mnie pożegnałeś.<br>
{{tab}}— Jeszcze raz powrócę! — Przyjm więc odemnie najwyższe, najświętsze co posiadam... przyjm portret twojéj matki, rzekł król, i podał obraz głęboko wzruszonemu Eberhardowi. Wiesz, że to moje najdroższe mienie — składam je w twoje ręce!<br>
{{tab}}— Dzięki ci, mój królewski panie!<br>
{{tab}}— I żaden cień, żadna przepaść nie rozdziela nas?<br>
{{tab}}— Noc, którą Bóg dzisiaj nam zesłał, wszystko wyrównywa — bądź zdrów!<br>
{{tab}}Eberhard trzymając portret pod pachą, ukłonił się.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_58" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/788"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/788|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/788{{!}}{{#if:58|58|Ξ}}]]|58}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Król patrzał na odchodzącego jak na swego dobrego ducha — ręką przesłał mu jeszcze ostatnie pożegnanie, i gdy książę de Monte-Vero wyszedł, król mocno wzruszony długo jeszcze przechadzał się po salonie.<br>
{{tab}}W nocy jeszcze własną ręką przygotował rozkazy, skazujące na wygnanie barona Schlewego i przełożoną klasztoru Heiligstein, tudzież dymissye ministrów.<br>
{{tab}}Nad rankiem dopiero, ulegając prośbom starego wiernego sługi, położył się, aby przez kilka godzin spocząć.<br>
{{tab}}Gdy Eberhard wrócił do pałacu, nie czując najmniejszego strudzenia załatwił kilka otrzymanych listów i wydał rozmaite rozporządzenia, które podczas jego niewoli musiały być zawieszone. Marcin mocno wzruszony, wylewał łzy radości, gdy nakoniec ujrzał znowu swojego ukochanego pana, Sandok zaś padł na kolana i swoim zwyczajem całował szaty Eberharda.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero podniósł go, łagodnie broniąc mu takiego objawu radości. Postawił obraz swojéj pięknéj, dostojnéj matki na biurku, aby go miał zawsze przed oczami a następnie czytał dokument starego Jana, wykrywający tajemnicę jego urodzenia.<br>
{{tab}}Eberhard zamierzał wyjechać do Paryża, gdzie powoływały go rozmaite ważne sprawy dotyczące Monte-Vero. Chciał tam przebyć czas do osądzenia jego córki, a potém dalsze powziąć postanowienia.<br>
{{tab}}Wtedy okaże się, czy jego córka z winy téj co ją na nędzę i hańbę wydała, została występną, czy też w skutek mściwych planów Leony i Schlewego niewinnie uwięziona była, i to ostatnie Eberhardowi wydawało się możliwém.<br>
{{tab}}Jednego z następnych dni, Eberhard tylko w towarzystwie murzyna, który zawsze mocno ubolewał, gdy panu swojemu towarzyszyć nie mógł, wyjechał do zamku księżny Karoliny — potrzebował pożegnać ją; był to święty obowiązek, który spełnić pragnął nim ojczyznę opuści.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_59" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/789"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/789|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/789{{!}}{{#if:59|59|Ξ}}]]|59}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Karolina wiedziała już, że Eberhard znowu jest wolny i że król uznał w nim prawdziwego przyjaciela.<br>
{{tab}}Wygnanie barona i opatki w dworskich kółkach wywarło wrażenie, księżniczka zaś jak najgłośniéj mu przyklasnęła.<br>
{{tab}}Usunięcie znienawidzonych przez lud ministrów, zaspokoiło prócz tego wzburzone umysły, a łatwo pojąć, że wszystkie te ważne i wielkie korzyści przypisano człowiekowi, który teraz podobnie jak dawniéj, nie szczędził pomocy biednym i nieszczęśliwym.<br>
{{tab}}Rozwinął swoje w Niemczech urządzone fabryki i wielkiéj liczbie niewinnie zubożałych ludzi dał pracę i dobrobyt.<br>
{{tab}}Ale prócz tego cieszył się widząc, że nowy gabinet przedewszystkiém postarał się zubożałym dostarczyć chleba, przedsiębiorąc wznosić wielkie gmachy i budować drogi żelazne.<br>
{{tab}}Gdy zameldowano księżniczce, że książę de Monte-Vero jest w przedpokoju i życzy Sobie z nią mówić, opanowało ją to bolesne, to radosne uczucie — przeczuwała co nastąpi — czuła, że czeka ją ciężka, pełna boleści chwila.<br>
{{tab}}Karolina kazała wprowadzić księcia, a damom dworskim poleciła, aby jéj w buduarze czekały — potém z mocno bijącém sercem weszła do salonu dla przyjęcia Eberharda.<br>
{{tab}}W tym łagodnie pachnącym pokoju, panowała bezpretensyonalna prostota, ów szlachetny gust Karoliny, gardzący wszelką chęcią przepychu. Ale natomiast była wygoda i przyjemność widna w całém urządzeniu. Fotele były bez złoceń, tylko ciemnym aksamitem obciągnięte, stoły z ciemnego rzeźbionego drzewa, malowidła na ścianach wiernie przedstawiały piękne krajobrazy.<br>
{{tab}}Księżniczka lekko zarumieniona wystąpiła naprzeciw wchodzącego księcia — na powitanie podała mu rękę, jak dawno zażyłemu przyjacielowi, a Eberhard poniósł tę drobną, delikatną rączkę do ust.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_60" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/790"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/790|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/790{{!}}{{#if:60|60|Ξ}}]]|60}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Przybywam pożegnać waszą, królewską wysokość! powiedział książę, i za skromną księżniczną zbliżył się ku krzesłom; a przytém mam prośbę, którą obciąłbym pokornie złożyć u stop waszéj wysokości!<br>
{{tab}}— Zadziwiasz mnie, mości książę — słyszałam, że przeciwnicy pańscy otrzymali dobrze zasłużoną nagrodę — dla czegóż chcesz pan wyjeżdżać?<br>
{{tab}}Eberhard zajął miejsce naprzeciw księżniczki.<br>
{{tab}}— Obowiązek odwołuje mnie ztąd, królewska wysokości; a prócz tego bardzo jest na czasie, abym po wszelkiego rodzaju przygodach znowu wrócił tam, gdzie się znajduje moja nowa ojczyzna!<br>
{{tab}}— A zatém do Monte-Vero, w którém patrząc na te wyborne obrazy Wildenbrucha, zdaje mi się, że tak często przebywam, odpowiedziała Karolina, patrząc na wiszące na ścianie kopie znanych nam widoków.<br>
{{tab}}— Do Monte-Vero, królewska wysokości, skoro tylko dadzą się załatwić wszelkie względy tu mnie jeszcze zatrzymujące.<br>
{{tab}}— Mówisz pan do mnie, jak do jakiéj obcéj, Eberhardzie — słyszałam niegdyś jak przemawiałeś do mnie nie zimném słowem: „królewska wysokość,“ ale mojém własném imieniem — czy dzisiaj chcesz pan już zatrzeć pamięć tego?<br>
{{tab}}— Dalekie to odemnie Karolino, pani zawsze objawiałaś Eberhardowi de Monte-Vero uczucie przyjaźni — i ta prośba moja, któréj nie racz odrzucać, zależy na tém abyś w swojéj dobroci przebaczyła mi wszystko, czegoś z mojéj strony doznała! Tanie to wprawdzie usprawiedliwienie ciągle powoływać się na niedoskonałość ludzką, ale uczymy się témbardziéj poznawać ją i uczuwać, kiedy sądzimy, że przez ciosy losu i doświadczenia osiągnęliśmy pewny cel — w obec pani zawsze czułem się tak wtajemniczonym, tak do bezwarunkowego zaufania ośmielonym — a co większa, w obec pani czułem czczość mojego bytu...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_61" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/791"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/791|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/791{{!}}{{#if:61|61|Ξ}}]]|61}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Czczość Eberhardzie! gdy sta tysięcy ludzi, których uszczęśliwiłeś, modlą się za ciebie?<br>
{{tab}}— Masz słuszność Karolino, to jeszcze w niezupełném wykończeniu osiągnięte przekonanie, jest wzniosłe i piękne! Ale myślę o czém inném, czego mi mimo to brakuje — o szczęściu domowém, o rodzinie! Przy tobie zdołałem dopiero zmiarkować, czego mi brakuje i — co mi na wieki jest wzbronione!<br>
{{tab}}— Kiedy mi niegdyś w gwiazdowéj sali twojego pałacu powiedziałeś: nie wolno mi już kochać, słowa te były dla mnie zagadką, Eberhardzie — dzisiaj rozumiem je — dzisiaj wiem wszystko! Są ludzie, jakby umyślnie dla siebie zrodzeni, na których coś nalega, aby do siebie należeli — a których jednak niepojęte jakieś zrządzenie wiecznie rozłącza — ciężki los życia wyciągnęli!<br>
{{tab}}— Wielka prawda Karolino! Ale oni doznają także pociechy, rozkoszy nie wszystkim zapewnionéj; tę wygraną wyradza w nich przekonanie, że posiadają jedną duszę, która ich kocha! Rozłączeni, z dala od siebie, bez egoizmu, należą jednak do siebie, piękném uczuciem, którego im nikt wydrzeć nie może, wyższém nad przestrzeń i czas, prawdziwą miłością, będącą bozkiém tchnieniem!<br>
{{tab}}— Żegnając mnie, pragniesz mnie pocieszyć Eberhardzie, czuję to dobrze.<br>
{{tab}}— Niech to nie będzie żadną czczą pociechą, żadném słowem bez znaczenia, Karolino!<br>
{{tab}}— A zatém kochasz mnie, Eberhardzie?<br>
{{tab}}— Kocham cię bez samolubnego posiadania, kocham jak świętą, którą Bóg na drogę moją wprowadził, aby mi wyświadczyć dobrodziejstwo!<br>
{{tab}}— I to już wszystko, wszystko i odjeżdżasz?<br>
{{tab}}— Więcéj pragnąć i posiadać nie wolno nam, Karolino; poprzestańmy na tém!<br>
{{tab}}— Jakże ciężko wyrzec się, gdy całe nasze serce rozpływa się z miłości!...<br>
{{tab}}— Znam całą prawdę tych słów, Karolino; ale Niebo <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_62" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/792"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/792|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/792{{!}}{{#if:62|62|Ξ}}]]|62}}'''<nowiki>]</nowiki></span>obdarzają tych osobną siłą, którzy taką próbę przenieść na sobie umieją!<br>
{{tab}}— Bywaj mi zdrów, Eberhardzie i zabierz z sobą moje serce! szepnęła księżniczka w najwyższém wzruszeniu.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero ukląkł przed nią — on, który tylko w modlitwie przed Bogiem klękał, on, który przejęty gwałtowną miłością dla téj szlachetnéj, pięknéj istoty, musiał umieć panować nad sobą, aby nie powiększyć ciężkiéj walki téj godziny, on klęczał i ujął rękę Karoliny.<br>
{{tab}}— Gdybyś była moją, wtedy życie moje byłoby o tyle bogate i wspaniałe, o ile teraz przy majątku i powodzeniu jest ubogie i samotne! Bywaj zdrowa Karolino! odjadę, szukać celu mojego życia w miłości dla ludzi — ty będziesz się z dala nademną unosiła, a jeżeli kiedy spełnię jakie dobre dzieło, wtedy modląc się, więcéj niż kiedykolwiek myśleć będę o tobie, która mi serce swoje oddałaś!<br>
{{tab}}Eberbard powstał — trzymał jeszcze rękę Karoliny — w pokoju było duszno — księżniczka odwróciła się — płakała.<br>
{{tab}}— Jeszcze jedną miałbym do ciebie prośbę — wiem, że mi jéj za złe nie weźmiesz. Księżniczka Aleksandra niegdyś dała mi dowód przyjaźni, chociaż także i niechęci, któréj z powodu późniéj zaszłych scen zatrzeć nie mogła. Uczyń to dla odjeżdżającego przyjaciela i podziękuj jéj za dawniejsze dowody względów — słyszę, że książę z córką wyjechał! A teraz — rozłączmy się, Karolino...<br>
{{tab}}— Odchodzisz — Eberhardzie — i już się nigdy nie zobaczymy! łkała księżniczka, pokonana miłością dla tego szlachetnego, pięknego człowieka.<br>
{{tab}}— W pośród cichéj nocy spojrzyj na księżyc, na gwiazdy — tam spotkają się spojrzenia nasze, jakkolwiek daleko od siebie będziemy!<br>
{{tab}}— Dobrze więc — bywaj zdrów Eberhardzie! Zabierz z sobą ten pocałunek, pierwszy i jedyny, którym moje <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_63" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/793"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/793|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/793{{!}}{{#if:63|63|Ξ}}]]|63}}'''<nowiki>]</nowiki></span>usta kiedykolwiek obdarzyły mężczyznę — niech będzie pieczęcią na grobie, w którym przeszłość składamy! Odjeżdżasz. Cel swojego życia znajdziesz w pożytku dla świata, jako charakter podziwienia godnéj wzniosłości — nauczę się moje chybione życie bez szemrania, bez narzekań łatwo znosić w jakimś klasztorze. Miejsce opatki w Heiligsteinie wakuje, namyślę się. Tam przyjmę zasłonę!<br>
{{tab}}— Pamiętaj o mnie w twoich modlitwach! powiedział Eberhard i wziął pocałunek z ust księżniczki. Znajdziesz w klasztorze wiele do naprawienia i zdziałania! Niech cię Bóg ma w swojéj opiece!<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero po raz ostatni pożegnał księżniczkę Karolinę — po raz ostatni uśmiechnęła się do niego przez łzy spojrzeniem miłości...<br>
{{tab}}Gdy Eberhard wyszedł z pokoju, Karolina padła na sofę — obu rękami zakryła twarz łzami zalaną — cierpiała niewypowiedzianie.<br>
{{tab}}Serce dziewicy, które po raz pierwszy kocha, po raz pierwszy poczuwa cały żar, a potém wyrzec się tego musi, tak ciężką przechodzi próbę, jak żadna inna istota.<br>
{{tab}}Życie ustaje, słońce traci swój blask, kwiaty barwę i zapach — zdaje się, że śmierć tchnęła na wszystko w koło, że się niebo i ziemia zapadły, że wieczna noc zaległa na udręczoném sercu.<br>
{{tab}}Po upływie kilku tygodni księżniczka Karolina wyjednała sobie u króla pozwolenie przywdziania welonu. Otrzymała je, bo król znał i szanował powód tego żądania.<br>
{{tab}}Karolina zajęła miejsce wygnanéj Leony, i rzeczywiście była pobożną siostrą, wzniosłym wzorem dla innych mniszek w Heiligsteinie.<br>
{{tab}}Eberhard zaś, właśnie gdy miał zamiar wyjechać, otrzymał wiadomość, że Samuel Bartels, grabarz przy cmentarzu św. Pawła, mocno zachorował i życzy sobie z nim widzieć się.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_64" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/794"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/794|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/794{{!}}{{#if:64|64|Ξ}}]]|64}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przypomniał sobie niemego chłopca, któremu niegdyś ocalił życie, i niezwłocznie pośpieszył do małego domku przy cmentarzu, w którym przyjęła go stara Urszula rozpaczliwemi gestami.<br>
{{tab}}— On umiera, umiera! krzyczała załamując ręce — już się wszystko skończyło — o ja biedna istota! Całe moje życie tu przy nim strawiłam i przebolałam, teraz muszę iść żebrać!<br>
{{tab}}— Waszemi głośnemi narzekaniami nie dajecie spokojności choremu! upomniał ją Eberhard; pocieszcie się, gdzie będzie mały głuchoniemy, tam i dla was znajdzie się miejsce!<br>
{{tab}}— O dostojny panie! Pan Bóg nam was zesłał! rzekła stara; ponieważ widzę, że kochacie małego Janka, więc go będę strzegła jak oka w głowie!<br>
{{tab}}— Tymczasem doglądajcie chorego! odpowiedział Eberhard; i przystąpił do ubogiego łoża człowieka, który zawsze miał tylko do czynienia z umarłymi, a teraz sam był blizki śmierci!<br>
{{tab}}Poznał jednak jeszcze księcia i prosił, aby gdy, nie ma nikogo na świecie, komuby mógł powierzyć majątek, raczył zlitować się nad małym, niemym chłopcem. Eberhard przyrzekł mu, że dziecię weźmie do siebie i każę wychowywać; uspokojony więc stary Samuel Bartels, w kilka dni późniéj na wieki zamknął oczy.<br>
{{tab}}Dla człowieka, który w życiu swojém tylu innych ludzi umieścił na wieczny spoczynek, wykopano podobny grób, i spuszczono go do zimnéj ziemi.<br>
{{tab}}Eberhard trzymając chłopca na ręku, stał przy grobie i modlił się — potém chłopca z Urszulą zabrał do pałacu.<br>
{{tab}}Rozkazał aby małemu niememu Jankowi okazywano wszelką troskliwość i miłość, i cieszył się wdzięcznym uśmiechem dziecka, które z tęsknotą zawsze ku niemu wyciągało ręce, ilekroć się ukazał.<br>
{{tab}}Stara Urszula została jego piastunką, a chłopak z każdym dniem się rozwijał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_65" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/795"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/795|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/795{{!}}{{#if:65|65|Ξ}}]]|65}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Książę de Monte-Vero zabrał go i całą swoją służbę, gdy nakoniec wyjechał ze stolicy, aby z dala oczekiwać wyroku, który miano wydać na Małgorzatę.<br>
{{tab}}Niewinność głęboko upokorzonéj dziewczyny wreszcie tak świetnie się wykazała, że sami sędziowie nie mogli powstrzymać się od objawienia jéj gorącego współudziału.<br>
{{tab}}Lecz cóż wynagradzało niewinnie prawie przez cały rok w więzieniu trzymaną Małgorzatę za tę niesprawiedliwość?<br>
{{tab}}Król rozkazał był, aby go natychmiast uwiadomiono o rezultacie badań i o wyroku; chciał wynagrodzić nieszczęśliwą aktem łaski, a potém oddać w ręce ojca, o którym dowiedziała się najpierwéj z tajemniczych słów swoich dozorców.<br>
{{tab}}Ale Małgorzata, po świetném uwolnieniu jéj od wszelkiéj winy, od wszelkiego podejrzenia, opuściwszy salę sądową wpadła w największą rozpacz — przygniatał ją taki wstyd, że na nikogo spojrzeć nie śmiała. Zdawało się jéj, że każdy ją wytyka palcem, że każdy ją za winną uznaje, bo tak długi czas, zamknięta przed światem, w obrzydłém więzieniu przepędziła.<br>
{{tab}}Najciężéj jednak gniotło ją, najmocniéj serce jéj udręczało i rozpaczy jéj dopełniało, wiecznie budzące się wspomnienie owéj godziny obłąkania, w któréj kiedyś dzieci swoje porzuciła i jedno tylko znalazła.<br>
{{tab}}Kogoż to zadziwi, że tyle mąk ponosząc, nieszczęśliwa Małgorzata postanowiła odebrać sobie życie? któż ją potępi, skoro teraz przepełniona rozpaczą, zapragnęła śmierci?<br>
{{tab}}Czyliż jéj przyszłości choć jedna przyświecała {{Korekta|jeszce|jeszcze}} przewodnicząca gwiazda? czy też dla niéj istniała już sama tylko noc czarna, niezgruntowana, nieskończona?<br>
{{tab}}Drżącym krokiem wyszła z sali i z sądowego gmachu i wlokła się przez ulice, aż nakoniec dostała się na otwarte pole. Nikt na nią nie zważał, nikt się jej zamiaru niedomyślał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_66" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/796"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/796|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/796{{!}}{{#if:66|66|Ξ}}]]|66}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Śpieszyła przez pole, aż nakoniec doszła do lasku, przerżniętego rzeką — w jéj nurtach chciała szukać spoczynku i zbawienia. Spodziewała się, że Bóg jéj przebaczy, jeżeli się serdecznie do niego pomodli i serce swoje przed nim wyleje. Opuszczona od wszystkich, nie wiedziała co począć, gdzie się udać, czego się spodziewać.<br>
{{tab}}Walter, ostatni jéj opiekun, od dawna umarł — książę jeszcze nie wrócił — obawiająca się jeszcze prześladowań okrutników, którzy ją wszędzie wynaleźć umieli, nie wiedziała co ma czynić, a śmierć ją najbardziéj nęciła!<br>
{{tab}}— Spokojności — i tylko spokojności! mówiła do siebie, śpiesząc przez las pełen wiosennego blasku. Czegóż jeszcze pragniesz na ziemi, ty opuszczona, odepchnięta, prześladowana i zhańbiona? Tam pod ziemią jest tylko spoczynek i pokój! Tam w głębi rzeki chłodno i cicho! Fale tylko szumią i pluskają w głębi rzeki, a w dnie ich przegląda się błękitne niebo, wabi i wzywa!<br>
{{tab}}Otaczała ją świeża zieloność drzew, w pośród mchu pod jéj nogami rozesłanego kwitły białe i niebieskie kwiatki, a ptactwo radujące się wiosną śpiewało wesoło, gdy ją wieczorem przez las idącą przejmowały czarne myśli {{Korekta|śmerci|śmierci}} — tak jéj było ciężko na sercu, zdawało się jéj, że w téj chwili otaczająca ją przyroda wystąpiła z całą rozkoszą i wspaniałością, że Bóg na niebie kazał kwiatom aby piękniéj pachniały, drzewom aby głośniéj szeleściły, ptakom aby łagodniéj unosiły.<br>
{{tab}}I gdy Małgorzata stanęła nad brzegiem wody, gdy na mchu uklękła, aby wznieść ręce ku niebu i modlić się — gdy jéj dusza w najsroższéj walce zwracała się ku Bogu, a rozpacz gwałtownie po jéj bladém licu w łzach się rozlała, zdało się, że wszechmocny, łaskawy i sprawiedliwy Sędzia, który grzesznicę przez wszystkie próby serca ludzkiego przeprowadził, zesłał jéj teraz ratunek. Nie powinna była umierać — była na drodze pokuty i powinna była ją odbyć zupełnie!<br>
{{tab}}Gdy modląc się klęczała nad brzegiem szumiącéj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_67" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/797"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/797|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/797{{!}}{{#if:67|67|Ξ}}]]|67}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wody, przystąpiła do niéj skulona, niewieścia postać. Małgorzata nie widziała jéj — płacząc, żałosne spojrzenia wzniosła w niebo.<br>
{{tab}}Stara, zgarbiona kobieta, nazbierała ziół w chustkę, a twarz miała tak szeroką, rysy tak grube, że było ją można wziąć za mężczyznę. Stanęła i zdziwiona przypatrywała się klęczącéj.<br>
{{tab}}Była to staruszka, znana w stolicy pod nazwą „Dziczki“ która pojawiała się w mieście podczas dni targowych i sprzedawała lekarskie zioła i t. p.<br>
{{tab}}Chatkę miała niedaleko od miejsca, o ktôrém mowa.<br>
{{tab}}Pozwalano jéj bez przeszkody wieść swój tajemniczy żywot, bo powiadano, że gdy raz poprzednio król na polowaniu oddzielił się od swojego orszaku, ona mu wskazała właściwą drogę i z poblizkiego źródła przyniosła chłodzącego napoju.<br>
{{tab}}Za to, król, zgodnie z jéj prośbą dozwolił, aby sobie tu w lesie wybudowała chatkę, i odtąd stara Dziczka została głośna jako znająca się na ziołach kobieta, o ktéréj utrzymywano, iż nietylko zna wszelkie tajemne środki przeciw chorobom, ale i wróżyć umie.<br>
{{tab}}Stara zbliżyła się do Małgorzaty, a usłyszawszy, że jest nieszczęśliwą, zabrała ją do swojéj chatki.<br>
{{tab}}Dawniéj nigdy nieskłonna do delikatnych uczuć Dziczka, która przez samotne i szczególne życie przybrała jakiś męzki sposób obejścia, zlitowała się nad Małgorzatą i dała jéj u siebie schronienie.<br>
{{tab}}Nieznana, piękna dziewica podobała się jéj, a gdy się dowiedziała, że jest przytém sierotą, podzieliła z nią skromny kawałek chleba i biedne łoże.<br>
{{tab}}Lecz bardziéj niż przychylne słowa Dziczki, skłoniła Małgorzatę do życia myśl o dziecku, które jakby bozkiém natchnieniem przypomniała sobie, wówczas gdy śmierci szukała.<br>
{{tab}}Pomagała więc staréj zbierać i porządkować zioła, wyszukiwać korzeni i jagód, i w ciszy samotnego lasu, na łonie natury, odzyskała nową odwagę, nową siłę — <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_68" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/798"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/798|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/798{{!}}{{#if:68|68|Ξ}}]]|68}}'''<nowiki>]</nowiki></span>owszem, otaczające ją piękne powietrze i spokój sprawiły, że na nowo zakwitła i miłą skromnością promieniała.<br>
{{tab}}Cztery lata przepędziła Małgorzata w chacie staréj Dziczki, która ją zwykle zostawiała w lesie, sama zaś w dniach targowych chodziła do miasta.<br>
{{tab}}Szukający Małgorzaty z boleścią, nie mogli wcale trafić na jéj ślad, i już utracili nadzieję znalezienia jéj kiedykolwiek, bo coraz bardziéj utwierdzano się w przekonaniu, że zrozpaczona Małgorzata po opuszczeniu gmachu sądowego śmierć sobie zadała.<br>
{{tab}}Eberhard był w Paryżu, ale mimo że liczne jego usiłowania względem wynalezienia straconéj dotąd okazywały się nadaremnemi, miał on w stolicy wielu umocowanych, którzy nie szczędzili starań, aby koniecznie trafić na ślad Małgorzaty.<br>
{{tab}}Wtém przypadek chciał, że stara Dziczka zachorowała i że wyczerpały się potrzebniejsze środki żywności; nie było więc co namyślać się — Małgorzata w zastępstwie staréj musiała wyruszyć do miasta.<br>
{{tab}}Sprzyjało jéj widocznie najobfitsze błogosławieństwo! Przynosiła do domu zawsze więcéj pieniędzy za swoje zioła aniżeli dawniéj stara, a i poszukiwanie ich szło jéj tak prędko, że przytém zawsze jeszcze miała czas na doglądanie i pomaganie staréj.<br>
{{tab}}Lecz raz stara nadaremnie oczekiwała jéj powrotu — Małgorzata jak zwykle bardzo rano wyszła do miasta — ale nie wróciła do chatki w lesie!<br>
{{tab}}Idąc przez ulice i przedając na placach swoje zioła, ujrzał i poznał ją wysłaniec Leony, ów zbiegły zbrodniarz, który przybył dla usłużenia zemście téj kobiety na Eberhardzie!<br>
{{tab}}Rudy Dzik, tak, że na niego nie uważała ani poznała, nie spuszczał z oka nakoniec znalezionéj, i gdy Małgorzata ku wieczorowi zabierała się do powrotu, udał się za nią, aby gdy nadaremnie usiłował chytrością przy- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_69" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/799"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/799|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/799{{!}}{{#if:69|69|Ξ}}]]|69}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wabić ją do siebie, porwać ją gwałtem za miastem, na pustém polu.<br>
{{tab}}Leona tak go obficie zaopatrzyła w pieniądze, że się postarał o wszelkie potrzebne środki do umieszczenia pokonanéj w bezpieczném miejscu, a potém za pomocą zręcznych manipulacyj, w których przez wprawę został mistrzem, przewieźć jak najprędzéj do Paryża, bądź ekstrapocztą, bądź drogą żelazną, przebywając liczne stacye i zawsze korzystając z chwil stosownych.<br>
{{tab}}Jeżeli biedna Małgorzata narzekała lub wzywała obcéj pomocy, nazywał ją nieszczęśliwą, obłąkaną siostrą, a rozpacz jéj dozwalała przypuszczać prawdę tego twierdzenia — jeżeli za gwałtownie się opierała, próbował środków ogłuszenia jéj, a nakoniec biedna tak omdlewała, tak zupełnie mu poddana była, że zaniechała wszelkich starań uwolnienia się i wpadła w takie osłabienie, że napisał do hrabiny Ponińskiéj, aby się z nim widziała w Château-Rouge, gdzie ją uwiadomi o skutku swoich planów, bo córkę Eberharda udało mu się umieścić w klasztorze przy ulicy śgo Antoniego, w ktôréj kazał jéj dać osobną celę, gdzie jako politowania godną w najpotrzebniejsze rzeczy zaopatrzono.<br>
{{tab}}Nic nie pomogły jéj prośby i skargi — trafiały na głuche uszy, bo za wpływem Leony traktowano Małgorzatę jako bezwłasnowolną, którą należało zamknąć w klasztorze, aby wkrótce mogła być przyjęta do mającego obmyślić się zakonu.<br>
{{tab}}We Francyi naówczas za wpływem cesarzowéj, która jako Hiszpanka bardzo była przyzwyczajona do klasztornych zwyczajów swojéj ojczyzny, pojedyncze zakony bardziéj niż dzisiaj niezawisłe były w swoich zarządach, tak, że świeckie władze strzegły się wszelkiego w nie wdawania się.<br>
{{tab}}Dla togo nietylko Fursch i Edward w klasztorze znaleźli najlepsze ukrycie, ale także i Małgorzata zostawała tam tymczasowo w tak bezpieczném zachowaniu, że Leo- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_70" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/800"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/800|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/800{{!}}{{#if:70|70|Ξ}}]]|70}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X03" />na razem z baronem mogła teraz spokojnie i bez przeszkody przedsiębrać dalsze postanowienia.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X03" />
<section begin="X04" />{{c|ROZDZIAŁ IV.|w=120%|po=8px}}
{{c|W labiryncie miłości|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Prócz tego Rudy Dzik przywiózł bardzo pożądaną wiadomość hrabinie Ponińskiéj, która posiadała czarowny pałac niedaleko Bulońskiego lasku.<br>
{{tab}}Z powodu pobytu swojego w odległéj stolicy dowiedział się, że pewnego poranku znaleziono w zwierzyńcu nieżywą hrabinę żebraczkę — uległa pod wpływem mrozów, panujących ostatniéj zimy, i tém samem uwolniła Leonę od możliwego przez własną matkę ukazania się we właściwém świetle, co ją zawsze obawą i trwogą przejmowało.<br>
{{tab}}Stara hrabina żebraczka, ta najdziwaczniejsza postać pomiędzy ciemnemi istotami stolicy, która z żelazném zdrowiem tak długo opierała się wszelkim wpływom powietrza i nędzy, dawniéj amatorka najwyszukańszych i najkosztowniejszych win, a teraz jedyną rozkosz czająca w zalewaniu się wódką, nie znalazła w suchém {{Korekta|liśściu|liściu}} i śniegu dostatecznéj obrony od wszelki zimna i ze snu przechodząc w wieczne marzenie, które śmierć sprowadza, tak łagodnie skonała, że gdy ją nazajutrz znaleziono, podobna była do spokojnie śpiącéj. Zycie było dla niéj ciężarem, bo nietylko piękność, lecz nadto i pieniądze od dawna od niéj uleciały; nie miało też dla niéj żadnych powabów, bo utraciła nawet wszelkie środki okupienia sobie kilkugodzinnego zapomnienia.<br>
{{tab}}Pochowano starą hrabinę żebraczkę w nędznej z {{Korekta|jadłowych|jodłowych}} desek zbitéj trumnie, na cmentarzu ubogich.<br><section end="X04" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_71" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/801"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/801|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/801{{!}}{{#if:71|71|Ξ}}]]|71}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale zawsze piękna Leona djabelskim uśmiechem ciągle jeszcze wabiła rozkoszników do swojego przecudnego pałacu i krępowała ich sieciami grzechu.<br>
{{tab}}O okropniejszém przeciwieństwie między matką i córką pomyśleć nawet trudno.<br>
{{tab}}Zbliżmy się teraz drogą wiodącą do Bulońskiego lasku, ku przecudnemu pałacowi gościnnéj hrabiny.<br>
{{tab}}Drogę tę ożywiają najparadniejsze powozy i najznakomitsi jeźdźcy paryzcy.<br>
{{tab}}Po obu jéj stronach wznoszą się otoczone wspaniałemi ogrodami wiejskie domy najbogatszych kapitalistów, i najwyższéj arystokracyi.<br>
{{tab}}W tych rajach znajdujemy nagromadzone wszystko co tylko wymyślić mogła sztuka architektoniki i ogrodnictwa.<br>
{{tab}}Modny świat siedzi w oknach i napawa się piękném wiosenném powietrzem dróg ocienionych drzewami, wita przejeżdżających i podziwia okazałość ich strojów.<br>
{{tab}}Ale jedna willa zwraca na siebie szczególniéj oko wszystkich. Dawniéj ta budowa należała do księżny Angoulème, staréj, dziwacznéj damy, która w zamku tym nagromadziła wszystko co stanowi komfort i królewskie urządzenie, lecz później jéj osłabione zdrowie wymagało przeniesienia się do Nizzy, a nakoniec zaleciła swojemu rządcy, aby pałac ten sprzedał za jaką bądź cenę, ponieważ postanowiła wcale już nie wracać do Paryża.<br>
{{tab}}Traf sprzyjał hrabinie Leonie. Za pośrednictwem zawsze usłużnego i zręcznego szambelana Schlewego, który zaraz po wygnaniu także osiadł w Paryżu — a pozostając u steru rządu, zawczasu kosztem kraju zebrał znakomity majątek — nabyła willę bardzo tanio i teraz kazała ją według swojego gustu odmienić i rozprzestrzenić, tak, że w wewnętrzném swojém urządzeniu wyglądała jak urocza świątynia, ktôréj wybrani, codziennie w liczbie wzrastający, skoro raz tam wstąpili, już zapomnieć nie mogli.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_72" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/802"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/802|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/802{{!}}{{#if:72|72|Ξ}}]]|72}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Hrabina Ponińska była to czarodziejka, która rzec można, talentem czy też szatańskim jakimś darem, wszystkich zmysły więzić umiała.<br>
{{tab}}Ona to utworzyła żywe marmurowe obrazy na ruchomych piedestałach, oślepiające i czarujące oczy wszystkich widzów — a teraz rozmyślała o nowym środku dla sług zmysłowéj rozkoszy, o tańcu i śpiewie.<br>
{{tab}}Przybywając przez szeroki wjazd w złoconéj kracie, po którego obu stronach leżały marmurowe lwy wytryskające wodę, do parku, dzielącego willę od drogi, widziano na środku trawnika otoczonego cudnie z kamieni ułożonym murem, gruppę marmurową z wyrzucającemi wodę delfinami, i fontannę igrającą ze złotemi kulami w słońcu błyszczącemi.<br>
{{tab}}Za nią w cieniu starych lip i kasztanów wznosił się zamek ze swojemi filarami i balkonami, z salami i mniejszemi pokojami, z których każdy odznaczał się osobnym zbytkownym stylem.<br>
{{tab}}Był tam jeden salon ''à la Louis XIV'', pokój ''à la Maintenon'', rotunda ''à la Louis XV'' i szereg pokojów na wzór Jeleniego parku, tego wyrachowanego wymysłu starzejącéj się Pompadour.<br>
{{tab}}Ale najpiękniejszą była sala baletu i widowisk dla zabawy gości — wschodnim przepychem i obfitością podobna rzeczywiście do najcudniejszych czarodziejskich świątyń.<br>
{{tab}}Zakryta morsko-zielonemi draperyami, okrągła scena, jak zasłoniony obraz, znajdowała się w pośrodku téj rozległéj, okrągłéj, licznemi niszami opatrzonéj sali, tak, że gdy znikły draperye, cała scena ze wszystkich stron stawała się widoczną.<br>
{{tab}}Mechanizm sprawiał, że gdy się hrabinie Ponińskiéj podobało, scena ta zapadała, a na jéj miejsce występowała marmurowa sadzawka, z któréj wysoko wznosiła się w powietrze woda napełniająca przestrzeń zapachem i chłodem.<br>
{{tab}}Po filarach, przedzielających nisze, pięły się bujne <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_73" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/803"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/803|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/803{{!}}{{#if:73|73|Ξ}}]]|73}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rośliny, sufit zaś jak również i głębię, rozmaitemi, rożnokolorowemi, matowanemi lampami oświetlonych nisz, zdobiły zachwycającéj piękności obrazy.<br>
{{tab}}Amorki w najmilszych i najpowabniejszych pozach wyglądały z pomiędzy zieleni pnących się roślin, albo bujały po nad wejściami do zapraszających, miękkiemi fotelami i ottomankami zaopatrzonych nisz.<br>
{{tab}}Tańczące bajadery z gipsu wyrobione, złocone i piękne męzkie postaci, unoszące świeczniki z mnóztwem świec, zdobiły galeryę ciągnącą się powyżéj nisz w koło sali; na galeryi téj mieściła się muzyka, a po drugiéj stronie liczni lokaje, których dzwonkami do nisz można było przywoływać.<br>
{{tab}}Po nad głowami zaś posągów, zielone palmy, wiernie naśladujące naturę, sklepiły swoje szerokie, śpiczasto {{Korekta|schodące|schodzące}} się liście, a ten bujny i szczególny garnitur nadawał sali jakiś {{Korekta|chrakter|charakter}} cudzoziemski, wschodni.<br>
{{tab}}Z sufitu zwieszał się pająk niezliczonemi lampami rozsiewający morze światła i promieni.<br>
{{tab}}Ogromne lustrzane podwoje, w lecie zawsze otwarte, prowadziły z sali na terras, otoczony gęstym, ciemnym liściem, a z niego szerokie kamienne schody wiodły do alei przecudnego parku.<br>
{{tab}}Na trawnikach umieszczono bufety i długi namiot z dobrze zastawionym stołem. Dziwnie wspaniale wyglądało oświetlenie rozległego, pachnącego parku. Na krzakach i na gałęziach drzew, aż po sama wierzchołki, pozawieszano różnokolorowe balony — wielkie z liścia i wieńców wyrobione żyrandole przyozdabiały place, a wielkie, rzadkie kwiaty świeciły w {{Korekta|pośrod|pośród}} zieloności po bokach drogi. Fantastycznie potworzone grzędy małych światełek, wyglądały jak tłumy świecących robaczków, na rozkaz czarodziejski, w takiéj postaci na trawie osiadłe, i błyszczały tu i owdzie, a w dali światło księżyca srebrzyło wytryskujące fale sztucznego wodospadu, który wysoko wyrzucał w górę błyszczący, perłowy pyłek wodny.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_74" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/804"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/804|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/804{{!}}{{#if:74|74|Ξ}}]]|74}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Rzeczywiście połączono tu przepych z tak zmysłową pięknością, że wielki świat Paryża ubiegał się o łaskę, wprowadzenia go do pałacu szczegôlnéj cudzoziemki, któréj zamiarów i planów nikt nie znał, któréj gościnność wszystkich zdumiewała.<br>
{{tab}}Ale piękna hrabina trudna była w wyborze zaprosić się mających osób, tak, że z początku tylko wysoka arystokracja, a mianowicie jéj mężczyźni, otrzymywali zaproszenia — dla lubiących zaś zabawę mężczyzn innych stanów, w Château-Rouge, według programu hrabiny Leony, {{Korekta|szczycząc|szczycąc}} się skutecznie jéj protekcyą, rozkrzewiano coraz bardziéj z grzechem spokrewnione pojęcia.<br>
{{tab}}Atoli pragnienie coraz większego powodzenia, doprowadziło ją do tego, że pałac swój dla coraz liczniejszych towarzystw, otwierała i wkrótce stanęła na wysokości, ku któréj dążyła: do owładnięcia ludzkością przez potęgę grzechu.<br>
{{tab}}Radowała się, gdy widziała odurzonych mężczyzn, klęczących jak nikczemni niewolnicy przed pięknemi postaciami jéj tancerek, gdy od nikogo niepostrzeżona, ilekroć zażądała tego, mogła wchodzić do nisz dla niéj tylko przystępnych, — nisz, do których z wązkich korytarzy, przez zaledwie dostrzegalne otwory można było zaglądać — lodowato uśmiechała się, kiedy postrzegła, że rozsiana przez nią trucizna działa i bujnie się rozkrzewia, a na marmurowém licu widać było wówczas wyraz szatańskiego tryumfu.<br>
{{tab}}W kilka tygodni po balu w Château-Rouge, na którym znajdowaliśmy się, dziwne towarzystwo zebrało się w zamku Angoulème. Był to piękny dzień wiosenny, a park hrabiny Ponińskiéj pysznił się pierwszą soczystą zielonością.<br>
{{tab}}W ciągu dnia, lasek Buloński, to ulubione miejsce znakomitego i bogatego Paryża, był bardzo ożywiony; drogi prawie czerniały licznemi pojazdami i jeźdźcami. Każdy się tłoczył, pragnąc użyć słonecznego dnia wiosny.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_75" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/805"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/805|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/805{{!}}{{#if:75|75|Ξ}}]]|75}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dopiero nad wieczór, zrobiło się tam samotniéj — i tylko późniéj wracający do domu jezdni dążyli do ogromnéj nadsekwańskiéj stolicy, już w morzu światła pływającéj.<br>
{{tab}}Gdy ciemność wieczorna coraz bardziéj zasłaniała drogi i wille, podbiegały to pojedynczo, to parami, to pochylone i ciemnemi habitami okryte postaci do zamku Leony, który dobrze znać musiały.<br>
{{tab}}Byli to zakonnicy z klasztoru karmelitów przy ulicy św. Antoniego.<br>
{{tab}}Zaprosiła ich Leona, przyrzekając, że tego wieczoru dla nich wyłącznie otwarte będą cuda jéj pałacu, aby jak hrabina zapewniała, im, którzy niestety! zawsze pozbawieni byli światowych rozkoszy, dać pojęcie i wyobrażenie o przyjemnościach światowego życia — nic więcéj.<br>
{{tab}}Pobłażliwy przeor zamknął oczy i nie widział, że pobożni bracia z wielką niecierpliwością wyszli z klasztoru, ulegając zaproszeniu dostojnéj pani.<br>
{{tab}}Zamknął oczy, aby nic wcale nie spostrzedz, może dla tego, że zawsze tyle wstrzemięźliwym mnichom raz chciał dozwolić użyć światowych przyjemności, a może dla tego, iż Leona, któréj nie odmawiał, łagodnie i uprzejmie go o to prosiła — wszakże była tak uczynna i bezinteresowna — wszak przygotowała dla biednych mnichów tak niewinną zabawę!<br>
{{tab}}Uradowani i pełni oczekiwania, zbliżyli się ku wejściu do parku, jaśniejącego pełnością promieni.<br>
{{tab}}— Jakże tu czarownie! szepnął wysoki mnich do nieco mniejszego, a równie chudego — patrz pobożny bracie Józefie, jak te lampiony błyszczą tam, w gałęziach drzew, jak pięknie wygląda czerwono oświetlona woda w téj marmurowéj sadzawce!<br>
{{tab}}— Masz słuszność bracie Erazmie, hrabina umie otaczać się urokiem!<br>
{{tab}}— Czy ci to nie przykro, że po dzisiejszym powrocie z utrudzającéj zapewne podróży do Madrytu, uczyniłeś zadosyć jéj zaproszeniu?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_76" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/806"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/806|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/806{{!}}{{#if:76|76|Ξ}}]]|76}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— To co się dzieje w usługach najczcigodniejszych ojców, utrudzającém nie jest, pobożny bracie! odpowiedział mnich Józef, który, gdy mu przy pomocy Clareta udało się don Salustyana Olozagę przewieźć z Paryża do Madrytu, wrócił dla wypełnienia tajemnych rozkazów Santa-Madre co do mniszki de Cuenza.<br>
{{tab}}— Wielką prawdę mówisz, pochwalam twoją gorliwość! oświadczył brat Erazm, wchodząc z Józefem w przy — sionek zamkowy, przez który właśnie kilku mnichów pierwéj przybyłych do sali pośpieszało.<br>
{{tab}}Leona przyjęła tam swoich gości.<br>
{{tab}}Miała na sobie ciężką, żółtą atłasową suknię i kosztowne koronkowe okrycie.<br>
{{tab}}Obok niéj stał baron von Schleve, który jeszcze nie sypiał po nocach, dla tego, że nietylko nie mógł się zemścić na księciu de Monte-Vero, za którego wpływem został wygnany, ale i raz na zawsze postradał wysokie stanowisko.<br>
{{tab}}Szukał pożądanéj rozrywki w labiryncie miłości, który otworzyła jego piękna sprzymierzona.<br>
{{tab}}Bywał codziennym gościem w zamku Angoulème i coraz to nowe znajdował upodobanie w wyszukanie wspaniałych dziewiczych postaciach Leony.<br>
{{tab}}W rozległéj, okrągłéj sali już się zgromadzili pobożni panowie, którzy pozdejmowawszy kaptury, przybyli dla użycia światowych przyjemności, które świętego i wielu innych byłyby zmusiły zapewne do poważnego kiwnięcia głową.<br>
{{tab}}Gładko wygolone głowy mnichów, z których jedni nosili tylko wieniec włosów, a inni mieli czoła aż do czaszki odkryte, tak szczególny przedstawiały widok, że hrabina nie mogła powstrzymać się od zrobienia cichéj uwagi baronowi, i weszła z nim do jednéj z nisz, zostawiając pobożnych braci samym sobie.<br>
{{tab}}Gdy się sala napełniła i dosyć napodziwiano jéj piękność i okazałość, w pośrodku jéj odkrył się zasłoniony obraz — znikły zielone draperye, a przed zdzi- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_77" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/807"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/807|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/807{{!}}{{#if:77|77|Ξ}}]]|77}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wionymi panami wystąpiły dziewicze gruppy, przedstawiające cztery pory roku, w tak wykończonéj piękności że gdy się obraz poruszył, z blasku oczu można było poznać, jak wielką rozkosz sprawił mnichom widok tych czarownych postaci.<br>
{{tab}}Temu wszystkiemu przygrywała cudna muzyka, a w przerwach lokaje podawali bardzo gorliwie najszlachetniejsze wina.<br>
{{tab}}Skoro coraz bliżéj przystępujący goście, nacieszyli się żywemi, plastycznemi obrazami, przeszło dziesięć zachwycających tancerek wykonało balet, przyczém delikatnym końcem nóżek tych milutkich osób kiedy niekiedy groziło niebezpieczeństwo dotknięcia śpiczastych nosów gorliwych widzów, którzy z kielichami w ręku śledzili z zachwyceniem wdzięczne poruszenia i z coraz większą gorliwością i uwagą im się przypatrywali.<br>
{{tab}}I znowu opadły zielone draperye — rozległy się po sali czarowne dźwięki muzyki, a ułudne bajadery i przecudne miłe postaci żywych obrazów, podobne do rajskich {{Korekta|piękości|piękności}}, przebujały tu obok pobożnych ojców, nalewając im wina, jak pulchne Heby, lub uśmiechając się do nich z odurzającym uśmiechem.<br>
{{tab}}Wkrótce zachwyceni panowie tak byli rozdrażnieni, że nie zważając na swoje szaty, o wszystkiém zapomnieli i pochwyciwszy piękne tancerki, kręcili się z niemi w koło według taktu muzyki — burzliwie, namiętnie, szalenie.<br>
{{tab}}Szczególniejszy był widok połączenia się tych ciemnych habitów z bardzo krótkiemi sukienkami, widok, który przekonał hrabinę Ponińską, że potęgą swoją opanowała zupełnie nawet i pobożnych braci.<br>
{{tab}}Spragnieni miłości mnisi udali się z czarownemi bajaderami do nisz, tam płynął szampan i wkrótce tu i owdzie pobożni panowie zapomniawszy o świecie klęczeli przed uśmiechającemi się dziewicami, delikatnych i naturalnych ich trykotów dotykali ustami i w téj go- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_78" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/808"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/808|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/808{{!}}{{#if:78|78|Ξ}}]]|78}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dzinie używali nad miarę wszystkiego, czego ziemia w przemijającéj piękności dostarcza.<br>
{{tab}}Zapomniano myśli o przyszłości, zawsze mnichów pocieszającéj, zapomniano o ''memento-mori'' — uśmiechające się, bujne życie rozwinęło przed nimi najrozkoszniejsze użycie, a w miłosném upojeniu bez granic ramiona i swawolne palce pobożnych panów obejmowały grzeszne postaci, tak przeważnie piękne i ułudne.<br>
{{tab}}Owszem, niektórzy nawet chociaż nisze bardzo starannie mogły się zamykać, woleli przy boku zachwycających ale czysto pogańskich bogiń opuścić salę i pośpieszyć do czarownie oświetlonych alei parku, gdzie w ukrytych, i milczących altanach sądzili się być bezpieczniejszymi i niedojrzanymi.<br>
{{tab}}Pod namiotami cicho rozmawiając i śmiejąc się w towarzystwie pięknych dziewic popijali szampana, oddychali pachnącém powietrzem, podziwiali wspaniałe posągi, tu i owdzie pomiędzy zielenią świecące. Ale gdy te zimne i martwe marmurowe członki porównywali z pulsującemi, pulchnie pięknemi, żyjącemi członkami towarzyszek, nie było to żadne pochlebstwo, że podziwiająco patrząc na ich nizkie ciasne staniki i małe delikatne nóżki, wyznawali, że te posągi uwodzić nie mogą, i życiu pierwszeństwo oddawali.<br>
{{tab}}A piękne bajadery śmiały się i żartowały — a pobożni panowie coraz bardziéj zapominali o swoich więzach i ślubach — a księżyc patrzał na mocno ocienione, pachnące altany — a słowiki nóciły tak przejmująco i pałająco w dalekiéj gęstwinie parku — że Leona słusznie mniemała, iż i tutaj zwyciężyła... mnisi zostali niewolnikami namiętności, upadali w proch jako wielbiciele piękności, poddawali się przemocy rozkoszy.<br>
{{tab}}Hrabina przechadzała się po korytarzach za niszami.<br>
{{tab}}— Patrz, baronie, szeptała — oni wszyscy są niewolnikami mojéj woli.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_79" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/809"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/809|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/809{{!}}{{#if:79|79|Ξ}}]]|79}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wskazywała klęczących i spoczywających, potém szła niepostrzeżona przez park. Wszędzie spotykała zabłąkanych w ogrodzie miłości, a i baron także nagle jakby przypadkiem od niéj się odłączył, i baron nie mógł znieść tego, aby się przypatrywał, a sam nie użył.<br>
{{tab}}Wiemy, że baron von Schlewe był zawsze żarliwym wielbicielem dziewiczych piękności, że nic nie miało dla niego większego uroku nad zachwycające kształty pięknéj kobiety.<br>
{{tab}}Gdy Leona z pogardliwym uśmiechem przekonała się o swojém świetném powodzeniu, chciała powrócić na terras, aby zapytać brata Erazma o mnicha z Santa-Madre, z którym mówić pragnęła.<br>
{{tab}}Przechodziła właśnie obok świecznika, gdy tuż koło niéj otarł się jakiś mnich, który niezawodnie postrzegł ztamtąd jakąś parę i znalazł w tém wyższe zadowolenie niż gdyby sam używał.<br>
{{tab}}Leona badawczo spojrzała na tę przygarbioną, złowrogą postać, na bladą, namiętnościami strawioną twarz, z czerwoną, sterczącą brodą.<br>
{{tab}}Niewątpliwie był to pożądany mnich.<br>
{{tab}}Zauważył hrabinę i chciał odejść boczną ścieżką.<br>
{{tab}}— Za pozwoleniem, pobożny bracie, szepnęła mu Leona, słówko!<br>
{{tab}}— Niech święci będą z tobą, dostojna pani — teraz dopiero poznaję panią! Józef Serrano jest na twoje rozkazy!<br>
{{tab}}— Nie rozkazywać, ale mam prosić! Czy raczysz, pobożny bracie, posłuchać mnie chwilę!<br>
{{tab}}— Z radością, dostojna pani — uważam, że tu w cieniu drzew jest wygodna ławeczka — racz pani usiąść, a mnie dozwól, abym przy tobie czuwał.<br>
{{tab}}— Pan umiesz być grzecznym — to u braci zakonnych podwójnie cenić należy, z czarownym uśmiechem rzekła Leona i siadła na ławce: bo oni nie mają żadnych stosunków z kobietami!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_80" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/810"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/810|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/810{{!}}{{#if:80|80|Ξ}}]]|80}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Od których należy się uczyć grzeczności — wielka prawda, dostojna pani! Jednak zakaz nie jest bardzo surowy. A teraz czego pani sobie życzysz? Niezmiernie jestem ciekawy usłyszeć, co najpiękniejsza kobieta i najłaskawsza władczyni tutaj mi rozkaże... czy wolno mi spocząć przy twojém łonie?<br>
{{tab}}— Chciałbyś pan tu klęczeć? Na wilgotnéj trawie musi być wilgotno!<br>
{{tab}}— Masz pani słuszność, ogon twojéj żółtéj sukni o tém mnie przekonywa — ale cóż mnie obchodzi wilgoć ziemi, jeżeli przed panią, mam klęczeć?<br>
{{tab}}— Hiszpańska krew jest gorąca! zaśmiała się Leona, gdy Józef umieścił się u jéj nóg, bo poznał bujną piękność lubieżnéj kobiety. Pan zawiozłeś zbiegłą mniszkę, Franciszkę de Cuenza, do klasztoru karmelitów?<br>
{{tab}}— Aby ją nazajutrz dostawić do Burgosu, dostojna pani, jak to było postanowiono!<br>
{{tab}}— Do klasztoru w Burgosie — dobrze — a czy nie zabralibyście z sobą jeszcze innéj dziewczyny i tymczasowo nie umieścili w tymże klasztorze?<br>
{{tab}}— Dziewczyny? — czy pani mówisz o młodéj Niemce, wysokiéj piękności i skromności, którą dzisiaj przez okno widziałem w celi klasztoru przy ulicy św. Antoniego?<br>
{{tab}}— Jak dobrze zgadywać umiesz, pobożny bracie! Gotowana za tę usługę zapłacić 10,000 franków!<br>
{{tab}}— Żartujesz sobie zemnie dostojna pani?<br>
{{tab}}— Myślałam tylko o kosztach podróży — jeżeli tego za mało — dam więcéj!<br>
{{tab}}— Nie, dostojna pani, za wiele! Szczęśliwy jestem wielce, że mogę wyświadczyć wam tę małą usługę — tylko papiery albo nazwisko dziewczyny — tego wszędzie wymagają, bo to należy do formalności!<br>
{{tab}}— Dziewczyna imieniem Małgorzata, nie ma jeszcze przywdziewać habitu, lecz tymczasem znaleźć tam spokojne schronienie — dziewczyna jest chora, gorączka jéj {{Korekta|oże|może}} się zwiększyć — może już długo żyć nie będzie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_81" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/811"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/811|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/811{{!}}{{#if:81|81|Ξ}}]]|81}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Czy dobrze panią rozumiem?<br>
{{tab}}— Jest to nieszczęśliwa sierota, dla któréj śmierć byłaby dobrodziejstwem, pobożny bracie!<br>
{{tab}}— W klasztorze w Burgosie bardzo cicho i pięknie!<br>
{{tab}}— Mimo to nie sądzę, aby dziewczyna mogła kiedykolwiek odzyskać zdrowie — jéj cierpienia martwią mnie.<br>
{{tab}}— Dostojna pani, jak zawsze, jesteś pełna współczucia! Obie zawiozę do klasztoru, potém muszę się udać do Madrytu, ale Niemkę będę miał na oku — może za rok usłyszysz pani o mnie!<br>
{{tab}}— Bez zadziwienia widzę wyraźnie, że mnie całkiem rozumiesz, pobożny bracie! poszepnęła piękna hrabina, czarownym głosem wyrażając swoją wdzięczność i uznanie. Powstała: Mogęż liczyć na twoją obietnicę?<br>
{{tab}}— Jutro odwiozę obie dziewczyny do granicy — za dni cztery z pewnością możesz pani liczyć na to, że będą dostawione do klasztoru w Burgosie.<br>
{{tab}}— Jakże panu dowiodę mojéj wdzięczności?<br>
{{tab}}— Dostojna pani pragniesz mnie zawstydzić! Twoja gościnność, pani, mocno mnie zobowiązała! powiedział Józef i znowu odprowadził hrabinę na terras.<br>
{{tab}}Upojeni winem, odurzeni miłością mnisi, bujali aż do szarzejącego poranku; wtedy dopiero powymykali się pojedynczo, aby znowu zamknąć się w swoich klasztornych murach.<br>
{{tab}}Spojrzyjmy jeszcze w kilka miesięcy późniéj na zamek Angoulême i obaczmy jak Leona umiała bawić znakomity świat i coraz bardziéj pogrążać go w grzechu.<br>
{{tab}}Nadchodziła już jesień. Drzewa w parku i bujne liście pnących się po filarach i terrasie roślin, przybierały ową mocno czerwoną barwę, która w połączeniu z soczystą zielonością przedstawia piękny widok.<br>
{{tab}}Późne kwiaty kwitły w klombach, na krzakach róż pachniały ostatnie ciemno-czerwone królowe ogrodu. W parku powiewało orzeźwiająco świeże i korzenne po- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_82" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/812"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/812|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/812{{!}}{{#if:82|82|Ξ}}]]|82}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wierze, które odznacza jesień i czyni ją tak dla zdrowia korzystną.<br>
{{tab}}Przy wieczornym wietrze powiewała na drzewach biała, powietrzna pajęczyna, w przelocie na nich zawisła; a sosny i jodły licznie owoc swój rozsiewały po mchu, który już gdzie niegdzie okrywał się ciemnym z drzew opadłym liściem.<br>
{{tab}}W takiém otoczeniu pałac Leony wyglądał piękniéj niż kiedykolwiek, a przez otwarte łukowe okna wpadało do jego pokojów orzeźwiające powietrze parku.<br>
{{tab}}Gdy nadszedł wieczór, a przez gałęzie padło jasne księżycowe światło na zamek i żwirowe drogi, w krótkich przerwach nadjechały okazałe ekwipaże gości, na których widzimy nie tylko herby hrabiów i margrabiów, lecz też książąt i arcyksiążąt.<br>
{{tab}}Zamek Angoulème wszedł w modę, i dla znakomitego pana była to rzecz bardzo przykra, jeżeli nie miał wstępu do salonów hrabiny Ponińskiéj.<br>
{{tab}}Dzisiaj oczekiwała gości Leony nowa niespodzianka i nowe przyjemności, które jeżeli nie zaraz, to przynajmniéj bardzo wkrótce, podobnie jak ruchome marmurowe obrazy, miały odbyć podróż po całéj Europie, a potém i daléj.<br>
{{tab}}Zgromadzono się w rozległéj, wysokiéj sali, w któréj powiewało chłodne powietrze parku, wpadające tam przez otwarte szklane podwoje.<br>
{{tab}}Wszędzie rozlewało się morze światła, a znakomici panowie chętnie zezwolili, aby podczas ich rozmowy, usłużni i sowitéj nagrody pewni lokaje, w rezległém kole poprzysuwali ich fotele jak można najbliżéj do zakrytej sceny, a wtém przy odgłosie muzyki podniosła się morsko-zielona złotem tkana draperya, a widzowie z największą dokładnością rozróżnić mogli wszystko, co powstało.<br>
{{tab}}Na początku tańczono balet tak wysoko wykończony, jakiegoby i cesarska scena przedstawić nie mogła, a wia- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_83" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/813"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/813|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/813{{!}}{{#if:83|83|Ξ}}]]|83}}'''<nowiki>]</nowiki></span>domo, że na początku przedstawienia dają się zwykle mniéj dobre sztuki.<br>
{{tab}}Leona przejeżdżając przez jedno z przedmieść, {{Korekta|posrze gła|postrzegła}} śpiewającą na ulicy dziewczynę, która tak zgrabnie i mile umiała przedstawiać pieśni ludowe, a przytém miała głos tak ujmujący, iż od razu w téj biednéj, nędzną sukienką odzianéj dziewczynie poznała skarb.<br>
{{tab}}Leona kazała, aby się powóz zatrzymał, i poprosiła do siebie uliczną śpiewaczkę; dla zapytania się czy nie zechce jéj towarzyszyć i coś w jéj salonach zaśpiewać?<br>
{{tab}}Młoda, milutka ''Teressa'', wówczas zaledwie szesnastoletnia dziewczyna, ale zalotna Paryżanka, o gładko uczesanych włosach spadających pomimo ubogiéj odzieży aż do ładnego obówia, dała się zabrać nieznajomej znakomitéj damie, jakby jéj głos wewnętrzny mówił, że za jéj pomocą dojdzie do świetnéj przyszłości, o jakiéj uliczna śpiewaczka nigdy nawet zamarzyć nie mogła.<br>
{{tab}}Leona wnet przeczuła w téj Teressie magnes nieoszacowany, bo kiedy inne uliczne śpiewaczki nie miały ani głosu ani wdzięku, w Teressie wszystko to się łączyło.<br>
{{tab}}Gdy więc Teressa otrzymała od hrabiny bardzo przyzwoitą odzież i to swobodnie, to nieco tęsknie zanóciła pieśń, a przytém tak była gorliwa, i że; tak powiemy, ożywiona, iż każdy z jéj pięknych, wysoko odsłonionych członków współdziałał, Leona przyznać musiała, że to skryte, zarazem milutkie usidlenie zmysłów, sprowadzi nieobliczone następstwa.<br>
{{tab}}Hrabina miała słuszność.<br>
{{tab}}Po balecie ukazała się Teressa w krótkiéj, niebieskiéj, jedwabnéj sukience, łatwo dozwalającéj poruszać się na scenie salonu.<br>
{{tab}}Bez żadnego zakłopotania odśpiewała jedną z zachwycających pieśni, z całą delikatną zalotnością, którą się tylko sama odznaczała, a którą późniéj i dzisiaj nawet jeszcze wyróżniają się wszystkie ludowe śpiewaczki, i otrzymała huczne oklaski.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_84" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/814"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/814|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/814{{!}}{{#if:84|84|Ξ}}]]|84}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Teressa śpiewając, żyła jakby w zmysłowym zachwycie — ruchy jéj nie były wyzywające ani niezgrabne, lecz jakby należały do dzikich słów, do pałających tonów jéj śpiewu, a młodość ją rozjaśniająca, skromność poruszeń i piękne kształty członków, zbyt powabnemi czyniły jéj pieśni.<br>
{{tab}}Dodajmy zaraz, że owa Teressa w kilka lat późniéj została gwiazdą wszystkich paryzkich ludowych śpiewaczek, i że tysiące innych usiłowały naśladować jéj ton i sposób śpiewania.<br>
{{tab}}Mieliśmy sposobność wszyscy zauważyć, jak się to im źle udawało, od czasu jak śpiewaczki à la Teressa na wszystkich miejscach słyszeć się dawały — żadna nie nabyła téj sławy, żadna nie była nawet cieniem téj miłéj zalotnicy, którą hrabina Ponińska pierwsza w wybrane koło wprowadziła.<br>
{{tab}}W kilka lat późniéj, dyrektor paryzkiego Alkazaru, pozyskał ją sobie za ogromną summę, a tam słuchały jéj pieśni, w zamkniętych dla tych wyłącznych widzów salonach, przebrane księżny i hrabiny. Opowiadają nawet, że księżna Metternichowa tak się zachwyciła Teressą, że postanowiła jéj ton zaszczepić na salonowéj scenie.<br>
{{tab}}Piękna i do dziwnych oryginalności skłonna księżna, brała u niéj lekcye, i za jedno przedstawienie na wieczorze zapłaciła skromnéj śpiewaczce 1,000 franków.<br>
{{tab}}Za to księżna, gdy dwór w Compiègne dla swobodnéj rozrywki bawił się pasterskiemi igrzyskami, naśladując ton i ubiór Teressy, odśpiewała kilka pieśni, które wywołały najgłośniejsze poklaski.<br>
{{tab}}Leona uznała ten ton za najstosowniejszy do czasu, i nie pomyliła się, licząc na to, że on potężnie celom jéj posłuży.<br>
{{tab}}Co Teressa wyrażała jako swobodne tchnienie zmysłowości, co w niéj przy skromności i przyjemności wyglądało pięknie i zachwycająco, to właśnie gdy ją naśladować a nawet przewyższyć zamierzano, stało się wyra- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_85" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/815"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/815|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/815{{!}}{{#if:85|85|Ξ}}]]|85}}'''<nowiki>]</nowiki></span>żeniem brzydkiéj i surowéj lubieżności, narzędziem grzechu.<br>
{{tab}}Lecz wróćmy do zamku Angoulème i obaczmy co jeszcze nowego wymyśliła hrabina Ponińska, aby oczarować zmysły i ludzi uczynić niewolnikami rozkoszy.<br>
{{tab}}Gdy zachwycająca Teressa swoje ułudne i podburzające pieśni odśpiewała, na scenie salonu hrabiny ukazało się ośm par w hiszpańskich ubiorach dla odtańczenia kadrylla.<br>
{{tab}}Tancerki miały pół długie, delikatne sukienki, niby spadające na różowe trykoty po kolana, iżby wykończenie piękne ich kształty wydawały się jeszcze powabniéj. Na nogach miały czerwone atłasowe bóciki, a w rękach ubranych w nienagannie białe rękawiczki, trzymały kastaniety, któremi brzęczały w takt dzikich akkordów muzyki.<br>
{{tab}}Tancerzy również przedstawiały tancerki, wyglądające zachwycająco w staro-hiszpańskim, okazałym stroju. Jedwabne kurtki ze sznurami, zalotne berety, bardzo krótkie spodnie po kolana, z powiewającemi wstążkami i białe pończochy przezroczysto-jedwabne — wszystko to przyczyniało się do nadania uroku tym uśmiechającym się parom.<br>
{{tab}}Przy odgłosie odurzającéj muzyki rozpoczęły one taniec, jakiego oczy obecnych jeszcze nie widziały — taniec, który przeszedł wszelką dzikość, wszelki południowy żar, wszelkie najzuchwalsze ruchy hiszpańskich i portugalskich bajader, a który pod względem zmysłowéj zdrożności, najwyuzdańszego odkrycia wszelkich wprawdzie w tańcu zawsze z zręczną zalotnością okazujących się kształtów, nigdy jeszcze nie był widziany.<br>
{{tab}}Był to kankan, wynalazek Leony, który najprzód w zamku Angoulème nie był tańczony, ale przeszalał — kankan, który szatańsko uśmiechająca się hrabina, jako nowy, ponętny owoc na drzewie grzechu zawiesiła, i który w parę lat późniéj podróżował po całym świecie. Był to kankan, który tak dalece oczarował zmysły gości, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_86" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/816"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/816|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/816{{!}}{{#if:86|86|Ξ}}]]|86}}'''<nowiki>]</nowiki></span>a dusze ich w takie skuł kajdany, iż coraz bardziéj cisnęli się, aby poznać to nowe widowisko.<br>
{{tab}}Taniec ten tak miał głośne powodzenie w salonie Leony, że książęta i margrabiowie, lordowie i baronowie, wkrótce przystąpili do uśmiechających się tancerek i w niszach lub parku całkiem wpadli w moc téj oblubienicy piekła.<br>
{{tab}}Gdy hrabina cieszyła się jeszcze takiém powodzeniem swoich wynalazków, gdy postrzegła że świątynia jéj coraz bardziéj się napełnia, a jéj tchnienie z tajemniczo wzrastającą czcią toruje sobie drogę po świecie — gdy z terrasu ujrzała jak uśmiechające się pary swawolą po labiryncie miłości, wybiegły z jéj ust słowa:<br>
{{tab}}— Wszyscy jesteście niewolnicy — wszyscy — niewolnicy waszéj namiętności, poddani grzechu! Jeden tylko opiera mi się. Jeden, różny od was wszystkich...<br>
{{tab}}Oczy Leony zaświeciły ponuro, gdy pomyślała o Eberhardzie, tym wzniosłym, szlachetnym człowieku, którego teraz jeszcze bardziéj nienawidziła, bo czuła skrycie jak wspaniałym był dla niéj!<br>
{{tab}}Małgorzatę usunięto na stronę! Ów mnich Józef punktualnie wykonał rozkaz hrabiny. Teraz trzeba było jeszcze usunąć Eberharda.<br>
{{tab}}Wtém zbliżyli się ku niéj trzéj panowie z parku. Leona poznała w nich barona, a obok niego panów von Renard i Edwarda. Obaj byli galernicy tak wyszukanie i nienagannie byli ubrani, że można ich było uważać za bardzo znakomitych gości hrabiny.<br>
{{tab}}Bardzo pilnie o czémś z sobą rozmawiali.<br>
{{tab}}Schlewe i Fursch widocznie jakiś plan układali.<br>
{{tab}}Na wysokości terrasu dostrzegli Leonę.<br>
{{tab}}Baron wskazał ją wzrokiem, poczém podszedł bliżéj z Furschem.<br>
{{tab}}Edward pozostał na dole w parku.<br>
{{tab}}— Moja najłaskawsza, poszepnął von Schlewe: widzisz tu pani najnieubłagańszego nieprzyjaciela człowie- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_87" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/817"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/817|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/817{{!}}{{#if:87|87|Ξ}}]]|87}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ka, który mieszka przy ulicy Rivoli w jednym samotnym, bardzo pięknym pałacu!<br>
{{tab}}— O téj nieprzyjaźni wiemy od dawna, baronie! uśmiechając się odpowiedziała Leona.<br>
{{tab}}— Piękna mniszka, łaskawa opatka! przemówił Fursch, kłaniając się.<br>
{{tab}}Od dawna poznał, że hrabina i owa tajemnicza osoba, która go kiedyś w awanturniczych zamiarach {{Korekta|utwiedziła|utwierdziła}}, była jedną i tą samą osobą.<br>
{{tab}}— Pan von Renard właśnie mi wyznał, że nie prędzéj odzyska spokojność, aż się zemści za pobyt w Tulonie i za wiele innych rzeczy! oświadczył von {{Korekta|Schleve|Schlewe}}.<br>
{{tab}}— A pan baron właśnie jedném słówkiem wskazał mi drogę do tego, drogę równie blizką jak genialną!<br>
{{tab}}— Pan mniemasz, że tylko wyżéj udarowani ludzie, umieją rozpoznać tak blizko nas leżącą prawdę — zgadzam się z panem! odparła Leona.<br>
{{tab}}— W tych dniach usłyszysz pani coś o ulicy Rivoli, ten pan Renard nie da się ułagodzić! utrzymywał Schlewe, a jego siwe błyszczące oczy i mina przybrały jakiś sarkastyczny wyraz.<br>
{{tab}}— Ciekawa jestem dowiedzieć się, co to może być takiego?<br>
{{tab}}— To jeszcze tajemnica, moja najłaskawsza!<br>
{{tab}}— O, to o więcéj nie pytam — bardzo lubię tajemnice!<br>
{{tab}}— Spodziewam się, że jéj odkrycie sprawi pani hrabinie zadowolenie! powiedział Fursch.<br>
{{tab}}— Nie wątpię o tém! Jednak — spojrzyjcie panowie na ów kiosk!<br>
{{tab}}— Trzy zachwycające tancerki tam wyprawiają zabawne igrzyska.<br>
{{tab}}— Elfie postaci! uśmiechnął się von Schlewe z upodobaniem.<br>
{{tab}}— Czy nie zechcecie przyjąć od nich kielichów napełnionych palącém winem?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_88" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/818"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/818|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/818{{!}}{{#if:88|88|Ξ}}]]|88}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X04" />{{tab}}— Pytanie pani hrabiny jest dla nas rozkazem!<br>
{{tab}}— Jestem strudzona — pozwólcie mi odejść niepostrzeżenie, powiedziała Leona, i pozwólcie niech tam motylki obok was latają — noc jest tak ożywiająca, chłodna i powietrzna!<br>
{{tab}}— Najłaskawsza pani jesteś samą dobrocią, poszepnął von Schlewe całując rękę Leony; dążysz jedynie do przygotowania innym przyjemności! Tylko o innych myślisz, dla siebie saméj nic nie pragnąc!<br>
{{tab}}— Gościnność pani hrabiny cały świat podziwia! dodał Fursch.<br>
{{tab}}— Cieszyć się będę, gdy z okien moich obaczę, że swobodnie używacie życia, moi panowie! Daléj w powietrze — życie jest tak krótkie!
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X04" />
<section begin="X05" />{{c|ROZDZIAŁ V.|w=120%|po=8px}}
{{c|Niemowa i jego sobowtór.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Przy ulicy Rivoli znajdował się pałac księcia de Monte-Vero. Zajmował go z całą swoją służbą.<br>
{{tab}}Zewnętrznie pałac Eberharda podobny był do wygodnego, pełnego gustu prywatnego mieszkania. Front wysokich lustrzanych okien wychodził na ulicę, wejście zdobiły cieniste drzewa i pnące się rośliny, z lewéj strony domu była weranda, z prawéj zaś kraty i w nich wjazd dla powozów.<br>
{{tab}}Pałac miał tylko dwa piętra. Mieszkania służby były w oddzielnym domu, leżącym w tyle ogrodu. Tam znajdowały się także mistrzowsko zbudowane i wspaniale urządzone stajnie.<br>
{{tab}}W samym pałacu, oprócz Eberharda, widziano tylko małego Jana, starą Urszulę, Sandoka murzyna i jednego służącego księcia.<br><section end="X05" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_89" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/819"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/819|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/819{{!}}{{#if:89|89|Ξ}}]]|89}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Marcin nadzorował i zarządzał tylną budowlą.<br>
{{tab}}Wnętrze pałacu było zadziwiająco piękne i kosztowne. Marmur i złoto w przysionku i na schodach — ciężkie tureckie portyery w pokojach na piętrze — wygodna okazałość i urządzenie wszędzie.<br>
{{tab}}A jednak w pałacu Eberharda panował głęboki spokój i żałoba, brak radości i żal!<br>
{{tab}}Wprawdzie książę de Monte-Vero w niestrudzoném dążeniu i bezprzestannéj pracy usiłował zatopić i rozproszyć dręczące go myśli — wprawdzie szukał i znalazł przekonanie, że służy ludzkości i uszczęśliwia miliony ludzi — lecz i to wysokie uczucie nie było w stanie stłumić i zniszczyć boleści, jaką ojcu sprawiała na wieki zatracona córka.<br>
{{tab}}Widział ją, ale dla tego tylko, aby go ta chwila przeraziła. Dowiedział się potém o jéj uwolnieniu, ale dla tego, aby go przejął sprawiedliwy gniew na tych, którzy mu taką boleść przygotowali.<br>
{{tab}}Eberhard pośpieszył do stolicy, ukazał się dla zabrania do siebie córki, dla uratowania jéj i dania przytułku przy swojém sercu — świętego schronienia w swoich objęciach.<br>
{{tab}}Ale Małgorzata gdzieś znikła, przebrzmiała! Żaden ślad nie wskazywał dokąd się udała. Niektórzy utrzymywali, że nieszczęśliwa szukała śmierci i znalazła ją.<br>
{{tab}}Lecz Eberhard niezmordowanie czynił dalsze przygotowania — a liczni jego wysłańcy przejrzeli wszystkie chatki, wszystkie zakątki.<br>
{{tab}}Nadaremnie. Nieszczęsna gwiazda przyświecająca téj wielce znękanej dziewicy, jeszcze nie zaszła i nie zbladła.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero, otoczony bogactwy i przepychem, za którego nieprzeliczone ręce do modlitwy się składały, który mógłby opływać jak najzasłużeniéj w blasku szczęścia, widział w swojéj duszy bolesną lukę, i sprawdziło się na nim twierdzenie, że na téj ziemi nie ma nic skończonego.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_90" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/820"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/820|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/820{{!}}{{#if:90|90|Ξ}}]]|90}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Najszczęśliwszym szpiegiem, najwierniejszym i najniezmordowańszym badaczem Eberharda był Sandok. Miał to w swojéj naturze, że przedewszystkiém wynajdował ślady i szedł niemi, a to czegoby nikt inny nie odkrył, często obudzało w nim nadzieję, że znajdzie dziecię swojego massa — lecz zawsze nikła ta nadzieja, ilekroć mniemał, że jest bardzo blizko spełnienia.<br>
{{tab}}Nakoniec przyszedł do przekonania, że poszukiwana z jakiegoś powodu opuściła niemiecką stolicę, i objawił księciu mniemanie, że ją do Paryża przewieźć musiano.<br>
{{tab}}Nawet już tak blizko deptał po piętach Rudemu Dzikowi, że ten użyć musiał całéj przezorności i chytrości, aby z łupem swoim uszedł przed murzynem.<br>
{{tab}}Ujść łatwiéj niż ścigać.<br>
{{tab}}Na każdéj krzyżowéj drodze człowiek staje, nie wiedząc w którą stronę udał się zbieg ze zdobyczą — wszędzie trzeba robić nowe utrudzające poszukiwania, szukać jego śladu.<br>
{{tab}}Rudy mnich przywiózł Małgorzatę do klasztoru przy ulicy św. Antoniego i nie śmiał wejść do pałacu Leony, bo bardzo słusznie domyślał się, że ciągle mają go na oku słudzy Eberharda.<br>
{{tab}}Widział hrabinę i mówił z nią w Château-Rouge — teraz zaś, gdy Małgorzatę od dawna przewieziono za hiszpańską granicę, mógł bez najmniejszego niebezpieczeństwa podzielać przyjemności, które się gościom zamku Angoulème tak niepomiernie nastręczały.<br>
{{tab}}Eberhard zawsze jeszcze nie zaniechał nadziei znalezienia córki.<br>
{{tab}}Niepodobna mu było pojąć myśli, że na zawsze miała zginąć dla niego.<br>
{{tab}}Unikał promieniejących towarzystw paryzkich, w których mógłby przyświecać jak słońce, i w samotni domu swojego pracował, spodziewał się i wyszukiwał coraz to nowe drogi do odzyskania dziecka.<br>
{{tab}}Przytém książę okazywał tkliwą miłość niememu chłopczykowi, któremu niegdyś ocalił życie, a któremu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_91" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/821"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/821|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/821{{!}}{{#if:91|91|Ξ}}]]|91}}'''<nowiki>]</nowiki></span>teraz w swoim pałacu jak najświetniejsze dawał wychowanie.<br>
{{tab}}Mały Janek już miał przeszło lat dziesięć, a moralnie i fizycznie rozwijał się bardzo szybko. Jedno czego mu brakowało, czego pozbawił go los okrutny, mowę, rozumiał przez zręczne znaki, albo też ile możności zastępował ją przez pismo.<br>
{{tab}}Ale Eberhard, litością zdjęty, często spoglądał na chłopca, któremu bujne blond kędziory z główki się zwieszały, którego wielkie, niebieskie oczy tak mądrze i głęboko patrzały, i powiadał sobie, że Janek wiecznie nieszczęśliwy będzie, bo mówić nie może.<br>
{{tab}}Najsławniejsi lekarze w Paryżu próbowali swoich wiadomości na ulubieńcu księcia — lecz wszyscy wyznali, że cierpienie chłopca jest dla nich nieodgadnioną zagadką, ponieważ nie jest jak inni niemi, od urodzenia głuchym, lecz tylko z dziwnego jakiegoś powodu mówić nie może.<br>
{{tab}}Jednozgodnie pocieszali księcia obietnicą, że gwałtowny wypadek, nagłe wstrząśnienie we wnętrzu chłopca, może mu kiedyś przywrócić mowę, ponieważ doświadczenie uczy, że takie pozorne cuda, w podobnych wypadkach, z niemymi przytrafiają się.<br>
{{tab}}Słaba to była pociecha i wyglądała za nadto jak owo wzruszanie ramionami, którém lekarze nawet przy łożu chorego możliwość uratowania go oznaczają.<br>
{{tab}}Mały Janek mimo wzrastającego w nim coraz bardziéj wewnętrznego przekonania o swojej niedoskonałości, w żywéj i wesołéj istocie swojéj bynajmniéj się z tém nie zdradzał.<br>
{{tab}}Był to chłopak rozpustny, gdy się bawił lub biegał po ogrodzie Eberharda — w pośród zaś cichéj nocy, gdy go nikt nie słuchał, przejmowały go myśli, kwestye i uczucia, których nikt z otaczających go nie byłby mu przypisał.<br>
{{tab}}Janek była to jedna ze szczególniejszych istot, w których tworzy się wcześnie rozwinięty świat.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_92" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/822"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/822|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/822{{!}}{{#if:92|92|Ξ}}]]|92}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Był on niemy, trudno mu było wyjawić to, co go napełniało, za to tém obfitsza była jego mowa wewnętrzna, tém obficiéj rozwijały się w nim spostrzeżenia i uczucia.<br>
{{tab}}W dziesiątym czy jedenastym roku życia miał już duszę tak rozwiniętą i rozległą, jak zaledwie inni chłopcy w latach piętnastu — a chociaż nikomu, tego co się w nim działo domyślać się nie dozwalał, księcia jednak, gdy z nim przez znaki lub litery rozmawiał, uderzała kiedy niekiedy jasność jego odpowiedzi, tak, że często z wielkiém zajęciem badawczy wzrok wpajał w małego Janka.<br>
{{tab}}Szczególny traf! Jan wziął do siebie Eberharda i z ojcowską miłością wychował go, Janowi także miał on to samo teraz wyświadczyć, jakby Bóg chciał mu nastręczyć sposobność wywiązania się z długu!<br>
{{tab}}I ta myśl właśnie spowodowała pełnego uczuć księcia, że niezmiernie kochał małego, niemego blondynka syna grabarza, ale także surowo się z nim obchodził.<br>
{{tab}}Burzliwa niesforność chłopca, objawiająca się w jego zabawach, częstokroć zmuszała Eberharda do ukarania go; szalona dzikość, z jaką właził na najwyższe drzewa lub pływał w łódce po ogrodowym stawie, nieraz trwogą przejmowała starą Urszulę, która nie umiała inaczéj sobie poradzić, jak przywołując księcia — a wtedy pomagała zawsze jego surowość!<br>
{{tab}}Przy nauce przeciwnie Janek był tak gorliwy i poważny, że pod tym względem sprawiał tylko radość Eberhardowi, a jak opowiadała stara Urszula, małego tego podrzutka Samuel Bartels pewnéj zimowéj nocy znalazł na cmentarzu.<br>
{{tab}}Opowiadała to tém chętniéj, bo bądź co bądź chciała zwalić z siebie podejrzenie, jakoby wspólne jéj pożycie ze starym grabarzem nie było czyste, do którego to przekonania, jak mówiła, ludzie zawsze za nadto byli skłonni.<br>
{{tab}}— Janek, jest to podrzutek, a podrzucanie dzieci <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_93" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/823"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/823|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/823{{!}}{{#if:93|93|Ξ}}]]|93}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w niemieckiéj stolicy trafia się równie często jak tu w Paryżu, zwykle gorliwie opowiadała — dosyć się za to nagniewałam, i nie myślałam nigdy, że słabe, chorowite, wtedy na pół zmarłe dziecię, wyrośnie na tak tęgiego, jasnowłosego chłopca, któremu teraz przez dobroć pana Eberharda, moje wolne od trosk życie zawdzięczam — teraz kocham Janka tak, jakby rzeczywiście był mojém dzieckiem — a jednak nie dotknęła mnie nigdy ręka mężczyzny!<br>
{{tab}}Przy takich zapewnieniach Marcin zwykle się uśmiechał i drażniąc Urszulę, mawiał:<br>
{{tab}}— Do stu piorunów! wierzę, iż żaden mężczyzna nie chciał się was dotknąć, bo inaczéj bylibyście tak jak wszystkie inne kobiety! Wy panny jesteście wszystkie jednakowe!<br>
{{tab}}A wtedy podstarzała Urszula wpadała w taki zapał, że Marcin z serdeczym śmiechem prędko z placu ustępować musiał, bo powiadał, że z kobietami spierać się, to rzecz niebezpieczna.<br>
{{tab}}— Raczéj trzoda psów morskich, żartował swoim zwyczajem: z niemi wnet sobie dam radę! I ja wierzę, że mały Janek jest podrzutkiem, ale mocno wierzę i w to, żeście wszystkie jednakowe!<br>
{{tab}}— Wierz, w co chcesz, stary morski szczurze, wołała wtedy Urszula, kończąc sprzeczkę: co mnie to obchodzi!<br>
{{tab}}Pewnego pięknego dnia w jesieni, Eberhard pospołu z małym Jankiem zszedł z werandy swojego domu do ogrodu, ciągnącego się daleko po za domem.<br>
{{tab}}Słońce dobrze jeszcze przygrzewało, więc książę szukał cienia w gęstych liściastych aleach.<br>
{{tab}}Patrząc na chłopca, którego jasne loki spadały na ramiona, idącego obok księcia, można go było wziąć za syna Eberharda.<br>
{{tab}}W twarzy młodego Janka objawiała się ta sama swoboda i otwartość, wielkie oczy z długiemi i {{Korekta|cimnemi|ciemnemi}} rzęsami nadawały wielki powab delikatnemu obliczu, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_94" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/824"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/824|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/824{{!}}{{#if:94|94|Ξ}}]]|94}}'''<nowiki>]</nowiki></span>a krój twarzy i już wysmukła postać chłopca wskazywały, że kiedyś Janek będzie bardzo do księcia podobny.<br>
{{tab}}Wielu badaczów ludzi i ich rozwoju, utrzymuje, że ci, co razem żyją, jak np. małżonkowie, po największéj części nabierają wielkiego podobieństwa, nietylko w obyczajach, postępowaniu, myśleniu i uczuciach, ale bardziéj jeszcze w zewnętrznéj powierzchowności, i przyznać należy, że się to spostrzeżenie często sprawdza.<br>
{{tab}}Dalecy od zwolennictwa w objaśnianiu téj okoliczności, że każdy człowiek najlepiéj kocha siebie samego, a po sobie najwięcéj tego, kto jest do niego podobny, mniemamy raczéj, że to podobieństwo pochodzi z bardzo naturalnych następstw, jakie zupełnie jednakowe życie wywiera także i na powierzchowność.<br>
{{tab}}Ludzie wszystko z sobą podzielający, nietylko radość i cierpienie, lecz pokarm i napój, tę samą przestrzeń, to samo powietrze, po długoletniém wspólném życiu, jeżeli ich natury nie za nadto się różnią, mogą stać się do siebie podobnymi!<br>
{{tab}}Mały Janek oprócz tego już nawet w ukształceniu swojéj postaci miał coś wspólnego z Eberhardem.<br>
{{tab}}Książę też usiłował niememu chłopcu, równie chętnemu do nauki, jak uzdatnionemu, udzielić swoich wewnętrznych przymiotów i te widocznie już się rzeczywiście objawiały przy pozornie nic nieznaczących sposobnościach, zaszczepione w umyśle chłopca.<br>
{{tab}}Eberhard z zajęciem uważał na to szczególne, wczesne rozwijanie się małego Janka, często i chętnie zagłębiał się w otwierającą się przed nim duszę chłopca, i w takich razach przyznawać musiał, że w Janku rozwija się chęć wiedzy i głębia, każąca w przyszłości spodziewać się ogromu.<br>
{{tab}}Lecz jak zawsze w takich wcześnie rozwiniętych i szczególniéj uposażonych naturach, obok tych darów spoczywa jakaś dziwna zagadka, nastręczająca największe niebezpieczeństwa, jakieś prawie chorobliwe wzburzenie, dzika fantazya, tak też i w małym Janku żyło <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_95" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/825"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/825|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/825{{!}}{{#if:95|95|Ξ}}]]|95}}'''<nowiki>]</nowiki></span>coś, co księcia słyszącego jego odpowiedzi często przerażało, co nawet objawiało się w zabawach chłopca i zdradzało prawie nienaturalną czynność duszy.<br>
{{tab}}Eberhard zatém starał się żywić w małym Janie dziecinne pojęcia, a przedewszystkiém nastręczać mu w spokojnéj piękności przyrody punkt oparcia i przyjemność, i doświadczyć jéj wpływu na serce ludzkie.<br>
{{tab}}Mały Janek prawie z zachwytem pokochał swojego opiekuna od pierwszéj chwili gdy się ujrzał na jego ręku.<br>
{{tab}}Widzieliśmy jak wyciągał wtedy ku niemu swoje drobne rączęta, jak wtedy już księcia od siebie puścić nie chciał — a to w sercu dziecinném niepojęte przywiązanie i miłość teraz tak dalece wzrosły, że Janek promieniał szczęściem, gdy Eberhard do niego przychodził, gdy przez niego prowadzony mógł chodzić po ogrodzie lub przy nim usiąść na ławce.<br>
{{tab}}Rozumiał on każde spojrzenie, każdy uśmiech, każdą poważną minę księcia, i chociaż jeszcze był dzikiém, niesforném, szaloném dzieckiem, stawał się łagodnym i potulnym, skoro Eberhard tylko spojrzeniem wyrzut mu czynił!<br>
{{tab}}Zawsze gniewnie występujący przeciw rozporządzeniom staréj Urszuli albo Sandoka, równie zapalczywy aż do czerwoności, nieposkromiony, gdy nie mógł oburzenia swojego poprzeć słowami, w wyrażeniach i ruchach prawie szatańsko gwałtowny, tak, że piękne jego oczy dziko się iskrzyły, — podobny był do anioła, gdy spotkał upominający wzrok Eberharda! Nie potrzeba było ani wołać, ani karać go — skoro książę nań spojrzał, zaraz innym się stawał — zapominał o wszystkiém, o gniewie i oburzeniu, o dzikości i uporze, skoro na nim spoczęło oko Eberharda.<br>
{{tab}}Szczególne to dziecię podobne było do istoty mającéj dwie dusze — a książę często wstrząsał głową, gdy tylko co szatańsko rzucającego się Janka w sekundę późniéj widział wieszającego się mu u szyi i patrzącego nań pełnym miłości wzrokiem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_96" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/826"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/826|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/826{{!}}{{#if:96|96|Ξ}}]]|96}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Eberhard zwykle zabierał wtedy chłopca i przemawiał do niego upominającemi słowy, polecając, aby słuchał rozporządzeń staréj Urszuli i Sandoka, a Janek wtedy skłaniał głowę, na znak, że to co uczynił przykrość mu sprawiało.<br>
{{tab}}Często także znakami dawał księciu do zrozumienia, że ma słuszność, i przytaczał na to tyle dowodów, że często tém swojém poczuciem sprawiedliwości pobudzał księcia do śmiechu.<br>
{{tab}}Sceny podobne zwykle kończyły się tém, że Janek gwałtownemi uściskami albo też na piśmie mówił wujowi Eberhardowi:<br>
{{tab}}— O, jakże ja ciebie za to kocham! I raz przed kilku dniami do tego wyrażenia najgłębszych uczuć, na tabliczce, którą zawsze przy sobie nosił, dopisał:<br>
{{tab}}— Gdybym kiedyś mógł ciebie strzedz i nad tobą czuwać, wuju Eberhardzie, — gdybym tobie także nawzajem mógł kiedyś ocalić życie!<br>
{{tab}}Jakim sposobem zaledwie jedenasto-letni chłopiec mógł się zdobyć na takie myśli, na takie wyrażenia? Co się dziać musiało w jego duszy, że już umiała dawać takie dowody miłości i wdzięczności?<br>
{{tab}}Te słowa tak dalece zdziwiły, a zarazem rozczuliły Eberharda, że podniósł małego Janka i ucałował go — a chłopak jak niegdyś oparł głowę ma ramieniu księcia i małą miękką ręką igrał z jego pełną brodą.<br>
{{tab}}Łatwo pojąć, że książę, skoro nie był zajęty w swojéj pracowni, chętnie widział chłopca przy sobie; takim to sposobem przyszło do tego, że podczas gorącego jesiennego dnia chodził z nim po ogrodzie. Słońce tak paliło, iż należało spodziewać się burzy, a Eberhard i Janek szukali cienia gęste zarosłych drzew.<br>
{{tab}}Wtém zbliżył się murzyn i na srebrnéj tacy przyniósł tylko co nadeszłe z Monte-Vero wiadomości i rapporta.<br>
{{tab}}Niecierpliwie oczekujący ich książę przyjął je, otwo- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_97" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/827"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/827|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/827{{!}}{{#if:97|97|Ξ}}]]|97}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzył i zatopił się w rozmaitych doniesieniach swoich rządców, tak, iż nie uważał, że mały Janek pobiegł za przelatującą parą motylów i coraz bardziéj się od niego oddalał.<br>
{{tab}}Urszula zajęta była w pokojach, których Janek z nią mieszkał — Sandok, niezważając na biegającego w dali po łąkach chłopca, poszedł za księciem do werandy, a potém do pałacu, dla wysłuchania jego rozkazów.<br>
{{tab}}Listy musiały zawierać coś ważnego, bo Eberhard zaraz wszedł do swojéj pracowni i siadł przy biurku, z po nad którego spoglądał nań obraz księżniczki Krystyny, i stosownie odpowiadał na pytania swoich rządców.<br>
{{tab}}Janek biegał za szybszemi od niego motylami po pałających od słońca łąkach. Nie miał w ręku siatki, ani nawet słomianego kapelusza na głowie, którymby mógł schwytać pstrych zbiegów. Blond loki powiewały na jego głowie, która od upału pokryła się kroplami potu — ale nie zważał na to, że promienie słońca takim go żarem paliły, całą uwagę zwrócił na motylów.<br>
{{tab}}Wtém nagle zdało mu się, że tuż po za sobą słyszy czyjeś kroki — pomyślał o Sandoku albo Urszuli — ale nie, gdy się obejrzał, zdało mu się, że stoi przed nim obraz jakiegoś człowieka, którego jeszcze nigdy nie widział — krzyknął — wtedy zjawisko znikło, a Janek na głos się rozśmiał, i nie przerywał już sobie dalszego polowania.<br>
{{tab}}Lecz palące promienie słońca dziwnie działały na chłopca, bo w kilka minut późniéj zdało mu się znowu, że słyszy za sobą kroki, prędsze, gdy biegł, ustające, gdy stał spokojnie, słowem podobne do echa.<br>
{{tab}}Janek więc nie zważał dłużéj na te bez przerwy towarzyszące mu kroki, ale wtém postrzegł obok siebie cień, i gdy się obejrzał nieco przestraszony, stał znowu za nim obcy człowiek, którego pierwéj już był spostrzegł.<br>
{{tab}}Nieruchomy, rozszerzone oczy wpoił w nieznajomego, który go prześladował — człowiek ten był chudy, pod- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_98" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/828"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/828|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/828{{!}}{{#if:98|98|Ξ}}]]|98}}'''<nowiki>]</nowiki></span>starzały, miał twarz złowrogą, oczy groźne i siwą brodę — zdawało się, że miał w ręku palący się ogień, a cała jego postać była tak czatująca i chytra, rysy i krój twarzy tak odznaczające się i pełne wyrazu, że Janek w duszy pomyślał o słowie „lis.“<br>
{{tab}}Co to było, co chłopcu ten wyraz podyktowało i ten obraz przedstawiło? Co to było, co Janek w pośród jasnego światła słonecznego, ujrzał przed sobą w takiém ucieleśnieniu i z taką trwogą, że pobladł i struchlał?<br>
{{tab}}Istnieje dziwne podanie, głoszone w najrozmaitszych kształtach i mogące dać powód do szczególnych uwag — a mówimy tu o podaniu o sobowtórach!<br>
{{tab}}To co Janek w téj chwili nieprzyjaznéj dla jego duszy widział przed sobą, było zjawiskiem, wywołaném przez działanie słonecznych promieni na wcześnie rozwiniętą czaszkę chłopca.<br>
{{tab}}Niewielu dozwolono dociec prawdy, ukrytéj w tém zjawisku, przez chorobliwy stan duszy, przesadę i t. p. przeszłém w podanie.<br>
{{tab}}Atoli nierzadko trafia się, że za dziećmi, które z odkrytą głową narażają się na szkodliwy wpływ palącego słońca, a nawet za dorosłymi, ktoś chodzi; słyszą oni kroki tego niepojętego towarzysza, i oglądając się w koło, widzą własny swój obraz za sobą.<br>
{{tab}}Jest to dziwne odurzenie, niepojęty skutek działania promieni słońca na czaszkę.<br>
{{tab}}To prawdziwe spostrzeżenie wielokrotnie objaśniano.<br>
{{tab}}Utrzymywano, że ten, którego prześladował taki sobowtór, nie mógł się go już nigdy pozbyć — opowiadano nawet, że jego ukazanie się jest zwiastunem śmierci.<br>
{{tab}}Inni zauważali, że sobowtór nie zawsze jest cieniem tego, za którym chodzi, tak, że w téj udręczającéj postaci posłańca śmierci ukazują się dziwnie z nim złączone inne osoby.<br>
{{tab}}Janek nie umiał wyjaśnić sobie obcéj postaci, która wystąpiła przed jego oczami — przez kilka sekund nie był nawet w stanie poruszyć się — osłupiałe patrzał na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_99" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/829"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/829|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/829{{!}}{{#if:99|99|Ξ}}]]|99}}'''<nowiki>]</nowiki></span>człowieka, który za nim chodził, i teraz, podobnie jak on, stał spokojnie — nie śmiał prawie oddychać, tak okropne było to zjawisko.<br>
{{tab}}Jakim sposobem ten nieznajomy mógł się dostać do ogrodu?<br>
{{tab}}Albo miałżeby być upiorem?<br>
{{tab}}To dla wszystkich dzieci, a nawet dla Janka straszliwe słowo, co się za nim ucieleśniło, z taką siłą wstrząsnęło jego chorobliwie rozpaloną duszą, że się teraz nagle odwrócił, i uciekał od okropnego nieznajomego.<br>
{{tab}}Janek ruszył z miejsca — lotem ptaka przebiegł łąki — kroki ścigały go — biegł prędzéj — okropny szedł zawsze tuż za nim! Wołał o pomoc — nikogo nie było w pobliżu.<br>
{{tab}}Zaledwie oddychający chłopiec wpadł w aleę wiodącą do werandy — sobowtór szedł zanim tak blizko, że uciekający Janek co chwila myślał, iż go pochwyci.<br>
{{tab}}W oświetlonym słońcem parku odbywała się szalona gonitwa, tak okropna ucieczka, że obcy, którzy patrzali na Janka, brali go za waryata — włosy jego rozwiały się — twarz miał czerwoną — oczy mu wystąpiły z dołów, oddychając straszliwie chrypił.<br>
{{tab}}Nakoniec dopadł do kamiennych stopni, prowadzących do werandy.<br>
{{tab}}Z okropnym krzykiem wpadł na górę — słyszał za sobą i tutaj jeszcze goniącego kroki widma, sobowtóra!<br>
{{tab}}Nakoniec usłyszano w pałacu przeraźliwe wołanie Janka o pomoc.<br>
{{tab}}Urszula pośpieszyła z rękami rozpaczliwie w górę wzniesionemi — Sandok naprzeciw pędzącego niepowstrzymanie chłopca, jakby był przez potwora jakiego ścigany, wpadł przed wszystkimi do pracowni Eberharda.<br>
{{tab}}Ze zmienioną twarzą, gorączkowo i nienaturalnie pałającą, z drżącemi rękami, i bez tchu wpadł do księcia, który na widok swojego ulubieńca poskoczył przerażony.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_100" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/830"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/830|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/830{{!}}{{#if:100|100|Ξ}}]]|100}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Co to się stało — Janku — jak ty wyglądasz?<br>
{{tab}}Chłopak, gdy mu głosu brakowało, aby prędko rzecz wyjaśnić co go prześladowało, jeszcze raz krzyknął dziwnym nieoznaczonym tonem, który najlepiéj dowodził straszliwego w nim wzruszenia.<br>
{{tab}}Potém padając przed Eberhardem, pochwycił jego kolana i obejrzał się przerażony.<br>
{{tab}}— Co ci jest — czego się boisz?<br>
{{tab}}Janek wskazał palcem po za siebie, a mocno rozszerzone oczy jego, ponuro świecąc z bojaźni, obejrzały się ze strachem.<br>
{{tab}}Eberhard czuł, jak okropny strach go przejmował — wyrażenie szaleństwa jaśniało w twarzy i oczach chłopca.<br>
{{tab}}— Ty pałasz — ty jesteś chory — tu nie ma nikogo, oprócz twojego wuja Eberharda!<br>
{{tab}}Janek dał znak, że chce pisać; gdy go książę zaprowadził do stołu, drżącą ręką i z pośpiechem napisał wyraz: „Fursch“ (lis).<br>
{{tab}}Eberhard pytająco spoglądał to na stół, to na chłopca, nie mógł sobie wytłómaczyć tego wyrazu — co Janek chciał powiedzieć — co mu się stało?<br>
{{tab}}— Uspokój się moje dziecko i napisz mi, co cię przeraża! mówił dobrotliwie — wiedział, że tak łagodne słowa zawsze czarowny wpływ wywierały na wzburzony umysł chłopca.<br>
{{tab}}Teraz stało się co innego.<br>
{{tab}}— Jakiś człowiek jest za mną, napisał Janek — on mnie ściga — pędzi za mną!<br>
{{tab}}— Tu nie ma nikogo Janku, każę poszukać, czy kogo nie ma w parku!<br>
{{tab}}— Fursch — znowu napisał przestraszony chłopak.<br>
{{tab}}Eberhard przeląkł się, teraz dopiero przypomniał mu się ten złoczyńca, którego wydał na galery i którego się teraz domyślał — czy ten Fursch uciekł i zbliżył się do domu dla wywarcia zemsty? Czy on zagroził chłopcu i ścigał go?<br>
{{tab}}Ale późniéj Eberhard postrzegł gorączkowy rumieniec <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_101" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/831"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/831|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/831{{!}}{{#if:101|101|Ξ}}]]|101}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na obliczu drżącego Janka, i jak zawsze wszystko szybko dostrzegający i znający działania gorących promieni słońca, odgadł teraz, że chłopiec z odkrytą głową biegał po ogrodzie.<br>
{{tab}}Wystąpił obraz jakiś przed oczy chłopca, widziadło mózgowe — ono go ścigało i przestraszyło!<br>
{{tab}}Zaniósł Janka do jego pokoju, rozebrał przy pomocy płaczącéj Urszuli i położył w łóżko, a Sandok? posłał po lekarzy. Potém rozkazał przeszukać park jak najdokładniej.<br>
{{tab}}Nie znaleziono ani śladu obcego człowieka! było niepodobieństwo, aby ktoś niepostrzeżony mógł się tam dostać.<br>
{{tab}}Lecz jakże mógł wystąpić przed Jankiem obraz człowieka, którego nigdy nie widział? Jakim sposobem mogło-to być, że chłopiec nagle dowiedział się o nazwisku tego zbrodniarza — o nazwisku Fursch?<br>
{{tab}}I cóż innego mógł pomyślić?<br>
{{tab}}Że Janek był dzieckiem szczególniéj od natury uposażoném, to książę już miał częste sposobność zauważyć; że w duszy jego zachodziły rzeczy niepojęte, o tém wiedział, a ten wypadek był tak uderzający, rzadki i okropny, że Eberhard myślał o nim jak o nierozwiązanéj zagadce!<br>
{{tab}}Co miało znaczyć ukazanie się tego Furscha?<br>
{{tab}}Przybyli lekarze. Książę przystąpił z nimi do łóżka chłopca, który rozwartym wzrokiem na nich spojrzał.<br>
{{tab}}Wkrótce wyjaśniono sobie przyczynę chorobliwego stanu, a lekarze oświadczyli, że gdyby tajemniczy prześladowca, którego w takich wypadkach za zbawcę uważać należy, nie był chłopca przygnał do pałacu, ten za kilka minet byłby bez ratunku zgubiony, boby go promienie słońca zabiły.<br>
{{tab}}Teraz wszyscy zrobili księciu nadzieję, zalecili rodzaj pielęgnowania go i przepisali stosowne lekarstwa.<br>
{{tab}}Rzeczywiście tym sposobem wyjaśnił się stan rzeczy; lecz okoliczność, że Janek w swoim prześladowcy poznał człowieka i w dzikiém wzruszeniu wymienił, to jest na- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_102" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/832"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/832|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/832{{!}}{{#if:102|102|Ξ}}]]|102}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pisał nazwisko tego, którego nigdy nie widział, było to bez wątpienia zjawisko, nietylko wiele dające do myślenia, lecz nadto rzucające szczególne światło na niepojętą, tajemniczą zdolność duszy chłopca.<br>
{{tab}}Byłże to rodzaj przeczucia, które w chwili niebezpieczeństwa powstało w rozpalonym umyśle chłopca? przeczucia, jakiego często doznają szczególniéj nerwowe natury?<br>
{{tab}}Eberhard uspokoił się, gdy lekarze, uważając na działanie lekarstwa i chłodzących okładów, zapewnili go, że życiu małego ulubieńca nie zagraża żadne niebezpieczeństwo.<br>
{{tab}}Ucałował jeszcze bardzo niespokojnie śpiącego, i po cichu wyszedł z pokoju, poleciwszy płaczącéj Urszuli nadzór i troskliwość o chorego.<br>
{{tab}}Wiedział, że Janka wielce kochała, i gdy swoją obecnością uspokoił go, niesłyszany wyszedł z chłodnego, ocienionego, rozległego pokoju.<br>
{{tab}}Cały ten wypadek wywarł w pałacu tém większe wrażenie, że wszyscy chłopca lubili, a prócz tego wiadomo było, że książę kochał go całém sercem!<br>
{{tab}}Służba mówiła sobie, że dostojny i dobrotliwy pan, w tym chłopcu szuka wynagrodzenia za swoje utracone dziecię.<br>
{{tab}}Rzeczywiście takie było zdanie tylko sług. Bo kto znał duszę Eberharda, kto w ogóle pojmował miłość ojcowską, ten wiedział, że nic nie wynagrodzi, ani zastąpi utraconego dziecięcia.<br>
{{tab}}Serce Eberharda równie jeszcze gorąco bolało, i tęskniło niewypowiedzianie więcéj niż kiedykolwiek do nieszczęśliwéj córki — nie szukał więc i nie znalazł w małym Janku ani pociechy ani wynagrodzenia.<br>
{{tab}}Wiązała go jednak z chłopcem jego miłość i przychylność, tudzież myśl, że mały Janek był podrzutkiem i niemową.<br>
{{tab}}Eberhard kochał to dziecię — kochał jakby mocą jakiejś skrytéj potęgi, goręcéj i silniéj, aniżeli dotych- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_103" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/833"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/833|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/833{{!}}{{#if:103|103|Ξ}}]]|103}}'''<nowiki>]</nowiki></span>czas to sam sobie przyznawał. Dzisiaj dopiero uczuł to, gdy niebezpieczeństwo zagroziło jego małemu ulubieńcowi.<br>
{{tab}}Po południu nastała cisza, która po palącym, słonecznym żarze zapowiada burzę.<br>
{{tab}}Rzeczywiście panował upał zupełnie w późnéj jesieni niezwykły, a ziemia pragnęła orzeźwienia, wybawienia z arcy gorącego ognia.<br>
{{tab}}Gdy nadszedł wieczór, coraz bardziéj piętrzyły się ciemno siwe chmury, a wkrótce gorący wiatr i kurz zaczął wirować opadłe ni liściem drzew, i wszystkiém tém kręcąc podnosił w powietrze, a potém gnał przed sobą siwe, gęste tumany pyłu.<br>
{{tab}}Po pierwszym, bardzo hucznym grzmocie, spadły pojedyncze, wielkie krople deszczu.<br>
{{tab}}Ptaszęta na gałęziach zamilkły — w koło zapanowała posępna cisza, nastało żółtawo-siwe światło.<br>
{{tab}}Wtém na pędzących za sobą chmurach mignęło pierwsze wężykowate światło.<br>
{{tab}}Eberhard odłożywszy robotę, stał przy oknie swojego pokoju; chętnie lubiał być pobożnym widzem gwałtownego zjawiska — chętnie słuchał huku piorunów, śledził przebieg błyskawicy, i sam orzeźwiony, uważał z radością dobroczynne tego następstwa.<br>
{{tab}}Burza była nadzwyczaj gwałtowna. Cała natura wyglądała jak zrewoltowana, wzburzona — burza, chmury, huk i niebieskawe światło sprawiały straszna wrażenie.<br>
{{tab}}Coraz bliżéj uderzały pioruny, aż ziemia drżała, coraz jaśniéj i częściéj migały błyskawice i coraz gęściéj padał orzeźwiający deszcz na spiekłą ziemię.<br>
{{tab}}Eberhard obawiał się, aby grzmoty nie wywarły wstrząsającego, niekorzystnego wrażenia na wzruszoną duszę Janka — ale wszedłszy do jego pokoju, aby go zobaczyć jeszcze raz przed zapadnięciem nocy, przekonał się, że orzeźwiające powietrze, które teraz po ustaniu burzy wpadało przez otwarte okno, uspakajająco i dob- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_104" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/834"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/834|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/834{{!}}{{#if:104|104|Ξ}}]]|104}}'''<nowiki>]</nowiki></span>roczynnie działało na śpiącego chłopca — dusza jego w śnie szukała orzeźwienia i wzmocnienia.<br>
{{tab}}Eberhard ucałował policzki chłopca, potém wrócił do swoich pokojów, aby za nadejściem nocy, nie przeczuwając tego co nastąpić miało, udać się na spoczynek.<br>
{{tab}}Janek nagle przebudził się jakby z pół snu — nie ruszał się, jakby go zawsze jeszcze dręczyła i owładnęła trwoga — nie widział już przy sobie postaci obcego człowieka, ale wnet usłyszał w ogrodzie podsuwające się czyjeś kroki, które podchodziły pod okno jego zupełnie ciemnéj sypialni.<br>
{{tab}}Ciemne obłoki zasłaniały niebo, a liście drzew jeszcze bardziéj czyniły nieprzejrzanym pokój i widok na park.<br>
{{tab}}Ponieważ mały Janek spał mocno, więc stara Urszula zasnęła także w swoim wygodnym fotelu — i teraz taki ją sen zmorzył, że nie słyszała, jak się chłopak na pościeli ostrożnie i powoli podniósł — głowa jéj opadła na wysokie i miękko wysłane poręcze krzesła — złożone ręce opadły ciężko na jéj łono — powieki mocno zamknęła.<br>
{{tab}}Lekarz zalecił chłodne, powietrze, więc stara Urszula nie zamknęła jednego okna.<br>
{{tab}}Pomiędzy drzewami na dworze szumiało, ale nie zimny wiatr nocny poruszał gałęźmi, lecz wolny, korzenny przeciąg powietrza.<br>
{{tab}}Po burzy nie nastało wcale ostre powietrze, ale łagodna orzeźwiająca świeżość, wiejąca chłodno i mile. Jéj to zawdzięczał Janek, że jego oczy teraz już nie były tak strasznie rozwarte, że policzki nie tak się pałająco czerwieniły.<br>
{{tab}}To co go spotkało, wydawało mu się tylko marzeniem, i namyślać się musiał, aby przywołać sobie na pamięć postać i nazwisko nieznajomego.<br>
{{tab}}Zadrżał gdy sobie przypomniał co się stało — zupełnie się ocucił i był rzeźki.<br>
{{tab}}Mogło to być około północy.<br>
{{tab}}Gdy na innych ulicach i placach ogromnéj stolicy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_105" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/835"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/835|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/835{{!}}{{#if:105|105|Ξ}}]]|105}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Francyi jeszcze {{Korekta|ponowało|panowało}} życie, na ulicy Rivoli zaległa już głęboka cisza — domy znakomitych panów, w których przed chwilą, jeszcze paliły się i migotały światła, teraz już pogrążone były w ciemności i milczeniu.<br>
{{tab}}Chmury jeszcze wisiały czarne i ciężkie, tak że uliczne latarnie słabo tylko łagodziły wszędzie rozciągającą, się ciemność.<br>
{{tab}}Pałace przy ulicy Rivoli, wszystkie podobnie jak pałac księcia de Monte-Vero, wznosiły się na parkowych zakładach, które zupełnie oddzielały od siebie pojedyncze pałace, tak że zieloność drzew w tych przerwach sięgała aż do ulicy, przedzielona od niéj pełnemi gustu sztachetami lub kraciastym murem.<br>
{{tab}}W ogrodach było jeszcze ciemniéj niż na ulicy. Z liści drzew spadały na zarośla i trawę z szelestem liczne i ciężkie krople — liczne gałęzie deszczem zmoczone, trzeszcząc spadały na chodniki.<br>
{{tab}}Czy temu to szmerowi przysłuchywał się mały Janek?<br>
{{tab}}Siedział w pościeli — wzrokiem usiłował przebić w koło panującą ciemność.<br>
{{tab}}Wtedy zdało się chłopcu, że słyszy pod oknem wyraźnie przechodzące kroki — ktoś chodził między drzewami, stojącemi tuż przy pałacu i ogrodowych chodnikach. Może go znowu uwodziło chorobliwe wzruszenie?<br>
{{tab}}Rozróżnił także dwa głosy, które się cicho, bardzo cicho między sobą naradzały, a potém daléj odeszły.<br>
{{tab}}Byliż to dwaj słudzy, tak długo u księcia zatrudnieni, że dopiero teraz wracali do domu służbowego?<br>
{{tab}}Niepodobna! Ostrożne ich kroki nie oddalały się w kierunku tego domu leżącego w głębi ogrodu, lecz w kierunku obu stron pałacu.<br>
{{tab}}Janek czekając słuchał dosyć długo.<br>
{{tab}}Głośny jak dzwon ścienny zegar zapowiedział pierwszą godzinę poranną.<br>
{{tab}}Ten głośny dźwięk jednak nie obudził staréj Urszuli.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_106" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/836"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/836|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/836{{!}}{{#if:106|106|Ξ}}]]|106}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wtém Janek usłyszał na dworze coraz to silniejszy trzask.<br>
{{tab}}Cicho i ostrożnie wyjął jedną, nogę po drugiéj i stanął na kobiercu pokoju — nie słyszany uwolnił się z pościeli — po upływie kilku minut stanął obok śpiącéj — i przekonał się, że mocno zasypia.<br>
{{tab}}Znowu na dworze coś jak upiór przebiegło po pod oknami, teraz tylko prędzéj, śpieszniéj.<br>
{{tab}}Janek przesunął się cicho po podłodze i zbliżył do otwartego okna.<br>
{{tab}}Na dworze było zupełnie ciemno i łagodnie, ale tak ciemno, że chłopiec musiał się pierwéj przyzwyczaić do tak głębokiéj ciemności, aby się mógł przekonać kto się tam tu i owdzie krząta.<br>
{{tab}}Ostrożnie podniósł głowę do okna, tak aby z góry dojrzeć miejsca, z którego dochodził go kilka razy powtórzony szmer.<br>
{{tab}}Głowy stojących na dole ludzi nie sięgały aż do wysokości okna.<br>
{{tab}}Janek spostrzegł dwóch ludzi, cicho z sobą rozmawiających — uczuł gwałtowny przestrach, gdy postrzegł, że ich ręce iskrzyły się jak fosfor — i w jednym z nich poznał człowieka, który go dzisiaj ścigał, a którego nazwisko Eberhardowi wypisał.<br>
{{tab}}Niezdolny poruszyć się, spojrzał jak skamieniały na dwóch nieznajomych — co oni robią w parku?<br>
{{tab}}Lecz cóż to za blask tam przy werandzie — czy może tam jeszcze świece stoją?<br>
{{tab}}Trzeszczący szelest dał się słyszeć bliżéj i rozeszła się mocno gryząca woń.<br>
{{tab}}Ale Janek nie zważał na to — patrzał tylko na dwóch nieznajomych.<br>
{{tab}}Jeden oddalił się powoli jak cień, widocznie niósł w ręku jakieś naczynie, które przy werandzie wypróżnił.<br>
{{tab}}Prawie tuż przy werandzie była sypialnia Eberharda.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_107" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/837"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/837|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/837{{!}}{{#if:107|107|Ξ}}]]|107}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ten co pozostał, jeszcze przyglądał się pałacowi. Był to Fursch.<br>
{{tab}}Mały Janek drżąc chciał czémprędzéj cofnąć się od okna i obudzić starą Urszulę — lecz spojrzenie obrzydłego nieznajomego, który w dzień już wydał mu się tak okrutnym, teraz padło na niego.<br>
{{tab}}Fursch ujrzał w oknie chłopca, który śledził jego postępowanie — twarz jego zmieniła się ze wściekłości, ale z zadowoleniem spostrzegł, że dziecko jakby spojrzeniem jego przykute, ani się ruszyło — nie mógł tego dokładnie rozpoznać, i zdało mu się, iż się nie porusza, jak jaka nadziemska, cieniem otoczona postać.<br>
{{tab}}Janek pełny trwogi wpatrzył się w nieznajomego.<br>
{{tab}}Wtém błysło jasno z boku przy werandzie — blask padł na drzewa — w jednéj chwili zaczęło tak wszystko trzaskać od ognia, że chłopiec odwrócił się od Furscha i nie mogąc sobie wytłómaczyć tego nowego zjawiska, patrzał na wzrastający z każdą chwilą blask. Co się stało? Buchnął ku niemu gęsty dym i tak go gryzł w oczy, że na moment musiał zamknąć.<br>
{{tab}}Wtém ogień objął gałęzie drzew.<br>
{{tab}}Czyliż nikogo nie było blizko, nikogo na ulicy, któryby postrzegł płomienie?<br>
{{tab}}Janek — poznał, że przytrafiło się wielkie nieszczęście — ale był dzieckiem, nieradnym chłopcem, a do tego niemym.<br>
{{tab}}Przeraźliwy nieznajomy znikł.<br>
{{tab}}Gdyby, korzystając z chwili, w któréj Janek nań nie zważał, przystąpił bliżéj i wspiął się do okna?<br>
{{tab}}Dym pokrył już park i drzewa czarnemi chmurami, przez które od werandy przebijał się mętny blask.<br>
{{tab}}W téj chwili Janek obawiał się bardziéj okropnego nieznajomego, aniżeli płomieni — lecz późniéj zdało mu się nagle, że słyszy głos wuja Eberharda.<br>
{{tab}}Trzask wzrastał — pinele i świerki przy werandzie paliły się.<br>
{{tab}}We wnętrzu chłopca z męczeńską trwogą coś zawo- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_108" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/838"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/838|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/838{{!}}{{#if:108|108|Ξ}}]]|108}}'''<nowiki>]</nowiki></span>łało: „ogień!“ Usta jego poruszyły się, ale wybiegł z nich tylko bezsłowny głos — potém gdy się stara Urszula przebudziła, ale nie tak prędko opamiętać się mogła — bo tylko co marzyła, jak nakoniec przystępowała w kościele św. Pawła do ołtarza z Samuelem Bartelsem — rzucił się ku drzwiom prowadzącym na korytarz.<br>
{{tab}}Przejście to ciągnęło się około licznych pokojów, a potém aż do wejścia, którem się przybywało od strony werandy i obok drzwi zamykających sypialnię Eberharda.<br>
{{tab}}Gdy Janek otworzył drzwi swojego pokoju, uderzył go duszący dym, i na chwilę pozbawił tchu i przytomności — potém postrzegł, że cały korytarz, wejście i weranda są w płomieniach.<br>
{{tab}}Niepodobna opisać jak przeraźliwie krzyknął niemy chłopiec.<br>
{{tab}}Z razu nie mógł się ani ruszyć — potém cofnął się w tył wrzeszcząc — nagle coś wstrząsnęło jego ciałem, okropność chwili dodała mu siły — z krzyku przerażonego chłopca, można było wyrozumieć wyraz: „pomocy!“<br>
{{tab}}Czy pełen męczarni chwilowy przestrach miał mu powrócić to, co w niepojęty sposób podrzutek niegdyś utracił?<br>
{{tab}}Miałżeby Janek wrócić do doskonałości, a potém stać się pastwą płomieni?<br>
{{tab}}Był zgubiony, on i stara Urszula, która porwała się z krzykiem do szpiku przejmującym.<br>
{{tab}}Z sypialni nie było innego wyjścia, jak przez stojący w jasnym ogniu korytarz.<br>
{{tab}}W pośród okropnéj chwili ani Janek, ani Urszula nie pomyśleli o oknie.<br>
{{tab}}Ale chłopiec powziął inną myśl, która przebiegła po nim jak błyskawica — nie myślał o tém, aby miał dla siebie szukać zbawczéj drogi — lecz pamiętał o kochanym wuju Eberhardzie, który jak się zdawało, nic się nie domyślając spoczywał w swojéj sypiali, do ktôréj już chciwie liżące płomienie z groźną szybkością zbliżały się!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_109" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/839"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/839|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/839{{!}}{{#if:109|109|Ξ}}]]|109}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dym groził uduszeniem Janka.<br>
{{tab}}Z głośnym krzykiem, wyraźnie wymawiając wyraz „pomocy“ a potém „wuju Eberbardzie!“ wypadł w jednéj koszuli chłopiec i rzucił się w ogień — nie czuł, że jego małe nogi kaleczyły się, gdy biegł po rozżarzonych i poczernionych marmurowych płytach, że jego małe włosy sycząc spaliły się, a płomienie obejmowały jego członki — w jednéj chwili mimo dymu i ognia dostał się do drzwi prowadzących do pokojów Eberharda — wyrwał je — dzięki Bogu, nie były zamknięte — okropny zaduch napełnił pokój.<br>
{{tab}}Janek w śmiertelnéj trwodze wołał.<br>
{{tab}}Nie mógł już oddychać, zaledwie jeszcze trzymał się na nogach — płomienie za nim buchały i już niszczyły drzwi, któremi wpadł.<br>
{{tab}}Wtém rozległy się z zewnątrz pomięszane wołania śpieszących na pomoc, a także i Sandok przebudził się w poblizkim pokoju.<br>
{{tab}}Janek przekonał się, że Eberhard nie śpi w pierwszym pokoju, ale w przyległym.<br>
{{tab}}Miał jeszcze tyle siły, że nazwisko Eberharda wprawdzie niewyraźnie, ale tak głośno zawołał, że śpiący je usłyszał, otworzył drzwi sypialni, wyciągniętemi rękami macając, posunął się jeszcze kilka kroków naprzód, a potém padł wskazując czerwone płomienie.<br>
{{tab}}Eberhard poskoczył — nie poznał chłopca, który wpadł poczerniony i z głębokiego snu go przebudził.<br>
{{tab}}Lecz teraz dostrzegł niszczący ogień, bo czarny dym grubemi kłębami wpadał do jego pokoju.<br>
{{tab}}Zawsze przytomny i gotowy do czynu książę, przywdział czémprędzéj przy łóżku leżące ranne ubranie i szybko poskoczył do chłopca, który mu ocalił życie, a teraz omdlały, przejęty trwogą, dymem i boleścią, leżał na kobiercu.<br>
{{tab}}Podniósł go i wołając: „Janku!“ trzymał na ręku, obaczywszy, że chłopak poczerniony i pokaleczony.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_110" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/840"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/840|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/840{{!}}{{#if:110|110|Ξ}}]]|110}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Była to okropna chwila.<br>
{{tab}}Przed pałacem dał się słyszeć rozkazujący głos Marcina, a zarazem krzyki i wołania obcych.<br>
{{tab}}Sandok nadaremnie usiłował dostać się przez płomienie do swojego pana — nawet jego przestrachu pełne wołania zaledwie zdołały, przez dym i szum z trzaskiem coraz bardziéj szerzących się płomieni, dojść do Eberharda.<br>
{{tab}}Wtém ukazał się w oknie Marcin, któremu wysoka postawa dozwalała sięgać rękami prawie do szyb.<br>
{{tab}}— Panie Eberhardzie — tutaj, panie Eberhardzie! Obudź się pan, na miłość Boga — tędy droga, wchód i weranda w płomieniach!<br>
{{tab}}Książę szybko przystąpił do okna, otworzył je i zdziwionemu Marcinowi podał obumarłego chłopca.<br>
{{tab}}— On mi życie swoje poświęcił! zawołał, zanieś go przedewszystkiém w bezpieczne i spokojne miejsce, już sobie znajdę drogę!<br>
{{tab}}Marcin wziął trudnego do poznania chłopca — klątwa zamarła na jego ustach.<br>
{{tab}}— Janek chciał ratować! rzekł z miłością; okrył nagie dziecię płaszczem.<br>
{{tab}}Wtedy przypadły do pałacu księcia pierwsze sikawki i straż ogniowa.<br>
{{tab}}Sandok, gdy mu oświadczono, że książę czuwa, z niebezpieczeństwem życia przedarł się przez płomienie, i w popalonéj odzieży, stał z dala w parku, szukając pana wzrokiem.<br>
{{tab}}W pobliżu pałacu i drzew przy werandzie stojących, które się paliły szerząc niebezpieczeństwo, nikt pozostać nie mógł — ale już promienie wody zaczynały tłumić wszystko pustoszący ogień.<br>
{{tab}}Marcin powrócił i połączył się z przywódcą ogniowéj straży, wojsko też przybyło i zamknęło ulicę.<br>
{{tab}}Ogień z taką szybkością ogarnął stronę pałacu, w któréj znajdowała się weranda, że znaczne poczynił spustoszenia, a ugaszenie go wielkich wymagało usiłowań.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_111" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/841"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/841|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/841{{!}}{{#if:111|111|Ξ}}]]|111}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}To szybkie szerzenie się płomieni, tém było dziwniejsze, że korytarze i posadzka w werandzie i wchodzie były marmurowe. Wnet znaleziono rozwiązanie téj zagadki.<br>
{{tab}}Na częściach drewnianych i na murze, spalonych tylko i zwęglonych z jednego boku, a z drugiego ugaszonych, znaleziono niezaprzeczone ślady oliwy i smoły, obficie rozlanych dla podsycenia ognia.<br>
{{tab}}Podobne ślady znalazły się i na okolicznych drzewach.<br>
{{tab}}Płomienie jeszcze ciągle wznosiły się w górę.<br>
{{tab}}Eberhard znajdował się wewnątrz domu i ztamtąd rozporządzał ratunkiem.<br>
{{tab}}Nieustraszony, z zimną krwią stał w pośród płomieni jak nietknięty.<br>
{{tab}}Przerażeni i troskliwi o niego Marcin i Sandok, nadaremnie usiłowali skłonić księcia do opuszczenia palących się przestrzeni, sami zaś zagrożeni niebezpieczeństwem, ratowali kosztowności i papiery.<br>
{{tab}}Wtém nagle przypomniano sobie starą Urszulę.<br>
{{tab}}Szukano jéj — wołano — nadaremnie.<br>
{{tab}}Murzyn utrzymywał, że gdy jeszcze był w pałacu, słyszał przeraźliwy krzyk, ale sam zagrożony niebezpieczeństwem życia, w tém straszném zamieszaniu o wszystkiém zapomniał.<br>
{{tab}}Urszula zawsze jeszcze znajdowała się w palących się pokojach.<br>
{{tab}}Eberhard z zimną spokojnością opierający się ogniowi i usiłujący odebrać mu wszelkie pożywienie, gdy go także i sikawki tłumiły, zaledwie posłyszał nazwisko staréj Urszuli, zaraz się domyślił, że pozbawiona pomocy, osłabiona wiekiem i sztywna, musi się jeszcze znajdować w sypialni małego Janka.<br>
{{tab}}Bez namysłu więc i nie zważając na trwożliwe wołania daléj stojących, pośpieszył Eberhard przez dym i płomienie, przez gruzy i węgle, do tego pokoju.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_112" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/842"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/842|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/842{{!}}{{#if:112|112|Ξ}}]]|112}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Promienie sikawek ułatwiły bohaterowi tę drogę — ale mimo to zagrażało mu najstraszliwsze niebezpieczeństwo, bo przed nim i obok niego spadały belki i kawałki muru i mogły go sobą przywalić.<br>
{{tab}}Ale tu szło o ocalenie życia ludzkiego.<br>
{{tab}}Z gorączkowém wzruszeniem i wytężeniem wszyscy ścigali wzrokiem szlachetnego księcia, który raz ogarnięty żarem i dymem, odskoczył w tył — żar był silniejszy niż sądził.<br>
{{tab}}Z parku dochodziły go coraz wyraźniéj ostrzegające wołania i prośby — do okien z téj strony nie można już było zbliżyć się, bo stojące obok drzewa zwęgliły się i wywracały ze straszliwą gwałtownością, wszystko wyglądało jak żarzący się chaos.<br>
{{tab}}Wtém zdziwieni ujrzeli wysoką, wspaniałą postać księcia w pośród płomieni — niektórzy więcéj współczucia mający strażacy, usiłowali rzucić się za nim — nastała chwila dręczącego oczekiwania i wytężenia.<br>
{{tab}}Jeden z tych zuchów padł ugodzony rozżarzoną belką i zginął bez ratunku.<br>
{{tab}}Ale Eberhard, pomimo, iż ludzie utykali, śmiało szedł daléj.<br>
{{tab}}Można było słyszeć jego głośne wołania: „Urszulo!“, ale nadaremnie oczekiwano odpowiedzi.<br>
{{tab}}Wtém zdało się, że przed szlachetnym księciem płomienie coraz bardziéj ustępują, że znalazł drogę do sypialni małego Janka.<br>
{{tab}}Oblewająca go woda z sykiem padająca na rozżarzone massy, sprawiła, że chociaż w zwęglonéj i spalonéj odzieży, dostał się jednak do palącego się pokoju.<br>
{{tab}}Zdawało się, że prowadzi go i broni ręka boża.<br>
{{tab}}Eberhard znalazł starą Urszulę — ale uduszoną.<br>
{{tab}}Gdy Janek wyrwał drzwi, a płomienie nań uderzyły,, stara tak się przelękła i straciła przytomność, że blada i przerażona zaledwie krzyknąć mogła.<br>
{{tab}}Widziała jak powierzony jéj chłopiec, chory Janek, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_113" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/843"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/843|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/843{{!}}{{#if:113|113|Ξ}}]]|113}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzucił się w płomienie i znowu raptem odzyskała siły i pojęcie.<br>
{{tab}}Poskoczyła, chciała za nim śpieszyć, cofnąć go i chronić.<br>
{{tab}}Nadaremnie!<br>
{{tab}}Dym tak ją odurzył, że się zachwiała i w tył cofnęła.<br>
{{tab}}Jeszcze raz próbowała iść naprzód, zwłaszcza że z daleka ujrzała ratującego się Sandoka, który torował sobie drogę przez płomienie.<br>
{{tab}}Pokryta bolesnemi ranami, śmiertelną trwogą przejęta i odurzona dymem co sekunda silniejszym, cofnęła się napowrót do pokoju — upadła — nogi jéj drżące zaplątały się w odzież, którą w pośpiechu porozdzierała i po podłodze porozrzucała...<br>
{{tab}}Ale „ratunku — ratunku!“ wołała nieszczęśliwa i porywała się — chciała pośpieszyć do okna i skoczyć do ogrodu.<br>
{{tab}}Lecz i z téj strony uderzył ją okropny dym, i postrzegła, jak płomienie przebiegały z drzewa na drzewo, a palące się gałęzie drogę jéj tamowały.<br>
{{tab}}Stara Urszula czuła, że ją siły opuszczają, że zmysły traci.<br>
{{tab}}Znowu odskoczyła od okna w buchające płomienie, które się już do pokoju wciskały.<br>
{{tab}}W najokropniejszéj rozpaczy, w smiertelnéj trwodze biegała tu i owdzie.<br>
{{tab}}Paznogciami szarpała na sobie Ciało, a okropny żar co chwila wzrastał.<br>
{{tab}}Poczuła liżące płomienie na ciele.<br>
{{tab}}Nie nadchodziła żadna pomoc, żaden ratunek.<br>
{{tab}}Wtém litościwy, duszący dym nocą pokrył jéj zmysły, aby jéj ulżyć okropnéj wśród ognia śmierci. Padła jęcząc, straszliwie stękając — ale pożerające płomienie tak były okropne, iż pomimo odurzenia jeszcze okropniéj walczyła i wiła się — zaskrzypiało, zatrzeszczało...<br>
{{tab}}A wreszcie ucichło, okropnie ucichło w pokoju.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_114" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/844"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/844|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/844{{!}}{{#if:114|114|Ξ}}]]|114}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X05" />{{tab}}Tylko ogień jeszcze syczał i wściekał się.<br>
{{tab}}Zagłuchły serce rozdzierające krzyki.<br>
{{tab}}Gdy Eberhard, z narażeniem życia walcząc śmiało i nieustraszenie, wpadł do pokoju, znalazł starą Urszulę zwęgloną na spalonym kobiercu...<br>
{{tab}}Czerwono oświetlone rysy księcia przejęła głęboka boleść — i wtedy poczuł groźny gniew ku winnym tak straszliwéj zbrodni — gniew sprawiedliwy.<br>
{{tab}}W kilka godzin późniéj dopiero zdołano opanować ogień, który spustoszył pałac księcia de Monte-Vero, który mu w kosztownościach i skarbach zrządził nieobliczone straty, a który przedewszystkiém zabił starą Urszulę i pokaleczył jego ulubieńca Janka.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X05" />
<section begin="X06" />{{c|ROZDZIAŁ VI.|w=120%|po=8px}}
{{c|{{Rozstrzelony|Szpieg księci}}a.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Eberhard ze wzruszającą troskliwością pielęgnował chłopca, który poświęcając sam siebie bezwzględnie, ocalił mu życie.<br>
{{tab}}Jednak na delikatném ciele z powodu płomieni, odniósł niebezpieczniejsze rany niż z razu mniemano.<br>
{{tab}}Nietylko spaliły mu się na głowie piękne blond włosy, nietylko stracił rzęsy i powieki, ale czoło miał spalenizną pokryte, a boki od płomieni głęboko poranione.<br>
{{tab}}Przez kilka tygodni leżał zagrożony śmiercią.<br>
{{tab}}Eberhard nie szczędził mu środków pomocy i ulgi.<br>
{{tab}}Najzręczniejsi lekarze paryzcy, nawet Nelaton, lekarz cesarza Napoleona, usiłowali ulżyć boleściom dziecka i zadać mu lekarstwo, któreby działało nietylko na jego zewnętrzne rany, ale i na duszę, aby straszliwe {{pp|wstrzą|śnienia}}<section end="X06" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_115" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/845"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/845|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/845{{!}}{{#if:115|115|Ξ}}]]|115}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wstrzą|śnienia}}, których doznała, nie pozostawiły po sobie szkodliwych skutków.<br>
{{tab}}Ale temu grożącemu śmiercią wypadkowi towarzyszył cud.<br>
{{tab}}Eberhard nie mylił się.<br>
{{tab}}Janek w chwili śmiertelnéj trwogi i niewypowiedzianego przestrachu, odzyskał głos i mowę, które niegdyś dziwnym wypadkiem utracił.<br>
{{tab}}Słowa, które w gorączkowych fantazyach wymawiał, były jeszcze niewyraźne i niedokładne, lecz lekarze przyobiecywali wzruszonemu księciu, że jeżeli chłopiec pozostanie przy życiu, to nie będzie jak dotąd niemym, bo wprawa i dobry kierunek, wkrótce mowę jego uregulują.<br>
{{tab}}Zdrowie pomimo najwyszukańszéj troskliwości wracało bardzo powoli, ale Eberharda cieszyło już i to, że w ogólności torowało sobie drogę.<br>
{{tab}}Przeminął przeszło rok po nieszczęśliwym pożarze, a Janek tak dokładnie opisał księciu osoby dwóch nieznajomych, którzy byli w parku, iż ten nie mógł dłużej wątpić, że to byli dwaj zbrodniarze Fursch i Edward.<br>
{{tab}}Postanowił więc teraz gdy nadszedł czas, sam ich ukarać i uczynić nieszkodliwymi, bo się przekonał, że dla tych niebezpiecznych czeladników Schlewego, nie ma dosyć warownego i strasznego więzienia.<br>
{{tab}}Sandok jako zręczny i gorliwy szpieg księcia, wywiedział się, że baron miał z nimi stosunki.<br>
{{tab}}Murzyn zwykł był swoje z podziwienia godną przebiegłością nabyte wiadomości kommunikować Marcinowi, aby się z nim pierwéj naradzić, nim pana o rezultacie zawiadomi.<br>
{{tab}}Tak więc i teraz olbrzymi sternik i muskularny murzyn stali w parku zupełnie odnowionego pałacu przy ulicy Rivoli.<br>
{{tab}}Rozmawiali bardzo cicho, aby ich nikt nie usłyszał, a bardzo zapewne coś ważnego Sandok donosił, bo błyszczącemi oczyma tak przewracał, że ich białka widocznie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_116" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/846"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/846|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/846{{!}}{{#if:116|116|Ξ}}]]|116}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odbijały się od ciemnéj barwy jego szerokiéj i pełnéj twarzy.<br>
{{tab}}Wieczór mocnym cieniem okrył dwóch ludzi.<br>
{{tab}}— Sternik Marcin może mi wierzyć, mówił właśnie Sandok po portugalska, aby nikt nie rozumiał: Fursch i Edward są przebieglejsi, niż Marcin i Sandok razem!<br>
{{tab}}— Więc myślisz, że cię spostrzegli i poznali?<br>
{{tab}}— Sandok nie wie! Sandok przed trzema dniami widział Furscha i Edwarda w klasztorze przy ulicy świętego Antoniego, a wczoraj wieczorem już ich nie było!<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną! toś nie był przezorny murzynie: oba łajdaki widziały cię! Twój przeklęty czarny kolor wszędzie cię zdradza.<br>
{{tab}}— O, sterniku Marcinie, nie kląć, Sandok ostrożny jak murzyński szpieg!
Czarny kolor nie mógł nic zdradzić, bo Sandok miał płaszcz z wysokim kołnierzem!<br>
{{tab}}I murzyn zrobił pantominę, która miała pokazać sternikowi, jak wysoko kołnierz zasłaniał mu głowę.<br>
{{tab}}— Myślisz, że tych przeklętych łotrów znowu widziałeś u kulawego barona?<br>
{{tab}}— U kulawego massa, z oczami siwemi jak u kota! O, Sandok zna dobrze tego massę, nieprzyjaciela swojego massa! Żeby to było w Monte-Vero, albo w dalekiéj pustyni, gdzie Sandok urodził się, byłby wziął sztylet i ukarał!<br>
{{tab}}— Daj-no temu pokój, tuby ci taka samopomoc na złe wyjść mogła!<br>
{{tab}}I wszyscy trzéj szli do Bulońskiego lasku?<br>
{{tab}}— Szli po nocy do zamku hrabiny — o, Sandok zna zamek!<br>
{{tab}}— I mogłeś ich podsłuchać?<br>
{{tab}}— Nie ze wszystkiém Marcinie, tylko jedno słowo słyszałem! Fursch był ostrożny i przeszedł, ale Sandok wyprzedził go i schował się w krzaku, dając przejść wszystkim trzem obok. Mówili o zakonnicy i o dziewczynie! Sandok pomyślał o pięknéj córce massy i znowu słu- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_117" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/847"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/847|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/847{{!}}{{#if:117|117|Ξ}}]]|117}}'''<nowiki>]</nowiki></span>chał. Niemiecką, dziewczynę z mniszką wywieźli — o! już przed kilku miesiącami!<br>
{{tab}}— A nie mogłeś dosłyszeć, dokąd wywieźli?<br>
{{tab}}— Za granicę — do Hiszpanii — ale miejsce? murzyn gwałtownie ruszył ramionami — Sandok nie zrozumiał!<br>
{{tab}}— Tak to być musi — wszyscy czworo razem się znoszą — oni to zapewne ukryli gdzieś córkę pana Eberharda, której odnaleźć nie mogliśmy. Niech pioruny trzasną — Boże przebacz grzechy! Czyż te szelmy zawsze mają nas zwyciężać i okpiwać? Musimy koniecznie schwytać tego Furscha, a wtedy wszystko nam wyśpiewa!<br>
{{tab}}— O, sterniku Marcinie, nic z tego, nic! zawołał Sandok: oni postrzegli, że Sandok ich śledzi.<br>
{{tab}}Marcin mruknął kilka ostrych marynarskich słów.<br>
{{tab}}— Sandok pośpieszył na policyę, jak ci trzej byli w zamku, i z dwoma ludźmi podsunął się pod zamek.<br>
{{tab}}— Dla czegóż nie weszliście do zamku? Fursch i Edward są zbiegli galernicy i wszędzie można ich więzić!<br>
{{tab}}— O, massa z policyi nie chciał; powiedział: Sandok głupi, Sandok się omylił! jakby to galernicy mieli bywać u hrabiny?<br>
{{tab}}— Ona ma znakomitych stronników — prefekt nie śmiałby zamku obstawiać i rewidować — przeklęcie! mruczał Marcin grubym głosem.<br>
{{tab}}— Tak, tak — massa z policyi nie chciał. Ale gdy Sandok prosił i o księciu wspomniał, rozkazał massa, aby dwóch ludzi z nim poszło, zatrzymać Furscha i Edwarda, jak z zamku wyjdą!<br>
{{tab}}— No — i co?<br>
{{tab}}— Fursch i Edward nie powrócili z zamku, ani w nocy, ani w dzień!<br>
{{tab}}— Głupcy, nie obstawiliście wszystkich wyjść! Taki szelma jak Fursch, kiedy zwącha niebezpieczeństwo, nie wraca tędy którędy wszedł!<br>
{{tab}}— O, Sandok obstawił dwoje drzwi!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_118" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/848"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/848|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/848{{!}}{{#if:118|118|Ξ}}]]|118}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Więc umknęli trzeciemi, i znajdą, sobie inną, lisią jamę, gdzie będą, bezpieczniejsi niż w klasztorze przy ulicy św. Antoniego!<br>
{{tab}}— Już ich nie ma w klasztorze, Sandok wie o tém Marcinie, ale Sandok znajdzie ich ślad.<br>
{{tab}}— Trudno ci to przyjdzie, murzynie!... Najgłówniéj chodzi o to, aby się dowiedzieć, czyta niemiecka dziewczyna, którą, razem z zakonnicą sprzątnęli, nie jest córką pana Eberharda i gdzie ją umieszczono odpowiedział Marcin.<br>
{{tab}}— Sandok o tém pamiętał, i już wczoraj chciał o tém z mnichem pogadać!<br>
{{tab}}— Żebyś przynajmniéj nie był czarny, bo to każdego uderza w oczy i przeszkodę stanowi!<br>
{{tab}}— Nie przeszkodę! Czarne dobre w nocy, czarnego nikt nie widzi, kiedy ciemno, czarny może się podsuwać i w ciemności ukryć, sterniku Marcinie!<br>
{{tab}}— No, cóż tedy powiedział ci mnich?<br>
{{tab}}— Mnich długo nie chciał nic mówić! Mnich rozumny! Ale Sandok gadał i to i owo, aż nakoniec mnich wspomniał coś o dwóch mniszkach!<br>
{{tab}}— O dwóch mniszkach? Zdaje mi się, że jesteś na fałszywej drodze!<br>
{{tab}}— Nie na fałszywej, Marcinie, na prawdziwéj! Przed kilku miesiącami zagraniczny mnich zabrał dwie dziewczyny: jedna była zbiegła z hiszpańskiego klasztoru, a druga była nowa i młoda.<br>
{{tab}}— Jakże chcesz przekonać się o możności tego? Czy myślisz, że z mnicha można tak łatwo wydobyć należyte zeznanie? Sami może nie wiedzą, co to za jedna była ta niemiecka dziewczyna?<br>
{{tab}}— Od mnicha żadnéj wiadomości — to od hrabiny wiadomość.<br>
{{tab}}— Czy myślisz, że ona cię w swoim pałacu przyjmie i udzieli ci wiadomości w przyjaznych słowach, tobie, murzynowi księcia de Monte-Vero? głośno śmiejąc się mówił Marcin.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_119" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/849"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/849|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/849{{!}}{{#if:119|119|Ξ}}]]|119}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Więc massa zażąda wiadomości od hrabiny!<br>
{{tab}}— Głupstwa prawisz! Pan Eberhard nigdy w życiu nie przestąpi progów jéj pałacu, a co główniejsza, hrabina nie da mu żadnéj odpowiedzi.<br>
{{tab}}— Massa zmusi ją do odpowiedzi!<br>
{{tab}}— Jeżeli nie możesz dać lepszéj rady Sandoku, to na nic się nie przydała cała twoja praca. Pan Eberhard gardzi hrabiną i nie będzie jéj zmuszał do udzielenia mu {{Korekta|wiamości|wiadomości}}, ani też jéj groził! Oto, gdybyś mu mógł Furscha dostawić, to prędzéj dałoby się o tém pomówić.<br>
{{tab}}— Sandok słyszał od Marcina, że massa może hrabinę zgubić i wtrącić do więzienia.<br>
{{tab}}— To prawda, bo przeszło sto razy przeciw niemu zgrzeszyła — ale pan Eberhard za wysoko stoi, aby takich środków używał.<br>
{{tab}}— O, fałszywa to litość — dla hrabiny wszystkie środki są dobre!<br>
{{tab}}— Zgadzam się z tobą, ale to od nas nie zależy, tylko od pana Eberharda, który myśli inaczéj.<br>
{{tab}}— Ale aby nakoniec odzyskać piękną córkę?<br>
{{tab}}— Gdybyśmy nawet byli pewni, że hrabina wie o miejscu pobytu córki Eberharda, nie przystanie on na to, aby ją zmusić do wyznania — ona zaprze się wszystkiego.<br>
{{tab}}Sandok myślał przez chwilę — na jego czarnéj twarzy ukazał się jakiś projekt, który się odbił w jego rysach pełną radości nadzieją, tak, iż z pomiędzy grubych ust jego zabłysły białe szeregi zębów.<br>
{{tab}}— O, massa nie będzie się użalał na złego szpiega. Sandok jutro wszystko będzie wiedział!<br>
{{tab}}— Robisz djabelsko wesołą minę?<br>
{{tab}}— Bardzo wesołą, Sandok znalazł drogę!<br>
{{tab}}— Powiedz jaką!<br>
{{tab}}— Nie dzisiaj, jutro! Sternik Marcin nie będzie się śmiał szyderczo. Szpieg księcia spełni swoją powinność!<br>
{{tab}}— To coś tajemniczego — powiedzże mi choć cokolwiek Sandoku, nie zdradzę cię!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_120" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/850"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/850|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/850{{!}}{{#if:120|120|Ξ}}]]|120}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Murzyn uśmiechnął się chytrze.<br>
{{tab}}— Jeżeli massa nie znajdzie drogi do hrabiny, to ją Sandok znajdzie!<br>
{{tab}}— Jakto! chcesz się dostać do zamku Angoulème? Nie czyń tego, mógłbyś rozgniewać pana Eberharda!<br>
{{tab}}— Innéj drogi nie ma, Marcinie — a massa nie dowie się, że Sandok był w zamku, ani hrabina także!<br>
{{tab}}— Obaczymy. Byłeś zawsze djabelnie zręcznym szpiegiem, jak każdy czarny, umiesz się schylać i gładko jak wąż wleźć w każdą dziurę, nieprzystępną dla innych dzieci ziemi, pokażże raz swoją sztukę, murzynie! powiedział Marcin: dowiedź raz co umiesz. Przez całe życie nazywać cię będę bratem, jak kocham Najświętszą Pannę, jeżeli ci się uda znaleźć ślad zatraconéj!<br>
{{tab}}— Marcin może już zawczasu nazywać Sandoka bratem, piękna córka massy jest tak dobrze jak znaleziona!<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną! Musisz chyba mieć przeklęcie dobry i wiele obiecujący pomysł, kiedy jesteś tak pewien siebie — ale zaczekam, aż obaczę jak się sprawisz. W nocy na twojém miejscu pozostanę w pałacu.<br>
{{tab}}— Ale nie zdradzić, massa nie powinien się domyślać!<br>
{{tab}}— Chcesz panu Eberhardowi zrobić niespodziankę? Zgoda! Już się ściemnia — adio Sandoku!<br>
{{tab}}Murzyn poufnie kiwnął głową sternikowi, i gdy Marcin szepcąc sobie coś pod nosem, odszedł do pałacu, pobiegł do mieszkania służby położonego w głębi ogrodu, aby się wsunąć do izby, w któréj miał swoją liberyę i inne mienie.<br>
{{tab}}Otworzył, małą, ciemną izbę, wszedł jakby w jasny dzień, śmiało przystąpił do wielkiéj skrzyni, bawił się szklanemi kulami i innemi ulubionemi rzeczami, które tu przechowywał; wydobył ciemny, złożony płaszcz, rozwinął go i zarzucił na siebie, zakrywając nim błękitną, srebrem wyszywaną liberyę.<br>
{{tab}}Wziął przytém ciemny, szeroko-skrzydły kalabryjski kapelusz, obejrzał go na wszystkie strony, obmacał i wsadził na głowę tak, że twarz mocno nim zasłonił.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_121" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/851"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/851|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/851{{!}}{{#if:121|121|Ξ}}]]|121}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O, teraz Sandoka już nikt nie pozna! poszepnął uśmiechając się zadowolony; potém szybko wyskoczył z izby, którą za sobą zamknął i niepostrzeżony wyszedł z domu.<br>
{{tab}}Na dworze przypatrywał się swojemu cieniowi przy świetle księżyca, i był kontent z siebie, a pochyliwszy się śpieszył zręcznie pomiędzy drzewami ku wyjściu z ogrodu.<br>
{{tab}}W kilka minut późniéj był na ulicy.<br>
{{tab}}Widocznie, co nie jest tak łatwo, znał dobrze położenie téj części miasta Paryża, bo bez namysłu zwrócił się w okolicę, w której leży lasek Buloński.<br>
{{tab}}Szybko jak cień przesuwał się przez ulice, w których jego osłoniona postać nikogo nie uderzała, bo było wiele innych podobnych i tłok był wielki.<br>
{{tab}}Przebył place i mosty, prędko przekonawszy się że idzie drogą właściwą. Skręcał na rogach ulic i szedł daléj a daléj.<br>
{{tab}}Droga, którą Sandok przebywał, musiała być daleka, bo minęło prawie dwie godziny, nim dostał się na drogę cel jego stanowiącą.<br>
{{tab}}Była to wspaniała noc letnia.<br>
{{tab}}Księżyc jasno świecił, i gdy większa część ludzi z upodobaniem wpatrywała się w tego wiernego towarzysza ziemi, Sandok miał właśnie téj nocy powód do złorzeczenia jego blaskowi.<br>
{{tab}}Ale nic mu to nie pomogło: ten niekosztowny świecznik nocy z zasianego gwiazdami firmamentu łagodnie przypatrywał się ziemskiemu przemijającemu życiu.<br>
{{tab}}Murzyn obok licznych ogrodów przecudnych willi, w których fontanny wyrzucały w powietrze, błyszczące przy księżycu krople wody, klomby kwiatów rozsiewały zapach, a pomiędzy pomarańczowemi drzewami na balkonach błyszczały gościnne lampy, około których pozgromadzali się mieszkańcy.<br>
{{tab}}Nakoniec Sandok przybył do kraty, dzielącéj park zamku Angoulème od drogi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_122" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/852"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/852|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/852{{!}}{{#if:122|122|Ξ}}]]|122}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Na chwilę zatrzymał się i nadsłuchując niepostrzeżony, skierował wzrok swój na zamek.<br>
{{tab}}W wysokich oknach arkadowych biło jasne światło — w pośród zieleni w parku, ciągnącego się daleko po za zamkiem, błyskały lampiony i kolorowe światła.<br>
{{tab}}Hrabina Ponińska, jak prawie co wieczór, przyjmowała licznych znakomitych gości. Wiodła ona ich coraz głębiéj w przepaść grzechu — uśmiechając się — swawoląc — ułudnie rozmawiając i nęcąc pięknemi postaciami swoich nieporównanie czarownych i miłych bajader.<br>
{{tab}}Sandok powiedział sobie, że w téj chwili właśnie w salonie odbywa zachwycające przedstawienie dla upojonych gości.<br>
{{tab}}Przeszedł wjazd obok marmurowych lwów, bo tutaj nie czuł się bezpiecznym.<br>
{{tab}}Sandok słusznie domyślał się, że pieszo przybywający byłby nietylko z niedowierzaniem przyjęty, tam gdzie najparadniejsze ekwipaże tylko pod wchodową kolumnadę zajeżdżały, lecz że każdego bez wyjątku tu przy wjeździe nieznacznie kontrolowano.<br>
{{tab}}Przeszedł więc obok lwów po pod kratą, tak daleko, aby go nikt nie postrzegł, a rzuciwszy spojrzenie na obie strony drogi, przekonał się, że w téj nocnéj godzinie zupełnie była pusta.<br>
{{tab}}Teraz dopiero z kocią zręcznością przebył kratę i za chwilę stanął w parku hrabiny Ponińskiéj.<br>
{{tab}}Miał złe zamiary.<br>
{{tab}}Z daleka widział przechadzające się po otwartych miejscach pary, ale nieliczne — to mu sprzyjało.<br>
{{tab}}Sandok niepostrzeżony w cieniu drzew, ostrożnie podsunął się do klombów i świeczników.<br>
{{tab}}Gdzie niegdzie świegotał i gruchał w altanie ukrytéj groty jeden ze znakomitych panów, a na to odpowiadał mu stłumiony powabny śmiech — a także tuż obok murzyna chowającego się pod cień starego kasztana przeciskały się miłością upojone pary.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_123" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/853"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/853|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/853{{!}}{{#if:123|123|Ξ}}]]|123}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Sandok nie zważał na nic — miał tylko na oku terras, obok którego znajdowało się wązkie, małe wejście do zamku — chciał z niego skorzystać, bo zawsze o tym czasie było otwarte.<br>
{{tab}}Nikogo nie uderzało, że się zbliżył do terrasu, bo z zadowoleniem widział, że kilku panów podobnie jak on było okrytych płaszczami i kapeluszami. Należało mu tylko unikać spotkania z hrabiną, lub baronem, bo ci za bardzo łatwo mogliby go poznać — murzyn księcia de Monte-Vero nie był im obcy.<br>
{{tab}}Ale zdawało się, że Leona musi być w salonie.<br>
{{tab}}Może ta wspólniczka szatana napawała się znowu swojemi tryumfami.<br>
{{tab}}Sandok przeszedł przez plac rozwidniony księżycem i pachnący, na terras, potém prędko i niepostrzeżenie skręcił ku wejściu, które obok pnących się roślin, prowadziło do zamku.<br>
{{tab}}Drzwi były otwarte — może to było potrzebne dla służby.<br>
{{tab}}Na korytarzu świeciło się.<br>
{{tab}}Murzyn wszedł tam, trzymając prawą rękę na sztylecie, który miał w kurcie — postanowił śmiało spotkać się ze wszelkiém niebezpieczeństwem.<br>
{{tab}}Tu w suterenach, nie znał wnętrza pałacu Angoulème, ale spodziewał się, że z tego korytarza, chwilowo zupełnie opustoszałego, dostanie się do pokojów hrabiny.<br>
{{tab}}Nieustraszonemu, odważnemu, szczęście się uśmiecha.<br>
{{tab}}Sandok skręciwszy obok ściany, ujrzał przed sobą schody.<br>
{{tab}}Natychmiast wszedł na nie.<br>
{{tab}}Na korytarzach górnych także było jasno.<br>
{{tab}}Gdy wszedł na wysokość schodów i nie wiedział dokąd się ma dalej udać, posłyszał głosy i kroki.<br>
{{tab}}Byli to lokaje, poznał po ich rozmowie.<br>
{{tab}}Musieliby go spostrzedz, gdyby z przyległego korytarza przeszli na ten, w którym się znajdował.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_124" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/854"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/854|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/854{{!}}{{#if:124|124|Ξ}}]]|124}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Murzyn mimowolnie skurczył się — jego czarna twarz głęboko kalabryjskim kapeluszem ocieniona, przybrała rys złowrogi.<br>
{{tab}}Szukał drogi wyjścia, rady.<br>
{{tab}}Po obu stronach korytarza znajdowały się drzwi.<br>
{{tab}}Sandok nacisnął klamkę tych, które były najbliżej na prawo.<br>
{{tab}}Były zamknięte.<br>
{{tab}}Zgrzytnął zębami.<br>
{{tab}}Szybko przebiegł po kobiercu ku drzwiom leżącym na lewo.<br>
{{tab}}Ustąpiły pod naciskiem — w pokoju, do którego wpadł, nie znalazł nikogo — był to pokój lekko oświetlony — dostatnio urządzony, jak buduar bogatéj, zmysłowej kobiety.<br>
{{tab}}Prędko zamknął drzwi za sobą.<br>
{{tab}}Wielki był czas po temu, bo gdy bez ruchu i słuchając stał, dwaj lokaje weszli na korytarz zmierzając ku schodom, na których dopiero co się znajdował.<br>
{{tab}}Stał tam bez ruchu, ale naprzód pochylony, jakby na czatach.<br>
{{tab}}Sandok poznał buduar hrabiny i przy przyćmioném świetle nizko przykręconych lamp, w jego końcu, tam gdzie się znajdowało wysokie arkadowe okno z ciężkiemi, haftowanemi firankami, postrzegł biurko Leony, w którém niezawodnie listy swoje chowała.<br>
{{tab}}Te listy Sandok chciał posiadać — spodziewał się, że książę wyczyta w nich wiadomość o pobycie swojéj córki.<br>
{{tab}}Gdyby w téj chwili hrabina weszła do buduaru i ujrzała przed sobą murzyna...<br>
{{tab}}Sandok uśmiechnął się — prawie upoiło go przekonacie o zwycięztwie — był w pokoju Leony, właśnie w tym, do którego dostać się postanowił.<br>
{{tab}}To mu dodało odwagi.<br>
{{tab}}Cicho i ostrożnie chodził po kobiercu, który głuszył jego kroki.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_125" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/855"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/855|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/855{{!}}{{#if:125|125|Ξ}}]]|125}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wtém gdy wyszedł na środek pokoju, posłyszał czyjeś głosy — rozmawiano — byli to, jak murzyn zaraź poznał, jakiś {{Korekta|męzczyzna|mężczyzna}} i dama.<br>
{{tab}}Sandok na lewo i prawo od siebie obaczył portyery — słuchał — za leżącą po prawéj stronie był drugi pokój, w którym rozmawiano.<br>
{{tab}}Przytłumiony ton głosów przekonał go, że za portyerą są jeszcze drzwi dzielące pokój od buduaru.<br>
{{tab}}Należało działać szybko i stanowczo.<br>
{{tab}}Skndok podszedł obok portyery do biurka — w jednéj szufladce tkwił śliczny, mały kluczyk.<br>
{{tab}}Jakkolwiek zdawała się pomyślną ta okoliczność jednak bardzo pognębiające działała na murzyna o wszystkiém pamiętającego, na tego roztropnego szpiega księcia.<br>
{{tab}}Powiedział sobie, że taka kobieta jak hrabina, nie zostawiłaby kluczyka w szufladzie, w któréj przechowuje swoje tajemnice i ważną korrespondencyę, a dla hrabiny ważne były listy, których Sandok szukał, tak ważne i kosztowne, jak żadne precyoza.<br>
{{tab}}Mimo to przystąpił bliżéj.<br>
{{tab}}Bez drżenia, pewną i lekką ręką otworzył biurko.<br>
{{tab}}Szukając, błyszczącemi oczami wodził po szufladach — ale znalazł tu złote łańcuchy, tam drogie kanie... o co mu {{Korekta|wale|wcale}} nie chodziło.<br>
{{tab}}Szukał on innych kosztowności, na pozór nic nie wartych.<br>
{{tab}}Nakoniec po cichu wyciągnął szkatułkę, w któréj znalazł pisma.<br>
{{tab}}Ale to były weksle i inne podobne rewersa i rachunki — ani listu, ani żadnego dokumentu nie znalazł.<br>
{{tab}}Murzyn zgrzytnął zębami. Tryumf znikł z jego czarnéj twarzy i ustąpił miejsca gniewowi.<br>
{{tab}}Hrabina Ważne papiery przechowywała w skrytém miejscu.<br>
{{tab}}Przewracał oczami i szukając wodził niemi po całym pokoju.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_126" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/856"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/856|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/856{{!}}{{#if:126|126|Ξ}}]]|126}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wtém promień nadziei zabłysł nagle na jego twarzy. Po cichym wprawdzie lecz dla delikatnego jego słuchu wyraźnym śmiechu, który się w téj chwili rozległ w przyległym pokoju, poznał hrabinę — i rzeczywiście Leona bardzo gorliwie rozmawiała z jakimś panem.<br>
{{tab}}Sandok starannie zamknął szuflady biurka i ukrył się za portyerą, aby słuchać — sądził, że z téj rozmowy skorzysta.<br>
{{tab}}Skoro już zaszedł tak daleko, nie powstrzymywała go ta nawet okoliczność, że hrabina może nagle otworzyć drzwi i ujrzeć go przed sobą — przytém powiedział sobie, że usłyszy, kiedy hrabina pożegna tego pana i zechce wejść do swojego buduaru.<br>
{{tab}}Podniósł portyerę i przyłożył ucho do drzwi przedzielających go od hrabiny.<br>
{{tab}}Słyszał jak hrabina mówiła:<br>
{{tab}}— Żadnych pochwał między nami, panie baronie, sądzę, że od dawna dobrze się znamy! Z tych słów okazuje się, że oboje nie jesteśmy młodzi, a razem z młodością, mój kochany znikł najpiękniejszy powab! Nie, nie, musimy inny środek obmyślić, a właśnie jestem na najlepszéj drodze osiągnięcia go!<br>
{{tab}}— Pani hrabina wspomniałaś kiedyś o liście, rzekł poufny Leony, w którym Sandok poznał barona von Schlewe: czy dotyczę on tego środka, czy córki znienawidzonego?<br>
{{tab}}— Tak jest, baronie, dotyczę téj, która ciężko czuje twoje zręczne rozporządzenia!<br>
{{tab}}— Ja tylko udzieliłem błogich rad!<br>
{{tab}}— Błogich rad! zaśmiała się hrabina — teraz, mój drogi, za kilka tygodni otrzymamy wiadomość o śmierci!<br>
{{tab}}— Z klasztoru w Burgosie?<br>
{{tab}}— Zgadłeś! Pobożny Józef pisze mi w tym liście!<br>
{{tab}}— Zapewne pani palisz takie listy? przerwał baron Leonie.<br>
{{tab}}— Przechowuję je w tak dobrém miejscu, iż pan <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_127" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/857"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/857|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/857{{!}}{{#if:127|127|Ξ}}]]|127}}'''<nowiki>]</nowiki></span>możesz być spokojny... pod poduszkami mojego wezgłowia!<br>
{{tab}}— Godne zazdrości listy! szepnął von Schlewe.<br>
{{tab}}— Pobożny Józef donosi mi, że ta dziewczyna jest bardzo cierpiąca, i że za kilka tygodni muszę się przygotować do przyjęcia wiadomości o jéj śmierci!<br>
{{tab}}— I żadnéj łzy w pięknych pani oczach?<br>
{{tab}}Hrabina udała, że nie słyszy tego pytania barona.<br>
{{tab}}— Ten pobożny Józef podoba mi się — równie jest punktualny jak usłużny! mówiła daléj.<br>
{{tab}}— I ja lubię takich ludzi — można się nimi posługiwać!<br>
{{tab}}— O, panu zawdzięczam dwóch, nam oddanych, na których śmiało liczyć możemy!<br>
{{tab}}— Jeżeli nie zawsze wszystko się im udaje, jednak zawdzięczamy im bardzo ważne usługi! przypomniał von Schlewe.<br>
{{tab}}— Niewątpliwie, ludzi pańskich nie chcę bynajmniéj poniżać pochwałą, jaką oddaję owemu mnichowi!<br>
{{tab}}— Sądzę, że łaskawa hrabina dotąd jeszcze przebaczyć im nie możesz, że wypadek zeszłoroczny przy ulicy Rivoli, skończył się na mniejszém niż mniemano!<br>
{{tab}}Oboje rozmawiający widocznie przekonani byli, że są bezpieczni i że ich nikt nie słyszy.<br>
{{tab}}— Obmyśliłeś baronie tak wyborny plan, iż zawsze winnam ci wdzięczność, za zręczne kierownictwo!<br>
{{tab}}— Zasługiwałbym na wdzięczność pani hrabino, wtedy tylko, gdyby nakoniec znienawidzony był zginął! Lecz on należy do rzędu ludzi, których pozbyć się nie tak łatwo, sądzę, że dosyć mamy na to dowodów!<br>
{{tab}}— I jego godzina wybije, baronie! Tymczasem bądźmy zadowoleni!<br>
{{tab}}— Ostrożnie, moja droga, książę ma wszędzie swoich szpiegów, a między nimi, jak mi dzisiaj doniósł Fursch, ma się odznaczać czarny murzyn Eberharda!<br>
{{tab}}— Nie boję go się!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_128" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/858"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/858|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/858{{!}}{{#if:128|128|Ξ}}]]|128}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Fursch poprzysiągł mu śmierć, od czasu jak ten Sandok wpadł na jego ślad — dwaj wiadomi ludzie musieli opuścić klasztor, bo się w nim nie czuli bezpiecznymi.<br>
{{tab}}— I gdzie się teraz znajdują?<br>
{{tab}}Baron wymienił jakąś ulicę i nazwisko, ale Sandok nie mógł ich dosłyszeć, choć przytknął ucho do dziurki od klucza.<br>
{{tab}}— Fursch utrzymuje, że poznał murzyna idącego tutaj; radzę zatém, łaskawa pani, mieć się bardzo na ostrożności — dodał von Schlewe.<br>
{{tab}}— Bądź spokojny, baronie!<br>
{{tab}}— Wiem, że pani zawsze przebywasz sama w swoich pokojach!<br>
{{tab}}— Więc pan mniemasz, że czarny...<br>
{{tab}}— Nic nie będzie dziwnego, jeżeli znajdzie drogę do wybadania wszelkich tajemnic!<br>
{{tab}}— Nie obawiaj się tego, baronie; książę de Monte-Vero nigdy nie zezwoli i nie dopuści tego rodzaju rzeczy, znam go!<br>
{{tab}}— O tém jestem przekonany, poczytuję sobie za obowiązek przypomnieć pani możliwość. Wszystkiego obawiać się należy, i zawsze mieć na baczności! Od pani do służby, zawsze przecięż prędko dostać się można?<br>
{{tab}}— Są wszędzie dróty od dzwonków i — znasz mnie baronie — bardzo ładny rewolwer leży zawsze obok moich poduszek, w fazie potrzeby umiem go użyć!<br>
{{tab}}— To mnie uspakaja, dostojna pani! Bardzo jestem pani przychylny, bardzo o nią troskliwy!<br>
{{tab}}— Bardzo dziękuję, baronie! Jestem strudzona — przebacz, że odchodzę do swoich pokojów; zalecam ci, abyś raczył spojrzeć jeszcze raz na zachwycającą Ewę, nim wrócisz do Paryża!<br>
{{tab}}— Nowe zjawisko w twoich salonach.<br>
{{tab}}— Najpiękniejsza ze wszystkich! chwaliła hrabina.<br>
{{tab}}— Niechże mi będzie wolno podziwiać dobroć pani! Oby najłagodniejszy sen towarzyszył pani na miękkich <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_129" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/859"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/859|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/859{{!}}{{#if:129|129|Ξ}}]]|129}}'''<nowiki>]</nowiki></span>poduszkach i czarował cię najpiękniejszemu marzeniami! poszepnął baron i ukłonił się, niosąc rękę Leony do ust Swoich?<br>
{{tab}}Sandok odskoczył ode drzwi.<br>
{{tab}}Posłyszał szelest jedwabnéj sukni w przyległym pokoju.<br>
{{tab}}Prędko i gładko jak wąż przesunął się po kobiercu buduaru, ku firankom przy oknach; były szerokie, ciężkie i fałdziste.<br>
{{tab}}Nie namyślając się wskoczył za nie i lekką ręką tak uporządkował ich fałdy, że niczyje oko nie mogło domyślać się za niemi ukrytego człowieka.<br>
{{tab}}Miejsce było dobrze obrane — z téj kryjówki Sandok mógł nietylko przejrzeć cały buduar, lecz także jeżeli hrabina zasunie ciężkie zasłony sypialni, zajrzeć i tam chociaż tylko z jednéj strony.<br>
{{tab}}Murzyn wstrzymał oddech, bo otworzono drzwi przyległego pokoju i czyjaś ręka odsunęła portyerę.<br>
{{tab}}Była to pokojówka hrabiny, czarującą ładna dziewczyna, która w lewéj ręce niosła ciężki, kilkoramienny lichtarz złocony, a prawą otworzyła portyerę, aby wpuścić panią.<br>
{{tab}}Leona miała na sobie białą powłóczystą suknię i na niéj okrycie — weszła do buduaru jak królowa — jéj wysoka, bujna, dumna postać była imponująca, pełna zimna twarz zawsze jeszcze piękna, bo przy czarnych gustownie ułożonych włosach, blade jéj rysy interesująco wyglądały.<br>
{{tab}}Pokojówka postawiła lichtarz na marmurowym stoliku.<br>
{{tab}}Z wielkich alabastrowych czar, które trzymały anioły, wychodziły cudne zapachy, bo w nich leżały kwiaty i spadały gałęzie i liście.<br>
{{tab}}Na stołach daléj przy ottomance stały owoce, a pokojówka nalała w kieliszek szumiącego wina, i lichtarz ścienny rozjaśniła.<br>
{{tab}}Hrabina zbliżyła się do okna — zasłony, których {{Korekta|edna|jedna}} strona zakrywała murzyna, otwierały wolny widok <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_130" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/860"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/860|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/860{{!}}{{#if:130|130|Ξ}}]]|130}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na ogród zamkowy, pokryty głębokim nocnym spokojem, gdy na dole w salonie, jeszcze się odbywały ucieszne orgie.<br>
{{tab}}Ale już podjeżdżały karety, zabierające znakomitych panów.<br>
{{tab}}Gdyby Leona jeszcze krok daléj postąpiła, byłaby może zasłonę daléj podsunęła, aby się dostać do wysokiego arkadowego okna, a Sandok byłby może nie uszedł jéj wzroku — pochylił się w tył.<br>
{{tab}}Lecz hrabina nie przystąpiła bliżéj.<br>
{{tab}}— Franciszko, rzekła do pokojówki, otwórz sypialnię!<br>
{{tab}}Ładna dziewczyna zamknęła drzwi przyległych pokojów i od korytarza i drobną ręką rozsunęła portyerę tak długo zasłaniającą obficie umeblowaną sypialnię.<br>
{{tab}}Franciszka postawiła świecznik na stole w téj przestrzeni i zapaliła lampę, która się paliła blizko łóżka hrabiny jedwabnemi firankami otoczonego, tuż obok filaru, który u spodu wyglądał jak stolik.<br>
{{tab}}Poczém odeszła do buduaru.<br>
{{tab}}Leona usiadła na krześle, stojącém przed wysokiém zwierciadłem w buduarze.<br>
{{tab}}Sandok z ukrycia śledził każde jéj poruszenie.<br>
{{tab}}Franciszka ostrożnie wprawną ręką wyjęła kwiaty z jéj czarnych włosów i rozwiązała je — potém zdjęła koronkowe okrycie z ramion pięknéj pani, która teraz podziwiać mogła w lustrze pulchną wspaniałość swojego łona i szyi.<br>
{{tab}}W téj chwili na dole podjechały pierwsze powozy aż pod dach nad filarami i w kilka minut oddaliły się ze swoimi panami.<br>
{{tab}}Leona wstała, powiedziawszy pokojówce jaką ma przygotować na jutro toaletę.<br>
{{tab}}Franciszka wprawnie rozpuściła sznurówkę pulchnej hrabiny — która opadła.<br>
{{tab}}Murzyn z cienia firanki spojrzał na śnieżyste łono, które pięknością kształtów przechodziło wszystko, co dotąd jego oko kiedykolwiek widziało.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_131" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/861"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/861|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/861{{!}}{{#if:131|131|Ξ}}]]|131}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Rzeczywiście postać pięknych kreolek i murzynek miała pod względem pulchności podobieństwo z objawionemi teraz jego wzrokowi cudami, bo te kobiety posiadają plastyczne wykończenie godnéj podziwu pełności; ale tu żywy marmur promieniał ku niemu wspaniałemi, białemi kształtami rzadkiéj piękności.<br>
{{tab}}Gdy Franciszka klękła przed Leoną, ta podniosła swą powłóczystą suknię tak, iż mocno zawsze zakryte, wspaniale kształtne jéj nogi, w białych jedwabnych mocno przystających pończochach i delikatnych atłasowych trzewikach, zupełnie były widne.<br>
{{tab}}Czatującemu murzynowi nastręczył się chwilowo tak powabny widok, jakiego dotąd nigdy jeszcze nie dożył.<br>
{{tab}}Gdy murzynki i niewolnice w Brazylii zawsze pulchne nogi noszą nie zakryte i każdemu widzieć je dozwalają, podobnie jak mężczyźni, tu odkryto mu coś, co tak długo i ostrożnie zakryte było.<br>
{{tab}}A to właśnie miało największy powab.<br>
{{tab}}Prócz tego czarne i miedziane członki, nasuwające się tam pod oczy, mało miały powabu dla murzyna; tu przeciwnie odkryły się przed nim białą, delikatne kształty, cudowne przeciwności podwyższających barw, pulchne wykończenia.<br>
{{tab}}Sandok zatém błyszczącemi oczami śledził każdy ruch hrabiny i pokojówki.<br>
{{tab}}Franciszka rozwiązała złote sznurki czarnych atłasowych bócików, zamykających je aż po kostki — potém śmiało podniosła suknię jeszcze wyżéj i rozwiązała kosztowne, bogato haftowane podwiązki hrabiny.<br>
{{tab}}Przyniosła z sypialni ładne, czerwone pantofelki Leony; zdjąwszy bóciki, włożyła te pantofle na jéj nogi.<br>
{{tab}}Potém podniosła się, poodpinała haftki i prosiła hrabiny, aby wyszła z białéj jak śnieg sukni, która na dywan upadła.<br>
{{tab}}Leona uczyniła to.<br>
{{tab}}Pokojówka położyła suknię na krześle i wróciła zno- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_132" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/862"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/862|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/862{{!}}{{#if:132|132|Ξ}}]]|132}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w do pani, stojacéj tylko w krótkich, kosztownie haftowanych białych spódnicach.<br>
{{tab}}Przyniosła lekkie, ranne ubranie hrabiny: bogato haftowane, wygodne, różowawe okrycie.<br>
{{tab}}Potrzymawszy je pani tak usłużnie, że Leona potrzebowała tylko w otwory włożyć pulchnie piękne, pełne, okrągłe ramiona, rozwiązała ostatnie jedwabne, białe spódnice, które opadły na ziemię.<br>
{{tab}}Hrabina wyszła z pomiędzy nich na kobierzec — różowa szata przezroczyście osłaniała jéj wykończone kształty.<br>
{{tab}}Franciszka uporządkowała suknie i schowała je — potém zapytała, czy Leona nie ma jeszcze czegokolwiek do rozkazania, a gdy ta odpowiedziała że nie, znikła przez sypialnię, z drzwi prowadzących do garderoby.<br>
{{tab}}Hrabina i Sandok pozostali sami w buduarze.<br>
{{tab}}Leona nie domyślała się, że po za firanką u okna czatuje szpieg księcia de Monte-Vero.<br>
{{tab}}Widziała się na drodze do celu swojego życia — dopięła wszystkiego czego sobie życzyła.<br>
{{tab}}— U nóg moich leżycie! wyzionęła, w przekonaniu o swojéj potędze — mojéj woli służycie wszyscy! bo umiem panować nad wami głupcy!<br>
{{tab}}Czarując zmysły wasze, robię was moimi poddanymi, poniżam was! Po całym świecie niech powieje tchnienie grzechu, wszyscy mają mi uledz, wszyscy mi służyć!<br>
{{tab}}Dumny książę, który myślisz, że mi się oprzesz! I ty mi się dostaniesz, i ciebie mam w swojéj władzy! Czyś jeszcze nie uczuł mojéj potęgi, nadaremnie poświęcając wszystko dla odzyskania twojego dziecka, które ci pokazałam w kajdanach, a którego obraz cię ściga? Czyli na prawdę nie poznałeś, że to Leona uprzedziła cię i dziewczynę w swoją moc dostała, kiedyś ty wszystko poświęcił, aby ją odzyskać?<br>
{{tab}}Szukaj! Rozsyłaj sobie szpiegów, dumny, gardzący mną książę! Nauczysz się mnie obawiać, kiedy mnie kochać nie możesz, a zgubić mnie nie wzdragasz się! Powi- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_133" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/863"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/863|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/863{{!}}{{#if:133|133|Ξ}}]]|133}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nieneś mnie nienawidzieć, bo obojętną dla ciebie może być każda inna kobieta, ale nie hrabina Ponińską!<br>
{{tab}}Czy kochasz awanturniczego, dziwnego człowieka? Wyznaj Leono, jesteś sama z sobą, — czy kochasz go, kiedyś go oszukała i do jego zguby, do śmierci dążyła? Czy boisz się samej siebie, próżna, chciwa władzy kobieto, wyznaj? Czy kochasz go, kiedy to jedyny człowiek, który ci się wiecznie opiera?<br>
{{tab}}Ale czy to tylko nienawiść i sama nienawiść duszę twoją, tak niepokonanie napełnia?<br>
{{tab}}I możesz jeszcze wątpić? Miłość? Stań tu przed lustrem i spojrzyj sobie w oczy, kiedy mówisz o miłości. Stań tu i zbadaj siebie! Musisz zginąć ze wstydu i pogardy, jeżeli nie nienawiść, jedynie niewygasłą nienawiść czujesz w sobie!<br>
{{tab}}Kto był w stąpię nastawić na niego morderców, kto mógł jego dziecię poświęcić śmierci, ten może także miłość zamienić w nienawiść! To mówiąc oblicze Leony przybrało przerażający wyraz.<br>
{{tab}}— To baron zwerbował morderców, tyś się tylko na nich zgodziła, to baron podsycał nienawiść i wzbudzał w tobie zazdrość względem jego dziecka — które było także twojém! Więc, skoroś się zgodziła, skoro byłaś w stanie, w dzikiéj namiętności dziewczynie zagrozić sztyletem, tedy napełniała cię prawdziwa nienawiść, zimna, wyrachowana nienawiść! I ty śmiesz jeszcze wątpić?<br>
{{tab}}Ona umiera! kości są rzucone! Czeka cię niezmierne bogactwo, które ci nada jeszcze większą potęgę i panowanie! Ona umiera! A on znajdzie tylko jéj zimnego trupa!<br>
{{tab}}Upadł nakoniec człowiek, ale nie Bóg, kiedy mu jego dziecię w łańcuchach pokazałam...<br>
{{tab}}Zblednie i zesztywnieje, kiedy zimném i martwém znajdzie!<br>
{{tab}}Pierwéj śladu jego nie wykryjesz, pierwéj go nie obaczysz, książę de Monte-Vero.<br>
{{tab}}Może ten widok wywrze skutek, do którego dotąd na- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_134" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/864"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/864|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/864{{!}}{{#if:134|134|Ξ}}]]|134}}'''<nowiki>]</nowiki></span>daremnie dążyłam — może cię tam żal pokona, bo widziałam, że jesteś śmiertelny!<br>
{{tab}}Poczujesz rękę hrabiny Ponińskiéj!<br>
{{tab}}Już północ... myśli moje bujają jak wieżaste, dzikie bałwany morskie, skoro wspomnę o tobie! Wnętrze moje wzdyma się, skoro je napełniasz. Kto taką nienawiść nosi w sobie, ten nie prędzéj spocznie, aż znienawidzonego ujrzy i bez życia u nóg swoich leżącego!<br>
{{tab}}Tak, ciebie, chociaż jako trupa, widzieć u nóg moich leżącego, oto namiętne życzenie!<br>
{{tab}}Leona nie spocznie — Leona jest rodzoną córką męża, któremu cały świat do nóg upadł — ona po nim cokolwiek odziedziczyła! Ona panować pragnie, panować bądź co bądź!<br>
{{tab}}A ty, który sądzisz, że się jéj oprzeć zdołasz, ty, który jéj litość dajesz do poznania, litość co ją jeszcze srożéj oburza — przedewszystkiém musisz być zgnębiony, przedewszystkiém musisz uczuć jéj potęgę; uczułeś już ją i poznałeś, ale to było tylko przygotowanie, przygrywka! Teraz zaczyna się dramat, a najpierwsza zginie twoja córka!...<br>
{{tab}}Sandok słyszał każdy wyraz téj rozmowy saméj z sobą, która mu wszelką wątpliwość odjęła. Hrabina zamierzała zgubić córkę jego pana, byt wielki czas, aby się dowiedział; o miejscu jéj pobytu, aby można było jeszcze przeszkodzić téj okropności.<br>
{{tab}}Ale i co do barona Sandok został objaśniony — on to był niegodziwym doradcą, zręcznym kierownikiem wszelkich zamachów — on to. Był owym czołgającym się szatanem, który na straszną karę zasługiwał.<br>
{{tab}}Leona widząc się samą, przystąpiła do części ściany — znajdującej się naprzeciw zwierciadła.<br>
{{tab}}Zbliżyła się do podłużnego obrazu olejnego, który przedstawiał piękny hiszpański krajobraz — po drugiéj stronie wisiał inny obraz przedstawiający nadbrzeżną norwezką okolicę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_135" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/865"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/865|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/865{{!}}{{#if:135|135|Ξ}}]]|135}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nikt się nie mógł domyślać, że te obrazy miały jeszcze inny cel, jak przyjemność dla oka, chociaż znawcę ludzi możeby to uderzyło, iż takiéj jak Leona kobiecie, w buduarze jéj, w którym daléj wisiała zachwycająca Leda z łabędziem, mogły smakować dwa wprawdzie pięknie malowane, ale za to nic nie znaczące krajobrazy.<br>
{{tab}}Sandok śledzący każde poruszenie hrabiny, widział, że przystąpiwszy do jednego obrazu, dotknęła sprężyny, i że obraz otworzył się jak małe drzwiczki.<br>
{{tab}}Tam znajdowała się tajemna kryjówka.<br>
{{tab}}Leona wyjęła z niéj ładną srebrną skrzyneczkę i znowu obraz zamknęła.<br>
{{tab}}Murzyn musiałby był długo szukać, nimby tam znalazł tajemną korrespondencyę — musiałby zburzyć cały pokój, aby dostać to, co mu teraz sama hrabina przystępnym uczyniła.<br>
{{tab}}Postawiła skrzyneczkę na filarze, tuż przy jéj poduszkach stojącym.<br>
{{tab}}Potém wróciła do buduaru, przyćmiła ścienne lichtarze i wyjęła kluczyk z biurka.<br>
{{tab}}Różowe poranne okrycie opadło dopiero, gdy stanęła na kobiercu w swojéj sypialni i światło w świecznikach zagasiła.<br>
{{tab}}Tylko lampa rzucała połysk blady, łagodny, przez czerwonawy dzwon, na białe jedwabne poduszki i ciężkie zasłony.<br>
{{tab}}Leona weszła na oszyte koronkami łoże — piękne, odkryte członki schowała w śnieżnéj pościeli.<br>
{{tab}}Podobna do pięknéj Wenery, zanurzającéj się w białéj pianie fal, znikła jéj cudna postać w jedwabiu i koronkach.<br>
{{tab}}Sandok przyznać musiał, że nie liczył na takie rozkosze — ale nie odmówił sobie, przy takiém rozbudzeniu ciekawości i rozgrzaniu południowej krwi, śledzenia wielkiemi oczyma każdego ruchu pięknéj kobiety.<br>
{{tab}}Teraz gdy swoje kształty ukryła w pościeli, całą uwagę zwrócił na skrzyneczkę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_136" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/866"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/866|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/866{{!}}{{#if:136|136|Ξ}}]]|136}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zdawało się, że Leona zapomniała ukryć ją pod poduszkami, pod głowę, albo uważała, iż można ją bezpiecznie zostawić u stop filaru.<br>
{{tab}}W pokojach panowała głęboka cisza — nic nie przeszkadzało spoczynkowi, któremu się teraz hrabina oddać miała.<br>
{{tab}}Móc była ciemna — gośćie odjechali, bajadery zamku Angoulème odeszły do swoich pokojów — nawet służba już widocznie zasypiała, bo najmniejszego szmeru nie było słychać ani w sali, ani w innych przejściach.<br>
{{tab}}Oczy Sandoka teraz bez przeszkody przejrzały łóżko hrabiny i wszystko co je otaczało, ona zaś sama, nie domyślając się, że szpieg księdza był tak blizko, leżała we śnie pogrążona.<br>
{{tab}}Głowa murzyna ukazała się z po za firanki — wyciągnął ją — miał jeszcze wiele do wyśledzenia.<br>
{{tab}}Obok skrzyneczki, tuż przy poduszkach hrabiny, leżał mały, ozdobny, kosztownie wykładany rewolwer — nad poduszkami zaś, tak, że Leona bez trudu dosięgnąć mogła, wisiała taśma od dzwonka ze złotą rączką.<br>
{{tab}}Sandok myślał, że Leona już zasnęła, gdy nagle ostrzeżona pierwszém marzeniem, wydobyła z pościeli pięknie ukształtowaną, pulchną, białą rękę i położyła na skrzyneczce.<br>
{{tab}}Na tak szczególne poruszenie, oczy murzyna jasno zabłysły — ale miał nadzieję, że tylko przypadek tak nieprzychylnie dla niego skierował rękę zasypiającéj i że ją zaraz znowu w pościeli ukryje.<br>
{{tab}}Czekał na to ze wzrastającą niecierpliwością — nie — poruszona spokojność, zapanowanie nad sobą czatującego murzyna, gdy czuwa nad ofiarą i czeka stosownéj chwili, to godne podziwiania.<br>
{{tab}}Sandok dobrą godzinę stał bez ruchu.<br>
{{tab}}Lecz teraz zobaczył, że hrabina trzymając rękę n« skrzyneczce zasnęła — poznał to po cichymi, regularnym jéj oddechu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_137" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/867"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/867|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/867{{!}}{{#if:137|137|Ξ}}]]|137}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nadeszła stanowcza chwila.<br>
{{tab}}Dłużéj wahać się nie mógł. Musiał odważyć się na wydarcie śpiącej tego klejnotu, jéj ręką strzeżonego. Był to krok tak śmiały, że nie odważyłby się nań nikt inny prócz murzyna.<br>
{{tab}}Ale Sandok powiedział sobie, że jeżeli nie przyniesie swojemu panu wiadomości, gdzie uwięziona piękna jego córka, wszystko przepadnie. Wszak słyszał, że za kilka tygodni ma nadejść wiadomość o jéj śmierci, że zatém córce księcia grozi niebezpieczeństwo życia.<br>
{{tab}}Żaden namysł, żadna zwłoka nie uchodziły.<br>
{{tab}}Murzyn wysunął się z po za firanki, tak długo jego ciało zasłaniającéj — gorąco mu się zrobiło. Cichutko, powoli, krok za krokiem, z wyciągniętą głową, któréj krótkie, kręcone włosy wśród ciemnéj nocy jaśniały, bo blask lampy z sypialni padał na niego, zbliżył się do progu.<br>
{{tab}}Wśród nocnéj ciszy, w czyhającéj postawie, wyglądał jak okropne widmo. Białka jego oczu podwyższały zgrozę wrażenia, jakie już sama jego szeroka, czarna twarz wywierała.<br>
{{tab}}W jego ręku błyszczał mocno wyostrzony nóż, który otworzył.<br>
{{tab}}Czy aby pochwycić skrzyneczkę, chciał zamordować hrabinę i jéj czerwoną krwią napoić śnieżną pościel?<br>
{{tab}}Sandok nie był narzędziem Leony ani barona — był tylko szpiegiem księcia.<br>
{{tab}}Nie przyszedł tu krwią plamić rąk swoich; ale ratować piękną a nieszczęśliwą córkę swojego massy.<br>
{{tab}}Jeżeli się jednak hrabina przebudzi — jeżeli uniepodobni mu nabycie listów... to krew Sandoka nie będzie tyle spokojna, iżby ślepo i dziko nie {{Korekta|dopowadziła|doprowadziła}} go do bezprawia, które mógłby życiem przypłacić.<br>
{{tab}}Murzyn nie myślał o tém.<br>
{{tab}}Musiał się śpieszyć i szybko korzystać z czasu.<br>
{{tab}}Cicho i niesłyszany przestąpił przez próg sypialni.<br>
{{tab}}Leona spała mocno.<br>
{{tab}}Sandok spojrzał jéj w twarz, oczy miała zamknięte.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_138" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/868"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/868|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/868{{!}}{{#if:138|138|Ξ}}]]|138}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Łono hrabiny biło regularnie, koronki na pościeli wznosiły się i opadały, a tak były przezroczyste, że murzyn pulchną jéj piękność widział jak pod welonem.<br>
{{tab}}Była to chwila tamującego oddech niebezpieczeństwa — czatujący murzyn tuż przed śpiącą Leoną.<br>
{{tab}}Doszedł do filaru.<br>
{{tab}}Jego czarna błyszcząca ręka zbliżyła się do małego rewolweru — ostrożnie odsunął go z marmurowéj podstawy. Ale zabrać pragnął tylko listy, więc rewolwer położył pod złoconém łóżkiem, tak, aby go Leona nie zaraz znalazła i dostać mogła. Potém po cichu rozsunąwszy daléj zasłonę, stanął w głowach łóżka i próbował ręką sięgnąć po taśmę od dzwonka.<br>
{{tab}}Trzeba było sprawić się ostrożnie, aby przez mimowolne poruszenie taśmy dzwonek nie zabrzęczał.<br>
{{tab}}Sandok wyciągnął się o ile mógł i ostrym nożem przeciął jedwabny sznurek, tak że ręka hrabiny nadaremnieby po niego sięgać musiała.<br>
{{tab}}Uśmiechnął się.<br>
{{tab}}Udały mu się przygotowania, teraz śmieléj mógł przystąpić do dzieła.<br>
{{tab}}Gdy od głów łóżka chciał się znowu cofnąć i zbliżyć do filaru, na chwilę zapomniał dotąd zachowywanéj ostrożności.<br>
{{tab}}Dotknął rogu poduszki, jedwab zasłony zaszeleściał — i Leona otworzyła oczy.<br>
{{tab}}Murzyn stał przed nią — czatujący — z wyszczerzonemi zębami.<br>
{{tab}}Przebudzonéj z ciężkiego snu hrabinie, gdy ujrzała murzyna przed sobą, zdało się, że daléj marzy.<br>
{{tab}}Leżała, niezdolna poruszyć się.<br>
{{tab}}Osłupiałe wpatrywała się w murzyna, który pod jéj wzrokiem również przez chwilę zapomniał o poruszeniu, do którego już czarną rękę wyciągnął.<br>
{{tab}}Przez krótką chwilę oboje tak pokonani byli tém co się działo i co widzieli, że byli jak przykuci.<br>
{{tab}}Ale Sandok pierwszy oprzytomniał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_139" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/869"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/869|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/869{{!}}{{#if:139|139|Ξ}}]]|139}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Śmiało pochwycił za skrzyneczkę.<br>
{{tab}}Od razu pochwycił schowane w niéj listy, i nim Leona zebrała jasne myśli i coś postanowiła, on wetknąwszy listy do kieszeni płaszcza, już był w buduarze.<br>
{{tab}}Hrabina poznawszy szpiega księcia de Monte-Vero, sięgła po rewolwer, aby murzynowi przeciąć odwrót.<br>
{{tab}}Wściekły krzyk wybiegł z jéj ust.<br>
{{tab}}Rewolwer znikł, a przecięż jak zawsze położyła go przy skrzyneczce, teraz pozbawionéj tego co w sobie zawierała.<br>
{{tab}}Sięgła po sznurek od dzwonka, aby gwałtowną wrzawą niepodobném uczynić murzynowi wyjście z zamku.<br>
{{tab}}Ale sięgała nadaremnie.<br>
{{tab}}Spojrzeniem przekonała się, że szpieg księcia oszukał ją.<br>
{{tab}}Sandok już wyszedł z buduaru.<br>
{{tab}}Rozgniewana, wyskoczyła z pościeli.<br>
{{tab}}Szybko okryła się ranném okryciem — sama chciała przeszkodzić ucieczce murzyna.<br>
{{tab}}Leona liczyła, że Sandok udał się przez główne drzwi, i zwoławszy służące, pośpieszyła ku wyjściu.<br>
{{tab}}Wtém usłyszała, że murzyn zbiega po schodach, prowadzących do małej tylnéj furtki.<br>
{{tab}}Wściekle krzyknęła.<br>
{{tab}}Sandok znał tę niezamkniętą drogę.<br>
{{tab}}Gdy przybiegli słudzy, zręczny murzyn ze swoim łupem już był w cieniu parku, przez który uciekał z szaloną szybkością.<br>
{{tab}}Hrabina nie mogąc się tak prędko uspokoić, rozesłała ludzi we wszystkich kierunkach, aby schwytali szpiega księcia i przyprowadzili go napowrót do zamku Angoulème.<br>
{{tab}}Nadaremnie.<br>
{{tab}}Murzyn Sandok był chytry i zwinny jak węgórz, kiedy chodziło o ujście przed ścigającymi.<br>
{{tab}}Pędził więc jak wiatr.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_140" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/870"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/870|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/870{{!}}{{#if:140|140|Ξ}}]]|140}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Noc jeszcze była gdy wpadł do pałacu księcia.<br>
{{tab}}Marcin zaprowadził go natychmiast do sypialni Eberharda, który pełny oczekiwania wyglądał wiadomości, jaką mu murzyn przyniesie.<br>
{{tab}}Ten tryumfująco trzymał pakiet listów w czarnéj ręce i położył je na kobiercu obok łóżka księcia.<br>
{{tab}}Po upływie kilku chwil Eberhard dosyć się dowiedział z listów Józefa, i natychmiast wyskoczył z pościeli.<br>
{{tab}}Nie było czasu wypytywać murzyna, jak i kiedy doszedł do posiadania tych listów — chodziło o to, aby nie stracić ani sekundy, bo postawione było na kartę życie ludzkie, życie księciu de Monte-Vero równie drogie jak własne.<br>
{{tab}}Rozkazał natychmiast aby czuwano we wszystkich bramach Paryża, iżby żaden posłaniec barona ani hrabiny przed nim na żadną drogę żelazną nie mógł pośpieszyć.<br>
{{tab}}Było to wprawdzie niełatwe zadanie, lecz książę miał liczną i na wszystko gotową służbę, która już w kilka minut wyruszyła w różnych kierunkach, aby w domach poborców rogatkowych spełnić rozkaz Eberharda.<br>
{{tab}}Marcin miał najważniejsze stanowisko na stacyi południowéj drogi żelaznéj.<br>
{{tab}}Pociąg odchodził dopiero po południu dnia następującego.<br>
{{tab}}Marcinowi polecono, aby wszelkiemi sposobami niedopuszczał, co bardzo przewidywać należało, aby baronowi z polecenia hrabiny nie dano nadzwyczajnego pociągu.<br>
{{tab}}Wierny sługa Eberharda przybył właśnie w sam czas, aby przeszkodzić téj ostatecznéj ucieczce Leony.<br>
{{tab}}Zamówił nadzwyczajny pociąg dla księcia de Monte-Vero, a posłańcowi hrabiny odmówiono oświadczając, że drugi pociąg nie może być wysłany, z obawy nieszczęśliwych wypadków.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_141" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/871"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/871|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/871{{!}}{{#if:141|141|Ξ}}]]|141}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X06" />{{tab}}Ledwo zabłysnął poranek, odchodził już pociąg Eberharda, który z Marcinem i Sandokiem wyjechał na południe — ku Burgosowi.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X06" />
<section begin="X07" />{{c|ROZDZIAŁ VII.|w=120%|po=8px}}
{{c|W klasztornych podziemiach.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Stare miasto Burgos leży na północy Hiszpanii, otoczone wspaniałemi kasztanowemi lasami, winnemi górami i ogrodami, w których rosną palmy, ’kwitną róże, dojrzewają pomarańcze.<br>
{{tab}}Złocone kopuły licznych kościołów błyszczą przy świetle słońca, a krzyże na szczytach wież kościelnych licznych klasztorów strzelają w ciemno błękitne powietrze.<br>
{{tab}}Chociaż samo miasto w starożytnym stylu zbudowane, ma prawie ponure ulice, lecz przebywszy jedną z szerokich, kolosalnych jego bram, maurytański styl zdradzających, rozlegają się zaraz uśmiechające się pola.<br>
{{tab}}Przechodzimy obok kwitnących ogrodów, po nad któremi palmy kołyszą swoje korony, i przybywamy do cienistych gajów i lasków cyprysowych, w których owiewa nas chłód dobroczynny.<br>
{{tab}}Tu, za nadejściem wieczoru udają się piękne kobiety z Burgosu; powietrzne, różno-kolorowe szaty świecą wśród zieleni, a w dali słychać mile brzmiące tony mandoliny, na któréj wprawną ręką przygrywa na mchu spoczywający młodzieniec.<br>
{{tab}}Dziwne wrażenie wywiera klasztorny dzwoneczek, który mieszając się z tymi tonami, dźwięczy melancholijnie, poważnie, upominające.<br><section end="X07" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_142" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/872"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/872|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/872{{!}}{{#if:142|142|Ξ}}]]|142}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Klasztor, z którego dochodzą, te dźwięki wśród wieczornego powietrza, leży o jakie tysiąc kroków od miasta, po za laskiem, przez który wężykowato przechodzi droga do niego.<br>
{{tab}}Ponieważ laski leżały całkiem za nami, postrzegliśmy, że oprócz klasztoru, znajdującego się przed nami, na boku w niewielkiém oddaleniu wznosi się jeszcze drugi ze swojemi siwo-ciemnemi murami.<br>
{{tab}}Ze wzrostem ciemności, gdy z horyzontu zniknie ostatni jasny promień zachodzącego słońca, widzimy jak z forty na prawo leżącego klasztoru wychodzi mnich mocno w ciemny habit otulony, który przekonawszy się, że w pobliżu nie ma nikogo, zbliża się do drugiego klasztoru przed nami leżącego.<br>
{{tab}}Jest to klasztor karmelitek z Burgosu.<br>
{{tab}}Mnich ma tam spełnić ważne, tajemne polecenie.<br>
{{tab}}Jak cień, niesłyszany przesuwa się między nizkiemi zaroślami, ku wysokim, siwym, ze starości od wieku nadpsutym murom, potężnym czworobokiem otaczającym klasztor sióstr.<br>
{{tab}}W małych arkadowych okienkach celek błyszczy tu i owdzie światełko.<br>
{{tab}}Mnich idzie zgarbiony tuż pod murem i zbliża do głęboko w nim utkwionéj fórty.<br>
{{tab}}Z klasztoru ani z ogrodu nie dochodzi żaden głos, w koło panuje głęboka, uroczysta cisza.<br>
{{tab}}Sklepione wejście do {{Korekta|furty|fórty}} leży w głębokiéj ciemności, księżyc kryje się ciągle za klasztorem, tém większe zatém padają cienie.<br>
{{tab}}Mnich znika w zabudowaniu, i zaraz słychać przytłumione trzykrotne uderzenie młotkiem, potém znowu nastaje cisza.<br>
{{tab}}Pukania mnicha zapewne nie posłyszano w klasztorze — bo musiał je jeszcze raz głośniéj powtórzyć i dopiero zbliżyły się do fórty czyjeś kroki.<br>
{{tab}}— Kto tam? pyta głos cichy.<br>
{{tab}}— Brat Antoni, odpowiada mnich.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_143" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/873"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/873|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/873{{!}}{{#if:143|143|Ξ}}]]|143}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Czego żąda pobożny brat? pyta odźwierna.<br>
{{tab}}— Mam w ważnym interesie pomówić z siostrą Franciszką, pobożna siostro odźwierna.<br>
{{tab}}— Wiadomo ci pobożny bracie, że godzina rozmowy na sali dawno już upłynęła!<br>
{{tab}}— Zrób wyjątek, siostro odźwierna, muszę rozmówić się ze wspomnioną siostrą.<br>
{{tab}}— Wiesz, jaka kara mi zagraża, jeżeli naruszę klasztorny porządek!<br>
{{tab}}— Moja missya jest ważniejsza niż myślisz, i kara cię nie spotka, bo mam przy sobie rozkaz ojców z Santa-Madre, który przed godziną przysłano do klasztoru!<br>
{{tab}}— Więc wejdź pobożny bracie Antoni, chętniéj odpowiedziała mniszka. Czy mam o twojém przybyciu uwiadomić czcigodną przeoryszę?<br>
{{tab}}— Nie, siostro, moje przybycie i odejście ma być zupełnie tajemnicą!<br>
{{tab}}— Rzecz szczególna! pomruknęła odźwierna ostrożnie obracając klucz — i zaraz cicho się drzwi otworzyły.<br>
{{tab}}Mnich Antoni wśliznął się na klasztorny dziedziniec.<br>
{{tab}}W głębi przed nim leżał siwy, mocno ciemny klasztor, z arkadowemi oknami i czarnym otwartym portykiem, a po obu stronach kamieniem wyłożonéj drogi, znajdowały się mocno liściaste, księżycem oświetlone drzewa.<br>
{{tab}}Mnich widać już nie pierwszy raz był w klasztorze zakonnic, bo poszedł prosto do wchodu.<br>
{{tab}}— A czy wiesz gdzie cela siostry Franciszki? cicho spytała odźwierna.<br>
{{tab}}— Jeżeli się nie mylę, to się znajduje na krzyżowym korytarzu na dole, na prawo, za pierwszym filarem.<br>
{{tab}}— Tak jest pobożny bracie!<br>
{{tab}}Antoni podążył ku portykowi, a odźwierna udała się za nim i znikła prędko w ciemnym rozległym korytarzu, Po którego obu stronach były cele jedna przy drugiéj.<br>
{{tab}}W głębi były schody prowadzące do chóru na górę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_144" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/874"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/874|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/874{{!}}{{#if:144|144|Ξ}}]]|144}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mnich zwrócił się w korytarz wiodący na prawo, potém za filarem znalazł wysokie drewniane drzwi, zamykające pierwszą celę tegoż korytarza.<br>
{{tab}}Znalazł się teraz w słabo oświetlonéj celi siostry Franciszki.<br>
{{tab}}Piękna dama perłowa, zbiegła mniszka z Burgosu, którą Józef znowu do klasztoru dostawił, zbladła i znędzniała — znikły ślady jéj dawniejszéj piękności.<br>
{{tab}}Pół roku przepędziła w ciężkiéj klauzurze, głęboko pod sklepieniami klasztoru — a tam rzeczywiście niknie połysk młodości, tam więdnieje piękność.<br>
{{tab}}Siostra Franciszka powstała, gdy nagle otworzyły się drzwi jéj celi — szybko zakryła łóżko, obok którego klęczała, i patrzała kto nadchodzi.<br>
{{tab}}Cela była uboga, jak przystoi tak zwanym żebrzącym zakonom.<br>
{{tab}}Grubo ociosany stół, na którym stała tlejąca świeca, krzesło, krucyfiks i nędzne łóżko, oto wszystko co tam postrzegano.<br>
{{tab}}Franciszka miała na sobie ciemny habit mniszki — przelękła się ujrzawszy przed sobą mnicha i wzniosła ręce jakby do obrony.<br>
{{tab}}— Czy to ty, obrzydły szkaradniku! zawołała; czy to ty, Józef z Santa-Madre? Obaczysz widowisko, przed którém zadrżysz!<br>
{{tab}}— Co mówisz, pobożna siostro? brat Józef przebywa daleko ztąd!<br>
{{tab}}— Któż jesteś? nie znam ciebie!<br>
{{tab}}— Brat Antoni, przybywa do ciebie z poleceniem od pobożnego Józefa.<br>
{{tab}}— Od pobożnego Józefa? okropnie roześmiała się mniszka — od pobożnego Józefa! To moja plaga, to mój uwodziciel! Spojrzyj tu, Antoni, spojrzyj i powtórz wtedy, że cię przysyła pobożny Józef!<br>
{{tab}}Blada mniszka przystąpiła do łóżka i podniosła kołdrę, którą pierwéj tak trwożliwie zarzuciła na jakiś przedmiot, obok którego klęczała.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_145" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/875"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/875|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/875{{!}}{{#if:145|145|Ξ}}]]|145}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Antoni ujrzał wtedy malutkie, zaledwie miesiąc mające dziecię — falujące, pełne łono mniszki wskazywało, że mu tylko co tajemnie udzielała pokarmu.<br>
{{tab}}Antoni nie przeraził się, jak się tego spodziewała Franciszka.<br>
{{tab}}— Wiedziałem z góry co mi pokażesz! rzekł.<br>
{{tab}}— Wiedziałeś. Nikt w klasztorze nie domyśla się, że to dziecię tutaj się urodziło!<br>
{{tab}}— Pomimo to wiedziałem o niém — patrz, oto rozkaz aby ci to dziecię zabrać!<br>
{{tab}}— Obciąłbyś mi porwać moje dziecię?<br>
{{tab}}— Nie tak się wyraża, siostro Franciszko, mówiąc o dobrze obmyślanych rozporządzeniach! Jesteś wzruszona! Czcigodni ojcowie nie chcą twojéj zguby, nieuniknionéj, gdyby tu twoją tajemnicę wykryto — a krzyk dziecka zdradzić cię może! Nie, oni chcą twojego dobra, bo mi polecają zabrać twoje — dziecię i poruczyć je w Burgosie uczciwéj rodzinie, gdzie możesz je widywać, ilekroć tego zapragniesz! Pozostanie ono twojém dzieckiem, zatrzymasz wszelkie prawa do niego! Wpływ pobożnego Józefa sprawił, że będziesz wolna od wszelkiej kary, która jak wiesz, byłaby straszna!<br>
{{tab}}— Jakże troskliwy jest pobożny Józef! ten szkaradnik w ludzkiéj postaci! Jakże łaskawie wybawić mnie pragnie od kary, kiedy mnie sam poświęcił swoim obrzydliwym chuciom!<br>
{{tab}}— Nie uważaj siebie za niewinną, siostro Franciszko! Kobieta uwiedziona, sama winna jest swojego upadku, inaczéj rzecz niesłychana byłaby niepodobieństwem!<br>
{{tab}}— Jakto! więc śmiesz mnie mieć w podejrzeniu?<br>
{{tab}}— Mówię prawdę! Każda kobieta winna jest, jeżeli zostaje uwiedziona! Mogłaś oczarowanego twojemi powabami brata Józefa udusić, odepchnąć — mogłaś się bronić, swoją niewinność ratować, ale tego nie uczyniłaś, usprawiedliwiasz swoje własne zaślepienie zmysłów przemocą niepodobną do wiary!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_146" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/876"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/876|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/876{{!}}{{#if:146|146|Ξ}}]]|146}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nędzniku, śmiesz oskarżać mnie? A czy wiesz, że sam przyznajesz, że jesteś wspólnikiem, widocznym wspólnikiem tego niegodziwca?<br>
{{tab}}— Bo mówię prawdę! Nie zapalaj się bezpotrzebnie, siostro Franciszko; nie przychodzę tu do ciebie, jako przeciwnik, lecz jako zbawca! Ale to nie wyłącza prawa przypomnienia ci, że jesteś winna, równie jak i brat Józef, bo przyjął zakazany owoc, który ty Ewo podałaś mu. Mężczyzna, pozostaje mężczyzną, chociażby w habicie; albo mniemasz może, że z tonsurą utrącą męzkość? Nierozsądna, wdzięki twoje przywabiły brata Józefa, twoja światowa piękność niegdyś była znakomita, tak, że margrabia Salamanca, zaślepiony młodzieniec, uwiódł cię; piękność ta pozbawiła zmysłów brata zakonnego, odebrała rozum! Uznaj więc jego wspaniałomyślność w tém, że cię wybawił od wszelkiéj kary, uznaj jego dobroć w tém, że o owocu twojéj grzesznéj miłości pragnie pamiętać!<br>
{{tab}}— Grzesznéj miłości! — powtórzyła mniszka — o chyba okropne szyderstwo natury ową przeklętą godzinę takim owocem pobłogosławiło!<br>
{{tab}}— Przybyłem, aby owoc ten usunąć! Daj mi dziecię, zabiorę je z sobą!<br>
{{tab}}— Zostaw mi je — niepojęta to dla mnie zagadka, dziwna tajemnica, że je kocham!<br>
{{tab}}— Dla tego właśnie, że je kochasz, powierzysz mi, abym je zabezpieczył! Nie będzie ono stracone dla ciebie, do ciebie będzie należało, jeżeli zapragniesz będziesz je mogła widzieć!<br>
{{tab}}— Precz ode mnie, nie poświęcam dziecka mojego niczyjéj łasce!<br>
{{tab}}— Szalona! czyliż zapominasz, że cię czekają tortury i wieczne więzienie, jeżeli będzie dowiedziono, że przełamałaś śluby?<br>
{{tab}}— Chętnie cierpieć będę, chętnie gnić w podziemiach, jeżeli mi chłopca zostawicie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_147" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/877"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/877|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/877{{!}}{{#if:147|147|Ξ}}]]|147}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Co za zaślepione szaleństwo, nieszczęśliwa siostro! Dziecię twoje gwałtem ci zabiorą i wrzucą do murowanéj przepaści, do kościotrupów podobnych grzesznych owoców, aby tam zgniło i strupieszało, ale tobie go nie zostawią!<br>
{{tab}}— Święta Panno! zawołała mniszka i padła.<br>
{{tab}}— Powstań siostro Franciszko, wzmocnij się i pociesz — przychodzę ocalić twoje dziecię, nie aby ci je wydzierać! mówił mnich.<br>
{{tab}}— Okropność! stękała klęcząca, ramieniem dla obrony obejmując leżącego na łóżku chłopczyka.<br>
{{tab}}— Uznaj wysoką łaskę, jaka ci się wyświadcza! Ty i twoje dziecię, oboje będziecie ocaleni! Jeżeli będziesz mi stawiała opór, sprawisz, że się wykaże twoje przełamanie ślubów; wtedy oboje będziecie zgubieni, a dziecię twoje pójdzie do grobu, do kości małych trupów, w podziemia klasztoru!<br>
{{tab}}— Więc zabierz je — zabierz, okrutniku! jękła mniszka, wydrzéj je matce, która je kocha, chociaż to jest dziecię przekleństwa nie miłości!<br>
{{tab}}— Mów ciszéj, zdradzasz się, siostro Franciszko! Jeszcze jedno — gdzie się znajduje cudzoziemka nowicyuszka, która przed kilku miesiącami z tobą tu przybyła?<br>
{{tab}}— Spytaj przeoryszy!<br>
{{tab}}— Gdybym jéj zapytał, prawdopodobnie dowiedziałaby się o istotnym celu mojéj tu wizyty, który ciebie dotyczę!<br>
{{tab}}— Chcesz mi grozić — już się teraz niczego nie obawiam!<br>
{{tab}}— Nie nadużywaj mojéj cierpliwości!<br>
{{tab}}— Idź do przeoryszy i zapytaj jéj!<br>
{{tab}}— Pamiętaj o podziemiu kości, niepoprawiona mniszko!<br>
{{tab}}— Okrutniku! Jesteś wspólnikiem owego Józefa! Biedna Niemka, która tu razem zemną przybyła, jest bardzo chora!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_148" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/878"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/878|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/878{{!}}{{#if:148|148|Ξ}}]]|148}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Wiem o tém!<br>
{{tab}}— Nieszczęśliwa nie do poznania, od czasu jak Józef przed kilku tygodniami był tu po raz ostatni!<br>
{{tab}}— Gdzie ją, przechowują?<br>
{{tab}}— W drugiém podziemiu!<br>
{{tab}}— A więc zawsze w téj saméj głębokiéj celi?<br>
{{tab}}— Zawsze — czy jéj śmierć przynosisz?<br>
{{tab}}Mnich Antoni udał, że nie słyszy tego pytania.<br>
{{tab}}— Czy siostra odźwierna ma przystęp do drugiego podziemia? zapytał.<br>
{{tab}}— Ona zastępuje dozorczynię lwów<ref>Tak się nazywają po klasztorach dozorcy osób uwięzionych w podziemiach.</ref>, od czasu jak pochowano siostrę Celestynę!<br>
{{tab}}— Dobrze — pożegnaj twoje dziecię!<br>
{{tab}}Mniszka łkając rzuciła się na chłopca, który wyciągnął ku niéj swoje malutkie, chude rączki, i gdy go matka ucałowała, zamierzał usnąć.<br>
{{tab}}Franciszka modliła się za małego Józefa — podniosła wzrok na krucyfiks, jeszcze raz ucałowała usta dziecięcia, które urodziła, potem rękami zakryła twarz swoją.<br>
{{tab}}Brat Antoni zbliżył się do łóżka mniszki — wyciągnął ręce po dziecko — Franciszka krzyknęła.<br>
{{tab}}Mnich schwycił dziecko i ukrył pod habitem, gdzie spokojnie spało! Potém z łupem swoim wyskoczył z celi, w któréj pozostała bolejąca nieszczęsna mniszka — nie wiedziała jeszcze, że ten syn Józefa będzie wierném odbiciem swojego ojca — a chociażby i wiedziała, jednak miłość macierzyńska mocno ją przejmowała.<br>
{{tab}}Antoni wysunął się ze swoim ciężarem z celi i poszedł korytarzem do celi odzwiernéj, znajdujacéj się tuż obok portyku.<br>
{{tab}}— Zaprowadź mnie, powiedział cicho do podnoszącéj się podstarzałéj mniszki, która na sznurku przepasującym habit miała wielki pęk kluczów, do cudzoziem- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_149" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/879"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/879|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/879{{!}}{{#if:149|149|Ξ}}]]|149}}'''<nowiki>]</nowiki></span>skiéj nowicyuszki, która w drugiém podziemiu przygotowuje się do wstąpienia do zakonu!<br>
{{tab}}— Do Małgorzaty?<br>
{{tab}}— Tak brzmi jéj imię w rozkazie ojców!<br>
{{tab}}Po tych dobrze wyrachowanych słowach, odźwierna sprzeciwiać się nie śmiała.<br>
{{tab}}Mnich szedł naprzód — mniszka wzięła małą oszkloną lampę, która stała na stole, i udała się za nim.<br>
{{tab}}Antoni widocznie dobrze znał tajemnice tego klasztoru, bo nie pytając szedł ku schodom leżącym w głębi krużganku, skręcił na bok przy występie muru i stanął przed nizkiemi u góry ostrokańczastemi drzwiami.<br>
{{tab}}Mniszka otworzyła je.<br>
{{tab}}— Bądź tak dobra, idź naprzód i przyświecaj, pobożna siostro! poszepnął.<br>
{{tab}}Odźwierna spełniła rozkaz — widocznie wykonywał nad nią wszelką władzę, od czasu jak jéj pokazał rozkaz wielkich inkwizytorów z Santa-Madre, w którym napisano było, aby rozkazów brata Antoniego słuchać bezwarunkowo.<br>
{{tab}}Mnich zamknął za sobą drzwi i tuż za mniszką trzymającą w lewéj ręce lampę przy ziemi, schodził na dół po schodach.<br>
{{tab}}Gdy się schody skończyły, oboje znaleźli się w długim ciemnym korytarzu.<br>
{{tab}}Blask lampy padał ponuro na wilgotną posadzkę i na drzwi po obu stronach, po nad któremi znajdowały się krzyże.<br>
{{tab}}Można było słyszeć, że po za temi drzwiami tu i owdzie znajdowały się uwięzione mniszki.<br>
{{tab}}Przeciskający się przez szpary w nędznych celach blask, kazał się im spodziewać odwiedzin dozorczyni albo spowiednika, bo niecierpliwie biegały tu i tam, szeleściły słomą, albo też mocno i ciężko wzdychały.<br>
{{tab}}Odźwierna i Antoni prawie wcale na to nie zważali — szli długo przez długi, pełny trupiego zaduchu korytarz, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_150" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/880"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/880|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/880{{!}}{{#if:150|150|Ξ}}]]|150}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w którego końcu znajdowało się kilka kamiennych stopni wiodących do modlitewnika.<br>
{{tab}}Na nim stał wysoki, czarny krucyfiks.<br>
{{tab}}Przed modlitewnikiem sklepienie dzieliło się na dwa korytarze.<br>
{{tab}}Mniszka skierowała się ku części położonéj na prawo i razem z Antonim zeszła znowu kilka stopni w dół.<br>
{{tab}}Teraz przybyli do drugiego podziemia.<br>
{{tab}}U stop wilgotnych, ślizkich schodów znajdowały się drzwi. Odźwierna otworzyła je, i ukazał się obojgu zupełnie światła i powietrza pozbawiony szeroki, wilgotny, odrażający korytarz.<br>
{{tab}}Buchał z niego cuchnący zaduch, grożący stłumieniem oddechu.<br>
{{tab}}Czarne ślimaki i inne plugawe robactwo, uciekało i skakało nagle oświetlone, do szpar i dziur.<br>
{{tab}}Stękania i jęki wychodziły jak z grobów.<br>
{{tab}}W głębi tego korytarza znajdowały się drzwi, prowadzące do izby tortur — a na prawo i lewo były piwnice, w których nieszczęśliwe mniszki często całe lata jęczały.<br>
{{tab}}— Siostro odźwierna, cicho powiedział Antoni: otwórz mi najprzód celę Małgorzaty, mam z nią pomówić, potém otworzysz nam drzwi do podziemnego przejścia.<br>
{{tab}}— Mniszka z przerażeniem spojrzała na Antoniego.<br>
{{tab}}— Pod żadnym warunkiem nie mogę otworzyć drzwi! cicho odpowiedziała.<br>
{{tab}}— Więc rozkazuję ci w imieniu czcigodnych ojców, siostro odźwierna! Nowicyuszka Małgorzata nie jest dostatecznie zabezpieczona w drugiém podziemiu; mam rozkaz ukryć ją na trzy następne dni w podziemném przejściu.<br>
{{tab}}— Więc bierzesz na siebie wszelką odpowiedzialność pobożny bracie? spytała.<br>
{{tab}}— Wszelką! otwieraj — czas nagli!<br>
{{tab}}Mniszka dłużéj wahać się nie mogła Poszła po ślizkiéj podłodze, trzymając lampę przed sobą, ku jednéj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_151" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/881"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/881|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/881{{!}}{{#if:151|151|Ξ}}]]|151}}'''<nowiki>]</nowiki></span>celi i otworzyła drzwi. Klucz wywołał złowrogie skrzypnięcie w starym, zardzewiałym zamku.<br>
{{tab}}Drzwi otworzyły się.<br>
{{tab}}Antoni zbliżył się do celi, w którą wpadł blask lampy.<br>
{{tab}}Była ta okropna, mała, nizka przestrzeń. Ściany jéj błyszczały kapiącemi kroplami. Dzbanek z wodą i talerz z resztkami pożywienia stały przy drzwiach. Nie paliło się tam żadne światło, nie było żadnego sprzętu — nic prócz biednego łóżka i z drzewa wyciosanego krucyfiksu.<br>
{{tab}}Gdy mnich wszedł, przed krucyfiksem klęczała w głębokiej modlitwie pogrążona, blada dziewica.<br>
{{tab}}Zaledwie ją poznać można było.<br>
{{tab}}Małgorzata, nieszczęśliwa córka Eberharda, wypróżniająca kielich swoich dolegliwości i pokuty — Małgorzata, niegdyś tak czarowna, miła osoba, teraz na wilgotnéj ziemi klęczy przed krucyfiksem.<br>
{{tab}}Jéj piękne blond włosy, w bujnéj pełni spadają na ramiona — policzki ma blade i wynędzniałe, błękitne, niegdyś tak powabne oczy, straciły swój blask wilgotny, zapadły głęboko i wyraźnie świadczą, że tajemna choroba trawi życie Małgorzaty.<br>
{{tab}}Już prawie dziesięć miesięcy przeżyła w tém okropném więzieniu, w które ją Józef wtrącił — to wieczność w takiéj celi.<br>
{{tab}}Ale chociaż niedostatek i boleść, niewola i tajemne środki, które na żądanie Schlewego Józef chytrze i ostrożnie zadawać jéj umiał, tak dalece zdrowie jéj podkopały, że bezsilna wyglądała jak cień nędzny, jednak rysy świadczyły o jéj dawnéj piękności. Jeszcze zawsze niczém nieodjęty połysk jaśniał na jéj miłém obliczu, a nieprzemijający powab w całéj postaci.<br>
{{tab}}Małgorzata spojrzała — jéj wielkie oczy padły na otwarte drzwi — zdawało się jéj, że we wchodzącym mnichu widzi obrzydłego Józefa.<br>
{{tab}}Na twarzy jéj malowała się gorączkowa trwoga — <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_152" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/882"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/882|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/882{{!}}{{#if:152|152|Ξ}}]]|152}}'''<nowiki>]</nowiki></span>drżała, a jéj strudzone i osłabione członki zaledwie podnieść się mogły.<br>
{{tab}}— Czy znowu męczyć mnie przychodzisz? wyzionęła — zlitujże się nakoniec nademną!<br>
{{tab}}Mnich nie rozumiał niemieckich słów dziewczyny — a chociażby i rozumiał, jak mogła obudzić się w nim litość?<br>
{{tab}}Ten mnich Antoni był tylko bezwłasnowolném narzędziem, machiną spełniającą rozkazy ojców.<br>
{{tab}}— Chodź zemną! rzekł po hiszpańsku i skinął na nieszczęśliwą Małgorzatę.<br>
{{tab}}— Co, chcesz mnie uwolnić! Chcesz mnie nakoniec wyprowadzić z tego okropnego więzienia? spytało dziewczę, na którego licu zajaśniał promień nadziei.<br>
{{tab}}Antoni przybliżył się do klęczącéj i podał jéj rękę. Małgorzata pochwyciła ją niecierpliwie, bo przy blasku lampy poznała, że to nie Józef, lecz chcący jéj pomódz. Ciężko doświadczona, mogła jeszcze mieć nadzieję; nieszczęściem i boleścią prześladowana, mogła myśleć, że wybawiona zostanie.<br>
{{tab}}— Jestem tak chora i osłabiona, rzekła wylewając wielkie łzy ze strudzonych oczu: dopomóż mi — jedyna moja droga jest od łóżka do krucyfiksu i napowrót od krucyfiksu do łóżka! A i na to nawet potrzebuję całéj mojéj siły!<br>
{{tab}}Mnich twardy i zimny, bez miłości i litości, szarpnął biedną, tak że drżąc odwróciła się i poznała co ją czeka.<br>
{{tab}}Widząc, że rzeczywiście niezmiernie osłabiona, pochwycił ją i wyniósł z celi, bo się śpieszył.<br>
{{tab}}Tymczasem odźwierna odsunęła od ściany w głębi korytarza wysoki pulpit do modlitwy.<br>
{{tab}}W miejscu, które się teraz ukazało, znajdowały się ukryte małe, nizkie drzwi, właśnie tak wielkie, aby po otworzeniu człowieka przepuścić mogły.<br>
{{tab}}Mniszka wyszukała szczególniejszych kształtów klucza w swojéj wiązce i otworzyła drzwi.<br>
{{tab}}Antoni przeniósł tam Małgorzatę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_153" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/883"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/883|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/883{{!}}{{#if:153|153|Ξ}}]]|153}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Co czynicie? Mordujecie mnie! Pomocy!<br>
{{tab}}Wołania nieszczęśliwéj ze zgrozą, rozległy się po szerokich, sklepionych korytarzach.<br>
{{tab}}Nikt nie nadszedł. Nikt nie rozumiał słów cudzoziemskiéj dziewicy, którą mnich wepchnął w ciemną! przestrzeń.<br>
{{tab}}Okropnie przeraźliwy krzyk wybiegł z jéj ust.<br>
{{tab}}Poczém ujrzała się w głębokiéj, nieprzebitéj nocy — żywcem pogrzebiona — zatracona — śmierci wydana.<br>
{{tab}}Antoni szybko za nią drzwi zatrzasnął.<br>
{{tab}}Mniszka na dwa spusty je zamknęła — starym pulpitem napowrót drzwi zastawili, i znikł wszelki ślad nieszczęśliwéj — jeszcze tylko jakby z grobu dochodziły do nich zamierające krzyki.<br>
{{tab}}Lecz wkrótce zamilkły.<br>
{{tab}}Okropna cisza nastała po téj scenie, przerywana jedynie jękami przebudzonych w swoich celach w koło więzionych mniszek.<br>
{{tab}}Pobożny brat Antoni i odźwierna, zamknąwszy pustą celę Małgorzaty, odeszli na górę temi samemi schodami.<br>
{{tab}}Wkrótce wrócili na wyższe piętro podziemia, a z niego szybko dostali się do klasztornego krużganku.<br>
{{tab}}Antoni szepnął pobożne pożegnanie, mniszka odpowiedziała mu podobnie.<br>
{{tab}}— Czy mam dbać czasem o ciężko ukaraną nowicyuszkę Małgorzatę? zapytała jeszcze nieco ludzka odźwierna.<br>
{{tab}}— Nie powinnaś ani dbać o nią, ani kiedykolwiek żadnego słowa o niéj wspominać! pamiętaj o twoim ślubie! cicho wprawdzie, lecz ze szczególnym naciskiem powiedział mnich.<br>
{{tab}}Antoni poskoczył ku otwartemu portykowi, a odźwierna w niejakiéj odległości szła za nim.<br>
{{tab}}Na dworze była noc ciemna.<br>
{{tab}}Chmury zakryły księżyc, tylko kiedy niekiedy przebijał się przez nie blady promień na śpiącą ziemię.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_154" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/884"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/884|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/884{{!}}{{#if:154|154|Ξ}}]]|154}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wiatr nocny szeleścił gałęźmi drzew klasztornego ogrodu, a słowik odzywał się marzącém pieniem, tém głębsze wywierającém wrażenie, w tém otoczeniu.<br>
{{tab}}Antoni nie słuchał śpiewu — mocno habitem otulony, śpieszył ku wyjściu z klasztoru.<br>
{{tab}}Klucz tkwił w forcie — mógł ją więc sam otworzyć — potém odźwierna już miała sama za nim zamknąć.<br>
{{tab}}Wtém gdy zamierzał przyłożyć rękę do klucza, posłyszał zewnątrz muru zbliżające się ciche kroki, i zaraz potém trzykrotne przytłumione pukanie.<br>
{{tab}}Mnich przystąpił do małego otworu we drzwiach, przez który mógł wyjrzeć.<br>
{{tab}}Nie mniszka stała zewnątrz, ale mężczyzna, wysoko i mocno otulony ciemném okryciem.<br>
{{tab}}Odźwierna słysząc pukanie szybko nadbiegła.<br>
{{tab}}Odstąpcie w cień drzew! poszepnęła mnichowi, który usłuchał jéj rady.<br>
{{tab}}— Kto puka? spytała głośniéj tuż przy drzwiach.<br>
{{tab}}— Czy pobożny brat Antoni za tym murem klasztornym? zapytał jakiś głos po francuzku.<br>
{{tab}}Odźwierna dobrze rozumiała co ten obcy człowiek mówił, ale mimo to spojrzała niepewna na stojącego w cieniu mnicha.<br>
{{tab}}— Niech ci powie kto jest i czego chce, poszepnął brat Antoni.<br>
{{tab}}— Co cię tu sprowadza cudzoziemcze i czego żądasz? Musisz wiedzieć, że nikomu bez pozwolenia do klasztoru wchodzić nie wolno!<br>
{{tab}}— Wiem, pobożna siostro, i nie chcę też przestępować tych drzwi! Powiedziano mi tam w klasztorze karmelitów, że brat Antoni tu się znajduje, a że z nim pomówić muszę o bardzo ważnym interesie, więc tu pośpieszyłem!<br>
{{tab}}— Wymień mi twoje nazwisko cudzoziemcze, abym je pobożnemu bratu powiedziała.<br>
{{tab}}Ciemném okryciem otulony cudzoziemiec z razu wahał się, lecz potém rzekł cicho:<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_155" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/885"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/885|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/885{{!}}{{#if:155|155|Ξ}}]]|155}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Powiedzcie bratu Antoniemu, że baron v. Schlewe prosi o rozmowę!<br>
{{tab}}Mnich wyszedł z cienia drzew i przybliżył się do fórty.<br>
{{tab}}— Niech cię Najświętsza Panna ma w swojéj opiece, pobożna siostro odźwierna, rzekł — otwórz! Mniszka otworzyła.<br>
{{tab}}Antoni wyskoczył za furtę.<br>
{{tab}}— Chodź pan zemną! mruknął.<br>
{{tab}}— Czy pan jesteś ten, którego mi wskazano? spytał baron cicho, widząc przed sobą mnicha we wklęsłości bramy.<br>
{{tab}}— Jestem brat Antoni, którego pan szukasz! Wejdźmy na drogę prowadzącą do klasztoru karmelitów, — nie dobrze jest rozmawiać w blizkości muru!<br>
{{tab}}Mnich ujął rękę kulawego barona, którego kapelusz i płaszcz mocno były zakurzone, co dowodziło że tylko co odbył daleką i pośpieszną podróż; pociągnął go za sobą na drogę prowadzącą po nad zaroślami do leżącego w dali w ciemnych zarysach klasztoru.<br>
{{tab}}Księżyc kiedy niekiedy rzucał blady blask na oddalone lasy i bujnie zieloną okolicę dwóch tak blizkich klasztorów. Łagodne, orzeźwiające nocne powietrze owiewało dwie ciemne postaci, które idąc drogą, nieprzyjemne wrażenie sprawiały.<br>
{{tab}}Mnich w ciemnym habicie, którego kaptur na głowę nasunął, badawczym wzrokiem rzucał na wszystkie strony drogi, która daleko od miasta Burgos przez zarośla się przerzynała — zdawało się, że się obawia przybycia trzeciéj osoby. Von Schlewe, kulawy towarzysz szatana, szedł pod jego przewodnictwem i widocznie był bardzo niecierpliwy.<br>
{{tab}}Gdy przebyli połowę drogi łączącéj oba klasztory, Antoni stanął.<br>
{{tab}}— Wszystko się stało podług twojéj woli, panie! mówił cicho.<br>
{{tab}}— A zatém posłaniec karmelickiego klasztoru w Pa- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_156" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/886"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/886|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/886{{!}}{{#if:156|156|Ξ}}]]|156}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ryżu na prawdę wyprzedził drogę żelazną? chciwie zapytał von Schlewe: nie chciałem wierzyć temu!<br>
{{tab}}— A jednak tak się stało!<br>
{{tab}}— Jak to być mogło, mój pobożny bracie?<br>
{{tab}}— Klasztory od niedawna bardzo mądry i roztropny mnich połączył i opatrzył drótami — po tych drótach przebiega iskra, a ta iskra pisze! objaśniał Antoni. Kiedy nieprzyjaciel, świecki książę, pociągiem do granicy pośpieszał, a pan szukałeś pomocy i rady w klasztorze przy ulicy św. Antoniego w Paryżu, twoje posłannictwo po upływie kilku godzin już było w moich ręku.<br>
{{tab}}— Nie do uwierzenia — przepysznie! przyznał von Schlewe, który nie znał działania wtedy jeszcze nie zbyt rozgałęzionych telegrafów.<br>
{{tab}}— Odniosłem się do Santa-Madre w Madrycie, prosząc o rozkazy, i zaraz zawczoraj otrząsnąłem odpowiedź pobożnego brata Józefa.<br>
{{tab}}— A jak brzmiała?<br>
{{tab}}— Że mam wypełnić pańskie żądanie!<br>
{{tab}}— A książę — czy jest już tutaj?<br>
{{tab}}— Nie panie — światowy książę zawczoraj niédaleko, od granicy miał przypadek, że w drodze spadł z końmi. Przypadek ten opóźni jego przybycie o jakie trzy dni!<br>
{{tab}}— Zatém na prawdę pierwéj przybyłem? zapytał zazachwycony baron, a siwe oczy jego zabłysły.<br>
{{tab}}— Tak jest panie, ale i światowy książę może także przybyć nad ranem, bo wynajął powóz i konie, doniósł mnich.<br>
{{tab}}— Dziękuję wam tymczasem za tę usługę. Urządziliście wszystko wybornie i podziwiać muszę waszą władzę — lecz jeszcze jedno: tę cudzoziemską nowicyuszkę tu w klasztorze usunąć należy — książę nie powinien jéj znaleźć!<br>
{{tab}}— Już to zrobiono, panie! odpowiedział mnich.<br>
{{tab}}— I nie dostanie jéj — czy umarła?<br>
{{tab}}— Pogrzebana, panie! złowrogo dopełnił Antoni.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_157" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/887"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/887|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/887{{!}}{{#if:157|157|Ξ}}]]|157}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X07" />{{tab}}— Przyjm pobożny bracie! tymczasem, maty dowód mojéj wdzięczności, powiedział von Schlewe i wręczył mnichowi rulon dukatów — śpieszno mi, bo już teraz jestem spokojny!<br>
{{tab}}— Odbyłeś pan daleką podróż! mówił mnich, chowając złoto do kieszeni habitu. Może pan raczysz przenocować u nas w klasztorze?<br>
{{tab}}— Jesteście bardzo łaskawi, jestem strudzony!<br>
{{tab}}— Pójdź pan. przyjmę go do mojéj celi.<br>
{{tab}}— Niechże i tak będzie, śpieszmy, się! rzekł baron, i szybko poszli ścieżką do muru karmelickiego kościoła wiodąca.<br>
{{tab}}Zaledwie przybyli do bramy, zaledwie za nią znikli, gdy daleko za lasem nagle wzniósł się tuman kurzu.<br>
{{tab}}Ukazało się trzech jezdnych przybywających w całym pędzie koni.<br>
{{tab}}Pierwszy z nich, o całego konia wyprzedzający drugich, zawrócił ku klasztorowi.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X07" />
<section begin="X08" />{{c|ROZDZIAŁ VIII.|w=120%|po=8px}}
{{c|{{Rozstrzelony|Magdalena pokutując}}a.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Nim obaczymy kto byli ci jezdni, musimy cofnąć się o kilka dni i dowiedzieć, jakim sposobem mnich Antoni zdołał podróż Eberharda, któréj nic nie stawało na przeszkodzie, opóźnić o dni parę.<br>
{{tab}}Drogi, żelazne w czasie, w którym działa się ta część naszego opowiadania, jeszcze nie zupełnie z takiém wykończeniem łączyły kraje jak dzisiaj.<br>
{{tab}}Południowa koléj, którą Eberhard wyjechał z Paryża, prowadziła do granicy, a ztamtąd tylko w prostym<section end="X08" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_158" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/888"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/888|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/888{{!}}{{#if:158|158|Ξ}}]]|158}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kierunku do hiszpańskiéj stolicy Madrytu, z którego dopiero coraz bardziéj rozgałęziano sieci dróg żelaznych po całym kraju.<br>
{{tab}}Od granicy francuzkiéj do Burgosu, położonego na boku téj żelaznéj drogi, nie można się było dostać inaczéj jak dyliżansem, do którego wsiąść należało w nad graniczném miasteczku i przebyć nim trzydzieści mil do Burgosu — odległość dosyć znaczną dla powozu i koni, bo kiedy za pomocą pary możnaby się tam dostać za cztery lub pięć godzin, dyliżansowa jazda wymagała dwóch dni i dwóch nocy.<br>
{{tab}}Gdy zarządzający pocztą oświadczył to księciu, w sposób jak najpobożniejszy, bo po wygalonowanym murzynie poznał, że ma do czynienia z bardzo znakomitą osobą, Eberhard przez chwilę namyślał się.<br>
{{tab}}— Czy nie ma jakiego środka, aby tę przestrzeń przebyć prędzéj? spytał elegancko po hiszpańsku.<br>
{{tab}}— Jest, dostojny panie, chętniéj już odpowiedział pocztmistrz: jest środek, i do Burgosu można się dostać i w ciągu dwóch dni i jednéj nocy!<br>
{{tab}}— Jakiż to środek? rzekł książę.<br>
{{tab}}— Weź pan czterokonny ekstra-dyliżans — ale do Burgosu co kosztuje dwa razy tyle zwykła cena!<br>
{{tab}}— Daj mi pan sześcio-konny, chociażby cztery razy tyle miał kosztować!<br>
{{tab}}Pocztmistrz wzruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Sześcio-konnego dawać nie wolno, dostojny panie, tylko książęcym osobom dozwolono dawać po sześć koni.<br>
{{tab}}— Więc się pan nie ociągaj, każ zaprządz sześć koni, jestem książę de Monte-Vero!<br>
{{tab}}Twarz i postawa pocztmistrza przybrały jeszcze uniżeńszy wyraz.<br>
{{tab}}— Stanie się według życzenia waszéj wysokości, powiedział nizko się kłaniając, a Eberhard rozkazał Marcinowi, aby mu zaraz złotem zapłacił.<br>
{{tab}}Nie upłynęła godzina, a elegancki dyliżans poczt- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_159" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/889"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/889|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/889{{!}}{{#if:159|159|Ξ}}]]|159}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mistrza, w sześć koni zaprzężony, stał na rynku przed ratuszem.<br>
{{tab}}Eberhard wsiadł, Marcin i Sandok umieścili się W otwartéj jego części, a pocztylion palnął z bata.<br>
{{tab}}Pocztmistrz zalecił mu jak największą ostrożność w pozostającéj jeszcze do przebycia części gór Pirenejskich; powiedział, że dopiero w Pampelunie, a potém w Logronie, ma być zmieniony powóz i konie, i stojąc z odkrytą głową, czekał aż obcy książę na rogu zawróci i zniknie z oczu.<br>
{{tab}}Podróż do Pampeluny przez tę górzystą część hiszpańskiego kraju była niebezpieczna, lecz na rozkaz wiedzącego o tém księcia, użyto wszelkich środków do zahamowania potrzebnych, przybył zatém już w nocy do wielkiego miasta, w którém zmieniono konie.<br>
{{tab}}Na żądanie księcia nie szczędzącego pieniędzy, pocztmistrz w Pampelunie pozostawił mu dyliżans.<br>
{{tab}}Nowy pocztylion otrzymawszy wynagrodzenie od Eberharda, nie oszczędzał koni, więc nazajutrz rano przebyli rzekę Ebro i przybyli do miasta Logrono.<br>
{{tab}}Nikt dotąd tak prędko nie przebył téj podróży, bo już za nadejściem następnéj nocy, Eberhard po przebyciu ostatniéj części drogi, dwanaście mil wynoszącéj, stanąć miał w Burgosie.<br>
{{tab}}Serce jego biło gwałtownie na myśl, że nakoniec znajdzie córkę; niecierpliwie więc liczył godziny, dzielące go jeszcze od niéj.<br>
{{tab}}I Marcin jako wierny sługa swojego pana pełen był radośnego oczekiwania, Sandok zaś nadzwyczaj niedowierzającym wzrokiem niechętnie, patrzał na mnicha, który się zbliżał do domu pocztowego, i jak się zdawało, znał pocztyliona, który miał powozić dyliżansem.<br>
{{tab}}Pierwszą przeszkodę w dalszéj podróży Eberhard napotkał w Logronie, gdzie pocztmistrz stanowczo odmówił mu pozostawienia tego samego powozu aż do Burgosu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_160" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/890"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/890|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/890{{!}}{{#if:160|160|Ξ}}]]|160}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Gdyby mi wasza wysokość złote góry obiecywała, rzekł wyraźnie, nie mogę tego uczynić. Wasza wysokość musisz przy wsi Unglia przebywać Sierra Vitoria, strome góry z niebezpiecznemi wąwozami, a w tym powozie niepodobieństwo!<br>
{{tab}}— Więc z orszakiem w miejscach niebezpiecznych wysiądę! odparł Eberhard.<br>
{{tab}}— Sześć koni u powozu, już w téj części drogi są przeciwko przepisom, bo przed kilku laty nieszczęście chciało, aby tam sześciokonny ekwipaż infanta Miguela obalił się — ale wasza wysokość nie chciej mniemać, że stawiam bezpotrzebne przeszkody.<br>
{{tab}}— Za konie i powóz zapłacę — oto pan masz ich wartość!<br>
{{tab}}— Książę jesteś bardzo łaskaw — sześć koni pozostanie — ale dyliżans musi być zmieniony!<br>
{{tab}}Eberhard widział, że to bezpotrzebne spieranie się tylko go zatrzymuje, zgodził się więc na niewywrotną i hamulcami opatrzoną karetę, którą pocztmistrz w Logionie kazał zaprządz.<br>
{{tab}}Pocztylion wyglądał na małomównego, i mimo że Marcin z góry dał mu kilka dukatów, nie kontent był że takiego człowieka przeznaczono na woźnicę, Konie zaprzężone do karety były bardzo silne i ogniste, chrapiąc i kopiąc nogami poddały się rzemiennemu jarzmu pocztyliona.<br>
{{tab}}Sandok bacznie miał na oku mnicha, lecz nie dostrzegł bliższych jego stosunków z pocztylionem.<br>
{{tab}}Dawno już rozmówili się z pocztylionem, a wysłańcowi Antoniego przyszło to tém łatwiéj, że duchowieństwo ogarnęło i zawładnęło jak najzupełniéj ludnością w Logronie.<br>
{{tab}}Wpływ mnicha na duszę i ciało tego, którego chciał pozyskać, był nieprzeparty; nie mogły go zmienić nawet dukaty, które książę rozrzucał za pomocą Marcina.<br>
{{tab}}Ale Eberhard ani się domyślał, że o jego podróży, o przybyciu do Logrona, już od dwóch dni wiedziano <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_161" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/891"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/891|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/891{{!}}{{#if:161|161|Ξ}}]]|161}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w klasztorze karmelitów w Burgosie, bo nie wiedział, że klasztory już tajemnie połączone były za pomocą drutu elektrycznego, który nieobliczoną w skutki czynność rozpoczął.<br>
{{tab}}Rząd cesarski dopiero w tych tygodniach zwrócił uwagę na telegraf, dopiero rozpoczynano z nim próby, a klasztory już się nim posługiwały.<br>
{{tab}}Telegraf więc umożliwił doniesienie o przybyciu Eberharda i przyniósł je iskra elektryczna, zamieniona w słowo, wyprzedziła księcia.<br>
{{tab}}Chociaż Eberhard uznał niesłychane znaczenie tego nowego rezultatu rozumu ludzkiego i sam już w swoim pałacu próby pod tym względem urządzał, nie wiedział jednak o tém, że uczeni bracia klasztorni już go eksploatują.<br>
{{tab}}Wsiadł więc do ciężkiéj karety z myślą, że wyprzedzi wszelkie wpływy Schlewego i Leony, i za nadejściem nocy znajdzie swoje dziecko.<br>
{{tab}}Sandok nie śmiejąc udzielać panu swoich uwag, bo mu się nie udało wyśledzić nic stanowczego, usiadł w otwartéj tylnéj części powozu, oddzielnie od księcia; Marcin zaś jakby przeczuwał coś złego, za pozwoleniem — Eberharda. siadł na koźle obok pocztyliona.<br>
{{tab}}Nie chciał bez zastanowienia powierzać pocztylionowi kierownictwa tyle ognistych koni, chociaż uważał, że jego obecność była woźnicy bardzo nie na rękę.<br>
{{tab}}— Pukaj sobie z bicza, pomyślał, gdy pocztylion gniew swój objawił i bicz rozwinął aby konie do szybszego biegu pobudzić; machaj batem stary przyjacielu! Sternik Marcin nie boi się takich rzeczy i tak łatwo z miejsca swojego nie ustąpi. Niech pioruny trzasną, zobaczymy przecięż co mu we łbie siedzi! Jeżeli uczciwie myśli, to powinien być kontent, że przy nim siedzę. Ale jeżeli ma jakie wsteczne myśli, to mu się ich odechce, gdy położę tu na skórze moje niebardzo delikatne i małe ręce. W tych przeklętych górach każdego, czasu znajdowały się bandy rabusiów, zbiegli karliści i tym, podobni <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_162" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/892"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/892|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/892{{!}}{{#if:162|162|Ξ}}]]|162}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ludzie; czy czasem łajdak nie ma z nimi stosunków i nie myśli dobrze obłowić się na panu Eberhardzie? Mnie to bardzo dziwi, że złoto nie wywarło nań żadnego wpływu; to dziwna okoliczność! Naturalnie jeżeli kto spodziewa się otrzymać sto tysięcy realów, nie zważa na dwadzieścia! Czekaj chłopcze, stary Marcin nie student, z którym można sobie żartować! Djabeł cię weźmie przy pierwszym lepszym szeleście tu w krzakach, albo przy pierwszym pojawieniu się podejrzanych postaci.<br>
{{tab}}Tak prawie brzmiała rozmowa Marcina samego z sobą, gdy dosyć długo w całym pędzie jechali wiejską drogą przez las.<br>
{{tab}}Konie były wyborne i Eberhard bez niedowierzania i wstecznych myśli, ale z zadowoleniem widział, że powóz jego z pożądaną szybkością pośpiesza drogą do Burgosu.<br>
{{tab}}Już go tylko godziny oddzielały od miejsca pobytu Małgorzaty, którą dotąd trzymano z dala od niego za pomocą wszelkich najnikczemniejszych nawet środków, którą przez wpływy i rady Schlewego poniżono i usunięto, którą zhańbiono i niewinnie więziono.<br>
{{tab}}Zaprawdę Eberhard czuł, że go czekało bardzo bolesne spotkanie, że znajdzie nieszczęśliwą, którą łagodnie do serca przytuliwszy, drogą wzniosłego i dobrego poprowadzi.<br>
{{tab}}Ależ go wcale nie znała, bo przez złośliwość Leony, jedyne jego dziecię już w kolebce wydarte mu zostało.<br>
{{tab}}Ileż miał do naprawienia!<br>
{{tab}}Lecz jakiémże dobrodziejstwem, jaką bozką radością była dla niego możność zawołania nakoniec do nieszczęśliwéj: „Patrz, oto twój ojciec, który cię z boleścią szuka! Pójdź do mojego serca, moja jedyna, moja najukochańsza córko!“<br>
{{tab}}Rozrzewniające, pyszne obrazy stawały przed oczami w zamyśleniu siedzącego księcia — obrazy tak świetne i wzniosłe, lub wspaniale przywabiające, że jego szlachetne oblicze bolesną radością jaśniało.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_163" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/893"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/893|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/893{{!}}{{#if:163|163|Ξ}}]]|163}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Miałże nakoniec osiągnąć najświętsze życzenie swojego serca? miałże dopiąć najwyższego celu swojego życia? miałże nakoniec znaleźć swoje dziecię, którego z boleścią od lat kilku szukał?<br>
{{tab}}Eberhard widział się już w posiadaniu swojego klejnotu, postrzegał już ową dziewicę, którą Leona aby go zgnębić i aby patrzeć na jego cierpienia, w kajdanach mu pokazała, w łańcuchach niewinnie na jéj ręce włożonych.<br>
{{tab}}— Nic mnie już tu nie zatrzyma, jeżeli cię nakoniec moją nazwę! Ciebie moja córko, zabrawszy z sobą, pragnę uciec do owego pięknego miejsca na ziemi, do owych uśmiechających się pól, gdziem znalazł spokój mojego życia! Do Monte-Vero pośpieszymy! Tam przy wiecznym blasku słońca, otoczeni dobrymi, wdzięcznymi ludźmi, wieść będziemy rozkoszne życie! Łagodnie ujmę twoją rękę, moja córko, i w kaplicy domu mojego, w obec Boga i ludzi nazwę cię moim klejnotem, mojém dzieckiem, moim skarbem, który mi Bóg powrócił po długiéj ciężkiéj walce!<br>
{{tab}}Kareta pośpieszała po drodze, a wieśniacy gdzie niegdzie pęd jéj podziwiali — i coraz bliżéj zdążano do upragnionego celu.<br>
{{tab}}Około południa sześcio-konny powóz księcia przejechał przez miasto, po za którém rozciągały się wysokie góry.<br>
{{tab}}Marcin zaczynał już myśleć, że się turbował nadaremnie, i że nie miał słuszności niedowierzając małomównemu pocztylionowi.<br>
{{tab}}Wiedział, że wkrótce dojadą do wsi Unglia i że ztamtąd już pozostawało do przebycia, tak mało, że około dziesiątéj wieczorem można już było stanąć w Burgosie.<br>
{{tab}}Mimo to kontent był, że miał przy sobie pistolet i sztylet, bo zawczasu ściemniło się, a przytém nieznajoma okolica zawsze dla tak doświadczonych ludzi jak Marcin ma coś złowrogiego.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_164" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/894"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/894|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/894{{!}}{{#if:164|164|Ξ}}]]|164}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Prócz tego wiedział także, że i Sandok ma ukrytą przy sobie broń, i że w razie niebezpieczeństwa na niego liczyć może, nie mówiąc już o księciu, który dawniéj tak często dawał dowody nadzwyczajnéj siły.<br>
{{tab}}Musiałoby więc zajść coś nadzwyczajnego, gdyby banda zbójców drożnych na nich napadła.<br>
{{tab}}Wierny Marcin nie spuszczał z oka mrukliwego pocztyliona, który po przebyciu małej wsi Unglia, zaczynał być trwożliwie niespokojnym.<br>
{{tab}}Miał wzrok bystry i postrzegł zmienione postępowanie pocztyliona, chociaż ten widocznie usiłował przemódz swoją niespokojność.<br>
{{tab}}Droga zwęziła się i gdy słońce zaszło, wiodła kręto między wysokiemi skałami.<br>
{{tab}}Powoli zjeżdżano coraz niżéj.<br>
{{tab}}Wiało zimne powietrze, a roślinność zaczynała być karłowaciejsza.<br>
{{tab}}Bujne w dole drzewa kurczyły się do równości palmowych gałęzi i wierzb — w szczelinach skał rosły tylko kolczaste krzewy i krzaki, a nigdzie nie można było dostrzedz śladu człowieka.<br>
{{tab}}Kilka wąskich dolin odłogiem leżało tu i owdzie między skałami, bo niepodobna było na nich nic posiać — tylko w jesieni ubogie gminy posyłały tam zwykle swoich pasterzy z owcami, aby się trawą pasły.<br>
{{tab}}— Tu niebezpiecznie, przerwał nakoniec pocztylion milczenie, które tak długo na koźle karety panowało: niebardzo śmiem ekstra-dyliżansem tę drogę przebywać.<br>
{{tab}}— Dla tego jesteście tak mrukliwi i przelękli? Alboż tędy nie przejeżdża zwyczajny dyliżans? spytał Marcin, bo pomyślał, że w takim razie pocztylion może nie zna téj drogi.<br>
{{tab}}— Broń Boże, dyliżans chodzi drogą szerszą i bezpieczniejszą pomiędzy wąwozem Vitoria!<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną! Dla czegóż i my nie wybraliśmy tamtéj drogi?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_165" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/895"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/895|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/895{{!}}{{#if:165|165|Ξ}}]]|165}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bo panom tak bardzo śpieszno było, i rzeczywiście oszczędzamy cztery godziny czasu!<br>
{{tab}}W téj chwili Marcin postrzegł, że pocztylion ma słuszność, nazywając tę drogę niebezpieczną, bo kareta otarła się o krawędź skały, po za którą ukazał się nie zbyt ponętny widok.<br>
{{tab}}Droga, którą kareta przebyć miała, szła pod stromo wystającą skalistą ścianą, po któréj drugiéj stronie otwierała się przepaść, a w jéj głębi szumiała rzeka.<br>
{{tab}}W koło rozciągało się dziko romantyczne pasmo gór, skalista okolica, któréj wspaniałą piękność zwykle na obrazach podziwiamy.<br>
{{tab}}Ale podziw i piękność nikną, jeżeli człowiek ma sam służyć za sztalugę téj okolicy, jeżeli tak niebezpieczne miejsce przejeżdżać trzeba.<br>
{{tab}}Marcin więc zawołał na pocztyliona, aby wstrzymał konie.<br>
{{tab}}Powiedział sobie, że pocztmistrz miał słuszność, utrzymując że go przeraża sześciokonny zaprząg, bo jeżeli parę, a najwięcéj cztery konie trudno tam utrzymać, to przednie konie sześciokonnego zaprzęgu zaniepokojone, zupełnie utrzymać się nie dadzą, a dziki skok na bok tych koni może bez ratunku cały powóz pogrążyć w przepaść.<br>
{{tab}}Pocztylion zatrzymał zgrzane i wspinające się konie tuż nad niebezpieczną drogą, a Marcin szybko zeskoczył z siodła i do drzwiczek powozu przystąpił.<br>
{{tab}}— Co nowego? niecierpliwie spytał książę.<br>
{{tab}}— Ścieżka w górach, panie Eberhardzie, którą chcemy sześciu końmi przejechać!<br>
{{tab}}— Boisz się, Marcinie? To mi mówi twoja mina seryo! Ej, od kiedyż to wielce doświadczony Marcin zrobił się takim tchórzem?<br>
{{tab}}— Niech pan Eberhard raczy sam zobaczyć, odpowiedział nieco urażony sternik „Germanii”. Marcin jest i pozostanie dawnym Marcinem — ale téj rzeczy tak lekko brać nie można.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_166" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/896"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/896|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/896{{!}}{{#if:166|166|Ξ}}]]|166}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Na prawdę udzielasz mnie twojéj trwogi! Idę! zawołał książę i wysiadł z powozu, który Marcin otworzył.<br>
{{tab}}— Tam jest miejsce, z którego kiedyś spadł infant Miguel z sześciokonnym zaprzęgiem! opowiadał pocztylion, wskazując powóz, aby tém większe sprawić wrażenie, jakie wprawdzie szeroka, ale zawsze między skalistą ścianą a przepaścią ciągnąca się droga na każdym umyśle wywierała.<br>
{{tab}}— Czy masz władzę nad końmi? — po krótkiéj przerwie spytał Eberhard pocztyliona.<br>
{{tab}}— Moja władza na nic się nie zda, dostojny panie, jeżeli koń na bok skoczy!<br>
{{tab}}— To rzeczywiście coś nakształt zapowiedni śmierci! rzekł Eberhard.<br>
{{tab}}— Czy nie możemy wyjechać ztąd na pewniejszą drogę, o której wspomniałeś?pozwolił sobie zapytać Marcin.<br>
{{tab}}Pocztylion niby się namyślał.<br>
{{tab}}Eberhard równie jak Marcin i Sandok nie domyślali się, że pocztylion, aby usłużyć mnichowi, tylko czekał na to pytanie.<br>
{{tab}}— Jeszcze można i niewiele się straci czasu, bo znam tu jeden przejazd, który prowadzi na dół na bezpieczniejszą drogę i do wąwozu — tu musimy wszyscy nasze dusze pierwéj polecić świętéj Pannie! odpowiedział pocztylion, wskazując jedno miejsce skały, w któréj wykuty był obraz Matki Bozkiéj, wprawdzie zupełnie nie estetycznie, ale dosyć wyraźnie.<br>
{{tab}}Eberhard spojrzał naprzód na niebezpieczną drogę i przepaść, potém na Madonnę.<br>
{{tab}}Przeszedł obok ludzi i powozu i zbliżył się do ostrzegającego posągu — pilno mu było polecić Matce Bozkiéj swoje losy i pomodlić się do niéj.<br>
{{tab}}Kiedy pierwéj już chciał rozkazać pocztylionowi, aby jechał koło, skały, teraz myśląc o córce, którą musiał ocalić i dla niéj żyć, powziął zupełnie inny zamiar.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_167" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/897"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/897|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/897{{!}}{{#if:167|167|Ξ}}]]|167}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie chcę kusić Nieba, rzekł wzniosie i poważnie» chociaż chętnie chciałbym przed późną nocą już stanąć w Burgosie! Kiedy możemy tam przybyć, jeżeli obierze — my drogę do wąwozu?<br>
{{tab}}— Około północy, dostojny panie!<br>
{{tab}}— Niech i tak będzie, wieź nas w dół na drogę, którą znasz jako bezpieczniejszą! rozkazał Eberhard.<br>
{{tab}}Pocztylion oświadczył, że musi się cofnąć nieco w tył, aby się dostać na właściwą drogę, śmiało i zręcznie, zawrócił sześciokonny zaprząg.<br>
{{tab}}Książę znowu wsiadł, Sandok umieścił się na otwartém tylném siedzeniu, a Marcin na koźle.<br>
{{tab}}Rżące konie ruszyły i wkrótce dostali się podróżni na szeroką boczną drogę, która zdawała się prowadzić pomiędzy skałami w dół ku dolinom.<br>
{{tab}}Z początku nie zważano, że ta nowo obrana droga znowu inne nastręczała niebezpiczeństwo, bo z razu szła wprawdzie nieco z góry, lecz żadnéj nie wzbudzała obawy.<br>
{{tab}}Lecz gdy się nagle ściemniać zaczynało, po upływie kwadransu czasu, uważający na wszystko Marcin postrzegł, że droga była bardzo wązka i spadzisto w dolinę zbiegająca.<br>
{{tab}}Mimowolnie wstrząsnął głową, a usta jego poruszyły się, jakby powiedzieć chciały:<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną, spadliśmy z deszczu pod rynnę!<br>
{{tab}}Ale wstrzymał się, bo żenowało go objawienie po raz drugi swojéj obawy, a przytém pocztylion bardzo pewnie kierował końmi, tak że wielkim zakrętem, co zmniejszało niebezpieczeństwo, powóz zjeżdżał z góry.<br>
{{tab}}Rzeczywiście lejce niezmiernie były naprężone, a oba dyszlowe konie musiały powstrzymywać cały ciężar, ale były tak silne i do dróg górzystych wprawne, że się na mocnych rzemiennych szorach oparły i wybornie szybkość zmniejszały.<br>
{{tab}}— Czy nie lepiéj byłoby założyć hamulec? zapytał nakoniec Marcin.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_168" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/898"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/898|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/898{{!}}{{#if:168|168|Ξ}}]]|168}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jak będzie potrzeba, to się zrobi w jednéj chwili! odpowiedział pocztylion cały czerwony z wysilenia przy powstrzymywaniu — widzisz pan tu przy mnie śrubę? Jeżeli ją zakręcę, hamulce zaraz powstrzymają wszystkie cztery koła!<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną, zróbże to przecię! krzyknął Marcin, bo zdyszałe konie widocznie już na stroméj drodze zaledwie wstrzymywały ciężki powóz prawie ich kopyt dotykający.<br>
{{tab}}Nagle pędził na dół z przerażającą szybkością.<br>
{{tab}}Głębi drogi coraz bardziéj spadzistéj nie można było rozpoznać, bo w dole panowała mgła i wieczorna ciemność.<br>
{{tab}}Po obu stronach szerokiéj drogi wznosiły się sztywne w niebo skaliste ściany, tak, że widzieć można było tylko jakiś jéj pas, wyglądający jak błękitna gwiazdami zasiana wstęga.<br>
{{tab}}Gdy Eberhard wciąż zachowywał ową wielką spokojność duszy, którą tak często podziwialiśmy w nim wobec największych niebezpieczeństw, gdy siedział nieporuszony w jednym kącie powozu, teraz i Sandoka opanowała niezmierna trwoga, bo widział, że powóz coraz szybcéj w dół pędzi.<br>
{{tab}}Ale Marcin, który najlepiej poznał wszystkim grożące niebezpieczeństwo, widział, że nic ma czasu do gadania, lecz działać potrzeba.<br>
{{tab}}Brakło mu cierpliwości, chociaż dotąd polegał na doświadczeniu pocztyliona.<br>
{{tab}}— Do kata, zakręcaj śrubę! krzyknął gwałtownie i wyrwał mu lejce, pragnąc je trzymać silnemi rękami.<br>
{{tab}}Pocztylion zrobił co Marcin kazał, ale powóz coraz chyżéj pędził, — kręcił — lecz nie postrzeżono, aby hamulce słuchały śruby i chwytały za koła.<br>
{{tab}}Kręcił coraz prędzéj — wreszcie zawołał nagle, naturalne udając przerażenie, a oczami mierzył odległość kozła od drogi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_169" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/899"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/899|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/899{{!}}{{#if:169|169|Ξ}}]]|169}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Śruba złamana — pękła — Najświętsza Panno ratuj — jesteśmy zgubieni!<br>
{{tab}}Marcin czuł, gdy to usłyszał, że lodowate zimno po członkach jego przebiegło.<br>
{{tab}}Powóz hucząc pędził w dół — koni nie można było powstrzymać, chociaż muskularny sternik wytężył całe siły.<br>
{{tab}}Wtém nagle pocztylion znikł, wołał zeskoczyć z kozła na drogę — może znał się na tak szalenie śmiałéj sztuce, albo dla tego, iż był pewien śmierci tych, co pozostali w powozie.<br>
{{tab}}Marcin miał tyle zimnéj krwi, iż w obec tak okropnego niebezpieczeństwa nie stracił przytomności.<br>
{{tab}}Eberhard otworzył okno od strony kozła i chociaż się prędko ściemniało, dostrzegł przed sobą szkaradną przepaść, w którą powóz pędził — niezwłocznie musiał nastąpić okropny wypadek — jeżeli którykolwiek z gwałtownie pędzących koni upadnie, cały w kawałki się rozbije — jeżeli powóz rzeczywiście dostanie się do głębi doliny, zniknie z siedzącymi w nim, bo Marcin nie zna téj głębi, a jéj drzew i przepaści widzieć nie może.<br>
{{tab}}Byłą to chwila niebezpieczeństwa, od któréj włosy powstają na głowie, w któréj człowiek jest między życiem a śmiercią — chwila, w któréj ustaje wszelki namysł, a zmysły są jak odurzone — nie ma żadnego wyjścia, żadnéj rady.<br>
{{tab}}Eberhard, wyższy nad ludzkie słabości, z żelazną spokojnością nawet w chwili, w któréj każdy inny byłby stracił przytomność, spojrzał w głębię, w którą spadał z niepowstrzymaną siłą.<br>
{{tab}}Eberhard nie myślał o sobie — myślał tylko o Małgorzacie.<br>
{{tab}}Miałże ten najwspaniałomyślniejszy człowiek swojego czasu, w skutek haniebnego planu nieprzyjaciół, na prawdę stracić życie?<br>
{{tab}}Miałaż Małgorzata nie odzyskać ojca, — ojca, do które- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_170" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/900"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/900|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/900{{!}}{{#if:170|170|Ξ}}]]|170}}'''<nowiki>]</nowiki></span>go od młodości z boleścią tęskniła i którego już się nigdy widzieć nie spodziewała?<br>
{{tab}}Miałże Eberhard teraz uledz?<br>
{{tab}}Plan szatańskiego barona znalazł w mnichu Antonim tyrańskiego wykonawcę.<br>
{{tab}}Chodziło o powstrzymanie księcia przez dni kilka, aby go von Schlewe nie uprzedził, aby Małgorzatę zawczasu można było uprzątnąć — a Antoni używając całego swojego wpływu, skłonił do tego pocztyliona.<br>
{{tab}}Powstrzymanie księcia łatwo mogło przedłużyć się na wieki — on i jego słudzy mogli wpaść w przepaść rozbici i pognieceni.<br>
{{tab}}Byłby to od dawna upragniony tryumf dla barona Schlewego i grzesznéj hrabiny.<br>
{{tab}}Pocztylion nie nadaremnie ostrzegał o niebezpiecznéj drodze po nad przepaścią — postanowił wybrać spadzistą drogę, prowadzącą z góry w dolinę, bo na niéj jeszcze żaden powóz szczęśliwie na dół nie dojechał i dla tego aby na pewno zgubić podróżnych, za poradą Antoniego, potajemnie złamał hamulec.<br>
{{tab}}Znał tak dobrze wszystkie drogi i ścieżki, że o siebie nie zbyt się obawiał.<br>
{{tab}}Korzystał ze stosownéj chwili i śmiałym skokiem wybawił się od zguby — szczęśliwie stanął na ziemi i spojrzał za powozem, który coraz chyżéj, coraz niepowstrzymaniéj toczył się w głębię. Doliny u spodu były zupełnie niezamieszkałe i bezludne — Unglia była najbliższą wioską, a kto nie znał wąwozów i ścieżek, w dzień nawet szukałby jéj nadaremnie.<br>
{{tab}}Główna droga leżała z daleka — jeżeliby więc podróżni na prawdę dostali się na dolinę, nie prędzéj jak we dwa dni mogliby stanąć w Burgosie — a rozkaz Antoniego byłby spełniony.<br>
{{tab}}Szybko podniósł się ślepy niewolnik mnicha — nie troszcząc się bynajmniéj o powóz i konie, a témbardziéj o los podróżnych, wydobył się znowu na grzbiet góry, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_171" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/901"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/901|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/901{{!}}{{#if:171|171|Ξ}}]]|171}}'''<nowiki>]</nowiki></span>udał się znajomemi sobie drogami i dostał się do mieszkań ludzkich.<br>
{{tab}}Kłamstwem i wymową uwolnił się od kłopotu, tak, że go nie czekała ani odpowiedzialność, ani kara.<br>
{{tab}}I baron von Schlewe zyskał pierwszeństwo.<br>
{{tab}}Eberhard nie domyślał się wcale tak haniebnego planu. Właściwie nie miał czasu do namysłu.<br>
{{tab}}Marcin poznał, że wszystko stracone.<br>
{{tab}}Co chwila mogły paść konie — wtedy powóz razem z nimi bez ratunku zleciałby w przepaść.<br>
{{tab}}Krew płynęła z rąk Marcina, tak mocno przy użyciu całéj siły trzymał lejce.<br>
{{tab}}Lecz wszystko to nadaremne było.<br>
{{tab}}— Jedź, jeżeli możesz, naprzeciw drzew, na prawo! zawołał książę, który-pomimo panującéj ciemności, widział po téj stronie mocne zaledwie o dziesięć kroków od skalistéj ściany oddalone drzewa i prawdziwie z bohaterską spokojnością, upatrywał w nich jedyny punkt ocalenia, jedyną możność ratunku.<br>
{{tab}}Marcin natychmiast pojął myśl Eberharda.<br>
{{tab}}Każdy inny nie byłby w stanie zawładnąć zmysłami i siłą swoją.<br>
{{tab}}Marcin z całą gwałtownością skierował konie ku wskazanemu przez Eberharda miejscu.<br>
{{tab}}Powóz uległ temu kierunkowi.<br>
{{tab}}W téjże chwili dał się słyszeć do kości przejmujący trzask.<br>
{{tab}}Konie popadały — kareta na w pół zgruchotana zawisła na drzewie. Leżała na boku i tylko cudem Eberhard pozostał nietknięty.<br>
{{tab}}I Sandok z całą skorą wyczołgał się z rozbitego siedzenia.<br>
{{tab}}Ale Marcin leżał ogłuszony na szczątkach powozu — gałąź drzewa straszliwie go w głowę uderzyła.<br>
{{tab}}Zgrozą przejmujące zamieszanie panowało w ciemności na tym bezludnym, niezamieszkanym spadku góry.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_172" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/902"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/902|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/902{{!}}{{#if:172|172|Ξ}}]]|172}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Konie porozbijały sobie łby o strome skały, bo leżały nieruchome.<br>
{{tab}}Eberhard przedewszystkiém podniósł sternika ze szczątków powozu, pragnąc przekonać się o ile ciężka była jego rana.<br>
{{tab}}Krew gwałtownie broczyła z rany po nad czołem — był jak bez życia.<br>
{{tab}}— Sandok, zawołał książę, opatrz ranę Marcina i pozostań przy nim dopóki nie wrócę!<br>
{{tab}}Murzyn uczynił to, a Eberhard zszedł na dolinę, aby obaczyć, czy w pobliżu nie ma ludzkiego mieszkania, albo drogi lub źródła.<br>
{{tab}}Ale tego wszystkiego nie było ani śladu.<br>
{{tab}}Znajdowały się tam wprawdzie łąki, gruppy drzew, szczątki skał — ale ani szossy, ani wioski nie było można znaleźć.<br>
{{tab}}A nadto ciemność nocna przeszkadzała usiłowaniom księcia, chociaż w takich razach miał wielkie doświadczenie.<br>
{{tab}}Nie pozostawało nic do wyboru — trzeba było czekać do rana.<br>
{{tab}}Rana Marcina była cięższa, niż Eberhard z razu sądził — po upływie kilku godzin leżał jeszcze zupełnie bezprzytomny, a krew sączyła się przez obwiązanie, które Sandok bardzo zręcznie wykonał.<br>
{{tab}}Nakoniec zaczynało już szarzeć.<br>
{{tab}}Pocztylion zbiegł bez śladu.<br>
{{tab}}Gdy słońce rozwiało promienie, Eberhard szedł na szczyt góry.<br>
{{tab}}Próbował czy ztamtąd nie dojrzy czego i nie znajdzie ożywionéj drogi.<br>
{{tab}}Ale znalazł tylko strumyk, z którego naczerpał nieco ożywczego napoju dla zranionego.<br>
{{tab}}Książę miał nieoceniony zwyczaj wozić z sobą żywność i wino, inaczéj można było w téj puszczy Sierra Vitoria umrzeć z głodu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_173" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/903"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/903|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/903{{!}}{{#if:173|173|Ξ}}]]|173}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nakoniec Marcin przyszedł do siebie — ale upływ krwi tak go wyczerpał, że mimo całéj jego siły ciała, nie można było myśleć o dalszéj podróży.<br>
{{tab}}Konie leżały jedne z porozbijanemi łbami, drugie z połamanemi nogami, niezdatne do powozu, którego kół i kozła wcale nie można było rozpoznać.<br>
{{tab}}Sandok zlitował się nad jednym koniem, który okropnie cierpiał — i gdy Eberhard oddalił się, pchnął go nożem w piersi, aby zakończyć jego boleści.<br>
{{tab}}Przednie konie porwały uprząż i gdy powóz uderzył o drzewo — uciekły bez śladu.<br>
{{tab}}Można sobie wyobrazić, że położenie podróżnych wcale nie było pocieszające.<br>
{{tab}}Odcięci od wszelkich stosunków z ludźmi, leżeli w dzikiéj okolicy Sierra Vitoria, o cztery albo pięć mil od Burgosu, nie znając drogi, ani mogąc jéj wyśledzić.<br>
{{tab}}Chociaż w młodszych latach Eberhard często w pustyni bez drogi i ścieżki znajdował sposoby posuwania się daléj, chociaż ciągle przytém groziły mu dzikie zwierzęta i nigdy nie był pewien życia, jednak i wtedy nawet nie dręczyła go taka troska jak dzisiaj.<br>
{{tab}}Musiał wybawić i ratować swe dziecię.<br>
{{tab}}Myśl ta okropnie dręczyła księcia. Każdy opóźniony dzień zagrażał nieszczęśliwéj nowém niebezpieczeństwem, i teraz, gdy Marcin objawił to zdanie, książę nabrał przekonania, że wypadek niniejszy naumyślnie był przygotowany.<br>
{{tab}}Szlachetnej duszy Eberhard, który długo nie przypuszczał możności tak {{Korekta|zgroźnego|z groźnego}} czynu, zadrżał na myśl o niegodziwości owego barona, dla którego nie było nic świętego, który nie lękał się żadnego środka, byle tylko dopiąć swojego celu.<br>
{{tab}}Cierpliwość wspaniałomyślnego księcia wyczerpała się — groził nędznikowi karą, na którą ten już nieraz zasłużył.<br>
{{tab}}Potém zaś zostawiwszy Sandoka przy Marcinie, który już począł odzyskiwać siły, udał się jeszcze raz na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_174" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/904"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/904|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/904{{!}}{{#if:174|174|Ξ}}]]|174}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wierzchołek góry, pragnąc bądź co bądź wynaleźć drogę do wyjścia.<br>
{{tab}}Usiłowania jego znowu były nadaremne! Wrócił dopiero późno w nocy, strudzony i zmordowany.<br>
{{tab}}Nazajutrz Sandok wyprosił sobie łaskę śledzenia tu i owdzie.<br>
{{tab}}Książę znając wytrwałość i przytomność murzyna, zezwolił.<br>
{{tab}}Marcin już się znowu mógł utrzymać na nogach, ale jeszcze nie można było myśleć o tém, aby dłuższą drogę mógł odbyć pieszo — a Eberhard nie chciał go opuszczać.<br>
{{tab}}Nadaremnie ze wzrastającą niecierpliwością oczekiwał powrotu Sandoka — godzina za godziną upływała, a nie widać go było wcale.<br>
{{tab}}Nakoniec gdy już zmrok zaczął zapadać, ukazał się na dolinie, radośnie wyciągając ramiona w górę.<br>
{{tab}}— Oho, massa! zawołał — Sandok ma konie i przewodnika!<br>
{{tab}}Ponure oblicze Eberharda rozjaśniło się, a i Marcin nabrał odwagi.<br>
{{tab}}Obaj udali się na dół i spostrzegli przed sobą wieśniaka z końmi.<br>
{{tab}}— O, dobry człowiek, dobry człowiek! wołał Sandok ściskając wieśniaka, który ofiarował się znakomitemu panu sprzedać trzy konie i pokazać mu drogę do Burgosu.<br>
{{tab}}Eberhard straciwszy dwa dni czasu, gotówką wyliczył wieśniakowi wartość koni, i szczęśliwy był, gdy już siedział na jednym z nich.<br>
{{tab}}Sandok pomógł sternikowi dosiąść drugiego konia i zręczny jak kot wdrapał się na trzeciego.<br>
{{tab}}Wieśniak po wielu wązkich i niebezpiecznych ścieżkach przeprowadził jeźdźców na dobrą drogę.<br>
{{tab}}Eberhard podziękował mu i jeszcze wynagrodził; na koniec trzéj jeźdźcy mszyli całym pędem ku celowi swojéj podróży.<br>
{{tab}}Noc już zapadła gdy stanęli u bram miasta Burgosu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_175" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/905"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/905|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/905{{!}}{{#if:175|175|Ξ}}]]|175}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie dozwolono nieznanym jeźdźcom wstępu do miasta, oświadczając, że się w nocy nie wpuszcza nikogo obcego — że muszą czekać do rana.<br>
{{tab}}Marcin nie mógł się powstrzymać i mruknął:<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną! czyż nie będzie końca tym przeszkodom?<br>
{{tab}}— Do kogo panowie jedziecie? spytał rogatkowy nadzorca.<br>
{{tab}}— Do klasztoru karmelitek o ile można najprędzéj, odpowiedział Eberhard.<br>
{{tab}}— Dobrze sennor, odpowiedział Hiszpan, to panowie nie potrzebujecie wstępować do miasta! Jedźcie tu pod murem, aż do zarośli tam na drugiéj stronie — potém udajcie się drogą przerzynającą lasek.<br>
{{tab}}— A dokądże potém przybędziemy?<br>
{{tab}}— Wkrótce ujrzycie przed sobą dwa klasztory, sennor, karmelitów i karmelitek!<br>
{{tab}}— Dziękuję! zawołał Eberhard i spiął konia ostrogami.<br>
{{tab}}Marcin i Sandok również odwrócili swoje zwierzęta od rogatki i pojechali pod murem opasującym miasto.<br>
{{tab}}Wkrótce dojechali do lasku, o którym wspomniał nadzorca rogatki, i nakoniec gdy się drzewa przerzedziły, postrzegli przy mdłym blasku księżyca wznoszące się przed nimi klasztory.<br>
{{tab}}Pobożny brat Antoni i baron von Schlewe tylko co znikli po za klasztorną fórtą.<br>
{{tab}}Eberhard najpierwój zwrócił się do fórty — lecz potém postrzegł przy drugim klasztorze wielką z kamienia wyciosaną figurę Matki Bozkiéj z Dzieciątkiem Jezus — ustawioną w niszy po nad portykiem — księżyc z daleka oświetlał tę oznakę pobożności.<br>
{{tab}}Eberhard powiedział sobie, że tam zapewne mieszkają zakonnice.<br>
{{tab}}Zsiadł z konia — dwaj jego towarzysze uczynili to samo.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_176" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/906"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/906|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/906{{!}}{{#if:176|176|Ξ}}]]|176}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Sandok trzymał konie, a Marcin towarzyszył księciu do klasztornego muru.<br>
{{tab}}Wewnątrz niego panowała {{Korekta|głękoka|głęboka}} cisza.<br>
{{tab}}Eberhard śpiesznie wszedł pod sklepienie fórty i mocno młotkiem zapukał.<br>
{{tab}}Siostra odźwierna widocznie jeszcze nie spała, bo wkrótce dały się słyszeć wewnątrz kroki.<br>
{{tab}}— Kto puka? spytała mniszka, ujrzawszy przez otwór w forcie dwie postaci.<br>
{{tab}}— Otwórzcie, pobożna siostro, muszę mówić z czcigodną przeoryszą!<br>
{{tab}}— Przeorysza od pięciu tygodni nie żyje, a gdyby nawet żyła, albo nowa na jéj miejsce już była obrana, niemogłabym uczynić zadosyć pańskiemu żądaniu, cudzoziemcze, bo to noc, a o téj porze nie wolno wchodzić do klasztoru żadnemu świeckiemu człowiekowi!<br>
{{tab}}— Kto zastępuje miejsce przeoryszy? spytał Eberhard.<br>
{{tab}}— Ojciec Celestyn z klasztoru karmelitów, który pan widzisz naprzeciwko!<br>
{{tab}}— Czy się znajduje w waszym klasztorze cudzoziemska dziewczyna, mówiąca innym językiem niż wy?<br>
{{tab}}— Nie, cudzoziemcze!<br>
{{tab}}— Zastanówcie się, pobożna siostro, spojrzyjcie na ten obraz Madonny, który się tam wznosi łagodnie księżycem oświetlony.<br>
{{tab}}— Zapytajcie o to przeora — zapytajcie brata Antoniego! odpowiedziała zakłopotana mniszka.<br>
{{tab}}— Widzę, że chcecie uniknąć odpowiedzi! Muszę znaleźć tę dziewczynę, chociażbym miał wasz klasztor od góry do dołu zrewidować!<br>
{{tab}}— O wszyscy święci! pomruknęła mniszka.<br>
{{tab}}— Marcinie, rozkazał książę, odwracając się od mniszki: pozostaniesz tutaj — nikt nie powinien wyjść z klasztoru!<br>
{{tab}}— Według rozkazu panie Eberhardzie, nikogo nie wypuszczę ani wpuszczę! odpowiedział olbrzymi sternik <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_177" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/907"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/907|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/907{{!}}{{#if:177|177|Ξ}}]]|177}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i oparty o mur, tak się ustawił, że prawie całą fórtę sobą zakrył.<br>
{{tab}}Książę pośpieszył do sąsiedniego klasztoru mnichów, pod którego murem stał Sandok z końmi.<br>
{{tab}}Eberhard postanowił dobrocią lub gwałtem odebrać swoje dziecię, bo wiedział, że przebywa w jednym z tyci klasztorów. Chciał bądź co bądź uwolnić nakoniec Małgorzatę z więzienia.<br>
{{tab}}Pewnym krokiem, wyprostowany tak, że jego majestatyczna postać przedstawiała wspaniały widok, Eberhard przystąpił do fórty. Wykonywał tylko święte prawo, z którego z żelazną wolą korzystać pragnął.<br>
{{tab}}Pukał głośno, jak człowiek z czystém sumieniem i wolném sercem.<br>
{{tab}}Dały się słyszeć wlokące się kroki — widocznie zbliżający się po za murem nie chciał zdradzić swojéj obecności.<br>
{{tab}}— Przystąpcie pobożny bracie! czyńcie tak jak ja! rzekł Eberhard pełnobrzmiącym głosem.<br>
{{tab}}— Dla czego zakłócasz nocną spokojność, cudzoziemcze? spytał odźwierny.<br>
{{tab}}— Nie bierz mi tego za złe, inaczéj być nie może; otwieraj i prowadź mnie do czcigodnego ojca Celestyna!<br>
{{tab}}— Jakto! — teraz w nocy? To niepodobna!<br>
{{tab}}— Wyrazu niepodobna nie znam, mój przyjacielu, jeżeli idzie o rzeczywistość! Muszę mówić z ojcem i to zaraz!<br>
{{tab}}— Nie trudź się nadaremnie cudzoziemcze, to przeciwne klasztornéj regule!<br>
{{tab}}— Zapewne jesteście brat Antoni? nagle zapytał Eberhard, domyśliwszy się, że w tym mnichu ma przeciwnika.<br>
{{tab}}Zdało mu się, że po za murem słyszy jakieś ostrożne szeptanie.<br>
{{tab}}— Czego chcecie od pobożnego brata Antoniego? i kto jesteście? ozwał się głos przy fórcie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_178" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/908"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/908|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/908{{!}}{{#if:178|178|Ξ}}]]|178}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie lubię ukrywać się w mistycznéj ciemności, we wszystkiém mówię jasną prawdę! Jeżeli jesteście brat Antoni to słuchajcie! Jestem książę de Monte-Vero. W waszym klasztorze znajduje się niemiecka dziewica — pomimo jéj woli! Ta dziewica jest moją córką, przychodzę żądać, abyście mi ją wydali — czekajcie, jeszcze nie skończyłem! Jeżeli za pięć minut nie otworzycie mi téj fórty, każę ją sam otworzyć!<br>
{{tab}}— Co za mowa cudzoziemcze! Jesteś na poświęconém miejscu!<br>
{{tab}}— Śpiesz do ojca Celestyna i sprowadź go tutaj — pamiętaj, że dałem ci tylko pięć minut czasu! Zwykle słowa dotrzymuję!<br>
{{tab}}— Święty Franciszku! zawołał mnich, chcą klasztor wyłamać? to rzecz niesłychana!<br>
{{tab}}Eberhard posłyszał, że odźwierny poszedł do portyku, i zdało mu się, po za murem ktoś drugi oddala się w kierunku klasztornego ogrodu.<br>
{{tab}}To w niepodejrzliwym księciu obudziło przekonanie, że nie myślą z nim uczciwie postępować.<br>
{{tab}}Wprawdzie spodziewał się tego, że przechowywanéj w klasztorze dziewicy tak od razu bez dalszych trudności mu nie wydadzą; lecz sądził, że jeżeli seryo a przezornie weźmie się do rzeczy, to mu się dłużéj opierać nie będą.<br>
{{tab}}Marcin jak potężny słup stał przy forcie jednego klasztoru — on sam przy forcie drugiego — nie tak więc łatwo zdoła się kto wymknąć i usunąć szukaną.<br>
{{tab}}Jeszcze nie upłynęło pięciu minut, gdy Eberhard posłyszał na dziedzińcu kroki i głos Antoniego na niego powstający.<br>
{{tab}}— Tak, czcigodny ojcze, brzmiały jego słowa — sam chce drzwi otworzyć!<br>
{{tab}}— Tak jest, powiedziałem to, rzekł głośno Eberhard, gdy w klasztorze zajaśniały światła — i słowa dotrzymam, jeżeli nie będę miał dozwolonego wstępu! Nie przybywam tu nieprawnie, czcigodny ojcze, domyślam się, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_179" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/909"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/909|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/909{{!}}{{#if:179|179|Ξ}}]]|179}}'''<nowiki>]</nowiki></span>żeście tu przyszli, przybywam tu jak człowiek honorowy i z pełném prawem! Cudzoziemska dziewica, ukryta jest w waszym klasztorze, żądam wydania mi téj dziewicy!<br>
{{tab}}— Mylicie się świecki panie, odpowiedział pokorny głos ojca: nie ukrywamy tu żadnéj dziewicy! W tamtejszych zaś murach mieszkają tylko same pobożne siostry!<br>
{{tab}}— Więc przed wami zatajono, czcigodny ojcze, Pozwólcie, abym się przekonał!<br>
{{tab}}— Przez wszystkich świętych, ten cudzoziemiec odważa się na niesłychane rzeczy! powiedział Antoni do przełożonego.<br>
{{tab}}— Czy znajduje się bez mojéj wiedzy w jednym z dwóch klasztorów cudzoziemska dziewica? spytał przeor.<br>
{{tab}}— Niech nas święty Franciszek strzeże! odpowiedział Antoni: ten cudzoziemiec szuka tylko pozoru, byle się dostać do klasztoru!<br>
{{tab}}— Słyszycie to świecki panie? głośno powiedział ojciec: idźcie sobie daléj waszą drogą! Ktoś was w błąd wprowadził!<br>
{{tab}}Cierpliwość Eberharda była wystawiona na ciężką próbę, i każdy inny, tyle w swojém prawie będący, pewno nie mówiłby tak spokojnie. Ale właśnie cechą dusz szlachetnych i wzniosłych jest to, że panować nad sobą umieją.<br>
{{tab}}— Skoro tak, pobożny ojcze, zostawiam wam do wyboru! Książę de Monte-Vero, który prosi o wstęp, chce bez żadnych złych zamiarów przeszukać klasztor razem z wami! Jeżeli mu odmówicie, to musi drzwi wasze obsadzić i uzyskać rozkaz, który was zmusi do udzielenia mu wstępu!<br>
{{tab}}— Jesteście bardzo uparci i bardzo stanowczy, świecki książę! mówił ojciec Celestyn. Nie sądźcie, aby bojaźń skłaniała mnie do otwarcia wam klasztoru! Nie masz władzy, któraby mnie zmusiła do udzielenia wam wstępu, chociażby nawet rozkaz z Santa-Madre w Ma- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_180" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/910"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/910|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/910{{!}}{{#if:180|180|Ξ}}]]|180}}'''<nowiki>]</nowiki></span>drycîe, a tego nigdy nie uzyskacie. Otwórz, bracie odźwierny!<br>
{{tab}}Antoni wahał się.<br>
{{tab}}— Czeka nas złe, czcigodny ojcze, szepnął — to przywódca karlistów!<br>
{{tab}}— Otwórz, bracie Antoni! rozkazał ojciec.<br>
{{tab}}Gdy się klucz w zamku fórty obracał, Eberhard dał murzynowi znak, aby pozostał przy murze i na wszystko pilnie uważał.<br>
{{tab}}Żelazem obite drzwi skrzypiąc otworzyły się.<br>
{{tab}}Eberhardowi ukazał się ponury dziedziniec klasztorny, i stanęli przed nim stary ojciec Celestyn tudzież brat Antoni, którego błyszczące oczy i nienawistna mina świadczyły o wściekłym gniewie za to, że {{Korekta|cudziemiec|cudzoziemiec}}, na którego chciał rzucić podejrzenie, jednak wolę swoją przeprowadził.<br>
{{tab}}— Nie sądźcie, czcigodny ojcze, powiedział zwracając się z ukłonem do starca; że was bez przyczyny niepokoję! Jeżeli ani w tym, ani w sąsiednim klasztorze nie znajdę śladu mojego dziecka, to wypłacę waszéj klasztornéj kassie 10,000 realów wynagrodzenia — ale jeżeli znajdę dziewicę, wtedy będzie moją!<br>
{{tab}}Nienawistna twarz Antoniego przybrała tryumfującą minę — był pewien, że Eberhard nie znajdzie nieszczęśliwéj, bo jak widzieliśmy, doskonale ją ukrył.<br>
{{tab}}— Przyjmuję waszą obietnicę, świecki panie, powiedział ojciec; zakon nasz jest ubogi, a was Bóg niewątpliwie światowém dobrem obdarzył! Bracie Antoni, chodź z nami i poświeć nam! Klasztor jest dla pana otwarty!<br>
{{tab}}— Jesteście bardzo łaskawi, czcigodny ojcze, mówił Eberhard, pójdźmy i niezwłocznie przekonajmy się stanowczo!<br>
{{tab}}Ojciec Celestyn poszedł obok księcia de Monte-Vero przez dziedziniec. Brat Antoni udał się za nimi niosąc jasno świecącą latarnię.<br>
{{tab}}Weszli w otwarty portyk.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_181" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/911"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/911|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/911{{!}}{{#if:181|181|Ξ}}]]|181}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mnisi niespokojni przebiegali tu i owdzie — rzadka, nieproszona wizyta przeraziła ich.<br>
{{tab}}Północne nabożeństwo od dawna przeminęło.<br>
{{tab}}— Jesteśmy na miejscu, świecki książę, rzekł ojciec Celestyn; bracie Antoni, poświeć!<br>
{{tab}}Mnich z nienawistnie ironicznym uśmiechem zrobił poruszenie, jakby chciał powiedzieć:<br>
{{tab}}— Cudzoziemiec może szukać, gdzie chce!<br>
{{tab}}Eberhard zajrzał do każdéj celi po bokach krużganku — kazał sobie otwierać każdą przestrzeń, wszystkie na górze sale i izby, i pilnie razem ze starym Celestynem przejrzał każdą szafę, potém zeszedł do sklepień, aby i tam zajrzeć do klauzur.<br>
{{tab}}Ze zgrozą znalazł tu surowo więzieniem ukaranych mnichów, w nędznych dziurach leżących na słomie.<br>
{{tab}}Przerażenie odmalowało się na jego twarzy, bo ojciec powiedział postrzegając to:<br>
{{tab}}— Mamy władzę i prawo karania odstępców! Wszyscy, których tu świecki książę widzisz, ciężko przewinili!<br>
{{tab}}— I cóż popełnili? spytał Eberhard.<br>
{{tab}}— Ten tam, odpowiedział Celestyn, wskazując mnicha, który leżał bezsilny na słomie w wązkiéj, wilgotnej celi, i którego zdziczała broda aż do piersi sięgała, przełamał ślub czystości — zasłużył na dziesięcioletnią klauzurę według wyroku wysokiego officyum. Ten, mówił daléj starzec i wskazał młodszego mnicha, który jak dzikie zwierzę skurczył się w kącie podziemnéj przestrzeni i zębami zgrzytał, ciężko zawinił przeciw ślubowi posłuszeństwa.<br>
{{tab}}— On jest szalony — mruknął Eberhard.<br>
{{tab}}— Dla tego też przez całe życie pozostanie tu w celi! Alboż to świeckie sądy niebezpiecznych złoczyńców nie robią nieszkodliwymi? Alboż szaleńców także nie zamykają w celach? O święte officyum w Madrycie jest mądre i sprawiedliwe!<br>
{{tab}}Po Eberhardzie przebiegł dreszcz na widok tak straszliwych kar, spełnianych z fanatyczną surowością <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_182" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/912"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/912|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/912{{!}}{{#if:182|182|Ξ}}]]|182}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i gorliwością, przekonywającą go o potędze owego officyum w Madrycie, inkwizycyą zwanego.<br>
{{tab}}— Nieszczęśliwi, rzekł pełen miłosierdzia, czyliby nie było lepiéj wpływać na nich łagodnością?<br>
{{tab}}— Łagodność szkodę przynosi świecki książę, jeżeli zobojętnia sprawiedliwość! Patrzcie na tego tam mnicha, mówił daléj ojciec Celestyn, gdy Antoni poświeciwszy w kilku innych celach, otworzył jedną gdzie leżał mały człowiek, oczy w ciemności zabłysły: ciężko zawinił przeciw ślubowi ubóztwa — okradł skarbiec klasztorny — przychylnym wyrokiem skazany został tylko na trzechletnią klauzurę! Po przebyciu jéj, ukradł z katedry w Burgosie święcony srebrny talerz — teraz więc zostaje w więzieniu na całe życie. Czy z waszymi przestępcami i więźniami nie dzieje się tak samo!<br>
{{tab}}Eberhard poszedł daléj — sklepiony korytarz rozdzielał się na dwa — przy ścianie stał stary pulpit do modlitwy — trzéj ludzie przeszli koło niego.<br>
{{tab}}Wkrótce ślizkie schody prowadziły do jeszcze głębszych piwnic.<br>
{{tab}}I tu kazał Eberhard otworzyć każdą celę — ale znalazł samych tylko jęczących mnichów, którym szczury i myszy rabowały podany chleb.<br>
{{tab}}Te obrazy nędzy były tak okropne, że chociaż książę de Monte-Vero wiele z tego co ojciec mówił uznać musiał za słuszne, jednak z boleścią odwrócił się — nieludzkie to były kary i sposób obchodzenia się z nieszczęśliwemi stworzeniami, jakkolwiek ciężko grzesznemi.<br>
{{tab}}Skargami i jękami napełnione powietrze gniotło piersi Eberharda — nie mógł tchu schwytać — ale trzeba było w tych okropnych przestrzeniach szukać swojego dziecka, które w jednym z tych dwóch klasztorów ukrywano.<br>
{{tab}}Szedł więc daléj i przeglądał każdą przestrzeń.<br>
{{tab}}Chętnie otwierał brat Antoni każde drzwi — usłużnie świecił w każdéj celi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_183" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/913"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/913|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/913{{!}}{{#if:183|183|Ξ}}]]|183}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nadaremnie. Nie można było znaleźć żadnego śladu Małgorzaty. Eberhard zaczynał rozpaczać.<br>
{{tab}}— Już skończyliśmy, powiedział stary Celestyn, gdy przyszli do wilgotnych piwnicznych ścian, które widocznie stanowiły fundament klasztoru.<br>
{{tab}}Przekonałeś się światowy książę, stało się zadosyć twojéj woli.<br>
{{tab}}— W połowie dopiero pobożny ojcze — pozostaje jeszcze do przejrzenia tamten drugi klasztor zakonnic!<br>
{{tab}}— Klasztor zakonnic? biedząc się z myślami powtórzył Celestyn.<br>
{{tab}}— Pobożne siostry śpią, jakże my mężczyźni możemy teraz wchodzić do ich cel? z wyraźnym wyrzutem odezwał się brat Antoni.<br>
{{tab}}— Wyjednacie mi wstęp, pobożny ojcze, rzekł książę nie zważając na słowa mnicha, i stanowczo przemawiając do Celestyna, jakby mu przypominał, że ma do czynienia z wpływowym i wysokie stanowisko zajmującym człowiekiem.<br>
{{tab}}— Teraz nie można panie! odpowiedział ojciec.<br>
{{tab}}— W takim razie narażasz ojcze klasztor na nieprzyjemność, bo go każę strzedz i będę musiał wyjednać sobie w Madrycie rozkaz, który mi wszystko otworzy — królowa Izabella uczyni zadosyć mojemu żądaniu!<br>
{{tab}}— Nie uczyni świecki książę, bo uczynić tego nie może! odpowiedział ojciec.<br>
{{tab}}— Don Olozaga wyjedna mi to!<br>
{{tab}}— Usiłowanie pańskie będzie daremne! Chociażbyś się pan odwołał do ks. de la Torre, do hrabiego de Reuss i do kogo chcesz. Santa-Madre stoi wyżéj wszystkich! Święte officyum tylko może tutaj rozkazywać!<br>
{{tab}}— A zatém słuchaj ojcze, co na to odpowiem — i zważ dobrze każde moje słowo — bo każde jest przysięgą! Książę de Monte-Vero, który szuka swojéj córki i wie, że ona znajduje w jednym z waszych klasztorów, wypowiada wam wojnę, jeżeli jeszcze godzinę opierać się będziecie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_184" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/914"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/914|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/914{{!}}{{#if:184|184|Ξ}}]]|184}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ojca Celestyna wcale ta groźba nie przeraziła, a brat Antoni zupełnie ją wyśmiał.<br>
{{tab}}— Więc jak zapewne dobrze pojmujecie, mówił daléj Eberhard, będzie to wojna ''Brazylii z Hiszpanią'', wypowiadam ją wam w imieniu cesarza don Pedra II! A jeżeli biedny naród hiszpański niewinny waszego łotrowstwa i pychy, przez wpływ mój ma wyjść bez szkody z téj wojny, to wy témbardziéj ją uczujecie! Jeżeli mi nie otworzycie owego klasztoru, za trzy dni wypowiedzenie wojny będzie w Madrycie!<br>
{{tab}}— Jesteście zapalczywi, światowy książę! Tak błaha przyczyna, ktôréj nie jesteśmy winni, nie może wywołać wojny.<br>
{{tab}}— Z drobnych przyczyn wynikają często niespodzianie wielkie skutki, pobożny bracie! Otwórzcie księgę historyi świata i według przyczyn szukajcie wielkich walk — często uznacie te przyczyny za niegodne wzmianki, często je wyszydzicie — a jeżeli mam wyznać, żaden człowiek więcéj nie nienawidzi i nie brzydzi się bitwami, niż ja! Ale przeciw obłudzie, przeciw podstępnemu matactwu, przeciw złośliwości i błędnéj przewadze, jest tylko jedno lekarstwo — użycie siły! Spodziewam się, pobożny ojcze, że teraz mnie zrozumiałeś, a na zakończenie dodaję, że pod słowem honoru użyję siły, skoro mi słusznego prawa odmawiacie! Czyście się teraz namyślili<br>
{{tab}}— Jeżeli myślicie światowy książę, że się was boimy i z bojaźni zadosyć czynimy waszéj woli, tedy jesteście w błędzie! Nie zapominajcie, że święte offieyum ma w Rio siedzibę i może wam także okazać swoją potęgę! Widzicie, żeśmy do was dorośli! Dla tego dowieść wam pragnę, że jesteście w błędzie, jeżeli myślicie, że się wasza córka znajduje w jednym z tych klasztorów! Bracie Antoni, śpiesz naprzód i zapowiedz pobożnym siostrom, co ma nastąpić; my idziemy za tobą!<br>
{{tab}}Mnich nie z wielką radością przyjął rozkaz ojca, a zarazem z widoczném nieukontentowaniem — jednak nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_185" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/915"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/915|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/915{{!}}{{#if:185|185|Ξ}}]]|185}}'''<nowiki>]</nowiki></span>śmiał sprzeciwiać się, albo nawet ociągać, lecz szybko wyszedł z klasztoru i fórty.<br>
{{tab}}Eberhard i ojciec Celestyn, również wyszli z portyku klasztornego na dziedziniec, a potém ku murowi.<br>
{{tab}}Słowa jego, pomimo odpornych odpowiedzi ojca, musiały wywrzeć dosyć silny wpływ — książę de Monte-Vero byłby groźbę swoją wykonał, bo wiedział że cesarz don Pedro nie będzie ociągał się ani chwili z ukaraniem przemocy hiszpańskiego duchowieństwa.<br>
{{tab}}Jak wiadomo Eberhard wywierał wielki wpływ na cesarza, który go zawsze nazywał swoim przyjacielem.<br>
{{tab}}Gdy obaj wyszli na otwarte pole, które ciągnęło się między laskiem od strony Burgosu i dwoma klasztorami, znaleźli tuż przy wchodzie Sandoka, który razem związał konie — schwytał brata Antoniego i wtedy dopiero puścił go, gdy mu książę de Monte-Vero rozkazał.<br>
{{tab}}Sandok zawsze literalnie wykonywał rozkazy swojego pana.<br>
{{tab}}Ojciec Celestyn, nie mówiąc ani słowa, zdziwił się, gdy znalazł fórty obu klasztorów obsadzone.<br>
{{tab}}Przy żeńskim stała ogromna, poszanowanie nakazująca figura Marcina.<br>
{{tab}}Eberhard nie potrzebował dawać żadnych objaśnień o tym posterunku, bo już pierwéj o nim wspomniał — z zadowoleniem skinąwszy głową, przyjął tylko od sternika „Germanii“ wiadomość, że nikt z klasztoru nie wyszedł.<br>
{{tab}}Brat Antoni wypukał siostrę odźwierną, i zaraz lotem błyskawicy rozeszła się po klasztorze wiadomość, że ojciec Celestyn z cudzoziemcem pragną przejrzeć cele i korytarze.<br>
{{tab}}Mniszki czémprędżéj poubierały się w szaty, i pod maską jawnego zmartwienia ukrywały ciekawość.<br>
{{tab}}Wkrótce ojciec Celestyn zbliżył się z księciem do portyku, gdzie czekał Antoni.<br>
{{tab}}Pobożne siostry z upodobaniem przypatrywały się wysokiemu, pięknemu cudzoziemcowi ze wszystkich moż- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_186" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/916"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/916|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/916{{!}}{{#if:186|186|Ξ}}]]|186}}'''<nowiki>]</nowiki></span>liwych kryjówek — zmartwienie ustąpiło miejsca podziwowi.<br>
{{tab}}Pojawienie się męzkiéj, tak pięknéj jak Eberhard postaci, w klasztorze zakonnic, stanowi rzadkość chętnie widzianą — pobożne damy lubią czasem spojrzeć na świeckiego człowieka.<br>
{{tab}}Książę nie zważał na tę ciekawość, ścigającą go za każdym filarem, za każdym wyskokiem muru — przeglądał z ojcem Celestynem każdą celę, a także i klasztorne podziemia — tracił pewność z każdą minutą, a tymczasem tryumf i bezpieczeństwo Antoniego wzrastały.<br>
{{tab}}Z coraz bardziéj szyderczym uśmiechem spoglądał na księcia, ale ten wcale nie uważał. Eberhard nie miał oka dla tak nic nie znaczących ludzi, jak ten mnich, którzy się lubowali w dumném i nikczemném zuchwalstwie.<br>
{{tab}}Całą uwagę zwrócił na klasztorne izby i przekonał się, że i teraz, gdy prawie cale życie swoje na to poświęcił, nadzieja go zawiodła...<br>
{{tab}}Małgorzaty, córki swojéj, znaleźć nie mógł...<br>
{{tab}}Eberhard przejrzał klasztor od górnych przestrzeni, aż do najgłębszych skrytek.<br>
{{tab}}Obejrzał każdą celę, każdy kącik, a nigdzie nie znalazł śladu nieszczęśliwéj dziewicy.<br>
{{tab}}— A zatém światowy książę, powiedział ojciec Celestyn, stało się zadosyć pańskim życzeniom?<br>
{{tab}}— Jestem waszym dłużnikiem i dług zapłacę, odpowiedział Eberhard; co przyrzekłem, dotrzymam! Wracajmy do waszego klasztoru, tam otrzymacie przyobiecaną summę!<br>
{{tab}}— Jesteście szlachetnym panem, rzekł ojciec Celestyn, kłaniając się w nadziei wzbogacenia kassy klasztornéj. Boli mnie to, że nie mogę dać panu najmniejszéj wiadomości o pańskiéj córce, któréj tak troskliwie szukasz!<br>
{{tab}}— Omyliła mnie pewna korrespondencya — gdybym się nie był sam przekonał, że dziecka mojego nie ma <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_187" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/917"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/917|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/917{{!}}{{#if:187|187|Ξ}}]]|187}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w tych murach, to byłbym temu nie uwierzył! Przebaczcie, że was trudziłem, pobożny bracie!<br>
{{tab}}Brat Antoni widocznie niecierpliwie czekał powrotu do drugiego klasztoru.<br>
{{tab}}Eberhard jeszcze raz obejrzał się na wszystkie strony, poczém idąc obok ojca Celestyna, z ciężkiém sercem zbliżył się ku wyjściu.<br>
{{tab}}I ten więc ślad był fałszywy — i teraz bez skutku miał wrócić.<br>
{{tab}}Jakże się mógł domyślić, że pomimo to Małgorzata znajdowała się w klasztorze, który opuszczał nie załatwiwszy sprawy! Musiałby go chyba zburzyć i jego sklepienia rozrzucić, aby ją znaleźć w tak pewném ukryciu.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero był tak blizko swojéj udręczonej córki — zaledwie dziesięć kroków dzieliło ją od niego... a teraz znikła znowu wszelka nadzieja!<br>
{{tab}}Eberhard przeszedł przez klasztorny dziedziniec.<br>
{{tab}}Przyświecający brat Antoni czuł, jak mu serce drgało, pewien był nagrody od barona! I ten uniknął spojrzeń księcia — ukrył się po za drzewami klasztornego ogrodu.<br>
{{tab}}Biedna Małgorzato! Czyliż się nie skończyły jeszcze {{Korekta|twoj ecierpienia|twoje cierpienia}} i dolegliwości? czy czas jeszcze nie upłynął?<br>
{{tab}}Ojciec twój, do którego niegdyś tęskniłaś, szuka cię, powodowany miłością! Ojciec twój poświęciłby wszystko, byleby cię tylko dostał, byle odszukał.<br>
{{tab}}Myślisz, że nie posiadasz na ziemi żadnej duszy. Gdy serce twoje obudziło się. od najmłodszych lat żyjąc między obcymi, szukałaś i narzekałaś, że nie masz ani ojca, ani matki, — wtedy już ojciec twój szukał cię boleścią przejęty.<br>
{{tab}}I oprócz niego bije jeszcze w dali dla ciebie gorąco cię kochające serce, które niegdyś niewierne opuściło cię, lecz które teraz ciężko żałuje swego postępku, do którego namówił je ów szatański doradca von Schlewe.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_188" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/918"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/918|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/918{{!}}{{#if:188|188|Ξ}}]]|188}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Znasz to serce i kochasz je nawzajem.<br>
{{tab}}W snach twoich, które cię na kilka godzin przynajmniéj uwalniały od męczarni, które nawet w celi tego klasztoru ponosiłaś, ukazał ci się obraz Waldemara.<br>
{{tab}}Wtedy uśmiechnęło się twoje blade, piękne, zbolałe oblicze, wtedy rozjaśniły się lica, a ty łzami wybuchając, wyciągnęłaś ku niemu ręce. Tyś się wśród łez uśmiechała — a książę, który ci kiedyś miłość zaprzysiągł, objął cię i słyszałaś jego słowa: „Pozostaję twoim — kocham cię goręcéj niż kiedykolwiek — ty jesteś moim pięknym geniuszem!“<br>
{{tab}}I jak obaczymy, sen ten nie był urojonym obrazem fantazyi i nadziei...<br>
{{tab}}Książę Waldemar kochał Małgorzatę jako umarłą — a miłość jego była tak głęboka i gorąca, że innéj kobiety już więcej posiadać nie chciał.<br>
{{tab}}Modlił się za Małgorzatę i za siebie.<br>
{{tab}}Gdy się dowiedział, że mniemana zmarła, że ukochana, dla któréj z radością gotów był poświęcić swoją koronę, żyje — gdy się dowiedział, że wydarta mu Małgorzata nie spoczywa jeszcze ziemią przykryta — wtedy...<br>
{{tab}}Ale nie wyprzedzajmy.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero nie domyślając się, za każdym krokiem coraz bardziéj oddalał się od swojego dziecka, od straconéj córki.<br>
{{tab}}Jeżeli wyjedzie z Burgosu, Małgorzata na wieki zginie dla niego, bo nigdyby nie uwierzył, że mimo to ona znajduje się w klasztorze.<br>
{{tab}}Gdyby Eberhard w chwili, gdy za fórtę wyszedł, był z natchnienia bożego jeszcze raz powrócił!<br>
{{tab}}O, gdybyśmy mogli zawołać go — gdybyśmy mogli dać mu jaki znak, że jego córka wrzucona w podziemne przejście, które pulpit do modlitwy ukrył przed jego badawczém okiem!<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero wyszedł za ojcem Celestynem przez fórtę na pole.<br>
{{tab}}Odźwierna raptem drzwi zamknęła.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_189" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/919"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/919|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/919{{!}}{{#if:189|189|Ξ}}]]|189}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Brat Antoni miał zanieść dobrą wiadomość schowanemu baronowi.<br>
{{tab}}W téj chwili jakiś głos bolesny doszedł od muru po drugiéj stronie klasztoru.<br>
{{tab}}Co to znaczy? Kto tu może wołać o pomoc?<br>
{{tab}}Idący przodem, brat Antoni stanął — zdało mu się, że zna ten głos — ale zkąd on pochodzi?<br>
{{tab}}Eberhard i ojciec słuchali zdziwieni.<br>
{{tab}}Głos wołający o pomoc powtórzył się wyraźniéj.<br>
{{tab}}— Puszczaj mnie czarna bestyo! Pomocy! wołano.<br>
{{tab}}Księżycowa noc dozwoliła przekonać się o przyczynie tak trwożliwego wołania.<br>
{{tab}}Sandok schwytał jakiegoś człowieka, którego czarną żelazną pięścią dosyć niełagodnie rzucił na ziemię, a teraz prawie dusił, stojąc przy nim jak pies wierny przy uszczwanym dzikim zwierzu i na każde jego poruszenie uważając.<br>
{{tab}}— Bezbożny poganin morduje jakiegoś człowieka, zawołał brat Antoni, który zapewne domyślał się po trochu, kto był wołającą o pomoc ofiarą Sandoka — bezbożny poganin cudzoziemca, który stał na straży pod murem klasztornym.<br>
{{tab}}— Zdaje się, że brat Antoni ma słuszność — wasz sługa, murzyn, ma jakiegoś człowieka w ręku! W tych poganach często obudzają się złe żądze i chuci! trwożliwie zauważył ojciec Celestyn.<br>
{{tab}}— Tylko w takich poganach! Pobożny ojcze, zła żądza i chęć obudzą się również i w innych ludziach, którzy się liczą do ściśle wierzących. Mój murzyn Sandok, mówił daléj Eberhard, zbliżając się za idącym naprzód Antonim do miejsca oczekującéj go szczególniejszéj sceny: nie jest wcale poganinem, ale chrześcianinem podobnie jak my! Co tam masz, mój przyjacielu? głośno spytał murzyna, który jakiegoś w ciemny płaszcz owiniętego człowieka obalił na ziemię jak sztukę materyi.<br>
{{tab}}— O massa — dobre znalazłem, dobry połów! zawołał uszczęśliwiony Sandok. Massa przyjść i obaczyć! To ba- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_190" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/920"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/920|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/920{{!}}{{#if:190|190|Ξ}}]]|190}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ron, zły baron! Chcieć uciec z klasztoru, ale Sandok schwytać! Oho, ani rusz!<br>
{{tab}}Chociaż znaczenie tego dziwnego spotkania było bardzo ważne, jednak Eberhard nie mógł powstrzymać się od lekkiego uśmiechu, gdy ujrzał jak ten łotrowski szambelan, ten zły duch dworu, ta plaga ludzkości, bez tchu chrapiący kurczył się i kręcił pod czarną ręką Sandoka.<br>
{{tab}}Rzeczywiście był to baron von Schlewe, który chciał wymknąć się z klasztoru, i którego od dawna znający go i niecierpiący murzyn, teraz schwytał.<br>
{{tab}}Usłuchał rozkazu pana, gdy napadł na kulawego wspólnika Leony, a gdy ten chciał się bronić, cisnął go dosyć niełagodnie o ziemię.<br>
{{tab}}I rzeczywiście był to baron von Schlewe, stękając wołający o pomoc, który teraz ujrzał przy sobie księcia de Monte-Vero — a ten widok niemałym go nabawił strachem.<br>
{{tab}}Przeciwnie brat Antoni usiłował natychmiast wdać się w skuteczne pośrednictwo.<br>
{{tab}}Chciał odtrącić niewiernego murzyna, poganina, i uwolnić barona.<br>
{{tab}}Ale Sandok fałszywie to zrozumiał, i nim książę zdołał mu przeszkodzić, pobożnemu bratu Antoniemu, nie zważając na jego habit, tak energiczną dał pamiątkę, że ten skurczył się narzekając na ból i klnąc wcale nie po chrześciańsku.<br>
{{tab}}Przytém trzymał w lewéj ręce cugle trzech koni, a inne interesa załatwiał tylko prawą.<br>
{{tab}}— Jeżeli się nie mylę, powiedział Eberhard: to widzę pana barona von Schlewe, leżącego tam chrypiąc na ziemi! Co się to stało? Zkąd się tu pan wziąłeś?<br>
{{tab}}Ojciec Celestyn stał dosyć nieradny, z otwartą gębą, i patrzał na tę niepojętą dla siebie scenę.<br>
{{tab}}Nie znał barona, nie wiedział także zkąd się tu wziął.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_191" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/921"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/921|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/921{{!}}{{#if:191|191|Ξ}}]]|191}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Schlewe milczał, może mu głos wypowiedział służbę, bo mu Sandok bardzo nielitościwie zdusił gardło, a może mu je zaciskała niepowstrzymana wściekłość.<br>
{{tab}}Nagle ujrzał się w ręku śmiertelnego wroga.<br>
{{tab}}— Jak się zdaje gorliwiéj niż należało spełniłeś twoją powinność, powiedział książę de Monte-Vero. Kazałem ci tylko nikogo nie przepuszczać! Pomóż panu baronowi wstać!<br>
{{tab}}— Ta czarna bestya to rabuś! Ten murzyn napadł na mnie! wyjąkał von Schlewe.<br>
{{tab}}— Racz powiedzieć nam, panie baronie, jakim sposobem się tu znajdujesz? spytał Eberhard. W każdym razie dziwna rzecz, że pan przebywasz w klasztorze, którego czcigodny przełożony wcale o panu nie wie!<br>
{{tab}}—Ten pan jest w przejeździe, przerwał Antoni, przemagając ból: przyrzekłem przenocować go w mojéj celi!<br>
{{tab}}— To spotkanie, seryo i stanowczo powiedział Eberhard: w każdym razie każę mi się domyślać, że pomimo wszystkiego, córka moja trzymana tu jest w ukryciu! Wzywam cię panie baronie, abyś mi wyznał, gdzie się znajduje niemiecka dziewica, którą pan hiszpańskiemu mnichowi — Józefowi z imienia — wywieźć kazałeś?<br>
{{tab}}— Nie wiem nic o żadnéj dziewczynie — nie mam nic do powiedzenia! odpowiedział baron, i siwe oczy złowrogo utkwił w księciu.<br>
{{tab}}— Massa, baron zapiera się, a Sandok przecię na oboje uszu słyszał, jak baron i hrabina o pięknéj dziewczynie mówili!<br>
{{tab}}Ojciec Celestyn postrzegł, że za jego plecami brat Antoni porozumiewał się z obcym baronem — prócz tego miał pewne uszanowanie dla księcia de Monte-Vero.<br>
{{tab}}— Widzisz pan, rzekł zwracając się do księcia, że nic nie wiem o całéj téj sprawie, o którą panom idzie! Jeżeli pan chcesz jeszcze raz wrócić do klasztoru, nic mu nie przeszkadza!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_192" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/922"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/922|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/922{{!}}{{#if:192|192|Ξ}}]]|192}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dziękuję szczerze pobożny ojcze i korzystać będę z waszéj grzeczności! Brat Antoni będzie tak dobry i zechce mi towarzyszyć!<br>
{{tab}}Sandok, aż do mojego powrotu, postaraj się, aby pan baron von Schlewe tu na mnie zaczekał!<br>
{{tab}}— To niesłychany gwałt! Pan mnie chcesz wziąć do niewoli? drgając ze złości zawołał von Schlewe.<br>
{{tab}}— Pragnę tylko, panie baronie, zapewnić sobie twoje towarzystwo na kilka godzin. Sandok pozostaje przy moim rozkazie! Wy zaś, pobożny ojcze, możecie spokojnie wracać do swojéj celi i nie pozbawiać się dłużéj snu, tyle waszemu wiekowi potrzebnego! Nie turbujcie się — książę de Monte-Vero niechce nic więcéj prócz swojéj córki — a żądanie to uznacie zapewne za słuszne.<br>
{{tab}}— Ufam wam, świecki panie, niech się opiekują wami wszyscy święci i dozwolą znaleźć córkę! powiedział ojciec i odszedł do klasztoru.<br>
{{tab}}Antoni musiał przystać na zadosyćuczynienie żądaniu Eberharda, chociaż go gniew przejmował.<br>
{{tab}}Znalazł jednak sposobność spojrzeć na barona:<br>
{{tab}}— Nie turbujcie się — on nic nie znajdzie!<br>
{{tab}}— Chodźcie zemną, powiedział książę, i udał się na powrót do klasztoru zakonnic, przy którego forcie stał jeszcze Marcin, i z zadowoleniem słyszał, że baron dostał się w niełagodne ręce Sandoka.<br>
{{tab}}Był kontent, bo nie wątpił dłużéj, że są na dobrym tropie.<br>
{{tab}}Eberhard uderzył w żelazny młot.<br>
{{tab}}Siostra odźwierna z wielkim oporem otworzyła drzwi.<br>
{{tab}}— Nie przeszkadzam wcale pobożnym siostrom, powiedział książę: pójdziemy jeszcze raz do sklepień piwnicznych. Marcinie, pozostań na twojém stanowisku!<br>
{{tab}}Brat Antoni słysząc to zbladł nieco — miarkował, że książę nie prędzéj spocznie, aż znajdzie kryjówkę.<br>
{{tab}}Położenie jego było bardzo przykre.<br>
{{tab}}Jednak ufał jeszcze w to, że podziemne przejście, tak wybornie przez niego przed oczami zakryte, jest pewne.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_193" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/923"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/923|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/923{{!}}{{#if:193|193|Ξ}}]]|193}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Eberhard wszedł do klasztoru i udał się wprost ku schodom, prowadzącym na dół do piwnicznych sklepień.<br>
{{tab}}— Proszę iść naprzód! powiedział do Antoniego.<br>
{{tab}}Mnich uczynił to.<br>
{{tab}}Zeszli ze schodów.<br>
{{tab}}Cel i przestrzeni pierwéj zwiedzonych książę teraz już nie zwiedzał, szukał tylko bystrym wzrokiem śladu, który uszedł jego widoku przy pierwszém poszukiwaniu.<br>
{{tab}}Już upłynęło dosyć czasu, a jeszcze szukający nic znaleźć nie mógł — przeszedł koło nieszczęsnego pulpitu i już mnich oddychał, gdy książę nagle zatrzymał się w końcu korytarza — posłyszał cichy — bardzo cichy narzekający głos...<br>
{{tab}}— Małgorzato! zawołał po niemiecku potężnym głosem, który się rozległ po całéj przestrzeni: Małgorzato! jeżeli tu jesteś ukryta, daj znak twojemu ojcu, który cię szuka!<br>
{{tab}}Antoni gwałtownie zbladł.<br>
{{tab}}Eberhard słuchał.<br>
{{tab}}Wtém ozwało się jakby z grobu — zdawało się, że głos jakiegoś ducha z głębi ziemi woła:<br>
{{tab}}— Jestem tutaj — tu w podziemném przejściu!<br>
{{tab}}Książę zatrząsł się.<br>
{{tab}}Była to odpowiedź na pytanie.<br>
{{tab}}Ale zkąd wychodził ten głos grobowy?<br>
{{tab}}Poszedł za odgłosem — stanął przed pulpitem — pod nim znowu rozległ się słaby głos.<br>
{{tab}}— Żywcem pogrzebana! wymówiły jego drżące usta i czoło w groźne fałdy się zmarszczyło. Mnichu, czy ty jesteś człowiekiem?<br>
{{tab}}Eberhard wyrwał latarnię zamilkłemu mnichowi, który utracił wszelką nadzieję; drugą ręką odsunął pulpit od ściany.<br>
{{tab}}Ukazały mu się nizkie drzwi, prowadzące do podziemnego przejścia.<br>
{{tab}}— Tutaj — tu jestem! odzywał się coraz wyraźniéj, ale zawsze słabo zagasły głos dziewiczy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_194" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/924"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/924|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/924{{!}}{{#if:194|194|Ξ}}]]|194}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Matko Bozka! zawołał Eberhard, dopomóż jéj i mnie! Dawaj klucz mnichu, a potém precz z moich oczu, abym się nie zapomniał!<br>
{{tab}}Blady brat Antoni, widząc, że przegrał sprawę, i lękając się zemsty księcia, korzystał z jego wspaniałomyślności. Dał mu klucz i oddalił się.<br>
{{tab}}Eberhard drżącą ręką otworzył nizkie, zardzewiałe żelazne drzwi.<br>
{{tab}}Nakoniec ustąpiły pod naciskiem.<br>
{{tab}}Z ciemnéj i głębokiéj przestrzeni szkaradne powietrze buchnęło na księcia — trzymając latarnię przy ziemi, zszedł po zielono świecących stopniach.<br>
{{tab}}— Małgorzato, drżącym głosem zawołał: to ja, twój ojciec, przychodzę cię uwolnić!<br>
{{tab}}— O wszyscy święci! zabrzmiało z ciemności przejścia, czy to jakie złudzenie? czy sen? Nie mam siły — nogi nie chcą mnie dźwigać!<br>
{{tab}}Eberhard schylony postąpił kilka kroków naprzód.<br>
{{tab}}Wtém ujrzał przed sobą klęczącą postać dziewiczą — któréj blada, pełna troski i nędzy twarz truchlejąc w niebo była wzniesiona — z załamanemi rękami leżała przed osłupiałym księciem jego córka — jak pokutująca Magdalena.<br>
{{tab}}Pokonany tym widokiem Eberhard zakrył twarz.<br>
{{tab}}Łzy spadały mu z oczu na brodę.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero stał przed swojém dzieckiem, przed, strawioném troską i boleścią dziecięciem.<br>
{{tab}}— Małgorzato, wyjęknął, wyciągając ramiona: jam ojciec twój, który cię nakoniec znajduje, który cię bolejąc szukał!<br>
{{tab}}Wtém porwała się klęcząca — zdawało się, że zachwyt zajaśniał na jéj bladém obliczu.<br>
{{tab}}Przez chwilę pozbawiona mowy wpatrywała się w księcia, który łzy wylewając, rozszerzył ramiona, aby ją do piersi przytulić.<br>
{{tab}}— Mój ojcze! szepnęła potém drżącym, słabym głosem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_195" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/925"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/925|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/925{{!}}{{#if:195|195|Ξ}}]]|195}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Szczęście i zwątpienie widocznie w niej walczyły — nie śmiała jeszcze wierzyć w możność doczekania takiéj rozkoszy — w oczach jéj wszystko się kręciło, przewracało — ale potém jéj drżące usta zawołały cudne słowo, które ją jak promień niebiański przeszyło — długo upragnione słowo, którego dotąd nigdy nie wymówiła.<br>
{{tab}}— Mój ojcze! Łkając podła w objęcia księcia de Monte-Vero, który ze wzrokiem w niebo wzniesionym, trzymał w objęciach {{Korekta|coną|swoją}} córkę.<br>
{{tab}}Była to chwila niewypowiedzianej rozkoszy.<br>
{{tab}}Małgorzata nie miała dosyć siły na nią.<br>
{{tab}}Pokutująca Magdalena nie mogła przenieść tak wzruszającéj chwili.<br>
{{tab}}Radość podobnie jak boleść zabić może.<br>
{{tab}}— A teraz precz z tego grobu! rzekł; nocne powietrze orzeźwi cię, męczennico!<br>
{{tab}}Pełen obawy o życie znalezionéj, Eberhard wyniósł ją z piwnicznych sklepień, w których tak długo przebywała, w których za kilka tygodni byłaby śmierci uległa. Prędko dostał się do portyku i na dziedziniec klasztorny — nie sądził, nie karał, miał tylko jedną myśl, jedyną troskę, aby ciężko nawiedzoną córkę utrzymać przy życiu.<br>
{{tab}}Otworzył drzwi, i niosąc córkę na ręki, wypadł na otwarte powietrze.<br>
{{tab}}Marcin ujrzał bezwładną dziewicę na ręku swojego ukochanego pana.<br>
{{tab}}Modląc się przerażony załamał ręce.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero znalazł córkę — ale będzież mu wolno ją posiadać?
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_196" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/926"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/926|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/926{{!}}{{#if:196|196|Ξ}}]]|196}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ IX.|w=120%|po=8px}}
{{c|{{Rozstrzelony|Targ królowé}}j.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Musimy łaskawych czytelników przenieść teraz z hiszpańskiego klasztoru w Burgosie napowrót do niemieckiej stolicy.<br>
{{tab}}Gdy Fursch i Rudy Dzik zupełnie zaniedbali czarny Esterę w Paryżu, ta dawno już wróciła do domu starego ojca Schallesa Hirscha.<br>
{{tab}}Łakomy żyd, który przez długi czas spodziewał się, że jego przebiegła córka z bogatemi skarbami wróci z dalekiéj podróży, doznał zawodu, gdyż dwaj pozostali w Paryżu złoczyńcy nic córce jego z ocalonego małego łupu nie udzielili.<br>
{{tab}}Tak więc kilka lat nadaremnie stracono, a co najgorsza, że piękność czarnéj Estery gwałtownie się zmniejszyła.<br>
{{tab}}Żydówki prędko więdną.<br>
{{tab}}Dla czegóż jednak córka Schallesa Hirscha, jedyne dziecię bogatego przechowywacza, nie miałaby spokojnie używać owoców przeszłości?<br>
{{tab}}Czarna Estera zatem cieszyła się bardzo wygodném życiem, gdy jéj chciwy ojciec bez przeszkody prowadził daléj korzystny interes.<br>
{{tab}}Na dworze, przez długie lata po wyjeździe księcia de Monte-Vero, zaszło wiele zmian.<br>
{{tab}}Król zrobił się poważnym i małomównym, a chociaż teraz otoczył się lepszymi doradcami niż pierwéj, nie mógł się jednak powstrzymać od nieufności wszędzie mu towarzyszącéj, od czasu jak ją w nim obudził ów szambelan i jego wspólniczka.<br>
{{tab}}Najprzyjemniejsze były dlań chwile, w których odbierał listy od syna Krystyny.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_197" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/927"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/927|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/927{{!}}{{#if:197|197|Ξ}}]]|197}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Z taką miłością i zajęciem przywiązał się do księcia Eberharda, że zawsze to uważał jako nabytek swojego życia — kochał księcia z właściwém sobie wzniosłém pojęciem, i podobnie jak on usiłował nieść ulgę nędzy socyalnéj, wspierając i sprzyjając przedsiębiorstwom i budowlom.<br>
{{tab}}Zarządy prowadziły daléj i powiększały znane nam zakłady księcia w Niemczech, a król w czasie swoich podróży nie zaniedbywał nigdy je zwiedzać.<br>
{{tab}}I pałac Eberharda przy ulicy Stajennéj nie przeszedł w inne ręce, lecz zarządzała nim niewinnie zubożała rodzina, którą książę przyjął do siebie.<br>
{{tab}}Królowa z każdym rokiem coraz gorliwiéj rzucała się na łono kościoła, a jéj przykład wpłynął i na króla — znamy tajemne przyczyny okoliczność tę objaśniające.<br>
{{tab}}Serce ludzkie, ciężko i boleśnie czujące to na czém mu zbywa, lub też walczące z bolesnemi wspomnieniami, chętnie szuka pociechy i podniesienia w ołtarzach i konfessyonałach — modlitwy jego są wtedy prawdziwe, idą czysto z głębi duszy — tego rodzaju pobożni słusznie mają najwyższe prawo do podziwu i czci, bo przy gorliwéj wierze dalecy są od obłudy, bo ukorzeni i wypróbowani, są istotnie prawowiernymi.<br>
{{tab}}Księżniczka Karolina, która się wyrzekła światowéj wielkości i została przełożoną klasztoru Heiligstein, dobroczynny wpływ wywierała na królewską parę.<br>
{{tab}}Jeżeli przez gorliwość w wierze, wielce kusimy się zapominać o prawach życia i niesprawiedliwie postępować z tymi co wolniéj myślą, zwykle sprowadza to najcięższe następstwa; lecz właśnie księżniczka Karolina szlachetnością myśli i zaparciem się siebie témbardziéj wzniosła, pietystyczną dążność zwalczała.<br>
{{tab}}Przez nią przemawiał i od niéj wiał duch Eberharda — ona, pobożna, zacna mniszka, która się wszystkiego wyrzekła, szukała celu życia w zwalczeniu ciemnoty i w ustanowieniu dążności, która służąc Bogu, nie prowadzi do ciemności ducha, lecz do światła prawdy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_198" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/928"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/928|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/928{{!}}{{#if:198|198|Ξ}}]]|198}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Pogardą karała wszelkie dążenia owych początkowo licznie na dworze pojawiających się bigotów i mruków, którzy już spodziewali się dojść do władzy; całemi siłami opierała się wszelkim machinacyom zgromadzenia Jezusowego, którego gałęzie znajdowały się w każdym czasie i we wszystkich krajach; ze szlachetną odwagą walczyła przeciw machinalnie odmawianym modlitwom tych nabożnisiów, tych wilków w owczéj skórze, którzy przez swoją obłudną srogość, przez pozorną świątobliwość, celów swoich dopiąć chcieli; Karolina skutecznie walczyła o prawdziwą wiarę i służbę bożą, tudzież przeciw nocnym dążeniom tych pozornie tak pobożnych i pokornych braci, którzy po większéj części są daleko gorsi, i Przedwiecznemu daleko gorzéj służą niż poganie, nic lepszego nieznający.<br>
{{tab}}Zdawało się jéj, że przy tém wszystkiém towarzyszy jéj duch Eberharda, że stoi przy jéj boku walcząc razem z nią — a królowa, bardziéj jeszcze król, chętnie szli za jéj radą.<br>
{{tab}}Książę Waldemar, mający już teraz lat 35, rzadko pojawiał się na dworze. Nie dla tego, aby nie miał już zapomnieć o swojém niegdyś wygnaniu, aby nie mógł pokonać wypadku, który go odłączył od dziewczyny z ludu, co dla niego tak ciężko cierpiała — bo już wiele lat od téj chwili upłynęło, a czas wszystko przebacza — ale z innego powodu, książę teraz już piękny i silny mąż, z daleka trzymał się od ruchliwego życia dworaków.<br>
{{tab}}Aby powód ten zrozumieć, musimy sobie uprzytomnić poprzednie życie księcia i towarzyszące mu okoliczności.<br>
{{tab}}Szkodliwy wpływ kulawego szambelana, który niegdyś był jego cieniem, jego Mefistofilesem, wpłynął zgubnie nie — tylko na jego duszę, lecz i na ciało.<br>
{{tab}}Właściwy to takim szatańskim doradcom przymiot, że ofiarę swoją systematycznie rujnują.<br>
{{tab}}Wyrachowania i drogi barona miały w sobie coś jezuickiego. Niedoświadczonego, zaledwie wówczas dwu- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_199" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/929"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/929|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/929{{!}}{{#if:199|199|Ξ}}]]|199}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dziestokilkoletniego księcia, z wielką zręcznością wtrącał w objęcia grzesznéj rozkoszy, która zawsze ofiary swoje powoli ponętnie słodkiemi potrawami na śmierć zasyca.<br>
{{tab}}O ile też cierpiała dusza Waldemara, o tyle nieznacznie i powoli słabło jego ciało.<br>
{{tab}}W owym więc czasie widzieliśmy księcia chorobliwym i bladym, znużonym i rozdrażnionym.<br>
{{tab}}Ale von Schlewe umiał wciągać w coraz to nowe i najbardziéj wyrafinowane rozrywki i zabawy.<br>
{{tab}}Występując jako najgorliwszy i najprzychylniejszy poufnik, przygotowywał mu zawsze rozkosze, na które pierwéj zręcznie zwrócił jego uwagę — i pewien był najwyższej nagrody.<br>
{{tab}}Trwało to lat kilka i można zmiarkować, że gdyby nie był zdemaskował Schlewego ów dziwny wypadek albo raczéj ów więcej niż zuchwały czyn — a mamy tu na myśli owo nieszczęsne zamknięcie Małgorzaty tak blizko zamku — książę Waldemar byłby bez ratunku uległ wpływom swojego szambelana.<br>
{{tab}}Ocaliły go po nocy rozlegające się jęki i wołania o pomoc Małgorzaty.<br>
{{tab}}Książę poznał niegodziwość swojego poufnika, gdy się poprzednio obudził w nim upominający głos, który gdy spoczywał na łożu wśród nocy wołał nań, że dopuścił się haniebnego bezprawia wględem owéj pięknéj, niewinnéj dziewicy, która uwierzywszy jego przysięgom, oddała mu się cała, przejęta gorącą, piękną miłością.<br>
{{tab}}Uwierzyła jego przysięgom — a on uganiając się za innemi, przysięgi te złamał.<br>
{{tab}}Z pewnością twierdzić możemy, że Małgorzata nie była pierwszą niewinnością, którą mu baron przyniósł na ofiarę.<br>
{{tab}}Lecz dwie okoliczności sprawiły, że stosunek księcia z Małgorzatą zdawał się być poważniejszym; one to ostrzegająco ciągle ten stosunek utrzymywały, gdy inne od dawna zapomniane chimery zapadły w grób prze- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_200" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/930"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/930|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/930{{!}}{{#if:200|200|Ξ}}]]|200}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szłości. Mianowicie zaś jego miłość dla Małgorzaty, jakiéj nigdy ani przedtém ani potém dla nikogo nie uczuwał, i jego przysięga, do któréj nigdy pierwéj, dla dopięcia celów swoich nie uciekał się — przysięga, która przy téj czarownéj, ufającéj dziewicy może mimowolną i niepojętą stała się dla niego potrzebą. Kochał ją, a przysięga uświęciła ową godzinę w samotnéj willi, którą dozwolono nam było obejrzeć już prawie przed czternastu laty.<br>
{{tab}}Nie pominiemy zarzutu, że za namową barona wkrótce opuścił ją.<br>
{{tab}}Nie wiedział o cierpieniach, jakie Małgorzata dla niego poniosła — nie domyślał się, że von Schlewe, gdy w strasznéj rozpaczy podczas zimowéj nocy ukazała się w zamku, zbrodniczą ręką wypędził ją z werandy — że tę nieszczęśliwą psami wyszczuł.<br>
{{tab}}A była w stanie, który zwykle wszystkie ludy za błogosławiony uważają — łotr widział to — niegodziwiec poznał zgubne położenie do szaleństwa doprowadzonéj dziewicy i w nocy wyrzucił ją na dwór.<br>
{{tab}}O! jeżeli na ziemi jest zapłata, jeżeli Bóg na niebiosach tak zrządza, że najgodniejsi potępienia grzesznicy ziemskiej kary nie uchodzą, tedy w oczach naszych tego zbrodniczego barona spotkać musi los, na którego widok struchlejemy!<br>
{{tab}}Gdyby Waldemar widział był to morderstwo — a rzeczywiście morderstwem to było — sądzimy, że wówczas już byłby się nagle przebudził i szpadą przeszył piersi nędznika.<br>
{{tab}}Ale książę spoczywał w objęciach Leony, wspólniczki Schlewego, która całkiem opanowała księcia — nie myślał o Małgorzacie, nic o niéj nie słyszał — a gdy mu raz przyszła chęć spojrzenia na nią, już była znikła.<br>
{{tab}}Waldemar byłby oszalał z boleści, gdyby był wówczas w pokrytym śniegiem lesie widział, jak młoda matka w nieprzytomnéj rozpaczy dzieci swoje porzuciła — dzieci, które także były jego ''dziećmi''.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_201" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/931"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/931|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/931{{!}}{{#if:201|201|Ξ}}]]|201}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wszakże i tak niezmiernie się zmartwił, gdy po kilku latach znalazł ją, w wieży bladą, nędzną.<br>
{{tab}}Wziął ją do zamku, z troskliwą miłością pielęgnował ją — pokonany żarliwém uczuciem przytulił ją do serca, wybłagawszy u niéj na kolanach przebaczenie.<br>
{{tab}}Małgorzata piękniejsza niż kiedykolwiek — wspaniałością rozjaśniony obraz anioła dla niego, przyciągnęła go do siebie, i {{Korekta|drżący mgłosem|drżącym głosem}} wyznała mu swoją niewypowiedzianą, nigdy nieskończoną miłość — widziała się w jego objęciach, z których ją znowu śpiesznie wydarto — uroczyście obchodziła to rozkoszne widzenie się, i znowu napotykała coraz cięższe dolegliwości.<br>
{{tab}}Ale miłość pozostała w obojgu.<br>
{{tab}}Można było ich rozłączyć — można była karać ich, męczyć, na wieki rozłączyć.<br>
{{tab}}Lecz miłość przepełniająca ich, pozostała nietknięta i wyższa nad wszystko.<br>
{{tab}}Małgorzata modliła się za oddalonego.<br>
{{tab}}Książę Waldemar, dla którego najpiękniejszy kwiat życia już na tym świecie nie istniał, zamknął ją jak świętość w swojém sercu.<br>
{{tab}}Po krótkiém, bozko pięknem widzeniu się, coraz bardzjéi stronił od rozkosznego o rozrywki ubiegającego życia.<br>
{{tab}}Wygnany wyjechał do Paryża — lecz żył samotnie i cicho pod przybraném nazwiskiem, jako człowiek prywatny.<br>
{{tab}}Pracował wiele i badał rozmaite tajemnice przyrody dotąd nikomu nieznane.
Książę Waldemar, dawniéj tyle płochy, blady, z zapadłemi oczami przyjaciel rozkoszy, teraz stał się poważnym, cichym, szlachetnym mężem, który gdy na dwór powrócił, zakopał się w swoim zamku przy zwierzyńcu i odtąd unikał wyuzdanych przyjemności.<br>
{{tab}}Zrobił się z niego piękny, silny mężczyzna.<br>
{{tab}}Postać jego bujnie dojrzała, wyglądał zdrowy i silnie, był szlachetny i dumny, a przytém łagodny i przystępny.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_202" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/932"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/932|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/932{{!}}{{#if:202|202|Ξ}}]]|202}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Oblicze jego obejmował piękny ciemny zarost, brwi miał mocno ciemne, policzki pełne, zdrowiem promieniejące.<br>
{{tab}}Był to mężczyzna wysokiéj, imponującéj postaci, a równie jak ciało, tak też i dusza jego podniosła się wysoko i wydoskonaliła.<br>
{{tab}}Nikt z otaczających go nie znał tajemnicy jego życia, nie znała jéj nawet ta, która była jego najszczerszą przyjaciółką, przełożona klasztoru Heiligstein.<br>
{{tab}}Książę Waldemar często odwiedzał księżniczkę Karolinę, która przestała być księżniczką, od czasu jak przywdziała welon i w modlitwie znalazła uspokojenie — w obec niéj przejmowało go jakieś błogie tchnienie — wywierała na niego wpływ łagodny, uspakajający.<br>
{{tab}}Byłże to skutek tego, iż oboje potajemnie jednakową boleść przezwyciężyli?<br>
{{tab}}Albo skutek chętnej Waldemara z Karoliną rozmowy o wzniosłym mężu, który przebywał w Paryżu?<br>
{{tab}}Cóż to było, co teraz przejmowało księcia takiém współczuciem i miłością dla Eberharda, na którego dawniéj patrzał z boku?<br>
{{tab}}O! w sercach naszych dzieją się cuda, i często nadaremnie szukamy powodów, niezdolni rozwiązać zagadki, którą nazywamy przeczuciem, sympatyą i t. p.<br>
{{tab}}Myśl, że Małgorzata na zawsze już dla niego stracona, znosił Waldemar z ciężkiém przeświadczeniem, że ona jest karą za dawniejszą winę — bolało go mocno to przeświadczenie, ale zarazem karę tę poczytywał za dobrodziejstwo.<br>
{{tab}}Wydaje się to sprzecznością — lecz w nim wszystko to się zjednoczyło.<br>
{{tab}}Mocno gniotący ciężar może być miły.<br>
{{tab}}Nic życzymy żadnemu z naszych czytelników, aby kiedykolwiek téj prawdy doświadczył. Bo jeżeli komu bolesny ciężar wydaje się dobrodziejstwem, ten zapewne doznawać musi najdotkliwszych, najsroższych wyrzutów sumienia.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_203" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/933"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/933|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/933{{!}}{{#if:203|203|Ξ}}]]|203}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Waldemar uważał Małgorzatę za zmarłą, — kochał umarłą, z całym zapałem swojego uczucia.<br>
{{tab}}— Około czasu, w którym Eberhard z klasztoru w Burgos wracał do Paryża, spaliło się niedaleko klasztoru Heiligstein małe miasteczko, i około 10,000 ludzi pozostało bez mieszkania, odzieży i pożywienia.<br>
{{tab}}Rozumie się, że w stolicy, w któréj się dzieje rzecz naszéj opowieści, niezmierne ten wypadek sprawił wrażenie i obudził powszechną, litość.<br>
{{tab}}Zbierały się rozmaite składki i inne środki niesienia pomocy, jak przedstawienia w teatrach, koncerta; słowem wszyscy coś ofiarowali, by ulżyć nieograniczonym potrzebom nieszczęśliwych pogorzelców.<br>
{{tab}}To też zawsze miłosierna, pobożna królowa, oprócz natychmiastowéj pomocy, któréj razem z królem udzieliła 1 postanowiła przynieść trwalszą i rozleglejszą.<br>
{{tab}}Jako protektorka kilku dobroczynnych zakładów i instytutów, opiekowała się także domem podrzutków i sierot w stolicy.<br>
{{tab}}Oświadczyła dworowi, iż zamierza urządzić bazar, którego przedmioty sprzedawane będą na korzyść pogorzelców przez dziewczęta z domu podrzutków i sierocych zakładów.<br>
{{tab}}Objawiła przytém życzenie, aby członkowie dworu i bogaci mieszkańcy zechcieli wesprzeć ją w tym zamiarze, a zarazem zaleciła wydać z prywatnéj swojéj szkatuły znaczną summę na zakupienie rozmaitych przedmiotów.<br>
{{tab}}Król z wielką gotowością zatwierdził plan poboźnéj małżonki i oświadczył, że go szczególniéj popierać będzie przez to, iż każę prosić księcia de Monte-Vero, aby na ten cel pozwolił swojego pałacu.<br>
{{tab}}— Wiemy z góry, że książę chętnie uczyni naszemu żądaniu, a wtedy bazar będzie można urządzić w cudnéj sali, którą bardzo lubimy; rokujemy tym sposobem dobréj sprawie szczególniejsze powodzenie, bo wielu będzie ciekawych, co przy téj sposobności zapragnie zwiedzić piękny pałac książęcy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_204" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/934"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/934|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/934{{!}}{{#if:204|204|Ξ}}]]|204}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zezwolenie Eberharda nadeszło bardzo prędko, i w kilka dni otwarty został bazar królowéj, do którego zewsząd napłynęły rozmaite podarunki.<br>
{{tab}}Jak król przepowiedział, natłok kupujących był tém większy, iż każdy chciał zwiedzić pałac księcia de Monte-Vero, a prócz tego poczytywano za czyn konieczny, aby każda osoba z wyższych stanów nabyła jakiś przedmiot, sprzedawany przez młode dziewczęta z domu podrzutków, za który bogatsi dziesięciokrotną cenę płacili.<br>
{{tab}}Królowa z orszakiem swoim pojawiała się codziennie w znanéj nam wspaniałéj sali gwiazdowéj, w któréj leżały rozliczne przedmioty, na długich biało nakrytych stołach.<br>
{{tab}}Rzecz jasna, że cały znakomity świat gromadził się w bazarze i że sprzedawane w nim przedmioty nadzwyczaj obfite wsparcie pogorzelcom przyniosły.<br>
{{tab}}Pierwszego dnia razem z całym dworem zwiedził bazar i książę Waldemar. Zakupując u sierot rozmaite drobiazgi, przechodził koło stołów, gdy nagle szczególniejszą jego uwagę zwróciła na siebie jedna z tych dziewczynek.<br>
{{tab}}Mała, skromna i uprzejma sprzedająca, podobnie jak jéj towarzyszki, miała na niebieskiéj sukience biały fartuszek i kołnierzyk na szyi. Blond włosy spadały jéj w naturalnych zwojach aż na grzbiet, a rysy twarzy były uderzająco miłe i delikatne.<br>
{{tab}}Książę miał właśnie przystąpić do téj małéj kupcowej i kazał sobie podać jakąś drobnostkę, a wtém zbliżył się do niego książę August i zawiązał rozmowę, która przeciągnęła się prawie do chwili zamknięcia bazaru. Lecz książę znalazł jeszcze czas na pośpieszenie do małéj, przyjemnéj dziewczynki, i kupił u niéj wybrany pomiędzy jéj towarami sznurek korali z krzyżykiem.<br>
{{tab}}Gdy dziewczynka ze skromną minką, wpatrując się w niego niewinnie błękitnemi dziecinnemi oczami, podała mu ten przedmiot, powiedział książę biednemu, miłe- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_205" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/935"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/935|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/935{{!}}{{#if:205|205|Ξ}}]]|205}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mu dziecku, uczuwszy jakiś szczególny ku niemu pociąg, że sobie ten sznur z krzyżykiem zatrzymać może.<br>
{{tab}}Dziewczynka podziękowała, a książę odszedł.<br>
{{tab}}Upłynęło dni kilka, a książę w towarzystwie przełożonéj klasztoru Heiligstein jeszcze raz zwiedził bazar, i przybył właśnie w sam czas, aby niepostrzeżony mógł przypatrzyć się scenie, mającéj sprowadzić za sobą wielkie następstwa.<br>
{{tab}}Karolina wołała jak można najraniéj, a zatém zaraz po otwarciu, zwiedzić salę pełną dla niéj wspomnień, aby się nie zetknęła z pomnażającym się co godzina tłumem. Książę Waldemar towarzyszył jéj chętnie — chciał zwrócić uwagę swojéj kuzynki na milutką sierotę, którą i sam z mimowolną przyjemnością chciał widzieć.<br>
{{tab}}W sali prawie jeszcze nie było kupujących.<br>
{{tab}}Prócz tego książę był ubrany po cywilnemu, a zatém krążący z boku zwierzchnik, w ozdobnym mundurze z orderami, nie zwracał uwagi ani na niego, ani na przełożoną — a oboje tego bardzo pożądali, bo nie przybyli tu wcale dla słuchania nudnych przemówień tych panów.<br>
{{tab}}Karolina powiodła Wzrokiem po gwiazdowéj sali — zasiane gwiazdami niebieskie sklepienie, nastręczało jéj mocno wzruszające myśli i wspomnienia.<br>
{{tab}}Książę tymczasem postrzegł, że dwaj panowie przełożeni, chodzący niedaleko, rozmawiali o dziewczynie, która mu się w ciągu pierwszéj bytności tak korzystnie podobała.<br>
{{tab}}— Zkądto pochodzi, że ta przedająca już prawie nic nie ma ze swoich przedmiotów? pytał jeden drugiego. Trzeba będzie mieć na oku tę małą niecnotę! Niestety! w domach sierot jest wiele wyrodnych stworzeń, którym ufać nie można!<br>
{{tab}}— Sprzedała już przedmioty, i jak uważałem, największych summ dostarczyła! odpowiedział drugi.<br>
{{tab}}— Tak — ale co mają znaczyć te nędzne obrazki, leżące obok niéj na pustych miejscach? spytał znowu pierwszy, człowiek stary, z prawdziwą miną kryminalnego sę- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_206" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/936"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/936|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/936{{!}}{{#if:206|206|Ξ}}]]|206}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dziego, niewątpliwie jakiś były podrzędny urzędnik. Niepodobna, aby jéj te obrazki dano do sprzedania!<br>
{{tab}}— Ja także na prawdę nic nie wiem o tych obrazkach!<br>
{{tab}}— A to zadziwiająca czelność! te arkusze z pomazanemi na nich niesmacznemi kwiatami, obrażają oczy widzów!<br>
{{tab}}I to powiedziawszy zbliżył się gorliwy członek zwierzchności do małéj sprzedającéj, która na niego patrzała z miłą obojętnością, jaka jest oznaką prawdziwéj niewinności.<br>
{{tab}}— Jak się nazywasz, dziecko? nieco szorstko spytał przełożony, gdy książę zbliżył się powoli.<br>
{{tab}}— Józefina, dostojny panie! odpowiedziało dziewczę.<br>
{{tab}}Książę nie dosłyszał nazwiska, ale słyszał dobrze co daléj mówiono.<br>
{{tab}}— Już masz bardzo mało przedmiotów — wszystko więc w porządku u ciebie? powiedział zwierzchnik, przeszywając wzrokiem biedne dziecię, że stanęło jakby krwią zalane.<br>
{{tab}}— Tak — dostojny panie — wyjąkała dziewczyna — brakujące rzeczy są sprzedane, a pieniądze już oddane!<br>
{{tab}}— Coś się za bardzo czerwienisz, a to nie zawsze dobry znak! Będą mieli na ciebie czujne oko! Uczciwość trwa najdłużéj; to ci codzień powtarzam! Cóż to znaczy ta bazgranina? zkąd się tu wzięła?, kto ci to dał?<br>
{{tab}}— Nikt, dostojny panie! z cicha odpowiedziała dziewczynina i spuściła niebieskie oczy.<br>
{{tab}}— Nikt — cóż to za odpowiedź? Kto malował te niesmaczne arkusze?<br>
{{tab}}— Ja, dostojny panie!<br>
{{tab}}— Jakto — ty? Czy w domu podrzutków i malować uczą? Myślałem, że tam uczą tylko pracować, zamiast czas trawić na takich głupstwach!<br>
{{tab}}— Rysowałam te kwiatki w wolnych godzinami, dostojny panie! powiedziało dziewczę.<br>
{{tab}}— A zkądże dostałaś farb?<br>
{{tab}}— Jakaś obca dama, która niedawno zwiedzała dom podrzutków, widziała moje rysunki i darowała mi pu- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_207" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/937"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/937|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/937{{!}}{{#if:207|207|Ξ}}]]|207}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dełko z farbami — więc spróbowałam kwiatki powlekać farbami!<br>
{{tab}}— I śmiesz te nędzne bazgroty wystawiać tu publicznie, tu, gdzie bywają królewscy panowie? Ty niesforna dziewczyno, może myślisz, żeś utworzyła jakie artystyczne dzieło?<br>
{{tab}}— Nie, dostojny panie, ale chciałam, tak jak wielu bogatych ludzi, czémkolwiek przyłożyć się dla biednych pogorzelców, a kiedy nie mam nic innego, kiedy nic innego nie umiem, jak tylko malować te kwiateczki, więc je tu przyniosłam i...<br>
{{tab}}— Sprzątniéj zaraz te niesmaczne obrazy ze stołu, one obrażają oko, i nie śmiéj nigdy więcej popisywać się z takim bezwstydem! przerwał jéj zwierzchnik.<br>
{{tab}}— Nie gniewajcie się, dostojny panie! może nieprawnie postąpiłam, ale chciałam uczynić dobrze, prosiło dziewczę ze łzami w oczach, widząc swój mały skarb, swoje obrazki z kwiatkami, w takiéj pogardzie — myślałam, że tu nie chodzi o wartość przedmiotu, ale o to, że każdy daje, co kto ma. Nie chcesz pan tego — to muszę swe obrazki zabrać napowrót.<br>
{{tab}}— Tak jest, to sobie zastrzegam! miał właśnie wymówić nieprzyjazny zwierzchnik, gdy książę przystąpił do stołu. Dziewczę prędko swój mały skarb sprzątnęło.<br>
{{tab}}— Pokaż-no mi swoje obrazki, przychylnie powiedział książę i sięgnął po nie, a zakłopotany zwierzchnik to bladł, to rumienił się, a poznawszy księcia, oddawał ukłon za ukłonem i wymawiał słowa oznaczające równie czołgającą się uniżoność, jak te, które niedawno miały cechę jak największéj pychy.<br>
{{tab}}Pan zwierzchnik wściekał się, że z winy dziewczynki nie mógł wygłosić swojéj dobrze wyuczonéj przemowy, lecz ją tylko w urywkach dał ocenić.<br>
{{tab}}Książę, nim przyszła do niego przełożona, bawił się przez chwilę kłopotem i uniżonością niedawno tak niedelikatnego pana — lecz potém nie zważał na niego wcale.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_208" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/938"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/938|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/938{{!}}{{#if:208|208|Ξ}}]]|208}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Moje dziecię, to są bardzo naturalnie malowane kwiatki; proszę, moja droga kuzyno, obacz sama!<br>
{{tab}}Waldemar podał kilka małych arkuszy Karolinie, która z upodobaniem patrzała to na skromne kwiatki, to na miłe rumieniące się dziecię, które teraz znowu księcia poznało.<br>
{{tab}}— Ale — cóż to? rzekł Waldemar, postrzegając na stole sznur korali z krzyżykiem, czy téj kupcowéj dano dwa takie sznurki?<br>
{{tab}}— Nie królewska wysokości, każda z nich tylko po jednym otrzymała do sprzedaży! odpowiedział zwierzchnik, który powoli znowu nabrał odwagi i bardzo się cieszył tém, że mógł objaśnić księcia.<br>
{{tab}}— A zatém wzgardziłaś moim podarunkiem, ty mała niebieskooka? z lekkim wyrzutem zapytał książę — zapłaciłem ci przecięż za ten sznur korali, a potém ci go darowałem.<br>
{{tab}}— Co za niesłychane zuchwalstwo! zauważył pan zwierzchnik zmartwiony i z ciskającym pioruny wzrokiem.<br>
{{tab}}— Nie gniewaj się, dostojny panie!<br>
{{tab}}— Królewska wysokość, mówi się! w najwyższym gniewie huknął zaczerwieniony zwierzchnik.<br>
{{tab}}— Dajże pokój, mój kochany, poszepnął książę; pozbawiasz biedne, ładne dziecię naiwności, tyle zachwycają.<br>
{{tab}}— Nie gniewaj się, dostojny panie, powtórzyła mała, która wzruszona, nie słyszała zapewne gniewliwych słów zwierzchnika: pieniądze oddałam, a piękny sznur korali znów tutaj położyłam.<br>
{{tab}}— Więc ci się korale nie podobały? spytał Waldemar, gdy Karolina ze wzrastającém upodobaniem wpatrywała się w dziewczynkę.<br>
{{tab}}— Owszem, bardzo mi się podobały, bardzo, dostojny panie — ale nam ich nosić nie wolno! A że mi pan je darowałeś, myślałam, że mogę zrobić z niemi co mi si ępodoba!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_209" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/939"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/939|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/939{{!}}{{#if:209|209|Ξ}}]]|209}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bardzo słusznie, moje kochane dziecko, miałaś do tego jak największe prawo!<br>
{{tab}}— Jeżeli ten sznur jeszcze raz sprzedam, przybędą nowe pieniądze dla biednych, głodnych — postanowiłam więc znowu tu położyć!<br>
{{tab}}— I nie będzie ci przykro rozstać się z pięknęmi czerwonemi koralami? z dobrotliwym uśmiechem spytała Karolina.<br>
{{tab}}— Ach dostojna pani — one mi się bardzo podobają i...<br>
{{tab}}— I co? mów z nami otwarcie!<br>
{{tab}}— I nawet włożyłam je na siebie — a to wyglądało tak kosztownie i pięknie — ale potém znowu je prędko zdjęłam i tu położyłam!<br>
{{tab}}— Jesteś kochane, poczciwe dziecię! powiedziała przełożona, gdy pan zwierzchnik nieco zmieszany cofnął się krokiem w tył, bo widział, że królewskie wysokości zajmują się więcéj dziewczyną niż nim — ile masz lat?<br>
{{tab}}— Trzynaście, dostojna pani!<br>
{{tab}}— Témbàrdziéj też podziwiać należy te kwiaty, które małą rączyną w wolnych godzinach tak wiernie z naturą i na tak cienkim a złym papierze skreśliłaś, ze wzrastającém zajęciem wyznał książę. Jak się nazywasz moje dziecię?<br>
{{tab}}— Józefina, dostojna panie!<br>
{{tab}}— A daléj?<br>
{{tab}}— Daléj? wahając się zapytała dziewczyna, daléj nie mam żadnego nazwiska!<br>
{{tab}}Karolina pochyliła się ku księciu i szepnęła mu tak cicho, aby dziewczę nie słyszało:<br>
{{tab}}— To jest dziecko z domu podrzutków, jedna z owych bezimiennych istot!<br>
{{tab}}— O mój Boże! zapomniałem o tém! równie cicho odpowiedział Waldemar i znowu dokładniéj przypatrywał się obrazom. Malowałaś tu same polne kwiatki, Józefino! Dla czego nie malowałaś innych, większych, kosztowniejszych, kamelij, centyfolij, granatów?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_210" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/940"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/940|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/940{{!}}{{#if:210|210|Ξ}}]]|210}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie znam ich, dostojny panie! Ale te bratki tutaj i niezapominajki, tudzież dzikie róże, to je kocham, po — znajdowałam je na drodze — alboż one gorsze od tych, które pan wymieniasz?<br>
{{tab}}To naiwne, ale niezmiernie treściwe pytanie nieco zakłopotało księcia — coraz uważniej przypatrywał się czarownéj sierocie.<br>
{{tab}}— Nie, nie są gorsze, bo je każdy zrywać może — nigdy mi się nie podobały więcéj niż dzisiaj na tych arkuszach, powiedział: czy odstąpisz mi swój skarb? Sądzę, że te małe obrazki są na sprzedaż!<br>
{{tab}}— Nie śmiem dostojny panie, za złe są na to, powiedział pan zwierzchnik! odpowiedziała Józefina nieco zakłopotana, nieco smutna.<br>
{{tab}}— Jakto — za złe? Ofiara trzynastoletniego dziecka zła? A te kwiaty... ej, ej, panie zwierzchniku, z lekkim wyrzutem powiedziała Karolina: to nie świadczy ani o uczuciu, ani o smaku! Poczém zwróciwszy się do księcia dodała: Zostawże mi kuzynie tych kilka wzruszających dowodów miłéj, czystéj dziecięcéj duszy!<br>
{{tab}}— Jest tu, jak widzę, ośm obrazków — czy mamy je wziąć wszystkie Józefino? spytał książę. Naturalnie kupimy je dla ubogich tułaczy, którym jak powiadasz, chciałaś przyjść w pomoc!<br>
{{tab}}— O dostojny panie, weźcie wszystkie! Skoro wy, albo dostojna pani je zabierzecie, wiem, że nie będą na mnie patrzali z pogardą i szyderczym wzrokiem — bardzo je lubiłam — ale namaluję sobie inne!<br>
{{tab}}Mała, czarowna Józefina powiedziała to z tak dziecinną ufnością, z tak naturalną szczerością, że Karolina i Waldemar spojrzeli na siebie niby mówiąc:<br>
{{tab}}— Jakże miłe i skromne jest to dziewczę!<br>
{{tab}}Księżniczka z upodobaniem spojrzała na małą Józefinę — jéj jasne, pełne loki, błękitne oczy, delikatna postać i oślepiająco biała chusteczka — wszystko to tak czarownic wyglądało, że Karolina cieszyła się zewnętrzném rozwinięciem się równie jak czystą, miłą niewinno- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_211" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/941"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/941|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/941{{!}}{{#if:211|211|Ξ}}]]|211}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ścią dziewczyny, i nie dowierzała, aby dom podrzutków posiadał takie cudo. Głoszono w stolicy, że tam wszystkiego przez modlitwę dopiąć chciano, i że dziewczęta i chłopcy, gdy dorosły do lat wyjścia z zakładu, zwykle nie umieją nic więcéj prócz obłudy.<br>
{{tab}}Tu jednak okazał się dowód zupełnie przeciwny. Józefina przedstawiała najczarowniejszy obraz niewinności i naiwności, a jeżeli znalazła czas na malowanie w wolnych chwilach nędznemi wodnemi farbami tak miłych kwiatków, to księżna myślała, że wszelkie pogłoski o domu podrzutków zupełnie się nie stwierdzą.<br>
{{tab}}Waldemar i ona powzięli w téj chwili jedną myśl, nic sobie o niéj nawzajem nie wspominając. Ale pan zwierzchnik, który z winy Józefiny ciężko był zawstydzony, w duchu kipiał wściekłością, chociaż na pozór przybrał bardzo pokorną minę.<br>
{{tab}}Królewskie wysokości podały ręce małéj czarodziejce, a jego przy pożegnaniu prawie nawet spojrzeniem nie zaszczyciły. Była to przecież rzecz niesłychana. On, zwierzchnik w dekorowanym fraku, w białéj nienagannéj chustce, z wielką spinką i przy ciężkim łańcuszku od zegarka, nawet spojrzeniem nie został zaszczycony — jego znajomość dworskiéj etykiety wyśmiano — uczucia i smaku mu odmówiono.<br>
{{tab}}I to wszystko dla przeklętej czarodziejki z domu podrzutków! Pan zwierzchnik — sekretarz policyjny, nazwiskiem Schwartz — teraz, kiedy zaślubił starą wdowę, kapitalista i pełniący rozmaite miejskie urzędy, starszy cyrkułowy, przełożony ubogich, przełożony kościołów, a teraz zwierzchnik bazaru, był raz do siności czerwony, to znowu blady jak kreda, gdy Karolina i Waldemar wychodzili z gwiazdowéj sali.<br>
{{tab}}Jak się w swoim gniewie pomścił na Józefinie, obaczymy w następnym rozdziale.<br>
{{tab}}Tymczasem nazajutrz, czarodziejce, która teraz dostała bardzo mało przedmiotów, wyznaczył inne miejsce, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_212" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/942"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/942|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/942{{!}}{{#if:212|212|Ξ}}]]|212}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ukryte i oddalone, i zalecił jednemu z inspektorów, aby szczególniejsze dawał baczenie na palce dziewczęcia.<br>
{{tab}}Gdy nadszedł ostatni dzień wystawy, która zresztą, tak ogromną summę przyniosła, że tułaczy trwale wsparto, w orszaku dworu; który ostatniego dnia jeszcze raz zapragnął zwiedzić bazar, pojawił się książę Waldemar. Długo musiał szukać, aż znalazł czarowną sierotkę, dla któréj tylko rzeczywiście tu przybył.<br>
{{tab}}Była to prawdziwa dla niego radość, gdy mógł pomówić z niewinném dzieckiem — owszem, dziwnym sposobem obraz tego dziewczęcia stał mu zawsze przed oczyma.<br>
{{tab}}Waldemar już po sto razy z coraz większém upodobaniem obejrzał był cztery obrazki kwiatów Józefiny, które zabrał z sobą do zamku, a przytém przypomniał sobie słowa, które w niewinności swojéj wymówiła i które na nim wielkie wywarły wrażenie.<br>
{{tab}}Nakoniec postrzegł małą główkę z loczkami i twarz jego się wypogodziła.<br>
{{tab}}Książę przystąpił do ukrytego stołu, przy którym stała milutka Józefina.<br>
{{tab}}Lecz cóż się to stało! — ona płakała — jéj dziecinne oczy były smutne i czerwone.<br>
{{tab}}Wtém i ona postrzegła księcia, i zdawało się, że to na nią taki wpływ wywarło, iż z jéj czarownéj twarzyczki nagle znikł wszelki smutek — uśmiechnęła się tak wesoło, jak ktoś, kto widzi ukochaną osobę — a niebieskie jéj oczy znowu zajaśniały.<br>
{{tab}}Waldemar przyznać musiał, że go wzruszała ta radość dziecka i że dzisiaj znajduje je jeszcze milszém.<br>
{{tab}}— Całkiem cię dzisiaj ukryto, Józefino! przemówił książę — i zdaje mi się, żeś płakała?<br>
{{tab}}— Trochę, dostojny panie — ale to już przeszło! odpowiedziała dziewczyna.<br>
{{tab}}— Pociesz się, wkrótce usłyszysz o mnie! zapewne przykrość ci wyrządzono?<br>
{{tab}}— Szanowna gospodyni zabrała mi pudełko z farba- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_213" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/943"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/943|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/943{{!}}{{#if:213|213|Ξ}}]]|213}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mi, abym się nie dopuszczała takich zdrożności — powinnam raczéj modlić się, niż wprawiać się w malowanie tak grzesznych rzeczy! powiedziała. Bardzo lubiłam kwiaty — więc mi to było bardzo przykro!<br>
{{tab}}— A cóż się zrobiło z koralami? spytał książę, szukając wzrokiem po prawie pustym stole — bo dzisiaj przy zamknięciu bazaru zamierzał jeszcze raz kupić korale i znowu je potém darować.<br>
{{tab}}— Jeszcze raz przyniosły pięć sztuk złota! rzekła uradowana Józefina.<br>
{{tab}}— O, bardzo mi przykro, byłbym za nie dwa razy tyle zapłacił! Ale kiedy już tego zmienić nie można, to słuchaj Józefino! Zabrano ci farby?<br>
{{tab}}— Szanowna ochmistrzyni wyrzuciła je za okno z trzeciego piętra!<br>
{{tab}}— Oto masz, daruję ci dukata, schowaj go, masz sobie za niego kupić nowe pudełko z farbami!<br>
{{tab}}— O dostojny panie! powiedziało dziewczę, a radosny podziw na widok złota i myśl o nowém pudełku farb, wzruszająco wybiły się na jéj miłej twarzyczce — szanowna ochmistrzyni na to nie pozwoli!<br>
{{tab}}— Już się o to postaram. Tymczasem schowaj sobie jak najstaranniéj tę sztukę złota!<br>
{{tab}}— Serce mi skacze z radości, wyznało dziecka, i oczka mu zaświeciły: dziękuję, dostojny panie — ale jeszcze lepiéj podziękuję, jeżeli za to złoto będę miała nowe pudełko farb!<br>
{{tab}}Waldemar uśmiechnął się — cieszyła go radość tak {{Korekta|usczęśliwionego|usczęśliwionegoz}} dziecka.<br>
{{tab}}— Gdzież tak długo to złoto przechowasz, kochana Józefino? zapytał.<br>
{{tab}}— Prawda — macie słuszność, dostojny panie, tego wiem — nam nie wolno mieć kieszeni — ale ukryję tu za stanikiem! i szybko zdecydowana, odsunę — a białą chusteczkę i wpuściła dukata pod stanik.<br>
{{tab}}— Ale czy on ci tam nie zginie?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_214" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/944"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/944|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/944{{!}}{{#if:214|214|Ξ}}]]|214}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X09" />{{tab}}— Nie, nie, dostojny panie — ale postaraj się pan prędko, abym miała pudełko z farbami.<br>
{{tab}}— Przyrzekam ci to moja kochana Józefino, masz, oto moja ręka na to!<br>
{{tab}}Książę podał dziecku rękę, a dziewczynka położyła na niéj swoją z takiém zaufaniem, że Waldemar wesoło się roześmiał.<br>
{{tab}}Potém pożegnał małą milutką dziewczynę i wyszedł z bazaru.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X09" />
<section begin="X10" />{{c|ROZDZIAŁ X.|w=120%|po=8px}}
{{c|Józefina w domu przytułku.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Nim obaczymy, czy Małgorzata pozostała przy życiu i czy los dozwolił księciu de Monte-Vero posiadać córkę, dalszy bieg opowiadania naszego wymaga, abyśmy przypatrzyli się domowi, którego powierzchowność tyle nas zajęła, gdy nieszczęśliwa młoda matka składała dziecię swoje w koszyku umieszczonym w niszy tego tajemniczego domu.<br>
{{tab}}Tajemniczém i ciemném jest wszystko, co otacza ten gmach, potrzebny w stolicy, jakkolwiek powierzchowność jego tchnie spokojem, miłością ludzkości i zachętą.<br>
{{tab}}Dom podrzutków jest zbiorowym punktem sierot, biednych stworzeń, poruczonych miłosierdziu tych, co to miejsce schronienia założyli.<br>
{{tab}}We froncie tego domu, od strony ulicy nie ma żadnych drzwi; okna tak są wysoko umieszczone, że z nich nikt nie widzi tych, co pragną korzystać z nizko umieszczonego koszyka. Wejście znajduje się od strony dziedzińca z tyłu domu.<br><section end="X10" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_215" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/945"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/945|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/945{{!}}{{#if:215|215|Ξ}}]]|215}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dziedziniec tworzy wielką drzewami wysadzaną przestrzeń do zabawy. Przez ciągle zamknięte drzwi wchodzi się tam, przeszedłszy obok jednego z wolnych boków domu.<br>
{{tab}}Umieszczony obok tych drzwi dzwonek, wywołuje stróża, który pyta o żądanie i od przełożonéj otrzymuje pozwolenie otwarcia drzwi albo nie.<br>
{{tab}}Często ich nie otwiera — nieraz słychać oświadczenie przełożonéj, że dom ten nie do otwarcia dla ciekawych.<br>
{{tab}}Jeżeli zaś ktokolwiek należy do uprzywilejowanych, którzy albo wysoko protegowani, albo dla odebrania dziecka żądają wstępu, to oko ich spotyka przyjemny widok drzew zieleniejących się na obszerném podwórzu, w którego głębi wznosi się rozległy gmach.<br>
{{tab}}Zbliżywszy się do niego, widzimy po prawéj i lewéj stronie wchodowych schodów pokoje nauczycielek i pomocników domu podrzutków, tuż przy wejściu małe mieszkanie stróża, mającego niezmiernie bogobojną minę, a w korytarzu przy wiodących na górę schodach pokój przełożonéj.<br>
{{tab}}Z prawéj strony tego pokoju są sale dla chłopców po lewéj pokoje dla dziewcząt.<br>
{{tab}}Na dole mieszkały i spały mniejsze, na górze większe dzieci.<br>
{{tab}}Nad pokojami przełożonéj leży wielka sala, w któréj jadają dzieci, które już same jadać mogą.<br>
{{tab}}Na dole zaś tak zwane pomocnice karmią małe dzieci.<br>
{{tab}}Lekarz domu podrzutków mieszka od frontu po jednéj stronie niszy z koszykiem — po drugiéj zaś kassa i kancellarya.<br>
{{tab}}Taki jest w krótkich zarysach opis domu, w którym mieszka mała Józefina — przedewszystkiém zarys jego wewnętrznéj postaci.<br>
{{tab}}Dom podrzutków — dom przytułku.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_216" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/946"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/946|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/946{{!}}{{#if:216|216|Ξ}}]]|216}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zaiste, w tych kilku słowach spoczywa cały ciężar losu tych nieszczęśliwych, téj wielkiéj liczby bezimiennych, których przeznaczenie tu zagnało dla utworzenia jednéj rodziny.<br>
{{tab}}W dniu, w którym nastąpiło zamknięcie bazaru królowéj, wieczorem przybył do domu podrzutków pan sekretarz policyjny Schwartz, przełożony cyrkułu ubogich i parafii.<br>
{{tab}}Wyglądał mocno wzburzony, bo twarz mu posiniała od czerwoności.<br>
{{tab}}Świadomy drogi, obszedł boczny front swobodnie stojącego gmachu, zbliżył się do muru otaczającego dziedziniec a następnie do drzwi.<br>
{{tab}}Zdawało się, że przybył do klasztoru, do pobożnego instytutu.<br>
{{tab}}Pan sekretarz policyjny zadzwonił.<br>
{{tab}}Niedługo czekał.<br>
{{tab}}Nadzwyczaj pochylony, pobożny odźwierny domu podrzutków, rozumiał to silne i pewne dzwonienie — przez okienko we drzwiach poznał pana przełożonego parafii.<br>
{{tab}}Usłużną ręką otworzył.<br>
{{tab}}— Dobry wieczór, stary stróżu! Czy przełożona jest w domu?<br>
{{tab}}— Jest panie!<br>
{{tab}}— To zamelduj mnie jéj, mój kochany! Z zadowoleniem widziałem jak ostatniéj niedzieli z całą rodziną przyjmowała kommunię — to pięknie!<br>
{{tab}}— Doznaję téj łaski co dwa tygodnie, panie przełożony! z ukłonem odrzekł stróż.<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze, mój kochany — modlić się, spowiadać, pokutować powinniśmy przez całe życie!<br>
{{tab}}— Tak też mówi zawsze nasza łaskawa przełożona a ja ściśle się do tego stosuję — to bardzo mądra i dobra dama! zaraz jéj pana zamelduję!<br>
{{tab}}Stróż z miną nabożnisia pośpieszył do domu, a pan przełożony szedł za nim powoli.<br>
{{tab}}Na dziedzińcowe drzewa właśnie spadał wieczór.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_217" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/947"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/947|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/947{{!}}{{#if:217|217|Ξ}}]]|217}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dziewczynki z domu podrzutków, od dawna z bazaru wróciły na salę.<br>
{{tab}}Wkrótce ukazał się stróż na schodach i skinął, mówiąc jak pokutnik:<br>
{{tab}}— Szanowna ochmistrzyni cieszy się, że może przyjąć pana przełożonego!<br>
{{tab}}Sekretarz policyjny kapitalista Schwartz, czuł się dumnym ze swojego dosyć przeważnego wpływu.<br>
{{tab}}Wszedł na schody nieco zasapany, bo to był duszny dzień jesienny.<br>
{{tab}}Stróż założywszy ręce z ukłonem odstąpił na bok, a pan przełożony wszedł do domu.<br>
{{tab}}Ochmistrzyni, podstarzała kobieta z miną uderzająco srogą i niesmaczną, w siwéj klasztornéj odzieży, zatrważająca chudością, przyjęła pana kościelnego przełożonego u drzwi swojego pokoju.<br>
{{tab}}Jéj chuda, ponura twarz przybrała wyraz niezmiernie przychylny, ale zarazem i niezmiernie bogobojny.<br>
{{tab}}— Tam oto jest moje pozdrowienie! rzekła i wskazała biało pomalowaną ścianę, na któréj napisane było wielkiemi czarnemi literami:<br>
{{tab}}„Boże błogosław twoje wyjście i przyjście!“<br>
{{tab}}— Niech Matka Bożka będzie z tobą na wieki, Amen, odpowiedział pan kapitalista Schwartz, nieco się kłaniając. Potém wprowadziła go pobożna ochmistrzyni do pokoju i drzwi za sobą zamknęła.<br>
{{tab}}Siadajmy, kochany panie przełożony, rzekła poczciwa kobieta, która niewątpliwie ciągle pościła, i przez to, jeżeli jeszcze nie przez inne czyny i postępowanie, Bogu podobać się zamierzała: czemuż przypisać mam zaszczyt tak miłych odwiedzin? Ostatniéj niedzieli znowu widzieliśmy się w kościele!<br>
{{tab}}— Jak i każdéj innéj, pobożna pani — siadajmy! Niestety! przybywam znowu ze skargą, i aby się z panią porozumieć, aby odstępne owieczki tego domu utrzymywać w większéj pokucie i modlitwie! Rzecz nie do uwierzenia, że niektóre z tych stworzeń, które tu z naszéj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_218" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/948"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/948|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/948{{!}}{{#if:218|218|Ξ}}]]|218}}'''<nowiki>]</nowiki></span>łaski wszystko dostają, ciągle dają się opanowywać złemu duchowi — rzecz to niesłychana! Należałoby mniemać, że te z łaski i litości tu wychowywane i żywione stworzenia, nie powinnyby znać nic innego prócz pokory i modlitwy!<br>
{{tab}}— Przerażasz mnie panie przełożony! Już znowu skarga? Tak zwani wolnomyślni przecięż nazywają mnie w niektórych bezecnych pismach naszéj stolicy za nadto surową i za bogobojną kobietą — ale pytam pana, który znasz lepiéj stosunki i okoliczności, czyliż nie jestem również za wiele względną i dobrą?<br>
{{tab}}— Surowe obejście i pokuta są miłe Bogu, moja pobożna ochmistrzyni! W rzeczy saméj przybywam ze skargą na to, że wychowywane dziewczęta nie są utrzymywane w dostatecznéj karności — nie dosyć do pokory przyuczane, że dozwala się im rzeczy niestosownych dla takich z łaski i miłosierdzia żyjących stworzeń! Jakim sposobem np. bezbożne sztuki dostają się do tutejszego domu modlitwy?<br>
{{tab}}— Zgadzam się z panem przełożonym i mniemam, że pan mówisz o Józefinie? Pudełko z farbami odebrałam jéj, zniszczyłam i będę bardziéj i surowiéj napędzała ją do pokuty!<br>
{{tab}}— Józefina nazywa się rzeczywiście to prawdziwie zuchwałe i nieprzyjemne stworzenie, o którém myślę — ona jest czarownica, i proszę panią zwrócić na nią jak najpilniejszą uwagę! Słusznie mam ją w podejrzeniu, że jest nieuczciwa, bo chociaż przedała najwięcéj bazarowych przedmiotów, dochód jéj był stosunkowo za mały!<br>
{{tab}}— Niesłychane rzeczy! zawołała ochmistrzyni, zakrywając oczy suchemi jak klapy rękami: co za wiadomość!<br>
{{tab}}— A prócz tego uparcie nie zważała na moje słowa, gdy królewskie wysokości zaszczyciły ją kupnem — pomyśl sobie, pobożna ochmistrzyni, chociaż jéj podszepnąłem, ciągle najdostojniejsze państwo nazywała: dostojna pani, dostojny panie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_219" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/949"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/949|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/949{{!}}{{#if:219|219|Ξ}}]]|219}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O, ginę z gniewu i wstydu! Co sobie na dworze pomyślą, o moim domu?<br>
{{tab}}— Z prawdziwie przeszywającą bezczelnością stworzenie to wciskało najdostojniejszym osobom niesmaczne obrazy, nędzne polne kwiatki...<br>
{{tab}}— Jakto! najdostojniejsze osoby widziały, że...<br>
{{tab}}— Widziały, że w domu podrzutków, zamiast pokuty i modlitwy, uprawiają się bezbożne sztuki! Czarodziejka zmusiła najwyższe osoby do kupienia tych nędznych, niesmacznych obrazów, nim je usunąć zdołałem! opowiadał pan Schwartz.<br>
{{tab}}— O święty panie — cóż to za skandal! jak prawdziwa furya zawołała rozjątrzona chuda ochmistrzyni. — Józefina więc, zamiast się modlić, przygotowała potajemnie bezbożne malowidła i równie potajemnie zaniosła i wystawiła na królewskim bazarze! Ach! przy tych obłudnych istotach przecięż zawsze być nie można?<br>
{{tab}}— Tak jednak było, pobożna ochmistrzyni!<br>
{{tab}}— O, co za plemię! Te świętoszkowate istoty! Jeżeli się na nie zważa, to śpiewają i modlą się, a byle się tylko odwrócić, są to węże! Czy i na innych masz się pan poskarżyć?<br>
{{tab}}— Nie, pobożna ochmistrzyni! Inne były skromne, uczciwe, gotowe do pokuty i pokorne dzieci!<br>
{{tab}}— A więc znowu tylko to uparte stworzenie — znowu tylko ta Józefina! Zatrzymaj się pan chwilkę, szanowny panie przełożony, sprowadzę tę niegodziwą!<br>
{{tab}}Korzystając z oddalenia się ochmistrzyni, powiemy tu zaraz, że Józefina pomiędzy wielką liczbą chłopców i dziewcząt, sama jedna była czystą, sama jedna niewinną. Wszystkie inne były to pozorne świętoszki i obłudnice; tylko Józefina modliła się w cichości, leżąc na nędzném posłaniu w sali — dla tego miano ją za niepoprawną, inne zaś za pobożne!<br>
{{tab}}Winniśmy nawet objawić, że gdy Józefina nie myśli zgoła o przeniewierzeniu się w czémkolwiek, tymczasem Większa część takich, które u ochmistrzyni uchodziły <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_220" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/950"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/950|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/950{{!}}{{#if:220|220|Ξ}}]]|220}}'''<nowiki>]</nowiki></span>za najpotężniejsze, znajdowała sposobność codziennie i niepostrzeżenie uszczknąć sobie cokolwiek na łakotki. Ale te obłudnice wpływem ochmistrzyni zupełnie zepsute, były tyle przebiegłe, że ukryć to umiały i wszystkich świętoszkowatemi minami oszukiwały.<br>
{{tab}}Tego na prawdę Józefina nie umiała, bo wstydziła się wszelkiéj obłudy.<br>
{{tab}}Modliła się do Boga szczerze i wiernie, jeżeli czuła tego potrzebę — serce jéj nienawidziło fałszywości większéj części dziewcząt z domu podrzutków — miała w nich tyle odrażających przykładów — a nawet gdyby ich nie miała, Józefina nie byłaby nigdy w stanie, serce swoje uczynić pokrywką obłudy i świętoszkowatości. Chociaż jeszcze była tak młoda, jednak delikatnie umiała pojmować dobre i złe; u dziecka nazywają takie uczucie głosem dobrego anioła.<br>
{{tab}}Siedziała w sali, w któréj oprócz niéj mieszkało około trzydziestu innych dziewcząt.<br>
{{tab}}Gdy te potajemnie dzieliły się swojemi łakociami i pozostałe groszaki ukryć się starały, Józefina siedziała przy oknie i przypatrywała się czerwonéj jesiennéj barwie wierzchołków drzew.<br>
{{tab}}Przed jéj oczami rozwijały się miłe i piękne obrazy, bo wszelka boleść znikła z jéj zachwycającéj twarzy, a miejsce jéj zajęła radosna ufność.<br>
{{tab}}Uśmiechała się...<br>
{{tab}}Jéj blond loki, nie sztucznie, ale jak je natura utworzyła, spadały na ramiona — niebieskie oczy skierowane na dziedziniec bujały marząco po gałęziach drzew — małe, delikatne ręce odwiązały białą chusteczkę od stanika. Na świeżych policzkach miała różane tchnienie, a małe usta były jeszcze zupełnie dziecinnie zaciśnione, wiele zaś obiecująca postać zupełnie nierozwinięta.<br>
{{tab}}Wtém nagle otworzyły się drzwi sali.<br>
{{tab}}Zawsze na to przygotowane inne dziewczyny, szybko ukryły swoje łakocie i porobiły pokorne minki.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_221" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/951"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/951|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/951{{!}}{{#if:221|221|Ξ}}]]|221}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale Józefina wcale tego nie słyszała, że się drzwi raptownie otworzyły.<br>
{{tab}}Dusza jéj w owéj chwili nie była w domu podrzutków — w domu „ojcowskim,“ w którym tyle czarnych dni przeżyła, tyle kar wycierpiała.<br>
{{tab}}Chociaż niewinna, wszystko zawsze znosiła spokojnie i z poddaniem się, jakich po dwunastoletniém dziecku zaledwie się można było spodziewać — dobre sumienie i ufność w Bogu zawsze jéj we wszystkiém dopomagały.<br>
{{tab}}Ale ochmistrzyni i jéj pobożne pomocnice nazywały to uporem i stawały się coraz przykrzejsze i nienawistniejsze dla biednéj Józefiny.<br>
{{tab}}Pocieszała się więc tém, że znalezione w drodze w czasie przechadzek kochane kwiatki, równie jak ona samotne i opuszczone, równie mające nad sobą tylko Boga i niebo, rysowała na nędznych arkuszach papieru, a potém farbami pociągała. Było to dla niéj niewypowiedzianą rozkoszą — która znowu miała dla niéj zabłysnąć — z łaski owego nieznajomego pana, który po trzykroć w bazarze do niéj przystępował.<br>
{{tab}}Przyrzekł jéj, że za piękną sztukę złota kupi jéj nowe pudełko z farbami — przekonała się więc czy nie zgubiła tego dukata — czuła go przez stanik.<br>
{{tab}}Wtém rozległo się po sali wściekłe, gniewne wołanie: „Józefino!“ tak, że je powtórzyły pobielane ściany, pod któremi stało łóżko przy łóżku.<br>
{{tab}}Mała, miła dziewczynka zerwała się — natychmiast poznała czyj to głos — wołała ją zła ochmistrzyni.<br>
{{tab}}— Józefino! Nie widzisz nawet, że tu jestem. Uparta głowo znowu próżnujesz? Patrzysz na wieczór siedząc w oknie! Przypatrz się swoim siostrom: każda z nich ma robotę w ręku! Pójdź zemną do mojego pokoju!<br>
{{tab}}— O mój Boże kochany! poszepnęło biedne dziecię wzdychając — w pokojach ochmistrzyni tak często ponosiło najcięższe kary — cóż teraz znowu czeka?<br>
{{tab}}Ale w téjże chwili idąc za ochmistrzynią nabrała odwagi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_222" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/952"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/952|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/952{{!}}{{#if:222|222|Ξ}}]]|222}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Czytelniczki nasze pojmują zapewne, zkąd pochodziła ta odwaga?<br>
{{tab}}Przypomniała sobie uprzejmego nieznajomego, który jéj przyrzekł nowe farby.<br>
{{tab}}Ta myśl zachęciła ją do zniesienia wszystkiego.<br>
{{tab}}Ochmistrzyni tak mocno pochwyciła Józefinę za rękę, że w tém pochwyceniu objawił się cały gniew i niecierpliwość.<br>
{{tab}}— Niegodziwe, niewdzięczne stworzenie, mówiła pobożna kobieta z przerażającą miną: obym się ciebie raz nakoniec pozbyć mogła! Ale czekaj-no, kolej twoja nadejdzie już niedługo, a dam ci miejsce, w którém się pewno poprawisz! Nadużywasz mojéj pobłażliwości i dobroci — ale teraz ukarzę cię bez litości!<br>
{{tab}}— O mój Boże, ja nic złego nie zrobiłam! słysząc to poszepnęła dziewczyna.<br>
{{tab}}— Co, nędzne stworzenie? Chcesz się usprawiedliwiać? Zamyślasz znowu wywinąć się zuchwałém kłamstwem? Czekaj, ono ci nie ujdzie! Oto, panie przełożony, rzekła ochmistrzyni, otwierając drzwi swojego pokoju i wpychając przez nie Józefinę, oto jest wąż!<br>
{{tab}}Truchlejąca dziewczyna ujrzała przed sobą człowieka ze złowrogiemi, wielkiemi, czarnemi oczami, który się w bazarze tak przykro z nią obchodził — przeszywał ją spojrzeniem, tak, że spuściła niewinne oczy.<br>
{{tab}}— Tak, właśnie to samo nieposłuszne, nieokrzesane stworzenie! odpowiedział kościelny przełożony Schwartz; znajdziemy środek na poprawienie go!<br>
{{tab}}— Proszę pana, pomóż mi kochany panie przełożony — bo jestem zawsze za powolna i dobra!<br>
{{tab}}Józefina spojrzała zdziwiona na ochmistrzynię — powolna i dobra powiedziała? a przytém przewracając oczami, spojrzała w niebo?<br>
{{tab}}— Kiedy malowałaś te obrazki, które śmiałaś wystawiać? spytał przełożony.<br>
{{tab}}— Odpowiadaj! Kiedyś je malowała? powtórzyła ochmistrzyni.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_223" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/953"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/953|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/953{{!}}{{#if:223|223|Ξ}}]]|223}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— W soboty, kiedy inne dziewczęta i chłopcy bawili się na dziedzińcu, odpowiedziała Józefina.<br>
{{tab}}— Nie mówiąc już, że zapewne kłamiesz, z szyderczym uśmiechem powiedział pan przełożony kościoła i ubogich, jest to rzecz niedozwolona i grzeszna!<br>
{{tab}}— Zupełnie niedozwolona i grzeszna — raczéj modlić się i pokutować! potwierdziła ochmistrzyni — odebrałam jéj pudełko z farbami, więcéj już malować nie będzie!<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze, pobożna przyjaciółko, bardzo dobrze! Czy wszystkie zebrane pieniądze oddałaś jak inne sieroty?<br>
{{tab}}— Tak jest panie! odpowiedziała Józefina.<br>
{{tab}}— I nic dla siebie nie zatrzymałaś, nic nie masz przy sobie?<br>
{{tab}}Dziewczę wstrzymało się z odpowiedzią.<br>
{{tab}}Dla siebie nic nie schowało — ale miało przy sobie dukata, który mu darował nieznajomy!<br>
{{tab}}— No cóż, milczysz? zawołała ochmistrzyni, a jéj siwe, przeszywające oczy zrobiły się wielkie jak młyńskie koła.<br>
{{tab}}Józefina właśnie chciała powiedzieć: „Owszem, mam przy sobie pieniądze!“ ale przyszło jéj na myśl, że takowe zostaną jéj odebrane, a wtedy przepadnie tak pożądane pudełko z farbami.<br>
{{tab}}Przytém tego dukata dał jéj {{Korekta|nieznajony|nieznajomy}} pan.<br>
{{tab}}— Nic nie zatrzymałam i nic nie mam przy sobie, nakoniec wymówiła.<br>
{{tab}}— Rumienisz się — wężu, kłamiesz!<br>
{{tab}}— Domysł mój sprawdza się! powiedział sekretarz policyjny Schwartz.<br>
{{tab}}Józefina nie śmiała dłużéj panować nad sobą — zalała się łzami.<br>
{{tab}}— Czego płaczesz, kłamco? Rozbieraj się, zrewiduję cię! z lodowatą surowością powiedziała ochmistrzyni.<br>
{{tab}}Dziewczę łkało, nie mogąc wymówić ani słowa — zupełnie było przestraszone.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_224" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/954"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/954|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/954{{!}}{{#if:224|224|Ξ}}]]|224}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Czy słyszysz? Zdejmiéj odzież z siebie! głośniéj powtórzyła ochmistrzyni, albo cię stróżka rozbierze!<br>
{{tab}}Pan przełożony kościoła radował się myślą, że powierzchownie bardzo ładna i delikatna dziewczynka, zapewni mu bardzo przyjemny widok — ponieważ okoliczności zmusiły go zaślubić kobietę prawie o dwadzieścia lat starszą od niego, więc tém grzeszniéj lubił dziewczęta wszelkiego wieku — ale potém spowiadał się bardzo szczerze i co tydzień modlił się w kościele. Oczy jego zatém nadzwyczajnie błyszczały.<br>
{{tab}}Józefina wahała się ciągle jeszcze wykonać wściekły rozkaz chudéj ochmistrzyni.<br>
{{tab}}— Nie tutaj! rzekła zawstydzona, spojrzawszy na pana przełożonego.<br>
{{tab}}— Jakto! ta istota śmie jeszcze teraz być nieposłuszną? jeszcze gniewniéj niż ochmistrzyni zawołał pan Schwartz: myśli już, że ktoś na nią uważa, że jest już dorosła i ma swoją wolę!<br>
{{tab}}Ochmistrzyni chwyciła ją za ramię i pociągnęła za sobą szybko i wcale niełagodnie do drugiego pokoju — tam nim Józefina przemówić zdołała, zerwała z niéj kaftanik i sukienkę.<br>
{{tab}}W téj chwili padło coś na podłogę i głośno zabrzękło.<br>
{{tab}}— Otóż mamy! zawołali ochmistrzyni i przełożony kościoła, prawie jednocześnie.<br>
{{tab}}— O mój Boże kochany — nie opuszczaj mnie! z cicha modliła się dziewczyna.<br>
{{tab}}— Dukat! zawołała zgorszona gospodyni i podniosła błyszczący pieniądz: o! ten wąż, to niegodziwe stworzenie — dukat! Milcz, złodziejko! O ja nieszczęśliwa! coś podobnego mogło zajść w moim domu poświęconym pobożności!<br>
{{tab}}Stara gorliwa osoba, według zwyczaju, w największém oburzeniu chude ręce przycisnęła do twarzy, udając, że z oczu w niebo wzniesionych łzy ociera.<br>
{{tab}}— Złoto! powiedziała bez głosu, wracając do kościel- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_225" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/955"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/955|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/955{{!}}{{#if:225|225|Ξ}}]]|225}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nego przełożonego i podając mu dukata: o! co za okropna hańba!<br>
{{tab}}— Pociesz się pobożna przyjaciółko! Prawie byłem tego pewien — świat jest zły i pełen grzechu, kochana ochmistrzyni... pomyśl-no tylko, że taka młoda, a już niebezpieczna złodziejka!<br>
{{tab}}— O, tego wstydu nie przeżyję! Najjaśniejsza królowa, dostojna protektorka tego domu, dowie się o tém — ten wąż nie uszanował nawet szlachetnego celu pieniędzy, zebranych z bazaru.<br>
{{tab}}— Ja to święcie... mówiła Józefina, która szybko ubrała się w swoją biedną odzież i znowu weszła do pierwszego pokoju.<br>
{{tab}}Na taką zuchwałość pan przełożony kościoła chciał się skryć pod ziemię.<br>
{{tab}}— Ja to święcie otrzymałam, powtórzyło dziewczę, któremu oczy nagle śmiało zabłysły... dostałam w podarunku sznur korali — położyłam go, aby go znowu sprzedać...<br>
{{tab}}— I pieniądze schować! cierpko dodał pan Schwartz.<br>
{{tab}}— Moje obrazki, moje kochane kwiatki, ten jedyny mój majątek, z radością ofiarowałam dla ubogich tułaczy!<br>
{{tab}}— Wężu, chrypiąc zawołała ochmistrzyni: nędzne stworzenie, śmiesz jeszcze zaprzeczać? Ta sztuka złota wypadła z za twojego stanika!<br>
{{tab}}— Dostałam ją w podarunku! śmiało powiedziała Józefina.<br>
{{tab}}— Ach, to trzeba oszaleć! powiedział pan przełożony kościoła, załamując ręce.<br>
{{tab}}— Dostała w podarunku? zawołała przełożona: o mój Bożo, dodaj mi siły, abym tego węża nie udusiła!<br>
{{tab}}— Pozwól pobożna przyjaciółko, przerwał pan sekretarz policyjny Schwartz z miną mającego dobrą myśl — pozwól! Mówisz, że ci tego dukata darowano? Któż go ci darował, hę?<br>
{{tab}}— Jakiś pan z ciemną brodą, odpowiedziała Józefina; to tylko niedobrze zrobiłam, że zaraz tego nie powie- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_226" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/956"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/956|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/956{{!}}{{#if:226|226|Ξ}}]]|226}}'''<nowiki>]</nowiki></span>działam, ale sądziłam, że mi pieniądz ten zostanie odebrany!<br>
{{tab}}Szczerość dziecka jeszcze bardziéj pogorszała jego nieszczęśliwe położenie.<br>
{{tab}}— Zostanie odebrany! wołała prawie bez tchu zatwardziała gospodyni: wąż chce rzucić na mnie podejrzenie!<br>
{{tab}}— Któż to był ten pan, który ci podarował dukata? wypytywał daléj pan sekretarz policyjny: jak się nazywał?<br>
{{tab}}— Tego nie wiem! odpowiedziało dziewczę.<br>
{{tab}}— Aha — otoż mamy! Już daleko zaszliśmy! Pieniądz ukradła i postępuje jak wszystkie doświadczone złodziejki, bo dla usprawiedliwienia się przytacza nieznajomego. No, pobożna przyjaciółko, ukarz pani! Tym razem postępek małéj winowajczyni jeszcze nie dojdzie do wiadomości sądu — ale na drugi raz może być pewna kary!<br>
{{tab}}— Panie, ten złoty pieniądz dostałam w podarunku, możesz pan sądzić co się panu podoba! w dziecinnym gniewie zawołała Józefina — haniebny czyn i słowa jego tak ją bolały, że była w stanie rzucić się na niego — zbladła i drżała gwałtownie. Nieznajomy pan przybędzie tutaj — a wtedy okaże się, że jestem niewinna!<br>
{{tab}}— Myślisz, że przez tę chytrą obietnicę odroczysz karę i mnie powstrzymasz? mówiła ochmistrzyni. Dopóty będziesz cierpiała karę, aż przybędzie ten nieznajomy!<br>
{{tab}}— Bardzo słusznie, pobożna pani, tym sposobem sama oznaczyła czas trwania kary! Będzie ją cierpiała dopóki nie przybędzie nieznajomy, a to zapewne wiecznie potrwa! mniemał pan przełożony kościoła, i polecając się pobożnie względom ochmistrzyni, pożegnał ją.<br>
{{tab}}Chuda osoba podziękowała panu przełożonemu za względność i pomoc; potém gdy pan Schwartz wyszedł, chwytając Józefinę suchemi rękami, wpadła na nią jak furya.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_227" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/957"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/957|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/957{{!}}{{#if:227|227|Ξ}}]]|227}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bezbożny wężu! wrzeszczała przytłumionym głosem i chciała wywrzeć swoją wściekłość na delikatném ciele dziewczęcia.<br>
{{tab}}Ale Józefina nagle się zerwała i przybrała groźne stanowisko.<br>
{{tab}}— Proszę mnie nie dotykać! zawołała blada jak śmierć: jestem niewinna!<br>
{{tab}}— Co! chcesz rękę podnieść na mnie, chcesz się bronić, nędznico? ta ręka z grobu ci wyrośnie!<br>
{{tab}}— Proszę mnie nie bić — teraz to na dobre nie wyjdzie. Gdybym była winna, tobym się poddała pod razy, ale tak to pani bić mnie nie śmiesz!<br>
{{tab}}— Otóż twój upór wychodzi na wierzch, ty obłudnico, złodziejko! Ja ci zastępuję miejsce matki, a ty śmiesz...<br>
{{tab}}— Miejsce matki? z bolesném zapytaniem powtórzyło dziewczę. O mój Boże! czyś się pani kiedy zemną jak z dzieckiem obchodziła, czyś mnie kiedy swojém dzieckiem nazwała?<br>
{{tab}}— Nie, wężu, bo nie zasłużyłaś na to! Precz, precz mi z oczu! Udasz się zaraz na dół! W oddalonéj izbie pokutować będziesz za karę! Te dobre sukienki zdejmiesz, a przywdziejesz złe, zdejmiesz trzewiki i będziesz chodziła boso, będziesz nosiła wodę dla pobożnych pomocnic i dla nauczycieli i służyła we wszystkiém co ci rozkażą!<br>
{{tab}}— Zrobię wszystko, drżącym głosem mówiła Józefina seryo i blada... i nagle łkając padła do nóg ochmistrzyni. O zlituj się pani! przez wszystkich świętych, jestem niewinna! Nie posyłaj mnie pani do oddalonéj izby na dole — tam tak okropnie!<br>
{{tab}}— Właśnie, że widzę, iż się téj kary boisz, tém dłużéj ją cierpieć będziesz! rzekła ochmistrzyni, ciesząc się widokiem ukorzonéj. Już ja cię poskromię, zuchwałe, złe stworzenie! Uginałam już uporczywsze umysły! Precz mi z oczu! Daléj do dolnej izby!<br>
{{tab}}Ochmistrzyni pociągnęła za sznurek od dzwonka.<br>
{{tab}}Stróż wszedł.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_228" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/958"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/958|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/958{{!}}{{#if:228|228|Ξ}}]]|228}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ta bezbożna osoba od dzisiejszego wieczoru przenosi się na nieograniczony czas do izby na dole, zawołała pokazując stróżowi powoli powstającą Józefinę: o chlebie i wodzie ma tam uczyć się pokuty i modlitwy!<br>
{{tab}}— Pokutować i modlić się, potrzebna rzecz! pobożnie mrugając oczami potwierdził stróż.<br>
{{tab}}— Niech ją przytém twoja żona ubierze w jak najstarsze i najgorsze suknie, jakie ma u siebie w schowaniu, niech wszelką służbę pełni boso!<br>
{{tab}}— Rozkaz szanownéj gospodyni będzie wykonany!<br>
{{tab}}— Nie dawać jéj żadnego światła, żadnéj książki, żadnego pióra! Niech ten wąż pokutuje i modli się, aby się poprawił!<br>
{{tab}}— Potrzebna rzecz! powiedział z ukłonem głupi stróż.<br>
{{tab}}Ochmistrzyni nie mówiąc ani słowa do Józefiny, wskazała drzwi z dumą, którą tak często tak nazwani pobożni biednym swoim podwładnym okazywać lubią, a sami w obec wyższych jeszcze nikczemniéj się czołgają — stróż zaś chciał wyprowadzić swoją ofiarę.<br>
{{tab}}Ale trzynastoletnia Józefina cofnęła się od niego.<br>
{{tab}}— Nie dotykajcie mnie stróżu, pójdę sama! powiedziała mocno i groźnie — wreszcie jeszcze raz odwróciła się i dodała z głębi serca:<br>
{{tab}}— Niech pani Bóg przebaczy! Boże nie opuszczaj mnie!<br>
{{tab}}Przeszła obok zdziwionego stróża i wyszła z pokoju.<br>
{{tab}}W wązkich i krętych korytarzach domu podrzutków było ciemno. Józefina znała znaczenie kary, którą wycierpieć miała — już raz przepędziła trzy dni i trzy noce w téj samotnéj izbie podziemnéj, z winy obłudnego podrzutka, który ją oskarżył.<br>
{{tab}}Ale teraz kara była obostrzona!<br>
{{tab}}Nadeszła noc, było zimno. Przybyła do mieszkania stróżki, zdjęła suknie i trzewiki, i dostała kilka podartych, nędnych łachmanów.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_229" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/959"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/959|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/959{{!}}{{#if:229|229|Ξ}}]]|229}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Tak ubrana, bez szemrania, zeszła na dół po stromych schodach, a towarzyszyła jéj stara stróżka z latarnią i dzbankiem wody.<br>
{{tab}}Nakoniec zeszły do ponurego, okropnego dołu.<br>
{{tab}}Po za deskami stały tam stare, połamane meble, daléj wisiała zużyta odzież, a indziéj znowu znajdowały się rozmaite sprzęty domowe, ale takie tylko, które oszczędziły myszy i szczury mające tu swoją siedzibę.<br>
{{tab}}Przeszedłszy jakiś czas przez ciemne, pełne cugów korytarze, dostały się nakoniec do izby.<br>
{{tab}}Stróżka otworzyła stare drzwi.<br>
{{tab}}Józefina weszła do ciemnego, zimnego, pustego pokoju; w głębi jego było nędzne słomiane posłanie, gdzie dach przytykał ukośnie, tak że gdyby powstające dziecię zapomniało gdzie się znajduje, toby się koniecznie głową uderzyć musiało.<br>
{{tab}}Stróżka postawiła dzbanek z wodą, przyniosła kawałek chleba i znowu izbę zamknęła.<br>
{{tab}}Józefinę przejął tajemny dreszcz. Mała, zaledwie trzynastoletnia dziewczyna doznaje bojaźliwych wstrząśnień, jeżeli się znajduje w oddalonéj, ciemnéj, strasznéj przestrzeni.<br>
{{tab}}Tak też było z Józefiną. Nie śmiała ona okryć się wełnianą kołdrą i spocząć na cuchnącém wilgocią słomianém legowisku. Przeciąg wiatru wiejącego przez otwory, zatrważająco stukał zasuwami i poruszał białemi staremi rupieciami jak widmami. Przytém myszy i szczury odbywały nieustanne polowanie nietylko na korytarzach, ale i w izbie, napadały na chleb Józefiny i uważały go za dobry rabunek.<br>
{{tab}}Ich nieznośny pisk przerażał tak dalece dziewczynę, że płacząc skurczyła się i ruszyć nawet nie śmiała.<br>
{{tab}}Nazajutrz rano przyszła stróżka i kazała jéj wyjść na dwór do roboty. Małemi bosemi nóżkami musiała wyjść i drobnemi rękami nosić wodę ze studni dla pomocnic i nauczycieli i robić wszystko co jéj kazali.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_230" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/960"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/960|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/960{{!}}{{#if:230|230|Ξ}}]]|230}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Inne dziewczęta potajemnie szydziły z niéj i wskazywały ją palcami.<br>
{{tab}}Józefina bez oporu wykonywała robotę — tylko noce męcząco ją przerażały.<br>
{{tab}}Jednak utrudzenie przezwyciężyło trwogę, i dziecko spało na nędznéj słomie tak słodko, jak dzieci bogaczów w puchowéj pościeli.<br>
{{tab}}W kilka dni późniéj powietrze było lodowato-zimne, a gdy nadszedł wieczór, wiał wiatr zapowiadający burzę, pierwszy śnieg na ulicach i dachach.<br>
{{tab}}Józefina w zimnéj, pustéj izbie na dole drżała od zimna, a gdy w nocy wstrząsło nią przejmujące zimno, obudziła się, czuła że ma pełno śniegu na cienkiej kołdrze, którą się owinęła — śnieg ten napadał przez szczeliny w popsutym daszku. Ręce jéj prawie posztywniały, a zęby dzwoniły.<br>
{{tab}}Tak tęsknie oczekiwała poranku, pragnąc wyjść z zimnéj i ciemnéj izby.<br>
{{tab}}Jéj nóżki poodziębiały się, a boleść wyciskała jéj gorące łzy z oczu.<br>
{{tab}}Nakoniec siwy blask przebił się przez dziury w dachu do izby, i wkrótce przyszła stróżka, przynosząc chleb i wodę. Zimna woda dla dziecka na wpół przemarzłego! Ani kropelki ciepłéj zupy, ani trochy kawy, ani filiżanki mleka nie podano biednéj dziewczynie.<br>
{{tab}}Józefina dreptała, aby rozgrzać zesztywniałe nogi, i chodząc po korytarzach dostała się nakoniec do wygodniejszych przestrzeni, w których mogła zabawić tylko tak długo, ile potrzeba było dla ukończenia długiéj i utrudzającéj pracy. Na dworze było zimno, a śnieg leżał na dziedzińcu domu podrzutków i około studni.<br>
{{tab}}Mała Józefina musiała bosemi, posztywniałemi od mrozu nogami ciągle chodzić po śniegu, napełniać przy studni konewki i dzbanki, gdzie spadłe krople wody zamarzały.<br>
{{tab}}Wtém około godziny jedenastéj przed południem, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_231" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/961"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/961|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/961{{!}}{{#if:231|231|Ξ}}]]|231}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ulicą przejechał jakiś ekwipaż i zatrzymał się w pobliżu domu podrzutków.<br>
{{tab}}Pobożny stróż, który tylko co oczyścił na dziedzińcu drogę ze śniegu, przystąpił do drzwi i postrzegł królewski ekwipaż.<br>
{{tab}}Czémprędzéj pośpieszył do domu i uwiadomił ochmistrzynię, że zapewne nastąpi dostojna wizyta.<br>
{{tab}}W téj chwili już głośno zadzwoniono.<br>
{{tab}}Chuda, pobożna ochmistrzyni zwołała natychmiast pomocnice i nauczycieli, i w kilka sekund rozległy się po wszystkich salach nabożne pieśni.<br>
{{tab}}Zdyszały stróż doniósł, że u drzwi jest królewski lokaj, i żąda wstępu dla przełożonéj klasztoru Heiligstein.<br>
{{tab}}Przełożona klasztoru Heiligstein.<br>
{{tab}}Słowa te sprawiły niezmierne wrażenie na ochmistrzyni. Tak jak stała, pośpieszyła przez pokryty śniegiem dziedziniec do fórty, a stróż szybko zdążał za nią. W zapale nie uważała, że Józefina właśnie przy studni napełniała ostatnie konewki.<br>
{{tab}}Z pokorną miną i gestem przyjęła u drzwi dostojną opatkę, ktôréj towarzyszył jakiś pan wojskowym płaszczem odziany.<br>
{{tab}}— Niech Najświętsza Panna błogosławi pobożną księżniczkę! Łaska jéj odwiedzin podnosi i uszczęśliwia mnie! mówiła ochmistrzyni śpiewającym głosem, i założywszy ręce, z przyjemnością słysząc, że dochodziły tu odgłosy dziecinnych śpiewów, do głośnego wymawiania zachęcanych wcale niechrześciańskiemi pogróżkami nauczycieli.<br>
{{tab}}Karolina nie bardzo zbudowana za nadto pokorną i pobożną miną i obejściem się ochmistrzyni, badawczo na nią spojrzała.<br>
{{tab}}— Dobrze, już dobrze, moja kochana, rzekła cokolwiek chłodno: przybywamy nietylko dla zwiedzenia tego domu nieszczęśliwych sierot.<br>
{{tab}}— O, Bóg błogosławi mu! Pobożna, dostojna księżniczka zapewne raczy pochwalić drogi, któremi tutaj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_232" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/962"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/962|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/962{{!}}{{#if:232|232|Ξ}}]]|232}}'''<nowiki>]</nowiki></span>chodzimy! wtrąciła ochmistrzyni, korzystając z krôtkiéj przerwy w słowach Karoliny.<br>
{{tab}}— Tak się spodziewam moja kochana! Ale prócz tego sprowadza nas inny powód — przybywamy, dowiedzieć się o jedném z waszych biednych dzieci!<br>
{{tab}}— Wszystkie są zdrowe, wychowują się w pokorze i pokucie, w śpiewie i modlitwie!<br>
{{tab}}— Słyszę to sama, moja kochana! W pokorze i pokucie — bardzo to dobrze, jeżeli z tém wszystkiém połączona jest praca i czystość serca! Wyznać ci muszę, mówiła daléj Karolina, że bez twojéj wiedzy jestem żarliwą orędowniczką twojego domu, od czasu jak oto ten dostojny wojskowy, książę Waldemar i ja przypadkowo poznaliśmy i polubili jedno z waszych dzieci — ale wejdźmy do wnętrza domu!<br>
{{tab}}Ochmistrzyni była zachwycona, a jéj mina i wszelkie ruchy stawały się coraz bardziéj pełne namaszczenia, bo widziała, że ją chwalą.<br>
{{tab}}— Dzieci w waszym domu, w wolnych godzinach, jeżeli mają po temu skłonność, zajmują się rysunkami i t. p. rzeczami? powiedziała księżniczka idąc z księciem i ochmistrzynią przez dziedziniec.<br>
{{tab}}— O niech wszyscy święci strzegą dzieci od tak grzesznych skłonności! odpowiedziała ochmistrzyni.<br>
{{tab}}— Jakto! spytała Karolina — czy podobne rzeczy miałyby być zabronione?<br>
{{tab}}— To nigdy się nie robi. Tu uczą pokory i pokuty!<br>
{{tab}}Księżniczka spojrzała nieco zdziwiona i nieprzyjemnie dotknięta na swojego towarzysza, który właśnie przy okrytéj lodem studni postrzegł małą dziewczynkę, stojącą w śniegu bosemi nogami i zacierającą małe jak raki czerwone rączęta.<br>
{{tab}}Była to Józefina, która nie postrzegła jéj dotyczących odwiedzin opatki i księcia.<br>
{{tab}}Nogi i ręce niezmiernie ją bolały, a oczy mimowolnie napełniały się łzami.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_233" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/963"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/963|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/963{{!}}{{#if:233|233|Ξ}}]]|233}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Spojrzyj-no tam na to biedne dziecię, moja droga kuzyno! rzekł książę do opatki, która teraz zwróciła uwagę na Józefinę.<br>
{{tab}}Stanęła przerażona.<br>
{{tab}}— Jakto! moja kochana, szybko spytała: biedne dzieci tego domu, na taki śnieg i deszcz nie noszą trzewików?<br>
{{tab}}— To kara, którą to niesforne dziecię ma odpokutować. Pobożna, dostojna księżniczka raczy młodą winowajczynię przez to surowo ukarać, jeżeli nie będzie zwracała na nią uwagi!<br>
{{tab}}— I cóż to ona popełniła? spytała opatka.<br>
{{tab}}Wtém książę nagle zawołał:<br>
{{tab}}— Dla Boga, wszak to nasza mała Józefina!<br>
{{tab}}Ochmistrzyni myślała, że niedobrze słyszała i zrozumiała, wielkiemi oczami spojrzała na księcia, który po śniegu poszedł do studni.<br>
{{tab}}— Ależ zaledwie ją teraz poznać można! zawołała Karolina — zbladła i znędzniała! Co to się. stało?<br>
{{tab}}— O, święta Panno, oświeć zbłąkaną owieczkę! wzniósłszy oczy w niebo mówiła ochmistrzyni, gdy książę zbliżył się do małéj, od mrozu drżącéj Józefiny, która poznała w nim swojego dobroczyńcę.<br>
{{tab}}Boleści, zimna, łez, wszystkiego teraz zapomniała.<br>
{{tab}}Rozjaśniona, uśmiechająca się przystąpiła do księcia, swego dostojnego obrońcy.<br>
{{tab}}— Okropność! zawołała Karolina: biedne dziecię! Powiedzże raz moja kochana, co cię spowodowało do tak ciężkiego ukarania téj biednéj dziewczynki?<br>
{{tab}}— Ona jest — serce krwią zachodzi, gdy to mówię — ona jest złodziejką, która w sukniach przechowuje złoto z bazaru skradzione!<br>
{{tab}}Karolinę mocno to wzruszyło, ale w téj chwili nadeszła Józefina, którą książę szybko przyprowadził za rękę.<br>
{{tab}}Ochmistrzyni rozwarła znowu wielkie oczy, jak koła u powozu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_234" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/964"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/964|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/964{{!}}{{#if:234|234|Ξ}}]]|234}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O dostojny panie, rzekła dziewczynka, która słyszała jak mówił wąż: chciéj opowiedzieć łaskawéj ochmistrzyni, że mi złoty pieniądz darowałeś, i że mi za te pieniądze chciałeś kupić nowe pudełko farb!<br>
{{tab}}Ochmistrzyni czuła, jak lodowate zimno po całym jéj grzbiecie przebiegło.<br>
{{tab}}— Niesłychane brutalstwo! Patrz droga kuzyno, na to kochane — na to nieszczęśliwe dziecię! wykrzyknął do głębi oburzony i wzruszony książę.<br>
{{tab}}— Królewska wysokość na prawdę dałeś sztukę złota? Przecięż pan przełożony kościoła Schwartz powiedział... bełkotała chuda, ze strachu blada jak śmierć i zupełnie zgnębiona pobożnisia.<br>
{{tab}}— Rzeczywiście darowałem temu małemu, kochanemu dziewczęciu dukata! niechętnie powiedział książę, gdy Karolina całowała małą Józefinę — a pani, kobieta pobożna, na prawdę temu delikatnemu dziecku nierozważnie cierpieć kazałaś? Czasby już było, aby dobroczynne instytucye, podobnie jak ta, dla nieszczęśliwych, miłosierdzia potrzebujących małych istot urządzone, przeszły w łagodniejsze i lepsze ręce, w ręce prawdziwie chrześciańskie!<br>
{{tab}}— Jak ty drżysz, moja kochana Józefino! powiedziała opatka, i dziecko zadowolone usprawiedliwieniem się, a bardziéj jeszcze nadzieją posiadania farb otuliła ciepłém okryciem. Chodź, biedna mała — zabieram cię z sobą!<br>
{{tab}}— Zapewne droga kuzyno, teraz równie jak ja, nie pragniesz dowiedzieć się nic więcéj o rezultatach teraźniejszego tutaj zarządu! cierpko powiedział książę. Oszczędź sobie dalszego trudu, pani przełożona, i każ biednym dzieciom w salach, aby dłużéj nie wysilały swoich małych płuc! śpiewem i modlitwą nic nie osiągniecie, jeżeli nie połączycie tego obojga miłością, z pracą i dobrobytem! Czy mogę cię odprowadzić do powozu, droga kuzyno?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_235" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/965"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/965|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/965{{!}}{{#if:235|235|Ξ}}]]|235}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ochmistrzyni, pod którą, kolana drżały, chciała jeszcze kilka słów powiedzieć dla objaśnienia rzeczy i usprawiedliwienia się, ale za nadto była pomieszana.<br>
{{tab}}— Miałam panią, za matkę dzieci, których domem jest dom podrzutkowi upominająco powiedziała Karolina — biada tym, którzy starają się zapomnieć, że Bóg jest miłością! Przypominam pani słowa: „Dopuśćcie maluczkim przyjść do mnie a nie brońcie im!“ Bolesnego nabrałam przekonania!<br>
{{tab}}— O nie gniewajcie się tak bardzo, dostojny panie, na szanowną ochmistrzynię! półgłosem prosiła mała Józefina, błagalnie patrząc na księcia — ona już drży!<br>
{{tab}}— Królewska wysokości, załamując ręce wołała nabożnisia — coś podobnego nigdy się już nie zdarzy — bez surowości nic poradzić nie można — a modlitwa i pokora to nasze dzieło! Jeszcze mam — oddać dukata...<br>
{{tab}}— Kup pani za niego jakiekolwiek potrzebne rzeczy dla biednych dzieci! rzekł książę do ochmistrzyni. Pudełko z farbami, moja kochana mała, ja ci kupię!<br>
{{tab}}Opatka i książę zimno pożegnali ochmistrzynię, a pierwsza oświadczyła, że sama zajmie się wychowaniem małéj Józefiny.<br>
{{tab}}Stróżka domu, który Józefina po raz ostatni opuszczała, znowu włożyła jéj trzewiki, poczém Józefina pożegnała pomocnice, nauczycieli oraz chłopcowi dziewczęta, i z rozpromienioną twarzą udała się za opatką i księciem do powozu.<br>
{{tab}}Ochmistrzyni ze strachu i wzruszenia dostała gwałtownego attaku migreny, i przez kilka dni nie pokazywała się nikomu.<br>
{{tab}}Dla uspokojenia naszych czytelników dodamy, że dom podrzutków niedługo już pozostawał pod zarządem nabożnisi i jéj zwolenników, lecz poruczono go zarządowi, który obok modlitwy, więcéj wglądał w umysłowe i fizyczne rozwijanie się biednych istot w domu tym wychowywanych, aniżeli zarząd dawniejszy.
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_236" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/966"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/966|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/966{{!}}{{#if:236|236|Ξ}}]]|236}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ XI.|w=120%|po=8px}}
{{c|Pokutnica.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Wróćmy teraz do Eberharda i Małgorzaty.<br>
{{tab}}Już szarzało poranne światło, gdy książę z wynalezioną córką wyszedł z klasztoru na pole; w koło rozszerzał się bladawy brzask — ale w przyległym lasku jeszcze panowała ciemność.<br>
{{tab}}Mnicha Antoniego nigdzie nie było widać, skrył się jak najprędzéj, a barona pozostawić musiał w mocy Sandoka.<br>
{{tab}}Jeszcze bardziéj opanowała wściekłość Schlewego, gdy ujrzał, że książę, niosąc omdlałą dziewczynę, zbliża się z Marcinem miał jednak nadzieję, że Małgorzata nie wróci już do życia. Znał wszelkie tajemnice dotyczące jéj przeszłości — wiedział, o czém teraz Eberhard z boleścią ma się dowiedzieć.<br>
{{tab}}Von Schlewe widział się w ręku nieprzyjaciela, i gdy mu oczy błyszczały, rozmyślał o środku wyswobodzenia się przemocą. Lecz małą miał nadzieję umknięcia, bo murzyn pilnował go jak Argus.<br>
{{tab}}Eberhard w téj chwili nie myślał o niegodziwym baronie, którego nieprzyjaźń i złośliwość tak często mu się uczuć dawały, dusza jego jedynie zajęta była Małgorzatą, swoją nieszczęśliwą córką, która blada i beprzytomna na ręku jego spoczywała. Była piękna, chociaż na jéj bladéj i cierpiącéj twarzy malowała się głęboka boleść.<br>
{{tab}}Zamknęła powieki — blond włosy ciężkie i długie spadały z niéj — biedna odzież wskazywała nędzę, jaką wycierpiała.<br>
{{tab}}Widok ten tak mocno wzruszył księcia de Monte-Vero, że długo stał nie mogąc wymówić ani słowa.<br>
{{tab}}Wyglądał jak pogrążony w modlitwie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_237" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/967"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/967|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/967{{!}}{{#if:237|237|Ξ}}]]|237}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Marcin pośpieszył do lasku, w którym był postrzegł strumyk, i przyniósł świeżéj wody, dla zwilżenia czoła i ust Małgorzaty.<br>
{{tab}}W klasztorach nie chciał Eberhard szukać żadnéj pomocy dla córki — bo zapewne obawiał się, aby do przygotowanego tam lekarstwa lub orzeźwiającego napoju skrycie nie przymieszano trucizny.<br>
{{tab}}Książę złożył omdlałą na rozesłanych kocach — tutaj chciał jéj udzielić pierwszéj pomocy, a dopiero z rana postanowić, w jaki sposób przedsięweźmie powrotną podróż z Małgorzatą do Paryża.<br>
{{tab}}Ze wzruszającą troskliwością przypatrywał się biednéj — z ojcowską miłością okrył ją płaszczem, aby jéj wilgotne ranne powietrze nie szkodziło.<br>
{{tab}}Znalazł dziecię swoje. Miał nakoniec Małgorzatę w ręku. Ale co miał usłyszeć? czego dożyć?<br>
{{tab}}Już sama nieszczęśliwa postać dziewczyny, świadczyła o cierpieniach i walkach, jakie wytrzymać musiała. A jak ciężkie musiała przechodzić koleje, z których tylko jedną widzieć mu dozwolono!... bo pamiętał okropną godzinę, kiedy Małgorzatę postrzegł w kajdanach.<br>
{{tab}}A była to tylko bardzo mała część cierpień, które ta biedna odrzucona wycierpieć musiała.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero czuł to dobrze — czuł także, iż Małgorzata nie oparła się wszystkim pokusom, które ją bezbronną spotykały — jéj blade, pełne żalu oblicze przekonywało go, że była pokutnicą, na którą spoglądał z bólem i radością, z bojaźnią i nadzieją.<br>
{{tab}}A przecięż znalazł ją — mógł ją kochającą ojcowską ręką naprowadzić na drogę szlachetną i dobrą.<br>
{{tab}}Było to jego świętym obowiązkiem, łagodnością i miłującym sercem naprawić wszystko co się stało.<br>
{{tab}}Boleść przejmowała jego duszę. Litość nadała jego oczom blask głęboki, a usta szeptały:<br>
{{tab}}— Wszystko, wszystko niech ci będzie przebaczone, moja córko! Cokolwiek stać się mogło, przysięgam w téj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_238" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/968"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/968|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/968{{!}}{{#if:238|238|Ξ}}]]|238}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pełnéj nadziei godzinie, nigdy żadném słowem wyrzutu, ani gniewném spojrzeniem o tém ci nie wspomnę!<br>
{{tab}}Boże dozwól tylko, abym cię zdołał kochającą ręką z sobą uprowadzić!<br>
{{tab}}Wtedy za wszystko odpokutuję, wszystko przeniosę, — cokolwiek przeszłości dotyczę, wtedy wszystko z rozkoszą zdobędę, co tobie i mnie, nie z mojéj winy, dotąd wzbronione było!<br>
{{tab}}A Matka Bożka sprawi, że cię nie znalazłem za późno — że cię dla mnie zachowa!<br>
{{tab}}Ojcowskie serce drży na błogą myśl, że będzie mi dozwolono tobie, biedaczko, przewodniczyć nadal miłością, na któréj ci tak długo zbywało! Twoje troski, nieszczęścia przemienić się muszą w radość — bo wszystko co posiadam jest twoje, do ciebie tylko należy! Przecięż z radością gotów byłem oddać to, byłem tylko ciebie utracona córko mógł odzyskać!<br>
{{tab}}Niebo będzie łaskawe — nie dopuści, abym znalazł nieżywą, któréjbym nie mógł dowieść mojéj miłości — nie będzie za późno, zdaje mi się, że Bóg przez łaskę swoją to mi głosi!<br>
{{tab}}W moich objęciach zawiozę cię do Paryża — tam bronić cię i pielęgnować będę — wszystko poświecę, aby cię z chaosu przeszłości przeprowadzić do szczęścia i spokoju.<br>
{{tab}}Do Monte-Vero pośpieszę z tobą! Tam wśród pięknego powietrza, gdzie cię wszystko radością otoczy, gdzie twoje przybycie z radością obchodzić będą, a drogę twoją kwiatami usypią, tam w błogosławionym kraju, na wspaniałych polach, do ciebie należących, dusza twoja i ciało wyzdrowieją!...<br>
{{tab}}Marcin wrócił z orzeźwiającą, świeżą wodą zdrojową do Eberharda, a kochający ojciec troskliwie zmaczał nią skronie i usta zemdlałéj.<br>
{{tab}}Nadzieja jego nie miała być nadaremna.<br>
{{tab}}Małgorzata otworzyła oczy — ale spojrzała na Eberharda wzrokiem bez blasku.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_239" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/969"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/969|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/969{{!}}{{#if:239|239|Ξ}}]]|239}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jego znaleziona córka przebudziła się do życia — ale złamane oko mówiło mu, że coś więcéj niż omdlenie tę biedną dręczy.<br>
{{tab}}— Małgorzato — córko moja! zawołał Eberhard, klęczący obok uśmiechającéj się: obudź się — bądź moją! Patrz, to twój ojciec czuwa obok ciebie — ojciec, który cię z boleścią szukał i nakoniec znalazł! Wyciąga ramiona, aby cię do ojcowskiego serca przytulił, aby cię wybawił od wszelkiéj nędzy i niebezpieczeństw, aby cię bronił i wiecznie swoją nazywał.<br>
{{tab}}Podstarzałemu Marcinowi, téj zacnéj duszy marynarskiéj, stanęły łzy w oczach i odwrócił się.<br>
{{tab}}Ale zdawało się, że Małgorzata słyszy słowa księcia i rozumie.<br>
{{tab}}Wyciągnęła ku niemu ręce — uśmiechnęła się szczęśliwa, i przyciągnęła rękę ojca do ust, aby na niéj złożyć pierwszy pocałunek dziecka wdzięcznego za swoje ocalenie.<br>
{{tab}}Mówić nie mogła. Osłabienie i wzruszenie nie dozwoliło jéj tego, ale wzrok chociaż bez blasku wypowiadał wszystko, co się w téj chwili gwałtownego wzruszenia odczuć dało w sercu nieszczęśliwéj.<br>
{{tab}}Eberhard pochylił się ku Małgorzacie i ucałował jéj czoło — potém podał jéj chłodny, orzeźwiający napój i sam go spróbował — lecz napój ten nie ożywił bezsilnéj.<br>
{{tab}}Książę prosił Marcina, aby przylał do wody nieco wina, a dopiero ten napój nieco wzmocnił osłabioną — podziękowała spojrzeniem i znowu sięgła po napój.<br>
{{tab}}Następnie zmorzył ją sen, spała niespokojnie, marzyła, widocznie miała sen dręczący, bo stękała i z trwogą oddychała — a nawet łzy spływały jéj po twarzy.<br>
{{tab}}Eberhard widział, że przedewszystkiém chorą, latami nędzy i nieszczęścia osłabioną córkę musi zawieść da pałacu swojego w Paryżu, by tam użyła potrzebnego spokoju i wygody.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_240" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/970"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/970|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/970{{!}}{{#if:240|240|Ξ}}]]|240}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Doznawał teraz najpiękniejszéj nadziei i radości, z odzyskania swojego dziecka.<br>
{{tab}}Spoglądał na Małgorzatę z błogą radością, a Marcin przystąpił do niego, jakby nie mógł inaczéj — był więcéj niż pospolitym sługą. Niejedno niebezpieczeństwo, niejedną boleść uczciwie z księciem podzielał.<br>
{{tab}}— Święci wszystko dobrze zakończyć zechcą, panie Eberhardzie! powiedział niezupełnie pewnym głosem. Szanowna córka... to jest księżniczka, chciałem powiedzieć...<br>
{{tab}}— Marcinie, upomniał książę, ze wzruszeniem poznając głębokie współczucie starego sternika: dla ciebie pozostaję panem Eberhardem, a moja córka jeżeli nam ją Bóg utrzyma, panną Małgorzatą!<br>
{{tab}}— Szanowna córka jest bardzo chora i osłabiona — udam się do Burgosu i postaram o powóz, ale lepszy i pewniejszy niż ten, którym tu przybyliśmy! Tu nie możemy dłużéj pozostać! Im prędzéj przebędziemy granicę i wrócimy do Paryża, tém lepiéj będzie! Lekarze przecięż trochę więcéj znają od nas, i wiedzą co w takim razie robić potrzeba! Prawdziwe to błogosławieństwo, że znaleźliśmy nakoniec szanowną córkę!<br>
{{tab}}— Dosyć długo szukałeś jéj zemną Marcinie, zacna duszo!<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną, panie Eberhardzie — myślę, że nam obu znowu oczy wilgotnieją! Od lat dziesięciu nie trafiało mi się to tak często, jak w dziesięciu ostatnich minutach! Gdyby to odemnie było zależało, od dawna już bylibyśmy szanowną córkę znaleźli i powrócili do naszego pięknego Monte-Vero!<br>
{{tab}}— Cierpliwości, mój dobry, stary Marcinie! Zbliża się czas, a przyznam ci się, że teraz gdy córkę znalazłem, życzenie twoje podzielam!<br>
{{tab}}— Pośpieszę do Burgosu, panie Eberhardzie, i sprowadzę wygodny powóz! Już jasny dzień i rogatki zapewne otwarte!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_241" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/971"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/971|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/971{{!}}{{#if:241|241|Ξ}}]]|241}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dobrze, jedź Marcinie, odpowiedział książę; teraz chciałbym przede wszystkiém jak najprędzéj być na granicy!<br>
{{tab}}Poczciwy sternik wsiadł na jednego z przygotowanych koni i po pod zaroślami pośpieszył przez pola ku miastu.<br>
{{tab}}Małgorzata zasypiała na rozłożonych kocach. Wtém spojrzenie Eberharda padło na barona, stojącego obok Murzyna i złowrogo w koło wodzącego oczami.<br>
{{tab}}Książę w swojéj wielkiéj łaskawości miał już zamiar puścić wolno tego niegodziwego człowieka, ale zdało mu się stosowném, trzymać go póty w niewoli, dopóki córki szczęśliwie nie umieści w pewnym i wygodnym powozie. Nie wiedział co ten łotr zrobił jego dziecku, nie domyślał się, że ten nędzny obłudnik i Leona, to byli najgorsi nieprzyjaciele jego córki.<br>
{{tab}}Eberhard sądził, że nędzników tych wspaniałomyślnością zawstydzi, że ich poprawi, a może nie spodziewając się tego, ulegał tylko naciskowi serca, które zawsze do łaski skłonne, chętnie przebaczało.<br>
{{tab}}Miał już córkę w swoich ręku.<br>
{{tab}}Gardził zemstą nad nieprzyjaciółmi. Najgorszego miał w swojéj mocy — ale pomimo skrytego gniewu Sandoka, nie chciał wcale z tego korzystać.<br>
{{tab}}Gdy w kilka godzin późniéj Marcin sprowadził z miasta wygodny powóz, a Eberhard cierpiącą córkę w nim umieścił, rozkazał murzynowi, aby uwolnił barona.<br>
{{tab}}Von Schlewe niemo przyjął to niespodziane ocalenie, ale mimo to Sandok poprzysiągł baronowi zemstę, tajemnie na księcia zagniewany.<br>
{{tab}}I Marcin z namysłem wstrząsał głową, ale nie śmiał robić żadnych uwag, bo widział, że książę jest szczęśliwy z posiadania córki i że zabranie Schlewego naraziłoby go tylko na zwłokę i kłopot.<br>
{{tab}}Prócz tego Eberhard miał zamiar wkrótce pośpieszyć do Monte-Vero, a wtedy niech baron czyni co mu się podoba.<br>
{{tab}}Podróż do granicy była pełna obawy i utrudzająca.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_242" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/972"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/972|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/972{{!}}{{#if:242|242|Ξ}}]]|242}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Małgorzata rzadko kiedy miewała jasne chwile. Tak mocno była zdenerwowana i nieszczęśliwa, że podróżni nasi w miastach często nocować musieli, a w dzień tylko dalszą, podróż odbywali.<br>
{{tab}}Jéj dusza widocznie straszliwie ucierpiała. Często zdawało się, że cierpi umysłowo. Wtedy wpadała w głęboką, malignę, a serce ojca krwawiło się.<br>
{{tab}}Jeden obraz mianowicie dręczył ją i napastował.<br>
{{tab}}— Czy widzicie?! wołała wtedy z zamkniętemi oczami? i tracąc oddech — czy widzicie? — one umarły — zabiłam je! W śniegu zginęły! O biada! Jedno tylko mogłam ogrzać piersiami mojemi — drugie zginęło — oddajcie mi je! Zlitujcie się, wyście mi je wydarli! O, oddajcie mi je, inaczéj umrę z boleści! Ścigają mnie — czy widzicie tam żołnierzy? szukają mnie — bo ja — moje dziecko — podczas zimowéj nocy — zabiłam! Okropność! Precz — precz — śmiertelna trwoga dręczy mnie — moje dziecko — moje dziecko!<br>
{{tab}}— Małgorzato, upominał wtedy przejmującym głosem Eberhard biedną, tak strasznie: cierpiącą przyjdź do siebie, moja córko! Jesteś przy twoim ojcu, który cię strzeże!<br>
{{tab}}— Tak — tak — to pięknie! wyzionęła oddychając: dobrze czynisz — strzeż mnie!<br>
{{tab}}Ale po chwili-znowu majaczyła daléj:<br>
{{tab}}— Nie możesz mnie obronić — oni i ciebie zgubią! Znaleźli moje dziecię — nieżywe na drodze — skostniało od zimna nocnego — szukają mnie — tu — oto leży przedemną, ten aniołek — blady i nieżywy...<br>
{{tab}}Eberhard nie mógł utaić przed sobą, że w tych dręczących obrazach gorączkującej musi się zawierać jakaś prawda, i zadrżał.<br>
{{tab}}Lecz potém przypomniał sobie, co poprzysiągł znalazłszy Małgorzatę.<br>
{{tab}}— Cokolwiekbądź zaszło, nigdy nie powinno cię dotknąć słowo wyrzutu, nigdy gniewne spojrzenie! Miłują- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_243" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/973"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/973|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/973{{!}}{{#if:243|243|Ξ}}]]|243}}'''<nowiki>]</nowiki></span>cą ręką poprowadzę cię po drodze dobrego — wszystko pogodzę, wszystko znieść potrafię!<br>
{{tab}}Ale Małgorzata w nieprzytomności wymawiała okropne słowa.<br>
{{tab}}Jeżeli rzeczywiście tak się stało, jak mówiła nieprzytomna, wtedy życie jego i dziecka pokryje wieczna noc i żal.<br>
{{tab}}Ciężkie tedy chwile przepędzał szlachetny, wspaniałomyślny książę, przy swojém dziecku chorém na duszy i ciele.<br>
{{tab}}Czuł, że mu serce się kraje; czuł, że za późno znalazł straconą córkę, aby kiedykolwiek dożył z nią szczęśliwéj chwili.<br>
{{tab}}Potém znowu z boleścią wzrastała jego miłość.<br>
{{tab}}Uprzytomnił sobie cierpienia, jakie biedna przeniosła, i uczuł święty obowiązek zniesienia dla niéj wszystkiego i ratowania jéj.<br>
{{tab}}Ale jego dusza gniewała się i groziła jeszcze téj, co była sprawczynią takich okropności.<br>
{{tab}}Gdy Eberhard przybył na francuzką granicę i już mógł korzystać z drogi żelaznéj, przeminęły największe niebezpieczeństwa.<br>
{{tab}}Pośpieszył z chorą córką do Paryża.<br>
{{tab}}Skoro stanął z nią w swoim pałacu przy ulicy Rivoli, postarał się przedewszystkiém o jéj spokojność i najwyszukańsze wygody.<br>
{{tab}}Przywołani lekarze pocieszyli księcia, oświadczając że chora, która długo walczyć musiała z wielkiemi cierpieniami duszy i niedostatkiem, wkrótce odzyska zdrowie.<br>
{{tab}}Eberhard znalazł zdrowym małego Jana, który bardzo do niego tęsknił.<br>
{{tab}}Pod kierunkiem zdolnych nauczycieli chłopak coraz wyraźniéj wymawiał, i nie ulegało już teraz wątpliwości, że Janek rozwijający się wybornie umysłowo i cieleśnie, wiele sprawi księciu radości.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_244" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/974"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/974|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/974{{!}}{{#if:244|244|Ξ}}]]|244}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Prawie trzynastoletni chłopak z wielkiém zajęciem usłyszał, że stryj Eberhard przywiózł z sobą córkę i prosił go o pozwolenie czuwania przy choréj i jéj pielęgnowania.<br>
{{tab}}Wzruszający był widok, jak ostrożnie, idąc na palcach, gdy mu wolno było znajdować się w pokojach Małgorzaty, przynosił dla niéj chłodniki i podawał jéj takowe.<br>
{{tab}}Eberhard kochał go za to coraz bardziéj i wielce się nim zajmował.<br>
{{tab}}Po wielu miesiącach znaleziona nakoniec uczuła się o tyle wzmocnioną, że zdołała pojąć swoje szczęście, ale także i zmierzyć całą bolesną przeszłość swoją.<br>
{{tab}}Głęboko była upokorzona, co właśnie było dla niéj dobrodziejstwem, gdy ojcu mogła opowiedzieć całą historyę swojego życia.<br>
{{tab}}Nic przed nim nie zataiła. Wylała przed nim całe swoje serce, a Eberhard usiłował wlać w nią pociechę i nadzieję.<br>
{{tab}}Ale gdy powiedziała, że to książę. Waldemar zgotował jéj najcięższe godziny, wtedy de Monte-Vero, głębszą boleścią przejęty, zakrył twarz.<br>
{{tab}}Czuł, że nad domem jego wisi ciężkie zrządzenie, że przeszłość jego córki nigdy przejednana i naprawiona być nie może.<br>
{{tab}}Małgorzata opowiedziała swoją ucieczkę wśród śnieżnéj nocy, opowiedziała jak ów niegodziwy von Schlewe wypchnął ją z zamkowéj werandy.<br>
{{tab}}— O mało nie oszalałam, mówiła daléj Małgorzata, gdy się ściemniło w pokoju, w którym siedziała z ojcem: przejęła mnie rozpacz — straciłam zmysły i rozum! W tak okropnym stanie nadwerężonego umysłu, zastała mnie ciężka godzina, i popełniłam ów pełny zgrozy czyn, stałam się wieczną grzesznicą! Szalona, porzuciłam moje dzieci — była to mroźna noc zimowa — wreszcie padłam zemdlała! Gdym się przebudziła i cała zgroza stanęła mi w pamięci, pośpieszyłam ku miejscom <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_245" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/975"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/975|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/975{{!}}{{#if:245|245|Ξ}}]]|245}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w których spodziewałam się znaleźć moje dzieci — jedno tylko znalazłam! Szukałam — coraz bardzióéjzrozpaczona, szukałam coraz chyżej — nadaremnie — jedno tylko dziecko miałam znaleźć!<br>
{{tab}}— I nie znalazłaś ani śladu drugiego? spytał Eberhard głębokim głosem.<br>
{{tab}}— Ani śladu, mój ojcze! Wtedy pozostałą mi małą istotkę z zapałem przytuliłam do serca. Bóg na niebiosach i tak już wielką łaskę wyświadczył grzesznicy, darowując jéj napowrót dziewczynkę! bo bezbożna w szalonéj rozpaczy dzieci swoje od siebie odtrąciła!<br>
{{tab}}— Biedne, ciężko doświadczone dziecię! szepnął Eberhard, głęboko {{Korekta|wruszony|wzruszony}} opowiadaniem życia ludzkiego, które byłoby upłynęło w szczęściu i spokoju, zamiast w nędzy i nieszczęściu, gdyby go już w kolebce okrutna matka w przepaść nie wtrąciła. A gdzie pozostawiłaś to drugie dziecię, które ci Bóg powierzył?<br>
{{tab}}— Nieszczęśliwa nie wiedząca co począć, ścigana i w ciągłém niebezpieczeństwie, wyrwawszy je pospołu z własném życiem dzikim zwierzętom, które je już rozszarpać miały, oddałam do domu podrzutków!<br>
{{tab}}— Do domu podrzutków? Biada nam — bo jest zgubione! Jakże pomiędzy wielką liczbą przyniesionych tam istot znaleźć tę, która do nas należy?<br>
{{tab}}Małgorzata powstała.<br>
{{tab}}W oczach jéj drgały łzy — uklękła przed ojcem, który z nieskończoną miłością powiedział o dziecku: „ono do nas należy!“<br>
{{tab}}Te słowa tak dobroczynne były dla serca młodéj matki — że sprawiły zbawienniejszy wpływ, aniżeli wszystkie lekarstwa i lekarze.<br>
{{tab}}— Do nas należy? powtórzyła drżącym głosem, i wycisnęła gorący pocałunek na ręku ojca.<br>
{{tab}}Ale Eberhard podniósł do siebie pokutującą, ciężko doświadczoną córkę.<br>
{{tab}}— Tak jest, Małgorzato, moje nieszczęśliwe dziecko! zawołał książę i ucałował czoło łkającéj dziewicy: mo- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_246" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/976"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/976|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/976{{!}}{{#if:246|246|Ξ}}]]|246}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jém jest wszystko, co ciebie obchodzi, moją, jest twoja boleść i nadzieja! Wszystko z tobą podzielić pragnę, ty biedna, i wszystko cokolwiek Bóg na niebiosach jeszcze zesłać zechce, zniosę z tobą, wszystkiego spróbuję, abym rozjaśnił twoje życie, abym uspokoił twoje serce!<br>
{{tab}}— Twoja miłość podnosi i umacnia mnie, ojcze! Twoja miłość, do któréj tęskniłam, ja, tułaczka, do boleści widocznie zrodzona! Byłam grzesznicą ciężką, od Boga opuszczoną grzesznicą, mój ojcze — uwierzyłam przysięgom Waldemara, tęskniłam do miłości, bo mi jéj od samego dzieciństwa brakło — sądziłam, że tę miłość w nim znajdę.<br>
{{tab}}— A — on oszukał cię — jak to wszyscy czynią...<br>
{{tab}}— Nie, ojcze — przebacz mu — on temu niewinien!<br>
{{tab}}— Jakto — wstawiasz za nim? Sądzę... Małgorzato, ale nie! Obawiam się, że jeszcze dzisiaj kochasz księcia?<br>
{{tab}}— Tak, ojcze — kocham go! Przebacz mi to, jak wszystko w twojéj wspaniałomyślności przebaczyłeś! Kocham go — bo on temu wszystkiemu niewinien!<br>
{{tab}}— Zaniechaj téj miłości, nieszczęśliwe dziecię — naucz się przezwyciężyć ją i zapomnieć Twoja miłość jest grzeszna i nie będzie wysłuchana. Żywić jéj nie powinnaś!<br>
{{tab}}— Dobrze więc, mój ojcze! Kto w życiu swojém tyle wycierpiał i przetrwał, ten może także na drodze pokuty opuścić ostatnią piękną gwiazdę, która mu z dala przyświeca... Teraz już wszystko puste i ciemne! Ale twoja ręka niech mnie prowadzi. Twojéj wysokiéj i szlachetnéj woli poddam się bez szemrania, bez kwestyi, ty najlepiéj będziesz wiedział, czego twojemu biednemu dziecku potrzeba i co jest dobre! Usta moje nigdy już nie wymienią imienia człowieka, który był i jest mojém bożyszczem — serce moje musi się odzwyczaić od kochania go, od tęsknoty do niego — jest to trudne zadanie, ojcze mój, najcięższe zaparcie się, na jakie kiedykolwiek zdobyło się serce ludzkie — ale niech się dzieje wola twoja!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_247" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/977"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/977|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/977{{!}}{{#if:247|247|Ξ}}]]|247}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Widzę, że cię uratować zdołam, moja córko! powiedział książę, biorąc Małgorzatę w objęcia.<br>
{{tab}}— Uszczęśliwić mój ojcze? Jedyne dobrodziejstwo, które spotkać może biedną Małgorzatę, odkąd ciebie znałazła, jest odzyskanie dziecka, miłej, kochanéj dziewczynki, którą w dniach nędzy do domu podrzutków oddała! Nazwałeś ją naszém dzieckiem! Uwolnij mnie od połowy troski mojego życia — ukończ twoje dzieło ratunku — szukaj tego dziecka! Łatwo to ci przyjdzie, bo Bóg je naznaczył. Na ramieniu ma ono wycisk palców tego okrutnika, który mnie owéj nocy przerażającéj wytrącił z zamkowéj werandy!<br>
{{tab}}— Będę go szukał i oddam w twoje ręce! A o drugiém dziecku nic nie słyszałaś?<br>
{{tab}}— Nie, ojcze — Bóg ukarał mnie za mój czyn rozpaczliwy, udaremniając wszystkie moje zabiegi względem wynalezienia go! Ciągle biegałam na miejsce, gdzie je pozostawiłam — szukałam go z boleścią — ale od owéj nocy zimowéj przepadło! Śmierć je zapewne zabrała, albo jakiś człowiek miłosierny podjął je z drogi! Bóg jest sprawiedliwy! Ciężko mnie ukarał, i całe życie pokutować będę! Pod twoją kierowniczą ręką spełnię tę pokutę! Ale jednego mi nie zabronisz ojcze?<br>
{{tab}}— Czego, Małgorzato?<br>
{{tab}}— Dobrodziejstwa myślenia o Waldemarze i możności modlenia się za niego!<br>
{{tab}}Ta nieopisana miłość córki mocno wzruszyła Eberharda.<br>
{{tab}}— Byłbym okrutnym, gdybym ci miał ganić ten nacisk twojego serca! Pozwól mi mieć nadzieję, że przy modlitwie dokończysz swojego zaparcia się! Książę nigdy cię nie powinien posiadać! Po tém co zaszło, byłoby to twojém nieszczęściem.<br>
{{tab}}— Pojmuję cię, ojcze! z wyrazem bolesnego wyrzeczenia się {{Korekta|powiedziła|powiedziała}} Małgorzata — pokonam miłość moją! Tylko śpiesz się — sprowadź tu moje dziecię! Wtedy Bóg dopomoże mi i pocieszy mnie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_248" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/978"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/978|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/978{{!}}{{#if:248|248|Ξ}}]]|248}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X11" />{{tab}}— Uczynię wszystko, cokolwiek uczynić mogę dla ulżenia twojéj boleści, dla twojego uspokojenia!<br>
{{tab}}— Dzięki ci za wszystko, mój ojcze! Podnieś mnie twoją miłością — naucz jak się przebywa najcięższe godziny w życiu! Pokutnicy, wskazujesz drogą do spokoju, a tą pokutnicą jest twoja córka!<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero ze szczerą ojcowską miłością przytulił plączącą do piersi — spodziewał się, że wkrótce po jéj zupełném wyzdrowieniu powiezie ją przez morze do owych pól, wśród których kiedyś sam siebie nauczył się przezwyciężać!
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X11" />
<section begin="X12" />{{c|ROZDZIAŁ XII.|w=120%|po=8px}}
{{c|Znamię.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Upłynęło kilka tygodni po wyżéj opowiedzianém.<br>
{{tab}}Wtenczas gdy w Paryżu śnieg padał bardzo oszczędnie, a zima ograniczała się po większéj części na burzach i deszczach, stolicę niemiecką, do któréj pośpieszył książę de Monte-Vero, zasypał głęboki śnieg i nawiedził ostry mróz.<br>
{{tab}}O kilka mil oddalony klasztor Heiligstein smutny i pusty zaległ także w zimowém okryciu.<br>
{{tab}}W pobliżu małego miasteczka B. wznosił się u stop lesistéj góry. Wysoka kościelna wieża z daleka zapowiadała pobożne miasto.<br>
{{tab}}Latem klasztor leżał jak zapraszające schronienie w pośród zieloności drzew i zarośli, a korzenne leśne powietrze orzeźwiało liczne siostry, które po za te mi murami znalazły upragnione miejsce ucieczki.<br>
{{tab}}Klasztor Heiligstein był wielki i obszerny. W lecie<section end="X12" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_249" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/979"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/979|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/979{{!}}{{#if:249|249|Ξ}}]]|249}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wyglądał jak starożytny zamek — w zimie zaś nie zbyt był ponętny.<br>
{{tab}}Wysoki, sino-czerwony, u wierzchu śniegiem pokryty mur rozciągał się wielkim czworobokiem i obejmował tę kolonię modlących się, oddzielając ją od świata.<br>
{{tab}}Jednéj niedzieli, po szerokiéj, śniegiem pokrytéj drodze, zbliżał się ku klasztorowi powóz zaprzężony w cztery piękne konie.<br>
{{tab}}Msza poranna już się dawno odbyła — zakonnice musiały już zapewne porozchodzić się po celach.<br>
{{tab}}Powóz zatrzymał się blizko kraty w murze.<br>
{{tab}}Można było przez nią widzieć szeroki klasztorny dziedziniec, po którego bokach znajdowały się stare, gałęziste drzewa, w lecie dające chłód i cień; czysto umieciona droga prowadziła od forty do portyku klasztoru, który równie jak klasztorne okna, miał kształt ostrołukowy.<br>
{{tab}}Po za siwym klasztorem wznosił się stary, czerwonawy kościół, a przed nim leżał rzadki, wielki kamień (Stein), któremu klasztor zawdzięczał swoją nazwę.<br>
{{tab}}Do kamienia tego przywiązane było jedno z podań, jakie zwykle w różnych okolicach przechodząc z ust do ust stają się dziedzictwem coraz dalszéj potomności.<br>
{{tab}}Na tym kamieniu, mającym kształt owalny wielkiego krzaku, znajdowała się na wierzchniém spłaszczeniu głęboko wyciśnięta końska noga, a przy niéj trzy czworokątne piętna wielkości kart do gry.<br>
{{tab}}Podanie niosło, że w czasach rozkrzewiania chrystyanizmu, przyszedł tu pobożny pielgrzym, i w miejscu gdzie teraz stoi klasztor, urządził sobie klauzurę, dla nawracania w koło zamieszkałych pogan.<br>
{{tab}}Wtedy nie było jeszcze wycisków na kamieniu. Mówiono raczéj, że pewnego dnia przyszedł do apostoła szatan, chcąc go złapać w swoje sieci. Wiedział, że ten niegdyś światowo usposobiony człowiek, lubiał wtedy oddawać się grze, szatan więc przyprowadził go do kamie- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_250" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/980"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/980|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/980{{!}}{{#if:250|250|Ξ}}]]|250}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nia, położył na nim karty i złoto, i zaprosił pobożnego człowieka, aby z nim grał.<br>
{{tab}}Ale ten, jak głosi podanie, zrobił krzyż święty i modlił się.<br>
{{tab}}Wtedy wściekły szatan rzucił mu trzy karty, i te ugrzęzły w kamieniu jak gdyby w wosku.<br>
{{tab}}Ale pobożny człowiek czémprędzéj przyniósł krucyfiks ze swojéj chatki i trzymał go przed złym nieprzycielem.<br>
{{tab}}Wtedy szatan wskoczył na kamień, tak gwałtownie, że się na nim wycisnęła jego końska noga, a następnie uciekł.<br>
{{tab}}Od téj pory przychodzili tam coraz częściéj ludzie z blizka i z dala, dla oglądania tego znaku, a apostoł, który się oparł szatańskiéj pokusie, chrzcił niezliczonych nawróconych.<br>
{{tab}}Ale na kamieniu pokazywano dotąd szczególne wyciski, a w miejscu pustelni wzniósł się klasztor, noszący nazwę Heiligstein (święty kamień).<br>
{{tab}}Nie będziemy tu rozbierali ani cudu ani znaków, nie będziemy wyjaśniali zkąd powstały wyciski na kamieniu — poprzestaniemy na oświadczeniu, że w klasztorze tym pod przewodnictwem szlachetnéj i dostojnéj księżniczki Karoliny znajdowało się wiele pobożnych sióstr, które każdy poważa, bo wszystkie zamiast bigoteryi, służą prawdziwéj wierze, która kwitnie w miłości i pobłażliwości, a któréj dobrodziejstw słusznie w murach klasztornych szukają ci, którzy wiecznie, ciężką i niezgojoną ranę serca swojego opłakiwać i cierpieć muszą.<br>
{{tab}}Gdy ekwipaż zatrzymał się pod murem, z kozła jego zeskoczył lokaj i otworzył drzwiczki, trzymając w ręku wygalonowaną czapkę.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero wysiadł z powozu na śniegiem pokrytą drogę.<br>
{{tab}}Miał na sobie kosztowne sobolowe futro, prawie do kolan sięgające.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_251" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/981"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/981|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/981{{!}}{{#if:251|251|Ξ}}]]|251}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Twarz jego była poważna — duża, jasnowłosa broda jeszcze nie siwiała, chociaż pomimo bogactw swoich przeżyć musiał ciężkie lata i gorzkie kłopoty.<br>
{{tab}}Nie ugięła się także jeszcze jego majestatyczna postać, i dzisiaj jeszcze był to piękny człowiek, promieniejący całą nienaruszoną siłą.<br>
{{tab}}Ręką zmusił sługę do nakrycia głowy, z któréj ten zdjął był czapkę — Eberhard nie lubił wielkich uniżoności.<br>
{{tab}}To też chciał się sam zameldować w klasztorze, chociaż zwykle znakomici panowie meldują się przez służących.<br>
{{tab}}Pewnym krokiem zbliżył się do fórty.<br>
{{tab}}Ujrzał przed sobą siwy, stary klasztor, i musiał przypomnieć sobie różnicę, jaka zachodziła między tym domem pobożnych, a owym, z którego podziemia gwałtem dziecię swoje uwolnił.<br>
{{tab}}Tu przebywała Karolina, a z nią prawdziwa wiara i spokój.<br>
{{tab}}Tam we wrzącém hiszpańskiém państwie panowała w klasztornych murach średniowieczna ciemnota i księże rządy.<br>
{{tab}}Eberhard dotknął sznurka od dzwonu, który wisiał przy drzwiach zakratowanych.<br>
{{tab}}Po klasztornym portyku rozległ się głośny dźwięk i zaraz potém zbliżył się do forty posługujący braciszek.<br>
{{tab}}Obaczył ekwipaż i tego kto prosił o wstęp.<br>
{{tab}}Był to świecki, nieznajomy mu pan.<br>
{{tab}}— Co pana tu sprowadza? zapytał z cicha.<br>
{{tab}}— Proszę, zamelduj mnie dostojnéj przełożonéj, pobożny bracie, i wymień jéj nazwisko: Eberhard de Monte-Vero!<br>
{{tab}}— Racz być chwilę cierpliwy, dostojny panie! z ukłonem odpowiedział posługujący i pośpieszył do klasztoru, poczém niosąc w ręku wiązkę kluczów, prędko wrócił do kraty.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_252" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/982"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/982|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/982{{!}}{{#if:252|252|Ξ}}]]|252}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— No, spytał Eberhard, czy zechcecie otworzyć mi wasz pobożny dom?<br>
{{tab}}— Dostojna przełożona oczekuje szlachetnego pana — mam korzystać z łaski zaprowadzenia pana do niéj! Odwiedziny w naszym klasztorze, w takiéj porze roku, to rzadkość.<br>
{{tab}}— Wierzę ci bardzo pobożny bracie, odpowiedział książę, wchodząc na klasztorny dziedziniec i oglądając się. W lecie za to musi tu u was być bardzo orzeźwiająco i pięknie!<br>
{{tab}}— Tak, szlachetny panie, bardzo pięknie, bardzo błogo, od czasu jak tu przebywa dostojna przełożona! oświadczył posługujący, prowadząc księcia do portyku.<br>
{{tab}}— Zapewne tu już od dawna pozostajesz w klasztorze?<br>
{{tab}}— Od lat prawie trzydziestu, szlachetny panie!<br>
{{tab}}— A ileż sami macie lat?<br>
{{tab}}— Wkrótce siedmdziesiąt! W roku trzynastym przybyłem tu ciężko raniony, miałem prawe ramię strzaskane...<br>
{{tab}}— Dla tego odmykacie lewą ręką — w habicie nie tak łatwo widzieć się daje wasze kalectwo!<br>
{{tab}}— Pracować już nie mogłem, a gdy matka moja z żalu umarła, a ojciec wnet poszedł za nią, jeszcze nie wyleczony, przybyłem tu do klasztoru. Niech Najświętsza Panna błogosławi naszą dostojną przełożoną! Od czasu jak ona tutaj, dobrze mi się powodzi.<br>
{{tab}}— Godzien jesteś pożałowania, pobożny bracie, przyjm odemnie tę małą podziękę za twoje dawne czyny!<br>
{{tab}}I Eberhard wsunął w lewą rękę posługującego braciszka znaczną liczbę dukatów.<br>
{{tab}}— Wielce dziękuję, szlachetny panie, za twoją wspaniałomyślność! Ale ja nic nie potrzebuję, mam tutaj wszystko, czego mi potrzeba.<br>
{{tab}}— Przypominasz mi, że ślubowałeś ubóztwo — nie bierz mi za złe mojego pośpiechu!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_253" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/983"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/983|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/983{{!}}{{#if:253|253|Ξ}}]]|253}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pozwól szlachetny panie, abym twój dar bogaty złożył do téj żelaznéj skarbony.<br>
{{tab}}— Owszem — postąp z nim jak ci się podoba! Dla kogo się przeznacza to co się w skarbonie zawiera?<br>
{{tab}}— Dla ubogich okolicznych wiosek!<br>
{{tab}}Eberhard z zadowoleniem przyznać musiał, że klasztor ten dopełnia dobrze swojego właściwego, prawdziwego i wzniosłego celu.<br>
{{tab}}Ścisnął rękę starego mnicha i poszedł za nim dalej w krużganek schodami wiodącemi na górę.<br>
{{tab}}Tam w chórze ukazała mu się idąca naprzeciw niemu dostojna opatka.<br>
{{tab}}Posługujący braciszek cofnął się.<br>
{{tab}}Eberhard oddał ukłon księżniczce Karolinie.<br>
{{tab}}Ona podała mu rękę i z pobożném powitaniem po prowadziła go do sali przyjęcia.<br>
{{tab}}Nic nie wskazywało, że przebywała tam księżniczka.<br>
{{tab}}Karolina wystąpiła ze świata przepychu i zbytków, i tu w tych skromnych przestrzeniach, wiodła życie pełne zaparcia się siebie.<br>
{{tab}}I teraz, kiedy dusza jéj zamierzała osiągnąć upragniony spokój, miały jeszcze raz otworzyć się jéj rany, miała jeszcze raz mówić z niegdyś tyle ukochanym.<br>
{{tab}}Czego inne możeby się obawiały — to jéj duszy żadnéj już przykrości sprawiać nie mogło.<br>
{{tab}}Jeszcze dzisiaj kochała tęgo człowieka, który wstąpił do jéj mieszkania, — człowieka, którego z boleścią pożegnała, któremu serce swoje oddała — ale, kochała go dzisiaj jak wiernego, szlachetnego przyjaciela, przy którym się poprawia i który zamiast nowych walk, przynosi z sobą nowe błogosławieństwa.<br>
{{tab}}— Przebacz mi, pobożna, dostojna pani, mówił Eberhard miękkim, do serca idącym głosem, że jeszcze raz zakłócam pokój twojego życia. Wówczas gdy się na wieki żegnałem, uważałem to za niepodobieństwo, aby nasze drogi kiedykolwiek znowu się zeszły.<br>
{{tab}}— Słyszę, Eberhardzie, że chętnie byłbyś tego uni- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_254" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/984"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/984|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/984{{!}}{{#if:254|254|Ξ}}]]|254}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kał! Ale pózwól mi radować się. że mi Jeszcze raz dozwolono oglądać i mówić z najszlachetniejszym i najdoskonalszym ze znanych mi ludzi, — z człowiekiem, którego pojmuję! Pozdrawiam pana i witam serdecznie!<br>
{{tab}}— Dobroć pani napełnia mi serce, Karolino.<br>
{{tab}}— Cierpisz Eberhardzie — słyszę, widzę to mów co się stało? zawołała opatka, głębokiém spojrzeniem zaglądając w duszę miłego gościa.<br>
{{tab}}— Wszystko zrozumiesz — wszystko pani opowiem. Rzeczywiście ciężkie mi przypadły godziny! odpowiedział Eberhard.<br>
{{tab}}— Głos twój drży — twoje dziecię — twoja córka...<br>
{{tab}}— Znaleziona, Karolino, żyje!<br>
{{tab}}— Dzięki Najświętszéj Pannie za tę wiadomość!<br>
{{tab}}— Żyje, ale...<br>
{{tab}}— Ale — mów — muszę wszystko wiedzieć!<br>
{{tab}}— Szczęście nigdy dla niéj nie zabłyśnie — nigdy dusza jéj nie znajdzie pokoju i spoczynku!<br>
{{tab}}— O Boże mój — jakże słowa twoje są okrutne! Wyrzekasz na losy!<br>
{{tab}}— Moim losem będzie silną ręką prowadzić biedną i pocieszać. Złamana na ciele i duszy, wyczerpana nieskończoną walką i cierpieniami, jedynie pragnie znaleźć dziecię, które przed wielu laty w godzinie rozpaczy, dla uchronienia go od prześladowań, zaniosła do domu podrzutków!<br>
{{tab}}Twarz Karoliny przybrała wyraz najgłębszego smutku — czuła, jak wiele te słowa kosztowały księcia.<br>
{{tab}}— Ale najstraszliwszą częścią przeznaczenia téj biednéj, najdolegliwszą jéj karą jest, że druga istota, któréj pospołu z tamtą dała życie i którą w godzinie szaleństwa porzuciła, stracona dla nas!<br>
{{tab}}Karolina czuła, jaka boleść ją przejmuje — załamała ręce.<br>
{{tab}}— Ciężkie to przeznaczenie, mój przyjacielu, wymówiła, straszne doświadczenie, które i ciebie tak niezasłu- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_255" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/985"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/985|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/985{{!}}{{#if:255|255|Ξ}}]]|255}}'''<nowiki>]</nowiki></span>żenie dotyka! Teraz pojmuję ból, który twoja twarz i mowa zdradza.<br>
{{tab}}— Dusza mojéj nieszczęśliwéj córki jęczy i tęskni przynajmniéj do jednéj części siebie saméj, i śpieszę tu, aby wydostać dziecię z domu podrzutków. Wtém — o dziwne zrządzenie! — urzędnicy tego domu donoszą mi, że...<br>
{{tab}}— Mój domysł, — że — Józefina...<br>
{{tab}}— Źeś pani to dziecię wzięła pod swoja opiekę, pani i książę Waldemar!<br>
{{tab}}— Jest to zrządzenie Nieba, Eberhardzie! To dziecię jest tutaj — wychowuję je z miłością, którą teraz rozumiem! Lecz — pozwól na pytanie, które między przyjaciółmi takimi jak my ujść może! Kto był ten niecny, który opuszczoną dziewczynę, sierotę, jaką wówczas była twoja biedna córka, poświęcił na ofiarę swojéj chuci? Powiedz Eberhardzie. powiedz — widzę, że chcesz mi wykrętnie odpowiedzieć.<br>
{{tab}}— Pozwól mi to zamilczeć, Karolino! Małgorzata powierzyła mi tę tajemnicę — lecz pozwól niech spoczywa w grobie mojego serca! Co się stało, jest tak okropne, że nie mogę tém twojéj duszy obciążać! Poświęć mojemu biednemu, tak nieszczęśliwie odszukanemu dziecku cichą łzę i modlitwę, gdy klękniesz przed Zbawicielem!<br>
{{tab}}— Zaiste, mój wzniosły przyjacielu, twojéj wspaniałomyślności, twojéj mocy duszy potrzeba, aby podnieść znalezioną i przebaczyć tym, którzy, względem niéj tak strasznie zgrzeszyli! mówiła opatka podając rękę Eberhardowi. Twoja szlachetność wielka jest i święta, Eberhardzie; wydajesz mi się zawsze nowym Messyaszem ludzkości, który dla wszystkich wzorem być powinien! Nie broń się; pozwól, abym ci powiedziała, że co serce moje czuje i porusza — jest dla mnie dobrodziejstwem! Jeżeli kto na ziemi jest w stanie doświadczoną cierpieniami podnieść, to tylko chyba ty jeden, Eberhardzie — ty, który jéj błogosławioną przez Boga ręką dosiągłeś! Będę się modliła za Małgorzatę, za twoją pokutującą córkę, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_256" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/986"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/986|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/986{{!}}{{#if:256|256|Ξ}}]]|256}}'''<nowiki>]</nowiki></span>która najmniéj winna jest udręczeń swojej przeszłości! Najświętsza Panna zlituje się nad nią! Opowiem księciu, że Józefina przez nas z domu podrzutków wydobyta, milutkie dziewczę do ciebie należy, że ci oddałam i przez to ujęłam część boleści przyjmującéj duszę twój córki!<br>
{{tab}}— Nie gniewaj się na mnie Karolino, jeżeli cię poproszę, abyś księciu nie wspominała o mojém pojawieniu się — nie pytaj mnie także o powód téj może szczególnéj na pozór prośby — lepiéj, jeżeli książę nie dowie się zgoła w czyich ręku znajduje się Józefina!<br>
{{tab}}Szlachetna, dostojna księżniczka, która poważném spojrzeniem śledziła ostatnie słowa Eberharda, nie śmiała nic rozważać ani domyślać się — strasznie dla niéj prośba księcia zabrzmiała jak ponure fatum — zbladłą twarz zakryła rękami.<br>
{{tab}}— Woli twojéj stanie się zadosyć Eberhardzie! rzekła po chwilowéj przerwie. Ale czy rzeczywiście Józefina jest tém samém dzieckiem, które pragniesz zawieźć w objęcia matki?<br>
{{tab}}— Ta, któréj szukam, ma od urodzenia znamię, Karolino samo Niebo widocznie chciało nieszczęśliwéj zapewnić chociaż jedną łaskę, to dziecię pomiędzy tysiącami innych poznać dozwalając! Przyczyna znamienia jest wprawdzie tak okrutna, że duszę moją przejmuje na tego, który się ku temu przyłożył — lecz tém moja dostojna przyjaciółko obciążać cię nie chcę. Ta, któréj szukam, nosi na ramieniu ślady przeklętych palców, które w kształcie czerwonych plam w półokrąg na niém się wyryły!<br>
{{tab}}— To ona Eberhardzie, żadnéj już teraz niema wątpliwości! To Józefinę pragniesz zwrócić matce! Spojrzyj tylko — oto pokazuję ci obraz anioła!<br>
{{tab}}Karolina cicho i ostrożnie przystąpiła do bocznych drzwi pokoju, w którym stała z Eberhardem — cicho nacisnęła klamkę i drzwi otworzyła.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero ujrzał w przyległym pokoju <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_257" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/987"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/987|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/987{{!}}{{#if:257|257|Ξ}}]]|257}}'''<nowiki>]</nowiki></span>siedzącą przy stoliku pod oknem trzynastoletnią. Józefinę.<br>
{{tab}}Ksieni miała słuszność, nazywając Józefinę obrazem anioła.<br>
{{tab}}Jasne włosy Józefiny w naturalnych zwojach spadały na jéj ramiona — nie uważała na pojawiające się we drzwiach osoby — błękitne oczy, w których jaśniała najwspanialsza niewinność, wpoiła w leżący przed nią arkusz papieru.<br>
{{tab}}Eberhard widział, że malowała — z rozkoszną minką dobierała kolorów — pudełko z farbami stanowiło całą jéj radość, z zachwycającego jéj oblicza można było wyczytać, że promienieje zdrowiem i pięknością.<br>
{{tab}}Karolina ujęła rękę Eberharda i milcząc wskazała mu piękną malarkę, jakby powiedzieć chciała:<br>
{{tab}}„Spojrzyj tam, wspaniałomyślny, szlachetny człowieku, spojrzyj na dziecię Małgorzaty i uczcij chwilę zachwycenia! Ten obraz anioła, to czyste, kochane serce dziecięce, jest to ta, któréj szukasz, którą jéj matce oddać pragnieszl“<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero milcząc długo patrzał na małą Józefinę, niedomyślającą się, kto przed nią stoi.<br>
{{tab}}Miała na ramieniu znamię, znak, którym ją Bóg nacechował, aby Małgorzata odszukać ją mogła.<br>
{{tab}}Wtém nagle Józefina obejrzała się — jéj błękitne oczy postrzegły ksienię i obcego człowieka, który jéj się przyglądał.<br>
{{tab}}Ale się nie zlękła, uśmiechnęła się tylko zawstydzona, bo podpatrzono jéj gorliwość i malarstwo.<br>
{{tab}}Eberhard przyznać musiał, że to dziecię, te mocno błękitne oczy, te zdrowiem i pełnością promieniejące policzki serce jego radowały.<br>
{{tab}}Dziecię Małgorzaty było tak miłe i piękne, że chwila, w któréj na nie patrzał z miłością i życzliwością, sprawiała mu prawdziwą rozkosz.<br>
{{tab}}Karolina wprowadziła księcia do łagodnie ogrzanego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_258" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/988"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/988|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/988{{!}}{{#if:258|258|Ξ}}]]|258}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pokoju, w którym siedziała Józefina — ta wstała i grzecznie a skromnie powitała wchodzących.<br>
{{tab}}— Otóż mała malarka znowu siedziała przy swoich obrazkach kwiatów, z dobrotliwym uśmiechem powiedziała Karolina, i przyciągnęła ku sobie dziecię, chcąc mu odgarnąć włosy z czoła. Patrz Eberhardzie, co to za talent! Księciu i mnie podobała się ta malarka, kiedy na bazarze królowej dla tułaczy, oddała na wystawę swoje pierwsze obrazki.<br>
{{tab}}Książę zbliżył się do stołu i wziął do ręki arkusz, na którym Józefina wodnemi farbami wymalowała tak naturalną gałązkę polnéj róży, że Eberhard widocznie się tém ucieszył.<br>
{{tab}}— Bardzo pięknie, moje kochane dziecię! rzekł miękko i mile; bardzo wiernie według natury!<br>
{{tab}}— Ale obok malowania nie zaniedbała i tego, co jest dla niéj potrzebném i dobrém! zapewniała Karolina.<br>
{{tab}}— Przy pani i pod pani kierunkiem musiała zakwitnąć. Dzięki ci za wszystko! coś dla dziecka uczyniła — dla mnie uczyniłaś, Karolino!<br>
{{tab}}— To mnie uszczęśliwia i podnosi, to sprawia, że łatwiéj zdołam rozłączyć się z dzieckiem, które tyle polubiłam! Tak, tak moja mała Józefino, musimy się rozłączyć.<br>
{{tab}}— O, to bardzo smutna rzecz, bardzo przerażająca! mówiło dziecię gwałtownie ściskając księżniczkę. Czy ten nieznajomy pan ma prawo rozłączać nas? spytała potém z cicha.<br>
{{tab}}Karolinę boleśnie rozśmieszyło i nieco zdziwiło to pytanie dziecka.<br>
{{tab}}— Ten pan Józefino, jest moim najszlachetniejszym, najszczerszym przyjacielem, pragnie odwieźć cię do matki twojéj!<br>
{{tab}}— Do matki? powtórzyła dziewczynka. Pani byłaś mi matką!<br>
{{tab}}— Piękne te słowa wyrażają wszystko, co uczyniłaś dla dziecka, Karolino!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_259" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/989"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/989|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/989{{!}}{{#if:259|259|Ξ}}]]|259}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O, Józefina jest pełna miłości i wdzięczności, jest udarowana prawdziwą czystością serca! Ale teraz ujrzysz prawdziwą swoją matkę i wkrótce pokochasz ją jak mnie!<br>
{{tab}}Dziewczynka płakała.<br>
{{tab}}Eberhard spojrzał rozrzewniony na tę wzruszającą scenę.<br>
{{tab}}— Twoja matka tęskni do ciebie! twoja matka martwi się o ciebie, Józefino, musisz więc uledz jéj żądaniu. Ja tylko zastępowałam ci czasowo jéj miejsce! Zapytaj o to pana Eberharda, który przybył tu z bardzo daleka, aby cię zabrać!<br>
{{tab}}— Rozumiem — jeżeli tylko pani z nami pojedziesz! rzekło z cicha dziecię głosem od łez tłumionym.<br>
{{tab}}— Kochane, dobre dziecię! zawołała Karolina, i pochyliła się, aby ucałować czoło Józefiny.<br>
{{tab}}Eberhard budował się tym obrazem.<br>
{{tab}}— Prawie trudno mi będzie, Karolino, zabierać ci to dziecię! wyznał.<br>
{{tab}}— I mnie niełatwo przyjdzie oddać ci moją kochaną Józefinę; ale woła ją święty głos, głos stroskanéj matki, która o ile można najprędzéj doczekać się winna jedynéj pociechy uściskania dziecięcia swojego! Niech się tobą Józefino opiekuje i niech cię prowadzi Matka Bożka! A kiedy spoczniesz przy sercu téj, która ci życie dała, i w miejscu twojéj ojcowizny — kiedy macierzyńskie oko spojrzy na ciebie, a ty ramionami swojemi zawiśniesz na téj co tyle ucierpiała — wtedy pomyśl i o mnie, i przy słoneczném świetle macierzyńskiéj miłości, nie zapominaj o mnie zupełnie — pamiętaj o twojéj dalekiéj, modlącéj się za was Karolinie!<br>
{{tab}}Józefina płakała — nie mogła tego pojąć, że musi opuścić tyle troskliwą opiekunkę, która jéj broniła i kochała.<br>
{{tab}}— Uspokój się i pociesz, moje dziecko! mówił Eberhard podając rękę mocno wzruszonéj dziewczynie. Oboje pragniemy twojego dobra! Kochana ciotka Karolina nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_260" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/990"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/990|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/990{{!}}{{#if:260|260|Ξ}}]]|260}}'''<nowiki>]</nowiki></span>puściłaby cię od siebie, gdyby cię nie powoływała twoja matka stęskniona!<br>
{{tab}}— Prawda, masz słuszność dostojny panie — co pan postanowiłeś, niech się stanie!<br>
{{tab}}— Nic nazywaj mnie dostojnym panem, bo te słowa brzmią dziwnie i zimno — powiedział książę z melancholicznym, a jednak miłym uśmiechem, który na każdym wywierał wpływ czarowny.
— Mów: stryju Eberhardzie, moja kochana Józefino, a wiem z góry, że wkrótce będziesz mówiła: mój dobry, kochany stryju Eberhardzie! rzekła Karolina. Okryję cię, żebyś się nie zaziębiła — zapakuję ci twoje pudełko z farbami i książki! Ale obrazki mi pozostawisz, co?<br>
{{tab}}Józefina na znak chętnéj zgody skinęła głową, bo mówić nie mogła — była wzruszona, a przytém musiała ciągle spoglądać na stryja Eberharda, który ją miał zawieźć do matki.<br>
{{tab}}Czuła silną, ciężką walkę w sobie. Tęskniła do rodzonéj matki — jakiś nieznany dotąd pociąg serca wabił ją do odjazdu, a miłość wiodła ją za sobą do Karoliny.<br>
{{tab}}W sercach wszystkich osób znajdujących się w téj chwili w pokoju, toczyła się dziwna walka.<br>
{{tab}}Jeszcze kilka minut, a już się rozłączą na wieki.<br>
{{tab}}Eberhard powiedział sobie, że jeżeli teraz pożegna księżniczkę, żadne już więcéj spotkanie między nimi nie będzie mogło nastąpić.<br>
{{tab}}Karolina miała najcięższą walkę do stoczenia, bo musiała rozłączyć się z Eberhardem i z Józefiną.<br>
{{tab}}Ale umiała już odrzekać się wszystkiego. Myśl, że Małgorzata odzyska dziecię swoje, była dla niéj dobrodziejstwem.<br>
{{tab}}Z pełną miłości troskliwością spakowała farby i książki Józefiny, ze wzruszającą starannością ubrała delikatną dziewczynkę w ciepłą odzież.<br>
{{tab}}Potém przytuliła ją jeszcze raz do serca, szczerze ucałowała i prosiła, aby ją zawsze kochała.<br>
{{tab}}Eberhard pożegnał wspaniałomyślną kobietę i wziął <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_261" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/991"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/991|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/991{{!}}{{#if:261|261|Ξ}}]]|261}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Józefinę na ręce, aby ją przez śnieg przenieść do powozu, stojącego pod klasztornym murem.<br>
{{tab}}A tak dziecię z domu podrzutków, które niegdyś bosą nogą po lodzie i śniegu chodzić musiało, niósł na ręku książę de Monte-Vero.<br>
{{tab}}Karolina odprowadziła odjeżdżających aż do klasztornego portyku; tam pożegnała ich po raz ostatni.<br>
{{tab}}Józefina jeszcze raz kiwnęła jéj główką, gdy posługujący braciszek otworzył zakratowane drzwi.<br>
{{tab}}Eberhard przeniósł ją do powozu i usadowił.<br>
{{tab}}Służący zamknął drzwiczki powozu i umieścił się na koźle.<br>
{{tab}}Cztery wyborne, kosztowne konie ruszyły, i ekwipaż wśród zimowego dnia popędził ku odległéj stolicy, z któréj Eberhard zamierzał zawieźć dziewczynkę do Paryża.<br>
{{tab}}Nad wieczorem powóz przybył na ulicę rezydencyi i wkrótce stanął przed pałacem księcia przy ulicy Stajennéj.<br>
{{tab}}Józefina zastała tu służącą i przygotowany dla siebie pokój, w którym przebywać miała aż do wyjazdu.<br>
{{tab}}Eberhard zamierzał przed wyjazdem w dalszą podróż jeszcze raz odwiedzić swojego przyrodniego brata, owego tyle doń z powierzchowności i usposobienia podobnego Ulricha, z którym zawarł ścisłe związki przyjaźni, niewiedząc, jak mocne związki natury z nim go łączyły.<br>
{{tab}}Nie zasiał go w domu.<br>
{{tab}}Ulrich dawniéj tak silny i na pozór tak zdrowy człowiek, był chory i wyjechał na południe, dla przepędzenia tam zimy.<br>
{{tab}}Doktor Wilhelmi, którego Eberhard odwiedził, oświadczył mu, że Ulrich wkrótce ulegnie pod ciężarem piersiowéj choroby, bo ta w ostatnich latach zatrważająco się w nim rozwinęła.<br>
{{tab}}Wiadomość ta niezmiernie zasmuciła księcia, który nie przypuszczał niepodobnego, owszem miał nadzieję, że mu Ulrich towarzyszyć będzie do Monte-Vero.<br>
{{tab}}Nadszedł dzień wyjazdu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_262" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/992"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/992|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/992{{!}}{{#if:262|262|Ξ}}]]|262}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Eberhard już się był ubrał w podróżną odzież. Przed pałacem stał już ekwipaż, który miał przewieźć jego, Józefinę i służbę na stacyę drogi żelaznej; wtém nagle za; jechał powóz księcia Waldemara — czy mimo wszelkiéj przezorności, mimo prośby dowiedział się tego, co wiecznie winno było pozostać tajemnicą?<br>
{{tab}}Czy znalazł jaki ślad, jakie wyjaśnienie?<br>
{{tab}}Dosyć, że książę de Monte-Vero nie chciał przyjąć księcia.<br>
{{tab}}Chociaż duszą jego wstrząsały słowa Małgorzaty, które wyrzekła opowiadając mu swoją historyę, niepodobna mu jednak było widzieć człowieka, widzieć i mówić teraz z człowiekiem, który tak ciężki grzech popełnił względem jego ukochanéj córki.<br>
{{tab}}Przyjęcie i rozmowa z księciem byłyby mu serce zakrwawiły!<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero nie przyjął wizyty Waldemara, i gdy ten odjechał, pośpieszył na stacyę drogi żelaznéj, a ztamtąd z Józefiną i służbą udał się do dalekiego Paryża, gdzie mocno stęskniona Małgorzata oczekiwała na niego i na dziewczynkę.<br>
{{tab}}Dla młodéj matki miał nadejść dzień radosny!<br>
{{tab}}Eberhard przywiózł jéj małą Józefinę.<br>
{{tab}}Małgorzata odsłoniła na ramieniu sukienkę dziecka; postrzegła znamię.<br>
{{tab}}Z okrzykiem radości przytuliła znalezioną do serca, a Eberhard stał w dali i cieszył się tym wzniosłym widokiem.<br>
{{tab}}Na pałac przy ulicy Rivoli padł promień szczęścia... — ale bardzo prędko zaćmić go miały ponure chmury burzy!...<br>
{{tab}}Gdzież było drugie dziecię?<br>
{{tab}}I czy książę Waldemar dowiedział się na prawdę, że córka księcia de Monte-Vero była tą, która miłość jego posiadała?<br>
{{tab}}Miałże się dowiedzieć, że Małgorzata żyje?
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_263" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/993"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/993|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/993{{!}}{{#if:263|263|Ξ}}]]|263}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ XIII.|w=120%|po=8px}}
{{c|Rusztowanie na placu Roquête.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Każda wielka stolica ma swoje spacerowe ogrody i miejsca do zabawy, ale każda także ma plac trwogi — plac sądowy, miejsce zgrozy i krwi!!<br>
{{tab}}W państwach, gdzie kara śmierci, w czasie gdy to piszemy, już wkrótce ma być zniesiona, place takie poumieszczano w obrębie murów więziennych, aby widok tracenia nie dla każdego był dostępny!<br>
{{tab}}We Francyi, w Paryżu, te krwawe widowiska odbywają się jeszcze na rynku publicznym.<br>
{{tab}}Wyroki śmierci wykonywają się tam na placu de la Roquête, przed więzieniem tegoż nazwiska i wobec zawsze niezliczonych tłumów ludu.<br>
{{tab}}Ale katowi paryzkiemu łatwo to przychodzi!<br>
{{tab}}Po mnóztwie traceń za czasów rewolucyi, odziedziczył on gilotynę, tę morderczą machinę, przy któréj niema nic innego do czynienia, prócz pociągnięcia za drewno spuszczające ciężki topór.<br>
{{tab}}Cywilizacya ogładziła rusztowanie i kata!<br>
{{tab}}Gdy w dawnych wiekach, katami byli ludzie bez czci i wiary, teraz katem paryzkim jest człowiek dosyć ukształcony, który oprócz swojego krwawego rzemiosła, pełni obywatelskie obowiązki, a może nawet nie żyje jedynie z pierwszego!<br>
{{tab}}Kiedy daWniéj potrzeba było sztuki i pewnéj wprawy do władania toporem i oddzielenia za jednym zamachem głowy od tułowia, udogodniono to teraz nawet i katowi we Francyi postępującej w cywilizacyi. Żyjemy wczasach machin, postępu i pary.<br>
{{tab}}Nawet tracenie musi się odbywać za pomocą ma — chiny...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_264" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/994"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/994|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/994{{!}}{{#if:264|264|Ξ}}]]|264}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Topór gilotyny pracuje na pewno i poprawnie, posługacze kata przysznurowują delinkwenta do otworu.<br>
{{tab}}Wszystko inne uskutecznia machina!<br>
{{tab}}Heidemann, kat paryzki, jest to bardzo uprzejmy, roztropny i nawet dobroduszny człowiek; nie jego to sprawa, że ma tak pewną i ostrą gilotynę; starają się oto ludzie, których utrzymuje, aby uwiązany na niéj topór ostry był i łatwo spadał!<br>
{{tab}}Stanowczo daleko mu przyjemniéj i łatwiéj usunąć drewno utrzymujące ten topór, aniżeli było dawniejszym jego poprzednikom i teraźniejszym gdzieindziéj towarzyszom, pewną ręką spuszczać topór na gładko wygolony kark ofiary!<br>
{{tab}}Zawsze to nieprzyjemna rzecz mieć ciało człowieka za cel rzeźniczéj pracy, chociażby nawet grzbiet ludzki utworzony był jak najokrągłéj i najbardziéj dla kata ponętnie.<br>
{{tab}}Gilotyna pod tym względem stanowi dla panów katów bardzo doskonały wynalazek.<br>
{{tab}}Nie możemy odmówić sobie opisu téj machiny i placu de la Roquête, w czasie tracenia, a mianowicie, iż patrzaliśmy na to oboje, gdy tracono okrutnego rabusia mordercę Traupmanna (nie zaś Tropmanna, jak błędnie doniosły niektóre gazety), który pozabijał rodzinę KinkóW na polu Pantin, znajdującém się w pobliżu Paryża.<br>
{{tab}}Przy tym opisie mamy jedynie na celu dalszy ciąg naszego opowiadania, jak się to wkrótce okaże.<br>
{{tab}}Skazani na śmierć zwykle ostatnie dni życia przepędzają w więzieniu la Roquête. Skoro umieszczą ich w celach tutejszych i ze względu na rodzaj ich życia dozwolą wielu rzeczy, jest to niezawodny znak, że Napoleon podpisał wyrok ich śmierci.<br>
{{tab}}Paryżanie są to dziwni ludziska. Jest tam mnóztwo takich, którzy dla każdego zbrodniarza ''en gros'' mają pewne współczucie, i tak się nim zajmują, iż nietylko bądź co bądź widzieć go muszą, umierającym, lecz także płacą mu haracz swojego podziwu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_265" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/995"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/995|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/995{{!}}{{#if:265|265|Ξ}}]]|265}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nędznemu, zwierzęcemu mordercy Traupmannowi, niezliczone tłumy wyprawiły pogrzeb, który jego stracenie zamienił w pewną uroczystość.<br>
{{tab}}I nietylko same wyrodki dowiodły mu swojego zajęcia i podziwu — ale także i kobiety przybyły w wielkiéj liczbie, aby przypatrzyć się śmierci mordercy panońskiego i umoczyć chustki w jego krwi przeklętéj od Boga.<br>
{{tab}}Zaiste, chociaż ciągle jeszcze filozofują o cywilizacyjnéj przyszłości Francuzów, chociaż ciągle marzą o postępie, który ma kroczyć w tym nowoczesnym Babilonie — byliyśmy chętnie pragnęli, aby owi nauczyciele byli świadkami tego tracenia.<br>
{{tab}}A może chcą marzyć o wszystkiém, co świadczy o moralnym upadku ludzkości? Wtedy nie potrzeba na prawdę patrzeć na Paryż, wtedy w naszych czasach nie potrzebujemy odmawiać owych wyuzdanych widowisk i uczt, które zapowiedziały upadek Greków i Rzymian i które historya we wszelkich szczegółach dla przestrogi nam przekazała.<br>
{{tab}}Wtedy dla usprawiedliwienia się twierdzące to półświatek usiłował tak wsławić stracenie Traupmanna. Ale jest to tylko fałszywy zarzut, tanie zrzucenie winy na barki tych, którzy się nie usprawiedliwiają.<br>
{{tab}}Nie męzki i żeński półświatek zaludniał plac de la Roquête przy traceniu Traupmanna i przy każdéj ''cause célèbre'', chociaż jak wszędzie tak i tutaj go nie brakowało — ale owszem pośpieszyło tu karetami całe tak zwane znakomite społeczeństwo.<br>
{{tab}}Tak zwani znakomici, którzy ulegli grzesznym pokusom Leony, byli tutaj, choć wychowaniem, i wykształceniem swojém stawić mogli najlepszy opór pokusie.<br>
{{tab}}Był to po większéj części ''beau monde'', on to przy takich sposobnościach gromadzi się na widowisko, które nienaturalnie drażni i łechce nerwy — rzeczywiście te osoby potrzebują zupełnie szczególnego powabu, aby ich stępione nadmierną rozkoszą nerwy znowu zadrgać mogły.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_266" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/996"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/996|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/996{{!}}{{#if:266|266|Ξ}}]]|266}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I Paryż ma nam służyć za wzór? Paryż służy za znak wystawowy wszystkiemu, co służy do wygody i elegancyi?<br>
{{tab}}Z tém większém więc zadowoleniem zapewniamy, że większą część wyrobów naszéj pracy, spekulacyjni agenci niemieccy przedewszystkiém wysyłają do nowoczesnego Babilonu, aby tam opatrzone francuzkim stemplem i paryzką firmą, powróciły znowu jako wyrób paryzki.<br>
{{tab}}Kiedy dawniéj tego rodzaju rzeczy możnaby było nabyć za pomierną cenę, teraz podrożały i stały się modniejsze.<br>
{{tab}}Nie wdajemy się tu w żadne domysły, ale opowiadamy czystą prawdę, którąśmy sami zauważali.<br>
{{tab}}Lecz nie oddalajmy się za nadto od naszego opowiadania. Wpadamy ciągle w godną może przebaczenia ekstazę, ilekroć usiłujemy porównać naszą niemiecką ojczyznę z ową Sodomą.<br>
{{tab}}Oburzamy się na wszystkich, którzy, gdy zaledwie do Paryża przybędą i pierwsze jego ulice przejrzą, już zaraz ojczyznę swoją wyśmiewają i sądzą, że powinni przedstawiać ją jako nędzną i niedołężną.<br>
{{tab}}Niech tylko jednak rok lub dwa przebędą, a jeżeli są szczerzy i uczciwi, powróciwszy przyznają, że powinniśmy poczytywać się za szczęśliwych, jeżeli nie zaszliśmy jeszcze tak daleko jak Paryż.<br>
{{tab}}W rzeczy saméj, życie i postępowanie idzie tam żwawo, toczy się jak lawina.<br>
{{tab}}Męczy ona mieszkańca małego miasteczka, który się nagle ujrzy w tym zamęcie — ale to jest skutkiem niezliczonego napływu ludzi.<br>
{{tab}}W nocy przed straceniem {{Korekta|przeprawodzono|przeprowadzono}} Traupmanna do la Roguête.<br>
{{tab}}Czynu samego nie potrzebujemy tu przytaczać, znana jest powszechnie cała jego niegodziwość.<br>
{{tab}}Ten powierzchownie słabowity zwierz, zaledwie dwudziestokilkoletni, już poprzednio pojedynczo pomordował silniejsze ofiary, których się obawiał, a słabych członków nieszczęśliwéj rodziny Kinków, którym wyrównywał si- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_267" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/997"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/997|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/997{{!}}{{#if:267|267|Ξ}}]]|267}}'''<nowiki>]</nowiki></span>łami, zwabił na pole mordu, i tam pozbył się ich parami za pomocą narzędzi, które ten potwór natenczas miał przygotowane.<br>
{{tab}}Zręcznie obrachowane zabiegi jego co do wzbudzenia wiary w to, że miał wspólników, nie powiodły się — nie umiał tego udowodnić.<br>
{{tab}}Przyrzekł wymienić tych wspólników, skoro go zawiozą na jedno miejsce w Alzacyi, gdzie jakoby miał zakopać swoją torbę z listami — ale sędziowie nie uwierzyli temu, i raczéj przewidzieli zamiar zręcznego zbrodniarza, który chciał, aby tam go zawieziono, iżby przy zdarzonéj sposobności mógł uciec.<br>
{{tab}}Cesarz potwierdził wyrok śmierci — a kat parÿzki wzniósł swój tron na placu de la Roquête.<br>
{{tab}}W nocy wojsko zamknęło ten plac, aby ciekawe tłumy nie przeszkadzały katowi.<br>
{{tab}}Tajemnice rusztowania objawiają się tylko szczególniéj uprzywilejowanym i wybranym — inni dopiero nazajutrz rano widzą gotowy, groźnie wznoszący się w górę przyrząd.<br>
{{tab}}Kat Paryża i jego pomocnicy mają bardzo przyzwoity powóz, jakiby chętnie chciał posiadać niejeden przemyślny handlarz.<br>
{{tab}}Zaprzężony w parę koni, zakryty ten powóz zajechał ze wszelkiemi rekwizytami na plac de la Roquête.<br>
{{tab}}Mistrz zaś i jego czeladnicy przybyli osobno, niepozornym fiakrem.<br>
{{tab}}Pod zasłoną nocy zaczyna się tam niezakłócona, groźna robota, któréj nawet mieszkańcy okolicznych domów dokładnie rozpoznać nie mogą, bo światło pochodni, którego kat używa do swojéj roboty, jest niepewne i migające.<br>
{{tab}}Czytelnik prowadzony naszą pewną ręką zechce w nocy wstąpić na ten plac krwią zlany — nikt nie zawoła na nas ostrym francuzkim tonem: „Precz ztąd — tu nie wolno chodzić nikomu!“ możemy jak najspokojniéj i nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_268" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/998"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/998|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/998{{!}}{{#if:268|268|Ξ}}]]|268}}'''<nowiki>]</nowiki></span>poświęcając całéj nocy, przypatrzyć się trybunie zbrodniarzy.<br>
{{tab}}Czeladnicy kata wkopali w pobliżu wielkiego więzienia, w miejscach zwykle do tego używanych, cztery wielkie belki, na których głównie spoczywa rusztowanie.<br>
{{tab}}Przytwierdzili je i umocnili małemi podpórkami.<br>
{{tab}}Potém na wierzchu przybili podłogę, z desek po części źle pomalowanych — wyschła, czarna krew, z któréj jak wiadomo drzewa obmyć nie można, bo w nie wsiąkła, wielkiemi plamami przykleiła się do desek.<br>
{{tab}}Byłaby to rzecz za kosztowna i zaiste rozrzutna, gdyby dla każdego zbrodniarza chciano ścinać nowe drzewa.<br>
{{tab}}Prócz tego podłoga ta okrywa się czarném suknem, spadającém także na stopnie, które kilku pomocników kata wprawną ręką {{Korekta|wznoszi|wznosi}} i łączy z rusztowaniem.<br>
{{tab}}Dopiero wtedy muskularni czeladnicy wleką starą, ciemno-czerwoną machinę na rusztowanie — gilotynę.<br>
{{tab}}Kat sam własną ręką pomaga podnieść ją do góry.<br>
{{tab}}Jest ona stara i dobrze zachowana.<br>
{{tab}}Zapłaciwszy za każdą głowę, którą wetknięto w otwór i która późniéj potoczyła się w dół odcięta, po jednym luidorze, możnaby za te pieniądze zbudować miasteczko.<br>
{{tab}}Wprawdzie w magazynie u kata paryzkiego znajduje się kilka tych morderczych machin, a między niemi i ta, która zniosła głowy Ludwika XVI i jego małżonki, przechowuje się jak relikwia — ale ta, którą sprowadzono dla Traupmanna, była wysoko ceniona i już wiele krwi wypiła.<br>
{{tab}}Ale praktycznym sposobom tę morderczą machinę pomalowano ciemno-czerwonym kolorem, tak, aby krwi na niéj nie znać było.<br>
{{tab}}Składa się ona z dwóch nowych słupów, u dołu spojonych podstawą w rodzaju kloca, u góry zaś belką poprzeczną.<br>
{{tab}}Całość wygląda nakształt grubo wyciosanych ram.<br>
{{tab}}W obu bocznych słupach znajdują się otwory.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_269" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/999"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/999|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/999{{!}}{{#if:269|269|Ξ}}]]|269}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Na lewym leży do połowy drzewem zakryty, mocny, szeroki topór, jak otwarta brzytwa; drewniana zasuwa utrzymuje go mocno w górze.<br>
{{tab}}Skoro ją kat odsunie, ostre żelazo uderza o blok stanowiący podstawę, i za jedném cięciem oddziela głowę {{Korekta|odtułowu|od tułowu}}, którego obnażoną szyję mocno przysznurowano do podwyższonego miejsca, bloku.<br>
{{tab}}Posługacze zwykle pod rusztowaniem ustawiają kilka naczyń, dla schwytania krwi ściętego.<br>
{{tab}}Mają pod tym względem wielkie doświadczenie, i słusznie pod wrażeniem tracenia spekulują na rozgrzane, a możemy prawie powiedzieć, szalone umysły tych, którzy wtedy pośpieszają napoić krwią swoje chustki — a nawet za przyzwoity datek na piwo przytém pomagają.<br>
{{tab}}Jak widzimy, wielki naród umie intelligencyę swoją rozciągnąć nawet do rusztowania.<br>
{{tab}}Poranek świta — przygotowawcze roboty ukończono.<br>
{{tab}}Na przyległych ulicach coraz bardziéj gapią się nieprzeliczone tłumy ludu.<br>
{{tab}}W oknach i na dachach przyległych domów; od dawna już widzieć można głowę przy głowie — w nocy przed straceniem Traupmanna nikt się nie kładł do łóżka, i aby nie spać, po większéj części całą noc przehulano, a teraz płacą ogromne ceny za pewne miejsca w oknach.<br>
{{tab}}Plac de la Requête jest niezmiernie wielki, obejmie z pewnością przeszło 20,000 ludzi.<br>
{{tab}}Od wieczoru już niezliczone massy czekały na przywiléj należenia do pierwszych, którzy staną po za szpalerem straży.<br>
{{tab}}O świcie rozległy plac zapełnił się z szybkością błyskawicy. Zdawało się, że przemienił się w ruchliwe morze. Cała ta massa, ten ścisk, był zatrważający.<br>
{{tab}}Byli tam mężczyźni, kobiety, dziewczęta, wszyscy razem zmieszani, obdarci i porządnie ubrani, matki z dziećmi na ręku, starcy z synami.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_270" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1000"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1000|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1000{{!}}{{#if:270|270|Ξ}}]]|270}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}W głębi niektórzy spekulacyjni pracownicy porozbijali namioty.<br>
{{tab}}Gameny, czyli ulicznicy paryzcy, zawsze do bitwy gotowi, powłazili na drzewa, których gałęzie tu i owdzie za nadto przeciążone, spadały na głowy niżéj stojących.<br>
{{tab}}Dały się słyszeć krzyki, przeklinania, wołania o pomoc.<br>
{{tab}}Ale wnet zagłuszył je szmer i pomrukiwania tak ogromnego tłumu ludzi.<br>
{{tab}}Przy takich zdarzeniach zawsze bywa wielu ranionych i zabitych, ale to nie obchodzi nikogo — owszem, nawet nie zadają sobie tyle trudu, aby takich jak najprędzéj wynieść z tłoku, i nie przeszkadzać widowisku, zwłaszcza gdy takowe jest już blizkie.<br>
{{tab}}Takie tłumy to potwór.<br>
{{tab}}W oknach i na dachach głowa przy głowie — w dole na placu człowiek ciśnie się przy człowieku.<br>
{{tab}}A jeszcze musi upłynąć parę godzin, nim rozpocznie się okropne widowisko.<br>
{{tab}}Nakoniec poranek coraz bardziéj rozwidnia się.<br>
{{tab}}W części placu, przez straż siłą od natłoku uwolnionéj, pojawia się długi szereg niezliczonych powozów. Rzecz dzieje się wśród mroźnego, zimowego poranku, ale powozy po części herbami zdobne, są całkiem otwarte, a w nich siedzą a raczéj leżą znakomite Paryżanki, tak postrojone, iż ktośby sądził, że przybyły na szlichtadę lub bal jaki.<br>
{{tab}}Z okien wyglądają niezliczone, świetnie poubierane damy — panowie w eleganckich rękawiczkach i z kosztownemi lornetami. Wszyscy wystąpili w najstrojniejszéj toalecie, aby byli obecni ''traceniu'', jakby jakiéj uroczystości.<br>
{{tab}}Tam między tłumem, z powodu duszącego ścisku, jakaś kobieta zemdlała — tu znowu kurcze napadły jakiegoś młodzieńca bladego, który prawie tak jak Traupmann wygląda.<br>
{{tab}}Co to obchodzi pragnących widowiska?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_271" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1001"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1001|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1001{{!}}{{#if:271|271|Ξ}}]]|271}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I bez tego zbliża się okropna chwila.<br>
{{tab}}Wtém zegar w la Roquête złowrogim dźwiękiem zapowiada siódmą godzinę z rana.<br>
{{tab}}Potworowi z Pantinu w jego celi ogłoszono już wyrok śmierci i wezwano do ostatniego pochodu.<br>
{{tab}}Więzienny duchowny ulitował się nad mordercą i usiłował przygotować go.<br>
{{tab}}Ale ten potwór — ten żarłoczny tygrys, czy też był w stanie uczuć żal i pokutę?<br>
{{tab}}O! jeżeli okazał taką skłonność, to zapewne była tylko udana, aby teraz jeszcze w ostatniéj chwili, u stop rusztowania szukać środka ocalenia.<br>
{{tab}}Wtém ukazali clę na dziedzińcu więziennym sędziowie i urzędnicy z la Roquête.<br>
{{tab}}Strażnicy wyprowadzili Traupmanna z celi na podwórze.<br>
{{tab}}Za nim szła warta.<br>
{{tab}}Oprawcy połączyli się ze swoją ofiara i przypatrywali się jéj wprawnym wzrokiem.<br>
{{tab}}Mistrz ich już dniem pierwéj był w celi Traupmanna, nie wydając się kim jest, i oglądał jego głowę i szyję.<br>
{{tab}}— Oho! zawołał morderca z Pantinu, po tém spojrzeniu poznając zamiar i urząd nieznajomego. Znamy cię ptaszku! Szkoda, że machina spełni na mnie twój obowiązek, inaczéj byłbym cię prosił, abyś dobrze trafił! Powiedz mi jednak, rzekł w godzinie śmierci nawet wesoły morderca — czy już wiele się na placu zebrało? Możesz jeszcze na mojéj głowie dobrze zarobić! Za moje włosy dobrze ci zapłacą! Nie każ więc za nadto ich podgalać!<br>
{{tab}}Gdy teraz pomocnicy kata chcieli go wziąć pomiędzy siebie, towarzystwo ich nie bardzo mu się podobało.<br>
{{tab}}Prosił duchownego, aby pozostał przy nim.<br>
{{tab}}Lecz musiał pozwolić, aby z drugiéj strony towarzyszył mu pomocnik kata.<br>
{{tab}}Na dziedzińcu dał się słyszeć dzwon więzienny.<br>
{{tab}}Odźwierny otworzył bramę na plac.{{tab}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_272" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1002"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1002|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1002{{!}}{{#if:272|272|Ξ}}]]|272}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Traupmann ujrzał wzniesione rusztowanie, a za niém nieprzejrzane tłumy, co na jego bladą, burszowską twarz wywołało wyraz zadowolenia.<br>
{{tab}}I tego się spodziewał — znał Paryżan.
Owszem, nie wstydzono się nawet radośnie powitać téj bestyi.<br>
{{tab}}I Traupmann uśmiechał się idąc nie tak jak pod gilotynę, ale jakby na trybunę, aby być bohaterem ludu.<br>
{{tab}}Po niewyraźnych radośnych okrzykach nastąpiła prawie głucha cisza.<br>
{{tab}}Sędziowie i urzędnicy weszli na czarne stopnie.<br>
{{tab}}Za nimi weszli Traupmann, duchowny i oprawca.<br>
{{tab}}Mistrz stał na gilotynie.<br>
{{tab}}Traupmann poznał go, ale nie miał czasu powitać, bo usiłowano teraz całą rzecz zakończyć jak najprędzéj.<br>
{{tab}}Obawiano się aby egzaltowani i po części winem zagrzani nie dopuścili się niemiłéj sceny.<br>
{{tab}}Sędzia jeszcze raz odczytał wyrok, aby kat spełnił jego rozkaz.<br>
{{tab}}Traupmann widział, że jest skazany na śmierć, przez ścięcie toporem, śmierć dla takiéj bestyi za lekką i łaskawą. Ten {{Korekta|wyrody|wyrodny}}, krwiożerczy morderca, powinien był siedm razy umierać.<br>
{{tab}}Duchowny przemówił do niego poważnym, upominającym głosem.<br>
{{tab}}— Jesteś u celu, Traupmannie, rzekł nakoniec; czy przyznajesz, że sam tak straszliwą zbrodnię popełniłeś?<br>
{{tab}}— Mam wspólników! i teraz jeszcze odpowiedział morderca.<br>
{{tab}}Więc wymień ich, Traupmannie!<br>
{{tab}}Skinął zaprzeczająco, i obejrzał się jak tonący, co się chwyta źdźbła słomy, a okropnie świecącém w téj chwili okiem szukał ratunku.<br>
{{tab}}Nie mógł wymienić współwinnych, bo ich nie miał.<br>
{{tab}}Oprawcy porwali go nadspodziewanie szybko.<br>
{{tab}}Wściekle się opierał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_273" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1003"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1003|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1003{{!}}{{#if:273|273|Ξ}}]]|273}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Okropna, ale przelotna walka toczyła się przed gilotyną.<br>
{{tab}}Oprawcy obalili go na ziemię i przysznurowali do bloku.<br>
{{tab}}W téj wściekłéj bestyi jeszcze raz w téj chwili obudziła się dzikość i żądza krwi — odgryzł tu palec jednemu z pomocników kata, który nieostrożnie za nadto przybliżył go do zębów mordercy.<br>
{{tab}}Ale toż oprawcy zapłacili mu za to, bo tak mocno ścisnęli rzemienie, że się wcale ruszyć nie mógł — obawa śmierci odebrała mu wszelkie siły do oporu.<br>
{{tab}}Topór spadł — głowa Traupmanna potoczyła się po podłodze.<br>
{{tab}}Stało się jak przewidywali oprawcy — mnôztwo kobiet, prawie oszalałych pod wpływem tego widoku, ze zmienionemi twarzami przybiegło maczać chustki we krwi zbrodniarza — jakby ten fachowy morderca rabuś był męczennikiem.<br>
{{tab}}Opisaliśmy to stracenie jedynie dla dania czytelnikom obrazu o rusztowaniu w Paryżu, przygotowanego już dla Furscha, wówczas gdy Eberhard przybył do Paryża z Józefiną.<br>
{{tab}}Ujęto nakoniec tego niebezpiecznego zbrodniarza, który niewiele ustępował mordercy Traupmannowi, ale był zręczniejszy, przebieglejszy i doświadczeńszy, a historya owego Furscha wzbudzała wówczas prawie tak wielką ciekawość jak teraz historya Traupmanna, Rudy Dzik uszedł przed ścigającymi go, a to stanowiło dla Furscha bardzo korzystną okoliczność, bo się spodziewał na pewno, że z pomocą tego wspólnika uwolniony będzie.<br>
{{tab}}Posłuchajmy przedewszystkiém jakim sposobem ujęto Furscha.<br>
{{tab}}Obaj zbiegli z galer skazani, zamordowali wtedy dwóch podróżnych i zabrali ich odzież.<br>
{{tab}}Krewni jednego z zamordowanych zdołali trafić m ślad dwóch dziwnie znikłych, a niejaki Lucyan Avan- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_274" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1004"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1004|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1004{{!}}{{#if:274|274|Ξ}}]]|274}}'''<nowiki>]</nowiki></span>lier nie prędzéj spoczął. aż po powtórném zbadaniu ciał, pogrzebanych, przekonano się, że to nie są zbiegowie z galer, lecz dwaj podróżni.<br>
{{tab}}Wieść o tak niesłychanym czynie rozeszła się z ust do ust, i nie wątpiono, że dwaj złoczyńcy, którym za pomocą tego nowego mordu tak doskonale powiodła się ucieczka, udali się do Paryża.<br>
{{tab}}Wykrycie to o ile możności tajono, bo inaczéj ściganie byłoby bardzo utrudnione okolicznością, iż między samym czynem a pierwszemi jego śladami upłynęła pewna liczba lat. Ale Lucyan Avantier, młody, ryzykowny Francuz, poprzysiągł, że nie prędzéj spocznie, aż wynajdzie srogich morderców swojego krewnego.<br>
{{tab}}Policya udzieliła mu pomocy, a prefekt oświadczył, że niewątpliwie uda się schwytanie dwóch złoczyńców, ponieważ teraz mają się za zupełnie bezpiecznych.<br>
{{tab}}Szukano starannie w spisach cyrkułowych nazwisk dwóch zamordowanych podróżnych, bo Fursch i Rudy Dzik na swoją korzyść użyli ich papierów. Lucyan Avantier był niezmordowany i przydanemu sobie urzędnikowi przyrzekł znaczną summę, jeżeli mu się uda znaleźć ślad prawdy.<br>
{{tab}}Poszukiwania odbywały się jak najtajemniéj, właśnie w czasie, w którym Eberhard pośpieszył do Burgosu, dla oswobodzenia Małgorzaty.<br>
{{tab}}Była to trudna i niebezpieczna praca dla śmiałego Francuza i policyanta, bo musieli przygotować się na to, że gdy na prawdę znajdą dwóch nic nie bojących się zbrodniarzy w jakiéjś kryjówce, to na pewno przyjdzie do bójki z nimi.<br>
{{tab}}Po kilkakroć sądzili, że wpadli na ślad winowajców, gdy znaleźli zapisane nazwiska dwóch zamordowanych.<br>
{{tab}}Ale ile razy wpadli do wskazywanego domu, dwaj złoczyńcy już się byli przenieśli do innéj części miasta naturalnie nie wymieniając do jakiéj.<br>
{{tab}}Nakoniec urzędnicy znaleźli w pewnym podejrzanym domu człowieka już podstarzałego, z siwo-rudawą brodą. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_275" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1005"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1005|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1005{{!}}{{#if:275|275|Ξ}}]]|275}}'''<nowiki>]</nowiki></span>oraz drugiego młodszego, gdy wyprawiali sobie dziką orgię z dziewczętami złego życia, a gdy dwaj niespodzianie napadnięci nie chcieli się wylegitymować, zabrano ich gwałtem do więzienia Mazas.<br>
{{tab}}Tam rzeczywiście okazało się, że Furscha i Edwarda nie znaleziono, lecz za to schwytano dwóch innych złoczyńców, których zatrzymano w więzieniu.<br>
{{tab}}Po bardzo długich poszukiwaniach i szpiegowaniach wykrył Lucyan Avantier, że w klasztorze przy ulicy św. Antoniego, leżącym w dosyć osławionym cyrkule, często tajemnie przebywają dwaj ludzie, którzy, jak opowiadała żona robotnika, która Lucyana na ten ślad naprowadziła, zapewne nie chodzą prostą drogą, bo często przychodzą późnemi wieczorami, a nawet i w nocy.<br>
{{tab}}Liczne tego rodzaju wiadomości i domysły już wprawdzie nieraz omyliły młodego Francuza, ale niestrudzony chciał pójść za tym śladem.<br>
{{tab}}Kazał sobie opisać dwóch podejrzanych odwiedzaczy klasztoru, i powziął nadzieję, że teraz nakoniec pójdzie należytą drogą. Opis zgadzał się prawie zupełnie z opisem nadesłanym z galer.<br>
{{tab}}Fursch miał być podstarzały, niewielkiego wzrostu człowiek, o siwiejących włosach i brodzie, przeszywającym, niespokojnym wzroku, wprawnie mówiący po francuzku i po niemiecku.<br>
{{tab}}Edward — przezwany Rudy Dzik — miał być młodszy, chudszy, ale na pozór niebezpieczniejszy, aniżeli jego wspólnik.<br>
{{tab}}Od dawna nie nosił brody, włosy na wzór paryzkich elegantów miał porządnie na głowie uczesane, i uderzająco długie, dobrze utrzymane paznogcie.<br>
{{tab}}Dwaj zbrodniarze — twierdziła nadto żona robotnika — zawsze byli najwytworniéj ubrani i niczém nie zdradzali swojego niebezpieczeństwa, tylko późnemi i bojaźliwemi odwiedzinami w samym przez się złowrogim klasztorze, w którym według wieści ludu działo się niewiele dobrego.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_276" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1006"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1006|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1006{{!}}{{#if:276|276|Ξ}}]]|276}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Gdy Lucyan Avantier uwiadomił o tém policyantów, ci trochę się skrzywili — sądzili, że nie wypada im podejrzewać klasztoru.<br>
{{tab}}Ale młody Francuz, nieznający trudności, ofiarował im wyższą kwotę w mniemaniu, że policyantów bardziéj zachęci.<br>
{{tab}}Atoli inna była przyczyna kłopotu policjantów.<br>
{{tab}}Lucyan Avantier dowiedział się o niéj nazajutrz w poufnéj rozmowie z prefektem — że równie ostrożnie należało się brać do dzieła, jak wówczas gdy podejrzewano zamek Angoulème, a może nawet jeszcze względniéj należało postępować teraz, gdy chodziło o klasztor, w którym spodziewano się schwytać zbrodniarzy.<br>
{{tab}}— To się nie obejdzie bez dalszych następstw, szanowny panie! bardzo uprzejmie mówił prefekt. Najecie na klasztor jest niepodobne; takim postępkiem narazilibyśmy się niebezpiecznie najwyższym osobom. Muszę więc panu stanowczo odmówić!<br>
{{tab}}— Ale jeżeli zbrodniarze znajdują się w klasztorze? zawołał Lucyan Avantier.<br>
{{tab}}— Nawet i w takim razie nie możemy naruszać świętości i spokojności klasztoru, szanowny panie; wierz pan mojemu słowni Cesarzowa jest tarczą wszystkich klasztorów i...<br>
{{tab}}— O, teraz rozumiem! Zatém będziemy mogli w dostatecznéj liczbie obledz okolice klasztoru?<br>
{{tab}}— To zrobimy dzisiaj wieczorem, tylko proszę pilnie unikać wszelkiego zbiegowiska, wszelkiego narażenia klasztoru: nie chciałbym za nic w świecie wywoływać skarg!<br>
{{tab}}— Daję na to słowo panu prefektowi, że klasztor nie będzie miał nic wspólnego z tą sprawą!<br>
{{tab}}— Dajesz mi pan na to rękę — więc dobrze, — dzisiaj wieczorem znajdziesz pan dziesięciu urzędników w blizkości ulicy św. Antoniego! I nam naturalnie zależy na tém, abyśmy dostali w moc swoją tyle niebezpiecznych <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_277" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1007"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1007|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1007{{!}}{{#if:277|277|Ξ}}]]|277}}'''<nowiki>]</nowiki></span>morderców; więc pan licz przytém na naszą pomoc, panie Avantier!<br>
{{tab}}Młody Francuz, pełen nadziei, wyszedł od prefekta, i z wzrastającą niecierpliwością oczekiwał wieczoru.<br>
{{tab}}Gdy się ściemniło, uzbrojony rewolwerem, udał się do cyrkułu św. Antoniego.<br>
{{tab}}Lucyan Avantier szukał przyobiecanych dziesięciu policyantów — mieliżby się spóźnić?<br>
{{tab}}Niewątpliwie, prefekt przyrzekł mu ich.<br>
{{tab}}Miałże śpieszyć do odległego biura i sprowadzić ich?<br>
{{tab}}Tymczasem dwaj złoczyńcy mogliby mu znowu umknąć, a pierwszego lepszego dnia dowiedzieć się o ściganiu ich.<br>
{{tab}}Coraz niecierpliwy Lucyan szukał policyantów — noc zapadała coraz bardziéj.<br>
{{tab}}Podszedł bliżej klasztoru i sam licząc na własną siłę, miał na oku fortę i ulicę.<br>
{{tab}}Młody, śmiały Francuz nie nadarmnie czekał.<br>
{{tab}}Policyanci nie pojawiali się, ale raczéj nadeszło dwóch ludzi otulonych płaszczami, którzy byli niewątpliwie złoczyńcami.<br>
{{tab}}Lucyan był sam, w pobliżu nie widać było nikogo innego. Pomimo to przystąpił do śpieszących ku forcie klasztornéj panów i zastąpił im drogę.<br>
{{tab}}— Fursch! zawołał prędko i głośno, albo pan de Renard!<br>
{{tab}}Rzeczywiście byli to Fursch i Edward, zamierzający wrócić do klasztoru.<br>
{{tab}}Tak nagłe spotkanie przeraziło ich — czyżby to jaki znajomy ze stolicy zaczepił ich?<br>
{{tab}}Rudy Dzik zmiarkował złe i umknął tak prędko i zręcznie, że Lucyan Avantier musiał poprzestać na Furschu — tém bardziéj, iż miał wiele do czynienia, aby nie dopuścić ucieczki temu zbrodniarzowi.<br>
{{tab}}Głośno zawołał o pomoc i szarpał się z Furschem, szukającym sztyletu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_278" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1008"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1008|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1008{{!}}{{#if:278|278|Ξ}}]]|278}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X13" />{{tab}}Lucyan postrzegł to i wydobył rewolwer.<br>
{{tab}}W téj chwili ukazało się kilku niby z pod ziemi nagle wyrosłych, przyrzeczonych i tak długo szukanych policjantów, ci otoczyli Furscha i w jednéj chwili pochwycili go.<br>
{{tab}}Byłoby szaleństwem bronić się przy takiéj przewadze, dla tego poddał się mówiąc z szyderczym uśmiechem:<br>
{{tab}}— Tylko bez żadnych gwałtów, moi panowie, nie lubię tego — chodźmy daléj!<br>
{{tab}}Na jednéj z narożnych ulic Fursch skinął na fiakra, i wsiadł weń z policyantami, rzuciwszy wspaniałomyślnie woźnicy pięcio frankówkę.<br>
{{tab}}Lucyan Awantier pojechał za nim drugim fiakrem, i miał to zadowolenie, że przynajmniéj jeden i to najgorszy z dwóch zbrodniarzy, teraz nie ujdzie zasłużonéj kary.<br>
{{tab}}Okazało się zaraz téj saméj nocy, że rzeczywiście schwytano prawdziwego Furscha.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X13" />
<section begin="X14" />{{c|ROZDZIAŁ XIV.|w=120%|po=8px}}
{{c|Więzień w la Requête.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}We Francyi nie robią sobie tyle ambarasu z więźniami co w innych krajach.<br>
{{tab}}Kiedy gdzieindziéj o morderstwo obwiniony często rok siedzi w inkwizycyjném więzieniu, a prawie zawsze przynajmniéj pół roku, we Francyi sprawa prędko się załatwia.<br>
{{tab}}Często już po upływie miesiąca wysyłają go na galery, albo jeżeli nie uzyska ułaskawienia, tracą go.<br><section end="X14" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_279" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1009"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1009|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1009{{!}}{{#if:279|279|Ξ}}]]|279}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I według nas jest to wyborne urządzenie.<br>
{{tab}}Szybkość w sprawiedliwości, byle tylko gruntownie, pojętéj, jest to rzecz nadzwyczaj pochwały godna.<br>
{{tab}}Na co żywić długo podobnego zbrodniarza? na co te długotrwałe plątaniny biurowe?<br>
{{tab}}Furscha osadzono w gmachu Mazas, wielkiém inkwizycyjném więzieniu w Paryżu, i po kilku tygodniach los jego rozstrzygnięto.<br>
{{tab}}Skazano go na śmierć, chociaż całą, winę zwalał na Edwarda.<br>
{{tab}}Tak świetnie przekonany został o udział w zbrodniach, że sąd jednogłośnie skazał go no pozbawienie życia.<br>
{{tab}}Rudy Dzik także nie tracił czasu.<br>
{{tab}}Z jak największą ostrożnością szukał wszelkich środków ocalenia swojego wspólnika. Udał się do Leony i do Schlewego, który powrócił z Burgosu, aby zapobiedz spełnieniu wyroku śmierci, bo powiedział sobie, że wpływ tych dwóch osób ostatniemi czasy wzrósł tak wysoko, iż jeżeli w ogóle możliwy jest jeszcze jaki ratunek, to mógł tylko zależeć od zamku Angoulême, w którym bywały najwyższe i najwięcéj mogące osoby.<br>
{{tab}}Rudy Dzik nieźle spekulował, gdy w chciwym zemsty baronie wzbudził nadzieję, że sam Fursch, jeżeli uniknie śmierci, będzie w stanie dowieść swojéj wdzięczności, pełniąc w każdym razie wolę Schlewego.<br>
{{tab}}Użył całéj swojéj wymowy, bo rzecz była równie trudna jak niebezpieczna, a wyrok śmierci złożono już w Tuileries cesarzowi do potwierdzenia.<br>
{{tab}}Baron wiedział, jako mający znajomość między osobami otaczającemi cesarza, że Napoleon zwykle szanował wyroki sądu kryminalnego, i pod tym względem żadnemu wpływowi nie ulegał.<br>
{{tab}}A przytém czas naglił, bo skoro cesarz wyrok zatwierdzi, nastąpi zaraz przeniesienie więźnia do la Requête i zwykle w kilka dni późniéj jego stracenie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_280" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1010"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1010|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1010{{!}}{{#if:280|280|Ξ}}]]|280}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Gdy baron pomyślał o więzieniu na placu de la Roquête, przypomniał sobie pewną osobę, która mogła mu być bardzo pożyteczną, chociaż dotąd mało na nią zważał, i prawie z wysoka na nią patrzał. Tą osobą był pan Epervier, wielki inspektor wspomnionego więzienia.<br>
{{tab}}Pan d’Epervier był to zapalony wielbiciel i bywalec w zamku Angoulême, tudzież miłośnik jego zabaw, a bardziéj jeszcze saméj hrabiny Poninskiéj, którą zwykle nazywał bóztwem wszystkich zmysłowych piękności.<br>
{{tab}}Von Schlewe wniósł także ze zbytkownego sposobu życia wielkiego inspektora, że jego stanowisko musi być równie wpływowe jak korzystne i samoistne.<br>
{{tab}}Wszystko to dobrze zważywszy — postanowił z niego skorzystać.<br>
{{tab}}Von Schlewe gotów był ratować jedynego człowieka, którego uważał za właściwego i zdolnego zgubić nakoniec nienawistnego księcia i jego kreatury, i który mu już wyświadczył niejedną przysługę, gdyż sądził, że ten, którego wydrze gilotynie, na pewno dowiedzie mu swojéj wdzięczności, témbardziéj, że w przeciwnym razie zawsze będzie go mógł wydać władzy.<br>
{{tab}}Nazajutrz już przewieziono Furscha w przeznaczonym na to żelaznym, zupełnie zamkniętym powozie z gmachu Mazas do więzienia na placu la Roquête.<br>
{{tab}}To znaczyło zapowiedzenie mu wyroku śmierci — chociaż ten dopiero za parę dni miał być spełniony.<br>
{{tab}}Okoliczność ta dosyć nieprzyjemnie wzruszyła Furscha.<br>
{{tab}}Z poprzedniéj klatki niepodobna było uciec, a tutaj w tém więzieniu śmierci rzecz {{Korekta|wygladała|wyglądała}} jeszcze fatalniéj.<br>
{{tab}}Mimo to, gdy go wprowadzono do celi pierwszopiętrowéj, doskonale wypróbował grubość muru, małą objętość mocno zakratowanego okna i bardzo pewne żelazne drzwi, w których znajdował się mały otwór z klapą, przez który podawano mu teraz lepszy przedśmiertny posiłek.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_281" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1011"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1011|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1011{{!}}{{#if:281|281|Ξ}}]]|281}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Chciano go utoczyć na ostatni pochód, mówił Fursch w swoim prawdziwie szubienicznym humorze, aby miano w nim coś do zabicia i aby Paryżanom nie popsuć widowiska tém, że przywleczono na rusztowanie na pół umarłego trupa.<br>
{{tab}}Ale w głębi jego czarnéj duszy nie było mu zbyt przyjemnie, gdy się po ciasnéj celi obejrzał i przez wysokie, małe, okratowane okno spojrzał na więzienne podwórze, na którém gęsto stała straż wojskowa, a które podwójna brama oddzielała od placu.<br>
{{tab}}Uciec ani podobieństwo.<br>
{{tab}}Fursch jednak właściwie nie znał żadnych niepodobieństw.<br>
{{tab}}Ten w zbrodniach posiwiały niegdyś kancelista, który zaczął od fałszerstwa, a potém awansował na rabusia i mordercę, nie kłopotał się nigdy o wykręt.<br>
{{tab}}Tu nawet w téj ostatniéj celi, z któréj była jedna tylko droga na wystawione jak widzieliśmy rusztowanie, nie tracił Fursch nadziei, że podstępem albo siłą się ocali.<br>
{{tab}}Zaiste, ten wypolerowany łotr, który w życiu swojém zgładził zapewne tylu ludzi co i Traupmann, był jednak innego rodzaju złoczyńcą niż tamten.<br>
{{tab}}Gdyby nam wolno było użyć tego wyrażenia, nazwalibyśmy Furscha delikatniejszym i inteligentniejszym.<br>
{{tab}}Traupmann, był to pospolity, żarłoczny zwierz. Fursch zaś był to złoczyńca ''par excellence!'' Traupman był niezręcznym mordercą ludzi, który się w ciągu kilku tygodni dostał pod gilotynę. Fursch zaś wyrafinowany, zręczny, powierzchownie wielce towarzyski i dla tego tém niebezpieczniejszy morderca, umiał zobowiązywać sobie ludzi wpływowych.<br>
{{tab}}Rozmyślał teraz nad tém, jakby przy najpierwszéj sposobności pochwycić i udusić dozorcę, gdy wieczorem przyjdzie rewidować jego celę.<br>
{{tab}}Wtedy możeby się dało coś zrobić.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_282" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1012"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1012|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1012{{!}}{{#if:282|282|Ξ}}]]|282}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mimo podstarzałości, był jednak zarówno silny jak odważny.<br>
{{tab}}Lecz zaszła okoliczność, która plan jego zmieniła.<br>
{{tab}}Wieczorem po przeprowadzeniu do więzienia la Roquête, na korytarzu wiodącym do jego celi, dała się słyszeć rozmowa, a jeden jéj głos wydał mu się znajomym.<br>
{{tab}}Fursch roześmiał się sarkastycznie i złośliwie.<br>
{{tab}}Wszyscy protektorowie, których w zeznaniach swoich oszczędził, okazali się wdzięcznymi. Baron von Schlewe, którego mógł mocno skompromitować, a nie uczynił tego, boby sobie tém wcale nie pomógł, widocznie nie zapomniał o nim i przybył go pocieszyć.<br>
{{tab}}Klucze zaszeleściły we drzwiach więziennéj celi, które się wnet otworzyły.<br>
{{tab}}Dozorca stał w głębi korytarza — we drzwiach obok pana naczelnego inspektora ukazał się baron von Schlewe, którego głos Fursch poznał.<br>
{{tab}}Dobry, pobożny, litościwy pan przybył do więzienia — szukał złoczyńcy Furscha.<br>
{{tab}}Rzeczywiście była to ofiara, o jakiéj pomyśleć mogą tylko ludzie równie pobożni i miłosierni jak ów szlachetny baron von Schlewe.<br>
{{tab}}Naczelny inspektor ukłonił się bardzo uprzejmie, i wyjątkowym sposobem pozostawił barona von Schlewe w celi skazanego na śmierć, dla którego już kat paryzki zamierzał czynić swoje przygotowania i kazał szlifować topór.<br>
{{tab}}Mógł był oszczędzić tego trudu.<br>
{{tab}}Chociaż tę ofiarę uważał za równie pewną jak wszystkie poprzedzające, skoro siedziały w złowrogim, wielkim domu na placu, de la Roquête. Fursch jednak stanowił wyjątek.<br>
{{tab}}Powitał barona prawdziwie po kawalersku, za to, że nie wahał się odwiedzić go.<br>
{{tab}}— Przebacz mi pan, rzekł z uśmiechem, że. nie jestem nawet w stanie podać panu krzesła, panie baro- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_283" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1013"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1013|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1013{{!}}{{#if:283|283|Ξ}}]]|283}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie. Paryż nazywają siedzibą cywilizacji, ale jeszcze daleki od tego.<br>
{{tab}}Von Schlewe również uśmiechnął się — humor tego kandydata śmierci podobał mu się.<br>
{{tab}}— Daj temu wszystkiemu pokój, kochany Furschu — możemy stojąc rozmawiać! Bardzo mi boleśnie, że cię tu znajduję, bo uważam cię za niewinnego!<br>
{{tab}}— Wolno panu, panie baronie; dowody są słabe, bo wiadomo, że zmarli milczą!<br>
{{tab}}— Boli mnie to, że grożą twojéj szyi, cicho mówił; daléj von Schlewe, przystąpiwszy nieco bliżéj; byłeś zawsze człowiekiem, na którego można było rachować!<br>
{{tab}}— I dzisiaj jeszcze jestem taki sam, panie baronie; ręczę za to słowem.<br>
{{tab}}— Niestety! podczas mojéj nieobecności — bo jeździłem za interesami do hiszpańskiego klasztoru w Burgosie, sprawa twoja się zawikłała?<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, że trochę za nadto!<br>
{{tab}}— Niestety, powtarzam — lecz spodziewam się, że nie ma jeszcze nic spóźnionego!<br>
{{tab}}— Ratunek, drogi baronie, nigdy nie jest za późny, jeżeli nie leżymy jeszcze na gilotynie!<br>
{{tab}}Baron chrząknął — powiedziane przez Furscha „my,“ połechtało go po szyi.<br>
{{tab}}— Wielu osobom dałeś dowody uczciwości, powiedział von Schlewe, i te osoby chcą cię koniecznie uratować.<br>
{{tab}}— Właśnie też wielki już czas po temu!<br>
{{tab}}— Widać, że znasz swoje położenie?<br>
{{tab}}— O to właśnie zawsze się starałem — nic przed sobą nie ukrywam!<br>
{{tab}}— A więc te osoby uczynią coś dla ciebie, jeżeli liczyć mogą na twoją wdzięczność i dalsze milczenie, mój kochany Fursch! poszepnął von Schlewe.<br>
{{tab}}— Te osoby doczekają się czegoś, drogi baronie, jeżeli opuszczę ten dom straszliwy!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_284" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1014"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1014|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1014{{!}}{{#if:284|284|Ξ}}]]|284}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Książę de Monte-Vero znalazł swoją córkę!<br>
{{tab}}— To dla mnie nowość — ten człowiek ma szczęście! Powiedz drogi baronie, hrabinie Ponińskiéj, że to szczęście skończy się za trzy dni, jeżeli mi się uda ujść szczęśliwie z téj pułapki!<br>
{{tab}}— Czy może pani zamku Angoulême, we wszelkich okolicznościach polegać na tém? czatując na Odpowiedź spytał von Schlewe.<br>
{{tab}}— W każdym razie, panie baronie! Alboż Fursch nie zawsze dotrzymuje tego, co przyrzeka?<br>
{{tab}}— Dotychczasowe twoje przedsięwzięcia nie powodziły się!<br>
{{tab}}— Myślisz pan o Rio i o pożarze? Rzeczywiście — ale wprawa stanowi mistrza, drogi baronie!<br>
{{tab}}— Żartowniś z ciebie widzę, Furschu!<br>
{{tab}}— Tuż przy rusztowaniu, panie baronie!<br>
{{tab}}— Dobrze, to świadczy o geniuszu!<br>
{{tab}}— Czy pan przybywasz, aby mi dać pomoc? Mówmy o rzeczy!<br>
{{tab}}— Przyszedłem, aby cię przynajmniéj pocieszyć.<br>
{{tab}}— Jeżeli pan nie miałeś lepszego zamiaru, to sam sobie dopomódz zdołam.<br>
{{tab}}— Daj pokój wszystkiemu, Furschu — jutro w nocy będziesz wolny!<br>
{{tab}}— Jutro w nocy będzie już za późno! Pan baron wiesz zapewne, ze skażanym dodają na ostatnią noc dwóch dozorców i księdza — sądzę, że następna noc ma być moją ostatnią nocą.<br>
{{tab}}— Dozorcy ze światłem i winem przyjdą dopiero około północy do twojéj celi, z sędzią, ksiądz ustąpi po przeczytaniu ci wyroku — a ty o jedenastéj już z celi wyjdziesz!<br>
{{tab}}— To śmiałe! Ale jeżeli mnie pan w téj ostatniéj godzinie na sztych wystawisz?<br>
{{tab}}— Wtedy hrabina Ponińska dozna zawodu w przyniesieniu ci pomocy!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_285" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1015"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1015|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1015{{!}}{{#if:285|285|Ξ}}]]|285}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Rozumiem drogi baronie! Oświadcz pan szanownéj hrabinie, że tym razem przekonam ją o mojéj wdzięczności bardziéj niż kiedykolwiek, i że w pałacu przy ulicy Rivoli w przeciągu trzech dni znajdować się będzie trup, przy którym klęczeć będzie upokorzony książę!<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze, kochany Furschu — i wtedy niewątpliwie z Hawru odpłyniesz do Ameryki?<br>
{{tab}}— Zgadujesz pan moje, myśli baronie! Jednak nie z Hawru, bo to za bardzo zwyczajne — obiorę inną, lepszą drogę!<br>
{{tab}}— Jak ci się podoba! poszepnął von Schlewe: umowa zawarta! Trzymaj się pana naczelnego inspektora w la Roquête; teraz śpieszę do niego, od niego dowiesz się co daléj nastąpi.<br>
{{tab}}— Tysiączne dzięki!<br>
{{tab}}— Nie śpij Furschu, abyś i przez sen nie wydał naszéj rozmowy — a — za trzy dni trup w pałacu przy ulicy Rivoli!<br>
{{tab}}— Jak przyrzekłem, drogi baronie!<br>
{{tab}}— Niech cię święci mają w swojéj opiece! kończąc rozmowę głośno rzekł von Schlewe, bo znowu zabrzęczały klucze w zamku.<br>
{{tab}}Czas rozmowy upłynął.<br>
{{tab}}Sam pan d’Epervier otworzył drzwi — łaska to niesłychana! Ale aby rąk sobie nie powalał, włożył na nie rękawiczki.<br>
{{tab}}Baron wyszedł naprzeciwko niemu.<br>
{{tab}}Pan naczelny inspektor pozostawił dozorcy zamknięcie znowu drzwi, gdy von Schlewe, podchodząc ku niemu, wyszedł z celi.<br>
{{tab}}Dwaj panowie rozmawiając o chłodnéj jesieni i o ostatnich wyścigach, przebyli korytarz i zbliżyli się do leżących na jego końcu pokojów, które otwierały widok na plac de la Roquête.<br>
{{tab}}Były to bardzo eleganckie i wygodnie urządzone pokoje pana d’Epervier.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_286" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1016"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1016|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1016{{!}}{{#if:286|286|Ξ}}]]|286}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}W salonie świeciły się już kandelabry; naczelny inspektor wprowadził tam swojego gościa.<br>
{{tab}}Obaj zasiedli na wysłanych aksamitem krzesłach.<br>
{{tab}}Służący pana Epervier’a przyniósł wybornéj madery i pięknie rznięte kieliszki.<br>
{{tab}}Widocznie okazywano baronowi wszelkie względy.<br>
{{tab}}Gdy dwaj panowie, którzy jak wspomnieliśmy, zabrali z sobą znajomość w zamku Angoulême, pozostali sami w pokoju, mówili najprzód o godnych podziwienia przyjemnościach, które nastręczała hrabina Leona Ponińska.<br>
{{tab}}— Ta piękna kobieta to czarodziejka! z zapałem wyznał pan d’Epervier, co barona zapewniło niewątpliwie, że ten najmniéj znaczący bywalec w zamku Leony, jest jéj najzagorzalszym wielbicielem.<br>
{{tab}}— Ona jest równie piękna, jak rozsądna i niedostępna!
<br>
{{tab}}— Niedostępna — z ubolewaniem powtórzył pan d’Epervier; sądzę że pan masz słuszność panie, bo dawno znasz hrabinę?<br>
{{tab}}— Od lat kilku zaszczyca mnie swojém zaufaniem! Dostojna ta pani doznaje wielu przeciwności.<br>
{{tab}}— Widząc ją tak promieniejącą, trudno temu uwierzyć!<br>
{{tab}}— Są to tajemnice, szanowny panie, najdelikatniejsze tajemnice!<br>
{{tab}}— O, ta hrabina to najpiękniejsza kobieta w świecie, najwspanialsza postać, jaką kiedykolwiek widziałem! z prawdziwym zapałem zawołał rozkochany i dla silnych dam wielce czuły pan d’Epervier, którego na prawdę zawsze jeszcze zachwycająca postać pulchnéj i powabnej Leony zupełnie oczarowała, i napełnił kieliszek barona, po którym spodziewał się, że mu nastręczy sposobność bliższego widzenia się z najpożądańszą kobietą w Paryżu: — wychylmy na cześć najpiękniejszéj kobiety, panie baronie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_287" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1017"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1017|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1017{{!}}{{#if:287|287|Ξ}}]]|287}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Z radością, odpowiedział von Schlewe, lekko dotykając kieliszka pana naczelnego inspektora i kosztując madery; ten zaś, myśląc o pięknéj kobiecie, cały kieliszek wypróżnił. Powód mojéj tu bytności ma niejaką wspólność z temi tajemnicami! zawołał von Schlewe w ciągu rozmowy, aby zaciekawić pana d’Epervier.<br>
{{tab}}— Ma wspólność z temi tajemnicami? powtórzył wielki inspektor: ów skazany na śmierć...<br>
{{tab}}— Z którym za łaską pańską rozmówić się mogłem, potwierdził von Schlewe.<br>
{{tab}}— Ów Fursch byłżeby z najpiękniejszą, najdostojniejszą kobietą...?<br>
{{tab}}— Tajemnie połączony! dopełnił von Schlewe. Nie pytaj mnie o to, kochany panie d’Epervier, są to właśnie tajemnice! Hrabina odda wszystko, jeżeli zdoła sprawić, że wyrok nie przyjdzie do skutku.<br>
{{tab}}— Jestem nadzwyczaj zdziwiony! Ale, o Boże, takie nieszczęsne stosunki rodzinne trafiają się wszędzie! Przypomnij pan sobie tylko margrabiego de Chartres, którego brat skazany został na dożywotnie wygnanie do Kajenny; przypomnij pan sobie syna księcia de Montebello, który umknął do Australii...<br>
{{tab}}— Udało mu się uciec! o to też i tu idzie! powiedział von Schlewe, korzystając z przytoczonego przez inspektora przykładu.<br>
{{tab}}— Uniknął hańby!<br>
{{tab}}— Za to książę winien dzięki Stwórcy i miłosierdziu urzędnika, który mu ucieczkę ułatwił.<br>
{{tab}}— Przed pięciu, sześciu laty zdarzały się takie wypadki.<br>
{{tab}}— Pan mniemasz, panie Epervier, że dzisiaj już się to zrobić nie da? znacząco zapytał von Schlewe.<br>
{{tab}}— Cesarstwo mocno to utrudniło, szanowny baronie, nieskończenie utrudniło!<br>
{{tab}}— Smutną tedy odpowiedź przyniosę hrabinie! powstając odrzekł von Schlewe ze źle ukrytém nieukontentowaniem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_288" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1018"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1018|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1018{{!}}{{#if:288|288|Ξ}}]]|288}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O, zacny panie baronie, racz oświadczyć najpiękniejszéj kobiecie, że ginę z uległości i posłuszeństwa dla niéj! gorliwie zapewniał naczelny inspektor.<br>
{{tab}}Von Schlewe szyderczo się uśmiechnął — jego blada, pomarszczona twarz miała do tego rysu szczególny talent — w minie jego mieściły się zarazem duma, cierpkość i szatański uśmiech.<br>
{{tab}}— Hrabina Leona Ponińska zwykła czcze słowa brać za to czém są rzeczywiście — zwykła nie słuchać ich, a tylko za czyny łaską wynagradzać!<br>
{{tab}}Pierwszy inspektor w la Roquête widocznie dobrze zrozumiał ostatnie słowa Schlewego.<br>
{{tab}}Przez chwilę namyślał się, a siwe oczy barona mierzyły go.<br>
{{tab}}Nagle Epervier ujął rękę Schlewego.<br>
{{tab}}— Powiedz mi pan zatém otwarcie, co mogę uczynić dla pięknej hrabiny, która mnie snu pozbawia — która mi się tak powabnie w moich marzeniach ukazuje! powiedział porywczo i namiętnie.<br>
{{tab}}— Mów pan ciszéj, panie d’Epervier! upomniał von Schlewe: sądzę, że traktujemy o rzeczach...<br>
{{tab}}— Które gardłem przypłacić mogę! Masz pan słuszność, panie baronie; mimo to — powiedz mi pan otwarcie, czego żąda hrabina Ponińska?<br>
{{tab}}— Między nami mówiąc, panie d’Epervier, rzecz to drażliwa! Ale przewiduję, że dla pana będzie łatwa. Hrabinie to sprawi wielką przyjemność, szepnął von Schlewe naczelnemu inspektorowi, biorąc go pod rękę i powoli przechadzając się z nim po pokoju: jeżeli więzień z la Roquête uniknie bolesnéj sceny, którą po téj i następnéj nocy ma odegrać!<br>
{{tab}}Epervier pokazał wielkie urzędowe pismo, leżące na bocznym stole.<br>
{{tab}}Było to polecenie wydania katowi skazanego na śmierć po upływie dwóch dni.<br>
{{tab}}— Ja dla niego muszę się także więzić, panie baronie — pan wiesz co to znaczy!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_289" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1019"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1019|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1019{{!}}{{#if:289|289|Ξ}}]]|289}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zdaje mi się, że dopiero od jutra po północy dwaj dozorcy pilnować będą więźnia?<br>
{{tab}}— Tak jest!<br>
{{tab}}— Niepodobna, abyś go pan tak długo sam pilnował, panie d’Epervier, tego nikt nie żąda. Zatém nie możesz pan odpowiadać, jeżeli więźniowi w la Roquête uda się ujść, gdy pan ulegając zaproszeniu pięknéj hrabiny Ponińskiéj, zamiast tutaj, znajdować się będziesz w zamku Angoulême, na poufném sam na sam!<br>
{{tab}}— Na sam na sam z hrabiną? namiętnie zawołał Epervier; czy dobrze zrozumiałem?<br>
{{tab}}— Sądzę, że mogę to panu przyrzec, jeżeli pan dopuścisz, aby więzień przed egzekucyą uciekł.<br>
{{tab}}— Dla Boga wielkiego! dajesz mi pan trudny wybór, panie baronie!<br>
{{tab}}— Decyduj się, kochany panie d’Epervier! Jutro wieczorem o godzinie jedenastéj będziesz pan oglądał najpiękniejszą kobietę na świecie, jak w swoim nigdy dla żadnego śmiertelnika nieprzystępnym buduarze odbywa próby z tancerkami i marmurowemi damami swoich w całym świecie wsławionych przedstawień — tymczasem o téjże saméj godzinie więzień w jakiémkolwiek przebraniu celę swoją opuści.<br>
{{tab}}— To niepodobieństwo — poznają go.<br>
{{tab}}— Już mnie pan to pozostaw, kochany panie Epervier! Ale przedewszystkiém dwa pytania: Czy oprócz dozorcy i pan masz klucz do celi więźnia, klucz na pewno otwierający?<br>
{{tab}}— Mam klucze do wszystkich cel!<br>
{{tab}}— Doskonale! Pożycz mi pan tego klucza do jutra do południa. A teraz drugie pytanie: Kto oprócz dozorcy wejdzie jutro wieczorem do celi więźnia?<br>
{{tab}}— Nikt potém już tam wejść nic może!<br>
{{tab}}— Namyśl się, panie d’Epervier — czy i kat nie?<br>
{{tab}}— Jego pomocnik — masz pan słuszność; muszę podziwiać pańską oględność i znajomość rzeczy, panie ba- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_290" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1020"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1020|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1020{{!}}{{#if:290|290|Ξ}}]]|290}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ronie! odpowiedział naczelny inspektor, mocno wzruszony.<br>
{{tab}}— Pomocnik kata? Wybornie! Skoro mi pan do jutrzejszego południa pożyczysz klucza, o czém nawet mój cień się nie dowie, nic nie potrzebujesz czynić, na nic się narażać, tylko wsiąść do powozu, który o godzinie dziesiątéj przy bramie oczekiwać pana będzie.<br>
{{tab}}— Pan jesteś — straszny człowiek, baronie! poszepnął Epervier, widząc się zwyciężonym. Pan jesteś — szatan kusiciel!<br>
{{tab}}Von Schlewe głośno się roześmiał.<br>
{{tab}}— Kochany panie, dodał potém, dobrze to być szatanem, kiedy się wyświadcza komu przysługę taką, jak oglądanie najpiękniejszéj kobiety! Czekam pana jutro wieczorem o kilka minut po dziesiątéj u wjazdu do zamku Angoulême — przybij pan!<br>
{{tab}}Pan d’Epervier, którego oczy pałały, położył mięsistą rękę na chudéj dłoni Schlewego.<br>
{{tab}}— A teraz klucz, mój drogi! czekając przypomniał baron.<br>
{{tab}}Epervier widocznie walczył — czuł, że przez wydanie klucza zdecydował się — że już się cofnąć nie może.<br>
{{tab}}Von Schlewe ujrzał, że naczelny inspektor waha się.<br>
{{tab}}— Będziesz pan patrzał na piękną hrabinę tak długo i tak blizko, jak się panu podoba — w marmurowym pokoju prób! mówił cicho.<br>
{{tab}}— Więc dobrze — kiedy otrzymam klucz napowrót?<br>
{{tab}}— Jutro o południu — sam go tutaj panu przyniosę.<br>
{{tab}}— A drugi klucz?<br>
{{tab}}— Po zrobionymi użytku pójdzie do Sekwany, kochany panie d’Epervier, kiedy ja w co się wdam, to pan możesz być spokojny.<br>
{{tab}}Inspektor poszedł do przyległego pokoju.<br>
{{tab}}Twarz Schlewego pomarszczona i siwa złowrogo się uśmiechała, oczy zezowały jaśniejąc z zadowolenia.<br>
{{tab}}Po upływie kilku minut Epervier powrócił — miał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_291" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1021"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1021|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1021{{!}}{{#if:291|291|Ξ}}]]|291}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w ręku dosyć duży, nieco rdzą zaszły klucz i właśnie odwiązywał numer znajdujący się przy jego rękojeści.<br>
{{tab}}Poczém podał go baronowi.<br>
{{tab}}— Bardzo dziękuję za grzeczność, zacny panie d’Epervier, powiedział von Schlewe ściskając mu rękę; nie będziesz pan tego żałował! Jutro o południu jeszcze raz się panu naprzykrzę, odniosę klucz i poproszę o zaprowadzenie mnie do więźnia w la Roquête dla ostatniego z nim widzenia się.<br>
{{tab}}— To nie uchodzi — nie uchodzi w żadnym razie — toby nas zdradziło<br>
{{tab}}— Czyliż ostatniego dnia nie wpuszczają krewnych po raz ostatni do skazanego?<br>
{{tab}}— Krewnych — więcéj nikogo!<br>
{{tab}}— No, to jutro będę inaczéj wyglądał, niby wzruszony brat więźnia ukażę się i odwiedzę go w pańskiéj obecności, dla pożegnania się z nim!<br>
{{tab}}— To szalony zamiar!<br>
{{tab}}— Pan w nim nic nie ryzykujesz, kochany panie d’Epervier, bo w najgorszym razie, będziesz oszukany i dla tego nie ulegający odpowiedzialności!<br>
{{tab}}— Niech i tak będzie — o niczém nie wiem — wszystko panu pozostawiam, baronie!<br>
{{tab}}— Byle nie odwiedziny w zamku Angoulême, co? rozśmiał się von Schlewe. Bądź pan zdrów, mój nieoceniony panie d’Epervier! O godzinie dziesiątéj czeka na pana ekwipaż i bożki widok, jaki nie wiem kiedy dostał się w udziale śmiertelnikowi — żegnam!<br>
{{tab}}Baron potrząsł ręką naczelnego inspektora jak nowo nabytego przyjaciela, i odprowadzony przez niego wyszedł z pokojów.<br>
{{tab}}Już było późno. Spojrzenie w korytarze więzienne przekonało barona, że nie są za mocno strzeżone. Dwóch dozorców z cicha rozmawiających przechadzało się tam i na powrót około celi skazanego.<br>
{{tab}}Na dole znajdował się odźwierny, który bez wylęgi- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_292" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1022"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1022|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1022{{!}}{{#if:292|292|Ξ}}]]|292}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X14" />tymowania się nikogo nie wpuszczał do domu ani wypuszczał z niego.<br>
{{tab}}Na rozkaz pana Epervier’a z wielką usłużnością otworzył wysokie, ciężkie drzwi.<br>
{{tab}}Baron znalazł się teraz na dziedzińcu.<br>
{{tab}}Tu i przy wielkiéj bramie prowadzącéj na plac de la Roquête, przechadzały się posterunki.<br>
{{tab}}Odźwierny musiał także otworzyć tę bramę, i teraz dopiero baron wyszedł na wolne miejsce.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X14" />
<section begin="X15" />{{c|ROZDZIAŁ XV.|w=120%|po=8px}}
{{c|{{Rozstrzelony|Zuzanna w kąpiel}}i.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Następny dzień był ponury i dżdżysty. Nie chciało się wyjaśnić. Z nizko zwieszonych chmur prawie z wygodną spokojnością i wytrwałością padał śnieg i deszcz na wilgotne i brudne ulice Paryża.<br>
{{tab}}Przeszłego jeszcze wieczora von Schlewe posłał przez swojego sługę klucz pana d’Epervier do niepozornego ślusarza na małéj bocznéj uliczce, i żądał, aby nowy klucz nazajutrz rano był gotów.<br>
{{tab}}Ani sługa ani ślusarz nie domyślali się co to za klucz, baron kazał dorabiać. Nazajutrz jak zamówiono, otrzymał oba klucze, i przypatrzywszy się im, przekonał się, że są zupełnie jednakowe.<br>
{{tab}}Von Schlewe ubrał się teraz bardzo skromnie po miejsku, włożył perukę, któréj nigdy nie nosił i która mu twarz zupełnie zmieniła, trochę się uśmiechnął i wyprawił sługę, aby niepostrzeżony mógł pieszo wyjść z domu. Baron wziął stary, ciemny płaszcz, włożył niepozorny kapelusz i wyszedł z mieszkania.<br><section end="X15" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_293" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1023"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1023|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1023{{!}}{{#if:293|293|Ξ}}]]|293}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nikt, bo nawet i najzaufańsi przyjaciele, nie byliby w stanie poznać w nim dumnego i znakomitego ponfnika hrabiny Ponińskiéj.<br>
{{tab}}Prócz tego działo się to w porannéj godzinie, w któréj ukazywać się na ulicy ludziom takim jak baron zupełnie nie przystoi — zwłaszcza w taką pogodę i piechotą.<br>
{{tab}}Von Schlewe rzeczywiście wielkie robił poświęcenie, ale zarazem miał plan, dla którego wykonania nic mu trudném nie było.<br>
{{tab}}W potrzebie był to zręczny komedyant, umiejący odegrać rolę swoją aż do złudzenia. Jego tak niezwykle ranna wycieczka miała widocznie cel daleki, bo śpieszył coraz daléj nowemi ulicami i uliczkami, przeszedł Sekwanę, skręcił na rogu, śpieszył przez plac, a deszcz mglisty zmoczył go do nitki.<br>
{{tab}}Nakoniec zdążył do celu wycieczki. Stał przed domem nieco odosobnionym i mającym w tyle obszerne podwórza.<br>
{{tab}}Było to zabudowanie paryzkiego kata.<br>
{{tab}}Baron nie wzdragał się wyszukać tego nie tak jak dawniéj wzgardzonego, ale zawsze unikanego człowieka.<br>
{{tab}}Mistrzowi sprawiedliwości w dawnych czasach nie wolno było mieszkać w obrębie miasta.<br>
{{tab}}Teraz jest już inaczéj! Zabudowania, przed któremi stał baron, wyglądały jak inne? były nieco odosobnione, lecz po za niemi rozciągały się jeszcze całe cyrkuły miasta.<br>
{{tab}}Wszedł do domu, rozejrzał się po nim, i przez otwarte drzwi sieni postrzegł człowieka, który miał coś do czynienia z małym wózkiem nieco złowrogo wyglądającym. Deszcz zmoczył jego drzewo poczerniałe — nad nim było nakrycie, teraz otwarte, bo człowiek wymywał tę wozową skrzynkę we środku.<br>
{{tab}}Von Schlewe mimowolnie nieco się wzdrygnął.<br>
{{tab}}Był to wóz straconych — pomocnik kata, postać <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_294" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1024"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1024|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1024{{!}}{{#if:294|294|Ξ}}]]|294}}'''<nowiki>]</nowiki></span>muskularna z zawiniętemi rękawami, mył go dla Furscha.<br>
{{tab}}Teraz było ochędożnie — czyściéj niż za czasów wielkiéj rewolucyi, kiedy jednego trupa rzucano na drugi i dozwalano spływać krwi — zawsze dla nowego niemego podróżnego czyszczono powóz.<br>
{{tab}}— Psi — przyjacielu! stłumionym głosem spytał von Schlewe.<br>
{{tab}}Człowiek z gołemi rękami spojrzał i postrzegł obcego, stojącego we drzwiach sieni.<br>
{{tab}}— Przyjacielu?! powtórzył nie bardzo zachęcająco — pan pierwszy dopiero tak mnie nazywasz! Czego pan tu szukasz?<br>
{{tab}}Von Schleve nieco się przybliżył, ale wózek, może tylko w wyobraźni, tak mu niemiło zapachniał, że aż się odwrócił.<br>
{{tab}}Człowiek przy wózku rozśmiał się niedelikatnie — przy robocie czarne jego włosy zwisły mu złowrogo w koło głowy, miał na sobie zmoczoną koszulę i spodnie, których czerwona wypustka świadczyła, że kiedyś służyły żołnierzowi. Nogi miał bose.<br>
{{tab}}— Miałbym wam coś powiedzieć na czworo oczu! nieco tchórzowato rzekł baron von Schlewe.<br>
{{tab}}— Gadajcie prędzéj mam pilną robotę! spokojnie odpowiedział pomocnik kata daléj szorując.<br>
{{tab}}— Tutaj zmokniemy.<br>
{{tab}}— Już zmokliśmy — cóż tam powiecie?<br>
{{tab}}— Prosiłbym was bardzo o jedną grzeczność, kochany przyjacielu, naturalnie za odpowiedniém pieniężném wynagrodzeniem.<br>
{{tab}}Człowiek z gołemi rękami i nogami po tych ostatnich słowach okazał się chętniejszym.<br>
{{tab}}Słówko „pieniądze“ niétylko na ministrów i radców, ale na grabarzy zmarłych i na pomocników katowskich ten sam wpływ wywiera.<br>
{{tab}}— Mówcie, mówcie — pójdziemy tam do sieni!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_295" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1025"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1025|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1025{{!}}{{#if:295|295|Ξ}}]]|295}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Von Schlewe uśmiechnął się trochę szyderczo — aby lepiéj zapewnić sobie powodzenie, brzęknął pieniędzmi w kieszeni.<br>
{{tab}}Tak długo małomówny i nieprzyjemny człowiek odstąpił od wózka i poszedł do sieni z baronem, którego nie znał, ale teraz więcéj szanował, bo słyszał, że ma pieniądze.<br>
{{tab}}— Idzie tu o pewny żart, o małą maskaradę, mówił v. Schlewe, jeden mój przyjaciel wyprawia jutro pewnego rodzaju bal! Jabym chciał was na tym balu przedstawić — bo to coś niezwyczajnego!<br>
{{tab}}Pomocnik kata śmiał się.<br>
{{tab}}— Chciałem sobie kazać zrobić takie, ubranie jak wasze, które nosicie podczas uroczystości.<br>
{{tab}}— Do jutra? To będzie trudno!<br>
{{tab}}— Myślę, że niewiele jest tego ubrania!<br>
{{tab}}— Oho, czy chcecie obaczyć je?<br>
{{tab}}— Jesteście bardzo uprzejmi — bardzo mi będzie przyjemnie! A nie moglibyście pożyczyć mi waszego ubioru, aby mój krawiec mógł się mu przypatrzyć?<br>
{{tab}}— Nie, potrzebuję go dzisiaj wieczorem! Bo to znowu siedzi jeden w la Roquête, którego szyi przypatrzyć się muszę, i dla którego téj nocy tron zbudujemy!<br>
{{tab}}— Ach tak — no, to na nic mi się nie przyda widzenie, bo opisać rzeczy nie można!<br>
{{tab}}— Dla czego nie? Czerwona koszula, czarne spodnie, u dołu w buty wetknięte, oto i wszystko!<br>
{{tab}}— Wasze rzeczy są jeszcze nowe?<br>
{{tab}}— Zupełnie nowe.<br>
{{tab}}— Dałbym wam chętnie czterdzieści franków, gdy — byście mi ich do jutra rana pożyczyli!<br>
{{tab}}— Czterdzieści franków, powtórzył gołoręki — do pioruna, to byłby interes!<br>
{{tab}}— Mojemu krawcowi musiałbym dać sześćdziesiąt, wolę wam dać czterdzieści i mieć rzeczy w oryginale!<br>
{{tab}}— Prawda, rozśmiał się parobek, macie racyę!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_296" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1026"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1026|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1026{{!}}{{#if:296|296|Ξ}}]]|296}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale czy wy i wasi towarzysze macie jednakową odzież? spytał von Schlewe.<br>
{{tab}}— Naturalnie, zupełnie jednakową! Czekajcie, może się to da załatwić!<br>
{{tab}}— Czterdzieści franków zapłacę wam chętnie i to natychmiast!<br>
{{tab}}— Dam wam moje rzeczy, a na dzisiejszy wieczór pożyczę sobie innych u Henryka, bo inaczéj nie wpuszczonoby mnie do więziennego gmachu! W nocy zresztą wszystkie, koty są szare i wszystko jedno czy przy ustawieniu rusztowania któryś z nas będzie w białéj koszuli czy też w czerwonéj!<br>
{{tab}}— Doskonale! Ale trzeba zachować sekret, powiedział von Schlewe, bo nie byłoby mi przyjemnie, gdyby się ktoś dowiedział, że na balu byłem w odzieży...<br>
{{tab}}— Bądź pan spokojny, nie dowie się nikt ani joty! odpowiedział pomocnik kata i pobiegł przez podwórze.<br>
{{tab}}Baron z zadowoleniem powiedział sobie, że bardzo dobrze i gładko załatwił sprawę.<br>
{{tab}}Według przyrzeczenia mógł o południu być w la Roquête.<br>
{{tab}}Człowiek z gołemi rękami wrócił wkrótce z zawiniątkiem, które w sieni rozwinął, aby pokazać Schlewemu, co dostał za pieniądze.<br>
{{tab}}Była tam ciemno-czerwona koszula, a na niéj z przodu wyszyty srebrem podwójny topór, czarne aksamitne spodnie i przy nich obcisłe lśniące buty.<br>
{{tab}}— Oto macie czterdzieści franków — za wszystko zapłacone?<br>
{{tab}}— Ale pan rzeczy napowrót przyniesiesz?<br>
{{tab}}— Wiecie, że się to często zdarza — jak mi koszulę rozedrą, albo spodnie winem zleją...<br>
{{tab}}— Oho — to lepiéj dajcie od razu ośmdziesiąt franków, zawołał nieokrzesany chłop — abym w takim razie miał sobie sprawić za co nowe rzeczy! Nie wiedziałem że chcecie iść do knajpy?<br>
{{tab}}Baron musiał się wiele nasłuchać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_297" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1027"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1027|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1027{{!}}{{#if:297|297|Ξ}}]]|297}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Oto macie ośmdziesiąt franków — patrzcie, cztery dwudziesto-frankówki — czyście zadowoleni?<br>
{{tab}}— Jakkolwiek — ale — jeżeli rzeczy będą mogły jeszcze służyć do użycia, to mi je przynieście napowrót! Ośmdziesiąt franków za grzeczność i zszarzanie, to nie za wiele!<br>
{{tab}}Von Schlewe dobrze zmiarkował, że gołoręki pragnie korzystać ze sposobności — ale kontent był głównie z tego, że przyszedł do posiadania rzeczy, które więźniowi w la Roquête drzwi otworzyć miały.<br>
{{tab}}— Odwiedzicie dzisiaj waszego człowieka? spytał jeszcze von Schlewe — interesująca to rzecz słyszeć coś podobnego!<br>
{{tab}}— Około godziny jedenastéj wieczorem!<br>
{{tab}}— A kiedy zaczyna się ustawianie rusztowania?<br>
{{tab}}— Około godziny dziesiątéj!<br>
{{tab}}— A kiedyż zaczyna swoją robotę machina, ten wyborny instrument nieśmiertelnego doktora Guillotin’a?<br>
{{tab}}— Gdy wszystko będzie w porządku, jutro rano o godzinie siódmej!<br>
{{tab}}— Muszę się przypatrzyć temu żarcikowi — wszak to dla tego osławionego Furscha ma wybić ostatnia godzina — dla tego zbiega z galer?<br>
{{tab}}— Tak, dla niego! Myślę, że z tym kundmanem będziemy mieli wiele do czynienia!<br>
{{tab}}— Słyszałem, że jego kompanista uciekł?<br>
{{tab}}— Niestety! rzekł gołoręki, inaczéj byłoby jutro rano za człowieka dziesięć franków, a tak będzie tylko pięć!<br>
{{tab}}— A widzieliście już Furscha?<br>
{{tab}}— Nie, ale dzisiaj wieczorem dobrze mu się przypatrzę!<br>
{{tab}}— Strzeżcie się go!<br>
{{tab}}— Myślicie, że on mi coś zrobić może?<br>
{{tab}}— Z takimi ludźmi nie ma co żartować!<br>
{{tab}}— Jeżeli ręką ruszy, za jedném uderzeniem zabiję <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_298" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1028"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1028|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1028{{!}}{{#if:298|298|Ξ}}]]|298}}'''<nowiki>]</nowiki></span>go na śmierć jak wściekłego psa! rzekł srogi pomocnik kata.<br>
{{tab}}— Oho, to go uwolnicie od publicznéj kary?<br>
{{tab}}— Co mnie to obchodzi! — nie pierwszego to już zabitego przywlekliśmy do pani Guillotine!<br>
{{tab}}— Gawęda z wami, tak jest zajmująca, że mi się wcale odejść nie chce! Ale jednak — dziękuję!<br>
{{tab}}— Bawcie się dobrze na balu maskowym!<br>
{{tab}}— Postaramy się — a wy na waszéj uroczystości tracenia — każdy podług gustu!<br>
{{tab}}Gołoręki rozśmiał się. Von Schlewe ostrożnie swój pakunek ukrył pod płaszczem i wyszedł.<br>
{{tab}}Rzecz jeszcze nie obeszła się bez trudności. Odźwierny w la Roquête nie powinien był wcale spostrzedz wprawdzie niewielkiéj objętości, ale jednak dosyć znacznego pakunku.<br>
{{tab}}Baron więc wsunął się do jednego z domów, który uważał za stosowny, aby tam ułożyć i schować należycie rzeczy przeznaczone dla Furscha.<br>
{{tab}}Udało mu się zwinąć czerwoną koszulę i włożyć do kieszeni płaszcza — ale aksamitne spodnie i buty kłopot mu robiły.<br>
{{tab}}Musiał się spuścić na los szczęścia, i jak mógł najlepiéj utwierdził je pod szerokim płaszczem, który wciągnął na ramiona.<br>
{{tab}}Pochmurna, niemiła pogoda dżdżysta sprzyjała jego dziełu.<br>
{{tab}}Przybrawszy więc jak najsmutniejszą minę, ruszył w kierunku Père-Lachaise i przybył na ulicę la Roquête.<br>
{{tab}}Im bardziéj zbliżał się do złowrogiego miejsca, tém nieszczęśliwiéj wyglądała twarz jego.<br>
{{tab}}Nakoniec ujrzał przed sobą wolny plac i potężne więzienne gmachy.<br>
{{tab}}Zapomnieliśmy przytoczyć wyżéj, że w pobliżu wielkiej bramy znajdowały się wkopane w ziemię żelazne kliny, mające służyć do przytwierdzenia gilotyny — których teraz nie używają, ponieważ umieszczone są za <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_299" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1029"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1029|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1029{{!}}{{#if:299|299|Ξ}}]]|299}}'''<nowiki>]</nowiki></span>blizko od murów, lecz natomiast wkopują zawsze w ziemię drewniane pale.<br>
{{tab}}Baron zagłębiony mocno w swoich myślach i wyrachowaniach, potknął się o jeden z tych klinów i tylko co nie upadł.<br>
{{tab}}Sarkastycznie uśmiechnął się, gdy jak każdy kto się potknie, obejrzał i postrzegł żelazny słupek.<br>
{{tab}}— Toby było fatalnie, gdybym przez niego upadł! pomruknął i zbliżył się do bramy.<br>
{{tab}}Zegar więzienny zapowiedział południe.<br>
{{tab}}Pan d’Epervier niewątpliwie czekał z boleścią serca na klucz.<br>
{{tab}}Von Schlewe skromnie i trwożliwie, jak zwykle krewny skazanego, pociągnął za dzwonek. Usiłował mieć wilgotne oczy.<br>
{{tab}}Odźwierny brząkając kluczami, pośpieszył na wezwanie i otworzył bramę.<br>
{{tab}}Nie mógł poznać barona, bo poprzedniego dnia ciemno było, kiedy go wpuszczał i wypuszczał.<br>
{{tab}}— Obciąłbym widzieć się z panem naczelnym inspektorem — powiedział von Schlewe boleśnie drżącym głosem.<br>
{{tab}}— Nie można teraz!<br>
{{tab}}— O! poproście go o kilka słów — jestem bratem więźnia z la Roquête!<br>
{{tab}}Więźniem z la Roquête nazywa się wyłącznie skazany na śmierć; odźwierny zatém wiedział zaraz co znaczą te słowa.<br>
{{tab}}— Jesteście bratem Furscha? No, to wejdźcie!<br>
{{tab}}— Najnieszczęśliwszym bratem na świecie!<br>
{{tab}}— Gdzież macie swoje papiery? spytał odźwierny, zamknąwszy znowu wielką i ciężką bramę i przypatrując się baronowi.<br>
{{tab}}Niedaleko przechadzał się szyldwach tam i napowrót.<br>
{{tab}}— Papiery... kochany panie nie przyniosłem ich, powiedzcie to panu naczelnemu inspektorowi!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_300" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1030"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1030|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1030{{!}}{{#if:300|300|Ξ}}]]|300}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— To się na nic nie zdało, rzekł odźwierny, ale proszę za mną!<br>
{{tab}}— Widzę, że macie litość nademną, niech wam to Najświętsza Panna wynagrodzi! półgłosem powiedział von Schlewe, idąc za odźwiernym przez więzienne podwórze, po którego czterech bokach sztywno wznosiły się czerwone mury. Starał się tylko ukryć to, co niósł pod płaszczem.<br>
{{tab}}Nakoniec doszedł do drzwi, prowadzących na korytarze — odźwierny otworzył je.<br>
{{tab}}Posterunek przyglądał się baronowi.<br>
{{tab}}Ten szybko wsunął się na korytarz.<br>
{{tab}}— Przemówcie tylko dobre słowo za mną, mnie trochę za ciężko pożegnać się z bratem!<br>
{{tab}}— O zły to człowiek!<br>
{{tab}}— Któż może ręczyć za brata? Ja jeszcze nawet żadnéj muszce krzywdy nie zrobiłem!<br>
{{tab}}— Poczekajcie trochę! mówił odźwierny i zwrócił się ku mieszkaniu pana naczelnego inspektora.<br>
{{tab}}Von Schlewe nie mógł utaić tego przed sobą, że mu się cokolwiek gorąco robiło — ale myśl o trupie w pałacu przy ulicy Rivoli wszystko przezwyciężyła.<br>
{{tab}}Pan d’Epervier wyszedł na korytarz.<br>
{{tab}}Spojrzał na barona okrytego płaszczem i byłby go wcale nie poznał.<br>
{{tab}}— Przystąp bliżéj, mój panie! zawołał.<br>
{{tab}}Odźwierny oddalił się.<br>
{{tab}}Von Schlewe śpiesznie wszedł do pokoju pana naczelnego inspektora.<br>
{{tab}}— Dzięki Bogu! mruknął, gdy pan d’Epervier drzwi za nim zamknął — teraz już wszystko w porządku!<br>
{{tab}}— I czy to pan na prawdę, panie baronie?<br>
{{tab}}— To komedya, mój szanowny panie d’Epervier, oto klucz — bardzo dziękuję!
A teraz pozwól mi pan pożegnać więźnia w la Roquête!<br>
{{tab}}Naczelny inspektor z trwożliwą porywczością znowu przywiązał numer do rękojeści klucza.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_301" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1031"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1031|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1031{{!}}{{#if:301|301|Ξ}}]]|301}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Przepędziłem noc bezsennie! wyznał Epervier.<br>
{{tab}}— Wierzę ci mój łaskawco, kiedy mnie czeka taki widok, jak ten, który ujrzysz dzisiaj wieczorem, to i ze mną, dzieje się to samo!<br>
{{tab}}— Jest to tém fatalniejsza historya, że ten Fursch, przez swoje krwawe czyny, zwrócił na siebie uwagę całego dworu i sam cesarz miał się nawet odezwać, iż zadowolony jest ze schwytania tego niebezpiecznego człowieka!<br>
{{tab}}— Bajki, mój kochany Epervier, cesarz ma o czém inném radzić, nie zaś o sprawkach takiego Furscha! Powtarzam ci, że nic nie wiesz o tém co się stanie!<br>
{{tab}}— Ale pomimo tego mogę ten interes głową przypłacić!<br>
{{tab}}— Widzieć Leonę, a potém umrzeć, mój drogi! poszepnął von Schlewe — po niéj już nie mamy innéj rozkoszy!<br>
{{tab}}— Chodź pan zemną, panie baronie!<br>
{{tab}}— Czy Fursch zna już brzmienie wyroku?<br>
{{tab}}— Nie, dowie się o nim dopiero dzisiaj wieczorem o jedenastéj godzinie!<br>
{{tab}}— Czy mnie pan znowu wyprowadzisz z celi?<br>
{{tab}}— Muszę!<br>
{{tab}}— Ale pan nie potrzebujesz w niéj pozostawać?<br>
{{tab}}— Tego mi instrukcya nie nakazuje.<br>
{{tab}}— Doskonale, więc pan jesteś wolny od wszelkiéj winy!<br>
{{tab}}— Jakże pełen współczucia jesteś, panie baronie!<br>
{{tab}}— I jak się poświęcam! — Tak, tak, mój kochany panie d’Epervier! Otóż to się nazywa miłość ludzkości!<br>
{{tab}}Naczelny inspektor zimno się uśmiechnął — czuł dobrze, że von Schlewe ratując Furscha, zupełnie co innego miał na celu.<br>
{{tab}}Obaj wyszli z pokojów na korytarz! w którego głębi stało kilku gawędzących dozorców.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_302" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1032"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1032|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1032{{!}}{{#if:302|302|Ξ}}]]|302}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przybrali wojskową postawę, gdy się zbliżył naczelny inspektor z nieznajomym.<br>
{{tab}}— Gril, zawołał pan Epervier: otwórz celę więźnia z la Roquête! Brat jego przychodzi się z nim pożegnać.<br>
{{tab}}Zawołany usłużnie przystąpił do celi skazanego, którą baron już znał.<br>
{{tab}}Drzwi te otworzyły się.<br>
{{tab}}— Wejdź pan! powiedział naczelny inspektor do Schlewego: na takie pożegnanie przepisy dozwalają dziesięć minut czasu!<br>
{{tab}}— O wszyscy święci! stęknął von Schlewe, naśladując wzruszonego: ja nie przeżyję jutrzejszego dnia!<br>
{{tab}}— Odważnie mój kochany, nie jesteś winien losu więźnia! odpowiedział Epervier i wpuścił Schlewego do celi.<br>
{{tab}}Gril dozorca zamknął za nim ciężkie drzwi.<br>
{{tab}}Naczelny inspektor przechadzał się po korytarzu.<br>
{{tab}}Inni dozorcy odeszli.<br>
{{tab}}Fursch postrzegł okrytego płaszczem człowieka, i domyślając się w nim duchownego, spokojnie siedział na słomianym sienniku.<br>
{{tab}}— Oszczędźcie sobie trudu, pobożny panie, rzekł zatwardziały, bezbożny złoczyńca: zemną nie pójdzie wam szczęśliwie!<br>
{{tab}}— Fursch, poszepnął von Schlewe, gram rolę twojego brata — narób nieco szmeru!<br>
{{tab}}Siwobrody zbrodniarz cicho się uśmiechnął, potém niby coś zawołał kilka razy, co zewnątrz można było wziąć za bolesną oznakę widzenia się.<br>
{{tab}}— Pan — panie baronie?<br>
{{tab}}— Dotrzymuję obietnicy uratowania cię — ale dla tego tylko, iż liczę, że i ty Furchu dotrzymasz!<br>
{{tab}}— Rozumie się! Jeżeli przyrzeczenia za trzy dni nie dotrzymam, to mnie pan napowrót wydasz władzom!<br>
{{tab}}— A po dokonanym czynie ujdziesz do Ameryki?<br>
{{tab}}— Natychmiast, panie baronie, mianowicie do Me- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_303" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1033"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1033|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1033{{!}}{{#if:303|303|Ξ}}]]|303}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ksyku, tam powinna się znaleźć robota, teraz, gdy się tam udali Francuzi i Hiszpani!<br>
{{tab}}— Zatem słuchaj, szepnął von Schlewe: rzecz jest niebezpieczna, ale bardzo prosta, jeżeli będziesz punktualny i ostrożny, a przedewszystkiém śmiały!<br>
{{tab}}— Tego, zdaje mi się, Furschowi nigdy nie brakowało!<br>
{{tab}}— Dzisiaj wieczorem o godzinie jedenastéj przybędzie sędzia, spowiednik i dwóch dozorców z winem i tym podobnemi rzeczami.<br>
{{tab}}— Aha, rzecz idzie szybko!<br>
{{tab}}— O dziesiątéj już zaczną ustawiać dla ciebie rusztowanie na placu la Roquête.<br>
{{tab}}— Za wiele trudu!<br>
{{tab}}— Musisz wyjść z celi przed jedenastą, i to pierwéj nim przyjdzie do ciebie pomocnik kata!<br>
{{tab}}— Bądź pan spokojny, zastosuję się do tego!<br>
{{tab}}— Ty właśnie powinieneś wyjść z więzienia jako ten pomocnik!<br>
{{tab}}— To mi się podoba, uśmiechnął się Fursch: to awantura w moim guście!<br>
{{tab}}— Oto masz czerwoną koszulę.<br>
{{tab}}— Pan baron z tém się tu dostałeś?<br>
{{tab}}— Uznaj mój trud i bądź wdzięczny! Schowaj koszulę! A tu masz czarne aksamitne spodnie i przy nich buty — a tu, von Schlewe mówił bardzo cicho, tu klucz od twojéj celi! Może będzie potrzeba, abyś dla wyjścia z niéj korzystał z chwili, w któréj nie będą cię pilnowali! Skoro jako pomocnik kata znajdziesz się na korytarzu, co ci łatwo przyjdzie, wtenczas już bez niebezpieczeństwa będziesz mógł wyjść z zabudowań i dziedzińca więziennego.<br>
{{tab}}— Odźwierny jednak zdziwi się, że czerwony djabeł przyszedł do domu, tak, że on mu nie otwierał? wtrącił Fursch.<br>
{{tab}}— Powiesz mu, że przyszedłeś z panem naczelnym inspektorem d’Epervier przez inne wejście od ulicy la Roquête, a teraz chcesz wyjść przez wielką bramę, aby <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_304" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1034"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1034|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1034{{!}}{{#if:304|304|Ξ}}]]|304}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odwiedziwszy więźnia, dostać się na plac la Roquête, gdzie masz dalszą robotę!<br>
{{tab}}— Wybornie — rozumiem wszystko, panie baronie! O jedenastej panowie znajdą próżne gniazdo!<br>
{{tab}}— Naczelny inspektor o dziesiątéj wyjedzie przez bramę od ulicy la Roquête, po przepuszczeniu ciebie jak to powiedzieć możesz. Teraz już wiesz wszystko?<br>
{{tab}}— Wszystko, panie baronie, bardzo dziękuję!<br>
{{tab}}— Znasz swój obowiązek! Dziesięć minut upłynęło — Gril brzęczy kluczami! Ukryj rzeczy!<br>
{{tab}}Fursch bardzo zręcznie zwinął odzież i ukrył ją pod siennikiem.<br>
{{tab}}Potem obaj ludzie przybrali takie stanowisko, jakby się z ciężkiém sercem z sobą żegnali.<br>
{{tab}}Dozorca otworzył drzwi.<br>
{{tab}}Baron wyszedł na korytarz, gdzie oczekiwał go d’Epervier.<br>
{{tab}}Szli razem obok siebie prawie aż do mieszkania inspektora.<br>
{{tab}}Potém von Schlewe ukłonił się naczelnemu inspektorowi dziękując, bo odźwierny czekał.<br>
{{tab}}— O godzinie dziesiątéj, przy bramie od ulicy la Roquête! znalazł sposobność poszepnąć.<br>
{{tab}}Potém zeszedł na dół z odźwiernym, który go bez obawy wypuścił.<br>
{{tab}}Baron uśmiechnął się zwycięzko, gdy wszedł na plac zmoczony śniegiem i deszczem — spełnił wielką ofiarę, ale też i powiodła się.<br>
{{tab}}Pośpieszył przez brudne, ciemne i nieprzyjemne ulice do swojego domu, i jakby się nic nie stało, przebrał się w zamiarze pojechania do zamku Angoulême.<br>
{{tab}}Umył się bardzo energiczne, bo bezpośredni stosunek z więźniem i odzieżą kata sprawiał mu niejaką obrzydliwość.<br>
{{tab}}Nad wieczorem wyjechał powozem drogą ku laskowi Bulońskiemu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_305" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1035"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1035|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1035{{!}}{{#if:305|305|Ξ}}]]|305}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ogrody i domki wiejskie zimową porą i podczas mglistego deszczu smutno wyglądały. Drzewa i krzaki były pozbawione liści, trawniki posiniały i pożółkły, klomby były przezroczyste i pozapadały się.<br>
{{tab}}Baron nie uważał na to. Wygodnie rozsiadł się w miękko wysłanym powozie, wysoko podniósł kołnierz płaszcza i przemyśliwał o następstwach nadchodzącéj nocy.<br>
{{tab}}Wtém postrzegł, że przybył do celu, powóz zajechał w ogród przedzamkowy i w kilka sekund stanął pod gankiem.<br>
{{tab}}Chociaż wiedział, że tego wieczoru nie będzie żadnego zebrania u hrabiny Ponińskiéj, jednak kilku bogato wygalowanych lokajów wyskoczyło naprzeciw niemu, aby mu otworzyć drzwiczki od powozu.<br>
{{tab}}Poznali powóz barona, który zawsze miał wstęp do mieszkania hrabiny.<br>
{{tab}}Von Schlewe wysiadł z powozu i rozkazał stangretowi, aby przyjechał po niego o godzinie jedenastéj.<br>
{{tab}}Baron wszedł do jasno rozwidnionego przysionka i kazał kamerdynerowi hrabiny, aby go wprowadził na pokoje, w których niedawno murzyn podsłuchał jego i hrabinę.<br>
{{tab}}Leona spoczywała na sofie, a Franciszka czytała jéj z książki pozłocisto oprawnej poezye Mirzy-Schaffy, Miała na sobie szeroką, ciemną aksamitną suknię — bujne, ciemne włosy jak Rzymianka spięła złotą obręczą, a pojedyncze ich loki spadały aż na szyję.<br>
{{tab}}Pełne jéj rysy, ciemne żywe oko, małe delikatnie wyrzeźbione usta — nic nie wskazywało, że młodość Leony już przekwitła. Wyglądała teraz tém powabniéj.<br>
{{tab}}Pełność postaci, oślepiająca delikatność skóry, tryskający iskrami blask oczu, wszystko było piękne, czarowne, tak, że ją słusznie można było nazwać królową uczt, jakie wyprawiała.<br>
{{tab}}Wprawdzie w zamku jéj można było znaleźć młodsze <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_306" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1036"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1036|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1036{{!}}{{#if:306|306|Ξ}}]]|306}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i wyszukanie wspaniale wyrosłe postaci — ale sama hrabina promieniała właściwym sobie wielkim powabem.<br>
{{tab}}Gdy jéj zameldowano barona, powstała.<br>
{{tab}}Franciszka po oddaniu wchodzącemu baronowi bardzo poufałego ukłonu, wyszła. Wiemy, że ten stary grzesznik, w czasie swoich zalotów poprzestawał często na pokojówce, kiedy pani nie była obecna.<br>
{{tab}}Leona lekkiém poruszeniem białej ręki ułożyła aksamit swojéj sukni w bujne malownicze fałdy, ponieważ suknia przez leżenie na sofie nieco się zgniotła.<br>
{{tab}}— Ach, mój drogi baronie, rzekła uśmiechając się łaskawie: przybywasz zapewne z nowościami, ale i ja mogę ci ich udzielić!<br>
{{tab}}Von Schlewe ukłonił się i ucałował piękną rękę Leony.<br>
{{tab}}— A więc zamieńmy te wiadomości, łaskawa hrabino, ale proszę racz pani zacząć!<br>
{{tab}}— Dobrze, siadaj baronie! Wiesz, że książę de Monte-Vero szczęśliwie sprowadził tutaj córkę?<br>
{{tab}}— Nikt lepiéj odemnie tego wiedzieć nie może, pani hrabino!<br>
{{tab}}— Ale pan nie wiesz, że znalazł także i przywiózł tutaj {{Korekta|dzięcię|dziecię}}, należące do jego córki i do księcia?<br>
{{tab}}— Dziecię? Pani masz bardzo dobrych sprawozdawców: o tém rzeczywiście nie wiedziałem!<br>
{{tab}}— Z tego możesz pan wnieść, jak doskonałe szczęście panuje w pałacu Rivoli!<br>
{{tab}}— Powtarzam, że potrzeba tylko skinienia pani, aby to szczęście zbladło!<br>
{{tab}}— Czy wiesz drogi baronie, jaki mam zamiar? rzekła Leona bawiąc się małym złotym łańcuszkiem od wysadzanéj brylantami lornetki.<br>
{{tab}}— Jestem bardzo ciekawy poznać ten plan!<br>
{{tab}}— Chciałabym ową Małgorzatę zwabić do zamku Angoulême?<br>
{{tab}}— Ona będzie wołała nie uczynić temu zadosyć!<br>
{{tab}}— Nawet i wtenczas gdy się tu znajdzie książę Waldemar?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_307" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1037"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1037|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1037{{!}}{{#if:307|307|Ξ}}]]|307}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Książę nie dopuści tego!<br>
{{tab}}— Małgorzata przybędzie potajemnie, skoro z polecenia księcia otrzyma zaproszenie, znam serca dziewcząt!<br>
{{tab}}— Znam wszelki respekt dla wiadomości pani pod tym względzie, ale pomimo tego wątpię o powodzeniu, dopóki książę rzeczywiście tu nie przybędzie, a on nigdy nie przestąpi progów zamku Angoulême!<br>
{{tab}}— Podstępem możesz uczynić prawdziwemi rzeczy najniepodobniejsze do wiary! Podziwiam pańskie niedowiarstwo baronie, którego dotąd nigdy nie dałeś mi dowodów!<br>
{{tab}}— Nabyte ostatniemi czasy doświadczenie uczyniło mnie powątpiewającym, pani hrabino! Książę czuwa nad córką, a ta córka nie pojawi się tutaj na zaproszenie od pani lub odemnie pochodzące, chociażby nawet był tu i książę!<br>
{{tab}}— Byłoby to niedelikatnie, gdybyśmy chcieli wymienić się, baronie! Jednak gdyby podstępem przywabić tu księcia i skłonić go do zaproszenia Małgorzaty — jestem mocno przekonana, że młoda matka nie oparłaby się temu zaproszeniu, bo gwałtownie kocha księcia.<br>
{{tab}}— Wychodzi to na pokusę, moja łaskawczyni, wstając rzekł von Schlewe: plan mój niknie na prawdę!<br>
{{tab}}— O, widzę, że pana obraziłam. Tego nie chciałam, drogi baronie! Niewątpliwie masz pan lepszy plan?<br>
{{tab}}— Chociażby i nie, pani hrabino, ale przynajmniéj plan mój jest trafniejszy. Jeżeli mu pani sprzyjać będziesz, za trzy dni w pałacu Rivoli znajdzie się trup!<br>
{{tab}}— Czy pana dobrze rozumiem?<br>
{{tab}}— Są to słowa Furscha.<br>
{{tab}}— Więźnia w la Roquête?<br>
{{tab}}— Który nas oszczędził! z cicha, ale z naciskiem dodał von Schlewe.<br>
{{tab}}— I pan wierzysz temu człowiekowi?<br>
{{tab}}— Zupełnie moja łaskawczyni!<br>
{{tab}}— Ale on sam już skazany?<br>
{{tab}}— Skazany, ale jeszcze żyje, pani hrabino!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_308" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1038"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1038|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1038{{!}}{{#if:308|308|Ξ}}]]|308}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jeżeli się nie mylę, spełnienie wyroku na jutro naznaczono?<br>
{{tab}}— Zupełna prawda — ale nie nastąpi!<br>
{{tab}}— Pan jesteś mistrz, czarownik! Opowiedz mi pan wszystko!<br>
{{tab}}— Już raport mój skończyłem, moja łaskawczyni; stracenie nie nastąpi, jeżeli pani zechcesz!<br>
{{tab}}— Więc moja władza byłaby wyższą nad cesarską? zapytała bez dumy.<br>
{{tab}}— Cóż to dziwnego, pani hrabino? Myślę, że pani znasz swoją wszechmocność, rozszerzająca się coraz bardziéj po całéj ziemi, że pani znasz ją lepiéj, niż moje słabe słowa wyrazić to potrafią.<br>
{{tab}}— W pańskiém mniemaniu może być trochę prawdy — jednak, przystąpmy do rzeczy! Plan pański zaczyna się od zainteresowania mnie — co mogę uczynić dla więźnia z la Roquête?<br>
{{tab}}— Będzie ocalony, moja łaskawczyni, jeżeli pani dzisiaj wieczorem podczas próby z marmurowemi damami, dozwolisz panu d’Epervier tobie się przypatrzyć!<br>
{{tab}}— Rzeczywiście impertynenckie to zadanie owego inspektora z la Roquête — studyuję obraz Zuzanny w kąpieli — pan d’Epervier może go widzieć, gdy będzie przedstawiony w sali teatralnéj.<br>
{{tab}}— On woli przypatrzyć się najpiękniejszéj kobiecie na ziemi, przy tym obrazie!<br>
{{tab}}— A skutek?<br>
{{tab}}— W tejże saméj godzinie więzień z la Roquête będzie wolny — a za trzy dni trup w...<br>
{{tab}}— Dosyć, ze świecącém okiem przerwała Leona baronowi; ale jeżeli Fursch nie dotrzyma słowa?<br>
{{tab}}— To czwartego dnia będzie znowu w swój celi!<br>
{{tab}}— Widzę, że pan na wszystko jesteś przygotowany!<br>
{{tab}}— Na wszystko moja łaskawczyni, tylko nie na pani decyzyę, bo niepojęte są pani postanowienia i drogi!<br>
{{tab}}— Pan d’Epervier może przybyć — ale go widzieć nie chcę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_309" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1039"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1039|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1039{{!}}{{#if:309|309|Ξ}}]]|309}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Życzenie pani jest dla mnie rozkazem! Dziękuję za zezwolenie, moja najłaskawsza!<br>
{{tab}}Baron powstał znowu, z wyrazem wielkiego zadowolenia na twarzy.<br>
{{tab}}— Jednak — sądzę, że pan przybędziesz za późno — zegar wskazuje już dziesiątą wieczór, za kilka minut będę w ogrodowym salonie zamku — a o północy próba już się od dawna skończy!<br>
{{tab}}— Wiem o tém, pani hrabino! Pan d’Epervier już w téj chwili jedzie tutaj, a więzień w la Roquête przygotowuje się do wyjścia z celi! z uśmiechem zadowolenia powiedział von Schlewe.<br>
{{tab}}— Może pan wiesz także, iż w pałacu przy ulicy Rivoli odbywa się ostatnia spowiedź? Muszę pana najzupełniéj podziwiać, baronie!<br>
{{tab}}— A ja pani złożyć moje dzięki za to, że pani plan mój przyjęłaś!<br>
{{tab}}— Uważam, że jest dobry!<br>
{{tab}}— Miejmy tę nadzieję, moja łaskawczyni — według mojego wyrachowania musi się powieść. Mam honor polecić się względom pani!<br>
{{tab}}Leona uśmiechnęła się zimno i ironicznie — zimny rys ukazał się na jéj marmurowém obliczu.<br>
{{tab}}— Za trzy dni spodziewam się od pana wiadomości! mówiła żegnając barona skinieniem ręki.<br>
{{tab}}— Pośpieszę z doniesieniem pani o rezultacie, który, mam nadzieję, mocno panią hrabinę zadowoli!<br>
{{tab}}Baron uniżenie pożegnał panią zamku Angoulême i wyszedł z buduaru, w którym Leona swoich poufników przyjmowała.<br>
{{tab}}Gdy przez sypialnię pośpieszała do łazienki wykładanéj białym marmurem, a z niéj do ogrzanego w zimie i łagodnie oświetlonego ogrodowego salonu, von Schlewe zbiegł na dół dla przyjęcia naczelnego inspektora, który lada chwila powinien był przybyć.<br>
{{tab}}Nieprzyjazna pogoda jeszcze się bardziéj pogorszy- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_310" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1040"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1040|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1040{{!}}{{#if:310|310|Ξ}}]]|310}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ła — w powietrzu było pełno śniegu — nastąpiła gwałtowna burza, a baron nie chciał w jednym dniu dwa razy przemoknąć.<br>
{{tab}}Poprzestał więc na przybyciu do przysionka i na spoglądaniu na zimowy ogród przedzamkowy.<br>
{{tab}}Nakoniec z niecierpliwością usłyszał turkot nadjeżdżającego powozu.<br>
{{tab}}Już się obawiał czy pan d’Epervier nie zmienił swojego postanowienia.<br>
{{tab}}Turkot dał się słyszeć bliżéj — nie ma wątpliwości, to on zapewne nadjeżdża!<br>
{{tab}}Von Schlewe odetchnął — przygotowania teraz już były dokonane, reszta zależała od Furscha.<br>
{{tab}}Jeżeli jednak pomimo tego nie uda się ucieczka, nie potrzebował czynić sobie żadnego wyrzutu, ani obawiać się niebezpieczeństwa.<br>
{{tab}}Za kilka godzin o wszystkiém będzie wiedział.<br>
{{tab}}Fursch po swojéj ucieczce, otulony płaszczem, miał zaraz zameldować się w domu barona.<br>
{{tab}}Wtém powóz, który baron posłał po naczelnego inspektora, wjechał przez żelazne kraty i zbliżył się do ganku.<br>
{{tab}}Służący przyskoczyli i otworzyli drzwiczki.<br>
{{tab}}Von Schlewe spostrzegł pana d’Epervier.<br>
{{tab}}Odetchnął, a pomarszczona twarz jego, na któréj najpospolitsza rozpusta hieroglify swoje pozostawiła, przy brała wyraz zadowolenia.<br>
{{tab}}— Serdecznie witam, kochany panie d’Epervier! i wyszedł na spotkanie nieco rozstrojonego naczelnego inspektora, aby go po marmurowych schodach przeprowadzić na górę przez liczne korytarze.<br>
{{tab}}— Jestem do najwyższego stopnia wzruszony! wyznał z cicha naczelny inspektor z la Roquête.<br>
{{tab}}Von Schlewe śmiał się w duchu.<br>
{{tab}}— Dzieciństwo, kochany panie d’Epervier! Zapewne nim pan wyjechałeś, dozwoliłeś wejść do więziennych gmachów pomocnikowi kata?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_311" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1041"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1041|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1041{{!}}{{#if:311|311|Ξ}}]]|311}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Broń Boże — o niczém nie wiem!<br>
{{tab}}— Wpuściłeś go pan, tak potrzeba, aby mógł wyjść napowrót! twierdził baron, znacząco mrugając oczami.<br>
{{tab}}— Czy dobrze rozumiem? więzień z la Roquête wyjdzie jako pomocnik kata?<br>
{{tab}}— Tak jest, kochany panie d’Epervier, kiedy o nim mówimy, zapewne to już czyni.<br>
{{tab}}— Zkądże ma odzież?<br>
{{tab}}— Darowałem mu ją dzisiaj.<br>
{{tab}}— Muszę podziwiać pański niegodziwy plan, panie baronie!<br>
{{tab}}— Kiedy kto ma takiego sprzymierzeńca, jak ja w panu, rzecz jest łatwa i {{Korekta|niekłoptliwa|niekłopotliwa}}!<br>
{{tab}}— Lękam się jutrzejszego dnia!<br>
{{tab}}— Dajże pan pokój, kochany panie d’Epervier! albo może myślisz o trzeźwości po przebudzeniu się po przeminionéj rozkoszy? Nie obawiaj się go. Powinieneś pan téj tylko doznać przyjemności, że zamiast otrzeźwienia jeszcze większego nabędziesz pragnienia!<br>
{{tab}}Dwaj panowie weszli na korytarz, rozciągający się obok salonu ogrodowego w Angoulême.<br>
{{tab}}Ten zimowy ogród w czarownym zamku w swojéj okazałości i naturalności przewyższał wszystko — było to arcydzieło, które naśladowało wszystkie piękności przyrody.<br>
{{tab}}Ogród salonowy znajdował się na pierwszém piętrze zamku i graniczył z pokojami hrabiny.<br>
{{tab}}Był to ogromny i bajecznie piękny trephaus.<br>
{{tab}}Drzewa pomarańczowe i palmy osłaniały szklane ściany, kwitnący jaśmin i liście bzu rosły na przemian między grotami i sztucznemi skałami, źródła tryskały w marmurem wykładane sadzawki. Drzewa i krzaki pyszniły się najbujniejszą zielonością, a z wierzchu padały na nie promienie światła, łagodnie przeciskające się przez szkła matowe. Posągi i fontanny błyszczały w przejściach, a zwrotnikowe rośliny nadawały temu salonowemu ogrodowi pozór jednego z wiszących ogrodów w haremach.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_312" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1042"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1042|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1042{{!}}{{#if:312|312|Ξ}}]]|312}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}W jednej części téj zachwycającéj przestrzeni znajdowała się scena otoczona drzewami i bujnemi roślinami.<br>
{{tab}}Na téj scenie hrabina odbywała próby.<br>
{{tab}}Pod cieniem liści w przerwach znajdowały się tam otwory w rodzaju okien, wychodzące na przemieniony w oranżeryę korytarz, na który nikomu niewolno było wchodzić.<br>
{{tab}}Baron wyjątkowym sposobem wszedł tam z panem d’Epervier.<br>
{{tab}}Słupy, znajdujące się między pomarańczowemi drzewami, podpierały sklepiony sufit, były otoczone bluszczem i innemi pnącemi się roślinami.<br>
{{tab}}Magiczny półcień panował w tym korytarzu, z którego tu i owdzie zajrzeć można było do salonowego ogrodu.<br>
{{tab}}Dwaj panowie nic nie mówili — baron trzymał Epervier’a za rękę i prowadził go po zielonym kobiercu, który głuszył ich kroki.<br>
{{tab}}Zewsząd obejmował ich zapach kwiatów, słyszeli szmer źródeł i wodospadów.<br>
{{tab}}Kiedy niekiedy widzieli jak pomiędzy drzewami przechadzały się żartujące marmurowe damy.<br>
{{tab}}Nagle baron pociągnął swojego towarzysza do jednego z ocienionych otworów.<br>
{{tab}}Przez palmy i zarośla można było tam dojrzeć grotę utworzoną z ciemnozielonych liści, w któréj głębi na wysokim postumencie leżał lew wytryskujący wodę. On i pod nim rezerwuar, w który spadała woda, były z białego, nienagannego marmuru.<br>
{{tab}}Po jednéj stronie postumentu znajdowała się czerwona aksamitem obita ławka ogrodowa, za którą gęste drzewa i krzaki tworzyły malowniczą dekoracyę, i tak naturalnie opuszczały swoje konary, że niektóre z nich zacieniały także i marmur.<br>
{{tab}}Na téj ławce siedziała hrabina Leona. — Po drugiéj stronie lwa stała niemniéj piękna uczennica, którą hrabina miała niezwłocznie uczyć przedstawienia obrazu Zuzanny w kąpieli.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_313" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1043"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1043|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1043{{!}}{{#if:313|313|Ξ}}]]|313}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dekoracye ogrodowego salonu, łudząco naśladowane, miały być urządzone na dole sceny znanego nam wielkiego salonu.<br>
{{tab}}Przygotowanie do tego już były porobione.<br>
{{tab}}Hrabina obiecywała niezmierne powodzenie temu obrazowi grzechu, i aby być tego pewną, chciała dać z saméj siebie swoim śmiałym wdziękom wzór marmurowéj damie, mającéj przedstawiać Zuzannę.<br>
{{tab}}Leona kosztowną, jedwabną, złotem tkaną chustką okryła wierzchnią część ciemnych włosów i takową przytwierdziła złotą zapinką — końce chustki spadały z boku — pod niemi kłębiły się po obnażonych plecach bujne włosy.<br>
{{tab}}Odrzuciła białe okrycie, w którém weszła — spadało ono z jéj ramienia w naturalnych, ale malowniczych fałdach, aż do marmurowego brzegu rezerwuaru, obok którego siedziała hrabina, trzymając jedną nogę tuż pod wodą, właśnie jakby zamierzała, zrzucić z siebie odzież i wstąpić w wodę, którą poruszały tryskające z lwiej paszczy strumienie.<br>
{{tab}}Pełne łono i bujna postać Leony, ubranéj w białe trykoty, łudząco naśladujące marmur, podobne były do żywego posągu — cudne ramię przecudnych kształtów wyciągnęła ku wodzie z lwa wytryskującéj, i zmaczała w niéj rękę.<br>
{{tab}}Obraz, który się przedstawił patrzącemu przez okno w niszy, wyglądał jak starożytna marmurowa gruppa, wystawiona w parku. Wspaniała, prawie ogromna, a jeddnak tak harmonijnie piękna postać Leony obchodziła swój tryumf, bo w takiém położeniu przewyższała wszelkie arcydzieła sztuki.<br>
{{tab}}Ciemne rozpuszczone włosy, świecące oczy i purpurowe usta, nadały marmurowéj postaci jakieś zagadkowe, cudowne życie, które przemożnie na widza działać musiało.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_314" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1044"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1044|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1044{{!}}{{#if:314|314|Ξ}}]]|314}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Siwe oczy Schlewego zezowały z rozkoszy, a miał tyle do widzenia, że nie mógł wcale dostrzedz wpływu, jaki ten widok wywarł na jego towarzyszu.<br>
{{tab}}Wtém poczuł z nagła, że pan d’Epervier drżał gwałtownie, i jakby rozszalały zamierzał wcisnąć się przez otwór do ogrodowego salonu.<br>
{{tab}}Chciał jak w napadzie szaleństwa objąć oślepiający posąg, którego całą nieokrytą postać mógł podziwiać — oczy jego nie mogły się nasycić patrzaniem. Epervier tracił zmysły, von Schlewe porwał go i cofnął w tył.<br>
{{tab}}— Co pan chcesz czynić? poszepnął. Jak przyrzekłem, widziałeś pan najpiękniejszą kobietę na świecie!<br>
{{tab}}— To szatańskie oszukaństwo... muszę się jéj dotknąć!<br>
{{tab}}— Nierozsądny! Ona się nie domyśla, że my tu patrzymy.<br>
{{tab}}— Choćby śmierć potém — muszę iść do niéj!<br>
{{tab}}— Wszystko pan widziałeś — teraz precz! szepnął von Schlewe, całą siłą wyprowadził szalonego z niszy, a potém na korytarz.<br>
{{tab}}— Jesteś pan nielitościwym, baronie!<br>
{{tab}}— Jestem tylko takim, jakim być muszę — uchodźmy!<br>
{{tab}}— Przynajmniéj pozwól mi pan chociaż raz jeszcze spojrzeć na najpiękniejszą kobietę!<br>
{{tab}}Von Schlewe pozwolił — może dla tego, że i sam dla siebie nie skąpił tego widoku.<br>
{{tab}}Jeszcze raz z zachwyconym przystąpił do otworu — jeszcze raz ujrzeli marmurowy posąg Leony — żyjący obraz wstępującéj do kąpieli Zuzanny.<br>
{{tab}}Ale teraz ten widok trwał bardzo krótko.<br>
{{tab}}Hrabina pokazała uczennicy plastyczną postawę — i znowu zarzuciła na siebie okrycie.<br>
{{tab}}Baron uprowadził za sobą pana d’Epervier — oczekiwał w swojém mieszkaniu znaku, krótkich odwiedzin Furscha, aby wiedział, że więźniowi z la Roquête powiodła się ucieczka — zatém bardzo się śpieszył.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_315" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1045"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1045|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1045{{!}}{{#if:315|315|Ξ}}]]|315}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X15" />{{tab}}Była godzina jedenasta, gdy dwaj panowie wsiedli do powozów oczekujących przy portyku, a po krótkiém uprzejmém pożegnaniu, bo blizko nich stała służba, rozjechali się.<br>
{{tab}}Pan d’Epervier wrócił do swojego mieszkania w la Roquête, pan baron do swojego hotelu.<br>
{{tab}}Bardzo nalegająco zapytał kamerdynera, czy w czasie jego nieobecności nikt o niego nie dowiadywał się lub czy mu czego nie oddano?<br>
{{tab}}W hotelu nie było nikogo.<br>
{{tab}}Schlewego zaniepokoiła nieco ta wiadomość. Czekał długo po północy — nadaremnie.<br>
{{tab}}Dręczony niespokojnością, nie otrzymał wiadomości, któréj bezsenny oczekiwał.<br><br><section end="X15" />
{{c|KONIEC TOMU TRZECIEGO.}}
<br>
<span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_3" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1057"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1057|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1057{{!}}{{#if:3|3|Ξ}}]]|3}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ I.|w=120%|po=8px}}
{{c|Ucieczka.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Wróćmy jeszcze raz do więźnia z la Roquête.<br>
{{tab}}Fursch nie pierwszy raz zostawał w niebezpieczeństwie życia.<br>
{{tab}}Nadzieja dobrego powodzenia nie omyliła go. Dotychczas zawsze wymykał się od śmierci, i chociaż tym razem pomoc przybyła tak późno, że prawie już nie śmiał wierzyć w jéj możność, przybyła jednak o godzinie dwunastéj! Uspokoił się najzupełniéj, odkąd za pośrednictwem barona, którego od dawna przywykł uważać za wspólnika, mimo jego szambelańskiego fraka, został zaopatrzony we wszystko, czego było potrzeba do łatwéj i wolnéj od niebezpieczeństwa ucieczki.<br>
{{tab}}Nikt się nie domyślał, że Fursch znał już dokładnie przebieg dotyczących go wypadków.<br>
{{tab}}Chociaż więźniowie w la Roquête, przez samo już przeniesienie ich do tego więzienia wiedzieli, że są na śmierć skazani, nie ogłaszano im jednak urzędownie tego wyroku i godziny śmierci, aż dopiero w nocy przed straceniem. Taki był zwyczaj.<br>
{{tab}}Razem z ogłaszającym wyrok sędzią, przybywał wtedy do celi kandydata do śmierci i duchowny, a zarazem i dwóch dozorców, którzy go już nie opuszczali, aby <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_4" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1058"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1058|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1058{{!}}{{#if:4|4|Ξ}}]]|4}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie zadał sobie jakiego cierpienia i nie uniknął zasłużonéj kary.<br>
{{tab}}Duchowny pozostawał także przy skazanym, aż do ostatniego pochodu, aby go pocieszał, a także skłonił do zeznań, a mianowicie aby go przysposobił na śmierć jako żałującego grzesznika.<br>
{{tab}}Urząd tych pobożnych ojców nie jest godzien zazdrości, niebezpieczny jest owszem i niewdzięczny, a nierzadko zdarzało się, że podobnie jak niegdyś straszliwy Ovinani, który swoją ofiarę pociętą w kawałki wrzucił w Sekwanę, kata oplwał wprzód nim mu się poddać siał, {{Korekta|bebożni|bezbożni}} i srodzy zbrodniarze podnosili nawet ręce na tych spowiedników i opiekunów duszy.<br>
{{tab}}Zważmy także że ci ojcowie w pobożnej i pełnéj miłości człowieka gorliwości, prawie nigdy nie wahają się towarzyszyć biednym grzesznikom na rusztowanie, że towarzyszą im w ostatnim pochodzie, że modląc się nawet w obec topora kata, klęczą przy nich i wtedy są świadkami krwi, przyczém często krew straconego obryzguje ich pobożną odzież.<br>
{{tab}}Zaiste tacy ludzie godni są uwielbienia.<br>
{{tab}}Fursch wiedział dobrze, iż już o godzinie dziesiątéj zaczną ustawiać dla niego rusztowanie na placu la Roquête, że około jedenastéj wejdzie do niego człowiek, dla przypatrzenia, się mu, i że tym człowiekiem będzie sam kat, albo jeden z pomocników.<br>
{{tab}}Wiedział prócz tego, że ukażą się w jego celi ze światłem i winem, z aktami i książkami do nabożeństwa, sędziowie, duchowni i dozorcy.<br>
{{tab}}Jego starzejąca się, chytra twarz, pozornie i niegodnie uśmiechnęła się na tę myśl.<br>
{{tab}}— Czarni panowie zdziwią się, jeżeli znajdą opróżnione gniazdo, powiedział sobie; ho, ho, jakże szukać będą! Czekajcie, jeszcze wam figla wypłatam i napędzę strachu. Otóż zegar bije. — Fursch policzył uderzenia.<br>
{{tab}}— Ósma godzina pomruknął; jeszcze dwie godziny w tém kruczém gnieździe! Hej, Fursch, coby z tobą się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_5" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1059"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1059|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1059{{!}}{{#if:5|5|Ξ}}]]|5}}'''<nowiki>]</nowiki></span>działo, gdyby litościwy, dobroduszny baron nie podał ci pomocnéj ręki?
Sądzę, że byłoby ci trochę przykro! Z rzeczą, którą wynalazł ten przyjaciel ludzkości doktór Guillotin, i sam na niéj odbył próbę, nie ma co żartować! Jutro rano w pół godziny po siódméj, wstąpiłbyś mimowolnie do wieczności, z któréj nikt nie wraca! Mógłbyś w nią zajrzeć — bo zdaje mi się, że patrzy w nią ten kto swoją głowę wtyka w skrzynkę gilotyny! Wprawdzie przeżyłeś już zaszczytnie pięćdziesiąt kilka lat — wiele nie jest w żadnym razie — mimo to zawsze niemiło jest umierać gwałtownie! Rzeczywiście nie miałem nigdy zamiaru dopuszczenia się takiego gwałtu. Teraz, my ludzie jesteśmy wszyscy mniéj więcéj samoluby: co się drugiemu czyni, to nie zawsze człowiek gotów jest uczynić sam dla siebie!<br>
{{tab}}Jak to niejeden cieszyć się musi, że już jedną nogą na rusztowaniu stoję! Musi takich być wielu, tak sądzę! A najprzód książę de Monte-Vero — cieszy się słusznie, jeżeli się cieszy, i nie mam tego za złe! Jeżeli się ztąd wydostanę, przedewszystkiém skręcę kark włóczącemu się po nocy chłopcu, jego ulubieńcowi, który zdradził pożar! Potém cieszą się władze, że się pozbywają człowieka, którego traktowały pracą i pisaniem — znam to — Furach był kancelistą! — ha, ha, ha, — to mi słodki chleb! Na prawdę, nic dziwnego, skoro urzędnicy albo mrą z głodu, albo kradną! Za piętnaście talarów miesięcznéj płacy wyżywić rodzinę, to sztuka! Ubocznie zarabiać im niewolno, bez osobnego zezwolenia władz — ale głodnymi być wolno!<br>
{{tab}}Wreszcie ze śmierci mojej cieszy się także głównie mistrz kat!<br>
{{tab}}Temu człowiekowi nie mam tego za złe: on do takiego rzemiosła przeznaczony!<br>
{{tab}}Gril, dozorca, może się również cieszyć, że się mnie pozbędzie; prawdę mówiąc nic mi złego nie robi, a kto wie, czyby z dzisiejszym wieczorem nie zagasło dla niego światło życia, gdyby nie był nadszedł baron!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_6" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1060"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1060|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1060{{!}}{{#if:6|6|Ξ}}]]|6}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A teraz mnóztwo ciekawych, którzy się cieszą, że znowu kogoś ujrzą pod gilotyną! Może tam będzie niejeden, którego przyjaciółką ona także się okaże, którego kiedyś uściska, aby go już więcéj nie wypuścić!<br>
{{tab}}Ale mylicie się wszyscy. Radość wasza nadaremna! Szkoda byłoby Furscha, gdyby już teraz niechybnie ostatnia godzina dla niego wybiła!<br>
{{tab}}Dziewiąta godzina — sądzę że Gril chce mi oddać ostatnią wizytę! rzekł Fursch kończąc rozmowę z samym sobą.<br>
{{tab}}I na prawdę ciężkie kroki zbliżyły się do celi więźnia z la Roquête, który siedział na sienniku, mając pod nim ukrytą całą nadzieję.<br>
{{tab}}Przeciw przepisom zupełnie jeszcze było ciemno w celi, w któréj zawsze już o tym czasie od dawna paliła się latarnia.<br>
{{tab}}Téj nocy miały ją na krótko zastąpić świece woskowe!<br>
{{tab}}Otworzono drzwi. Do celi wszedł Gril, potężny, mrukliwy dozorca ze złowrogo na bok strzelającym wzrokiem. W jednéj ręce trzymał latarnię, w drugiéj klucze.<br>
{{tab}}Jakże często już Gril oddawał więźniom z la Roquête taką ostatnią wizytę!<br>
{{tab}}— No, Gril, zawołał Fursch, gdy dozorca świecąc latarnią, pilnie zaglądał w każdy zakątek celi i takowy oczyszczał — zapewne to zemną sprawa?<br>
{{tab}}— Nic nie wiem! odpowiedział krótko.<br>
{{tab}}— Chętniebym pożegnał się z wami!<br>
{{tab}}— Zawsze to możesz uczynić! Wstań-no, uporządkuję twoje łóżko!<br>
{{tab}}— Oho, pomyślał Fursch, to ci się podoba!<br>
{{tab}}Poczém dodał głośno:<br>
{{tab}}— Dajcie pokój, ja sam późniéj ten stary siennik ułożę! Gril ostatniéj nocy zdawał się być dobroduszniejszym niż zawsze — odszedł od łóżka do starego, wielkiego stołu, który stał na środku celi i wytarł go czysto.<br>
{{tab}}— Czy nie zostaniecie tu na noc? spytał Fursch.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_7" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1061"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1061|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1061{{!}}{{#if:7|7|Ξ}}]]|7}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie, o dziesiątéj będę wolny na następne dwanaście godzin!<br>
{{tab}}— Bywajcie zdrowi, Gril. Byliście wprawdzie przeklęcie mrukliwym i skąpym w słowach, ale nie biorę wam tego za złe!<br>
{{tab}}Fursch podał dozorcy rękę.<br>
{{tab}}Gril niedowierzająco uważał na każdą minę i ruch więźnia.<br>
{{tab}}— Życzę wam prędkiego końca! Zapewne życie wam się już sprzykrzyło?<br>
{{tab}}— Jak komu — nie trzeba z sobą robić za wiele ceremonii!<br>
{{tab}}— Czy masz jeszcze jakie żądanie? spytał Gril, stawiając latarnię na stole.<br>
{{tab}}— Dziękuję — że nie wiedziałem! odpowiedział Fursch, spokojnie siedząc na sienniku i ułożywszy twarz jakby się znajdował w mieszkaniu, którego gospodarz pyta go o życzenie.<br>
{{tab}}— Niech Bóg i Najświętsza Panna zmiłują się nad tobą! mruknął Gril i wyszedł z celi.<br>
{{tab}}Zamknął ją na dwa spusty bardzo pewno — potém rozległy się kroki po korytarzu.<br>
{{tab}}Fursch powstał. Cicho zbliżył się do drzwi — słuchał — wkrótce miała wybić dziesiąta. Wtedy nowy dozorca zajmie miejsce Grila.<br>
{{tab}}Odsłonił czworokątny otwór we drzwiach i zajrzał w korytarz mocno gazem oświetlony.<br>
{{tab}}Niestety! otwór był za mały, i nie mógł przezeń wytknąć głowy — chętnie byłby widział, jak wielu dozorców znajduje się w końcu korytarza, tam gdzie schody prowadziły na dół do odźwiernego i gdzie przytykał się korytarz wiodący do mieszkania naczelnego inspektora.<br>
{{tab}}Przez chwilę słuchał...<br>
{{tab}}W końcu korytarza coś szeptano...<br>
{{tab}}Musiało tam zapewne stać kilku dozorców...<br>
{{tab}}Nagle rozległ się głos pana d’Epervier — wołał na dozorców zamierzając wyjechać, aby zabrali z jego biura <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_8" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1062"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1062|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1062{{!}}{{#if:8|8|Ξ}}]]|8}}'''<nowiki>]</nowiki></span>butelki i szklanki, świece i wszystko co było przeznaczone dla więźnia z la Roquête.<br>
{{tab}}Fursch uśmiechnął się — dozorcy z gotowością wykonali rozkaz.<br>
{{tab}}— Nie trudźcie się na darmo, dzieci, pomruknął prawie swobodnie i dobrodusznie — szklaneczka wina bardzoby mi się wprawdzie przydała, ale wy sobie za nią drogo zapłacić każecie — za godzinę na mieście taniéj zapłacę!<br>
{{tab}}Fursch prędko zdjął bluzę i spodnie i wsunął się w czerwoną koszulę i spodnie, przy których wisiały boty; wprawdzie były one na niego trochę za wielkie, ale to nic nie szkodziło.<br>
{{tab}}Pomocnik kata nie zapomniał także dołączyć swego ciemnego, kalabryjskiego kapelusza, może dla tego, iż wszystko było razem {{Korekta|zwiniętę|zwinięte}} i zachowane.<br>
{{tab}}Fursch nacisnął go mocno na czoło.<br>
{{tab}}Jedno mu jeszcze zawadzało: jego rudawo-siwa broda, która go łatwo zdradzić mogła.<br>
{{tab}}Ale złoczyńca tyle wyrafinowany co Fursch, nie zna nigdy kłopotu. Otworzył latarnię, umaczał palce w oleju i ufarbował je na czarno w żelaznym piecu swojéj celi. Tą szczególną farbą wytarł brodę doskonale i wkrótce zrobił ją wybornie czarną.<br>
{{tab}}Klucz trzyma! na pogotowiu...<br>
{{tab}}Słyszał — że na korytarzu biegano tu i tam.<br>
{{tab}}Zegar więzienny wybił godzinę dziesiątą.<br>
{{tab}}Ale Fursch chciał nieco zażartować z panów, którzy się ukażą o jedenastéj.<br>
{{tab}}Wyciągnął słomę z łóżka, wypchał nią swoje spodnie i bluzę, które zdjął z siebie i tę słomianą lalkę starannie ułożył tam, gdzie sam tak długo spoczywał.<br>
{{tab}}Z nie bardzo czystego ręcznika w celi zrobił coś na — kształt głowy i po nad bluzą wcisnął między słomiane poduszki.<br>
{{tab}}Jeżeliby kto wszedł lub zajrzał przez otwór, musiałby lalkę wziąć za niego.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_9" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1063"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1063|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1063{{!}}{{#if:9|9|Ξ}}]]|9}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dotąd wszystko szło wybornie — teraz trzeba było tylko trochę szczęścia, aby bez przeszkody wyjść z więzienia.<br>
{{tab}}Fursch posiadał przymiot, zaręczający za powodzenie zuchwałego planu: mianowicie wielką pewność działania. Bojaźni nie znał wcale! Cóż mu zresztą mogło się stać gorszego, niż to, czego uniknąć zamierzał?<br>
{{tab}}Gdyby go poznano, sprawa rzeczywiście byłaby zła, musiałby napowrót wędrować do celi i nazajutrz na pewno wejść na rusztowanie. Jeżeli zaś ujdzie i plan jego uda się, to cały świat stanie dla niego otworem.<br>
{{tab}}Czas było — musiał uciekać.<br>
{{tab}}Przez otwór we drzwiach chciał upatrzyć chwilę, w której korytarz będzie wolny, aby użyć klucza.<br>
{{tab}}— Przeklęctwo! mruknął zgrzytając zębami: niegodziwe szelmy przechadzają się tam i na powrót.<br>
{{tab}}Rzeczywiście dwóch dozorców weszło korytarzem, na który wyjść musiał.<br>
{{tab}}Fursch spojrzał za nimi — Grila nie było — wkrótce miała wybić jedenasta — nie mógł więc zwłóczyć. Klucza nie mógł użyć, boby się wydał.<br>
{{tab}}Zapukał mocno.<br>
{{tab}}— Hej! zawołał zmienionym głosem: otwórzcie!<br>
{{tab}}Dozorcy zatrzymali się.<br>
{{tab}}— Czy nie słyszycie, do pioruna! zawołał głośniéj, otwórzcie!<br>
{{tab}}Gdyby w téj chwili nadszedł prawdziwy pomocnik kata, Fursch byłby zgubiony.<br>
{{tab}}Jeden dozorca zbliżył się do celi.<br>
{{tab}}— Kto tam woła? spytał ostro.<br>
{{tab}}— Otwórzcie, Gril wpuścił mnie do więźnia z la Roquête, ale zapomniał zostawić otwartych drzwi, ja chcę wyjść!<br>
{{tab}}— A kto jesteście? spytał dozorca i spojrzał przez otwór wewnątrz celi. Ach! to wy, dodał postrzegłszy pomocnika kata: czekajcie otworzę wam drzwi. Gril nie mógł ich zostawić otworem! Zapomniał powiedzieć mi, żeście tam byli i szyję więźnia oglądali.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_10" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1064"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1064|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1064{{!}}{{#if:10|10|Ξ}}]]|10}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Dozorca brząknął kluczami i otworzył drzwi.<br>
{{tab}}— To przeklęcie chytra bestya! pomruknął Fursch, wychodząc na korytarz i pokazując w celę.<br>
{{tab}}— Wkrótce położycie koniec téj chytrości! odpowiedział dozorca.<br>
{{tab}}Fursch kiwnął głową i przeszedł korytarzem obok drugiego dozorcy, a potém ze stopni schodów na dół.<br>
{{tab}}Jednakże postradał nieco odwagi.<br>
{{tab}}Gdy stanął na połowie schodów, usłyszał na dole silne pukanie.<br>
{{tab}}Gdyby teraz wszedł prawdziwy pomocnik kata! Stanął i udał, że coś ze spodni strzepuje.<br>
{{tab}}Odźwierny wyszedł ze swojéj izby i prędko otworzył drzwi dziedzińca.<br>
{{tab}}Fursch spostrzegł, że na dole są sędziowie i duchowny.<br>
{{tab}}— Przeklęctwo! mruknął, teraz sam czas!<br>
{{tab}}Pewnym krokiem przebył resztę schodów i przeszedł obok czarnych panów, życząc im dobrego wieczoru.<br>
{{tab}}— Wypuśćcie mnie! zawołał potém na odźwiernego Fursch grubym, szorstkim głosem, gdy sędziowie i duchowny szli na schody: to nie wy!<br>
{{tab}}— Zawsze powiadam wy, chyba że z djabłem musicie mieć stosunki! żartował odźwierny.<br>
{{tab}}— No, tym razem rzecz odbyła się bardzo naturalnie, prędko odparł Fursch, bo mu śpieszno było; pan d’Epervier wpuścił mnie własnoręcznie, gdy o godzinie dziesiątéj wyjeżdżał przez bramę od ulicy la Roquête!<br>
{{tab}}— Tak — ha, pan naczelny inspektor może sobie pozwalać takich wyjątków! mniemał odźwierny otwierając ciężkie drzwi, bo wiedział, że o godzinie dziesiątéj pan d’Epervier rzeczywiście tam wsiadł do powozu.<br>
{{tab}}Fursch szczęśliwie dostał się na podwórze — teraz więc szybko zdążał ku ostatniéj przeszkodzie.<br>
{{tab}}Odźwierny otworzył mu także wielkie, bezpieczne drzwi, prowadzące na plac.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_11" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1065"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1065|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1065{{!}}{{#if:11|11|Ξ}}]]|11}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dziękuję wam! zawołał Fursch i wymknął się na wolność.<br>
{{tab}}Niedomyślny officyalista znowu zamknął za nim drzwi najspokojniéj.<br>
{{tab}}Fursch wesoło się rozśmiał — stał na placu la Requête w pobliżu w części już ustawionego dlań rusztowania.<br>
{{tab}}Gęsty, drobny, ze śniegiem połączony deszcz ciągle jeszcze padał, tak że zaledwie na dziesięć kroków można było coś dojrzeć.<br>
{{tab}}Więzień z la Roquête odetchnął.<br>
{{tab}}Uszedł śmierci, kiedy już dla niego wznoszono rusztowanie.<br>
{{tab}}Skoro mu się ucieczka udała tak szczęśliwie, kusiło go aby sam do tego rękę przyłożył — miał dosyć czasu do umknięcia daléj, nim powstanie trwoga. I czyż nie miał na sobie liberyi czeladnika śmierci? Panująca ciemność sprzyjała jego figlowi, który go uczynił jeszcze znakomitszym i bardziéj osławionym, aniżeli sama ucieczka, w któréj możliwość nikt nie wierzył.<br>
{{tab}}Przystąpił bliżéj. Podstawa gilotyny już była ustawiona. Posługacze obciągali ją właśnie czarném suknem, które do jutra rana miało dobrze przemoknąć; przy téj sposobności choć raz zostało wymyte. Bo też było tego potrzeba.<br>
{{tab}}Kat i kilku jego pomocników, oraz woźnica, który przywiózł rekwizyta, również byli zajęci przeniesieniem ciężkich drewnianych ram z wozu na rusztowanie.<br>
{{tab}}Fursch stał z boku i bawił się — musiał przypatrywać się rzeczy, do któréj w innym przypadku nazajutrz nie byłby się tak uśmiechał.<br>
{{tab}}Wtóm dostrzegł na stopniach rusztowania leżący spory kawałek kredy, którego zapewne jeden z pomocników, przy ustawianiu rusztowania, używał do znaczenia desek.<br>
{{tab}}Fursch powziął dobrą myśl. Podniósł kredę i {{Korekta|czekła|czekał}} aż towarzystwo katowskie będzie mocno zajęte w górze <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_12" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1066"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1066|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1066{{!}}{{#if:12|12|Ξ}}]]|12}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X01" />utwierdzeniem gilotyny. Poczém przystąpił do samych stopni i napisał wielkiemi białemi literami coś na czarném suknie.<br>
{{tab}}Gdy jeszcze nie skończył téj roboty, wewnątrz więziennych gmachów dała się słyszeć uderzająca wrzawa.<br>
{{tab}}Była północ.<br>
{{tab}}Wrzawa coraz bardziéj wzrastała — straż na dziedzińcu wystąpiła pod broń — uderzono w bębny.<br>
{{tab}}Fursch uśmiechnął się i skończył swoją robotę. Głupcy szukali go wewnątrz murów, przypuszczając, że zbieg nie miał jeszcze czasu wydostać się na wolność.<br>
{{tab}}Wreszcie znikł.<br>
{{tab}}Ponieważ spodziewano się ująć zbiega, pozostawiono rusztowanie.<br>
{{tab}}Nadeszli Paryżanie przy poranném świtaniu, przeczytali na niém szydercze, nieco zatarte, ale {{Korekta|zewsze|zawsze}} jeszcze dosyć wyraźne słowa, które późniéj dopiero wytarli do reszty posługacze:<br>
{{tab}}„''Tym razem nie będzie z tego nic — bywajcie zdrowi, Paryżanie! Fursch, więzień z la Roquête''.“<br>
{{tab}}Można łatwo zmiarkować, jakie wrażenie sprawiła ta ucieczka i to szyderstwo. Wiadomość o tém doszła nawet do cesarza. Ale wszelkie usiłowania co do wynalezienia zbiega były nadaremne!<br>
{{tab}}Fursch i jego kompanista, Rudy Dzik, przepadli jak pod ziemią.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X01" />
<section begin="X02" />{{c|ROZDZIAŁ II.|w=120%|po=8px}}
{{c|Testament staréj Urszuli.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}W pałacu przy ulicy Rivoli panował półblask szczęścia, podobny do księżycowéj wiosennéj nocy.<br><section end="X02" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_13" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1067"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1067|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1067{{!}}{{#if:13|13|Ξ}}]]|13}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie był to blask ogrzewający i orzeźwiający pełnego słonecznego światła — lecz pierwszy promyk wschodzącéj nadziei, przebijający się przez dotychczasową noc.<br>
{{tab}}I czy mogło być inaczéj?<br>
{{tab}}Małgorzata znalazła ojca — jako pokutnica, która wiele wycierpiała, uczepiła się go słabą ręką — on łagodném słowem wiódł ją po ścieżce cichego poddania się, wyrzeczenia! Sercem pełném miłości przyciągał ją do siebie — z ojcowską troskliwością kierował jéj serce ku Bogu — przejęty nadzieją starał się ją podnieść!<br>
{{tab}}Częstokroć, gdy pogoda zezwalała przechadzał się podpierając ją po ulicach parku, a w dali Janek i Józefina igrały lub bawiły się po dziecinnemu.<br>
{{tab}}Wtedy Eberhard udzielał córce wzniosłych myśli i nauk — i aby w cichych godzinach nocy budowała się jak on niegdyś głębokiém znaczeniem amuletu z trzema znakami s''łońca, krzyża i trupiej główki'', darował jéj takowy.<br>
{{tab}}A w błogosławieństwie, jakie na nią zlewał jéj dostojny ojciec, Małgorzata poznała bozkie odpuszczenie.<br>
{{tab}}Nie myśląc że jako córka księcia, powinna była użyć innéj przeszłości i spędzić wesołą piękną młodość — nie gniewała się na tych, którym zawdzięczała swój ciężki los, a budowała się jedynie pokojem, jakim ją dostojny ojciec obdarzyć usiłował.<br>
{{tab}}Małgorzata dziękowała Matce Bozkiéj za to, że ją i jéj dziecię oddała w opiekę łaskawemu, przebaczającemu księciu, który zadném słowem, żadném spojrzeniem nie czynił wyrzutu, który wyciągał ku niéj miłującą rękę, aby ją do serca przytulić.<br>
{{tab}}Doznawana z tego względu łaska, często wśród nocnéj ciszy aż do łez ją wzruszała, gdy jeszcze czuwała a Józefina już na jedwabnych poduszkach zasypiała.<br>
{{tab}}Wtedy przystępowała do wysokiego okna pałacu w którym po długiéj walce z troskami i nędzą, teraz pospołu z dzieckiem przy najszlachetniejszym człowieku ojcowski dom znalazła. Wtedy spojrzawszy w noc <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_14" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1068"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1068|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1068{{!}}{{#if:14|14|Ξ}}]]|14}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ną ciemność, wśród któréj niegdyś bez odpoczynku i pomocy wałęsać się musiała, a którą teraz rozwidniało łagodne i dobroczynne światło księżyca, doznawała ulgi w swojéj zawsze jeszcze zranionéj duszy.<br>
{{tab}}Potém w cichéj modlitwie wspominała zmarłego Waltera, który dla niéj poświęcił wszystko — wszystko, bo nawet życie... myślała o zatraconém dziecku, które pozostawiła na drodze, tam gdzie się ciągnie cmentarz świętego Pawła — pozdrawiała oddalonego kochanka, który zapewne już wcale o niej nie myślał.<br>
{{tab}}Tak jest, Małgorzata modliła się za Waldemara. Modliła się za tych, którym zawdzięczała najgłębszy kielich swojego nieszczęścia — szczerze i z załzawioném okiem modliła się za księcia.<br>
{{tab}}— Nie obaczę go już nigdy, mawiała wśród łez gorących — nigdy nie mogę spodziewać się, abym pełna błogości, przy sercu jego spoczęła!<br>
{{tab}}Wtedy zdawało się jéj, że go w jego zamku odwiedza i przez to tylko powiększała swoją męczarnię i boleść z powodu oddalenia — lecz nie, chwile takie przynosiły jéj niewypowiedzianie wielką i świętą korzyść. Z drżącą z rozkoszy duszą połykała jego słowa, teraz towarzyszące jéj i wiecznie pocieszające, że on ją kocha — a kocha tak gorąco i wiernie jak ona jego.<br>
{{tab}}O, serce ludzkie, które tak wiele wycierpi i zniesie, bywa zadowolone.<br>
{{tab}}Małgorzata nasycała się wspomnieniem owéj godziny — lecz potajemnie i tak skrycie, że zaledwie sama sobie to przyznawała, żywiła w sobie to wspomnienie i nadzieję widzenia się.<br>
{{tab}}Nie pytała, co z tego wyniknie — nie myślała o tém — sama zaledwie wiedziała o tém, że ma nadzieję.<br>
{{tab}}Gdyby wiedziała, że Waldemar równie gorąco do niéj tęskni — że nosi po niéj żałobę jak po zmarłéj — że tylko lada znaku potrzeba, aby nie zważając na wszelkie przeszkody, przywołać go jak najspieszniéj, o! wtedy byłaby jeszcze większą miała nadzieję.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_15" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1069"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1069|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1069{{!}}{{#if:15|15|Ξ}}]]|15}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A tak gorącemi zalana łzami, lekko ucałowawszy policzki śpiącego dziecięcia późno dopiero w nocy zasypiała sama na miękkiéj, jedwabnéj pościeli.<br>
{{tab}}Ona, która w zimowym lesie odepchnięta i bez pomocy upadała — która w chatce leśnika kładła głowę na łożu z liści usłaném, ustępując dziecku miększego miejsca — która w klasztorze spoczywała na cuchnącéj słomie, teraz leżała na obszytych koronkami puchowych poduszkach w domu księcia, który był jéj ojcem.<br>
{{tab}}A daléj zasypiało owo delikatne dziecię, które musiała oddać do domu podrzutków — była to już zachwycająca, niewinna dziewczynka — któréj widok wywoływał uśmiech rozkoszy na usta młodéj matki.<br>
{{tab}}Jak promień księżyca po parku, tak i po twarzy jéj przebiegł uśmiech — ale był to uśmiech bolesny.<br>
{{tab}}Małgorzata przypomniała sobie drugie dziecię, na wieki dla niéj stracone — które na wieki pozostawiło czczość w jéj sercu.<br>
{{tab}}Lecz gorąco dziękowała Niebu za to, że jéj udzieliło przynajmniéj tyle łaski, i że Eberhard, który prawie zawsze miał przy sobie małego, kochanego Janka, z rozkoszą patrzał na rozkwitającą Małgorzatę i jéj dziecię, które już z Jankiem zawarło szczere związki przyjaźni.<br>
{{tab}}Blask szczęści; — rozszerzał się coraz bardziéj. Eberhard rozgrzewał się nim i coraz gorliwiéj pracował dla dobra ludzkości.<br>
{{tab}}Nie przeczuwał, że go czeka nowe, ciężkie cierpienie.<br>
{{tab}}Ale Marcin i Sandok byli to wierni słudzy, pełni niepokonaéj nieufności. Czuwali nad pałacem przy ulicy Rivoli tak starannie i dobrze, że Fursch słowa swojego dotrzymać nic mógł.<br>
{{tab}}— Co się odwlecze to nie uciecze! mówił do Schlewego, prosząc o dalszą zwłokę.<br>
{{tab}}Zima zbliżała się ku końcowi — w Paryżu i okolicy od dawna nie było ani śladu śniegu.<br>
{{tab}}W parku księcia pracowali już ogrodnicy, chociaż <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_16" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1070"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1070|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1070{{!}}{{#if:16|16|Ξ}}]]|16}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Eberhard nie miał zamiaru pozostania w Paryżu przez lato, z rodziną i domownikami, do których liczył się i mały Janek.<br>
{{tab}}„Germania“ leżąca w dokach w Nantes, miała wszystko przewieźć do Monte-Vero.<br>
{{tab}}Eberhard zaniechał nadziei odszukania drugiego dziecka Małgorzaty — uważał je za zmarłe, a Małgorzata podzielała to przekonanie.<br>
{{tab}}Wtém książę otrzymał z cesarskiego gabinetu pismo, w którém sekretarz gabinetu Napoleona w imieniu monarchy wypowiadał życzenie, aby książę ze swoim małym wychowańcem wziął udział w ostatniém dworskiém polowaniu, które za dni dziesięć nastąpi w lesie Saint-Cloud.<br>
{{tab}}Goście zaszczyceni zaproszeniem, same prawie najdostojniejsze osoby, mieli w oznaczonym dniu zebrać się w letniém zamku Saint-Cloud, zkąd rozpoczną się łowy.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero raz tylko ukazał się na dworze cesarza Napoleona — {{Korekta|doświdczenie|doświadczenie}} nauczyło go unikać dworów.<br>
{{tab}}Jednak nie mógł odrzucić tego zaproszenia, bo było tém bardziéj obowiązujące, że dla okazania księciu szczególnej grzeczności, zaproszono także i jego wychowańca.<br>
{{tab}}Zresztą małego Janka, wybornego już jeźdźca, który na swoim Irlandczyku małym, pięknie zbudowanym koniku, z zadowoleniem Józefiny wykonywał prawdziwe konne sztuki, uszczęśliwiała myśl, że będzie mógł mieć udział w polowaniu i że obaczy cesarza.<br>
{{tab}}Miał już teraz prawie lat czternaście i rozwijał się wybornie, tak, że przedstawiał milutkiego małego Strzelca, gdy książę sprawił mu zielony ubiór i kupił małą strzelbę.<br>
{{tab}}Janek pod kierunkiem Marcina wprawiał się pilnie w strzelaniu z téj małéj strzelby, która podobnie jak inne musiała być nabijana i daleko niosła, i po kilku już dniach rzadko kiedy chybiał celu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_17" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1071"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1071|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1071{{!}}{{#if:17|17|Ξ}}]]|17}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Eberhard cieszył się, że jego wychowaniec nietylko w naukach i w sposobie tłómaczenia się tak wielkie poczynił postępy, iż to każdego radowało, lecz bardziéj jeszcze tém, że zupełnie odzyskał mowę i niktby nie pomyślał, że kiedyś był niemowy.<br>
{{tab}}Prócz tego serdeczny, braterski stosunek Janka z Józefiną sprawiał księciu wielkie zadowolenie.<br>
{{tab}}Oboje prawie żyć bez siebie nie mogli i kochali się szczerze.<br>
{{tab}}Józefina wypytywała się bardzo troskliwie, jak długo Janek z wujem Eberhardem na polowaniu zabawi, i gdy się dowiedziała, że upłynie trzy lub cztery dni nim powrócą, byłaby najchętniej z nimi pojechała.<br>
{{tab}}— Na polowanie jeździ się zwykle konno, nie powozem! nauczał ją Janek, i damy biorące w niém udział także jeżdżą konno w myśliwskich kostiumach — a ty nie umiesz się nawet utrzymać na koniu!<br>
{{tab}}— Już tobie pozostawiam — ty za to nie umiesz ani haftować, ani malować! odpowiedziała Józefina — zresztą poproszę wuja Eberharda, aby polecił koniuszemu wyuczyć mnie konnéj jazdy, abyśmy późniéj razem przejeżdżać się mogli po Bulońskim lasku!<br>
{{tab}}— Patrzcie ją, jakie to ma wielkie myśli, śmiejąc się mówił Janek. Wuj Eberhard nie uczyni tego, bo to nie bardzo przyzwoicie dla dziewczyny, aby harcowała na koniu!<br>
{{tab}}Janek niedawno słyszał to od księcia i powtarzał teraz z tak powagą, że na boku stojący Eberhard i Małgorzata uśmiechnąć się musieli.<br>
{{tab}}— Ach, kochany wuju Eberhardzie, zawołała Józefina i z otwartemi ramionami podbiegła ku niemu: nie prawdaż, każesz koniuszemu, aby mnie nauczył konnéj jazdy?<br>
{{tab}}Janek z uśmiechem i oczekiwaniem spojrzał na księcia.<br>
{{tab}}— Obaczymy — niewątpliwie musimy się w téj mierze poradzić matki!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_18" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1072"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1072|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1072{{!}}{{#if:18|18|Ξ}}]]|18}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O kochana mamo, pozwolisz zapewne! Wszakże i sama musisz umieć jeździć konno?<br>
{{tab}}— Nie, kochana Józefino, ale myślę, że obie musimy się nauczyć tego, wprawdzie nie dla możności pojechania do Bulońskiego lasku, lecz aby nie pozostać w tyle w Monte-Vero, gdzie nam to będzie potrzebne i pożyteczne!<br>
{{tab}}Eberhard przyzwalająco kiwnął głową, a Józefina tryumfowała.<br>
{{tab}}— Więc razem jeździć będziemy w Monte-Vero — o! z tego bardzo się zawczasu cieszę! wołała skacząc i klaszcząc w ręce, jak mała czarodziejka — a kiedy odjeżdżamy do Monte-Vero?<br>
{{tab}}— Bardzo rychło, kochana Józefino! odpowiedział książę, gdy Małgorzata cieszyła się radością swojego dziecka.<br>
{{tab}}— My wszyscy, nie prawdaż? i Janek także?<br>
{{tab}}— Z pewnością Małgorzato! Myślisz może, iż go tu pozostawimy? rzekł Eberhard.<br>
{{tab}}— Nie, nie, bo wtedy jabym tu raczéj pozostała! zawołało dziewczę, i nim się mały strzelec spostrzegł, pochwyciło go i tańcowało z nim po kiełkującym trawniku.<br>
{{tab}}Janek nie wzdragał się i oboje dzieci przedstawiały ładną parę, która zmusiła księcia do przychylnego uśmiechu.<br>
{{tab}}Wkrótce poczyniono przygotowania do odjazdu do Saint-Cloud.<br>
{{tab}}Aby się konie wierzchowe nie znużyły, Eberhard postanowił, że Sandok przeprowadzi je do letniego zamku, on zaś sam z Jankiem pojedzie myśliwskim powozem.<br>
{{tab}}Przed odjazdem Marcin z miną doświadczonego jeszcze raz wypróbował strzelby księcia i wychowańca, wyczyścił ich ozdoby jak lustro i starannie upakował wszystko co potrzebne na polowaniu.<br>
{{tab}}Na dwa dni pierwéj Sandok wyruszył z końmi, aby te w stajniach w Saint-Cloud dobrze wypoczęły.<br>
{{tab}}Nadeszła mocno przez Janka upragniona godzina odjazdu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_19" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1073"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1073|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1073{{!}}{{#if:19|19|Ξ}}]]|19}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Opływał w rozkoszy i zachwyceniu.<br>
{{tab}}Wyglądał pysznie w myśliwskim stroju, i gdy obok księcia wyszedł z pałacu na werandę, tam pożegnać Małgorzatę i Józefinę, można go było wziąć za syna księcia.<br>
{{tab}}Wszystkie pozory wskazywały, że z czasem nabędzie takiéj saméj wysokiéj i wspaniałéj postawy jak Eberhard, zdradzała to już teraz wielce jak na czternastoletniego chłopca rozwinięta budowa jego ciała.<br>
{{tab}}Eberhard ucałował córkę i małą zasmuconą Józefinę, i polecił wiernemu Marcinowi, aby na wszystko miał baczne oko.<br>
{{tab}}To nie było wcale potrzebne, bo zacny sternik „Germanii“ rzetelnie czczący łaskawą córkę pana Eberharda i Józefinę, gotów był dla nich bez zwłoki w każdéj chwili poświęcić życie.<br>
{{tab}}— Nie turbujcie się, panie Eberhardzie; skoro Marcin czuwa, okręt idzie należytą drogą!<br>
{{tab}}Książę wstrząsnął ręką poczciwego, starego, wiernego sługi, który z nim wytrzymał niejedną burzę, a Janek tymczasem żegnał Małgorzatę i Józefinę.<br>
{{tab}}Żartował i był bardzo wesół.<br>
{{tab}}Józefina płakała.<br>
{{tab}}Dla czego bolała milutka dziewczynka, kiedy przecięż Janek i wuj Eberhard za kilka dni wrócić {{Korekta|mie l|mieli}} z Saint-Cloud? Czy przeczuwała, że tylko jeden z nich do domu wróci.<br>
{{tab}}Czy pożegnanie z ukochanym wujem Eberhardem i dobrym Jankiem, drogim towarzyszem zabaw, tém cięższe dla niéj było?<br>
{{tab}}Pyszny myśliwski powóz księcia, zaprzężony w parę karych ogierów najszlachetniejszéj rasy, oczekiwał przy okratowanéj bramie pałacowéj.<br>
{{tab}}Bogato wygalonowany stangret siedział na koźle: służący mający towarzyszyć księciu i małemu myśliwcowi <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_20" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1074"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1074|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1074{{!}}{{#if:20|20|Ξ}}]]|20}}'''<nowiki>]</nowiki></span>którego wszyscy kochali, bo dla każdego był uprzejmy i życzliwy, stał obok powozu.<br>
{{tab}}Kosztowne konie ubrane były w bogate, ale nie z przepychem srebrem wykładane szory — a zdawało się, że lekki powóz ciągniony przez dwa rumaki uleci na prawdę.<br>
{{tab}}Eberhard i Janek wyszli z werandy i wsiedli — służący umieścił się na koźle.<br>
{{tab}}Małgorzata i Józefina wionęły chustkami — Marcin trzymał w ręku swoją marynarską czapkę.<br>
{{tab}}Myśliwski powóz ruszył przez ulicę, i w kilka sekund znikł z przed oczu patrzących.<br>
{{tab}}Marcin odszedł dla objęcia obowiązków nadzorcy domu, a Małgorzata i Józefina przechadzały się po aleach parku.<br>
{{tab}}Każdy mógł poznać, że to była matka i córka.<br>
{{tab}}Mała, prawie czternastoletnia dziewczynka, któréj jasne włosy ozdobnie lecz naturalnie spadały na ramiona, pięknie wzrastała i rozwijała się. Była i wysmukła i pięknie zbudowana, a skromna w każdym ruchu, jak matka, która często z badawczą troskliwością i miłością na nią spoglądała.<br>
{{tab}}Małgorzata teraz jeszcze w całéj swojéj postaci przedstawiała obraz pokutującéj Magdaleny. Teraz jeszcze miała blade policzki i bolesny wyraz na delikatnie wykrojonéj twarzy. Mocno błękitne oczy i ocieniające je powieki zamyślona często spuszczała w ziemię — jasny włos w prostych, silnych splotach okrywał jéj skronie.<br>
{{tab}}Czarna suknia, aż po szyję zamknięta, w fałdach spadała na jéj piękne ciało — nie znalazłeś ani jednéj ozdoby na córce najbogatszego księcia — ani jeden błyszczący pierścień nie jaśniał na jéj białych, delikatnych palcach — wiodąc Józefinę za rękę, jak żałobna dama szła po tchnących już blizką wiosną ulicach parku.<br>
{{tab}}Księżniczka de Moute-Vero miała srodze ciążącą na niéj przeszłość.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_21" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1075"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1075|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1075{{!}}{{#if:21|21|Ξ}}]]|21}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie mogła zapomnieć obrazów, przeciągających zawsze jak karawana duchów przed okiem jéj duszy, znalazła ojca, do którego z boleścią tęskniła — ale jakaż zasłona okrywała tę, co była jéj matką?<br>
{{tab}}Nie śmiała pytać, a Eberhard uważał, że jeszcze nie czas wyjawiać jéj bolesnéj tajemnicy.<br>
{{tab}}Sądził, że lepiéj będzie, skoro Małgorzata przetrwa pierwéj boleści i bez tego duszę jéj przejmujące — kiedy dla podzielania zgryzot ojcowskich, nabędzie pierwéj sił potrzebnych i nauczy przezwyciężać siebie.<br>
{{tab}}Marcin wzruszająco przywiązany był do córki swojego pana, do téj prawie delikatną nazwać się mogącéj istoty. Sądził, że powinien oddawać całą czołobitność téj, która tyle nieszczęść przetrwała, że powinien jéj dowieść, że i on żywi dla niéj głęboką cześć i miłość.<br>
{{tab}}Często wyglądało to dosyć komicznie i śmiesznie, ale Małgorzata pojmowała bardzo dobrze, jak on to rozumiał i z serdeczną wdzięcznością przyjmowała dowody jego życzliwości.<br>
{{tab}}Nieraz kiwając głową stał w oddaleniu, kiedy piękna bolejąca księżniczka z Józefiną przez park przechodziła, niepostrzeżony spoglądał na nią i szeptał do siebie:<br>
{{tab}}— Ona zawsze jeszcze uspokoić się nie może. Niech-no tylko dostaniemy się do Monte-Vero, gdzie nie zawsze odzywać się w niéj będą rozmaite wspomnieniu! Niech pioruny zatrzasną — Panie odpuść grzechy — ale taki widok boli! Tam, za morzem zapomni ona o księcia i o wszystkiém co zaszło, tam będzie miała rozrywkę! Ona uśmiecha się — piękném, łagodném obliczem spogląda na swoje dziecię, które za rękę wiedzie — zdaje się, że jak promień słońca tak przebiega blask szczęścia po jéj niegdyś tyle poważnych rysach — a dobrze rzeczy zważywszy, pan Eberhard wiele już dokazał! Jeżeli teraz wszystko tak pozostanie, to wszystko da się jeszcze naprawić! Ale mi jakiś głos mówi, że prędzéj czy później przybędzie tu książę Waldemar, a wtedy rozpoczną się nowe kłopoty! Książę nie może się z nim widzieć, ani ja <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_22" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1076"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1076|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1076{{!}}{{#if:22|22|Ξ}}]]|22}}'''<nowiki>]</nowiki></span>także! Niech jasne pioruny trzasną! kiedyś także kochałem pewną dziewczynę, ale kiedy nie mogłem jéj dostać, przemówiłem do siebie rozsądnie. Przecięż to także była miłość — ale nie doznaje nic podobnego jak łaskawa córka pana Eberharda! Cicho bądź Marcinie, nie tobie o tém rozumować, a jeżeli tylko książę nie przybędzie, to rzecz zrobi się sama przez się, a ona odzyska spokojność.<br>
{{tab}}I gdy Małgorzata i Józefina zbliżyły się do kraty, oddzielającéj park od ulicy Rivoli, Marcin zwrócił się ku zabudowaniom gospodarskim.<br>
{{tab}}Tam miał rozmaite rzeczy do uporządkowania, a potém chciał wrócić do pałacu, aby w nocy czuwać z blizka, tak, iżby o tém nikt nie wiedział, nad spokojnością i bezpieczeństwem córki pana Eberharda.<br>
{{tab}}Gdy Małgorzata z dzieckiem przechodziła koło złoconéj kraty, postrzegła nagle na ulicy małą, starą, zgarbioną kobietę, tak fantastycznie ubraną, że ją to uderzyło.<br>
{{tab}}Była to stara cyganka, wodząca małemi, błyszczącemi oczkami po wszystkich domach i ogrodach i powoli idąca koło kraty.<br>
{{tab}}Miała na sobie pstrą suknię, sandały na nogach i narzutkę podobną do hiszpańskiéj kapy. Włożyła ją na głowę, nad któréj czołem widać było różnobarwną chustkę. W jednéj kościstéj ręce trzymała miskę z węglami, drugą przytrzymywała kapę mocno pod szyję.<br>
{{tab}}— Ach, piękna pani! zawołała nagle złamaną francuzczyzną, którą Małgorzata już po trochu rozumiała, bo obcując z Józefiną, prędko się poduczyła obcego jéj dotąd języka: stara Zinna chce przepowiedzieć przyszłość i los... i przytém cyganka postawiła swoją miseczkę na ulicy tuż przy kracie i wyciągnęła suchą rękę.<br>
{{tab}}Małgorzata wstrząsła głową, uprzejmie odrzucając prośbę staréj kobiety.<br>
{{tab}}— Dziękuję wam, moja kobieto, ale Józefina da wam za to jałmużnę!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_23" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1077"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1077|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1077{{!}}{{#if:23|23|Ξ}}]]|23}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Milutka dziewczynka wyjęta z małego, ładnego woreczka, który przy sobie nosiła, jakiś pieniądz i podała go staréj cygance.<br>
{{tab}}— O, dobra pani, bardzo dobra pani! zawołała uradowana cyganka, i nim Józefina zapobiedz temu mogła, pocałowała ją w rękę — piękna córka! Stara Zinna chce podziękować dobréj pani!<br>
{{tab}}I wyciągnęła chudą, brudną rękę tak daleko przez kratę, że się pokazało jéj chude ramię, na którém można było policzyć każdą żyłę, każde ścięgno.<br>
{{tab}}Widząc to Małgorzata ulitowała się nad starą cyganką i podała jéj swoją rękę.<br>
{{tab}}— Stara Zinna nie ma domu — nie ma żadnego dziecka — stara Zinna jest bardzo uboga i nieszczęśliwa! wołała cyganka mocno trzymając rękę Małgorzaty w swojéj dłoni.<br>
{{tab}}— Pozwól biednéj kobiecie, aby ci co powiedziała o przyszłości! z dziecinną niewinnością prosiła Józefina.<br>
{{tab}}— Małgorzata uśmiechnęła się na tak naturalne życzenie dziecka.<br>
{{tab}}— Lewa ręka, dobra pani — lewa ręka! z zapałem wołała teraz stara cyganka, i wskazywała na nią, nie prędzéj puszczając prawą, aż po zamienieniu jéj na pożądaną.<br>
{{tab}}Zaciekawiona Józefina przystąpiła tuż do kraty — twarz staréj Zinny tak szczególnie wyglądała, że się jéj długo z podziwieniem przyglądała.<br>
{{tab}}Była ona mała i jakby żółtym pargaminem obciągnięta. Nos miała tak wielki, chudy i garbaty, że jego koniec prawie stykał się z brodą, gdy bezzębna gęba prawie całkiem zapadła. Głębokie, brudne zmarszczki poorały jéj twarz, a małe oczka chytrze błyszczały. Widać było jéj chudą szyję, gdy kapę pod brodą rozpuściła.<br>
{{tab}}W zagłębieniach téj napiętnowanéj twarzy wypisany był niedostatek, i przygody, zapełniające przeszłość cyganki.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_24" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1078"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1078|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1078{{!}}{{#if:24|24|Ξ}}]]|24}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O, stara Zinna wiele widziała i słyszała, stara przepowiadała także przyszłość wielu książętom i hrabiom i wszystko się sprawdziło! Stara Zinna wywróżyła także przyszłość nawet królowi Franciszkowi hiszpańskiemu, wysokiemu małżonkowi królowéj Izabelli — stara Zinna przepowiedziała przyszłość marszałkowi Serranie — było to wówczas nowonarodzone dziecię, ale stara Zinna postrzegła koronę w ręku tego dziecka — wszystko przyjdzie — wszystko jeszcze przyjdzie!<br>
{{tab}}Małgorzata ze wzrastającém zajęciem słuchała opowiadań staréj, i chociaż nie wszystkiemu wierzyła co powiadała, bo wiedziała dobrze, że cyganie kłamią i oszukują, lecz słuchała jéj chętnie. Podała jéj żądaną lewą rękę.<br>
{{tab}}Stara Zinna nim spojrzała na dłoń, mruczała niby jakąś modlitwę i zaklęcie — można to było postrzedz po jéj oczach w niebo wzniesionych.<br>
{{tab}}— Niechże dobra pani słucha, co się stanie! Dobra pani niech uważa na każde słowo staréj Zinny — każde słowo jest prawdą i wszystko się sprawdzi! Małéj sennoricie potém los jéj przepowiem! rozmownie gawędziła stara i obracała dłoń Małgorzaty patrząc na nią uważnie.<br>
{{tab}}Przeżegnała ją, a starannie przypatrzywszy się, przybrała zatrwożoną minę.<br>
{{tab}}— O, dobra pani — biedna, dobra pani — zła przyszłość, wiele łez, — bardzo wiele łez! — O, Boże kochany co się stało, że biedna donna miała tak wiele ciężkich godzin?! Dostojna donna, widzi stara Zinna tu u góry! — bardzo dostojna donna — stara Zinna powinna powiedzieć infantka: bo ojciec dostojnéj donny bardzo bogaty i z koroną!<br>
{{tab}}Małgorzata nie mogła wstrzymać się od lekkiego westchnienia, słysząc te słowa staréj cyganki.<br>
{{tab}}— Wysoki infant kocha dostojną donnę i przyjdzie do nowych łez! mówiła daléj gorliwa wróżka — dostojna donna kocha także infanta, ale on daleko, bardzo ztąd <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_25" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1079"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1079|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1079{{!}}{{#if:25|25|Ξ}}]]|25}}'''<nowiki>]</nowiki></span>daleko! — Dwoje dzieci — o! dostojna donna, jesteś zapewne żoną dostojnego infanta? Dostojna donna masz dwoje dzieci — jedno, tu stara Zinna małemi, błyszczącemi oczkami spojrzała na Józefinę — i jeszcze jedno...<br>
{{tab}}Te słowa cyganki tak zdziwiły Małgorzatę, że nie miała siły przeszkodzić dalszéj jéj mowie, chociaż widziała, że stara o żółtéj pomarszczonéj twarzy z przerażenia na chwilę zamilkła.<br>
{{tab}}— O, biedna dostojna donno! zawołała; biedny {{Korekta|chłoczyk|chłopczyk}} jutro umrze, i wiele łez będzie tu w pałacu! Wielki los, wiele linij — bardzo wielki los! Tak zawikłany jak ulice Madrytu! Ale tu na dole, tu nakoniec dostojna donna będzie szczęśliwa — stara Zinna widzi tu nakoniec przybywającego dostojnego infanta!<br>
{{tab}}Małgorzata słuchała słów cyganki z wzrastającém wytężeniem — mówiła ona o dwojgu dzieciach — mówiła, że jej chłopczyk jutro umrze...<br>
{{tab}}— Co wy mówicie? rzekła bez głosu — jutro umrze chłopiec?<br>
{{tab}}— On ma złego nieprzyjaciela, bardzo złego nieprzyjaciela, dostojna donno — i jutro wykryje się tajemnica chłopca — o, stara Zinna wie wszystko, stara Zinna widzi rozłożoną przed sobą przyszłość jak ogród kwiatów, i umie wszystko wyczytać, co jest napisane! Wiele jeszcze łez, dostojna, piękna donno, bardzo wiele łez jeszcze! Linie na ręku są powikłane i oznaczają ciężkie godziny!<br>
{{tab}}Małgorzata zamyślona upuściła rękę, a stara cyganka ujęła rękę Józefiny.<br>
{{tab}}— Mała córka dostojnego infanta, z tajemniczym uśmiechem rzekła stara do Małgorzaty: także dawniéj było wiele łez, ale one zamienią się w same perły, perły promienieją w przyszłości! Przybędzie młody infant, przybędzie za trzy dni z żałobną wiadomością — o! dostojny infant, syn królowéj, czy cesarzowéj i kiedyś będzie mężem tej małéj córki dostojnéj infantki! Wiele szczęścia, o! bardzo wiele szczęścia w przyszłości, ale daleko ztąd, w pośród cudzoziemskich drzew i roślin! Wszyscy popły- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_26" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1080"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1080|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1080{{!}}{{#if:26|26|Ξ}}]]|26}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ną za morze daleko — bardzo daleko, i wtedy przyjdzie wielkie szczęście! Mała córka dostojnego infanta będzie widziała przy sobie ojca i matkę, i pięknego, szlachetnego małżonka — ale przedtem wiele łez, jeszcze bardzo wiele łez! powtórzyła stara cyganka.<br>
{{tab}}Małgorzata teraz znowu zdołała zapanować nad sobą, chociaż słowa cyganki głęboko w duszę jéj wniknęły — usunęła z przed niéj Józefinę i w nagrodę podała jéj sztukę złota.<br>
{{tab}}— O, to za wiele dostojna donno — stara Zinna to tylko powiedziała, co napisano w liniach ręki!<br>
{{tab}}— Zatrzymajcie to sobie, dobra kobieto, nie bez politowania odpowiedziała Małgorzata; chętnie wam to ofiaruję!<br>
{{tab}}Cyganka jeszcze po hiszpańsku dziękowała lub też błogosławiła przez kratę, wreszcie znowu podniosła miseczkę i podążyła daléj, rzucając w koło małemi, bystremi oczkami.<br>
{{tab}}Tego rodzaju cyganki, przychodzące z Hiszpanii aż do Paryża, nie są rzadkie, i w ogromnéj nadsekwanskiéj stolicy zwykle zbierają obfite żniwo.<br>
{{tab}}Przepowiednie starej Zinny wywarły wielkie wrażenie na Małgorzacie, szła więc cicha i bardzo poważna, gdy się ściemniać zaczynało z Józefiną do werandy, wracając do pałacu.<br>
{{tab}}Chociaż słowa staréj cyganki były powikłane, Małgorzata jednak wydobyła z nich pewny sens, który nabawił ją rozmaitych trosk.<br>
{{tab}}Miałżeby na prawdę żyć jeszcze ten chłopczyk, którego niegdyś wśród zimowéj nocy opuściła?<br>
{{tab}}Ta myśl napełniała Małgorzatę obawą i nadzieją — obawą, bo stara Zinna powiedziała, że on jutro umrze.<br>
{{tab}}Gdzież on przebywa? Czyż niepodobna, aby go znalazła jeszcze i ocaliła?<br>
{{tab}}Jeszcze raz pobiegła ku kracie.<br>
{{tab}}Ale cyganka już się za bardzo ztamtąd oddaliła.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_27" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1081"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1081|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1081{{!}}{{#if:27|27|Ξ}}]]|27}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Małgorzata przywołała ją napowrót, odesławszy pierwéj Józefinę do werandy.<br>
{{tab}}— Zlitujcie się, prosiła, powiedzcie mi gdzie się znajduje chłopiec, o którym pierwéj mówiliście, chłopiec, który jutro ma umrzeć? Ja go chcę poszukać — ratować.<br>
{{tab}}— Oj, to nadaremnie, dostojna donno, zupełnie nadaremnie! mówiła stara Zinna — ale pokaz mi pani jeszcze raz twą rękę, obaczę co pani powiedzieć mogę, gdzie się kończy linja chłopca!<br>
{{tab}}Małgorzata w najżywszém oczekiwaniu jeszcze raz podała rękę cygance.<br>
{{tab}}— Powiedzcie mi, zaklinam was — powiedzcie mi! Bo ginę z obawy i żalu! rzekła Małgorzata.<br>
{{tab}}— Pojmuję to, dostojna donno — ale już nie ma ratunku! To, co tu na ręku napisane stać się musi, to czego się obawiacie, nastąpić musi!<br>
{{tab}}— Powiedzcie mi przynajmniéj, gdzie jest chłopiec i czém się to dzieje — że jutro umrze?<br>
{{tab}}— Ma złego nieprzyjaciela, dostojna donno, umrze przez tego nieprzyjaciela, jest od was niezbyt daleko, ale dostojna donna już go nie dosięgniesz, nie obronisz ani ustrzeżesz!<br>
{{tab}}— Niepodobna — wy kłamiecie — jakim sposobem to biedne dziecię ma być blizko mnie? mówiła wzruszona Małgorzata.<br>
{{tab}}— Nie ma nic niepodobnego, dostojna donno, nic skłamanego — wszystko jest prawdą, wszystko nastąpi! Stara Zinna umie czytać w przyszłości!<br>
{{tab}}— O Matko Boża! nie opuszczaj mnie, dozwól ocalić chłopca! jęczała zrozpaczona Małgorzata.<br>
{{tab}}— Kula dla małego chłopca już ulana — on musi umrzeć dostojna donno, musi umrzeć! Nie pomogą żadne modlitwy, dostojna donno, żadne prośby i poszukiwania! Wszystko nastąpić musi! powiedziała stara cyganka i znowu poszła obok kraty. — Oszczędzaj łez twoich — w dali jest promień słońca — ale pierwéj wiele nieszczęścia i bólu!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_28" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1082"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1082|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1082{{!}}{{#if:28|28|Ξ}}]]|28}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Małgorzata rękami twarz zakryła, a stara Zioną znikła w wieczornym półcieniu.<br>
{{tab}}— Żyjesz — ty, do którego tęskniłam, aby choć raz jeszcze być szczęśliwą? Ty, którego ja, szalona, zrozpaczona, porzuciłam podczas okropnéj nocy? Ty żyjesz, ale na wieczne udręczenie, za karę przez Boga wyrzeczoną, nie mam cię znaleźć — lecz na zawsze postradać? To okropnie — ale na to zasłużyłam! kończąc rozmowę z samą sobą rzekła Małgorzata, i szła, ocierając łzy z oczu ku werandzie, gdzie Józefina skrycie również plączącą czekała na matkę, aby potém prawie nic nie jadłszy na wieczerzę, udać się do swojéj sypialni.<br>
{{tab}}Obie miały ciężar na sercu — a jednak nie domyślały się wcale, z jaką męczarnią spełnić się miała przepowiednia staréj cyganki.<br>
{{tab}}Czuły tylko jak mocno cięży im to, co im dziwna Zinna w ciemnych słowach oznajmiła — i już żałowały w duszy, że jéj ręce pokazywały.<br>
{{tab}}Wkrótce nad pałacem księcia de Monte-Vero przy ulicy Rivoli zapadła noc.<br>
{{tab}}Świece w pokoju matki i córki pogasły.<br>
{{tab}}Głęboka cisza panowała w parku i w pałacu, do którego przystępy Marcin starannie pozamykał.<br>
{{tab}}Mała Józefina usnęła modląc się za wuja Eberharda i kochanego Janka.<br>
{{tab}}Małgorzata jak zwykle spoczywała jeszcze na jedwabnéj pościeli, na którą ręka ojca zamieniła dawniejsze jéj nędzne łoże.<br>
{{tab}}Słowa cyganki drgały jeszcze w jéj uchu — nie mogła się uspokoić.<br>
{{tab}}Nakoniec około północy usnęła — ale duszę jéj napastowały złe i niespokojne marzenia. Ujrzała się nagle w letnim zamku cesarza — w koło poruszali się sztywnie i urzędownie postrojeni goście — ona sama Uświetniała w okazałéj myśliwskiéj sukni.<br>
{{tab}}Wtém spostrzegła ją cesarzowa Eugenia i przystąpiła do niéj — bardzo była uprzejma dla córki księcia, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_29" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1083"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1083|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1083{{!}}{{#if:29|29|Ξ}}]]|29}}'''<nowiki>]</nowiki></span>owszem nawet podała jéj rękę i pozwoliła jechać obok siebie na polowaniu.<br>
{{tab}}Cesarzowa tak pięknie wyglądała, że Małgorzata ciągle ją podziwiać musiała.<br>
{{tab}}Lecz nagle ukazał się obok niéj ów obrzydły nieprzyjaciel jéj życia, ów szambelan księcia Waldemara! A więc i tutaj ten nędznik wchodził jéj w drogę?<br>
{{tab}}Małgorzata zbladła; — sądziła, że padnie — obejrzała się szukając obrony, bo ten niegodziwiec groźnie spojrzał na nią siwém okiem.<br>
{{tab}}Wkrótce pozostała z nim sama...<br>
{{tab}}Chciała uciekać — on ścigał ją — dręczona śmiertelną trwogą wybiegła na dwór — na dół po schodach.<br>
{{tab}}On biegł za nią — słyszała na schodach jego kulejące kroki.<br>
{{tab}}Nakoniec dostała się na otwarte miejsce — von Schlewe stał tuż za nią — podbiegła pod najbliższe drzewo, i tu dopiero zaczęła się obrzydła w koło niego gonitwa.<br>
{{tab}}Już Małgorzata dech traciła — już czuła, że jéj nogi usług odmawiają — chciała krzyczeć, wołać o pomoc, ale gardło miała jakby zasznurowane.<br>
{{tab}}Prześladowca już prawie dotykał jéj odzieży.<br>
{{tab}}Wtém padł strzał — wyraźny — od którego zadrżała — baron w głos się roześmiał.<br>
{{tab}}Małgorzata wstrząsła się i obudziła.<br>
{{tab}}Cała była potem zlana — na czole jéj i poduszkach perliły się krople.<br>
{{tab}}Tak żywo marzyła, że huk strzału jeszcze się w jéj uchu rozlegał, więc zerwała się i trwożliwie po pokoju rozglądała.<br>
{{tab}}Prócz śpiącéj Józefiny nie było tam nikogo — w przyległym przedpokoju spały służące — chciała poruszyć dzwonek stojący przy łóżku na marmurowym stoliku — lecz pokonała zatrważające wrażenie snu i nie chciała bezpotrzebnie przestraszać kobiet.<br>
{{tab}}Marcin znalazłszy wszystko w porządku w parku <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_30" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1084"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1084|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1084{{!}}{{#if:30|30|Ξ}}]]|30}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i pałacu, udał się do pokoju, w którym dawniéj sypiał mały Janek ze starą Urszulą.<br>
{{tab}}Pokój ten stał bez użytku od owéj nocy, po któréj go pożar po części zniszczył i kiedy stara duenna tak okrutnie padła ofiarą tego pożaru.<br>
{{tab}}Wprawdzie odnowiono go znowu zupełnie, podobnie jak wszystkie inne pokoje pałacu, i urządzono jak dawniéj, lecz widocznie unikano go z obawą.<br>
{{tab}}Pokoje Małgorzały mieściły się w drugiém skrzydle obszernego, okazałego domu.<br>
{{tab}}Marcin chciał nocowywać w tym nadliczbowym pokoju, podczas nieobecności pana Eberharda. Spokojniejszy był, gdy czuwając pozostawał w pałacu. Obawiał się, aby te szelmy, które już nieraz usiłowały dopiąć morderczych zamiarów, nie skorzystały z nieobecności księcia dla wykonania swoich planów, a w tém przekonaniu utwierdził się jeszcze bardziéj, gdy się dowiedział, że Fursch przed straceniem uratował się ucieczką.<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną! mruczał, gdy około północy, niosąc świecę w ręku, wszedł do unikanego pokoju, którego okna, jak wiemy, na park wychodziły — gdybym był panem Eberhardem, jużbym tych łajdaków od dawna uczynił nieszkodliwymi! Wszyscy muszą gryźć trawę, prędzéj spokojności nie będzie! Nietylko ten niecnota Fursch i Rudy Dzik, ale także i przeklęty baron, który wszystkim niecnym czynom sprzyja i do nich podmawia — a właściwie i hrabina — ale o tém pan Eberhard i słyszeć nie powinien — on za nadto wspaniałomyślny i dobry! Gdyby nie to, trzech szelmów jużby dawno znaleziono gdzieś zimnych i zabitych! No, ale jeszcze nie mów: hop! mruczał muskularny sternik „Germanii“ stawiając świecę na rzeźbionym, pełnym drobiazgów stole; ja się z nimi kiedyś porachuję! Jeżeli ten morderczy szelma szydzi z cesarskich urzędników i ucieka, aby swoje krwawe rzemiosło daléj prowadzić, to niech-no mi się tylko w palce dostanie! Powiadam wam, łotry, niech wam nie przychodzi na myśl któréjś z tych nocy tu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_31" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1085"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1085|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1085{{!}}{{#if:31|31|Ξ}}]]|31}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się wsunąć, Marcin nie żartuje! On wam karków ponakręca jak schwytanym kwiczołom!<br>
{{tab}}Marcin nagle słuchał...<br>
{{tab}}— Co to takiego? szepnął stojąc cicho — coś tu w pokoju brzękło jak pieniądz, kiedy po deskach przechodziłem? Ale zkądżeby znowu? Na stole stały srebrne rzeczy?<br>
{{tab}}Marcin poszedł znowu do okna — spojrzał na park — wszędzie było cicho jak w kościele.<br>
{{tab}}Świeca na stole rzucała niedoskonałe, niepewne światło na obszerny pokój, w którym było kilka portyer i firanek.<br>
{{tab}}Sternik „Germanii“ rzeczywiście nie był bojaźliwy, należał do ludzi, o których mówią, że się nawet samego szatana nie ulękną — ale prawie jak wszyscy marynarze był zabobonny.<br>
{{tab}}Sandok, którego pokój, aby był zawsze blizko księcia, leżał w głębi przechodzącego przez pałac korytarza, przed kilku dni; mi opowiadał Marcinowi, że stara Urszula chodzi po nocy.<br>
{{tab}}— Murzynie, ty oszalałeś! odpowiedział Marcin — nie rozgłaszaj takich rzeczy, książę nie lubi podobnych głupstw!<br>
{{tab}}— O, Sterniku Marcinie, cicho mówił czarny: Sandok nie chce być złym chrześcianinem i mówi prawdę o spalonéj!<br>
{{tab}}— No, to gadajże ty duchowidzu, zawołał Marcin żartująca z powagą: możeby można kiedy zobaczyć to twoje zjawisko?<br>
{{tab}}— To nie dobre do widzenia — Sandokowi wszystkie włosy na głowie powstały!<br>
{{tab}}— Ty tchórzu!<br>
{{tab}}— O ja nie być tchórz, sterniku Marcinie, być odważny, wiesz o tém dobrze! Sandok nie boi się ani tygrysa, ani lwa, ani złego człowieka — ale Sandok ma złe uczucie w obec widma!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_32" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1086"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1086|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1086{{!}}{{#if:32|32|Ξ}}]]|32}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}W saméj rzeczy i sternik „Germanii“ doznawał czegoś podobnego, ale pan Eberhard wywarł na niego już niejaki wpływ i przytém musiał murzynowi okazać swoją wyższość.<br>
{{tab}}— Gadajże przecię murzynie, do pioruna, co widziałeś?<br>
{{tab}}— Słyszałem, że coś jęczało w pokojach, gdzie się spaliła stara duenna, a kiedy się jeszcze raz obejrzałem, to coś za mną, przebiegło wyskakując z pokoju!<br>
{{tab}}— I ty nie zatrzymałeś się, nie przekonałeś się co to było?<br>
{{tab}}— Strzegłem się tego, sterniku Marcinie; czyż nie wiesz, że Sandok i wszyscy z upiorem nic nie poradzą? Czy nie wiesz, że upiór na karki skacze, i nie chce odejść?<br>
{{tab}}— Jesteś czarny głupiec!<br>
{{tab}}— O, żaden głupiec! Sandok żaden głupiec, sterniku Marcinie! Pamiętaj o Klabauterze<ref>Tak nazywają upiora, który jakoby pojawia się na okrętach, w rozmaitych postaciach, i według przesądu marynarzy, zapowiada rozmaite nieszczęścia.</ref>.<br>
{{tab}}— Hm, to co innego, murzynie — na wodzie dzieją się inne rzeczy, niż tu na suchéj ziemi! wyrzekł stary szczur morski, z najkomiczniejszą i zarazem najpoważniejszą w świecie miną; ale znajdę sposobność przekonania się, ile jest prawdy w twoich słowach!<br>
{{tab}}Otóż sposobność ta bardzo się prędko nadarzyła, i Marcin w czasie nieobecności księcia zapragnął czuwając przepędzać noce w pokoju staréj Urszuli.<br>
{{tab}}Pomny skutku jaki strzał pana Eberharda wywarł na okręcie duchów, włożył w kieszeń rewolwer, który jednocześnie mógł mu wyświadczyć wielkie usługi w razie spotkania z nieproszonymi innego rodzaju gośćmi.<br>
{{tab}}Mimo tego wszystkiego, i choć nie chciał sobie przyznać, sternik Marcin zaczął tracić odwagę, gdy nadeszła północ.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_33" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1087"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1087|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1087{{!}}{{#if:33|33|Ξ}}]]|33}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Głęboka wszędzie cisza — migające się niepewne światło — myśl o spalonéj Urszuli, którą w duchu widział jeszcze leżącą przed sobą na zwęglonéj podłodze — wszystko to mimowolnie sprawiło, że lekko drżał i był nieswój.<br>
{{tab}}Może i chłodna noc była tego przyczyną, tudzież okoliczność, że Marcin zawsze o tym czasie w swoim pokoju w domu służących mocno spał i dzielnie chrapał.<br>
{{tab}}Położył więc nabity rewolwer obok świecy na rzeźbionym stole i postanowił przechadzać się po pokoju.<br>
{{tab}}Na dworze huczała burza. Gałęzie drzew szumiały i trzeszczały, a wiatr gwizdał przez wszystkie szczeliny i dziurki od klucza.<br>
{{tab}}— Hucz sobie, mruczał dzielny sternik „Germanii“ nie wypędzisz mnie ztąd — chociażby na prawdę ukazała się stara {{Korekta|Uurszula|Urszula}}, Marcin ztąd nie odejdzie! Cóż może mieć do mnie ta stara osoba? Zapytam jéj jak najspokojniéj, czego ludziom przeszkadza? i chętnie wyświadczę jéj usługę, aby spokojnie spoczywać mogła! Oho! przerwał sobie rozmowę, zatrzymując się nagle w swoim pochodzie przez pokój: otoż znowu, coś jeszcze wyraźniéj brzękło jakby pieniądze — co to znaczy? To nie mogą być srebrne sprzęty — trzeba tego dojść!<br>
{{tab}}I sternik wrócił znowu na miejsce pokoju, w któróm pierwéj i teraz znowu posłyszał brzęk — stąpił mocniéj — a teraz i brzęk rozległ się głośniéj.<br>
{{tab}}— To jednak mimo wszystkiego musi się dziać tam na stole! mruknął Marcin i {{Korekta|znowę|znowu}} próbował tupnąć z tym samym pomyślnym skutkiem.<br>
{{tab}}Niech pioruny trzasną! Czy tu jest gdzie jaki skarb schowany? To trochę dziwne — na stole albo w stole nikt podobnych rzeczy nie chowa — stara Urszula nie miała też żadnych skarbów!<br>
{{tab}}Takie robiąc uwagi Marcin zbliżył się do starego, rzeźbionego stołu, na którym stała świeca i leżał rewolwer.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_34" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1088"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1088|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1088{{!}}{{#if:34|34|Ξ}}]]|34}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Znajdowały się na nim jeszcze rozmaite rupiecie srebrne i porcelanowe, które w czasie pożaru, razem ze stołem uratowano, a późniéj po naprawieniu spustoszenia napowrót do pokoju przyniesiono, i nietykalnie na tém samém miejscu pod ścianą ustawiono, gdzie dawniéj ze stołem pozostawały.<br>
{{tab}}Marcin badawczo przypatrywał się małym wazonom, kloszom i figurkom, i biorąc na pomoc światło, schylił się aby stół z pod spodu obejrzeć.<br>
{{tab}}Stół nie miał ani szuflady ani filunku, składał się raczéj jak po większéj części wszystkie kosztownie rzeźbione stoły, z płyty, czterech boków i czterech sztucznie rzeźbionych nóg.<br>
{{tab}}Marcin badał pilniéj, bo rzecz wydała mu się komiczną, i chciał podnieść się prędko, aby świec ępostawić na stole, a potém jeszcze raz spróbować tupnąć.<br>
{{tab}}Ale ślepa gorliwość zawsze szkodzi. Marcin za prędko podniósł świecę nieostrożnie — i przeciąg powietrza ją zgasił — poczciwy sternik „Germanii” znalazł się w ciemności.<br>
{{tab}}Świeca jeszcze wprawdzie tliła si,ę ale nadaremnie, jak to czynił za młodu nieraz z łojowemi świecami, usiłował ją znowu rozdmuchać.<br>
{{tab}}— Przeklęte te nowe wynalazki! Świec woskowych nie trzeba objaśniać! mruczał zakłopotany, bo nie miał przy sobie zapałek, i teraz bez ratunku ciemność go otoczyła; dawniéj bywało inaczej!<br>
{{tab}}Marcin postawił świecę na stole, spuszczając się przytém na zmysł dotykania, bo też naprawdę w pokoju nic widać nie było.<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną — Boże przebacz grzechy! pomruknął — ale to już i żart przechodzi! Wszystko śpi, nie mogę wchodzić do drugiego pokoju po zapałki, bo mogę obudzić łaskawą córkę pana Eberharda, która mnie weźmie za upiora! Co tu robić? Czekać cierpliwie do rana to niełatwe zadanie, bo już po północy, a przed szóstą godziną jeszcze nie będzie widno! Musisz spróbo- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_35" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1089"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1089|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1089{{!}}{{#if:35|35|Ξ}}]]|35}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wać, czy tu gdzie w tych koszykach i rupieciach nie znajdziesz zapałek, które cię z téj ciemności wybawią! — Oho, rewolwer muszę bardzo ostrożnie i bezpiecznie położyć na ziemi, inaczéj potrącisz go i — wystrzeli!<br>
{{tab}}Marcin długo macał po stole, znalazł rewolwer i ostrożnie położył go na boku na ziemi — potém próbował otwierać srebrne pudełka i porcelanowe rzeczy.<br>
{{tab}}W ciemności człowiek jest niezręczny i niepewny swoich ruchów, tém bardziéj, jeżeli kto ma tak wielkie i twarde ręce jak nasz sternik, które nie umieją obchodzić się z małemi i kunsztownemi rzeczami. Musiał się niezmiernie strzedz, aby czego nie stłukł, albo na ziemię nie zrzucił.<br>
{{tab}}Już nadaremnie otworzył był kilka pudełek, gdy poczuł w palcach szeroką, porcelanową urnę.<br>
{{tab}}— Tu nie znajdę wcale zapałek! pomruknął właśnie i chciał daléj macać palcami; wtém znowu w tyle urny dał się słyszeć brzęk podobny do pierwszego — podniósł więc nakrycie urny i wsunął w nią rękę.<br>
{{tab}}Ale wyjął ją równie prędko, jakby się dotknął czegoś złego.<br>
{{tab}}— Pieniądze, mruknął, zimne jak lód pieniądze — i papiery na nich i pomiędzy nimi! Co to znaczy — zkąd się to wzięło?<br>
{{tab}}Marcin stał nie wiedząc co począć.<br>
{{tab}}Ciemność jeszcze bardziéj mu dokuczała! Musiał koniecznie dowiedzieć się, co było w téj urnie. Pozostawił ją otwartą i daléj żwawo szukał palcami. Wtém ujął za jakieś pudełko, w ktôrém coś wiele obiecująco szeleśćło... otworzył je czémprędzéj — jego ręka poczuła małe drewienka — niewątpliwie, znalazł nakoniec czego szukał.<br>
{{tab}}Uradowany bardzo Marcin wyjął drewienko i starał się zapalić je — nadaremnie — palić się nie chciało.<br>
{{tab}}Drugie złamało się.<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną — ty znowu myślisz, że masz do czynienia z wiosłami. Nie tak porywczo!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_36" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1090"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1090|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1090{{!}}{{#if:36|36|Ξ}}]]|36}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}To napomnienie samego siebie pomogło. Marcin szczęśliwie zapalił trzecie drzewko, a potém świecę.<br>
{{tab}}Teraz skończyły się wszelkie kłopoty.<br>
{{tab}}Gdy bliżéj {{Korekta|przysunuł|przysunął}} świecę, jéj blask padł wewnątrz staréj, chińskiéj urny, której zapewne żaden człowiek nie tykał.<br>
{{tab}}Błysło mu z niéj czerwone złoto.<br>
{{tab}}Marcin zaledwie wierzył swoim oczom — jeszcze bliżéj przysunął świecę. W rzeczy saméj były to złote pieniądze, a pomiędzy niemi leżały, jak się zdawało, zapisane papiery.<br>
{{tab}}— A to szczególne znalezienie! mruknął i namyślając się spojrzał w urnę. Zkąd się tu wzięło złoto? Może papiery mnie w tém objaśnią?<br>
{{tab}}Marcin wyjął leżący na wierzchu, trzymał go przy świecy i z trudnością wyczytał nakoniec te słowa:
{{c|„Testament staréj Urszuli!“}}
{{tab}}Gdy wymruczał te słowa, dziwnie mu się zrobiło na sercu i mimowolnie obejrzał się po całym pokoju.<br>
{{tab}}— Testament staréj Urszuli? powoli z powagą powtórzył i jeszcze raz spojrzał na papier, zapisany niepewnemi, niewyraźnemi i drżącą ręką kreślonemi literami. Stara osoba swój zapewne z trudem zebrany skarb ukryła w bardzo niepewném miejscu — ale rzeczywiście nie myślała o tém, że tak nagle i nędznie umrze.<br>
{{tab}}Marcin położył ten papier na stole i zaczął wyjmować sztuki złota z urny i układać je na stole — było ich blizko sto — to stanowiło oszczędność staréj Urszuli.<br>
{{tab}}Nakoniec Marcin wziął złożony papier znajdujący się jeszcze w urnie.<br>
{{tab}}Był to wielki arkusz, cały zapełniony niepewném pismem staréj duenny.<br>
{{tab}}Długiego zapewne potrzebowała czasu na spisanie ostatniéj woli — pojedyncze ustępy przekonywały, że często przerywała sobie i dopiero po kilku dniach pisała daléj.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_37" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1091"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1091|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1091{{!}}{{#if:37|37|Ξ}}]]|37}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale testament ułożyła bardzo rozsądnie i z właściwą sobie rozwagą.<br>
{{tab}}„Ja, Urszula Nesselmannówna, tak brzmią! ten akt, urodziłam się dnia 10 stycznia 1790 r., w..... (tu było wypisane nazwisko stolicy). Rodziców moich straciłam wcześnie, a krewni moi wcale się o mnie nie troszczyli. Usługiwałam u bogatych ludzi aż do pięćdziesiątego roku życia. Potém trudno mi było znaleźć nową służbę, bo staréj osoby nikt przyjąć nie chce.<br>
{{tab}}„Około tego czasu grabarz od św. Pawła, Samuel Bartels, szukał starszéj kobiety na gospodynię domu, bo jak powiadał, za małe miał dochody na utrzymanie żony i rodziny.<br>
{{tab}}„Krewni moi, jak się od czasu do czasu dowiadywałam, wszyscy wymarli; nie pytając zatém o nagrodę, przeniosłam się do grabarza od św. Pawła Samuela Bartelsa, u którego lubo ubogo było w domu, mogłam mieć spokojne miejsce.<br>
{{tab}}„Był to dziwny i nieprzyjemny, ale dobrego serca człowiek.<br>
{{tab}}„Dla tego znosiłam jego chimery a nieraz i głód, lecz nie opuszczałam go — owszem myślałam nawet, że się zemną ożeni.<br>
{{tab}}„Pozostawałam już trzy czy cztery lata w jego domu, pamiętam jak dzisiaj — był dzień mroźny, zimowy — obstalował ktoś grób, który na drugi dzień miał być wykopany.<br>
{{tab}}„Samuel Bartels prędko zabrał się do roboty, ale ta przeciągnęła się aż do nocy, inaczéj robota nie byłaby gotowa na rano, bo ziemia była twarda i zmarzła, a zatém i praca wielka.<br>
{{tab}}„Rzadko zdarzało się aby musiał kopać w nocy — jak teraz widzę, to była noc pełna przeznaczenia.<br>
{{tab}}„Śnieg leżał na cmentarzu i w parku ciągnącym się po drugiéj stronie drogi.<br>
{{tab}}„Nie mogłam spać gdy Samuel pracował, i chociaż <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_38" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1092"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1092|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1092{{!}}{{#if:38|38|Ξ}}]]|38}}'''<nowiki>]</nowiki></span>było bardzo zimno, otuliwszy się chustką, około północy wyszłam z domu.<br>
{{tab}}„Moje oczy szukały grabarza i nowego grobu, {{Korekta|którerego|którego}} czarne ziemne brzegi z daleka, z pomiędzy śniegu wystawały — nie mogłam nic dopatrzyć.<br>
{{tab}}„Sądziłam, że może on stoi wewnątrz grobu, albo chodzi między krzyżami i grobami.<br>
{{tab}}„Nadaremnie zaglądałam w ciemną głębię — nadaremnie wołałam Samuela — nie był przy świeżym, już gotowym grobie.<br>
{{tab}}„Gdzież więc przebywał?<br>
{{tab}}„Tak napróżno, a mianowicie w nocy, nie wyszedłby z cmentarza.<br>
{{tab}}„Wtém {{Korekta|postrzgłam|postrzegłam}} przy blasku księżyca, że stoi przy bramie na drodze, która kratami żelaznemi przedzielała od cmentarza drogę wiejską, z miasta do zamku księcia prowadzącą — ukrył się prawie za murowanym filarem i podsłuchywał czy też podpatrywał.<br>
{{tab}}„Co on zamierza? poszepnęłam zaciekawiona i powoli podeszłam bliżéj.<br>
{{tab}}„Było tak zimno, że trzęsłam się mrozem przejęta idąc do bramy.<br>
{{tab}}„Samuel Bartels postawił obok siebie motykę, w chwili gdy się przybliżyłam, odszedł od bramy i przeszedł na drugą stronę drogi.<br>
{{tab}}„Co on robi? pytałam sama siebie — czego tam szuka w parku? Coby tam wyśledził?<br>
{{tab}}„Ale właśnie wracał, gdy przybyłam do bramy — niósł coś na ręku.<br>
{{tab}}„Krzyknęłam głośno...<br>
{{tab}}„Urszulo, poszepnął ujrzawszy mnie, dziecko!<br>
{{tab}}„Co? zawołałam, co to ma znaczyć? co chcecie z niém robić?<br>
{{tab}}„Słuchaj Urszulo, powiedział cicho, okrywając na w pół skostniałe, nowo narodzone dziecię — jaką nędzę widziałem! Oto przyszła jakaś młoda, biedna kobieta położyła tam dziecię pod drzewem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_39" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1093"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1093|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1093{{!}}{{#if:39|39|Ξ}}]]|39}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}„I wyście je zabrali?<br>
{{tab}}„Inaczéj byłoby zmarzło, Urszulo — już prawie na wpół skostniałe!<br>
{{tab}}„Samuel Bartels, zawsze tyle nieprzyjemny, opryskliwy człowiek, był w téj chwili miększy niż ja.<br>
{{tab}}„Co z tego wyniknie? czémże je wyżywicie Samuelu? zawołałam — bierzecie na swój kark dziecię — obcych ludzi! Co sobie o mnie ludzie pomyślą?<br>
{{tab}}„Niech sobie myślą co chcą! odpowiedział, wziął szpadel i sam poniósł dziecię do domu.<br>
{{tab}}„Poszłam za nim, i raz głośno, drugi raz cicho robiłam mu wyrzuty.<br>
{{tab}}„Dzisiaj to mnie boli, lecz wtedy tak mi serce dyktowało.<br>
{{tab}}„Często sami nie mieliśmy co jeść, a teraz przybyło jeszcze dziecko — dziecko cudze, o którém każdy mógł myśleć, że jest moje.<br>
{{tab}}Marcin przerwał czytanie i rozśmiał się — przypomniał sobie starą Urszulę, która go ciągle zapewniała, że jéj nie tknęła ręka żadnego mężczyzny i że mały Janek na prawdę jest podrzutkiem. Tu w jéj testamencie wszystko było rzetelnie i szczegółowo opisane. Ale mimo tego Marcin nie wątpił, że tak się wszystko stało.<br>
{{tab}}„Małe nowo narodzone dziecię, czytał daléj, było nędzne i chore. Srogie, nocne powietrze zaszkodziło mu — gdyby jeszcze kilka minut było poleżało na mrozie — o mój Boże!! — byłoby bez ratunku umarło. Z trudnością i biedą udało mi się utrzymać je przy życiu — często ujmowałam sobie chleba, aby mu tylko kupić nieco mleka. Samuel Bartels widział to i kochał małego Janka, jak własne dziecię.<br>
{{tab}}„Ale jednak nie żenił się zemną, chociaż widział, że dziecku zastępowałam matkę.<br>
{{tab}}„Tak przechodził rok za rokiem — mały Janek nie chciał nauczyć się mówić, poznaliśmy wkrótce, że był niemym — był to skutek zimna, które pozbawiło dziecka głosu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_40" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1094"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1094|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1094{{!}}{{#if:40|40|Ξ}}]]|40}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}„Nie bardzo cieszyło mnie to, że mieliśmy jedną, istotę więcéj do żywienia, owszem nieraz z tego powoda powstawały między mną a Samuelem Bartelsem sprzeczki i kłótnie.<br>
{{tab}}„Teraz poznaję, że źle czyniłam, bo gdyby nie mały Janek, nie działoby mi się dzisiaj tak dobrze.<br>
{{tab}}„Wtem szczęście chciało — bo stary przesąd mówi, że takiemu podrzutkowi zawsze przyświeca szczęśliwa gwiazda — że mały Janek pewnéj niedzieli, gdy już biegać umiał, wybiegł za bramę i biegał po drodze. Coś go zawsze ciągnęło do drzew, pod któremi leżał — wpadł na niego jakiś ekwipaż i przejechał go; pan, książę de Monte-Vero, nadszedł, podniósł i przyniósł go nam na powrót.<br>
{{tab}}„Dziecko pokochało wówczas nieznajomego sobie i nam obcego pana — rozumiałam jego znaki i myśli — ciągle myślało o księciu.<br>
{{tab}}„I gdy stary Samuel Bartels w kilka lat późniéj zachorował i blizki był śmierci, pośpieszyłam do pałacu przy ulicy Stajennéj i powiedziałam o tém dostojnemu panu, który przybył, i zabrał do siebie małego Janka razem ze starą Urszulą, gdy biedny grabarz od św. Pawła zamknął strudzone oczy.<br>
{{tab}}„Tak się wszystko stało według wiernéj prawdy — Bóg na niebie świadkiem moim.<br>
{{tab}}„O młodéj matce małego Janka nigdy nic nie można było się dowiedzieć — jakżeby się cieszyła, gdyby wiedziała, że przezacny książę zrobił go swoim wychowańcem!<br>
{{tab}}„Dni moje upływają teraz bardzo, spokojnie i szczęśliwie — nie potrzebuję wcale pieniędzy, które mi dostojny co miesiąc wypłacać każe. Gdy to piszę, oszczędziłam już sobie pięknych, czystych ośmdziesiąt dukatów i coraz ich więcéj przybywa.<br>
{{tab}}„Ale bardzo zdarzyć się może, że prędzéj lub późniéj zamknę oczy, podobnie jak Samuel Bartels, którego niech Bóg Wszechmocny zbawi. Wkrótce będę miała lat sześć- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_41" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1095"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1095|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1095{{!}}{{#if:41|41|Ξ}}]]|41}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dziesiąt i pięć, a więc potrzeba przygotować się do ostatniéj godziny.<br>
{{tab}}„Dla tego piszę to, gdy mały Janek śpi, aby według tego postąpiono.<br>
{{tab}}„Wolą moją jest, aby oszczędności moje, tak jak znalezione zostaną w urnie, w któréj je przechowuję, przypadły teraźniejszemu biednemu grabarzowi od św. Pawła — on zapewne ich równie potrzebuje jak Samuel Bartels, a przytém po mojéj śmierci oszczędzono pieniądze staréj Urszuli będą dla niego dobrodziejstwem. Tylko jeden warunek dołączam — aby z tych pieniędzy zmarłemu Samuelowi Bartelsowi, pochowanemu na cmentarzu św. Pawła, wznieść krzyż i na nim złotem wypisać:<br>
{{tab}}„Tu spoczywa w Bogu grabarz Samuel Bartels, a ten krzyż postawiła mu Urszula Nesselmanówna, spoczywająca na obcéj ziemi.<br>
{{tab}}„Taka jest moja ostatnia wola.<br>
{{tab}}„Urna i to co się w niéj zawiera znajdą się — nie mam innego miejsca na zachowanie moich oszczędności.<br>
{{tab}}„Boże błogosław dostojnego księcia i małego Janka! {{f|align=right|prawy=10%|''Urszula Nesselmanówna''.“}}
{{tab}}Marcin skończył czytanie.<br>
{{tab}}Spojrzał na papier, a potém na pieniądze.<br>
{{tab}}— Stara Urszula, która w tak haniebny sposób postradała życie, powiedział sobie, była to dobra, uczciwa osoba. Cóż jéj było po życiu w biedzie i nędzy, w pracy i o suchym chlebie? A gdy nakoniec lepiéj poszły jéj interesa, musiała umrzeć!<br>
{{tab}}Tak to zwykle bywa, mruknął daléj Marcin: kiedy się nareszcie skończy bieda, wtedy nic już użyć nie można. Bobra, poczciwa, stara Urszulo, twoja ostatnia wola święcie spełniona będzie, o to się postaram — jak tylko dzień nastanie, wszystko zaniosę łaskawéj córce pana Eberharda, która to przeczyta i wykona!
Marcin napowrót złożył akt i zakrył nim pieniądze.<br>
{{tab}}Świeca już się mocno upaliła — na dworze szarzał już poranek — ducha staréj Urszuli, którego Sandok miał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_42" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1096"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1096|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1096{{!}}{{#if:42|42|Ξ}}]]|42}}'''<nowiki>]</nowiki></span>widzieć i słyszeć, nie było ani śladu, prócz jéj testamentu, który Marcin znalazł przypadkiem.<br>
{{tab}}Gdy już było widno, wyszedł z pokoju, aby się przekonać czy i zewnątrz wszystko w porządku.<br>
{{tab}}Poszedł do mieszkania domowników, do stajeń, a chociaż książę nieobecny, wszędzie panowała wesoła ochota do pracy i niewymuszona czynność, tak błogo w porównaniu z poddaństwem i niewolnictwem — wszędzie, gdzie przebywał duch Eberharda, gdzie panowała jego wielkość, istniała tylko swobodna, szlachetna, podnosząca człowieka praca.<br>
{{tab}}Gdy Marcin ujrzał Małgorzatę w oknie, udał się do pokoju Urszuli, zabrał jéj testament i zaniósł łaskawéj córce pana Eberharda.<br>
{{tab}}Wyszedł, a Małgorzata czytała zapis staréj duenny.<br>
{{tab}}Przy każdym wierszu oddech jéj stawał się coraz krótszy, serce się coraz bardziéj ściskało — oczy przebiegały po stronicach — z gorączkowém wzruszeniem młoda matka przyjmowała w siebie każde słowo — a gdy przyszła do miejsca, w którém była mowa o podrzutku, którego Samuel Bartels, w pośród zimowéj nocy zabrał na brzegu parku, Małgorzata pokonana łaską Boga, zawołała:<br>
{{tab}}— To on — to moje dziecię — moje porzucone dziecię, którego z boleścią szukałam, a teraz dopiero znajduję! Janek to twój brat Józefino! O, gdyby tylko Matka Boża pozwoliła, aby wkrótce z wujem powrócił! Janek jest moim synem — a twoim bratem!<br>
{{tab}}I zachwycona tém odkryciem, przytuliła Józefinę do serca, które gwałtownie biło.<br>
{{tab}}Janek był to utracony syn — Janek porzucony, którego szukała i po całych nocach opłakiwała — był tak blizko, a ona się tego nie domyślała — był ulubieńcem Eberharda, a nikt nie wiedział, że to syn Małgorzaty.<br>
{{tab}}Józefina była z razu poważna i cicha — potém zaś śmiała się i skakała po pokoju wołając:<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_43" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1097"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1097|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1097{{!}}{{#if:43|43|Ξ}}]]|43}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Janek jest moim bratem! O, gdyby tylko wcale był nie odjeżdżał — tak się boję o niego!<br>
{{tab}}Te słowa ciężko padły na serce młodéj matki.<br>
{{tab}}— Ja, także lękam się i kłopoczę o niego! powiedziała — jakże wielce byłabym szczęśliwa, gdyby wszyscy teraz tu byli — gdybym Janka i ciebie do piersi przytulić mogła!<br>
{{tab}}Małgorzata i Józefina przejęte były błogą radością — jakkolwiek rozmaitą w obu — przejmowała je jednak serdecznie.<br>
{{tab}}Małgorzata całowała pismo staréj sługi i płakała, żałując zmarłéj — onaby jéj mogła jeszcze tak wiele opowiedzieć, chociaż dobra Urszula główne rzeczy tak dokładnie na papierze wypisała. Ileż trudu zadać jéj musiały litery, które wśród cichéj nocy kreśliła! — jak długo przesiadywać musiała przy téj niezwykłéj pracy, teraz tak błogosławionéj, tak obfitéj w następstwa, których stara Urszula nie przewidziała!<br>
{{tab}}W pałacu Eberharda panowało szczęście, wzruszająca nadzieja i wytrwanie, tęsknota i oczekiwanie.<br>
{{tab}}I Marcina wtajemniczono, i on wzruszony załamał ręce, wołając:<br>
{{tab}}— Niech tylko mały Janek i pan Eberhard powrócą — do pioruna — co to będzie za radość! Wtedy dopiero wyprawimy prawdziwą ucztę szczęścia.<br>
{{tab}}— I to wy znaleźliście testament staréj Urszuli! Wam, mój dobry Marcinie, należą się najgorętsze dzięki, mówiła {{Korekta|Małgorzała|Małgorzata}}, i podała rękę nieco zakłopotanemu staremu żeglarzowi.<br>
{{tab}}— Ale nie, taka była wola boża! utrzymywał — ale co dopiero na to powie pan Eberhard?<br>
{{tab}}— O, mój dobry Masinie, uwieńczymy werandę, a kraty girlandami ubierzemy!<br>
{{tab}}— A ja będę na wszystko uważała póki ich nie obaczę! z radością zawołała mała Józefina.<br>
{{tab}}— Dzisiaj jeszcze powrócić nie mogą, aż dopiero jutro, uprzedzał Marcin — dzisiaj odbywa się polowanie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_44" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1098"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1098|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1098{{!}}{{#if:44|44|Ξ}}]]|44}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Obyśmy nie byli wcale im pozwolili jechać! rzekła Małgorzata.<br>
{{tab}}— O, pomyśl-no matko o tém, co powiedziała stara cyganka! poszepnęła w téj chwili Józefina.<br>
{{tab}}Młoda, szczęściem jaśniejąca matka, zbladła — słyszała jeszcze słowa staréj Zinny — a one może właśnie się teraz sprawdzały.<br>
{{tab}}— Nie opuszczaj nas Najświętsza Panno! westchnęła składając ręce i modląc się.<br>
{{tab}}— To cygańska gadanina! perswadował Marcin — gdyby temu wierzyć, toby tylko smucić się trzeba! Tu w pałacu powinna panować radość — przez noc każemy splatać wieńce i girlandy i zbudować bramę tryumfalną, a skoro jutro pan Eberhard z Jankiem przybędzie — niech pioruny trzasną — toż będzie szczęście i radość niezrównana! Pan Eberhard zawsze tak kochał małego Janka! Co też to nie przytrafia się w życiu człowieka! Na prawdę, ktoby to był pomyślał!<br>
{{tab}}Stary Marcin nie posiadał się z radości i sprawił, że Małgorzata i Józefina zapomniały o słowach staréj cyganki i niezasmucone oddały się nadziei cudnego powitania się.<br>
{{tab}}Lecz niezbadane są drogi bozkie — wola Boga niepojęta.<br>
{{tab}}Często to co na nas zsyła, wydaje nam się czarne i ponure — często tak nam ciężko i ciemno, że w rozpacz wpadamy.<br>
{{tab}}Wiecznie, niezbadany duch, unoszący się nad nami, zawsze i na wieki istniejący, dopóki nie przejdą jedne światy a nie powstaną drugie, srogo i strasznie nieraz doświadcza serc naszych.<br>
{{tab}}W podobnych chwilach potrzeba posiadać wielką siłę wiary, aby nie zwątpić lub nie zaprzeć się Boga!<br>
{{tab}}W życiu naszém często napotykamy ludzi, którzy z powodu takich chwil obojętnieją dla wiary — a wtedy potrzeba nowych ciosów, aby ich znowu ukorzyć i do wiary nawrócić.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_45" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1099"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1099|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1099{{!}}{{#if:45|45|Ξ}}]]|45}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Życie wśród tak niezliczonych dolegliwości i doświadczeń staje się spiżową Biblią dla większéj części ludzi — z niéj uczą się oni poznawać słowo boże pierwéj, nim znużeni pracą, legną na pościeli, a sen członki ich skrępuje.<br>
{{tab}}Praca i modlitwa — oto dwaj najlepsi, najwierniejsi {{Korekta|przyjacie|przyjaciele}} człowieka, którzy go nigdy nie opuszczają, nie oszukują, którzy bez pobocznych celów do niego należą.<br>
{{tab}}Praca i modlitwa — kto je do swojego domu przyjmie, ten podniesion bywa, ten dobrą obrał cząstkę.<br>
{{tab}}Nie mówimy tu o modlitwie, o któréj krzyczy tak wielu pietystów, — nie o téj modlitwie, którą oni zawsze pokutą nazywają, nie o modlitwie z bojaźni i strachu — nie: lecz o modlitwie miłości i ufności, lecz o modlitwie z {{Korekta|seca|serca}} płynącéj — nie o bezmyślném paplaniu dziwaków i czarnych braci, którzy oczy przewracają, a w sercu djabła noszą.<br>
{{tab}}Praca i modlitwa — każda w swoim czasie — czy to w kościele czy w izdebce. Praca jest już modlitwą, a czarny dym, wydobywający się z warsztatu, wznosi się wyżéj w obłoki, aniżeli pachnące katedralne kadzidła.<br>
{{tab}}A czy nie milszy jest Bogu i Panu na niebiosach? Pobożni gorliwcy powiadają: Nie!<br>
{{tab}}Lecz zapytajmy serc własnych.<br>
{{tab}}Serce nasze powiada nam: Bóg miłości widzi głęboko. Przegląda on wszystko. Praca jest u niego modlitwą, bo do pracy nas stworzył, nie zaś do ciągłéj pokuty, trwogi i nędzy. Praca i modlitwa, to są prawdziwe sługi boże — to są najwierniejsi przyjaciele człowieka.<br>
{{tab}}Poznaliśmy ich — i kochamy ich o tyle, o ile unikamy i walczymy przeciwko owym dziwakom i czarnym braciom, jako najgorszym nieprzyjaciołom ludzkości.<br>
{{tab}}Celem i dążnością życia naszego jest obdarcie z nich owczéj skóry, którą się okrywają, aby wszyscy jeszcze w nich wierzący poznali w nich wilków, naszych najgorszych nieprzyjaciół.<br>
{{tab}}Wszystkie nasze uwagi, wszystkie prace dla ludu, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_46" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1100"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1100|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1100{{!}}{{#if:46|46|Ξ}}]]|46}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zbiegają się w jeden wyraz, ze wszystkich, jak niegdyś zawsze powtarzanych słów starszego Katona: „''Ceterum censeo Carthaginem esse delendam!''“ (zresztą, według mojego zdania, Kartagina musi być zburzona), stosujących się do trzeciéj punickiéj wojny, które nakoniec uświetnił najpomyślniejszy skutek, wyrasta u nas sentencya: „Zresztą według mojego zdania, tym dziwakom i obłudnikom koniec położyć należy!“<br>
{{tab}}Nie potrzebujemy powiadać, gdzie ich szukać. Nasze oświecone ludy umieją ich wynaleźć i unikać, bo to są ludzie nocy i zacofania, ciemięzcy, którzy służą owéj nędznéj, zardzewiałéj zasadzie wszelkiéj księżéj kasty: że najlepiéj kierować i panować nad ciemnym ludem.<br>
{{tab}}Precz z tymi fałszywymi apostołami — precz z tymi judaszowskimi pasterzami ludzkości!<br>
{{tab}}Niech świeci słońce boże, słońce wiecznéj prawdy i swobody — a oni niezdolni je zagasić.<br>
{{tab}}Lecz cześć owym kaznodziejom, którzy jak niegdyś siwy Jan, ojciec Eberharda, rozkrzewiali miłość i wiedli ludzi do Boga, bo im nakazywali pracę i modlitwę.<br>
{{tab}}Pokutująca Małgorzata przez łaskę Nieba, przez cudownie łaskawą rękę Boga, odzyskała dwoje swoich dzieci.<br>
{{tab}}Padła na kolana, gdy rozradowany Marcin wyszedł z pokoju, a Józefina przy niéj przyklękła — obie modliły się — coś ich do tego ciągnęło — musiały w słowach wylać uczucie swojéj wdzięczności.<br>
{{tab}}Matka i córka złożyły ręce.<br>
{{tab}}Jedno już tylko miały życzenie: widzieć jak najprędzéj powrót Eberharda i Janka, aby ich oglądać i obchodzić uroczystość niezrównanéj radości.<br>
{{tab}}Rozdziela ich jeszcze tylko kilka godzin — które liczą niecierpliwie.<br>
{{tab}}Długi dzień przeminął — nazajutrz powrócą.<br>
{{tab}}— Co powie książę, myślała Małgorzata, kiedy mu odkryję tajemnicę?<br>
{{tab}}Gdy nadszedł wieczór, Marcin i służba zajęci byli <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_47" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1101"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1101|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1101{{!}}{{#if:47|47|Ξ}}]]|47}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ubieraniem werandy w splecione wieńce i girlandy, oraz przemianą bramy wjazdowéj w strojną kwiatami świetną bramę tryumfalną.<br>
{{tab}}Każdy z radością przykładał ku temu pomocniczą rękę. Zdawało się, że przyjaciele zdobią dom przyjaciela.<br>
{{tab}}Gdy noc nadeszła, promieniał on wkrótce kwiatową okazałością, a Marcin z wewnętrzną rozkoszą przypatrywał się swojemu dziełu. Rozkosz ta odbijała się na jego ogorzałéj twarzy — uprzytomniał sobie radość dnia następnego.<br>
{{tab}}Małgorzata i Józefina czuwały jeszcze w swojéj sypialni — radość i oczekiwanie gardziły snem — siedziały razem jak dwie siostry pełne błogich uczuć i nadziei.<br>
{{tab}}Noc od dawna zapadła, a Marcin zamierzał ze szczególnemi uczuciami wejść do pokoju staréj Urszuli, w którym spotkała go tak wielka radość, wtém na ulicy rozległ się nagle odgłos kopyt pędzącego konia.<br>
{{tab}}Marcin słuchał pilnie i wrócił do werandy.<br>
{{tab}}Małgorzata i Józefina pośpieszyły do okna.<br>
{{tab}}— Co to znaczy? pomruknął sternik „Germanii“ — to nie może być pan Eberhard — to jakiś jeździec — może Sandok?<br>
{{tab}}Jeszcze rozmyślał Marcin i nakoniec osądził, że to jakiś nieznajomy goniec przejeżdżający tylko przez ulicę.<br>
{{tab}}Wtém nagle pięknie zbudowany koń stanął tuż przy wjeździe kratowym.<br>
{{tab}}— To jednak do nasi pomruknął Marcin i zbiegł ze schodów, a potém na dwór.<br>
{{tab}}— Kto to przybywa? prawie jednocześnie zawołały pełne oczekiwania Józefina i Małgorzata.<br>
{{tab}}— Zaraz obaczę, nieco z wahaniem przeciw zwyczajowi odpowiedział poczciwy Marcin i doszedł do kraty.<br>
{{tab}}— Hej! zawołał głos młodzieńczy — to jest jeźdźca — czy to jest pałac księcia de Monte Vero?<br>
{{tab}}— Do usług, szlachetny panie! odpowiedział Marcin, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_48" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1102"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1102|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1102{{!}}{{#if:48|48|Ξ}}]]|48}}'''<nowiki>]</nowiki></span>poznając w pianą okrytym jeźdźcu młodego hiszpańskiego oficera.<br>
{{tab}}— Proszę zameldować mnie księżniczce Małgorzacie, rozkazał przybyły. Stoicie zdziwieni, a bez wątpienia jesteście Marcin, o którym mi wspominał książę?<br>
{{tab}}Po sterniku Marcinie gdy usłyszał te słowa, mimowolnie przebiegło zimno.<br>
{{tab}}— Ja to jestem dostojny panie — czy się co stało? spytał Marcin półgłosem i otworzył wejście. O tak późnéj godzinie...<br>
{{tab}}— Czy księżniczka jest w sypialni? Tak, tak, nie można było prędzéj, spojrzyjcie na mojego konia! Musicie zameldować mnie księżniczce, mam dla niéj wiadomość od księcia!<br>
{{tab}}— Dobrze, szlachetny panie — a kogoż mam zameldować?<br>
{{tab}}— A, prawda — straszny wypadek odebrał mi zmysły! Zameldujcie dostojnéj księżniczce ''hrabiego Ramira de Teba!'' I — może potraficie mi być pomocnym przy spełnieniu trudnego polecenia, jakie otrzymałem — książę nazwał was swoim zaufanym sługą!<br>
{{tab}}— Chętnie, dostojny panie — stało się jakieś nieszczęście — czytam to z pańskiéj twarzy! powiedział Marcin oddając spienionego konia nadbiegłéj służbie i wchodząc do parku z młodym hrabią.<br>
{{tab}}— Rzeczywiście ciężkie nieszczęście.<br>
{{tab}}— Może książę raniony?<br>
{{tab}}— Nie — jego wychowaniec...<br>
{{tab}}— Mały Janek?...<br>
{{tab}}— Zabity... kula jakiegoś złodzieja leśnego albo zbrodniarza, dosięgła go dzisiaj o południu na polowaniu w St.-Cloud.<br>
{{tab}}Marcin nie mógł ani słowa przemówić — zbladł jak marmur werandy.<br>
{{tab}}— Zabity — pomruknął a głos jego zadrżał.<br>
{{tab}}— Książę ściga winnych — węglarze mieli widzieć w lesie dwóch obcych ludzi! Dopiero więc jutro wieczo- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_49" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1103"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1103|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1103{{!}}{{#if:49|49|Ξ}}]]|49}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rem będzie mógł tu przybyć z ciałem swojego wychowańca! Książę de Monte-Vero, którego przed kilku dniami nauczyłem się kochać i poważać, prosił mnie, abym w jego pałacu krewnych o wszystkiém uprzedził.<br>
{{tab}}— Ciężkie polecenie — cięższe niż sam pan Eberhard pojmuje, pomruknął mocno wzruszony Marcin — myśmy budowali tryumfalną bramę — dla trupa!<br>
{{tab}}— Podzielam waszą boleść, mój przyjacielu, i książę doznaje nieopisanéj boleści! Lecz — nie było to prawe dziecię księcia, więc poźniéj się pocieszy! mówił młody oficer hiszpański, około szesnastu lat wieku liczący, a w obejściu pełen dworskości i elegancyi, jak jego ojciec don Olozaga. Nie ociągajmy się dłużéj — damy ukazują się już w werandzie! Młody don Ramiro miał słuszność.<br>
{{tab}}Małgorzata i Józefina, pełne wzrastającéj obawy, ubrały się i wyszły do werandy.<br>
{{tab}}— Nie był dzieckiem księcia, z cicha rzekł Marcin, gdy mu boleść język rozwiązała; ale dzieckiem księżniczki Małgorzaty!<br>
{{tab}}— Matko Bożka... to zbyt ciężkie! przyznał hrabia. I z wojskowo-eleganckiém pozdrowieniem zbliżył się do dwóch kobiet.<br>
{{tab}}Marcin postępował za nim z zakrwawioném sercem.<br>
{{tab}}— Pan hrabia Ramiro de Teba — z poleceniem od księcia — zameldował bez głosu.<br>
{{tab}}— O mój Boże — stało się coś okropnego! wyrzekła Małgorzata, blada jak trup witając wysłańca.<br>
{{tab}}— Niech Najświętsza Panna będzie z nami, księżniczko, przemówił Ramiro do córki Eberharda; niech nam udzieli odwagi i siły!<br>
{{tab}}— Wejdź pan, panie hrabio, rzekła Małgorzata drżącym głosem, a Józefina wybuchła łzami — opowiedz nam wszystko — przywykłam do najcięższych doświadczeń...<br>
{{tab}}Don Ramiro wszedł za damami do pałacu — przybyli do salonu, którego świeczniki już służące zapaliły.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_50" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1104"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1104|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1104{{!}}{{#if:50|50|Ξ}}]]|50}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Don Ramiro z głębokiém współczuciem spojrzał na Małgorzatę i Józefinę — a gdy służące oddaliły się, rzekł:<br>
{{tab}}— Zbyt smutny powód dozwala mi łaskawie zbliżyć się do pań! Książę de Monte-Vero, który dopiero jutro wieczorem wróci do domu, polecił mi przygotować panie do wypadku, który nawet cesarza tak głęboko wzruszył, iż polowanie smutno się skończyło.<br>
{{tab}}— Wiem wszystko, jęknęła Małgorzata — oczom jéj łez zabrakło — wyglądała blada i przerażona — wiem wszystko — Janek zabity...<br>
{{tab}}Józefina padła na kolana i płacząc objęła matkę.<br>
{{tab}}— Wszelkie usiłowania uratowania, utrzymania przy życiu, były bezskuteczne! donosił don Ramiro, którego widok klęczącéj dziewczynki mocno wzruszył.<br>
{{tab}}We drzwiach salonu ukazała się przygnębiona postać Marcina.<br>
{{tab}}— O, to najcięższa w życiu mojém klęska! jękła Małgorzata, drżącemi rękami twarz zakrywając.<br>
{{tab}}Hrabia de Teba uszanował boleść młodéj matki — odwrócił się.<br>
{{tab}}Może i w jego oku zabłysła łza?<br>
{{tab}}W pokoju nastała chwilowa cisza — na zebranych osobach zaległ mglisty, tłoczący spokój.<br>
{{tab}}Tylko łkania Józefiny i cięższy jeszcze wzdychający głos z ust Małgorzaty przerywał tę ciszę.<br>
{{tab}}Zebrała myśli — przezwyciężyła boleść — posłaniec księcia był obcą osobą — należało zachować pewne względy — ale nie broniła dziecku, które jeszcze tak jak ona boleści pokonywać nie umiało.<br>
{{tab}}— Mój dostojny, ukochany ojciec prosił pana hrabiego, abyś dla mnie poniósł ofiarę tak śpiesznéj podróży — ofiarę podwójną, bo wiem o tém, jak trudno być pośrednikiem tak smutnego posłannictwa! Pan czujesz wespół z nami — a chociaż w téj nocnéj godzinie widzimy się po raz pierwszy, mam głębokie w panu zaufanie! Bo- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_51" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1105"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1105|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1105{{!}}{{#if:51|51|Ξ}}]]|51}}'''<nowiki>]</nowiki></span>leść wielce zbliża dusze ludzkie! Przyjm pan moje dzięk1 za takie współczucie!<br>
{{tab}}I Małgorzata podała rękę panu de Teba.<br>
{{tab}}Don Ramiro ugiął kolano przed piękną dla niego jak święta wyglądającą córką Eberharda i ucałował jéj rękę.<br>
{{tab}}— Dla dostojnego księcia de Monte-Vero, od pierwszego z nim spotkania, czuję cześć głęboką — i taką samą cześć składam u nóg pani, księżniczko! Oby Matka Bożka otoczyła cię swoją łaską, gdy cię boleść przemódz zapragnie, oby cię pocieszyła i umocniła! Zaiste takie tylko dusze, panijak dusza pani ciężkie ciosy losu jak ten! Zabieram — a nie broń pani klęczącemu przed waszą dostojnością — zabieram z tego żałobnego pałacu obraz wzniosły i święty, który mi wiecznie towarzyszyć będzie! Może — pragnę tego naj- goręcéj — szczęśliwe przeznaczenie wprowadzi mnie znowu kiedy na drogę pani, księżniczko; może doznam błogiego przekonania, że ciężki cios, o kktórm uwiadomić cię byłem przeznaczony, zdołałaś przezwyciężyć!<br>
{{tab}}Małgorzata podniosła don Ramira i przytuliła do siebie Józefinę.<br>
{{tab}}— Dziękuję, panie hrabio, za te słowa pełne głębokiego współczucia — okropnie to jest otrzymać coś upragnionego i wnet stracić na wieki! Żegnam pana — i niech wszyscy święci oddalają od pana wszelkie podobne zgryzoty!<br>
{{tab}}Hrabia de Teba oddał ukłon Małgorzacie, a potém Józefinie, i wyszedł z salonu.<br>
{{tab}}Obaczmy teraz, co się stało na polowaniu.
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_52" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1106"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1106|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1106{{!}}{{#if:52|52|Ξ}}]]|52}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ III.|w=120%|po=8px}}
{{c|St.-Cloud.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Kto opuszczając Paryż, dostanie się do Bulońskiego lasku, tych zarośli służących za miejsce spacerowe dla najwyższych towarzystw i dla pół-światka, kiedy do lasku Vincennes leżącego po drugiéj stronie miasta uczęszcza tylko stan średni, ten się znajdzie na właściwéj drodze do St.-Cloud i Wersalu, tych zamków letnich rozmaitych dynastyj francuzkich.<br>
{{tab}}Przypomniawszy sobie rozmaite koleje, przez jakie przechodziły te miejsca, doznaje się szczególnych wspomnień.<br>
{{tab}}Lasek Buloński rozciąga się daleko od miasta, aż do najbliższych zakrętów Sekwany, płynącéj tu wężykowato. Przebywszy go w całéj długości i przestąpiwszy rzekę, dostaniemy się do małego miasteczka St.-Cloud, złożonego głównie z pięknych miejskich domów bogatych Paryżan.<br>
{{tab}}Letni zamek cesarski leży po za miastem. Rozmaitego rodzaju wspomnienia są z nim związane. Tu Clément w roku 1589 zamordował Henryka III, tu późniéj obalono dyrektoryat, po którym nastąpił rząd konsularny.<br>
{{tab}}Napoleon kazał przyozdobię ten zamek i rezydował w nim chętnie jako konsul i pierwiastkowe jako cesarz. W roku 1814 była tu główna kwatera sprzymierzonych, i w miejscu Napoleona sypiał tu w roku 1815 Blücher w jego pokojach.<br>
{{tab}}Późniéj był to ''królewski'' zamek Ludwika Filipa — a teraz znowu ''cesarski'' i Napoleona.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_53" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1107"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1107|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1107{{!}}{{#if:53|53|Ξ}}]]|53}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zaprawdę, letni zamek St.-Cloud przedstawia zawsze różnobarwne historyczne panoramy i daje do myślenia. Co się też jeszcze w głębi jego ukaże?<br>
{{tab}}Zbliżmy się ku niemu zaraz pospołu z księciem de Monte-Vero, kiedy w skutek zaproszenia, przybył tam z małym Jankiem na łowy, co się tak tragicznie zakończyły.<br>
{{tab}}Elegancki powóz Eberharda stanął przy wjeździe, nad wieczorem.<br>
{{tab}}Tam przechadzali się stróże.<br>
{{tab}}Służbowy prosił księcia o bilet, a otrzymawszy go, z uszanowaniem odstąpił na bok.<br>
{{tab}}Janek z wielkiém zajęciem patrzał na wszystko i liczne zadawał pytania.<br>
{{tab}}Zamek, powierzchownie wyglądający nieco siwo i prawie nieprzyjemnie, gdyby tego wrażenia nie łagodziły olbrzymie otaczające go drzewa, stoi na wzgórzu.<br>
{{tab}}Po przebyciu {{Korekta|wjazda|wjazdu}}, dwie drogi czerwonym szabrem wysypane i przerzynające park przodowy, prowadzą do zamkowego portyku.<br>
{{tab}}Odciski kół i kopyt końskich przekonały księcia, że już przed nim przybyli liczni goście.<br>
{{tab}}Cesarza spodziewano się dopiero za godzinę.<br>
{{tab}}Bezlistne jeszcze gałęzie drzew tworzyły nad drogą dach, który w lecie pysznie ocieniać musiał.<br>
{{tab}}Na trawnikach znajdowały się posągi, fontanny i wielkie kryształowe kule, w których odbijało się na małą skalę wszystko co je otaczało. Wkopane pomiędzy niemi działa, stanowiły dziwne z niemi przeciwieństwo. Ale bez wątpienia służyły raczéj dla ozdoby, niż na inny jaki użytek.<br>
{{tab}}Powóz księcia stanął pod kolumnami, dźwigającemi balkon i zarazem zdobiącemi wjazd.<br>
{{tab}}W szerokim, staroświeckim portyku stali liczni strzelcy i lokaje.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_54" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1108"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1108|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1108{{!}}{{#if:54|54|Ξ}}]]|54}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Służący księcia szybko zeskoczył z kozła i uprzedził lokajów.<br>
{{tab}}Gdy Eberhard i Janek wysiedli z powozu i weszli do zamkowego portyku, ukazał się w nim książę de Morny i z polecenia cesarza przyjmował gości.<br>
{{tab}}Ten już nieco posiwiały przyrodni brat cesarza, swoją uprzejmością okazywaną księciu de, Monte-Vero, najlepiéj świadczył o zajęciu się Napoleona „przyjacielem dwóch władców,“ jak cesarz zwykle nazywał księcia.<br>
{{tab}}Książę de Morny w eleganckim myśliwskim stroju, równie jak Eberhard, wprowadził go po marmurowych schodach na górę do przeznaczonych dlań pokojów i prosił, aby przybył na wspólną wieczerzę do wielkiéj sali przyjęcia w zamku.<br>
{{tab}}Książę i Janek przedewszystkiém rozpatrzyli się w wyznaczonych im na noc pokojach, urządzonych jak najzbytkowniéj, i udali się potóm na pływającą w morzu światła salę, jaśniejącą cesarską okazałością, gdzie wszystko wskazywało, że zgromadził dzisiaj około siebie samych miłośników łowiectwa.<br>
{{tab}}Na ścianach zdobnych w ogromne lustra znajdowały się piękne i rzadkie jelenie rogi, okna zakryte były zielonemi draperyami, a kosztowna broń leżała na marmurowych stołach i kolumnach.<br>
{{tab}}W środku sali nakryty był stół na jakie trzydzieści osób.<br>
{{tab}}Gdy Eberhard wszedł z Jankiem, poznał zaraz, że cesarza jeszcze nie było. Książę de Morny bawił jeszcze gości i wyszedł na spotkanie księcia, chcąc go poznajomić z panami, których jeszcze nie widział, a byli to: don Olozaga, poseł królowój Izabelli i jego syn młody hrabia Ramiro de Teba; młodzieńczo jeszcze wtedy wyglądający książę Metternich — lord Motherwell, attaché angielskiego poselstwa — poseł sam naówczas znajdował się w Londynie — margrabia de Montricoux i jeszcze wtedy nie tyle cierpiący poseł pruski, hrabia von Goltz, namiętny myśliwy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_55" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1109"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1109|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1109{{!}}{{#if:55|55|Ξ}}]]|55}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Napoleon miał zawsze dla otaczających go, o ile ich potrzebował pozyskać sobie, bardzo baczne oko; umiał każdemu zrobić jakąś przyjemność, każdego sobie zobowiązać, co dla jego dyplomatycznych względów zawsze miało ważne następstwa.<br>
{{tab}}Inni panowie, którzy stali ugruppowani w sali i rozmawiali, byli znajomi księciu de Monte-Vero, byli to posłowie włoski i amerykański i kilku marszałków.<br>
{{tab}}Don Olozaga, ugrzeczniony Hiszpan i młody hrabia de Teba, niezmiernie się zajęli pięknym, pysznie wyrosłym księciem, bo zawiązali z nim przydłuższą rozmowę.<br>
{{tab}}Ten znajomy czytelnikowi naszego romansu „Izabella“ przyjaciel Serrany i Prima, ten dyplomata jak należy, wpływowy człowiek na dworze Napoleona, powierzchownie nic nie {{Korekta|znaczączy|znaczący}}, a może najzręczniejszy dworak swojego czasu, ten elegancki, delikatny don Olozaga, bystrém okiem poznał zaraz w księciu de Monte-Vero wielkiego i szlachetnego człowieka.<br>
{{tab}}Gdy don Ramiro, młody oficer wojsk hiszpańskich, rozmawiał z małym i roztropnym Jankiem, Olozaga zwrócił się do Eberharda.<br>
{{tab}}— Jakkolwiek często słyszałem o waszéj wysokości, rzekł półgłosem, jak to zwykle czynią fachowi dyplomaci — nigdy jeszcze nie miałem sposobności zbliżenia się do pana. Niniejszą więc cenię podwójnie wysoko!<br>
{{tab}}— Szlachetny donie, przez galanteryę odpowiedział Eberhard po hiszpańsku, bo język ten znał równie dobrze jak niemiecki, portugalski, francuzki i angielski: zwykle unikam wszelkich dworskich uroczystości. Mimo to jednak o mało nie miałem zaszczytu, przed niejakim czasem, korzystać w moim interesie z pańskiego wpływu!<br>
{{tab}}— Usłużyć panu, mości książę,, byłaby to dla mnie rzecz pożądana!<br>
{{tab}}— Własną pomocą wygrałem sprawę, która jeszcze gniewa hiszpańskie klasztory, ale dopiero po bardzo srogich pogróżkach!<br>
{{tab}}Don Olozaga wzruszył ramionami.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_56" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1110"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1110|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1110{{!}}{{#if:56|56|Ξ}}]]|56}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dostojny książę, rzekł z tajemniczym uśmiechem, który w takich razach zawsze mu po twarzy przebiegał: na dworze w Madrycie habit jeszcze wielki wpływ posiada ze zgorszeniem moich przyjaciół, którzy go zwalczyć usiłują! Sądzę zresztą, iż słyszałem, że na dworze w Rio podobny zachodzi wypadek!<br>
{{tab}}— To jakieś nieporozumienie, szlachetny donie! Cesarz Pedro...<br>
{{tab}}— Który jak mówią, jest pańskim przyjacielem.<br>
{{tab}}— Jest to człowiek energiczny, czynny, który nie poddaje się woli samolubnych i chciwych władzy mnichów. Wiem to najlepiéj!<br>
{{tab}}— Książę masz tam majątek w tym błogosławionym kraju?<br>
{{tab}}— Tak jest, nieznaczny kawałek ziemi. I spodziewam się, że wkrótce będę mógł powrócić do Monte-Vero.<br>
{{tab}}— Bardzo dla mnie zajmującą byłoby rzeczą, gdyby na jutrzejszém polowaniu wolno mi było zbliżyć się do księcia pana, wyznał dyplomata, myśląc o Meksyku, który wówczas polityka hiszpańska i Francuzka chytrością zdobyć zamierzała. Mówią że pan jesteś znakomitym strzelcem, mości książę!<br>
{{tab}}— Mam cokolwiek wprawy z dawniejszych czasów, dou Olozago; od lat wielu, które w Niemczech spędziłem, mocno zaniedbałem myśliwstwo! Lecz z radością przyjmuję pańskie towarzystwo, i jeżeli zwierzyna nie będzie obfita, z przyjemnością będziemy z sobą rozmawiali.<br>
{{tab}}Rozmowę tę przerwał nagły ruch, wywołany zbliżeniem się cesarza.<br>
{{tab}}Książę de Morny zbiegł spiesznie na dół po marmurowych schodach.<br>
{{tab}}Goście utworzyli zwykły półokrąg, dla przyjęcia dostojnego monarchy głębokim ukłonem.<br>
{{tab}}W kilka sekund potém Ludwik Napoleon wszedł prędko z adjutantem.<br>
{{tab}}Lubił robić niespodzianki, albo być bardzo ruchliwym i prędzéj ukazywać się aniżeli go oczekiwano.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_57" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1111"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1111|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1111{{!}}{{#if:57|57|Ξ}}]]|57}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Podczas tych łowów, na które zaproszeni byli sami tylko reprezentanci zagranicznych mocarzy i bardzo znakomici goście, usunięte zostały wszelkie formalności.<br>
{{tab}}— Witam panów moich, powiedział Napoleon według znanego zwyczaju poruszając ręką. Tylko w tych dniach żadnych ceremonij; chciałbym w waszém towarzystwie przepędzić kilka przyjemnych godzin!<br>
{{tab}}Cesarz potém bardzo łaskawie zwrócił się do Metternicha i również łaskawie do Goltza.<br>
{{tab}}— Ach, zawołał potém postrzegając księcia, nasz książę z Brazylii! Witam, witam pana! Pan pozbawiasz mój dwór swojego interesującego towarzystwa z konsekwencyą, któréj często żałować muszę — dla czegóż to, mości książę?<br>
{{tab}}— Moje wielce ruchliwe życie, najjaśniejszy panie, i rzeczywiście obszerne prace, bo ztąd zarządzam mojemi osadami, każą mi wielce czas mój oszczędzać, a nieraz nawet i nocy wymagają!<br>
{{tab}}— Wierzę, mości książę, odkąd dowiedziałem się od cesarskiego posła, jak ogromne są te pańskie zakłady, rzekł cesarz i dał znak intendentowi zamku, aby podawano do stołu — siadajmy — chciałbym pana mieć przy sobie!<br>
{{tab}}Eberhard ukłonił się i poszedł za cesarzem do stołu. Inni goście zbliżyli się także do miejsc swoich.<br>
{{tab}}Książę de Morny siedział po drugiéj stronie cesarza.<br>
{{tab}}Lokaje przynosili potrawy i gorliwie napełniali kieliszki, najprzód ciężkiemi winami stołowemi, a potém ulubionym szampanem.<br>
{{tab}}Cesarz pił bardzo mało i tém pilniéj rozmawiał z księciem de Monte-Vero, na którego wielu z zazdrością spoglądało.<br>
{{tab}}Eberhard nie uważał na to.<br>
{{tab}}Don Ramiro siedział obok małego Janka, który podziwiał liczne ordery w koło siedzących panów.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_58" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1112"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1112|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1112{{!}}{{#if:58|58|Ξ}}]]|58}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mówiono także o zamku Angoulême i o hrabinie Ponińskiéj, o śpiewaczce Teressie i o balecie.<br>
{{tab}}Książę milczał, więc Metternich zapytał go, czy nie zna czarodziejskich nocy hrabiny, a Eberhard wyparł się tego, chociaż dobrze widział, że oczy Napoleona uważają go.<br>
{{tab}}Miałżeby cesarz znać tajemnicę, wiążącą go z tą grzeszną hrabiną?<br>
{{tab}}Zawczasu wszyscy wstali od stołu, bo nazajutrz rano chcieli bardzo wcześnie zebrać się na łące w parku i rozpocząć polowanie.<br>
{{tab}}Gdy Eberhard i Janek układli się w kosztownych łóżkach, które im posłano w przygotowanych dla nich pokojach, rozmawiali jeszcze długo o stole i polowaniu. Książę udzielił swojemu wychowańcowi Kilku przestróg, nim ten usnął.<br>
{{tab}}Eberhard spać nie mógł — teraz, gdy wszystko ucichło, powstały w nim trapiące myśli — jego córka i dziecię — Leona, zawsze jak zły duch ciągle blizko niego będąca — wszyscy stanęli mu na oczach.<br>
{{tab}}Nakoniec zaświtał poranek.<br>
{{tab}}Na dziedzińcach i stajniach już się ruszano i wkrótce służba zaczęła chodzić po korytarzach.<br>
{{tab}}Wyprowadzono psiarnię — ze stajen konie, i wkrótce na niedalekiéj łące ozwały się rogi.<br>
{{tab}}Na zamkowym dziedzińcu Sandok trzymał w pogotowiu przyprowadzone dla Eberharda i Janka konie, zwierzęta tak doskonałéj budowy, że zwróciły na siebie uwagę wszystkich gości i nawet samego cesarza, który z księciem Mornym postanowił towarzyszyć polowaniu w lekkim powozie.<br>
{{tab}}Strzelcy ustawieni byli od dawna w lesie St.-Cloud, który się na kilka mil rozciąga.<br>
{{tab}}Jak zawsze na dworskich polowaniach, mieli rozkaz zwierzynę napędzać cesarzowi na strzał.<br>
{{tab}}Grzecznie się powitano — odgłos trąb rozległ się po <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_59" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1113"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1113|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1113{{!}}{{#if:59|59|Ξ}}]]|59}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zupełnie jeszcze bezlistnym lesie — psy niecierpliwie szczekały, a konie rżały.<br>
{{tab}}Liczba służby i łowców przeszło dwa razy przewyższała liczbę gości i postępowała za nimi w niewielkiéj odległości.<br>
{{tab}}Margrabia de Montricoux jechał obok lorda Motherwella, książę de Monte-Vero obok don Olozagi, potém kilku marszałków, którzy zaledwie powstrzymać zdołali odważne zwierzęta, książę Metternich z zajęciem rozmawiał z hrabią Goltzem, a don Ramiro bawił się Jankiem, który na swoim islandczyku wyprawiał harce i kosztownego konika małéj rasy ostrogami podniecał do najkomiczniejszych podskoków.<br>
{{tab}}Eberhard widział to i uśmiechał się — don Olozaga wyznał księciu, że ten odważny chłopczyk niezmiernie mu się podoba — cesarz także pozdrowił z daleka młodego strzelca i bawił się wychowańcem księcia de Monte-Vero.<br>
{{tab}}Wreszcie wszyscy wyjechali z parku i dostali się do lasu St.-Cloud.<br>
{{tab}}W pobliżu zamku, w rozległości jaką polowanie zająć miało, rozstawili się strzelcy — daléj na paśmie pagórków, z chatkami węglarzy, było miejsce wolne. Polowanie nie miało się tym razem rozciągać aż do leśnéj kaplicy, leżącéj romantycznie niedaleko od wąwozów i pagórków i w lecie prawie corocznie przez cesarzową zwiedzanéj. W jednym z następujących rozdziałów będziemy mieli sposobność także zwiedzić tę kaplicę.<br>
{{tab}}Polowanie odbywało się z boku kaplicy i węglarskich chatek.<br>
{{tab}}Wkrótce hukły strzały, a dostojni myśliwi zapalali się coraz bardziéj.<br>
{{tab}}Wtém leśnicy przygotowali dla cesarza szczególniejszą przyjemność — pokazał się był dzik i napędzono go, rozumie się bardzo uważnie i ostrożnie, na drogę, którą cesarz przejeżdżał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_60" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1114"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1114|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1114{{!}}{{#if:60|60|Ξ}}]]|60}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Napoleon postrzegł wściekle parskające zwierzę, ale że wtedy już bywał często cierpiący, prosił więc księcia de Monte-Vero, aby dla niego to dzikie zwierzę zabił.<br>
{{tab}}Był to zawsze zaszczyt — do którego właściwie wybrany został Eberhard. Gdy książę Metternich i lord Motherwell nieco z obawą spoglądali na nadzwyczaj wielkie szczecinowate zwierzę, które rozwścieczone kłami ziemię ryło, Eberhard zeskoczył ze swojego karosza, oddał ukłon cesarzowi i dał strasznemu dzikiemu zwierzęciu z imponującą spokojnością wpaść na swój kordelas — radośnie ozwały się rogi na znak cesarza, który wysiadł z powozu i przystąpił do potężnego dzika, co rzucając się leżał u nóg księcia de Monte-Vero.<br>
{{tab}}Inni myśliwi nadjechali i podziwiali upadłe wielkie i mocne zwierzę.<br>
{{tab}}Napoleon powinszował księciu i powiedział mu kilka słów pochlebnych — potém pozostawiono wypaproszenie i sprzątnięcie dzika leśnikom, którzy nadjechali z wozem.<br>
{{tab}}Wpośród coraz żywiéj rozwijającej się rozmowy nikt nie uważał, że wychowaniec księcia, mały Janek, znikł — nawet don Ramiro nie myślał o nim, bo go książę mocno zajął, jechał więc obok niego i obok don Olozagi.<br>
{{tab}}Uszło to także uwagi służby i z dala jadącego Sandoka, że Janek odłączył się od drogi, którą dążyło towarzystwo łowieckie.<br>
{{tab}}Gdy dzik zwrócił na siebie uwagę ogólną, a don Ramiro podjeżdżając do cesarskiego powozu, wezwał wychowańca księcia, aby się za nim udał, ten z boku niespodzianie ujrzał w krzakach kozła, który go niezmiernie wabił. Jeszcze ani razu nie strzelił, a nie chciał za nic w świecie wracać do zamku St.-Cloud bez żadnéj zdobyczy, przypuszczając, że nie ma nic tak bolesnego i upakarzającego dla rozpoczynającego kawalera, jak taki dowód niepowodzenia.<br>
{{tab}}Janek był bardzo ambitny, zawsze jednako tyle, o ile przystoi młodzieniaszkowi pragnącemu czegoś dopiąć.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_61" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1115"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1115|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1115{{!}}{{#if:61|61|Ξ}}]]|61}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie pojechał więc za młodym hrabią de Teba, chociaż bardzo go polubił, lecz skrycie, aby sam położył, rączego kozła, rzucił się za nim, a ten skoro spostrzegł małego strzelca, śpiesznie zawrócił w krzaki.<br>
{{tab}}To szybkie oddalenie się jeszcze bardziéj rozdrażniło nie tak łatwo zniechęcającego się Janka.<br>
{{tab}}— Czekaj koźle, wołał, przekonawszy się, że nikt za nim nie zdąża, że nikt nie widział zwierzęcia, które wziął na oko: byłby wstyd, gdybyś ty miał przedemną umknąć!<br>
{{tab}}I mały Janek, odważny strzelec, dał ostrogę swojemu islandczykowi, tak że się ten wspiął i skoczył potém po wązkiéj leśnéj ścieżce, która go coraz bardziéj od myśliwskiego towarzystwa oddalała.<br>
{{tab}}Mogło to być około południa, słońce zapowiadającemu już wiosnę promieniami oświetlało nie zaliściony jeszcze las — tylko tu w téj jego części, w którą się teraz Janek zapędził, promienie oszczędniej się przebijały, bo po większéj części las składał się ze starych, gałęzistych i zawsze zielonych sosen i jodeł.<br>
{{tab}}Jak dalekie echo, oz wały się tam odgłosy rogów cesarskiego orszaku.<br>
{{tab}}Janek ich nie słyszał — od dawna już przebył przestrzeń dla polowania wytkniętą, którą dojeżdżacze opuścili wracając do orszaku. Wtém wdali ujrzał znikającego kozła, którego ciągle dotąd pomiędzy drzewami dostrzegał.<br>
{{tab}}— Oho, zawołał zapalony Janek, co to znaczy? ty mi nie ujdziesz! To byłaby prawdziwa hańba, i nie mógłbym się pokazać na oczy wujowi Eberhardowi, gdyby cię moja strzelba nie dostała!<br>
{{tab}}Pędził więc między drzewami, zręcznie prowadząc posłusznego mu islandczyka, ku miejscu, w którém znikł kozieł.<br>
{{tab}}Chciał dla ratunku skryć się w wąwozie, po za którym rozciągały się pagórki.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_62" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1116"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1116|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1116{{!}}{{#if:62|62|Ξ}}]]|62}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Drugi może byłby teraz zawrócił — ale nie Janek, którego nowe niebezpieczeństwo jeszcze bardziéj pociągało i drażniło.<br>
{{tab}}Z głośnym, radosnym krzykiem popędził konia — postrzegł, że kozieł pędzi na dole pomiędzy krzakami.<br>
{{tab}}Janek był bardzo blizko leśnéj kaplicy — ale wcale jéj nie widział.<br>
{{tab}}Bez zwłoki wskoczył w niebardzo stromy wąwóz, a potém pędził nim daléj.<br>
{{tab}}Gdy nakoniec osądził, że może strzelić do zwierzyny, ścisnął mocno nogami swojego islandczyka, wypuścił cugle i przyłożył do twarzy nabitą strzelbę.<br>
{{tab}}Strzał padł.<br>
{{tab}}Janek głośno się ucieszył, aż się jego wołanie daleko rozległo — widział, że kozieł skoczył rozpaczliwie.<br>
{{tab}}— Trafiony! — ha, ha — trafiony! wołał i właśnie chciał wyskoczyć na otwarte {{Korekta|wiejsce|miejsce}}, gdy nagle, tuż blizko niego, z po za starego wiązu błysnął jasny promień i on po strzale poczuł gwałtowny ból, który go pozbawił przytomności.<br>
{{tab}}Trafiony Janek spadł z konia, który go ciągnął za sobą po zaroślach, póki się małe nogi chłopczyny nie uwolniły z lekkich strzemion.<br>
{{tab}}Leżał nieruchomy pomiędzy drzewami, a islandczyk rżąc uciekał.<br>
{{tab}}Ale z po za grubego pnia wiązu wyszedł jakiś człowiek, ubrany w lekki płaszcz i w kapeluszu szeroko-skrzydłym mocno na oczy nasuniętym — towarzyszył mu zaś drugi, który wyszedł z pod daléj stojącego drzewa.<br>
{{tab}}Wyglądali obaj jak leśni złodzieje; zbliżyli się ku miejscu, gdzie leżał chłopiec, któremu z lewego boku krew upływała.<br>
{{tab}}— To on, półgłosem powiedział ten, który strzelił, uchylając nieco kapelusza — był to Fursch.<br>
{{tab}}— Kula trafiła, już on do siebie nie przyjdzie, utrzymywał drugi, w którym poznajemy Rudego Dzika. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_63" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1117"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1117|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1117{{!}}{{#if:63|63|Ξ}}]]|63}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{Korekta|Pochyllił|Pochylił}} się ku małemu Jankowi i przypatrując się trafionemu bokowi, dodał: Krew płynie z serca.<br>
{{tab}}— Oto moja zemsta, Eberhardzie de Monte-Vero, głośno zawołał Fursch. Hrabina i baron cieszyć się będą, że słowa im dotrzymałem!<br>
{{tab}}— Nadjechał ci właśnie na strzał!<br>
{{tab}}— Gdyby nie był nadjechał, to byłbym poszedł ku niemu i musiałbym dostać się blizko aż do myśliwskiego orszaku! Zbieg z la Roquête nie zna żadnéj bojaźni, już się od takich dzieciństw odzwyczaił! Tutaj, tutaj, panowie! wołał, aż się głośno po lesie rozlegało, tu jeszcze jest jedna trafiona zwierzyna!<br>
{{tab}}— Śpieszmy się Furschu! upomniał Rudy Dzik.<br>
{{tab}}— Dajże pokój! Chcę jeszcze zapewnić sobie widok, jaki mi przygotowała moja zemsta, chcę mieć przyjemność widzenia księcia klęczącym i płaczącym! Tak, ten Fursch jest to niebezpieczny nieprzyjaciel! Musi ci odebrać ochotę prześladowania go dłużéj!<br>
{{tab}}— Słyszysz, że się zbliża odgłos rogów?<br>
{{tab}}— Oni wołają umarłego! odpowiedział Fursch, a ta odpowiedź zgrozą przejmowała.<br>
{{tab}}U nóg jego leżał mały Janek z zagasłemi oczami — jego myśliwska odzież na lewym boku, tudzież ziemia w koło były zbroczone krwią — strzelba mu wypadła i w niejakiém oddaleniu leżała między drzewami — ręce opadły zwieszone obok martwego ciała.<br>
{{tab}}Mały Janek wyzionął duszę. Ten miły, niewinny chłopczyk nie miał już nigdy oglądać matki, nie miał nigdy utulić się na jéj sercu, ani powitać Józefiny jako ukochaną siostrę.<br>
{{tab}}A jednak obie do niego tyle tęskniły!<br>
{{tab}}Musiał umierać wtenczas, gdy matka o niego z boleścią się kłopotała — musiał umierać nie uczuwszy jéj miłości.<br>
{{tab}}Biada nędznemu, wytrawnemu, srogiemu mordercy który tryumfując śmiał się nad jego ciałem!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_64" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1118"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1118|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1118{{!}}{{#if:64|64|Ξ}}]]|64}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}I jego godzina wybije także — a będzie straszliwa.<br>
{{tab}}Mały Janek, ulubieniec księcia, tyle obiecujący, wspaniale rozwijający się chłopiec, padł ofiarą tego przeklętego zbrodniarza — ofiarą Leony i Schlewego.<br>
{{tab}}Kulawy, szatański baron, uwolnił więźnia z la Requête jedynie dla popełnienia tego nowego mordu. Ten podły łotr w szambelańskim fraku, nie miał nawet odwagi wywrzeć osobiście swojéj nienawiści na dostojnym i szlachetnym księciu de Monte-Vero. Ten przekleństwa godny nienawidził najwspanialszego człowieka w swoim czasie, bo w obec niego czuł całą swoją nikczemność i pospolitość — nienawidził go jak każdy nędznik wielkiego.<br>
{{tab}}Owszem, gdyby przynajmniéj w nienawiści swojéj miał odwagę jawnie wystąpić przeciwko niemu, wyzwać go na pojedynek — wtedy przynajmniéj dowiódłby jakiegoś charakteru. A tak był tylko nędznikiem, podłym złoczyńcą, jeszcze godniejszym wzgardy niż ów obrzydły Fursch, którego morderczéj ręki potrzebował — godniejszy wzgardy i zdradliwszy niż hrabina Ponińska, która przecie śmiało szła do celu, jakkolwiek szatańskiego.<br>
{{tab}}Ten podły łotr, który się baronem nazywał, a potajemnie wszelkiemu grzechowi służył, zjednał sobie karę nieustępującą w niczém karze, jaką Niebo nad Furschem i jego towarzyszami zawiesiło.<br>
{{tab}}Zbliżał się czas tego wynagrodzenia.<br>
{{tab}}Nędznicy gromadzili sami winę na winę — wkrótce miara przebrać się miała.<br>
{{tab}}W orszaku cesarza zapewne posłyszano wkrótce po sobie następujące dwa strzały i obaczono brak wychowańca księcia.<br>
{{tab}}Ale tego się przecięż nikt nie domyślał, że ulubieniec Eberharda, ofiara przeklętéj morderczéj ręki, leży zabity w pobliżu leśnéj kaplicy w krzakach.<br>
{{tab}}Rudy Dzik ujął za ramię zuchwałego wspólnika mordów, który stał jeszcze obok krwią zbroczonego chłopca, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_65" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1119"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1119|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1119{{!}}{{#if:65|65|Ξ}}]]|65}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i pociągnął go całą siłą z czerwono zafarbowanego miejsca lasu.<br>
{{tab}}— Skryjmy się do kaplicy, mówił; ztamtąd wszystko widzieć możemy, co się dziać będzie!<br>
{{tab}}— Nadchodzą — idą za głosem, odpowiedział Fursch, i cofnął się ulegając naciskowi Edwarda. Ha, gdyby nas znaleźli, toby była radość, toby był połów! Ale Fursch was się nie boi! Jedyny, któregobym się obawiał, na ten widok nie będzie zdolny myśleć o mnie! Sądzę, że odejdzie go ochota rozpoczęcia zemną nieprzyjacielskich kroków! To było za żeglugę w orzechowéj łupinie na morzu, za śmiertelną trwogę, za galery! wołał zgrzytając zębami.<br>
{{tab}}Rudy Dzik gwałtownie pociągnął go w tył.<br>
{{tab}}— Mogą cię usłyszeć, zawołał stłumionym głosem; już są bardzo blizko!<br>
{{tab}}— Niech słyszą! wrzeszczał Fursch jak szalony — widział krew — a to czyniło go coraz wścieklejszym.<br>
{{tab}}Rzeczywiście słychać już było w rozmaitych miejscach wyraźne wołania i głosy szukających — a także i szelest nadjeżdżających krzakami jeźdźców.<br>
{{tab}}Fursch i jego towarzysz cofnęli się do leśnéj kaplicy, z dala wyglądającéj z pomiędzy drzew.<br>
{{tab}}Gdy znikli, Eberhard i don Ramiro wypadli z gęstwiny.<br>
{{tab}}Po wszystkich stronach ozwały się sygnały rogów — echo ich było nieco narzekające, melancholiczne.<br>
{{tab}}Wtém don Ramiro najprzód zobaczył strzelbę małego Janka, a potém i jego samego na zwiędłych liściach przy suchych jeszcze zaroślach.<br>
{{tab}}Podjechał bliżéj.<br>
{{tab}}— Najświętsza Panno! zawołał przerażony: wasza Wysokość miałaś słuszność, że dwa strzały jeden po drugim tu padły i że jeden mógł tylko być strzał Janka!<br>
{{tab}}Książę przybył do krwią zlanego miejsca — zeskoczył z konia i oddał cugle jadącemu za nim murzynowi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_66" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1120"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1120|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1120{{!}}{{#if:66|66|Ξ}}]]|66}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mój Janek zamordowany! zawołał, a te słowa wydały głęboką boleść jego duszy, miłość, jaką czuł dla chłopca — schylił się ku niemu i podniósł go, spojrzał mu w zapadłe, martwe oczy.<br>
{{tab}}— Umarł — bez ratunku! wyzionął. Kto mi to uczynił? Kto godny przekleństwa zamordował tego nieszczęśliwego chłopca? O, ścigać go pragnę — domyślam się czegoś straszliwego! Sandok, pozostań przy moim zabitym ulubieńcu, póki nie wrócę!<br>
{{tab}}Gdy murzyn z głośném narzekaniem rzucił się na ciało małego Janka, bo i on go kochał, książę w towarzystwie don Ramira poskoczył przez las. Znaleźli zabitego kozła i pozostawili na prawo leśną kaplicę, zmierzając do chat węglarzy, znajdujących się na lewo na wzgórzach.<br>
{{tab}}Eberhard spodziewał się otrzymać tam jakiekolwiek objaśnienie.<br>
{{tab}}Przybyli do Sandoka strzelcy dali sygnały, że szukanego znaleziono, i wkrótce z polecenia cesarza nadjechał książę de Morny w towarzystwie margrabiego de Montricoux.<br>
{{tab}}Wrócili do cesarza ze smutną wiadomością, i cesarz rozkazał natychmiast przerwać polowanie, bo wiadomość ta mocno go wzruszyła — nietylko dla tego, iż spodziewał się w lesie St.-Cloud być bezpiecznym od morderstw, lecz i dla tego, że ubolewał nad księciem de Monte-Vero.<br>
{{tab}}Eberhard i towarzyszący mu hrabia de Teba, przybyli I do węglarskich chatek i dowiedzieli się tam, że od rana, dwaj jacyś złowrodzy ludzie ukazywali się w téj części lasu w rozmaitych punktach.<br>
{{tab}}Węglarze mieli ich za leśnych złodziejów.<br>
{{tab}}Ale Eberhard zażądał aby mu opisano ile możności, jak ci mordercy wyglądali? i przekonał się, że ten okropny czyn — spełnił Fursch i jego towarzysz.<br>
{{tab}}Wyraz sprawiedliwego gniewu zaćmił oblicze księcia. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_67" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1121"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1121|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1121{{!}}{{#if:67|67|Ξ}}]]|67}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X03" />Przez chwilę namyślał się — potem prosił don Ramira o rycerską przysługę (gdyż postanowił o ile można najśpieszniéj przeszukać las), aby pośpieszył do jego pałacu w Paryżu i tam wszystkich do smutnéj nowiny przygotował.<br>
{{tab}}Prędko powrócił do ciała swojego ulubieńca, rozkazał murzynowi przenieść zabitego chłopca do zamku St.-Cloud, i otoczony kilku strzelcami popędził za zbiegłymi zbrodniarzami, a tymczasem hrabia de Teba pośpieszył do Paryża.<br>
{{tab}}Znalazł ich ślad, i przy pomocy psów czujących pot ludzki ścigał aż do Sekwany — tam zdawało się, że dwaj mordercy musieli wsiąść na łódkę.<br>
{{tab}}Nadaremnie aż do późnéj nocy szukano dalszego śladu — zbrodniarze niemożliwém uczynili ściganie. Jedynym skutkiem poszukiwania było znalezienie islandczyka pozbawionego pana.<br>
{{tab}}Nazajutrz Eberhard odwiózł zmarłego Janka do swojego pałacu, który tak radośnie razem z nim opuszczał — tam dopiero dowiedział się o wykryciu tajemnicy, która boleść jego jeszcze bardziéj pomnożyła.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X03" />
<section begin="X04" />{{c|ROZDZIAŁ IV.|w=120%|po=8px}}
{{c|Przysięga w leśnej kaplicy.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Głęboka żałoba panowała w pałacu księcia de Monte-Vero, żałoba aż do najniższego służącego. Wszyscy bardzo kochali małego Janka, który każdemu w razie potrzeby przychodził z pomocą, a pełny litości i współczucia prosił dobrego wuja Eberharda za potrzebującymi.<section end="X04" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_68" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1122"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1122|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1122{{!}}{{#if:68|68|Ξ}}]]|68}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Był dobrym duchem pałacu, zawsze przychylnym pośrednikiem między podwładnymi a panem — teraz zaś leżał głęboko w chłodnéj ziemi — teraz nie bywał w dobrym humorze, tak go zawsze zdobiącym, a nigdy nie wyradzającym się w nieprzyzwoitość, w pysznie urządzonych stajniach, aby kazać zaprowadzić islandczyka do ujeżdżalni, którą dla niego w głębi parku książę kazał zbudować, teraz nie siadał już w śmiałym podskoku na grzbiet rżącego, gęstą grzywą wstrząsającego zwierzęcia, na którém tak ochoczo harcował.<br>
{{tab}}Islandczyk cicho stojąc w stajni, ciągle oglądał się szukając pana — nadaremnie nadstawiał uszy, czekając na jego zawołanie.<br>
{{tab}}Mały Janek już go nie wołał... w ujeżdżalni było cicho i pusto — w parku nie widziano jak dawniéj igrających Józefiny i Janka — wszystko się zmieniło.<br>
{{tab}}Islandczyk stał smutny ze zwieszoną głową — masztalerz nie mógł na niego patrzeć. Marcin także chodził ze zwieszoną głową, a Sandok złościł się.<br>
{{tab}}Ale murzyn oprócz gniewu wrzał jeszcze inném dręczącém go uczuciem. Ten czarny, czując instynktowo, zkąd poszedł ten nowy cios, podług zwyczaju swojego pokolenia, nie mógł obronić się od najgłębszéj nienawiści, która w nim od tygodnia do tygodnia wzrastała i dojrzewała.<br>
{{tab}}W Marcinie miał zawsze wielkie zaufanie, które jeszcze się wzmogło, odkąd sternik „Germanii“ wiernie dotrzymywał słowa i murzyna zawsze nazywał „bratem Sandokiem.“<br>
{{tab}}Przypomnijmy sobie, że Marcin przyrzekł czarnemu to odznaczenie, gdy rzeczywiście udało mu się dowiedzieć od hrabiny o pobycie Małgorzaty. Sandok dotrzymał obietnicy swojéj i Marcin swojéj także.<br>
{{tab}}Gdy książę w kilka miesięcy po śmierci chłopca przechadzał się z Małgorzatą i Józefiną po letnio-zielonym i cienistym parku, murzyn spotkał sternika „Ger- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_69" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1123"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1123|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1123{{!}}{{#if:69|69|Ξ}}]]|69}}'''<nowiki>]</nowiki></span>manii“ w pobliżu domu służących — ten spojrzał na troje żałobników i właśnie mruczał:<br>
{{tab}}— Już pan Ebehard temu szelmie zapłaci! wtém Sandok dotknął jego ramienia.<br>
{{tab}}— Oho — nie słyszałem cię wcale, bracie Sandoku, zawsze jeszcze przeklęcie cicho chodzisz!<br>
{{tab}}— Ciche kroki dobre, sterniku Marcinie, ciche kroki idą z serca Sandoka! poszepnął czarny, i przewrócił oczy, że aż białka widać było.<br>
{{tab}}— To chyba sam djabeł zrozumie, Afrykaninie! Twoje ciche kroki pochodzą z twojego serca?<br>
{{tab}}— Tak to jest, sterniku Marcinie — Sandok jest pełen nienawiści i pragnie zemsty, a murzyn zawsze się czołga kiedy nienawidzi!<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną! a więc i za mną Czołgasz się?<br>
{{tab}}— O Sandok nie nienawiedzieć dobrego sternika Marcina!<br>
{{tab}}— No, bardzo proszę!<br>
{{tab}}— Sandok czołga się, bo jego serce jest pełne nienawiści dla morderców małego ulubieńca!<br>
{{tab}}— To prędzéj daje się słyszeć, bracie Sandoku; moje serce jest także pełne nienawiści dla tych łajdaków!<br>
{{tab}}— Sandok nie ma spokojności, nie może spać! Często wstawać Sandok wśród ciemnéj nocy i wściekle zgrzytać zębami!<br>
{{tab}}— Oho! twoja twarz zawsze krwi pragnie?<br>
{{tab}}— Sandok nie może dłużéj czekać, Sandok musi pomścić massa i małego ulubieńca!<br>
{{tab}}— Ty jesteś szczególne stworzenie Sandoku...<br>
{{tab}}— O — ''bracie'' Sandoku, mówi się!<br>
{{tab}}— Do tego masz zupełne prawo — a więc bracie Sandoku, ty jesteś dziwne stworzenie! Pozostaw zemstę i karę panu Eberhardowi, on będzie najlepiéj wiedział, co dla przeklętego Furscha, który uszedł rusztowania, i Rudego Dzika, jest najwłaściwsze!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_70" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1124"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1124|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1124{{!}}{{#if:70|70|Ξ}}]]|70}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dobrze, sterniku Marcinie, massa ukarze Furscha i Rudego Dzika, zbrodniarzy, ale Sandok ukarze innego zbrodniarza!<br>
{{tab}}— Cóż ty znowu zamierzasz? Przewracasz oczami, że aż mnie zatrważasz!<br>
{{tab}}— O, Sandok zrobił dobrą znajomość w zamku cesarza — Sandok poznał jedną tajemnicę!<br>
{{tab}}— Powiedzże, co to za nowy złoczyńca, którego chcesz ukarać, i co to za tajemnica, którą w St.-Cloud wykryłeś?<br>
{{tab}}— Sternik Marcin będzie milczał? spytał murzyn.<br>
{{tab}}— Pewno, bracie Sandoku, daléj, gadaj!<br>
{{tab}}— Furscha i Rudego Dzika ukarać massa, ale to nie oni sami zamordowali Janka!<br>
{{tab}}— Myślisz, że baron von Schlewe jest najgorszy?<br>
{{tab}}— O tak, sterniku Marcinie, baron jest najgorszy! baron musi umrzeć — okropnie umrzeć — umrzeć jak massa czarnego Marcellina!<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną! Murzynie! przecięż nie będziesz zaczynał od przegryzienia gardła?<br>
{{tab}}— Gorzéj umrzeć niż massa Marcellina. Baron musi zdechnąć jak dzikie zwierzę. Baron musi umierać przez dziesięć godzin w męczarniach i boleści!<br>
{{tab}}— Tego warto posłuchać, bracie Sandoku — ten szambelan jest to przeklęty łajdak, najbardziéj wszystkiemu winien, masz zupełną słuszność! Ale co to ma wspólnego z tajemnicą, o któréj się dowiedziałeś w St.-Cloud?<br>
{{tab}}— O, wiele, sterniku Marcinie, bardzo wiele! Sandok spotkał cesarskiego brata, czarnego brata!<br>
{{tab}}— Co, w St.-CIoud jest czarny?<br>
{{tab}}— Moro, służący cesarza, jak Sandok służący massy!<br>
{{tab}}— Ale go nigdy jeszcze nie widziałem?<br>
{{tab}}— Moro rzadko bawić w St.-Cloud i tylko przy cesarzu — ale Moro rozumny i dobry!<br>
{{tab}}— I ten czarny brat powierzył ci tak ważną tajemnicę?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_71" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1125"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1125|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1125{{!}}{{#if:71|71|Ξ}}]]|71}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— To się przypadkiem trafiło, sterniku Marcinie! Sandok przybyć do zamku na jeden dzień pierwéj od massy — Sandok zmordowany chciał zasnąć na dole w zamku.<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną! bracie Sandoku, tyś należał do stajni a nie do pokojów!<br>
{{tab}}Murzyn rozśmiał się.<br>
{{tab}}— Sandok wiedzieć dobrze — ale na dole pokój, gdzie Sandok chciał spać, tam nikt nie mieszka — pokój z bujającym aniołem — bardzo piękny sterniku Marcinie, tak piękny, że Sandok nie mógł odejść od bujającego anioła!<br>
{{tab}}— To sam djabeł zrozumie! W pokoju, w którym spać chciałeś, znajdował się bujający anioł?<br>
{{tab}}— O, tak sterniku Marcinie, tak jest! w gmachu pod czerwoną ścianą buja anioł nad ścianą.<br>
{{tab}}— I tam spałeś?<br>
{{tab}}— Nie, Sandok chciał spać w łóżku — Moro przyszedł i wyrzucił Sandoka z łóżka!<br>
{{tab}}— Wierzę temu, śmiejąc się powiedział Marcin. Brat Sandok trochę się zawstydził?<br>
{{tab}}— O, nie dla tego Moro przyszedł, nie dla tego wyciągnął Sandoka. Biały anioł, jest to anioł dusiciel — zamęczy każdego kto pod nim śpi!<br>
{{tab}}— Bracie Sandoku, tyś głupiec!<br>
{{tab}}— Sterniku Marcinie...<br>
{{tab}}— To nic nie pomoże — jesteś głupiec! Dawniéj chciałeś we mnie wmówić, że stara Urszula chodzi po nocy — a nie było w tém ani słowa prawdy! A teraz prawisz mi nowe historye o widmach — dajże mi raz pokój!<br>
{{tab}}— O sternik Marcin może wierzyć i nie wierzyć! Sandokowi to nic nie szkodzi.<br>
{{tab}}— Jakto, Afrykanin uczy się już myśleć? powiedział Marcin; a więc mogę wierzyć albo nie wierzyć, to ci wszystko jedno? Ale kiedy ci powiadam, że pleciesz bez sensu, hę?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_72" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1126"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1126|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1126{{!}}{{#if:72|72|Ξ}}]]|72}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Kiedy sternik Marcin nie chce temu wierzyć, to Sandok nic nie poradzi i pójdzie sobie precz!<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną, murzynie, jaki ty jesteś gorączka! rzekł Marcin zatrzymując czarnego.<br>
{{tab}}— Murzynie? Bracie Sandoku, mówcie sterniku Marcinie!<br>
{{tab}}— Prawda! Więc opowiadajże porządnie twoją historyę, bracie Sandoku! z uśmiechem mówił Marcin, w gruncie rzeczy nieco zniecierpliwiony. Opowiadanie czarnego nie chybiło swojego skutku.<br>
{{tab}}— Moro wyprowadził Sandoka z pokoju, bo biały anioł tak piękny, o tak piękny, był to anioł dusiciel! Kto spał na łóżku, zawsze nazajutrz znaleziony został nieżywy! Anioł schodził i dusił go wśród spokojnéj nocy.<br>
{{tab}}— Moro jest właśnie taki sam głupiec, jak mój brat Sandok.<br>
{{tab}}— Nie głupiec, sterniku Marcinie! Anioł udusił przed dwoma laty cesarskiego lokaja, potém przed rokiem gospodynię zamkową, a następnie w tym roku pijanego lejb-stangreta! Zawsze z rana leżeli tam nieżywi, chociaż wieczorem zupełnie zdrowi pod aniołem zasnęli. Sternik Marcin śmiać się, ale to prawda!<br>
{{tab}}— I chcesz przywabić barona do anioła dusiciela, bracie Sandoku?<br>
{{tab}}— Moro i Sandok tam go zwabią!<br>
{{tab}}— On się będzie strzegł i nie uda się za wami do St.-Cloud!<br>
{{tab}}— O, uda się, sterniku Marcinie, daję ci na to słowo; baron uda się i nazajutrz żyć nie będzie, jak mały ulubieniec massy!<br>
{{tab}}— To byłoby twoje arcydzieło, bracie Sandoku!<br>
{{tab}}— O, to samo mówiliście sterniku Marcinie już przeszłym razem i śmieliście się, z przebiegłą miną utrzymywał czarny, a gdy Sandok przyniósł potém listy i wiadomość, to nie było nic.<br>
{{tab}}— Chcesz przez to powiedzieć, że ci i teraz wierzyć powinienem bracie Sandoku; ale to była inna sprawa! <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_73" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1127"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1127|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1127{{!}}{{#if:73|73|Ξ}}]]|73}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Wtedy szło o twoją zręczność i nic więcéj, teraz zaś są to czarodziejskie historye.<br>
{{tab}}— Sternik Marcin i wówczas nie wierzył, a jednak musiał biednego murzyna nazwać bratem Sandokiem — nie wierzy i teraz, a jednak obaczy wkrótce, że biedny Sandok znowu miał słuszność!<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną, jakiś ty pewien! No, obaczymy — nie będę ci przeszkadzał! Rób co chcesz! Tylko z tym aniołem daj mi pokój, bracie Sandoku; biała natura nie cofa się i nie wzrusza, chociażbyś mruczał tysiące przysłów. Więc i biała figura nad łożem pana Eberharda w Monte-Vero, musiałaby w nocy schodzić i wyrabiać hokus-pokus! Nie daj się wyśmiewać bracie Sandoku, i nie sprowadzaj barona do St.-Cloud, to się nieopłaci!<br>
{{tab}}— Za dwa miesiące anioł udusi barona!<br>
{{tab}}— Nie tak śpiesznie, bracie Sandoku!<br>
{{tab}}— No, sterniku Marcinie, Sandok nie chce przyrzekać tego, co przeszkody zmienić mogą — w ciągu tego roku anioł w zamku udusi barona!<br>
{{tab}}— Obaczymy! śmiejąc się mówił Marcin i udał się za panem Eberhardem, wracającym do pałacu z Małgorzatą i Józefiną; obaczymy bracie Sandoku!<br>
{{tab}}— Albo biedny murzyn umrze tego roku, albo niegodziwy łotr baron umrze! zapalczywie wołał za nim Sandok: czy słyszeliście sterniku Marcinie? Sandok wskoczyć do Sekwany, jeżeli baron nie umrze od anioła!<br>
{{tab}}— Nie tak zapalczywie, czarny! odpowiedział mu Marcin.<br>
{{tab}}— Bracie Sandoku mówi się — Sandok upomina się o swoje prawo!<br>
{{tab}}Sternik śmiał się serdecznie idąc ku werandzie, a murzyn udał się w stronę wjazdu w kracie, ponieważ zbliżył się tam jakiś powóz. Nie w najlepszym był humorze, bo Marcin znowu mu nie wierzył, a prócz tego, jak się to łatwo u czarnych zdarza, tak był oburzony, że mu aż żyły na {{Korekta|czloe|czole}} i rękach grubo nabrzmiały.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_74" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1128"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1128|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1128{{!}}{{#if:74|74|Ξ}}]]|74}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— On doczeka tego, że Sandok dotrzyma słowa! albo w ciągu roku anioł udusi barona, albo Sandok zginie w nurtach Sekwany!<br>
{{tab}}I mrucząc z cicha te słowa zbliżył się do kraty.<br>
{{tab}}Sługa zeskoczył z powozu — drugi stał przy nim.<br>
{{tab}}Murzyn wniósł z tego, że ktoś szczególnie znakomity przybył z wizytą.<br>
{{tab}}Otworzył wjazd, a służący przystąpił do niego.<br>
{{tab}}— Czy to jest pałac księcia de Monte-Vero? spytał go po niemiecku.<br>
{{tab}}— O, tak jest, przychylnie odpowiedział Sandok, to jest pałac jego wysokości!<br>
{{tab}}— Zameldujcież zaraz księciu jego królewską wysokość księcia Waldemara, mój przyjacielu, powiedział sługa.<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze, Sandok zamelduje! zawołał murzyn i pośpieszył ku werandzie, a ztamtąd do pokoju pana Eberharda. Książę tylko co do niego wszedł, bo zamierzał pracować sam do późnéj nocy.<br>
{{tab}}Marcin miał jeszcze coś do czynienia w pałacowych korytarzach.<br>
{{tab}}Eberhard postrzegł murzyna.<br>
{{tab}}— Co tam nowego, Sandoku? zapytał łaskawie.<br>
{{tab}}— Tam przy kracie stoi powóz dostojnego księcia, massa, odpowiedział murzyn.<br>
{{tab}}— No — więc dla czegóż przeszkadzasz mi?<br>
{{tab}}— Książę Waldemar kazał się massie zameldować!<br>
{{tab}}— Co, książę Waldemar? rzekł Eberhard powstając. Był to ruch szybki, jak zwykle człowieka gwałtownego — potém znowu siadł na rzeżbioném krześle przy biurku — to rzecz szczególna!<br>
{{tab}}Eberhard rozważał przez chwilę, czy ma przyjąć księcia lub nie.<br>
{{tab}}Czuł dobrze, iż byłoby to obrażająco i w obec sług nieprzyzwoicie, gdyby odmówił przyjęcia wizyty niemieckiego księcia krwi, skoro ten sam się mu zameldować kazał i szukał go.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_75" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1129"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1129|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1129{{!}}{{#if:75|75|Ξ}}]]|75}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Proś księcia tu do pokoju! rozkazał czekającemu murzynowi, który wyszedł.<br>
{{tab}}Wysokie czoło Eberharda spochmurniało.<br>
{{tab}}Dla czego człowiek ten naruszał spokojność jego pałacu? Czego jeszcze szukał w tych progach, obciążywszy się wielką winą?<br>
{{tab}}Czy podobna było, aby się dowiedział rzeczy, o których przemilczenie upraszał Eberhard i czego delikatna księżniczka Karolina zapewne także nie wydała?<br>
{{tab}}Gdyby Małgorzata obaczyła księcia!<br>
{{tab}}Gdyby przybył był godziną pierwéj i znalazł ją, która była jego ofiarą, w parku obok księcia!<br>
{{tab}}Byłaby to pełna wstydu, pognębiająca chwila, powiedział sobie Eberhard.<br>
{{tab}}Lepiéj że się obaczy z samym księciem i że się z nim rozmówi — z człowiekiem, na którego bez uczucia pogardy spojrzeć nie mógł.<br>
{{tab}}Życie Eberharda nie było splamione winą, jaką ów książę siebie obciążył.<br>
{{tab}}Przeszłość jego była czystą, otwartą księgą. A jeżeli na jéj kartach zapisane były liczne powikłania i walki, troski i przygody — na żadnéj jednak nie było czarnéj plamy — wszystkie one były czyste.<br>
{{tab}}Chmura zawisła na czole księcia, gdy czekał ukazania się Waldemara — szlachetny był zagniewany — dusza jego była obciążona.<br>
{{tab}}Wtém Sandok otworzył drzwi pokoju.<br>
{{tab}}Waldemar — już nie młodzieńczy, dawniéj blady książę, lecz teraz piękny, silny, poważny człowiek, stał przed księciem, który milcząc badawczo na niego patrzał.<br>
{{tab}}Portyera zamknęła się za nim — przez chwilę stał przed wysokim, zagniewanym księciem nie mówiąc ani słowa — Waldemar budował się wspaniałością szlachetnego męża, przed którym stał milczący — czuł jego obecność — wyglądał jakby same już spojrzenia tego człowieka wywierały na nim głębokie wrażenie — czuł <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_76" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1130"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1130|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1130{{!}}{{#if:76|76|Ξ}}]]|76}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wyrzut niemych zapytań, sprawiedliwe słowa gniewu — i znosił to prawdziwie żałując — jak człowiek.<br>
{{tab}}— Przychodzę, mości książę, oddać moje życie w ręce wasze, przemówił nakoniec wzruszony Waldemar. Przychodzę z daleka, abyś raczył postanowić o moim losie.<br>
{{tab}}— Szczególne słowa, mój książę! Jesteśmy śmiertelni, a los nasz nie pozostaje w naszych ręku! Jak dalece bezwładni jesteśmy, może pan jeszcze się o tém nie przekonałeś, ale ja zbyt ciężko to przekonanie opłaciłem! Cóż mi przynosi zaszczyt pańskich odwiedzin?<br>
{{tab}}Eberhard nie podał krzesła księciu.<br>
{{tab}}Krótko tylko powinni byli rozmówić się — chciał stojąc załatwić formalności.<br>
{{tab}}Waldemar poznał to — i zbladł gwałtownie.<br>
{{tab}}Ale musiał powiedzieć sobie, że to było słuszne. Nie zawrzał gniewem — zniósł upokorzenie.<br>
{{tab}}— Racz mnie wysłuchać mości książę, przemówił cokolwiek niepewnym głosem. Nie sprowadza mnie tutaj żadna chimera, ani krok nierozważny — lecz nacisk mojego serca, przeciw któremu walczyć nie mam siły! Nie przybywam tu jako książę Waldemar — ale jako człowiek, szukający u pana rady, pomocy, zbawienia — nie odmawiaj mi pan téj jałmużny, tego daru twojego wspaniałomyślnego serca, które tylu ludzi uszczęśliwia — nie odtrącaj mnie jak niegodnego! — Książę wymówił1 te słowa głosem przytłumionymi zbliżył się do Eberharda, — przychodzę tu prosząc i z nadzieją, racz książę być łagodnym, jak byłeś zawsze!<br>
{{tab}}— Przez całe życie starałem się zawsze być sprawiedliwym książę Waldemarze — sprawiedliwość i przezwyciężenie siebie, są to główni działacze dla nas ludzi! To było mojém godłem przez wszystkie czasy — zawsze mu dotrzymywałem wiary: Równe prawo dla wszystkich! Mów pan — czego pan żądasz odemnie, wydam wyrok według tego hasła. Ale wyznać panu muszę, iż wołałbym <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_77" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1131"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1131|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1131{{!}}{{#if:77|77|Ξ}}]]|77}}'''<nowiki>]</nowiki></span>był, abyś go pan odemnie nie wymagał. Dość — jestem gotów słuchać pana!<br>
{{tab}}— Krótko powiem, mości książę, aby mu nie zabierać kosztownego czasu! — W pewnéj niemieckiéj stolicy żył młodzieniec, któremu ojciec umierając wyznaczył opiekuna, którego uważał za człowieka zacnego, wiernenego i mądrego! Pół opiekun, pół doradca, ten bezczelny człowiek na to użył swojéj władzy, aby młodzieńca, nie — znającego jego czarnéj duszy, nie umiejącego gniewać się i ufającego, wszelkiemi siłami ułowić w objęcia grzechu! Młodzieniec musiałby był przerazić się — byłby się wcześniéj przebudził, gdyby ów poufnik nie umiał zarzucać swoich sieci tak starannie, tak delikatnie i zręcznie i tak powoli sprowadzać młodzieńca z prawéj i szlachetnej drogi, że ten nie czuł wcale, iż błądzi. Z jednéj uciechy wabił go w drugą, czynił mu wszystko bardzo przystępném i łatwém — słowem był Mefistofilem młodzieńca, wtrącającym go w przepaść!<br>
{{tab}}Już biedny był blady-i do oporu niezdolny! Potęga grzechu jest wielka a zepsucie przychodzi w nocy.<br>
{{tab}}Wtém pewnego dnia młodzieniec postrzegł na samotnéj drodze modlące się dziewczę — poczuł, że go coś ciągnie do téj dziecinnie pięknéj istoty — chciał ją powitać — ale dziewczę znikło! Kochał to dziewczę — a na prawdę jeszcze nigdy nie kochał — tę miłą istotę kochał gorąco i niewypowiedzianie.<br>
{{tab}}Widział to nędzny doradca! Niezdolny wierzyć w prawdziwą miłość, znalazł sposób odszukania téj dziewicy i doprowadzenia jéj do młodzieńca.<br>
{{tab}}Zaślepiony ujrzał więc znowu czarowny obraz niewinności — poznał że odpowiadała jego miłości — i w chwili namiętnego zachwycenia poprzysiągł pięknej, ufającéj mu dziewicy wieczną wierność, a ona poświęciła mu swoją namiętność! Był to ostatni grzech jego życia! przezeń miał zginąć — nie! przezeń miał być ocalony, jeżeli książę wolisz!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_78" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1132"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1132|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1132{{!}}{{#if:78|78|Ξ}}]]|78}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Haniebny doradca poznał, że serce młodzieńca przez miłość dla dziewicy zobojętnieje dla niego i jego planów; znalazł więc sposoby i drogi rzucenia przed nim tak ciężkich na nią podejrzeń, iż młodzieniec ją porzucił! Owszem, ten nikczemnik, przygotowując młodzieńcowi inne rozrywki, wygnał nawet opuszczoną, biedną, piękną dziewicę na cztery wiatry!<br>
{{tab}}Co większa! zamknął nieszczęśliwą w odosobionym domu, nazwał ją obłąkaną, gdy młodzieniec usłyszał wołania biednéj o pomoc!<br>
{{tab}}Lecz zdawało się, że głos boży woła na młodzieńca: Nie wierz mu — to nędznik!<br>
{{tab}}Od téj chwili ów młodzieniec został ocalony!<br>
{{tab}}Pośpieszył do odosobnionego domu — otworzył drzwi jego — znalazł znowu tę biedną, którą jeszcze bardziej pokochał.<br>
{{tab}}Ale niegodziwy doradca czując, że teraz zagraża mu karząca ręka młodzieńca, czołganiem się i obłudą doszedł do potęgi zaszczytów, i użył ich na pognębienie młodzieńca wyrastającego już na mężczyznę. Młodzieńca wygnano!<br>
{{tab}}Znowu więc miłości i tęsknoty pełnego oddzielono od dziewicy, do któréj jednak na wieki serce jego należało — a kiedy nakoniec mógł powrócić do domu, gdy z boleścią serca szukał téj, co tyle wycierpiała, aby wszystko, wszystko tysiąckrotnie naprawić, co dla niego przeniosła... już jéj znaleźć nie mógł!<br>
{{tab}}Waldemar zamilkł — głos jego drżał — oburącz zakrył twarz, na któréj wypisane było całe wstrząśnienie jego duszy.<br>
{{tab}}Ale książę de Monte-Vero ani się poruszył.<br>
{{tab}}Po przerwie książę mówił daléj:<br>
{{tab}}— Młodzieniec został mężem — a z lepszemi jego przymiotami wzrastała i jego miłość — dla umarłéj! Uważał to za karę bozką, że unikając wszelkich przyjemności, na wieki skazany został na to, aby kochał zmarłą! Zawisł na jéj obrazie — modlił się do niéj — jéj imię we śnie powtarzał — jéj ostatnie pełne duszy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_79" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1133"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1133|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1133{{!}}{{#if:79|79|Ξ}}]]|79}}'''<nowiki>]</nowiki></span>słowa bujały nad nim jak święte błogosławieństwo! Kochał tak gorąco i czysto, jakby sprawdzić się miała przysięga, którą niegdyś w pałającém zachwyceniu wyszeptał!<br>
{{tab}}Wtém jedno z cudownych zrządzeń bożych, których wyjaśnienia nadaremnie szukamy, zapragnęło, aby poważny, poprawiony człowiek, postrzegł na bazarze królowéj dziecię, milutką dziewczynkę, która go tajemniczo do siebie przywiązała! Przybył drugi raz — nie wiedział co go do dziecka ciągnie — nie domyślał się, że to było jego własne dziecię, wydostał je z domu podrzutków i z całą miłością wychowywać je kazał!<br>
{{tab}}A teraz dopiero przed kilku dniami dowiedział się ten poważny, zdecydowany człowiek, że i matka także żyje!<br>
{{tab}}Słyszał z mocno bijącém sercem, że Małgorzata, którą ze zranioną duszą jako zmarłą opłakiwał, żyje, że jest pańską córką.<br>
{{tab}}Szlachetny, dostojny książę! Tym zbłąkanym młodzieńcem, tym poważnym, żałującym człowiekiem — jestem ja...<br>
{{tab}}Waldemar przerwał sobie na chwilę — przystąpił do Eberharda i podał mu rękę.<br>
{{tab}}— Czyliż nam ludziom, którzy wszyscy błądzimy, nie ma być wolno naprawiać błędów? Mości książę, pozo — stajesz zimny i milczący — z pełném, głęboko wzruszoném sercem przybywam tu do pana — z promieniem nadziei niebiańsko rozjaśnionym — o! nie dozwalaj mu książę zagasnąć! Uszczęśliw dwa serca, mój książę — oddaj mi rękę twojéj córki, którą wiecznie, wiecznie kocham.<br>
{{tab}}Eberhard wzruszył się — dla znawcy zdradzały to jego oczy.<br>
{{tab}}Milczał — namyślał się...<br>
{{tab}}Potém podał rękę stojącemu przed nim.<br>
{{tab}}Zdawało się, że ten najszlachetniejszy człowiek chciał zawrzeć pokój i przebaczyć, jakby chciał zapomnieć, co go {{Korekta|spotało|spotkało}}.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_80" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1134"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1134|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1134{{!}}{{#if:80|80|Ξ}}]]|80}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Waldemar ukląkł przed nim, jakby z wyrazem dumy i szlachetném rozjaśnieniem, chciał zawołać: Mój ojcze!<br>
{{tab}}Ale słów tych nie wymówił.<br>
{{tab}}Jeszcze na nie czas nie nadszedł.<br>
{{tab}}Eberhard podniósł księcia — nie lubił, aby ktoś klękał.<br>
{{tab}}— Poczytuję to sobie za dobrodziejstwo, mości książę, że tu pośpieszyłeś i wszystko wyznałeś! Słowa twoje, jak wiem, tchnące prawdą i szczerością, przejednały mnie — i ile to być może, pogodziły z panem! Wracaj książę do swojego zamku w zwierzyńcu i tam szukaj uspokojenia! Ja wkrótce z mojóm dzieckiem odpływam za morze do Monte-Vero...<br>
{{tab}}Waldemar powstał, a na twarzy jego wybiła się głęboka boleść.<br>
{{tab}}— Więc książę chcesz na prawdę zgasić ten promyk nadziei, z którym przybyłem, i odrzucasz najświętszą w mojém życiu prośbę, najwierniejszą w świecie miłość?<br>
{{tab}}— Lepiéj, że wyznam panu wyraźnie, odparł Eberhard, że ręki mojéj córki nigdy nie oddam księciu. Oszczędź mi wyjaśnienia tych słów, bo znasz dobrze całą przeszłość! Niech pokój będzie między nami, mój książę! Nie tłómacz na złe słów moich — są one rezultatem dojrzałéj rozwagi i wiernéj troskliwości!<br>
{{tab}}— I nie ma dla mnie żadnéj nadziei — żadnego wyjątku?<br>
{{tab}}— Żadnego, mój książę — wszyscy na całe życie rozłączyć się musimy! Myśl pan, że ta nieszczęśliwa na prawdę umarła i że jéj wcale nie znalazłeś — dla ciebie książę ona umarła!<br>
{{tab}}— Bądź pan zdrów! chwiejąc się wyrzekł Waldemar: — życie bez Małgorzaty skończyć się musi.<br>
{{tab}}— Nazwałeś się książę człowiekiem, upomniał Eberhard; maszże okazać mniéj odwagi i siły niż ta, co tyle przeniosła i dla któréj tu przybyłeś?<br>
{{tab}}— Żegnam cię mój książę — przeznaczenia nasze spełnić się muszą.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_81" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1135"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1135|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1135{{!}}{{#if:81|81|Ξ}}]]|81}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Po upływie kilku sekund powóz jego odjechał z przed pałacu.<br>
{{tab}}Eberhard stał nieporuszony — namyślał się...<br>
{{tab}}— To było moim obowiązkiem, poszepnął. Sam to kiedyś przyznasz! Dzisiaj wzruszony spokojnie o tém sądzić nie możesz — ale po kilku latach powiesz mi: Inaczéj być nie mogło! Małgorzata kocha go, a przekonałem się, że nawzajem i on ją kocha — ale dla nich nie ma mostu — rozdziela ich przepaść zbyt głęboka i zbyt wielka! Jakkolwiek mało winni jesteście temu co zaszło i na przebaczenie zasługujecie, jakkolwiek błąd wasz spowodowała miłość, a główna wina jego cięży na owym przeklętym — lecz po tém co się stało, lepiéj że będziecie rozłączeni! Książę nie potrafi znosić i przetrwać dni ciężkiej twojej przeszłości, z tobą Małgorzato, moja nieszczęśliwa córko, a prócz tego pragnę oszczędzić ci bólu i upokorzenia, gdyby znakomici współziomkowie z wysoka na ciebie patrzeć mieli! Tam, za morzem, co innego — tam, dokąd cię uprowadzę, spotka cię wszędzie miłość i współczucie — tam będą umieli uszanować twoje — ciężkie przygody i doświadczenia, kiedy przeciwnie tutaj nierozsądna pycha tylkoby je krytykowała i wyśmiewała.<br>
{{tab}}Małgorzata nie powinna wiedzieć, że z nim rozmawiałem — nie powinna słyszeć o tém, że książę był tak blizko niéj. Po co odnawiać dawne rany, nie dające się uleczyć? Mam nadzieję, że biedna przy mnie nauczy się przezwyciężać wszystko!<br>
{{tab}}Tak myślał książę de Monte-Vero, pragnący uchronić córkę od nowych ciężkich walk.<br>
{{tab}}Ale Małgorzata, któréj serce ożywione prawdziwie niewieściemi uczuciami prawie nauczyło się powierzchownie przezwyciężać siebie, jeszcze i dzisiaj kochała księcia całą głębią duszy — raz tylko kochała, i ta miłość nie opuściła jéj aż do śmierci.<br>
{{tab}}Nie chciała zasmucać ojca — czuła, że miał słuszność kiedy wskazując amulet powiedział:<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_82" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1136"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1136|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1136{{!}}{{#if:82|82|Ξ}}]]|82}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Naucz się przezwyciężać samego siebie, jest to najwyższa, najszlachetniejsza dążność człowieka — wierzyć i nie lękać się śmierci — kto umiał sobie to przyswoić, ten dosięgnął prawdziwego szczęścia!<br>
{{tab}}Ale jakkolwiek przezwyciężyć umiała tęsknotę i żal, pomimo tego jéj miłość dla Waldemara ciągle wzrastała, nie mogła jéj nigdy pokonać, nigdy zapomnieć; zdawało się, że Bóg ją taką miłością wiecznie i wspaniale obdarował. Była ona prawdziwą pociechą dla zranionéj duszy — wschodziła świecąco i wzmacniająco, jak odwieczne światło słoneczne po smutnych dniach przebijające się przez chmury — było jéj gwiazdą wśród ciemnéj nocy.<br>
{{tab}}A laka miłość, czysta, bezinteresowna, wierna i nic nie pragnąca, czyliż nie uszlachetnia serca ludzkiego? Czyliż nie podnosi tyle wypróbowanéj duszy?<br>
{{tab}}Taka miłość, jak córki Eberharda, jest wzniosła i święta — jest dla nas ludzi najwyższém dobrem duchowém.<br>
{{tab}}Małgorzata znała dobrze i od dawna postanowienie ojca i jego słowa: „Nie możesz oddać i nie oddasz nigdy ręki księciu!“ — rozumiała ich znaczenie i przebijającą się przez nie troskliwość — nie myślała także o posiadaniu Waldemara i połączeniu się z nim — ale duszą do niego należała.<br>
{{tab}}Upłynęło kilka dni po rozmowie z Waldemarem.<br>
{{tab}}W miejscu, na którém znaleziono w lesie małego Janka, cesarz kazał postawić obelisk z czarnego marmuru.<br>
{{tab}}Lecz wszelkie z największą gorliwością dokonywane poszukiwania dwóch morderców dotąd pozostały bez skutku, i już prefekt policyi doniósł cesarzowi, że bez wątpienia udać się im musiało ujść za morze.<br>
{{tab}}{{Korekta|Małgorzaa|Małgorzata}} wynurzyła życzenie oglądania miejsca i pomodlenia się w leśnéj kaplicy, przy któréj dziecię jéj padło ofiarą srogiéj zemsty, a Eberhard chętnie na to żądanie zezwolił — umiał to pojąć, że Małgorzata czuje potrzebę zwiedzenia tych miejsc.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_83" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1137"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1137|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1137{{!}}{{#if:83|83|Ξ}}]]|83}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Pewnego więc świetnego poranku ekwipaż księcia zaszedł po Małgorzatę zawsze czarno ubraną, dla zawiezienia jéj do St.-Cloud.<br>
{{tab}}Stosownie do jéj woli, nikt jéj nie miał towarzyszyć — i Józefina musiała pozostać w domu. Żadna służąca nie wsiadła z nią do wygodnego i eleganckiego powozu; tylko Sandok, jako przewodnik, miał siedząc obok stangreta, towarzyszyć temu żałobnemu orszakowi.<br>
{{tab}}Około południa ekwipaż przybył do miasteczka.<br>
{{tab}}Małgorzata rozkazała jechać aż do brzegu lasu, poczém wysiadła z powozu, kazała mu pod cieniem drzew czekać na jéj powrót, i zabrawszy z sobą Sandoka udała się daléj.<br>
{{tab}}W lesie powietrze było orzeźwiająco chłodne i pachnące; żałobnica szła jego ścieżkami, a Sandok postępował za nią w niejakiém oddaleniu.<br>
{{tab}}Małgorzata szła powoli jak cierpiąca — piękna jéj twarz była Wada troską napełniona — w wysokiéj, posuwającej się jéj postaci malowała się gniotąca ją boleść, wolno i cicho przesuwała się w czarnych szatach po pachnącym lesie.<br>
{{tab}}Gdy przybyła do kaplicy zawsze dla przechodzącéj publiczności otwartéj, słuchającemu Sandokowi zdało się, że słyszy w dali tętent końskich kopyt — ale nie bardzo na to zważał, bo musiał pokazać swojéj pani w zieleni lasu na boku znajdujące się miejsce, na którém leżał zabity Janek.<br>
{{tab}}Małgorzata postrzegła czarny pomnik — wznosił się właśnie w punkcie, który krew zbroczyła.<br>
{{tab}}Tam stała długo zamyślona, zapłakana.<br>
{{tab}}Niewinny chłopcze, musiałeś wyzionąć twoją kochaną duszę, kiedym cię znalazła i poznała! Musiałeś niewinnie paść ofiarą srogiéj morderczéj ręki; nie przeczuwając śmierci, biegłeś naprzeciw niéj — tu przybyć musiałeś, abyś mi był wydarty! O! jeżeli to jest prawdą, jeżeli nie samą tylko ziemską pociechą i piękną wiarą, że patrzysz na mnie tam z góry, to spojrzyj: oto wycią- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_84" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1138"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1138|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1138{{!}}{{#if:84|84|Ξ}}]]|84}}'''<nowiki>]</nowiki></span>gam ku tobie ramiona, oto tęsknię do ciebie — nie było mi dopuszczono, naprawić bezprawie i grzech, jakiego się względem ciebie dopuściłam! Ale jeżeli możesz, to zajrzyj tu w moje serce, a poznasz, że czuję dla ciebie gorącą, wierną miłość macierzyńską — i wtedy przebaczysz mi, bo oko twoje wszystko zbada i pozna — wtedy uśmiechniesz się do mnie i pocieszysz mnie, bo się do mnie uśmiechniesz miłością i powitaniem. Chciałabym być przy tobie Janku, chciałabym jak ty z dziecinném sercem przejść do wieczności — jestem strudzona Janku, zabierz mnie rychło do siebie! Tylko pierwéj chciałabym jeszcze raz go widzieć, pożegnać tego, który jest tak daleko odemnie! Potém zabierz mnie do siebie — na ziemi nie ma już dla mnie żadnéj radości!<br>
{{tab}}Łzy stłumiły głos Małgorzaty.<br>
{{tab}}Sandok stał w oddaleniu za drzewami — nie przeszkadzał płaczącéj — nie poruszał się wcale — smutno mu było i ciężko na sercu — a jednak musiał powiedzieć córce swojego massa, że brzegiem lasu w dali zbliża się kilku jeźdźców.<br>
{{tab}}HAle żałobnica, ale płacząca matka, to osoba święta, powiedział sobie. Nic jéj nie może szkodzić, nic spotkać.“<br>
{{tab}}Ten murzyn miał mocno wrażliwe serce na dobre i złe.<br>
{{tab}}Małgorzata pożegnała smutne miejsce. Zwróciła się ku leśnéj kaplicy tak wspaniale zielonością ocienionéj.<br>
{{tab}}Potrzebowała upaść tam na kolana i pomodlić się.<br>
{{tab}}Skinęła na Sandoka, aby ją pozostawił samą w tém miejscu poświęconém Bogu.<br>
{{tab}}Leśna kaplica podobna była do małego kościółka w gotyckim stylu. Drzwi jéj były otwarte — a przez cztery arkadowe okna wpadało na jéj podłogę zieloném liściem złagodzone światło. W głębi stał modlitewnik na kilku stopniach, a nad nim unosił się obraz Matki Bozkiéj.<br>
{{tab}}Na modlitewniku stał mały krucyfiks.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_85" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1139"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1139|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1139{{!}}{{#if:85|85|Ξ}}]]|85}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Małgorzata ze schyloną głową weszła do kaplicy. Powoli dążyła po jéj flizach.<br>
{{tab}}Blado zielony promień, wpadający przez okna, rozjaśnił jéj postać, a szlachetnie wykrojone jéj oblicze wydało się jeszcze bledsze.<br>
{{tab}}Zbliżyła się do stopni i uklękła przy pulpicie, opierając na nim drżące ręce — oczy wzniosła ku Madonnie.<br>
{{tab}}Małgorzata modliła się — usta jéj szeptały serdeczne słowa, a cała dusza tak dalece uniosła się ku Matce Bozkiéj, że nie słyszała powolnych, cichych kroków, które przy zapadającym już dniu w kaplicy zbliżały się do niéj i do pulpitów.<br>
{{tab}}W téj chwili obcą była dla świata — bujała gdzieś tam, w wyższych sferach — zmysły jéj służyły tylko niebiańskim wrażeniom.<br>
{{tab}}Nieznajomy, który wszedł do kaplicy, na jéj widok stanął nieporuszony.<br>
{{tab}}Złożył ręce... modlili się oboje.<br>
{{tab}}Książę Waldemar w żałobnej damie modlącéj się przy klęczniku poznał — swoją Małgorzatę.<br>
{{tab}}Rozkoszne światło zabłysło w jego oku — błoga radość odmalowała się na jego pięknej, męzkiéj postaci.<br>
{{tab}}Nie śmiał przystąpić blizéj — musiał również modlić się — powstrzymywała go jakaś bożka przestroga, jakiś znak łaski tak wzniosły i piękny, że został nieporuszony.<br>
{{tab}}Długo tak pozostali oboje — długo panowało w leśnéj kaplicy cudnie wieczorném czerwoném słońcem rozwidnione połączenie.<br>
{{tab}}Nakoniec Małgorzata powstała — złożyła ręce, jeszcze raz z nabożeństwem wzniosła oczy w górę i zwróciła się wreszcie ku wyjściu.<br>
{{tab}}Z boku — wznosząc ręce — z wilgotném okiem — stał książę Waldemar.<br>
{{tab}}Zresztą, oprócz Matki Bozkiéj, nie było nikogo w leśnéj kaplicy czerwono oświetlonéj.<br>
{{tab}}— Małgorzato! jęknął głęboko wzruszony.<br>
{{tab}}Widział przed sobą pokorną żałobnicę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_86" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1140"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1140|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1140{{!}}{{#if:86|86|Ξ}}]]|86}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Małgorzata przelękła się — zdawało jéj się, że śni, a w téj chwili stojący książę wyciągnął ręce.<br>
{{tab}}Stanęła także nieruchoma — nie wierzyła sobie — ani ruchem, ani słowem nie chciała spłoszyć upragnionego zjawiska.<br>
{{tab}}— Małgorzato — to jest wola Boga, rzekł nakoniec Waldemar, przystępując krokiem bliżéj i ujmując jéj rękę — powinniśmy byli znaleźć się i widzieć!<br>
{{tab}}— Więc to nie sen — nie widzenie niebios? — szepnęła wieczorném złotem rozjaśniona.<br>
{{tab}}— O! nie sen, moja Małgorzato, to rzeczywistość! Przeznaczeniem mojém było ciebie tu spotkać, znaleźć, tu, gdzieśmy weszli oboje dla modlitwy! Czy poznajesz w tém rękę Boga?<br>
{{tab}}Małgorzata spojrzała na ukochanego — słów jéj zabrakło — dziwnie wzruszona spojrzała mu w oczy i łzami się zalała.<br>
{{tab}}— Tyżeś to... i ja znowu cię widzę! wyszeptała.<br>
{{tab}}— Uklękniéjmy tu razem Małgorzato, w obec Matki Bozkiéj, jeszcze raz przyjmiéj moją przysięgę, że wiecznie, wiecznie do ciebie należę!<br>
{{tab}}— My się nigdy posiadać nie możemy, mój książę!<br>
{{tab}}— Więc jeżeli cielesne nasze powłoki mają być rozdzielone, zawrzéjmy przynajmniéj związek dusz, Małgorzato, uklęknijé razem zemną — przysięgniéj podobnie jak ja — że dusze nasze do siebie należeć będą.<br>
{{tab}}Małgorzata bez oporu poszła za księciem.<br>
{{tab}}Oboje uklękli przy modlitewniku.<br>
{{tab}}Wieczorne słońce przecudnie oświecało ich postaci.<br>
{{tab}}Zdawało się, że błogosławieństwo Niebios spływa na nich, na Małgorzatę i Waldemara, którzy w téj świętej wieczornéj godzinie, w samotnéj leśnéj kaplicy, w obec Maryi i Jezusa dusze zaślubiali.<br>
{{tab}}— Przysięgam na to, poszepnęła Małgorzata: że dusza moja na wieki twoją będzie!<br>
{{tab}}Padła w jego objęcia. Nikt ich nie podpatrywał. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_87" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1141"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1141|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1141{{!}}{{#if:87|87|Ξ}}]]|87}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X04" />Nikt im nie przeszkadzał. Tylko Duch Boży unosił się nad kochankami, którzy się w leśnéj kaplicy spotkali.<br>
{{tab}}Gdy słońce zapadło, pożegnali się.<br>
{{tab}}Małgorzata wróciła do Paryża.<br>
{{tab}}Książę Waldemar znikł ze swoim orszakiem wpośród ciemności późnego wieczoru.<br>
{{tab}}Byłoż to ostatnie widzenie się? i czy na prawdę nasi kochankowie nie mieli już nigdy połączyć się ostatecznie?
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X04" />
<section begin="X05" />{{c|ROZDZIAŁ V.|w=120%|po=8px}}
{{c|{{Rozstrzelony|Anioł Dusicie}}l.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Marcin niecierpliwie oczekiwał dnia, w którym Sandok dotrzyma swojéj obietnicy.<br>
{{tab}}— W ciągu roku anioł w St.-Cloud udusi barona albo Sandok utonie w Sekwanie! powiedział, a Marcin polegał nieco na słowach czarnego, od czasu jak sié zręcznie sprawił z wiadomymi listami.<br>
{{tab}}Historyę o aniele dusicielu niejasno pojmował, i powiedział sobie, że jeżeli Sandok polegać będzie na bajkach i upiorach, to baron zapewne dłużéj żyć będzie, niż wcale jeszcze nie stary a dosyć silny murzyn, mający tak pełne członki jak pulchna dziewczyna. Lecz spodziewał się, że Sandok nie jest tyle nierozsądnym, i wszystko tak urządzi, iż baron jednego pięknego dnia karę należną otrzyma.<br>
{{tab}}Przy pierwszéj sposobności nie mógł wytrzymać i wieczorem w parku rzekł do murzyna:<br>
{{tab}}— Bracie Sandoku! Jak stoi rzecz między tym bezbożnikiem a tobą?<br><section end="X05" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_88" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1142"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1142|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1142{{!}}{{#if:88|88|Ξ}}]]|88}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O! dobrze sterniku Marcinie, bardzo dobrze, szepnął czarny. Sandok poczekać jeszcze dobry czas, aby schwytać barona! Nie śpieszyć się sterniku Marcinie, lepiéj na pewno barona złapać w sidła!<br>
{{tab}}— Prawda — nie prędzej ściągać mostek, aż wszyscy przejdą z pokładu na pokład! Ale — powiedz-no, bracie Sandoku — czy zaniechałeś już historyi z aniołem dusicielem?<br>
{{tab}}— O! wcale nie, dobrze się nad nią namyślam — jest bardzo ładnie z aniołem dusicielem w pokoju w zamku!<br>
{{tab}}— Daję ci na to słowo marynarza, że ta historya ma w sobie coś niepojętego, bracie Sandoku! Djabeł teraz już nie spaceruje po ziemi jak dawniéj, i nie skręca od czasu do czasu karków temu lub drugiemu ze swoich przyjaciół — a i z upiorami także można żyć w zgodzie!<br>
{{tab}}— Sternik Marcin nie wierzyć? O, sternik Marcin dzisiaj wieczór zemną pójdź i spróbować!<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną — co ty sobie myślisz?<br>
{{tab}}— Sternik Marcin położyć się pod anioła dusiciela, jak on zechce skręcić kark dobremu sternikowi Marcinowi!<br>
{{tab}}— Chciałbym raz widzieć to cudo — ale narażać karku na próbę, wcale nie mam ochoty.<br>
{{tab}}— O! sternik Marcin nie wierzyć w anioła dusiciela, dla tego spróbować!<br>
{{tab}}— Rozumiem już co myślisz, żartował sobie olbrzymi sternik; ale wołałbym, abyś ty sam położył się tam, a mnie tylko patrzeć pozwolił?<br>
{{tab}}— O! sterniku Marcinie, Sandok wierzyć w anioła dusiciela, nie potrzebować kłaść się pod niego — Marcin dobrze radzić! śmiał się z cicha czarny.<br>
{{tab}}— Chciałbym raz widzieć tego anioła dusiciela, ale to nie tak łatwo!<br>
{{tab}}— O, bardzo łatwo — sternik Marcin i Sandok brać konie i pojechać teraz do St.-Cloud. Moro chętnie przyj- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_89" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1143"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1143|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1143{{!}}{{#if:89|89|Ξ}}]]|89}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mie gości — a jutro rano będziemy obaj znowu tu w pałacu.<br>
{{tab}}— Hm, mówił namyślając się sternik „Germanii“ — więc przecięż obaj powrócimy?<br>
{{tab}}— O, Marcin bać się?<br>
{{tab}}— Nie — ale pan Eberhard może nas jutro potrzebować.<br>
{{tab}}— Ach, tak — Sandok rozumieć! Jutro rano znowu obaj tu w pałacu — z zamku tutaj trzy godziny jazdy na rączym koniu.<br>
{{tab}}— Zegary zapowiadają właśnie ósmą wieczorną — o tym czasie już prawie nie ma służby — niech i tak będzie, bracie Sandoku, przyprowadź parę dobrych wierzchowców, zaraz ci służę.<br>
{{tab}}Czarnego bardzo ucieszyło postanowienie Marcina, pośpieszył więc do stajni, w chwili gdy sternik poszedł do pałacu obaczyć, czy jeszcze on i Sandok nie są do usług potrzebni.<br>
{{tab}}Wszystko sprzyjało ich nocnéj wycieczce.<br>
{{tab}}Książę pracował i nie miał już żadnych rozkazów dla Marcina i czarnego — pozwolił też chętnie na ich nocną przejażdżkę.<br>
{{tab}}Sandok prędko osiodłał dwa wyborne wierzchowce i czekał sternika na ulicy.<br>
{{tab}}Śmiał się półgłosem, gdy sternik nie bardzo zgrabnie wsiadał na konia, i jak zwykle marynarze, siedział na siodle bardzo naprzód pochylony.<br>
{{tab}}— Oho, czarny, co ty sobie tak pozwalasz? gniewał się Marcin, niby żartem, niby seryo — bądźże tu dobrym dlatego murzyńskiego motłochu! Niech pioruny trzasną — czy sternik Marcin siedzi prosto, czy krzywo, to dla ciebie czarny powinno być wszystko jedno.<br>
{{tab}}— Bracie Sandoku, mówi się.<br>
{{tab}}— Mniejsza o to, bracie Sandoku — dla ciebie sternik Marcin, prosty lub krzywy, leżący i stojący, to osoba godna Szacunku.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_90" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1144"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1144|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1144{{!}}{{#if:90|90|Ξ}}]]|90}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Tak też jest — tak jest! poprawił się czarny, i jechał z mruczącym Marcinem po wieczornych ulicach.<br>
{{tab}}Udali się najkrótszą drogą przez przedmieścia, pragnąc dostać się do lasku Bulońskiego, a potém na drogę do St.-Cloud.<br>
{{tab}}Gdy przejeżdżali obok zamku Angoulême, widzieli, że wszystkie jego okna były oświetlone.<br>
{{tab}}— Zabawa i tańce u hrabiny — o! pięknie w zamku czerwonym, bardzo pięknie!<br>
{{tab}}— Tam pewno baron znowu się rozkoszuje i przez lornetę pięknym dziewczętom przypatruje, choć siwieje i zęby mu kłapią!<br>
{{tab}}— O! prawda, sterniku Marcinie — stary łapacz dziewcząt, baron lubi każdą ładną nóżkę i kolanko!<br>
{{tab}}Marcin musiał się śmiać z czarnego.<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, że masz słuszność — on lubi wszystko co widzi!<br>
{{tab}}— Baron lubi każde nagie ramię i łono, nie patrzeć na twarz, ani pytać do kogo piękne ramię należy! Baron nie jak człowiek, ale jak zwierz. O! Sandok z tego korzystać, Sandok Marcinie cudów dożyje!<br>
{{tab}}Czarny chytrze się uśmiechała dostawszy się na drogę do St.-Cloud, jechał prędko obok muskularnego i ciężkiego sternika.<br>
{{tab}}Noc była jasna, księżycowa. W dzień było nadzwyczaj gorąco, tak, że dwaj jadący z wielką przyjemnością napawali się chłodném powietrzem.<br>
{{tab}}Na ulicach i uliczkach Paryża było duszno i cuchną, co — tu za miastem powietrze było orzeźwiające.<br>
{{tab}}Mogło być około godziny jedenastéj, gdy dwaj jeźdźcy przebywali miasteczko, i jak najprędzój zdążali do letniego zamku, spoglądąjącego na nich z dalekiego wzgórza.<br>
{{tab}}Nie rezydował w nim nikt z cesarskiego dworu, prócz marszałka i służby, którzy zimą i latem byli tam obecni.<br>
{{tab}}Do téj służby należał także i Moro, czarny, z którym Sandok zabrał znajomość z powodu polowania, a jak łat- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_91" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1145"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1145|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1145{{!}}{{#if:91|91|Ξ}}]]|91}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wo pojąć, dwaj murzyni weszli z sobą w bardzo poufały stosunek.<br>
{{tab}}Jakkolwiek należeli do różnych pokoleń, z których ich porwano, łatwo się jednak za pomocą rodzinnéj mowy porozumieli, i przez dwie noce wiele się nagadali o swojej dalekiéj ojczyźnie.<br>
{{tab}}Chociaż obu dobrze się powodziło, a z ust Sandoka nie wyszło nigdy słowo tęsknoty do domu, jednakże między sobą zwierzyli się z zamiarem zwiedzenia choć raz jeszcze swojéj ojczyzny.<br>
{{tab}}Aby do niéj wrócić na zawsze, Sandok nigdy byłby się do téj chwili nie przyzwyczaił, bo pana Eberharda i Marcina, słowem wszystkich bardzo kochał i dobrze mu się powodziło — ale łatwo pojąć, obudził się pewny rodzaj tęsknoty, gdy z Morem o swojéj dawnéj ojczyźnie rozmawiał.<br>
{{tab}}Sandok cieszył się, że téj nocy tak niespodzianie obaczy swojego czarnego brata, który mu wyjawił wszystkie tajemnice zamku — a między innemi tajemnicę anioła dusiciela — chociaż stary marszałek surowo zabronił Wspominać o téj, jak nazywał, nierozsądnéj gawędzie.<br>
{{tab}}Wspomniony pokój stał bez użytku, tymczasem cała dziwna sprawa była odroczona. Stary jegomość przy schyłku życia nie chciał się zajmować takiemi szatańskiemi rzeczami, chociaż go to zadziwiało, że ilekroć ktokolwiek w tym pokoju spał, tylekroć w zamku był trup.<br>
{{tab}}Rozkazał więc, aby tego pokoju nieużywane.<br>
{{tab}}Ale rozkaz ten był prawie niepotrzebny, bo z całéj służby zamkowéj nikt nie dałby się namówić na przenocowanie w tym pokoju, a każdy wołałby raczéj sam na najsroższém zimnie pod gołém niebem noc przepędzić, aniżeli na miękkiém łożu pod bujającym aniołem.<br>
{{tab}}Owszem, słudzy starego zamku, prawie do szaleństwa, jak to zwykle bywa, obawiali się upiorów, i żaden z nich nie śmiał przechowywać u siebie klucza od tego pokoju, i ten klucz przechodził z rąk kamerdynerów do rąk lokajów, ci zaś go wkrótce wcisnęli innym sługom <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_92" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1146"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1146|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1146{{!}}{{#if:92|92|Ξ}}]]|92}}'''<nowiki>]</nowiki></span>aż nakoniec dostał się do czarnego Moro, który go nie miał komu oddać i zatrzymać musiał.<br>
{{tab}}Moro też nie brał téj rzeczy z tak złéj strony.<br>
{{tab}}Cóż mu mógł klucz zaszkodzić, skoro go nie używał? A używać go nie chciał.<br>
{{tab}}Wprawdzie często napadała go ciekawość, ale albo zakaz albo bojaźń zawsze go dotąd przejmowały wtedy nawet, gdy już drzwi otworzył i wszedł do tejemniczego, wilgocią tchnącego pokoju, leżącego na samym dole i szczególniejszym wypadkiem nie mającego okien.<br>
{{tab}}Znajdowały się w nim tylko dwa otwory w kątach, dla przewietrzenia. Oświetlał go tylko ścienny lichtarz.<br>
{{tab}}Jakkolwiek z pozoru okoliczność ta uderza, nie należy jednak jéj się dziwić, zauważywszy, że w zamkach nie tylko sypialnie, lecz i sale bankietowe często nie miewały okien, aby w nich zawsze zastać można było sztuczną noc, którą usuwano według upodobania licznemi lichtarzami, dopóki chciano.<br>
{{tab}}A starożytny też był zamek St.-Cloud, jak to widzieliśmy, według rozmaitego smaku i woli odnawiani zmieniany i przyozdabiany.<br>
{{tab}}Co właściwie zaszło w pokoju z bujającym aniołem, co go tak strasznym uczyniło, nikt nie umiał objaśnić bo wszyscy, którzy kilka nocy pod aniołem spędzili, zachowali jéj tajemnicę i bez wykrycia umierali.<br>
{{tab}}Wprawdzie opowiadano sobie najdziwaczniejsze i najokropniejsze rozmaitego rodzaju historye, ale wszystk0 polegało tylko na domysłach.<br>
{{tab}}We wszystkich tych tajemniczych historyach grał rolę unoszący się piękny anioł, i wszyscy doszli do przekonania, że on w godzinie duchów zstępował i zasypiających pod nim dusił, bo wszyscy — a pomiędzy nimi pięciu czy sześciu w rozmaitych kilkoletnich przerwach — przy towarzyszeniu tych samych nagłych oznak i zjawisk poumierali, lekarze zaś zawsze kiwając głowami mówili o sercowéj apopleksyi i innych podobnych rzeczach.<br>
{{tab}}Nie ulegało żadnéj wątpliwości, że w tém wszystkiém <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_93" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1147"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1147|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1147{{!}}{{#if:93|93|Ξ}}]]|93}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tkwi jakiś dotąd niewyjaśniony powód, jakaś przynosząca śmierć tajemnica — nikt dotąd nie odważył się, od czasu ostatniego trupa, wejść do pokoju i rzecz całą zbadać.<br>
{{tab}}Stary marszałek dworu nie chciał tego czynić, a starzejący się słudzy kontenci byli, że tego czynić nie potrzebowali.<br>
{{tab}}Sam nawet Moro prawie już nie myślał o aniele dusicielu, ale przypadkiem szukając wtedy pomieszczenia dla Sandoka, przechodził koło tego pokoju i swojemu czarnemu bratu przytém opowiedział szczególną historyę tego unikanego miejsca.<br>
{{tab}}Gdy Marcin i Sandok przybyli do wjazdu w murze, przywiązali konie i bez przeszkody weszli na dziedziniec.<br>
{{tab}}Ponieważ cesarz nie bawił w zamku, nigdzie więc nie było ani posterunków ani straży.<br>
{{tab}}Zdawało się, że w zamku wszyscy już spoczywają snem głębokim.<br>
{{tab}}Marcin przeto nie chciał iść daléj — ale Sandok był śmielszy — wiedział gdzie sypia Moro i zapragnął zbudzić go.<br>
{{tab}}— Sterniku Marcinie, poszepnął wiodąc go za sobą po liściastych aleach parku: bardzo dobrze, że wszystko śpi, bardzo dobrze — możemy bez przeszkody do anioła dusiciela, Moro zaprowadzi!<br>
{{tab}}— Mogą nas wziąć za złodziejów! mruknął Marcin.<br>
{{tab}}— O, nie turbujcie się, nikt nas nie weźmie za złodziejów — tu w zamku wielka spokojność, mogą myszy po stołach biegać, mogą robić co chcą, sterniku Marcinie! Gubernator zamku stary, bardzo stary, lokaje także starzy, słudzy starzy, śpią dobrze i pozwalają chodzić każdemu kto chce!<br>
{{tab}}— Tak — no, chodźmy raz obaczyć ten pokój! Muszę ci wyznać, bracie Sandoku, że przeklęcie ciekawy jestem téj twojéj tajemnicy!<br>
{{tab}}— Nie tajemnicy Sandoka, ale tajemnicy zamku — w zamku każdy wie o śmiertelnym pokoju! szepnął czar- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_94" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1148"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1148|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1148{{!}}{{#if:94|94|Ξ}}]]|94}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ny, gdy z Marcinem zbliżał się do bocznego lewego skrzydła zamku.<br>
{{tab}}Stanął w rogu i słuchał, ale nic więcéj nie ruszało się na rozległym dziedzińcu zamkowym nic, w dali przy stajniach.<br>
{{tab}}Marcin chciał właśnie zrobić uwagę, że w tém cokolwiek odosobnioném skrzydle, u dołu pod murem, szczególnie czuć się daje, ale nie zdążył, bo Sandok w téj chwili podsunął się do jednego okna prawie w samym rogu bocznego skrzydła i lekko zapukał w szybę.<br>
{{tab}}Była to właśnie sypialnia Mora, który się w niéj znajdował.<br>
{{tab}}— Moro spać mocno, poszepnął Sandok; stracić zupełnie w zamku swój murzyński słuch!<br>
{{tab}}— Zapukaj jeszcze raz, to się obudzi!<br>
{{tab}}Sandok uczynił to, i teraz coś na prawdę poruszyło się w izbie.<br>
{{tab}}W kilka sekund późniéj ukazała się przy szybach czarna głowa, któréj obecność wskazywały tylko białka szukające przewracanych oczu.<br>
{{tab}}To Moro ukazał się w oknie. Wyglądał nieco niższy niż Sandok, i nie tyle barczysty, ale przytém bardzo proporcjonalnie zbudowany.<br>
{{tab}}Miał krótki, wełnisty włos, mocno wywrócone usta, szeroki nos oraz jak Sandok i prawie wszyscy murzyni, był bez żadnego zarostu.<br>
{{tab}}Otworzył okno i poznał dopiero czarnego brata, który zewnątrz stał z drugim obcym.<br>
{{tab}}— Moro iść, szepnął, i znikł z przed okna, a po kilku chwilach ukazał się w cicho otwartych drzwiach bocznego skrzydła.<br>
{{tab}}Moro miał na sobie pstrą koszulę i ciemne krótkie spodnie, więcéj nic.<br>
{{tab}}Niesłyszany od nikogo, szedł na żwirową drogę.<br>
{{tab}}— He Moro, szepnął Sandok: sternik Marcin, który nazywa Sandoka bratem.<br>
{{tab}}— O! bratem nazywa, bardzo dobrze, pochwalił Moro <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_95" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1149"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1149|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1149{{!}}{{#if:95|95|Ξ}}]]|95}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i podał obie czarne ręce tak późno przybyłym gościom; bardzo dobrze!<br>
{{tab}}— Sternik Marcin nie wierzyć w anioła śmierci i chcieć obaczyć zły pokój tu na dole! mówił daléj Sandok.<br>
{{tab}}— Jeżeli to wam nie zrobi żadnych ambarasów i nieprzyjemności — dodał Marcin.<br>
{{tab}}— Nic nie szkodzi, poszepnął Moro, bardzo ruchliwy i zwinny: możecie widzieć pokój zmarłych, Moro ma klucz i może zaprowadzić!<br>
{{tab}}— Czy nam nikt nie przeszkodzi?<br>
{{tab}}— Do tego skrzydła nic przyjdzie żaden człowiek, tam gdzie jest anioł śmierci i gdzie tylko Moro sypia!<br>
{{tab}}— A wy nie boicie się anioła?<br>
{{tab}}— O nie! Moro nie bać się! Anioł zamknięty w pokoju i nie wychodzi z niego — ani się ruszy z miejsca, czeka na ofiarę, ale jéj nie szuka!<br>
{{tab}}— Hm! uśmiechając się pomruknął Marcin: wasz anioł musi być dziwnie święty!<br>
{{tab}}— Sternik Marcin nie chce wierzyć! objaśnił Sandok czarnemu bratu, który mocno ucieszony odwiedzinami Sandoka śmiał się pokazując zęby z kości słoniowéj.<br>
{{tab}}— Uwierzy, o to się nie boję, odpowiedział Moro; dawniéj także nie wierzyłem, ale uciekłem gdy anioł ożył i zstąpił na ziemię!<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną! skończcież z temi czarodziejskiemi historyami i zaprowadźcie mnie przecię!<br>
{{tab}}Sandok śmiał się do upadłego — cieszył się, że mógł raz okazać sternikowi Marcinowi, iż ma słuszność.<br>
{{tab}}— Sandok powiedział, poszepnął, że w ciągu roku albo anioł udusi barona, albo Sandok utonie w Sekwanie!<br>
{{tab}}— Gdzie są konie? spytał Moro, który jako wszyscy czarni, o wszystkiém myślał.<br>
{{tab}}— Tam przywiązane stoją? odrzekł Marcin.<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze, chodźcie! szepnął czarny i skinął.<br>
{{tab}}I poszedł naprzód, nic nie mówiąc, ku drzwiom niezamieszkanego prawie, jak powiadał, zamkowego skrzydła.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_96" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1150"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1150|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1150{{!}}{{#if:96|96|Ξ}}]]|96}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Otworzył drzwi po cichu, wprawną, ręką, i unikając ich zdradzieckiego skrzypnięcia, przytrzymywał je mocno, póki Marcin i Sandok nie weszli w korytarz.<br>
{{tab}}Dopiero potém zamknął je.<br>
{{tab}}W tym korytarzu było bardzo ciemno. Moro więc poszepnął gościom, aby chwilkę zaczekali.<br>
{{tab}}Pobiegł do swojéj izdebki i wrócił wkrótce, niosąc w ręku jasną świecę.<br>
{{tab}}Teraz postrzegł Marcin, że po obu stronach tego korytarza znajdowały się wysokie białe drzwi.<br>
{{tab}}Moro skinął — i poprowadził gości długim korytarzem.<br>
{{tab}}Nakoniec, gdy według zdania Marcina musiał się znajdować w pobliżu swojego pokoiku, stanął i czekał.<br>
{{tab}}Zdawało się, że to są ostatnie w korytarzu drzwi z lewéj strony; postrzegano tam siwe mury.<br>
{{tab}}Moro uśmiechnął się, a raczéj tajemniczo cieszył się» gdy trzymał w ręku klucz na pogotowiu.<br>
{{tab}}Sandok i Marcin przystąpili ku niemu.<br>
{{tab}}Na lewo znajdowały się na pół uchylone drzwi, prowadzące do małéj izdebki czarnego — na prawo szerokie podwoje z rzeźbą — białą olejną farbą pomalowane.<br>
{{tab}}— Oto jest pokój zmarłych! powiedział Moro i wskazał owe drzwi — potém zbliżył się i włożył klucz w zamek.<br>
{{tab}}Marcin z oczekiwaniem śledził każde jego poruszenie.<br>
{{tab}}Sandok wziął świecę od swojego czarnego brata, aby tenże mógł otworzyć drzwi bez łoskotu i trudu.<br>
{{tab}}— Mieć rewolwer? spytał Moro, wpół obrócony do Marcina.<br>
{{tab}}— Mam go przy sobie!<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze — ale nie strzelać! Rewolwer obudzi gubernatora i całą służbę!<br>
{{tab}}— Rozumiem, odpowiedział Marcin, tylko ze zwyczaju noszę przy sobie takie rzeczy!<br>
{{tab}}Moro otworzył drzwi — Sandok niedowierzająco zaj- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_97" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1151"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1151|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1151{{!}}{{#if:97|97|Ξ}}]]|97}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzał w ciemne wnętrze pokoju, Moro odebrał mu znowu świecę i wszedł pierwszy.<br>
{{tab}}Marcin poczuł, że go za wejściem do pokoju uderzyła jakaś niezwykła, szczególna woń, lecz przypisywał ją temu, że pokój od dawna nie był otwierany.<br>
{{tab}}Udał się za przyświecającym murzynem — Sandok wszedł ostatni i zamknął drzwi za sobą.<br>
{{tab}}Był to dosyć wązki, podłużny pokój. Na stronie wązkiéj znajdowały się drzwi wchodowe, a daléj drzwi balkonowe z dwoma otwartemi oknami. Przy dwóch długich ścianach znajdowało się na lewo łóżko z ozdobnym marmurowym stołem nocnym, na prawo sofa i stolik, tudzież kilka krzeseł.<br>
{{tab}}Moro postawił świecę na małym marmurowym stoliku przy łóżku, nad którém unosił się biały anioł utrzymujący jedwabną kotarę. Ta bardzo ładna figura nie miała w sobie nic uderzającego. Marcin utrzymywał, że widział już takiego samego anioła w jakimś pałacu. Nie był wyciosany z marmuru, nie był arcydziełem, lecz zrobiony był z białéj, delikatnéj massy — w prawéj, wysoko podniesionéj ręce trzymał pierścień, z którego na obie strony łóżka spadała jedwabna zasłona, tworząc tło anioła. Lewa ręka unoszącego się ładnego posągu niby błogosławiła.<br>
{{tab}}Sandok z daleka niedowierzająco spojrzał na unoszący się posąg.<br>
{{tab}}Moro, stojąc tuż przy miękkiém, jedwabném puchowém posłaniu, wskazał go palcem:<br>
{{tab}}— Oto anioł śmierci! rzekł do Marcina, który spojrzał nań kiwając głową.<br>
{{tab}}— Obaczymy, odpowiedział, już północ, bez wątpienia wielka to korzyść dla waszéj dziwnéj historji — zapewne i godzina duchów będzie tu wpływała?<br>
{{tab}}— Nie godzina duchów! Anioł dusił i przed północą i po północy!<br>
{{tab}}— Czy on prędko schodzi, choćby nikt nie spał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_98" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1152"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1152|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1152{{!}}{{#if:98|98|Ξ}}]]|98}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Moro próbował — anioł przychodzi dopiero kiedy sen przychodzi!<br>
{{tab}}— Więc będę musiał długo leżeć i czekać?<br>
{{tab}}— Sternik Marcin chce spróbować! objaśnił Sandok.<br>
{{tab}}— Nie długo leżeć i czekać, o wcale nie długo! Anioł zstąpić bardzo prędko — Marcin krzyczeć, jak anioł przyjdzie, wtedy Sandok i Moro go wystraszą!<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną, to mi się podoba! To coś brzmi awanturniczo! To mi się nigdy w życiu nie zdarzyło, a nie na jednym już okręcie pływałem.<br>
{{tab}}Moro przystąpił do drzwi balkonowych znajdujących się w głębi pokoju — Marcin poszedł za nim, aby się należycie przyjrzeć wszystkiemu. Lubiał zawsze przedewszystkiém rozpoznać grunt, na którym się znajduje.<br>
{{tab}}Drzwi balkonowe, po za których oknami znajdowała się krata ozdobiona wielkiemi roślinami, były zamknięte, Oba zaś okna po bokach tych drzwi balkonowych otwarte.<br>
{{tab}}Moro je zamknął. Wychodziły na zielone drzewa i zarośla. W dwóch długich ścianach pokoju, nie było żadnego okna. Zatém wentylacya nie bardzo była tam korzystna. Ale co wentylacya miała obchodzić sternika Marcina? Nie postrzegł tego nawet, że teraz szczególniejsza woń, która go pierwéj uderzyła i do któréj już przywykł, teraz coraz bardziéj wzrastała.<br>
{{tab}}— Bardzo tu wygodnie, mruczał. Ottomanka, jakiéj tylko dla wypoczynku pożądać można — poduszki na łóżku miękkie, jedwabiem kryte — wcale to nieźle!<br>
{{tab}}— Bardzo źle, twierdził Moro bardzo miękkie i piękne, a jednak bardzo złe, sterniku Marcinie!<br>
{{tab}}Marcin uśmiechnął się. Spojrzał na anioła i na odsłonione firanki łóżka — widział, że kiedyś obicie pokoju było ciemno-czerwone, a firanki ciemno-błękitne — ale barwa dziwnie się zmieniła. Wypłowiała, a po wielu miejscach nawet pożółkła, pozieleniała; wszystko to przypisywał starości.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_99" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1153"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1153|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1153{{!}}{{#if:99|99|Ξ}}]]|99}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Figura tam w górze zapewne się porusza, mruczał mimowolnie, patrząc na nieżywą postać anioła, ma zejść i zadusić? Jednak to mnie obchodzi! Głupstwo zrobiłem, że tu przyszedłem!<br>
{{tab}}— Spróbować, sterniku Marcinie, spróbować! mniemał Moro klepiąc po ramieniu muskularnego człowieka.<br>
{{tab}}— No, trzymać się ostro, sterniku Marcinie, wołał Sandok z właściwym sobie uśmiechem: dusić także anioła, pojedynkować się z nim!<br>
{{tab}}— Moro i Sandok przyjdą w pomoc!<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną, czy wy łajdaki chcecie mnie na głupca wystrychnąć? śmiejąc się rzekł Marcin; czy myślicie, że sobie nie dam rady? Mam przecię ścięgna i muskuły.<br>
{{tab}}I barczysty Sternik „Germanii,“ nim się Moro spostrzegł, silném ramieniem podniósł go w górę.<br>
{{tab}}— Moro wierzy, wrzasnął czarny, który podczas téj pieszczoty dech stracił; o! Moro wierzy. Ale nawet taka wielka siła nie poradzi aniołowi!<br>
{{tab}}— Wynoście się! powiedział Marciu, i przyparł murzynów do drzwi.<br>
{{tab}}Moro chciał zabrać świecę, widocznie aby doświadczyć i podrażnić takiego śmiałka.<br>
{{tab}}— Oho, to nie uchodzi, zawołał Marcin biorąc szeroką ręką za lichtarz: bez światła rzecz nic nie warta; chcę widzieć, jak ten tam na górze zabierze się do dzieła?<br>
{{tab}}I wskazał białego anioła unoszącego się nieruchomie nad łóżkiem.<br>
{{tab}}— Dobrze, niech sternik Marcin zatrzyma świecę, ale tu na boku, na wielkim stole!<br>
{{tab}}— Dla czegoż to, Moro?<br>
{{tab}}— Mały marmurowy stolik można obalić, a wtedy sternik Marcin będzie bez świecy!<br>
{{tab}}— Mniejsza o to, postawcie świecę na wielkim stole! A może chcielibyście dać mi trochę szumiącego proszku, czarne łotry? proszek szumiący i trochę opium, ażebym widział wszelkie niedorzeczności?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_100" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1154"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1154|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1154{{!}}{{#if:100|100|Ξ}}]]|100}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie, nic więcéj, odpowiedział Moro.<br>
{{tab}}— Ale jakiż nam dasz znak sterniku Marcinie? powiedział Sandok, nim wyszedł z pokoju; znak jak przyjdzie anioł i pomoc będzie potrzebna?<br>
{{tab}}— Zamykaj drzwi, a wszystko będzie dobrze!<br>
{{tab}}Moro pociągnął za sobą Sandoka i szepnął mu:<br>
{{tab}}— Za godzinę zajrzymy tu obaczyć co się stanie?<br>
{{tab}}Sandok poprzestał natém, bo przypuszczał, że za godzinę niebezpieczeństwo nie będzie jeszcze tak groźne.<br>
{{tab}}Dwaj murzyni wyszli z pokoju.<br>
{{tab}}Marcin pozostał w nim sam, i to ciekawie, to niedowierzająco oglądał się po wszystkich stronach.<br>
{{tab}}— Ciekawym jednak co się stanie? mruczał, wyjął rewolwer z kieszeni, położył go obok świecy, która się nieco ciemno paliła, na większym, owalnym stole, przykrytym ciemnym pokrowcem, przystąpił do łóżka i odrzucił kołdrę.<br>
{{tab}}Było zapraszająco białe i miękkie, jak łóżko wszystkich wielkich panów.<br>
{{tab}}— Niechże i ja przez chwilę poleżę na jedwabiu, myślał uśmiechając się dobrodusznie; dosyć już często musiałem członki rozciągać na twardéj ziemi!<br>
{{tab}}Poczém jeszcze raz poszedł do drzwi balkonowych, spróbował czy są należycie zamknięte, obejrzał oba okna i znalazł wszystko w porządku.<br>
{{tab}}Przez białe drzwi prowadzące na korytarz, obcy nie mógł się tu dostać tak łatwo, bo tam dwaj czarni byli blizko.<br>
{{tab}}— Nakoniec myślę, że obaj łotry żartują sobie ze mnie, ale ten żart drogo ich kosztować będzie! Zrobię próbę, ale biada im, jeżeli tu nie zajdzie nic szczególnego! Toż to dopiero poznają się z mojemi pięściami! Zdaje mi się, że słyszę jak się po cichu śmieją. Śmiejcie się, wy czarne djabły, ja śmiać się będę na końcu!<br>
{{tab}}W pokoju dała się czuć jakaś wilgoć i zaduch, tak się, przynajmniéj zdało sternikowi Marcinowi, który rozpiął <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_101" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1155"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1155|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1155{{!}}{{#if:101|101|Ξ}}]]|101}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niebiesko wyszywaną koszulę i zamyślał położyć się na bujających poduszkach.<br>
{{tab}}W koło panowała głęboka cisza — samotnikowi wydało się, że pokój ten słusznie nazywał się pokojem śmierci.<br>
{{tab}}Marcin z pod oka spojrzał raz na anioła w górze — po kilku minutach spojrzał raz drugi, a potém oczy jego mimowolnie i prawie bez jego wiedzy zwróciły się ku pięknemu bujającemu posągowi.<br>
{{tab}}Co się z nim działo?<br>
{{tab}}Marcin miał tego doświadczyć!<br>
{{tab}}Przyszły mu na myśl opowiadania o szczególnych wypadkach, ze wszystkiemi swojemi cudactwami — marynarze prawie bez wyjątku są zabobonni, chociaż mocno się tego zapierają.<br>
{{tab}}Chciał zasunąć wypełzłą kotarę, ale zaniechał tego, bo światło stojące na stole naprzeciw łóżka i bez tego nie zbyt jasne promienie mu przesyłało.<br>
{{tab}}Skończyły się przygotowania. Marcin położył się na poduszkach w ubraniu, jakby na marach; nie dotykał nogami jedwabiów łóżka, lecz je z boku zwiesił.<br>
{{tab}}Leżał sobie bardzo wygodnie i ułudnie na miękkiém, piękném posłaniu! Marcin musiał przyznać sobie, że jeszcze nigdy tak nie spoczywał? Bez żeny i wygodnie pozakładał ręce na głowę i patrzał wprost na unoszącego się nad nim anioła — leżąc pod nim na łóżku, nie można była inaczéj.<br>
{{tab}}— Nim usnę, upłynie jeszcze dobra chwila, mruczał spoczywający; stara to historya, że sen nie bierze tego, kto go wyzywa! Tak, gdyby to było na morzu! Marcinie, z ciebie już zrobił się prawdziwy szczur lądowy, to wstyd! Żebyż niebo raz nam pozwoliło powrócić do Monte-Vero! bo mnie to już niecierpliwi — psie życie na tym stałym lądzie! Woda to mój żywioł, a rudel sterniczy to moja narzeczona! Hej, kiedy burza zacznie gnać i przewracać fałami, tak dzielnie, że aż szumiące ich wierzchołki przez pokład przelatują! niech pioruny zaj- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_102" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1156"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1156|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1156{{!}}{{#if:102|102|Ξ}}]]|102}}'''<nowiki>]</nowiki></span>trzasną, to dopiero dla mnie prawdziwa uciecha — okręt leży na boku — to jest wysoko na falistéj wieży, to znowu głęboko między — nadpływającemi górami wód — wszystko się dobrze kołysze... to mi muzyka — taka — jak ja lubię...<br>
{{tab}}Marcin uśmiechnął się — oglądał się ku morzu — ono się przed nim burzyło — huczało — leżał z na pół otwartemi oczami i zapomniał, że spoczywa na jedwabnych poduszkach pod pięknym aniołem...<br>
{{tab}}Wtém spojrzenia Marcina znowu padły na anioła — przypomniał mu się zamiar, z jakim tu przybył — wielkiemi oczami spojrzał na miłą postać anioła — który niby swobodnie nad nim się unosił — i nieco już drzemiącemu, w niepojętym zawrocie głowy leżącemu wydało się, że anioł się pochyla — że coraz, coraz bliżéj schodzi — że błogosławiąca ręka wisi tuż nad nim — że piękna twarz anioła uśmiecha się łagodnie, powabnie — że jego fałdzista, falująca biała szata niby się porusza...<br>
{{tab}}Czy Marcin marzył? Ależ leżał z otwartemi oczami jak w malignie — a był przecięż najzdrowszym w święcie człowiekiem, gdy wszedł do tego tajemniczego pokoju.<br>
{{tab}}Co się z nim działo? Nie miał siły widzieć jasno, nie mógł się podnieść, a raczéj nie chciał, bo widok anioła żywo nad nim unoszącego się, przecudną pięknością rozjaśnionego, był powabny, rozkoszny nawet dla zawsze nie bardzo miękkiego i czułego Marcina, który wcale nie był przyjacielem malowideł i tym podobnych rzeczy, który nigdy nie dał się oczarować niewieściéj piękności, który przedewszystkiém zawsze był praktyczny i myślący.<br>
{{tab}}Czuł, że krew jego wre jak morskie bałwany podczas burzy — czyliż to wzrastające uczucie zaczarowało w nim myśl o jego ukochaném morzu? Czuł, że ma twarz poczerwieniałą i rozgrzaną, że teraz mocno biły jego pulsa zawsze tak spokojne i zimne, że często naśmiewając się z siebie mawiał: że jest na wpół ziemno-wodném zwie- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_103" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1157"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1157|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1157{{!}}{{#if:103|103|Ξ}}]]|103}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzęciem, rzeczą, która żyć może powietrzem i wodą, jakimś gatunkiem foki w ludzkiéj postaci.<br>
{{tab}}Cóż się tedy z nim działo? Marcin pokonany tajemniczemi wzrastającemi w nim wrażeniami, zapomniał zupełnie o przestrodze Mora, o wątpliwych opowiadaniach Sandoka, zdawało się, że bujający anioł sparaliżował jego członki, odmienił jego wnętrze — patrzał z upodobaniem na piękną postać, która teraz w naturalnéj wielkości unosiła się nad nim jak przecudnie powabna kobieta — widział mile uśmiechając się twarz, która go zachwycała — widział piękne, pełne, na pół odkryte łono unoszącego się anioła — zdało mu się, że porusza ustami, i czuł że jego serce coraz szaleniéj uderza, że krew jego wre coraz gwałtowniéj — widział wszystko wyraźnie przy łagodnym blasku światła — doznawał przyjemnością marząc tak z otwartemi oczami, przyjemności dotąd mu nieznanéj.<br>
{{tab}}Ale zarazem wzrastała w nim powolna trwoga, jakby mu powietrza brakowało — mocno otworzył usta i silnie odetchnął.<br>
{{tab}}Czyliż bajeczne opowiadanie czarnego miało się sprawdzić? czyliż tego miał na prawdę dożyć, on, który się na to jak na bajkę niedorzeczną oburzał?<br>
{{tab}}Już przez pół był Marcin w mocy anioła, bo już sparaliżowany, nie mógł stawić oporu.<br>
{{tab}}Lecz cóż to miało tak tajemniczą, zagadkową potęgę nad spoczywającym człowiekiem, który teraz leżał jak marzący w gorączce?<br>
{{tab}}Sprawiały to jakieś niepojęte, nadziemskie czary. Nie był to cud, ale są cudowne siły przyrody, których najmniejsze poznajemy dopiero po całém ich działaniu.<br>
{{tab}}Upłynęła prawie godzina, gdy Marcin w czujnym zawrocie wyraźnie mniemał, że się anioł ku niemu spuszcza — że otaczający go pokój znikł — że widzi tylko około siebie piękną, uśmiechającą się postać — coraz bardziéj się zbliżającą — zdało mu się, że czuje już dótknięcie jéj, chciał użyć rąk, ale nie mógł — był jak <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_104" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1158"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1158|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1158{{!}}{{#if:104|104|Ξ}}]]|104}}'''<nowiki>]</nowiki></span>urzeczony, jak odurzony. Anioł tak uporczywie spoglądaj na niego — zaległ jak chmura na jego członkach — a Marcin nie bronił się, czegóż mogła chcieć od niego ta wymarzona istota? dla czegóż miał się jéj obawiać? Czyliż rozjaśnione wdzięki tego anioła sprawiły, że zapomniał o wszelkich przestrogach, że się one rozproszyły?<br>
{{tab}}Zdało mu się, że jakiś cichy, nieopisany i łagodny głos szepce mu:<br>
{{tab}}— Nie bój się — przeprowadzę cię do wiecznéj rozkoszy, walka będzie krótka — bez boleści nie ma żadnéj radości!<br>
{{tab}}Marcin nie ruszał się — ale teraz zaciężyło mu na piersi — dyszał — widział na sobie anioła, czuł jego zimne jak lód policzki na swojéj pałającéj twarzy — chciał wołać, ale głos odmówił mu posłuszeństwa.<br>
{{tab}}Wtém — a była to chwila niewypowiedzianej, okropnéj trwogi i męczarni — poczuł Marcin ręce anioła na swojéj szyi objęły ją jak żelazne kleszcze — gniotły ją, że aż powietrze uchodziło — chciał wołać — chciał się podnieść...<br>
{{tab}}Nadaremnie.<br>
{{tab}}Zimny pot przerażenia wystąpił na jego czoło. Chciał rękami odtrącić od siebie postać co z uśmiechem szyję mu ściskała.<br>
{{tab}}Nadaremnie.<br>
{{tab}}Ręce jego leżały po nad głową, jakby już nie jego były — był zgubiony.<br>
{{tab}}Chrapał — jego wyniosła, szeroka, silna pierś, gwałtownie podnosiła się i opadała.<br>
{{tab}}Był to stan, którego całéj okropności opisać nie podobna... a zawsze jeszcze męczony widział anioła tuż przy sobie — nie, na sobie.<br>
{{tab}}Wtém nagłe zdało mu się, że jakieś dalekie, niezrozumiałe głosy dochodzą do niego coraz bliżéj — zdało mu się, że go ktoś uniósł...<br>
{{tab}}Godzina upłynęła.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_105" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1159"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1159|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1159{{!}}{{#if:105|105|Ξ}}]]|105}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Moro i Sandok weszli do pokoju — to były ich głosy, które mocno już odurzonemu wydały się z daleka nadchodzące mi.<br>
{{tab}}Dwaj czarni zostawiwszy drzwi otwarte, pośpieszyli do łóżka, na którém Marcin z otwartemi oczami leżał jak w malignie.<br>
{{tab}}— O, zły zapach, złe powietrze w pokoju, zawołał Sandok — o biedny sternik Marcin!<br>
{{tab}}— Będzie wierzył w anioła! mruknął lękliwie spoglądając na spokojnie nad łóżkiem unoszącą się postać prędko zdecydowany Moro, który przedewszystkiém zdjął ramiona Marcina z poduszek i potém wsunął czarne swoje ręce pod barki muskularnego sternika — weź go za nogi i wynieśmy z pokoju.<br>
{{tab}}Sandok prędko usłuchał, i pierwszy za wskazaniem Mora otworzył okno. Wziął Marcina za nogi, i tak dwaj czarni wynieśli omdlałego, który nie bardzo był lekki, z pokoju, który przy niepewném świetle jeszcze bardziéj złowrogie na nich wywarł wrażenie.<br>
{{tab}}Anioł z mile uśmiechniętém obliczem unosił się nieruchomy na ścianie po nad łożem, jakby nigdy nic nie zaszło.<br>
{{tab}}Moro i Sandok, powodowani prawdziwym instynktem, wynieśli chrypiącego sternika „Germanii“ przez korytarz na otwarte powietrze — tam położyli go pomiędzy drzewami na miękkim, pachnącym mchu w parku.<br>
{{tab}}Stary zamkowy zegar ponurym głosem zapowiedział Pierwszą godzinę po północy.<br>
{{tab}}— O! sterniku Marcinie, dobry sterniku Marcinie! Wołał Sandok klęknąwszy obok ciągle jeszcze chrapiącego i ocierając mu pot z czoła.<br>
{{tab}}— Bądź spokojny, Sandoku, sternik już wraca do życia! O! teraz sternik uwierzy, uczuł jak anioł dusi — Moro czuł także, ale nie czekał, uciekł, a wtedy anioł 2uowu zabujał na swojém miejscu!<br>
{{tab}}Świeże, chłodne nocne powietrze rzeczywiście dobroczynny wpływ wywarło na Marcina, a gdy Moro przy- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_106" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1160"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1160|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1160{{!}}{{#if:106|106|Ξ}}]]|106}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niósł przytém kubek zimnej wody i dał mu się napić, zawsze zdrowy i silny człowiek, ocknął się z ciężkiéj niemocy.<br>
{{tab}}Przedewszystkiém musiał przypomnieć sobie, co zaszło — wielkiemi oczami spojrzał na dwóch murzynów.<br>
{{tab}}— O dobry sterniku Marcinie! wołał Sandok, wielce uszczęśliwiony widokiem przychodzącego do siebie Marcina, brat Sandok lękał się o życie...<br>
{{tab}}Marcin uśmiechnął się na tak szczerą troskliwość czarnego.<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną! mruczał chrapliwym głosem — Boże przebacz grzechy — to był żyjący djabeł — chciał mi zgnieść szyję!<br>
{{tab}}— A czy sternik Marcin wierzy teraz w anioła? powtórzył Moro poważnie kiwając głową.<br>
{{tab}}— Niech cię djabli porwą — zdaje mi się — że wierzę! Moje kości są jeszcze jak rozbite! Już mnie i w dziesięć koni nie przyciągniesz do téj przeklętéj dziury z jedwabnemi poduszkami!<br>
{{tab}}Sandok był nadzwyczaj szczęśliwy i śmiał się zadowolony.<br>
{{tab}}— Dobry sternik Marcin zapewne nie będzie mógł z powrotem jechać do pałacu? zapytał troskliwie.<br>
{{tab}}— Zapewne, że pojedziemy, i to niedługo, tylko cokolwiek odpocznę — to były piekielne męki, w sam raz dostateczne dla łajdaka, dla którego je wymyśliłeś!<br>
{{tab}}— O Sandok będzie dotrzymać przysięgi! Baron przyjdzie do anioła śmierci w pokoju!<br>
{{tab}}— Nie wspominaj mi więcéj tego anioła, nie trzeba wierzyć w bajki o upiorach, ale... w tém tkwi jeszcze coś innego! mruknął Marcin kiwając głową, gdy Moro pośpieszył do pokoju po świecę i rewolwer, aby potém wysokie, rzeźbione, białe drzwi znowu zamknąć bezpiecznie.<br>
{{tab}}W godzinę późniéj Marcin zupełnie odzyskał siły i mógł wsiąść na konia; Sandok uczynił to samo.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_107" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1161"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1161|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1161{{!}}{{#if:107|107|Ξ}}]]|107}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X05" />{{tab}}Obaj pożegnali Mora i odjechali, aby przed nadejściem dnia stanąć mogli w pałacu przy ulicy Rivoli.<br>
{{tab}}Marcin teraz jeszcze wstrząsał się cały, gdy pomyślał o tém co przebył, ale nikomu nie wspomniał ani słowa.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section end="X05" />
<section begin="X06" />{{c|ROZDZIAŁ VI.|w=120%|po=8px}}
{{c|Tajemnica pana d’Epervier.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}W kilka dni późniéj przybyli do Eberharda dwaj goście, których przyjął otwartemi ramionami — dwaj przyjaciele, którzy dotąd jeszcze w jego duchu w odegłéj stolicy działali. Byli to doktór Wilhelmi i Justus Von Armand.<br>
{{tab}}Malarz Wildenbruch znowu był w podróży, i oświadczył Justusowi, iż najmocniéj pragnie raz {{Korekta|jszcze|jeszcze}} zwiedzić posiadłości księcia de Monte-Vero, i zastać tam samego Właściciela, którego mocno poważał.<br>
{{tab}}Eberhard wkrótce domyślił się, że podróż Wilhelmiego i Armanda, oprócz chęci zwiedzenia Paryża, miała jeszcze inny, bardzo poważny cel, który też obaj wkrótce księciu objawili.<br>
{{tab}}Ulrych cierpiący na nieuleczoną konsumpcyę, który W ostatnich czasach szukał ulgi w Palermie, przed kilku tygodniami uległ swojej powolnéj chorobie, która niegdyś tyle silnego, pełnego, mocnego człowieka, w ciągu lat kilku w nieszczęśliwy szkielet przemieniła.<br>
{{tab}}— Podziękuj Bogu Eberhardzie, że go nie widziałeś, ze zachowałeś jego dawniejszy obrazi powiedział Wilhelmi — my mieliśmy bardzo smutny widok —
częstokroć z zakrwawioném sercem wyznawałem sobie, gdy mu nic pomódz nie mogłem, że my lekarze jesteśmy nędzni<section end="X06" /> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_108" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1162"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1162|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1162{{!}}{{#if:108|108|Ξ}}]]|108}}'''<nowiki>]</nowiki></span>partacze, którzy w ciemnościach macamy i mało co umiemy — ale przy nim dopiero najciężéj bolałem, że mu nic pomódz nie mogłem! Chętnie jeszcze byłby żył — aż do ostatnich dni pocieszał się nadzieją — ale potém wszystko się skończyło!<br>
{{tab}}Wiadomość ta mocno zasmuciło Eberharda. Armand i Wilhelmi nie domyślali się, że blizko był ze zmarłym spokrewniony.<br>
{{tab}}— I nie było mi dopuszczono, widzieć go jeszcze raz i pomówić z nim?! boleśnie powiedział książę.<br>
{{tab}}— Jego ostatnia myśl, ostatnie słowo było o tobie, donosił Justus von Armand; przywozimy ci jego ostatnie pozdrowienie!<br>
{{tab}}— Obawa śmierci spowodowała, że kazał mnie zawołać, a zarazem pewność śmierci, o któréj przez chwilę był przekonany, aby potém znowu nabrać nadziei wyzdrowienia, sprawiła, że zaprosił Armanda do swojego łoża, opowiadał Wilhelmi, odemnie spodziewał się ratunku — sądził, że przyjaciel więcéj potrafi niż obcy lekarze! A przecięż gorzko się zawiódł; gdy przystąpiłem do niego, widziałem już śmierć w jego rysach — krewni płakali, bo czuli, że już nie ma żadnéj rady! Przywołał do siebie naszego Justusa von Armand, aby mu poruczyć zarząd swojego majątku i objawić swoją wolę. Aż do śmierci był szlachetnym, podobnie jak ty myślącym, Eberhardzie, był godzien nazywać się twoim przyjacielem! Zostawił po sobie wielki spadek, tak, że nietylko rodzina jego żyć może bez troski, ale nawet i biedne, niezdolne już nic zapracować robotnice, mają sobie zapewnioną znaczną summę!<br>
{{tab}}— Poznaję po tém mojego brata Ulricha, poszepnął książę, miał wielkie, szlachetne serce!<br>
{{tab}}— Każde choćby najmniejsze jego życzenie wypełnię sam z największą troskliwością; jest to mój najświętszy obowiązek, rzekł Justus von Armand; obowiązek podwójny, gdyż twój to wysoki duch, książę Eberhardzie, temu wszystkiemu przyświeca.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_109" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1163"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1163|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1163{{!}}{{#if:109|109|Ξ}}]]|109}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Według życzenia, jakie umierając wynurzył, ciało jego jest już w drodze z Palerma do Niemiec — bo chciał spoczywać we własnéj ojczyźnie, zakończył Wilhelmi, a spoczywać będzie błogosławiony, bo życie jego było czyste!<br>
{{tab}}Eberhard zaprowadził przyjaciół do córki, a także i Marcin ośmielił się przystąpić i powitać tych panów, którzy wnet z radością postanowili jakiś czas pozostać w gościnie u księcia.<br>
{{tab}}Była to dobroczynna rozrywka nietylko dla zranionéj duszy Eberharda, ale i dla Małgorzaty, mocno cierpiącéj od śmierci małego Janka.<br>
{{tab}}A chociaż widzenie się z Waldemarem wywarło na niéj wrażenie przynoszące ulgę i napoiło wzniosłą ale niepewną nadzieją, jednakże boleść po stracie Janka zawsze i zawsze we łzach się wylewała.<br>
{{tab}}Gwałtowna śmierć tego ulubieńca książęcego, jak się, zaraz przekonamy, sprowadziła za sobą nadto daleko sięgające następstwa.<br>
{{tab}}Wypadek ten tak nieprzyjemnie dotknął cesarza, iż przez kilka tygodni nie mógł o nim zapomnieć, chociaż interesa rządowe czasami na drugi plan go odsuwały.<br>
{{tab}}Głównie zajmowało go i oburzało to, że taki wypadek morderczy mógł nastąpić w jego obecności, a prefekt policyi z tego powodu miał wiele do zniesienia.<br>
{{tab}}Ale sprawa przybrała jeszcze poważniejszy charakter, gdy niewątpliwie udowodniono, że mordercą był nie kto inny tylko Fursch, więzień zbiegły z la Roquête.<br>
{{tab}}Ztąd wrócono jeszcze raz do wniosku, że ucieczka tego zbrodniarza, pierwsza w swoim rodzaju, dopełniona została w pośród okoliczności pokrytych mistyczną ciemnością.<br>
{{tab}}Wprawdzie ścisłe śledztwo prefekta, jeszcze raz ponowione, przekonało, że więzień uciekł jako pomocnik, ale nie zdołano wyjaśnić, jakim sposobem dostarczono przebrania temu niebezpiecznemu zbrodniarzowi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_110" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1164"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1164|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1164{{!}}{{#if:110|110|Ξ}}]]|110}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Śledztwo wykazało, że oprócz brata Furscha nikt nie wchodził do celi, a tego brata przyprowadził naczelny inspektor w la Roquête, pan d’Epervier.<br>
{{tab}}Nikt więc nie wpadł na myśl, że on przyniósł odzież do celi, bo prędzéj przypuszczano wszystko, niżeli-to, że pan d’Epervier liczył się także do współwinnych, ponieważ zaszczycał się rzadkiém i rzeczywiście wielce zasłużoném zaufaniem.<br>
{{tab}}Że na godzinę wyjechał z domu, nikt mu tego nie mógł brać za złe, bo naczelny inspektor nie jest przecięż sam więźniem, któremu la Roquête opuszczać nie wolno. A nawet zachował tę ostrożność, że wyszedł z domu boczném wyjściem.<br>
{{tab}}Całe zatém podejrzenie padło na dozorcę Grila, który, jako biedny podrzędny officyalista, jak to często bywa, musiał pokutować za wszystko, chociaż był niewinny.<br>
{{tab}}Grila osadzono w śledczém więzieniu i zrobiono mu zarzut, iż przekupiony ułatwił więźniowi ucieczkę.<br>
{{tab}}Na zeznanie i zaklęcie biednego człowieka prawie nie zważano, nie miano nawet względu na opowiadanie odźwiernego, że więzień z la Roquête, zuchwale przechodząc obok sędziów, jako oprawca, przytoczył, że go pan d’Epervier bocznemi drzwiami wpuścił — jednak musiało to uderzać, że Fursch o tém wiedział.<br>
{{tab}}Przypuszczano, że Gril go o tém uwiadomił, bez względu na to, iż ten niewinny daleko pierwéj opuścił więzienie niż pan d’Epervier wyjechał, nie mogąc nawet przeczuć, iż naczelny inspektor wyjedzie z domu o godzinie dziesiątéj.<br>
{{tab}}Gril miał pozostawać w więzieniu, dopóki Fursch nie będzie znaleziony i dostawiony.<br>
{{tab}}Biedny Gril niecierpliwie i ze spokojném sumieniem oczekiwał tego dostawienia zbiegłego zbrodniarza, który nietylko szydził z władz, bo śmiał bazgrać na wzniesioném dla niego rusztowaniu, ale nadto tak się roz- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_111" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1165"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1165|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1165{{!}}{{#if:111|111|Ξ}}]]|111}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zuchwalił, że zastrzelił ulubieńca księcia de Monte-Vero, właśnie kiedy był gościem u cesarza.<br>
{{tab}}Lecz najrozleglejsze rozporządzenia i usiłowania policyi pozostały bez skutku — Furscha nie znaleziono. Nie trafiono nawet na ślad jego wspólnika Rudego Dzika, chociaż słudzy prawa zachęceni przyobiecanemi nagrodami, z największym trudem starali się położyć koniec zabiegom obu tych niebezpiecznych złoczyńców.<br>
{{tab}}Była to hańba, że połączonym usiłowaniom nie udało się wyśledzić ich kryjówki, i groziło niebezpieczeństwo narażenia się przez to na pośmiewisko, gdy cały Paryż i cesarz czekał na skutek.<br>
{{tab}}Można sobie wyobrazić, że biedny Gril wiele na tém cierpiał, bo urzędnicy wywarli na niego całą swoją wściekłość.<br>
{{tab}}Badano go bez liku, i zawsze wracano, wypytywano się, obarczano najcięższemi wyrzutami za domyślne przeniewierzenie się w obowiązkach.<br>
{{tab}}Gril wpadał nadaremnie w bezwładną wściekłość, pozwolił robić z sobą co chciano. Ze stoicką spokojnością powtarzał tylko zawsze, że jest niewinien i o niczém nie wie. Biedny człowiek nie mógł też nic więcéj zeznać, choćby go na śmierć męczono.<br>
{{tab}}Lecz nikt mu nie wierzył.<br>
{{tab}}Kto mógł myśleć, że nie on, ale właściwie pan d’Epervier był winowajcą?<br>
{{tab}}Zawsze znakomity naczelny inspektor wyszedł na czysto, a dozorca musiał pokutować. Jakże często w życiu urzędniczém popełnia się taka niesprawiedliwość!<br>
{{tab}}Ale pan d’Epervier, chociaż bardzo lubiał rozkosze i był już nieco przeżyły, uczuł, wyrzuty sumienia. Nie był jeszcze złym — był tylko lekkomyślnym i łatwo kochającym się. Lecz jest rzeczą doświadczoną, że lekkomyślni są zarazem dobroduszni — jedno z drugiém łatwo się brata.<br>
{{tab}}Pan d’Epervier bolał nad biednym, niewinnie cier- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_112" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1166"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1166|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1166{{!}}{{#if:112|112|Ξ}}]]|112}}'''<nowiki>]</nowiki></span>piącym Grilem. Ale miałże go ratować, a poświęcać siebie, ogłaszając się za winnego?<br>
{{tab}}To nawet dla dobrodusznego było za ciężkie zadanie.<br>
{{tab}}Albo miałże powtórnie dopuścić się przekroczenia w urzędowaniu, dozwalając przy pomocy wszelkich swoich doświadczeń i uwodzeń Grilowi uciec z więzienia?<br>
{{tab}}Zły czyn wywołuje, zawsze drugie nowe. Z tego tworzy się zawsze łańcuch, który winnego nakoniec bez ratunku w przepaść pociąga, i co z początku było lekkiém przekroczeniem, to w następstwie wyradza się w coraz cięższe występki.<br>
{{tab}}Pan d’Epervier namyślał się i wahał. Żałował chwili urojonéj rozkoszy w zamku Angoulême, za którą kupił sobie dni i tygodnie wyrzutu. Za widok pięknéj hrabiny Leony Ponińskiéj sprowadził sobie bezsenne noce, a biednemu Grilowi wyjednał ciężkie więzienie.<br>
{{tab}}Zaiste — kara nastąpiła prędko, kara sroga dla pana d’Epervier.<br>
{{tab}}Dojrzało w nim postanowienie nadania innego obrotu téj sprawie; nie chciał od razu oddać się na zatracenie, ale też nie chciał także oszczędzać owego barona, który w gruncie rzeczy wszystkiemu był winien.<br>
{{tab}}Ale zastanowił się nad tém, że gdy skompromituje chytrego i niewątpliwie wpływowego barona, to upadnie z nim razem — nie mógł także zataić przed sobą potęgi hrabiny Ponińskiéj.<br>
{{tab}}Cóż czynić wypadało? Pan d’Epervier postanowił na własną rękę wykonać wycieczkę na Furscha i jego wspólnika, a był to dosyć wytrawny prawnik.<br>
{{tab}}Niewątpliwą było rzeczą, że dwaj zbrodniarze przebywali w Paryżu, bo gdzież indziéj byli bezpieczniejsi, niż w niezliczonych ulicach i domach téj Sodomy? Ale wątpił bardzo pan d’Epervier, aby ich należało szukać w kryjówkach i osławionych domach.<br>
{{tab}}Poznał Furscha jako wielce doświadczonego zbrodniarza i nie przypisywał mu takiéj nieostrożności i głupoty.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_113" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1167"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1167|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1167{{!}}{{#if:113|113|Ξ}}]]|113}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Do prywatnych rodzin zapewne nigdzie nie miał wstępu: raczéj przypuszczać należało, iż gdzieś w klasztorze pod płaszczykiem dobrze udanéj obłudy znalazł schronienie.<br>
{{tab}}W każdym razie, mówił sobie naczelny inspektor z la Roquête, zawsze jeszcze pozostawał w stosunkach z baronem von Schlewe i przez niego mógł najłatwiéj gdzieś istnieć.<br>
{{tab}}Tajemnica ta mocno ciężyła pąnu d’Epervier — chciał nie gubiąc wprost siebie samego, pozbyć się jéj i wszystko naprawić.<br>
{{tab}}Lecz komuż miał i mógł się zwierzyć?<br>
{{tab}}Gdyby swoją tajemnicę, to co się stało, mógł powierzyć jakiemu człowiekowi, byłby wolny jak ptak.<br>
{{tab}}Musiał więc w tak krytyczném położeniu być sam swoim sługą i poufnikiem.<br>
{{tab}}Chętnie byłby tę pracę opłacił innemu, chętnie byłby ofiarował znaczną summę, aby się wywiedzieć i zbadać, jakie ma stosunki baron von Schlewe — ale to się nie dało uskutecznić.<br>
{{tab}}Pan d’Epervier pojął jasno, że mą tylko jedną drogę do śledzenia miejsca pobytu więźnia z la Roquête, a mianowicie sam powinien podjąć się roli szpiega.<br>
{{tab}}Postanowił zatém odegrać tę rolę, i wieczorem wyszedł z domu, udając się do hotelu Schlewego.<br>
{{tab}}Ale przekonał się, że rzecz miała swoje trudności.<br>
{{tab}}Nietylko że go utrudzało i nudziło wyczekiwanie na ulicy, póki baronowi nie podoba się wyjechać z hotelu; ale z powodu wielkiego oświetlenia obawiał się, aby go wnet służba nie postrzegła, zachowywał wszelką możliwą ostrożność. Poznał to z téj przyczyny, że zawsze wprzód nim baron opuścił hotel, służba przeglądała ulicę, a sam von Schlewe bacznie siwemi oczkami mierzył każdego, kto mu się zdał podejrzanym.<br>
{{tab}}Atoli pan d’Epervier nie zaniechał tak prędko raz ułożonego planu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_114" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1168"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1168|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1168{{!}}{{#if:114|114|Ξ}}]]|114}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Naprzeciwko hotelu Schlewego znajdowała się kawiarnia, co stanowiło bardzo sprzyjającą miejscowość.<br>
{{tab}}Naczelny inspektor bywał w téj kawiarni co wieczór, pił likier i uważał na hotel.<br>
{{tab}}Dwa razy jeździł już fiakrem za powozem barona, który zawsze udawał się w kierunku zamku Angoulême.<br>
{{tab}}Trzeciego wieczoru postanowił pan d’Epervier, potajemnie czekać przy zamku i przyglądać się temu co się, przed nim dziać będzie.<br>
{{tab}}Wytrwałość jego miała być uwieńczona pomyślnym skutkiem.<br>
{{tab}}Nie poszedł do kawiarni, lecz pojechał wprost da zamku, w którego okolicy wysiadł i niepostrzeżony wszedł do parku.<br>
{{tab}}Przybywali tam rozmaici goście, po większéj części bardzo znakomici panowie, i wysiadali pod gankiem.<br>
{{tab}}D’Epervier uważał na wszystko, okryty wieczornym cieniem, wpośród kilku z boku stojących drzew.<br>
{{tab}}Ponieważ już było ciemno, gdy zamierzał wyjść z ukrycia, zbliżył się do wjazdu jeszcze jeden ekwipaż.<br>
{{tab}}— Miałżeby to być ekwipaż barona? mruczał niecierpliwie oczekujący, i pochylił się naprzód, aby lepiéj mógł widzieć — przez wszystkich świętych, tak jest — zbliża się ku przodowi parku — ale co to znaczy? — nie podjeżdża pod ganek?<br>
{{tab}}D’Epervier widział, że powóz barona cicho po żwirze toczy się i przejeżdża przed zamkiem, aby opóźnionych gości wysadzić w tylnéj stronie jego.<br>
{{tab}}W każdym razie była to rzecz dziwna!<br>
{{tab}}Pan d’Epervier przeto wyszedł ze swojego ochronnego miejsca i udał się za powozem — ale tak był tém gorliwie zajęty, że nie zachował potrzebnéj ostrożności, i aby lepiéj widzieć, zbliżył się do terrasu, przy którym stanął powóz barona.<br>
{{tab}}Teraz był oświetlony, nie zakrywał go cień drzew, wysiadający zatem mogli go tak dobrze widzieć jak on ich, chociaż usiłował ukryć swoją postać za jednym z szero- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_115" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1169"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1169|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1169{{!}}{{#if:115|115|Ξ}}]]|115}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kich postumentów, otaczających u spodu bluszczem obrosłą galeryę.<br>
{{tab}}Służący otworzył drzwiczki ekwipażu. Von Schlewe wysiadł z niego pierwszy i zaraz wszedł do zamku bocznemi drzwiami — po nim zaś wysiadł z powozu jakiś ciemnym płaszczem okryty człowiek, w którym d’Epervier niewątpliwie poznał poszukiwanego.<br>
{{tab}}A tak Furscha skrycie przechowywano w zamku Angoulême — może nawet przeciw albo i bez wiedzy hrabiny.<br>
{{tab}}Rzeczywiście było to najlepsze ukrycie, bo nikt nie domyślał się obecności więźnia z la Roquête w tym domu, w którym dla rozrywki bywały tylko najznakomitsze osoby.<br>
{{tab}}D’Epervier nie mógł się wstrzymać od mocnego wyciągnięcia szyi, aby się dostatecznie przekonać,! przez to wydał się przed uważnym sługą barona; gdy naczelny inspektor szybko wracał do Paryża, ów jak najprędzéj uwiadomił swojego pana o tém co zauważył.<br>
{{tab}}Zaledwie więc pan d’Epervier wrócił do la Roquête, dla przedsięwzięcia kroków, gdy mu zameldowano przybycie jakiegoś pana, który niezwłocznie z nim mówić pragnie.<br>
{{tab}}Naczelny inspektor niedomyślający się, aby go baron już miał odwiedzić, odpowiedział odźwiernemu, że o tak późnéj godzinie mówić z nim nie można.<br>
{{tab}}Ale odźwierny wrócił jeszcze raz z doniesieniem, że pan ten nie odszedł, ale wręczył mu swoją wizytową kartę.<br>
{{tab}}D’Epervier wyczytał na niéj nazwisko von Schlewe, i nim znalazł dostateczny powód do odmówienia, nieprzyjemny gość ukazał się na progu.<br>
{{tab}}Baron von Schlewe wyglądał nieco wzburzony. Pomarszczona jego twarz była bardzo blada, otarł pot z czoła, a siwe jego oczy znowu przybrały zezowate spojrzenie, zawsze świadczące, że baron był niespokojny.<br>
{{tab}}— Przebacz, drogi panie d’Epervier, zawołał, podając zdziwionemu chude palce odziane w nienaganne rę <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_116" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1170"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1170|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1170{{!}}{{#if:116|116|Ξ}}]]|116}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kawiczki: po tysiąc razy proszę, przebacz, że przeszkadzam o tak późnéj godzinie.<br>
{{tab}}Von Schlewe przerwał sobie i pytająco spojrzał na odźwiernego, który jeszcze stał w pokoju.<br>
{{tab}}— Zamierzam wyjechać, panie baronie, chłodno powiedział naczelnik więzienia, nie zważając na spojrzenie Schlewego: niech mój powóz czeka na dole!<br>
{{tab}}Odźwierny ukłonił się i wyszedł.<br>
{{tab}}Von Schlewe czekał, aż się drzwi zamknęły i portyera, potém porywczo przystąpił do d’Eperviera.<br>
{{tab}}— Przybywam śpiesznie i tak późno, aby szanownego pana ustrzedz od pośpiechu, któryby pana szyję kosztował. Chciałeś pan jechać do prefekta policyi.<br>
{{tab}}— A gdyby i tak było, panie baronie?<br>
{{tab}}— To byłoby nieszczęściem — nie, więcéj niż nieszczęściem — to byłaby śmierć pańska!<br>
{{tab}}— Pan mówisz zagadkowo, panie baronie!<br>
{{tab}}— Pozwól mi pan pierwéj tchu nabrać! Byłeś pan w zamku Angoulême?<br>
{{tab}}— Być może — słucham daléj!<br>
{{tab}}— Ujrzałeś pan tam — von Schlewe następujące słowa wymówił bardzo cicho — więźnia z la Roquête?<br>
{{tab}}— Także być może — cóż daléj?<br>
{{tab}}— Chciałeś pan przedsięwziąć kroki ku uwięzienia go na nowo?<br>
{{tab}}— Jak pan dobrze umiesz zgadywać, baronie! Nasza niedawna umowa jest z obu stron dotrzymana?<br>
{{tab}}— Dotrzymana, ale jeszcze niezapomniana!<br>
{{tab}}— Co pan chcesz przez to powiedzieć?<br>
{{tab}}— Że przypłaciłbyś pan własną głową, gdybyś teraz więźnia na nowo chciał wydać prawu.<br>
{{tab}}— Nie jestem bojaźliwym, panie baronie! Mogę więc zezwolić na wszelki zamach na mnie.<br>
{{tab}}— Otóż mój domysł sprawdził się, moja obawa uzasadniona! zawołał wielce rozdrażniony von Schlewe. Słuchaj mnie pan, drogi panie d’Epervier! nie sądź, że mną powoduje osobisty interes. Niedawna umowa dotrzy- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_117" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1171"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1171|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1171{{!}}{{#if:117|117|Ξ}}]]|117}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mana już ubiegła, ale zapominasz pan, że obaj przez nią niestety! wydaliśmy się na zawsze owemu Furschowi w ręce!<br>
{{tab}}— Co do mnie, nie wierzę temu! Gotów jestem dopuścić do wszystkiego! z lodowatą spokojnością odparł naczelny inspektor.<br>
{{tab}}— Zaklinam cię drogi panie d’Epervier, przez wzgląd na siebie samego nie próbuj. Mówiono mi właśnie, że ten Fursch gotów w takim razie nas obu wydać sprawiedliwości — pomyśl pan, nas obu!<br>
{{tab}}— Zapewne ów Fursch sam się panu z tém zwierzył?<br>
{{tab}}— No, zgadłeś pan — tak jest!<br>
{{tab}}— Rzeczywiście dobre źródło, z nieco szyderczym uśmiechem zauważył naczelny inspektor; mimo tego, ponieważ raz dałem się uwieść i zapomnieć obowiązku, teraz nie powinienem wahać się naprawić pośpiechu!<br>
{{tab}}— Pan gubisz siebie i mnie.<br>
{{tab}}D’Epervier wzruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Jeszcze czas możesz pan powziąć postanowienie i przygotowania! powiedział zimno.<br>
{{tab}}— Ależ posłuchaj mnie pan tylko! Byłby to krok przedwczesny, bez żadnego celu! Pan może myślisz, że ów Fursch znajduje się jeszcze w zamku Angoulême?<br>
{{tab}}D’Epervier dopiero teraz uczuł, że popełnił nieprzebaczony błąd przez to, iż nie kazał natychmiast dostatecznie obsadzić zamku. Rzeczywiście byłoby to napotkało największe trudności i przeszkody, a prócz tego wina jego nie była tak wielka, bo nie uważał, iż obecność jego postrzeżono.<br>
{{tab}}Von Schlewe poznawszy zaraz, że jego słowa wywarły wrażenie, mówił daléj:<br>
{{tab}}— Chcesz pan uwięzić Furscha w zamku, ale zapominasz szanowny panie d’Epervier, że gdy my tu rozmawiamy, on od odawna już wyniósł się ztamtąd. Krokami swojemi zatém nic nie dopniesz, a siebie samego wtrącisz w podwójny kłopot, który cię bez ratunku zgubi!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_118" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1172"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1172|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1172{{!}}{{#if:118|118|Ξ}}]]|118}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Chociaż czuję, że pan masz słuszność, pragnę jednak dowiedzieć się od pana, na czém zależy ten podwójny kłopot? nieco ponuro powiedział naczelny inspektor, bo widział, że go chytrze oszukano. Pan z jednéj strony mniemasz o mojéj winie, którą panu z powodu ucieczki zawdzięczam?<br>
{{tab}}— Z jednéj strony — tak jest, drogi panie d’Epervier; ale z drugiéj mianowicie zemstę samego człowieka, który się niczego nie lęka i w takim razie zaprzysiągł panu śmierć. Jest to okropny człowiek! Jestem w tém samém położeniu, w tém samém co pan straszliwém niebezpieczeństwie — zważ pan zatém zamiar, jaki mnie tu sprowadza!<br>
{{tab}}— Ale jeżeli mnie wszystko nie myli, pan i teraz przyczyniasz się do ukrywania zbrodniarza?<br>
{{tab}}— Na miłość bozką, czyżem nie zmuszony? Jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem w świecie, bo ten niegodziwy Fursch na to tylko używa przysługi, jaką mu wyświadczyłem, aby mnie napiętnować i zmusić do czynienia wszystkiego czego żąda, gdyż mi grozi, że wyda i mnie i pana, drogi panie d’Epervier. Cóż sobie robi taki szubienicznik z tego że nas zgubi? Jest to najniebezpieczniejszy człowiek, jakiego ziemia nosi, a ja najnieszczęśliwszy, dopóki się nie wyrwę ze szponów tego okrutnika!<br>
{{tab}}Baron wypowiedział te słowa z tak naturalną trwogą i tak wzruszonym głosem, że d’Epervier nie mógł się wstrzymać od uwierzenia jego opowiadaniu, tém bardziéj, że brzmiało bardzo naturalnie.<br>
{{tab}}— Więc pan dla tego tylko ukryłeś i broniłeś złoczyńcy, że obawiałeś się jego zemsty? spytał.<br>
{{tab}}— Rzeczywiście! naturalnie, mój jedyny panie d’Epervier! zawołał von Schlewe, ściskając rękę Eperviera aby swoim słowom dodać wartości.<br>
{{tab}}Przychodzę tu przeciąż dla zasiągnięcia pańskiej rady, w jaki sposób moglibyśmy uwolnić się od tego okropnego człowieka? Żałuję mojéj dawniejszéj dobroduszności, w którą pana wplątałem jak najgłębiéj. Ale to się już stało i pozostaje <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_119" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1173"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1173|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1173{{!}}{{#if:119|119|Ξ}}]]|119}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nam tylko połączyć się i wspólne mi siłami uczynić tego człowieka nieszkodliwym.<br>
{{tab}}— A wiesz pan dokąd się udał?<br>
{{tab}}— Nie, drogi panie d’Epervier; nie miałem czasu dowiedzieć się o tém, bo niezwłocznie tu pośpieszyłem,, aby przeszkodzić najgorszéj rzeczy. Pomyśl pan tylko, gdybyś nas obu bezpotrzebnie był wydał prawu — ach, to okropna myśl! A wszystko przez niewczesną dobroduszność! Daj mi pan na to rękę, że mi nie odmówisz pomocy w uwolnieniu się od tego okropnego człowieka; daj mi pan słowo honoru, że potajemnie i ostrożnie razem obmyślimy właściwe środki do uczynienia nieszkodliwym tego nędznika.<br>
{{tab}}Głos Schlewego zdradzał wielką trwogę — drżał.<br>
{{tab}}— Chętnie, powiedział d’Epervier, kładąc swoją dłoń w dłoni barona; nie wiedziałem jaki jest stan rzeczy! Teraz mi pan wszystko objaśniłeś, wierzę że pańskie troski są usprawiedliwione. Mogliśmy byli obaj ich sobie oszczędzić. Masz pan już jaki plan?<br>
{{tab}}— W drodze przyszła mi myśl — bojaźń mi ją podszepnęła. Wyjeżdżając tu z zamku, znalazłem jeszcze sposobność skłonienia hrabiny Ponińskiéj, aby usiłowała dowiedzieć się od Furscha, dokąd się udaje, bo dla mnie było to niepodobieństwem?<br>
{{tab}}— Hrabina — miewa także stosunki ze zbrodniarzem? spytał zdziwiony d’Epervier, bo wyrażenie się barona kazało domniemywać się poufałości.<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, że panu kiedyś wspominałem, drogi Panie d’Epervier, że idzie tu o pewną rodzinną tajemnicę — ten Fursch był kiedyś bardzo porządnym człowiekiem, kancelistą, hrabina zna go jeszcze z owego czasu!<br>
{{tab}}— I pan mniemasz, że zwierzył się téj pięknéj kobiecie z tém dokąd się udaje?<br>
{{tab}}— Nie wątpię o tém — ale aby się nawet tego dowiedzieć, musimy postępować z największą ostrożnością; <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_120" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1174"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1174|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1174{{!}}{{#if:120|120|Ξ}}]]|120}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pan nie uwierzysz jak niebezpieczny, mściwy i przebiegły jest ten Fursch!<br>
{{tab}}— Wierzę panu, a jednak nie boję się go tyle co pan! odrzekł pan d’Epervier.<br>
{{tab}}— Tém lepiéj! Jeżeli uda się nam uwięzić podstępem, wtedy uwolnimy się od kłopotów, których niestety! moją dobrodusznością znowu przysporzyłem. Zjedz się pan zemną jutro wieczorem w zamku Angoulême, drogi panie d’Epervier!<br>
{{tab}}— W zamku Angoulême? powtórzył naczelny inspektor z pewną przyjemnością.<br>
{{tab}}— Zasięgniemy rady hrabiny, kobiety równie roztropnéj jak pięknéj — ale gdy się tam spotkamy, pamiętajmy o jak największéj ostrożności — nikt o tém nie powinien wiedzieć! Słyszysz drogi panie d’Epervier? Nikt!<br>
{{tab}}— Zgadzam się — spotkanie nasze nastąpi zupełnie potajemnie!<br>
{{tab}}— Nie przyjeżdżaj pan nawet swoim powozem, lepiéj weź pan dorożkę!<br>
{{tab}}— Tak też zrobię! O ktôréj godzinie będziesz mnie oczekiwał baronie?<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, że najstosowniéj około dziesiątéj wieczorem. Będziesz pan widział nieco przedstawienia, sam nie będąc widzianym.<br>
{{tab}}— O, pan jesteś nadzwyczaj łaskaw i uprzejmy!<br>
{{tab}}— Proszę, proszę, kochany panie d’Epervier, poszepnął von Śchlewe, ściskając mu rękę z zobowiązującym uśmiechem — naradzimy się z hrabiną przy szklaneczce wina!<br>
{{tab}}— Winu dajmy pokój, od kilku dni cierpię na dosyć silne uderzenia krwi!<br>
{{tab}}— Ach — i nie radziłeś się pan lekarza?<br>
{{tab}}— Powiedział mi właśnie, że dla uniknienia apopleksji powinienem się wstrzymać od wszelkich rozpalających napojów!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_121" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1175"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1175|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1175{{!}}{{#if:121|121|Ξ}}]]|121}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Dobrze, drogi panie d’Epervier! Do widzenia jutro wieczorem. w czarodziejskim zamku przy. lasku Bulońskim! Odchodzę od pana z przyjemną myślą, iż przekonałem pana, że najlepiéj wyjdziemy działając razem bardzo ostrożnie — zaręczam, że mi pan niedowierzałeś?<br>
{{tab}}— Coś podobnego było w rzeczy saméj — proszę po tysiąc razy o przebaczenie!<br>
{{tab}}Von Schlewe uśmiechnął się uprzejmie.<br>
{{tab}}— Szczęśliwy jestem, że pana nawróciłem, rzekł żegnając się — bywaj pan zdrów, panie d’Epervier!<br>
{{tab}}Naczelny inspektor odprowadził, barona aż do powozu czekającego na ulicy la Roquête, i zupełnie był przekonany o szczerości zamiaru Schlewego.<br>
{{tab}}Ten baron był to zręczny komedyant.
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_122" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1176"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1176|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1176{{!}}{{#if:122|122|Ξ}}]]|122}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ VII.|w=120%|po=8px}}
{{c|Zatruta Limoniada.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Gdy służący doniósł Schlewemu, że w kilkakrotnie przechodzącym poznał niewątpliwie pana d’Epervier, wiedział zaraz, że ten d’Epervier byłby dołożył wszelkich starań ku uwięzieniu zbiega, w skutek czego nietylko baron za ułatwienie {{Korekta|uciezki|ucieczki}} i czynną pomoc byłby stawiony przed sądem przysięgłych, ale nadto zamek Angoulême i hrabina byliby pociągnięci do odpowiedzialności.<br>
{{tab}}Należało więc cokolwiekbądź przeszkodzić temu niebezpiecznemu zamiarowi Eperviera — pojął to baron natychmiast.<br>
{{tab}}Nie tracąc więc czasu na naradę z hrabiną, pośpieszył czémprędzéj do la Roquête, lecz tymczasowo miał. na oku jedyny cel przeszkodzenia téj nocy krokom pana d’Epervier.<br>
{{tab}}Jakoż rzeczywiście było to najważniejsze zadanie chwili.<br>
{{tab}}Wystąpieniu Eperviera zapobiegł tak usilnie i łatwo, że teraz gdy uspokojony w powozie wracał do hotelu, uśmiech tryumfu spoczywał na jego siwém, pomarszczoném obliczu.<br>
{{tab}}Ale przy téj sposobności przekonał się, że Epervier może być dla niego człowiekiem niebezpiecznym, jeżeli go nie uczyni nieszkodliwym.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_123" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1177"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1177|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1177{{!}}{{#if:123|123|Ξ}}]]|123}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Von Schlewe wiedział dobrze, że tego rodzaju dobrodusznych ludzi, gdy ich sumienie nagle dręczyć zacznie, wielce obawiać się należy, bo działają na ślepo.<br>
{{tab}}A oprócz tego musiał bronić zagrożonego Furscha, nietyle z powodu szlachetnéj wdzięczności za spełnione dla niego czyny, ile raczéj, że jeszcze dobrze użyć go zamyślał.<br>
{{tab}}Baron wiedział bardzo dobrze, dokąd się uda Fursch, gdy mu się zamek wyda niebezpiecznym: znał dobrze schronienie obu zbrodniarzy.<br>
{{tab}}Może i sam je dla nich przygotował.<br>
{{tab}}Policyanci mogli ich długo szukać po wszystkich cyrkułach Paryża — byli pewni, że ich nikt nie znajdzie.<br>
{{tab}}W domu jakkolwiek odosobnionym, pomimo wszelkiéj ostrożności, zawsze im groziło niebezpieczeństwo zdrady, bo policya, jak wiadomo, zawsze utrzymywała swoich sprzymierzeńców właśnie po kryjówkach — potrzeba zatém było wynaleźć bezpieczniejsze schronienie, znaleźli je na jednym szonerze, stojącym za miastem przy brzegu Sekwany.<br>
{{tab}}Niewielki ten, ale bardzo przyzwoity statek, którym w razie potrzeby dopływano aż do morza i nawet na niém się utrzymywano, baron tanio najął dla Furscha i Rudego Dzika.<br>
{{tab}}Nikt nie domyślał się obecności dwóch zbrodniarzy na tym zdala od zgiełku miejskiego spoczywającym szoferze, bo Fursch postarał się, aby ten stał na kotwicy w dosyć niezaludnioném miejscu Sekwany.<br>
{{tab}}To tém mniéj uderzało, że w niejakiém oddaleniu, stały jeszcze na kotwicach liczne większe i mniejsze okręty.<br>
{{tab}}Policya portowa nie dokonała na nich rewizyi, dla tego, że stały daleko po za miastem.<br>
{{tab}}Gdy nadszedł najbliższy wieczór, baron na godzinę przed umówieniem się przybył do zamku hrabiny Ponińskiéj, dla należytego przygotowania jéj do odwiedzin i pana d’Epervier.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_124" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1178"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1178|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1178{{!}}{{#if:124|124|Ξ}}]]|124}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Właśnie podjeżdżały pod ganek liczne ekwipaże gości Leony, którzy w sali jéj zamku szukali i znajdowali rozkosze życia.<br>
{{tab}}Chociaż po innych salonach usiłowano naśladować jéj widowiska, a nawet oprócz przedstawiania żywych obrazów, kopiowano także drażniące zmysły śpiewki Teressy, tudzież kankan, były to jednak dotąd tylko naśladowania, niewyrównywające oryginałowi.<br>
{{tab}}W zamku Angoulême upajano się szampanem, zmysłowością, pianą pryskającą, świeżą, nieporównaną pianą — w innych zaś miejscach męty, drożdże, gruba zmysłowość, za nadto ich zamiar zdradzały.<br>
{{tab}}U Leony wszystko było grzechem wyrachowanym, zalotnym, wyzywającym grzechem — ale plastycznym, poetycznie przyodzianym i osłonionym.<br>
{{tab}}Kłamała tylko małemi szatańskiemi szponami i rękami ukrytemi po za firankami z brokatu, a czarować tém więcéj, im się mniéj pokazywała.<br>
{{tab}}I dla tego wieczory pięknej hrabiny nie traciły nic na swojéj przyjemności, chociaż ich pustoszące tchnienie coraz się bardziéj rozprzestrzeniało i zarazę roznosić.<br>
{{tab}}Leona sama nigdy się nie pokazywała, nie należała nawet nigdy do gości w salonie — podobna do szatańskiego bóztwa, z ukrycia kierowała zgubnemi przedstawieniami — była duszą wszystkiego — użyciu dodawała powabu, ale tylko kierując niém, urządzając i wymyślając.<br>
{{tab}}Miała do tego talent, którego jéj piekło udzieliło.<br>
{{tab}}Czuła to — wiedziała — że cel swój osiągnęła. Wykonywała władzę, była despotką — a jéj siepaczami były: użycie, grzech, czar i zmysłowość.<br>
{{tab}}Panowała — z zamku rozszerzała się jéj władza coraz daléj a daléj... ona, córka owego pierwszego Napoleona, owego chciwego władzy Korsykanina, posiadała tę samą żądzę panowania, którą po nim odziedziczyła.<br>
{{tab}}Nie przebierała w środkach dopięcia swojego celu — podobnie jak jéj ojciec, który swojéj ambicyi poświęcał życie milionów ludzi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_125" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1179"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1179|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1179{{!}}{{#if:125|125|Ξ}}]]|125}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Co ją obchodziły zatracone dusze?<br>
{{tab}}Siniała się szyderczo, gdy jéj o tém mówiono — śmiała się, jakby chciała powiedzieć: Czémże są dla mnie ci głupcy? Pragnę bądź co bądź panować — oni wszyscy mają być niewolnikami mojéj woli — w prochu u nóg moich tarzać się, a nogą grzbiety ich przygniatać pragnę.<br>
{{tab}}Powodziło się Leonie — radowała się tém powodzeniem.<br>
{{tab}}Siedziała w przymkniętéj niszy salonu, z któréj niewidziana przypatrywać się mogła przedstawieniom i gościom, z któréj wychodziła na korytarz idący po za Ułudnie urządzonemi pozostałemi niszami, altanami i grotami.<br>
{{tab}}Wiemy już, że z tego ukrytego korytarza mogła zaglądać do wszystkich nisz na pozór nie dających się podpatrzyć i ukrytych.<br>
{{tab}}Lubiła widzieć oddanych grzechowi w całém ich odurzeniu — bo się cieszyła — na taki widok doznawała rozkoszy — czuła przytém zaspokojenie, użycie, wstrząśnienie nerwów.<br>
{{tab}}Dało się słyszeć lekkie pukanie i spłoszyło pulchną hrabinę z ottomanki, na któréj w niszy spoczywała, gdy czarowne tony do jéj uszu dochodziły.<br>
{{tab}}Pukanie przestraszyło ją — jednemu tylko człowiekowi wolno było wchodzić na korytarz za niszami, był nim baron von Schlewe — on też ukłonił się i wszedł do matowo czerwonawo oświetlonéj rotundy, gdy się drzwi otworzyły.<br>
{{tab}}— Jesteś pan wzruszony baronie, jakieś różowe tchnienie spoczywa na twoich policzkach, z uśmiechem poszępnęła pani z Angoulême — co słychać? Ale przypominam sobie, że wczoraj wieczorem wyjechałeś z zamku niezmiernie wzruszony?<br>
{{tab}}— Niezmiernie, moja łaskawa hrabino, z pewnością <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_126" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1180"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1180|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1180{{!}}{{#if:126|126|Ξ}}]]|126}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niezmiernie, bo dzisiaj przybywam z gotowemi planami jako zwycięzca!<br>
{{tab}}— Jak zawsze, baronie! Kiedyż to uległeś, ilekroć tylko chodziło — o roztropność i chytrość?<br>
{{tab}}— Bardzoś łaskawa, moja najszanowniejsza przyjaciołko! poszepnął von Schlewe i podniósł, kłaniając się, miękką, białą rękę Leony do ust swoich — ona nie broniła mu tego — ale na jéj pulchnie pięknéj twarzy zadrgał ironiczny uśmiech.<br>
{{tab}}— Któż tym razem jest tym nieszczęśliwym zwyciężonym? spytała hrabina, wskazując baronowi, aby usiadł.<br>
{{tab}}— Podziwiam swobodę i spokojność mojéj łaskawczyni, powiedział siadając z odpowiedniém poruszeniem głowy — mnie się zdaje, że pani słyszałaś wczoraj w wieczór doniesienie mojego służącego?<br>
{{tab}}— Co do pana d’Epervier?<br>
{{tab}}— Tak jest!<br>
{{tab}}— Więc, — i czémże się przerażasz z tego powodu <o mnie?<br>
{{tab}}— Wielką odwagą i małą ciekawością!<br>
{{tab}}— Muszę ci wyznać, kochany baronie, że ten pan d’Epervier i jego sprawy prawie mnie nie obchodzą!<br>
{{tab}}— Podzielam to zdanie pani — ale tym razem sprawy jego są naszemi sprawami!<br>
{{tab}}— Mniemasz pan, że ze względu na Furscha?<br>
{{tab}}— Właśnie jak łaskawa pani mówisz!<br>
{{tab}}— Nie wiedziałam, że ta sprawa pana d’Epervier staje się moją...<br>
{{tab}}Schlewe wyglądał mniéj blady i siwy niż zawsze — śmiał się...<br>
{{tab}}— Nie zważając już na moją nic nieznaczącą osobę, która w tę sprawę jest zawikłana...<br>
{{tab}}— Ach, tak, przypominam sobie. Pan ocaliłeś tego człowieka.<br>
{{tab}}— Nie zważając na to, powiadam, byłoby rzeczą wielce fatalną, wielce kompromitującą, moja łaskawa <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_127" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1181"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1181|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1181{{!}}{{#if:127|127|Ξ}}]]|127}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pani, gdyby wczoraj wieczorem była policya obsadziła zamek Angoulême, i zbiegłego więźnia z la Roquête w nim znalazła!<br>
{{tab}}— A to dla czego baronie? Czyżby ów zbieg, aby się czuć bezpiecznym, nie mógłby się równie łatwo wcisnąć i do Tuileries, i dać się w cesarskim zamku schwytać policyantom?<br>
{{tab}}Von Schlewe złośliwie się uśmiechnął.<br>
{{tab}}— Hm — hm! Pani zapominasz, że ów Fursch wie o nas więcéj aniżeli o cesarzu!<br>
{{tab}}— Przystąp pan do rzeczy — co stanowi pańskie zwycięztwo?<br>
{{tab}}— Skutek jego dopiero od pani zależeć będzie, najłaskawsza przyjaciółko!<br>
{{tab}}— Ach, co za galant! zaśmiała się Leona, ciekawam!<br>
{{tab}}— Pan d’Epervier przybędzie tu za godzinę, aby od pani i odemnie dowiedzieć się, gdzie się Fursch znajduje, i naradzić się, jakimby go sposobem pochwycić.<br>
{{tab}}— Nic na to odpowiedzieć nie umiem baronie!<br>
{{tab}}— A jednak musiałem tak postępować, moja łaskaw — czyni, dla zapobieżenia temu, aby niepospolicie dla nas niebezpieczny d’Epervier zeszłéj już nocy nie poczynił kroków, mogących sprowadzić dla pani i dla mnie najgorsze następstwa! Nie ukrywajmy przed sobą dłużéj najłaskawsza hrabino, najgorszych następstw — bo Fursch nie byłby nas oszczędzał!<br>
{{tab}}— Mniemasz pan, że ów d’Epervier skłoni się do zaniechania zamiaru wydania urzędnikom swojéj tajemnicy?<br>
{{tab}}— To nic, dostojna przyjaciółko, on stanowczo załatwi przykrą sprawę, czego pierwéj nie obawiałem się — jeżeli tylko tego ''dożyje!''<br>
{{tab}}— Czy pana dobrze rozumiem, baronie? — D’Epervier będzie nam szkodził, zgubi nas, skoro pozna, że nie jesteśmy jego stronnikami i przyjaciółmi; strasznie nam szkodzić będzie, jeżeli jutrzejszy dzień przeżyje!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_128" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1182"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1182|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1182{{!}}{{#if:128|128|Ξ}}]]|128}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}—— A więc gotów jesteś...<br>
{{tab}}— Nie dopuścić tego, uzupełnił von Schlewe; nie zapominaj łaskawa pani, że mamy tylko do wyboru między nim a nami!<br>
{{tab}}— Pan jesteś Mefistofil! Z jakąż szatańską spokojnością i zdecydowaniem podpisujesz i uzasadniasz wyrok! rzekła cicho i nadsłuchując spojrzawszy na stronę.<br>
{{tab}}— Nazwiéj mnie pani raczéj przezornym, który nietylko myśli o sobie, lecz też swoją łaskawą i dostojną przyjaciółkę od zguby uchronić pragnie!<br>
{{tab}}— A więc jest także łaskaw i troskliwy! odpowiedziała Leona, a jéj marmurowe rysy usiłowały przybrać minę pokrywającą niepokój, jaki ostatnie słowa Schlewego w niéj wywołały.<br>
{{tab}}— Łaskawa pani zdajesz się być niezadowoloną ze mnie, to mnie mocno zasmuca — ale działam w najlepszym przeświadczeniu! Nie powinno przyjść do tego, aby ten d’Epervier popełnił szalony czyn wykrycia tajemnicy dotyczącéj ucieczki Furscha — nie ''powinno'' przyjść do tego aby nas zdradził — niezmierne obawiam się następstw, i dla tego mówię: musimy naczelnego inspektora z la Roquête przyjąć tu uprzejmie i zręcznie zabawić go, coś mu o Furschu powiedzieć, knuć plany — przedewszystkiém postarać się, aby nie przedsięwziął szkodzących nam kroków.<br>
{{tab}}— Pan już zapewne coś postanowiłeś, drogi baronie? Uprzejmości i zabawy nie zabraknie!<br>
{{tab}}— Wiem o tém najłaskawsza hrabino! Jak mogłem ośmielić się użyć tych słów? Kto wejdzie do zamku Angoulême, ma do zbytku wszystkiego o czém wspomniałem! Widzę karafkę na marmurowym stoliku — zawiera jakiś pięknie zabarwiony płyn.<br>
{{tab}}— To limoniada, baronie, a na srebrnéj podstawce lód, dla chłodzenia jéj, lubię ją, bądź łaskaw nalać mi jéj trochę!<br>
{{tab}}— Szczęśliwy jestem, że mogę pani usłużyć, moja najłaskawsza! poszepnął baron, i wstał, aby przystąpić do <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_129" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1183"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1183|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1183{{!}}{{#if:129|129|Ξ}}]]|129}}'''<nowiki>]</nowiki></span>małego stolika, stojącego na boku w matowo oświetloné rotundzie. Von Schlewe wziął karafkę z różowym płynem bardzo zimnym, i napełnił jedną z ozdobnych, kosztownych, kryształowych szklanek, obok na srebrnéj tacy stojących.<br>
{{tab}}Poczém podał limoniadę hrabinie.<br>
{{tab}}— Dziękuję — reszta zostaje do pańskiego rozporządzenia!<br>
{{tab}}Leona napiła się ze szklanki i udała, że nie widzi, jak baron ukłoniwszy się znowu przystąpił do marmurowego stolika i coś wsypał do prawie pełnéj jeszcze karafki; limoniada przez chwilę zapieniła się — ale potém znowu zupełnie była jasna.<br>
{{tab}}Zbliżyły się do niszy bujające kroki, cicho otworzyła drzwi jakaś zamkowa bajadera. Piękna Miranda, złotem połyskujący motyl z czarnemi włosami i ciemnemi oczami, z miną zapytującą wytknęła zachwycającą główkę przez otwór.<br>
{{tab}}Leona spojrzała ku niéj — von Schlewe powitał ją siwém okiem.<br>
{{tab}}— Pan d’Epervier, zameldowała półgłosem zalotnie ładna bajadera.<br>
{{tab}}— Jaki słowny! poszepnął baron.<br>
{{tab}}— Wprowadź go tutaj, kochana Mirando! rozkazała hrabina.<br>
{{tab}}Ładna dziewczyna znikła.<br>
{{tab}}— Zdaje się, że już był w salonie, powiedział von Schlewe po cichu, w przeciągu czasu jaki mu pozostał na zrobienie tej krótkiéj uwagi, ten naczelny inspektor jest to bardzo gorliwy wielbiciel utworów mojéj łaskawczyni!<br>
{{tab}}Leona zaledwie powstrzymywała wyraz swojego marmurowego oblicza — gdzie klękali arcyksiążęta i książęta, tam nic nie znaczył poklask takiego inspektora.<br>
{{tab}}Ładna Miranda otworzyła drzwi obicia w niszy — na progu ukazał się z głębokim ukłonem pan d’Epervier.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_130" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1184"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1184|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1184{{!}}{{#if:130|130|Ξ}}]]|130}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Hrabina z uprzejmą miną powstała z sofy, na któréj siedziała.<br>
{{tab}}Bajadera zamknęła drzwi.<br>
{{tab}}— Pozwól mi, najłaskawsza hrabino, powiedział von Schlewe wstępując między nią a gościa, przedstawić ci pana d’Epervier, naczelnego inspektora z la Roquête — jest to przyjazny mi pan, o którym właśnie wspominałem pani!<br>
{{tab}}— Witam pana! wymówiła Leona, a na jéj pięknej twarzy zabłysł pogodny, nieprzeparty uśmiech.<br>
{{tab}}Zaślepił on, porwał Eperviera — ujrzał znowu przed sobą hrabinę bez tiulowéj sukni w zimowym ogrodzie zamku, jako wzór Zuzanny wstępującej do kąpieli.<br>
{{tab}}— I mnie niezmiernie zobowiązuje wysoka gościnność pani hrabiny, wyrzekł nieco pomieszany d’Epervier — przedewszystkiém więc moje najczulsze dzięki za takie odznaczenie!<br>
{{tab}}— Pragnę, abyś pan mógł jak najczęściéj u mnie szukać rozrywki! odpowiedziała z uśmiechem i pięknie ukształtowaną, białą ręką, z któréj zwieszał się szeroki rękaw koronkowy, wdzięcznie wskazała blizkie krzesła.<br>
{{tab}}— Byłeś pan już w salonie? spytał von Schlewe, gdy usiedli.<br>
{{tab}}— Nie mogłem oprzeć się pokusie; czarownie piękne wszystko, co się tam słyszy i widzi!<br>
{{tab}}— Ale przez to już tu pana zauważano? spytał von Schlewe nieco spokojny, ale jednak nie tyle, aby to uderzało.<br>
{{tab}}— Rozumiem, co pan baron chcesz powiedzieć! Pamiętałem słowa pańskie i nikt mnie nie widział, prócz świecącego złotem motyla, który na moją prośbę wprowadził mnie do jednéj z nisz, a potém tutaj.<br>
{{tab}}— Wybornie drogi panie d’Epervier! Nie byłbym mianowicie w stanie zaręczyć panu, że ów zręczny a niebezpieczny człowiek nie ukrywa się w sali pod maską jakiego generała lub posła. Wiesz pan że tu w Paryżu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_131" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1185"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1185|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1185{{!}}{{#if:131|131|Ξ}}]]|131}}'''<nowiki>]</nowiki></span>a dworze nawet często nie jesteśmy pewni czy nie siedzimy obok jakiegoś w najgorszym rodzaju niegodziwca.<br>
{{tab}}— Urząd mój niestety! aż nadto dobrze poznajomił mnie z nimi! Wyznać muszę, iż ma tę niekorzyść, iż zamiast swobody wszędzie nieufność wzbudza. To tak częste i stwierdza się nieraz tak trudnemi do uwierzenia doświadczeniami, że są towarzystwa, które odwiedzam tylko skrycie uzbrojony i w których nic do ust nie biorę.<br>
{{tab}}— Czyś pan tę nieufność i tutaj z sobą przywiózł? z zimnym uśmiechem spytała Leona, patrząc na Eperviera skamieniałym wzrokiem.<br>
{{tab}}— W obec kwiatów i motyli, w obec najad i dryad trzeba się tylko uzbrajać we wstrzemięźliwość! z uprzejmością odpowiedział naczelny inspektor.<br>
{{tab}}— I mimo tego myślę, że pański pancerz pękł, że pańska ostrożność, niedowierzanie i uzbrojenie nic panu nie pomogły, szelmowsko zaśmiał się baron — z tego, kto go głębiéj przejrzał, djabeł w owéj chwili naśmiewał się.<br>
{{tab}}— Słyszę, przerwała rozmowę Leona, że chcesz dopomagać baronowi w pozbyciu się i zabezpieczeniu od owego niewdzięcznika i niepoprawionego, nad którym i ja niestety! za długo miałam miłosierdzie — straszny to złoczyńca!<br>
{{tab}}— Wierzyłem równie długo, że przynajmniej dotrzyma słowa i niezwłocznie wyjedzie z Europy, dodał von Schlewe, ale oszukał mnie!<br>
{{tab}}— Dla tego to postanówmy niezwłocznie, aby go uczynić nieszkodliwym i naprawić nasze bezprawie! z zapałem na seryo powiedział d’Epervier.<br>
{{tab}}— Chętnie, ale pizedewszystkiém — pozwólcie mi panowie małéj przerwy! wtrąciła Leona i poruszyła złotym dzwoneczkiem, który przed nią stał na stoliku.<br>
{{tab}}Ukazała się złotem błyszcząca bajadera.<br>
{{tab}}— Każ, kochana Mirando, aby nam podano szampana!<br>
{{tab}}Czarująca, lekka, jak sarna tancerka miała już <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_132" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1186"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1186|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1186{{!}}{{#if:132|132|Ξ}}]]|132}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zniknąć i rozkaz wypełnić, gdy von Schlewe szybko podniósł rękę.<br>
{{tab}}— Za pozwoleniem, powiedział uprzejmie: pan d’Epervier jest nieco cierpiący — lekarz zakazał mu używać wina!<br>
{{tab}}Leona napiła się stojącéj przed nią limoniady.<br>
{{tab}}— Za nadto pan jesteś łaskaw, drogi baronie. Rzeczywiście wołałbym prosić o trochę limoniady!<br>
{{tab}}— Lękam się, czy pan tylko przez grzeczność nie chcesz podzielać mojego gustu! z uśmiechem rzekła Leona, gdy bajadera, jedną z kosztownych kryształowych szklanek napełniła chłodnym płynem z karafki i na srebrnéj tacy podała ją panu d’Epervier, który wypił.<br>
{{tab}}— Jakże orzeźwiające, chłodne i smaczne! wyznał.<br>
{{tab}}Miranda chciała napełnić drugą szklankę dla barona — ale podziękował prędko, widocznie aby piękną bajaderę jak najprędzéj wyprawić.<br>
{{tab}}— Przystąpmy do rzeczy, rzekł przytłumionym głosem, gdy się drzwi zamknęły — czy mogę przełożyć mój projekt?<br>
{{tab}}Leona odpowiedziała zapraszającém poruszeniem ręki.<br>
{{tab}}Pan d’Epervier przyłączył się do niéj.<br>
{{tab}}— A więc, uważam za najlepsze, abyśmy tego człowieka uprzątnęli, to jest abyśmy go na zachodnio-indyjski okręt wsadzili — środki i drogi po temu łatwo znajdziemy!<br>
{{tab}}— Przebacz, szanowny baronie, zapominasz na ten raz, że ten Fursch pierwszym lepszym okrętem powróci?<br>
{{tab}}— Już on niemłody — prócz tego dadzą się poczynić przygotowania, które mu to niepodobném uczynią.<br>
{{tab}}— Ale przedewszystkiém potrzeba, abyśmy dowiedzieli się gdzie przebywa! zauważył Epervier.<br>
{{tab}}— Tę wiadomość, jak już oświadczyłem panu, zawdzięczamy łaskawéj hrabinie! Fursch i kompanista znajdują się w oberży pod „Trzema liliami,” znajdującéj się w końcu Vincennes na lewo od drogi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_133" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1187"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1187|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1187{{!}}{{#if:133|133|Ξ}}]]|133}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I tam policya nie była?<br>
{{tab}}— Zapewne być musiała, z przelotnym uśmiechem odpowiedział von Schlewe; nie zawsze się to znajduje, czego się szuka! Ta oberża ukrywa w niełatwo odkryć się dającéj izbie, złoczyńców.<br>
{{tab}}D’Epervier rzucił pytające spojrzenie na Leonę.<br>
{{tab}}— Tak jest, jak mówi pan baron, i wyznać muszę, że i ja wołałabym wysłanie niż wydanie sądowi.<br>
{{tab}}— To życzenie rozstrzyga — odrzekł d’Epervier, i gdy mu było gorąco, napił się znowu zimnéj limoniady.<br>
{{tab}}— A zatém — słuchajcie państwo! Na ten przypadek już zebrałem niejakie objaśnienia. Okręt „Rekin“ za trzy lub cztery dni odpływa z Hawru udając się do Kalkutty — ale przy ujściach Gangesu panuje pustosząca cholera, któréj ulegają prawie bez wyjątku wszystkie starsze {{Korekta|przybywąjące|przybywające}} tam osoby. „Rekin“ gotów jest zabrać tego człowieka.<br>
{{tab}}— To wszystko byłoby bardzo sprzyjające! wyznał d’Epervier.<br>
{{tab}}— Jutrzejszéj nocy jak najciszej musimy ująć dwóch łotrów i natychmiast ich wysłać do Hawru!<br>
{{tab}}— Mówisz pan, że oberża leży odosobniona — samotna?<br>
{{tab}}— Zupełnie; tam robota pójdzie nam całkiem łatwo, jeżeli będziemy mieli wieczorem w pogotowiu sześciu silnych chłopów — zamknięty powóz ja przygotuję!<br>
{{tab}}— Wybornie, drogi baronie! O czasie i bliższych okolicznościach znajdziemy jeszcze czas pomówić jutro w dzień.<br>
{{tab}}— Zaszczycisz mnie pan swojemi odwiedzinami — cieszę się bardzo, że będę mógł pana przyjąć — lecz dla czego pan się śpieszysz?<br>
{{tab}}— Fatalne uderzenie krwi! wyznał pan d’Epervier wstając.<br>
{{tab}}— Proszę, limoniada sprowadzi krew na dół, radził baron: wybornie chłodzi!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_134" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1188"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1188|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1188{{!}}{{#if:134|134|Ξ}}]]|134}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bardzo dobrze działa, pochwalił d’Epervier, wypróżniając szklankę; bardzo orzeźwia!<br>
{{tab}}Potém ukłonił się uniżenie ulotnie podnoszącéj się hrabinie, która pozostawiła baronowi odprowadzenie gościa.<br>
{{tab}}— Do widzenia, mój drogi! szepnął von Schlewe, gdy pożegnał Eperviera na terrasie.<br>
{{tab}}— Około południa będę u pana, odpowiedział tamten cicho i odszedł przez park.<br>
{{tab}}— Już z tego nic nie będzie! mruknął von Schlewe, patrząc za nim.<br>
{{tab}}Nazajutrz rano pan d’Epervier uczuł się bardzo cierpiącym, i gdy przywołany lekarz wszedł do jego pokojów, znalazł naczelnego inspektora już nieżywego leżącego na podłodze obok fotelu.<br>
{{tab}}Zaniesiono go natychmiast do łóżka, ale lekarz oświadczył, że już dla pana d’Epervier nie ma żadnego ratunku — stwierdził, że śmierć nastąpiła w skutek apopleksyi, i że zapewne pan d’Epervier nie usłuchał jego przestrogi co do wstrzymania, się od rozpalających trunków.<br>
{{tab}}Lekarz mylił się, jak się to często dzieje.<br>
{{tab}}Pan d’Epervier nie w skutek rozpalającego lecz chłodzącego napoju, do którego baron coś domieszał, co za nadejściem śmierci zostawia znaki podobne do skwapliwie za przyczynę skonu podawanéj apopleksyi.<br>
{{tab}}W orszaku żałobnym pana d’Epervier, wielkim i okazałym, widziano także barona Schlewego w bardzo eleganckim powozie.
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_135" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1189"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1189|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1189{{!}}{{#if:135|135|Ξ}}]]|135}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ VIII.|w=120%|po=8px}}
{{c|{{Rozstrzelony|Sandok i Mor}}o.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Upłynęło kilka tygodni, gdy do pałacu przy ulicy Rivoli zbliżała się ostrożnie lekkonoga postać, śpieszyła zaś tuż przy domach i kratach.<br>
{{tab}}Był to pachnący letni wieczór, a ulice pokrywał zmrok powstający wówczas, gdy miejsce słońca na ciemno-błękitném niebie zajmie księżyc i gdy zabłysną gwiazdy.<br>
{{tab}}Lekkonoga postać, która widocznie korzystała z cienia drzew po części aż do sztachet do ulicy sięgających, prędko zbliżała się do pałacu księcia — nogi miała czarno ubrane.<br>
{{tab}}Ale gdy się bliżéj przypatrzono powoli jak kot podsuwającemu się, poznawano, że nietylko nogi były nieobute, ale i od natury czarną miały barwę, tak jak i twarz nakryta kapeluszem było czarna, a przynajmniéj bardzo ciemno-brunatna.<br>
{{tab}}Gdy przybył do wejścia w kracie i znalazł je zamknięte, namyślał się, czy przechodząc werandę dostać się do Parku, jakby nie chciał aby go widziano.<br>
{{tab}}Namyślał się jednak niedługo, obejrzał się, i gdy nikogo blizko nie było, z zadziwiającą zręcznością i siłą przelazł przez kratę do ogrodu.<br>
{{tab}}Tu przez chwilę czekał i słuchał.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_136" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1190"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1190|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1190{{!}}{{#if:136|136|Ξ}}]]|136}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Delikatny słuch dał mu poznać, że w parku jeszcze ktoś chodzi.<br>
{{tab}}Czy Moro co złego zamierzał, że tak starannie unikał, aby go nikt nie postrzegł?<br>
{{tab}}Elastycznie i giętko podczołgał się pod cień drzew i uważał, kto to chodził po aleach parku.<br>
{{tab}}Oko przekonało go wkrótce że to książę i jego dwaj ze stolicy przybyli w liściastych aleach spacerowali, że Małgorzata i Józefina szły za nimi, a nakoniec, że Marcin postępował o kilka kroków w tyle.<br>
{{tab}}— O biedna córka massy! mruknął czarny wspomniawszy o zabitym chłopcu: nosi czarne suknie i bardzo smutna — biedna piękna córka!<br>
{{tab}}Nagle zabłysły oczy Mora.<br>
{{tab}}Znalazł tego właśnie kogo szukał, i dla którego tu przyszedł.<br>
{{tab}}Za Marcinem szedł jeszcze ktoś przez alee — zdawało się, że i on jako wierny sługa idzie za swoim panem.<br>
{{tab}}Moro w tym ostatnim poznał czarnego brata Sandoka.<br>
{{tab}}Cicho i szybko jak myśl przedarł się przez krzaki ku alei i dotknął ramienia Sandoka, tak, że tego przechodzący nie widzieli.<br>
{{tab}}— Ach — dobry bracie Moro!? szepnął Sandok cicho, gdy się szybko obrócił i poznał czarnego.<br>
{{tab}}Moro położył palec na ustach.<br>
{{tab}}— Nikt wiedzieć! szepnął.<br>
{{tab}}— Czekaj tutaj — massa iść do pałacu — Sandok przyjdzie potém tutaj, dobry bracie Moro!<br>
{{tab}}Czarny zrobił nieme, zgadzające się poruszenie, i szybko napowrót poskoczył pomiędzy drzewa, gdy Sandok, jakby nigdy nic nie zaszło, za Marcinem pośpieszył ku werandzie, pomiędzy któréj zielono otwartemi ścianami zapraszająco przeglądał stół wspaniale nakryty i kosztownemi lampami oświetlony.<br>
{{tab}}— Gdy wszyscy zasiedli, a lokaje przynieśli potrawy i napełniwszy kieliszki uwijali się tu i owdzie, Sandok <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_137" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1191"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1191|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1191{{!}}{{#if:137|137|Ξ}}]]|137}}'''<nowiki>]</nowiki></span>znalazł sposobność szepnąć kilka słów sternikowi Marcinowi, blizko niego stojącemu.<br>
{{tab}}— Jeżeliś przybył w tym celu, to bądżże ostrożny Sandoku, wiesz, że baron i hrabina jeszcze cię śmiertelniéj nienawidzą, od czasu jak im zabrałeś listy, powiedział cicho. Robisz minę, jakbyś chciał powiedzieć, żeś szybszy i przebieglejszy niż oni! Mimo to ostrzegam cię, najsilniejszego i najdoświadczeńszego nieraz okpiewają!<br>
{{tab}}— Nie bójcie się, sterniku Marcinie, poszepnął Sandok, obaczymy kto wygra.
Sandok przysiągł, że albo zły anioł udusić barona, albo Sandok umrzeć w Sekwanie!<br>
{{tab}}— Idź już idź — ja tu pozostanę! z lekkim uśmiechem odparł Marcin, bo widział, że czarnego dręczy niepokój.<br>
{{tab}}Kiwnął więc sternikowi głową i wielce uradowany znikł w ciemnych aleach.<br>
{{tab}}Zaraz potém przystąpił do Mora nieruchomo stojącego niedaleko.<br>
{{tab}}— Cóż to, dobry bracie? zapytał błyskając oczami.<br>
{{tab}}— Baron jest w willi hrabiny. Noc sprzyja, marszałek zamku odjeżdża!<br>
{{tab}}— Więc myślisz że powinniśmy schwytać barona?<br>
{{tab}}— Téj nocy bracie Sandoku — noc najlepsza! Baron przyjechał powozem do willi hrabiny, znowu odjedzie z samym tylko stangretem. Sandok i Moro dopędzą powóz, baronowi gębę zawiążą i porwą go!<br>
{{tab}}Albo i stangreta zabija?<br>
{{tab}}— Nie dobrze jest, jeżeli Moro cesarski zabije człowieka, szepnął Moro; stangret musi żyć, a barona potajemnie wziąć do zamku St.-Cloud!<br>
{{tab}}— O, brat Moro ma dobry plan — Sandok ma przyjaciół, przeklęty baron dostanie się do pokoju śmierci, co za wielka radość! — Sandok zdjąć liberyę i także pójść jak brat Moro!<br>
{{tab}}— Ale prędko, bardzo prędko, poszepnął Moro, gdy Sandok śpieszył do mieszkania służących.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_138" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1192"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1192|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1192{{!}}{{#if:138|138|Ξ}}]]|138}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Wkrótce potém Sandok przystąpił znowu do Mora pod cieniem drzew. Zdjął swoją niebieską, srebrem wyszywaną liberyę, przywdział ciemny płaszcz, stary i szary kapelusz, i krótkie po kolana spodnie jak Moro, tak że jego czarne nogi od spodu widne były.<br>
{{tab}}— Można dobrze podsunąć się, i dobrze biegać! mruknął pokazując nogi.<br>
{{tab}}— O, bardzo dobrze, bracie Sandoku! odpowiedział Moro, widocznie w najlepszym humorze będący, jakby i jemu zamierzone schwytanie barona sprawiało największą radość.<br>
{{tab}}Dwaj czarni wleźli łatwo na drzewa, przebyli kratę i spuścili się na ulicę Rivoli, potém prędko pobiegli w stronę lasku Bulońskiego.<br>
{{tab}}Ulice były bardzo ożywione. Powozy i piesi jak szeleszczące koniki polne zapełnili całą szeroką drogę, a kto był nieuważny i niezręczny, ciągle narażał się na niebezpieczeństwo zostania przejechanym lub stratowanym.<br>
{{tab}}Dwaj murzyni bardzo szybko przesuwali się pomiędzy tłumem i wkrótce też dostali się na drogi lasku Bulońskiego.<br>
{{tab}}Mogło być około godziny jedenastéj, gdy się ujrzeli obok parku i willi hrabiny Ponińskiéj. Okna i drogi były tam jasno oświetlone, po drugiéj stronie drogi stał szereg powozów.<br>
{{tab}}Moro pociągnął Sandoka do kraty leżącéj w głębokim cieniu, aby ich nie postrzegli rozmawiający z sobą stangreci i lokaje.<br>
{{tab}}Udało się im niepostrzeżenie przejść przez szeroki wjazd do przodowego parku.<br>
{{tab}}Sandok, jak wiemy, znał nietylko zarośla i {{Korekta|klonby|klomby}}, lecz także i wewnętrzny rozkład zamku.<br>
{{tab}}— Dwa wyjścia, poszepnął swojemu towarzyszowi, gdy się ostrożnie pomiędzy drzewami przesuwali. Moro zostanie tu od przodu — Sandok przejść tam do tylnych drzwi!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_139" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1193"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1193|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1193{{!}}{{#if:139|139|Ξ}}]]|139}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Moro skinął na znak że zrozumiał i poskoczył ku gruppie drzew, znajdujących się naprzeciw portyku.<br>
{{tab}}Miał tu wyborne, spokojne stanowisko, z którego można i było zauważyć każdy powóz.<br>
{{tab}}Sandok nie tak dogodne miał miejsce. Na terrasie paliły się wielkie kandelabry, w korytarzach paliły się tu świetne klosze, tam balony i lampiony — tam na klombach błyszczały niezliczone palące się kwiaty, a na licznych drzewach jaśniały światła aż do samych prawie Wierzchołków, jak na drzewkach Bożego Narodzenia.<br>
{{tab}}Przytém wszędzie przechadzały się pary, rozmawiający panowie, śmiejące się tancerki, które śmiało swawoląc często wpadały w najgęściejsze zarośla, goniły się i drażniły.<br>
{{tab}}Niełatwo zatém było znaleźć dobre ukrycie, z któregoby bez przeszkody można było uważać na wyjście obok terrasu.<br>
{{tab}}Sandok musiał zaufać swojemu szczęściu, bo nigdzie nie był pewien i wkrótce to poznał, bo miłośne pary żadnego skrytego miejsca nie pozostawiły bez użytku, i właśnie najmocniéj ocienione najchętniéj wybierały na krótkie sielankowe chwile.<br>
{{tab}}Nie pozostawało nic innego do czynienia, jak poprzestać na miejscu odleglejszém, gdyż byłoby wprost szaleństwem, gdyby Sandok chciał wyszukać sobie miejsca w blizkości czarownie oświetlonego terrasu. Nie ulegało wątpliwości, że tam by go znaleziono i uwięziono jako nieproszonego, z powierzchowności bardzo źle wróżącego gościa, a potém wkrótce poznanoby w nim znienawidzonego murzyna księcia.<br>
{{tab}}To wszystko żadną miarą nie powinno było nastąpić.<br>
{{tab}}Sandok więc umieścił się w pewnéj odległości tak ochroniony, że go niełatwo można było zamknąć, on zaś mógł widzieć dobrze, czy zbliża się jaki powóz ku tylnemu wyjściu, i czy to powóz barona, który on znał doskonale.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_140" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1194"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1194|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1194{{!}}{{#if:140|140|Ξ}}]]|140}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Goście już po części zaczęli się rozjeżdżać. Wychodzili na terras — a daleki trzask piasku świadczył, że wyjeżdżali, że powozy zbliżały się dla zabrania swoich znakomitych panów i odstawienia ich z powrotem do miasta.<br>
{{tab}}Lecz Sandok pilnujący tylnego wyjścia, musiał także uważać na znak, który mógł dać w każdéj chwili Moro, w razie gdyby baron, podobnie jak inni goście, wsiadał do powozu we frontowym ganku.<br>
{{tab}}Piękne balleryny, tu i owdziéj jeszcze jak elfy przechadzające się i swawolące po zielonych aleach, z cichym uśmiechem {{Korekta|razmawiały|rozmawiały}} o swoich zdobyczach, o księciu de Montfort, o uprzejmym margrabi de Chalbert, o marnotrawnym perskim księciu Ulughu i stu innych. Oczy i uszy Sandoka były wszędzie.<br>
{{tab}}Wtém nagle na wysokości terrasu spostrzegł dumną, wysoką kobietę — była to hrabina — a obok niéj jakiegoś nieco kulawego pana. Czarny porwał się — oczy jego ponuro zabłysły, pokazały się ich białka.<br>
{{tab}}Sandok poznał barona — ten zdawał się na coś czekać — wtém potoczył się powóz po żwirowéj drodze — zbliżył się do terrasu, aby koło niego objechać. To byłe dosyć dla patrzącego, chciał zawiadomić Mora i czekać z nim na drodze, aż powóz z baronem przejedzie.<br>
{{tab}}Szybko i zręcznie przebiegł przez puste już teraz alee — w rogu postrzegł niecierpliwego już Mora, który szedł za powozem i na wszelki przypadek chciał zwrócić nań uwagę swojego towarzysza. Radość i niecierpliwość zrobiła go jednak nieco opieszałym, tak iż można było przypuścić, że stangret Schlewego postrzegł go — lokaja przy nim nie było.<br>
{{tab}}Dwaj czarni zeszli się i pomiędzy drzewami pośpieszyli do bramy wjazdowéj; nie mogli czekać w parku aż baron wsiądzie, boby jego powóz stracili z oczu.<br>
{{tab}}Zatrzymali się zatém przy kracie ocienionéj drzewami i czekali, aż von Schlewe przejedzie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_141" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1195"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1195|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1195{{!}}{{#if:141|141|Ξ}}]]|141}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Tak bardzo dobrze, szepnął Moro, powozy wszystkie odjadą! Nie będzie żadnéj przeszkody!<br>
{{tab}}— Masz słuszność, zdaje się, że już wszyscy goście — odjechali do Paryża, a baron będzie ostatni!<br>
{{tab}}— Moro dobrze biegać, dopędzi powóz i wskoczy z tyłu!<br>
{{tab}}— Oho, Sandok także umie biegać! Każdy z nas pobiegnie z innéj strony, nie z tyłu, z dwóch stron napadniemy na barona, a nim stangret usłyszy lub obaczy, baronowi szyję zdusimy i z powozu go wyciągniemy!<br>
{{tab}}Padło właśnie kilka ciężkich kropli na liście drzew — chociaż nie było zupełnie ciemno, jednak panowała nocna pomroka, czego też sobie dwaj czarni życzyli. Gęste powietrze w koło się rozniosło, a głęboka cisza panowała w alei prowadzącéj do miasta.<br>
{{tab}}Północ dawno już minęła.<br>
{{tab}}Wtém drogą od przodowego parku, trzeszcząc po żwirze, zbliżył się powóz barona ku wyjazdowi.<br>
{{tab}}Moro i Sandok pochyleni stali na czatach, jak dwa tygrysy, naprężone do rzucenia się na swoje ofiary.<br>
{{tab}}Już widzieli ciemne zarysy powozu. Ponieważ deszcz zaczął padać, więc zawieszono w górze powozowe nakrycie, boków jednak z oknami nie wstawiono — zapewne aby wewnątrz powietrze przewiewało.<br>
{{tab}}To się bardzo podobało dwom czarnym, którzy się trącili, bo to zasłaniało ich robotę przed wzrokiem stangreta.<br>
{{tab}}Już powóz przybył do wyjazdu — już Moro i Sandok czekali, aby po ich stronie skręcił w alee — już zamierzali pozrzucać stare płaszcze przeszkadzające im w biegu.<br>
{{tab}}Wtém postrzegli zdziwieni, że powóz kieruje się nie ku nim, lecz w stronę przeciwną.<br>
{{tab}}Co to znaczyło?<br>
{{tab}}Czy baron przeczuł, że go w alei czeka niebezpieczeństwo?<br>
{{tab}}Czy stangret postrzegł Mora i ostrzegł swojego pana?<br>
{{tab}}Te pytania lotem błyskawicy przebiegły po głowach <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_142" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1196"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1196|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1196{{!}}{{#if:142|142|Ξ}}]]|142}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dwóch czarnych; jednak mimo tego, nie tracąc czasu i nic nie mówiąc, przejęci tą samą myślą, poskoczyli na pokrytą ciemnością i bezludną drogę, dążąc za powozem barona, który szybko pędził w stronę odległéj Sekwany.<br>
{{tab}}Wiadomo jak murzyni lekkie mają nogi, kiedy im chodzi o schwytanie ofiary.<br>
{{tab}}Stangret Schlewego gwizdnął biczem dla popędzenia koni; nigdy tego nie czynił i czynić nie potrzebował — czy wiedział, że tu chodzi o wyścigi?<br>
{{tab}}Sandok i Moro wnet postrzegli, że odległość między nimi a pędzącym powozem zmniejsza się — ale mimo tego tak się wysilali, że dla innych przebyć tę odległość byłoby niepodobieństwem.<br>
{{tab}}Sandok przypuszczał już także, iż wie, że jest ścigany, bo nie mógł pojąć ani tego kierunku, ani pośpiechu powozu. Być więc może, że wypadnie i stangreta uczynić nieszkodliwym. Lecz to nie mogło w niczém zmienić raz ułożonego planu. Dla murzyna Eberharda było to niezrównaném dobrodziejstwem, módz nakoniec ukarać i uczynić nieszkodliwym tego łotrowskiego barona.<br>
{{tab}}Moro i Sandok coraz bardziéj zbliżali się do powozu — coraz prędzéj śpieszyli za nim, zaledwie końcami nóg dotykając ziemi — biegli w równéj linii, tak jednocześnie dostać się mogli na stopnie powozu. Za kilka minut mieli dosięgnąć celu, bo już rękami mogli dotknąć powozu. Wtém zdało się Sandokowi, że ktoś wyjrzał z głębi powozu.<br>
{{tab}}Mógł się bardzo mylić. Ciemność nocy i pośpiech mogły spowodować taki łudzący obraz.<br>
{{tab}}Sandok nieco wyprzedził, bo chwytał za stopień. Moro usiłował uczynić to samo. I tak byliby po dwóch stronach go dopadli.<br>
{{tab}}Sandok o jeden krok był na przedzie — pochylony wskoczył z boku na żelazny stopień przy drzwiczkach i jak kot uczepił się sprężyny przy budzie.<br>
{{tab}}W téj chwili uczuł, że i Moro również dopadł do drzwiczek z drugiéj strony.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_143" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1197"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1197|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1197{{!}}{{#if:143|143|Ξ}}]]|143}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Czarna skóra oddzielała ich jeszcze od wygodnie wewnątrz siedzącego barona, a wysoko podciągnięta ściana od kozła nie dozwalała stangretowi spostrzedz ich, musiałby chyba przechylić się na jedną stronę.<br>
{{tab}}Sandok uważał, że teraz czas {{Korekta|ropocząć|rozpocząć}} dzieło.<br>
{{tab}}Wyprostował się i zamierzał zajrzeć do wnętrza powozu, a wtém dwie ręce nagle pochwyciły go za szyję i ścisnęły.<br>
{{tab}}Był to napad tak nagły i okropny, że nawet prędko decydujący się Sandok tylko co ze stopnia nie zsunął się na drogę — i to byłoby jego szczęście. Ale chcąc rękami uwolnić się od niemiłéj tortury, która go tak niespodzianie pochwyciła, gdy barona chciał wydać aniołowi dusicielowi na ofiarę, sam nagle ujrzał się ofiarą jakiegoś dusiciela. Jedno spojrzenie przekonało go, że ma do czynienia nietylko z jednym baronem, ale i z Furschem, który siedząc po téj stronie powozu, może go już oczekiwał, gdy z drugiéj strony Rudy Dzik usiłował to samo zrobić z Morem.<br>
{{tab}}Von Schlewe, niby nie dbając o siebie, siedział między dwoma zbrodniarzami, którzy niezawodnie już przy zamku wsiedli do jego powozu, czego dwaj czarni nie mieli czasu dostrzedz.<br>
{{tab}}Rzeczywiście stangret barona postrzegł i poznał Sandoka, a baron nie przeczuwając nic dobrego, tak umieścił dwóch na wszystko zdecydowanych zbrodniarzy, aby w razie napadu pochwycić mogli murzynów.<br>
{{tab}}Gdy Rudy Dzik ujrzał Furscha mocującego się z takim czarnym djabłem, tak się przeląkł, że wypuścił Mora z rąk swoich, ale Sandok nadaremnie bronił się od uścisków Furscha.<br>
{{tab}}Gdy baron trwożliwie krył się w głąb powozu w ciągu téj walki, pośpieszył Rudy Dzik swojemu wspólnikowi na pomoc, i połączone ich usiłowania zdołały pokonać Sandoka, chociaż ten wściekle się bronił. Rudy Dzik związał mu sznurkiem ręce, i gdy go potém dusił, Fursch <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_144" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1198"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1198|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1198{{!}}{{#if:144|144|Ξ}}]]|144}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dopełnił reszty, bo wciągnął całkiem Sandoka do powozu i związał także mu nogi tak mocno, że biedny czarny schwytany w pułapkę, ani ruszyć się nie mógł, lecz cierpliwie musiał się zdać na los, pełen oczekiwania patrząc na Mora, po którym spodziewał się jeszcze pomocy. Nie wiedział, że Moro z trudnością tylko uniknął tego samego losu, więc myślał, że zeskoczył ze stopnia, aby dokonać nowego napadu na powóz.<br>
{{tab}}Ale przypomniał sobie wnet, że Moro równie jak i on nie był uzbrojony.<br>
{{tab}}Zależał więc zupełnie od trzech łotrów, którzy go całkiem mieli w swojéj mocy, bo mu ręce i nogi tak mocno i pewno związali, że nie można było zgoła pomyśleć o uwolnieniu się lub wysunięciu z pędzącego śpiesznie powozu.<br>
{{tab}}Baron mocno przerażony usiadł na przodzie, gdzie na prawdę nie było dla niego właściwe miejsce, a tylne siedzenie pozostawił dla dwóch zbójców, którzy wzięli pomiędzy siebie Sandoka.<br>
{{tab}}— Otoż mamy ptaszka, tryumfował Fursch i oglądał więzy jego rąk. Ej! patrz-no, to murzyn księcia de Monte-Vero! Cóż cię tu sprowadziło do powozu, przyjacielu Sandoku? Czyś także przystał do krzakowych złodziejów i opryszków?<br>
{{tab}}— Dziwna rzecz, szydził von Schlewe, który teraz odzyskał odwagę, bo widział, że Sandok ma ręce i nogi związane: książę ci winien nagrodę? Wystaw sobie kochany Furschu, że ten złodziej dostał się do sypialń hrabiny i wykradł jéj najważniejsze papiery!<br>
{{tab}}— Ma talent jak wszyscy czarni, śmiał się Fursch; można się od niego czegoś jeszcze nauczyć, dla tego nie zaraz jeszcze nakręcimy mu karku!<br>
{{tab}}— Boże zachowaj tego czarnego człowieka — mniemał von Schlewe.<br>
{{tab}}— Czarni to nie ludzie, przerwał Rudy Dzik, i tak mocno uderzył w twarz bezbronnego Sandoka, że aż krew z nosa poszła.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_145" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1199"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1199|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1199{{!}}{{#if:145|145|Ξ}}]]|145}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Przeklęty morderco-podpalaczu! zgrzytnął związany i pokazał białe zęby: przyjdzie i na ciebie koléj!<br>
{{tab}}— Nie zabijajcie go, ale zamkniéjcie w pewném więzieniu, mówił znowu von Schlewe. Czarny pies może nam wyjawić jeszcze niejedno, jeżeli go do tego przymusimy!<br>
{{tab}}— Troszkę gorącéj smoły na piersi albo topniejącego laku, to mu język rozwiąże, mówił Fursch ze zwierzęcym uśmiechem. Nie wyszczerzaj zębów, czarny djable, albo ci je powybijam!<br>
{{tab}}— Zróbcie to — zróbcie tylko! Dzień odpłaty przyjdzie! zgrzytnął Sandok i zatoczył oczami.<br>
{{tab}}Nadaremnie szukał sposobności zwrócenia się do dwóch otwartych stron, aby wyskoczyć, pomimo że miał związane ręce i nogi — Fursch i Edward pilnowali go jak dwa brytany.<br>
{{tab}}— Tak, tak, śmiał się zadowolony baron: nieco gorącéj smoły to rozwiąże język temu zwierzęciu! Z takim czarnym inaczéj nic nie poradzimy, z takim zawsze trzeba gwałtu! Założę się o tysiąc przeciw jednemu, że murzyna nasłał Monte-Vero, aby mnie tu na drodze zamordował bo zkądżeby inaczéj ta czarna bestya; wzięła się tu przy naszym powozie?<br>
{{tab}}— Już my to z łajdaka wydusimy, utrzymywał Rudy Dzik. Czekaj-no mój czarny młodzieniaszku, jak cię weźmie my w naszą kuracyę, to ty i wzrok i słuch stracisz!<br>
{{tab}}— Wy na kuracyę? powtórzył von Schlewe śmiejąc się serdecznie; wy na kuracyę? To żart! Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada! Jakże się hrabina ubawi, kiedy jéj jutro ten wyborny żart opowiem!<br>
{{tab}}— Już dawno zwróciłem uwagę na tego przeklętego szpiega! powiedział Fursch, gdy Sandok ciągle jeszcze nadaremnie oczekiwał ukazania się Mora. A teraz sam do nas przyszedł!<br>
{{tab}}— Tak niejeden sam wpada w sidła, zaśmiał się budy Dzik wychylając się z powozu i wyglądając. Gdzie to, został drugi czarny złodziéj? Dałem mu porządnie w łeb, ale ci murzyni mają twarde życie jak koty!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_146" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1200"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1200|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1200{{!}}{{#if:146|146|Ξ}}]]|146}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Te czarne psy to tchórze, powiedział Fursch; przekonałem się o tém w Rio i na drodze do Monte-Vero. To są niepewne szelmy, i raz chciałbym spróbować, czy ten tu za sto franków swojego pana nie zdradzi!<br>
{{tab}}Sandok z gniewu ugryzł się w język, ale milczał, choć się w nim gotowało — był związany, uwięziony, coby mu pomogło, gdyby w bezwładnych słowach wywarł swoją wściekłość? nie mógł ich poprzeć siłą ramion. Pilnie tylko uważał, dokąd go wiozą.<br>
{{tab}}— Zrobimy jednak próbę, powiedział baron, to rzecz zajmująca! Tymczasem proszę was, moi panowie, abyście należycie pilnowali murzyna i starali się, by nam nie uciekł!<br>
{{tab}}— Tak mu na sucho nie ujdzie, rzekł Rudy Dzik. Wszystkiego co ma związek z tym Monte-Vero, który nas zaprowadził na galery, nienawidzę jak śmierci i kata! Tak, tak, czarny szelmo, i ciebie nienawidzę, bo ty jesteś murzyn z Monte-Vero!<br>
{{tab}}Fursch śmiał się.<br>
{{tab}}— I zemną dzieje się to samo! pomruknął.<br>
{{tab}}— A więc panu Sandokowi wcale nie będzie się dobrze powodziło, z zadowoleniem powiedział Schlewe; ale to bardzo słusznie, bo się przynajmniéj nie rozpieści! Znieście go z powozu bardzo starannie, moi panowie, bo kto wie na co się jeszcze może nam przydać! Muszę wyznać panom, że nietylko sam chciałbym dowiedzieć się od niego wielu rzeczy, ale i łaskawa hrabina zapewne zechce wybadać go o to i owo.<br>
{{tab}}— Tymczasowo pozostanie przy życiu, a mianowicie póty, pokąd nie zniknie wszelkie dla nas niebezpieczeństwo! Skoro nam coś zagrozi, pozbędziemy się tak uciążliwego towarzysza, stanowczo powiedział Fursch. Pamiętaj to sobie, czarny djable, i módl się pilnie do twojego bożka, aby z dala od nas utrzymywał wszelkie niebezpieczeństwo — to jest twój interes!<br>
{{tab}}Powóz zbliżył się do Sekwany i wjechał w aleę ciąg- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_147" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1201"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1201|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1201{{!}}{{#if:147|147|Ξ}}]]|147}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nącą się przez pewną przestrzeń nad jéj brzegiem, ale potém ustępuje miejsca pustéj, piaszczystéj przestrzeni.<br>
{{tab}}Rudy Dzik pilnie baczył na drogę, i wnet poznał, że się zbliżano do kresu.<br>
{{tab}}— Zawiążemy oczy czarnemu albo mu je wyjmiemy, aby nie widział dokąd go zaprowadzimy! mruknął do Furscha.<br>
{{tab}}— Pański stangret będzie świadkiem tego, panie balonie, to rzecz fatalna! rzekł odwróciwszy się.<br>
{{tab}}— Nic nie szkodzi, on tylko to widzi co powinien, moi panowie, uspakajał baron róbcie co tylko za potrzebne uznacie!<br>
{{tab}}— Zawiąż mu oczy, rozkazał Fursch, a potém powiedział do Sandoka: Biada tobie, jeżeli dobrowolnie nie dasz się poprowadzić i nie pójdziesz z nami — przy pierwszém podejrzaném poruszeniu przybiję cię do ziemi!<br>
{{tab}}— Iść? zaśmiał się Sandok; a czy Fursch umie chodzić ze związanemi nogami?<br>
{{tab}}— Nie, mój przyjacielu, szyderczo odpowiedział Fursch. Masz słuszność; ale biada tobie, jeżeli uczynisz podejrzane poruszenie, gdy zdejmę więzy z czarnych nóg twoich!<br>
{{tab}}Schlewego widocznie niezmiernie to bawiło, że szpieg księcia znajdował się w ręku nie bardzo delikatnych zbójców.<br>
{{tab}}Rudy Dzik zwrócił ku sobie głowę Sandoka, wyjął z jego kieszeni chustkę i mocno zawiązał mu oczy, gdy mu Fursch rozwiązywał nogi ze sznurów, aby je potém włożyć na szyję murzyna i prowadzić go jak dzikie zwierzę.<br>
{{tab}}Stangret zatrzymał powóz, gdyż przybyli do końca alei.<br>
{{tab}}Fursch i Edward grzecznie polecili się względom barona, który pozostał w powozie, i zmusili potém czarnego, aby wysiadł.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_148" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1202"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1202|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1202{{!}}{{#if:148|148|Ξ}}]]|148}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Sandok uczynił co chcieli, nie opierał się, bo to byłoby szaleństwem.<br>
{{tab}}Fursch trzymał w prawéj ręce koniec powroza jak wąż skręconego około szyi Sandoka.<br>
{{tab}}Von Schlewe pożegnał dwóch zbrodniarzy, uprowadzających z sobą jego ofiarę, i czekał aż odejdą i znikną w nocnéj ciemności, potém zaś wrócił do swojego hotel.<br>
{{tab}}Ale Fursch i Edward zaprowadzili uwięzionego Sandoka nad brzeg Sekwany aż do miejsca, w którém stal szoner „Rekin.“<br>
{{tab}}Rudy Dzik zręcznie wskoczył na jego pokład, zarzucił na brzeg mostek, a Fursch przekonawszy się spojrzeniem, że w pobliżu nie ma nikogo, wprowadził czarnego na statek.<br>
{{tab}}Sandok bardzo dobrze poczuł i poznał gdzie się znajduje, to jest nie wiedział wprawdzie, na którém miejscu Sekwany i na jakim jest okręcie — ale poznał, że dwaj zbójcy zaprowadzili go na pokład okrętu.<br>
{{tab}}Wtrącili go w jakąś głęboką przestrzeń, w któréj zdołał nakoniec pozbyć się swoich więzów, ale o ucieczce nie było co myśleć: Fursch mocno zamknął zwierzchni otwór, a w małéj cuchnącéj przestrzeni nie było żadnéj drabiny.<br>
{{tab}}Sandok poznał że miejsce to znajdowało się w tylnéj części szoneru, pod sterniczém kołem.<br>
{{tab}}Sandok zgrzytnął zębami; tym razem zamiar jego nie powiódł się tak haniebnie, jak jeszcze nigdy. Zamiast dostać barona w swoje ręce, wpadł sam w ręce jego wspólników.
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_149" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1203"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1203|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1203{{!}}{{#if:149|149|Ξ}}]]|149}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ IX.|w=120%|po=8px}}
{{c|{{Rozstrzelony|Cesarz i książ}}ę.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Zaledwie poranek zajaśniał na błękitném niebie, które wysuszyło aż do ostatniéj wszystkie krople nocnego deszczu, zaledwie pierwsze promienie słońca padły na park pałacowy, gdy już pracującemu w pokoju Eberhardowi doniesiono o przybyciu okrytego kurzawą i zaledwie oddychającego murzyna, który koniecznie z nim mówić pragnął.<br>
{{tab}}Tak ranne i szczególne odwiedziny zdziwiły nieco księcia, lecz rozkazał służącemu, aby mu czarnego przyprowadził.<br>
{{tab}}Zaraz potém wszedł Moro i padł na kolana, a skrzyżowawszy ręce na piersiach, czekał aż książę pierwszy przemówi.<br>
{{tab}}— Wstań-no, rozkazał Eberhard i łaskawie skinął ręką: wszak jesteś murzynem cesarza i widziałem cię w zamku St.-Cloud?<br>
{{tab}}— Tak jest, to ja, massa! O wielki massa bardzo łaskaw, poznać biednego Mora!<br>
{{tab}}— Cóż tak rano tu przybywasz i czego żądasz odemnie?<br>
{{tab}}— O wielki massa, racz przebaczyć biednemu Morowi tak wczesną godzinę — ale potrzebny jest wielki pośpiech!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_150" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1204"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1204|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1204{{!}}{{#if:150|150|Ξ}}]]|150}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cóż więc się stało? Jesteś zupełnie tchu pozbawiony; odzież twoja pokryta kurzem i poszarpana! Siadaj tu przy mnie — słudzy przyniosą ci posiłek.<br>
{{tab}}— O, nic, tylko świeżego napoju, tylko wody massa!<br>
{{tab}}— Podobasz mi się Moro, jesteś wstrzemięźliwy! Oprócz mojego Sandoka, rzadko to u was murzynów dostrzegałem! powiedział Eberhard, przystąpił do marmurowego stolika, na którym stała kryształowa karafka z czystą wodą i nalał murzynowi szklankę. Pij, powiedział, i podał mu szklankę.<br>
{{tab}}— O, wielki massa, podawać sam biednemu Morowi szklankę! to za wielka łaska dla biednego Mora! Woda smakować jeszcze raz tak dobrze! — i czarny chciwie wypróżnił szklankę.<br>
{{tab}}— A teraz mów! rozkazał książę.<br>
{{tab}}— O! zła wiadomość, wielki massa, zaczął Moro, a oczy jego na wspomnienie tego co się stało dziko zabłysły: Sandok uwięziony!<br>
{{tab}}— Co! zawołał Eberhard: mój Sandok — jak to się stało? Czy ty go znałeś?<br>
{{tab}}— Brat Sandok był w zamku z wielkim massa, Moro bardzo kochać brata Sandoka!<br>
{{tab}}— On się wydalił z pałacu?<br>
{{tab}}— O, Moro winien! Moro przybył wczoraj w wieczór i zabrał Sandoka, aby ukarać złego barona za złe uczynki!<br>
{{tab}}— Ja o tém nic nie wiem! Jesteście parą dziwnych służących! Co was baron obchodzi?<br>
{{tab}}— Sandok bardzo zły na złego barona, bo baron jest winien śmierci małego ulubieńca w lesie.<br>
{{tab}}— Hm, jednak Sandok powinien był zasiągnąć mojéj rady, z lekkim wyrzutem powiedział Eberhard.<br>
{{tab}}— Dobry brat Sandok myślał, że wielki massa nie dozwoli ukarać złego barona!<br>
{{tab}}— Kto wie — myślę, że ten nędznik już przebrał miarę!<br>
{{tab}}— Wielki massa za wspaniałomyślny i szlachetny Sandok i Moro chcieli ukarać barona!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_151" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1205"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1205|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1205{{!}}{{#if:151|151|Ξ}}]]|151}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A nie rozważyliście, że takie rzeczy gładko nie uchodzą, że bylibyście za to również ukarani?<br>
{{tab}}— Plan był dobry! Sandok i Moro nie byliby karani, gdyby wszystko nie chybiło!<br>
{{tab}}— Otóż mamy! Jeden w pułapce! Sandoka zapewne ukryli w pewném miejscu?<br>
{{tab}}— W ciężkiém zachowaniu, powiedział czarny.<br>
{{tab}}— Panowie policyanci nie powinni mieć na nic względu! Oni was wyśledzili na nieprawych drogach, a teraz wzywacie mojéj pomocy? Ale to tak bez dalszych następstw nie ujdzie, w obec prawa jest każdy równy i Sandok może teraz pokutować!<br>
{{tab}}— To nie policya, on nie wyśledzony, szybko zawołał Moro, bo nie mógł tak prędko zdobyć się na wyrażenie swojéj myśli: on schwytany przez pomocników barona w nocy!<br>
{{tab}}Eberhard słuchał uważniéj — zadrgała w nim myśl, możliwość.<br>
{{tab}}— Opowiadaj spokojnie, co się stało! rozkazał.<br>
{{tab}}— Sandok i Moro biedz za powozem barona — i złapać powóz...<br>
{{tab}}— Gdzie? Tak opowiadasz, jakbyś przypuszczał, że ja tam byłem!<br>
{{tab}}— W alei lasku Bulońskiego! Baron jechał powozem z zamku hrabiny, nie do Paryża, ale w przeciwną stronę! Sandok i Moro biegli za powozem — a potém z dwóch stron wskoczyli.<br>
{{tab}}— Toście postąpili jak rabusie!<br>
{{tab}}— O, zaraz też i ukarano nas! Sandok schwytany, Moro schwytany przez ludzi w powozie!<br>
{{tab}}— A myśleliście, że baron był bez towarzyszy?<br>
{{tab}}— Tak, tak, kiwnął czarny: nagle ręce na szyi! Moro bardzo się bronił i uciekł, upadł na trawę obok drogi — ale Sandok zgubiony! Człowiek z siwą brodą...<br>
{{tab}}— Zapewne to Fursch!<br>
{{tab}}— Schwytał Sandoka i zatrzymał w powozie! Moro bez broni, bez pomocy, biegł za powozem i nie dał się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_152" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1206"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1206|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1206{{!}}{{#if:152|152|Ξ}}]]|152}}'''<nowiki>]</nowiki></span>widzieć! Powóz jechał bardzo daleko, aż się alea skończyła, tam baron siedział, a dwaj ludzie wywlekli biednego, związanego jak bydlę Sandoka na drogę nad brzeg Sekwany! Baron powozem odjechał, ale Moro ostrożnie ścigać ludzi aż do okrętu, gdzie biednego Sandoka w dolny pokład wrzucili!<br>
{{tab}}— A potrafisz wskazać ten okręt i poznasz tych ludzi, gdy ich znowu zobaczysz?<br>
{{tab}}— O! Moro wszystko znaleźć i poznać! Jeden z siwą brodą, drugi bez brody, blady, niebardzo duży!<br>
{{tab}}— To oni! Nie ulega wątpliwości! Oni to schwytali Sandoka i trzymają w więzieniu!<br>
{{tab}}— O biedny Sandok, może już nie żyje!<br>
{{tab}}— Nie powinniście byli przedsiębrać tego napadu, z gniewem rzekł Eberhard: należało mnie to pozostawić!<br>
{{tab}}— Gdyby nie Moro i Sandok, nie byłoby ani śladu, odpowiedział czarny, baron jest bardzo chytry!<br>
{{tab}}— Prawda, że bez was nie miałbym żadnego śladu o tych dwóch zbrodniarzach, którzy się schronili na okręcie i tam znikli z oczu urzędników! Ale teraz mam nadzieję, że już nam nie ujdą!<br>
{{tab}}— Wielki massa, tylko nic policyi nie mówić i nie działać w dzień, inaczéj gniazdo puste, albo okręt precz! Wielki massa sam l wiernymi sługami W nocy zrobić połów.<br>
{{tab}}— Zawsze ci się zdaje, że jesteś w twojéj {{Korekta|oczyźnie|ojczyźnie}}, gdzie podobne rzeczy uchodzą i są w porządku — ale wtém masz słuszność, że potrzebna jest jak największa ostrożność!<br>
{{tab}}— Inaczéj wszystko zgubione, a biedny Sandok zabity!<br>
{{tab}}— Toby mnie bardzo zmartwiło! Sandok to wierna dusza, a jeżeli popełnił bezprawie, które się na nim mści tak ciężko, to popełnił, przez miłość dla mnie, która go w błąd wprowadziła. Więc wszelkich starań dołożę, aby go uratować i dwóch nędzników nakoniec wydać sprawiedliwości, do któréj należą.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_153" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1207"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1207|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1207{{!}}{{#if:153|153|Ξ}}]]|153}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Samemu ukarać, wielki massa, więzić to nie dobrze, to nie dosyć — źli ludzie znowu uciekną i mścić się będą.<br>
{{tab}}— Powracaj do St.-Cloud, abyś się nie naraził na karę, Moro. O wszystko się postaram. Jak cię zapotrzebuję, to każę przywołać. Masz, weź tę nagrodę twoich trudów! I Eberhard podał czarnemu napełniony złotem woreczek.<br>
{{tab}}Moro upadł na kolana i podniósł rękę do księcia.<br>
{{tab}}— Moro nie zasługuje na żadną nagrodę! Moro chętnie zniesie karę, jeżeli go tylko wielki massa zatrzyma tu na nocny połów.<br>
{{tab}}— Dziwna z ciebie istota, z życzliwym uśmiechem powiedział Eberhard: moją nagrodę odrzucasz i chcesz mi pomagać w ściganiu?<br>
{{tab}}— Największa nagroda dla biednego Mora, jeżeli go massa tu zatrzymać i na połów weźmie.<br>
{{tab}}Eberhard podniósł czarnego — podobał mu się, murzyn cesarza miał w sobie coś dobrodusznego.<br>
{{tab}}— Zobaczymy co wypadnie czynić, całą rzecz trzeba dokładnie rozważyć. Tymczasem nie mów nikomu ani słowa o tém co zaszło!<br>
{{tab}}— O! Moro uczynić wszystko, co wielki massa rozkazać!<br>
{{tab}}— Eberdhard stanął na srebrnéj sprężynie, umieszczonéj tuż przy nim w podłodze.<br>
{{tab}}Ozwał się daleki głos dzwonka, i wkrótce potém Marcin wszedł do pokoju, a widząc Mora bez Sandoka, niezmiernie się zdziwił.<br>
{{tab}}— Przyjmiéj tego czarnego jak najlepiéj, Marcinie! rozkazał książę. O jego przybyciu i zasługach późniéj ci opowiem.<br>
{{tab}}— O dobry sternik Marcin! serdecznie powiedział Moro, kłaniając się uśmiechniętemu barczystemu Marcinowi, który na to powitanie nie uchodzące tu w salonie swojego pana, nieco krótko odpowiedział.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_154" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1208"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1208|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1208{{!}}{{#if:154|154|Ξ}}]]|154}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jakto! znacie się? powiedział zdziwiony Eberhard, gdy Marcin na myśl o nocy w St.-Cloud nieco się zakłopotał i jak zawsze w takim razie, kilka razy pogładził ręką po swojéj ciemno-{{Korekta|blondb rodzie|blond brodzie}}. Ale właśnie ten manewr powtarzany tém bardziéj go zdradzał.<br>
{{tab}}— O! Moro znać dobrze dobrego sternika Marcina przez brata Sandoka! objaśnił czarny.<br>
{{tab}}— Tak jest, przez Sandoka! potwierdził Marcin.<br>
{{tab}}— No, to tém lepiéj pamiętać będziesz o twoim znajomym! Nie oddalajcie się obaj z pałacu ku wieczorowi, a może i prędzéj potrzebować was będę. Tymczasem rozkaz koniuszemu, gdy pójdziesz z Morem do domu, aby o godzinie dwunastéj zajechał mój ekwipaż w sześć karych koni zaprzężony!<br>
{{tab}}Marcin wytrzeszczył oczy. Książę zwykle jeździł parą koni, chociaż miał stajnię mogącą się mierzyć ze stajnią niejednego króla, a dzisiaj miał być użyty powóz galowy i {{Korekta|szesć|sześć}} arabskich ogierów?<br>
{{tab}}Książę zrozumiał dobrze tę zapytującą minę Marcina.<br>
{{tab}}— Aby cię napróżno ciekawość nie dręczyła, śmiejąc się powiedział do swojego starego poufnika, dla którego nie miał żadnych tajemnic: powiem ci tylko Marcinie, że masz wykomenderować także dwóch lokajów dla towarzyszenia mi — jadę do cesarza!<br>
{{tab}}— Wszystko będzie spełnione panie Eherhardzie, odrzekł z uśmiechem zadowolenia Marcin; wszystko się będzie iskrzyło i błyszczało! A sześć koni, niech pioruny trzasną, to prawdziwa rozkosz!<br>
{{tab}}— Cieszysz się bardzo naturalnie z tego, że jadę do cesarza, i robisz jak próżna kobieta, co się starzeje. Chcesz mnie wystroić? Stara, poczciwa duszo!<br>
{{tab}}— Nie pierwszy to cesarz i król, do którego pan Eberhard jedzie, ani też ostatni! z pewną dumą powiedział Marcin.<br>
{{tab}}Skinął ręką na czarnego, aby szedł za nim i oddalił <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_155" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1209"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1209|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1209{{!}}{{#if:155|155|Ξ}}]]|155}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się z salonu, w którym pozostał sam cicho uśmiechający się książę.<br>
{{tab}}— Jego można nazwać wiernym sługą i prawie przyjacielem! Czyliż zawsze, co się nieczęsto zdarza, nie podzielał zemną radości i cierpienia! poszepnął rozmyślający Eberhard. Kocham go całém sercem, tego dobrego, starego Marcina, z jego „niech pioruny zatrzasną,“ które mu się tak często mimowolnie z ust wymyka, tak, że się powstrzymać nie może. Jeszcze był dumny z tego, że jadę do cesarza; jestem mocno o tém przekonany, że przegląda wszystko z jak największą starannością, co mi do wyjazdu potrzebne. Teraz dręczy go jedynie niepewność co do Sandoka i moich zamiarów. Wkrótce dowiesz się o wszystkiém, dobra, wierna duszo, bo musisz mi pomódz w położeniu nareszcie końca zdrożnym postępkom tych zbójców. Pragnę być surowym, krwawym sędzią, a wy poczujecie moją rękę! Chciałem was uczynić nieszkodliwymi, wydając was na galery, na których mogliście się poprawić; ale wy, aby się uwolnić, poświęciliście dwa ludzkie życia. Lecz i wtedy jeszcze nie zaspokoiły się wasze krwiożercze dusze: wydarliście mi mojego małego Janka! Biada wam, jeżeli moja cierpliwość wyczerpie się, jeżeli ręka moja was dosięgnie. Co się nie udaje znacznéj liczbie urzędników mimo ich starań i ofiar, po to dla mnie będzie dosyć tylko wyciągnąć rękę. Znacie mnie! Dawno już ostrzegałem cię Furschu, i dowiodłem ci, że dla mnie jesteś piórkiem — dwa razy darowałem ci życie — ale teraz czas twój już przeminął. I twój towarzysz także będzie osądzony — to moja ostatnia praca tutaj!<br>
{{tab}}Ów nędznik, sprzymierzeniec Leony, pragnący mnie obalić i boleści mi przygotować — ów politowania godny, który nie uważa za ubliżenie swojéj godności używać pospolitych zbrodniarzy do swoich celów, niech się sam zgubi — on i hrabina nie ujdą swojego losu, chociaż moja ręka gardzi ich ukaraniem! Grzech ich uniesie i zagrzebie. Ale dopomagać ludzkości, abym ją podniósł, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_156" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1210"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1210|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1210{{!}}{{#if:156|156|Ξ}}]]|156}}'''<nowiki>]</nowiki></span>abym udzieloném mi mieniem na jéj dobro rozporządzał! Im pomyślniéj wieść się będą moje przedsięwzięcia, tém skuteczniéj pomagać mogę z dala i z blizka — w owéj stolicy, która dziecię moje w sobie ukrywała, przyjaciele moi nie poprzestają wspierać nieszczęśliwych i ubogich — bez odpoczynku usiłuję i tu także przeprowadzać moje dzieło, a jakkolwiek powodzenie w porównaniu z wielkością zadania jest zbyt małe, lecz jednak już się czuć daje. Gdyby każdy w swojém kółku i w miarę sił swoich do tego samego dążył, wkrótce wszędzie panowałoby szczęście i błogosławieństwo podobne jak w Monte-Vero, w mojéj ojczyźnie, do ktoréj wkrótce powrócę. Bóg ciężko mnie doświadczał, ale też obdarzył mnie niewypowiedzianą łaską!<br>
{{tab}}Eberhard przygotowywał się do wyjazdu do pałacu Tuileries. Nie przywdział świetnego stroju; miał na sobie odzież bogatego i znakomitego prywatnego człowieka, umieścił tylko na piersiach gwiazdy orderowe otrzymane od przyjaznych mu władców. Jego wysoka, szlachetna postać, spokojna, łagodna, piękna twarz, stanowiły jego najpiękniejszą ozdobę, Sześciokonny powóz dla tego tylko kazał zaprządz, aby cesarzowi i powierzchownie dowieść czci, jaką mu był winien.<br>
{{tab}}Wsiadł do ekwipażu, przy którego drzwiczkach stali dwaj przeznaczeni do towarzyszenia mu lokaje. Stanęli z tyłu powozu, i sześć wspaniałych rumaków lotem powiozło księcia de Monte-Vero do szerokiego, wysokiego portyku Tuileries, gdzie grenadyerowie cesarscy broń przed nim sprezentowali.<br>
{{tab}}Zamek monarszy w Paryżu uległ wielu przemianom i przekształceniom, a nawet cały Paryż, stosownie do woli swoich rozmaitych władców, często zmieniał zewnętrzną postać. Król lipcowy zbudował potężne forty — Napoleon III rozszerzył ulice, aby lud uspokoić pracą? zasypał stare bulwary i na wielką skalę powznosił nowe; był twórcą owego olbrzymiego dzieła, które już zamierzał wykonać Henryk IV; nie szczędząc niesłychanych <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_157" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1211"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1211|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1211{{!}}{{#if:157|157|Ξ}}]]|157}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kosztów, ani też dając się powstrzymać stojącym na zawadzie ulicom i domom, umożliwił połączenie Tuileryów z Luwrem i utworzył pałac niezrównany. Widok jego jest zadziwiający i zachwycający. Postrzegamy przed sobą pełno słupów, arkad, pawilonów i olbrzymich figur, które tworzą wspaniałą całość. Z Luku Tryumfalnego, z którego widzieć można cały front obu części, przedstawia się oku przecudny obraz, tak, iż widz z trudnością może oderwać oczy od tak przemożnego widoku.<br>
{{tab}}Cudnie piękne są arkady otaczające części obu połączonych pałaców i wypełniające przedziały między pałacami. Po nad temi arkadami postrzegamy najznakomitszych mężów Francyi w kostiumach swojego czasu. Ale We wszystkich architektonicznych pięknościach występuje naprzeciw nam różnokolorowo ubarwione ''N''. Ta litera ukazuje się na dźwiganych przez kolumny marmurowych łukach, na obficie liściastych kapitelach i na kamiennym wieńcu kwiatów, otaczającym pałac.<br>
{{tab}}Ekwipaż księcia de Monte-Vero przejechał obok dwóch lwów strzegących portyku.<br>
{{tab}}W kilka minut potóm książę wchodził na wielkie marmurowe wschody, do salonów adjutantów i szambelanów.<br>
{{tab}}Cesarz pracował w dolnych pokojach, tych samych, które niegdyś zamieszkiwała Marya Antonina.<br>
{{tab}}Jakież to wspomnienia wiążą się z tém samém imieniem! Czy też niekiedy przychodzą one na myśl cesarzowi?<br>
{{tab}}Zresztą nic tu więcéj nie przypomina Burbonów. Niebieski kolor i lilie zbladły i znikły. Wszystko co przeszłość przypominało, upadło ustępując miejsca Napoleonizmowi... nazwiska nawet zmieniono; teraz słychać tylko nazwy: „''Salon pierwszego konsula “ „cesarskie Schody“ „buduar cesarzowej “ „perron cesarskiego księcia''.“<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_158" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1212"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1212|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1212{{!}}{{#if:158|158|Ξ}}]]|158}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale czyliż to nie było tak samo za upadłych dynastyj? czyliż to mogło położyć tamę spiżoéj pięści losu? czyliż mogło powstrzymać niszczący bieg historyi świata?<br>
{{tab}}Niewielki to trud zmienić szereg nazwisk i przemalować kolory — kamień jest cierpliwszy niż naród!<br>
{{tab}}Ale ten mały człowiek z prawie żółtawo połyskującą, odznaczającą się twarzą, garbatym nosem, mocno czarnym wąsem i małą spiczastą bródką, który stoi zamyślony przy wielkim okrągłym stole w swojéj pracowni, zna swój czas i zmienny, płochy, łatwo przekupny naród — wie, jak go w karbach trzymać, jak go także łatwo podarkami pozyskać. Wie, że przedewszystkiém zatrudniać go należy, aby mu nie przychodziły do głowy złe myśli, i stara się dla niego o rozrywki, o wojny, o pracę — jest to doświadczona, roztropna, wyrachowana głowa — naśmiewa się z wypadków, które jego poprzedników pozbawiły znaczenia i przewagi — mocno i sprężyście trzyma wodze w swoich ręku, nie słuchając rad, nie powierzając ich poufnikom, popuszcza je i znowu ściąga podług potrzeby.<br>
{{tab}}Napoleon III lubi pracować sam — to też stał bez otoczenia w swoim pokoju, gdy go książę de Monte-Vero prosił o posłuchanie.<br>
{{tab}}Cesarz, który nie łatwo uczuwał skłonność dla kogokolwiek złudzi, który niedowierzał nikomu, bo może sam po sobie sądził, jak mało ludziom wierzyć należy, dla księcia de Monte-Vero powziął rzadką i uderzającą w nim przychylność. Czy Ludwik Napoleon czuł wielką wyższość tego szlachetnego męża, i czy mógł jeszcze pojmować, że uszczęśliwiające przymioty tego księcia, których mu brakowało, mają na sobie jakąś cechę bozkiéj łaski?<br>
{{tab}}Cesarz dał znak meldującemu adjutantowi, aby wprowadził księcia, i wnet wspaniała postać Eberharda okazała się na progu.<br>
{{tab}}Napoleon powitał go swojém zwyczajném poruszeniem ręki, ale na jego żółtawéj, prawie martwo wyglą- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_159" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1213"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1213|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1213{{!}}{{#if:159|159|Ξ}}]]|159}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dającéj twarzy osiadł uśmiech, który rzadko i coraz rzadziéj na rysach jego postrzegać się dawał.<br>
{{tab}}— Witam pana, mości książę, rzekł do kłaniającego się Eberharda, którego nie widział od czasu nieszczęśliwie zakończonego polowania w St.-Cloud, witam podwójnie, bo mam obowiązek o ile możności wynagrodzić pana za stratę, którą przezemnie poniosłeś. Przybywasz pan użalać się, że winnych jeszcze nie dosięgła zasłużona kara.<br>
{{tab}}— Przybywam, sire, pewnym, spokojnym głosem odpowiedział Eberhard: wyprosić sobie łaskę! Tych zbrodniarzy urzędnicy pana prefekta policyi nigdy nie wynajdą.<br>
{{tab}}— To byłaby rzecz uderzająca — prawie haniebna!<br>
{{tab}}— Więcéj jeszcze! Ci winowajcy zawsze znajdą środki i drogi uniknienia kary.<br>
{{tab}}— Przypominasz mi mości książę wypadek z la Roquête, powiedział Napoleon widocznie nieprzyjemnie dotknięty: potrafię postarać się, aby uniemożliwić powtórzenie się takowego.<br>
{{tab}}— Racz przebaczyć, sire, mojéj otwartości, ale to nie da się wykonać!<br>
{{tab}}— Jak to mam rozumieć, mości książę? Główny inspektor z la Roquête, któremu uszedł ten wypadek i który zapewne już wtedy był cierpiący, umarł, a kto inny już go zastępuje.<br>
{{tab}}— I ten także umrze, sire!<br>
{{tab}}— Co! czy dobrze rozumiem? Pan mniemasz! że główny inspektor z la Roquête umarł nienaturalną śmiercią?<br>
{{tab}}— Pan d’Epervier był otruty!<br>
{{tab}}— Niepodobna! zawołał niezmiernie oburzony Napoleon i zadzwonił stojącym obok niego na stole dzwonkiem: zupełnie niepodobna! Mimo to chcę jasno widzieć i rzecz jeszcze raz zbadać! Posłać natychmiast szambelana do prefekta policyi, rozkazał wchodzącemu adjutantowi, dzisiaj jeszcze ma być otwarty grób pana d’Epervier i dokładnie przeszukać czy w ciele zmarłego nie znajdzie się trucizna!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_160" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1214"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1214|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1214{{!}}{{#if:160|160|Ξ}}]]|160}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A jeżeli zdanie moje sprawdzi się, sire? spytał Eberhard po wyjściu adjutanta.<br>
{{tab}}— Wtedy przyznam ci, mości książę, iż lepiéj wiesz o wszystkiém niż ja, i sądzę iż łatwiéj wynajdziesz i pojmasz winnych, aniżeli cesarz za pomocą swoich organów — nie przeceniaj pan tego wyznania, jeszcze go nigdy nie uczyniłem! Rzecz załatwiona. Ale jeszcze jedno! Z panem dzieje się to samo co ze wszystkimi ludźmi godnymi zazdrości. Pan masz nieprzyjaciół, mości książę.<br>
{{tab}}Napoleon pytająco i badawczo spojrzał na stojącego przed nim ze wzniosłą spokojnością Eberharda, jakby chciał czytać w jego rysach.<br>
{{tab}}— Dopóki, sire, ci nieprzyjaciele swoją nienawiść tylko przeciw mojéj własnéj osobie wymierzają, nie patrzę na nich wcale — istnieją dla mnie dopiero wtedy, gdy dla podrażnienia mnie i zranienia wylewają żółć swoją na tych, których kocham!<br>
{{tab}}— Bardzo pięknie i szlachetnie, mości książę — ale sądzę prawie, że ta zasada nie zawsze da się wprowadzić w wykonanie!<br>
{{tab}}— Jeżeli nastąpi taki wypadek, sire, potrafię i ja karać, nie gorąco rozdrażniony, lecz spokojnie i z żelazną, nieugiętą wolą! Dawniéj często musiałem być surowym sędzią, gdy jeszcze moje posiadłości nie kwitły w całéj pełni, jaką się dzisiaj cieszą, a ten urząd sędziego bogate wydał owoce. Teraz doszedłem do tego, że tylko rzadko, a nawet prawie już nigdy wykonywać go nie potrzebuję!<br>
{{tab}}— To godne zazdrości! poszepnął nie mogąc się powstrzymać Napoleon i spojrzał na księcia z mimowolném podziwieniem.<br>
{{tab}}Szczególne sprawiał wrażenie widok tych dwóch tak rozmaitych ludzi, stojących naprzeciw siebie w gabinecie — różnych wewnętrznie i powierzchownie. Cesarz Francuzów wyglądał jak chorobliwa, niedoskonała, mała istota w porównaniu z księciem de Monte-Vero, który <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_161" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1215"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1215|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1215{{!}}{{#if:161|161|Ξ}}]]|161}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stał w obec niego wyprostowany, wielki ciałem i duszą, bohatersko piękny i wspaniały.
Czy Ludwik Napoleon chciał przygnębić następują — tém pytaniem tak nad nim przeważającego księcia, czy chciał go ugiąć gdy wspomniał o bolesnym punkcie jego życia?<br>
{{tab}}— Mówią mi, mości książę, że tajemnicze związki łączą pana z pewną damą, która niejako wiele daje o sobie mówić — mam tu na myśli hrabinę Ponińską, wyprawiającą w zamku Angoulême uczty ze wschodnią okazałością — czy to prawda?<br>
{{tab}}— Tak, sire, śmiało i spokojnie odpowiedział Eberhard: ta dama to moja małżonka!<br>
{{tab}}— To mnie zadziwia — nie domyślałem się tego — dawałem pani hrabinie przed kilku dniami posłuchanie, na którém rzeczywiście wykryły się bardzo dziwne, awanturnicze stosunki familijne, ale o tych nic nie wspomniała, prócz wzmianki o nienawiści, która mi o związkach wnieść kazała. Strzeż się mości książę, téj nienawiści! Owa hrabina wielką ma potęgę, któréj żadne stosunki Wydrzeć jéj nie mogą. A sprzymierzeńców ma więcéj niż myślałem!<br>
{{tab}}— Przeznaczenie moje chce, aby w czasie długiego pobytu mojego w Europie, drogi hrabiny Ponińskiéj zawsze się z mojemi krzyżowały. Ciężkie to zrządzenie sire, ale umiem je znosić bez gniewu! Plany moje i życzenia, które mnie tu gwałtem sprowadziły; zresztą załatwione będą i skończone, skoro dopełnię kary, jaką winien jestem ludzkości; spodziewam przeto wkrótce już powrócić do moich posiadłości!<br>
{{tab}}— A plany, które pana sprowadziły i z Monte-Vero oddaliły, czy wszystkie wykonane i szczęśliwie się powiodły?<br>
{{tab}}— Składam dzięki Wszechmocnemu, za to, że po wielu latach udało mi się to co osiągnąłem, sire! że nie zostaje mi nic do życzenia, nic do żałowania! Życie nasze to dane, abyśmy umieli być zadowoleni, abyśmy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_162" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1216"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1216|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1216{{!}}{{#if:162|162|Ξ}}]]|162}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uczyli się odrzekać i dziękować Bogu! Z takiemi uczuciami wracam do owéj odległéj części świata, w któréj znalazłem nową ojczyznę! Tam, na moich rozległych pięknych błoniach, na których spoczywa błogosławieństwo i pokój, pragnę dążąc daléj przepędzić resztę mojego życia.<br>
{{tab}}— I to pana zaspakaja? zapytał Napoleon, jakby był przekonany, że umysł podobny Eberhardowi nie tak łatwo zaspokojony być może.<br>
{{tab}}W posiadłościach moich, nietylko ciesząc się kiełkowaniem pól, ale i stanem moich niezliczonych pomocników, niezmordowanie daléj szerzyć będę cywilizacyę, całemi siłami daléj dążyć, aby ludzkości, o ile słabe moje ramiona dosięgną, dać udział w szczęściu życia, które znajdujemy w wynagrodzonéj pracy. Takie jest zadanie mojego bytu, taki powinien być piękny cel życia, które mi Bóg jeszcze zostawić raczy!<br>
{{tab}}Napoleon zamyślił się i milczał — stanęło mu na myśli porównanie, parallela, nie pomiędzy nim a księciem de Monte-Vero, lecz ważniejsza, dziwna, która ze swojemi następstwami i możliwościami, z towarzyszącemi jéj obrazami, utworzyła interesujący obraz czasu.<br>
{{tab}}— Rzecz szczególna, pomruknął nakoniec: jest to pojedynek, jakiegośmy jeszcze nie widzieli, — pojedynek tak wielki i nowy, że wzbudza mój podziw i mocno mnie obchodzi. Owa hrabina Ponińska tworzy ponęty i świetne drogi do ruiny i upadku, do nędzy i zepsucia — pan, mości książę poświęcasz swoje życie podniesienie ludzkości, daniu jéj udziału i doprowadzeniu do prawdziwego szczęścia, które się znajduje tylko w wynagrodzonéj pracy! Oto gra, oto walka o świat, która mnie w zdumienie wprawia. Życzę panu i nadal najrozleglejszego powodzenia, jakie już osiągnąłeś, i pozostaję przy mojéj obietnicy, że panu w całym moim kraju nadane ma być moc ścigania i ukarania owych winowajców, skoro się sprawdzi coś mi pan poprzednio wyjawił. Dowiesz się pan o mnie, mości książę!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_163" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1217"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1217|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1217{{!}}{{#if:163|163|Ξ}}]]|163}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}{{Korekta|Eberhrard|Eberhard}} oddał ukłon cesarzowi, który go na pożegnanie pozdrowił skinieniem ręki i potém pewnym krokiem zmierzył ku wyjściu z gabinetu.<br>
{{tab}}U portyery obrócił się jeszcze raz i ukłonił cesarzowi, którego spojrzenie, prawie z poszanowaniem, spoczęło na pięknéj wysokiéj postaci księcia.<br>
{{tab}}Duch i pojawienie się tego człowieka nawet władcę Francuzów, który przepędził tak ruchliwe życie, przejęły podziwem i czcią, które na chwilę wzbudziły w nim chęć naśladownictwa.<br>
{{tab}}Ale potém, gdy znikł książę de Monte-Vero, zajął się znowu poprzedniemi myślami, i mniemał, że się sam przed sobą usprawiedliwia i podnosi, gdy z ironicznym wyrazem twarzy poszepnął:<br>
{{tab}}— Od marzeń należy się odzwyczajać, jeżeli się panować pragnie...<br>
{{tab}}Nazajutrz Eberhard otrzymał własnoręcznie przez cesarza zredagowane upoważnienie, do ujęcia winnych i do ukarania ich według prawa i sumienia. Rzeczywiście, jak powiedział książę, w ciele zmarłego Eperviera znaleziono truciznę, gdy otworzono grób i trumnę, a ciało W trupiarni poddano lekarskiemu zbadaniu.
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_164" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1218"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1218|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1218{{!}}{{#if:164|164|Ξ}}]]|164}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ X.|w=120%|po=8px}}
{{c|Modlitwa wygnańca.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Sandok w dzikiéj wściekłości wstrząsał balami i deskami swojego więzienia i zgrzytał zębami, a poznawszy swoją niemoc, zdał się na los. Miał nadzieję, że Moro uszedł szczęśliwie, że wyśledził jego uwięzienie i powiedział sobie, iż Moro niezwłocznie pośpieszył do pałacu księcia, iż mu pomoc sprowadzi.<br>
{{tab}}Przestrzeń pod sterem „Rekina,“ w któréj się znajdował Sandok, była tak ciemna, bez żadnego otworu, że nawet nie był w stanie rozróżnić, czy to była noc czy dzień, lecz po czasie swojego tam pobytu liczył, że się zapewne zbliża wieczór drugiego dnia.<br>
{{tab}}Rudy Dzik dwa razy spuścił mu przez otwór na długich hakach chleb i wodę, ale potém zaraz mocno i szczelnie ten otwór zamykał.<br>
{{tab}}Sandok przejrzał znowu ze wzrastającym gniewem swoje kieszenie i przekonał się, że nie ma przy sobie ani broni, ani, oprócz ogrodniczego noża, żadnego narzędzia do wyłamania się ze swojego więzienia — a oprócz tego nie wiedział, gdzie się dostanie, jeżeli tę stronę trójkątnego więzienia wyłamie, która prowadzi do wnętrza, gdy dwie inne strony oblewa Sekwana. Ucieczka bowiem bez zemszczenia się na Furschu i Rudym Dziku nie zadawalała go, tak był zły i wściekły, że sam siebie gotów <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_165" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1219"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1219|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1219{{!}}{{#if:165|165|Ξ}}]]|165}}'''<nowiki>]</nowiki></span>był przytém poświęcić, byleby tylko dwóch szelmów mógł sprzątnąć.<br>
{{tab}}Właśnie z zaiskrzoném okiem namyślał się, jak użyć noża, jedynego narzędzia, które posiadał, gdy posłyszał nad sobą na pokładzie nagłe i szybkie bieganie kilku ludzi. Sandok słuchał uważnie — doszły go głosy, ale belki, przestrzeń jego otaczające, nie dozwoliły mu rozróżnić słów — poznał tylko głos Furscha, potém cichszy kogoś tylko co na okręt przybyłego — był to głos znienawidzonego barona.<br>
{{tab}}Murzyn zaniepokoił się — krew burzyła mu się W żyłach, a muskuły czarnéj twarzy gwałtownie drgały.<br>
{{tab}}Lecz cóż było czynić?<br>
{{tab}}Nagle zabłysło mu w ponurych oczach — jego silna, muskularna postać przybrała takie stanowisko, jakby miał zamiar chwycić się rozpaczliwego planu — wyjął wielki nóż ogrodniczy z kieszeni i otworzył klingę — Sandok chciał wyciąć dziurę w dolnych belkach i wpuścić wodę do okrętu — poświęcał siebie chętnie aby tylko przygotować śmierć trzem łotrom, którzy nie przeczuwając jego myśli, znajdowali się na okręcie.<br>
{{tab}}Już się położył na ziemi — już zaczął utrudzającą pracę, przebicia nożem grubego drzewa — wtém przyszło mu na myśl, że ci, którym chciał śmierć zgotować, mogą zawsze jeszcze umknąć na brzeg, bo szoner leżał tuż przy nim, a zatonięcie, chociażby nawet czekał na noc i sen znienawidzonych, nie tak prędko nastąpi, aby ich bez ratunku na śmierć naraziło.<br>
{{tab}}— To nic, mruczał sam do siebie, Sandok musi coś lepszego wymyślić! Jak biegają i rozmawiają! Sandok słuchać!<br>
{{tab}}Murzyn zerwał się — trzymał nóż w ręku i wzrokiem przywykłym do ciemności mierzył odległość do sufitu przestrzeni — rękami dostać jéj nie mógł. Słowa mówione na górze, już jednak zapewne usłyszy, gdy zrobi w bocznéj ścianie dziurę, dla tego też śpieszył się, aby wykroić takową w belkach jak można najwyżej.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_166" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1220"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1220|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1220{{!}}{{#if:166|166|Ξ}}]]|166}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Sandok był zręczny i wprawny we wszystkich tego rodzaju robotach, udało mu się też prędzéj niż komu innemu swój zamiar wykonać.<br>
{{tab}}Już po kilku minutach wydobył kawał drzewa i zaczął świdrować!<br>
{{tab}}Dziki uśmiech przebiegł mu po twarzy, gdy przebił się ku niemu pierwszy, jasny promyk światła, i prędko też powiększył otwór, tak że wkrótce mógł przezeń ujrzeć wodę i niebo. Ale na szczęście przedziurawił stronę okrętu do lądu zwróconą tak że i brzeg mógł przejrzeć, musiał tylko pilnować się, aby nikt nie postrzegł téj dziury w bocznéj ścianie, która już miała wielkość talara.<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze — bardzo dobrze! mruczał uradowany Sandok i przekonał się, że się nie mylił, licząc, że wieczór nadchodzi.<br>
{{tab}}Ujrzał w dali w cieniu kilku drzew stojący powóz barona, znajdującego się na okręcie i właśnie rozmawiającego z Furschem i Edwardem na pokładzie, po nad miejscem, w którém Sandok podsłuchywał.<br>
{{tab}}Murzyn przyłożył ucho do otworu i słuchał.<br>
{{tab}}— Nie turbuj się mój drogi baronie, słyszał mówiącego Furscha: jesteśmy przygotowani do takich odwiedzin. Jeżeli na prawdę pan de Monte-Vero zaszczyci nas swoją wizytą, może być pewien, że przyjmiemy go należycie!<br>
{{tab}}— Rzecz się ma gorzéj niż myślicie, mówił von Schlewe nieco stłumionym głosem. Doszła mnie za pośrednictwem hrabiny wiadomość, że książę wyjednał sobie u cesarza upoważnienie do wymierzenia kary, bo się przekonano, że naczelny inspektor d’Epervier został otruty!<br>
{{tab}}— Téj trucizny mu nie podawałem — ale wszystko jedno! Co się nie udało cesarzowi, tém mniéj uda się księciu!<br>
{{tab}}Sandok wydał głos zdziwienia, po tych słowach nastała przerwa w rozmowie, a on wyjrzał i w oddalenia dojrzał tuman kurzawy coraz się przybliżający. Jakiś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_167" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1221"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1221|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1221{{!}}{{#if:167|167|Ξ}}]]|167}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wewnętrzny głos mówił mu, że ten kurz powstaje z powodu zbliżania się powozu jego pana.<br>
{{tab}}Słyszał jak von Schlewe mówił do Furscha:<br>
{{tab}}— Oni zdają się być pewni swojéj rzeczy, książę jest to człowiek, który umie przeprowadzać swoją wolę! Jeżeli cię ściga, jeżeli czarnego, którego więzisz bądź co bądź uwolnić pragnie — jeżeli was dostanie i przed swoim sędziowskim {{Korekta|trubunałem|trybunałem}} stawić każę...<br>
{{tab}}— Przewidzieliśmy ten wypadek, drogi baronie, odpowiedział Fursch w szatańsko uprzejmy sposób. Jeżeli nas książę ścigać będzie i pokona tak, że się w jego ręce dostaniemy, wtedy...<br>
{{tab}}— Co wtedy, wahasz się powiedzieć?<br>
{{tab}}— Czy widzisz pan tam powóz? przerwał Fursch rozmowę.<br>
{{tab}}— Przez wszystkich świętych — to on...<br>
{{tab}}— Czego się pan przestraszasz, panie baronie? To ekwipaż księcia de Monte-Vero, i pan niestety! jesteś teraz zmuszony, mimowolnie być uczestnikiem naszéj wycieczki na wodę — nie bój się, drogi baronie! Na „Rekinie” będziesz tak dobrze ukryty jak na łonie Abrahama! Odbijać! rozkazał Fursch głośno trzem marynarzom, których przyjął i którymi jeszcze dopomagał Rudy Dzik; przejedziemy się trochę po Sekwanie, podnieść żagiel! Mówicie, że nie ma wiatru? No, to płyńcie trochę, chociaż powoli.<br>
{{tab}}— Co czynisz? zawołał baron: nie dozwalasz mi powrotu na ląd!<br>
{{tab}}— Myślę, że taka mała przejażdżka powinna być dla pana pożądańsza, niż spotkanie z księciem, którego może nie byłbyś w stanie uniknąć, odparł Fursch. Powierz się pan raz naszéj opiece i naszemu dobremu szczęściu!<br>
{{tab}}— Najświętsza Panno — to ucieczka!<br>
{{tab}}— Jeżeli panu podoba się ta nazwa, to tak jest! twierdził Fursch z podziwienia godną spokojnością duszy; tymczasem cofnięto z lądu pomostoową deskę, okręt <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_168" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1222"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1222|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1222{{!}}{{#if:168|168|Ξ}}]]|168}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zbliżył się na środek rzeki, i o ile można śpiesznie oddalał się od miejsca, w którém ekwipaż księcia do brzegu dojechać musiał.<br>
{{tab}}— To oni zawołał baron, on znajdzie sposób ścigania nas na wodzie!<br>
{{tab}}— Przedtém przerwałeś mi moje sprawozdanie, panie baronie, słuchajże teraz! Jeżeli nas ścigać będzie i tak przeważny będzie, że się ujrzymy zgubionymi, tośmy na taki przypadek należycie przygotowani.<br>
{{tab}}— I na czém, zależy to przygotowanie?<br>
{{tab}}— Na pięciu beczkach grochu, które są przygotowane pod przodowym pokładem!<br>
{{tab}}— Co okrutniku! chciałbyś...<br>
{{tab}}— Wysadzić „Rekina“ w powietrze! Czy pana tak bardzo przeraża ten plan, panie baronie?<br>
{{tab}}— Ależ obaj w takim razie zginiemy? jęknął von Schlewe.<br>
{{tab}}— Cóż ztąd, mój szanowny! W każdym razie pożądaniéj wylecieć w powietrze i zginąć zaszczytnie, niż wytknąć głowę przez okno gilotyny!<br>
{{tab}}Baron stracił głowę i wyglądał mocno wzruszony.<br>
{{tab}}— Każ spuścić łódź — ja chcę na brzegi zawołał, i gwałtownie począł biegać po pokładzie okrętu.<br>
{{tab}}Fursch śmiał się szyderczo.<br>
{{tab}}— Żądasz niepodobieństwa, drogi baronie, a prócz tego zapominasz, że jeżeli teraz na ląd wysiądziesz, to bez ratunku wpadniesz w ręce księcia i jego kreatur, które właśnie wysiadają z powozu, a oni pewno nie tak delikatnie się z panem obejdą! Wznieś się pan do myśli, że w razie gdy książę nas ścigać będzie i doścignie, wyleci w powietrze razem z nami, skoro tylko rzucę pochodnię w przestrzeń z prochem!<br>
{{tab}}— Czy on zginie czy nie, to dla mnie nic nie znaczy, jeżeli przytém mam zginąć! narzekał baron, który załamywał ręce i w niezmiernéj był rozpaczy.<br>
{{tab}}— Ej, ej, mój drogi! miałem pana za mocniejszego i więcéj zdecydowanego, rzekł Fursch, widocznie napa- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_169" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1223"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1223|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1223{{!}}{{#if:169|169|Ξ}}]]|169}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wający się trwogą Schlewego — załóżcie żagiel! Ciemność sprzyjać nam będzie — pod zasłoną nocy ujdziemy ścigań księcia!<br>
{{tab}}— Nigdy — nigdy! wołał baron; to moje nieszczęście! Puśćcie mnie z okrętu, zaklinam was na miłość Boga!<br>
{{tab}}— Wspólnie uwięziony — wspólnie powieszony! szydził Fursch z humorem szubienicznika, który tchórzliwemu baronowi obosiecznie krajał przelękłą duszę.<br>
{{tab}}Sandok, chociaż mu podobny los zagrażał, śmiał się serdecznie mocno uradowany, gdy posłyszał rozpacz znienawidzonego barona, który teraz gdy mu śmierć w oczy zajrzała, drżał i truchlał.<br>
{{tab}}— Stary złoczyńco, mruczał, stary biały z czarną duszą! Jakże on drży i biega jak szczur po rozbitym okręcie! Massa przybędzie, a okręt z baronem i Furschem, a także i z Sandokiem wyleci w powietrze! Żeby tylko i massa nie wyleciał! Massa musi mieć ratunek!<br>
{{tab}}Sandok usiłował wyjrzeć przez dziurę w bocznéj ścianie — ale nie mógł już dostrzedz na brzegu ani powozu ani wysiadających z niego, bo „Rekin“ za bardzo się już od tego miejsca oddalił.<br>
{{tab}}— O przeklęta rzecz! rzekł murzyn zgrzytając zębami i zaczął gorliwie i szybko rozszerzać dziurę, wielkim nożem dzielnie krając drzewo, trzeba massę ratować! O czarnym widocznie zapomniano. Nikt nie otwierał luki dla podania mu chleba i wody jak co wieczór, a murzyn Eberharda właśnie tego pragnął, bo mu nikt nie przeszkadzał w pracy, która też szybko postępowała. W godzinę późniéj dziura już była tak wielka że mógł przez nią wytknąć głowę i widzieć, jak jego pan, któremu towarzyszyli Marcin i Moro, układał się z jakimś żeglarzem, którego statek znajdował się niedaleko od miejsca, gdzie „Rekin“ stał na kotwicy.<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze, mruczał Sandok, najmą okręt i ścigać będą — ale się nie domyślają niebezpieczeństwa!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_170" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1224"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1224|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1224{{!}}{{#if:170|170|Ξ}}]]|170}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Słońce zaszło, a wieczór coraz bardziéj rozpościerał swoje głębokie cienie.<br>
{{tab}}Murzyn rozmyślał, w jaki sposób najlepiéj mógłby ostrzedz swojego massę i dobrego sternika Marcina, tudzież brata Mora o zgubie. Miałże czekać aż się zbliżą i dopiero wtedy wołać?<br>
{{tab}}To było bardzo niepewne. Gdyż najprzód przy szybkiém płynięciu nie usłyszanoby jego głosu, a powtóre był pewny, że przy wszelkim zamiarze uratowania księcia, przeszkodzą mu tém, iż bez namysłu go zabiją — bo i bez tego Fursch pozostawił go przy życiu tylko dla wyciągnięcia z niego korzyści.<br>
{{tab}}Ale Sandok powiedział sobie, że cokolwiekbądź ratować musi odbijający od brzegu okręt z niedomyślającymi się nic ścigającymi, a czarny w takich razach zawsze umie sobie dać radę. To też zapewne i murzyn księcia musiał nagle powziąć myśl szczęśliwą, bo z nowym pośpiechem zaczął krajać otwór w boku okrętu i wyłamywać go, tak że ten otwór zaledwie o stopę po nad wodą będący, coraz się powiększał. Wprawdzie była to praca męcząca i utrudzająca, ale dla silnéj ręki czarnego nie za ciężka. Chciał tak rozszerzyć dziurę, aby się przez nią mógł wyśliznąć — elastyczne członki murzyna potrzebują tylko małego otworu, który dla nas byłby bezpożyteczny. O to się tylko obawiał, aby na górnym pokładzie nie postrzeżono pierwéj jego roboty, aż mu się uda rzucić w nurty Sekwany.<br>
{{tab}}Ale nie zaniechał swojego zamiaru, lecz krajał i wyłupywał belkę coraz bardziéj.<br>
{{tab}}„Rekin“ rozwinąwszy kilka żagli, szybko ślizgał się po żółtawo siwéj wodzie, a Fursch stojący z tyłu przy sterze, widział z zadowoleniem, że jego okręt znacznie wyprzedzał statek księcia. Poznał też wkrótce, iż ten statek o wiele był mniejszy od „Rekina.“ Rudy Dzik stał na przedzie, majtkowie, nie wiedzący, komu podają pomocną rękę i o co chodzi, gorliwie pracowali za otrzymane pieniądze i jeszcze za- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_171" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1225"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1225|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1225{{!}}{{#if:171|171|Ξ}}]]|171}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jęci byli przy żaglach i linach — a baron stał na środku okrętu i trwożliwie spoglądał to na brzeg, to na ścigających. Zimny pot wystąpił mu na czoło — śmiertelnéj doznawał trwogi, która odznaczała całą nędzotę tego nikczemnego tchórza. Kiedy chodziło o wymyślenie z obronnéj zasadzki jakiéj zemsty, jakiego nienawistnego czynu i o wykonanie go, ten blady, nędzny von Schlewe zawsze okazywał największą odwagę, zawsze knuł najhaniebniejsze plany; ale gdy szło o otwartą walkę, o jego życie, wtedy ulegał śmiertelnéj trwodze, której nawet nie miał siły ukryć przed innymi. O ile był wyrachowanym i okrutnym, chytrym i złośliwym, gdy chodziło o zaspokojenie żądz swoich, o poświęcenie młodych dziewcząt swoim grzesznym chuciom, o tyle znowu przedstawiał obraz tchórzliwego łotra, był bezradny i pogardy godzien, gdy przyjść miało do jawnego spotkania, gdy za mordercze i chytre plany miał być pociągnięty do odpowiedzialności.<br>
{{tab}}Ucieczka, szczęśliwa ucieczka, było to ostatnie źdźbło słomy, którego się chwytał baron. Prędko pojął, że jeżeli przy wysadzeniu okrętu na prawdę przez to uniknie śmierci, że odważy się skoczyć w Sekwanę, co już dla niego było okropnością, to czekał go widok dostania się w ręce księcia, który podług jego rachuby, bardzo sprawiedliwie na nim się pomści. Wiedział przecięż najlepiéj co zawinił i na co zasłużył, i dla tego przejmowała go tak wielka trwoga, że zupełnie nieumiał nad sobą panować. Trząsł się i w swojéj nieradnéj rozpaczy nie czuł nawet zimnych kropli, z czoła jego spadających — doznawał śmiertelnéj trwogi, wszelki opis przechodzącéj. To spoglądał — na okręt ze {{Korekta|ścigającymii|ścigającymi,}} to znowu na „Rekina“ i na wodę.<br>
{{tab}}Ucieczka stanowiła jego jedyną nadzieję — ale wnet jego siwe, szeroko rozwarte oczy poznały, że odległość między nim a ścigającymi zmniejsza się, że okręt księcia pod kierunkiem Marcina prędzéj idzie naprzód niż „Rekin“ — trwoga zaostrzyła mu wzrok.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_172" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1226"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1226|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1226{{!}}{{#if:172|172|Ξ}}]]|172}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Słusznie twierdzą, że każdy z nas zauważył to na sobie, że trwoga uczy modlić się; że dopiero w godzinie najwyższéj niedoli, zwraca się ku Niebu ten, który dawwniéj nigdy się nie modlił — i co dotąd szatańsko uśmiechającemu się baronowi nigdy się nie zdarzało, co go do szyderstwa skłaniało na innym postrzegał, to go w téj chwili rozpaczą i śmiertelną trwogi mimowolnie przejęło — bez wiedzy złożywszy ręce mruczał modlitwę — może po raz pierwszy w życiu, przelękły i prawie zmysłów pozbawiony, zwrócił się do Boga, błagał go o ratunek, o szczęśliwą ucieczkę.<br>
{{tab}}Baron modlił się. Ten człowiek, w którym nie było ani jednéj dobréj żyłki, ani jednéj uczciwéj myśli, widząc że jego władza i własna pomoc przepadły, zwrócił się teraz do Boga i żądał dla siebie ratunku. Ale czy też ta modlitwa wyklętego, w grzechach i zbrodniach osiwiałego wygnańca, mogła znaleźć drogę do tronu Wszechmocnego Ojca? Czyliż to śmiertelną trwogą natchnione usiłowanie nędznika, mogło spodziewać się wysłuchania u Boga?<br>
{{tab}}Modlił się, nie z prawdziwéj, pobożnéj potrzeby serca, lecz że śmiertelna trwoga nastręczała mu modlitwę jako ostatni środek ratunku — a chociaż może teraz na prawdę modlił się serdecznie — jakąż wartość mogło mieć to nawrócenie, które równie prędko przeminąć i zapomniane być mogło, gdyby nastąpił ratunek?<br>
{{tab}}Młodzi grzesznicy — starzy nabożnisie. Te słowa często się sprawdzają w życiu. Kiedy się starość zbliża, żal zwykle na kulach przychodzi, a ci, którzy niegdyś mocno grzeszyli, gdy upominająca śmierć przed nimi stanie, gdy siły opadają, usiłują pobożnością naprawić popełnione niegdyś złe.<br>
{{tab}}Ale nawet tak taniéj poprawy, tak niebłogosławione — go nawrócenia, po baronie spodziewać się nie można było, bo tylko dla chwilowéj trwogi zaniechał swojéj roli, bo modlił się jedynie dla wymknięcia się z niebezpieczeństwa tak wielkiego, iż nie miał na to innéj drogi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_173" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1227"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1227|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1227{{!}}{{#if:173|173|Ξ}}]]|173}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Gdyby Fursch widział był tę przemianę Schlewego, wybuchnąłby sprawiedliwie szyderczym śmiechem — ale nie widział wcale téj modlitwy nędznika, bo było ciemno, a prócz tego całą uwagę zwrócił na ścigających.<br>
{{tab}}— Héj, krzyknął zuchwały zbrodzień na Rudego Dzika: lubię takie polowanie! Zaciągniéjcie flagi na uczczenie téj nocy i przynieście tu wino i broń! Jak się dostatecznie ku nam zbliżą, damy im do skosztowania kilka pigułek! Teraz ściganie nie powinno im się tak udać, jak wówczas na morzu! Oho, mości książę, nie zapomnieliśmy ci twojéj miłéj przysługi i teraz. ''Ty albo my!'' Pisz testament! Bezkarnie nie zbliżysz się teraz do nas!<br>
{{tab}}Rudy Dzik przy tych słowach swojego towarzysza, pogroził ręką i pośpieszył na dół do prochowéj przestrzeni, w kóréj obok beczułek prochu stała broń i inne beczki z winem. Wszystko gorliwie wyniósł na pokład, a mianowicie na tylną część okrętu, a położywszy obok Furscha kilka strzelb i pistoletów, przyniósł wielkie szklanki i tak gwałtownie odbił czop od beczki, że wino strumieniami pokład zalało.<br>
{{tab}}Po tym czynie nastąpił piekielny śmiech — to było stosowne towarzyszenie do modlitw barona.<br>
{{tab}}— Chodźcie tu, zawołał Fursch na majtków, którzy zaczęli rozmyślać o swojém położeniu, bo jego grozę dopiero teraz poznali; chodźcie i pijcie! Wino dodaje odwagi i rozwesela serce człowieka! Trąć się zemną Edwardzie, na zniszczenie naszych prześladowców! Dawno już przyrzekliśmy im pamiątkę na całe życie.<br>
{{tab}}Fursch napełnił szklankę, Rudy Dzik uczynił to samo — uniosła go wściekłość i odwaga jego wspólnika, który się z nim trącił.<br>
{{tab}}— Precz z nimi z tego świata, zawołał grożąc, niech Bas poznają! — i nalał wina, tak że majtkowie, poczuli pragnienie i przystąpili bliżéj, aby wziąć udział w uczcie, po za którą uśmiechała się śmierć.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_174" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1228"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1228|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1228{{!}}{{#if:174|174|Ξ}}]]|174}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Fursch znowu napełnił szklanki i trącił się z nimi — twarze zarumieniły się, głosy stały się silniejsze. „Rekin“ wyglądał jak okręt piratów, taka na nim panowała dzikość i spustoszenie, taka ponurość. Beczka, z ktôréj bezprzestannie toczono i broń przy niéj, wzrastająca ciemność i groźne wołania, wszystko to pomnażało okropność wrażenia, jakie sprawiał okręt śpieszący po szerokiéj rzece.<br>
{{tab}}Tu i owdzie stały dotąd przy brzegu większe i mniejsze statki — teraz „Rekin“ przybył na otwarte miejsce i wkrótce na przodzie i z tyłu nie widziano innego prócz okrętu ścigających.<br>
{{tab}}Fursch był w dobrym humorze. Wino go rozgrzało — wyglądał jak potwór, mordujący z zimną krwią i dziką rozkoszą. Wychylił jeszcze jedną szklankę i zaśmiał się do Rudego Dzika, który zagłuszył powstające w nim myśli i chęci ratunku i zachowania życia.<br>
{{tab}}I majtków odurzyło użycie wina, dzikiemi okrzykami życzyli Furschowi długiego życia, a ten cieszył się takiemi honorami.<br>
{{tab}}Wtém nagle rozległ się trzask, jaki powstaje gdy kto drzewo łamie. Pomimo głośnéj wrzawy ucztujących, Fursch usłyszał ten uderzający łoskot, bo przez użycie wina zaiskrzyły się jego zmysły — zerwał się — oczy jego zabłysły — porwał jednę z leżących koło niego nabitych strzelb — słyszał dobrze że trzask rozległ się blizko niego. Prędko przejrzał pokład — potém przystąpił do poręczy i spojrzał na jedną stronę okrętu — nie mógł nic dostrzedz.<br>
{{tab}}Ale jeszcze raz rozległ się ten sam trzask i teraz Rudy Dzik poskoczył do drugiéj poręczy, aby wyjrzeć, bo odgłos dał się słyszyć z téj strony.<br>
{{tab}}— Murzyni krzyknął — przeklęty czarny ucieka! Widział, że Sandok dostatecznie rozszerzywszy otwór w belkach, wysunął się przezeń prawie aż po biodra i teraz zamierzał, wyciągnąć za sobą jak kot resztę ciała, i skoczyć w wodę, ktôréj ręce jego już sięgały.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_175" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1229"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1229|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1229{{!}}{{#if:175|175|Ξ}}]]|175}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Krzyk Rudego Dzika działał gwałtownie. Nim sam odskoczyć zdołał i pochwycił jedną ze strzelb stojących przy sterze, Fursch już stanął przy poręczy po jego stronie. Postrzegł od razu niepewne ciemne zarysy czarnego, który tylko co zanurzył się w falach i już w téj chwili przyłożył strzelbę... padł strzał — po nim nastąpił gwałtowny plusk, jakby Sandok rozpaczliwie robił rękami.<br>
{{tab}}Rudy Dzik przyskoczył — i także nie celując strzelił w to samo miejsce — nie było wątpliwości, że jeden z tych strzałów trafił murzyna. Ale jeżeli był nawet tylko raniony lub ogłuszony, to musi zginąc w falach, bo go zgniecie pędzący okręt Eberharda, na którego maszcie wisi latarnia.<br>
{{tab}}— Będzie miał dosyć! zawołał Fursch: — czarny szelma już nam zawadzać nie będzie na drodze! Dać tu pochodnię, musimy być w pogotowiu — może Paryżanie obaczą fajerwerk, jakiego jeszcze nie widzieli!
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_176" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1230"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1230|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1230{{!}}{{#if:176|176|Ξ}}]]|176}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ XI.|w=120%|po=8px}}
{{c|{{Rozstrzelony|Gorejący okrę}}t.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Gdy Eberhard powrócił z Tuileries do swojego pałacu, powitał przy wspólnéj kolacyi córkę i milutką Józefinę, załatwił potém niektóre pilne roboty i interesa i wreszcie rozkazał sternikowi Marcinowi, tudzież murzynowi Morowi, aby mu towarzyszyli.<br>
{{tab}}Nasz marynarz wiedział zaraz o co chodzi, i wielce go uradowała myśl, że idą ścigać ludzi, którzy tyle cierpień księciu zadali.<br>
{{tab}}— Niech pioruny zatrzasną, mówił do Mora, gdy kazawszy zajechać powozowi, wszedł do domu służących niech pioruny zatrzasną, Boże przebacz mnie grzesznemu — ale jeżeli któryś z tych łotrów dostanie się w moje ręce, to już się z nich żywy nie wymknie! i przytém muskularny, długi, barczysty sternik tak wyrabiał pięściami, iż o prawdzie jego słów ani na chwilę wątpić nie można było. Skręcę kark przeklętemu gałganowi, mianowicie temu Furschowi — a jeżeli to być może, to i Rudemu Dzikowi!<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze sterniku Marcinie, uśmiechnął się zadowolony Moro, a jeżeli się uda, to i baronowi!<br>
{{tab}}— Zgoda młodzieńcze, i baronowi! A jeżeli rzeczy inaczéj pójdą, to według umowy, powierzymy tę robotę tobie i Sandokowi!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_177" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1231"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1231|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1231{{!}}{{#if:177|177|Ξ}}]]|177}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O biedny brat Sandokl — siedzi na spodzie okrętu jak biedny murzyn na niewolniczym kuterze!<br>
{{tab}}— Wyprowadzimy go znowu na światło, jeżeli mu ci mordercy nie wypłacili już wszystkiego do reszty — te szelmy na wszystko są gotowe! Jeżeli tylko nie spodziewają się po Sandoku żadnych korzyści, to nim zdążymy do nich przybyć, bardzo już mogli zagasić światło jego życia!<br>
{{tab}}— O śpieszyć, dobry sterniku Marcinie, bardzo śpieszyć!<br>
{{tab}}— Gdy ciebie słyszę mówiącego, to mi się zawsze zdaje, że to Sandok mówi! Chodź, powóz wyjeżdża — słońce zachodzi — już wielki czas! Znaszże dokładnie okręt, do którego te łajdaki twojego czarnego brata zaciągnęły?<br>
{{tab}}— Doskonale! Okręt nazywa się „''le Requin''“ — o! Moro poznać go wśród tysiąca.<br>
{{tab}}— Więc dobrze — chodź! rozkazał Marcin, dał czarnemu mały rewolwer, a większy włożył do kieszeni swojego surduta i poszedł przez park do kraty, przy któréj stał powóz.<br>
{{tab}}Wnet połączył się z nimi pan Eberhard, kazał murzynowi usiąść na koźle obok stangreta, i ze zwykłą sobie poufałą dobrocią powiedział do starego Marcina, aby usiadł naprzeciw niego w powozie.<br>
{{tab}}Gdy książę i jego poufnik zajęli miejsca. Moro wskazał stangretowi kierunek, którym udać się należy, aby o ile można niepostrzeżenie dostać się do miejsca Sekwany zewnątrz ogromnego miasta, gdzie stał szukany okręt.<br>
{{tab}}Moro radził wysiąść w niejakiéj odległości i czekać aż się zupełnie ściemni, aby Fursch i jego towarzysz, bez wątpienia będący na okręcie, ich niepostrzegli — ale to miało swoje trudności, bo w tém miejscu brzeg był otwarty.<br>
{{tab}}Gdy książę i Marcin wysiedli z powozu i Moro wskazał im na pewno w dali stojący okręt, czarny stanął <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_178" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1232"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1232|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1232{{!}}{{#if:178|178|Ξ}}]]|178}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nagle i słuchał, poczém z lekka dotknął ramienia sternika.<br>
{{tab}}— Co nowego? spytał Marcin.<br>
{{tab}}Moro położył palec na ustach i gdy pan Eberhard rozkazał stangretowi wracać do domu, wskazał powóz stojący niedaleko przy kilku samotnie rozrzuconych drzewach.<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną, wykrzyknął Marcin: to ekwipaż barona!<br>
{{tab}}Moro potwierdzająco kiwnął głową, i z rozkoszą zwrócił także na to uwagę nadchodzącego księcia.<br>
{{tab}}— Są wszyscy razem na okręcie, mruknął.<br>
{{tab}}— Zabijemy trzy muchy jedną klapką, powiedział Marcin: to się wybornie zdarza!<br>
{{tab}}— Ostrożnie, rozkazał książę — nie strzelać, nie rozpoczynać nieprzyjacielskich kroków, aż dam znak! Może zdołamy bez walki dostać ich w moc naszą.<br>
{{tab}}— Za pozwoleniem, panie Eberhardzie, tak nie sądzę. Ci łotrzy już nas zwietrzyli — podnoszą kotwicę i chcą odbić od brzegu!<br>
{{tab}}— Sternik Marcin ma słuszność. Widzę pięciu ludzi na pokładzie — nie, sześciu — mają trzech majtki!<br>
{{tab}}— Prawda! Niech pioruny trzasną, te łotry nam umkną!<br>
{{tab}}Książę również postrzegł przygotowania, śpiesznie czynione na „Rekinie, u do jak najprędszéj ucieczki — zaraz okiem przejrzał cały brzeg, i już w téj chwili według swojego zwyczaju wiedział co ma czynić.<br>
{{tab}}— Będziemy ich ścigali! powiedział mocnym głosem i poszedł ku oddalonemu miejscu brzegu, w ktôrém stał jakiś okręt, wprawdzie nieco mniejszy do „Rekina“ ale niewątpliwie szybszy, bo daleko wysmuklejszy.<br>
{{tab}}Marcin i murzyn udali się za księciem, czoła ich pofałdowały się z gniewu, gdy postrzegli, że trzéj razem znalezieni przeciwnicy przy pomocy trzech majtków zbliżali się ku środkowi rzeki i przez to dosyć daleko się odsunęli. Sternik „Germanii“ mimowolnie mruczał prze- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_179" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1233"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1233|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1233{{!}}{{#if:179|179|Ξ}}]]|179}}'''<nowiki>]</nowiki></span>klęctwa i czuł jak go ręce świerzbiały. Moro zaś do tego stopnia nie umiał powstrzymać swojéj niecierpliwości, że przeszedł koło księcia, aby się prędzej dostać do brzegu.<br>
{{tab}}Na okręcie, do którego zbliżał się pan Eberhard, znajdował się jakiś stary żeglarz i jego syn, zatrudnieni uporządkowaniem sznurów żaglowych i t. p.<br>
{{tab}}— Słuchąjcie-no ludzie, zawołał książę, możebyście mi pożyczyli swojego okrętu na wieczór i noc?<br>
{{tab}}Dwaj ludzie spojrzeli zdziwieni na nieznajomego, a potém na siebie pytająco.<br>
{{tab}}— Wypłacę wam zaraz za to całą wartość waszego okrętu, mówił daléj Eberhard, widząc, że się wahają: a nawet czystém złotem.<br>
{{tab}}Te słowa nie chybiły skutku i wpłynęły na biednych widocznie ludzi.<br>
{{tab}}— Jeżeli tak chcesz dostojny panie, to ci pożyczymy i naszych ramion dopóki ci się spodoba! odpowiedzieli z zadowoleniem.<br>
{{tab}}— Więc dobrze! Idzie mi o to, aby dopędzić tamten szoner, który tylko co ztąd odpłynął.<br>
{{tab}}— To niedługo potrwa, dostojny panie! odpowiedzieli dwaj żeglarze, i gdy Eberhard z towarzyszami wszedł na statek, niezwłocznie przygotowywać się zaczęli do płynięcia za „Rekinem.“<br>
{{tab}}— Widzę, że macie wielkie zaufanie w waszym okręcie i drogo go cenicie — nie chcę z was korzystać. Oto macie tu 10,000 franków — a gdy dopędzimy „Rekina,“ jeszcze dodam 2,000. Czyście kontenci? No, więc odwiążcie sznury i rozpuśćcie żagle!<br>
{{tab}}Z radosną gorliwością dwaj ludzie zabrali się do roboty, wsparci przez Marcina, w którym wnet poznali bardzo doświadczonego marynarza. Zajął miejsce przy sterze. Moro położył się w nosie statku i czatując wytknął głowę z pokładu — książę zaś stanął przy maszcie, aby z tego miejsca uważać na ściganie i wybierać potrzebne kroki.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_180" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1234"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1234|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1234{{!}}{{#if:180|180|Ξ}}]]|180}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Już się ściemniało, a „Rekin“ był znacznie na przedzie, gdy mniejszy okręt zbliżył się ku środkowi rzeki i posunął się po wodzie jak strzała, z początku bez żagli i tylko gnany wiosłami dwóch żeglarzy.<br>
{{tab}}Eberhard chciał koniecznie tym razem dosięgnąć dwóch zbrodniarzy i podzielającego ich sprawę barona i mieć ich w ręku — chciał prócz tego przyjść w pomoc biednemu Sandokowi, który się znajdował w ich mocy. Pragnął być surowym sędzią i uwolnić świat od tych złoczyńców.<br>
{{tab}}Wkrótce można było coraz wyraźniéj słyszeć dziką wrzawę, dochodzącą od strony „Rekina“ — do którego się coraz bardziéj zbliżano. Nie ulegało wątpliwości, że oba okręty musiały poznać, iż uciekający jeszcze w nocy, chociaż daleko od Paryża, po rozpaczliwie wysilonéj żegludze dognani zostaną.<br>
{{tab}}Wtém nagle Moro wydał głos gardłowy, właściwy swojemu pokoleniu, podskoczył, jak strzała, wskazywał i patrzał na wodę — mimo ciemności postrzegł na falach czarne ramię i głowę.<br>
{{tab}}— Oho! zawołał i skinął na żeglarzy — człowiek na wodzie — człowiek jak Sandok — i z godną podziwu szybkością, nim ktokolwiek do niego przyskoczyć zdołał, porwał linę i rzucił ją na wodę.<br>
{{tab}}Książę podbiegł ku poręczy okrętu i dostrzegł także człowieka walczącego z falami, który już tracił siły.<br>
{{tab}}— Tu — bracie Sandok — sznur! prędko zawołał Moro, i błyszczącém okiem śledził ruchy płynącego i mocnéj wyrzuconéj liny.<br>
{{tab}}Marcin także szybko się przez pokład pochylił i zaraz postrzegł, że okręt gnany coraz przyjaźniejszym wiatrem, pędził niezmiernie szybko ku walczącemu z falami po za sterem.<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną, zawołał, woda tramowa pozbawi go ostatnich sił — chwyta za linę — ten Sandok jest i pozostanie tak zręczny jak kot! Ale co to on tylko jedną ręką władać może? — lina mu się znowu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_181" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1235"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1235|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1235{{!}}{{#if:181|181|Ξ}}]]|181}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wyśliźnie... Stopp! ludzie, na dół żagle,“ krzyknął Marcin, a widząc punktualne wykonanie rozkazów, całą siłą nacisnął ster, tak że okręt chwiejąc się nagle się obrócił, a woda wysoko w górę trysnęła.<br>
{{tab}}Śmiertelną trwogą przejęty Moro, pośpieszył na tylną część okrętu — książę przystąpił szybko do Marcina.<br>
{{tab}}— O, Sandok mieć mocno linę w ręku, cieszył się czarny, schwycił ją jak żelaznemi kleszczami — dobry Sandok uratowany!<br>
{{tab}}I zaczął ciągnąć ku sobie znajdujący się na okręcie koniec liny. Marcin prędko i skutecznie mu w tém dopomagał.<br>
{{tab}}Nadaremnie książę spodziewał się usłyszeć jakiś głos znajdującego się w wodzie Sandoka — nie rozległo się żadne wołanie o pomoc, żaden ton — Sandok gardził tém. Pochwycił linę zdrową ręką i czuł, że go ciągniono do okrętu.<br>
{{tab}}Przez ten czas „Rekin“ znowu wyprzedził i noc zapadła — wkrótce zginął ślad uciekających, bo latarni nie zapalili.<br>
{{tab}}Gwałtownemu wysileniu barczystego Marcina udało się wydobyć czarnego z wody na pokład, i dopiero wtedy spostrzeżono, że mu z lewego ramienia krew płynie, że jedna kula za nim wysłana trafiła go.<br>
{{tab}}Ale Sandok nie skarżył się. Nic nie świadczyło, że przetrwał okropne boleści, uśmiechnął się, i widząc; że Eberhard znajduje się na pokładzie, rzucił mu się do nóg.<br>
{{tab}}Była to rozrzewniająca scena. Zapomniał wierny czarny o przebytych niebezpieczeństwach, a tylko radość i miłość jaśniała na obliczu jego, gdy klęczał przed swoim massą.<br>
{{tab}}— Wstań Sandoku, i opowiedz co się stało, łaskawie przemówił książę do murzyna. Tyś raniony!<br>
{{tab}}— O, lekki strzał rozdarł ramię, powiedział Sandok, którego podniosła ręka Eberharda; za parę dni wszystko się zgoi!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_182" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1236"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1236|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1236{{!}}{{#if:182|182|Ξ}}]]|182}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Trzymali cię w więzieniu, a jednak udało ci się umknąć, pochwalił książę, gdy Moro pośpieszył z bandażem, który prędko zrobił z kawałka materyi i zręcznie Sandokowi ranę zawiązał.<br>
{{tab}}— Raczéj śmierć niż niewola, massa! Fursch, Rudy Dzik i baron na okręcie pienią się z wściekłości, że Sandok wykroił dziurę w ścianie okrętowéj! Massa być bardzo ostrożnym — proch na pokładzie i Fursch z pochodnią w ręku!<br>
{{tab}}— Co! te szelmy chcą „Rekina“ wysadzić w powietrze? zawołał Eberhard.<br>
{{tab}}— Bardzo wierzę, oni wiedzą co ich czeka, niż się w nasze ręce dostaną, mniemał Marcin.<br>
{{tab}}— Baron truchleć ze strachu, Rudy Dzik i Fursch piją wino, dodają sobie odwagi, opowiadał Sandok. Kiedy mnie zobaczyli na wodzie, dali ognia — jeden strzał trafił — ale Sandok żyje, aby powrócił do massy i ostrzegł. Sandok musiał żyć, aby massa musiał żyć!<br>
{{tab}}Marcin kicnął głową na potwierdzenie i przystąpił do żeglarzy, aby im powiedzieć, że teraz jak najprędzéj „Rekina“ muszą dopędzać.<br>
{{tab}}— Jesteś wierna dusza Sandoku, powiedział książę i podał rękę czarnemu, którego wielka utrata krwi tak osłabiła, że aż białe zęby ścisnąć musiał, aby nie stracił przytomności: dziękuję ci za tę przysługę. Ale twoje doniesienie nie może nas powstrzymać! Będziemy ścigali winnych, choćby nawet groziło nam niebezpieczeństwo śmierci razem z nimi. Teraz nam nie ujdą. Połóż się Sandoku, jesteś wyczerpany.<br>
{{tab}}Moro pomógł czarnemu bratu wyszukać legowiska, na którémby owiązanie ucierpiało, » aby rana nie rozkrwawiła się. Marcin wrócił do steru i po rozpuszczenia na nowo żaglów, nadał okrętowi dawniejszy kierunek — książę zaś z pochmurną twarzą wrócił na swoje miejsce przy maszcie. Czuł, że się zbliża stanowcza chwila, że tu idzie o śmiertelną walkę. Ale był to bohater do takich walk przywykły i nie lękający się ich.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_183" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1237"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1237|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1237{{!}}{{#if:183|183|Ξ}}]]|183}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wielki też był czas, aby Sandok dostał się na pokład okrętu — wysilenia i utrata krwi wyczerpały nawet twarde siły czarnego, tak, że teraz leżał nieruchomy obok Mora, który mu podawał napój i zimny pot z czoła ocierał. Potém przyniósł z kajuty żeglarzy kilka sztuk suchéj odzieży, zdjął z Sandoka wilgotne {{Korekta|sukniei|suknie i}} okrył go starannie, bo było chłodno.<br>
{{tab}}Upłynęła prawie godzina po północy, gdy książę i Marcin w niewielkiéj od siebie odległości ujrzeli tułów „Rekina“ i posłyszeli głuche z niego wołania — wkrótce mieli dosięgnąć zbiegów.<br>
{{tab}}Nastąpiła cisza zapowiadająca wybuch burzy — wszyscy czuli, że nastąpi coś nadzwyczajnego, i że żadna z dwóch stron nie ustąpi.<br>
{{tab}}Fursch ujrzał zbliżające się światło okrętu prędzéj niż „Rekin“ płynącego, i nie było już sposobu ucieczki, nie pozostawało nic do wyboru. Już dawno wiedział o tém, że teraz nie mógł pokładać nadziei w ocaleniu lub ucieczce, jeżeli się dostanie w ręce księcia — szatańsko zatém cieszyła go myśl, że ten razem z nim zginie! Liczył na to, że zapalenie i wysadzenie „Rekina“ udzieli się okrętowi Eberharda, i dla tego postanowił czekać ze zrzuceniem zapalonéj pochodni do składu prochowego poty, aż ścigający, o których sądził, że się nie domyślają, bo myślał że murzyn zabity, tuż przy nim będą.<br>
{{tab}}Fursch nie truchlał jak bezradny baron, nie był także pijany jak Rudy Dzik, który stał na przodzie okrętu, i ochrypłym głosem wyśpiewywał łajdackie pieśni — był to spokojnie obliczający łotr, który z szatańsko błyszczącym okiem rzuca się na śmierć, skoro widzi, że już go nic nie ocali, on zaś swoich nieprzyjaciół pospołu z sobą zgubić może. Blada i chuda twarz jego z siwo-rudawą brodą przybrała okropny wyraz. Na ustach biegał dziki uśmiech, sam zaś ani drgnął, i zapalił pochodnię, któréj chciał użyć do spełnienia swojego straszliwego planu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_184" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1238"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1238|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1238{{!}}{{#if:184|184|Ξ}}]]|184}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Trzéj majtkowie „Rekina“ nie domyślali się tego planu, inaczéj byliby w téj chwili opuścili okręt, poświęciwszy go zgubie, rzuciliby się w wodę, aby uratować życie — widzieli wprawdzie że ścigający okręt coraz bardziéj się zbliża, lecz jakież niebezpieczeństwo mogło im grozić, kiedy tylko swoje siły wynajęli? Kto im płacił temu służyli, nie pytając o co chodziło.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero widział, że na okręcie otoczonym nocną ciemnością zabłysła pochodnia — znał jéj cel — wiedział, że ją zapalono, aby i jemu śmierć zadać. Ale to bynajmniéj nie zachwiało zimnéj spokojności jego i oznaczało wielkość i doskonałość jego duszy. Wszakże w każdéj chwili gotów był stanąć przed tronem Boga. Czegóż się miał obawiać ten najszlachetniejszy mąż swojego czasu? Jeszcze wisiał amulet na jego piersiach, wiele mówiący, drogi znak, dziedzictwo po dostojnéj jego matce, jaśniały na słońcu krzyż i trupia główka, które tak się głęboko wypiętnowały na jego duszy, tak wrosły w jego wnętrze, że ich znaczenie wydało w nim owoce.<br>
{{tab}}Eberhard de Monte-Vero nie wahał się zatém. Miał do spełnienia obowiązek — a zginąć wśród pełnienia obowiązku, to najwznioślejsze uczucie dla takiéj jak jego natury — czysty był przed Bogiem i ludźmi. Gdyby umarł w téj godzinie, pozostałoby innym tylko opłakiwać swojego najszlachetniejszego przewodnika — on zaś, ta doskonała dusza, uniósłby się w wieczną szczęśliwość.<br>
{{tab}}Ale jeszcze nie dopiął swojego celu, los jego nie spełnił się. Niebo potrzebowało jeszcze szlachetności i przewodniczéj ręki tego człowieka, tego messyasza ludu, te, go obrońcy sprawiedliwości. Miał jeszcze dosyć chwili, w której Bóg zagoi rany domowi jego zadane, bo przecięż ten szlachetny człowiek zasłużył, na to dobrodziejstwo, aby dziecię swoje ujrzeć szczęśliwém.<br>
{{tab}}Jeszcze nieprzenikniony obłok zasłaniał przed jego okiem losy odszukanéj, którą nieraz zeszedł łzami zalaną i pogrążoną w żarliwéj modlitwie — jeszcze nie można <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_185" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1239"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1239|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1239{{!}}{{#if:185|185|Ξ}}]]|185}}'''<nowiki>]</nowiki></span>było dośledzić drogi, która Małgorzatę doprowadzić miała do celu jéj życia.<br>
{{tab}}Eberhard, jako wierny, a pełny miłości ojciec widział ten gorąco upragniony cel córki... ale chociaż z ciężkiém sercem, musiał go przeciąć, gdy jak wiemy, powiedział:<br>
{{tab}}— Nigdy książę nie otrzyma ręki mojéj córki!<br>
{{tab}}Od owego dnia ani on ani ona nie wspomnieli nigdy ani słowa o Waldemarze i jego miłości — ale Eberhard z głęboką boleścią czuł ile jego dziecię cierpiało. Szczęście życia, którego dla niéj mimo walk i burz, zawsze się spodziewał, teraz czuł to dotkliwie na zawsze było dla niéj stracone.<br>
{{tab}}Ale przy tém wszystkiém był stały i niezachwiany, nieugięty w swojém postanowieniu, bo w ojcowskiém sercu żywił przekonanie, że po tém wszystkiém co zaszło, książę nie może uszczęśliwić jego dziecięcia.<br>
{{tab}}I to przekonanie dozwoliło mu spoglądać w przyszłość. Wybrał dla córki najlepsze, bo szlachetniéj jest i wzniośléj cierpieć w zaparciu się, niż na osiągnięciu celu zawieść się tak okropnie, jak to mogło się zdarzyć w tym razie, jak tego Eberhard z ciężkiém sercem się obawiał. Jakkolwiek dusza Małgorzaty także się wydoskonaliła i podniosła — ale o tak wysokiéj doskonałości jak księcia, jaka do osiągnięcia tego szczęścia potrzebna była, nie otrzymał żadnego dowodu przekonywającego.<br>
{{tab}}Spodziewał się, że mu się uda na pięknych polach Monte-Vero całkiem uzdrowić duszę Małgorzaty, i widzieć, jak spada z niéj ostatnia ciężka i ciemna zasłona.<br>
{{tab}}Wszak mógł i w tym względzie być dla niéj jasnym wzorem, wszak mógł ją pocieszać słowy, które tém bardziéj do serca jéj przeniknąć musiały, że pochodziły, także z jego ruchliwego i doświadczonego serca.<br>
{{tab}}Wiemy, jak okropnie zawiodła i oszukała go ta, która niegdyś posiadała jego całą miłość i teraz jeszcze dążyła do poniżenia go i występowania naprzeciw niemu — <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_186" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1240"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1240|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1240{{!}}{{#if:186|186|Ξ}}]]|186}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ale wiemy także, że przeznaczono mu było jeszcze raz uczuć miłość — miłość dla szlachetnéj, pięknéj istoty — i widzieliśmy, że się jéj w ciężkiéj walce wyrzekł, że się przezwyciężył. Na wieki pożegnał Karolinę i równie jak się jego silnéj duszy udało znaleźć szczęście życia w gotowości do ofiar dla ludzkości, w tym bozkim celu, tak również spodziewał się, że łagodnością i kochającą ręką powoli i Małgorzatę naprowadzi na tę szlachetną drogę.<br>
{{tab}}Te myśli zajmowały Eberharda w ciągu nocnéj żeglugi — towarzyszyły mu w chwili ciężkiego niebezpieczeństwa, naprzeciw któremu dążył — widział jak pochodnia na „Rekinie“ ponuro świeciła — jéj światło złowrogo odbijające się w wodzie powiadało mu, co ma nastąpić — a gdy okręt jego coraz bardziéj zbliżał się do uciekających, już mógł rozpoznawać ich postaci.<br>
{{tab}}Wtém przystąpił do niego Marcin.<br>
{{tab}}— Panie Eberhardzie, rzekł nieco stłumionym głosem: te łajdaki za kilka sekund przyjmą nas wystrzałami — mam tu kilka nabitych pistoletów.<br>
{{tab}}— Postaramy się, Marcinie, uciekających żywcem dostać w nasze ręce, zdaje mi się, że oni nie są godni umrzeć z naszéj ręki.<br>
{{tab}}— Wiemy, czego się spodziewać mamy, panie Eberhardzie: oni postarają się aby nas powystrzelać, a jeżeli się im to nie uda, „Rekina“ wysadzą w powietrze!<br>
{{tab}}— To pozbawią nas obowiązku sądzenia, Marcinie, ale jesteśmy w ręku Boga!<br>
{{tab}}Książę wymówił te słowa z uroczystą spokojnością, która nie omieszkała wywrzeć wpływu na starzejącego się sternika „Germanii,“ długoletniego zaufańca Eberharda.<br>
{{tab}}Opuścił rękę podającą księciu nabitą broń.<br>
{{tab}}— Jak pan Eberhard rozkażesz, rzekł i z dumą spojrzał na wysoką, wspaniałą postać szlachetnego i człowieka: jesteśmy w ręku Boga! Ale pan Eberhard pozwoli staremu sternikowi Marcinowi pozostać tu blizko, aby w razie potrzeby...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_187" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1241"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1241|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1241{{!}}{{#if:187|187|Ξ}}]]|187}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Na mojém miejscu pozostaniesz Marcinie, masz do tego prawo! Ileż to razy stałeś w walce obok mnie!<br>
{{tab}}— Dla tego wołałbym raczéj umrzeć z panem, panie Eberbardzie!<br>
{{tab}}— Dobrze, mój przyjacielu, są to słowa, które od ciebie słyszeć przywykłem! Podaj mi rękę, stary wierny Marcinie! Ani okiem nie rusz — strzelą do nas, ale drugi raz nie będą mieli czasu strzelić.<br>
{{tab}}Widok dwóch wyprostowanych ludzi stojących przy maszcie nieruchomie i służących za cel strzelbom nieprzyjaciół, sprawiał prawdziwie wzniosłe wrażenie. Był to olbrzymi dowód sprawiedliwości ich sprawy, odwagi i spokojności.<br>
{{tab}}Hukły strzały na „Rekinie“...<br>
{{tab}}Ale właśnie nieruchoma postawa dwóch ludzi, która obłąkała strzelających, czy też dreszcz śmiertelny, który ich przejął w stanowczéj chwili, sprawiły, że dwie wymierzone przeciw nim kule gwizdnęły obok nich, a okręt zbliżył się do „Rekina“ o jakie 50 kroków.<br>
{{tab}}Eberhard postrzegł, że Fursch rzucił strzelbę i znowu chwycił za pochodnię — zdało mu się, że słyszy okropne przeklęctwo miotane przez Furscha, gdy się rzucił ku przedniéj części okrętu.<br>
{{tab}}Nadeszła przerażająca chwila — miała nastąpić okropność, na „Rekinie“
biegano tam i napowrót! Majtkowie odrąbali sznury, które przytrzymywały małą łódź ratunkową, aby poznawszy grożące im niebezpieczeństwo, mogli się ocalić.<br>
{{tab}}Baron pobiegł ku poręczy — chciał skoczyć w wodę — miał szkaradny wybór, śmierć w pośród ognia lub w zimnych falach wody. Tę ostatnią zapewne wołał, bo może spodziewał się, że chociaż pływać nieumiał, życie swoje ocali. Zgubne zamięszanie opanowało sześciu ludzi będących na „Rekinie.“<br>
{{tab}}W téj chwili Eberhard, który tak dalece zachował żelazną spokojność, iż na jego twarzy nie drgnął ani <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_188" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1242"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1242|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1242{{!}}{{#if:188|188|Ξ}}]]|188}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jeden muskuł, przywołał do siebie dwóch łudzi, którzy ściągali żagle.<br>
{{tab}}— Chodźcie tu moi ludzie, rzekł, i podał im sakiewkę ze złotem, oto reszta: którą wam wypłacić przyrzekłem. Macie zdrowe ramiona i tak dobrze pływacie, że to złoto z sobą zabrać możecie! Rzućcie się w wodę i płyńcie do brzegu — zostawcie nas i zapłacony wam okręt naszemu losowi!<br>
{{tab}}Dwaj ludzie usłyszawszy strzały nabrali pojęcia o znaczeniu téj żeglugi, jednak nie znali całego niebezpieczeństwa, jakie im groziło, jeżeli pozostaną na okręcie. Wahali się zatém przez chwilę, przyjmując pieniądze.<br>
{{tab}}— Nie ociągajcie się ani sekundy, nalegał Eberhard; opuśćcie okręt i ratujcie swoje życie! Ci ludzie tam wysadzą „Rekina“ w powietrze, a przytém mogłaby i was śmierć zaskoczyć!<br>
{{tab}}— Najświętsza Panno, zawołał starszy żeglarz bledniejąc i ciągnąc za sobą syna: dla czegóż panowie nie chcecie się ratować? może mógłbym wam w czém dopomódz?<br>
{{tab}}— Umykajcie prędko — póki jeszcze czas, powiedział Eberhard; my pozostaniemy tutaj, chociaż także pływać umiemy!<br>
{{tab}}Marcin popchnął żeglarzy ku poręczy — i w chwili kiedy się rzucali w wodę, dał się słyszeć straszliwy trzask, który zatrząsł okrętem i zagłuszył plusk wody, która na chwilę pod dwoma okrętami zawirowała... zabłysł żółtawy płomyk i okropnie oświecił wodę i brzeg — zdawało się, że świat się zapada, że nastąpi sąd na wyklętych od Boga, znajdujących się na „Rekinie...“<br>
{{tab}}Marcin modlił się — książę de Monte-Vero czuł, że okręt pod nim drży, że go fale podnoszą — ale to wszystko trwało przez chwilę, przez okropną chwilę.
Czarne deski i części rozsadzonego szoneru bujały w jasno oświetloném powietrzu — żaden głos, żaden krzyk nie dał się słyszeć przy strasznym trzasku — <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_189" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1243"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1243|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1243{{!}}{{#if:189|189|Ξ}}]]|189}}'''<nowiki>]</nowiki></span>woda w koło wysoko tryskała, potém szumiała, jakby w nią wpadały palące się kawały drzewa.<br>
{{tab}}Eksplozyę tę musiano słyszeć daleko — ale okoliczne brzegi były puste i niezamieszkane, a w dalekim Paryżu, chociaż nocny huk wielu przebudził ze snu, nikt z razu nie mógł poznać, zkąd ten huk pochodzi i co go spowodowało. Nagle szerokim ognistym pasem zabłysł płomień, prócz tego w jednéj chwili przytłumił się — potém nastąpił głośny trzask i plusk — wyrzucone w powietrze Części znowu wpadły w wodę, na resztki palącego się i węglącego „Rekina “ i na okręt księcia, który groził prawie zanurzeniem się i zaczął palić na przodzie.<br>
{{tab}}Gdy niebezpieczeństwo przeminęło, Eberhard postrzegł, że Marcin śpieszy ku palącemu się miejscu okrętu — obaj wcale nie byli ranieni. Moro i Sandok, znajdujący się w tyle okrętu, także ocaleli i nie trafiły ich spadające deski, bo dowiódł tego ich głośny okrzyk. Eberhard wcale nań nie zważał, bo go całkiem zajęły resztki palącego się „Rekina,“ do których się zbliżano.<br>
{{tab}}Obraz straszliwego spustoszenia nastręczył się jego oczom. Zwęglone, tlące się deski i wystające w powietrze szczątki masztu na wpół rozszarpanego szkieletu, przedstawiały przerażający widok. Nie można było dostrzedz ani śladu życia; zdawało się że ani jeden z ludzi, którzy znajdowali się na okręcie, nie ocalał. Eberhard, przechylony przez poręcz, ujrzał obok czarnych części rozerwanego okrętu, pływające po falach ludzkie ciała. Ale to były poszarpane — nie do poznania massy, pozbawione życia resztki.<br>
{{tab}}W dali tylko coś pluskało, jakby jedna jakaś ludzka istota ocalała, lecz było? za daleko, iżby Eberhard mógł rozpoznać co to było właściwie.<br>
{{tab}}Marcin zdołał szybko ugasić ogień na przodzie okrętu — a tak zniszczone zostało niebezpieczeństwo grożące księciu i jego towarzyszom. Wrażenie tego wypadku tak było silne, iż Eberhard i Marcin przez kilka minut niemi spoglądali na gorejące szczątki rozsadzonego szone- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_190" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1244"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1244|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1244{{!}}{{#if:190|190|Ξ}}]]|190}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ru, które powoli sycząc w wodzie zatonęły — dopiero wtedy usłyszeli głosy dwóch czarnych, którzy wołali tryumfująco. Ta radość w obec straszliwego wrażenia chwili, wstrętnie podziałała na księcia, ale Marcin oświadczył, że Sandok musi mieć coś osobliwego, bo nie ma zwyczaju wydawać napróżno tego rodzaju okrzyków.<br>
{{tab}}— O sterniku Marcinie — tutaj! brzmiał głos czarnego — bywaj!<br>
{{tab}}Książę usłuchał wołania i poszedł z Marcinem na tył okrętu — przy blasku latarni wziętéj z kajuty, postrzegł dwóch murzynów klęczących obok okropnie poszarpanego trupa, którego tu przyciągnęli — głowa się jeszcze trzymała, ręce i nogi zaś wisiały nieruchome.<br>
{{tab}}Marcin schylił się i spojrzał na bladą, zmienioną, krwią zalaną twarz zmarłego, którego wskazywał Sandok — poznał zmienione rysy — przed nim leżał poszarpany Rudy Dzik.<br>
{{tab}}— I Fursch zapewne nie uszedł tego samego losu, mruknął: oni się sami osądzili!<br>
{{tab}}— O i baron także ukarany, zawołał Sandok, baron był na „Rekinie!“ Uszedł od anioła dusiciela w St.-Cloud! Wielka szkoda dla Sandoka!<br>
{{tab}}Eberhard nie słyszał tych słów — przedewszystkiém rozkazał Marcinowi i murzynowi Morowi, aby o ile {{Korekta|ciemmność|ciemność}} dozwalała, pomogli mu przejrzeć w koło wodę, bo być mogło, iż jeden z nieszczęśliwych ocalał i trzymał się jakiéj deski pływającéj około okrętu.<br>
{{tab}}I Sandok podniósł się, aby przy tém pomagać, bo mówił, że już go rana nie boli.<br>
{{tab}}Czarne resztki „Rekina“ w koło pływały po falach — Marcin ułowił kilka długiemi hakami, przedstawiały pełny zgrozy widok spustoszenia — ale na żadnéj nie znaleziono śladu człowieka.<br>
{{tab}}Gdy zaczynało dnieć, nurty rzeki uniosły już tak daleko ku morzu większą część pływających resztek i martwych ciał zabitych, że widać było tylko małe oznaki tego co się stało.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_191" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1245"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1245|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1245{{!}}{{#if:191|191|Ξ}}]]|191}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Z dwóch żeglarzy, którzy się w ostatniéj chwili w wodę rzucili dla uratowania życia, ani śladu nie znaleziono. Eberhard spodziewał się, że dostali się na brzeg i trafili do chat swoich. Z Paryża, gdzie zamierzał donieść o tém co się stało, chciał telegrafować do Hawru, dla otrzymania ztamtąd wiadomości, czy nie znaleziono ciał nieszczęśliwych. Chciał wiedzieć koniecznie, co się stało z Furschem i baronem.<br>
{{tab}}O wschodzie słońca Marcin przypłynął do brzegu; Moro sprowadził z przylegléj wsi dwa powozy — do jeddnego wsiedli książę i Marcin, aby wrócić do Paryża, do drugiego dwaj murzyni, dla oddania ciała Rudego Dzika do trupiarni.<br>
{{tab}}Po kilku dniach doniesiono z Hawru, że oprócz kilku zwęglonych części okrętu, złowiono ciała trzech ludzi, które chociaż w części pogniecione, wskazywały jednak ciała majtków.<br>
{{tab}}Śledzenia po obu brzegach ciał Furscha i barona pozostały bez skutku, tak, że książę nie mógł wykryć ich śladu.<br>
{{tab}}Ale niedługo miał pozostawać w niepewności o losie obu tych osób. Ślad ich znalazł się w zupełnie inném miejscu, aniżeli po tém co zaszło spodziewać się można było.
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_192" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1246"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1246|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1246{{!}}{{#if:192|192|Ξ}}]]|192}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ XII.|w=120%|po=8px}}
{{c|Taniec umarłych o północy.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Sandok po kilku, tygodniach wyzdrowiał, rana jego zagoiła się. On jeden nie wierzył w śmierć Furscha i barona, i pojmiemy to niedowiarstwo, skoro usłyszymy, że na swoją rękę jeszcze raz całą nadbrzeżną okolicę Sekwany aż do Hawru poddał gruntownemu zbadaniu.<br>
{{tab}}Przy téj sposobności nie zaniedbał mianowicie wstępować do licznych chat rybackich, i zdołał wynaleźć dwóch żeglarzy, którzy w owéj nocy podczas eksplozji dopłynęli do brzegu. Od nich dowiedział sié tyle, że mógł zaraz wrócić do Paryża i tam daléj odbywać swoje poszukiwania. Tak przytém postępował tajemniczo, że nawet sternika Marcina o swojém powodzeniu nie uwiadomił.<br>
{{tab}}To miało ważny powód. Najprzód wiadomości dotąd zebrane były tego rodzaju, że Marcin mógł je wyśmiać, a powtóre, postanowił] nie prędzéj wyjawić wszystko, aż sprawdzą sié słowa, które dawno już powiedział sternikówi „Germanii:“ — „W przeciągu roku anioł w St.-Cloud udusi barona, albo Sandok utopić się w Sekwanie!“<br>
{{tab}}Chciał dotrzymać obietnicy. Żadna myśl nie dręczyła tyle murzyna księcia, ile wyśmianie przez Marcina; wszystko mógł znieść, byle nie szyderstwo i na nic nie zważające urąganie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_193" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1247"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1247|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1247{{!}}{{#if:193|193|Ξ}}]]|193}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Było to podczas dżdżystego, jesiennego wieczoru. Około godziny ósméj Sandok ostrożnie wyszedł z pałacu przy ulicy Rivoli — przekonał się, że nikt nie zważa ani na niego, ani na drogę, którą iść zamierza. Miał na sobie ciemny płaszcz, którym się okrył, bo powietrze było wilgotne chłodne.<br>
{{tab}}Karety i fiakry pędziły ulicami, ku którym zwracał się murzyn, mocno nasunąwszy na głowę ciemny kalabryjski kapelusz.<br>
{{tab}}Widocznie bardzo mu się śpieszyło, bo mimo natłoku tak porywczo dążył daléj, że kilka osób zawadzających mu, bez ceremonii na bok odtrącił.<br>
{{tab}}Nakoniec skręcił na wielki dziedziniec jakiegoś domu. Był na nim napis wielkiemi literami, że w dzień i w nocy można tu dostać wszelkiego rodzaju powozów.<br>
{{tab}}Sandok widocznie znał już wnętrze tego domu, bo zaraz udał się do téj części jego, w któréj były stajnie.<br>
{{tab}}— Powóz do St.-Cloud, zawołał przy oknie pokoju zarządu: z dwoma dobrymi biegunami — ale natychmiast! Tu jest złoto! I rzucił kilka dziesięcio-frankówek na płatniczą deskę przy oknie.<br>
{{tab}}W kwadrans stał lekki powóz na podwórzu, zaprzężony w parę wybornych, młodych koni.<br>
{{tab}}Sandok zajął w nim miejsce, rozkazawszy stangretowi zatrzymać się przy murze zamku St.-Cloud.<br>
{{tab}}Konie ruszyły, a powóz potoczył się jak strzała po Ulicach, następnie zaś po drodze do parku St.-Cloud.<br>
{{tab}}Gdyby Sandok piechotą tę drogę odbywał, byłby późno przybył na bal, na który chciał sprowadzić swojego brata Mora: na to poświęcił z radością kilka oszczędzonych dukatów.<br>
{{tab}}— O, dobrze się jedzie w powozie, bardzo dobrze! kruczał sam do siebie i wyciągał się wygodnie; — zwykle siadywał na koźle, albo stał na stopniu — teraz czuł, sobie jedzie jak pan.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_194" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1248"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1248|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1248{{!}}{{#if:194|194|Ξ}}]]|194}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wkrótce przebył drogę do St.-Cloud. Wysiadając z powozu, kazał stangretowi, aby kilka minut pod murem poczekał, bo go zabierze na powrót razem z towarzyszem, którego zaprosił do Paryża na salę Valentino, w któréj się odbywa bal maskowy, późno się zaczynający, a kończący nad ranem.<br>
{{tab}}Poczém pośpieszył do zamku i poszedł do skrzydła w którém mieszkał Moro.<br>
{{tab}}Mogło być około godziny dziesiątéj — większa część okien zamkowych była jeszcze oświetlona.<br>
{{tab}}Sandok szybko wstąpił na znany nam flizowany korytarz i otworzył ostatnie jego drzwi po lewéj stronie.<br>
{{tab}}W pokoju nie było nikogo. Moro zapewne miał jeszcze do czynienia w zamku. To było fatalnie, Sandok musiał czekać, choć go niecierpliwość dręczyła.<br>
{{tab}}Na stoliku w pokoju paliła się świeca. Czekający zatém mógł dla przepędzenia czasu przypatrzyć się przestrzeni, w któréj mieszkał Moro.<br>
{{tab}}Był to bardzo przyzwoity pokój. Wygodne łóżko, kilka stołków i stół oraz rzeźbiona szafa w nim się znajdowały. Na téj szafie jakby dla ozdoby stały dwie trupie głowy, dwie z wypadłemi oczami czaszki ludzkie. Moro zapewne je gdzieś wynalazł i tam ustawił.<br>
{{tab}}Sandok, jak każdy czarny, lubował się w tych ozdobach — jest to czarnym wrodzone, że podzielają gust cudzy i téj zawisłości nie tracą, chociaż od dawna są z ojczyzny wyrwani. Sandok przypatrując się tym trupim głowom powziął dobrą myśl — uśmiechnął się i wziął obie czaszki w ręce. Były mocne i nieuszkodzone. Żółtawo białe części kości okropnie wyglądały przy jamach oczu, nosa i ust.<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze — bardzo dobrze, szeptał sobie ciągle Sandok: będzie wielka radość! Baron będzie drżał, a Sandok śmiał się!<br>
{{tab}}Nakoniec Moro wszedł do pokoju — zdziwił go widok murzyna książęcego u siebie, powitał go zatém ze wszelkiemi oznakami wielkiéj radości.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_195" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1249"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1249|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1249{{!}}{{#if:195|195|Ξ}}]]|195}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bardzo pilno, szepnął Sandok: czy mój brat Moro ma jeszcze służbę w nocy?<br>
{{tab}}— Żadnéj służby, zupełnie wolny, odpowiedział czarny.<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze! Mój brat Moro pójdzie z Sandokiem na bal maskowy! O, bardzo piękny, bardzo rozmaity! Sandok i Moro będą także przebrani, niebiesko, czerwono i biało złotem wyszywane!<br>
{{tab}}Ten opis bardzo wielkie wrażenie zrobił na czarnym, którego rasa lubi pstre kolory. Tańcując kilka razy podskoczył i przewracał oczami.<br>
{{tab}}— Dobry Sandok myślał o mnie! powiedział potém.<br>
{{tab}}— Baron jest w sali Valentino i rzucił okiem na piękną dziewczynę!<br>
{{tab}}— O, Moro rozumieć! Brat Sandok chce barona zwabić do pułapki?<br>
{{tab}}— Do St.-Cloud, do anioła dusiciela. Moro pomoże!<br>
{{tab}}— Ale baron obaczyć murzyńską skórę i domyślić się złego?<br>
{{tab}}— Nie widzieć murzyńskiéj skóry, tylko widzieć piękne białe pończochy, ciasne i pełne, tylko widzieć piękne {{Korekta|kształy|kształty}}! Czarne maski na twarzy! Baron myśleć o pięknych kobietach — a w nich tkwić będą Moro i Sandok! Przyprowadzą tutaj barona i umieszczą na łóżku pod aniołem!<br>
{{tab}}Moro zrozumiał zamiar Sandoka, z radości i rozkoszy skakał dziko. Plan podobał mu się, bo nastręczał mu sposobność, znalezienia się raz w różnobarwnéj odzieży w pośród maskowego zgiełku, który wprawdzie często widywał u dworu, lecz nigdy tak swobodnego nie miał udziału.<br>
{{tab}}— Brat Sandok wie na pewno, że baron odwiedzi salę Valentino? zapytał.<br>
{{tab}}— Najpewniéj! Biedni żeglarze uratowali barona i Furscha. Baron skoczył z pokładu przed wielkim ogniem na „Rekinie“ i machał łapkami jak pudel. Biedni żeglarze płynąc zabrali z sobą barona na brzeg. Fursch <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_196" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1250"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1250|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1250{{!}}{{#if:196|196|Ξ}}]]|196}}'''<nowiki>]</nowiki></span>musiał być ten drugi co uszedł śmierci, bo trzéj majtkowie zostali zabici!<br>
{{tab}}— O, przeklęty Fursch uciekł! zgrzytnął Moro.<br>
{{tab}}— Dokąd — Sandok nie wie! Ale baron wrócił do swojego pałacu i Sandok codzień szpiegował. Wtém wczoraj wieczorem baron wyszedł z pałacu podczas deszczu na bulwary — wieczorem wiele dziewcząt na bulwarach.<br>
{{tab}}— Sandok ścigał barona?<br>
{{tab}}— Zawsze tuż za baronem! Ładne dziewczęta podczas deszczu — podniesione suknie — baron biegał za białemi pończochami i małemi nóżkami. Sandok wszystko widział!<br>
{{tab}}— Dla białych pończoch baron na bulwarach? śmiał się Moro; chciał widzieć piękne nóżki i zamoczył swoje własne!<br>
{{tab}}— Brawo, brawo! śmiał się Sandok: nakoniec znalazł ładną dziewczynę! Nie była bardzo młoda, ale pięknie zbudowana. Powiedziała baronowi... dzisiaj w wieczór w sali Valentino jak Turczynka... Baron chciał iść!<br>
{{tab}}— Znajdzie dziewczynę i nie pójdzie z Sandokiem i Morem!<br>
{{tab}}— Baron musi tu do anioła do pokoju i tu musi umrzeć, gwałtownie zgrzytnął Sandok; wszystko pójdzie — podstępem albo gwałtem! Teraz znowu wpadnie w ręce złego nieprzyjaciela, Sandok ostrożny i...<br>
{{tab}}Zamiast zakończyć murzyn księcia wydobył z pod płaszcza sztylet, i tak go gwałtownie ścisnął w nerwistéj pięści, że z tego ruchu sądzić można było, iż zamierzył położyć koniec życiu barona.<br>
{{tab}}Moro pochwycił płaszcz i kapelusz i ruszył prędko za śpieszącym się Sandokiem, zagasiwszy światło.<br>
{{tab}}Za kilka minut dwaj czarni byli w powozie, który ich prędko dostawił na ulice Paryża i wysadził przed salą Valentino.<br>
{{tab}}Sandok zalecił stangretowi, aby przy najbliższym rogu czekał póty, aż trzy osoby wsiądą do jego powozu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_197" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1251"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1251|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1251{{!}}{{#if:197|197|Ξ}}]]|197}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i rzucą mu sakiewkę, a kierownik biegunów chętnie przystał na ten projekt.<br>
{{tab}}Dwaj murzyni pośpieszyli potém do jasno oświetlonego wchodu, do bardzo ulubionéj sali Valentino, przed którą już wysiadały liczne maski, aby się rzucić w wir zabawy.<br>
{{tab}}Sandok i Moro kupili bilety wejścia i udali się do rozległéj garderoby, któréj jedna część zawierała obfity wybór gotowych kostiumów. Były tam także małe pokoje do ubierania się. Sandok już w ciągu dnia wywiedział się o wszystkich okolicznościach, obstalował dwie maski Turczynek, które mu zarządzający garderobą wręczył z poufnym uśmiechem.<br>
{{tab}}Sandok wprowadził Mora do jednego z przyległych pokoików, zamknął drzwi i z wielkiém upodobaniem oglądał pstre jedwabne kobiece suknie, które niewątpliwie pasowały, bo dwaj murzyni nie byli zbyt wysocy. Pozrzucali więc swoją odzież i z niezmierném zadowoleniem wkładali nogi w białe pończochy a na nie trzewiki. Oglądali się wzajemnie i znaleźli, że przemiana tych niższych części doskonale im się udała, że każdy uważać je będzie za nogi dwóch {{Korekta|pulnych|pulchnych}} piękności.<br>
{{tab}}Szerokie niebieskie jedwabne spodnie, bogato wyszywany krótki kostium, łańcuchy z półksiężycem, zalotne turbany, mocno podtrzymujące czarne maski okręcone woalami — wszystko to było tak wybornie zastosowane, tak ułatwiało złudzenie, że gdy obaj włożyli białe rękawiczki, jeden drugiego podziwiał i zdumiewał się. Maski były tak wyborne, iż nikt pod niemi nie mógł się domyślać dwóch mężczyzn, a témbardziéj dwóch murzynów. Nawet ubiór ten miał coś porywającego, témbardziéj że szyje i łona mieli owinięte tajemniczo szatami.<br>
{{tab}}Murzyni często są pięknie i plastycznie zbudowani. To też Sandok i Moro mieli pięknie utoczone nogi, chwilowo okryte jedwabnemi spodniami, łydki dobrze zaokrąglone i wyrównywające najpiękniejszym kobiecym kształtom. Nawet w ruchach obie męzkie Turczynki nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_198" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1252"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1252|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1252{{!}}{{#if:198|198|Ξ}}]]|198}}'''<nowiki>]</nowiki></span>potrzebowały sobie zadawać trudu, aby były miękkie i lekkie, co bardzo łatwo wyradza się w nienaturalność.<br>
{{tab}}Wyszli prędko z gabinetu i pośpieszyli na korytarz, a potém z tłumem masek do sali, tak wielkiéj i rozległéj, że cała massa obecnych jeszcze się w niéj swobodnie poruszać mogła.<br>
{{tab}}Były też tam i sale poboczne, które poprzemieniano w pachnące zimowe ogrody, — i do nich to udali się nasi dwaj przyjaciele, przeszedłszy kilka razy tam i nagłowną salę. Zbliżało się tam kilku kawalerów, ale barona nie było pomiędzy nimi.<br>
{{tab}}Z dobrém wyrachowaniem zabrano się do dzieła. Moro wszedł do przyległéj sali na lewo, a Sandok umówiwszy się, że w każdym razie spotkają się w sali głownéj, udał się do sali leżącéj po prawej stronie, aby się tam pokazać.<br>
{{tab}}Jeden tylko wypadek mógł powstrzymać dotychczas tak wybornie udające się plany dwóch murzynów — mianowicie możliwość, iż baron znalazł już właściwie oczekiwaną Turczynkę i z nią wyniósł się z sali Valentino. Byłaby to rzecz przykra, ale Moro odpowiedział na to przypuszczenie Sandoka, że mu ta noc w pośród zbiegowiska masek sprawia wielką przyjemność, jakiéj dotąd nigdy w życiu nie doznawał, i że dla tego niezbyt go to rozgniewa, jeżeli baron im ujdzie.<br>
{{tab}}W salonach było jeszcze kilka innych Turczynek, Sandok więc nie tracił nadziei.<br>
{{tab}}Liczba masek co minuta wzrastała, i tak było gorąco, że liczne wodotryski powietrza ochłodzić nie mogły, bo w salonach mnóztwo gazowych płomieni oświetlało je jak w dzień.<br>
{{tab}}Kiedy Moro znajdował tak wielkie upodobanie w pstrym zgiełku i powabnych bachantkach, że zapomniał o właściwym celu swojéj tu obecności i wyznaczonym czasie, Sandok tymczasem przechadzając się w przyległym salonie, postrzegł jednego kawalera w staroświeckim francuzkim kostiumie, cokolwiek, jak mu się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_199" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1253"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1253|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1253{{!}}{{#if:199|199|Ξ}}]]|199}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zdawało, kulejącego. Okoliczność ta wzbudziła w Sandoku nadzieję, że właśnie to jest poszukiwany.<br>
{{tab}}Lecz nagle kawaler zwrócił się w stronę salonu, w któréj pod ścianą siedziała Turczynka; baron, bo on to był pod maską tego kawalera, zginął dla Sandoka, jeżeli w téj Turczynce znalazł poszukiwaną.<br>
{{tab}}Szybko zdecydowany Sandok przebił się przez tłum, aby zajść drogę kawalerowi.<br>
{{tab}}Nadeszła stanowcza chwila.<br>
{{tab}}Połów znienawidzonego barona témbardziéj drażnił książęcego murzyna, że towarzyszyły mu niebezpieczeństwa i przebiegi, niezmiernie go zadawalające. O ile poświęcająca się i bogata w skutki była jego miłość i przywiązanie, o tyle pożądliwa i niewygasła także była jego nienawiść i chęć zemsty. A ten kulawy, szatański baron, ten blady w grzechach posiwiały łotr, ciągle podżegał nienawiść czarnego.<br>
{{tab}}Przez wrodzoną chytrość i zgrabność Sandok umiał przesunąć się po posadzce tak lekko i wdzięcznie, że każdy byłby wziął tę Turczynkę za kobietę — szeroki ubiór sprzyjał niezmiernie rozległéj przestrzeni fantazyi ścigających ją spojrzeniami panów.<br>
{{tab}}Mocno welonem otulona Turczynka, gdy się jéj droga skrzyżowała z drogą barona, lekko dotknęła jego ramienia — poczém szła daléj, jakby się nic nie stało.<br>
{{tab}}Ale kawaler, oznajomiony z miłosnemi przygodami, postrzegł ruch ręki i zmienił drogę udając się za Turczynką.<br>
{{tab}}Pod filarami blizko głównéj sali, gdzie było nieco inniéj ludzi, dopędził ją.<br>
{{tab}}— Ej, piękna maseczko, poszępnął kawaler i tak raźno pochwycił rękę Turczynki, tak ją właściwie ścisnął, iż Sandok nabrał pewności, że znalazł w nim pożądanego: czyś to ty, któréj szukam?<br>
{{tab}}Sandok nie mógł pozwalać sobie za wiele mówić, bo chociaż maska i welon szepcący jego głos nie do pozna- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_200" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1254"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1254|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1254{{!}}{{#if:200|200|Ξ}}]]|200}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nia zmieniły, jednakże wadliwa wymowa łatwo go zdradzić mogła.<br>
{{tab}}— Zkądże mam o tém wiedzieć masko? odpowiedział cicho. Lecz jesteś ten, którego wczoraj spotkałam; więc na znak, że to ty jesteś, powiedz mi swoje nazwisko!<br>
{{tab}}— Wybornie! zaśmiał się kawaler; patrzcie jaka przebiegła, ta piękna Turczynka — tak to się wypytuje ludzi! Lecz prawie sądzę, żeśmy się nawzajem szukali i znaleźli, żeśmy się wczoraj spotkali i do salonu Valentino zamówili. Przekonaj mnie i zdejm maskę i welon.<br>
{{tab}}— Nigdy — precz! — poszepnął Sandok, i niby zasmucony odwrócił się — to się przeciwi maskaradowéj swobodzie!<br>
{{tab}}— Miluchna, mała filutko, przymilał się kulawy kawaler i przyglądał postaci Turczynki: no, to przynajmniéj wyznaj, dla zniesienia mojéj wątpliwości, gdzieśmy się wczoraj spotkali?<br>
{{tab}}— Na bulwarach. Proszę o rękę! Kawaler, chociaż nie miał już żadnéj wątpliwości, więcéj dla żartu, podał Turczynce rękę, a Sandok na jego dłoni wypisał ''B''. i ''Sch''.<br>
{{tab}}— Tak, tak, moja czarowna Franciszko — to my! Chodźmy do któréjkolwiek niszy w głównym salonie; przedewszystkiém obchodzić będziemy to szczęśliwe spotkanie. Musisz się trącić zemną.<br>
{{tab}}— To nie uchodzi — moja siostra spotka się z nami na sali — ona chce jechać do domu!<br>
{{tab}}— Twoja siostra? powiedział zdumiony von Schlewe. Powiedziałaś mi przecię wczoraj, że nie masz żadnych krewnych?<br>
{{tab}}Sandok zląkł się — czuł, że powinien być ostrożniejszym.<br>
{{tab}}— Tak jest, jak wczoraj powiedziałam, poszepnęła Turczynka i razem z kawalerem przybliżyła się do głównéj sali: mam tylko macochę i przyrodnią siostrę!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_201" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1255"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1255|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1255{{!}}{{#if:201|201|Ξ}}]]|201}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Toś ty jest rodzaj kopciuszka, biedne dziecko, rozumiem! Twoja chciwa władzy przyrodnia siostra da się namówić, aby tu jeszcze pozostała. Wczoraj tak mi uporczywie odmówiłaś wstępu do twojego domu — dzisiaj muszę go zwiedzić!<br>
{{tab}}— Nie nalegaj pan na mnie...<br>
{{tab}}— Muszę go zwiedzić! Twoja piękność, którą wczoraj bardziéj podziwiać mogłem niż dzisiaj, zrobiła mnie twoim wielbicielem! Tak, tak, twoim wielbicielem! Jeszcze nigdy nie widziałem dziewczęcia, które możnaby porównać z tobą, z twoją wysoką, pełną postacią! Chciałbym cię poznać bliżéj. Twoją siostrę przyrodnią potrafię sobie pozyskać, odprowadzę was do domu!<br>
{{tab}}— To nie uchodzi — macocha!<br>
{{tab}}— Każecie jéj iść spać, a potém, tak, że się nie domyśli, darujecie mi kilka chwil towarzystwa.<br>
{{tab}}— Stangret nas zdradzi!<br>
{{tab}}— Mój woreczek zamknie mu usta, bądź spokojna! Czy jeszcze kogo trzeba się obawiać — może ojca?<br>
{{tab}}— Ojciec umarł — był kamerdynerem cesarskim!<br>
{{tab}}— Kamerdynerem u cesarza — to wy jeszcze mieszkacie w Tuileries?<br>
{{tab}}— Nie, w St.-Cloud!<br>
{{tab}}— Dla czegóż szepcesz tak niewyraźnie i cicho?<br>
{{tab}}— Aby nas nikt nie słyszał!<br>
{{tab}}— Czarownie, moja najukochańsza Franciszko! Jakże możecie po nocy same jechać do St.-Cloud? Ja wam towarzyszę!<br>
{{tab}}— Otóż i moja siostra idzie!<br>
{{tab}}— Turczynka w tych samych barwach co ty? — możnaby was wziąć jedną za drugą! powiedział von Schlewe, bujający w nadziei spędzenia nieporównanie rozkosznéj nocy.<br>
{{tab}}Gdy sobie wyobrażał, że siostra przyrodnia może mieć równie piękną postać jak Franciszka, przyznał, że nie samo tylko szczęście, ale i biegłe jego oko wczoraj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_202" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1256"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1256|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1256{{!}}{{#if:202|202|Ξ}}]]|202}}'''<nowiki>]</nowiki></span>sprawiło, iż wybrał prawdziwą, ofiarę. Córki cesarskiego kamerdynera przedstawiały niejako rękojmię tego, że schwycił coś dobrego, a wspomnienie o pulchnych kształtach, których świadectwo ograniczenie tylko mógł widzieć na bulwarach, do najwyższego stopnia drażniło jego pożądliwość. Przyczyniał się do tego obszerny ubiór i gęste zasłony masek, każące się domyślać piękności i gorączkowo jego żądzę podżegające.<br>
{{tab}}— Jak się nazywa twoja siostra Franciszko? spytał gdy się do niéj zbliżyli.<br>
{{tab}}— Babetta — nie mów pan do niéj — ona szkaradna!<br>
{{tab}}„Ach! pomyślał von Schlewe: patrzcie, ta mała filutka trochę zazdrosna. Jeżeli się obawia siostry, można przypuścić, że ta jeszcze piękniejsza od niéj — obaczmy.“<br>
{{tab}}— Szkaradna — jak to rozumiesz? spytał cicho.<br>
{{tab}}— Ona panu nie odpowie. Pozwól pan, postaram się skłonić ją do tego, abyś pan z nami jechał!<br>
{{tab}}— Wybornie moja czarowna Franciszko, czyń co tylko można — ginę z niecierpliwości!<br>
{{tab}}Gdy mniemana Turczynka przystąpiła do siostry i z nią rozmawiała, von Schlewe miał czas podziwiać dwie jak na dziewczęta wysokie i piękne postaci. Nie powziął najmniejszéj wątpliwości, że nie będą jego ofiarami, tak jak często dotąd wszystkie inne, lecz że przeciwnie tym razem on będzie ofiarą swoich grzechów. Napawał się widokiem pięknie zbudowanych, niezakrytych łydek i w swojéj pożądliwéj fantazyi tak żywo malował sobie inne kształty dziewcząt, że aż drżeć począł, a nerwy jego rozdrażniły się. Ten niewolnik namiętności swojéj od téj chwili aż do osięgnąć się mającej rozkoszy, był ślepy ze wzruszenia i chuci — według swojego mniemania, tak dalece już miał w swojéj moc ydwie piękne postaci, a radował się myślą upojenia się niemi i ochłodzenia krwi wzburzonéj, która dziko w żyłach jego wrzała. Gdyby nim teraz wzgardziły, gdyby swojéj {{Korekta|niewinnośi|niewinności}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_203" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1257"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1257|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1257{{!}}{{#if:203|203|Ξ}}]]|203}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bronić chciały, był w stanie, jak to już nieraz uczynił, gwałtem zmusić je do uległości. Zręcznych planów i dobrych doświadczeń, zdecydowanych i milczących sług nie brakło mu nigdy, a wszelkich tłómaczeń umiał się zawsze wybornie wystrzegać.<br>
{{tab}}Wtém postrzegł nagle, że Franciszka nieco się ku niemu zwróciła i zdało mu się iż postrzegł ruch podobny do skinienia. Szedł więc za dwiema Turczynkami do wyjścia i na drodze zbliżył się do nich.<br>
{{tab}}— Baron chce nas odprowadzić do domu! posłyszał jak powiedziano.<br>
{{tab}}— Jeżeli bierzesz na siebie odpowiedzialność? niby odpowiedziała Babetta.<br>
{{tab}}— Już późna noc, rzekł z cicha, tuż idąc obok Turczynek śpieszących do rogu ulicy, przy którym zatrzymał się ekwipaż: pozwólcie, abym was wziął pod opiekę!<br>
{{tab}}— Pod jednym warunkiem, poszepnęła Franciszka, że w drodze pan nie wymówisz ani słowa i uczynisz wszystko co panu powiem!<br>
{{tab}}— Przysięgam ci to — o ja jestem posłuszny!<br>
{{tab}}„Jesteś w pułapce, tryumfując pomyślał sobie Sandok: jak drży ten niegodziwy!“<br>
{{tab}}Moro wsiadł do powozu.<br>
{{tab}}{{Korekta|Nie|— Nie}} zapominaj pan o stangrecie! poszepnął Sandok i także wsiadł.<br>
{{tab}}Według umowy stangret dostał sakiewkę i krótki rozkaz:<br>
{{tab}}— Napowrót do St.-Cloud.<br>
{{tab}}Na konie było cokolwiek za ciężko, ale u takich ludzi otrzymany pieniądz usuwa podobne uwagi. Gdy więc von Schlewe usiadł na przodzie, powóz ruszył po ciemnych ulicach drogą do St. Cloud.<br>
{{tab}}Baron tak usiadł, że był naprzeciw mniemanéj Franciszki. W powozie było dosyć ciemno. Gdy Sandok poczuł członki Schlewego w drażliwie ścisłém zetknięciu ze swojemi, brała go chęć, już w ciągu jazdy położyć <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_204" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1258"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1258|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1258{{!}}{{#if:204|204|Ξ}}]]|204}}'''<nowiki>]</nowiki></span>koniec życiu nędznika, który był głównym sprawcą najcięższych przeciwności księcia i Małgorzaty — ale przezwyciężył się wspomniawszy, że temu szatańskiemu rozkosznikowi należy przygotować śmierć, jaką, obmyślił, tak, aby skonał wśród swojéj chuci i namiętności i w mękach szaleństwa.<br>
{{tab}}Sandok miał plan przypominający straszliwe kary ludów dzikiego pokolenia — plan, w którym świeciła cała jego murzyńska dusza: — chciał patrząc jak znienawidzony powoli umiera, mordować go własną jego pożądliwością i przedstawić widowisko pełne zgrozy tańca umarłych murzyńskiego pokolenia. W jego dalekiéj ojczyźnie winnego kneblowano, a potém tańcowali około niego fantastycznie pomalowani i poubierani murzyni wśród dzikiego hałasu. Każdy przebijał nożem skazanego, zaczynając od członka ciała, którym zgrzeszył, i ten obrzydły taniec trwał poty, aż z winnego zrobiła się martwa massa.<br>
{{tab}}Wyrok Sandoka nie był tyle okropny — ale zdradzał się swoém pochodzeniem.<br>
{{tab}}Baron był zgubiony! Teraz nie mógł ujść kary, na którą niedomyślny szedł sam w zmysłowém upojeniu — sam utorował przygotowania do należytego powodzenia téj kary, tak, że na oślep, podobny do dzikiego zwierzęcia w czasie ciekania się, rzucił się na broń swojego przeciwnika.<br>
{{tab}}Wtém powóz zatrzymał się w głębokim cieniu murów zamku St.-Cloud.<br>
{{tab}}— Cicho, szepnął Sandok baronowi, który prędko wysiadł pierwszy, aby pomódz wysiąść Turczynkom i przypatrzyć się lepiéj ich postaciom.<br>
{{tab}}Von Schlewe, po wyjściu Sandoka z powozu, podał grzecznie rękę Morowi, a Sandok rozkazał stangretowi, aby wracał do Paryża.<br>
{{tab}}Przy zamku panowała śmiertelna cisza — mogło być około godziny pierwszéj. Ciemna noc otaczała zamek <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_205" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1259"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1259|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1259{{!}}{{#if:205|205|Ξ}}]]|205}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i ogrody. Powóz odjechał — von Schlewe szedł za dwoma czarnymi, którzy teraz zdjęli welony, przez przodowy park do bocznego skrzydła zamku — cicho i ostrożnie przesuwali się wszyscy trzéj po żwirowéj drodze.<br>
{{tab}}Nakoniec dostali się do drzwi bocznego wchodu. Moro otworzył je — Sandok poszepnął baronowi, aby stąpał ostrożnie w ciemnym korytarzu i dla tego pozostał tuż przy nim.<br>
{{tab}}Von Schlewe rozkosznie się uśmiechał.<br>
{{tab}}Był na drodze do bujającego rusztowania, po nad ktérém unosił się powabny anioł.<br>
{{tab}}Moro pobiegł naprzód, otworzył ostrożnie swój pokój i przyniósł klucz od pełnego zrządzenia pokoju.<br>
{{tab}}Wszystko to odbyło się tak cicho i tajemniczo, iż przez to nadzieje barona jeszcze bardziéj wzrosły — ta miłosna przygoda niezmiernie łechtała jego zmysły, bo miała rozmaite niebezpieczeństwa. Myślał o matce pięknéj ofiary, o mogącéj się przebudzić służbie — a potém o rozkoszy, jakiéj doznawać będzie w nocném towarzystwie dwóch sióstr.<br>
{{tab}}— Chodź pan tu, poszepnął Sandok i wciągnął Schlewego do pokoju, z którego już nigdy wyjść nie miał: tu nikt nas nie usłyszy!<br>
{{tab}}Moro zapalił lampę wiszącą u sufitu, któréj matowo czerwonawe światło rozwidniało nieco duszną przestrzeń.<br>
{{tab}}— Wybornie — wybornie, wołał baron, położył kapelusz z piórami i zdjął maskę. Teraz możemy porozwiązywać nasze uciążliwe ubiory i godzinkę porozmawiać.<br>
{{tab}}Von Schlewe chciał sam przyłożyć rękę do atłasowych masek Turczynek, ale nie dozwoliły tego, bo mu się wymknęły i roześmiały — nie chciały zdjąć masek, bo też i baron miał na sobie złotem wyszywany kawalerski spencer.<br>
{{tab}}Trzéj w pokoju anioła dusiciela znajdujący się odbywali śmiertelną maskaradę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_206" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1260"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1260|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1260{{!}}{{#if:206|206|Ξ}}]]|206}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Baron przyglądał się pokojowi. Widział zamknięte okna i firankami zasłonione drzwi balkonu, widział sprężyste, wabiące jedwabne poduszki łóżka pod bujającymi uśmiechającym się aniołem, utrzymującym kotarę — a wszystko przy przycmioném świetle lampy wydawało się jeszcze wonniejsze, jeszcze ułudniejsze.<br>
{{tab}}Sandok dał znak baronowi, aby dla wypoczynku położył się na miękkich poduszkach — ten chciał pochwycić maskę i przyciągnąć do siebie, ale mu się wymknęła, radował się oglądaniem tych części jéj członków, które odkryć zdołał.<br>
{{tab}}Moro wyszedł z pokoju — Sandokowi udało się zręcznemi ruchami, odurzonego pustaka umieścić na poduszkach — ukląkł przy nim i wskazał powabnie uśmiechającego się anioła, który się nad baronem unosił i wywierał na nim wrażenie.<br>
{{tab}}Wtém Moro wsunął się do pokoju — coś niepostrzeżenie położył na kobiercu, tak, że leżący tego spostrzedz nie mógł — potém rozpoczął z Sandokiem jakiś dziki, rozpustny taniec po białym kobiercu pokoju, który przygłuszał stąpanie — kręcili się w koło, gwałtownie, zręcznie.<br>
{{tab}}Taniec ten odznaczał się jakąś dziką, pałającą cechą Południa i Wschodu — raz członki ich dotykały poduszek, na których baron niby sułtan spoczywał i nie mógł się napatrzyć temu widokowi, aby potém w chwili najwyższego rozdrażnienia wychylić kielich rozkoszy; to znowu kręciły się szybkim wirem w ułudnych pozach po głębi niepewnie oświetlonego pokoju.<br>
{{tab}}Dobrze odgrywali swoją rolę. I w nich zatliło się coś nakształt żaru dalekiéj ich ojczyzny. Ruchy ich podobnie jak wszystkich murzynów, były obok swojéj dzikości tak miękkie, tak zwinne w zwrotach, że nawet oszukały spoczywającego rozkosznika, którego zmysły coraz się bardziéj rozpalały i jak w czuwającém marzeniu używały chwilowéj rozkoszy, podobnie temu, kto się przez opium upoił lub zażył haszyszu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_207" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1261"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1261|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1261{{!}}{{#if:207|207|Ξ}}]]|207}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Oczy Sandoka jak oczy tygrysa wpatrywały się w stan jego ofiary — spojrzenia odurzonego jeszcze zawsze spoczywały na tańczących członkach masek — twarz jego pałała — żyły wzbierały — krew strasznie uderzała — stękał namiętnie rozpalony, zamierzał wyskoczyć i zaspokoić chuć swoją do szaleństwa posuniętą — oczy przewracał — musiał zebrać wszystkie siły, aby się podnieść z poduszek i pochwycić którąś z masek.<br>
{{tab}}Lecz Sandok uchylił się i podniósł coś z podłogi — Moro uczynił to samo — były to przedmioty, które po przednio przyniósł — w jednéj chwili welony fałdziste opadły na ramiona, a z pomiędzy nich wychyliły się trupie głowy z ciał tańcujących masek i zbliżyły się do przerażonego rozkosznika.<br>
{{tab}}Na tak nagły widok wyraz szaleństwa dziko zmienił twarz Schlewego — śmierć zaśmiała się do niego z ciał tańcujących masek... obłąkane, niezaspokojoną żądzą pałające zmysły odmówiły mu nagle posługi, jakby się zerwała struna nad siły wyprężona.<br>
{{tab}}Ofiara swoich ofiar, łup szalonéj chuci upadł znowu na poduszki... jego oczy jak koła kręciły się w głowie — członki okropnie drgały — biała piana wystąpiła na usta...<br>
{{tab}}Moro szybkim ruchem zagasił lampę.<br>
{{tab}}— Anioł dusiciel dopełni swojego obowiązku! rzekł, i wyszedł razem z Sandokiem szybko z pokoju śmierci, bo zatrute jego powietrze i na nich już działać zaczęło i dech im wstrzymywało.<br>
{{tab}}Czaszki zanieśli znowu na swoje miejsca. Moro pożyczył czarnemu bratu nieco swojéj odzieży, i wkrótce na dwóch murzynach nie było ani śladu tego co się stało.<br>
{{tab}}Blizko w godzinę potém weszli ze świecą w ręku do pokoju anioła i przystąpili; do jedwabnych poduszek, na których leżał ukarany.<br>
{{tab}}Przedstawiał okropny widok — walkę, jaką stoczył ze śmiercią, znać było nietylko na jego pokurczonych <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_208" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1262"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1262|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1262{{!}}{{#if:208|208|Ξ}}]]|208}}'''<nowiki>]</nowiki></span>palcach, na przygryzionych ustach — ale wypisana okropnemi literami na jego obliczu, że kara, którą tylko co wycierpiał, nie była jeszcze największa, że zamiast spokoju i zbawienia, za nieskończoną liczbę zbrodni i występków oczekuje go sprawiedliwość bożka.<br>
{{tab}}Sandok przeżegnał się — poczém z Morem wyszedł z pokoju, mimowolnie spojrzawszy pierwéj na anioła, który uśmiechając się błogo i niezmiennie, bujał po nad ciałem człowieka, po którym nigdy nikt łzy nie wylał.<br>
{{tab}}Równo ze świtem Sandok wrócił do Paryża i doniósł księciu de Monte-Vero o wszystkiém co się stało.<br>
{{tab}}Około tego czasu znaleziono w St.-Cloud w osławionym pokoju ciało barona i poznano mimo przebrania. Kwestya, zkąd się on tam wziął, z powodu intendenta wyrodziła się w śledztwo, przyczém głównie winnym okazał się Moro, bo u niego były klucze w zachowaniu.<br>
{{tab}}Murzyn wypierał się ciągle wszelkiego wpływu na ten wypadek, i pragnął, aby go stawiono przed księciem de Monte-Vero.<br>
{{tab}}W kilka godzin późniéj powóz Eberharda zatrzymał się przed zamkowym gankiem. Zaszczycił intendenta odwiedzinami mającemi na celu okazać mu pismo cesarza, które naturalnie zawiesiło wszelką karę i odpowiedzialność na czarnego sługę Mora wymierzoną.<br>
{{tab}}Opuszczając jednak zamek, gdy Moro rzucił mu się do nóg, książę ostrzegł go, aby drugi raz nie dopuszczał się nigdy podobnego spełniania katowskiego urzędu.<br>
{{tab}}Po upływie kilku dni, gdy pochowano barona, cesarz przybył do St.-Cloud, i długo, a jak powiadano, gwałtownie rozmawiał z intendentem. Przedmiotem rozmowy zapewne był ów pokój złowrogi i bujający anioł, bo cesarz kazał się tam zaprowadzić i długo a gruntownie oglądał przyległe przestrzenie, dla powzięcia wyjaśnień co do strasznych własności tego pokoju. W skutek tego zwiedzenia, usunięto natychmiast bujającego anioła, znisz- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_209" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1263"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1263|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1263{{!}}{{#if:209|209|Ξ}}]]|209}}'''<nowiki>]</nowiki></span>czono całkiem zewnętrzne ściany pokoju, i na zawsze rozproszono zjadliwe wydobywające się tam gazy. Dopiero po dokonaniu tego wyprowadzono nowe mury, i przestrzeń tę przeznaczono na przechowywanie narzędzi ogrodniczych, do czego i dzisiaj służy. Wszystko co tam zaszło, dzisiaj pokrywa gęsta zasłona — niechętnie wspominają przeszłość tego pokoju, nie wzmiankują nigdy o aniele dusicielu — ale starzy słudzy zamkowi zawsze jeszcze unikają wejścia do téj przestrzeni, bo nie mogą tak łatwo stłumić w sobie pamięci na to, co się w niéj niegdyś działo.
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_210" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1264"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1264|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1264{{!}}{{#if:210|210|Ξ}}]]|210}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ XIII.|w=120%|po=8px}}
{{c|Ostatnia noc w pałacu Angoulême.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}W kilka dni po tak straszliwéj śmierci barona, w pośród nocy, właśnie gdy hrabina Leona Ponińska przybyła do swojego buduaru, weszła tam jeszcze raz mocno pomieszana jéj sługa.<br>
{{tab}}— Racz pani przebaczyć, wyjąkała: jakiś pan tak uporczywie żąda wejścia, że muszę go zameldować, aby nie sprawdził swojéj groźby, że się sam zamelduje!<br>
{{tab}}Hrabina, w lekkiém nocném okryciu i z rozpuszczonemi włosami na sofie spoczywająca i widocznie zatopiona w myślach, które zachmurzyły jéj czoło i oczy, słysząc to zerwała się i zawołała:<br>
{{tab}}— Kto śmie? co to za zuchwalec? pozwala sobie mówić takie słowa?<br>
{{tab}}— Nie chciał wymienić swojego nazwiska i utrzymywał, że często jest tutaj przyjmowany!<br>
{{tab}}— Niesłychane rzeczy! pomruknęła Leona — czy wiedzą, że hrabina Ponińska wyczerpała wszelkie źródła i śmią w nocy zbliżać się do niéj z rachunkami?Nie pojmuję, gdzie ten baron bawi — już mu także nie wierzę...<br>
{{tab}}— Najświętsza Panno — nieznajomy! zawołała sługa, postrzegając w portyerze natrętnego człowieka, w nieco zniszczonéj odzieży i ze zdziczałą siwo-rudawą brodą.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_211" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1265"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1265|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1265{{!}}{{#if:211|211|Ξ}}]]|211}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Fursch! wykrzyknęła Leona, cofając się, bo widok jego był straszny, oczekiwała raczéj każdego innego niż jego.<br>
{{tab}}— Żadnéj komedyi, pani hrabino! Nie lubię długo pozostawać w przedpokoju! Czas mój na to za kosztowny, mówił Fursch, wchodząc do buduaru obok osłupiałéj pokojówki. Możesz odejść, moja kochana: mam do pomówienia na czworo oczu z twoją panią! Nie prawdaż, pani hrabino, pani pochwalasz moje na pozór uderzające znalezienie się? Jeszcze bardziéj pochwalisz, jeżeli mnie wysłuchasz! Zawsze to wielka rzecz odważyć się wstąpić do pałacu pani, i spodziewam wdzięczności pani za ten dowód mojego interesowania się.<br>
{{tab}}Gdy służąca z pomieszaną miną odeszła, Fursch niedbale położył na marmurowym stolika niezbyt elegancki kapelusz i rzucił się na krzesło.<br>
{{tab}}Leona patrząc na to poruszenie, nie mogła zdobyć się na przemówienie — stała jak skamieniała.<br>
{{tab}}— Jestem niezmiernie strudzony, moja łaskawa pani! Siadajmy. Mam pani wiele do powiedzenia, co wymaga spokojnéj rozwagi. Pani i nasze interesa stoją źle!<br>
{{tab}}— Mój panie, widzisz mnie bardzo przerażoną! dumnemi usty wymówiła Leona.<br>
{{tab}}— Bardzo to pojmuję, moja łaskawa pani! pani nie wiesz jeszcze wielu rzeczy, o których niestety! mam zawsze zaszczyt wiedzieć!<br>
{{tab}}— Widzisz pan, że czekam niecierpliwie!<br>
{{tab}}— Ten ton dziwi mnie! Albo może to fałszywa pogłoska, że właścicielka zamku Angoulême liczy się do upadłych paryzkich wielkości, że zamkowi, grozi subhastacya, bankructwo.<br>
{{tab}}Po obliczu hrabiny przebiegła śmiertelna bladość — widocznie z trudnością wstrzymywała się od okazania Wewnętrznego wzruszenia — wszystko na raz niby zwarło się na hrabinę tyle zawsze zdolną do stawiania wszystkiemu czoła.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_212" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1266"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1266|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1266{{!}}{{#if:212|212|Ξ}}]]|212}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pan widzę chcesz próbować mojéj cierpliwości. — Kto śmie podobne rzeczy rozgłaszać o zamku Angoulême?<br>
{{tab}}— Zwykle dobrzy przyjaciele nie wahają się mówić prawdy i rzetelnie donosić o tém, co inni po cichu opowiadają! sarkastycznie utrzymywał Fursch.<br>
{{tab}}— Jutro baron zniszczy te wieści, bo niezwłocznie uporządkuje interessa.<br>
{{tab}}— Baron — o jakim baronie myślisz łaskawa pani? spytał Fursch zdziwiony, lecz z djabelskim uśmiechem.<br>
{{tab}}— Baron von Schlewe, który ciągle zarządza interesami zamku Angoulême.<br>
{{tab}}— Jeżeli masz w piekle do uregulowania to i owo, moja łaskawczyni, rzekł radując się z przestrachu Leony, to zapewne nie znajdziesz lepszego administratora swoich interesów — ale tu na ziemi, trudno byłoby baronowi od dni kilku jeszcze ziemskiemi marnościami się zajmować.<br>
{{tab}}— Co pan mówisz! — nie rozumiem pana...<br>
{{tab}}— Pani zdajesz się nie wiedzieć, moja łaskawczyni, że jéj zaufany przyjaciel, baron von Schlewe, przed kilku dniami uległ pod nastawaniami księcia de Monte-Vero?<br>
{{tab}}— On nie żyje? — zawołała przerażona Leona — to kłamstwo — to niepodobna!<br>
{{tab}}— To panią gniewa, rzekł Fursch jak najspokojniéj, a mnie na prawdę przykro przynosić pani taką wiadomość, bo przewiduję jak to niemiłe dla pani następstwa sprowadzi. Będziesz pani musiała przywyknąć do myśli obchodzenia się bez barona! Tém mniéj sądziłem, że ta smutna wiadomość będzie dla pani nowością, że jutro już baron jak najciszéj ma być pochowany.<br>
{{tab}}Leona słysząc to odsunęła z czoła pełny, ciemny włos, i tym ruchem złożyła dowód wrażenia, jakie ta nagła wiadomość na niéj wywarła. Do téj chwili nie przychodziło jéj na myśl, że ten, od którego jedynie w kłopotach swoich spodziewała się czynnéj pomocy, już należy do zmarłych — a pomocy téj tak potrzebowała, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_213" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1267"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1267|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1267{{!}}{{#if:213|213|Ξ}}]]|213}}'''<nowiki>]</nowiki></span>iż bez niéj czekało ją co może być najgorszego, Nigdy niczyjéj rady niepotrzebująca, zbladła i zachwiała się...<br>
{{tab}}Lecz powoli zapanowała nad sobą, bo widziała przed oczyma świadka swojéj słabości; jéj ciemne oczy znowu zapałały — marmurowa spokojność znowu osiadła na twarzy.<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, że pan wiesz wszystko! wymówiła? cicha z odzyskaną dumą, ale i z goryczą, mającą ukryć jéj upadek przed bezwstydem rozwalającego się na krześle Furscha. Pan wiesz wszystko — kto mi to zrobił, kto winien nagłéj śmierci barona?<br>
{{tab}}— Łaskawa pani zapytujesz o to? Ten, w którego ręku znajdujemy się wszyscy, w obec którego wszyscy winni jesteśmy!<br>
{{tab}}— Książę...<br>
{{tab}}— Książę de Monte-Vero otrzymał upoważnienie, wszystkich nas, którzy jesteśmy jego nieprzyjaciółmi, ukarać według swojéj woli i upodobania — wygnać nas, poćwiartować, pooślepiać lub jak mu się podoba!<br>
{{tab}}Leona spojrzała na człowieka, który i w takiéj chwili jeszcze mógł żartować.<br>
{{tab}}— I któż miał owemu księciu nadać taką moc? mówiła pogardliwie. Uważam, że do żartów czas teraz zupełne niewłaściwy!<br>
{{tab}}— Niech mnie Bóg strzeże od żartów, moja łaskawczyni! czas mój drogi i wymierzony! To już ostatnia noc bezpieczna dla mnie w Paryżu, bo jak słyszę, ten przeklęty murzyn księcia wie, że mi się udało płynąc uniknąć ognistéj śmierci, którą obmyślałem dla księcia i jego towarzyszy. Pełnomocnictwo do ukarania nas wszystkich dawniejszemu małżonkowi pani dał cesarz, a pierwszym przykładem ostrzegającym, w jaki sposób to pełnomocnictwo wykonać zamierza, jest baron, którego jutro zagrzebią w ziemię. Kto teraz jest pierwszy z rzędu, pani czy ja, to Niebu wiadomo — a książę!....<br>
{{tab}}— Jeżeli pan mówisz prawdę... jękła Leona wal- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_214" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1268"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1268|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1268{{!}}{{#if:214|214|Ξ}}]]|214}}'''<nowiki>]</nowiki></span>cząc z wściekłością i obawą — ta wiadomość mogła ją pozbawić zmysłów.<br>
{{tab}}— Wszelka wątpliwość, moja łaskawczyni w tych dniach już tak się ciężko a mściwie sprawdzi, że powinienem usilnie przypomnieć pani obowiązek pomyślenia o swojém ocaleniu. Jedyném dla nas zbawieniem jest ucieczka!<br>
{{tab}}— Ucieczka? — z pogardą powtórzyła Leona — czyż to pan jesteś ów Fursch, który mi dawniéj niejednokrotnie przysięgał i płacić sobie kazał za to, że tego księcia... nieszkodliwym uczyni?<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, że wszystkiego pod tym względem próbowałem — ale zamiast powodzenia...<br>
{{tab}}— Zrobiłeś pani tyle, jakbyś był tajemnym jego sługą lepsze od niego pobierającym wynagrodzenie, że księciu, wszystko się powiodło! Znalazł córkę — znalazł jéj dziecię — przerwała szyderczo uśmiechająca się Leona, bo oburzenia swojego dłużej powstrzymać nie mogła.<br>
{{tab}}— A stracił chłopca! To rzeczywiście było jedyne zdarzenie, które mi się udało. Przeciw takiéj potędze jak książę, moja częsta gotowość poświęcenia życia, które narażałem, okazała się daremną. Ale nie traćmy czasu, łaskawa pani, na takich gawędach! Mamy do pomówienia o rzeczach ważniejszych. Powtarzam, że zbawienia naszego tylko w ucieczce szukać należy, i to w ucieczce natychmiastowéj!<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, że pan już ułożyłeś jéj plan: posłuchajmy!<br>
{{tab}}— Plan dotyczę pani i mnie!<br>
{{tab}}— A więc ja w pańskiém towarzystwie? zauważyła Leona.<br>
{{tab}}— Rzeczywiście! Musisz pani na to przystać, moja łaskawczyni, chociaż widzę, że to pani zdaje się być za trudne, ale w dniach potrzeby musimy przyzwyczaić się do pożegnania z dumą!<br>
{{tab}}— Mów pan — na wszystko jestem przygotowana!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_215" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1269"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1269|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1269{{!}}{{#if:215|215|Ξ}}]]|215}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zapewne pani posiadasz jeszcze dostateczne środki do ucieczki do Północnéj Ameryki — kilkakroć sto tysięcy franków wystarczą dla nas obojga! O! będziemy skromni, moja łaskawczyni!<br>
{{tab}}— Daléj — daléj — nalegała Leona.<br>
{{tab}}— Zwyczajną drogą ucieczka niepodobna, bo po wszystkich miejscach nastawiona przez księcia policya czynnie nas pilnuje. Bez ratunku wpadlibyśmy w jéj ręce, gdybyśmy chcieli odbyć podróż okrętem wychodźców lub każdym innym statkiem. Trzeba więc wykonać coś genialnego, aby owych szpiegów omylić!<br>
{{tab}}— Spodziewam się, że plan, który pan przygotowałeś, jest lepszy niż dawniejsze, które po większéj części się nie udawały.<br>
{{tab}}— Mam nadzieję, że nam ocali życie. Nie zapominaj pani, że dla siebie samego człowiek jest najbardziéj wynalazczym i że ucieczkę z panią podzielam!<br>
{{tab}}— A zatém wyjaw mi pan swoją tajemnicę!<br>
{{tab}}— W kilku słowach ją wyłożę! W takich razach najlepsze są najprostsze środki. Do przejazdu musi nam posłużyć bryg parowy księcia, stojący na kotwicy W Hawrze!<br>
{{tab}}— „Germania?“ — To myśl szalona!<br>
{{tab}}— Tak się zdaje prostaczkom! Lecz pozwól pani dać sobie bliższe objaśnienie, może wtedy odpowiesz inaczéj. Pamiętaj, łaskawa pani, że mamy przecięte wszystkie drogi, że wszystkie bramy obsadzone, wszystkie ulice pilnowane — to rzecz ważna! Jeżeli pani wybierzesz drogę żelazną, to wprost wpadniesz w ręce policyjnych agentów. Jeżeli zechcesz jechać ekstra-dyliżansem, to na najpierwszéj stacyi zatrzymają nas i uwiężą. Wszystkie porty, wszystkie miejsca graniczne, osadzone są Urzędnikami, którzy nad nami czuwają i przed którymi nawet z cudzemi pasportami nie ujdziemy — bo oni posiadają nasze fotografie. Widzisz pani, że o wszystkiém pamiętają, że do nas wielką wagę przywiązują. O „Ger- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_216" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1270"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1270|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1270{{!}}{{#if:216|216|Ξ}}]]|216}}'''<nowiki>]</nowiki></span>manii“ nikt nie myśli! Stoi sobie w Hawrze, gotowa na rozkaz księcia wypłynąć na morze. Osada nie zna nas — odwiezie nas niezwłocznie do Calais albo do Londynu, jeżeli przywieziemy podsternikowi rozkaz księcia, i nikt nie przeszkodzi wypłynięciu „Germanii,“ gdy inne okręty podlegają mniéj lub więcéj ścisłéj rewizyi!<br>
{{tab}}— Ależ niepodobieństwo otrzymać taki rozkaz księcia!<br>
{{tab}}— Pani i ja potrzebujemy ocalić życie, moja łaskaw — czyni, więc dla nas nie ma niepodobieństw! Pani doskonale umiesz naśladować charakter pisma dawniejszego swojego małżonka! Daj mi pani pismo zawierające te słowa: Okaziciele mają być natychmiast przewiezieni do Londynu! Słowo daję, że za kilka dni będziemy stąpali po angielskiéj ziemi, jeżeli ręka pani nie zadrży, lecz pismo niejako naśladować zdoła. Herb księcia jest zawsze ten sam jaki się znajduje na pierścieniu z pieczątką, który niegdyś na pani pięknéj ręce widziałem — przyłóż pani tę pieczęć na naśladowaném piśmie, a mnie pozostaw przewiezienie pani do Hawru na „Germanię.“<br>
{{tab}}Leona rzuciła badawcze, przeszywające spojrzenie na Furscha, który wstał i jakby znajdował się we własnym domu, zbliżył się do biurka hrabiny.<br>
{{tab}}— Jeżeli pan jesteś kreaturą księcia, mającą zamiar złapać mnie w sidła, aby przez to wyjednać dla siebie wynagrodzenie, to zwracam pańską uwagę, że skazanym często się robią obietnice, aby ich skłonić do zeznań i pomocy, lecz tych obietnic nigdy nie dotrzymują! powiedziała Leona, widząca się już w otoczeniu nasłańców Eberharda.<br>
{{tab}}— Dotąd byłaś pani w oczach moich kobietą, któréj przypisywałem kiedyś rodzaj bohaterstwa! Teraz, gdybym był na prawdę tak zaślepiony, jak pani mniemasz, pozostaje jeszcze dla pani śmierć Kleopatry, która wołała raczéj umrzeć, niż oddać się w ręce nieprzyjaciół. Nie, nie, moja łaskawczyni! Potrzebuję pisma, któ- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_217" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1271"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1271|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1271{{!}}{{#if:217|217|Ξ}}]]|217}}'''<nowiki>]</nowiki></span>re pani przygotujesz, i pieniędzy, aby umożliwić naszą ucieczkę. Widzisz pani, że jestem nadzwyczaj szczery! Proszę, siadaj pani! Oto papier — i pióro! Dobrze byłoby pierwej spróbować, czy się pani uda sztuka naśladowania pisma dawniejszego pani małżonka!<br>
{{tab}}— Leona wahała się... namyślała — widocznie zastanawiała się w duchu nad rozpaczliwém swojém położeniem.<br>
{{tab}}— Niech i tak będzie, rzekła; dyktuj pan, jesteś mistrzem w takich rzeczach!<br>
{{tab}}— Każdy w swoim rodzaju, łaskawa pani, nie trzeba się za nizko szacować! zaśmiał się Fursch i przysunął hrabinie krzesło do biurka.<br>
{{tab}}Leona usiadła i pochwyciła pióro — ręka jéj nie drżała. Gdy wszystko wrzało i huczało w jéj wnętrzu, powierzchownie zachowała marmurową spokojność — i w téj nawet godzinie ta kobieta dowiodła siły i umiejętności przezwyciężania siebie, spokojności i panowania nad sobą. Ale i dla niéj istniały pewne granice — a jeżeli je złamała, zachwiała, się to już na zawsze.<br>
{{tab}}— Proszę najprzód o próbę — tu, ten kawałek papieru wystarczy! A więc, — Fursch przechadzał się po buduarze i dyktował:<br>
{{tab}}„Okaziciele tego rozkazu mają być bez zwłoki przewiezieni moim brygiem parowym „Germania“ do Londynu.“ Na dole na lewo, w rogu: „Do podsternika Germanii,“ na teraz w porcie Harwu.“<br>
{{tab}}Leona napisała — Fursch przystąpił do niéj i spojrzał na kartkę przez jéj ramię.<br>
{{tab}}— Wybornie, na honor, wybornie! ta próba może ujść za oryginał, którego użyjemy! Teraz tylko o pieczęć proszę i wszystko będzie w najlepszym porządku. Pomyśl pani, jakiego figla wyrządzamy księciu, wystawiamy go na pośmiewisko. A cóż jest gorszego, co dokuczliwszego nad pośmiewisko? Używamy jego okrętu do ucieczki! Nie ma się co namyślać! Jutrzejszej nocy staniemy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_218" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1272"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1272|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1272{{!}}{{#if:218|218|Ξ}}]]|218}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w Hawrze — za dwa dni jesteśmy w Londynie. Zaufaj pani hrabina zupełnie mojemu przewodnictwu; wygramy!<br>
{{tab}}— Miejmy tę nadzieję — tu jest papier opatrzony pieczęcią! Mówiłeś pan poprzednio o pieniądzach, które mieć musimy...<br>
{{tab}}— Przypuszczałem, że pani jak każdy bankrutujący, zachowasz coś dla siebie, moja łaskawczyni, powiedział Fursch, chowając papier do kieszeni; sądzę, że pani pamiętałaś o swojéj prywatnéj szkatułce! Bez pieniędzy...<br>
{{tab}}— Baron zawiadywał moją szkatułką — w biurku mam zaledwie tysiąc franków!<br>
{{tab}}— Tak bez środków to się jest zaledwie żoną dziennego najemnika: pani musisz mi zapłacić tysiąc razy tyle, abym ją z sobą mógł uprowadzić!<br>
{{tab}}— Z pozostałości po baronie wypłacą mi moją należytość!<br>
{{tab}}— Baron panią oszukiwał w czém tylko mógł, moja łaskawczyni i w każdym razie przerachowałaś się pani, bo majątek jéj przyjaciela przypadł skarbowi. O jakże mocno pani żałuję! Co to za wyszukany zbieg nieszczęśliwych okoliczności!<br>
{{tab}}— Potrafię sobie dostać pieniędzy!<br>
{{tab}}— O ktôréj godzinie?<br>
{{tab}}— Jutro około południa. Wszak dopiero jutro w nocy zamierzasz pan jechać do Hawru!<br>
{{tab}}Fursch wzruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Jutro około południa — niepodobna moja łaskawczyni, wszystkobyśmy przez to zniszczyli! Nie jestem w stanie jeszcze raz zwiedzać tego zamku, bo to wyrównywałoby uwięzieniu mnie.<br>
{{tab}}— Więc pan chcesz sam uciekać?<br>
{{tab}}— Z wielkim moim żalem — tak jest!<br>
{{tab}}Leona wstała z krzesła — a to mówiąc kurczowo ujęła ręką za jego poręcz — dziki, rozpaczliwy rys osiadł na jéj ustach — oczy ogniem tryskały — ujrzała się opuszczoną nawet przez tego łotra, kiedy się do tego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_219" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1273"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1273|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1273{{!}}{{#if:219|219|Ξ}}]]|219}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stopnia poniżyła, że gdy wszystko runęło, jemu się powierzyła i do ucieczki dopomogła.<br>
{{tab}}Tego już dusza téj kobiety przenieść nie mogła. Cała siła i okropność, jaka pierwéj wybuchła w niéj, kiedy chodziło o posłużenie jéj dumie i celom, zabłysły w téj chwili na jéj obliczu, podobném do głowy Meduzy — zacisnęła pięści — usta jéj trzęsły się — w takiéj chwili była w stanie udusić nędznika, który w téj godzinie był w stanie pogardliwie z nią postępować i naśmiewać się.<br>
{{tab}}Fursch dostrzegł téj zmiany, postrzegł rozpacz, jaka owładnęła hrabiną — znał jéj stanowczość i energię — ale się jéj już nie lękał, a tém mniéj na nią zważał, że już się nie spodziewał wyciągnąć z niéj żadnéj korzyści.<br>
{{tab}}Ukłonił się z uśmiechem, na wpół uprzejmym, wpół szyderczym, nie odwracając od niéj oczu i śledząc każde najmniejsze poruszenie.<br>
{{tab}}— Pamiętaj łaskawa pani, że mnie tu nie było, i czyń swoje rozporządzenia bezemnie. Przyznasz mi pani zarazem, że daleko łatwiéj i korzystniéj jest starać się o siebie samą i uciekać, aniżeli dbać o dwoje — korzyść ta służy zarówno pani jak i mnie!<br>
{{tab}}— Pan odchodzisz — wyzionęła Leona, gdy Fursch przystąpił do portyery. Pan uciekasz sam...<br>
{{tab}}— Bywaj pani zdrowa — spodziewam się, że się w Londynie zobaczymy! odpowiedział Fursch i rozsunął Portyerę.<br>
{{tab}}— Nędzniku! zawołała Leona przytłumionym głoa wielkie jéj oczy rozszerzyły się — i cisnęły błyskawicami za wychodzącym z pokoju zbrodniarzem — grożąc wystąpiła krokiem naprzód: — ja zginę — ale pierwéj ciebie za sobą w przepaść pociągnę! Tę rozkosz, uciechę pragnę sobie zapewnić, nim się sama zgubię, a potém umrę zaspokojona. Nie uciekniesz. Nie dostaniesz się do Londynu! Leona to poprzysięga — Leona, którą w godzinie przekleństwa godnéj słabości oszukałeś i poniżyłeś!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_220" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1274"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1274|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1274{{!}}{{#if:220|220|Ξ}}]]|220}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Oblicze zrozpaczonéj wyglądało okropnie — rysy jéj zmieniły się jak u furyi — drżała z gniewu i chęci zemsty — trzęsącą się ręką pochwyciła za dzwonek — jasny jego dźwięk rozległ się głośno po zamożnie urządzonéj przestrzeni, w któréj kiedyś spoczywała Wenus, a dzisiaj stała Megera.<br>
{{tab}}Zapomniała o nieradności i słabości, jakim na chwilę uległa — Leona była znowu dumną, despotyczną kobietą — teraz śmiertelnie obrażoną i gniotącą na miazgę tego, który ośmielił się ją zhańbić.<br>
{{tab}}Służąca wpadła do pokoju i ujrzała przed sobą swą panią tak okropnie groźną, że zbladła ze strachu.<br>
{{tab}}— Pobudź służbę — śpiesz na dół. Niech wszyscy będą przy mnie! Pozapalaj świeczniki! Przyszléj mi tu lokaja do pokoju!<br>
{{tab}}Pokojówka wybiegła, wykonać nagłe rozkazy hrabiny — nigdy jeszcze nie widziała swojéj pani w takiém jak teraz usposobieniu — lękała się jéj.<br>
{{tab}}W kilka minut późniéj przyszedł do buduaru lokaj, przygotowany do porywczości hrabiny, ale i on cofnął się przerażony widokiem, jaki przedstawiała groźna, trzęsąca się jéj postać.<br>
{{tab}}— Biegniéj natychmiast na ulicę Rivoli! Czy znasz pałac księcia de Monte-Vero? porywczo zapytała hrabina.<br>
{{tab}}— Pałac znam!<br>
{{tab}}— Żądaj aby cię wpuszczono do Sandoka, książęcego murzyna.<br>
{{tab}}— Do murzyna, który przed pewnym czasem...<br>
{{tab}}— Wsunął się tu do pałacu! Powiedz mu, aby zaraz z tobą — tu przyszedł!<br>
{{tab}}— Będzie się wzdragał!<br>
{{tab}}— Nie będzie, jeżeli mu powiesz, że hrabina Ponińska ma mu coś bardzo pożądanego oświadczyć! Powiedz mu, że go proszę, aby tu przyszedł — tylko zaraz jeszcze teraz w nocy! Jutro jużby mogło być za późno! — Śpiesz się — czekam niecierpliwie twojego powrotu!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_221" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1275"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1275|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1275{{!}}{{#if:221|221|Ξ}}]]|221}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Lokaj nie mogąc pojąć tak nagłego rozkazu swojéj pani, wybiegł.<br>
{{tab}}Leona chodziła niespokojna po pokoju... Czy w godzinie rozpaczy i rozczarowania przebudziło się w niéj przekonanie o winie? Czy też może był to gniew, z powodu, że ją nagle wszyscy opuścili, że wszystko przepadło?<br>
{{tab}}— Zgubiona — mruczały jéj usta. Całkiem zgubiona! Gra się skończyła — jam w jego mocy! Ale nie — nigdy, Eberhardzie! Tylko mój trup do ciebie należy!<br>
{{tab}}On mnie każę ścigać — on przyszłe tu do pałacu swoich siepaczy — on mnie ukarze, nie zmieniając żaddnego rysu twarzy, jak nieznajomy! Tego tryumfu Leona ci nie dopuści, takiego końca nie przeżyje!<br>
{{tab}}Albo może mną do tego stopnia pogardza, że mnie uważa za niegodną swojéj nienawiści? Dumny — a tak się spodziewam! W takim razie mimo wszelkich powodzeń, to jedno mi się nie udało! Powinieneś był mnie nienawidzieć, Eberhardzie, to był mój cel, ciebie i świat opanować! Oni przedemną klęczeli, wszyscy w prochu się tarzali... tylko ty ani razu nie dałeś o sobie znaku, nigdy nie tchnąłeś nawet nienawiścią! Nic — nic! Że nie oszalałam z powodu niezaspokojonych usiłowań, które nic nie szczędziły, które się nic nie lękały, a na które nie zważałeś, jakby mnie już święta ziemia nie nosiła!<br>
{{tab}}Zuchwały... Chciałeś być podobny Bogu — to mnie do piekła zagnało! I ty masz zwyciężyć... tego nie może przenieść na sobie moja pałająca dusza — raczéj zginąć — umrzeć — przysypana ziemią nie widzieć, co się stanie! Może zmarła przyniesie ci znak uczucia — nie miłości! Tylko chodzi mi głównie o jeden znak, o jedno słowo... chociażby o przekleństwo...<br>
{{tab}}Leona zachwiała się — namiętnie oburącz twarz zakryła — była gorączkowo rozdrażniona — czuła się zwyciężoną, złamaną, bezwładną — co dla jéj olbrzymiéj, obłąkanéj duszy to samo znaczyło co śmierć!<br>
{{tab}}Córka straszliwego Korsykanina, co gnany nieopi- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_222" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1276"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1276|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1276{{!}}{{#if:222|222|Ξ}}]]|222}}'''<nowiki>]</nowiki></span>saną chęcią panowania, był plagą świata, miała jego krew w żyłach — lecz u niéj ta krew, zmieszana z krwią namiętnéj Polki, znalazła inne środki i drogi do objawiania swojéj niesforności. Gdyby zamiast na wzór straszliwego, wszystko pustoszącego ojca, zwróciła była swoją olbrzymią duszę raczéj ku celom szlachetnym i wzniosłym, jakichże w połączeniu z owym wspaniałomyślnym, wielkim mężem, którego drogi dziwne zrządzenie z jéj drogami zetknęło świat uszczęśliwiających byłaby doznała powodzeń!<br>
{{tab}}Teraz pozostawiła za sobą niebłogosławione, klątwami obciążone życie do dzikiéj, nieprzejrzanéj pustyni podobne, z któréj piasku wyglądały tylko jak groźne oznaki wspomnień tu i owdzie na wpół rozwiane trupy pielgrzymów, sterczące wśród palącego, pożerającego powietrza — czekając aż i na nią powieje samum, to tchnienie śmierci, i wszystko wyrówna, wszystko zagasi...<br>
{{tab}}Leona zerwała się — posłyszała nadchodzące kroki w korytarzu prowadzącym do jéj pokoju — lokaj powracał.<br>
{{tab}}Gorączkowo wstrząśniona słuchała.<br>
{{tab}}Szedł sam? Murzyn książęcy nie usłuchał jéj rozkazu, słyszała tylko stąpania lokaja. Porywczo rzuciła się ku portyerze — szybko ją rozsunęła.<br>
{{tab}}Lokaj stał tuż przed nią.<br>
{{tab}}— Przychodzisz sam nędzniku! Gdzie Sandok, murzyn księcia?<br>
{{tab}}Lokaj usunął się na bok, a wnet ukazała się hrabinie postać murzyna — tak śpiesznie usłuchał wezwania, że boso jak we własnym kraju, stanął przed Leoną uśmiechającą się z zadowolenia.<br>
{{tab}}Sandok ukłonił się i skrzyżował ręce na piersiach.<br>
{{tab}}— Przychodzisz... wynagrodzę cię za to — wejdź do mojego pokoju! rzekła hrabina.<br>
{{tab}}Murzyn udał się za nią bez oznaki nieufności. Musiało go to wprawdzie dziwić, że ta, która miała powód nienawidzieć go od owéj nocy, kiedy się zakradł do jéj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_223" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1277"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1277|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1277{{!}}{{#if:223|223|Ξ}}]]|223}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pokoju i porwał jéj tak ważne dla księcia listy, teraz go nagle w pośród nocy do siebie zawołać kazała.<br>
{{tab}}Sandok nie wahał się, bo lokaj wspominał mu o ważnym interesie, a zresztą nie obawiał się żadnego zamiaru zemsty ze strony hrabiny. Ciemnemi oczkami śledził każde jéj poruszenie i pod odzieżą trzymał prawą rękę — zapewne na jakiéj broni. Gdy się drzwi i portyera zamknęły, Leona nic, nie mówiąc wzrokiem zmierzyła murzyna.<br>
{{tab}}— Czy wyświadczysz mi za tysiąc franków przysługę, wymagającą pośpiechu i odwagi? rzekła przystępując do biurka i wyjmując z niego rolkę złota.<br>
{{tab}}— Sandok słucha — pierwéj wysłuchać, potém mówić!<br>
{{tab}}— Dobrze! Wiem, że jesteś śmiały i zręczny chłopak. Raz dowiodłeś mi tego! Nie chcę o tém pamiętać, jeżeli ci się uda czyn, dla którego cię tu w nocy przywołałam. Usłuchałeś mojego żądania, już to samo zasługuje na nagrodę!<br>
{{tab}}I hrabina podała czarnemu swoje ostatnie pieniądze.<br>
{{tab}}— Sandok jeszcze nie zasłużył na nagrodę! Hrabina prosiła. Sandok przyszedł!<br>
{{tab}}— Ach, szczególny chłopcze — zaraz widać, żeś sługa księcia. Przyszedłeś nie dla nagrody, lecz że cię prosiłam — więc dobrze! Jeżeli prośba tak skutkuje, to słuchaj! Chcę zgubić jednego człowieka, którego jak wiem i ty nienawidzisz! Może się boisz...<br>
{{tab}}— Sandok nie boi się nikogo na świecie, odpowiedział czarny. Sandok boi się tylko Boga!<br>
{{tab}}— Tego człowieka, którego zgubić pragnę, ściga twój pan, książę de Monte-Vero — on mu ucieknie, jeżeli nie uczynisz natychmiast tego, co ci powiem!<br>
{{tab}}— O Sandok słyszy! Fursch — mruknął i spojrzał ciekawie, pytająco.<br>
{{tab}}— Widzę, że wiesz o kogo chodzi! Następnéj nocy Fursch ucieknie mimo wszelkich, ostrożności i szpiegów, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_224" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1278"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1278|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1278{{!}}{{#if:224|224|Ξ}}]]|224}}'''<nowiki>]</nowiki></span>powinieneś przeszkodzić téj ucieczce — ty jeden tylko możesz jéj przeszkodzić!<br>
{{tab}}— Fursch nie może uciec, mniemał Sandok, z niedowierzaniem wstrząsając czarną głową, na drogach pilnują!<br>
{{tab}}— On się dostanie do Hawru i okrętem umknie do Londynu!<br>
{{tab}}— Massa da znak do Hawru i Fursch uwięziony zostanie na okręcie.<br>
{{tab}}— Gdyby nie ja i ty, Fursch ucieknie w przeciągu 24 godzin i to na parowym brygu „Germania“ należącym do księcia!<br>
{{tab}}Sandok zerwał się — ta wiadomość była w stanie przekonać go o niebezpieczeństwie ucieczki Furscha, pomimo wszelkich ostrożności, bo miała na sobie cechę całéj przewrotności tego zbrodniarza.<br>
{{tab}}— Sandok uprzedzi! zawołał, a na twarzy jego zabłysła radość i stanowczość.<br>
{{tab}}— Śpiesz do Hawru — przeszkodź ucieczce — zabij tego nędznika! powiedziała Leona.<br>
{{tab}}— Czy Fursch nie jest przyjacielem hrabiny? właściwym tonem nagle zapytał — dziwna rzecz, że hrabina chce zgubić przyjaciela!<br>
{{tab}}— On musi umrzeć, on nie może uciec, ten nędznik śmiał mnie zhańbić i oszukać! Proszę cię — słyszysz — proszę cię! Śpiesz do Hawru na „Germanię!“ znajdziesz tam Furscha ze sfałszowanym rozkazem księcia, w którym napisano, aby „Germania“ okaziciela natychmiast do Anglii przewiozła!<br>
{{tab}}— Sandok wpadnie na niego, jak tygrys na ofiarę. Już więcéj nie puści przeklętego Furscha — udusi go...<br>
{{tab}}— Podobasz mi się! Nie myliłam się domyślając się w tobie tego, który usłuży mojéj zemście — teraz jestem spokojna! Wiem, że ten nędznik skazany jest na zgubę. A teraz jeszcze jedno murzynie! Powiedz twojemu panu, że widziałeś mnie i mówiłeś zemną, aby wiedział, gdzie ma przysłać swoich siepaczów, aby mnie pojmali!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_225" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1279"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1279|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1279{{!}}{{#if:225|225|Ξ}}]]|225}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Massa tego nie czyni! Massa nie mówi o hrabinie — dla massy hrabina nie żyje! odpowiedział Sandok, nie wiedząc, jak mocno ubódł temi słowy Leonę.<br>
{{tab}}— Śpiesz, rozkazała mu ponuro i nakazująco. Wiesz jakie masz polecenie!<br>
{{tab}}Murzyn ukłonił się i wyszedł z pokoju hrabiny.<br>
{{tab}}Przez ciężkie firanki przebijała się poranna pomroka — świece znacznie się upaliły — niepewny ich blask, walczący z szarzejącym porankiem, zgadzał się z ponurém usposobieniem duszy Leony.<br>
{{tab}}Dumnie założyła ręce — postać miała wyprostowaną — rysy jéj i postawa odznaczały się jakąś potęgą. Pulchność jéj junońskiéj postaci wyglądała w téj chwili jak zewnętrzna oznaka niezwykłej siły napełniającéj duszę téj kobiety — włosy spadały jéj po barkach — czoło zachmurzyło się... z oczu błyskały myśli o śmierci — dumne usta wskazywały, że dla córki Napoleona, dla hrabiny Leony Ponińskiéj pozostał tylko jeden krok, i że nań bohatersko odważyć się gotowa...<br>
{{tab}}Przystąpiła do biurka i otworzyła jedną szufladę małym kluczykiem, który zawsze na złotym łańcuszku na piersiach nosiła — przecudny zapach rozległ się ztamtąd, gdy ją wysunęła. Biurko widocznie zawierało skarby, które Leona przechowywała troskliwie, i które od dawna światła dziennego nie oglądały.<br>
{{tab}}I z czegóż to {{Korekta|sładały|składały}} się te skarby?<br>
{{tab}}Dusza téj kobiety była nieodgadniona. Zdawało się, że zostawała pod władzą złego ducha, z którego więzów dawniéj rzadko się oswobadzała, a teraz już wcale uwolnić się nie mogła.<br>
{{tab}}Ręka Leony wyjęła z otwartéj szufladki starannie owiniętą paczkę. Były to listy, listy młodego oficera von der Burg do młodéj hrabianki Ponińskiéj. Pożółkły. Nie były już do poznania. A jednak Leona nie mogła nigdy ich zniszczyć.<br>
{{tab}}Przy nich były listy, które Napoleon pisywał do jéj matki — tych było tylko trzy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_226" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1280"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1280|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1280{{!}}{{#if:226|226|Ξ}}]]|226}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Leona połączyła je z listami Eberharda, i trzymała je przy płomieniu świecy stojącéj obok niéj na biurku.<br>
{{tab}}Nie odwracając oczu przypatrywała się pożerającemu żywiołowi, który prędko chłonął te ostatnie pamiątki miłości, dawno, dawno zagasłéj.<br>
{{tab}}Kupka tlejącego się popiołku upadła na podłogę... a ileż to świata miłości, jaki ogień, ile nadziei zawierały w sobie skreślone na kartkach, które teraz rozwiane pędem powietrza, rozpadły się w czarnych i popielatych cząstkach!<br>
{{tab}}Leona przez kilka minut stała nieporuszona — i jéj marmurowe serce miewało sentymentalne chwile — była kobietą! Ale wnet znowu na jéj twarzy osiadł chłód lodowy; straszliwa rzeczywistość, rozbudziła ją z tych marzeń.<br>
{{tab}}Już dniało... musiała działać.<br>
{{tab}}Jéj biała ręka jeszcze raz wysunęła tajemną szufladę. W jéj palcach zabłysła, cienka złota obrączka, przedstawiająca węża, i mały kosztowny flakonik pięknie szlifowany jak wschodnie flakony z różanym olejkiem.<br>
{{tab}}W téj chwili weszła służąca do buduaru, dla rozniecenia ognia na kominku — znalazła panią tak jak ją o północy po raz ostatni widziała.<br>
{{tab}}Gdy ogień zapalił się, hrabina skinęła na służącą, aby wyszła z pokoju.<br>
{{tab}}Wzięła złotą obrączkę, przedstawiającą węża, oraz pierwéj użyty pierścień z pieczątką, i oba rzuciła w płomień na kominie — tym sposobem zniszczyła ostatnie pamiątkowe znaki Eberharda i patrzała w płomień, który jakby się nigdy nic nie stało, strawił złoto.<br>
{{tab}}Potém pochwyciła mały flakonik, który zawierał w sobie kilka kropel czystego jak woda płynu. Flakonik ten, przed wielu, wielu laty podróżując w stronach południowych, otrzymała od staréj Włoszki, która podziwiała ją walczącą ze lwami i przecisnęła się do niéj przez tłumy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_227" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1281"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1281|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1281{{!}}{{#if:227|227|Ξ}}]]|227}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Przyjm ten flakonik, poszepnęła jéj stara, zawiera on dziesięć kropli — jedna może cię odurzyć na kilka godzin — dwie tak cię rozdrażnią, że nabierzesz sił olbrzymich — a jeżeli zażyjesz, wszystkie dziesięć, to za kilka godzin uwolnisz się od wszelkich męczarni tego świata!<br>
{{tab}}— Męczarni, pogardliwie zawołała Leona — nie znam żadnych męczarni — co mi po twoich kroplach?<br>
{{tab}}— Przyjm i schowaj je! Przyjdzie chwila, w któréj cię lwy zranią — wtedy zażyj jedną kroplę, a zagłuszysz boleści! Zażyj dwie, a zgnieciesz bestyę, która na ciebie łapę podniosła — zażyj wszystkie, kiedy bez ratunku zraniona będziesz!<br>
{{tab}}Leona zachowała flakonik. Dotąd nie miała sposobności spróbować działań czystych jak woda kropli, bo lwy nigdy jéj nie zraniły.<br>
{{tab}}Teraz jednak nadeszła chwila, o któréj wspomniała stara Włoszka; teraz zapragnęła połknąć krople, aby się uwolnić od czekających ją męczarni, od upokorzeń, prześladowań i wstydu widzenia się zwyciężoną, biedną i opuszczoną.<br>
{{tab}}Jasny dzień zajrzał do pokoju hrabiny, a jeszcze paliły się w niém matowo połyskujące światła nocne — nie widziała tego — otaczały ją obrazy przeszłości, przerażająco wzrastające i duszę jéj zaciemniające.<br>
{{tab}}Leona widziała swoje dziecię błąkające się po nocy i mgle — widziała własną rękę chwytającą sztylet dla usunięcia tego dziecka, które jéj w ambitnych planach przeszkadzało — widziała wracającego Eberharda, którego od dawna miała za zmarłego, przebrzmiałego i zaginionego — widziała go ze stroskaném sercem szukającego swojego dziecka — słyszała szalone wołania Małgorzaty w wieży przy sadzawce... widziała ją w łańcuchach, a siebie w szatach zakonnicy... swoje plany zemsty, swoje zatrute strzały dla Eberharda — szukała uciechy w panowaniu przez grzech i nienawiść, byłaby <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_228" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1282"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1282|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1282{{!}}{{#if:228|228|Ξ}}]]|228}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się niemi zagłuszyła, a teraz nie chciała już ocknąć się nie chciała przeżyć upadku, ani słabą się okazać.<br>
{{tab}}Szybkim ruchem pochwyciła kryształową szklankę, w któréj jeszcze było wino, które na noc pijać zwykła — bez zadrżenia wpuściła do tego wina krople z flakonu... i nakoniec całą szklankę aż do dna wychyliła.<br>
{{tab}}— ''Po mnie potop!'' wyzionęła — szklanka wypadła jéj z rąk — wykonała swój wyrok! Czekała śmierci.<br>
{{tab}}Taka była ostatnia noc w zamku Angoulême... już promienie słońca wpadały do buduaru bladéj hrabiny, która w nocném odzieniu stała jeszcze na miejscu z rozpuszczonemu włosami.<br>
{{tab}}Przypomniała sobie słowa staréj Włoszki, jakby jakie dobrodziejstwo, słowa:<br>
{{tab}}„Za kilka godzin wybawiona będziesz od wszelkich męczarni...“
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_229" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1283"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1283|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1283{{!}}{{#if:229|229|Ξ}}]]|229}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ XIV.|w=120%|po=8px}}
{{c|{{Rozstrzelony|Sąd Ostateczn}}y.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}W pałacu przy ulicy Rivoli nikt się nie domyślał tego» co zeszłéj nocy przytrafiło się w zamku Angoulême.<br>
{{tab}}— Książę de Monte-Vero siedział w pracowni i pisał list do rządcy swoich dalekich posiadłości, w którym oświadczał mu, że zamyśla wkrótce powrócić do Monte-Vero. Potém napisał kilka rozkazów o nowych urządzeniach, o cenach zboża i o powiększeniu swojego księztwa przez uprawę nowych obszarów ziemi. W tym celu rządca miał przyjąć znowu tysiąc robotników, a w ostatnich czasach prawie wszyscy wychodźcy udawali się do Monte-Vero, szukając w téj kolonii nowéj szczęśliwéj ojczyzny.<br>
{{tab}}Oblicze Eberharda rozjaśniło się na myśl, że znowu przez pracę doprowadzi do szczęścia dobrobytu część owych nieszczęśliwych, którzy w Europie popadli w nędzę — bo za pomocą swoich coraz to nowych bogactw, był w stanie z blizka i z dala niezmordowanie wpływać na wydźwignięcie ludzkości z nędzy i kłopotów. Raporta doktora Wilhelmiego, bankiera Armanda, malarza Wildenbrucha i wielu innych osób, które się do tych szlachetnych ludzi przyłączyły, a nie przez rozgłośne mowy i zbiegowiska ludu, lecz czynami ludowi pomagać usiłowały, przekonywały go codziennie coraz bardziéj, o błogości tych usiłowań i o powszechnéj korzyści dobrego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_230" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1284"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1284|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1284{{!}}{{#if:230|230|Ξ}}]]|230}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wszędzie zastosowania jego ogromnych zasobów dla dobra robotników. Bo też bez odpoczynku, starał się rozsiewać błogosławieństwo i żadnéj nie szczędził ofiary.<br>
{{tab}}Wtém wszedł Sandok do pokoju — ponieważ było zimno, więc miał na sobie szeroki płaszcz i ubrany był tak jak do podróży.<br>
{{tab}}— Co tam nowego? zapytał książę. Taką masz minę, jakbyś mi miał przynosić jakąś ważną, tajemną wiadomość?<br>
{{tab}}— Sandok ma bardzo ważną wiadomość, massa! odpowiedział czarny.<br>
{{tab}}— Wyglądasz jakbyś się do czegoś przygotowywał.<br>
{{tab}}— Sandok prosić o pozwolenie wyjechania na cały dzień i noc, massa!<br>
{{tab}}— I gdzież cię twoja droga prowadzi?<br>
{{tab}}— Do Hawru! do „Germanii!“<br>
{{tab}}— Co! czy ci już w Paryżu nie dają spokojności? Jeszcze nie czas jechać do „Germanii“ z rozkazem rozgrzania machiny. Bądź cierpliwy jeszcze kilka tygodni!<br>
{{tab}}— Nie ma ani godziny do stracenia, massa! Fursch będzie dzisiaj w Hawrze, a jutro na morzu!<br>
{{tab}}— Fursch — zkąd wiesz o tém?<br>
{{tab}}— Od hrabiny w zamku Angoulême!<br>
{{tab}}Książę spojrzał na murzyna niezadowolony i gniewny.<br>
{{tab}}— To mi się nie podoba, Sandoku, rzekł poważnie; cożeś tam znowu robił?<br>
{{tab}}— Przebacz, massa! Hrabina kazała prosić Sandoka, aby ja w nocy odwiedził dla ważnéj wiadomości, — Sandok poszedł!<br>
{{tab}}— I hrabina uwiadomiła cię, że ów Fursch zamyśla uciec?<br>
{{tab}}— Fursch ucieknie, jeżeli Sandok nie pojedzie! Fursch wyłudził u hrabiny rozkaz do „Germanii.”<br>
{{tab}}— Co! ten nędzny zbrodniarz, który nie powinien ujść kary, chce użyć „Germanii” do ucieczki?<br>
{{tab}}— Dobry ma plan — na „Germanii” bezpieczny!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_231" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1285"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1285|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1285{{!}}{{#if:231|231|Ξ}}]]|231}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Więc poszlę rozkaz do Hawru, aby w przeciągu 24 godzin nie wypuszczano żadnego okrętu z portu!<br>
{{tab}}— To będzie przestroga dla Furscha i on znowu ucieknie — Sandok bardzo prosić massa, nie posyłać téj wiadomości do Hawru. Sandok sam pośpieszy do „Germanii,“ ukryje się i schwyta niegodziwego Furscha!<br>
{{tab}}— Rozumiem! Zdrożność tego {{Korekta|brodniarza|zbrodniarza}} zadziwia mnie! Odważa się na krok rozpaczliwy.<br>
{{tab}}— Który się uda massa, jeżeli Sandok nie uprzedzi go! Hrabina naśladowała rękę massa, a podsternik „Germanii“ prędko przewiezie Furscha do Londynu!<br>
{{tab}}— Czuję, że to ostatni cios, który mi zadają. Więc śpiesz, aby go odwrócić i nakoniec tego ostatniego łajdaka, który zawsze ucieka od zguby, tym razem w nasze ręce dostawić! Strzeż się go Sandoku, niechętnie {{Korekta|cipuszczam|cię puszczam}}, bo przeczuwam, że nie sprostasz rozpaczliwéj obronie tego zbójcy?<br>
{{tab}}— O Sandok jest silny! Sandok uśmiecha się z rozkoszy, że niegodziwy Fursch wpadnie w jego ręce! Sandok pochwyci i w żelaznych kleszczach trzymać {{Korekta|będzi-|będzie}} chytrego niegodziwca który zabił małego massę Janka! To wielka łaska dla Sandoka, że massa dajesz takie polecenie, powiedział czarny, twarz mu zajaśniała radością, i Sandok nie powróci bez Furscha! Wtenczas massa na „Germanii“ opuści ten niegodziwy kraj i Sandoka zabiedzę do pięknego kraju Monte-Vero — o Sandok bardzo tęskni!<br>
{{tab}}— Wierzę ci, czarny, który masz duszę więcéj przywiązaną wierniejszą, niż niejeden szlachetnie urodzony, i zemną dzieje się to samo co z tobą, i ja tęsknię do Monte-Vero! Coraz bardziéj zbliża się godzina, w ktôréj popłyniemy do Rio, a wtedy zacznie się dla nas wszystkich czas radości. Zawsze powiadają, że wy murzyni jesteście niewdzięczni, fałszywi, nie zasługujący na wiarę. Ty dajesz mi dowód, że i między wami czarnymi, znajdują się dobrzy ludzie, tak samo jak i między tak <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_232" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1286"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1286|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1286{{!}}{{#if:232|232|Ξ}}]]|232}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zwanymi cywilizowanymi! Wszystko zdaje mi się, zależeć od tego, jak się z wami obchodzą. Niewolnik nienawidzi nas i nietrudno znaleźć powód téj nienawiści. Murzyn traktowany jak człowiek podnosi się do lepszych uczuć — tego doświadczyłem. Idź Sandoku, Bóg cię dla mnie zachowa!<br>
{{tab}}— O wielki massa! Sandok odda życie swoje za massę i piękną córkę! wszystko będzie dobrze i obaczymy znowu piękny kraj Monte-Vero! O! to dodaje odwagi, a sternik Marcin zawsze będzie mówił z radością: bracie Sandoku, do biednego murzyna, którego massa zrobił dobrym murzynem!<br>
{{tab}}Eberhard uśmiechnął się na te słowa murzyna, tak z serca wypływające. Podał mu rękę i pożegnał go — zdawało mu się, że go nigdy więcéj nie obaczy, a jednak nie mógł wiernemu odmówić życzenia, które go tu sprowadziło. Sandok miał prawo spełnić ostatnie dzieło, jakie jeszcze do wykonania pozostało — postanowił więc niepostrzeżenie w nocy udać się za nim, aby w chwili potrzeby przynieść mu pomoc. Gdy Sandok wyszedł, książę udał się do pokoju Małgorzaty.<br>
{{tab}}Kto z wielu przeciwności wyszedł zwycięzko, ten złożył dowody niezwykłéj siły.<br>
{{tab}}Córka Eberharda należała do tych istot, które niewypowiedzianie cierpiały, a mimo to zachowały miłość ludzkości i czystość wewnętrzną. Ukazanie się jéj na każdym kto uważał na jéj postępowanie, wywierało nieopisanie dobroczynne wrażenie — każde jéj słowo, każdy ruch tchnął miłością i dobrocią. Sama w sposób wzruszający wolna od pretensyi, w całém swojém postępowaniu, dążyła do uszczęśliwienia drugich, do widzenia w koło siebie miłego Bogu zadowolenia.<br>
{{tab}}Żyła w swojém ukochaném dziecku, Józefinie! Matka i córka wyglądały jak dwie siostry, obie rozjaśnio»6 tchnieniem skromności. Widząc je razem z sobą obcujące, każdy czuł się wtajemniczonym w błogie ciche życie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_233" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1287"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1287|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1287{{!}}{{#if:233|233|Ξ}}]]|233}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jakie wiodły, w prostotę ich zachowania się, która jednak miała w sobie tyle piękności i wdzięku!<br>
{{tab}}Józefina wyrosła na pysznie rozwijającą się dziewczynkę, tych samych czarownych rysów, które niegdyś stanowiły piękność jéj matki, a dzisiaj jeszcze takim cieniem wybijały się na twarzy Małgorzaty, mimo wszelkie przebyte jéj cierpienia.<br>
{{tab}}Ale obok tych rysów dobroci serca i niewinności, milutka twarz Józefiny otrzymała jakby tajemniczo wypisane wspomnienie Waldemera. Małgorzata, gdy jéj córka śpiąc na poduszkach spoczywała, często czytała te cudne oznaki, i wtedy przypominał się jéj duszy obraz księcia — obraz ukochanego, do którego wiecznie należała, chociaż na zawsze była z nim rozłączona.<br>
{{tab}}Wtedy pochylała się chętnie ku téj drogiéj pamiątce swojéj miłości, a usta jéj wyciskały pocałunek na zarumienionych snem policzkach Józefiny, niedomyślającéj się, że matka czuwa we łzach przy jéj łóżku.<br>
{{tab}}— Czy cię kiedy jeszcze obaczę? szeptały wtedy usta Małgorzaty — czy będziesz kiedy w stanie dotrzymać twojéj przysięgi, mój Waldemarze? Czego nikt, czego nawet mój ojciec nie domyśla się, to w téj cichéj godzinie wymówić mogę, niesłyszana przez nikogo, tylko przez twoją duszę, która unosi się w koło mnie, bo mnie kochasz. Bez ciebie nie ma dla mnie szczęścia na téj ziemi! Bez ciebie usycham, niepocieszona, mimo wszelkie bogactwa i przepych, opuszczona nawet w pałacu mojego ojca!<br>
{{tab}}Odkąd wiem, że kochasz mnie, że twoja miłość wiecznie do mnie należy, jedną tylko zasyłam do Boga modlitwę, aby mi zesłał ciebie — aby nas połączył! Jeżeli mi to na ziemi odmówione, to choćby tam po nad gwiazdami; gdzie się wszyscy znowu obaczyć mamy!<br>
{{tab}}Takie to najserdeczniejsze słowa wymawiała Małgorzata, wśród cichéj nocy siedząc przy łóżku Józefiny.<br>
{{tab}}Eberhard domyślał się takiéj modlitwy — widział skrytą boleść, wyrytą na obliczu córki — ale przezwy- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_234" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1288"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1288|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1288{{!}}{{#if:234|234|Ξ}}]]|234}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ciężył się i milczał. Powiedział księciu ostatnie słowo i w żaden sposób nie mógł spodziewać się szczęścia dla Małgorzaty.<br>
{{tab}}Gdy wszedł do jéj pokojów, zastał u niéj i u Józefiny, młodego, bardzo mu miłego hrabiego Ramira de Teba, który przybył na pożegnanie. Obowiązki powoływały go napowrót do Madrytu, ale nie mógł wyjechać z Paryża bez odwiedzenia jeszcze raz pałacu księcia de Monte-Vero i bez widzenia jeszcze Józefiny i jéj matki, które obie wywarły tak trwałe wrażenie na jego duszy czułéj na wszystko piękne i szlachetne.<br>
{{tab}}Dowiedział się od Eberharda i kobiet, że pałac przy ulicy Rivoli wkrótce opustoszeje, bo wszyscy wyglądali dnia, w którym udadzą się w podróż do Monte-Vero, a dzień ten już niedaleki.<br>
{{tab}}— A więc niech mi wolno {{Korekta|będze|będzie}}, rzekł młody don, do Eberharda, odwiedzić pana kiedyś w jego dalekim raju! Sądzę, że powietrze powiewające w pobliżu pana będzie dla mnie silnym magnesem. Nie mniéj pociągać mnie będzie życzenie obcowania ze szlachetnemi donnami, które pałac pański zdobią, mówił daléj don Ramiro; chociaż byłem w nim obcy, wszystko mi jednak tutaj tak sympatyzowało, że drogo cenić będę chwilę, która mnie do państwa sprowadzi!<br>
{{tab}}Spojrzenia Józefiny niedostrzeżone przez nikogo z upodobaniem zawisły na ustach młodego, hiszpańskiego oficera — widziała, że żegnał się i że nie ulęknie się takiéj podróży do Monte-Vero, byle tylko ujrzał się w ich kółku — czuła także mimowolnie, że te słowa pochodzą z jego duszy i że je urzeczywistni.<br>
{{tab}}— Będziesz pan przyjęty z otwartemi ramionami, mości hrabio, powiedział Eberhard, i spodziewam się, że moje posiadłości podobają się panu!<br>
{{tab}}— A zatém do widzenia! rzekł don Ramiro żegnając Eberharda i Małgorzatę.<br>
{{tab}}— I czyż nie podasz panu hrabiemu ręki na pożegnanie, Józefino? spytała ostatnia.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_235" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1289"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1289|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1289{{!}}{{#if:235|235|Ξ}}]]|235}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Bardzo chętnie! Do widzenia! wyrzekła zarumieniona dziewczynka, i położyła drobną, delikatną rączkę na ręku Ramira, który ją do ust poniósł.<br>
{{tab}}Książę przypatrywał się téj scenie ze szczególném przeczuciem — potém odprowadził młodego hrabiego de Teba aż do werandy.<br>
{{tab}}Po obiedzie Małgorzata udała się do pałacowego treibhauzu, który się rozciągał tuż obok pałacu i w niepogodnych dniach zieloném liściem i bujnemi klombami nastręczał przyjemne miejsce pobytu.<br>
{{tab}}Eberhard, jak się zdawało, miał jakąś ważną rozmowę z Marcinem, a Józefina poszła do swojego pokoju, gdzie zajęła się malarstwem, swojém ulubioném zatrudnieniem.<br>
{{tab}}W przejściach treibhauzu panowała głęboka cisza. Kwiaty rozsiewały zapach, a palmy rzucały głęboki cień na spoczywającą Małgorzatę, która chciała zasnąć na jednéj z wygodnych ławek w altanie. Ani jeden listek nie poruszał się — nic nie naruszało kościelnéj tam spokojności — żadne tchnienie wiatru nie poruszało gałęzi drzew i krzaków — pachnący przewiew powietrza napełniał przestrzeń.<br>
{{tab}}Ramiona Małgorzaty opadły — oczy zamknęły się — zaległa uśpiona na miękkiéj ogrodowéj ławce, łono jéj wznosiło się i opadało regularnie — jaśniejąca pięknością, objęta prostą obcisłą suknią, przedstawiała w téj chwili zachwycający obraz najdoskonalszéj żeńskiéj postaci — uśmiechała się — marzyła o Waldemarze. Może przychodził ją nazwać swoją, i nigdy się już z nią nie rozłączać.<br>
{{tab}}Wtém nagle zadrgał jakiś bolesny rys na obliczu śpiącéj — we śnie zadano jéj pytanie, jakiego w taki sposób nigdy jeszcze sobie nie czyniła. Znała swojego ojca — Bóg dozwolił jéj znaleźć go, i w modlitwach swoich dziękowała mu za to.<br>
{{tab}}Lecz gdzież była jéj matka? Jakiż straszliwy los nie dopuścił jéj widzieć i kochać téj, która jéj życie dała?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_236" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1290"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1290|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1290{{!}}{{#if:236|236|Ξ}}]]|236}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zdało się jéj, że musi znowu błąkać się jak włóczęga, aby matkę swoją wynalazła.<br>
{{tab}}Serce jéj biło gwałtownie — widziała siebie na rozległéj, wyschłéj równinie — bez celu szła ku zwiędłemu kwietnikowi — żadne drzewo, żaden krzak, nie zapewniały jéj cienia, nigdzie jéj szukające spojrzenia nie dostrzegały miejsca spoczynku — pośpieszała daléj, musiała szukać matki — serce jéj gnało ją całą siłą. Marzyła tak żywo, iż czuła cierń raniący jéj nogi — lecz bez namysłu gnała ku ciemno w oddaleniu wystającemu przedmiotowi, który zdawał się przed nią uciekać.<br>
{{tab}}Wewnętrzny głos mówił jéj, iż musi dopędzić ten cień uciekający — przyjęła ją śmiertelna trwoga, aby ten cień nie rozprysnął się i nie uniknął jéj spojrzeń — chciała wołać — ale głos odmówił jéj posługi — na czoło jéj wystąpiły krople potu — nogi zachwiały się — czuła, że nie może już tak jak dawniéj biedź milami — z tęsknotą wyciągnęła ramiona, aby zatrzymać swą matkę, aby ją do siebie przyciągnąć — pulsa jéj bić przestawały — dech przerywał się.<br>
{{tab}}— Litości, wyrwało się z jéj ust, matko — moja matko — nie mogę iść daléj — a jednak muszę cię dopędzić, muszę cię zatrzymać i na twojém łonie spocząć, chociażby tylko na jedną rozkoszną chwilę!<br>
{{tab}}Wtém cień zaciemnił się — zdawało się, że uciekająca usłyszała te słowa błagającéj, że je usłyszeć musiała.<br>
{{tab}}Małgorzata posunęła się daléj — spojrzała — krzyknęła przeraźliwie — ujrzała przed sobą hrabinę Leonę, ową okrutną, która w zamku księcia i w leśnym domu groźnie przeciw niéj wystąpiła.<br>
{{tab}}— Jestem twoja matka! przemówiło zjawisko.<br>
{{tab}}— Ty — ty — moja matka? odpychająco wyciągnąwszy ręce wyjąkała udręczona.<br>
{{tab}}Serce jéj ucichło — padła — te słowa przezwyciężyły ją.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_237" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1291"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1291|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1291{{!}}{{#if:237|237|Ξ}}]]|237}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie bój się, było słychać. Ścigałaś mój cień — przychodzę pożegnać cię! Ja twoja matka!<br>
{{tab}}Małgorzata przebudziła się — patrzała osłupiałe w otaczający ją zielonawy blask treibhauzu — ale przed sobą widziała postać, którą we śnie spostrzegła — rzeczywistość stanęła jéj znowu przed oczami — przecięż czuwała, widziała i słyszała wszystko, co się działo.<br>
{{tab}}— Coś mnie ciągnęło do ciebie, słyszała Małgorzata jak mówiła jéj matka — dla ciebie przestąpiłam ten próg! Nadeszła ostatnia godzina, moja duma upokorzona, siły moje złamane. Gdy jedném okiem widzę ciebie i przy tobie czuwam, drugiém postrzegam już wieczność, otwierającą swoje wrota — pałający ogień wygląda przez nie ku mnie — płomienie groźnie ku mnie buchają — słyszę szum burzy i huk piorunu — chciałabym uciekać, ale za każdym krokiem zbliżam się ku otchłani — ciała szydzących szatanów powstają z przepaści i wyciągają do mnie chciwe polipie ramiona... tam są wszyscy obrzydliwcy! Patrz, tam rozkosz z pełnemi piersiami i pożerającym wzrokiem... tam chciwość z kościstemi palcami — tam łakomstwo — pycha — nienawiść i gniew — śmieją się, bo widzą, że przybywa im nowa ofiara... Ratuj mnie — ratuj... jestem twoja matka!<br>
{{tab}}Małgorzata powstała — czuła, że czuwa, że sen już przeminął — że żyje ta, która drżące ręce ku niéj wyciąga jakby w téj godzinie szukała ucieczki w jéj sercu.<br>
{{tab}}Szklane drzwi treibhauzu były otwarte.<br>
{{tab}}Leona w szaleństwie śmiertelnéj walki szukała i znalazła drogę do swojego dziecka.<br>
{{tab}}Matka to wyciągała ramiona. Jéj widok, jakkolwiek okropny, przywołał Małgorzatę do przytomności. Wewnętrzny głos powiadał jéj, że straszliwie cierpiąca, która wytrzymała wszystkie męczarnie piekła, była jéj matką, nie mogącą umrzeć bez otrzymania od niéj przebaczenia... poskoczyła więc bez bojaźni i zgrozy — roz- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_238" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1292"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1292|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1292{{!}}{{#if:238|238|Ξ}}]]|238}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szerzyła ramiona i przyciągnęła do siebie okropnie mordowaną.<br>
{{tab}}— Tutaj — tu żyć powinnaś, moja matko, zawołała Małgorzata, pragnę cię strzedz i odpędzić od ciebie okropne obrazy! Przebaczone niech będzie wszystko co po za nami leży, Bóg będzie dla ciebie miłosierny!<br>
{{tab}}— Obejmiéj mnie twojém ramieniem! Przy tobie jestem od nich obroniona! Czy słyszysz ich donośne śmiechy? Słychać je coraz daléj — ich obrzydłe ramiona nie mają siły, kiedy mi przy sobie spocząć pozwalasz... Przebaczenie — wymów jeszcze raz to słowo — zdaje się, że ono mi skrzydeł dodaje, że zdejmuje ołów z członków.<br>
{{tab}}— Jesteś tu przy twojéj córce! Nie ma tu nikogo — przebudź się z ciężkiego snu! Bóg cię tu sprowadził, abyś żyła! rzekła Małgorzata i objęła ramionami chwiejącą się...<br>
{{tab}}Ale zaledwie, utrzymać ją zdołała — z trudnością położyła umierającą, złamaną na duszy i ciele, na ogrodowéj ławce — płacząc klęczała obok niéj, i łzami zalane oczy wznosiła w niebo.<br>
{{tab}}Małgorzata nie widziała, że w otwartych drzwiach treibhauzu ukazała się postać jéj ojca — że Eberhard na przedstawiający się mu widok pobladł, stał nieporuszony i słowa wymówić niezdolny.<br>
{{tab}}— Zbliża się sąd świata! zawołała Leona szeroko roztwierając oczy i z przerażeniem na twarzy — z płomieni wznosi się tron Boga — na ziemi noc i tylko w koło niéj błyszczy nocne światło., kto w nie spojrzy, ślepnie! Biada mi! Tam daléj stoją sprawiedliwi i dzieci — uśmiechają się — klęcząc wyciągają ramiona ku Wszechmocnemu, który błogosławiąc podaje im rękę — a tu około mnie stoją odwróceni potępieńcy. Błyskawice Boże ku nim migają — odwraca On oblicze — biada mi! Bądźcie wszyscy przeklęci! wołają Jego usta, a przedemną otwierają się wieczne jaskinie piekielne... ognie z nich buchają... nadszedł sąd ostateczny... ogień obejmuje moje ciało... łaski... miłosierdzia!... Kurczowo wy- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_239" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1293"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1293|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1293{{!}}{{#if:239|239|Ξ}}]]|239}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ciągnięte ramiona Leony opadają... oczy jéj gasną... pada na piersi Małgorzaty, która się za nią modliła.<br>
{{tab}}I Eberhard załamał ręce — był świadkiem straszliwéj śmiertelnéj walki, męczących wizyj swojéj umierającéj małżonki.<br>
{{tab}}Marząc przyszła tu — Bóg wiódł jéj kroki, aby umarła na ręku córki, która błagała Nieba o jéj zbawienie i jéj przebaczyła...<br>
{{tab}}Dumna, potężna hrabina Ponisńka, ręką śmierci w nicość została obrócona.<br>
{{tab}}Eberhard przystąpił ku Małgorzacie, która w dłoniach utuliła oblicze.<br>
{{tab}}— Modlisz się i czuwasz przy twojéj matce, wyrzekł poważnie — oby Bóg się nad nią zmiłował!<br>
{{tab}}Małgorzata nie mogła zdobyć się na słowa — to co dopiero przeżyła, tak nagle i strasznie ją uderzyło, że do głębi duszy wzruszona klęczała obok Leony, któréj ostatnie słowa przebrzmiały — która leżała tam jak obraz marmurowy — jéj dumna postać była złamana, a ta godzina zatarła całą przeszłość.<br>
{{tab}}— Ani jedna chwila prawdziwego szczęścia nie uśmiechnęła się do biednéj, powiedział Eberhard, i podał rękę córce, przyciągając ją do ojcowskiego serca; była zbłąkaną, przebiegającą puste łąki i nie mogącą znaleźć spokoju — zwodziła sama siebie, szukając w ciemnych przepaściach celu życia, porywając zaślepionych; była zbyt dumna i uparta, nie mogła się cofnąć...
więc błądząc ścigana przeczuciem ostatecznego sądu, przybyła tu skonać w twoich objęciach! To dobrodziejstwo dozwala nam spodziewać się dla niéj łaski Nieba!<br>
{{tab}}— Bóg przyprowadził ją do nas, mój ojcze, poszepnęła Małgorzata i podniosła się z przed martwéj, któréj lica ucałowała — spełnij prośbę twojéj córki i dozwól przewieźć do Monte-Vero ciało jéj matki! Tam w cichych godzinach przy jéj grobie klęczeć i modlić się będę!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_240" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1294"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1294|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1294{{!}}{{#if:240|240|Ξ}}]]|240}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Twoje życzenie spełnione będzie, Małgorzato, szlachetne, drogie dziecię! rzekł książę i zamknął w objęciach córkę, która równie jak on złe wynagrodzić usiłowała niewygasłą dobrocią i miłością.<br>
{{tab}}— Zapomnijmy o czynach żyjącéj — pokój niech będzie między nami a jéj duszą, co oczyszczona znajdzie drogą do tronu Stwórcy — żyjemy na padole łez i błędnych dróg! Twórca, który nas wiedzie na krzyżowe drogi dobrego i złego, będzie sędzią łaskawym! My błądzimy wszyscy, wszyscy, dopóki z ciemnością walczymy!
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_241" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1295"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1295|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1295{{!}}{{#if:241|241|Ξ}}]]|241}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ XV.|w=120%|po=8px}}
{{c|Pojedynek.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Tego samego wieczoru, w którym Małgorzata z zakrwawioném sercem modliła się przy ciele matki, odegrała się w porcie Hawru scena, tak straszna i pełna zgrozy, że zajmuje wybitne miejsce w aktach sprawiedliwości, w których ją zapisano.<br>
{{tab}}Z Paryża do Hawru, tego największego portu w północnej Francyi, jest około 25 mil. Koléj żelazna łącząca te dwa miasta należała do najpierwszych w Europie.<br>
{{tab}}Sandok mógł zatém z niéj korzystać, aby pomimo wszelkich okoliczności przeciąć ucieczkę zbrodniarza, którego występne czyny zwróciły wówczas na siebie oczy całéj Francyi. Pana Renarda, tak jeszcze zawsze znanego, niższe warstwy ludu uważały na prawdę za sprzymierzeńca złego ducha, nietykalnego i opierającego się kulom, a w wyższych nawet kołach śledzono jego postępki z niejakiém podziwieniem. Z dosyć jawném szyderstwem wyśmiewano władzę, któréj usiłowaniom nie udało się pochwycić tego złoczyńcy, a nawet bawiono się tém, że on tak śmiało i pewnie uważał je za głupców.<br>
{{tab}}Niektórzy utrzymywali, że Fursch czy też Renard umknął od dawna, może już czuł się zupełnie bezpiecznym w Ameryce, i wyśmiewał ciągle jeszcze trwające poszukiwania go. Inni znowu sądzili, że poszukiwany jak najspokojniéj przebywa w Paryżu, bo jak wiadomo nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_242" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1296"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1296|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1296{{!}}{{#if:242|242|Ξ}}]]|242}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ma lepszego schronienia i kryjówki dla ściganych nad stolicę z jéj niezliczonemi zakątkami i często przez długie lata niezwiedzanemi gniazdami złoczyńców.<br>
{{tab}}Sandok słyszał powszechne o tém rozmowy, śpiesząc przez ulice i place Paryża, aby w każdym razie przed zapadnięciem nocy dostać się do Hawru. Mimowolnie rozśmieszały go te sprzeczki tłumów, bo sam jeden tylko wiedział, gdzie Furscha szukać należało. Gardził wszelką pomocą. Sam jeden zapragnął położyć koniec postępkom najniebezpieczniejszego zbrodniarza, bo pomimo to, nie chciał podzielać z nikim zaszczytu schwytania go; bardzo słusznie przypuszczał, iż tak przebiegły i rozdrażniony, tak doświadczony i ze wszystkiém obeznany zbieg jak Fursch, natychmiast przeczuje zdradę, skoro ujrzy krzątających się dwóch ludzi. Kiedy jednemu łatwo przyjdzie ścigać go niepostrzeżenie, jeżeli go tylko znajdzie, daleko więcéj uderzać będą dwie osoby depcące mu po piętach, a Sandok musiał się i tak mieć wielce na ostrożności, bo Fursch znał go za nadto dobrze.<br>
{{tab}}Wprawdzie przedewszystkiém nasz czarny przyjaciel postarał się niejako o to, aby go na pierwsze spojrzenie nie poznano, a zimna, posępna, dżdżysta pora dopomogła mu do tego. Miał stary, długi płaszcz żołnierski, rzemieniem w połowie przepasany, przytém stary, szeroko-skrzydły kapelusz, pod którym jeszcze okręcił uszy czarnym szalem. Kto więc nie wiedział że w takiém okryciu tkwi murzyn księcia, témbardziéj nie mógł poznać, że zziębli i dla tego bardzo po europejsku zamaskowani czarni, nie byli wcale {{Korekta|rzadkoścją|rzadkością}} na drogach łączących Paryż z portami.<br>
{{tab}}W takim płaszczu i kapeluszu ubiór i postać Sandoka wywierały zupełnie inne wrażenie. Opakowany, chorobliwy i trzęsący się od zimna murzyn, miał krótkie spodnie, na nich faję, po za którą oprócz rewolweru tkwił sztylet, tudzież czerwoną wełnianą koszulę. Przedstawiał więc widok groźny i niezwykły, skoro nagle zrzucił swoje dobrze wyrachowane okrycie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_243" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1297"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1297|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1297{{!}}{{#if:243|243|Ξ}}]]|243}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Sandok jeszcze sam nie wiedział na pewno, czy nie badając w jaki sposób Fursch znalazł drogę do Hawru, bez dalszego namysłu ma korzystać z żelaznéj drogi i udać się do „Germanii.“ {{Korekta|Pewein|Pewien}} był, że przed nocą inną drogą nie dostanie się do Hawru, ale nim się w nią uda, chciał mieć jakiś ślad zbiegłego. Ale chociaż znał kierunek, w jakim się Fursch udać musiał, jakże go mógł znaleźć w ogromnym Paryżu?<br>
{{tab}}Sandok więc musiał poprzestać na tém, że się niezwłocznie udał na stacyę drogi żelaznéj i pojechał do Hawru. Przybywszy tam, zamierzał w jakiéj kawiarni, najbliższéj „Germanii,“ czekać wieczoru, aby Fursch, jeżeli czatuje, nie postrzegł jego obecności na okręcie i aby pod zasłoną nocy mógł pierwéj wstąpić na pokład. Tak był rozdrażniony i taką zemstą pałał, iż wcale nie dozwolił osadzie „Germanii“ aby mu do schwytania Furscha dopomogła. Prócz tego nie mógł wiedzieć, czy się temu chytremu i zręcznemu przestępcy nie udało przekupić któregoś majtka, coby go ostrzegł o przybyciu Sandoka na okręt. Z tych powodów postanowił dopiero w ostatniéj chwili pośpieszyć na „Germanię“ i napaść na zbiega czującego się zbyt bezpiecznym. Ten zaś rzeczywiście musiał się czuć zupełnie bezpiecznym, bo do Hawru nie przybył rozkaz niewypuszczania z portu żadnego okrętu.<br>
{{tab}}Temi myślami zajęty Sandok, dostał się na stacyę drogi żelaznéj, na któréj panował ruch niezmiernie urozmaicony. Powozy, dorożki i wozy z pakami i tłomokami tamowały przystęp — mężczyźni i kobiety biegali tu i tam — w pośród tego zgiełku słychać było wołania urzędników, odbierających pakunki, ostrzegające stojących od uszkodzeń.<br>
{{tab}}Sandok bacznie spojrzał po tym natłoku, chcąc się przekonać, czy nikt na niego nie patrzy i zamiarów jego nie poznaje. Pod tym względem równie był niespokojny jak złoczyńca, pragnący uciec i wszędzie domyślający się ścigających.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_244" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1298"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1298|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1298{{!}}{{#if:244|244|Ξ}}]]|244}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale nic nie dostrzegł, co by go uderzało.<br>
{{tab}}Przystąpił więc do szerokich i wysokich drzwi szklanych, przy których poręczy stały różne osoby w ścieśnionym szeregu, zamierzające kupić sobie bilety.<br>
{{tab}}Przezornie i ostrożnie, aby nikt nie postrzegł co on ma pod płaszczem, wyjął z kieszeni pieniądze, i orlém okiem powiódł po licznie przed nim natłoczonych osobach.<br>
{{tab}}W téj chwili posłyszał, że najbliżéj przy okienku stojący powiedział:<br>
{{tab}}— Proszę o bilet do Hawru!<br>
{{tab}}Słowa te nie byłyby wcale uderzające, jako często powtarzane, ale uderzał cichy głos żądającego. Wyprostował się więc, aby obaczyć jeżeli nie twarz, to przynajmniéj postać i odzież tego, który jak wszyscy inni przed nim stojący, plecami był do niego obrócony — ale liczba osób i szczupłość miejsca pomiędzy żelazną poręczą nie dozwoliła mu osiągnąć swojego celu.
Zaraz też ów podróżny, głosem przypominający Furscha, znikł w tłumie obecnych. Mimo to jednak powstała w Sandoku myśl, że Fursch wybrał najprostszą drogę do Hawru, nie chwytając się żadnych manowców. Doświadczeni i wypróbowani zbrodniarze tyle zuchwali co Fursch, zwykle i słusznie czują się tam najbezpieczniejszymi, gdzie bojaźliwi ścigani nie {{Korekta|chieliby|chcieliby}} się dać poznać i to ma tę wielką korzyść, że urzędnicy w takich miejscach daleko mniéj uważnie działają, niż w ukrytych.<br>
{{tab}}Ścisk około Sandoka wzrósł tak dalece, iż musiał użyć całéj siły, aby przy nim stojącym nie dać poczuć swojéj broni. Nakoniec i jego popchnięto ku oknu, kupił bilet i torował sobie drogę przez tłum, stojący w rozległéj sali obok nagromadzonego swojego mienia, aby je argusowém okiem ustrzedz od długich palców, których, jak dowiedziono, znajduje się wiele na banhofach Paryża i innych stolic.<br>
{{tab}}Powierzchowność Sandoka nie bardzo była ujmująca, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_245" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1299"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1299|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1299{{!}}{{#if:245|245|Ξ}}]]|245}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i niejeden spojrzał nań niedowierzająco, gdy przechodził obok obecnych, do pokoju oczekujących.<br>
{{tab}}Ale on śmiał się-z tego w cichości, nie biorąc nikomu za złe jego obawy — bo, wiedział dobrze iż w jego rassie jest wielu takich, którzy przy właściwéj sposobności lubią jak kruki wzbogacać się cudzą własnością.<br>
{{tab}}Gdy się zbliżał przez korytarz do sali oczekujących, w któréj popieścić się mogły tysiące osób, nim do niéj wszedł, zachował tę ostrożność, że przez okno we drzwiach niepostrzeżenie zajrzał do środka. Skłonił go do tego uderzający ton głosu.<br>
{{tab}}Przy niezliczonych stołach siedzieli oczekujący na odejście pociągu, jedli przekąski lub popijali wino. Inni pozajmowali krzesła i ławki stojące pod ścianami, a większa część stała lub przechadzała się pomiędzy żelaznemi filarami, dźwigającemi tę ogromną przestrzeń.<br>
{{tab}}Przejrzeć zamęt, i wynaleźć w nim jedną osobę, {{Korekta|trudnié|trudniéj}} jest niż się zdaje. Ale bystre oko Sandoka szybko przebiegło po twarzach i przyjrzało się postaciom podróżnych. Dostrzegł pomiędzy przechadzającymi się kilku tajemnych policyantów, którzy podobnie jak on przypatrywali się obecnym i ich postępowaniu. Gdyby pomiędzy nimi dostrzegli byli albo przynajmniéj domyślali się tak długo poszukiwanego Furscha, nie byliby tak swobodnie przechadzali się tu i owdzie wypróżniając podaną szklankę, w ogóle ukazując jak najlepszy humor.<br>
{{tab}}Ta spokojność i bezpieczeństwo urzędników nie wprowadziło w błąd, ani powstrzymywało jego uwag — przywykł wierzyć tylko własnym zmysłom. Chciał przedewszystkiém przekonać się na pewno do kogo należał ów głos, którzy go niedawno tak szczególnie wzruszył.<br>
{{tab}}Wtém nagle zwrócił na siebie jego uwagę człowiek, który stojąc tyłem zwrócony do niego i do urzędnika, uderzająco wiele miał do czynienia z pledem, z wełnianéj chustki, jakie zwykle noszą studenci.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_246" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1300"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1300|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1300{{!}}{{#if:246|246|Ξ}}]]|246}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Człowiek ten miał bardzo elegancki surdut, skórzany podróżną czapkę i był średniego wzrostu. Wystające z pod czapki włosy jego niepewnéj barwy i cała postawa przekonywały czarnego, że osoba ta bynajmniéj nie jest w wieku studenta.<br>
{{tab}}Sandok więc przypatrywał mu się dłużéj i dostrzegł nareszcie, że schylając się naprzód, korzystał ze sposobności i z pod oka patrzał na przechadzających się policyantów.<br>
{{tab}}— Oho, powiedział nasz murzyn: tak ukradkowo postępuje tylko ten, który ma powód obawiania się ludzi!<br>
{{tab}}Jeden urzędnik, uważniejszy niż inni jego koledzy lubiący wino i rozmowę, także z pod filaru dostrzegł uderzająco długo trwającą postawę pochylonego człowieka, przystąpił do niego nagie i dotknął go, chcąc z nim pomówić.<br>
{{tab}}Wyprostował się więc nieznajomy, i gdy nie można było inaczéj, obrócił się do urzędnika, który widocznie zażądał jego papierów legitymacyjnych. To żądanie wyraźnie oburzyło już niemłodego jegomości, bo jego twarz, na któréj wielkie okulary i szeroki czarny plaster widoczniejsze były niż wszystko inne, wskazywała wielkie rozdrażnienie.<br>
{{tab}}Wydobył z kieszeni pugilares i pokazał urzędnikowi jakieś papiery, które go zdawały się tak dalece przekonywać o nietykalności i pewności właściciela, że ten prawie z pełnym uszanowania ukłonem prosił go o przebaczenie i tłómaczył temu jegomości, że w obec teraźniejszych okoliczności tego rodzaju rewizyi nikt z dobrze myślących za złe brać nie powinien.<br>
{{tab}}Gdy zaczepiony wyprostował się, Sandok wielkiemi oczami przypatrywał się wszystkim jego minom i ruchom. W pierwszéj chwili, myśląc o głosie i o Furschu, znalazł tak wielkie podobieństwo między tym jegomością a poszukiwanym, że już miał zamiar otworzyć drzwi i ku niemu pośpieszyć... ale potém, postrzegając, że urzędnik cofnął się, lepiéj się namyślił. Przypadek mógł zrządzić, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_247" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1301"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1301|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1301{{!}}{{#if:247|247|Ξ}}]]|247}}'''<nowiki>]</nowiki></span>że się to podobieństwo wyjaśni. Nie przypuszczał też, aby policyant odstąpił bez należytego przekonania się.<br>
{{tab}}Ale późniéj wielkie niebieskie okulary i czarny plaster tak uderzyły murzyna, że znowu nie mógł się pozbyć przekonania, iż Fursch wymyślił tę sztukę dla zmienienia się i uczynienia niepodobnym do poznania. Figura, wiek i pewność ruchów zgadzały się z poszukiwanym, który po odejściu urzędnika znowu zabrał się do swojego pledu, jakby z nim miał wiele do czynienia, tak że oczy Sandoka zapałały i nie mógł sobie odmówić otwarcia drzwi i wejścia do sali. Jednak nie chciał się żadną miarą dać poznać Furschowi, jeżeli to on był w istocie.<br>
{{tab}}Wtém otworzono wyjścia na platformę, iw chwili gdy Sandok chciał się zbliżyć do człowieka w niebieskich okularach, ozwał się dzwon, wzywający podróżnych do wsiadania.<br>
{{tab}}Sandok widział, że poszukiwany już się znajduje w tłumie cisnącym się do wyjść — przez chwilę niepodobna było dostać się do niego ~ nim więc wsiadł do powozu, bo jeszcze było kilka minut czasu, pośpieszył do urzędnika.<br>
{{tab}}— Za pozwoleniem, spytał Sandok policyanta: kto był ten jegomość w niebieskich okularach, z którym pan mówiłeś?<br>
{{tab}}Urzędnik zdziwionym wzrokiem spojrzał na czarnego, niewielkie wzbudzającego zaufanie.<br>
{{tab}}— Cóż panu do tego — kto pan jesteś? zapytał policyant.<br>
{{tab}}— Jestem murzyn księcia de Monte-Vero, szepnął Sandok; ścigam uciekającego zbrodniarza, na którego i pan zwróciłeś uwagę!<br>
{{tab}}— Więc dowiedz się, że ów podróżny jegomość — zdaje mi się nazwiskiem Pédon — jedzie do Hawru, z polecenia twojego pana!<br>
{{tab}}— Czy to polecenie, które pan widziałeś, ściągało się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_248" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1302"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1302|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1302{{!}}{{#if:248|248|Ξ}}]]|248}}'''<nowiki>]</nowiki></span>do „Germanii?“ bez tchu spytał Sandok, bo już wsiadać musiał.<br>
{{tab}}— Rzeczywiście! Było ręką księcia napisane do podsternika parowca.<br>
{{tab}}— Dosyć! zawołał Sandok i rzucił się ku powozom.<br>
{{tab}}W saméj rzeczy był to Fursch — nie mógł dłużéj wątpić — nie powinien był go z oka spuścić.<br>
{{tab}}Gdy urzędnik kiwając głową za nim patrzał, Sandok biegał od powozu do powozu, aby usiąść jak najbliżéj nic niedomyślającego się zbójcy.<br>
{{tab}}Ale pociąg już miał odchodzić, a konduktor prawie wtrącił czarnego do najbliższego wagonu — poczém zamknął za nim drzwi, a on usiadł na ławce.<br>
{{tab}}Gdy pociąg ruszył, Sandok miał czas obejrzeć się po wagonie — musiał się skupić, aby nie zdradzić się z przyjemném wzruszeniem, bo na ostatniéj ławce kilku innemi od niego oddzielonéj, postrzegł podróżnego w niebieskich okularach, który już zdawał się na niego uważać.<br>
{{tab}}Sandok więc na pozór zupełnie obojętny, tak się wsunął w kąt powozu, że nakoniec znalezionego Furscha ciągle miał na oku.<br>
{{tab}}Trzeba było podziwiać spokojność i zuchwalstwo tego człowieka. Chociaż ostrożnie uważał na siedzącego z boku murzyna, nic w nim jednak nie zdradzało zbiega, ściganego i poszukiwanego. Pochylił się, niby zmrużył oczy pod niebieskiemi okularami i opuścił nieco pled, tak, że można było widzieć jego ciężki złoty łańcuch od zegarka i kosztowną spinkę. Wyglądał na podróżującego zamożnego kupca, który zapewne zwiedzał Paryż dla operacyi czarno zaklejonego policzka, a teraz wracał do domu.<br>
{{tab}}Jeden z panów siedzących przy nim najbliżéj, chciał go wciągnąć w rozmowę — ale Fursch udał strudzenie i sen, aby mówić nie potrzebował. Wiedział z doświadczenia, że nie masz nic zdradliwszego nad głos, i że największém głupstwem jest chęć zmienienia go.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_249" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1303"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1303|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1303{{!}}{{#if:249|249|Ξ}}]]|249}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wzrok Sandoka zezowato na Furscha strzelający, dostrzegł, że ten od czasu do czasu otwierał oczy i jemu się przypatrywał — widocznie nie dowierzał czarnemu, chociaż i on podobnie jak Fursch zmienił się nie do poznania.<br>
{{tab}}Na każdéj stacyi Fursch z trudnością tylko ukrywał obawę, aby telegrafem nie dano znać o jego przybyciu, bo mu to niebezpieczeństwo groziło.<br>
{{tab}}Gdy o sześć mil od Hawru na jednéj stacyi zbliżyło się do pociągu kilku policyantów, Fursch tak dalece stracił spokojność i przytomność umysłu, że się zerwał i stanął w oknie wagonu, aby zważać na urzędników.<br>
{{tab}}Mimowolnie i Sandok w skutek tego poruszenia także się zerwał i stanął przy swojém oknie.<br>
{{tab}}Fursch to dostrzegł i zaraz odzyskał przytomność i panowanie nad sobą, ujrzawszy, że odwiedziny policyantów nie ściągały się do jego osoby. Teraz zwrócił całą uwagę na murzyna, którego zakrytych rysów, mimo wszelkich usiłowań, dokładnie rozpoznać nie mógł.<br>
{{tab}}Ale stan rzeczy dawał mu do myślenia — przygotowywał się więc do stanowczego kroku, na który Sandok nie długo miał czekać. W każdym razie murzyn księcia postanowił za nic w świecie nie dać ujść znalezionemu. Przyznawał to przed sobą, że wprawdzie byłoby mu bardzo przyjemnie, aby stanowcza chwila nadeszła dopiero na „Germanii,“ bo można było obawiać się, aby publiczność podczas nagłego napadu łatwo nie przechyliła się na stronę Furscha w przekonaniu, że Sandok zamierza tylko napaść rabunkową. Nimby więc udało mu się w takim razie, odtrącający go tłum przekonać o prawności swojéj napaści, Fursch, korzystając z chwili, mógł mu tymczasem wymknąć się swojemi zręcznemi sposobami — należało więc postępować z jak największym namysłem i ostrożnością.<br>
{{tab}}Pociąg z podróżnymi szybko popędził ku swojemu celowi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_250" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1304"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1304|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1304{{!}}{{#if:250|250|Ξ}}]]|250}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przed Hawrem była jeszcze jedna stacya i miano tam przybyć w przeciągu kilku minut.<br>
{{tab}}Gdy wcześnie nastał wieczór, więc Sandok znowu wsunął się w swój kąt i bez ustanku patrzał na swoją ofiarę teraz nieco niespokojną.<br>
{{tab}}Wtém przybyli na miejsce przystanku.<br>
{{tab}}Platforma była po stronie gdzie siedział Fursch.<br>
{{tab}}Konduktorowie oznajmili nazwisko stacyi i że się zatrzymują dwie minuty, z Sandok chętnie to usłyszał. Usiłował jeszcze lepiéj udać obojętność i oddalić wszelką myśl o zważaniu na uciekającego. Nie patrzał więc wcale na niego.<br>
{{tab}}Fursch widocznie czekał tylko téj chwili — machina gwizdnęła — już pociąg ruszał, wtém Fursch wychylając się przez okno, nacisnął klamkę drzwiczek, i nim Sandok postrzegł tę jego rozpaczliwą ucieczkę, już zeskoczył ze stopni przy szynach i upadł pomiędzy zarośla, znajdujące się z boku drogi.<br>
{{tab}}Okrzyk zdziwienia, wybiegły z ust współpodróżników, zwrócił uwagę Sandoka na szczęśliwe udanie się tak śmiałego kroku zbiega — porwał się za nim do okna — ale go podróżni cofnęli i szybko zamknęli drzwi, a tymczasem pociąg leciał jak strzała, a Furscha ani śladu nie było widać.<br>
{{tab}}Cały ten wypadek nie trwał i chwili.<br>
{{tab}}Podróżujący tak się przerazili tym nagłym czynem, że nikt nie mógł przeszkodzić ucieczce lub szalonéj pokusie zbiega. A teraz gdy drugi, jakby ta pokusa była zaraźliwa, chciał to samo popełnić, oprzytomnieni podróżni gwałtownie i stanowczo mu w tém przeszkodzili.<br>
{{tab}}Pochwycili Sandoka i nie dali mu się wyrwać z rąk swoich, dawszy mu poczuć przewagę. Po większéj części brali go za waryata, tém bardziéj że wcale nie chciał prawdy powiedzieć. Dopiero gdy wyznał, że zbieg był to zbrodniarz, którego ściga, wyjaśnił się stan rzeczy, a i teraz podróżni usiłowali łagodnemi słowy objaśnić murzynowi, że gdyby był wyskoczył z pociągu, był- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_251" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1305"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1305|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1305{{!}}{{#if:251|251|Ξ}}]]|251}}'''<nowiki>]</nowiki></span>by to niezawodnie życiem przypłacił. A gdyby nawet i wyszedł cało, niepodobnaby mu było znaleźć zbiega, bo w kilku minutach od chwili ucieczki, oddalono się już od zbiega o tyle, że podczas wieczoru o wyszukaniu go i znalezieniu wcale myśleć nie można było.<br>
{{tab}}Sandok przekonał się o prawdzie tych słów, i chociaż ze zbolałem sercem, poddał się konieczności.<br>
{{tab}}Szczęściem ta ostatnia stacya oddalona była od Hawru tylko o kilka mil, i wkrótce też zatrzymano się na banhofie tego miasta.<br>
{{tab}}Wszyscy wysiedli — i Sandok także szybko wyszedł z wagonu.<br>
{{tab}}Nie wiedział co począć. Fursch domyślał się jego obecności, i wyskoczył, aby uniknąć niebezpieczeństwa oddania go przez prześladowcę policyi w Hawrze.<br>
{{tab}}Zapewne uważał z zarośli czy kto za nim nie wyskoczy — a jeżeli nieufność jego będzie uzasadniona, to spodziewał się, że murzyn księcia, bez namysłu za nim się uda, i na taki przypadek przygotował sobie rewolwer. Jedna z sześciu kul, które Fursch miał do wystrzelenia, pewnoby Sandoka trafiła.<br>
{{tab}}Ale nadaremnie czekał na goniącego za nim, i teraz śmiał się ze swojego, jak mówił, przedwczesnego kłopotu, bo ów czarny zapewne nie był to murzyn księcia.<br>
{{tab}}Fursch więc ruszył w dalszą drogę, dążąc po nad szynami po nocy do Hawru.<br>
{{tab}}Miał zaledwie jakie dwie mile do przybycia na banhof i spotkania tam urzędników. Przybywając do Hawru piechotą, mógł pod zasłoną nocy bez niebezpieczeństwa przejść przedmieścia i dostać się do portu!<br>
{{tab}}Uczucie spokojności coraz bardziej w nim wzrastało. Nad jedném się tylko namyślał. Była to niepewność, czy książę de Monte-Vero jakim wypadkiem nie dowiedział się o jego zamiarze i w ostatnich chwilach nie telegrafował do Hawru z rozkazem zamknięcia portu. Wiedział dobrze, że jest do tego umocowany — ale nie domyślał się, aby przed śmiercią zdradziła go ta, któréj nie posą- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_252" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1306"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1306|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1306{{!}}{{#if:252|252|Ξ}}]]|252}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dzał o takie zaniedbanie swojéj roli. Nie wiedział, że tak głęboko zraniona i uciśniona kobieta w takich chwilach zawsze na wszystko się narażając, mści się na tym, który ją na ostatku w jéj nadziejach zawodzi.<br>
{{tab}}Nakoniec zdołał późnym wieczorem przybyć na ulice ludnego miasta i wmieszać się bez przeszkody między przechodniów. Czuł się jeszcze tyle bezpiecznym, że postanowił wstąpić do kawiarni na bulwarze portowym i tam zaspokoić głód i pragnienie, a potém jakby tylko co przybył, udać się na pokład „Germanii“ i tam z zupełném bezpieczeństwem odegrać rolę, którą sobie sam nadał. W szynkowni chciał się przekonać, czy nie mówią o zamknięciu portu, i śmiał się mocno na myśl, że plan jego teraz mu się powieść musi.<br>
{{tab}}Bo jeżeli rzeczywiście książę de Monte-Vero mógł sprawić to, że żadnemu okrętowi nie wolno było wypłynąć z portu, zawsze pozostawała mu otwarta droga wycofania się w nocy z miasta i oczekiwania korzystniejszéj sposobności dostania się na drugi okręt przy innym brzegu stojący.<br>
{{tab}}Fursch więc cieszył się zupełném bezpieczeństwem i szedł po bulwarze, przy którym w dalekim okręgu wznosił się w powietrze las masztów. Brzmiały pieśni majtków i wszystko szło niezakłóconym porządkiem; tu jeszcze wyładowywano przy domach opłaty podatkowéj, tam znowu spuszczano pakunki do wielkich okrętów i t. p. Nie mógł tedy ani przypuszczać zakazu dotyczącego portu.<br>
{{tab}}Gdy przechodził obok jednego z wielkich parowców, które regularnie krążyły między Londynem, Hamburgiem, Nowym Yorkiem i innemi wielkiemi miastami, postrzegana pokładzie kilku majtków i przystąpił do nich.<br>
{{tab}}— Héj, zawołał, zapewne panowie znacie parowiec „Germania,“ albo widzieliście go stojącym na kotwicy, gdzie go znajdę?<br>
{{tab}}— „Germania,“ powtórzył stary majtek, podnosząc się i wskazując ku portowi: to będzie zapewne parowy bryg <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_253" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1307"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1307|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1307{{!}}{{#if:253|253|Ξ}}]]|253}}'''<nowiki>]</nowiki></span>o jakie sto kroków ztąd stojący przy Angliku, który jeszcze téj nocy odpływa!.<br>
{{tab}}— Jeszcze téj nocy? powtórzył Fursch, bo mu się ta wiadomość podobała: do Londynu zapewne? Jak się ten okręt nazywa?<br>
{{tab}}— Jest to parowiec „Snowdown,“ przy nim stoi „Germania!“<br>
{{tab}}— Tuż przy szynkowni pod „Złotą Kotwicą“ któréj czerwona latarnia świeci tam w pośród wieczoru, mówił drugi majtek. Trafisz pan idąc wprost bulwarem!<br>
{{tab}}Fursch podziękował i pośpieszył we wskazanym kierunku. Mocno go ucieszyła wiadomość, że parowiec „Snowdown,“ stoi obok „Germanii,“ bo jeżeli mimo rozkazu, który miał w kieszeni, czynionoby na „Germanii“ wiele ceremonii, będzie mógł za pomocą cudzych papierów, w które umiał się zaopatrzyć, w ostatnim razie korzystać jeszcze z tego angielskiego parowca.<br>
{{tab}}Wkrótce też posłyszał szumiący huk, powstający przy rozgrzewaniu machiny wielkiego okrętu, i postrzegł z daleka pół-białe, pół-czarne kominy „Snowdowna,“ z których już od czasu do czasu wychodziła para.<br>
{{tab}}Jeszcze godzina, a Fursch, ta plaga ludzkości, ujdzie na prawdę, aby znowu na innych miejscach dopuszczać się zbrodni.<br>
{{tab}}Ale na radzie bozkiéj postanowiony był koniec krwawéj karyery tego nędznika. Dosyć długo wiódł wojnę z bliźnimi i nie dostał się w ręce sprawiedliwości, teraz rachunek jego był zamknięty, czas jego przeszedł.<br>
{{tab}}W szynkowni pod „Złotą Kotwicą“ było głośno i bardziéj niż wesoło. Majtkowie z rozmaitych krajów, dziko wrzeszczący, robotnicy okrętowi i mnóztwo podejrzanych, szkaradnie wyglądających chłopów, siedzieli lub leżeli przy wielkich drewnianych stołach, pili i puszczali wielkie kłęby dymu ze swoich krótkich fajeczek, Fursch skierował się ku napełnionéj białą parą szynkowni, znalazłszy pierwéj „Germanię“ i usłyszawszy na niéj, że podsternik poszedł na wino pod „Złotą Kotwicę.“ Zaraz <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_254" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1308"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1308|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1308{{!}}{{#if:254|254|Ξ}}]]|254}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kazał sobie dać znak, po którymby go poznał, a ten był tak dokładny, że nie potrzebował żadnego towarzysza.<br>
{{tab}}— Podsternik Gabryel ma na brodzie szczecinowaty zarost, a głowę łysą! powiedziano mu, i to było dostateczne.<br>
{{tab}}Opuścił więc „Germanię“ któréj majtkowie, pozwieszawszy nogi z pokładu, siedzieli na poręczach, i przeszedł obok granitowego filaru, o który okręcone były łańcuchy „Germanii,“ udając się do szynkowni, dla wyszukania podsternika Gabryela.<br>
{{tab}}Z powodu panującéj ciemności Fursch nie uważał, że za tym filarem skrył się skulony człowiek, który słyszał rozmowę z ludźmi „Germanii“ i ścigał wzrokiem Furscha.<br>
{{tab}}Tym człowiekiem, który wyszedł z po za głębokiego cienia filaru, skoro tylko Fursch wstąpił na próg szynkowni, był Sandok — majtkowie „Germanii“ nie widzieli go, bo jeszcze nie wchodził na okręt.<br>
{{tab}}Czarna twarz Sandoka rozjaśniła się, gdy ujrzał, że upragniony tak bezpiecznie i bez troski przygotowuje się do ucieczki — przy czerwonawém świetle palącém się nade drzwiami szynkowni w zawieszonéj latarni, można było poznać jego dziko błyszczące oczy i białe szeregi zębów — zacisnął pięści i zbliżył się do okna izby szynkowéj, aby przez nie uważać co się stanie.<br>
{{tab}}Fursch wprawném okiem spojrzał po obecnych — przekonał się także dobrze, że ów czarny, którego w drodze już miał za murzyna księcia, nie znajduje się w téj zadymionéj i pustą wrzawą napełnionéj przestrzeni. Poczém szukał między obecnymi podsternika „Germanii,“ którego włosy przenieść się miały z głowy na brodę, a wielu tam miało takie szczotkowate brody.<br>
{{tab}}Ale Sandok nagle postrzegł, że Fursch swoim dobrym wzrokiem poznał tego kogo potrzebował, i zbliżył się do siedzącego samotnie przy jednym stoliku przed butelką wina podsternika.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_255" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1309"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1309|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1309{{!}}{{#if:255|255|Ξ}}]]|255}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Co obaj między sobą mówili, tego zapewne i w pobliżu siedzący przy takiéj wrzawie rozumieć nie mogli, a témbardziéj stojący po za oknem i ostrożnie czuwający Sandok, ale brak ten zastąpiły jego oczy.<br>
{{tab}}Widział, że stary Gabryel podniósł się, że kłaniał się swoim białym kapeluszem, potém jeszcze go bardziéj nasunął na czoło, a wreszcie przypatrywał się przystępującemu do siebie.<br>
{{tab}}Fursch siadł przy stole, kazał sobie podać butelkę wina, nalał podsternikowi i zarazem widocznie zawiadomił go o tém, co go tu sprowadziło.<br>
{{tab}}Na ten widok serce Sandoka uderzyło tak gwałtownie, a niecierpliwość tak go dręczyła, iż takiego niegodziwca widział obok bardzo usłużnie wyglądającego Gabryela, że musiał użyć całych sił do powstrzymania się od wpadnięcia pomiędzy nich. Zgrzytał zębami z wściekłości i postrzegł teraz, że Fursch pokazał sternikowi rozkaz, tak wybornie naśladowany i tak wyraźną pieczęć księcia noszący, iż stary Gabryel nie mógł bynajmniéj wątpić, lecz szybko wypróżnił swoją butelkę i zdawał się zabierać do wyjścia.<br>
{{tab}}Lecz Fursch zatrzymał go jeszcze, nalał mu swojego wina i zręczną przemową jeszcze więcej pewniejszym i skłonniejszym go uczynił.<br>
{{tab}}— O, ale pomimo tego, to twoja ostatnia godzina, zgrzytnął Sandok: wszystko nic nie pomoże! Jeszcze dosyć czasu, „Germania“ musi pierwéj nabrać pary!<br>
{{tab}}W téj chwili Gabryel skinął na siedzącego w pobliżu majtka i dał mu jakiś rozkaz.<br>
{{tab}}Sandok widział, że ten szybko wyszedł z szynkowni i pośpieszył na „Germanię,“ na któréj już w kilka minut rozpoczął się ruch. Wiadomo że osada tego okrętu była wyborna, pracowano na nim tak punktualnie i szybko, iż gdy Gabryel i Fursch siedzieli jeszcze przy winie, machina już sapać zaczynała. Sandok drżał z niecierpliwości, ale nie wchodził na okręt, aby Fursch nie uszedł mu jeszcze z powodu jakiéj okoliczności.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_256" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1310"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1310|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1310{{!}}{{#if:256|256|Ξ}}]]|256}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Tymczasem wielki angielski parowiec „Snowdown“ przygotowywał się do wypłynięcia. Na nim i na bulwarze zapalono kilka jasno świecących latarni, aby przybywający passażerowie siebie i swoje pakunki bez niebezpieczeństwa na pokładzie umieścić mogli. Para gęsta buchała z obu kominów.<br>
{{tab}}Ale już ciemny dym zaczął wydobywać się z machinowéj przestrzeni „Germanii.“<br>
{{tab}}Wtém stojący za oknem Sandok postrzegł, że Fursch i Gabryel podnoszą się.<br>
{{tab}}Stanowcza chwila nadchodziła.<br>
{{tab}}Sandokowi serce bić przestało — zdawało mu się, że krew w jego żyłach zastygła.<br>
{{tab}}Zręcznie jak kot odskoczył od okna i ukrył się w kącie.<br>
{{tab}}Fursch i podsternik „Germanii“ wyszli z szynkowni. Gdy pierwszy szpiegując oglądał się, jakiś przechodzący kapitan zawołał na ostatniego:<br>
{{tab}}— Dokąd kmotrze Gabryelu wasza „Germania“ już dymi?<br>
{{tab}}— Do Londynu, Willu! odpowiedział podsternik.<br>
{{tab}}— Oho! czy to jaki zakład ze „Snowdownem?“<br>
{{tab}}— Być może! Do jutra rana wyprzedzimy go!<br>
{{tab}}— Szczęśliwéj drogi, rzeki kapitan, kończąc krótką rozmowę i poszedł daléj.<br>
{{tab}}Fursch miał czas przekonać się, że wszystko w koło było w najlepszym porządku.<br>
{{tab}}— Kiedy odpływamy? spytał Fursch towarzysza, idąc z nim ciemną, szeroką nadbrzeżną ulicą ku oświetlonemu placowi, przy którym stały „Germania“ i „Snowdown.“<br>
{{tab}}— Za godzinę, panie, odpowiedział stary Gabryel; bądź pan spokojny, dobrześ pan zrobił, że na wszelki przypadek uzyskałeś od naszego księcia rozkaz. Gdyby ów zbiegły złoczyńca, którego pan masz ścigać, rzeczywiście dzisiaj opuścił Hawr, spotkamy go jeszcze przed Londynem, tak, że pan przy pomocy urzędników będziesz <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_257" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1311"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1311|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1311{{!}}{{#if:257|257|Ξ}}]]|257}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mógł schwytać ptaszka. Ale „Snowdown“, mówił Gabryel z dumą, chociaż o godzinę pierwéj niż my odpływa, za późno przybędzie do Londynu — „Germania“ płynie jeszcze raz tak prędko jak on!<br>
{{tab}}— Wybornie! Spieszcie się kochany przyjacielu, powiedział Fursch, i postępując za sternikiem po mostku przechodowym wszedł na „Germanię.“<br>
{{tab}}W téj chwili dochodzący aż do szpiku odgłos dzwonu na gotującym się do odpłynięcia „Snowdownie,“ tak zajął uwagę uciekającego zbrodniarza, że nie postrzegł nadchodzącego od ulicy murzyna, którego zaraz byłby poznał po ubiorze.<br>
{{tab}}Ściągnięto mostek wielkiego parowca, rozwiązano łańcuchy i liny, i z kajuty kapitana dały się słyszeć pierwsze rozkazy.<br>
{{tab}}Fursch poszedł na tylny pokład „Germanii,“ najbliższy odchodzącego „Snowdowna,“ aby się przypatrzyć okrętowi, a późniéj w tę część również przygotowującéj się do odpłynięcia „Germanii,“ która w téj chwili oświetlona nadbrzeżnemi lampami, za kilka minut pogrążyć się miała w ciemności i oczekiwać czasu wypłynięcia.<br>
{{tab}}Wtém posłyszał głośne zapytujące wołanie Gabryela — obejrzał się, sądząc, że to wołanie jego dotyczę.<br>
{{tab}}Fursch ujrzał na mostku prowadzącym na „Germanię“ postać jakiegoś człowieka.<br>
{{tab}}Niespodziewana trwoga wstrząsnęła złoczyńcą, bo w przybywającym poznawał owego czarnego, który go w dzień niepokoił w wagonie. Gabryel rzucił temu człowiekowi, który mu się wydał obcym, pytanie: czego żąda? Ale Sandok nie słuchał tego pytania.<br>
{{tab}}W jednéj minucie stanął na pokładzie „Germanii,“ i schyliwszy się, z taką szybkością i siłą zerwał mostek łączący z bulwarem, dla przecięcia kommunikacyi, że Gabryel stanął oburzony — mostek z łoskotem wpadł w wodę.<br>
{{tab}}Wypadek ten trwał tylko chwilę.<br>
{{tab}}Sandok głośno się rozśmiał i spojrzał ku Furschowi, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_258" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1312"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1312|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1312{{!}}{{#if:258|258|Ξ}}]]|258}}'''<nowiki>]</nowiki></span>który nie mógł jeszcze wyjaśnić sobie przyczyny tego co się stało, ale coś złego już przeczuwał — widział, że odcięty został od bulwaru.<br>
{{tab}}— Sandok, zawołał stłumionym głosem murzyn księcia do podsternika i groźnie nadbiegających majtków — Sandok przybyć, aby uwięzić złego nieprzyjaciela massy!<br>
{{tab}}— Boże dopomóż! powiedział stary Gabryel, zdumiony ukazaniem się jakby z pod ziemi wyszłego czarnego, a majtkowie już zamierzali okazać wątpliwość co do tożsamości Sandoka, to jest chcieli spróbować na nim swoich pięści, bo ich czekała niemała robota z mostkiem.<br>
{{tab}}Ale Sandok odskoczył w tył, zrzucił kapelusz, chustkę i płaszcz, tak, że wnet stanął groźny przed nacierającymi w czerwonéj koszuli, krótkich spodniach i schwycił się za pas.<br>
{{tab}}— Precz, zawołał i odepchnął na bok stojącego przy nim majtka — Sandok nie jest żaden duch! Sandok pochwyci złego nieprzyjaciela massy!<br>
{{tab}}I w kilku poskokach przeszedł koło starego Gabryela — i wszedł na tylny pokład „Germanii.“<br>
{{tab}}Fursch spojrzał i poznał murzyna księcia.<br>
{{tab}}Dzika klątwa wybiegła mu z ust, — wydobył rewolwer.<br>
{{tab}}Lecz w téjże saméj chwili powziął lepszą myśl, niż myśl o bezpożytecznéj obronie! Powiedział sobie, że gdyby nawet ranił Sandoka i odparł go od siebie, zawsze majtkom uledz musi, bo na okręcie był jeńcem.<br>
{{tab}}Jednak prędko umiał sobie poradzić. Aż do ostatniéj chwili życia był to przebiegły i mimo dosyć podeszłego wieku dziwnie zręczny i gibki zbrodniarz, zachowujący zawsze przytomność umysłu.<br>
{{tab}}„Snowdown,“ zamierzał właśnie przepłynąć tak blizko tylnéj części „Germanii,“ że jéj majtkowie uznali za potrzebne, długiemi drągami oba okręta od siebie odpychać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_259" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1313"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1313|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1313{{!}}{{#if:259|259|Ξ}}]]|259}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Tę okoliczność zagrożony i jak się zdawało teraz już zgubiony Fursch miał na oku.<br>
{{tab}}Jeszcze ani na bulwarze, ani na przepływającym parowcu nie zwrócono na niego uwagi — właściwa zatém była chwila, do ujścia o ile można bez walki przed prześladowaniami Sandoka.<br>
{{tab}}Gdy nacierający murzyn z wyciągniętemi rękami i tryumfującym krzykiem zaledwie o trzy kroki był od niego oddalony, Fursch wskoczył na poręcz „Germanii“ i schwycił drąg wiosłowy, którego majtkowie używali do odepchnięcia cięższego, wyższego i większego „Snowdowna.“<br>
{{tab}}Gdyby drąg ześliznął się był z „Germanii“ — gdyby się złamał pod ciężarem wiszącego na nim Furscha! — ale zgiął się straszliwie, gdy Fursch trzymając się go torował sobie rękami drogę do żelaznéj galeryi otaczającéj wysoki pokład powoli poruszającego się wielkiego parostatku.<br>
{{tab}}Zdawało się, że ten rozpaczliwy krok uda się zbiegowi.<br>
{{tab}}Majtkowie dwóch okrętów, nie wiedząc o co chodzi, widzieli, że Fursch dostał się do żelaznych krat pokładu i na nich wisiał.<br>
{{tab}}W téj chwili Sandok skoczył przez powietrze na posuwający się naprzód „Snowdown.“<br>
{{tab}}Wszystkie spojrzenia skierowały się na odważnego murzyna, który zdawał się chcieć ścigać zbiega i dostać go nieodzownie.<br>
{{tab}}Sandok dobry skok wymierzył — schwycił za nogi wiszącego u żelaznych sztab Furscha, który głośno i wściekle krzyknął, tak, że aż ramiona i biodra zbrodniarza zatrzeszczały, bo podwójny ciężar dźwigać musiały.<br>
{{tab}}Tłum zebrany na „Snowdownie“ i na brzegu radował się z tak dzielnego skoku.<br>
{{tab}}Sandok wisiał jak tygrys, który się uczepił swojéj ofiary i bujał z nią po nad wodą.<br>
{{tab}}Fursch czuł, że będzie zgubiony, jeżeli nie uwolni się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_260" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1314"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1314|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1314{{!}}{{#if:260|260|Ξ}}]]|260}}'''<nowiki>]</nowiki></span>od czarnego, bo się nie mógł dłużéj utrzymać, a walka w wodzie przy przeważającéj sile lepiéj pływającego Sandoka, wypaść musi na jego niekorzyść.<br>
{{tab}}Śmiertelną trwogą przejęty, chwycił się ostatniego wybiegu.<br>
{{tab}}Odważył się oswobodzić swą prawą rękę, wisząc tylko na lewéj, i wyjął nóż z kieszeni — poczém w jednéj chwili tak gwałtownie pchnął błyszczącą bronią w prawie ramię Sandoka znajdujące się przy jego nodze, że mu rozciął ścięgna aż krew trysnęła.<br>
{{tab}}Ale czarny nie stracił przytomności, i wściekły ze straszliwego bólu, tak mocno ścisnął brzuch i miękkie części Furscha, iż ten jęcząc puścił żelazne sztaby i razem z przeciwnikiem wpadł w wodę.<br>
{{tab}}Okropny krzyk napełnił powietrze — wydali go widzowie okropnéj walki, bo powiedzieli sobie, że dwaj walczący wpadli pod śrubę „Snowdowna,“ któréj tak prędko powstrzymać nie można. Nie mogli oprzeć się prądowi wody, a śruba ich zgnieść musiała.<br>
{{tab}}Nastąpiła cisza bez tchu — chwila okropnego oczekiwania i wytężenia.<br>
{{tab}}Posłyszano plusk — posłyszano szum wody poruszanéj śruby parowca.<br>
{{tab}}Wszystkie oczy zwróciły się na słabo oświetloną, falistą powierzchnię wody, na pokryte pianą miejsce, które „Snowdown“ pozostawił za sobą.<br>
{{tab}}Wszyscy nie oddychając prawie spojrzeniem szukali dwóch przeciwników.<br>
{{tab}}— Zgubieni — obaj zabici! wołały pojedyncze głosy, gdy nic dośledzić nie można było — ale wtém wyjrzała z fal czyjaś ręka — w jéj pięści zabłysł sztylet... czajaż to była ręka? uciekającego zbrodniarza, czy też nie zważającego na życie swoje wiernego murzyna?<br>
{{tab}}Nikt jeszcze nie mógł tego rozpoznać... liczba widzów na brzegu wzrastała — majtkowie na „Germanii“ usiłowali rzucić płynącym liny, albo hakami ich dosięgnąć.<br>
{{tab}}— Murzyn — murzyn! rozległ się w téj chwili ra- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_261" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1315"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1315|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1315{{!}}{{#if:261|261|Ξ}}]]|261}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dośny okrzyk stronników Sandoka — poznano czarne ramię, za którém pokazała się głowa i barki.<br>
{{tab}}Lecz Sandok widocznie zaledwie się już mógł utrzymać na wodzie — umiał pływać wybornie — ale go siły opuszczały.<br>
{{tab}}— Ratujcie go tam hakami — trzyma drugiego lewą ręką! wołano zewsząd.<br>
{{tab}}Rzeczywiście zdawało, się że murzyn schwytał ciało Furscha — ale jeszcze sekunda a sam zginie, bo prawa ręka mocno w ramieniu skaleczona, odmawiała mu posłuszeństwa.<br>
{{tab}}Majtkowie „Germanii“ wysilali się, aby go dostać hakami.<br>
{{tab}}Nakoniec jeden z nich schwycił jego czerwoną koszulę.<br>
{{tab}}Hak rozdarł Sandokowi skórę — ale on to zaledwie czuł, bo go przejmowała śmiertelna trwoga: byłby się zanurzył, gdyby go w téj chwili pomoc nie dosięgła.<br>
{{tab}}Straszliwy pojedynek w ostatnich chwilach odbył się między murzynem a Furschem. Walczący o życie zbrodniarz, gdy wpadł w wodę z Sandokiem, użył wszystkich sił na uwolnienie się z uścisków murzyna — ale ten trzymał go jak kleszczami, a nawet silne uderzenia wody nie zmusiły zanurzonego pod nią Sandoka do puszczenia swojéj zdobyczy.<br>
{{tab}}Sandok dopiero wtedy odepchnął swoją ofiarę, gdy pod wodą dotknął ściany „Snowdowna“ i gdy go porwał prąd śruby. Tyle był przytomny, że puścił Furscha i za pomocą całéj swojéj siły odpłynął od okrętu, tak, że się o {{Korekta|kilko stop|kilka stóp}} od niego oddalił.<br>
{{tab}}Ale w tym krótkim czasie Fursch wpadł pod śrubę, ktôréj części na niego trafiły i zgruchotały mu głowę — potém gdy pozostał w falach nurtu, w których Sandok dotknął znowu jego ciała, tenże schwycił go znowu za rękę.<br>
{{tab}}Takim sposobem ciężko zraniony murzyn ciągnął za sobą pokaleczone ciało zbrodniarza.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_262" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1316"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1316|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1316{{!}}{{#if:262|262|Ξ}}]]|262}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jak wiadomo zmarły jest w wodzie lekki. Sandok więc, chociaż mu było trudno, bez wielkiego wysilenia ciągnął go za sobą dopóki mógł.<br>
{{tab}}Teraz gdy siły jego zupełnie się wyczerpały, bo rany strasznie go osłabiły, poczuł, że go ciągnie hak majtka — ramiona jego opadły strudzone i sztywne — prawie bezprzytomny, krwią swoją farbując w koło wodę, dał się ciągnąć na pokład „Germanii.“<br>
{{tab}}Trup Furscha wymknął mu się z rąk — ale jeden majtek dostrzegł go i razem prawie z Sandokiem wyciągnął na „Germanię.“<br>
{{tab}}Zgromadzone na brzegu tłumy cisnęły się ku stronie leżącéj najbliżéj parowego brygu, aby się dowiedzieć o skutku okropnéj walki, a tymczasem „Snowdown“ bez przeszkody teraz ruszył w dalszą podróż, bo wypadek ten wcale nie zatrzymał kapitana.<br>
{{tab}}Ponieważ mostek przechodowy na „Germanię“ jeszcze leżał w wodzie, tłumy jak to z radością postrzegł stary Gabryel, odcięte były od jego okrętu, i można było swobodnie a bez przeszkody zwrócić uwagę na potrzebujących {{Korekta|rutunku|ratunku}}. Na parowym brygu księcia jeszcze nie wiedziano przytém właściwego powodu i związku tylko co odbytéj straszliwéj walki.<br>
{{tab}}Fursch pokazał rozkaz księcia, o którego prawdziwości Gabryel ani na chwilę wątpić nie mógł... potém zaś ukazał się Sandok, którego w pierwszéj chwili zupełnie nie poznano.<br>
{{tab}}Teraz wydobyto obu z wody, a podsternik przecisnął się do nich, aby mieć jakieś wyjaśnienie. Ale to nie tak łatwo można było otrzymać, bo Fursch miał głowę roztrzaskaną, Sandok zaś leżał zemdlony i krwią zalany.<br>
{{tab}}Znaleźli się na brzegu policyanci i tak gwałtownie zażądali wstępu na „Germanię,“ że musiano za pomocą mocnéj deski ułatwić z nią związek.<br>
{{tab}}Ponieważ Fursch w walce pod wodą stracił okulary i wielki czarny plaster, więc mimo zdruzgotanéj głowy, policyanci wkrótce po całych częściach jego twarzy po- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_263" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1317"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1317|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1317{{!}}{{#if:263|263|Ξ}}]]|263}}'''<nowiki>]</nowiki></span>znali w nim długo poszukiwanego pana de Renard, a osada „Germanii“ nie wątpiła dłużéj, że widzi przed sobą murzyna księcia.<br>
{{tab}}Sprowadzono lekarza, który opatrzył rany Sandoka, po zdjęciu z niego przemokłéj odzieży.<br>
{{tab}}Oprócz pchnięcia w ramię, Sandok miał jeszcze dwie niebezpieczne rany w piersiach, tak, że lekarz, który mu pierwszą pomoc przyniósł, oświadczył, że czarny wprawdzie na teraz uniknął śmierci, ale rany po części obraziły jego płuca, zatém trwałego utrzymania przy życiu zaledwie spodziewać się można.<br>
{{tab}}Starego Gabryela témbardziéj przeraziła ta wiadomość, iż wiedział, jak bardzo książę lubił Sandoka. Ciągle więc tylko kiwał głową i pomagał w pielęgnowaniu rannego.<br>
{{tab}}Urzędnicy zabrali ciało Furscha, czémprędzéj spisali protokół na miejscu o tém co zaszło, i telegrafem posłali do Paryża wiadomość, że tak długo poszukiwany zbrodniarz Fursch nakoniec w porcie Hawru przez murzyna księcia de Monte-Vero został schwytany i w walce z nim zabity.<br>
{{tab}}Sandok wkrótce odzyskał przytomność. Lecz gdy załodze „Germanii,“ w krótkich i widocznie z trudnością wymawianych słowach opowiedział cały stan rzeczy, rzuciła mu się krew ustami, i dopiero po kilku godzinach udało się lekarzowi powstrzymać ten powtarzający się wytrysk krwi z obrażonych płuc czarnego.<br>
{{tab}}Mimo to Sandok cieszył się i tryumfował, że mu się udało położyć koniec niebezpiecznym czynom owego nędznika, który tak długo jego massie bolesne zadawał rany i wymykał się również długo z rąk sprawiedliwości.<br>
{{tab}}— Sandok chętnie umrzeć, szeptał, gdy mu lekarz mówić zabronił: kiedy już zły Fursch zabity! Sandok dopiął celu życia — teraz tylko jeszcze obaczyć massa! massa i piękną córkę!<br>
{{tab}}To życzenie czarnego spełnić się miało.<br>
{{tab}}Na drugi już dzień książę, jego córka i Józefina, tu- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_264" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1318"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1318|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1318{{!}}{{#if:264|264|Ξ}}]]|264}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dzież cała ich służba przybyli nadzwyczajnym pociągiem, wioząc z sobą ciało w cynkowéj trumnie z Paryża do Hawru.<br>
{{tab}}Przygotowano Sandoka do widzenia się ze swoim panem, aby nie dowierzał swojemu osłabieniu zdrowia. Ale radosne wzruszenia nawet dla chorych najczęściéj sprowadzają dobre następstwa. To samo stało się z murzynem, widok księcia i jego pięknéj córki, jak zwykle nazywał Małgorzatę, sprawił, iż płakał z radości i czuł się daleko lepiéj.<br>
{{tab}}Eberhard starał się, aby temu biedakowi, który mu życie swoje poświęcił, przynieść wszelką możliwą pomoc i ulgę, i po kilku dniach doznał téj radości, iż usłyszał, że Sandok, jeżeli poprawa jego zdrowia tak daléj pójdzie, będzie mógł mu towarzyszyć do Monte-Vero, gdzie na wiecznie ciepłém i piękném powietrzu może płuca jego zupełnie wyleczyć się dadzą.<br>
{{tab}}Mocno ubolewająca nad wiernym Sandokiem i czułego serca Józefina, własną ręką zwykle opatrywała go, czuwała przy nim i z pełną obawy troskliwością od wszelkiego wzruszenia strzegła.<br>
{{tab}}Ta miłość i dobroć pięknej, wspaniałomyślnéj dziewicy, przyniosła jak najpomyślniejszą zmianę w stanie Sandoka, a Małgorzata z upodobaniem i głęboką radością widziała, jak jéj dziecię w pełnéj poświęcenia troskliwości, tudzież w postępującém polepszeniu zdrowia Sandoka znajdowało najwyższą nagrodę swoich usiłowań.<br>
{{tab}}Eberhard niepostrzeżenie śledził postępowanie Józefiny, i kiedy teraz tuląc ją do serca, wyciskał pocałunek na jéj czole, działo się to jeszcze z większą miłością, bo widział, że w sercu jego wnuczki coraz bardziéj kiełkują i rozwijają się jego własne idee i życzenia.<br>
{{tab}}— Okazuje czarnemu taką samą miłość i troskliwość, jakąby nam okazywała. To dla mnie błogie spostrzeżenie. I tam po drugiéj stronie oceanu, w naszéj ojczyźnie, podzielają nakoniec moją zasadę, oswobodzenia <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_265" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1319"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1319|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1319{{!}}{{#if:265|265|Ξ}}]]|265}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niewolników, i moje zdanie: ''Równe prawo dla wszystkich!'' nabiera coraz większego znaczenia. Oby Bóg dozwolił, aby i daléj myśl ta uznana została! Już to pojęcie prawdziwéj miłości bliźniego, prawdziwéj miłości i sprawiedliwości!<br>
{{tab}}Milutka Józefina na własną i matki pociechę doczekała się tego zadowolenia, że lekarze po kilku tygodniach oświadczyli, iż stan Sandoka tak zadziwiająco polepszył się, iż teraz już bez niebezpieczeństwa rozpocząć można podróż do Brazylii.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero chętnie przyjął tę wiadomość, bo tęsknił do swego pięknego kraju i z rozkoszą myślał, że w towarzystwie córki i ukochanéj Józefiny wstąpi na kwitnące błonia, które sam stworzył i z których błogosławieństwo rozchodziło się po całéj ziemi.<br>
{{tab}}Ale najszczęśliwszy był Marcin, sternik „Germanii,“ który codziennie przychodził do łoża Sandoka, aby się przekonać, czy rzecz prędko przyjdzie do skutku.<br>
{{tab}}— Zuch z ciebie, bracie Sandoku, zwykle mawiał wtedy: uczyniłeś więcéj niż ci obowiązek nakazywał! Niech pioruny trzasną! niech-no komu podoba się, coś złego na ciebie powiedzieć, a wszystkie mu żebra połamię! Starego Marcina na wieki zrobiłeś swoim przyjacielem, i mogę ci przyrzec, że panią śmierć, gdyby się do i ciebie zbliżyć chciała, pięściami niegrzecznie od ciebie odpędzę! Baczność, bracie Sandoku!<br>
{{tab}}Czarny uśmiechnął się zadowolony ze swojego brata Marcina.<br>
{{tab}}— Baczność, bracie Sandoku! Jakże się miewasz?<br>
{{tab}}— Wybornie, nie prawdaż? No, to jutro wypływamy na morze, a niech nie noszę z honorem mojego nazwiska, jeżeli W Monte-Vero za cztery tygodnie nie będziesz prawdziwym olbrzymem siły i zdrowia. Niech pioruny trzasną...
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_266" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1320"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1320|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1320{{!}}{{#if:266|266|Ξ}}]]|266}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|ROZDZIAŁ XVI.|w=120%|po=8px}}
{{c|Monte-Vero.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}„Germania“ wyrzucała parę... Marcin zajął swoje miejsce u steru — radosna duma jaśniała na jego twarzy.<br>
{{tab}}Książę de Monte-Vero stał przy przodowym maszcie okrętu — Małgorzata i Józefina były blizko niego — Sandok nie mogący jeszcze znieść ostrego powietrza, wiejącego od portu Hawru, siedział w znajoméj nam czarownie urządzonéj kajucie parostatku i tęsknie wyglądał łagodniejszego klimatu.<br>
{{tab}}Wtém zaszumiały koła „Germanii“ w wodzie — okręt poruszył się.<br>
{{tab}}— Do Monte-Vero! zawołali majtkowie, do Monte-Vero! powtórzyły Małgorzata i Józefina.<br>
{{tab}}— Chwała Bogu! mruknął stary Marcin przy sterze, ładunek w komplecie — teraz już nie ma powrotu; Przecięż i hrabinę mamy z sobą — ta jest w przestrzeni na dole jak pakunek!<br>
{{tab}}Stary Marcin dziwny gaduła, istny szczur morski, nawet po śmierci nie zawierał serdecznego pokoju z tymi, co za życia tylko nieprzyjaźń okazywali — dla tego mimo bardzo zmienionych stosunków, względem hrabiny zachował to samo co dawniéj usposobienie, a gdy na prawdę łagodniéj chciał rzecz traktować albo o jéj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_267" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1321"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1321|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1321{{!}}{{#if:267|267|Ξ}}]]|267}}'''<nowiki>]</nowiki></span>śmierci co pomyślał, to przypominał sobie o jéj licznych nieprzyjaznych, krokach i kończyło się zaraz wszelkie Wzruszenie, na które zresztą Marcin bywał bardzo czuły. Jako zaufany pana Eberharda, który długi czas razem z nim poszukiwał jego córki, znał najlepiéj cały przebieg téj nieszcęśliwéj historyi i na kim ciążyła cała jéj wina.<br>
{{tab}}Teraz wprawdzie wszystko się dobrze zakończyło, ale to właśnie po Bogu przypisać należało panu Eberhardowi i jemu.<br>
{{tab}}Stary sternik Marcin nie przeceniał się. Wiedział najlepiéj, że myślał dobrze i że ten sposób myślenia owoce wydać musiał, Zatém może ze wszelką słusznością przypisywał sobie pewną część powodzenia, które sprowadził za sobą pobyt w Europie.<br>
{{tab}}Nie wiedział jednak o tém, że wiele jeszcze pozostawało do życzenia, że pan Eberhard, a bardziéj jeszcze jego córka, w skrytości, dla uzupełnienia szczęścia, pragnęli jeszcze wielu zaledwie spodziewanych okoliczności. Nie pojmował zgoła tęsknoty owéj miłości czasowo rozdzielonych serc, które aż do końca spodziewają się spełnienia swoich życzeń, których dusze nierozdzielnie połączone są z tymi, do których ich miłość należy. Stary Marcin nie rozumiał takiego spokrewnienia dusz, i to nas dziwić nie powinno — bo jego narzeczona, jego kochanką było morze. Jego miłość przeto nie była pożądliwą, ambitną, samolubną — raczéj podobna była do miłości platonicznéj, która nic posiadać nie chce, która tęskni jedynie ku swojemu przedmiotowi, która do niego należy ciałem i duszą nie pragnąc wcale w nim się zatopić.<br>
{{tab}}A przy tych platonicznych uczuciach pomyślmy tylko o szorstkiém obejściu; Marcina, o jego jędrnéj postaci, pospolitym sposobie wyrażania się, a otrzymamy obraz jego wystąpienia i zachowania się w czasie podróży, którą odbyć zamierzono. Podczas żeglugi był znowu we właściwym sobie żywiole, a ogorzała twarz jego nieustannie uśmiechnięta świadczyła o zadowoleniu z tego, że od tak <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_268" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1322"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1322|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1322{{!}}{{#if:268|268|Ξ}}]]|268}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dawna upragnione życzenie opuszczenia Europy nakoniec się spełnia.<br>
{{tab}}I twarz księcia objawiła blask rozkoszy — cieszył się wrażeniem i spodziewał najpiękniejszych następstw dla córki, skoro ujrzy Monte-Vero. Bo przecięż i jego najżywszém życzeniem było powrócić do swojéj błogosławionéj kolonii i ztamtąd nieprzestannie dążyć do uszczęśliwienia ludzkości i do jéj wspomagania.<br>
{{tab}}Podróż pomimo zimnych jesiennych burz, odbywała się pomyślnie. Gdy w pierwszych dniach, kiedy się jeszcze znajdowali na kanale, gęsta mgła często sprowadzała za sobą śnieg, a powietrze było mroźne, zmieniła się już temperatura, gdy przebyli wyspę Onessant i zatokę Brest, żeglowali coraz daléj po oceanie ku południowi.<br>
{{tab}}Morze tak długo mające zielonawy, nieprzyjemny połysk, teraz gdy się zbliżono do hiszpańskiego brzegu, przybierało coraz bardziéj lazurową barwę, a słońce nabrało znowu tak ogrzewającéj i cichéj potęgi, że nawet Sandok kiedy niekiedy o południu ukazywał się na pokładzie, aby odetchnąć ciepłém, świeżém, orzeźwiającém powietrzem, które po falach powiewało.<br>
{{tab}}Nieprzejrzany ocean rozścielał się jak niebieskie, lekko poruszające się zwierciadło, które przedstawiało oku w około rozległą, słońcem oświetloną wodę, w dali zmieszaną z błękitem niebios, jak ochronny dzwon nad nią zawisły.<br>
{{tab}}Kiedy niekiedy tylko na dalekim horyzoncie pojawiał się biały punkt, wskazujący żagle przepływającego okrętu — potém można było za pomocą lunety, którą Eberhard podał córce, widzieć dalekie skały hiszpańskiego przylądka Finisterre — ale to były tylko krótkie przerwy, które znowu ustępowały miejsca wrażeniu nieprzejrzanych niebieskawych przestrzeniach, po nad któremi wieczorem unosiły się stada morskich wilków, albo przy jasném świetle księżyca czatownie w dali jak połyskujące iskry wyglądających ryb latających.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_269" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1323"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1323|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1323{{!}}{{#if:269|269|Ξ}}]]|269}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Małgorzata i Józefina nie mogły się dosyć napatrzyć tym ogromnym widokom, téj wspaniałości morza, a Eberhard cieszył się wrażeniem, jakie to wszystko na nich wywierało. Marcin zaś niezmiernie był dumny, gdy się do niego zwracały z zapytaniami, a on mógł im odpowiedzieć.<br>
{{tab}}Lecz oko jego chmurzyło się, kiedy na rejach, po przebyciu wyspy St. Jago, gdzie nabrali świeżéj wody, i równika, ukazały się ptaki zapowiadające burzę, owe podobne do mew wielkie białawe ptaki, które podobnie do nizko latających na stałym lądzie jaskółek, obeznanemu oku żeglarza zawsze burzę przepowiadają.<br>
{{tab}}— Nie obejdzie się bez burzy, i spojrzał po ruchliwém morzu aż ku horyzontowi, który niby się we mgle ukrywał, tak, że się zachodzące słońce wydarło jak olbrzymia ognista kula. Czy widzi pani wdali małe białe wierzchołki? rzekł do stojącéj blizko niego Małgorzaty; wyglądają one jak pióra, długiemi strzępami powiewające — to piana bałwanów! Wkrótce posłyszymy szum i ryk burzy! Noc nadchodzi — niech nas Najświętsza Panna ustrzeże od klabautera!<br>
{{tab}}To nazwisko brzmiało tak dziwnie i zarazem komicznie, że Małgorzata mimowolnie spojrzała na Marcina, aby się przekonać czy nie żartuje — ale rysy starego marynarza były tak poważne i pochmurne, że nie można było przypuszczać żartu.<br>
{{tab}}— Goście to dopiero powiedzieli, Marcinie? spytała córka Eberharda, gdy się ściemniało, a fale coraz się wyżéj podnosiły. Wymieniliście jakieś nazwisko.<br>
{{tab}}— Prawda — powiedziałem: niech nas Najświętsza Panna strzeże od klabautera! powtórzył Marcin robiąc krzyż po nad morzem, po stronie, od ktôréj od czasu do czasu dochodziły powiewy wiatru — czy pani nie wiesz, co to takiego?<br>
{{tab}}— Nie, dobry Marcinie, opowiedzcie mi!<br>
{{tab}}— Raz go tylko w mojém życiu widziałem, powiedział stary sternik i uchylił kapelusza, aby odgarnąć <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_270" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1324"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1324|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1324{{!}}{{#if:270|270|Ξ}}]]|270}}'''<nowiki>]</nowiki></span>włosy z czoła, ale myślałem, że to już moja ostatnia godzina. Niech pioruny trzasną — Boże odpuść moje grzechy! to była straszliwa chwila, i nie życzę sobie doznać jéj drugi raz w mojém życiu. Byłem wtedy młodym, może dwudziestoletnim chłopakiem. Statek „Fryderyk Wilhelm,“ który wówczas przybył z Hamburga do Nowego Yorku, a na którym przyjąłem służbę majtka, był to nowy piękny okręt o trzech masztach, na którym niemieckie państwa przedstawialiśmy. Z Nowego Yorku wieźliśmy ładunek do Londynu, a kapitan Black, Anglik, był to człowiek, który się i samego djabła nie lękał — to mój prawdziwy nauczyciel! Niech pioruny trzasną! to była sztuka do wody stworzona — im bardziéj fale szalały, tém był spokojniejszy i bardziéj zadowolony!<br>
{{tab}}Brzeg Ameryki, opowiadał daléj Marcin, już prawie od dwóch tygodni pozostawiliśmy za sobą i znajdowaliśmy się na pełném morzu, kiedy jednego wieczoru tak jak dzisiaj zaczęło się niepokoić.<br>
{{tab}}— „Coś nastąpi chłopcy, zawołał Black: spuśćcie żagle i zabierzcie swoje racye! Noc będzie wściekła, ptactwo zapowiadające burzę już przelatuje! Dawajcie tu szklankę rumu — przedewszystkiém trzeba morzu zapłacić haracz, to przejdzie!“<br>
{{tab}}I nasz kapitan Black wylał rum na syczące fale, które się do „Fryderyka Wilhelma“ zbliżały.<br>
{{tab}}Za każdą minutą wzrastała burza i ciemność. Stałem obok sternika na tylnéj części okrętu. Można było widzieć tylko do połowy masztu. Biała piana coraz silniéj uderzała o pokład, a statek tańcował po falach jak orzechowa łupina! Wtém mogło to być około jedenastéj w nocy — postrzegłem jak coś włazi na maszt środkowy — było to podobne do naszego okrętowego kota, ale większe, czarniejsze i okropniejsze! Widziałem czerwone świecące oczy i to stworzenie tańcujące na maszcie, akurat jak kot w kominie.<br>
{{tab}}— „He, sterniku!“ pomruknąłem, popchnąłem go <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_271" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1325"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1325|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1325{{!}}{{#if:271|271|Ξ}}]]|271}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pokazałem mu to przeklęte stworzenie: „czy widzicie to zwierzę? — to nie może być nasz kot!“<br>
{{tab}}— „Najświętsza Panno“ zawołał stary i zbladł truchlejąc: „to klabauter — jesteśmy zgubieni!“<br>
{{tab}}Gdy wymienił nazwisko, wiedziałem co widzę. Dotąd nie widziałem jeszcze nigdy stworzenia zapowiadającego zgubę okrętu, ale dosyć o niém słyszałem. Wstrząsnęło mną gwałtownie — ale zwierzę już znikło, a fale coraz wyższe uderzały o nasz statek. Musieliśmy obciąć dwa maszty i tylko z trudnością i biedą uszliśmy zguby, uciekając z „Fryderykiem Wilhelmem“ jako rozbitkiem do portu. Od owéj nocy, w któréj życie nasze tylko na włosku wisiało i któréj dla tego nigdy nie zapomnę, zawsze przy nadchodzącéj burzy myślę o téj bestyi z czerwonemi oczami!<br>
{{tab}}Małgorzata mimowoli niedowierzająco śmiać się musiała, gdy stary Marcin z taką powagą prawił jéj o morskim upiorze, który rzeczywiście u starych marynarzy grał wielką rolę.<br>
{{tab}}Usiłowała dać sternikowi naturalne objaśnienie rzeczy, mówiła o chwilowém wzruszeniu, w którém zdaje się, że widzimy to czego w pośród śmiertelnéj trwogi przyczyny uwzględnić nie możemy, a co bywa często prostém złudzeniem zmysłów — ale stary Marcin nie dał sobie wyperswadować zabobonu, i zawsze utrzymywał, że nie życzy, aby szanowna córka pana Eberharda obaczyła to przeklęte zwierzę.<br>
{{tab}}Tymczasem na niebie zaciągały coraz groźniejsze, szybko-lotne chmury, a „Germania“ walczyła z falami, które tocząc się, wiatrem gnane, o siebie się rozbijały.<br>
{{tab}}Na horyzoncie zadrgały błyskawice — daleki grzmot tak straszliwie zapowiadał wcześnie zapadającą noc, iż Józefina z trwogą uczepiła się matki, która za radą Eberharda zeszła z pokładu i udała się z nią do kajuty, ponieważ białe wierzchołki fal coraz dziczéj po nad pokładem igrały.<br>
{{tab}}Spadły wielkie krople deszczu, a coraz gwałtowniéj, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_272" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1326"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1326|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1326{{!}}{{#if:272|272|Ξ}}]]|272}}'''<nowiki>]</nowiki></span>sza burza huczała po nad parowym brygiem, walczącym z żywiołami.<br>
{{tab}}Książę objąwszy ramieniem maszt przodowy, zmaczany pianą fal, stał nieulękły — osada z zimną spokojnością pełniła swoją służbę — a Małgorzata modliła się z córką przed krucyfiksem w kajucie.<br>
{{tab}}Grzmoty i błyskawice wyścigały się, a niebieskawo-jasne światełko groźnie przerzynało głęboką ciemność. Wzburzone morze podobne było do potworu, wyciągającego nieustannie ramiona, dla pochłonięcia okrętu, który raz zapadał w głęboką przepaść, drugi raz bujał po grzbietach fal.<br>
{{tab}}Nad rankiem dopiero niepogoda uspakajać się zaczęła. Krople deszczu i rozerwanie się chmur oznaczały koniec straszliwego wzburzenia przyrody — ciągle jeszcze wznosiły się i opadały bałwany morskie — ale na wschodzie widać już było świtanie, chmury się rozdzieliły, zaczęły się uspakajać, jakby wschodzące słońce moc ich poskramiało.<br>
{{tab}}Szczęśliwie przeminęło niebezpieczeństwo, i Eberhard wszedł do kobiet, zapowiadając, że teraz pocieszone mogą znowu wstąpić na pokład i używać orzeźwiającego, dobroczynnego powietrza, po morzu wiejącego.<br>
{{tab}}— Zawsze jednak coś widziałyście, mówił z uśmiechem, o czém z dumą mówić możecie. Taka burza nie przytrafia się przy każdéj morskiéj podróży, a ja utrzymuję: że bez walki nie ma zwycięztwa! Teraz tém bardziéj uszczęśliwione powitacie ląd stały i pośród niebezpieczeństw osiągniętą ojczyznę!<br>
{{tab}}W kilka dni późniéj ukazały się na horyzoncie skaliste wierzchołki Capo Frio, jasnym blaskiem połyskując z pośród morza ku niebu, i wkrótce zdumione spojrzenia podróżnych miały przed sobą wązkie wejście skaliste i świetny fort Santa-Cruz!<br>
{{tab}}Zatoka Rio-Janeiro rozwinęła przed nimi swoją bujnie zieloną panoramę, celni urzędnicy powitali i odwiedzili z uszanowaniem flagami ubraną „Germanię“ wszę- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_273" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1327"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1327|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1327{{!}}{{#if:273|273|Ξ}}]]|273}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dzie poważanego i znanego księcia de Monte-Vero a Małgorzata wylewając łzy radości, zamknęła zdumione dziecię w swoich objęciach.<br>
{{tab}}Przepędziwszy noc na obwarowanej wyspie Lagos, „Germania“ nazajutrz rano wpłynęło w zatokę, a tam cesarz Don Pedro, któremu doniesiono o przybyciu księcia, wypłynął naprzeciw przyjacielowi w przepysznéj, złoconym namiotem okrytéj gondoli, aby powitać tego, na którym mu tak długo zbywało.<br>
{{tab}}Don Pedro szczerze był rad księciu i wstąpiwszy na „Germanię“ uściskał go w swoich objęciach, a ten widok prawdziwie zachwycił wszystkich obecnych.<br>
{{tab}}Wszystkie okręty powywieszały swoje flagi, zdawało się że dla stolicy brazylijskiej zajaśniał dzień radosny. Ciekawi i uradowani, witający okrzykami przybycie wszędzie ukochanego księcia de Monte-Vero, zapełnili rozległe amfiteatralne brzegi. Możnaby sądzić, że przybył ukochany brat cesarza, że wyprawiano jakąś uroczystość, tém większą wartość mającą, że nie przygotowaną.<br>
{{tab}}Eberhard zaledwie zdołał panować nad wzruszeniem, Małgorzatę podobnież mocno rozczuliło tak niespodziewane przyjęcie. Ale Marcin, stojąc z dala, uśmiechał się tak uszczęśliwiony, jakby to z góry przewidział i miał za bardzo naturalne. Cieszyły go zdziwione spojrzenia i twarze Małgorzaty i Józefiny, które cesarz gorącemi słowy powitał.<br>
{{tab}}Gdy przybyli na brzeg, zabrały ich cesarskie ekwipaże i powiozły do pałacu księcia, z którego, po kilko-dniowym wypoczynku, konno miano się udać do Monte-Vero.<br>
{{tab}}Eberhard z córką był u dworu, a rodzina cesarska, oddała im wzajemną wizytę, współubiegając się między sobą w dowodach łaski i miłości. Don Pedro mimo kłopotów doznawanych z powodu wojny z Paraguaitami, tak szczerą przejęty był radością, że po kilka razy przyciskał księcia do piersi; zapewniał go, że tych odwiedzin od dawna oczekiwał, jako chwili największéj rozkoszy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_274" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1328"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1328|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1328{{!}}{{#if:274|274|Ξ}}]]|274}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Cesarzowa Teressa, z domu księżniczka neapolitańska, czczona w całym kraju za niestrudzoną dobroczynność, prawdziwie ukochała Małgorzatę, jeździła z nią i jéj córką po ulicach i okolicach Rio, zwracała ich uwagę na różne rzeczy i obyczaje kraju.<br>
{{tab}}Biedna, niegdyś wałęsająca się Małgorzata, obok cesarzowéj, traktującéj ją jak siostrę! Jakże pełne i uszczęśliwione musiało być serce córki księcia, skoro pomyślała o owym czasie, w którym siadywała na przydrożnych kamieniach i pośród cichej nocy nóciła żałosną piosenkę o rodzicach, o swojém sieroctwe i opuszczeniu!<br>
{{tab}}Teraz znalazła ojca i matkę i pokonała nędzę... znalazła serce, które ukochała, które do niéj należało... miałoż uzupełnić się jéj szczęście? i czy było jéj przeznaczeniem, po przejściu ciężkich prób, ujrzeć znowu ukochanego i należeć do niego?<br>
{{tab}}Pocieszać się taką nadzieją mimo przyświecającego blasku szczęścia, jakie ją teraz opromieniało, nie śmiała. Tak więc nawet i w tych dniach nigdy niespodziewanéj rozkoszy, w sercu Małgorzaty istniał tajemny, bolesny punkt, którego istnienia Eberhard nie domyślał się, bo Małgorzata ukrywała go przed nim ze wzruszającą delikatnością.<br>
{{tab}}Córka księcia była księżniczką, i nie tytułowano inaczéj skromnéj i zawstydzonej Małgorzaty, chociaż najbliżéj otaczającym ją osobom łagodnemi słowy czynić to zabroniła. Miała wszelkie prawo do tego wysokiego tytułu — była ''księżniczką jako córka księcia'', chociaż większa część jéj życia bez jéj winy upłynęła w ubóztwie i nędzy.<br>
{{tab}}Do téj zmiany z początku przyzwyczajać się musiała. To pewna, że na wysokości, na jaką teraz wstąpiła, nie zapomniała o swojéj przeszłości, że na wzór ojca każdemu jak siostra podawała rękę, komu szczęście nie tyle co jéj przyświecało. Alboż sama nie czuła najlepiéj, jak to boleśnie być ubogą i opuszczoną? Przygody młodości dostatecznie przygotowały ją do teraźniejszych chwil <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_275" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1329"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1329|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1329{{!}}{{#if:275|275|Ξ}}]]|275}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szczęścia — przygotowania takiego życzymy niejednéj z naszych dumnych i pysznych księżniczek, niejednemu z nadymających się, zarozumiałych młodzieńców, bo to dla nich błogieby przynieść mogło następstwa.<br>
{{tab}}Po przebyciu przykrości podróży, zdrowie Sandoka w ciepłym klimacie Rio tak dalece się poprawiło, że można było przystąpić do podróży do Monte-Vero.<br>
{{tab}}Gdy Marcin i część majtków cynkową trumnę hrabiny wodą przewozili, Eberhard wołał jechać konno z rodziną i służbą do Monte-Vero, aby im dać poznać w drodze bujność wegetacyi przebywanych pól i odwiecznych nietkniętych lasów. Przy pomocy rządców, którzy pośpieszyli na jego spotkanie, zaopatrywał się w dostateczną żywność i wszystko do podróży potrzebne, i miał to zadowolenie, że Małgorzata i Józefina mocno się zajmowały wszystkiém, co ich w drodze uderzało.<br>
{{tab}}A tak po kilku dniach jazdy, zbliżano się coraz bardziéj do znanego nam wspaniałego zamku, w granicach nieprzejrzanego bogatego, wspaniałego księztwa.<br>
{{tab}}Kiedy niekiedy dotykano brzegu szerokiéj i transportowemi uflagowanemi statkami z Monte-Vero ożywionéj Rio-Vero — postrzegano plantacye cukrowéj trzciny kawy i wymywalnie brylantów — pola zasiane bawełną, wsi, fabryki i górnictwo, a wszędzie znajdowano czarnych i białych tak skrzętnie i zgodnie razem pracujących, że widok tych prowincyj kwitnąco rozwijających się, tego dzieła Eberharda, był błogi i wspaniały. Wszędzie zaś księcia i jego córkę przyjmowano tak szczerą i uczciwą radością; z okrętów i z ciężko wyładowanych furgonów przesyłano im tak serdecznie radosne powitania, bez wszelkiego przymusu tchnące uszanowaniem, że Małgorzata i Józefina w pośród tych wszystkich oznak miłości, czci i promieniejącego szczęścia, jakby tryumfalny wjazd do swojéj nowéj ojczyzny odprawiały. Nie mogły się dosyć napatrzyć na to wszędzie rozpościerające się błogosławieństwo i na nieprzejrzane zakłady, w których coraz coś nowego było do podziwiania; coraz to nowe <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_276" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1330"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1330|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1330{{!}}{{#if:276|276|Ξ}}]]|276}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szczęściem oddychające przebywali pola i wsi, w których starzy i młodzi wychodzili naprzeciw nim i drogę ich kwiatami i rószczkami zaścielali.<br>
{{tab}}Ale książęcą rodzinę oczekiwało jeszcze najbardziéj rozrzewniające i najwspanialsze przyjęcie.<br>
{{tab}}Zbliżał się wieczór, gdy daleki huk dział przeraził kobiety, a wywołał uśmiech na oblicze księcia — wiedział zkąd te działa strzelały — wiedział, że to były strzały radosne, które mu z wież w Monte-Vero przesyłano — jeszcze kilka minut, a zdumionym oczom wyjeżdżających z lasu na czysty plac, na rżących koniach ukaże się nagle obok srebrnych fal Rio-Vero, wysoki zamek, otoczony kwitnącemi terrasami i w głębi osłoniony ciemnemi wierzchołkami gęstych lasów.<br>
{{tab}}Na zamkowym dachu powiewały chorągwie — działa biły z wież i okalających murów, a postrojeni mieszkańcy stali w nieprzejrzanych szeregach przy wjeździe, po za którym olbrzymi wodotrysk swoje chłodzące perły wyrzucał w pełne zapachu powietrze.<br>
{{tab}}Był to widok przejmująco piękny i wspaniały.<br>
{{tab}}Małgorzata i Józefina wstrzymały konie i spojrzały na czarodziejskie dzieło, które się im nagle przedstawiło.<br>
{{tab}}— Patrzcie dzieci, oto nasza siedziba! zawołał rozrzewniony książę, który nie spodziewał się tak królewskiego przyjęcia.<br>
{{tab}}Radosne okrzyki napełniły powietrze — córki oficyalistów i osadników zasypały drogę kwiatami i witały przybywających.<br>
{{tab}}Masztalerze odebrali konie i pomogli kobietom z nich pozsiadać.<br>
{{tab}}Eberhard wziął pod ręce Małgorzatę i Józefinę, i szedł z niemi w pośród niezliczonych szeregów radośnie wykrzykujących tłumów.<br>
{{tab}}Pyszny to był ten wjazd księcia. Radość jaśniała na wszystkich twarzach. Miłość tchnęła ku niemu. Wszyscy w koło oddychali szczęściem i zadowoleniem.<br>
{{tab}}Eberhard serdecznemi słowy dziękował zgromadzo- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_277" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1331"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1331|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1331{{!}}{{#if:277|277|Ξ}}]]|277}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nym, najbliżéj stojących ściskał za ręce, a także i Małgorzata ze wzruszającą serdecznością wypowiadała głęboko przejmujące ją uczucia.<br>
{{tab}}Wszędzie na okół było mnóztwo rzeczy do widzenia, do podziwienia. Urządzono tryumfalne bramy, na terrasach pozapalano ognie, a z wież zamku wyrzucano świecące kule w ciemną przestrzeń, aby dalekim i blizkim zapowiedzieć radosną wiadomość o przybyciu księcia i jego rodziny, i donieść, że już swojego pięknego, rozległego państwa nigdy nie opuszczą.<br>
{{tab}}Nakoniec gdy Eberhard wszedł do zamku i z córką i Józefiną ukazał się na balkonie, przed którym przy świetle księżyca połyskiwały wody wodotrysku, przytulił obie do mocno bijącego serca. Wzruszenie przemogło najszlachetniejszego w swojéj epoce człowieka — usta posłały Niebu dziękczynne słowa, a potém wskazał ogrody i lasy, rzekę i błonia.<br>
{{tab}}— Wszystko, o ile okiem zasięgnąć możecie i jeszcze daléj, znacznie daléj, do was należy, to wasza siedziba, teraz dopiero słońcem prawdziwego szczęścia rozjaśniona, gdy was około siebie widzę, gdy z wami wspólnie Błogosławionych owoców używać mogę! Do tego miejsca tęskniłem, i tu rozpocznie się dla nas piękne życie, tu przy waszym boku, codzień z nową radością spędzać będę wieczory mojego bytu! Tu panuje spokój, dobrobyt, praca i szczęście — ten zakątek ziemi Bóg całém swojém błogosławieństwem obdarzył!<br>
{{tab}}— Tak wiele mam do widzenie i do podziwiania, widok tego raju tak bardzo mnie uszczęśliwia, drogi ojcze, iż brak mi słów na należyte podziękowanie ci za ten dzień radosny! poszepnęła Małgorzata i ucałowała ojca, a tymczasem weszła na balkon Maranha, pulchnie piękna kolorowa i na marmurowym stoliku postawiła soczyste owoce.<br>
{{tab}}Eberhard przywitał ją — prawie jéj nie poznał, tak pięknie i wspaniale się rozwinęła.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_278" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1332"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1332|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1332{{!}}{{#if:278|278|Ξ}}]]|278}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wtém oczy zdumionych oślepił fajerwerk zapalony na łące pod lasem. Iskrami tryskające rakiety na głęboko niebieskiém tle drzew sprawiały wspaniały widok, a gdy groty i altany na terrasach stanęły w czerwonym bengalskim ogniu, gdy na dole w klubach zakwitły płomieniste kwiaty, a na wieżach i murach wybuchły wielkie radosne ogniska, zamek i okolica przedstawiły bajecznie wspaniały, niezapomniany widok, podwyższony śpiewem narodowych pieśni, brzmiących tysiącami głosów, ukrytych w klombach ogrodu osadników.<br>
{{tab}}Łagodna, gwiaździsta, pachnąca noc południowa rozpostarła się nad tą uroczystością, nieporównaną co do swojéj serdeczności i piękności.<br>
{{tab}}Po odprawieniu modlitwy wieczornéj w zamkowéj kaplicy, do któréj majtkowie zanieśli ciało Leony, Eberhard zaprowadził Małgorzatę i Józefinę do przeznaczonego im zamkowego skrzydła, którego uwieńczone kwiatami i na przyjęcie przyozdobione pokoje równie były okazałe jak zapraszające.<br>
{{tab}}Poczém wszedł podstarzały rządca Schönfeld, następca zamordowanego przez Furscha Villeiry, aby zaprowadzić księcia do czerwonéj sali, w któréj oczekiwała go jeszcze jedna niespodzianka.
Rozległa, wysoka sala oświetlona była à jour, a w niéj ustawiono wymownie podobny portret cesarza brazylijskiego brylantami ozdobiony, który Don Pedro przysłał księciu de Monte-Vero w dowód swojéj miłości i przyjaźni.<br>
{{tab}}„Przyjm go mile, mój drogi Eberhardzie, pisał cesarz w liście towarzyszącym podarunkowi. Jakiżbym inny mógł ofiarować upominek mojego wysokiego poważania, tobie osypanemu orderami i zaszczytami, jeżeli nie ten obraz, który ci ciągle będzie przypominał słowa przyjaźni, niezmiennéj dla ciebie po wszystkie czasy?
{{f|align=right|prawy=10%|„Twój wielce przychylny}}
{{f|align=right|prawy=9%|„''Pedro''“}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_279" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1333"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1333|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1333{{!}}{{#if:279|279|Ξ}}]]|279}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ta nowa widoczna oznaka miłości cesarza głęboko wzruszyła księcia. Obraz znalazł miejsce w jego pokoju, w którym także zawieszono obraz matki księcia, pięknéj księżny Krystyny, który mu podarował król jego ojczyzny.<br>
{{tab}}Piękne, spokojne życie nastało w zamku Monte-Vero, życie, o którém można byłoby powiedzieć, że nic do życzenia nie pozostawia, gdyby na licu Małgorzaty, skromnie się po aleach parku przechadzającéj, nie odbijało lekkie tchnienie głębokiéj troski i tęsknoty, którą, przed oczami księcia i córki swojéj skrywać usiłowała.<br>
{{tab}}W kilka miesięcy późniéj dowiedział się nad rozprzestrzenieniem i poprawą swojéj kolonii bez ustanku pracujący Eberhard, że na północ Monte-Vero, gdzie przed kilku jeszcze laty rozciągały się puste pastwiska i błotniste lasy, osiedlił się jakiś Niemiec, który na jego wzór, usiłował użyźnić te obszary ziemi i ściągał do siebie osadników.<br>
{{tab}}Wiadomość ta uradowała księcia, starał się więc wywiedzieć o nazwisku człowieka, który daléj rozwijał jego idee, a jednak dotąd go nie odwiedził.<br>
{{tab}}Doniesiono księciu, że tym plantatorem, którego osobę okrywa jakaś szczególniejsza pomroka, jest piękny może trzydziesto-ośmio-letni mężczyzna, poświęcający się zupełnie poprawie i zarządowi swoich osad, i że się każę nazywać senhor Waldemar.<br>
{{tab}}Zawsze jeszcze nie przychodziło księciu na myśl, aby pod tém nazwiskiem ukrywała się osoba tyle mu znana i prawie tak blizko niego stojąca — niepodobieństwo możliwości wszelkiego przypuszczenia tak było wielkie, że książę jeszcze przez kilka następnych tygodni nie domyślał się osoby swojego sąsiada.<br>
{{tab}}Jednéj niedzieli wieczorem, gdy Eberhard z Małgorzatą i Józefiną znajdował się na terrasie swojego parku i patrzał na wolne miejsce przed wjazdem, dostrzegł nagle nad brzegiem lasu kilku zbliżających się jeźdźców. Zwrócił na nich uwagę Małgorzaty, i teraz ujrzano, iż jeden z nich jechał przodem i zwyczajem brazylijskich <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_280" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1334"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1334|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1334{{!}}{{#if:280|280|Ξ}}]]|280}}'''<nowiki>]</nowiki></span>plantatorów miał na sobie letnią odzież, oraz żółty szeroki kapelusz, a towarzyszący mu dwaj inni jeźdźcy widocznie go z uszanowaniem traktowali.<br>
{{tab}}Skierował ku zamkowi pięknego młodego konia, a w kilka minut jeden z jego towarzyszy zeskoczył ze swojego wierzchowca i zameldował coś w pobliżu zajętemu rządcy Schönfeldowi.<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, powiedział książę do kobiet: że ten jeździec to nasz sąsiad, który nakoniec chce nam oddać wizytę!<br>
{{tab}}W téj chwili gdy jeźdźcy pozostali pod murem, rządca zbliżył się do gruppy.<br>
{{tab}}— Mam donieść waszéj wysokości, rzekł Schönfeld, że właściciel osady Santa-Francisca prosi o łaskawe zezwolenie na niezwłoczną z nim rozmową bez świadków!<br>
{{tab}}— Sprawdził się mój domysł, zawołał uradowany książę: nakoniec szuka mnie nasz sąsiad! Idźcie do zamku, moje kochane, bo nieznajomy życzy sobie mówić zemną sam na sam; późniéj do was wrócę!<br>
{{tab}}Gdy Małgorzata i czarowna Józefina przechodząc koło marmurowój sadzawki wodotrysku udały się ku portykowi zamku, Eberhard razem z rządcą udał się ku wjazdowi — widział owego jeźdźca, który niezawodnie był niemieckim plantatorem, stojącego na drogowym żwirze i z widoczném wzruszeniem spoglądającego za dwiema kobietami, które właśnie znikły za wodnistą zasłoną słoneczném złotem oświetlonego wodotrysku — potém postąpił naprzeciw księciu i ukłonił się.<br>
{{tab}}Eberhard widział przed sobą pięknie wyrosłego, silnego, południowém słońcem ogorzałego mężczyznę, którego cała postawa i ruchy wprawdzie oznaczały wysoki ród i znakomite pochodzenie, lecz w którym te przypadkowe korzyści wybornie łączyły się z przeświadczeniem o energii i twórczości. Eberhard z upodobaniem przypatrywał się nieznajomemu, i dla tego przyjął go tém uprzejmiéj.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_281" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1335"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1335|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1335{{!}}{{#if:281|281|Ξ}}]]|281}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Przebacz; wasza wysokość, że ją na kilka chwil oderwałem od obecności dam, które widziałem idące do zamku, mówił nieznajomy pełnym wprawdzie, ale szczególniéj wzruszonym głosem — ale przedewszystkiém winienem złożyć waszéj wysokości moje dzięki za wzór, który mi podałeś! Staram się naśladować pana, a choć powodzenia moje w porównaniu z pańskiemi są zbyt małe i nieznaczne, jednak napełniają mnie tak wielką radością, że teraz, po zwycięzkiém postawieniu pierwszych kroków, musiałem pośpieszyć do waszéj wysokości, aby jéj prosić o radę i przyjaźń. Brzmi to pretensyonalnie, ale mam nadzieję, że dowiodę waszéj wysokości, iż nie zbliża się do niéj żaden niegodny.<br>
{{tab}}Eberhard z coraz większém zajęciem słuchał słów nieznajomego; obudziło się w nim przytém jakieś szczególne wspomnienie. Ten głos, te rysy, chociaż ocienionie brodą, przypominały mu jedną osobę z przeszłości, któréj nie lubił.<br>
{{tab}}— Witam pana w domu moimi rzekł, podając rękę gościowi i prowadząc go do zamku. Przebacz mi pan przedewszystkiém pytanie, które mnie niepokoi: — to podobieństwo — mój Boże — jak sobie teraz przypominam, nazwano pana senhor Waldemar... miałżebyś pan być?...<br>
{{tab}}— Byłem kiedyś ''księciem Waldemarem'', wasza wysokości, ze szlachetną spokojnością i radosną dumą odpowiedział nieznajomy; teraz jestem tylko człowiekiem, który jak ty mości książę, pragnie sam sobie utworzyć państwo! Mam nadzieję, że pan temu dążeniu nie odmówisz uznania i zajęcia! Przypomnij pan sobie słowa, które wyrzekłeś do mnie w innéj części świata, gdy się... o córkę twoją starałem...<br>
{{tab}}Ręka Waldemara drżała w ręce Eberharda — obaj stali, patrząc sobie oko w oko, milczeli, obu zapewne ta chwila rozczuliła i wzruszyła...<br>
{{tab}}— Powiedziałeś wówczas panie, że nigdy, nigdy nie oddasz ''księciu'' ręki twojéj pięknéj, ukochanéj córki... <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_282" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1336"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1336|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1336{{!}}{{#if:282|282|Ξ}}]]|282}}'''<nowiki>]</nowiki></span>a zatém, Eberbardzie de Monte-Vero, nie książę przychodzi po raz drugi prosić cię o rękę, ale człowiek, który podobnie jak pan utworzył sobie swój los i swoją ojczyznę; człowiek, który w najtajniejszéj głębi serca nie żywi czyściejszego i wyższego życzenia, nad to: aby posiadał Małgorzatę i z niewypowiedzianą, niezmienną miłością naprawił wszystko, w czém w dawno ubiegłym czasie pobłądził!<br>
{{tab}}— Otwarte i szczere słowo panie Waldemarze, poważnie rzekł książę: słowo, które znalazło odbicie w mojéj duszy! Zdziwiłeś mnie — nigdybym się był nie spodziewał po tobie takiego kroku!<br>
{{tab}}— Pojmuję bardzo, mości książę! Sam dawniéj nie byłbym wierzył w jego możliwość! Ale życie nasze posiada siłę, która wszystko do skutku doprowadza, która urzeczywistnia niepodobieństwa i cuda czyni... nie potrzebuję wymieniać panu téj niewidzialnéj czarodziejki! Ona to mnie tutaj sprowadziła, ona kazała mi odrzucić i zapomnieć o wszystkiém w mojéj ojczyźnie — i tak mnie zmieniła, iż mnie książę zaledwie poznałeś, że i Małgorzata mnie nie pozna...<br>
{{tab}}— Spróbujemy tego, senhor Waldemar; lecz pierwéj chciałbym zawrzeć z tobą pokój. Jest to niezrównane dobrodziejstwo, skoro się nagle spostrzega nawróconą duszę, którą kiedyś z rozmaitemi uczuciami odeprzeć od siebie należało, mówił Eberhard; tego dobrodziejstwa dzisiaj doznaję. Czego się dawniéj nie spodziewałem, czego życzyć sobie nie śmiałem, to z nagła zbliżyła twoja energia; to nas tém żywiéj pociesza, że mi dowodzi poświęcenia, jakie uczyniłeś dla twojéj miłości. Tak, to było poświęcenie — w téj chwili tak go nie nazwiesz, bo czytam w twojém obliczu zadowolenie i szczęście!<br>
{{tab}}— Któremu jednego tylko jeszcze potrzeba do zupełnéj doskonałości! dopełnił Waldemar, i zbliżył się do ręki widocznie uradowanego pana zamku.<br>
{{tab}}— Pozostań tu na chwilę — sam wezwę Małgorzatę; poszepnął księciu, pokój nakoniec będzie za mały, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_283" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1337"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1337|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1337{{!}}{{#if:283|283|Ξ}}]]|283}}'''<nowiki>]</nowiki></span>bo wyznać ci winienem senhor Waldemarze — że ona cię i dzisiaj kocha jak dawniéj!<br>
{{tab}}— Przyjmiéj moje dzięki za te słowa, mości książę! porywczo, ale ostrożnie przytłumionym głosem odpowiedział bardzo uszczęśliwiony tą wiadomością Waldemar: spełnia się moja nadzieja!<br>
{{tab}}Eberhard znikł w wysokich podwojach zamku, a Waldemar rzucił okiem po cudnéj jego okolicy. Miał widzieć Małgorzatę i swoje dziecię, które niegdyś serce jego kochać mu kazało, gdy jeszcze należało do sierot dalekiéj stolicy... Pierś jego gwałtownie się wzdymała — pulsa mocno biły — oczekiwał błogiego, pełnego rozkoszy widzenia się, którém się radował od lat wielu, do którego walcząc przygotowywał się. Dawno już, pocieszając się z dnia na dzień, doświadczał swojéj cierpliwości i przezwyciężał się wiedząc o blizkości ukochanéj — nie chciał prędzéj wystąpić przed Eberhardem, tym mężem którego podziwiał i czcił aż mógł mu słusznie powiedzieć:<br>
{{tab}}— Spojrzyj! Oto dowody mojéj siły, mojéj woli!<br>
{{tab}}Nadszedł teraz ten dzień piękny, dawno upragniony! Posłyszał stąpanie po taflach posadzki przy drzwiach... na progu ukazał się Eberhard, prowadzący za ręce Małgorzatę i Józefinę.<br>
{{tab}}Obie spojrzały pytająco najprzód na nieznajomego, który zdjął był kapelusz, potém na Eberharda, który się lekko uśmiechał.<br>
{{tab}}— Nasz sąsiad, wielce szanowny i bardzo mi drogi ''senhor Waldemar!'' rzekł nakoniec.<br>
{{tab}}Książę z mocno bijącém sercem śledził każde poruszenie na twarzach zdziwionych kobiet.<br>
{{tab}}— Senhor Waldemar... nagle powtórzyła Małgorzata, i jak przebudzona krokiem naprzód postępując: — mój Boże — czy marzyłam... senhor Waldemar...<br>
{{tab}}Jéj głos drżał — spojrzała pytająco i oczekująco na nieznajomego — widziała jego wzruszenie — on podał jéj rękę.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_284" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1338"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1338|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1338{{!}}{{#if:284|284|Ξ}}]]|284}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Małgorzato — czy poznajesz mnie? spytał mocno wzruszonym głosem.<br>
{{tab}}— To on... o mocny Boże... to Waldemar!<br>
{{tab}}I pokonana szczęściem tego widzenia się padła księciu w objęcia, który także poznał Józefinę z radością ku niemu śpieszącą.<br>
{{tab}}Eberhard stał obok téj gruppy i budował się myślą, że obawiającéj się rozłączenia z jego woli Małgorzacie mógł śmiało powiedzieć:<br>
{{tab}}— Senhorowi Waldemarowi, mojemu przyjacielowi, oddaję chętnie twoją rękę — teraz z honorem na nią zasłużył! Bogu na niebie niech będą dzięki, że wszystko dobrze sprawił!<br>
{{tab}}Długo łkająca Małgorzata spoczywała u piersi ukochanego, do którego z boleścią tęskniła i którego nakoniec znalazła.<br>
{{tab}}A on trzymał ukochaną tak mocno, jakby jéj nigdy więcéj od siebie puścić nie chciał.<br>
{{tab}}Ale potém, kiedy książę ręce ich połączył i uściskał dzieci swoje, niewypowiedziana radość w słowach się objawiła. Tyle mieli sobie do opowiedzenia połączeni, tyle tam było uciechy, że cała noc im zeszła na rozmowie, a ranek zastał wszystkich na zamkowym balkonie.<br>
{{tab}}— Senhor Waldemar, wstawszy powiedział książę żartobliwie: rządcy twoi będą oczekiwali rozkazów i instrukcyj! Czy będzie ci przyjemnie, jeżeli cię jutro z mojemi dziećmi w Santa-Francisca odwiedzę? Tam pomówimy o dniu, w którym wyprawimy wesele — czy zgadzasz się na to?
{{---|60|przed=20px|po=20px}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_285" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1339"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1339|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1339{{!}}{{#if:285|285|Ξ}}]]|285}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{c|Zakończenie.|w=120%|po=8px}}
{{tab}}Czyliż potrzebujemy jeszcze przedstawiać naszemu czytelnikowi, który nam tak wiernie towarzyszył w niezliczonych kolejach losu, przez które przechodzili Eberhard i Małgorzata — co sę teraz działo w Monte-Vero i w Santa-Francisca?<br>
{{tab}}Szczęście, bezchmurna radość i tu i tam zaponawały — w obu miejscach jaśniało słońce prawdziwego, niepodzielnego szczęścia, a szczęśliwi nie mają żadnéj historyi.<br>
{{tab}}Małgorzata oddała rękę księciu Waldemarowi, dumnemu utworzoną przez siebie i jak Monte-Vero błogo rozwijającą się kolonią, któréj był założycielem i panem.<br>
{{tab}}Józefina zaś znalazła ojca i rozrzewniający to był widok, z jak dziecinną miłością, pięknie już rozwijająca się dziewica do niego się przywiązała. Często widywano jak promieniejący rozkoszą pan Santa-Francisca obok Małgorzaty i Józefiny konno śpieszył do Monte-Vero, gdzie ich w parku przyjmował szlachetny, szczęśliwie uśmiechający się Eberhard. Doznawał on nieopisanéj radości widząc, jak szczęśliwa była jego córka z posiadania swojego małżonka, jak na wzór utworzonego przezeń księztwa, kwitła osada Waldemara, i dotykając jego granic, rok w rok się rozszerzała.<br>
{{tab}}Cesarz, dla księcia de Monte-Vero, kochający przyjaciel, wkrótce i pana osady Santa-Francisca przypuścił do swojéj łaski, a ilekroć don Pedro po trudach swoich rządów zapragnął wypocząć i nabrać nowych sił, widywano go w cywilnéj odzieży w towarzystwie Eberharda, Waldemara i kobiet.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_286" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1340"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1340|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1340{{!}}{{#if:286|286|Ξ}}]]|286}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Józefina była żywą kopią swojéj matki, tylko że młodość i zapał rozjaśniały ją w całej pełni, a Małgorzata pod rękę ze swoim męzko pięknym małżonkiem, oczyszczona nieskończonemi dolegliwościami i latami żalu, ukazywała się jak pani przedstawiająca cześć i miłość, po któréj drodze doświadczenie i dojrzałość uszczęśliwiające owoce rozrzucały. Zdawało się, że w duszy téj córki Eberharda znalazły grunt świat uszczęśliwiające idee księcia, grunt, z którego wyrosły najwspanialsze dla licznych robotników nabytki, które pod przewodnictwem jéj małżonka i w jego krainie nową, szczęśliwą znalazły nagrodę.<br>
{{tab}}Waldemar był siłą, Małgorzata łagodnością — on człowiekiem poważnym, ona dobrym aniołem, wszędzie pocieszającym, ulżywającym, uszczęśliwiającym.<br>
{{tab}}Co się w Eberhardzie zjednoczyło, to wszystko z nieskończoną pomyślnością osiągnął na swoich polach Waldemar w połączeniu z Małgorzatą, a tak kwitły nieprzejrzane obszary tych tak rozkosznie złączonych ludzi, coraz to większém błogosławieństwem i szczęściem, w takiéj pełni i rozciągłości, jakich u nas trudno znaleźć gdziekolwiek. Przybyli wychodźcy, którzy dawniéj w tym obszernym kraju często smutnemu ulegali losowi, w koloniach obu tych ludzi, znajdowali państwo dobroczynności i szczęścia, które również i dla czarnych, tam oswobodzonych stanowiło ucieczkę pracy i nową ojczyznę, gdzie dla białych i czarnych, skoro ich ożywiały i uszlachetniały wierność i uczciwość, zastosowywane było wzniosłe słowo:<br>
{{tab}}''Równouprawnienie dla wszystkich!''<br>
{{tab}}Równe prawo — ale też i równe obowiązki! Kto w Monte-Vero i w Santa-Francisca pełnił swoją powinność, kto w pracy upatrywał nagrodę i cel życia, które jedynie uszczęśliwiać może, ten w tych krainach znalazł dla siebie pole, ten mógł zapewnić sobie tam na zawsze szczęśliwe życie.<br>
{{tab}}''Równouprawnienie dla wszystkich!''<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_287" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1341"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1341|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1341{{!}}{{#if:287|287|Ξ}}]]|287}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Któż przy tych słowach nie przypomina sobie owéj rozmowy, którą Eberhard, ten wybawca ludu, miał niegdyś z królem swojéj ojczyzny? W tych kilku słowach zawierało się wszystko, co czuł i do czego dążył; to jedno zdanie obejmowało wszystko, co stanowiło uszczęśliwienie ludów według jego pojęcia. I czyliż nie powinniśmy podzielać z nim tego zdania? Nie jestże to prawdziwy szczyt ludzkiéj doskonałości i ukształcenia, kiedy bogaty i ubogi, wysoki i nizki, książę i sługa, podlega jednemu i temu samemu prawu, kiedy wszyscy w obec prawa są sobie równi? Alboż nie wszyscy jesteśmy ludźmi, zrodzonymi w jakiéj części świata, zaopatrzonymi w podobne do siebie ustawy? czyliż pomiędzy białymi i czarnymi, pomiędzy blado-twarzymi i Indyanami, pomiędzy chrześcianami, żydami i poganami nie ma ludzi dobrych i złych?<br>
{{tab}}Ta popularna idea księcia de Monte-Vero nie powstała przy zielonym stoliku, nie była bezzasadną teoretyczną zasadą, lecz raczéj wyrodziła się z dlugoletniéj praktyki, była rezultatem życia ludzkiego. Pan Eberhard miał jedyny cel: podniesienia i uszczęśliwienia ludu, a podźwignąwszy sam siebie własną siłą z głębokiéj nędzy i gorzkiéj boleści do szczęścia i dobrobytu, całe życie swoje poświęcił temu celowi, i dla tego bardzo wierzyć można, że ten tak na pozór prosty rezultat jego doświadczeń opierał się na całéj podstawie światowéj mądrości, która zjednoczyła w sobie wszystko uszczęśliwiać i zaspakajać zdolne.<br>
{{tab}}Ale Eberhard de Monte-Vero nie poprzestawał na przeprowadzaniu świat uszczęśliwiających idei i ulepszeń w samém tylko księztwie swojém, lecz także i tu, ponosząc niezliczone ofiary, dążył do dalszego rozkrzewiania ich jako prowadzących do szczęścia i błogosławieństwa.<br>
{{tab}}Chociaż sam przebywał daleko, jednak w ojczystym kraju miał swoich uczniów i przyjaciół, którzy z zaparciem się własném starali się o wykonywanie jego popu- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_288" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1342"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1342|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1342{{!}}{{#if:288|288|Ξ}}]]|288}}'''<nowiki>]</nowiki></span>larnych pojęć. Dalecy od chełpienia się pięknemi mowami, które jak przekonywa doświadczenie, rozsiewają tylko niezadowolenie, działali oni z ukrycia, pomagali, pocieszali i podnosili. Doktor Wilhelmi, malarz Wildenbruch i bankier Armand niezmordowanie dążyli do utrzymania utworów Eberharda i do ich rozkrzewiania — chętnie wyszukiwali pracę dla zubożałych, przewodniczyli ludowi i wspomagali nieszczęśliwych, a dla księcia de Monte-Vero, który z nimi pozostawał w ciągłych stosunkach, nie były za wielkie żadne ofiary, ponoszone dla osiągnięcia celu, jaki sobie założył.<br>
{{tab}}Skrycie tylko, próżni lichych przechwałek owych bohaterów mównic, którzy udają, że przez swoje opłacone mowy chcą dopomagać ludowi, starali się o wynagrodzenie pracy. Nie dążyli oni do mnożenia niezadowolonych, lecz do uszczęśliwienia, bo pracowali nad otworzeniem ludowi dróg, wiodących jedynie do prawdziwego szczęścia, do prawdziwego zadowolenia wewnętrznego, dróg do pracy i zysku. Nie w skomplikowanych ideach nowoczesnych agronomów, nie w ambitnych po większéj części teoryach obfitych w słowa mówców upatrywali i znajdowali zbawienie ludu, lecz w odwiecznych, prostych prawdach, które pojmował książę de Monte-Vero, ten prawdziwy przyjaciel ludu, i które wiecznie się utrzymają.<br>
{{tab}}Nim rzucimy ostatnie spojrzenie na naszych dalekich przyjaciół, niech nam wolno będzie donieść o dwóch osobach, które w ciągu naszego opowiadania może poniekąd słusznie zasłużyły na współczucie u naszych czytelników — mówimy tu o Sanoku murzynie i o Marcinie starym sterniku „Germanii,“ dwóch arcy wiernych sługach i stronnikach swojego pana.<br>
{{tab}}Rany, jakie Sandok poniósł w walce z Furschem, wprawdzie zostały wyleczone, i zdawało się, że odzyska siły i zdrowie — w kilka jednak miesięcy późniéj rzeczy niezmiernie się pogorszyły.<br>
{{tab}}Książę, który murzyna, podobnie jak i Marcina, coraz bardziéj lubił, poznał wkrótce, że postać Sandoka <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_289" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1343"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1343|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1343{{!}}{{#if:289|289|Ξ}}]]|289}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się zmieniła — skurczył się, chodził zgięty, a nakoniec często i coraz mocniéj użalał się na brak tchu. Kiedy z zewnętrznych ran szybko się wyleczył, obrażenia płucne nie z tak pomyślnym postępem usuwać się dawały, a raczéj zły kierunek przybrały. Sandok poczuł nakoniec sam, że nie ma co już myśleć o wyleczeniu się i polepszeniu zdrowia, ale przy tém wszystkiém pocieszał się myślą, że życie swoje poświęcił dobremu, szlachetnemu celowi, a to dodawało mu odwagi do spokojnego oczekiwania śmierci.<br>
{{tab}}Wkrótce podupadł jeszcze bardziéj, a serdecznie pożegnawszy wszystkich, jednego poranku w swojéj izdebce zamku, znaleziony został bez duszy na trzcinowém posłaniu — wierny, poczciwy murzyn, pełny poświęcenia sługa księcia, przeszedł do wieczności — dożył jeszcze téj upragnionéj pociechy, że widział znowu Monte-Vero, tudzież piękną córkę swojego wielkiego massy w szczęściu i rozkoszy. To, jak często powiadał, uczyniło mu śmierć lekką. Zasnął na wieki z tém uczuciem, że sam siebie poświęcając, przyczynił się do doprowadzenia wszystkiego do dobrego końca.<br>
{{tab}}Marcin niejedną łzę tajemnie otarł z oka, gdy stanął nad ciałem Sandoka, i ciągle innym sługom białej i czarnéj barwy powtarzał:<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną — Panie przebacz grzechy ale to żal, że on musi gryźć ziemię! Była to zacna wierna skóra, a co przyrzekł, to dotrzymał z narażeniem własnego życia! Czarny był moim przyjacielem, a wy wszyscy długo musicie pełzać i starać się, abyście godni byli podać mi szklankę wody. On osiągnął najlepszą cząstkę, powiadam wam! on w usługach swojego pana, przez poświęcenie się dla swojego massy, śmierć poniósł. Niech pioruny trzasną, Bogu wiadomo, że czarny może nam wszystkim za przykład służyć! Pokój jego popiołom!<br>
{{tab}}Taką to mowę pogrzebową, powiedział Marcin nad ciałem swojego dobrego brata, zmarłego Sandoka — i wiele było prawdy w słowach, które staremu z duszy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_290" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1344"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1344|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1344{{!}}{{#if:290|290|Ξ}}]]|290}}'''<nowiki>]</nowiki></span>popłynęły. Nawet pan Eberhard, który je niepostrzeżony podsłuchał, był niemi wzruszony i w końcu ścisnął rękę wiernego Marcina, przyznając mu, że powiedział prawdę.<br>
{{tab}}Małgorzata i Józefina również mocno były rozrzewnione, gdy ciało zmarłego Sandoka spuszczano do ziemi, i często przybywały z Santa-Francisca, zwiedzać grób murzyna i przyozdabiać go pachnącemi kwatami swoich ogrodów i na nim się modlić.<br>
{{tab}}Marcin zaś z woli księcia i w uznaniu wielu jego zasług, otrzymał stanowisko, które teraz w Monte-Vero, nabyło wielkiego znaczenia.<br>
{{tab}}Flotylla księcia, składająca się blizko ze czterdziestu wielkich, małemi działami uzbrojonych okrętów kupieckich, tudzież z czterech miedzią okrytych bark, które nietylko sprowadzały do Rio płody nieprzejrzanych obszarów, lecz wkrótce na trzymasztowych statkach przewoziły je do Europy, zyskała tak wielkie znaczenie, że Eberhard musiał mieć generalnego kapitana swoich okrętów, naczelnego wodza swojéj flotylli, i uznał za stosownego na to stanowisko swojego starego, wiernego doświadczonego Marcina. Mianował go przeto z nieograniczoném pełnomocnictwem dowódcą swoich okrętów, wprowadził wzruszonego starego marynarza na nowy zaszczytny urząd i doznał téj wielkiéj radości, że cesarz przysłał z Rio patent na admirała, a tak Marcin został teraz dostojnikiem pierwszego stopnia.<br>
{{tab}}Stary śmiał się i płakał z rozkoszy, i z razu nie znajdował słów — aż wreszcie huknął:<br>
{{tab}}— Niech pioruny trzasną — takiéj radości i zaszczytu nigdy się nie spodziewałem, nigdy nie marzyłem, panie Eberhardzie! rzekł, i słyszał każdy jego głębokie wzruszenie: to wyższe nad wszystkie zasługi starego Marcina!<br>
{{tab}}— Daj-no pokój, dosyć długo byłeś jako kapitan sternikiem Marcinem — winszuję ci stopnia kontradmirała! Zasłużyłeś na to odznaczenie, i przyznać ci <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_291" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1345"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1345|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1345{{!}}{{#if:291|291|Ξ}}]]|291}}'''<nowiki>]</nowiki></span>muszę, że cesarz tak mnie niém ucieszył, jakby mnie samego udarował. Wiwat, wiwat kontr-admirał Marcin! Monte-Vero radować się winno, że takich ludzi posiada. Na moją duszę, dumny z tego jestem, a dążeniom naszym, przy bozkiéj pomocy, szczęście i błogosławieństwo coraz bardziéj towarzyszyć będzie.
{{***2}}
{{tab}}Od tego czasu upłynął szereg lat.<br>
{{tab}}Znajdujemy podstarzałego księcia de Monte-Vero na leśnéj drodze, prowadzącéj do kolonii Santa-Francisca, w towarzystwie młodego kawalera, w którym poznajemy don Ramira, znanego czytelnikom z romansu „Izabella“ syna Eugenii de Montijo i don Salustyana Olozagi. Eberhard i don Ramiro jechali mocno zajęci rozmową, po cienistéj drodze, wyrąbanéj w odwiecznym lesie i łączącéj Monte-Vero z Santa-Francisca.<br>
{{tab}}— I królowa hiszpańska, Izabella, umknęła? spytał książę, który widocznie nie dowierzał wiadomości, jaką mu przyniósł gość jego. Serrano jest regentem, a pański wielce szanowny ojciec sprawuje w Paryżu interesa swojego narodu?<br>
{{tab}}— Tak jest, jak wasza wysokość powiadasz, odpowiedział rycerski don Ramiro. Hiszpania jest nakoniec wolna, i spodziewać się należy, że czeka ją teraz lepsza przyszłość!<br>
{{tab}}— Życzę tego temu, niejako pokrewnemu krajowi, który niegdyś kwitnął bogactwy i powagą, a od dziesiątków lat coraz niżéj upadał — życzę mu tego całém sercem! Jeżeli teraz ludzie, którzy stanęli u steru, nie mówiąc o pańskim bardzo zręcznym ojcu, który będzie wiedział jak snuć sieci dyplomatyczne, są rzeczywiście uczciwi, jeżeli ich ambicya nie zaślepia... O regencie Serranie, wnosząc po tém wszystkiém czego doświadczyłem, sądzę jak najlepiéj — ale ów Juan Prim zdaje mi się mieć samolubne zamiary i nie zawsze uczciwie postępuje. Kto pragnie podnieść głęboko upadły naród i doprowadzić <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_292" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1346"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1346|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1346{{!}}{{#if:292|292|Ξ}}]]|292}}'''<nowiki>]</nowiki></span>do szczęścia, winien odrzec się swoich własnych celów i pragnień. Spodziewajmy się jak najlepszego, mój młody przyjacielu! Ale widzę, że pan masz zaledwie zagojone bliznę na szyi — czy to skutek walk za ojczyznę, do których należałeś?<br>
{{tab}}— Nie, wasza wysokości! z tej walki wyszedłem bez ran! Blizna ta ma inny powód. Regent Hiszpanii, don Franciszek Serrano, miał wyrodnego brata, Gdy nakoniec ten Józef Serrano zginął w skutek swoich niecnych czynów, stało się, że pozostawił no sobie nieprawego syna, którego spłodził z zakonnicą Franciszką de Cuenza. Ten Józef także złośliwy chłopiec, usiłował zabić swojego stryja, a gdy go ścigałem i na ostatek walczyłem z nim, ranił mnie wprzód, nim zdałem resztę. Rana była lekka, tak, iż wkrótce pośpieszyłem do Paryża, gdzie od szlachetnego don Olozagi dowiedziałem się, iż mości książę, z całą rodziną powróciłeś do swojego pięknego kraju.<br>
{{tab}}— I nie lękałeś się pan tak dalekiéj podróży, aby mnie odwiedzić?<br>
{{tab}}— I aby po długiéj walce i pasowaniu się prosić waszéj wysokości o radę i przemówienie za mną! mówił daléj don Ramiro jadąc obok Eberharda.<br>
{{tab}}— W jakim interesie? mów mój młody przyjacielu! Jeżeli mogę ci poradzić i dopomódz, z radością to uczynię. Jakiego to przemówienia potrzebujesz?<br>
{{tab}}— Zrządzenie wyższe sprawia, że obraz Józefiny zawsze przedemną występuje, że po długiém wahaniu się w wątpliwości, po wielu doświadczeniach, tylko jéj posiadaniem uszczęśliwiony być mogę. Józefina jest to miła, czysta, piękna istota, która od pierwszego spotkania naszego wywiera na mnie wpływ dobroczynny — czy chcesz pan przemówić za mną do dostojnych rodziców ukochanéj dziewicy?<br>
{{tab}}— Ej, ej! uśmiechnął się stary książę Eberhard, patrząc z boku na wysmukłego hiszpańskiego kawalera, to mi niespodzianka, mój szlachetny donie! Teraz pojmu- <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_293" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1347"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1347|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1347{{!}}{{#if:293|293|Ξ}}]]|293}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ję twoją daleką, pełną niebezpieczeństw podróż. Przybyłeś tu, aby nam porwać Józefinę. Nad tém muszę się zastanowić, mój młody przyjacielu!<br>
{{tab}}— Nie chcę tak zupełnie porywać Józefiny, jak książę zdajesz się myśleć! Odległości już prawie znikły, odkąd mamy tak znakomite kommunikacyjne drogi między Europą a Ameryką. Postanowiłem, przeżyć tu rok, a następnie zamieszkać w moim zamku Teba pod Madrytem. Tak naprzemian spodziewam się, że dogodzę panu i sobie, a przebywając w połowie tu, a w połowie w moich posiadłościach, połączony z Józefiną, tuszę sobie, że znajdę prawdziwe szczęście!<br>
{{tab}}— Plan pański podoba mi się don Ramiro, i gdyby odemnie samego zależało, podałbym ci zaraz rękę, mówiąc: Weź tę perłę mojego domu, nabierze ona większéj wartości w twoich ręku! Ale to już odemnie nie zależy. Przedewszystkiém musisz Józefinę widzieć i usłyszeć od niéj saméj, czy pójdzie za ciebie — oto tam w dolinie rozściela się przed nami kolonia Santa-Francisca ze swojemi biało błyszczącemi domami i z zielonemi matowemi i ciemnemi lasami — za kilka godzin usłyszymy jéj decyzyję, teraz już mogę ci oznajmić, że gorąco za tobą przemówię!<br>
{{tab}}Hrabia Ramiro de Teba podziękował księciu serdeczném ściśnieniem jego ręki, potém pośpieszyli ku wjazdowi do zamku, a wkrótce Waldemar, Małgorzata i skromna Józefina, na widok hrabiego nieco zarumieniona, jak najuprzejmiéj ich przyjęli.<br>
{{tab}}Eberhard uśmiechał się wkrótce tajemniczo, i gdy po pierwszém przyjęciu i wspólnym posiłku don Ramiro i Józefina przechadzali się po parku, książę wyjawił rodzicom dziewicy prawdziwy powód i cel tych równie radosnych jak niespodziewanych odwiedzin.<br>
{{tab}}Młody hrabia de Teba nie potrzebował długo czekać na decyzyę, bo Józefina, mile przez matkę zapytana, wyznała jéj, że gotowa jest wszędzie pójść za Ramirem, bo go kocha od dzieciństwa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_294" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1348"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1348|[[:Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1348{{!}}{{#if:294|294|Ξ}}]]|294}}'''<nowiki>]</nowiki></span><section begin="X17" />{{tab}}Stary książę w kilka dni późniéj z radością znajdował się na zaręczynach, po których wkrótce nastąpiło wesele. Głęboko wzruszony błogosławił córce Małgorzaty i hrabiemu don Ramirowi, który od chwili pierwszego ich spotkania dobre na nim wywarł wrażenie.<br>
{{tab}}Józefina opromieniona najwyższém szczęście wyglądała jeszcze piękniéj niż zawsze, gdy szła prowadzona przez Ramira, którego radośnie świecące oczy z niewypowiedzianą miłością na niéj zawisły.<br>
{{tab}}Jakie uczucia przejmowały Małgorzatę, gdy stojąc przy małżonku i ojcu, patrzała na szczęście dziecka, zostawiamy domysłowi czytelników. Widziała siebie u najpiękniejszego celu swojego życia, i ze łzami w oczach złożyła ręce, składając gorące dzięki Niebu za tak błogosławiony zwrot jéj życia, niegdyś nocą otoczonego, a teraz tak świetnie rozjaśnionego.<br>
{{tab}}My zaś z błogiém uczuciem, żegnamy uszczęśliwionych ludzi, bo to co nam dodać pozostaje, da się zawrzeć w krótkich słowach: oni promienieją radością i zadowoleniem.<br>
{{tab}}O całéj przeszłości zapomniano, pokonano ją, wszystkie boleści przetrwano i zniesiono.<br>
{{tab}}A komuż po Bogu należało zawdzięczać tak szczęśliwe zakończenie i to zwycięztwo dobrego?<br>
{{tab}}Najszlachetniejszemu z owoczesnych ludzi, którego zasady i nauki wiecznie błogosławione owoce wydawać będą, którego piękny cel oby także i nas podnosił, tak, iżby każdy wedle swojéj możności dążył do jego osiągnięcia, a zrozumiemy tu cel zawarty w słowach księcia de Monte-Vero:<br>
{{tab}}''Równouprawnienie dla wszystkich''.<br><br><section end="X17" />
{{c|{{Rozstrzelony|KONIE}}C.}}
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{MixPD|George Füllborn|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*]]
rhuat5t6un6qrfammju6wegdcaqba51
Wikiźródła:GUS2Wiki
4
1079277
3702454
3698208
2024-11-05T21:54:09Z
Alexis Jazz
27772
Updating gadget usage statistics from [[Special:GadgetUsage]] ([[phab:T121049]])
3702454
wikitext
text/x-wiki
{{#ifexist:Project:GUS2Wiki/top|{{/top}}|This page provides a historical record of [[Special:GadgetUsage]] through its page history. To get the data in CSV format, see wikitext. To customize this message or add categories, create [[/top]].}}
Poniższe dane są kopią z pamięci podręcznej. Ostatnia aktualizacja odbyła się o 2024-11-04T09:37:46Z. W pamięci podręcznej {{PLURAL:5000|znajduje|znajdują|znajduje}} się maksymalnie {{PLURAL:5000|jeden wynik|5000 wyniki|5000 wyników}}.
{| class="sortable wikitable"
! Gadżet !! data-sort-type="number" | Liczba użytkowników !! data-sort-type="number" | Użytkownicy aktywni
|-
|DisableZoomPersistance || 7 || 4
|-
|EditNext || 10 || 5
|-
|GoogleOCR || 39 || 9
|-
|HotCat || 113 || 19
|-
|Navigation popups || 66 || 2
|-
|OCR || 161 || 19
|-
|QuickEdit || 50 || 5
|-
|QuickHistory || 31 || 4
|-
|Typo-pl || data-sort-value="Infinity" | Domyślny || data-sort-value="Infinity" | Domyślny
|-
|Typo-pl-poem || 53 || 13
|-
|block || 13 || 5
|-
|colored-new-in-rc || 55 || 5
|-
|colored-nicknames || 80 || 5
|-
|delete || 21 || 5
|-
|disFixer || 26 || 6
|-
|disable-animations || 17 || 2
|-
|dynamic-ips || 66 || 6
|-
|edithysteria || 66 || 5
|-
|edittools || 33 || 2
|-
|hide-block || 5 || 1
|-
|hide-rollback || 23 || 5
|-
|hideSidebar || 89 || 11
|-
|indexGen || 63 || 10
|-
|insert-section || 65 || 11
|-
|iw-links || 45 || 6
|-
|iw-links-aut || 17 || 5
|-
|mark-disambigs || 37 || 9
|-
|mark-proofread || 31 || 2
|-
|newHelp || 33 || 5
|-
|oldreviewedpages || 20 || 0
|-
|pagepurgetab || 34 || 10
|-
|proofread-history || 72 || 11
|-
|proofsect-to-main || 25 || 8
|-
|protect || 12 || 5
|-
|quickeditcounter || 100 || 11
|-
|replylinks || 60 || 6
|-
|revisiondelete || 6 || 3
|-
|searchbox || 93 || 13
|-
|shortcuts || 85 || 12
|-
|sk || data-sort-value="Infinity" | Domyślny || data-sort-value="Infinity" | Domyślny
|}
* [[Specjalna:Użycie gadżetów]]
* [[m:Meta:GUS2Wiki/Script|GUS2Wiki]]
<!-- data in CSV format:
DisableZoomPersistance,7,4
EditNext,10,5
GoogleOCR,39,9
HotCat,113,19
Navigation popups,66,2
OCR,161,19
QuickEdit,50,5
QuickHistory,31,4
Typo-pl,default,default
Typo-pl-poem,53,13
block,13,5
colored-new-in-rc,55,5
colored-nicknames,80,5
delete,21,5
disFixer,26,6
disable-animations,17,2
dynamic-ips,66,6
edithysteria,66,5
edittools,33,2
hide-block,5,1
hide-rollback,23,5
hideSidebar,89,11
indexGen,63,10
insert-section,65,11
iw-links,45,6
iw-links-aut,17,5
mark-disambigs,37,9
mark-proofread,31,2
newHelp,33,5
oldreviewedpages,20,0
pagepurgetab,34,10
proofread-history,72,11
proofsect-to-main,25,8
protect,12,5
quickeditcounter,100,11
replylinks,60,6
revisiondelete,6,3
searchbox,93,13
shortcuts,85,12
sk,default,default
-->
egqpyh3vdvlriprr0nhsag5rare6cjg
Wikiskryba:AkBot/Znacznik czasowy odświeżania szablonów indeksu
2
1099225
3702106
3702103
2024-11-05T12:09:08Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702106
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T12:09:04Z
ca2fwp1x3bxcuzxpwmpqid170lxd1wb
3702112
3702106
2024-11-05T13:09:08Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702112
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T13:09:04Z
5wurpcw1hvipou2ymds3dn6kkdclw0c
3702133
3702112
2024-11-05T14:09:10Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702133
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T14:09:05Z
dp8fo8ej0olnqin8hiyk37lvlwcnvmz
3702137
3702133
2024-11-05T15:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702137
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T15:09:04Z
j0kw2umnhfdh97cobhe77u4wvlld9my
3702160
3702137
2024-11-05T16:09:10Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702160
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T16:09:04Z
f1cihdzqgs2jz3lwpqv67yq5nf6f26z
3702197
3702160
2024-11-05T17:09:11Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702197
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T17:09:04Z
sc79vuxmd9igzmxdyf265ap39pbob92
3702235
3702197
2024-11-05T18:09:10Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702235
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T18:09:04Z
5dyqzgz0hmqaa7yyxs6nfgnqjy7jmsy
3702289
3702235
2024-11-05T19:09:13Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702289
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T19:09:04Z
70stfrd9o7o8l0q08mq8k7g2zfbg7te
3702352
3702289
2024-11-05T20:09:17Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702352
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T20:09:04Z
j1koqjmku2jdvki4mpkea84ezva2qwt
3702428
3702352
2024-11-05T21:09:24Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702428
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T21:09:04Z
khpvo56rrj4685s5miiiy81xr4sb1co
3702461
3702428
2024-11-05T22:09:09Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702461
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T22:09:04Z
becexj6dql5gnspkgrz76viitxewtuu
3702465
3702461
2024-11-05T23:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702465
wikitext
text/x-wiki
2024-11-05T23:09:04Z
f2ucc6irlnq9picfe7p3k85h043eccy
3702466
3702465
2024-11-06T00:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702466
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T00:09:04Z
ixhuxs0qeccp96zjysalirs2u60goj5
3702467
3702466
2024-11-06T01:09:05Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702467
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T01:09:04Z
62aosqnnzutc1svumld97r49741w18v
3702470
3702467
2024-11-06T02:09:05Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702470
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T02:09:04Z
i2tjxjaruvjyjgvteb2wpnl8sjrl0il
3702471
3702470
2024-11-06T03:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702471
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T03:09:04Z
jhuc8hnl2a00g7q5msm5g7r5yzl049n
3702472
3702471
2024-11-06T04:09:05Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702472
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T04:09:04Z
ipszpggy17ddrlcdanz80jox0s2528n
3702473
3702472
2024-11-06T05:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702473
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T05:09:05Z
tma1rexyw6uqt4ef41nmh3y0yw5wmmb
3702474
3702473
2024-11-06T06:09:05Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702474
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T06:09:04Z
p1foh3hwg3w9yt19ww8ljhxchpx7ftp
3702479
3702474
2024-11-06T07:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702479
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T07:09:04Z
afrxb1ss52s6r54piekhj3ssbgsytzt
3702482
3702479
2024-11-06T08:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702482
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T08:09:05Z
of2gm2hrfpf5wipyqkbf84aixfz9xko
3702485
3702482
2024-11-06T09:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702485
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T09:09:04Z
0ap8q41fz5ykfuyn5p9ezq98az6iefu
3702488
3702485
2024-11-06T10:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702488
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T10:09:04Z
ro87m0h3y425s9fsxaj62nhwj51r6so
3702489
3702488
2024-11-06T11:09:05Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów
3702489
wikitext
text/x-wiki
2024-11-06T11:09:04Z
ebov6lk7fjbky6wotifho3nlymr8nf2
Autor:Zygmunt Józef Naimski
104
1165015
3702107
3701975
2024-11-05T12:29:40Z
Seboloidus
27417
dm, + pseudonim
3702107
wikitext
text/x-wiki
{{Autorinfo
|pseudonim=Z. J. N.
|opis=Polski dziennikarz, publicysta, redaktor.
|back=N
}}
== Teksty ==
* [[Pogrzeb Klemensa Junoszy]] (1898)
* [[U trumny Klemensa Junoszy]] (1898)
{{PD-old-autor|Naimski, Zygmunt Józef}}
{{DEFAULTSORT:Naimski, Zygmunt Józef}}
[[Kategoria:Zygmunt Józef Naimski|*]]
[[Kategoria:Polscy publicyści]]
[[Kategoria:Polscy dziennikarze]]
bmm3pdi39azzau5jdah68q0for58bo8
Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/43
100
1197906
3702333
3645773
2024-11-05T20:01:09Z
Zetzecik
5649
/* Uwierzytelniona */
3702333
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Zetzecik" /></noinclude>{{tab}}Miałem ja tam kilku panów; ze wszystkich tych władz ''signora'' była najmniej wymagającą. Wszyscy wreszcie byli dobrzy i sprawiedliwi.<br>
{{tab}}Sala, stanowiąca władzę wykonawczą w domu, nieco surowo utrzymywała porządek; nie uśmiechała się nigdy, a wielki łuk jej brwi rzadko się rozdwajał nad długiemi, czarnemi oczyma. Ale była prawą, cierpliwą i miała wzrok przenikliwy, zawsze odgadujący szczerość. Mandolo, pierwszy gondolier, a mój bezpośredni ochmistrz, był to Herkules lombardzki, o atletycznych kształtach i czarnym jak smoła zaroście. Pomimo wyglądu Polifema, był to chłop najłagodniejszy, najcichszy i najbardziej ludzki, jaki kiedykolwiek z gór Alpejskich zstąpił do cywilizacyi wielkich narodów. Nareszcie, hrabia Lafranchi, najpiękniejszy z mężczyzn w całej Rzeczypospolitej, którego mieliśmy zaszczyt przewozić co wieczór w gondoli z panią Aldini, był to najprzyjemniejszy i najdobrotliwszy pan, jakiego w życiu znałem.<br>
{{tab}}Nie widziałem nigdy nieboszczyka pana Aldiniego, tylko wielki jego portret w całkowitej postaci, stojący u wnijścia do galeryi w pysznych ramach, nieco odstających od ściany, i zdający się przewodzić długiemu szeregowi przodków, coraz bardziej poczerniałych i szanownych, którzy porządkiem chronologicznym zagłębiali się w ciemną nawę tej obszernej sali.<br>
{{tab}}Mimo elegancyi spółczesnego stroju, nie mogłem patrzeć na niego bez spuszczenia oczu; albo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6ouk59udg0dn8phqj2jzmkdtr1grkmr
Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/44
100
1197907
3702337
3645776
2024-11-05T20:04:27Z
Zetzecik
5649
/* Uwierzytelniona */
3702337
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Zetzecik" /></noinclude>wiem na jego twarzy panował wyraz takiej aroganckiej dumy i surowej niezłomności, jakiej nie napotkałem nigdzie w całym pałacu. Piękny też to był portret tego 25-letniego młodzieńca, który zginął w pojedynku z jednym z Foscarich o to, iż ten śmiał ród swój stawiać wyżej od jego rodu. Pozostawił pamięć odwagi i tęgości; ale szeptano pocichu, że żonę swą wielce unieszczęśliwiał, a słudzy jakoś niebardzo go żałowali. Takim przejmował ich strachem, że nigdy nie przechodzili przed tym portretem bez odkrycia głowy, jakby ich pan żył jeszcze.<br>
{{tab}}Musiała twardość jego duszy bardzo dokuczyć ''signorze'' i od małżeństwa ją odstraszyć, skoro odrzucała wszelki nowy związek małżeński, pomimo, iż najlepsze przedstawiały się jej partye. Kochać jednak potrzebowała, dowodem, iż przyjmowała poufale hrabiego Lafranchi.<br>
{{tab}}Po roku hrabia, straciwszy nadzieję zostania jej mężem i szukając szczęścia gdzieindziej, oświadczył, iż bogata dziedziczka uczyniła mu lepszą nadzieję.<br>
{{tab}}Signora zwolniła go wspaniałomyślnie, przez kilka dni zdawała się chorą i smutną; ale po miesiącu książę Montallegni zajął w gondoli miejsce poprzednika.<br>
{{tab}}Miałem wielkie przywiązanie do signory, a jednak bez zazdrości przewoziłem księcia przy jej boku; wesoło odpowiadałem na jego pełne ży-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fg0duiwelwnqt6w9quuh3vogn0y4vw2
Szablon:IndexPages/PL X de Montépin Walka o miliony.djvu
10
1202822
3702131
3700634
2024-11-05T14:09:08Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702131
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1235</pc><q4>2</q4><q3>288</q3><q2>0</q2><q1>915</q1><q0>30</q0>
m345dahfnr56vw99zbxeuphhu6qc2ov
3702136
3702131
2024-11-05T15:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702136
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1235</pc><q4>2</q4><q3>290</q3><q2>0</q2><q1>913</q1><q0>30</q0>
tq2dejq5z9l5eav6aircmacqfadd15e
3702158
3702136
2024-11-05T16:09:08Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702158
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1235</pc><q4>2</q4><q3>295</q3><q2>0</q2><q1>908</q1><q0>30</q0>
02qg5oqfpfyvpq1dd4zq4izmti2nxhj
3702193
3702158
2024-11-05T17:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702193
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1235</pc><q4>2</q4><q3>302</q3><q2>0</q2><q1>901</q1><q0>30</q0>
7gtoru32di9gxh0r4ee46nn3j38gn4n
Indeks:PL Wolski Włodzimierz - Poezye T. 1 (1859).pdf
102
1209300
3702443
3696361
2024-11-05T21:41:28Z
Vearthy
3020
3702443
proofread-index
text/x-wiki
{{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template
|Tytuł=[[Poezye (Wolski, 1859)/Tom I]] (zob. [[:Indeks:PL Wolski Włodzimierz - Poezye T. 2 (1859).pdf|indeks t. II]])
|Autor=Włodzimierz Wolski
|Tłumacz=
|Redaktor=
|Ilustracje=
|Rok=1859
|Wydawca=Józef Zawadzki
|Miejsce wydania=Wilno
|Druk=Józef Zawadzki
|Źródło=[[commons:File:PL Wolski Włodzimierz - Poezye T. 1 (1859).pdf|skany na Commons]]
|Ilustracja=[[File:PL Wolski Włodzimierz - Poezye T. 1 (1859).pdf|thumb|page=5]]
|Strony=<pagelist 1to4="—" 5="okł" 6="—" 7="ptyt" 8="—" 9="tyt" 10="red" 11="ded" 12="—" 13=7 187to192="—"/>
|Spis treści=
|Uwagi=
|Postęp=do skorygowania
|Status dodatkowy=zawiera drobne elementy
|Css=
|Width=
}}
dl0k84vbjouwv82jh98ig8v6toh9aap
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/285
100
1209975
3702115
3619725
2024-11-05T13:25:01Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702115
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Młoda kobieta spojrzała zdumiona.<br>
{{tab}}— Rysopis komisarza? — zawołała — jakto... więc pan go nie znasz?<br>
{{tab}}— Nie; ponieważ ów mniemany urzędnik, a raczej oszust, przywłaszczył sobie tytuł i czynność, do których nie miał prawa. Ten człowiek, agent przebrany, jaki mu towarzyszył oraz woźnica powozu, byli to trzej wspólnicy, trzej złodzieje, a może i mordercy.<br>
{{tab}}— Mordercy! — zawołał jednocześnie z trwogą właściciel hotelu z zarządzającą.<br>
{{tab}}— Tego się obawiamy. Żaden wyrok sądu nie został wydanym przeciw Edmundowi Béraud, który do chwili obecnej zmarł może zamordowany. Ze śledztwa, jakie tu wyprowadziliśmy, wynika pewność, iż zbrodnia spełnioną została. Sprawiedliwość winnych odnajdzie. Racz pani jak o to prosiłem podać nam rysopis mniemanego komisarza, jego agenta i woźnicy.<br>
{{tab}}— Woźnicy nie widziałam wcale. Komisarz wyglądał na lat piędziesiąt, średniego wzrostu, nieco siwawy. W obejściu był bardzo grzecznym, nawet uprzejmym. Mówił rozsądnie, z powagą. Co do agenta, nie zwracałam na niego uwagi, pamiętam tylko, że również miał szpakowate faworyty.<br>
{{tab}}— Wszystko to jest bardzo ważnem. Niezauważyłaś pani jakiegokolwiekbądź szczegółu, któryby nas mógł na ślad naprowadzić?<br>
{{tab}}— Nie, niedostrzegłam.<br>
{{tab}}— Nie wiesz pani, czyli ów powóz miał jaki numer?<br>
{{tab}}— Ja nie wiem tego, ale służący wiedzą być może.<br>
{{tab}}Wezwani lokaje niepotrafili żadnych wskazówek udzielić w tym względzie. Deszcz lał potokiem podczas gdy znosili do powozu bagaże; nic widzieć nie mogli, ulewa ich oślepiała.<br>
{{tab}}— A zatem żadnej wskazówki... żadnego przewodnika... — wyszepnął sędzia śledczy w zamyśleniu. — Stoimy wobec strasznej zbrodni... zbrodni tajemniczej, naprzód ręką wprawną przygotowanej, a wykonanej z niesłychaną zręczno-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a5lgiabog1eincernzagw1aupysn5dx
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/286
100
1209976
3702116
3619726
2024-11-05T13:27:57Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702116
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>ścią. Proszę — rzekł zwracając się do zarządzającej — zechciej pani jeszcze poszukać dobrze w pamięci, sięgnij w jej głębią, może zdołasz sobie przypomnieć jaki choćby najdrobniejszy szczegół, odnoszący się do owego nieszczęśliwego podróżnika, na którego zastawiono sidła w waszym domu.<br>
{{tab}}— Myślę panie... i szukam... — odpowiedziała zagłębiając się w dumaniu kobieta.<br>
{{tab}}I pochyliła głowę ku piersiom siedząc przez chwilę z przymkniętemi oczyma dla ściślejszego zebrania swych myśli.<br>
{{tab}}— A! — zawołała nagle, otóż drobnostka, o jakiej sobie przypomniałam.<br>
{{tab}}— Cóż takiego? mów pani.<br>
{{tab}}— W przed dzień przyjazdu tego podróżnego, posłaniec przyniósł tu list, adresowany do Edmunda Béraud.<br>
{{tab}}— I pozostawił ten list?<br>
{{tab}}— Nie panie, ponieważ rozkazano mu jak mówił oddać go tylko do własnych rąk adresanta. Nie mogąc tego dopełnić, pytał mnie kiedy przybędzie pan Béraud?<br>
{{tab}}— Cóż pani odpowiedziałaś?<br>
{{tab}}— Właśnie przed chwilą natenczas odebrałam telegram z Marsylii... Odpowiedziałam więc, że przybywa nazajutrz.<br>
{{tab}}— Widziano zatem o jego bliskim przyjeździe... — wyrzekł naczelnik policyi. — Trzeba nam się koniecznie dowiedzieć, który to z posłańców przynosił ów list... Przez niego będzie może można trafić na ślad człowieka, który mu go oddał, a który musi być zapewne owym mniemanym komisarzem, albo agentem. Znasz pani tego posłańca? — zapytał sędzia.<br>
{{tab}}— Znam panie. Nieraz go używałam do różnych posyłek. Stawa on zwykle na bulwarze Magdaleny, wyprost ulicy Caumartin, nazywa się Bastien.<br>
{{tab}}— Dobrze — odrzekł naczelnik policyi, a zwracając się do towarzyszącego sobie agenta, młodego, nader zwinnego chłopca, przezwanego ''Zapałką'' w biurze prefektury, w rzeczywistości nazywającego się Flogny, kazał mu pójść zobaczyć,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mycnizjz564kle3na6qgh3th88qhci0
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/287
100
1209977
3702118
3619727
2024-11-05T13:32:07Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702118
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>czyli posłaniec Bastien znajduje się na zwykłem swem stanowisku.<br>
{{tab}}— Jeżeli go tam zastaniesz — dodał — zaprowadź go do mego gabinetu dla stawienia się przed panem sędzią śledczym; gdyby zaś poszedł za posyłkami, zaczekaj na niego.<br>
{{tab}}Wsiądź do fiakra, ażebyś uskutecznił to prędzej; a nadewszystko usta zamknięte, niechaj nikt nie wie co się tu dzieje.<br>
{{tab}}Agent wyszedł spełnić polecenie.<br>
{{tab}}Dwaj urzędnicy nie mając nadziei pozyskania innych szczegółów w ''Indyjskim Hotelu'', odjechali zarówno, nakazawszy tak właścicielowi jak i zarządzającej najgłębsze o wszystkiem milczenie.<br>
{{tab}}''Zapałka'' znalazł Bastjana na jego zwykłem stanowisku przy bulwarze, naprzeciw ulicy Caumartin.<br>
{{tab}}— Mój chłopcze — rzekł do niego — pójdź zemną do prefektury; potrzebują tam o coś zapytać się ciebie. Nie obawiaj się... o nic tu złego nie chodzi... nie pozbawią cię twego rzemiosła. Wsiądziemy do fiakra, o żeby przybyć prędzej.<br>
{{tab}}Bastjen, uspokojony tem zapewnieniem, udał się wraz z agentem, do gabinetu naczelnika policyi.<br>
{{tab}}— Ty jesteś Bastjen? — zapytał go tenże.<br>
{{tab}}— Tak, ja panie naczelniku.<br>
{{tab}}— Pójdź więc zemną do sędzię śledczego... Flogny chodź z nami.<br>
{{tab}}Długiemi wewnętrznemi korytarzami, łączącemi prefekturę z pałacem Sprawiedliwości, trzej wspomnieni mężczyzni przybyli na galeryę, po obu stronach której znajdowały się gabinety sędziów śledczych.<br>
{{tab}}Skoro tylko weszli, badanie się rozpoczęło.<br>
{{tab}}— Przypominasz sobie, iż przed czterema dnia zanosiłeś list na ulicę Joubert, do Hotelu Indyjskiego? — zapytał sędzia posłańca.<br>
{{tab}}— Pamiętam, panie.<br>
{{tab}}— Do kogo był ten list adresowanym?<br>
{{tab}}— Do pana Edmunda Béraud.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8qvd3zzw4w7eom64ton9zym4ytz0iw9
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/288
100
1209978
3702120
3619728
2024-11-05T13:34:25Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702120
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Tak, właśnie... Cóż ci odpowiedziano w hotelu?<br>
{{tab}}— Zarządzająca powiedziała mi, że ten pan jeszcze nie przyjechał, lecz że z pewnością nazajutrz przybędzie, ponieważ odebrała od niego depeszę względem przygotowania apartamentu. Z tą odpowiedzią odszedłem, ponieważ miałem polecenie nie oddawać listu, jak tylko do rąk adresanta.<br>
{{tab}}— A! wydano ci ten rozkaz?<br>
{{tab}}— Tak, panie sędzio.<br><br><section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XVII.'''|w=120%|po=12px}}
{{tab}}— Powiedz mi teraz kto ci oddał ów list? — pytał dalej urzędnik.<br>
{{tab}}— Jakiś anglik — rzekł Bastjen.<br>
{{tab}}— Anglik? — powtórzył ze zdumieniem naczelnik policyi.<br>
{{tab}}— Anglik... najczystszej krwi... przysięgam!.. Och! bełkotał tak swoim akcentem, iż trzeba było całej przytomności umysłu, ażeby go zrozumieć.<br>
{{tab}}— Czyś nigdy przedtem nie widział tego anglika?<br>
{{tab}}— Nigdy! Stałem jak zwykle na swem stanowisku, on jadąc fiakrem skinął na mnie. Podszedłem, oddał mi list, objaśniając swą bełkotliwą wymową co miałem uczynić.<br>
{{tab}}— Oczekiwał więc na odpowiedź?<br>
{{tab}}— Tak... W kawiarni, po drugiej stronie bulwaru... tam mu zwróciłem ów list.<br>
{{tab}}— Mógłbyś mi podać mniej więcej rysopis tego człowieka?<br>
{{tab}}— Rysopis angliszmena?... Rzecz trudna to, panie sędzio. Wszyscy są oni w ogóle bardzo chudemi, wysokiego wzrostu, lub całkiem okrągłemi; a są zupełnie do siebie podobni. Ten miał około lat czterdziestu, średniej wysokości... Włosy i faworyty czerwone, jak marchew. Oto wszystko com zauważył.<br>
{{tab}}— Od owej chwili nie spotkałeś go więcej?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k4t01u2yft8umz75r0kpypaaah7g31v
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/289
100
1209980
3702121
3619730
2024-11-05T13:38:53Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702121
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Nie... niespotkałem.<br>
{{tab}}— A gdybyś się kiedy z nim zetknął, czy mógłbyś go poznać?<br>
{{tab}}— O! jak najlepiej! za pierwszym spojrzeniem.<br>
{{tab}}— A zatem mój Bastjenie, gdyby wypadek zetknąć ci się kiedy z nim pozwolił, idź za nim tak, aby tego nie spostrzegł, nie puszczaj go z rąk, wyśledź gdzie chodzi... gdzie mieszka i natychmiast przychodź mnie o tem powiadomić. Gdybyś mnie tu nie zastał, udaj się do pana naczelnika policyi. Wynagrodzimy cię za czas spożytkowany na usługę {{Korekta|la sSprawiedliwości|dla Sprawiedliwości}}.<br>
{{tab}}— Uczynię to panie... przyrzekam.<br>
{{tab}}Sędzia śledczy wsunął sto sous w rękę posłańca, który skłoniwszy się, odszedł.<br>
{{tab}}— I cóż pan myślisz o tem wszystkiem? — {{Korekta|zpytał|spytał}} sędziego naczelnik policyi.<br>
{{tab}}— Widoczna, iż znajdujemy się wobec jakiejś zorganizowanej szajki złoczyńców, rozbójników, posuwających swoją zuchwałość do szczytu, a nieraz prawie do szaleństwa, i to im się udaje, jak oto mamy przed sobą dowód w pomienionym wypadku. Są oni zręczni... nam przeto zręczniejszymi jeszcze być wypada. Dotąd nie pozyskaliśmy najmniejszej wskazówki, jakaby nas mogła na ślad naprowadzić; nieprzewidziana jednak jakaś okoliczność dopomódz nam może. Dla popełnienia zbrodni przywłaszczyli sobie atrybucye magistratury... Rzecz dotąd niesłychana! Jest to wyzwanie... rękawica, w twarz nam rzucona! Podnieśmy ją... Panie naczelniku policyi, ja liczę na ciebie... liczę na twoją gorliwość... na zręczność twoich agentów. Musimy odnieść zwycięztwo!<br>
{{tab}}— Otrzymamy je panie sędzio... przyrzekam!<br>
{{tab}}Tu naczelnik policyi z agentem ''Zapałką'' wyszli z gabinetu sędziego, udając się do prokuratora dla złożenia sprawozdania.<br>
{{tab}}Powróćmy do Arnolda Desvignes.<br>
{{tab}}Po przeczytaniu w dzienniku wiadomego artykułu, jaki<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ds0cqcld589queq6zqnn4hqnqxqt7k8
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/290
100
1209981
3702123
3619731
2024-11-05T13:42:43Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702123
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>poruszył całą prefekturę, nikczemnik ten, szedł najspokojniej bulwarem w stronę pocztowego biura.<br>
{{tab}}Przypominamy sobie, że umówił się z Włochem Agostinim, mieszkającym przy Paon-blanc, iż gdyby tenże miał mu coś do zakomunikowania, napisze list poste-restante, pod inicyałami X. Y. Z. pozostawiwszy takowy w biurze poczty, na bulwarze Beaumarchais’ego.<br>
{{tab}}Zbliżywszy się do okienka, gdzie odbierano listy podobnego rodzaju, zapytał o takowy. Urzędnik podał mu kopertę zapieczętowaną, z której Desvignes, poszedłszy pod arkady Palais-Royal, wydobył list czytając:
{{c|„Panie“.|przed=12px}}
{{tab}}„Od wczoraj wróciłem z Bléré. Zdołałem pozyskać żądane przez pana papiery; dla zasiągnięcia jednak bliższych objaśnień potrzeba abym się udał do Londynu. Proszę widzieć się zemną osobiście; rzecz nader pilna“.
{{f|align=right|prawy=10%|Agostini.}}
{{tab}}Desvigues, schowawszy list do kieszeni, udał się niezwłocznie na ulicę Paon-blanc, do domu jaki opisaliśmy powyżej i zastukał do drzwi.<br>
{{tab}}Włoch pośpieszył mu otworzyć.<br>
{{tab}}— A! to pan — zawołał, poznawszy swojego klienta — dobrze żeś przyszedł.<br>
{{tab}}— Odebrawszy list przed chwilą, spieszę na wezwanie; mów pan przedewszystkiem, jakie objaśnienia i papiery otrzymałeś z Bléré; później mówić będziemy o podróży do Londynu.<br>
{{tab}}— Otóż — rzekł Agostini — pozyskałem następujące szczegóły: „Józef Arnold Desvignes, w siódmym roku życia umieszczonym został u swego stryja, starego kawalera. Gdy doszedł lat czternastu, wysłanym został dla kształcenia się do Paryża i oddanym do Szkoły Górniczej. W dwudziestym pierwszym roku życia wrócił do Bléré, gdzie mieszkał przez rok cały, prowadząc sprawę spadkową po rodzicach, którzy<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iplzts50wmsrcsv9lgne2siw57xw1cm
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/291
100
1209982
3702125
3619732
2024-11-05T13:46:35Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702125
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>w tym czasie zmarli w ciągu dwóch, miesięcy jedno po drugiem. Następnie przez rok odbywał służbę wojskową. Mając lat dwadzieścia trzy udał się do Anglii, gdzie w Plymouth otrzymał miejsce cywilnego inżyniera. Po dwóch latach porzuciwszy ów obowiązek, wyjechał do Londynu“.<br>
{{tab}}Na tem kończą się objaśnienia, jakie pozyskać zdołałem.<br>
{{tab}}— Zkąd pan wiesz, że Desvignes z Plymouth, udał się do Londynu?<br>
{{tab}}— Przed pięciu miesiącami pisał do mera w Blérè, żądając, aby mu przysłano akt zejścia ojca i matki, jak również i jego własną metrykę urodzenia.<br>
{{tab}}List jego był datowanym z Londynu.<br>
{{tab}}— Dobrze.... A jakież mi pan dostarczasz papiery?<br>
{{tab}}— Oto są... — rzekł Agostini.<br>
{{tab}}„1-mo. Akt zejścia stryja Arnolda Desvignes, niegdyś nauczyciela, mieszkającego w Loches.<br>
{{tab}}„2-do. Akt śmierci jego rodziców.<br>
{{tab}}„3-io. Metryka Arnolda Desvignes.<br>
{{tab}}„4-to. Kopia z jego akt osobistych.<br>
{{tab}}— Którzy z krewnych Józefa Arnolda Desvignes żyją obecnie?<br>
{{tab}}— Żaden z nich nie żyje.<br>
{{tab}}— Jestżeś pan tego pewien?<br>
{{tab}}— Najmocniej o tem jestem przekonany. Nie ma on ni bliższych, ni dalszych krewnych.<br>
{{tab}}— Proszę o papiery, jakie pan wymieniłeś.<br>
{{tab}}— Wzamian za banknot tysiącfrankowy?<br>
{{tab}}— Ma się rozumieć.<br>
{{tab}}— A podróż do Londynu?<br>
{{tab}}— Jest niepotrzebną... Wiem, co się stało w Londynie z Arnoldem Desvignes.<br>
{{tab}}Stary {{Korekta|włoch|Włoch}} utkwił w mówiącego badawcze spojrzenie, na które przybyły odpowiedział milczeniem.<br>
{{tab}}— Ale... — zawołał — brak jeszcze najważniejszego dowodu... aktu, który wszystko dla mnie stanowi...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oi0hrm4flu7b5f3jhmypbszn2urgpy4
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/292
100
1209983
3702127
3619733
2024-11-05T13:49:23Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702127
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Jakiego? — Mówiłeś pan, że Arnold Desvignes odbywał służbę wojskową?<br>
{{tab}}— Tak.<br>
{{tab}}— W którym pułku służył i w jakiej miejscowości?<br>
{{tab}}— W dwudziestym siódmym liniowym. Przebywał w Tours z garnizonem.<br>
{{tab}}— A więc potrzebnym mi jest nieodwołalnie dowód jego uwolnienia się z armii.<br>
{{tab}}— To będzie trudnem do pozyskania.<br>
{{tab}}— Dostaniesz pan trzeci banknot tysiącfrankowy, gdy mi dostarczysz pomieniony dowód.<br>
{{tab}}— Lecz...<br>
{{tab}}— Nie ma żadnego lecz — przerwał groźnie Arnold. — Muszę mieć tę kopię jego dymisyi. W jaki ją pan sposób otrzymasz, to mnie bynajmniej nie obchodzi. Winieneś znać swoje rzemiosło, skoro się niem trudnisz. Gdyby tysiąc franków okazało się niedostatecznem za to wynagrodzeniem, więcej zapłacę... Lecz ten dowód jest mi koniecznym... Rozumiesz pan? Ja mieć go muszę!<br>
{{tab}}— Będziesz go pan miał... — rzekł {{Korekta|włoch|Włoch}}, strwożony brutalnem zachowaniem się swojego klienta.<br>
{{tab}}— To dobrze... A ponieważ prawdopodobnie będę potrzebował jeszcze nadal pańskich usług, pamiętaj na to, co ci powiem: Ja nie mam zwyczaju targowania się o wynagrodzenie, wymagam jednakże wzamian, aby mi nie stawiano nigdy żadnych przeszkód... żadnych niepodobieństw. W życiu człowieka jest wszystko możebnem... słyszysz pan... absolutnie wszystko, przy jego silnej woli. Różnica zachodzi jedynie w wysokości wynagrodzenia, które gotów jestem ponieść.<br>
{{tab}}Agostini skinął głową na znak potwierdzenia.<br>
{{tab}}— Lubię znajdować w tych, których używam do mych posług, bezwzględną dyskrecyę wraz ze ślepem posłuszeństwem... — mówił łotr dalej. — Płacąc drogo, potrzebuję doskonałych dla siebie narzędzi. Niechaj to, co mówię, pozostanie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fbeo658v8p2legjgi5y3xs0phzww1f1
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/293
100
1209984
3702128
3619734
2024-11-05T13:52:01Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702128
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>na zawsze w pańskiej pamięci. A teraz daj mi papiery, przywiezione z Bléré.<br>
{{tab}}Włoch, wylękniony brzmieniem głosu, słowami i groźnem wejrzeniem mówiącego, podał mu arkusze stemplowane, szepcąc drżącym głosem:<br>
{{tab}}— Wszystko jest, panie, zlegalizowanem.<br>
{{tab}}— Oto przyobiecane wynagrodzenie... — rzekł Desvignes, rzucając na stół pieniądze. Pamiętaj pan, że masz mi jeszcze dostarczyć kopię jego uwolnienia się z armii. A teraz siadaj i pisz, co ci podyktuję.<br>
{{tab}}— Jestem gotów... — rzekł Agostini, biorąc pióro.<br>
{{tab}}— Pisz pan nazwisko i adres:
{{f|align=left|lewy=20%|„Juliusz Verrière, bankier,}}
{{f|align=left|lewy=30%|bulwar Hausmanna, nr. 54.“}}
{{tab}}— A dalej? — Staraj się dowiedzieć, czem jest rzeczywiście wyż wymieniona osobistość. Dowiedz się o prawdziwym stanie jego majątkowym... jak również, co dla mnie wysoce jest ważnem, o jego przymiotach, a nadewszystko wadach charakteru.<br>
{{tab}}— Będę się starał ściśle to wypełnić.<br>
{{tab}}— W krótkim czasie... nieprawdaż? — Jaknajrychlej.<br>
{{tab}}Desvignes wstał z krzesła.<br>
{{tab}}— Nie pisz pan już — rzekł — do mnie żadnych listów; sam osobiście przyjdę do ciebie. — Tu wyszedł.<br>
{{tab}}— Kto jest ten człowiek? — pytał sam siebie Agostini. — Czego on szuka? Co chce uczynić? Mało mnie to zresztą, obchodzi... — odrzekł po chwili. — Płaci... ot! wszystko, czego mi trzeba. Oby jaknajdłużej mych usług potrzebował.<br>
{{tab}}I drżącemi rękoma zgarniał chciwie banknoty, pozostawione na stole przez klienta.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hd4bfvp6d49qqb5hss7fwniui02j9h2
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/294
100
1209985
3702129
3619737
2024-11-05T13:56:19Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702129
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{c|'''XVIII.'''|w=120%|po=12px}}
{{tab}}Od chwili, w której Vandame wybiegł w rozpaczy z domu ojca Anieli, dziewczę to ogarnął smutek niewypowiedziany. Teraz, po zamienionych wyznaniach, uczuła, jak głęboką była jej miłość dla oficera artyleryi. Wraz z utraconą nadzieją poślubienia ukochanego, życie nie miałoby już dla niej wartości.<br>
{{tab}}Energiczna i odważna, pomimo młodych lat wieku, była gotową do wszelkich walk i ofiar; lecz, czy, niestety, owe ofiary i walki przyniosą jej upragnione szczęście? Czy ją doprowadzą do celu?<br>
{{tab}}Aniela znała dobrze swojego ojca. Wiedziała ona dobrze, że walka przeciwko jego woli, a raczej uporowi, mało przedstawiała widoków powodzenia.<br>
{{tab}}Zdecydowanej stanowczo nie ustępować, czyliż czekać wypadnie pełnoletności dla rozporządzenia swem sercem? Oczekiwanie to nie przestraszało jej, lecz jakież będzie jej życie do owej chwili? Kto wie, czy zrozpaczony młodzieniec nie odjedzie, by szukać w śmierci zapomnienia?<br>
{{tab}}Ach!... śmierć dla niego... ona myśleć o tem nie chciała.<br>
{{tab}}Zapomnienie? czyż zdoła on o niej zapomnieć? Nie wierzyła w to bynajmniej. Ciężka jednakże troska wraz ze zwątpieniem poczęła się rodzić w duszy dziewczęcia, pokrywając jej myśli żałobą. Vandame odszedł zrozpaczony, a kto wie, czy ojciec, rozdrażniony jej oporem, nie zamknie przed nim drzwi domu?<br>
{{tab}}Aniela burzyła się przeciw temu niesprawiedliwemu tyle okrucieństwu; ku czemu to jednak posłużyć mogło, gdy swego oburzenia nie mogła jawnie okazać? Zresztą i siostra Marya powstrzymywała ją od rozpoczęcia walki przedwcześnie. Radziła, a nawet nakazywała dziewczęciu, uspokojenie, cierpliwość, rezygnacyę...<br>
{{tab}}W dniu, w którym bankier przyjął odmową wyznanie porucznika, Aniela chciała biegnąć do ojca, aby stanowczo mu powiedzieć<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4hp9xf3enomxhyjbqtm17pmgaj4ymkj
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/295
100
1209987
3702134
3619740
2024-11-05T14:11:22Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702134
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Kocham go... Żaden inny, jak tylko on, nie będzie mym mężem.<br>
{{tab}}— Złego sposobu chcesz użyć... — odpowiedziała jej zakonnica — najgorszego ze wszystkich! Jawnym oporem, nic nie poradzisz. Działaj roztropnie, nie pogorszając sprawy wybuchami oburzenia i gniewu. Nie doprowadzaj ojca do wyrzeczenia wyrazów, jakich jego miłość własna cofnąćby mu później nie pozwoliła. Przyrzekłam ci, iż będę nad tym wszystkiem czuwała i dotrzymam mej obietnicy. Miej ufność we mnie... Pozwól mi działać, me dziecię... Proś Boga, by błogosławił mym usiłowaniom i nie trać nadziei!<br>
{{tab}}Emil Vandame będzie twym mężem! Aniela pokładała zaufanie bez granic w swojej kuzynce; mimo tej jednak ufności widziała w około siebie ciemnię, cierpiała i płakała.<br>
{{tab}}Verrière pochłaniany życiem i finansowemi spekulacyami, a nadewszystko, zatopiony w miłostkach i egoizmie, ani się domyślał cierpień swej córki.<br>
{{tab}}Cztery dni upłynęły od owego śniadania, w jakim uczestniczyli nasi czytelnicy.<br>
{{tab}}Porucznik artyleryi nie ukazał się w pałacu na bulwarze Haussmana. Godziny zdawały się być wiekami biednemu dziewczęciu.<br>
{{tab}}Z razu powzięła zamiar napisania listu do Vandama; siostra Marya jej jednak to odradziła i dziewczę postanowiło oczekiwać dnia zaślubin Eugeniusza Loiseau, na którym to weselu miała nadzieję zobaczenia się z porucznikiem.<br>
{{tab}}— Czy ojciec dotrzyma danego przyrzeczenia i zechce w tym obrzędzie wziąść udział?<br>
{{tab}}— Zgodzi się, jeśli go nakłonisz ku temu — odpowiedziała zakonnica.<br>
{{tab}}— Tak sądzisz, siostro?<br>
{{tab}}— Jestem przekonaną. W sprawie tyle ważnej, jak małżeństwo, stawia on opór z swej strony; ustępuje ci jednak<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
c4b97ioyxnze9wc4wd7vxwr9w4r01vd
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/296
100
1209988
3702135
3619742
2024-11-05T14:17:32Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702135
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>zazwyczaj w rzeczach drobniejszych. {{Korekta|Z resztą|Zresztą}} ja poprę twoje żądanie w tym razie. Czy wuj przybędzie dziś na śniadanie?<br>
{{tab}}— Tak jest... jak zwykle.<br>
{{tab}}— Przypomnij mu więc skoro zasiądziemy przy stole o uczynionej Eugeniuszowi obietnicy.<br>
{{tab}}— O! o tem nie zapomnę... — zawołała z radosnym uśmiechem Aniela — a w sobotę skoro zobaczę Vandama powiem mu, aby nie tracił nadziei; ufał, iż go kocham i kochać nigdy nie przestanę.<br>
{{tab}}Nadeszła godzina śniadania.<br>
{{tab}}Aniela posłyszawszy turkot zajeżdżającego powozu podbiegła ku oknu i dostrzegła ojca, wysiadającego przed domem. Za chwilę bankier ukazał się w jadalni, gdzie oczekiwały go córka wraz z siostrzenicą.<br>
{{tab}}Wszedłszy, pocałował Anielę w czoło z roztargnieniem.<br>
{{tab}}— Jak prędką podadzą śniadanie? — zapytał.<br>
{{tab}}— Natychmiast... czekamy ojcze na ciebie.<br>
{{tab}}Za chwilę we troje zasiedli u stołu.<br>
{{tab}}Verrière pobladły nieco i zamyślony, jadł w milczeniu, która to troska ukryta nie uszła uwagi Anieli.<br>
{{tab}}— Spostrzegam żeś ojcze jakiś smutny... — zapytała. — Miałżebyś mieć jakie zmartwienie, lub może bankowe twe interesa mniej {{Korekta|pomyśnie|pomyślnie}} ci idą?<br>
{{tab}}Verrière drgnął pomimowolnie. Zapytanie córki wyrwało go z zadumy.<br>
{{tab}}— Nic tak dalece przykrego mnie nie dotknęło — odpowiedział — a interesa, chociażby szły najpomyślniej, jak to z mojemi ma miejsce, sprowadzają bezustanne troski, zajęcia. Rozmyślać, liczyć, kombinować, przewidywać, oto przeznaczenie wszystkich bankierów. Nie mogę być wyjątkiem w tym razie. Nie troszcz się przeto, widząc mnie zamyślonym.<br>
{{tab}}— Niechcę się, ojcze, mięszać w twe kombinacye rachunkowe... niech mnie Bóg uchowa! — odpowiedziało dziewczę, zmuszając się do uśmiechu. — Czuję, iż zmysły wśród tego stracićbym mogła. Lecz i uważam zarówno, iż godziłoby się<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aiujlnzm1zw2kzwlw72v5aukqqqxw9i
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/297
100
1209989
3702143
3619743
2024-11-05T15:52:43Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702143
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>wypocząć ci, ojcze, usunąć się choć na czas krótki od swych zatrudnień. Źle mi wyglądasz... pobladłeś... zeszczuplałeś... Ach! jest to więc bardzo ciężka praca obracać pieniędzmi. Nie myśl więc o tych obrzydłych banknotach, przynajmniej wtedy, gdy jesteś wśród nas obu, gdy jesteś przy swojej córce.<br>
{{tab}}— Ale zapewniam cię, że nie myślałem o nich obecnie, drogie me dziecię...<br>
{{tab}}— O! ja temu wierzyć nie mogę... Przed chwilą tak byłeś posępnym... złym prawie...<br>
{{tab}}— Wyraz fizyonomii częstokroć zawodzi — rzekł Verrière. — Upewniam cię, iż nigdy w lepszem jak dziś nie byłem usposobieniu.<br>
{{tab}}— Naprawdę... mamże wierzyć temu?<br>
{{tab}}— Upewniam.<br>
{{tab}}— I zechciałbyś coś dla mnie uczynić?<br>
{{tab}}— Czyliż ci kiedy co odmawiałem?<br>
{{tab}}Aniela zamilkła. Ciche westchnienie wybiegło z jej piersi. Przypomniała sobie bolesną scenę z Vandamem. Okazać jednak jakąśkolwiekbądź aluzyę ku temu obecnie, byłoby najwyższą niezręcznością z jej strony. Zapanowawszy przeto nad sobą, zapytała rozpogodzona:<br>
{{tab}}— W sobotę zatem, mój ojcze, jedziemy na wesele?<br>
{{tab}}— Na jakie wesele? — zapytał Verrière, zapomniawszy zupełnie o zaproszeniu introligatora.<br>
{{tab}}— Jakto, mój wuju?... masz więc tak krótką pamięć? — wyrzekła siostra Marya żartobliwie. — Zapomniałżeś, iż przed czterema dniami twój siostrzeniec, Eugeniusz Loiseau, zacny, uczciwy chłopiec, przyszedł cię prosić na zaślubiny, uważając sobie twoją obecność za najwyższy zaszczyt w zebraniu? Zapomniałeś, żeś mu obiecał być w kościele i na weselu?<br>
{{tab}}— Na honor, zapomniałem!... zupełnie zapomniałem o tem... — odrzekł Verrière.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
12owfk31zer9qaiepev0z676yn17gg4
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/298
100
1209990
3702145
3619745
2024-11-05T15:56:03Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702145
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{c|'''XIX.'''|w=120%|po=12px}}
{{tab}}— Ale ja o tem pamiętam... — ozwała się Aniela — z czego korzystam, ażeby ci, ojcze, przypomnieć.<br>
{{tab}}— To więc na sobotę... nieprawdaż? — pytał bankier.<br>
{{tab}}— Tak, na sobotę oznaczone zaślubiny.<br>
{{tab}}— Niepodobna mi będzie zadośćuczynić temu zaproszeniu... W tym dniu będę bardzo zajętym.<br>
{{tab}}Aniela chciała coś odpowiedzieć: uprzedziła ją siostra Marya.<br>
{{tab}}— Przyjąłeś zaproszenie, mój wuju — wyrzekła — cofać więc danego słowa nie należy, tem więcej, iż przyrzekłeś to bliskim swym krewnym. Pomijając przykrość, jakąbyś sprawił swej córce, pozbawiając ją przyjemnej rozrywki, zrządziłbyś tem wiele smutku nowozaślubionym. Bytność tę uważam za obowiązek z twej strony.<br>
{{tab}}— Anielka chciałaby tam sobie pobrykać... nieprawdaż? — rzekł, śmiejąc się, Verrière.<br>
{{tab}}— E! jakież wyrażenie, mój wuju... — zawołała zakonnica.<br>
{{tab}}— Zastosowane do tamecznego zebrania. Wszak są to ludzie nie z naszej sfery.<br>
{{tab}}— Być może... — wtrąciła Aniela — ale pochodzą z naszej rodziny... Zresztą, mój ojcze, zaniechajmy dyskusyi na tym punkcie. Powiedziałeś przed chwilą, że nie odmawiasz nigdy moim życzeniom... Przekonaj mnie o tem, dozwalając wręczyć podarunek narzeczonej twego siostrzeńca. Okaż się dobrym dla kochającej cię córki... Poświęć dla niej parę godzin czasu w przyszłą sobotę. Przyrzecz mi, iż pojedziemy razem na zaślubiny naszego kuzyna.<br>
{{tab}}— No! mniejsza z tem... pojedźmy... skoro chcesz tego koniecznie! — zawołał z niechęcią Verrière. — Uprzedzam cię jednak, iż śmiesznie wyglądać będziemy w podobnem otoczeniu. Śmiesznie... i niewłaściwie... bardzo niewłaściwie!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7hzunvm2wzfi2zlwfw1z9uqanl7e3u1
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/299
100
1209992
3702148
3619748
2024-11-05T15:58:22Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702148
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Dlaczego?<br>
{{tab}}— Pytasz mnie o to... rzecz dziwna! Dlatego, że nie jestem pierwszym lepszym hołyszem... dlatego, że zajmuję jedno z wyższych stanowisk w paryskiem społeczeństwie... i że obecność bankiera Verrière wraz z córką na zebraniu, w którem się znajdą praczki, przekupnie i gałganiarze, będzie czemś, jak można sobie wyobrazić, najbardziej rażącem i niestosownem.<br>
{{tab}}— Ależ to są wszyscy poczciwi ludzie!...<br>
{{tab}}— Nie przeczę... lecz w każdym razie nie stoją z nami narówni. Spełnię jednakże twą wolę... Pojedziemy, gdy tego żądasz.<br>
{{tab}}— Lecz z dobrą wolą, ojczuniu? — szepnęła z przymileniem Aniela.<br>
{{tab}}— Z tak dobrą wolą, iż sam zawiozę podarek nowozaślubionej. Mam nadzieję, że będziesz zadowoloną.<br>
{{tab}}— O tak... tak! — zawołało z radością dziewczę, rzucając się ojcu na szyję... — dziękuję ci... dziękuję z całego serca!<br>
{{tab}}Śniadanie się ukończyło; bankier wstał od stołu i wyszedł z jadalni, zły sam na siebie, iż ustąpił naleganiom córki.<br>
{{tab}}— Jak na teraz... sprawa wygrana, kuzynko, — szepnęła Aniela.<br>
{{tab}}— Nie bez trudu... — odpowiedziała siostra Marya — lękam się o dalszą naszą kampanię... Dostrzegam jakąś zmianę w mym wuju... sposępniał, zgorzkniał, jak nigdy...<br>
{{tab}}— A!... wszak wiesz, siostro, iż on zwykle nie lubił rodziny mej matki, która wszakże jest i jego rodziną...<br>
{{tab}}— Wiem o tem... lecz tam się coś innego ukrywa...<br>
{{tab}}— Cóżby takiego?<br>
{{tab}}— Straty pieniężne, być może... niepomyślny obrót finansów...<br>
{{tab}}— To niepodobna! Mój ojciec jest uważanym za jednego z najlepiej majątkowo stojących paryskich bankierów...<br>
{{tab}}— Niech Bóg odwróci moje przewidywania... — pomyślała zakonnica. — Instynktownie jednak obawiam się czegoś.<br>
{{tab}}W chwili tej pokojówka Anieli weszła do jadalni.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gg02balcg3kcjkxkbhcf3qqbzad4ro1
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/300
100
1209993
3702151
3619750
2024-11-05T16:02:12Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702151
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Szwaczka przyniosła suknię dla panienki... — wyrzekła.<br>
{{tab}}— Dobrze... wprowadź ją do mojego pokoju, zaraz tam przyjdziemy.<br>
{{tab}}Pokojówka odeszła.<br>
{{tab}}— Cy wiesz, siostro Maryo, kto jest ta szwaczka? — mówiła Aniela do zakonnicy. — To nasza kuzynka, Joanna Desourdy. Ojciec nie chciał, ażebym jej dawała suknie do roboty, ponieważ jest naszą krewną. Oparłam się w tym razie. Jest ona biedną... potrzebuje pracować, a obok tego jest nieszczęśliwą... Zdolna to robotnica... Zobaczysz suknię, którą mi przyniosła. Włożę ją na sobotnie zaślubiny.<br>
{{tab}}Tu obie z siostrą Maryą przeszły do pokoju, gdzie na nie oczekiwała Joanna Desourdy, młoda, dwudziestopięcioletnia kobieta, kształtna, powabną, wszakże z dziwnym wyrazem smutku na obliczu. Towarzyszyła jej czteroletnia dziewczynka.<br>
{{tab}}— Dzień dobry Joanno — rzekła Aniela do robotnicy; — jak się masz, Lino... — dodała, zwracając się ku dziecku; — pójdź-że... niech cię ucałuję.<br>
{{tab}}Dziecię przybiegło do panny Verrière z otwartemi rękoma, wołając:<br>
{{tab}}— Jak się masz, kuzynko Anielo?<br>
{{tab}}Joanna Desourdy zapłonęła rumieńcem.<br>
{{tab}}— Cóż to za poufałość, Lino? — zawołała; — kto ci pozwolił mówić w ten sposób do panny Anieli?<br>
{{tab}}— Nie łaj jej, proszę, Joanno... — ozwała się córka bankiera; — przyjemnie mi jest słyszeć pomienioną nazwę z ust dziecka. Kochasz mnie, Lino... nieprawdaż? — dodała — gładząc czoło zakłopotanej dziewczynki.<br>
{{tab}}— Kocham... — szepnęło dziecię.<br>
{{tab}}— Biedactwo! — rzekła z westchnieniem Joanna — które lepiej by było na świat nie przyszło!<br>
{{tab}}— Dlaczego jednak Paweł Béraud odwleka bezustannie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f16v2tp6dc5vl4j0mzkx5jt44z18jlb
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/301
100
1209994
3702153
3619752
2024-11-05T16:04:37Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702153
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>termin małżeństwa? — zapytała panna Verrière robotnicę; — wszakże cię przyrzekł zaślubić?...<br>
{{tab}}— {{Korekta|Dlaczegp|Dlaczego}}? — powtórzyła szwaczka z goryczą — któż zdoła odgadnąć, co się dzieje w głowie i sercu tego człowieka... jeśli on notabene ma serce! Ile razy mówię mu o tem, szorstko odpowiada: „Później... później... dość na to czasu... Dobrze nam tak, jak jesteśmy.”<br>
{{tab}}Joanna, wymówiwszy te słowa, ukryła twarz w dłoniach, wybuchnąwszy łkaniem.<br>
{{tab}}— Nie płacz, matuniu! — zawołało dziecię, biegnąc ku matce i rzucając się jej na szyję z pieszczotą.<br>
{{tab}}— Jesteś bardzo nieszczęśliwą, moja biedna Joanno... — poczęła panna Verrière ze wzruszeniem.<br>
{{tab}}— O! tak... tak... — jąkała z płaczem młoda kobieta; — Bóg mnie ukarał... ciężko ukarał!... Nie szemrzę... bom na to zasłużyła... Nie powinnam była tego uczynić, com uczyniła... Zbyt lekkomyślnie zaufałam temu nikczemnikowi, uważając go za uczciwego człowieka...<br>
{{tab}}— Prócz niespełnienia obietnicy małżeństwa, Paweł Béraud. jak słyszałam, źle się z tobą obchodzi? — pytała dalej Aniela.<br>
{{tab}}— Och! są chwile, gdziebym umrzeć pragnęła! — zawołała szwaczka z rozpaczą. — Są chwile, gdzie myślę o śmierci, jako jedynym dla siebie środku wybawienia... Nieco odwagi... parę minut cierpień... i wszystko skończone!<br>
{{tab}}— Joanno! — zawołała z powagą siostra Marya — odpędź myśl podobnie występną. — Życie nasze nie do nas należy... Nie mamy prawa niem rozporządzać... Czując się nawet winną i nieszczęśliwą, żyć trzeba! Bóg ci to nakazuje... Zresztą, pomyśl o dziecku, jakiebyś pozostawiła sierotą! Pomyśl o swej córce...<br>
{{tab}}— Ach! moja córka... moja córka!... me dziecię ukochane!... — wołała z gwałtownym płaczem młoda kobieta; — gdyby nie ona, spoczywałabym już oddawna na dnie Sekwany... Bóg miłosierny wybaczyłby mi to... wybaczył, gdyż są chwile, gdzie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oa0is4p7gixhqa6ryxijywcmtg6v0rq
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/302
100
1209995
3702171
3619753
2024-11-05T16:33:38Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702171
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>upada się pod nadmiarem nieszczęścia! Tak... upada się... gdy z oczu łzy płynąć już nie chcą i nie widzimy przed sobą nic, nawet promyka nadziei!...<br>
{{tab}}— A jednak, pomimo wszystko, trzeba zachować nadzieję! — ozwała się panna Verrière.<br>
{{tab}}— Ona już dla mnie zagasła! — odrzekła z westchnieniem Joanna. — Widzę dobrze, iż Paweł Béraud znudził się mną... łudzi mnie tylko obietnicami...<br>
{{tab}}— Zkąd możesz wiedzieć, że ich nie wypełni? Czekałaś tak długo... czekaj dalej jeszcze, z odwagą. Paweł kocha zapewne swą córkę... niepodobna, aby jej nie kochał. Chwila, być może, jest bliską, gdzie ów człowiek pojmie, zrozumie nareszcie, iż jest jego obowiązkiem nadać nazwisko temu dziecięciu. Wszak on jest twoim kuzynem, jak i naszym zarówno... To wasze małżeństwo zatem byłoby stosownem... koniecznem pod każdym względem. Pozostaje on dotąd zapewne na swej posadzie?<br>
{{tab}}— W Lyońskiem biurze kredytowem... tak... Zwiększono mu nawet pensyę... Pobiera teraz do trzystu franków miesięcznie. Dołączywszy do tego to, co ja zarabiam ze swej strony, moglibyśmy się bardzo przyzwoicie utrzymać i zapewnić przyszłość temu biednemu dziecku.<br>
{{tab}}— To nastąpi... nastąpić musi, Joanno.<br>
{{tab}}Młoda kobieta potrząsnęła głową z powątpiewaniem.<br>
{{tab}}— Nie... ja na to nie liczę już wcale... — smutno odpowiedziała. — Paweł coraz więcej usuwa się odemnie. Całe wieczory spędza w kawiarniach, restauracyach, tracąc tam wiele pieniędzy... Przewiduję, iż nadejdzie dzień, w którym on nie powróci już wcale... a wtedy biedne me dziecko nie będzie miało ojca, ani nazwiska.<br>
{{tab}}Tu biedna robotnica, mimo wysiłków zapanowania nad sobą, wybuchnęła płaczem.<br>
{{tab}}Lina patrzyła na matkę zdumionemi oczyma, słuchała jej słów, nie rozumiejąc ich wcale.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j9bysuwarxengbwccz6npqltnnmi8u3
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/303
100
1209996
3702175
3619755
2024-11-05T16:38:12Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702175
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Widząc łzy, płynące po macierzyńskiej twarzy, pochwyciła jej ręce, jąkając:<br>
{{tab}}— Dlaczego płaczesz, mateczko? Czy ktoś ci zrobił coś złego? Nie płacz... och! nie płacz... bo to mnie boli!<br>
{{tab}}Joanna, pochyliwszy się ku dziecku, chwyciła je w objęcia, okrywając pocałunkami.<br>
{{tab}}Aniela wraz z siostrą Maryą łzy z oczu ocierały.<br>
{{tab}}— Czy wiesz, Joanno... — poczęła panna Verrière po chwili, chcąc zmienić przedmiot rozmowy — czy wiesz, że Eugeniusz Loiseau zaślubia Wiktorynę?<br>
{{tab}}— Wiem o tem — odpowiedziała szwaczka. — Byli oni u nas oboje z zaprosinami na wesele, nie zważając na fałszywą pozycyę, w jakiej się znajdujemy. Korzystając z tego, mówiłam Pawłowi o naszem małżeństwie; odpowiedział mi, jak zwykle: „Później... później... dość na to czasu.”<br>
{{tab}}— Będziesz na tem weselu?<br>
{{tab}}— Pragnęłabym być.<br>
{{tab}}— Ja będę także... — rzekła panna Verrière.<br>
{{tab}}— Co? kuzynka tam będziesz? — zawołała ze zdumieniem Joanna.<br>
{{tab}}— Tak... będę. Mój ojciec jest wujem Eugeniusza Loiseau, wypada nam zatem przyjąć udział w tej uroczystości. Jeżeli zechcesz, skorzystam ze sposobności, aby pomówić z Pawłem Béraud.<br>
{{tab}}— Nie... nie! — zawołała szwaczka z obawą.<br>
{{tab}}— Dlaczego?<br>
{{tab}}— Gniewałby się na mnie, żem przyszła tu uskarżać się na niego. A kto wie, czyli korzystając z tego pozou, nie opuściłby mnie na zawsze.<br>
{{tab}}— Sądzisz go więc być zdolnym do podobnej nikczemności? Do opuszczenia ciebie, tak dobrej, pracowitej dziewczyny, której jedynym błędem było, żeś go nazbyt kochała... Do opuszczenia swej własnej córki?...<br>
{{tab}}— Niestety! jestem pewną, iż gotówby to uczynić...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1lp3l2nlap872wux1kd6apnehzno2wl
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/304
100
1209997
3702178
3619757
2024-11-05T16:41:06Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702178
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Za zbyt czarno zapatrujesz się na wszystko, biedne me dziecię — ozwała się zakonnica. — Bądź cierpliwą... nie trać wiary i odwagi! Gdyby cios podobny w ciebie uderzył, przybywaj tu, do kuzynki Anieli, ona ci dopomoże, pocieszy ciebie, a wtedy nie pozostaniesz bez wsparcia i opieki!<br>
{{tab}}— Ach! jak jesteście dobremi obie! — zawołała ze wzruszeniem Joanna. — Jesteście prawdziwemi aniołami rodziny! Słusznie was tak nazywają. Gdy jednak złe jest do niewyleczenia, nie pomogą wtedy nawet i aniołowie!<br><br><section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''XX.'''|w=120%|po=12px}}
{{tab}}— Bez rozpaczy i zwątpień, moja dobra Joanno... — mówiła Aniela. — Paweł Béraud jest moim krewnym... Mam wszelkie prawo pomówić z nim otwarcie! użyję jednak tego prawa w sposób tak dyskretny, iż nie domyśli się on, że mi wyraziłaś swoje cierpienia i obawy. Zobaczysz, że wszystko to się zmieni. A skoro będziesz szczęśliwą, podziękujesz mi za pomoc w tej sprawie. Będę czyniła wszystko, aby otrzymać skutek pożądany.<br>
{{tab}}Joanna uścisnęła rękę córki bankiera.<br>
{{tab}}— Dzięki ci, kuzynko — wyrzekła — nabrałam odwagi.<br>
{{tab}}— Nie trać nadziei... proszę cię o to... A teraz przystąpmy do obejrzenia mej sukni.<br>
{{tab}}Wydobyto suknię z muślinowego nakrycia, w jakiem przyniesioną została. Wykończoną była z taką starannością, jak gdyby została odrobioną w pierwszorzędnym magazynie.<br>
{{tab}}Aniela, wielce zadowolona, zapłaciła należytość Joannie, a zwracając się ku jej maleńkiej córeczce i kładąc w różowe paluszki dziewczynki bilet stufrankowy, wyrzekła:<br>
{{tab}}— Przyjm to, drogie dziecię; niech ci mateczka kupi nową, ładną sukienkę.<br>
{{tab}}— Ach! jakżeś dobrą, kuzynko... — szeptała Joanna.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
szgbdl5f6w2ulj36kmxkihhes35j4g0
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/305
100
1209999
3702179
3619760
2024-11-05T16:43:29Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702179
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Lina ucałowała rękę Anieli, która, pochyliwszy się ku dziecku, mówiła zcicha:<br>
{{tab}}— Bądź grzeczną, drogi aniołku... kochaj zawsze swą mamę...<br>
{{tab}}— O! ja ją kocham... bardzo kocham! — odpowiedziała dziewczynka, biegnąc ku matce z uściskiem.<br>
{{tab}}— Biedne, kochane dziecię... — mówiła młoda matka — jedyny skarb mój na ziemi!<br>
{{tab}}— Do soboty zatem, Joanno... Zobaczymy się w merostwie i kościele.<br>
{{tab}}— A na uczcie weselnej nie będziesz, kuzynko?<br>
{{tab}}— Owszem, będę... I tam to właśnie chcę pomówić z Pawłem Béraud.<br>
{{tab}}— Ach! oby on się tylko nie domyślił... Strasznie się tego obawiam.<br>
{{tab}}— Bądź spokojną... roztropnie rzecz tę poprowadzę... Do widzenia zatem... Nie trać odwagi.<br>
{{tab}}Tu, uścisnąwszy rękę ubogiej krewnej, ucałowawszy małą Linę, co siostra Marya uczyniła zarówno, rozeszły się z sobą.<br>
{{tab}}— Biedna kobieta! — wyrzekła zakonnica po odejściu Joanny. — Ty nieraz mnie zapytujesz, Anielko, dlaczego w tak młodym wieku wyrzekłam się uciech tego świata i całkiem się Bogu oddałam? Otóż dlatego, żem poznała nawskroś to życie... poznałam, iż ono się składa z samych zawodów, rozczarowań i błędów. Oddana Bogu, mam spokój zupełny, niezamąconą radość i głębokie ducha zadowolenie. Mogę opatrywać rany drugich, nie potrzebując własnych zagajać, ponieważ zranioną być nie mogę.<br>
{{tab}}— To prawda, siostro Maryo... Weźmiemy zatem pod opiekę Joannę.<br>
{{tab}}— Uczynimy to... — odparła zakonnica; — czyż jednak zdołamy uleczyć boleść, krwawiącą jej serce? O! jak strasznemi są nędze ludzkie!... a nadewszystko te ciężkie nędze<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0wrbj6zlput4kg2uuyd76hd7mgijo1q
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/306
100
1210000
3702181
3619761
2024-11-05T16:46:10Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702181
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>moralne! Biedne to dziewczę miało naturę szczerą, uczciwą i duszę czystą... Była przeznaczoną na zacną matkę rodziny, poważaną i szanowaną... Nadeszła miłość... Jedna chwila słabości, zapomnienia, rzuciła ją w objęcia człowieka, który ją zgubił! I ów nikczemnik, jej krewny, nie chce zagładzić błędu... nadać nieszczęsnej swego nazwiska! Anielo... droga Anielo... — mówiła, otaczając miłośnie rękoma postać dziewczęcia i tuląc je ku sobie; — kochaj!... Bóg chce, abyśmy kochali... Upewnij się jednak wprzód dobrze, czy jesteś wzajem kochaną... Inaczej ucierpisz ciężko ze swą duszą czułą i tkliwą!<br>
{{tab}}— Ach! czyliż mogę wątpić o Emilu Vandame? Wierzę w niego, siostro moja, jak sama w siebie! — odpowiedziało dziewczę, a następnie, zmieniając rozmowę, dodało: — Szczęściem, że mój ojciec nie słyszał skarg tej biednej Joanny.
Znalazłby znowu powód do poniżenia rodziny mej matki... Ucieszyłoby go to wielce! Mój ojciec za zbyt ufa w posiadany majątek, za zbyt się tem pyszni, zapominając, że większa część tegoż jest twoją...<br>
{{tab}}Siostra Marya nie pozwoliła dokończyć kuzynce.<br>
{{tab}}— Anielo... na Boga, droga Anielo! nie mów mi o tem! — zawołała; — prosiłam cię tylekroć razy, byś nie przypominała tego, co uczyniłam...<br>
{{tab}}— Wybacz mi, siostro... — odrzekło dziewczę. — Pomimowolnie jednak, mimo mej całej dla ojca miłości, są chwile, gdzie różne myśli cisną mi się do głowy... Jego szyderstwa i lekkość charakteru oburzają mnie... Nie moja w tem wina... Nie mówmy o tem już więcej...
{{kropki-hr}}
{{tab}}Will Scott, po spotkaniu się z Misticotem u ojca Loriota, jak nadmieniliśmy, oddalił się coprędzej, z obawy, aby nie zostać przez chłopca poznanym.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fgvd5m53wvoz7bktkefg9sdpt98y724
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/307
100
1210001
3702182
3619762
2024-11-05T16:48:23Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702182
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Przebiegły {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} zręcznie się wymknął z tej sprawy, lecz według wszelkiego prawdopodobieństwa, Misticot zachował niejakie podejrzenia.<br>
{{tab}}Zaciekawiony, mógł się pytać, opowiadać komuś o swem spotkaniu, a kto wie, czyli powyższa okoliczność nie posłużyłaby do wykrycia prawdy.<br>
{{tab}}Wróciwszy do swego mieszkania na ulicę Lepie, Scott zastał tam Trilbego, który ujrzawszy go, zawołał niecierpliwie:<br>
{{tab}}— Gdzieżeś tak długo siedział, u czarta? Umieram z głodu i pragnienia, idźmy na śniadanie.<br>
{{tab}}— Mamy coś ważniejszego na teraz... — rzekł Scott poważnie.<br>
{{tab}}— No... cóż takiego?<br>
{{tab}}— Zmienić mieszkanie nam trzeba.<br>
{{tab}}— Zmienić mieszkanie? — powtórzył Trilby.<br>
{{tab}}— Tak... i to jaknajprędzej.<br>
{{tab}}— Dlaczego? mucha cię w nos ukąsiła?<br>
{{tab}}— Raczej komar, nazwany Misticotem.<br>
{{tab}}— Ów mały sprzedawca medalików?<br>
{{tab}}— Tak... właśnie...<br>
{{tab}}— Nic nie rozumiem.<br>
{{tab}}— Siadaj... zaraz wyjaśnię ci wszystko.<br>
{{tab}}Tu Scot opowiedział szczegóły spotkania, znane czytelnikom.<br>
{{tab}}Trilby, słuchając, zmarszczył czoło z niezadowoleniem.<br>
{{tab}}— Do pioruna! — zawołał, gdy Will ukończył opowiadanie; — czemuż temu przeklętemu komarowi karku wtedy nie nakręciłem! No! niechaj się tylko zdarzy sposobność, nie wypuszczę go z rąk moich napewno. Rozważywszy jednak dobrze to wszystko, widzę, iż nazbyt się trwożysz.<br>
{{tab}}— Tak sądzisz?<br>
{{tab}}— Bezwątpienia... Dlaczegóż nie miałby się znaleźć ktoś podobny do Will Scotta z cyrku Fernando? Wszak bezustannie spotykamy ludzi do siebie podobnych.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dvypnw8lxx1ihivs6i2p5hcqe26cs2n
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/308
100
1210002
3702185
3619764
2024-11-05T16:50:22Z
Terwa
30402
/* Skorygowana */
3702185
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— To prawda... lecz chłopiec może się dowiedzieć i dowie się napewno, że Scott i Trilby, których tak oklaskiwał w pantominach, wydaleni z cyrku zostali, a wtedy będzie przekonanym, że człowiek, którego spotkał u Loriota, był Wiliamem Scott, trudniącym się obecnie jakiemś podejrzanem rzemiosłem.<br>
{{tab}}— Ej! głupstwo... — zawołał Trilby, machnąwszy ręką; — przedsięwzięliśmy zbyt wiele środków ostrożności, by się obawiać lada drobnostki.<br>
{{tab}}— Nazbyt ufasz... — odrzekł Scott; — ów powóz może się stać niebezpiecznem dla nas ''corpus delicti''. Pojmujesz, że uwiezienie tego starego podróżnika z ''Hotelu Indyjskiego'' prędzej, czy później wykrytem przez policyę zostanie. Będą poszukiwać ludzi, którzy uskutecznili owo porwanie, a razem i kolasy, jakiej użyli ku temu. Wystarczyłoby w takim razie jedno słowo owego komara, by nas oddać w ręce sprawiedliwości. No... cóż na to powiesz?<br>
{{tab}}Trilby drapał się w głowę w milczeniu.<br>
{{tab}}— Trzeba powiadomić o tem Karola Gérard — odpowiedział.<br>
{{tab}}— Tak... ale przedewszystkiem wynieść się nam ztąd należy.<br>
{{tab}}— Nagle, w jednej chwili, zrobić tego nie można. Trzeba wyszukać innego lokalu... przenieść nasze sprzęty...<br>
{{tab}}— Sprzęty... — odrzekł Will z pogardą; — co one są warte? Sprzedaż je pierwszemu lepszemu handlarzowi starzyzny, powiedziawszy, że wyjeżdżamy do Ameryki, jako cyrkowi artyści. Ja przez ten czas pójdę za wyszukaniem mieszkania i kupię nowe umeblowanie.<br>
{{tab}}— Zgoda... myśl dobra... lecz gdzież tymczasowo zostawić nasze bagaże?<br>
{{tab}}— Tu je zostawmy... a skoro sprzedasz te graty i zapłacisz należytość odźwiernej za komorne, przyjdź, aby spotkać się zemną.<br>
{{tab}}— Gdzie?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8dr088fry2u90or9vsm3qls2hl9ehiz
Szablon:IndexPages/PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu
10
1215793
3702159
3701302
2024-11-05T16:09:10Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702159
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>664</pc><q4>0</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>286</q1><q0>8</q0>
0p8wi6da3rcsth2pyea1n9zedwl4gka
3702196
3702159
2024-11-05T17:09:10Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702196
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>664</pc><q4>0</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>288</q1><q0>8</q0>
fue2fvpv80m27pnme27vqhfx21qkggl
Szablon:IndexPages/Paweł Staśko - Kain.djvu
10
1222260
3702156
3701993
2024-11-05T16:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702156
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>150</pc><q4>0</q4><q3>48</q3><q2>2</q2><q1>84</q1><q0>16</q0>
t2l14my5jwz8p7zotw8akg0zw340jcp
3702194
3702156
2024-11-05T17:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702194
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>150</pc><q4>0</q4><q3>70</q3><q2>2</q2><q1>62</q1><q0>16</q0>
ppc6pabphjrugmw6lt5wxqguargdoor
3702231
3702194
2024-11-05T18:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702231
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>150</pc><q4>0</q4><q3>97</q3><q2>2</q2><q1>35</q1><q0>16</q0>
ikz7wmvwzjx0qty4w5a0z5s0ve2qw8k
3702286
3702231
2024-11-05T19:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702286
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>150</pc><q4>0</q4><q3>104</q3><q2>2</q2><q1>28</q1><q0>16</q0>
hurrns1mq5llhjld8tn2dgmkvwmktri
3702348
3702286
2024-11-05T20:09:10Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702348
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>150</pc><q4>0</q4><q3>112</q3><q2>2</q2><q1>20</q1><q0>16</q0>
cslc74a137uvaw4tzxc2ne1v3enx85x
3702424
3702348
2024-11-05T21:09:11Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702424
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>150</pc><q4>0</q4><q3>116</q3><q2>1</q2><q1>17</q1><q0>16</q0>
0fq4a7iajxdn1nkufcm5ejp879wwwwe
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/63
100
1222653
3702166
3664248
2024-11-05T16:25:11Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702166
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br><br><br><br><br><br><br></noinclude>{{c|AKT DRUGI.|h=normal|w=180%}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ddq21xa4wk56mkrmi2fmbbaauyeekwa
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/107
100
1222657
3702230
3664252
2024-11-05T18:06:46Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702230
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br><br><br><br><br><br><br></noinclude>{{c|AKT TRZECI.|h=normal|w=180%}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bkxfem3hx77cumeruh2r0psgvzha4o8
Szablon:IndexPages/PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf
10
1227267
3702421
3701620
2024-11-05T21:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702421
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>124</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>82</q1><q0>16</q0>
9dkuzg8t4b4u9xevbn5if9umsozz4ud
3702459
3702421
2024-11-05T22:09:07Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702459
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>124</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>108</q1><q0>16</q0>
mz823trmoutvrarcxbaecxazfq42n74
Dyskusja MediaWiki:Strony utworzone przez substytucję
9
1228677
3702469
3700079
2024-11-06T01:47:50Z
AkBot
6868
Aktualizacja statystyk *** aktualny tekst nadpisany ***
3702469
wikitext
text/x-wiki
{{f|w=140%|Liczba stron: 73}}
{| class="wikitable sortable"
|-
! tytuł
! razem
! PEIS
! subst
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Tom pierwszy/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2028357}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 546 413
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Anioł Pitoux/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1857865}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 133 808
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2022856}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 901 285
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Biblia Wujka (1923)/Nowy Testament/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2096571}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 552 067
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Chłopi (Reymont)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1820006}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 599 975
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Czerwony testament/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2094827}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 612 473
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Czterdziestu pięciu/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1956631}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 617 844
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Dekameron/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2076597}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 182 901
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Dom tajemniczy/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2040042}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 164 159
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Dwadzieścia lat później/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2080240}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 370 469
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Dwie sieroty/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1766124}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 476 589
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Dramaty małżeńskie/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2075896}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 198 494
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Dziewice nocy albo anioły rodziny/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1859070}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 586 605
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Dzieła Cyprjana Norwida/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2054373}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 615 344
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Emancypantki/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1685518}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 227 427
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Eurypidesa Tragedye (Kasprowicz)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2043890}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 787 558
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Faraon/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1842203}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 410 847
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Historja chłopów polskich w zarysie/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1906290}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 570 756
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Historya Nowego Sącza/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2056300}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 417 912
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Hrabia Monte Christo/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1800501}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 528 965
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Hrabina Charny (1928)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1789567}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 777 915
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2087932}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 361 804
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Kapitał. Księga pierwsza (1926-33)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2032964}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 714 359
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Klub Pickwicka/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1848430}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 721 277
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Kopciuszek (Kraszewski, 1863)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2057555}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 340 922
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Koran (wyd. Nowolecki)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1940577}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 527 162
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Królowa Margot (Dumas, 1892)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2071230}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 304 603
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Krzyżacy (Sienkiewicz, 1900)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1882235}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 576 342
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Kucharka litewska (1913)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2079508}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 677 370
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Lalka (Prus)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1808483}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 076 151
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Latarnia czarnoxięzka/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1736292}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 040 697
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Lekarz obłąkanych/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1968250}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 497 771
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| M. Arcta Słownik ilustrowany języka polskiego/P (całość)
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1788342}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 861 607
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| M. Arcta Słownik Staropolski/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2095160}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 698 243
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Margrabina Castella/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2044538}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 548 904
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Na dnie sumienia/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2030954}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 332 099
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Narzeczeni (Manzoni, 1882)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2066148}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 86 468
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Naszyjnik królowej (1928)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2083618}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 5307
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Nieprawy syn de Mauleon/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2090164}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 73 789
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Nowele, Obrazki i Fantazye/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1910540}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 597 736
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Ogniem i mieczem/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1838871}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 964 777
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Old Surehand/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2047505}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 970 576
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Pamiętnik Wacławy/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1945835}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 667 973
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Pani de Monsoreau (Dumas, 1893)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1894201}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 673 250
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Paryż (Zola)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2086528}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 18 763
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Płodność (Zola)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2049678}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 237 623
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Potworna matka/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2024204}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 112 398
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2091621}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 408 610
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Przygody czterech kobiet i jednej papugi/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1864786}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 888 178
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2033104}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 841 986
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Rękopis znaleziony w Saragossie/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2088583}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 185 159
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Rodzina de Presles/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2093240}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 350 907
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Rodzina Połanieckich/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1909945}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 432 415
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Rzym (Zola)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2072295}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 100 330
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Stach z Konar/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1912308}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 342 230
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2089789}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 21 110
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Tajemnice stolicy świata/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2088085}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 576 511
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Tajemnicza wyspa (1875)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2076294}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 145 161
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Targowisko próżności/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2093457}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 811 901
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Tragedje Paryża/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1787940}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 804 687
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Trzej muszkieterowie (Dumas, 1927)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1834964}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 297 442
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Trzej muszkieterowie (1913)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2073121}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 364 149
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Upominek/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2055495}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 307 964
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Upominek/Część II/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2079257}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 91 743
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Villette/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2064567}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 124 259
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| W kraju Mahdiego (May, 1911)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2014686}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 840 034
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Walka o miliony/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1948991}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 572 767
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Winnetou/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2077446}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 2 001 308
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Zagadki (Kraszewski, 1870)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1901778}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 390 739
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Zemsta za zemstę/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2094640}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 306 261
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Zielnik lekarski/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1987376}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 15 349
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Ziemia Obiecana (Reymont, 1899)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2058683}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 51 173
|-
| style="text-align:left;padding:0 2em"| Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/całość
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2023407}}
| style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 289 691
|}
nkgnj78fxw7cgk8gd0utxogs9t50u4o
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/49
100
1232733
3702140
3698007
2024-11-05T15:47:29Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702140
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>tych słów...<br>
{{c|ABEL.|przed=1em}}
{{tab|80}}Azaliż dość<br>
tu moich snów i dni —<br>
szczęścia i znojnych chwil — — ?<br>
Chcesz, Jahwe, pójdę w drogę...<br>
{{c|(''do Almy z siłą'')|w=85%}}
Słuchaj! przez krocie mil<br>
pójdę od ciebie... Tam,<br>
gdzie śnieg na górach lśni —<br>
gdzie obcy świat... {{Korekta|l będę|I będę}} sam — —<br>
pójdę...<br>
{{c|ALMA {{f*|(''z przestrachem'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|60}}Nie pójdziesz — — nie!<br>
Ablu! mógłbyś zostawić<br>
mnie tu, mógł?<br>
{{c|ABEL.|przed=1em}}
{{tab|110}}Bratu z drogi<br>
wdal się usunę... Krwawić<br>
nie chcę mu serca...<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|130}}Och — nie — nie!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8qrmqaxr9vrjs38b6gjtgsxu5k78qbj
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/50
100
1232735
3702141
3698035
2024-11-05T15:48:56Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702141
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Ty nie odejdziesz stąd,<br>
mnie nie porzucisz, drogi!<br>
Błagam miej na {{Korekta|mie|mnie}} wzgląd,<br>
na ojców... Mój by trup<br>
zagrodził tobie ścież<br>
i w ziemię wrósł, jak pień...<br>
Słuchaj... może ten dzień<br>
jest łaską bożych prób —<br>
wytrwaj!<br>
{{c|ABEL {{f*|(''po krótkim namyśle'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|70}}Niech wola nieba<br>
się dzieje...<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Nie porzucisz?<br>
{{c|ABEL {{f*|(''cicho'')|w=85%}}|przed=1em}}
Zostanę...<br>
{{c|(''po chwili'')|w=85%}}
{{tab|80}}Almo, trzeba<br>
w namiot mi zajrzeć...<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|140}}Wrócisz<br>
tu do {{Errata|mie|mnie}} jeszcze?<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
87n42irhs9gugt41tyhxexijzx4rgg1
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/51
100
1232736
3702142
3698430
2024-11-05T15:51:25Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702142
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|ABEL {{f*|(''u proga'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|120}}Chwilę<br>
zabawię jeno...<br>
{{c|(''wychodzi'')|w=85%}}
{{c|SCENA X.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{c|(''Stoi chwilę u proga i wraca na środek namiotu'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|120}}Boże!<br>
Tak mi trwożliwie, smutno —<br>
Strumień gorących łez<br>
w oczy się ciśnie... Tyle,<br>
och, tyle ust tajemnych<br>
szepce mi jakąś trwogę,<br>
jakowyś kres...<br>
Ach, chwilo zła! Pokutną<br>
przywdziać mi szat obrożę<br>
i przecz? Do grudek ziemnych<br>
cisnąć mi twarz? Nie mogę<br>
ognać się myślom...<br>
{{c|(''Staje u wejścia, patrząc ku niebu'')|w=85%}}
{{tab|130}}Panie!<br>
tyleś tam gwiazd rozwiesił,<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ep9llr6wufy6n5791fzhn7gdepqdd07
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/52
100
1232737
3702144
3698051
2024-11-05T15:54:46Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702144
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ach, tyle gwiazd... Włado<br>
niebieski! wszak ty wiesz<br>
o każdej gwiazdce, biegu —<br>
Tyś dał im przykazanie<br>
i na wszechświata ściegu<br>
żyć kazał... Patrz! twarz bladą<br>
zwracam ku Tobie — chylę — — —<br>
Słysz!<br>
Syn Kain ci się zbiesił,<br>
zło knuje — czuję — drżę...<br>
Azaż nie {{Errata|widziś|widzisz}} Ty,<br>
Ty, Mocarny... Ty który tyle<br>
masz władzy... Patrz, ja mrę<br>
tu z lęku... Zaliż my<br>
z Ablem sobie wyrodni?<br>
Azaliż miłość nasza<br>
jest grzeszna? Przy pochodni<br>
Twych ofiar myśmy ją<br>
sobie przysięgli...<br>
{{c|(''Kain ukazuje się u wejścia'')|w=85%}}
{{tab|120}}Broń<br>
broń nas, o Jahwe!... Skroń,<br>
Kaina skroń złą wróżbą...<br>
{{c|(''pochyla głowę na piersi'')|w=85%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kj2210ci27h1hgmal56poi6esqxt1rn
3702152
3702144
2024-11-05T16:03:44Z
Alenutka
11363
korekta bwd
3702152
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ach, tyle gwiazd... Włado<br>
niebieski! wszak ty wiesz<br>
o każdej gwiazdce, biegu —<br>
Tyś dał im przykazanie<br>
i na wszechświata ściegu<br>
żyć kazał... Patrz! twarz bladą<br>
zwracam ku Tobie — chylę — — —<br>
Słysz!<br>
Syn Kain ci się zbiesił,<br>
zło knuje — czuję — {{Korekta|drzę|drżę}}...<br>
Azaż nie {{Errata|widziś|widzisz}} Ty,<br>
Ty, Mocarny... Ty który tyle<br>
masz władzy... Patrz, ja mrę<br>
tu z lęku... Zaliż my<br>
z Ablem sobie wyrodni?<br>
Azaliż miłość nasza<br>
jest grzeszna? Przy pochodni<br>
Twych ofiar myśmy ją<br>
sobie przysięgli...<br>
{{c|(''Kain ukazuje się u wejścia'')|w=85%}}
{{tab|120}}Broń<br>
broń nas, o Jahwe!... Skroń,<br>
Kaina skroń złą wróżbą...<br>
{{c|(''pochyla głowę na piersi'')|w=85%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gyc20ikeqscohffd0b8f7w295m5uvyq
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/53
100
1232738
3702146
3698055
2024-11-05T15:57:01Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702146
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|SCENA XI.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|{{Korekta|''[Wchodzi Kain]''|(''Wchodzi Kain'')}}|w=85%|przed=1em}}
{{c|KAIN. {{f*|{{Korekta|''[przystępując ku Almie]''|(''przystępując ku Almie'')}}|w=85%}}|przed=1em}}
Cóż słowa twoje śnią?<br>
{{c|ALMA {{f*|{{Korekta|''[odwraca''|(''odwraca''}} ''się nagle w'' {{Korekta|''przestrachu'']|''przestrachu'')}}|w=85%}}|przed=1em}}
Ach! odejdź!... odejdź!...<br>
{{c|{{Korekta|[''chce uciekać'']|(''chce uciekać'')}}|w=85%}}
{{c|KAIN {{f*|{{Korekta|''[powstrzymuje ją'']|(''powstrzymuje ją'')}}|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|160}}Stój!<br>
Wszak’m nie bies, ale brat<br>
{{c|{{Korekta|''[z ironją'')|(''z ironją'')}}|w=85%}}
Przecież ci będę drużbą<br>
na ten weselny ślub —<br>
zaprosisz?<br>
{{c|ALMA {{f*|(''dławiąco'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|70}}Odejdź!<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|150}}Ha!<br>
czemu odtrącasz?<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
729ed5mjqx22crm7o1fibpq5a2p7zb5
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/54
100
1232743
3702149
3698064
2024-11-05T15:59:00Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702149
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|130}}Groza<br>
wieje od ciebie...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|120}}Zgub,<br>
zgub bojaźń... Jam jest twój<br>
no... choćby brat...<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|130}}Tyś kat<br>
mego spokoju...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|100}}Ha!<br>
czyż pętlę mi powroza<br>
na szyję wziąć?<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|100}}Ty zła<br>
nie {{Korekta|powinienieś|powinieneś}} chcieć.<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
Poradź, by jako śmieć<br>
z ócz ci się stracić...<br>
{{c|(''gwałtownie'')|w=85%}}
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f0ktbiq6jwdr5tcv6xxi6kwayf6skrv
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/55
100
1232744
3702150
3698067
2024-11-05T16:01:44Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702150
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab|160}}Słysz!<br>
twe słowa — jadu śmiech!...<br>
Ja nie pozwolę drwić<br>
z siebie... Serceś jak wić<br>
mi w piersiach rozpaliła,<br>
by teraz rzucić precz?<br>
Ha! czemu drżysz?!<br>
{{c|ALMA {{f*|(''lękliwie'')|w=85%}}|przed=1em}}
Ja ci się jeno bała...<br>
{{c|(''chce iść ku wyjściu, lecz Kain zastępuje jej drogę'')|w=85%}}
{{c|KAIN {{f*|(''chwytając się za włosy'')|w=85%}}|przed=1em}}
Nie mów! — nie uchodź! — milcz!<br>
Słuchaj, po tylu dniech<br>
coś mi się w męce śniła,<br>
coś pośród myśli stała,<br>
jak przenajdroższa rzecz,<br>
stracić cię mam? O, nie!<br>
Pomściłbym w krwie<br>
te tęsknot łzy — — te dnie<br>
pomściłbym!...<br>
{{c|ALMA {{f*|(''wyciąga doń ręce'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|110}}Och, Kainie<br>
serce zrozumieć racz...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
86ts1y23my8f1jr5kgorejatoj5a016
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/56
100
1232748
3702154
3698072
2024-11-05T16:06:16Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702154
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|KAIN {{f*|(''w rozpaczy'')|w=85%}}|przed=1em}}
Patrz na me oczy, patrz!<br>
jak wpadły w czaszki dzież<br>
od łez... Azaliż mnie,<br>
gdy żądzy ząb mię rwie,<br>
gdym zsechł jak liść,<br>
mam iść i przepaść — — gdzież?<br>
Rzeknij, gdzie iść,<br>
gdy twarz twa za mną wszędzie<br>
pójdzie...<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|70}}Wszak iść nie musisz...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|160}}Muszę!<br>
Albo-li ze mną w rzędzie<br>
staniesz na żywot...<br>
{{c|(''błagalnym głosem'')|w=85%}}
{{tab|130}}Almo!<br>
oddam ci moją duszę<br>
i służył będę wiernie...<br>
Owoców słodkich w bród<br>
mieć będziesz... Dom pod palmą<br>
sprawię ci cudny... Ciernie<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6v4pkhw168k0ma6yjfaugkdd94vvqjs
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/57
100
1232749
3702155
3698075
2024-11-05T16:08:37Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702155
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>z drogi ci zmiotę... Trud<br>
obcy twym dłoniom będzie — —<br>
zezwól... przygarnij!...<br>
{{c|ALMA {{f*|(''tłumionym szeptem'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|150}}Nie!...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
Żal ci dziewiczych lat<br>
o, krasna!... Słuchaj... dziś<br>
idę od ciebie hen<br>
do kraju Hewilath,<br>
idę po złoto... Cud<br>
szafirów ci przyniosę —<br>
szmaragd o barwie wód<br>
morza... turkus jak len<br>
kwitnący... onychiny<br>
rozkoszne i topazy — —<br>
{{Korekta|Ustroje|Ustroję}} ci w nie bose<br>
stopy i szyję białą...<br>
Wśród włosów twych oazy<br>
zawieszę wkół rubiny —<br>
słuchaj! ubiorę całą<br>
jak bóstwo...<br>
{{c|ALMA {{f*|(''j. w.'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|80}}Nie chcę nic,<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
77gf8ekby53ywii7ygmlk3ick781k37
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/58
100
1232752
3702161
3698080
2024-11-05T16:12:48Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702161
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nic, krom spokoju...<br>
{{c|KAIN {{f*|(''z rozpaczą'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|150}}Ha!<br>
Dla Abla rumień lic<br>
chowasz? i krasa twa<br>
dla niego?<br>
{{c|(''mówi gardłowo i urywanie'')|w=85%}}
{{tab|80}}Słuchaj! słowa<br>
twe straszne!... Mimo nie<br>
po one skarby idę<br>
dla ciebie... Gdy mi dnie<br>
przyjdą powrotu w dom,<br>
a ślubna was biesiada<br>
gdyby złączyła — —<br>
to gorze wam!... to biada!...<br>
Z krzemiennej grani dzidę<br>
w Ablową pierś zatopię!...<br>
I nikt, {{Korekta|mi|ni}} sam Jehowa<br>
nie wstrzyma pomsty mej!...<br>
Krew i wnętrzy wam wyżłopię —<br>
będę jak trwogi grom<br>
z ziarn wzgardy tej —<br>
będę jak piekła moc!...<br>
{{c|(''cofa się ku drzwiom'')|w=85%}}
Idę — — — pamiętaj!!<br>
{{c|(''wychodzi'')|w=85%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rh07uf8m0m4ycftp09c2mt7d17lgevj
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/59
100
1232753
3702162
3698431
2024-11-05T16:20:35Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702162
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|SCENA XII.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|ALMA {{f*|(''zatacza się'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|160}}Noc,<br>
wokół mnie noc... Jahwe!...<br>
{{c|(''pada zemdlona na łoże'')|w=85%}}
{{c|SCENA XIII.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|ANIOŁ-HARFIARZ.|przed=1em}}
{{f|(''Wchodzi, zbliża się do omdlałej. W lewej ręce trzyma harfę, prawą skrapia ją rosą'')|w=85%|align=justify|last=center|przed=0.5em}}
Perełki ros<br>
na twarz ci sieję,<br>
perełki ros — —<br>
Zefiru chłód,<br>
jak świeżość wód —<br>
zapachy pól<br>
wachlarzem wieje,<br>
by {{Korekta|uziedł|uszedł}} ból — —<br>
Rzęs ci odchylę,<br>
abyś złą chwilę<br>
moc miała znieść — —<br>
Perełki ros<br>
na twarz ci sieję,<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5nsg3lwc7ooumvygvrdqacx2cq80v8j
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/60
100
1232755
3702163
3698088
2024-11-05T16:22:00Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702163
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>perełki ros — —<br>
Jak dobra wieść<br>
jak śniwy los,<br>
wśród woni pól,<br>
niech sen ten będzie...<br>
{{c|ALMA {{f*|(''przytomnieje, podnosząc głowę'')|w=85%}}|przed=1em}}
Jakoweś słodkie gędzie<br>
słyszę...<br>
{{c|ANIOŁ-HARFIARZ.|przed=1em}}
O, śpij, o, śpij<br>
gdy uszedł ból —<br>
Na pościel skłoń<br>
swą główkę — kwiat<br>
i włosów woń...<br>
{{c|(''Alma zasypia'')|w=85%}}
O śnij, o śnij<br>
sen młodych lat — —<br>
{{c|(''trąca w struny'')|w=85%}}
Wiosenny sen,<br>
marzenia czar,<br>
o, śnij — — —<br>
Tęsknoty war,<br>
włosy jak len,<br>
śpij... śpij...<br>
{{c|(''akordy'')|w=85%}}
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fbi48l18kknb1af3yfow5m22tqyiev6
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/61
100
1232757
3702164
3698097
2024-11-05T16:23:25Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702164
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>O, śnij, o, śnij<br>
pogodą niw,<br>
kwiatami łąk,<br>
ułudą dziw<br>
i wianki wij — —<br>
{{c|(''akordy'')|w=85%}}
Zjawami mąk<br>
zbudzi cię świt<br>
cyt — — cyt — —<br>
{{c|(''cofa się i znika'')|w=85%}}
{{c|SCENA XIV.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|ALMA {{f*|(''przez sen'')|w=85%}}|przed=1em}}
Och — och!... ratuj!...<br>
Mamo, tam krew<br>
trup — — nóż — — brat...<br>
Precz — — — och!...<br>
{{c|(''krótkie milczenie'')|w=85%}}
Kat... Kat...<br>
O — — ! przez brew<br>
znak...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pisdkzxcsp6iknj8aqrk9hlx0e20wu2
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/62
100
1232759
3702165
3698433
2024-11-05T16:24:54Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702165
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|SCENA XV.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|ABEL {{f*|(''wchodzi'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{f|(''Spostrzegłszy śpiącą Almę, zbliża się doń cicho. W ręku ma wiązkę maków'')|w=85%|align=justify|last=center|przed=0.5em}}
{{tab|70}}{{Korekta|Spisz|Śpisz}}?<br>
{{c|(''chyli się nad nią'')|w=85%}}
{{tab|130}}Śpij błogo, śpij...<br>
Niech sen cię ciszą<br>
oprzędzie...<br>
{{c|(''obrywa płatki maków i rzuca jej na piersi'')|w=85%}}
Ten polny mak,<br>
te płatki-sny<br>
niech cię kołyszą...<br>
Niech noc ci będzie<br>
szczęściem — — — śnij — —<br>
{{c|(''zasłona spada'')|w=85%|przed=1em}}
{{c|KONIEC AKTU PIERWSZEGO.|przed=2em}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mxczmchwytcb5k3qfzu793jmtlq8ygr
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/65
100
1232859
3702167
3698359
2024-11-05T16:27:43Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702167
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{c|SCENA I.|h=normal|w=140%}}
{{c|{{Korekta|EWA-ALMA|EWA — ALMA}}.|przed=1em}}
{{c|(''Scierają zboże na kamiennej płycie. Jesienne {{Korekta|popołud|popołudnie}}'')|w=85%|przed=1em}}
{{c|EWA.|przed=1em}}
Córko, wszak my nie damy<br>
zrobić mu krzywdy...<br>
{{c|ALMA {{f*|(''trwożliwie'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|140}}Mamo!<br>
on groźny jako lew,<br>
kto w zemście go powstrzyma?<br>
{{c|EWA.|przed=1em}}
Brat z ojcem.<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|110}}Jemu tamy<br>
stawić nie zdzierżą.<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ioshzi8ebhvjew00pb1y6wxyh7lakpa
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/66
100
1232862
3702168
3698353
2024-11-05T16:29:16Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702168
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|EWA.|przed=1em}}
{{tab|130}}Musi<br>
ich słuchać. Prawo samo<br>
to mu nakazuje — ojca słowo<br>
jest święte!<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Zaliż zew<br>
ojca raz rzucił w śmieć?<br>
{{c|(''tajemniczo'')|w=85%}}
Wiesz, jego czart kusi...<br>
Abel {{Errata|mu|mi}} mówił tak,<br>
że Kain raz ze sową<br>
rozmawiał... Prawie dnieć<br>
miało poczynać... Słysz,<br>
ten nocy groźny ptak<br>
mówił do niego mową<br>
człowieka... Później w mysz<br>
się zmienił — — i gdy kur<br>
zapiał, powietrze świst<br>
przeszył i złego piach<br>
wchłonął u lisich dziur...<br>
{{c|EWA {{f*|(''przerażona'')|w=85%}}|przed=1em}}
Zaliż to prawda?<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a68a0319qncq2lh8lp932y3xc59s49o
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/67
100
1232863
3702169
3698355
2024-11-05T16:31:19Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702169
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|130}}W noc<br>
tę Abel czyhał w krzach<br>
na lwa i rzecz tę całą<br>
widział... Mówił, że gwizd<br>
ten był, jakgdyby z proc<br>
{{Errata|mąchnął|machnął}} krzemienną skałą<br>
wdal...<br>
{{c|EWA {{f*|(''z przestrachem'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|70}}O Jahwe!<br>
{{c|(''Po chwilce głuchego milczenia'')|w=85%}}
{{tab|140}}Przecz on<br>
z Szatanem w zmowę wszedł<br>
teraz? Jeszczeć przed latem<br>
był dobry... Pomnę, schron<br>
z trzcin sobie i Thamarze<br>
postawił... Z Ablem bratem<br>
zwady nie szukał — — w parze<br>
zgodnej szedł znami tak,<br>
jak prawy syn — — a dziś?<br>
{{c|(''chwyta się za głowę'')|w=85%}}
{{c|ALMA.|przed=1em}}
Zazdrość go wzięła w sieć<br>
przez Abla...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hyfe75tyyrea1wyw7c3l8rin3rmm3u7
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/68
100
1232864
3702170
3698357
2024-11-05T16:32:46Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702170
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|EWA.|przed=1em}}
{{tab|110}}Czemuż wszak?<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
Bo Abla porad życie<br>
miłuje...<br>
{{c|EWA.|przed=1em}}
{{tab|70}}Kain ciebie<br>
zaś pragnie?<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|90}}Tak — — och, wiesz!<br>
Słuchaj; on mię mieć<br>
chce gwałtem... gwałtem, wbrew<br>
woli mojej! Och, droga,<br>
pamiętasz, raz o świcie<br>
tam u ofiarnych dźwierz<br>
ojciec Ablowi mię<br>
przeznaczył — — i u proga<br>
kazał przysięgnąć... Mamo,<br>
ofiary świętej krew<br>
złączyła nasze ręce —<br>
więc czemuż Kain śmie<br>
na mnie nastawać? Boże!<br>
{{c|(''chowa twarz w dłonie'')|w=85%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j1pwati81lfd4dfqwjkfe8i8b1hltpe
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/69
100
1232865
3702172
3698364
2024-11-05T16:34:13Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702172
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|EWA.|przed=1em}}
{{c|(''po chwili'')|w=85%|przed=0.5em}}
Kres połóż tej udręce —<br>
gdy siedmnastą zim<br>
skończysz, Abel za swoję<br>
cię pojmie.<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{c|(''do siebie'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|80}}Strach, gdy złoto<br>
Kain przyniesie...<br>
{{c|EWA.|przed=1em}}
{{tab|120}}Może<br>
Thamarze dać je w dani — —<br>
Przecież ten żywot im<br>
wspólny.<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Ach! tak się boję!...<br>
{{c|EWA.|przed=1em}}
{{c|(''wstaje, gładząc Almie włosy'')|w=85%|przed=0.5em}}
Almo, nie trwóż się o to —<br>
Pan z Tobą.<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1wkd2ayb9p1kfsbm692du1gfc976yid
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/70
100
1232867
3702174
3698386
2024-11-05T16:36:34Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702174
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|(''po chwili'')|w=85%}}
{{tab|100}}Słuchaj, mąkę<br>
pozmiataj, ja na staj<br>
idę do ojca.<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Mamo,<br>
czy później tam na łąkę<br>
przyjść do was?<br>
{{c|EWA.|przed=1em}}
{{tab|100}}Przyjdź wieczorem.<br>
{{c|{{Korekta|[''wychodzi]''|(''wychodzi'')}}|w=85%}}
{{c|SCENA II.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|{{Korekta|ALMA|ALMA.}}|przed=1em}}
Kain... Wspomnienie samo<br>
mię męczy — — oczy żre,<br>
jakby nie bratem był,<br>
lecz mocy złej potworem...<br>
{{f|{{Korekta|[''zmiata''|(''zmiata''}} ''mąkę do glinianego naczynia i stawia w kącie namiotu. Przeciera ręką'' {{Korekta|''czoło]''|''czoło'')}}|w=85%|align=justify|last=center}}
A — a!... w myślach ogień mi wre,<br>
Boże!...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
16q9caj61jq5sgxwtimurqgrr5ayrqy
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/71
100
1232870
3702176
3698394
2024-11-05T16:38:43Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702176
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|SCENA III.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{c|{{Korekta|[''wchodzi'']|(''wchodzi'')}}|w=85%|przed=0.5em}}
Abel tu był?<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
Wszak Abel owce pasie<br>
i ziemię za Kaina<br>
orze.<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{c|(''złośliwie'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|60}}Tak? Jemu zasie<br>
od cudzej roli — wiesz?<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
Czemuż, będzie odłogiem?<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
Niechaj zarośnie głogiem,<br>
nie twoja będzie wina!<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
73l28x6bp672sgq10kdtepvk2rgxci9
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/72
100
1232873
3702177
3698404
2024-11-05T16:40:02Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702177
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|ALMA.|przed=1em}}
Czyż Abla chęci śmiesz<br>
potępiać?<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Zaliż on<br>
jest dla mnie czemś? cha!... cha!...<br>
Tobie... tobie to inna rzecz —<br>
tobie dwóch bożków służy:<br>
Abel i Kain...<br>
{{c|(''śmieje się zgryźliwie'')|w=85%}}
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|100}}Siostrze<br>
przyszłaś dokuczać... przecz?<br>
cóż jam ci winna?<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{tab|130}}Ton<br>
twoich słów tak skryty<br>
jakgdyby prawdą był...<br>
Oko cię moje zna,<br>
już tobie nie posłuży<br>
ta maska...<br>
{{c|(''z nagłym wybuchem'')|w=85%}}
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f3zl3lmrhx9j47fccc6mp0pmfix8xm7
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/73
100
1232879
3702183
3698416
2024-11-05T16:48:27Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702183
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab|90}}Słysz! ja ostrze<br>
twego języka stępie,<br>
jakby o głaz dziryty!...<br>
Ja ciebie zegnę w pył —<br>
na szmaty ci postrzępię<br>
odzież — — — ja cię zamęczę!!<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
Siostro, wszak cóżem winna?<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
Tyś żyć tu nie powinna!<br>
Kain by moim był,<br>
żeby nie ty! — rozumiesz?!<br>
Słuchaj... ty czarciem okiem<br>
zniewalać jego umiesz —<br>
ty kusisz żądzą lic — —<br>
Słuchaj... jam łez potokiem<br>
oblała twe istnienie —<br>
mnie rozpacz z tych wrót żenie<br>
chyba na śmierć szaleńczą!<br>
{{c|(''po chwilce'')|w=85%}}
Słyszysz! on poszedł w dale,<br>
słowem nie rzekł mi nic<br>
i nie pożegnał wcale,<br>
przez twarz twą {{Errata|potępieńcza|potępieńczą}}!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9c8oz4aynpyb2cxtqiuz1dzcgaja7as
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/74
100
1232881
3702186
3698422
2024-11-05T16:51:19Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702186
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>O — ha! kto mękę skróci<br>
moją? kto mi zapłaci<br>
za łzy, za serca ból?<br>
gdzież ulga dla mnie, gdzież?<br>
Posłysz... on tu dziś wróci,<br>
tak mi coś szepce wciąż — —<br>
Oh, wiedz, że on mój król,<br>
że on twej siostry mąż — —<br>
Biada, jeśli mu w ścież<br>
wejdziesz przed oczy — — bo...<br>
bo bym cię w własnej krwi<br>
zgubiła!...<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Pojmij, iż wrogiem<br>
Kain mi jest wraz z tobą —<br>
{{Errata|wyjście|wy-ście}} mi larwą dni...<br>
{{c|(''wychodzi spiesznie'')|w=85%}}
{{c|SCENA IV.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{c|(''we {{Korekta|dzwiach|drzwiach}} za odchodzącą'')|w=85%|przed=0.5em}}
Niech cię nawiedzi Zło!<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
99kimu2goylr8872hhevao2kcjws5l6
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/75
100
1232882
3702187
3698427
2024-11-05T16:53:44Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702187
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|(''wraca na środek namiotu'')|w=85%}}
Och on dla jej lic<br>
poszedł po kruchy złota...<br>
Jahwe! czyś ty jest bogiem,<br>
gdzieś ty był oną dobą<br>
kiedy on szedł? Ty, Boże,<br>
czy mi tu paść pod progiem,<br>
tu się zatopić w krwi — ?<br>
Tu mię, jak wnętrza rak<br>
roztoczyć ma tęsknota?<br>
Szał... szał mię ogarnia...<br>
oczy jak krwawy mak<br>
szklą mi się w łzach... O, Ty,<br>
Jahwe! wzrok mi już gaśnie,<br>
za ciężka bólu darnia<br>
Ta — Twoja... już sił brak...<br>
{{c|(''z mocą'')|w=85%}}
O, Ty! jeśli {{Korekta|Kain|Kaina}}<br>
mi nie dasz, niech grom trzaśnie<br>
Twój we mnie... Słyszysz? — — grom!!...<br>
{{c|(''kieruje się ku wyjściu, wyciągając ręce przed siebie'')|w=85%}}
Kainie, gdzieś ty... gdzieś?<br>
{{c|(''wychodzi'')|w=85%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0y1333iwamrqgnr66hi0tyr2z8ppind
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/76
100
1232884
3702188
3698444
2024-11-05T16:55:40Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702188
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|SCENA V.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{c|(''Zagląda trwożnie i wchodzi'')|w=85%|przed=0.5em}}
Poszła... jeno ten srom,<br>
ten bezrumienny wstyd<br>
został tu po niej... {{Korekta|Boze|Boże}},<br>
zaliż to moja wina,<br>
że nie podoła znieść<br>
tej jawnej zdrady? Syt<br>
już jej pewnie... wstrętny,<br>
och, wstrętny on... Zwieść,<br>
skłamać ją umiał... Obrożę<br>
miłości wdziać — był {{Errata|skóry|skory}},<br>
teraz znów mnie natrętny...<br>
{{c|(''wygląda poza namiot'')|w=85%}}
Abel już wraca?<br>
tak wczas?<br>
{{c|(''troskliwie'')|w=85%}}
{{tab|80}}Może on chory?<br>
{{c|SCENA VI.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|(''wchodzi Abel'')|w=85%|przed=1em}}
{{c|ALMA.|przed=1em}}
Ablu, zaliż ci praca<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lmgdg8qjj3r6fiuuu2a7uehq4rn8l4n
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/77
100
1232887
3702189
3698451
2024-11-05T16:57:28Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702189
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nie idzie?<br>
{{c|ABEL.|przed=1em}}
{{c|(''{{Korekta|drząco|drżąco}}'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|80}}Słuchaj... pług<br>
z rąk mi wytrącił brat,<br>
wracając właśnie...<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{c|(''z nagłym lękiem'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|130}}Ach!<br>
więc już powrócił? Boże!<br>
{{c|ABEL.|przed=1em}}
Wielce jakowyś rad,<br>
jak z {{Errata|twarz-m poznaś|twarzy-m poznać}} mógł,<br>
a ciężki wór mu barki<br>
zgina... Ledwo iść może<br>
w znoju...<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Ablu, podarki<br>
to pewnie dla mnie...<br>
{{c|(''ze złością'')|w=85%}}
{{tab|130}}w piach,<br>
ja w piach je rzucę... w śmieć!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tkt94mhr04n407y0iu3s60tpoprnbf9
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/78
100
1232890
3702190
3698460
2024-11-05T16:59:15Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702190
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>podeptam i rozmiotę!...<br>
Ja odeń nie chcę mieć<br>
darów! Poco mi złote<br>
jego przynęty? Kłam,<br>
kłam żądzy z ócz mu patrzy,<br>
jak gad, jak wąż!<br>
Życie! {{Errata|pato-że|poto-że}} szłam<br>
w twe młode lata, jasne<br>
by się ich lękać wciąż — —<br>
Aby pragnienia własne<br>
i marzeń świat prostaczy<br>
dać sobie skraść? — och, nie!!<br>
{{c|ABEL.|przed=1em}}
Nie trwóż się mój ty śnie,<br>
ja cię obronię!<br>
{{c|SCENA VII.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|(''Wchodzą Adam i Ewa'')|w=85%|przed=1em}}
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{c|(''lękliwie'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|90}}Mamo,<br>
Kain już wrócił...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5n8usthu7kawmhfyynwtfl9pehtpwnr
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/79
100
1232891
3702191
3698463
2024-11-05T17:01:10Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702191
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|EWA.|przed=1em}}
{{tab|130}}Wiemy<br>
i przyszlim właśnie z pola.<br>
{{c|(''do Adama'')|w=85%}}
Spojrzyj, ją imię samo<br>
przeraża.<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{tab|80}}Tu ma wola<br>
być musi, nie zaś żądza<br>
Kaina. Dziś chęć<br>
mu w oczy wypowiemy,<br>
że jest bezprawna! Klęć<br>
jego się nie obawiam,<br>
ma dłoń tu rozporządza<br>
i sądzi — ja tu ojcem!<br>
{{c|ABEL.|przed=1em}}
{{c|(''patrząc przez {{Korekta|dzwi|drzwi}}'')|w=85%|przed=0.5em}}
Brat idzie {{Korekta|k|ku}} nam {{Errata|ogrońcem|ogrojcem}},<br>
patrzcie...<br>
{{c|(''spoglądają przez okno'')|w=85%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t6600nvs6gw3rwvbjft1x9gd16kimg8
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/80
100
1232892
3702192
3698465
2024-11-05T17:08:00Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702192
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|EWA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Thamarę precz<br>
odtrąca —<br>
{{c|ABEL.|przed=1em}}
{{tab|80}}Zwalił w trawę<br>
i kopnął —<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{tab|80}}Dziś go stawiam<br>
przed mój ojcowski sąd,<br>
za tę czartowską sprawę!<br>
{{c|EWA.|przed=1em}}
Och, bo czyż brata rzecz<br>
mścić się nad siostrą? Boże!<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
Jam jego gotów stąd<br>
wywłaszczyć i hen w ziem<br>
wygnać!<br>
{{c|ALMA {{f*|(''j. w.'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|70}}Idzie...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lqeruqefshn62grzg5l7nxsf4h8lo1n
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/81
100
1232893
3702198
3698471
2024-11-05T17:09:36Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702198
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|SCENA VIII.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|(''Wchodzi Kain kurzem okryty, z tobołem przez plecy'')|w=85%|przed=1em}}
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|80}}Witajcie!<br>
jeśli powitać śmiem...<br>
{{c|(''Głuche milczenie. Kain zdejmuje wór, patrząc zdumiony na milczących'')|w=85%}}
Przecz tak milczycie? W proże<br>
wstąpiłem wasze — — swój<br>
jestem przecie — — syn...<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{c|(''groźnie'')|w=85%|przed=0.5em}}
Takiż syn mój —<br>
o coś bił siostrę?<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|130}}Kiedy?<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
Teraz — — oknem widziałem!<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kf6m88q5vvo92laclxxyqd4yd93riq5
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/82
100
1232894
3702199
3698474
2024-11-05T17:11:13Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702199
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|KAIN.|przed=1em}}
Przeto ją kopnąć śmiałem<br>
niechaj mi zawsze win<br>
nie jęczy! Małoż biedy<br>
mam własnej?<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{c|(''j. w.'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|110}}I to prawo<br>
daje ci k’ temu?<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''szyderczo'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|120}}Wiedz,<br>
ja nie chcę, by mi ona<br>
krew truła!<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{c|(''j. w.'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|80}}{{Korekta|jako|Jako}} żona<br>
była oddana tobie,<br>
przecz z nią nie żyjesz?<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|160}}W grobie<br>
wolałbym pierwej lec<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
en8xn25th1t9hcnfn9u1ogmd6mmgvrc
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/83
100
1232895
3702200
3698476
2024-11-05T17:12:27Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702200
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>i poróść chwastów trawą<br>
niśli z nią żyć!<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{tab|95}}Więc tak?<br>
A czemuś pierwej żył?<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
Czemu? bom głupi był —<br>
dziś chcę być jak ten ptak<br>
wolny...<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{tab|80}}Słuchaj bo — biada!<br>
Ja bogobojnie żyć<br>
nakaz ci daję!<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|110}}Być<br>
mam posłuszny? Ha — ha!<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
Milcz! ojciec do ciebie gada!<br>
dziś się z tobą rozprawię,<br>
szaleńcze!<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3svd4fi3n6nhlgadrvm2rms3vw3nw4q
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/84
100
1232900
3702201
3698493
2024-11-05T17:14:10Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702201
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|KAIN {{f*|(''gardłowo'')|w=85%}}|przed=1em}}
{{tab|70}}Cicho, bo — — gorze!...<br>
Nie {{Errata|wyszkujcie|wyszukujcie}} zwad,<br>
nie draźcie nerwów mych,<br>
bo ja pamięci słych<br>
stracę!... Stanę się gad<br>
i namiot ten pokrwawię<br>
w szale posoką waszą!!<br>
Ten dom tu z wami zgorze<br>
na garść popielnych piarg —<br>
słyszycie?!<br>
{{c|EWA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Czart z twych warg<br>
mówi...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|70}}O nie... Mnie gaszą<br>
pamięć jej oczy — — jej...<br>
{{c|(''wskazuje na Almę'')|w=85%}}
{{c|ALMA {{f*|(''blednąc'')|w=85%}}|przed=1em}}
Och!...<br>
{{c|(''staje przy Ablu'')|w=85%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
67ba2xgygv5lrcuxk9ws72iy1k6gxbp
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/106
100
1232905
3702229
3698505
2024-11-05T18:06:30Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702229
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|PYCHA.|przed=1em}}
Te skarby — cuda zbierz,<br>
na stos je razem złóż — —<br>
A upokorzeń moc<br>
niech będzie z twoich zbóż<br>
dla nich...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|80}}Idę — —<br>
{{c|(''zbiera skóry'')|w=85%}}
{{c|ŻĄDZA.|przed=1em}}
{{c|(''tajemnym szeptem'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|150}}Dziś w noc<br>
raj tobie będzie dan...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''z dumą'')|w=85%|przed=0.5em}}
Zwyciężę ja, ja — — pan!!<br>
{{c|(''wybiega'')|w=85%}}
{{c|(''Zasłona'' {{Korekta|''spada'']|''spada'')}}|w=85%|przed=1em}}
{{c|KONIEC AKTU DRUGIEGO.|przed=2em}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
b7z5ia4cga2h2yurbuiwyv02b8819sa
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/109
100
1232907
3702233
3698510
2024-11-05T18:09:09Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702233
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{c|SCENA I.|h=normal|w=140%}}
{{f|(''Alma stoi oparta o okno, patrząc ku miejscu składania ofiar — tuż koło niej Anioł-harfiarz'').|w=85%|align=justify|last=center|przed=1em}}
{{c|ANIOŁ-HARFIARZ.|przed=1em}}
Jeszcze ci kilka chwil<br>
lękliwych drgnień —<br>
jeszcze ci krótki czas — — —<br>
Dławiące dechy zsił,<br>
czystość miłosnych lgnień<br>
dziś rosnuj jeszcze raz — — —<br>
Dziś jeszcze sercem śnij<br>
dziewiczych pragnień pieśń —<br>
marzenia w wieńce wij —<br>
bo wnet ci trzeba ból,<br>
jak los zaciekły znieść — — —<br>
Wspomnienia przetka pleśń,<br>
jak pustka głuchych pól,<br>
jak przeokropna wieść<br>
i serca krwawy ból —<br>
tobie przypadnie znieść — — —<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e440ge6bahoryw0mx00mwnwmfu3wx6w
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/85
100
1232965
3702202
3698767
2024-11-05T17:16:18Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702202
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''zmienia nagle ton głosu na błagalny'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|70}}Wy, wy żółci mej<br>
nie otwierajcie bram,<br>
litości miejcie skrę...<br>
Wy mego wnętrza chram<br>
zrozumcie... Życie całe<br>
wam oddam... Z waszych nóg<br>
proch ścierać będę... Mężem<br>
służebnym w zwoju zmrę<br>
u was — — — za żonę ją<br>
mi dajcie...<br>
{{c|(''klęka, wyciągając przed się dłonie'')|w=85%}}
{{tab|80}}Almo, Bóg,<br>
Bóg ci zapłaci szczodro,<br>
uczyń na Jego chwałę<br>
ten ślub...<br>
{{c|{{Korekta|''[Alma''|(''Alma''}} ''zasłania twarz'' {{Korekta|''rękoma]''|''rękoma'')}}|w=85%}}
{{tab|80}}Żaliż ja wężem<br>
tobie? Żaliż ja krwią<br>
tobie nie wspólny? Droga,<br>
ja tobie wszelkie dobro<br>
oddam... Cały ten świat<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e96j09guu8q98jznupl61pwlzn6m9kt
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/86
100
1232967
3702203
3698769
2024-11-05T17:18:18Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702203
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>do stóp ci skłonię w darze<br>
i jako wonny kwiat<br>
będę cię miał... Och, wroga<br>
nie czyń ty zemnie, nie...<br>
błagam...<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{c|(''po chwili'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|80}}Wszak ty Thamarze<br>
przysięgłeś!<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''zwraca się do ojca'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|80}}Ojcze, dnie<br>
te zapomnij...<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{c|(''{{Korekta|drząco|drżąco}}'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|80}}Nie!... nie!...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
Almo, miej zlitowanie...<br>
Patrz... patrz...<br>
{{c|{{Korekta|[''wyrzuca''|(''wyrzuca''}} ''z toboła zwierzęce skóry, słoniowe kły i szlachetne'' {{Korekta|''kamienie]''|''kamienie'')}}|w=85%}}
{{tab|90}}te wszystkie cuda<br>
jam tobie zdobył... Śmierć<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e9yii8zasx0gl9bw4iree74s6a79rd3
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/87
100
1232969
3702204
3698772
2024-11-05T17:20:03Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702204
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>za mną szła, ciężka żmuda<br>
znoiła mię, jak wąż,<br>
jak wściekłe obłąkanie —<br>
i tak przez roku ćwierć...<br>
Słuchaj, jam z głodu marł,<br>
z tęsknoty i zawiści<br>
niebezpieczeństwa... Ty,<br>
ty dobra, spraw niech ziści<br>
się me pragnienie... Patrz,<br>
tobie to wszystko w dani<br>
składam pokornej... Bacz<br>
na mękę mą i łzy,<br>
na rozpacz, co mię rani<br>
krwawo — — wysłuchaj!..<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{c|(''j. w.'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|170}}Nie!<br>
bo z Ablem mię przysięga<br>
wiąże i serce...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''{{Korekta|patrrzy|patrzy}} nań chwilę {{Korekta|boleśne|boleśnie}} i wstaje'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|100}}Tak?<br>
Czyż słowo twe wyrokiem?<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bk16g36ybukhih5ih2o6o9urkzxsyyg
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/88
100
1232970
3702205
3698777
2024-11-05T17:22:14Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702205
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{c|(''j. w.'')|w=85%|przed=0.5em}}
To serca nakaz święty...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''gwałtownie'')|w=85%|przed=0.5em}}
Ha!... teraz zemsty dnie<br>
dla was... Jak krwawy znak<br>
co śmierci proży sięga<br>
wam będę — — i prorokiem<br>
grozy!... Ha, czy przeklęty<br>
będę, albo mię trzask<br>
pioruna zwali w ziem —<br>
nie dbam!... Jak piekła wrzask<br>
ja spokój wam zamącę!<br>
O — tak, bo tajnie wiem<br>
straszne!... Szaleństwa rzecz<br>
tu we mnie, jak trujące<br>
jady!...<br>
{{c|(''Thamara ukazuje się w drzwiach'')|w=85%}}
{{c|(''do Almy'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|80}}Zapłacisz mi<br>
za miłość moją — — gorze!<br>
{{c|(''grozi jej pięścią'')|w=85%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0gm5i7uh9ilxxd5yloc8xpc1vl8h542
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/89
100
1232971
3702207
3698798
2024-11-05T17:23:52Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702207
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|SCENA VIII.<ref>{{Przypiswiki|Zdublowany numer sceny.}}</ref>|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{c|(''przypada do Kaina'')|w=85%|przed=0.5em}}
Ty kłamco! ty — tyś zwierz,<br>
tyś mi zżarł życie!<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''odtrąca ją'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|130}}Precz!<br>
bo trupem cię położę!<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
Teraz odrzucać śmiesz,<br>
a {{Errata|dzewiej’ś|drzewiej’ś}} łaknął?<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
Zamilcz!<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Zdrajco, już dni<br>
owych nie pomnisz?<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0pk17h9bw1w7n37eznouylatwp2bmxh
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/90
100
1232972
3702209
3698790
2024-11-05T17:25:37Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702209
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|130}}Strać<br>
mi się z ócz!<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{tab|100}}Ja ci ślepie<br>
wydrapię te, te — wilcze,<br>
by je hyenom dać<br>
na żer...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|80}}Ty! pysk zalepię<br>
ci biotem, zaskorupię — —<br>
zamilcz!...<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Nie, nie zamilczę<br>
mej krzywdy! Och na trupie<br>
twoim będę ją wyć,<br>
będę ją jęczeć tak,<br>
że cię poruszy...<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{c|(''do Kaina'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|120}}Wstydź,<br>
wstydź się siebie!<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3zha1hab7pyp5yjjdyfh6q2jca873gj
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/91
100
1232973
3702210
3698800
2024-11-05T17:26:49Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702210
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|120}}Co?<br>
niech się ta suka wstydzi,<br>
gdy ją szaleństwa rak<br>
toczy...<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{tab|70}}Nie. Szatan szydzi<br>
z ciebie w ten sposób!<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''z dzikim śmiechem'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|160}}Ho!<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
Ty — — pomnij, że Jehowy<br>
czeka cię sąd —<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{tab|120}}Pomstliwy!<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''j. w.'')|w=85%|przed=0.5em}}
Dziecko się straszy słowy,<br>
nie mnie! Jam nie tak tkliwy,<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
npajv6ybrnh9lwwxwb0oeorkb153k3h
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/92
100
1232974
3702211
3698802
2024-11-05T17:28:18Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702211
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>jam jest, jak twór z żelaza —<br>
mocny!<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{tab|70}}I z sercem płaza!<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{c|(''do Kaina'')|w=85%|przed=0.5em}}
Pomniesz, że Bóg mocarzem<br>
nad tobą!<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|80}}Gdy mię skarze,<br>
to wasza wina będzie!<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
Czemu?<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|80}}Bo wy orędzie<br>
mych próśb rzucili w pył...<br>
Rzekłem, że przed ołtarzem<br>
Jahwy modlić się będę,<br>
że wszelkie winy zmażę,<br>
pokutą... będę żył<br>
z wami i roli grzędę<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p1nwwfn9hyffz1nqg0d8bfu2uxl79jw
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/93
100
1232976
3702212
3698805
2024-11-05T17:30:31Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702212
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>uprawiać — — ale wy<br>
Almę mi dajcie {{Korekta|zoną|żoną}}...<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
W oczy ci cisnąć plwy,<br>
bezwstydny!<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{c|(''do Kaina'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|90}}Przysiężoną<br>
przecież Ablowi.<br>
{{c|EWA.|przed=1em}}
{{c|(''do Kaina'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|130}}Chcesz,<br>
chcesz ją wbrew woli, co?<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
To upór... ja go złamię<br>
dobrocią...<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Ty, ja też<br>
mam do cię takie prawo...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
afnqlmv2t9znbqld9ul8o7bl653l48k
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/94
100
1233118
3702213
3699450
2024-11-05T17:32:10Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702213
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|KAIN.|przed=1em}}
Odejdź!<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{tab|60}}Nie wierzcie — — kłamie!<br>
{{c|ABEL.|przed=1em}}
Słuchajcie: aby zło<br>
ono zażegnać zbożnie<br>
{{c|(''zwraca się do brata'')|w=85%}}
nie trzeba, bracie, krwawo<br>
dosięgać... Któż z nas błądzi?<br>
któż wszedł w manowców łan?<br>
Wszak Almę ty przemożnie<br>
kochasz — i mnie snem ona<br>
rajskim... Słuchaj, niech Pan<br>
ten bratni spór rozsądzi...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
Jakim sposobem?<br>
{{c|ABEL.|przed=1em}}
{{tab|130}}Tak:<br>
Obaj ofiary dwie<br>
Jehowie w myśli tej<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k2lfehr58k45hv9br8n6iwmobg0vd6h
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/95
100
1233122
3702215
3699457
2024-11-05T17:38:48Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702215
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>złóżmy. Czyja spalona<br>
będzie przez ogień {{Korekta|nieb.|nieb,}}<br>
temu da Jahwe znak,<br>
iż jego mężem zwie<br>
Almy... Dasz rękę zgody?<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''po chwili namysłu'')|w=85%|przed=0.5em}}
Niechaj się stanie.<br>
{{c|(''podaje mu rękę'')|w=85%}}
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{c|(''z namaszczeniem'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|130}}{{Korekta|Dz eń|Dzień}},<br>
ten dzień, niech jako chleb<br>
będzie {{Korekta|zjedniania|zjednania}}... Świętą<br>
począłeś myśl.<br>
{{c|EWA.|przed=1em}}
{{tab|90}}Niech Bóg<br>
was złączy — i sam gody<br>
wyznaczy.<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o1ix74jaegmqimsumk8n21hdxgnsz8w
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/96
100
1233130
3702217
3699480
2024-11-05T17:41:34Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702217
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|ABEL.|przed=1em}}
{{tab|80}}Chodźmy już,<br>
by na {{Errata|obiarny|ofiarny}} stos<br>
myśl zgody rozpoczętą<br>
złożyć...<br>
{{c|ADAM.|przed=1em}}
{{tab|80}}Błogosław Pan.<br>
{{c|(''Alma płacze. Wychodzą. Zostaje Kain i Thamara'').|w=85%}}
{{c|SCENA IX.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
Takich ci szukać dróg,<br>
taki ci podły los,<br>
{{Korekta|raby|aby}} cię ognia kurz<br>
{{Korekta|ozsądzał|rozsądzał}}?... Wszak tyś zwan<br>
{{roz|nabytkiem}} otrzymanym<br>
z niebios... Wiesz, tyś jest panem,<br>
Abel {{roz|marności}} ma<br>
nazwisko — — I na próg<br>
tobie z nim wejść ofiarny?<br>
I gdzieś ta duma twa?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
py9mm792l8azeopzt2ag6jf7ro03syy
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/97
100
1233134
3702218
3699488
2024-11-05T17:42:44Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702218
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''odtrąca ją'')|w=85%|przed=0.5em}}
Precz stąd!<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{tab|90}}Ha, jaki marny<br>
twój żywot!...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|90}}Idź!<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{c|(''z dzikim uśmiechem'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|130}}O, niech<br>
za krzywdę mą, mój srom<br>
skarze cię Bóg! Niech żar<br>
nie tknie ofiary twej — —<br>
by ci się ziem u stóg<br>
rozwarła w piekła śmiech<br>
czeluśny!<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|80}}Precz, bo grom<br>
strzaska cię mojej pięści!<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lttprat9qf5e7eautwtsry1ae7y2kxc
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/98
100
1233137
3702219
3699508
2024-11-05T17:44:46Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702219
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{c|(''ucieka'')|w=85%|przed=0.5em}}
Niech ci się byt {{Errata|nieczczęści|nieszczęści}}!!<br>
{{c|SCENA X.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''po chwili milczenia'')|w=85%|przed=0.5em}}
Och, niepokoju war<br>
wkradł się do piersi mej,<br>
jak strach — — —<br>
{{tab|110}}Jahwe! ten łup<br>
z rozkosznej dziewki mnie<br>
przeznacz... Słysz! dań bogatą<br>
Ci złożę — — Ty ją spal,<br>
Ty ją płomieniem zniszcz,<br>
zniszcz nawet wraz z namiotem —<br>
choćby ostatni pal<br>
nie ostał się wśród zgliszcz — —<br>
Jahwe! ja tobie zato<br>
ustroję dary złotem —<br>
Ty je {{Errata|zpopielić|spopielić}} racz!...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
c6ef0qgsse6nr4ajedo9vjursvo4x0h
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/99
100
1233151
3702220
3699520
2024-11-05T17:46:55Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702220
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|SCENA XI.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|{{Korekta|PYCHA|PYCHA.}}|przed=1em}}
{{c|(''szeptem'')|w=85%|przed=0.5em}}
Tyś ziemi król...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|110}}Ktoś zacz?<br>
{{c|PYCHA.|przed=1em}}
Jam ulgą chwil... ja dam<br>
zwycięstwa moc<br>
{{c|(''wskazuje dłonią w okno'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|110}}O, patrz...<br>
najulubieńsze jagnię<br>
na stos prowadzi brat<br>
on — nędzarz, pasterz trzód —<br>
żaliż się nie {{Korekta|smiać|śmiać}} nam?<br>
Cha... cha!... azaż on pragnie<br>
Almy — on biedak? Ty,<br>
posłuchaj moich rad:<br>
niech on ofiarę wprzód<br>
złoży... Spojrz, nic już<br>
nie niesie — — wszak co ma?<br>
Owce i kozły — — śmiech...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m1ykn4ud9d9rlhmtk3p2vf12rlqflmq
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/100
100
1233155
3702221
3699528
2024-11-05T17:49:08Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702221
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|SCENA XII.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|ŻĄDZA.|przed=1em}}
{{c|(''wchodzi z przeciwnej strony'')|w=85%|przed=0.5em}}
Spełnią się twoje sny,<br>
szczęśliwcze! Tobie róż<br>
trzeba na ślub... Wola twa<br>
zwycięży wszelką moc...<br>
Słuchaj, godowa noc<br>
idzie ku tobie w szale...<br>
Łakniesz jej ciała — ach...<br>
ust słodkich cię korale<br>
będą pieściły w snach — —<br>
będą poiły win<br>
haszyszem...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''z zadowoleniem'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|80}}Ty, jam syn<br>
oszołomienia, krwi<br>
wrącej...<br>
{{c|ŻĄDZA.|przed=1em}}
{{tab|70}}Czarowne brwi<br>
Almy twe muszą być...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e5tqvsyldolm5gl29a0rb0dlrmdv0k1
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/101
100
1233162
3702222
3699540
2024-11-05T17:51:23Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702222
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Tobie słodyczy miód<br>
z ust żarnych pić —<br>
Tobie jej lica cud<br>
pośród nektarnych śnić — —<br>
Dziewiczych ramion kwiat<br>
w objęcia żądne brać,<br>
aż ci się skłoni świat<br>
w zazdrości i zachwycie — — —<br>
{{c|PYCHA.|przed=1em}}
Ty, tobie władcy życie<br>
nadane... Tobie stać<br>
na równi z Bogiem..<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|{{Korekta|[''śmieje''|(''śmieje''}} ''się, patrząc w okno'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|140}}Hej!<br>
na nic ci, bracie, trud,<br>
Ty mi nie sprostasz, nie —<br>
nie tobie miłość jej,<br>
owczarku... Cha — cha — cha!...<br>
Szkoda jagnięcy ród<br>
niszczyć...<br>
{{c|PYCHA.|przed=1em}}
{{tab|80}}Posłuchaj mnie:<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6410vzd9x5rucid1ngqeh33nnwhugfs
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/102
100
1233166
3702224
3699546
2024-11-05T18:00:45Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702224
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>niech w darze ręka twa<br>
będzie hojniejsza...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|{{Korekta|[''do Pychy'')|(''do Pychy'')}}|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|130}}Wiesz,<br>
chociaż mi zboża żal,<br>
ale je dam, ha — trudno...<br>
Dam żyta pełną skrzyń,<br>
pszenicy złotej wór<br>
i ryżu garncy sześć — —<br>
{{c|PYCHA.|przed=1em}}
{{c|(''pochlebczo'')|w=85%|przed=0.5em}}
Gdzież jemu z tobą, {{Korekta|gdżież|gdzież}},<br>
w zawody? Jemu hal<br>
wypasy razem z brudną<br>
owczarnią...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|80}}Bracie, drżyj!<br>
Pierwej cię zdybie mór,<br>
zanim twe ścierwo Pan<br>
spali...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
79ilr2dnxvy853e9o81drvlo7wccqn4
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/103
100
1233170
3702225
3699551
2024-11-05T18:02:14Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702225
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|{{Korekta|PYCHA|PYCHA.}}|przed=1em}}
{{tab|80}}Te skóry znieść<br>
na ołtarz tam — och, ty —<br>
ty zaćmisz Jahwy wzrok<br>
onem bogactwem... Kły<br>
daj słoniowe i topazy — —<br>
{{c|ŻĄDZA.|przed=1em}}
Będzie ci wzamian dan<br>
czar Almy...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|100}}Oczy mrok<br>
mi gasi — żal mi!<br>
{{c|ŻĄDZA.|przed=1em}}
{{tab|130}}Ty,<br>
droższy ci skarbów blask,<br>
niż dziewczę to bez zmazy,<br>
świeże, jak wiosny woń?<br>
{{c|(''nad uchem'')|w=85%}}
Ty wśród jej {{Korekta|pierszczot|pieszczot}} łask<br>
z rozkoszy będziesz marł —<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k4cplbmszysqnrves57yvniw10vbnkp
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/104
100
1233173
3702226
3699555
2024-11-05T18:03:31Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702226
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ty się zatopisz w toń<br>
jej słodkich ust...<br>
{{c|PYCHA.|przed=1em}}
{{tab|130}}O, dej,<br>
niechaj brat Abel wie,<br>
żeś pan...<br>
{{c|{{Korekta|ŻĄDZA|ŻĄDZA.}}|przed=1em}}
{{c|(''kusząco'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|70}}Do szczęścia bram,<br>
do pocałunków jej<br>
już blisko...<br>
{{c|PYCHA.|przed=1em}}
{{tab|100}}Dej —<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|150}}Ha — — dam!<br>
{{c|PYCHA.|przed=1em}}
{{c|(''wskazuje w okno'')|w=85%|przed=0.5em}}
Przecz on się bratem zwie<br>
twoim?<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
758mfmyk0yffjodncvoy9333a4094k2
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/105
100
1233179
3702227
3699562
2024-11-05T18:05:16Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702227
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''patrzy również w okno, śmiejąc się'')|w=85%|przed=0.5em}}
{{tab|80}}Hej, ty szaleńcze!<br>
nie tobie ze mną iść<br>
w parze... Ja nią uwieńczę<br>
ofiarę blaskiem tęcz<br>
cudnych kamieni... Hej,<br>
ktoś ty? tyś marny liść<br>
przy mnie... Ty owce stręcz<br>
i goń do dzikich kniej<br>
na żertwę lwa — — cha — cha!...<br>
{{c|PYCHA.|przed=1em}}
Spojrz, jak to jagnię pcha<br>
Abel...<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{tab|70}}Ono z trzód pono<br>
jemu najdroższe...<br>
{{c|ŻĄDZA.|przed=1em}}
{{tab|120}}Wiesz,<br>
dziewicze tobie łono<br>
jej, jeszcze dziś... lecz spiesz,<br>
tam brat cię czeka już...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7idn8ni0wlmjifwgp7g8vfqdy0ugpxp
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/110
100
1233386
3702236
3700256
2024-11-05T18:10:55Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702236
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|ALMA.|przed=1em}}
Na stos ofiary kładą —<br>
Jahwe — — litości!...<br>
{{c|ANIOŁ-HARFIARZ.|przed=1em}}
Zawczas ci trwogą bladą<br>
pobielać rumień lic — — —<br>
Och! smutek się rozgości<br>
i rozpacz się rozlęże<br>
wśród wnętrza twego {{Errata|kruz|kruż}} —<br>
do syta cię namęczy<br>
za krótki czas — och, już — — —<br>
I nie zostanie nic<br>
z twych snów wiośnianych łkań —<br>
nikt drogich szeptów tęczy<br>
przed tobą nie rozprzędzie<br>
i nie uciszy łkań —<br>
och, któż cię cieszyć będzie?...<br>
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{c|{{Korekta|(''niespokojnie]''|(''niespokojnie'')}}|w=85%|przed=0.5em}}
Boże!... już po obrzędzie...<br>
Abel w modlitwie klęczy...<br>
{{c|(''chwyta się za'' {{Korekta|''pierś]''|''pierś'')}}|w=85%}}
O, serce nie drżyj tak...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
df1rb8ka0mivnv14zvtpgsl6r0bp5k8
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/111
100
1233387
3702240
3700257
2024-11-05T18:13:17Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702240
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|ANIOŁ-HARFIARZ.|przed=1em}}
Dzieweczko biedna — och,<br>
to bliskich nieszczęść znak — — —<br>
Niedługo jęku szloch<br>
porwie cię w wiru lej<br>
zagubny — — —<br>
Łzawa dola<br>
zbliża się do cię już — —<br>
O, któż ci ujmie dłoń<br>
kto skąd przyniesie róż<br>
w jasny pogodny dzień — —<br>
kto pójdzie z tobą w pole<br>
pachnące — — kto na błoń<br>
weźmie cię z sobą rad<br>
gdy krwawo zginie on,<br>
gdy ci ubędzie brat?...<br>
Dzieweczko, jeno skon<br>
ulży ci w męce — — w łzach — — —<br>
{{c|(''cofa się wstecz i znika'')|w=85%}}
{{c|SCENA II.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|(''Moment ciszy. Naraz wpada przez okno blask ognia'')|w=85%|przed=1em}}
{{c|ALMA.|przed=1em}}
{{c|(''odchyla się z lękiem od okna, nie odrywając ócz od ognia'')|w=85%|przed=0.5em}}
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1l6c70ki25jsitxdo3ilzlfet23bl3n
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/112
100
1233388
3702242
3700259
2024-11-05T18:15:50Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702242
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>O, cud — — spadł ogień — — ach!...<br>
{{c|(''wypatruje się nerwowo'')|w=85%}}
Abla ofiara płonie...<br>
O, Jahwe... dzięki!... Ty,<br>
Tyś dobry... wielki Bóg...<br>
O — o... czuję myrrhy wonie —<br>
niebo się sieje w krąg — —<br>
Wszechmocny! u Twych nóg<br>
chcę paść w ducha pokorze,<br>
świętość Twych boskich rąk<br>
całować... O — — cud... gorze<br>
przeświętym nieb płomieniem<br>
Abla uboga dań...<br>
O, wieczny, dobry Adonai,<br>
ja z wielkiem Twem {{Korekta|lmieniem|Imieniem}}<br>
pragnę iść w życie całe —<br>
przykazań Twoich wieść<br>
w świątynię serca wpleść<br>
na Twą królewską chwałę — — —<br>
Ablu! Tyś mój... Tyś mój!...<br>
{{c|(''wybiega'')|w=85%}}
{{c|SCENA III.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|ZAWIŚĆ.|przed=1em}}
Wbrew woli cudu, wbrew,<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
39irekbd5w5v63sfi435ivn4pmfwppf
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/113
100
1233389
3702243
3700263
2024-11-05T18:17:27Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702243
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>na ten szałaśny próg,<br>
braterska tryśnie krew — — —<br>
Przyjdzie tu zemsty zbój<br>
z zawistnych moich dróg — —<br>
przyjdzie jak los, jak mór,<br>
krzemienny porwie nóż<br>
i w młodą pierś, jak ząb<br>
wtopi!...<br>
{{c|(''Mroczy się nieco, Zawiść spogląda w okno'')|w=85%}}
{{tab|70}}Pcha się wał chmur,<br>
z gromadą czołga burz —<br>
Co to? samumu głąb<br>
się wali?...<br>
O, nieba dach<br>
zczernia się w noc — —<br>
{{c|(''głuchy grzmot'')|w=85%}}
Ha, gromu moc<br>
już gdzieś się pali<br>
strach!!<br>
{{c|SCENA IV.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|(''Wpada Kain jak furja. Zawiść cofa się w kąt namiotu'')|w=85%|przed=1em}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h48nxn96gjeyikdfi5w34oa4r7b3w6j
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/114
100
1233390
3702247
3700268
2024-11-05T18:23:19Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702247
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|KAIN.|przed=1em}}
O, nie!... o, nie!... o, nie!...<br>
Jam król — jam pan — — jam grom!<br>
Nie twoja, wola tu<br>
Jahwe!... Depcę Twój sąd,<br>
pluję w twe ognie,<br>
jak w twarz wrogiemu złu!...<br>
Za mego wstydu srom,<br>
niech na was trąd,<br>
niech na was {{Errata|drzumy|dżumy}} jad!...<br>
Ha, kto śmie<br>
przeciw mej woli — — kto?<br>
Ma pięść was zemstą pognie,<br>
pokruszy!!<br>
Żali ja gad,<br>
żali ja robak — co,<br>
bym się poniżać dał?!<br>
Wy —<br>
piekieł wrzawę poruszy<br>
ma duma przeciw wam —<br>
Ja na was rzucę wał<br>
klątewnej grozy — —<br>
Ja wasze tchy<br>
zadławię jak powrozy<br>
wisielcze — — — Ja wam dam<br>
równej zapłaty dług —<br>
o, wy!! — —<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n83gf8qke4i3dyo7bmjsb4men82ishl
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/115
100
1233391
3702250
3700271
2024-11-05T18:25:21Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702250
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Wściekłość mię żre,<br>
wstyd szarpie — — — ach,<br>
mózg wre...<br>
Pomsty! Gdzie Bóg?<br>
wyzwę — — przeklnę — — zatracę!!<br>
{{Errata|Straśliwe|Straszliwe}} bielmo w twarz<br>
wam rzucę, jako śmierć,<br>
otchłanny strach!...<br>
Biada!! Pioruna racę<br>
w dłoń chwycę i na ćwierć<br>
potnę — — potargam — — zniszczę<br>
świat — — wszystko!!<br>
Gruzów zgliszcze,<br>
jak pustyń piach,<br>
w wichury porwę pracę<br>
i onem huraganem<br>
w Twoją, Jehowo twarz<br>
miotę!!<br>
Ha — Ty! Jam panem!!<br>
Jam dziś Twój lęk —<br>
dziś wroga we mnie masz,<br>
piekło i grzech<br>
i porachunków zło —<br>
mściciela wszech<br>
krzywd moich, moich męk — —<br>
O! O!!!<br>
{{c|(''opiera się chwiejnie o ścianę'')|w=85%}}
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0aaghiwi9sbgr6gkfkt4vxlq8orkr1o
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/116
100
1233392
3702316
3700273
2024-11-05T19:50:52Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702316
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|ZAWIŚĆ.|przed=1em}}
{{c|(''podsuwa się ku niemu'')|w=85%|przed=0.5em}}
Kto śmiał, kto śmiał<br>
iść z tobą w bój —<br>
kto moc,<br>
kto siłę miał<br>
iść tobie wbrew?<br>
— Jahwe i — brat — — —<br>
Zbliża się noc<br>
chwyć nóż — — —<br>
nie będziesz zbój,<br>
nie będziesz kat,<br>
gdy z piersi kruż<br>
wysączysz krew<br>
brata — — —<br>
{{c|{{Korekta|[''cofa''|(''cofa''}} ''się w kąt'')|w=85%}}
{{c|KAIN.|przed=1em}}
O — o!!<br>
{{c|SCENA V.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|PYCHA.|przed=1em}}
Czyż tobie lec<br>
w upokorzenia pył,<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m731qskbu1pujc84fm4n9tixp2sexsh
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/117
100
1233393
3702318
3700274
2024-11-05T19:52:06Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702318
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>tobie — coś miedz<br>
władyki dosięgł już? — — —<br>
I ty u owych próż<br>
dziś będziesz wył,<br>
jak nędzarz, jako pies —<br>
jakby cię zjadał trąd??<br>
Czyż ciebie męki wir<br>
ma jąć —<br>
ma toczyć jako rak,<br>
nękać jak bies?<br>
Tobie mieć mir,<br>
tobie ich kląć<br>
i wydać sąd,<br>
kąsać jak żmije — —<br>
czy sił ci brak?<br>
{{c|(''cofa się w przeciwny kąt izby'')|w=85%}}
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''głucho'')|w=85%|przed=0.5em}}
Zdybię, jak czart —<br>
zabiję!!<br>
{{c|SCENA VI.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{c|(''wbiega'')|w=85%|przed=0.5em}}
Mnieś wart,<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3m5eqekkx1mdvas9xo65cj12l4kedgj
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/118
100
1233394
3702322
3700281
2024-11-05T19:53:39Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702322
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>tobie mię brać,<br>
Bóg sam<br>
tak chce — — tyś mój!<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
Strać się stąd, strać!<br>
Ten ogień kłam — — —<br>
Ja wszystkim bój<br>
wydam — — roztrącę!!<br>
Na wasze ciał kadłuby,<br>
na żgła żywotów wrące,<br>
wejdę, jak grom zaguby —<br>
niszczyciel!!!<br>
{{c|THAMARA.|przed=1em}}
{{c|(''klęka przed nim, wyciągając dłonie'')|w=85%|przed=0.5em}}
Kainie! mój — — przygarnij!<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''silniej'')|w=85%|przed=0.5em}}
Dzisiaj, jam — — mściciel!<br>
Precz! zczeźnij! zmarniej!<br>
{{c|(''wyrzuca ją gwałtem'')|w=85%}}
{{c|THAMARA {{f*|(''z krzykiem'')|w=85%}}|przed=1em}}
Ty, ty ohydo... o — o!!<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2mk1k1r5pc9n2f5qcpm5i4ek4ruhgm9
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/119
100
1233395
3702328
3700282
2024-11-05T19:56:01Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702328
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|SCENA VII.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|KAIN.|przed=1em}}
{{c|(''Zamyka drzwi. Chwilę chodzi nerwowo i staje'').|w=85%|przed=0.5em}}
Będzie tu widowisko<br>
dziś... Będzie tan<br>
śluby — — —<br>
{{c|(''krótkie milczenie'')|w=85%}}
{{tab|90}}Ach,<br>
myśli!... myśli!...<br>
{{c|(''chwyta się za głowę'')|w=85%}}
{{tab|110}}Tak blisko<br>
ona tu jest... ot tam — —<br>
i tak daleko — — —<br>
{{tab|130}}Ty,<br>
ty przesłodka... zaliż dach<br>
mój ci — więzieniem —<br>
spotkanie me — odrazą?<br>
Przecz się imieniem<br>
mem {{Errata|straszyrz|straszysz}}?<br>
{{c|(''mocniej'')|w=85%}}
{{tab|100}}Ty,<br>
Zaliż ja tobie gad,<br>
zaliż ja tchnę {{Korekta|zarazą.|zarazą,}}<br>
przecz ja ci — strach?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dpcx5ab8etecn6eq04p9vo23i0q3e6x
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/120
100
1233396
3702329
3700284
2024-11-05T19:57:43Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702329
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Wszak jam twój brat,<br>
ja ciebie w łzach<br>
wykąpał tęsknot, męk —<br>
Czemu ja tobie wrzód,<br>
czemu ja lęk — — ?<br>
{{c|(''po chwilce'')|w=85%}}
Wspomnę... tyś wprzód<br>
obcą mi była już<br>
o — przecz?<br>
Gdym wieniec róż<br>
ci przyniósł w bratnim darze,<br>
tyś go jak wstrętną rzecz<br>
rzucała precz...<br>
Czemu Ablowi w parze<br>
iść z tobą?<br>
{{c|(''po chwilce'')|w=85%}}
Och swą osobą<br>
urodną<br>
pchasz mi się w mózg!<br>
Smagasz mą pierś<br>
jak cięcia rózg — —<br>
Ty we mnie krew<br>
gotujesz głodną —<br>
Ty licem szczujesz,<br>
że cały świat<br>
wkół mi się mroczy...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bjk4an7ni0c7zgnollzdf2t7gzdvnvl
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/121
100
1233398
3702332
3700289
2024-11-05T20:00:31Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702332
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Ty, ty nie czujesz,<br>
żeś ty mi raj — i głód<br>
i tyś mi ból!...<br>
{{c|(''po chwilce'')|w=85%}}
Ach, twoja brew,<br>
boskie, zachwytne oczy — — —<br>
Upalna krew<br>
twych ust — to cud,<br>
wiosna — — i maj — — —<br>
to kwiatów miód — —<br>
Ach, tyś mi śmierć i raj!<br>
I czar ten zwiódł<br>
mnie — — ukorzył?<br>
Gorze!... przebóg! ja śmieć,<br>
ja wzgardy dożył?!<br>
{{f|(''Chce biec i naraz staje. W drzwiach zjawia się {{Korekta|Ironja|Ironia}}, Kain chwyta {{Korekta|się się|się}} dłonią za czoło przechylając w tył głowę'').|w=85%|align=justify|last=center}}
Ach, te usta — te lica — — te oczy...<br>
{{c|SCENA VIII.|h=normal|w=140%|przed=1.5em}}
{{c|IRONIA {{f*|(''zgryźliwie'')|w=85%}}|przed=1em}}
O — — tak, na tym padole<br>
żywot się toczy...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bvpkbuiq53rxyvs7dqrcsrmble97nx0
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/122
100
1233399
3702336
3700292
2024-11-05T20:03:05Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702336
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Dziś śmiech,<br>
jutro dygoty łkań — —<br>
Dziś szept szczęśliwych snów,<br>
zorze spragnionych łkań,<br>
a jutro śmierć — — i grób<br>
pośród cyprysów wiech...<br>
Cha... cha!... Świat ów<br>
nie skąpi prób:<br>
dziś szloch — i grób<br>
i dzisiaj śmiech — —<br>
i znowu łzy — i śpiew —<br>
szał — wino — łąk irysy,<br>
ułudy wiew<br>
i kraje snów<br>
i znowu te... cyprysy — — —<br>
{{c|KAIN.|przed=1em}}
Och, życie, jakżeś podłem!<br>
Po co ja żyję, poco?<br>
poco ja rósł w kolebce?<br>
zali ja męki godłem,<br>
że mi rozpaczy skrzydła,<br>
jak grozy duch,<br>
nad uchem wciąż łopocą?<br>
Ach, i tyś zbrzydła<br>
mi już w tej walce<br>
tak mi coś szepce...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0l868f7dgpoll1znrunw15p4ol1cfu2
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/123
100
1233401
3702340
3700296
2024-11-05T20:04:51Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702340
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|(''silniej'')|w=85%}}
O nie!... o nie!...<br>
Coś w głowie mej się dzieje — —<br>
myli mię mózg i słuch — —<br>
czy ja szaleję?<br>
Czuję, że tu padalce<br>
mam w piersiach... Czy ja śnię,<br>
czy mię gorączki war<br>
pali?<br>
{{c|(''po chwili'')|w=85%}}
{{tab|40}}Ha, w świat,<br>
w szeroki ląd,<br>
na ziemi próg<br>
coś mię pociąga, rwie — —<br>
Czy to pokusa mar<br>
ha, czy to sąd?!<br>
{{c|(''gwałtownie'')|w=85%}}
O wy! pierwej jak zwierz,<br>
jak wróg<br>
wytoczę strugę krwie<br>
i pójdę precz — gdzie mórz<br>
odmęty!!<br>
Ha, gdzie nóż?!<br>
{{c|(''obłędnemi ruchy znajduje na stole krzemienny'' {{Korekta|''nóż''),|''nóż'')}}|w=85%}}
O, krzem, ciosany krzem —<br>
przeklęty!<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bszavbm1ouoaq0gbapk34sp6f442wjo
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/124
100
1233403
3702370
3700303
2024-11-05T20:30:45Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702370
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|(''trzyma nóż przed oczyma'')|w=85%}}
Tyś los, tyś sędzia mój,<br>
tyś zbój!...<br>
{{f|{{Korekta|[''Ściemnia''|(''Ściemnia''}} ''się. Przez okno widać błyskawicę, za chwilą odzywa się dudnienie'' {{Korekta|''gromu''].|''gromu'').}}|w=85%|align=justify|last=center}}
Ha — —<br>
grom gna — — —<br>
{{c|{{Korekta|[''patrzy''|(''patrzy''}} ''w okno i'' {{Korekta|''milknie'']|''milknie'')}}|w=85%}}
{{c|{{Korekta|ZAWIŚĆ|ZAWIŚĆ.}}|przed=1em}}
{{c|(''idzie ku niemu'')|w=85%|przed=0.5em}}
Ty — — zamysłu brzem<br>
trzeba ci dziś do dna<br>
wchłonąć — i w czyn<br>
co prędzej kuć — —<br>
Ty wstydu chuć<br>
odpłać — — ten srom<br>
odwetuj krwią<br>
Wszak tyś mój syn,<br>
tobie, jak grom,<br>
burzyć — — —<br>
Oni tam z ciebie drwią<br>
miast czołem bić —<br>
miast tobie służyć — —<br>
Ty, za ich śmiech<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fqc7g1ao4lnf44197gunfqo2tbaspsp
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/125
100
1233410
3702405
3700344
2024-11-05T20:45:49Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702405
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>krew ci ich pić — —<br>
Wnętrzy dos{{f*|ięgn|kol=gray}}ąć r e<ref name="niedodruk">{{Przypiswiki|Błąd w druku; brak liter w tekście.}}</ref><br>
pierś, jak m{{f*|ie|kol=gray}}c{{f*|h|kol=gray}},<br>
{{Korekta|op óżn ć|opróżnić}} z tchu<br>
o — — idź — — —<br>
{{c|(''zostaje przy nim'')|w=85%}}
{{c|KAIN {{f*|(''obłędnie'')|w=85%}}|przed=1em}}
Krew czuję — — krew —<br>
{{c|IRONIA {{f*|(''szyderczo'')|w=85%}}|przed=1em}}
Złóż {{Korekta|s ę|się}} na mchu<br>
i z wstydu szydź —<br>
cha — — cha!...<br>
Jak nędzy loch,<br>
tak dola zła:<br>
dziś śmiech i szloch<br>
i krew — i ślub —<br>
dziś grób — — —<br>
Chcesz w brata nóż<br>
wtopić — jak {{Errata|wrzecz|w rzecz}}<br>
martwą? O, {{Korekta|kłóż|któż}}<br>
krzywd nie mści — kto?<br>
Przecz miałbyć, przecz<br>
przebaczać zło?<br>
O, nie! bo klątwa zbrodni<br>
ku karze pcha<br><noinclude>[[Kategoria:Braki na stronie (treść nie uzupełniona)]]
<references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ntp2o0f37umqigbt28pxzd00jca2ica
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/126
100
1233414
3702412
3700324
2024-11-05T20:47:55Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702412
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>i {{Errata|wyjście|wyście}} przecież rodni<br>
cha — — cha!...<br>
{{c|(''zostaje przy nim'')|w=85%}}
{{c|KAIN {{f*|(''z nagłym opadem piersi'')|w=85%}}|przed=1em}}
Coś pierś mi żre,<br>
coś ściskał....<br>
{{c|ŻĄDZA.|przed=1em}}
{{c|(''Idzie ku niemu powabnemi ruchy'')|w=85%|przed=0.5em}}
Ty — — tak ci bliska<br>
ta dziewka jest — —<br>
Rozkosz w niej wre —<br>
uśmiechu gest<br>
jak owoc słodki wabi...<br>
O, idź ją jąć<br>
w namiotu legowiska —<br>
Twarz ci jedwabi<br>
rozpłoni włos — — Jak śpiew<br>
odurzy w sen — — —<br>
W dreszcz ci się piąć<br>
{{Errata|pierzczoty|pieszczoty}} — — zgasić zew<br>
krwi — i hen<br>
unieść, jak cud...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4c0q890rvvr7816xerwivry6tsjn36z
Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/127
100
1233415
3702416
3700331
2024-11-05T20:51:16Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
3702416
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|(''namiętniej'')|w=85%}}
Ty, ona — czar<br>
i skarb i raj<br>
ona twój — głód —<br>
ona twój war<br>
i pocałunków grad — —<br>
{{Errata|Precz|Przecz}} dyszysz nieporadnie?<br>
{{c|(''nad uchem'')|w=85%}}
Ten szału kraj<br>
on ci wykradnie — — !<br>
{{c|{{Korekta|KAIN|KAIN.}}|przed=1em}}
{{f|(''Spostrzega nagle przez okno idącego Abla. Chwyta go, jakby przestrach, oraz dzikie'' {{Korekta|''zadowolenie''),|''zadowolenie'')}}|w=85%|align=justify|last=center|przed=0.5em}}
Ha — idzie brat!... brat!...<br>
{{c|{{Korekta|ZAWIŚC|ZAWIŚĆ}}.|przed=1em}}
Mścij ból!...<br>
{{c|PYCHA.|przed=1em}}
Tyś pan — — tyś król!...<br>
{{c|{{Korekta|IRONIA|IRONIA.}}|przed=1em}}
Cha — — cha!...<br>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nchmavhmbfmkws16bdr1wkkuf11uhjg
Strona:PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu/287
100
1233591
3702206
3700933
2024-11-05T17:23:18Z
46.113.0.47
3702206
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wrześniowy" />{{c|283{{---|przed=-.3em|po=2em}}}}</noinclude>i obrócić i przygodzić może. Ale nie tak alby się srożyć miał jako kat, ale jego nadobne upominanie a rostropne rozważanie, choćby też było i z pogróżkami jakiemi, tedy pożyteczniejsze jest niżli owego co wytrzaska wszystko jako grom i z pamięci i z obyczajów ludzkich. Albowiem by wszytki miał karać w srogości gniewu, tedyćby napierwej trzeba od tych a napilniej począć, co też drugie karzą a w cudzem oku paździorka szukają, a w swem bierzma szpetnego nie baczą. Bo go karze o nieprawdę jednemu, a on sam wszystkim łgarzem. Karze go iż komu nałajał, a on wszystkim łaje, wszytki lży a hańbi. Karze go iż co równego komu wziął albo wypożyczał, a on wszytki drze by barany.<br>
{{tab}}A tak gdziekolwiek chcesz pojrzeć, a jakikolwiek stan upatrzyć chcesz, talk zacniejszy jako i mniejszy, patrzaj wieleli ich znajdziesz albo upatrzysz, aby nie było nic coby się wżdy w nich też pokarać mogło. Owa wszystkochmy ludzie, jednoż pleban człowiek. I któż jest taki, któryby powinność swą zachował a nigdy nic z niej nie wykroczył? Widzimy iż brat brata radby w czem mógł podstąpił a oszukał, ale tam i z przyrodzenia rzadka zgoda. A filozof napisał: iż rzadki<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tmob8mkciz8mq4avmglxbctl577oh5m
3702208
3702206
2024-11-05T17:24:40Z
46.113.0.47
3702208
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wrześniowy" />{{c|283{{---|przed=-.3em|po=2em}}}}</noinclude>i obrócić i przygodzić może. Ale nie tak alby się srożyć miał jako kat, ale jego nadobne upominanie a rostropne rozważanie, choćby też było i z pogróżkami jakiemi, tedy pożyteczniejsze jest niżli owego co wytrzaska wszystko jako grom i z pamięci i z obyczajów ludzkich. Albowiem by wszytki miał karać w srogości gniewu, tedyćby napierwej trzeba od tych a napilniej począć, co też drugie karzą a w cudzem oku paździorka szukają, a w swem bierzma szpetnego nie baczą. Bo go karze o nieprawdę jednemu, a on sam wszystkim łgarzem. Karze go iż komu nałajał, a on wszystkim łaje, wszytki lży a hańbi. Karze go iż co równego komu wziął albo wypożyczał, a on wszytki drze by barany.<br>
{{tab}}A tak gdziekolwiek chcesz pojrzeć, a jakikolwiek stan upatrzyć chcesz, tak zacniejszy jako i mniejszy, patrzaj wieleli ich znajdziesz albo upatrzysz, aby nie było nic coby się wżdy w nich też pokarać mogło. Owa wszystkochmy ludzie, jednoż pleban człowiek. I któż jest taki, któryby powinność swą zachował a nigdy nic z niej nie wykroczył? Widzimy iż brat brata radby w czem mógł podstąpił a oszukał, ale tam i z przyrodzenia rzadka zgoda. A filozof napisał: iż rzadki<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8dovljzslynukmeeqqhpcn67okbjua3
Strona:Samuel - Adalberg - Księga przysłów.djvu/222
100
1233808
3702304
3701664
2024-11-05T19:37:34Z
Zetzecik
5649
/* Przepisana */
3702304
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Zetzecik" /></noinclude><section begin="grzeszyć" />{{tab|5}}8 Kto inszy zgrzeszył, a on pokutuje. — {{f*|''L. Ks.''|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Kto inny grzeszy, kto inny pokutuje. ''Bielic. Niedz.''|w=85%}}
{{f|{{tab|5}}9 Lepiej nie grzeszyć, niż pokutować. — {{f*|''Ryś. cnt. 8; Knap. 440; Ern. 145'' i ''1137; Żegl. I. 83; Now. 43; Żup. 11''.|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}Lepiej nie zgrzeszyć, niż pokutować. ''Flor. 105; Mon. Ench. 202; Mon. Gr. 399''. Lepiej nie grzeszyć, niż do pokuty śpieszyć. ''Kolb. VIII. 260''. § Jeszcze lepiej nie grzeszyć, niżli pokutować. ''Pot. Arg.'' Nie grzeszyć jest rzecz świętsza, niżli pokutować. ''Wad. Dan.''|w=85%|wys=2em}}
10 Nie grzesz, a nie żałuj. — {{f*|''Grab. Przyp. 81''.|w=85%}}<br>
{{f|11 Nie wielka rzecz nie grzeszyć, gdy kto nie może. — {{f*|''Żegl. I. 113''.|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|12 Przez co kto grzeszy, przez to bywa karany. — {{f*|''Ryś. cnt. 12; Don. Gr. 9.|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}Przez co kto zgrzeszy, przez toż też bywa karany. ''Wuj. Post.'' Przez co kto grzeszy, przez to karanie sroższe bierze. ''Białob. Post.'' Przez co kto grzeszy, przez to też słusznie bywa karany. ''Elekc.'' Przez co kto zgrzeszy, przez to dręczon bywa. ''Grodz. Popr.'' Przez co grzeszy kto, przez toż dręczon bywa. ''Zygr. P.'' Przez co kto grzeszy, na tym też bywa karan. ''Damb. Kaz.'' Przez co kto grzeszy, przez to i ukarany bywa. ''Młodź. Kaz. II''. Przez co kto grzeszy, tym bywa karany. ''Wad. Dan.'' Przez co grzech, przez to kara. ''Łos. Dźw.'' Przez co kto grzeszy, przez to będzie karan. ''Pot. Arg.'' Przez co kto grzeszy, W tęż miarę sam potym odbiera karę. ''Jakub. Ez.''|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}Ob. N. 3 i 7.|w=85%}}
13 U niego zgrzeszyć, jak cukierku liznąć. — {{f*|''Wojs.''|w=85%}}<br><br><section end="grzeszyć" />
<section begin="Grześ" />'''Grześ''' ob. '''Grzegorz.'''<br><section end="Grześ" />
<section begin="grzmieć" />'''Grzmieć.'''<br>
{{tab|5}}1 Ej! tu na pusto zagrzmiało! — {{f*|''Cinć. 12.''|w=85%}}<br>
{{tab|5}}2 Jak Bóg zagrzmi, to chłop do pacierza.<br>
{{tab|5}}3 Kiedy bardzo grzmi, mało deszczu bywá. — {{f*|''Cinć. 20.''|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. z wielkiej chmury mały deszcz.|w=85%}}
{{f|{{tab|5}}4 Kiedy grzmi na goły las, będzie złodziei dość. — {{f*|''Chocisz. I. 629; Żup. 46.''|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. nie jeden z biedy, spowodowanej nieurodzajem będzie musiał kraść.|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab|5}}5 Kiedy grzmi na goły las, rośnie na rolników ciężki czas. — {{f*|''Chocisz. I. 629''.|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}{{roz|....}} dla rolników ciężki czas. ''Żup. 46''.|w=85%}}
{{tab|5}}6 Kiedy grzmi na lód, to będzie głód.<br>
{{tab|5}}7 Ni grzmiało, ni runęło.<br><section end="grzmieć" />
<section begin="grzmot" />'''Grzmot.'''<br>
{{f|{{tab|5}}1 Dla grzmotu do młyna nie iść, dla szumu do lasa, dla ptastwa nie siać — głupstwo. — {{f*|''Knap. 156; Dąbr. 2.''|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}Dla grzmotu do młyna nie jechać, dla szumu do lasu. ''Now. 16''.|w=85%|wys=2em}}
{{tab|5}}2 Grzmot nie piorun, krew nie woda.<br>
{{f|{{tab|5}}3 Grzmot od północy, gdy chodzą po grudzie, znaczy że zdrowe zboża, zwierzę, ludzie. — {{f*|''Wierzb. 181 z Sałt.''|w=85%}}|wys=2em}}
{{tab|5}}4 Wczesny grzmot, późny głód.<br>
{{tab|5}}5 Wczesny grzmot, późny płot.<br><section end="grzmot" />
<section begin="grzyb, grzybowy" />'''Grzyb. Grzybowy.'''<br>
{{tab|5}}1 Dwa grzyby w barszcz. — {{f*|''Łysk. 57; Kolb. III. 197.''|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Dwa grzyby w barscu, to duzo. ''Feder. II. 354''. § Siła to dwa grzyby w barszcz. ''Gorzk. W.''|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. zawiele czego dobrego.|w=85%}}
{{tab|5}}2 Gdy się grzyby zrodzą, chleba mało.<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Powiadają: gdy się.... ''Kluk. Rośl.''|w=85%}}
{{tab|5}}3 Gdy zarodzi grzyb, to będzie i chléb.<br>
{{tab|5}}4 Gdzie jeden grzyb, tam i drugi.<br>
{{tab|5}}5 Grzyby, ryby, łąka, mąka. — {{f*|''Linde, p. w. ''Grzyb''.|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}O bogatej wsi, mającej poddostatkiem wody, lasu, łąki i gruntów ornych, mówią, że ma: grzyby,...|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab|5}}6 Grzyby, ryby, wieprzowina — potrzebują sporo (szklanki) wina. — {{f*|''Kolb. VIII. 254''.|w=85%}}|wys=2em}}
{{tab|5}}7 Grzyb, rydz — pańska potrawa. — {{f*|''Knap. 278; Dąbr. 5''.|w=85%}}<br>
{{tab|5}}8 Idź zbierać grzyby, albo łowić ryby.<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}''Odm''. Idź z tym na grzyby.|w=85%}}
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. odczep się odemnie, nie marudź napróżno, schowaj się z tym.|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab|5}}9 Jakić widzisz plon na grzyby, takieć żyta bez pochyby. — {{f*|''Liwocz. 33; Wierzb. 193''.|w=85%}}|wys=2em}}
10 Jeśliś grzyb, leźże w kozub.<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Dobrze staropolska chce mieć przypowieść: jeśliś grzyb, leźże w kozub. ''Fred. I. 619''. Zwiesz się grzybem, leź do torby. ''Mas. 10''. Kiedyś się podjął być grzybem (kiedyś został grzybem), to leź w kosz. § Skoroś się rodził grzybem, do kobiałki grzybie. ''Zabł. Amf.''|w=85%|wys=2em}}
<div style="font-size:85%">{{tab}}{{tab}}Kozub = kosz, kobiałka.<br></div>
11 Kup sobie grzybowego nasienia. — {{f*|''Lom. 15''.|w=85%}}<br>
12 Lepszy grzyb, jak nic.<br>
13 Poszedł do łasa na grzyby. — {{f*|''Ryś. cnt. 12''.|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Kiedy tak lżysz, niema więcej pardonu, pójdziesz na grzyby. ''Zabł. Dziew.''|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. poszedł z torbami, za żebraniną, lub też uciekł, czmychnął.|w=85%}}
14 Puścił go na grzyby. — {{f*|''Przyb. rkp.''|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Wyprawił go na grzyby. ''Now. 104''. § Osieł w jedwabiu, a człek w prostej przędzy, Arystotelów na grzyby odeszlą. ''Wad. Dan.''|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. z niczym, z kwitkiem go odprawił, na żebraka go wykierował.|w=85%|wys=2em}}
15 Siedźże tu grzybie, aż cię djabeł zdybie. — {{f*|''Ryś. cnt. 14.''|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Siedź grzybie, aż cię kto zdybie. ''Mon. Gr. 418''. Siedź grzybie, póki cię kto zdybie. ''Now. 88''. Siedź grzybie, jać zdybię. ''Kolb. VIII. 266''. W miejscu, gdzieś wyrósł grzybie, siedź, aż cię kto zdybie.|w=85%|wys=2em}}<section end="grzyb, grzybowy" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
01kx28jzx4mpvjnwpjohmbgd9sy4e9g
3702326
3702304
2024-11-05T19:55:44Z
Zetzecik
5649
dr.kor.
3702326
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Zetzecik" /></noinclude><section begin="grzeszyć" />{{tab|5}}8 Kto inszy zgrzeszył, a on pokutuje. — {{f*|''L. Ks.''|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Kto inny grzeszy, kto inny pokutuje. ''Bielic. Niedz.''|w=85%}}
{{f|{{tab|5}}9 Lepiej nie grzeszyć, niż pokutować. — {{f*|''Ryś. cnt. 8; Knap. 440; Ern. 145'' i ''1137; Żegl. I. 83; Now. 43; Żup. 11''.|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}Lepiej nie zgrzeszyć, niż pokutować. ''Flor. 105; Mon. Ench. 202; Mon. Gr. 399''. Lepiej nie grzeszyć, niż do pokuty śpieszyć. ''Kolb. VIII. 260''. § Jeszcze lepiej nie grzeszyć, niżli pokutować. ''Pot. Arg.'' Nie grzeszyć jest rzecz świętsza, niżli pokutować. ''Wad. Dan.''|w=85%|wys=2em}}
10 Nie grzesz, a nie żałuj. — {{f*|''Grab. Przyp. 81''.|w=85%}}<br>
{{f|11 Nie wielka rzecz nie grzeszyć, gdy kto nie może. — {{f*|''Żegl. I. 113''.|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|12 Przez co kto grzeszy, przez to bywa karany. — {{f*|''Ryś. cnt. 12; Don. Gr. 9.|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}Przez co kto zgrzeszy, przez toż też bywa karany. ''Wuj. Post.'' Przez co kto grzeszy, przez to karanie sroższe bierze. ''Białob. Post.'' Przez co kto grzeszy, przez to też słusznie bywa karany. ''Elekc.'' Przez co kto zgrzeszy, przez to dręczon bywa. ''Grodz. Popr.'' Przez co grzeszy kto, przez toż dręczon bywa. ''Zygr. P.'' Przez co kto grzeszy, na tym też bywa karan. ''Damb. Kaz.'' Przez co kto grzeszy, przez to i ukarany bywa. ''Młodź. Kaz. II''. Przez co kto grzeszy, tym bywa karany. ''Wad. Dan.'' Przez co grzech, przez to kara. ''Łos. Dźw.'' Przez co kto grzeszy, przez to będzie karan. ''Pot. Arg.'' Przez co kto grzeszy, W tęż miarę sam potym odbiera karę. ''Jakub. Ez.''|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}Ob. N. 3 i 7.|w=85%}}
13 U niego zgrzeszyć, jak cukierku liznąć. — {{f*|''Wojs.''|w=85%}}<br><section end="grzeszyć" />
<section begin="Grześ" />'''Grześ''' ob. '''Grzegorz.'''<br><section end="Grześ" />
<section begin="grzmieć" />'''Grzmieć.'''<br>
{{tab|5}}1 Ej! tu na pusto zagrzmiało! — {{f*|''Cinć. 12.''|w=85%}}<br>
{{tab|5}}2 Jak Bóg zagrzmi, to chłop do pacierza.<br>
{{tab|5}}3 Kiedy bardzo grzmi, mało deszczu bywá. — {{f*|''Cinć. 20.''|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. z wielkiej chmury mały deszcz.|w=85%}}
{{f|{{tab|5}}4 Kiedy grzmi na goły las, będzie złodziei dość. — {{f*|''Chocisz. I. 629; Żup. 46.''|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. nie jeden z biedy, spowodowanej nieurodzajem będzie musiał kraść.|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab|5}}5 Kiedy grzmi na goły las, rośnie na rolników ciężki czas. — {{f*|''Chocisz. I. 629''.|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}{{roz|....}} dla rolników ciężki czas. ''Żup. 46''.|w=85%}}
{{tab|5}}6 Kiedy grzmi na lód, to będzie głód.<br>
{{tab|5}}7 Ni grzmiało, ni runęło.<br><section end="grzmieć" />
<section begin="grzmot" />'''Grzmot.'''<br>
{{f|{{tab|5}}1 Dla grzmotu do młyna nie iść, dla szumu do lasa, dla ptastwa nie siać — głupstwo. — {{f*|''Knap. 156; Dąbr. 2.''|w=85%}}|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}Dla grzmotu do młyna nie jechać, dla szumu do lasu. ''Now. 16''.|w=85%|wys=2em}}
{{tab|5}}2 Grzmot nie piorun, krew nie woda.<br>
{{f|{{tab|5}}3 Grzmot od północy, gdy chodzą po grudzie, znaczy że zdrowe zboża, zwierzę, ludzie. — {{f*|''Wierzb. 181 z Sałt.''|w=85%}}|wys=2em}}
{{tab|5}}4 Wczesny grzmot, późny głód.<br>
{{tab|5}}5 Wczesny grzmot, późny płot.<br><section end="grzmot" />
<section begin="grzyb, grzybowy" />'''Grzyb. Grzybowy.'''<br>
{{tab|5}}1 Dwa grzyby w barszcz. — {{f*|''Łysk. 57; Kolb. III. 197.''|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Dwa grzyby w barscu, to duzo. ''Feder. II. 354''. § Siła to dwa grzyby w barszcz. ''Gorzk. W.''|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. zawiele czego dobrego.|w=85%}}
{{tab|5}}2 Gdy się grzyby zrodzą, chleba mało.<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Powiadają: gdy się.... ''Kluk. Rośl.''|w=85%}}
{{tab|5}}3 Gdy zarodzi grzyb, to będzie i chléb.<br>
{{tab|5}}4 Gdzie jeden grzyb, tam i drugi.<br>
{{tab|5}}5 Grzyby, ryby, łąka, mąka. — {{f*|''Linde, p. w. ''Grzyb''.|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}O bogatej wsi, mającej poddostatkiem wody, lasu, łąki i gruntów ornych, mówią, że ma: grzyby,...|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab|5}}6 Grzyby, ryby, wieprzowina — potrzebują sporo (szklanki) wina. — {{f*|''Kolb. VIII. 254''.|w=85%}}|wys=2em}}
{{tab|5}}7 Grzyb, rydz — pańska potrawa. — {{f*|''Knap. 278; Dąbr. 5''.|w=85%}}<br>
{{tab|5}}8 Idź zbierać grzyby, albo łowić ryby.<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}''Odm''. Idź z tym na grzyby.|w=85%}}
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. odczep się odemnie, nie marudź napróżno, schowaj się z tym.|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab|5}}9 Jakić widzisz plon na grzyby, takieć żyta bez pochyby. — {{f*|''Liwocz. 33; Wierzb. 193''.|w=85%}}|wys=2em}}
10 Jeśliś grzyb, leźże w kozub.<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Dobrze staropolska chce mieć przypowieść: jeśliś grzyb, leźże w kozub. ''Fred. I. 619''. Zwiesz się grzybem, leź do torby. ''Mas. 10''. Kiedyś się podjął być grzybem (kiedyś został grzybem), to leź w kosz. § Skoroś się rodził grzybem, do kobiałki grzybie. ''Zabł. Amf.''|w=85%|wys=2em}}
<div style="font-size:85%">{{tab}}{{tab}}Kozub = kosz, kobiałka.<br></div>
11 Kup sobie grzybowego nasienia. — {{f*|''Lom. 15''.|w=85%}}<br>
12 Lepszy grzyb, jak nic.<br>
13 Poszedł do łasa na grzyby. — {{f*|''Ryś. cnt. 12''.|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Kiedy tak lżysz, niema więcej pardonu, pójdziesz na grzyby. ''Zabł. Dziew.''|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. poszedł z torbami, za żebraniną, lub też uciekł, czmychnął.|w=85%}}
14 Puścił go na grzyby. — {{f*|''Przyb. rkp.''|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Wyprawił go na grzyby. ''Now. 104''. § Osieł w jedwabiu, a człek w prostej przędzy, Arystotelów na grzyby odeszlą. ''Wad. Dan.''|w=85%|wys=2em}}
{{f|{{tab}}{{tab}}T. j. z niczym, z kwitkiem go odprawił, na żebraka go wykierował.|w=85%|wys=2em}}
15 Siedźże tu grzybie, aż cię djabeł zdybie. — {{f*|''Ryś. cnt. 14.''|w=85%}}<br>
{{f|{{tab}}{{tab}}Siedź grzybie, aż cię kto zdybie. ''Mon. Gr. 418''. Siedź grzybie, póki cię kto zdybie. ''Now. 88''. Siedź grzybie, jać zdybię. ''Kolb. VIII. 266''. W miejscu, gdzieś wyrósł grzybie, siedź, aż cię kto zdybie.|w=85%|wys=2em}}<section end="grzyb, grzybowy" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bh8ezo1m1hry7gtxyg8vd1asn6moqno
Strona:Wprowadzenie do geopolityki.pdf/149
100
1233881
3702108
2024-11-05T12:36:35Z
Fluokid
21907
/* Przepisana */ —
3702108
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fluokid" /></noinclude>forma i sposób występowania narodów na arenie dziejowej oraz miejsce i stanowisko, jakie a niej zajmują”<ref>''Ibidem'', s. 120.</ref>.<br>
{{tab}}Hegel zastanawiał się, w jakim klimacie rozgrywają się najważniejsze wydarzenia historii ludzkości. Pisał, iż istnieją strefy, które ze względu na swoje warunki naturalne są raz na zawsze wyłączone z rozwoju dziejowego, gdyż „siedzibą narodów historycznych nie może być ani strefa zimna, ani gorąca (…). W skrajnych strefach klimatycznych człowiek nie może rozwinąć swobody ruchów; mróz i upał to potęgi zbyt wielkie, by mogły pozwolić duchowi zbudować swój własny świat. Już Arystoteles mówił: człowiek zwraca się ku sprawom ogólnym i wyższym, gdy zaspokoił już swe najkonieczniejsze potrzeby. Ale w tych najskrajniejszych strefach brzemię najkonieczniejszych potrzeb nigdy nie może być usunięte: człowiek skazany jest na to, by całą swą uwagę poświęcać nieprzerwanie przyrodzie, palącym promieniom słońca i lodowatym mrozom. Właściwą widownią dziejów powszechnych jest przeto strefa umiarkowana, a zwłaszcza jej {{korekta|cześć|część}} północna, gdyż ziemia tworzy tu kontynenty i, jak mawiali Grecy, ma szeroką pierś”<ref>''Ibidem'', s. 121.</ref>.<br>
{{tab}}Hegel, podejmując analizę dziejów powszechnych, uznał, iż główną ich areną jest tzw. Stary Świat i swoje rozważania rozpoczął od analizy jego położenia geograficznego. Stary Świat i swoje rozważania rozpoczął od analizy jego położenia geograficznego. Stary Świat tworzą trzy kontynenty: Europa, Azja i Afryka, które pozostają ze sobą w istotnym związku i tworzą razem całość. Ich cechą szczególną jest to, iż są położone wokół jednego morza (Morze Śródziemnomorskie) i posiadają dzięki temu łatwą wzajemną komunikację. Hegel uważał, że rzeki i morza nie są to naturalne przeszkody, ale naturalne elementy łączące, a Morze Śródziemne było dla trzech części Starego Świata czynnikiem jednoczącym i ośrodkiem dziejów powszechnych<ref>''Ibidem'', s. 131.</ref>.<br>
{{tab}}Przechodząc do analizy geograficznych obiektów dziejów powszechnych, podzielił on wszystkie „historyczne kraje” na trzy podstawowe typy geograficzne: bezwodny kraj wyżynny z rozległymi stepami i płaskowyżami, nizinny obszar przejściowy, przecięty i nawodniony wielkimi rzekami, i pobrzeże, czyli tereny stykające się bezpośrednio z morzem<ref>''Ibidem'', s. 132.</ref>. Hegel dokonał analizy wszystkich trzech typów geograficznych i charakteru zamieszkujących je ludów. Z punktu widzenia geopolityki na szczególną uwagę zasługują heglowskie rozważania dotyczące charakteru ludów zamieszkujących pobrzeża. Hegel pisał, iż „morze daje nam wyobrażenie nieokreśloności, nieograniczoności i nieskończoności, a człowiek,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e23do3ugx06m6fcvnax3h1deq64y9t6
Strona:PL Herodot - Dzieje.djvu/374
100
1233882
3702109
2024-11-05T13:06:39Z
Dzakuza21
10310
/* Przepisana */
3702109
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{tab}}Ku zachodowi przecież od rzeki Triton następują po Auzach, już role uprawiający Libyowie i stałych mieszkań używający, którym na imie ''Maxyowie'', ci prawą stronę głowy zapuszczają włosem, lewą golą, a ciało czerwoną farbą napuszczają. Wydają się oni za potomków mężów z pod Troi. Kraj zaś ten jako i reszta Libyi ku zachodowi o wiele obfitsza jest w dzikie zwierzęta i więcej lasami porosła niż kraina koczujących Libyan. Owa bowiem część Libyi ku jutrzence położona, którą Nomadowie zaludniają, niska jest i piasczysta aż do rzeki Triton, kraina zaś od, tejże rzeki poczynająca się, owa rólniczych Libyów, górzysta, bardzo lesista i pełna zwierza dzikiego; albowiem i ''węże ogromnej wielkości'' i ''lwy'' w tych stronach się znachodzą, toż ''słonie, niedźwiedzie, aspisy'' (jadowite węże), ''osły rogate, cynocefaly'' (małpy z psiemi głowami), ''bezgłówce'' w piersiach mające oczy, jak przynajmniej Libyowie powiadają, dalej ''dzicy ludzie, dzikie niewiasty'' i inne niezliczone dzikie twory bajeczne. U koczowniczych nic z tego wszystkiego nie masz, ale natomiast inne takie zwierzęta, jak ''pygargi'' (rodzaj antilopy), ''dorkady'' (gazelle), ''bubale'' (także rodzaj afrykańskiego jelenia) i ''osły'', nie owe rogate ale inne dziwne jakieś (nie piją bowiem), tudzież ''orye'', z których rogów wyrabiają duże odwrotne podstawy do ''foeniki''<ref>Rodzaj ''lutni'' wynalazku ''foenickiego''.</ref> (wielkość tego zwierza dorównywa wołowi), ''bussarie'' (gatunek lisów), hyeny, ''hystrichy'' (świńki kolczate), ''kozły dzikie, diktysy, thosy'' (tygrysy?), panthery, ''borysy'' (rodzaj gazelli?), ''krokodyle lądowe'' trzyłokciowe, najpodobniejsze do jaszczurek, ''strusie'' i ''węże'' drobne każdy jednym rogiem opatrzony. Te tedy tamże znachodzą się dzikie zwierzęta, tudzież te które i gdzieindziej znajdują się, wyjąwszy ''jelenia'' i ''dzika''; jelenia bo i dzika w Libyi zgoła niemasz. Lecz ''myszy'' trojakie tam rodzaje są i jedne ''dwunożnemi'' zowią się, inne {{Roz|zegerie}}s (wyraz ten jest libyjski i znaczy w języku greckim „''pagórki''“), inne jeszcze ''echinees''. Legą się i łaski w roślinie ''silfion'', {{pp|tartesyj|skim}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m2xq6y1m9krf4s2yjpdl1nxxiexg9nu
Strona:PL Herodot - Dzieje.djvu/375
100
1233883
3702113
2024-11-05T13:13:58Z
Dzakuza21
10310
/* Przepisana */
3702113
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{pk|tartesyj|skim}} najpodobniejsze. Tyle gatunków zwierza posiada kraj koczujących Libyjczyków, ile jak najdalej zasięgając wiadomości wywiedzieć się zdołaliśmy.<br>
{{tab}}Po Maxyach Libyjskich następują ''Zauakowie'', którym niewiasty powodzą wozy na wojnie. Z tymi łączą się ''Gyzantowie'', u których dużo ''miodu'' wyrabiają pszczoły, lecz więcej daleko mają wyrabiać przemyślni ludzie. Ci wszyscy czerwoną farbą się napuszczają i karmią mięsem małp, których wielka liczba rodzi się w ich górach. U nich jak powiadają Karthagińczycy, leży wyspa której na imię ''Kyraunis'', długości dwóchset stadiów, lecz co do szerokości wąska, na którą z stałego lądu przechodzić można, pełna ''oliw'' i ''winogradów''. Toż jezioro ma się wśród niej znajdować, z którego dziewice krajowców piorami ptaków napuszczonemi smołą z błota ''piasek złoty wydobywają''. Czy to jest prawdą, nie wiem, i podaję tylko co opowiadają; lecz mogłoby i być zupełną prawdą, kiedy przecież i w ''Zakynthos'' sam widziałem z jeziora i z wody wydobywaną na wierzch ''smołę''. Jest tamże kilka jeziór, a największe z nich jest siedmdziesiąt stóp rozległe, głębokości dwóch sążni; w to jezioro spuszczają drąg u jego końca przywiązawszy myrtę, i zatém na téj myrcie wynoszą na wierzch smołę, mającą zapach ''asfaltu'', zresztą przedniejsza od pieryjskiéj smoły. Tę wlewają w dół wykopany blisko jeziora; następnie nagromadziwszy jej wiele, dopiero ją z tego dołu przelewają w amfory. Cokolwiek upadnie w jezioro idzie pod ziemię i pokazuje się znowu w morzu, to zaś oddalone jest na cztery staja od jeziora. Tak więc i to co o owej wyspie przy Libyi leżącej dochodzi nas podobne jest do prawdy.<br>
{{tab}}Opowiadają atoli i to Karthagińczycy, że jest w Libyi okolica i ludzie zewnątrz słupów Heraklesowych mieszkający, do których skoro przybędą i wyłożą im (z naw) towary, umieściwszy je rzędem na wybrzeżu morskiém, następnie wstąpiwszy znów w łodzie dym wzniecają. Krajowcy zaś zobaczywszy ten dym przybiegają do morza i zatém za towary złoto składają i oddalają się daleko od towarów<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i277mnr74jd7chknt1avl41i25c8rau
Strona:Wprowadzenie do geopolityki.pdf/150
100
1233884
3702114
2024-11-05T13:17:25Z
Fluokid
21907
/* Przepisana */ —
3702114
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fluokid" /></noinclude>gdy oswoi się z nieskończonością, gotów jest ważyć się na przekroczenie szranków ograniczoności. Morze zachęca człowieka nie tylko do zdobyczy i rabunku, ale także do szukania zysków i zarobków”<ref>''Ibidem'', s. 135.</ref>.<br>
{{tab}}Swoimi koncepcjami filozofii dziejów Hegel przygotował podłoże intelektualne dla takich późniejszych niemieckich geopolityków, jak Rudolf Kjellen, Fryderyk Ratzel czy też Karl Haushofer. Jego idea o celowości ludzkich dziejów wpłynęła na prace takich współczesnych myślicieli, jak Alfred Toynbee czy też Francis Fukuyama.<br>
{{tab}}Wśród zwolenników przepisywania czynnikom geograficznym wiodącego wpływu na życie człowieka był też angielski uczony '''Henry Thomas Buckle''' (1821-1862). Najsłynniejszą jego pracą stała się ''Historia cywilizacji w Anglii'', która została opublikowana w dwóch tomach w 1857 i 1861 r. Książka ta była jedynie fragmentem pracy, którą angielski uczony miał zamiar napisać o historii światowej cywilizacji. Buckle, pisząc o historii cywilizacji w Anglii, chciał ją porównać z Niemcami, Francją, Hiszpanią, Szkocją i na tej podstawie wyprowadzić ogólne zasady, rządzące rozwojem ludzkości.<br>
{{tab}}Z punktu widzenia geopolityki interesujące były rozważania Buckle'a dotyczące roli środowiska geograficznego. Był on przekonany, iż cała historia może zostać opisana poprzez wzajemnie zdeterminowane interakcje pomiędzy środowiskiem geograficznym a człowiekiem, między ludzkim umysłem a środowiskiem zewnętrznym. Dlatego też nie można zrozumieć historii dziejów ludzkości bez znajomości nauk przyrodniczych. Buckle uważał, iż natura wywiera wpływ na człowieka za pomocą czterech elementów: klimatu, żywności, ziemi i generalnych praw natury. Od tych czynników zależy materialne położenie człowieka. U narodów mniej cywilizowanych ich „bogactwo” w dużej mierze zależy wyłącznie od środowiska naturalnego, natomiast u narodów stojących na wyższym poziomie rozwoju cywilizacyjnego w większym stopniu zależy od racjonalnej i celowej działalności człowieka. Buckle uważał, iż przewaga Europy nad resztą świata wynika z faktu, iż dzięki rozwojowi nauki i racjonalnemu działaniu nastąpiła dominacja umysłu nad naturą, co umożliwiło Europejczykom dynamiczny rozwój i przełamanie ograniczeń narzucanych przez naturę. Buckle, zwłaszcza odnośnie do wczesnych faz ewolucji społecznej, jednostronnie uwydatnił w swojej pracy wpływ środowiska przyrodniczego, skłaniając się ku skrajnemu determinizmowi środowiskowemu. Na charakter i treść jego ''Historii cywilizacji w Anglii'' mocno wpłynął determinizm geograficzny.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pkp5n0xcnyf66c1tf9p8qlk7hk1t22o
Strona:PL Herodot - Dzieje.djvu/376
100
1233885
3702117
2024-11-05T13:30:01Z
Dzakuza21
10310
/* Przepisana */
3702117
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>Tedy Karthagińczycy znów wychodzą z naw i oglądają, a jeżeli im się wyda złoto wyrównywające wartości towarów, zabrawszy je oddalają się, jeżeli zaś nie wartającém style, wstąpiwszy w łodzie z powrotem tamże pozostają, krajowcy zaś na nowo przybliżywszy się inne złoto do pierwszego przykładają, aż ich przekonają że dosyć mają. Nie pokrzywdzają się przecież wzajemnie; ani bowiem sami (Karthagińczycy) prędzej tkną się złota dopóki im ono nie zrówna się Je z ceną towarów, ani téż tamci dotkną się towarów pierwéj aż oni złoto zabiorą.<br>
{{tab}}Owoż ci to są Libyjczykowie których z nazwiska wymienić potrafimy; i z tych większa część o króla Medów ani teraz ani wtenczas cale się nie troskała. Tyle jeszcze o téj krainie powiedzieć mogę, iże cztery ludy zamieszkują onęż a nie więcej nad tyle, o ile nam wiadomo, i z tych ludów dwa są ''tubylcami'' dwa zaś nie, to jest ''Libyjczykowie'' i ''Aethiopowie'' są tubylcami, jedni ku północy drudzy na południe Libyi mieszkający. ''Foenicyanie'' zaś i ''Grecy'' są przybyłymi zkąd inąd. Zdaje mi się nadto co do przymiotów ziemi cale nie być tyle ''pożądana'' Libya ażeby czy to z Azyą czy to z Europą porównywaną być mogła, wyjąwszy jednę ''Kinyps''; to samo bowiem nazwisko nosi kraj ten co rzeka. Ten zaś równa się najlepszym ziemiom co do wydawania owocu Demetry i reszcie Libyi całkiem jest niepodobny. Jest on czarnoziemy i zraszany mnogiemi źródłami, ni on troszcze się o skwary, ni téż zbyt obfitego deszczu napiwszy się ni szczeje, paduje bowiem w tych stronach Libyi. Płodów ziemnych ten sam jest tutaj stosunek co w krainie babylonskiej. Dobrą jest także okolica, którą Euesperidzi zamieszkują, stokrotne bowiem płody wydaje, skoro najokwitsze żniwo nadarzy, ziemia zaś w Kinypie ''trzystokrotne''. Kraina Kyrenejska, będąca najwyższą częścią z tej okolicy Libyi którą koczownicy zasiedlają, trzy pory zawiera w sobie godne podziwienia. Najprzód bowiem szlak ponadmorski ''nabrzmiewa owocami do sprzętu i do winobrania''; następnie gdy te płody zebrane zostały okolice ponad morskiemi w środku<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qwmwkq6pmq7ks3em4f97i7e3z3qkugz
Strona:PL Herodot - Dzieje.djvu/377
100
1233886
3702119
2024-11-05T13:32:56Z
Dzakuza21
10310
/* Przepisana */
3702119
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>leżące przedstawiają żniwo dojrzałe, a te to są które ''pagórkami'' zowią. Nareszcie te owoce środkowe zebrano, kiedy żniwo w najwyższej stronie téj krainy dojrzewa i brzmieje dojściem do pory. Tak więc gdy pierwsze zbiory wypito i spożyto, nastręczają się wraz ostatnie; i tym sposobem przez ośm miesięcy trwa u Kyrynejczyków zgromadzanie owoców. Wszakże o tém tyle niech powiedzianém będzie.<br>
{{tab}}Tymczasem mściciele Feretimy Perscy skoro z Aegyptu wyprawieni przez Aryandesa przybyli do Barki, oblegli miasto ogłosiwszy ażeby im wydano sprawców zabójstwa Arkesilasa. Lecz mieszczanie mający w niém wszyscy udział nie przyjęli tych warunków. Zatém Persowie oblegali Barkę przez dziewięć miesięcy, kopiąc rowy podziemne prowadzące pod mury, tudzież mocne szturmy do nich przypuszczając. Owoż rowy owe podziemne kotlarz jeden odkrył miedzianą tarczą, na taki pomysł wpadłszy. Obnosząc tarcz po mieście wewnątrz murów, przytykał ją do gruntu miasta, tutaj inne miejsca do których tarcz przykładał głuche były, lecz tam gdzie podziemne były ganki miedź tarczy zabrzmiała. A więc tutaj naprzeciw się podkopując Barkejczykowie zabijali mnóstwo Persów ryjących się pod ziemię. To tedy tak odkrytém zostało, tymczasem szturmy odbijali Barkejczykowie. Kiedy więc długi czas uchodził i z obóch strón wielu padało, a nie mniejsza liczba Persów jak Barkiejczyków, Amazis dowódzca pieszego wojska taki środek wymyśla. Zobaczywszy że przemocą nie można przemódz Barkejczyków, lecz że można ich przemódz podstępem, czyni co następuje. Nocą rów wykopawszy szeroki rozpostarł słabe drzewa ponad nim, górą zaś z wierzchu tych drzew nasypał ziemi, robiąc powierzchnią tę równą innéj ziemi. Jak tyko zaś rozdniało zawezwał do rozmowy Barkejczyków, którzy z radością przystawili się, aż nareszcie stanęła pomiędzy nimi ugoda. Tę zaś ugodę pod temi zawarli warunkami, że zabiwszy ofiarne bydlęta na cześć przymierza ponad owym ukrytym rowem, dopóki ta ziemia tak pozostanie, dochowywać<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dca1aw6zrcj70ikmi09xs2j18z518np
Strona:PL Herodot - Dzieje.djvu/378
100
1233887
3702122
2024-11-05T13:41:56Z
Dzakuza21
10310
/* Przepisana */
3702122
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>będą zobopólnych przysiąg, i że Barkejczykowie zapłacą winną karę królowi. Persowie żadnych innych wznowień naprzeciw Barkejczykom nie pozwolą sobie. Lecz po zawarciu tego przymierza Barkejczykowie zawierzywszy przysięgom wyszli z miasta i dozwalali każdemu z nieprzyjaciół co zapragnie tego przybywać do muru, wszystkie bramy rozstworzywszy; Persowie zaś złamawszy most ukryty pobiegli w środek murów. Złamali zaś z tego powodu most który byli zrobili, ażeby dotrzymać zobowiązań gdy wspólnie z Barkejczykami ustanowili, iż tak długo trwać będzie przymierze, jak długo owa ziemia pozostanie w tém miejscu w którem była, gdy je zawierali; po zburzeniu mostu przymierze dla nich już nie istniało. Zatem najwinniejszych z pomiędzy Barkejczyków Feretima, gdy jej przez Persów wydani zostali, na pale powbijać kazała na około muru, niewiastom zaś piersi wyrznąwszy, temiż również obznaczyła obwód miasta; resztę Barkejczyków na łup oddała Persom, wyjąwszy tych którzy byli ''Battiadami'' pomiędzy nimi i którzy byli niewinnymi zabójstwa męża; tych pozostawiła w mieście Feretima.<br>
{{tab}}Resztę więc Barkejczyków ujarzmiwszy Persowie powracali do domu; lecz gdy przybliżyli się do miasta Kyrenejczyków, Kyrenejczykowie wywięzując się z jakiegoś zobowiązania wyroczni przepuścili ich przez środek grodu. Gdy więc przechodziło wojsko ''Bares'' dowódzca morskiego żołnierza nakazywał brać miasto, lecz ''Amazis'' naczelnik pieszych szyków opierał się temu, powiadając że tylko naprzeciwko Barke wysłani zostali, aż i przebyli mury i zatrzymawszy się przy pagórku ''Zeusa Lykajskiego'' żałowali że nie posiedli Kyreny. Pokusili się zatem powtórnie dostać się do niego, ale Kyrenejczykowie nie przeoczyli tego. Wtém na Persów chociaż nikt nie walczył, padł strach, i spiesznie naprzód odbiegłszy na jakie sześćdziesiąt stadiów tam dopiero zatrzymali się. Kiedy tutaj osadził się obóz przybył od Aryandesa poseł wzywający ich do powrotu. Persowie zatém zażądawszy od Kyrenejczyków żywności na pochód otrzymali takową, i zabrawszy onęż oddalili się do Aegyptu. Ale {{pp|od|tąd}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
liuvwin38zn9sydtpcosl0pp0oywyfi
Strona:PL Herodot - Dzieje.djvu/379
100
1233888
3702124
2024-11-05T13:43:53Z
Dzakuza21
10310
/* Przepisana */
3702124
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{pk|od|tąd}} gdy wkroczyli w kraj Libyjczyków, ci dla szat pięknych i rynsztunku pozostających za obozem i wlokących się za nim napadając mordowali, aż przecież dostali się do Aegyptu.<br>
{{tab}}To wojsko Perskie jak najdalej w Libyą zapuściło się aż do Euesperidów. Barkejczyków zaś których niewolnikami porobili, tych powlekli z ojczyzny do króla, król zaś Dariusz dał im w Baktryjskiéj krainie wieś do zamieszkania.= A oni téj wsi nadali przezwę Barke, która to wieś jeszcze do moich czasów była zamieszkaną w ziemi Baktryjskiéj.<br>
{{tab}}Ale i Feretima nie zakończyła pomyślnie żywota. Jak tylko bowiem pomściwszy się na Barkejczykach powróciła do Aegyptu, sromotnego końca doczekała się: to jest żywcem przez z ciała jej wylęgłe robactwo stoczoną została. Tak to owo zbyt gwałtowne pomsty ludzi nienawistnemi stają się u bogów. Owoż Feretima, żona Battosa, taką i tak srogą pomstę wzięła na Barkejczykach.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qqyv7qg7l742h0i0ybnv0hfqe5sy55n
Strona:Wprowadzenie do geopolityki.pdf/151
100
1233889
3702126
2024-11-05T13:48:48Z
Fluokid
21907
/* Przepisana */ —
3702126
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fluokid" /></noinclude>{{tab}}Wśród osób, które wywarły wpływ na intelektualny rozwój geopolityki, należy wymienić jeszcze niemieckiego geografa '''Karla Rittera''' (1779-1859). Urodzony w Quedlinburgu w Prusach niemiecki uczony uważany jest za jednego z twórców nowożytnej geografii. W młodości Ritter wiele podróżował po Europie i starał się poznać klimat, zaludnienie, historię i politykę krajów europejskich. Po ukończeniu Uniwersytetu w Halle Ritter zajął się pracą naukową, a jego pierwsza praca nosiła tytuł ''Europa i jej geograficzno-historyczna i statystyczna mapa'', której dwa tomy ukazały się w latach 1804-1807. Już wtedy Ritter, przygotowując się do pracy naukowej poświęconej problemom geografii, podkreślał wagę naturalnych geograficznych czynników, gdyż uważał, iż położenie ma rozstrzygający wpływ na takie elementy życia człowieka, jak gospodarka (zdobycie produktów natury, ich przetworzenie i rozprzestrzenienie), psychologia (samopoczucie człowieka), a także polityka (jednoczenie się ludzi w narody i państwa oraz przyśpieszenie, względnie spowolnienie, ich fizycznej, intelektualnej i moralnej kultury).<br>
{{tab}}Mając przygotowane podstawy metodologiczne, Ritter przystąpił do prac nad swoim głównym dziełem, noszącym tytuł ''Geografia w jej związkach z naturą i historią'', w którym, jak sam pisał, chciał wytworzyć u czytelnika wyobrażenie o kraju, o jego naturalnych i sztucznych tworach, o świecie człowieka i przyrody i przedstawić to wszystko jako całość wzajemnie od siebie zależną, gdyż Ziemia i jej mieszkańcy znajdują się w związku i jedno nie może być wszechstronnie zrozumiane bez drugiego<ref>Por. S. Nowakowski, ''Geografia jako nauka i dzieje odkryć geograficznych'', Warszawa b.r.w., s. 10.</ref>. Praca ta ukazała się w dwóch tomach w latach 1817-1818; została ona bardzo dobrze przyjęta w Niemczech, dzięki czemu Ritter stał się członkiem Pruskiej Akademii Nauk, a także profesorem Uniwersytetu Berlińskiego. Ritter nawiązał współpracę z Aleksandrem von Humboldtem, wraz z którym został założycielem Berlińskiego Towarzystwa Ziemioznawstwa. W Berlinie Ritter rozpoczął pracę nad przeredagowaniem i rozszerzeniem swoich dotychczasowych prac, które miały zostać ujęte w monumentalne dzieło pt. ''wielka geografia regionalna''. Zmarł w 1859 r., nie ukończywszy swojej pracy.<br>
{{tab}}W swych książkach Ritter podkreślał, iż ziemia oddziałuje na człowieka, a człowiek na nią. Uważał, iż występuje zależność rozwoju ludzkości od naturalnych warunków zamieszkałego przez nią kraju, a w rozwoju społecznym obok elementów przypadkowych, spowodowanych przez działanie człowieka, występuje także element stały, konieczny, wnoszony przez środowisko geograficzne. Polski geograf Stanisław Nowakowski pisał, iż szczególnie ważne z naukowego punktu widzenia było podkreślenie, iż ziemia wpływa na człowieka, a człowiek<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4o54v5nqh8j17fyha0bz28df1hvcnt9
Strona:PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu/291
100
1233890
3702147
2024-11-05T15:57:19Z
Wrześniowy
37804
/* Przepisana */ —
3702147
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wrześniowy" />{{c|287{{---|przed=-.3em|po=2em}}}}</noinclude>podobnych rzeczy, i nad przyrodzenie, a cóżby się tak łacniuczkiej, gdyby chcieli, na uczyć nie mieli? Bo trudniejszać jest rzecz po powroziech latać, pod wodami chodzić, zatonięte rzeczy wynosić, nad przyrodzenie skakać, kuglować, albo drwom kazać nadobnie piskać, a cóżby się tak snadnej rzeczy, od gniewu się powściągnąć, albo też drugim do niego przyczyny nie dać, nauczyć się nie mieli? Bo tu wielkiej trudności ani wielkiego kłopotu nie trzeba, tylko wziąwszy przed się bojaźń bożą, wstyd poczciwy przed oczy, złą sławę, trudność karania, każdyby snadnie to w sobie i na gończem wędzidłku wszystko pokarać i postanowić mógł.<br>
{{tab}}A jeśliby też dobrze już ani wstydem, ani bojaźnią bożą kto się uhamować nie mógł, tedy to wżdy i naprostszy uczyni, iż rozeznawszy co lepszego a co gorszego, iż wżdy przy lepszem zostanie. Izaż nie lepszy pokój niżli kłopot? Izaż nie lepsza dobra sława niżli zła? Izaż nie lepsza piękna a poczciwa biesiada niżli wszeteczna, sromotna, a wstydliwa? Izaż nie lepszy cnotliwy a spokojny żywot, niżli warchotny, niespokojny a zewsząd zatrudniony? Izaż nie lepsza sprawiedliwość niż krzywda? za którą i tu na ziemi i na niebie już pewna pomsta żadnego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a81vl74nyehyrayysbz53krc9qgl24e
Strona:PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu/292
100
1233891
3702173
2024-11-05T16:36:16Z
Wrześniowy
37804
/* Przepisana */ —
3702173
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wrześniowy" />{{c|288{{---|przed=-.3em|po=2em}}}}</noinclude>nie minie. Ale iż nasze przyrodzenie jest tak zgwałcone, iż się zawżdy rychlej ku gorszemu niżli ku lepszemu ciągnie, nielża jedno agarykiem dębowym co trzy łata rósł, a korrozywą żelazną, co na szyi albo na nogach brząka, pohamować go musi. A to może być nie z gniewu, ale z życzliwości, aby potem na co inszego gorszego nie przyszedł.<br>
{{f|align=justify|lewy=auto|prawy=auto|last=center|style=max-width:85%;font-style: italic;|przed=1.3em|Wada, iż człowiek podobieństwu wiele wierzy.}}
{{tab}}A wszakoż i to też nas czasem niemało unosi do niepewnych rzeczy, iż się przyrodzenie nasze wiele podobieństwy sprawuje. Jeden gdy kto czapki nie zejmie, chociaj się nie baczy, wnet mniemamy aby to z gniewu uczynił. Czasem też między inszymi przywitać zapomni, a iż się w tem nie obaczy. Też więc powiedamy: cóż, albo się na mię gniewa? Towarzyszów prosi na obiad, a drugiego zapomni, też mniema aby się nań ocz gniewał. Drugi też gdy przykro na kogo weźrzy, chociajby rad cudniej, ale nie umie, tedy się też drugiemu będzie zdało aby to z gniewu uczynił. A co tego zasię bywa z omylnych ludzkich powieści, toby już temu i końca nie było. Bo to sobie mają pletliwi ludzie za przysługę, iż co na kogo chociaj<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6kejuxj6jyiae0kawvc3wg6vhofweh8
Strona:PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu/293
100
1233892
3702184
2024-11-05T16:49:59Z
Wrześniowy
37804
korekta bwd
3702184
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wrześniowy" />{{c|289{{---|przed=-.3em|po=2em}}}}</noinclude>nieprawda wymyślą a powiedzą. Pięknie to Aleksander uczynił, gdy mu matka pisała, aby się strzegł Filipa doktora. Ten doktorowi list ukazał, a nic się na to nie rozmyślając, bezpiecznie od niego wszytki recepta bierał. I by też był miał wolą co złego uczynić, pewnie się tamże zarazem ze wszystkiego pohamował.<br>
{{tab}}A tak ma być uważan gniew, aby nie leda z przyczyny był poruszon, gdyż wiele przyczyn jest i omylnych i niepewnych na święcie. Albowiem znajdziesz {{Korekta|drngiego|drugiego}} co się i na nieme rzeczy i na Boga gniewać będzie. Utknie się pod nim koń, to już bije, tłucze, jakoby to niebożątko chcąc uczynił. Da mu gałąź w gębę, to już łaje, przeklina, a gałąź co krzywa? on sobie krzyw iż jej nie obaczył. Uderzy się o kamień w nogę, kamieniowi łaje, a co kamień krzyw? a czemuś go nie przestąpił? Więc będzie łajał gradowi, dżdżowi, śniegowi, błotu kiedy się upłuska, a co deszcz albo błoto krzywo? a czemuś się nie podkasał? A owszem jeszcze barziej słudze choć mu nic nie będzie krzyw, jeśli przykro kaszle, spiąc chrapi, albo mu słoną potrawę przyniesie, albo umywając się iż sobie w rękaw wody naleje, a cóż sługa krzyw? Onciby tego wszystkiego nie rad<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t3lwajene08v1swytlqu14jygblo1bb
3702214
3702184
2024-11-05T17:38:02Z
46.113.0.47
3702214
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wrześniowy" />{{c|289{{---|przed=-.3em|po=2em}}}}</noinclude>nieprawda wymyślą a powiedzą. Pięknie to Aleksander uczynił, gdy mu matka pisała, aby się strzegł Filipa doktora. Ten doktorowi list ukazał, a nic się na to nie rozmyślając, bezpiecznie od niego wszytki recepta bierał. I by też był miał wolą co złego uczynić, pewnie się tamże zarazem ze wszystkiego pohamował.<br>
{{tab}}A tak ma być uważan gniew, aby nie leda z przyczyny był poruszon, gdyż wiele przyczyn jest i omylnych i niepewnych na świecie. Albowiem znajdziesz {{Korekta|drngiego|drugiego}} co się i na nieme rzeczy i na Boga gniewać będzie. Utknie się pod nim koń, to już bije, tłucze, jakoby to niebożątko chcąc uczynił. Da mu gałąź w gębę, to już łaje, przeklina, a gałąź co krzywa? on sobie krzyw iż jej nie obaczył. Uderzy się o kamień w nogę, kamieniowi łaje, a co kamień krzyw? a czemuś go nie przestąpił? Więc będzie łajał gradowi, dżdżowi, śniegowi, błotu kiedy się upłuska, a co deszcz albo błoto krzywo? a czemuś się nie podkasał? A owszem jeszcze barziej słudze choć mu nic nie będzie krzyw, jeśli przykro kaszle, spiąc chrapi, albo mu słoną potrawę przyniesie, albo umywając się iż sobie w rękaw wody naleje, a cóż sługa krzyw? Onciby tego wszystkiego nie rad<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dnsr8v95pmpa3km3m7mjqvz2sd3cw8o
3702216
3702214
2024-11-05T17:39:32Z
46.113.0.47
3702216
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wrześniowy" />{{c|289{{---|przed=-.3em|po=2em}}}}</noinclude>nieprawda wymyślą a powiedzą. Pięknie to Aleksander uczynił, gdy mu matka pisała, aby się strzegł Filipa doktora. Ten doktorowi list ukazał, a nic się na to nie rozmyślając, bezpiecznie od niego wszytki recepta bierał. I by też był miał wolą co złego uczynić, pewnie się tamże zarazem ze wszystkiego pohamował.<br>
{{tab}}A tak ma być uważan gniew, aby nie leda z przyczyny był poruszon, gdyż wiele przyczyn jest i omylnych i niepewnych na świecie. Albowiem znajdziesz {{Korekta|drngiego|drugiego}} co się i na nieme rzeczy i na Boga gniewać będzie. Utknie się pod nim koń, to już bije, tłucze, jakoby to niebożątko chcąc uczynił. Da mu gałąź w gębę, to już łaje, przeklina, a gałąź co krzywa? on sobie krzyw iż jej nie obaczył. Uderzy się o kamień w nogę, kamieniowi łaje, a co kamień krzyw? a czemuś go nie przestąpił? Więc będzie łajał gradowi, dżdżowi, śniegowi, błotu kiedy się upluska, a co deszcz albo błoto krzywo? a czemuś się nie podkasał? A owszem jeszcze barziej słudze choć mu nic nie będzie krzyw, jeśli przykro kaszle, spiąc chrapi, albo mu słoną potrawę przyniesie, albo umywając się iż sobie w rękaw wody naleje, a cóż sługa krzyw? Onciby tego wszystkiego nie rad<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
55ku9qb2gq4j5ghl5fuf4jvm2xi44dr
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/571
100
1233893
3702228
2024-11-05T18:06:19Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702228
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s571g"/>{{c|'''BALET LUNATYCZNY.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
...Pokój łuną błękitną miesięczną zalany...
W sennym, srebrnym opylę gwiazd lśniące klejnoty...
Księżycowych rusałek powiewny rój złoty
Igra, tańcząc po tafli posadzki lustrzanej...
Zalśnił sezam tajemny błękitnej snów groty..
Lśni tęczowe marzenie szronowej Goplany...
Lśniące złote widziadła w pajęcze mkną tany...
Płoną baśni miesięcznej błękitne namioty...
W kolorowych brylantów, gwiazd lśniącym orszaku,
Pląsa sennie po taflach zwierciadeł-płyt laku
Cicha, lekka, puchowa Goplana błyszcząca...
Elfy złoto przeźrocze, jak w sennym majaku...
W szkle posadzki złocista kolumna miesiąca...
Wizya groty błękitnej, jak cudny sen, lśniąca...
</poem><br><br><section end="s571g"/>
<section begin="s571d"/>{{c|'''Z TATR.'''|w=110%}}
{{c|(Dolina Kościeliska).|w=90%|po=1em}}
<poem>
...Po głazów mchu
: Pluszowym, rdzawym
:: Dunajec spieniony
Malsztromem ciemnym, srebrnawym.</poem><section end="s571d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ggav6lscn8lv88u9p3ctk7nh70a7sdd
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/572
100
1233894
3702237
2024-11-05T18:11:16Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702237
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>: W którego szumie słychać złote dzwony,
:: W cieniu lesistych, prostopadłych skał.
::: Jak wściekły smok się przewala.
Jak grzywa Gorgony,
: Jakby rozszarpać Tatr granity chciał.
:: Skalistej, ciemnej, spienionej krwi fala!...
Srebrzystym kłem
: Smok gryzie głazy,
:: Od wieków omszałe...
Jak sen, za przesłoną gazy
: Błękitnej, Tatry głoszą słońca chwałę,
:: Co nad ciemnymi ich garbami lśni.
::: Jak złota Boga pochodnia.
Jak sny stężałe
: Pną się po skałach ciemnych borów mchy,
:: Baśniowe czary odprawiając co dnia!...
: Najświętsza z naw
:: Boskiej katedry
::: Tatrzańskiej przyrody!...
Jak szumne, wyniosłe cedry
: Na stok Libanu, wchodzi szczęsny, młody
:: Na szare ściany smreków ciemny bór,
::: Na chwałę Bogu szumiący...
Jak Tatr rapsody.
: Fale Dunajca sennie szumią wtór,
:: W pysznej zachodu fanfarze gasnącej!...
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0mlsst5optkddag3v04y2a45dtkym6h
3702238
3702237
2024-11-05T18:11:44Z
Wieralee
6253
drobne redakcyjne
3702238
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>: W którego szumie słychać złote dzwony,
:: W cieniu lesistych, prostopadłych skał.
::: Jak wściekły smok się przewala.
Jak grzywa Gorgony,
: Jakby rozszarpać Tatr granity chciał.
:: Skalistej, ciemnej, spienionej krwi fala!...
Srebrzystym kłem
: Smok gryzie głazy,
:: Od wieków omszałe...
Jak sen, za przesłoną gazy
: Błękitnej, Tatry głoszą słońca chwałę,
:: Co nad ciemnymi ich garbami lśni.
::: Jak złota Boga pochodnia.
Jak sny stężałe
: Pną się po skałach ciemnych borów mchy,
:: Baśniowe czary odprawiając co dnia!...
Najświętsza z naw
: Boskiej katedry
:: Tatrzańskiej przyrody!...
Jak szumne, wyniosłe cedry
: Na stok Libanu, wchodzi szczęsny, młody
:: Na szare ściany smreków ciemny bór,
::: Na chwałę Bogu szumiący...
Jak Tatr rapsody.
: Fale Dunajca sennie szumią wtór,
:: W pysznej zachodu fanfarze gasnącej!...
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bnollu02rr24cyq8erz5yu8by03l9wp
3702239
3702238
2024-11-05T18:12:02Z
Wieralee
6253
int.
3702239
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>: W którego szumie słychać złote dzwony,
:: W cieniu lesistych, prostopadłych skał.
::: Jak wściekły smok się przewala.
Jak grzywa Gorgony,
: Jakby rozszarpać Tatr granity chciał.
:: Skalistej, ciemnej, spienionej krwi fala!...
Srebrzystym kłem
: Smok gryzie głazy,
:: Od wieków omszałe...
Jak sen, za przesłoną gazy
: Błękitnej, Tatry głoszą słońca chwałę,
:: Co nad ciemnymi ich garbami lśni.
::: Jak złota Boga pochodnia.
Jak sny stężałe
: Pną się po skałach ciemnych borów mchy,
:: Baśniowe czary odprawiając co dnia!...
Najświętsza z naw
: Boskiej katedry
:: Tatrzańskiej przyrody!...
Jak szumne, wyniosłe cedry
: Na stok Libanu, wchodzi szczęsny, młody
:: Na szare ściany smreków ciemny bór,
::: Na chwałę Bogu szumiący...
Jak Tatr rapsody,
: Fale Dunajca sennie szumią wtór,
:: W pysznej zachodu fanfarze gasnącej!...
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f3aniigkialjwj9xrfl2htw2uyz64ps
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/573
100
1233895
3702241
2024-11-05T18:14:23Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702241
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s573g"/><poem>Pod ziemią tu
: Śpiący rycerze,
:: Huf złoty, kamienny.
Smętni, tragiczni Walgierze,
: Śród krwawej męki duchowej Gehenny,
:: Pod Tatr grobowcem, jak Iwy śpiące, śnią,
::: Do skał zaklęciem przykute...
I w gwarze sennej,
: Szumy Dunajca płaczą krwawą łzą,
:: Rwąc się do boju na śmierć, na redutę!...
</poem><br><br><section end="s573g"/>
<section begin="s573d"/>{{c|'''ANIOŁ PAŃSKI.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
...Popłynął dzwon
: Z kamiennej wieży
Tatr czarnych, ton.
::: Szloch, pełen tęsknoty...
: Przez wyłom reglowych wieży,
:: W zorzy zachodu popłynął pył złoty
::: Hen! na rozłogi naszych zbożnych pól.
:::: Gdzie ciche grusze drzemią...
: Na łono Macierzy
:: Wyszlochać wielki, przedwiekowy ból...
::: Popłynął nad tą mogił, krzyżów ziemią.
Metalu łzy
: Roni w Tatr ciszę...</poem><section end="s573d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7g2wz2114oywde46265e1emdc9cgklu
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/574
100
1233896
3702244
2024-11-05T18:17:36Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702244
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>Pył złoty mży
:: Ponad regle czarne...
: Pierś ziemi ulga kołysze...
:: Hen! pod gwiazdami śnią Tatry mocarne...
::: Szeherezada — w mgły spowita noc
:::: Baśnie im opowiada.
: Nawiewa haszysze,
::: Usypia czarem ich olbrzymią moc...
:::: Wschodnia, baśniowa noc... Szeherezada.
Śpi w łonie Tatr
: Siła Samsona.
Jak halny wiatr.
:: Co, jak tur, się zrywa,
: By regli rozwichrzyć łona.
:: Aż mu liściasta rozwiewa się grzywa,
::: I pędzi z rykiem stu powietrznych trąb,
:::: Smrekowe łamiąc bory,
Dopóki nie skona,
::: Znowu zapadłszy w Tatr sezamu głąb,
:::: Jak zapadają pod ziemię upiory..
O, zbudź się, zbudź,
: Czarnych Tatr mocy!...
: Nam Przyszłość kuć,
:: Niby w ogniu złoto,</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pl1y7s64uti7oir277zo2hxi0xjp71r
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/575
100
1233897
3702245
2024-11-05T18:20:10Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702245
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s575g"/><poem>Jaką wieszczyli prorocy,
: Jaką przeczuli dusz wielkich tęsknotą,
:: Natchnionym wzrokiem patrząc w czasów dal,
::: Rzesz ludzkich ćmę nieznaną
W doli sierocej
:: Daj siłę ducha, daj nam czynów stal,
::: Byśmy ujrzeli słonecznych dni rano.
</poem><br><br><section end="s575g"/>
<section begin="s575d"/>{{c|'''BALLADA O MADEJU MROZIE.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Hej, Madej Mróz
Rozżarł się srodze!
Narządził wóz
Z żelaza-lodu.
Wsiadł nań i mroźnym wichrom puścił wodze!..
Runął na ziemię, na biedę narodu,
Okrutny, luty, bezlitosny zbój,
W żelazne uchwycił kleszcze,
Co mu na drodze
Stało, i ziemię pchnął na ruję ruj,
W lodowej śmierci uściski złowieszcze!...
Upiory drzew
Zlodniałe ściska,
Aż biała krew
Szadzi z nich sypie!...
Tatry, jak siwe, olbrzymie wiedźmiska,</poem><section end="s575d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7ofle7nyu1wcpt50aytqi611mo6uu69
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/576
100
1233898
3702246
2024-11-05T18:21:46Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702246
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>Co się upiły na Giewontu stypie
I skamieniały, wiodąc dziki tan,
Pod grubą lodu skorupą,
Pod Madeiska
Lodową pięścią siną, wpadły w stan
Głuchy letargu i zastygły kupą!...
Hej! skostniał bór,
Biały, widmowy!...
Jak piekieł mur
Posępny, sterczy...
Lodowe szkarpy twierdzy Madejowej
Owiewa śmierci dech z lodowatych gróz,
Lodowy podmuch Wieczności,
Oddech Jehowy,
Co w bladem słońcu zimowem się niósł
Białą mgłą mrozu, co przenika kości!...
Jak ktoś, co śni,
Mróz-Madej luty
Swą paszczę z krwi
Skrzepłej ociera,
Oślizgłe, lodne, ołowiane knuty,
I pyskiem sinym śmieje się, cholera,
Ten mściwy, dziki, bezlitosny zbój,
Co biedny naród wytraca,
Lodem okuty,
Wstrząsany śmiechem tłucze kadłub swój
Pięściami z lodu. Mrozu siny Baca!...
</poem><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9eb1d08h87gc5yfwdqu8f20jn0m2the
3702256
3702246
2024-11-05T18:31:32Z
Wieralee
6253
drobne redakcyjne
3702256
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>Co się upiły na Giewontu stypie
I skamieniały, wiodąc dziki tan,
Pod grubą lodu skorupą,
Pod Madeiska
Lodową pięścią siną, wpadły w stan
Głuchy letargu i zastygły kupą!...
Hej! skostniał bór,
Biały, widmowy!...
Jak piekieł mur
Posępny, sterczy...
Lodowe szkarpy twierdzy Madejowej
Owiewa śmierci dech z lodowatych gróz,
Lodowy podmuch Wieczności,
Oddech Jehowy,
Co w bladem słońcu zimowem się niósł
Białą mgłą mrozu, co przenika kości!...
Jak ktoś, co śni,
Mróz-Madej luty
Swą paszczę z krwi
Skrzepłej ociera,
Oślizgłe, lodne, ołowiane knuty,
I pyskiem sinym śmieje się, cholera,
Ten mściwy, dziki, bezlitosny zbój,
Co biedny naród wytraca,
Lodem okuty,
Wstrząsany śmiechem tłucze kadłub swój
Pięściami z lodu. Mrozu siny Baca!...
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i6b7xynwdrgysan8hszizpf5423fp6f
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/577
100
1233899
3702248
2024-11-05T18:24:31Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702248
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="tyt"/>{{c|KAZIMIERZ WOYCZYŃSKI.|w=140%|po=3em}}
<section end="tyt"/>
<section begin="s577d"/>{{c|'''MAM WIARĘ.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Mam wiarę, mam, że zduszę Ból, co jęczy
Wśród czarnej nocy serca człowieczego,
Rozpalę w niem promiennej blaski tęczy
I wzniosę cisz pogodną pieśń do niego.
Mam wiarę, mam, że smutne ludzkie twarze
Rozjaśnię rannem tchnieniem duszy mojej,
Wwiodę mój lud przed jasne gdzieś ołtarze,
Gdzie łzy obeschną. ból serc się ukoi.
Mam wiarę, mam, że złamię ludzką nędzę.
Bo o tern mi marzenia w snach mówiły.
Że ujrzę lud mój w szczęściu i potędze —
Marzenia me, o siły wam, o siły!
</poem><br><br><section end="s577d"/>
<section begin="s577dd"/>{{c|'''DO MEGO SKOWRONKA.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Okryj się pieśni skowronka pióry,
Skrzydełka rozwiń, wzbij się w lazury
I płyń i nuć!
O wiośnie, kwiatach, tęczach i świcie,
O Bogu jasnym, dobrym, w błękicie,
Ucz ludzi kochać, ucz ludzi czuć!
</poem><br><section end="s577dd"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0m2r6piq0thubcu12u7fv54f7omckhc
3702249
3702248
2024-11-05T18:24:57Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702249
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="tyt"/>{{c|KAZIMIERZ WOYCZYŃSKI.|w=140%|po=3em}}<section end="tyt"/>
<section begin="s577d"/>{{c|'''MAM WIARĘ.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Mam wiarę, mam, że zduszę Ból, co jęczy
Wśród czarnej nocy serca człowieczego,
Rozpalę w niem promiennej blaski tęczy
I wzniosę cisz pogodną pieśń do niego.
Mam wiarę, mam, że smutne ludzkie twarze
Rozjaśnię rannem tchnieniem duszy mojej,
Wwiodę mój lud przed jasne gdzieś ołtarze,
Gdzie łzy obeschną. ból serc się ukoi.
Mam wiarę, mam, że złamię ludzką nędzę.
Bo o tern mi marzenia w snach mówiły.
Że ujrzę lud mój w szczęściu i potędze —
Marzenia me, o siły wam, o siły!
</poem><br><br><section end="s577d"/>
<section begin="s577dd"/>{{c|'''DO MEGO SKOWRONKA.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Okryj się pieśni skowronka pióry,
Skrzydełka rozwiń, wzbij się w lazury
I płyń i nuć!
O wiośnie, kwiatach, tęczach i świcie,
O Bogu jasnym, dobrym, w błękicie,
Ucz ludzi kochać, ucz ludzi czuć!
</poem><br><section end="s577dd"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a6nik1nuvduyt0u97zl69h8f5lwg50o
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/578
100
1233900
3702251
2024-11-05T18:26:09Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702251
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>Niechaj żądz nizkich zrzucą łańcuchy,
A staną silne i wolne duchy
I ruszą w bój.
Z sercem niewinnem, dłońmi czystemi,
Aby jutrzenne szczęście znieść ziemi —
Śpiewaj im o tem, o ptaszku mój.
O! śpiewaj, śpiewaj słodko i czule,
Że miłość koi smutki i bóle!
A zbawia Czyn —
Niech umiłują trudy i znoje,
Wtedy ich przyjmie na swe pokoje
Cichy, pokorny Człowieczy Syn.
Otoć wysyłam i błogosławię,
Ptaszyno serca, służ Bożej sprawie.
Nuć ludziom, nuć!
A gdy ukocha Ciebie serc wiele
I gdy w nic wejdzie niebios wesele,
O! wtedy wróć się do mnie, ach wróć!
Pójdziemy razem, ptaszyno jedyna.
W kwiecisty ogród Bożego Syna,
By przywieść Mu
W cichej 1 szczerej serca ofierze
Owe słoneczne, chrobre rycerze,
Które wydarliśmy ziemi złu.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a8lzqw6wyt5roogd25ttv418vynx2tc
3702252
3702251
2024-11-05T18:26:50Z
Wieralee
6253
lit.
3702252
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>Niechaj żądz nizkich zrzucą łańcuchy,
A staną silne i wolne duchy
I ruszą w bój,
Z sercem niewinnem, dłońmi czystemi,
Aby jutrzenne szczęście znieść ziemi —
Śpiewaj im o tem, o ptaszku mój.
O! śpiewaj, śpiewaj słodko i czule,
Że miłość koi smutki i bóle!
A zbawia Czyn —
Niech umiłują trudy i znoje,
Wtedy ich przyjmie na swe pokoje
Cichy, pokorny Człowieczy Syn.
Otoć wysyłam i błogosławię,
Ptaszyno serca, służ Bożej sprawie,
Nuć ludziom, nuć!
A gdy ukocha Ciebie serc wiele
I gdy w nic wejdzie niebios wesele,
O! wtedy wróć się do mnie, ach wróć!
Pójdziemy razem, ptaszyno jedyna,
W kwiecisty ogród Bożego Syna,
By przywieść Mu
W cichej i szczerej serca ofierze
Owe słoneczne, chrobre rycerze,
Które wydarliśmy ziemi złu.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3zr4dhrovnhibjsfnc5nogd3mlpber9
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/579
100
1233901
3702253
2024-11-05T18:27:17Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702253
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>Więc leć, mój ptaszku, po burzy krwawej
Z różą Pokoju, Dobra i Sławy
W tęcz barwny szlak —
Skowronku, wdzięczny wiosny zwiastunie,
Nieś zmartwychwstanie każdej serc trunie,
Leć! dan już z niebios płomienny znak.
</poem><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r3qrs69jctfmhmbtczqrm4ikj553kmc
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/580
100
1233902
3702255
2024-11-05T18:31:14Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702255
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>I biały dym.
Jak mleczna para,
Z kotłów Wiedźm-Zim,
Z jarów gardzieli,
Kipiących mrozem, śród smreków się para
Widm białych, nizko nad ziemią ścieli,
Co pęka z mrozu i zmarzła, jak kość.
Na głaz stwardniała, się kurczy,
Śmiertelnie szara,
O ile całun nie okrył jej dość,
Śmiertelny, biały!... Drzew grzechot jaszczurczy.
Przez mroźny wiew
Wichru trącanych,
Jak granie trzew
Wilczego głodu,
Jak chrzęst piszczeli szkieletów pijanych.
Tańczących taniec rozpaczy i lodu,
Przeszywa ducha jak lodowa stal,
Jak potępieńczy żar mrozu,
Jak łez przelanych,
Zlodowaciałych skrzepły, szklący żal,
Obłąkujących swoją bladą grozą!...
</poem><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3dsgj4t67wxsf76wb51pa3l7tw40gtm
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/589
100
1233903
3702257
2024-11-05T18:40:12Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702257
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="tyt"/>{{c|STANISŁAW WYSPIAŃSKI|w=140%|po=10px}}
{{Skan zawiera grafikę}}
{{c|
{{f|''ur. 1869 r. w Krakowie, zmarł 18 listopada 1907 r. Malarz, poeta, dramaturg. Dzieła: »Legenda« 1897, »Meleager« 1898, »Warszawianka« 1898, »Protesilaos Laodamia« 1899, »Lelewel« 1899, »Klątwa« 1899, »Legion« 1900, »Bolesław Śmiały« dramat, 1900, »Kazimierz Wielki« 1900, »Wesele« 1901, »Wyzwolenie«, »Noc listopadowa«, »Skałka«, »Sędziowie«, »Powrót Odysa«, »Król Zygmunt August«. Przekłady: Corneille’a, »Cyd«, »{{korekta|Achiles|Achilleis}}«, {{korekta|»Akropolis«|»Akropolis«.}}''|table|align=justify|last=center|width=330px|po=3em}}
}}
<section end="tyt"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a13eexxuzxgjjxa33nzasn40zyk3tub
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/590
100
1233904
3702258
2024-11-05T18:41:35Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702258
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{✽{{tab}}✽{{tab}}✽|w=60%|po=20px}}
<poem>
Pociecho moja ty, książeczko,
pociecho smutna;
nad małą siedzę schylon rzeczką,
z wód igrające falą dziecko,
żal mroku skrada się zdradziecko
nad łąkę, rzeczkę, nad mój strumień
zapada noc okrutna.
Pociecho moja, straszna nocy,
pociecho smutna;
nad wielką siedzę schylon rzeką
wód pędem chyżym fale cieką,
wiary potęga rośnie w mocy,
nad rzeką, łąką, nad polami,
nad borów rzeszą, nad mrokami
noc gaśnie w zorzach,
w świtach, błyskach.
i słońce wstaje na przestworzach,
słoneczna moc okrutna.
Pociecho moja, dniu słoneczny,
pociecho smutna!
nad morza siedzę fal roztoczą,
wiara nademną w niebios kręgu,
widzę, te fale wód, jak biegą
w sprzęgu wałów, w brył rozprzęgu
w górę się piętrzą, w doły legą,</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4vpohyb88mqrq3wu7tazewpsc17ht7g
3702259
3702258
2024-11-05T18:41:55Z
Wieralee
6253
drobne redakcyjne
3702259
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|✽{{tab}}✽{{tab}}✽|w=60%|po=20px}}
<poem>
Pociecho moja ty, książeczko,
pociecho smutna;
nad małą siedzę schylon rzeczką,
z wód igrające falą dziecko,
żal mroku skrada się zdradziecko
nad łąkę, rzeczkę, nad mój strumień
zapada noc okrutna.
Pociecho moja, straszna nocy,
pociecho smutna;
nad wielką siedzę schylon rzeką
wód pędem chyżym fale cieką,
wiary potęga rośnie w mocy,
nad rzeką, łąką, nad polami,
nad borów rzeszą, nad mrokami
noc gaśnie w zorzach,
w świtach, błyskach.
i słońce wstaje na przestworzach,
słoneczna moc okrutna.
Pociecho moja, dniu słoneczny,
pociecho smutna!
nad morza siedzę fal roztoczą,
wiara nademną w niebios kręgu,
widzę, te fale wód, jak biegą
w sprzęgu wałów, w brył rozprzęgu
w górę się piętrzą, w doły legą,</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qslin39pqxuj0w6pxsja8ecidqdihun
3702260
3702259
2024-11-05T18:42:10Z
Wieralee
6253
drobne redakcyjne
3702260
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|✽{{tab}}✽{{tab}}✽|w=60%|po=20px|przed=20px}}
<poem>
Pociecho moja ty, książeczko,
pociecho smutna;
nad małą siedzę schylon rzeczką,
z wód igrające falą dziecko,
żal mroku skrada się zdradziecko
nad łąkę, rzeczkę, nad mój strumień
zapada noc okrutna.
Pociecho moja, straszna nocy,
pociecho smutna;
nad wielką siedzę schylon rzeką
wód pędem chyżym fale cieką,
wiary potęga rośnie w mocy,
nad rzeką, łąką, nad polami,
nad borów rzeszą, nad mrokami
noc gaśnie w zorzach,
w świtach, błyskach.
i słońce wstaje na przestworzach,
słoneczna moc okrutna.
Pociecho moja, dniu słoneczny,
pociecho smutna!
nad morza siedzę fal roztoczą,
wiara nademną w niebios kręgu,
widzę, te fale wód, jak biegą
w sprzęgu wałów, w brył rozprzęgu
w górę się piętrzą, w doły legą,</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bjgsgkcptg86qcn5wvrzjgy4qnjcfzf
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/591
100
1233905
3702261
2024-11-05T18:44:25Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702261
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>jak nowe fale z nagła kroczą,
a jedna dola im okrutna.
Pociecho moja, księgi moje,
schylony w karty księgi patrzę,
od kart tych patrzę w wód rozwoje,
z ksiąg karty rzucam w fale twoje,
o morze, morze, wód olbrzymie,
a tylko fal powrotne rzuty,
w czas wód rozgwaru, w wód skłębieniu
na brzeg rzucają, kędy siedzę,
z ksiąg, co przepadły w zapomnieniu
wydarte z kart tych moje imię.
Znikąd okrętu, znikąd łodzi,
a rośnie fala powodzi,
ha! tam! — jest łódź! — tam — ktoś — przewodzi,
tam, na dalekim kresie,
o, bliżej, bliżej, już — fala go niesie,
to nie powódź — to przypływ — wał bije,
jęk złowrogi ha! mordują — orkan wyje — — —
Gdzie łódź?! czy fala schłonie ją okrutna — ?
o księgo — — oczy patrzą — w wód roztoczy —
o księgo — serce — oczy,
pociecho smutna.
</poem><br>
[[File:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908) p0116.png|center|40px]]
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rky52qfahf80we3inanm92qeo4x34bb
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/592
100
1233906
3702262
2024-11-05T18:45:36Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702262
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|'''DO MEGO PRZYJACIELA LEONA ST...'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Gdy przyjdzie mi ten świat porzucić,
na jakąż nutę będę nucić
melodyę zgonu mą wy prawną?
Rzuciłem przecież go już dawno.
Już dawno się przestałem smucić
o rzeczy miłe, mnie stracone.
Miałyżby smutki jeszcze wrócić,
kraść, co już dawno ukradzione?
Przecież już dawno się wyzbyłem
marzeń o utraconym raju.
Żyję, by zwało się, że żyłem...
nad jakąś rzeką, w jakimś kraju...
Nad jakąś rzeką, w jakiemś mieście,
gdzie ślubowałem ślub niewieście,
gdzie dom stworzyłem jej i sobie
z myślą o jednym wspólnym grobie.
A na tym grobie, wspólnym domie,
niechże mi wichr gałązki łomie,
gałązki zeschłe, zwiędłe, kruche,
w jesienną, deszczną zawieruchę.
Tak samo będę słuchał w grobie,
jak deszcz po świecie pluszcze sobie, —</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9mxn3jzout3ep4m0ncekdun62gcfq93
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/593
100
1233907
3702263
2024-11-05T18:48:26Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702263
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s593g"/><poem>jak słucham deszczu za tą ścianą, —
i wiem, że znów się zbudzę rano.
Niechże mi rano słońce świeci,
niech świeci jasno, mocno grzeje.
Nad grób niech moje przyjdą dzieci
i niech się jedno z nich zaśmieje.
</poem><br><br><section end="s593g"/>
<section begin="s593d"/>{{c|'''Z »BOLESŁAWA ŚMIAŁEGO«.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
1. Błąkasz się, królu krwawy,
: I ku mnie wiedziesz konia, —
: cóż ku mnie wodzisz konia,
: gdy jamu pachną błonia
: a ty się rwiesz o Sławy?
2. We Słońcu stoisz złoty
: i ku mnie kłonisz twarzy. —
: cóż w niej się ogień żarzy,
: ze smutku-że, tęsknoty
: we słońcu zgasasz złoty... {{tns||<br>}}
3. Za tobą twoje grody
: łyskają wież dzióbami, —
: cóż się u piasków wody
: wodzisz nad pustkowami... {{tns||<br>}}
4. Źleć w domu, małeć serce!
: czy chcesz na Czerwone-miasta,</poem><section end="s593d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8rf3qnlcb35slxxdsxtgsbbg16phj8a
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/594
100
1233908
3702268
2024-11-05T18:52:05Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702268
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>
: jak cię pana witają i własta
: i ścielą mostem kobierce...
5. Źleć w domu, małać dusza;
: czy chcesz na Pomorzany, —
: oto, gdy śnieg zaprószą,
: lodem się zetną piany,
: poimasz Pomorzany.
6. Czy chcesz za czeskie góry,
: czy na węgierskie szlaki,
: żeś zładził mnogie znaki
: i rycerzy skrzydlatych las konny.
7. Cóż, gdyś już zgotowiony
: w zamkowe patrzysz mury
: i zapuszczone brony
: i kłonisz twarz ponury...
8. Cóż w niej się ogień żarzy, —
: ze smutku-że, tęsknoty
: we słońcu zgasasz złoty,
: czy stos się tobie marzy
: pozgonny...
9. Królu, wypogodź czoło
: {{...|.........}}
</poem><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
slez5qqh2svqbz5ewov3920xcsyg5u4
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/595
100
1233909
3702270
2024-11-05T18:55:31Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702270
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|'''Z »KAZIMIERZA WIELKIEGO«.'''|w=110%|po=1em}}
{{c|I.|po=1em}}
<poem>
Wielkości, komu nazwę twą przydano,
Ten tęgich sił odżywia w sobie moce
I duszą trwa, wielekroć powołaną,
Świecącą w długie, narodowe noce;
Więc choć jej świeży grób opłakiwano,
Przemoże śmierć i trumien głaz zdruzgoce;
Powstanie z martwych, na narodu czele,
W nieśmiertelności królować kościele.
</poem><br>
{{c|II.|po=1em}}
<poem>
W szkarłatach mię spowito w złotej trumnie
I pochowano na wawelskiej górze,
A tam sarkofag stawiono w marmurze,
Gdzie z berłem i w koronie spałem dumnie;
Zaś wszystkie stany w żałobnej posturze,
Niejako płaczki, zwracały się ku mnie,
Nade mną, nad ostatnim z rodu, wznosząc lament;
Wielkość — ludowi przekazywał mój testament.
</poem><br>
{{c|III.|po=1em}}
<poem>
I śniłem życie mojego narodu
Królewskie, błękitne, pogodne;</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4s4puifhq9udgewsda06s709euddn3i
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/596
100
1233910
3702271
2024-11-05T18:58:48Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702271
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>Jak rosły, potężniały wiele grodu,
Miast olbrzymy z mych czasów wywodne
W sławie, w szeregach prześlicznych pochodu
Wieków... I ludów wielkość; wszystkie zgodne;
Tak myśl je moja łączy i zasila,
Zdało się, te się nieba skłon odchyla.
</poem><br>
{{c|IV.|po=1em}}
<poem>
O snu! długiego snu! O sławo! sławo!
O dolo ty! płynąca wielką rzeką!
O losie ty! wulkanu rwiący lawą,
O wieki! — jak się bezpowrotne wleką...
Potęgo! surm wojennych grzmiąca wrzawą.
O łzy! te, co radością trysłe cieką.
O serce! — jak miłoście światy kruszą!
O snu, błogiego snu! O sławo — duszo!
</poem><br>
{{c|V.|po=1em}}
<poem>
Zaszedłem w jakieś równiny przedwieczne
Bez kresu, łąki stepowe, kwieciste;
Niebo nademną rozwiło swe mleczne
drogi, i gwiazdy paliło złociste!
Gwiazdy po za mną szły na drogi wsteczne,
Olbrzymie koła zakreśląc koliste;
A ja łąk stepem bezkreśnym w milczenie
Idę, i ducha wiodę w zapomnienie.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5ju3rl5zymszt4m6ccxpui48pxz3fq4
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/597
100
1233911
3702273
2024-11-05T19:01:36Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702273
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|VI.|po=1em}}
<poem>
Już poraz gwiazdy przedemną zgasały,
Nad łąką mglista zawisła opona
Chmur płowych, które nieruchome stały.
Obręczne światła, zanim które skona,
Tęczowo jeszcze na gęstwie mgieł drżały,
Gasnąc; — już dal je chłonie nieskończona
Juź kresy wieczne, dla dusz pastewniki,
Pojące wonią ziół — już strumyki.
</poem><br>
{{c|VII.|po=1em}}
<poem>
Których srebrzysta woda stalo-mleczna,
Wiją się, splotne tysiącznemi skręty,
W stronę, gdzie dążę, kędy rzeka wieczna,
Zapomnień, — kędy duch mój zgaśnie zjęty:
Aż go wyrocznia odrodzi słoneczna,
Gdy będzie z trudów żywych wypoczęty. —
</poem><br>
{{c|LXXXI.|po=1em}}
<poem>
W kościele, w katedrze przed trumną Świętego
grobowa moja korona,
świat złoty i berła kawałek kruchego,
na ołtarz położona.
Lud idzie i szepce: {{korekta|u|»u}} Dyademu Jego,
spuścizna, wywyższona«.
Szkarłatem święty stół pokryty,
stróżami srebrne monolity
a trumna im więzgnie w {{korekta|ramiona,|ramiona.}}
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
64j35pynfbrs2496g2i46nmgjncdejm
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/598
100
1233912
3702275
2024-11-05T19:03:04Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702275
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>
1. Więc patrzą zdziwione,
: trumniskiem zgarbione
Anioły te boże jaśniące.
2. Skąd przyszła korona,
: czy z grobów zwleczona
: na ołtarz, gromnice i Słońce.
3. A ludy, pielgrzymi
: w śpiew jeden olbrzymi
: modły uderzą skarżące.
4. Więc słyszą Anioły,
: jak zgodne we społy
: w nich serca zabiły gorące.
5. Więc patrzą, słuchają
: i silniej trzymają
: trumnisko srebrne, ciążące.
6. A w trumnie coś jękło
: i wieko rozpękło
: i blachy zachwiały się drżące.
7. Anioły przelękłe
: zadrgały przyklękłe,
: spojrzały po sobie znaczące.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sghlgcvf745r80mvdba2w55qulzz5dq
3702276
3702275
2024-11-05T19:03:21Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702276
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>
1. Więc patrzą zdziwione,
: trumniskiem zgarbione
: Anioły te boże jaśniące.
2. Skąd przyszła korona,
: czy z grobów zwleczona
: na ołtarz, gromnice i Słońce.
3. A ludy, pielgrzymi
: w śpiew jeden olbrzymi
: modły uderzą skarżące.
4. Więc słyszą Anioły,
: jak zgodne we społy
: w nich serca zabiły gorące.
5. Więc patrzą, słuchają
: i silniej trzymają
: trumnisko srebrne, ciążące.
6. A w trumnie coś jękło
: i wieko rozpękło
: i blachy zachwiały się drżące.
7. Anioły przelękłe
: zadrgały przyklękłe,
: spojrzały po sobie znaczące.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
izo736kkkeq5bqf4haykvlk277b6gsu
Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/112
100
1233913
3702278
2024-11-05T19:05:09Z
Kanioska
20900
/* Przepisana */
3702278
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>duży obszar gruntu, który w czasie wylewu pokrywała czerwona woda, niosąca użyźniający muł; przez resztę roku zaś umiejętne odprowadzanie ilości wody zaopatrywało ziemię w potrzebną wilgoć.<br>
{{tab}}Ogród, śpichrze, magazyny i dom okolone były murami z kamienia wapiennego, wydobytego z pobliskich gór; mury te, zlekka skośne, zakończone były gzemsem z metalowemi kolcami, mogącemi powstrzymać każdego, kto usiłowałby przedostać się poza ich obręb. Trzy bramy, przytwierdzone do wielkich słupów, ozdobionych na szczycie kapitelu olbrzymim kwiatem lotosu, przecinały mur w trzech ścianach; w miejsce bramy czwartej zaś wznosił się pawilon, wychodzący jedną fasadą na ogród, a drugą na gościniec.<br>
{{tab}}Pawilon ten nie przypominał niczem domów w Tebach: architekt, który go wybudował, nie szukał mocnej podstawy, monumentalnych linji, bogatych materjałów budowli miejskich, nadając natomiast budynkowi wytworną lekkość, orzeźwiającą prostotę, wdzięk sielankowy, harmonizujący z zielonością i spokojem wsi.<br>
{{tab}}Podmurowanie dolne, do którego fale Nilu podczas przypływu mogły dotrzeć, było z wapienia, reszta zaś z drzewa sykomorowego. Długie wydrążone kolumny niesłychanej smukłości, podobne do drzewca sztandarów, powiewających przed pałacami królewskiemi, szły jednym rzutem od ziemi do gzemsu w palmety, rozszerzając pod małym sześcianem w kielich lotosu swoje kapitele.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2ls43m6z6a8z78dm6zkho099ppvenxk
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/599
100
1233914
3702279
2024-11-05T19:05:35Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702279
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>
8. Więc silniej dzierżeją
: więc lękną, truchleją,
: bo rosną szelesty straszące.
9. Więc silniej trzymają,
: więc palce wpijają
: we srebro, z ujęcia rwące.
10. Więc siły wciąż mnożą,
: a z ócz, co się trwożą,
: łzy wielkie im spadły błysnące.
</poem><br>
{{c|LXXXII.|po=1em}}
<poem>
Nareszcie przyszedł, południem upalny,
słonecznych skwarów ów dzień. — Ludem rojno.
Sejm, jak żórawni, odprawiali walny;
gromadni — jak przed jaką wielką wojną:
na ten mój pogrzeb zszedłszy, tłum proszalny,
co mię zbiegł darzyć łez objatą hojną.
Nad miastem padło posępne milczenie.
Snuły się ludy żałobne, jak {{korekta|cienie|cienie.}}
</poem><br>
{{c|LXXXIII.|po=1em}}
<poem>
ciche, — jak owe cienie elizejskie,
już modlitwami nawet nie szemrzące;
jeno pół-usty szeptając swe wiejskie
chorały; — duchem wzniesione, marzące.</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tu3pgokmodduzlwah2ph86xu6xvbxvy
Strona:PL Kelles-Krauz Kazimierz - Czy teraz niema pańszczyzny? 1897.pdf/5
100
1233915
3702280
2024-11-05T19:05:48Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702280
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|{{f*|Czy teraz niema|u}}{{tab|80}}<br>{{tab|100}}{{f*|pańszczyzny?|u}}|h=normal|w=300%|po=0.8em}}
{{c|{{roz|napisa}}ł|w=120%|po=1.5em}}
{{c|Michał Luśnia|w=120%|i|b|font=Monotype Corsiva|po=3em}}
{{c|{{roz|189|0.1}}7|w=150%|po=4em}}{{Skan zawiera grafikę}}
{{c|WYDAWNICTWO|w=120%|font=Times New Romanpo=0.3em}}
{{c|{{roz|POLSKIEJ PARTYI SOCYALISTYCZNE|-0.05}}J|font=Courier New|b|w=120%|po=1em}}
{{---|150}}
{{c|W drukarni Związku Zagranicznego Socyalistów Polskich|w=85%|przed=1.4em}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ee6rbuhf6lfahiyk6kk383lkcz0d1c7
Strona:PL Kelles-Krauz Kazimierz - Czy teraz niema pańszczyzny? 1897.pdf/3
100
1233916
3702282
2024-11-05T19:06:35Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702282
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|{{f*|Czy teraz niema|u}}{{tab|80}}<br>{{tab|100}}{{f*|pańszczyzny?|u}}|h=normal|w=300%|po=0.8em}}
{{c|{{roz|napisa}}ł|w=120%|po=1.5em}}
{{c|Michał Luśnia|w=120%|i|b|font=Monotype Corsiva|po=3em}}
{{c|{{roz|189|0.1}}7|w=150%|po=4em}}{{Skan zawiera grafikę}}
{{c|WYDAWNICTWO|w=120%|font=Times New Romanpo=0.3em}}
{{c|{{roz|POLSKIEJ PARTYI SOCYALISTYCZNE|-0.05}}J|font=Courier New|b|w=120%|po=1em}}
{{---|150}}
{{c|W drukarni Związku Zagranicznego Socyalistów Polskich|w=85%|przed=1.4em}}{{pw|Uszkodzona okładka — uzupełnione przez zespół Wikiźródeł na podstawie strony tytułowej.}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l07zplllbiuurygbwyc0rt9g6q872pk
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/600
100
1233917
3702283
2024-11-05T19:07:34Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702283
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>Już moje władztwo widzę czarodziejskie:
Czujni, — już teraz tylko berłem trącę...
a ockną się na duchu przetworzeni.
{{...|................}}
Oto już łuna stok zamku rumieni.
::: Idą posępni.
::: a grają im dzwony
::: ze wszystkich kościołów,
::: a grają im dzwony
::: żałobne.
::: Idą posępni,
::: a niosą korony
::: ozdobne,
::: misterne, a dla nich
::: ciążące jak ołów,
::: korony zczerniałe,
::: pogrobne.
::: A grają im dzwony
::: ze wszystkich kościołów,
::: a szumią, łopocą
::: szarfami przyczołów
::: chorągwie, proporce
::: pogrzebne.
::: A grają im dzwony
::: ze wszystkich kościołów</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aiisjdui8bseozaowj1wl1nn7htd99n
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/601
100
1233918
3702291
2024-11-05T19:10:50Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702291
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>ogromne, tętniące,
podniebne.
A śpiewy nad nimi
jak skrzydła Aniołów
kołyszą się górne,
wróżebne.
A idą posępni
ze wszystkich kościołów
z cechami, wieńcami,
co kwietne, pachnące,
w tysiące były liczone.
I chłopy sukmanne
i pany strojone
w ponsowe żupany, delije.
I dziewki przekrasne,
panięta przejasne,
jaśniejsze niż białe lelije.
A idą żałobni,
a idą posępni
przez długie ulice podgrodne:
a idą żałobni,
a idą posępni,
choć niebo błękitem pogodne.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r3tm7410ygn5kr5sn9397duuqbf0hip
3702293
3702291
2024-11-05T19:13:14Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702293
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>
::: ogromne, tętniące,
::: podniebne.
::: A śpiewy nad nimi
::: jak skrzydła Aniołów
::: kołyszą się górne,
::: wróżebne.
::: A idą posępni
::: ze wszystkich kościołów
::: z cechami, wieńcami,
::: co kwietne, pachnące,
::: w tysiące były liczone.
::: I chłopy sukmanne
::: i pany strojone
::: w ponsowe żupany, delije.
::: I dziewki przekrasne,
::: panięta przejasne,
::: jaśniejsze niż białe lelije.
::: A idą żałobni,
::: a idą posępni
::: przez długie ulice podgrodne:
::: a idą żałobni,
::: a idą posępni,
::: choć niebo błękitem pogodne.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ccaou116oijaiy5cq2td1nvipb9xed4
Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/113
100
1233919
3702292
2024-11-05T19:11:19Z
Kanioska
20900
/* Przepisana */
3702292
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>{{tab}}Jedyne piętro, wzniesione nad parterem, nie sięgało brzegu dachu tarasami zbudowanego, skutkiem czego powstała próżnia między sufitem willi a tym dachem.<br>
{{tab}}Niskie kolumienki o kwiecistych kapitelach, rozdzielone po cztery przez kolumny wysokie, tworzyły dokoła otwartą galerję.<br>
{{tab}}Przez okna o podwójnych skrzydłach, szersze u osady niż u góry, zgodnie ze stylem egipskim, wpadało światło na pierwsze piętro. Parter oświetlony był oknami węższemi i bardzo do siebie zbliżonemi.<br>
{{tab}}Cała budowa malowana była barwami łagodnemi i wesołemi, lotosy kapiteli wymykały się z zielonej szypułki to różowe to niebieskie; palmety gzemsów, zarysowywały się na tle lazurowem — na białych ścianach fasad uwydatniały się malowane futryny okien a czerwone i zielone prążki naśladowały spojenia kamieni.<br>
{{tab}}Poza murem okólnym, przylegającym do pawilonu, wznosił się szereg drzew, strzyżonych i tworzących zasłonę od wiatru południowego, niosącego zawsze żar pustyni.<br>
{{tab}}Przed pawilonem rozpościerała się wielka winnica; kamienne kolumny z lotosem na kapitelach, w symetrycznem oddaleniu ustawione, zaznaczały w winnicy aleje, przecinające się prostokątnie; szczepy winne przerzucały z jednego na drugi girlandy gałązek i tworzyły łuki liściaste, pod któremi można było przechadzać się swobodnie. Ziemia, wygracowana starannie i usypana w maleńkie wzgórki u stóp {{pp|każ|dego}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
142ielms5stkd9mrde4eayr4bpf4ir2
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/602
100
1233920
3702294
2024-11-05T19:13:59Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702294
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>
::: Wiatr chmury przegania,
::: to skrywa, odsłania
::: orszaki pochodne, stokrotne;
::: A cienie się wiją,
::: to jaśnią, to kryją,
::: to w biegu znikają przelotne.
::: A oni posępni,
::: a grają im dzwony,
::: ze wszystkich kościołów zawodne.
::: {{...|................}}
::: Czyli łąki nietknięte tak gwarzą..
::: Czyli kwiaty wycięte się skarżą, —
::: Czyli łąki i łany się kłonią...
::: Czyli wiatru przygięte pogonią?
::: Czy to lasów stoki się chwieją,
::: Czy tak wieńce jodłowe wonieją...
::: Czy to lasy sosnowe się kłonią,
::: Czyli wiatru przygięte pogonią?
::: Za orszakiem — czy to łąki szarzeją...
::: za orszakiem, czy to łany już gwarzą,
::: za orszakiem, czy to bory się chwieją,
::: za orszakiem, czy to lasy już idą...
::: czyli pszczelne roje rak brzęczą,
::: za orszakiem, — czyli ziemie tak jęczą?
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
eydy378y2h6vkfgqaioq4fiojqjror5
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/603
100
1233921
3702295
2024-11-05T19:16:38Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702295
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s603g"/><poem>
::: A idą żałobne,
::: posępne, pogrzebne
::: i łąki pachnące
::: i losy podniebne,
::: wnuczęta moje pogrobne.
::: A grają im dzwony
::: ze wszystkich kościołów,
::: ogromne, tętniące,
::: wróżebne.
</poem><br><br><section end="s603g"/>
<section begin="s603d"/>{{c|'''KRÓL ZYGMUNT AUGUST.'''|w=110%}}
{{c|(Fragment ze sceny w wielkiej izbie poselskiej w Piotrkowie)|w=90%|po=1em}}
{{c|LUPA PODLODOWSKI, POSEŁ SEJMOWY|w=90%}}
{{c|''(podaje zwój papierów).''|w=90%|po=1em}}
<poem>
Oto tu ksiądz Orzechowski,
w wymownym przedstawił zarysie
nasze obawy i troski,
które podojem w odpisie.
Jeźli jeszcze nie są znane,
aby były przeczytane.
Lepiej jawnie, niźli tajno,
by nie było powiedziane,
żeśmy działali przedajno.
Jeśli to tylko obmowa,
niech ją skarci dłoń surowa;</poem><section end="s603d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
57dnp17y6ywd50oan2u7qvcwi935y59
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/604
100
1233922
3702296
2024-11-05T19:21:54Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702296
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>jeżli paszkwil i zuchwałość
niechaj będzie ukaraną. — ?
</poem><br>
{{c|AUGUSTUS|w=90%}}
{{c|''(bierze rękopis do ręki).''|w=90%|po=1em}}
<poem>
O mowo polska, ty ziele rodzime,
niechże cię przyjmę w otwarte ramiona.
Ty będziesz kwieciem tych pól ubarwiona,
ty osłodą żywiczną lasów,
ty zbożnym kłosem na roli,
ty utęsknieniem wszystkich czasów,
pojmująca, czująca, co boli?
Ty tej się mojej ulitujesz męki,
przeniknięta dwojga dusz harmonią?
Wdzięczny biorę cię do ręki;</poem>
{{c|''(czyta tytuł).''|w=90%|po=1em}}
{{c|»De obscuro Regis matrimonio«.|po=1em}}
<poem>
O mowo polska, ty czujny odzewie
serdecznych żalów, utrwalony w śpiewie.
Czyliż ciebie ścigać w gniewie?
Li tylko cnotę miłujesz.
Męstwo, a duszy wspaniałość
cnotami sobie mianujesz.
W tobie litość dla niedoli,
w tobie żałość i skarga,</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m14mh4p4g441wei3tt0r0qeouilvqqe
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/605
100
1233923
3702297
2024-11-05T19:24:23Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702297
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>pojmującej, czującej, co boli,
serce dwojga dzwoniące harmonią?</poem>
{{c|''(czyta tytuł).''|w=90%|po=1em}}
{{c|»De obscuro Regis matrimonio«.|po=1em}}
<poem>
O polskie dźwięki tak spójnie związane,
będziecie w lata czytane.
Będą się uczyć z was słów mowy zboru,
w was mając skarby wyboru,
w was same najsłodsze miody,
kwiat najwonniejszy urody,
co najwybrańszą spuściznę:
jak ratować ojcowiznę,
jakiej prawdy chodzić drogą?
Jak serdeczną krew ubogą
szanować, jak jej szafować,
by rządzić spólnych dusz harmonią?</poem>
{{c|''(czyta tytuł).''|w=90%|po=1em}}
{{c|»De obscuro Regis matrimonio«.|po=1em}}
<poem>
Uderzaj serce kochające.
Drgaj, jak cię miłość tuli.
Trwaj święcie, niezłomnie
przy wierze, przysiędze
trwaj do ostatniej koszuli.
Niewiasto ufaj w mężu.
Zadzwoni na wtór chwalebny</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2kx68dte42m9k3i2gixdv7s3tjq5nga
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/606
100
1233924
3702298
2024-11-05T19:25:40Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702298
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>z polskiej łąki chór podniebny,
zweselony dusz harmonią,
utrwalone w pisanej księdze:</poem>
{{c|''(czyta tytuł).''|w=90%|po=1em}}
{{c|»De obscuro Regis matrimonio«.|po=1em}}
<poem>
Do narodowej skrzyń skarbnicy
niech zamkną płód tej krynicy,
jak pisma godnego wzory,
jakie to polskie wymówstwo
na stroje, szaty, ubiory,
rzewne Anakreontyki,
przenikające wskróś dusze
serdeczną drżące harmonią.
Gdy króla przysięga wiąże
w serdeczną miłość ubogą,
słowu męzką wagę dając;
lepszy będzie obcy książę,
słowem jak piłką igrając.
Zaszczyci Polskę splendorem
mnogiem bogactwem zbogaci,
pieniądzem cnotę opłaci
Cnota, skarb duszy najrzadszy,
za pieniądzem ino patrzy,
sytną dostatków harmonią.
Tobie królu żubry gonić,
w Białowieży, Poniewieży;</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
spwn6f5o5dc1zxothoh1g5ikctk77tt
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/607
100
1233925
3702299
2024-11-05T19:29:34Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702299
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>nie umiesz nowych pacierzy.
W pożegnanie będą dzwonić:</poem>
{{c|''(patrzy w karty).''|w=90%|po=1em}}
{{c|»De obscuro Regis matrimonio«.|po=1em}}
{{c|''(opuszcza książkę).''|w=90%}}
<poem>
Treść pisma znamy; nie jest dla nas nowa
Wszystkie w niem fałsze, kłamstwo, zła obmowa.
</poem><br>
{{c|PIOTR KMITA WOJEWODA KRAKOWSKI.|w=90%}}
<poem>
Więc i to wiedzcie, skąd to źródło płynie?
Matka to wasza tak mówi o synie.
</poem><br>
{{c|AUGUSTUS.|w=90%}}
<poem>
Wszystkie te sieci idą z Gomolina.
Znamy tę kokosz To królowa Bona
w gronie dostojnych ulubionych dziewic.
Próżno się łasi. Daremno przeklina.
Złość całą — prawda — a stałość pokona.
Już nie jesteśmy babiński królewic.</poem>
{{c|''(zabierając się ku wyjściu).''|w=90%|po=1em}}
<poem>
Tak jakom wyrzekł. Dopomóż mi Boże
co się raz stało, — odstać się nie może.</poem>
{{c|''(wychodzi).''|w=90%}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5520kdmpshupwts44j910bruwsd2xlf
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/608
100
1233926
3702300
2024-11-05T19:33:44Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702300
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="tyt"/>{{c|KRYSTYNA SARYUSZ ZALESKA <br>(LASKAZA).|w=140%|po=10px}}
{{c|
{{f|''ur. 1874 w Kijowie. Ogłosiła zbiór wierszy: »Spotkanym w drodze« 1902 roku, »Pejzaże«, »Z wygnania«.''|table|align=justify|last=center|width=330px|po=3em}}
}}
<section end="tyt"/>
<section begin="s608d"/>{{f|'''Z CYKLU: »SPOTKANYM W DRODZE«.'''|w=110%|po=1em}}
{{c|'''DO...'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Czy znasz ten kraj, ten jasny kraj,
Gdzie żyją nasze sny,
Gdzie sobą my?
Jak pszczelny złoty rój,
W głodnej zbudzony ziemi,
Ujrzawszy ruń majową,
Wznosi wesoły szum:
Tak skrzydły złocistemi
Zrywa się przeczuć tłum,
Na wiosnę lecąc nową!
Czy znasz ten kraj
I mój i twój?
Czy znasz
Kraj nasz?
Wiesz, jaka światłość stamtąd niestworzona
Przeczuciom naszym idzie na spotkanie,
Jak patrzy miłośnie na nie
Ta ukochana: Ona?
</poem><br><br><section end="s608d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4zdyb76o4yo25iatv9tgls0yxgenxfa
Strona:PL Kelles-Krauz Kazimierz - Czy teraz niema pańszczyzny? 1897.pdf/7
100
1233927
3702301
2024-11-05T19:35:37Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702301
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}}
{{dropinitial|W|6em}}E wsi Dręczynie był fornal Michał; mądry był chłop z niego, bo przedtem w miastach bywał i po fabrykach robił. To też dlatego, jak przybył do Dręczyna, to inni lubili słuchać, jak on im różne rzeczy opowiadał. Michał, jako że był żonaty, więc miał w czworaku mieszkanie; to w niedzielę albo w święto, to się do niego schodziło i dworskich i gospodarzy ze wsi niemało, i dopiero sobie o różnych rzeczach rozmawiali, albo im Michał co czytał, a oni słuchali, bo umiał bardzo dobrze czytać i pisać. Nauczył się w dużych miastach.<br>
{{tab}}Akurat w Dręczynie zwieźli już żyto i pszenicę; w samo święto Wniebowzięcia Matki Boskiej było okrężne, a że na drugi dzień była niedziela, więc popołudniu fornale, chłopaki, niektórzy gospodarze ze wsi, co do dworu chodzili na zarobek, zeszli się do Michała i rozmawiali o tem, co rządca (nazywał się Żółtowski) zapowiedział, że już po tej niedzieli nie będzie ludziom płacił po dwa złote na dzień, tylko po czterdzieści groszy. Więc Roman, co miał wszystkiego 8 morgów gruntu, i to nie swojego, tylko swojej baby, i siedział u jej ojców, bo jeszcze żyli, a chodził do dworu na zarobek, mówił, że przechodził przez wieś podróżny i przenocował u niego, i że ten podróżny opowiadał, że w innych stronach wszędzie nieurodzaj, że żyto będzie bardzo drogie i naród będzie cierpiał wielką biedę. Tak znowuż Wojtek, co nawet swojego gruntu nie miał, tylko zebrał sobie trochę pieniędzy i kupił sobie od<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
elys7gwqpu61z46p1s463zm2os2pxtl
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/610
100
1233928
3702302
2024-11-05T19:35:40Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702302
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="tyt"/>{{c|KAZIMIERA ZAWISTOWSKA|w=140%|po=10px}}
{{Skan zawiera grafikę}}
{{c|
{{f|''ur. 1870 r. zmarła 1902 r. w Krakowie. Poezye zebrane z »Życia«, »Chimery«, »Krytyki« wyszły roku 1904.''|table|align=justify|last=center|width=330px|po=3em}}
}}
<section end="tyt"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
40xqtfp8q7iri49qiaevy5mgv2b32bn
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/609
100
1233929
3702303
2024-11-05T19:37:17Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702303
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|'''BYŁO...'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Wokoło srebrna powódź — księżyca myślenie
Leży srebrzyste we mgłach na cichej dolinie,
Nad nami, na dnie nieba, w północnej godzinie
Księżyc bez gwiazd, sam jeden w ciemnej stoi głębi.
Jakby gromadka śpiących, skupionych, gołębi
U stóp naszych, w księżyca magnetycznej bieli
Ucichłe chaty ludzkie — na srebrnej topieli
Czarne mi leżą smugi od nich długie cienie.
Jesteśmy razem znowu, jak przed wielu dniami,
Tylko, żeś dzisiaj cichy, i ciche masz słowa
W ustach, zwróconych ku mnie.
A tam!... tam... widzisz? wpółwidne za mgłami
Leży kochanie nasze, jak biała królowa
W srebrzystych blasków trumnie!
Jak nas ogarnia jedno wspólne rozmarzenie,
Jak drzew srebrne wierzchołki w blasku srebrnym toną,
Jak w sercach, dawno drżących ścichło nagle drżenie,
Jak księżyc na nas patrzy twarzą zamyśloną!
Twoja dusza znów dzisiaj pochyla się ku mnie,
Ale się nie przybliżaj! Niech nasze kochanie,
W księżycu skamieniałe, na wieki zostanie
W swej kryształowej trumnie.
</poem><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hjlpgxy1inx9w9etbtcy0swyr2wwcbb
Strona:PL Kelles-Krauz Kazimierz - Czy teraz niema pańszczyzny? 1897.pdf/8
100
1233930
3702305
2024-11-05T19:37:43Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702305
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>dworu starą chałupę i siedział teraz w tej chałupie z kobietą, i gdzie mogli, to się najmowali, żeby coś zarobić, bardzo lamentował, że przez zimę to chyba z głodu trzeba będzie umierać, bo wszystko będzie drogie, a tu jeszcze zarobek coraz mniejszy. Paru innych gospodarzy, co też mieli mało gruntu i musieli chodzić na zarobek, już nawet nic nie mówili, tylko siedzieli bardzo zasmuceni i myśleli sobie, jak to będzie przeżyć przez zimę, z czego będzie podatek zapłacić, bo zarobek przez zimę był jeszcze mniejszy, bo od młócki płacili tylko złoty na dzień. Znowuż fornale i chłopaki ze dwora byli markotni, bo ludzie zaczynali gadać, że pan mówił Żółtowskiemu, że od Nowego Roku, to trzeba będzie trochę służby wypędzić, bo nie będzie czem żywić, że urodzaj będzie zły, a na zimę nie potrzeba. Nawet fornal Franciszek powiada: Gospodarze płaczą — powiada — że im źle jest; abo to nam, fornalom i parobkom, dobrze? Juści prawda, że mamy mieszkanie i ordynaryę i pensyi jeszcze po 15 rubli; ale to tylko że człowiekowi oczy zamydli, bo myśli, że mu sprawiedliwie płacą, a to jest niesprawiedliwie.<br>
{{tab}}— Jakto, niesprawiedliwie? — pyta chłopak ze stajni cugowej, Adamek.<br>
{{tab}}— A juści, że niesprawiedliwie. Jak tu był w przeszłym roku we dworze nauczyciel z Warszawy, tożem go prosił, żeby też na pieniądze wyliczył, ile mi, wypada zapłaty na dzień. To ci policzył wszystko pensyę, i ordynaryę, i mieszkanie z drzewem do palenia na kominie, i te pół morgi, co pod kartofle mamy, i co może dwór kosztować moja krowa, co jest na dworskiej oborze, nawet plewy dla świń, co ze dworu dostają, i to obrachował, i wypadło na dzień 2 złote i groszy 10. A co się za to człowiek napracuje, to nieraz omało że ręce i nogi nie poodpadają; a co się jeszcze ten Żółtowski nawymyśla, a naklnie na człowieka.<br>
{{tab}}Tak Adamek, co sobie rozmyślał, jak to ten nauczyciel z Warszawy mógł obrachować, ile na dzień wypadło fornalowi zapłaty, spytał się znów Franciszka:<br>
{{tab}}— A nie pytaliście się go, ile na dzień wypadnie takiemu chłopakowi ze stajni, albo z ogrodu, jak, naprzykład, choćby ja?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
72ey5f6d2kdsqjimim66as64hcsah6u
Strona:PL Kelles-Krauz Kazimierz - Czy teraz niema pańszczyzny? 1897.pdf/9
100
1233931
3702306
2024-11-05T19:39:30Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702306
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}A znowuż Bartek, co służył za parobka, ale nie we dworze, tylko u bogatego gospodarza z sąsiedniej wsi Złośny, ale też znał się z Michałem i akurat też przyszedł w tę niedzielę do niego, powiada:<br>
{{tab}}— A o nas, Franciszku, o tych, co u gospodarzy służą, nie pytaliście się, ile nam na dzień wypada?<br>
{{tab}}— Co się nie miałem pytać? — odpowiedział Franiciszek. — I o chłopaków się pytałem, i o dziewki, i on to wszystko obrachował. Gadał, że chłopakowi dworskiemu, co ma pensyi 28 albo 27 rubli i życie, a śpi w stajni przy koniach, to na dzień wypada 48 groszy, a dziewce dworskiej 47 groszy; a takim parobkom, jak Bartek, co u gospodarzy służą, to wypada 50 groszy na dzień.<br>
{{tab}}— No, patrzcie, ludzie — powiada Bartek, — 50 groszy, a narobi się człowiek gorzej, niż w każdym dworze. Oj, życie, życie!<br>
{{tab}}— Abo to mnie lepiej? — powiada Wincenty, co się z drugim robotnikiem najmowali do rznięcia desek w dworskim lesie. — Wyjdzie się na robotę o 4-ej albo 5-ej rano, schodzi o 8-ej, a nieraz i o 9-ej wieczorem, a za to ci płacą po 12 groszy od 10 łokci, a bale takie grube, że na dzień więcej jak 100 łokci nie urzniesz. Dawniej to jeszcze płacili choć po kopiejce od łokcia, a teraz jakem gadał Żółtowskiemu, żeby mi podwyższył, to powiada: nie chcesz, to nie rób; znajdę sobie — powiada — innego. Cóż mam robić? wolę zarobić 2 złote na dzień, jak z głodu umierać.<br>
{{tab}}— Jakto dwa złote? — pyta Bartek.<br>
{{tab}}— Juści jak mam 12 groszy za 10 łokci, to za sto łokci mam 4 złote, a rzniemy we dwóch, to na każdego po dwa złote wypadnie. Jak urzniemy 150 łokci, to mamy po 3 złote, ale zato tak się człowiek wyniszczy, że potem mniej może robić.<br>
{{tab}}Był też w Dręczynie stary stróż nocny, Antoni, co już miał blisko 70 lat i właśnie niedawno okrutnie chorował; zimno go trzęsło na wiosnę i wyniszczyło tak, że wyglądał jak skóra i kości, i ledwo mógł chodzić. Więc on słuchał tego wszystkiego, co ludzie gadali i jak wyrzekali na swoją ciężką dolę, i do tego czasu nic się nie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2dgxt44asr5s1m32af01wt7omncesel
Strona:PL Kelles-Krauz Kazimierz - Czy teraz niema pańszczyzny? 1897.pdf/10
100
1233932
3702307
2024-11-05T19:40:54Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702307
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>odzywał. Dopiero jak Wincenty odpowiedział Bartkowi, tak Antoni powiada:<br>
{{tab}}— Dawno ja żyję na świecie i różne widziałem czasy i rzeczy. Widziałem też, jak była pańszczyzna i jak później ludziom ziemię rozdali; to ja sobie tak myślę, że za pańszczyzny ludziom lepiej było. Nie potrzebowali płacić nijakich podatków, ani nic, bo pan za nich zapłacił; nie myśleli, ani co zasiać, ani jak zebrać, ani jak zorać, bo to wszystko obchodziło pana albo rządcę; jeść ci przecie musieli dać, bo jakby nie dali, to by im ludzie z głodu powymierali, a jakby im ludzie powymierali, to któż by na nich robił? A teraz, cóż macie z tej ziemi, co wam dali? ilu to już tę ziemię potraciło, a reszta, co ma ziemię, to tylko musi ciągle kłopotać się, a skąd podatki zapłacę, a jak bydło i konie przezimuję, a co będę sam jadł? No, powiedzcie sami, czy nie lepiej wam było za pańszczyzny?<br>
{{tab}}Ale na to nikt nie przystał; nawet Franciszek i Bartek i Ignacy to się bardzo rozgniewali, a Wincenty powiada do Antoniego:<br>
{{tab}}— Nie gadalibyście takich rzeczy, Antoni. Choć trochę czasem ciężko człowiekowi, ale zawsze taki ekonom albo rządca nie przewodzi nad nami, córki ani żony wam nie zgwałci, nie może was bić, ani sprzedać drugiemu panu, jak jakie bydlę.<br>
{{tab}}— Ale, nie może — odpowiedział Antoni. — Albo to was Żółtowski nie bije, albo to mało jest takich paniczów, co tylko za dziewkami po wsi latają i gwałcą?<br>
{{tab}}— Ale zawsze człowiek jest wolny — powiada Wincenty — i jak chce, to może ich skarżyć do sądu; a sprzedać przecie nikogo nie mogą, ani gwałtem oddać do wojska, jak to za pańszczyzny bywało.<br>
{{tab}}— A wy, Antoni — powiada Ignacy — to tak za pańszczyzną obstajecie, jakby wam szlachta bardzo dużo dobrego zrobiła. Przecie wiadomo, że z pańszczyzny to tylko szlachta, psiakrew, miała korzyść, a naród musiał robić na nich.<br>
{{tab}}— Ale, dużo mi ta dobrego zrobiła szlachta — powiada Antoni — co nawet teraz na starość niedługo nie będę wiedział, gdzie głowę złożyć. Jak rozdawali ziemię, to ja wtedy służyłem u nieboszczyka pana za stangreta,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oc8uktfze15zqdvm2jltzzy0b5qajnw
Strona:PL Kelles-Krauz Kazimierz - Czy teraz niema pańszczyzny? 1897.pdf/11
100
1233933
3702309
2024-11-05T19:42:14Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702309
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>więc nic ziemi nie dostałem; ale pan mi obiecywał, że mi da ze dwie morgi, jako że służyłem u niego więcej jak 20 lat, i zawsze mu ze mną było dobrze.<br>
{{tab}}— Ano, i cóżeście z tą ziemią zrobili? — pyta się Adamek.<br>
{{tab}}— Com miał zrobić, kiedym jej tyle widział? — odpowiedział Antoni. — Pan pojechał za granicę, potem niedługo umarł, a jak Żółtowski nastał, to jakem mu przypominał, co mi pan obiecywał, to tylko mi powiedział „głupiś, wynoś się do dyabła! nic nie dostaniesz“.<br>
{{tab}}Ludzie się dziwowali, jakto panowie dobrze dotrzymują to, co obiecują narodowi, a Antoni powiada dalej: A teraz to jakie moje życie? Stróżuje człowiek przez 8 miesięcy tylko, bo przez zimę to już nie mogę, za stary jestem, i okrutnie mi zimno; płacą mi rubla na miesiąc, to mam z tego na cały rok 8 rubli. Narąbię im drzewa, albo do lasu po drzewo pojadę, albo koszyk jaki uplotę, to z tego mam cośniecoś, że jakoś tam z dnia na dzień żyję. Oj! nic mi ta szlachta dobrego nie zrobiła, żebym miał za nią obstawać; nawet teraz Żółtowski gada, że mię niedługo wypędzi, bo żem już stary i nie mogę dobrze stróżować, a cóż ja biedny, będę robić na starość? Nie mam syna, nikt mię nie przyjmie; chyba po proszonem będę chodzić.<br>
{{tab}}I Antoni zamyślił się o swojej biedzie na starość i już nic więcej nie gadał, a ludzie rozmyślali nad tem, czy to naprawdę za pańszczyzny lepiej było. Dopiero wtedy Michał, co aż do tego czasu słuchał tylko, co gadają, a sam nic nie gadał, dopiero teraz odezwał się i powiada:<br>
{{tab}}— A i cóż to, Ignacy, i wy, Wincenty, nic już nie gadacie? Rozgniewaliście się na Antoniego, że powiadają, że za pańszczyzny lepiej było, a jak on swoje powiedział, to teraz wy nic na to nie odpowiadacie?<br>
{{tab}}— A i cóż im odpowiem? — powiada Ignacy. — Juści że im kiepsko, i mnie kiepsko, i każdemu teraz to już tak kiepsko, że niewiadomo, jak żyć na świecie. Może to i prawda, że za pańszczyzny lepiej bywało.<br>
{{tab}}— Powiedzcie wy, Michale — powiada Wincenty, — jak wy sobie myślicie? Mają oni racyę, czy nie mają?<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6l0rwniebiwmvdlm8cx7c9lhlb3kozi
Strona:PL Kelles-Krauz Kazimierz - Czy teraz niema pańszczyzny? 1897.pdf/12
100
1233934
3702310
2024-11-05T19:43:45Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702310
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>Bo jak mają, to może lepiej by było, żeby pańszczyzna dotychczas była, abo żeby ją znowuż przywrócili?<br>
{{tab}}— A niech ręka Boska broni — odpowiedział mu Michał. — Żeby pańszczyznę nazad przywrócili? żeby mogli znowuż naród bić i sprzedawać, jak jakie bydło? Niedoczekanie ich już teraz naród by się nawet sam nie dał do pańszczyzny pędzić.<br>
{{tab}}— Abo by się nie dał — powiada Roman. Tak na to Wincenty:<br>
{{tab}}— No, dobrze, Michale, ale dlaczegóż Antoni gadają, że lepiej było za pańszczyzny, a my im nie mamy co odpowiedzieć?<br>
{{tab}}— A to wam zaraz powiem, dlaczego — powiada Michał. — Jakbyście się zacięli siekierą w nogę, bolałoby was?<br>
{{tab}}— A juści, że by bolało. To się nawet nie macie o co pytać — powiada Wincenty.<br>
{{tab}}Czekajcie — mówi dalej Michał. — I jakbyście się patrzyli na tę ranę, to by wam nic nie pomogło, tylko byście czuli, że was boli?<br>
{{tab}}— A juści.<br>
{{tab}}— No, dobrze; a jakby teraz przyszedł kto nieumiejący, owiązałby wam nogę byle jakim gałganem i kazałby wam wciągnąć but na nogę, żebyście ino rany nie widzieli, przestałoby was boleć?<br>
{{tab}}— Ale, przestało! Zaś by tam przestało.<br>
{{tab}}— A kiedyż by was przestało boleć? — pyta Michał.<br>
{{tab}}— A juści, dopiero wtedy, — odpowiada Wincenty — jakby mi felczer, albo doktór dobrze związał, żeby się zagoiło.<br>
{{tab}}— Ale do czegóż wy tak prowadzicie, Michale? — pyta się Adamek, co się okrutnie temu przysłuchiwał.<br>
{{tab}}— A to widzisz, do tego, że z tą pańszczyzną, to jest tak samo, jak z tą raną: tak jak tę ranę ten nieumiejący zawinął gałganem, żeby jej aby Wincenty nie widzieli, a ona ciągle była i bolała ich, tak i ludziom dali tam po trochu ziemi i to nie wszystkim, żeby ich aby oszukać, żeby im oczy zamydlić, żeby nie mogli widzieć pańszczyzny, żeby myśleli, że tej pańszczyzny już niema. A ona jest; {{roz*|jest pańszczyzna taka sama, jak}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bxzsr2bxcu5o49wmdpy8l1otxsdq7mf
Strona:PL Kelles-Krauz Kazimierz - Czy teraz niema pańszczyzny? 1897.pdf/13
100
1233935
3702311
2024-11-05T19:45:25Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702311
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{roz*|była przed carskim ukazem,}} ino że jej ludzie nie widzą, bo choć ich ona wyniszcza, to myślą, że jej niema.<br>
{{tab}}Jak usłyszał te słowa jeden i drugi, tak sobie pomyśleli: oho! to tu ciekawe jakieś gadanie będzie i dla ludzi dobre do posłuchania. Więc choć niektóry już chciał iść do domu, to się zostali; przybliżyli się bardziej do Michała i słuchają, co dalej będzie. A Bartek go się pyta:<br>
{{tab}}— Jakże to, Michale, powiadacie, że teraz jest pańszczyzna? Przecie w ukazie było napisane, że ludzie będą wolni, że już nie będą na nikogo robić, to znaczy, że nie będzie pańszczyzny? A wy powiadacie, że pańszczyzna jest.<br>
{{tab}}Tak dopiero Franciszek powiada do Bartka:<br>
{{tab}}— Oj, głupi! A to nie rozumiesz, że i ten nieumiejący, co tę ranę obwiązał, to też gadał temu choremu, że go nie będzie bolało, żeby aby od niego wziąć pieniądze. Tak i naród oszukali, żeby z niego ciągnąć podatki, żeby brać do wojska, i żeby się im nie buntował, ino żeby słuchał, jak to bydlę, co mu każą. A to na kogóż my robimy, jak nie na panów? abo to oni się napracują? a wszystkiego mają do syta, czego tylko zechcą. To z czyjejż pracy, jak nie z naszej? żebyśmy my nic nie robili, to by oni nic nie mieli. A jak my na panów robimy, to znaczy, że pańszczyznę odrabiamy, że jest pańszczyzna i tyle. Racya, Michale, czy nie?<br>
{{tab}}— Świętą macie racyę, Franciszku — powiada Michał.<br>
{{tab}}— Oj, mają Franciszek racyę! — odzywa się Roman. Ma racyę — powiada stary Antoni, i Ignacy, i Wincenty, i Bartek, i Adamek, i inni, co tam byli.<br>
{{tab}}— Mają Franciszek racyę, i wy macie racyę, Michale — powiada na to wszystko Wojtek. — Aleć zawsze mnie się to w głowie nie mieści jak to jest? gadają nam, że pańszczyzny niema, i my sami myślimy, że pańszczyzny niema, a tu ona jest, pańszczyzna jest. Jakże to tak jest, wytłómaczcie nam, i przez co to tak jest?<br>
{{tab}}— Ano, chcecie słuchać — powiada Michał — wam wyłożę, jak mnie się zdaje i jak ja rozumiem.<br>
{{tab}}— Gadajcie, będziemy słuchali — powiedzieli ludzie.
<br>{{---}}<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pwo00b2r6x9hkhvhemykm2fe4k9wzl3
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/611
100
1233936
3702312
2024-11-05T19:45:32Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702312
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|'''Z CYKLU: »EPITAPHIUM«.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Długie, czarne warkocze więzione w twej dłoni
W złocie jaskrów zerwanych u leśnej Krynicy —
Roje białych motyli, sznur kwietnych jabłoni,
Pierwszy mrok upojony dziewiczej świetlicy.
Do twych kolan się dusza rozmodlona kłoni,
Śpiewając ci pokorny hymn oblubienicy,
ów z łez-pereł spleciony i kwiatowych woni
Nieśmiertelny różaniec miłosnej tęsknicy.
Długie, czarne warkocze, a na nich twe dłonie
Czasem czuję je jeszcze i brzemię lat znika,
I przeszłość się jak muszla perłowa odmyka,
By wspomnień nagie ciernie białym stroić kwiatem
I oddycham znów róży purpurą i latem,
I widzę złote jaskry i białe jabłonie.
</poem>
{{c|✽{{tab}}✽{{tab}}✽|w=60%|przed=20px|po=20px}}
<poem>
Ze spichrza twojej duszy wziąłeś dziwne ziarna,
Aby posiać w swej duszy ugory jałowe,
I popatrz, jak się pleni ta siejba ofiarna,
Jak bujnie młode pędy krzewią się cierniowe.
Białe kwiaty tęsknoty jako mgła oparna,
W kielich smutku wsączają sznury łez perłowe,
I chyżo wzrasta, chyżo roślinność cmentarna,
By drzewo twojej męki owinąć krzyżowe.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
34x3ercc6qbr5ocofsokz4xg64tb5wy
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/612
100
1233937
3702313
2024-11-05T19:47:26Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702313
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s612g"/><poem>Jeśli zechcesz, ja przyjdę.... i na krzyż twej męki
Moja dusza opadnie, jak poświetl księżyca,
I wszystkie łzy twe weźmie na swe białe lica,
I jak z harfy zaklętej dobędzie z nich dźwięki,
I przejdę przepaść męki dzielącą nas czarną,
Boś mi duszę zapłodnił twą siejbą ofiarną.
</poem><br><br><section end="s612g"/>
<section begin="s612d"/>{{c|'''ZMIERZCH.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
W mgieł opalach rozwleczon, osnuwa powoli
Poczerniałe ścierniska pełne zimnej rosy,
I wierzb sennych rozwiane żałośliwie włosy,
I kurhany zdrzemane w rozoranej roli.
Jak ptak zmęczon opada w mgławej aureoli
Świateł kędyś gasnących w rdzawe sianokosy
Lecą dzwonów cmentarnych zabłąkane głosy
I wiodą, jak piastunka tęskna baśń złej doli.
Pójdę znaną ścieżyną, dziś szarą od mrokow,
Pod ciężką, od mgieł wilgną oponą obłoków,
Pójdę szukać rozwianych wróżb białej stokroci —
Czterolistnik koniczy — pocałunków żarów —
Pójdę szukać wśród chłodem wiejących oparów,
Czy się kędyś zbłąkana skra słońca nie złoci.
</poem><br><br><section end="s612d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7syje7o4k08b0orio3p900hotillcfo
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/613
100
1233938
3702314
2024-11-05T19:49:30Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702314
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{f|'''Z CYKLU: »WAM«.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Kochałam ciebie i czasem bojowe
Zbroje ci kładłam czasem harfę w dłonie
Czasem twe czoło tuliłam w koronie —
Czasem trefiłam pazia włosy płowe!
Gdzież ty poszedłeś, o mój książę senny?
Na sarkofagu twojego marmurze
Skamieniał anioł cichy i promienny
I w twarz ci rzuca blade grobów róże,
Bo w tym kamiennym aniele żałości
Dawno umarła moja dusza gości.
</poem><br>
{{c|I.|po=1em}}
<poem>
Próżno wołasz... za nami upiorna gromada
Widm i cieni się wlecze i dusze nam targa
Ta zastygła w powietrzu żałośliwa skarga,
Co gdzieś trumien otwartych krawędzie obsiada.
Próżno wołasz... zajęła już Ananke blada
Nasze miejsca przy uciech biesiadniczych stole —
Więc wszystkie moje kwiaty zemrą na twem czole,
Jak mrze mrokiem zgaszona światłości kaskada...
I na wieki rozdziela nas Ananke blada...
Czyś słyszał strun podwodnych ścichłe nagle głosy?
Czyś widział w proch strącone tęczowe motyle?
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nnv0897ov5a8a096xrtkxnsjsmobirv
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/614
100
1233939
3702317
2024-11-05T19:50:57Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702317
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>Ach — ja ciebie pragnęłam, jako pragną rosy
Mrące kwiaty, zdeptane w gościńcowym pyle!..
A jednak rozdzieliła nas Ananke blada...
</poem><br>
{{c|II.|po=1em}}
<poem>
Daj mi sny Twoje, daj ten sen skrzydlaty
O mnie prześniony — ja chcę duszę własną
W jego zwierciadle ujrzeć cichą, jasną,
Rozkołysaną, jak mgły srebrnej kwiaty.
Wprowadź mnie jeszcze w krysztalne zaświaty,
A tam, Twą dłonią poruszone smutnie,
Niech się rozdźwięczą wszystkie ścichłe lutnie
W ów akord nagle zerwany przed laty...
Wówczas mnie ujrzysz raz jeszcze wyśnioną,
Raz jeszcze wszystkie, pogasłe w ukryciu
Perły mej duszy tęczowo zapłoną.
Ijedną cudną dam ci chwilę w życiu,
Chwilę jedyną, bo potem w noc ciemną
Pójdę, byś nigdy nie spotkał się ze mną.
</poem><br>
{{c|III.|po=1em}}
<poem>
Kocham Ciebie, bo wracasz Ty mi wiosnę złotą
Mej młodości i jasne powracasz miraże,</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
c79ptrj52i6vaxcdrklvt5hzcwr9agg
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/615
100
1233940
3702320
2024-11-05T19:53:00Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702320
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s615g"/><poem>Twój cień trwa przy mnie, jakby wierne straże,
Twój cień mej duszy przywołam tęsknotą.
Niech więc ramiona mię Twoje oplotą
Zasłoń oczy — dziś w przyszłość nie chcę patrzeć ciemną,
Chcę zapomnieć, że życie za mną i przedemną —
Chcę zapomnieć o wszystkiem, co nie jest pieszczotą.
Tak dziś ciemno i zimno... Daj mi Twoje oczy!
Twoje oczy rozświetlą marzenia ogrody..
Tam dźwięk — złoto — purpura alabastrów schody —
I korowód weselny barwi się tęczowo.
Tak dziś ciemno i zimno... a nad moją głową
Sny majaczą złowrogie... Daj mi Twoje oczy!...
</poem><br><br><section end="s615g"/>
<section begin="s615d"/>{{c|'''MAGDALENA.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
O! nie patrz na mnie! Jam pełna lęku...
Z amforą wonnych olei w ręku.
Idę pomazać Twe stopy znojne:
Niosę im nardu wonie upojne,
Żar pocałunków i łez mych strugi,
I klęcząc, warkocz rozplatam długi,
I z stóp Twych kornie biorę na włosy,
Łez moich zdroje i oliw rosy.
</poem><br><section end="s615d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pyg0sz08o4730eomukgc2ivtru5c682
3702321
3702320
2024-11-05T19:53:21Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702321
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s615g"/><poem>Twój cień trwa przy mnie, jakby wierne straże,
Twój cień mej duszy przywołam tęsknotą.
Niech więc ramiona mię Twoje oplotą
Zasłoń oczy — dziś w przyszłość nie chcę patrzeć ciemną,
Chcę zapomnieć, że życie za mną i przedemną —
Chcę zapomnieć o wszystkiem, co nie jest pieszczotą.
Tak dziś ciemno i zimno... Daj mi Twoje oczy!
Twoje oczy rozświetlą marzenia ogrody..
Tam dźwięk — złoto — purpura — alabastrów schody —
I korowód weselny barwi się tęczowo.
Tak dziś ciemno i zimno... a nad moją głową
Sny majaczą złowrogie... Daj mi Twoje oczy!...
</poem><br><br><section end="s615g"/>
<section begin="s615d"/>{{c|'''MAGDALENA.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
O! nie patrz na mnie! Jam pełna lęku...
Z amforą wonnych olei w ręku.
Idę pomazać Twe stopy znojne:
Niosę im nardu wonie upojne,
Żar pocałunków i łez mych strugi,
I klęcząc, warkocz rozplatam długi,
I z stóp Twych kornie biorę na włosy,
Łez moich zdroje i oliw rosy.
</poem><br><section end="s615d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n3ol8k7tjz3m6dkyqp2u5obj14xhum6
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/616
100
1233941
3702324
2024-11-05T19:54:44Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702324
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>O! nie patrz na mnie! Długom czekała,
Długo płomienna byłam i biała...
Lecz teraz odwróć te słodkie oczy,
Bo trąd występku ciało mi toczy...
W proch mi skroń zetrzyj stopy białemi,
Bom najgrzeszniejsza między grzesznemi...
Bom jako owa oblubienica.
Co w snach już widząc miłego lica,
W przededniu jasnym dnia godowego,
Zbiegłszy z wyżyny pałacu swego
Na żer służalczym pachołom dała
Królewską krasę swojego ciała...
Lecz nie odtrącaj! Jam Twoje ręce
W snach widywała i w przeczuć męce,
I drżąc w brutalnych ramion oplocie,
Duszę miewałam w łzach i tęsknocie,
I w skrach ogniowych, w szału purpurze,
Jak gołąb byłam o białem piórze!
Wiem, — przyjdą inne... Już się wybiela
Straż najprzedniejsza cór Izraela,
I niosą kwiatów barwiste snopy,
Pod Twe tułacze, wędrowne stopy.
Idą ku Tobie w zwartym szeregu,
Idą ku Tobie w róż białych śniegu...
Nie mnie iść z niemi!... Po wieczne czasy
Popiołem zsypię raj mojej krasy,
I w ślad stóp Twoich pójdę pokutna</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jn9r3ldi01rsj9cd2w4r3alffcpj3l7
Indeks:Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu
102
1233942
3702325
2024-11-05T19:54:53Z
Seboloidus
27417
N
3702325
proofread-index
text/x-wiki
{{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template
|Tytuł=[[Nad grobem dobrego człowieka]]
|Autor=Kazimierz Laskowski
|Tłumacz=
|Redaktor=Józef Drzewiecki
|Ilustracje=
|Rok=1898
|Wydawca=Józef Drzewiecki
|Miejsce wydania=Warszawa
|Druk=Rubieszewski i Wrotnowski
|Źródło=[[commons:File:Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu|Skany na Commons]]
|Ilustracja=[[Plik:Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu|page=1|mały]]
|Strony=<pagelist />
|Spis treści=
|Uwagi=Utwór wydrukowany w dwutygodniku ''Niwa'' w r. 1898, nr 13.
|Postęp=do skorygowania
|Status dodatkowy=nie zawiera dodatkowych
|Css=
|Width=
}}
h6um9uw8d74ncw6960m0w7frl39gxu4
3702378
3702325
2024-11-05T20:34:45Z
Wieralee
6253
postęp
3702378
proofread-index
text/x-wiki
{{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template
|Tytuł=[[Nad grobem dobrego człowieka]]
|Autor=Kazimierz Laskowski
|Tłumacz=
|Redaktor=Józef Drzewiecki
|Ilustracje=
|Rok=1898
|Wydawca=Józef Drzewiecki
|Miejsce wydania=Warszawa
|Druk=Rubieszewski i Wrotnowski
|Źródło=[[commons:File:Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu|Skany na Commons]]
|Ilustracja=[[Plik:Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu|page=1|mały]]
|Strony=<pagelist />
|Spis treści=
|Uwagi=Utwór wydrukowany w dwutygodniku ''Niwa'' w r. 1898, nr 13.
|Postęp=do uwierzytelnienia
|Status dodatkowy=nie zawiera dodatkowych
|Css=
|Width=
}}
hw6yce02g0zhw8fhiexuiirlayh9n5i
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/617
100
1233943
3702327
2024-11-05T19:55:53Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702327
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>Jako służebna, cicha i smutna!...
Nie mnie iść z niemi... Twoje źrenice
Godowych dziewic zrumienią lice,
I Twoje dłonie spoczną litośnie
Na ich liliowej, rozkwitłej wrośnie...
O! Rabbi, Rabbi! ja w prochu leżę,
I z tobą pójdę i w Ciebie wierzę,
I kładę usta i włosy moje
Pod opylonych stóp Twoich znoje!
O! Rabbi, Rabbi!...
»Wstań od stóp moich! Zmazan grzech ciała,
Boś nieskończenie umiłowała,
I odtąd będziesz z śniegu i woni,
Ów kwiat, na dziewic wybranych skroni!
Idź!... i oleje pochowaj wonne,
Na namaszczenie dla mnie pozgonne«.
</poem><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i310erskzyzwe6s4h3d1jmm6y1kk7vu
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/618
100
1233944
3702331
2024-11-05T19:59:28Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702331
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="tyt"/>{{c|HENRYK ZBIERZCHOWSKI|w=140%|po=10px}}
{{Skan zawiera grafikę}}
{{c|
{{f|''ur. 1881 we Lwowie. Jest redaktorem »Naszego Kraju« tamże. Wydał »Impresye« 1901, »Baśnie« 1906 r. A nadto poezye w »Życiu«, »Chimerze«, »Tygodniku illustr.«, »Krytyce«, »Wędrowcu«, »Prawdzie« i »Naszym kraju«. Autor powieści »Przed wschodem słońca«, »Na złotej przełęczy«, »Malarze«. Liczne nowele.''|table|align=justify|last=center|width=330px|po=3em}}
}}
<section end="tyt"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ly8cg5d83r3ncwjwvboz0t5k66g6o2x
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/619
100
1233945
3702335
2024-11-05T20:02:02Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702335
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|'''MOCZARY.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Wśród splotu wiklin, trzciny i wysokiej trawy,
Tajemny moczar leśny wody swe rozlewa.
— Nad brzegiem chylą czoła zadumane drzewa —
I toń mroczy się szara wśród liści oprawy.
Zachód przez drzew warkocze blasków snop różowy
Wśród mgły na wodach mętnych zwolna się rozlewa
Nad brzegiem chylą czoła przebudzone drzewa, —
Skąpana w jasnych blasków koronie tęczowej.
Na liściu lilii płynie przez wodne obszary
Rusałka wiatr jej włosy złociste rozwiewa.
— Nad brzegiem chylą czoła zadziwione drzewa —
I zwolna całą ziemię mrok ogarnia szary.
A w martwej wodzie bagna obudzą się tycie,
Jakiś szmer tajemniczy wkoło się rozlewa,
— Nad brzegiem chylą czoła niespokojne drzewa —
A wiatr w trzcinach i trawach przemyka się skrycie.
Rusałka na dnie samem skulona w kielichu
Z źrenicą w dal wpatrzoną słucha, jak wiatr śpiewa.
— Nad brzegiem chylą czoła zalęknione drzewa —
Coś się rusza i pluska na fali po cichu
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2rqntsdcd4ji7ywlv7oza6ttve1cbi9
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/620
100
1233946
3702338
2024-11-05T20:04:30Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702338
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s620g"/><poem>A z głębin wynurzają się straszne poczwary,
Z oślizłych ciał szelestem woda w toń się zlewa.
— Nad brzegiem chylą czoła przerażone drzewa —
Znów cicho... tylko w głębiach burzą się moczary.
A rusałka pobladła w liliowym kielichu
Zapada w tonie mętne...
{{tab|110}} Wiatr mgły nocne zwiewa —
— Nad brzegiem chylą opuszczone drzewa —
I trzciny nad moczarem coś szemrzą po cichu...
</poem><br>
[[File:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908) p0116.png|center|40px]]
<br><br><section end="s620g"/>
<section begin="s620d"/>{{c|'''MODLITWA DO DUSZY.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Pani gwiazd złotych i smutku królowo,
W ciemnościach życia do ciebie się modlę,
Żem cię, syn własny, oszukiwał podle,
Udając wielkość myśli piorunową.
Żem był jak pielgrzym, co przez ugór idzie,
Pytając drogi pobladłemi usty,
Żem skrzydła szargał po domach rozpusty,
Chociaż coś we mnie łkało w niemym wstydzie —
Pozwól się tylko odrodzić od nowa,
Bo drzemie we mnie moc huraganowa
I zachowałem niby skarb w tej męce.
</poem><br><section end="s620d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3m9s83f4p9qy3gfp4rraw8tx6jfmujf
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/621
100
1233947
3702342
2024-11-05T20:06:56Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702342
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s621g"/><poem>Kiedy mię porwie grzechu toń zdradziecka.
Ból — co nad wszystkiem załamuje ręce
I niezmącone, jasne oczy dziecka.
</poem><br><br><section end="s621g"/>
<section begin="s621d"/>{{c|'''UROCZYSKO.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Na dnie odmętu,
Wśród wiklin i trzcin roztoczy,
Wplątane w mchy podwodne,
::: Spadłe z Firmamentu
::: Lśnią się gwiazd oczy
:::::: Pogodne.
Zielona poświata miesiąca
O wód tafle trąca
I welon biały,
Srebrzysty na liściach zwiesza.
::: — Cicho... Zaraz liście będą spadały.
Hen z sinej dali
Idzie już — idzie wieczna tułacznica,
Ugorów rozpaczna cisza...
Ślizga się po srebrnej fali.
:::::: Oblanej strugą księżyca.
Pień dębu objęła zmurszały...
:::::: Po trawach depce,
A teraz w liściach wierzb coś szumi i szepce.
::: — Cicho... Zaraz liście będą spadały.
</poem><br><section end="s621d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ansh2icl32a2ltoews1wotcemr971v3
Strona:Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu/1
100
1233948
3702344
2024-11-05T20:08:54Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */ —
3702344
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{c|'''Nad grobem dobrego człowieka.'''|h=normal|w=180%|font=Arial Narrow}}
{{---|40|przed=1em|po=1.5em}}
{{tab}}„...W odcinku najnowszy utwór ''Klemensa Junoszy''“ — taką obietnicą rozbrzmiewały przez szereg lat zapowiedzi redakcyjne wszystkich niemal pism polskich. Obietnica cieszyła czytelnika: „Ach jak to dobrze! jak dobrze! ''Junoszy!'' naszego Junoszy.“ Obietnica skutkowała — spieszono<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bq72rb9a1cmc5q1du72aob90nz2qb4v
3702369
3702344
2024-11-05T20:28:59Z
Wieralee
6253
/* Skorygowana */
3702369
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|'''Nad grobem dobrego człowieka.'''|h=normal|w=180%|font=Arial Narrow}}
{{---|40|przed=1em|po=1.5em}}
{{tab}}„...W odcinku najnowszy utwór ''Klemensa Junoszy''“ — taką obietnicą rozbrzmiewały przez szereg lat zapowiedzi redakcyjne wszystkich niemal pism polskich. Obietnica cieszyła czytelnika: „Ach jak to dobrze! jak dobrze! ''Junoszy!'' naszego Junoszy.“ Obietnica skutkowała — spieszono<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0fzgm67q3ly16m66taj6ogrf0p45ly8
Szablon:IndexPages/Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu
10
1233949
3702345
2024-11-05T20:09:06Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702345
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>3</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>1</q1><q0>0</q0>
ndujrxd8ci46wed2dyo93b2iurnx4bs
3702420
3702345
2024-11-05T21:09:05Z
AkBot
6868
Bot aktualizuje szablon indeksu
3702420
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>3</pc><q4>0</q4><q3>3</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>0</q0>
f6v3jxd7qnj8ap4shk7t2ng37lk3fjc
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/622
100
1233950
3702353
2024-11-05T20:09:20Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702353
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s622g"/><poem>Od mgieł, co jak białe płótno zwiesza.
Tajemne się tworzą jeziora i stawy
::: Na łąkach... Na wierzchołkach borów
::: Opustoszałych ugorów
:::::: Rozpaczna cisza
:::::: Kołysze drzewa i trawy.
::: Wśród trzcin pełza po cichu,
::: Aż w końcu w lilii kielichu
:::::: Cała się kładnie —
::: Pod ciężarem
Przegina się w wodę kielich biały
::: I lilia, zwiesiwszy pierś, kona.
:::::: Otruta moczarem.
::: Patrząca w gwiazdy na dnie...
::: — Cicho zaraz liście będą spadały.
</poem><br><br><section end="s622g"/>
<section begin="s622d"/>{{c|'''KAMIENNY BÓG.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
W kamiennej, ciemnej grocie, z boleści skamieniały,
Przeżywam bóg nieszczęsny — ostatnie dni żywota.
Poczęła mię myśl grecka i ludzkich dusz tęsknota
Wyszedłem z dłoni mistrza świecący, nagi, biały.
A dziś mię więzi mokra, porosła mchami grota,
Żem jest od wody ślizki, spękany i zmurszały.</poem><section end="s622d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qq4xr07rap1w6avniox8bwnxg1ylxb8
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/623
100
1233951
3702355
2024-11-05T20:11:33Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702355
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="s623g"/><poem>Przez pierś żelaznym drutem przybito mię do skały,
U stóp mych gniją liście, w basenie pełnym błota.
Pamiętam raz — wiatr jęczał wpatrzyłem się wybladły
W miesiąca krąg zielony, jak oko w mgłach rozwarte,
Gdy z hukiem (o nieszczęście!) ramiona mi odpadły.
I odtąd konam wiecznie w powolnej, długiej męce.
O ciało me, wilgocią i pleśnią groty zżarte!
O ręce moje, biedne i zdruzgotane ręce!
</poem><br><br><section end="s623g"/>
<section begin="s623d"/>{{c|'''W NOCY.'''|w=110%|po=1em}}
<poem>
Noc taka jasna... srebrzysta.... bez chmur.
Słyszę twój oddech miarowy i cichy.
Za oknem biało.. w liliowe kielichy
Sączy się miesiąc i świerszczy gra chór.
Dogasa lampa... Słychać nudny brzęk
Much, pełzających sennie po suficie,
Ta, która wkrótce stworzy nowe życie,
Już śpi... nad łożem jej Miłość i Lęk.
Stracony ciała dziewiczego cud
I młodych kształtów królewskość i przepych,</poem><section end="s623d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6gwq7wzm79im0nu4evj10gak54ms0xy
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/624
100
1233952
3702356
2024-11-05T20:13:32Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702356
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><poem>Cięży nad tobą dłoń przeznaczeń ślepych,
Czeka cię męka i serdeczny trud.
Śpisz, tak, jak dziecko... bladość twoich lic
Rozjaśnił uśmiech słodki i przelotny.
Cicho... czas mija nigdy niepowrotny...
Pragnę zapomnieć i nie myśleć nic.
Cóż to? — znam szmer ten... już od tylu lat
W tej starej skrzyni robak drzewo wierci,
Śpiewa pieśń próchna, zniszczenia i śmierci.
Cóż to? liść zwiędły z szczytów drzewa spadł.
Prawda... już jesień... znów coś szepcze mi
Tę myśl... nie mogę odegnać natręta...
A jeśli... przebóg! precz myśli przeklęta,
Cicho, me serce! nie bij... ona śpi.
Nieznany Boże! co w przepaściach trwasz,
A słyszysz ciche serc strwożonych bicie,
Zachowaj dla mnie to mizerne życie,
Aniołów swoich postaw nad niem straż!
Śpij, śpij! nim zaznasz, co męka i trud,
Na skrzydłach marzeń popłyń błękitami...
Błogosławionaś między niewiastami
I błogosławion łona twego cud!
</poem><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7xgizmg8kmbm7eb06pfc48np712u27f
Strona:Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu/2
100
1233953
3702357
2024-11-05T20:14:09Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */ —
3702357
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>z wysłaniem prenumeraty; nazwisko pana Klemensa jednało pismu odbiorców, przysparzało poczytności.....<br>
{{tab}}I „nasz“ Junosza pisał i pisał, dwanaście godzin z rzędu nieodrywając się od biurka. Wyrastały pod piórem pisarza dworki szlacheckie, winem obrosłe, chłopskie strzechą kryte chaty, żydowski kramik; toczyła się po biurku najtyczanka lub biedka pachciarska... Junosza pisał, pisał duszą, malował to, co ukochał, i dla tych, których ukochał.<br>
{{tab}}I tak płynął rok za rokiem. Zapowiedzi redakcyjne świeciły nazwiskiem Klemensa Junoszy; na pułkach księgarskich pojawiał się coraz to nowy tomik autora „Łaciarza“, szła w świat, w wiejskie zakątki, nawet w kmiece sadyby, książka pana Klemensa, miłym gościem witana, chwytana z rąk do rąk, jako pokarm zdrowy, płód wielkiego talentu, okraszony niezrównanym swojskim humorem. Szła „dobra“ książka między ludzi, a pan Klemens pisał w dalszym ciągu, aby nowym zapowiedziom prospektowym zadość uczynić.<br>
{{tab}}Dziś te same pisma, co w odcinku drukowały „powieści Klemensa Junoszy“, rozniosły żałobną wiadomość:<br>
{{tab}}— ''Junosza'' nie żyje!<br>
{{tab}}Pośmiertne wzmianki opiewają: żył z literatury; ekspertyza lekarska dowodzi, że zgasł na paraliż serca.<br>
{{tab}}Nieprawda!<br>
{{tab}}''Umarł'' z literatury, z nadmiaru pracy, z fizycznego wyczerpania! Zmarł w 48 roku życia po napisaniu ośmdziesięciu tomów powieści na chorobę, co się ''troską o jutro'' zowie, jak ów żołnierz, co nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął...“<br>
{{tab}}A wiecie, jakie były pragnienia, o jakiej tęczy nad głową na stare lata marzył?<br>
{{tab}}Kiedy przed miesiącem złożonego chorobą odwiedzając, doradzałem odpoczynek, w dużych czarnych oczach chorego przemknął smutny uśmiech, pokręcił drżącą ręką posiwiałego wąsa...<br>
{{tab}}— Żeby to można? — rzekł. — Ale cóż kajdanki nie pozwalają — ukazał na pióro. — Jeszcze lat parę... jeszcze parę... Da Bóg z czasem odpocznę... Chciałbym tylko, żeby Jerzyk (najmłodszy z trzech synów) skończył szkoły... Potem jeszcze ze dwa lata popracuję, żeby choć jaki tysiąc, dwa oszczędzić i wynieść się na wieś. Kupię sobie gdzie w Lubelskiem chałupę, dziesięć morgów gruntu, kożuch barani... Będę siał... orał... na jarmarki jeździł... z żydkami się handryczył... A będzie co wolnego czasu, to będę pisał dla... chłopów.<br>
{{tab}}Takiemi były marzenia o odpoczynku na stare lata polskiego pisarza, co do skarbnicy piśmiennictwa włożył na<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pkqsz5fqgxhrsdnqb5s46djb8vfvtd9
3702373
3702357
2024-11-05T20:31:52Z
Wieralee
6253
/* Skorygowana */
3702373
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Wieralee" /></noinclude>z wysłaniem prenumeraty; nazwisko pana Klemensa jednało pismu odbiorców, przysparzało poczytności.....<br>
{{tab}}I „nasz“ Junosza pisał i pisał, dwanaście godzin z rzędu nieodrywając się od biurka. Wyrastały pod piórem pisarza dworki szlacheckie, winem obrosłe, chłopskie strzechą kryte chaty, żydowski kramik; toczyła się po biurku najtyczanka lub biedka pachciarska... Junosza pisał, pisał duszą, malował to, co ukochał, i dla tych, których ukochał.<br>
{{tab}}I tak płynął rok za rokiem. Zapowiedzi redakcyjne świeciły nazwiskiem Klemensa Junoszy; na pułkach księgarskich pojawiał się coraz to nowy tomik autora „Łaciarza“, szła w świat, w wiejskie zakątki, nawet w kmiece sadyby, książka pana Klemensa, miłym gościem witana, chwytana z rąk do rąk, jako pokarm zdrowy, płód wielkiego talentu, okraszony niezrównanym swojskim humorem. Szła „dobra“ książka między ludzi, a pan Klemens pisał w dalszym ciągu, aby nowym zapowiedziom prospektowym zadość uczynić.<br>
{{tab}}Dziś te same pisma, co w odcinku drukowały „powieści Klemensa Junoszy“, rozniosły żałobną wiadomość:<br>
{{tab}}— ''Junosza'' nie żyje!<br>
{{tab}}Pośmiertne wzmianki opiewają: żył z literatury; ekspertyza lekarska dowodzi, że zgasł na paraliż serca.<br>
{{tab}}Nieprawda!<br>
{{tab}}''Umarł'' z literatury, z nadmiaru pracy, z fizycznego wyczerpania! Zmarł w 48 roku życia po napisaniu ośmdziesięciu tomów powieści na chorobę, co się ''troską o jutro'' zowie, jak ów żołnierz, co nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął...“<br>
{{tab}}A wiecie, jakie były pragnienia, o jakiej tęczy nad głową na stare lata marzył?<br>
{{tab}}Kiedy przed miesiącem złożonego chorobą odwiedzając, doradzałem odpoczynek, w dużych czarnych oczach chorego przemknął smutny uśmiech, pokręcił drżącą ręką posiwiałego wąsa...<br>
{{tab}}— Żeby to można? — rzekł. — Ale cóż kajdanki nie pozwalają — ukazał na pióro. — Jeszcze lat parę... jeszcze parę... Da Bóg z czasem odpocznę... Chciałbym tylko, żeby Jerzyk (najmłodszy z trzech synów) skończył szkoły... Potem jeszcze ze dwa lata popracuję, żeby choć jaki tysiąc, dwa oszczędzić i wynieść się na wieś. Kupię sobie gdzie w Lubelskiem chałupę, dziesięć morgów gruntu, kożuch barani... Będę siał... orał... na jarmarki jeździł... z żydkami się handryczył... A będzie co wolnego czasu, to będę pisał dla... chłopów.<br>
{{tab}}Takiemi były marzenia o odpoczynku na stare lata polskiego pisarza, co do skarbnicy piśmiennictwa włożył na<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mu7wgl6sqdy9upd44vvk2dee6phjrfs
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/625
100
1233954
3702359
2024-11-05T20:18:51Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702359
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><section begin="tyt"/>{{c|
MARYAN ZBROWSKI|w=140%|po=10px}}
{{c|
{{f|''ur. około r. 1872. Poezye w »Życiu«, »Chimerze«, »Prawdzie«.''|table|align=justify|last=center|width=330px|po=3em}}
}}
<section end="tyt"/><section begin="s625d"/>
{{c|'''SERCE.'''|w=110%|po=1em}}
{{c|I.|po=1em}}
<poem>
Żyjesz więc, serce?... Czemże były twe przysięgi,
Że nie przeżyjesz? — Nie drżyj, imion nie wymienię...
Wszystko umarło... A ty?... Świątyni sklepienie...
Pająk zasnuł... Jak głucho!... A ty?... Szczyt potęgi?!...
Jakże ty żyjesz?... Milczysz?... Więc cię zaczerwienię
Tem »jak«, i rzucę nagle w torturowe kręgi,
I wydrę tajemnicę twoją. Mów!... Wspomnienie
Z trumny ruszę... Pamiątek wydobędę księgi!...
Drżysz.. Przymuszę!... I skomlisz, ja pies... jak pies... Chryste!
Więc nie zostało w tobie nawet cienia dumy,
Nawet chęci udania? Nie?.. Ty, płomieniste,
Ty, niegdyś żądne walki, szydzące z rozbicia?
Niegdyś... Wszystko ulata, jak sen, wiatru szumy...
I tylko trwa bezwstydnie przyziemny pień życia...
</poem><br><section end="s625d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sfmnzn9zgqjb7wc6oh2e06d19lb4b5c
Strona:Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu/3
100
1233955
3702360
2024-11-05T20:19:24Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */ —
3702360
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>wieczysty depozyt ośmdziesiąt tomów powieści, tysiące ulotnych, rozrzuconych po rocznikach pism humorystycznych drobnych utworów; co napisał więcej, niż inni przeczytali.<br>
{{tab}}Takiemi były marzenia — marzenia niedościgłe!! Tyle żądał od tej literatury, co różnych żonglerów reporterskich dostatnio odżywia; co clownom pióra, przyodzianym w togi statystów, udźce na złocistych półmiskach zastawia; co „pierwszopiętrowym“ wielkościom wyściełane wezgłowia rozściela...<br>
{{tab}}Tylko tyle żądał i literatura odmówiła! Urwała mu szmat życia, śmierć przedwczesną nasłała, miast marzonej zagrody chłopskiej trzy łokcie święconej ziemi ofiarując. Za duży był talent, za prawy charakter na... jubileusz i inny, niż w mogilnych piaskach, odpoczynek!<br>
{{tab}}Piszący te słowa ma dla ś. p. Klemensa Szaniawskiego niczem niespłacony dług wdzięczności. On mi rękę „formował“, a czynił to tak życzliwie, tak szczerze, tak wylanie, tak bez obłudy, że dziś, gdy ta iście z fredrowskiego obozu postać Junoszy zagasła, jakbym rodzonego ojca stracił...<br>
{{tab}}Czuję żal głęboki...<br>
{{tab}}Nie do społeczeństwa, bo to oceniło zasługi nieboszczyka, czytało jego dzieła, śląc dziękczynienia z oddali za dobre, dobre książki...<br>
{{tab}}Czuję żal głęboki... do tej pracy, co zacnemu sercu odebrała bicie; do tej niwy, co dlań skąpo rodziła kłosy.<br>
{{tab}}Suty będziesz miał pogrzeb, panie Klemensie! suty! Pisma nieposkąpią „wieloletniemu współpracownikowi“ ciepłych wzmianek, wydawcy złożą na Twej trumnie wieńce żałobne... Szarfy z napisami pokryją katafalk!<br>
{{tab}}Suty pogrzeb! ale nie dla tego... Nad Twą mogiłą stanie na poddzwonne smutna myśl, ze wszystkich stron Polski nadbiegła; z każdego zakątka, gdzie mowa nasza rozbrzmiewa, spłynie westchnienie, zapłaczą nad stratą bolesną i „Pan brat“ i „Szymon orator“ i „Łaciarz“ i na każdą grudkę ziemi padnie łza szczera. I będzie wielka ciżba serc, kirem okrytych...<br>
{{f|''K. Laskowski.''|align=right|prawy=3em}}
<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0syse6by06zklrpphe0w2qpfarpulwb
3702362
3702360
2024-11-05T20:20:03Z
Seboloidus
27417
dr
3702362
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>wieczysty depozyt ośmdziesiąt tomów powieści, tysiące ulotnych, rozrzuconych po rocznikach pism humorystycznych drobnych utworów; co napisał więcej, niż inni przeczytali.<br>
{{tab}}Takiemi były marzenia — marzenia niedościgłe!! Tyle żądał od tej literatury, co różnych żonglerów reporterskich dostatnio odżywia; co clownom pióra, przyodzianym w togi statystów, udźce na złocistych półmiskach zastawia; co „pierwszopiętrowym“ wielkościom wyściełane wezgłowia rozściela...<br>
{{tab}}Tylko tyle żądał i literatura odmówiła! Urwała mu szmat życia, śmierć przedwczesną nasłała, miast marzonej zagrody chłopskiej trzy łokcie święconej ziemi ofiarując. Za duży był talent, za prawy charakter na... jubileusz i inny, niż w mogilnych piaskach, odpoczynek!<br>
{{tab}}Piszący te słowa ma dla ś. p. Klemensa Szaniawskiego niczem niespłacony dług wdzięczności. On mi rękę „formował“, a czynił to tak życzliwie, tak szczerze, tak wylanie, tak bez obłudy, że dziś, gdy ta iście z fredrowskiego obozu postać Junoszy zagasła, jakbym rodzonego ojca stracił...<br>
{{tab}}Czuję żal głęboki...<br>
{{tab}}Nie do społeczeństwa, bo to oceniło zasługi nieboszczyka, czytało jego dzieła, śląc dziękczynienia z oddali za dobre, dobre książki...<br>
{{tab}}Czuję żal głęboki... do tej pracy, co zacnemu sercu odebrała bicie; do tej niwy, co dlań skąpo rodziła kłosy.<br>
{{tab}}Suty będziesz miał pogrzeb, panie Klemensie! suty! Pisma nieposkąpią „wieloletniemu współpracownikowi“ ciepłych wzmianek, wydawcy złożą na Twej trumnie wieńce żałobne... Szarfy z napisami pokryją katafalk!<br>
{{tab}}Suty pogrzeb! ale nie dla tego... Nad Twą mogiłą stanie na poddzwonne smutna myśl, ze wszystkich stron Polski nadbiegła; z każdego zakątka, gdzie mowa nasza rozbrzmiewa, spłynie westchnienie, zapłaczą nad stratą bolesną i „Pan brat“ i „Szymon orator“ i „Łaciarz“ i na każdą grudkę ziemi padnie łza szczera. I będzie wielka ciżba serc, kirem okrytych...<br>
{{f|''K. Laskowski.''|align=right|prawy=3em}}
<br>{{---|100}}<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ls9yk9pubf2zph7ofgqlii0y3cn6yrw
3702376
3702362
2024-11-05T20:34:23Z
Wieralee
6253
/* Skorygowana */
3702376
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Wieralee" /></noinclude>wieczysty depozyt ośmdziesiąt tomów powieści, tysiące ulotnych, rozrzuconych po rocznikach pism humorystycznych drobnych utworów; co napisał więcej, niż inni przeczytali.<br>
{{tab}}Takiemi były marzenia — marzenia niedościgłe!! Tyle żądał od tej literatury, co różnych żonglerów reporterskich dostatnio odżywia; co clownom pióra, przyodzianym w togi statystów, udźce na złocistych półmiskach zastawia; co „pierwszopiętrowym“ wielkościom wyściełane wezgłowia rozściela...<br>
{{tab}}Tylko tyle żądał i literatura odmówiła! Urwała mu szmat życia, śmierć przedwczesną nasłała, miast marzonej zagrody chłopskiej trzy łokcie święconej ziemi ofiarując. Za duży był talent, za prawy charakter na... jubileusz i inny, niż w mogilnych piaskach, odpoczynek!<br>
{{tab}}Piszący te słowa ma dla ś. p. Klemensa Szaniawskiego niczem niespłacony dług wdzięczności. On mi rękę „formował“, a czynił to tak życzliwie, tak szczerze, tak wylanie, tak bez obłudy, że dziś, gdy ta iście z fredrowskiego obozu postać Junoszy zagasła, jakbym rodzonego ojca stracił...<br>
{{tab}}Czuję żal głęboki...<br>
{{tab}}Nie do społeczeństwa, bo to oceniło zasługi nieboszczyka, czytało jego dzieła, śląc dziękczynienia z oddali za dobre, dobre książki...<br>
{{tab}}Czuję żal głęboki... do tej pracy, co zacnemu sercu odebrała bicie; do tej niwy, co dlań skąpo rodziła kłosy.<br>
{{tab}}Suty będziesz miał pogrzeb, panie Klemensie! suty! Pisma nieposkąpią „wieloletniemu współpracownikowi“ ciepłych wzmianek, wydawcy złożą na Twej trumnie wieńce żałobne... Szarfy z napisami pokryją katafalk!<br>
{{tab}}Suty pogrzeb! ale nie dla tego... Nad Twą mogiłą stanie na poddzwonne smutna myśl, ze wszystkich stron Polski nadbiegła; z każdego zakątka, gdzie mowa nasza rozbrzmiewa, spłynie westchnienie, zapłaczą nad stratą bolesną i „Pan brat“ i „Szymon orator“ i „Łaciarz“ i na każdą grudkę ziemi padnie łza szczera. I będzie wielka ciżba serc, kirem okrytych...<br>
{{f|''K. Laskowski.''|align=right|prawy=3em}}
<br>{{---|100}}<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1xm13ta04hmryzb9sl1lbktp3bwqp1q
Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/626
100
1233956
3702361
2024-11-05T20:19:47Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
3702361
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|II.|po=1em}}
<poem>
I znów przed tobą serce moje kładę,
Jak muszlę, pełną radosnego głosu,
Spojrzyj! Złowieszczy ptak mojego losu
Gniazdo w niej utkał — ust weselnych zdradę.
Jeśli nań ręce położysz, jak blade
Na rzecz pamiętną dwie gałązki wrzosu.
Jeśli posłuchasz, to może z chaosu
Szmerów — szmer jeden urośnie w kaskadę
Smutku i żalu. Może ci się wciśnie
W duszę i zmarszczkę wyrzeźbi na czole
Znak zamyślenia. Może na ust wiśnie
Popiół posypie. Może plamę cienia
Położy nad twych dróg obłędnem kole:
— Będzie to w muszli dźwięk twego imienia!
</poem><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
44il1r0gjrbvfrh8c6yzt96zoczbnuc
Nad grobem dobrego człowieka
0
1233957
3702363
2024-11-05T20:23:43Z
Seboloidus
27417
nowa strona
3702363
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Kazimierz Laskowski
|tytuł = Nad grobem dobrego człowieka
|podtytuł =
|wydawca = Józef Drzewiecki
|druk = Rubieszewski i Wrotnowski
|rok wydania = 1898
|miejsce wydania = Warszawa
|redaktor = Józef Drzewiecki
|pochodzenie = „Niwa“, 1898, nr 13
|źródło = [[commons:File:Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu|Skany na Commons]]
|strona indeksu = Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu
|poprzedni =
|następny =
|inne = {{epub}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Kazimierz Laskowski - Nad grobem dobrego człowieka.djvu" from=1 to=3 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Kazimierz Laskowski}}
[[Kategoria:Kazimierz Laskowski]]
[[Kategoria:Niwa (czasopismo)]]
[[Kategoria:Upamiętnienia]]
[[Kategoria:Utwory o Klemensie Junoszy]]
o1dqxqe2qpci3h83kjvvbsruxm4ikmf
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/121
100
1233958
3702367
2024-11-05T20:28:14Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702367
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>i ogłosiłem w Dzienniku Ustaw, że się będzie płaciło dwa razy wszystkie podatki, a trzy razy te, które rząd naznaczy później. Przy tym systemie, zrobię prędko majątek, wówczas pozabijam wszystkich i wyjadę.
{{c|Wieśniacy|roz|w=85%}}
Ojcze Ubu, błagamy, ulituj się nas, jesteśmy biedni obywatele.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Gwiżdżę na to. Płaćcie.
{{c|Wieśniacy|roz|w=85%}}
Nie możemy, jużeśmy zapłacili.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Płaćcie! albo was wpakuję do swojej kieszeni, obostrzonej kaźnią oraz odłączeniem szyi i głowy od ciała! Kroćkrocikropidjasków, jestem chyba królem!
{{c|Wszyscy|roz|w=85%}}
A więc to tak? Do broni! Niech żyje Byczysław z łaski bożej król Polski i Litwy!<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gzb0107ucsjeonbm1qeyyu3kud9bvdb
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/122
100
1233959
3702371
2024-11-05T20:30:57Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702371
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Naprzód panowie z fynansów, pełńcie swoją powinność
{{f|''wszczyna się walka, dom pada zburzony, stary Stanisław uchodzi sam przez równinę, Ubu zostaje aby zgarniać podatki.''|w=85%|align=justify|last=center}}<br>
{{c|Scena piąta|roz|w=85%}}
{{c|''Kazamata w fortach Torunia. Bardior w kajdanach, Ubu.''|w=85%|align=justify|last=center|po=10px}}
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Ha! obywatelu, ot co jest. Chciałeś, żebym ci zapłacił to com ci był winien i zbuntowałeś się, bo ja nie chciałem! Spiskowałeś, i otoś jest w pace. Dokatadukata, czyściutko to załatwiono; figielek jest taki zgrabny, że sam nie poskąpisz mu swego uznania.
{{c|Bardior|roz|w=85%}}
Uważaj, mości Ubu. Od pięciu dni, przez które jesteś królem, popełniłeś więcej mordów, niżby ich trzeba aby posłać do piekła wszystkich świętych z raju. Krew królewska i szlachecka krzyczy pomsty, i krzyk jej będzie wysłuchany.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o9gdia6ds275llfjdso6q3e917c31ox
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/77
100
1233960
3702374
2024-11-05T20:33:36Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702374
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>wiała społeczeństwo, państwo, Polskę, ojczyznę; jej interesy były interesami społeczeństwa; wszystkie inne warstwy były dodatkiem tylko. Ale i ponad masą szlachecką były władze. Nieuszanowanie do władz, do możnych tego świata bynajmniej nie cechowały szlacheckiego świata. Owszem uniżone serwilistyczne zachowanie się względem wszystkiego, co przypominało władzę i uniżony serwilistyczny stosunek do arystokracyi daleko prędzej zgadzały się z jej ogólnem usposobieniem, niż czyn samodzielny, niż energiczna i śmiała protestacya przeciwko powagom.<br>
{{tab}}Jakżeż odmienny od tych stosunków obraz przedstawiała Francya! Była to, coprawda, monarchia, rządzona przez nieznośnego z despotycznemi zachciankami króla, ale monarchia, która zawdzięczała swe pochodzenie ludowemu powstaniu i zmuszoną była, bądź co bądź, z ludem się liczyć. Do równości istotnej było wprawdzie daleko; drobna garstka burżuazyi, tak zwany kraj legalny, rządziła krajem, myśląc tylko o swoich interesach.
Ale uczucie równości, przeświadczenie o swej sile i o swych prawach dotarło do najniższych warstw ludowych. Wielka francuska rewolucya pozostawiła wszędzie głębokie ślady i pamięć o niej nie pozwalała masom poprzestać na tych drobnych politycznych ustępstwach, jakie im Lipcowa Monarchia poczyniła. Głębokie nieukontentowanie nurtowało głębie społeczeństwa, tajne spiski powstawały jeden za drugim i wstrząsały gwałtownie całem państwem. Co więcej, nieukontentowanie mas zaczynało podówczas przybierać nowe zupełnie formy. Myśl socyalistyczna, myśl o prawie wszystkich członków społeczeństwa do udziału w korzyściach ze wspólnej pracy wszystkich przechodziła z gabinetów myślicieli do ludu, a teorye Baboeuf’a, St. Simon’a, Fourier’a coraz liczniej-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
71htrfs6vr2dcs4wv7d3ytyyi7kkiye
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/123
100
1233961
3702375
2024-11-05T20:33:53Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702375
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Hoho, mój miły przyjacielu, języczek masz nie od parady. Nie wątpię, że gdybyś zdołał się wymknąć, mogłyby z tego wyniknąć komplikacje; ale nie sądzę, aby kazamaty toruńskie wypuściły kiedy którego z zacnych chłoptasiów, skoro go im powierzono. Dlatego dobranoc! i radzę ci dobrze spać na obu oszach, mimo że szczory tańcują tutaj wcale grzeczną sarabandę
{{f|''wychodzi; zjawiają się pachołcy, aby zaryglować wszystkie drzwi.''|w=85%|align=justify|last=center}}<br>
{{c|Scena szósta|roz|w=85%}}
{{c|''Pałac w Moskwie. Car Alexy i jego dwór, Bardior.''|w=85%|align=justify|last=center|po=10px}}
{{c|Car Alexy|roz|w=85%}}
To ty, bezecny awanturniku, któryś pono przyczynił się do śmierci naszego kuzyna Wacława?
{{c|Bardior|roz|w=85%}}
Najjaśniejszy Panie, daruj mi; byłem namówiony wbrew swojej woli przez ojca Ubu.
{{c|Alexy|roz|w=85%}}
Och! szpetny kłamco. Słowem, czego żądasz?<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6afdc19ivlm4zi3t932aqbi1opqgp2g
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/78
100
1233962
3702377
2024-11-05T20:34:34Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702377
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>szych znajdowały wielbicieli i wyznawców między robotnikami.<br>
{{tab}}Emigracya miała tu przed oczyma lud, nietylko jako „armatnie mięso“ ku wywalczeniu swobody — dla innych, nietylko jako materyał do wyzysku, lub filantropijnych eksperymentów, ale w ludzie zmuszoną była uznać ważny czynnik historyczny, który w danej chwili silnie mógł zaważyć na szali wypadków.<br>
{{tab}}Najsilniejsze jednak działanie zewnętrznych stosunków musiałoby bez wielkiego wpływu pozostać na pojęcia emigracyi, gdyby krytyka ostatnich wypadków listopadowego powstania nie dostarczyła materyału do umysłowej roboty.<br>
{{tab}}Z początku, zaraz po przybyciu na emigracyę, nie wiedziano zupełnie, co przedsięwziąć. Polski nie wyrzekał się nikt, wszyscy, nawet najzagorzalsi stronnicy reakcyi, utrzymywali, że pobyt swój na wygnaniu uważają za tymczasowy wypoczynek tylko, niezbędny dla zaczerpnięcia świeżych sił do walki z najazdem. Ale co robić, jak robić, o tem nie wiedziano. Szukano pomocy u przywódców, pokładano nadzieje w Czartoryskim, któremu powierzano misye dyplomatyczne u obcych dworów, oczekiwano zbawienia od niedołężnych jenerałów powstania, modlono się nieledwie do niedołężnych resztek niedołężnego sejmu. Dopiero krytyka zmieniła powoli te zapatrywania. Z początku głosy, powstające przeciwko temu bałwochwalstwu przed uznanemi powagami, pochodziły od tych, co jeszcze w Warszawie napróżno nawoływali do zmiany systematu, wskazywali na otwartą zdradę w sejmie i w wojsku. W Warszawie nikt ich nie słuchał; na emigracyi mogli oni całym zapasem świeżego doświadczenia potwierdzić to, co przepowiadali dawniej. Zaczęto ich słuchać uważniej, i poważnie roztrząsać ubie-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nj6mfjjnx8gml08vmjfpvmg9jewce8h
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/124
100
1233963
3702379
2024-11-05T20:35:30Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702379
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>{{c|Bardior|roz|w=85%}}
Ojciec Ubu uwięził mnie pod pozorem spisku, udało mi się uciec, pędziłem pięć dni i pięć nocy konno przez stepy, aby błagać waszego łaskawego miłosierdzia.
{{c|Alexy|roz|w=85%}}
Co mi przynosisz jako zakład swego poddaństwa?
{{c|Bardior|roz|w=85%}}
Moją szpadę awanturnika i szczegółowy plan miasta Torunia.
{{c|Alexy|roz|w=85%}}
Biorę szpadę, ale, na świętego Jerzego, spal ten plan, nie chcę zawdzięczać zwycięstwa zdradzie.
{{c|Bardior|roz|w=85%}}
Jeden z synów Wacława, młody Byczysław, żywie jeszcze; uczynię wszystko, aby mu wrócić tron.
{{c|Alexy|roz|w=85%}}
Jaki stopień miałeś w armji polskiej?
{{c|Bardior|roz|w=85%}}
Dowodziłem piątym pułkiem dragonów wi-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tckqpcwuh4wfoajfevu38q9o7rj5je0
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/79
100
1233964
3702380
2024-11-05T20:35:40Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702380
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>głe wypadki. Rezultatem rozwagi mogło być tylko potępienie przeszłości.<br>
{{tab}}Połączony wpływ krytyki i otaczającego życia dokonały razem gruntownej zmiany w poglądach myślącej części emigracyi i doprowadziły do wyraźnego zarysowania się stronnictw. Krytyka wykazała, czego robić nie trzeba; otaczające życie, francuska nauka uczyły, co robić by można.<br>
{{tab}}W rezultacie wytworzyły się na emigracyi dwa główne kierunki.<br>
{{tab}}Wszystko, co dawnych przesądów pozbyć się nie umiało, czy nie chciało, co w zachodniej cywilizacyi nie widziało nic innego, prócz blasku dworów, a historyę pojmowało, jako grę decydowaną przez potentatów tego świata, stanęło w szeregach arystokracyi, otoczyło ją zwartym szeregiem, broniąc jej i jej interesów od pocisków emigracyjnej rzeszy. To zaś wszystko, co było dostępne wpływowi europejskiej cywilizacyi, co było młode, żywe, a myśleć chciało, rzuciło się do demokratycznych przekonań. Akt, podpisany przez 3.000 prawie emigrantów a ogłaszający Czartoryskiego za nieprzyjaciela emigracyi polskiej, był wyraźnym takiego rozdziału dowodem.<br>
{{tab}}Grudziązcy żołnierze, osiadłszy w Portsmoucie, zechcieli przyjąć czynny udział w emigracyjnem życiu i w emigracyjnych pracach. Synowie chłopów „z rękami czarnemi od pługa“ nawet w oczach szlacheckiej emigracyi kosztem krwi swojej, kosztem dwuletnich mąk w pruskich więzieniach, zdobyli sobie prawo do stanowienia wraz z innymi o losach ojczyzny. Dzieci ludu — nic do arystokracyi pociągać nie mogło; to też połączyli się z jedynem zorganizowanem, widomem ciałem, przedstawiającem myśl demokratyczną na emigracyi — z Towarzystwem Demokratycznem.<br>
{{tab}}Towarzystwo Demokratyczne od dwóch lat już istniało<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jkjllityd3sa65nbj4z60wjpossrbmx
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/80
100
1233965
3702381
2024-11-05T20:36:44Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702381
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>i działało — ale właśnie dopiero w 1834 roku zaczęło sobie zjednywać szerokie koło zwolenników. Miało ono z początku na celu jedynie, „działanie w sprawie narodowej polskiej w duchu zasad filozoficzno-demokratycznych“, ale zjednawszy, dzięki krańcowości swych przekonań, najenergiczniejsze jednostki emigracyi, postanowiło przystąpić do pracy, wprost wyswobodzenie Polski mającej na celu.<br>
{{tab}}Takie postawiwszy sobie zadanie, Towarzystwo Demokratyczne zajęło się przede wszystkiem bliższem określeniem swego celu. Cała ubiegła historya dowodziła, że tak go pojmować, jak dotychczas pojmowano, nie można. Nadzieję sprawy rewolucyjnej opierać na poświęceniu nieznacznej stosunkowo garstki narodu — szlachty, zapominać o ludzie, o „jego 20 milionach“ byłoby to samo, co skazywać się zgóry na zagładę w walce z trzema potężnymi wrogami. Trzeba było innych dróg szukać koniecznie, trzeba było tak długo uciśnionemu ludowi {{Rozstrzelony|zupełną}} oddać sprawiedliwość, zbrojne powstanie w ekonomiczną zamienić rewolucyę. Mówili to wszyscy. Szło tylko o wybór drogi do działania.<br>
{{tab}}Uwagę wszystkich ludzi postępu zwracać wtedy musiały dwie doktryny społeczne, które wprawdzie nietylko, że nie wydały sobie ostatecznej walki, ale nie oddzieliły się jeszcze od siebie zupełnie, dosyć wyraźnie jednak zaznaczyły się, by jednej za drugą nie brać. Jednej z nich trzymała się ówczesna postępowa burżuazya, która panowała wtedy nad opinią we Francyi, i która stawiała legalną lub nielegalną opozycyę rządowi. Utrzymywała ona, że dążeniem wszystkich postępowych partyi powinna być wolność polityczna i kompletna równość wobec prawa — a nie ekonomiczna, ta przyniosłaby raczej szkodę — poparta ludowem wszechwładztwem (powszechnem głosowaniem). Rzeczpospolita amerykańska była uważaną za ideał — a własność indywidualna za najtrwalszą podstawę<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dmx3gh88a0k7x41414vbl2btrfngcjx
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/125
100
1233966
3702382
2024-11-05T20:37:05Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702382
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>leńskich i ochotniczą kompanją w służbie ojca Ubu.
{{c|Alexy|roz|w=85%}}
To dobrze; mianuję cię podporucznikiem w dziesiątym pułku kozaków, i biada ci jeżeli zdradzisz. Jeśli się będziesz dobrze bił, spotka cię nagroda.
{{c|Bardior|roz|w=85%}}
Na odwadze mi nie zbywa, Najjaśniejszy Panie.
{{c|Alexy|roz|w=85%}}
To dobrze, zniknij z moich oczu.<br><br>
{{c|Scena siódma|roz|w=85%}}
{{c|''Sala radna króla Ubu. Ubu, Ubica, rajcy fynansowi.''|w=85%|align=justify|last=center|po=10px}}
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Panowie, posiedzenie jest otwarte, starajcie się dobrze słuchać i zachowywać się spokojnie. Po pierwsze, przejdziemy rozdział fynansów; dalej będziemy mówili o małym systemiku, którym wymyślił na to, aby sprowadzać pogodę i odwracać deszcz.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8kz88j6a3ybwx7ihghokkuumchafat8
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/81
100
1233967
3702383
2024-11-05T20:37:45Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702383
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>wszystkich urządzeń społecznych, za jedyną istotną rękojmię ich rozwoju.<br>
{{tab}}Wyznawcy drugiej doktryny społecznej mniej mówili o wolności politycznej. Uznawali jej ogromne znaczenie, ale uważali ją za nieuchronny wynik gruntownej zmiany warunków społecznych, która przedewszystkiem powinna doprowadzić do kompletnej równości ekonomicznej, do „porównania kondycyi socyalnych“. Nie troszczyli się bynajmniej o indywidualną własność, utrzymywali raczej, że jest ona źródłem nieszczęść, trapiących społeczeństwo. Mówiono o prawie do pracy, o prawie każdego członka społeczeństwa do korzystania z bogactw wspólną nagromadzonych pracą. I nietylko mówiono. Krwawo przytłumione powstanie lyońskich robotników dowodziło, że idea do czynu dojrzewać zaczynała.<br>
{{tab}}Towarzystwo Demokratyczne albo przynajmniej jego założyciele i kierownicy, mając dwie przed sobą do wyboru drogi, z początku nie wahali się długo. Nie trudno było dla szlachetnych umysłów założycieli i kierowników Towarzystwa pojąć, że równość wobec prawa, ludowe wszechwładztwo, jest dla nędzarza szyderstwem tylko; nie trudno było ocenić, że indywidualna własność jest przywilejem tylko na rzecz tych członków społeczeństwa, którzy z niej korzystają, a krzywdą dla tych, co z niej nie mogą korzystać. „Ziemia do wszystkich należeć powinna“ — przypominali oni w jednej ze swych odezw do żołnierzy polskich. „Wspólną dla wszystkich powinna być ziemia i jej owoce“ — odzywali się autorowie pierwszego projektu do manifestu Towarzystwa. Były to socyalistyczne dążności, które odrazu stawiały Towarzystwo po stronie ludu.<br>
{{tab}}Towarzystwo jednak nie rozwinęło dalej tych myśli, nie wyprowadziło konsekwencyi. Kiedy bowiem w 1835 roku na rozstrzygnięcie ogółu członków Towarzystwa<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5rdosub1jt5eefkuveu7cpdymyyfae7
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/126
100
1233968
3702384
2024-11-05T20:38:49Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702384
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>{{c|Rajca|roz|w=85%}}
Bardzo pięknie, mości Ubu.
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Cóż za cymbał!
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Hej tam, pani grównalska de domo, gęba na kłódkę, nie ścierpię twoich błazeństw. Powiem wam tedy, panowie, że fynanse idą nieźle. Poważna liczba psów w wełnianych pończochach wypada co rano na ulice; te hycle robią cuda! Wszędzie widzi się płonące domy i ludzi uginających się pod ciężarem naszych fynansów.
{{c|Rajca|roz|w=85%}}
A nowe podatki, mości Ubu, czy idą dobrze?
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Wcale nie. Podatek od małżeństw dał dopiero jedenaście groszy, a i to ojciec Ubu ściga ludzi wszędzie, aby ich zmusić do żeniaczki.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Dokatadukata, na rogi u mojej nogi, pani fy-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7pjb4f62q4tgmbnxhwi1mkisy6fxk6c
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/82
100
1233969
3702385
2024-11-05T20:38:49Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702385
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>przyszła kwestya własności osobistej, wszystkie prawie sekcye, rozrzucone po całej Francyi, jednozgodnie się oświadczyły za jej utrzymaniem. Użyto najrozmaitszych argumentów, z filozoficznego i praktycznego stanowiska napadano na wspólną własność, zarzucano jej utopijność, jej zwolennikom — krwiożerczość, rezultat był zawsze ten sam: „na równość wobec prawa przystajemy, komunistami być nie chcemy“.<br>
{{tab}}Była to rzecz zresztą naturalna. Kto mówił o wymierzeniu ludowi zupełnej sprawiedliwości, ten miał tylko jedną drogę przed sobą — zwrócić się do ludu. Przepaść między dwiema głównemi warstwami narodu, między ciemięzcą a ciemiężonym, panem — szlachcicem, a niewolnikiem — chłopem, była zbyt wielką, aby ją zapełnić można było słowami propagandy między szlachtą. Kto chciał przedewszystkiem Polski ludowej, ten powinien był zerwać zupełnie ze szlachtą, ludowe interesy przyjąć za swoje, ten nie powinien był zwracać się do szlachty, by u niej względność dla ludu wyprosić i zdobyć dla niego ustępstwa, ale zerwawszy ze szlacheckiem społeczeństwem, ludowe tylko interesy za swoje przyjąć, z ludem razem jego prawa wywalczyć. Kierownicy Towarzystwa nie poszli tą drogą, zwrócili się nie do ludu, a do szlachty. Przyjąwszy za hasło: „przez Towarzystwo dla Polski“, wciskali ideę wyswobodzenia ojczyzny w ciasne ramy pojmowania ogółu Towarzystwa, który, bądź co bądź, przeważnie składał się ze szlachty i uprzywilejowanych. Pomiędzy członkami byli ludzie wprawdzie istotnie lud miłujący, gotowi do poświęceń; tego wymownie dowodzi długa lista męczenników Towarzystwa.
Masa jednak, gotowa do boju każdej chwili, chciała Polski dla ludu, ale chciała jej i dla siebie, czekała ekonomicznej rewolucyi, ale poprzestałaby i na powstaniu. Rozumiała ona, że w tem powstaniu lud powinien wziąć<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mwqjujp5zu0jw8by4sc6899zq2je53q
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/83
100
1233970
3702388
2024-11-05T20:40:06Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702388
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>udział, ale wiedziała też dobrze, że {{Rozstrzelony|powstanie}} bez udziału szlachty i uprzywilejowanych trudne, niemożliwe prawie. Stąd chęć pogodzenia interesów obydwóch warstw społecznych. Stąd też wszelkie wrogie występowania przeciwko szlachcie mają raczej deklamacyjny charakter, a obrona interesów ludu graniczy z sentymentalizmem. Wątpić o szczerości przekonań demokracyi trudno by było, ale nic lepiej od historyi Towarzystwa nie dowodzi, że wyswobodzenie ludu polskiego tylko sprawą ludu być może.<br>
{{tab}}Dlatego też, podczas gdy Towarzystwo Demokratyczne, cofając się coraz bardziej od wspólności ziemi i jej owoców, coraz bardziej zbliżało się do zniesienia pańszczyzny — ideę prawdziwej równości społecznej przyjęli do serca jedyni, istotni przedstawiciele ciemiężonego ludu polskiego na emigracyi. Portsmoucka gmina żołnierzy stanęła w opozycyi do coraz wyraźniej występujących antispołecznych, indywidualistycznych tendencyi Towarzystwa, przeciwstawiając indywidualnej własności — własność wspólną, konkurencyi — braterstwo, hierarchii społecznej — porównanie kondycyi socyalnych. Na szerszy rozwój tych pojęć, na jasne ich sformułowanie wpłynęła silnie duchowa pomoc, z którą pośpieszyli do nowo kiełkującej na emigracyi myśli ci jej członkowie, co nie zawahali się przyjąć jej ostatecznych konsekwencyi. W całej emigracyi nie wielu się ich znalazło, zaledwie kilkunastu, ale nie brakło między nimi takich, którzy swemi zdolnościami, charakterem, postępowaniem chlubę całej polskiej emigracyi przynieśli. Dosyć tu wspomnieć Tadeusza Krępowieckiego i Stanisława Worcella.<br>
{{tab}}Krępowiecki z bystrem pojęciem, nieugiętym charakterem, żelazną wolą, był najznakomitszym i najzasłużeńszym podówczas obrońcą ludu. Lud miłował szczerze, prawdziwie: tego dowiodła powszechna miłość, jaką so-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3ta8yyaqmmyxl5k8lg11bb3wtpp3wq1
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/127
100
1233971
3702389
2024-11-05T20:40:29Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702389
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>nansjerko, ja mam oszy do mówienia a pani gębę do słuchania
{{c|''wybuchy śmiechu''|w=85%}}
To jest odwrotnie! Przez ciebie się mylę, tyś jest przyczyną mojego ugłupienia! Ale na rogi u mojej nogi niebogi...
{{c|''wchodzi Goniec''|w=85%}}
Ech, cóż tam znowu takiego, czego on chce? Ruszaj, brudasie, albo cię wpuszczę do pludrów obostrzonych odłączeniem szyi i skręceniem odnóży.
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Oho! Poleciał ale porzucił list.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Czytaj. Zdaje mi się, że ja tracę zmysły, albo że już nie umiem czytać. Spiesz się, klempo, to musi być od Bardiora.
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Właśnie, właśnie. Powiada, że car przyjął go bardzo dobrze, że najedzie twoje stany aby przywrócić Byczysława, a że ty będziesz zabity.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o7wzbasgs0tyk1133d8jtnzf2jmjkec
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/84
100
1233972
3702392
2024-11-05T20:41:19Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702392
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>bie u żołnierzy zjednać umiał, dowiodła odwaga, z jaką zawsze występował w obronie ich praw. Jego niespokojny, wiecznie działalności pragnący umysł nie dozwalał mu spocząć na chwilę. Był on jednym ze spiskowców, co rewolucyę listopadową przygotowali. Kiedy powstanie trzeba było popierać orężem, wyruszył w pole i brał udział w pierwszych z najazdem potyczkach: wróciwszy do Warszawy, napróżno nawoływał ciągle do zmiany systemu, wskazywał, gdzie szukać zdrady należy. Ciężko ranny, wyemigrował do Francyi i był jednym z założycieli Towarzystwa Demokratycznego. On to na pierwszym obchodzie listopadowej rocznicy, wobec przedstawicieli całej Francyi, rzucił w oczy oskarżenie wszystkim, co sprawę powstania i sprawę ludu zdradzili. Choć założyciel Towarzystwa, nie wahał się z niem zerwać i przyłączyć do portsmouckich żołnierzy, kiedy ono wsteczny kierunek przyjmować zaczęło. Miał jednak pomimo zalet i przywary, którym nieraz ulegał. Był on ambitny, i ambicya ta nieraz prowadziła go do kroków fałszywych, nie pozwoliła mu wytrwać do końca na drodze, którą obrał.<br>
{{tab}}Cała emigracya, bez różnicy przekonań, znała i szanowała Worcella. Hrabia, z bogatego rodu, miał świetną przyszłość przed sobą. Kiedy powstanie wybuchło, odrazu wziął w niem udział. Obrany posłem rowieńskim na sejm, brał udział w jego pracach a po upadku powstania wyemigrował. Ale na obczyźnie nie przestał pracować dla Polski. Całe jego życie, czyste jak łza, zapełnione było jedną myślą, jednem dążeniem — wyswobodzenia Polski. Dla tej sprawy wszystko poświęcił: stosunki, majątek, rodzinę, a kiedy, przejąwszy się nowemi ideami, zrozumiał, że sprawy Polski od sprawy ludowej oddzielać nie można, i on poszedł w ślady Krępowieckiego i swoje usługi portsmouckim żołnierzom ofiarował.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4o8tzawvwdzekxqrwpzyctaf8a85czq
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/85
100
1233973
3702393
2024-11-05T20:42:23Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702393
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>Czystszego sługę idei wystawić sobie trudno; gdyby był stalszym, lepiej by to może było dla sprawy, którą bronił.<br>
{{tab}}W historyi emigracyi 31 roku trudno znaleść coś równie pięknego, jak postępowanie ludzi, jak Krępowiecki, Worcell, Gronkowski, Świętosławski, i inni, co zerwawszy ze wszystkiem, w czem wyrośli, ze wszystkiemi swemi szlacheckiemi sympatyami, ożywieni duchem równości, przenoszą się między lud emigracyjny, by dzielić z nim radość i troski, głód i niedostatek, i radą i pomocą, słowem i piórem pomagać rozwojowi nowych idei. W całej emigracyi niema piękniejszego aktu, jak deklaracya, w której wraz z żołnierzami portsmouckimi oświadczają: „Zrzekamy się na zawsze używania wszelkich korzyści społecznych, nie opartych na prawach, służących całemu ludowi polskiemu. Obowiązujemy się jako cząstka ludu... pracować nad przywróceniem mu wszystkich praw... i niszczyć to wszystko, cokolwiek by dążyło do przeszkodzenia porównaniu kondycyi socyalnych, obalając stan dzisiejszy społeczności... Dla tych celów oddajemy całe jestestwo nasze...“<br>
{{tab}}Prawie wszyscy wychodźcy portsmouccy byli zwolennikami nowych poglądów; tylko nieznaczna stosunkowo ilość (37) nie zdobyła się na tyle samodzielności i pozostała przy Towarzystwie Demokratycznem. 141 zaś żołnierzy, do których sześciu „inteligentnych“, szlacheckich przyłączyło się towarzyszów, postanowiło niezależnie rozwijać swoje idee. Zaproponowali oni Towarzystwu wspólną pracę na podstawie programu, gdzie by wspólna własność dominujące zajmowała miejsce. Gdy zaś Towarzystwo, jakieśmy to widzieli, nie zgodziło się na takie postawienie programu, portsmouccy wychodźcy, widząc coraz silniej wzrastający rozdział między swemi ludowemi tendencyami a demokratyczno-burżuazyjnym kierunkiem Towarzystwa,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qjtxtf2p9pv9p3ixq2k1mpyl2mf7ude
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/128
100
1233974
3702394
2024-11-05T20:42:34Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702394
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Hu! Hu! Boję się! Boję się! Huhu! Już nie żyję! O ja biedne niebożę! Co począć, wszechmogący? Ten zły człowiek zabije mnie. Święty Antoni i wy wszyscy święci, wspierajcie mnie, dam wam fynansów i zapalę świece dla was. Boże, co począć?
płacze i szlocha
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Jest tylko jedna droga, Ubu.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Jaka, kochanie?
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Wojna!!
{{c|Wszyscy|roz|w=85%}}
Pomagaj Bóg! Oto szlachetna droga!
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Tak, i znów mnie wygrzmocą.
{{c|Pierwszy rajca|roz|w=85%}}
Śpieszmy, śpieszmy gotować armję.
{{c|Drugi|roz|w=85%}}
I gromadzić wiwendę.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qvh8ryomgg2gq21vuv0n7w9g8nz2hpd
3702396
3702394
2024-11-05T20:42:57Z
Wolan
14385
drobne techniczne
3702396
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Hu! Hu! Boję się! Boję się! Huhu! Już nie żyję! O ja biedne niebożę! Co począć, wszechmogący? Ten zły człowiek zabije mnie. Święty Antoni i wy wszyscy święci, wspierajcie mnie, dam wam fynansów i zapalę świece dla was. Boże, co począć?
{{c|''płacze i szlocha''|w=85%|po=10px}}
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Jest tylko jedna droga, Ubu.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Jaka, kochanie?
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Wojna!!
{{c|Wszyscy|roz|w=85%}}
Pomagaj Bóg! Oto szlachetna droga!
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Tak, i znów mnie wygrzmocą.
{{c|Pierwszy rajca|roz|w=85%}}
Śpieszmy, śpieszmy gotować armję.
{{c|Drugi|roz|w=85%}}
I gromadzić wiwendę.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2cd3sn2r24an0moqwryzgz14vdqk5qp
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/86
100
1233975
3702398
2024-11-05T20:43:43Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702398
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>postanowili zerwać zupełnie związki, jakie ich z resztą emigracyi łączyły i utworzyć samodzielne, niezależne ciało z oddzielnym zupełnie programem — istotne przedstawicielstwo ludu polskiego i jego interesów. Ciało to nazwali oni gromadą — a na pamiątkę dwuletnich cierpień w fortecach pruskich — Grudziążem. Wszyscy jej członkowie podpisali uroczystą deklaracyę — manifest do polskiej emigracyi, wyjaśniający ich odrębne stanowisko, ich {{korekta|rogram|program}}, ich pojmowanie zasad demokracyi i ich nadzieje na przyszłość.<br>
{{tab}}„Bólem polskiego ludu“ mówią oni w tym manifeście, „jest głód, zimno, choroby, chłosta, wzbronienie umysłowego wzrostu. Nędzę sprowadzają posiadacze, cierpią nieposiadacze. Ażeby ustalić równość, znieść nędzę i pojedynczych tyranów chęci zbezsilić, należy dążyć do tego, by ludzie nie dzielili się na obóz mających własność i na obóz bez ziemi, na ród półbogów i na ród stadniczych istot w ludzkie przyodzianych rysy...<br>
{{tab}}„Towarzystwo Demokratyczne chce prawa własności z podeptaniem prawa egzystencyi człowieka, zachowuje zatem stan rzeczy przedrewolucyjny... Sekcye... obrzuciły swą klątwą pojęcie zrównania kondycyi socyalnych. Powstać przeciwko zrównaniu kondycyi socyalnych jest kłamać przeciwko braterstwu... jest to założyć sprzysiężenie przeciwko wolności...<br>
{{tab}}„Ogłaszając przeto wobec emigracyi, Polski i ludzkości wszelkie czynności Towarzystwa Demokratycznego za nieważne i złowrogie ludowi polskiemu, bo będące pod wpływem wstecznej doktryny, zawiązujemy się... w Lud Polski i korporacyi naszej... nadajemy nazwisko Gromady Grudziąż...<br>
{{tab}}„Lud nie chce być już płaszczącym się żebrakiem“, czytamy dalej, „nie chce oczekiwać od zrobaczałej mniejszości praw swoich jałmużny... Lud nie chce waszej da-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lgtw49tmdv8t7wdn2pwvyhoso2exsrh
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/87
100
1233976
3702402
2024-11-05T20:45:04Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702402
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>rowizny własności... Mędrsi jesteśmy, i jeżeli wy waszej dobijecie się ojczyzny, sami do niej wracajcie, bo my drugą, przeciwną wam jesteśmy ojczyzną...<br>
{{tab}}„Ojczyzna nasza, to jest lud polski, zawsze była odłączna od ojczyzny szlachty; jeżeli było jakie zetknięcie pomiędzy krajem szlachty polskiej a krajem ludu polskiego, miało ono niezaprzeczone podobieństwo do styczności, jaka zachodzi pomiędzy zabójcą i ofiarą...<br>
{{tab}}„Krok nasz dokonany tym aktem służy za środek, wypada następnie oznaczyć cele... Postęp dopóty się nie zatamuje, póki... najdalsze następstwo braterstwa, porównanie kondycyi socyalnych, nie stanie się ciałem. Jeżeli tej jedności zasad nie złożymy... z pogorzeliska jednych tyranów rodzić się {{korekta|będa|będą}} nowi... Niewola albo równość bezwzględna, Mikołaj, albo zupełne przywrócenie praw ludu; wybierajcie“<ref>Cytujemy z wydanego w Jersey w 1854 r. przez Świętosławskiego zbioru p. t. „Lud Polski“.</ref>.<br>
{{tab}}Cała emigracya przyjęła wystąpienie „gromadzian“, jak się sami oni nazywali, z powszechnem oburzeniem. Najbardziej łagodni nazywali ich utopistami, marzycielami; za hajdamaków, krwiożerczych admiratorów Humania brali ich inni. Cały potop insynuacyi, szyderstw, obelg posypał się na wybijających się z pod ogólnej karności chłopów, co ośmielili się bronić swych praw. Tylko na wyspie Jersey kilku emigrantów z „inteligencyi“ przystąpiło do ogólnych zasad manifestu i połączyło się w osobną gromadę „Humań“. Prócz tego, kilka pojedyńczych głosów z różnych okolic Francyi odezwało się z przychylnością dla ogólnych dążeń gromad.<br>
{{tab}}Niezrażone jednak obojętnością, niezrażone przeciwieństwami, obie gromady, połączone ścisłym węzłem wzajemnej przyjaźni, pracowały dalej. Za przykładem De-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8mjq8ub6aztdzrv1vmgi5va4i85mjlf
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/129
100
1233977
3702403
2024-11-05T20:45:33Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702403
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>{{c|Trzeci|roz|w=85%}}
I narządzać artylerję i fortece.
{{c|Czwarty|roz|w=85%}}
I brać pieniądze na wojsko.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Och, nie; co to, to nie. Zabiję cię, ty rajco. Nie dam pieniędzy. A to ładna historja. Przedtem płacono mi, żebym szedł na wojnę, a teraz trzeba mi iść na wojnę na własny koszt. Nie, na moją zieloną świeczkę, róbmy wojnę, skoro was giez ukąsił, ale nie dawajmy ani grosika.
{{c|Wszyscy|roz|w=85%}}
Niech żyje wojna!<br><br>
{{c|Scena ósma|roz|w=85%}}
{{c|''Obóz pod Warszawą.''|w=85%|align=justify|last=center|po=10px}}
{{c|Żołnierze i Palotyni |roz|w=85%}}
Niech żyje Polska! Niech żyje król Ubu!
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Ha, stara Ubu, daj mi moją zbroję i mój ki-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hxbul6xs8iyw0t3z57d31u4r52w3vbc
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/88
100
1233978
3702406
2024-11-05T20:46:00Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702406
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>mokratycznego Towarzystwa postanowiły one wyjaśnić sobie rozmaite kwestye, które by nastręczać się mogły w razie, gdy urzeczywistnienie ich idei stałoby się prawdopodobnem. Dlatego też i działalność gromad objawiała się w najrozmaitszych formach.<br>
{{tab}}Prowadzono obszerną korespondencyę, wysyłano odezwy do rozmaitych sekcyi Demokratycznego Towarzystwa dla dokładnego wyjaśnienia programu. Obchody rocznicy listopadowej lub inne uroczystości dawały gromadzie możność do przedstawienia przed cudzoziemcami, którzy w obchodach udział brali, swych zapatrywań i do wyjaśnienia swej sympatyi dla ludów, dla międzynarodowej rewolucyi. Pojedyńczy członkowie, ci, którzy najlepiej piórem władali, zajmowali się szczegółowem obrabianiem kwestyi najbliżej zajmujących ogół; poczem kwestye te rozbierano szczegółowo na zwyczajnych posiedzeniach gromad, dyskutowano, stawiano wnioski, poprawki, póki ostateczna redakcya nie zgadzała się ze zdaniem ogółu. Zwracano czujną uwagę na wszelkie manifestacye ludu angielskiego i oddzielnych osób w sprawie polskiego ludu; starano się tłómaczyć i wyjaśniać tam, gdzie nieznajomość rzeczy była widoczną, karcić, gdzie niesumienność lub zła wola występowały. Wszystko to starano się drukować dla prędszego rozpowszechnienia — pomimo ciągłego prawie braku środków materyalnych — w formie, po większej części, odezw do rozmaitych osób, korporacyi, ludów, narodów. Krytyczna strona odezw, z mniejszym lub większym talentem pisanych, zawsze jest pełna trafnych uwag, głębokich niekiedy myśli. Ale istotnie mistrzowskiemi były niektóre krytyki dążeń Towarzystwa Demokratycznego; kierunek jego działalności, jego anti-społeczne tendencye wykazane były z siłą argumentacyi i z taką głębokością przekonań i wiarą w prawdę głoszonych idei,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dpd0t8nhg2auh92n8b3z2ad3onxnr7i
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/89
100
1233979
3702409
2024-11-05T20:47:02Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702409
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>że dziś jeszcze, czytając te pełne świetnych koncepcyi, humoru, dowcipnych zwrotów ustępy, nie wiele dodać, nie wiele ująć by z nich można.<br>
{{tab}}O ile jednak krytyczna strona odezw, traktatów i broszur ludowych najzupełniej zgadzała się z poglądami najbardziej postępowych ówczesnych myślicieli, o tyle strona ich dodatnia niezawsze opierała się na realnych, pozytywnych podstawach. Postaramy się zresztą o tem obszerniej pomówić później, na teraz tylko przejdziemy do opowiadania o dalszych losach obydwu gromad socyalistycznych.<br>
{{tab}}Zenon Świętosławski był jednym z najbardziej gorliwych członków gromady, a do ostatka wiernie dotrzymał placu, broniąc przekonań, których do końca życia nie zmienił; jemu to zawdzięczamy zachowanie pamięci o naszych gromadach. Zebrał on w jeden obszerny tom nietylko wszystkie druki, wydane kiedykolwiek staraniem gromad, ale przyłączył do nich protokóły ciekawszych zebrań i posiedzeń, ważniejsze ustępy z obszernej korespondencyi gromad, ich wyroki i decyzye. Przed oczami czytelnika tego zbioru dosyć wyraźnie występuje wewnętrzne życie i umysłowa działalność socyalistycznej emigracyi; inne zaś emigracyjne pisma, ich żółciowe krytyki na „szalonych“ z Portsmouth i Jersey dopełnić mogą tego obrazu. W krótkości postaramy się go tutaj przedstawić.<br>
{{tab}}Z początku pracowano z całym zapałem, jaki nowa idea, bez zaprzeczenia sprawiedliwa, szlachetna, tak blisko przypadająca do serca większości gromadzian, wzbudzić była zdolna. Posiedzenia odbywano regularnie, sumiennie prowadzono protokóły wszystkich posiedzeń i skrupulatnie je do archiwów gromady składano. Pomimo nadzwyczaj niskiego żołdu, płacono regularnie wysokie składki, przeznaczając je na druk odezw i broszur, kosztem gromad wydawanych. Pracowano wiele nad własnem wykształce-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aovl5u7qaur1plmt44wghr7u8uvbac1
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/130
100
1233980
3702411
2024-11-05T20:47:24Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702411
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>jek. Będę niedługo taki obładowany, że nie będę mógł iść, gdyby mnie ścigano.
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Pfe! Tchórz!
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Haha! znowu ta grówniana szabla wylatuje, a pogrzebacz fynansowy nie trzyma się!!! Nie dojdę z tem do końca, a Rosjanie walą naprzód i zabiją mnie.
{{c|Źołnierz|roz|w=85%}}
Królu Ubu, wypadły ci nożyce do obcinania oszu.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Ti! ti! ti! Ubiję cię, lalo, grównianym pogrzebaczem i nożykiem twarzecznym.
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Jaki on piękny w swoim kasku i w zbroi, rzekłbyś upancerzona dynia.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Ha! teraz siądę na koń. Przyprowadźcie, panowie, fynansowego konia.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2cgib1vunafuqq3gxe1dnszgg6t9rzt
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/90
100
1233981
3702413
2024-11-05T20:48:07Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702413
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>niem i przygotowywano się do przyszłej działalności w ojczystym kraju. Niepiśmiennych (bo i tacy byli) uczono pierwszych początków; urządzano regularne wykłady, na których umiejętniejsi członkowie gromad dzielili się swemi wiadomościami z resztą swych towarzyszy: uczono języka francuskiego, historyi; objaśniano prawa człowieka i obywatela, tłómaczono ewangelię z socyalistycznego punktu widzenia. Osobna z łona gromad wybrana „Komisya przygotowawcza“, z początku z 14 członków złożona, zajmowała się specyalnie zewnętrznymi stosunkami i zdawać musiała co kilka miesięcy sprawozdanie ze swoich czynności. Z tych sprawozdań korzystając, możemy cokolwiek o działalności gromad powiedzieć.<br>
{{tab}}Z początku szło gromadom przede wszystkiem o zupełne oddzielenie się od wszystkich innych stronnictw emigracyjnych. Lata 1834 i 1835 były jeszcze epoką przejściową. Towarzystwo Demokratyczne nie występowało jeszcze z zupełną stanowczością i przygotowywało swój znakomity manifest; arystokracya i jej zwolennicy czekali dopiero na wystąpienie swego „króla de facto“. Reszta emigracyi, lękając się komunizmu, o który jak najniesłuszniej Towarzystwo Demokratyczne posądzano, oczekiwała, nie wiedząc, w którą stronę się zwrócić — był to gotowy materyał do „Zjednoczenia“. Wyraźne więc odgraniczenie od reszty emigracyi było najbliższą potrzebą, by nie zaginąć pośród emigracyjnego chaosu. Cały też początkowy okres swych prac komisya przygotowawcza poświęciła takiej pracy. Napisano odezwy do wielu sekcyi, wyjaśniające odrębność zupełną i niezależność stanowiska gromad. Nie chcemy, mówi gromada Grudziąż do sekcyi Vimoutiers, broniąc swych zapatrywań od zarzuconej im niepraktyczności i niekonsekwencyi, nie chcemy własności indywidualnej, ani rozdawnictwa pomiędzy włościan na dziedziczną własność ziemi, która z prawa do wszyst-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qn38aovpfln67em3c41yd997ya541ov
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/91
100
1233982
3702414
2024-11-05T20:49:15Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702414
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>kich członków społeczeństwa należy. Rozszerzyłoby to indywidualizm, który my właśnie niszczyć chcemy; powiększyłoby liczebną siłę panującej kasty — posiadaczy, a tyrania tej kasty nad nieobdarzonymi własnością wzrosłaby znacznie i uwiecznić by się mogła. Dlatego też chcemy, aby własność była gwarancyą istnienia każdego człowieka, by była niejako związkiem, łączącym pomiędzy sobą wszystkich członków społeczeństwa. Społeczeństwo powinnoby każdego swego członka obdarzyć we wszystko, co mu dla utrzymania potrzebne, t. j. najprzód postarać się o jego najracyonalniejsze wychowanie, a potem, gdy członek społeczeństwa dojdzie do lat, w których sam swoim losem rozporządzać będzie w stanie, zaopatrzyć go w narzędzia do pracy takiej, jaką sam sobie wybrać zechce. Nie mogący pracować, dzieci i starcy będą utrzymywani kosztem społeczeństwa. Banki narodowe pod nazwiskiem kas pożyczkowych, posiłkowych zastąpią miejsce dziś istniejących monopolicznych banków państwowych. Absolutna wolność zebrań, stowarzyszeń zapewni członkom społeczeństwa kompletną swobodę ruchu. Pozwoli ona im łączyć swe pojedyńcze usiłowania, przy pomocy narzędzi zapewnionych im przez społeczeństwo, wspólnie produkować niezbędne dla społeczeństwa produkty; taż sama wolność stowarzyszeń umożebni im łączenie się w spółki spożywcze, oparte na wspólności używania produktów wspólnej pracy. Urządzenia te wszystkie, mówi dalej Gromada, byłyby niemożliwe, gdyby nie pozostawiały szerokiej autonomii gminom, składającym naród, państwo lub społeczeństwo: centralny zarząd każdego większego społeczeństwa nie byłby w stanie słusznie podzielić między swych członków narzędzia pracy. Dlatego też chcemy, by wyposażenie wszystkich członków następowało w skutek uchwał miejscowych Gromad. Chcemy, by wszystkie urządzenia były dokonane pod kontrolą<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fozo7q8pstltcyawjos4e767cm58719
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/131
100
1233983
3702415
2024-11-05T20:49:44Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702415
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Ubu, twój koń cię nie udźwignie; nic nie jadł od pięciu dni i jest wpół żywy.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Toby mi się podobało! Liczą mi dwanaście groszy dziennie za tę szkapę i nie może mnie unieść! Kpisz sobie, wiedźmo rogata, czy też okradasz mnie?
{{c|''Ubica rumieni się i spuszcza oczy''|w=85%}}
Zatem niech mi przywiodą inne bydlę, ale nie pójdę pieszo, do kroćset kobył {{c|''przyprowadzają olbrzymiego konia''|w=85%|po=10px}}
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Wsiądę na to. Och! Raczej siedząco, bo ja zlecę
{{c|''koń rusza.''|w=85%|po=10px}}
Och! zatrzymajcie to bydlę, wielki Boże, ja zlecę i stanę się trupem!!!
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
On jest doprawdy głupi. A, podniósł się. Ale spadł był na ziemię.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Ha! klaczy rogata, ledwie żyję! Wszystko<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
004phrp6zxu17qkb45lreovhufhx5c8
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/132
100
1233984
3702417
2024-11-05T20:51:29Z
Wolan
14385
/* Przepisana */ —
3702417
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wolan" /></noinclude>jedno, jadę na wojnę i zabiję wszystkich. Biada temu, kto nie będzie szedł prosto. Wsadzę go do kieszeni ze skręceniem nosa i zębów i wyrwaniem języka.
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Szczęśliwej drogi, mossje Ubu.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Zapomniałem ci powiedzieć, że ci powierzam regencję. Ale mam przy sobie księgę fynansów; biada ci, jeśli mnie okradniesz. Daję ci za pomocnika palotyna Żyrona. Bywaj, stara Ubu.
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Bywaj, stary Ubu. Zabij dobrze cara.
{{c|Ubu|roz|w=85%}}
Rozumie się. Skręcenie nosa i zębów, wydarcie języka i zagłębienie małego drewnianego szpica w oszach
{{c|''armja oddala się przy dźwięku fanfar''|w=85%|po=10px}}
{{c|Ubica|roz|w=85%}}
Teraz, kiedy ten patałach odjechał, starajmy się zakrzątnąć koło naszych interesików, zabić Byczysława i zagarnąć skarb.<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n8ojkib55s1m0sz1qu61vuez1smfg2t
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/92
100
1233985
3702429
2024-11-05T21:26:32Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702429
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>ludu samego, pod kierunkiem silnej scentralizowanej administracyi, wybranej z łona ludu.<br>
{{tab}}Mówicie, czytamy dalej, o niemożliwości naszych planów, o tem, że lud nas nie rozumie, że gdyby mu przyszło wybierać, wybrałby z pewnością indywidualną własność i wolałby kawałek ziemi, niż nic; mówicie, że ziemia płodną być przestanie, kiedy nie będzie indywidualną własnością jednostek. Odpowiemy wam na to, że między wspólną własnością dla wszystkich, a pojedyńczą dla niewielu, lud nasz, którego my dziećmi jesteśmy, wybierze z pewnością to, co dla wszystkich dogodniejsze; dalej, że tylko wspólne usiłowania pracujących mogą doprowadzić rolnictwo do kwitnącego stanu. Według was, nie wiemy nic o sposobach wprowadzenia tej wspólnej własności na naszą ziemię. Ale przecież to rzecz oczywista, że wspólne usiłowania pracujących, uciskanych aż nadto wystarczą do wprowadzenia nowego porządku, a spoliacya (ograbienie) niewielu na korzyść ogółu daleko łatwiejszą będzie do urzeczywistnienia, niż dzisiejsza spoliacya ogółu na korzyść niewielu. Zarzucacie nam, że nasz cel jest zbyt oddalony, aby go zrealizować się udało. Odpowiemy wam, że ludem jesteśmy, i tylko dla dobra ludu pracować chcemy. A jeżeli zarzucać nam chcecie, że nie wierzymy sami w prawdę naszych przekonań, szukając gwałtownych środków do ich urzeczywistnienia, przypominamy wam, że gdybyśmy nie wierzyli w nasze prawo do przeprowadzenia naszych idei wszelkimi możliwymi środkami, dowodziłoby raczej to niestałości naszych przekonań.<br>
{{tab}}W takim mniej więcej duchu pisano i inne odezwy. Sekcyi Mon-Marsan odpowiadano na zarzuty odszczepieństwa od ogólnej sprawy emigracyi, że jedność wtedy tylko na emigracyi przynieść mogłaby zbawienne skutki, gdyby była gwarantowana jednością poglądów; sekcyi<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bk8s0jeauvo8pxtzymrcn39n6epmnrn
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/93
100
1233986
3702430
2024-11-05T21:27:45Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702430
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>Fontainebleau, którą przeraził bojowniczy ton odezw Gromady, że, jak tego dowodzi cała historya społeczeństw ludzkich, wielkie idee urzeczywistnione być mogą tylko drogą siły. „Myślą naszą jest strącić władzę reprezentującą interes drobnej cząstki naszego społeczeństwa, a strąci ją tylko w kraju silne powstanie ludu. Towarzystwo wasze (Demokratyczne) odrzuca te środki. Bardzo słusznie; tam gdzie niema żadnej myśli, tam i środków nie potrzeba żadnych. Bo zaprawdę powiadamy wam, kończą odezwę jej autorowie, Towarzystwo Demokratyczne przeminie, emigracya przeminie, ale słowa nasze nie przeminą, nie przeminie myśl nasza“.<br>
{{tab}}I nie przeminęła i nie przeminie, i niedaleką jest chwila ostatecznego jej zwycięstwa, możemy dodać my, odzywając się po pięćdziesięciu latach na prorocze słowa naszych szlachetnych poprzedników.<br>
{{tab}}Odezwy takie odgraniczały gromadzian od reszty emigracyi kompletnie. Zaczem poszła i wewnętrzna praca w łonie Gromady, w celu bliższego wyjaśnienia wszystkich kwestyi, dotyczących szczegółowego urządzenia przyszłego społeczeństwa. Znajdujemy wskazówki o tych pracach w drugiem sprawozdaniu komisyi przygotowawczej z 15 sierpnia 1838 r. Jeden z członków Gromady, zbyt wcześnie zmarły, Gronkowski, wygotował rozprawę o wojskowości; Worcell dosyć obszernie wyłożył zapatrywania swoje na własność, zaaprobowane i przyjęte później przez Gromadę. Pojęcie własności, dowodził Worcell, choć za podstawę dzisiejszego społeczeństwa przyjęte, za podstawę nawet wszystkich społeczeństw okrzyczane, nie jest bynajmniej pojęciem stałem, za prawo natury bynajmniej uchodzić nie może. Dawniej była własność gminną, później rodową, póki osobistą się nie stała. Dawniej dotyczyć ona mogła nawet plemion, ludzi; dziś tylko do rzeczy stosować ją można. I zmieniać się ona i może<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qutfbvykf5cg35yuzh1hpdq9ldv803f
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/94
100
1233987
3702431
2024-11-05T21:28:44Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702431
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>i musi, tak jak wszystkie pojęcia, stojące na zawadzie postępowi ludzkości. Nietykalnemi są tylko równość i wolność człowieka i świętem jest prawo braterstwa z góry nam zakreślone.<br>
{{tab}}Półśrodki nie są w stanie pomódz dzisiejszemu opłakanemu porządkowi rzeczy: obdarzenie własnością tych, którzy jej dotąd nie mają — chłopów, doprowadzi tylko do poplątania stosunków społecznych. Bo najprzód oddanie choćby nawet małych tylko kawałków ziemi chłopom będzie naruszeniem podstaw dzisiejszego społeczeństwa — nietykalnej własności, a potem pozostaną zawsze w kraju niewłaściciele, rzemieślnicy, zagrodnicy, chałupnicy i t. d. Stąd nowa niewola. Ale i uwłaszczeni chłopi, z naturalnej kolei rzeczy, rozmnażając się, nie będą w stanie zaspokoić swych potrzeb z drobnych kawałków roli i ulegną przewadze większych posiadaczy i, pomimo równości wobec prawa, będą musieli się poddać faktycznej przemocy.<br>
{{tab}}Własność, jako społeczna forma zewnętrznego świata, dowodzi dalej Worcell, jest wypływem społecznego związku. Każdemu prawu odpowiada obowiązek, a więc jakiś społeczny obowiązek odpowiadać musi prawu własności; inaczej własność byłaby tylko występkiem wobec ludzkości, grzechem wobec Boga. Dawniej obowiązkiem społeczeństwa było rozpowszechnianie się po ziemi i owładnięcie jej powierzchnią (mnóżcie się i rozmnażajcie się) — dlatego też zachowanie rodu było rzeczą pierwszej wagi, stąd też i własność dziedziczna. Ale kiedy ziemia owładniętą została, dawna instytucya rodowej, dziedzicznej własności stała się tylko naroślą na spróchniałem drzewie społecznego organizmu.<br>
{{tab}}Przyjście na świat Chrystusa zapowiedziało początek nowej epoki. Świat był owładnięty; ludzie zamiast rozpraszać się po świecie zaczynają się skupiać. Obowiązek<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3oh9glc9dmwfpri8ekr7xfbor2tz2k5
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/95
100
1233988
3702432
2024-11-05T21:29:31Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702432
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>człowieka zmienia się teraz; nie jest nim już owładnięcie, ale udoskonalenie świata zewnętrznego. Wydoskonalić go tylko może praca; praca więc stała się obowiązkiem odpowiednim własności.<br>
{{tab}}Otóż obecna własność wcale temu obowiązkowi nie odpowiada. Owszem, od pracy nie zależy ona zupełnie, a cechą jej 1) posiadanie z prawa rodu i 2) korzystanie z pracy innych.<br>
{{tab}}Dlatego każdy nowy ruch społeczny powinien zniszczyć te dwie cechy własności. Niszcząc zasadę dziedziczenia, uczcimy zasadę równości; kładąc pracę za warunek własności, uczcimy zasadę wolności, czyli zasługę indywidualną. Żeby zaś uczcić zasadę braterstwa, musimy przelać władzę wieczystą nad własnością do rąk społeczeństwa.<br>
{{tab}}„Praca będzie wtedy obowiązkiem i zasługą społeczną — społeczeństwo wynagradzać za nią; do niego też będzie należeć i własność ziemi.<br>
{{tab}}„Zniknie wtedy indywidualistyczny charakter, anarchia własności; nikt nie będzie w stanie oddzielić swej korzyści od korzyści społecznej.<br>
{{tab}}„Zniknie wychowanie rodzinne, bo wychowanie będzie częścią wyposażenia, jakie daje społeczeństwo swym członkom.<br>
{{tab}}„Nastąpi zlanie się wszystkich w jedno wspólne braterstwo.“<br>
{{tab}}Umyślnie przytaczamy tutaj szczegółową treść rozumowań Worcella, bo uważamy je za najbardziej typowe, i chcieliśmy wykazać, jakiemi drogami dochodzili nasi ówcześni socyaliści do pojęć dziś ogólnie przyjętych, uświęconych przez naukę i rozpowszechnianych drogą propagandy pomiędzy robotnikami całego świata.<br>
{{tab}}Spory, odpieranie pismem, drukiem i słowem, w dziennikach, korespondencyach i politycznych mityngach, roz-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
01njfgb00ls7dz9ta12m16w6tifi5ky
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/96
100
1233989
3702433
2024-11-05T21:30:27Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702433
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>maitych zarzutów, walka z Czartoryskim, z angielskimi radykałami i nieradykałami, z O’Connelem, Roebouckiem, zajmowały resztę wolnego czasu u Gromady.<br>
{{tab}}W końcu 1836 roku podane sprawozdanie pełne jest różowych nadziei na przyszłość. Idee Gromady znajdowały uznanie w niektórych nawet emigracyjnych kołach. Pomimo wrogiego stosunku Towarzystwa Demokratycznego do Gromad (posunięto się w nim do tego stopnia, że wszystkie druki pochodzące od Gromady Portsmouckiej poprostu konfiskowano), pomimo trudności, jakie stawiała policya francuska rozpowszechnianiu się ich prac, z emigracyi dochodziły coraz częściej do Gromad pojedyńcze objawy sympatyi. Dwie nawet sekcye, Panteon i Chaillot, zbliżają się cokolwiek do Gromad; a w prasie francuskiej demokratycznej zaczynają mówić o nowo powstającej na emigracyi polskiej opinii. Co więcej, idee Gromad przechodzić zaczęły granicę kraju. Jeden z emisaryuszów świadczy przed Gromadą o sympatycznem przyjęciu, jakie znalazły nowe pojęcia pomiędzy rodakami; wielu emigrantów, w tym czasie właśnie z Krakowa wygnanych, oświadcza się także za Gromadami. Nadzieje rosły, razem z niemi i pewność, i wiara w ostateczne zwycięstwo nowych przekonań.<br>
{{tab}}Nic też dziwnego, że Gromady pod wpływem tych nadziei postanowiły wytrwać ze stałością na odrębnem, niezależnem swem stanowisku w emigracyi. Jednostka, czy grupa, stronnictwo czy partya, jeżeli o wprowadzenie nowej idei, odrębnej, silnie odbijającej od wszystkiego, co stare, im chodzi, dopóty mogą tylko istotną siłę stanowić, siłę, z którą wszystkie stronnictwa rachować się będą musiały, póki zajmować będą niezależne, nowej tylko odpowiednie idei, z nią tylko zgodne i jej tylko godne stanowisko. Wszystkie nowo powstające stronnictwa, jeżeli sądzono im było kiedykolwiek wy-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p4dfs80utjoeo276roga6cbjfg9jecf
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/97
100
1233990
3702434
2024-11-05T21:31:51Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702434
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>wrzeć przeważny wpływ na społeczeństwo, trzymały się tej drogi. Towarzystwo Demokratyczne rozumiało to jasno i z wysokim politycznym taktem, którego żadną miarą odmówić mu nie można, wypowiedziało ono w swym manifeście: „Innych poglądów ludziom nie podamy ręki. Dla pozornej jedności nie poświęcim politycznej wiary.“<br>
{{tab}}Gromady występowały z początku tak samo; niestety, nie umiały jednak wytrwać ze stanowczością przeciwko wpływom, zagrażającym ich odrębności. Z emigracyi dochodziły ich ze wszystkich stron, głównie ze strony londyńskiego ogółu emigrantów, prośby, by dla dobra ojczyzny, dla łatwiejszego wyswobodzenia okutego w kajdany kraju, złączyli swe usiłowania z usiłowaniami reszty emigracyi, odkładając spór o przekonania do ostatniej chwili, do czasu, kiedy kraj cały oswobodzony zostanie od obcej przemocy. Ofiarowano w tym celu Gromadom przystąpienie do nowej organizacyi, w której górne strefy miały wziąć w swoje ręce kierownictwo sprawami przygotowującego się powstania i zarazem zwierzchnictwo nad uciemiężonym krajem. Żaden jednak z członków Gromad nie przyjął koncyliacyi; żądano owszem, by reszta emigracyi, podzieliwszy się na Gromady, przyjęła za podstawę programu swego własność wspólną.<br>
{{tab}}Miano przed sobą ważniejsze sprawy. Trzeba było korzystać z tych rezultatów, które osiągnięto {{korekta|dotych czas|dotychczas}}; a głównie trzeba było przenieść działalność tam, gdzie by ona rzeczywiście sympatyczne przyjęcie znaleźć mogła a nietylko idealne poparcie, — między lud polski, ciemiężony przez wynaradawiających go najezdników, i wyzyskiwany i uciskany moralnie i fizycznie przez uprzywilejowane klasy; — trzeba było zająć się czynną propagandą między ludem.<br>
{{tab}}W tym celu Gromady postanowiły wydać szereg<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7uosg1w1nfno7z3lt5t9fsf8eqyl2hu
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/98
100
1233991
3702435
2024-11-05T21:32:41Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702435
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>broszur dla ludu przeznaczonych, a mających obznajmić go z jego położeniem, z jego stanowiskiem względem innych klas społecznych, z jego prawami i celami. Te same myśli, które tylokrotnie wypowiadano w odezwach do emigracyi, starano się powtórzyć ludowi w formie, być może niezupełnie udatnej, ale zawsze prostszej od innych odezw emigracyjnych. Pisze w niej „Lud Polski, Gromada Grudziąż w Portsmouth i Gromada Humań na Jersey do Ludu Polskiego na rodzinnej ziemi“ o nieszczęściach polskiego ludu dawnych i teraźniejszych, o tem, że tylko zniesienie indywidualnej własności i zapewnienie przez społeczeństwo każdej jednostce wychowania i narzędzi pracy może przynieść istotne polepszenie całej masie uciskanego ludu. Bóg, dowodzą autorowie tego manifestu, jest opiekunem wszystkich ludzi i stworzył ich do szczęścia i do używania swobody. Dla wskazania ludziom właściwych celów, Bóg zesłał na ziemię Chrystusa, który dla zapoznania ludzi z nowem światłem zwrócił się do maluczkich, do biednych, do ludu. Chciał on, by wszyscy ludzie byli równi między sobą. Idee te rozpowszechniły się po całym świecie, i one stanowiły siłę katolickiego kościoła. Ale od Westfalskiego pokoju, Chrystusowa, katolicka idea opuściła wyższe społeczeństwo, opuściła szlachtę, duchowieństwo nawet, a utrzymała się tylko między ludem, który jedynie wierny katolicyzmowi pozostał. Dlatego też tylko ludowi przypada w udziale urzeczywistnienie Chrystusowych idei, wprowadzenie na całym świecie jednego kościoła, gdzie by równość i braterstwo panowały. Dla ustalenia tej nowej wolności trzeba będzie ofiar, trzeba będzie poświęcić na zatracenie ludzi, dla których przez długie wieki były rozrywką męczarnie ludu. Ale kiedy zwycięstwo ludowe zapewnionem będzie, wtedy lud przyjmie w swoje łono wszystkich, nawet swoich dawnych ciemięzców,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7o94eoejhsiwq1k5bfbi73kdo6hbbpr
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/99
100
1233992
3702436
2024-11-05T21:34:00Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702436
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>schowa miecz swój do pochwy, a nad całym krajem naszym zapanuje braterstwo.<br>
{{tab}}Z takimi, jak widzimy, nie pozytywnymi, niezbyt przekonywającymi dowodami zwracano się do ludu. Uważano widocznie, że to naówczas najlepszy był sposób przemawiania do ludu, zachęcania go do pracy nad własnem wyswobodzeniem. Nie było to jednak jednogłośne zdanie całej Gromady; w łonie jej wyrodziły się nawet wątpliwości pod tym względem, a członek jej, Dziedzicki, zasięgał zdania u Gromady, czy w drugiej odezwie do ludu, którą miano wydać wkrótce, wystawić jasno katolicki charakter nowej propagandy. Gromada uchwaliła wprawdzie, że „należy wystąpić z całkowitem rozwinięciem katolickiej idei“, ale pomimo to odezwy pisanej w tym ściśle katolickim duchu, choć ją wydrukowano w kilkuset egzemplarzach, nie odważyła się na świat wypuścić.<br>
{{tab}}Jakkolwiekbądź, jakkolwiek ważną było rzeczą drukowanie broszur, w innym może duchu pisanych, nie obliczanych na religijny fanatyzm, ale bez porównania ważniejszą dla całej sprawy, dla sprawy rozpowszechniania idei socyalistycznych była propaganda między ludem. Była to conditio sine qua non. Książkowa propaganda mogła służyć tylko za środek pomocniczy; wiele zrobić nie mogła ona choćby już dla tego, że lud wtedy czytać mniej jeszcze umiał, niż obecnie. Przytem idea wspólnej własności, idea równości powszechnej, {{Rozstrzelony|ogólnie wziąwsz}}y, może być zrozumianą dokładnie, pojętą rozumem, {{Rozstrzelony|odczutą sercem}} tylko przez masy ludowe. Stąd też konieczność absolutna wyszukiwania propagatorów socyalizmu pomiędzy ludem, konieczność emisarki, jak ją wtedy na emigracyi nazywano, w celu jednania dla nowych idei wybitniejszych jednostek z pośród ludu.<br>
{{tab}}Inne stronnictwa emisaryuszów potrzebowały także.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f7j4gtz31ahajcghbxdwl50b7j8todb
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/100
100
1233993
3702437
2024-11-05T21:35:16Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702437
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>Towarzystwo Demokratyczne nie jednego ze swych członków straciło na tej niebezpiecznej drodze, wymagającej podówczas poświęcenia bez granic. Ale działalność propagatorów demokracyi znajdowała tysiączne ułatwienia po drodze. Ogólna sympatya sfer, z których demokracya werbowała swych zwolenników, otaczała ich kroki, usuwała po drodze niebezpieczeństwa, ułatwiała propagandę. Do ludu emisaryusze zwracać się nie potrzebowali; uważano, że wybuch sam demokratycznego powstania podniesie go przeciwko tyranii, a obietnica obdarowania go ziemią w jednej chwili zmieni go w wolnego obywatela, poświęconego dla dobra ojczyzny. Demokratyczna bowiem propaganda wogóle bez ludu obchodzić się może; plany demokratycznych kampanii układać można w biurach dzienników, w centralizacych demokratycznych, w młodych Polskach, młodych Niemczech, młodych Włoszech. Lud służyć tylko może jako siła, która w danej chwili przeważy szalę zwycięstwa na stronę demokracyi, by później z jej rąk odbierać rozmaite dobrodziejstwa. Programów socyalistycznych w biurach układać się nie da; socyalizm żąda przede wszystkiem samodzielności, i czynny, świadomy udział ludu jest koniecznym warunkiem do wprowadzenia go w życie. Propaganda między ludem usunęłaby to, co było w programach Gromad niezrozumiałe, odjęłaby im ich książkowy charakter, wlała by w samo umysłowe życie Gromad nowe zupełnie światło, nadałaby praktyczności poglądom i zapatrywaniom gromadzian, dla których po większej części socyalistyczny ideał był jeszcze raczej kwestyą uczucia, niż głębokiego rozumienia.<br>
{{tab}}Ale — śladów takiej działalności napróżno szukamy u Gromad. Dlaczego nie chwycono się tego środka, trudno jest wiedzieć dokładnie, ale specyalne warunki, w jakich socyalizm wówczas rozwijać się musiał, niemałe tu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bcvgqexqejp0wh3c05bh7z6b5rw3kh9
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/101
100
1233994
3702438
2024-11-05T21:36:14Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702438
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>miały znaczenie. Brak poświęcenia, brak wiary w przekonania trudno uważać tu za poważną przyczynę; charaktery członków gromady są dostateczną po temu gwarancyą. Ale — była ta epoka jedną z najcięższych, jakie kiedykolwiek przechodziła w XIX wieku Europa. Nad wszystkimi jej krajami pod koniec czwartego lat dziesiątka ciążyła straszna, gnębiąca reakcya. Cesarze, królowie, książęta, książątka, arystokracya, duchowieństwo, gdzieniegdzie i wyższa burżuazya mściły się nad ludami i nad społeczeństwami za kilka lat trwogi, które spadły tak niespodzianie na głowę silnych tego świata w roku 30-tym i kilku następnych latach. W Europie zachodniej oddychać było trudno. Cóż dopiero mówić o Rosyi, Austryi. Granice ich strzeżono, jak nigdy; przebyć je było niepodobieństwem prawie, bez środków materyalnych — a pod tym względem nasze gromady z pewnością poszczycić się nie mogły — a trudniej jeszcze było, przebywszy je, utrzymać się, szukać pomocy i opieki tylko u ludu — nie zaglądać do szlacheckich dworów. Kraków, dawniej przytułek dla wszystkich ofiar moskiewskiego despotyzmu, zajęty przez obce wojska, choć pozornie wolny, stracił wszelką samodzielność i za punkt oparcia konspiracyjnych działań służyć nie mógł. Emisarka wogóle stała się rzeczą niesłychanie trudną, propaganda socyalistyczna absolutnie prawie niemożliwą.<br>
{{tab}}Ta trudność, niemożliwość oparcia się na rodzinnym gruncie, którą poczęści nadzwyczajnie niedogodnemu zbiegowi okoliczności przypisać możemy, objaśnia nam, dlaczego Gromady od tej pory już poczynają powoli tracić pewność siebie i wiarę w swoje przekonania i powoli ulegać zaczynają dezorganizacyjnym wpływom emigracyi. Energiczniejsze jednostki gwałtem domagały się czynu, jakiejkolwiek działalności; a kiedy czynu, jedynie odpowiadającego celom Gromad, ludowej propagandy, nie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pvmgmhjj9izn1knk5ncw1xwcmsqwhxs
Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/114
100
1233995
3702439
2024-11-05T21:36:55Z
Kanioska
20900
/* Przepisana */
3702439
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>{{pk|każ|dego}} szczepu, brunatną barwą swoją uwydatniała wesołą zieleń liści, śród których igrały ptaki i promienie.<br>
{{tab}}Z każdej strony pawilonu na przezroczystem zwierciadle dwóch podłużnych sadzawek wznosiły się kwiaty i ptaki wodne. W rogach tych sadzawek cztery wielkie palmy rozpościerały, jak parasol, na szczycie pnia, rzeźbionego w łuski, zieloną aurelę liściastą.<br>
{{tab}}Wąskie ścieżki, równomiernie wytknięte, przecinały w kwatery ogród dokoła winnicy. Aleja, niejako okólna, wysadzona była naprzemian palmami afrykańskiemi i sykomorami; na kwaterach rosły figowce, brzoskwinie, migdały, oliwki, granaty i inne drzewa owocowe; to znów drzewa ozdobne, akacje, tamaryndy, kasje, mitry, mimozy i wonne krzewy, pochodzące z po za katarakt Nilu, z oaz pustyni Libijskiej i z nad brzegów zatoki Erytrejskiej; Egipcjanie bowiem zamiłowani są w hodowli krzewów i kwiatów i wymagają od narodów podbitych daniny z nowych odmian.<br>
{{tab}}Kwiaty najrozmaitsze, różne gatunki arbuzów, łubinu, cebule zdobiły rabaty; na dwóch większych sadzawkach, zasilanych przy pomocy kanału krytego, idącego od Nilu, stały niewielkie czółna, by umożliwić panu domu rozrywkę rybołóstwa: albowiem ryby różnych kształtów i kolorów prześlizgiwały się w przezroczystej wodzie sadzawek między łodygami i szerokiemi liśćmi lotosu, a bujne zarośla otaczały je i przeglądały się w ich zielonej toni.<br>
{{tab}}Przy każdej sadzawce wznosił się kiosk, {{pp|utworzo|ny}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rua8g59y69p28694mvkwledshm30lno
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/102
100
1233996
3702440
2024-11-05T21:37:14Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702440
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>było, chwycono się tego, co pozor czynu przedstawiać mogło — starano się ująć emigracyę; nie będąc w stanie nawrócić do socyalizmu lud polski, starano się nawrócić te żywioły emigracyjne, które niezdecydowane nie wiedziały, w którą stronę się obrócić, i wydawały się zdolnymi do przyjęcia wszelkich możliwych idei. Ale wydawały się tylko; interes kastowy był na emigracyi dostatecznie silnym, by nie pozwolić im na żadne ustępstwa i, zamiast nową wiarę za swoją przyjąć, rozbiły one jednolitość Gromad i wprowadzały do łona ich niesnaski, które ostateczną były przyczyną ich rozpadnięcia się.<br>
{{tab}}Założyciel Gromad, najgorliwszy ich zasad propagator, jeden z najczynniejszych ich członków, był pierwszy, co dał się unieść mniemanemi zwycięstwami nad obojętnym ogółem emigracyi. Gwałtowna żądza czynu nie pozwoliła Krępowieckiemu pozostać na miejscu; ambicyi jego, być może, nie odpowiadała skromna rola członka Gromad, nie otwierająca pola do żadnej szerszej działalności. To też w marcu 1837 r. wyjeżdża on do Londynu wraz z Dziedzickim w celu przechylenia tamtejszego ogółu na stronę Gromad. Ale nawet Krępowiecki w imię komunizmu szlacheckiej emigracyi nie poruszył. Żądano od niego, by w imieniu Gromad oświadczył się on za koniecznością zjednoczenia całej emigracyi bez różnicy przekonań, by poświęcił w tym celu nietylko zasadnicze przekonania Gromad, ale nawet samo ich nazwisko. Krępowiecki w rezultacie zgodził się na to; być może, ciągnęła go do siebie chęć jakiejkolwiek szerszej działalności i zgodził się w imieniu Gromad, choć do takiego działania wcale nie był upoważniony. Gromada w skutek tego na wniosek kilku swych członków, między innymi Worcella, w lipcu 1837 r. wykreśliła go z listy swych członków.<br>
{{tab}}Egzystencya Gromad, której groziło zlanie się z bez-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j3vm8h47nfel8sz9l9w4mwxkg910mho
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/103
100
1233997
3702441
2024-11-05T21:38:16Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702441
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>barwnym ogółem londyńskiej emigracyi w bezbarwne Zjednoczenie, była wprawdzie ocaloną, nie mniej jednak strata Krępowieckiego była fatalną dla dalszego ich rozwoju. Nietylko Gromady traciły w nim jednego z najzdolniejszych swych pisarzy, ale wielu gromadzian traciło w nim przyjaciela, opiekuna, ojca, jak go niektórzy nazywali. Chociaż wykreślony jednomyślnie z listy członków Gromady, był on zanadto lubiany przez wszystkich jej członków, by brak jego nie pozostawił w Gromadach uczucia żalu, niezadowolenia nawet, ze zbyt surowego wyroku. Dla tego też od chwili wydalenia go, w Gromadzie Grudziąż, która przedstawiała jakby jedną wielką rodzinę, rozpoczynają się niesnaski, kłótnie między osobistymi przyjaciółmi Krępowieckiego a resztą Gromady.
Rezultatem tych kłótni był wyjazd kilku inteligentniejszych członków Gromady (Worcella, Wątróbki, Hellmana) na wyspę Jersey. Nie będąc w stanie uspokoić wzburzonych namiętności a z drugiej strony nie chcąc im ulegać, woleli oni opuścić Portsmouth, z zamiarem jednak stałym pracowania dla wspólnej sprawy. Wiele to nie pomogło. W braku pracy istotnej, odpowiadającej wysokiemu zadaniu Gromad, pozbawieni pomocy swych zdolniejszych towarzyszów, portsmouccy gromadzianie zapełniają swój czas osobistymi sporami. Zwolennicy Krępowieckiego zdołali nawet słabą większością wykreślić z listy członków Gromady Worcella i Wątróbkę, dla powodów zupełnie błahych.<br>
{{tab}}Dało to powód do rozpadnięcia się gromady. Worcell był szanowany i lubiany powszechnie; pracował wiele i poświęcał się dla dobra Gromad i gromadzian. Dlatego też krzywda mu wyrządzona, bez możności nawet usprawiedliwienia się z zarzucanych mu wykroczeń, wywołała protest u reszty członków Gromady. Kilku członków wyrzekło się swego potępiającego wyroku,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i2qpu24rd2sedy1i6kxqz89owh2yz6t
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/104
100
1233998
3702444
2024-11-05T21:42:45Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702444
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>kilku obojętnych przedtem, stanęło w obronie Worcella, i w rezultacie 58 członków podpisało w styczniu 38 roku uroczystą protestacyę przeciwko potępiającemu wyrokowi. Oskarżyciele Worcella od swego wyroku odstąpić nie chcieli, w liczbie 55 wystąpili z Gromady i złączyli się później z Krępowieckim w Towarzystwo Wyznawców Obowiązku Społecznego. Reszta pozostała na dawnem stanowisku.<br>
{{tab}}Duch jednak, który ożywiał dawniej Gromady, nie powrócił już więcej. Wiara w święte posłannictwo chwiać się poczynała, żadną zewnętrzną działalnością nie podsycany zapał stygnąć powoli zaczynał. Najlepsze siły, najzdolniejsze jednostki opuściły Gromady. Przytem przy skromnym żołdzie coraz trudniej było o wyżywienie; jeden za drugim członkowie Gromad rozjechali się do różnych miast angielskich, głównie do Londynu, gdzie od pewnego czasu bawił i Worcell. I tutaj myślano z początku o ożywieniu działalności; zawiązano się w osobny „Wydział londyński Gromady Grudziąż“. Zwoływano nawet, dla ożywienia ducha, ludowe zgromadzenia dla poparcia sprawy polskiej, dla protestacyi przeciwko gościnnemu przyjęciu, które spotkało ówczesnego następcę rosyjskiego tronu podczas jego wizyty w Anglii. Na zebraniach mówiono radykalne mowy, bratano się z radykałami angielskimi, z czartystami, z fenianami — ale wszystko to działalności w kraju zastąpić nie mogło.<br>
{{tab}}Wypadki polityczne szły tymczasem swoją drogą i mogły sprowadzić burzę na wszystkie europejskie kraje. W końcu 1839 i 1840 roku wojna zdawała się nieuniknioną, spodziewano się na pewno kampanii przeciwko Rosyi; całą emigracyę ogarnął gorączkowy niepokój; wielu gotowało się do wystąpienia w pochód. Jeszcze raz zaapelowało Zjednoczenie do ogółu emigracyi, zakli-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g1ssyz2snvipqqgpxi3hshnarxuzojr
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/105
100
1233999
3702445
2024-11-05T21:43:46Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702445
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>nając wszystkie stronnictwa do podania sobie ręki wobec groźnej politycznej sytuacyi.<br>
{{tab}}Londyński ogół znowu zaczął traktowanie z Gromadami w kwestyi ich połączenia. Zwrócono się do Worcella, upoważnionego do działania w imieniu Gromad, znając jego wpływ i szacunek, jakim się cieszył u współgromadzian. Worcell, dla którego działalność żywsza była bezwarunkowo niezbędną, nie mogąc pracować dla takiej Polski, jaką sobie wyrozumował i wymarzył, chciał pracować z tymi przynajmniej, którzy zapewniali, że pracują nad odbudowaniem ludowej Polski. Zresztą czasy były gorące, decydować się trzeba było prędko. I byłoby już wtedy doszło do zupełnego zlania się Gromad z ogółem, gdyby nie wystąpienie Świętosławskiego. Zaprotestował on przeciwko wystąpieniu Gromady; wyjaśnił Gromadzie, jak daleko odstępuje ona od swych zasad, przyjmując zgodę z innemi emigracyjnemi stronnictwami, przypomniał jej wyrok, wydany na Krępowieckiego, i w rezultacie przeszkodził złączeniu się Gromady ze Zjednoczeniem. Worcell wtedy (w kwietniu 1840 r.) wykreślił się z Gromad, podając za przyczynę, że w Zjednoczeniu widzi dla siebie więcej sposobności do pracy na korzyść Polski i ludzkości.<br>
{{tab}}Po jego wykreśleniu dalsze życie Gromady mniej już przedstawia interesu. Jedyną umysłową siłą, jedynym człowiekiem, który wszystkiemi siłami starał się podtrzymywać działalność trzech Gromad (wydział londyński Gromady Grudziąż przybrał nazwę „Gromady Praga“), pozostał Zenon Świętosławski. Wygotowywał on od czasu do czasu odezwy, przysyłał do Gromad długie artykuły, w których katolicyzm, dochodzący do mistycyzmu, i niejasny, napuszysty język zaciemniały socyalistyczne pojęcia, leżące w ich osnowie. Artykuły te czytano i składano do archiwów. Na zewnątrz działalność Gromad ogra-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4fmz4pcwold1i9niamc98mruw31is9q
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/106
100
1234000
3702446
2024-11-05T21:44:49Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702446
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>niczała się tylko do uroczystych obchodów listopadowej rocznicy, rocznicy śmierci Konarskiego, na które spraszano niekiedy emigrantów innych stronnictw.<br>
{{tab}}Obchody te zresztą ducha Gromad nie podniosły. Nie podniosły go też i dyskusye nad wygotowanym przez Świętosławskiego ogromnym projektem wyswobodzenia całej ludzkości, któremu dał on nazwę „Ustaw Kościoła Powszechnego“. Katolicyzm, socyalizm, mistycyzm, patryotyzm po części, wreszcie i przedewszystkiem ogromna doza fantazyi złożyły się na wytworzenie tego ze wszech miar oryginalnego utworu. Wszystkie ludy na ziemi, według tej ustawy, będą stanowiły jedno państwo — kościół, którego niewidomą głową będzie Bóg, widomą coś w rodzaju papieża — Namiestnik Powszechnego Kościoła. Namiestnik, czyli papież będzie rządził sam sprawami wszystkich krajów kościoła, pod kontrolą ludu; władzę prawodawczą sprawować zaś będzie lud. Namiestnik rezydować będzie w Suezie, jako centralnym punkcie starego świata. Kościół będzie się dzielił na Narody, Narody na Województwa, Województwa na Powiaty, Powiaty na Gminy. Naczelników wyznacza namiestnik, kontroluje ich lud. Własność będzie wspólna, każdy obywatel otrzymuje wychowanie od państwa i narzędzia pracy po dojściu do pełnoletności. Językiem, dominującym w kościele, będzie język polski.<br>
{{tab}}Nie przytaczamy tu więcej szczegółów z tego kościelnego urządzenia; zrobimy to, być może, na innem miejscu. Takiego rodzaju plany nie mogły mocno jednak zająć kłopocących się o dzienny zarobek gromadzian. Wprawdzie czytano te odezwy, drukowano je nawet, zwłaszcza, że Świętosławski dostarczał pieniędzy, podpisano się pod ustawami, ale wpływu głębokiego pozostawić one nie mogły.<br>
{{tab}}Działalność Gromad zbliża się już do końca, posie-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qzj2w3zz1phiwil5wi1dxn999xq4djy
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/107
100
1234001
3702447
2024-11-05T21:45:51Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702447
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>dzeń odbywano mało, protokółów spisano nie wiele. Raz jeszcze tylko Gromady wystąpiły publicznie. W czerwcu 1844 roku Mikołaj odwiedził królową Wiktoryę w Londynie. Za inicyatywą Grudziązkiej Gromady, a przy współudziale emigracyi londyńskiej urządzono demonstracyę, w celu przypomnienia ludowi angielskiemu krzywd, wyrządzonych przez Mikołaja Polsce. Demonstracya udała się, wywarła nawet wpływ pewien na usposobienie londyńskiej publiczności, ale z socyalizmem nie wiele miała ona wspólnego.<br>
{{tab}}Było to ostatnie publiczne wystąpienie. Jako oddzielne ciało — Gromady nie występują już nigdzie. Dopiero 15 marca 1846 roku zbierają się na posiedzenie członkowie Gromady Grudziąż — a to w celu urzędowego rozwiązania tego ciała. Na polskiej ziemi, dzięki usiłowaniom Towarzystwa Demokratycznego, wybuchła wówczas rewolucya. Rząd rewolucyjny w Krakowie wydał manifest, oddalony bardzo, co prawda, od ideałów Gromady, ale przyjmujący dla przyszłej Polski wyswobodzonej szerokie demokratyczne podstawy. Zresztą, jakkolwiek bądź, powstanie się rozpoczęło, krew się polała, nieprzyjaciela wypędzono z kawałka przynajmniej polskiej ziemi — obojętnym pozostać nie było można. Po odczytaniu więc protokółu z poprzedniego zebrania Gromada jednogłośnie postanowiła „z powodu wybuchu rewolucyi w Polsce, spodziewając się, że odtąd działania w emigracyi, jeżeli nie w całej emigracyi, to przynajmniej drobiazgowo korporacyjne, istnieć przestaną, a nastąpi jedność i zgoda“, rozwiązać Gromady, zrobić porządek w archiwach i oddać je na przechowanie jednemu z członków Gromady, a kasę między wszystkich członków zarówno podzielić.<br>
{{tab}}Na posiedzeniu wreszcie z 22 marca r. 1846 Gromadę rozwiązano ostatecznie. Większa część członków wstąpiła do Towarzystwa Demokratycznego.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s0hvopapw20o6axgmxaa5lgnwygx46g
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/108
100
1234002
3702448
2024-11-05T21:46:46Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702448
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Kto kiedykolwiek bądź brał do rąk nasze patryotyczne, postępowe i niepostępowe wydawnictwa i cierpliwie czytał rozprawy na temat niezgodności naszego „ducha narodowego“ z przewrotowemi teoryami Zachodu, ten mógł uśmiechać się, wczytując się w logikę tych rozumowań, mógł dowodzenia uważać za dziecinne, ale miał prawo przypuszczać, że opierają się one na faktycznej podstawie, że istotnie w życiu naszego narodu na przewrotowe teorye miejsca nigdy nie było. Ale kiedy rzeczywiste fakty weźmiemy pod uwagę, kiedy przypomnimy sobie, że na emigracyi, którą za palladyum tego tajemniczego „narodowego ducha“ uważają, socyalistyczne pojęcia tak wyraźnie zamanifestować się mogły, że nawet Towarzystwo Demokratyczne za stosowne uważało socyalistycznymi frazesami pokryć w swych manifestach inne wcale myśli, to trudno widzieć w podobnem traktowaniu naszej porozbiorowej historyi co innego, jak zwykły kastowy interes.<br>
{{tab}}A przecież socyalistyczne idee wyznawali, za idee te walczyli ludzie, którym i patryotyczni historycy przeszłości żadną miarą zasług odmówić nie są w stanie. Historya naszych narodowych usiłowań w walce o niepodległość nie może przemilczeć o Krępowieckim, spiskowcu, żołnierzu, działaczu politycznym; nie zapomni ona Worcella, który od pierwszego zawiązku tajnych stowarzyszeń, aż do upadku powstania nieustannie był czynnym, nie szczędząc niczego dla sprawy wyzwolenia ojczyzny; nie zapomni i Zenona Świętosławskiego, jednego z listopadowych spiskowców, przyjaciela i towarzysza Zawiszy, w jego pamiętnej partyzanckiej wyprawie, Rocha Rupniewskiego, jednego z tych ośmnastu bohaterów, co na swoje barki przyjęli odpowiedzialność za pierwsze kroki powstania i zbrojnym napadem na Belweder dali hasło do boju, i tylu jeszcze innych.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
eimlv2hx2n713xbuu90k33cfvep581v
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/109
100
1234003
3702449
2024-11-05T21:47:46Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702449
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Wszyscy ci ludzie jednak, kiedy kierowana prawdziwą miłością dla ludu rozwaga pozwoliła im krytycznie spojrzeć na poprzednie swe czyny, musieli przyznać, że droga, po której szli dotychczas, bynajmniej nie odpowiadała celowi, że celu nawet jasno nie widzieli przed sobą. W samej rzeczy, cóż pozostawało im czynić? Bić się jak dawniej za ojczyznę? Wszak ten wyraz „ojczyzna“ stracił dla nich swoje poprzednie znaczenie. My drugą, wam przeciwną jesteśmy ojczyzną“<ref>Lud Polski, Gromada Grudziąż do Emigracyi Polskiej.</ref>. Walczyć za narodowość? Ależ „narodowość w myśl... Towarzystwa jest prostym tylko, jasnym, niezaprzeczonym wyrazem ducha pewnej klasy mieszkańców Polski, którzy odziedziczyli jej ziemię i którzy Lud wyzyskują...<ref>Akt oskarżenia tak zwanego Towarzystwa Demokratycznego w skutek odezwy tegoż Towarzystwa do ministra spraw wewnętrznych z dnia 31 października 1835 r.</ref> Za niepodległość?! Ależ jak ją rozumieć? I teraz... szlachta... wywiesiwszy sztandar niepodległości, dokładnie dowiodła, że jedynie interes własnego jarzma i pomszczenie się na Mikołaju swych krzywd osobistych były jej czynów, jej bohaterstwa podnietą“<ref>Tamże.</ref>. Trzeba było innych celów poszukać; dla wyrazów: ojczyzna, narodowość, niepodległość — inne znaleźć wyjaśnienie.<br>
{{tab}}Wyjaśnienie to nastręczało się samo przez się. Kiedy „ojczyzną jest lud polski“ wywalczenie niepodległości, ocalenie narodowości wtedy tylko kastowych interesów osłaniać nie będą, kiedy całemu polskiemu ludowi odda się sprawiedliwość, kiedy się na zawsze usunie to, co nieszczęście polskiego ludu stanowi: „głód, zimno, choroby, chłostę, wzbronienie umysłowego wzrostu“.
Zrzucenie moskiewskiego jarzma, bynajmniej zła tego nie usunie, a... „cały ciężar niewoli na rzecz moskiewskiego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4xrhwju6vy2e32y9op8pcule8r4rl5r
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/110
100
1234004
3702450
2024-11-05T21:48:54Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702450
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>rządu przerzucać... to niezręczny wybieg, nikczemna tchórza kryjówka“... Dzięki pracom myślicieli francuskich, dzięki żywemu świadectwu, którego dostarczyć mogło ówczesne społeczeństwo, co pomimo niepodległości narodowej, pomimo swobód politycznych, pomimo niezmiernego wzrostu bogactw, nic dla ogromnej masy swych członków dać nie mogło prócz nadmiernej pracy i nadmiernej nędzy, łatwo było przekonać się, że najradykalniejsze zmiany polityczne na poprawę losu mas nie wpłyną, że przeprowadzenie raczej głębokich reform ekonomicznych jest najważniejszem zadaniem wieku. Trudniej było dopatrzeć, jak głęboko zmiany te ekonomiczne sięgnąć powinny. Pośród rozmaitych szkół socyalistycznych, pośród rozmaitych teoryi zgodnych ze sobą co do krytyki społecznego ustroju, nie wiele było takich, którym udało się sięgnąć do samego źródła nierówności społecznej, wyzyskiwania, nędzy mas i zbytku garstki próżniaków, przemocy mniejszości i niewoli tłumów. Polscy socyaliści sięgnęli do niego. Wstępując w ślady Buonarottiego, którego przyjaźnią się szczycili<ref>Buonarotti — przyjaciel, towarzysz i współoskarżony Baboeufa, w jego pamiętnym spisku „Równych“ za czasów Dyrektoryatu.</ref> — uznali za jedyną radykalną i konieczną reformę zniesienie prywatnej, indywidualnej własności, zaprowadzenie własności wspólnej ziemi i fabryk. Dążenie do nowego porządku rzeczy, opartego na wspólności narzędzi pracy, stało się ich celem. Zawładnąć narzędziami pracy dla ludu — tak pojmowali oni pracę dla ojczyzny, narodowości i ludowej niepodległości... „Za podstawę do narodowości nie położymy ani języka, ani strawy, ani rzek, ani żelaznych Chrobrego słupów, bo to wszystko przemienne i powierzchowne są znaki, ale jednem powiemy słowem, że Narodowością<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8dp4fto4rl49s4d0zh5c2o04jkibg2l
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/111
100
1234005
3702451
2024-11-05T21:50:41Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702451
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>Polski jest zaprowadzenie pomiędzy wszystkimi jej mieszkańcami braterstwa“<ref>Lud Polski, Gromada Grudziąż w Portsm. i Gr. Humań w Jersey do Ludu Polskiego na rodzinnej ziemi.</ref> mówią oni do ludu.
{{***||0.5|16}}
{{tab}}Więc dziś po 50 latach, które nas od pierwszych manifestów Gromady oddzielają, socyaliści europejscy wszystkich krajów i narodów do tych samych wniosków dochodzą, ten sam program dla przyszłej swej działalności stawiają, co ówcześni idealni marzyciele? Taż sama wspólność narzędzi pracy, taż sama międzynarodowość rewolucyjnej działalności<ref>„...Francya i wszystkie narody związane myślą postępu, nie wierzcie słowom T. D... Lud polski nie zerwał z Wami zaczepno-odpornego przymierza. Lud Polski jest wiernym waszej rozległej rodziny członkiem, i jeżeli się kiedyś podniesie, będzie to w skutek wspólnej z wami dążności.“ (Akt oskarżenia Tow. Dem. i t. d.)</ref>, też same żądania równości wszystkich członków społeczeństwa, nawet toż samo głębokie przeświadczenie o konieczności gwałtownego przewrotu do zmiany stosunków społecznych<ref>„To wolne i spokojne propagowanie zasad bez poparcia ich krwią, to słowo bez miecza, ta bezustanna doktryna bez wcielenia jej w życie za pomocą gwałtownych środków, to nudne i od wieków ciągnące się płaczkowanie nad nieszczęściami ludzkości bez podniesienia w tej sprawie mas uciśnionych, które by więzy swe jednem silnem potargały wstrząśnieniem, jest niewiarą w zbawienność celów i może być tylko skutkiem odrazy do reform, a przeto musi być skrytem zamiłowaniem istniejącego porządku, samolubstwem, do którego własny wpłynął interes“... (Akt oskarżenia Tow. Demokr. i t. d.) Nie zawsze wprawdzie, ale często.</ref>? Więc socyalizm od 50 lat nie potrafił wyjść z błędnego koła ciągle tych samych ogólników?<br>
{{tab}}Istotnie „ogólniki“ pozostały te same, żądania nie zmieniły się, i pozostawać będą na sztandarze mas ro-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9zhdq00x96nf6cvdhtrzihdktwa9e61
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/112
100
1234006
3702452
2024-11-05T21:52:02Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702452
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>botniczych, ludowych, póki w życiu zastosowania nie znajdą. Ale zmienił się stosunek mas do tych żądań, zmieniły się zapatrywania myślicieli, i od tego czasu zmieniły się do tego stopnia warunki społeczne, że to, co przed pięćdziesięciu laty uchodzić mogło za utopie, płynące ze szlachetnych pobudek, staje się dzisiaj koniecznością; przez naukę prawdziwą, realną uważane być musi, jako nieuchronny wynik tych praw, które naszem społeczeństwem rządzą i które od wieków niem rządziły.<br>
{{tab}}Socyaliści czwartego lat dziesiątka nie widzieli tego.
Wady swego społeczeństwa rozumieli oni doskonale; żadna ciemna strona burżuazyjnej cywilizacyi nie uszła ich bacznej uwagi. Ale uniosłszy się krytyką, zapomnieli oni zupełnie poszukiwać w otaczającym ich świecie zarodków przyszłości. Wszystko, co ich otaczało, złe było — wszystko musiało uledz zmianie. Kapitalistyczny ustrój, który rozpoczynał właśnie wtedy w zachodnich krajach Europy swe orgie, był złym, niezgodnym z prawami odwiecznej sprawiedliwości, niezgodnym „z prawami przyrodzonemi człowieka“. Ale jeżeli ówczesny świat był złym, zepsutym, to nic łatwiejszego, jak zmienić go na lepszy.
Złym jest dlatego, że oparty na egoizmie — by go zmienić, wystarczyłoby na miejsce egoizmu za podstawę społeczeństw przyjąć braterstwo; w miejsce indywidualizmu — poświęcenie, i wszystko zmieni się do gruntu. „Egoizm, jako źródło złego, wyradzające cały szereg występków, pod ciosami których jęczymy, inaczej zwalczyć się nie da, jak tylko za użyciem sił, przez wprost przeciwną mu zasadę stworzonych. Zasadą taką musi być poświęcenie...“<br>
{{tab}}Poświęcenie to, które na miejsce egoizmu zapanuje, przewrotu społecznego dokona. Ono to ma uzbroić trybunów ludowych, ono ma natchnąć lud, sam do walki z jego odwiecznymi ciemięzcami, ono pomoże mu do<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d4ubn8461nyww2roo4q5veph9j1qqe2
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/113
100
1234007
3702453
2024-11-05T21:53:03Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702453
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>zamiany własności eksploatatorów na własność społeczeństwa i zaprowadzi nowy porządek na ziemi.<br>
{{tab}}Nie widząc naokoło siebie nic prócz przebrzydłego egoizmu, który źródło wszystkich ludzkich nieszczęść ma stanowić, zwracają się nasi socyaliści chętnie wstecz i przy pomocy przykładów z historyi ubiegłych wieków starają się usprawiedliwiać, tłómaczyć przyszły ustrój społeczny. Ze szczególną miłością zwracają się ku pierwszym chwilom chrześciaństwa. Cały ubiegły od owej epoki czas wydaje się im jakby nienormalnym, zmylonym. Chrystus wszak także na podstawie poświęcenia chciał swój kościół opierać — i tylko odstępstwem od jego zasad objaśnić można, według nich, wszystkie okropne koleje, przez które przechodzić musiały europejskie społeczeństwa, zanim znowu do Chrystusowej zasady poświęcenia powrócono. „Cały świat wie... że jedynie tylko w chrześciaństwie spoczywa dogma społecznego zbawienia... Bo w chrześciaństwie ostatnia jej tajemnica, którą umysłowi ludzkiemu wolno było odgadnąć; tajemnica, która zwiastuje porównanie kondycyi socyalnych i braterstwo całego ludu<ref>Lud Polski Gr. Grudziąż i Gr. Humań. Odpowiedź manufakturzyście z Manchesteru.</ref>. Sztandar, który Chrystus krwią zafarbował, który konwencya wśród Europy na trupach ludów, w kilkudziesięciu bitwach poległych zatknęła, w naszem jest ręku“<ref>Lud Polski, Gr. Grudziąż, Komisya przygotowawcza do wydawców „Europejczyka“ (Bucheza i Roux).</ref>.<br>
{{tab}}To pozorne podobieństwo żądań socyalistycznych z ideałami pierwotnego chrześciaństwa nabierało w oczach naszych socyalistów większej jeszcze wagi; pozwalało ono podciągnąć te żądania pod to, co oni „duchem narodowym“ nazywali. Demokraci zgodności swych przeko-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
64xv5fjeu8peygoqosg3r0xugiw532i
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/114
100
1234008
3702455
2024-11-05T21:54:34Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702455
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>nań z duchem narodowym szukali w demokratyzmie dawnej gminy słowiańskiej, w demokratyzmie szlacheckiej rzeczypospolitej; socyaliści zgodności tej dowodzili, opierając się na religijnych uczuciach ludu, na jego przywiązaniu do chrześciańskiej, katolickiej wiary<ref>W jaki sposób zamiast chrześciańskich ideałów nasi socyaliści zdołali postawić katolickie, zrozumieć trudno. Katolicyzm miał być u nich przedstawicielem jedności, poświęcenia, braterstwa. Zapominali oni, że jeżeli w imię chrześciańskiego braterstwa apostołowie i męczennicy chrześciaństwa śmierć ponosili, to w imię katolickiego braterstwa mordowano albigensów, palono maurów i żydów w Hiszpanii, spalono Hussa i zabijano husytów, wyrzynano protestantów we Francyi i t. d. i t. d.</ref>. Ulubionym tematem do rozumowań dla naszych socyalistów jest zgodność „katolickiej idei“ z ideami równości, braterstwa, z pojęciem o wspólnej własności. Pobożność naszego wiejskiego ludu ma być najlepszym dowodem, że działając w socyalistycznym kierunku, postępujemy zgodnie z duchem narodowym, i rękojmią, że rozpowszechnienie poglądów, które mają z katolickimi poglądami w najzupełniejszej pozostawać zgodzie... nie napotka trudności... „Jesteśmy cząstką polskiego ludu... a kto by chciał temu zaprzeczyć, niech wejdzie w rozbiór wiary naszej, niech ją porówna z wiarą mas w Polsce pozostałych, a jeśli znajdzie w nich wyznanie inne, nie zaś {{Rozstrzelony|katolicki patryotyz}}m, które tu w ich imię mu głosimy... ustąpimy mu prawa przedstawicielstwa ludu polskiego“<ref>Przytoczone z „Wiary i Przyszłości“ Mazziniego w odpowiedzi „Ludu Polskiego“, Gr. Grudziąż i Humań na drugi projekt Manifestu Tow. Dem. Polskiego.</ref>.<br>
{{tab}}Rozumie się, że z takiego postawienia kwestyi tysiączne wyniknąć musiały niekonsekwencye. Stojąc na katolickim gruncie, trzeba było konsekwentnie potępiać wszystko to, co nie katolickie, ale z drugiej strony uczniowie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
etj3pkz39d6rnzh288kuzzlkq6fgzwh
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/115
100
1234009
3702456
2024-11-05T21:55:25Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702456
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>Buonarottiego zamykać nie mogli oczu na niepewność argumentacyi takiej.<br>
{{tab}}Dlatego też z jednej strony widzimy, że Rosya ma być wrogiem polskiego społeczeństwa dlatego, że schyzmatycka jej ludność pojęć Chrystusowych katolickich przyswoić sobie nie jest w stanie, z drugiej zaś „Rosya, która była z nami w 25 roku, która braci naszych przyjmowała w głębi Sybiru, czy nie złączy sił swoich z nami przeciw wspólnemu złemu?“<ref>Gr. Humań do Wydziału Londyńskiego Gromady Grudziąż.</ref> Dlatego też „katoliccy patryoci“ zmuszeni są mówić: „Powiemy ludowi: jeżeli chcesz spełnić odrodzenie swoje, skrusz najprzód więzy, jakie na rozum twój nałożył fanatyzm, natchniony przez księży“<ref>Lud Polski, Gr. Grudziąż do sekcyi Fontainebleau.</ref>.<br>
{{tab}}Czasami niekonsekwencya ta do dziwnych wniosków doprowadza. Robespierre i działacze francuskiej rewolucyi, dla których nasi socyaliści z wysoką zawsze czcią pozostają, stali się w ich oczach... obrońcami katolicyzmu.<br>
{{tab}}Dzisiejszy socyalizm nie ma potrzeby niepewnego szukać poparcia w idealistycznych pomysłach chrześcianizmu, nie zbiera wskazówek dla siebie w fantastycznej dziedzinie narodowego ducha, ale w otaczającym świecie znajduje dostateczną ilość faktów na poparcie swych dążeń i, obserwując pozytywne dane, pozytywne wyprowadza wnioski.<br>
{{tab}}Wszystkie warunki, niezbędne do wytworzenia przyszłego socyalistycznego ustroju, socyalizm obserwować może i w obecnem społeczeństwie; kapitalizm sam je wytwarza i w miarę swego rozwoju bezustannie wytwarzać je musi; im silniej rozwija się kapitalizm, tem bardziej chwiejną się staje podstawa dzisiejszego ustroju<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4iygvpjljweqfkg8tb8z4o5vhu0evsg
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/116
100
1234010
3702457
2024-11-05T21:56:18Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702457
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>społecznego — własność indywidualna. Dzisiaj już, w ogromnej jednej dziedzinie działalności ludzkiej, w sferze produkcyi, nie osobiste bynajmniej potrzeby regulują działalność wytwórcy produktów, ale potrzeby innych, potrzeby społeczeństwa całego. Podział wprawdzie produktów odbywa się jeszcze na podstawie własności osobistej, ale jakim jest ten podział, wykazała w nowszych czasach ekonomia polityczna: opiera się on na wyzyskiwaniu mas, pracy społecznej. Sprzeczność ta pomiędzy wytwarzaniem produktów a ich podziałem, zbyt już wielkim ciężarem przygniata społeczeństwo. Ona to nagromadza miliony w rękach garstki jednostek, wytrąca z rąk mas narzędzia pracy, i rzuca je na pastwę wyzysku; ona wywołuje ekonomiczne kryzysy, podczas których bez korzyści żadnej giną masy produktów, których posiadacze sprzedać nie mogą, a konsumenci nie są w stanie zakupić. Ona też wreszcie usiłuje stawiać tamę nowoczesnemu rozwojowi produkcyi, który, dzięki rozwojowi nauki, postępowi wynalazków, granic dla siebie znać nie chce i wszelkie sztuczne przeszkody, które na drodze mu stają, {{Rozstrzelony|zniszczyć mus}}i.<br>
{{tab}}Kapitalistyczny ustrój ustąpi wtedy socyalistycznemu.<br>
{{tab}}Kiedy ta chwila zbliżać się będzie, kiedy kapitalistyczny ustrój dojdzie do kulminacyjnego swego punktu, wtedy proletaryat, przyzwyczajony pod kierunkiem kapitału do wspólnej pracy, w walce z kapitałem doszedłszy do międzynarodowej solidarności, dokona przewrotu i na siebie przyjmie pracę urządzenia społeczeństwa na nowych podstawach.<br>
{{tab}}Te, na podstawie ścisłej obserwacyi faktów wyprowadzone wnioski wskazują socyalistycznym partyom współczesnym, że urzeczywistnienie ich dążeń jest niedalekiem. Gromadzianom tak jak i innym ówczesnym<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s9b8geuthy9f761wjzemmacnpip9qrb
Strona:PL Jodko-Narkiewicz, Dickstein - Polski socyalizm utopijny na emigracyi.pdf/117
100
1234011
3702458
2024-11-05T21:56:27Z
Vearthy
3020
/* Przepisana */ —
3702458
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>socyalistycznym kierunkom wniosków tych brakło. Ale swem jasnem rozumieniem potrzeb ludowych, niezależnością swych myśli, odwagą w ich wypowiadaniu, swą niekłamaną miłością do ludu, zasłużyli gromadzianie, by pamięć o ich działalności wśród nas nie zaginęła.
<br>{{---}}<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tn5ud67e8rcma0h3wmvaw9ie9c6tbtv
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/276
100
1234012
3702462
2024-11-05T22:16:27Z
Fallaner
12005
nowa strona
3702462
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{pk|miej|sca»}} naruszył w swoim jednoaktowym utworze p. t. «Klara» (1820). Starcie się uczucia z przesądem rodowym i zwycięstwo pierwszego oto motyw jedyny, rozprowadzony powolnie, spokojnie, lecz umiejętnie i z zachowaniem znacznego stopnia prawdopodobieństwa. Jako robota stylowa, harmonijnie wykonana, jako pierwszy nasz utwór dramatyczny XIX wieku, wolny od napuszonej patetyczności, a dający próbki ''charakterów refleksyjnych'', ma on w dziejach piśmiennictwa naszego niemałe znaczenie; porównałbym je do znaczenia «Wiesława» w poezyi wogóle, gdyby «Klara» doznała była takiego rozgłosu, jak sielanka krakowska Brodzińskiego.<br>
{{tab}}W dalszych dramatach długo nie widać stałego postępu w rozwoju talentu Korzeniowskiego. Ani «Aniela (1823), w której znać słaby wpływ rozczytywania się w Szekspirze, ani «Dymitr i Marya», gdzie za wątek posłużyło zdarzenie, zużytkowane przez Malczewskiego, ani tragedya deklamacyjna w stylu francuskim p. t. «Pelopidowie», — nie mogą być poczytywane za dzieła ważne w historyi naszego dramatu. Ale współcześnie z niemi powstały dwa inne wyższej wartości. Są to: «Mnich» i «Piękna kobieta». W «Mnichu» widzimy pokutę Bolesława Śmiałego w Ossyaku. Ponieważ kolizya dramatyczna tkwi tu prawie wyłącznie w duszy tak, że wypadki zewnętrzne (ogloszenie ekskomuniki) nie wywierają wpływu na treść zasadniczą, przeto forma ''misteryum,'' z chórami i duchem św. Stanisława, niosącym przebaczenie swemu zabójcy nie ma w sobie nic rażącego, owszem, pod pewnym względem silne, przejmujące wywiera wrażenie. Idea wyrozumiałości i tolerancyi, przeciwstawiona fanatycznemu rygorowi, duch-literze Pisma św. nadaje podniosłość tej pracy, której słusznie przyznano nazwę poematu dramatycznego.
«Piękna kobieta» jest napisana prozą silną i jędrną. Treść, wzięta z podań angielskich, ma charakter anegdotyczny. Szekspir oddziałał mocno na całą robotę, uzuchwalił skromnego poetę do odtwarzania rozpustnych rozmów dworaczych, stylowi przyprawił skrzydła, oswobodził kompozycyę nietylko od jedności miejsca, ale i od jedności czasu. Dramat ten napisany został r. 1829 i gdyby zaraz był drukiem ogłoszony, możnaby jego twórcę uważać za zupełnego reformatora naszej dramatyki, ale ponieważ wyszedł dopiero w roku 1839, tymczasem inny, nieskończenie potężniejszy talent Juliusza Słowackiego samodzielnie, w sposób świetny dokonał wyzwolin dramatu z pęt pseudoklasycznych.<br>
{{tab}}Prędzej osięgnął Korzeniowski harmonię z samym sobą w dziedzinie poezyi epiczno-lirycznej. Dwa «Fragmenty» poetyckie, ogłoszone r. 1829 i 1830, dały go poznać jako władcę słowa zwięzłego i wyrażającego dokładnie to tylko, co autor chciał wypowiedzieć. Nie posiadały one przymiotu porywania czytelników, bo talent Korzeniowskiego refleksyjny, skupiony w sobie, nie buchał płomieniem zapału, ale dla ''rozważnych'' wielbicieli piękna przedstawiały zwięźle, ześrodkowane umiejętnie i kształtnie uczucia i myśli, silnie pobudzające do zastanowienia nad duszą ludzka Drugi zwłaszcza z tych «Fragmentów» (z r. 1830) jest jakby dramatyczną powieścią, skupioną na paru kartach, gdzie żadne słowo zbytecznem się nie okazuje.<br>
{{tab}}Do wzmożenia cechy umiarkowania i spokoju w talencie Korzeniowskiego przyczynił się w znacznej mierze zawód pedagogiczny, któremu się oddawał z zamiłowaniem. Przez czas krótki był nasz autor wychowawcą młodziutkiego Zygmunta Krasińskiego; od r. 1823 objął w liceum Krzemienieckiem katedrę wymowy i poezyi, którą zajmował aż do zwinięcia tego zakładu w r. 1833. Jako wynik pracy nauczycielskiej ogłosił Korzeniowski r. 1829 «Kurs poezyi», w którym zupełnie pominął «metafizyczne» badania o pięknie wogóle, a starał się tylko jasno, przystępnie wyłożyć cechy rozmaitych rodzajów poezyi, wszędzie zachowując umiarkowanie w sądach, bez sztywności podantycznej pseudoklasyków i bez wybujałości młodych romantyków.<br>
{{tab}}Gdy po zniesieniu liceum Krzemienieckiego, otwarto uniwersytet w Kijowie, Korzeniowski zajął tu z początku katedrę, jaką miał w dawniejszym zakładzie, lecz po rychłem jej zwinięciu, wykładał filologię klasyczną. Z wiosną r. 1838 pojechał do Charkowa na dyrektora tamtejszego gimnazyum. Pobyt jego w tym mieście oddziaływał korzystnie na młodszych zwłaszcza członków ludności polskiej, tu zamieszkałej, gdyż pomimo licznych i kłopotliwych zajęć, Korzeniowski prowadził dom otwarty i raz na tydzień przyjmował u siebie gości, pomiędzy którymi było paru profesorów uniwersytetu charkowskiego, {{pp|ja|ko}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kprl0ehd4lxo3zxqmzuribpx31mty84
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/277
100
1234013
3702463
2024-11-05T22:43:21Z
Fallaner
12005
nowa strona
3702463
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{Grafika z podpisem
|file=Album2 p0277a - Józef Korzeniowski.jpg
|width=300px
|align={{tns|center|right}}
|cap={{f|w=70%|h=normal|align=right|<br>''Według portretu wykonanego z natury,''}}{{f|w=70%|h=normal|align=right|własność rodziny.{{tab|40}}}}[[Plik:Album2 p0277b - Józef Korzeniowski.jpg|center|180px]]
|div=force
}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pd105rgnwjarodinx24kj8woxynf6rk
Strona:Wprowadzenie do geopolityki.pdf/152
100
1234014
3702480
2024-11-06T07:42:42Z
Fluokid
21907
/* Przepisana */ —
3702480
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fluokid" /></noinclude>na ziemię; w tej zasadzie niemiecki geograf widział rozwiązanie całej zagadki historii ludzkości. Nowakowski wskazywał, iż Ritter we wszystkich swoich wykładach podkreślał zależność rozwoju ludzkości od naturalnych warunków zamieszkałego przez nią kraju<ref>''Ibidem'', s. 10.</ref>. Ritter wniósł do geografii wiele nowych idei i przyczynił się do rozwoju tej dyscypliny, a pod wpływem jego prac znaleźli się także późniejsi niemieccy geopolitycy.<br>
{{tab}}Prace wymienionych uczonych były w dużym stopniu zgodne z poglądami deterministów, którzy upatrywali przyczyn kształtowania się stosunków społecznych i politycznych w czynnikach niezależnych od woli człowieka, w tym wypadku czynnikach fizyczno-geograficznych. Determinizm geograficzny głosił, iż przyczyną powstania i rozwoju państw i społeczeństw są warunki naturalne. Przedstawiciele tego nurtu w nauce uzasadnili fakty społeczno-kulturowe oraz procesy polityczne warunkami danego środowiska. Badanie gatunku ludzkiego było uzasadnione wtedy, gdy przedmiot badań analizowano w ścisłym kontekście ziemi i terytorium zamieszkiwanego przez daną grupę społeczną. Taka geograficzna interpretacja historii, kultury i struktury psychofizycznej człowieka była znana już z prac starożytnych myślicieli, ale dopiero w XIX w. rozrosła się w odrębną dyscyplinę badań<ref>A. Wolff-Powęska, ''Doktryna geopolityki w Niemczech'', Poznań 1979, s. 87.</ref>. Determinizm geograficzny stał się intelektualną podbudową rozwoju myśli geopolitycznej i silnie wpłynął na prace pierwszych geopolityków.<br>
{{tab}}Obok determinizmu geograficznego na ostateczne ukształtowanie się geopolityki wielki wpływ wywarły prace '''Karola Darwina''' i '''Herberta Spencera'''. Wydana w 1859 r. praca Darwina ''O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego'' miała ogromne znaczenie dla rozwoju nowych kierunków badawczych i zrewolucjonizowała nie tylko nauki przyrodnicze, lecz także w znacznym stopniu ówczesną myśl społeczno-polityczną. Darwin jest uważany za jednego ze współtwórców teorii ewolucji. W oryginalnej wersji tej teorii zakłada się, że liczba rodzących się osobników jest z reguły na tyle wielka, iż powinna spowodować wzrost liczebności populacji, ta jednak pozostaje stałą, więc musi istnieć pewien systematycznie działający mechanizm selekcyjny, dzięki któremu niektóre osobniki szybko giną, inne zaś przeżywają. Jest to właśnie mechanizm naturalnej selekcji, który pozwala przetrwać osobnikom lepiej przystosowanym do środowiska, podczas gdy osobniki gorzej przystosowane giną. Środowisko „dobiera” zatem takie cechy organizmów, które umożliwiają im współzawodnictwo, zapewnienie sobie zasobów, przeżycie oraz reprodukcję<ref>''Słownik socjologii i nauk społecznych'', Warszawa 2005, s. 45-46.</ref>. {{pp|Ewolucjo|nizm}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rjci9mrrjthvhl268xe7aeejzu8u48m
Strona:Wprowadzenie do geopolityki.pdf/153
100
1234015
3702483
2024-11-06T08:37:43Z
Fluokid
21907
/* Przepisana */ —
3702483
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fluokid" /></noinclude>{{pk|Ewolucjo|nizm}} Darwina narzucił konieczność stosowania nowych metod w społeczno-politycznych kategoriach myślenia. Ewolucjoniści szukali praw ewolucji społecznej, pojmowanej jako proces uniwersalny. Przesunięcie akcentu z nauk przyrodniczych na społeczne stworzyło nową interpretację teorii doboru naturalnego, według której uznano, iż społeczeństwo, państwo, naród stanowią szczególny rodzaj organizmu biologicznego, podporządkowanego tym samym prawom konkurencji, współzawodnictwa oraz walki o byt. Potraktowanie ludzkiego świata jako części przyrody łączyło się z założeniem, iż podlega on przyrodniczym prawom (takim jak np. teoria ewolucji), a nie zaś przypadkom czy zdarzeniom losowym.<br>
{{tab}}Teoria darwinowska została zaadaptowana przez wielu autorów piszących o sprawach społecznych, a zwłaszcza tych, którzy pozostawali pod wpływem prac angielskiego uczonego Herberta Spencera. To właśnie Spencer jako pierwszy użył wyrażenia: „przeżycie najlepiej dostosowanych”, prawie dekadę przed opublikowaniem przez Darwina ''O powstawaniu gatunków''. Używał tego pojęcia w sensie moralnym i filozoficznym, głosząc, iż najlepsze formy organizacji społecznej wyłaniają się w warunkach nieskrępowanego współzawodnictwa między jednostkami ludzkimi, które pozwala na przeżycie najlepiej dostosowanych spośród nich, podnosząc przez to poziom społeczeństwa<ref>J. Turner, ''Struktura teorii socjologicznej'', Warszawa 2004, s. 90.</ref>. Spencer, zwolennik ewolucjonizmu, był przekonany, iż wszystkie zjawiska nieograniczone, organiczne i ponadorganiczne (społeczne) podlegają ewolucji. Spencer był tym uczonym, który włączył analogie i metafory biologiczne, wykorzystywane później przez twórców geopolityki, do myślenia o dynamice społeczeństwa. W swojej głównej pracy z dziedziny socjologii (''Zasady socjologii'') Spencer, wiążąc socjologię z biologią, wskazywał, iż wszystkie działania społeczne są zdeterminowane przez czyny jednostek, a te z kolei zgodne są z elementarnymi prawami życia. Chcąc zrozumieć działania społeczne, należy zatem poznać te prawa. Społeczeństwo jako całość, niczym żywy organizm, posiada między innymi takie cechy, jak rozwój, struktura, funkcje. Zrozumienie biologii żywego organizmu pozwala pod wieloma względami pojąć funkcjonowanie organizmu społecznego<ref>G. Ritzer, ''Klasyczna teoria socjologiczna'', Poznań 2004, s. 91.</ref>. Spencer konsekwentnie rozwijał analogię organicystyczną, w sposób systematyczny porównując społeczeństwo do organizmu i łącząc tę doktrynę z ewolucjonizmem; to, co nazwano „darwinizmem społecznym”, w dużym stopniu miało charakter spencerowski. Spencer, analizując instytucje społeczne, włączył ewolucjonizm w myślenie geopolityczne. Uważał on, że wojny wygrywają na ogół bardziej złożone społeczeństwa, {{pp|po|nieważ}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4zn42613prx4c3in2udbsipzd6j15lo
Strona:Wprowadzenie do geopolityki.pdf/154
100
1234016
3702486
2024-11-06T09:57:13Z
Fluokid
21907
/* Przepisana */ —
3702486
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fluokid" /></noinclude>{{pk|po|nieważ}} są lepiej zorganizowane. W miarę jak podbijają one i kolonizują swych przeciwników, zwiększa się ogólna sprawność i organizacja społeczna oraz złożoność uniwersum społecznego. Z tego powodu Spencer uważał wojnę za ważną siłę w ewolucji, ponieważ, historycznie rzecz biorąc, przeciwstawiała ona narody w swoistej walce o byt. Równocześnie jednak uważał on, że współcześnie wojna spełniła już swoje zadanie i byłaby przeszkodą w dalszej ewolucji. W zamian powinno się dążyć do tego, aby złożoność społeczeństwa i dostosowanie społeczne zwiększały się poprzez współzawodnictwa na rynkach, a nie poprzez wojnę, która zniechęca do działalności ekonomicznej, nagina produkcję do celów czysto militarnych, prowadzi do koncentracji władzy nadmiernie regulującej ludzkość oraz zmniejsza ludzką wolność i zdolność do innowacji<ref>J. Turner, ''op. cit.'', s. 92.</ref>.<br>
{{tab}}Koncepcje determinizmu geograficznego, darwinizmu społecznego i teorie organicystyczne zaważyły w dużym stopniu na ówczesnej nauce o państwie, które zaczęto postrzegać jako organizm biologiczny; zgodnie z prawami natury rodzi się, rozwija i umiera. Identyfikując społeczeństwo ludzkie z organizmem biologicznym oraz wykorzystując koncepcje darwinowskie, zaczęto dochodzić do wniosku, iż organizacje społeczne podlegają cyklicznym fazom rozwoju od form najprymitywniejszych do złożonych oraz że podstawowym stosunkiem pomiędzy grupami ludzkimi jest stosunek antagonizmu. Wynika on z potrzeby zaspokojenia głodu, potrzeb ekonomicznych oraz dążenia do władzy. Uznano ekspansję zbrojną za naturalny wynik potrzeb ludzkich oraz realizację naturalnego instynktu człowieka i jego potrzeby walki o byt<ref>A. Wolff-Powęska, ''op. cit.'', s. 85-86.</ref>.<br>
{{tab}}Uznanie dla takich poglądów, a tym samym rozwój geopolityki opartej na założeniach deterministycznych oraz organicystycznych, nie byłoby jednak możliwe bez sprzyjającej sytuacji społeczno-politycznej w ówczesnej Europie. Swoisty „duch epoki” stworzył zapotrzebowanie na geopolitykę odwołującą się do determinizmu geograficznego i darwinizmu społecznego. Przedstawiciele tych nurtów badawczych stali się twórcami nowego kierunku badań, który został stworzony głównie z myślą o zaprzęgnięciu geografii w służbę interesów politycznych krajów wchodzących w imperialistyczną fazę swojego rozwoju; dlatego też geopolityka w początkowej fazie swojego rozwoju, powołując się na analizy naukowe, starała się usprawiedliwiać ekspansję i kolonializm jako konsekwencję warunków fizyczno-geograficznych. Geopolityka wyrosła z konkretnych historycznych uwarunkowań, wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniom epoki, dlatego też dla analizy pierwszych ― „klasycznych” ― {{pp|kon|cepcji}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i0bifcwwhq9wujaukg3bu4f7jyd2kqm
Strona:Wprowadzenie do geopolityki.pdf/155
100
1234017
3702490
2024-11-06T11:35:07Z
Fluokid
21907
/* Przepisana */ —
3702490
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fluokid" /></noinclude>{{pk|kon|cepcji}} geopolitycznych ważne jest zrozumienie historyczno-politycznej otoczki pojawienia się geopolityki.<br>
{{tab}}Wiek XIX w historii Europy był wiekiem rozwoju ideologii i aspiracji narodowych, a także ruchów nacjonalistycznych. W Europie był to wiek Wiosny Ludów oraz powstań i rewolucji. Siłę sentymentów, które się wówczas rozwinęły, wyraźnie ukazała pierwsza wojna światowa<ref>B. Szacka, ''Wprowadzenie do socjologii'', Warszawa 2003, s. 249.</ref>. Koniec tego konfliktu przyniósł falę konstytuowania się nowych państw. Kończący wojnę traktat wersalski uwzględnił aspiracje narodowe wielu grup etnicznych i uznał prawo narodów do samostanowienia. Na gruzach imperiów otomańskiego, Romanowów, Habsburgów i Hohenzollernów powstały nowe państwa, legitymujące się jako kraje określonych nacji.<br>
{{tab}}Kształtowanie się narodów w Europie następowało dwoma sposobami. Z jednej strony na drodze przemiany państwa dynastycznego i terytorialnego w państwo narodowe, a jego poddanych w obywateli mających równe prawa. Z drugiej zaś na drodze przekształcenia się zbiorowości etnicznej w nację przez sformułowanie i realizowanie dążeń do niezależności politycznej. Procesy te, które nabrały szczególnej dynamiki w XIX w., spowodowały, iż istotę narodu stanowił wtedy przedmiot myśli politycznej, a wielce nośną i jedną z najbardziej znaczących praktycznie ideologii współczesnej myśli politycznej stał się nacjonalizm. Wzrost aspiracji do tworzenia państw narodowych w Europie spowodował znaczący wzrost zainteresowania problematyką uwarunkowań geograficznych i możliwości ich wykorzystania dla umocnienia siły krajów.<br>
{{tab}}W dyskursie o narodzie, a także w ideologiach nacjonalistycznych, ważne miejsce zajęły problemy o charakterze geograficznym, a geografia jako nauka została włączona w polityczny i ideologiczny dyskurs, dotyczący granic, terytorium i przestrzeni, którą dana nacja powinna posiadać. Stało się tak dlatego, że przestrzeń geograficzno-przyrodnicza (terytorium) jako rzeczywistość realna i symboliczna, pojmowana emocjonalnie jako ojczyzna, ojcowizna, dom rodzinny, stanowi jeden z podstawowych atrybutów kształtowania się narodu<ref>Por. Z. Bokszański, ''Tożsamości zbiorowe'', Warszawa 2005, s. 115.</ref>. Myśl romantyczna zaczęła idealizować przestrzeń i uznawać ją za jeden z najważniejszych elementów życia narodów. Podejście takie jest widoczne m.in. w pracach niemieckiego filozofa '''Johanna Gottfrieda Herdera''' (1744-1803), którego książki powstawały w szczególnych warunkach społeczno-politycznych końca XVIII w. Wówczas to zagubienie i poczucie wyobcowania, związane z przemianami społeczno-gospodarczymi, oraz rozczarowanie politycznymi postanowieniami Kongresu Wiedeńskiego sprawiły, że w Niemczech w {{pp|po|szukiwaniu}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iylg0vdbef4q8ykb7pkpqdukqramv04