Wikiźródła plwikisource https://pl.wikisource.org/wiki/Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Strona_g%C5%82%C3%B3wna MediaWiki 1.44.0-wmf.4 first-letter Media Specjalna Dyskusja Wikiskryba Dyskusja wikiskryby Wikiźródła Dyskusja Wikiźródeł Plik Dyskusja pliku MediaWiki Dyskusja MediaWiki Szablon Dyskusja szablonu Pomoc Dyskusja pomocy Kategoria Dyskusja kategorii Strona Dyskusja strony Indeks Dyskusja indeksu Autor Dyskusja autora Kolekcja Dyskusja kolekcji TimedText TimedText talk Moduł Dyskusja modułu Wikiźródła:Atlas wikiskrybów 4 4434 3709492 2784809 2024-11-19T20:02:52Z Rosewood 2020 /* województwo mazowieckie */ + 3709492 wikitext text/x-wiki <div style="text-align: center"> '''[[Wikiźródła:Poczet wikiskrybów|Poczet]]''': [[Wikiźródła:Atlas wikiskrybów|Atlas]] - [[Wikiźródła:Wikiskrybów portret własny|Portret]] </div> Dopisz się do listy poniżej podając taki nick, pod jakim występujesz na swojej stronie wikiskryby. {{Spis treści}} == '''[[w:Polska|Polska]]''' == === [[w:województwo dolnośląskie|województwo dolnośląskie]] === * <small>[[w:Głogów|Głogów]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Urinbecken|Urinbecken]]''' * <small>[[W:Legnica|Legnica]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Akira|Akira]]''' ** '''[[Wikiskryba:Skoczny Kacper|Skoczny Kacper]]''' * <small>[[w:Wrocław|Wrocław]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Seval|Seval]]''' ** '''[[Wikiskryba:S1.pl|S1.pl]]''' === [[w:województwo kujawsko-pomorskie|województwo kujawsko-pomorskie]] === * '''[[Wikiskryba:Mirlont56675|Mirlont]]''' * <small>[[w:Toruń|Toruń]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Matlin|Matlin]]''' === [[w:województwo lubelskie|województwo lubelskie]] === * <small>[[w:Lublin|Lublin]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Chemick|Chemick]]''' ** '''[[Wikiskryba:Karol Karolus|Karol Karolus]]''' ** '''[[Wikiskryba:Nutaj|Nutaj]]''' * <small>[[w:powiat kraśnicki|powiat kraśnicki]]</small> ** <small>[[w:Kraśnik|Kraśnik]]</small> *** '''[[Wikiskryba:Kubaro|Kubaro]]''' * <small>[[w:powiat biłgorajski|powiat biłgorajski]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Joanna Le|Joanna Le]]''' <!-- === [[w:województwo lubuskie|województwo lubuskie]] === --> === [[w:województwo łódzkie|województwo łódzkie]] === * <small>[[w:powiat sieradzki|powiat sieradzki]]</small> ** <small>[[w:Sieradz|Sieradz]]</small> *** '''[[Wikiskryba:Ajsmen91|ajsmen91]]''' *** '''[[Wikiskryba:Anwar2|Anwar2]]''' * <small>[[w:Łowicz|Łowicz]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Mian|mian]]''' === [[w:województwo małopolskie|województwo małopolskie]] === * <small>[[w:Kraków|Kraków]]</small> ** '''[[Wikiskryba:DrPZ|DrPZ]]''' ** '''[[Wikiskryba:Ergie|ergie]]''' ** '''[[Wikiskryba:Rabidmoon|Rabidmoon]]''' ** '''[[Wikiskryba:MTLC|MTLC]]''' ** '''[[Wikiskryba:Namadala|Namadala]]''' * <small>[[w:powiat bocheński|powiat bocheński]]</small> ** <small>[[w:Rzezawa|Rzezawa]]</small> *** '''[[Wikiskryba:Matio|Matio]]''' === [[w:województwo mazowieckie|województwo mazowieckie]] === * <small>[[w:Gostynin|Gostynin]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Szandlerowski|Szandlerowski]]''' * <small>[[w:Warszawa|Warszawa]]</small> ** '''[[User:Abronikowski|Abronikowski]]''' ** '''[[Wikiskryba:Adoomer|Adoomer]]''' ** '''[[Wikiskryba:Azahar|Azahar]]''' ** '''[[Wikiskryba:Datrio|Dariusz Siedlecki]]''' ** '''[[Wikiskryba:Dreamcatcher25|Dreamcatcher25]]''' ** '''[[Wikiskryba:Jacek Fink-Finowicki|Jacek Fink-Finowicki]]''' ** '''[[Wikiskryba:Mathiasrex|Mathiasrex]]''' ** '''[[Wikiskryba:Paelius|Paelius]]''' ** '''[[Wikiskryba:sp5uhe|sp5uhe]]''' ** '''[[Wikiskryba:Superjurek|Superjurek]]''' ** '''[[Wikiskryba:Teukros|Teukros]]''' ** '''[[Wikiskryba:Tomekg.966|Tomekg.966]]''' * <small>[[w:Powiat legionowski|powiat legionowski]]</small> ** <small>[[w:Janówek Pierwszy|Janówek Pierwszy]]</small> *** '''[[Wikiskryba:Slubek|Ślubek]]''' * <small>[[w:Powiat grodziski|powiat grodziski]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Rosewood|Rosewood]]''' <!-- === [[w:województwo opolskie|województwo opolskie]] === --> === [[w:województwo podkarpackie|województwo podkarpackie]] === * <small>[[w:powiat jarosławski|powiat jarosławski]]</small> ** <small>[[w:Wietlin Trzeci|Wietlin Trzeci]]</small> *** '''[[Wikiskryba:WM|WM]]''' === [[w:województwo podlaskie|województwo podlaskie]] === * <small>[[w:Białystok|Białystok]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Wierzbowski|Wierzbowski]]''' === [[w:województwo pomorskie|województwo pomorskie]] === * <small>[[w:Gdańsk|Gdańsk]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Ankry|Ankry]]''' ** '''[[Wikiskryba:Cathy Richards|Cathy Richards]]''' ** '''[[Wikiskryba:KapiX|KapiX]]''' * <small>[[w:Słupsk|Słupsk]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Tommy Jantarek|Tommy Jantarek]]''' === [[w:województwo śląskie|województwo śląskie]] === * '''[[Wikiskryba:J.Kowalski|Jarosław Kowalski]]''' * <small>[[w:Katowice|Katowice]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Alenutka|Alenutka]]''' * <small>[[w:Zabrze|Zabrze]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Niki K|Niki]] [[Plik:NikiK talk.gif|45px|Dyskusja Wikipedysty:Niki_K]]''' * <small>[[w:Racibórz|Racibórz]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Pierwiastek Chemiczny|Pierwiastek Chemiczny]]''' === [[w:województwo świętokrzyskie|województwo świętokrzyskie]] === * <small>[[w:Kielce|Kielce]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Airam57|Airam57]]''' * <small>[[w:Opatów|Opatów]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Kuba ads|Krzysztof Kuba Wawrzosek]]''' === [[w:województwo warmińsko-mazurskie|województwo warmińsko-mazurskie]] === * <small>[[w:Olsztyn|Olsztyn]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Vearthy|Vearthy]]''' ** '''[[Wikiskryba:Sombree|Sombree]]''' === [[w:województwo wielkopolskie|województwo wielkopolskie]] === * '''[[Wikiskryba:Flyz1|Flyz1]]''' * '''[[Wikiskryba:Frewaz|Frewaz]]''' * '''[[Wikiskryba:Waćpan|Waćpan]]''' * '''[[Wikiskryba:Wieralee|Wieralee]]''' * <small>[[w:pl:Poznań|Poznań]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Nostrix|Nostrix]]''' ** '''[[Wikiskryba:Rzuwig|Rzuwig]]''' ** '''[[Wikiskryba:Wyciorek|Wyciorek]]''' === [[w:województwo zachodniopomorskie|województwo zachodniopomorskie]] === * <small>[[w:pl:Szczecin|Szczecin]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Electron|Electron]]''' ** '''[[Wikiskryba:Salicyna|Salicyna]]''' ** '''[[Wikiskryba:Sempai5|Sempai5]]''' == zagranica == === '''Wielka Brytania''' === * <small>[[w:York|York]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Niki K|Niki]] [[Plik:NikiK talk.gif|45px|Dyskusja Wikipedysty:Niki_K]] ''' === '''Irlandia''' === * <small>[[w:Dublin|Dublin]]</small> ** '''[[Wikiskryba:TeresaPelka|TeresaPelka]]''' === '''Francja''' === * <small>[[w:Rungis|Rungis]]</small> ** '''[[Wikiskryba:Paterm|Paterm]]''' == Zobacz też == * [[w:Wikipedia:Atlas wikipedystów|Atlas wikipedystów na Wikipedii]] [[Kategoria:Społeczność Wikiźródeł|{{PAGENAME}}]] r3dknnbd6mnjvo3r7l5wxkbfrha12ii Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/20 100 50889 3709356 2447899 2024-11-19T16:50:22Z PG 3367 /* Skorygowana */ format., lit. 3709356 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{Numeracja stron||BAJKI I PRZYPOWIEŚCI|3}}</noinclude>{|class="wikitable" |style="vertical-align:top;"|<section begin="ptaszki w klatce" /> <poem>Tyś w niej zrodzon, rzekł stary, przeto ci wybaczę; Jam był wolny, dziś w klatce, i dla tego płaczę.</poem><section end="ptaszki w klatce" /> <section begin="osieł i wół" /> {{c|XXII. {{kapitaliki|Osieł i Wół}}.}} <poem>{{kapitaliki|Osieł}} podczas upału szukając ochłody, Postrzegł, iż pasterz bydło prowadził do wody. Zbudował się z takowej dobroci człowieka, A gdy przyczyn postępku tego nie docieka, Rzekł mu wół: cudzy przykład niechaj cię nauczy, Siebie on, nie nas kocha: żeby zarżnął, tuczy.</poem><section end="osieł i wół" /> <section begin="dąb i dynia" /> {{c|XXIII. {{kapitaliki|Dąb i Dynia}}.}} <poem>{{kapitaliki|Kiedy}} czas przyzwoity do dojźrzenia nastał, Pytała dynia dębu, jak też długo wzrastał? Sto lat. Jam w sto dni zeszła taką, jak mnie widzisz, Rzekła dynia. Dąb na to: próżno ze mnie szydzisz; Pięknaś prawda na pozór, na pozór też słyniesz, Jakeś prędko urosła, tak też prędko zginiesz.</poem><section end="dąb i dynia" /> <section begin="derwisz i uczeń" /> {{c|XXIV. {{kapitaliki|Derwisz i Uczeń}}.}} <poem>{{kapitaliki|Pewen}} derwisz uczony, rano i w południe Codzień pił świętą wodę z Mahometa studnie. Postrzegł to uczeń, a chcąc większym być doktorem, Czerpał z tej studni rano, w południe, wieczorem. Cóż się stało? gdy mniemał, że już mędrcem został, I nic się nie nauczył, i puchliny dostał.</poem><section end="derwisz i uczeń" /> <section begin="podróżny i kaleka" /> {{c|XXV. {{kapitaliki|Podróżny i Kaleka}}.}} <poem>{{kapitaliki|Nie}} skarżyłem na ludzi, nie skarżył na losy, Choć musiałem iść w drogę ubogi i bosy. Wtem gdy razu jednego do kościoła wchodzę, Postrzegłem, leży żebrak bez nogi na drodze. Nauczył mnie tym bardziej milczyć ów ubogi: Lepiej mnie bez obuwia, niż jemu bez nogi.</poem><section end="podróżny i kaleka" /> <section begin="lew i zwierzęta1" /> {{c|XXVI. {{kapitaliki|Lew i Zwierzęta}}.}} <poem>{{kapitaliki|Lew}}, ażeby dał dowód, jak wielce łaskawy, Przypuszczał konfidentów do swojej zabawy. Polowali z nim razem, a na znak miłości, On jadł mięso, kompanom ustępował kości. Gdy się więc dobroć taka rozgłosiła wszędy, Chcąc im jawnie pokazać większe jeszcze względy, Ażeby się na jego łasce nie zawiedli, Pozwolił, by jednego z pośród siebie zjedli. Po pierwszym, poszedł drugi, i trzeci i czwarty. Widząc, że się podpaśli, lew choć nieobżarty, Żeby ująć drapieży, a sobie zakału, Dla kary, dla przykładu, zjadł wszystkich pomału.</poem><section end="lew i zwierzęta1" /> <section begin="Rybka mała" /> {{c|XXVII. {{kapitaliki|Rybka mała i Szczupak}}.}} <poem>{{kapitaliki|Widząc}} w wodzie robaka rybka jedna mała, Że go połknąć nie mogła, wielce żałowała. Nadszedł szczupak, robak się przed nim nie osiedział. Połknął go, a z nim haczyk, o którym nie wiedział. Gdy rybak na brzeg ciągnął korzyść okazałą, Rzekła rybka: dobrze to czasem być i małą.</poem><section end="Rybka mała" /> {{---}} |style="vertical-align:top;"| {{c|CZĘŚĆ DRUGA.|w=120%}} {{---}} <section begin="Jowisz i owce" /> {{c|I. {{kapitaliki|Jowisz i Owce}}.}} <poem>{{kapitaliki|Naprzykrzały}} się bogom częstemi prośbami Owce, chcąc wiedzieć, co się stanie z jagniętami. Rzekł im Jowisz: lepiej to dla was, że nie wiecie. Ale kiedy koniecznie przyszłość dociec chcecie, Godna kary ciekawość w uporze zacięta: I was ludzie wygubią i wasze jagnięta. W ścisłym kręgu ciekawość naszę trzeba mieścić: Wie niebo, co nam taić; wie, co nam obwieścić.</poem><section end="Jowisz i owce" /> <section begin="Rolnik" /> {{c|II. {{kapitaliki|Rolnik}}.}} <poem>{{kapitaliki|Gospodarz}} we dwójnasób chcąc zyskiwać z roli, Dobry grunt raz i drugi uprawiał dowoli: A chcąc nadto zyskować, sam sobie zaszkodził, Zamiast zboża, zszedł kąkol i chwast się urodził.</poem><section end="Rolnik" /> <section begin="Nocni stróże" /> {{c|III. {{kapitaliki|Nocni Stróże}}.}} <poem>{{kapitaliki|Małe}} złego początki wzrastają z uporu: Zawżdy ludzi omamia płochy punkt honoru. Miasto jedno w ustawnej zostawało trwodze, Jędrzej, Piotr, nocni stróże zawzięli się srodze: Więc rozruch w domach, w karczmach, na każdej ulicy, Piotra wójt utrzymywał, Jędrzeja ławnicy. Za mężami szły żony, za starszemi dzieci, Przeniósł się wreszcie rozruch od mieszczan do kmieci, Wojna zatem, i oto przez lat kilkanaście: Piotr krzyczał, gaście ogień: Jędrzej, ogień gaście.</poem><section end="Nocni stróże" /> <section begin="Filozof" /> {{c|IV. {{kapitaliki|Filozof}}.}} <poem>{{kapitaliki|Zaufany}} Filozof w zdaniach przedsięwziętych, Nie wierzył w Pana Boga, śmiał się z wszystkich świętych. Przyszła słabość, aż mędrzec, co firmament mierzył, Nie tylko w Pana Boga, i w upiory wierzył.</poem><section end="Filozof" /> <section begin="Zwierzęta i niedźwiedź" /> {{c|V. {{kapitaliki|Zwierzęta i Niedźwiedź}}.}} <poem>{{kapitaliki|Pod}} lwem starym ustawną prowadziły wojnę: Młody, że panowanie obiecał spokojne, Cieszyły się zwierzęta; niedźwiedź cicho siedział. Spytany, czego milczy? wręcz im odpowiedział: Zatrzymajmy się jeszcze z tą wieścią radosną, Aż młodemu lewkowi pazury urosną.</poem><section end="Zwierzęta i niedźwiedź" /> <section begin="Strumyk i fontanny" /> {{c|VI. {{kapitaliki|Strumyk i Fontanny}}.}} <poem>{{kapitaliki|Impet}} wody w fontannach gdy ogromnie huczał, Strumyk blisko płynący zazdrościł i mruczał. Pękły rury, co wody hojnie dodawały: Strumyk płynął, jak pierwej, fontanny ustały, Nastąpiła po żalu radość niewymówna: Poznał, że kunszt naturze nigdy nie wyrówna.</poem><section end="Strumyk i fontanny" /> <section begin="Skarb" /> {{c|VII. {{kapitaliki|Skarb}}.}} <poem>{{kapitaliki|Znalazł}} skarb człek bogaty, widział to ubogi: Gdy więc bluźni Opatrzność, skarży się na bogi, Rzekł mu Jowisz: poczekaj, co się dalej stanie: Wtem ów bogacz skończywszy skarbów odkopanie, Przenosił je do domu: a że dźwigał w nocy, Wpadł w chorobę z niewczasu, i umarł z niemocy. {{tab}}Bierz tę zdobycz, rzekł Jowisz: a nie sądź z pozoru, Karze czasem Opatrzność, gdy przyczynia zbioru.</poem><section end="Skarb" /><br><br> |}<noinclude> <references/></noinclude> ts1yruv0dygg5dzcahp9aiovh0dfkgt Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/21 100 53644 3709364 2447900 2024-11-19T17:00:40Z PG 3367 /* Skorygowana */ 3709364 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{Numeracja stron|4|DZIEŁA KRASICKIEGO}}</noinclude>{|class="wikitable" |style="vertical-align:top;"|<section begin="talar i złoty" /> {{c|VIII. {{kapitaliki|Talar i czerwony złoty}}.}} <poem>{{kapitaliki|Talar}} zwierzchnią postacią swoją okazały, Gardził czerwonym złotym, dla tego że mały; Gdy przyszło do zmieniania, nie patrzano miary, Złoty pieniądz, choć mały, wart był dwa talary.</poem><section end="talar i złoty" /> <section begin="niedźwiedź i liszka" /> {{c|IX. {{kapitaliki|Niedźwiedź i Liszka}}.}} <poem>{{kapitaliki|Rozumiejąc}}, że będzie towarzyszów bawił, Niedźwiedź, według zwyczaju, nic do rzeczy prawił. Znudzeni temi bajki, gdy wszyscy drzymali, Gniewał się wilk na liszkę, że niedźwiedzia chwali; Rzekła liszka: mnie idzie o ochronę skóry: Niezgrabną ma wymowę, lecz ostre pazury.</poem><section end="niedźwiedź i liszka" /> <section begin="pieniacze" /> {{c|X. {{kapitaliki|Pieniacze}}.}} <poem>{{kapitaliki|Po}} dwudziestu dekretach, trzynastu remissach, Czterdziestu kondemnatach, sześciu kompromisach, Zwyciężył Marek Piotra; aże się zbogacił, Ostatnie trzysta złotych za dekret zapłacił. Umarł Piotr, umarł Marek, powróciwszy z grodu, Ten co przegrał, z rozpaczy, ten co wygrał, z głodu.</poem><section end="pieniacze" /> <section begin="lew i zwierzęta2" /> {{c|XI. {{kapitaliki|Lew i Zwierzęta}}.}} <poem>{{kapitaliki|Gdy}} się wszystkie zwierzęta u lwa znajdowały, Był dyskurs: jaki przymiot w zwierzu doskonały? Słoń roztropność zachwalał, żubr mienił powagę, Wielbłądy wstrzemięźliwość, lamparty odwagę; Niedźwiedź moc znamienitą, koń ozdobną postać; Wilk staranie przemyślne, jak zdobyczy dostać; Sarna kształtną subtelność, jeleń piękne rogi, Ryś odzienie wytworne, zając rącze nogi, Pies wierność, liszka umysł w fortele obfity, Baran łagodność, osieł żywot pracowity. Rzekł lew, gdy się go wszyscy o zdanie pytali: Według mnie, ten najlepszy, co się najmniej chwali.</poem><section end="lew i zwierzęta2" /> <section begin="trzcina i chmiel" /> {{c|XII. {{kapitaliki|Trzcina i Chmiel}}.}} <poem>{{kapitaliki|Chmiel}} się wił koło trzciny, miał jej dopomagać. Wspierał ją; ale kiedy zbyt się zaczął wzmagać, Rzekła trzcina, daj pokój, już ja mocno stoję, Już i bez twego wsparcia wiatrów się nie boję. Mylisz się, chmiel jéj rzecze, przyjdą wiatry gorsze. Więc gdy coraz gałązki rozpościerał sporsze, Przyszło wreszcie do tego: wiatr trzcinę ocalił, A chmiel, co miał podeprzeć, złamał i obalił.</poem><section end="trzcina i chmiel" /> <section begin="Owieczka i pasterz" /> {{c|XIII. {{kapitaliki|Owieczka i Pasterz}}.}} <poem>{{kapitaliki|Strzygąc}} pasterz owieczkę, nad tém się rozwodził, Jak wiele prac ponosi, żeby jéj dogodził. Że milczała, niewdzięczna! żwawie ją ofuknie. Więc rzekła: Bóg ci zapłać... a z czego te suknie?</poem><section end="Owieczka i pasterz" /> <section begin="Szkatuła ze złotem" /> {{c|XIV. {{kapitaliki|Szkatuła ze złotem, wór z kaszą}}.}} <poem>{{kapitaliki|Szkatuła}} pełna złota śmiała się raz z wora; Tegoż właśnie złodzieje do skarbu wieczora Wkradli się, zamek zdarli, zawiasy odkuli. I żeby złota dostać, szkatułę popsuli. Widząc wór, który z kaszą odpoczywał w oknie, Że w kawałki rozbita na podwórzu moknie, Rzekł do niéj: jam ocalał, mając tylko kaszę. Nie trzeba się wynosić z tego, co nie nasze.</poem><section end="Szkatuła ze złotem" /> |style="vertical-align:top;"|<section begin="Małżeństwo" /> {{c|XV. {{kapitaliki|Małżeństwo}}.}} <poem>{{kapitaliki|Chwałaż}} Bogu! widziałem małżeństwo nie modne, Stadło wielce szczęśliwe, uprzejme i zgodne: Stateczna była miłość z podziwieniem wielu. To szkoda, że mąż umarł w tydzień po weselu!</poem><section end="Małżeństwo" /> <section begin="Łakomy i zazdrosny" /> {{c|XVI. {{kapitaliki|Łakomy i Zazdrośny}}.}} <poem>{{kapitaliki|Porzuciwszy}} ojczyznę i żony i dzieci, Szedł łakomy z zazdrośnym, Jowisz z nimi trzeci. Gdy kończyli wędrówkę, bożek im powiedział: Jestem Jowisz: i żeby każdy o tém wiedział, Proście, o co chcecie: zadosyć uczynię Pierwszemu, a drugiemu w dwójnasób przyczynię. Nie chce być piérwszym skąpy, i stanął jak wryty, Nie chce mówić zazdrośny równie nieużyty. Nakoniec kiedy przeprzeć łakomcę nie może, Wyłup mi jedno oko, rzecze, wielki boże! Stało się. I co mieli zyskać w takiéj dobie, Stracił jedno zazdrośny, a łakomy obie.</poem><section end="Łakomy i zazdrosny" /> <section begin="Dwa psy" /> {{c|XVII. {{kapitaliki|Dwa psy}}.}} <poem>{{kapitaliki|Dlaczego}} ty śpisz w izbie, ja marznę na mrozie? Mówił mopsu tłustemu kurta na powrozie. Dlaczego! ja ci zaraz ten sekret wyjawię, Odpowiedział mops kurcie: ty służysz, ja bawię.</poem><section end="Dwa psy" /> <section begin="Przyjaciele" /> {{c|XVIII. {{kapitaliki|Przyjaciele}}.}} <poem>{{kapitaliki|Uciekam}} się, rzekł Damon, Aryście do ciebie, Ratuj mnie, przyjacielu, w ostatniéj potrzebie: Kocham piękną Irenę. Rodzice i ona Jeszcze na moje prośby nie jest nakłoniona. Aryst na to: wiész dobrze, wybrany z śród wielu, Jak tobie z duszy sprzyjam, miły przyjacielu. Pójdę do nich za tobą; jakoż się nie lenił, Poszedł, poznał Irenę, i sam się ożenił.</poem><section end="Przyjaciele" /> <section begin="Gospodarz i drzewa" /> {{c|XIX. {{kapitaliki|Gospodarz i drzewa}}.}} <poem>{{kapitaliki|Gospodarz}} o ozdobie myśląc i wygodzie, Zbyt obcinał gałęzie drzew w swoim ogrodzie. Przyszła jesień, daremnie na wiosnę pracował, I szpaleru nie zrobił, i drzewa popsował.</poem><section end="Gospodarz i drzewa" /> <section begin="Filozof i orator" /> {{c|XX. {{kapitaliki|Filozof i Orator}}.}} <poem>{{kapitaliki|Filozof}} dysputował o prym z oratorem. Gdy się długo męczyli mniej potrzebnym sporem, Nadszedł chłop. Niech nas sądzi, rzekli razem oba; Co ci się, rzekł Filozof, bardziej upodoba, Czy ten, który rzecz nową stwarza i wymyśla, Czy ten, co wymyśloną kształci i okryśla? My się na tém, chłop rzecze, prostacy nie znamy, Wolałbym jednak obraz, aniżeli ramy.</poem><section end="Filozof i orator" /> <section begin="Człowiek i zdrowie" /> {{c|XXI. {{kapitaliki|Człowiek i zdrowie}}.}} <poem>{{kapitaliki|W}} jednę drogę szli razem i człowiek i zdrowie. Na początku biegł człowiek; towarzysz mu powie: Nie śpiesz się, bo ustaniesz... Biegł jeszcze tym bardzi, Widząc zdrowie, że jego towarzystwem gardzi, Szło za nim, ale z wolna. Przyszli na pół drogi: Aż człowiek, że z początku nadwerężył nogi, Zelżył kroku na środku. Za jego rozkazem Przybliżyło się zdrowie, i odtąd szli razem.</poem><br><section end="Człowiek i zdrowie" /> |}<noinclude> <references/></noinclude> 2s2u3gad7nn83zbup6igcrwvbhm249f Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/22 100 53739 3709524 2447901 2024-11-19T20:25:35Z PG 3367 /* Skorygowana */ 3709524 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{Numeracja stron||BAJKI I PRZYPOWIEŚCI.|5}}</noinclude>{|class="wikitable" |style="vertical-align:top;"|<section begin="Człowiek i zdrowie" /> <poem>Coraz człowiek ustawał, a że się zadysza, Prowadź mię, iść nie mogę, rzekł do towarzysza. Było mnie zrazu słuchać, natenczas mu rzekło; Chciał człowiek odpowiedzieć... lecz zdrowie uciekło.</poem><section end="Człowiek i zdrowie" /> <section begin="Konie i furman" /> {{c|XXII. {{kapitaliki|Konie i Furman}}.}} <poem>{{kapitaliki|Koniom}}, co szły przy dyszlu, powtarzał woźnica: Nie dajcie się wyprzedzić tym, co są u lica. Goniły się pod wieczór, zacząwszy od rana. Wtem jeden z przechodzących, rzecze do furmana. Cóż ci ztąd, że cię słucha głupich bydląt rzesza? A furman: konie głupie, ale wóz pośpiesza.</poem><section end="Konie i furman" /> <section begin="Słowik i szczygieł1" /> {{c|XXIII. {{kapitaliki|Słowik i Szczygieł}}.}} <poem>{{kapitaliki|O}} prym, kto lepiej śpiewa, szedł szczygieł z słowikiem; Stanęli więc obadwa przed sędzią czyżykiem. Wygrał szczygieł: zadziwił wszystkich dekret taki. Zleciały się natychmiast do słowika ptaki: Żałujem cię, żeś przegrał, czyżyk sędzia zbłądził. A ja tego, rzekł słowik, który mnie osądził.</poem><section end="Słowik i szczygieł1" /> <section begin="Komar i mucha" /> {{c|XXIV. {{kapitaliki|Komar i Mucha}}.}} <poem>{{kapitaliki|Mamy}} latać, latajmyż nie górnie, nie nisko. Komar muchy tonącej mając widowisko, Że nie wyżej leciała, nad nią się użalił: Gdy to mówił, wpadł w świecę, i w ogniu się spalił.</poem><section end="Komar i mucha" /> {{---}} {{c|CZĘŚĆ TRZECIA.|w=120%}} {{---}} <section begin="Słoń i pszczoła" /> {{c|I. {{kapitaliki|Słoń i Pszczoła}}.}} <poem>{{kapitaliki|Niechaj}} się nigdy słaby na mocnych nie dąsa. Zaufana tem pszczoła, że dotkliwie kąsa, Widząc, iż słoń ogromny na łące się pasie, A na nią nie uważa, choć przybliżyła się, Chciała go za to skarać. Gdy kąsać poczęła: Cóż się stało? Słoń nie czuł, a pszczoła zginęła.</poem><section end="Słoń i pszczoła" /> <section begin="Lis i osieł" /> {{c|II. {{kapitaliki|Lis i Osieł}}.}} <poem>{{kapitaliki|Lis}} stary, wielki oszust, sławny swem rzemiosłem, Że nie miał przyjaciela, narzekał przed osłem. Sameś sobie w tem winien, rzekł mu osieł na to, Jakąś sobie zgotował, obchodź się zapłatą. Głupi ten, co wniść w przyjaźń z łotrem się ośmiela: Umiej być przyjacielem, znajdziesz przyjaciela.</poem><section end="Lis i osieł" /> <section begin="Oracze i Jowisz" /> {{c|III. {{kapitaliki|Oracze i Jowisz}}.}} <poem>{{kapitaliki|Posiał}} jeden na górze, a drugi na dole. Rzekł pierwszy, pragnę deszczu; drugi: suszą wolę. Kiedy się więc z prośbami poczęli rozwodzić, Jowisz chcąc obu żądzy obficie dogodzić, Ustawicznie niziny suszył, góry moczył. Przyszło zbierać, aż każdy poznał, że wykroczył: Bo zboże traktowane w kontr swojej naturze, Spaliło się w nizinie, wymokło na górze.</poem><section end="Oracze i Jowisz" /> <section begin="Dziecię i ojciec" /> {{c|IV. {{kapitaliki|Dziecię i Ojciec}}.}} <poem>{{kapitaliki|Bił}} ojciec rózgą dziecie, że się nie uczyło; Gdy odszedł, dziecie rózgę ze złości spaliło. Wkrótce znowu Jaś krnąbrny na plagi zarobił, Ojciec rózgi nie znalazł, i kijem go obił.</poem><section end="Dziecię i ojciec" /> |style="vertical-align:top;"|<section begin="Diament i kryształ" /> {{c|V. {{kapitaliki|Dyament i Kryształ}}.}} <poem>{{kapitaliki|Darmo}} tem być, do czego kto się nie urodził. Kryształ brylantowany wielu oczy zwodził; Gdy się więc nad rubiny i szmaragdy drożył, Ktoś prawdziwy dyament z nim obok położył. Zgasł kryształ; a co niegdyś jaśniał u obrączki, Ledwo go potém złotnik chciał zażyć do sprzączki.</poem><section end="Diament i kryształ" /> <section begin="Dewotka" /> {{c|VI. {{kapitaliki|Dewotka}}.}} <poem>{{kapitaliki|Dewotce}} służebnica w czemsiś przewiniła, Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła; Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny, Mówiąc właśnie te słowa: « i odpuść nam winy, Jako my odpuszczamy », biła bez litości. Uchowaj, Panie Boże! takiej pobożności.</poem><section end="Dewotka" /> <section begin="Bogacz i żebrak" /> {{c|VII. {{kapitaliki|Bogacz i Żebrak}}.}} <poem>{{kapitaliki|Żebrak}} panu tłustemu gdy się przypatrował, Płakał; tegoż wieczora tłusty zachorował: Pękł z sadła. Dziedzic po nim gdy jałmużny sypie, Śmiał się żebrak nazajutrz, i upił na stypie.</poem><section end="Bogacz i żebrak" /> <section begin="Księgi" /> {{c|VIII. {{kapitaliki|Xięgi}}.}} <poem>{{kapitaliki|W}} pewnej bibliotece, gdzie była nie pomnę, Powadziły się xięgi; aże niezbyt skromne, Łajały się do woli różnemi języki. Wchodzi bibliotekarz, pyta się kroniki: Dlaczego takie wrzaski? dla tego się swarzem, Iżeś mnie śmiał położyć obok z kalendarzem. Wszystko się tu porządnie, rzekł jej, posadziło: On zmyśla to, co będzie; ty zmyślasz, co było.</poem><section end="Księgi" /> <section begin="Hipokryt" /> {{c|IX. {{kapitaliki|Hypokryt}}.}} <poem>{{kapitaliki|Mniej}} szkodzi impet jawny, niźli złość ukryta. Ukąsił idącego brytan hypokryta. Rzekł nabożniś: psa obić, nie bardzo się godzi, Zemścijmy się inaczej, lepiej to zaszkodzi. Jakoż widząc, że ludzie za nim nadchodzili, Krzyknął na psa, że wściekły, w punkcie go zabili.</poem><section end="Hipokryt" /> <section begin="Dąb i małe drzewka" /> {{c|X. {{kapitaliki|Dąb i małe Drzewka}}.}} <poem>{{kapitaliki|Od}} wieków trwał na puszczy dąb jeden wyniosły, W cieniu jego gałęzi małe drzewka rosły. Aże w swojej postaci był nader wspaniały, Że go dorość nie mogły, wszystkie się gniewały. Przyszedł czas i na dęba spełnić srogie losy; Słysząc, że mu fatalne zadawano ciosy, Cieszyły się niewdzięczne; wtem upadł dąb stary, Połamał małe drzewka swojemi konary.</poem><section end="Dąb i małe drzewka" /> <section begin="Wilk i owce1" /> {{c|XI. {{kapitaliki|Wilk i Owce}}.}} <poem>{{kapitaliki|Choć}} przykro, trzeba cierpieć, choć boli, wybaczyć, Skoro tylko kto umie rzecz dobrze tłumaczyć. {{tab}}Wszedł wilk w traktat z owcami: o co? o ich skórę, Szło o rzecz. Widząc owce dobrą konjunkturę, Tak go dobrze ujęły, tak go opisały, Iż się już odtąd więcej o siebie nie bały. W kilka dni, ten, co owczej skóry zawżdy pragnie, Widocznie, wśród południa, zjadł na polu jagnie. Owce w krzyk,.....a wilk na to: pocóż narzekacie? Wszak nie masz o jagniętach i wzmianki w traktacie. Udusił potem owcę: krzyk na wilka znowu; Wilk rzecze: ona sama przyszła do połowu.</poem><br><section end="Wilk i owce1" /> |}<noinclude> <references/></noinclude> pc51271u90mbpsb2iy9xhztmeugduci Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/23 100 55354 3709550 3127890 2024-11-19T20:35:49Z PG 3367 to też nie jest błąd, taka pisownie jest stosowana konsekwentnie w tym wydaniu 3709550 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Kwamikagami" />{{Numeracja stron|6|DZIEŁA KRASICKIEGO.}}</noinclude>{|class="wikitable" |style="vertical-align:top;"|<section begin="Wilk i owce1" /><poem> Niezabawem krzyk znowu i skargi na wilka, Wprzód jednę, teraz razem zabił owiec kilka. Drudzy rwali, wilk rzecze, jam tylko pomagał. I tak, kiedy się coraz większy hałas wzmagał, Czyli szedł wstępnym bojem, czy się cicho skradał, Zawżdy się wytłumaczył.... a owce pozjadał. </poem><br><section end="Wilk i owce1" /> <section begin="Kartownik" /> {{c|XII. {{kapitaliki|Kartownik}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Zgrał}} się szuler w chapankę, a siedząc przy stole, Zdarł panfila z kinalem, spalił pancerolę. Uspokoiwszy zatem rozjuszone żądze, Zebrawszy w małej reszcie ostatnie pieniądze, Zaczął kartom złorzeczyć, słuchaczom probować, Jak wiele mogą w kunszcie przemierzłym szkodować; Jak gubi młodych, starych, pożądliwość taka. Skończył..... wziął karty w ręce, i zaczął tryszaka. </poem><br><section end="Kartownik" /> <section begin="Potok i rzeka2" /> {{c|XIII. {{kapitaliki|Potok i Rzeka}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Potok}} szybko bieżący po pięknej dolinie, Wymawiał wielkiej rzece, że pomału płynie. Rzekła rzeka: nim zejdą porankowe zorza, Ty prędko, ja pomału wpadniemy do {{Korekta|morza,|morza.}}</poem><br><section end="Potok i rzeka2" /> <section begin="Lis i wilk" /> {{c|XIV. {{kapitaliki|Lis i Wilk}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Wpadł}} lis w jamę, wilk nadszedł, a widząc w złym stanie, Oświadczył mu żal szczery i politowanie. Nie żałuj, lis zawołał, chciej lepiej ratować, Zgrzeszyłeś, bracie lisie, trzeba pokutować. I nagroda i kara zarówno się mierzy; Kto nikomu nie wierzył, nikt temu nie wierzy. </poem><br><section end="Lis i wilk" /> <section begin="Wino i woda" /> {{c|XV. {{kapitaliki|Wino i Woda}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Przymawiało}} jednego czasu wino wodzie: Ja panom, a ty chłopom, jesteś ku wygodzie. Nie piłoby cię państwo, rzecze woda skromnie, Gdyby nie chłop dał na cię, co chodzi pić do mnie. </poem><br><section end="Wino i woda" /> <section begin="Pan i pies" /> {{c|XVI. {{kapitaliki|Pan i Pies}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Pies}} szczekał na złodzieja, całą noc się trudził, Obili go nazajutrz, że pana obudził. Spał smaczno drugiej nocy, złodzieja nie czekał; Ten dom skradł; psa obili za to, że nie szczekał. </poem><br><section end="Pan i pies" /> <section begin="Wół minister" /> {{c|XVII. {{kapitaliki|Wół Minister}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Kiedy}} wół był ministrem i rządził rozsądnie, Szły prawda rzeczy zwolna, ale szły porządnie. Jednostajność nakoniec monarchę znudziła, Dał miejsce wołu, małpie, lew, bo go bawiła. Dwór był kontent, kontenci poddani z początku; Ustała wkrótce radość; nie było porządku. Pan się śmiał, śmiał minister, płakał lud ubogi. Kiedy więc coraz większe nastawały trwogi, Zrzucono z miejsca małpę; żeby złemu radził, Wzięto lisa: ten pana i poddanych zdradził. Nie osiedział się zdrajca, i ten, który bawił: Znowu wół był ministrem i wszystko naprawił. </poem><br><section end="Wół minister" /> <section begin="Lew pokorny" /> {{c|XVIII. {{kapitaliki|Lew pokorny}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Zle}} zmyślać, zle i prawdę mówić w pańskim dworze. Lew chcąc wszystkich przeświadczyć o swojej pokorze, Kazał się jawnie ganić. Rzekł lis: jesteś winny, Boś zbyt dobry, zbyt łaskaw, zbytnie dobroczynny. Owca widząc, że kontent, gdy liszka ganiła, Rzekła: okrutnyś, żarłok, tyran,..... już nie żyła. </poem><br><section end="Lew pokorny" /> |style="vertical-align:top;"|<section begin="Mądry i głupi1" /> {{c|XIX. {{kapitaliki|Mądry i Głupi}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Nie}} nowina, że głupi mądrego przegadał; Kontent więc, iż uczony nic nie odpowiadał, Tym bardziéj jeszcze krzyczeć przeraźliwie począł; Nakoniec zmordowany gdy sobie odpoczął, Rzekł mądry, żeby nie był w odpowiedzi dłużny: Wiesz, dla czego dzwon głośny? bo wewnątrz jest {{Korekta|próżny|próżny.}} </poem><br><section end="Mądry i głupi1" /> <section begin="Orzeł i sowa" /> {{c|XX. {{kapitaliki|Orzeł i Sowa}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Na}} jednem drzewie orzeł gdy z sową nocował, Że tylko w nocy widzi bardzo jej żałował. Dziękowała mu sowa za politowanie. Wtem, uprzedzając jeszcze zorza i świtanie, Wkradł się strzelec pod drzewo, sowa to postrzegła, I do orła natychmiast z przestrogą pobiegła. Uszli śmierci; a wtenczas rzekł orzeł do sowy: Gdybyś nie była ślepą, nie byłbym ja zdrowy. </poem><br><section end="Orzeł i sowa" /> <section begin="Kałamarz i pióro" /> {{c|XXI. {{kapitaliki|Kałamarz i Pióro}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Powadził}} się kałamarz na stoliku z piórem, Kto świeżo napisanej xięgi był autorem. Nadszedł ten, co ją pisał, rozśmiał się z bajarzów. Wieleż takich na świecie piór i kałamarzów! </poem><br><section end="Kałamarz i pióro" /> <section begin="Groch przy drodze" /> {{c|XXII. {{kapitaliki|Groch przy Drodze}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Oszukany}} gospodarz turbował się srodze: Zjedli mu przechodzący groch zeszły przy drodze. Chcąc wetować, i pewnym cieszyć się profitem, Drugiego roku, wszystek groch posiał za żytem. Przyszło zbierać; gdy mniemał mieć korzyść obfitą, Znalazł i groch zjedzony i stłuczone żyto. {{tab}}Niech się miary trzymają i starzy i młodzi: I ostróżność zbyteczna częstokroć zaszkodzi. </poem><br><section end="Groch przy drodze" /> <section begin="Słowik i szczygieł2" /> {{c|XXIII. {{kapitaliki|Słowik i Szczygieł}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Rzekł}} szczygieł do słowika, który cicho siedział: Szkoda, że krótko śpiewasz. Słowik odpowiedział: Co mi dała natura; wypełniam to wiernie. Lepiéj krótko, a dobrze, niż długo, a miernie. </poem><br><section end="Słowik i szczygieł2" /> <section begin="Wół i mrówki" /> {{c|XXIV. {{kapitaliki|Wół i Mrówki}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Wół}} się śmiał, widząc mrówki w małej pracy skrzętne; Wtem usłyszał od jednej te słowa pamiętne: Z umysłu pracujących szacunek roboty, Ty pracujesz, bo musisz; my mrówki z {{Korekta|ochoty,|ochoty.}} </poem><br><section end="Wół i mrówki" /> <section begin="Tulipan i fijołek" /> {{c|XXV. {{kapitaliki|Tulipan i Fijołek}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Tulipan}} okazały patrzał na to krzywo, Że fijołek w przyjaźni zostawał z pokrzywą. Nadszedł pan do ogrodu tegoż właśnie rana; Widząc, że pięknie zeszedł, urwał tulipana. A gdy się do bukietu i fijołek zdarzył, Chciał go zerwać, ale się pokrzywą oparzył. Patrzał na to tulipan, mądry po niewczasie, I poznał, że przyjaciel, choć nierówny: zda się. </poem><br><section end="Tulipan i fijołek" /> <section begin="Furman i motyl" /> {{c|XXVI. {{kapitaliki|Furman i Motyl}}.}} <br><poem> {{kapitaliki|Ugrzązł}} wóz, ani ruszyć już się nie mógł w błocie; Ustał furman, ustały i konie w robocie. Motyl, który na wozie siedział wtenczas prawie, Sądząc, że był ciężarem w takowej przeprawie, Pomyślił sobie: litość nie jest złym nałogiem. Zleciał, i rzekł do chłopa: jedźże z Panem Bogiem. </poem><br><section end="Furman i motyl" /> {{---}}<br><br> |}<noinclude> <references/></noinclude> och3sjee2vtv30gegle9cb8ulr2i8k9 Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/24 100 55767 3709560 2447904 2024-11-19T20:45:54Z PG 3367 /* Skorygowana */ format., lit. 3709560 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{Numeracja stron||BAJKI I PRZYPOWIEŚCI.|7}}</noinclude>{|class="wikitable" |style="vertical-align:top;"|{{c|CZĘŚĆ CZWARTA.|w=120%}} {{---}} <section begin="Pszczoły i mrówki" /> {{c|I. {{kapitaliki|Pszczoły i Mrówki}}.}} <poem>{{kapitaliki|W sąsiedztwie}} blizkiem były dwie rzeczpospolite, Pszczoły w ulach, w mrowisku mrówki pracowite. A że przyjaźń sąsiedzka dumy nie umniejsza, Częste były dysputy: która z nich rządniejsza? Przyszły czasy jesienne, aż na pszczoły strachy; Poderżnął skrzętny bartnik wykształcone gmachy, Powypędzał mieszkańców, wyprzątnął śpiżarnie. Poznały wtenczas pszczoły, że zbierały marnie. A mrówki, widząc smutne ich zbiorów ostatki, Rzekły: lepsza jest mierność, niż zbytnie dostatki.</poem><section end="Pszczoły i mrówki" /> <section begin="Daremna praca" /> {{c|II. {{kapitaliki|Daremna Praca}}.}} <poem>{{kapitaliki|Nie}} chcąc się Jędrzej uczyć, zmazał abecadło, Widząc się szpetnym, potłukł w kawałki zwierciadło: Słysząc się złym, chciał stłumić wieść przemysły swemi: Nie mógł się zrobić głuchym, a drugich niememi.</poem><section end="Daremna praca" /> <section begin="Jagnię i wilcy" /> {{c|III. {{kapitaliki|Jagnie i Wilki}}.}} <poem>{{kapitaliki|Zawżdy}} znajdzie przyczynę, kto zdobyczy pragnie: Dwa wilki jedno w lesie nadybały jagnie. Już go miały rozerwać; rzekło: jakiem prawem? Smaczneś, słabeś, i w lesie..... zjadły niezabawem.</poem><section end="Jagnię i wilcy" /> <section begin="Żółw i mysz" /> {{c|IV. {{kapitaliki|Żółw i Mysz}}.}} <poem>{{kapitaliki|Że}} zamknięty w skorupie niewygodnie siedział, Żałowała mysz żółwia: żółw jej odpowiedział: Miej ty sobie pałace, ja mój domek ciasny. Prawda, nie jest wspaniały: szczupły, ale własny.</poem><section end="Żółw i mysz" /> <section begin="Doktor i zdrowie" /> {{c|V. {{kapitaliki|Doktor i zdrowie}}.}} <poem>{{kapitaliki|Rzecz}} ciekawą, lecz trudną do wierzenia powiem. Jednego razu doktor potkał się ze zdrowiem, On do miasta, a zdrowie z miasta wychodziło: Przeląkł się, gdy je postrzegł: lecz że blizko było, Spytał go, dlaczegożto tak śpiesznie uchodzisz? Gdzie idziesz? Zdrowie rzekło: tam, gdzie ty nie chodzisz.</poem><section end="Doktor i zdrowie" /> <section begin="Fijołek i trawa" /> {{c|VI. {{kapitaliki|Fijołek i Trawa}}.}} <poem>{{kapitaliki|W}} cieniu drzew rozłożystych na pięknej murawie, Zeszedł razu jednego fijołek przy trawie. Ta się bujno wzmagała, on przejęty strachem, Krył się, jak mógł; nakoniec wydany zapachem, Gdy się z zguby sąsiada zazdrośny weseli, Kosarze, i fijołki i trawę podcięli.</poem><section end="Fijołek i trawa" /> <section begin="Wilk pokutujący" /> {{c|VII. {{kapitaliki|Wilk pokutujący}}.}} <poem>{{kapitaliki|Wzięły}} wilka skrupuły. Wiódł łotrowskie życie, Więc ażeby pokutę zaczął należycie, Zrzekł się mięsa. Jarzyną żyjąc przez dni kilka, Znalazł na polowaniu znajomego wilka; Trzeba pomódz bliźniemu: za pracę usłużną, Zjadł kawał mięsa; gardzić nie można jałmużną. Spotkał jagnie nazajutrz samopas idący, Chciał upomnieć, nastraszyć, zabił je niechcący. Nazajutrz widząc ciele, że z krową nie chodzi, Zabił je: takich grzechów cierpieć się nie godzi. Nazajutrz gdy się pasły z krowami pospołu, Niech się dłużej nie męczy, zjadł starego wołu.</poem><br><section end="Wilk pokutujący" /> |style="vertical-align:top;"|<section begin="Wilk pokutujący" /><poem>I tak cierpiąc przykładne z dóbr świata wyzucie, Chudy, gdy był grzesznikiem, utył na pokucie.</poem><section end="Wilk pokutujący" /> <section begin="Paw i orzeł" /> {{c|VIII. {{kapitaliki|Paw i Orzeł}}.}} <poem>{{kapitaliki|Paw}} się dął, śklniące pióra gdy wspaniale toczył. Orzeł górnie bujając, gdy go w locie zoczył, Rozśmiał się i przeleciał. Wrzasnął paw; w śmiech ptacy. Nie znają się, powtarzał, na rzeczach prostacy. Znają się, rzekł mu orzeł, wdzięk, cenić umieją, Ale gardzą przysadą, i z dumnych się śmieją.</poem><section end="Paw i orzeł" /> <section begin="Chleb i szabla" /> {{c|IX. {{kapitaliki|Chleb i Szabla}}.}} <poem>{{kapitaliki|Chleb}} przy szabli gdy leżał, oręż mu powiedział: Szanowałbyś mnie bardziej, gdybyś o tem wiedział, Jak ja na to pracuję, i w wieczór i rano, Żeby twoich bezpiecznie darów używano. Wiem ja, chleb odpowiedział, jakim służysz kształtem, Jeźli mnie często bronisz, częściej bierzesz gwałtem.</poem><section end="Chleb i szabla" /> <section begin="Podróżny" /> {{c|X. {{kapitaliki|Podróżny}}.}} <poem>{{kapitaliki|Gniewał}} się wędrujący i przeklinał bogi; Że mu deszcz ustawiczny przeszkadzał do drogi. Tymczasem z boku czuwał nań rozbojnik chciwy, Puścił strzałę, ale że przemokły cięciwy, Padła bez żadnej mocy. Zrazu przestraszony, Kiedy poznał, że deszczem został ocalony, Przestał bogi przeklinać, nie złorzeczył słocie. Często, co złe z pozoru, dobre jest w istocie.</poem><section end="Podróżny" /> <section begin="Król i pisarze" /> {{c|XI. {{kapitaliki|Król i Pisarze}}.}} <poem>{{kapitaliki|Król}} jeden, pełen myśli i projektów dumnych, Kazał spisać szczęśliwych rejestr i rozumnych. Ten, co pisał szczęśliwych, znalazł bardzo mało, Pisarzowi rozumnych papieru nie stało.</poem><section end="Król i pisarze" /> <section begin="Synogarlica" /> {{c|XII. {{kapitaliki|Sinogarlica}}.}} <poem>{{kapitaliki|Dobrze}} czyni, kto zawsze z dobrymi obcuje, I najlepszego miejsce nieprawe zepsuje. {{tab}}Smutną sinogarlicę, na zdradnej zasadzce, Złapał ptasznik przemyślny i osadził w klatce. Trzy dni w mieście siedziała, czwartego uciekła, A co niegdyś powtórnych związków się wyrzekła; Śmielsza w kroku i z przeszłej śmiejąc się ofiary, Za jednę utraconą znalazła dwie pary.</poem><section end="Synogarlica" /> <section begin="Chart i kotka" /> {{c|XIII. {{kapitaliki|Chart i Kotka}}.}} <poem>{{kapitaliki|Chart}} widząc kotkę, że mysz jadła na śniadanie, Wymawiał jej tak podły gust i polowanie. Rzekła kotka, wymówką wcale niezmięszana: Wolę ja mysz dla siebie, niż sarnę dla pana.</poem><section end="Chart i kotka" /> <section begin="Człowiek i wilk" /> {{c|XIV. {{kapitaliki|Człowiek i Wilk}}.}} <poem>{{kapitaliki|Szedł}} podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę: Znaj z odzieży, rzekł człowiek, co jestem, co mogę. Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury: Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry.</poem><section end="Człowiek i wilk" /> <section begin="satyryk i panegirysta" /> {{c|XV. {{kapitaliki|Prawda, Satyryk i Panegirysta}}.}} <poem>{{kapitaliki|Rzadko}} kłamca z swojego rzemiosła korzysta. Zeszli Prawdę, Satyryk i Panegirysta: Chcieli od niej nagrody za podjętą pracę: Jakeście zasłużyli, rzekła, tak zapłacę. Wtem radośni od prawdy wzięli w podarunku, Każdy pełne naczynie przyprawnego trunku.</poem><br><section end="satyryk i panegirysta" /> |}<noinclude> <references/></noinclude> 8l6kerwkkuyhzk1rntmk1qaxg1vhudz Strona:Śpiewnik kościelny czyli pieśni nabożne z melodyjami w kościele katolickim używane (Mioduszewski).djvu/0174 100 189920 3709654 1429258 2024-11-19T23:27:21Z Rosewood 2020 nuty 1 3709654 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Ashaio" /></noinclude><section begin="Pieśń 15-tytuł" /> <center> <font size=3> {{Roz|PIEŚŃ}} XV. <br /> </font> ''O Miłości Boskiej.'' Na 40sto-godzinne Nabożeństwo. <br /> </center> <section end="Pieśń 15-tytuł" /> <br /> {{Skan zawiera nuty}} <section begin="Pieśń 15-nuty" /> <score vorbis="1" midi="1"> \relative c { \clef tenor \key f \major \time 4/4 \autoBeamOff \stemDown a'4 bes c8 bes a4 \fermata | a4 bes c8 bes a4 \fermata | c4 d c bes | \break a4 bes8 [a] g2 | a4 bes c \stemUp f,8 [g] | a4 g f2 \fermata \bar "|." \break \stemDown c'4 d c8 [bes] a [bes] | c8. bes16 a4 g4 r4 | c4 d c8 [bes] a [bes]| \break c8. bes16 a4 g r4 | a4 a8 [g] a [bes] c4 | \stemUp g8. f16 g4 g r4 |\break \stemDown a4 a8 [g] a [bes] c4 | \stemUp g8. f16 g4 g r4 \bar "|." \relative { \stopStaff \hideNotes {a,4 bes c8 bes a4} } } \addlyrics { \small { Bo -- że ko -- cham cię! Bo -- że ko -- cham cię! Ca -- łem ser -- cem ko -- cham cię, Ca -- łem nie -- bem ko -- cham cię. Co jest na zie -- mi stwo -- rze -- nia, Od -- mie -- niam w_mi -- ło -- ści pie -- nia: Niech cię chwa -- lą, wy -- sła -- wia -- ją, A mnie do u -- szu wo -- ła -- ją: Boże kocham cię! }} </score> <section end="Pieśń 15-nuty" /> {{Skan zawiera nuty}} <section begin="Pieśń 15-tekst" /> <poem> Boże kocham cię! Boże kocham cię! ::Całem sercem kocham cię, ::Całem niebem kocham cię. Co jest na ziemi stworzenia, Odmieniam w miłości pienia: ::Niech cię chwalą, wysławiają, ::A mnie do uszu wołają: ::::''Boże kocham cię!<br /><br /></poem><section end="Pieśń 15-tekst" /><noinclude><references/></noinclude> s5xyetmf5npynrrghk8895kdvmbe151 Szablon:PAGES NOT PROOFREAD 10 292653 3709665 3709120 2024-11-20T06:56:36Z SodiumBot 37548 Unattended update of statistics templates 3709665 wikitext text/x-wiki 293725 ge06mgy2hcnii4g33yvv94lumcul1qs Szablon:ALL PAGES 10 292654 3709666 3709121 2024-11-20T06:56:46Z SodiumBot 37548 Unattended update of statistics templates 3709666 wikitext text/x-wiki 899249 4w2gjy9xwrxdkklee3rlwuupzvra70r Szablon:PR TEXTS 10 292655 3709667 3709122 2024-11-20T06:56:56Z SodiumBot 37548 Unattended update of statistics templates 3709667 wikitext text/x-wiki 249851 bbn8x26pwc86c8q7i4d30er1kmxcuas Szablon:ALL TEXTS 10 292656 3709668 3709123 2024-11-20T06:57:06Z SodiumBot 37548 Unattended update of statistics templates 3709668 wikitext text/x-wiki 252315 nmy4nnt3cuud8dx7c9q2sv3sup9dq6f Szablon:IndexPages/Dzieła Krasickiego (Ignacy Krasicki) 10 304639 3709370 3708058 2024-11-19T17:09:15Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709370 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>927</pc><q4>6</q4><q3>158</q3><q2>0</q2><q1>754</q1><q0>9</q0> 89koryq9b5x5maz4so2u22blku0xequ 3709577 3709370 2024-11-19T21:09:15Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709577 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>927</pc><q4>6</q4><q3>160</q3><q2>0</q2><q1>752</q1><q0>9</q0> k3wft80a7mu04a6vwk8at7mv1t3f65o Szablon:IndexPages/PL Gallus Anonymus - Kronika Marcina Galla.pdf 10 351309 3709581 3680184 2024-11-19T21:09:22Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709581 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>268</pc><q4>24</q4><q3>34</q3><q2>0</q2><q1>191</q1><q0>19</q0> r08eya5bribpe8ap8mgti2a4d5wmapj Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony 4 479637 3709423 3704924 2024-11-19T19:07:16Z Draco flavus 2058 2015 usunięty 3709423 wikitext text/x-wiki [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony/Indeksy dodane przed rokiem 2015|Indeksy dodane przed rokiem 2015]] {|width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu |tytuł=Opowiadania buddhyjskie |autor=Paul Dahlke |start=2016-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Alexandra Chodźki.djvu |tytuł=Poezye Alexandra Chodźki |autor=Aleksander Chodźko |start=2016-08-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan z Koszyczek - Rozmowy, które miał król Salomon mądry z Marchołtem.djvu |tytuł=Rozmowy, które miał król Salomon mądry z Marchołtem |autor=Jan z Koszyczek |start=2016-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kajetan Kraszewski -Tradycje kadeńskie.djvu |tytuł=Tradycje kadeńskie |autor=Kajetan Kraszewski |start=2016-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu |tytuł=W niewoli ziemi |autor=Juljan Krzewiński |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kumaniecki (red) - Zbiór najważniejszych dokumentów do powstania państwa polskiego.djvu |tytuł=Zbiór najważniejszych dokumentów do powstania państwa polskiego |autor=Kazimierz Władysław Kumaniecki |start=2016-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Łąpiński - Przewodnik po Ciechocinku.djvu |tytuł=Przewodnik po Ciechocinku, jego historja i zasoby lecznicze |autor=[[Autor:Stanisław Łąpiński|Jan Łąpiński (red.)]] |start=2016-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Miarka - Dzwonek świętej Jadwigi.pdf |tytuł=Dzwonek świętej Jadwigi |autor=Karol Miarka (ojciec) |start=2016-08-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Nakwaska - Powiesci dla dzieci.djvu |tytuł=Powiesci dla dzieci |autor=Karolina Nakwaska |start=2016-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mieczysław Sterling - Fra Angelico i jego epoka.djvu |tytuł=Fra Angelico i jego epoka |autor=Mieczysław Sterling |start=2016-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Arumugam książę indyjski.djvu |tytuł=Arumugam książę indyjski |autor=anonimowy |start=2016-08-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętniki lekarzy (1939).djvu |tytuł=Pamiętniki lekarzy |autor=zbiorowy |start=2016-05-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf |tytuł=Upominek |autor=zbiorowy |start=2016-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Richard von Krafft-Ebing - Zboczenia umysłowe na tle zaburzeń płciowych.djvu |tytuł=Zboczenia umysłowe na tle zaburzeń płciowych |autor=Richard von Krafft-Ebing |start=2016-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1.djvu |tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom I |autor=Michał Arct |start=2016-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 2.djvu |tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom II |autor=Michał Arct |start=2016-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 3.djvu |tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom III |autor=Michał Arct |start=2016-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ignacy Radliński - Apokryfy judaistyczno-chrześcijańskie.djvu |tytuł=Apokryfy judaistyczno-chrześcijańskie |autor=Ignacy Radliński |start=2016-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Święty Józef Oblubieniec Bogarodzicy |autor= |start=2016-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józefa Ungra Kalendarz illustrowany 1878.djvu |tytuł=Józefa Ungra Kalendarz illustrowany 1878 |autor=zbiorowy |start=2016-01-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Jellinek - Deklaracja praw człowieka i obywatela.pdf |tytuł=Deklaracja praw człowieka i obywatela |autor=Jerzy Jellinek |start=2016-04-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiewnik kościelny katolicki (T. Flasza, 1930).djvu |tytuł=Śpiewnik kościelny katolicki |autor=Tomasz Flasza |start=2016-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Michał Bałucki - Nowelle.djvu |tytuł=Nowelle |autor=Michał Bałucki |start=2016-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Szkarłatna róża.djvu |tytuł=Szkarłatna Róża Raju Boskiego |autor=Jerzy Bandrowski |start=2016-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu |tytuł=Sosenka z wydm |autor=Jerzy Bandrowski |start=2016-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu |tytuł=Pielgrzymi |autor=Jerzy Bandrowski |start=2016-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu |tytuł=Niezwalczone sztandary |autor=Jerzy Bandrowski |start=2016-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu |tytuł=Krwawa chmura |autor=Jerzy Bandrowski |start=2016-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Baranowski - O wzorach.pdf |tytuł=O wzorach służących do obliczenia liczby liczb pierwszych nie przekraczających danej granicy |autor=[[Autor:Antanas Baranauskas|Antoni Baranowski]] |start=2016-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Baranowski - O progresji transcendentalnej.pdf |tytuł=O progresji transcendentalnej oraz o skali i siłach umysłu ludzkiego |autor=[[Autor:Antanas Baranauskas|Antoni Baranowski]] |start=2016-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. W. Draper - Dzieje rozwoju umysłowego Europy 01.pdf |tytuł=Dzieje rozwoju umysłowego Europy. Tom I |autor=John William Draper |start=2016-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Filochowski - Czarci młyn.djvu |tytuł=Czarci młyn |autor=Wacław Filochowski |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu |tytuł=Przez kraj duchów i zwierząt |autor=Wacław Filochowski |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anatole France - Wyspa Pingwinów.djvu |tytuł=Wyspa Pingwinów |autor=Anatole France |start=2016-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór dzieł Klementyny z Tańskich Hofmanowej Tom I.djvu |tytuł=Wybór dzieł Klementyny z Tańskich Hofmanowej Tom I |autor=Klementyna Hoffmanowa |start=2016-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klementyna Hofmanowa - Pamiątka po dobrej matce.djvu |tytuł=Pamiątka po dobrej matce |autor=Klementyna Hoffmanowa |start=2016-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu |tytuł=Peer Gynt |autor=Henryk Ibsen |start=2016-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu |tytuł=Wybór dramatów |autor=Henryk Ibsen |start=2016-04-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zwierzyna - sposoby przyrządzania.djvu |tytuł=Zwierzyna - sposoby przyrządzania |autor=Elżbieta Kiewnarska |start=2016-08-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu |tytuł=Druga księga dżungli |autor=Rudyard Kipling |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętniki do panowania Augusta III i Stanisława Augusta.djvu |tytuł= Pamiętniki do panowania Augusta III. i Stanisława Augusta |autor=Jędrzej Kitowicz |start=2016-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paul de Kock - Poczciwy koleżka |tytuł=Poczciwy koleżka |autor=Paul de Kock |start=2016-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paul de Kock - Dom biały |tytuł=Dom biały |autor=Paul de Kock |start=2016-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu |tytuł=Ludzie i rzeczy |autor=Maria Konopnicka |start=2016-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący.djvu |tytuł=Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący |autor=Michał Dymitr Krajewski |start=2016-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu |tytuł=Sceny sejmowe |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2016-07-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Odczyty o cywilizacyi w Polsce.djvu |tytuł=Odczyty o cywilizacyi w Polsce |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2016-07-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Dwie komedyjki.djvu |tytuł=Dwie komedyjki |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2016-07-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu |tytuł=Kroniki lwowskie |autor=Jan Lam |start=2016-01-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Lam - Dziwne karyery.djvu |tytuł=Dziwne karyery |autor=Jan Lam |start=2016-01-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Lam - Głowy do pozłoty |tytuł=Głowy do pozłoty |autor=Jan Lam |start=2016-01-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu |tytuł=Skarb Watażki |autor=Władysław Łoziński |start=2016-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Pantera Południa.djvu |tytuł=Pantera Południa |autor=Karol May |start=2016-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Hadżi Halef Omar.djvu |tytuł=Hadżi Halef Omar |autor=Karol May |start=2016-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W krainie Taru.djvu |tytuł=W krainie Taru |autor=Karol May |start=2016-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antychryst.djvu |tytuł=Piotr i Aleksy, Antychryst |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2016-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu |tytuł=Dekabryści |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2016-01-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Zielona twarz.djvu |tytuł=Zielona twarz |autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]] |start=2016-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Golem.djvu |tytuł=Golem |autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]] |start=2016-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu |tytuł=Mirtala |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2016-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu |tytuł=Na skrzyżowaniu dróg |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2016-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca |tytuł=Niewolnicy Słońca |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2016-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu |tytuł=Płomienna północ |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2016-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu |tytuł=Pięć minut do północy |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2016-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Strona Guermantes część druga (Proust) |tytuł=Strona Guermantes część druga<br />Sodoma i Gomora część pierwsza |autor=Marcel Proust |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sodoma i Gomora część druga (Proust) |tytuł=Sodoma i Gomora część druga |autor=Marcel Proust |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Uwięziona (Proust) |tytuł=Uwięziona |autor=Marcel Proust |start=2016-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Przybyszewski - Polska i święta wojna.djvu |tytuł=Polska i święta wojna |autor=Stanisław Przybyszewski |start=2016-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Przybyszewski - Taniec miłości i śmierci.djvu |tytuł=Taniec miłości i śmierci |autor=Stanisław Przybyszewski |start=2016-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Przybyszewski - W godzinie cudu.djvu |tytuł=W godzinie cudu |autor=Stanisław Przybyszewski |start=2016-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Przybyszewski - Dzieci nędzy.djvu |tytuł=Dzieci nędzy |autor=Stanisław Przybyszewski |start=2016-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Przybyszewski - Adam Drzazga.djvu |tytuł=Adam Drzazga |autor=Stanisław Przybyszewski |start=2016-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu |tytuł=Król Husytów |autor=Wincenty Rapacki (ojciec) |start=2016-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Burza.pdf |tytuł=Burza |autor=William Shakespeare |start=2016-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski-W matni.djvu |tytuł=W matni |autor=Wacław Sieroszewski |start=2016-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu |tytuł=Na kresach lasów |autor=Wacław Sieroszewski |start=2016-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu |tytuł=Ol-Soni Kisań |autor=Wacław Sieroszewski |start=2016-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu |tytuł=Brzask |autor=Wacław Sieroszewski |start=2016-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu |tytuł=12 lat w kraju Jakutów |autor=Wacław Sieroszewski |start=2016-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M. Skłodowska-Curie - Promieniotwórczość.djvu |tytuł=Promieniotwórczość |autor=Maria Skłodowska-Curie |start=2016-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - W twardej służbie.djvu |tytuł=W twardej służbie |autor=Andrzej Strug |start=2016-02-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - Z powrotem.djvu |tytuł=Z powrotem |autor=Andrzej Strug |start=2016-02-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu |tytuł=Poezye studenta Tom IV |autor=Władysław Tarnowski |start=2016-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf |tytuł=Bez przewrotu |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Rozbitki.pdf |tytuł=Rozbitki |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 01.djvu |tytuł=Walka Północy z Południem tom I |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf |tytuł=Walka Północy z Południem tom II |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu |tytuł=Na około Księżyca |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu |tytuł=Podróż do środka Ziemi |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu |tytuł=Przygody na okręcie „Chancellor“ |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką.djvu |tytuł=Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu |tytuł=Piętnastoletni kapitan |autor=Juliusz Verne |start=2016-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu |tytuł=Soból i panna |autor=Józef Weyssenhoff |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maciej Wierzbiński - Nowelle.djvu |tytuł=Nowelle |autor=Maciej Wierzbiński |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Ignacy Witkiewicz - Leon Chwistek - Demon Intelektu.djvu |tytuł=Leon Chwistek - Demon Intelektu |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2016-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu |tytuł=Pestis perniciosissima |autor=Marian Zdziechowski |start=2016-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Żuławski - Ijola.djvu |tytuł=Ijola |autor=Jerzy Żuławski |start=2016-06-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Przez pustynię |tytuł=Przez pustynię |autor=Karol May |start=2016-09-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pro Arte r5z2.djvu |tytuł=Pro Arte. Rocznik 5 Zeszyt 2 |autor=zbiorowy |start=2016-09-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Marah Durimeh.djvu |tytuł=Marah Durimeh |autor=Karol May |start=2016-09-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu |tytuł=Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac |autor=Louis Gallet |start=2016-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu |tytuł=Chleb rzucony umarłym |autor=Bogdan Wojdowski |start=2016-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Andrzejewski - Miazga |tytuł=Miazga |autor=Jerzy Andrzejewski |start=2016-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Czycz - Ajol.djvu |tytuł=Ajol |autor=Stanisław Czycz |start=2016-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Wyka - Modernizm polski.djvu |tytuł=Modernizm polski |autor=Kazimierz Wyka |start=2016-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Sillan III.djvu |tytuł=Sillan III |autor=Karol May |start=2016-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oskar Flatt - Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym.djvu |tytuł=Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym |autor=Oskar Flatt |start=2016-09-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu |tytuł=Płomienna obręcz |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Przygody Tadzia.djvu |tytuł=Przygody Tadzia |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Rycerze przestworzy.djvu |tytuł=Rycerze przestworzy |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Szalona Jasia.djvu |tytuł=Szalona Jasia |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anna Zahorska - Trucizny.djvu |tytuł=Trucizny |autor=Anna Zahorska |start=2016-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu |tytuł=Scena przy strumieniu |autor=Lucjan Szenwald |start=2016-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jak wesolo spedzic czas.djvu |tytuł=Jak wesoło spędzic czas |autor=Konstanty Krumłowski |start=2016-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zegadłowicz - Głaz graniczny.djvu |tytuł=Głaz graniczny |autor=Emil Zegadłowicz |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zegadłowicz - Gody pasterskie w beskidzie.djvu |tytuł=Gody pasterskie w beskidzie |autor=Emil Zegadłowicz |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zegadłowicz - Z pod młyńskich kamieni.djvu |tytuł=Z pod młyńskich kamieni |autor=Emil Zegadłowicz |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - Portret.djvu |tytuł=Portret |autor=Andrzej Strug |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - Pieniądz T.2.djvu |tytuł=Pieniądz T.2 |autor=Andrzej Strug |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rocznik na rok zwyczajny 1871.pdf |tytuł=Rocznik na rok zwyczajny 1871 |autor= |start=2016-09-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu |tytuł=Gospoda pod Aniołem Stróżem |autor=Sophie de Ségur |start=2016-10-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu |tytuł=Promień zielony i dziesięć godzin polowania |autor=Juliusz Verne |start=2016-10-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu |tytuł=Klejnoty poezji staropolskiej |autor=Gustaw Bolesław Baumfeld |start=2016-10-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund De Amicis - Marokko.djvu |tytuł=Marokko |autor=Edmondo De Amicis |start=2016-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Mickiewicz - Emigracya Polska 1860—1890.djvu |tytuł=Emigracya Polska 1860—1890 |autor=Władysław Mickiewicz |start=2016-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=T. Hodi - Pan Ślepy-Paweł.pdf |tytuł=Pan Ślepy-Paweł |autor=Józef Tokarzewicz |start=2016-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Tokarzewicz - W dniach wojny i głodu.djvu |tytuł=W dniach wojny i głodu |autor=Józef Tokarzewicz |start=2016-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kodex Napoleona - Z przypisami - Xiąg trzy.djvu |autor=Napoleon Bonaparte |start=2016-11-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Tarnowski z Dzikowa.djvu |tytuł=Jan Tarnowski z Dzikowa |autor=zbiorowy |start=2016-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sofokles - Elektra.djvu |tytuł=Elektra |autor=Sofokles |start=2016-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sofokles - Król Edyp.djvu |tytuł=Król Edyp |autor=Sofokles |start=2016-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - Imperjalizm jako najnowszy etap.djvu |tytuł=Imperjalizm jako najnowszy etap w rozwoju kapitalizmu |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2016-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Goldman - Słownik Dux-Liliput.djvu |tytuł=Słownik „Dux-Liliput“ angielsko-polski |autor=Stanisław Goldman |start=2016-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Adolf Pawiński - Portugalia.djvu |tytuł=Portugalia |autor=Adolf Pawiński |start=2016-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sewer - Bratnie dusze.djvu |tytuł=Bratnie dusze |autor=[[Autor:Ignacy Maciejowski|Sewer]] |start=2016-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu |tytuł=Flirt z Melpomeną |autor=Tadeusz Boy-Żeleński |start=2016-11-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walter Scott - Rob-Roy.djvu |tytuł=Rob-Roy |autor=Walter Scott |start=2016-11-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kucharka litewska (1913).djvu |tytuł=Kucharka litewska |autor=Wincenta Zawadzka |start=2016-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1.djvu |tytuł=Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1 |autor=zbiorowy |start=2016-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu |tytuł=Ben-Hur |autor=Lewis Wallace |start=2016-12-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Bukowski - Władysław St. Reymont. Próba charakterystyki.djvu |tytuł=Władysław St. Reymont. Próba charakterystyki |autor=Kazimierz Bukowski |start=2016-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu |tytuł=Typy i obrazki krakowskie |autor=Michał Bałucki |start=2016-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu |tytuł=Ziemia w malignie |autor=Bruno Winawer |start=2016-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kopia rękopismów własnoręcznych Jana III.djvu |tytuł=Kopia rękopismów własnoręcznych Jana III. Króla Polskiego y Xięcia Stanisława Lubomirskiego |autor=[[Autor:Jan III Sobieski|Jan III Sobieski]],<br>[[Autor:Stanisław Lubomirski|Stanisław Lubomirski]] |start=2017-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Szenwald - Utwory poetyckie.djvu |tytuł=Utwory poetyckie |autor=Lucjan Szenwald |start=2017-01-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Czolowski. Wysoki zamek (1910).djvu |tytuł=Wysoki zamek |autor=Aleksander Czołowski |start=2017-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu |tytuł=Przechadzki po mieście cz. 3 |autor=Marceli Motty |start=2017-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu |tytuł=Przechadzki po mieście cz. 4 |autor=Marceli Motty |start=2017-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu |tytuł=Przechadzki po mieście cz. 5 |autor=Marceli Motty |start=2017-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jadwiga Marcinowska - Vox clamantis.djvu |tytuł=Vox clamantis |autor=Jadwiga Marcinowska |start=2017-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu |tytuł=W puszczach Afryki |autor=Juliusz Verne |start=2017-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblioteka Powieści w Zeszytach Nr Nr 10-11 |autor=Eugeniusz Małaczewski |start=2017-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anatole France - Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką.djvu |tytuł=Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką |autor=Anatole France |start=2017-01-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania T1.djvu |tytuł=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania tom I |autor=Józef Łukaszewicz |start=2016-12-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania T2.djvu |tytuł=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania tom II |autor=Józef Łukaszewicz |start=2016-12-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz literatury powszechnej tom I.djvu |tytuł=Obraz literatury powszechnej tom I |autor=Piotr Chmielowski |start=2017-01-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kuchnia koszerna 1904.djvu |tytuł=Kuchnia koszerna |autor=Rebekka Wolf |start=2017-01-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Doświadczone sekreta smażenia konfitur i soków.djvu |tytuł=Doświadczone sekreta smażenia konfitur i soków |autor=[[Autor:Florentyna Niewiarowska|Florentyna Niewiarowska]], [[Autor:Wanda Malecka|Wanda Malecka]] |start=2017-01-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sekreta różne |tytuł=Sekreta różne |autor=nieznany |start=2017-01-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kuchnia udzielna dla osób osłabionych w wieku podeszłym.djvu |tytuł=Kuchmistrz nowy |autor=Jan Szyttler |start=2017-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Roger Peyre-Historja Sztuki |tytuł=Historja Sztuki |autor=Roger Peyre |start=2017-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Brzozowski - Współczesna powieść polska.djvu |tytuł=Współczesna powieść polska |autor=Stanisław Brzozowski |start=2017-01-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kuchnia polska.djvu |tytuł=Kuchnia polska |autor=nieznany |start=2017-01-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Najnowsza kuchnia wytworna i gospodarska.djvu |tytuł=Najnowsza kuchnia |autor=Marta Norkowska |start=2017-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Potrawy z cielęciny.djvu |tytuł=Potrawy z cielęciny |autor=Elżbieta Kiewnarska |start=2017-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Potrawy z kasz i mąki.djvu |tytuł=Potrawy z kasz i mąki |autor=Elżbieta Kiewnarska |start=2017-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Potrawy z wołowiny.djvu |tytuł=Potrawy z wołowiny |autor=Elżbieta Kiewnarska |start=2017-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu |tytuł=Rok 1794. Nil desperandum |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-02-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu |tytuł=Rok 1794. Insurekcja |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-02-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiżarnia i zapasy zimowe.djvu |tytuł=Śpiżarnia i zapasy zimowe |autor=Marta Norkowska |start=2017-02-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Lipiński, Szlachta na Ukrainie (1909).djvu |tytuł=Szlachta na Ukrainie |autor=Wacław Lipiński |start=2017-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu |tytuł=Djament Radży |autor=Robert Louis Stevenson |start=2017-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu |tytuł=Przygody księcia Ottona |autor=Robert Louis Stevenson |start=2017-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu |tytuł=Księga dżungli |autor=Rudyard Kipling |start=2017-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oskar Peschel - Historja wielkich odkryć geograficznych.djvu |tytuł=Historja wielkich odkryć geograficznych |autor=Oscar Peschel |start=2017-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nikołaj Gogol - Portret.djvu |tytuł=Portret |autor=Nikołaj Gogol |start=2017-03-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Baka - Uwagi Rzeczy Ostatecznych Y Złosci Grzechowey.djvu |tytuł=Uwagi Rzeczy Ostatecznych Y Złosci Grzechowey |autor=Józef Baka |start=2017-03-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tyara i Korona (Teodor Jeske-Choiński) |tytuł=Tyara i Korona |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2017-03-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Teodorowicz - Stańczyk bez teki.djvu |tytuł=Stańczyk bez teki |autor=Józef Teodorowicz |start=2017-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Adam Mickiewicz - Dziady część III.djvu |tytuł=Dziady część III |autor=Adam Mickiewicz |start=2017-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Maurycy Kamiński - O prostytucji.djvu |tytuł=O prostytucji |autor=Jan Maurycy Kamiński |start=2017-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Piekarnia i cukiernia wytworna i gospodarska.djvu |tytuł=Piekarnia i cukiernia |autor=Marta Norkowska |start=2017-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu |tytuł=Zaklęty Dwór |autor=Walery Łoziński |start=2017-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Łoziński - Czarny Matwij.djvu |tytuł=Czarny Matwij |autor=Walery Łoziński |start=2017-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kwiaty.djvu |tytuł=Kwiaty |autor=Ignacy Komorowski |start=2017-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Łza.djvu |tytuł=Łza |autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Julian Korsak|Julian Korsak]] |start=2017-04-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Melodja (Moore).djvu |tytuł=Melodja |autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Antoni Edward Odyniec|Antoni Edward Odyniec]] |start=2017-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pieśń wschodnia.djvu |tytuł=Pieśń wschodnia |autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Aleksander Chodźko|Aleksander Chodźko]] |start=2017-04-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polonez (Chociaż to życie idzie po grudzie).djvu |tytuł=Polonez (Chociaż to życie idzie po grudzie) |autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Wincenty Pol|Wincenty Pol]] |start=2017-04-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Powiśle (śpiew).djvu |tytuł=Powiśle |autor=Ignacy Komorowski |start=2017-04-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiew Żniwiarki z kantaty Rok w Pieśni.djvu |tytuł=Śpiew Żniwiarki |autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Ludwik Kondratowicz|Władysław Syrokomla]] |start=2017-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lipinski W. Z dziejow Ukrainy (1912).djvu |tytuł=Z dziejów Ukrainy |autor=Wacław Lipiński |start=2017-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Tretiak - Bohdan Zaleski.djvu |tytuł=Bohdan Zaleski |autor=Józef Tretiak |start=2017-04-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu |tytuł=Za chińskim murem |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu |tytuł=Pod polską banderą |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szanchaj (Ossendowski) |tytuł=Szanchaj |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogrody północne, I.djvu |tytuł=Ogrody północne, Tom I |autor=Józef Strumiłło |start=2017-04-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogrody północne, II.djvu |tytuł=Ogrody północne, Tom II |autor=Józef Strumiłło |start=2017-04-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogrody północne, III.djvu |tytuł=Ogrody północne, Tom III |autor=Józef Strumiłło |start=2017-04-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szczęsny Morawski - Sądecczyzna.djvu |tytuł=Sądecczyzna |autor=Feliks Jan Szczęsny Morawski |start=2017-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szczęsny Morawski - Sądecczyzna za Jagiellonów.djvu |tytuł=Sądecczyzna za Jagiellonów |autor=Feliks Jan Szczęsny Morawski |start=2017-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu |tytuł=Lepsze czasy |autor=Bruno Winawer |start=2017-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biszen i Menisze.djvu |tytuł=Biszen i Menisze |autor=Abol Ghasem Ferdousi |start=2017-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2017).pdf |tytuł=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2017) |autor=Polski ustawodawca |start=2017-05-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu |tytuł=Huragan |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu |tytuł=Mocni ludzie |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu |tytuł=Po szerokim świecie |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1924).djvu |tytuł=Nieznanym szlakiem (1924) |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-05-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu |tytuł=Nieznanym szlakiem (1930) |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-05-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ignacy Mościcki - Autobiografia |tytuł=Autobiografia |autor=Ignacy Mościcki |start=2017-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu |tytuł=Dywan wschodni (tłum. Antoni Lange) |autor=Antoni Lange |start=2017-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Narzeczeni (Manzoni) |tytuł=Narzeczeni |autor=Alessandro Manzoni |start=2017-05-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=John Galsworthy - Posiadacz.pdf |tytuł=Saga rodu Forsytów tom I. Posiadacz |autor=John Galsworthy |start=2017-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=John Galsworthy - Przebudzenie.pdf |tytuł=Saga rodu Forsytów tom III. Przebudzenie |autor=John Galsworthy |start=2017-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2 |autor=zbiorowy |start=2017-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu |tytuł=Kruszenie kamienia |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych.pdf |tytuł=Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych |autor=Longin Pastusiak |start=2017-06-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu |tytuł=Morderstwo na rue Morgue |autor=Edgar Allan Poe |start=2017-06-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Wachtl - Szkolnictwo i wychowanie.djvu |tytuł=Szkolnictwo i wychowanie |autor=Karol Wachtl |start=2017-06-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stary Kościół Miechowski.djvu |tytuł=Stary Kościół Miechowski |autor=[[Autor:Norbert Bonczyk|Norbert Bonczyk]]<br>[[Autor:Wincenty Ogrodziński|Wincenty Ogrodziński]] |start=2017-06-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Szramek - Ks. Konstanty Damroth.pdf |tytuł=Ks. Konstanty Damroth |autor=Emil Szramek |start=2017-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Beniowski |tytuł=Beniowski |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu |tytuł=Bajka o Żelaznym Wilku |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu |tytuł=Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu |tytuł=W szponach |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu |tytuł=Łańcuchy |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Topiel.djvu |tytuł=Topiel |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Ocean |tytuł=Ocean |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama |tytuł=Dalaj-Lama |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Korea.djvu |tytuł=Korea |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Brama na świat.djvu |tytuł=Brama na świat |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu |tytuł=Żywe grobowce |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2017-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Urke-Nachalnik - W matni.djvu |tytuł=W matni |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2017-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu |tytuł=Gdyby nie kobiety |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2017-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Ucieczka.djvu |tytuł=Ucieczka |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=G. K. Chesterton - Charles Dickens.djvu |tytuł=Charles Dickens |autor=Gilbert Keith Chesterton |start=2017-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Święty Franciszek Seraficki w pieśni.djvu |tytuł=Święty Franciszek Seraficki w pieśni |autor=Andrzej Janocha |start=2017-07-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu |tytuł=Sułkowski |autor=Stefan Żeromski |start=2017-07-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Tarnowski - Projekt nowej ustawy konstytucyjnej.djvu |tytuł=Projekt nowej ustawy konstytucyjnej |autor=Jan Stanisław Amor Tarnowski |start=2017-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu |tytuł=Tajemnica płonącego samolotu |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu |tytuł=Zagończyk |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu |tytuł=Najwyższy lot |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu |tytuł=Czahary |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu |tytuł=Byli i będą |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu |tytuł=Barcikowscy |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu |tytuł=Anima vilis |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu |tytuł=Błękitni |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Jerychonka.djvu |tytuł=Jerychonka |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu |tytuł=Jaskółczym szlakiem |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu |tytuł=Czarny Bóg |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu |tytuł=Czarny chleb |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mieczysław Skrudlik - Bezbożnictwo w Polsce.djvu |tytuł=Bezbożnictwo w Polsce |autor=Mieczysław Skrudlik |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu |tytuł=Herkules nowożytny i inne wesołe rzeczy |autor=Władysław Orkan |start=2017-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Jaroszyński - Oko za oko.djvu |tytuł=Oko za oko |autor=Tadeusz Jaroszyński |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Na zagonie.djvu |tytuł=Na zagonie |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Za frontem.djvu |tytuł=Za frontem |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej.djvu |tytuł=Z ziemi chełmskiej |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu |tytuł=Osądzona |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maciej Wierzbiński - Dolar i spółka.djvu |tytuł=Dolar i spółka |autor=Maciej Wierzbiński |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła św. Dionizyusza Areopagity.djvu |tytuł=Dzieła św. Dionizyusza Areopagity |autor=Pseudo-Dionizy Areopagita |start=2017-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Cyceron - Mowca Brutusowi poświęcony.djvu |tytuł=Mowca Brutusowi poświęcony |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2017-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu |tytuł=Poemata |autor=George Gordon Byron |start=2017-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Gehenna |tytuł=Gehenna |autor=Helena Mniszek |start=2017-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu |tytuł=Prawa ludzi |autor=Helena Mniszek |start=2017-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu |tytuł=Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę |autor=Władysław Orkan |start=2017-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Niemojewski - Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych.djvu |tytuł=Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych |autor=Andrzej Niemojewski |start=2017-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Niemojewski - Tajemnice hierarchii rzymskiej.djvu |tytuł=Tajemnice hierarchii rzymskiej |autor=Andrzej Niemojewski |start=2017-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu |tytuł=Notturno |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu |tytuł=Ogień |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu |tytuł=Intruz |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu |tytuł=Tryumf śmierci |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu |tytuł=Czerwony ślub i inne opowiadania |autor=Lafcadio Hearn |start=2017-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywot sługi bożego błogosławionego Rafała z Proszowic.pdf |tytuł=Żywot sługi bożego błogosławionego Rafała z Proszowic |autor=Adam Chodyński |start=2017-11-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf |tytuł=Czapka topielca |autor=Jerzy Szarecki |start=2017-11-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Boża czeladka (Kraszewski) |tytuł=Boża czeladka |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2017-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marya Dynowska - Hieronim Morsztyn i jego rękopiśmienna spuścizna |tytuł=Hieronim Morsztyn i jego rękopiśmienna spuścizna |autor=Maria Dynowska |start=2017-11-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maski - literatura, sztuka i satyra - Zeszyt 15 1918.pdf‎ |autor= |start=2017-12-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Mirandola - Kampania karpacka II. Brygady Legionów polskich.djvu‎ |tytuł=Kampania karpacka II. Brygady Legionów polskich |autor=Franciszek Mirandola |start=2017-12-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maski - literatura, sztuka i satyra - Zeszyt 20 1918.pdf‎ |autor= |start=2017-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu |tytuł=Pod sztandarami Sobieskiego |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu |tytuł=Klejnot |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-01-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Krach na giełdzie.pdf |tytuł=Krach na giełdzie |autor=Juliusz Łukasiewicz |start=2018-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma Ignacego Chodźki t.I.djvu |tytuł=Pisma Ignacego Chodźki t.I |autor=Ignacy Chodźko |start=2017-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma Ignacego Chodźki t.II.djvu |tytuł=Pisma Ignacego Chodźki t.II |autor=Ignacy Chodźko |start=2017-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf |tytuł=Rupiecie |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu |tytuł=Nieoswojone Ptaki |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Światła.djvu |tytuł=Światła |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu |tytuł=Szary proch |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu |tytuł=Ona |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Na fali.djvu |tytuł=Na fali |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu |tytuł=Polesie |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu |tytuł=Karpaty i Podkarpacie |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Historya Nabożeństwa do Najśw. Serca Jezusowego.djvu |tytuł=Historya Nabożeństwa do Najśw. Serca Jezusowego |autor=Jan Sygański |start=2018-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Analekta sandeckie.djvu |tytuł=Analekta sandeckie |autor=Jan Sygański |start=2018-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu |tytuł=Emilja Plater |autor=Wacław Gąsiorowski |start=2018-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu |tytuł=Ogień wykrzesany |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Gąsiorowski - Rok 1809 |tytuł=Rok 1809 |autor=Wacław Gąsiorowski |start=2018-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Miasto mojej matki.djvu |tytuł=Miasto mojej matki |autor=Juliusz Kaden-Bandrowski |start=2018-02-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu |tytuł=Generał Barcz |autor=Juliusz Kaden-Bandrowski |start=2018-02-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Giovanni Boccaccio - Dekameron |tytuł=Dekameron |autor=Giovanni Boccaccio |start=2018-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Statut ZHP (1936).djvu |tytuł=Statut ZHP (1936) |autor=polski ustawodawca |start=2018-02-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Sokół pustyni.djvu |tytuł=Sokół pustyni |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu |tytuł=Skarb Wysp Andamańskich |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu |tytuł=Lisowczycy |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu |tytuł=Zbuntowane i zwyciężone |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Gąsiorowski - Huragan |tytuł=Huragan |autor=Wacław Gąsiorowski |start=2018-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Gąsiorowski - Szwoleżerowie gwardji.djvu |tytuł=Szwoleżerowie gwardji |autor=Wacław Gąsiorowski |start=2018-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Dzieje burzliwego okresu.djvu |tytuł=Dzieje burzliwego okresu |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opowieść o dwóch miastach |tytuł=Opowieść o dwóch miastach |autor=Karol Dickens |start=2018-03-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu |tytuł=Złoty robak |autor=Mieczysław Piotrowski |start=2018-03-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wielkie nadzieje (Dickens) |tytuł=Wielkie nadzieje |autor=Karol Dickens |start=2018-03-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu |tytuł=Zmartwychwstanie Bogów. Leonard da Vinci |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2018-03-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu |tytuł=Chodźcie w światłości |autor=Lew Tołstoj |start=2018-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu |tytuł=Stalky i Sp. |autor=Rudyard Kipling |start=2018-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu |tytuł=Eugeniusz Oniegin |autor=Aleksander Puszkin |start=2018-03-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf |tytuł=Julian Apostata |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2018-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Konopnicka - Szkice.djvu |tytuł=Szkice |autor=Maria Konopnicka |start=2018-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - Kroniki włoskie.djvu |tytuł=Kroniki włoskie |autor=Stendhal |start=2018-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - Pamiętnik egotysty.djvu |tytuł=Pamiętnik egotysty |autor=Stendhal |start=2018-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nauka pływania.pdf |tytuł=Nauka pływania |autor=Wacław Zachariasz Zarzycki |start=2018-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu |tytuł=Zbójcy |autor=Friedrich Schiller |start=2018-04-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pustelnia parmeńska |tytuł=Pustelnia parmeńska |autor=Stendhal |start=2018-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=August Forel - Hypnotyzm.djvu |tytuł=Hypnotyzm |autor=Auguste Forel |start=2018-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=August Forel - Zagadnienia seksualne.djvu |tytuł=Zagadnienia seksualne |autor=Auguste Forel |start=2018-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Manifest Od Prymasa Korony Polskiey Stanom Rzeczypospolitey, y całemu światu podany |tytuł=Manifest Od Prymasa Korony Polskiey Stanom Rzeczypospolitey, y całemu światu podany |autor=Michał Stefan Radziejowski |start=2018-04-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Fileb.djvu |tytuł=Fileb |autor=Platon |start=2018-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kieszonkowy słownik języków łacińskiego i polskiego. Cz. 1, Słownik łacińsko-polski.djvu |tytuł=Kieszonkowy słownik języków łacińskiego i polskiego. Cz. 1, Słownik łacińsko-polski |autor=Hermann Menge |start=2018-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Ignacy Witkiewicz - Janulka, córka Fizdejki.djvu |tytuł=Janulka, córka Fizdejki |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2018-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wojciech Kętrzyński - O Mazurach.djvu |tytuł=O Mazurach |autor=Wojciech Kętrzyński |start=2018-05-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zarys dziejów miasta Tczewa.djvu |tytuł=Zarys dziejów miasta Tczewa |autor=Edmund Raduński |start=2018-05-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu |tytuł=Zakopane Skarby |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu |tytuł=Milion na poddaszu |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Powieści.djvu |tytuł=Powieści Jana Zachariasiewicza |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Sebastyan Klonowicz.djvu |tytuł=Sebastyan Klonowicz |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Św. Jur.djvu |tytuł=Św. Jur |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu |tytuł=Teorya pana Filipa |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu |tytuł=Nowele i opowiadania |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Nemezys.djvu |tytuł=Nemezys |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - „Moje szczęście”.djvu |tytuł=„Moje szczęście” |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharjasiewicz - Chleb bez soli |tytuł=Chleb bez soli |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu |tytuł=Na kresach |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu |tytuł=Marek Poraj |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Protagoras; Eutyfron.pdf |tytuł=Platona Protagoras, Eutyfron |autor=Platon |start=2018-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Obrona Sokratesa.pdf |tytuł=Obrona Sokratesa |autor=Platon |start=2018-05-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Arystoteles - Konstytucya Ateńska Arystotelesa.pdf |tytuł=Konstytucya Ateńska |autor=Arystoteles |start=2018-06-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywoty pań swowolnych |tytuł=Żywoty pań swowolnych |autor=Pierre de Bourdeille |start=2018-06-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platona Apologia Sokratesa Kryton.pdf |tytuł=Platona Apologia Sokratesa, Kryton |autor=Platon |start=2018-06-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu |tytuł=Maleńka Dorrit |autor=Karol Dickens |start=2018-06-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu |tytuł=Ragnarök |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Herbert George Wells - Wojna światów |tytuł=Wojna światów |autor=Herbert George Wells |start=2018-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Herbert George Wells - Nowele.djvu |tytuł=Nowele |autor=Herbert George Wells |start=2018-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Nowele (1914).djvu |tytuł=Nowele |autor=Wacław Sieroszewski |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu |tytuł=Zacisze |autor=Wacław Sieroszewski |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Dzieła Platona.pdf |tytuł=Dzieła Platona (Kozłwoski) |autor=Platon |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Platona (Bronikowski) |tytuł=Dzieła Platona (Bronikowski) |autor=Platon |start=2018-12-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Biesiada.djvu |tytuł=Biesiada |autor=Platon |start=2018-06-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maria Rodziewiczówna - Pożary i zgliszcza.djvu |tytuł=Pożary i zgliszcza |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Macierz.djvu |tytuł=Macierz |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-06-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu |tytuł=Na wyżynach |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-06-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Trybuna (1906) nr 3.djvu |tytuł=Trybuna 3/1906 |autor= |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Królowa Gizella |tytuł=Królowa Gizella |autor=Helena Mniszek |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Panicz.djvu |tytuł=Panicz |autor=Helena Mniszek |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu |tytuł=Pluton i Persefona |autor=Helena Mniszek |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu |tytuł=Z fali na falę |autor=Wacław Sieroszewski |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Latorośle.djvu |tytuł=Latorośle, Pustelnia w górach, Czukcze |autor=Wacław Sieroszewski |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Chimera 1907 z. 28-30.djvu |tytuł=Chimera 1907 zeszyty 28-30 |autor=zbiorowy |start=2018-06-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Wańko z Lisowa.djvu |tytuł=Wańko z Lisowa |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Napoleon.djvu |tytuł=Napoleon |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2018-06-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Teogonja Hezjoda.pdf |tytuł=Teogonja Hezjoda |autor=Hezjod |start=2018-06-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fullerton - Święta Franciszka rzymianka.djvu |autor=Georgiana Fullerton |start=2018-06-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Hugo Zathey - Antologia rzymska.djvu |tytuł=Antologia rzymska |autor=Hugo Zathey |start=2018-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zbior praw sądowych na mocy Konstytucyi Roku 1776.djvu |tytuł=Zbior praw sądowych na mocy Konstytucyi Roku 1776 |autor=polski prawodawca |start=2018-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Najpiękniejsze myśli z pism Emanuela Kanta.pdf |tytuł=Najpiękniejsze myśli z pism Emanuela Kanta |autor=Immanuel Kant |start=2018-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Aleksander I |tytuł=Aleksander I |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2018-07-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Zawadzki - Obrazy Rusi Czerwonej.djvu |tytuł=Obrazy Rusi Czerwonej |autor=Władysław Zawadzki |start=2018-07-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bô Yin Râ - Księga człowieka.pdf |tytuł=Księga człowieka |autor=[[Autor:Joseph Anton Schneiderfranken|Bô Yin Râ]] |start=2018-07-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu |tytuł=Dzieła (tom VI) |autor=Ignacy Krasicki |start=2018-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bô Yin Râ - Królestwo sztuki.djvu |tytuł=Królestwo sztuki |autor=[[Autor:Joseph Anton Schneiderfranken|Bô Yin Râ]] |start=2018-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bô Yin Râ - Księga sztuki królewskiej.djvu |tytuł=Księga sztuki królewskiej |autor=[[Autor:Joseph Anton Schneiderfranken|Bô Yin Râ]] |start=2018-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu |tytuł=Portret Dorjana Gray'a |autor=Oscar Wilde |start=2018-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Łoś - Wiersze polskie w ich dziejowym rozwoju.djvu |tytuł=Wiersze polskie w ich dziejowym rozwoju |autor=Jan Łoś |start=2018-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu |tytuł=Prawda starowieku |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu |tytuł=Zwada |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu |tytuł=Listy z nieba |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu |tytuł=Barwinkowy wianek |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jogi Rama-Czaraka - Filozofja jogi i okultyzm wschodni.djvu |tytuł=Filozofja jogi i okultyzm wschodni |autor=William Walker Atkinson |start=2018-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Teka Stańczyka.djvu |tytuł=Teka Stańczyka |autor=zbiorowy |start=2018-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu |tytuł=Zwierzenia Arsena Lupina |autor=Maurice Leblanc |start=2018-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Horacy - Poezje.djvu |tytuł=Poezje |autor=Horacy |start=2018-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu |tytuł=Ofiary |autor=Ajschylos |start=2018-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ajschylos - Oresteja III Święto pojednania.djvu |tytuł=Święto pojednania |autor=Ajschylos |start=2018-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ajschylos - Cztery dramaty.djvu |tytuł=Cztery dramaty |autor=Ajschylos |start=2018-08-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kālidāsa - Sakontala czyli Pierścień przeznaczenia.djvu |tytuł=Sakontala czyli Pierścień przeznaczenia |autor=Kālidāsa |start=2018-08-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Taine - Historya literatury angielskiej 1.djvu |tytuł=Historya literatury angielskiej, Część I |autor=Hippolyte Adolphe Taine |start=2018-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eurypides - Ifigenja w Aulidzie.djvu |tytuł=Ifigenja w Aulidzie |autor=Eurypides |start=2018-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu |tytuł=Pałuba; Sny Maryi Dunin |autor=Karol Irzykowski |start=2018-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lew Tołstoj - Djabeł.djvu |tytuł=Djabeł |autor=Lew Tołstoj |start=2018-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lew Tołstoj - Wiatronogi.djvu |tytuł=Wiatronogi |autor=Lew Tołstoj |start=2018-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kajetan Koźmian - Różne wiersze.djvu |tytuł=Różne wiersze (Koźmian) |autor=Kajetan Koźmian |start=2018-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.1 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.2 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.3 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.4 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.5 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.6 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.7 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.8 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.9 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.10 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.11 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.12 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Samuel - Adalberg - Księga przysłów.djvu |tytuł=Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich |autor=Samuel Adalberg |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom VII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom VII |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom VIII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom VIII |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom IX.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom IX |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom X.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom X |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom XI.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom XI |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom XII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom XII |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu |tytuł=Kiermasy na Warmji |autor=Walenty Barczewski |start=2018-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Biesiada Djalog o miłości.djvu |tytuł= Biesiada (Platon, tłum. Okołów) |autor=Platon |start=2018-08-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rydel - Zaczarowane koło.djvu |tytuł=Zaczarowane koło |autor=Lucjan Rydel |start=2018-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Litwa w roku 1812.djvu |tytuł=Litwa w roku 1812 |autor=Janusz Iwaszkiewicz |start=2018-09-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polska w r. 1811 i 1813 T.1.djvu |tytuł=Polska w r. 1811 i 1813 T.1 |autor=Louis Pierre Édouard Bignon |start=2018-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polska w r. 1811 i 1813 T.2.djvu |tytuł=Polska w r. 1811 i 1813 T.2 |autor=Louis Pierre Édouard Bignon |start=2018-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Horacy Wybór poezji.djvu |tytuł=Wybór poezji |autor=Horacy |start=2018-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - O związkach zawodowych.djvu |tytuł=O związkach zawodowych |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - O sprawie narodowościowej.djvu |tytuł=O sprawie narodowościowej |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - O kwestji narodowościowej Cz. 1.djvu |tytuł=O kwestji narodowościowej Cz. 1. |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - Sprawa zbrojna proletarjatu.djvu |tytuł=Sprawa zbrojna proletarjatu |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - Wojna wojnie!.djvu |tytuł=Wojna wojnie! |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kant - Uzasadnienie metafizyki moralności.djvu |tytuł=Uzasadnienie metafizyki moralności |autor=Immanuel Kant |start=2018-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Xenophon - Sympozjon oraz wybór z pism.djvu |tytuł=Sympozjon oraz wybór z pism |autor=Ksenofont |start=2018-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz literatury powszechnej tom II.djvu |tytuł=Obraz literatury powszechnej tom II |autor=Piotr Chmielowski |start=2018-09-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu |tytuł=Maja Liza |autor=Selma Lagerlöf |start=2018-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiland - Libussa.djvu |tytuł=Libussa |autor=Christoph Martin Wieland |start=2018-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wieland - Wędzidło z muła.djvu |tytuł=Wędzidło z muła |autor=Christoph Martin Wieland |start=2018-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Verte |tytuł=Verte |autor=Helena Mniszek |start=2018-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Osman Pasza.djvu |tytuł=Osman Pasza |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W sidłach Sefira.djvu |tytuł=W sidłach Sefira |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - U Haddedihnów.djvu |tytuł=U Haddedihnów |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Dżafar Mirza I.djvu |tytuł=Dżafar Mirza I |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Dżafar Mirza II.djvu |tytuł=Dżafar Mirza II |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Pod Siutem.djvu |tytuł=Pod Siutem |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Reïs Effendina.djvu |tytuł=Reïs Effendina |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Jaszczurka.djvu |tytuł=Jaszczurka |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Fakir el Fukara.djvu |tytuł=Fakir el Fukara |autor=Karol May |start=2018-10-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Ostatnia przeprawa.djvu |tytuł=Ostatnia przeprawa |autor=Karol May |start=2018-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Czarny Mustang.djvu |tytuł=Czarny Mustang |autor=Karol May |start=2018-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kara Ben Nemzi (May) |tytuł=Kara Ben Nemzi |autor=Karol May |start=2018-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Elżbieta Drużbacka Poezye Tomik 1.djvu |tytuł=Poezye (T. I) |autor=Elżbieta Drużbacka |start=2018-10-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf |tytuł=Królowe Kungachelli |autor=Selma Lagerlöf |start=2018-10-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Shakespeare - Otello tłum. Paszkowski.djvu |tytuł=Otello |autor=William Shakespeare |start=2018-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Shakespeare - Kupiec wenecki tłum. Paszkowski.djvu |tytuł=Kupiec wenecki |autor=William Shakespeare |start=2018-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu |tytuł=Legendy Chrystusowe |autor=Selma Lagerlöf |start=2018-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu |tytuł=Tętniące serce |autor=Selma Lagerlöf |start=2018-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Sąd Boży.djvu |tytuł=Sąd Boży |autor=Karol May |start=2018-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu |tytuł=Na dzikim zachodzie |autor=Karol May |start=2018-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W Kraju Mahdiego |tytuł=W Kraju Mahdiego |autor=Karol May |start=2018-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu |tytuł=Człowiek śmiechu |autor=Victor Hugo |start=2018-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu |tytuł=Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj |autor=Victor Hugo |start=2018-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Teodor Jeske-Choiński - Przyjaciółki, Przyjaciele Żony.djvu |tytuł=Przyjaciółki, Przyjaciele Żony |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu |tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom IV |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu |tytuł=Z mazurskiej ziemi |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu |tytuł=Z Warszawy |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Przy kominku.djvu |tytuł=Przy kominku |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - O religii i kościele.djvu |tytuł=O religii i kościele |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu |tytuł=Wybór pism tom VII |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VIII.djvu |tytuł=Wybór pism tom VIII |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu |tytuł=Wybór pism tom IX |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Wybór pism Tom X.djvu |tytuł=Wybór pism tom X |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Grabiński - Ciemne siły.djvu |tytuł=Ciemne siły |autor=Stefan Grabiński |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Grabiński - Klasztor i morze.djvu |tytuł=Klasztor i morze |autor=Stefan Grabiński |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Jezierski - Wyspa Lenina.djvu |tytuł=Wyspa Lenina |autor=Edmund Krüger |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Jezierski - Katarzyna I.djvu |tytuł=Katarzyna I |autor=Edmund Krüger |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz |tytuł=Andrzej Żarycz |autor=Edmund Krüger |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Konstytucya Wolnego Miasta Krakowa i jego okręgu.djvu |tytuł=Konstytucja Wolnego Miasta Krakowa i jego okręgu |autor= |start=2018-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bogusławski - Cud czyli Krakowiacy i Górale.djvu |tytuł=Cud mniemany, czyli Krakowiacy i górale |autor=Wojciech Bogusławski |start=2018-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu |tytuł=Wyspa Itongo |autor=Stefan Grabiński |start=2018-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Złote myśli.djvu |tytuł=Złote myśli z dzieł J. I. Kraszewskiego |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Katedra |tytuł=Katedra |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2018-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu |tytuł=Gabrjel Luna |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2018-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Piotr Wielki.djvu |tytuł=Piotr i Aleksy, Piotr Wielki |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu |tytuł=Po prostu człowiek |autor=Miguel de Unamuno |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu |tytuł=Kochankowie nieba |autor=Pedro Calderón de la Barca |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pietro Aretino - O łajdactwach męskich.djvu |tytuł=O łajdactwach męskich |autor=Pietro Aretino |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pietro Aretino - Żywoty kurtyzan.djvu |tytuł=Żywoty kurtyzan |autor=Pietro Aretino |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu |tytuł=Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła |autor=Pietro Aretino |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu |tytuł=Wesele hrabiego Orgaza |autor=Roman Jaworski |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa.djvu |tytuł=Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Unamuno - Mgła.djvu |tytuł=Mgła |autor=Miguel de Unamuno |start=2018-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Laches, Apologia, Kryton.djvu |tytuł=Laches; Apologia; Kryton |autor=Platon |start=2018-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. I.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. I |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. II |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. III |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. IV.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. IV |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. V.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. V |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. VI.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. VI |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. VII |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. VIII.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. VIII |autor=William Shakespeare |start=2018-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. IX |autor=William Shakespeare |start=2018-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Paszkowski - Poezye tłumaczone i oryginalne.djvu |tytuł=Poezye tłumaczone i oryginalne |autor=Józef Paszkowski |start=2018-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętnik dla Płci Pięknéj. T.2 p.2.djvu |tytuł=Pamiętnik dla Płci Pięknéj Tom 2 |autor=zbiorowy |start=2018-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Duchińska - Antologia poezyi francuskiej XIX wieku.djvu |tytuł=Antologia poezyi francuskiej XIX wieku |autor=Seweryna Duchińska |start=2018-11-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miriam - U poetów.djvu |tytuł= U poetów |autor=Zenon Przesmycki |start=2018-11-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Steiner - Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń człowieka.djvu |tytuł=Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń człowieka |autor=Rudolf Steiner |start=2018-11-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Historja podwójnie detektywna.djvu |tytuł=Historja podwójnie detektywna |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2018-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętniki o Joannie d’Arc.djvu |tytuł=Pamiętniki o Joannie d’Arc |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2018-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu |tytuł=Przygody Tomka Sawyera (tłum. Tarnowski) |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2018-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opętana przez djabła.djvu |tytuł=Opętana przez djabła |autor=zbiorowy |start=2018-11-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu |tytuł=Lew w sieci |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu |tytuł=Dziedzictwo |autor=Roman Dmowski |start=2018-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu |tytuł=Dziedzictwo |autor=Helena Mniszek |start=2018-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Pustelnik.djvu |tytuł=Pustelnik |autor=Helena Mniszek |start=2018-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Sfinks.djvu |tytuł=Sfinks |autor=Helena Mniszek |start=2018-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu |tytuł=Zaszumiały pióra |autor=Helena Mniszek |start=2018-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Zimowa powieść tłum. Ehrenberg.djvu |tytuł=Zimowa powieść tłum. Ehrenberg |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Tymon z Aten tłum. Lubowski.djvu |tytuł=Tymon z Aten tłum. Lubowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Otello tłum. Kluczycki.djvu |tytuł=Otello tłum. Kluczycki |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Romeo i Julia tłum. Korsak.djvu |tytuł=Romeo i Julia tłum. Korsak |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Romeo i Julia tłum. Kasprowicz.djvu |tytuł=Romeo i Julia tłum. Kasprowicz |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu |tytuł=Makbet tłum. Kasprowicz |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Lukrecja.djvu |tytuł=Lukrecja |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Król Lir tłum. Kasprowicz.djvu |tytuł=Król Lir tłum. Kasprowicz |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Juliusz Cezar tłum. Pajgert.djvu |tytuł=Juliusz Cezar tłum. Pajgert |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Król Lir tłum. Pietkiewicz.djvu |tytuł=Król Lir tłum. Pietkiewicz |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Makbet tłum. A.E. Koźmian.djvu |tytuł=Makbet tłum. A.E. Koźmian |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Hamlet tłum. Skłodowski.djvu |tytuł=Hamlet tłum. Skłodowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Hamlet tłum. Kasprowicz.djvu |tytuł=Hamlet tłum. Kasprowicz |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Hamlet tłum. Ostrowski.djvu |tytuł=Hamlet tłum. Ostrowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tłomaczenia arcydzieł Szekspira przez Wojciecha Dzieduszyckiego.djvu |tytuł=Tłomaczenia arcydzieł Szekspira przez Wojciecha Dzieduszyckiego |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Dramata Tom I tłum. Komierowski.djvu |tytuł=Dramata Tom I tłum. Komierowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu |tytuł=Dramata Tom II tłum. Komierowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Williama Shakspeare III tłum. Jankowski.djvu |tytuł=Dzieła Williama Shakspeare III tłum. Jankowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu |tytuł=Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Williama Shakspeare II tłum. Hołowiński.djvu |tytuł=Dzieła Williama Shakspeare II tłum. Hołowiński |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dumas - Wojna kobieca |tytuł=Wojna kobieca |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Paulina.pdf |tytuł=Paulina |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anioł Pitoux |tytuł=Anioł Pitoux |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dumas - Dwadzieścia lat później |tytuł=Dwadzieścia lat później |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-11-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Dom i świat (tłum. Birkenmajer).djvu |tytuł=Dom i świat (tłum. Birkenmajer) |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Król ciemnej komnaty.djvu |tytuł=Król ciemnej komnaty |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Gora.djvu |tytuł=Gora |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Ogrodnik (tłum. Kasprowicz).djvu |tytuł=Ogrodnik (tłum. Kasprowicz) |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Rozbicie.djvu |tytuł=Rozbicie |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Poszepty duszy; Dar miłującego.djvu |tytuł=Poszepty duszy; Dar miłującego |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Nacjonalizm.djvu |tytuł=Nacjonalizm |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Ogrodnik (tłum. Dicksteinówna).djvu |tytuł=Ogrodnik (tłum. Dicksteinówna) |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Sadhana; Szept duszy; Zbłąkane ptaki.djvu |tytuł=Sadhana; Szept duszy; Zbłąkane ptaki |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma Zygmunta Krasińskiego |tytuł=Pisma Zygmunta Krasińskiego |autor=Zygmunt Krasiński |start=2018-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Swinburne - Atalanta w Kalydonie.djvu |tytuł=Atalanta w Kalydonie |autor=Algernon Charles Swinburne |start=2018-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bliziński - Komedye.djvu |tytuł=Komedye |autor=Józef Bliziński |start=2018-12-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Próżniacko-filozoficzna podróż po bruku |autor=Jędrzej Śniadecki |start=2018-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu |tytuł=Z Ziemi na Księżyc |autor=Juliusz Verne |start=2018-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu |tytuł=Zmartwychwstanie |autor=Lew Tołstoj |start=2018-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacek i jego pies.djvu |tytuł=Wacek i jego pies |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu |tytuł=Podróż w czasie |autor=Herbert George Wells |start=2018-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Młode wino.djvu |tytuł=Młode wino |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-12-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu |tytuł=Dzieła tom II |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2018-12-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom III.djvu |tytuł=Dzieła tom III |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2018-12-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom V.djvu |tytuł=Dzieła tom V |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2018-12-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Daudet - Mała parafia.djvu |tytuł=Mała parafia |autor=Alphonse Daudet |start=2018-12-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu |tytuł=Gösta Berling, tłum. Mirandola |autor=Selma Lagerlöf |start=2018-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Pani de Monsoreau |tytuł=Pani de Monsoreau |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - W pałacu carów.djvu |tytuł=W pałacu carów |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf |tytuł=Kawaler de Maison Rouge |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Aleksander Dumas - Czarny tulipan.djvu |tytuł=Czarny tulipan |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bigos hultayski czyli Szkoła trzpiotów.djvu |tytuł=Bigos Hultayski czyli Szkoła Trzpiotów |autor=Jan Drozdowski |start=2018-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Drozdowski - Literat z biedy.djvu |tytuł=Literat z biedy |autor=Jan Drozdowski |start=2018-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Kuprin - Straszna chwila.djvu |tytuł=Straszna chwila |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Kuprin - Szał namiętności.djvu |tytuł=Szał namiętności |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu |tytuł=Miłość Sulamity |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Kuprin - Jama |tytuł=Jama |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu |tytuł=Próba ogniowa |autor=Peter Nansen |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Peter Nansen - Niebezpieczna miłość |tytuł=Niebezpieczna miłość |autor=Peter Nansen |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Świętochowski jako beletrysta.djvu |tytuł=Aleksander Świętochowski jako beletrysta |autor=Henryk Galle |start=2019-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Hippjasz mniejszy.pdf |tytuł=Hippjasz Mniejszy, Hippjasz Większy, Ijon |autor=Platon |start=2019-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Protagoras (1923).pdf |tytuł=Protagoras (tłum. Witwicki) |autor=Platon |start=2019-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Gorgjasz.djvu |tytuł=Gorgjasz |autor=Platon |start=2019-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platona Eutyfron; Obrona Sokratesa; Kriton.pdf |tytuł=Eutyfron, Obrona Sokratesa, Kriton |autor=Platon |start=2019-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Fajdros.pdf |tytuł=Fajdros |autor=Platon |start=2019-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 1.djvu |tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 1 |autor=Jan Kasprowicz |start=2019-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 2.djvu |tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 2 |autor=Jan Kasprowicz |start=2019-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 3.djvu |tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 3 |autor=Jan Kasprowicz |start=2019-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 5.djvu |tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 5 |autor=Jan Kasprowicz |start=2019-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walerian Kalinka - Jenerał Dezydery Chłapowski.pdf |tytuł=Jenerał Dezydery Chłapowski |autor=Walerian Kalinka |start=2019-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eurypidesa Tragedye (Kasprowicz) |tytuł=Eurypidesa Tragedye |autor=Eurypides |start=2019-01-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu |tytuł=Sofoklesa Tragedye |autor=Sofokles |start=2019-01-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Roboty i Dnie Hezyoda.djvu |tytuł=Roboty i Dnie |autor=Hezjod |start=2019-01-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vātsyāyana - Kama Sutra (1933).djvu |tytuł=Kama Sutra |autor=Vātsyāyana |start=2019-02-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Antygona (tłum. Węclewski).pdf |tytuł = Antygona (tłum. Węclewski) |autor=Sofokles |start=2019-02-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wergilego Eneida.djvu |tytuł=Eneida |autor=Wergiliusz |start=2019-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sofokles - Tragiedye Ajas Filoktet Elektra Trachinki.djvu‎ |tytuł=Tragiedye |autor=Sofokles |start=2019-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hamlet tłum. Tretiak.djvu |tytuł=Hamlet tłum. Tretiak |autor=William Shakespeare |start=2019-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hamlet królewic duński tłum. Matlakowski.djvu |tytuł=Hamlet tłum. Matlakowski |autor=William Shakespeare |start=2019-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szekspir - Północna godzina.djvu |tytuł=Północna godzina |autor=William Shakespeare |start=2019-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szekspir - Puste kobiety z Windsor’u.djvu |tytuł=Puste kobiety z Windsor’u |autor=William Shakespeare |start=2019-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu |tytuł=Wilczyce |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu |tytuł=Marta |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2018-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mohikanowie paryscy |tytuł=Mohikanowie paryscy |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu |tytuł=Pamiętniki D’Antony |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu |tytuł=Benvenuto Cellini |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Defoe and Korotyńska - Robinson Kruzoe.pdf |tytuł =Robinson Kruzoe |autor=Elwira Korotyńska |start=2019-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dwa aspekty komunikacji.pdf |tytuł=Dwa aspekty komunikacji.pdf |autor=Emanuel Kulczycki |start=2019-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu |tytuł=Gloria victis |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2019-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu |tytuł=Harde dusze |autor={{Lista autorów|Zygmunt Sarnecki; Eliza Orzeszkowa}} |start=2019-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL EO Dreher - Słownik esperancko-polski polsko-esperancki.djvu |tytuł=Słownik esperancko-polski polsko-esperancki |autor={{Lista autorów|Ludwik Zamenhof; Leopold Dreher}} |start=2019-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu |tytuł=Ania na uniwersytecie |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=L. M. Montgomery - Historynka.djvu |tytuł=Historynka |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu |tytuł=Dolina Tęczy |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu |tytuł=Rilla ze Złotego Brzegu |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu |tytuł=Pamiętnik z czasów wojny |autor=Benito Mussolini |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu |tytuł=Złoto z Porto Bello |autor=Arthur Howden Smith |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu |tytuł=Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer) |autor=Rudyard Kipling |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu |tytuł=Kapitanowie zuchy |autor=Rudyard Kipling |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu |tytuł=Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer) |autor=Rudyard Kipling |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu |tytuł=Porwany za młodu |autor=Robert Louis Stevenson |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu |tytuł=Pan dziedzic Ballantrae |autor=Robert Louis Stevenson |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu |tytuł=Mała księżniczka |autor=Frances Hodgson Burnett |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu |tytuł=Dramat na Oceanie Spokojnym |autor=Emilio Salgari |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Birkenmajer - Łzy Chrystusowe.djvu |tytuł=Łzy Chrystusowe |autor=Józef Birkenmajer |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kasprowicz - O poecie.djvu |tytuł=O poecie (tłum. Kasprowicz) |autor=zbiorowy |start=2019-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Arystofanes - Lysistrata.djvu |tytuł=Lysistrata |autor=Arystofanes |start=2019-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Arystofanes - Rycerze.djvu |tytuł=Rycerze |autor=Arystofanes |start=2019-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eurypides - Ifigenia w Tauryi.djvu |tytuł= Ifigenia w Tauryi |autor=Eurypides |start=2019-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mechanika w zakresie szkół akademickich |autor=Stefan Banach |start=2019-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adam Mickiewicz - Konrad Wallenrod.djvu |tytuł=Konrad Wallenrod |autor=Adam Mickiewicz |start=2019-03-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu |tytuł=Krosnowa i świat |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2018-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Luís de Camões - Luzyady.djvu |tytuł=Luzyady |autor=Luís de Camões |start=2019-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wyspiański - Akropolis.djvu |tytuł=Akropolis |autor=Stanisław Wyspiański |start=2019-03-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wyspiański - Legenda.djvu |tytuł=Legenda |autor=Stanisław Wyspiański |start=2019-03-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wyspiański - Wyzwolenie.djvu |tytuł=Wyzwolenie |autor=Stanisław Wyspiański |start=2019-03-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Birkenmajer - Bogurodzica wobec hymnografji łacińskiej.djvu |tytuł=Bogurodzica wobec hymnografji łacińskiej |autor=Józef Birkenmajer |start=2019-03-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Birkenmajer - Bogarodzica Dziewica.djvu |tytuł=Bogarodzica Dziewica |autor=Józef Birkenmajer |start=2019-03-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leo Belmont-Rymy i rytmy t.1.pdf |tytuł=Rymy i rytmy T. 1. Utwory oryginalne część 1 |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leo Belmont-Rymy i rytmy t.2.pdf |tytuł=Rymy i rytmy T. 2. Utwory oryginalne część 2 |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leo Belmont-Rymy i rytmy t.3.pdf |tytuł=Rymy i rytmy T. 3. Przekłady |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL George Gordon Byron - Don Juan.djvu |tytuł=Don Juan |autor=George Gordon Byron |start=2019-03-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Rostand - Cyrano de Bergerac tłum. Kasprowicz.djvu |tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Kasprowicz) |autor=Edmond Rostand |start=2019-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Rostand - Cyrano de Bergerac tłum. Londyński.djvu |tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Londyński) |autor=Edmond Rostand |start=2019-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Cyrano de Bergerac (tłum. Konopnicka i Zagórski) |tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Konopnicka i Zagórski) |autor=Edmond Rostand |start=2019-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Cooper - Pionierowie.djvu |tytuł=Pionierowie nad źródłami Suskehanny |autor=James Fenimore Cooper |start=2019-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Milton - Raj utracony.djvu |tytuł=Raj utracony |autor=John Milton |start=2019-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Uczta (1921).djvu |tytuł=Uczta (1921) |autor=Platon |start=2019-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Birkenmajer - Zagadnienie autorstwa „Bogurodzicy”.djvu |tytuł=Zagadnienie autorstwa „Bogurodzicy” |autor=Józef Birkenmajer |start=2019-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rolland - Beethoven.djvu |tytuł=Beethoven |autor=Romain Rolland |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rolland - Colas Breugnon.djvu |tytuł=Colas Breugnon |autor=Romain Rolland |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pieśni ludu polskiego (Kolberg, 1857) |tytuł=Pieśni ludu polskiego |autor=Oskar Kolberg |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu |tytuł=Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego |autor=Józef Weyssenhoff |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Čech - Pieśni niewolnika.djvu |tytuł=Pieśni niewolnika |autor=Svatopluk Čech |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL London - Martin Eden 1937.djvu |tytuł=Martin Eden |autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Goethe - Cierpienia młodego Wertera.djvu |tytuł=Cierpienia młodego Wertera |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2019-03-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu |tytuł=Sprawa Clemenceau |autor=Aleksander Dumas (syn) |start=2019-03-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Verne - Pięć tygodni na balonie.djvu |tytuł=Pięć tygodni na balonie |autor=Juliusz Verne |start=2019-03-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Browning - Pippa.djvu |tytuł=Pippa przechodzi |autor=Robert Browning |start=2019-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Goethe - Wilhelm Meister.pdf |tytuł=Wilhelm Meister |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2019-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL France - Bogowie łakną krwi.djvu |tytuł=Bogowie łakną krwi |autor=Anatole France |start=2019-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Homer - Iliada (Popiel).djvu |tytuł=Iliada |autor=Homer |start=2019-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu |tytuł=Kyra Kyralina |autor=Panait Istrati |start=2019-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Paul - Hesperus.djvu‎ |tytuł=Hesperus |autor=Jean Paul Richter |start=2019-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rolland - Wycieczka w krainę muzyki przeszłości.djvu‎ |tytuł=Wycieczka w krainę muzyki przeszłości |autor=Romain Rolland |start=2019-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bobrowski - Pamiętniki.djvu‎ |tytuł=Pamiętniki |autor=Tadeusz Bobrowski |start=2019-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wyspiański - Hamlet.djvu |tytuł=Studium o Hamlecie |autor=Stanisław Wyspiański |start=2019-04-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Józef Balsamo.djvu |tytuł=Józef Balsamo |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lewandowski - Henryk Siemiradzki.djvu |tytuł=Henryk Siemiradzki |autor=Stanisław Roman Lewandowski |start=2019-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wincenty Korab Brzozowski - Dusza mówiąca.djvu |tytuł=Dusza mówiąca |autor=Wincenty Korab-Brzozowski |start=2019-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu |tytuł=Naszyjnik Królowej |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Karol Szalony.djvu |tytuł=Karol Szalony |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu |tytuł=Ostatni Mohikan |autor=James Fenimore Cooper |start=2019-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sofokles - Edyp Król.djvu |tytuł=Edyp Król (tłum. Wężyk) |autor=Sofokles |start=2019-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzwonnik katedry „Notre Dame“ w Paryżu (Wiktor Hugo) |tytuł=Dzwonnik katedry „Notre Dame“ w Paryżu |autor=Victor Hugo |start=2019-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Katedra Notre-Dame w Paryżu (Wiktor Hugo) |tytuł=Katedra Notre-Dame w Paryżu |autor=Victor Hugo |start=2019-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kościół Panny Maryi w Paryżu (Wiktor Hugo) |tytuł=Kościół Panny Maryi w Paryżu |autor=Victor Hugo |start=2019-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Ostatni rok.djvu |tytuł=Rok ostatni panowania Zygmunta III |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2019-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Hrabina Charny.djvu |tytuł=Hrabina Charny |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu |tytuł=Starościna Bełzka |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2019-04-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Toeppen Max - Wierzenia mazurskie 1894.djvu |tytuł=Wierzenia mazurskie |autor=Max Toeppen |start=2019-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Neron.djvu |tytuł=Neron |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Karol Śmiały.djvu |tytuł=Karol Śmiały |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Królowa Margo.djvu |tytuł=Królowa Margo |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu |tytuł=Michał-Anioł i Tycjan Vecelli |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. I.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. I |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. II |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. III.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. III |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. IV |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. V |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. VI |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. VII |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego 1-12 (1810).pdf |tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego 1-12 (1810) |start=2019-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 4 (1812).pdf |tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 4 (1812) |start=2019-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Traktat dodatkowy tyczący się miasta Krakowa, jego okręgu i konstytucyi między dworami rossyjskim, austryackim i pruskim.pdf |tytuł=Traktat dodatkowy tyczący się miasta Krakowa, jego okręgu i konstytucyi między dworami rossyjskim, austryackim i pruskim |start=2019-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu |tytuł=Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leblanc - Złoty trójkąt.djvu |tytuł=Złoty trójkąt |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu |tytuł=Kryształowy korek |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu |tytuł=Wydrążona igła |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu |tytuł=Straszliwe zdarzenie |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leblanc - Czerwone koło.djvu |tytuł=Czerwone koło |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Amaury.djvu |tytuł=Amaury de Leoville |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu |tytuł=Kapitan Paweł |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Sylwandira.djvu |tytuł=Sylwandira |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Życie jenerała Tomasza Dumas.djvu |tytuł=Życie jenerała Tomasza Dumas |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dezydery Chłapowski - O rolnictwie.pdf |tytuł=O rolnictwie |autor=Dezydery Chłapowski |start=2019-05-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu |tytuł=Kawaler de Chanlay |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-05-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anna Karenina (1898) |tytuł=Anna Karenina |autor=Lew Tołstoj |start=2019-06-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wolff Józef. Kniaziowie litewsko-ruscy od końca czternastego wieku.djvu |tytuł=Kniaziowie litewsko-ruscy od końca czternastego wieku |autor=Józef Wolff |start=2019-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Dolina trwogi.pdf |tytuł=Dolina trwogi |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf‎ |tytuł=Czerwonym szlakiem |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL May - Matuzalem.djvu |tytuł=Błękitno-purpurowy Matuzalem |autor=Karol May |start=2019-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Fedon (tłum. Okołów).djvu |tytuł=Fedon |autor=Platon |start=2019-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf |tytuł=Z przygód Sherlocka Holmesa |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tragedye Sofoklesa (tłum. Węclewski).djvu |tytuł=Tragedye Sofoklesa |autor=Sofokles |start=2019-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tragedye Eurypidesa (tłum. Węclewski).djvu |tytuł=Tragedye Eurypidesa |autor=Eurypides |start=2019-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tragedye Eschylosa (tłum. Węclewski).djvu |tytuł=Tragedye Eschylosa |autor=Ajschylos |start=2019-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf‎ |tytuł=Z przygód Sherlocka Holmesa. Tajemnica oblubienicy i inne nowele |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf |tytuł=Świat zaginiony T1 |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf |tytuł=Świat zaginiony T2 |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Świat w letargu.pdf |tytuł=Świat w letargu : opowieść o nowej przygodzie profesora Challengera, lorda Roxtona, profesora Summerlee i Edwarda Malone |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O Buonapartem i o Burbonach.djvu |tytuł=O Buonapartem i o Burbonach |autor=François-René de Chateaubriand |start=2019-06-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Molier - Świętoszek (tłum. Zalewski).djvu |tytuł=Świętoszek |autor=Molier |start=2019-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Przez dziki Kurdystan |tytuł=Przez dziki Kurdystan |autor=Karol May |start=2019-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W Kordylierach.djvu |tytuł=W Kordylierach |autor=Karol May |start=2019-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu |tytuł=W wąwozach Bałkanu |autor=Karol May |start=2019-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu |tytuł=Pomarańcze i daktyle |autor=Karol May |start=2019-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Przez dzikie Gran Chaco.djvu |tytuł=Przez dzikie Gran Chaco |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu |tytuł=Przez kraj Skipetarów |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Szut.djvu |tytuł=Szut |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu |tytuł=Sapho & Carpio |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W dżunglach Bengalu.djvu |tytuł=W dżunglach Bengalu |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu |tytuł=Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu |tytuł=Z Bagdadu do Stambułu |autor=Karol May |start=2019-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Gorgias (tłum. Siedlecki).pdf ‎ |tytuł=Gorgias (tłum. Siedlecki) |autor=Platon |start=2019-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2019).pdf |tytuł=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2019) |autor=Polski ustawodawca |start=2019-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf |tytuł=Czerwony błazen |autor=Aleksander Błażejowski |start=2019-07-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu |tytuł=Odwrócone światło |autor=Tymoteusz Karpowicz |start=2019-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu |tytuł=Sztuka czytania |autor=Henryk Bereza |start=2019-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wyspiański - Śpiewałem wielkość.djvu |tytuł=Śpiewałem wielkość ojczystego kraju |autor=Stanisław Wyspiański |start=2019-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wprowadzenie do geopolityki.pdf |tytuł=Wprowadzenie do geopolityki |autor=Jakub Potulski |start=2019-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Trzy twarze Józefa Światły.pdf |tytuł=Trzy twarze Józefa Światły. Przyczynek do historii komunizmu w Polsce |autor=Andrzej Paczkowski |start=2019-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dyplomacja Stanów Zjednoczonych (XVIII-XIX w.).pdf |tytuł=Dyplomacja Stanów Zjednoczonych (XVIII-XIX w.) |autor=Longin Pastusiak |start=2019-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikrohistorie.pdf |tytuł=Mikrohistorie. Spotkania w międzyświatach |autor=Ewa Domańska |start=2019-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ja, motyl i inne szkice krytyczne.pdf |tytuł=Ja, motyl i inne szkice krytyczne |autor=Paweł Tański |start=2019-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Spiskowcy.pdf |tytuł=Spiskowcy : powieść z czasów Napoleona I |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elżbieta Jaraczewska - Wieczór adwentowy.djvu |tytuł=Wieczór adwentowy |autor=Elżbieta Jaraczewska |start=2019-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elżbieta Jaraczewska - Upominek dla dzieci.djvu |tytuł=Upominek dla dzieci |autor=Elżbieta Jaraczewska |start=2019-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elżbieta Jaraczewska - Pierwsza młodość pierwsze uczucia |tytuł=Pierwsza młodość pierwsze uczucia |autor=Elżbieta Jaraczewska |start=2019-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu |tytuł=Spiskowcy |autor=Gilbert Augustin Thierry |start=2019-07-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu |tytuł=Zęby tygrysa |autor=Maurice Leblanc |start=2019-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii |tytuł=Manuela |autor=Gustaw Zieliński |start=2019-07-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu |tytuł=Daleka podróż Boćka |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2019-07-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - W sieci spisku.pdf |tytuł=W sieci spisku : powieść |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Czego nie wiecie o waszych mężach.djvu |tytuł=Czego nie wiecie o waszych mężach |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-07-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu |tytuł=Dziecię Europy |autor=Jakob Wassermann |start=2019-07-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu |tytuł=Ostatnie dni Pompei |autor=Edward Bulwer-Lytton |start=2019-07-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu |tytuł=Pamiętniki |autor=Giacomo Casanova |start=2019-07-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu |tytuł=Rewizor z Petersburga |autor=Nikołaj Gogol |start=2019-07-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Duch w zamku.pdf |tytuł=Duch w zamku |autor=Oscar Wilde |start=2019-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Duch z Kenterwilu.pdf |tytuł=Duch z Kenterwilu |autor=Oscar Wilde |start=2019-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Kobieta bez znaczenia.pdf |tytuł=Kobieta bez znaczenia |autor=Oscar Wilde |start=2019-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Portret Doriana Gray’a |tytuł=Portret Doriana Gray’a |autor=Oscar Wilde |start=2019-08-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Sztuka i życie.pdf |tytuł=Sztuka i życie |autor=Oscar Wilde |start=2019-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Zbrodnia lorda Artura Savile.pdf |tytuł=Zbrodnia lorda Artura Savile |autor=Oscar Wilde |start=2019-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - A gdy zawieszono „Wolne Słowo”.djvu |tytuł=A gdy zawieszono „Wolne Słowo” |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Oddajcie nam Barabasza!.djvu |tytuł=Oddajcie nam Barabasza! |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Kwestia żydowska.djvu |tytuł=Kwestia żydowska |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf |tytuł=Tragedja Koroska |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sophie de Ségur - Grzeczne dziewczynki.djvu |tytuł=Grzeczne dziewczynki |autor=Sophie de Ségur |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Powrót umarłych.djvu |tytuł=Powrót umarłych |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Kapłanka miłości.djvu |tytuł=Kapłanka miłości |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu |tytuł=Złotowłosa czarownica z Glarus |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Niepotrzebny człowiek.djvu |tytuł=Niepotrzebny człowiek |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Pomiędzy sądem i sumieniem.djvu |tytuł=Pomiędzy sądem i sumieniem |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Zmora życia.djvu |tytuł=Zmora życia |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Pod gilotyną.djvu |tytuł=Pod gilotyną |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rosny - Vamireh.djvu |tytuł=Vamireh |autor=J.-H. Rosny |start=2019-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Niedola Nibelungów.djvu |tytuł=Niedola Nibelungów |autor=anonimowy |start=2019-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kazania sejmowe (1924).djvu |tytuł=Kazania sejmowe |autor=Piotr Skarga |start=2019-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz) |tytuł=Faust |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2019-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Wspomnienie o duchowienstwie polskiem znajdujacem sie na wygnaniu w Syberyi w Tunce.pdf |tytuł= Wspomnienie o duchowieństwie polskiém znajdującém się na wygnaniu w Syberyi, w Tunce |autor=Edward Nowakowski |start=2019-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu |tytuł=Dramata |autor=Pedro Calderón de la Barca |start=2019-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu |tytuł=Powieści mniejsze |autor=Nikołaj Gogol |start=2019-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Plaut - Dwie komedye.djvu |tytuł=Dwie komedye |autor=Plaut |start=2019-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 2 (1810).pdf |tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 2 (1810) |start=2019-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=SKAUT Pismo młodzieży polskiej Tom I — Spis rzeczy.djvu |autor=red. nacz. [[Autor:Kazimierz Wyrzykowski|Kazimierz Wyrzykowski]] |start=2019-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf‎ |tytuł=Mistrz z Krocksley (zbiór opowiadań) |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu |tytuł=Ostatnia brygada |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2019-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Roosevelt a sprawa polska 1939-1945.pdf |tytuł=Roosevelt a sprawa polska 1939-1945 |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stosunki polsko-amerykańskie 1945–1955.pdf |tytuł=Stosunki polsko-amerykańskie 1945–1955 |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z tajników archiwów dyplomatycznych (stosunki polsko-amerykańskie w latach 1948-1954).pdf |tytuł=Z tajników archiwów dyplomatycznych |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dramatyczne sześć miesięcy.pdf |tytuł=Dramatyczne sześć miesięcy |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kobiety antyku.pdf |tytuł=Kobiety antyku |autor=Iza Bieżuńska-Małowist |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pan Sędzic, 1839.pdf |tytuł=Pan Sędzic |autor=Jan Gasztowt |start=2019-08-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu |tytuł=Pamiątki JPana Seweryna Soplicy |autor=Henryk Rzewuski |start=2019-08-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karel Čapek-Boża męka.pdf |tytuł=Boża męka |autor=Karel Čapek |start=2019-09-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T1.pdf |tytuł=Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852) |autor=Stanisław Karwowski |start=2019-09-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu |tytuł=Mała parafia (tłum. Neufeldówna) |autor=Alphonse Daudet |start=2019-09-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Daudet - Mała parafia (2).pdf |tytuł=Mała parafia (tłum. Anonim, wyd. Przegląd Tygodniowy) |autor=Alphonse Daudet |start=2019-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Limanowski Bolesław - Socyjalizm jako konieczny objaw dziejowego rozwoju |tytuł=Socyjalizm jako konieczny objaw dziejowego rozwoju |autor=Bolesław Limanowski |start=2019-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bolesław Limanowski - Komuniści.djvu |tytuł=Komuniści |autor=Bolesław Limanowski |start=2019-09-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Kautski - Od demokracji do niewolnictwa państwowego.djvu |tytuł=Od demokracji do niewolnictwa państwowego |autor=Karl Kautsky |start=2019-09-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf |tytuł=Poezye Gustawa Zielińskiego Tom I |autor=Gustaw Zieliński |start=2019-09-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf |tytuł=Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II |autor=Gustaw Zieliński |start=2019-09-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara |tytuł=Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara |autor=Ignàt Herrmann |start=2019-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu |tytuł=Jastrząb contra Hordliczka |autor=Svatopluk Čech |start=2019-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Świętopełk Czech - Klucze Piotrowe.djvu |tytuł=Klucze Piotrowe |autor=Svatopluk Čech |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juljusz Zeyer - Oczy królewicza.djvu |tytuł=Oczy królewicza |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu |tytuł=Jego i jej świat |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu |tytuł=Na pograniczu obcych światów |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juliusz Zeyer - Raduz i Mahulena.djvu |tytuł=Raduz i Mahulena |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M. A. Szimaczek - Obrazki z życia.djvu |tytuł=Obrazki z życia |autor=Matěj Anastasia Šimáček |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M. A. Szymaczek - Szczęście.djvu |tytuł=Szczęście |autor=Matěj Anastasia Šimáček |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Rais - Patryoci z zakątka |tytuł=Patryoci z zakątka |autor=Karel Václav Rais |start=2019-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf |tytuł=Z przeszłości 2000-1887 r. |autor=Edward Bellamy |start=2019-09-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Morris - Wieści z nikąd.pdf |tytuł=Wieści z nikąd czyli Epoka spoczynku : kilka rozdziałów utopijnego romansu |autor=William Morris |start=2019-10-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Turno - Kompletny podręcznik języka esperanto dla początkujących.pdf |tytuł=Kompletny podręcznik języka esperanto dla początkujących |autor=Leopold Dreher |start=2019-10-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Smoleński - Morze i Pomorze.djvu |tytuł=Morze i Pomorze |autor=Jerzy Smoleński |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Smoleński - Wielkopolska.djvu |tytuł=Wielkopolska |autor=Jerzy Smoleński |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Patkowski - Sandomierskie.djvu |tytuł=Sandomierskie |autor=Aleksander Patkowski |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu |tytuł=Piętnastoletni kapitan |autor=Juliusz Verne |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu |tytuł=Kopalnie Króla Salomona |autor=Henry Rider Haggard |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu |tytuł=Opowieść Artura Gordona Pyma |autor=Edgar Allan Poe |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf |tytuł=Kościół Święto-Michalski w Wilnie |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Pamiątka 200-letniej rocznicy przybycia do Krakowa OO. Kapucynów 1695 r.pdf |tytuł=Pamiątka 200-letniej rocznicy przybycia do Krakowa OO. Kapucynów 1695 r. |autor=Edward Nowakowski |start=2019-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu |tytuł=Świat kobiety |autor=Edward John Hardy |start=2019-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu |tytuł=Trzydzieści lat wśród dzikich |autor=Louis de Rougemont |start=2016-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pierwszy śpiewnik domowy.djvu |tytuł=Pierwszy śpiewnik domowy |autor=Stanisław Moniuszko |start=2019-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stanisław Czerniecki - Compendium ferculorum.pdf |tytuł=Compendium ferculorum |autor=Stanisław Czerniecki |start=2019-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu |tytuł=Trzy serca |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2019-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu |tytuł=Złota maska |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2019-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu |tytuł=Tryumf wiary |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2019-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jeszcze Polska nie zginęła Cz.2.djvu |tytuł=Jeszcze Polska nie zginęła. Część II. Słowa |autor=zbiorowy |start=2019-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Waleria Marrené - Życie za życie.djvu |tytuł=Życie za życie |autor=Waleria Marrené |start=2019-11-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Morzkowska Zycie za zycie.djvu |tytuł=Życie za życie |autor=Waleria Marrené |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Waleria Marrené - Wakacye w Warszawie.djvu |tytuł=Wakacye w Warszawie |autor=Waleria Marrené |start=2019-11-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Władysław Smoleński-Ksiądz Marek, cudotwórca i prorok konfederacyi barskiej szkic historyczny.pdf |tytuł= Ksiądz Marek, cudotwórca i prorok konfederacyi barskiej |autor= Władysław Smoleński |start=2019-11-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Czarny miesiąc.djvu |tytuł=Czarny miesiąc |autor=Eugène Sue |start=2019-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu |tytuł=Żyd wieczny tułacz |autor=Eugène Sue |start=2019-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu |tytuł=Wspomnienia z martwego domu |autor=Fiodor Dostojewski |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu |tytuł=Człowiek niewidzialny |autor=Herbert George Wells |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu |tytuł=Za Drugiego Cesarstwa |autor=Gilbert Augustin Thierry |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu‎ |tytuł= Ostatnia z Aldinich |autor=George Sand |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf |tytuł=Czarny tulipan (1928) |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu |tytuł=Niebieskie migdały |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2019-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu |tytuł=Kwiat majowy |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2019-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu |tytuł=Mare nostrum |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2019-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona |tytuł=Goffred albo Jeruzalem wyzwolona |autor=Torquato Tasso |start=2019-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu |tytuł=Meksyk |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2019-11-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Petöfi - Janosz Witeź.djvu |tytuł=Janosz Witeź |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szandor Petöfi - Wojak Janosz.djvu |tytuł=Wojak Janosz |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Petöfi - Stryczek kata.djvu |tytuł=Stryczek kata |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Petöfi - Oko za oko ząb za ząb.djvu |tytuł=Oko za oko ząb za ząb |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Petofi - Wybór poezyj.pdf |tytuł=Wybór poezyj |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Koloman Mikszath - Gołąbki w klatce.djvu |tytuł=Gołąbki w klatce |autor=Kálmán Mikszáth |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Koloman Mikszáth - Parasol świętego Piotra |tytuł=Parasol świętego Piotra |autor=Kálmán Mikszáth |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu |tytuł=Atlantyda |autor=Mór Jókai |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Jókai - Czarna krew |tytuł=Czarna krew |autor=Mór Jókai |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu |tytuł=Tajemnice Paryża |autor=Eugène Sue |start=2019-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Upiór opery.djvu |tytuł=Upiór opery |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Perfumy czarnej damy.djvu |tytuł=Perfumy czarnej damy |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Mister Flow.pdf |tytuł=Mister Flow |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Małżonka słońca.pdf |tytuł=Małżonka słońca |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Pan Rouletabille u cara.pdf |tytuł=Pan Rouletabille u cara |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Dziwne przygody miłosne Rouletabilla.pdf |tytuł=Dziwne przygody miłosne Rouletabilla |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Verne - Czarne Indye.pdf |tytuł=Czarne Indye |autor=Juliusz Verne |start=2019-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Andrzej Janocha-Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa).pdf |tytuł= Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa) |autor=Andrzej Janocha |start=2019-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Thackeray - Snoby, utwór humorystyczny.djvu |tytuł=Snoby |autor=William Makepeace Thackeray |start=2019-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Dąbski - Pokój ryski.djvu |tytuł=Pokój ryski |autor=Jan Dąbski |start=2019-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Gabinet figur woskowych.djvu |tytuł=Gabinet figur woskowych |autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]] |start=2019-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Demony perwersji.djvu |tytuł=Demony perwersji |autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]] |start=2019-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Fryderyk Nietzsche - Ludzkie, arcyludzkie.djvu |tytuł=Ludzkie, arcyludzkie |autor=[[Autor:Fryderyk Nietzsche|Friedrich Nietzsche]] |start=2019-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Fryderyk Nietzsche - Wędrowiec i jego cień.djvu |tytuł=Wędrowiec i jego cień |autor=[[Autor:Fryderyk Nietzsche|Friedrich Nietzsche]] |start=2019-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozporządzenie Kierownika Resortu Rolnictwa i Reform Rolnych z dnia 10 października 1944 r. w sprawie ustalenia wykazu imiennego majątków i części majątków niepodlegających podziałowi.pdf |tytuł=Rozporządzenie Kierownika Resortu Rolnictwa i Reform Rolnych z dnia 10 października 1944 r. w sprawie ustalenia wykazu imiennego majątków i części majątków niepodlegających podziałowi dla woj. białostockiego, lubelskiego i okręgu rzeszowskiego |start=2020-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jakób Wassermann - Rut.djvu |tytuł=Rut |autor=Jakob Wassermann |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jakob Wassermann - Golgota życia.djvu |tytuł=Golgota życia |autor=Jakob Wassermann |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zola - Germinal.djvu |tytuł=Germinal |autor=Émile Zola |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu |tytuł=Trzy godziny małżeństwa |autor=Hugo Bettauer |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu |tytuł=Tomasz Rendalen |autor=Bjørnstjerne Bjørnson |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Keller - Baśń ostatnia.djvu |tytuł=Baśń ostatnia |autor=Paul Keller |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Novalis - Henryk Offterdingen.djvu |tytuł=Henryk Offterdingen |autor=Novalis |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu |tytuł=Jep Bernadach |autor=Émile Pouvillon |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu |tytuł=Moja oficjalna żona |autor=Richard Henry Savage |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu |tytuł=Pod biczem zgrozy.djvu |autor=Edgar Wallace |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maeterlinck - Wybór pism dramatycznych.djvu‎ |tytuł=Wybór pism dramatycznych |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maeterlinck - Zagrzebana świątynia.pdf‎ |tytuł=Zagrzebana świątynia |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Piękno wewnętrzne.djvu |tytuł=Piękno wewnętrzne |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Księżniczka Malena.djvu |tytuł=Księżniczka Malena |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu |tytuł=Monna Vanna |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Joyzella.djvu |tytuł=Joyzella |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Aglawena i Selizetta.djvu |tytuł=Aglawena i Selizetta |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu |tytuł=Inteligencja kwiatów |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Wielka tajemnica.djvu |tytuł=Wielka tajemnica |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu |tytuł=Życie pszczół (tłum. Mirandola) |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu |tytuł=Ksiądz Juliusz |autor=Octave Mirbeau |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anatol France - Poglądy ks. Hieonima Coignarda.djvu |tytuł=Poglądy ks. Hieonima Coignarda |autor=Anatole France |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Noc ziszczenia.djvu |tytuł=Noc ziszczenia |autor=Rabindranath Tagore |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu |tytuł=Djabeł domowego ogniska |autor=Henrik Pontoppidan |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu |tytuł=Ziemia obiecana |autor=Henrik Pontoppidan |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Geffroy - Więzień.djvu |tytuł=Więzień |autor=Gustave Geffroy |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Spitteler Imago.djvu |tytuł=Imago |autor=Carl Spitteler |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu |tytuł=Dusza Zaczarowana I |autor=Romain Rolland |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu |tytuł=Dusza Zaczarowana II |autor=Romain Rolland |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu |tytuł=Dusza Zaczarowana III |autor=Romain Rolland |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Heraldyka (Kochanowski).djvu |tytuł=O heraldyce |autor=Jan Karol Kochanowski |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Abraham Penzik - Przyszły rząd Polski.pdf |tytuł=Przyszły rząd Polski |autor=Abraham Penzik |start=2020-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=H. G. Wells - Wojna dwóch światów.djvu |tytuł=Wojna dwóch światów |autor=Herbert George Wells |start=2020-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=H. G. Wells - Wojna w przestworzu.djvu |tytuł=Wojna w przestworzu |autor=Herbert George Wells |start=2020-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=H. G. Wells - Janka i Piotr.djvu |tytuł=Janka i Piotr |autor=Herbert George Wells |start=2020-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Limanowski Bolesław - Rozwój polskiej myśli socjalistycznej |tytuł=Rozwój polskiej myśli socjalistycznej |autor=Bolesław Limanowski |start=2020-01-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma pośmiertne Franciszka Wiśniowskiego.pdf |tytuł=Pisma pośmiertne Franciszka Wiśniowskiego |autor=Franciszek Wiśniowski |start=2020-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma pomniejsze (Marx) |tytuł=Pisma pomniejsze |autor=Karl Marx |start=2020-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marx Karl - Kapitał. Krytyka ekonomji politycznej, tom I, zeszyty 1-3 |tytuł=Kapitał (Marx, 1926-33) |autor=Karl Marx |start=2020-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Sprawa przy drzwiach zamkniętych.pdf |tytuł=Sprawa przy drzwiach zamkniętych |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2020-01-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Napierski - Drabina.pdf |tytuł=Drabina |autor=[[Autor:Stefan Marek Eiger|Stefan Napierski]] |start=2020-01-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu |tytuł=Wycieczki pana Brouczka |autor=Svatopluk Čech |start=2020-01-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf |tytuł=Róża bez kolców |autor=Zofia Urbanowska |start=2020-01-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Czwarta władza.pdf |tytuł=Czwarta władza |autor=Andrzej Paczkowski |start=2020-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Droga do „mniejszego zła”.pdf |tytuł=Droga do „mniejszego zła” |autor=Andrzej Paczkowski |start=2020-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Od sfałszowanego zwycięstwa do prawdziwej klęski.pdf |tytuł=Od sfałszowanego zwycięstwa do prawdziwej klęski |autor=Andrzej Paczkowski |start=2020-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Strajki, bunty, manifestacje jako „polska droga” przez socjalizm.pdf |tytuł=Strajki, bunty, manifestacje jako „polska droga” przez socjalizm |autor=Andrzej Paczkowski |start=2020-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Jak nauczyć się esperanta.pdf |tytuł=Jak nauczyć się Esperanta? |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2020-02-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Walter Scott - Waverley.djvu |tytuł=Waverley |autor=Walter Scott |start=2020-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu |tytuł=Siedem grzechów głównych |autor=Eugène Sue |start=2020-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Awanturnik.djvu |tytuł=Awanturnik (Czarcia góra) |autor=Eugène Sue |start=2020-01-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Słownik języka polskiego (Linde, wyd. 2) |tytuł=Słownik języka polskiego (wyd. 2) |autor=Samuel Bogumił Linde |start=2019-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -12- Podróż poślubna.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 12. Podróż poślubna |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -14- Agencja matrymonialna.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 14. Agencja matrymonialna |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -16- Indyjski dywan.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 16. Indyjski dywan |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -17- Tajemnicza bomba.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 17. Tajemnicza bomba |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -19- Sensacyjny zakład.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 19. Sensacyjny zakład |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu |tytuł=Życie Henryka Brulard |autor=Stendhal |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - O miłości.djvu |tytuł=O miłości |autor=Stendhal |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -21- Skradziony tygrys.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 21. Skradziony tygrys |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -22- W szponach hazardu.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 22. W szponach hazardu |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -23- Tajemnica wojennego okrętu.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 23. Tajemnica wojennego okrętu |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -24- Oszustwo na biegunie.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 24. Oszustwo na biegunie |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -25- Tajemnica żelaznej kasy.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 25. Tajemnica żelaznej kasy |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -26- Skarb wielkiego Sziwy.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 26. Skarb wielkiego Sziwy |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -28- Indyjski pierścień.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 28. Indyjski pierścień |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -29- Książę szulerów.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 29. Książę szulerów |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf |tytuł=Poezye (Musset, tłum. Londyński) |autor=Alfred de Musset |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -31- W podziemiach Paryża.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 31. W podziemiach Paryża |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -32- Klub jedwabnej wstęgi.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 32. Klub jedwabnej wstęgi |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -34- Podwodny skarbiec.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 34. Podwodny skarbiec |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -48- Przygoda w Marokko.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 48. Przygoda w Marokko |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -50- Upiorne oko.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 50. Upiorne oko |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -52- Detektyw i włamywacz.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 52. Detektyw i włamywacz |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -55- Kosztowny pojedynek.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 55. Kosztowny pojedynek |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -57- Sprzedana żona.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 57. Sprzedana żona |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -59- Papierośnica Nerona.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 59. Papierośnica Nerona |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -60- Chińska waza.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 60. Chińska waza |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Najśw. Panny Maryi Łaskawej w kościele katedralnym we Lwowie.pdf |tytuł=Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Najśw. Panny Maryi Łaskawej w kościele katedralnym we Lwowie |autor=Edward Nowakowski |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -62- W szponach spekulantów.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 62. W szponach spekulantów |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -64- Afera szpiegowska.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 64. Afera szpiegowska |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -65- Uwięziona księżniczka.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 65. Uwięziona księżniczka |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -66- Walka o dziedzictwo.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 66. Walka o dziedzictwo |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -67- Taniec duchów.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 67. Taniec duchów |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -68- Syn słońca.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 68. Syn słońca |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -69- Ponury dom.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 69. Ponury dom |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -70- Dramat za kulisami.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 70. Dramat za kulisami |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -72- Ząb za ząb.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 72. Ząb za ząb |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -73- Zemsta włamywacza.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 73. Zemsta włamywacza |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -74- Skandal w pałacu.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 74. Skandal w pałacu |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -75- Herbaciane róże.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 75. Herbaciane róże |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -76- Moloch.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 76. Moloch |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -77- Syrena.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 77. Syrena |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -78- Portret Bajadery.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 78. Portret Bajadery |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -79- Książęcy jacht.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 79. Książęcy jacht |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -80- Zatruty banknot.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 80. Zatruty banknot |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -82- Elektryczny piec.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 82. Elektryczny piec |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -83- Spotkanie na moście.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 83. Spotkanie na moście |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -84- Błękitne oczy.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 84. Błękitne oczy |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -85- Skradzione skrzypce.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 85. Skradzione skrzypce |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -86- Tajemnicza choroba.pdf‎ ‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 86. Tajemnicza choroba |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -87- Klejnoty amazonki.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 87. Klejnoty amazonki |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -88- Tajny dokument.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 88. Tajny dokument |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -89- Tajemnicza dama.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 89. Tajemnicza dama |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -90- W szponach wroga.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 90. W szponach wroga |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -92- Zatopiony skarb.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 92. Zatopiony skarb |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -11- Uwięziona.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 11. Uwięziona |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -13- Złodziej okradziony.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 13. Złodziej okradziony |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -15- Księżniczka dolarów.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 15. Księżniczka dolarów |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -18- Eliksir młodości.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 18. Eliksir młodości |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -27- Przeklęty talizman.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 27. Przeklęty talizman |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -30- Diamentowy naszyjnik.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 30. Diamentowy naszyjnik |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lange - Stypa.djvu |tytuł=Stypa |autor=Antoni Lange |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -33- Klub milionerów.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 33. Klub milionerów |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -35- Krzywdziciel sierot.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 35. Krzywdziciel sierot |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -36- Zatruta koperta.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 36. Zatruta koperta |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -37- Niebezpieczna uwodzicielka.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 37. Niebezpieczna uwodzicielka |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -47- Obrońca pokrzywdzonych.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 47. Obrońca pokrzywdzonych |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -49- Kradzież w hotelu.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 49. Kradzież w hotelu |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -51- Tajemnicza wyprawa.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 51. Tajemnicza wyprawa |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -53- Niezwykły koncert.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 53. Niezwykły koncert |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -54- Złoty klucz.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 54. Złoty klucz |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -56- Bracia szatana.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 56. Bracia szatana |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -58- Cudowny automat.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 58. Cudowny automat |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -61- Sekret piękności.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 61. Sekret piękności |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -71- Trzy zakłady.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 71. Trzy zakłady |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -81- Porwany pasza.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 81. Porwany pasza |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -91- Skradzione perły.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 91. Skradzione perły |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -38- Oszust w opałach.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 38. Oszust w opałach |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -39- Kradzież w muzeum.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 39. Kradzież w muzeum |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -40- Zgubiony szal.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 40. Zgubiony szal |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -41- Czarna ręka.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 41. Czarna ręka |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -42- Odzyskane dziedzictwo.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 42. Odzyskane dziedzictwo |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -43- Rycerze cnoty.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 43. Rycerze cnoty |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -44- Fałszywy bankier.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 44. Fałszywy bankier |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -46- Kontrabanda broni.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 46. Kontrabanda broni |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu |tytuł=Obrachunki fredrowskie |autor=Tadeusz Boy-Żeleński |start=2020-02-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu |tytuł=Gasnące ognie |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2020-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Głownia piekielna.djvu |tytuł=Głownia piekielna |autor=Eugène Sue |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Milijonery.djvu |tytuł=Milijonery |autor=Eugène Sue |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Kuzyn Michał.djvu |tytuł=Kuzyn Michał |autor=Eugène Sue |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Stuartowie.djvu |tytuł=Stuartowie |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Kalifornia.djvu |tytuł=Kalifornia |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pietro Gasparri - Katechizm większy pochwalony i zalecony przez Ojca św. Piusa X.pdf |tytuł=Katechizm większy pochwalony i zalecony przez Ojca św. Piusa X |autor=Pietro Gasparri |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -80- Jednooki.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 80. Jednooki |autor=anonimowy |start=2020-03-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -01- U pala męczarni.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 1. U pala męczarni |autor=anonimowy |start=2020-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu |tytuł=Wspomnienia o Sokratesie |autor=Ksenofont |start=2020-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -78- Czerwonoskóra władczyni.pdf‎ |tytuł=Buffalo Bill. Nr 78. Czerwonoskóra władczyni |autor=anonimowy |start=2020-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -45- Zemsta włamywacza.djvu |tytuł=Lord Lister. Nr 45. Zemsta włamywacza |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-03-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -94- Dwaj rywale.djvu |tytuł=Lord Lister. Nr 94. Dwaj rywale |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-03-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -81- Człowiek z blizną.djvu |tytuł=Buffalo Bill. Nr 81. Człowiek z blizną |autor=anonimowy |start=2020-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL May Karawana niewolników.djvu |tytuł=Karawana niewolników |autor=Karol May |start=2020-03-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -57- Olbrzym z opuszczonej kopalni.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 57. Olbrzym z opuszczonej kopalni |autor=anonimowy |start=2020-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jak skauci pracują (Małkowski) |tytuł=Jak skauci pracują |autor=Andrzej Małkowski |start=2020-03-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -86- W sidłach hypnozy.djvu |tytuł=Harry Dickson. Nr 86. W sidłach hypnozy |autor=anonimowy |start=2020-03-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Feliks Kon - W katordze na karze.pdf |tytuł=W katordze na karze |autor=Feliks Kon |start=2020-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL May Nad Rio de la Plata.djvu |tytuł=Nad Rio de la Plata |autor=Karol May |start=2020-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -01- Wyspa grozy.pdf |tytuł=Harry Dickson. Nr 1. Wyspa grozy |autor=anonimowy |start=2020-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May Sąd Boży 1930.djvu |tytuł=Sąd Boży |autor=Karol May |start=2020-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adam Próchnik - Ignacy Daszyński życie praca walka.pdf |tytuł=Ignacy Daszyński: życie, praca, walka |autor=Adam Próchnik |start=2020-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lemański - Bajki.pdf |tytuł=Bajki |autor=Jan Lemański |start=2020-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=CTP -236- Ze złotej serii przygód Harrego Dicksona - Czarny wampir.pdf |tytuł=Co tydzień powieść. Nr 236. Ze złotej serii przygód Harrego Dicksona : Czarny wampir |autor=anonimowy |start=2020-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Selma Lagerlöf - Jerozolima |tytuł=Jerozolima |autor=Selma Lagerlöf |start=2020-04-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ignacy Daszyński - Sejm rząd król dyktator.pdf |tytuł=Sejm, rząd, król, dyktator |autor=Ignacy Daszyński |start=2020-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -34- Wilkołak.pdf‎ |tytuł=Harry Dickson. Nr 34. Wilkołak |autor=anonimowy |start=2020-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kazimierz Czapiński - Faszyzm współczesny.pdf |tytuł=Faszyzm współczesny |autor=Kazimierz Czapiński |start=2020-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu |tytuł=Tajemnice Londynu |autor=Paul Féval |start=2020-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Feval - Żebrak murzyn.djvu ‎ |tytuł=Żebrak murzyn |autor=Paul Féval |start=2020-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Feval - Garbus.djvu |tytuł=Garbus |autor=Paul Féval |start=2020-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Orkan - Warta.djvu |tytuł=Warta |autor=Władysław Orkan |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jarry - Ubu-Król.djvu |tytuł=Ubu król |autor=Alfred Jarry |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Nietota.djvu |tytuł=Nietota |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu |tytuł=Dęby czarnobylskie |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ibsen - Brand.djvu |tytuł=Brand |autor=Henryk Ibsen |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Wita.djvu |tytuł=Wita |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy Nick Carter -02- Skradziony król.pdf |tytuł=Nowy Nick Carter. Tomik 2. Skradziony król |autor=Karl Nerger |start=2020-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Orkan - Miłość pasterska.djvu |tytuł=Miłość pasterska |autor=Władysław Orkan |start=2020-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu |tytuł=Spowiedź królowej |autor=Alphonse Daudet |start=2020-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eliot - Adam Bede.djvu |tytuł=Adam Bede |autor=[[Autor:Mary Ann Evans|George Eliot]] |start=2020-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Curwood - Kazan.djvu‎ |tytuł=Kazan |autor=James Oliver Curwood |start=2020-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Luksemburg - Święto pierwszego maja.pdf |tytuł=Święto pierwszego maja |autor=Róża Luksemburg |start=2020-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Saint-Pierre - Paweł i Wirginia.djvu |tytuł=Paweł i Wirginia |autor=Jacques-Henri Bernardin de Saint-Pierre |start=2020-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Heine - Atta Troll 1901.djvu |tytuł=Atta Troll |autor=Heinrich Heine |start=2020-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pawlikowski - Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość (1839).djvu |tytuł=Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość |autor=Józef Pawlikowski |start=2020-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tegner - Frytjof.djvu |tytuł=Frytjof |autor=Esaias Tegnér |start=2020-04-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Noskowski - Istota utworów Chopina.djvu |tytuł=Istota utworów Chopina |autor=Zygmunt Noskowski |start=2020-04-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -73- Skarb na dnie morza.pdf‎ |tytuł=Harry Dickson. Nr 73. Skarb na dnie morza |autor=anonimowy |start=2020-04-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lange - Miranda.djvu |tytuł=Miranda |autor=Antoni Lange |start=2020-04-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf |tytuł=Włamywacz Raffles mój przyjaciel |autor=Ernest William Hornung |start=2020-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Michałowski - Księga pamiętnicza.djvu |tytuł=Księga pamiętnicza |autor=zbiorowy |start=2020-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sprawozdanie Stenograficzne z 36. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej.pdf |tytuł=Sprawozdanie Stenograficzne z 36. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej |autor=zbiorowy |start=2020-04-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sprawozdanie Stenograficzne z 78. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 14 marca 2019 r.pdf |tytuł=Sprawozdanie Stenograficzne z 78. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej |autor=zbiorowy |start=2020-04-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tegner - Ulotne poezye.djvu |tytuł=Ulotne poezye |autor=Esaias Tegnér |start=2020-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jakuba Teodora Trembeckiego wirydarz poetycki |tytuł=Jakuba Teodora Trembeckiego wirydarz poetycki |autor=Jakub Teodor Trembecki |start=2020-05-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf |tytuł=Pamiętnik złodzieja |autor=Ernest William Hornung |start=2020-05-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Engestroem - Z szwedzkiej niwy.djvu |tytuł=Z szwedzkiej niwy |autor=zbiorowy |start=2020-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tajemnica zamku Rodriganda |tytuł=Tajemnica zamku Rodriganda |autor=Karol May |start=2020-05-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Miciński - Xiądz Faust |tytuł=Xiądz Faust |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu |tytuł=Kniaź Patiomkin |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tygodnik Illustrowany Nr. 9 (1900).djvu |tytuł=Tygodnik Illustrowany Nr. 9/1900 |autor=zbiorowy |start=2020-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Posner - Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela.djvu |tytuł=Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela |autor=Stanisław Posner |start=2020-05-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lemański - Proza ironiczna.djvu |tytuł=Proza ironiczna |autor=Jan Lemański |start=2020-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Grignon de Montfort - O doskonałym nabożeństwie.djvu |tytuł=O doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Marii Panny |autor=Ludwik Maria Grignion de Montfort |start=2020-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1875).djvu |tytuł=Wzniesienie się Rougon'ów (1875) |autor=Émile Zola |start=2020-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Szymanowski - Wychowawcza rola kultury muzycznej.djvu |tytuł=Wychowawcza rola kultury muzycznej |autor=Karol Szymanowski |start=2020-06-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Szopka krakowska.djvu |tytuł=Szopka krakowska |autor=Stanisław Estreicher |start=2020-06-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Syn niedźwiednika |tytuł=Syn niedźwiednika |autor=Karol May |start=2020-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -20- Miasto Wiecznej Nocy.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 20. Miasto Wiecznej Nocy |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Darwin - O powstawaniu gatunków.djvu |tytuł=O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego |autor=Charles Darwin |start=2020-06-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu |tytuł=Ostatni na ziemi |autor=Wacław Niezabitowski |start=2020-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu |tytuł=Skarb Aarona |autor=Wacław Niezabitowski |start=2020-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Co każdy o krótkofalarstwie wiedzieć powinien |tytuł=Co każdy o krótkofalarstwie wiedzieć powinien |autor=Zbiorowy |start=2020-06-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu |tytuł=Komedjanci |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-06-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu |tytuł=Pod blachą |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-06-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -79- Córka wodza.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 79. Córka wodza |autor=anonimowy |start=2020-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu |tytuł=Księżna de Langeais |autor = Honoré de Balzac |start=2020-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sofokles - Tropiciele (tłum. Bednarowski).djvu |tytuł=Tropiciele |autor=Sofokles |start=2020-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mantegazza - Rok 3000-ny.pdf |tytuł=Rok 3000-ny |autor=Paolo Mantegazza |start=2020-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Komeński - Wielka dydaktyka.djvu |tytuł=Wielka dydaktyka |autor=Jan Amos Komenský |start=2020-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Artur.djvu |tytuł=Artur |autor=Eugène Sue |start=2020-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Rozkosze życia.djvu |tytuł=Rozkosze życia |autor=Émile Zola |start=2020-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf |tytuł=Ostatnie dni świata (zbiór) |autor=[[Autor:Simon Sawczenko|Simon Sawczenko]]; [[Autor:Albert Flynn|Joshua Albert Flynn]] |start=2020-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Orkan - Czantorja.pdf |tytuł=Czantorja |autor=Władysław Orkan |start=2020-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Michał Nittman - Balladyna - komentarz.pdf |tytuł=Balladyna (komentarz) |autor=Tadeusz Michał Nittman |start=2020-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia (tłum. Cylkow) |tytuł=Biblia |autor=[[Autor:Izaak Cylkow|Izaak Cylkow]] (tłumacz) |start=2020-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Dunikowski - Meksyk.djvu |tytuł=Meksyk |autor=Emil Dunikowski |start=2020-07-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -77- Tajemnica grobowca.pdf‎ |tytuł=Harry Dickson. Nr 77. Tajemnica grobowca |autor=anonimowy |start=2020-07-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu |tytuł=Podróż na Jowisza |autor=John Jacob Astor |start=2020-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Radkowski - Z biblijnego Wschodu.djvu |tytuł=Z biblijnego Wschodu |autor=Tadeusz Radkowski |start=2020-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Servieres - Orle skrzydła.djvu |tytuł=Orle skrzydła |autor=Joseph Servières |start=2020-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. W. Ferrer - Mrok i brzask.djvu |tytuł=Mrok i brzask |autor=Frederic William Farrar |start=2020-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. W. Ferrer - Światła i cienie |tytuł=Światła i cienie |autor=Frederic William Farrar |start=2020-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marrene Dzieci szczescia.djvu |tytuł=Dzieci szczęścia |autor=Waleria Marrené |start=2020-07-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu |tytuł=Duch puszczy |autor=Robert Montgomery Bird |start=2020-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol du Prel - Zagadka człowieka.djvu |tytuł=Zagadka człowieka |autor=Karl du Prel |start=2020-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol du Prel - Spirytyzm (1908).djvu |tytuł=Spirytyzm |autor=Karl du Prel |start=2020-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol du Prel - Spirytyzm (1923).djvu |tytuł=Spirytyzm |autor=Karl du Prel |start=2020-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Gawędy o literaturze i sztuce.djvu |tytuł=Gawędy o literaturze i sztuce |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Obrazy z życia i podróży T.I.djvu |tytuł=Obrazy z życia i podróży T.I |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Obrazy z życia i podróży T.II.djvu |tytuł=Obrazy z życia i podróży T.II |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu |tytuł=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu |tytuł=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku |tytuł=Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy.djvu |tytuł=Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.I.djvu |tytuł=Nowe studja literackie T.I |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.II.djvu |tytuł=Nowe studja literackie T.II |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf |tytuł=Więzień na Marsie |autor=Gustave Le Rouge |start=2020-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Staff LM Zgrzebna kantyczka.djvu |tytuł=Zgrzebna kantyczka |autor=Ludwik Maria Staff |start=2020-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf |tytuł=Niewidzialni |autor=Gustave Le Rouge |start=2020-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lamartine - Rafael.djvu |tytuł=Rafael |autor=Alphonse de Lamartine |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tomasz a Kempis - O naśladowaniu Chrystusa (1938).djvu |tytuł=O naśladowaniu Chrystusa |autor=Thomas a Kempis |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gautier - Romans mumji.pdf |tytuł=Romans mumji |autor=Théophile Gautier |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Róża i blanka.pdf |tytuł=Róża i Blanka |autor=Xavier de Montépin |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lindau - Państwo Bewerowie.pdf |tytuł=Państwo Bewerowie |autor=Paul Lindau |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sewer - Genealogie.djvu |tytuł=Genealogie żyjących utytułowanych rodów polskich |autor=Jerzy Sewer Dunin-Borkowski |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu |tytuł= Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863 |autor=Eustachy Iwanowski |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu |tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom I |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2020-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf |tytuł=Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego |autor=Teodor Tripplin |start=2020-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Bury - Philobiblon.djvu |tytuł=Philobiblon |autor=Richrad de Bury |start=2020-08-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu |tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom V |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2020-09-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Krolewska-Pruska gieneralna szkolna ustawa dla rzymskich-katolików w miastach i na wsiach samowładnego księstwa Sląska i hrabstwa Glacu 1765.djvu |tytuł=Krolewska-Pruska gieneralna szkolna ustawa dla rzymskich-katolików w miastach i na wsiach samowładnego księstwa Sląska i hrabstwa Glacu 1765.djvu |start=2020-09-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf |tytuł=Wspomnienia i przygody : Tom I |autor=Arthur Conan Doyle |start=2020-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf |tytuł=Wspomnienia i przygody : Tom II |autor=Arthur Conan Doyle |start=2020-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Skrypt Fleminga |tytuł=Skrypt Fleminga |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny |tytuł=Okruszyny |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu |tytuł=W mrokach złotego pałacu, czyli Bazylissa Teofanu |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mark Twain - Humoreski i opowiadania I.djvu |tytuł=Humoreski i opowiadania |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mark Twain - Wartogłowy Wilson.djvu |tytuł=Wartogłowy Wilson |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu |tytuł=Tom Sawyer jako detektyw |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mark Twain - Niuniek ma hiszpankę.djvu |tytuł=Niuniek ma hiszpankę |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jack London - John Barleycorn.djvu |tytuł=John Barleycorn |autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu |tytuł=Pretendent z Ameryki |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL G Flaubert Salammbo.djvu |tytuł=Salammbo |autor=Gustave Flaubert |start=2020-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Loti - Pani chryzantem.djvu |tytuł=Pani Chryzantem |autor=Pierre Loti |start=2020-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tripplin - Kalotechnika.pdf |tytuł=Kalotechnika |autor=Teodor Tripplin |start=2020-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wallace - Biały zamek.djvu |tytuł=Biały zamek |autor=Lewis Wallace |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wallace - Książę indyjski.djvu |tytuł=Książę indyjski |autor=Lewis Wallace |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lukian - Wybrane pisma T. 1.pdf |tytuł=Wybrane pisma T. 1 |autor=Lukian z Samosat |start=2020-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Yogi Rāmacharaka - Hatha Joga.djvu |tytuł=Hatha Joga |autor=Yogi Rāmacharaka |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu |tytuł=Puszcza |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Mój pamiętnik literacki.djvu |tytuł=Mój pamiętnik literacki |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Z Grecyi.djvu |tytuł=Z Grecyi |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Syn marnotrawny.djvu |tytuł=Syn marnotrawny |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu |tytuł=W ogniu |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Lyrica.djvu |tytuł=Lyrica |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu |tytuł=Narodziny działacza |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu |tytuł=Sprawa Dołęgi |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Unia.djvu |tytuł=Unia |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu |tytuł=Nowele |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu |tytuł=Jan bez ziemi |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu |tytuł=Hetmani |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu |tytuł=Gromada |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu |tytuł=Noc i świt |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu |tytuł=Cudno i ziemia cudeńska |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Katechizm rzymski wg uchwały św Soboru Trydenckiego.djvu |tytuł=Katechizm rzymski wg uchwały św. Soboru Trydenckiego |autor=zbiorowy |start=2020-09-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Savitri - Utopia.djvu |tytuł=Utopia |autor=Savitri |start=2020-10-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Herbarz Polski (Boniecki) ‎ |tytuł=Herbarz Polski |autor=Adam Boniecki, Artur Reiski |start=2020-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859) |tytuł=S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859) |autor=zbiorowy |start=2020-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Cezar Kaskabel.djvu |tytuł=Cezar Kaskabel |autor=Juliusz Verne |start=2020-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juljusz Verne - Wśród dzikich plemion Buchary |tytuł=Wśród dzikich plemion Buchary |autor=Juliusz Verne |start=2020-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mrongowiusz Slowo Xenofonta o Wyprawie Woienney Cyrusa.djvu |tytuł=Słowo Xenofonta o Wyprawie Woienney Cyrusa po Grecku Anavasis |autor=Ksenofont |start=2020-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu |tytuł=Druga ojczyzna |autor=Juliusz Verne |start=2020-10-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Czesław Czyński - Nauka Volapüka w 12-stu lekcjach.pdf |tytuł=Nauka Volapük’a w 12-stu lekcjach |autor=Czesław Czyński |start=2020-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -02- Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 2. Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany |autor=anonimowy |start=2020-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf |tytuł=Rozpruwacze |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2020-10-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -20- Postrach Londynu.pdf‎ |tytuł=Harry Dickson. Nr 20. Postrach Londynu |autor=anonimowy |start=2020-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu |tytuł=Trapezologjon |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu |tytuł=Staropolska miłość |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu |tytuł=Na polskiej fali |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Mohammed II.djvu |tytuł=Mohammed II |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Lintang.djvu |tytuł=Lintang |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu |tytuł=Czerwona rakieta |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Czarci.djvu |tytuł=Czarci |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Biały lew.djvu |tytuł=Biały lew |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Ana Ta.djvu |tytuł=Ana Ta |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Szkatułka z czerwonej laki.djvu |tytuł=Szkatułka z czerwonej laki |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Syn Dniepru.djvu |tytuł=Syn Dniepru |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Timurlenk.djvu |tytuł=Timurlenk |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Śliczna Gabrysia.djvu |tytuł=Śliczna Gabrysia |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Romans Marty.djvu |tytuł=Romans Marty |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Przygody Komendanta Wilczka.djvu |tytuł=Przygody Komendanta Wilczka |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Po tęczowej obręczy.djvu |tytuł=Po tęczowej obręczy |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Pałac połamanych lalek.djvu |tytuł=Pałac połamanych lalek |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu |tytuł=Osaczona i inne nowele |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu |tytuł=O małem miasteczku |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Wygrana partja.djvu |tytuł=Wygrana partja |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu |tytuł=W płomieniach |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu |tytuł=Wieś mojej matki |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu |tytuł=Wieś czternastej mili |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Widzenie Wokandy.djvu |tytuł=Widzenie Wokandy |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pierwszy ilustrowany przewodnik po Ciechocinku i Okolicy.djvu |tytuł=Pierwszy ilustrowany przewodnik po Ciechocinku i Okolicy |autor=Juliusz Marian Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu |tytuł=Halucynacje |autor=Ludwik Stanisław Liciński |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu |tytuł=Z pamiętnika włóczęgi |autor=Ludwik Stanisław Liciński |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu |tytuł=Szały miłości |autor=Ludwik Stanisław Liciński |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu |tytuł=Sprawiedliwość |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Popiół |tytuł=Popiół |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Po rozwodzie |tytuł=Po rozwodzie |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Po grzesznej drodze |tytuł=Po grzesznej drodze |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zmigryder Sertorius a Pompeius na tle paktow z Mithradatesem.djvu |tytuł=Sertorius a Pompeius na tle paktów z Mithradatesem |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2020-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu |tytuł=Testament dziwaka |autor=Juliusz Verne |start=2020-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL K May Przez dziki Kurdystan 1909.djvu |tytuł=Przez dziki Kurdystan (1909) |autor=Karol May |start=2020-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Libelt Karol - O miłości ojczyzny.pdf |tytuł=O miłości ojczyzny (Libelt) |autor=Karol Libelt |start=2020-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu |tytuł=Sewerka |autor=Waleria Marrené |start=2020-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf |tytuł=Miłość przestępcy |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2020-11-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pułkownikówna (Kraszewski) |tytuł=Pułkownikówna |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu |tytuł=Zamek w Karpatach |autor=Juliusz Verne |start=2020-11-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Limanowski Bolesław - Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu.pdf |tytuł=Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu |autor=Bolesław Limanowski |start=2020-11-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye Plauta; Aulularia - Mostellaria - Trinummus - Capteivei (IA komedyeplautaaul00plau).pdf |tytuł=Komedye Plauta |autor=Plaut |start=2020-11-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu |tytuł=Na Polesiu |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pseudo-Xenofont - Rzecz o ustawie ateńskiej.pdf |tytuł=Rzecz o ustawie ateńskiej |autor=Ksenofont |start=2020-11-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Czuj Duch X. Kazimierz Lutosławski.pdf |tytuł=Czuj Duch! |autor=Kazimierz Lutosławski |start=2020-11-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gibess - Obozownictwo.pdf |tytuł=Obozownictwo |autor=Stanisław Gibess |start=2020-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nekrasz - Pionierka harcerska.djvu |tytuł=Pionierka Harcerska |autor=Władysław Nekrasz |start=2020-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszynski Dzierżawa i najem u społeczeństw starożytnych.pdf |tytuł=Dzierżawa i najem u społeczeństw starożytnych. Cz. 1, Wschód |autor=Stefan Waszyński |start=2020-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu |tytuł=Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2020-12-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu |tytuł=Szkice i opowiadania historyczno-literackie |autor=Ferdynand Hoesick |start=2020-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Filozofija Lucyjusza Anneusza Seneki.pdf |tytuł=Filozofija Lucyjusza Anneusza Seneki |autor=Alfred Roch Brandowski |start=2020-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf |tytuł=Przed jutrem |autor=Gustawa Jarecka |start=2020-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gustawa Jarecka - Inni ludzie.pdf |tytuł=Inni ludzie|Inni ludzie |autor=Gustawa Jarecka |start=2022-01-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ćwikliński Kilka uwag o zadaniach i organizacji nauki polskiej.pdf |tytuł=Kilka uwag o zadaniach i organizacji nauki polskiej |autor=Ludwik Ćwikliński |start=2021-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Xenofont - Hippika i Hipparch.djvu |tytuł=Hippika i Hipparch czyli jazda konna i naczelnik jazdy |autor=Ksenofont |start=2021-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu |tytuł=Pamiętnik panny służącej (1923) |autor=Octave Mirbeau |start=2021-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adam Próchnik - Ku Polsce socjalistycznej dzieje polskiej myśli socjalistycznej.pdf |tytuł=Ku Polsce socjalistycznej |autor=Adam Próchnik |start=2021-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu |tytuł=Anioł śmierci |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2021-01-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Xenofont - Ekonomik.djvu |tytuł=Ekonomik |autor=Ksenofont |start=2021-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu |tytuł=Z antropologii wiejskiej (nowa serya) |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Wyścig dystansowy.djvu |tytuł=Wyścig dystansowy |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]],<br>[[Autor:Kazimierz Laskowski|Kazimierz Laskowski]] |start=2021-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ludwik Ćwikliński O przechowywanym w zbiorze pism Ksenofontowych Traktacie o dochodach.djvu |tytuł=O przechowywanym w zbiorze pism Ksenofontowych Traktacie o dochodach |autor=Ludwik Ćwikliński |start=2021-01-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Adolf Klęsk - Bolesne strony erotycznego życia kobiety.djvu |tytuł=Bolesne strony erotycznego życia kobiety |autor=Adolf Klęsk |start=2021-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu |tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom VII |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Syzyf.pdf |tytuł=Syzyf |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu |tytuł=Synowie pana Marcina |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf |tytuł=Powtórne życie |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu |tytuł=Zagrzebani |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu |tytuł=Czarna godzina |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-02-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Laskowski - Poradnik dla dłużników.djvu |tytuł=Poradnik dla dłużników |autor=Kazimierz Laskowski |start=2021-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Monologi.djvu |tytuł=Monologi |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Monologi. Serya druga.djvu |tytuł=Monologi. Serya druga |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu |tytuł=Suma na Kocimbrodzie |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu |tytuł=Fotografie wioskowe |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu |tytuł=Listy do przyszłej narzeczonej i Listy do cudzej żony |autor=[[Autor:Julian Ochorowicz|Julian Ochorowicz]]<br>[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu |tytuł=Na ojcowskim zagonie |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu |tytuł=Poezje (1936) (wybór) |autor=Taras Szewczenko |start=2021-02-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf |tytuł=Matka |autor=Maksym Gorki |start=2021-02-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rola (teksty Antoniego Kucharczyka) |autor=Antoni Kucharczyk |start=2021-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Złoty Jasieńko.djvu |tytuł=Złoty Jasieńko |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Płodność.djvu |tytuł=Płodność |autor=Émile Zola |start=2021-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Ikonotheka.djvu |tytuł=Ikonotheka |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu‎ |tytuł=Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski) |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2021-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jebb - Historya literatury greckiej.djvu‎ |tytuł=Historya literatury greckiej |autor=Richard Claverhouse Jebb |start=2021-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieje Galicyi (IA dziejegalicyi00bart).pdf |tytuł=Dzieje Galicyi |autor=Kazimierz Bartoszewicz |start=2021-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wójcicki - Klechdy.djvu |tytuł=Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe |autor=Kazimierz Władysław Wóycicki |start=2021-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Psiawiara.djvu |tytuł=Psiawiara |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Nera |tytuł=Nera |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu |tytuł=Willa pana regenta |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-03-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu |tytuł=Przeszkoda |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-03-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Prawda |tytuł=Prawda |autor=Émile Zola |start=2021-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu |tytuł=Banita powieść z 1843 |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tacyt - Germania.pdf |tytuł=Germania |autor=Tacyt |start=2021-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu |tytuł=Przybłęda |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kapitał społeczny ludzi starych.pdf |tytuł=Kapitał społeczny ludzi starych |autor=Andrzej Klimczuk |start=2021-03-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jankowski - Tram wpopszek ulicy.pdf |tytuł=Tram wpopszek ulicy |autor=Jerzy Jankowski |start=2021-03-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bernard Shaw - Socyalista na ustroniu.djvu |tytuł=Socyalista na ustroniu |autor=George Bernard Shaw |start=2021-03-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Leśniczy.djvu |tytuł=Leśniczy |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Milion za morzami.djvu |tytuł=Milion za morzami |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Wysokie progi |tytuł=Wysokie progi |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Romans i powieść.djvu |tytuł=Romans i powieść |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-03-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tacyt Kossowicz Agrykola.pdf |tytuł=Agrykola |autor=Tacyt |start=2021-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Plutarch - Perikles.pdf |tytuł=Perikles |autor=Plutarch |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -60- Czaszka Wielkiego Narbony.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 60. Czaszka Wielkiego Narbony |autor=anonimowy |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Diana.djvu |tytuł=Diana |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Minerwa.djvu |tytuł=Minerwa |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Wenus.djvu |tytuł=Wenus |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Błękitny anioł.djvu |tytuł=Błękitny anioł |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Lemański Colloqvia albo Rozmowy.djvu |tytuł=Colloqvia albo Rozmowy |autor=Jan Lemański |start=2021-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Herodot - Dzieje.djvu |tytuł=Dzieje |autor=Herodot |start=2021-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Urban - Makryna Mieczysławska w świetle prawdy.djvu |tytuł=Makryna Mieczysławska w świetle prawdy |autor=Jan Urban |start=2020-04-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Kartka miłości.djvu |tytuł=Kartka miłości |autor=Émile Zola |start=2021-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu |tytuł=Syn Marnotrawny (1905) |autor=Józef Weyssenhoff |start=2021-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu |tytuł=Prawo mężczyzny |autor=Jan Lemański |start=2021-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Burt's Polish-English dictionary in two parts, Polish-English, English Polish (IA burtspolishengli00kierrich).pdf |tytuł=Burt's Słowniczek Polskiego I Angielskiego Języka |autor=[[Autor:Władysław Kierst|Władysław Kierst]], [[Autor:Oskar Callier|Oskar Callier]] |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy kieszonkowy polsko-rossyjski i rossyjsko-polski slownik (IA nowykieszonkowyp00schm).pdf |tytuł=Nowy kieszonkowy polsko-rossyjski i rossyjsko-polski słownik |autor=M. J. A. E. Schmidt, Johann Adolf Erdmann |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Folklor i literatura.pdf |tytuł=Folklor i literatura |autor=Roch Sulima |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dokadny niemiecko-polski sownik (IA dokadnyniemiecko00mron).pdf |tytuł=Dokładny Niemiecko-Polski Słownik |autor=[[Autor:Krzysztof Celestyn Mrongovius|Krzysztof Celestyn Mrongovius]], [[Autor:Wilibald Wyszomierski|Wilibald Wyszomierski]] |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O ziemi i czlowicku;dziesiec odezytow. (IA oziemiiczlowicku00nale).pdf |tytuł=O ziemi i człowieku; dziesięć odczytów |autor=Władysław Nałęcz-Koniuszewski |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Traktat Pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą podpisany w Rydze dnia 18 marca 1921 roku.djvu |tytuł=Traktat Pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą podpisany w Rydze dnia 18 marca 1921 roku |start=2021-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Układ o repatriacji zawarty między Polską z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej strony.djvu |tytuł=Układ o repatriacji zawarty między Polską z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej strony w wykonaniu artykułu VII Umowy o Przedwstępnych Warunkach Pokoju z dnia 12 października 1920 roku |start=2021-04-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Doktór Pascal.djvu |tytuł=Doktór Pascal |autor=Émile Zola |start=2021-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf |tytuł=Kara Boża idzie przez oceany |autor=Henryk Nagiel |start=2021-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pogląd na nowszą poezję ukraińską.pdf |tytuł=Pogląd na nowszą poezyę ukraińską |autor=Sydir Twerdochlib |start=2021-04-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ukraiński ruch kobiecy.pdf |tytuł=„Ukraiński“ Ruch Kobiecy |autor=Cezaryna Mikułowska |start=2021-04-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu |tytuł=Błąd Abbé Moureta |autor=Émile Zola |start=2021-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Dzieło.djvu |tytuł=Dzieło |autor=Émile Zola |start=2021-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wilde Oscar - Dusza człowieka w epoce socyalizmu.pdf |tytuł=Dusza człowieka w epoce socyalizmu |autor=Oscar Wilde |start=2021-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Pieniądz.djvu |tytuł=Pieniądz |autor=Émile Zola |start=2021-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Epidemia.djvu |tytuł=Epidemia |autor=[[Autor:Octave Mirbeau|Octave Mirbeau]], [[Autor:Jarosław Pieniążek|Jarosław Pieniążek]] |start=2021-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu |tytuł=Poezye |autor=Michał Koroway-Metelicki |start=2021-05-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M Auerbach Platon a matematyka grecka.djvu |tytuł=Platon a matematyka grecka |autor=Marian Auerbach |start=2021-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mord rytualny.pdf |tytuł=Mord rytualny |autor=Aleksander Czołowski |start=2021-05-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Listy do nieznajomego |tytuł=Listy do nieznajomego |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski W sprawie szkół ludowych na Szlązku kilka uwag dla nauczycieli.djvu |tytuł=W sprawie szkół ludowych na Szlązku |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Niewiasta polska.djvu |tytuł=Niewiasta polska |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-05-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T2.pdf |tytuł=Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1852–1889) |autor=Stanisław Karwowski |start=2021-05-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf |tytuł=Jeden trudny rok |autor=[[Autor:Juliusz Dąbrowski|Juliusz Dąbrowski]], [[Autor:Tadeusz Kwiatkowski|Tadeusz Kwiatkowski]] |start=2021-05-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klęski zaraz w dawnym Lwowie.pdf |tytuł=Klęski zaraz w dawnym Lwowie |autor=Łucja Charewiczowa |start=2021-05-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Wieki katakombowe |tytuł=Wieki katakombowe |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-06-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu |tytuł=Życzenie zmarłej |autor=Émile Zola |start=2021-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Teatr.pdf |tytuł=Teatr |autor=Émile Zola |start=2021-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu |tytuł=Hiszpania i Afryka |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2021-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Człowiek zwierzę |tytuł=Człowiek zwierzę |autor=Émile Zola |start=2021-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Podbój Plassans.djvu |tytuł=Podbój Plassans |autor=Émile Zola |start=2021-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Historya o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim.djvu |tytuł=Historya o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim |autor=Mikołaj z Wilkowiecka |start=2021-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf |tytuł=Góra Chełmska |autor=Norbert Bonczyk |start=2021-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Rogulski - Słowniczek znakomitszych muzyków.djvu |tytuł=Słowniczek znakomitszych muzyków |autor=Gustaw Rogulski |start=2021-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Plato von Reussner - Luminarze świata.djvu |tytuł=Luminarze świata |autor=Plato von Reussner |start=2021-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Ziemia.pdf |tytuł=Ziemia |autor=Émile Zola |start=2021-06-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Auerbach Arytmetyka grecka u szczytu rozwoju.pdf |tytuł=Arytmetyka grecka u szczytu rozwoju (Diophantos) |autor=Marian Auerbach |start=2021-06-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stefan Żeromski-Pomyłki |tytuł=Pomyłki |autor=Stefan Żeromski |start=2021-06-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane T.1.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane. T. I |autor={{Lista autorów|William Shakespeare; Stanisław Egbert Koźmian}} |start=2021-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane T.2.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane. T. II |autor={{Lista autorów|William Shakespeare; Stanisław Egbert Koźmian}} |start=2021-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane T.3.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane. T. III |autor={{Lista autorów|William Shakespeare; Stanisław Egbert Koźmian}} |start=2021-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Nowe poglądy.pdf |tytuł=Nowe poglądy na cywilizacyę grecką |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Moje stosunki z Towiańskim i towiańczykami.pdf |tytuł=Moje stosunki z Towiańskim i towiańczykami |autor=Józef Komierowski |start=2021-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oskarżyciel przez Krajowskiego.pdf |tytuł=Oskarżyciel |autor=Józef Komierowski |start=2021-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sachs - Ferdynand Lassalle.djvu |tytuł=Ferdynand Lassalle |autor=Feliks Sachs |start=2021-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Niemcewicz - Rok 3333.pdf |tytuł=Rok 3333 |autor=Julian Ursyn Niemcewicz |start=2021-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Poezye.djvu |tytuł=Poezye |autor=Józef Szujski |start=2021-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata tłómaczone.djvu |tytuł=Dramata tłómaczone |autor={{Lista autorów|Ajschylos; Arystofanes; William Shakespeare; Pedro Calderón de la Barca; [[Autor:Józef Szujski|Józef Szujski]] (tłum.)}} |start=2021-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiktor Hugo - Han z Islandyi |tytuł=Han z Islandyi |autor=Victor Hugo |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu |tytuł=Rzeczy widziane 1848-1849 |autor=Victor Hugo |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiktor Hugo - Angelo.djvu |tytuł=Angelo |autor=Victor Hugo |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.1.djvu |tytuł=Dramata T.1 |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.2.djvu |tytuł=Dramata T.2 |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.3.djvu |tytuł=Dramata T.3 |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Powieści prozą.djvu |tytuł=Powieści prozą |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Literatura i krytyka.djvu |tytuł=Literatura i krytyka |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL William Shakespeare - Romeo i Julia (przekład Wiktorii Rosickiej).djvu |tytuł=Romeo i Julia |autor=William Shakespeare |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Krystyn Ostrowski - Lichwiarz.djvu |tytuł=Lichwiarz |autor=William Shakespeare |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dzieła dramatyczne Szekspira T.1 (przekład Stanisława Koźmiana).djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira T.1 |autor=William Shakespeare |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dzieła dramatyczne Szekspira T.2 (przekład Stanisława Koźmiana).djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira T.2 |autor=William Shakespeare |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dzieła dramatyczne Szekspira T.3 (przekład Stanisława Koźmiana).djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira T.3 |autor=William Shakespeare |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dramata Adama Gorczyńskiego Ser.2.djvu |tytuł=Dramata Adama Gorczyńskiego. Serya druga |autor={{Lista autorów|Adam Gorczyński; William Shakespeare}} |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider W sprawie Piasta.pdf |tytuł=W sprawie Piasta, Rzepichy i Ziemowita |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ludzie i pomniki (Hollender) |tytuł=Ludzie i pomniki |autor=Tadeusz Hollender |start=2021-07-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Dwie etyki.pdf |tytuł=Dwie etyki w Antygonie Sofoklesa |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wrzesień - Lord Byron.djvu |tytuł=Lord Byron |autor=Antoni Lange |start=2021-07-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walerya Marrené-Morzkowska - Cyganerya Warszawska.djvu |tytuł=Cyganerya Warszawska |autor=Waleria Marrené |start=2021-07-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walerya Marrené - Kobieta czasów obecnych.djvu |tytuł=Kobieta czasów obecnych |autor=Waleria Marrené |start=2021-07-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieło_wielkiego_miłosierdzia.djvu |tytuł=Dzieło wielkiego miłosierdzia |autor=zbiorowy |start=2021-07-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jeden z wielu (Trzeszczkowska) |tytuł=Jeden z wielu |autor=Zofia Trzeszczkowska |start=2021-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Świat tygodnik Rok I (1906) |tytuł=Świat tygodnik Rok I (1906) |autor=zbiorowy, red. [[Autor:Stefan Krzywoszewski|Stefan Krzywoszewski]] |start=2021-07-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walerya Marrené - Przeciw prądowi |tytuł=Przeciw prądowi |autor=Waleria Marrené |start=2021-07-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Reforma Wilamowitza.pdf |tytuł=Reforma Wilamowitza w nauczaniu greczyzny |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Kiwony.djvu |tytuł=Kiwony |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2021-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Sofista Antyfont.pdf |tytuł=Sofista Antyfont jako psychiatra |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Listy ze wsi |tytuł=Listy ze wsi |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-07-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Grecja niepodległa.pdf |tytuł=Grecja niepodległa |autor=Tadeusz Zieliński |start=2021-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marcin Bielski - Rozmowa nowych Proroków.djvu |tytuł=Rozmowa nowych Proroków |autor=Marcin Bielski |start=2021-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rej - Krótka rozprawa (1892).djvu |autor=Mikołaj Rej |tytuł=Krótka rozprawa między trzemi osobami panem, wójtem a plebanem |start=2021-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu |tytuł=Towarzysze Jehudy |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2021-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Album Wileńskie J K Wilczyńskiego.djvu |tytuł=Album Wileńskie J.K. Wilczyńskiego |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-07-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf |tytuł=Pamiętnik Mroczka |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL E Zola Magazyn nowości.djvu |tytuł=Magazyn nowości pod firmą Au bonheur des dames |autor=Émile Zola |start=2021-08-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dzieło wielkiego miłosierdzia.pdf |tytuł=Dzieło wielkiego miłosierdzia |autor=[[Autor:Maria Franciszka Kozłowska|Maria Franciszka Kozłowska]]<br>[[Autor:Jan Maria Michał Kowalski|Jan Maria Michał Kowalski]] |start=2021-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Książę Niezłomny.djvu |tytuł=Książę Niezłomny |autor=[[Autor:Pedro Calderón de la Barca|Pedro Calderon de la Barca]] |start=2021-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Tajna krzywda – Skryta zemsta.djvu |tytuł=Tajna krzywda – Skryta zemsta |autor=[[Autor:Pedro Calderón de la Barca|Pedro Calderon de la Barca]] |start=2021-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu |tytuł=Czarnoksiężnik |autor=[[Autor:Pedro Calderón de la Barca|Pedro Calderon de la Barca]] |start=2021-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu |tytuł=W mętnéj wodzie |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu |tytuł=Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508 |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lublana (Kraszewski) |tytuł=Lublana |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wieczory pod lipą.djvu |tytuł=Wieczory pod lipą |autor=Lucjan Siemieński |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jasnowidze i wróżbici.pdf |tytuł=Jasnowidze i wróżbici |autor=Ola Hansson |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Helen Jackson Ramona.pdf |tytuł=Ramona |autor=Helen Hunt Jackson |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sto djabłów (Kraszewski) |tytuł=Sto djabłów |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Siostra panny Ludington.pdf |tytuł=Siostra panny Ludington |autor=Edward Bellamy |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Łokietkowe czasy.djvu |tytuł=Łokietkowe czasy |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Rzemiosło wiejskie w Polsce.djvu |tytuł=Rzemiosło wiejskie w Polsce |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Późne średniowiecze miast nadbałtyckich.djvu |tytuł=Późne średniowiecze miast nadbałtyckich |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Hanza władczyni mórz.djvu |tytuł=Hanza władczyni mórz |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Badania nad kapitałem mieszczańskim Gdańska.djvu |tytuł=Badania nad kapitałem mieszczańskim Gdańska |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf |tytuł=Janosik król Tatr |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2021-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Frida Złote serduszko.pdf |tytuł=Frida, Złote serduszko |autor=[[Autor:André Theuriet|André Theuriet]]<br>[[Autor:Richard Harding Davis|Richard Harding Davis]] |start=2021-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu |tytuł=Morituri |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Duma o Hiawacie.pdf |tytuł=Duma o Hiawacie |autor=Henry Wadsworth Longfellow |start=2021-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL London Biała cisza.pdf |tytuł=Biała cisza |autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] |start=2021-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu |tytuł=Takie sobie bajeczki |autor=Rudyard Kipling |start=2021-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf |tytuł=Nowelle |autor=Francis Bret Harte |start=2021-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Hudson Jej naga stopa.pdf |tytuł=Jej naga stopa |autor=William Cadwalader Hudson |start=2021-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bruchnalski Mickiewicz a Moore.pdf |tytuł=Mickiewicz a Moore |autor=Wilhelm Bruchnalski |start=2021-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Reid Jeździec bez głowy.pdf |tytuł=Jeździec bez głowy |autor=Thomas Mayne Reid |start=2021-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Reid Pobyt w pustyni.pdf |tytuł=Pobyt w pustyni |autor=Thomas Mayne Reid |start=2021-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Garborg Górskie powietrze.pdf |tytuł=Górskie powietrze |autor=Arne Garborg |start=2021-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Garborg Utracony ojciec.pdf |tytuł=Utracony ojciec |autor=Arne Garborg |start=2021-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Negri Pieniądze.pdf |tytuł=Pieniądze |autor=Ada Negri |start=2021-08-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu |tytuł=Powieść składana |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-09-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smolka O zaginionej tragedyi Owidyusza.pdf |tytuł=O zaginionej tragedyi Owidyusza pod tytułem „Medea“ |autor=Franciszek Ksawery Smolka |start=2021-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Na starych skrzypkach poezye Erazma Krzyszkowskiego.djvu |tytuł=Na starych skrzypkach |autor={{Lista autorów|Erazm Krzyszkowski; Sándor Petőfi}} |start=2021-09-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marcin Bielski - Satyry.pdf |tytuł=Satyry |autor=Marcin Bielski |start=2021-09-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żyd obrazy współczesne (Kraszewski) |tytuł=Żyd: obrazy współczesne |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Kasprowicz - Bajki, klechdy i baśnie.pdf |tytuł=Bajki, klechdy i baśnie |autor=Jan Kasprowicz |start=2021-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL August Czarnowski - Zielnik lekarski (wyd. 3).pdf |tytuł=Zielnik lekarski |autor=[[Autor:Augustyn Czarnowski|August Czarnowski]] |start=2021-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Zimmermann - Ks. patron Wawrzyniak.pdf |tytuł=Ks. patron Wawrzyniak |autor=Kazimierz Zimmermann |start=2021-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu |tytuł=Rozkosz |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2021-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabryel d’Annunzio - Niewinny.djvu |tytuł=Niewinny |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2021-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gałuszka Biesiada kameleonów.pdf |tytuł=Biesiada kameleonów |autor=Józef Gałuszka |start=2021-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gałuszka Głosy ziemi.pdf |tytuł=Głosy ziemi |autor=Józef Gałuszka |start=2021-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lope de Vega - Don Felix de Mendoza.djvu |tytuł=Don Felix de Mendoza |autor=Lope de Vega |start=2021-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu |tytuł=Komedye wybrane |autor=Lope de Vega |start=2021-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dombi i syn (Dickens) |tytuł=Dombi i syn |autor=Karol Dickens |start=2021-09-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 12 listopada 1946 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości.pdf |tytuł=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 12 listopada 1946 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości |start=2021-09-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Goethe - Herman i Dorota.djvu |tytuł=Herman i Dorota |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2021-10-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce w skróceniu 5 tomów w jednym.djvu |tytuł=Jezuici w Polsce 5 tomów w jednym |autor=Stanisław Załęski |start=2021-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Praktyczna nauka o wyrabianiu wódki z kukurydzy.pdf |tytuł=Praktyczna nauka o wyrabianiu wódki z kukurydzy |autor=Romuald Piątkowski |start=2021-10-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu |tytuł=Wycieczka na Łomnicę |autor=Bronisław Rajchman |start=2021-10-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszyński Sady Laokrytow.pdf |tytuł=Sądy Laokrytów |autor=Stefan Waszyński |start=2021-10-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Przewóska-Czarnocka - Dzieje pogańskiej Litwy.pdf |tytuł=Dzieje pogańskiej Litwy |autor=Zofia Przewóska-Czarnocka |start=2021-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kodex karny wojskowy dekretem Rządu Narodowego z dnia 30 lipca 1863 roku.pdf |tytuł=Kodex Karny Wojskowy dekretem Rządu Narodowego z dnia 30 lipca 1863 roku zatwierdzony i w wykonanie wprowadzony |start=2021-10-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu |tytuł=Od Bałtyku do Karpat |autor=Antoni Piotrowski |start=2021-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu |tytuł=George Sand |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2021-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Katarzyna II - Pamiętniki.djvu |tytuł=Pamiętniki cesarzowej Katarzyny II. spisane przez nią samą |autor=Katarzyna II |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bourget - Kosmopolis.djvu |tytuł=Kosmopolis |autor=Paul Bourget |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Brete - Zwyciężony.pdf |tytuł=Zwyciężony |autor=Jean La Brète |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Brueckner - Starożytna Litwa.djvu |tytuł=Starożytna Litwa |autor=Aleksander Brückner |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bruun - Wyspa obiecana.pdf |tytuł=Wyspa obiecana |autor= Laurids Bruun |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Chateaubriand - Pamiętniki pogrobowe.djvu |tytuł=Pamiętniki pogrobowe |autor=François-René de Chateaubriand |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf |tytuł=Nowele z czasów oblężenia Paryża |autor=Alphonse Daudet |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Disraeli - Henryka Temple.djvu |tytuł=Henryka Temple |autor= Benjamin Disraeli |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Teressa.pdf |tytuł=Teressa |autor= Aleksander Dumas (ojciec) |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf |tytuł=Policzek Szarlott'y Korday |autor= Aleksander Dumas (ojciec) |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszynski Laokryci.pdf |tytuł=Laokryci i τὸ κοινὸν δι(καστήριον) czyli „sędziowie ludu“ i „wspólny sąd“ |autor=Stefan Waszyński |start=2021-10-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL C Marlowe - Tragiczne dzieje doktora Fausta.djvu |tytuł=Tragiczne dzieje doktora Fausta |autor=Christopher Marlowe |start=2021-10-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf |tytuł=Klechdy starożytne podania i powieści ludowe |autor=Kazimierz Władysław Wóycicki |start=2021-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu |tytuł=Kochajmy się |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Chłopi (Balzac) |tytuł=Chłopi |autor = Honoré de Balzac |start=2021-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu |tytuł=Blaski i nędze życia kurtyzany |autor = Honoré de Balzac |start=2021-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Córka Ewy; Sekrety księżnej de Cadignan.djvu |tytuł=Córka Ewy; Sekrety księżnej de Cadignan |autor = Honoré de Balzac |start=2021-10-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 15 marca 1947 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości.pdf |tytuł=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 15 marca 1947 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości |start=2021-10-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu |tytuł=Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours |autor = Honoré de Balzac |start=2021-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszyński Adam Mickiewicz.pdf |tytuł=Adam Mickiewicz: jego historjozoficzne i społeczne poglądy |autor=Stefan Waszyński |start=2021-10-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu |tytuł=Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką |autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]] |start=2021-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rejchman - Wśród białéj nocy.djvu |tytuł=Wśród białéj nocy |autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]] |start=2021-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rejchman - Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego.djvu |tytuł=Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego |autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]] |start=2021-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu |tytuł=Eugenja Grandet |autor = Honoré de Balzac |start=2021-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu |tytuł=Marysieńka Sobieska |autor=Tadeusz Boy-Żeleński |start=2021-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu |tytuł=Resurrecturi |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-10-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu |tytuł=Czarny karzeł |autor=Walter Scott |start=2021-10-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Żmigryder-Konopka - Istota prawna relegacji obywatela rzymskiego.djvu |tytuł=Istota prawna relegacji obywatela rzymskiego |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2021-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu |tytuł=Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina |autor = Honoré de Balzac |start=2021-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu |tytuł=Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka |autor=Jan Grzegorzewski |start=2021-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu |tytuł=Na turniach |autor=Tadeusz Dropiowski |start=2021-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zmigryder-Konopka - Wystąpienie władzy rzymskiej przeciwko bachanaljom italskim.djvu |tytuł=Wystąpienie władzy rzymskiej przeciwko bachanaljom italskim |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2021-11-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=26 mm Pistolet sygnałowy wz. 1978 i wz. 1944 - opis i użytkowanie |tytuł=26 mm Pistolet sygnałowy wz. 1978 i wz. 1944 |autor=Ministerstwo Obrony Narodowej |start=2021-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Ferragus.djvu |tytuł=Ferragus |autor = Honoré de Balzac |start=2021-11-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sawicka Nowelle.pdf |tytuł=Nowelle |autor=Józefa Sawicka |start=2021-11-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Kościuszko jego żywot i czyny.pdf |tytuł=Tadeusz Kościuszko jego żywot i czyny |autor=Bolesław Twardowski |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu |tytuł=Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras |autor=George Füllborn |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik I.pdf |tytuł=Nasze Hasło. Tomik I |autor=zbiorowy |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik II.pdf |tytuł=Nasze Hasło. Tomik II |autor=zbiorowy |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik III.pdf |tytuł=Nasze Hasło. Tomik IIII |autor=zbiorowy |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Żmigryder-Konopka - Kampański urząd t. zw. meddices.djvu |tytuł=Kampański urząd t. zw. meddices |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu |tytuł=Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie |autor = Honoré de Balzac |start=2021-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fizjologja małżeństwa (Balzac) |tytuł=Fizjologja małżeństwa |autor = Honoré de Balzac |start=2021-11-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Cyceron nauczycielem i wychowawcą Rzymian.pdf |tytuł=Cyceron nauczycielem i wychowawcą Rzymian |autor=Jan Smereka |start=2021-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Helena Staś Kobieta wobec Chrystusa.pdf |tytuł=Kobieta wobec Chrystusa |autor=Helena Staś |start=2021-12-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf |tytuł=Wills zbrodniarz |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Filologja klasyczna wobec zagadnienia.djvu |tytuł=Filologja klasyczna wobec zagadnienia: szkoła i państwo |autor=Jan Smereka |start=2021-12-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lew Trocki - Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego.pdf |tytuł=Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego |autor=Lew Trocki |start=2021-12-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - O retoryce w szkole średniej.pdf |tytuł=O retoryce w szkole średniej |autor=Jan Smereka |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Potwór.pdf |tytuł=Potwór |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf |tytuł=Tajemnicza kula |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf |tytuł=Rada sprawiedliwych |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Gabinet 13.pdf |tytuł=Gabinet Nr 13 |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf |tytuł=Bractwo Wielkiej Żaby |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Zielona rdza.pdf |tytuł=Zielona rdza |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Richard March - Ponury dom w Warszawie.djvu |tytuł=Ponury dom w Warszawie |autor=Richard March |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A. Jax - Pan redaktor czeka.pdf |tytuł=Pan redaktor czeka |autor=Antoni Jax |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf |tytuł=Na granicy |autor=Valeska von Bethusy-Huc |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Paweł Gawrzyjelski - Odgłos z za morza.pdf |tytuł=Odgłos z za morza |autor=Paweł Gawrzyjelski |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Nowe tajemnice Warszawy.djvu |tytuł=Nowe tajemnice Warszawy |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Gorzałka.djvu |tytuł=Gorzałka |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf |tytuł=Kawalerskie gospodarstwo |autor = Honoré de Balzac |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Z zagona i bruku.djvu |tytuł=Z zagona i bruku |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Von Molken.pdf |tytuł=Von Molken |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf |tytuł=Na pańskim dworze |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Z siół pól i lasów T.1.pdf |tytuł=Z siół pól i lasów T.1 |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Z siół pól i lasów T.2.pdf |tytuł=Z siół pól i lasów T.2 |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Beldonek.pdf |tytuł=Beldonek |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A. Dygasiński - Jarmark na Święty Onufry.pdf |tytuł=Jarmark na Święty Onufry |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nowele Adolfa Dygasińskiego T.1.pdf |tytuł=Nowele Adolfa Dygasińskiego T.1 |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nowele Adolfa Dygasińskiego T.2.pdf |tytuł=Nowele Adolfa Dygasińskiego T.2 |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu |tytuł=Tajemnice stolicy świata |autor=George Füllborn |start=2021-11-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu |tytuł=Sylwety emigracyjne |autor=Zygmunt Miłkowski |start=2021-11-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marian Bartynowski - Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce.pdf |tytuł=Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce |autor=Marian Bartynowski |start=2021-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu |tytuł=Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena |autor = Honoré de Balzac |start=2021-12-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Cyceron - Sen Scypiona.pdf |tytuł=Sen Scypiona |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2021-12-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Filologia klasyczna w Uniwersytecie Lwowskim.djvu |tytuł=Filologia klasyczna w Uniwersytecie Lwowskim do czasów Zygmunta Węclewskiego i Ludwika Ćwiklińskiego |autor=Jan Smereka |start=2021-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Pierwszy filolog.djvu |tytuł=Pierwszy filolog - Polak w Uniwersytecie Jana Kazimierza Zygmunt Węclewski |autor=Jan Smereka |start=2021-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf |tytuł=Dwór Karola IX-go |autor=Prosper Mérimée |start=2021-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu |tytuł=Życie neurastenika |autor=Octave Mirbeau |start=2021-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu |tytuł=Kobieta trzydziestoletnia |autor = Honoré de Balzac |start=2021-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu |tytuł=Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert |autor = Honoré de Balzac |start=2021-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mill - O zasadzie użyteczności.pdf |tytuł=O zasadzie użyteczności |autor=John Stuart Mill |start=2021-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lud ukraiński. T. 1.djvu |tytuł=Lud ukraiński/Tom 1 |autor=Antoni Marcinkowski |start=2021-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lud ukraiński. T. 2.pdf |tytuł=Lud ukraiński/Tom 2 |autor=Antoni Marcinkowski |start=2021-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Cytaty.pdf |tytuł=Cytaty |autor=William Shakespeare |start=2022-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy |tytuł=Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy |autor=Miguel de Cervantes y Saavedra |start=2022-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurycy Leblanc - Odłamek pocisku.djvu |tytuł=Odłamek pocisku |autor=Maurice Leblanc |start=2021-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurycy Leblanc - Zbrodnia w zamku.pdf |tytuł=Zbrodnia w zamku |autor=Maurice Leblanc |start=2022-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurycy Leblanc - Troje oczu.pdf |tytuł=Troje oczu |autor=Maurice Leblanc |start=2022-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurice Leblanc - Dorota tancerka na linie.pdf |tytuł=Dorota tancerka na linie |autor=Maurice Leblanc |start=2022-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M. Leblanc - Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1926) |tytuł=Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1929) |autor=Maurice Leblanc |start=2022-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurice Leblanc - Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1929) |tytuł=Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1926) |autor=Maurice Leblanc |start=2022-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu |tytuł=Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy |autor = Honoré de Balzac |start=2022-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu |tytuł=Kuzyn Pons |autor = Honoré de Balzac |start=2022-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL_G_Flaubert_Pani_Bovary.djvu |tytuł=Pani Bovary |autor=Gustave Flaubert |start=2022-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A.Kieł - Sztuka przypodobania się płci pięknej sylwetki.pdf |tytuł=Sztuka przypodobania się płci pięknej |autor=Zenon Rappaport |start=2022-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywot człowieka poczciwego |autor=Mikołaj Rej |tytuł=Żywot człowieka poczciwego |start=2022-01-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kuzynka Bietka (Balzac) |tytuł=Kuzynka Bietka |autor = Honoré de Balzac |start=2022-01-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL F.S.Dmochowski - Dawne obyczaje i zwyczaje szlachty i ludu wiejskiego.pdf |tytuł=Dawne obyczaje i zwyczaje szlachty i ludu wiejskiego |autor=Franciszek Salezy Dmochowski |start=2022-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hamlet krolewicz dunski.djvu |tytuł=Hamlet krolewicz dunski |autor=William Shakespeare |start=2022-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Petroniusz - Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona.pdf |tytuł=Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona |autor=[[Autor:Gajusz Petroniusz|Gajusz Petroniusz]]<br>[[Autor:Władysław Michał Dębicki|Władysław Michał Dębicki]] |start=2022-02-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu |tytuł=Lekarz wiejski |autor = Honoré de Balzac |start=2022-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu |tytuł=Ojciec Goriot |autor = Honoré de Balzac |start=2022-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Teodor Jeske-Choiński - Klemens Junosza Szaniawski.djvu |tytuł=Klemens Junosza Szaniawski |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2022-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Statut organiczny 1832.djvu |tytuł=Statut organiczny dla Królestwa Polskiego z manifestem Najjaśniejszego Pana |autor=Mikołaj I Romanow |start=2022-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edward Szalit - Mały katechizm higjeniczny dla ludu wiejskiego.djvu |tytuł=Mały katechizm higjeniczny dla ludu wiejskiego |autor=Edward Szalit |start=2022-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Duchy i zjawy.djvu |tytuł=Duchy i zjawy |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu |tytuł=Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - O kobiecie wiecznie młodej.djvu |tytuł=O kobiecie wiecznie młodej |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Tajemnice masonerji i masonów.djvu |tytuł=Tajemnice masonerji i masonów |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu |tytuł=Magja i czary |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu |tytuł=Krwawy strzęp |autor=Jan Żyznowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu |tytuł=Gabinet starożytności |autor = Honoré de Balzac |start=2022-03-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf |tytuł=Rodzina de Presles |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Potworna matka.pdf |tytuł=Potworna matka |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Macocha.djvu |tytuł=Macocha |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu |tytuł=Muza z Zaścianka |autor = Honoré de Balzac |start=2022-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Podróż do Polski.djvu |tytuł=Podróż do Polski |autor = Honoré de Balzac |start=2022-03-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf |tytuł=Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa) |autor=Fiodor Dostojewski |start=2022-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf |tytuł=Cudza żona i mąż pod łóżkiem |autor=Fiodor Dostojewski |start=2022-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu |tytuł=Pierwsze kroki; Msza Ateusza |autor = Honoré de Balzac |start=2022-03-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu |tytuł=Kuratela i inne opowiadania |autor = Honoré de Balzac |start=2022-03-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu |tytuł=Człowiek o dwu twarzach |autor=Robert Louis Stevenson |start=2022-03-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu |tytuł=Wierzyciele swatami |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu |tytuł=Dwie sieroty |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu |tytuł=Tajemnica grobowca |autor=Xavier de Montépin |start=2022-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu |tytuł=Eugenia Grandet |autor = Honoré de Balzac |start=2022-04-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mechanika życia ludzkiego czyli Budowa ciała i sprawy.pdf |tytuł=Mechanika życia ludzkiego czyli Budowa ciała i sprawy |autor=Antoni Kryszka |start=2022-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 1 Mowy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 1 Mowy |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 2 Mowy |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 3 Mowy |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 4 Listy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 4 Listy |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 5 Listy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 5 Listy |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 6 Pisma krasomówcze.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 6 Pisma krasomówcze |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 7 Pisma filozoficzne.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 7 Pisma filozoficzne |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 8 Pisma filozoficzne.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 8 Pisma filozoficzne |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu |tytuł=Panna do towarzystwa |autor=Xavier de Montépin |start=2022-04-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Franciszek Krček - Pisanki w Galicyi III.pdf |tytuł=Pisanki w Galicyi III |autor=Franciszek Krček |start=2022-04-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu |tytuł=Dziecię nieszczęścia |autor=Xavier de Montépin |start=2022-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mogilna (Kraszewski) |tytuł=Mogilna |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2022-04-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Marany.djvu |tytuł=Marany |autor = Honoré de Balzac |start=2022-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu |tytuł=Lekarz obłąkanych |autor=Xavier de Montépin |start=2022-05-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jasnowidząca (Montépin) |tytuł=Jasnowidząca |autor=Xavier de Montépin |start=2022-05-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Zacharyasiewicz - Przy Morskiem Oku.djvu |tytuł=Przy Morskiem Oku |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2022-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Steczkowska - Wycieczka na Babią górę.djvu |tytuł=Wycieczka na Babią górę |autor=Maria Steczkowska |start=2022-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu |tytuł=Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin |autor=Maria Steczkowska |start=2022-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu |tytuł=Szkice z podróży w Tatry |autor=Walery Eljasz-Radzikowski |start=2022-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu |tytuł=Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich |autor=Walery Eljasz-Radzikowski |start=2022-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu |tytuł=Córka Tuśki |autor=Gabriela Zapolska |start=2022-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf |tytuł=Zwyczajne życie |autor=Karel Čapek |start=2022-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Czyński - Bunt kobiet.pdf |tytuł=Bunt kobiet |autor=Jan Czyński |start=2022-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf |tytuł=Opowiadania z życia zwierząt |autor=Ernest Thompson Seton |start=2022-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Władysław Łoziński - Życie polskie w dawnych wiekach (wiek XVI-XVIII).pdf |tytuł=Życie polskie w dawnych wiekach (wiek XVI-XVIII) |autor=Władysław Łoziński |start=2022-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Harriet Beecher Stowe - Biali i czarni - t. 1.pdf |tytuł=Biali i czarni - t. 1 |autor=Harriet Beecher Stowe |start=2022-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Harriet Beecher Stowe - Biali i czarni - t. 2.pdf |tytuł=Biali i czarni - t. 2 |autor=Harriet Beecher Stowe |start=2022-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Harriet Beecher Stowe - Biali i czarni - t. 3.pdf |tytuł=Biali i czarni - t. 3 |autor=Harriet Beecher Stowe |start=2022-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf |tytuł=Z carskiej imperyi |autor=Kajetan Abgarowicz |start=2022-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kajetan Abgarowicz - Polubowna ugoda.pdf |tytuł=Polubowna ugoda |autor=Kajetan Abgarowicz |start=2022-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kajetan Abgarowicz - Widziane i odczute.pdf |tytuł=Widziane i odczute |autor=Kajetan Abgarowicz |start=2022-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Walery Łoziński - Szlachcic chodaczkowy.pdf |tytuł=Szlachcic chodaczkowy |autor=Walery Łoziński |start=2022-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Walery Łoziński - Szaraczek i karmazyn.pdf |tytuł=Szaraczek i karmazyn |autor=Walery Łoziński |start=2022-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf |tytuł=Kawaler Des Touches |autor=Jules Amédée Barbey d’Aurevilly |start=2022-09-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma wierszem i prozą.pdf |tytuł=Pisma wierszem i prozą |autor=Franciszek Karpiński |start=2022-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karel Čapek - Meteor.pdf |tytuł=Meteor |autor=Karel Čapek |start=2022-10-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leopold Świerz - Wycieczka do Morskiego Oka zimową porą.djvu |tytuł=Wycieczka do Morskiego Oka zimową porą |autor=Leopold Świerz |start=2022-10-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Prokurator Alicja Horn |tytuł=Prokurator Alicja Horn |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2022-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - O nazwie Morskiego Oka w Tatrach.djvu |tytuł=O nazwie Morskiego Oka w Tatrach |autor=Walery Eljasz-Radzikowski |start=2022-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Z podróży po Spiżu.djvu |tytuł=Z podróży po Spiżu |autor=Walery Eljasz-Radzikowski |start=2022-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hordubal.pdf |tytuł=Hordubal |autor=Karel Čapek |start=2022-10-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu |tytuł=Szuanie czyli Bretania w roku 1799 |autor = Honoré de Balzac |start=2022-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ramacharaka - Religje Indyj.pdf |tytuł=Religje Indyj |autor=William Walker Atkinson |start=2022-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ramacharaka - Nauka o oddechaniu.pdf |tytuł=Nauka o oddechaniu |autor=William Walker Atkinson |start=2022-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Eugeniusz Janota - Przyczynki do znajomości Tatr.djvu |tytuł=Przyczynki do znajomości Tatr |autor=Eugeniusz Janota |start=2022-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Schneider - Babiagóra w Beskidach.djvu |tytuł=Babiagóra w Beskidach |autor=Antoni Schneider |start=2022-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Łepkowski, J. Jerzmanowski - Ułamek z podróży archeologicznej po Galicyi odbytej w r. 1849.djvu |tytuł=Ułamek z podróży archeologicznej po Galicyi odbytej w r. 1849 |autor=[[Autor:Józef Łepkowski|Józef Łepkowski]],<br>[[Autor:Józef Jerzmanowski|Józef Jerzmanowski]] |start=2022-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf |tytuł=Yankes na dworze króla Artura |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2022-11-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Agnieszka Pilchowa - Spojrzenie w przyszłość.pdf |tytuł=Spojrzenie w Przyszłość |autor=Agnieszka Pilchowa |start=2022-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf |tytuł=Pamiętniki jasnowidzącej |autor=Agnieszka Pilchowa |start=2022-11-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL P Bourget Kłamstwa.djvu |tytuł=Kłamstwa |autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]] |start=2021-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu |tytuł=Zbrodnia miłości |autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]] |start=2021-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Eugeniusz Janota - Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin.djvu |tytuł=Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin |autor=Eugeniusz Janota |start=2022-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu |tytuł=Poezye |autor=Karol Brzozowski |start=2022-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Na chlebie u dzieci.djvu |tytuł=Na chlebie u dzieci |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2022-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu |tytuł=Dziadowski wychowanek |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2022-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emilka dojrzewa.pdf |tytuł=Emilka dojrzewa |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2022-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Modrzejowska z Odrzykrowia.djvu |tytuł=Modrzejowska z Odrzykrowia |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2022-12-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Oryla Michała Haliniaka wspomnienia z podróży Wisłą do Gdańska.djvu |tytuł=Oryla Michała Haliniaka wspomnienia z podróży Wisłą do Gdańska |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Z życia cyganów.djvu |tytuł=Z życia cyganów |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bogumił Hoff - Wyprawa po skarby w Tatrach.djvu |tytuł=Wyprawa po skarby w Tatrach |autor=Bogumił Hoff |start=2022-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Chłop czarownik.djvu |tytuł=Chłop czarownik |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Świat i przyroda w wyobraźni chłopa.djvu |tytuł=Świat i przyroda w wyobraźni chłopa |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Z pod Sandomierza.djvu |tytuł=Z pod Sandomierza |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf |tytuł=Skarb z Franchard, Olalla, Markheim |autor=Robert Louis Stevenson |start=2022-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Dramat gminny polski.djvu |tytuł=Dramat gminny polski |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Z za krakowskich rogatek.djvu |tytuł=Z za krakowskich rogatek |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Rabsice dawnej puszczy sandomierskiej.djvu |tytuł=Rabsice dawnej puszczy sandomierskiej |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A Daudet Ewangelistka.djvu |tytuł=Ewangelistka |autor=Alphonse Daudet |start=2021-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu |tytuł=Nieśmiertelny |autor=Alphonse Daudet |start=2021-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu |tytuł=Róża i Ninetka |autor=Alphonse Daudet |start=2021-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A Daudet Jack.djvu |tytuł=Jack |autor=Alphonse Daudet |start=2021-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Zapust - Popielec - Wielka Noc.djvu |tytuł=Zapust - Popielec - Wielka Noc |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Nowy Rok u ludu.djvu |tytuł=Nowy Rok u ludu |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf |tytuł=Sieroce dole |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2022-12-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf |tytuł=Dziwne losy Jane Eyre |autor=Charlotte Brontë |start=2022-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Herbert George Wells - Syrena.pdf |tytuł=Syrena |autor=Herbert George Wells |start=2022-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Król sam.djvu |tytuł=Król sam |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2022-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Nasze sioło.djvu |tytuł=Nasze sioło |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Słowniczek gwary ludu zamieszkującego wschodnio-południową najbliższą okolicę Nowego Sącza.djvu |tytuł=Słowniczek gwary ludu zamieszkującego wschodnio-południową najbliższą okolicę Nowego Sącza |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Z ust ludu.djvu |tytuł=Z ust ludu |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Piekarski - Prawdy i herezje. Encyklopedja wierzeń wszystkich ludów i czasów.pdf |tytuł=Prawdy i herezje. Encyklopedja wierzeń wszystkich ludów i czasów |autor=Stanisław Piekarski |start=2023-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozporządzenie Ministra Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej z dnia 25 marca 2004 r. w sprawie warsztatów terapii zajęciowej.pdf |tytuł=Rozporządzenie Ministra Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej w sprawie warsztatów terapii zajęciowej |autor=Polski ustawodawca |start=2023-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu |tytuł=Słońce szatana |autor=Ignacy Charszewski |start=2023-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Potocki - Żyd w wiosce.djvu |tytuł=Żyd w wiosce |autor=Antoni Potocki |start=2023-01-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Motas. Chłop poeta.djvu |tytuł=Motas. Chłop poeta |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Wesele stalowskie.djvu |tytuł=Wesele stalowskie |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf |tytuł=Biała róża |autor=Narcyza Żmichowska |start=2023-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf |tytuł=Czy to powieść |autor=Narcyza Żmichowska |start=2023-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Narcyza Żmichowska - Prządki.pdf |tytuł=Prządki |autor=Narcyza Żmichowska |start=2023-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Kilka szczegółów z historyi naturalnej ludowej.djvu |tytuł=Kilka szczegółów z historyi naturalnej ludowej |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Przezwiska ludowe.djvu |tytuł=Przezwiska ludowe |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Kubista - Krzyż i słońce.pdf |tytuł=Krzyż i słońce |autor=Stanisław Kubista |start=2023-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Ludowe nazwy miejscowe w powiecie Brzeskim w Galicyi.djvu |tytuł=Ludowe nazwy miejscowe w powiecie Brzeskim w Galicyi |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Z poza rogatek krakowskich.djvu |tytuł=Z poza rogatek krakowskich |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf |tytuł=Szlachetność serca; Z Dzienniczka Małego Wisusa |autor=[[Autor:Jadwiga Bohuszewiczowa|Jadwiga Bohuszewiczowa]]; [[Autor:Metta Victoria Fuller Victor|Metta Victoria Fuller Victor]] |start=2023-01-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lud białoruski na Rusi Litewskiej T1.pdf |tytuł= Lud białoruski na Rusi Litewskiej. Tom 1 |autor=Michał Federowski |start=2020-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zielnik Zioła lecznicze... Michała Fedorowskiego jako dokumentacja badań etnograficznych.pdf |tytuł=Zielnik Zioła lecznicze... Michała Fedorowskiego jako dokumentacja badań etnograficznych |autor=[[Autor:Maja Graniszewska|Maja Graniszewska]], [[Autor:Maja Graniszewska|Hanna Leśniewska]], [[Autor:Maja Graniszewska|Halina Galera]] |start=2023-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stan obecny chemji polonu.pdf |tytuł=Stan obecny chemji polonu |autor=Maria Skłodowska-Curie |start=2023-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Diaryvsz prawdziwy zwycięstwa nad Tatarami.pdf |tytuł=Diaryvsz prawdziwy zwycięstwa nad Tatarami |autor=Stanisław Koniecpolski |start=2023-01-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Wszystko dla nich.djvu |tytuł=Wszystko dla nich |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jean Webster - Tajemniczy opiekun.pdf |tytuł=Tajemniczy opiekun |autor=Jean Webster |start=2023-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Dobrodziej mimo woli.djvu |tytuł=Dobrodziej mimo woli |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Moja pierwsza wycieczka krajoznawcza.djvu |tytuł=Moja pierwsza wycieczka „krajoznawcza“ |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Fortel Pawełka.djvu |tytuł=Fortel Pawełka |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Sąsiadka.djvu |tytuł=Sąsiadka |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Dobre wychowanie.djvu |tytuł=Dobre wychowanie |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Barewicz O powstaniu mowy Demostenesa.pdf |tytuł=O powstaniu mowy Demostenesa przeciw Midyaszowi |autor=Witołd Barewicz |start=2023-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Włodzimierz Zagórski - Poezye. Z teki Chochlika. Nowa serya.djvu |tytuł=Poezye. Z teki Chochlika. Nowa serya |autor=Włodzimierz Zagórski |start=2023-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jack London - Córa nocy.pdf |tytuł=Córa nocy |autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] |start=2023-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL P Bourget Widmo.djvu |tytuł=Widmo |autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]] |start=2023-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL P Bourget Po szczeblach.djvu |tytuł=Po szczeblach |autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]] |start=2023-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Starkman - Cholera.pdf |tytuł=Cholera |autor=Józef Starkman |start=2023-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Z nad jezior w Tatrach.djvu |tytuł=Z nad jezior w Tatrach |autor=Walery Eljasz-Radzikowski |start=2023-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hugo Zapałowicz - Zdarzenie w Tatrach.djvu |tytuł=Zdarzenie w Tatrach |autor=Hugo Zapałowicz |start=2023-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hugo Zapałowicz - Z Czarnohory do Alp Rodneńskich.djvu |tytuł=Z Czarnohory do Alp Rodneńskich |autor=Hugo Zapałowicz |start=2023-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Piotrowski. Autobiografia.pdf |tytuł=List z autobiografią |autor=Antoni Piotrowski |start=2023-03-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Z kazuistyki ciał obcych w odbycie i odbytnicy.djvu |tytuł=Z kazuistyki ciał obcych w odbycie i odbytnicy |autor=Leon Wachholz |start=2023-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Z kazuistyki tak zwanych otruć mięsem.djvu |tytuł=Z kazuistyki tak zwanych otruć mięsem |autor=Leon Wachholz |start=2023-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Z kryminologii wrodzonego niedołęstwa umysłu.djvu |tytuł=Z kryminologii wrodzonego niedołęstwa umysłu |autor=Leon Wachholz |start=2023-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - O morderstwie z lubieżności.djvu |tytuł=O mordestwie z lubieżności |autor=Leon Wachholz |start=2023-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Grzanowski Rzecz o układzie mowy Demostenesa.pdf |tytuł=Rzecz o układzie mowy Demostenesa |autor=Bronisław Grzanowski |start=2023-04-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Němcová Babunia 1905.pdf |tytuł=Babunia (tłum. Paweł Rybok, 1905) |autor=Božena Němcová |start=2023-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Chudziński Thanatos.pdf |tytuł=Thanatos czyli śmierć i życie pośmiertne u dawnych Greków |autor=Antoni Chudziński |start=2023-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf |tytuł=Groźny kapitan |autor=Jerzy Szarecki |start=2023-05-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnobiologia 2011 2.pdf |tytuł= Bukiety zielne święcone w dniu Matki Boskiej Zielnej w Sanockiem |autor=[[Autor:Łukasz Fitkowski|Łukasz Fitkowski]] |start=2023-05-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnobiologia 2011 3.pdf |tytuł= Kulturowe różnice we florze przedstawionej w ilustracjach dziecięcych bajek Wielkiej Brytanii i Polski |autor=Łukasz Łuczaj |start=2023-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnobiologia 2011 4.pdf |tytuł= Etnobotanika miejska: perspektywy, tematy, metody |autor=Monika Kujawska |start=2023-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnobiologia 2011 5.pdf |tytuł= Rośliny bez nazwy, rośliny o wielu nazwach – o wiedzy etnobotanicznej mieszkańców polskich wsi na Bukowinie Rumuńskiej |autor=Iwona Kołodziejska-Degórska |start=2023-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnobiologia 2011 6.pdf |tytuł=Dziko rosnące rośliny jadalne użytkowane w Polsce od połowy XIX w. do czasów współczesnych |autor=Łukasz Łuczaj |start=2023-05-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dom tajemniczy |tytuł=Dom tajemniczy |autor=Xavier de Montépin |start=2023-05-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Georges Rodenbach - Bruges umarłe.pdf |tytuł=Bruges umarłe |autor=Georges Rodenbach |start=2023-05-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bartoszewicz O kalendarzu dawnych Rzymian.pdf |tytuł=O kalendarzu dawnych Rzymian |autor=Zygmunt Bartoszewicz |start=2023-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL John Ruskin Gałązka dzikiej oliwy.djvu |tytuł=Gałązka dzikiej oliwy |autor=John Ruskin |start=2023-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu |tytuł=Dziwne przygody Dawida Balfour'a |autor=Robert Louis Stevenson |start=2023-06-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tukidydes - Mowa pogrzebowa Peryklesa.pdf |tytuł=Mowa pogrzebowa Peryklesa |autor=[[Autor:Perykles|Perykles]], [[Autor:Tucydydes|Tucydydes]] |start=2023-06-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Wojna a zbrodnia.djvu |tytuł=Wojna a zbrodnia |autor=Leon Wachholz |start=2023-06-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Z historyi trucizn i otruć.djvu |tytuł=Z historyi trucizn i otruć |autor=Leon Wachholz |start=2023-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Annie Besant - Potęga myśli.pdf |tytuł=Potęga myśli |autor=Annie Besant |start=2023-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marian Łomnicki - Wycieczka na Łomnicę tatrzańską.djvu |tytuł=Wycieczka na Łomnicę tatrzańską |autor=Marian Łomnicki |start=2023-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maksymilian Nowicki - Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1867).djvu |tytuł=Zapiski z fauny-1 tatrzańskiéj (1867) |autor=Maksymilian Nowicki |start=2023-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maksymilian Nowicki - Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1868).djvu |tytuł=Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1868) |autor=Maksymilian Nowicki |start=2023-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Leopold Jaworski - Ze studiów nad faszyzmem.djvu |tytuł=Ze studiów nad faszyzmem |autor=Władysław Leopold Jaworski |start=2023-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Krzymuski - O odpowiedzialności karnej zwierząt.djvu |tytuł=O odpowiedzialności karnej zwierząt |autor=Edmund Krzymuski |start=2023-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Rostafiński - Jechać, czy nie jechać w Tatry.djvu |tytuł=Jechać, czy nie jechać w Tatry? |autor=Józef Rostafiński |start=2023-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Abstrakty z konferencji Etnobiologia w Polsce.pdf |tytuł= Abstrakty z konferencji Etnobiologia w Polsce |autor=[[Autor:Artur Adamczak|Artur Adamczak]], [[Autor:Agnieszka Gryszczyńska|Agnieszka Gryszczyńska]], [[Autor:Waldemar Buchwald|Waldemar Buchwald]], [[Autor:Manel Barrachina|Manel Barrachina]], [[Autor:Anna Forycka|Anna Forycka]], [[Autor:Waldemar Buchwald|Waldemar Buchwald]], [[Autor:Piotr Klepacki|Piotr Klepacki]], [[Autor:Monika Kujawska|Monika Kujawska]], [[Autor:Karolina Konieczna|Karolina Konieczna]], [[Autor:Łukasz Łuczaj|Łukasz Łuczaj]], [[Autor:Joanna Sosnowska|Joanna Sosnowska]] |start=2023-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Brzozowy sok, „czeremsza” i zielony barszcz – ankieta etnobotaniczna wśród botaników ukraińskich.pdf |tytuł= Brzozowy sok, „czeremsza” i zielony barszcz – ankieta etnobotaniczna wśród botaników ukraińskich |autor=Łukasz Łuczaj |start=2023-08-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bulwki rajgrasu wyniosłego (Arrhenatherum elatius (L.) P. Beauv. ex J. PRESL & C. PRESL subsp. bulbosum) na stanowiskach archeologicznych.pdf |tytuł= Bulwki rajgrasu wyniosłego na stanowiskach archeologicznych |autor=Aldona Mueller-Bieniek |start=2023-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rdestowiec ostrokończysty (Reynoutria japonica Houtt.) – roślina użytkowana kulinarnie w Puszczy Białowieskiej.pdf |tytuł= Rdestowiec ostrokończysty – roślina użytkowana kulinarnie w Puszczy Białowieskiej |autor=Ewa Pirożnikow |start=2023-08-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Washington Irving - Z podróży po stepach Ameryki.djvu |tytuł=Z podróży po stepach zachodniej Ameryki |autor=Washington Irving |start=2023-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Washington Irving - Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości.djvu |tytuł=Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości |autor=Washington Irving |start=2023-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ślimaki bezskorupowe w medycynie ludowej; przegląd literatury.pdf |tytuł= Ślimaki bezskorupowe w medycynie ludowej; przegląd literatury |autor=[[Autor:Kinga Stawarczyk|Kinga Stawarczyk]], [[Autor:Michał Stawarczyk|Michał Stawarczyk]], [[Autor:Bartosz Piechowicz|Bartosz Piechowicz]] |start=2023-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ordynacya Woyska I K M Zaporoskiego.pdf |tytuł=Ordynacya Woyská I. K. M. Zaporoskiego |autor=Stanisław Koniecpolski |start=2023-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=List Hetm. W. K. Koniecpolskiego do Magistr. m. Kazimierza o skarceniu za uzurpacyą stanowisk |tytuł= List Stanisława Koniecpolskiego do magistratu Kazimierza o skarceniu za uzurpacyą stanowisk |autor=Stanisław Koniecpolski |start=2023-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu |tytuł=Na Skalnem Podhalu T. 3 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu |tytuł=Na Skalnem Podhalu T. 4 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pod jaką gwiazdą urodziłeś się. Horoskopy na każdy dzień roku.pdf |tytuł=Pod jaką gwiazdą urodziłeś się. Horoskopy na każdy dzień roku |autor=Jan Starża-Dzierżbicki |start=2023-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - O przerwaniu ciąży w świetle ustaw od czasów najdawniejszych.djvu |tytuł=O przerwaniu ciąży w świetle ustaw od czasów najdawniejszych |autor=Leon Wachholz |start=2023-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu |tytuł=Dwa Bogi, dwie drogi |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2023-09-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Żeromski - Wisła.djvu |tytuł=Wisła |autor=Stefan Żeromski |start=2023-09-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu |tytuł=Moje przygody w Tatrach |autor=Jan Rzewnicki |start=2023-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 5.djvu |tytuł=Poezye T. 5 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu |tytuł=Miljon posagu |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2023-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu |tytuł=Poezye T. 6 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Czesław Kędzierski - Mysia wieża.pdf |tytuł=Mysia wieża i inne polskie podania i powiastki |autor=Czesław Kędzierski |start=2023-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Gustawicz - Kilka wspomnień z Tatr.djvu |tytuł=Kilka wspomnień z Tatr |autor=Bronisław Gustawicz |start=2023-11-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf |tytuł=Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich |autor=Roman Zmorski |start=2023-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Adam Fischer - Zasługi Seweryna Udzieli na polu badań nad kulturą duchową.djvu |tytuł=Zasługi Seweryna Udzieli na polu badań nad kulturą duchową |autor=Adam Fischer |start=2023-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Irzykowski - Małżeństwa koleżeńskie.pdf |tytuł=Małżeństwa koleżeńskie |autor=Karol Irzykowski |start=2023-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wszystkie reklamy są narracjami.pdf |tytuł=Wszystkie reklamy są narracjami |autor=Arthur Asa Berger |start=2023-11-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 7.djvu |tytuł=Poezye T. 7 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-11-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=John Galsworthy - Święty.pdf |tytuł=Święty |autor=John Galsworthy |start=2023-11-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A Dumas Antonina.djvu |tytuł=Antonina |autor=Aleksander Dumas (syn) |start=2023-11-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław na Koniecpolu Koniecpolski, oznajmia, że Iwanowi Bohuszewskiemu i stryjowi jego Marcinowi dekret królewski przysądził 10 włók.pdf |tytuł= Oznajmienie Stanisława Koniecpolskiego o przysądzeniu dekretem królewskim 10 włók Iwanowi Bohuszewskiemu i stryjowi jego Marcinowi |autor=Stanisław Koniecpolski |start=2023-11-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Franciszek Krupiński - Wczasy warszawskie.pdf |tytuł=Wczasy warszawskie |autor=Franciszek Krupiński |start=2023-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Korespondencja Stanisława Koniecpolskiego w zbiorach Archiwum Głównego Akt Dawnych.pdf |tytuł= Korespondencja Stanisława Koniecpolskiego w zbiorach Archiwum Głównego Akt Dawnych |autor=[[Autor:Stanisław Koniecpolski|Stanisław Koniecpolski]] i inni |start=2023-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Theodore Roosevelt - Życie wytężone.pdf |tytuł=Życie wytężone |autor=Theodore Roosevelt |start=2023-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Boy-Żeleński - Markiza i inne drobiazgi.pdf |tytuł=Markiza i inne drobiazgi |autor=Tadeusz Boy-Żeleński |start=2023-11-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Michał Marczewski - Wyspa pływająca.pdf |tytuł=Wyspa pływająca |autor=Michał Marczewski |start=2023-11-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf |tytuł=Cztéry wesela |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2023-12-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - O śmierci nagłej.djvu |tytuł=O śmierci nagłej |autor=Leon Wachholz |start=2023-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Janas - Wybór wierszy z tygodnika 'To i Owo!'.djvu |tytuł=Wybór wierszy opublikowanych w tygodniku To i Owo! |autor=Stefan Janas |start=2023-12-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu |tytuł=Poezje Ser. 8 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Spracowany.djvu |tytuł=Spracowany |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2023-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Odezwa Rady Jedności Narodowej i p.o. Delegata Rządu Stefana Korbońskiego Do Narodu Polskiego.pdf |tytuł=Odezwa Rady Jedności Narodowej i p.o. Delegata Rządu Stefana Korbońskiego Do Narodu Polskiego |autor=Rada Jedności Narodowej |start=2023-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Instrukcja w sprawie regulacji Osady Sukienniczej w Łodzi |tytuł=Instrukcja w sprawie regulacji Osady Sukienniczej w Łodzi |autor=Rajmund Rembieliński |start=2023-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurycy Urstein-Eligjusz Niewiadomski w oświetleniu psychjatry.pdf |tytuł=Eligjusz Niewiadomski w oświetleniu psychjatry |autor=Maurycy Urstein |start=2023-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Frania.djvu |tytuł=Frania |autor=Gabriela Zapolska |start=2023-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Blanszetta.djvu |tytuł=Blanszetta |autor=Gabriela Zapolska |start=2023-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Ostatni promień.djvu |tytuł=Ostatni promień |autor=Gabriela Zapolska |start=2023-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Dwie.djvu |tytuł=Dwie |autor=Gabriela Zapolska |start=2023-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A propos... 200 pereł humoru.pdf |tytuł=A propos... 200 pereł humoru |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye.pdf |tytuł=Poezye (Tuwim, 1918) |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Czary i czarty polskie oraz wypisy czarnoksięskie.pdf |tytuł=Czary i czarty polskie / Wypisy czarnoksięskie |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków.pdf |tytuł=Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Misja jedzie... Revue polityczne w 3-ch aktach.pdf |tytuł=Misja jedzie... Revue polityczne w 3-ch aktach |autor=[[Autor:Julian Tuwim|Julian Tuwim]] (Tadeusz Ślaz), [[Autor:Andrzej Włast|Andrzej Włast]], [[Autor:Jerzy Boczkowski|Jerzy Boczkowski]] |start=2024-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Humor sowiecki.pdf |tytuł=Humor sowiecki |autor= Edmund Krüger |start=2024-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Manifest powszechnej miłości.pdf |tytuł=Manifest powszechnej miłości |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karnawał.pdf |tytuł=Karnawał |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Agonja miłości.djvu |tytuł=Agonja miłości |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu |tytuł=Noce bezsenne |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2024-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Biały Jan.djvu |tytuł=Biały Jan |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - W niedzielę.djvu |tytuł=W niedzielę |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Parya.djvu |tytuł=Parya |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Dobrana para.djvu |tytuł=Dobrana para |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Złoty ptaszek.djvu |tytuł=Złoty ptaszek |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Pielgrzymka pani Jacentowej.djvu |tytuł=Pielgrzymka pani Jacentowej |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Korale Maciejowej.djvu |tytuł=Korale Maciejowej |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Geneza powieści.djvu |tytuł=Geneza powieści |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-02-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Dwóch.djvu |tytuł=Dwóch |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-02-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Koronka kamedulska.pdf |tytuł= Koronka kamedulska |autor=[[Autor:Michele Pini|Michele Pini]], [[Autor:Edward Nowakowski|Edward Nowakowski]] |start=2024-02-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Do oddania - na własność.djvu |tytuł=Do oddania - na własność |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-02-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Fjoletowe pończochy.djvu |tytuł=Fjoletowe pończochy |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Najnieszczęśliwsze dziatki i najnieszczęśliwsze matki.pdf |tytuł= Najnieszczęśliwsze dziatki i najnieszczęśliwsze matki |autor=Edward Nowakowski |start=2024-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Uduszenie cara Pawła I.pdf |tytuł= Uduszenie cara Pawła I |autor=Edward Nowakowski |start=2024-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu |tytuł=Ojciec Richard |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Zapomniał drogi.djvu |tytuł=Zapomniał drogi.... |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Ósma klasa.djvu |tytuł=Ósma klasa |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu |tytuł=Demoniczne kobiety |autor=Leopold von Sacher-Masoch |start=2024-03-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Sacher Masoch i masochizm.djvu |tytuł=Sacher Masoch i masochizm |autor=Leon Wachholz |start=2024-03-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Krowięta.djvu |tytuł=Krowięta |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-03-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Zofja M.djvu |tytuł=Zofja M. |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-03-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-O cudownym obrazie Matki Bożej w kościele oo. karmelitów w Białyniczach.pdf |tytuł= O cudownym obrazie Matki Bożej w kościele OO. Karmelitów w Białyniczach |autor=Edward Nowakowski |start=2024-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Rozstrzelani, powieszeni, otruci, zamordowani i umęczeni księża polscy przez Moskali.pdf |tytuł= Rozstrzelani, powieszeni, otruci, zamordowani i umęczeni księża polscy przez Moskali |autor=Edward Nowakowski |start=2024-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nabożeństwo majowe |tytuł=Nabożeństwo majowe |autor=Anonimowy |start=2024-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu |tytuł=Znak zapytania |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-05-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu |tytuł=Fin-de-siècle’istka |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-05-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Annie Besant - Wtajemniczenie czyli droga do nadczłowieczeństwa.pdf |tytuł=Wtajemniczenie czyli droga do nadczłowieczeństwa |autor=Annie Besant |start=2024-05-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf |tytuł=Drobne poezye prozą |autor=Charles Baudelaire |start=2024-06-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bolesław Dembiński, Stanisław Bełza - Wlazł kotek na płotek.pdf |autor=Stanisław Bełza |tytuł=Wlazł kotek na płotek |start=2024-06-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu |tytuł=Bogacz |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu |tytuł=Przygody czyżyków |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-07-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu |tytuł=Jak tęcza |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-07-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu |autor=Mikołaj Rej |tytuł=Żywot człowieka poczciwego (Rej, 1881) |start=2024-07-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu |tytuł=Krzyż Pański |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu |tytuł=I tacy bywają... |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - One.djvu |tytuł=„One” |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Jeleński - Żydzi na wsi.djvu |tytuł=Żydzi na wsi |autor=Jan Jeleński |start=2024-08-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Staśko - Białe widmo.djvu |tytuł=Białe widmo |autor=Paweł Staśko |start=2024-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Agnieszka Pilchowa - Kilka obrazków chorób umysłowych.djvu |tytuł=Kilka obrazków chorób umysłowych |autor=Agnieszka Pilchowa |start=2024-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Staśko - Hetera.djvu |tytuł=Hetera |autor=Paweł Staśko |start=2024-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Staśko - Kain.djvu |tytuł=Kain |autor=Paweł Staśko |start=2024-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu |tytuł=Serce na śniegu |autor=Paweł Staśko |start=2024-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Staśko - Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga.djvu |tytuł=Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga |autor=Paweł Staśko |start=2024-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Staśka.djvu |tytuł=Staśka |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-09-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu |tytuł=Mężczyzna |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski - Kościół i Klasztor OO. Kapucynów we Włodzimierzu na Wołyniu.pdf |tytuł= Kościół i Klasztor OO. Kapucynów we Włodzimierzu na Wołyniu |autor=Edward Nowakowski |start=2024-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Listy Zygmunta Krasińskiego (Gubrynowicz i Schmidt) |tytuł=Listy Zygmunta Krasińskiego |autor=Zygmunt Krasiński |start=2024-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-O cudownym obrazie Najświętszej Maryi Panny Berdyczowskiej.djvu |tytuł= O cudownym obrazie Najświętszej Maryi Panny Berdyczowskiej |autor=Edward Nowakowski |start=2024-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Nacia.djvu |tytuł=Nacia |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu |tytuł=Teatr dla dzieci |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karol May Wśród dzikich plemion pustyni.djvu |tytuł=Wśród dzikich plemion pustyni |autor=Karol May |start=2024-10-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - A gdy w głąb duszy wnikniemy.djvu |tytuł=„A gdy w głąb duszy wnikniemy”... |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Matki Bożej w Rokitnie w Wielkopolsce.pdf |tytuł= Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Matki Bożej w Rokitnie w Wielkopolsce |autor=Edward Nowakowski |start=2024-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Blumenstok-Halban - O śmierci z gazu kloacznego.djvu |tytuł=O śmierci z gazu kloacznego |autor=Leon Blumenstok-Halban |start=2024-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sarah Bernhardt - Wyznanie.djvu |tytuł=Wyznanie |autor=Sarah Bernhardt |start=2024-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Bratobójca.djvu |tytuł=Bratobójca |autor=Xavier de Montépin |start=2024-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Do zgody.djvu |tytuł=Do zgody |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Joanka.djvu |tytuł=Joanka |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Samarytanin.djvu |tytuł=Samarytanin |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Neofita |tytuł=Neofita |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O potrzebie stowarzyszeń |tytuł=O potrzebie stowarzyszeń |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2024-10-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dwa sieroctwa |tytuł=Dwa sieroctwa |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-11-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stroiciel |tytuł=Stroiciel |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zygmunt Józef Naimski - U trumny Klemensa Junoszy.djvu |tytuł=U trumny Klemensa Junoszy |autor=Zygmunt Józef Naimski |start=2024-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ignacy Chrzanowski - Klemens Junosza (Szaniawski).djvu |tytuł=Klemens Junosza (Szaniawski) |autor=Ignacy Chrzanowski |start=2024-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL K Szaniawska Na pensyi.djvu |tytuł=Na pensyi |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leonardo da Vinci - Rozprawa o malarstwie.pdf |tytuł=Rozprawa o malarstwie |autor=Leonardo da Vinci |start=2024-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL G Manteuffel-Schoege Inflanty polskie.djvu |tytuł=Inflanty polskie poprzedzone ogólnym rzutem oka na siedmiowiekową przeszłość całych Inflant |autor=Gustaw Manteuffel-Schoege |start=2024-11-10 }} |} 8e8iqgf4mut851xhak6bucm9th9mhdr 3709434 3709423 2024-11-19T19:09:56Z Draco flavus 2058 3709434 wikitext text/x-wiki [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony/Indeksy dodane przed rokiem 2016|Indeksy dodane przed rokiem 2016]] {|width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu |tytuł=Opowiadania buddhyjskie |autor=Paul Dahlke |start=2016-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Alexandra Chodźki.djvu |tytuł=Poezye Alexandra Chodźki |autor=Aleksander Chodźko |start=2016-08-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan z Koszyczek - Rozmowy, które miał król Salomon mądry z Marchołtem.djvu |tytuł=Rozmowy, które miał król Salomon mądry z Marchołtem |autor=Jan z Koszyczek |start=2016-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kajetan Kraszewski -Tradycje kadeńskie.djvu |tytuł=Tradycje kadeńskie |autor=Kajetan Kraszewski |start=2016-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu |tytuł=W niewoli ziemi |autor=Juljan Krzewiński |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kumaniecki (red) - Zbiór najważniejszych dokumentów do powstania państwa polskiego.djvu |tytuł=Zbiór najważniejszych dokumentów do powstania państwa polskiego |autor=Kazimierz Władysław Kumaniecki |start=2016-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Łąpiński - Przewodnik po Ciechocinku.djvu |tytuł=Przewodnik po Ciechocinku, jego historja i zasoby lecznicze |autor=[[Autor:Stanisław Łąpiński|Jan Łąpiński (red.)]] |start=2016-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Miarka - Dzwonek świętej Jadwigi.pdf |tytuł=Dzwonek świętej Jadwigi |autor=Karol Miarka (ojciec) |start=2016-08-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Nakwaska - Powiesci dla dzieci.djvu |tytuł=Powiesci dla dzieci |autor=Karolina Nakwaska |start=2016-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mieczysław Sterling - Fra Angelico i jego epoka.djvu |tytuł=Fra Angelico i jego epoka |autor=Mieczysław Sterling |start=2016-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Arumugam książę indyjski.djvu |tytuł=Arumugam książę indyjski |autor=anonimowy |start=2016-08-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętniki lekarzy (1939).djvu |tytuł=Pamiętniki lekarzy |autor=zbiorowy |start=2016-05-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf |tytuł=Upominek |autor=zbiorowy |start=2016-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Richard von Krafft-Ebing - Zboczenia umysłowe na tle zaburzeń płciowych.djvu |tytuł=Zboczenia umysłowe na tle zaburzeń płciowych |autor=Richard von Krafft-Ebing |start=2016-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1.djvu |tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom I |autor=Michał Arct |start=2016-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 2.djvu |tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom II |autor=Michał Arct |start=2016-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 3.djvu |tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom III |autor=Michał Arct |start=2016-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ignacy Radliński - Apokryfy judaistyczno-chrześcijańskie.djvu |tytuł=Apokryfy judaistyczno-chrześcijańskie |autor=Ignacy Radliński |start=2016-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Święty Józef Oblubieniec Bogarodzicy |autor= |start=2016-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józefa Ungra Kalendarz illustrowany 1878.djvu |tytuł=Józefa Ungra Kalendarz illustrowany 1878 |autor=zbiorowy |start=2016-01-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Jellinek - Deklaracja praw człowieka i obywatela.pdf |tytuł=Deklaracja praw człowieka i obywatela |autor=Jerzy Jellinek |start=2016-04-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiewnik kościelny katolicki (T. Flasza, 1930).djvu |tytuł=Śpiewnik kościelny katolicki |autor=Tomasz Flasza |start=2016-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Michał Bałucki - Nowelle.djvu |tytuł=Nowelle |autor=Michał Bałucki |start=2016-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Szkarłatna róża.djvu |tytuł=Szkarłatna Róża Raju Boskiego |autor=Jerzy Bandrowski |start=2016-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu |tytuł=Sosenka z wydm |autor=Jerzy Bandrowski |start=2016-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu |tytuł=Pielgrzymi |autor=Jerzy Bandrowski |start=2016-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu |tytuł=Niezwalczone sztandary |autor=Jerzy Bandrowski |start=2016-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu |tytuł=Krwawa chmura |autor=Jerzy Bandrowski |start=2016-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Baranowski - O wzorach.pdf |tytuł=O wzorach służących do obliczenia liczby liczb pierwszych nie przekraczających danej granicy |autor=[[Autor:Antanas Baranauskas|Antoni Baranowski]] |start=2016-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Baranowski - O progresji transcendentalnej.pdf |tytuł=O progresji transcendentalnej oraz o skali i siłach umysłu ludzkiego |autor=[[Autor:Antanas Baranauskas|Antoni Baranowski]] |start=2016-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. W. Draper - Dzieje rozwoju umysłowego Europy 01.pdf |tytuł=Dzieje rozwoju umysłowego Europy. Tom I |autor=John William Draper |start=2016-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Filochowski - Czarci młyn.djvu |tytuł=Czarci młyn |autor=Wacław Filochowski |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu |tytuł=Przez kraj duchów i zwierząt |autor=Wacław Filochowski |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anatole France - Wyspa Pingwinów.djvu |tytuł=Wyspa Pingwinów |autor=Anatole France |start=2016-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór dzieł Klementyny z Tańskich Hofmanowej Tom I.djvu |tytuł=Wybór dzieł Klementyny z Tańskich Hofmanowej Tom I |autor=Klementyna Hoffmanowa |start=2016-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klementyna Hofmanowa - Pamiątka po dobrej matce.djvu |tytuł=Pamiątka po dobrej matce |autor=Klementyna Hoffmanowa |start=2016-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu |tytuł=Peer Gynt |autor=Henryk Ibsen |start=2016-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu |tytuł=Wybór dramatów |autor=Henryk Ibsen |start=2016-04-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zwierzyna - sposoby przyrządzania.djvu |tytuł=Zwierzyna - sposoby przyrządzania |autor=Elżbieta Kiewnarska |start=2016-08-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu |tytuł=Druga księga dżungli |autor=Rudyard Kipling |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętniki do panowania Augusta III i Stanisława Augusta.djvu |tytuł= Pamiętniki do panowania Augusta III. i Stanisława Augusta |autor=Jędrzej Kitowicz |start=2016-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paul de Kock - Poczciwy koleżka |tytuł=Poczciwy koleżka |autor=Paul de Kock |start=2016-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paul de Kock - Dom biały |tytuł=Dom biały |autor=Paul de Kock |start=2016-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu |tytuł=Ludzie i rzeczy |autor=Maria Konopnicka |start=2016-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący.djvu |tytuł=Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący |autor=Michał Dymitr Krajewski |start=2016-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu |tytuł=Sceny sejmowe |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2016-07-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Odczyty o cywilizacyi w Polsce.djvu |tytuł=Odczyty o cywilizacyi w Polsce |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2016-07-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Dwie komedyjki.djvu |tytuł=Dwie komedyjki |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2016-07-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu |tytuł=Kroniki lwowskie |autor=Jan Lam |start=2016-01-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Lam - Dziwne karyery.djvu |tytuł=Dziwne karyery |autor=Jan Lam |start=2016-01-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Lam - Głowy do pozłoty |tytuł=Głowy do pozłoty |autor=Jan Lam |start=2016-01-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu |tytuł=Skarb Watażki |autor=Władysław Łoziński |start=2016-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Pantera Południa.djvu |tytuł=Pantera Południa |autor=Karol May |start=2016-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Hadżi Halef Omar.djvu |tytuł=Hadżi Halef Omar |autor=Karol May |start=2016-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W krainie Taru.djvu |tytuł=W krainie Taru |autor=Karol May |start=2016-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antychryst.djvu |tytuł=Piotr i Aleksy, Antychryst |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2016-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu |tytuł=Dekabryści |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2016-01-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Zielona twarz.djvu |tytuł=Zielona twarz |autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]] |start=2016-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Golem.djvu |tytuł=Golem |autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]] |start=2016-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu |tytuł=Mirtala |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2016-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu |tytuł=Na skrzyżowaniu dróg |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2016-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca |tytuł=Niewolnicy Słońca |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2016-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu |tytuł=Płomienna północ |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2016-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu |tytuł=Pięć minut do północy |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2016-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Strona Guermantes część druga (Proust) |tytuł=Strona Guermantes część druga<br />Sodoma i Gomora część pierwsza |autor=Marcel Proust |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sodoma i Gomora część druga (Proust) |tytuł=Sodoma i Gomora część druga |autor=Marcel Proust |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Uwięziona (Proust) |tytuł=Uwięziona |autor=Marcel Proust |start=2016-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Przybyszewski - Polska i święta wojna.djvu |tytuł=Polska i święta wojna |autor=Stanisław Przybyszewski |start=2016-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Przybyszewski - Taniec miłości i śmierci.djvu |tytuł=Taniec miłości i śmierci |autor=Stanisław Przybyszewski |start=2016-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Przybyszewski - W godzinie cudu.djvu |tytuł=W godzinie cudu |autor=Stanisław Przybyszewski |start=2016-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Przybyszewski - Dzieci nędzy.djvu |tytuł=Dzieci nędzy |autor=Stanisław Przybyszewski |start=2016-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Przybyszewski - Adam Drzazga.djvu |tytuł=Adam Drzazga |autor=Stanisław Przybyszewski |start=2016-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu |tytuł=Król Husytów |autor=Wincenty Rapacki (ojciec) |start=2016-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Burza.pdf |tytuł=Burza |autor=William Shakespeare |start=2016-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski-W matni.djvu |tytuł=W matni |autor=Wacław Sieroszewski |start=2016-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu |tytuł=Na kresach lasów |autor=Wacław Sieroszewski |start=2016-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu |tytuł=Ol-Soni Kisań |autor=Wacław Sieroszewski |start=2016-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu |tytuł=Brzask |autor=Wacław Sieroszewski |start=2016-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu |tytuł=12 lat w kraju Jakutów |autor=Wacław Sieroszewski |start=2016-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M. Skłodowska-Curie - Promieniotwórczość.djvu |tytuł=Promieniotwórczość |autor=Maria Skłodowska-Curie |start=2016-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - W twardej służbie.djvu |tytuł=W twardej służbie |autor=Andrzej Strug |start=2016-02-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - Z powrotem.djvu |tytuł=Z powrotem |autor=Andrzej Strug |start=2016-02-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu |tytuł=Poezye studenta Tom IV |autor=Władysław Tarnowski |start=2016-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf |tytuł=Bez przewrotu |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Rozbitki.pdf |tytuł=Rozbitki |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 01.djvu |tytuł=Walka Północy z Południem tom I |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf |tytuł=Walka Północy z Południem tom II |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu |tytuł=Na około Księżyca |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu |tytuł=Podróż do środka Ziemi |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu |tytuł=Przygody na okręcie „Chancellor“ |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką.djvu |tytuł=Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką |autor=Juliusz Verne |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu |tytuł=Piętnastoletni kapitan |autor=Juliusz Verne |start=2016-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu |tytuł=Soból i panna |autor=Józef Weyssenhoff |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maciej Wierzbiński - Nowelle.djvu |tytuł=Nowelle |autor=Maciej Wierzbiński |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Ignacy Witkiewicz - Leon Chwistek - Demon Intelektu.djvu |tytuł=Leon Chwistek - Demon Intelektu |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2016-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu |tytuł=Pestis perniciosissima |autor=Marian Zdziechowski |start=2016-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Żuławski - Ijola.djvu |tytuł=Ijola |autor=Jerzy Żuławski |start=2016-06-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Przez pustynię |tytuł=Przez pustynię |autor=Karol May |start=2016-09-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pro Arte r5z2.djvu |tytuł=Pro Arte. Rocznik 5 Zeszyt 2 |autor=zbiorowy |start=2016-09-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Marah Durimeh.djvu |tytuł=Marah Durimeh |autor=Karol May |start=2016-09-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu |tytuł=Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac |autor=Louis Gallet |start=2016-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu |tytuł=Chleb rzucony umarłym |autor=Bogdan Wojdowski |start=2016-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Andrzejewski - Miazga |tytuł=Miazga |autor=Jerzy Andrzejewski |start=2016-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Czycz - Ajol.djvu |tytuł=Ajol |autor=Stanisław Czycz |start=2016-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Wyka - Modernizm polski.djvu |tytuł=Modernizm polski |autor=Kazimierz Wyka |start=2016-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Sillan III.djvu |tytuł=Sillan III |autor=Karol May |start=2016-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oskar Flatt - Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym.djvu |tytuł=Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym |autor=Oskar Flatt |start=2016-09-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu |tytuł=Płomienna obręcz |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Przygody Tadzia.djvu |tytuł=Przygody Tadzia |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Rycerze przestworzy.djvu |tytuł=Rycerze przestworzy |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Szalona Jasia.djvu |tytuł=Szalona Jasia |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anna Zahorska - Trucizny.djvu |tytuł=Trucizny |autor=Anna Zahorska |start=2016-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu |tytuł=Scena przy strumieniu |autor=Lucjan Szenwald |start=2016-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jak wesolo spedzic czas.djvu |tytuł=Jak wesoło spędzic czas |autor=Konstanty Krumłowski |start=2016-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zegadłowicz - Głaz graniczny.djvu |tytuł=Głaz graniczny |autor=Emil Zegadłowicz |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zegadłowicz - Gody pasterskie w beskidzie.djvu |tytuł=Gody pasterskie w beskidzie |autor=Emil Zegadłowicz |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zegadłowicz - Z pod młyńskich kamieni.djvu |tytuł=Z pod młyńskich kamieni |autor=Emil Zegadłowicz |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - Portret.djvu |tytuł=Portret |autor=Andrzej Strug |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - Pieniądz T.2.djvu |tytuł=Pieniądz T.2 |autor=Andrzej Strug |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rocznik na rok zwyczajny 1871.pdf |tytuł=Rocznik na rok zwyczajny 1871 |autor= |start=2016-09-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu |tytuł=Gospoda pod Aniołem Stróżem |autor=Sophie de Ségur |start=2016-10-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu |tytuł=Promień zielony i dziesięć godzin polowania |autor=Juliusz Verne |start=2016-10-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu |tytuł=Klejnoty poezji staropolskiej |autor=Gustaw Bolesław Baumfeld |start=2016-10-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund De Amicis - Marokko.djvu |tytuł=Marokko |autor=Edmondo De Amicis |start=2016-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Mickiewicz - Emigracya Polska 1860—1890.djvu |tytuł=Emigracya Polska 1860—1890 |autor=Władysław Mickiewicz |start=2016-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=T. Hodi - Pan Ślepy-Paweł.pdf |tytuł=Pan Ślepy-Paweł |autor=Józef Tokarzewicz |start=2016-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Tokarzewicz - W dniach wojny i głodu.djvu |tytuł=W dniach wojny i głodu |autor=Józef Tokarzewicz |start=2016-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kodex Napoleona - Z przypisami - Xiąg trzy.djvu |autor=Napoleon Bonaparte |start=2016-11-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Tarnowski z Dzikowa.djvu |tytuł=Jan Tarnowski z Dzikowa |autor=zbiorowy |start=2016-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sofokles - Elektra.djvu |tytuł=Elektra |autor=Sofokles |start=2016-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sofokles - Król Edyp.djvu |tytuł=Król Edyp |autor=Sofokles |start=2016-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - Imperjalizm jako najnowszy etap.djvu |tytuł=Imperjalizm jako najnowszy etap w rozwoju kapitalizmu |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2016-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Goldman - Słownik Dux-Liliput.djvu |tytuł=Słownik „Dux-Liliput“ angielsko-polski |autor=Stanisław Goldman |start=2016-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Adolf Pawiński - Portugalia.djvu |tytuł=Portugalia |autor=Adolf Pawiński |start=2016-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sewer - Bratnie dusze.djvu |tytuł=Bratnie dusze |autor=[[Autor:Ignacy Maciejowski|Sewer]] |start=2016-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu |tytuł=Flirt z Melpomeną |autor=Tadeusz Boy-Żeleński |start=2016-11-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walter Scott - Rob-Roy.djvu |tytuł=Rob-Roy |autor=Walter Scott |start=2016-11-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kucharka litewska (1913).djvu |tytuł=Kucharka litewska |autor=Wincenta Zawadzka |start=2016-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1.djvu |tytuł=Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1 |autor=zbiorowy |start=2016-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu |tytuł=Ben-Hur |autor=Lewis Wallace |start=2016-12-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Bukowski - Władysław St. Reymont. Próba charakterystyki.djvu |tytuł=Władysław St. Reymont. Próba charakterystyki |autor=Kazimierz Bukowski |start=2016-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu |tytuł=Typy i obrazki krakowskie |autor=Michał Bałucki |start=2016-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu |tytuł=Ziemia w malignie |autor=Bruno Winawer |start=2016-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kopia rękopismów własnoręcznych Jana III.djvu |tytuł=Kopia rękopismów własnoręcznych Jana III. Króla Polskiego y Xięcia Stanisława Lubomirskiego |autor=[[Autor:Jan III Sobieski|Jan III Sobieski]],<br>[[Autor:Stanisław Lubomirski|Stanisław Lubomirski]] |start=2017-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Szenwald - Utwory poetyckie.djvu |tytuł=Utwory poetyckie |autor=Lucjan Szenwald |start=2017-01-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Czolowski. Wysoki zamek (1910).djvu |tytuł=Wysoki zamek |autor=Aleksander Czołowski |start=2017-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu |tytuł=Przechadzki po mieście cz. 3 |autor=Marceli Motty |start=2017-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu |tytuł=Przechadzki po mieście cz. 4 |autor=Marceli Motty |start=2017-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu |tytuł=Przechadzki po mieście cz. 5 |autor=Marceli Motty |start=2017-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jadwiga Marcinowska - Vox clamantis.djvu |tytuł=Vox clamantis |autor=Jadwiga Marcinowska |start=2017-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu |tytuł=W puszczach Afryki |autor=Juliusz Verne |start=2017-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblioteka Powieści w Zeszytach Nr Nr 10-11 |autor=Eugeniusz Małaczewski |start=2017-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anatole France - Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką.djvu |tytuł=Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką |autor=Anatole France |start=2017-01-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania T1.djvu |tytuł=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania tom I |autor=Józef Łukaszewicz |start=2016-12-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania T2.djvu |tytuł=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania tom II |autor=Józef Łukaszewicz |start=2016-12-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz literatury powszechnej tom I.djvu |tytuł=Obraz literatury powszechnej tom I |autor=Piotr Chmielowski |start=2017-01-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kuchnia koszerna 1904.djvu |tytuł=Kuchnia koszerna |autor=Rebekka Wolf |start=2017-01-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Doświadczone sekreta smażenia konfitur i soków.djvu |tytuł=Doświadczone sekreta smażenia konfitur i soków |autor=[[Autor:Florentyna Niewiarowska|Florentyna Niewiarowska]], [[Autor:Wanda Malecka|Wanda Malecka]] |start=2017-01-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sekreta różne |tytuł=Sekreta różne |autor=nieznany |start=2017-01-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kuchnia udzielna dla osób osłabionych w wieku podeszłym.djvu |tytuł=Kuchmistrz nowy |autor=Jan Szyttler |start=2017-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Roger Peyre-Historja Sztuki |tytuł=Historja Sztuki |autor=Roger Peyre |start=2017-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Brzozowski - Współczesna powieść polska.djvu |tytuł=Współczesna powieść polska |autor=Stanisław Brzozowski |start=2017-01-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kuchnia polska.djvu |tytuł=Kuchnia polska |autor=nieznany |start=2017-01-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Najnowsza kuchnia wytworna i gospodarska.djvu |tytuł=Najnowsza kuchnia |autor=Marta Norkowska |start=2017-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Potrawy z cielęciny.djvu |tytuł=Potrawy z cielęciny |autor=Elżbieta Kiewnarska |start=2017-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Potrawy z kasz i mąki.djvu |tytuł=Potrawy z kasz i mąki |autor=Elżbieta Kiewnarska |start=2017-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Potrawy z wołowiny.djvu |tytuł=Potrawy z wołowiny |autor=Elżbieta Kiewnarska |start=2017-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu |tytuł=Rok 1794. Nil desperandum |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-02-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu |tytuł=Rok 1794. Insurekcja |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-02-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiżarnia i zapasy zimowe.djvu |tytuł=Śpiżarnia i zapasy zimowe |autor=Marta Norkowska |start=2017-02-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Lipiński, Szlachta na Ukrainie (1909).djvu |tytuł=Szlachta na Ukrainie |autor=Wacław Lipiński |start=2017-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu |tytuł=Djament Radży |autor=Robert Louis Stevenson |start=2017-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu |tytuł=Przygody księcia Ottona |autor=Robert Louis Stevenson |start=2017-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu |tytuł=Księga dżungli |autor=Rudyard Kipling |start=2017-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oskar Peschel - Historja wielkich odkryć geograficznych.djvu |tytuł=Historja wielkich odkryć geograficznych |autor=Oscar Peschel |start=2017-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nikołaj Gogol - Portret.djvu |tytuł=Portret |autor=Nikołaj Gogol |start=2017-03-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Baka - Uwagi Rzeczy Ostatecznych Y Złosci Grzechowey.djvu |tytuł=Uwagi Rzeczy Ostatecznych Y Złosci Grzechowey |autor=Józef Baka |start=2017-03-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tyara i Korona (Teodor Jeske-Choiński) |tytuł=Tyara i Korona |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2017-03-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Teodorowicz - Stańczyk bez teki.djvu |tytuł=Stańczyk bez teki |autor=Józef Teodorowicz |start=2017-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Adam Mickiewicz - Dziady część III.djvu |tytuł=Dziady część III |autor=Adam Mickiewicz |start=2017-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Maurycy Kamiński - O prostytucji.djvu |tytuł=O prostytucji |autor=Jan Maurycy Kamiński |start=2017-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Piekarnia i cukiernia wytworna i gospodarska.djvu |tytuł=Piekarnia i cukiernia |autor=Marta Norkowska |start=2017-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu |tytuł=Zaklęty Dwór |autor=Walery Łoziński |start=2017-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Łoziński - Czarny Matwij.djvu |tytuł=Czarny Matwij |autor=Walery Łoziński |start=2017-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kwiaty.djvu |tytuł=Kwiaty |autor=Ignacy Komorowski |start=2017-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Łza.djvu |tytuł=Łza |autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Julian Korsak|Julian Korsak]] |start=2017-04-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Melodja (Moore).djvu |tytuł=Melodja |autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Antoni Edward Odyniec|Antoni Edward Odyniec]] |start=2017-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pieśń wschodnia.djvu |tytuł=Pieśń wschodnia |autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Aleksander Chodźko|Aleksander Chodźko]] |start=2017-04-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polonez (Chociaż to życie idzie po grudzie).djvu |tytuł=Polonez (Chociaż to życie idzie po grudzie) |autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Wincenty Pol|Wincenty Pol]] |start=2017-04-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Powiśle (śpiew).djvu |tytuł=Powiśle |autor=Ignacy Komorowski |start=2017-04-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiew Żniwiarki z kantaty Rok w Pieśni.djvu |tytuł=Śpiew Żniwiarki |autor=[[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]], [[Autor:Ludwik Kondratowicz|Władysław Syrokomla]] |start=2017-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lipinski W. Z dziejow Ukrainy (1912).djvu |tytuł=Z dziejów Ukrainy |autor=Wacław Lipiński |start=2017-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Tretiak - Bohdan Zaleski.djvu |tytuł=Bohdan Zaleski |autor=Józef Tretiak |start=2017-04-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu |tytuł=Za chińskim murem |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu |tytuł=Pod polską banderą |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szanchaj (Ossendowski) |tytuł=Szanchaj |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogrody północne, I.djvu |tytuł=Ogrody północne, Tom I |autor=Józef Strumiłło |start=2017-04-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogrody północne, II.djvu |tytuł=Ogrody północne, Tom II |autor=Józef Strumiłło |start=2017-04-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogrody północne, III.djvu |tytuł=Ogrody północne, Tom III |autor=Józef Strumiłło |start=2017-04-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szczęsny Morawski - Sądecczyzna.djvu |tytuł=Sądecczyzna |autor=Feliks Jan Szczęsny Morawski |start=2017-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szczęsny Morawski - Sądecczyzna za Jagiellonów.djvu |tytuł=Sądecczyzna za Jagiellonów |autor=Feliks Jan Szczęsny Morawski |start=2017-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu |tytuł=Lepsze czasy |autor=Bruno Winawer |start=2017-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biszen i Menisze.djvu |tytuł=Biszen i Menisze |autor=Abol Ghasem Ferdousi |start=2017-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2017).pdf |tytuł=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2017) |autor=Polski ustawodawca |start=2017-05-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu |tytuł=Huragan |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu |tytuł=Mocni ludzie |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu |tytuł=Po szerokim świecie |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1924).djvu |tytuł=Nieznanym szlakiem (1924) |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-05-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu |tytuł=Nieznanym szlakiem (1930) |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-05-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ignacy Mościcki - Autobiografia |tytuł=Autobiografia |autor=Ignacy Mościcki |start=2017-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu |tytuł=Dywan wschodni (tłum. Antoni Lange) |autor=Antoni Lange |start=2017-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Narzeczeni (Manzoni) |tytuł=Narzeczeni |autor=Alessandro Manzoni |start=2017-05-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=John Galsworthy - Posiadacz.pdf |tytuł=Saga rodu Forsytów tom I. Posiadacz |autor=John Galsworthy |start=2017-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=John Galsworthy - Przebudzenie.pdf |tytuł=Saga rodu Forsytów tom III. Przebudzenie |autor=John Galsworthy |start=2017-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2 |autor=zbiorowy |start=2017-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu |tytuł=Kruszenie kamienia |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych.pdf |tytuł=Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych |autor=Longin Pastusiak |start=2017-06-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu |tytuł=Morderstwo na rue Morgue |autor=Edgar Allan Poe |start=2017-06-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Wachtl - Szkolnictwo i wychowanie.djvu |tytuł=Szkolnictwo i wychowanie |autor=Karol Wachtl |start=2017-06-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stary Kościół Miechowski.djvu |tytuł=Stary Kościół Miechowski |autor=[[Autor:Norbert Bonczyk|Norbert Bonczyk]]<br>[[Autor:Wincenty Ogrodziński|Wincenty Ogrodziński]] |start=2017-06-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Szramek - Ks. Konstanty Damroth.pdf |tytuł=Ks. Konstanty Damroth |autor=Emil Szramek |start=2017-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Beniowski |tytuł=Beniowski |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu |tytuł=Bajka o Żelaznym Wilku |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu |tytuł=Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu |tytuł=W szponach |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu |tytuł=Łańcuchy |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Topiel.djvu |tytuł=Topiel |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Ocean |tytuł=Ocean |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama |tytuł=Dalaj-Lama |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Korea.djvu |tytuł=Korea |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Brama na świat.djvu |tytuł=Brama na świat |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu |tytuł=Żywe grobowce |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2017-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Urke-Nachalnik - W matni.djvu |tytuł=W matni |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2017-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu |tytuł=Gdyby nie kobiety |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2017-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Ucieczka.djvu |tytuł=Ucieczka |autor=Wacław Sieroszewski |start=2017-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=G. K. Chesterton - Charles Dickens.djvu |tytuł=Charles Dickens |autor=Gilbert Keith Chesterton |start=2017-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Święty Franciszek Seraficki w pieśni.djvu |tytuł=Święty Franciszek Seraficki w pieśni |autor=Andrzej Janocha |start=2017-07-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu |tytuł=Sułkowski |autor=Stefan Żeromski |start=2017-07-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Tarnowski - Projekt nowej ustawy konstytucyjnej.djvu |tytuł=Projekt nowej ustawy konstytucyjnej |autor=Jan Stanisław Amor Tarnowski |start=2017-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu |tytuł=Tajemnica płonącego samolotu |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu |tytuł=Zagończyk |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu |tytuł=Najwyższy lot |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2017-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu |tytuł=Czahary |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu |tytuł=Byli i będą |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu |tytuł=Barcikowscy |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu |tytuł=Anima vilis |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu |tytuł=Błękitni |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Jerychonka.djvu |tytuł=Jerychonka |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu |tytuł=Jaskółczym szlakiem |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu |tytuł=Czarny Bóg |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu |tytuł=Czarny chleb |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mieczysław Skrudlik - Bezbożnictwo w Polsce.djvu |tytuł=Bezbożnictwo w Polsce |autor=Mieczysław Skrudlik |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu |tytuł=Herkules nowożytny i inne wesołe rzeczy |autor=Władysław Orkan |start=2017-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Jaroszyński - Oko za oko.djvu |tytuł=Oko za oko |autor=Tadeusz Jaroszyński |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Na zagonie.djvu |tytuł=Na zagonie |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Za frontem.djvu |tytuł=Za frontem |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej.djvu |tytuł=Z ziemi chełmskiej |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu |tytuł=Osądzona |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maciej Wierzbiński - Dolar i spółka.djvu |tytuł=Dolar i spółka |autor=Maciej Wierzbiński |start=2017-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła św. Dionizyusza Areopagity.djvu |tytuł=Dzieła św. Dionizyusza Areopagity |autor=Pseudo-Dionizy Areopagita |start=2017-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Cyceron - Mowca Brutusowi poświęcony.djvu |tytuł=Mowca Brutusowi poświęcony |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2017-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu |tytuł=Poemata |autor=George Gordon Byron |start=2017-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Gehenna |tytuł=Gehenna |autor=Helena Mniszek |start=2017-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu |tytuł=Prawa ludzi |autor=Helena Mniszek |start=2017-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu |tytuł=Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę |autor=Władysław Orkan |start=2017-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Niemojewski - Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych.djvu |tytuł=Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych |autor=Andrzej Niemojewski |start=2017-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Niemojewski - Tajemnice hierarchii rzymskiej.djvu |tytuł=Tajemnice hierarchii rzymskiej |autor=Andrzej Niemojewski |start=2017-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu |tytuł=Notturno |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu |tytuł=Ogień |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu |tytuł=Intruz |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu |tytuł=Tryumf śmierci |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu |tytuł=Czerwony ślub i inne opowiadania |autor=Lafcadio Hearn |start=2017-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywot sługi bożego błogosławionego Rafała z Proszowic.pdf |tytuł=Żywot sługi bożego błogosławionego Rafała z Proszowic |autor=Adam Chodyński |start=2017-11-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf |tytuł=Czapka topielca |autor=Jerzy Szarecki |start=2017-11-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Boża czeladka (Kraszewski) |tytuł=Boża czeladka |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2017-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marya Dynowska - Hieronim Morsztyn i jego rękopiśmienna spuścizna |tytuł=Hieronim Morsztyn i jego rękopiśmienna spuścizna |autor=Maria Dynowska |start=2017-11-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maski - literatura, sztuka i satyra - Zeszyt 15 1918.pdf‎ |autor= |start=2017-12-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Mirandola - Kampania karpacka II. Brygady Legionów polskich.djvu‎ |tytuł=Kampania karpacka II. Brygady Legionów polskich |autor=Franciszek Mirandola |start=2017-12-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maski - literatura, sztuka i satyra - Zeszyt 20 1918.pdf‎ |autor= |start=2017-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu |tytuł=Pod sztandarami Sobieskiego |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu |tytuł=Klejnot |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-01-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Krach na giełdzie.pdf |tytuł=Krach na giełdzie |autor=Juliusz Łukasiewicz |start=2018-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma Ignacego Chodźki t.I.djvu |tytuł=Pisma Ignacego Chodźki t.I |autor=Ignacy Chodźko |start=2017-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma Ignacego Chodźki t.II.djvu |tytuł=Pisma Ignacego Chodźki t.II |autor=Ignacy Chodźko |start=2017-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf |tytuł=Rupiecie |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu |tytuł=Nieoswojone Ptaki |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Światła.djvu |tytuł=Światła |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu |tytuł=Szary proch |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu |tytuł=Ona |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Na fali.djvu |tytuł=Na fali |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu |tytuł=Polesie |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu |tytuł=Karpaty i Podkarpacie |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Historya Nabożeństwa do Najśw. Serca Jezusowego.djvu |tytuł=Historya Nabożeństwa do Najśw. Serca Jezusowego |autor=Jan Sygański |start=2018-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Analekta sandeckie.djvu |tytuł=Analekta sandeckie |autor=Jan Sygański |start=2018-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu |tytuł=Emilja Plater |autor=Wacław Gąsiorowski |start=2018-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu |tytuł=Ogień wykrzesany |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Gąsiorowski - Rok 1809 |tytuł=Rok 1809 |autor=Wacław Gąsiorowski |start=2018-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Miasto mojej matki.djvu |tytuł=Miasto mojej matki |autor=Juliusz Kaden-Bandrowski |start=2018-02-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu |tytuł=Generał Barcz |autor=Juliusz Kaden-Bandrowski |start=2018-02-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Giovanni Boccaccio - Dekameron |tytuł=Dekameron |autor=Giovanni Boccaccio |start=2018-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Statut ZHP (1936).djvu |tytuł=Statut ZHP (1936) |autor=polski ustawodawca |start=2018-02-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Sokół pustyni.djvu |tytuł=Sokół pustyni |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu |tytuł=Skarb Wysp Andamańskich |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu |tytuł=Lisowczycy |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu |tytuł=Zbuntowane i zwyciężone |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Gąsiorowski - Huragan |tytuł=Huragan |autor=Wacław Gąsiorowski |start=2018-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Gąsiorowski - Szwoleżerowie gwardji.djvu |tytuł=Szwoleżerowie gwardji |autor=Wacław Gąsiorowski |start=2018-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Dzieje burzliwego okresu.djvu |tytuł=Dzieje burzliwego okresu |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opowieść o dwóch miastach |tytuł=Opowieść o dwóch miastach |autor=Karol Dickens |start=2018-03-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu |tytuł=Złoty robak |autor=Mieczysław Piotrowski |start=2018-03-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wielkie nadzieje (Dickens) |tytuł=Wielkie nadzieje |autor=Karol Dickens |start=2018-03-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu |tytuł=Zmartwychwstanie Bogów. Leonard da Vinci |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2018-03-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu |tytuł=Chodźcie w światłości |autor=Lew Tołstoj |start=2018-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu |tytuł=Stalky i Sp. |autor=Rudyard Kipling |start=2018-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu |tytuł=Eugeniusz Oniegin |autor=Aleksander Puszkin |start=2018-03-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf |tytuł=Julian Apostata |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2018-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Konopnicka - Szkice.djvu |tytuł=Szkice |autor=Maria Konopnicka |start=2018-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - Kroniki włoskie.djvu |tytuł=Kroniki włoskie |autor=Stendhal |start=2018-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - Pamiętnik egotysty.djvu |tytuł=Pamiętnik egotysty |autor=Stendhal |start=2018-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nauka pływania.pdf |tytuł=Nauka pływania |autor=Wacław Zachariasz Zarzycki |start=2018-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu |tytuł=Zbójcy |autor=Friedrich Schiller |start=2018-04-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pustelnia parmeńska |tytuł=Pustelnia parmeńska |autor=Stendhal |start=2018-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=August Forel - Hypnotyzm.djvu |tytuł=Hypnotyzm |autor=Auguste Forel |start=2018-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=August Forel - Zagadnienia seksualne.djvu |tytuł=Zagadnienia seksualne |autor=Auguste Forel |start=2018-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Manifest Od Prymasa Korony Polskiey Stanom Rzeczypospolitey, y całemu światu podany |tytuł=Manifest Od Prymasa Korony Polskiey Stanom Rzeczypospolitey, y całemu światu podany |autor=Michał Stefan Radziejowski |start=2018-04-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Fileb.djvu |tytuł=Fileb |autor=Platon |start=2018-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kieszonkowy słownik języków łacińskiego i polskiego. Cz. 1, Słownik łacińsko-polski.djvu |tytuł=Kieszonkowy słownik języków łacińskiego i polskiego. Cz. 1, Słownik łacińsko-polski |autor=Hermann Menge |start=2018-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Ignacy Witkiewicz - Janulka, córka Fizdejki.djvu |tytuł=Janulka, córka Fizdejki |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2018-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wojciech Kętrzyński - O Mazurach.djvu |tytuł=O Mazurach |autor=Wojciech Kętrzyński |start=2018-05-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zarys dziejów miasta Tczewa.djvu |tytuł=Zarys dziejów miasta Tczewa |autor=Edmund Raduński |start=2018-05-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu |tytuł=Zakopane Skarby |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu |tytuł=Milion na poddaszu |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Powieści.djvu |tytuł=Powieści Jana Zachariasiewicza |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Sebastyan Klonowicz.djvu |tytuł=Sebastyan Klonowicz |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Św. Jur.djvu |tytuł=Św. Jur |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu |tytuł=Teorya pana Filipa |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu |tytuł=Nowele i opowiadania |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - Nemezys.djvu |tytuł=Nemezys |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharyasiewicz - „Moje szczęście”.djvu |tytuł=„Moje szczęście” |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharjasiewicz - Chleb bez soli |tytuł=Chleb bez soli |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu |tytuł=Na kresach |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu |tytuł=Marek Poraj |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2018-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Protagoras; Eutyfron.pdf |tytuł=Platona Protagoras, Eutyfron |autor=Platon |start=2018-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Obrona Sokratesa.pdf |tytuł=Obrona Sokratesa |autor=Platon |start=2018-05-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Arystoteles - Konstytucya Ateńska Arystotelesa.pdf |tytuł=Konstytucya Ateńska |autor=Arystoteles |start=2018-06-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywoty pań swowolnych |tytuł=Żywoty pań swowolnych |autor=Pierre de Bourdeille |start=2018-06-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platona Apologia Sokratesa Kryton.pdf |tytuł=Platona Apologia Sokratesa, Kryton |autor=Platon |start=2018-06-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu |tytuł=Maleńka Dorrit |autor=Karol Dickens |start=2018-06-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu |tytuł=Ragnarök |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Herbert George Wells - Wojna światów |tytuł=Wojna światów |autor=Herbert George Wells |start=2018-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Herbert George Wells - Nowele.djvu |tytuł=Nowele |autor=Herbert George Wells |start=2018-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Nowele (1914).djvu |tytuł=Nowele |autor=Wacław Sieroszewski |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu |tytuł=Zacisze |autor=Wacław Sieroszewski |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Dzieła Platona.pdf |tytuł=Dzieła Platona (Kozłwoski) |autor=Platon |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Platona (Bronikowski) |tytuł=Dzieła Platona (Bronikowski) |autor=Platon |start=2018-12-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Biesiada.djvu |tytuł=Biesiada |autor=Platon |start=2018-06-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maria Rodziewiczówna - Pożary i zgliszcza.djvu |tytuł=Pożary i zgliszcza |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Macierz.djvu |tytuł=Macierz |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-06-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu |tytuł=Na wyżynach |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-06-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Trybuna (1906) nr 3.djvu |tytuł=Trybuna 3/1906 |autor= |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Królowa Gizella |tytuł=Królowa Gizella |autor=Helena Mniszek |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Panicz.djvu |tytuł=Panicz |autor=Helena Mniszek |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu |tytuł=Pluton i Persefona |autor=Helena Mniszek |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu |tytuł=Z fali na falę |autor=Wacław Sieroszewski |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Sieroszewski - Latorośle.djvu |tytuł=Latorośle, Pustelnia w górach, Czukcze |autor=Wacław Sieroszewski |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Chimera 1907 z. 28-30.djvu |tytuł=Chimera 1907 zeszyty 28-30 |autor=zbiorowy |start=2018-06-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. A. Ossendowski - Wańko z Lisowa.djvu |tytuł=Wańko z Lisowa |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Napoleon.djvu |tytuł=Napoleon |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2018-06-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Teogonja Hezjoda.pdf |tytuł=Teogonja Hezjoda |autor=Hezjod |start=2018-06-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fullerton - Święta Franciszka rzymianka.djvu |autor=Georgiana Fullerton |start=2018-06-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Hugo Zathey - Antologia rzymska.djvu |tytuł=Antologia rzymska |autor=Hugo Zathey |start=2018-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zbior praw sądowych na mocy Konstytucyi Roku 1776.djvu |tytuł=Zbior praw sądowych na mocy Konstytucyi Roku 1776 |autor=polski prawodawca |start=2018-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Najpiękniejsze myśli z pism Emanuela Kanta.pdf |tytuł=Najpiękniejsze myśli z pism Emanuela Kanta |autor=Immanuel Kant |start=2018-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Aleksander I |tytuł=Aleksander I |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2018-07-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Zawadzki - Obrazy Rusi Czerwonej.djvu |tytuł=Obrazy Rusi Czerwonej |autor=Władysław Zawadzki |start=2018-07-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bô Yin Râ - Księga człowieka.pdf |tytuł=Księga człowieka |autor=[[Autor:Joseph Anton Schneiderfranken|Bô Yin Râ]] |start=2018-07-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu |tytuł=Dzieła (tom VI) |autor=Ignacy Krasicki |start=2018-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bô Yin Râ - Królestwo sztuki.djvu |tytuł=Królestwo sztuki |autor=[[Autor:Joseph Anton Schneiderfranken|Bô Yin Râ]] |start=2018-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bô Yin Râ - Księga sztuki królewskiej.djvu |tytuł=Księga sztuki królewskiej |autor=[[Autor:Joseph Anton Schneiderfranken|Bô Yin Râ]] |start=2018-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu |tytuł=Portret Dorjana Gray'a |autor=Oscar Wilde |start=2018-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Łoś - Wiersze polskie w ich dziejowym rozwoju.djvu |tytuł=Wiersze polskie w ich dziejowym rozwoju |autor=Jan Łoś |start=2018-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu |tytuł=Prawda starowieku |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu |tytuł=Zwada |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu |tytuł=Listy z nieba |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu |tytuł=Barwinkowy wianek |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jogi Rama-Czaraka - Filozofja jogi i okultyzm wschodni.djvu |tytuł=Filozofja jogi i okultyzm wschodni |autor=William Walker Atkinson |start=2018-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Teka Stańczyka.djvu |tytuł=Teka Stańczyka |autor=zbiorowy |start=2018-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu |tytuł=Zwierzenia Arsena Lupina |autor=Maurice Leblanc |start=2018-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Horacy - Poezje.djvu |tytuł=Poezje |autor=Horacy |start=2018-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu |tytuł=Ofiary |autor=Ajschylos |start=2018-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ajschylos - Oresteja III Święto pojednania.djvu |tytuł=Święto pojednania |autor=Ajschylos |start=2018-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ajschylos - Cztery dramaty.djvu |tytuł=Cztery dramaty |autor=Ajschylos |start=2018-08-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kālidāsa - Sakontala czyli Pierścień przeznaczenia.djvu |tytuł=Sakontala czyli Pierścień przeznaczenia |autor=Kālidāsa |start=2018-08-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Taine - Historya literatury angielskiej 1.djvu |tytuł=Historya literatury angielskiej, Część I |autor=Hippolyte Adolphe Taine |start=2018-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eurypides - Ifigenja w Aulidzie.djvu |tytuł=Ifigenja w Aulidzie |autor=Eurypides |start=2018-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu |tytuł=Pałuba; Sny Maryi Dunin |autor=Karol Irzykowski |start=2018-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lew Tołstoj - Djabeł.djvu |tytuł=Djabeł |autor=Lew Tołstoj |start=2018-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lew Tołstoj - Wiatronogi.djvu |tytuł=Wiatronogi |autor=Lew Tołstoj |start=2018-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kajetan Koźmian - Różne wiersze.djvu |tytuł=Różne wiersze (Koźmian) |autor=Kajetan Koźmian |start=2018-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.1 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.2 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.3 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.4 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.5 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.6 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.7 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.8 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.9 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.10 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.11 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne T.12 |autor=William Shakespeare |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Samuel - Adalberg - Księga przysłów.djvu |tytuł=Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich |autor=Samuel Adalberg |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom VII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom VII |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom VIII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom VIII |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom IX.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom IX |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom X.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom X |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom XI.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom XI |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom XII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom XII |autor= |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu |tytuł=Kiermasy na Warmji |autor=Walenty Barczewski |start=2018-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Biesiada Djalog o miłości.djvu |tytuł= Biesiada (Platon, tłum. Okołów) |autor=Platon |start=2018-08-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rydel - Zaczarowane koło.djvu |tytuł=Zaczarowane koło |autor=Lucjan Rydel |start=2018-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Litwa w roku 1812.djvu |tytuł=Litwa w roku 1812 |autor=Janusz Iwaszkiewicz |start=2018-09-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polska w r. 1811 i 1813 T.1.djvu |tytuł=Polska w r. 1811 i 1813 T.1 |autor=Louis Pierre Édouard Bignon |start=2018-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polska w r. 1811 i 1813 T.2.djvu |tytuł=Polska w r. 1811 i 1813 T.2 |autor=Louis Pierre Édouard Bignon |start=2018-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Horacy Wybór poezji.djvu |tytuł=Wybór poezji |autor=Horacy |start=2018-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - O związkach zawodowych.djvu |tytuł=O związkach zawodowych |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - O sprawie narodowościowej.djvu |tytuł=O sprawie narodowościowej |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - O kwestji narodowościowej Cz. 1.djvu |tytuł=O kwestji narodowościowej Cz. 1. |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - Sprawa zbrojna proletarjatu.djvu |tytuł=Sprawa zbrojna proletarjatu |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - Wojna wojnie!.djvu |tytuł=Wojna wojnie! |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kant - Uzasadnienie metafizyki moralności.djvu |tytuł=Uzasadnienie metafizyki moralności |autor=Immanuel Kant |start=2018-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Xenophon - Sympozjon oraz wybór z pism.djvu |tytuł=Sympozjon oraz wybór z pism |autor=Ksenofont |start=2018-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz literatury powszechnej tom II.djvu |tytuł=Obraz literatury powszechnej tom II |autor=Piotr Chmielowski |start=2018-09-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu |tytuł=Maja Liza |autor=Selma Lagerlöf |start=2018-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiland - Libussa.djvu |tytuł=Libussa |autor=Christoph Martin Wieland |start=2018-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wieland - Wędzidło z muła.djvu |tytuł=Wędzidło z muła |autor=Christoph Martin Wieland |start=2018-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Verte |tytuł=Verte |autor=Helena Mniszek |start=2018-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Osman Pasza.djvu |tytuł=Osman Pasza |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W sidłach Sefira.djvu |tytuł=W sidłach Sefira |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - U Haddedihnów.djvu |tytuł=U Haddedihnów |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Dżafar Mirza I.djvu |tytuł=Dżafar Mirza I |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Dżafar Mirza II.djvu |tytuł=Dżafar Mirza II |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Pod Siutem.djvu |tytuł=Pod Siutem |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Reïs Effendina.djvu |tytuł=Reïs Effendina |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Jaszczurka.djvu |tytuł=Jaszczurka |autor=Karol May |start=2018-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Fakir el Fukara.djvu |tytuł=Fakir el Fukara |autor=Karol May |start=2018-10-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Ostatnia przeprawa.djvu |tytuł=Ostatnia przeprawa |autor=Karol May |start=2018-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Czarny Mustang.djvu |tytuł=Czarny Mustang |autor=Karol May |start=2018-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kara Ben Nemzi (May) |tytuł=Kara Ben Nemzi |autor=Karol May |start=2018-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Elżbieta Drużbacka Poezye Tomik 1.djvu |tytuł=Poezye (T. I) |autor=Elżbieta Drużbacka |start=2018-10-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf |tytuł=Królowe Kungachelli |autor=Selma Lagerlöf |start=2018-10-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Shakespeare - Otello tłum. Paszkowski.djvu |tytuł=Otello |autor=William Shakespeare |start=2018-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Shakespeare - Kupiec wenecki tłum. Paszkowski.djvu |tytuł=Kupiec wenecki |autor=William Shakespeare |start=2018-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu |tytuł=Legendy Chrystusowe |autor=Selma Lagerlöf |start=2018-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu |tytuł=Tętniące serce |autor=Selma Lagerlöf |start=2018-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Sąd Boży.djvu |tytuł=Sąd Boży |autor=Karol May |start=2018-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Na dzikim zachodzie.djvu |tytuł=Na dzikim zachodzie |autor=Karol May |start=2018-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W Kraju Mahdiego |tytuł=W Kraju Mahdiego |autor=Karol May |start=2018-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu |tytuł=Człowiek śmiechu |autor=Victor Hugo |start=2018-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu |tytuł=Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj |autor=Victor Hugo |start=2018-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Teodor Jeske-Choiński - Przyjaciółki, Przyjaciele Żony.djvu |tytuł=Przyjaciółki, Przyjaciele Żony |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu |tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom IV |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu |tytuł=Z mazurskiej ziemi |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu |tytuł=Z Warszawy |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Przy kominku.djvu |tytuł=Przy kominku |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lenin - O religii i kościele.djvu |tytuł=O religii i kościele |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu |tytuł=Wybór pism tom VII |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VIII.djvu |tytuł=Wybór pism tom VIII |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu |tytuł=Wybór pism tom IX |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Wybór pism Tom X.djvu |tytuł=Wybór pism tom X |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Grabiński - Ciemne siły.djvu |tytuł=Ciemne siły |autor=Stefan Grabiński |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Grabiński - Klasztor i morze.djvu |tytuł=Klasztor i morze |autor=Stefan Grabiński |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Jezierski - Wyspa Lenina.djvu |tytuł=Wyspa Lenina |autor=Edmund Krüger |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Jezierski - Katarzyna I.djvu |tytuł=Katarzyna I |autor=Edmund Krüger |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz |tytuł=Andrzej Żarycz |autor=Edmund Krüger |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Konstytucya Wolnego Miasta Krakowa i jego okręgu.djvu |tytuł=Konstytucja Wolnego Miasta Krakowa i jego okręgu |autor= |start=2018-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bogusławski - Cud czyli Krakowiacy i Górale.djvu |tytuł=Cud mniemany, czyli Krakowiacy i górale |autor=Wojciech Bogusławski |start=2018-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu |tytuł=Wyspa Itongo |autor=Stefan Grabiński |start=2018-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Złote myśli.djvu |tytuł=Złote myśli z dzieł J. I. Kraszewskiego |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Katedra |tytuł=Katedra |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2018-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu |tytuł=Gabrjel Luna |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2018-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=D. M. Mereżkowski - Piotr Wielki.djvu |tytuł=Piotr i Aleksy, Piotr Wielki |autor=Dmitrij Mereżkowski |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu |tytuł=Po prostu człowiek |autor=Miguel de Unamuno |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu |tytuł=Kochankowie nieba |autor=Pedro Calderón de la Barca |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pietro Aretino - O łajdactwach męskich.djvu |tytuł=O łajdactwach męskich |autor=Pietro Aretino |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pietro Aretino - Żywoty kurtyzan.djvu |tytuł=Żywoty kurtyzan |autor=Pietro Aretino |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu |tytuł=Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła |autor=Pietro Aretino |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu |tytuł=Wesele hrabiego Orgaza |autor=Roman Jaworski |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa.djvu |tytuł=Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2018-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Unamuno - Mgła.djvu |tytuł=Mgła |autor=Miguel de Unamuno |start=2018-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Laches, Apologia, Kryton.djvu |tytuł=Laches; Apologia; Kryton |autor=Platon |start=2018-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. I.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. I |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. II |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. III |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. IV.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. IV |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. V.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. V |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. VI.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. VI |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. VII |autor=William Shakespeare |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. VIII.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. VIII |autor=William Shakespeare |start=2018-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu |tytuł=Dzieła Wiliama Szekspira T. IX |autor=William Shakespeare |start=2018-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Paszkowski - Poezye tłumaczone i oryginalne.djvu |tytuł=Poezye tłumaczone i oryginalne |autor=Józef Paszkowski |start=2018-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętnik dla Płci Pięknéj. T.2 p.2.djvu |tytuł=Pamiętnik dla Płci Pięknéj Tom 2 |autor=zbiorowy |start=2018-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Duchińska - Antologia poezyi francuskiej XIX wieku.djvu |tytuł=Antologia poezyi francuskiej XIX wieku |autor=Seweryna Duchińska |start=2018-11-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miriam - U poetów.djvu |tytuł= U poetów |autor=Zenon Przesmycki |start=2018-11-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Steiner - Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń człowieka.djvu |tytuł=Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń człowieka |autor=Rudolf Steiner |start=2018-11-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Historja podwójnie detektywna.djvu |tytuł=Historja podwójnie detektywna |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2018-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętniki o Joannie d’Arc.djvu |tytuł=Pamiętniki o Joannie d’Arc |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2018-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu |tytuł=Przygody Tomka Sawyera (tłum. Tarnowski) |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2018-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opętana przez djabła.djvu |tytuł=Opętana przez djabła |autor=zbiorowy |start=2018-11-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu |tytuł=Lew w sieci |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu |tytuł=Dziedzictwo |autor=Roman Dmowski |start=2018-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu |tytuł=Dziedzictwo |autor=Helena Mniszek |start=2018-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Pustelnik.djvu |tytuł=Pustelnik |autor=Helena Mniszek |start=2018-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Sfinks.djvu |tytuł=Sfinks |autor=Helena Mniszek |start=2018-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu |tytuł=Zaszumiały pióra |autor=Helena Mniszek |start=2018-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Zimowa powieść tłum. Ehrenberg.djvu |tytuł=Zimowa powieść tłum. Ehrenberg |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Tymon z Aten tłum. Lubowski.djvu |tytuł=Tymon z Aten tłum. Lubowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Otello tłum. Kluczycki.djvu |tytuł=Otello tłum. Kluczycki |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Romeo i Julia tłum. Korsak.djvu |tytuł=Romeo i Julia tłum. Korsak |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Romeo i Julia tłum. Kasprowicz.djvu |tytuł=Romeo i Julia tłum. Kasprowicz |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu |tytuł=Makbet tłum. Kasprowicz |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Lukrecja.djvu |tytuł=Lukrecja |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Król Lir tłum. Kasprowicz.djvu |tytuł=Król Lir tłum. Kasprowicz |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Juliusz Cezar tłum. Pajgert.djvu |tytuł=Juliusz Cezar tłum. Pajgert |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Król Lir tłum. Pietkiewicz.djvu |tytuł=Król Lir tłum. Pietkiewicz |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Makbet tłum. A.E. Koźmian.djvu |tytuł=Makbet tłum. A.E. Koźmian |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Hamlet tłum. Skłodowski.djvu |tytuł=Hamlet tłum. Skłodowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Hamlet tłum. Kasprowicz.djvu |tytuł=Hamlet tłum. Kasprowicz |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Hamlet tłum. Ostrowski.djvu |tytuł=Hamlet tłum. Ostrowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tłomaczenia arcydzieł Szekspira przez Wojciecha Dzieduszyckiego.djvu |tytuł=Tłomaczenia arcydzieł Szekspira przez Wojciecha Dzieduszyckiego |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Dramata Tom I tłum. Komierowski.djvu |tytuł=Dramata Tom I tłum. Komierowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu |tytuł=Dramata Tom II tłum. Komierowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Williama Shakspeare III tłum. Jankowski.djvu |tytuł=Dzieła Williama Shakspeare III tłum. Jankowski |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu |tytuł=Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Williama Shakspeare II tłum. Hołowiński.djvu |tytuł=Dzieła Williama Shakspeare II tłum. Hołowiński |autor=William Shakespeare |start=2018-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dumas - Wojna kobieca |tytuł=Wojna kobieca |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Paulina.pdf |tytuł=Paulina |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anioł Pitoux |tytuł=Anioł Pitoux |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dumas - Dwadzieścia lat później |tytuł=Dwadzieścia lat później |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-11-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Dom i świat (tłum. Birkenmajer).djvu |tytuł=Dom i świat (tłum. Birkenmajer) |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Król ciemnej komnaty.djvu |tytuł=Król ciemnej komnaty |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Gora.djvu |tytuł=Gora |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Ogrodnik (tłum. Kasprowicz).djvu |tytuł=Ogrodnik (tłum. Kasprowicz) |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Rozbicie.djvu |tytuł=Rozbicie |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Poszepty duszy; Dar miłującego.djvu |tytuł=Poszepty duszy; Dar miłującego |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Nacjonalizm.djvu |tytuł=Nacjonalizm |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Ogrodnik (tłum. Dicksteinówna).djvu |tytuł=Ogrodnik (tłum. Dicksteinówna) |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Sadhana; Szept duszy; Zbłąkane ptaki.djvu |tytuł=Sadhana; Szept duszy; Zbłąkane ptaki |autor=Rabindranath Tagore |start=2018-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma Zygmunta Krasińskiego |tytuł=Pisma Zygmunta Krasińskiego |autor=Zygmunt Krasiński |start=2018-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Swinburne - Atalanta w Kalydonie.djvu |tytuł=Atalanta w Kalydonie |autor=Algernon Charles Swinburne |start=2018-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bliziński - Komedye.djvu |tytuł=Komedye |autor=Józef Bliziński |start=2018-12-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Próżniacko-filozoficzna podróż po bruku |autor=Jędrzej Śniadecki |start=2018-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu |tytuł=Z Ziemi na Księżyc |autor=Juliusz Verne |start=2018-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu |tytuł=Zmartwychwstanie |autor=Lew Tołstoj |start=2018-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacek i jego pies.djvu |tytuł=Wacek i jego pies |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu |tytuł=Podróż w czasie |autor=Herbert George Wells |start=2018-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ferdynand Antoni Ossendowski - Młode wino.djvu |tytuł=Młode wino |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2018-12-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu |tytuł=Dzieła tom II |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2018-12-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom III.djvu |tytuł=Dzieła tom III |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2018-12-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom V.djvu |tytuł=Dzieła tom V |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2018-12-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Daudet - Mała parafia.djvu |tytuł=Mała parafia |autor=Alphonse Daudet |start=2018-12-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu |tytuł=Gösta Berling, tłum. Mirandola |autor=Selma Lagerlöf |start=2018-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Pani de Monsoreau |tytuł=Pani de Monsoreau |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - W pałacu carów.djvu |tytuł=W pałacu carów |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf |tytuł=Kawaler de Maison Rouge |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Aleksander Dumas - Czarny tulipan.djvu |tytuł=Czarny tulipan |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2018-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bigos hultayski czyli Szkoła trzpiotów.djvu |tytuł=Bigos Hultayski czyli Szkoła Trzpiotów |autor=Jan Drozdowski |start=2018-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Drozdowski - Literat z biedy.djvu |tytuł=Literat z biedy |autor=Jan Drozdowski |start=2018-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Kuprin - Straszna chwila.djvu |tytuł=Straszna chwila |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Kuprin - Szał namiętności.djvu |tytuł=Szał namiętności |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu |tytuł=Miłość Sulamity |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Kuprin - Jama |tytuł=Jama |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu |tytuł=Próba ogniowa |autor=Peter Nansen |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Peter Nansen - Niebezpieczna miłość |tytuł=Niebezpieczna miłość |autor=Peter Nansen |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Świętochowski jako beletrysta.djvu |tytuł=Aleksander Świętochowski jako beletrysta |autor=Henryk Galle |start=2019-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Hippjasz mniejszy.pdf |tytuł=Hippjasz Mniejszy, Hippjasz Większy, Ijon |autor=Platon |start=2019-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Protagoras (1923).pdf |tytuł=Protagoras (tłum. Witwicki) |autor=Platon |start=2019-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Gorgjasz.djvu |tytuł=Gorgjasz |autor=Platon |start=2019-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platona Eutyfron; Obrona Sokratesa; Kriton.pdf |tytuł=Eutyfron, Obrona Sokratesa, Kriton |autor=Platon |start=2019-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Fajdros.pdf |tytuł=Fajdros |autor=Platon |start=2019-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 1.djvu |tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 1 |autor=Jan Kasprowicz |start=2019-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 2.djvu |tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 2 |autor=Jan Kasprowicz |start=2019-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 3.djvu |tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 3 |autor=Jan Kasprowicz |start=2019-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 5.djvu |tytuł=Obraz poezji angielskiej T. 5 |autor=Jan Kasprowicz |start=2019-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walerian Kalinka - Jenerał Dezydery Chłapowski.pdf |tytuł=Jenerał Dezydery Chłapowski |autor=Walerian Kalinka |start=2019-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eurypidesa Tragedye (Kasprowicz) |tytuł=Eurypidesa Tragedye |autor=Eurypides |start=2019-01-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu |tytuł=Sofoklesa Tragedye |autor=Sofokles |start=2019-01-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Roboty i Dnie Hezyoda.djvu |tytuł=Roboty i Dnie |autor=Hezjod |start=2019-01-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vātsyāyana - Kama Sutra (1933).djvu |tytuł=Kama Sutra |autor=Vātsyāyana |start=2019-02-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Antygona (tłum. Węclewski).pdf |tytuł = Antygona (tłum. Węclewski) |autor=Sofokles |start=2019-02-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wergilego Eneida.djvu |tytuł=Eneida |autor=Wergiliusz |start=2019-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sofokles - Tragiedye Ajas Filoktet Elektra Trachinki.djvu‎ |tytuł=Tragiedye |autor=Sofokles |start=2019-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hamlet tłum. Tretiak.djvu |tytuł=Hamlet tłum. Tretiak |autor=William Shakespeare |start=2019-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hamlet królewic duński tłum. Matlakowski.djvu |tytuł=Hamlet tłum. Matlakowski |autor=William Shakespeare |start=2019-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szekspir - Północna godzina.djvu |tytuł=Północna godzina |autor=William Shakespeare |start=2019-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szekspir - Puste kobiety z Windsor’u.djvu |tytuł=Puste kobiety z Windsor’u |autor=William Shakespeare |start=2019-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu |tytuł=Wilczyce |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu |tytuł=Marta |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2018-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mohikanowie paryscy |tytuł=Mohikanowie paryscy |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu |tytuł=Pamiętniki D’Antony |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu |tytuł=Benvenuto Cellini |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Defoe and Korotyńska - Robinson Kruzoe.pdf |tytuł =Robinson Kruzoe |autor=Elwira Korotyńska |start=2019-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dwa aspekty komunikacji.pdf |tytuł=Dwa aspekty komunikacji.pdf |autor=Emanuel Kulczycki |start=2019-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu |tytuł=Gloria victis |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2019-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu |tytuł=Harde dusze |autor={{Lista autorów|Zygmunt Sarnecki; Eliza Orzeszkowa}} |start=2019-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL EO Dreher - Słownik esperancko-polski polsko-esperancki.djvu |tytuł=Słownik esperancko-polski polsko-esperancki |autor={{Lista autorów|Ludwik Zamenhof; Leopold Dreher}} |start=2019-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu |tytuł=Ania na uniwersytecie |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=L. M. Montgomery - Historynka.djvu |tytuł=Historynka |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu |tytuł=Dolina Tęczy |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu |tytuł=Rilla ze Złotego Brzegu |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu |tytuł=Pamiętnik z czasów wojny |autor=Benito Mussolini |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu |tytuł=Złoto z Porto Bello |autor=Arthur Howden Smith |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu |tytuł=Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer) |autor=Rudyard Kipling |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu |tytuł=Kapitanowie zuchy |autor=Rudyard Kipling |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu |tytuł=Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer) |autor=Rudyard Kipling |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu |tytuł=Porwany za młodu |autor=Robert Louis Stevenson |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu |tytuł=Pan dziedzic Ballantrae |autor=Robert Louis Stevenson |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu |tytuł=Mała księżniczka |autor=Frances Hodgson Burnett |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu |tytuł=Dramat na Oceanie Spokojnym |autor=Emilio Salgari |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Birkenmajer - Łzy Chrystusowe.djvu |tytuł=Łzy Chrystusowe |autor=Józef Birkenmajer |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kasprowicz - O poecie.djvu |tytuł=O poecie (tłum. Kasprowicz) |autor=zbiorowy |start=2019-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Arystofanes - Lysistrata.djvu |tytuł=Lysistrata |autor=Arystofanes |start=2019-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Arystofanes - Rycerze.djvu |tytuł=Rycerze |autor=Arystofanes |start=2019-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eurypides - Ifigenia w Tauryi.djvu |tytuł= Ifigenia w Tauryi |autor=Eurypides |start=2019-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mechanika w zakresie szkół akademickich |autor=Stefan Banach |start=2019-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adam Mickiewicz - Konrad Wallenrod.djvu |tytuł=Konrad Wallenrod |autor=Adam Mickiewicz |start=2019-03-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu |tytuł=Krosnowa i świat |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2018-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Luís de Camões - Luzyady.djvu |tytuł=Luzyady |autor=Luís de Camões |start=2019-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wyspiański - Akropolis.djvu |tytuł=Akropolis |autor=Stanisław Wyspiański |start=2019-03-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wyspiański - Legenda.djvu |tytuł=Legenda |autor=Stanisław Wyspiański |start=2019-03-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wyspiański - Wyzwolenie.djvu |tytuł=Wyzwolenie |autor=Stanisław Wyspiański |start=2019-03-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Birkenmajer - Bogurodzica wobec hymnografji łacińskiej.djvu |tytuł=Bogurodzica wobec hymnografji łacińskiej |autor=Józef Birkenmajer |start=2019-03-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Birkenmajer - Bogarodzica Dziewica.djvu |tytuł=Bogarodzica Dziewica |autor=Józef Birkenmajer |start=2019-03-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leo Belmont-Rymy i rytmy t.1.pdf |tytuł=Rymy i rytmy T. 1. Utwory oryginalne część 1 |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leo Belmont-Rymy i rytmy t.2.pdf |tytuł=Rymy i rytmy T. 2. Utwory oryginalne część 2 |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leo Belmont-Rymy i rytmy t.3.pdf |tytuł=Rymy i rytmy T. 3. Przekłady |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL George Gordon Byron - Don Juan.djvu |tytuł=Don Juan |autor=George Gordon Byron |start=2019-03-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Rostand - Cyrano de Bergerac tłum. Kasprowicz.djvu |tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Kasprowicz) |autor=Edmond Rostand |start=2019-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Rostand - Cyrano de Bergerac tłum. Londyński.djvu |tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Londyński) |autor=Edmond Rostand |start=2019-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Cyrano de Bergerac (tłum. Konopnicka i Zagórski) |tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Konopnicka i Zagórski) |autor=Edmond Rostand |start=2019-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Cooper - Pionierowie.djvu |tytuł=Pionierowie nad źródłami Suskehanny |autor=James Fenimore Cooper |start=2019-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Milton - Raj utracony.djvu |tytuł=Raj utracony |autor=John Milton |start=2019-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Uczta (1921).djvu |tytuł=Uczta (1921) |autor=Platon |start=2019-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Birkenmajer - Zagadnienie autorstwa „Bogurodzicy”.djvu |tytuł=Zagadnienie autorstwa „Bogurodzicy” |autor=Józef Birkenmajer |start=2019-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rolland - Beethoven.djvu |tytuł=Beethoven |autor=Romain Rolland |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rolland - Colas Breugnon.djvu |tytuł=Colas Breugnon |autor=Romain Rolland |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pieśni ludu polskiego (Kolberg, 1857) |tytuł=Pieśni ludu polskiego |autor=Oskar Kolberg |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu |tytuł=Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego |autor=Józef Weyssenhoff |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Čech - Pieśni niewolnika.djvu |tytuł=Pieśni niewolnika |autor=Svatopluk Čech |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL London - Martin Eden 1937.djvu |tytuł=Martin Eden |autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Goethe - Cierpienia młodego Wertera.djvu |tytuł=Cierpienia młodego Wertera |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2019-03-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu |tytuł=Sprawa Clemenceau |autor=Aleksander Dumas (syn) |start=2019-03-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Verne - Pięć tygodni na balonie.djvu |tytuł=Pięć tygodni na balonie |autor=Juliusz Verne |start=2019-03-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Browning - Pippa.djvu |tytuł=Pippa przechodzi |autor=Robert Browning |start=2019-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Goethe - Wilhelm Meister.pdf |tytuł=Wilhelm Meister |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2019-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL France - Bogowie łakną krwi.djvu |tytuł=Bogowie łakną krwi |autor=Anatole France |start=2019-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Homer - Iliada (Popiel).djvu |tytuł=Iliada |autor=Homer |start=2019-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu |tytuł=Kyra Kyralina |autor=Panait Istrati |start=2019-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Paul - Hesperus.djvu‎ |tytuł=Hesperus |autor=Jean Paul Richter |start=2019-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rolland - Wycieczka w krainę muzyki przeszłości.djvu‎ |tytuł=Wycieczka w krainę muzyki przeszłości |autor=Romain Rolland |start=2019-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bobrowski - Pamiętniki.djvu‎ |tytuł=Pamiętniki |autor=Tadeusz Bobrowski |start=2019-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wyspiański - Hamlet.djvu |tytuł=Studium o Hamlecie |autor=Stanisław Wyspiański |start=2019-04-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Józef Balsamo.djvu |tytuł=Józef Balsamo |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lewandowski - Henryk Siemiradzki.djvu |tytuł=Henryk Siemiradzki |autor=Stanisław Roman Lewandowski |start=2019-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wincenty Korab Brzozowski - Dusza mówiąca.djvu |tytuł=Dusza mówiąca |autor=Wincenty Korab-Brzozowski |start=2019-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu |tytuł=Naszyjnik Królowej |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Karol Szalony.djvu |tytuł=Karol Szalony |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu |tytuł=Ostatni Mohikan |autor=James Fenimore Cooper |start=2019-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sofokles - Edyp Król.djvu |tytuł=Edyp Król (tłum. Wężyk) |autor=Sofokles |start=2019-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzwonnik katedry „Notre Dame“ w Paryżu (Wiktor Hugo) |tytuł=Dzwonnik katedry „Notre Dame“ w Paryżu |autor=Victor Hugo |start=2019-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Katedra Notre-Dame w Paryżu (Wiktor Hugo) |tytuł=Katedra Notre-Dame w Paryżu |autor=Victor Hugo |start=2019-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kościół Panny Maryi w Paryżu (Wiktor Hugo) |tytuł=Kościół Panny Maryi w Paryżu |autor=Victor Hugo |start=2019-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Ostatni rok.djvu |tytuł=Rok ostatni panowania Zygmunta III |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2019-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Hrabina Charny.djvu |tytuł=Hrabina Charny |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu |tytuł=Starościna Bełzka |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2019-04-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Toeppen Max - Wierzenia mazurskie 1894.djvu |tytuł=Wierzenia mazurskie |autor=Max Toeppen |start=2019-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Neron.djvu |tytuł=Neron |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Karol Śmiały.djvu |tytuł=Karol Śmiały |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Królowa Margo.djvu |tytuł=Królowa Margo |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu |tytuł=Michał-Anioł i Tycjan Vecelli |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. I.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. I |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. II |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. III.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. III |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. IV |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. V |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. VI |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu |tytuł=Utwory dramatyczne T. VII |autor=Gabriela Zapolska |start=2019-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego 1-12 (1810).pdf |tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego 1-12 (1810) |start=2019-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 4 (1812).pdf |tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 4 (1812) |start=2019-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Traktat dodatkowy tyczący się miasta Krakowa, jego okręgu i konstytucyi między dworami rossyjskim, austryackim i pruskim.pdf |tytuł=Traktat dodatkowy tyczący się miasta Krakowa, jego okręgu i konstytucyi między dworami rossyjskim, austryackim i pruskim |start=2019-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu |tytuł=Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leblanc - Złoty trójkąt.djvu |tytuł=Złoty trójkąt |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu |tytuł=Kryształowy korek |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu |tytuł=Wydrążona igła |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu |tytuł=Straszliwe zdarzenie |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leblanc - Czerwone koło.djvu |tytuł=Czerwone koło |autor=Maurice Leblanc |start=2019-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Amaury.djvu |tytuł=Amaury de Leoville |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu |tytuł=Kapitan Paweł |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Sylwandira.djvu |tytuł=Sylwandira |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Życie jenerała Tomasza Dumas.djvu |tytuł=Życie jenerała Tomasza Dumas |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dezydery Chłapowski - O rolnictwie.pdf |tytuł=O rolnictwie |autor=Dezydery Chłapowski |start=2019-05-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu |tytuł=Kawaler de Chanlay |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-05-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anna Karenina (1898) |tytuł=Anna Karenina |autor=Lew Tołstoj |start=2019-06-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wolff Józef. Kniaziowie litewsko-ruscy od końca czternastego wieku.djvu |tytuł=Kniaziowie litewsko-ruscy od końca czternastego wieku |autor=Józef Wolff |start=2019-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Dolina trwogi.pdf |tytuł=Dolina trwogi |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf‎ |tytuł=Czerwonym szlakiem |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL May - Matuzalem.djvu |tytuł=Błękitno-purpurowy Matuzalem |autor=Karol May |start=2019-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Fedon (tłum. Okołów).djvu |tytuł=Fedon |autor=Platon |start=2019-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf |tytuł=Z przygód Sherlocka Holmesa |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tragedye Sofoklesa (tłum. Węclewski).djvu |tytuł=Tragedye Sofoklesa |autor=Sofokles |start=2019-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tragedye Eurypidesa (tłum. Węclewski).djvu |tytuł=Tragedye Eurypidesa |autor=Eurypides |start=2019-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tragedye Eschylosa (tłum. Węclewski).djvu |tytuł=Tragedye Eschylosa |autor=Ajschylos |start=2019-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Tajemnica oblubienicy i inne nowele.pdf‎ |tytuł=Z przygód Sherlocka Holmesa. Tajemnica oblubienicy i inne nowele |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf |tytuł=Świat zaginiony T1 |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf |tytuł=Świat zaginiony T2 |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Świat w letargu.pdf |tytuł=Świat w letargu : opowieść o nowej przygodzie profesora Challengera, lorda Roxtona, profesora Summerlee i Edwarda Malone |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O Buonapartem i o Burbonach.djvu |tytuł=O Buonapartem i o Burbonach |autor=François-René de Chateaubriand |start=2019-06-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Molier - Świętoszek (tłum. Zalewski).djvu |tytuł=Świętoszek |autor=Molier |start=2019-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Przez dziki Kurdystan |tytuł=Przez dziki Kurdystan |autor=Karol May |start=2019-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W Kordylierach.djvu |tytuł=W Kordylierach |autor=Karol May |start=2019-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu |tytuł=W wąwozach Bałkanu |autor=Karol May |start=2019-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu |tytuł=Pomarańcze i daktyle |autor=Karol May |start=2019-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Przez dzikie Gran Chaco.djvu |tytuł=Przez dzikie Gran Chaco |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu |tytuł=Przez kraj Skipetarów |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Szut.djvu |tytuł=Szut |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu |tytuł=Sapho & Carpio |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - W dżunglach Bengalu.djvu |tytuł=W dżunglach Bengalu |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu |tytuł=Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy |autor=Karol May |start=2019-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu |tytuł=Z Bagdadu do Stambułu |autor=Karol May |start=2019-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Platon - Gorgias (tłum. Siedlecki).pdf ‎ |tytuł=Gorgias (tłum. Siedlecki) |autor=Platon |start=2019-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2019).pdf |tytuł=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2019) |autor=Polski ustawodawca |start=2019-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf |tytuł=Czerwony błazen |autor=Aleksander Błażejowski |start=2019-07-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu |tytuł=Odwrócone światło |autor=Tymoteusz Karpowicz |start=2019-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu |tytuł=Sztuka czytania |autor=Henryk Bereza |start=2019-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wyspiański - Śpiewałem wielkość.djvu |tytuł=Śpiewałem wielkość ojczystego kraju |autor=Stanisław Wyspiański |start=2019-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wprowadzenie do geopolityki.pdf |tytuł=Wprowadzenie do geopolityki |autor=Jakub Potulski |start=2019-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Trzy twarze Józefa Światły.pdf |tytuł=Trzy twarze Józefa Światły. Przyczynek do historii komunizmu w Polsce |autor=Andrzej Paczkowski |start=2019-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dyplomacja Stanów Zjednoczonych (XVIII-XIX w.).pdf |tytuł=Dyplomacja Stanów Zjednoczonych (XVIII-XIX w.) |autor=Longin Pastusiak |start=2019-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikrohistorie.pdf |tytuł=Mikrohistorie. Spotkania w międzyświatach |autor=Ewa Domańska |start=2019-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ja, motyl i inne szkice krytyczne.pdf |tytuł=Ja, motyl i inne szkice krytyczne |autor=Paweł Tański |start=2019-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Spiskowcy.pdf |tytuł=Spiskowcy : powieść z czasów Napoleona I |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elżbieta Jaraczewska - Wieczór adwentowy.djvu |tytuł=Wieczór adwentowy |autor=Elżbieta Jaraczewska |start=2019-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elżbieta Jaraczewska - Upominek dla dzieci.djvu |tytuł=Upominek dla dzieci |autor=Elżbieta Jaraczewska |start=2019-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elżbieta Jaraczewska - Pierwsza młodość pierwsze uczucia |tytuł=Pierwsza młodość pierwsze uczucia |autor=Elżbieta Jaraczewska |start=2019-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu |tytuł=Spiskowcy |autor=Gilbert Augustin Thierry |start=2019-07-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu |tytuł=Zęby tygrysa |autor=Maurice Leblanc |start=2019-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii |tytuł=Manuela |autor=Gustaw Zieliński |start=2019-07-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu |tytuł=Daleka podróż Boćka |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2019-07-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - W sieci spisku.pdf |tytuł=W sieci spisku : powieść |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Czego nie wiecie o waszych mężach.djvu |tytuł=Czego nie wiecie o waszych mężach |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-07-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu |tytuł=Dziecię Europy |autor=Jakob Wassermann |start=2019-07-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu |tytuł=Ostatnie dni Pompei |autor=Edward Bulwer-Lytton |start=2019-07-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu |tytuł=Pamiętniki |autor=Giacomo Casanova |start=2019-07-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu |tytuł=Rewizor z Petersburga |autor=Nikołaj Gogol |start=2019-07-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Duch w zamku.pdf |tytuł=Duch w zamku |autor=Oscar Wilde |start=2019-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Duch z Kenterwilu.pdf |tytuł=Duch z Kenterwilu |autor=Oscar Wilde |start=2019-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Kobieta bez znaczenia.pdf |tytuł=Kobieta bez znaczenia |autor=Oscar Wilde |start=2019-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Portret Doriana Gray’a |tytuł=Portret Doriana Gray’a |autor=Oscar Wilde |start=2019-08-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Sztuka i życie.pdf |tytuł=Sztuka i życie |autor=Oscar Wilde |start=2019-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oscar Wilde - Zbrodnia lorda Artura Savile.pdf |tytuł=Zbrodnia lorda Artura Savile |autor=Oscar Wilde |start=2019-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - A gdy zawieszono „Wolne Słowo”.djvu |tytuł=A gdy zawieszono „Wolne Słowo” |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Oddajcie nam Barabasza!.djvu |tytuł=Oddajcie nam Barabasza! |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Kwestia żydowska.djvu |tytuł=Kwestia żydowska |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf |tytuł=Tragedja Koroska |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sophie de Ségur - Grzeczne dziewczynki.djvu |tytuł=Grzeczne dziewczynki |autor=Sophie de Ségur |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Powrót umarłych.djvu |tytuł=Powrót umarłych |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Kapłanka miłości.djvu |tytuł=Kapłanka miłości |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu |tytuł=Złotowłosa czarownica z Glarus |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Niepotrzebny człowiek.djvu |tytuł=Niepotrzebny człowiek |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Pomiędzy sądem i sumieniem.djvu |tytuł=Pomiędzy sądem i sumieniem |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Zmora życia.djvu |tytuł=Zmora życia |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Pod gilotyną.djvu |tytuł=Pod gilotyną |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2019-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rosny - Vamireh.djvu |tytuł=Vamireh |autor=J.-H. Rosny |start=2019-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Niedola Nibelungów.djvu |tytuł=Niedola Nibelungów |autor=anonimowy |start=2019-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kazania sejmowe (1924).djvu |tytuł=Kazania sejmowe |autor=Piotr Skarga |start=2019-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz) |tytuł=Faust |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2019-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Wspomnienie o duchowienstwie polskiem znajdujacem sie na wygnaniu w Syberyi w Tunce.pdf |tytuł= Wspomnienie o duchowieństwie polskiém znajdującém się na wygnaniu w Syberyi, w Tunce |autor=Edward Nowakowski |start=2019-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu |tytuł=Dramata |autor=Pedro Calderón de la Barca |start=2019-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu |tytuł=Powieści mniejsze |autor=Nikołaj Gogol |start=2019-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Plaut - Dwie komedye.djvu |tytuł=Dwie komedye |autor=Plaut |start=2019-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 2 (1810).pdf |tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 2 (1810) |start=2019-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=SKAUT Pismo młodzieży polskiej Tom I — Spis rzeczy.djvu |autor=red. nacz. [[Autor:Kazimierz Wyrzykowski|Kazimierz Wyrzykowski]] |start=2019-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf‎ |tytuł=Mistrz z Krocksley (zbiór opowiadań) |autor=Arthur Conan Doyle |start=2019-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu |tytuł=Ostatnia brygada |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2019-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Roosevelt a sprawa polska 1939-1945.pdf |tytuł=Roosevelt a sprawa polska 1939-1945 |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stosunki polsko-amerykańskie 1945–1955.pdf |tytuł=Stosunki polsko-amerykańskie 1945–1955 |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z tajników archiwów dyplomatycznych (stosunki polsko-amerykańskie w latach 1948-1954).pdf |tytuł=Z tajników archiwów dyplomatycznych |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dramatyczne sześć miesięcy.pdf |tytuł=Dramatyczne sześć miesięcy |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kobiety antyku.pdf |tytuł=Kobiety antyku |autor=Iza Bieżuńska-Małowist |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pan Sędzic, 1839.pdf |tytuł=Pan Sędzic |autor=Jan Gasztowt |start=2019-08-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu |tytuł=Pamiątki JPana Seweryna Soplicy |autor=Henryk Rzewuski |start=2019-08-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karel Čapek-Boża męka.pdf |tytuł=Boża męka |autor=Karel Čapek |start=2019-09-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T1.pdf |tytuł=Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852) |autor=Stanisław Karwowski |start=2019-09-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu |tytuł=Mała parafia (tłum. Neufeldówna) |autor=Alphonse Daudet |start=2019-09-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Daudet - Mała parafia (2).pdf |tytuł=Mała parafia (tłum. Anonim, wyd. Przegląd Tygodniowy) |autor=Alphonse Daudet |start=2019-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Limanowski Bolesław - Socyjalizm jako konieczny objaw dziejowego rozwoju |tytuł=Socyjalizm jako konieczny objaw dziejowego rozwoju |autor=Bolesław Limanowski |start=2019-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bolesław Limanowski - Komuniści.djvu |tytuł=Komuniści |autor=Bolesław Limanowski |start=2019-09-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Kautski - Od demokracji do niewolnictwa państwowego.djvu |tytuł=Od demokracji do niewolnictwa państwowego |autor=Karl Kautsky |start=2019-09-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf |tytuł=Poezye Gustawa Zielińskiego Tom I |autor=Gustaw Zieliński |start=2019-09-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf |tytuł=Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II |autor=Gustaw Zieliński |start=2019-09-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara |tytuł=Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara |autor=Ignàt Herrmann |start=2019-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu |tytuł=Jastrząb contra Hordliczka |autor=Svatopluk Čech |start=2019-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Świętopełk Czech - Klucze Piotrowe.djvu |tytuł=Klucze Piotrowe |autor=Svatopluk Čech |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juljusz Zeyer - Oczy królewicza.djvu |tytuł=Oczy królewicza |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu |tytuł=Jego i jej świat |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu |tytuł=Na pograniczu obcych światów |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juliusz Zeyer - Raduz i Mahulena.djvu |tytuł=Raduz i Mahulena |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M. A. Szimaczek - Obrazki z życia.djvu |tytuł=Obrazki z życia |autor=Matěj Anastasia Šimáček |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M. A. Szymaczek - Szczęście.djvu |tytuł=Szczęście |autor=Matěj Anastasia Šimáček |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Rais - Patryoci z zakątka |tytuł=Patryoci z zakątka |autor=Karel Václav Rais |start=2019-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf |tytuł=Z przeszłości 2000-1887 r. |autor=Edward Bellamy |start=2019-09-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Morris - Wieści z nikąd.pdf |tytuł=Wieści z nikąd czyli Epoka spoczynku : kilka rozdziałów utopijnego romansu |autor=William Morris |start=2019-10-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Turno - Kompletny podręcznik języka esperanto dla początkujących.pdf |tytuł=Kompletny podręcznik języka esperanto dla początkujących |autor=Leopold Dreher |start=2019-10-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Smoleński - Morze i Pomorze.djvu |tytuł=Morze i Pomorze |autor=Jerzy Smoleński |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Smoleński - Wielkopolska.djvu |tytuł=Wielkopolska |autor=Jerzy Smoleński |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Patkowski - Sandomierskie.djvu |tytuł=Sandomierskie |autor=Aleksander Patkowski |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu |tytuł=Piętnastoletni kapitan |autor=Juliusz Verne |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu |tytuł=Kopalnie Króla Salomona |autor=Henry Rider Haggard |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu |tytuł=Opowieść Artura Gordona Pyma |autor=Edgar Allan Poe |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf |tytuł=Kościół Święto-Michalski w Wilnie |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Pamiątka 200-letniej rocznicy przybycia do Krakowa OO. Kapucynów 1695 r.pdf |tytuł=Pamiątka 200-letniej rocznicy przybycia do Krakowa OO. Kapucynów 1695 r. |autor=Edward Nowakowski |start=2019-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu |tytuł=Świat kobiety |autor=Edward John Hardy |start=2019-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu |tytuł=Trzydzieści lat wśród dzikich |autor=Louis de Rougemont |start=2016-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pierwszy śpiewnik domowy.djvu |tytuł=Pierwszy śpiewnik domowy |autor=Stanisław Moniuszko |start=2019-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stanisław Czerniecki - Compendium ferculorum.pdf |tytuł=Compendium ferculorum |autor=Stanisław Czerniecki |start=2019-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu |tytuł=Trzy serca |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2019-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu |tytuł=Złota maska |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2019-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu |tytuł=Tryumf wiary |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2019-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jeszcze Polska nie zginęła Cz.2.djvu |tytuł=Jeszcze Polska nie zginęła. Część II. Słowa |autor=zbiorowy |start=2019-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Waleria Marrené - Życie za życie.djvu |tytuł=Życie za życie |autor=Waleria Marrené |start=2019-11-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Morzkowska Zycie za zycie.djvu |tytuł=Życie za życie |autor=Waleria Marrené |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Waleria Marrené - Wakacye w Warszawie.djvu |tytuł=Wakacye w Warszawie |autor=Waleria Marrené |start=2019-11-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Władysław Smoleński-Ksiądz Marek, cudotwórca i prorok konfederacyi barskiej szkic historyczny.pdf |tytuł= Ksiądz Marek, cudotwórca i prorok konfederacyi barskiej |autor= Władysław Smoleński |start=2019-11-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Czarny miesiąc.djvu |tytuł=Czarny miesiąc |autor=Eugène Sue |start=2019-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu |tytuł=Żyd wieczny tułacz |autor=Eugène Sue |start=2019-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu |tytuł=Wspomnienia z martwego domu |autor=Fiodor Dostojewski |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu |tytuł=Człowiek niewidzialny |autor=Herbert George Wells |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu |tytuł=Za Drugiego Cesarstwa |autor=Gilbert Augustin Thierry |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu‎ |tytuł= Ostatnia z Aldinich |autor=George Sand |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf |tytuł=Czarny tulipan (1928) |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu |tytuł=Niebieskie migdały |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2019-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu |tytuł=Kwiat majowy |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2019-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu |tytuł=Mare nostrum |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2019-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona |tytuł=Goffred albo Jeruzalem wyzwolona |autor=Torquato Tasso |start=2019-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu |tytuł=Meksyk |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2019-11-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Petöfi - Janosz Witeź.djvu |tytuł=Janosz Witeź |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szandor Petöfi - Wojak Janosz.djvu |tytuł=Wojak Janosz |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Petöfi - Stryczek kata.djvu |tytuł=Stryczek kata |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Petöfi - Oko za oko ząb za ząb.djvu |tytuł=Oko za oko ząb za ząb |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Petofi - Wybór poezyj.pdf |tytuł=Wybór poezyj |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Koloman Mikszath - Gołąbki w klatce.djvu |tytuł=Gołąbki w klatce |autor=Kálmán Mikszáth |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Koloman Mikszáth - Parasol świętego Piotra |tytuł=Parasol świętego Piotra |autor=Kálmán Mikszáth |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu |tytuł=Atlantyda |autor=Mór Jókai |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Jókai - Czarna krew |tytuł=Czarna krew |autor=Mór Jókai |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu |tytuł=Tajemnice Paryża |autor=Eugène Sue |start=2019-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Upiór opery.djvu |tytuł=Upiór opery |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Perfumy czarnej damy.djvu |tytuł=Perfumy czarnej damy |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Mister Flow.pdf |tytuł=Mister Flow |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Małżonka słońca.pdf |tytuł=Małżonka słońca |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Pan Rouletabille u cara.pdf |tytuł=Pan Rouletabille u cara |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leroux - Dziwne przygody miłosne Rouletabilla.pdf |tytuł=Dziwne przygody miłosne Rouletabilla |autor=Gaston Leroux |start=2019-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Verne - Czarne Indye.pdf |tytuł=Czarne Indye |autor=Juliusz Verne |start=2019-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Andrzej Janocha-Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa).pdf |tytuł= Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa) |autor=Andrzej Janocha |start=2019-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Thackeray - Snoby, utwór humorystyczny.djvu |tytuł=Snoby |autor=William Makepeace Thackeray |start=2019-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Dąbski - Pokój ryski.djvu |tytuł=Pokój ryski |autor=Jan Dąbski |start=2019-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Gabinet figur woskowych.djvu |tytuł=Gabinet figur woskowych |autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]] |start=2019-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Demony perwersji.djvu |tytuł=Demony perwersji |autor=[[Autor:Gustav Meyer|Gustav Meyrink]] |start=2019-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Fryderyk Nietzsche - Ludzkie, arcyludzkie.djvu |tytuł=Ludzkie, arcyludzkie |autor=[[Autor:Fryderyk Nietzsche|Friedrich Nietzsche]] |start=2019-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Fryderyk Nietzsche - Wędrowiec i jego cień.djvu |tytuł=Wędrowiec i jego cień |autor=[[Autor:Fryderyk Nietzsche|Friedrich Nietzsche]] |start=2019-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozporządzenie Kierownika Resortu Rolnictwa i Reform Rolnych z dnia 10 października 1944 r. w sprawie ustalenia wykazu imiennego majątków i części majątków niepodlegających podziałowi.pdf |tytuł=Rozporządzenie Kierownika Resortu Rolnictwa i Reform Rolnych z dnia 10 października 1944 r. w sprawie ustalenia wykazu imiennego majątków i części majątków niepodlegających podziałowi dla woj. białostockiego, lubelskiego i okręgu rzeszowskiego |start=2020-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jakób Wassermann - Rut.djvu |tytuł=Rut |autor=Jakob Wassermann |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jakob Wassermann - Golgota życia.djvu |tytuł=Golgota życia |autor=Jakob Wassermann |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zola - Germinal.djvu |tytuł=Germinal |autor=Émile Zola |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu |tytuł=Trzy godziny małżeństwa |autor=Hugo Bettauer |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu |tytuł=Tomasz Rendalen |autor=Bjørnstjerne Bjørnson |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Keller - Baśń ostatnia.djvu |tytuł=Baśń ostatnia |autor=Paul Keller |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Novalis - Henryk Offterdingen.djvu |tytuł=Henryk Offterdingen |autor=Novalis |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu |tytuł=Jep Bernadach |autor=Émile Pouvillon |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu |tytuł=Moja oficjalna żona |autor=Richard Henry Savage |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu |tytuł=Pod biczem zgrozy.djvu |autor=Edgar Wallace |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maeterlinck - Wybór pism dramatycznych.djvu‎ |tytuł=Wybór pism dramatycznych |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maeterlinck - Zagrzebana świątynia.pdf‎ |tytuł=Zagrzebana świątynia |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Piękno wewnętrzne.djvu |tytuł=Piękno wewnętrzne |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Księżniczka Malena.djvu |tytuł=Księżniczka Malena |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu |tytuł=Monna Vanna |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Joyzella.djvu |tytuł=Joyzella |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Aglawena i Selizetta.djvu |tytuł=Aglawena i Selizetta |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu |tytuł=Inteligencja kwiatów |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Wielka tajemnica.djvu |tytuł=Wielka tajemnica |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu |tytuł=Życie pszczół (tłum. Mirandola) |autor=Maurice Maeterlinck |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu |tytuł=Ksiądz Juliusz |autor=Octave Mirbeau |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anatol France - Poglądy ks. Hieonima Coignarda.djvu |tytuł=Poglądy ks. Hieonima Coignarda |autor=Anatole France |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore - Noc ziszczenia.djvu |tytuł=Noc ziszczenia |autor=Rabindranath Tagore |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu |tytuł=Djabeł domowego ogniska |autor=Henrik Pontoppidan |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu |tytuł=Ziemia obiecana |autor=Henrik Pontoppidan |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Geffroy - Więzień.djvu |tytuł=Więzień |autor=Gustave Geffroy |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Spitteler Imago.djvu |tytuł=Imago |autor=Carl Spitteler |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu |tytuł=Dusza Zaczarowana I |autor=Romain Rolland |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu |tytuł=Dusza Zaczarowana II |autor=Romain Rolland |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu |tytuł=Dusza Zaczarowana III |autor=Romain Rolland |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Heraldyka (Kochanowski).djvu |tytuł=O heraldyce |autor=Jan Karol Kochanowski |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Abraham Penzik - Przyszły rząd Polski.pdf |tytuł=Przyszły rząd Polski |autor=Abraham Penzik |start=2020-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=H. G. Wells - Wojna dwóch światów.djvu |tytuł=Wojna dwóch światów |autor=Herbert George Wells |start=2020-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=H. G. Wells - Wojna w przestworzu.djvu |tytuł=Wojna w przestworzu |autor=Herbert George Wells |start=2020-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=H. G. Wells - Janka i Piotr.djvu |tytuł=Janka i Piotr |autor=Herbert George Wells |start=2020-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Limanowski Bolesław - Rozwój polskiej myśli socjalistycznej |tytuł=Rozwój polskiej myśli socjalistycznej |autor=Bolesław Limanowski |start=2020-01-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma pośmiertne Franciszka Wiśniowskiego.pdf |tytuł=Pisma pośmiertne Franciszka Wiśniowskiego |autor=Franciszek Wiśniowski |start=2020-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma pomniejsze (Marx) |tytuł=Pisma pomniejsze |autor=Karl Marx |start=2020-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marx Karl - Kapitał. Krytyka ekonomji politycznej, tom I, zeszyty 1-3 |tytuł=Kapitał (Marx, 1926-33) |autor=Karl Marx |start=2020-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Sprawa przy drzwiach zamkniętych.pdf |tytuł=Sprawa przy drzwiach zamkniętych |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2020-01-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Napierski - Drabina.pdf |tytuł=Drabina |autor=[[Autor:Stefan Marek Eiger|Stefan Napierski]] |start=2020-01-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu |tytuł=Wycieczki pana Brouczka |autor=Svatopluk Čech |start=2020-01-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf |tytuł=Róża bez kolców |autor=Zofia Urbanowska |start=2020-01-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Czwarta władza.pdf |tytuł=Czwarta władza |autor=Andrzej Paczkowski |start=2020-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Droga do „mniejszego zła”.pdf |tytuł=Droga do „mniejszego zła” |autor=Andrzej Paczkowski |start=2020-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Od sfałszowanego zwycięstwa do prawdziwej klęski.pdf |tytuł=Od sfałszowanego zwycięstwa do prawdziwej klęski |autor=Andrzej Paczkowski |start=2020-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Strajki, bunty, manifestacje jako „polska droga” przez socjalizm.pdf |tytuł=Strajki, bunty, manifestacje jako „polska droga” przez socjalizm |autor=Andrzej Paczkowski |start=2020-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Belmont - Jak nauczyć się esperanta.pdf |tytuł=Jak nauczyć się Esperanta? |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |start=2020-02-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Walter Scott - Waverley.djvu |tytuł=Waverley |autor=Walter Scott |start=2020-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu |tytuł=Siedem grzechów głównych |autor=Eugène Sue |start=2020-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Awanturnik.djvu |tytuł=Awanturnik (Czarcia góra) |autor=Eugène Sue |start=2020-01-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Słownik języka polskiego (Linde, wyd. 2) |tytuł=Słownik języka polskiego (wyd. 2) |autor=Samuel Bogumił Linde |start=2019-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -12- Podróż poślubna.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 12. Podróż poślubna |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -14- Agencja matrymonialna.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 14. Agencja matrymonialna |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -16- Indyjski dywan.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 16. Indyjski dywan |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -17- Tajemnicza bomba.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 17. Tajemnicza bomba |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -19- Sensacyjny zakład.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 19. Sensacyjny zakład |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu |tytuł=Życie Henryka Brulard |autor=Stendhal |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - O miłości.djvu |tytuł=O miłości |autor=Stendhal |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -21- Skradziony tygrys.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 21. Skradziony tygrys |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -22- W szponach hazardu.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 22. W szponach hazardu |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -23- Tajemnica wojennego okrętu.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 23. Tajemnica wojennego okrętu |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -24- Oszustwo na biegunie.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 24. Oszustwo na biegunie |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -25- Tajemnica żelaznej kasy.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 25. Tajemnica żelaznej kasy |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -26- Skarb wielkiego Sziwy.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 26. Skarb wielkiego Sziwy |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -28- Indyjski pierścień.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 28. Indyjski pierścień |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -29- Książę szulerów.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 29. Książę szulerów |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf |tytuł=Poezye (Musset, tłum. Londyński) |autor=Alfred de Musset |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -31- W podziemiach Paryża.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 31. W podziemiach Paryża |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -32- Klub jedwabnej wstęgi.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 32. Klub jedwabnej wstęgi |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -34- Podwodny skarbiec.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 34. Podwodny skarbiec |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -48- Przygoda w Marokko.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 48. Przygoda w Marokko |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -50- Upiorne oko.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 50. Upiorne oko |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -52- Detektyw i włamywacz.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 52. Detektyw i włamywacz |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -55- Kosztowny pojedynek.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 55. Kosztowny pojedynek |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -57- Sprzedana żona.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 57. Sprzedana żona |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -59- Papierośnica Nerona.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 59. Papierośnica Nerona |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -60- Chińska waza.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 60. Chińska waza |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Najśw. Panny Maryi Łaskawej w kościele katedralnym we Lwowie.pdf |tytuł=Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Najśw. Panny Maryi Łaskawej w kościele katedralnym we Lwowie |autor=Edward Nowakowski |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -62- W szponach spekulantów.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 62. W szponach spekulantów |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -64- Afera szpiegowska.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 64. Afera szpiegowska |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -65- Uwięziona księżniczka.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 65. Uwięziona księżniczka |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -66- Walka o dziedzictwo.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 66. Walka o dziedzictwo |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -67- Taniec duchów.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 67. Taniec duchów |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -68- Syn słońca.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 68. Syn słońca |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -69- Ponury dom.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 69. Ponury dom |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -70- Dramat za kulisami.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 70. Dramat za kulisami |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -72- Ząb za ząb.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 72. Ząb za ząb |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -73- Zemsta włamywacza.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 73. Zemsta włamywacza |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -74- Skandal w pałacu.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 74. Skandal w pałacu |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -75- Herbaciane róże.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 75. Herbaciane róże |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -76- Moloch.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 76. Moloch |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -77- Syrena.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 77. Syrena |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -78- Portret Bajadery.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 78. Portret Bajadery |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -79- Książęcy jacht.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 79. Książęcy jacht |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -80- Zatruty banknot.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 80. Zatruty banknot |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -82- Elektryczny piec.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 82. Elektryczny piec |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -83- Spotkanie na moście.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 83. Spotkanie na moście |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -84- Błękitne oczy.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 84. Błękitne oczy |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -85- Skradzione skrzypce.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 85. Skradzione skrzypce |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -86- Tajemnicza choroba.pdf‎ ‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 86. Tajemnicza choroba |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -87- Klejnoty amazonki.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 87. Klejnoty amazonki |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -88- Tajny dokument.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 88. Tajny dokument |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -89- Tajemnicza dama.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 89. Tajemnicza dama |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -90- W szponach wroga.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 90. W szponach wroga |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -92- Zatopiony skarb.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 92. Zatopiony skarb |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -11- Uwięziona.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 11. Uwięziona |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -13- Złodziej okradziony.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 13. Złodziej okradziony |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -15- Księżniczka dolarów.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 15. Księżniczka dolarów |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -18- Eliksir młodości.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 18. Eliksir młodości |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -27- Przeklęty talizman.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 27. Przeklęty talizman |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -30- Diamentowy naszyjnik.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 30. Diamentowy naszyjnik |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lange - Stypa.djvu |tytuł=Stypa |autor=Antoni Lange |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -33- Klub milionerów.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 33. Klub milionerów |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -35- Krzywdziciel sierot.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 35. Krzywdziciel sierot |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -36- Zatruta koperta.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 36. Zatruta koperta |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -37- Niebezpieczna uwodzicielka.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 37. Niebezpieczna uwodzicielka |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -47- Obrońca pokrzywdzonych.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 47. Obrońca pokrzywdzonych |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -49- Kradzież w hotelu.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 49. Kradzież w hotelu |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -51- Tajemnicza wyprawa.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 51. Tajemnicza wyprawa |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -53- Niezwykły koncert.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 53. Niezwykły koncert |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -54- Złoty klucz.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 54. Złoty klucz |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -56- Bracia szatana.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 56. Bracia szatana |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -58- Cudowny automat.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 58. Cudowny automat |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -61- Sekret piękności.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 61. Sekret piękności |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -71- Trzy zakłady.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 71. Trzy zakłady |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -81- Porwany pasza.pdf‎ |tytuł=Lord Lister. Nr 81. Porwany pasza |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -91- Skradzione perły.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 91. Skradzione perły |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -38- Oszust w opałach.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 38. Oszust w opałach |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -39- Kradzież w muzeum.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 39. Kradzież w muzeum |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -40- Zgubiony szal.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 40. Zgubiony szal |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -41- Czarna ręka.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 41. Czarna ręka |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -42- Odzyskane dziedzictwo.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 42. Odzyskane dziedzictwo |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -43- Rycerze cnoty.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 43. Rycerze cnoty |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -44- Fałszywy bankier.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 44. Fałszywy bankier |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -46- Kontrabanda broni.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 46. Kontrabanda broni |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu |tytuł=Obrachunki fredrowskie |autor=Tadeusz Boy-Żeleński |start=2020-02-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu |tytuł=Gasnące ognie |autor=Ferdynand Ossendowski |start=2020-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Głownia piekielna.djvu |tytuł=Głownia piekielna |autor=Eugène Sue |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Milijonery.djvu |tytuł=Milijonery |autor=Eugène Sue |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Kuzyn Michał.djvu |tytuł=Kuzyn Michał |autor=Eugène Sue |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Stuartowie.djvu |tytuł=Stuartowie |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Kalifornia.djvu |tytuł=Kalifornia |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pietro Gasparri - Katechizm większy pochwalony i zalecony przez Ojca św. Piusa X.pdf |tytuł=Katechizm większy pochwalony i zalecony przez Ojca św. Piusa X |autor=Pietro Gasparri |start=2020-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -80- Jednooki.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 80. Jednooki |autor=anonimowy |start=2020-03-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -01- U pala męczarni.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 1. U pala męczarni |autor=anonimowy |start=2020-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu |tytuł=Wspomnienia o Sokratesie |autor=Ksenofont |start=2020-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -78- Czerwonoskóra władczyni.pdf‎ |tytuł=Buffalo Bill. Nr 78. Czerwonoskóra władczyni |autor=anonimowy |start=2020-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -45- Zemsta włamywacza.djvu |tytuł=Lord Lister. Nr 45. Zemsta włamywacza |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-03-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -94- Dwaj rywale.djvu |tytuł=Lord Lister. Nr 94. Dwaj rywale |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-03-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -81- Człowiek z blizną.djvu |tytuł=Buffalo Bill. Nr 81. Człowiek z blizną |autor=anonimowy |start=2020-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL May Karawana niewolników.djvu |tytuł=Karawana niewolników |autor=Karol May |start=2020-03-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -57- Olbrzym z opuszczonej kopalni.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 57. Olbrzym z opuszczonej kopalni |autor=anonimowy |start=2020-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jak skauci pracują (Małkowski) |tytuł=Jak skauci pracują |autor=Andrzej Małkowski |start=2020-03-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -86- W sidłach hypnozy.djvu |tytuł=Harry Dickson. Nr 86. W sidłach hypnozy |autor=anonimowy |start=2020-03-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Feliks Kon - W katordze na karze.pdf |tytuł=W katordze na karze |autor=Feliks Kon |start=2020-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL May Nad Rio de la Plata.djvu |tytuł=Nad Rio de la Plata |autor=Karol May |start=2020-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -01- Wyspa grozy.pdf |tytuł=Harry Dickson. Nr 1. Wyspa grozy |autor=anonimowy |start=2020-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May Sąd Boży 1930.djvu |tytuł=Sąd Boży |autor=Karol May |start=2020-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adam Próchnik - Ignacy Daszyński życie praca walka.pdf |tytuł=Ignacy Daszyński: życie, praca, walka |autor=Adam Próchnik |start=2020-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lemański - Bajki.pdf |tytuł=Bajki |autor=Jan Lemański |start=2020-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=CTP -236- Ze złotej serii przygód Harrego Dicksona - Czarny wampir.pdf |tytuł=Co tydzień powieść. Nr 236. Ze złotej serii przygód Harrego Dicksona : Czarny wampir |autor=anonimowy |start=2020-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Selma Lagerlöf - Jerozolima |tytuł=Jerozolima |autor=Selma Lagerlöf |start=2020-04-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ignacy Daszyński - Sejm rząd król dyktator.pdf |tytuł=Sejm, rząd, król, dyktator |autor=Ignacy Daszyński |start=2020-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -34- Wilkołak.pdf‎ |tytuł=Harry Dickson. Nr 34. Wilkołak |autor=anonimowy |start=2020-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kazimierz Czapiński - Faszyzm współczesny.pdf |tytuł=Faszyzm współczesny |autor=Kazimierz Czapiński |start=2020-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu |tytuł=Tajemnice Londynu |autor=Paul Féval |start=2020-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Feval - Żebrak murzyn.djvu ‎ |tytuł=Żebrak murzyn |autor=Paul Féval |start=2020-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Feval - Garbus.djvu |tytuł=Garbus |autor=Paul Féval |start=2020-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Orkan - Warta.djvu |tytuł=Warta |autor=Władysław Orkan |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jarry - Ubu-Król.djvu |tytuł=Ubu król |autor=Alfred Jarry |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Nietota.djvu |tytuł=Nietota |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu |tytuł=Dęby czarnobylskie |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ibsen - Brand.djvu |tytuł=Brand |autor=Henryk Ibsen |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Wita.djvu |tytuł=Wita |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy Nick Carter -02- Skradziony król.pdf |tytuł=Nowy Nick Carter. Tomik 2. Skradziony król |autor=Karl Nerger |start=2020-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Orkan - Miłość pasterska.djvu |tytuł=Miłość pasterska |autor=Władysław Orkan |start=2020-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu |tytuł=Spowiedź królowej |autor=Alphonse Daudet |start=2020-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eliot - Adam Bede.djvu |tytuł=Adam Bede |autor=[[Autor:Mary Ann Evans|George Eliot]] |start=2020-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Curwood - Kazan.djvu‎ |tytuł=Kazan |autor=James Oliver Curwood |start=2020-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Luksemburg - Święto pierwszego maja.pdf |tytuł=Święto pierwszego maja |autor=Róża Luksemburg |start=2020-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Saint-Pierre - Paweł i Wirginia.djvu |tytuł=Paweł i Wirginia |autor=Jacques-Henri Bernardin de Saint-Pierre |start=2020-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Heine - Atta Troll 1901.djvu |tytuł=Atta Troll |autor=Heinrich Heine |start=2020-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pawlikowski - Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość (1839).djvu |tytuł=Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość |autor=Józef Pawlikowski |start=2020-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tegner - Frytjof.djvu |tytuł=Frytjof |autor=Esaias Tegnér |start=2020-04-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Noskowski - Istota utworów Chopina.djvu |tytuł=Istota utworów Chopina |autor=Zygmunt Noskowski |start=2020-04-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -73- Skarb na dnie morza.pdf‎ |tytuł=Harry Dickson. Nr 73. Skarb na dnie morza |autor=anonimowy |start=2020-04-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lange - Miranda.djvu |tytuł=Miranda |autor=Antoni Lange |start=2020-04-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf |tytuł=Włamywacz Raffles mój przyjaciel |autor=Ernest William Hornung |start=2020-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Michałowski - Księga pamiętnicza.djvu |tytuł=Księga pamiętnicza |autor=zbiorowy |start=2020-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sprawozdanie Stenograficzne z 36. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej.pdf |tytuł=Sprawozdanie Stenograficzne z 36. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej |autor=zbiorowy |start=2020-04-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sprawozdanie Stenograficzne z 78. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 14 marca 2019 r.pdf |tytuł=Sprawozdanie Stenograficzne z 78. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej |autor=zbiorowy |start=2020-04-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tegner - Ulotne poezye.djvu |tytuł=Ulotne poezye |autor=Esaias Tegnér |start=2020-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jakuba Teodora Trembeckiego wirydarz poetycki |tytuł=Jakuba Teodora Trembeckiego wirydarz poetycki |autor=Jakub Teodor Trembecki |start=2020-05-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf |tytuł=Pamiętnik złodzieja |autor=Ernest William Hornung |start=2020-05-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Engestroem - Z szwedzkiej niwy.djvu |tytuł=Z szwedzkiej niwy |autor=zbiorowy |start=2020-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tajemnica zamku Rodriganda |tytuł=Tajemnica zamku Rodriganda |autor=Karol May |start=2020-05-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Miciński - Xiądz Faust |tytuł=Xiądz Faust |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu |tytuł=Kniaź Patiomkin |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tygodnik Illustrowany Nr. 9 (1900).djvu |tytuł=Tygodnik Illustrowany Nr. 9/1900 |autor=zbiorowy |start=2020-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Posner - Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela.djvu |tytuł=Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela |autor=Stanisław Posner |start=2020-05-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lemański - Proza ironiczna.djvu |tytuł=Proza ironiczna |autor=Jan Lemański |start=2020-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Grignon de Montfort - O doskonałym nabożeństwie.djvu |tytuł=O doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Marii Panny |autor=Ludwik Maria Grignion de Montfort |start=2020-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1875).djvu |tytuł=Wzniesienie się Rougon'ów (1875) |autor=Émile Zola |start=2020-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Szymanowski - Wychowawcza rola kultury muzycznej.djvu |tytuł=Wychowawcza rola kultury muzycznej |autor=Karol Szymanowski |start=2020-06-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Szopka krakowska.djvu |tytuł=Szopka krakowska |autor=Stanisław Estreicher |start=2020-06-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Syn niedźwiednika |tytuł=Syn niedźwiednika |autor=Karol May |start=2020-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lord Lister -20- Miasto Wiecznej Nocy.pdf |tytuł=Lord Lister. Nr 20. Miasto Wiecznej Nocy |autor=[[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]], [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] |start=2020-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Darwin - O powstawaniu gatunków.djvu |tytuł=O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego |autor=Charles Darwin |start=2020-06-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu |tytuł=Ostatni na ziemi |autor=Wacław Niezabitowski |start=2020-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu |tytuł=Skarb Aarona |autor=Wacław Niezabitowski |start=2020-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Co każdy o krótkofalarstwie wiedzieć powinien |tytuł=Co każdy o krótkofalarstwie wiedzieć powinien |autor=Zbiorowy |start=2020-06-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu |tytuł=Komedjanci |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-06-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu |tytuł=Pod blachą |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-06-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -79- Córka wodza.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 79. Córka wodza |autor=anonimowy |start=2020-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu |tytuł=Księżna de Langeais |autor = Honoré de Balzac |start=2020-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sofokles - Tropiciele (tłum. Bednarowski).djvu |tytuł=Tropiciele |autor=Sofokles |start=2020-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mantegazza - Rok 3000-ny.pdf |tytuł=Rok 3000-ny |autor=Paolo Mantegazza |start=2020-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Komeński - Wielka dydaktyka.djvu |tytuł=Wielka dydaktyka |autor=Jan Amos Komenský |start=2020-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sue - Artur.djvu |tytuł=Artur |autor=Eugène Sue |start=2020-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Rozkosze życia.djvu |tytuł=Rozkosze życia |autor=Émile Zola |start=2020-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf |tytuł=Ostatnie dni świata (zbiór) |autor=[[Autor:Simon Sawczenko|Simon Sawczenko]]; [[Autor:Albert Flynn|Joshua Albert Flynn]] |start=2020-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Orkan - Czantorja.pdf |tytuł=Czantorja |autor=Władysław Orkan |start=2020-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Michał Nittman - Balladyna - komentarz.pdf |tytuł=Balladyna (komentarz) |autor=Tadeusz Michał Nittman |start=2020-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia (tłum. Cylkow) |tytuł=Biblia |autor=[[Autor:Izaak Cylkow|Izaak Cylkow]] (tłumacz) |start=2020-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Dunikowski - Meksyk.djvu |tytuł=Meksyk |autor=Emil Dunikowski |start=2020-07-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -77- Tajemnica grobowca.pdf‎ |tytuł=Harry Dickson. Nr 77. Tajemnica grobowca |autor=anonimowy |start=2020-07-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu |tytuł=Podróż na Jowisza |autor=John Jacob Astor |start=2020-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Radkowski - Z biblijnego Wschodu.djvu |tytuł=Z biblijnego Wschodu |autor=Tadeusz Radkowski |start=2020-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Servieres - Orle skrzydła.djvu |tytuł=Orle skrzydła |autor=Joseph Servières |start=2020-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. W. Ferrer - Mrok i brzask.djvu |tytuł=Mrok i brzask |autor=Frederic William Farrar |start=2020-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. W. Ferrer - Światła i cienie |tytuł=Światła i cienie |autor=Frederic William Farrar |start=2020-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marrene Dzieci szczescia.djvu |tytuł=Dzieci szczęścia |autor=Waleria Marrené |start=2020-07-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu |tytuł=Duch puszczy |autor=Robert Montgomery Bird |start=2020-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol du Prel - Zagadka człowieka.djvu |tytuł=Zagadka człowieka |autor=Karl du Prel |start=2020-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol du Prel - Spirytyzm (1908).djvu |tytuł=Spirytyzm |autor=Karl du Prel |start=2020-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol du Prel - Spirytyzm (1923).djvu |tytuł=Spirytyzm |autor=Karl du Prel |start=2020-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Gawędy o literaturze i sztuce.djvu |tytuł=Gawędy o literaturze i sztuce |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Obrazy z życia i podróży T.I.djvu |tytuł=Obrazy z życia i podróży T.I |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Obrazy z życia i podróży T.II.djvu |tytuł=Obrazy z życia i podróży T.II |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu |tytuł=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu |tytuł=Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku |tytuł=Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy.djvu |tytuł=Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.I.djvu |tytuł=Nowe studja literackie T.I |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.II.djvu |tytuł=Nowe studja literackie T.II |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf |tytuł=Więzień na Marsie |autor=Gustave Le Rouge |start=2020-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Staff LM Zgrzebna kantyczka.djvu |tytuł=Zgrzebna kantyczka |autor=Ludwik Maria Staff |start=2020-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf |tytuł=Niewidzialni |autor=Gustave Le Rouge |start=2020-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lamartine - Rafael.djvu |tytuł=Rafael |autor=Alphonse de Lamartine |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tomasz a Kempis - O naśladowaniu Chrystusa (1938).djvu |tytuł=O naśladowaniu Chrystusa |autor=Thomas a Kempis |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gautier - Romans mumji.pdf |tytuł=Romans mumji |autor=Théophile Gautier |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Róża i blanka.pdf |tytuł=Róża i Blanka |autor=Xavier de Montépin |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lindau - Państwo Bewerowie.pdf |tytuł=Państwo Bewerowie |autor=Paul Lindau |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sewer - Genealogie.djvu |tytuł=Genealogie żyjących utytułowanych rodów polskich |autor=Jerzy Sewer Dunin-Borkowski |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu |tytuł= Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863 |autor=Eustachy Iwanowski |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu |tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom I |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2020-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf |tytuł=Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego |autor=Teodor Tripplin |start=2020-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Bury - Philobiblon.djvu |tytuł=Philobiblon |autor=Richrad de Bury |start=2020-08-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu |tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom V |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2020-09-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Krolewska-Pruska gieneralna szkolna ustawa dla rzymskich-katolików w miastach i na wsiach samowładnego księstwa Sląska i hrabstwa Glacu 1765.djvu |tytuł=Krolewska-Pruska gieneralna szkolna ustawa dla rzymskich-katolików w miastach i na wsiach samowładnego księstwa Sląska i hrabstwa Glacu 1765.djvu |start=2020-09-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf |tytuł=Wspomnienia i przygody : Tom I |autor=Arthur Conan Doyle |start=2020-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf |tytuł=Wspomnienia i przygody : Tom II |autor=Arthur Conan Doyle |start=2020-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Skrypt Fleminga |tytuł=Skrypt Fleminga |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny |tytuł=Okruszyny |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu |tytuł=W mrokach złotego pałacu, czyli Bazylissa Teofanu |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mark Twain - Humoreski i opowiadania I.djvu |tytuł=Humoreski i opowiadania |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mark Twain - Wartogłowy Wilson.djvu |tytuł=Wartogłowy Wilson |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu |tytuł=Tom Sawyer jako detektyw |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mark Twain - Niuniek ma hiszpankę.djvu |tytuł=Niuniek ma hiszpankę |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jack London - John Barleycorn.djvu |tytuł=John Barleycorn |autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu |tytuł=Pretendent z Ameryki |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2020-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL G Flaubert Salammbo.djvu |tytuł=Salammbo |autor=Gustave Flaubert |start=2020-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Loti - Pani chryzantem.djvu |tytuł=Pani Chryzantem |autor=Pierre Loti |start=2020-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tripplin - Kalotechnika.pdf |tytuł=Kalotechnika |autor=Teodor Tripplin |start=2020-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wallace - Biały zamek.djvu |tytuł=Biały zamek |autor=Lewis Wallace |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wallace - Książę indyjski.djvu |tytuł=Książę indyjski |autor=Lewis Wallace |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lukian - Wybrane pisma T. 1.pdf |tytuł=Wybrane pisma T. 1 |autor=Lukian z Samosat |start=2020-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Yogi Rāmacharaka - Hatha Joga.djvu |tytuł=Hatha Joga |autor=Yogi Rāmacharaka |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu |tytuł=Puszcza |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Mój pamiętnik literacki.djvu |tytuł=Mój pamiętnik literacki |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Z Grecyi.djvu |tytuł=Z Grecyi |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Syn marnotrawny.djvu |tytuł=Syn marnotrawny |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu |tytuł=W ogniu |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Lyrica.djvu |tytuł=Lyrica |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu |tytuł=Narodziny działacza |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu |tytuł=Sprawa Dołęgi |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Unia.djvu |tytuł=Unia |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu |tytuł=Nowele |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu |tytuł=Jan bez ziemi |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu |tytuł=Hetmani |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu |tytuł=Gromada |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu |tytuł=Noc i świt |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu |tytuł=Cudno i ziemia cudeńska |autor=Józef Weyssenhoff |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Katechizm rzymski wg uchwały św Soboru Trydenckiego.djvu |tytuł=Katechizm rzymski wg uchwały św. Soboru Trydenckiego |autor=zbiorowy |start=2020-09-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Savitri - Utopia.djvu |tytuł=Utopia |autor=Savitri |start=2020-10-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Herbarz Polski (Boniecki) ‎ |tytuł=Herbarz Polski |autor=Adam Boniecki, Artur Reiski |start=2020-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859) |tytuł=S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859) |autor=zbiorowy |start=2020-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Verne - Cezar Kaskabel.djvu |tytuł=Cezar Kaskabel |autor=Juliusz Verne |start=2020-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juljusz Verne - Wśród dzikich plemion Buchary |tytuł=Wśród dzikich plemion Buchary |autor=Juliusz Verne |start=2020-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mrongowiusz Slowo Xenofonta o Wyprawie Woienney Cyrusa.djvu |tytuł=Słowo Xenofonta o Wyprawie Woienney Cyrusa po Grecku Anavasis |autor=Ksenofont |start=2020-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu |tytuł=Druga ojczyzna |autor=Juliusz Verne |start=2020-10-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Czesław Czyński - Nauka Volapüka w 12-stu lekcjach.pdf |tytuł=Nauka Volapük’a w 12-stu lekcjach |autor=Czesław Czyński |start=2020-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -02- Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 2. Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany |autor=anonimowy |start=2020-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf |tytuł=Rozpruwacze |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2020-10-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Harry Dickson -20- Postrach Londynu.pdf‎ |tytuł=Harry Dickson. Nr 20. Postrach Londynu |autor=anonimowy |start=2020-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu |tytuł=Trapezologjon |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu |tytuł=Staropolska miłość |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu |tytuł=Na polskiej fali |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Mohammed II.djvu |tytuł=Mohammed II |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Lintang.djvu |tytuł=Lintang |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu |tytuł=Czerwona rakieta |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Czarci.djvu |tytuł=Czarci |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Biały lew.djvu |tytuł=Biały lew |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Ana Ta.djvu |tytuł=Ana Ta |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Szkatułka z czerwonej laki.djvu |tytuł=Szkatułka z czerwonej laki |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Syn Dniepru.djvu |tytuł=Syn Dniepru |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Timurlenk.djvu |tytuł=Timurlenk |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Śliczna Gabrysia.djvu |tytuł=Śliczna Gabrysia |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Romans Marty.djvu |tytuł=Romans Marty |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Przygody Komendanta Wilczka.djvu |tytuł=Przygody Komendanta Wilczka |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Po tęczowej obręczy.djvu |tytuł=Po tęczowej obręczy |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Pałac połamanych lalek.djvu |tytuł=Pałac połamanych lalek |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu |tytuł=Osaczona i inne nowele |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu |tytuł=O małem miasteczku |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Wygrana partja.djvu |tytuł=Wygrana partja |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu |tytuł=W płomieniach |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu |tytuł=Wieś mojej matki |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu |tytuł=Wieś czternastej mili |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Bandrowski - Widzenie Wokandy.djvu |tytuł=Widzenie Wokandy |autor=Jerzy Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pierwszy ilustrowany przewodnik po Ciechocinku i Okolicy.djvu |tytuł=Pierwszy ilustrowany przewodnik po Ciechocinku i Okolicy |autor=Juliusz Marian Bandrowski |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu |tytuł=Halucynacje |autor=Ludwik Stanisław Liciński |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu |tytuł=Z pamiętnika włóczęgi |autor=Ludwik Stanisław Liciński |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu |tytuł=Szały miłości |autor=Ludwik Stanisław Liciński |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu |tytuł=Sprawiedliwość |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Popiół |tytuł=Popiół |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Po rozwodzie |tytuł=Po rozwodzie |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Po grzesznej drodze |tytuł=Po grzesznej drodze |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zmigryder Sertorius a Pompeius na tle paktow z Mithradatesem.djvu |tytuł=Sertorius a Pompeius na tle paktów z Mithradatesem |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2020-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu |tytuł=Testament dziwaka |autor=Juliusz Verne |start=2020-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL K May Przez dziki Kurdystan 1909.djvu |tytuł=Przez dziki Kurdystan (1909) |autor=Karol May |start=2020-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Libelt Karol - O miłości ojczyzny.pdf |tytuł=O miłości ojczyzny (Libelt) |autor=Karol Libelt |start=2020-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu |tytuł=Sewerka |autor=Waleria Marrené |start=2020-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf |tytuł=Miłość przestępcy |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2020-11-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pułkownikówna (Kraszewski) |tytuł=Pułkownikówna |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu |tytuł=Zamek w Karpatach |autor=Juliusz Verne |start=2020-11-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Limanowski Bolesław - Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu.pdf |tytuł=Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu |autor=Bolesław Limanowski |start=2020-11-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye Plauta; Aulularia - Mostellaria - Trinummus - Capteivei (IA komedyeplautaaul00plau).pdf |tytuł=Komedye Plauta |autor=Plaut |start=2020-11-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu |tytuł=Na Polesiu |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2020-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pseudo-Xenofont - Rzecz o ustawie ateńskiej.pdf |tytuł=Rzecz o ustawie ateńskiej |autor=Ksenofont |start=2020-11-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Czuj Duch X. Kazimierz Lutosławski.pdf |tytuł=Czuj Duch! |autor=Kazimierz Lutosławski |start=2020-11-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gibess - Obozownictwo.pdf |tytuł=Obozownictwo |autor=Stanisław Gibess |start=2020-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nekrasz - Pionierka harcerska.djvu |tytuł=Pionierka Harcerska |autor=Władysław Nekrasz |start=2020-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszynski Dzierżawa i najem u społeczeństw starożytnych.pdf |tytuł=Dzierżawa i najem u społeczeństw starożytnych. Cz. 1, Wschód |autor=Stefan Waszyński |start=2020-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu |tytuł=Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2020-12-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu |tytuł=Szkice i opowiadania historyczno-literackie |autor=Ferdynand Hoesick |start=2020-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Filozofija Lucyjusza Anneusza Seneki.pdf |tytuł=Filozofija Lucyjusza Anneusza Seneki |autor=Alfred Roch Brandowski |start=2020-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf |tytuł=Przed jutrem |autor=Gustawa Jarecka |start=2020-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gustawa Jarecka - Inni ludzie.pdf |tytuł=Inni ludzie|Inni ludzie |autor=Gustawa Jarecka |start=2022-01-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ćwikliński Kilka uwag o zadaniach i organizacji nauki polskiej.pdf |tytuł=Kilka uwag o zadaniach i organizacji nauki polskiej |autor=Ludwik Ćwikliński |start=2021-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Xenofont - Hippika i Hipparch.djvu |tytuł=Hippika i Hipparch czyli jazda konna i naczelnik jazdy |autor=Ksenofont |start=2021-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu |tytuł=Pamiętnik panny służącej (1923) |autor=Octave Mirbeau |start=2021-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adam Próchnik - Ku Polsce socjalistycznej dzieje polskiej myśli socjalistycznej.pdf |tytuł=Ku Polsce socjalistycznej |autor=Adam Próchnik |start=2021-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu |tytuł=Anioł śmierci |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2021-01-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Xenofont - Ekonomik.djvu |tytuł=Ekonomik |autor=Ksenofont |start=2021-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu |tytuł=Z antropologii wiejskiej (nowa serya) |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Wyścig dystansowy.djvu |tytuł=Wyścig dystansowy |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]],<br>[[Autor:Kazimierz Laskowski|Kazimierz Laskowski]] |start=2021-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ludwik Ćwikliński O przechowywanym w zbiorze pism Ksenofontowych Traktacie o dochodach.djvu |tytuł=O przechowywanym w zbiorze pism Ksenofontowych Traktacie o dochodach |autor=Ludwik Ćwikliński |start=2021-01-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Adolf Klęsk - Bolesne strony erotycznego życia kobiety.djvu |tytuł=Bolesne strony erotycznego życia kobiety |autor=Adolf Klęsk |start=2021-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu |tytuł=Wybór pism w X tomach. Tom VII |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Syzyf.pdf |tytuł=Syzyf |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu |tytuł=Synowie pana Marcina |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf |tytuł=Powtórne życie |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu |tytuł=Zagrzebani |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu |tytuł=Czarna godzina |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-02-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Laskowski - Poradnik dla dłużników.djvu |tytuł=Poradnik dla dłużników |autor=Kazimierz Laskowski |start=2021-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Monologi.djvu |tytuł=Monologi |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Monologi. Serya druga.djvu |tytuł=Monologi. Serya druga |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu |tytuł=Suma na Kocimbrodzie |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu |tytuł=Fotografie wioskowe |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu |tytuł=Listy do przyszłej narzeczonej i Listy do cudzej żony |autor=[[Autor:Julian Ochorowicz|Julian Ochorowicz]]<br>[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu |tytuł=Na ojcowskim zagonie |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu |tytuł=Poezje (1936) (wybór) |autor=Taras Szewczenko |start=2021-02-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf |tytuł=Matka |autor=Maksym Gorki |start=2021-02-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rola (teksty Antoniego Kucharczyka) |autor=Antoni Kucharczyk |start=2021-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Złoty Jasieńko.djvu |tytuł=Złoty Jasieńko |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Płodność.djvu |tytuł=Płodność |autor=Émile Zola |start=2021-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kraszewski - Ikonotheka.djvu |tytuł=Ikonotheka |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu‎ |tytuł=Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski) |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2021-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jebb - Historya literatury greckiej.djvu‎ |tytuł=Historya literatury greckiej |autor=Richard Claverhouse Jebb |start=2021-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieje Galicyi (IA dziejegalicyi00bart).pdf |tytuł=Dzieje Galicyi |autor=Kazimierz Bartoszewicz |start=2021-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wójcicki - Klechdy.djvu |tytuł=Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe |autor=Kazimierz Władysław Wóycicki |start=2021-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Psiawiara.djvu |tytuł=Psiawiara |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Nera |tytuł=Nera |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu |tytuł=Willa pana regenta |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-03-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu |tytuł=Przeszkoda |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-03-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Prawda |tytuł=Prawda |autor=Émile Zola |start=2021-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu |tytuł=Banita powieść z 1843 |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tacyt - Germania.pdf |tytuł=Germania |autor=Tacyt |start=2021-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu |tytuł=Przybłęda |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kapitał społeczny ludzi starych.pdf |tytuł=Kapitał społeczny ludzi starych |autor=Andrzej Klimczuk |start=2021-03-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jankowski - Tram wpopszek ulicy.pdf |tytuł=Tram wpopszek ulicy |autor=Jerzy Jankowski |start=2021-03-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bernard Shaw - Socyalista na ustroniu.djvu |tytuł=Socyalista na ustroniu |autor=George Bernard Shaw |start=2021-03-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Leśniczy.djvu |tytuł=Leśniczy |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Milion za morzami.djvu |tytuł=Milion za morzami |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Wysokie progi |tytuł=Wysokie progi |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-03-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Romans i powieść.djvu |tytuł=Romans i powieść |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2021-03-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tacyt Kossowicz Agrykola.pdf |tytuł=Agrykola |autor=Tacyt |start=2021-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Plutarch - Perikles.pdf |tytuł=Perikles |autor=Plutarch |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -60- Czaszka Wielkiego Narbony.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 60. Czaszka Wielkiego Narbony |autor=anonimowy |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Diana.djvu |tytuł=Diana |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Minerwa.djvu |tytuł=Minerwa |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Wenus.djvu |tytuł=Wenus |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Błękitny anioł.djvu |tytuł=Błękitny anioł |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Lemański Colloqvia albo Rozmowy.djvu |tytuł=Colloqvia albo Rozmowy |autor=Jan Lemański |start=2021-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Herodot - Dzieje.djvu |tytuł=Dzieje |autor=Herodot |start=2021-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Urban - Makryna Mieczysławska w świetle prawdy.djvu |tytuł=Makryna Mieczysławska w świetle prawdy |autor=Jan Urban |start=2020-04-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Kartka miłości.djvu |tytuł=Kartka miłości |autor=Émile Zola |start=2021-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu |tytuł=Syn Marnotrawny (1905) |autor=Józef Weyssenhoff |start=2021-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu |tytuł=Prawo mężczyzny |autor=Jan Lemański |start=2021-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Burt's Polish-English dictionary in two parts, Polish-English, English Polish (IA burtspolishengli00kierrich).pdf |tytuł=Burt's Słowniczek Polskiego I Angielskiego Języka |autor=[[Autor:Władysław Kierst|Władysław Kierst]], [[Autor:Oskar Callier|Oskar Callier]] |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy kieszonkowy polsko-rossyjski i rossyjsko-polski slownik (IA nowykieszonkowyp00schm).pdf |tytuł=Nowy kieszonkowy polsko-rossyjski i rossyjsko-polski słownik |autor=M. J. A. E. Schmidt, Johann Adolf Erdmann |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Folklor i literatura.pdf |tytuł=Folklor i literatura |autor=Roch Sulima |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dokadny niemiecko-polski sownik (IA dokadnyniemiecko00mron).pdf |tytuł=Dokładny Niemiecko-Polski Słownik |autor=[[Autor:Krzysztof Celestyn Mrongovius|Krzysztof Celestyn Mrongovius]], [[Autor:Wilibald Wyszomierski|Wilibald Wyszomierski]] |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O ziemi i czlowicku;dziesiec odezytow. (IA oziemiiczlowicku00nale).pdf |tytuł=O ziemi i człowieku; dziesięć odczytów |autor=Władysław Nałęcz-Koniuszewski |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Traktat Pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą podpisany w Rydze dnia 18 marca 1921 roku.djvu |tytuł=Traktat Pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą podpisany w Rydze dnia 18 marca 1921 roku |start=2021-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Układ o repatriacji zawarty między Polską z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej strony.djvu |tytuł=Układ o repatriacji zawarty między Polską z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej strony w wykonaniu artykułu VII Umowy o Przedwstępnych Warunkach Pokoju z dnia 12 października 1920 roku |start=2021-04-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Doktór Pascal.djvu |tytuł=Doktór Pascal |autor=Émile Zola |start=2021-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf |tytuł=Kara Boża idzie przez oceany |autor=Henryk Nagiel |start=2021-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pogląd na nowszą poezję ukraińską.pdf |tytuł=Pogląd na nowszą poezyę ukraińską |autor=Sydir Twerdochlib |start=2021-04-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ukraiński ruch kobiecy.pdf |tytuł=„Ukraiński“ Ruch Kobiecy |autor=Cezaryna Mikułowska |start=2021-04-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu |tytuł=Błąd Abbé Moureta |autor=Émile Zola |start=2021-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Dzieło.djvu |tytuł=Dzieło |autor=Émile Zola |start=2021-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wilde Oscar - Dusza człowieka w epoce socyalizmu.pdf |tytuł=Dusza człowieka w epoce socyalizmu |autor=Oscar Wilde |start=2021-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Pieniądz.djvu |tytuł=Pieniądz |autor=Émile Zola |start=2021-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Epidemia.djvu |tytuł=Epidemia |autor=[[Autor:Octave Mirbeau|Octave Mirbeau]], [[Autor:Jarosław Pieniążek|Jarosław Pieniążek]] |start=2021-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu |tytuł=Poezye |autor=Michał Koroway-Metelicki |start=2021-05-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M Auerbach Platon a matematyka grecka.djvu |tytuł=Platon a matematyka grecka |autor=Marian Auerbach |start=2021-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mord rytualny.pdf |tytuł=Mord rytualny |autor=Aleksander Czołowski |start=2021-05-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Listy do nieznajomego |tytuł=Listy do nieznajomego |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski W sprawie szkół ludowych na Szlązku kilka uwag dla nauczycieli.djvu |tytuł=W sprawie szkół ludowych na Szlązku |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-05-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Niewiasta polska.djvu |tytuł=Niewiasta polska |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-05-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T2.pdf |tytuł=Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1852–1889) |autor=Stanisław Karwowski |start=2021-05-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf |tytuł=Jeden trudny rok |autor=[[Autor:Juliusz Dąbrowski|Juliusz Dąbrowski]], [[Autor:Tadeusz Kwiatkowski|Tadeusz Kwiatkowski]] |start=2021-05-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klęski zaraz w dawnym Lwowie.pdf |tytuł=Klęski zaraz w dawnym Lwowie |autor=Łucja Charewiczowa |start=2021-05-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Wieki katakombowe |tytuł=Wieki katakombowe |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-06-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu |tytuł=Życzenie zmarłej |autor=Émile Zola |start=2021-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Teatr.pdf |tytuł=Teatr |autor=Émile Zola |start=2021-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu |tytuł=Hiszpania i Afryka |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2021-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Człowiek zwierzę |tytuł=Człowiek zwierzę |autor=Émile Zola |start=2021-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Podbój Plassans.djvu |tytuł=Podbój Plassans |autor=Émile Zola |start=2021-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Historya o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim.djvu |tytuł=Historya o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim |autor=Mikołaj z Wilkowiecka |start=2021-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf |tytuł=Góra Chełmska |autor=Norbert Bonczyk |start=2021-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Rogulski - Słowniczek znakomitszych muzyków.djvu |tytuł=Słowniczek znakomitszych muzyków |autor=Gustaw Rogulski |start=2021-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Plato von Reussner - Luminarze świata.djvu |tytuł=Luminarze świata |autor=Plato von Reussner |start=2021-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Ziemia.pdf |tytuł=Ziemia |autor=Émile Zola |start=2021-06-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Auerbach Arytmetyka grecka u szczytu rozwoju.pdf |tytuł=Arytmetyka grecka u szczytu rozwoju (Diophantos) |autor=Marian Auerbach |start=2021-06-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stefan Żeromski-Pomyłki |tytuł=Pomyłki |autor=Stefan Żeromski |start=2021-06-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane T.1.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane. T. I |autor={{Lista autorów|William Shakespeare; Stanisław Egbert Koźmian}} |start=2021-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane T.2.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane. T. II |autor={{Lista autorów|William Shakespeare; Stanisław Egbert Koźmian}} |start=2021-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane T.3.djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira w skróceniu opowiedziane. T. III |autor={{Lista autorów|William Shakespeare; Stanisław Egbert Koźmian}} |start=2021-07-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Nowe poglądy.pdf |tytuł=Nowe poglądy na cywilizacyę grecką |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Moje stosunki z Towiańskim i towiańczykami.pdf |tytuł=Moje stosunki z Towiańskim i towiańczykami |autor=Józef Komierowski |start=2021-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oskarżyciel przez Krajowskiego.pdf |tytuł=Oskarżyciel |autor=Józef Komierowski |start=2021-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sachs - Ferdynand Lassalle.djvu |tytuł=Ferdynand Lassalle |autor=Feliks Sachs |start=2021-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Niemcewicz - Rok 3333.pdf |tytuł=Rok 3333 |autor=Julian Ursyn Niemcewicz |start=2021-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Poezye.djvu |tytuł=Poezye |autor=Józef Szujski |start=2021-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata tłómaczone.djvu |tytuł=Dramata tłómaczone |autor={{Lista autorów|Ajschylos; Arystofanes; William Shakespeare; Pedro Calderón de la Barca; [[Autor:Józef Szujski|Józef Szujski]] (tłum.)}} |start=2021-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiktor Hugo - Han z Islandyi |tytuł=Han z Islandyi |autor=Victor Hugo |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu |tytuł=Rzeczy widziane 1848-1849 |autor=Victor Hugo |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiktor Hugo - Angelo.djvu |tytuł=Angelo |autor=Victor Hugo |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.1.djvu |tytuł=Dramata T.1 |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.2.djvu |tytuł=Dramata T.2 |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.3.djvu |tytuł=Dramata T.3 |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Powieści prozą.djvu |tytuł=Powieści prozą |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Literatura i krytyka.djvu |tytuł=Literatura i krytyka |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL William Shakespeare - Romeo i Julia (przekład Wiktorii Rosickiej).djvu |tytuł=Romeo i Julia |autor=William Shakespeare |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Krystyn Ostrowski - Lichwiarz.djvu |tytuł=Lichwiarz |autor=William Shakespeare |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dzieła dramatyczne Szekspira T.1 (przekład Stanisława Koźmiana).djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira T.1 |autor=William Shakespeare |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dzieła dramatyczne Szekspira T.2 (przekład Stanisława Koźmiana).djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira T.2 |autor=William Shakespeare |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dzieła dramatyczne Szekspira T.3 (przekład Stanisława Koźmiana).djvu |tytuł=Dzieła dramatyczne Szekspira T.3 |autor=William Shakespeare |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dramata Adama Gorczyńskiego Ser.2.djvu |tytuł=Dramata Adama Gorczyńskiego. Serya druga |autor={{Lista autorów|Adam Gorczyński; William Shakespeare}} |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider W sprawie Piasta.pdf |tytuł=W sprawie Piasta, Rzepichy i Ziemowita |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ludzie i pomniki (Hollender) |tytuł=Ludzie i pomniki |autor=Tadeusz Hollender |start=2021-07-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Dwie etyki.pdf |tytuł=Dwie etyki w Antygonie Sofoklesa |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wrzesień - Lord Byron.djvu |tytuł=Lord Byron |autor=Antoni Lange |start=2021-07-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walerya Marrené-Morzkowska - Cyganerya Warszawska.djvu |tytuł=Cyganerya Warszawska |autor=Waleria Marrené |start=2021-07-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walerya Marrené - Kobieta czasów obecnych.djvu |tytuł=Kobieta czasów obecnych |autor=Waleria Marrené |start=2021-07-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieło_wielkiego_miłosierdzia.djvu |tytuł=Dzieło wielkiego miłosierdzia |autor=zbiorowy |start=2021-07-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jeden z wielu (Trzeszczkowska) |tytuł=Jeden z wielu |autor=Zofia Trzeszczkowska |start=2021-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Świat tygodnik Rok I (1906) |tytuł=Świat tygodnik Rok I (1906) |autor=zbiorowy, red. [[Autor:Stefan Krzywoszewski|Stefan Krzywoszewski]] |start=2021-07-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walerya Marrené - Przeciw prądowi |tytuł=Przeciw prądowi |autor=Waleria Marrené |start=2021-07-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Reforma Wilamowitza.pdf |tytuł=Reforma Wilamowitza w nauczaniu greczyzny |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Kiwony.djvu |tytuł=Kiwony |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2021-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Sofista Antyfont.pdf |tytuł=Sofista Antyfont jako psychiatra |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Listy ze wsi |tytuł=Listy ze wsi |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-07-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Grecja niepodległa.pdf |tytuł=Grecja niepodległa |autor=Tadeusz Zieliński |start=2021-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marcin Bielski - Rozmowa nowych Proroków.djvu |tytuł=Rozmowa nowych Proroków |autor=Marcin Bielski |start=2021-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rej - Krótka rozprawa (1892).djvu |autor=Mikołaj Rej |tytuł=Krótka rozprawa między trzemi osobami panem, wójtem a plebanem |start=2021-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu |tytuł=Towarzysze Jehudy |autor=Aleksander Dumas (ojciec) |start=2021-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL JI Kraszewski Album Wileńskie J K Wilczyńskiego.djvu |tytuł=Album Wileńskie J.K. Wilczyńskiego |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-07-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf |tytuł=Pamiętnik Mroczka |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL E Zola Magazyn nowości.djvu |tytuł=Magazyn nowości pod firmą Au bonheur des dames |autor=Émile Zola |start=2021-08-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dzieło wielkiego miłosierdzia.pdf |tytuł=Dzieło wielkiego miłosierdzia |autor=[[Autor:Maria Franciszka Kozłowska|Maria Franciszka Kozłowska]]<br>[[Autor:Jan Maria Michał Kowalski|Jan Maria Michał Kowalski]] |start=2021-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Książę Niezłomny.djvu |tytuł=Książę Niezłomny |autor=[[Autor:Pedro Calderón de la Barca|Pedro Calderon de la Barca]] |start=2021-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Tajna krzywda – Skryta zemsta.djvu |tytuł=Tajna krzywda – Skryta zemsta |autor=[[Autor:Pedro Calderón de la Barca|Pedro Calderon de la Barca]] |start=2021-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu |tytuł=Czarnoksiężnik |autor=[[Autor:Pedro Calderón de la Barca|Pedro Calderon de la Barca]] |start=2021-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu |tytuł=W mętnéj wodzie |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu |tytuł=Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508 |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lublana (Kraszewski) |tytuł=Lublana |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wieczory pod lipą.djvu |tytuł=Wieczory pod lipą |autor=Lucjan Siemieński |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jasnowidze i wróżbici.pdf |tytuł=Jasnowidze i wróżbici |autor=Ola Hansson |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Helen Jackson Ramona.pdf |tytuł=Ramona |autor=Helen Hunt Jackson |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sto djabłów (Kraszewski) |tytuł=Sto djabłów |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Siostra panny Ludington.pdf |tytuł=Siostra panny Ludington |autor=Edward Bellamy |start=2021-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Łokietkowe czasy.djvu |tytuł=Łokietkowe czasy |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Rzemiosło wiejskie w Polsce.djvu |tytuł=Rzemiosło wiejskie w Polsce |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Późne średniowiecze miast nadbałtyckich.djvu |tytuł=Późne średniowiecze miast nadbałtyckich |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Hanza władczyni mórz.djvu |tytuł=Hanza władczyni mórz |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Badania nad kapitałem mieszczańskim Gdańska.djvu |tytuł=Badania nad kapitałem mieszczańskim Gdańska |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf |tytuł=Janosik król Tatr |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2021-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Frida Złote serduszko.pdf |tytuł=Frida, Złote serduszko |autor=[[Autor:André Theuriet|André Theuriet]]<br>[[Autor:Richard Harding Davis|Richard Harding Davis]] |start=2021-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu |tytuł=Morituri |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Duma o Hiawacie.pdf |tytuł=Duma o Hiawacie |autor=Henry Wadsworth Longfellow |start=2021-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL London Biała cisza.pdf |tytuł=Biała cisza |autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] |start=2021-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu |tytuł=Takie sobie bajeczki |autor=Rudyard Kipling |start=2021-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf |tytuł=Nowelle |autor=Francis Bret Harte |start=2021-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Hudson Jej naga stopa.pdf |tytuł=Jej naga stopa |autor=William Cadwalader Hudson |start=2021-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bruchnalski Mickiewicz a Moore.pdf |tytuł=Mickiewicz a Moore |autor=Wilhelm Bruchnalski |start=2021-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Reid Jeździec bez głowy.pdf |tytuł=Jeździec bez głowy |autor=Thomas Mayne Reid |start=2021-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Reid Pobyt w pustyni.pdf |tytuł=Pobyt w pustyni |autor=Thomas Mayne Reid |start=2021-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Garborg Górskie powietrze.pdf |tytuł=Górskie powietrze |autor=Arne Garborg |start=2021-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Garborg Utracony ojciec.pdf |tytuł=Utracony ojciec |autor=Arne Garborg |start=2021-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Negri Pieniądze.pdf |tytuł=Pieniądze |autor=Ada Negri |start=2021-08-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu |tytuł=Powieść składana |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-09-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smolka O zaginionej tragedyi Owidyusza.pdf |tytuł=O zaginionej tragedyi Owidyusza pod tytułem „Medea“ |autor=Franciszek Ksawery Smolka |start=2021-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Na starych skrzypkach poezye Erazma Krzyszkowskiego.djvu |tytuł=Na starych skrzypkach |autor={{Lista autorów|Erazm Krzyszkowski; Sándor Petőfi}} |start=2021-09-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marcin Bielski - Satyry.pdf |tytuł=Satyry |autor=Marcin Bielski |start=2021-09-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żyd obrazy współczesne (Kraszewski) |tytuł=Żyd: obrazy współczesne |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Kasprowicz - Bajki, klechdy i baśnie.pdf |tytuł=Bajki, klechdy i baśnie |autor=Jan Kasprowicz |start=2021-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL August Czarnowski - Zielnik lekarski (wyd. 3).pdf |tytuł=Zielnik lekarski |autor=[[Autor:Augustyn Czarnowski|August Czarnowski]] |start=2021-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Zimmermann - Ks. patron Wawrzyniak.pdf |tytuł=Ks. patron Wawrzyniak |autor=Kazimierz Zimmermann |start=2021-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu |tytuł=Rozkosz |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2021-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabryel d’Annunzio - Niewinny.djvu |tytuł=Niewinny |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2021-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gałuszka Biesiada kameleonów.pdf |tytuł=Biesiada kameleonów |autor=Józef Gałuszka |start=2021-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gałuszka Głosy ziemi.pdf |tytuł=Głosy ziemi |autor=Józef Gałuszka |start=2021-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lope de Vega - Don Felix de Mendoza.djvu |tytuł=Don Felix de Mendoza |autor=Lope de Vega |start=2021-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu |tytuł=Komedye wybrane |autor=Lope de Vega |start=2021-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dombi i syn (Dickens) |tytuł=Dombi i syn |autor=Karol Dickens |start=2021-09-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 12 listopada 1946 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości.pdf |tytuł=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 12 listopada 1946 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości |start=2021-09-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Goethe - Herman i Dorota.djvu |tytuł=Herman i Dorota |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2021-10-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce w skróceniu 5 tomów w jednym.djvu |tytuł=Jezuici w Polsce 5 tomów w jednym |autor=Stanisław Załęski |start=2021-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Praktyczna nauka o wyrabianiu wódki z kukurydzy.pdf |tytuł=Praktyczna nauka o wyrabianiu wódki z kukurydzy |autor=Romuald Piątkowski |start=2021-10-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu |tytuł=Wycieczka na Łomnicę |autor=Bronisław Rajchman |start=2021-10-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszyński Sady Laokrytow.pdf |tytuł=Sądy Laokrytów |autor=Stefan Waszyński |start=2021-10-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Przewóska-Czarnocka - Dzieje pogańskiej Litwy.pdf |tytuł=Dzieje pogańskiej Litwy |autor=Zofia Przewóska-Czarnocka |start=2021-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kodex karny wojskowy dekretem Rządu Narodowego z dnia 30 lipca 1863 roku.pdf |tytuł=Kodex Karny Wojskowy dekretem Rządu Narodowego z dnia 30 lipca 1863 roku zatwierdzony i w wykonanie wprowadzony |start=2021-10-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu |tytuł=Od Bałtyku do Karpat |autor=Antoni Piotrowski |start=2021-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu |tytuł=George Sand |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2021-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Katarzyna II - Pamiętniki.djvu |tytuł=Pamiętniki cesarzowej Katarzyny II. spisane przez nią samą |autor=Katarzyna II |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bourget - Kosmopolis.djvu |tytuł=Kosmopolis |autor=Paul Bourget |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Brete - Zwyciężony.pdf |tytuł=Zwyciężony |autor=Jean La Brète |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Brueckner - Starożytna Litwa.djvu |tytuł=Starożytna Litwa |autor=Aleksander Brückner |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bruun - Wyspa obiecana.pdf |tytuł=Wyspa obiecana |autor= Laurids Bruun |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Chateaubriand - Pamiętniki pogrobowe.djvu |tytuł=Pamiętniki pogrobowe |autor=François-René de Chateaubriand |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf |tytuł=Nowele z czasów oblężenia Paryża |autor=Alphonse Daudet |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Disraeli - Henryka Temple.djvu |tytuł=Henryka Temple |autor= Benjamin Disraeli |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Teressa.pdf |tytuł=Teressa |autor= Aleksander Dumas (ojciec) |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf |tytuł=Policzek Szarlott'y Korday |autor= Aleksander Dumas (ojciec) |start=2021-10-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszynski Laokryci.pdf |tytuł=Laokryci i τὸ κοινὸν δι(καστήριον) czyli „sędziowie ludu“ i „wspólny sąd“ |autor=Stefan Waszyński |start=2021-10-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL C Marlowe - Tragiczne dzieje doktora Fausta.djvu |tytuł=Tragiczne dzieje doktora Fausta |autor=Christopher Marlowe |start=2021-10-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf |tytuł=Klechdy starożytne podania i powieści ludowe |autor=Kazimierz Władysław Wóycicki |start=2021-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu |tytuł=Kochajmy się |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Chłopi (Balzac) |tytuł=Chłopi |autor = Honoré de Balzac |start=2021-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu |tytuł=Blaski i nędze życia kurtyzany |autor = Honoré de Balzac |start=2021-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Córka Ewy; Sekrety księżnej de Cadignan.djvu |tytuł=Córka Ewy; Sekrety księżnej de Cadignan |autor = Honoré de Balzac |start=2021-10-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 15 marca 1947 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości.pdf |tytuł=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 15 marca 1947 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości |start=2021-10-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu |tytuł=Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours |autor = Honoré de Balzac |start=2021-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszyński Adam Mickiewicz.pdf |tytuł=Adam Mickiewicz: jego historjozoficzne i społeczne poglądy |autor=Stefan Waszyński |start=2021-10-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu |tytuł=Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką |autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]] |start=2021-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rejchman - Wśród białéj nocy.djvu |tytuł=Wśród białéj nocy |autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]] |start=2021-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rejchman - Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego.djvu |tytuł=Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego |autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]] |start=2021-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu |tytuł=Eugenja Grandet |autor = Honoré de Balzac |start=2021-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu |tytuł=Marysieńka Sobieska |autor=Tadeusz Boy-Żeleński |start=2021-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu |tytuł=Resurrecturi |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2021-10-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu |tytuł=Czarny karzeł |autor=Walter Scott |start=2021-10-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Żmigryder-Konopka - Istota prawna relegacji obywatela rzymskiego.djvu |tytuł=Istota prawna relegacji obywatela rzymskiego |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2021-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu |tytuł=Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina |autor = Honoré de Balzac |start=2021-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu |tytuł=Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka |autor=Jan Grzegorzewski |start=2021-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu |tytuł=Na turniach |autor=Tadeusz Dropiowski |start=2021-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zmigryder-Konopka - Wystąpienie władzy rzymskiej przeciwko bachanaljom italskim.djvu |tytuł=Wystąpienie władzy rzymskiej przeciwko bachanaljom italskim |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2021-11-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=26 mm Pistolet sygnałowy wz. 1978 i wz. 1944 - opis i użytkowanie |tytuł=26 mm Pistolet sygnałowy wz. 1978 i wz. 1944 |autor=Ministerstwo Obrony Narodowej |start=2021-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Ferragus.djvu |tytuł=Ferragus |autor = Honoré de Balzac |start=2021-11-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sawicka Nowelle.pdf |tytuł=Nowelle |autor=Józefa Sawicka |start=2021-11-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Kościuszko jego żywot i czyny.pdf |tytuł=Tadeusz Kościuszko jego żywot i czyny |autor=Bolesław Twardowski |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu |tytuł=Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras |autor=George Füllborn |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik I.pdf |tytuł=Nasze Hasło. Tomik I |autor=zbiorowy |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik II.pdf |tytuł=Nasze Hasło. Tomik II |autor=zbiorowy |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stefan Surzyński - Nasze Hasło. Tomik III.pdf |tytuł=Nasze Hasło. Tomik IIII |autor=zbiorowy |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Żmigryder-Konopka - Kampański urząd t. zw. meddices.djvu |tytuł=Kampański urząd t. zw. meddices |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu |tytuł=Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie |autor = Honoré de Balzac |start=2021-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fizjologja małżeństwa (Balzac) |tytuł=Fizjologja małżeństwa |autor = Honoré de Balzac |start=2021-11-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Cyceron nauczycielem i wychowawcą Rzymian.pdf |tytuł=Cyceron nauczycielem i wychowawcą Rzymian |autor=Jan Smereka |start=2021-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Helena Staś Kobieta wobec Chrystusa.pdf |tytuł=Kobieta wobec Chrystusa |autor=Helena Staś |start=2021-12-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf |tytuł=Wills zbrodniarz |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Filologja klasyczna wobec zagadnienia.djvu |tytuł=Filologja klasyczna wobec zagadnienia: szkoła i państwo |autor=Jan Smereka |start=2021-12-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lew Trocki - Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego.pdf |tytuł=Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego |autor=Lew Trocki |start=2021-12-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - O retoryce w szkole średniej.pdf |tytuł=O retoryce w szkole średniej |autor=Jan Smereka |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Potwór.pdf |tytuł=Potwór |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf |tytuł=Tajemnicza kula |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf |tytuł=Rada sprawiedliwych |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Gabinet 13.pdf |tytuł=Gabinet Nr 13 |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf |tytuł=Bractwo Wielkiej Żaby |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Zielona rdza.pdf |tytuł=Zielona rdza |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Richard March - Ponury dom w Warszawie.djvu |tytuł=Ponury dom w Warszawie |autor=Richard March |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A. Jax - Pan redaktor czeka.pdf |tytuł=Pan redaktor czeka |autor=Antoni Jax |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf |tytuł=Na granicy |autor=Valeska von Bethusy-Huc |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Paweł Gawrzyjelski - Odgłos z za morza.pdf |tytuł=Odgłos z za morza |autor=Paweł Gawrzyjelski |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Nowe tajemnice Warszawy.djvu |tytuł=Nowe tajemnice Warszawy |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Gorzałka.djvu |tytuł=Gorzałka |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf |tytuł=Kawalerskie gospodarstwo |autor = Honoré de Balzac |start=2021-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Z zagona i bruku.djvu |tytuł=Z zagona i bruku |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Von Molken.pdf |tytuł=Von Molken |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf |tytuł=Na pańskim dworze |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Z siół pól i lasów T.1.pdf |tytuł=Z siół pól i lasów T.1 |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Z siół pól i lasów T.2.pdf |tytuł=Z siół pól i lasów T.2 |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adolf Dygasiński - Beldonek.pdf |tytuł=Beldonek |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A. Dygasiński - Jarmark na Święty Onufry.pdf |tytuł=Jarmark na Święty Onufry |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nowele Adolfa Dygasińskiego T.1.pdf |tytuł=Nowele Adolfa Dygasińskiego T.1 |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nowele Adolfa Dygasińskiego T.2.pdf |tytuł=Nowele Adolfa Dygasińskiego T.2 |autor=Adolf Dygasiński |start=2021-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu |tytuł=Tajemnice stolicy świata |autor=George Füllborn |start=2021-11-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu |tytuł=Sylwety emigracyjne |autor=Zygmunt Miłkowski |start=2021-11-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marian Bartynowski - Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce.pdf |tytuł=Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce |autor=Marian Bartynowski |start=2021-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu |tytuł=Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena |autor = Honoré de Balzac |start=2021-12-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Cyceron - Sen Scypiona.pdf |tytuł=Sen Scypiona |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2021-12-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Filologia klasyczna w Uniwersytecie Lwowskim.djvu |tytuł=Filologia klasyczna w Uniwersytecie Lwowskim do czasów Zygmunta Węclewskiego i Ludwika Ćwiklińskiego |autor=Jan Smereka |start=2021-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Pierwszy filolog.djvu |tytuł=Pierwszy filolog - Polak w Uniwersytecie Jana Kazimierza Zygmunt Węclewski |autor=Jan Smereka |start=2021-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf |tytuł=Dwór Karola IX-go |autor=Prosper Mérimée |start=2021-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu |tytuł=Życie neurastenika |autor=Octave Mirbeau |start=2021-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu |tytuł=Kobieta trzydziestoletnia |autor = Honoré de Balzac |start=2021-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu |tytuł=Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert |autor = Honoré de Balzac |start=2021-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mill - O zasadzie użyteczności.pdf |tytuł=O zasadzie użyteczności |autor=John Stuart Mill |start=2021-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lud ukraiński. T. 1.djvu |tytuł=Lud ukraiński/Tom 1 |autor=Antoni Marcinkowski |start=2021-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lud ukraiński. T. 2.pdf |tytuł=Lud ukraiński/Tom 2 |autor=Antoni Marcinkowski |start=2021-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Cytaty.pdf |tytuł=Cytaty |autor=William Shakespeare |start=2022-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy |tytuł=Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy |autor=Miguel de Cervantes y Saavedra |start=2022-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurycy Leblanc - Odłamek pocisku.djvu |tytuł=Odłamek pocisku |autor=Maurice Leblanc |start=2021-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurycy Leblanc - Zbrodnia w zamku.pdf |tytuł=Zbrodnia w zamku |autor=Maurice Leblanc |start=2022-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurycy Leblanc - Troje oczu.pdf |tytuł=Troje oczu |autor=Maurice Leblanc |start=2022-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurice Leblanc - Dorota tancerka na linie.pdf |tytuł=Dorota tancerka na linie |autor=Maurice Leblanc |start=2022-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M. Leblanc - Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1926) |tytuł=Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1929) |autor=Maurice Leblanc |start=2022-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurice Leblanc - Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1929) |tytuł=Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1926) |autor=Maurice Leblanc |start=2022-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu |tytuł=Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy |autor = Honoré de Balzac |start=2022-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu |tytuł=Kuzyn Pons |autor = Honoré de Balzac |start=2022-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL_G_Flaubert_Pani_Bovary.djvu |tytuł=Pani Bovary |autor=Gustave Flaubert |start=2022-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A.Kieł - Sztuka przypodobania się płci pięknej sylwetki.pdf |tytuł=Sztuka przypodobania się płci pięknej |autor=Zenon Rappaport |start=2022-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywot człowieka poczciwego |autor=Mikołaj Rej |tytuł=Żywot człowieka poczciwego |start=2022-01-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kuzynka Bietka (Balzac) |tytuł=Kuzynka Bietka |autor = Honoré de Balzac |start=2022-01-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL F.S.Dmochowski - Dawne obyczaje i zwyczaje szlachty i ludu wiejskiego.pdf |tytuł=Dawne obyczaje i zwyczaje szlachty i ludu wiejskiego |autor=Franciszek Salezy Dmochowski |start=2022-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hamlet krolewicz dunski.djvu |tytuł=Hamlet krolewicz dunski |autor=William Shakespeare |start=2022-02-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Petroniusz - Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona.pdf |tytuł=Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona |autor=[[Autor:Gajusz Petroniusz|Gajusz Petroniusz]]<br>[[Autor:Władysław Michał Dębicki|Władysław Michał Dębicki]] |start=2022-02-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu |tytuł=Lekarz wiejski |autor = Honoré de Balzac |start=2022-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu |tytuł=Ojciec Goriot |autor = Honoré de Balzac |start=2022-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Teodor Jeske-Choiński - Klemens Junosza Szaniawski.djvu |tytuł=Klemens Junosza Szaniawski |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2022-02-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Statut organiczny 1832.djvu |tytuł=Statut organiczny dla Królestwa Polskiego z manifestem Najjaśniejszego Pana |autor=Mikołaj I Romanow |start=2022-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edward Szalit - Mały katechizm higjeniczny dla ludu wiejskiego.djvu |tytuł=Mały katechizm higjeniczny dla ludu wiejskiego |autor=Edward Szalit |start=2022-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Duchy i zjawy.djvu |tytuł=Duchy i zjawy |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu |tytuł=Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - O kobiecie wiecznie młodej.djvu |tytuł=O kobiecie wiecznie młodej |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Tajemnice masonerji i masonów.djvu |tytuł=Tajemnice masonerji i masonów |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu |tytuł=Magja i czary |autor=Stanisław Antoni Wotowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu |tytuł=Krwawy strzęp |autor=Jan Żyznowski |start=2022-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu |tytuł=Gabinet starożytności |autor = Honoré de Balzac |start=2022-03-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf |tytuł=Rodzina de Presles |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Potworna matka.pdf |tytuł=Potworna matka |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Macocha.djvu |tytuł=Macocha |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Muza z Zaścianka.djvu |tytuł=Muza z Zaścianka |autor = Honoré de Balzac |start=2022-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Podróż do Polski.djvu |tytuł=Podróż do Polski |autor = Honoré de Balzac |start=2022-03-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf |tytuł=Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa) |autor=Fiodor Dostojewski |start=2022-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf |tytuł=Cudza żona i mąż pod łóżkiem |autor=Fiodor Dostojewski |start=2022-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu |tytuł=Pierwsze kroki; Msza Ateusza |autor = Honoré de Balzac |start=2022-03-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu |tytuł=Kuratela i inne opowiadania |autor = Honoré de Balzac |start=2022-03-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu |tytuł=Człowiek o dwu twarzach |autor=Robert Louis Stevenson |start=2022-03-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu |tytuł=Wierzyciele swatami |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu |tytuł=Dwie sieroty |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu |tytuł=Tajemnica grobowca |autor=Xavier de Montépin |start=2022-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu |tytuł=Eugenia Grandet |autor = Honoré de Balzac |start=2022-04-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mechanika życia ludzkiego czyli Budowa ciała i sprawy.pdf |tytuł=Mechanika życia ludzkiego czyli Budowa ciała i sprawy |autor=Antoni Kryszka |start=2022-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 1 Mowy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 1 Mowy |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 2 Mowy |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 3 Mowy |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 4 Listy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 4 Listy |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 5 Listy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 5 Listy |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 6 Pisma krasomówcze.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 6 Pisma krasomówcze |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 7 Pisma filozoficzne.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 7 Pisma filozoficzne |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 8 Pisma filozoficzne.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 8 Pisma filozoficzne |autor=[[Autor:Cyceron|Marcus Tullius Cicero]] |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu |tytuł=Panna do towarzystwa |autor=Xavier de Montépin |start=2022-04-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Franciszek Krček - Pisanki w Galicyi III.pdf |tytuł=Pisanki w Galicyi III |autor=Franciszek Krček |start=2022-04-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu |tytuł=Dziecię nieszczęścia |autor=Xavier de Montépin |start=2022-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mogilna (Kraszewski) |tytuł=Mogilna |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2022-04-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Marany.djvu |tytuł=Marany |autor = Honoré de Balzac |start=2022-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu |tytuł=Lekarz obłąkanych |autor=Xavier de Montépin |start=2022-05-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jasnowidząca (Montépin) |tytuł=Jasnowidząca |autor=Xavier de Montépin |start=2022-05-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Zacharyasiewicz - Przy Morskiem Oku.djvu |tytuł=Przy Morskiem Oku |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2022-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Steczkowska - Wycieczka na Babią górę.djvu |tytuł=Wycieczka na Babią górę |autor=Maria Steczkowska |start=2022-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu |tytuł=Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin |autor=Maria Steczkowska |start=2022-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu |tytuł=Szkice z podróży w Tatry |autor=Walery Eljasz-Radzikowski |start=2022-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu |tytuł=Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich |autor=Walery Eljasz-Radzikowski |start=2022-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu |tytuł=Córka Tuśki |autor=Gabriela Zapolska |start=2022-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf |tytuł=Zwyczajne życie |autor=Karel Čapek |start=2022-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Czyński - Bunt kobiet.pdf |tytuł=Bunt kobiet |autor=Jan Czyński |start=2022-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf |tytuł=Opowiadania z życia zwierząt |autor=Ernest Thompson Seton |start=2022-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Władysław Łoziński - Życie polskie w dawnych wiekach (wiek XVI-XVIII).pdf |tytuł=Życie polskie w dawnych wiekach (wiek XVI-XVIII) |autor=Władysław Łoziński |start=2022-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Harriet Beecher Stowe - Biali i czarni - t. 1.pdf |tytuł=Biali i czarni - t. 1 |autor=Harriet Beecher Stowe |start=2022-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Harriet Beecher Stowe - Biali i czarni - t. 2.pdf |tytuł=Biali i czarni - t. 2 |autor=Harriet Beecher Stowe |start=2022-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Harriet Beecher Stowe - Biali i czarni - t. 3.pdf |tytuł=Biali i czarni - t. 3 |autor=Harriet Beecher Stowe |start=2022-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf |tytuł=Z carskiej imperyi |autor=Kajetan Abgarowicz |start=2022-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kajetan Abgarowicz - Polubowna ugoda.pdf |tytuł=Polubowna ugoda |autor=Kajetan Abgarowicz |start=2022-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kajetan Abgarowicz - Widziane i odczute.pdf |tytuł=Widziane i odczute |autor=Kajetan Abgarowicz |start=2022-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Walery Łoziński - Szlachcic chodaczkowy.pdf |tytuł=Szlachcic chodaczkowy |autor=Walery Łoziński |start=2022-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Walery Łoziński - Szaraczek i karmazyn.pdf |tytuł=Szaraczek i karmazyn |autor=Walery Łoziński |start=2022-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf |tytuł=Kawaler Des Touches |autor=Jules Amédée Barbey d’Aurevilly |start=2022-09-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma wierszem i prozą.pdf |tytuł=Pisma wierszem i prozą |autor=Franciszek Karpiński |start=2022-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karel Čapek - Meteor.pdf |tytuł=Meteor |autor=Karel Čapek |start=2022-10-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leopold Świerz - Wycieczka do Morskiego Oka zimową porą.djvu |tytuł=Wycieczka do Morskiego Oka zimową porą |autor=Leopold Świerz |start=2022-10-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Prokurator Alicja Horn |tytuł=Prokurator Alicja Horn |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2022-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - O nazwie Morskiego Oka w Tatrach.djvu |tytuł=O nazwie Morskiego Oka w Tatrach |autor=Walery Eljasz-Radzikowski |start=2022-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Z podróży po Spiżu.djvu |tytuł=Z podróży po Spiżu |autor=Walery Eljasz-Radzikowski |start=2022-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hordubal.pdf |tytuł=Hordubal |autor=Karel Čapek |start=2022-10-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu |tytuł=Szuanie czyli Bretania w roku 1799 |autor = Honoré de Balzac |start=2022-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ramacharaka - Religje Indyj.pdf |tytuł=Religje Indyj |autor=William Walker Atkinson |start=2022-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ramacharaka - Nauka o oddechaniu.pdf |tytuł=Nauka o oddechaniu |autor=William Walker Atkinson |start=2022-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Eugeniusz Janota - Przyczynki do znajomości Tatr.djvu |tytuł=Przyczynki do znajomości Tatr |autor=Eugeniusz Janota |start=2022-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Schneider - Babiagóra w Beskidach.djvu |tytuł=Babiagóra w Beskidach |autor=Antoni Schneider |start=2022-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Łepkowski, J. Jerzmanowski - Ułamek z podróży archeologicznej po Galicyi odbytej w r. 1849.djvu |tytuł=Ułamek z podróży archeologicznej po Galicyi odbytej w r. 1849 |autor=[[Autor:Józef Łepkowski|Józef Łepkowski]],<br>[[Autor:Józef Jerzmanowski|Józef Jerzmanowski]] |start=2022-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf |tytuł=Yankes na dworze króla Artura |autor=[[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] |start=2022-11-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Agnieszka Pilchowa - Spojrzenie w przyszłość.pdf |tytuł=Spojrzenie w Przyszłość |autor=Agnieszka Pilchowa |start=2022-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf |tytuł=Pamiętniki jasnowidzącej |autor=Agnieszka Pilchowa |start=2022-11-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL P Bourget Kłamstwa.djvu |tytuł=Kłamstwa |autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]] |start=2021-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu |tytuł=Zbrodnia miłości |autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]] |start=2021-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Eugeniusz Janota - Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin.djvu |tytuł=Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin |autor=Eugeniusz Janota |start=2022-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu |tytuł=Poezye |autor=Karol Brzozowski |start=2022-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Na chlebie u dzieci.djvu |tytuł=Na chlebie u dzieci |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2022-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu |tytuł=Dziadowski wychowanek |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2022-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emilka dojrzewa.pdf |tytuł=Emilka dojrzewa |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2022-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Modrzejowska z Odrzykrowia.djvu |tytuł=Modrzejowska z Odrzykrowia |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2022-12-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Oryla Michała Haliniaka wspomnienia z podróży Wisłą do Gdańska.djvu |tytuł=Oryla Michała Haliniaka wspomnienia z podróży Wisłą do Gdańska |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Z życia cyganów.djvu |tytuł=Z życia cyganów |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bogumił Hoff - Wyprawa po skarby w Tatrach.djvu |tytuł=Wyprawa po skarby w Tatrach |autor=Bogumił Hoff |start=2022-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Chłop czarownik.djvu |tytuł=Chłop czarownik |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Świat i przyroda w wyobraźni chłopa.djvu |tytuł=Świat i przyroda w wyobraźni chłopa |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Z pod Sandomierza.djvu |tytuł=Z pod Sandomierza |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf |tytuł=Skarb z Franchard, Olalla, Markheim |autor=Robert Louis Stevenson |start=2022-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Dramat gminny polski.djvu |tytuł=Dramat gminny polski |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Z za krakowskich rogatek.djvu |tytuł=Z za krakowskich rogatek |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Rabsice dawnej puszczy sandomierskiej.djvu |tytuł=Rabsice dawnej puszczy sandomierskiej |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A Daudet Ewangelistka.djvu |tytuł=Ewangelistka |autor=Alphonse Daudet |start=2021-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu |tytuł=Nieśmiertelny |autor=Alphonse Daudet |start=2021-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu |tytuł=Róża i Ninetka |autor=Alphonse Daudet |start=2021-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A Daudet Jack.djvu |tytuł=Jack |autor=Alphonse Daudet |start=2021-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Zapust - Popielec - Wielka Noc.djvu |tytuł=Zapust - Popielec - Wielka Noc |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Nowy Rok u ludu.djvu |tytuł=Nowy Rok u ludu |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf |tytuł=Sieroce dole |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2022-12-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf |tytuł=Dziwne losy Jane Eyre |autor=Charlotte Brontë |start=2022-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Herbert George Wells - Syrena.pdf |tytuł=Syrena |autor=Herbert George Wells |start=2022-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Król sam.djvu |tytuł=Król sam |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2022-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Nasze sioło.djvu |tytuł=Nasze sioło |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Słowniczek gwary ludu zamieszkującego wschodnio-południową najbliższą okolicę Nowego Sącza.djvu |tytuł=Słowniczek gwary ludu zamieszkującego wschodnio-południową najbliższą okolicę Nowego Sącza |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Z ust ludu.djvu |tytuł=Z ust ludu |autor=Karol Mátyás |start=2022-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Piekarski - Prawdy i herezje. Encyklopedja wierzeń wszystkich ludów i czasów.pdf |tytuł=Prawdy i herezje. Encyklopedja wierzeń wszystkich ludów i czasów |autor=Stanisław Piekarski |start=2023-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozporządzenie Ministra Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej z dnia 25 marca 2004 r. w sprawie warsztatów terapii zajęciowej.pdf |tytuł=Rozporządzenie Ministra Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej w sprawie warsztatów terapii zajęciowej |autor=Polski ustawodawca |start=2023-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu |tytuł=Słońce szatana |autor=Ignacy Charszewski |start=2023-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Potocki - Żyd w wiosce.djvu |tytuł=Żyd w wiosce |autor=Antoni Potocki |start=2023-01-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Motas. Chłop poeta.djvu |tytuł=Motas. Chłop poeta |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Wesele stalowskie.djvu |tytuł=Wesele stalowskie |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf |tytuł=Biała róża |autor=Narcyza Żmichowska |start=2023-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf |tytuł=Czy to powieść |autor=Narcyza Żmichowska |start=2023-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Narcyza Żmichowska - Prządki.pdf |tytuł=Prządki |autor=Narcyza Żmichowska |start=2023-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Kilka szczegółów z historyi naturalnej ludowej.djvu |tytuł=Kilka szczegółów z historyi naturalnej ludowej |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Przezwiska ludowe.djvu |tytuł=Przezwiska ludowe |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Kubista - Krzyż i słońce.pdf |tytuł=Krzyż i słońce |autor=Stanisław Kubista |start=2023-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Ludowe nazwy miejscowe w powiecie Brzeskim w Galicyi.djvu |tytuł=Ludowe nazwy miejscowe w powiecie Brzeskim w Galicyi |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Mátyás - Z poza rogatek krakowskich.djvu |tytuł=Z poza rogatek krakowskich |autor=Karol Mátyás |start=2023-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jadwiga Bohuszewiczowa - Szlachetność serca.pdf |tytuł=Szlachetność serca; Z Dzienniczka Małego Wisusa |autor=[[Autor:Jadwiga Bohuszewiczowa|Jadwiga Bohuszewiczowa]]; [[Autor:Metta Victoria Fuller Victor|Metta Victoria Fuller Victor]] |start=2023-01-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lud białoruski na Rusi Litewskiej T1.pdf |tytuł= Lud białoruski na Rusi Litewskiej. Tom 1 |autor=Michał Federowski |start=2020-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zielnik Zioła lecznicze... Michała Fedorowskiego jako dokumentacja badań etnograficznych.pdf |tytuł=Zielnik Zioła lecznicze... Michała Fedorowskiego jako dokumentacja badań etnograficznych |autor=[[Autor:Maja Graniszewska|Maja Graniszewska]], [[Autor:Maja Graniszewska|Hanna Leśniewska]], [[Autor:Maja Graniszewska|Halina Galera]] |start=2023-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stan obecny chemji polonu.pdf |tytuł=Stan obecny chemji polonu |autor=Maria Skłodowska-Curie |start=2023-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Diaryvsz prawdziwy zwycięstwa nad Tatarami.pdf |tytuł=Diaryvsz prawdziwy zwycięstwa nad Tatarami |autor=Stanisław Koniecpolski |start=2023-01-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Wszystko dla nich.djvu |tytuł=Wszystko dla nich |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jean Webster - Tajemniczy opiekun.pdf |tytuł=Tajemniczy opiekun |autor=Jean Webster |start=2023-02-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Dobrodziej mimo woli.djvu |tytuł=Dobrodziej mimo woli |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Moja pierwsza wycieczka krajoznawcza.djvu |tytuł=Moja pierwsza wycieczka „krajoznawcza“ |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Fortel Pawełka.djvu |tytuł=Fortel Pawełka |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Sąsiadka.djvu |tytuł=Sąsiadka |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Dobre wychowanie.djvu |tytuł=Dobre wychowanie |autor=Karolina Szaniawska |start=2023-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Barewicz O powstaniu mowy Demostenesa.pdf |tytuł=O powstaniu mowy Demostenesa przeciw Midyaszowi |autor=Witołd Barewicz |start=2023-03-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Włodzimierz Zagórski - Poezye. Z teki Chochlika. Nowa serya.djvu |tytuł=Poezye. Z teki Chochlika. Nowa serya |autor=Włodzimierz Zagórski |start=2023-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jack London - Córa nocy.pdf |tytuł=Córa nocy |autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] |start=2023-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL P Bourget Widmo.djvu |tytuł=Widmo |autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]] |start=2023-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL P Bourget Po szczeblach.djvu |tytuł=Po szczeblach |autor=[[Autor:Paul Bourget|Paul Bourget]] |start=2023-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Starkman - Cholera.pdf |tytuł=Cholera |autor=Józef Starkman |start=2023-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Eljasz-Radzikowski - Z nad jezior w Tatrach.djvu |tytuł=Z nad jezior w Tatrach |autor=Walery Eljasz-Radzikowski |start=2023-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hugo Zapałowicz - Zdarzenie w Tatrach.djvu |tytuł=Zdarzenie w Tatrach |autor=Hugo Zapałowicz |start=2023-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hugo Zapałowicz - Z Czarnohory do Alp Rodneńskich.djvu |tytuł=Z Czarnohory do Alp Rodneńskich |autor=Hugo Zapałowicz |start=2023-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antoni Piotrowski. Autobiografia.pdf |tytuł=List z autobiografią |autor=Antoni Piotrowski |start=2023-03-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Z kazuistyki ciał obcych w odbycie i odbytnicy.djvu |tytuł=Z kazuistyki ciał obcych w odbycie i odbytnicy |autor=Leon Wachholz |start=2023-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Z kazuistyki tak zwanych otruć mięsem.djvu |tytuł=Z kazuistyki tak zwanych otruć mięsem |autor=Leon Wachholz |start=2023-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Z kryminologii wrodzonego niedołęstwa umysłu.djvu |tytuł=Z kryminologii wrodzonego niedołęstwa umysłu |autor=Leon Wachholz |start=2023-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - O morderstwie z lubieżności.djvu |tytuł=O mordestwie z lubieżności |autor=Leon Wachholz |start=2023-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Grzanowski Rzecz o układzie mowy Demostenesa.pdf |tytuł=Rzecz o układzie mowy Demostenesa |autor=Bronisław Grzanowski |start=2023-04-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Němcová Babunia 1905.pdf |tytuł=Babunia (tłum. Paweł Rybok, 1905) |autor=Božena Němcová |start=2023-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Chudziński Thanatos.pdf |tytuł=Thanatos czyli śmierć i życie pośmiertne u dawnych Greków |autor=Antoni Chudziński |start=2023-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf |tytuł=Groźny kapitan |autor=Jerzy Szarecki |start=2023-05-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnobiologia 2011 2.pdf |tytuł= Bukiety zielne święcone w dniu Matki Boskiej Zielnej w Sanockiem |autor=[[Autor:Łukasz Fitkowski|Łukasz Fitkowski]] |start=2023-05-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnobiologia 2011 3.pdf |tytuł= Kulturowe różnice we florze przedstawionej w ilustracjach dziecięcych bajek Wielkiej Brytanii i Polski |autor=Łukasz Łuczaj |start=2023-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnobiologia 2011 4.pdf |tytuł= Etnobotanika miejska: perspektywy, tematy, metody |autor=Monika Kujawska |start=2023-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnobiologia 2011 5.pdf |tytuł= Rośliny bez nazwy, rośliny o wielu nazwach – o wiedzy etnobotanicznej mieszkańców polskich wsi na Bukowinie Rumuńskiej |autor=Iwona Kołodziejska-Degórska |start=2023-05-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnobiologia 2011 6.pdf |tytuł=Dziko rosnące rośliny jadalne użytkowane w Polsce od połowy XIX w. do czasów współczesnych |autor=Łukasz Łuczaj |start=2023-05-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dom tajemniczy |tytuł=Dom tajemniczy |autor=Xavier de Montépin |start=2023-05-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Georges Rodenbach - Bruges umarłe.pdf |tytuł=Bruges umarłe |autor=Georges Rodenbach |start=2023-05-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bartoszewicz O kalendarzu dawnych Rzymian.pdf |tytuł=O kalendarzu dawnych Rzymian |autor=Zygmunt Bartoszewicz |start=2023-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL John Ruskin Gałązka dzikiej oliwy.djvu |tytuł=Gałązka dzikiej oliwy |autor=John Ruskin |start=2023-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu |tytuł=Dziwne przygody Dawida Balfour'a |autor=Robert Louis Stevenson |start=2023-06-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tukidydes - Mowa pogrzebowa Peryklesa.pdf |tytuł=Mowa pogrzebowa Peryklesa |autor=[[Autor:Perykles|Perykles]], [[Autor:Tucydydes|Tucydydes]] |start=2023-06-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Wojna a zbrodnia.djvu |tytuł=Wojna a zbrodnia |autor=Leon Wachholz |start=2023-06-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Z historyi trucizn i otruć.djvu |tytuł=Z historyi trucizn i otruć |autor=Leon Wachholz |start=2023-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Annie Besant - Potęga myśli.pdf |tytuł=Potęga myśli |autor=Annie Besant |start=2023-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marian Łomnicki - Wycieczka na Łomnicę tatrzańską.djvu |tytuł=Wycieczka na Łomnicę tatrzańską |autor=Marian Łomnicki |start=2023-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maksymilian Nowicki - Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1867).djvu |tytuł=Zapiski z fauny-1 tatrzańskiéj (1867) |autor=Maksymilian Nowicki |start=2023-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maksymilian Nowicki - Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1868).djvu |tytuł=Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1868) |autor=Maksymilian Nowicki |start=2023-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Leopold Jaworski - Ze studiów nad faszyzmem.djvu |tytuł=Ze studiów nad faszyzmem |autor=Władysław Leopold Jaworski |start=2023-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Krzymuski - O odpowiedzialności karnej zwierząt.djvu |tytuł=O odpowiedzialności karnej zwierząt |autor=Edmund Krzymuski |start=2023-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Rostafiński - Jechać, czy nie jechać w Tatry.djvu |tytuł=Jechać, czy nie jechać w Tatry? |autor=Józef Rostafiński |start=2023-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Abstrakty z konferencji Etnobiologia w Polsce.pdf |tytuł= Abstrakty z konferencji Etnobiologia w Polsce |autor=[[Autor:Artur Adamczak|Artur Adamczak]], [[Autor:Agnieszka Gryszczyńska|Agnieszka Gryszczyńska]], [[Autor:Waldemar Buchwald|Waldemar Buchwald]], [[Autor:Manel Barrachina|Manel Barrachina]], [[Autor:Anna Forycka|Anna Forycka]], [[Autor:Waldemar Buchwald|Waldemar Buchwald]], [[Autor:Piotr Klepacki|Piotr Klepacki]], [[Autor:Monika Kujawska|Monika Kujawska]], [[Autor:Karolina Konieczna|Karolina Konieczna]], [[Autor:Łukasz Łuczaj|Łukasz Łuczaj]], [[Autor:Joanna Sosnowska|Joanna Sosnowska]] |start=2023-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Brzozowy sok, „czeremsza” i zielony barszcz – ankieta etnobotaniczna wśród botaników ukraińskich.pdf |tytuł= Brzozowy sok, „czeremsza” i zielony barszcz – ankieta etnobotaniczna wśród botaników ukraińskich |autor=Łukasz Łuczaj |start=2023-08-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bulwki rajgrasu wyniosłego (Arrhenatherum elatius (L.) P. Beauv. ex J. PRESL & C. PRESL subsp. bulbosum) na stanowiskach archeologicznych.pdf |tytuł= Bulwki rajgrasu wyniosłego na stanowiskach archeologicznych |autor=Aldona Mueller-Bieniek |start=2023-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rdestowiec ostrokończysty (Reynoutria japonica Houtt.) – roślina użytkowana kulinarnie w Puszczy Białowieskiej.pdf |tytuł= Rdestowiec ostrokończysty – roślina użytkowana kulinarnie w Puszczy Białowieskiej |autor=Ewa Pirożnikow |start=2023-08-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Washington Irving - Z podróży po stepach Ameryki.djvu |tytuł=Z podróży po stepach zachodniej Ameryki |autor=Washington Irving |start=2023-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Washington Irving - Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości.djvu |tytuł=Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości |autor=Washington Irving |start=2023-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ślimaki bezskorupowe w medycynie ludowej; przegląd literatury.pdf |tytuł= Ślimaki bezskorupowe w medycynie ludowej; przegląd literatury |autor=[[Autor:Kinga Stawarczyk|Kinga Stawarczyk]], [[Autor:Michał Stawarczyk|Michał Stawarczyk]], [[Autor:Bartosz Piechowicz|Bartosz Piechowicz]] |start=2023-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ordynacya Woyska I K M Zaporoskiego.pdf |tytuł=Ordynacya Woyská I. K. M. Zaporoskiego |autor=Stanisław Koniecpolski |start=2023-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=List Hetm. W. K. Koniecpolskiego do Magistr. m. Kazimierza o skarceniu za uzurpacyą stanowisk |tytuł= List Stanisława Koniecpolskiego do magistratu Kazimierza o skarceniu za uzurpacyą stanowisk |autor=Stanisław Koniecpolski |start=2023-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu |tytuł=Na Skalnem Podhalu T. 3 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu |tytuł=Na Skalnem Podhalu T. 4 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pod jaką gwiazdą urodziłeś się. Horoskopy na każdy dzień roku.pdf |tytuł=Pod jaką gwiazdą urodziłeś się. Horoskopy na każdy dzień roku |autor=Jan Starża-Dzierżbicki |start=2023-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - O przerwaniu ciąży w świetle ustaw od czasów najdawniejszych.djvu |tytuł=O przerwaniu ciąży w świetle ustaw od czasów najdawniejszych |autor=Leon Wachholz |start=2023-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu |tytuł=Dwa Bogi, dwie drogi |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2023-09-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Żeromski - Wisła.djvu |tytuł=Wisła |autor=Stefan Żeromski |start=2023-09-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu |tytuł=Moje przygody w Tatrach |autor=Jan Rzewnicki |start=2023-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 5.djvu |tytuł=Poezye T. 5 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu |tytuł=Miljon posagu |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2023-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu |tytuł=Poezye T. 6 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Czesław Kędzierski - Mysia wieża.pdf |tytuł=Mysia wieża i inne polskie podania i powiastki |autor=Czesław Kędzierski |start=2023-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Gustawicz - Kilka wspomnień z Tatr.djvu |tytuł=Kilka wspomnień z Tatr |autor=Bronisław Gustawicz |start=2023-11-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf |tytuł=Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich |autor=Roman Zmorski |start=2023-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Adam Fischer - Zasługi Seweryna Udzieli na polu badań nad kulturą duchową.djvu |tytuł=Zasługi Seweryna Udzieli na polu badań nad kulturą duchową |autor=Adam Fischer |start=2023-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Irzykowski - Małżeństwa koleżeńskie.pdf |tytuł=Małżeństwa koleżeńskie |autor=Karol Irzykowski |start=2023-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wszystkie reklamy są narracjami.pdf |tytuł=Wszystkie reklamy są narracjami |autor=Arthur Asa Berger |start=2023-11-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 7.djvu |tytuł=Poezye T. 7 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-11-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=John Galsworthy - Święty.pdf |tytuł=Święty |autor=John Galsworthy |start=2023-11-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL A Dumas Antonina.djvu |tytuł=Antonina |autor=Aleksander Dumas (syn) |start=2023-11-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław na Koniecpolu Koniecpolski, oznajmia, że Iwanowi Bohuszewskiemu i stryjowi jego Marcinowi dekret królewski przysądził 10 włók.pdf |tytuł= Oznajmienie Stanisława Koniecpolskiego o przysądzeniu dekretem królewskim 10 włók Iwanowi Bohuszewskiemu i stryjowi jego Marcinowi |autor=Stanisław Koniecpolski |start=2023-11-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Franciszek Krupiński - Wczasy warszawskie.pdf |tytuł=Wczasy warszawskie |autor=Franciszek Krupiński |start=2023-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Korespondencja Stanisława Koniecpolskiego w zbiorach Archiwum Głównego Akt Dawnych.pdf |tytuł= Korespondencja Stanisława Koniecpolskiego w zbiorach Archiwum Głównego Akt Dawnych |autor=[[Autor:Stanisław Koniecpolski|Stanisław Koniecpolski]] i inni |start=2023-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Theodore Roosevelt - Życie wytężone.pdf |tytuł=Życie wytężone |autor=Theodore Roosevelt |start=2023-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Boy-Żeleński - Markiza i inne drobiazgi.pdf |tytuł=Markiza i inne drobiazgi |autor=Tadeusz Boy-Żeleński |start=2023-11-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Michał Marczewski - Wyspa pływająca.pdf |tytuł=Wyspa pływająca |autor=Michał Marczewski |start=2023-11-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf |tytuł=Cztéry wesela |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2023-12-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - O śmierci nagłej.djvu |tytuł=O śmierci nagłej |autor=Leon Wachholz |start=2023-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stefan Janas - Wybór wierszy z tygodnika 'To i Owo!'.djvu |tytuł=Wybór wierszy opublikowanych w tygodniku To i Owo! |autor=Stefan Janas |start=2023-12-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu |tytuł=Poezje Ser. 8 |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2023-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza - Spracowany.djvu |tytuł=Spracowany |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2023-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Odezwa Rady Jedności Narodowej i p.o. Delegata Rządu Stefana Korbońskiego Do Narodu Polskiego.pdf |tytuł=Odezwa Rady Jedności Narodowej i p.o. Delegata Rządu Stefana Korbońskiego Do Narodu Polskiego |autor=Rada Jedności Narodowej |start=2023-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Instrukcja w sprawie regulacji Osady Sukienniczej w Łodzi |tytuł=Instrukcja w sprawie regulacji Osady Sukienniczej w Łodzi |autor=Rajmund Rembieliński |start=2023-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maurycy Urstein-Eligjusz Niewiadomski w oświetleniu psychjatry.pdf |tytuł=Eligjusz Niewiadomski w oświetleniu psychjatry |autor=Maurycy Urstein |start=2023-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Frania.djvu |tytuł=Frania |autor=Gabriela Zapolska |start=2023-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Blanszetta.djvu |tytuł=Blanszetta |autor=Gabriela Zapolska |start=2023-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Ostatni promień.djvu |tytuł=Ostatni promień |autor=Gabriela Zapolska |start=2023-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Dwie.djvu |tytuł=Dwie |autor=Gabriela Zapolska |start=2023-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A propos... 200 pereł humoru.pdf |tytuł=A propos... 200 pereł humoru |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye.pdf |tytuł=Poezye (Tuwim, 1918) |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Czary i czarty polskie oraz wypisy czarnoksięskie.pdf |tytuł=Czary i czarty polskie / Wypisy czarnoksięskie |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków.pdf |tytuł=Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Misja jedzie... Revue polityczne w 3-ch aktach.pdf |tytuł=Misja jedzie... Revue polityczne w 3-ch aktach |autor=[[Autor:Julian Tuwim|Julian Tuwim]] (Tadeusz Ślaz), [[Autor:Andrzej Włast|Andrzej Włast]], [[Autor:Jerzy Boczkowski|Jerzy Boczkowski]] |start=2024-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Humor sowiecki.pdf |tytuł=Humor sowiecki |autor= Edmund Krüger |start=2024-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Manifest powszechnej miłości.pdf |tytuł=Manifest powszechnej miłości |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karnawał.pdf |tytuł=Karnawał |autor=Julian Tuwim |start=2024-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Agonja miłości.djvu |tytuł=Agonja miłości |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu |tytuł=Noce bezsenne |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2024-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Biały Jan.djvu |tytuł=Biały Jan |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - W niedzielę.djvu |tytuł=W niedzielę |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Parya.djvu |tytuł=Parya |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Dobrana para.djvu |tytuł=Dobrana para |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Złoty ptaszek.djvu |tytuł=Złoty ptaszek |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Pielgrzymka pani Jacentowej.djvu |tytuł=Pielgrzymka pani Jacentowej |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Korale Maciejowej.djvu |tytuł=Korale Maciejowej |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Geneza powieści.djvu |tytuł=Geneza powieści |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-02-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Dwóch.djvu |tytuł=Dwóch |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-02-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Koronka kamedulska.pdf |tytuł= Koronka kamedulska |autor=[[Autor:Michele Pini|Michele Pini]], [[Autor:Edward Nowakowski|Edward Nowakowski]] |start=2024-02-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Do oddania - na własność.djvu |tytuł=Do oddania - na własność |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-02-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Fjoletowe pończochy.djvu |tytuł=Fjoletowe pończochy |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Najnieszczęśliwsze dziatki i najnieszczęśliwsze matki.pdf |tytuł= Najnieszczęśliwsze dziatki i najnieszczęśliwsze matki |autor=Edward Nowakowski |start=2024-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Uduszenie cara Pawła I.pdf |tytuł= Uduszenie cara Pawła I |autor=Edward Nowakowski |start=2024-03-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu |tytuł=Ojciec Richard |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Zapomniał drogi.djvu |tytuł=Zapomniał drogi.... |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Ósma klasa.djvu |tytuł=Ósma klasa |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-03-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu |tytuł=Demoniczne kobiety |autor=Leopold von Sacher-Masoch |start=2024-03-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Wachholz - Sacher Masoch i masochizm.djvu |tytuł=Sacher Masoch i masochizm |autor=Leon Wachholz |start=2024-03-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Krowięta.djvu |tytuł=Krowięta |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-03-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Zofja M.djvu |tytuł=Zofja M. |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-03-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-O cudownym obrazie Matki Bożej w kościele oo. karmelitów w Białyniczach.pdf |tytuł= O cudownym obrazie Matki Bożej w kościele OO. Karmelitów w Białyniczach |autor=Edward Nowakowski |start=2024-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Rozstrzelani, powieszeni, otruci, zamordowani i umęczeni księża polscy przez Moskali.pdf |tytuł= Rozstrzelani, powieszeni, otruci, zamordowani i umęczeni księża polscy przez Moskali |autor=Edward Nowakowski |start=2024-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nabożeństwo majowe |tytuł=Nabożeństwo majowe |autor=Anonimowy |start=2024-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu |tytuł=Znak zapytania |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-05-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu |tytuł=Fin-de-siècle’istka |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-05-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Annie Besant - Wtajemniczenie czyli droga do nadczłowieczeństwa.pdf |tytuł=Wtajemniczenie czyli droga do nadczłowieczeństwa |autor=Annie Besant |start=2024-05-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf |tytuł=Drobne poezye prozą |autor=Charles Baudelaire |start=2024-06-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bolesław Dembiński, Stanisław Bełza - Wlazł kotek na płotek.pdf |autor=Stanisław Bełza |tytuł=Wlazł kotek na płotek |start=2024-06-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu |tytuł=Bogacz |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu |tytuł=Przygody czyżyków |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-07-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu |tytuł=Jak tęcza |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-07-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu |autor=Mikołaj Rej |tytuł=Żywot człowieka poczciwego (Rej, 1881) |start=2024-07-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu |tytuł=Krzyż Pański |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu |tytuł=I tacy bywają... |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - One.djvu |tytuł=„One” |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Jeleński - Żydzi na wsi.djvu |tytuł=Żydzi na wsi |autor=Jan Jeleński |start=2024-08-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Staśko - Białe widmo.djvu |tytuł=Białe widmo |autor=Paweł Staśko |start=2024-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Agnieszka Pilchowa - Kilka obrazków chorób umysłowych.djvu |tytuł=Kilka obrazków chorób umysłowych |autor=Agnieszka Pilchowa |start=2024-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Staśko - Hetera.djvu |tytuł=Hetera |autor=Paweł Staśko |start=2024-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Staśko - Kain.djvu |tytuł=Kain |autor=Paweł Staśko |start=2024-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Staśko - Serce na śniegu.djvu |tytuł=Serce na śniegu |autor=Paweł Staśko |start=2024-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Staśko - Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga.djvu |tytuł=Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga |autor=Paweł Staśko |start=2024-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Staśka.djvu |tytuł=Staśka |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-09-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu |tytuł=Mężczyzna |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski - Kościół i Klasztor OO. Kapucynów we Włodzimierzu na Wołyniu.pdf |tytuł= Kościół i Klasztor OO. Kapucynów we Włodzimierzu na Wołyniu |autor=Edward Nowakowski |start=2024-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Listy Zygmunta Krasińskiego (Gubrynowicz i Schmidt) |tytuł=Listy Zygmunta Krasińskiego |autor=Zygmunt Krasiński |start=2024-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-O cudownym obrazie Najświętszej Maryi Panny Berdyczowskiej.djvu |tytuł= O cudownym obrazie Najświętszej Maryi Panny Berdyczowskiej |autor=Edward Nowakowski |start=2024-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Nacia.djvu |tytuł=Nacia |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu |tytuł=Teatr dla dzieci |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karol May Wśród dzikich plemion pustyni.djvu |tytuł=Wśród dzikich plemion pustyni |autor=Karol May |start=2024-10-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriela Zapolska - A gdy w głąb duszy wnikniemy.djvu |tytuł=„A gdy w głąb duszy wnikniemy”... |autor=Gabriela Zapolska |start=2024-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Matki Bożej w Rokitnie w Wielkopolsce.pdf |tytuł= Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Matki Bożej w Rokitnie w Wielkopolsce |autor=Edward Nowakowski |start=2024-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leon Blumenstok-Halban - O śmierci z gazu kloacznego.djvu |tytuł=O śmierci z gazu kloacznego |autor=Leon Blumenstok-Halban |start=2024-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sarah Bernhardt - Wyznanie.djvu |tytuł=Wyznanie |autor=Sarah Bernhardt |start=2024-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Bratobójca.djvu |tytuł=Bratobójca |autor=Xavier de Montépin |start=2024-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Do zgody.djvu |tytuł=Do zgody |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Joanka.djvu |tytuł=Joanka |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karolina Szaniawska - Samarytanin.djvu |tytuł=Samarytanin |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Neofita |tytuł=Neofita |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-10-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O potrzebie stowarzyszeń |tytuł=O potrzebie stowarzyszeń |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2024-10-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dwa sieroctwa |tytuł=Dwa sieroctwa |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-11-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stroiciel |tytuł=Stroiciel |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zygmunt Józef Naimski - U trumny Klemensa Junoszy.djvu |tytuł=U trumny Klemensa Junoszy |autor=Zygmunt Józef Naimski |start=2024-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ignacy Chrzanowski - Klemens Junosza (Szaniawski).djvu |tytuł=Klemens Junosza (Szaniawski) |autor=Ignacy Chrzanowski |start=2024-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL K Szaniawska Na pensyi.djvu |tytuł=Na pensyi |autor=Karolina Szaniawska |start=2024-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leonardo da Vinci - Rozprawa o malarstwie.pdf |tytuł=Rozprawa o malarstwie |autor=Leonardo da Vinci |start=2024-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL G Manteuffel-Schoege Inflanty polskie.djvu |tytuł=Inflanty polskie poprzedzone ogólnym rzutem oka na siedmiowiekową przeszłość całych Inflant |autor=Gustaw Manteuffel-Schoege |start=2024-11-10 }} |} bzs70iyfbjl0z8l0rfha82j7rhb44c4 Strona:PL Gallus Anonymus - Kronika Marcina Galla.pdf/14 100 593362 3709510 3679892 2024-11-19T20:09:49Z Vearthy 3020 /* Uwierzytelniona */ 3709510 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Z innego zaś względu, gdyby czyjeś takie było zdanie, iż rozgłos wieści, tak skąpo rzucającej światło na dzieje zaginione, na pierwotne mianowicie zawiązki państwa, nie przynosi tak znakomitej zdobyczy dla plemienia lechickiego; {{korekta|odeż zwalibyśmy|odezwalibyśmy}} się wręcz przeciwnie, że to, co przestarzałém {{korekta|jubyło|już było}} lub jako bajeczne skazaném na niepamięć, za czasów Galla, pod piórem tegoż odżyło, jak od iskry Prometeja. Pierwszy nasz kronikarz, mógłby w pewnym stosunku powiedzieć o sobie słowami tego bohatéra ''Eschilowego:''<br> {{f|w=12px|<poem>Patrzyli oni, ale nie widzieli, Słuchali uchem, ale nie słyszeli, W snach żyli błędnych, w których ich postacie Nierozróżnione w chaos się mięszały. {{***2||10px|16|przed=1em}}Aż uzbroiłem ich darem pamięci.</poem>|center|table}} {{tab}}Jakoż staraniem jest najnowszej krytyki dziejowej, zbić błędne pojęcia o pisarzu, który miany przez jednych za dworaka-chwalcę, trzymającego „prawdę w garści“, przez inną śniedź pisarską, za nieświadomego, obcego, „przybłędę“, radzącego się źródeł niepewnych — dopiero lepiej poznanym być może, gdy odwzorowany prawie dosłownie w przekładzie z powołania, bez względu na swych powierzchownych oceniaczów, stanie wszem w obec, jakoby z żywém na ustach słowem.<br> {{tab}}Trudno już dziś, w rozbiorze wieści z dawnych wieków przezeń przynoszonej, na paskach stawiać kroki.<br> {{tab}}Jedyne to źródło autentyczne do rozpatrzenia się w dziejach naszych z początku wieku XII-go, nie sięga, wzorem okrzyczańszych imion, potopu i odrodzenia plemienia ludzkiego na ziemi. Pod tym względem, czyli pod względem<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fej0e3ziyy8rakis959iyzf6o8qtv5n Szablon:IndexPages/Pieśni ludu polskiego (Kolberg, 1857) 10 739117 3709576 3484484 2024-11-19T21:09:14Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709576 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>520</pc><q4>2</q4><q3>9</q3><q2>0</q2><q1>19</q1><q0>23</q0> n53e4dyr7jryxyc48r12759gglpq9lz Indeks:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu 102 781625 3709363 2296863 2024-11-19T16:58:31Z Wydarty 17971 3709363 proofread-index text/x-wiki {{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template |Tytuł=[[Zęby tygrysa (1926)|Zęby tygrysa]] |Autor=Maurice Leblanc |Tłumacz=[[Autor:Anonimowy|J. P.]] |Redaktor= |Ilustracje=autor okładki anonimowy |Rok=1926 |Wydawca=E. Wende |Miejsce wydania=Warszawa |Druk=Zakłady graficzne „Polska Zbrojna” |Źródło=[[commons:File:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu|Skany na Commons]] |Ilustracja=[[File:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu|mały|page=1]] |Strony=<pagelist 1="okł" 2="—" 3=1 135=1 256="—" 257to260="rekl" 261=1 368to374="—" /> |Spis treści= |Uwagi= |Postęp=do przepisania |Status dodatkowy=_empty_ |Css= |Width= }} d1akhzoo1nsgihmfhrwvtwlx9jp5gfz Szablon:IndexPages/Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu 10 781626 3709368 3436221 2024-11-19T17:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709368 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>374</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>16</q1><q0>16</q0> 7uer1cdluktwama34ptxnv09on8goo0 3709407 3709368 2024-11-19T18:09:14Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709407 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>374</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>26</q1><q0>16</q0> 8aja6jn89sn7sz82becg4kjefeki90b 3709698 3709407 2024-11-20T09:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709698 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>374</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>48</q1><q0>16</q0> hstg593npzs76h2zh4clx28vyhuavcg 3709752 3709698 2024-11-20T10:09:15Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709752 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>374</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>73</q1><q0>16</q0> 9thpri7uckh9lruyahqy0we95x1uf4j 3709790 3709752 2024-11-20T11:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709790 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>374</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>77</q1><q0>16</q0> m5ykvixpon56zcrang74i0oyl00naw0 Szablon:IndexPages/PL Gautier - Romans mumji.pdf 10 891176 3709206 3708236 2024-11-19T12:09:14Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709206 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>230</pc><q4>1</q4><q3>2</q3><q2>0</q2><q1>149</q1><q0>9</q0> fqsivat85csmkq1vdz4yavxr5n9f4uf 3709649 3709206 2024-11-19T23:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709649 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>230</pc><q4>1</q4><q3>2</q3><q2>0</q2><q1>157</q1><q0>9</q0> l63e48k2k4w7p47c1116qf1uvvuv3l6 3709655 3709649 2024-11-20T00:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709655 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>230</pc><q4>1</q4><q3>2</q3><q2>0</q2><q1>160</q1><q0>9</q0> 2dxfc3qp5kcboyvg1a6wudm8llolhku Pomoc:Fraktura 12 908516 3709670 3539682 2024-11-20T07:58:15Z 178.37.47.227 /* Rozpoznawanie liter pisanych fakturą */ 3709670 wikitext text/x-wiki {{Strona w budowie}} {{Spis treści (pomoc)/uplink|toc=toc}}{{clear}} ==Rozpoznawanie liter pisanych frakturą== [[File:Duden woerterbuch 1880 xiv detail s-laute.png|''Duden – Vollständiges Orthographisches Wörterbuch der deutschen Sprache (1880):''<br>„Zu merken ist, daß man in lateinischer Schrift s (rundes Antiqua-s) für ſ (langes Fraktur-s) und s (rundes Fraktur-s) ohne Unterschied, ss (Antiqua-ss) für ſſ (langes Fraktur-ss) und ſs (langes und rundes Antiqua-s) für ß (Fraktur-Eszett-Ligatur) anwendet. Statt ſs (langes und rundes Antiqua-s) ist auch ß (Antiqua-Eszett-Ligatur) zulässig.“|400|przykładowy tekst]] [[Plik:Lesehilfe Fraktur.svg|600px|Lesehilfe im „Deutschen Lesebuch“ (1912)]] Przez lata doszło do ustalenia reguł użycia znaków w tekstach pisanych frakturą, ma to szczególnie zastosowanie w tekstach pisanych po niemiecku. Są to przede wszystkim ligatury oraz dwie formy małej litery ''s''. Przy czytaniu tekstu składanego frakturą osoba nieprzywykła ma najczęściej trudności z następującymi znakami: * [[Plik:UnifrakturMaguntia A.svg|x20px|A]] bywa mylony z ''U'' jest to jednak ''A''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia C.svg|x20px|C]] nie jest podobne do żadnej litery w antykwie, jest to jednak ''C''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia E.svg|x20px|E]] można pomylić z ''F'' , jest to jednak ''E''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia F.svg|x20px|F]] brane jest za ''J'' lub ''T'' , jest to jednak ''F''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia G.svg|x20px|G]] można wziąć za ''R'' , jest to ''G''. Litera ''G'' jest podobna do ''E'', ale dolny łuk ''G'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia G.svg|x20px|G]]<math>\big)</math> jest w ''E'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia E.svg|x20px|E]]<math>\big)</math> otwarty. * [[Plik:UnifrakturMaguntia I.svg|x20px|I]] można pomylić z ''J'' lub ''T'', jest to jednak ''I''. Litery ''I'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia I.svg|x20px|I]]<math>\big)</math> oraz ''J'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia J.svg|x20px|J]]<math>\big)</math> są zazwyczaj nie do rozróżnienia w wyglądzie. Przede wszystkim w starszych tekstach I oraz J są identyczne, innymi słowy nie ma osobnego glifu dla&nbsp;J. * [[Plik:UnifrakturMaguntia K.svg|x20px|I]] bywa mylone z ''R'' , jest to jednak ''K''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia N.svg|x20px|N]] można pomylić z ''R'' , wszakże jest to ''N''. Litery ''N'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia N.svg|x20px|N]]<math>\big)</math> i ''R'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia R.svg|x20px|R]]<math>\big)</math> są podobne, w ''N'' brak jest domykające kreski poprzecznej w środku. * [[Plik:UnifrakturMaguntia O.svg|x20px|O]] zbliżone jest do ''D'' , jest to ''O''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia P.svg|x20px|P]] łatwo jest również pomylić z ''D'' , jest to ''P''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia S.svg|x20px|S]] wygląda jak ''G'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia G.svg|x20px|G]]<math>\big)</math> lub&nbsp;– dziwnie nakreślona&nbsp;– cyfra 6 (wersalikowa&nbsp;[[Plik:UnifrakturMaguntia 6 lining fig.svg|x20px|6]]/&#x200B;<!-- zero width space -->[[w:Cyfry nautyczne|cyfra nautyczna]]&nbsp;[[Plik:UnifrakturMaguntia 6 oldstyle fig.svg|x20px|6]]) jest to jednak ''S''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia T.svg|x20px|T]] bywa mylone z ''I'' lub [[w:Liczby rzymskie|liczbą rzymską]] Ⅰ , niemniej jednak jest to ''T''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia V.svg|x20px|V]] wygląda jak ''B'' , jest to ''V''. Litery ''B'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia B.svg|x20px|B]]<math>\big)</math> i ''V'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia V.svg|x20px|V]]<math>\big)</math> są podobne, jednak ''V'' nie ma zamykającej środkowej kreski poprzecznej. * [[Plik:UnifrakturMaguntia Y.svg|x20px|Y]] łatwo wziąć za ''N'' , ale jest to ''Y''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia Z.svg|x20px|Z]] nie jest podobne do żadnej litery pisanej antykwą, wygląda jak cyfra (wersalikowa) 3 ([[Plik:UnifrakturMaguntia 3 lining fig.svg|x20px|3]]) , jest to ''Z''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia lig ck.svg|x20px|ck]] wygląda jak ''d'' , jest to ligatura ''ck''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia k.svg|x20px|k]] niepodobne jest do żadnej małej litery pisanej antykwą, jest to ''k''. Litera ''k'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia k.svg|x20px|k]]<math>\big)</math> różni się od ''t'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia t.svg|x20px|t]]<math>\big)</math> przede wszystkim małą pętelką u góry. W niektórych krojach pisma ta pętelka jest otwarta u góry. * [[Plik:UnifrakturMaguntia long s.svg|x20px|lange s]] mylone jest z ''f'' jest to jednak [[w:Długie s|długie ''s'']] (ſ). Różni się od ''f'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia f.svg|x20px|f]]<math>\big)</math> zawsze przez brak krótkiej kreski poprzecznej po stronie prawej, czasem dla lepszego rozróżnienia nie ma równiej kreski po lewej. * [[Plik:UnifrakturMaguntia lig tz.svg|x20px|tz]] można pomylić z ''ſz (ß)'' ([[Plik:UnifrakturMaguntia lig sz.svg|x20px|ß]]) ale jest to ligatura ''tz''. * [[Plik:UnifrakturMaguntia v.svg|x20px|v]] można wziąć za ''b'' lub ''o'' , jest to''v''. Litera ''v'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia v.svg|x20px|v]]<math>\big)</math> nie ma w przeciwieństwie do ''b'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia b.svg|x20px|b]]<math>\big)</math> wydłużenia górnego, ale ma ozdobnik. W literze ''o'' <math>\big(</math>[[plik:UnifrakturMaguntia o.svg|x20px|o]]<math>\big)</math> nie ma wydłużenia górnego ani ozdobnika. * [[Plik:UnifrakturMaguntia x.svg|x20px|x]] łatwo pomylić z ''r'' jest to ''x''. Litera ''x'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia x.svg|x20px|x]]<math>\big)</math> różni się od ''r'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia r.svg|x20px|r]]<math>\big)</math> tylko otwartą pętlą u dołu znaku. * [[Plik:UnifrakturMaguntia y.svg|x20px|y]] można wziąć za ''n'' lub ''h'' , jest to ''y''. Litera ''y'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia y.svg|x20px|y]]<math>\big)</math> ma w przeciwieństwie do ''n'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia n.svg|x20px|n]]<math>\big)</math> wydłużenie dolne, a w przeciwieństwie do ''h'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia h.svg|x20px|h]]<math>\big)</math> nie ma wydłużenia górnego, ale ma ozdobnik. * [[Plik:UnifrakturMaguntia z.svg|x20px|z]] można pomylić z ''g'' , jest to ''z''. Inaczej niż w literze ''g'' <math>\big(</math>[[Plik:UnifrakturMaguntia g.svg|x20px|g]]) dolna część znaku jest otwarta. We frakturze [[w:Cyfry nautyczne|cyfra nautyczna]] 3 podobna jest do ''z'': [[Plik:UnifrakturMaguntia 3 oldstyle fig.svg|x20px|3]]. * Cyfra nautyczna [[Plik:UnifrakturMaguntia 9 oldstyle fig.svg|x20px|9]] w izolacji może być pomylona z ''g'' jest to 9. * Kreska łącznik jest podobna do znaku równości i często nieco skośna (uniesiona po stronie prawej): {{1|{{f*|[[Plik:UnifrakturMaguntia hyphen.svg|x40px|3]]|style=position:relative; bottom:.30em}}}}{{0|{{f*|00|w=100%}}}}. {| class="wikitable zebra" style="float:left; margin-left:1.5em;" |- ! Antykwa !! Tryb matematyczny-<br>Wikipedii !! Unifraktur-<br>Maguntia |- | A ≠ U || <math>\mathfrak{A} \ne \mathfrak{U}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia A.svg|x20px|A]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia U.svg|x20px|U]] |- | B ≠ V ≠ P|| <math>\mathfrak{B} \ne \mathfrak{V} \ne \mathfrak{P}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia B.svg|x20px|B]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia V.svg|x20px|V]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia P.svg|x20px|P]] |- | C ≠ E ≠ F || <math>\mathfrak{C} \ne \mathfrak{E} \ne \mathfrak{F}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia C.svg|x20px|C]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia E.svg|x20px|E]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia F.svg|x20px|F]] |- | E ≠ G ≠ R || <math>\mathfrak{E} \ne \mathfrak{G} \ne \mathfrak{R}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia E.svg|x20px|E]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia G.svg|x20px|G]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia R.svg|x20px|R]] |- | F ≠ I ≠ J || <math>\mathfrak{F} \ne \mathfrak{I} \ne \mathfrak{J}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia F.svg|x20px|F]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia I.svg|x20px|I]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia J.svg|x20px|J]] |- | K ≠ R ≠ N || <math>\mathfrak{K} \ne \mathfrak{R} \ne \mathfrak{N}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia K.svg|x20px|K]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia R.svg|x20px|R]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia N.svg|x20px|N]] |- | O ≠ D ≠ P || <math>\mathfrak{O} \ne \mathfrak{D} \ne \mathfrak{P}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia O.svg|x20px|O]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia D.svg|x20px|D]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia P.svg|x20px|P]] |- | S ≠ G ≠ 6 || <math>\mathfrak{S} \ne \mathfrak{G} \ne \mathfrak{6}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia S.svg|x20px|S]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia G.svg|x20px|G]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia 6 lining fig.svg|x20px|6]]/[[Plik:UnifrakturMaguntia 6 oldstyle fig.svg|x20px|6]] |- | T ≠ F ≠ I || <math>\mathfrak{T} \ne \mathfrak{F} \ne \mathfrak{I}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia T.svg|x20px|T]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia F.svg|x20px|F]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia I.svg|x20px|I]] |- | Y ≠ N || <math>\mathfrak{Y} \ne \mathfrak{N}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia Y.svg|x20px|Y]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia N.svg|x20px|V]] |- | Z ≠ 3 || <math>\mathfrak{Z} \ne \mathfrak{3}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia Z.svg|x20px|Z]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia 3 lining fig.svg|x20px|3]] |} {| class="wikitable zebra" style="float:left; margin-left:1.5em;" |- ! Antykwa !! Tryb matematyczny-<br>Wikipedii !! Unifraktur-<br>Maguntia |- | b ≠ v ≠ o || <math>\mathfrak{b} \ne \mathfrak{v} \ne \mathfrak{o}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia b.svg|x20px|b]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia v.svg|x20px|v]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia o.svg|x20px|o]] |- | ck ≠ d || — (brak) || [[Plik:UnifrakturMaguntia lig ck.svg|x20px|ck]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia d.svg|x20px|d]] |- | h ≠ y ≠ v || <math>\mathfrak{h} \ne \mathfrak{y} \ne \mathfrak{v}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia h.svg|x20px|h]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia y.svg|x20px|y]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia v.svg|x20px|v]] |- | f ≠ ſ || — (brak) || [[Plik:UnifrakturMaguntia f.svg|x20px|f]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia long s.svg|x20px|długie s]] |- | k ≠ t || <math>\mathfrak{k} \ne \mathfrak{t}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia k.svg|x20px|k]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia t.svg|x20px|t]] |- | r ≠ x || <math>\mathfrak{r} \ne \mathfrak{x}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia r.svg|x20px|r]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia x.svg|x20px|x]] |- | ſz (ß) ≠ tz || — (brak) || [[Plik:UnifrakturMaguntia lig sz.svg|x20px|ß]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia lig tz.svg|x20px|tz]] |- | y ≠ n ≠ u || <math>\mathfrak{y} \ne \mathfrak{n} \ne \mathfrak{u}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia y.svg|x20px|y]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia n.svg|x20px|n]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia u.svg|x20px|u]] |- | z ≠ g ≠ 3 || <math>\mathfrak{z} \ne \mathfrak{g} \ne {}_\mathfrak{3}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia z.svg|x20px|z]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia g.svg|x20px|g]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia 3 oldstyle fig.svg|x20px|3]] |- | 9 ≠ g || <math>{}_\mathfrak{9} \ne \mathfrak{g}</math> || [[Plik:UnifrakturMaguntia 9 oldstyle fig.svg|x20px|9]] ≠ [[Plik:UnifrakturMaguntia g.svg|x20px|g]] |} {{clear}} === Ligatury === W tekście składanym frakturą spotyka się trudne do rozpoznania ligatury. Niektóre z nich, obowiązkowe, są zachowywane również przy rozstrzeleniu tekstu (''ch'', ''ck'' i ''tz'' oraz jeśli przyjąć, że ß we frakturze nie jest samodzielną literą, również ''ſz'').<br> Ligatura ''ſt'' używana w tekstach składanych frakturą przy rozstrzeleniu była składana '''nierozstrzelonymi''' ale osobnymi czcionkami ſt.<br> Inne spotykane ligatury są nieobowiązkowe (przy rozstrzeleniu niezachowywane). Warto dodać, że ligatury nie są używane, gdy litery zbiegają się na granicy przedrostka i rdzenia lub rdzenia i przyrostka, a ogólniej, gdy literatury należą do różnych sylab. W tekstach niemieckich np. nie powinna była być stosowana ligatura ck w polskim nazwisku Wysocki. W praktyce była to dla niemieckojęzycznego zecera dość trudna do stosowania reguła (w języku niemieckim ck nie występuje w takich pozycjach).<ref>Podobnie bardzo często pisano polskie, rosyjskie nazwiska zakończone na &#8209;ski przy pomocy teoretycznie niepoprawnego s&nbsp;końcowego a więc Pakowski zamiast Pakowſki.</ref> Dodatkowo, szczególnie w starszych tekstach, spotyka się specjalną ligaturę dla ''etc.'' (ꝛc) (z wykorzystaniem r rotunda). {| class="wikitable"style="text-align:center" ! scope="row" | Antykwa<!-- beachte: alles in einer Zeile --> | ch || ck || ſt || ſz (ß) || tz || etc. |- ! scope="row" | Unifraktur-<br>Maguntia<!-- beachte: alles in einer Zeile --> | [[Plik:UnifrakturMaguntia lig ch.svg|x20px|ch]] | [[Plik:UnifrakturMaguntia lig ck.svg|x20px|ck]] | [[Plik:UnifrakturMaguntia lig st.svg|x20px|st]] | [[Plik:UnifrakturMaguntia lig sz.svg|x20px|ß]] | [[Plik:UnifrakturMaguntia lig tz.svg|x20px|tz]] | [[Plik:UnifrakturMaguntia etc.svg|x20px|etc.]] |} == Wyróżnienia w tekście pisanym frakturą == W tekście pisanym frakturą stosowano zasadniczo '''głównie''' rozstrzelenie jako wyróżnienie.<br> Czasem stosowano inny krój pisma (szwabacha).<br> Z reguły nie istniały czcionki kursywne lub pogrubione (glify byłyby zapewne mało czytelne).<br> Słowa, zdania w języku obcym pisano antykwą (określano to po niemiecku ''pismem łacińskim'').<br><br> Na nasze potrzeby wikiźródeł (zakładając użycie zwykłych znaków tj. antykwy dla tekstu pisanego frakturą) zdaje się, że należałoby stosować dla słów pisanych anktykwą jakieś inne wyróżnienie &ndash; np. kursywę albo pogrubienie. == Unicode == W Unicode nie ma osobnych punktów kodowania dla liter frakturowych. Teksty powinny być pisane zwykłymi literami, przez wybór odpowiedniego kroju pisma tekst przyjmie odpowiednią formę zewnętrzną.<br> Użycie specjalnego kroju pisma na wikiźródłach odpada, ponieważ są to kroje niestandardowe i nie można zakładać, że tekst u czytelnika będzie tak samo wyglądał jak w naszym browserze.<br> Litery pisane frakturą są używane w matematyce jako symbol pewnych obiektów matematycznych i służą odróżnieniu jednej klasy obiektów od drugiej (podobnie do małej i wielkiej litery w zdaniu: „Punkt A leży na prostej a.”)<br> Do tych celów znajdziemy dwa zakresy w unikodzie w [[w:en:Mathematical alphanumeric symbols]] w obszarze U+1D504-1D537 i U+1D56C-1D59F (pogrubione), część liter znajduje się ze względów historycznych w [[w:en:Letterlike Symbols]].<br> '''Fraktura matematyczna:'''<br> {{f|w=130%| :{{tab}}𝔄 𝔅 ℭ 𝔇 𝔈 𝔉 𝔊 ℌ ℑ 𝔍 𝔎 𝔏 𝔐 𝔑 𝔒 𝔓 𝔔 ℜ 𝔖 𝔗 𝔘 𝔙 𝔚 𝔛 𝔜 ℨ <br> :{{tab}}𝔞 𝔟 𝔠 𝔡 𝔢 𝔣 𝔤 𝔥 𝔦 𝔧 𝔨 𝔩 𝔪 𝔫 𝔬 𝔭 𝔮 𝔯 𝔰 𝔱 𝔲 𝔳 𝔴 𝔵 𝔶 𝔷<br>}} '''Fraktura matematyczna pogrubiona:''' {{f|w=130%| :{{tab}}𝕬 𝕭 𝕮 𝕯 𝕰 𝕱 𝕲 𝕳 𝕴 𝕵 𝕶 𝕷 𝕸 𝕹 𝕺 𝕻 𝕼 𝕽 𝕾 𝕿 𝖀 𝖁 𝖂 𝖃 𝖄 𝖅<br> :{{tab}}𝖆 𝖇 𝖈 𝖉 𝖊 𝖋 𝖌 𝖍 𝖎 𝖏 𝖐 𝖑 𝖒 𝖓 𝖔 𝖕 𝖖 𝖗 𝖘 𝖙 𝖚 𝖛 𝖜 𝖝 𝖞 𝖟<br>}} Do pisania tekstów się te symbole nie nadają, ponieważ odstępy między literami są dobrane ze względu na potrzeby symboli matematycznych, brak jest znaków potrzebnych w takich tekstach (np. ſ Ä ä Ö ö Ü ü ). Brak jest również ligatur charakterystycznych dla takich tekstów. Niemniej jednak można moim zdaniem rozważyć ich użycie '''wyjątkowo''' do napisania tytułu na stronie tytułowej opowiadania [[Strona:PL JI Kraszewski Kotlety 1830.djvu/1|𝕶𝖔𝖙𝖑𝖊𝖙𝖞]] oraz jakiegoś krótkiego tekstu w ten sposób wyróżnionego [[Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/55|𝔓𝔯𝔬 𝔇𝔢𝔬 𝔢𝔱 𝔓𝔞𝔱𝔯𝔦𝔞]].<br> Dobrze jest dodać przy pomocy szablonu {{szablon|ukryty}} właściwy tekst ukryty pod symbolami.<br> Należy zauważyć, że w normalnym tekście użycie tych symboli będzie jedynie utrudniało czytanie. Niemcy używali fraktury standardowo do lat 30&#8209;ych XX. wieku. Był to więc nie środek wyrazu ale po prostu normalne narzędzie zecera.<br> {{f|w=80%|'''Uwagi na temat przenoszenia słów w ''języku niemieckim'''''<br><br>Przed reformą ortografii w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych XX. wieku, niezależnie od kroju pisma (a więc zarówno we frakturze jak i antykwie) istniały pewne niuanse ortograficzne widoczne przy przenoszeniu wyrazów.<br> Podział słowa między literami '''ck''' wyglądał następująco:<br>}} {|style="font-size: 80% |drucken{{tab}} |druk-<br>ken |} {{f|w=80%|Może to dla nas oznaczać, że spotkamy w tekście słowo niemieckie w ten sposób podzielone, które będziemy musieli przepisać przez '''ck'''.<br> <br> Drugim niuansem była reguła, że trzy takie same spółgłoski były skracane do dwóch w normalnym zapisie wyrazu, jednak zapis wracał do trzech przy przenoszeniu.}} {|style="font-size: 80% |Bettuch{{tab}} |Bett-<br>tuch |- |Schiffracht{{tab}} |Schiff-<br>fracht |- |Brennessel{{tab}} |Brenn-<br>nessel |- |Fußballänderspiel{{tab}} |Fußball-<br>länderspiel |- |Stoffetzen{{tab}} |Stoff-<br>fetzen |- |Geschirreiniger{{tab}} |Geschirr-<br>reiniger |- |Schrittempo{{tab}} |Schritt-<br>tempo |- |} <br> {{f|w=80%|{{tab}}Dodać też trzeba, że reguła ta dotyczyła jedynie sytuacji, gdy po trzech takich samych spółgłoskach następowała samogłoska – trzy takie same spółgłoski zachowywano jednak, jeśli po nich wystąpiła inna spółgłoska:}} {|style="font-size: 80% |- |Lazaretttrümmer{{tab}} |Lazarett-<br>trümmer |- |Blatttrichter{{tab}} |Blatt-<br>trichter |- |'''ale:''' Ballettänzerin |Balett-<br>tänzerin |} {{f|w=80%|{{tab}}Najpewniejszą metodą pozostaje zapewne znalezienie innych wystąpień danego słowa w tekście.}} {{f|w=80%|{{tab}}Na nasze potrzeby są to o tyle bezproblemowe przypadki, że połączenie '''kk''' w języku niemieckim nie występuje. Po reformie pisowni pod koniec XX. wieku, przenosi się całą grupę '''ck''' do następnego wiersza.<br> {{tab}}Reguły te miały rzadko ('''ck''') lub bardzo rzadko ('''trzy spółgłoski''') zastosowanie, są tu przytoczone do celów referencyjnych, ponieważ na tej stronie ktoś może szukać informacji dotyczących przepisywania tekstów w języku niemieckim.}} {{Przypisy}} [[Kategoria:Pomoc]] 2g2si3m54ctrr0jwsro0emcj6d5hz6w Indeks:PL Zola - Pieniądz.djvu 102 959529 3709557 2798003 2024-11-19T20:40:10Z Salicyna 1370 pieniądz żółty 3709557 proofread-index text/x-wiki {{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template |Tytuł=[[Pieniądz (Zola)|Pieniądz]] |Autor=[[Autor:Émile Zola|Émile Zola]] |Tłumacz=[[Autor:Maria Dzierżanowska|M. Dz.]]<ref>[https://katalogi.bn.org.pl/discovery/fulldisplay?docid=alma9910907998605606&context=L&vid=48OMNIS_NLOP:48OMNIS_NLOP]</ref> |Redaktor= |Ilustracje= |Rok=1891 |Wydawca=Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego |Miejsce wydania=Warszawa |Druk=Drukarnia Przeglądu Tygodniowego |Źródło=[[commons:File:PL Zola - Pieniądz.djvu|Skany na Commons]] |Ilustracja=[[File:PL Zola - Pieniądz.djvu|mały|page=5]] |Strony=<pagelist /> |Spis treści= |Uwagi=Pieniądz = (L'argent)<br> Polona wskazuje na tłumacza: Dzieduszycki, Maurycy (1813-1877) Tł; jednak data powstania utworu to 1891 rok <references/> |Postęp=do uwierzytelnienia |Status dodatkowy=_empty_ |Css= |Width= }} or5hlkbqyken8dtshnf9zsss5t58nmm Szablon:IndexPages/PL Zola - Pieniądz.djvu 10 959554 3709430 3709054 2024-11-19T19:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709430 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>732</pc><q4>2</q4><q3>686</q3><q2>0</q2><q1>36</q1><q0>8</q0> 5ap65wsqgnqgvbqd9e4x4jq3ljzo6nx 3709503 3709430 2024-11-19T20:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709503 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>732</pc><q4>2</q4><q3>712</q3><q2>0</q2><q1>10</q1><q0>8</q0> cdw9af6u4xqw43jw6udy2j583ebhwk1 3709574 3709503 2024-11-19T21:09:11Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709574 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>732</pc><q4>2</q4><q3>722</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>8</q0> 782z1dwhxsz7o7y8zkpu613qyndgd9t Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/728 100 960284 3709556 2764984 2024-11-19T20:39:41Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709556 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>już jasno pojęła?... Czyż owa nadzieja niczem nie zachwiana, pochodzi z głębokiej wiary w skuteczność pracy i usiłowań?... O Boże! czyliż po za temi kałużami błota, po za masą niewinnie straconych ofiar, po za cierpieniami, jakiemi ludzkość przypłacać musi każdy krok na drodze postępu uczyniony — niema jakiegoś dalekiego i tajemniczego celu... niema czegoś podniosłego, dobrego i sprawiedliwego, ku czemu dążymy bezwiednie i co nam rodzi w sercu nieprzepartą żądzę życia i nadziei?<br> {{tab}}I pomimo tylu nieszczęść, pani Karolina pozostała zawsze wesoła, młodość malowała się na jej twarzy koroną siwych włosów okolonej, jak gdyby co rok na wiosnę odradzała się wraz z ziemią, nowe życie rozpoczynającą. Wspomnienie dawnego stosunku z Saccardem przywodziło jej zawsze na myśl ohydne brudy, jakiemi miłość skalano. Dlaczegóż zatem na pieniądz składają odpowiedzialność za wszystkie zbrodnie i występne czyny, których on staje się przyczyną?... Czyż mniej odeń skalaną jest miłość — ów pierwiastek życie tworzący?...<br><br> {{c|w=90%|{{Rozstrzelony|KONIE}}C.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cdc03tefh375ryklssx08wvqytcv0me Szablon:IndexPages/PL M Auerbach Platon a matematyka grecka.djvu 10 962458 3709580 3672231 2024-11-19T21:09:20Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709580 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>16</pc><q4>2</q4><q3>11</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>3</q0> pxqi1o5mqlxtsskbbdxjwftyg5agmi0 Strona:PL M Auerbach Platon a matematyka grecka.djvu/1 100 968339 3709548 3671880 2024-11-19T20:34:59Z Vearthy 3020 /* Uwierzytelniona */ 3709548 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|ODBITKA{{tab|10}}Z{{tab|10}}KWARTALNIKA{{tab|10}}KLASYCZNEGO{{tab|10}}VI{{tab|10}}1932}} {{===|385}} {{c|MARJAN AUERBACH|przed=1em|po=1em}} {{c|{{Roz|PLATO|0.3}}N|w=200%}} {{c|A MATEMATYKA GRECKA|roz|w=150%}} {{Grafika z podpisem | style = | above = | file = PL M Auerbach Platon a matematyka grecka Nike of Paionios.jpg | width = 200px | align = center | cap = | capalign = | alt = | div = | image style = }} {{c|{{Roz|LWÓW}} 1932|przed=3em}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hiain6162jfy7833mj99t9302dbxea8 Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/689 100 972740 3709417 2797848 2024-11-19T18:59:20Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709417 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>stawić jakikolwiek ciężki zarzut. Obrona jego sprawy wydawała mu się nader prostą i jasną: wbrew własnej woli mianowany prezesem, przez cały prawie czas tych operacyj finansowych bawił zagranicą, nie mógł zatem mieszać się do niczego, ani wywierać jakiegokolwiek wpływu na działalność towarzystwa. Ale po kilku rozmowach z adwokatem, po wielu bezskutecznych staraniach czynionych przez panią Karolinę, zrozumiał wreszcie, jak straszna odpowiedzialność na nim ciąży. Wobec prawa staje się on współwinowajcą wszystkich większych i drobnych nadużyć, jakie popełniono... Nikt nie uwierzy, aby cokolwiek stało się bez jego wiedzy... Saccard wciąga go za sobą w przepaść hańbiącego wspólnictwa. Głęboka, prostacza poniekąd, ale niczem niezachwiana wiara natchnęła go w tej niedoli rezygnacją i głębokim spokojem ducha, który wzbudzał podziw w pani Karolinie. Przyjeżdżając do więzienia po wielu pełnych niepokoju bieganinach wpośród ludzi swobodę mających, a jednak tak niemiłosiernych i wiekuiście czegoś się {{Korekta|lękająch|lękających}}, wydziwić się nie mogła, widząc go tak spokojnym i uśmiechniętym w ponurej celi więziennej, na ścianach której powiesił krucyfiks z czarnego drzewa, a w około niego cztery jaskrawo-kolorowane obrazki świętych. Kto się Bogu odda w opiekę, ten nie zna smutku, ani rozpaczy, bo każde niezasłużone cierpienie jest dla niego zadatkiem wiecznej szczęśliwości. Jedynem źró-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> moh41qzr3r7rr414m9x9s7ycbohgt39 Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/690 100 972741 3709419 2797849 2024-11-19T19:02:16Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709419 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>dłem smutku Hamelina było powstrzymanie wielkich jego zamiarów. Kto i kiedy doprowadzi je do skutku? kto dokona dzieła odrodzenia Wschodu — dzieła tak szczęśliwie rozpoczętego przez towarzystwo zjednoczonych statków i przez towarzystwo kopalń srebra w górach Karmelu? kto pobudzi szybsze krążenie krwi zastygłej w żyłach starego świata? kto zbuduje sieć dróg żelaznych z Brussy do {{Korekta|Bajrutu|Bejrutu}} i Damaszku, ze Smyrny do Trebizondy? Nie rozpaczał on jednak: wierzył głęboko, że dzieło rozpoczęte marnie zginąć nie może i cierpiał nad tem tylko, że nie jego to niebo wybrało do wykonania tej pracy. Największym bólem ściskało mu się serce, gdy rozmyślał, za jakie to grzechy Bóg go karze, nie dozwalając mu doprowadzić do skutku organizacyi Banku katolickiego — tej instytucyi mającej inną postać nadać światu i utworzyć Skarb Grobu Świętego, któryby zapewnił papieżowi panowanie i połączył wszystkie ludy w jeden naród, odbierając żydom ich wszechpotęgę pieniężną. Hamelin prorokował, że taki bank, któremu żadna siła ostać się niezdoła, prędzej lub później powstać musi za sprawą „Sprawiedliwego“ o rękach niczem nieskalanych. A jeżeli dziś oto wydawał się bardziej niż zwykle stroskanym — to dlatego jedynie, że myśląc nad tem położeniem, rozumiał, iż oskarżony a wkrótce zapewne za winnego uznany, nigdy po wyjściu z więzienia nie będzie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m199xkwrb5ouh8h3ea09ekeh6qbla7m Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/691 100 972743 3709421 2797851 2024-11-19T19:06:01Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709421 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>miał rąk dość czystych, aby mógł na nowo rozpocząć tak wzniosłe dzieło.<br> {{tab}}Z roztargnieniem słuchał siostry, która mu opowiadała, że w dziennikach opinia publiczna zaczyna znowu odzywać się o nim przychylniej. Nagle przerwał jej i utkwiwszy w jej twarzy nawpół błędne, nawpół przytomne spojrzenie, zapytał:<br> {{tab}}— Dlaczego nie chcesz się z nim widzieć?<br> {{tab}}Pani Karolina zadrżała, zrozumiawszy, że brat jej mówi o Saccardzie. Raz jeszcze ruchem głowy skinęła przecząco, on zaś, decydując się, zmieszany, szepnął zaledwie dosłyszalnym głosem:<br> {{tab}}— Ze względu na stosunki, jakie was łączyły, nie możesz mu tego odmówić... Idź do niego!<br> {{tab}}O Boże!... więc on wie o wszystkiemi... Gorący rumieniec oblał lica pani Karoliny, rzuciła się w jego objęcia, aby ukryć twarz rozpłomienioną i urywanym ze wzruszenia głosem pytała, kto mu to powiedział, zkąd dowiedzieć się mógł rzeczy, którą ona taiła starannie przed wszystkimi... przed nim zaś nadewszystko.<br> {{tab}}— Biedna moja siostrzyczko, oddawna już wiem o tem... Otrzymałem kilka listów bezimiennych, a zresztą czyż nie ma podłych ludzi, którzy nam zazdrościli? Nigdy ci o tem nie wspominałem, bo jesteś panią swej woli a nie godzimy się z sobą w wielu zapatrywaniach. Wiem tylko, że jesteś najlepszą na świecie kobietą. Idź do niego.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e35ynwastqo03zzxk8pcrr0v023eac4 Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/692 100 972744 3709428 2797852 2024-11-19T19:09:07Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709428 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}Z pobłażliwym, łagodnym uśmiechem wyjął z za krucyfiksu bukiecik róż i oddając go siostrze, dodał z rozpogodzonem już obliczem:<br> {{tab}}— Karolino, zanieś mu te kwiaty i powiedz odemnie, że nie mam już żalu do niego.<br> {{tab}}Wzruszona słodyczą i miłosierdziem brata, głęboko zawstydzona, lecz zarazem ucieszona myślą, że nie ma już tajemnicy przed człowiekiem, którego nade wszystkich miłowała, pani Karolina nie opierała się dłużej. Zresztą od rana już ogarniało ją coraz silniej przeświadczenie o konieczności rozmówienia się z Saccardem. Czyż nie powinna była zawiadomić go o ucieczce Wiktora i o tej strasznej awanturze, samo wspomnienie której dotychczas dreszczem ją przejmowało? Saccard pierwszego dnia po wejściu do więzienia zapisał ją na liście osób, które pragnął widzieć i przyjmować; to też dozorca nie czynił jej żadnych trudności i usłyszawszy jej nazwisko, wprowadził ją natychmiast do celi więźnia.<br> {{tab}}Saccard, plecami odwrócony do drzwi, siedział przy małym stoliku i wypisywał szeregi liczb na arkuszu papieru. Spostrzegłszy wchodzącą kobietę, zerwał się żywo i zawołał z radością:<br> {{tab}}— To pani!... Ach! jakże pani jesteś dobrą!... Jakież to dla mnie szczęście!<br> {{tab}}Ujął prawą jej rękę, ona zaś uśmiechała się zakłopotana, wzruszona, nie wiedząc, co powiedzieć i od czego rozpocząć rozmowę. Wreszcie słowa nie mówiąc, lewą ręką położyła na stole<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nq665nqrlillmnodgcny325k7nvkd0n Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/693 100 972745 3709435 2797853 2024-11-19T19:10:22Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709435 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>bukiecik wpośród arkuszy papieru zapisanych liczbami.<br> {{tab}}— Pani jesteś aniołem dobroci! — szepnął uszczęśliwiony Saccard, podnosząc do ust jej rękę.<br> {{tab}}— Wyznać muszę — ozwała się wreszcie pani Karolina — że ja uważałam już wszystko za skończone między nami, serce moje oddawna pana potępiło. Ale Jerzy pragnął, abym przyszła...<br> {{tab}}— O nie! nie mów pani tego! — przerwał Saccard. — Powiedz pani raczej, że jesteś dobra, rozumna, że wszystko zrozumiałaś i że mi przebaczasz!<br> {{tab}}Pani Karolina ruchem ręki nakazała mu milczenie.<br> {{tab}}— Nie wymagaj pan tyle odemnie... Sama nie wiem, co myśleć... Czyliż to panu nie wystarcza, że mnie widzisz w swej celi?... A przytem muszę panu udzielić bardzo smutnej wiadomości...<br> {{tab}}Nie dając mu przyjść do słowa, półgłosem opowiedziała mu dzikie rozbudzenie się złych instynktów w duszy Wiktora, zbrodnię, jaką spełnił na biednej Alicyi de Beauvilliers, niewytłomaczoną i niezwykłą jego ucieczkę, bezskuteczność wszystkich poszukiwań i nieprawdopodobieństwo odnalezienia go kiedykolwiek.<br> {{tab}}Saccard słuchał oszołomiony, ani słowem nie przerywając ciągu opowiadania. Gdy umilkła<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1lgd32q4ql9gg995y3k3d6k0a1con9q Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/694 100 972746 3709438 2797854 2024-11-19T19:12:26Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709438 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>wreszcie, dwie grube łzy stoczyły się po jego policzkach.<br> {{tab}}— Nieszczęśliwy!... nieszczęśliwy chłopiec! — szepnął z westchnieniem.<br> {{tab}}Pani Karolina nigdy dotychczas nie widziała Saccarda płaczącym, stała więc teraz wzruszona i bezprzytomna prawie, bo łzy jego były jakieś nadzwyczajne, szare i ciężkie, jak gdyby wytrysnęły z głębi serca skamieniałego, znieczulonego przez lat tyle rozbojów finansowych. Po chwili milczenia, Saccard zaczął gorącemi słowy malować rozpacz swoją:<br> {{tab}}— Straszna rzecz! — zawołał — jestem ojcem tego chłopca, lecz ani razu nie przycisnąłem go do serca... Wiadomo pani przecież, że nigdy nie miałem czasu pójść do niego... nie widziałem go nawet... Mój Boże! ileż to razy postanawiałem sobie, że pójdę go odwiedzić, ale te szelmowskie interesy tak mi czas pochłaniały, że nigdy ani chwilki znaleźć nie mogłem! Zawsze się tak dzieje: jeżeli nie zrobisz czego natychmiast, to możesz być pewnym, że nigdy się do tego nie weźmiesz... Czy jesteś pani pewną, że teraz nie mógłbym go zobaczyć?.. Poproszę, a może mi go tutaj przyprowadzą.<br> {{tab}}Pani Karolina przecząco wstrząsnęła głową.<br> {{tab}}Kto wie, gdzie go szukać teraz? Utonął bez śladu w tem potwornem, bezdennem mieście!<br> {{tab}}Przez chwilę Saccard biegał szybko po celi, trzęsąc się z gniewu i jąkając jakieś wyrazy bez związku.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0qfq0madtpx4v9m9skf8ajfrvnppfs3 Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/695 100 972748 3709440 2797856 2024-11-19T19:13:36Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709440 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}— Odnajdują mi to dziecko i oto znowu tracić je muszę... Nigdy go już nie zobaczę. Widzi pani, jak ja w niczem szczęścia nie mam!... Nic mi się nie powodzi!... To zupełnie tak samo, jak z Bankiem powszechnym!... Powstał, rozwijał się i już go niema!<br> {{tab}}To mówiąc, usiadł przy stoliku, pani Karolina zaś postawiła sobie krzesło naprzeciw niego. Zapominając o całej swojej niedoli, przebiegał rękoma między papierami, przeglądał wszystkie te olbrzymie akty, które od miesiąca przygotowywał i zaczął na nowo opowiadać historyę swego procesu i wykład obmyślonych środków obrony, jak gdyby chodziło mu o to, ażeby się usprawiedliwić wobec pani Karoliny. Oskarżający go akt zawierał następujące zarzuty: rozmyślne powiększanie kapitału zakładowego w celu rozgorączkowania rynku, podniesienia kursów i przekonania wszystkich, że towarzystwo posiada swoje kapitały w całości, dalej: symulacyę rachunków i wpłat nieuskutecznionych za pomocą rachunków otwartych na imię Sabatiniego, oraz innych słomianych ludzi, którzy buchalteryjnie tylko, na papierze dokonywali wpłat; rozdział fikcyjnych dywidend pod postacią liberacyi dawnych akcyj; wreszcie zakupywanie przez towarzystwo własnych akcyj i całą tę szaloną spekulacyę, która sprowadziła nadzwyczajną, urojoną zwyżkę, będącą powodem upadku Banku powszechnego po wyczerpaniu obrotowych kapitałów. Na zarzuty powyższe<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> or7hbcfwl0iwvd8xcm3007rzashshgr Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/696 100 972750 3709443 2797858 2024-11-19T19:16:27Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709443 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>Saccard odpowiadał rozlicznemi wymarzonemi teoryami: postępował on tak, jak postępuje każdy dyrektor banku z tą jedynie różnicą, że ufając swej sile, zakreślał szersze granice projektowanej działalności. W całym Paryżu nie było ani jednego naczelnika najsolidniejszej nawet instytucyi, który nie powinien podzielać jego losu, gdyby wymiar sprawiedliwości rządził się w istocie zasadami logiki... On stał się kozłem ofiarnym za nadużycia, które wszyscy bez wyjątku popełniają... Z drugiej znowu strony, w jakże dziwny sposób pojmowano odpowiedzialność! Dlaczego władza prokuratorska nie oskarżyła także Daigremonta, Hureta, margrabiego de Bohain i innych członków rady zarządu, którzy na równi z nim zawinili w całej tej robocie, a każdy z których oprócz pięćdziesięciu tysięcy franków za znaczki obecności, pobierał nadto 10% czystego zysku? Dlaczegóż tyle nadużyć uszło bezkarnie Lavignière’owi i innym, którym wystarczało do obrony przyznanie się do nieobecności, oraz zapewnienie, że działali w dobrej wierze? Nie ulegało wątpliwości, że prowadzenie tego procesu będzie krzyczącą niesprawiedliwością, chociaż musiano usunąć skargę Buscha o oszustwo, jako podającą fakty niestwierdzoce dowodami, a raport przez eksperta złożony od pierwszego rzutu oka uznano za pełen błędów. Dlaczegóż zatem z urzędu ogłoszono upadłość na podstawie tych dwóch właśnie dokumentów, jeżeli ani jeden grosz<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> roimvqvzpampd3u63vvdrfgn0su1syz Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/697 100 972751 3709444 2797859 2024-11-19T19:18:01Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709444 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>z depozytu nie został naruszonym a wszyscy klienci odbiorą to, co im się należy? Czyż chodziło o to wyłącznie, aby akcyonaryuszów doprowadzić do ruiny? W takim razie stało się zadość życzeniu władzy, klęska bowiem staje się ogólną i coraz szersze przybiera rozmiary!... Zastanawiając się nad tem, Saccard przypisywał winę nie sobie, ale sądom, rządowi, tym wszystkim, którzy uknuli niecny spisek w celu zniszczenia Banku powszechnego.<br> {{tab}}— Ach! to łotry! łajdaki!,.. Gdyby mnie nie byli wsadzili do więzienia, zobaczylibyście dopiero, do czego zmierzałem!<br> {{tab}}Pani Karolina patrzyła na niego zdziwiona tem nierozumieniem swej winy, które go istotnie wielkim czyniło. W tej chwili przechodziła ona myślą wszystkie dawniej przez siebie wygłaszane teorye: o konieczności gry w wielkich przedsięwzięciach, w których niepodobna sprawiedliwie rozdzielić zysków, o zapatrywaniu się na spekulacyę jako na zło nieuniknione, będące niejako nawozem, bez użycia którego na żadnym gruncie postęp się nie zrodzi. Czy to nie on sam własnoręcznie, bez żadnego skrupułu, dokładał paliwa do tej maszyny, aż pękła wreszcie, raniąc śmiertelnie tych wszystkich, których za sobą porwała? Czyż to nie on sam pracował nad tem, aby podnieść kurs do trzech tysięcy franków, nie bacząc, że tak wygórowana zwyżka jest szaleństwem? Czyż podobna w jakikolwiek sposób<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hsa61qkqbypwvz6xg6ou4dlv495vqhm Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/698 100 972752 3709446 2797862 2024-11-19T19:21:20Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709446 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>usprawiedliwić ten fakt, aby towarzystwo, mające sto pięćdziesiąt milionów kapitału zakładowego, wypuściło trzysta tysięcy akcyj, które przy kursie trzech tysięcy franków przedstawiały wartość dziewięciuset milionów franków? Czyż nie narażano się na groźne niebezpieczeństwo, wydzielając kolosalne dywidendy — jakich wymagała tak olbrzymia zaangażowana suma — chociażby nawet przy skromnej stopie pięciu od sta?<br> {{tab}}Saccard zerwał się i biegać zaczął po {{korekta|ciasne|ciasnej}} celi, rzucając się gorączkowo, jak dziki zwierz w klatce zamknięty.<br> {{tab}}— Ach! łajdaki! wiedzieli oni dobrze, co czynią, zamykając mnie tutaj! Najniezawodniej byłbym zwyciężył... Wszyscy padliby mi do nóg z pokorą!<br> {{tab}}Pani Karolina nie była zdolną utaić swego zdziwienia.<br> {{tab}}— Jakimże sposobem byłbyś pan zwyciężył? — spytała niedowierzająco. — Nie miałeś pan już ani grosza!... Pan to raczej zostałeś pobitym.<br> {{tab}}— Naturalnie — z goryczą odparł Saccard — zostałem pobitym! Jestem łotr skoóczony!... Sława i uczciwość od powodzenia jedynie zależy. Kto poniesie porażkę, ten nazajutrz po bitwie otrzymuje miano niedołęgi i oszusta!... O! domyślam ja się doskonale, co ludzie o mnie mówią, nie potrzebujesz mi pani tego powtarzać. Nieprawdaż, że wszyscy uważają mnie poprostu za złodzieja, że posądzają mnie o zagarnięcie dla<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6pskbx7jv6ufyuwpdu8y4mux961uaig Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/699 100 972753 3709447 2797863 2024-11-19T19:23:10Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709447 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>siebie wszystkich tych milionów?... Jestem pewien, że rozszarpaliby mnie z wściekłości, gdybym się dostał w ich ręce. A co gorsza, mówiąc o mnie, z politowaniem wzruszają ramionami i nazywają mnie głupcem, szaleńcem... Ale gdyby mi się było powiodło, ludzie inaczejby myśleli. O tak! jakiż to byłby tryumf, gdybym był pokonał Gundermanna, zapanował nad rynkiem pieniężnym i stał się w tej chwili jedynym panem złota! O! wtedy nazywanoby mnie bohaterem! cały Paryż leżałby u stóp moich!<br> {{tab}}— Nie mogłeś pan zwyciężyć — odważnie zaprzeczyła pani Karolina — nie kierowałeś się pan ani rozsądkiem, ani poczuciem sprawiedliwości.<br> {{tab}}Dotknięty do żywego, Saccard zaprzestał na chwilę swej przechadzki i stanął przed nią.<br> {{tab}}— Powiadasz pani, że nie mogłem zwyciężyć?... Ja zaś utrzymuję, że zabrakło mi tylko pieniędzy... oto jedyna przyczyna mojej niedoli... Gdyby podczas bitwy pod Waterloo Napoleon mógł postawić do walki jeszcze ze sto tysięcy żołnierzy, byłby najniezawodniej zwyciężył i świat cały innąby przybrał postać. Ja także byłbym dziś panem rynku, gdybym miał kilkaset milionów franków do rzucenia w tę przepaść!<br> {{tab}}— Ach! to okropne! — z oburzeniem zawołała pani Karolina. — Więc nie dość panu jeszcze tylu klęsk, tylu łez, tylu potoków krwi przelanej? Chciałbyś pan sprowadzić więcej jeszcze nieszczęść, strącić więcej rodzin w otchłań nędzy,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> civj5tmknus0fa2bv03e2oipv2mwya4 Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/700 100 972755 3709448 2797870 2024-11-19T19:24:19Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709448 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>zmusić więcej ludzi do żebrania o kawałek chleba!<br> {{tab}}Saccard znów biegać zaczął po celi. Wysłuchawszy zarzutów pani Karoliny, lekceważąco wzruszył ramionami:<br> {{tab}}— Czyż w życiu podobna zważać na takie drobiazgi? Człowiek za każdem stąpnięciem zabija i depce tysiące istot!<br> {{tab}}Długie milczenie zapanowało. Pani Karolina śledziła wzrokiem Saccarda a chłód jakiś serce jej ogarnął. Jakimże jest w gruncie ten człowiek? Łotr-że to czy bohater?... Dreszcz ją przejmował, gdy zadawała sobie pytanie, jakie myśli pokonanego i na przymusową bezczynność skazanego wodza snuć mu się musiały po głowie, podczas półrocznego zamknięcia w tej celi. Teraz dopiero rozejrzała się ona dokoła: cztery nagie ściany, żelazne łóżko, sosnowy stół i dwa wyplatane krzesła — oto wszystko, co posiadał dziś ten człowiek, przyzwyczajony do zbytku i przepychu!<br> {{tab}}Nagle Saccard osunął się na krzesło bezsilny, jak gdyby nogi odmówiły mu posłuszeństwa i długo mówił półgłosem, wiedziony nieprzepartą potrzebą uczynienia spowiedzi:<br> {{tab}}— Gundermann miał słuszność... gorączkowanie się na giełdzie do niczego nie doprowadza... Ach! jakiż on szczęśliwy, że nie czuje w sobie ani krwi, ani nerwów, że stracił pociąg do kobiet i nie ma ochoty wypić chociażby jedną butelkę<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hgi5zlrcxddsikybouq16c90v8ibynp Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/701 100 972776 3709450 2797919 2024-11-19T19:25:55Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709450 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>wina!... Zdaje mi się, że on chyba zawsze musiał być takim, że lód, zamiast krwi, płynie mu w żyłach... Ja zanadto unoszę się namiętnością — oto jedyna przyczyna mojej porażki, oto dlaczego tyle razy narażałem się na niebezpieczeństwo skręcenia karku. Z drugiej jednak strony, jeżeli namiętność mnie zabija, to zarazem ona tylko podtrzymuje we mnie życie. Tak... namiętność mnie porywa, wznosi na niedostępne ludziom wyżyny a potem w mgnieniu oka strąca w otchłań i jednym zamachem niszczy całą pracę. Kto wie, czy używanie nie jest li tylko pożeraniem samego siebie... Zastanawiając się nad przebiegiem tej czteroletniej walki, widzę, że to właśnie mnie zdradzało, czego najwięcej pragnąłem i co już posiadałem. To jakaś nieuleczalna choroba. Nędzna, licha ze mnie istota!<br> {{tab}}Nagle znów gniew w nim zakipiał przeciw szczęśliwemu zwycięzcy.<br> {{tab}}— Ach! podły ten żyd Gundermann tryumfuje dlatego tylko, że niczego pragnąć nie umie! On jest uosobieniem całego plemienia żydowskiego; które chłodno i wytrwale dąży do władzy nad światem, do zawojowania wszystkich ludów wszechpotężną siłą złota. Od wieków już rasa ta zagarnia nas i tryumfuje, nie zważając na wszystkie obelgi, jakich jej nie szczędzimy. Gundermann dziś już posiada miliard, a wkrótce będzie miał dwa miliardy... dziesięć miliardów... sto miliardów... i stanie się kiedyś władcą świata całe-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kft961lisvs9pvbnozry5w3q2cwrk6a Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/702 100 972779 3709453 2797923 2024-11-19T19:27:16Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709453 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>go!... Od lat wielu już rozgłaszam to rozmyślnie, wszystkich ostrzegam, ale nikt mnie nie słucha... wszyscy myślą, że powoduje mną jedynie podła zawiść giełdowa. O nie! to nienawiść raczej! bo ja nienawidzę żydów! nienawiść to odwieczna, wrodzona, we krwi mojej płynąca!<br> {{tab}}— Nie pojmuję tego uczucia — spokojnie zauważyła pani Karolina, która dzięki rozleglej swej wiedzy posiadała niewyczerpany zasób tolerancyi. — Dla mnie żydzi są takimi samymi ludźmi jak inni. Jeżeli trzymają się poza obrębem naszego społeczeństwa, to dlatego jedynie, że my ich ciągle usuwamy.<br> {{tab}}Saccard zdawał się nie słyszeć nawet tej uwagi i mówił dalej ze wzrastającą gwałtownością:<br> {{tab}}— Nic mnie bardziej nie gniewa nad to, że widzę państwa całe u nóg tych złodziei! Czyż dzisiaj rząd francuzki nie jest całkowicie zaprzedany Gundermannowi? Możnaby pomyśleć, że państwo istniećby nie zdołało bez pieniędzy tego szachraja!... A Rougon, ów wielki mąż stanu, jakże podle postąpił z bratem! bo zapomniałem pani powiedzieć, że przed katastrofą byłem na tyle nikczemnym, aby się starać o pojednanie z nim. Dobrze mi tak! jeżeli teraz siedzę w więzieniu, to jemu to tylko zawdzięczam! Mniejsza o to! jeżeli mu zawadzam, niechajże się mnie pozbywa! ja o to tylko mam ciężki żal do niego, że solidaryzuje się z tymi brudnymi żydami... Czyż pani zastanowiłaś się nad tem, że Bank powszech-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bznksds54s2qft4i0x3n2cwzne920xp Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/703 100 972781 3709454 2797926 2024-11-19T19:31:17Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709454 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>ny został zamordowany po to jedynie, aby Gundermann mógł dalej swój handel prowadzić? Każdy bank katolicki, który rozwija się pomyślnie, zostaje zniszczonym, bo zagraża równowadze społecznej, bo wstrzymuje ostateczny tryumf rasy żydowskiej, która nas wkrótce całkowicie pochłonie! O! niechajże się Rougon ma na baczności! jego to oni najprzód zjedzą, strącą ze stanowiska, którego się uczepił rękami i zębami, dla którego wszystkich się zapiera! Bardzo dowcipnie postępuje nosząc płaszcz na dwóch ramionach, dziś zaciąga zobowiązania względem liberałów, jutro względem konserwatystów... ale kto się tak bawi, ten musi kark skręcić prędzej lub później... A skoro wszystko upada, niechajże stanie się zadość życzeniu Gundermanna, który przepowiada, że w razie wojny z Niemcami, Francya zostanie pobitą! Jesteśmy gotowi i czekamy z pokorą aż prusacy przekroczą granicę i kraj nasz zagarną!<br> {{tab}}Pani Karolina błagalnym ruchem nakazała mu milczenie, jak gdyby powodowana obawą, że słowa takie mogą ściągnąć pioruny.<br> {{tab}}— O nie! nie! nie mów pan tego! Nie masz pan prawa tak utrzymywać!... Zresztą, Rougon nie przyczynił się w niczem do tego, że pan zostałeś uwięziony. Wiem z wiarogodnego źródła, że Delcambre grał tu główną rolę.<br> {{tab}}Saccard ochłonął nagle z gniewu i dodał z uśmiechem:<br> {{tab}}— O! ten się mści przynajmniej!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mpcr9jfr00mni4jcxtia0sdma714j5l Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/704 100 972782 3709455 2797928 2024-11-19T19:39:05Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709455 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}A spostrzegłszy wyraz zdziwienia na twarzy pani Karoliny, dodał:<br> {{tab}}— Tak, miałem z nim bardzo przykre zajście. Teraz już wiem zawczasu, że zostanę skazany.<br> {{tab}}Pani Karolina domyślała się widocznie przyczyn owego zajścia, bo nie pytała o bliższe objaśnienia.<br> {{tab}}Przez chwilę milczeli oboje, Saccard zaczął znowu przeglądać leżące na stole papiery.<br> {{tab}}— Dziękuję pani serdecznie za dzisiejsze odwiedziny i mam nadzieję, że się one powtórzą — rzekł wreszcie. — Polegam w zupełności na zdaniu pani i dlatego chciałbym, abyśmy pomówili o kilku nowych projektach. Ach! gdybym ja miał pieniądze!<br> {{tab}}Pani Karolina przerwała mu żywo, korzystając ze sposobności, aby wyjaśnić pewną wątpliwą kwestyę, która ją dręczyła od kilku miesięcy. Cóż się stało z milionami, które na jego udział przypadły? Czy Saccard wysłał je zagranicę, czy też zakopał pod jakiemś drzewem w miejscu sobie tylko znanem?<br> {{tab}}— Ależ pan powinieneś mieć pieniądze! Gdzie owe dwa miliony franków zyskane nazajutrz po Sadowie? Gdzież dziewięć milionów, które powinieneś pan był wziąć za swoje akcye, sprzedawszy je po kursie trzech tysięcy?<br> {{tab}}— Ja!... Ja nie mam ani grosza! — zawołał Saccard tak stanowczym i pełnym rozpaczy głosem, że pani Karolina uwierzyć musiała jego słowom.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0jhon8llsi9z4e8d457oqdwyhcftqjg Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/705 100 972784 3709456 2797932 2024-11-19T19:40:35Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709456 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{tab}}— Nigdy nie zostawało mi ani grosza z interesów, które się nieszczęśliwie kończyły! Niechże pani zrozumie, że jestem zrujnowany tak samo jak inni. Sprzedałem akcye... to prawda, ale i odkupiłem ich także niemało. Przyznaję, że trudnoby mi było wytłomaczyć pani, gdzie się podziały owe jedenaście milionów franków, bo sam nie wiem tego dokładnie... Zdaje mi się, że saldo mojego rachunku u Mazauda kończyło się należnością odemnie około trzydziestu lub czterdziestu tysięcy franków. Nie mam ani grosza!... tak jak zawsze!<br> {{tab}}Wyznanie to sprawiło taką ulgę pani Karolinie, że żartować zaczęła z tego, iż oboje z bratem zostali także zrujnowani.<br> {{tab}}— I my także, jak się wszystko ureguluje, nie wiem czy będziemy mieli z czego żyć chociażby przez miesiąc. Ach! czy pan pamięta, jak ja się bałam tych pieniędzy, gdyś pan nam przyrzekał, że dostaniemy dziewięć milionów franków? Nigdy w życiu nie byłam tak przerażoną, jak wówczas! Odetchnęłam swobodniej wtedy dopiero, gdy... gdy oddałam wszystko na rzecz aktywów. Coprawda, może niezupełnie słusznie postąpiłam, zaliczając tutaj i te trzydzieści tysięcy franków, które otrzymaliśmy w spadku po ciotce... Ale według mnie, człowiek nie przywiązuje nigdy wagi do pieniędzy, które znalazł przypadkiem, lub których sam nie zarobił... Widzisz pan prze-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qzm4kf6xfohna9wseregwjzj2g1c7xg Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/706 100 972786 3709457 2797937 2024-11-19T19:41:47Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709457 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>cież, że teraz jestem wesoła i że się śmieję z tego wszystkiego.<br> {{tab}}Saccard powstrzymał ją gorączkowym ruchem, schwycił ze stołu papiery i podnosząc je w górę, zawołał:<br> {{tab}}— Niechże pani da pokój! Kiedyś znowu będziemy bogaci!<br> {{tab}}— Jakto?<br> {{tab}}— Czyż pani przypuszcza, że ja wyrzekłem się moich idej? Siedzc tu od półroku, pracuję nocami całemi, aby wszystko na nowo odbudować. Ci głupcy zarzucają mi, że z tych trzech wielkich naszych interesów tylko towarzystwo połączonych statków dawało zyski, a kopalnie srebra i narodowy bank turecki przyniosły stratę! Naturalnie, obie te sprawy musiały iść kulawo, bo ja nie mogłem czuwać osobiście nad niemi. Ale niech mnie tylko wypuszczą, niech odzyskam wolność, a wtedy zobaczycie!... zobaczycie!...<br> {{tab}}Błagalnie składając ręce, pani Karolina chciała położyć koniec dalszym wywodom. Ale Saccard zerwał się, wyprostował dumnie małą swą postać i nie zważając na jej prośby, mówił dalej ostrym i przenikliwym głosem:<br> {{tab}}{{Korekta|Obliczyłem|— Obliczyłem}} już wszystko!... mam wszystkie dane w porządku!... Niechże pani spojrzy! Kopalnie srebra i bank narodowy turecki — to tylko dziecinne zabawki! My musimy wszystko zagarnąć: i Jerozolimę, i Bagdad, i całą Azyę<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> foq6pjlpkcypfwq0z5e11wdnjl0u456 Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/707 100 972787 3709459 2797939 2024-11-19T19:44:19Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709459 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>Mniejszą, i olbrzymią sieć kolei żelaznych na Wschodzie! Motykami i złotem dokonamy tego, czego Napoleon nie zdołał szablą dokazać! Czyż pani mogłaś uwierzyć, że ja chociażby chwilowo dałem za wygranę? Przecież Napoleon powrócił z wyspy Elby, ja także pociągnę za sobą wszystkie kapitały Paryża, jak tylko się ukażę. Jestem tego pewnym. A tym razem nie lękajcie się już klęski, bo obliczyłem plany z matematyczną ścisłością i przewidziałem wszystko do ostatniego centyma... Nadeszła wreszcie chwila, w której zniszczymy do szczętu potęgę tego podłego Gundermanna. Dajcie mi tylko czterysta, najwyżej pięćset milionów franków, a cały świat zdobyć potrafię!<br> {{tab}}Pani Karolina ujęła go za ręce i lękliwie tuliła się do niego.<br> {{tab}}— Nie! nie! Nie mów pan tego!... Ja się boję! Ale pomimo przerażenia wbrew swej woli czuła uwielbienie dla niego. W tej nędznej i marnej celi od świata odciętej, zamkami od żyjących ludzi oddzielonej, ujrzała ona nagle siłę, która wszelkie trudności przezwyciężyć zdoła, ujrzała człowieka, który czując nadmiar energii życiowej i pełen najświetniejszych nadziei, całemi siłami bronił się od śmierci. Napróżno starała się wzbudzić w sobie gniew, potępienie błędów popełnionych... uczucia te wygasły w jej sercu. Nienawidziła go przecież za niepowetowane nieszczęścia, jakich stał się przyczyną! — wzywała<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tasjizdgcad0smqm159aunktwr6ieq5 Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/708 100 972788 3709461 2797941 2024-11-19T19:46:07Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709461 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>nań kary niebios, śmierci w opuszczeniu i ludzkiej pogardzie! Teraz z wszystkich tych uczuć pozostała tylko nienawiść złego i boleść nad jego cierpieniem. Obcując z nim, uległa znów wcielonej w niego sile tajemniczej i nieprzerwanie działającej — uległa bez oporu, jak gdyby on był uosobieniem jednej z tych potęg natury, bez których życie istnieć nie może. A jeżeli to było li tylko słabością kobiecego serca, ona poddawała się jej z rozkoszą, przejęta uczuciem cierpiącego macierzyństwa i gorącem pragnieniem przywiązania, które dawniej już sprawiły, że wbrew rozumowi i doświadczeniu pokochała tego człowieka, nie mogąc żywić dlań szacunku.<br> {{tab}}— Dosyć już tego! — powtarzała raz po raz, nie przestając ściskać rąk jego w swoich dłoniach. — Czyż nie możesz pan uspokoić się i odpocząć nareszcie?<br> {{tab}}A gdy on wspiął się na palce, by dotknąć ustami siwych jej włosów, które bujnemi splotami wiły się na skroniach, ona powstrzymała go i z rozpaczliwie smutnym lecz nieugiętym wyrazem twarzy, dodała:<br> {{tab}}— Nie! nie!... pomiędzy nami wszystko już skończone!... skończone na zawsze! Cieszę się, że po raz ostatni widziałam pana, abyśmy żalu do siebie nie zachowali... Żegnam pana!<br> {{tab}}Odchodząc, widziała jak Saccard stał przy stole widocznie ostatniem tem pożegnaniem wzruszony. Pomimo tego jednak machinalnie układał<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m0yryvyl8825qurvt8p97jb87yg7awv Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/709 100 972789 3709466 2797943 2024-11-19T19:49:44Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709466 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>już papiery, które porozrzucał był w gorączce uniesienia, i zgarniał palcami różowe płatki róż, rozsypane pomiędzy kartkami papieru.<br> {{tab}}Po upływie trzech miesięcy dopiero, około połowy grudnia, sprawa banku powszechnego przyszła nareszcie na wokandę sądu. Zajęła ona pięć długich posiedzeń sądowych i wzbudziła nader żywe zainteresowanie w całym Paryżu. Prasa narobiła wiele hałasu z powodu tej katastrofy, na szpaltach dzienników w najdziwaczniejszy sposób tłomaczono powolny bieg śledztwa. Najwięcej uwag czyniono nad faktycznem przedstawieniem sprawy wygotowanem przez prokuratoryę, a będącem arcydziełem okrutnej logiki, w którem z niemiłosierną jasnością ugrupowano, zużytkowano i tłomaczono najdrobniejsze szczegóły. Zresztą wszyscy utrzymywali, że wyrok został wydanym zawczasu. W istocie, pomimo widocznej dobrej wiary Hamelina, pomimo bohaterskiego zachowania się Saccarda, który zacięcie przez pięć dni odpierał stawiane mu zarzuty, pomimo świetnych mów adwokata — sędziowie skazali obu podsądnych na pięć lat więzienia i na karę pieniężną trzech tysięcy franków. Wprawdzie obaj na miesiąc przed procesem za kaucyą czasowo wypuszczeni i stawający pod sądem jako oskarżeni wolni, mogli oni założyć apelacyę i wyjechać z kraju przed upływem dwudziestu czterech godzin. Rougon to przyczynił się do takiego zakończenia sprawy, nie chciał bowiem mieć na<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1240c070rh2lfwk885zrwf3ldkgbdks Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/710 100 972790 3709472 2797946 2024-11-19T19:53:16Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709472 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>barku brata siedzącego w więzieniu. Policya sama czuwała nad wyjazdem Saccarda, który nocnym pociągiem umknął do Belgii. Tegoż samego dnia Hamelin wyjechał do Rzymu.<br> {{tab}}Znów trzy miesiące upłynęły. Kwiecień się zaczął a pani Karolina bawiła jeszcze w Paryżu, gdzie ją zatrzymywały liczne sprawy, niedające się załatwić. Zajmowała ona ciągle mieszkanko w pałacu Orviedo, którego sprzedaż przez licytacyę była już zapowiedzianą. Przezwyciężywszy ostatecznie wszelkie trudności, mogła już wyjeżdżać bez grosza wprawdzie w kieszeni, ale nie pozostawiając żadnego długu. W istocie też nazajutrz miała opuścić Paryż, aby się połączyć w Rzymie z bratem, któremu się szczęśliwie udało pozyskać posadę inżyniera. Pisał on do niej, że lekcye tam na nią {{korekta|czekają,|czekają.}} Była to nowa egzystencya, którą rozpocząć należało.<br> {{tab}}Ostatniego dnia pobytu swego w Paryżu, pani Karolina postanowiła zasięgnąć przed wyjazdem wieści o Wiktorze. Wszystkie dotychczas czynione poszukiwania nie odniosły żadnego skutku. Przypomniawszy sobie obietnice Méchainowej, pomyślała, że udałoby się może czegokolwiek od niej dowiedzieć. W tym celu należało udać się o czwartej do mieszkania Buscha. W pierwszej chwili pani Karolina ze wstrętem odtrąciła tę myśl: do czegóż to doprowadzi, czyż wszystkie te sprawy nie minęły bezpowrotnie?... Potem jednak głęboki żal ją ogarnął; serce ścisnęło się bólem<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hwl43qfp8nmbr8mzxr65j002vlkacir Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/711 100 972791 3709476 2797947 2024-11-19T19:54:33Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709476 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>jak gdyby po stracie rodzonego dziecka, od mogiły którego oddala się, kwiatków nawet na niej nie złożywszy. Ostatecznie zatem około czwartej pojechała na ulicę Feydeau.<br> {{tab}}Wszedłszy na schody, zastała drzwi wchodowe otwarte: z brudnej ciemnej kuchni buchała para, z drugiej zań strony w ciasnym gabinecie, Méchainowa siedząca na fotelu Buscha niknęła prawie wśród stosów papierów, które wyciągała ze swego starego skórzanego worka.<br> {{tab}}— Ach! to pani!... Trafiła pani na bardzo przykrą chwilę, bo pan Zygmunt jest konający. Biedny pan Busch od przytomności prawie odchodzi, bo on tak szalenie kocha brata. Biega z kąta w kąt jak szalony i teraz oto pobiegł jeszcze po doktora... Rada nie rada muszę osobiście zajmować się jego interesami, bo już od tygodnia ani za grosz nie kupił żadnego waloru, nie spojrzał na żadną wierzytelność. Na szczęście, przed chwilą oto udało mi się zrobić doskonały nabytek, który go pocieszy trochę w zmartwieniu, gdy nareszcie odzyska rozsądek.<br> {{tab}}Pani Karolina zapomniała na razie, że przybyła tu w celu dowiedzenia się bliższych szczegółów o losie Wiktora — zapomniała dla tego, że w papierach, które Méchainowa garściami wyciągała z worka, poznała ona zdeprecyowane akcye Banku powszechnego. Stary zużyty worek aż trzeszczał, Méchainowa zaś uszczęśliwiona ze swo-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0te5jhxt7a09v2wav37zorox3sx7hsj Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/712 100 972795 3709480 2797951 2024-11-19T19:56:22Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709480 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>jej zdobyczy, stała się niezwykle rozmowną i wydobywając coraz to nowe paczki, mówiła:<br> {{tab}}Widzi pani, wszystkie te akcye kupiłam za dwieście pięćdziesiąt franków. Wypadają one przecięciowo po pięć centymów, bo ogółem mam ich tutaj z pięć tysięcy sztuk. A co! dałam po pięć centymów za akcye, które niegdyś były notowane trzy tysiące franków! Teraz nie wiele one więcej warte niż stary papier kupowany na funty... A przecież dla nas akcye te mają większą wartość, sprzedamy je co najmniej po pół franka, bo są one poszukiwane przez tych wszystkich, którym grozi upadłość. Nic dziwnego, papiery, które stały tak świetnie, jeszcze przez jakiś czas będą miały dobrą opinię i można coś na nich zarobić. Ot naprzykład, wyglądają one doskonale w pasywach jakiejś masy, bo to zawsze jest bardzo dystyngowana rzecz paść ofiarą tak poważnej katastrofy... Bądź co bądź, doskonale mi się udało; przypadkiem wygrzebałam kryjówkę, w której ten towar spoczywał po ostatniej bitwie... leżały one w ogólnym dole takich odpadków i jakiś głupiec sprzedał mi je za bezcen. Pewnie pani się domyślasz, jak łapczywie rzuciłam się na nie! Oho! nie bawiłam się nad tem długo!.. nic się nie zmarnowało!... pozbierałam wszystkie akcye co do jednej!<br> {{tab}}Méchainowa wykrzykiwała z radością podobną do dzikiego ptaka drapieżnego, spuszczającego się na pole bitw finansowych. Otyła jej postać<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o8qu0gzg7o726hj41tx0wtnvi2vtu1v Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/713 100 972799 3709485 2797955 2024-11-19T19:59:09Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709485 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>wyziewała z siebie cuchnącą woń tej karmi; grubemi, zakrzywionemi jak szpony palcami grzebała w akcyach tych, żadnej wartości już nie mających, zżółkłych i stęchlizną przesiąkniętych.<br> {{tab}}W tem z sąsiedniego pokoju, drzwi od którego na rozcież były otwarte, doleciał cichy głos jakiś.<br> {{tab}}— Oho! oto pan Zygmunt zaczyna znowu gadać do siebie... Od samego rana usta mu się dziś nie zamykają... Mój Boże! woda pewnie się już gotuje!... na śmierć o tem zapomniałam!... To woda na ziółka dla niego!... Jeżeli pani tak łaskawa, niech pani pójdzie do niego i zobaczy czy mu czego nie potrzeba...<br> {{tab}}Méchainowa potoczyła się do kuchni, pani Karolina zaś współczuciem powodowana weszła do pokoju chorego. Na nagich ścianach migotały słoneczne odblaski, padając wprost na stolik z białego drzewa, zarzucony księgami i notatkami stanowiącemi owoc pracy lat dziesięciu. Zresztą w pokoju tym nie było nic, prócz dwóch wyplatanych krzeseł i znacznej ilości książek, poustawianych rzędami na drewnianych półkach. Na wąskiem żelaznem łóżku siedział Zygmunt, wsparty na trzech poduszkach, otulony w czerwoną flanelową bluzę, siedział, mówiąc coś gorączkowo, bezustannie pod wpływem podniecenia mózgowego, jakiemu częstokroć podpadają suchotnicy w chwili śmierci. Bredził on bez sensu; chwilami tylko wracała mu przytomność; twarz jego<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> plnzgqp8jmh7z3hauqegod1ep3fejd6 Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/714 100 972800 3709487 2797956 2024-11-19T20:00:23Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709487 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>wychudłą, okoloną czarnemi w nieładzie wijącemi się włosami, rozjaśniało dwoje pałających oczu, które zdawały się pytająco patrzeć przed siebie.<br> {{tab}}Gdy pani Karolina weszła, chory poruszył się jak gdyby ją poznając, chociaż oboje nigdy się przedtem nie byli spotkali.<br> {{tab}}— Ach! jak to dobrze, że pani przyszłaś!... Widziałem panią i oddawna już przyzywałem, o ile mi sił starczyło!... Proszę tu przyjść bliżej... bliżej... powiem pani coś po cichutku...<br> {{tab}}Przezwyciężając dziwną obawę, pani Karolina przystąpiła bliżej i usiadła na krześle tuż przy łóżku stojącem.<br> {{tab}}— Nie wiedziałem dotąd, ale teraz wiem już wszystko... Mój brat handluje papierami... rozumiem teraz dlaczego nieraz słyszałem płacz i szlochanie w jego gabinecie... Mój brat!... ach! tak mnie to boli, jak gdyby mi kto wepchnął w serce rozpalone żelazo!... Ach! to właśnie w piersiach mi pozostało... to mnie ciągle pali!... Ohydna rzecz!... Pieniądze!... Ci biedni cierpią!... Jak tylko umrę, brat i moje papiery posprzedaje a ja tego nie chcę!... nie chcę!...<br> {{tab}}Błagalny głos jego dźwięczał coraz silniej.<br> {{tab}}— Niech pani słucha, tam na stole leżą moje papiery... Proszę mi je podać, zwiniemy wszystkie razem i niech je pani ztąd zabierze!... O! przywoływałem panią... oczekiwałem pani z taką niecierpliwością!... Moje papiery miałyby prze-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hbj93msepk0f6dkknu2yzgq4sjcm7fu Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/715 100 972801 3709489 2797959 2024-11-19T20:01:29Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709489 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>paść!... cała praca mojego życia miałaby zniknąć bez śladu!...<br> {{tab}}A gdy pani Karolina wahała się, czy uczynić zadość jego proźbie, chory błagalnie złożył ręce.<br> {{tab}}— Na litość! niech mi pani da papiery!... chcę się przekonać przed śmiercią, czy wszystkie zostawiam w porządku... Mego brata tu niema teraz... nie będzie mi wymawiał, że się dobrowolnie pracą zabijam... Zaklinam panią.<br> {{tab}}Wzruszona gorącemi temi proźbami, pani Karolina położyła na łóżku stos papierów.<br> {{tab}}— Nie powinnabym panu ustępować, skoro brat pański mówi, że praca panu szkodzi.<br> {{tab}}— O nie! praca nigdy mi nie szkodzi!... A zresztą mniejsza o to!... Nareszcie po tylu dniach i nocach udało mi się położyć podstawy bytu tego społeczeństwa przyszłości... Wszystko obmyśliłem i przewidziałem!... wszystkim zapewniłem szczęście i sprawiedliwość!... Jakże żałuję, że nie starczyło mi już czasu na wyczerpujące opracowanie tej kwestyi i dołączenie do niej wszystkich potrzebnych wyjaśnień!... Ale przynajmniej zostawiam notatki kompletne i porządnie rozklasyfikowane... Pani je ocalisz od zguby i przechowasz do dnia, w którym ktoś inny nada im zupełniejszą postać i w świat puści!...<br> {{tab}}Wątłemi wychudłemi rękoma ujął papiery i z lubością je przeglądał, a w jego dużych zamglonych już oczach zabłysł znów żywy płomień.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9436oqcoi57j4v1lt81nk5ndqg5klow Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/716 100 972802 3709493 2797958 2024-11-19T20:03:06Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709493 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>Mówił bardzo prędko, głosem ochrypłym, jednostajnym — podobnym do chrzęstu zegarowego łańcucha, który ciężar wagi ku dołowi pociąga a był to odgłos mechanizmu mózgowego pracującego bez przerwy w tem przedśmiertnem władz wszystkich rozprzężeniu.<br> {{tab}}— Oto stoi przedemną ten przyszły gród szczęścia i sprawiedliwości!... widzę go!... widzę wyraźnie!... Wszyscy bez wyjątku pracują... praca jest osobista, wolna i wszystkich zobowiązująca. Naród cały przekształcił się w olbrzymie stowarzyszenie kooperacyjne, narzędzia pracy stały się własnością ogółu, wytwory gromadzą się w rozległych magazynach publicznych. Kto wykonał daną ilość pożytecznej pracy, ma prawo do danej konsumpcyi społecznego dobra. Godzina pracy stanowi jednostkę miary; wartość przedmiotu zależy tylko od ilości godzin zużytych na wykonanie go; niema innej wymiany, prócz wymiany produktów między wytwórcami za pomocą bonów pracy; społeczeństwo samo czuwa nad dobrobytem ogółu, niema żadnych podatków, prócz obowiązującej wszystkich opłaty na wyżywienie dzieci, utrzymanie starców i odnowienie narzędzi pracy; wszelkie usługi publiczne wykonywane są bezpłatnie... Niema pieniędzy a zatem niema już spekulacyi, kradzieży, wstrętnego handlu ani żadnej z tych zbrodni, do których chciwość jest bodźcem: nikt nie poślubia dziewcząt dla posagu, nie zabija starych rodziców dla szybszego objęcia<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8tl77854yvb7fj0ryjacejo72y76q7j Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/717 100 972803 3709500 2797960 2024-11-19T20:06:30Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709500 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>spadku w posiadanie, nikt nie morduje przechodniów i nie grabi ich mienia!... Niema już ohydnej walki klas, niema pryncypałów i robotników, niema proletaryatu i burżuazyi a zatem niepotrzeba już żadnych sądów, ani praw ograniczających swobodę jednostki, ani siły zbrojnej, któraby strzegła dostatków, jakie nagromadzili jedni przeciw napadowi wściekłego z głodu motłochu. Niema próżniaków a zatem niema właścicieli, żyjących z opłaty za mieszkania w posiadanych przez nich domach, niema kapitalistów, którzy odcinają kupony i są na utrzymaniu jak kobiety sprzedajne, słowem — niema zbytku, ale niema też nędzy!... Ach! nie jest-że to mądrość najwyższa i ideał sprawiedliwości! Niema uprzywilejowanych ani uciśnionych jednostek!... Każdy własną pracą osiąga szczęście osobiste, wiodąc do szczęśliwości cały rodzaj ludzki!<br> {{tab}}Uniesiony zapałem, Zygmunt przemawiał głosem coraz słodszym, łagodniejszym, jak gdyby oddalał się gdzieś w przestrzeń i niknął w górze, w owej przyszłości, nadejście której zapowiadał.<br> {{tab}}— Ach! gdybym chciał jeszcze rozważyć wszystkie szczegóły!... Niech pani spojrzy na tę oddzielną kartkę, na marginesach której zapisałem tyle luźnych uwag: oto organizacya rodziny, opartej na dobrowolnej umowie. Wychowanie i żywienie dzieci należy do obowiązków społeczeństwa a przecież nie wkradła się tu cień na-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oe2p4uvoleaoudw2j649cc2w8kablvc Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/718 100 972804 3709501 2797961 2024-11-19T20:07:52Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709501 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>wet bezrządu. Niech pani spojrzy teraz na tę drugą notatkę: żądam tutaj, aby na czele każdej gałęzi pracy stał komitet, któryby, oznaczając istotne zapotrzebowanie, stosował ilość produkcyi do {{Korekta|konsumcyi|konsumpcyi}}... Oto znów inny szczegół organizacyi: w miastach i po wsiach utworzone zostaną armie przemysłowe i rolnicze, działające pod wodzą przez siebie wybranych naczelników wypełniające regulaminy, które same dla siebie ułożą i potwierdzą... Spójrz pani, tu znowu obliczyłem w przybliżeniu do ilu godzin można będzie zredukować dzień pracy za lat dwadzieścia. Dzięki niezliczonej ilości nowych rąk do pracy, dzięki zwłaszcza maszynom, dzień roboczy trwać będzie trzy lub cztery godzin najwyżej... Ileż to czasu zostanie do używania życia! Bo świat wtedy będzie nie gmachem więziennym, ale krainą wolności i swobody, gdzie każdy będzie mógł cieszyć się i bawić, znajdzie czas na zaspokojenie słusznych pragnień, będzie mógł używać rozkoszy kochania, rozkoszy własnej siły, piękna, rozumu; każdy będzie miał prawo wziąć przynależną mu część z niewyczerpanych nigdy bogactw przyrody!<br> {{tab}}Wyciągając przed siebie ręce w nędznej izdebce, Zygmunt świat cały obejmował w posiadanie. Życie całe w nędzy spędziwszy, umierając w biedzie i niedostatku, braterską ręką rozdzielał on między wszystkich dobra tej ziemi. Szczęśliwy był on w tej chwili szczęściem ludzkości. Wszyst-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lbmj4tq6wekzy656rbtlysz5f4tui4l Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/719 100 972805 3709512 2797962 2024-11-19T20:11:54Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709512 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>ko co jest dobrem i pięknem, wszystko, czego sam w życiu nie posiadał i nie posiądzie, hojnie rozdawał dokoła. Umierał nawet przedwcześnie, chcąc jaknajprędzej przelać te dary na ludzkość cierpiącą. Ale ręce mu drżały coraz bezsilniej, gdy przerzucał notatki; oczy nic już prawie na ziemi nie widziały; zdawało się tylko, że w blasku nadchodzącej śmierci dostrzegają one doskonałość nieskończoną tam... po za życiem... w zachwycie rozkosznym, który twarz jego opromieniał.<br> {{tab}}— Ach! ileż tu pola do nowej działalności!... Ludzkość cała pracuje!... ręce wszystkich ludzi żyjących ulepszają i upiększają świat!... Niema już pustyń, bagnisk ani pól leżących odłogiem. Zatoki mórz są wypełnione, olbrzymie łańcuchy gór zrównane, pustynie przeistoczone w żyzne doliny i zroszone wodami ze wszystkich stron tryskającemi. Niema już cudu niepodobnego do urzeczywistnienia, dzieła, dawniej za niedościgle uważane, dziś uśmiech tylko na ustach wywołują, tak się wydają błahemi i dziecinnemi. Cała powierzchnia ziemi jest wreszcie zamieszkaną... A wszystko to stało się za sprawą człowieka, który rozwinął się, zmężniał, w całej pełni swobód swych używa i słusznie nosi miano króla stworzenia. Szkoły i warsztaty są otwarte, dziecko wybiera sobie swobodnie ten zawód, do którego posiada najwięcej wrodzonych zdolności. Lata już upłynęły... dobór naturalny został<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3gvo0x9eq7kr8e4kfuu7d25h0hbc8ue Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/720 100 972806 3709513 2797963 2024-11-19T20:14:43Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709513 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>uskutecznionym, dzięki surowej walce. Teraz nie wystarcza już możność zapłacenia za naukę, trzeba nadto umieć z niej korzystać. Każdy znajduje się we właściwych warunkach, zużytkowywa swe siły odpowiednio do stopnia swej inteligencyi, co sprawia, że wszystkie obowiązki społeczne rozłożone są równie i sprawiedliwie, według wskazówek natury samej. Jeden dla wszystkich wedle sił i możności! — oto hasło ludzkości... Ach! widzę to miasto pracy i wesela!.. idealny ten gród należytego zużytkowywania zdolności ludzkich!... gród, w którym niema już odwiecznych przesądów do pracy ręcznej... w którym wielki poeta może być stolarzem a poważny badacz — cieślą lub ślusarzem!... Ach! błogosławione to tryumfalne miasto, ku któremu ludzkość dąży od wieków tylu!... gród, którego białe mury jasność naokół rzucają!... Widzę go!... tam... tam... w blasku słonecznych promieni... w szczęśliwości rodzaju ludzkiego...<br> {{tab}}Oczy konającego mgłą zaszły, ostatnie słowa brzmiały już cicho, niedosłyszalnym prawie szeptem, głowa opadła bezwładnie na poduszki, uśmiech zachwytu tylko na ustach pozostał...<br> {{tab}}Zygmunt Busch już nie żył!<br> {{tab}}Wzburzona i do łez rozrzewniona, pani Karolina spoglądała na zastygłe już rysy twarzy zmarłego, gdy nagle doznała takiego wrażenia, jak gdyby po za jej plecami burza niespodzianie szaleć zaczęła. Do pokoju wszedł Busch, który,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bqhz04gpjuhg0rinbiuq3johm8gerva Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/721 100 972820 3709515 2797981 2024-11-19T20:16:08Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709515 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>nie znalazłszy żadnego lekarza, wracał zdyszany i niepokojem dręczony; w ślad za nim wtoczyła się Méchainowa tłomacząc, że nie zdążyła dotąd przyrządzić ziółek, gdyż garnek z wodą się przewrócił. Rzuciwszy okiem na łóżko. Busch spostrzegł, że ukochany brat jego leży na wznak, sztywny, z otwartemi ustami i oczyma, których już nie przysłaniały powieki. W jednej chwili zrozumiał on wszystko i ryknął przeraźliwie jak zwierzę na rzeź wydane. Jednym skokiem rzucił się na ciało i podniósł je silnemi ramionami, jak gdyby chcąc weń znowu tchnąć życie. Okrutny ten zjadacz złota, który nie wahałby się zabić człowieka dla zyskania kilkunastu centymów, który przez lat tyle wygarniał błoto z rynsztoków paryzkich, rozpaczał teraz, wydając straszne, nieludzkie ryki boleści. O Boże!... Wszak to najukochańsze jego dziecię!... Wszak on je pieścił i jak matka do snu układał!... Więc na zawsze już, na zawsze tracić je musi!... I w przystępie szalonej rozpaczy, porwał papiery porozrzucane po łóżku, darł je, deptał nogami, jak gdyby chciał zniszczyć ostatni ślad tej pracy, która mu brata wydarła.<br> {{tab}}Bezgraniczne rozrzewnienie ogarnęło znów panią Karolinę. Wobec nieszczęścia tego człowieka zapomniała o wszystkiem, czuła dla niego tylko litość iście anielską. Zdawało jej się tylko, że raz już krzyk podobny słyszała. Tak! raz już taki krzyk rozpaczy przeniknął ją grozą! Gdzież<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> og9uppb1mb12sje09dpww8mqegy008m Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/722 100 972824 3709517 2797985 2024-11-19T20:17:19Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709517 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>to?... Ach! wszak to w mieszkaniu Mazauda słyszała podobny krzyk matki i dzieci nad trupem ojca... Niezdolna ruszyć się z tego miejsca i oderwać od strasznego tego widoku, pozostała tu jeszcze przez chwilę, starając się okazać pożyteczną. Przeszedłszy wreszcie do ciasnego gabinetu lichwiarza i zostawszy tu sam na sam z Méchainową, przypomniała sobie dopiero, że przybyła tu w celu dowiedzenia się od niej czegokolwiek o Wiktorze. Aha!... Wiktor!... musiał on być już daleko, jeżeli pędzi bezustanku od chwili ucieczki z zakładu! Méchainowa oświadczyła, że przez trzy miesiące szukała go nadaremnie po całym Paryżu i że teraz dała już za wygranę w nadziei, że kiedyś jeszcze zobaczy tego łotra, chociażby na szubienicy!... Pani Karolina słuchała słów tych w milczeniu i drżąca z przerażenia. Tak! żadnego już niema ratunku!... Potwór ten spuszczony z łańcucha, uciekł w świat... niby zwierz wściekły, który za każdem ukąszeniem dalej szerzyć będzie jad zabójczy!...<br> {{tab}}Wyszedłszy od Buscha i idąc przez ulicę Vivienne, pani Karolina uspokoiła się nieco widokiem rozkosznej pogody. Była to piąta po południu, słońce chyliło się ku zachodowi, złocąc szyldy zawieszone na domach nad bulwarem stojących. Krasa młodości, owiewająca przyrodę w pogodny ów dzień kwietniowy, ukoiła boleść miotającą sercem pani Karoliny. Odetchnęła głęboko, z uczuciem niezłomnej nadziei, wzmagającej<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p6e65x5hwndxqiblz7zjk22057v13hp Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/723 100 972827 3709544 2797988 2024-11-19T20:32:18Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709544 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>się z każdą chwilą i wciąż powracającej. To bez wątpienia piękna śmierć tego marzyciela, — który w ostatniej życia minucie wierzył jeszcze w miłość i sprawiedliwość — rozrzewniła ją tak głęboko, przypominając jej własne marzenia o szczęściu ludzkości, uwolnionej z pod ohydnego jarzma pieniędzy!... A może też uczucie to rozniecił w jej sercu ów dziki ryk boleści, widok bezbrzeżnej rozpaczy człowieka, który jej się dotychczas wydawał zimnym jak głaz, niezdolnym do ronienia łez bólu!... O nie!... wychodząc z tego domu nie uniosła ona pocieszającego wrażenia, jakie wobec najsroższej nawet niedoli, sprawia zawsze widok dobroci ludzkiej!... wyniosła raczej ztamtąd ostateczną utratę wszystkich nadziei, wyniosła świadomość, że potwór ten bez wędzidła w świat puszczony, rozszerzać będzie naokół zaród zgnilizny, od której ziemia nigdy wolną nie będzie!... Czemuż zatem radość ogarnia jej serce budząc je znów do życia?<br> {{tab}}Doszedłszy do bulwarów, pani Karolina skręciła na lewo i zwolniła nieco kroku, bo w miejscu tem panował ruch wielki. Przez chwilę zatrzymała się ona przy małym wózku pełnym bukietów bzu i lewkonij, silny zapach których owionął ją rozkosznem tchnieniem wiosny. Gdy poszła dalej, fala radości coraz silniej wzbierała w jej sercu, niby tryskające źródło, pęd którego napróżno wszystkiemi siłami wstrzymać usiłowała. Zrozumiała wszystko!... O nie! straszne te<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3b0oern8jjzp2vn73p69pa9zycvr8ym Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/724 100 972831 3709547 2797992 2024-11-19T20:34:17Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709547 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>katastrofy zbyt są świeże!... niewolno jej być wesołą, niewolno poddać się rozkoszy życia, które żywym prądem wciąż dalej ją unosiło!... Zmuszała się do smutku i żałoby, usiłowała bolesnemi wspomnieniami podsycać wciąż rozpacz w swem sercu... Czyż podobna, aby ona mogła śmiać się jeszcze, gdy wszystko w gruzy runęło, gdy tyle nieszczęść i zawodów ze wszystkich stron ją otaczało?... Czyż wolno jej zapomnieć, że ona także jest wspólniczką złego?... I przypominała sobie tysiące zdarzeń, po których życie całe we łzach spędzić należało... Ale choć z całych sił usiłowała powstrzymać gwałtowne serca bicie, soki życiowe wrzały wciąż i wzbierały, źródło życia tryskało, łamiąc przeszkody, torując sobie drogę, wyrzucając szczątki na wybrzeża i płynęło dalej przejrzyste i dumne z odniesionego zwycięztwa.<br> {{tab}}Niezdolna do dłuższej walki, pani Karolina poddała się wreszcie nieprzepartej sile ustawicznej młodości serca. Nieraz sama o sobie z uśmiechem mówiła, że nie umie być smutną. Doświadczenie ją o tem przekonało, bo wychyliwszy do dna czarę rozpaczy, zajrzawszy w głąb czarnej otchłani, powstała przecież z martwych z odrodzoną w sercu nadzieją, skrwawiona, ranami okryta, lecz mimo to żywa i z każdą chwilą coraz silniejsza. Nie zachowała wprawdzie żadnego złudzenia, widziała, te życie zarówno jak przyroda podłem jest i niesprawiedliwem... Czemuż zatem przypisać<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kuz1tqwcfv92sunq9v36rw3jr065ub0 Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/725 100 972833 3709551 2797995 2024-11-19T20:36:07Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709551 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{korekta|o|to}} niedorzeczne pragnienie miłości, tę chęć życia, tę nadzieję, że kiedyś w przyszłości wszystko na lepsze się obróci?... Czemuż nadzieja ta wiedzie nas nieustannie ku jakimś odległym nieznanym krainom?... Czemuż każdy z nas podobnym jest do dziecka, które raduje się nadzieją rozrywki przyrzeczonej mu a z dnia na dzień odkładanej?...<br> {{tab}}Następnie, zawróciwszy na ulicę Chaussée d’Antin, pani Karolina przestała nawet rozmyślać nad temi kwestyami. Filozofka, uczona i literatka, ustąpiły miejsca kobiecie, znużonej daremnem poszukiwaniem przyczyn pierwotnych. Teraz już pani Karolina cieszyła się szczerze tem, że niebo jest jasne i pogodne, że czuje się zdrową i pełną energii, że drobne jej stopy stąpają śmiało po asfaltowym chodniku... Ach!... czyliż istnieje jakakolwiek rozkosz, wyższa nad rozkosz płynącą z życia samego, z poczucia swego istnienia?... Życie musi pozostać takiem, jakiem jest i chociaż ohydne nieraz, zawsze przecież podnieca w nas nadzieję...<br> {{tab}}Wróciwszy do swego mieszkania, które nazajutrz opuścić miała, pani Karolina poukładała wszystkie rzeczy w kufrach, poczem rozglądając się po pustej już prawie pracowni, spostrzegła wiszące na ścianach plany i akwarele, które zamierzała zwinąć i związać w rulon w ostatniej chwili. Ale przy wyjmowaniu gwoździków, któremi rysunki przytwierdzone były do muru, ty-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> alv5lalbpdvh5kmjmwffirwh13ciimt Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/726 100 972834 3709553 2797997 2024-11-19T20:37:21Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709553 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>siączne myśli snuć jej się po głowie zaczęły. Odtwarzała sobie w wyobraźni ową odległą już dziś epokę pobytu swego na Wschodzie, w krainie, którą tak gorąco ukochała i wspomnienie której dotąd żywiła w sercu. Powtórnie przebiegała myślą ostatnie lat cztery spędzonych w Paryżu, przełomy codzień się powtarzające, gorączkową działalność, potworny huragan milionów, który przemknął przez jej życie, raniąc ją tak boleśnie i czuła, że z głębi tych gruzów, nowe życie kiełkować zaczyna. Chociaż bank narodowy turecki upadł razem z powszechnym, to przecież towarzystwo statków połączonych stoi dotąd niewzruszone i świetnie się rozwija. Oczyma wyobraźni widziała urocze okolice {{Korekta|Bajrutu|Bejrutu}}, gdzie w pośród olbrzymich magazynów wznosiły się zabudowania administracyi, plany których teraz właśnie z kurzu oczyszczała... widziała Marsylię, stojącą u wrót Azyi Mniejszej... morze Śródziemne owładnięte... narody zbliżone do siebie a nawet węzłem braterskiej miłości zespolone... A ten wąwóz Karmelu, widoczek którego w tej oto chwili zdejmuje ze ściany?... czyliż z ostatniego listu brata nie wiedziała, jak żywy ruch tam powstał... Wioska pięćset mieszkańców licząca, a założona w epoce otwarcia pierwszego szybu górniczego, przeistoczyła się teraz w miasto, w którem krząta się kilka tysięcy mieszkańców, w którem cywilizacya zakwita. Szkoły, warsztaty, fabryki budzą życie w tym zakątku, przed niedawnemi czasy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> knj2ijpv2ijfodemfvv85c0moev0spq Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/727 100 972835 3709555 2797999 2024-11-19T20:38:48Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ 3709555 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>jeszcze dzikim i zamarłym... Następnie nawijać zaczęła na walec duże arkusze papieru, przedstawiające plany, niwelacyę i szkice dróg żelaznych z Brussy do {{Korekta|Bajrutu|Bejrutu}} przez Angorę i Alep. Bezwątpienia wiele lat jeszcze upłynąć musi, zanim linie szyn przerzną wązką dolinę Taurusu, ale i tam także prąd życia już napływa, w dawnej kolebce rodu ludzkiego kiełkuje zasiew nowego zastępu pracowników, a niebawem postęp nader obfite wyda plony pod ciepłem tem niebem, w świetle gorących słońca promieni... Nie jest że to odrodzenie się świata i niczem niewstrzymany pochód ludzkości wytrwale do szczęścia dążącej?<br> {{tab}}Wreszcie pani Karolina związała sznurkiem cały zwój planów i rysunków. Brat oczekujący na nią w Rzymie, gdzie oboje mieli rozpocząć nowe życie, zalecał jej był usilnie przed wyjazdem, aby zapakowała starannie wszystkie papiery. Gdy zawiązywała ostatni węzeł, przyszedł jej na myśl Saccard, który bawiąc w Holandyi, przemyśliwał już podobno nad rozpoczęciem nowego przedsiębiorstwa, mającego na celu osuszanie bagien za pomocą nader skomplikowanego systemu kanałów. Tak! Saccard miał słuszność: pieniądz-niszczyciel jest istotnie dotychczas nawozem, pod którym kiełkuje ludzkość przyszłości, ale zarazem jest on fermentem wszystkich objawów życia społecznego, gruntem niezbędnie potrzebnym do wielkich prac, ułatwiających byt jednostki... Ach! teraz nareszcie ona wszystko<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1rlmnhrobizfj2dpq2hpzbdwsgef9lm Szablon:IndexPages/PL Marcin Bielski - Satyry.pdf 10 998315 3709320 3708388 2024-11-19T16:09:14Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709320 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>144</pc><q4>37</q4><q3>63</q3><q2>0</q2><q1>26</q1><q0>18</q0> gzqmbddpbqza7wxpfd4vq34jnm2lxae 3709369 3709320 2024-11-19T17:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709369 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>144</pc><q4>37</q4><q3>72</q3><q2>0</q2><q1>17</q1><q0>18</q0> guok0p099hctx2uxlrtm9y2dm76mn44 Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony/Indeksy dodane przed rokiem 2016 4 1002130 3709424 3689887 2024-11-19T19:07:51Z Draco flavus 2058 + 2015 3709424 wikitext text/x-wiki {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Samuel Bogumił Linde - Słownik języka polskiego |tytuł=Słownik języka polskiego T. 1 Cz. 1 |autor=Samuel Linde |autor2=Samuel Bogumił Linde |start=2009-05-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opis ziem zamieszkanych przez Polaków 1.djvu |tytuł=Opis ziem zamieszkanych przez Polaków. Tom 1. |autor=Aleksander Czechowski |start=2009-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia Gdańska 1632 |tytuł=Biblia Gdańska (wyd. 1632) |start=2010-02-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom I) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom II) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom III) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom IV) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom V) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom VI) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-05-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pol-Dzieła wierszem i prozą |tytuł=Dzieła wierszem i prozą |autor=Wincenty Pol |start=2010-05-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Biblia Krolowej Zofii.djvu |tytuł=Biblia królowej Zofii |autor= |start=2010-06-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Książka do nabożeństwa O. Karola Antoniewicza.djvu |tytuł=Książka do nabożeństwa : dzieło pośmiertne zebrane z pism autora |autor=Karol Antoniewicz |autor2=Karol Bołoz Antoniewicz |start=2010-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ołtarzyk polski katolickiego nabożeństwa |autor=Józef Chociszewski |start=2010-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu |tytuł=Historia literatury polskiej |autor=Julian Bartoszewicz |start=2010-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wilno tom I (Józef Ignacy Kraszewski) |tytuł=Wilno tom I |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2010-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wilno tom II (Józef Ignacy Kraszewski) |tytuł=Wilno tom II |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2010-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wilno tom III (Józef Ignacy Kraszewski) |tytuł=Wilno tom III |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2010-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wilno tom IV (Józef Ignacy Kraszewski) |tytuł=Wilno tom IV |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2010-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nienasycenie II (Stanisław Ignacy Witkiewicz) |tytuł=Nienasycenie cz. II. Obłęd |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nowe formy w malarstwie.djvu |tytuł=Nowe formy w malarstwie |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia.djvu |tytuł=Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu |tytuł=Teatr |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye T. 7 (Maria Konopnicka) |tytuł=Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom VII |autor=Maria Konopnicka |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye T. 8 (Maria Konopnicka) |tytuł=Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom VIII |autor=Maria Konopnicka |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye T. 10 (Maria Konopnicka) |tytuł=Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom X |autor=Maria Konopnicka |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Krasickiego (Ignacy Krasicki) |tytuł=Dzieła Krasickiego |autor=Ignacy Krasicki |start=2010-09-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jednostka i ogół (Wacław Nałkowski) |tytuł=Jednostka i ogół |autor=Wacław Nałkowski |start=2010-09-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma V (Aleksander Świętochowski) |tytuł=Pisma V |autor=Aleksander Świętochowski |start=2010-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma VII (Aleksander Świętochowski) |tytuł=Pisma VII |autor=Aleksander Świętochowski |start=2010-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.1 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.1 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.2 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.2 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.3 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.3 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.4 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.4 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye t.1 (Aleksander Fredro) |tytuł=Komedye t.1 |autor=Aleksander Fredro |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye t.2 (Aleksander Fredro) |tytuł=Komedye t.2 |autor=Aleksander Fredro |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye t.3 (Aleksander Fredro) |tytuł=Komedye t.3 |autor=Aleksander Fredro |start=2010-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedije t.4 (Aleksander Fredro) |tytuł=Komedije t.4 |autor=Aleksander Fredro |start=2010-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedije t.5 (Aleksander Fredro) |tytuł=Komedije t.5 |autor=Aleksander Fredro |start=2010-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia Wujka (1839-40) |tytuł=Biblia Wujka (wyd. 1839-40) |autor=[[Autor:Jakub Wujek|Jakub Wujek]] (tłumacz) |start=2010-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=P. J. Szafarzyka słowiański narodopis |autor=Pavel Jozef Šafárik |start=2010-10-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nad Niemnem (wyd. 1899) |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2011-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom XIII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom XIII |autor= |start=2011-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hamlet (William Shakespeare) |tytuł=Hamlet |autor=William Shakespeare |start=2011-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) |tytuł=Przygody Tartarina w Alpach |autor=Alphonse Daudet |start=2011-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wodzirej (Zapolska) |tytuł=Wodzirej |autor=Gabriela Zapolska |start=2011-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zwycięzca (Jerzy Żuławski) |tytuł=Zwycięzca |autor=Jerzy Żuławski |start=2011-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróż więźnia etapami do Syberyi |autor=Agaton Giller |start=2011-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opisanie zabajkalskiej krainy w Syberyi |autor=Agaton Giller |start=2011-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (Turowski) |tytuł=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (red. Turowski) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (Altenberg) |tytuł=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (wyd. Altenberg) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (Mostowski) |tytuł=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (red. Mostowski) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (Lorentowicz) |tytuł=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (red. Lorentowicz) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nemezys (Waleria Marrené) |tytuł=Nemezys |autor=Waleria Marrené |start=2011-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=January (Waleria Marrené) |tytuł=January |autor=Waleria Marrené |start=2011-04-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Historia Polski (Henryk Zieliński) |tytuł=Historia Polski |autor=Henryk Zieliński |start=2011-05-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Brückner - Średniowieczna proza polska.djvu |tytuł=Średniowieczna proza polska |autor=Aleksander Brückner |start=2011-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Psałterze polskie do połowy XVI wieku (Brückner) |tytuł=Psałterze polskie do połowy XVI wieku |autor=Aleksander Brückner |start=2011-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Słownik etymologiczny języka polskiego (Brückner) |tytuł=Słownik etymologiczny języka polskiego |autor=Aleksander Brückner |start=2011-06-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Listy Annibala z Kapui (Aleksander Przezdziecki) |tytuł=Listy Annibala z Kapui, arcy-biskupa neapolitańskiego, nuncyusza w Polsce, o bezkrólewiu po Stefanie Batorym i pierwszych latach panowania Zygmunta IIIgo, do wyjścia arcy-xsięcia Maxymiliana z niewoli |autor=Aleksander Przezdziecki |start=2011-06-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Kopernika Toruńczyka O obrotach ciał niebieskich ksiąg sześć |autor=Mikołaj Kopernik |stan=1 |start=2011-06-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hygiena polska (Teodor Tripplin) |tytuł=Hygiena polska |autor=Teodor Tripplin |start=2011-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Koronne zjazdy szlacheckie (Ewa Dubas-Urwanowicz) |tytuł=Koronne zjazdy szlacheckie |autor=Ewa Dubas-Urwanowicz |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL-Rafał Górski-Bez państwa.pdf |tytuł=Bez państwa |autor=Rafał Górski |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ciesz się, późny wnuku! (Jan Sowa) |tytuł=Ciesz się, późny wnuku! |autor=Jan Sowa |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Problem istnienia Boga u Anzelma z Canterbury i problem prawdy u Henryka z Gandawy (Mieczysław Gogacz) |tytuł=Problem istnienia Boga u Anzelma z Canterbury i problem prawdy u Henryka z Gandawy |autor=Mieczysław Gogacz |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Filozofia bytu w „Beniamin Major” Ryszarda ze świętego Wiktora (Mieczysław Gogacz) |tytuł=Filozofia bytu w „Beniamin Major” Ryszarda ze świętego Wiktora |autor=Mieczysław Gogacz |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Volumina legum. Tom VII |autor= |start=2011-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieci kapitana Granta (Juljusz Verne) |tytuł=Dzieci kapitana Granta |autor=Juliusz Verne |start=2011-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu |tytuł=Portrety literackie |autor=Lucjan Siemieński |start=2011-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Portrety literackie tom 3 (Lucjan Siemieński) |tytuł=Portrety literackie tom 3 |autor=Lucjan Siemieński |start=2011-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Portrety literackie tom 4 (Lucjan Siemieński) |tytuł=Portrety literackie tom 4 |autor=Lucjan Siemieński |start=2011-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Iliada (Dmochowski) |autor=Homer |start=2011-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiewnik (Mioduszewski) |tytuł=Śpiewnik kościelny |autor=[[Autor:Michał Marcin Mioduszewski|Michał Marcin Mioduszewski]] (zebrał) |start=2011-12-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pastorałki i kolędy z melodyjami (Mioduszewski) |autor=[[Autor:Michał Marcin Mioduszewski|Michał Marcin Mioduszewski]] (zebrał) |start=2011-12-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wojna chocimska (Wacław Potocki) |tytuł=Wojna chocimska |autor=Wacław Potocki |start=2011-12-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bene nati (Orzeszkowa) |tytuł=Bene nati |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2011-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziewosłęb.djvu |tytuł=Dziewosłęb |autor=Władysław Abraham |start=2012-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Początki prawa patronatu w Polsce |tytuł=Początki prawa patronatu w Polsce |autor=Władysław Abraham |start=2012-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Powstanie organizacyi kościoła łacińskiego na Rusi. Tom I |tytuł=Powstanie organizacyi kościoła łacińskiego na Rusi |autor=Władysław Abraham |start=2012-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Toksykologja chemicznych środków bojowych (Włodzimierz Lindeman) |tytuł=Toksykologja chemicznych środków bojowych |autor=Włodzimierz Lindeman |start=2012-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Myśli (Blaise Pascal) |tytuł=Myśli |autor=Blaise Pascal |start=2012-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rocznik Krakowski. T.4 (1901) |autor=red. [[Autor:Stanisław Krzyżanowski|Stanisław Krzyżanowski]] |start=2012-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Konwencja haska IV |autor=[[Autor:Zbiorowy|Państwa sygnatariusze]] |start=2012-01-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Organizacya Kościoła w Polsce do połowy wieku XII |autor=Władysław Abraham |start=2012-02-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozprawy i Sprawozdania z Posiedzeń Wydziału Historyczno-Filozoficznego Akademii Umiejętności. T. 19 (1887) |tytuł=Rozprawy i Sprawozdania z Posiedzeń Wydziału Historyczno-Filozoficznego Akademii Umiejętności. Tom XIX |autor=zbiorowy |start=2012-02-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kwartalnik Historyczny. R. I (1887) |autor=red. [[Autor:Ksawery Liske|Xawery Liske]] |start=2012-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III |autor=Jędrzej Kitowicz |start=2012-04-11 |stan=1 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pieśni polskie i ruskie ludu galicyjskiego |autor=[[Autor:Wacław Michał Zaleski|Wacław z Oleska]] (red.) |start=2012-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II |autor=Ludwik Kondratowicz |start=2012-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV |autor=Ludwik Kondratowicz |start=2012-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI |autor=Ludwik Kondratowicz |start=2012-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nierozsądne śluby (Bernatowicz) |tytuł=Nierozsądne śluby |autor=Feliks Bernatowicz |start=2012-07-14 |stan=1 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nałęcz (Bernatowicz) |tytuł=Nałęcz |autor=Feliks Bernatowicz |start=2012-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kossak (Witkiewicz, wyd. 1906) |tytuł=Juliusz Kossak |autor=[[Autor:Stanisław Witkiewicz|Stanisław Witkiewicz (ojciec)]] |start=2012-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Matejko (Witkiewicz) |tytuł=Matejko |autor=[[Autor:Stanisław Witkiewicz|Stanisław Witkiewicz (ojciec)]] |start=2012-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816).pdf |tytuł=Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816) |autor= |start=2012-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Reya z Nagłowic Figliki |autor=Mikołaj Rej |start=2012-09-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia Gdańska (1840) |tytuł=Biblia Gdańska (wyd. 1840) |autor= |start=2012-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zbiór wierszy o wilamowskich obrzędach i obyczajach oraz Słownik języka wilamowskiego |autor=Józef Gara |start=2012-10-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozkład jazdy pociągów 1919 |tytuł=Rozkład jazdy pociągów osobowych i mieszanych od dnia 15 Maja 1919r. |autor=PKP |start=2012-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye y tragedye (Radziwiłłowa) |tytuł=Komedye y tragedye... |autor=Franciszka Urszula Radziwiłłowa |start=2012-11-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Budownictwo wiejskie (Iwanicki).djvu |tytuł=Budownictwo wiejskie |autor=Karol Iwanicki |start=2012-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zbiór pieśni nabożnych katolickich do użytku kościelnego i domowego |autor= |start=2012-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Romantyzm a mesjanizm |tytuł=Romantyzm a mesjanizm |autor=Stanisław Cywiński |start=2013-01-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Uwagi nad językiem Cyprjana Norwida |tytuł=Uwagi nad językiem Cyprjana Norwida |autor=Ignacy Fik |start=2013-01-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Autobiografia Salomona Majmona |autor=Salomon Majmon |start=2013-01-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ianiciana. Przyczynki do biografji i oceny utworów Klemensa Janickiego |tytuł=Ianiciana. Przyczynki do biografji i oceny utworów Klemensa Janickiego |autor=Ludwik Ćwikliński |start=2013-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór poezyj (Naruszewicz) |tytuł=Wybór poezyj |autor=Adam Naruszewicz |start=2013-01-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pascal - Prowincjałki.djvu |tytuł=Prowincjałki |autor=Blaise Pascal |start=2013-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pascal - Prowincjałki.djvu |tytuł=Prowincjałki |autor=Blaise Pascal |start=2013-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Chopin człowiek i artysta |tytuł=Chopin: człowiek i artysta |autor=James Huneker |start=2013-01-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Motory (Zegadłowicz) |tytuł=Motory |autor=Emil Zegadłowicz |start=2013-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Praktyczna Kucharka |tytuł=Praktyczna Kucharka |autor=Franciszek Chocieszyński |start=2013-01-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przybłęda Boży |tytuł=Przybłęda Boży |autor=Witold Hulewicz |start=2013-01-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Cypriana Norwida |tytuł=Poezye Cypriana Norwida |autor=Cyprian Kamil Norwid |start=2013-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Ibsen |tytuł=Henryk Ibsen |autor=Georg Brandes |start=2013-02-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nagrobek Urszulki |autor=Mieczysław Hartleb |start=2013-02-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sielanki (1614) i inne wiersze polskie |tytuł=Sielanki (1614) i inne wiersze polskie |autor=Szymon Szymonowic |start=2013-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Współczesni poeci polscy |tytuł=Współczesni poeci polscy |autor=Piotr Chmielowski |start=2013-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szkice literackie (Zdziechowski) |tytuł=Szkice literackie |autor=Marian Zdziechowski |start=2013-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jarema.djvu |tytuł=Jarema |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2013-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Archiwum Wróblewieckie zeszyt II (Władysław Tarnowski) |tytuł=Archiwum Wróblewieckie: Zeszyt II |autor=[[Autor:Władysław Tarnowski|Władysław Tarnowski]] (red.)<br>[[Autor:Urszula Tarnowska|Urszula Tarnowska]] |start=2013-02-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Archiwum Wróblewieckie zeszyt III (Władysław Tarnowski) |tytuł=Archiwum Wróblewieckie: Zeszyt III |autor=[[Autor:Władysław Tarnowski|Władysław Tarnowski]] (red.) |start=2013-02-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szkice helweckie i Talia (Władysław Tarnowski) |tytuł=Szkice helweckie i Talia |autor=Władysław Tarnowski |start=2013-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Koran |autor=Mahomet |start=2013-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Początek i progres wojny moskiewskiej |autor=Stanisław Żółkiewski |start=2013-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieje Polski (Cecylia Niewiadomska) |tytuł=Dzieje Polski w obrazkach, legendach, podaniach |autor=Cecylia Niewiadomska |start=2013-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O wolność i godność |autor=Artur Gruszecki |start=2013-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mickiewicz i Puszkin |tytuł=Mickiewicz i Puszkin |autor=Józef Tretiak |start=2013-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kto jest Mickiewicz |tytuł=Kto jest Mickiewicz |autor=Józef Tretiak |start=2013-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye oryginalne i tłomaczone |autor=Jan Andrzej Morsztyn |start=2013-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezje Kornela Ujejskiego |autor=Kornel Ujejski |start=2013-04-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Patryotyzm i kosmopolityzm |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2013-04-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Franciszek Zabłocki |autor=Marian Gawalewicz |start=2013-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wyspa tajemnicza (Juljusz Verne) |tytuł=Wyspa tajemnicza |autor=Juliusz Verne |start=2013-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze |tytuł=Listy O. Jana Beyzyma T. J. (pełniejsze wydanie z 1927) |autor=Jan Beyzym |start=2013-05-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Na Szląsku polskim |autor=Stanisław Bełza |start=2013-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye (Odyniec) |tytuł=Poezye |autor=Antoni Edward Odyniec |start=2013-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tłómaczenia (Odyniec) |tytuł=Tłómaczenia |autor=Antoni Edward Odyniec |start=2013-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Księga pamiątkowa miasta Poznania |tytuł= |autor=redaktor [[Autor:Zygmunt Zaleski|Zygmunt Zaleski]], wielu autorów poszczególnych rozdziałów |start=2013-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Kochanowski książę poetów polskich |autor=Henryk Biegeleisen |start=2013-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Matka i dziecko w obrzędach, wierzeniach i zwyczajach ludu polskiego |autor=Henryk Biegeleisen |start=2013-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego |autor=Henryk Biegeleisen |start=2013-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Respha |autor=Feliks Brodowski |start=2013-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pseudonimy i kryptonimy polskie (Czarkowski) |tytuł=Pseudonimy i kryptonimy polskie |autor=Ludwik Czarkowski |start=2013-05-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Król Ryszard III (Shakespeare) |tytuł=Król Ryszard III |autor=William Shakespeare |start=2013-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oliwer Twist |autor=Karol Dickens |start=2013-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kościół a Rzeczpospolita |autor=Anatole France |start=2013-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Piotr Skarga - Żywoty Świętych - 1615 |tytuł=Zywoty Swiętych Stárego y Nowego Zakonu ná káżdy dzień przez cáły rok |autor=Piotr Skarga |start=2013-06-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Panienka z okienka (Deotyma) |tytuł=Panienka z okienka |autor=Deotyma |start=2013-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Życie Buddy (Hérold) |tytuł=Życie Buddy |autor=André-Ferdinand Hérold |start=2013-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Legendy (Niemojewski) |tytuł=Legendy |autor=Andrzej Niemojewski |start=2013-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bajecznie kolorowa (Sewer) |tytuł=Bajecznie kolorowa |autor=[[Autor:Ignacy Maciejowski|Sewer]] |start=2013-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wspomnienia z wygnania (Zygmunt Wielhorski) |tytuł=Wspomnienia z wygnania 1865-1874 |autor=Zygmunt Wielhorski |start=2013-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Meir Ezofowicz (Eliza Orzeszkowa) |tytuł=Meir Ezofowicz |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2013-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ad astra Dwugłos (Orzeszkowa, Garbowski) |tytuł=Ad astra |autor=[[Autor:Eliza Orzeszkowa|Eliza Orzeszkowa]], [[Autor:Tadeusz Garbowski|Juliusz Romski]] |start=2013-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Skaut Nr 2 (1911).djvu |tytuł=Skaut Nr 2 (1911) |autor=red. nacz. [[Autor:Kazimierz Wyrzykowski|Kazimierz Wyrzykowski]] |start=2013-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ostatni Rzymianie (Teodor Jeske-Choiński) |tytuł=Ostatni Rzymianie |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2013-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu |tytuł=Ewa |autor=Jakob Wassermann |start=2013-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Błyskawice (Teodor Jeske-Choiński) |tytuł=Błyskawice |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2013-08-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kobieta bez skazy (Zapolska) |tytuł=Kobieta bez skazy |autor=Gabriela Zapolska |start=2013-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pani Walewska (Wacław Gąsiorowski) |tytuł=Pani Walewska |autor=Wacław Gąsiorowski |start=2013-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biernata z Lublina Ezop (Ignacy Chrzanowski) |tytuł=Biernata z Lublina Ezop |autor=[[Autor:Ezop|Ezop]]<br>[[Autor:Biernat z Lublina|Biernat z Lublina]]<br>[[Autor:Ignacy Chrzanowski|Ignacy Chrzanowski]] |start=2013-09-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oko proroka (Łoziński) |tytuł=Oko proroka |autor=Władysław Łoziński |start=2013-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Humoreski (Zagórski) |tytuł=Humoreski |autor=Włodzimierz Zagórski |start=2013-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie) |tytuł=Z teki Chochlika. O zmierzchu i świcie |autor=Włodzimierz Zagórski |start=2013-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szkice i studja historyczne |autor=Michał Bobrzyński |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Miasto pływające (Verne) |tytuł=Miasto pływające |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dom parowy (Verne) |tytuł=Dom parowy |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce (Verne) |tytuł=Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sfinks lodowy (Verne) |tytuł=Sfinks lodowy |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Czarne Indje (Verne) |tytuł=Czarne Indje |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach (Verne) |tytuł=Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróż Naokoło Księżyca (Verne) |tytuł=Podróż Naokoło Księżyca |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Volumina legum. Tom II |autor= |start=2013-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O godności i obowiązkach kapłańskich |autor=Alfons Liguori |start=2013-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O początkach chrześcijaństwa |tytuł= |autor=Stefan Pawlicki |start=2013-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic |autor=Czesław Pieniążek |start=2013-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O autorkach polskich, a w szczególności o Sewerynie Duchińskiej |autor=Czesław Pieniążek |start=2013-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Konopnicka Noskowski - Śpiewnik dziecięcy.djvu |tytuł=Śpiewnik dla dzieci |autor=Maria Konopnicka |start=2013-11-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Porozumienie w przedmiocie ścigania i karania głównych przestępców wojennych |autor=Polski ustawodawca |start=2013-11-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Najogólniejsze Ideały Życiowe (Bolesław Prus) |tytuł=Najogólniejsze Ideały Życiowe |autor=[[Autor:Aleksander Głowacki|Bolesław Prus]] |start=2013-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anioł Stróż chrześcianina katolika |autor= |start=2013-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Materyały i prace Komisyi Językowej Tom I |autor=zbiorowy |start=2013-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Materyały i prace Komisyi Językowej Tom II |autor=zbiorowy |start=2013-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu |tytuł=Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II |autor=Mieczysław Romanowski |start=2013-12-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Felicyana przekład Pieśni Petrarki |tytuł=Pieśni Petrarki |autor=[[Autor:Francesco Petrarca|Francesco Petrarca]]<br>[[Autor:Felicjan Faleński|Felicjan Faleński]] |start=2013-12-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lechicki początek Polski |autor=Karol Szajnocha |start=2013-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T1 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom I |autor=Juliusz Słowacki |start=2013-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T2 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom II |autor=Juliusz Słowacki |start=2013-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T3 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom III |autor=Juliusz Słowacki |start=2013-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T4 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom IV |autor=Juliusz Słowacki |start=2014-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T5 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom V |autor=Henryk Biegeleisen |start=2014-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T6 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom VI |autor=Henryk Biegeleisen |start=2014-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T1 (1909) |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom I |autor=Juliusz Słowacki |start=2014-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wieczory badeńskie (Ossoliński) |tytuł=Wieczory badeńskie |autor=Józef Maksymilian Ossoliński |start=2014-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Reja z Nagłowic etyka |autor=Roman Plenkiewicz |start=2014-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kształcenie Młodzieży (Plenkiewicz) |tytuł=Kształcenie Młodzieży |autor=Roman Plenkiewicz |start=2014-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lud polski |tytuł=Lud polski |autor=Adam Fischer |start=2014-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnografia dawnych Prusów.djvu |tytuł=Etnografia dawnych Prusów |autor=Adam Fischer |start=2014-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kaszubi na tle etnografji Polski |autor=Adam Fischer |start=2014-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bohaterowie Grecji (Yemeniz) |tytuł=Bohaterowie Grecji |autor=[[Autor:Eugène Yemeniz|Eugène Yemeniz]]<br>[[Autor:Władysław Tarnowski|Władysław Tarnowski]] |start=2014-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu |tytuł=I Sfinks przemówi |autor=Gabriela Zapolska |start=2014-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Skiz (Zapolska) |tytuł=Skiz |autor=Gabriela Zapolska |start=2014-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=My artyści (Feldman) |tytuł=My artyści |autor=Wilhelm Feldman |start=2014-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Postrzyżyny u Słowian i Germanów |autor=Karol Potkański |start=2014-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu |tytuł=O kawał ziemi |autor=Michał Bałucki |start=2014-01-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Unicode (HD Table) |tytuł=Unicode |autor= |start=2014-01-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Cyprjana Norwida (Pini) |tytuł=Dzieła Cyprjana Norwida |autor=Cyprian Kamil Norwid |start=2014-01-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Państwo i rewolucja (Lenin) |tytuł=Państwo i rewolucja |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2014-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walki klasowe we Francji (Marx) |tytuł=Walki klasowe we Francji |autor=Karl Marx |start=2014-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywoty św. Pańskich (wyd. 6) |tytuł=Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku |autor=Piotr Skarga |start=2014-03-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów |autor=[[Autor:Józef Bartłomiej Zimorowic|Józef Bartłomiej Zimorowic]], [[Autor:Szymon Zimorowic|Szymon Zimorowic]] |start=2014-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye (Or-Ot) |tytuł=Poezye |autor=Artur Oppman |start=2014-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Życie płciowe i jego znaczenie (Czarnowski) |tytuł=Życie płciowe i jego znaczenie |autor=[[Autor:Augustyn Czarnowski|August Czarnowski]] |start=2014-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogród fraszek (Potocki) |tytuł=Ogród fraszek |autor=Wacław Potocki |start=2014-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Moralia (Potocki) |tytuł=Moralia |autor=Wacław Potocki |start=2014-06-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zdroje Raduni.djvu |tytuł=Zdroje Raduni |autor=Aleksander Majkowski |start=2014-06-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiewy historyczne (Niemcewicz) |tytuł=Śpiewy historyczne |autor=Julian Ursyn Niemcewicz |start=2014-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przemiany (Owidiusz) |tytuł=Przemiany |autor=Owidiusz |start=2014-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Safo (Daudet) |tytuł=Safo |autor=Alphonse Daudet |start=2014-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedyantka (Reymont) |tytuł=Komedyantka |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2014-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiersze, fragmenty dramatyczne, uwagi (Wyspiański) |tytuł=Wiersze, fragmenty dramatyczne, uwagi |autor=Stanisław Wyspiański |start=2014-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pojęcia i metody matematyki (Dickstein) |tytuł=Pojęcia i metody matematyki |autor=Samuel Dickstein |start=2014-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.01 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.01 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.03 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.03 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.04 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.04 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.05 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.05 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.06 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.06 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.07 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.07 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.08 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.08 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.09 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.09 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.10 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.10 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.11 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.11 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.12 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.12 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nauczanie języka polskiego (Biliński) |tytuł=Nauczanie języka polskiego |autor=[[Autor:Jan Biliński|Jan Biliński]] |start=2014-09-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Skarb w Srebrnem Jeziorze (May) |tytuł=Skarb w Srebrnem Jeziorze |autor=Karol May |start=2014-09-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=500 milionów Begumy (Verne) |tytuł=500 milionów Begumy |autor=Juliusz Verne |start=2014-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hektor Servadac (Verne) |tytuł=Hektor Servadac |autor=Juliusz Verne |start=2014-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezje Adama Mickiewicza (1929) |tytuł=Poezje Adama Mickiewicza (1929) |autor=Adam Mickiewicz |start=2014-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Melancholicy (Orzeszkowa) |tytuł=Melancholicy |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2014-10-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Modły Starożytne Izraelitów |autor=Daniel Neufeld |start=2014-10-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Siemieński-Listy Kościuszki.djvu |tytuł=Listy Kościuszki |autor=Lucjan Siemieński |start=2014-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróż podziemna (Verne) |tytuł=Podróż podziemna |autor=Juliusz Verne |start=2014-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wróblewice (Giller) |tytuł=Wróblewice |autor=Agaton Giller |start=2014-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Brunona hrabi Kicińskiego tom I |autor=Bruno Kiciński |start=2014-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Krzysztof Kolumb (Cooper) |tytuł=Krzysztof Kolumb |autor=James Fenimore Cooper |start=2014-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Projekt Konstytucji Państwa Polskiego (1917) |tytuł=Projekt Konstytucji Państwa Polskiego i ordynacji wyborczej sejmowej |autor=red. [[Autor:Józef Buzek|Józef Buzek]] |start=2014-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kantyczki (Miarka) |tytuł=Kantyczki |autor=zbiorowy |start=2014-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (Verne, 1897) |tytuł=Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi |autor=Juliusz Verne |start=2014-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Trędowata (Mniszek) |tytuł=Trędowata |autor=Helena Mniszek |start=2014-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Powojenni (Mniszkówna) |tytuł=Powojenni |autor=Helena Mniszek |start=2014-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stefan Żeromski - Projekt Akademii Literatury Polskiej.djvu |tytuł=Projekt Akademii Literatury Polskiej |autor=Stefan Żeromski |start=2014-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozdziobią nas kruki, wrony (Żeromski) |tytuł=Rozdziobią nas kruki, wrony |autor=Stefan Żeromski |start=2014-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zamieć (Żeromski) |tytuł=Walka z szatanem II. Zamieć |autor=Stefan Żeromski |start=2014-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Charitas (Żeromski) |tytuł=Walka z szatanem III. Charitas |autor=Stefan Żeromski |start=2014-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Allan Kardec - Księga duchów.djvu |tytuł=Księga duchów |autor=Allan Kardec |start=2014-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pieśni ludu (Gloger) |tytuł=Pieśni ludu |autor=Zygmunt Gloger |start=2014-12-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf |tytuł=Poezye studenta Tom I |autor=Władysław Tarnowski |start=2014-12-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu |tytuł=Poezye studenta Tom III |autor=Władysław Tarnowski |start=2014-12-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elegie Jana Kochanowskiego |tytuł=Elegie Jana Kochanowskiego (tłum. Kazimierz Brodziński) |autor=Jan Kochanowski |start=2014-12-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zygmunt Gloger-Słownik rzeczy starożytnych.djvu |tytuł=Słownik rzeczy starożytnych |autor=Zygmunt Gloger |start=2014-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Berka-Słownik kaszubski porównawczy.djvu |tytuł=Słownik kaszubski porównawczy |autor=[[Autor:Leon Biskupski|Aleksander Berka]] |start=2014-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1 |autor=zbiorowy |start=2014-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mowy i pisma polityczne (Lelewel) |tytuł=Mowy i pisma polityczne |autor=Joachim Lelewel |start=2014-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z czary młodości (Zenon Przesmycki) |tytuł=Z czary młodości |autor=Zenon Przesmycki |start=2015-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Idealisci (Lam) |tytuł=Idealiści |autor=Jan Lam |start=2015-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu |tytuł=Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi |autor=Jan Lam |start=2015-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=E Porter Pollyanna dorasta.djvu |tytuł=Pollyanna dorasta |autor=Eleanor H. Porter |start=2023-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozmaitości i powiastki Jana Lama |tytuł=Rozmaitości i powiastki |autor=Jan Lam |start=2015-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętnik (Brzozowski) |tytuł=Pamiętnik |autor=Stanisław Brzozowski |start=2015-01-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Legenda Młodej Polski (Brzozowski) |tytuł=Legenda Młodej Polski |autor=Stanisław Brzozowski |start=2015-01-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy Sącz jego dzieje i pamiątki dziejowe (Jan Sygański) |tytuł=Nowy Sącz jego dzieje i pamiątki dziejowe |autor=Jan Sygański |start=2015-01-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antygona (tłum. Kaszewski) |tytuł= |autor=Sofokles |start=2015-01-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Skąpiec (Molier) |tytuł=Skąpiec |autor=Molier |start=2015-02-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye (Marivaux) |tytuł=Komedye |autor=Pierre de Marivaux |start=2015-02-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Słowa Pisma Świętego podane do rozmyślania. Genesis - Księga Rodzaju |tytuł=Słowa Pisma Świętego podane do rozmyślania. (Genesis - Księga Rodzaju) |autor= |start=2015-02-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu |tytuł=Atala, René, Ostatni z Abenserażów |autor=François-René de Chateaubriand |start=2015-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Malwina (Maria Wirtemberska) |tytuł=Malwina czyli domyślność serca |autor=Maria Wirtemberska |start=2015-02-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kronika miasta Leszna (Karwowski) |tytuł=Kronika miasta Leszna |autor=Stanisław Karwowski |start=2015-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nowe Ateny cz. 1.djvu |tytuł=Nowe Ateny |autor=Benedykt Chmielowski |start=2015-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pan Tadeusz (1921) |tytuł=Pan Tadeusz |autor=Adam Mickiewicz |start=2015-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jeden miesiąc życia (Sten) |tytuł=Jeden miesiąc życia |autor=[[Autor:Ludwik Bruner|Jan Sten]] |start=2015-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Reja Wybór pism wierszem i prozą.djvu |autor=Mikołaj Rej |tytuł=Mikołaja Reja wybór pism wierszem i prozą |start=2015-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Atma (Rodziewiczówna) |tytuł=Atma |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2015-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Barbara Tryźnianka (Rodziewiczówna) |tytuł=Barbara Tryźnianka |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2015-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hrywda (Rodziewiczówna) |tytuł=Hrywda |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2015-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lato leśnych ludzi (Rodziewiczówna) |tytuł=Lato leśnych ludzi |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2015-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dewajtis (Rodziewiczówna) |tytuł=Dewajtis |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2015-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu |tytuł=Hanza |autor=Wincenty Rapacki (ojciec) |start=2015-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywot Michała Anioła (Rolland) |tytuł=Żywot Michała Anioła |autor=Romain Rolland |start=2015-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Clerambault (Rolland) |tytuł=Clerambault |autor=Romain Rolland |start=2015-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór poezyi Mieczysława Romanowskiego |autor=Mieczysław Romanowski |start=2015-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu |tytuł=Dziewczę z Sącza |autor=Mieczysław Romanowski |start=2015-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Artur Schopenhauer - O wolności ludzkiej woli.djvu |tytuł=O wolności ludzkiej woli |autor=Arthur Schopenhauer |start=2015-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kuma Troska (Sudermann) |tytuł=Kuma Troska |autor=Hermann Sudermann |start=2015-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju (Kropotkin) |tytuł=Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju |autor=Piotr Kropotkin |start=2015-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szkoła harcerza |tytuł=Szkoła harcerza |autor=Stanisław Sedlaczek |start=2015-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dworzanin (Górnicki) |tytuł=Dworzanin |autor=Łukasz Górnicki |start=2015-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nauka o rzeczach (Weryho) |tytuł=Nauka o rzeczach |autor=Maria Weryho |start=2015-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gimnastyka (Weryho) |tytuł=Gimnastyka |autor=Maria Weryho |start=2015-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Melchior Pudłowski i jego pisma (Wierzbowski) |tytuł=Melchior Pudłowski i jego pisma |autor=[[Autor:Melchior Pudłowski|Melchior Pudłowski]], [[Autor:Teodor Wierzbowski|Teodor Wierzbowski]] |start=2015-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore-Sadhana.djvu |tytuł=Sādhanā |autor=Rabindranath Tagore |start=2015-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu |tytuł=Pielgrzym Kamanita |autor=Karl Gjellerup |start=2015-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu |tytuł=Hans Alienus |autor=Verner von Heidenstam |start=2015-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szwedzi w Warszawie (Przyborowski) |tytuł=Szwedzi w Warszawie |autor=Walery Przyborowski |start=2015-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jean Tarnowski - Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919.pdf |tytuł=Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919 |autor=Jan Stanisław Amor Tarnowski |start=2015-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Stanisława Trembeckiego (Bobrowicz) |tytuł=Poezye Stanisława Trembeckiego |autor=Stanisław Trembecki |start=2015-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma wierszem i prozą Kajetana Węgierskiego.djvu |tytuł=Pisma wierszem i prozą |autor=Tomasz Kajetan Węgierski |start=2015-09-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu |tytuł=Z podglebia |autor=Jan Żyznowski |start=2015-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ocalenie (Conrad) |tytuł=Ocalenie |autor=Joseph Conrad |start=2015-04-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu |tytuł=Opowieści niepokojące |autor=Joseph Conrad |start=2015-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zwycięstwo (Conrad) |tytuł=Zwycięstwo |autor=Joseph Conrad |start=2015-07-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu |tytuł=Między lądem a morzem |autor=Joseph Conrad |start=2015-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Grabiec - Dzieje Polski Niepodległej.djvu |tytuł=Dzieje Polski Niepodległej |autor=Józef Dąbrowski |start=2015-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Grabiec - Dzieje porozbiorowe Narodu Polskiego.djvu |tytuł=Dzieje porozbiorowe Narodu Polskiego |autor=Józef Dąbrowski |start=2015-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Grabiec - Powstanie Styczniowe 1863—1864.djvu |tytuł=Powstanie Styczniowe 1863—1864 |autor=Józef Dąbrowski |start=2015-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu |tytuł=Powszechne braterstwo |autor=John Galsworthy |start=2015-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Protokół - Mirosławiec katastrofa lotnicza.pdf |tytuł=Protokół - Mirosławiec katastrofa lotnicza |autor=Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego |start=2015-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu |tytuł=Dzieła tom I |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2015-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom IV.djvu |tytuł=Dzieła tom IV |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2015-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom VI.djvu |tytuł=Dzieła tom VI |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br />[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2015-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mistrz Twardowski (Oppman) |tytuł=Mistrz Twardowski |autor=[[Autor:Artur Oppman|Artur Oppman]], [[Autor:Józef Ignacy Kraszewski|Józef Ignacy Kraszewski]] |start=2015-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma zbiorowe Józefa Piłsudskiego T04.djvu |tytuł=Pisma zbiorowe Józefa Piłsudskiego Tom IV |autor=Józef Piłsudski |start=2015-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Tarnowski - Przechadzki po Europie.djvu |tytuł=Przechadzki po Europie |autor=Władysław Tarnowski |start=2015-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Mann - Literatura włoska.djvu |tytuł=Literatura włoska |autor=Maurycy Mann |start=2015-08-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Władysław Fabisz-Wiadomość o szkólności katolickiéj w dekanacie koźmińskim.djvu |tytuł=Wiadomość o szkólności katolickiéj w Dekanacie Koźmińskim i o Gimnazyum Katolickiem w Ostrowie |autor=Paweł Władysław Fabisz |start=2015-07-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Życie tygodnik Rok I (1897) wybór |autor=red. nacz. [[Autor:Ludwik Szczepański|Ludwik Szczepański]] |start=2015-04-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wieś Ilustrowana, marzec 1911.pdf |tytuł=Wieś Ilustrowana, marzec 1911 |autor=red. nacz. [[Autor:Kazimierz Laskowski|Kazimierz Laskowski]] |start=2015-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Tarnowski-O Rusi i Rusinach.pdf |tytuł=O Rusi i Rusinach |autor=Stanisław Tarnowski |start=2015-08-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku.pdf |tytuł=Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku |autor=red. [[Autor:Stanisław Tarnowski|Stanisław Tarnowski]] |start=2015-08-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Voltaire - Refleksye.djvu |tytuł=Refleksye |autor=[[Autor:Franciszek Maria Arouet|Wolter]] |start=2015-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf |tytuł=Powieści poetyckie |autor=George Gordon Byron |start=2015-09-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lombroso - Geniusz i obłąkanie.djvu |tytuł=Geniusz i obłąkanie |autor=Cesare Lombroso |start=2015-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Malinowski - Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego.pdf |tytuł=Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego |autor=Bronisław Malinowski |start=2015-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wyznania świętego Augustyna.djvu |tytuł=Wyznania świętego Augustyna |autor=Augustyn z Hippony |start=2015-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu |tytuł=Pokolenie Marka Świdy |autor=Andrzej Strug |start=2015-10-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gallus Anonymus - Kronika Marcina Galla.pdf |tytuł=Kronika Marcina Galla |autor=Gall Anonim |start=2015-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu |tytuł=Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu |autor=Andrzej Strug |start=2015-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żółty krzyż - T.II - Bogowie Germanji (Andrzej Strug).djvu |tytuł=Żółty krzyż - T.II - Bogowie Germanji |autor=Andrzej Strug |start=2015-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu |tytuł=Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard |autor=Andrzej Strug |start=2015-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marja Gerson-Dąbrowska - Polscy Artyści.pdf |tytuł=Polscy artyści |autor=Maria Gerson-Dąbrowska |start=2015-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego.djvu |tytuł=Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego |autor=Jan III Sobieski |start=2015-10-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu |tytuł=Tako rzecze Zaratustra |autor=[[Autor:Fryderyk Nietzsche|Friedrich Nietzsche]] |start=2015-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Benedykt de Spinoza - Dzieła Tom I.djvu |tytuł=Dzieła Tom I |autor=Baruch de Spinoza |start=2015-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Benedykt de Spinoza - Dzieła Tom II.djvu |tytuł=Dzieła Tom II |autor=Baruch de Spinoza |start=2015-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Anna Ciundziewicka - Gospodyni litewska.djvu |tytuł=Gospodyni litewska |autor=Anna Ciundziewicka |start=2015-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf |tytuł=Bohaterowie |autor=Thomas Carlyle |start=2015-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William James - Pragmatyzm plus Dylemat determinizmu.pdf |tytuł=Pragmatyzm. Dylemat determinizmu |autor=William James |start=2015-11-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klub Pickwicka (Dickens) |tytuł=Klub Pickwicka |autor=Karol Dickens |start=2015-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom I |autor=Jan Długosz |start=2015-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom II |autor=Jan Długosz |start=2015-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom III |autor=Jan Długosz |start=2015-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom IV |autor=Jan Długosz |start=2015-11-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom V.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom V |autor=Jan Długosz |start=2015-11-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu |tytuł=Szkice i obrazki |autor=Marian Gawalewicz |start=2015-11-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróże po Rossyi (Humboldt) |tytuł=Podróże po Rossyi |autor=Alexander von Humboldt |start=2015-05-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obrazy natury (Aleksander Humboldt) |tytuł=Obrazy natury |autor=Alexander von Humboldt |start=2015-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza-Chłopski mecenas.pdf |tytuł=Chłopski mecenas |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2015-08-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf |tytuł=Łuk |autor=Juliusz Kaden-Bandrowski |start=2015-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu |tytuł=Światło które zagasło |autor=Rudyard Kipling |start=2015-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu |tytuł=Puk z Pukowej Górki |autor=Rudyard Kipling |start=2015-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu |tytuł=Zwodne światło |autor=Rudyard Kipling |start=2015-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Od morza do morza (Kipling) |tytuł=Od morza do morza |autor=Rudyard Kipling |start=2015-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu |tytuł=O człowieku, który chciał być królem |autor=Rudyard Kipling |start=2015-12-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu |tytuł=Cztery nowele |autor=Maria Konopnicka |start=2015-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Faraon (Prus) |tytuł=Faraon |autor=[[Autor:Aleksander Głowacki|Bolesław Prus]] |start=2015-02-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu |tytuł=Poezje Wiktora Gomulickiego |autor=Wiktor Gomulicki |start=2015-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu |tytuł=Dziennik podróży do Tatrów |autor=Seweryn Goszczyński |start=2015-09-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór powieści, opisów i opowiadań historycznych (Hoffmanowa) |tytuł=Wybór powieści, opisów i opowiadań historycznych |autor=Klementyna Hoffmanowa |start=2015-05-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Joachima Lelewela Bibljograficznych ksiąg dwoje |tytuł=Bibljograficznych ksiąg dwoje |autor=Joachim Lelewel |start=2015-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Old Surehand (May) |tytuł=Old Surehand |autor=Karol May |start=2015-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Król naftowy (May) |tytuł=Król naftowy |autor=Karol May |start=2015-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Rapir i tomahawk.djvu |tytuł=Rapir i tomahawk |autor=Karol May |start=2015-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PLMosso - Fizyczne wychowanie młodzieży.djvu |tytuł=Fizyczne wychowanie młodzieży |autor=Angelo Mosso |start=2015-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ostoja - Szkice i obrazki.djvu |tytuł=Szkice i obrazki |autor=Józefa Sawicka |start=2015-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dobra nauczka (Abgarowicz) |tytuł=Dobra nauczka. Ilko Szwabiuk |autor=Kajetan Abgarowicz |start=2015-03-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zawisza Czarny cz.I.pdf |tytuł=Zawisza Czarny |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2015-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Abramowski-braterstwo-solidarnosc-wspoldzialanie.pdf |tytuł=Braterstwo, solidarność, współdziałanie |autor=Edward Abramowski |start=2015-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks= Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu |tytuł=Pieśni Janusza |autor=Wincenty Pol |start=2015-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=W cieniu zakwitających dziewcząt (Proust) |tytuł=W cieniu zakwitających dziewcząt |autor=Marcel Proust |start=2015-11-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Strona Guermantes (Proust) |tytuł=Strona Guermantes |autor=Marcel Proust |start=2015-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Baczyński - Autografy utworów poetyckich (1939-1943).djvu |tytuł=Autografy utworów poetyckich (1939-1943) |autor=Krzysztof Kamil Baczyński |start=2015-12-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Tarnowski - Chopin i Grottger.djvu |tytuł=Chopin i Grottger |autor=Stanisław Tarnowski |start=2015-12-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Świętochowski - O prawach człowieka i obywatela. O prawach mniejszości.djvu |tytuł=O prawach człowieka i obywatela. O prawach mniejszości |autor=Aleksander Świętochowski |start=2015-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Piołuny.pdf |tytuł=Piołuny |autor=Władysław Tarnowski |start=2015-12-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Z życia domowego szlachty sandeckiej.djvu |tytuł=Z życia domowego szlachty sandeckiej |autor=Jan Sygański |start=2015-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu |tytuł=Historya Nowego Sącza |autor=Jan Sygański |start=2015-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu |tytuł=Rok 1794. Ostatni sejm Rzeczypospolitej |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2015-12-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zabytek Dawnej Mowy Polskiej.djvu |tytuł=Kazania gnieźnieńskie |autor=anonimowy |start=2015-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fryderyk Chopin (Karasowski) |tytuł=Fryderyk Chopin |autor=Maurycy Karasowski |start=2015-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu |tytuł=Dzieje jednego pocisku |autor=Andrzej Strug |start=2015-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - Odznaka za wierną służbę.djvu |tytuł=Odznaka za wierną służbę |autor=Andrzej Strug |start=2015-12-31 }} |} hun7v2352k7f7d07b65j5s645e3r3yy 3709426 3709424 2024-11-19T19:08:36Z Draco flavus 2058 Draco flavus przeniósł(-osła) stronę [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony/Indeksy dodane przed rokiem 2015]] do [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony/Indeksy dodane przed rokiem 2016]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: dodany jeden rok 3709424 wikitext text/x-wiki {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Samuel Bogumił Linde - Słownik języka polskiego |tytuł=Słownik języka polskiego T. 1 Cz. 1 |autor=Samuel Linde |autor2=Samuel Bogumił Linde |start=2009-05-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opis ziem zamieszkanych przez Polaków 1.djvu |tytuł=Opis ziem zamieszkanych przez Polaków. Tom 1. |autor=Aleksander Czechowski |start=2009-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia Gdańska 1632 |tytuł=Biblia Gdańska (wyd. 1632) |start=2010-02-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom I) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom II) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom III) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom IV) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom V) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom VI) |autor=Michał Nowodworski |start=2010-05-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pol-Dzieła wierszem i prozą |tytuł=Dzieła wierszem i prozą |autor=Wincenty Pol |start=2010-05-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Biblia Krolowej Zofii.djvu |tytuł=Biblia królowej Zofii |autor= |start=2010-06-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Książka do nabożeństwa O. Karola Antoniewicza.djvu |tytuł=Książka do nabożeństwa : dzieło pośmiertne zebrane z pism autora |autor=Karol Antoniewicz |autor2=Karol Bołoz Antoniewicz |start=2010-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ołtarzyk polski katolickiego nabożeństwa |autor=Józef Chociszewski |start=2010-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu |tytuł=Historia literatury polskiej |autor=Julian Bartoszewicz |start=2010-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wilno tom I (Józef Ignacy Kraszewski) |tytuł=Wilno tom I |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2010-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wilno tom II (Józef Ignacy Kraszewski) |tytuł=Wilno tom II |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2010-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wilno tom III (Józef Ignacy Kraszewski) |tytuł=Wilno tom III |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2010-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wilno tom IV (Józef Ignacy Kraszewski) |tytuł=Wilno tom IV |autor=Józef Ignacy Kraszewski |start=2010-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nienasycenie II (Stanisław Ignacy Witkiewicz) |tytuł=Nienasycenie cz. II. Obłęd |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nowe formy w malarstwie.djvu |tytuł=Nowe formy w malarstwie |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia.djvu |tytuł=Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu |tytuł=Teatr |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye T. 7 (Maria Konopnicka) |tytuł=Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom VII |autor=Maria Konopnicka |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye T. 8 (Maria Konopnicka) |tytuł=Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom VIII |autor=Maria Konopnicka |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye T. 10 (Maria Konopnicka) |tytuł=Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom X |autor=Maria Konopnicka |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Krasickiego (Ignacy Krasicki) |tytuł=Dzieła Krasickiego |autor=Ignacy Krasicki |start=2010-09-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jednostka i ogół (Wacław Nałkowski) |tytuł=Jednostka i ogół |autor=Wacław Nałkowski |start=2010-09-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma V (Aleksander Świętochowski) |tytuł=Pisma V |autor=Aleksander Świętochowski |start=2010-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma VII (Aleksander Świętochowski) |tytuł=Pisma VII |autor=Aleksander Świętochowski |start=2010-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.1 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.1 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.2 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.2 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.3 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.3 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.4 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.4 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye t.1 (Aleksander Fredro) |tytuł=Komedye t.1 |autor=Aleksander Fredro |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye t.2 (Aleksander Fredro) |tytuł=Komedye t.2 |autor=Aleksander Fredro |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye t.3 (Aleksander Fredro) |tytuł=Komedye t.3 |autor=Aleksander Fredro |start=2010-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedije t.4 (Aleksander Fredro) |tytuł=Komedije t.4 |autor=Aleksander Fredro |start=2010-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedije t.5 (Aleksander Fredro) |tytuł=Komedije t.5 |autor=Aleksander Fredro |start=2010-09-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia Wujka (1839-40) |tytuł=Biblia Wujka (wyd. 1839-40) |autor=[[Autor:Jakub Wujek|Jakub Wujek]] (tłumacz) |start=2010-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=P. J. Szafarzyka słowiański narodopis |autor=Pavel Jozef Šafárik |start=2010-10-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nad Niemnem (wyd. 1899) |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2011-01-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom XIII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom XIII |autor= |start=2011-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hamlet (William Shakespeare) |tytuł=Hamlet |autor=William Shakespeare |start=2011-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) |tytuł=Przygody Tartarina w Alpach |autor=Alphonse Daudet |start=2011-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wodzirej (Zapolska) |tytuł=Wodzirej |autor=Gabriela Zapolska |start=2011-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zwycięzca (Jerzy Żuławski) |tytuł=Zwycięzca |autor=Jerzy Żuławski |start=2011-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróż więźnia etapami do Syberyi |autor=Agaton Giller |start=2011-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opisanie zabajkalskiej krainy w Syberyi |autor=Agaton Giller |start=2011-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (Turowski) |tytuł=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (red. Turowski) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (Altenberg) |tytuł=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (wyd. Altenberg) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (Mostowski) |tytuł=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (red. Mostowski) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (Lorentowicz) |tytuł=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (red. Lorentowicz) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nemezys (Waleria Marrené) |tytuł=Nemezys |autor=Waleria Marrené |start=2011-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=January (Waleria Marrené) |tytuł=January |autor=Waleria Marrené |start=2011-04-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Historia Polski (Henryk Zieliński) |tytuł=Historia Polski |autor=Henryk Zieliński |start=2011-05-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Brückner - Średniowieczna proza polska.djvu |tytuł=Średniowieczna proza polska |autor=Aleksander Brückner |start=2011-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Psałterze polskie do połowy XVI wieku (Brückner) |tytuł=Psałterze polskie do połowy XVI wieku |autor=Aleksander Brückner |start=2011-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Słownik etymologiczny języka polskiego (Brückner) |tytuł=Słownik etymologiczny języka polskiego |autor=Aleksander Brückner |start=2011-06-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Listy Annibala z Kapui (Aleksander Przezdziecki) |tytuł=Listy Annibala z Kapui, arcy-biskupa neapolitańskiego, nuncyusza w Polsce, o bezkrólewiu po Stefanie Batorym i pierwszych latach panowania Zygmunta IIIgo, do wyjścia arcy-xsięcia Maxymiliana z niewoli |autor=Aleksander Przezdziecki |start=2011-06-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Kopernika Toruńczyka O obrotach ciał niebieskich ksiąg sześć |autor=Mikołaj Kopernik |stan=1 |start=2011-06-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hygiena polska (Teodor Tripplin) |tytuł=Hygiena polska |autor=Teodor Tripplin |start=2011-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Koronne zjazdy szlacheckie (Ewa Dubas-Urwanowicz) |tytuł=Koronne zjazdy szlacheckie |autor=Ewa Dubas-Urwanowicz |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL-Rafał Górski-Bez państwa.pdf |tytuł=Bez państwa |autor=Rafał Górski |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ciesz się, późny wnuku! (Jan Sowa) |tytuł=Ciesz się, późny wnuku! |autor=Jan Sowa |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Problem istnienia Boga u Anzelma z Canterbury i problem prawdy u Henryka z Gandawy (Mieczysław Gogacz) |tytuł=Problem istnienia Boga u Anzelma z Canterbury i problem prawdy u Henryka z Gandawy |autor=Mieczysław Gogacz |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Filozofia bytu w „Beniamin Major” Ryszarda ze świętego Wiktora (Mieczysław Gogacz) |tytuł=Filozofia bytu w „Beniamin Major” Ryszarda ze świętego Wiktora |autor=Mieczysław Gogacz |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Volumina legum. Tom VII |autor= |start=2011-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieci kapitana Granta (Juljusz Verne) |tytuł=Dzieci kapitana Granta |autor=Juliusz Verne |start=2011-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu |tytuł=Portrety literackie |autor=Lucjan Siemieński |start=2011-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Portrety literackie tom 3 (Lucjan Siemieński) |tytuł=Portrety literackie tom 3 |autor=Lucjan Siemieński |start=2011-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Portrety literackie tom 4 (Lucjan Siemieński) |tytuł=Portrety literackie tom 4 |autor=Lucjan Siemieński |start=2011-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Iliada (Dmochowski) |autor=Homer |start=2011-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiewnik (Mioduszewski) |tytuł=Śpiewnik kościelny |autor=[[Autor:Michał Marcin Mioduszewski|Michał Marcin Mioduszewski]] (zebrał) |start=2011-12-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pastorałki i kolędy z melodyjami (Mioduszewski) |autor=[[Autor:Michał Marcin Mioduszewski|Michał Marcin Mioduszewski]] (zebrał) |start=2011-12-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wojna chocimska (Wacław Potocki) |tytuł=Wojna chocimska |autor=Wacław Potocki |start=2011-12-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bene nati (Orzeszkowa) |tytuł=Bene nati |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2011-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziewosłęb.djvu |tytuł=Dziewosłęb |autor=Władysław Abraham |start=2012-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Początki prawa patronatu w Polsce |tytuł=Początki prawa patronatu w Polsce |autor=Władysław Abraham |start=2012-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Powstanie organizacyi kościoła łacińskiego na Rusi. Tom I |tytuł=Powstanie organizacyi kościoła łacińskiego na Rusi |autor=Władysław Abraham |start=2012-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Toksykologja chemicznych środków bojowych (Włodzimierz Lindeman) |tytuł=Toksykologja chemicznych środków bojowych |autor=Włodzimierz Lindeman |start=2012-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Myśli (Blaise Pascal) |tytuł=Myśli |autor=Blaise Pascal |start=2012-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rocznik Krakowski. T.4 (1901) |autor=red. [[Autor:Stanisław Krzyżanowski|Stanisław Krzyżanowski]] |start=2012-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Konwencja haska IV |autor=[[Autor:Zbiorowy|Państwa sygnatariusze]] |start=2012-01-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Organizacya Kościoła w Polsce do połowy wieku XII |autor=Władysław Abraham |start=2012-02-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozprawy i Sprawozdania z Posiedzeń Wydziału Historyczno-Filozoficznego Akademii Umiejętności. T. 19 (1887) |tytuł=Rozprawy i Sprawozdania z Posiedzeń Wydziału Historyczno-Filozoficznego Akademii Umiejętności. Tom XIX |autor=zbiorowy |start=2012-02-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kwartalnik Historyczny. R. I (1887) |autor=red. [[Autor:Ksawery Liske|Xawery Liske]] |start=2012-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III |autor=Jędrzej Kitowicz |start=2012-04-11 |stan=1 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pieśni polskie i ruskie ludu galicyjskiego |autor=[[Autor:Wacław Michał Zaleski|Wacław z Oleska]] (red.) |start=2012-04-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II |autor=Ludwik Kondratowicz |start=2012-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV |autor=Ludwik Kondratowicz |start=2012-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI |autor=Ludwik Kondratowicz |start=2012-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nierozsądne śluby (Bernatowicz) |tytuł=Nierozsądne śluby |autor=Feliks Bernatowicz |start=2012-07-14 |stan=1 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nałęcz (Bernatowicz) |tytuł=Nałęcz |autor=Feliks Bernatowicz |start=2012-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kossak (Witkiewicz, wyd. 1906) |tytuł=Juliusz Kossak |autor=[[Autor:Stanisław Witkiewicz|Stanisław Witkiewicz (ojciec)]] |start=2012-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Matejko (Witkiewicz) |tytuł=Matejko |autor=[[Autor:Stanisław Witkiewicz|Stanisław Witkiewicz (ojciec)]] |start=2012-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816).pdf |tytuł=Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816) |autor= |start=2012-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Reya z Nagłowic Figliki |autor=Mikołaj Rej |start=2012-09-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia Gdańska (1840) |tytuł=Biblia Gdańska (wyd. 1840) |autor= |start=2012-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zbiór wierszy o wilamowskich obrzędach i obyczajach oraz Słownik języka wilamowskiego |autor=Józef Gara |start=2012-10-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozkład jazdy pociągów 1919 |tytuł=Rozkład jazdy pociągów osobowych i mieszanych od dnia 15 Maja 1919r. |autor=PKP |start=2012-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye y tragedye (Radziwiłłowa) |tytuł=Komedye y tragedye... |autor=Franciszka Urszula Radziwiłłowa |start=2012-11-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Budownictwo wiejskie (Iwanicki).djvu |tytuł=Budownictwo wiejskie |autor=Karol Iwanicki |start=2012-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zbiór pieśni nabożnych katolickich do użytku kościelnego i domowego |autor= |start=2012-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Romantyzm a mesjanizm |tytuł=Romantyzm a mesjanizm |autor=Stanisław Cywiński |start=2013-01-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Uwagi nad językiem Cyprjana Norwida |tytuł=Uwagi nad językiem Cyprjana Norwida |autor=Ignacy Fik |start=2013-01-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Autobiografia Salomona Majmona |autor=Salomon Majmon |start=2013-01-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ianiciana. Przyczynki do biografji i oceny utworów Klemensa Janickiego |tytuł=Ianiciana. Przyczynki do biografji i oceny utworów Klemensa Janickiego |autor=Ludwik Ćwikliński |start=2013-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór poezyj (Naruszewicz) |tytuł=Wybór poezyj |autor=Adam Naruszewicz |start=2013-01-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pascal - Prowincjałki.djvu |tytuł=Prowincjałki |autor=Blaise Pascal |start=2013-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pascal - Prowincjałki.djvu |tytuł=Prowincjałki |autor=Blaise Pascal |start=2013-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Chopin człowiek i artysta |tytuł=Chopin: człowiek i artysta |autor=James Huneker |start=2013-01-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Motory (Zegadłowicz) |tytuł=Motory |autor=Emil Zegadłowicz |start=2013-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Praktyczna Kucharka |tytuł=Praktyczna Kucharka |autor=Franciszek Chocieszyński |start=2013-01-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przybłęda Boży |tytuł=Przybłęda Boży |autor=Witold Hulewicz |start=2013-01-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Cypriana Norwida |tytuł=Poezye Cypriana Norwida |autor=Cyprian Kamil Norwid |start=2013-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Ibsen |tytuł=Henryk Ibsen |autor=Georg Brandes |start=2013-02-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nagrobek Urszulki |autor=Mieczysław Hartleb |start=2013-02-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sielanki (1614) i inne wiersze polskie |tytuł=Sielanki (1614) i inne wiersze polskie |autor=Szymon Szymonowic |start=2013-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Współczesni poeci polscy |tytuł=Współczesni poeci polscy |autor=Piotr Chmielowski |start=2013-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szkice literackie (Zdziechowski) |tytuł=Szkice literackie |autor=Marian Zdziechowski |start=2013-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jarema.djvu |tytuł=Jarema |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |start=2013-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Archiwum Wróblewieckie zeszyt II (Władysław Tarnowski) |tytuł=Archiwum Wróblewieckie: Zeszyt II |autor=[[Autor:Władysław Tarnowski|Władysław Tarnowski]] (red.)<br>[[Autor:Urszula Tarnowska|Urszula Tarnowska]] |start=2013-02-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Archiwum Wróblewieckie zeszyt III (Władysław Tarnowski) |tytuł=Archiwum Wróblewieckie: Zeszyt III |autor=[[Autor:Władysław Tarnowski|Władysław Tarnowski]] (red.) |start=2013-02-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szkice helweckie i Talia (Władysław Tarnowski) |tytuł=Szkice helweckie i Talia |autor=Władysław Tarnowski |start=2013-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Koran |autor=Mahomet |start=2013-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Początek i progres wojny moskiewskiej |autor=Stanisław Żółkiewski |start=2013-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieje Polski (Cecylia Niewiadomska) |tytuł=Dzieje Polski w obrazkach, legendach, podaniach |autor=Cecylia Niewiadomska |start=2013-03-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O wolność i godność |autor=Artur Gruszecki |start=2013-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mickiewicz i Puszkin |tytuł=Mickiewicz i Puszkin |autor=Józef Tretiak |start=2013-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kto jest Mickiewicz |tytuł=Kto jest Mickiewicz |autor=Józef Tretiak |start=2013-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye oryginalne i tłomaczone |autor=Jan Andrzej Morsztyn |start=2013-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezje Kornela Ujejskiego |autor=Kornel Ujejski |start=2013-04-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Patryotyzm i kosmopolityzm |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2013-04-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Franciszek Zabłocki |autor=Marian Gawalewicz |start=2013-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wyspa tajemnicza (Juljusz Verne) |tytuł=Wyspa tajemnicza |autor=Juliusz Verne |start=2013-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze |tytuł=Listy O. Jana Beyzyma T. J. (pełniejsze wydanie z 1927) |autor=Jan Beyzym |start=2013-05-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Na Szląsku polskim |autor=Stanisław Bełza |start=2013-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye (Odyniec) |tytuł=Poezye |autor=Antoni Edward Odyniec |start=2013-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tłómaczenia (Odyniec) |tytuł=Tłómaczenia |autor=Antoni Edward Odyniec |start=2013-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Księga pamiątkowa miasta Poznania |tytuł= |autor=redaktor [[Autor:Zygmunt Zaleski|Zygmunt Zaleski]], wielu autorów poszczególnych rozdziałów |start=2013-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Kochanowski książę poetów polskich |autor=Henryk Biegeleisen |start=2013-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Matka i dziecko w obrzędach, wierzeniach i zwyczajach ludu polskiego |autor=Henryk Biegeleisen |start=2013-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego |autor=Henryk Biegeleisen |start=2013-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Respha |autor=Feliks Brodowski |start=2013-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pseudonimy i kryptonimy polskie (Czarkowski) |tytuł=Pseudonimy i kryptonimy polskie |autor=Ludwik Czarkowski |start=2013-05-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Król Ryszard III (Shakespeare) |tytuł=Król Ryszard III |autor=William Shakespeare |start=2013-05-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oliwer Twist |autor=Karol Dickens |start=2013-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kościół a Rzeczpospolita |autor=Anatole France |start=2013-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Piotr Skarga - Żywoty Świętych - 1615 |tytuł=Zywoty Swiętych Stárego y Nowego Zakonu ná káżdy dzień przez cáły rok |autor=Piotr Skarga |start=2013-06-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Panienka z okienka (Deotyma) |tytuł=Panienka z okienka |autor=Deotyma |start=2013-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Życie Buddy (Hérold) |tytuł=Życie Buddy |autor=André-Ferdinand Hérold |start=2013-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Legendy (Niemojewski) |tytuł=Legendy |autor=Andrzej Niemojewski |start=2013-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bajecznie kolorowa (Sewer) |tytuł=Bajecznie kolorowa |autor=[[Autor:Ignacy Maciejowski|Sewer]] |start=2013-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wspomnienia z wygnania (Zygmunt Wielhorski) |tytuł=Wspomnienia z wygnania 1865-1874 |autor=Zygmunt Wielhorski |start=2013-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Meir Ezofowicz (Eliza Orzeszkowa) |tytuł=Meir Ezofowicz |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2013-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ad astra Dwugłos (Orzeszkowa, Garbowski) |tytuł=Ad astra |autor=[[Autor:Eliza Orzeszkowa|Eliza Orzeszkowa]], [[Autor:Tadeusz Garbowski|Juliusz Romski]] |start=2013-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Skaut Nr 2 (1911).djvu |tytuł=Skaut Nr 2 (1911) |autor=red. nacz. [[Autor:Kazimierz Wyrzykowski|Kazimierz Wyrzykowski]] |start=2013-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ostatni Rzymianie (Teodor Jeske-Choiński) |tytuł=Ostatni Rzymianie |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2013-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu |tytuł=Ewa |autor=Jakob Wassermann |start=2013-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Błyskawice (Teodor Jeske-Choiński) |tytuł=Błyskawice |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2013-08-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kobieta bez skazy (Zapolska) |tytuł=Kobieta bez skazy |autor=Gabriela Zapolska |start=2013-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pani Walewska (Wacław Gąsiorowski) |tytuł=Pani Walewska |autor=Wacław Gąsiorowski |start=2013-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biernata z Lublina Ezop (Ignacy Chrzanowski) |tytuł=Biernata z Lublina Ezop |autor=[[Autor:Ezop|Ezop]]<br>[[Autor:Biernat z Lublina|Biernat z Lublina]]<br>[[Autor:Ignacy Chrzanowski|Ignacy Chrzanowski]] |start=2013-09-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oko proroka (Łoziński) |tytuł=Oko proroka |autor=Władysław Łoziński |start=2013-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Humoreski (Zagórski) |tytuł=Humoreski |autor=Włodzimierz Zagórski |start=2013-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie) |tytuł=Z teki Chochlika. O zmierzchu i świcie |autor=Włodzimierz Zagórski |start=2013-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szkice i studja historyczne |autor=Michał Bobrzyński |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Miasto pływające (Verne) |tytuł=Miasto pływające |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dom parowy (Verne) |tytuł=Dom parowy |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce (Verne) |tytuł=Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sfinks lodowy (Verne) |tytuł=Sfinks lodowy |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Czarne Indje (Verne) |tytuł=Czarne Indje |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach (Verne) |tytuł=Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróż Naokoło Księżyca (Verne) |tytuł=Podróż Naokoło Księżyca |autor=Juliusz Verne |start=2013-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Volumina legum. Tom II |autor= |start=2013-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O godności i obowiązkach kapłańskich |autor=Alfons Liguori |start=2013-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O początkach chrześcijaństwa |tytuł= |autor=Stefan Pawlicki |start=2013-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic |autor=Czesław Pieniążek |start=2013-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O autorkach polskich, a w szczególności o Sewerynie Duchińskiej |autor=Czesław Pieniążek |start=2013-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Konopnicka Noskowski - Śpiewnik dziecięcy.djvu |tytuł=Śpiewnik dla dzieci |autor=Maria Konopnicka |start=2013-11-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Porozumienie w przedmiocie ścigania i karania głównych przestępców wojennych |autor=Polski ustawodawca |start=2013-11-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Najogólniejsze Ideały Życiowe (Bolesław Prus) |tytuł=Najogólniejsze Ideały Życiowe |autor=[[Autor:Aleksander Głowacki|Bolesław Prus]] |start=2013-11-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anioł Stróż chrześcianina katolika |autor= |start=2013-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Materyały i prace Komisyi Językowej Tom I |autor=zbiorowy |start=2013-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Materyały i prace Komisyi Językowej Tom II |autor=zbiorowy |start=2013-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu |tytuł=Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II |autor=Mieczysław Romanowski |start=2013-12-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Felicyana przekład Pieśni Petrarki |tytuł=Pieśni Petrarki |autor=[[Autor:Francesco Petrarca|Francesco Petrarca]]<br>[[Autor:Felicjan Faleński|Felicjan Faleński]] |start=2013-12-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lechicki początek Polski |autor=Karol Szajnocha |start=2013-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T1 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom I |autor=Juliusz Słowacki |start=2013-12-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T2 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom II |autor=Juliusz Słowacki |start=2013-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T3 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom III |autor=Juliusz Słowacki |start=2013-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T4 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom IV |autor=Juliusz Słowacki |start=2014-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T5 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom V |autor=Henryk Biegeleisen |start=2014-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T6 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom VI |autor=Henryk Biegeleisen |start=2014-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T1 (1909) |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom I |autor=Juliusz Słowacki |start=2014-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wieczory badeńskie (Ossoliński) |tytuł=Wieczory badeńskie |autor=Józef Maksymilian Ossoliński |start=2014-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Reja z Nagłowic etyka |autor=Roman Plenkiewicz |start=2014-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kształcenie Młodzieży (Plenkiewicz) |tytuł=Kształcenie Młodzieży |autor=Roman Plenkiewicz |start=2014-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lud polski |tytuł=Lud polski |autor=Adam Fischer |start=2014-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnografia dawnych Prusów.djvu |tytuł=Etnografia dawnych Prusów |autor=Adam Fischer |start=2014-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kaszubi na tle etnografji Polski |autor=Adam Fischer |start=2014-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bohaterowie Grecji (Yemeniz) |tytuł=Bohaterowie Grecji |autor=[[Autor:Eugène Yemeniz|Eugène Yemeniz]]<br>[[Autor:Władysław Tarnowski|Władysław Tarnowski]] |start=2014-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu |tytuł=I Sfinks przemówi |autor=Gabriela Zapolska |start=2014-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Skiz (Zapolska) |tytuł=Skiz |autor=Gabriela Zapolska |start=2014-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=My artyści (Feldman) |tytuł=My artyści |autor=Wilhelm Feldman |start=2014-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Postrzyżyny u Słowian i Germanów |autor=Karol Potkański |start=2014-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu |tytuł=O kawał ziemi |autor=Michał Bałucki |start=2014-01-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Unicode (HD Table) |tytuł=Unicode |autor= |start=2014-01-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Cyprjana Norwida (Pini) |tytuł=Dzieła Cyprjana Norwida |autor=Cyprian Kamil Norwid |start=2014-01-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Państwo i rewolucja (Lenin) |tytuł=Państwo i rewolucja |autor=[[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] |start=2014-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walki klasowe we Francji (Marx) |tytuł=Walki klasowe we Francji |autor=Karl Marx |start=2014-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywoty św. Pańskich (wyd. 6) |tytuł=Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku |autor=Piotr Skarga |start=2014-03-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów |autor=[[Autor:Józef Bartłomiej Zimorowic|Józef Bartłomiej Zimorowic]], [[Autor:Szymon Zimorowic|Szymon Zimorowic]] |start=2014-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye (Or-Ot) |tytuł=Poezye |autor=Artur Oppman |start=2014-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Życie płciowe i jego znaczenie (Czarnowski) |tytuł=Życie płciowe i jego znaczenie |autor=[[Autor:Augustyn Czarnowski|August Czarnowski]] |start=2014-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogród fraszek (Potocki) |tytuł=Ogród fraszek |autor=Wacław Potocki |start=2014-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Moralia (Potocki) |tytuł=Moralia |autor=Wacław Potocki |start=2014-06-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zdroje Raduni.djvu |tytuł=Zdroje Raduni |autor=Aleksander Majkowski |start=2014-06-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiewy historyczne (Niemcewicz) |tytuł=Śpiewy historyczne |autor=Julian Ursyn Niemcewicz |start=2014-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Przemiany (Owidiusz) |tytuł=Przemiany |autor=Owidiusz |start=2014-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Safo (Daudet) |tytuł=Safo |autor=Alphonse Daudet |start=2014-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedyantka (Reymont) |tytuł=Komedyantka |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2014-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiersze, fragmenty dramatyczne, uwagi (Wyspiański) |tytuł=Wiersze, fragmenty dramatyczne, uwagi |autor=Stanisław Wyspiański |start=2014-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pojęcia i metody matematyki (Dickstein) |tytuł=Pojęcia i metody matematyki |autor=Samuel Dickstein |start=2014-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.01 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.01 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.03 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.03 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.04 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.04 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.05 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.05 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.06 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.06 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.07 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.07 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.08 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.08 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.09 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.09 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.10 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.10 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.11 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.11 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła T.12 (Fredro) |tytuł=Dzieła t.12 |autor=Aleksander Fredro |start=2014-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nauczanie języka polskiego (Biliński) |tytuł=Nauczanie języka polskiego |autor=[[Autor:Jan Biliński|Jan Biliński]] |start=2014-09-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Skarb w Srebrnem Jeziorze (May) |tytuł=Skarb w Srebrnem Jeziorze |autor=Karol May |start=2014-09-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=500 milionów Begumy (Verne) |tytuł=500 milionów Begumy |autor=Juliusz Verne |start=2014-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hektor Servadac (Verne) |tytuł=Hektor Servadac |autor=Juliusz Verne |start=2014-09-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezje Adama Mickiewicza (1929) |tytuł=Poezje Adama Mickiewicza (1929) |autor=Adam Mickiewicz |start=2014-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Melancholicy (Orzeszkowa) |tytuł=Melancholicy |autor=Eliza Orzeszkowa |start=2014-10-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Modły Starożytne Izraelitów |autor=Daniel Neufeld |start=2014-10-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Siemieński-Listy Kościuszki.djvu |tytuł=Listy Kościuszki |autor=Lucjan Siemieński |start=2014-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróż podziemna (Verne) |tytuł=Podróż podziemna |autor=Juliusz Verne |start=2014-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wróblewice (Giller) |tytuł=Wróblewice |autor=Agaton Giller |start=2014-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Brunona hrabi Kicińskiego tom I |autor=Bruno Kiciński |start=2014-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Krzysztof Kolumb (Cooper) |tytuł=Krzysztof Kolumb |autor=James Fenimore Cooper |start=2014-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Projekt Konstytucji Państwa Polskiego (1917) |tytuł=Projekt Konstytucji Państwa Polskiego i ordynacji wyborczej sejmowej |autor=red. [[Autor:Józef Buzek|Józef Buzek]] |start=2014-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kantyczki (Miarka) |tytuł=Kantyczki |autor=zbiorowy |start=2014-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (Verne, 1897) |tytuł=Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi |autor=Juliusz Verne |start=2014-11-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Trędowata (Mniszek) |tytuł=Trędowata |autor=Helena Mniszek |start=2014-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Powojenni (Mniszkówna) |tytuł=Powojenni |autor=Helena Mniszek |start=2014-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stefan Żeromski - Projekt Akademii Literatury Polskiej.djvu |tytuł=Projekt Akademii Literatury Polskiej |autor=Stefan Żeromski |start=2014-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozdziobią nas kruki, wrony (Żeromski) |tytuł=Rozdziobią nas kruki, wrony |autor=Stefan Żeromski |start=2014-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zamieć (Żeromski) |tytuł=Walka z szatanem II. Zamieć |autor=Stefan Żeromski |start=2014-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Charitas (Żeromski) |tytuł=Walka z szatanem III. Charitas |autor=Stefan Żeromski |start=2014-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Allan Kardec - Księga duchów.djvu |tytuł=Księga duchów |autor=Allan Kardec |start=2014-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pieśni ludu (Gloger) |tytuł=Pieśni ludu |autor=Zygmunt Gloger |start=2014-12-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf |tytuł=Poezye studenta Tom I |autor=Władysław Tarnowski |start=2014-12-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu |tytuł=Poezye studenta Tom III |autor=Władysław Tarnowski |start=2014-12-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elegie Jana Kochanowskiego |tytuł=Elegie Jana Kochanowskiego (tłum. Kazimierz Brodziński) |autor=Jan Kochanowski |start=2014-12-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zygmunt Gloger-Słownik rzeczy starożytnych.djvu |tytuł=Słownik rzeczy starożytnych |autor=Zygmunt Gloger |start=2014-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Berka-Słownik kaszubski porównawczy.djvu |tytuł=Słownik kaszubski porównawczy |autor=[[Autor:Leon Biskupski|Aleksander Berka]] |start=2014-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1 |autor=zbiorowy |start=2014-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mowy i pisma polityczne (Lelewel) |tytuł=Mowy i pisma polityczne |autor=Joachim Lelewel |start=2014-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z czary młodości (Zenon Przesmycki) |tytuł=Z czary młodości |autor=Zenon Przesmycki |start=2015-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Idealisci (Lam) |tytuł=Idealiści |autor=Jan Lam |start=2015-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu |tytuł=Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi |autor=Jan Lam |start=2015-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=E Porter Pollyanna dorasta.djvu |tytuł=Pollyanna dorasta |autor=Eleanor H. Porter |start=2023-12-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozmaitości i powiastki Jana Lama |tytuł=Rozmaitości i powiastki |autor=Jan Lam |start=2015-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętnik (Brzozowski) |tytuł=Pamiętnik |autor=Stanisław Brzozowski |start=2015-01-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Legenda Młodej Polski (Brzozowski) |tytuł=Legenda Młodej Polski |autor=Stanisław Brzozowski |start=2015-01-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy Sącz jego dzieje i pamiątki dziejowe (Jan Sygański) |tytuł=Nowy Sącz jego dzieje i pamiątki dziejowe |autor=Jan Sygański |start=2015-01-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Antygona (tłum. Kaszewski) |tytuł= |autor=Sofokles |start=2015-01-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Skąpiec (Molier) |tytuł=Skąpiec |autor=Molier |start=2015-02-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye (Marivaux) |tytuł=Komedye |autor=Pierre de Marivaux |start=2015-02-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Słowa Pisma Świętego podane do rozmyślania. Genesis - Księga Rodzaju |tytuł=Słowa Pisma Świętego podane do rozmyślania. (Genesis - Księga Rodzaju) |autor= |start=2015-02-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu |tytuł=Atala, René, Ostatni z Abenserażów |autor=François-René de Chateaubriand |start=2015-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Malwina (Maria Wirtemberska) |tytuł=Malwina czyli domyślność serca |autor=Maria Wirtemberska |start=2015-02-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kronika miasta Leszna (Karwowski) |tytuł=Kronika miasta Leszna |autor=Stanisław Karwowski |start=2015-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nowe Ateny cz. 1.djvu |tytuł=Nowe Ateny |autor=Benedykt Chmielowski |start=2015-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pan Tadeusz (1921) |tytuł=Pan Tadeusz |autor=Adam Mickiewicz |start=2015-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jeden miesiąc życia (Sten) |tytuł=Jeden miesiąc życia |autor=[[Autor:Ludwik Bruner|Jan Sten]] |start=2015-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Reja Wybór pism wierszem i prozą.djvu |autor=Mikołaj Rej |tytuł=Mikołaja Reja wybór pism wierszem i prozą |start=2015-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Atma (Rodziewiczówna) |tytuł=Atma |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2015-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Barbara Tryźnianka (Rodziewiczówna) |tytuł=Barbara Tryźnianka |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2015-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hrywda (Rodziewiczówna) |tytuł=Hrywda |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2015-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lato leśnych ludzi (Rodziewiczówna) |tytuł=Lato leśnych ludzi |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2015-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dewajtis (Rodziewiczówna) |tytuł=Dewajtis |autor=Maria Rodziewiczówna |start=2015-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu |tytuł=Hanza |autor=Wincenty Rapacki (ojciec) |start=2015-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywot Michała Anioła (Rolland) |tytuł=Żywot Michała Anioła |autor=Romain Rolland |start=2015-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Clerambault (Rolland) |tytuł=Clerambault |autor=Romain Rolland |start=2015-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór poezyi Mieczysława Romanowskiego |autor=Mieczysław Romanowski |start=2015-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu |tytuł=Dziewczę z Sącza |autor=Mieczysław Romanowski |start=2015-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Artur Schopenhauer - O wolności ludzkiej woli.djvu |tytuł=O wolności ludzkiej woli |autor=Arthur Schopenhauer |start=2015-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kuma Troska (Sudermann) |tytuł=Kuma Troska |autor=Hermann Sudermann |start=2015-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju (Kropotkin) |tytuł=Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju |autor=Piotr Kropotkin |start=2015-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szkoła harcerza |tytuł=Szkoła harcerza |autor=Stanisław Sedlaczek |start=2015-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dworzanin (Górnicki) |tytuł=Dworzanin |autor=Łukasz Górnicki |start=2015-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nauka o rzeczach (Weryho) |tytuł=Nauka o rzeczach |autor=Maria Weryho |start=2015-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gimnastyka (Weryho) |tytuł=Gimnastyka |autor=Maria Weryho |start=2015-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Melchior Pudłowski i jego pisma (Wierzbowski) |tytuł=Melchior Pudłowski i jego pisma |autor=[[Autor:Melchior Pudłowski|Melchior Pudłowski]], [[Autor:Teodor Wierzbowski|Teodor Wierzbowski]] |start=2015-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rabindranath Tagore-Sadhana.djvu |tytuł=Sādhanā |autor=Rabindranath Tagore |start=2015-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu |tytuł=Pielgrzym Kamanita |autor=Karl Gjellerup |start=2015-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu |tytuł=Hans Alienus |autor=Verner von Heidenstam |start=2015-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szwedzi w Warszawie (Przyborowski) |tytuł=Szwedzi w Warszawie |autor=Walery Przyborowski |start=2015-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jean Tarnowski - Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919.pdf |tytuł=Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919 |autor=Jan Stanisław Amor Tarnowski |start=2015-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Stanisława Trembeckiego (Bobrowicz) |tytuł=Poezye Stanisława Trembeckiego |autor=Stanisław Trembecki |start=2015-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma wierszem i prozą Kajetana Węgierskiego.djvu |tytuł=Pisma wierszem i prozą |autor=Tomasz Kajetan Węgierski |start=2015-09-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu |tytuł=Z podglebia |autor=Jan Żyznowski |start=2015-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ocalenie (Conrad) |tytuł=Ocalenie |autor=Joseph Conrad |start=2015-04-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu |tytuł=Opowieści niepokojące |autor=Joseph Conrad |start=2015-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zwycięstwo (Conrad) |tytuł=Zwycięstwo |autor=Joseph Conrad |start=2015-07-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu |tytuł=Między lądem a morzem |autor=Joseph Conrad |start=2015-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Grabiec - Dzieje Polski Niepodległej.djvu |tytuł=Dzieje Polski Niepodległej |autor=Józef Dąbrowski |start=2015-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Grabiec - Dzieje porozbiorowe Narodu Polskiego.djvu |tytuł=Dzieje porozbiorowe Narodu Polskiego |autor=Józef Dąbrowski |start=2015-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Grabiec - Powstanie Styczniowe 1863—1864.djvu |tytuł=Powstanie Styczniowe 1863—1864 |autor=Józef Dąbrowski |start=2015-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu |tytuł=Powszechne braterstwo |autor=John Galsworthy |start=2015-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Protokół - Mirosławiec katastrofa lotnicza.pdf |tytuł=Protokół - Mirosławiec katastrofa lotnicza |autor=Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego |start=2015-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu |tytuł=Dzieła tom I |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2015-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom IV.djvu |tytuł=Dzieła tom IV |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br>[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2015-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom VI.djvu |tytuł=Dzieła tom VI |autor=[[Autor:Molier|Molier]]<br />[[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] (tłum.) |start=2015-07-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mistrz Twardowski (Oppman) |tytuł=Mistrz Twardowski |autor=[[Autor:Artur Oppman|Artur Oppman]], [[Autor:Józef Ignacy Kraszewski|Józef Ignacy Kraszewski]] |start=2015-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma zbiorowe Józefa Piłsudskiego T04.djvu |tytuł=Pisma zbiorowe Józefa Piłsudskiego Tom IV |autor=Józef Piłsudski |start=2015-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Tarnowski - Przechadzki po Europie.djvu |tytuł=Przechadzki po Europie |autor=Władysław Tarnowski |start=2015-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Mann - Literatura włoska.djvu |tytuł=Literatura włoska |autor=Maurycy Mann |start=2015-08-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paweł Władysław Fabisz-Wiadomość o szkólności katolickiéj w dekanacie koźmińskim.djvu |tytuł=Wiadomość o szkólności katolickiéj w Dekanacie Koźmińskim i o Gimnazyum Katolickiem w Ostrowie |autor=Paweł Władysław Fabisz |start=2015-07-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Życie tygodnik Rok I (1897) wybór |autor=red. nacz. [[Autor:Ludwik Szczepański|Ludwik Szczepański]] |start=2015-04-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wieś Ilustrowana, marzec 1911.pdf |tytuł=Wieś Ilustrowana, marzec 1911 |autor=red. nacz. [[Autor:Kazimierz Laskowski|Kazimierz Laskowski]] |start=2015-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Tarnowski-O Rusi i Rusinach.pdf |tytuł=O Rusi i Rusinach |autor=Stanisław Tarnowski |start=2015-08-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku.pdf |tytuł=Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku |autor=red. [[Autor:Stanisław Tarnowski|Stanisław Tarnowski]] |start=2015-08-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Voltaire - Refleksye.djvu |tytuł=Refleksye |autor=[[Autor:Franciszek Maria Arouet|Wolter]] |start=2015-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf |tytuł=Powieści poetyckie |autor=George Gordon Byron |start=2015-09-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lombroso - Geniusz i obłąkanie.djvu |tytuł=Geniusz i obłąkanie |autor=Cesare Lombroso |start=2015-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Malinowski - Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego.pdf |tytuł=Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego |autor=Bronisław Malinowski |start=2015-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wyznania świętego Augustyna.djvu |tytuł=Wyznania świętego Augustyna |autor=Augustyn z Hippony |start=2015-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu |tytuł=Pokolenie Marka Świdy |autor=Andrzej Strug |start=2015-10-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gallus Anonymus - Kronika Marcina Galla.pdf |tytuł=Kronika Marcina Galla |autor=Gall Anonim |start=2015-10-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu |tytuł=Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu |autor=Andrzej Strug |start=2015-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żółty krzyż - T.II - Bogowie Germanji (Andrzej Strug).djvu |tytuł=Żółty krzyż - T.II - Bogowie Germanji |autor=Andrzej Strug |start=2015-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu |tytuł=Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard |autor=Andrzej Strug |start=2015-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marja Gerson-Dąbrowska - Polscy Artyści.pdf |tytuł=Polscy artyści |autor=Maria Gerson-Dąbrowska |start=2015-10-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego.djvu |tytuł=Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego |autor=Jan III Sobieski |start=2015-10-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu |tytuł=Tako rzecze Zaratustra |autor=[[Autor:Fryderyk Nietzsche|Friedrich Nietzsche]] |start=2015-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Benedykt de Spinoza - Dzieła Tom I.djvu |tytuł=Dzieła Tom I |autor=Baruch de Spinoza |start=2015-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Benedykt de Spinoza - Dzieła Tom II.djvu |tytuł=Dzieła Tom II |autor=Baruch de Spinoza |start=2015-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Anna Ciundziewicka - Gospodyni litewska.djvu |tytuł=Gospodyni litewska |autor=Anna Ciundziewicka |start=2015-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf |tytuł=Bohaterowie |autor=Thomas Carlyle |start=2015-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William James - Pragmatyzm plus Dylemat determinizmu.pdf |tytuł=Pragmatyzm. Dylemat determinizmu |autor=William James |start=2015-11-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klub Pickwicka (Dickens) |tytuł=Klub Pickwicka |autor=Karol Dickens |start=2015-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom I |autor=Jan Długosz |start=2015-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom II |autor=Jan Długosz |start=2015-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom III |autor=Jan Długosz |start=2015-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom IV |autor=Jan Długosz |start=2015-11-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom V.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom V |autor=Jan Długosz |start=2015-11-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu |tytuł=Szkice i obrazki |autor=Marian Gawalewicz |start=2015-11-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróże po Rossyi (Humboldt) |tytuł=Podróże po Rossyi |autor=Alexander von Humboldt |start=2015-05-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obrazy natury (Aleksander Humboldt) |tytuł=Obrazy natury |autor=Alexander von Humboldt |start=2015-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klemens Junosza-Chłopski mecenas.pdf |tytuł=Chłopski mecenas |autor=[[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] |start=2015-08-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf |tytuł=Łuk |autor=Juliusz Kaden-Bandrowski |start=2015-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu |tytuł=Światło które zagasło |autor=Rudyard Kipling |start=2015-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu |tytuł=Puk z Pukowej Górki |autor=Rudyard Kipling |start=2015-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu |tytuł=Zwodne światło |autor=Rudyard Kipling |start=2015-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Od morza do morza (Kipling) |tytuł=Od morza do morza |autor=Rudyard Kipling |start=2015-06-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu |tytuł=O człowieku, który chciał być królem |autor=Rudyard Kipling |start=2015-12-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu |tytuł=Cztery nowele |autor=Maria Konopnicka |start=2015-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Faraon (Prus) |tytuł=Faraon |autor=[[Autor:Aleksander Głowacki|Bolesław Prus]] |start=2015-02-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu |tytuł=Poezje Wiktora Gomulickiego |autor=Wiktor Gomulicki |start=2015-12-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu |tytuł=Dziennik podróży do Tatrów |autor=Seweryn Goszczyński |start=2015-09-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór powieści, opisów i opowiadań historycznych (Hoffmanowa) |tytuł=Wybór powieści, opisów i opowiadań historycznych |autor=Klementyna Hoffmanowa |start=2015-05-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Joachima Lelewela Bibljograficznych ksiąg dwoje |tytuł=Bibljograficznych ksiąg dwoje |autor=Joachim Lelewel |start=2015-06-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Old Surehand (May) |tytuł=Old Surehand |autor=Karol May |start=2015-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Król naftowy (May) |tytuł=Król naftowy |autor=Karol May |start=2015-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Rapir i tomahawk.djvu |tytuł=Rapir i tomahawk |autor=Karol May |start=2015-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PLMosso - Fizyczne wychowanie młodzieży.djvu |tytuł=Fizyczne wychowanie młodzieży |autor=Angelo Mosso |start=2015-11-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ostoja - Szkice i obrazki.djvu |tytuł=Szkice i obrazki |autor=Józefa Sawicka |start=2015-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dobra nauczka (Abgarowicz) |tytuł=Dobra nauczka. Ilko Szwabiuk |autor=Kajetan Abgarowicz |start=2015-03-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zawisza Czarny cz.I.pdf |tytuł=Zawisza Czarny |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2015-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Abramowski-braterstwo-solidarnosc-wspoldzialanie.pdf |tytuł=Braterstwo, solidarność, współdziałanie |autor=Edward Abramowski |start=2015-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks= Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu |tytuł=Pieśni Janusza |autor=Wincenty Pol |start=2015-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=W cieniu zakwitających dziewcząt (Proust) |tytuł=W cieniu zakwitających dziewcząt |autor=Marcel Proust |start=2015-11-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Strona Guermantes (Proust) |tytuł=Strona Guermantes |autor=Marcel Proust |start=2015-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Baczyński - Autografy utworów poetyckich (1939-1943).djvu |tytuł=Autografy utworów poetyckich (1939-1943) |autor=Krzysztof Kamil Baczyński |start=2015-12-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Tarnowski - Chopin i Grottger.djvu |tytuł=Chopin i Grottger |autor=Stanisław Tarnowski |start=2015-12-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Świętochowski - O prawach człowieka i obywatela. O prawach mniejszości.djvu |tytuł=O prawach człowieka i obywatela. O prawach mniejszości |autor=Aleksander Świętochowski |start=2015-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Piołuny.pdf |tytuł=Piołuny |autor=Władysław Tarnowski |start=2015-12-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Z życia domowego szlachty sandeckiej.djvu |tytuł=Z życia domowego szlachty sandeckiej |autor=Jan Sygański |start=2015-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu |tytuł=Historya Nowego Sącza |autor=Jan Sygański |start=2015-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu |tytuł=Rok 1794. Ostatni sejm Rzeczypospolitej |autor=Władysław Stanisław Reymont |start=2015-12-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zabytek Dawnej Mowy Polskiej.djvu |tytuł=Kazania gnieźnieńskie |autor=anonimowy |start=2015-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fryderyk Chopin (Karasowski) |tytuł=Fryderyk Chopin |autor=Maurycy Karasowski |start=2015-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu |tytuł=Dzieje jednego pocisku |autor=Andrzej Strug |start=2015-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Strug - Odznaka za wierną służbę.djvu |tytuł=Odznaka za wierną służbę |autor=Andrzej Strug |start=2015-12-31 }} |} hun7v2352k7f7d07b65j5s645e3r3yy Szablon:IndexPages/Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 1 Mowy.djvu 10 1062145 3709319 3683740 2024-11-19T16:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709319 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>628</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>167</q2><q1>442</q1><q0>19</q0> donx2w6i5f7xld2hkbj1aprrrkpin36 Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 1 Mowy.djvu/390 100 1086974 3709316 3159545 2024-11-19T15:53:45Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ 3709316 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Z tymże Aproniuszem P. Skandiliusz, rycerz Rzymski, którego wszyscy znacie, wszedł potem w zakład sądowy o tęż samę spółkę, jak Rubriusz chciał wejść. Nalegał, docisnął, nie popuścił: stanął zakład o 5,000 sestercyów. Skandiliusz od tego zaczął, że uznawców albo sędziego żądał.<br> {{tab}}LIX. Nie dośćże ciasne zdają wam się szranki, jakiemi zły pretor w swojej prowincyi, co mówię? na swem krześle sędziowskiem, w swym trybunale jest otoczony, gdzie musi przed sobą siedzącym, w swojej obecności, albo dopuścić sądu o swą cześć obywatelską, albo wyznać że wszelkim sądem skazany być powinien? Zakład jest o to że «Aproniusz powiada iż zostajesz z nim w spółce o dziesięcinę.» Dzieje się to w twojej prowincyi, jesteś obecny, sądu od ciebie żądają. Co czynisz? co stanowisz? Mówisz że dasz uznawców. Bardzo dobrze. Ale gdzie się znajdą uznawcy tak mocnego charakteru, którzyby śmieli w prowincyi, w obecności pretora, nie tylko przeciw jego woli, ale przeciw jego osobie wyrok wydać? Ale przypuszczam że się znajdą, bo rzecz była powszechnie wiadoma, każdy mówił że o tem wyraźnie słyszał, byli świadkowie najpewniejsi i najgodniejsi wiary; nikogo nie było w całej Sycylii, coby nie wiedział że dziesięciny do pretora należały, nikogo, coby nie słyszał że to często Aproniusz powtarzał: było zresztą szanowne zgromadzenie obywateli Rzymskich w Syrakuzie, wielu rycerzy, ludzi pierwszego rzędu, z których należało wybrać uznawców, którzyby inaczej żadną miarą nie osądzili. Skandiliusz nie przestaje ich żądać. Wtenczas ten nieskazitelny urzędnik, który chciał uprzątnąć i oddalić od siebie to podejrzenie, oświadcza że da uznawców ze swego orszaku.<br> {{tab}}LX. Świadczę się bogi i ludźmi! kogo ja oskarżam? na jakim człowieku chcę moję pilność i gorliwość okazać? potrzebaż tu moich słów i dowodów? cożbym niemi dokazał lub osiągnął? Trzymam, trzymam, mówię, w ręku na gorącym uczynku schwytanego złodzieja dochodów ludu Rzymskiego, wśród płodów Sycylii, który wszystek zbiór zboża i ogromne summy na swój pożytek odwracał; trzymam go, mówię, tak ujętego, iż temu zaprzeczyć nie może. Bo co powie? Położono zakład przeciw twemu podstawkowi, Aproniuszowi, o cały twój los, o to iż powiedział żeś jego w dziesięcinach spólnikiem. Wszyscy oczekują ile o to dbasz, jak sobie poczniesz, żeby siebie i niewinność swoję w mniemaniu ludzi utrzymać. Daszli za uznawców swego lekarza, swego wieszczka, swego woźnego, albo samego nawet<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6lvuxo8p3pzpvmokrds8thtpx8b99g8 Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 1 Mowy.djvu/391 100 1086975 3709317 3159546 2024-11-19T15:55:26Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ 3709317 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>Papiriusza Potamona, surowego człowieka z owej dawnej rycerskiej szkoły, któregoś, jako prawdziwego sędziego Kassiuszowego<ref>Obacz mowę za Roscyuszem z Ameryi, 30.</ref>, na ważniejsze sprawy w orszaku swoim chował? Skandiliusz żąda uznawców ze zgromadzenia obywateli Rzymskich. Na to Werres oświadcza, że nie poruczy sądu o czci swojej nikomu, jedno swoim ludziom. Kupcy mają sobie za hańbę odrzucać jako stronny sąd miejsca, gdzie handel prowadzą: pretor odrzuca jako stronną przeciw sobie całą prowincyą. O! szczególniejsza bezczelności! Ten człowiek żąda w Rzymie uwolnienia, który w swojej prowincyi osądził, że żadnym sposobem uwolniony być nie może, który myśli że u najcelniejszych senatorów więcej pieniądz dokaże, niżeli bojaźń u trzech kupców hurtowych. Ale Skandiliusz oświadcza, że przed uznawcą Artemidorem odpowiadać nie będzie, i podajeć dobre warunki, jeślibyś je przyjąć chciał: to jest, gdyby ci się zdawało że w całej Sycylii nie można dostać zdolnego sędziego lub uznawcy, żebyś sprawę do Rzymu odesłał. Na to wykrzykujesz że on zły człowiek, kiedy żąda żeby tam o twej czci sądzono, gdzie wie że cię nienawidzą. Powiadasz że do Rzymu sprawy nie odeszlesz, że uznawców z pomiędzy obywateli Rzymskich w Sycylii osiadłych nie dasz, i swój orszak nastręczasz. Skandiliusz oświadcza że tę sprawę na teraz zaniecha, i w swoim czasie do niej powróci. Co ty na to? Przymuszasz Skandiliusza: do czego? do odstąpienia zakładu? znosisz bezczelnie oczekiwany o twą cześć sąd? Nie. Coż tedy? Pozwalasz Aproniuszowi wziąć jakich zechce uznawców z orszaku? Niegodną byłoby rzeczą nadać raczej jednemu moc wzięcia niektórych ze stronnych sędziów, niżeli dozwolić obydwom wybrać z liczby bezstronnych ludzi. Nic z dwojga nie czynisz. Coż tedy? Coś gorszego. Zmusza Skandiliusza do dania i wyliczenia Aproniuszowi owych 5,000 sestercyów. Coż mógł piękniejszego uczynić pretor troskliwy o swe dobre u ludzi mniemanie, który chciał oddalić od siebie wszelkie podejrzenie i ujść niesławy?<br> {{tab}}LXI. Stał się przedmiotem obmowy, nienawiści, nagany. Często powtarzał niegodziwy, bezecny Aproniusz, że pretor był jego spólnikiem: sprawa o to wytoczyła się do sądu i miała być osądzona. Werres, zacny i nienaganny człowiek, miał teraz sposobność przez ukaranie Aproniusza zrzucić z siebie ciężar niesławy. Jakąż wymyśla<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e3z1gbumz2xuf1xqdusjb0j1yn48k7h Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 1 Mowy.djvu/392 100 1086976 3709631 3159548 2024-11-19T21:27:06Z Vearthy 3020 3709631 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>karę, jaki hamulec na Aproniusza? Przymusza Skandiliusza dać Aproniuszowi za jego szczególniejszą śmiałość i nieprawość, tudzież za ogłoszenie niecnej spółki 5,000 sestercyów nagrody. Jaka była różnica, najbezczelniejszy z ludzi, między takim wyrokiem a wyznaniem i potwierdzeniem przez ciebie samego opowiadania Aproniusza? Nie chciałeś żeby ten człowiek odszedł bez nagrody, którego, gdyby w tobie była odrobina honoru lub obawy, nie powinieneś był bezkarnie odpuścić. Z tego jednego obżałowania {{korekta|Skandaliuszowego|Skandiliuszowego}} możecie, sędziowie, od razu wszystko zrozumieć: naprzód, że skarga o spółkę z dzierżawcami dziesięcin nie urodziła się w Rzymie, nie jest zmyślona przez oskarżyciela, nie jest, jak zwykliśmy czasem w obronach mówić, domowa i w domu zrobiona, nie jest skargą utworzoną stosownie do potrzeby tej sprawy; ale jest dawnem, często powtarzanem, za twojej pretury rozgłoszonem, nie w Rzymie przez nieprzyjaciół uknutem, ale z prowincyi do Rzymu przyniesionem obżałowaniem. Poznać ztąd oraz można szczególniejsze Werresa do Aproniusza przywiązanie, i dla czego ten imie jego nie tylko często wspominał, ale prawie uwielbiał. Niemniej także jasnem wam się stanie oświadczenie Werresa, że nikomu w prowincyi, jedno ludziom swego orszaku sądu w sprawie czci jego tyczącej się poruczyć nie może.<br> {{tab}}LXII. Jestże choć jeden z naszych sędziów, któryby zaraz od początku oskarżenia o dziesięciny nie był przekonany, że Werres targnął się na dobra i majątki rolników? któryby zaraz tak nic osądził, odkąd dowiodłem że podług nowego prawa, czyli raczej wbrew prawu i zwyczajowi wszystkich poprzedników dziesięciny wydzierżawiał? Ale choćbyśmy nie mieli sędziów tak surowych, tak sumiennych, tak wiernie swój obowiązek pełniących, jestże jaki, który bacząc na wielkość ukrzywdzeń, na niegodziwość sądów, na niesprawiedliwość wyroków, nie utworzyłby oddawna swego zdania i nie wyrzekł? Jeśliby się znalazł jaki lekkomyślniejszy w sądzeniu, mniej dbały o prawo, o obowiązek, o sprzymierzeńców i przyjaciół Rzeczypospolitej, mógłżeby wątpić o jego niegodziwości, dowiedziawszy się jak się obłowił, jak niesłuszne umowy gwałtem i postrachem wymusił? jak wielkie podarunki miasta przemocą, nakazem, bojaźnią chłosty i śmierci zniewolone, nie tylko Aproniuszowi i jemu podobnym, ale nawet Wenery niewolnikom dawać musiały? Jeśli kogo cierpienia sprzymierzeńców nie poruszają, jeśli kogo<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a7d241ge5leepi00joyw28sqcdmjvgl Wikiskryba:AkBot/Znacznik czasowy odświeżania szablonów indeksu 2 1099225 3709208 3709199 2024-11-19T12:09:16Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709208 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T12:09:10Z 29s02rivnkv3lrybkgr4bqhrq6eiplk 3709247 3709208 2024-11-19T13:09:17Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709247 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T13:09:11Z otd0vot14n6r53bukmwfce0l9orlkze 3709288 3709247 2024-11-19T14:09:16Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709288 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T14:09:10Z 9zr88zpacs8cutd2krmbgbga5b4s482 3709305 3709288 2024-11-19T15:09:15Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709305 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T15:09:10Z lbv5p1po1m6k6bkbv11666hl4i8ghow 3709323 3709305 2024-11-19T16:09:17Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709323 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T16:09:10Z aswbkq230gg9mpqwf9vpoytefq506bu 3709373 3709323 2024-11-19T17:09:18Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709373 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T17:09:10Z fn647x9ibl8u0fc7asr72y7ogugf696 3709408 3709373 2024-11-19T18:09:15Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709408 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T18:09:10Z btfgugqf1lukbho0js4kef543f1p7s0 3709433 3709408 2024-11-19T19:09:16Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709433 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T19:09:10Z ceuvljpp2k8hj1e5ac5u143urdz68by 3709509 3709433 2024-11-19T20:09:19Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709509 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T20:09:10Z g3rdsw9kasn54likk7cv6qngtjd7y69 3709583 3709509 2024-11-19T21:09:23Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709583 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T21:09:10Z ky2xjfl8c5ne30xepp52v0reivyavdg 3709640 3709583 2024-11-19T22:09:20Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709640 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T22:09:10Z opgp6gittq4cahr04jpz9mpgi0rrut5 3709650 3709640 2024-11-19T23:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709650 wikitext text/x-wiki 2024-11-19T23:09:10Z qsswqparrynru0utblm0s5qdw7duk07 3709656 3709650 2024-11-20T00:09:14Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709656 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T00:09:10Z 2f9rygct4n2nz5kqoj3ibcnf9a4tbgj 3709657 3709656 2024-11-20T01:09:11Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709657 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T01:09:10Z s0fbc36llqy05kksr1xosnjiorbi085 3709660 3709657 2024-11-20T02:09:11Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709660 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T02:09:10Z c8bfbrv2n5zb1ls7rmj5e6ojgz9i5m4 3709661 3709660 2024-11-20T03:09:11Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709661 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T03:09:10Z fkueph3rnl5dzhjenl2puy3uxlq5mqo 3709662 3709661 2024-11-20T04:09:11Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709662 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T04:09:10Z gpjrhuhnotzx2btc1oiocsv8qgx8i6w 3709663 3709662 2024-11-20T05:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709663 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T05:09:10Z o4s6ir1mqz8j4yn1oc7viu5evd4k6j4 3709664 3709663 2024-11-20T06:09:11Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709664 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T06:09:10Z khkp4hvtnj5nunyueyzyre0uvtwjnfp 3709669 3709664 2024-11-20T07:09:11Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709669 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T07:09:10Z np0hqm0toqna2h096szbn4qmbf7xcpw 3709673 3709669 2024-11-20T08:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709673 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T08:09:10Z hi5g9zsi9nuarsfctc92ufzxco5fnzy 3709699 3709673 2024-11-20T09:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709699 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T09:09:10Z 3u48eno6petcng36i6x4678o5clckjv 3709753 3709699 2024-11-20T10:09:16Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709753 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T10:09:10Z f80jy3cfoqa0kisnz67wo02dyol6aif 3709795 3709753 2024-11-20T11:09:18Z AkBot 6868 Bot aktualizuje czas ostatniej aktualizacji szablonów indeksów 3709795 wikitext text/x-wiki 2024-11-20T11:09:10Z 1fl4yk7u1ztgk5hhvnq0hn0770m61fd Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony/test temp 4 1118283 3709427 3327002 2024-11-19T19:09:01Z Draco flavus 2058 3709427 wikitext text/x-wiki [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony/Indeksy dodane przed rokiem 2015|Indeksy dodane przed rokiem 2016]] Test RC. abc def garlfusj21655y0nowj68gzalllmf45 Szablon:IndexPages/PL A Dumas Córka rejenta.djvu 10 1175558 3709246 3694753 2024-11-19T13:09:16Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709246 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>774</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>14</q1><q0>26</q0> 6dss4z0ws5f7h9b3z6sqvh02jvindo7 Strona:PL A Dumas Córka rejenta.djvu/546 100 1175593 3709248 3694739 2024-11-19T13:09:57Z Wydarty 17971 3709248 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>z chustki do nosa. Znalazłem kawałek krzemienia, przechadzając się po łące; zrobiłem sobie hubkę ze spalonéj bielizny. Potem skradłem gubernatorowi, będąc u niego raz na objedzie, dość sporo zapałek. Skrzesałem ogień nożykiem, którym zatrzymał, i który mi zarazem posłużył do zrobienia otworu, przez który obecnie rozmawiamy.<br> {{tab}}— Biję czołem przed panem! zawołał Gaston, jako przed człowiekiem pełnym wylazków.<br> {{tab}}— Dziękuję panu za komplement, ale zechciéj teraz zobaczyć, jaką ci książkę przesłano i co napisano na słojku.<br> {{tab}}— Ta książka, to jest Wirgiliusz.<br> {{tab}}— Tak. otóż właśnie, obiecała mi go! zawołał głos z takiém odbrzmieniem radości i szczęścia, że Gaston nie pojmował, ażeby Wirgiliusza z tak wielką oczekiwano niecierpliwością.<br> {{tab}}— A teraz zobacz pan słojek z konfiturami, bardzo proszę, mówił daléj sąsiad.<br> {{tab}}— Bardzo chętnie. Słucham pana.<ref>{{Przypiswiki|Brakujący fragment str. 267-276 przepisano z wydania „Córka Regenta“ Aleksander Dumas (ojciec), Tygodnik Romansów i Powieści. 1896, T. 55, nr 1426, str. 522-524}}</ref> <span style="background-color:white; color:gray;">{{c|„Panie kawalerze!}} {{tab}}„Dowiedziałam się, że zajmujesz pan pokój na pierwszem piętrze, którego okno jest pod mojem oknem: pomiędzy więźniami wszyscy są obowiązani do wzajemnej pomocy i usług; zjedz konfitury, a Wergiliusza prześlij kawalerowi Dumesuil, który ma okno tylko od podwórza.”<br> {{tab}}— Spodziewałem się tej przesyłki — powiedział głos. — Zostałem uprzedzony o niej podczas obiadu.<br> {{tab}}— Więc to pan, jesteś kawaler Dumesnil?— zapytał Gaston.<br> {{tab}}— Do usług pańskich! Racz pan odczepić dzwonek i na jego miejsce umocować na sznurku Wergiliusza.<br> {{tab}}— Ale bez dzwonka nie zdołasz pan czytać — zauważył Gaston.<br> {{tab}}— O! nie troszcz się pan o to — odrzekł więzień. — Zrobię sobie inną lampkę.<br> {{tab}}Gaston, ufający sprytowi sąsiada, nie opierał się dłużej: odjął dzwonek, zasadził go w szyjkę pustej butelki i umocował do sznurka Wergiliusza, wraz z listem, który wypadł był z książki. Sznurek powędrował wesoło do góry wraz z ciężarem.<br> {{tab}}W więzieniu, każdy martwy przedmiot nabiera wyrazu i życia.<br> {{tab}}— Dziękuję panu — przemówił głos — a teraz jeżeli pan sobie życzysz odpowiedzieć sąsiadowi z dołu...<br> {{tab}}— Zwalniasz mnie pan?<br> {{tab}}— Tak, ale niedługo odwołam się znowu do pana uprzejmości.<br> {{tab}}— Jestem na pańskie rozkazy. Tak więc jedno uderzenie na A?<br> {{tab}}— Tak, a na Z dwadzieścia i cztery.<br> {{tab}}Gaston uderzył rękojeścią miotły w podłogę na znak, że jest gotów do rozmowy, na co sąsiad odpowiedział natychmiast. Po upływie półgodziny więźniowie zdołali przeprowadzić następującą rozmowę.<br> {{tab}}— Jak się nazywasz?<br> {{tab}}— Gaston de Chanlay.<br> {{tab}}— A ja, margrabia de Pompadour.<br> {{tab}}W tem Gaston spojrzawszy w okno, zobaczył, że sznurek kołysze się gwałtownie.<br> {{tab}}Zapukał mocno trzy razy, prosząc o cierpliwość i zwrócił się do komina.<br> {{tab}}— Panie! — przemówił — mam zaszczyt donieść, że sznurek niecierpliwi się widocznie.<br> {{tab}}— Proś go pan o trochę cierpliwości: za chwilę będę gotów.<br> {{tab}}Gaston zapukał w sufit i powrócił do komina. Po chwili Wergiliusz zjechał na sznurku.<br> {{tab}}— Panie — zawołał Dumesnil — zechciej uwiązać Wergiliusza na końcu sznurka: ona na to czeka.<br> {{tab}}Gaston ciekawy był, czy kawaler odpisał pannie de Launay. Otworzył Wirgiliusza: nie było w książce żadnego listu, tylko niektóre wyrazy po podkreślane ołówkiem. Gaston przeczytał: ''meos amores'' i ''carceris oblivia longa''. Zrozumiał, że w ten sposób wybierając i podkreślając wyrazy można było ułożyć pewną całość. Kawaler Dumesnil i panna de Launay wybrali jako odpowiednią do okoliczności, czwartą księgę Eneidy, opisującą miłość Didony i Eneasza.<br> {{tab}}— Zdaje się — pomyślał Gaston, otwierając okno i umocowując Wergiliusza — że odgrywam tu rolę skrzynki pocztowej.<br> {{tab}}Westchnął myśląc, że nie ma sposobu przesłania listu Helenie, która nic nie wie zupełnie, co się z nim dzieje. Natchnęło go to jeszcze większem współczuciem dla panny de Launay i kawalera Dumesnila. Powróciwszy do komina, powiedział:<br> {{tab}}— Możesz pan być spokojnym: odpowiedź pańska już doszła.<br> {{tab}}— Tysiączne dzięki! — zawołał Dumesnil. — Jeszcze jedno słowo, a potém pozwolę ci już spać spokojnie. Czyś pan rozmawiał z sąsiadem z dołu?<br> {{tab}}— Rozmawiałem.<br> {{tab}}— Kto on jest?<br> {{tab}}— Margrabia de Pompadour.<br> {{tab}}— Domyślałem się tego. Cóż ci powiedział?<br> {{tab}}— Zapytał, jak się nazywam; ale nie miał czasu na nic więcej. Ten sposób rozmawiania jest dowcipny, ale nie bardzo prędki.<br> {{tab}}— Trzeba przebić otwór: wtedy będziecie rozmawiali swobodnie, tak jak my.<br> {{tab}}— Ale czem przebić?<br> {{tab}}— Pożyczę panu mojego noża.<br> {{tab}}— Dzięki!<br> {{tab}}— Będzie to w każdym razie roztargnienie.<br> {{tab}}— Zatem, proszę.<br> {{tab}}Nóż, rzucony w otwór komina, padł u stóp Gastona.<br> {{tab}}— A teraz, może panu oddać dzwonek?<br> {{tab}}— Tak, bo jutro rano strażnicy zobaczyliby, że go niema, a do rozmowy z margrabią nie potrzeba światła.<br> {{tab}}— Zapewne, że nie.<br> {{tab}}Dzwonek powędrował i powrotem na górę.<br> {{tab}}— A teraz — przemówił głos — ponieważ potrzeba ci coś do popicia po konfiturach, przyślę ci butelkę szampana.<br> {{tab}}— Dziękuję odrzekł Gaston — nie pozbawiaj się pan tego przysmaku, o który ja niebardzo stoję.<br> {{tab}}— W takim razie, prześlij ją, po wywierceniu otworu, margrabiemu, który jest zupełnie innego zdania.<br> {{tab}}— Dziękuję ci, kawalerze.<br> {{tab}}— Dobranoc!<br> {{tab}}Sznurek pojechał w górę. Gaston spojrzał w okno: sznurek znikł.<br> {{tab}}— Ah! — westchnął. — Bastylia byłaby dla mnie rajem, gdybym tu miał w pobliżu Helenę!<br> {{tab}}Potem zabrał się do rozmowy z margrabią de Pompadour, która trwała do trzeciej rano i podczas której uwiadomił go, że przebije otwór w podłodze, ażeby mógł porozumiewiać się bezpośrednio.<br><br> {{c|KONIEC TOMU DRUGIEGO.}}</span><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dgu3llggxiiv5bz3g1e8rig7bpoihp7 3709250 3709248 2024-11-19T13:12:56Z Wydarty 17971 3709250 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>z chustki do nosa. Znalazłem kawałek krzemienia, przechadzając się po łące; zrobiłem sobie hubkę ze spalonéj bielizny. Potem skradłem gubernatorowi, będąc u niego raz na objedzie, dość sporo zapałek. Skrzesałem ogień nożykiem, którym zatrzymał, i który mi zarazem posłużył do zrobienia otworu, przez który obecnie rozmawiamy.<br> {{tab}}— Biję czołem przed panem! zawołał Gaston, jako przed człowiekiem pełnym {{Korekta|wylazków|wynalazków}}.<br> {{tab}}— Dziękuję panu za komplement, ale zechciéj teraz zobaczyć, jaką ci książkę przesłano i co napisano na słojku.<br> {{tab}}— Ta książka, to jest Wirgiliusz.<br> {{tab}}— Tak. otóż właśnie, obiecała mi go! zawołał głos z takiém odbrzmieniem radości i szczęścia, że Gaston nie pojmował, ażeby Wirgiliusza z tak wielką oczekiwano niecierpliwością.<br> {{tab}}— A teraz zobacz pan słojek z konfiturami, bardzo proszę, mówił daléj sąsiad.<br> {{tab}}— Bardzo chętnie. Słucham pana.<ref>{{Przypiswiki|Brakujący fragment str. 267-276 przepisano z wydania „Córka Regenta“ Aleksander Dumas (ojciec), Tygodnik Romansów i Powieści. 1896, T. 55, nr 1426, str. 522-524}}</ref> <span style="background-color:white; color:gray;">{{c|„Panie kawalerze!}} {{tab}}„Dowiedziałam się, że zajmujesz pan pokój na pierwszem piętrze, którego okno jest pod mojem oknem: pomiędzy więźniami wszyscy są obowiązani do wzajemnej pomocy i usług; zjedz konfitury, a Wergiliusza prześlij kawalerowi Dumesnil, który ma okno tylko od podwórza.”<br> {{tab}}— Spodziewałem się tej przesyłki — powiedział głos. — Zostałem uprzedzony o niej podczas obiadu.<br> {{tab}}— Więc to pan, jesteś kawaler Dumesnil?— zapytał Gaston.<br> {{tab}}— Do usług pańskich! Racz pan odczepić dzwonek i na jego miejsce umocować na sznurku Wergiliusza.<br> {{tab}}— Ale bez dzwonka nie zdołasz pan czytać — zauważył Gaston.<br> {{tab}}— O! nie troszcz się pan o to — odrzekł więzień. — Zrobię sobie inną lampkę.<br> {{tab}}Gaston, ufający sprytowi sąsiada, nie opierał się dłużej: odjął dzwonek, zasadził go w szyjkę pustej butelki i umocował do sznurka Wergiliusza, wraz z listem, który wypadł był z książki. Sznurek powędrował wesoło do góry wraz z ciężarem.<br> {{tab}}W więzieniu, każdy martwy przedmiot nabiera wyrazu i życia.<br> {{tab}}— Dziękuję panu — przemówił głos — a teraz jeżeli pan sobie życzysz odpowiedzieć sąsiadowi z dołu...<br> {{tab}}— Zwalniasz mnie pan?<br> {{tab}}— Tak, ale niedługo odwołam się znowu do pana uprzejmości.<br> {{tab}}— Jestem na pańskie rozkazy. Tak więc jedno uderzenie na A?<br> {{tab}}— Tak, a na Z dwadzieścia i cztery.<br> {{tab}}Gaston uderzył rękojeścią miotły w podłogę na znak, że jest gotów do rozmowy, na co sąsiad odpowiedział natychmiast. Po upływie półgodziny więźniowie zdołali przeprowadzić następującą rozmowę.<br> {{tab}}— Jak się nazywasz?<br> {{tab}}— Gaston de Chanlay.<br> {{tab}}— A ja, margrabia de Pompadour.<br> {{tab}}W tem Gaston spojrzawszy w okno, zobaczył, że sznurek kołysze się gwałtownie.<br> {{tab}}Zapukał mocno trzy razy, prosząc o cierpliwość i zwrócił się do komina.<br> {{tab}}— Panie! — przemówił — mam zaszczyt donieść, że sznurek niecierpliwi się widocznie.<br> {{tab}}— Proś go pan o trochę cierpliwości: za chwilę będę gotów.<br> {{tab}}Gaston zapukał w sufit i powrócił do komina. Po chwili Wergiliusz zjechał na sznurku.<br> {{tab}}— Panie — zawołał Dumesnil — zechciej uwiązać Wergiliusza na końcu sznurka: ona na to czeka.<br> {{tab}}Gaston ciekawy był, czy kawaler odpisał pannie de Launay. Otworzył Wirgiliusza: nie było w książce żadnego listu, tylko niektóre wyrazy po podkreślane ołówkiem. Gaston przeczytał: ''meos amores'' i ''carceris oblivia longa''. Zrozumiał, że w ten sposób wybierając i podkreślając wyrazy można było ułożyć pewną całość. Kawaler Dumesnil i panna de Launay wybrali jako odpowiednią do okoliczności, czwartą księgę Eneidy, opisującą miłość Didony i Eneasza.<br> {{tab}}— Zdaje się — pomyślał Gaston, otwierając okno i umocowując Wergiliusza — że odgrywam tu rolę skrzynki pocztowej.<br> {{tab}}Westchnął myśląc, że nie ma sposobu przesłania listu Helenie, która nic nie wie zupełnie, co się z nim dzieje. Natchnęło go to jeszcze większem współczuciem dla panny de Launay i kawalera Dumesnila. Powróciwszy do komina, powiedział:<br> {{tab}}— Możesz pan być spokojnym: odpowiedź pańska już doszła.<br> {{tab}}— Tysiączne dzięki! — zawołał Dumesnil. — Jeszcze jedno słowo, a potém pozwolę ci już spać spokojnie. Czyś pan rozmawiał z sąsiadem z dołu?<br> {{tab}}— Rozmawiałem.<br> {{tab}}— Kto on jest?<br> {{tab}}— Margrabia de Pompadour.<br> {{tab}}— Domyślałem się tego. Cóż ci powiedział?<br> {{tab}}— Zapytał, jak się nazywam; ale nie miał czasu na nic więcej. Ten sposób rozmawiania jest dowcipny, ale nie bardzo prędki.<br> {{tab}}— Trzeba przebić otwór: wtedy będziecie rozmawiali swobodnie, tak jak my.<br> {{tab}}— Ale czem przebić?<br> {{tab}}— Pożyczę panu mojego noża.<br> {{tab}}— Dzięki!<br> {{tab}}— Będzie to w każdym razie roztargnienie.<br> {{tab}}— Zatem, proszę.<br> {{tab}}Nóż, rzucony w otwór komina, padł u stóp Gastona.<br> {{tab}}— A teraz, może panu oddać dzwonek?<br> {{tab}}— Tak, bo jutro rano strażnicy zobaczyliby, że go niema, a do rozmowy z margrabią nie potrzeba światła.<br> {{tab}}— Zapewne, że nie.<br> {{tab}}Dzwonek powędrował i powrotem na górę.<br> {{tab}}— A teraz — przemówił głos — ponieważ potrzeba ci coś do popicia po konfiturach, przyślę ci butelkę szampana.<br> {{tab}}— Dziękuję odrzekł Gaston — nie pozbawiaj się pan tego przysmaku, o który ja niebardzo stoję.<br> {{tab}}— W takim razie, prześlij ją, po wywierceniu otworu, margrabiemu, który jest zupełnie innego zdania.<br> {{tab}}— Dziękuję ci, kawalerze.<br> {{tab}}— Dobranoc!<br> {{tab}}Sznurek pojechał w górę. Gaston spojrzał w okno: sznurek znikł.<br> {{tab}}— Ah! — westchnął. — Bastylia byłaby dla mnie rajem, gdybym tu miał w pobliżu Helenę!<br> {{tab}}Potem zabrał się do rozmowy z margrabią de Pompadour, która trwała do trzeciej rano i podczas której uwiadomił go, że przebije otwór w podłodze, ażeby mógł {{Korekta|porozumiewiać|porozumiewać}} się bezpośrednio.<br><br> {{c|KONIEC TOMU DRUGIEGO.}}</span><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5l3xq8cudos0ix13jdgdau1m8h5qzd7 Szablon:IndexPages/PL A Dumas La San Felice.djvu 10 1176890 3709244 3709193 2024-11-19T13:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709244 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>2326</pc><q4>5</q4><q3>9</q3><q2>6</q2><q1>1043</q1><q0>146</q0> c9okelp305ai6afpdsploml1xiy0pyv 3709287 3709244 2024-11-19T14:09:14Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709287 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>2326</pc><q4>5</q4><q3>9</q3><q2>6</q2><q1>1065</q1><q0>146</q0> n6ehv9sm7jcfaflio7291mkuej0jx6j 3709321 3709287 2024-11-19T16:09:16Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709321 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>2326</pc><q4>5</q4><q3>9</q3><q2>6</q2><q1>1070</q1><q0>146</q0> 1i3108poait3mt4x5q5ve6nvv3jn384 Szablon:IndexPages/Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków.pdf 10 1187152 3709205 3709194 2024-11-19T12:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709205 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>109</pc><q4>0</q4><q3>8</q3><q2>0</q2><q1>18</q1><q0>18</q0> 4u6qwuk5ny50q0gq2c0grfdbvo9dzh0 3709304 3709205 2024-11-19T15:09:15Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709304 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>109</pc><q4>0</q4><q3>8</q3><q2>0</q2><q1>19</q1><q0>18</q0> hbppvndde8w0ivng7agdyadnpihryrx 3709672 3709304 2024-11-20T08:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709672 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>109</pc><q4>0</q4><q3>8</q3><q2>0</q2><q1>20</q1><q0>18</q0> c4ov2j27l66bm4h8n2ba90hh86xzbit 3709794 3709672 2024-11-20T11:09:17Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709794 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>109</pc><q4>0</q4><q3>8</q3><q2>0</q2><q1>21</q1><q0>18</q0> jmf1y9xiwwbk032y7ge3k7vlbxdpxtm Szablon:IndexPages/PL X de Montépin Walka o miliony.djvu 10 1202822 3709245 3709192 2024-11-19T13:09:14Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709245 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1235</pc><q4>2</q4><q3>853</q3><q2>0</q2><q1>350</q1><q0>30</q0> 6uwuojsxk44f6j49gr5q84yy7sx2jua 3709286 3709245 2024-11-19T14:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709286 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1235</pc><q4>2</q4><q3>865</q3><q2>0</q2><q1>338</q1><q0>30</q0> 505pqnzhllxzzv4b5loqbiftgj0s1fz 3709303 3709286 2024-11-19T15:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709303 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1235</pc><q4>2</q4><q3>873</q3><q2>0</q2><q1>330</q1><q0>30</q0> is5va7vvl1u7c1w7sdeukbhm75xzpb9 3709751 3709303 2024-11-20T10:09:14Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709751 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1235</pc><q4>2</q4><q3>886</q3><q2>0</q2><q1>317</q1><q0>30</q0> dn7rf0ervri2e65234iz3eswffopmoz 3709792 3709751 2024-11-20T11:09:14Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709792 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1235</pc><q4>2</q4><q3>893</q3><q2>0</q2><q1>310</q1><q0>30</q0> eauak3x18w22sbpz3vql1w3bxqeoc8u Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/875 100 1211332 3709241 3623292 2024-11-19T12:57:59Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709241 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Zwróciło to moją uwagę — mówił dalej komisant — a zaraz panu wytłumaczę dlaczego. Pozwól mi jednak przed tem zobaczyć medalik, jaki ci dał przed chwilą pan Dumay.<br> {{tab}}— Oto jest.<br> {{tab}}Delvignes obejrzawszy go, zawołał:<br> {{tab}}— Oprócz tej skazy na środku, jest najzupełniejsza tożsamość.<br> {{tab}}— Tożsamość z czem?<br> {{tab}}— Z innym medalikiem, który wypadkowo wpadł w moje ręce w nader dziwnych wypadkach. On to właśnie służył widocznie do jakiegoś tajemniczego porozumiewania się, a gdy tu chodzi o oświecanie sprawiedliwości, nie waham się z wyjawieniem prawdy.<br> {{tab}}— Wytłumacz mi pan to jaśniej...<br> {{tab}}— Mieszkam pod numerem 36 przy ulicy des Tournelles. Jestem handlowym komisantem, a moje wyjazdy z Paryża trwają zwykle od ośmiu do dziesięciu dni. Przed miesiącem mniej więcej, odebrałem rozkaz od mego pryncypała do jaknajrychlejszego wyjazdu. W parę godzin byłem ku temu gotowym. Rano, w dniu mego wyjazdu, w chwili, gdy fiakr czekał przed domem, aby mnie powieść na stacyę drogi żelaznej, wszedłem do odźwiernej, nieobecnej w stancyjce natenczas, a widząc paczkę listów do mnie adresowanych, zabrałem takowa i wsunąłem do kieszeni, poczem wsiadłszy do fiakra odjechałem. Usiadłszy w wagonie zacząłem odczytywać korespondencye, nie przeglądając szczegółowo adresów. Trzecim listem zostałem dziwnie zdumiony. Pierwsza koperta tegoż, zawierała wewnątrz drugą bez żadnego papieru, znajdował się w niej tylko mały, srebrny medalik zupełnie do tegoż tu podobny, przytwierdzony lakiem do pieczęci, a ponad nim te dwa wyrazy: ''Siódma godzina''. Mocno tem wszystkiem zaintrygowany, spojrzałem na adres. List przez pomyłkę wmieszanym został między moje listy. Muszę pana objaśnić, iż nazywam się Alfred Delvignes, a na kopercie był adres: ''Arnold Desvignes, ulica des Tournelles Nr. 36.'' {{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cj5okhhuih1bbkjmqbpk2rdgigrumuq Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/876 100 1211334 3709242 3623294 2024-11-19T13:00:29Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709242 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{c|'''V.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Arnold Desvignes, ulica des Tournelles, numer 36 — powtórzył Misticot z osłupieniem.<br> {{tab}}— Tak panie... — odparł komisant.<br> {{tab}}— Pan więc znasz to nazwisko... znasz tego człowieka? — pytał żywo Flogny podrostka z Monmartre.<br> {{tab}}Chłopiec przypomniał sobie o poleceniach siostry Maryi.<br> {{tab}}Powierzona mu tajemnica nie należała do niego. Gdyby wyznał, iż zna Arnolda Desvignes, musiałby dostarczyć wyjaśnień, czego uniknąć pragnął usilnie.<br> {{tab}}— Znane mi jest to nazwisko — odpowiedział — lecz osobiście nie znam tego człowieka.<br> {{tab}}— Ależ to wspólnik Verriér’a! — zawołał nagle Flogny, uderzając się w czoło. — Doprawdy, to wszystko w obłęd wprowadzić jest w stanie! Posiadasz pan przy sobie ów list, o którym mówiłeś? — pytał komisanta Delvignes.<br> {{tab}}— Oto jest... — rzekł tenże, dobywszy go z portfelu.<br> {{tab}}Flogny długo przypatrywał się medalikowi i nakreślonym wyrazom: Siódma godzina, umieszczonym na drugiej kopercie.<br> {{tab}}— To jasno w oczy uderza?! — zawołał — godzina schadzki i znak porozumienia się.<br> {{tab}}A spojrzawszy na adres, dodał:<br> {{tab}}— List bez żadnej marki pocztowej... użyto więc posłańca... I pan jesteś pewnym, że Arnold Desvignes mieszka w domu, przy ulicy Tournelles?<br> {{tab}}— Jaknajpewniejszym. Czytałem jego nazwisko na skrzypce do składania listów i dzienników, przeznaczonej dla lokatorów.<br> {{tab}}— Ależ ów Arnold Desvignes nie może być owym milionerem, wspólnikiem Verrièra — rzekł Flogny po chwili namysłu. — Zbieg podobieństwa imienia i nazwiska, ot wszystko! Nie może on być wspólnikiem Scotta i Trilbego, od których ów<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rydrbwgmj8cvso8thio8ha0ztc5nm7b Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/877 100 1211336 3709243 3623310 2024-11-19T13:03:16Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709243 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>list pochodzi... Nie! na tobym przysiągł... Ten bowiem właśnie Arnold Desvignes wspólnik Verrièr’a, wiedząc, że poszukuję pana Dumay, wskazał mi pierwszy, iż znajdę go w {{Korekta|Blèvè|Blévé}}.<br> {{tab}}— On... on to panu powiedział? — szepnął Misticot, nie wierząc temu, co słyszy.<br> {{tab}}— Tak... on mi to wskazał.<br> {{tab}}— Ale zkąd wiedział o tem?..<br> {{tab}}— Wypadkiem, którego mi nie wytłumaczył.<br> {{tab}}Wobec tej niepojęcie powikłanej, tajemniczej sytuacyj podrostek z Montmartre zaczął się trwożyć o Anielę Verrière i siostrę Maryę.<br> {{tab}}— Tak... tak! jedynie tu zachodzi podobieństwo nazwisk, a nic innego — mówił Flogny dalej. — Pozwolisz mi pan zatrzymać tę kopertę z medalikiem? — pytał komisanta.<br> {{tab}}— Najchętniej... życzę aby przydatną panu być mogła do dalszych jego poszukiwań.<br> {{tab}}— Muszę natychmiast odjechać do Paryża... — wołał Flogny gorączkowo — muszę wiedzieć, kto jest ów Arnold Desvignes z ulicy des Tournelles i wiedzieć to będę!<br> {{tab}}Misticot siedział w zamyśleniu, stawiając sobie ze wzrastającym niepokojeni to zapytanie: Zkąd wspólnik Verrièr’a mógł odkryć, iż ja wyjeżdżam do {{Korekta|Blèvè|Blévé}}? Czy wie on zarówno, iż szukam broni przeciw niemu? Wszystkiego obawiać się należy ze strony takiego człowieka. Mimo, iż to się niepodobnem być zdaje, kto wie, czyli on nie jest wspólnikiem Scotta i Trilbego?<br> {{tab}}— O której godzinie wychodzi pociąg do Tours? — pytał Flogny.<br> {{tab}}— Nie odejdzie aż jutro zrana — odrzekł Delvignes — lecz możesz pan wraz zemną jechać do Amboisé dziś w nocy, będę panu towarzyszył na ulicę des Tournelles.<br> {{tab}}— A o której godzinie wyjeżdża pociąg z Amboise?<br> {{tab}}— O pierwszej minut dwanaście po północy. Z {{Korekta|Blèvè|Blévé}} do Amboise można odbyć drogę pieszo w ciągu półtorej godziny. Jesteś pan dobrym piechurem?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i2e91595gfzp59mceiogcwik2h4xa83 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/878 100 1211337 3709251 3623311 2024-11-19T13:12:57Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709251 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Dość dobrym... Lecz zdaje mi się, że idąc pieszo, spóźnić się możemy na pociąg — rzekł Flogny.<br> {{tab}}— Ja utrzymuję przeciwnie. Wyszedłszy ztąd o dziesiątej, będziemy mieli trzy godziny czasu przed sobą. Gdybyś wszelako pan wolał jechać, gospodarz każe nam zaprządz konie do powozu, jak to proponował.<br> {{tab}}— Nie! wolę iść pieszo... Razem powędrujemy.<br> {{tab}}— Pojadę zabrać moją torbę myśliwską i okrycie — rzekł komisant handlowy.<br> {{tab}}— A ja powiadomię gospodarza, iż nie będę tu nocował.<br> {{tab}}Delvignes wyszedł z kawiarni, a Flogny zbliżył się do kontuaru.<br> {{tab}}Arnold pobladły, zmieniony, pochylił się ku Trilbemu, szepcząc mu zcicha.<br> {{tab}}— Zginęliśmy, jeżeli natychmiast stanowczo działać nie będziemy. Weź klucz i wejdź do swego pokoju. Ja zaraz tam przyjdę.<br> {{tab}}Tu obaj wspólnicy zniknęli jeden po drugim.<br> {{tab}}Flogny wróciwszy, siadł obok Misticot’a.<br> {{tab}}— Pozostaje mi — rzekł — podziękować ci za objaśnienia, jakich mi użyczyłeś, mój młody przyjacielu. Kiedyż powracasz do Paryża?<br> {{tab}}— Nic nie wiem, panie... Zależy to od wielu ważnych okoliczności, a nie od mej woli.<br> {{tab}}— Prawdopodobnie będę potrzebował twojej pomocy w tej sprawie. Oto mój adres: Ulica François-Miron, nr. 29. Zapisz to sobie i chciej mnie powiadomić o swoim powrocie.<br> {{tab}}— Najchętniej to uczynię.<br> {{tab}}Wszedł Delvignes.<br> {{tab}}— Jestem na pańskie rozkazy — rzekł zwracając się do Flogne’go; wyjdziemy skoro pan zechcesz. Wszak nic nie nagli, mamy jeszcze wiele czasu przed sobą.<br> {{tab}}O kwandrans na jedenastą, wyszedłszy obaj z hotelu, udali się drogą w kierunku Amboise.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f1t3h8lca8r5zvp90ndkpokto57khx7 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/879 100 1211338 3709252 3623312 2024-11-19T13:18:28Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709252 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}We dwadzieścia minut przybyli do Crois-de-Blévé i dosięgnęli wsi, poprzedzającej las w Amboise, a następnie weszli w głąb tegoż.<br> {{tab}}Niebo dotąd pogodne i zasiane gwiazdami zmieniło się nagle. Grube chmury poczęły napływać ze wschodu. Powstały wicher wstrząsał gałęziami drzew z szumem, podobnym do wzbierającego morza na wybrzeżu. Nasi podróżni zaniepokojeni widokiem niepogody, żałując, iż nie wzięli powozu z Blévé, szli szybko, mało co z sobą rozmawiając.<br> {{tab}}Nagle stanęli w miejscu obaj jak wryci. Ryk jakoby dzikiego zwierzęcia przeraźliwem echem przebiegł całą przestrzeń lasu, a razem niby odpowiadając mu zahuczał grzmot w oddaleniu ze wschodniej strony.<br> {{tab}}— Co to jest, u czarta? — zapytał Flogny.<br> {{tab}}— Przyspieszmy kroku... — rzekł Delvignes.<br> {{tab}}— Miałożby nam zagrażać jakie niebezpieczeństwo? — pytał agent policyjny, wyjmując z kieszeni rewolwer dużego kalibru.<br> {{tab}}— Pan nie wiesz więc, że dzikie zwierzęta uciekły z menażeryj Pezon’a w Loches?<br> {{tab}}— Na honor nic nie wiem... po raz pierwszy o tem słyszę...<br> {{tab}}— Dwa lwy, tygrys i goryl przebiegają okolicę.<br> {{tab}}— Nie miłe spotkanie w każdym razie, sądzę wszelako, iż nie mamy czego się tak wielce obawiać. Zwierzęta z menażeryi tresowane i oswojone, nie zaczepią nas na pewno. Idźmy jednakże prędko, ponieważ burza się zbliża i więcej mnie ona niepokoi ponad te dzikie zbiegi Pezon’a.<br> {{tab}}Delvignes wraz z Flognym biegli z pośpiechem.<br> {{tab}}Wicher wzmagał się gwałtownie. Niebo coraz więcej czarnem się stawało. Błyskawice szybko po sobie następowały; grzmot huczał bez przerwy.<br> {{tab}}Nagle obaj podróżni posłyszeli w zaroślach dziwny hałas, tuż prawie ponad swojemi głowami.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ryjzizxpkxuo0xxmu81luuq2k3j45cs Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/880 100 1211339 3709253 3623313 2024-11-19T13:20:35Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709253 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Był to jakoby trzask, łamanie gałęzi w połączeniu z dzikim okrzykiem, podobnym do skargi człowieczej, na dźwięk którego dreszcz przebiegł po kościach.<br> {{tab}}Flogny, wraz z komisantem handlowym, mocno zdumieni i wystraszeni po trosze, spojrzeli w górę.<br> {{tab}}Mimo ciemności dostrzegli czarną postać, podobną do ludzkiej istoty, która skoczywszy z wierzchołka drzewa, stanęła przed niemi, poruszając pałką znacznej objętości, bawiąc się nią jak dziecię laseczką.<br> {{tab}}Obaj mężczyźni cofnęli się z przerażeniem, poznawszy, iż się znajdują wobec goryla wielkiego gatunku, najdzikszego z pomiędzy zwierząt.<br> {{tab}}Paszcza goryla otwierała się i zamykała, zęby mu szczękały, pałką trzymaną w łapach wywijał w powietrzu.<br> {{tab}}Delvignes, obezwładniony przestrachem, stanął, nie mogąc poruszyć się z miejsca.<br> {{tab}}Flogny, będąc więcej panem siebie, chciał drżącą ręką naciągnąć kurek rewolweru i strzelić w potworne zwierzę, brakło mu jednak czasu do spełnienia tej operacyi.<br> {{tab}}Goryl wymierzył mu w czaszkę uderzenie pałką tak silnie, że agent upadł na drogę z rozbitą głową i zakrwawioną twarzą.<br> {{tab}}Delvignes, bardziej umarły niż żywy wydał krzyk przerażenia, a nie mogąc się utrzymać na nogach padł na kolana.<br> {{tab}}Mgła ciemna rozciągnęła się przed jego oczyma. Widział jednakże małpę, zbliżającą się ku sobie i podnoszącą w górę olbrzymią swą pałkę. Posłyszał świst złowrogi i uczuł jednocześnie jakoby góra zawaliła się na jego głowę.<br> {{tab}}Następnie, nie widział nic, nie słyszał, nie czuł i padł bezwładnie obok swego nieszczęśliwego towarzysza.<br> {{tab}}Goryl, pochyliwszy się nad nim, słuchał uderzeń jego serca, położywszy na nim swe ucho, poczem zerwał się, a pochwyciwszy swą pałkę, wymierzył mu drugi cios na wierzch czaszki, którą rozbił na dwoje.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 69j218z1m4akxugjm2ctanwvyf47lu1 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/881 100 1211340 3709254 3623314 2024-11-19T13:23:27Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709254 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Dokonawszy tego, powrócił do agenta Flogny.<br> {{tab}}Ten ostatni był już martwym zupełnie. Gwałtowność pierwszego uderzenia przebiwszy czaszkę, rozmiażdżyła mu mózg zupełnie.<br> {{tab}}Dziwna obecnie nastąpiła scena.<br> {{tab}}Goryl, przyklęknąwszy obok trupa, zaczął przeszukiwać jego ubranie z zadziwiającą pilnością, zabierając wszystko, ale to literalnie wszystko, co się znajdowało w kieszeniach nieszczęśliwego; ukończywszy to, wydał świst, podobny do jakiegoś umówionego wezwania.<br> {{tab}}Na owo hasło druga ciemna postać wysunęła się zpośród zarośli i ukazała na drodze.<br> {{tab}}Księżyc, wypływający w tej chwili z po za chmur, oświecił swemi promieniami tę nową postać, ukazawszy w niej Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— No! i cóż powiesz, pryncypale? — zawołał goryl. — Sądzę, iż tym razem napewno załatwiona już sprawa!<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Przeszukałeś dobrze w kieszeniach agenta? — zapytał Arnold Desvignes.<br> {{tab}}— Jaknajstaranniej... — rzekł Trilby — którego pod małpią skórą poznali zapewne czytelnicy. — Oto wszystko, co miał przy sobie... Co zaś do tego drugiego...<br> {{tab}}— Nie ma co się nim zajmować... — odrzekł wspólnik Verrièra. — Komisant handlowy nie mógł posiadać nic, coby skompromitować nas mogło. Otóż medalik... koperta... portmonetka. Wszystko w porządku, jak trzeba. A teraz o trupach pomyśleć należy.<br> {{tab}}Jednocześnie straszny ryk rozległ się w pobliżu, w gęstwinie lasu.<br> {{tab}}— Słyszysz, pryncypale? — zapytał ze spokojem były klown z cyrku Fernando. — Dzikie zwierzęta poczuły woń<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m6e08rfd060s8q5en318zhujw29req8 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/882 100 1211342 3709255 3623317 2024-11-19T13:26:53Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709255 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>krwi, w kilku minutach przybędą tu i rzucą siecią te szczątki. Wkrótce oczyszczą one plac walki. Pozostaje mi czas zaledwie do zmiany ubrania.<br> {{tab}}— Przyniosłem ci pakiet... Jest tam pod drzewem przy drodze.<br> {{tab}}Trilby poskoczył ku wskazanemu miejscu, lecz nagle cofnął się z okrzykiem przerażenia.<br> {{tab}}Lew i lwica, zbiegłe z menażeryi {{Korekta|Pezona|Pezon’a}}, stanęły na lekkiej wyniosłości wzgórza, a rozszerzone źrenice zwierząt ogniem wśród ciemności płonęły.<br> {{tab}}— Precz, drapieżnicy! — krzyknął Trilby stłumionym głosem, podczas gdy Arnold wycelował rewolwer, który trzymał w ręku.<br> {{tab}}Jedno z dzikich, zwierząt skoczyło, zakreślając półkole, a ominąwszy dwóch stojących mężczyzn, rzuciło się na trupy.<br> {{tab}}Był to lew.<br> {{tab}}W chwili, gdy zatapiał potworne swe szpony w jedno z leżących ciał, Arnold bezwiednie, instynktowo, nacisnął kurek swej broni.<br> {{tab}}Strzał wybiegł, a jednocześnie lew martwy rozciągnął się na trupie i nie poruszył więcej.<br> {{tab}}Kula, wleciawszy mu okiem, przeszyła mózg, sprawiając śmierć piorunującą.<br> {{tab}}Natenczas lwica, ryknąwszy straszliwie, skoczyła na drogę.<br> {{tab}}Arnold wraz z Trilbym uciekali całą szybkością nóg swoich; strach, rzec można, przypinał im skrzydła.<br> {{tab}}Drapieżne to jednak zwierzę nie ścigało ich wcale.<br> {{tab}}Rzuciwszy się na ciała zmarłych, pożerało je, lizało krew.<br> {{tab}}Uciekający, nie zważając na to, co się dzieje po za nimi, pędzili naprzód, nie zwalniając biegu.<br> {{tab}}Wybiegłszy z lasu, przybyli na równinę.<br> {{tab}}— Stój! — zawołał Trilby zdyszany. — Nie mogę dalej biedź w tem ubraniu.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l55dzbipn4sddmg6oa6rk0aowominbb Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/883 100 1211343 3709257 3623318 2024-11-19T13:31:00Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709257 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Pod osłoną wielkich drzew były klown z cyrku Fernando, zrzuciwszy w oka mgnieniu z siebie skórę małpy i maskę, przywdział zwyczajne ubranie, poczem, zapakowawszy skórę goryla, zabrał ją z sobą i obaj z Arnoldem udali się w drogę.<br> {{tab}}Była już północ, gdy przybyli do hotelu, którego bramę zastali zamkniętą.<br> {{tab}}Trilby podszedł ku bocznym drzwiom, wychodzącym na podwórze i znalazł je tylko na klamkę zamkniętemi.<br> {{tab}}— Pójdź! — rzekł do Arnolda — wrócimy tą samą drogą którą wyszliśmy.<br> {{tab}}Minąwszy ostrożnie dziedziniec, spostrzegli drabinę, ustawioną przy ścianie, a sięgającą dachu. Wszedłszy po niej do pierwszego piętra, wskoczyli przez otwarte okna do swoich pokojów.<br> {{tab}}Desvignes, zapaliwszy świecę, zaczął przeglądać przedmioty, zrabowane u nieszczęśliwego Flogny.<br> {{tab}}Trilby otwierał wytrychem drzwi pokoju komedyanta {{Korekta|Revel|Rével}}, wkładając tamże w skórzany kuferek skórę goryla, w jakiej ów aktor odegrać miał dnia następnego „Żoka, czyli małpę brazylijską.“ Uskuteczniwszy to, zapukał do drzwi Arnolda, który mu je otworzył natychmiast.<br> {{tab}}— Jestem kontent z ciebie — rzekł wspólnik Verrièra, podając mu rękę. — Majątek twój zapewniony... Pozostaje ci tylko zgładzić Misticota, a droga stanie przed nami otworem.<br> {{tab}}— Dopełnij, co pozostaje jeszcze do zrobienia... Licz na mnie.<br> {{tab}}— Rachuję też, jak na siebie samego. Jutro wyjadę.<br> {{tab}}— Wracasz do Paryża?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Dlaczego tak prędko?<br> {{tab}}— Dłuższa ma nieobecność mogłaby wzbudzić podejrzenia. Zresztą, potrzebuję rozciągnąć nadzór nad zakonnicą.<br> {{tab}}— Pozwolisz mi udzielić sobie jedną radę?<br> {{tab}}— Owszem... jeśli jest dobrą, wypełnię ją bez wahania.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ss8dnkh8j2zeq1znkytz8oaj0ehrec2 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/884 100 1211344 3709262 3623319 2024-11-19T13:34:36Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709262 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Otóż zajmij się przepatrzeniem mieszkania po nieboszczyku Flognym. Mogą tam znajdować się jakieś kompromitujące nas papiery.<br> {{tab}}— Przekonam się o tem z łatwością. Posiadam jego klucz, jego portfel, jego bilet inspektora policyi, którego użyję w potrzebie. A teraz idźmy obadwa na spoczynek. {{***}} {{tab}}Bytność policyjnego agenta w pałacu na bulwarze Haussmanna, głęboko zaniepokoiła siostrę Maryę.<br> {{tab}}Badania tego człowieka, zbrodnia, której sprawcy poszukiwał, śmiałość, z jaką wszedł do mieszkania bankiera dla dowiedzenia się o miejscowości, w której odnaleźćby mógł Misticota, wszystko to napawało przestrachem zakonnicę.<br> {{tab}}Zkąd mógł się dowiedzieć wspomniany agent, że chłopiec z Montmartre został z jej polecenia wysłanym?<br> {{tab}}W jaki sposób Misticot mógł dać objaśnienia względem tajemniczego porwania Edmunda Béraud, szwagra Verrièra, który od lat trzydziestu upuściwszy Francyę, wrócił incognito do Paryża?<br> {{tab}}Dlaczego to stwierdzone napewno jego zniknięcie, to przypuszczalne morderstwo {{Korekta|zostałe|zostało}} ukryte przed rodziną?<br> {{tab}}Z jakiej przyczyny nastąpiło to widoczne zmięszanie się bankiera, stanowiące sprzeczność z zimnem zachowaniem się Arnolda Desvignes?<br> {{tab}}Siostra Marya nie wiedziała, co myśleć o wszystkiem.<br> {{tab}}Wielki zamęt, powstały naraz w jej mózgu, nie pozwolił jej w zimny i logiczny sposób wyprowadzić wniosków z tylu zebranych jednocześnie wypadków.<br> {{tab}}Wśród powyższego chaosu, jeden szczegół rysował się jasno przed jej oczyma, sprawiając jej niepokój głęboki.<br> {{tab}}Jeśli Stanisław Dumay został badanym przez Flognego, czy mimo całego swego poświęcenia i dyskrecyi nie wyzna<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9ac8woo93kvek6f1v3ixd79ffw6n2h3 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/885 100 1211345 3709266 3623320 2024-11-19T13:37:19Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709266 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>prawdziwych powodów, dla jakich został przez nią wysłanym w tę podróż do Blévé?<br> {{tab}}Rada byłaby go powiadomić o tem, co zaszło, lecz w jaki to sposób uczynić?<br> {{tab}}Wyszedłszy z salonu, gdzie pozostawiła policyjnego agenta z Verrièrem i Arnoldem Desvignes, wróciła do Anieli, nie chcąc jej jednak przestraszać, nic nie wspomniała o tem, co nastąpiło. Uścisnęła ją tylko, życząc dobrej nocy i odeszła do swego pokoju, udając się na spoczynek.<br> {{tab}}Sen jednak nie przychodził. Obawa i niepokój oczu jej zamknąć nie dozwoliły.<br> {{tab}}Nie myślała już o Misticocie, lecz o tej zbrodni, otoczonej ciemnościami, której Edmund Béraud stał się ofiarą.<br> {{tab}}Na chwilę jej wszakże myśl ta nie przyszła, ażeby jej wuj mógł być tego wspólnikiem; pomimowolnie jednak rodzaj nieufności, która nie była jeszcze podejrzeniem, budził się w głębi jej duszy.<br> {{tab}}Flogny, ów agent policyi, powiedział: Było trzech morderców Edmunda Béraud. Znam dwóch z nich, a Stanisław Dumay będzie mnie mógł naprowadzić na ślady trzeciego.<br> {{tab}}I siostra Marya w swych sennych marzeniach widziała przesuwającą się przed sobą zaniepokojoną postać Juliusza Verrière i lodowatą maskę Arnolda.<br> {{tab}}Myślała pomimowolnie o przybyciu do Paryża tego człowieka, swego towarzysza podróży niegdyś na drodze żelaznej. Przybywał on z Indyj, również jak i Edmund Béraud, milioner...<br> {{tab}}Edmund Béraud zniknął, a w kilka dni później Arnold Desvignes, również milioner, został wspólnikiem Verrièra.<br> {{tab}}Jakże w tem wszystkiem nie dopatrzeć łączności dziwnych, przestraszających?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ax9a8mpgn78y0mobfz3lri03s8la9b3 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/886 100 1211346 3709270 3623323 2024-11-19T13:40:37Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709270 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Rozwidniło się, dzień zabłysnął, a siostra Marya, znużona bezsennością, podniósłszy się ubrała i aby rozproszyć oblegające ją straszne przypuszczenia, udała się na mszę do kościoła Notre-Dame de Lorette.<br> {{tab}}W pałacu na bulwarze Haussmana niezwykły ruch panował. Kamerdyner przy pomocy odźwiernego znosił pakunki, umieszczając je na czekającym przededrzwżami omnibusie.<br> {{tab}}Lando, zaprzężone w parę pięknych koni, również oczekiwało.<br> {{tab}}Siostra Marya za powrotem z kościoła weszła do pokoju Anieli, którą zastała gotową do wyjazdu. Udały się do salonu, gdzie i bankier ukazał się za chwilę. Miał nachmurzone oblicze, zdawał się być mocno zamyślonym.<br> {{tab}}— Siadajmy i jedźmy... — rzekł krótko.<br> {{tab}}{{Korekta|— Droga|Droga}} do Malnoue zabierała około dwóch godzin czasu. Podróż odbyła się w milczeniu. Zaledwie od chwili do chwili obie kuzynki wymieniały z sobą słów kilka.<br> {{tab}}Verrière milczał, zatopiony w głębokiem rozmyślaniu.<br> {{tab}}Przyjechano na miejsce w godzinie śniadania. Służba, wysłana naprzód, wszystko na przejęcie przybyłych przygotowała. Każdy się udał do przygotowanych dlań apartamentów.<br> {{tab}}Wpływ sielskiej przyrody dawał się dostrzedz już na pannie Verrière, która zdawała się jakoby wracać do życia.<br> {{tab}}Biednemu dziewczęciu ubył najdotkliwszy ciężar; ojciec nie wspominał jej nic o Arnoldzie Desvignes, co pozwalało jej mieć nadzieję, że owa tyle nienawistna dla niej osobistość mniej często niż w Paryżu przy rodzinnym stole ukazywać się będzie. {{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2lqi7cwm1k4kh8798p06zn1faftdv59 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/887 100 1211347 3709283 3623322 2024-11-19T13:54:09Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709283 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{c|'''VII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Dom mieszkalny Juliusza Verrière, który w okolicy „zamkiem“ nazywano, był to obszerny pawilon z kamienia zbudowany; w eleganckim stylu z epoki Ludwika XIII-go. Znaczna odległość od wsi go oddzielała.<br> {{tab}}Aleja z odwiecznych lip prowadziła do żelaznego osztachetowania, otaczając dwa mniejsze budynki, w tymże samym stylu stawiane, co i pawilon, z których jeden służył za mieszkanie dla miejscowego nadzorcy, będącego zarazem ogrodnikiem.<br> {{tab}}Park, zajmujący około dwunastu hektarów ziemi, zacieniony wspaniałemi drzewami, otoczony murem, tworzył prawdziwy las, pełen zwierzyny. Rozciągał się on poza domem, poprzedzony wielkim trawnikiem, zasianym kwiatami.<br> {{tab}}Obfitość w parku zwierzyny wymagała bezustannej czujności i nadzoru, ponieważ leśni złodzieje zakradali się tu od czasu do czasu dla tępienia takowej.<br> {{tab}}Aniela uwielbiała Malnoue. Tu to spędziła ona pierwsze lata dziecięce, przy boku swej matki, której związek z Juliuszem Verrière nie uczynił szczęśliwą, a skutkiem czego biedna kobieta szukała samotności. Tu młode dziewczę ujrzało po raz pierwszy kuzyna swego, Emila Vandame. Tu uczuła dla niego zrazu serdeczną życzliwość, a później miłość.<br> {{tab}}Podczas śniadania oblicze bankiera nie rozjaśniło się wcale.<br> {{tab}}Ruchy jego nagłe, przerywane, świadczyły o silnem, nerwowem podrażnieniu, co nié uszło uwagi tak siostry Maryi, jak i Anieli.<br> {{tab}}Po śniadaniu obie kuzynki weszły do parku.<br> {{tab}}Zakonnica prowadziła pannę Verrière, mocno jeszcze osłabioną.<br> {{tab}}— Zauważyłaś zapewne wraz zemną naglą zmianę, jaka nastąpiła w calem zachowaniu się mego ojca? — pytała<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ht958du3yvov8z4u2cz4fmglotv1wln Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/888 100 1211349 3709284 3623325 2024-11-19T13:56:48Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709284 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>Aniela, skoro znalazły się obie w znacznej od domu odległości.<br> {{tab}}— Spostrzegłam to... Mój wuj jest o coś zaniepokojonym, zgnębionym; odgadnąć jednak nie mogę powodu.<br> {{tab}}— Pójdziesz dziś na wieś dla zobaczenia się z proboszczem? <br> {{tab}}— Nie, jutro zrana odwiedzę go po mszy. — Nie obawiasz się, ażeby, odebrawszy list od Stanisława Dumay, nie przyniósł go tutaj?<br> {{tab}}— Nie, tego się nie obawiam. {{Korekta|Dumey|Dumay}}, gdyby nawet miał do mnie pisać, nie mógłby tego dziś uczynić. Gdyby więc list przyszedł na probostwo jutro zrana, pociągiem o godzinie dziewiątej, ja przed dziewiątą z księdzem proboszczem widzieć się będę.<br> {{tab}}— Trzebaby wynaleźć sposób, ażebyśmy odbierały wprost z poczty dzienniki...<br> {{tab}}— Dlaczego? Gdy przyjdą dla twego ojca, przyniosą je nam tu.<br> {{tab}}— To prawda... Gdyby jednakże w którym z tych, dzienników publikowano o jakim świetnym wojennym czynie Emila Vandame, mój ojciec nie dopuściłby go do rąk moich...<br> {{tab}}— Dobrze... pójdę na stacyę de Villiers i tak uczynię, by twoje życzenie spełnionem zostało.<br> {{tab}}— Czemu nie powierzyć tej czynności nadzorcy Forestierowi lub jego żonie?<br> {{tab}}— Nie ufam im obojgu.<br> {{tab}}— Sądzisz więc, że otoczone jesteśmy szpiegami?<br> {{tab}}Siostra Marya znacząco opuściła głowę, nic nie odpowiadając.<br> {{tab}}Bankier zamknął się w swoim apartamencie.<br> {{tab}}Od kilku godzin był prawie jak martwy.<br> {{tab}}Wiadomości, otrzymane wczoraj wieczorem, gromem weń ugodziły.<br> {{tab}}— Odkryto więc ślady morderców Edmunda Béraud — powtarzał sobie — a tym sposobem i Arnolda Desvignes, któ-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fxphtregu6gc1jbljmxq5w6ybsx44xa Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/889 100 1211350 3709285 3623326 2024-11-19T13:59:08Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709285 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>rego stawszy się wspólnikiem, przyjął i część zbrodni na siebie.<br> {{tab}}Gdyby Desvignes padł pod ręką sprawiedliwości i onby padł z nim razem, ponieważ ów nędznik, widząc się schwytanym, nie ukrywałby tego, że Verrière znał mordercę swojego szwagra i że wraz z nim chciał zagarnąć miliony, złożone w kasach domu Rotszylda, usiłując przedtem zgładzić wszystkich współsukcesorów.<br> {{tab}}Oczekiwało wtedy Arnolda Desvignes rusztowanie wraz z gilotyną, a Verrièra co najmniej galery.<br> {{tab}}Jakaż straszliwa przyszłość! Bankier odgadywał w zupełności tajemne zamiary swego wspólnika.<br> {{tab}}Flogny i Misticot, jako dwie osobistości, zagrażające najwyższem niebezpieczeństwem, zniknąć powinni.<br> {{tab}}Arnold, o którym był przekonany, iż nie cofnie się przed żadną zaporą, nie ulęknie żadnej trudności, dążąc prosto do celu wszelkiemi środkami, mógł jednak chybić...<br> {{tab}}Natenczas sprawiedliwość rozpoczęłaby swoje działanie.<br> {{tab}}Wszystko odkrytemby zostało!<br> {{tab}}Przerażająca ta ewentualność stawała się dla bankiera katuszą nad siły. Za jakąbądź cenę Verrière pragnął nazajutrz powrócić do Paryża, przekonać się, czyli Arnold nie przybył.<br> {{tab}}Nie chodziło tu teraz, jak w chwili pojedynku Desvigna z Vandamem, o unicestwienie złotych marzeń ostatniego, ale o topór gilotyny i galery.<br> {{tab}}Przy obiedzie bankier był również ponurym, jak przy śniadaniu.<br> {{tab}}Wstał pierwszy od stołu i wyszedł, polecając woźnicy, ażeby zaprzągł konie do powozu nazajutrz o godzinie szóstej rano, dla odwiezienia go na stacyę drogi żelaznej.<br> {{tab}}Równo ze świtem był już na nogach, nie zamknąwszy oczu przez noc całą.<br> {{tab}}O szóstej godzinie wsiadł do powozu i odjechał.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rfhiopyj3rw76meui3yh2ypk5ga7j7s Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/890 100 1211351 3709290 3623327 2024-11-19T14:27:43Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709290 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Niezadługo potem siostra Marya wychodziła z parku, udając się ścieżką w stronę probostwa.<br> {{tab}}Kościół był pustym zupełnie, skoro przybyła. Sędziwy proboszcz z Malnoue odprawiał mszę o siódmej godzinie. Na kilka minut przed siódmą kapłan, przybywszy do kościoła, spostrzegł siostrę Maryę, a zbliżywszy się, rzekł do niej:<br> {{tab}}— Przybyłaś, siostro, zapewne na kilka dni do zamku swojego wuja, pana Verrière?<br> {{tab}}— Tak, ojcze.<br> {{tab}}— Z panną Anielą?<br> {{tab}}— Z nią razem... Towarzyszyłaby mi do kościoła, gdyby nie była cierpiącą...<br> {{tab}}— Cóż jest temu biednemu dziecku?<br> {{tab}}— Wielkie zgryzoty sprowadziły chorobę... szczęściem niebezpieczeństwo minęło.<br> {{tab}}— Cieszę się z tego i wkrótce przybędę do zamku dla odwiedzenia pana Verrière wraz z córką.<br> {{tab}}— Będziesz, mój ojcze, zawsze tam mile widzianym.<br> {{tab}}— Zobaczymy się jeszcze po mszy, ma siostro?<br> {{tab}}— Tak... jeśli, ojcze, pozwolisz. Radabym złożyć ci niektóre zwierzenia... prosić o pewną drobną przysługę...<br> {{tab}}— Oczekuj mnie więc na probostwie... Znajdziesz tam mą starą służącą, Magdalenę. Ja wkrótce przybędę.<br> {{tab}}— Dobrze, mój ojcze.<br> {{tab}}Wiemy już, jakiego rodzaju zwierzeń zakonnica pragnęła udzielić sędziwemu proboszczowi z Malnoue, jak wiemy zarówno, o co chciała go prosić ze względu wysyłanych do siebie listów.<br> {{tab}}Pewien, że siostra Marya nie mogłaby inaczej postąpić, jak w duchu czynienia dobrze, proboszcz zgodził się chętnie na oddanie jej tej małej przysługi co do listów, na jego nazwisko adresowanych, i przyrzekł wyznać otwarcie, jakie sprawi na nim wrażenie Arnold Designes, gdyby za swoją bytnością spotkał go w zamku.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8sgh47gx97h9irbpce32t0e6o0a9xrd Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/891 100 1211352 3709291 3623328 2024-11-19T14:29:45Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709291 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Zakonnica, wyraziwszy głęboką swą wdzięczność, podniosła się, by odejść, gdy dzwonek zatętniał przy drzwiach probostwa.<br> {{tab}}Jednocześnie służąca Magdalena, tak podeszła wiekiem, jak jej pan, weszła, przynosząc listy i gazety, świeżo odebrane od wiejskiego posłańca.<br> {{tab}}Proboszcz, przejrzawszy adresa na kopertach, rzekł do zakonnicy:<br> {{tab}}— Dobrze uczyniłaś, siostro, przedłużywszy swój pobyt u mnie o kilka minut. Otóż i list do ciebie.<br> {{tab}}Tu podał list siostrze Maryi, która odebrawszy go drżącą zlekka ręką, zapytała:<br> {{tab}}— Pozwolisz mi go, ojcze, rozpieczętować?<br> {{tab}}— Czyń, jak gdybyś była u siebie.<br> {{tab}}W kopercie, którą siostra Marya rozdarła, znajdowala się owa lakoniczna kartka, skreślona przez Trilbego w hotelu Kupieckim, w miejsce napisanej przez Misiicota.<br> {{tab}}Zakonnica czytała chciwie wyrazy: {{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}„Wszystko dobrze idzie... Nie troszcz się, siostro, gdyby moja nieobecność przedłużyć się miała.“}} {{tab}}Nie było żadnego podpisu, wszakże siostra Marya nie wątpiła, od kogo list ten pochodzi.<br> {{tab}}Któż inny, jak nie Misticot, mógłby pisać pod adresem księdza proboszcza w Malnoue?<br> {{tab}}Nie zadziwił jej nawet brak podpisu.<br> {{tab}}— List ten pochodzi od chłopca, o jakim ci, ojcze, mówiłam przed chwilą — wyrzekła.<br> {{tab}}— Jestżeś zadowoloną?<br> {{tab}}— Tak... bo pomimo krótkości listu, widzę, iż nie myliłam się w mych przypuszczeniach.<br> {{tab}}— Niech cię Bóg nie opuszcza, ma siostro, a gdybyś potrzebowała zdemaskować złoczyńców, niech ci przyjdzie z pomocą.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gdb1xnclycynv2kal9n1vduv3tc40hu Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/892 100 1211353 3709292 3623334 2024-11-19T14:31:35Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709292 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Siostra Marya, wróciwszy do zamku, powtórzyła Anieli swoją rozmowę z proboszczem, oraz pokazała jej list, świeżo odebrany.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}O w pół do dwunastej Arnold Desvigues wsiadł na pociąg w Tours, który go przywiózł do Paryża na czwartą po południu.<br> {{tab}}Wprost z drogi żelaznej udał się na bulwar Beaumarchais’go, gdzie wszedł do swego pawilonu.<br> {{tab}}We dwadzieścia minut później, wyszedłszy ztamtąd w zwykłym ubiorze, pojechał fiakrem do bankowego biura Verrière i współka.<br> {{tab}}Widząc go wchodzącym do gabinetu, bankier wykrzyknął radośnie i podbiegł ku niemu, chcąc obsypać zapytaniami. Desvignes wszelako, nie będąc w zbyt dobrem usposobieniu, przerwał mu słowa:<br> {{tab}}— Bez badań i wyjaśnień... — zawołał. — Bądź kontent z tego, że się nie masz czego obawiać.<br> {{tab}}— Lecz ty... o ciebie mi chodzi... — rzekł Verrière.<br> {{tab}}— Skoro mówię, że nie masz się czego obawiać, to znaczy, że i ja jestem wolny od niebezpieczeństwa — odparł sucho Desvignes.<br> {{tab}}Dreszcz przebiegł bankiera od stóp do głowy, posłyszawszy to zdanie, którego znaczenie aż nadto dobrze pojmował.<br> {{tab}}Arnold ocalony i on ocalony. Arnold zgubiony pociągnąłby go wraz z sobą w zatratę.<br> {{tab}}— Cóż się tu działo? — zapytał Desvignes po chwili.<br> {{tab}}— Wszystko jaknajlepiej.<br> {{tab}}— Paweł Béraud?<br> {{tab}}— Przyszedł o oznaczonej godzinie dziś rano. Dano mu tymczasowe zajęcie, w oczekiwaniu innego, jakie dlań przeznaczysz.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 02ns2xc2b6pg5r2t635cmqmb4658ss8 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/893 100 1211355 3709294 3623336 2024-11-19T14:34:00Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709294 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Pomyślę nad tem. A cóż tam słychać w Malnoue?<br> {{tab}}— Moja córka z kuzynką bawią tam od wczoraj.<br> {{tab}}— Pytałeś siostrę Maryę co do tego Misticota?<br> {{tab}}— Nic, wcale.<br> {{tab}}— Tem lepiej. Ani słowa w tym przedmiocie. Udaj, żeś zapomniał o wszystkiem, co nastąpiło.<br> {{tab}}— A jeśli ona badać mnie będzie?<br> {{tab}}— Zbądź jej zapytania... nic łatwiejszego.<br> {{tab}}Verrière westchnął głęboko.<br> {{tab}}— Ach! gdybyś wiedział, jak ja się obawiam... — wyszepnął — tracę sen, apetyt...<br> {{tab}}— Skoro się obawiasz do tego stopnia — rzekł Desvignes z pogardliwym uśmiechem — podam ci radę... Idź do prokuratora rzeczypospolitej i zadenuncyuj mnie. To oskarżenie zjedna ci łagodzące okoliczności...<br> {{tab}}— Dlaczego szydzisz, gdy sytuacya jest tak straszną? — zawołał Verrière; — dlaczego żartujesz sobie ze mnie?<br> {{tab}}— Żartuję, ponieważ twoje obawy są rzeczywiście śmiesznemi, a ja jestem człowiekiem poważnym. Skoro ci mówię, że nie ma niebezpieczeństwa, wierzyć mi powinieneś. Uspokój się więc... odzyskaj krew zimną, energję; inaczej, nie umiejąc zapanować nad sobą, ty sam sprowadzisz niebezpieczeństwo. Jeśliby się kto powinien obawiać, to ja... ja tylko, patrząc, jak lada chwila możesz zdradzić nas obu przez swoją słabość! Strzeż się, mój wspólniku!... bo w dniu, w którymbyś zgubił nas obu przez brak wytrwania i odwagi, bez wahania roztrzaskałbym ci czaszkę wystrzałem z rewolweru. Rozmyśl się więc, a przedewszystkiem uspokój... Idziemy jedną drogą, jednym krokiem. Lecz dość już o tym przedmiocie. Mówmy o czem innem. Wyjechałeś dziś rano z Malnoue?<br> {{tab}}— Tak... pierwszym pociągiem.<br> {{tab}}— Nic nie wiesz, co mogła zrobić przez ten czas twoja, siostrzenica?<br> {{tab}}— Nic nie wiem.<br> {{tab}}— Znasz proboszcza z Malnoue?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ez4t66f3v0xbddtkb87tzfjfx8m2f9p Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/894 100 1211356 3709295 3623339 2024-11-19T14:36:27Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709295 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Znam. Odwiedzamy się wzajem niekiedy.<br> {{tab}}— Jakiż to człowiek?<br> {{tab}}— Starzec, bardzo poczciwy i kochany przez swoich parafian.<br> {{tab}}— Wracasz dziś wieczorem do Malnoue?<br> {{tab}}— Czekałem na ciebie, inaczej byłbym już pojechał.<br> {{tab}}— Jedź więc.<br> {{tab}}— Nie pojedziesz zemną razem?<br> {{tab}}— Dziś nie... Mam interesa do załatwienia w Paryżu.<br> {{tab}}— Zobaczymy się jutro?<br> {{tab}}— Tak... Przybędę tu o zwykłej godzinie, a wieczorem, będę ci towarzyszył do Malnoue. Nie zapomnij o moich poleceniach.<br> {{tab}}— Będę, pamiętał.<br> {{tab}}Arnold podał rękę swojemu wspólnikowi.<br> {{tab}}Zimno tej ręki, która zdawała się być jakby ukutą z marmuru, przejęło dreszczem bankiera.<br> {{tab}}Wróciwszy do siebie na ulicę Tivoli, morderca Edmunda Béraud ukrył w szufladzie wszystkie papiery, skradzione przez Trilbego zmarłemu agentowi policyi, poczem udał się na bulwar Szpitala, do mieszkania Wiliama Scott.<br> {{tab}}Były klown z cyrku Fernando, posłyszawszy umówione stukanie, pośpieszył otworzyć.<br> {{tab}}— Będę cię potrzebował dziś wieczorem — rzekł przy — jestem na twe rozkazy... gdzież pójdziemy?<br> {{tab}}— Na ulicę François-Miron, nr. 30.<br> {{tab}}— Cóż tam robić będziemy?<br> {{tab}}— Najprzód dowiemy się, na którem piętrze mieszka agent policyi, Flogny.<br> {{tab}}— Flogny? — powtórzył Will Scott nie bez obawy. — Zkąd ten ptak wmięszał się w naszą sprawę?<br> {{tab}}— Za powrotem Trilby ci to wytłumaczy. Lecz bądź spokojny. Nie mamy się już czego obawiać ze strony Flognego.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 026wovwgb21laqrjqb38jv4xy2ziw8o Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/895 100 1211357 3709296 3623338 2024-11-19T14:38:53Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709296 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>Trzeba się tylko dowiedzieć o jego mieszkaniu. Lecz się tak przedstaw, ażeby cię nie poznano.<br> {{tab}}— Bądź spokojnym... całkiem się zmienię.<br> {{tab}}— Pośpiesz się więc...<br> {{tab}}Scott zmienił ubranie, włożył perukę i faworyty, nadające zupełnie inny wyraz jego fizyonomii.<br> {{tab}}— Jestem gotów... — rzekł. — Wyjdź pierwszy i idź przez bulwar Szpitala.<br> {{tab}}Za chwilę petem oba jechali powozem w stronę ulicy François-Miron.<br> {{tab}}— Cóż tam nowego na ulicy Sekwany i ulicy des Fleurus? — zapytał Desvignes.<br> {{tab}}— Małżeństwo z ulicy Sekwany ostatecznie się rozeszło — rzekł Scott; — obecnie nie wiem, gdzie się schroniła Joanna Desourdy ze swą córką, lecz wkrótce o tem się dowiem.<br> {{tab}}— A Eugeniusz Loiseau?<br> {{tab}}— Nie widziałem go od czterech dni. Uwolniłem z pod mej opieki, wróciwszy z Joinville-le-Pont, gdzie spędziliśmy dwa dni, wraz z Pawłem Béraud. Jeśli powrócił do żony na ulicę de Fleurus, to nie na długo, upewniam. Naprzykszyło mu się już to małżeństwo... Jutro zobaczę się z nim pod Srebrnym Czopem, przy ulicy l’Ecole-de-Médicine.<br> {{tab}}— Paweł Béraud, jest wciąż zakochanym w Wiktorynie?<br> {{tab}}— Więcej niż kiedykolwiek... A co do tego właśnie, ułożyłem już pewien plan.<br> {{tab}}— Nie zapominaj również ani o wdowie Ferron, ani o praczce z ulicy Gareau.<br> {{tab}}— Bądź spokojnym... Na każde z nich czas przyjdzie.<br> {{tab}}Woźnica przystanął z fiakrem na rogu ulicy François-Miron, jak mu to poleconem było.<br> {{tab}}Will Scott wysiadłszy, wszedł do starego pięciopiętrowego domu, oznaczonego numerem 39-ym, a zagłębiwszy się w ciemny korytarz, zapytał odźwiernej:<br> {{tab}}— Gdzie tu mieszka pan Flogny?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ofdkhw928rju65lg94l2gto0lssj7pq Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/896 100 1211359 3709298 3623341 2024-11-19T14:42:20Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709298 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Na trzeciem piętrze, drugie drzwi po prawej — odpowiedziała kobieta, nie patrząc na przybyłego.<br> {{tab}}— Czy jest w domu?<br> {{tab}}— Nie wiem... pójdź pan zobacz.<br> {{tab}}Scott, wszedłszy na trzecie piętro, spostrzegł na drzwiach bilet wizytowy z nazwiskiem „Flogny.“ Wróciwszy do Arnolda Desvignes, złożył mu sprawozdanie z tego, co zaszło.<br> {{tab}}— A więc idźmy do mieszkania Flognego... — rzekł wspólnik Verrièra.<br> {{tab}}— W jaki sposób tam wejdziemy?<br> {{tab}}— Mam klucz...<br> {{tab}}— A jeśli on wróci, podczas gdy będziemy u niego?<br> {{tab}}— Nie wróci... Wyjechał w podróż daleką.<br> {{tab}}Irlandczyk zrozumiał, co to znaczyło.<br> {{tab}}— Idźmy więc... — rzekł. — Ty idź naprzód, lecz zwolna i cicho. Stara odźwierna nie zwróci na ciebie uwagi. Nie zatrzymuj się aż na trzeciem piętrze... Ja będę tuż szedł za tobą.<br> {{tab}}Tak też uczynili.<br> {{tab}}Po upływie pięciu minut obaj stanęli przed drzwiami mieszkania Flognego.<br> {{tab}}Arnold, dobywszy klucz z kieszeni, otworzył nim zamek, a przepuściwszy Scotta przed sobą, wszedł, a następnie potarł zapałkę, od której rozpalił świecę, stojącą na stole.<br> {{tab}}W ciasnym, małym pokoiku, służącym za jadalnię, znajdował się tylko stół, szafka i cztery krzesełka, na pierwszy rzut oka nie zawierające żadnego papieru.<br> {{tab}}Arnold ze Scottem przeszli do jadalni.<br> {{tab}}— Baczność!... — zawołał Scott półgłosem — nie czyńmy hałasu. Cienkie, jak widzę, jest tu przepierzenie, mogą słyszeć w sąsiedniem mieszkaniu, co mówimy.<br> {{tab}}W rzeczy samej, szmer przyciszonej rozmowy dobiegał obecnych.<br> {{tab}}Scott, zapaliwszy lampę, stojącą nad kominkiem, pasta-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rn23p3f2ca7utrtk9kv046u9b32g08i Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/897 100 1211361 3709299 3623343 2024-11-19T14:49:05Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709299 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>wił ją na stole, służącym zarazem za biurko, na którym leżało kilka książek, atrament, pióra i podręcznik.<br> {{tab}}Arnold, otworzywszy ów konotatnik, znalazł go próżnym.<br> {{tab}}— Do czarta! — zawołał — gdzież to zwierzę ukryło swoje papiery? A! otóż komoda... Przepatrz {{Korekta|szufllady|szuflady}}.<br> {{tab}}Były klown cyrkowy spełnił rozkaz, lecz bezskutecznie.<br> {{tab}}Wspólnik Verrièra zatrzymał się przed biurkiem starożytnego kształtu, mówiąc:<br> {{tab}}— No! z pewnością je tu znajdziemy.<br> {{tab}}— Być może, ale do otworzenia zamku brakuje nam klucza.<br> {{tab}}— Nie możnaż i bez tego sobie poradzić?<br> {{tab}}— W jaki sposób? Włamanie skompromitowaćby nas mogło — odrzekł Scott. — Mieszkający obok dosłyszeliby hałas, powzięli podejrzenia.<br> {{tab}}— A jednak ja muszę wiedzieć, co się tam znajduje.<br> {{tab}}— Ileż mi czasu pozostawiasz na przetrząśnienie tego biurka?<br> {{tab}}— Do jutra wieczorem.<br> {{tab}}— Nie siedźmy tu zatem dłużej. Zmykajmy... a jutro na ulicę Tivoli dostarczę ci papiery, które poznać pragniesz.<br> {{tab}}Scott zgasił światło i wyszli oba, tak, iż odźwierna nie zauważyła wcale ich obecności w tym domu.<br> {{tab}}Znalazłszy się na ulicy, dwaj łotrzy się rozłączyli.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''IX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Po wstrząsającej scenie między Joanną Desourdy a żoną Eugeniusza Loiseau, ta ostatnia, złamana znużeniem, zgryzotą i nękana dreszczem febrycznym, zmuszoną była położyć się się do łóżka.<br> {{tab}}Zamiast jednakże uspokojenia, febra się zwiększyła i we dwie godziny później biedna Wiktoryna leżała bez zmysłów,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> iu9w5rs3ciezzj0j9a4jas0qgspgxji Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/898 100 1211375 3709707 3623429 2024-11-20T09:33:44Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709707 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>owładnięta maligną, w której wołała głośno, wydając jęki i wzywała o pomoc.<br> {{tab}}Jęki te i wołania nieszczęśliwej dobiegły sąsiadów, którzy sądząc, iż wyniknęła jakaś nowa sprzeczka pomiędzy kwiaciarką a jej mężem, powychodzili ze swych mieszkań i nasłuchiwać poczęli.<br> {{tab}}Skargi i krzyki chorej wzmagały się coraz bardziej, aż jeden z lokatorów pobiegł powiadomić o tem odźwierną.<br> {{tab}}— Ten zbrodniarz Loiseau zabija swą żonę — mówił nie można pozwolić, ażeby ją zamordował.<br> {{tab}}Przestraszona odźwierna przybiegła do drzwi i zapukała.<br> {{tab}}Wiktoryna nie słyszała wcale, nie mogła nic słyszeć, straciwszy przytomność zupełnie.<br> {{tab}}— Niepodobna, ażeby tam się znajdował Loiseau — rzekła odźwierna po chwili zamyślenia; — nie wrócił wczoraj wieczorem, jestem tego pewną!<br> {{tab}}— Trzeba zatem powiadomić komisarza policyi — ozwała się jedna z sąsiadek.<br> {{tab}}— Może ona chce się pozbawić życia ta nieszczęśliwa? — dodała druga. — Ach; po miesiącu małżeństwa do czego ów łotr ją doprowadził!<br> {{tab}}— Co począć?— pytała odźwierna; — będąc sama tylko w stancyjce, odejść od domu nie mogę.<br> {{tab}}— Ja za panią popilnuję... — wyrzekła pierwsza z lokatorek. — Pójdź... sprowadź przynajmniej miejskiego strażnika.<br> {{tab}}Projekt ten został przyjętym.<br> {{tab}}Odźwierna pobiegła z pośpiechem, nie spotkawszy jednakże żadnego z miejskich strażników, dobiegła aż do biura komisarza policyi.<br> {{tab}}W pół godziny przybył komisarz do domu na ulicę de Fleurus, w towarzystwie lekarza, ślusarza i dwóch agentów, a powiadomiony o nikczemnem postępowaniu Eugeniusza Loiseau, kazał sąsiadkom wrócić do swych mieszkań, sam zaś nie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6ablakl31hbjvkof2rqm9kdd2v8bbny Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/899 100 1211376 3709710 3623430 2024-11-20T09:36:18Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709710 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>odbierając na pukanie do drzwi żadnej odpowiedzi, polecił ślusarzowi zamek otworzyć.<br> {{tab}}Drzwi ustąpiły natychmiast, bez oporu, i przybyli weszli do wnętrza, gdzie oczekiwał ich przejmujący smutkiem widok.<br> {{tab}}Wiktoryna, walcząc z gorączkowemi widmami, zsunęła się z łóżka i na w pół naga, w podartej bieliźnie, z rozpuszczonemi włosami, wiła się po podłodze, głową w nią uderzając.<br> {{tab}}Policzki miała mocno zarumienione. Oczy szeroko otwarte, pozbawione były blasku spojrzenia.<br> {{tab}}— Znajdujemyż się wobec wypadku otrucia, czy samobójstwa? — pytał komisarz lekarza, klęczącego przy chorej.<br> {{tab}}— Bynajmniej... Jest to wprost paroksyzm gorączki. Ta nieszczęśliwa mogła była oknem wyskoczyć... Cudem tego nie uczyniła!<br> {{tab}}— Czy może być ona w domu pielęgnowaną?<br> {{tab}}— Należałoby w takim razie sprowadzić do niej dozorczynię... Lecz będzież ją miała czem zapłacić?<br> {{tab}}— O! co tego, to nie zdoła uczynić — odpowiedziała odźwierna. — Jej mąż jest pijak, hulaka; roztrwania wszystko, co zarobi. Dłużni są tak za upłyniony kwartał komornego, jak i za bieżący. Ja sądzę, panie doktorze, że najlepiej byłoby przewieźć tę nieszczęśliwą do szpitala, zasługuje ona na gorliwe pielęgnowanie, zacna to bowiem bardzo istota:<br> {{tab}}— Panie komisarzu — rzekł lekarz — rzecz jest nagląca. Tej biednej kobiecie zagraża niebezpieczeństwo. Trzeba bez stracenia chwili przewieźć ją do sal publicznego miłosierdzia.<br> {{tab}}— Czyż zdoła ona jednak znieść podróż powozem?<br> {{tab}}— Wołałbym, aby ją przeniesiono na noszach, do powozu bowiem trudno byłoby ubrać tak ciężko chorą.<br> {{tab}}Komisarz powiedział coś agentowi, który wyszedłszy, wrócił za chwilę, sprowadzając nosze i dwóch ludzi.<br> {{tab}}Wiktorynę, wciąż bezprzytomną, położono na materacu, narzucono na nią ciepłą kołdrę, a dla ukrycia przed wzrokiem ciekawych, nosze na zewnątrz płótnem osłoniono, poczem udano się z nią w drogę do szpitala.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8p32vppj76ued01t7v2kbwcydm1dgkg Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/900 100 1211377 3709711 3623431 2024-11-20T09:39:12Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709711 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Ja zabieram klucz z sobą — rzekł komisarz do odźwiernej, zamknąwszy mieszkanie. — Gdyby pan Loiseaa wróciwszy, chciał wejść, powiedz mu pani, ażeby przyszedł do mnie do biura.<br> {{tab}}— Uczynię to z przyjemnością, panie komisarzu. Ten hultaj zasługuje, aby mu ostre słowo prawdy powiedziano.<br> {{tab}}Spędziwszy dwa dni w Joinville-le-Pont w towarzystwie Pawła Béraud i Wiliama Scott, mniemanego {{Korekta|burgundczyka|Burgundczyka}}, Loiseau w stanie najzupełniejszego ogłupienia, wrócił w poniedziałek rano do Paryża z dwoma swoimi kolegami.<br> {{tab}}Scott pożegnał ich obu przy winceńskiej drodze żelaznej, mówiąc:<br> {{tab}}— Do jutrzejszego widzenia!<br> {{tab}}Béraud śpieszył się do objęcia swych obowiązków w biurze Verrièra.<br> {{tab}}Loiseau, oszołomiony pijaństwem, w jakiem od sześciu dni pozostawał bez przerwy, kompletnie pozbawiony był przytomności umysłu.<br> {{tab}}— Co ja z sobą pocznę, jeśli mnie oba opuścicie? — mruczał, zwracając się do Pawia Béraud.<br> {{tab}}— Nie wrócisz przecież, spodziewam się, do domu? — rzekł Paweł.<br> {{tab}}— Nie chciałbym... a jednak... Potrzebuję moich rupieci, nie chciałbym ich pozostawić przy ulicy de Fleurus.<br> {{tab}}— Wiktoryna cię zatrzyma... wyjść ci nie pozwoli... — odrzekł nowomianowany urzędnik domu Verrière i Spółka.<br> {{tab}}— Niech się poważy odezwać... dałbym ja jej odpowiedź!<br> {{tab}}W usposobieniu, w jakiem znajdował się obecnie Loiseau, uważał Paweł, iż innej rady nie było.<br> {{tab}}— Zakończ z nią raz... — rzekł. — Staw się odważnie, pomnij, żeś przecie mężczyzną. Sprzedaj sprzęty, ot! jak ja zrobiłem, rozdziel pieniądze i rozejdźcie się z sobą.<br> {{tab}}— Dobrze... zrobię to zaraz dziś, bezzwłocznie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8uo76frxa0yudipk1mf2iumvuup4nbi Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/901 100 1211378 3709713 3623432 2024-11-20T09:41:23Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709713 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Wsiądźmy do fiakra... Muszę zmienić ubranie przed pójściem do biura. Rozejdziemy się na ulicy de Bucy, a zobaczymy wieczorem pod Srebrnym czopem.<br> {{tab}}Na ulicy de Bucy pożegnawszy swego kuzyna, Loiseau stał przez kilka minut na trotuarze zadumany, z pochyloną głową, zapytując sam siebie, co mu teraz uczynić wypada?<br> {{tab}}Widocznie toczył z sobą walkę wewnętrzną.<br> {{tab}}Głos jakiś nieznany, milczący, od pewnego czasu począł się odzywać nanowo, czyniąc mu ważne wyrzuty z przyczyny jego postępowania.<br> {{tab}}Mimo to wahał się, a nie wiedząc, co robić, zaczął iść wprost przed siebie, bez celu.<br> {{tab}}W niedługim czasie znalazł się na ulicy de l’Ecole-de-Médicine, zboczywszy zupełnie z drogi, jaką mu iść należało na ulicę de Fleurus.<br> {{tab}}Wszedł do piwiarni pod Srebrnym Czopem bezwiednie, a dla dodania sobie energii, polecił podać wódki, której wychylił kilka kieliszków jeden po drugim.<br> {{tab}}Krew w nim się rozgrzała, w głowie mu się kręcić zaczęło. Cały jego system nerwowy drgał wściekle.<br> {{tab}}Bezrozumny ów nędznik, nie wahając się teraz, poszedł na ulicę de Fleurus.<br> {{tab}}Idąc, mówił głośno sam do siebie, jak gdyby chciał sobie dodać odwagi do spełnienia niegodziwości, projektowanej mu przez kuzyna.<br> {{tab}}Sumienie w nim powtórnie zamarło.<br> {{tab}}Przybywszy przed dom, spojrzał na okna. Były one szczelnie zamknięte.<br> {{tab}}Minąwszy korytarz, miał właśnie wchodzić na schody, gdy spostrzegłszy go odźwierna, podbiegła ku niemu.<br> {{tab}}— Ach! nieszczęśliwy człowieku!... — zawołała — cóżeś ty uczynił?<br> {{tab}}— Co... co? Com ja uczynił... — bąkał introligator, któremu wódka krępowała język. — Robiłem, co mi się podobało, moja matko, a sądzę, że cię to nie obchodzi! Może zostałaś za-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4fk298g88y8y73pjrdhmgisk93wdzuo Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/902 100 1211379 3709717 3623434 2024-11-20T09:43:50Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709717 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>płaconą, ażeby napaść na mnie urządzić? No! wracaj, mówię ci, do swojej budy, bo inaczej...<br> {{tab}}— Ha! jesteś łotrem... nie powiem, ostatniego rodzaju — wołała zaperzona odźwierna. — Znajdą się jednak tacy, którzy cię potrafią poskromić!<br> {{tab}}— Poskromić... mnie? Ha! ha! chciałbym wiedzieć, któż taki?<br> {{tab}}— Naprzód zostaniesz wyrzuconym z mieszkania przez woźnego.<br> {{tab}}— I owszem... myślisz, że ja chcę się trzymać tej waszej budy?<br> {{tab}}— Musisz zapłacić za kwartał ubiegły i ten, który się kończy obecnie. Po zapłaceniu pozostanie ci tylko zabrać swoje manatki... Właściciel nadal trzymać cię nie będzie... Dość ma lokatorów tego rodzaju!<br> {{tab}}— Milcz, czarownico! — wrzasnął Loiseau ze wzrastającem wzburzeniem. — Zapłacę twemu właścicielowi i rzucę z czartem to pudło... Niech je ogień spali!<br> {{tab}}Tu pobiegł na schody.<br> {{tab}}— Gdzie idziesz? — zawołała odźwierna.<br> {{tab}}— Gdzie idę... do kroć piorunów! — zawołał — wszak wiesz, że idę do siebie.<br> {{tab}}— Do siebie... A więc, chcąc tam wejść, musisz naprzód iść prosić o klucz komisarza policyi.<br> {{tab}}To powiedziawszy, kobieta wsparła się tryumfująco na miotle, którą trzymała, w ręku.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''X.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Do komisarza? — powtórzył introligator z osłupieniem. — Mój klucz znajduje się u komisarza policyi? To kłamstwo! Moja żona mi otworzy.<br> {{tab}}— Twoja żona... — powtórzyła odźwierna; — czy wiesz, co się z nią stało? Zabrano do szpitala twą żonę...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> aaqrt03zrxax83l9e2n1dkitb6ll91v Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/903 100 1211401 3709719 3623475 2024-11-20T09:46:08Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709719 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Loiseau rzucił się gniewnie.<br> {{tab}}— Wiktoryna w szpitalu? — zawołał wytrzeźwiony nagle. — Co jej się stało? Co jej jest?<br> {{tab}}— Co jej jest... Dostała strasznej gorączki... A z czego? Bijesz ją... dręczysz, poniewierasz... Jesteś nikczemnikiem. Gdy napełniała cały dom jękami, że aż serce z żalu pękało, przyszedł komisarz. Kazał otworzyć drzwi ślusarzowi... I znaleziono tę nieszczęśliwą, leżącą bez przytomności prawie na podłodze. Miano dla niej więcej od ciebie litości, zaniesiono ją do szpitala. Co zaś do twego klucza, powtarzam, iż komisarz go zabrał; jeśli chcesz wejść do mieszkania, idź po klucz do niego.<br> {{tab}}— Pójdę... albo nie pójdę... jak mi się będzie podobało! — wrzasnął w przystępie wściekłości Loiseau. — Komisarz nie zabroni mi wejść do mego mieszkania! Ha! wysłali mą żonę do szpitala... Niech tam zostanie zresztą, skoro ją zaniesiono. Lekarstwa przynajmniej nie będą mnie kosztowały.<br> {{tab}}Tu zaczął biedź szybko po schodach.<br> {{tab}}— Ach! łotr... łotr podły, bez serca!... — wołała, biegnąc za nim, odźwierna.<br> {{tab}}Na hałas, wynikły z tej sprzeczki, lokatorowie powychodzili, chcąc się dowiedzieć, co zaszło.<br> {{tab}}Przybywszy na piętro, gdzie mieszkał, Loiseau rzucił się na drzwi z całą zaciekłością.<br> {{tab}}Dało się słyszeć trzeszczenie.<br> {{tab}}Pod gwałtownością nacisku zamek wyszedł ze swej osady.<br> {{tab}}Drzwi się otworzyły. Loiseau wszedł.<br> {{tab}}Przestraszona tem włamaniem odźwierna, wybiegła z pośpiechem, a zamknąwszy swoją stancyjkę, udała się do właściciela domu, mieszkającego w pobliżu.<br> {{tab}}Loiseau pozostał przez kilka minut u siebie, zabierając wszystko, co mogło mieć jakąśkolwiek wartość pieniężną, następnie wyszedł, pozostawiwszy drzwi uchylone za sobą.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 806t0lj9ldhe72orv3pj14mimigsxk3 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/904 100 1211403 3709725 3623477 2024-11-20T09:48:46Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709725 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Postanowił iść za przykładem Pawła Béraud i w tym celu udał się na ulicę Vaugirard, do składu używanych mebli.<br> {{tab}}— Mam meble do sprzedania — rzekł — wszedłszy do sklepu. — Nie będę żądał zbyt drogo, może pan kupisz?<br> {{tab}}— Owszem... A gdzie to?<br> {{tab}}— O kilka kroków ztąd... Przy ulicy de Fleurus.<br> {{tab}}— Pójdźmy... zobaczę.<br> {{tab}}Gdy Loiseau przybył wraz z kupcem, odźwierna jeszcze nie powróciła. Grupa lokatorów, zebrana w sieni, rozmawiała o wypadku dnia tego. Introligator, przeszedłszy koło nich, wprowadził kupca do mieszkania.<br> {{tab}}— Wysadziłem drzwi — rzekł, jak gdyby chodziło o rzecz najzwyklejszą w świecie; — kończmy więc prędko. Sprzedaję wszystko, z wyjątkiem bielizny i ubrania.<br> {{tab}}W oka mgnieniu kupiec wszystko ocenił.<br> {{tab}}— Daję za to wszystko siedemset franków — rzekł — jeśli się zgadzasz, zabieram i płacę, w przeciwnym razie odchodzę.<br> {{tab}}— Zgadzam się... bierz i płać!<br> {{tab}}— Będęż mógł zaraz to zabrać?<br> {{tab}}Na te słowa ukazał się właściciel domu w towarzystwie odźwiernej.<br> {{tab}}— Panie Loiseau... — zapytał z gniewem — jakiem prawem pozwalasz pan sobie czynić w mym domu hałasy i krzyki?<br> {{tab}}— Jakiem prawem? ponieważ tak mi się podoba — odrzekł introligator. — Panu wolno jest tylko upominać się o zapłatę, nic więcej. Ile panu dłużnym pozostałem?<br> {{tab}}— Trzysta franków za komorne — odrzekł właściciel, dobywając kwity z kieszeni — a dwadzieścia franków za reparacyę drzwi wyłamanych.<br> {{tab}}— Jeżeli panu zapłacę te trzysta dwadzieścia franków — pytał kupiec — wolnoż mi będzie zabrać te wszystkie meble, jakie mi ten pan sprzedaje?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć... Zabierz je pan sobie.<br> {{tab}}— Oto jest trzysta franków i jedna moneta dwudziestofrankowa.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ajg7lkygpemzw0hg4t0xi23jdcx5sag Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/905 100 1211404 3709727 3623478 2024-11-20T09:51:26Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709727 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Proszę odebrać pokwitowanie, panie Loiseau — mówił gospodarz, wręczając takowe introligatorowi. — Mimo, że to mnie nie obchodzi, pozwól sobie jednak powiedzieć dwa słowa: Źle skończysz, jeśli nie zmienisz swego postępowania...<br> {{tab}}— Zachowaj pan te nauki dla siebie — zawołał introligator. — Pomówimy o tem wszystkiem kiedyś... w przyszłości. Tymczasem powiadamiam pana, iż jestem u siebie, pan nie masz nic do mnie, skoro zostałeś zapłaconym. Proszę wyjść!<br> {{tab}}Widząc, iż ze strony takiego nicponia, obelgi jedynie mógł otrzymać, właściciel odszedł, a za nim odźwierna.<br> {{tab}}— Masz mi pan jeszcze trzysta osiemdziesiąt franków dopłacić — rzekł Loiseau do kupca. Wydam panu na ogólną sumę pokwitowanie. Wyłączam sobie tylko to zawiniątko — dodał, wskazując na pakiet, zawierający jego warsztatowe narzędzia, oraz, jak mówiłem, bieliznę i ubranie.<br> {{tab}}Po odebraniu pieniędzy i wydaniu pokwitowania Loiseau wyszedł, ścigany pogardliwym wzrokiem lokatorów, a przebiegłszy ulicę de Bucy, zażądał dla siebie pokoju w tym samym hotelu, gdzie mieszkał Paweł Béraud.<br> {{tab}}Otrzymawszy takowy, złożył w nim swoją walizkę i udał się do zakładu pod Srebrnym czopem. Potrzebował odurzenia.<br> {{tab}}Grał więc w karty i pił zapamiętale.<br> {{tab}}Około siódmej wieczorem przyszedł tam Paweł wprost z biura, ciekawy dowiedzieć się, co zaszło pomiędzy Eugeniuszem a Wiktoryną.<br> {{tab}}Loiseau był na w pół pijanym.<br> {{tab}}— Cóż było? — zapytał.<br> {{tab}}— Co było... skończone! — odrzekł introligator.<br> {{tab}}— Co... jakto?<br> {{tab}}— Co... rozłączenie, mój stary. Zrobiłem jak ty, zwinąłem mój bazar.<br> {{tab}}— Brawo! A Wiktoryna?<br> {{tab}}— Wiktoryna w szpitalu.<br> {{tab}}Paweł podskoczył zdumiony.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kyuh3xa1xi0oyopuzt41iwave5mgxk8 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/906 100 1211405 3709735 3623479 2024-11-20T09:59:34Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709735 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— W szpitalu Wiktoryna? — powtórzył, bledniejąc. — To niepodobna!<br> {{tab}}— Mówię ci prawdę... Zdaje się, że dostała swoich ataków nerwowych i komisarz policyi wyekspedyował ją do szpitala. Otóż pozbyłem się łatwo kłopotu. A co?<br> {{tab}}Paweł Béraud niezaprzeczenie był równie nikczemnym, podłym i okrutnym, jak Loiseau, mimo to czuł oburzenie, słysząc introligatora wyrażającego się w ten sposób o swojej żonie.<br> {{tab}}Chwila ta jednak trwała jak mgnienie błyskawicy. Pomyślał sobie, że im bardziej Loiseau okaże się nikczemnym względem Wiktoryny, tem więcej on będzie miał widoków powodzenia.<br> {{tab}}— Byłeś w szpitalu, widziałeś się z nią? — zapytał.<br> {{tab}}— A tożbym głupstwo uczynił! Rozłączenie nastąpiło i rzecz skończona! Jestem kawalerem... Nie mówmy o tem więcej, a raczej idźmy na obiad. Ja dziś ugaszczam was... Mam pieniądze!<br> {{tab}}Opuściwszy dwóch tych godnych siebie ludzi, powróćmy do Blévé.<br> {{tab}}Dyliżans, kursujący pomiędzy Amboise a {{Korekta|Blévè|Blévé}}, wychodził z Amboise o w pół do czwartej rano, jak o tem wiedzą czytelnicy. Bardzo często spóźniał się on o kilka minut, a niekiedy nawet o kwadrans.<br> {{tab}}Pięciu podróżnych jechało nim obecnie.<br> {{tab}}Konduktor, spędziwszy w karczmie niedzielę, znajdował się w nader wesołem usposobieniu.<br> {{tab}}Wyśpiewywał głośno, towarzysząc swej pieśni trzaskaniem z bicza. Konie szły szybko i wkrótce powóz wtoczył się do lasu.<br> {{tab}}Nagle szkapy, zwolniwszy bieg zaczęły objawiać niepokój, strzygąc uszami i wyrzucając oddech gwałtownie.<br> {{tab}}— Wio... hej! leniwce... — wołał konduktor, smagając je biczem — dalejże naprzód!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g0hhvh9zwpa8ve1ec3f7oioa85ozzoo Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/907 100 1211407 3709738 3623482 2024-11-20T10:01:44Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709738 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Konie poskoczyły galopem, co jednak z widocznym uczyniły wstrętem, nie przestając wyrzucać nozdrzami świszczącego oddechu.<br> {{tab}}Po kilku sekundach zatrzymały się znowu.<br> {{tab}}— Co to, do czarta? — zawołał konduktor, smagnąwszy je biczem.<br> {{tab}}Było to jednak napróżno. Oba bieguny stanęły jak wryte, drżąc na całem ciele, cofając się i wspinając na tylnych nogach.<br> {{tab}}Burza, grożąca przez noc całą, bokiem przemknęła, niebo wszelako ciemnem pozostało, a gęste gałęzie wielkich drzew ciemność tę jeszcze zwiększały.<br> {{tab}}— Nie! tu musiało zajść coś niezwykłego... — mruknął konduktor i {{Korekta|zeskoczzwszy|zeskoczywszy}} z siedzenia, chciał ująć konie za cugle, aby je poprowadzić.<br> {{tab}}Oba rumaki nietylko, że odmówiły posłuszeństwa, ale tak silnie cofać się zaczęły, iż omal nie wywróciły w rów wehikułu wraz z podróżnymi.<br> {{tab}}— Co to jest... co się tu dzieje? — pytali jednogłośnie jadący z niepokojem i trwogą.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Już nie konduktor powozu odpowiedział na to zapytanie, ale straszliwy duet ryczenia, jakie się dało słyszeć na drodze w bliskiej odległości.<br> {{tab}}Konie wspięły się przestraszone, drżące, a zawróciwszy, gotowe były uciekać w kierunku Amboise.<br> {{tab}}Czując, iż nie zdoła ich za cugle poprowadzić, bez narażenia się na wywrócenie i stratowanie, konduktor wskoczył na siedzenie i chwycił za lejce, wołając na podróżnych:<br> {{tab}}— Stoją tu w pobliżu dzikie zwierzęta, zbiegłe z menażeryi Pezona... nie zdołamy zapewne przejechać...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7sk3jsktkr41xluv886eu2blpft6iwy Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/908 100 1211409 3709742 3623484 2024-11-20T10:04:00Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709742 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Jednocześnie konie, zerwawszy się z miejsca, ruszyły wściekłym galopem wzdłuż drogi, widniejącej przed niemi.<br> {{tab}}Po za niemi brzmiał ryk drapieżców, który słabnął w miarę przebytej odległości.<br> {{tab}}Blisko przez trzy kilometry konie biegły jak szalone. Wszyscy podróżni drżeli. Powóz podskakiwał gwałtownie na resorach, zdawało się, iż lada chwila wywróci się, straciwszy równowagę.<br> {{tab}}W miarę jednakże zbliżania się do Amboise bieg stawał się mniej szybkim. Konie uspakajały się, oddalając od niebezpieczeństwa, zresztą znużenie je wyczerpało.<br> {{tab}}Zaczęło się rozwidniać w chwili, gdy powóz wjeżdżał do miasta. Drzwi i okna domów były jeszcze zamknięte.<br> {{tab}}Konduktor zatrzymał się przed hotelem Pocztowym. Podróżni, powysiadawszy, poczęli pukać do okiennic hotelu, aby im otworzono.<br> {{tab}}Służący zdumiał się, ujrzawszy za otwarciem bramy dyliżans, który o tej godzinie powinien był znajdować się w La Croix-Blévé.<br> {{tab}}Przywołał właściciela, któremu konduktor opowiedział, co zaszło.<br> {{tab}}— Żywo... po żandarmaryę! — wołał przedsiębiorca transportów pocztowych. — Niech zbudzą dowódcę... powiadomią komisarza! Niech przywołają z zamku kompanię żołnierzy! Kuryer musi wyjechać z zamku pod silną eskortą!...<br> {{tab}}Konduktor w jedną stronę, służący w drugą pobiegli, ażeby spełnić rozkazy.<br> {{tab}}Zbudzeni hałasem sąsiedzi, poczęli wyglądać oknami, pytając jedni drugich, a nie umiejąc znaleźć odpowiedzi. W trzy kwadranse później komisarz policyi z dowódcą żandarmeryi, {{Korekta|kamitanem|kapitanem}} konnicy i oddziałem żołnierzy otoczyli dyliżans dla konwojowania, podczas gdy woźnica przeprzęgał konie, ponieważ pierwsze napewno nie chciałyby iść w kierunku lasu Amboise.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fgog7b3u0ltcipw1qtlzhmpvcon4ryl Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/909 100 1211410 3709743 3623486 2024-11-20T10:06:17Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709743 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Nabito broń, podróżni wsiedli do powozu, a kapitan, któremu poruczono kierownictwo wyprawą, rozkazał konduktorowi jechać wolnym truchtem, tak, aby jednocześnie z nim postępowali żołnierze.<br> {{tab}}Komisarz policyi wraz z sekretarzem zajął miejsce na wierzchu powozu.<br> {{tab}}Dyliżans wyruszył z miejsca.<br> {{tab}}W Blévé dziwiono się i niepokojono, nie widząc przyjeżdżającego wehikułu. Zaczęto wierzyć w jakiś wypadek, nikt jednak nie odgadywał, co się takiego stać mogło.<br> {{tab}}Droga, którą jechał dyliżans, zagłębiając się w las, biegła kręto i krzywo.<br> {{tab}}— Jak prędko przybędziemy do miejsca, w którem twoje konie zatrzymawszy się, iść dalej nie chciały? — pytał komisarz konduktora.<br> {{tab}}— Przybędziemy tam niezadługo; jest to na trzecim zakręcie drogi — odrzekł zapytany.<br> {{tab}}W rzeczy samej, po dziesięciu minutach, na trzecim skręcie, konie poczęły strzydz uszami, okazując zupełnie też same oznaki przestrachu, co ich poprzednicy.<br> {{tab}}— Otóż naśladują tamte... — mruknął konduktor.<br> {{tab}}— Popuść im lejce, niech wolno idą — zawołał kapitan, poczem rozkazał żołnierzom i żandarmom nastawić bagnety i karabiny.<br> {{tab}}Nagle konie stanęły w miejscu, nie chcąc iść dalej.<br> {{tab}}Przed niemi wprost droga tworzyła kąt ostry, nie dozwalając nic widzieć w odległości.<br> {{tab}}— Zmuś konie, ażeby postąpiły — zawołał kapitan.<br> {{tab}}Konduktor uderzył je silnie biczem. Zaczęły biegnąć, przemknąwszy tak kilka metrów, drżały jednakże, rozszerzając nozdrza.<br> {{tab}}Po kilku sekundach zatrzymały się powtórnie, spięte na tylnych nogach, okryte potem i pianą.<br> {{tab}}— Otóż drapieżne zwierzęta! — zawołał komisarz.<br> {{tab}}Głuche mruczenie dało się słyszeć na odległość trzech<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n8xwgvthmyocv6h5z5xuip7losb5kgj Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/910 100 1211412 3709748 3623488 2024-11-20T10:08:39Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709748 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>set metrów i spostrzeżono zdała dwie potworne głowy lwa i tygrysa, siedzących na drodze przy szczątkach, których niepodobna było rozeznać.<br> {{tab}}— Naprzód! — zawołał kapitan na swoich ludzi.<br> {{tab}}Żołnierze wykonali zlecenie.<br> {{tab}}Dyliżans pozostał w tyle z żandarmami.<br> {{tab}}Dzikie zwierzęta powtórnie ryknęły.<br> {{tab}}— Stój! — zawołał kapitan. — Wziąć na cel... a wymierzcie dobrze, me dzieci! Baczność na komendę! Ognia!<br> {{tab}}Silny huk strzałów rozległ się nagle. Gęsty dym zasłonił drogę na chwilę.<br> {{tab}}Konie z dyliżansu wspięły się na tylnych nogach, stając prostopadle, silna wszelako dłoń konduktora poskromić je zdołała.<br> {{tab}}Skoro dym się rozproszył, spostrzeżono jednego z drapieżników. tarzającego się na drodze, ryczącego z bólu.<br> {{tab}}— Naprzód! — zakomenderował kapitan — a biegnąc, nabijcie powtórnie broń.<br> {{tab}}Oddział żołnierzy, wraz z idącymi za nimi żandarmami, szybkim krokiem wyruszył z miejsca.<br> {{tab}}Komisarz policyi, sekretarz i dwóch podróżnych szli po za nimi.<br> {{tab}}Po przebyciu czwartej części odległości kapitan zawołał:<br> {{tab}}— Stój!... Celuj!... Ognia!<br> {{tab}}Tygrys, któremu pierwszym wystrzałem kula nogę rozerwała, upadł w kurzawę, nie dając znaku życia. Zbliżyli się wszyscy do miejsca krwawego dramatu. Nigdy straszniejszy widok nie przedstawił się ich oczom.<br> {{tab}}— Trupy ludzkie!... — zawołał komisarz, mocno pobladły na widok ciał porozdzieranych przez dzikie zwierzęta.<br> {{tab}}— Lew! — dodał kapitan, wskazując samca, zabitego kulą Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Rewolwer! — ozwał się dowódca żandarmów, podnosząc broń leżącą na drodze. — Ci nieszczęśliwi bronili się wido-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1abn24pnxqmk5hpik4rpjnlug559is5 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/911 100 1211413 3709758 3623489 2024-11-20T10:10:59Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709758 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>cznie... Jeden z nich zabił tego lwa, który już skostniał zupełnie.<br> {{tab}}— Ja pozostanę tu dla spisania protokułu — wyrzekł komisarz policyi.<br> {{tab}}— Kapitanie... kapitanie! — zawołał nagle sierżant; — oto na drodze ślady krwi świeżej. Z pewnością drugie zranione zwierzę dzikie ukryło się w lesie... Jedno z tych, do których daliśmy ognia.<br> {{tab}}— Baczność więc! — odrzekł oficer. — Nabijcie broń, wejdziemy w las jak tyralierzy, o dziesięć kroków odległości jeden od drugiego. Iść zwolna... Naprzód!<br> {{tab}}Ruch ten natychmiast wykonano. Żołnierze i żandarmi szli wzdłuż pochyłości, gotowi dać ognia w potrzebie.<br> {{tab}}— Jedz silnym kłusem! — zawołał komisarz na konduktora dyliżansu. — Opowiedz o wszystkiem żandarmeryi w Blévé, niech przybywają i przyprowadzą z sobą dwa wozy.<br> {{tab}}Konduktor odjechał wraz z podróżnymi, podczas gdy komisarz policyi zaczął przeszukiwać szczątki nieszczęśliwych dla stwierdzenia ich osobistości.<br> {{tab}}Kawały podartego ubrania leżały rozrzucone na drodze.<br> {{tab}}W chwili, gdy sekretarz podnosił jeden z tych płatów, ukazał się pod nim portfel nienaruszony wcale.<br> {{tab}}Podał go komisarzowi, który po otwarciu takowego znalazł w nim bilety wizytowe i listy z adresami do pana „Delvigne, komisanta handlowego.“<br> {{tab}}— Jeden więc z tych ludzi nazywał się Delvigne, to widoczna... — zawołał — lecz który?<br> {{tab}}Szukano na wszystkie strony, przewracano w szczątkach, lecz niepodobna było żadnej wskazówki odnaleźć.<br> {{tab}}Jednocześnie kilkanaście wystrzałów huknęło wśród lasu.<br> {{tab}}— Odnaleziono zranione zwierzę — pomyślał komisarz, nie przestając przeszukiwać w papierach. — A! — zawołał nagle, pochwyciwszy depeszę, adresowaną do Alfreda Delvignes w hotelu Kupieckim. — Otóż i adres, który dowodzi, iż jeden<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0iw90diqkgztok164n0ffmv9db1cet6 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/912 100 1211414 3709763 3623491 2024-11-20T10:13:02Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709763 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>z tych nieszczęśliwych przebywał w Blévé. Razem tam byli oba zapewne. — Wybadawszy właściciela hotelu, otrzymamy potrzebne co do tożsamości obudwóch objaśnienia.<br> {{tab}}Ukazali się wychodzący z lasu żołnierze.<br> {{tab}}Kilku z nich niosło na noszach z gałęzi i karabinów zrobionych, przepyszną lwicę, którą złożyli obok lwa i tygrysa.<br> {{tab}}Kapitan promieniał radością.<br> {{tab}}— Piękne polowanie... hę... co, nieprawda, panie komisarzu? — zawołał.<br> {{tab}}— Wspaniałe, kapitanie... lecz mówią jeszcze o ukrywającym się tu gdzieś gorylu...<br> {{tab}}— Małpa... — odparł z pogardą kapitan; — co ona znaczy obok lwów i tygrysów. — Dziś, jutro, położymy ją na miejscu, albo schwytamy do klatki żywcem.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Jednocześnie ukazało się kilku ludzi, pędzących na koniach galopem.<br> {{tab}}Była to żandarmerya z Blévé, wiedziona przez porucznika.<br> {{tab}}Dwa wozy, wysłane pękami słomy, za nimi postępowały.<br> {{tab}}Na jednym z nich umieszczono szczątki ciał ludzkich, na drugim trupy trojga zwierząt.<br> {{tab}}Komisarz policyi prosił porucznika, ażeby zechciał zasięgnąć wiadomości w hotelu Kupieckim, oraz, by prosił właściciela, iżby ten udał się bezzwłocznie do Amboise.<br> {{tab}}Żandarmerya udała się do Blévé. Dwa wozy jechały drogą ku Amboise.<br> {{tab}}W Blévé ponura wiadomość o strasznym nocnym wypadku nie doszła jeszcze do hotelu Kupieckiego, dokąd właśnie wprowadzamy czytelnika. {{kropki-hr}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ktz6ews12bjcrltwrg9xpubu230ey5w Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/913 100 1211417 3709765 3623494 2024-11-20T10:21:40Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709765 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Przybycie Flognego zmieniło zupełnie plan kampanii Misticota.<br> {{tab}}Dowiedziawszy się, iż ów agent poszukuje Wiliama Scott i Trilbego, wiedząc, iż się zajmuje śledzeniem Arnolda Desvignes, podrostek z Montmartre chciał już odjechać do Paryża, by powiadomić siostrę Maryę o wszystkiem, co zaszło. Po rozmyśleniu się jednak powiedział sobie, iż Flogny mylił się, być może, że Arnold Desvignes z ulicy des Tournelles mógł nie mieć nic łącznego ze wspólnikiem Verrièra, oprócz nazwiska, a ztąd, że należało mu śledzić osobistość, jaka go interesowała, i poznać jej przeszłość od chwili wyjazdu tejże z rodzinnego kraju, aż do czasu przybycia jej do Paryża.<br> {{tab}}— Za pomocą fotografii, jaką posiadam — mówił sobie — dojdę do odkrycia prawdy. — Jeżeli prawdziwy Desvignes został zgładzonym przez podstawionego, cierpliwe poszukiwania doprowadzą mnie do miejsca, gdzie zbrodnia spełnioną została. Wtedy to będę miał broń w ręku.<br> {{tab}}A skutkiem tych wniosków dodawał:<br> {{tab}}— Nie mam potrzeby wyczekiwać tu na papiery, jakie mi przyrzekł dostarczyć syn właściciela hotelu. Będę prosił, by mi je przysłał do Paryża. Niechaj dowie się tylko o nazwie fabryki w Plymouth, w jakiej pracował Desvignes, a pojadę tam natychmiast.<br> {{tab}}Misticot, wstawszy dnia tego równo ze świtem, przechadzał się po placu przed hotelem, oczekując na młodego urzędnika z merostwa, by spotkać go w przejściu z domu do biura.<br> {{tab}}Trilby po wyjeździe Arnolda śledził chłopca zdaleka.<br> {{tab}}Wróciwszy do hotelu, Misticot wszedł do swego pokoju, zapiął walizkę i poszedł przeglądać rozkład dróg żelaznych, ażeby wybrać dogodną godzinę na wyjazd z Blévé.<br> {{tab}}Postanowił jechać do Tours, a ztamtąd do Meaux, dalej do Caën i Cherbourga, zkąd parowcem przybędzie do Wejmouth.<br> {{tab}}Z Wejmouth będzie się mógł udać albo do Londynu, albo do Plymouth.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e3jm6ft2h8o4zbcow764lthhs4rbm5e Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/914 100 1211418 3709773 3623495 2024-11-20T10:28:25Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709773 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Stanąwszy w Anglii napisze do siostry Maryi.<br> {{tab}}Spełniając swą obietnicę, syn właściciela hotelu Kupieckiego zaraz po swem przybyciu do merostwa poszedł zapytać sekretarza, jak dawno miał ostatnią wiadomość od Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Od dwóch lat nie otrzymałem od niego żadnego listu — odrzekł sekretarz. — Ostatnie sięgają chwil wydalenia się jego z domu Patersona w Plymouth, gdzie pełnił obowiązki inżyniera-nadzorcy nad kopalniami węgla kamiennego.<br> {{tab}}— Nie zachowałeś pan ostatnich jego listów?<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że ich nie posiadam — odrzekł sekretarz. — Ale dlaczego pytasz mnie o to?<br> {{tab}}— Pewien podróżny, znajdujący się u nas, zbiera wiadomości o Arnoldzie Desvignes. Pragnie on widzieć jego własnoręczne pismo. Prosił mnie o dostarczenie sobie wszystkich akt stanu cywilnego, odnoszących się do rodziny Desvignes.<br> {{tab}}— Nie posiadam żadnego z jego listów. Arnold miał z Londynu wyjechać do Indyj, tak mi o tem donosił przynajmniej. Któż jest ów podróżny tyle ciekawy.<br> {{tab}}— Jest to pewien młody chłopiec, przybyły z Paryża.<br> {{tab}}— Jakiż ma interes w poznaniu owych szczegółów i posiadaniu tych akt?<br> {{tab}}— Sądzę, że tu chodzi o jakąś sukcesyę.<br> {{tab}}— Tem lepiej, jeżeliby Arnoldowi coś dostać się mogło.<br> {{tab}}Młody urzędnik, wróciwszy do Misticota, zakomunikował mu szczupłe powyższe objaśnienia, z wymienieniem nazwiska zakładu Patersona.<br> {{tab}}Trilby, znajdując się natenczas w kawiarnianej sali, gdzie rozmawiali dwaj młodzi ludzie, posłyszał, o czem mówili i dostrzegł, iż mały sprzedawca medalików czyni jakieś notatki w swoim pugilaresie.<br> {{tab}}— Odjeżdżam... — wyrzekł Misticot. — Nie zapomnij pan nadesłać mi przyobiecanych papierów.<br> {{tab}}— Skoro tylko zlegalizowanemi zostaną, natychmiast je wyekspedyuję. Którędy pan jedziesz?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sgri5smae611pmb5u13earypxqvfdas Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/915 100 1211419 3709778 3623497 2024-11-20T10:36:11Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709778 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Przez Cherbourg.<br> {{tab}}— Szczęśliwej podróży!<br> {{tab}}— Do widzenia!<br> {{tab}}Irlandczyk posłyszał to, o czem wiedzieć pragnął.<br> {{tab}}Kazał sobie podać śniadanie, zajadając takowe z najlepszym apetytem, poczem zapłaciwszy rachunek, udał się na stacyę drogi żelaznej w Blévé, gdzie nasz podrostek z Montmartre przybył w kilka chwil po nim.<br> {{tab}}Otwarto kasowe okienko do wydawania biletów.<br> {{tab}}Misticot zapłacił za miejsce do Tours. Trilby, rzecz prosta, uczynił toż samo, ponieważ miał sobie poleconem stosować się we wszystkiem do sprzymierzeńca siostry Maryi.<br> {{tab}}Pozostawiwszy obu podróżnych, jadących do Tours, wróćmy do Paryża.<br> {{tab}}Była godzina dziesiąta rano.<br> {{tab}}Posłaniec z zawiniątkiem na plecach szedł ulicą François-Miron.<br> {{tab}}Przybywszy pod numer 39-ty, wszedł w głąb domu, minął stancyjkę odźwiernej, stwierdziwszy rzutem oka, iż była zamkniętą, wszedł na schody i zatrzymał się na trzeciem piętrze, przededrzwiami mieszkania inspektora policyi, Flognego.<br> {{tab}}Za pomocą dobytego z kieszeni klucza otworzył drzwi, a wszedłszy wewnątrz, zamknął je za sobą, poczem, rozwiązawszy sznury zawiniątka, dobył zeń dwie wielkie kołdry wełniane.<br> {{tab}}Uczyniwszy to, zebrał wszystkie przedmioty, znajdujące się na biurku, o jakich mówiliśmy powyżej, a biurko samo owinąwszy kołdrą, okręcił je ściśle sznurami, a przerzuciwszy węzły takowych przez ramiona, podniósł biurko z niezwykłą siłą na plecy i wyszedł.<br> {{tab}}Znalazłszy się na schodach, szedł nie jak schodzący, ale jak wchodzący na nie człowiek, w tył się cofając.<br> {{tab}}Nagle zatrzymał się, posłyszawszy czyjeś kroki za sobą.<br> {{tab}}— Przeklęte schody! — rzekł głośno — omal że pod tym ciężarem ducha nie wyzionę.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cp0fw06bakb3lnfi6oxsaz0rjku0sh4 Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/916 100 1211421 3709782 3623499 2024-11-20T10:40:20Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709782 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}— Do kogo pan idziesz? — zapytała, zbliżając się, odźwierna.<br> {{tab}}— Do kogo... widzisz pani, że wchodzę i dosyć.<br> {{tab}}— Ale do kogo?<br> {{tab}}— Co panią to obchodzić może...<br> {{tab}}— Obchodzi mnie... jestem odźwierną; mam polecone od właściciela wiedzieć o wszystkiem, co się dzieje w domu.<br> {{tab}}— Idę więc na czwarte piętro, do pana Rondel; odnoszę mu biurko z reparacyi.<br> {{tab}}— Nie mieszka u nas żaden pan Rondel.<br> {{tab}}— Jakto... nie jestżem więc w domu pod numerem 39?<br> {{tab}}— Właśnie jesteś pan pod 39-ym.<br> {{tab}}Posłaniec dobył z kieszeni kawałek papieru i podał go odźwiernej.<br> {{tab}}— Wszakże tu napisano adres — rzekł.<br> {{tab}}— Ależ nie... — zawołała niecierpliwie po przeczytaniu.<br> {{tab}}— Jakto... nie napisane tu pan Rondel?<br> {{tab}}— Nazwisko to jest napisanem; lecz wziąłeś piątkę za trójkę, znać, że źle widzisz, mój panie. Wyraźnie nakreślono tu numer 59-ty.<br> {{tab}}Tu zeszedł, a znalazłszy się na ulicy ze swym ciężarem, skierował się nie pod numer 59-ty, lecz w stronę ulicy Geoffroy-Lasnier, gdzie się znajdował wynajmujący ręczne wózki do przewożenia mebli.<br> {{tab}}Wziąwszy z nich jeden, włożył nań biurko, starannie kołdrą okryte, a zaprzągłszy się do dyszla, ciągnął wózek ku ulicy Rivoli.<br> {{tab}}W godzinę później, zdyszany i spotniały, zatrzymał się przed domem Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Arnold, stojąc właśnie na dziedzińcu, wydawał rozkazy, brama była otwartą, przez nią więc wózek wtoczył się na podwórze.<br> {{tab}}— Mój stangret pomoże ci, przyjacielu — rzekł do posłańca. — Wnoś ostrożnie to biurko.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> irjhtzm3y5ofzwug4ev55915fat1wrp Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/917 100 1211422 3709784 3623500 2024-11-20T10:43:59Z Terwa 30402 /* Skorygowana */ 3709784 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Terwa" /></noinclude>{{tab}}Po kilku minutach biurko agenta Flognego zostało ustawionem w gabinecie wspólnika Verrièra. Stangret, który pomagał je wnosić, oddalił się.<br> {{tab}}— A cóż... nie jestżem słownym, pryncypale? — zapytaj posłaniec, w którym czytelnicy zapewne oddawna poznali Wiliama Scott. — Wszak to dopiero południe?<br> {{tab}}— Godzien jesteś najwyższej pochwały! — rzekł Desvignes. — Ciekawym jednak, w jaki sposób zdołałeś wynieść to biurko?<br> {{tab}}— W sposób najprostszy w świecie! — Tu Will Scot opowiedział znane nam już szczegóły. — Przyniosłem wszystko, co trzeba, do otwarcia tego zamku bez włamania — mówił dalej, dobywając z kieszeni pęk kluczów różnych rozmiarów. — Czart chyba wdałby się w tę sprawę, gdybym pomiędzy niemi nie znalazł takiego, któryby się nadał.<br> {{tab}}— Próbuj... — rzekł Desvignes.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Will Scott wprowadzał w zamek cztery klucze kolejno bez skutku. {{Korekta|Pięty|Piąty}} nareszcie, obróciwszy się, otworzył zamek i klapa biurka opadła.<br> {{tab}}Masy najróżnorodniejszych papierów napełniały w nieładzie szufladę.<br> {{tab}}— Zostaw mi ten klucz i odejdź... — rzekł Arnold do swego wspólnika. — Nie chcę, aby obecność twoja tu u mnie zwróciła uwagę mej służby. — Gdybym się chciał z tobą widzieć, wiem, gdzie cię odnaleźć.<br> {{tab}}— Nie masz żadnej wiadomości od Trilbego?<br> {{tab}}— Jak nateraz, żadnej.<br> {{tab}}Irlandczyk, zebrawszy kołdry i sznury, wyszedł, a wrzuciwszy to wszystko w wózek, pociągnął z nim w stronę ulicy Geoffroy-Lasnier.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q7e01p31s0ehujbvbnm44ujvo8nendq Walka o miliony/całość 0 1212780 3709658 3709111 2024-11-20T01:44:20Z AkBot 6868 Bot aktaualizuje stronę generowaną automatycznie 3709658 wikitext text/x-wiki {{Strona generowana automatycznie}} {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |okładka = PL X de Montépin Walka o miliony.djvu |strona z okładką = 5 |poprzedni = {{ROOTPAGENAME}} |następny = |inne = {{epub}} }} <br> {{CentrujStart2}} <pages index="PL X de Montépin Walka o miliony.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok01" tosection="ok01" /> <pages index="PL X de Montépin Walka o miliony.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok02" tosection="ok02" /> <pages index="PL X de Montépin Walka o miliony.djvu" from=6 to=6 /> {{CentrujKoniec2}} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="PL X de Montépin Walka o miliony.djvu" from=9 to=9 /> <pages index="PL X de Montépin Walka o miliony.djvu" from=11 to=195 /> <pages index="PL X de Montépin Walka o miliony.djvu" from=199 to=199 /> <pages index="PL X de Montépin Walka o miliony.djvu" from=201 to=389 /> <pages index="PL X de Montépin Walka o miliony.djvu" from=393 to=393 /> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/397|num=3}}{{c|'''I.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Pałac pani de Nervey, matki Jerzego, kochanka Melanii Gauthier, znajdował się, jak wiemy, przy ulicy Miromesnil.<br> {{tab}}Zbudowanym był około roku 1855-go, w epoce, gdzie grunta w nowym okręgu Paryża nabyć było można po niskich stosunkowo cenach i gdzie stawianie niedrogo kosztowało.<br> {{tab}}Trwale zbudowany, lecz bez elegancyi, ów pałac nie posiadał żadnego wyłącznego stylu.<br> {{tab}}Mimo, że dość był obszernym, ograniczona liczba służących pełniła tu obowiązki. Stangret, lokaj, pokojówka, kucharka — oto wszystko.<br> {{tab}}Pierwsze piętro było zamieszkałem przez hrabinę de Nervey, którą wkrótce poznamy, drugie przez Jerzego, jakiego widzieliśmy na weselu Eugeniusza Loiseau.<br> {{tab}}Od lat pięciu hrabina nie wychodziła z domu prawie wcale, nękana cierpieniem serca, w której to chorobie bliższa lub dalsza katastrofa była nieuchronną.<br> {{tab}}Czytelnicy zechcą nam towarzyszyć do obszernej sypialni, przyciemnionej adamaszkowemi osłonami, w której wielkie łóżko z rzeźbionego dębu pod baldachimem, nadawało pozór niezwykle poważny.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/398|num=4}}{{tab}}Chora spoczywa na szeslągu, naprzeciw płonącego ognia na kominku, jaki nakazał lekarz utrzymywać bezprzestannie. Hrabina miała obecnie lat pięćdziesiąt pięć, lecz jej twarz blada, wychudła, rysy ściągnięte cierpieniem, włosy całkiem posiwiałe, nadają jej pozór kobiety siedemdziesięcioletniej.<br> {{tab}}Stopień pokrewieństwa Nerveyów z Edmundem Béraud był jak następuje:<br> {{tab}}Jeden ze stryjów kupca dyamentów, zamordowanego przez Arnolda Desvignes, wszedł w służbę wojskową, jako prosty żołnierz, i walecznością doszedł stopnia jenerała, prócz czego został obdarzony przez Napoleona I-go tytułem hrabiowskim, z prawem przekazania takowego potomkom w męzkiej linii.<br> {{tab}}Teobald Béraud, hrabia de Nervey, ożeniwszy się, miał dwóch synów, Achillesa i Ludwika. Achilles ożenił się w młodym wieku i z tego małżeństwa miał córkę, Eugenię-Martę, jaką ukazaliśmy dotkniętą chorobą serca.<br> {{tab}}Teobald, dziadek Eugenii, umarł. Jej ojciec zmarł także.<br> {{tab}}Tak z powodów rodzinnych, jako i majątkowych, jej stryj, Ludwik de Nervey, w podeszłym już wieku, za otrzymaną z Rzymu dyspensą zaślubił swą synowicę, wspomnioną Eugenię de Nervey; zachowując jej tym sposobem nazwisko, dodał doń tytuł hrabiowski.<br> {{tab}}Z tego związku narodził się znany nam Jerzy de Nervey, przybrawszy z własnej woli tytuł wicehrabiego, z przyczyny, jak mówił, iż to brzmi bardziej arystokratycznie nad zwykłą nazwę hrabiego.<br> {{tab}}Obdarzony mierną inteligencją, a obok tego zupełnym brakiem serca, Jerzy był samolubem w najwyższem tego słowa znaczeniu, a zepsutym do szpiku kości, nie mającym najmniejszego pojęcia o podniosłości moralnej.<br> {{tab}}Leniwy, jak lazaron, we wszystkiem, co dotyczyło umy- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/399|num=5}}słowości, Jerzy, mimo próśb matki, nie chciał się niczego nauczyć, nie nagiął się do żadnej pracy intelektualnej.<br> {{tab}}Chciał zostać próżniakiem bezużytecznym i został nim.<br> {{tab}}Martwiło to ciężko biedną kobietę, jak również i wątły z natury stan zdrowia syna, jaki pogarszał swem życiem hulaszczem.<br> {{tab}}Suchoty go pożerały.<br> {{tab}}Pani de Nervey, sama ciężko chora, drżała o życie syna, gdyż mimo, iż niegodnym był on jej miłości, gorąco go kochała.<br> {{tab}}Poznaliśmy w początkach opowiadania, iż Jerzy nie odpłacał bynajmniej matce tkliwością za jej przywiązanie, ale przeciwnie, wyczekiwał jej zgonu dla pochwycenia spadku coprędzej.<br> {{tab}}Mimo, iż w ociężałej głowie szumiał mu szampan, wypity na weselu w ''Salonie rodzinnym'', pojął on i dobrze zrozumiał znaczenie wyrzeczonych do siebie wyrazów Melanii.<br> {{tab}}Znał swoją kochankę. Mówiła mu ona o małżeństwie na seryo, myślała więc o zaślubinach.<br> {{tab}}Jerzy chciał zostać wolnym, używać życia w całej niezależności.<br> {{tab}}Melania podobała mu się jako kochanka, na żonę jednak rzecz inna. Ani ona, ani żadna, chyba, gdyby znalazł bardzo bogatą.<br> {{tab}}— Mnie się żenić? — wyszepnął, wróciwszy do siebie, chwytając się za piersi, rozdzierane gwałtownym kaszlem. Szalona myśl przyszła jej do głowy... Chce mi się tem przypodobać dla wyłudzenia pieniędzy... Na nieszczęście jednak pieniędzy tych nie mam... Matka zmniejsza moje wydatki pod pozorem, że niszczę zdrowie i ją rujnuję, a jednak mnie trzeba pieniędzy, ja je mieć muszę!<br> {{tab}}— Mieć muszę... — powtórzył po krótkiem zamyśleniu; — łatwo to powiedzieć... Znam matkę... dyabelnie uparta! Nie chciała mi udzielić zaliczki na piąty miesiąc mej pensyi... i nakłonić się nie da! Co robić więc?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/400|num=6}}{{tab}}To mówiąc, rozbierał się, kładąc do łóżka.<br> {{tab}}— Melania powiada że wynajdzie sposób na otrzymanie pieniędzy... Mówiła, że zna jakiegoś kapitalistę... Wszystko to blaga... jestem bez grosza... a mama ma kupy biletów bankowych u tego Verriéra... Nie jestem już pacholęciem... Matka ma mnie tylko jednego... Tak... ona musi przychylić się do mego żądania, inaczej zrobię jej skandal!....<br> {{tab}}I usnął z tem pięknem postanowieniem, snem twardym, ołowianym.<br> {{tab}}Nazajutrz obudził się około dziesiątej zrana, z głową ciężką, rozpaloną pomieszanemi myślami.<br> {{tab}}Ubierając się, spojrzał w zwierciadło i dostrzegł, iż cerę ma zżółkniałą, policzki zapadłe, z gorączkowemi plamami koloru cegły oczy podsiniałe i usta białawe.<br> {{tab}}Pomimo całej miłości własnej, odwrócił wzrok od zwierciadła.<br> {{tab}}— To owo szatańskie wesele tak mnie znużyło!... — zawołał. — Nogi i ręce mam jak połamane. Wyglądam jak papierowa figurka... Zła sprawa przedstawić się tak mamie, żądając od niej pieniędzy. Będzie mi znowu mówiła o mem delikatnem zdrowiu, o oszczędzaniu sił swoich... mnie... który mógłbym, jednem dotknięciem palca przewrócić wołu! Ha! bądźcobądź... pójdę... zryzykować trzeba!<br> {{tab}}Tu przerwał, pochwycony straszliwym kaszlem, jaki go trzymał przez kilka minut, poczem, dokończywszy ubrania, zeszedł na pierwsze piętro.<br> {{tab}}Na schodach spotkał pokojówkę, wychodzącą od pani de Nervey.<br> {{tab}}— Czy mama już wstała, Józefino?<br> {{tab}}— Tak, panie... od godziny.<br> {{tab}}— Można się z nią widzieć?<br> {{tab}}— Sądzę, że można... Właśnie zaniosłam ziółka pani hrabinie.<br> {{tab}}— Jakże się ma dzisiaj...<br> {{tab}}— Wciąż jednakowo... cierpiąca...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/401|num=7}}{{tab}}— Myslałem, iż z rozpoczynającą się wiosną zmieni się jej humor, będzie nieco weselszą...<br> {{tab}}— Ach! jak pan mówić możesz coś podobnego, panie Jerzy... weselszą, przy takiem cierpienia...<br> {{tab}}— To prawda... Wiem, że mocno cierpi... Są dnie jednakże, ty o tem wiesz, Józefino, w których znajduje się ona w lepszem usposobieniu... Pytam więc, jak dziś jest?<br> {{tab}}— Nie zdaje mi się, ażeby była lepiej usposobioną. Jest smutną, jak zwykle, a może więcej nawet, niż kiedykolwiek... Dostrzegłam, iż płakała skrycie.<br> {{tab}}Jerzy przesunął ręką po czole w zamyśleniu.<br> {{tab}}Jego matka była smutniejszą niż kiedy, chwila więc nie była przyjazną do wystąpienia z pieniężnem żądaniem. A jednak potrzeba go nagliła. Co począć?<br> {{tab}}— Józefino! — rzekł po chwili do służącej — zapytaj mamę, czy zechce przyjąć mnie teraz, lub czyli mam prząść później.<br> {{tab}}Pokojówka odeszła, pozostawiając Jerzego w zadumie, rozmyślającego, od czego przyjdzie mu zacząć z matką tyle drażliwą rozmowę.<br> {{tab}}— Pan wicehrabia wejść może — rzekła, ukazując się dziewczyna; — pani prosi i czeka.<br> {{tab}}Jerzy, minąwszy przedpokój i mały salon, wszedł do sypialni swej matki.<br> {{tab}}— Dzień dobry, mamo... — rzekł, podchodząc ku niej.<br> {{tab}}Jeden rzut oka wystarczył pani de Nervey, aby spostrzegła zmianę, zaszłą w stanie zdrowia jej syna. Zbliżyła się ku niemu, chcąc go uścisnąć, a gdy ujął jej rękę, uczuła, iż dłoń jego płonęła.<br> {{tab}}— Co ci jest, moje dziecię? — zapytała z trwogą.<br> {{tab}}— Mnie?... ależ nic, mamo... Cóżby mi być mogło?<br> {{tab}}— Widzę cię bledszym niż zwykle... ręce twe płoną... masz gorączkę.<br> {{tab}}— Ależ co znowu?... jaką gorączkę?... Jestem nieco znużony... ot wszystko! Późno udałem się na spoczynek.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/402|num=8}}{{tab}}— O drugiej nad ranem... wiem o tem. Słyszałam, jakeś powrócił... Obudziłam się... Sypiam tak mało.<br> {{tab}}— Przyczyną tego owo przeklęte wesele Eugeniusza Loiseau. Pojmujesz, mamo, iż nie wypadało mi odejść przed wszystkiemi. Powiedzianoby, iż czynię to z jakiejś dumy... pogardy dla zebranego tam towarzystwa. Trzeba się było zastosować do otoczenia.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''II.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Tak... i na tem weselu piłeś szampana... likiery... — mówiła pani de Nervey.<br> {{tab}}— Jak wszyscy... trudno... wyróżniać się nie mogłem.<br> {{tab}}— A wiesz... iż doktorzy surowo ci tego zabronili...<br> {{tab}}— Eh! ci doktorzy... zwykle przesadzają w swej troskliwości o zdrowie pacyenta. Mają w tem cel, ażeby zwiększyć liczbę swych wizyt, a wraz z niemi i honorarya.<br> {{tab}}— Wiesz jednak, iż twój organizm jest nader wątłym... należy się pielęgnować...<br> {{tab}}— Mylisz się, mamo... czuję się tak zdrowym, silnym, jak...<br> {{tab}}Nie mógł dokończyć rozpoczętego zdania. Gwałtowny kaszel, porwawszy go nagle, mówić mu nie pozwolił przez kilka minut.<br> {{tab}}Pani de Nervey patrzyła na syna z boleścią, oczy jej napełniły się łzami.<br> {{tab}}— Biedny chłopiec... — myślała — łudzi się co do stanu swego zdrowia... on jest mocno chorym!<br> {{tab}}Gdy Jerzy uspokoił się po ominięciu kaszlu, zapytała:<br> {{tab}}— Dużo było osób na tych zaślubinach?<br> {{tab}}— Cała rodzina; prócz tego koledzy i przyjaciele młodej pary.<br> {{tab}}— Juliusz Verrière był także?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/403|num=9}}{{tab}}— Był ze swą córką, Anielą. Kuzynka nasza pragnie cię, mamo, odwiedzić, wraz z siostrą Maryą.<br> {{tab}}— Przyjmę je z całą przyjemnością... Zechcesz-że towarzyszyć mi przy śniadaniu?... — pytała. — Dziś niedziela, mógłbyś ją dla mnie poświęcić... chociaż ten jeden dzień w tygodniu... wcale cię prawie nie widuję...<br> {{tab}}— To prawda... cóż jednak począć? Tak jestem zatrudniony...<br> {{tab}}— Czem?<br> {{tab}}— Mnóstwem ważnych rzeczy... Upewniam cię, mamo, iż staję się człowiekiem poważnym...<br> {{tab}}— Ty?... — zawołała pani de Nervey z niedowierzaniem.<br> {{tab}}— Tak... ja! przysięgam... Zajmuję się obecnie nader doniosłą sprawą.<br> {{tab}}— Jaką?<br> {{tab}}— Zaraz ci opowiem. Znudziła mnie już ta próżniacza egzystencya, o jaką tak często mnie strofowałaś, a która jednak nie była całkiem bezużyteczną, ponieważ uczęszczając na wyścigi, do teatrów i klubów, słowem do miejsc wszelakiej zabawy, pozawierałem stosunki ze sławnemi artystami, autorami, znanemi głośno dziennikarzami i otóż chcę pracować, jak oni...<br> {{tab}}— Lecz ty nie będziesz nigdy ani artystą, ni autorem, ni dziennikarzem.<br> {{tab}}— Chcesz, mamo, raczej powiedzieć, że nim jeszcze nie jestem, lecz być w przyszłości postanowiłem... Chcę właśnie zostać dziennikarzem...<br> {{tab}}— Jest to zamiar nader chwalebny, lecz według mego zdania, niepodobny do urzeczywistnienia. Publicystą zostać niemożna w jednej chwili, na zawołanie. Potrzeba ku temu długich lat pracy... nabycia nauki, wiadomości, a oprócz tego i zdolności wrodzonych.<br> {{tab}}— Kiedyś to może tak było... — rzekł Jerzy; — dziś jednak chcieć tylko potrzeba.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/404|num=10}}{{tab}}— Jakto?... mniemasz więc, że wystarczy na to dobra wola? A w jaki sposób bez nauki i przygotowania napiszesz artykuły... felietony?<br> {{tab}}— Ach! moja mamo... nie rozumiemy się, jak widzę... Ja nie chcę sam redagować... ani myślę... inni będą za mnie pracowali. Ja pragnę tylko posiadać tytuł głównego redaktora. Ot, co jest mojem postanowieniem.<br> {{tab}}— W jaki sposób jednak zostać nim możesz?<br> {{tab}}— Od ciebie to, mamo, wyłącznie zależy.<br> {{tab}}— Odemnie?<br> {{tab}}— Tak. Jeśli mi dopomożesz, o czem nie wątpię, rzecz ta wkrótce da się zrobić. Postanowiłem wydawać dziennik... mały dzienniczek po cenie jednego sous... zawierający w streszczeniu wszystkie z całego tygodnia wiadomości literackie i polityczne. Dziennik taki miałby szalone powodzenie! Zabiłby wszystkie inne publikacye w tym rodzaju.<br> {{tab}}— Lecz aby utworzyć dziennik i wydawać go, na to potrzeba kapitału...<br> {{tab}}— Ba! ma się rozumieć! Na ciebie też, mamo, liczę w tym razie.<br> {{tab}}Pani de Nervey spojrzała z nieufnością.<br> {{tab}}— Na mnie rachujesz... — szepnęła zcicha.<br> {{tab}}— Mamże się udać do obcych? — zawołał Jerzy; — chodzi tu o zdobycie zaszczytnego dla mnie stanowiska... o moją przyszłość... Zresztą ten twój, matko, kapitał przynieść ci może znaczne korzyści. Jeżeli zechcesz, możesz mi otworzyć kredyt u Verrièra... Nie żądam kredytu bezgranicznego... sto tysięcy franków wystarczy mi na teraz i nie wezmę odrazu tej całej sumy. Mając jednakże zamiar ogłosić jutro tę nową publikacyę, wyświadczyłabyś mi wielką łaskę, dając dziś przekaz choć na dwanaście tysięcy franków.<br> {{tab}}Chora dotknęła ręką zlekka ramienia swojego syna.<br> {{tab}}— Przestań, Jerzy, proszę... — wyrzekła.<br> {{tab}}— Skończyłem... nie będę mówił więcej.<br> {{tab}}— Spojrzyj na mnie... — odpowiedziała.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/405|num=11}}{{tab}}Wicehrabia zrozumiał, iż matka odgadła kłamstwo w jego słowach.<br> {{tab}}— Każesz mi, mamo, patrzeć na siebie... Dlaczego?<br> {{tab}}— Ażebym w twych oczach prawdę wyczytać zdołała. Widzę, że chcesz mnie omamić... ale dość tego. Twój zamiar co do rozpoczęcia publikacji, to fałsz! Twój zwrot ku pracy jest kłamstwem zarówno! Wszystko to jest ułożoną przez ciebie komedyą dla wyłudzenia pieniędzy, jakich ci odmawiam przez prawdziwą miłość macierzyńską, jaką mam dla ciebie.<br> {{tab}}— Ha! piękna miłość!... — zawołał, zrywając się, de Nervey.<br> {{tab}}— Tak... jest to prawdziwa miłość, ponieważ chcę, abyś żył! Pieniądze zaś, jakie ci daję, obracane przez ciebie na zabawy, kolącye, noce na grze w karty spędzane, zabijają cię widocznie. Popełniasz samobójstwo, rzucając się na oślep w egzystencyę, która ci śmierć przyśpiesza! Masz zaledwie lat dwadzieścia cztery, a wyglądasz jak starzec zużyty, zniszczony życiem. Patrząc na ciebie, serce mi się ściska, a oczy łzami zachodzą. Och! mój Jerzy, gdybyś mnie kochał choć trochę, inaczej byś postępował!<br> {{tab}}— Otóż i płacz!... — zawołał z gniewem wicehrabia. — Powiedz mi jednak, mamo, na co się te łzy przydadzą?<br> {{tab}}— Wskażą ci one, ile cierpię!...<br> {{tab}}— Nie z mojej winy... — szorstko zawołał. — W czemże tak niecnie, niegodnie postąpiłem? Bawię się... oto wszystko! Gdzież więc złe, nad którem rozpaczasz tyle? Mówisz, matko, że zużywam swe siły... Najprzód, to nie jest prawdą... a powtóre, gdyby nawet i tak było, życie moje do mnie wyłącznie należy: jak go użyję, to mnie tylko obchodzi. Wszystkie przytoczone wyżej przez ciebie powody mają jedynie na celu zamknięcie przedemną woreczka! Mówisz o swojej dla mnie miłości... Gdzież ona... pytam? O, nie mnie ty kochasz, matko... pozwól sobie powiedzieć, lecz kochasz swoje pieniądze!<br> {{tab}}Pani de Nervey podniosła się chwiejąca, śmiertelnie blada.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/406|num=12}}{{tab}}— Dość! — zawołała przytłumionym głosem. — Nie masz serca... Zapominasz o przynależnem dla mnie poszanowaniu!<br> {{tab}}— Ponieważ proszę o pieniądze? ha! to mi się podoba! Otóż, skoro mnie doprowadzasz, mamo, ku temu, powiem ci, że te pieniądze, których mi dać nie chcesz, są tak dobrze twoją, jak moją własnością zarówno, jestem albowiem jedynym twym synem i jedynym spadkobiercą całego twego majątku.<br> {{tab}}Hrabina, posłyszawszy to, upadła na szesląg bezwładnie, łzy po jej twarzy strugą spłynęły.<br> {{tab}}— Jedynym synem... — szepnęła — ach! tak... niestety! Jedynym spadkobiercą... to prawda... Na rozporządzenie jednak majątkiem musisz czekać mej śmierci. Dopóki żyję... — mówiła z wysileniem — ja jestem wyłączną panią wszystkiego! Nie lękaj się... — dodała ze łkaniem — nie będziesz długo na mój zgon wyczekiwał, umiesz mistrzowsko skracać mi życie!<br> {{tab}}I dusząc się płaczem, przyłożyła obie ręce do serca, które gwałtownie uderzając, rozsadzało jej piersi prawie.<br> {{tab}}Każdy syn inny, mniej występny, mniej zwyrodniały, mniej skalany życiem, byłby padł na kolana u stóp tej matki zrozpaczonej, błagając ją o przebaczenie.<br> {{tab}}Kochanek Melanii Gauthier postąpił inaczej. Zerwawszy się z krzesła, zaczął gorączkowo przebiegać pokój, wołając:<br> {{tab}}— Na co się przydadzą te wszystkie komedye?... Do czego one doprowadzą? Wytwarzasz, matko, z niczego jakieś dramatyczne sytuacye, jakieś wielkie rzeczy! O cóż tu chodzi? O rzecz najprostszą w świecie. Potrzebuję pieniędzy... Ty je masz... Daj więc... a wszystko się ukończy...<br> {{tab}}— Milcz! — zawołała pani de Nervey. — Pójdź precz!<br> {{tab}}— Tak jednego, jak i drugiego nie uczynię... — rzekł Jerzy, stając naprzeciw matki zuchwale. — Potrzebuję pieniędzy! Pozbędziesz się mnie prędko, dając mi takowe.<br> {{tab}}— Nic nie dostaniesz... nic! — odpowiedziała. — Sumienie mi wyrzuca, żem nazbyt długo zadawalniała twe wymagania... Jeżeli jesteś tem, czem zostałeś, moja w tem wina. Oskarżam {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/407|num=13}}samą siebie. Dłużej do zguby dopomagać ci nie będę... Nic nie dostaniesz!<br> {{tab}}— Ostatnie to, matko, twe słowo?<br> {{tab}}— Ostatnie! Za mego życia nic nie otrzymasz!<br> {{tab}}— Ha! to będę czekał... — zawołał nędznik bezczelnie.<br> {{tab}}— Na moją śmierć... nieprawdaż?<br> {{tab}}— Skoro mnie zmuszasz ku temu...<br> {{tab}}Te słowa nikczemne, wyrzeczone przez syna tyle przez nią kochanego, śmiertelnym ciosem uderzyły w nieszczęśliwą kobietę.<br> {{tab}}— Zbrodniarzu! — zawołała gasnącym głosem — ty mnie zabijasz... zabijasz!<br> {{tab}}I biedna matka zdawała się w rzeczy samej być bliską śmierci.<br> {{tab}}Owładniona gwałtownym nerwowym atakiem, wyprężyła się cała, poczem, wydawszy głębokie westchnienie, omdlała.<br> {{tab}}Jerzy wybiegł szybko z pokoju, trzasnąwszy drzwiami.<br> {{tab}}— Józefino! — zawołał na nadchodzącą pokojówkę — mama zasłabła, śpiesz do niej.<br> {{tab}}Dziewczyna wbiegła do sypialni, podczas gdy de Nervey, wróciwszy do siebie, wdziewał okrycie, kapelusz i rękawiczki.<br> {{tab}}Był we wściekłym humorze, a kaszlał zapamiętale.<br> {{tab}}— Ha! — wyszepnął po uspokojeniu się kaszlu — żyć mi nie pozwala... nie chce o niczem słyszeć... Dość tego... Tak być dłużej nie może! Rozbiję ten pałac w kawałki, a nie ustąpię!<br> {{tab}}I rozpłomieniony gniewem, pojechał na ulicę Monceau, do swojej kochanki.<br> {{tab}}Pokojówka wyszła naprzeciw niemu z oznajmieniem:<br> {{tab}}— Pani nie ma w domu... wyjechała.<br> {{tab}}— Jakto... tak rano?<br> {{tab}}— Tak, panie... kazała mi jednak prosić pana, być raczył przybyć w popołudniowych godzinach, pragnie widzieć się z panem w ważnym interesie.<br> {{tab}}— Dobrze... przybędę.<br> {{tab}}I wicehrabia udał się do klubu na śniadanie.<br><br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/408|num=14}}{{c|'''III.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Około trzeciej Jerzy de Nervey powrócił do Melanii.<br> {{tab}}Oczekiwała go radosna, rozpromieniona.<br> {{tab}}— No! przynosisz mi dwieście luidorów? — pytała żartobliwie.<br> {{tab}}— Daj mi pokój!... nie mam do żartów humoru... — mruknął zagniewany. — Znasz dobrze obecne moje położenie.<br> {{tab}}— Cóż twoja matka?<br> {{tab}}— Nie drażnij mnie swem zapytaniem!... Wśród nader gwałtownej sceny omal, że nie rzuciła na mnie przekleństwa... Do wściekłości mnie to doprowadza!<br> {{tab}}— Uspokój się... uspokój...<br> {{tab}}— Zapewne... uspokój się... gdy nie masz grosza w kieszeni...<br> {{tab}}— Kto wie, czy dziś wieczorem nie będziesz miał tysięcy?<br> {{tab}}— Co?! — zawołał de Nervey, wpatrując się w Melanię, jak gdyby z jej oczu wyczytać pragnął, czy mówi seryo, lub też żartuje.<br> {{tab}}— Będziesz je miał... — powtórzyła, śmiejąc się wesoło.<br> {{tab}}— Ile?<br> {{tab}}— Pięćdziesiąt tysięcy franków.<br> {{tab}}— To niepodobna!<br> {{tab}}— Nie wierzysz temu... pojmuję. A jednak jest to najczystsza prawda. Bardzo mi wdzięcznym być powinieneś. Potrafiłam zręcznie uwikłać pewnego bogatego lichwiarza. Mam przybyć do niego wraz z tobą dziś, o godzinie siódmej, wieczorem dla podpisania rewersu i odebrania pieniędzy. Jak widzisz, nie zasypiam tej sprawy. A teraz jedzmy do Bulońskiego lasku.<br> {{tab}}O siódmej Jerzy z Melanią, wysiadłszy z powozu na rogu Ratuszowej ulicy, udali się na Paon-blanc.<br> {{tab}}Agostini pośpieszył im otworzyć.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/409|num=15}}{{tab}}— Wiedziałem, że państwo się nie spóźnicie... — wyrzekł z uśmiechem. — Raczcie wejść.<br> {{tab}}— Pan wicehrabia de Nervey... — rzekła Melania, przedstawiając Jerzego.<br> {{tab}}— O! ja znam pana... i znam oddawna... — odparł Agostini. — Spocznijcie państwo, proszę.<br> {{tab}}— Przystępujmy do rzeczy... — wołała Melania niecierpliwie. — Jakże... zrobiłeś pan interes?<br> {{tab}}— Tak... lecz z wielkim trudem. Pan wicehrabia jest {{Korekta|mecno|mocno}} w kredycie zachwianym... Zaledwiem zdołał nakłonić mojego znajomego, ażeby dał pieniądze! Ta sprawa będzie państwa drogo kosztowała.<br> {{tab}}— Mniejsza o to... — rzekł Jerzy, z ulgą oddychając, gdyż mimo upewnień swojej kochanki, nie wierzył do ostatniej chwili w pomyślne zakotwienie interesu.<br> {{tab}}Agostini, otworzywszy w biurku szufladę, wyjął z niej paczkę banknotów, pozostawionych przez Arnolda, i położył je przed sobą.<br> {{tab}}Oboje przybyli śledzili jego poruszenia.<br> {{tab}}Jerzy zatapiał wzrok chciwie w jedwabiste papiery francuskiego banku, szkliste jego źrenice ogniem zabłysły, wychudłe palce u rąk konwulsyjnie mu drgały.<br> {{tab}}Melania pokraśniała zarówno.<br> {{tab}}— Oto pieniądze... — rzekł {{Korekta|włoch|Włoch}} — wypłacę je państwu, skoro po odczytaniu przezemnie aktu, podpiszecie takowy.<br> {{tab}}— Czytaj, kochany panie... czytaj prędko.<br> {{tab}}Agostini rozwinął arkusz stemplowanego papieru i czytać począł ze swym narodowym akcentem:<br> {{tab}}— Ja, niżej podpisany wicehrabia Jerzy de Nervey, zeznaję, jako pozostaję dłużnym panu Wiliamowi Scott sumę osiemdziesiąt tysięcy franków...<br> {{tab}}— Co... co? — zawołał, zrywając się, Jerzy — co pan powiadasz?<br> {{tab}}— Mówię, że pan będziesz dłużnym osiemdziesiąt tysięcy franków.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/410|num=16}}{{tab}}— Osiemdziesią tysięcy za pięćdziesiąt?... i to pan nazywasz, że będzie nas nieco drogo kosztowało? — wykrzyknął de Neryey. — Nie... ja nie podpiszę takiego wekslu... nie!... nigdy w życiu! Do tego stopnia obdzierać się nie pozwolę. Za pięćdziesiąt tysięcy dam sześćdziesiąt, ani jednego sous więcej! Jak pan chcesz.<br> {{tab}}— Dobrze, łaskawy panie... — mówił zwolna, spokojnie Agostini; — ja nie przynaglam, możesz pan wziąść, lub nie brać.<br> {{tab}}I wziąwszy paczkę banknotów, kładł ją napowrót w szufladkę, zamykając na klucz takową.<br> {{tab}}Oblicze Melanii sposępniało.<br> {{tab}}Widząc znikające ze stołu banknoty, Jerzy rzucił się na krzesło, pomrukując zcicha:<br> {{tab}}— Ależ u czarta... zastanów się pan! Winieneś zrozumieć, że to przechodzi możność... sumienie!...<br> {{tab}}— Ja nic rozumieć i nic rozważać nie chcę... — {{Korekta|włoch|Włoch}} odrzekł. — Nie moje to pieniądze... Jestem pełnomocnikiem, wypełniającym dane sobie polecenia. Zmienić nie mogę ani {{Korekta|jętego|jędnego}} wyrazu w tej sprawie.<br> {{tab}}— Lecz...<br> {{tab}}— Po co mamy mówić daremnie, panie wicehrabio... — przedstawiał Agostini. — ''Tak'' lub ''nie''... oto do wyboru dwa słowa. Decyduj się pan, a decyduj prędko, ponieważ mam wyjść na oznaczoną godzinę.<br> {{tab}}— Czy jest bogatym ów pan Wiliam Scott, o którym po raz pierwszy słyszę? — zapytał Jerzy.<br> {{tab}}— Bardzo bogaty.<br> {{tab}}— Zechciałżeby on następnie wejść zemną i w inne interesa?<br> {{tab}}— Tak sądzę... skoro się nie cofnął przed pierwszym.<br> {{tab}}— A więc przyjmuję warunek dla dalszych z nim. stosunków. Czytaj pan, proszę, dalej...<br> {{tab}}—...sumę osiemdziesiąt tysięcy franków — czytał głośno Agostini — otrzymaną przezemnie tytułem pożyczki, uważając {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/411|num=17}}takową, jako dług honorowy. Obowiązuję się zapłacić pomienioną sumę na pierwsze żądanie wierzyciela, skoro tylko obejmę spadek po mojej matce, hrabinie de Nervey. Procenta będą przezemnie zapłaconemi z kapitałem, licząc rocznie po pięć od sta.<br> {{tab}}— Jakto... jeszcze prócz tego procenta? — wykrzyknął powtórnie, zrywając się, Jerzy. — Nie! to niepodobna... to wszelką miarę przechodzi!<br> {{tab}}— Wszak jeszcze nie podpisałeś pan... — odrzekł {{Korekta|włoch|Włoch}} — skoro się nie podoba, zerwać układ możemy.<br> {{tab}}— A może coś więcej jest ukryte... jakiś szczegół, którego pan nam nie wyjaśniłeś? — pytał szyderczo de Nervey.<br> {{tab}}— Nic nie ma.<br> {{tab}}— Nakoniec... przecie!...<br> {{tab}}— Jakże... zgadzasz się pan?<br> {{tab}}— Ha! i cóż robić? Umie jednakże dobre ciągnąć zyski ze swych tysiąców ów pański Wiliam Scott...<br> {{tab}}— Jest w swojem prawie... Daj mu pan pierwszy numer hypoteki na pałacu swej matki, a nie weźmie wtedy większego procentu ponad towarzystwo kredytowi.<br> {{tab}}— No... podaj mi pan papier... niech to podpiszę, kiedy inaczej być już nie może.<br> {{tab}}Agostini podał papier ostemplowany, który odczytawszy Jerzy półgłosem, wziął pióro i podpisał: {{f|align=left|lewy=10%|„Czytałem i akceptuję na osiemdziesiąt}} {{f|align=left|lewy=15%|tysięcy franków.}} {{f|align=right|prawy=15%|Jerzy de Nervey.“}} {{tab}}— Oto jest... — rzekł.<br> {{tab}}Włoch, wziąwszy papier, odczytał z uwagą wyrazy, napisane przez Jerzego, następnie otworzywszy szufladę, dobył z niej pięćdziesiąt tysięcy franków w biletach bankowych, a odliczywszy z nich czterdzieści dziewięć, położył takowe przed Neryeyem.<br> {{tab}}— Oto czterdzieści dziewięć tysięcy franków... — rzekł.<br> {{tab}}Jerzy po raz trzeci podskoczył, wołając:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/412|num=18}}{{tab}}— Jakto... co znowu... zkąd czterdzieści dziewięć wszak miałem dostać pięćdziesiąt?<br> {{tab}}— Pani Gauthier przyobiecała mi w pańskiem imieniu tysiąc franków za pośrednictwo w tym interesie!<br> {{tab}}— Tak, w rzeczy samej... — rzekła Melania; — pan Agostini zasłużył na to wynagrodzenie, tem więcej, iż obiecuje ci wyjednać u pożyczającego na tych samych warunkach powtórną sumę pięćdziesiąt tysięcy franków.<br> {{tab}}— Obiecuję to napewno — rzekł {{Korekta|włoch|Włoch}}. — Powiem jutro o tem panu Wiliamowi Scott, oddając mu ten rewers, a odpowiedź przyniosę pani do jej mieszkania.<br> {{tab}}— Staraj się pan, ażeby była pomyślną — odezwał się Jerzy — dostaniesz odemnie natenczas dawa tysiące franków.<br> {{tab}}— Będę chciał na nie zasłużyć.<br> {{tab}}Wicehrabia de Nervey, zwinąwszy czterdzieści dziewięć tysięcy franków, wsunął je do kieszeni i wyszedł z Melanią, obiecującą sobie skorzystać conajmniej z połowy owych pieniędzy.<br> {{tab}}Cały dzień następny został przeznaczonym przez Arnolda na załatwianie różnych interesów, i tak: Miał być u Agostiniego; zinkasować czeki, wydane sobie przez Rènarda. Następnie odebrać sprzęty i meble, mające być dostarczonemi do jego domu na ulicę Tivoli, dowiedzieć się, czy stangret i kucharka tamże przybyli, wreszcie udać się do notaryusza dla podpisania wraz z panem Berthier aktu nabycia nieruchomości.<br> {{tab}}Na dzień następny zostawił punkt najważniejszy, to jest bytność swoją u Juliusza Verrière, która to wizyta miała być wstępem do strasznego dramatu, jaki ten zbrodniarz osnuł w swoim umyśle.<br> {{tab}}Wyszedłszy od siebie, udał się najprzód do Agostiniego.<br> {{tab}}— No! jakże... podpisał? — zapytał, wchodząc.<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Bez stawiania oporu... bez uwag?<br> {{tab}}— Owszem... stawiał przeszkody co do formy, zasady, ale to tylko, jak sądzę, dla pozoru. Lecz gdybyś pan był na- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/413|num=19}}wet zażądał stu tysięcy franków zamiast osiemdziesięciu, był-podpisał zarówno. Dowodem tego, iż żąda ponowienia pożyczki od pana na tych samych warunkach, w tejże samej sumie.<br> {{tab}}— Dlaczego nie? dam mu takową najchętniej.<br> {{tab}}— Co?! — zawołał {{Korekta|włoch|Włoch}} osłupiały; — pan będziesz jeszcze ryzykował więcej?<br> {{tab}}— Tak... dam, skoro zażąda.<br> {{tab}}— Lecz pomyśl pan...<br> {{tab}}— Proszę... — zawołał niecierpliwie Desvignes; — są to moje osobiste interesa; nikomu wglądać w to nie pozwalam. Skoro mi się podoba ryzykować moje pieniądze i stracić je nawet, wolno mi to uczynić... mam wszelkie prawo ku temu. Powiedz pan wicehrabiemu de Nervey, że otwieram mu kredyt na dwieście tysięcy franków częściowo, aż do wybrania przezeń tej sumy. A teraz proszę o rewers.<br> {{tab}}Agostini podał mu takowy.<br> {{tab}}— Dobrze... dziękuję. Zajmij się pan teraz ścisłem zesumowaniem długów wicehrabiego, potrzebuję wiedzieć, jakich ma wierzycieli i ile się komu od niego należy. Proszę o dokonanie tego w najrychlejszym czasie.<br> {{tab}}— Biorę się natychmiast do dzieła.<br> {{tab}}— Na teraz nic innego nie mam panu do polecenia — rzekł Desvignes i wyszedł z gabinetu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''IV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Z ulicy Paon-blanc były sekretarz Mortimera udał się do domów bankierskich Rotszylda, Oppenheima i Herlangera, gdzie odebrał częściową należność na czeki, wystawione przez Rènarda, na resztę kazał sobie otworzyć bieżący rachunek i otrzymał karnety z czekami.<br> {{tab}}I otóż znalazł się posiadaczem kapitałów, umieszczonych w trzech najznakomitszych domach bankierskich, wynoszących razem dwa miliony pięćset tysięcy franków.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/414|num=20}}{{tab}}— Pieniądze to na prowadzenie wojny... — wyszepnął, jadąc na ulicę Tivoli.<br> {{tab}}Kucharka wszystko już w kuchni ustawiła i uporządkowała. Stangret, jej mąż, pobiegł od rana za kupnem konia i powozu. Z magazynu przy ulicy Saint-Lazare przyniesiono meble.<br> {{tab}}— Wszystko idzie dobrze... — rzekł łotr z zadowoleniem.<br> {{tab}}Po śniadaniu udał się do notaryusza, gdzie podpisał akt nabycia pałacu i koszta notaryalne zaspokoił.<br> {{tab}}Dzień miał się ku schyłkowi.<br> {{tab}}Morderca Edmunda Béraud potrzebował spoczynku dla przygotowania się do wizyty u Verrièra, a raczej do walki, mającej się rozpocząć nazajutrz. Zaraz po obiedzie wrócił do siebie.<br> {{tab}}Podczas, gdy się działo to wszystko, opowiedziane przez nas w poprzedzających rozdziałach, sąd wraz z prefekturą policyi zajmowały się czynnie prowadzeniem śledztwa w sprawie tajemniczego zniknięcia podróżnego z ''Hotelu Indyjskiego'', którego nazwisko Edmund Béraud znane było jedynie z jego własnoręcznego podpisu na depeszy.<br> {{tab}}Czyniono wszelkie wysiłki dla rozjaśnienia tajemnicy, ale nadaremnie.<br> {{tab}}Najzręczniejsi agenci policyjni zostali rozesłanymi w różnych kierunkach kraju, jednak bez skutku, niestety. Nie mogli trafić na ślad zbrodniarzy.<br> {{tab}}Człowiek, przebrany za komisarza do spraw sądowych, przedstawił się przy ulicy Joubert w towarzystwie również przebranego agenta. Obaj porwali podróżnego i uwieźli go w powozie, zabrali jego bagaże, poleciwszy woźnicy jechać do prefektury, do której, ma się rozumieć, nie pojechali. Oto wszystko, co zbadano.<br> {{tab}}Żadna ważniejsza poszlaka odkrytą nie została. Nie wiedziano nawet, czy ów powóz miał jaki numer. Żadnych również objaśnień nie otrzymano i na drodze żelaznej.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/415|num=21}}{{tab}}Zrazu chciano zwołać dla wybadania wszystkich woźniców z całego Paryża, po głębszej jednak rozwadze zaniechano tego. Widocznem było, że i powożący naówczas był wspólnikiem zbrodni.<br> {{tab}}Błąkano się pośród ciemności, w pełni przypuszczeń, nie mając nawet nadziei, by prędzej lub później natrafić na wątek podobnie zuchwałego występku.<br> {{tab}}Tegoż samego dnia jednak szczęśliwy wypadek rzucił nieco światła na ową sprawę.<br> {{tab}}Około drugiej po południu woźny prokuratora rzeczypospolitej wszedł z oznajmieniem, iż reprezentant domu bankowego Rotszylda żąda widzieć się z pomienionym urzędnikiem.<br> {{tab}}Prokurator przyjął go natychmiast.<br> {{tab}}— Jakiż powód sprowadza pana do naszego biura? — zapytał, wskazując przybyłemu krzesło obok siebie.<br> {{tab}}— Przychodzę wskutek zamieszczonego artykułu w dzienniku.<br> {{tab}}— Artykułu ubliżającego domowi Rotszylda?<br> {{tab}}— {{Korekta|Bynajmnie|Bynajmniej}}... w całkiem innej sprawie. Trybunał, jak głosi pomieniony artykuł, zajmuje się żywo obecnie zniknięciem pewnej osobistości...<br> {{tab}}— A! pan mówisz o sprawie przy ulicy Joubert?<br> {{tab}}— Tak, o zniknięciu podróżnego, Edmunda Béraud, którego jakaś osobistość, przebrana za komisarza, uwiozła z ''Hotelu Indyjskiego''. W dniu dzisiejszym przeczytałem pomieniony artykuł w dzienniku.<br> {{tab}}— I przynosisz mi pan jakieś wyjaśnienie w tej sprawie?<br> {{tab}}— Być może... Nazwisko Edmunda Béraud zwróciło moją uwagę, a dlaczego? opowiem panu. Przed dwoma tygodniami przyjmowałem w mym gabinecie osobę tego nazwiska, która przyniosła mi czek, wydany przez dom handlowy Mortimera dla banku francuskiego. Dom Mortimera jest jednym z najznakomitszych w Kalkucie. Osoba ta prosiła mnie, by jej zinkasować ów czek, otwierając bieżący rachunek w naszem biurze kredytowem na sumę, jaką czek przedstawiał.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/416|num=22}}{{tab}}— Jak wysoką była ta suma?<br> {{tab}}— Pięćdziesiąt jeden milionów.<br> {{tab}}— Pięćdziesiąt jeden milionów! — powtórzył prokurator zdumiony.<br> {{tab}}— Te miliony miały być zinkasowanemi nazajutrz i kredyt miał być właścicielowi otwartym.<br> {{tab}}— Przypuszczasz więc pan, że właścicielem pomienionego majątku był Edmund Béraud, ten, którego porwano?<br> {{tab}}— To nie ulega wątpliwości. Najprzód imię i nazwisko jest toż samo, następnie szczegóły, zamieszczone w dzienniku, zgadzają się ściśle co do powierzchowności podróżnego, jakiego właśnie przyjmowałem u siebie i który przybył do Paryża o tej samej godzinie.<br> {{tab}}— Zatem rzecz jasna, iż tu zbrodnia spełnioną została — rzekł prokurator. — Mordercy sądzili, iż znajdą ów czek przy Edmundzie Béraud, albo też w jego bagażach, jakie wraz z nim porwali.<br> {{tab}}— Rzecz pewna... Nie otrzymałeś pan wskazówek, kto mógł popełnić tę zbrodnię?<br> {{tab}}— Dotąd żadnego śladu... Nic... nic odnaleźć nie jesteśmy w stanie! Nie mógłżebyś mi pan jeszcze coś dodać do powyższego ważnego tyle objaśnienia?<br> {{tab}}— Nic... oprócz drobnego szczegółu, że Edmund Béraud przyjechał z Indyj, jak mi to powiedział, i miał zamiar osiąść w Paryżu, rodzinnem swem mieście.<br> {{tab}}— A nie wiesz pan czasem, czem zamyślał zajmować się w Paryżu?<br> {{tab}}— Nie wiem tego.<br> {{tab}}— Wydałeś mu pan karnet z czekami na swój bank?<br> {{tab}}— Bynajmniej. Nie mogłem tego uczynić aż przy zinkasowaniu, potrzebowałem się przekonać, czy podpis Mortimera nie jest {{Korekta|zfałszowanym|sfałszowanym}}. Wydałem mu tylko pokwitowanie na odbiór pomienionego czeku.<br> {{tab}}— Kiedyż mu pan zgłosić się kazałeś?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/417|num=23}}{{tab}}— W ciągu dwóch, lub trzech dni i odtąd to właśnie, ku wielkiemu mojemu zdziwieniu, ów Edmund Béraud nie ukazał się więcej.<br> {{tab}}— Nie mógłżebyś pan zażądać jakich objaśnień co do pomienionego czeku z Kalkuty od bankiera Mortimera?<br> {{tab}}— Zmarł on przed miesiącem prawie.<br> {{tab}}— Ha! otóż okoliczność, która nam staje zaporą w tej sprawie. Mortimer bowiem znać musiał swojego klijenta i mógłby nam ważnych dostarczyć objaśnień. Dowiedzielibyśmy się, kto mógł tak szczegółowo i ściśle wiedzieć o dniu i godzinie przybycia Edmunda Béraud do Paryża. Zapewne to ludzie z Kalkuty... ktoś z biura bankowego Mortimera. Cios naprzód był przez nich przygotowanym, wykonawszy go, zniknęli. Kto oni są? Gdzie ich szukać... odnaleźć? Obecnie mogą być zdała od Francyi... Lecz pozwól pan, że ci uczynię jeszcze jedno zapytanie...<br> {{tab}}— Mów pan, proszę...<br> {{tab}}— Czy sądzisz pan, że Edmund Béraud, oprócz pomienionego czeku, miał przy sobie i inne walory pieniężne?<br> {{tab}}— Musiał je mieć... Człowiek tak bogaty nie pozostałby bez gotówki na swe osobiste wydatki. Zresztą nic łatwiejszego, jak nam to sprawdzić. Dom Mortimera w Kalkucie, pomimo zgonu nieodżałowanego zwierzchnika, przyśle nam szczegółowe wyjaśnienia o kapitałach, wypłaconych panu Béraud w dniu jego wyjazdu.<br> {{tab}}— Któż został spadkobiercą Mortimera?<br> {{tab}}— Młody człowiek, jego siostrzeniec.<br> {{tab}}— Wyślę dziś zaraz depeszę.<br> {{tab}}— A teraz pozwól, panie prokuratorze — wyrzekł przybyły — iż ja z mej strony poważę się zadać jedno jeszcze zapytanie.<br> {{tab}}— Jestem na pańskie rozkazy.<br> {{tab}}— Mamy w naszej kasie pięćdziesiąt jeden milionów, przygotowanych dla Edmunda Béraud, obecnie znikłego bez śladu. Co mamy robić z temi pieniędzmi?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/418|num=24}}{{tab}}— Zachować je, dopóki nie rozświetli sia ta sprawa i dopóki nie zgłoszą się prawni sukcesorowie Edmunda Béraud, jeżeli śmierć jego wykrytą zostanie. Nie mam, zdaje się, potrzeby, nadmieniać panu o natychmiastowem przyaresztowaniu kogokolwiekbądź, ktoby pojawił się w pańskiem biurze z żądaniem odbioru tej sumy.<br> {{tab}}— Wydam natychmiast w tym względzie odpowiednie rozkazy. Wyrzekłeś pan przed chwilą jeden wyraz, panie prokuratorze, który szczególnie zwrócił moją uwagę.<br> {{tab}}— Cóż takiego... jakiż to wyraz?<br> {{tab}}— Powiedziałeś pan: „sukcesorowie.“ Edmund Béraud musiał mieć rodzinę w Paryżu, skoro chciał się tu osiedlić. Kto wie, czy sprawcy zbrodni, jeżeli takowa spełnioną została, nie byli jego krewnymi, chcącymi tym sposobem przyśpieszyć schwytanie sukcesji? Jak pan sądzisz... czy nie należałoby wyszukać członków tej rodziny i zawezwać ich dla wybadania?<br> {{tab}}— Dla wybadania?... nie! jak na teraz przynajmniej — odrzekł prokurator. — Rozciągnąć nad niemi wypadnie tylko ścisły nadzór... co uczynimy bezzwłocznie, skoro ich odszukamy.<br> {{tab}}Po zamienieniu jeszcze słów kilku obaj mężczyźni rozeszli się i podczas, gdy reprezentant domu Rotszylda jechał na ulicę Lafitte, prokurator rzeczypospolitej zawezwał do siebie sędziego śledczego, któremu sprawa z ''Hotelu Indyjskiego'' poruczoną została, oraz naczelnika policyi, i długą miał z nimi naradę.<br><br> {{tab}}Agostini, zajmując się zebraniem żądanych objaśnień przez Arnolda Desvignes, tak o Jerzym de Nervey, jako i o krewnych Edmunda Béraud, znalazł chwilę czasu, aby się udać do Melanii Gauthier, jak to jej przyrzekł.<br> {{tab}}Młoda kobieta z radością pośpieszyła na jego przyjęcie, lwia część albowiem z łupu czterdziestu dziewięciu tysięcy franków przeszła do jej kieszeni.<br> {{tab}}— Jakże się udała pańska negocyacya? — zapytała z uśmiechem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/419|num=25}}{{tab}}— Pomyślniej, niźli się spodziewałem...<br> {{tab}}— Ach! pozwól... niechże cię uściskam za tę dobrą nowinę! — zawołała promieniejąca i rzuciła się, jak szalona, na szyję starego {{Korekta|włocha|Włocha}}, okrywając go pocałunkami.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''V.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— A ileż chce dać ów zacny człowiek? — pytała po czułem, gorącem podziękowaniu.<br> {{tab}}— Do stu pięćdziesięciu tysięcy franków, w trzech częściach, każda po pięćdziesiąt tysięcy — odrzekł Agostini. — Winienem jednak panią uprzedzić, iż co do tej nowej pożyczki kładzie on pewien warunek.<br> {{tab}}— Choćby był najuciążliwszym, nakłonię ku niemu Jerzego.<br> {{tab}}— Uciążliwym nie jest pod względem pieniężnym... Pan Wiliam Scott chce tylko poznać wierzycieli, wobec których wicehrabia przyjął zobowiązania, którym wydał podpisy, oraz chce wiedzieć ogólną cyfrę długów pana de Nervey.<br> {{tab}}— A! czy on czasem nie ma zamiaru wykupienia wszystkich weksli Jerzego?<br> {{tab}}— Nic nie wiem... Jestem jedynie tylko jego posłannikiem. Nie mogłażbyś pani otrzymać od pana de Nervey listy jego wierzycieli?<br> {{tab}}— Trudna to będzie sprawa... — mruknęła Melania. — Jerzy w niektórych razach jest zacięcie upartym.<br> {{tab}}— Jeśli się uprze, tem gorzej dla niego... Warunek jest postawiony ''sine qua non'', musi poddać się temu lub interes się rozchwieje.<br> {{tab}}— Otrzymam nazwiska, jakich pan żądasz — rzekła po chwili. — Przyniosę je panu pojutrze. Znam jednego z tych wierzycieli, jest to niejaki Bloch, mieszkający przy ulicy Hanowerskiej, pożyczył on Jerzemu dwadzieścia pięć tysięcy franków.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/420|num=26}}{{tab}}Włoch, zapisawszy sobie adres i nazwisko w konotatniku, odszedł, polecając Melanii ścisłość w dostarczeniu pomienionej listy.<br> {{tab}}Przypominają sobie czytelnicy, iż Melania oznaczyła schadzkę w nadchodzący wtorek swojemu kuzynowi, Fryderykowi Bértin. Żadne z nich dwojga o tem nie zapomniało.<br> {{tab}}Melania pragnęła zabawić się ową przelotną miłostką, jakie od czasu do czasu zaprzątały jej głowę. Fryderyk zaś, jako praktyczny młodzieniec, widział w owym romansie, zawiązanym w ''Salonie rodzinnym'', jedynie cel pieniężny.<br> {{tab}}Oddawna, jakeśmy to powiedzieli, pragnął on zostać kochankiem jakiej pierwszorzędnej gwiazdy z półświatka. Widział w tem przyszłość dla siebie.<br> {{tab}}Od piątej wieczorem rozpoczął swą toaletę, która zdawała mu się być najwyższym wyrazem szyku i mody. Krój wszakże jego ubioru, a nadewszystko sposób, w jaki go nosił na sobie, okazywały w nim za pierwszym rzutem oka łotra, hulakę, przebywającego w knajpach i kawiarniach najniższego rzędu.<br> {{tab}}O siódmej godzinie, z wypomadowanemi włosami, na czoło {{Korekta|zczesanemi|zaczesanemi}} à la Capoul, udał się na ulicę des Monceaux przez bulwar de Clichy.<br> {{tab}}Idąc, spotkał kilka dziewcząt, znanych sobie z balików w Elysée-Montmartre. Zatrzymywały się, rozmawiając z nim zalotnie, Fryderyk jednak tego wieczora traktował je z góry, z miną wielkiego pana. Odpowiadał na ich uśmiechy lekkiem skinieniem głowy, przechodząc dumny jak Artaban.<br> {{tab}}Melania Gauthier, spodziewając się jego przybycia, uprzedziła Jerzego, iż będzie na obiedzie u ciotki Ferron i późno wróci do domu.<br> {{tab}}— Zjedz obiad w klubie — mówiła — a nie strać wiele pieniędzy.<br> {{tab}}Nadzieja spędzenia wieczoru, a może i całej nocy na grze w karty, przypadła bardzo do gustu wicehrabiemu, który czuł w swoim portfelu sporą jeszcze paczkę banknotów do trzyma- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/421|num=27}}nia banku w bakara. Nie stawił zatem jej projektowi przeszkody.<br> {{tab}}W południe kochanka wicehrabiego rozkazała kucharce przygotować wykwintny obiad, oraz poleciła przynieść z piwnicy kilka butelek szampana.<br> {{tab}}Punkt o godzinie siódmej wszedł Fryderyk.<br> {{tab}}Pokojówka wprowadziła go do salonu.<br> {{tab}}Olśniony zbytkiem umeblowania, niemniej zdumiony został wspaniałą toaletą Melanii, jako i wykwintnością stołu, obficie winem zastawionego.<br> {{tab}}Nad szczegółami spotkania dwojga tych ludzi nie będziemy zatrzymywali się dłużej. Byli oni oboje godni siebie wzajem, jak gdyby dla siebie stworzeni. Owóż nie krępowali się konwenansami przy tej pierwszej schadzce.<br> {{tab}}Fryderyk, wracając do siebie na ulicę Abbesses, chował w pugilares banknot tysiącfrankowy, otrzymany od kuzynki na drobne swoje wydatki.<br> {{tab}}Oboje dosięgnęli szczytu swych ideałów.<br> {{tab}}Co począć? Jedni szukają ich w pięknych, podniosłych czynach, drudzy wśród błota i poniżenia. {{kropki-hr}} {{tab}}Upłynął dzień cały, użyty przez Arnolda Desvignes na zebranie potrzebnych objaśnień; nadeszła chwila, w której postanowił udać się do bankierskiego biura Juliusza Verrière, by tam przedstawić czek na pięćset tysięcy franków, otrzymany od Samuela Rénard za sprzedaż dyamentów, i zażądać nań wypłaty.<br> {{tab}}Uderzyła jedenasta, gdy były sekretarz z Kalkuty wszedł do tegoż biura, w którym siedziało kilku komisantów przy stołach, pochylonych nad rachunkowemi księgami.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/422|num=28}}{{tab}}Woźny w szarym, stalowej barwy surducie, ze srebrnemi guzikami, siedział w korytarzu, gotowy do udzielania objaśnień przybyłym.<br> {{tab}}— Co pan sobie życzysz? — zapytał.<br> {{tab}}— Pragnę się widzieć z panem Juliuszem Verrière.<br> {{tab}}— Pan bankier był już w biurze zrana, jak zwykle, a obecnie pojechał do domu na śniadanie.<br> {{tab}}— Ale powróci?<br> {{tab}}— Zapewne.<br> {{tab}}— O której godzinie?<br> {{tab}}— Pomiędzy pierwszą a drugą... lecz jeżeli pan masz interes do banku, można się udać do którego z urzędników, objaśnią pana w tym razie.<br> {{tab}}— Chcę zinkasować czek.<br> {{tab}}— Udaj się więc pan do okienka, oznaczonego drugim numerem, tam pan załatwisz tę sprawę.<br> {{tab}}Desvignes, podszedłszy w miejsce wskazane, znalazł zamknięte okienko. Zapukał w nie zlekka.<br> {{tab}}Otwarły się małe, ruchome drzwiczki, a po za niemi ukazała się głowa młodego mężczyzny.<br> {{tab}}— Przychodzę zinkasować czek — rzekł Arnold.<br> {{tab}}— Proszę o niego... — odparł urzędnik, a ująwszy podłużny blado-różowy kawałek papieru, spojrzał na podpis, mówiąc:<br> {{tab}}— Rachunek Samuela Rénard.<br> {{tab}}Następnie rzucił okiem na cyfrę, szepcąc ze zdumieniem, do którego łączyła się źle utajona trwoga:<br> {{tab}}— Pięćset tysięcy franków!<br> {{tab}}I zamknąwszy okienko, poszedł do swoich kolegów, siedzących po nad księgami.<br> {{tab}}— Czek Samuela Rénarda... — rzekł do jednego z nich. — Jak stoi jego rachunek, przeszukaj pan w papierach.<br> {{tab}}— Ma u nas pięćset osiemdziesiąt tysięcy franków — odrzekł zapytany, przerzuciwszy księgę. — A czek na ile?<br> {{tab}}— Na pięćset tysięcy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/423|num=29}}{{tab}}— Aj! aj! — zawołał pierwszy; — olbrzymia cyfra, do czarta!<br> {{tab}}— To należy do kasyera... Uprzedzę go o tem.<br> {{tab}}Tu wszedł do przyległego gabinetu.<br> {{tab}}— Cóż tam nowego? — zapytał kasyer.<br> {{tab}}— Czek na okaziciela, z podpisem Renarda, suma do wypłaty pięćset tysięcy franków. Rachunek Samuela Rénard wynosi u nas pięćset osiemdziesiąt tysięcy, czek ten zatem ma swoją zasadę.<br> {{tab}}Kasyer zerwał się z krzesła.<br> {{tab}}— Pięćset tysięcy franków! — zawołał — czy podobna?<br> {{tab}}— Zobacz pan.<br> {{tab}}Kasyer, ująwszy papier, przekonał się naocznie o prawdzie żądania.<br> {{tab}}— Pan Verrière — rzekł — wyszedłszy ztąd, miał udać się do banku po kapitały; obecnie nie posiadamy w kasie tak wysokiej sumy do rozporządzenia.<br> {{tab}}— Co począć więc?<br> {{tab}}— Czy ów pan Arnold Desvignes sam osobiście tu przybył?<br> {{tab}}— Tak sądzę... Jest to osobistość o nader wykwintnej powierzchowności.<br> {{tab}}— Może chce sobie otworzyć bieżący rachunek, jako klijent naszego domu?<br> {{tab}}— Nie, mówił wyraźnie, iż chce czek zinkasować.<br> {{tab}}— Być może, iż pan nie zrozumiałeś... Idź, zapytaj go powtórnie.<br> {{tab}}— A jeśli zażąda wypłaty?<br> {{tab}}— Proś go pan wtedy, ażeby przybył o godzinie trzeciej dla zinkasowania.<br> {{tab}}— Ma po raz drugi przychodzić?... A! to może wzbudzić podejrzenia o złym stanie naszego banku...<br> {{tab}}— Wiem o tem tak dobrze, jak i pan... Ale cóż począć?... Nie z naszej to winy. Wydobądź się pan, jak będziesz mógł {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/424|num=30}}najlepiej z tej sprawy, a nadewszystko proszę, nie przysyłaj go do mnie.<br> {{tab}}Młodzieniec, wyszedłszy z gabinetu, wrócił do swego okienka.<br> {{tab}}— Jakże, sprawdziłeś pan? — zapytał Desvignes.<br> {{tab}}— Tak, panie.<br> {{tab}}— Czek jest w porządku... posiada swą wartość?<br> {{tab}}— W zupełności.<br> {{tab}}— Proszę więc o wyliczenie mi pięciuset tysięcy franków, lub wskazanie mi, gdzie się mam udać.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Racz pan wybaczyć... — jąkał młody finansista z widocznem zakłopotaniem. — Zachodzi tu pewna, nieprzewidziana całkiem okoliczność... Pan Verrière pojechał do banku, po odebranie kapitałów. Prosimy więc, abyś pan raczył powtórnie dziś przybyć o godzinie trzeciej dla zinkasowania czeku.<br> {{tab}}Desvignes był przygotowanym na podobną odpowiedź, nawet jej oczekiwał, mimo to, podniósł głos, wołając:<br> {{tab}}— A to mi się podoba... trudzić kogoś powtórnie! — Pan Verrière, posiadając kapitały swych klientów, rozporządzać niemi nie może w razie potrzeby?... Doprawdy, to śmieszne!<br> {{tab}}— Nic spodziewaliśmy się, ażeby nam przyszło dziś uskuteczniać taką wypłatę... Pan Rénard nie powiadomił nas o tem...<br> {{tab}}— Bo nie należało mu o tem powiadamiać... Kapitały winny być zawsze w rezerwie... Szczególny to zaiste jakiś dom bankierski!... Zwróć mi pan mój czek, uprzedzę pana Samuela Rénard, w jaki sposób jego podpis został przyjętym. {{tab}}Jednocześnie jakiś głos suchy i ostry zabrzmiał po za Arnoldem:<br> {{tab}}— O co wam chodzi, panowie?... zkąd i dlaczego ta sprzeczka?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/425|num=31}}{{tab}}Desvignes, obróciwszy się, ujrzał przed sobą bankiera, nie chcąc jednakże okazać, iż go zna, odrzekł:<br> {{tab}}— Przed otrzymaniem mojej odpowiedzi, racz mi pan powiedzieć, kto jesteś?<br> {{tab}}— Jestem Juliusz Verrière.<br> {{tab}}— A! w samą porę więc pan przybywasz...<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ażeby wydać rozkaz do wypłacenia mi...<br> {{tab}}— Jakto... odmawiają panu wypłaty?<br> {{tab}}— Tak... każąc mi czekać na pański powrót z banku z kapitałami... Otóż powróciłeś pan... płać teraz.<br> {{tab}}Verrière bladł i czerwieniał naprzemiany.<br> {{tab}}— Na jaką sumę czek został wydany? — pytał zmienionym głosem.<br> {{tab}}— Na pięćset tysięcy franków.<br> {{tab}}Bankier zachwiał się; usiłując wszelako zwalczyć cios straszny, jaki weń tak nagle uderzył, wyjąknął zcicha:<br> {{tab}}— Racz pan pójść ze mną do mego gabinetu...<br> {{tab}}Desvignes, odgrywając dalej swą rolę, odrzekł zuchwale:<br> {{tab}}— W jakim celu mam iść do pańskiego gabinetu?<br> {{tab}}— Chcę panu złożyć niektóre wyjaśnienia...<br> {{tab}}— Ależ ja nie życzę sobie słuchać ich wcale!... Potrzebuję nie pańskich wyjaśnień, ale pieniędzy.<br> {{tab}}— Proszę, uspokój się pań... będziesz zapłaconym... — rzekł Verrière drżącym głosem. — Wszakże przedtem zechciej pójść ze mną.<br> {{tab}}— Ha! skoro pan tego żądasz koniecznie... idę! — odparł były sekretarz Mortimera. I wyszli oba.<br> {{tab}}Bankier otworzył drzwi gabinetu, a wpuściwszy przed sobą Arnolda, zamknął następnie takowe.<br> {{tab}}Położywszy na stole kapelusz, odwrócił się blady, z zatrwożonem spojrzeniem, drżącemi nerwowo ustami.<br> {{tab}}— Panie... — rzekł do swego wierzyciela — pragnę pomówić z tobą otwarcie... Jeżeli będziesz dziś wymagał wypłace- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/426|num=32}}nia sumy, wyrażonej na czeku, jestem zgubiony! Pozostanie mi wtedy rozsadzić sobie czaszkę wystrzałem z rewolweru!<br> {{tab}}— To, co pan mówisz, nie jest dla mnie nowością — odparł zimno Desvignes. — Naprzód już o tem wiedziałem, idąc tu do pana.<br> {{tab}}Verrière cofnął się osłupiały.<br> {{tab}}— Pan wiedziałeś?... — wyjąknął. — O czem pan wiedziałeś?<br> {{tab}}— O pańskiej ruinie.<br> {{tab}}— Lecz... — zaczął Verrière.<br> {{tab}}— O! nie przerywaj mi pan... Wiedziałem, że gdyby ci przyszło wypłacić mi na ów czek pięćset tysięcy franków, musiałbyś je wziąść z resztek pozostałego miliona posagu swej córki, której jesteś opiekunem, a razem administratorem majątku.<br> {{tab}}Bankier, do najwyższego stopnia wystraszony, cofnął się powtórnie.<br> {{tab}}— Znam w najdrobniejszych szczegółach opłakane pańskie interesa — mówił Arnold dalej; — wszystkie te spekulacye, w jakich nierozważnie zatopiłeś nietylko swe własne kapitały, ale i depozyta swych klijentów, bez otrzymania od nich na to upoważnień. Kopalnia marmurów w Belgii, towarzystwo nadbrzeżnej żeglugi, utrzymywanie teatru Fantazyj i wiele innych tego rodzaju, które za długo byłoby wymieniać, pochłonęły wszystko. Wiem, że pan protegujesz pewną Wenus sztuk czarodziejskich, pannę Leonę; wiem, że grasz na giełdzie i w bakara z rożnem szczęściem; że wyrzucasz pieniądze oknami, przez drzwi nie wprowadzając ich wcale. Wiem wreszcie i cyfrę twego deficytu... znam głębokości, wyżłobione twojemi szaleństwami... Jeśli nie zostaniesz nagle ocalonym jakimś niespodziewanym wypadkiem, a raczej cudem, zguba cię czeka! Miałeś słuszność, panie Verrière, mówiąc przed chwilą, że jeśli będę nalegał o wypłatę czeku, pozostanie ci w skroń sobie palnąć z rewolweru, aby uniknąć stawienia się przed sądem pod zarzutem bankructwa.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/427|num=33}}{{tab}}Verrière upadł na krzesło bezwładnie. Oblicze jego pokryła trupia bladość, zmienione rysy twarzy dawały mu pozór konającego. Po kilku miutach zupełnego obezwładnienia podniósł się, szepcąc przerywanym głosem:<br> {{tab}}— Cóżem ci, panie, uczynił, że pragniesz mej zguby?<br> {{tab}}— Kto panu mówił, że ja jej pragnę, rzekł Desvignes.<br> {{tab}}— Twoje zachowanie się... twe słowa... przedstawienie tego czeku... który wiedziałeś, że dziś zapłaconym być nie może...<br> {{tab}}— Ja chciałem pana tylko przekonać, że tak obecna twa egzystencya, jako i całe twe położenie nie są dla mnie tajemnicą, i że tym sposobem zostajesz w najściślejszej odemnie zależności.<br> {{tab}}— Jakiż masz pan cel w przekonywaniu mnie o tem?<br> {{tab}}— Cel nader ważny... potrzebuję z pańskiej strony absolutnego, bezwzględnego posłuszeństwa.<br> {{tab}}— Słyszę... lecz nic dotąd jeszcze nie rozumiem.<br> {{tab}}— Zaraz pan pojmiesz, zrozumiesz. Usiądź pan, proszę, panie Verrière. Mam panu pewną historyę do opowiedzenia. Nie obawiaj się... nie potrwa to długo... Wiele ci czasu nie zabierze.<br> {{tab}}Bankier z osłupieniem i wzrastającą obawą patrzył w tego nieznajomego, który go w tak dziwny sposób skrępował, a ukazawszy mu jasno, iż mógł go zgubić, chciał mu przyjść następnie z pomocą.<br> {{tab}}Drżący, pognębiony, pod wpływem woli tego człowieka upadł na krzesło.<br> {{tab}}— Przyjdź pan do przytomności... — rzekł Arnold, siadając obok niego; — będziesz bowiem potrzebował całego spokoju, całej bystrości umysłu, aby rozważyć to, co ci powiem. Jestżeś w stanie wysłuchać mnie teraz?<br> {{tab}}— Tak... — odparł Verrière, raczej skinieniem, niż głosem, zapytując jednocześnie sam siebie: — Kto jest ten człowiek... czego on chce odemnie?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/428|num=34}}{{tab}}— Przyznajesz więc pan — mówił Arnold dalej — iż wszystko to, co mówiłem przed chwilą, jest prawdą. Stoisz wobec nieuchronnego bankructwa...<br> {{tab}}— Rzeczywiście... majątek mój jest mocno zachwianym...<br> {{tab}}— Może się znajdzie jaki sposób na podtrzymanie go. Właśnie chcę o tem pomówić z panem spokojnie. Przypatrz mi się pan dobrze... Czyliż mnie nie poznajesz?<br> {{tab}}— Nie — odrzekł Verrière, utkwiwszy wzrok w mówiącego. — A jednak zdaje mi się, jakobym pana gdzieś widział.<br> {{tab}}— Tak... widziałeś mnie pan raz jeden.<br> {{tab}}— Kiedy?<br> {{tab}}— W dniu, w którym pańska córka wracała z Marsylii wraz ze swą kuzynką, siostrą Maryą. Pan przyjechałeś po nie swem lando. Podróżując wraz z niemi, wychodziłem natenczas właśnie ze stacyi. Jakże... przypominasz pan sobie?<br> {{tab}}— Tak... przypominam.<br> {{tab}}— Ach! panna Aniela jest czarującą!... — zawołał Desvignes z uniesieniem. — Później nieco pomówimy o niej... A teraz, panie Verrière, zbierz pan, proszę, całą uwagę.<br> {{tab}}— Zebrałem ją już... mów pan...<br> {{tab}}— Przed dwudziestu trzema laty zaślubiłeś pan młodą wdowę, swoją kuzynkę, nazwiskiem Béraud...<br> {{tab}}— Tak... — odrzekł bankier, kompletnie oszołomiony tak szczegółowemi wiadomościami mówiącego co do swej osoby.<br> {{tab}}— Byłeś pan naówczas starszym komisantem u bankiera, z nader piękną pensyą; miałeś złożone oszczędności. Żona przyniosła panu milion w posagu. Był to początek wspaniałej fortuny, jaką zbudowawszy, pozwoliłeś jej się następnie rozpaść w ruinę. Znałeś pan brata swej żony?<br> {{tab}}— Którego? było ich kilku... Rodzina ta jest bardzo liczną.<br> {{tab}}— Mówię o Edmundzie Béraud.<br> {{tab}}— O tym, który był wychowańcem szkoły górniczej?<br> {{tab}}— Właśnie...<br> {{tab}}— On już dawno nie żyje.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/429|num=35}}{{tab}}— Zkąd pan wiesz o tem? — zapytał Desvignes spokojnie.<br> {{tab}}— Dowodów wprawdzie na to nie posiadam, cała rodzina jednak tak sądzi.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ opuścił Francyę przed trzydziestu pięciu laty, nie wiedząc, gdzie i dokąd się udaje, a od owego czasu nie dawał o sobie żadnej wiadomości.<br> {{tab}}— Ja panu udzielić o nim mogę takową.<br> {{tab}}— Pan... wiadomość o Edmundzie Béraud?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Wiesz pan więc, dokąd udał się z Francyi?<br> {{tab}}— Pojechał do Indyj.<br> {{tab}}— W jakim celu... co go tam pociągało?<br> {{tab}}— Idea. Pragnął spożytkować nabytą naukę w szkole górniczej na poszukiwaniu drogich kamieni. Myśl ta była dobrą. Odkrył niesłychane bogactwa, kopalnię dyamentów...<br> {{tab}}— Ach! — zawołał Verrière, z błyskawicą chciwości w bladem, przygasłem dotąd spojrzeniu.<br> {{tab}}— Po kilku latach pracy stał się posiadaczem sumy trzech milionów.<br> {{tab}}— Trzech milionów! — powtórzył bankier z uniesieniem.<br> {{tab}}— Drobnostka to jeszcze... nie poprzestał na tem. Przybywszy do Ceylonu, postarał się o koncesyę na połów pereł. To było dla niego źródłem największego bogactwa, obok czego prowadził dalej eksploatacyę kopalni dyamentów. I otóż po latach piętnastu majątek Edmunda Béraud z trzech milionów doszedł do cyfry piętnastu.<br> {{tab}}Verrière wzniósł rękę w górę, wołając gorączkowo.<br> {{tab}}— Piętnaście milionów! {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/430|num=36}}{{c|'''VII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Czekaj pan... — mówił dalej Desvignes; — nie koniec to jeszcze. Upłynęło drugie lat piętnaście. Edmund Béraud sprzedał kopalnie, połów pereł i swoje biura bankowe. Przed sześcioma tygodniami, zrealizowawszy cały majątek, znalazł się posiadaczem pięćdziesięciu jeden milionów.<br> {{tab}}Verrière na tę wiadomość uczuł się być pochwyconym rodzajem umysłowego zamętu.<br> {{tab}}— Pięćdziesiąt jeden milionów!... — wyszepnął drżącym głosem, przesuwając ręką po czole. — Mój szwagier, Edmund Béraud, posiada pięćdziesiąt jeden milionów! W takim razie jestem ocalony! Edmund pożyczy mi dwa... lub trzy miliony... Będzie to dla niego drobnostką przy takim majątku. Otóż stawię czoło stratom, jakie poniosłem, mój kredyt odrodzi się świetniejszym niż kiedykolwiek!<br> {{tab}}— Edmund Béraud nie pożyczy panu ani jednego sous! — odrzekł były sekretarz z Kalkuty.<br> {{tab}}— Dlaczego nie miałby mi przyjść z pomocą... mnie... najbliższemu krewnemu?<br> {{tab}}— Dla najracjonalniejszej przyczyny...<br> {{tab}}— Jakiej?<br> {{tab}}— Ponieważ już nie żyje...<br> {{tab}}— Umarł?! — zawołał Verrière z przerażeniem. — On umarł!<br> {{tab}}I przez kilka sekund siedział przygnębiony, niemy, gdy nagle myśl jakaś widocznie zabłysła w jego umyśle, wyprostował się z rozpromienioną twarzą, wołając:<br> {{tab}}— Jeżeli, umarł, mam w takim razie prawo do części pozostałego po nim spadku.<br> {{tab}}— Bezwątpienia... lecz czy ta część wystarczy na pokrycie pańskich deficytów? Pamiętaj pan, iż jest was piętnastu członków rodziny, mających równe prawa do podziału tą znakomitą fortuną.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/431|num=37}}{{tab}}— Jakto piętnastu? — zapytał Verrière.<br> {{tab}}— Nieodmiennie... przekonam pana o tem.<br> {{tab}}Tu Desvignes wyjął z kieszeni arkusz arkusz papieru.<br> {{tab}}— Oto — rzekł — lista spadkobiercow, którzy mają prawo do tej sukcesyi...<br> {{tab}}I zaczął czytać: {{f|align=left|lewy=15%|„Paweł Béraud.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Wdowa Perrot.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Piotr Béraud.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Wiktoryna Béraud.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Eugeniusz Loiseau.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Fryderyk Bertin.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Wdowa Ferron.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Melania Gauthier.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Joanna Desourdy.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Emil Vandame.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Hrabina de Nervey.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Wicehrabia de Nervey.}} {{f|align=left|lewy=15%|„La Fougère.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Juliusz Verrière.}} {{f|align=left|lewy=15%|„Aniela Verrière.}} {{tab}}„Razem piętnaście osób, jak pan widzisz; wypada więc na każdego po trzy miliony siedemset pięćdziesiąt tysięcy franków w całkowitości.<br> {{tab}}— Tak... — odrzekł Verrière; — lecz stopnie pokrewieństwa są tu nierówne, zatem i podział w częściach równym być nie może. Prócz tego, liczysz pan dwóch spadkobierców za wiele.<br> {{tab}}— Jakich?<br> {{tab}}— Moją córkę i wicehrabiego de Nervey. Tylko hrabina de Nervey i ja, zostaniemy wezwani do spadku, jako przedstawiający oddzielną główną gałęź.<br> {{tab}}Desvignes potrząsnął głową przecząco.<br> {{tab}}— Nie; rzeczy nie pójdą tym trybem — odpowiedział. — Części będą równemi dla wszystkich krewnych i wszyscy ci, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/432|num=38}}których masz pan nazwiska na liście przystąpią do tej sukcesyi.<br> {{tab}}— Ażeby wiedzieć podobne szczegóły, potrzeba być wykonawcą testamentu Edmunda Béraut! — zawołał Verrière.<br> {{tab}}— Ja też jestem nim właśnie... — rzekł zbrodniarz, uśmiechnąwszy się na tytuł, nadany mu przez bankiera. — Testament pańskiego szwagra istnieje, a napisanym jest w treści przezemnie panu wskazanej.<br> {{tab}}— Tak?<br> {{tab}}— Edmund Béraud przybył do Paryża z Marsylii przed trzema tygodniami i zniknął tegoż samego wieczora, czyli raczej... zgładzono go...<br> {{tab}}— W jakim celu?<br> {{tab}}— W celu zabrania jego majątku... do czarta! Przyznasz pan, że warta była trudu ta sprawa.<br> {{tab}}— Przytrzymano mordercę?<br> {{tab}}— Nie.. i nigdy go pochwycić nie zdołają.<br> {{tab}}— A majątek naszego krewnego?<br> {{tab}}— Pozostał w całkowitości nienaruszony, ponieważ złodziej ujrzał się niespodziewanie być okradzionym. Pięćdziesiąt jeden milionów przedstawiał czek, wydany na bank francuski. Wysiadłszy z pociągu drogi żelaznej, Edmund Béraud złożył ów czek w jednym z tutejszych domów bankierskich i miał go zinkasować nazajutrz.<br> {{tab}}— Ale przynajmniej w pewnym, silnie finansowo stojącym domu bankierskim?<br> {{tab}}— W pewniejszym, niż pański, upewniam... Złożył go w domu Rotszylda.<br> {{tab}}— Zatem bankier Rotszyld lub jego pełnomocnik musieli wydać pokwitowanie z odbioru pomienionego czeku?<br> {{tab}}— Wydali je.<br> {{tab}}— Gdzież jest to pokwitowanie?<br> {{tab}}— Morderca je zabrał.<br> {{tab}}— Nie będzie mógł z niego korzystać. Zatem, jak pan mówiłeś przed chwilą, daremnie spełnił tę zbrodnię.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/433|num=39}}{{tab}}— Nie będzie mógł zeń korzystać, jak i spadkobiercy zarówno. Chcąc bowiem, ażeby dom Rotszylda powrócił złożone u niego miliony, potrzeba mu zwrócić pokwitowanie, jakie wydał.<br> {{tab}}— Wyrok trybunału może nakazać wypłatę; ma on wszelkie ku temu prawo.<br> {{tab}}— Trybunał nie wyda tego wyroku.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ sprawiedliwość nie posiada i posiadać nie będzie dowodu śmierci Edmunda Béraud... Dla niej ów człowiek nie umarł, jest tylko nieobecnym, i lat trzydzieści musi upłynąć, zanim spadek legalnie otwartym zostanie. Dwaj ludzie tylko wiedzą o tem, co zaszło; oni dwaj tylko mogliby powiedzieć i dowieść tego.<br> {{tab}}— Pan znasz tych ludzi?...<br> {{tab}}— Znam.<br> {{tab}}— Wymień więc ich pan przed sądem, ocalisz mnie tym sposobem...<br> {{tab}}— Przed sądem nigdy!... Słyszysz pan... nigdy! Lecz panu ich wymienię.<br> {{tab}}— Mów pan... mów jaknajprędzej!<br> {{tab}}— Tymi dwoma ludźmi jesteś pan... i ja!...<br> {{tab}}Verrière drgnął przestraszony.<br> {{tab}}— Pan... i ja... — powtórzył.<br> {{tab}}— Pan?...<br> {{tab}}— Tak! — odrzekł zbrodniarz spokojnie. — Nie rozumieszże jeszcze?<br> {{tab}}— Ja nie chcę... lękam się zrozumieć...<br> {{tab}}— Ha! więc rozumiesz nareszcie! No... dalej... wypowiedz-że pan jasno myśl swoją...<br> {{tab}}— A więc mordercą mojego szwagra... człowiekiem, który posiada pokwitowanie domu Rotszylda na złożone u niego miliony... jesteś...<br> {{tab}}Tu Verrière nie dokończył rozpoczętego zdania.<br> {{tab}}Arnold, dobywszy papier z kieszeni, rozwinął go przed oczyma bankiera.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/434|num=40}}{{tab}}— Oto — rzekł — pokwitowanie.<br> {{tab}}Verrière spojrzał na papier, a następnie drżący, jak wpół obłąkany, rzucił się ku drzwiom, jąkając stłumionym głosem:<br> {{tab}}— Morderco... zbrodniarzu!...<br> {{tab}}Szybkim rzutem, jak błyskawica, Desvignes zastąpił mu drogę, a przykładając osłupiałemu do skroni rewolwer, wzięty ze stolika, szepnął cicho:<br> {{tab}}— Jeden krzyk... jeden głośniejszy wyraz... a strzelę! Broń ta jest twoją, bankierze. Wszyscy już znają stan rozpaczliwy twych interesów, a skoro się rozgłosi, że nie miałeś czem zapłacić mi dziś rano pięciuset tysięcy franków, każdy uwierzy w twe samobójstwo, które ja pierwszy potwierdzę.<br> {{tab}}Verrière zrozumiał, iż gdyby postąpił krok jeden, lub chciał zawołać, nieznajomy spełni bez {{Korekta|wachania|wahania}} swą groźbę.<br> {{tab}}Pochwycony obłędem, upadł na krzesło, objąwszy się za głowę obiema rękami.<br> {{tab}}— No! otóż nareszcie przychodzisz pan do rozwagi... — rzekł Arnold z cynicznym uśmiechem. — Zadziwiłeś mnie przed chwilą... Sądziłem, że jesteś bardziej inteligentnym. Jeden punkt główny powinien był ci jasno wpaść w oczy, a to, że nie czyni się podobnych zwierzeń człowiekowi, którego chcemy zgubić... nieprawdaż? Ja przychodzę pana ocalić.<br> {{tab}}— Mnie... mnie ocalić?... Ty... mnie ocalić?... — jąkał Verrière.<br> {{tab}}— No... tak... do czarta! Ale posłuchaj mnie dalej, ponieważ jeszcze wszystkiego nie opowiedziałem. Chybiłem przy zdobywaniu milionów Edmunda Béraud, mimo to, nie ustępuję z placu, nie daję za wygranę. Jeżeli całość z rąk mi się wymknęła, muszę otrzymać połowę. Odgadujesz pan mój plan...<br> {{tab}}— Nic nie wiem... — odparł Verrière stłumionym głosem.<br> {{tab}}— Na honor! zadziwiasz mnie brakiem bystrości umysłu. Masz pan, jak widzę, dziwnie tępą głowę tego rana. Wytłumaczę ci więc rzecz jasno, skoro niezdolnym jesteś zrozumieć {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/435|num=41}}półsłówek. Otóż, dopóki się nie dowiedzą, że Edmund Béraud zmarł, a nie zniknął, dopóki nie odnajdą jego trupa i nie spiszą aktu zejścia, pięćdziesiąt jeden milionów pozostawać będą w niezdobytej kasie Rotszylda. Mogą tam leżeć długo, bardzo długo, dopóki my im ztamtąd wyjść nie dozwolimy; powiadam: my, ponieważ w tej tak zyskownej sprawie, powinieneś być i będziesz moim wspólnikiem, bankierze.<br> {{tab}}— Ja... twoim wspólnikiem? — nigdy!... — zawołał, zrywając się, Verrière.<br> {{tab}}— Nie lękam się odmowy z twe strony... — odrzekł ironicznie Desvignes. — Twój własny interes nakazuje ci zostać moim wspólnikiem; zresztą, gdybyś nim dobrowolnie zostać nie zechciał, ja potrafię zmusić cię ku temu. Tak, zmusić... ponieważ ja ciebie, a nie ty mnie, trzymasz w swem ręku. Gdyby ci przyszła ochota zadenuncyować mnie przed policyą lub sądem, śmianoby się z podobnie głupiego oskarżenia, nieopartego na żadnych dowodach, wtedy gdy mnie wystarczyłoby chcieć tylko, abyś zesłanym został na galery. Podstępne bankructwo, nadużycie zaufania klientów, oszustwo, frymarczenie depozytami... ha! widzisz, bankierze, ile tu dobrego... i mianoby w czem, zaiste, wybierać! Przestań więc grać zemną komedyę, a pomówmy z sobą otwarcie, rozsądnie, jak na poważnych ludzi przystało. Wierzaj mi, że jesteś śmiesznym w tej roli uczciwego człowieka... Jest ona teraz przynajmniej całkiem dla ciebie niestosowną. Nie traćmy czasu na próżne słowa, a przystępujmy do rzeczy. Jesteśmy jak gdyby oba dla siebie stworzeni, łatwo nam więc porozumieć się przyjdzie, Potrzebuję ciebie... lecz, do pioruna, darmo mi służyć nie będziesz. Chcę wziąć dla siebie połowę majątku Edmunda Béraud... chcę i mieć ją będę. Drugą połowę przeznaczam tobie, to jest dwadzieścia pięć milionów pięćset tysięcy franków.<br> {{tab}}Źrenice Verrièra okiem chciwości zabłysły. Kolosalna cyfra, jaką przybyły zamigotał przed jego oczyma, pokonała, nie powiemy jego skrupuły sumienia, bo tych on nie miał, lecz jego przestrach i trwogę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/436|num=42}}{{tab}}— Przypuśćmy na chwilę — mówił Desvignes całej — przypuśćmy, że nie ma innych, spadkobierców, prócz ciebie i twojej córki, bankierze, w takim razie pięćdziesiąt jeden milionów do ciebieby w całkowitości należały przy otwarciu testamentu i podzielonemiby były w równych częściach pomiędzy twą córkę i ciebie.<br> {{tab}}— Są to przypuszczenia marzycielskie — odrzekł Verrière, odzyskując krew zimną — wszak sam mówiłeś przed chwilą, że nie można podnieść spadku, dopóki akt zejścia Edmunda Béraud nie zostanie sądowi doręczonym.<br> {{tab}}— Otrzyma on go we właściwym czasie — rzekł Desvignes. — Masz-li do uczynienia mi jeszcze jakie zapytanie?<br> {{tab}}— Bezwątpienia... i nader ważne. Nietylko wy dwoje to jest ja z mą córką, jesteśmy sukcesorami. Jest do podziału majątkiem osób piętnaście.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Tak... — odrzekł Desvignes zwolna, podkreślając niektóre wyrazy, jakim chciał nadać dobitniejsze znaczenie: — tak... w rzeczy samej... pan jesteś piętnastym z sukcesorów, testament o tem powiadamia, a ten testament ja posiadam. Jeżeli jednak będziesz gotów mi dopomagać i przyjmiesz wspólnictwo w środkach, jakich użyję, by dojść do celu, cały ten olbrzymi majątek Edmunda Béraud zostanie tylko dla nas dwóch do podziału.<br> {{tab}}— W środkach, jakich użyjesz, ażeby dojść do celu? — powtórzył bankier; — lecz jakież są one? Przed przyjęciem propozycyi poznać ją potrzebuję szczegółowo: a uprzedzam, iż nie chcę żadnego popełnienia zbrodni... żadnego przelewu krwi... mam wstręt ku temu.<br> {{tab}}— Nie będzie tu żadnej zbrodni, ani przelewu krwi. Wszyscy współsukcesorowie znikną w taki sposób, że ni świat, ni sprawiedliwość nic nam nie znajdą do zarzucenia.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/437|num=43}}{{tab}}— Cóż więc ich zgubi?<br> {{tab}}— Ich własne występki i wady, zręcznie wyzyskane przezemnie, a obok tego i nędza. Jest to broń najpewniejsza, która nigdy nie chybia. Niech walczą, jeśli potrafią się obronić przeciw wrodzonym namiętnościom. Będzie to walka śmiertelna, w której naprzód jestem pewien wygranej. Tak... zabija ich własne występki, jakie prowadzą do nędzy, a ta zrozpaczonych wreszcie do samobójstwa. Oto broń, jakiej użyję!<br> {{tab}}— Szatanie!... — mruknął Verrière, przesuwając ręką po czole, na którem widniały grube krople potu, i wpatrując się w mówiącego z takiem osłupieniem, że to pomimowolnie wywołało uśmiech na usta nikczemnika.<br> {{tab}}Uśmiech ów jednak znikł wkrótce i Desvignes mówił dalej:<br> {{tab}}— Tak... nędza, ta straszna, czarna nędza, jaka dokonywa dzieła zniszczenia!<br> {{tab}}— Ależ ze wszystkich tych ludzi, o których mówisz — ozwał się Verrière — żaden nie pozostaje w takiem ubóstwie... a wielu zpomiędzy nich żyją nawet w pewnej zamożności.<br> {{tab}}— Pozwól mi działać, nic nie badając, a przed upływem trzech miesięcy... trzech miesięcy... powtarzam, zostaniesz posiadaczem pięćdziesięciu jeden milionów, z których połowa do ciebie, a druga połowa do twej córki należeć będzie.<br> {{tab}}Oczy Verrièra chciwością zabłysły.<br> {{tab}}— To niepodobna!... — wyszepnął.<br> {{tab}}— A jednak tak będzie. Skoro raz powiem, iż chcę, aby rzecz jakaś dokonaną została, spełnić się musi.<br> {{tab}}— Żądasz więc połowy tego majątku? — zagadnął Verrière.<br> {{tab}}— Nie sądzę, abyś uważał to za zbyt wygórowane wymaganie z mej strony — odparł Desvignes — skoro mnie tylko zawdzięczać będziesz jego posiadanie.<br> {{tab}}— Nie mówię tego... — rzekł żywo bankier — lecz pytam, zkąd weźmiesz połowę tegoż dla siebie, jeżeli te miliony mają {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/438|num=44}}być tylko rozdzielone pomiędzy mnie i moją córkę? Pojmujesz, mniemam, iż nie mogę przywłaszczać sobie przypadającej na nią połowy, a nie sądzę, byś mnie chciał ogałacać z mojej.<br> {{tab}}— Nie obawiaj się... nie dotknę twej części...<br> {{tab}}— Gdzież są więc dla ciebie pieniądze?<br> {{tab}}— Wszystko już naprzód przewidzianem zostało... Zaślubię pannę Anielę, a kontraktem, we właściwą formę ujętym, jej majątek moim się stanie.<br> {{tab}}— Ty chcesz zaślubić moją córkę? Ty... Nigdy!... — zawołał Verrière.<br> {{tab}}— Zaślubię ją.. — odrzekł stanowczo Desvignes — ponieważ to małżeństwo jest podstawą całej tej sprawy, całego naszego działania. Zostanę twoim wspólnikiem, bankierze. Dom nasz będzie nosił nazwę ''domu bankierskiego Juliusza Verrière i Arnolda Desvignes''. Będziemy mieli po za sobą kapitał, wynoszący pięćdziesiąt jeden milionów. Jest to szruba Archimedesa, z którą przy mojej energii świat wzruszę w podstawach!<br> {{tab}}— Lecz...<br> {{tab}}— Bez żadnych opozycyj! — przerwał groźnie Desvignes. — Bierz, lub nie bierz... oto dwa słowa... A wierzaj mi, bierz, radzę ci, jeżeli nie chcesz być zrujnowanym, a raczej zgubionym, czego następstwem będzie stawienie cię przed sądem i tam dalej...<br> {{tab}}— Lecz to mnie nie wybawi! — zawołał Verrière. — Ażeby osiągnąć ten cel, {{Korekta|petrzeba|potrzeba}} na to, jak sam powiedziałeś, czasu do trzech {{Korekta|miasięcy|miesięcy}}...<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— No... a wiesz przecież, że mnie i ośmiu dni czekać niepodobna. Znajduję się w naglącem położeniu. Gdybyś zechciał o tem komu powiedzieć, dziś wieczorem — wiedzieliby wszyscy o mojem bankructwie, a wtedy wszelka walka byłaby daremną z mej strony... Wszyscy rzucą się na mnie, jak kruki na trupa...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/439|num=45}}{{tab}}— Otóż ja zacznę ocalenie — rzekł Desvignes — nie wymagając od ciebie wypłaty pięciuset tysięcy franków na czek, przekazany mi przez Rénarda.<br> {{tab}}— To nie jest dla mnie ocaleniem, lecz tylko chwilowem odroczeniem katastrofy.<br> {{tab}}— Jakaż suma jest potrzebną {{Korekta|nateraz|na teraz}}, kóraby cię postawiła w możności zaspokojenia wszelkich, mogących tak obecnie, jak i w przyszłości wyniknąć reklamacyj pieniężnych?<br> {{tab}}Verrière zamyślił się, a wziąwszy arkusz papieru i ołówek, zaczął kreślić cyfry.<br> {{tab}}— Milion pięćset tysięcy franków... — odrzekł po chwili.<br> {{tab}}— A gdybym ci przyniósł owe półtora miliona — odpowiedział Desvignes — czy byłbyś przekonanym natenczas, iż umiem dotrzymywać tej obietnicy... że potrafię w rzeczywistości zmienić marzenie?<br> {{tab}}— Zapewne.<br> {{tab}}— A więc dostarczę ci tę sumę, jeżeli przyjmiesz podane przezemnie warunki.<br> {{tab}}— Nie żądaj odemnie niepodobieństw.<br> {{tab}}— Jakto?<br> {{tab}}— Czyż mogę znaglić mą córkę, aby została twą żoną? Nie... ja jej nie zmuszę ku temu!<br> {{tab}}— To już do mnie należy... — rzekł Arnold. — Potrzebuję jedynie od ciebie drobnej, małej rzeczy, to jest piśmiennego twego na ten związek zezwolenia.<br> {{tab}}Verrière zamyślił się; milczał przez chwilę, jakoby sam z sobą tocząc walkę wewnętrzną, poczem wyszepnął głosem złamanym:<br> {{tab}}— Dam ci to zezwolenie... Przekonaj się więc... — dodał po chwili — jak musi być naprężoną sytuacya i groźnem niebezpieczeństwo. Kiedyż mi dostarczysz pomienioną sumę?<br> {{tab}}— Skoro tylko podpiszemy u notaryusza akt naszej współki. Chcę odtąd wziąć czynny udział w twych interesach i podnieść twój bank. Doliczając pięćset tysięcy franków {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/440|num=46}}od Rénarda, wynoszę do twojej kasy dwa miliony, z których potrafimy korzyść osiągnąć, mój drogi wspólniku.<br> {{tab}}Po tych wyrazach nastała chwila głębokiego milczenia.<br> {{tab}}Verrière siedział przybity, pognębiony, nie mówiąc i słowa.<br> {{tab}}— Zkąd ta ponurość i głęboka troska na twojej twarzy? — pytał Desvignes. — Ach! odgaduję... Wspomnienie zgonu Edmunda Béraud ciąży ci na umyśle... Zapomnij o tem... Zresztą, gdybyś czuł się przygnębionym, ja będę za ciebie pracował. Wierzaj mi, w życiu torują nam drogę jedynie pozory... Spójrz na mnie... Czyliż wyglądam na złodzieja, albo zbrodniarza? Nigdy!... wszak prawda? I ty sam wydajesz się być dżentelmenem z najwyższej sfery, jak mówią {{Korekta|anglicy|Anglicy}}, a mimo to jesteś wykwalifikowanym hultajem! Powtarzam ci, jesteśmy oba jakoby dla siebie stworzonymi. Czemuż więc nie mamy połączyć się z sobą? Najłatwiej jest porozumieć się z człowiekiem, który przybywa na czas załatać nam szczerbę i przynosi banknoty, zamiast żądać ich od nas. Powiedz mi, czy dziś potrzebujesz pieniędzy?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć... kasa jest pustą prawie zupełnie.<br> {{tab}}— Ileżbyś potrzebował?<br> {{tab}}— Dwieście tysięcy franków.<br> {{tab}}— Mam je przy sobie i dać je mogę. Pokwitujesz mnie tylko z odbioru, jako i ze złożenia przezemnie w twej kasie pięciuset tysięcy franków od Rénarda i otworzysz mi bieżący rachunek.<br> {{tab}}To mówiąc, Desvignes wyjął z kieszeni dwie małe paczki w kopertach i rozwinął takowe.<br> {{tab}}Każda z tych paczek zawierała po sto biletów tysiącfrankowych.<br> {{tab}}— Przerachuj... — rzekł, kładąc je na biurku.<br> {{tab}}Verrière drżącemi gorączkowo rękoma przeliczył bilety, poczem nacisnął guzik elektryczny, mający łączność z gabinetem kasyera.<br> {{tab}}Wezwany przybył natychmiast.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/441|num=47}}{{tab}}— Otworzysz pan — rzekł bankier do niego — rachunek panu Arnoldowi Desvignes, który wkrótce zostanie moim wspólnikiem. Zapiszesz na niego dwieście tysięcy franków, jakie tu się oto znajdują, a zarazem i pięćset tysięcy, przedstawiających też sumę na czeku, wydanym przez Rénarda, również na rachunek pana Desvignes. Kapitały te są do rozporządzenia naszego banku. Proszę, chciej pan dać czek mojemu kasyerowi — rzekł Verrière, zwracając się. do Arnolda. — Pokwituję cię z ogólnej sumy.<br> {{tab}}Desvignes czek oddał, a kasyer, zdumiony tak nieprzewidzianie szczęśliwym obrotem sprawy, jaką przed chwilą za straconą uważał, odszedł, zabrawszy dwieście tysięcy w banknotach.<br> {{tab}}— Wszakże tak? — zapytał ojciec Anieli, nakreśliwszy pokwitowanie z odbioru siedmiuset tysięcy franków.<br> {{tab}}— Tak... rozumiemy się doskonale — odparł Desvignes. — Wkrótce przekonasz się, iż nie jestem bynajmniej nowicyuszem w bankowych operacyach. Na teraz dwie rzeczy jeszcze do załatwienia nam pozostają.<br> {{tab}}— Jakie?<br> {{tab}}— Najprzód jedziemy do notaryusza, aby polecić mu spisanie aktu naszej współki.<br> {{tab}}— Jestem gotowy... A potem?<br> {{tab}}— Potem... przedstawisz mnie swej córce, pannie Anieli.<br> {{tab}}Verrière cofnął się i zadrżał.<br> {{tab}}— Na co się przyda owo {{Korekta|wachanie|wahanie}}, ów przestrach, mój wspólniku? — rzekł Arnold. — Wiesz dobrze, iż już zapóźno jest cofać się z sytuacji. Włożyłeś dobrowolnie rękę w koło maszyny, dozwól pochwycić jej i resztę swojego ciała. Zresztą, nie masz się o co tak dalece obawiać. Przyrzekam ci, iż uczynię twą córkę najszczęśliwszą z kobiet, ponieważ wszystko, co dotąd czyniłem, było celem zbliżenia się ku niej.<br> {{tab}}— Celem zbliżenia się ku niej? — powtórzył Verrière osłupiały. — Jakto... ty więc... ty... miałbyś ją kochać?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/442|num=48}}{{tab}}— Czy ją kocham... pytasz? — zawołał Desvignes z nieudaną szczerością. — Nietylko kocham ale uwielbiam do szaleństwa! Od czasu spotkania się z nią w podróży na drodze żelaznej, jej postać czarowna ściga mnie wszędzie! Myślę o niej jedynie... żyję tylko dla niej. By ją posiadać, spełniłem to, nad czem w innych okolicznościach {{Korekta|zawachałbym|zawahałbym}} się być może. Gdyby mi się przyszło jej wyrzec, strzelićby mi w skroń sobie tylko pozostało! Tak! ja ją uczynię najszczęśliwszą z kobiet... najpiękniejszą... najbogatszą... najbardziej czczoną na świecie! Niechaj cię to więc uspokoi co do jej przyszłości.<br> {{tab}}Verrière milczał, słuchając tych wykrzykników z opuszczoną głową. Znając dobrze stanowczy charakter Anieli i jej głęboką miłość dla porucznika artyleryi, Vandama, był przekonanym, iż jego córka nie zgodzi się nigdy na inne małżeństwo i to go cokolwiek uspakajało. Mimo to bowiem wiedział, że akt współki zostanie naprzód podpisanym i dwa miliony franków wpłyną mu do kasy. W każdym więc razie sprawa ta korzystną była {{Korekta|dlo|dla}} niego.<br> {{tab}}— Czy masz swój powóz? — zapytał po chwili.<br> {{tab}}— Mam — odrzekł Arnold.<br> {{tab}}— Gdzie mieszka twój notaryusz?<br> {{tab}}— Przy ulicy Kondeusza.<br> {{tab}}— Jedzmy więc... <br> {{tab}}Tu oba, wyszedłszy z biura, udali się do notaryusza, układając w drodze główne punkta aktu mającej zawiązać się współki.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''IX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Postanowiono, iż w pośród dwóch przyszłych wspólników, każdy będzie miał własną specjalną czynność w banku do wykonywania. Desvignes zajmować się miał po za biurowemi zewnętrznemi interesami, to jest lokowaniem kapitałów, Verrière przyjął na siebie kierownictwo wewnętrznemi finan- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/443|num=49}}sowemi sprawami, pozostawiając przytem Arnoldowi we wszystkiem władzę, podobną swojej.<br> {{tab}}W czasie prowadzonej rozmowy przekonał się bankier, iż ów elegancki z pozoru zbrodniarz, dzięki któremu uratowanym został z katastrofy, był człowiekiem wszechstronnie obeznanym z giełdowemi interesami, i że współpracownictwo jego mogło mu przynieść nieobliczone korzyści.<br> {{tab}}W przystępie radości zapomniał prawie, w jak przerażających okolicznościach przedstawił mu się ów wspólnik niespodziewany.<br> {{tab}}— Przy naszym zakładzie otworzymy jeszcze bank popularny, — mówił Desvignes. — Banki tego rodzaju, znajdujące się w wielkiej liczbie w Stanach Zjednoczonych dla drobnego handlu i klasy robotniczej, prosperują nader pomyślnie. Złożone w nich pieniądze dobrze procentują, a straty rzadko się zdarzają. Główną z nich jednak korzyścią jest to, że można się wsławić odrazu jako dobroczyńca ludzkości, co ma wielkie znaczenie i może daleko nas poprowadzić. Pędzie to dla Francyi oklaskiwana przez wszystkich {{Korekta|inowacja|innowacja}}. W ciągu miesiąca kapitały potokami płynąć zaczną do kass naszych, co nas postawi w możności oczekiwania na nadejść mające miljony. Chcę, ażebyśmy od dziś za rok stali się królami banków, i będziemy niemi... zobaczysz!<br> {{tab}}Verrière, zelektryzowany słowami Arnolda, gotów był iść wszędzie, gdziekolwiekby ten chciał go poprowadzić. Przyszłe miliony migotały mu przed oczyma, jak snopy iskier brylantowych.<br> {{tab}}Skoro się powóz zatrzymał przed domem notarjusza, dwaj wspólnicy wszystko już ułożyli.<br> {{tab}}W ciągu godziny akt współki został zawartym i podpisanym. Desvignes na dopełnienie wkładu wręczył Verièr’owi dwa czeki; jeden, wynoszący milion, na dom Rodszylda, drugi, na trzysta tysięcy franków, na dom Oppenheim’a, poczem powóz odwiózł ich obu na ulicę Le Pelletier, gdzie Desvignes, przed- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/444|num=50}}stawiony przez bankiera urzędnikom, udzielił tymże wspaniałą gratyfikację, co mu zjednało ogólną sympatję.<br> {{tab}}— Każę przedzielić na dwoje mój gabinet przepierzeniem... — rzekł Verière.<br> {{tab}}— Na co... dla czego? — zapytał żywo Arnold.<br> {{tab}}— A żebyś miał i ty swą własną pracownię.<br> {{tab}}— To niepotrzebne... będę tu pisał wśród innych. — To biuro, umieszczone w pobliżu ciebie, jest bardzo dla mnie dogodnem. Unikajmy bezpotrzebnych wydatków. Trzeba zbierać na odbudowanie twego majątku. Mówię... twego, a nie mojego, ponieważ, jak widzisz, ogołacam się zupełnie dla ciebie.<br> {{tab}}— Czyliż ci się to nie powróci?<br> {{tab}}— Otóż dobre słowo, za które prawdziwie wdzięcznym ci jestem. A teraz rozstańmy się... Wzywają mnie moje osobiste interesa. Jutro rozpocznę pracę sprawdzania i rozpatrywania wszystkiego. Muszę przekonać się szczegółowo, czyli przy mojej zręczności i cierpliwości nie dałoby się coś wydobyć z tych złych interesów, w jakich zatopiłeś tyle pieniędzy.<br> {{tab}}— Nie zobaczymy się więc już dzisiaj?<br> {{tab}}— Owszem... Nie zapominaj, żeś przyrzekł wieczorem przedstawić mnie swej córce... Liczę na twe słowo w tym razie.<br> {{tab}}— Pamiętam o tem... rzekł Verrière.<br> {{tab}}— Gdzież się spotkamy?<br> {{tab}}— Tu, jeśli zechcesz.<br> {{tab}}— Dobrze... o szóstej znajdę, się w moim gabinecie.<br> {{tab}}— Będę na ciebie oczekiwał, i moje lando zawiezie nas na bulwar Haussmana.<br> {{tab}}Desvignes podał rękę, Verrière podał mu swoją, przyczem morderca Edmunda Béraud zauważył, Iż dłoń bankiera mocno drżała.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/445|num=51}}{{tab}}— Do widzenia!... rzekł i wyszedł. Verrière znalazłszy się. sam, upadł na fotel, jak człowiek potężnym ciosem ugodzony.<br> {{tab}}— Cóżem uczynił — wyszepnął. — Złączyłem moje nazwisko z imieniem nędznika, którego ręce krew zbrodni skalała! Oddałem się jemu... Jestem jego rzeczą... jego dobrem... jego zabawką... przyrzekłem mu oddać córkę w małżeństwo, i kto wie, czy nie będę zmuszonym dotrzymać tej obietnicy?.. Ach! jestem podłym... w najwyższym stopniu nikczemnym... — szeptał z rozpaczą. — czyliż nie leniej było pozwolić sobie w skroń strzelić temu łotrowi! Miał słuszność, mówiąc, iż jestem nędznikiem ostatniego rodzaju!<br> {{tab}}I przez długą chwilę siedział bez ruchu, jak skamieniały, poczem zaczął spoglądać wokoło błędnym, niepewnym wzrokiem, zapytując sam siebie, czyli on nie śni, czyli to nie było przebudzenie z jakiegoś strasznego marzenia? Lecz nie... on nie śnił... Wszystko to było najściślejszą prawdą... było rzeczywistością!<br> {{tab}}— Cóż miałem uczynić? — rzekł sam do siebie. — Przyzwać pomocy i oddać w ręce sprawiedliwości tego zbrodniarza?<br> {{tab}}Ależ on byłby mnie zabił... A gdyby chybił, gdybym się cudem z pod jego ciosu ocalił, zesłałby mnie był niechybnie na galery. Milczałem, schyliwszy głowę, i oto ów nędznik ocala mnie teraz! Zawdzięczam me ocalenie milionem, zebranym we krwi Edmunda Béraud... Dwadzieścia pięć tych milionów do mnie należeć będzie... Zostanę bogatym... bogatszym niż kiedykolwiek mogłem marzyć o tem! Ha! spełniona ta przez mego zbrodnia mnie nie obciąża... On wszystko bierze na siebie... Niech idzie drogą, jaką sobie nakreślił, zatrzymywać go nie będę. Gdyby wreszcie Aniela została jego żoną... uczyni ją szczęśliwą, bo ją kocha, a pieniądze z jej olbrzymiego posagu, wynoszącego do dwudziestu sześciu milionów, w mym banku pozostaną, zwiększając go z roku na rok, z dnia na dzień, z godziny na godzinę!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/446|num=52}}{{tab}}„Dziś rano byłem obezwładnionym, zgubionym... Wieczorem zobaczą mnie z dumnie wzniesioną głową. Przeszłość ponura zniknęła... przyszłość olśniewająca przedemną!<br> {{tab}}Zostawmy go w tem marzeniu.<br> {{tab}}Na godzinę przed umówionym czasem Desvignes ukazał się w gabinecie wspólnika.<br> {{tab}}— Pospieszyłem się, — rzekł. — Mamy godzinę czasu, korzystając z niej, chcę z tobą pomówić, i prosić cię o niektóre objaśnienia.<br> {{tab}}— Mów... — odrzekł Verrière.<br> {{tab}}— La Fougère, dyrektor teatru Fantazyj, jest jeduym z twych krewnych?<br> {{tab}}— Tak... ten głupiec.<br> {{tab}}— Głupiec ten, jak mówisz, właśnie przez swoją głupotę doszedł do ruiny... do nędzy... a w końcu dojdzie do śmierci. Nic go ocalić nie jest w stanie, ponieważ ja chcę, by zginął. Otóż potrzeba poznać mi zblizka twoje z nim interesa. Ileż on ci jest dłużnym?<br> {{tab}}— Około trzysta piędziesiąt tysięcy franków.<br> {{tab}}— Spodziewasz się coś otrzymać na tę należytość?<br> {{tab}}— Liczę na nową sztukę, jaką ma jego teatr wkrótce wystawić. Obiecał mi częściowo wypłacać coś z każdego wieczornego przedstawienia.<br> {{tab}}— Dał ci na to piśmienne zobowiązanie?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Zapoznasz mnie z tym dyrektorem. Jestże to człowiek intelligentny?<br> {{tab}}— Ma powierzchowną ogładę, lecz w gruncie charakteru jest to intrygant, gbur, a obok tego i oszust pretensyonalny.<br> {{tab}}— Biorę na siebie całą tę sprawę, skoro się rozpatrzę w niej bliżej. Zażądamy najprzód od niego zapłaty, jeżeli będzie mógł zapłacić... W przeciwnym razie, biada mu. Staje nam na drodze... przeszkadza... usunąć go trzeba. A teraz {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/447|num=53}}jeszcze jedno zapytanie nader subtelnej natury. Naprzód mi przyrzecz, że się tem nie obrazisz.<br> {{tab}}— Słucham... o cóż chodzi?<br> {{tab}}— Mówią, że panna Leona, aktorka z teatru La Fougèra, wywiera na ciebie wpływ wielki i wybacz mi to wyrażenie, że kompletnie za nos cię wodzi. Można to wytłumaczyć dwoma odmiennemi sposobami; albo do niej skłonność uczuwasz, lub się jej boisz. Wyznaj mi więc więc prawdę.<br> {{tab}}— Obawiam się jej... w rzeczy samej...<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Zna ona dobrze moje położenie... moje kłopoty pieniężne.<br> {{tab}}— Twa sytuacya, zła tego rana, w wieczór obecnie jest doskonałą. Twoje kłopoty pieniężne zniknęły. Nie mając się czego obawiać, należy ów stosunek zerwać stanowczo.<br> {{tab}}— Zgadzam się na to w zupełności.<br> {{tab}}— Czy masz u siebie kapitały panny Leony.<br> {{tab}}— Mam.<br> {{tab}}— W jakiej ilości.<br> {{tab}}— Sto dziewięćdziesiąt tysięcy franków.<br> {{tab}}— Cóżeś z niemi zrobił?<br> {{tab}}— Umieściłem je w belgijskich kopalniach marmurów.<br> {{tab}}— Za jej upoważnieniem?<br> {{tab}}— Bez tegoż.<br> {{tab}}— A zatem jesteś na tę sumę odpowiedzialnym, trzeba je jej wypłacić... Pomyślimy o tem... Przedstawisz mnie pannie Leonie. Zobowiązuję się uwolnić cię od niej raz na zawsze, jeżeli na to się zgodzisz.<br> {{tab}}— Najchętniej... Nie trzeba jej jednak obrażać, a tym sposobem kompromitować naszych interesów w teatrze Fantazyj.<br> {{tab}}— Bądź spokojnym... nie skompromituję ich wcale. Oddasz mi wszystkie papiery dotyczące La Fougèra, a natychmiast rozpocznę z nim układy.<br> {{tab}}— Będziesz je miał jutro.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/448|num=54}}{{tab}}Desvignes spojrzał na zegarek: wskazywał on trzy kwadranse na szóstą.<br> {{tab}}— Możemy jechać, jeżeli zechcesz — rzekł bankier. — Mój powóz czeka przed domen; od pół godziny. Czy masz jaki projekt na wieczór dzisiejszy?<br> {{tab}}— Nie mam żadnego.<br> {{tab}}— To dobrze.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ zatrzymamy cię na obiedzie. Uprzedziłem Anielę, że gościa mieć będziemy.<br> {{tab}}— Z całą przyjemnością przyjmuję to zaproszenie.<br> {{tab}}Tu Verrière wyszedł ze swym wspólnikiem i wsiadłszy do powozu, odjechali.<br> {{tab}}Przez całą drogę, obaj pogrążeni w dumaniu całkiem odmiennej natury, głębokie zachowywali milczenie.<br> {{tab}}Desvignes myślał o Anieli, ku której, jak wiemy, pociągała go jeśli nie miłość, ponieważ wzniosłego tego uczucia profanować nie chcemy, to gorąca, pochłaniająca namiętność.<br> {{tab}}Verrière zapytywał w myślach sam siebie, kim mogła być ta dziwna osobistość, inteligentna, z wyższą światową ogładą, rozsypująca banknoty pełnemi rękoma, prawdziwy dżentelmen pod każdym względem, który stał się zbrodniarzem?<br> {{tab}}Ten nowy jego wspólnik i wybawiciel napawał go wstrętem i trwogą.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''X.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Tegoż dnia w południe Aniela dowiedziała się od ojca, że będą mieli gościa na wieczerzy.<br> {{tab}}Rzecz podobna często się zdarzała: wydawszy przeto służbie stosowne polecenia, panna Verrière ubrała się, oczekując na ojcowskie przybycie wraz z zaproszonym. Znajdowała {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/449|num=55}}się w salonie z siostrą Maryą, gdy powóz zajechał przed pałac.<br> {{tab}}— Otworzyć bramę! — zawołał stangret.<br> {{tab}}Otwarto bramę na oścież i powóz, wjechawszy w dziedziniec, zatrzymał się u wejścia.<br> {{tab}}Siostra Marya, siedząc w pobliżu okna, uchyliła firankę, i wyjrzała na zewnątrz.<br> {{tab}}— Wuj przybył wraz z gościem... — wyrzekła.<br> {{tab}}— Dopiero w pół do siódmej... — ozwała się panna Verrière; — ojciec nigdy nie wraca tak wcześnie.<br> {{tab}}Bankier z Arnoldem, wszedłszy po schodach, zatrzymali się w przedpokoju, gdzie lokaj zdejmował z nich zwierzchnie okrycia.<br> {{tab}}— Panna Aniela jest w salonie? — zapytał Verrière.<br> {{tab}}— Tak, panie.<br> {{tab}}— Sama?<br> {{tab}}— Nie, wraz z siostrą Maryą.<br> {{tab}}Bankier skrzywił się z niezadowoleniem, Desvignes zmarszczył czoło zarówno.<br> {{tab}}Przypomniał sobie rozmowę obu kuzynek w wagonie i instynktownie, ów wcielony duch złego, uczuwał wstręt z rodzajem obawy na wspomnienie owej kobiety, która była uosobionym aniołem stróżem panny Verrière.<br> {{tab}}Mimo to były sekretarz z Kalkuty nie zniechęcał się tak drobną rzeczą. Gdyby nawet pomiędzy nim a siostrą Maryą miała rozpocząć się walka, był pewien na swoją stronę zwycięstwa. Bo jeżeliby, wbrew wszelkim oczekiwaniom, zakonnica stawiałaby jego zamiarom przeszkody, skruszyćby je potrafił.<br> {{tab}}— Nie jestem całkiem obcym twej córce, kochany bankierze — mówił, spostrzegłszy niezadowolenie Verrièra. — Miałem zaszczyt podróżować z nią kiedyś, jak ci wiadomo, drogą żelazną.<br> {{tab}}Służący otworzył drzwi salonu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/450|num=56}}{{tab}}Gospodarz, przepuściwszy gościa przed sobą, wszedł za nim.<br> {{tab}}Siostra Marya z Anielą podniosły się na przyjęcie przybywających. Spojrzały obie na wchodzącego z gestem zdumienia, poznały w nim bowiem towarzysza podróży z Marsylii do Paryża.<br> {{tab}}Aniela, powitawszy ukłonem wchodzącego, zbliżyła się ku ojcu.<br> {{tab}}— Kochane dziecię... — rzekł bankier, całując ją w czoło — przedstawiam ci pana Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że się już znamy.., — odparła panna Verrière. — Przypominam sobie pana...<br> {{tab}}Serce Arnolda uderzało gwałtownie na widok olśniewającej piękności córki bankiera.<br> {{tab}}— Tak, pani... — odrzekł, drżącym zlekka głosem. — Podróżowaliśmy w jednym przedziale lyońską drogą żelazną.<br> {{tab}}— I ja pana zarówno poznaję... — ozwała się obojętnie siostra Marya; — towarzyszyłam wówczas mojej kuzynce.<br> {{tab}}— Pamiętam dobrze tę podróż... — poczęła wesoło panna Verrière. — Trudziłeś się pan wtedy dla nas po ciastka do bufetu w Dijon. Nie spodziewałam się natenczas, iż sposobność dozwoli mi podziękować panu w naszem własnem mieszkaniu.<br> {{tab}}— Wiele okoliczności złożyło się na to, iż tu przybywam — odparł Desvignes. — Nie jestem nieznanym ojcu pani. Wiążą nas oddawna stosunki finansowe. Głównym celem obecnego mego przybycia do Paryża są właśnie nasze interesa.<br> {{tab}}Dziewczę, zdumione posłyszanemi słowy, rzuciło na ojca pytające spojrzenie.<br> {{tab}}— To prawda... — odrzekł Verrière; — pisałem do pana Desvignes... a nawet oczekiwałem jego przybycia niecierpliwie.<br> {{tab}}— A nic mi nigdy, ojcze, o tem nie wspomniałeś?<br> {{tab}}— Nie uważałem tego za rzecz potrzebną. Stosunki moje z panem Desvignes były jedynie pieniężne; bankowe opera- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/451|num=57}}cye... a wiesz, że nie mam zwyczaju wtajemniczać kogoś w te rzeczy.<br> {{tab}}— Nietylko przedstawiam ci pana Desvignes, jako gościa — rzekł bankier po chwili milczenia — lecz przedstawiam go i z innych względów...<br> {{tab}}Siostra Marya z Anielą wymieniły trwożliwe spojrzenia.<br> {{tab}}— Z innych względów? — powtórzyła panna Verrière.<br> {{tab}}— Tak... Pan Arnold Desvignes, który był moim przyjacielem, zostaje od dziś moim wspólnikiem.<br> {{tab}}Aniela wraz z siostrą Maryą wydały okrzyk zdziwienia.<br> {{tab}}— Wspólnikiem? — powtórzyło dziewczę. — Nie wiedziałam, ojcze, żeś miał zamiar przybrać wspólnika. Sądziłam, że jesteś o tyle bogatym, iż możesz sam, własnemi siłami swój bank utrzymać, jak to dotąd czyniłeś...<br> {{tab}}— Zapewne, że jestem dosyć bogatym... nikt o tem nie wątpi... — odrzekł Verrière z lekkiem zakłopotaniem; — to też nie w celu zyskania kapitałów przyjąłem współpracownika, ale wyłącznie dla ulżenia sobie w robocie. Lata, jakie mijają po nad twem czołem, me dziecię — mówił dalej — nie zostawiając na niem śladu, zmarszczkami moje pokrywają... Starzeję się... czuję to dobrze... Nie posiadam już rzeźkości dawniejszej i tej bystrości umysłu. Interesa nużyć mnie poczynają.<br> {{tab}}„Dom taki, jak mój, winien być przez młodą rękę kierowanym... Pan Desvignes podaje mi swoją. Zna się na dziale finansowym wybornie... Jest młodym... czynnym... pełnym energii, bogatym... za zbyt nawet bogatym. Nasza współka podwoi, w czwórnasób, stokroć podniesie siły żywotne domu bankierskiego Verrièra. Idąc ręka w rękę, zdziałamy cuda... a twój posag, me dziecię, wzrośnie do nieobliczonych rozmiarów.<br> {{tab}}— Uczuję się szczęśliwym... pani... mogąc pracować z całych sił moich dla osiągnięcia tego rezultatu... — zawołał Arnold z uniesieniem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/452|num=58}}{{tab}}— Jestem dosyć bogatą... — odparła zimno Aniela. — Moje nawyknienia są nader skromnemi, nie marzę bynajmniej o wielkim majątku. Ten, jaki otrzymałam po matce, jest dla dla mnie aż nadto wystarczającym. Co zaś do nowej współki, mój ojciec w tym razie jest panem swych czynów. Wszystko, co on postanowi, naprzód aprobuję, będąc przekonaną, iż powody, jakie go prowadzą ku temu muszą być pod każdym względem uczciwemi i honorowemi.<br> {{tab}}To mówiąc, panna Verrière utkwił# badawcze spojrzenie w ojcowskiem obliczu.<br> {{tab}}Bankier zrozumiał znaczenie tego spojrzenia, nie zmięszał się jednak wcale.<br> {{tab}}— Mogłażbyś myśleć inaczej? — zapytał, a następnie, spojrzawszy na zegarek, dodał, zmieniając przedmiot rozmowy:. — Jak prędko obiad podadzą?<br> {{tab}}— Za dwadzieścia minut, punktualnie o siódmej, jak zawsze.<br> {{tab}}— Pójdę do mego gabinetu z panem Desvignes, mamy z sobą wiele do pomówienia.<br> {{tab}}— Dobrze... powiadomię cię, ojcze, skoro obiad podadzą.<br> {{tab}}Arnold wołałby był zostać w salonie obok Anieli, mimo, że ową objawioną współkę przyjęła ona zupełnie obojętnie; wypadało mu jednak odejść z Verrièrem.<br> {{tab}}W salonie pozostała siostra Marya z kuzynką.<br> {{tab}}— Czy ty pojmujesz, co to wszystko znaczy drogie dziecię? — zapytała zakonnica po odejściu obu mężczyzn.<br> {{tab}}— Pojmuję... — odparła głucho Aniela; — och! aż nadto dobrze pojmuję, niestety!<br> {{tab}}— Ależ, na Boga! nie przerażaj się... nabawiasz mnie trwogi!...<br> {{tab}}— Co począć, gdy jej uniknąć niepodobna? — odrzekło dziewczę z ciężkiem westchnieniem. — Sprawdzają się ciężkie przeczucia, jakie mnie przygnębiały od pewnego czasu... Mój ojciec jest majątkowo zrujnowanym, lub co najmniej, chwieje się w interesach, i oto przyczyna, dla której odmówił prośbie {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/453|num=59}}Vandama o moją rękę. To małżeństwo zmusiłoby go do zdania rachunku z majątku, pozostawionego mi przez matkę... Stracił ów majątek... jestem tego pewna. Mój ojciec pozostał obecnie bez żadnych nadal funduszów... Widzę to jasno! O! ja go znam dobrze! Jeżeli zgodził się na przyjęcie wspólnika... on taki dotąd samodzielny, to jedynie z przyczyny, iż stanął po nad przepaścią. Ach! ja pojmuję... rozumiem powody jego postąpienia... i drżę... drżę cała z obawy!<br> {{tab}}— Anielko... najdroższa moja, uspokój się! — wołała siostra Marya, tuląc ją ku sobie.<br> {{tab}}— Czyż mogę być spokojną, widząc przepaść, otwierającą się przedemną? widząc rozpoczynającą się walkę... tę walkę straszną... przerażającą?<br> {{tab}}— O jakiej walce ty mówisz?<br> {{tab}}— Ten człowiek, z którym natenczas podróżowałyśmy — mówiła dalej panna Verrière gorączkowo — ten człowiek, który został tak nagle wspólnikiem mojego ojca... on jest wrogiem moim... najniebezpieczniejszym ze wszystkich nieprzyjaciół.<br> {{tab}}— Lecz co ty mówisz? — wołała zakonnica — dręczą cię jakieś straszne, urojone marzenia!<br> {{tab}}— Nie... nie! to nie marzenia... ja nie śnię! Drżę cała na myśl, ile wycierpieć mi przyjdzie do owej chwili, w której po dojściu do pełnoletności wolną nareszcie pozostanę.<br> {{tab}}— Czegóż się tak obawiasz?<br> {{tab}}— Najstraszniejszego ze wszystkich nieszczęść! Przed chwilą ów Arnold Desvignes pożerał wzrokiem mnie prawie. Oczy mu ogniem płonęły... Ojciec, odmówiwszy Emiliwi Vandame, chce mnie oddać temu człowiekowi! {{Korekta|Moja|Moje}} z nim małżeństwo jest główną podstawą tej współki!<br> {{tab}}— Ależ to niepodobna!<br> {{tab}}— A ja ci mówię, że to rzecz pewna! Mój ojciec czuł się zgubionym. Jego majątek, mój i twój, siostro, wszystko, być może, zniknęło!.. Ten człowiek przybywa jako wybawca, daje pieniądze mojemu ojcu, który wzamian obiecuje mu mą rękę. {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/454|num=60}}Pomiędzy nimi dwoma targ istnieje... Ja jestem sprzedanym towarem!<br> {{tab}}— Och! milcz, przez Boga... wołała siostra Marya, przestraszona wzrastającem uniesieniem kuzynki. — Wszakże są to tylko twoje przypuszczenia...<br> {{tab}}— Nie! to jest pewność! — przerwała żywo Aniela. — Ty chcesz mnie uspokoić, lecz w głębi myślisz toż samo! Ja czytam to w twych oczach... w twojem spojrzeniu... Gdybym żądała, byś zaprzeczyła temu, nie chciałabyś... bo wtedy skłamać ci byłoby trzeba... Tak! walka będzie straszną, lecz ja w niej wytrwam do końca... Mogą mnie zmiażdżyć i zabić... ale mnie nie zwyciężą!... Wolę śmierć nad krzywoprzysięstwo! Powiedziałam Emilowi Vandame, że go kocham... Przysięgłam mu, że cobądź nastąpi, ja do niego tylko należeć będę, i tej przysięgi dotrzymam. Wołałabym popełnić samobójstwo, niźli go zdradzić!...<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Biedne me dziecię... umysł twój błąka się widocznie, skoro mówisz o samobójstwie... — wołała siostra Marya, obejmując w ramiona kuzynkę, wybuchającą łkaniem. — Burzysz się przeciw nieznanej przyszłości... Walczysz z widmami, jakie być może, istnieją tylko w twej wyobraźni. Jutro śmiać się będziesz, jestem pewna z tego, co cię tak dziś przeraża. Wszak wiesz, ile cię kocham... wiesz, że twe życie jest mojem... Cierpię boleśnie, widząc łzy twoje. Pozwól mi się więc pocieszyć... Uspokój się... zaklinam! Nie okazuj swojemu ojcu cierpienia, którego obecnie nic nie usprawiedliwia, a skutkiem którego on jeszcze mocniej stałby się przeciwnym tak upragnionemu przez ciebie związkowi... Otrzyj łzy... droga, ukochana... Czegóż bo masz się tak dalece obawiać? Gdyby się nawet i wszczęła walka, jest nas dwie do jej podtrzymania... Musimy zwyciężyć, bo Bóg będzie z nami!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/455|num=61}}{{tab}}— Dziś rano miałam jeszcze nadzieję, iż zdołam może wyjednać zezwolenie ojca — odpowiedziała panna Verrière. — Mówiłam sobie, że w najgorszym razie, gdyby trwał w swoim oporze, miłość uzbroi mnie odwagą ku oczekiwaniu... I spodziewałam się, że to oczekiwanie przeminie w spokoju, podczas gdy teraz... pomyśl kuzynko... jeżeli ojciec zechce wydać mnie za mąż przed dojściem do pełnoletności, jakież będzie me życie... co się ze mną stanie?<br> {{tab}}— Czemu przewidywać naprzód nieszczęścia, które, być może, nigdy nie nastąpią? — ozwała się siostra Marya. — Gdyby zaś twe smutne przeczucia ziścić się miały, potrafimy temu zapobiedz.<br> {{tab}}Aniela otarła łzy; na twarzy jej jednak widniała boleść głęboka.<br> {{tab}}— Ach! — szepnęła; — wiem teraz, w jakim celu przybył ów Arnold Desvignes. Jakiż wstręt czuję do tego człowieka!<br> {{tab}}— Strzeż mu się go okazywać... — wyrzekła zakonnica.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Dla nader ważnych przyczyn, których doniosłość pojmiesz, mam nadzieję. Jeżeli to wszystko, co przewidujesz, jest prawdą, jeżeli ów człowiek wszedł do tego domu, jako wybawca, rozciągnął on niewątpliwie nad twoim ojcem absolutną władzę. Obrazić go zatem, rozgniewać, byłoby to tyle, co przyśpieszyć katastrofę, jakiej uniknąć jeszcze można. Przybierz więc pozorny spokój, drogie dziecię, siłą woli. Niech nic w całem zachowaniu się twojem nie zdradzi twych uczuć, nie objawi wstrętu, jaki uczuwasz dla tego człowieka. Bóg zakazuje kłamstwa, lecz milczeć dozwala wtedy, gdy brutalna otwartość, lub wybuch oburzenia mogłyby się stać niebezpiecznemi dla drugich i siebie samego. Pamiętaj, że o honor twojego ojca, a może i życie jego tu chodzi.<br> {{tab}}Aniela, siedząc w ponurej zadumie, nic nie odpowiedziała.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/456|num=62}}{{tab}}Verrière, jak wiemy, wyszedł do swego gabinetu z Arnoldem.<br> {{tab}}— Siądź, proszę... — rzekł, wskazując mu krzesło. — Chcę z tobą pomówić o kilku nader ważnych szczegółach.<br> {{tab}}— Co do naszych przyszłych bankowych interesów?<br> {{tab}}— Nie.<br> {{tab}}— Zatem co do projektowanego małżeństwa?<br> {{tab}}Bankier skinął głową twierdząco.<br> {{tab}}— Chodzi więc o pannę Anielę? — rzekł Desvignes.<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Słucham cię zatem, kochany wspólniku.<br> {{tab}}— Żądałeś, abym ci przyrzekł rękę mej córki w nagrodę tej wielkiej przysługi, jaką mi oddałeś... — począł Verrière. — Odmówić nie mogłem... przyrzekłem...i nie żałuję tego, widząc, że kochasz Anielę. Kochając, będziesz dobrym dla niej, a przy posiadanem bogactwie, niczego do uprzyjemnienia życia braknąć jej nie będzie. Należy mi jednak ciebie uprzedzić, że moja wola nie wystarczy na przyprowadzenie do skutku w krótkim czasie tego małżeństwa. Stoimy wobec ciężkiej do zwalczenia przeszkody...<br> {{tab}}— Znam ją... — rzekł Desvignes.<br> {{tab}}— Jakto... wiesz o tem?<br> {{tab}}— Wiem... że panna Aniela jest zakochaną, czyli raczej, zdaje się jej, że kocha... Wiem!<br> {{tab}}Bankier spojrzał z osłupieniem na mówiącego.<br> {{tab}}— Doprawdy... — wyrzekł po chwili — wierzyćby trzeba, iż masz chyba na swoje usługi szatana!<br> {{tab}}— Lub raczej, że sam nim jestem... — odparł, śmiejąc się, Desvignes. — Mefisto w kostiumie dżentlemena! Otóż kochany wspólniku, powiem ci więcej... co cię bardziej jeszcze zadziwi. Nietylko wiem, że panna Verrière oddała swe serce, lecz wiem, kogo kocha.<br> {{tab}}— Niepodobna, byś wiedział!...<br> {{tab}}— Jest to pewien porucznik artyleryi, Emil Vandame, jej kuzyn, jeden ze spadkobierców, jacy nam przeszkadzają.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/457|num=63}}{{tab}}Verrière uczuł dreszcz, przebiegający mu po ciele od stóp do głowy.<br> {{tab}}— Nic bardziej dziecinnego i łatwiejszego do zwalczenia po nad tę miłość — mówił dalej młody łotr z szyderczem lekceważeniem. — Panna Aniela wyznała ci swoje uczucie... porucznik złożył swe oświadczenie... Odpowiedziałeś, rzecz prosta, odmową, ponieważ wydając za mąż swą córkę, musiałbyś złożyć rachunek z majątku, pozostałego po jej matce... majątku, mocno przez ciebie nadszarpniętego, jaki, dzięki mnie, obecnie podtrzymanym został. Wszakże tak stoją te rzeczy... nieprawdaż?<br> {{tab}}— W zupełności... Nie przypuszczając, iż wiesz o wszystkiem, uważałem sobie za obowiązek powiadomić cię o tem.<br> {{tab}}— Dziękuję ci... A teraz ja zadam jedno pytanie...<br> {{tab}}— Mów.<br> {{tab}}— Wnosząc z tego, co widzę, zdaje mi się, że uczucie ojcowskiej miłości nie jest u ciebie zbyt rozwiniętem.<br> {{tab}}— Kocham mą córkę w sposób spokojny, rozumny... Mam na widoku jej szczęście i nie poświęcę go dla lada kaprysu, lub jakichś mrzonek z jej strony.<br> {{tab}}— Wszystko więc, cokolwiekbądźbym uczynił dla zapewnienia jej tego szczęścia i przyśpieszenia mego małżeństwa z panną Anielą, pozyska twoją aprobatę? — pytał Desvignes.<br> {{tab}}— Wszystko! Ja również działać na nią będę swym wpływem. Jak prędko życzysz, aby odbyły się zaślubiny?<br> {{tab}}— Pomówimy jeszcze w tym przedmiocie. Obecnie pozwól mi naprzód zbadać okoliczności.<br> {{tab}}— Będziesz musiał rozpocząć walkę nielada...<br> {{tab}}— Nie obawiam się jej... jestem naprzód pewien zwycięstwa.<br> {{tab}}— Rozpoczynaj zatem kampanię. Masz na to moje upoważnienie.<br> {{tab}}Arnold, słysząc to wszystko, myślał:<br> {{tab}}— Jeżeli ja jestem nędznikiem, ów ojciec jest stokroć gorszym łotrem odemnie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/458|num=64}}{{tab}}Służący wszedł z oznajmieniem, że obiad na stole.<br> {{tab}}Obaj udali się do jadalni, gdzie znajdowała się już Aniela wraz z siostrą Maryą.<br> {{tab}}Panna Verrière nie chciała oczekiwać na przybywających w salonie, ażeby nie być zmuszoną do podania ręki Arnoldowi.<br> {{tab}}Posłuszna wszelako poleceniom swojej kuzynki, przybrała spokojność, a nawet uśmiech na usta.<br> {{tab}}Za pierwszem spojrzeniem Desvignes spostrzegł zaczerwienione oczy dziewczęcia.<br> {{tab}}— Płakała... — pomyślał — dlaczego? Miałażby przewidywaniem, właściwem młodym dziewczętom, odgadywać projekt małżeństwa, ułożony pomiędzy mną a jej ojcem? Ha! trzeba tem rychlej rozpocząć walkę i conajprędzej pozbyć się porucznika Vandame. W siostrze Maryi mam bezwątpienia również niebezpiecznego przeciwnika, a tem silniejszego, że ona wywiera na Anielę wpływ bez granic. I ona więc także staje mi zaporą... Niechaj się strzeże!<br> {{tab}}Na początku obiadu przymus, łatwy do zrozumienia, krępował obecnych; Desvignes jednakże, umiejący zawsze nad sobą panować i stosować się do sytuacyi, przełamał pierwsze lody, wszczynając wesołą rozmowę, w jakiej pomimowolnie wszyscy udział przyjęli.<br> {{tab}}Obiad przeciągnął się do godziny dziewiątej wieczorem, poczem nowy wspólnik bankiera odjechał, nie chcąc przy pierwszej wizycie bardziej rozwijać swych planów.<br> {{tab}}W chwili, gdy po jego odejściu Verrière miał udać się do swego gabinetu, zatrzymała go siostra Marya.<br> {{tab}}— Mój wuju... — zapytała — czy mogłabym cię prosić o parę chwil rozmowy?<br> {{tab}}— Rozmowy w poważnym przedmiocie? — odparł żartobliwie.<br> {{tab}}— Tak... w nader poważnym.<br> {{tab}}— Potrzebujesz pieniędzy dla ubogich, nieprawdaż? Ileż ci trzeba... mów. Przyślę ci je jutro zrana.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/459|num=65}}{{tab}}— Nie o pieniądze tu chodzi...<br> {{tab}}— O cóż więc?<br> {{tab}}— Pozwól mi pójść z sobą, a wszystko ci opowiem.<br> {{tab}}— Ha! pójdź więc... skoro sam na sam tak jest koniecznie potrzebnem... Niech ta rozmowa jednak nie trwa zbyt długo... proszę cię o to... Upadam bowiem ze snu i znużenia.<br> {{tab}}— Będę się starała przedstawić wszystko jaknajtreściwiej...<br> {{tab}}Wprowadziwszy wraz z sobą do gabinetu zakonnicę, bankier zapalił cygaro, a zwracając się ku niej, zapytał:<br> {{tab}}— No! o cóż chodzi?<br> {{tab}}— Mój wuju... — zaczęła siostra Marya łagodnie — wszak kochasz swą córkę, nieprawdaż?<br> {{tab}}— O Anieli więc chcesz mówić ze mną?<br> {{tab}}— Tak... Odpowiedz, proszę, na me zapytanie.<br> {{tab}}— Cóż chcesz, abym ci odpowiedział? Dziwnem jest to twoje zapytanie,.. Wszak każdy ojciec kocha swą córkę.<br> {{tab}}— Każdy ojciec... mój wuju... a ty zabijasz swoją!... Jakto... czyż tego nie spostrzegasz?<br> {{tab}}Bankier rzucił się gniewnie.<br> {{tab}}— Niech mnie dyabli porwą!... — zawołał — jeżelim się spodziewał usłyszeć coś podobnego? Ja zabijam mą córkę... czem?... w jaki sposób? Radnym się dowiedzieć...<br> {{tab}}— Przed dwoma tygodniami Vandame miał z tobą rozmowę...<br> {{tab}}— No... i cóż z tego?<br> {{tab}}— W owej rozmowie przedstawił ci projekt, w urzeczywistnieniu którego pokładał nadzieję.<br> {{tab}}— A który ja odrzuciłem... jakem to był powinien uczynić. Vandame jest szaleńcem!... Niech myśli raczej o swej karyerze i o armatach, a nie o małżeństwie. Nienawidzę żonatych oficerów, jeżeli nie zajmują w armii wyższych stanowisk.<br> {{tab}}— Właśnie on chciał podać się do uwolnienia.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/460|num=66}}{{tab}}— Chciał, do szatana! wiem o tem... i to było jeszcze większem szaleństwom, niż pierwsze. Szaleństwem do niewybaczenia!<br> {{tab}}— Kocha Anielę...<br> {{tab}}— To mnie nie obchodzi. Najprzód on nie jest bogatym; powtóre, Aniela jest jeszcze zbyt młodą, by ją wydawać za mąż...<br> {{tab}}— Lecz ona kocha Vandama.<br> {{tab}}— To źle! Młoda dziewczyna, dobrze wychowana i szanująca zasady towarzyskiej przyzwoitości, nie wdaje się w miłostki bez ojcowskiego zezwolenia. Nie pozwalam, ażeby wprowadzano mi tu w życie jakieś wyczytane w książkach romanse. I dosyć...<br> {{tab}}— Ależ, mój wuju... Bóg sam błogosławi czystą, uczciwą miłość. Uczynisz najnieszczęśliwszą swą córkę, odmawiając jej pozwolenia na to małżeństwo...<br> {{tab}}— Ha! ha! ha! — zaśmiał się szyderczo Verrière — śmieszną jesteś zaprawdę w swym kaznodziejskim zapale!<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Siostra Marya cofnęła się, zdumiona tym brakiem towarzyskiej przyzwoitości, jakiej u Verrièra nigdy dotąd nie spostrzegała, zapytując sama siebie, zkąd nastąpiła w nim tak nagła zmiana.<br> {{tab}}— Jeżeli w tym przedmiocie chciałaś dyskutować ze mną, moja kochana siostrzenico — mówił bankier dalej — lepiej, ażebyś mi była przespać się pozwoliła. Pozwól mi przytem sobie powiedzieć, nie ubliżając zakonnej twej sukni, iż za bardzo niewłaściwą uważam chęć twoją nauczania mnie ojcowskich obowiązków i sądzę, iż zakonnica, odłączona od świata swem powołaniem, nie powinna mięszać się do małżeństw.<br> {{tab}}— Mój wuju... — odrzekła łagodnie siostra Marya — kocham Anielę, jak własną mą siostrę... ty dobrze wiesz o tem. {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/461|num=67}}Widzę, że cierpi... i ja cierpię z nią razem... Na twoje więc wygłoszone przed chwilą zdanie odpowiem, że nietylko, iż nam jest dozwolono, lecz nakazano nie odłączać się od rzeczy tego świata, ponieważ za rozkazem naszego boskiego Mistrza szukać mamy wokoło siebie cierpień i boleści, aby im nieść ulgę i pomoc, a jeśli można i leczyć takowe. Słowa nic nie znaczą... czyny są wszystkiem. {{Korekta|Cokolwiekbądż|Cokolwiekbądź}} jest w ludzkości, obcem nam być nie może...<br> {{tab}}„Miłość Anieli jest dla niej źródłem dotkliwych cierpień, jakiebym pragnęła od niej uchylić... Nigdy, na jedną chwilę, nie miałam myśli nauczania cię, wuju, ojcowskich obowiązków, lecz radabym cię przekonać, że to biedne dziewczę włożyło całe swe życie w tę miłość, a jeśli ją pozbawisz nadziei, ona umrzeć może!<br> {{tab}}— Lecz powiedz mi, proszę... — przerwał bankier brutalnie — dlaczego mi mówisz o tem wszystkiem dziś właśnie?<br> {{tab}}— Ponieważ ta nowo zawiązana współka przestrasza Anielę — odpowiedziała siostra Marya. — Przewiduje ona, {{Korekta|że że|że}} wziąłeś, wuju, wspólnika, aby zapełnić zrządzoną tem próżnię w kapitałach, skutkiem niepomyślnego obrotu interesów. Przeczuwa ona niebezpieczeństwo... lęka się, byś jej przyszłości nie oddał w ręce tego nieznanego człowieka. Gdyby tak miało być, mój wuju, czas jeszcze pomyśleć ci nad tem... rozważyć. Nic stanowczego nie mogłeś jeszcze dokonać w tak krótkim czasie. Aniela gotową jest zrzec się majątku po matce... Nigdy ona o niego upominać się nie będzie. I ja zarówno całą mą sumę tobie oddaję; pięćset tysięcy franków, jakie są w twem ręku, niechaj pozostaną twoją własnością, a miej litość nad własnem swem dzieckiem... nie czyń jej nieszczęśliwą, narzucając za małżonka człowieka, którego nie kocha... człowieka, którego nienawidziećby musiała... Wuju mój... ja ciebie błagam... zaklinam... Chylę się do stóp twoich, błagając o litość dla tej, którą kocham, jak moją siostrę!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/462|num=68}}{{tab}}I zakonnica, której głos drżał, a oczy napełniły się łzami, uklękła przed Verrièrem.<br> {{tab}}Bankier, mimo pozornej obojętności, doznał w głębi gwałtownego wzruszenia.<br> {{tab}}Wszystko to, co mówiła jego siostrzenica, było prawdą... niezaprzeczoną prawdą... Miało słuszną zasadę. Czuł on to, dobrze rozumiał i coś nakształt wyrzutów sumienia zaczęło się pojawiać w jego umyśle; wszak jednocześnie, gdy głos siostry Maryi przemawiał do jego serca, głos inny, głos samolubstwa, interesu, chciwości, owładać nim zaczął.<br> {{tab}}— Pomyśl o pięćdziesięciu jeden milionach Edmunda Béraud... — mówił ów głos.<br> {{tab}}I z jednej strony stanęły mu przed oczyma zbytek i rozkosze, z drugiej ruina, hańba i nędza!<br> {{tab}}— Zresztą — pomyślał — zapóźno jest cofać się teraz, kiedy umowa już zawarta, współka podpisaną została.<br> {{tab}}{{Korekta|Wachanie|Wahanie}} było niemożebnem.<br> {{tab}}Verrière podniósł klęczącą przed sobą zakonnicę z pochyloną głową, ze złożonemi błagalnie rękoma.<br> {{tab}}— Czy wiesz, moja kochana siostrzenico — zawołał — iż miałbym prawo obrazić się o to wszystko, co usłyszałem od ciebie przed chwilą. Odkądże to pozwalacie sobie obie z Anielą wglądać w moje pieniężne interesa? Przebaczam ci to jednak z uwagi, iż źle wyrozumowane przywiązanie do mojej córki podyktowało ci wyrazy, o jakich pragnę zapomnieć. Pamiętaj wszakże na to, co ci powiem: — Nikt odtąd nie ma prawa zapytywać mnie i nikt wiedzieć nie będzie o moich na przyszłość projektach. Skoro nadejdzie chwila działania, nie będę pytał o radę nikogo. Nakażę mą wolę... i takowa spełnioną być musi! Oto ostatnie me słowo. A teraz żegnam cię... Dobranoc.<br> {{tab}}— Boże... mój Boże! — jąkała siostra Marya, zalewając się łzami. — Boże, zlituj się nad nim... Zlituj się nad nami.<br> {{tab}}I wyszła, zakrywszy twarz rękoma.<br> {{tab}}Verrière zamknął za nią na klucz drzwi gabinetu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/463|num=69}}{{tab}}Wtedy siostra Marya zawołała z rozpaczą:<br> {{tab}}— Boże! jeżeli nam nie dopomożesz... Aniela będzie zgubioną!<br> {{tab}}Poczem weszła do swego małego pokoiku, jaki zajmowała w mieszkaniu wuja.<br> {{tab}}Siostra Marya nie powiedziała kuzynce o zamiarze pomówienia z bankierem. Na cóż więc teraz miała ją smucić tak niepomyślnym skutkiem owej rozmowy?<br> {{tab}}Dziewczę zlękłoby się więcej jeszcze, ujrzawszy prawdę przed sobą w całej swej grozie.<br> {{tab}}Lepiej było milczeć i działać.<br> {{tab}}Co jednak zrobić, aby usunąć niebezpieczeństwo, zagrażające Anieli, ażeby obezwładnić nikczemny wpływ Arnolda Desvignes?<br> {{tab}}Siostra Marya albowiem dobrze pojmowała, że ów nieznany człowiek i dla niej będzie wrogiem zarówno i że przeciw to niemu walczyć należało.<br> {{tab}}Padłszy na kolana, w długiej, gorącej modlitwie prosiła Boga o pomoc i radę.<br> {{tab}}Skoro się podniosła po upływie blisko godziny, twarz jej wypogodziła się zupełnie, a oczy żywym blaskiem zajaśniały.<br> {{tab}}Przyszło żądane natchnienie.<br> {{tab}}Zdawało się jej, iż odnalazła broń na zwalczenie tego niebezpiecznego wroga, to żywe wcielenie złego, Arnolda Desvignes, obecnego wspólnika Verrièra.<br> {{tab}}Co zaś uczynić postanowiła, wkrótce się o tem dowiemy.<br> {{tab}}Aniela przepędziła noc straszną. Jej sen gorączkowy przerywanym był okropnemi marzeniami.<br> {{tab}}Widziała siebie otoczoną nieprzyjaciółmi, których twarzy rozeznać nie była w stanie i którzy usiłowali ją powlec w ciemność głęboką.<br> {{tab}}Widziała Emila Vandame leżącego bezwładnie, pod ponuremi obłokami, pośród dzikiego pola, jakie nie było podobnem do żadnego ze znanych krajobrazów. Porucznik artyle- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/464|num=70}}ryi, niby trup nieruchomy, był żółtym jak wosk. Struga krwi spływała z jego ciała po szarej ziemi. Jakiś człowiek o obliczu wytartem, jakby ulepionem z gliny, pełzał ku niemu, chcąc mu nóż zatopić mu w piersiach.<br> {{tab}}Po kilkanaście razy podczas tej strasznej nocy dziewczę się budziło, potem oblane, z połamanemi członkami, ociężałą, bolejącą głową, poczem zasypiała pomimowolnie, a straszne owe marzenia nanowo się powtarzały.<br> {{tab}}Nakoniec dzień się ukazał, a wraz ze znikającą ciemnością znikać poczęły i owe wizye ponure.<br> {{tab}}Aniela wstawszy, ubrała się prędko.<br> {{tab}}Chciała ukoić swą trwogę ruchem, zajęciem, lecz wszyscy spali jeszcze w całym domu, nie chciała budzić nikogo.<br> {{tab}}Wreszcie posłyszała otwierające się drzwi, chodzić zaczęto.<br> {{tab}}Dziewczę, wyszedłszy z pokoju, przebiegało po kilkakrotnie korytarz w całej długości. Uspokoiwszy tem nieco swe nerwy, wróciła, a siadłszy przy biurku, dobyła ćwiartkę listowego papieru, nakreśliła na niej kilka wierszy, poczem, złożywszy list, wsunęła go w kopertę.<br> {{tab}}Załatwiwszy to, zbliżyła się ku oknu i wyjrzała na dziedziniec.<br> {{tab}}Verrière szedł właśnie ku bramie, by wyjść na ulicę.<br> {{tab}}Zaledwie zniknął, wyszła po nim siostra Marya.<br> {{tab}}— Mój ojciec wyszedł widocznie pieszo do biura... — rzekła Aniela — a kuzynka udała się na mszę do kościoła. Mam więc czas do działania w ich nieobecności. Wrócę przed nadejściem siostry Maryi. Nic o tem nie wiedząc, nie będzie mi udzielała swych uwag, po za któremi iść mi niepodobna.<br> {{tab}}I wróciwszy do swego pokoju, wdziała kapelusz, zarzuciła na siebie okrycie, a wsunąwszy w kieszeń kopertę z listem, wyszła z pałacu, nie zwracając tem na siebie uwagi, ponieważ bardzo częste sama wychodziła, jak to jest zwyczajem u młodych angielek.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/465|num=71}}{{tab}}Służący, nawykli do tego, nie spostrzegli nawet jej wyjścia, zresztą tak wszyscy kochali córkę bankiera, że nigdy nie ośmieliliby się komentować jej postępowania.<br> {{tab}}Aniela, przebiegłszy szybko bulwar Haussmana, weszła do pocztowego biura i zbliżyła się do okienka, przeznaczonego dla przyjmowania depesz telegraficznych, gdzie podała urzędnikowi nakreśloną przez siebie kartkę papieru.<br> {{tab}}Pomieniony urzędnik liczył wyrazy, czytając głośno: {{f|align=left|lewy=10%|{{tab}}„Pan Vandame, porucznik siódmego pułku artyleryi. Vincennes. Przybywaj. Rzecz bardzo pilna.}} {{f|align=right|prawy=30%|Aniela.“|po=12px}} {{tab}}— Dwanaście wyrazów... — rzekł — należy się sześćdziesiąt centymów.<br> {{tab}}Tu nałożyła pieniądze, zapytując:<br> {{tab}}— Jak prędko będzie wysłaną ta depesza?<br> {{tab}}— Natychmiast.<br> {{tab}}— A kiedy doręczoną zostanie?<br> {{tab}}— W ciągu godziny.<br> {{tab}}— Dziękuję panu.<br> {{tab}}I wyszła z pocztowego biura, czując jak gdyby wielki ciężar spadł z jej piersi, co zwykle się zdarza po dokonaniu jakiego własnego czynu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Panna Verrière, powtarzamy, miała sobie pozostawioną zupełną swobodę tak co do postępowania swego, jako i {{Korekta|wychochodzenia|wychodzenia}}. Pragnąc jednakże nadać jakiś pozór swojemu wyjściu o tak rannej godzinie, wstąpiła do kupca korzennego, zwykłego dostarczyciela zapasów dla swego domu i według spisanej notatki, poleciła nadesłanie sobie różnych spożywczych przedmiotów.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/466|num=72}}{{tab}}Następnie wróciwszy, wydała służbie potrzebne na dzień cały rozporządzenia, gdyż, jak mówiliśmy powyżej, ona sama wszechwładnie zarządzała całem domowem gospodarstwem.<br> {{tab}}Siostra Marya, jak to odgadła jej kuzynka, udała się na mszę do kościoła, przy której codziennie uczestniczyć nie zaniedbywała.<br> {{tab}}Uklękła w kątku kaplicy.<br> {{tab}}Blade oblicze zakonnicy wyrażało głęboką troska i obawę. Oczy zasnute łzami, utkwiła w marmurową statuę Przenajświętszej Panny, umieszczoną na środku ołtarza.<br> {{tab}}Poczęła się modlić gorąco.<br> {{tab}}Dnia tego jednak krócej niż zwykle w kościele pozostała i wyszła zaraz po mszy, a udawszy się na najbliższą stacyę powozów, podeszła do jednego z fiakrów, pytając:<br> {{tab}}— Chciałabym cię wynająć na godzinę, mój przyjacielu...<br> {{tab}}Woźnica, gruby, uśmiechnięty jowialnie mężczyzna, o białych jak śnieg włosach, zdjął czapkę przed nią z poszanowaniem.<br> {{tab}}— Dokąd, siostro, jechać rozkażesz?<br> {{tab}}— Na ulicę de la Fontaine nr. 5, na Montmanre.<br> {{tab}}— Dobrze — odrzekł i ruszył z miejsca.<br> {{tab}}Skoro powiadomimy czytelników, iż ów fiakr nosił numer 13-ty, łatwo odgadną oni, że onym woźnicą nie był kto inny, jak znany nam Loriot.<br> {{tab}}Mimo zebranych funduszów, jakie bez pracy pozwoliłyby mu żyć dostatnio, wygodnie, nie mógł on rozstać się ze swym fiakrem i wyrzec swego rzemiosła Trzebaby go było chyba gwałtem skrępować sznurami, by zmusić, ażeby się nie wdrapał na swój tron ruchomy, którą to nazwę nadał swojemu siedzeniu, i wytrącić mu z ręki berło, jakiem bicz swój nazywał.<br> {{tab}}Urodził się woźnicą, przeżył w tej pracy lat siedemdziesiąt i w niej chciał umrzeć.<br> {{tab}}Droga, prowadząca na ulicę de la Fontaine, na Montmartre, była niezwykle ciężką, a Loriot, nigdy nie nadużywając sił swoich koni potrzebował dość czasu na jej przebycie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/467|num=73}}{{tab}}Wreszcie zatrzymał się pod wskazanym numerem.<br> {{tab}}Był to obszerny budynek, mający pozór jakiejś opuszczonej fabryki, lub domu robotniczego.<br> {{tab}}Siostra Marya wysiadła i weszła w korytarz, prowadzący ku schodom. W końcu korytarza, po lewej stronie, znajdowała się stancyjka odźwiernego.<br> {{tab}}Zakonnica puknęła lekko w szybę okienka.<br> {{tab}}Nikt nie odpowiedział. Stancyjka była opróżnioną.<br> {{tab}}Siostra Marya zwróciła się ku schodom, słuchając.<br> {{tab}}Po upływie kilku minut, głośno zapytała:<br> {{tab}}— Czy tu nie ma nikogo?<br> {{tab}}Głębokie milczenie panowało dokoła.<br> {{tab}}— Prawdziwe nieszczęście... — szepnęła zcicha — nie ma w stancyjce odźwiernego. Gdzie się zwrócić... do kogo udać? Nie mogę przecież chodzić i stukać odedrzwi do drzwi.<br> {{tab}}Gdy siostra Marya wymawiała słowa, ukazała się od strony korytarza jakaś w podeszłym wieku kobieta, niosąca stare obuwie w ręku i bochenek chleba.<br> {{tab}}— Czego żądasz, siostro? — zapytała gniewliwie. — Może przychodzisz tu zbierać składkę na ubogich? W takim razie daremna fatyga. Tutaj mieszkają nędzarze, którym dać raczej, niźli brać od nich potrzeba. Nie jest to pałac, w jakim rozkładają się bogacze...<br> {{tab}}— Nie przychodzę po składkę... — odparła siostra Marya, uśmiechając się na gminne wyrazy kobiety.<br> {{tab}}— Cóż więc chcesz? Ja jestem stróżką w tej budzie.<br> {{tab}}— Chcę się dowiedzieć, czy tu mieszka młody chłopiec, nazwiskiem Stanisław Dumay?<br> {{tab}}— Misticot? Tak... tu.<br> {{tab}}— Jest w domu?<br> {{tab}}— Dobre pytanie!... Sądzisz więc, siostro, że on posiada renty od kapitałów, któreby mu pozwalały nic nie robić i spać do dziewiątej zrana. Biega za zarobkiem, bo przecie żyć musi.<br> {{tab}}— A nie wiesz, pani, kiedy powróci?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/468|num=74}}{{tab}}— Nie wiem. Wraca rozmaicie... czasem dwa, trzy razy na dzień i znów wychodzi. Cóż chcesz, siostro, od niego?<br> {{tab}}— Chcę się z nim widzieć... Mam osobisty interes.<br> {{tab}}— A! zapewne chcesz go wziąć na śpiewaka do kościelnego chóru? Przydałby się na to, bo ma głos dobry. Jeżeli chcesz się z nim widzieć, pójdź do nowego kościoła. Sprzedaje on tam różańce i medaliki. Znajdziesz go przededrzwiami kaplicy.<br> {{tab}}— Dziękuję pani... — wyrzekła siostra Marya, wsuwając dwa franki w rękę kobiety, złagodniałej nagle pomienionym datkiem.<br> {{tab}}— Nie ma za co... — odpowiedziała. — Ja to raczej, moja dobra siostro, dziękować ci powinnam. A może jest coś do powiedzenia Misticotowi?...<br> {{tab}}— Nie, ja muszę sama z nim się zobaczyć.<br> {{tab}}— Do widzenia zatem, dobra, szanowna siostro.<br> {{tab}}Zakonnica wsiadła do fiakra.<br> {{tab}}— Zawieź mnie do kaplicy Sacré-Coeur... mój przyjacielu... — rzekła do Loriota, śledzącego wzrokiem z wysokości swego siedzenia jakąś osobistość, której zachowanie się wydało mu się podejrzanem.<br> {{tab}}Od kilku minut ów człowiek przechadzał się wzdłuż i wszerz przed tymże domem, po drugiej stronie ulicy.<br> {{tab}}Nędznie był ubranym. Długie, siwiejące włosy spadały mu na kołnierz starego, łatanego paltota, którego barwę trudno było odgadnąć. Zniszczone spodnie pokrywały buty dziurawe. Filcowy, niegdyś szary kapelusz, dopełniał całości, zgodnie odpowiadającej całej postaci owego włóczęgi.<br> {{tab}}— Nikczemnik... łotr jakiś... — pomyślał Loriot. — A jednak zdaje mi się, jakobym to zwierzę kiedyś gdzieś widział.<br> {{tab}}Powyższe uwagi woźnicy przerwał rozkaz siostry Maryi zabierania się do odjazdu i Loriot, rzuciwszy okiem po raz ostatni na owo indywiduum, ujął za cugle, wprawiając w ruch swego konia.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/469|num=75}}{{tab}}Zaledwie wyjechał za róg ulicy, ów mniemany włóczęga nagle się wyprostował i spojrzał za odjeżdżającym, szepcąc półgłosem:<br> {{tab}}— Co on, u dyabła, tu robi z tą zakonnicą w domu, gdzie mieszka Misticot? Ja muszę to zbadać... w tem się coś ukrywa.<br> {{tab}}I wszedłszy w bramę domu, z którego przed chwilą wyszła siostra Marya, zagłębił się w korytarzu, zatrzymując przy okienku odźwiernej.<br> {{tab}}Zastukał w nie zlekka.<br> {{tab}}— Co pan chcesz? — zapytała szorstko stara kobieta.<br> {{tab}}— Pan Misticot jest w domu?<br> {{tab}}— A cóż u czarta! cały świat dzisiaj pyta się o tego błazna! — zawołała z gniewem. — Nie ma go! przed chwilą tożsamo powiedziałam zakonnicy. Przyjdź pan wieczorem.<br> {{tab}}Dowiedziawszy się, o czem chciał wiedzieć, wyszedł ów człowiek na ulicę, udając się w kierunku fiakra, jaki powiózł siostrę Maryę.<br> {{tab}}— A więc dla widzenia się z Misticotem przybyła tu owa bigotka... — mówił, idąc w swą drogę. — Kto ona jest, ta zakonnica?<br> {{tab}}Przyszedłszy do budowli nowego kościoła, spostrzegł fiakr Loriota, stojący przed kaplicą.<br> {{tab}}— Otóż... — mruknął — przyjechała tu, ażeby zobaczyć się z owym sprzedawcą medalików na jego stanowisku. Czeka na niego widocznie... Nie chcę się im pokazywać... Na teraz wiem to, o czem się chciałem dowiedzieć.<br> {{tab}}I zawrócił się, by odejść, gdy nagle spostrzegł siostrę Maryę wychodzącą z kościoła przed kaplicę, do budynku, w którym mieściły się biura architektów.<br> {{tab}}Spojrzała wokoło siebie na prawo i lewo, jak gdyby kogoś szukając.<br> {{tab}}— Na kogo, siostro, oczekujesz? — zapytał Loriot.<br> {{tab}}— Szukam małego chłopca, jakiego nie zastałam w mieszkaniu, a który zwykle sprzedaje tu medaliki przed kościołem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/470|num=76}}{{tab}}— Czy nie Misticota? — zapytał woźnica.<br> {{tab}}— Tak właśnie... Znasz go, mój przyjacielu?<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Ba! czy go znam?... — odrzekł Loriot. — Zacne to dziecko... dobry, uczciwy chłopiec. O! co do uczciwości, jest on wyjątkowo wzorowym! Nie włożyłby do kieszeni jednego sous, znalezionego na ulicy. Gdybym był wiedział, że jego to siostro, szukasz przy ulicy de la Fontaine, byłbym ci daremnego kursu oszczędził. Widziałem go dziś rano i zobaczę się z nim wieczorem.<br> {{tab}}— Wieczorem? — powtórzyła zakonnica.<br> {{tab}}— Tak, moja siostro. Obecnie poszedł on na drugą stronę rzeki, do jednego ze swych przyjaciół, któremu przed kilkoma dniami drużbował na weselu. I ja także byłem na owych zaślubinach, a nawet w podwójnym charakterze: jako wynajmujący powozy i jako zaproszony. Prosiłem Misticota, aby mi po drodze załatwił pewien sprawunek i otóż przyniesie mi go dziś wieczorem. Mieszkam w Batignolles.<br> {{tab}}— Wesele, o którem mówisz, były to zapewne zaślubiny Eugeniusza Loiseau?<br> {{tab}}— Tak, siostro.<br> {{tab}}— Poszedł więc teraz Misticot do nowożeńców?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}Siostra Marya, wsiadając do fiakra, miała zamiar kazać jechać woźnicy do introligatora na ulicę de Fleurus, zastanowiła się jednak przed wydaniem polecenia.<br> {{tab}}To, o czem miała powiedzieć Misticotowi, nie powinno być przez nikogo słyszanem. Należało więc unikać podejrzeń i komentarzów.<br> {{tab}}— Napewno więc, mój przyjacielu — poczęła — zobaczysz się dziś z Misticotem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/471|num=77}}{{tab}}— Tak pewno, jak to, że nazywam się Loriot, woźnica fiakra nr 13-ty. Tak, zobaczę dziś tego komara.<br> {{tab}}— A więc proszę cię, powiedz mu, że ja tu przybędę jutro zrana, ażeby się z nim widzieć.<br> {{tab}}— O której godzinie?<br> {{tab}}— O w pół do dziesiątej punktualnie.<br> {{tab}}— Gdyby się pytał, kto chce z nim się widzieć, powiedz mu, proszę, że to zakonnica, która się znajdowała z córką bankiera w powozie wtedy, gdy na Montmartre koń go przewrócił.<br> {{tab}}— Dobrze... moja siostro. Ściśle wypełnię zlecenie.<br> {{tab}}— A teraz proszę, odwieź mnie na stacyę, zkąd mnie przywiozłeś.<br> {{tab}}Loriot ruszył z miejsca.<br> {{tab}}Ów człowiek w ubiorze ubogiego włóczęgi, patrzył zdaleka na rozmawiających, słów jednak tej rozmowy dosłyszeć nie mógł.<br> {{tab}}Na widok odjeżdżającego fiakra potrząsnął głową i zeszedł ze wzgórza Montmartre.<br> {{tab}}Siostra Marya, wróciwszy przed śniadaniem do pałacu, nic nie mówiła Anieli o swojej rannej wycieczce, tak, jak zarówno i młode dziewczę nic jej nie wspomniało o wysłanej depeszy do porucznika Vandame. {{kropki-hr}} {{tab}}Tydzień upłynął od zaślubin Eugeniusza Loiseau z Wiktoryną Béraud.<br> {{tab}}Po paru dniach nieuchronnego próżnowania nowożeniec zabrał się do pracy w warsztacie introligatorskim przy bibliotece św. Genowefy:<br> {{tab}}Wiktoryna przeniosła również swój mały warsztat kwiaciarski do mężowskiego mieszkania, wraz ze swemi skromnemi meblami.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/472|num=78}}{{tab}}Osiem dni upłynęło zaledwie, a już mogła mieć powód żalenia się na Eugeniusza.<br> {{tab}}Wszystkie, czynione przed zaślubinami przysięgi poszły w zapomnienie.<br> {{tab}}Zamiast wracać do domu po pracy, Loiseau wchodził do knajpy, gdzie do późna pił absynt.<br> {{tab}}Dwa razy wrócił silnie „podcięty,“ jak mówią w gminnym języku.<br> {{tab}}Za pierwszym razem Wiktoryna łagodnie uczyniła mu wymówkę.<br> {{tab}}Eugeniusz złym się stawał w przystępie pijaństwa. Absynt nie rozweselał go, lecz czynił drażliwym, ponurym.<br> {{tab}}Odpowiedział młodej małżonce w sposób brutalny.<br> {{tab}}Gdy się toż samo powtórzyło raz drugi, Wiktoryna wystąpiła z ostrzejszą naganą.<br> {{tab}}Introligator wykrzyknął, że on jest panem domu, że działa według swej woli i nie da nigdy za nos się prowadzić, jak niektórzy znani mężowie.<br> {{tab}}I jakby na dowód tej władzy, wywrócił stół, przy którym młoda małżonka jadła obiad.<br> {{tab}}Mamyż potrzebę twierdzić, iż biedna kobieta wiele płakała?<br> {{tab}}Gospodarstwo źle iść poczęło, a co w przyszłości być mogło?<br> {{tab}}Nazajutrz po tej scenie Misticot przybył do nowozaślubionych zrana, by zdać rachunek Eugeniuszowi z poczynionych wydatków podczas wesela.<br> {{tab}}Introligator zabierał się do wyjścia bardzo rano i był w złym humorze.<br> {{tab}}— Wszak wiesz, że Misticot ma być u nas na śniadaniu, powiadomił nas o tem... — mówiła Wiktoryna.<br> {{tab}}— No... to powrócę na śniadanie... Bądź zdrowa! — odparł, wychodząc.<br> {{tab}}— Nie pożegnasz się zemną... nie uściśniesz mnie nawet?<br> {{tab}}— Nie mam czasu... biegnę. — I wyszedł z pośpiechem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/473|num=79}}{{tab}}Młoda kobieta zaczęła płakać nanowo. Twarz miała łzami zalaną, gdy Misticot zapukał do drzwi.<br> {{tab}}Otarłszy oczy z pospiechem, poszła mu otworzyć.<br> {{tab}}— Dzień dobry, pani Loiseau! — zawołał wesoło chłopiec, ściskając jej rękę. — Lecz co to? — dodał, bacznie na nią spoglądając — widzę, zaczerwienione masz oczy, na policzkach łez ślady... Co się tu stało? Otóż i niespodzianka... Spodziewałem się zastać panią wesołą, uśmiechniętą...<br> {{tab}}Wiktoryna wybuchnęła łkaniem.<br> {{tab}}— Zatem naprawdę coś tu być musi? — mówił chłopiec z niepokojem. — Eugeniusz zasłabł, być może?<br> {{tab}}Kwiaciarka potrząsnęła głową przecząco.<br> {{tab}}— Cóż więc się dzieje... zkąd te łzy?<br> {{tab}}— Odszedł, nie pożegnawszy się zemną... — wyjąknęła Wiktoryna.<br> {{tab}}Misticot wybuchnął śmiechem.<br> {{tab}}— Ha! ha! ha! i to dlatego pani tak płaczesz, psujesz sobie łzami śliczne swe oczy? Ależ on się znajdzie, ten gagatek — mówił dalej — powróci... powróci! A wtedy złoży pani na jej świeżych policzkach tysiące pocałunków.<br> {{tab}}— Nie... nie! już to skończone pomiędzy nami... — szeptała smutnie młoda kobieta. — Widzę, że będę nieszczęśliwą... Nie powinnam była za mąż wychodzić.<br> {{tab}}— Jakto... i pani mówisz coś podobnego po ośmiu dniach małżeństwa? — wołał Misticot zdumiony. — Martwisz się podobnem głupstwem... drobnostką... na którą nie warto zwracać uwagi!...<br> {{tab}}— Ach! bo ty nie wiesz wszystkiego!...<br> {{tab}}— Czego więc nie wiem... mów pani.<br> {{tab}}— Eugeniusz dwa razy wrócił pijany do domu.<br> {{tab}}— To źle, do czarta! — pomruknął chłopiec, drapiąc się w głowę.<br> {{tab}}— Tak... nanowo zaczyna upijać się absyntem... a wtedy staje się złym, kłótliwym do niezniesienia. Wczoraj, chcąc mnie przekonać, że jest panem domu, wywrócił stół, tłukąc {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/474|num=80}}wszystko, co się na niem znajdowało! Zkąd mogę być pewną, iż jutro nie porwie się na mnie i bić mnie nie będzie?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć, że to wszystko jest smutnem — mówił Misticot z zakłopotaniem. — Nie trzeba jednak martwić się przedwcześnie i tracić odwagi, kochana pani Loiseau. Eugeniusz jest w gruncie dobrym człowiekiem, jestem pewien, że widząc łzy twoje, żałować będzie tego, co uczynił i zaprzestanie uczęszczać do winiarni. Przekonasz się pani.<br> {{tab}}— Nie, ja tego się nie spodziewam... — odrzekła, łzy ocierając, Wiktoryna; — jam już we wszystko straciła nadzieję... Ach! po tak pięknych obietnicach zaczyna źle czynić zbyt wcześnie.<br> {{tab}}— Być może, nie on sam tu winien... — odparł podrostek w zadumie.<br> {{tab}}— Jakto?<br> {{tab}}— W warsztacie ma towarzyszów... Namawiają go, by szedł z nimi... stawiają jedzenie i picie... Grzeczność wywzajemnić mu się nakazuje... I oto kieliszek po kieliszku, ani wie człowiek, jak i kiedy {{Korekta|zapruszy|zaprószy}} głowę pomimowolnie...<br> {{tab}}— Nie... on nie chodzi na tę pijatykę ze swymi kolegami.<br> {{tab}}— Z kim więc?<br> {{tab}}— Z człowiekiem nikczemnym, przewrotnym, który go zgubi, jestem tego pewną! Z Judaszem jakiego mamy w naszej rodzinie, o którym mniema, że jest jego przyjacielem... a który jest najniebezpieczniejszym dlań wrogiem. Ja... ja... wiem o tem. I dość byłoby mi wyrzec jedno słowo...<br> {{tab}}— Zatem powiedz je, pani... Mów prędko...<br> {{tab}}Wiktoryna pobladła. Przyszła jej na myśl przeszłość.<br> {{tab}}— Nie mogę... — szepnęła głucho — nie mogę! Ten człowiek zniszczyłby odrazu me szczęście... Jest to nędznik ostatniego rodzaju, którego wyzywać do walki {{Korekta|niepodobnu|niepodobna}}.<br> {{tab}}— Lecz o kim pani mówisz? — pytał Misticot zaciekawiony. — Pani Loiseau... wyznaj mi prawdę... miej ufność we mnie. Wiesz, że jestem waszym przyjacielem... chcę stanąć w twojej obronie. Gdyby potrzeba było dać małą nauczkę Eugeuiuszo- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/475|num=81}}wi, ja obowiązuję się to uczynić. Przestawię mu całe smutne następstwa jego postępowania. Serce mnie boli, patrząc jak pani płaczesz i rozpaczasz w ósmym dniu zaślubin. Mów więc, zaklinam, kim jest ów nędznik, ten łotr, który prowadzi twojego męża na zgubę?<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Wiktoryna już chciała przemówić, nagle się jednak zastanowiła i słowo na jej ustach skonało.<br> {{tab}}Paweł Béraud, będąc człowiekiem podłego charakteru, kto wie, czy by się na niej nie zemścił za wyjawienie swej tajemnicy. Było prawdopodobnem, iż gotówby był to zrobić.<br> {{tab}}Eugeniusz Loiseau rozgniewałby się zarówno, posłyszawszy, iż Wiktoryna obcych ludzi wtajemnicza w domowe sprzeczki i zwady.<br> {{tab}}— Na co mam ci wymieniać tego nikczemnika? — ozwała się po krótkiem milczeniu — nic to nie pomoże w tym razie. Najlepiej uzbroić się w cierpliwość... Po deszczu następuje pogoda. Eugeniusz nie zawsze pić będzie. Spostrzegłszy swą winę, pożałuje tak brutalnego ze mną postępowania. Niepotrzebnie płakałam przed tobą. Wszystko to zmienić się może. A teraz powiedz mi — mówiła dalej usiłując przybrać spokojność — zostaniesz u nas na śniadaniu?<br> {{tab}}— Tak... chciałbym zdać Eugeniuszowi rachunek z wydatków weselnych. Może jednak nie w porę z tem dziś przychodzę?<br> {{tab}}— Bynajmniej... Mój mąż wie o tem, że masz być u nas. Wróci tu o jedenastej na śniadanie.<br> {{tab}}— Dobrze... to i ja przyjdę na jedenastą — rzekł chłopiec, zabierając się ku wyjściu.<br> {{tab}}— Jakto... nie zaczekasz na niego?<br> {{tab}}— Nie, mam pójść o dziesiątej za interesem ojca Loriota, tego zacnego woźnicy fiakra nr. 13. Niedaleko ztąd, w po- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/476|num=82}}bliżu ulicy Sekwany. Wracając, wstąpię do warsztatu introligatorskiego i przyprowadzę z sobą Eugeniusza.<br> {{tab}}— Do widzenia więc... panie Misticot.<br> {{tab}}— Do widzenia, pani Loiseau.<br> {{tab}}Podrostek wyszedł.<br> {{tab}}— Do czarta! — myślał, biegnąc na ulicę Sekwany — otóż biedna kobieta sprowadziła sobie zmartwienie temi zaślubinami. Jak śmie to zwierzę... ów Loiseau, wyprawiać {{Korekta|podobn|podobne}} sceny, zaślubiwszy młodą, ładną dziewczynę, tak pracowitą robotnicę? Jest to nikczemność z jego strony... Lecz o kim ona myślała, mówiąc: iż mamy Judasza w rodzinie... zdrajcę... obłudnego przyjaciela?... Ktoby to mógł być? Miała mi go już wymienić i nagle się powstrzymała. Loiseau jest człowiekiem słabego charakteru... Wypiwszy absynt, staje się brutalem. Kiedykolwiekbądź wróciwszy nietrzeźwym, uderzy Wiktorynę... Muszę ja jemu nieco prawdy powiedzieć przy śniadaniu. Nie lubię patrzeć na łzy kobiet.<br> {{tab}}Załatwiwszy polecenie Loriota na ulicy Sekwany, Misticot udał się do biblioteki św. Genowefy, gdzie, jak wiemy, Loiseau pracował przy swym introligatorskim warsztacie.<br> {{tab}}Drzwi z tego budynku wychodziły na plac Panteonu. Podrostek stanął przy tych drzwiach, oczekując na wyjście robotników.<br> {{tab}}Jakiś mężczyzna oczekiwał tam także, wzdłuż i wszerz się przechadzając. Skoro się wykręcił, Misticot krzyknął zdziwiony:<br> {{tab}}— A! jeśli się nie mylę, pan Paweł Béraud?<br> {{tab}}— Tak, ja to właśnie... — odrzekł urzędnik lyońskiego biura kredytowego, podając chłopcu rękę.<br> {{tab}}— Zkąd pan się tu wziąłeś, u licha?... Wiem, że mieszkasz na Włoskim bulwarze...<br> {{tab}}— Chodziłem za załatwieniem pewnego interesu na bulwar św. Michała i oczekuję na Eugeniusza, skoro wyjdzie z warsztatu.<br> {{tab}}— To szczególne... bo i ja czekam na niego.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/477|num=83}}{{tab}}— Zjemy więc razem śniadanie...<br> {{tab}}— Jakto?<br> {{tab}}— Loiseau, spotkawszy się zemną dziś rano, zaprosił mnie do siebie.<br> {{tab}}— Nie mówił panu, że na mnie oczekuje?<br> {{tab}}— Nie, śpieszyłem się bardzo... zamieniliśmy z sobą tylko kilka wyrazów.<br> {{tab}}— Powetujecie to więc sobie przy śniadaniu.<br> {{tab}}Béraud nic nie odpowiedział. Widocznie był niezadowolonym ze spotkania się z chłopcem.<br> {{tab}}Jednocześnie otwarto drzwi warsztatów i robotnicy poczęli wychodzić.<br> {{tab}}Loiseau ukazał się za innymi. Spostrzegłszy Pawła Béraud i Misticota, zbliżył się ku nim.<br> {{tab}}— Jak się masz, mały? — rzekł do podrostka; — byłeś u mnie w domu?<br> {{tab}}— Byłem.<br> {{tab}}— I przyszedłeś tu na mnie oczekiwać... to nader uprzejmie z twej strony. Paweł pójdzie też z nami na śniadanie. Musimy dziś sobie dokompletować wesele... Udamy się do Asnieres... Prosiłem mojego starszego o uwolnienie na całe popołudnie... Lecz ani słowa o tem przed Wiktoryną... rozumiesz ty... mały. Kobiety o takich rzeczach wiedzieć nie powinny. Pójdziemy sobie we trzech, jak dzielne chłopaki. No... jakże ci się to zdaje, kuzynie Pawle?<br> {{tab}}— Ha! w takim razie odłożę do jutra załatwienie niektórych {{Korekta|inteteresów|interesów}}... — rzekł Béraud.<br> {{tab}}— A ty, komarze?<br> {{tab}}— Ja pójść z wami nie mogę... — odparł Misticot. — Mam wyznaczoną na wieczór robotę i wykończyć ją muszę.<br> {{tab}}— Ha! to pójdziemy we dwóch, ja z Pawłem. A teraz w drogę, do domu!<br> {{tab}}— Zgoda! — rzekł Béraud — lecz przedtem dla zaostrzenia apetytu, wstąpimy na kieliszek „zielonej.“<br> {{tab}}— Jakto?... — zawołał Misticot — absynt od rana?...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/478|num=84}}{{tab}}— Cóż w tem dziwnego? — odparł Loiseau — pójdźmy na kieliszek.<br> {{tab}}— Nie... nie! — zawołał chłopiec; — przyrzekłem twej żonie, iż się nie opóźnimy... Idźmy do domu.<br> {{tab}}— Głupstwo! — zawołał Loiseau; — ktoby tam słuchał kaprysów kobiecych. Raz tylko zastosować się do nich, a potem żona za nos wodzić cię będzie. Znam ja to dobrze... i zawojować się nie pozwolę.<br> {{tab}}— Co szkodzi wypicie kieliszka absyntu? — zawołał, śmiejąc się, Béraud. — Gdybyśmy kobiet słuchali, żywiłyby one nas wodą i chlebem, same wydając setki na różne modne gałganki.<br> {{tab}}Podczas gdy Paweł to mówił, Misticot spoglądał nań z uwagą.<br> {{tab}}— Oto ''Judasz'' — pomyślał — ów wróg, przyjaciel, który go zgubi; — a potem rzekł głośno:<br> {{tab}}— Co do mnie, nic pić nie będę.<br> {{tab}}— Jak ci się podoba... — odparł Eugeniusz; — ja mam pragnienie.<br> {{tab}}Weszli do kawiarni.<br> {{tab}}Paweł Béraud, otworzywszy drzwi, przepuścił przed sobą Eugeniusza, a następnie, ująwszy chłopca za ramię, gwałtem go tam prawie wprowadził.<br> {{tab}}— Jeżeli się boisz — rzekł — alkoholów, wypijesz szklankę orszady.<br> {{tab}}— Biedna Wiktoryna... — pomyślał Misticot; — o czemuż lepiej wolną nie została.<br> {{tab}}{{Korekta|— Podano|Podano}} absynt w kieliszkach.<br> {{tab}}— No... cóż pijesz, Misticot? — pytał Loiseau.<br> {{tab}}— Powiedziałem ci już, że nic nie piję.<br> {{tab}}— Ha! ha! zbierasz pieniądze na oszczędność.<br> {{tab}}— Przeciwnie... nie piję dlatego, aby uniknąć nawyknień, któreby mnie poprowadziły kiedyś do żebraniny i śmierci głodowej. To, co ty połkniesz — dodał chłopiec, wskazując na opalowy płyn w kieliszku, to najstraszniejsza trucizna... po- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/479|num=85}}wolna, zabijająca, która nieznacznie podkopywać będzie twe siły, dopóki cię nie zabije, lub nie pozbawi rozumu! Absynt zaprowadzi cię do Mazas, lub Charenton. Tak... na tem się skończy!<br> {{tab}}Eugeniusz wraz z Pawłem Béraud wybuchnęli śmiechem.<br> {{tab}}— Śmiejcie się, o ile tylko zechcecie, dopóki wam zapłakać nie będzie potrzeba... odparł Misticot poważnie.<br> {{tab}}— Dalej więc... w drogę do Mazas, Charenton, lub do szpitala obłąkanych! — zawołał mąż Wiktoryny, wychylając kieliszek odrazu.<br> {{tab}}Misticot zadrżał.<br> {{tab}}— Źle się to skończy... — pomyślał. — Z tem nawyknieniem jest on zgubionym.<br> {{tab}}— Może ci drugi kazać podać? — zapytał Béraud.<br> {{tab}}— Co pan czynisz, na Boga?... — zawołał chłopiec — maszże zamiar pozbawić go przytomności... upoić, jak zwierzę?<br> {{tab}}— Nie... nie! — odrzekł introligator. — Dość, moje dzieci! Idźmy na śniadanie.<br> {{tab}}I wyszedł wraz z Misticotem, podczas gdy Paweł Béraud płacił przy bufecie.<br> {{tab}}— Osiem dni upłynęło zaledwie od chwili twoich zaślubin — mówił chłopiec do introligatora — i ty już do jego stopnia lekceważysz rodzinne swe obowiązki?<br> {{tab}}— Nie lekceważę... lecz nie chcę być pod jej władzą... Dąsa się o byle co, jak osa...<br> {{tab}}— A ty nie postępujesz-że z nią brutalnie? Przyrzekłeś jej, że pić nie będziesz...<br> {{tab}}— Jakto... ona się skarżyła przed tobą, że ja... ja piję? — zawołał Loiseau z gestem gniewu.<br> {{tab}}— Nic mi o tem nie mówiła. Mam wszakże oczy... widzę, co robisz?<br> {{tab}}— Och! wielki występek, żem wypił kieliszek... — {{Korekta|zawoał|zawołał}} introligator, wzruszając ramionami.<br> {{tab}}W chwili tej nadszedł Béraud.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/480|num=86}}{{tab}}— Twoja żona — rzekł — będzie może niezadowoloną, iż przyjdę na śniadanie, nie uprzedziwszy jej o tem?<br> {{tab}}— Niezadowoloną... dlaczego? Czyż nie jesteśmy krewnymi.. przyjaciółmi? Zresztą, gdzie jest przygotowanem dla trojga, i czwarty pożywić się może.<br> {{tab}}Przyśpieszyli kroku, a minąwszy ogród Luksemburski, w kilka minut znaleźli się na ulicy de {{Korekta|Fleurus|Fleurs}}.<br> {{tab}}Stół był nakrytym, Wiktoryna oczekiwała.<br> {{tab}}— Jak się masz, mała? — zawołał Loiseau, podchodząc ku żonie z uściskiem.<br> {{tab}}Wiktoryna uśmiechnęła się, nadstawiając policzek do pocałowania, nagle jednak cofnęła się, wołając:<br> {{tab}}— Ach! piłeś znów absynt!<br> {{tab}}— Parę kropli... Zapytaj Misticota... Nie chciałem.., słowo honoru, nie chciałem!... lecz niepodobna się było wymówić.<br> {{tab}}— Dlaczego niepodobna?<br> {{tab}}— Byłem z kuzynem Béraud... Gdzież on jest, u czarta? — dodał, oglądając się. — No... wejdź-że, Pawle... Czegóż wystajesz za drzwiami?<br> {{tab}}Na to wezwanie wszedł Paweł Béraud.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XVI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Spostrzegłszy go, Wiktoryna mocno pobladła, poczem jej twarz zapłonęła rumieńcem, a ręce nerwowo drżały.<br> {{tab}}— Dzień dobry, kuzynko... — {{Korekta|rzeł|rzekł}} Paweł uprzejmie. — Nie pytam o zdrowie, bo widzę, żeś świeższą i piękniejsza, niż kiedy. Na życzliwe zaproszenie twojego męża, przychodzę wam towarzyszyć przy śniadaniu.<br> {{tab}}Młoda kobieta zapanowała nad sobą.<br> {{tab}}— Dobrze... — odpowiedziała; — zaraz położę nakrycie.<br> {{tab}}— Gdyby zaś zabrakło coś z pożywienia, niedaleko jest restauracya — dodał Loiseau.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/481|num=87}}{{tab}}Siedli do stołu. Wiktoryna milczała, zajęta rozdawaniem potraw. Misticot milczał zarówno.<br> {{tab}}Uważny i baczny podrostek, nie stracił najmniejszego szczegółu z tego, co nastąpiło.<br> {{tab}}Na widok wchodzącego Pawła Béraud młoda kobieta pobladła, a potem nagle pokryła się rumieńcem; istniała zatem jakaś tajemnica pomiędzy urzędnikiem lyońskiego biura kredytowego a młodą kwiaciarką. Co jednak było?<br> {{tab}}Widoczny przymus panował między zebranymi przez cały ciąg śniadania, pomimo usiłowań Pawła, aby rozproszyć takowy.<br> {{tab}}— Nie umiem wyrazić, o ile się czuję szczęśliwym, znajdując się pomiędzy wami... — wyrzekł wśród milczenia. — Tak rzadko zdarza się nam być zebranymi w kółku rodzinnem... A szkoda! Powinniśmy się częściej widywać.<br> {{tab}}— Dlaczego nie? — odparł introligator. — W niedzielę nie chodzisz do biura, ani ja do warsztatu. Obie nasze rodziny mogą odwiedzać się wzajem. A gdy pogoda posłuży, możemy sobie urządzić gdzie obiadek za miastem na świeżem powietrzu. No... jakże ci się to zdaje, Wiktoryno. Wszak moja myśl jest dobrą?<br> {{tab}}— Zapewne... — szepnęła z wahaniem.<br> {{tab}}— Jakoś ta propozycya nie przypada ci do gustu, kuzynko... — odrzekł z szyderczym uśmiechem Béraud.<br> {{tab}}— Dlaczego? ciekawym... — zawołał gniewnie Loiseau. — Mnie się to podoba... i dosyć! Gdyby pójść nie chciała, zostanie w domu... i rzecz skończona.<br> {{tab}}Sprzeczka zdawała się być nieuniknioną. Przeciął ją Misticot, zwracając rozmowę na inny przedmiot.<br> {{tab}}Wiktoryna przyśpieszała wydawanie śniadania.<br> {{tab}}— Dlaczego tak się śpieszysz? — zapytał Eugeniusz; — mam całą godzinę czasu przed sobą.<br> {{tab}}Śniadanie ukończyło się wreszcie. Młoda kobieta podała kawę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/482|num=88}}{{tab}}— No... a teraz uregulujmy nasze rachunki — ozwał się Misticot; — wszakże w tym celu przyszedłem.<br> {{tab}}— Żądasz odemnie pieniędzy, czy też przenosisz mi takowe? — pytał introligator.<br> {{tab}}— Przynoszę ci je.<br> {{tab}}— Brawo! A ile?<br> {{tab}}— Dwadzieścia siedem franków. Oto są wraz ze szczegółowym rachunkiem, ile na co wydałem. Chciej sprawdzić... proszę.<br> {{tab}}To mówiąc, chłopiec położył na stole pieniądze i arkusz papieru, pokryty cyframi.<br> {{tab}}— Głupstwo!... Chcesz, żebym sprawdzał... po co... dlaczego? — zawołał Eugeniusz; — czyliż ci nie wierzę? Oddaj to, jeśli chcesz, młodej gospodyni, ona ma kasę u siebie. Biorę z tych pieniędzy tylko siedem franków.<br> {{tab}}— Na co ci one są potrzebnemi? — pytała Wiktoryna.<br> {{tab}}— Jakto... na co mi one potrzebne? — powtórzył niecierpliwie Eugeniusz — to ciebie nie obchodzi. Dość, że potrzebne... i kwita! Chciałabyś może zostawić mnie bez grosza? Nie!... to nie nastąpi nigdy.<br> {{tab}}Wiktoryna powstrzymała łzy, biegnące jej do oczu i w milczeniu położyła siedem franków przed Eugeniuszem, który je schował do kieszeni.<br> {{tab}}— No... a teraz, kuzynie Pawle, iść trzeba do warsztatu... — wyrzekł, powstając. — Zarządzający nasz nie żartuje... Jest to człowiek bardzo surowy.<br> {{tab}}— Ja wracam do biura — odrzekł urzędnik; — wyjdziemy razem. Kuzynko — dodał, zwracając się do kwiaciarki — pamiętaj, że oczekiwać na was będziemy z obiadem u siebie w nadchodzącą niedzielę.<br> {{tab}}— Ależ... — odparła Wiktoryna — ja jeszcze nic nie wiem.<br> {{tab}}— Tak... tak! — ozwał się Loiseau — przybędziemy napewno. O piątej zobaczycie nas u siebie. A teraz, żono, do widzenia.<br> {{tab}}Tu pocałował ją w czoło.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/483|num=89}}{{tab}}— Gdybym nieco później powrócił — dodał — nie gniewaj się, proszę... wykończam w warsztacie pilną robotę.<br> {{tab}}— Zatem do widzenia, kuzynko w niedzielę... — rzekł Paweł, podając rękę Wiktorynie.<br> {{tab}}— A toż co, u czarta? — zawołał introligator, śmiejąc się głośno. — Ceremonialne pożegnanie, jak między obcymi. Nie cierpię podobnej etykiety. Kuzyn kuzynkę uścisnąć powinien. Dalej więc, Pawle... bez ceremonij!<br> {{tab}}Wiktoryna pobladła.<br> {{tab}}Odmówić, było to wywołać tłumaczenie, sprzeczkę, czego jaknajstaranniej unikać jej należało. Zamiast więc cofnąć się, jak to miała uczynić, pochyliła twarz ku Pawłowi Béraud.<br> {{tab}}Płonące jego usta dotknęły jej policzka. Zadrżała.<br> {{tab}}— Brawo! — zawołał Loiseau, klaszcząc w dłonie; — ot! to... aż miło!<br> {{tab}}Misticot uścisnął rękę Wiktoryny ze wzruszeniem.<br> {{tab}}— Do widzenia — rzekł — pani Loiseau. — A pochyliwszy się ku niej, dodał zcicha: — Odwagi... odwagi!<br> {{tab}}Poczem wyszedł za obydwoma mężczyznami.<br> {{tab}}Kwiaciarka, zostawszy samą, upadła na krzesło, łzy twarz jej zalały.<br> {{tab}}— Boże miłosierny!... — szepnęła; — na jakież cierpienia narażoną jestem! Czyż znajdę siły do ich podźwignięcia... do obronienia się temu nikczemnikowi? Czyż nie należy mi raczej wyznać wszystkiego?<br> {{tab}}I zadumała się, łzy ocierając.<br> {{tab}}Loiseau, uszedłszy kilka kroków z kuzynem i Misticotem, zatrzymał się na ulicy.<br> {{tab}}— Nie idziesz z nami? — zapytał chłopca.<br> {{tab}}— Nie! i gdybym był na twojem miejscu, wiem, cobym uczynił.<br> {{tab}}— No... cóż takiego? ty... szklanko orszady...<br> {{tab}}— Odłożyłbym ten spacer dzisiejszy na niedzielę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/484|num=90}}{{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Bo nie straciłbyś sobie pół dnia roboty.<br> {{tab}}— Ha! ha! uważam, iż pan Misticot wdawać się chce w nie swoje rzeczy... poczyna rad nam udzielać... — zaczął szyderczo Béraud.<br> {{tab}}— Nie zaprzeczam... — odrzekł podrostek, niezmieszany tem wcale. — W każdym razie są one uczciwemi... pojmujesz to panie Béraud? Gdyby Wiktoryna wiedziała, że Eugeniusz, zamiast pracować, idzie z tobą na pohulankę, we łzach by się rozpłynęła! Czyliż dlatego wyszła ona zamąż? Nie jestem jeszcze dojrzałym człowiekiem, rozumiem jednak, że nie na to bierze się żonę, aby się z nią obchodzić jak ze służącą... Należy mieć dla niej nieco względów, posiadać całkowite do niej zaufanie i myśleć raczej o zaspokojeniu potrzeb domowych, niż o trawieniu czasu na próżnowaniu i pijatyce!<br> {{tab}}— Do kroć tysięcy piorunów! — wrzasnął Loiseau, przyskakując z zaciśniętemi pięściami — czy ty to do mnie stosujesz, ty podła ropucho?<br> {{tab}}— Ha! ha! — zaśmiał się chłopiec — uderzyć w stół, nożyce się odezwą.<br> {{tab}}— Ja ci tu dam uderzenie nożyc... ty! — krzyknął Loiseau, podnosząc rękę.<br> {{tab}}— Możesz to zrobić... dowiódłbyś tem, żeś prawdziwie podłym, pastwiąc się nad słabszym od siebie, co jednak nie zmniejszyłoby słuszności z mej strony — odrzekł Misticot, nie cofając się wcale. — Tak, powtarzani ci to wręcz, źle postępujesz. Słuchasz szkodliwych rad, udzielanych ci wiem dobrze przez kogo i w jakim celu... Tak! gubisz sam siebie, opuszczając warsztat, uczęszczając do szynków i kawiarni, przestajesz być uczciwym robotnikiem, aby powiększyć liczbę próżniaków, włóczęgów... I gdybyś mnie zechciał posłuchać, mnie, prawdziwego twego przyjaciela, wróciłbyś do warsztatu i zajął się pracą, zamiast wałęsać się po Asnières, a powróciwszy wieczorem do domu, pozyskałbyś zapłatę za pięć godzin roboty i szacunek siebie samego!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/485|num=91}}{{tab}}— Czy ty zamilkniesz, podła gadzino?... Chcesz-że, abym cię spoliczkował?... — woła! rozwścieczony Loiseau.<br> {{tab}}— Nie obawiam się tego... — odrzekł Misticot, wzruszając ramionami.<br> {{tab}}— Chodź, chodź, kuzynie... — ozwał się Béraud. — Czyż warto unosić się gniewem na tego smarkacza? Nie traćmy czasu daremnie... Pójdź ze mną!<br> {{tab}}— Poczekaj! ja cię odnajdę... drużbo weselny!... — wołał introligator, wygrażając pięścią Misticotowi.<br> {{tab}}— Ale nie na tej drodze, którą ty pójdziesz... — rzekł ten ostatni, spoglądając za obydwoma odchodzącymi. — Widocznie Loiseau jest głupiem zwierzęciem, a Paweł Béraud łotrem ostatniego rodzaju... Biedna Wiktoryna! — powtarzał chłopiec. — Gdy myślę o tej nieszczęśliwej młodej kobiecie, serce mi się ściska! Jakże obrzydliwemi istotami są pijacy absyntu!<br> {{tab}}Tak rozmyślając, udał się z ulicy de Fleures na Montmartre, ażeby nie stracić doremnie popołudnia.<br> {{tab}}Gdy szedł do swego mieszkania przy ulicy de la Fontaine, by zabrać ztamtąd pudełko z medalikami, odźwierna w bramie zastąpiła mu drogę.<br> {{tab}}— Panie Misticot! — zawołała.<br> {{tab}}— Czego żądacie, matko Patapon? — pytał, zatrzymują się.<br> {{tab}}— Wróć się pan... Chcę ci coś powiedzieć... Ktoś się tu pytał o ciebie dziś rano.<br> {{tab}}— Kto taki?<br> {{tab}}— Zakonnica.<br> {{tab}}— Czy podobna? — odrzekł Misticot, przypomniawszy sobie siostrę Maryę.<br> {{tab}}— Tak... zakonnica... — powtórzyła odźwierna. — Piękna, młoda kobiet?. Umyślnie fiakrem tu przyjechała.<br> {{tab}}— Cóż ona chciała... jaki miała interes?<br> {{tab}}— Chciała widzieć się z tobą. Wysłałam ją do nowobudującego się kościoła, przy którym wiem, że sprzedajesz medaliki.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/486|num=92}}{{tab}}— Nie byłem tam dziś... Czy mówiła, że tu powróci?<br> {{tab}}— Nic o tem nie mówiła... Gdyby jednakże przyjechała?<br> {{tab}}— Przyślij ją, matko, do kaplicy. Idę tam właśnie.<br> {{tab}}— Dobrze... będę pamiętała.<br> {{tab}}Misticot pobiegł schodami na piąte piętro, do pokoiku, skromnie umeblowanego, lecz zalecającego się wzorową schludnością. Tam, rozmyślając nad tem, w jakim celu przybywała doń zakonnica, wziął swoje pudełko, zamknął drzwi na klucz i poszedł na Montmartre, do nowobudującego się kościoła.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XVII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Arnold Desvignes, nazajutrz po swej wizycie w pałacu na bulwarze Haussmana, udał się wcześnie do bankowego biura, którego został wspólnikiem.<br> {{tab}}Wszedł właśnie w chwili, gdy Verrière wchodził do swego gabinetu.<br> {{tab}}— Będziemy razem pracowali tego rana — rzekł Desvignes po powitaniu. — Po południu pojedziemy do teatru Fantazyj. Potrzeba mi poznać towarzystwo dramatyczne tego La Fougèra. Jeżeli panna Leona, owa Wenus sceniczna, cięży ci bankierze, wkrótce, jak ci mówiłem, pozbędziemy się jej.<br> {{tab}}— Przedewszystkiem nasza praca... — odparł Verrière. — Ale muszę cię też powiadomić — dodał — o tem, co wczoraj zaszło u mnie po twojem odejściu.<br> {{tab}}— Coś ważnego?<br> {{tab}}— Osądzisz.<br> {{tab}}Tu Verrière opowiedział w krótkości rozmowę, jaka miała miejsce pomiędzy nim a siostrą Maryą.<br> {{tab}}Arnold słuchał opowiadania z natężoną uwagą.<br> {{tab}}— Wypływa ztąd — rzekł — iż będę miał wiele trudności do zwalczenia, by zyskać miłość panny Anieli.<br> {{tab}}— I ja tak sądzę...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/487|num=93}}{{tab}}— A w dodatku — mówił dalej były sekretarz z Kalkuty — widzę, żem w osobie twej siostrzenicy, bankierze, znalazł zaciętego wroga...<br> {{tab}}— To widoczne.<br> {{tab}}— Przewidziałem ja to... Nie obawiaj się jednak. Przeciwności mnie nie zniechęcają... Będę walczył odważnie i zobaczysz, że tryumf odniosę. Proszę cię tylko o jedno objaśnienie, a mianowicie, jaką jest cyfra majątku, złożonego u ciebie przez siostrę Maryę?<br> {{tab}}— Pięćset tysięcy franków.<br> {{tab}}— Obecnie, ile ci pozostało z tych pieniędzy?<br> {{tab}}— Około trzystu tysięcy franków.<br> {{tab}}— W jaki sposób pomieniony kapitał został ci oddanym?<br> {{tab}}— Z ręki do ręki.<br> {{tab}}— Bez pokwitowania?<br> {{tab}}— Tak. Pojmujesz, że pomiędzy mną a moją siostrzenicą interes ten polegał na wzajemnem zaufaniu.<br> {{tab}}— Tym sposobem, gdyby siostra Marya umarła... jest wprawdzie młodą, wszak ludzie umierają i w młodym wieku, pozostałoby nam w kasie pięćset tysięcy franków, bez spadkobierców? Verrière, pomimo najwyższego egoizmu w swym charakterze, zadrżał na słowa wspólnika.<br> {{tab}}— Tak... wprawdzie... — wymruknął. — Lecz...<br> {{tab}}— W jaki sposób ów kapitał jest zapisanym w twych księgach? — przerwał mu Arnold.<br> {{tab}}— Na mój osobisty rachunek.<br> {{tab}}— Bez wymienienia nazwiska siostrzenicy?<br> {{tab}}— Bez tego.<br> {{tab}}— To zręcznie... słowo honoru! — zawołał zbrodniarz z zadowoleniem. — Widzę, że jesteś... ostrożnym. Spodziewam się — dodał po chwili — że mnie dziś zaprosisz do siebie na obiad. Potrzebuję jaknajczęściej widywać pannę Anielę wraz z jej kuzynką, aby pozyskać życzliwość pierwszej, a czynności drugiej mieć razem na oku.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/488|num=94}}{{tab}}— Od dziś nakrycie u mnie dla ciebie będzie położonem codziennie.<br> {{tab}}— Dziękuję. A teraz siadajmy do pracy.<br> {{tab}}I obaj nikczemnicy zasiedli nad rachunkami, z myślą, o swoich na przyszłość niecnych zamiarach.<br> {{tab}}Verrière, zagłębiwszy się w pracy, zapomniał całkiem o godzinie śniadania.<br> {{tab}}— Mniejsza z tem... — rzekł Desvignes — pójdziemy do restauracyi, poczem udamy się do teatru Fantazyj.<br> {{tab}}— Idźmy... ale ostrzegam, postępuj ostrożnie z tym intrygantem La Fougèrem i z tą oszustką Leoną.<br> {{tab}}— Nie obawiaj się... będziesz ze mnie zadowolonym.<br> {{tab}}We dwadzieścia minut później siedzieli obaj przy stole w jednej z bulwarowych restauracyj, a Arnold, jedząc śniadanie, wypytywał Verrièra o zobowiązania pieniężne względem La Fougèra, oraz przeglądał listy Leony, oddane mu przez bankiera.<br> {{tab}}Około trzeciej udali się do teatru, gdzie w bramie odźwierna powitała Verrièra głębokim ukłonem, a minąwszy długi, ciemny korytarz, weszli na scenę.<br> {{tab}}Różne części dekoracyj, porozstawiane na prawo i lewo, mające oznaczać plany, dziwną tworzyły całość.<br> {{tab}}Próba sztuki w pełni się odbywała.<br> {{tab}}Aktorzy, oczekując na znak wejścia na scenę, przechadzali się, rozmawiając cicho, w głębi teatru. Niektórzy przychodzili powitać Verrièra, znając go jako silny fundament teatralny:<br> {{tab}}— Kochany bankierze... — rzekła, biorąc go pod rękę ładna, młoda aktorka, z widocznym zamiarem odebrania Leonie jej protektora — czy wiesz, że nasza sztuka będzie miała szalone powodzenie? Próby idą nam doskonale... Jeden wszelako tylko szkopuł istnieje...<br> {{tab}}— Jaki? — zapytał Verrière.<br> {{tab}}— Nie wiem, czy ci mogę wyznać to otwarcie?<br> {{tab}}— Owszem... w każdym razie radbym się dowiedzieć...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/489|num=95}}{{tab}}— Ten jednak szczegół dotyczy cię zbliska... Nie chciałabym ci wyrządzić przykrości...<br> {{tab}}— Nie obawiaj się... mów!<br> {{tab}}— A więc tym szkopułem w naszej sztuce jest panna Leona...<br> {{tab}}— Jakto... dlaczego?<br> {{tab}}— Psuje całość... jak zawsze. Za pomocą banknotów {{Korekta|tysiąco|tysiąc}} frankowych, dawanych przez ciebie La Fougèrowi, dostała główną rolę... rolę wspaniałą, która jednak przechodzi jej siły... Nie poprzestając na tem, stara się na bok usunąć inne artystki... psuje im ich efekta...<br> {{tab}}W chwili tej posłyszano na scenie żywą sprzeczkę.<br> {{tab}}— Posłuchaj pan... — rzecze pomieniona aktorka — oto zaczyna już kłótnię... Dzieje się to po dwadzieścia razy dziennie.<br> {{tab}}Milczenie zaległo w kulisach, pośród którego brzmiał głos rozgniewanej Leony.<br> {{tab}}— Do czarta! — wołał ów głos — tak być nie może... Po moim kuplecie, który będzie stokrotnie bisowanym, nie pozwalam, panie autorze, abyś psuł wrażenie, każąc mi wygłaszać głupi wyraz bez sensu... Wykreśl to słowo!<br> {{tab}}— Za zbyt dobrze jestem wychowanym — odparł autor — ażeby pani odpowiedzieć, iż to raczej ty jesteś... przypuśćmy śmieszną... występując z podobnem żądaniem. Nie wykreślę tego wyrazu!<br> {{tab}}— Pan nie wykreślisz?<br> {{tab}}— Nie... nigdy!<br> {{tab}}— A więc ja nie będę grała w pańskiej sztuce... Zobaczymy, jak ona pójdzie bezemnie.<br> {{tab}}— No... no! Leono... proszę cię, bez szaleństw — ozwał się głos La Fougèra. — Uspokój się pan, kochany autorze. Masz słuszność za sobą, lecz i Leona ma ją także. Gra ona główną rolę, zatem efektu pozbawiać jej nie należy.<br> {{tab}}Następnie zbliżywszy się do rozirytowanego autora, szepnął mu zcicha:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/490|num=96}}{{tab}}— Wiesz, że potrzeba mi jeszcze pięćdziesięciu tysięcy franków na dokompletowanie maszyneryi... Potrzebuję zatem Leony, aby mi je wydostała od Verrièra. Wszak życzysz sobie, ażeby grano twą sztukę? A więc bądź, proszę, pobłażającym... Zrób dla niej to małe ustępstwo.<br> {{tab}}Te kilka wyrazów, mimo, że cichym wymówione głosem, dobiegły Arnolda, który stał po za kulisą, o parę kroków od rozmawiających.<br> {{tab}}— No! sprawa załatwiona... — zawołał La Fougère — wykreślimy ów wyraz...<br> {{tab}}Przechodzimy do drugiego obrazu.<br> {{tab}}Jednocześnie Desvignes z Verrièrem ukazali się na scenie.<br> {{tab}}Leona wraz z dyrektorem razem ich spostrzegli.<br> {{tab}}— Co widzę? kochany bankier! — zawołał La Fougère; — przybywasz w samą porę. Miałem właśnie pisać do ciebie, prosząc, abyś mi schadzkę oznaczył. Chcę ci zakomunikować rzecz nader ważną.<br> {{tab}}— Możemy więc zaraz pomówić tak o tym interesie; jak i o sprawie, która mnie do ciebie sprowadza — rzekł bankier ozięble. — Pozwól mi jednak przedewszystkiem przedstawić sobie mojego wspólnika.<br> {{tab}}La Fougère z Leoną spojrzeli zdumieni.<br> {{tab}}— Twojego wspólnika? — powtórzył dyrektor teatru.<br> {{tab}}— Tak... pana Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Wymieniono ukłon wzajemnie.<br> {{tab}}— Moje najszczersze życzenia pomyślnego obrotu w interesach, kochany panie — mówił La Fougère, ściskając rękę Arnolda, mimo, że pomieniona wiadomość wiele mu przykrości sprawiała i mocno go trwożyła.<br> {{tab}}— Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi — odezwała się Leona, podając rękę kolejno nowemu wspólnikowi bankiera.<br> {{tab}}— Czy możesz nam pan udzielić kilka chwil rozmowy w swym gabinecie? — zapytał Desvignes.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/491|num=97}}{{tab}}— Najchętniej! Próba może się dalej odbywać bezemnie. Przedewszystkiem interesa! Proszę... pójdźcie panowie.<br> {{tab}}— I ja wam towarzyszę... — ozwała się Leona.<br> {{tab}}— Nie słyszałażeś pani, iż mamy mówić o interesach? — odparł szorstko Desvignes.<br> {{tab}}— Cóż z tego? Znam dobrze tak teatralne interesa, jako i interesa bankiera.<br> {{tab}}— Mimo to, pani, twoja obecność mogłaby nas krępować... — powtórzył Arnold z naciskiem.<br> {{tab}}Leona przygryzła wargi i brwi zmarszczyła.<br> {{tab}}Chciała nalegać dalej, La Fougère jednak nakazał jej gestem milczenie.<br> {{tab}}— Proszę... pójdźcie panowie... — rzekł głośno.<br> {{tab}}I wyprowadził obu mężczyzn, podczas gdy aktorka, zostawszy w kulisach, tupnęła gniewnie nogą o podłogę, szepcąc zcicha:<br> {{tab}}— Co to wszystko znaczy? W tem się ukrywa coś niezwykłego... Verrière przyjął wspólnika... Dlaczego? Widoczna, iż nie mógł sam dalej prowadzić interesów... Zaledwie powitać mnie raczył... nie dbam ja o to, lecz niech mi odda pieniądze, jakie u niego ulokowałam... Rzecz ta musi się wyjaśnić za chwilę.<br> {{tab}}Nagle zabrzmiał głos reżysera:<br> {{tab}}— Panno Leono! na scenę... do dziewiątego obrazu!<br> {{tab}}I próba się rozpoczęła.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XVIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Gabinet, do którego La Fougère wprowadził Verrièra wraz z Arnoldem Desvignes, był to obszerny pokój, w którym zmieszane w nieładzie manuskrypta, dzienniki, rysunki kostiumów, wzory dekoracyj i paki różnych papierów doszczętnie go zapełniały.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/492|num=98}}{{tab}}Dyrektor, podawszy krzesła przybyłym, usiadł przed biurkiem i czekał.<br> {{tab}}— Pan Verrière — zaczął Desvignes — przedstawił mnie panu jako swojego wspólnika; jestem nim od wczoraj w rzeczy samej. Przyjmując powyższe zobowiązanie, przyjąłem zarazem na siebie połowę interesów banku tak złych, jak i dobrych.<br> {{tab}}— O! wszystkie one są dobre... — odparł, uśmiechając się, La Fougère.<br> {{tab}}— Mylisz się pan... — zawołał były sekretarz z Kalkuty. — Pan Verrière, idąc za popędem swego szlachetnego serca niejednokrotnie, bez względu na własne straty pieniężne, starał się komuś wyświadczyć przysługę. Rozpatrzywszy się w bankowych operacyach jego domu, spostrzegłem, że mój wspólnik bywał często oszukiwanym i odtąd postanowiłem wraz z nim walczyć energicznie przeciw wyzyskowi słabości. Między licznemi wekslami znalazłem i pańskie, panie La Fougère.<br> {{tab}}Od pierwszych słów Arnolda widocznem było zakłopotanie dyiektora, pokryć je wszakże usiłował pozorem dobrego humoru.<br> {{tab}}— O! — rzekł zmienionym głosem — moje interesa z kochanym Juliuszem są rzeczą najprostszą w świecie! Mamy z sobą rachunki... Jednorazowo otrzymałem od niego trzysta tysięcy franków i powtórnie pięćdziesiąt tysięcy.<br> {{tab}}— Prócz tego pan Verrière poręczył za panem u pewnego kupca na sześćdziesiąt tysięcy franków.<br> {{tab}}— Tak... rzeczywiście... Ogół wynosi czterysta dziesięć tysięcy franków, na które dałem mu piśmienne zobowiązania.<br> {{tab}}— Których pan nie wypełniłeś...<br> {{tab}}— Krewni pomagać sobie nawzajem powinni.<br> {{tab}}— Nie ma pokrewieństwa w interesach... A zresztą, ja nie jestem wcale pańskim krewnym.<br> {{tab}}— Do czegóż to jednak wszystko prowadzi? — pytał La Fougère coraz mocniej zmięszany. — Ułożyliśmy pomiędzy so- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/493|num=99}}bą, że wypłacę wzięte ostatnio sto pięćdziesiąt tysięcy franków częściowo, oddając z każdego wieczornego przedstawienia po dwa tysiące pięćset franków.<br> {{tab}}— Oprócz tego wydałeś pan inne, nieco dawniej...<br> {{tab}}— Jakie?<br> {{tab}}Arnold, wyjąwszy z portfelu arkusz stemplowego papieru, rozwinął go, mówiąc:<br> {{tab}}— Oto jest rewers, mocą którego zobowiązałeś się pan wypłacić w dniu 31-ym maja 1884-go roku w ciągu dni pięciu sumę sto tysięcy franków, przychodzimy więc o tem panu przypomnieć i prosić cię, abyś dotrzymał tego honorowego zobowiązania.<br> {{tab}}La Fougere zbladł.<br> {{tab}}— Wszak umówiliśmy się oba z Verrièrem — zawołał — iż to zobowiązanie na dalszy czas odroczonem zostanie...<br> {{tab}}— Gdzież to jest napisane... proszę mi pokazać? — rzekł obojętnie Desvignes.<br> {{tab}}— Napisanem to nie jest... lecz...<br> {{tab}}— Nie ma żadnego lecz — przerwał pierwszy. — Jesteś pan dłużnym... dług akceptujesz... zapłacić trzeba. Jeżeli nie zapłacisz w terminie, to jest w dniu 31-ym maja, ścigać cię będę sądownie, daję ci na to słowo honoru!<br> {{tab}}— Ależ to szaleństwo!<br> {{tab}}— Dlaczego... pytam... dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ pan tem przyśpieszysz mą upadłość, a i sam obok tego stracisz te dwa tysiące pięćset franków, jakie mógłbyś odebrać z każdego przedstawienia.<br> {{tab}}— A jeżeli, zamiast oddawać mi po dwa tysiące pięćset franków, przybędzie panu jeszcze długów do dwudziestu tysięcy?<br> {{tab}}— To niepodobna! Powodzenie sztuki zapewnione... Liczę, iż ona podniesie mi teatr i da pieniądze na spłacenie wszystkich mych długów.<br> {{tab}}— Tak jak, liczyłeś pan dziś na zażądanie od pana Verrièra nowej pożyczki pięćdziesięciu tysięcy franków na jej przedstawienie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/494|num=100}}{{tab}}— Co? on chciał wyłudzić odemnie znów pięćdziesiąt tysięcy franków? — zawołał ojciec Anieli.<br> {{tab}}— Ale gdzież znowu?... — wyjąknął La Fougère osłupiały, nie mogąc pojąć, zkąd ów nieznajomy był tak dokładnie powiadomionym o jego zamiarach.<br> {{tab}}— Mój panie... daremno chcieć ukrywać... — rzekł Desvignes. — Rozpoczynasz pan z nami grę niebezpieczną... ale napróżno. Pan Verrière był przez pana oszukiwanym od chwili udzielenia ci pierwszej pożyczki. Na szczęście, ja się znalazłem, ażeby położyć tamę wyzyskiwaniu. Znam wszystkie pańskie manewry i będę się starał je odsłonić. Używałeś pan panny Leony, ażeby za jej pomocą wpływ wywrzeć na mego wspólnika i czerpać dowolnie z jego kasy żelaznej. Jak nazwać, panie, takie rzemiosło, w którem panna Leona, będąc pańską pomocnicą w wydobywaniu od drugich pieniędzy, była zarazem i pańską kochanką?<br> {{tab}}— Jego kochanką? — zawołał, zrywając się {{Korekta|Verière|Verrière}}.<br> {{tab}}— To fałsz!... fałsz... — jąkał La Fougère.<br> {{tab}}— Nie! jest to najczystsza prawda, o której wiedzą w całym teatrze, ponieważ pan z tem się nie kryłeś! Podobne pańskie postępowanie nie zasługuje na żadne uwzględnienie z naszej strony. Będziemy przeto korzystali z praw naszych.<br> {{tab}}— Żądacie więc mojej ruiny... mej śmierci?<br> {{tab}}— My chcemy jedynie zostać zapłaconymi, aby za głupców nie uchodzić... Teraz więc zostałeś pan powiadomionym. W dniu 31-ym maja masz nam wręczyć sto tysięcy franków... bądź na to przygotowanym.<br> {{tab}}I nie odpowiadając ani słowa na prośby zrozpaczonego La Fougéra, usiłującego ich zatrzymać, Desvignes wyszedł z Verrièrem.<br> {{tab}}Ten ostatni rzekł w korytarzu do swego wspólnika:<br> {{tab}}— Otrzymamy sto tysięcy franków...<br> {{tab}}— Tak sądzisz?<br> {{tab}}— Jestem tego pewny.<br> {{tab}}— Kto mu je pożyczy?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/495|num=101}}{{tab}}— Leona.<br> {{tab}}— Nie, to nie nastąpi...<br> {{tab}}— Zobaczysz!<br> {{tab}}I weszli oba na scenę.<br> {{tab}}Próba się ukończyła. Leona siedziała z boku na krześle, oczekując na ukazanie się Verrièra. Spostrzegłszy go, podbiegła ku niemu.<br> {{tab}}— Ukończyłeś już, bankierze, interesa z dyrekcyą — wyrzekła — mogę więc z tobą teraz pomówić.<br> {{tab}}Verrière, któremu obecność Arnolda dodawała energii, odparł obojętnie:<br> {{tab}}— Jestem w mym gabinecie codziennie do piątej godziny. Możesz mnie pani tam zastać, jeżeli ci się przybyć podoba.<br> {{tab}}I chciał wyjść, aktorka jednakże, chwyciwszy go za rękę, przytrzymała w miejscu, wołając:<br> {{tab}}— A kiedyż porzucisz nareszcie te swoje nieznośne przybrane maniery wielkiego pana?<br> {{tab}}— Proszę... zastanów się pani... — rzekł Desvignes — mów mniej głośno... mogą cię posłyszeć...<br> {{tab}}— Kto?<br> {{tab}}— Pan La Fougère... twój kochanek...<br> {{tab}}— Nie chodzi tu o La Fougèra — odpowiedziała bezczelnie — lecz o mnie i o pana Verrière... Łączą nas wspólne interesa.<br> {{tab}}— Chcesz pani powiedzieć, że mamy twe kapitały w swem ręku... Wiem o tem... — odparł Desvignes — jest to suma, wynosząca sto dziewięćdziesiąt tysięcy franków. W ciągu dni czterech oddamy ją pani do jej rozporządzenia. Trzydziestego maja, o godzinie dziewiątej zrana, chciej przybyć do naszej kasy, a wypłaconą ci ona zostanie za pokwitowaniem. Teraz udaj się pani do swego dyrektora, pana La Fougère, potrzebuje on pewno pomówić z panią, poradzić się jej, czyli ma zamknąć swój teatr od dzisiejszego wieczora i zwinąć swój bilans.<br> {{tab}}I wraz z Verrièrem zwrócił się ku wyjściu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/496|num=102}}{{tab}}Ostatnie wyrazy Arnolda ciosem piorunującym uderzyły w Leonę.<br> {{tab}}— Zamknąć teatr... zwinąć swój bilans... — powtarzała, znalazłszy się samą. — Lecz wtedy nie mogłabym grać mej roli w tej sztuce... roli umyślnie dla mnie napisanej... najwspanialszej roli, jako jaką kiedykolwiek widziano! Nie! to być nie może... to nigdy nie nastąpi. Wolę raczej pożyczyć La {{Korekta|Fougerowi|Fougèrowi}} pieniędzy, które odbiorę od Verrièra.<br> {{tab}}I pobiegła jak szalona korytarzem, wiodącym do gabinetu dyrektora.<br> {{tab}}— Przed teatrem, na chodniku, zatrzymali się obaj wspólnicy.<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że źle wyjdziemy z tej sprawy... — rzekł Verrière.<br> {{tab}}Desvignes wzruszył ramionami.<br> {{tab}}— Miejże ufność we mnie... — zawołał. — Obecne twoje położenie jest znakomitem. Przypuśćmy, że Leona zapłaci swemi pieniędzmi te sto tysięcy franków za La {{Korekta|Fouger’a|Fougèr’a}}, pozostanie on jeszcze dłużnym sześćdziesiąt tysięcy u kupca, na którą to sumę poręczyłeś. Ów kupiec odmówi mu prolongaty, ja mu to uczynić rozkażę, by tym sposobem La Fougère nie mógł wystawić nowej sztuki. Sprzedadzą teatr, a wtedy my, będąc głównemi wierzycielami, znajdziemy sposób odzyskania tego, co dziś za przepadłe uważasz. Zresztą ów zysk, czy strata, mniej nas obchodzi.. Rzecz główna, iż La Fougère jest przez nas skrępowanym od stóp do głowy. — Upadłość jego, którą ja zmienię w bankructwo, jest nieuchronną. Po niej nastąpi czarna nędza... kula rewolwerowa, albo Sekwana. I otóż ubędzie nam jeden ze spadkobierców Edmunda Béraud!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/497|num=103}}{{tab}}Tenże sam dzień dla Anieli Verrière był pełen troski i niepokoju.<br> {{tab}}Po wysłanej rano depeszy do porucznika Vandame, spodziewała się, że on przybędzie w godzinach, w jakich wiedział, iż można zastać ją samą w pałacu na bulwarze Haussmana.<br> {{tab}}Szósta wieczorem minęła, a młody oficer nie ukazał się wcale.<br> {{tab}}Panna {{Korekta|Vèrriere|Verrière}}, siedząc w salonie przy oknie wychodzącym na dziedziniec, wyglądała i nasłuchiwała bezprzestanie od strony bramy. Drzwi jednak nie otwierały się, dzwonek nie dźwięczał wcale.<br> {{tab}}Biedne dziewczę w zadumie opuściło głowę.<br> {{tab}}— Dla czego nie przychodzi? — zapytywała. — Co się stało, że nie przybiegł natychmiast po odebraniu depeszy?<br> {{tab}}I tłum ciężkich, smutnych myśli przytłaczać ją zaczął.<br> {{tab}}Nareszcie dał się słyszeć dźwięk dzwonka. Otwarto drzwi, wychodzące na bulwar; porucznik wszedł na dziedziniec.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Aniela zerwała się z okrzykiem radości.<br> {{tab}}Zdawało się jej, jakoby z ukazaniem się ukochanego nadzieja i szczęście wstąpiły do domu.<br> {{tab}}Zapomniawszy chwilowo o formach konwenansu, wybiegła w korytarz na jego spotkanie.<br> {{tab}}— Ach! przybywaj... przybywaj co prędzej!... — wołała, prowadząc go do salonu. — Twe opóźnienie o śmierć mnie omal przyprawia!<br> {{tab}}— Byłem na służbie, ukochana moja... — odrzekł Vaudame. — Przeznaczono mnie na jednego z członków komisyi do {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/498|num=104}}wypróbowania strzałów nowego systemu. Całe popołudnie spędziliśmy w okolicy Vincennes, tak, iż twoją depeszę odebrałem zaledwie o piątej wieczorem.<br> {{tab}}— Ach! gdybyś wiedział, ile cierpiałam, oczekując na ciebie...<br> {{tab}}— Skoro otrzymałem telegram — mówił Vandame — przybiegam bez stracenia chwili. Zkąd jednak owo naglące wezwanie? Zkąd smutek ten na twej twarzy? Co się to dzieje... co zaszło takiego?<br> {{tab}}— Niebezpieczeństwo nam grozi, mój drogi!... Wielkie poważne niebezpieczeństwo!<br> {{tab}}— Niestety! — odrzekł porucznik z westchnieniem — nie od dziś ono istnieje. Ukazuje mi się ono codziennie od chwili, w której twój ojciec odmówił mej prośbie.<br> {{tab}}— Och! — ależ ty nie wiesz... ani domyślasz się tego, co zaszło: — mówiła żywo Aniela. — Przeciwko tamtej przeciwności walczyć można było, lub czekać, uzbroiwszy się w odwagę. Dziś, nie wystarcza już cierpliwość i rezygnacya. Niebezpieczeństwo jest groźnem, naglącem. Działać potrzeba, jeśli mnie kochasz... jeśli mnie nie chcesz utracić...<br> {{tab}}— Czyli cię kocham? — zawołał Vandame, — a!... możeszże o tem wątpić na chwilę?... Jesteś dla mnie wszystkiem na świecie! Dla pozyskania ciebie, gotów jestem stawić czoło najgroźniejszym przeciwnościom, gotów jestem położyć me życie w ofierze! Powiedz mi jednak, proszę, co się tu stało? Gdzie i przeciw komu walczyć potrzeba?<br> {{tab}}— Mój ojciec przyjął wspólnika do swych bankowych interesów.<br> {{tab}}— Rzecz bardzo naturalna. Nic w tem nie widzę dziwnego?<br> {{tab}}— Przeciwnie, rzecz to bardzo groźna dla nas, znających niezawisły i samowolny charakter mojego ojca. Wspólnik, posiadający prawo rady i kontroli nad wszystkiem, staje się dlań istotą, krępującą go nad wyraz. Jeżeli go przyjął, a raczej, jeżeli uległ tej konieczności, to z przyczyny, iż nie mógł {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/499|num=105}}inaczej uczynić. Ach! nie zawiodły mnie w tym razie przeczucia bliskiej katastrofy! Mój ojciec musiał ponieść ogromne straty tak na niepomyślnych spekulacyach, jak i na giełdzie. Zachwiał się w interesach. Przyjął wspólnika dla uchronienia się od bankructwa... ruiny...<br> {{tab}}— Co ty powiadasz? — zawołał Vandame osłupiały.<br> {{tab}}— Smutną prawdę... niestety! Tak rzeczy stoją, bądź tego pewnym.<br> {{tab}}— Gdyby i nawet tak było, to w nowej tej sytuacyi nie widzę dla nas {{Korekta|niebezpieczeńswa|niebezpieczeństwa}}, ale przeciwnie...<br> {{tab}}— Jak ty to pojmujesz? dla czego?<br> {{tab}}— Wuj, odmawiając mi twojej ręki, stawił za powód, iż postanowił nie wydać cię za mąż, aż po twem dojściu do pełnoletności. Rzecz jasna, iż użył twego posagu na prowadzenie różnych spekulacyj, a straciwszy na nich, odsuwał jak najdalej epokę, w której by mu przyszło zdać rachunek ze swej opieki. Dziś nastąpiło zrównoważenie w tym względzie, pieniądze do kas opróżnionych napłynęły, ponieważ niewątpliwie dla tego twój ojciec przybrał wspólnika. Otóż i przyczyna jego odmowy zniknęła, powinniśmy się więc cieszyć z tego, a nie przestraszać.<br> {{tab}}— Och, milcz... na Boga! — zawołała żywo Aniela.<br> {{tab}}— Dla czego?<br> {{tab}}— Ponieważ na to, z czego się cieszysz, zadrżeć powinieneś!<br> {{tab}}— Nic nie rozumiem.<br> {{tab}}— Wspólnikiem mojego ojca jest młody człowiek, mający dwadzieścia siedm lat zaledwie.<br> {{tab}}Vandame cofnął się z obawą.<br> {{tab}}— Był u nas wczoraj na obiedzie — mówiła panna Verrière — i dziś przybędzie. Nakrycie dla niego ma być codziennie przygotowane, ojciec mnie o tem uprzedził. Nie tłumaczył mi on nic więcej, lecz ja pojmuję, co to wszystko znaczy! Pomiędzy mym ojcem, a tym bogatym kapitalistą, który tak na czasie się zjawił, aby napełnić wypróżnione kasy bankowe, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/500|num=106}}nie chodzi jedynie o współkę pieniężną, istnieje pomiędzy nimi targ innego rodzaju...<br> {{tab}}— Targ?... — powtórzył Vandame, bledniejąc.<br> {{tab}}— Tak... Ów młody człowiek jest we mnie zakochanym...<br> {{tab}}— On?... i śmiał ci to wyznać? — zawołał porucznik, rzuciwszy się z gniewem.<br> {{tab}}— Nic o tem mi jeszcze nie mówił. Lecz któreż młode dziewczę, jakkolwiekby było naiwnem, nie odgadnie uczucia, jakie wzbudziło, z wyrazu twarzy ze spojrzenia? Tak, on mnie kocha!... jestem tego pewną. Gdym z siostrą Maryą wracała z Marsylii, spotkałyśmy go na drodze żelaznej; towarzyszył nam w podróży; natenczas już coś odgadywałam, będąc jednakże przekonaną, iż nie zobaczę go nigdy więcej, rzuciłam ów szczegół w zapomnienie. Wyobraź więc sobie moje zdumienie i trwogę, gdy nagle przedstawia mi go ojciec, jako swojego wspólnika. O!... bądź przekonanym, Emilu, że moja ręka była głównym punktem, ceną, ustanowioną w tym targu pomiędzy nim, a moim ojcem, i w chwili, gdy o tem mówimy, moje z nim małżeństwo jest już postanowionem. Powtarzam ci, iż materyalnych na to dowodów jeszcze nie posiadam. Ów młody człowiek nic mi dotąd o tem nie mówił, lecz mam moralne, niezbite w tym względzie przekonanie! Tak, mój ojciec sprzedał swą córkę, aby uniknąć bankructwa... ruiny!<br> {{tab}}— Ależ to byłoby ochydnem, przechodzącem wszelką nikczemność!<br> {{tab}}— Ochydnem... zapewne, mimo to istnieje. Pojmujesz teraz doniosłość i ważność niebezpieczeństwa. Otóż, dla czego wysłałam depeszę, abyś przybywał. Kocham cię... chcę twoją zostać... Co jednak począć, jeżeli za tydzień, za dwa, albo za miesiąc, ojciec przymusi mnie do zaślubienia tego człowieka?<br> {{tab}}— Stawić opór, niedozwolić na coś podobnego! — zawołał Vandame.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/501|num=107}}{{tab}}— Ach, czyliż zdołam! czy znajdę tyle siły?... W bezustannej, codziennej walce, w walce, trwającej przez całe minuty, godziny, czyż nie zostanę złamaną, zwyciężoną?<br> {{tab}}— Boże, mój Boże! — zawołał Yandame z rozpaczą, ukrywszy twarz w dłoniach.<br> {{tab}}Aniela wybuchnęła łkaniem.<br> {{tab}}— Och! jestem nieszczęśliwą, bardzo nieszczęśliwą! — jąkała, łzy ocierając.<br> {{tab}}Porucznik ujął ją w objęcia, a położywszy na swojej piersi główkę dziewczyny, pocałunkami zmywał łzy, spływające po jej obliczu.<br> {{tab}}Nagle zabrzmiał dzwonek przy bramie; dziewczę, uwolniwszy się szybko z objęć narzeczonego, pobiegło ku oknu. Zadrżała, ujrzawszy Verrièra z Arnoldem Desvignes, przechodzącemi dziedziniec.<br> {{tab}}— To on! patrz, patrz!... — wołała z przestrachem.<br> {{tab}}Vandame zbliżył się ku oknu, i uchyliwszy koronkową firankę, spojrzał na nadchodzącego.<br> {{tab}}Ponurą błyskawicą zaświeciło jego spojrzenie.<br> {{tab}}— Cóż zatem? — wyszepnął — rozwiązanie tej sprawy jasno się przedstawia. Ów wspólnik nie jest nikczemnikiem zapewne... Wyzwę go na pojedynek. Bić się będziemy... a Bóg o naszych losach rozstrzygnie!...<br> {{tab}}— Och! nigdy, nigdy. Aby nie to, błagam cię, zaklinam... — wołało dziewczę, ręce składając. — Ten człowiek zabić cię może!<br> {{tab}}— Czyż to nie lepiej, niż cierpieć, jak cierpię?<br> {{tab}}— Lecz wspomnij, co ze mną-by się stało natenczas?<br> {{tab}}— Ufam w sprawiedliwość Bożą — zawołał oficer z uniesieniem. — Ja to go zabiję.<br> {{tab}}— Uspokój się, zaklinam! — wołała Aniela, jak pochwycona obłędem. — Źle uczyniłam, żem ci powiedziała o tem wszystkiem, teraz to widzę!... Do mojej wielkiej boleści łączy się nowe cierpienie i trwoga. Widziałam cię we śnie ubiegłej nocy... Widziałam bez ruchu leżącego... krwią zbro- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/502|num=108}}czonego... To była przestroga, zesłana mi z nieba. — Nie... nie... żadnego wyzwania, żadnej obelgi, żadnego pojedynku, zaklinam!<br> {{tab}}— Nie wymagaj tego odemnie! — zawołał Vandame. — Ten człowiek chce ukraść mi moje szczęście i ty żądasz, abym ja nie bronił skarbu, który on wydrzeć mi usiłuje? Zastanów się, rozważ, ukochana! Ależ to ja natenczas stałbym się podłym... i słusznie mogłabyś dla mnie uczuwać tylko nienawiść i wzgardę! Ach! myśl o tej walce, powraca mi całą energię — wołał z zapałem — tak... całą odwagę i nadzieję, jakiej mnie pozbawił twój ojciec! Pod naciskiem owej rozmowy pochyliłem głowę... Podniosę ją teraz do walki!<br> {{tab}}Zaledwie to wymówił Vandame, otwarły się drzwi salonu, a w nich ukazał się Verrière z Arnoldem.<br> {{tab}}— Emil!... ty tu? — zawołał bankier, marszcząc czoło z niezadowoleniem, Vandame ukłonił się.<br> {{tab}}— Tak, mój wuju — odrzekł. — Przechodząc, wstąpiłem dla powiadomienia się o zdrowiu mojej kuzynki i twojem.<br> {{tab}}— Od jak dawna tu jesteś?<br> {{tab}}— Od kilku minut... tylko co wszedłem.<br> {{tab}}— Zostaniesz u nas na obiedzie?<br> {{tab}}— Nie, muszę wracać do Viacennes.<br> {{tab}}— Jesteś na służbie wieczorem? — zapytała Aniela.<br> {{tab}}— Nie, moja kuzynko.<br> {{tab}}— Dlaczegóż więc chcesz odejść? Do prośby mojego ojca ja łączę swoją... Pozostań u nas... Nie odmawiaj. — A wskazawszy gestem na Arnolda Desvignes, dodała: — Sądzę, iż nie przestrasza cię tyle obecność obcego przy naszym rodzinnym stole, byś dla niej chciał nas pozbawiać swego towarzystwa?<br> {{tab}}— Nic nie przestrasza żołnierza... — odparł Vandame. — Zostaję, gdy życzysz sobie tego, kuzynko.<br> {{tab}}— Pan Emil Vandame, oficer artyleryi — rzekł Verrière, przedstawiając młodzieńca — jeden z naszych krewnych... Pan {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/503|num=109}}Arnold Desvignes... mój wspólnik od wczoraj... — dodał, wskazując na tegoż.<br> {{tab}}Vandame skinął głową tak lekko, nieznacznie, iż to powitanie miało raczej cechę zuchwałego lekceważenia, niźli grzeczności.<br> {{tab}}Bankier z Arnoldem dobrze to zauważyli.<br> {{tab}}Verrière zmarszczył czoło powtórnie.<br> {{tab}}Desvignes utkwił płonący wzrok w porucznika.<br> {{tab}}Spojrzenia ich się spotkały.<br> {{tab}}Z oczu Vandama błyskała nienawiść i wyzwanie. Wzrok Arnolda był spokojnym, jak siła, której był pewnym, a zimnym, jak ostrze szpady.<br> {{tab}}Siostra Marya weszła do salonu.<br> {{tab}}Desvignes powitał ją ukłonem, noszącym cechę głębokiego poszanowania. Zakonnica, spostrzegłszy razem Vandama i Arnolda naprzeciw siebie, dwóch rywali, a tem samem dwóch wrogów, czuła się opanowaną zdumieniem i trwogą.<br> {{tab}}— Rzecz pewna — myślała — iż bankier musiał ich sobie wzajem przedstawiać. Vandame, dowiedziawszy się przeto, iż jego wuj przybrał wspólnika, nie wiedział jednak, jak wielkie niebezpieczeństwo zagraża jego miłości. Czy Aniela zdołała go o tem powiadomić?... Czyli z tej sytuacyi i z tegoż spotkania nie wyniknie coś strasznego?<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Siostra Marya byłaby dała wiele, ażeby zdołać wybadać swoją kuzynkę, dowiedzieć się, co zaszło przed jej przybyciem, niepodobna było jednak tego uczynić. Należało obserwować i czekać.<br> {{tab}}Służący wszedł z oznajmieniem, że obiad na stole.<br> {{tab}}Arnold podał rękę Anieli. Dziewczę się zawahało.<br> {{tab}}Spostrzegła iż Vandame zadrżał z gestem gniewu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/504|num=110}}{{tab}}Obawa wywołania natychmiastowej zwady pomiędzy rywalami pokonała uczucie wstrętu, jakim ją napawał wspólnik Verrièra. Położyła rękę na jego ramieniu, ale tak zlekka, iż go zaledwie dotykać się zdawała.<br> {{tab}}Siostra Marya zauważyła wszystkie te poruszenia. Nic nie uszło jej uwagi.<br> {{tab}}— Vandame wie o wszystkiem — pomyślała. — Obaj ci ludzie nienawidzą się wzajem.<br> {{tab}}Obiad był dziwnie smutnym i trwał bardzo krótko, pomimo usiłowań Arnolda Desvignes, który, jak zwykle, panując nad sobą, zachował całą krew zimną.<br> {{tab}}Przeszli wszyscy do salonu.<br> {{tab}}Porucznik mimo, że był człowiekiem dobrze wychowanym, z wyższą światową ogładą, nie mógł powściągnąć owładającego nim wzburzenia. Obecność nowego bankierskiego wspólnika denerwowała go do najwyższego stopnia i nie starał się pokryć owego rozdrażnienia.<br> {{tab}}Pokilkakrotnie szorstko mu odpowiedział.<br> {{tab}}Arnold, bardziej flegmatyczny od wszystkich anglików, zdawał się jakby tego nie rozumieć wcale.<br> {{tab}}Verrière czuł, że atmosfera była przesycona elektrycznością, że burza wisi w powietrzu, ufność wszelako, jaką pokładał w nadzwyczajnej zręczności postępowania Arnolda, usuwała wszelkie obawy.<br> {{tab}}— Ten człowiek dąży śmiało do celu — myślał sobie — nic go nie zwróci z drogi, jaką sobie nakreślił.<br> {{tab}}I popijał czarną kawę w najzupełniejszym spokoju, dolewając do niej Chartreusu.<br> {{tab}}Vandama chwilami owładała chęć niepowściągniona przełamania lodów i dowiedzenia się, o ile były prawdziwemi przewidywania Anieli, obawa jednak rozdrażnienia wuja przeciw sobie powstrzymywała go, nakazując panować nad sobą. W przyjaznej wszelako chwili odważył się powiedzieć:<br> {{tab}}— Wyznaję, że mocno zdziwiłem się dziś, mój wuju. Niejednokrotnie pośród rozmowy słyszałem cię odpychającego {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/505|num=111}}ze wstrętem myśl wzięcia wspólnika. Wspólnictwo, a z niem podział władzy i odpowiedzialności, nie leżały ani w twoim temperamencie, ani upodobaniu. Widać, iż twój sposób zapatrywania się, zmienił się nagle.<br> {{tab}}— Tak... bezwątpienia... — odparł spokojnie Verrière. — Z biegiem lat, pod wpływem doświadczenia, idee się zmieniają. Godzę się na stare nasze klasyczne przysłowie: „Ten jest głupim człowiekiem, który się nigdy nie zmienia.“ Pracowałem wiele... Z wiekiem przybyło znużenie. Uczułem potrzebę pozyskania drugiego ''ja'', wokoło siebie, młodego człowieka, inteligentnego, czynnego, energicznego, idącego z prądem naszej epoki.<br> {{tab}}— Nie aprobujesz-że pan wyboru panna Verrière? — zapytał Desvignes spokojnie, bez najmniejszego odcienia ironii.<br> {{tab}}— Nie znając pana, wiedzieć nie mogę, czyli mój wuj zły lub dobry wybór uczynił... — odparł pogardliwie Vandame.<br> {{tab}}— A! chciałeś pan może, ażeby przedtem zasięgnął pańskiej porady? — rzekł, uśmiechając się Desvignes.<br> {{tab}}Cios wymierzonym był widocznie.<br> {{tab}}Siostra Marya z Anielą zamieniły spojrzenie, pełne obawy.<br> {{tab}}Porucznik zerwał się, by coś odpowiedzieć. Verrière przeciął mu słowa.<br> {{tab}}— Wszyscy wiedzą, iż się nie radzę nigdy nikogo — odpowiedział — nie mam zwyczaju przyjmowania zdań cudzych. Mój zatem siostrzeniec nie może mieć pretensyi, iż nie narzucił mi swojej. Dziwi się, żem wziął wspólnika... To mnie mało obchodzi. Wspólnik ten mi się podoba, pozyskał całkowite moje zaufanie, jest już obecnie mym przyjacielem, a wkrótce, mam nadzieję, stanie się dla mnie czemś więcej, niż wspólnikiem i przyjacielem.<br> {{tab}}Wygłoszeniem powyższych wyrazów bankier rozświetlił ciemną dotąd sytuacyę.<br> {{tab}}Aniela wraz z siostrą Maryą pobladły z przerażenia.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/506|num=112}}{{tab}}Vandame zadrżał pod wpływem gniewu, lecz ów gniew nie pozwolił mu upaść pod przytłaczającą go boleścią. Naprzeciw niego stał jego wróg, jego rywal, pobić go należało.<br> {{tab}}— Więcej niżeli wspólnikiem... więcej niż przyjacielem — powtórzył porucznik stłumionym głosem; — lecz, ażeby tem zostać, potrzebaby chyba być synem!<br> {{tab}}— Nie sądzisz mnie więc pan być godnym do zajęcia tego stanowiska? — zapytał Desvignes.<br> {{tab}}— Powiedziałem już panu, iż cię nie znam!... — zawołał Vandame z uniesieniem.<br> {{tab}}— Ja również, mimo, że pana nie znam, sądzę, żeś jest człowiekiem dobrze wychowanym — odparł Desvignes — a jako taki, nie zechcesz zapewne wszczynać zwady w obecności dam.<br> {{tab}}— Dorozumiewam ja się, dlaczego mój siostrzeniec mówi dziś nieco głośniej, niżby wypadało na dżentlemena — ozwał się Verrière. — Proszę go, ażeby sobie przypomniał o pewmem, pomiędzy nami zawartem zobowiązaniu. Raz jeszcze powtarzam, że jestem wyłącznym panem w mym domu... Podobało mi się przyjąć wspólnika i rzecz skończona! Nikomu mieszać się w to nie pozwolę! Jeżeli mi się podoba tego wspólnika uczynić zięciem... Uczynię to. I nikt.., rozumiesz mnie, Emilu... nikt w świecie nie będzie miał prawa czynić mi jakichś uwag w tym względzie. Oto ma wola!<br> {{tab}}— Lecz ojcze!,.. — zawołała, zrywając się Aniela.<br> {{tab}}— Taka ma wola! — powtórzył bankier rozkazującą, uderzając w stół ręką.<br> {{tab}}Siostra Marya pochwyciła pannę Verrière, zbladłą, zlodowaciałą, upadającą bezwładnie na krzesło.<br> {{tab}}Dwaj rywale zamienili z sobą groźne spojrzenia.<br> {{tab}}— Raczcie panie wybaczyć, iż jestem pomimowolnie przyczyną tak żywnego nieporozumienia — rzekł Arnold, zwracając się do Anieli i zakonnicy. — Mam jednak nadzieję, iż przyznać zechcecie, że nie ja go wywołałem.<br> {{tab}}— Przyjmuję odpowiedzialność za całe to zajście... — odpowiedział Vandame. — To, o czem pragnąłem się dowiedzieć, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/507|num=113}}wiem teraz. Wybacz mi, kuzynko... przebacz, {{Korekta|siosro|siostro}} Maryo, żem na chwilę zamięszał wasz spokój... Żegnam cię, panie Verrière.<br> {{tab}}I przechodząc koło Arnolda, porucznik szepnął doń z cicha:<br> {{tab}}— Czekam pana na dole, przed domem.<br> {{tab}}Desvignes stał niewzruszony, jak gdyby tych słów nie słyszał {{Korekta|wcele|wcale}}.<br> {{tab}}Oficer artyleryi wyszedł z salonu.<br> {{tab}}Za chwilę i nowy wspólnik bankiera wyszedł, pożegnawszy obecnych.<br> {{tab}}Verrière udał się do swego gabinetu, zostawiając córkę z siostrą Maryą.<br> {{tab}}— Czyś to ty sprowadziła Vandama? — pytała żywo zakonnica.<br> {{tab}}— Tak... — odpowiedziała Aniela, bardziej gestem, niż głosem.<br> {{tab}}— Na co... dlaczego?<br> {{tab}}— Chciałam go powiadomić o grożącem nam niebezpieczeństwie. Ach! widzisz, otóż przeczucia mnie nie omyliły. Słyszałaś, co ojciec mówił... zrozumiałaś?<br> {{tab}}— Słyszałam i zrozumiałam. Tak... miłość wasza jest zagrożoną, lecz nic jeszcze nie ma straconego, ponieważ ja czuwam nad twoją przyszłością... I oto jeden nieroztropny krok z twej strony uczynił nieszczęście nieuchronnem!...<br> {{tab}}— Nieszczęście?... — powtórzyła z obawą panna Verrière.<br> {{tab}}— Tak! Spojrzenie Vandama płonęło wściekłością. Odchodząc, powiedział coś cicho wspólnikowi twojego ojca. Pan Arnold wyszedł wkrótce za nim... Porucznik bezwątpienia na dole go oczekiwał.<br> {{tab}}— Boże! lecz wtedy?...<br> {{tab}}— Pojedynek jest nieuniknionym...<br> {{tab}}— Pojedynek1 zawołała z rozpaczą Aniela. — Tak... ty masz słuszność. Nawet przed ich spotkaniem się obu Vandame chciał tego pojedynku... Mówił, że zabije swojego rywala.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/508|num=114}}{{tab}}— Szczęście w podobnej walce niejednokrotnie sprzyja niezasłużonym. I tu przeciwnie ono posłużyć może...<br> {{tab}}— To prawda... Boże miłosierny... to prawda!... — wołała panna Verrière, załamując ręce. — On zabić go może... Co począć... co począć? Byłam już dość nieszczęśliwą, a teraz moje cierpienie i trwoga jeszcze się powiększy! Ależ to nad moje siły... o Boże!... Ja upadam!... Ta myśl mnie przyprawia o utratę zmysłów!... Nie.... Emil wie, że ja go kocham... Wie, że śmierć jego zabiłaby mnie. Nie stawi tak drogiego dla mnie swego życia na kartę... Nie! on bić się nie będzie!<br> {{tab}}Siostra Marya potrząsnęła głową z powątpiewaniem.<br> {{tab}}— Jest on oficerem... — odpowiedziała; — jest dzielnym... odważnym... nienawidzi swego rywala. Czyż możesz się więc spodziewać pomiędzy dwoma wrogimi sobie ludźmi spokojnego załatwienia tak ważnej sprawy? Zresztą nie przesądzam... być może, Desvignes cofnie się jeszcze. Uspokój się, drogie dziecię, i bądź pewmą, iż będziemy się starali dowiedzieć, jaki obrót weźmie to wszystko. Jutro obserwuj pilnie swojego ojca... jego fizyonomię... jego działanie... Ja w innej stronie mam zatrudnienie, a bądź pewną, że dla ciebie to pracuję.<br> {{tab}}Siostra Marya odprowadziła Anielę do jej pokoju, lecz zamiast udać się sama do swego apartamentu, przeszła do części pałacu, zamieszkałej przez Verrièra i zastukała lekko do jego gabinetu.<br> {{tab}}Bankier siedział przy biurku, rozmyślając nad różnemi finansowemi kombinacyami, rzuconemi na papier przez Arnolda, a mającemi na celu otwarcie ''Banku popularnego'', o jakim wspominał były sekretarz Mortimera.<br> {{tab}}Uderzyła dziesiąta.<br> {{tab}}Posłyszawszy puknięcie do drzwi, Verrière rzucił się gniewnie, sądząc, iż to jego córka przychodzi z nim dyskutować względem tak jasno rzuconego projektu małżeństwa. Miał wstręt do wszelkich dyskusyj, a szczególniej, gdy powziął w czem stałe postanowienie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/509|num=115}}{{tab}}Zastukano powtórnie.<br> {{tab}}— Wejść! — zawołał. Drzwi się otwarły. Siostra Marya ukazała się w progu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Spostrzegłszy swą siostrzenicę, Verrière podniósł się niezadowolony.<br> {{tab}}— Jeżeli przychodzisz bronić Emila Vandame, proszę cię, abyś odeszła! — zawołał brutalnie. — Rzecz to na zawsze stracona... Słyszeć o nim nie chcę!... Twój protegowany, mój pan synowiec, postąpił sobie tego wieczora w sposób najnieprzyzwoitszy w świecie! Jestem śmiertelnie na niego zagniewany.<br> {{tab}}— Nie mam bynajmniej zamiaru bronić sprawy tego, jak go nazywasz, mego protegowanego — odrzekła zakonnica. — Jesteś panem w swym domu, mój wuju... wolno ci czynić, co zechcesz. Wszakże przed chwilą powiedziałeś, że nie przyjmujesz rad od nikogo.<br> {{tab}}— Cóż cię więc do mnie sprowadza?<br> {{tab}}— Mój osobisty interes.<br> {{tab}}— Ha! to rzecz inna. Mów, czego żądasz?<br> {{tab}}— Potrzebuję dwudziestu tysięcy franków.<br> {{tab}}— Dwudziestu tysięcy franków? — powtórzył bankier zdumiony. — Chcesz więc rozdawać, jak widzę, wspaniałe jałmużny?<br> {{tab}}Pewna maksyma moralna tak mówi: „Kłamać dla wyświadczenia dobrego nie jest złym czynem.“<br> {{tab}}Siostra Marya sądziła się więc być w prawie, ukrywając prawdę tym razem przed swoim wujem, którego nie chciała wtajemniczać w swoje na przyszłość zamiary.<br> {{tab}}— Nie na jałmużny potrzebuję tych pieniędzy — odpowiedziała. — Moje siostry zakonne, usunięte ze szkół, gdzie wychowywały ubogie dzieci, nie chcą opuścić ich w zupełności. {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/510|num=116}}Postanowiłyśmy otworzyć szkołę naszym własnym kosztem, a na pomieszczenie takowej dom wybudować. Sądzę więc, iż nie mogłabym lepiej użyć mego majątku, jak poświęcając część takowego na wspomnione szlachetne to dzieło.<br> {{tab}}— To rzecz wyłącznie ciebie dotycząca... — rzekł Verrière. — Ależ dwadzieścia tysięcy franków, to suma znakomita.<br> {{tab}}— Prawdopodobnie więcej jeszcze potrzebować będę — odpowiedziała zakonnica.<br> {{tab}}— Masz więc zamiar rozdysponować jeszcze znaczniejszą częścią swego kapitału?<br> {{tab}}— Dam, jeśli będzie potrzeba, wszystko, co mi pozostaje, aby dojść do zamierzonego celu. Zdaje mi się, iż mam prawo użyć majątku według mej woli — odrzekła siostra Marya — i sądzę, że prawa tego nie zaprzeczysz mi, mój wuju, ani też wglądać nie zechcesz, na jaki cel go użyję, ponieważ z mego półtora miliona milion dla ciebie przeznaczyłam, pozostawiwszy sobie jedynie pięćset tysięcy franków.<br> {{tab}}— Ja ci też nie czynię najmniejszych uwag, moja kochana siostrzenico... — rzekł żywo Verrière. — Masz wolną wolę, czyń, co tylko zechcesz. Zatem potrzebujesz obecnie dwudziestu tysięcy franków?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Na kiedy?<br> {{tab}}— W najrychlejszym czasie.<br> {{tab}}— Nie mam tu u siebie tej sumy... Lecz jutro ją otrzymasz.<br> {{tab}}— Jutro, o godzinie dziesiątej rano, mam złożyć te pieniądze w oznaczonem miejscu.<br> {{tab}}— Punkt o dziewiątej wychodząc, wstąpię po ciebie. Pojedziesz zemną do biura.<br> {{tab}}— Dobranoc, wuju...<br> {{tab}}— Dobranoc.<br> {{tab}}Siostra Marya odeszła.<br> {{tab}}— Niech dyabli porwą tę pobożnisię! — zawołał Verrière, zostawszy sam w gabinecie. — Na swoje szkoły, jałmużny i in- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/511|num=117}}ne tym podobne bzdurstwa klerykalne gotowa przetrwonić cało pół miliona, jakie u mnie złożyła. Mimo, żem jej nie wydał pokwitowania, odmówić przecież nie mogę jej żądaniu. Trzeba będzie, jak widzę, wszystko wypłacić do ostatniego sous, a liczyliśmy z Arnoldem, że te pieniądze w naszym banku pozostaną, uważając je naprzód za własne!<br> {{tab}}I w nader złym humorze bankier zabrał się do pracy.<br> {{tab}}Lecz wróćmy do Misticota.<br> {{tab}}Chłopiec ten, jak wiemy, miał załatwić zlecenie, dane mu przez Loriota do jednego z wynajmujących powozy na ulicy Sekwany.<br> {{tab}}Dnia tegoż po południu, zaniósłszy do mieszkania swoje pudełko z medalikami, zjadł skromny obiad i udał się na ulicę des Moines, gdzie właściciel fiakra nr. 13-ty na niego oczekiwał.<br> {{tab}}Zastał Loriota przy stole.<br> {{tab}}— Jadłeś, chłopcze, obiad? — zapytał stary woźnica.<br> {{tab}}— Jadłem, ojcze Loriot.<br> {{tab}}— To źle... Myślałem, że zjemy go razem... Możesz jednak mimo to napić się zemną. Naleję ci kieliszek starego burgunda. Jest to jedyny zbytek, na jaki sobie pozwalam. Pij!... dobrze ci to zrobi. A załatwiłeś moje polecenie?<br> {{tab}}— Jaknajlepiej. Twój, ojcze, kolega, przyśle ci jutro rano dwa kompletne zaprzęgi, za cenę, jaką mu ofiarowałeś.<br> {{tab}}— To dobrze... Pijmy!<br> {{tab}}Trącili się kieliszkami.<br> {{tab}}— Otóż za załatwienie mego interesu — począł stary Loriot — ja mam nawzajem dla ciebie dane mi polecenie.<br> {{tab}}— Dla mnie?<br> {{tab}}— Tak... i to ze strony młodej damy...<br> {{tab}}Misticot przypomniał sobie o tem, co mu mówiła odźwierna.<br> {{tab}}— Mówisz, ojcze, o zakonnicy?<br> {{tab}}— Tak... właśnie. Lecz zkąd wiesz o tem?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/512|num=118}}{{tab}}— Odźwierna mi powiedziała.<br> {{tab}}— Otóż woziłem ją mym fiakrem nr. 13-ty najprzód do twego mieszkania, następnie do kościoła, gdzie spodziewała się zastać cię przy sprzedawaniu medalików. Była mocno zafrasowaną, nie znalazłszy tam ciebie.<br> {{tab}}— Co ona mogła chcieć odemnie? — pytał chłopiec w zamyśleniu.<br> {{tab}}— Nie wiem. Sama ci to wyjaśni.<br> {{tab}}— Kiedy?<br> {{tab}}— Jutro.<br> {{tab}}— Gdzie?<br> {{tab}}— Przed kaplicą Sacré-Coeur, o dziesiątej zrana.<br> {{tab}}— Będę tam nieodmiennie. Lecz to rzecz dziwna... Mocno mnie to zaciekawia. Co owa dobra siostra może mieć za interes do mnie, ubogiego podrostka?<br> {{tab}}— Zaraz rozwiążesz zagadkę. Kazała mi tobie przypomnieć o zakonnicy, jadącej niegdyś z młodą osobą w powozie, od którego koń cię uderzył...<br> {{tab}}— A! — zawołał Misticot, uderzając się w czoło; — to siostra Marya... kuzynka...<br> {{tab}}Tu się zatrzymał, nie wymówiwszy nazwiska panny Verrière.<br> {{tab}}— Znasz ją więc? — pytał Loriot.<br> {{tab}}— Nietylko, że znam, lecz wiem, w jakim interesie tu przybywała. Chce zrobić u mnie obstalunek dla jednego z klasztorów. Dziękuję ci, ojcze Loriot, za powiadomienie mnie o tem.<br> {{tab}}— Nie opóźnij się jutro... pilnuj godziny.<br> {{tab}}— Och! bądź, ojcze, spokojnym.<br> {{tab}}Wypili jeszcze po kieliszku wina i chłopiec pożegnał starego woźnicę.<br> {{tab}}Idąc na ulicę de la Fontaine, myślał sobie:<br> {{tab}}— Jasno się okazuje, iż siostra Marya miała jakiś ważny interes, skoro przyjeżdżała do mego mieszkania, a nastę- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/513|num=119}}pnie szukała mnie przy Sacré-Coeur i poleciła Loriotowi, by mi oznajmił godzinę, w której przybędzie. Co to takiego być może? Myśląc o tem, nie zamknę oczu w nocy wcale... Radbym, ażeby nadszedł dzień jutrzejszy coprędzej.<br> {{tab}}W chwili tej przechodził ulicą Gareau.<br> {{tab}}— Otóż, skoro tu jestem... — zawołał — wstąpię do matki Perrot. Moja bielizna jest już zapewne gotową. Wszak na jutrzejsze spotkanie porządnie ubrać mi się wypada.<br> {{tab}}Przyśpieszył kroku i znalazł się wkrótce naprzeciw małego sklepiku, słabo oświetlonego. Był to sklep wdowy Perrot.<br> {{tab}}Nie różnił się on w niczem od innych tego rodzaju małych pralni: z wielkim w pośrodku stołem, poozstawianemi różnej wielkości koszami, z piecem mechanicznym i sznurami do suszenia bielizny, przez całą długość izby porozciąganemi.<br> {{tab}}Dwie robotnice prasowały bieliznę, a ponieważ było już późno, posuwały gorącemi żelazkami z szybkością gorączkową.<br> {{tab}}Matka Perrot układała w kosze koszule. Jakiś młody mężczyzna siedział w pobliżu pieca, oczekując.<br> {{tab}}— Dobry wieczór — rzekł — matko Perrot. Przychodzę po moją bieliznę... Jestże gotową?<br> {{tab}}— Jest... możesz ją zabrać.<br> {{tab}}— Brawo! Proszę mi ją w pakiet zawinąć.<br> {{tab}}Młody mężczyzna, siedzący przy piecu, wstał nagle.<br> {{tab}}— Ha! otóż musiałem się zmienić... — zawołał — skoro mnie nie poznajesz.<br> {{tab}}Misticot, spojrzawszy na mówiącego, wybuchnął śmiechem.<br> {{tab}}— Co widzę? — zawołał — to ty... Fryderyk Bertin, w obcisłym, stojącym, modnym kołnierzyku, w lakierkach, ze śpiczastemi jak igły nosami, w obcisłych pantalonach, z monoklem, przy zegarku i złotym breloku?... Wygrałeś wielki los na loteryi... czy co, u czarta?<br> {{tab}}— Tak jest... wygrałem wielki los... — odrzekł Fryderyk — i używam go na upiększenie mojej postaci. Jakże uwa- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/514|num=120}}żasz... posiadam szyk... nieprawdaż, jak młodzieniec z wielkiego świata?<br> {{tab}}Misticot, zajęty odbieraniem bielizny, nie zdołał odpowiedzieć.<br> {{tab}}— Wyglądasz, jak małpa!... — odrzekł nagle głos jakiś po za mówiącymi.<br> {{tab}}Głosem tym ozwał się Piotr Béraud, gałganiarz, który zostawiwszy przy drzwiach na ulicy swój haczyk i pudło, wszedł z latarnią w ręku, odwiedzić swą siostrę.<br> {{tab}}I zwracając się do Fryderyka, wystrojonego za pieniądze Melanii Gauthier, zawołał:<br> {{tab}}— {{Korekta|Komużeś|Komu żeś}}, do pioruna, ukradł te modne łachmany, jakie masz na grzbiecie?<br> {{tab}}— Ukradł?! — powtórzył Fryderyk, przyskakując zaczerwieniony.<br> {{tab}}— Och! nie unoś się daremnie... — odpowiedział stary. — Wiesz, że zemną trudna sprawa, ja ciebie się nie ulęknę. Wszelkie pieniądze, jakie mamy w kieszeni, nie zarobiwszy ich uczciwą pracą, są kradzionemi pieniędzmi. Ha! pięknem jest rzemiosło, jakie prowadzisz... nie ma co mówić! Nurzasz się w błocie, którego ja bym nie dotknął końcem mojego haczyka!<br> {{tab}}— Jesteś gburem, mój wuju! — krzyknął z wściekłością Fryderyk.<br> {{tab}}— Ty błaźnie jakiś!... — huknął stary gałganiarz — chceszże, abym ci prawił grzeczności? Ty próżniaku, włóczęgo!... Ja jestem ubogim gałganiarzem, a nie zamieniłbym moich gałganów na twe to niby modne ubranie, hańbą i błotem skalane.<br> {{tab}}— Każdy pojmuje życie według własnych zapatrywań... Jednych przez nie prowadzi trud i praca... innych wiodą kobiety...<br> {{tab}}— Aż cię powiodą na galery... zobaczysz!<br> {{tab}}— Nikomu nic do tego... To mnie tylko obchodzi!... — zawołał Fryderyk. — Dobranoc, ciotko... — rzekł i wyszedł, trzasnąwszy {{Korekta|grzwiami|drzwiami}}.<br><br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/515|num=121}}{{c|'''XXII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Plugawcze! — zawołał gałganiarz, wygrażając pięścią siostrzeńcowi przez szybę sklepu.<br> {{tab}}— Na co się unosić daremnie, ojcze Béraud — wyrzekł Misticot — już on się nie zmieni. Wszedł na złą drogę i będzie po niej postępował aż do kresu...<br> {{tab}}— Do Nowej Kaledonii... — mruknął stary. — Piękny to zaszczyt dla rodziny... nie ma co mówić!<br> {{tab}}— Błędy osobiste jednostek nie kalają innych — rzekł chłopiec. — Matko Perrot, proszę o moją bieliznę.<br> {{tab}}— Oto jest.<br> {{tab}}— Ileż wam winienem?<br> {{tab}}— Piętnaście sous.<br> {{tab}}— Chciejcie wziąć... Ścisłe rachunki jednają przyjaciół.<br> {{tab}}Podczas powyższej rozmowy dwie prasujące robotnice ukończyły swą pracę, zabierając się do wyjścia.<br> {{tab}}— Zaczekaj na nas, panie Misticot — rzekła jedna z nich — idąc w jedną stronę... razem pójdziemy. Odprowadzisz nas. O tej porze nie brak na ulicach łotrów różnego rodzaju.<br> {{tab}}— Z przyjemnością... — odrzekł podrostek, któremu pochlebiała rola obrońcy, mężczyzny.<br> {{tab}}Wyszli we troje razem.<br> {{tab}}— Otóż jesteśmy sami — zaczęła wdowa Perron. — Czy masz mi, bracie, coś do powiedzenia?<br> {{tab}}— Przedewszystkiem sklep zamknij.<br> {{tab}}— Jakaś więc tajemnica?<br> {{tab}}— No tak... do czarta! I bardzo ważna.<br> {{tab}}— Zamknę natychmiast.<br> {{tab}}I w mgnieniu oka, zamknąwszy drzwi sklepu, spuściła żelazną okiennicę.<br> {{tab}}Podeszła wiekiem praczka, znużona całodzienną pracą, upadła na krzesło.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/516|num=122}}{{tab}}— Mów teraz... — wyrzekła. — O cóż chodzi?<br> {{tab}}— O naszego brata...<br> {{tab}}— Którego?<br> {{tab}}— O Edmunda Béraud. {{kropki-hr}} {{tab}}— Oczekuję na dole, przed domem — powiedział zcicha porucznik do Arnolda Desvignes, wychodząc z salonu Variera, i wybiegł w najwyższem rozdrażnieniu.<br> {{tab}}Znalazłszy się na otwartem powietrzu, zaczął gorączkowo przebiegać chodnik przed pałacem, oczekując ukazania się znienawidzonego rywala.<br> {{tab}}— Nie! klnę się na duszę... — zawołał — nie dozwolę, aby podobna nikczemność ślinić się miała! Verrière zrujnowany sprzedał rękę swej córki! Aniela nie myliła się... ten człowiek jest zdolnym do spełnienia najwyższej podłości! Ażeby nie potrzebował zdawać przed nikim rachunków z roztrwonionego posagu swej córki, oddaje ją człowiekowi, który zrzekł się tegoż i wyda mu pokwitowanie. To zręczne oszustwo... na honor! Ja jednak nie dozwolę przyjść do skutku temu, haniebnemu projektowi. Nie odbiorą mi tej, którą kocham!<br> {{tab}}W chwili tej otwarły się drzwi w pałacowej bramie.<br> {{tab}}Ukazał się Desvignes i wyszedł na ulicę, rzucając wzrokiem wokoło.<br> {{tab}}Spostrzegłszy oficera, podszedł ku niemu.<br> {{tab}}— Uprzedziłeś mnie pan — zaczął — iż na mnie oczekujesz... Otóż jestem... i słucham, co mi pan masz do powiedzenia.<br> {{tab}}— Nie obchodzi mnie to bynajmniej — odparł, zbliżając się Vandame — co czyni pan Verrière w rzeczach, dotyczących jego bankowych interesów...<br> {{tab}}— Pojmuję to... — rzekł Desvignes.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/517|num=123}}{{tab}}— Czy bierze, albo nie bierze wspólnika, rzecz dla mnie obojętna.<br> {{tab}}— Ma się rozumieć...<br> {{tab}}— Gdy jednak frymarczyć chce ręką swej córki Anieli...<br> {{tab}}— Panny Verrière... — przerwał Desvignes, kładąc nacisk głosem na powyższych wyrazach.<br> {{tab}}— Niech będzie panny Verrière... — mówił porucznik — gdy chce używać jej jako towaru dla uchronienia się od ruiny, to mnie obchodzi i na coś podobnego nigdy nie zezwolę.<br> {{tab}}— Nie rozumiem pana...<br> {{tab}}— Przeciwnie, pan mnie rozumiesz doskonale... Ja pana wzywam do wytłumaczenia mi się z tego!<br> {{tab}}To mówiąc, Vandame głos podniósł.<br> {{tab}}Kilku przechodniów zwolniło kroku, przysłuchując się rozmowie.<br> {{tab}}— Chciej pan być bacznym... — rzekł wspólnik Verrièra — możesz w tem niewłaściwem dla nas miejscu skandal wywołać. Widzę, że w chwili obecnej nie jesteś panem siebie.<br> {{tab}}— A pan masz za wiele zimnej krwi...<br> {{tab}}— Zimna krew jest siłą...<br> {{tab}}— Bez wątpienia... lecz zachowywanie jej w niektórych okolicznościach delikatnej natury przybiera nazwę podłości... Miałżebyś pan być podłym?... Lękam się o to...<br> {{tab}}Desvignes wzruszył ramionami.<br> {{tab}}— Pan nie znasz mnie... — odrzekł — wszak sam to powiedziałeś przed godziną, zkąd więc sąd możesz o mnie wydawać?<br> {{tab}}— Odgaduję pana...<br> {{tab}}— Jestżeś tego pewnym?<br> {{tab}}— Posiadasz pan wielki majątek...<br> {{tab}}— Czy i to uważasz za winę z mej strony?<br> {{tab}}— Kocham Anielę...<br> {{tab}}— Pannę Verrière... — powtórzył z naciskiem Arnold raz drugi.<br> {{tab}}Vandame, nie zważając na to, mówił dalej:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/518|num=124}}{{tab}}— Korzystając z ruiny ojca, kupujesz rękę córki... To nikczemne... haniebne!<br> {{tab}}Były sekretarz Mortimera zaczął tracić cierpliwość.<br> {{tab}}— Czy to już wszystko? — zapytał, usiłując utrzymać pozór spokojności.<br> {{tab}}— Nie! nie wszystko!... — zawołał Vandame. — Kocham pannę Verrière... i jestem przez nią kochanym... Rozumiesz pan?<br> {{tab}}— Rozumiem... ale nie życzę sobie słuchać pańskich miłosnych zwierzeń i proszę o oszczędzenie mi na przyszłość takowych. Tak pan Verrière, jak i ja, nie potrzebujemy nikomu zdawać rachunku z naszych projektów i czynów. Pan kochasz pannę Verrière... cóż zatem? Panna Verrière pana kocha... cóż z tego? Dalej... pan Verrière chce mnie uczynić swym zięciem. No!... przypuśćmy, że tak jest, czy sądzisz, że będę cię prosił na to o upoważnienie?<br> {{tab}}— Pan kochasz Anielę... i chcesz ją zaślubić...<br> {{tab}}— A gdyby tak było?<br> {{tab}}— Gdyby tak było... zabraniam panu ją kochać! Zabraniam ci myśleć ojej zaślubieniu... zabraniam ci nadal prowadzenia targu o jej rękę, ułożonego pomiędzy tobą a panem Verrière.<br> {{tab}}— A! pan mi tego zabraniasz?<br> {{tab}}— Tak!<br> {{tab}}— A jeślibym na ów pański zakaz nie zważał... cóżby nastąpiło?<br> {{tab}}— Co? wkrótce pan zobaczysz...<br> {{tab}}— A więc upewniam pana, że nie zmienię moich zamiarów... i że zaślubię pannę Verrière, jeżeli jej ojcu podobać się to będzie.<br> {{tab}}— Tak? — zawołał Vandame, ogarnięty wściekłością — a zatem jesteś nędznikiem i jako takiego traktować mi cię wolno!<br> {{tab}}Tu podniósł rękę, aby uderzyć Arnolda w twarz rękawiczką.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/519|num=125}}{{tab}}Desvignes, powściągnąwszy chęć, jaka opanowała go ażeby rzucić się na przeciwnika i zdusić go w jednej chwili, podniósł rękę do twarzy i chwycił dłoń porucznika, ścisnąwszy ją jak w kleszczach żelaznych.<br> {{tab}}Kilku przechodniów zatrzymało się, tworząc kółko przy, prowadzących zwadę.<br> {{tab}}— Uważam wymierzony mi przez pana policzek za otrzymany... — rzekł Arnold głucho. — Jutro... zabiję cię!... Gdzie moi świadkowie mają się spotkać z twoimi?<br> {{tab}}— Jutro, o dziesiątej rano... w Vincennes... w kawiarni oficerów.<br> {{tab}}— Będę tam.<br> {{tab}}— Spodziewam się...<br> {{tab}}I rozepchnąwszy osoby, stojące na chodniku, Vandame oddalił się śpieszno.<br> {{tab}}W chwili tej Arnold uczuł położoną rękę na swojem ramieniu, ozwał się głos jakiś:<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że pana poznaję, panie Desvignes... Jakto... pan masz oznaczony pojedynek?<br> {{tab}}Mówiący był to ów Berthier, przedsiębiorca, od którego Arnold kupił dom przy ulicy Tivoli.<br> {{tab}}— Pan byłeś tu... — zapytał — widziałeś wszystko... słyszałeś?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— A zatem, kochany panie Berthier, pan nie odmówisz mi pewnej przysługi...<br> {{tab}}— Uczynię wszystko z przyjemnością... O cóż chodzi?<br> {{tab}}— Zechciej mi pan służyć za świadka.<br> {{tab}}— Dobrze... robienie szpadą to rzecz dobrze mi znana. Zanim zostałem budowniczym, otrzymawszy spadek po moim stryju, byłem pułkowym dostawcą broni, poprowadzę zatem pańską sprawę po wojskowemu. Mam jednego z przyjaciół, który, jeżeli zechcesz, służyć ci może za drugiego świadka.<br> {{tab}}— Z wdzięcznością przyjmuję.<br> {{tab}}— Powód sprzeczki?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/520|num=126}}{{tab}}— Porucznik artyleryi, Emil Vandame, kocha córkę bankiera Verrière, mojego wspólnika.<br> {{tab}}— Dobrze...<br> {{tab}}— Ja kocham ją także... Jesteśmy rywalami... Zgadujesz pan resztę...<br> {{tab}}— Do kroć tysięcy... chce pana zgładzić... rzecz jasna!<br> {{tab}}— Ma się rozumieć...<br> {{tab}}— Jesteś obrażonym... Masz prawo wyboru broni... Jaką więc wybierasz?<br> {{tab}}— Pistolet. Posiadam większą siłę i wprawę we władaniu nim, niż szpadą.<br> {{tab}}— Zatem pistolet. A warunki?<br> {{tab}}— Chcę, ażeby pojedynek był stanowczo rozstrzygającym. Dwadzieścia kroków odległości, z prawem postąpienia pięciu kroków naprzód i strzału według woli. Los rozstrzygnie, któremu z przeciwników wolno będzie użyć własnej broni.<br> {{tab}}— Gdzie ma się odbyć pojedynek?<br> {{tab}}— Po za rogatką Belgijską... Zejście się w Quievrain... Tam wyszukamy odpowiedniego miejsca.<br> {{tab}}— Kiedy nastąpi spotkanie?<br> {{tab}}— Jutro wieczorem... Na dwadzieścia minut przed północą. Wszak dobrze ułożone... nieprawdaż?<br> {{tab}}— W zupełności. Gdzież się zejdziemy po powrocie z Vincennes?<br> {{tab}}— Racz pan przyjść na śniadanie wraz z drugim świadkiem do Brébanta, Oczekiwać tam będę na pana od w pół do dwunastej.<br> {{tab}}— Dobrze. Do jutra zatem...<br> {{tab}}— Tak... Do widzenia!<br> {{tab}}Tu obaj rozeszli się.<br> {{tab}}Desvignes od kilku dni zamieszkiwał w swym domu przy ulicy Tivoli.<br> {{tab}}Idąc tam, myślał:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/521|num=127}}{{tab}}— Wiedziałem, że przed osiągnięciem celu napotkam przeszkody, jakie zwalczyć potrzeba mi będzie. Emil Vandame jest z nich pierwszą, a być może, najniebezpieczniejszą... Zgładzić go trzeba. Los mi widocznie sprzyja... a w potrzebie dopomogę tej szczęśliwej mej gwieździe.<br> {{tab}}Wróciwszy do siebie, udał się na spoczynek, nie dlatego jednak, by zasnąć, lecz aby nadal układać swe plany.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Opuściliśmy wdowę Perrot w chwili, gdy jej brat, gałganiarz, Piotr Béraud, przyszedłszy do sklepu, rzeki do niej:<br> {{tab}}— Chcę z tobą pomówić o naszym bracie, Edmundzie Béraud.<br> {{tab}}— O Edmundzie? — zawołała wdowa z osłupieniem. — Chcesz zemną mówić o naszym biednym bracie Edmundzie?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Cóż możesz mi o nim powiedzieć? Zniknął on lat przeszło trzydziestu... Umarł oddawna, jestem tego pewną.<br> {{tab}}— Kto wie? — rzekł Béraud.<br> {{tab}}— Masz o nim jaką wiadomość?<br> {{tab}}— Być może.<br> {{tab}}— Mów! nie trzymaj mnie, jak na rozżarzonych węglach. Mów prędko... jeżeli wiesz cośkolwiek.<br> {{tab}}— Moje rzemiosło gałganiarza ma swą dobrą stronę, jak widzisz, siostro... — odrzekł Piotr. — Przebiegając Paryż podczas nocy z haczykiem w ręku, a pudłem na plecach, bawię się w dzień, czytając na odpoczynek skrawki dzienników, jakie wygrzebuję wśród śmieci. Znajduję w śmieciach zarówno urywki listów, przysięgi miłosne, pieniężne obietnice, groźby śmierci, próżność, fałsz i kłamstwa; kawałki kontraktów, szmaty dzienników i różne ludzkie głupstwa tego rodzaju. Śmieję się niekiedy, siedząc samotny, śmieję do rozpuku z tego wszystkiego!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/522|num=128}}{{tab}}Wdowa Perrot niecierpliwiła się coraz bardziej. Dlaczego brat tak przedłużał zaspokojenie jej ciekawości.<br> {{tab}}— Czekaj że!... — zawołał gałganiarz, dostrzegłszy gest starej kobiety. — Trudno nam przybyć odrazu do Edmunda, który zniknął z oczu od lat trzydziestu pięciu.<br> {{tab}}— Tak... w rzeczy samej... trzydzieści pięć lat upływa...<br> {{tab}}— Z tego, co nam niegdyś o nim mówiono, zdawało się, że popłynął do Indyj i odtąd nie dał o sobie znaku życia rodzinie.<br> {{tab}}— Do Indyj... och! to tak daleko! — powtórzyła wrdowa. — Ja ci powiadam, że on tam umarł oddawna.<br> {{tab}}— Co ty mówisz... Posiadał organizm z którym mógłby żartować nawet z cholery.<br> {{tab}}— Nędza, najsilniejszych zabija!<br> {{tab}}— Nędza... — powtórzył Piotr Beraud. — On... człowiek z nauką, wychowaniec Szkoły Górniczej, czynny, ambitny, on się nie spotkał z nędzą na pewno! Indye, jak tu powiedzieć ci, siostro... jest to kraj pełen skarbów w ziemi ukrytych. Kopiąc zagonki w ogrodzie pod kapustę, wydobywasz kawałki złota, znajdujesz dyamenty, jak tu za miastem znajdujemy kości.<br> {{tab}}— Gdyby żył Edmund, dlaczego by nie pisał? — zapytała praczka.<br> {{tab}}— Przypomnij sobie o jego charakterze... Był zawsze ponurym, nieufnym, zamkniętym w sobie. Zresztą musiał wiele i ciężko pracować w głębinach ziemi, a to nie nakłania do pióra. Ja to pojmuję i dobrze rozumiem. Znasz mnie... a czy widziałaś bym pisał kiedy?<br> {{tab}}— Zatem jeżeli żyje, tem lepiej. Zawsze to jednak świadczy, iż był samolubem. Gdy się posiada choć trochę serca, nie zapomina się o rodzinie... troszczy się taki człowiek, co się też dzieje z jego blizkiemi?<br> {{tab}}— Podzielam twe zdanie w zupełności, ale nie o to tu chodzi.<br> {{tab}}— A o cóż takiego?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/523|num=129}}{{tab}}— Edmund żył przed kilkoma dniami i posiadał miliony.<br> {{tab}}— Co ty powiadasz, Piotrze?<br> {{tab}}— Mówię najczystszą prawdę.<br> {{tab}}— Twierdzisz, że Edmund żył przed kilkoma dniami, i był milionerem, a zatem teraz nie żyje?<br> {{tab}}— Zdaje się że umarł.<br> {{tab}}— Umarł!..<br> {{tab}}— Tak... został zamordowanym.<br> {{tab}}Wdowa Perrot zerwała się z krzesła.<br> {{tab}}— Ach! — zawołała — to niepodobna!<br> {{tab}}— A jednak to się stało... rzecz pewna.<br> {{tab}}— Zkąd wiesz o tem?<br> {{tab}}— Posłuchaj... a przekonasz się sama.<br> {{tab}}Tu wyjął z kieszeni kawałek dziennika.<br> {{tab}}— Znalazłem to w mym pudle — rzekł — między gałganami.<br> {{tab}}I począł czytać głośne co następuje: {{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}„Mówiliśmy ostatnio na tem samem miejscu o szczególnym przyaresztowaniu niejakiego Edmunda Béraud, w hotelu Indyjskim, przy ulicy Joubert, aresztowaniu dokonanym przez komisarza do spraw sądowych...“}} {{tab}}— Edmund aresztowany przez policyę... — zawołała wdowa Perrot. — Cóż on takiego zrobił nieszczęśliwy?<br> {{tab}}— Zaczekaj... jeszcze nie skończyłem... — odrzekł Piotr. I czytał dalej: {{f...|lewy=5%}}{{tab}}„Dziś możemy, a nawet jesteśmy w obowiązku sprostowania niektórych szczegółów tego wypadku. Edmund Béraud został przytrzymanym, a raczej porwanym, lecz nie przez rzeczywistego komisarza policyi, spełniającego swoje służbowe obowiązki w towarzystwie agenta, ale przez dwóch łotrów przebranych za komisarza i agenta, dla wciągnienia podróżnego w zasadzkę. Celem tych obu nędzników było pochwycenie czeku, płatnego na {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/524|num=130}}okaziciela wydanego, na pięćdziesiąt jeden milionów, który spodziewali się znaleść przy ofierze swej zbrodni, i który postanowili zinkasować w Banku francuzkim.“<br> {{tab}}„Edmund Béraud, francuz z pochodzenia, wracając z Indyj, przybył do Paryża jako do swego rodzinnego miasta. Od dnia tego haniebnego porwania, nie ukazał się więcej. Istnieją wszelkie przypuszczenia, iż został zamordowanym.“{{...f}} {{tab}}Tu gałgaiarz zamilkł, przeczytawszy artykuł do końca.<br> {{tab}}Ogłoszenie to, jak łatwo odgadujemy, zostało publikowanem z polecenia sądu.<br> {{tab}}Prokurator rzeczypospolitej na swój telegram do Kalkuty otrzymał depeszę powiadamiającą go, że Edmund Béraud wyjechał do Francyi, zabrawszy z sobą czek na pięćdziesiąt jeden milionów z podpisem bankiera Jana Mortimera.<br> {{tab}}Depesza ta oznajmiła, iż list z bardziej szczególikom objaśnieniem wkrótce nadesłanym zostanie.<br> {{tab}}Sąd uznał za rzecz potrzebną opublikowanie artykułu, jaki przytoczyliśmy powyżej, ażeby nie dawano wiary w podobnie bezpodstawne przyaresztowanie, w jakim nie brał udziału żaden z komisarzów do spraw sądowych, ani też żaden z policyjnych agentów. Traf wsunął w ręce gałganiarza kawałek wspomnionego dziennika.<br> {{tab}}Wdowa Perrot wysłuchała wszystkiego z obawą i wzruszeniem. <br> {{tab}}— Nasz brat zamordowany! — powtórzyła z trwogą. — Boże wielki!.. czyliż podobna? Ależ tu jeszcze nic nie dowodzi, ażeby to był nasz Edmund?<br> {{tab}}— Wiem, iż niejeden może nosić toż same imię i nazwisko, — odrzekł Piotr, — mam jednak niezbite wewnętrzne przekonanie, iż to był nasz Béraud.<br> {{tab}}Edmund był rodowitym Paryżaninem, jak ten tu właśnie, Edmund wyjechał do Indyj, i wracał, jak tamten... Wszystko się zgadza... To był on! głowę w zakład stawię.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/525|num=131}}{{tab}}— I zebrał miliony...<br> {{tab}}— Pięćdziesiąt jeden milionów.<br> {{tab}}— Cóż się stało z temi pieniędzmi?<br> {{tab}}— Ha! co się stało? Jeżeli wspomniony Edmund Béraud był naszym bratem i umarł, jesteśmy jego spadkobiercami. A skorobym tylko odebrał przypadającą na mnie sukcesyę czy wiesz cobym uczynił?<br> {{tab}}— No cóż takiego?<br> {{tab}}— Kupiłbym sobie budę na czterech kolach, i dwa konie, któreby mnie woziły wszędzie gdzieby mi się podobało!.. To byłoby wspaniałe. — wołał biedak z ukontentowaniem.<br> {{tab}}— Ależ nie my dwoje tylko jesteśmy spadkobiercami.<br> {{tab}}— Ma się {{Korekta|rozomieć|rozumieć}}... Są jeszcze inni z rodziny, którzy do tego mieliby prawo... Lecz pomyśl, że to są miliony!., miliony, któreby nam przyniosły znakomite dochody; tem więcej, że ty i ja jesteśmy najbliższymi krewnymi zmarłego, a ztąd dadzą nam największą część tego spadku. A teraz, posłuchaj mnie siostro, z uwagą, i niezapomnij tego, co ci powiem.<br> {{tab}}— Bądź o to spokojnym.<br> {{tab}}— Otóż to wszystko o czem usłyszałaś, zachowaj dla siebie. Nikomu ani słowa o tem... rozumiesz? Z całej rodziny my dwoje tylko wiemy o tym wypadku. Zachowajmy więc wiadomość tę dla siebie do pewnego czasu...<br> {{tab}}— Dlaczego czekać... powiedz dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ powziąłem myśl pewną...<br> {{tab}}— Jaką?<br> {{tab}}— Nasz biedny brat został zamordowanym... ogłaszają to w dzienniku, i wszystko dowodzi, że tak być musiało. A zatem trzeba przedewszystkiem wyśledzić, gdzie i jak się to stało? Należy nam pomścić śmierć jego, to nasz obowiązek!<br> {{tab}}— Cóż więc chcesz czynić?<br> {{tab}}— Najprzód potrzebuję się upewnić, czyli ów człowiek, zaaresztowany w Indyjskim hotelu przez przebranego komisarza, był rzeczywiście naszym bratem Edmundem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/526|num=132}}{{tab}}— A gdzież ty o tem się dowiesz?<br> {{tab}}— Gdzie?.. w sądzie.<br> {{tab}}— I ty... ty pójdziesz do sądu?<br> {{tab}}— Dlaczegobym pójść nie miał? to dobre! Mimo, że jestem gałganiarzem, służy mi prawo głosowania, tak, jak każdemu innemu. Mogę wybierać, i sam zostać obranym... Mogę nawet zostać deputowanym... i kto wie... czy kiedyś nim nie zostanę... kto wie?.. Dlaczego więc nie miałbym pójść do sądu po objaśnienie? Gałganiarz jeśli jest uczciwym człowiekiem wart tyle co prokurator.<br> {{tab}}— I cóż ty powiesz w sądzie... O co pytać się będziesz?<br> {{tab}}— Nic jeszcze nie wiem. Nie przygotowywam sobie nigdy naprzód zdań, jakie mi wygłosić wypadnie, mówcą nie jestem... ale też nie chowam w kieszeń języka... Powiem, co mi wypadnie powiedzieć... A pamiętaj na moją przestrogę... „''Mutus!''“ ani słowa nikomu o tem coś posłyszała odemnie. Jeśli odcięto głowę naszemu biednemu Edmundowi, ja chcę sam odnaleść mordercę!..<br> {{tab}}— Tylko głupstw nie rób... nie narażaj się zbytecznie — wołała z trwogą kobieta.<br> {{tab}}— Bądź spokojną... od czegóż rozum? A teraz zapalam mój gaz elektryczny, moją latarnię, i biegnę aby zarobić na jutrzejszy kawałek chleba, oczekując na owe milionowe dziedzictwo.<br> {{tab}}Tu wyszedł ze sklepu z zapaloną latarnią, wziął kosz na plecy, haczyk w rękę, i udał się na ulice Paryża, przewracając po drodze kupy śmieci ułożone wzdłuż trotoarów.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXIV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Nazajutrz przed dziewiątą z rana, powóz, zaprzężony oczekiwał w dziedzińcu przed pałacem na bulwarze Hausmana, ażeby zawieść Verrier’a na ulicę Le Pelletier.<br> \\ {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/527|num=133}}{{tab}}Bankier wyszedł ze swego apartamentu. Siostra Marya w przysionku na niego oczekiwała.<br> {{tab}}— Jadę z tobą więc... — wyrzekła.<br> {{tab}}— Wszakżeśmy ułożyli to wczoraj... — odpowiedział. — Przyznam ci jednak, żem całkiem zapomniał o twoim żądaniu... Tak jestem obarczony interesami!..<br> {{tab}}W kilka minut przybyli na ulicę Le Pelletier.<br> {{tab}}Arnold od godziny już pracował w biurowym gabinecie.<br> {{tab}}Spostrzegłszy wchodzących podniósł się z pozorem najgłębszego poszanowania witając zakonnicę.<br> {{tab}}Siostra Marya oddając mu ukłon, bacznie śledziła jego fizyonomie. Znalazła ją spokojną i uśmiechniętą.<br> {{tab}}— Przybywam do pana w interesie pieniężnym — wyrzekła.<br> {{tab}}— Tak... moja siostrzenica potrzebuje dwudziestu tysięcy franków na dokonanie pewnego pobożnego dzieła — ozwał się Verrière. — Racz jej wypłacić takowe, drogi przyjacielu.<br> {{tab}}— Natychmiast.<br> {{tab}}Tu Desvignes otworzył oddzielną osobistą kasę, kluczem, jaki miał przy sobie. Wyjął dwie paczki banknotów, każda zawierająca po dziesięć biletów tysiąc frankowych, i wręczył je z ukłonem zakonnicy, a podczas gdy ona przeliczała takowe, kreślił coś szybko z boku na papierze.<br> {{tab}}— Zapewne mam wydać pokwitowanie? — zapytała siostra Marya.<br> {{tab}}— Oto jest już przygotowane — rzekł Desvignes, podsuwając papier, na którym pisał przed chwilą.<br> {{tab}}Zakonnica podpisała, nie przeczytawszy nawet na czem podpis swój kładzie.<br> {{tab}}— Nie przeszkadzam panom... — wyrzekła — idę gdzie na mnie oczekują. I uścisnąwszy rękę swego wuja, ukłoniwszy się Arnoldowi, odeszła.<br> {{tab}}— Podrzyj to pokwitowanie... a raczej spal je — rzekł Verrière do swego wspólnika. — Moja siostrzenica nie jest zapisaną w mych księgach bankowych, te dwadzieścia tysięcy {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/528|num=134}}franków przejdą na mój rachunek, tak jak poprzednie sumy zostały mi przez nią złożonemi.<br> {{tab}}— Przeciwnie.. zachowuję ten papier! — rzekł żywo Desvignes.<br> {{tab}}— Na co... dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ dzięki tym kilku wyrazom i położonem przez nią podpisowi, siostra Marya pozostaje nam dłużną dwadzieścia tysięcy franków. Ułożyłem pokwitowanie w ten sposób, iż to nie ulega zaprzeczeniu. Zostawmy to jednak... Mam z tobą pomówić o rzeczach ważniejszych.<br> {{tab}}— O czem takim?<br> {{tab}}— Jutro staję do pojedynku...<br> {{tab}}Vérriere zerwał się i zbladł.<br> {{tab}}— Bijesz się... — powtórzył. — Nie... ty żartujesz?<br> {{tab}}— Niemam usposobienia do żartów... upewniam.<br> {{tab}}— Z kimże się bijesz? — Z Emilem Vandame.<br> {{tab}}— A! spodziewałem się tego. Zatem ów hultaj oczekiwał na ciebie wczoraj wieczorem przed domem, aby cię wyzwać?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Chodzi tu o Anielę?<br> {{tab}}— Naturalnie.<br> {{tab}}— Emil był {{Korekta|do niezniesienia|nie do zniesienia}}, przez cały wczorajszy wieczór. Zachowywał się oburzająco, nieprzyzwoicie... Aż wreszcie zmuszony byłem objawić mu mą wolę i jestem pewien, iż odtąd on w mym domu nie ukaże się więcej.<br> {{tab}}— Rzecz jasna... jeżeli go zabiję.<br> {{tab}}— Ty jednak, jako człowiek poważny, z zastanowieniem, nie powinieneś był przyjąć wyzwania tego szaleńca, ale raczej wysłać go na przechadzkę, dla uspokojenia nerwów.<br> {{tab}}— Zdarzają się okoliczności, gdzie nawet i człowiek poważny, jeśli jest człowiekiem honoru, widzi przed sobą obowiązek jasno wytknięty. Nie dyskutuje się wtedy... lecz staje się i bije.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/529|num=135}}{{tab}}— Tak... i otrzymuje się pchnięcie w brzuch szpadą, lub kulą w głowę.<br> {{tab}}— Ha! to są zwykłe szanse pojedynku.<br> {{tab}}— Jeżeli zabijesz mego siostrzeńca — rzekł {{Korekta|Vèrriere|Verrière}} — w takim razie otrzyma na co zasłużył; będziemy mieli mniej o jednego spadkobiercę. Lecz gdybyś ty został zabitym?<br> {{tab}}— To cóż?<br> {{tab}}— Co stałoby się natenczas z naszym projektem?<br> {{tab}}— Wpadłby jak kamień w wodę... rzecz prosta.<br> {{tab}}— A ze mną coby się stało?<br> {{tab}}— Z tobą? Podniosłem cię... podźwignąłem; uporządkowałem twe interesa...<br> {{tab}}— A owe miliony?<br> {{tab}}— Miliony? — powtórzył Desvignes przyciszonym głosem. — Będziesz czekał z odebraniem swej części dopóki nie stwierdzą zgonu Edmunda Béraud.<br> {{tab}}— Ha! — zawołał Vèrriere ogarnięty wściekłością. — Czekać i czekać... przez całe życie być może! Niech będzie przeklętym ów pojedynek!.. Przekleństwo temu Vandam’owi! Przekleństwo twojej miłości dla Anieli!<br> {{tab}}— Nie przeklinaj tego uczucia... Ono mnie poprowadziło ku tobie.<br> {{tab}}— I ono cię zgubi... pozbawi cię życia!<br> {{tab}}— Jestżeś tak pewnym, iż nie powrócę żywy? — pytał Desvignes z uśmiechem. — Strzelam doskonale z rewolwerów.<br> {{tab}}— Pamiętaj jednak, że Vandame posiada zdumiewającą siłę. Zajmuje się udoskonalaniem palnej broni, jest wynalazcą... Bawi się tem, jak ty się bawisz piórem i ołówkiem.<br> {{tab}}— E! hazard nie jest tak groźnym, jak ty go sobie wyobrażasz. Wszystko to bezpotrzebne słowa... Powinienem się bić... i bić się będę!<br> {{tab}}— Czyżeś przynajmniej uporządkował swe interesa?<br> {{tab}}— Jakie interesa?<br> {{tab}}— No... czyś przygotował testament?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/530|num=136}}{{tab}}— Jest wszystko w porządku... nie obawiaj się... O tobie również nie zapomniałem...<br> {{tab}}— O! ja nie dla tego się pytam... — odparł Verriere nieco zmieszany. — Któż są twoi świadkowie?<br> {{tab}}— Dwaj moi przyjaciele, których nie znasz wcale.<br> {{tab}}— Gdzież bić się będziesz?<br> {{tab}}— Po za rogatką Belgijską, jutro o świcie. Wyjeżdżam dziś w wieczór... czyli raczej tej nocy, co jednak mi nie przeszkodzi znajdować się u ciebie na obiedzie. Chcę aby panna Aniela nie domyślała się niczego.<br> {{tab}}— Do kroć tysięcy piorunów! z niej to wyniknęła cała ta sprawa!<br> {{tab}}— Nie mówmy o tem już więcej!.. Mam jeszcze wiele rzeczy do załatwienia. Żegnam cię... O wpół do szóstej przybędę.<br> {{tab}}Tu odszedł, pozostawiwszy {{Korekta|Vèrrier’a|Verrièr’a}} w zamyśleniu.<br> {{tab}}Ów pojedynek następował całkiem nie w porę, właśnie, w chwili, gdy nowy wspólnik miał uczynić z banku Verrière i Desvignes, dom pierwszorzędny.<br> {{tab}}A spadek... ów spadek, ogromny, wspaniały!<br> {{tab}}Niestety! pięćdziesiąt jeden milionów Edmunda Béraud obecnie we mgle się rozpływały!<br> {{tab}}Desvignes jedynie pozostał spokojny; wierzył jak wiemy w swą szczęśliwą gwiazdę.<br> {{tab}}Wyszedłszy od Verrièr’a, udał się do składu broni Desvimec’a, gdzie kupił parę pistoletów; następnie poszedłszy do Gastina-Ponette, przy ulicy d’Autin trafił w cel sześćdziesięcioma kulami, wystrzeliwając jedną po drugiej, co wzbudziło podziw w obecnych.<br> {{tab}}— Przysiągłbym, że ów Pekińczyk będzie miał dziś pojedynek — rzekł nauczyciel fechtunku, skoro się Arnold oddalił. — Nie dałbym dwóch sous, za skórę jego przeciwnika.<br><br> {{tab}}Siostra Marya po otrzymaniu dwudziestu tysięcy trunków, wsiadła do fiakra na najbliższej stacyi, polecając zawieść się do kościoła Sacré-{{Korekta|coeur|Coeur}}.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/531|num=137}}{{tab}}Nie było jeszcze dziesiątej, a już Misticot znajdował się na swem stanowisku.<br> {{tab}}Gdy fiakr nadjechał i chłopiec spostrzegł przez szybę siedzącą wewnątrz zakonnicę, pospieszył drzwiczki otworzyć.<br> {{tab}}— Bogu chwała!.. że cię znajduję wreszcie me dziecię — rzekła siostra Marya. — Powiedziano ci, com poleciła?<br> {{tab}}— Tak moja siostro; i otóż przybyłem ściśle na oznaczoną godzinę.<br> {{tab}}— Byłam pewną, że się nie opóźnisz... a teraz pójdź ze mną.<br> {{tab}}Misticot mocno zaciekawiony, szedł za zakonnicą do budynku, przytykającego do kaplicy, gdzie znajdowały się biura, w których składano na kościół ofiary, i udzielano pozwoleń na zwiedzanie budowli.<br> {{tab}}Wszedłszy tam, siostra Marya, spotkała znanego sobie księdza w podeszłym wieku.<br> {{tab}}— Mój ojcze... — rzekła, witając go uprzejmie — pozwolisz mi pomówić chwilę z tym dzieckiem... Tu wskazała {{Korekta|Misticota|Misticot’a}}.<br> {{tab}}— Mały Stanisław Dumay... — odparł ksiądz spojrzawszy — dobry to chłopiec... wszyscy go kochamy.<br> {{tab}}— Pozwolisz mi, ojcze, usiąść na kilka minut przy biurku, znajdującym się w końcu korytarza, jeżeli takowe jest wolnem?<br> {{tab}}— Jesteś tu jak u siebie, moja siostro... Rozporządzaj jak zechcesz.<br> {{tab}}— Dziękuję ci ojcze.<br> {{tab}}Siostra Marya przeszedłszy korytarz, drzwi otworzyła.<br> {{tab}}— Wejdź... — rzekła do Misticot’a.<br> {{tab}}Chłopiec spełnił polecenie.<br> {{tab}}Pokój do którego weszli, przeznaczonym był na skład papierów, odnoszących się do budowli nowego kościoła. Całe jego umeblowanie stanowił stół, kilka krzeseł, i liczne zwoje tektury.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/532|num=138}}{{tab}}— Siądź moje dziecię... — wyrzekła zakonnica — i posłuchaj mnie. Przystępuję odrazu do głównego punktu naszej rozmowy. Moja kuzynka, panna Verrière wraz ze mną przyrzekłyśmy ci zająć się twym losem; oczekując na twoje do nas przybycie, dotąd niedopełniliśmy tego. Dziś, ja to przychodzę prosić cię o pomoc.<br> {{tab}}— Mnie... mnie o pomoc? — szepnął podrostek zdumiony.<br> {{tab}}— Tak... ciebie o pomoc, w imieniu mojej kuzynki Anieli.<br> {{tab}}— Ach! tej pięknej, dobrej panienki... — zawołał Misticot z uniesieniem. — Uczynię wszystko, aby jej oddać przysługę, tak jej... jako i tobie, ma siostro. Od chwili, gdzie mnie zranionego opatrywałyście obie, pocieszając tak tkliwemi słowy, zrodziło się w mej duszy dla was głębokie uczucie wdzięczności, i codziennie błagałem Stwórcę, by mi dozwolił kiedy stać się wam użytecznym.<br> {{tab}}— Otóż sposobność nadeszła... Moja kuzynka potrzebuje twojej pomocy... Znajduje się ona w niebezpieczeństwie...<br> {{tab}}— W niebezpieczeństwie... czy podobna? — zawołał chłopiec z obawą.<br> {{tab}}— Jej szczęście jest zagrożonem... Straszna katastrofa lada chwila dosięgnąć ją może...<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Lecz cóż ja mogę w tym razie dopomódz, siostro? — zawołał chłopiec. — Nie jestem jeszcze mężczyzną, nazywają mnie podrostkiem. Cóż mogę uczynić? Jakiegoż rodzaju niebezpieczeństwo zagraża pannie Anieli?<br> {{tab}}— Opowiem ci wszystko... — odparła siostra Marya. — Moja kuzynka kocha i jest nawzajem kochaną...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/533|num=139}}{{tab}}— Nie dziwno... — przerwał Misticot. — Panna Aniela jest tak piękną i dobrą, iż zasługuje aby ją uwielbiano.<br> {{tab}}— Ten, którego kocha, jest godnym jej miłości — mówiła dalej zakonnica. — Jest to szlachetny, uczciwy młodzian, którego jedynem marzeniem jest uszczęśliwić moją kuzynkę, zaślubiwszy ją. Służy on w armij... nazywa się Emil Vandame, być może, iż go znasz nawet...<br> {{tab}}— Znam rzeczywiście... Widziałem go na weselu Eugeniusza Loiseau. Jego piękna oficerska postawa, otwartość w jego spojrzeniu, podobały mi się niewypowiedzianie. Wystarcza raz jeden go widzieć, aby być pewnym, że to uczciwy człowiek.<br> {{tab}}— Tak... jest to chłopiec nieskalanej prawości charakteru... — odpowiedziała siostra Marya.<br> {{tab}}— Lecz nie jest zapewne bogatym i ztąd pan Verrière nie chce mu oddać swej córki...<br> {{tab}}— Gdyby ta tylko istniała przeszkoda — poczęła zakonnica — oboje narzeczeni, ponieważ uważam ich jako narzeczonych w obec Boga, oboje mówię, czekaliby cierpliwie na dojście do pełnoletności mojej kuzynki, a tem samem na prawo z jej strony rozrządzania sobą. Dziś jednak jest ona zależną od ojca w zupełności, który nie tylko odmawia jej ręki Vandam’owi, lecz chce ją wydać za innego. Pojmujesz więc boleść tych dwóch serc, złamanych wolą pana Verrière, gdyby takowa spełnić się miała!<br> {{tab}}— O! tak... pojmuję w zupełności... całkowicie pojmuję!.. — wołał chłopiec z współczuciem. — Lecz pytam, w jakiż ja sposób mógłbym to odmienić? Czyż mi podobna w takich okolicznościach przynieść jaką pomoc panu Vandam’owi, i pannie Anieli?<br> {{tab}}— Wszystko ci to wyjaśnię... Ów człowiek, za którego mój wuj chce wydać swą córkę, jest jego wspólnikiem od kilku dni.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/534|num=140}}{{tab}}— Jego wspólnikiem? — zawołał Misticot; — a! zatem pan Verrière przybrał wspólnika. Miałożby się sprawdzić to, o czem szeptano na zaślubinach {{Korekta|Eugeliusza|Eugeniusza}} Loiseau?<br> {{tab}}— O czemże wtedy mówiono?<br> {{tab}}— Mówiono, że pan Verrière źle stoi w swoich pieniężnych interesach...<br> {{tab}}— Na to nie mogę ci odpowiedzieć, nie wiedząc nic pewnego w tym względzie; obawiam się jednak, ażeby mój wuj przyciśnięty wydatkami, złym obrotem swych spekulacyj i stratami na giełdzie, nie wziął wspólnika dla ocalenia się przed katastrofą.<br> {{tab}}— Lecz jakim sposobem, jeżeli pan Verrière jest zrujnowanym, ten drugi ów wspólnik przyniósł pieniądze, bez wątpienia wiele pieniędzy do kas opróżnionych, bez posiadania pewności na odbiór takowych? — pytał chłopiec po chwili namysłu.<br> {{tab}}— To w samej rzeczy byłoby niewytłómaczonem — odparła siostra Marya — gdyby chodziło tylko o pieniądze. Lecz tu istnieje rzecz inna... Ów człowiek kocha moją kuzynkę, jak to stara się okazać, chce ją zaślubić... i ażeby osiągnąć ów cel, rzuca garściami w przepaść miliony... Posiadam to pewne, niezbite przekonanie, iż owa współka jest prostym handlem! Mój wuj poświęca córkę, dla ocalenia swych interesów!<br> {{tab}}— Ależ to byłoby podłem!.. lubo rzeczywiście być może... — szepnął podrostek w zamyśleniu. — Cóż począć natenczas?<br> {{tab}}— Otóż przyszła mi myśl udać się do ciebie... do ciebie, który wiekiem jesteś dzieckiem jeszcze prawie, lecz inteligencyą człowiekiem. Pokładam w tobie me całkowite zaufanie. Wierzę w twą dyskrecyę i poświęcenie.<br> {{tab}}— O! nie zawiedziesz się siostro! — odparł z przejęciem Misticot — lecz pytam cóż mogę... co powinienem uczynić?<br> {{tab}}— Posłuchaj!.. Ten człowiek, ów wspólnik mojego wuja, budzi we mnie wstręt instynktowny. Widzę, iż on nie bez {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/535|num=141}}przyczyny otacza się tajemniczością podejrzaną. Nic o nim nikt nie wie, prócz tego, że jest bogatym. Kto on jest? Zkąd przybywa? Jakie jest źródło tego wielkiego majątku, jakim podbił mojego wuja i za który chce kupić Anielę?<br> {{tab}}— A zatem?<br> {{tab}}— Zatem potrzeba wykryć zkąd pochodzi ów Arnold Desvignes, rozświetlić jego przeszłość. Mam pewne niezwalczone przeczucie, że wnosząc światło w tę jego przeszłość okrytą ciemnościami, ocalimy Anielę. Otóż dlaczego przybywam do ciebie.<br> {{tab}}— Lecz moja siostro... — zawołał Misticot — zkądże ja o tem się dowiem?<br> {{tab}}— Tego ja właśnie od ciebie żądam me dziecię. Ani Aniela, ani pan Vandame, ni ja, nie możemy śledzić kroków Arnolda Desvignes, wglądać w jego obecne życie, dowiadywać się o jego przeszłości, otaczać go nareszcie czujnym, bezustannym nadzorem. To, co dla nas jest niepodobnem do spełnienia; ty to możesz uczynić, i myśl o otoczeniu go siecią, nie przyjdzie mu do głowy, ponieważ nie zna cię wcale.<br> {{tab}}— Zdaje mi się jednak, iż rzecz ta trudną będzie do spełnienia... — odparł podrostek, drapiąc się w głowę. — Czyliż ja będę zdolnym dobrze to wykonać?<br> {{tab}}— Nie wątp o sobie, gdy ja ufność w tobie pokładam.<br> {{tab}}— Chcesz zatem siostro szpiega ze mnie uczynić?<br> {{tab}}— Mów raczej wybawcę! O! jakże piękną będzie twa rola, jakąż ona radością napełni twą duszę, jeżeli przy twej pomocy szczęście Anieli zapewnionem zostanie.<br> {{tab}}— Brak mi jednakże środków do wykonania tego.<br> {{tab}}— Te środki... ja je tobie przynoszę. Jestem bogatą. Oddam do twego rozporządzenia część mego majątku. Oddam cały majątek gdyby było potrzeba dla osiągnięcia celu! Jakże... czy zgadzasz się na moją propozycyę?<br> {{tab}}— Ależ tak... — odrzekł Misticot po krótkim namyśle. — Gotów jestem uczynić wszystko dla ocalenia panny Anieli. Przypominam sobie o pewnej bajce jakiej uczyłem się w szkole {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/536|num=142}}Braci. Bajka ta nosi tytuł: „Lew i komar.“ Lew był bardzo strasznym... komar drobnym i słabym... a jednak komar odniósł zwycięztwo. Ja je także otrzymam... Bóg mi dopomoże, tem więcej, że tu nie chodzi o zwyciężenie lwa, lecz drapieżnego szakala!<br> {{tab}}— Och! dzięki ci kochane dziecię... dzięki z całego serca — wołała zakonnica ze złożonemi rękoma.<br> {{tab}}— A teraz porozumiejmy się bliżej ma siostro. Chodzi więc przede wszystkiem o dowiedzenie się kim jest ów Arnold Desvignes?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Potrzeba zręcznie się dowiedzieć czy niema coś złego w jego przeszłości, potrzeba śledzić jego postępowanie?..<br> {{tab}}— Tak... tak... i to jaknajprędzej... od dziś, zaraz, ponieważ się obawiam.<br> {{tab}}— Czego?<br> {{tab}}— Wczoraj wieczorem w salonie mego wuja wszczęła się sprzeczka pomiędzy tym człowiekiem, a porucznikiem Vandame. W ich spojrzeniach widziałam gniew i {{Korekta|nienawić|nienawiść}}. Vandame wyszedł pierwszy, szepnąwszy coś zcicha Arnoldiwi, czego nie dosłyszałam... lecz oznaczał mu schadzkę, na pewno. Za chwilę po nim wyszedł i Desvignes. {{Korekta|Zpotkali|Spotkali}} się z pewnością na bulwarze Haussmana... Kto wie, czyli się nie wyzwali? Na myśl, iż Emil Vandame mógłby zginąć, w pojedynku, drżę cała... To sprowadziłoby śmierć Anieli... lub przyprawiło ją o utratę zmysłów!.. Wiedząc nieco szczegółów z przeszłości tego człowieka może byłoby można powstrzymać pojedynek...<br> {{tab}}— Zachodzi tu poważna trudność ma siostro — odrzekł Misticot. — Ja nigdy nie widziałem owego pana Desvignes, a chcąc go śledzić, przede wszystkiem znać go potrzeba. Gdzież on mieszka?<br> {{tab}}— Wiem, że kupił pałac przy ulicy Tivoli, i w nim zamieszkuje...<br> {{tab}}— Pod numerem?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/537|num=143}}{{tab}}— Tego to nie wiem.<br> {{tab}}— No... o tem łatwo się będzie dowiedzieć... Ulica Tivoli nie jest zbyt długą.<br> {{tab}}— Prócz tego, przychodzi on codziennie do biura Verrièr’a, pod numerem 42, położonego przy ulicy Le Pelletier.<br> {{tab}}— To tam jest dom bankowy?<br> {{tab}}— Tak... A co wieczór przybywa na obiad do pałacu na bulwarze Haussmana... Zwykle przychodzi tam wraz z moim wujem.<br> {{tab}}— W jakim czasie?<br> {{tab}}— Pomiędzy szóstą a w pół do siódmej.<br> {{tab}}— Dobrze... Będę się starał dziś już wieczorem rozpatrzeć się w jego obliczu, a skoro je raz odfotografuję w skrzynce mych wspomnień, nie wyjdzie ono ztamtąd już więcej. Lecz jeszcze chciałem o coś zapytać cię siostro...<br> {{tab}}— Mów, moje dziecię.<br> {{tab}}— Pojmujesz, iż najlepiej zebrać bym mógł potrzebne o nim objaśnienia w jego rodzinnem miejscu. Zkąd on więc pochodzi... Z jakiego kraju i okolicy?<br> {{tab}}— Dziś tego nie wiem, będę się jednak starała o tem {{Korekta|dowiedziać|dowiedzieć}} i udzielę ci tę wiadomość. Nie szczędź ni trudów, ni kosztów... Pieniądz jest wielką dźwignią na tym świecie. Rozsiewaj pieniądze, gdy będzie potrzeba.<br> {{tab}}— Rozsiewać pieniądze? — powtórzył chłopiec z komicznym grymasem; — łatwo to powiedzieć... Ziarno to siać łatwo, ale odnaleźć je trudno!<br> {{tab}}— Mówiłam ci, że mój majątek oddaję do twego rozporządzenia... I otóż przyjmij na twoje pierwsze wydatki.<br> {{tab}}Tu zakonnica podała chłopcu dwie paczki biletów bankowych, otrzymanych od Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Lecz proszę... ileż tu jest? — pytał Misticot, biorąc banknoty.<br> {{tab}}— Dwadzieścia tysięcy franków.<br> {{tab}}— Dwadzieścia tysięcy franków!... — zawołał. — Och! ależ to dwadzieścia razy za wiele!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/538|num=144}}{{tab}}— Powtarzam i proszę, nic nie oszczędzaj. Główną jest rzeczą, ażeby rezultaty śledztwa były jaknajrychlejszemi.<br> {{tab}}— Zatem, moja siostro, wydam pokwitowanie na tę sumę... — wyrzekł naiwnie podrostek.<br> {{tab}}— Na co pokwitowanie? — odparła z uśmiechem zakonnica. — Ja tobie ufam w zupełności.<br> {{tab}}— Tak... rzeczywiście, masz słuszność, siostro... Nie zawiedziesz się na mnie. Potrzeba mi będzie zwinąć mój mały handel... sprzedaż medalików.<br> {{tab}}— Ma się rozumieć.<br> {{tab}}— Lubiłem się tem zajmować... Rozpocznę to później...<br> {{tab}}— Pomyślimy o tem... Może nie będziesz go potrzebował nadal prowadzić...<br> {{tab}}— Gdzież mam przybywać dla składania sprawozdań z moich czynności?<br> {{tab}}— Codziennie o tej, jak dziś, godzinie ja tutaj będę, a gdybym cię na tem miejscu nie zastała, będzie to oznaką, iż zatrudniony tą sprawą przyjść nie zdołałeś. W takim razie przybędę nazajutrz. A teraz proszę, rozpocznij natychmiast działanie; ja będę się starała pozyskać objaśnienia co do miejsca urodzenia Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Szczegóły te będą mi niezbędnie potrzebnem — rzekł chłopiec. — Co zaś do osobistości pana Desvignes, dziś przed wieczorem poznam owego Pierrota. Licz na mnie, siostro... mam nadzieję, iż dokonam tego dobrego dzieła i że zapewnić zdołamy szczęście pannie Anieli.<br> {{tab}}— Idę się modlić za nią, me dziecię... Do jutra zatem... do widzenia.<br> {{tab}}Siostra Marya udała się do kaplicy, gdzie klękła przy ołtarzu, podczas gdy Misticot wracał do swojej stancyjki przy ulicy de la Fontaine, ażeby tam w pewnem miejscu złożyć otrzymane pieniądze. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/539|num=145}}{{c|'''XXVI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Tegoż dnia w południe, o w pół do dwunastej, Desvignes, zaniósłszy do swego mieszkania szkatułkę z rewolwerami, wypróbowanemi u Gastinne-Renetta, udał się do restauracyi, gdzie dwaj jego świadkowie mieli mu złożyć sprawozdanie z widzenia się z Emilem Vandame.<br> {{tab}}Oczekując na nich, kazał sobie podać wykwintne śniadanie z wyborowem winem.<br> {{tab}}Punkt o dwunastej przedsiębiorca Berthier, w towarzystwie drugiego świadka, zajechał przed restauracyę od strony bulwaru Poissoniére.<br> {{tab}}Arnold, spostrzegłszy ich oknem gabinetu, przyzwał ku sobie.<br> {{tab}}— I cóż? — zapytał.<br> {{tab}}— Cóż... wszystko zostało załatwionem... — odpowiedział Berthier.<br> {{tab}}— Jak to, załatwionem?... — zawołał wspólnik Verriéra. — Vandame nie chce się bić?...<br> {{tab}}— Przeciwnie... przyjął wyzwanie. Wyraz „załatwione“ znaczy w mojem pojęciu, iż jego świadkowie nie położyli żadnych przeszkód w tem, co im przedstawiliśmy. Oto warunki pojedynku, jaki odbędzie się jutro, po za rogatką belgijską: Broń... pistolet. Odległość dwadzieścia pięć kroków. Na dany znak przeciwnicy idą naprzeciw siebie i strzelają dowolnie. Los oznaczy broń, jaka ma być użytą. Jeden strzał tylko wolno wymienić. Wszakże tak... nieprawdaż?<br> {{tab}}— W zupełności.<br> {{tab}}— A więc siadajmy do stołu, mam wilczy apetyt.<br> {{tab}}Nie brakło wesołości przy nader obfitem śniadaniu, poczem wszyscy trzej rozeszli się, oznaczywszy sobie schadzkę o trzy kwandranse na dwunastą w nocy, na stacyi północnej drogi żelaznej.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/540|num=146}}{{tab}}Desvignes z restauracyi udał się do bankierskiego biura przy ulicy Le Pelletier.<br> {{tab}}— I cóż? — zapytał go Verrière.<br> {{tab}}— Na jutro... wszystko ułożone...<br> {{tab}}— Zatem nieodmiennie bić się będziesz?<br> {{tab}}— Nic pewniejszego.<br> {{tab}}— Niech dyabli porwą tego Vandama!<br> {{tab}}— I owszem... nie przeszkadzałbym temu. A teraz siadajmy do pracy.<br> {{tab}}Gdy dwaj wspólnicy wyszli z biura około szóstej godziny, aby się udać na obiad do pałacu na bulwar Haussmanna, fiakr, powożony przez Loriota, stał naprzeciw {{Korekta|połacu|pałacu}}, po drugiej stronie bulwaru.<br> {{tab}}W chwili, gdy Verrière z Arnoldem, przybywszy pieszo, zatrzymali się przed bramą, czekając na otwarcie takowej, inteligentna głowa chłopięca ukazała się w oszklonych drzwiczkach fiakra i dwoje błyszczących oczu rozpatrywać się poczęło w postaci Arnolda Desvignes, badając ją od stóp do głowy.<br> {{tab}}Skoro zamknięto bramę za Verrièrem i jego wspólnikiem, młodzieniec w mundurku gimnazisty wyskoczył z fiakra na chodnik.<br> {{tab}}Był to Misticot.<br> {{tab}}— Ojcze Loriot — rzekł do woźnicy — już moją czynność ukończyłem. Pozostaje mi zapłacić ci i podziękować.<br> {{tab}}— Widziałeś tego człowieka?<br> {{tab}}— Widziałem. Jego fizyognomia wyryła się tu... głęboko.<br> {{tab}}To mówiąc, wskazał na czoło.<br> {{tab}}— Może chcesz, abym cię jeszcze gdzie zawiózł? — pytał Loriot.<br> {{tab}}— Nie, mam jeszcze coś tu do załatwienia. Wkrótce jednakże znów płynąć będziemy razem.<br> {{tab}}— Tem lepiej... wiesz, iż ja jestem starym włóczęgą. Jeżdżę mą budą nr. 13-ty po Paryżu od niepamiętnych czasów, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/541|num=147}}znam wszystkie hultajskie dziury, zakąty, będę ci więc mógł może w czem pomódz. A teraz do widzenia.<br> {{tab}}— Do widzenia, ojcze Loriot.<br> {{tab}}Misticot wszedł do sklepu kupca win i razem restauratora, naprzeciw położonego, gdzie schodzili się zwykle woźnice i lokaje z zamożniejszych domów. Tam kazał sobie podać obiad i siadł przy stoliku, umieszczonym tuż pod oknem sklepu, by łatwiej mógł śledzić wchodzących i wychodzących z domu bankiera.<br> {{tab}}— Jeżeli pomieniona osobistość — wyszepnął — obiaduje z bankierem, mam trzy razy więcej czasu, niż mi potrzeba na pożywienie się tutaj. Następnie, gdy wyjdzie, śledzić go będę. Chcę wiedzieć, gdzie on pójdzie, abym mógł złożyć siostrze Maryi ścisłe sprawozdanie.<br> {{tab}}Widzimy, że ów podrostek był gotów wypełnić z całem poświęceniem nałożony sobie, a tyle dlań niebezpieczny obowiązek.<br> {{tab}}Mówimy niebezpieczny, bo w rzeczy samej ów chłopiec mógł uledz groźnemu niebezpieczeństwu, gdyby Desvignes, przez którego, nie wiedząc o tem, był znanym, spostrzegł, że on go śledzi.<br> {{tab}}Przypominają sobie zapewne czytelnicy, że Trilby i Scott otrzymali rozkaz śledzenia Misticota, z przyczyny owego, znalezionego przezeń medalika, i że jeden z tych dwóch nędzników czatował już około domu, w którym mieszkał podrostek, przy ulicy de la Fontaine.<br> {{tab}}Mimo, że przebranie Misticota nie było z rodzaju tych, jakie zmieniają do niepoznania, mogło jednakże wprowadzić w błąd Arnolda, gdyby wypadkiem chłopiec zwrócił jego uwagę.<br> {{tab}}Peruka jasno-blond, zastępująca czarne jego włosy, wiele wpłynęła na zmianę fizyonomii podrostka. Zresztą nie na długo miał on zachować ów kostyum, jaki wypadkowo nabył u tandeciarza.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/542|num=148}}{{tab}}Zręczny, przebiegły, a złośliwy jak małpa, Misticot był prawdziwem dzieckiem Paryża, posiadając mnóstwo wybiegów na zawołanie; marzył on o poważnem dla siebie przebraniu, jakie widział u komedyantów na scenie, podczas gdy był w teatrze.<br> {{tab}}W pałacu bankiera dotąd nie zaszedł żaden ważniejszy wypadek. Obiad, rzecz jasna, nie odbył się wesoło dnia tego.<br> {{tab}}Aniela, zagłębiona w myślach, odpowiadała monosylabami, skoro ją o co zapytano. Siostra Marya w milczeniu obserwowała. Verrière również ukryć nie zdołał swego zaniepokojenia. Myśl jego pomimowolnie zwracała się ku unicestwieniu tych złotych marzeń, gdyby kula Vandama zabiła Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}O dziewiątej, pożegnawszy pannę Verrière i zakonnicę, wspólnik bankiera wyszedł z salonu.<br> {{tab}}Verrière wyprowadził go aż do przedsionka, mówiąc:<br> {{tab}}— Pamiętaj! natychmiast po spotkaniu przysyłaj depeszę!<br> {{tab}}— Dobrze... — rzekł Arnold — wypełnię to, jeżeli...<br> {{tab}}— Tst! — przerwał bankier, nie dozwalając mu dokończyć rozpoczętego zdania. Żadnych złych myśli!.. To przynosi nieszczęście.<br> {{tab}}— Jestem najzupełniej spokojny... upewniam! — rzekł Desvignes — wszak wiesz, że ufam w mą szczęśliwą gwiazdę. Śpij dobrze... {{Korekta|Dowidzenia|Do widzenia}}... i to wkrótce mam nadzieję.<br> {{tab}}Tu zapaliwszy cygaro, wyszedł z pałacu, kierując się w stronę ulicy Tivoli.<br> {{tab}}Misticot stał na czatach, paląc cygaretkę, jak prawdziwy gimnazista, udający dorosłego człowieka.<br> {{tab}}Zaczął iść po za Arnoldem, pozostawiając pomiędzy nim, a sobą odległość na dwanaście kroków.<br> {{tab}}Desvignes szedł szybko, zamyślony, z głową na piersi schyloną.<br> {{tab}}Przybywszy na ulicę Tivoli zatrzymał się przed wiadomym nam domem, włożył klucz w zamek, otworzył i wszedł.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/543|num=149}}{{tab}}— Otóż... — wyszepnął Misticot — wiem teraz gdzie mieszka.<br> {{tab}}Dźwięk rozmawiających głosów dobiegł jego uszu. Chłopiec zbliżywszy się ku bramce, posłyszał te słowa:<br> {{tab}}— Jakóbie... zaprzężesz konie do powozu dziś w nocy o jedenastej. Przed północą muszę być na stacyi północnej drogi żelaznej.<br> {{tab}}— Przed północą... na stacyi drogi żelaznej?.. — powtórzył Misticot. — Co on tam będzie robił u czarta o tak późnej godzinie. — A nie mogąc rozwiązać na razie tego zapytania:<br> {{tab}}— Ha! dowiem się... — odrzekł — bo i ja również tam będę.<br> {{tab}}Z obawy opóźnienia, Misticot wybrał się wcześnie w tę podróż. O w pół do dwunastej był już na stacyi północnej drogi żelaznej, przyglądając się przybywającym podróżnym.<br> {{tab}}Po upływie kwandransa elegancki powóz zatrzymał się przed głównem wejściem stacyjnego budynku. Wysiadł zeń Desvignes, trzymając w ręku szkatułkę dziwnego kształtu.<br> {{tab}}— Pudełko z pistoletami!... — szepnął Misticot. poznawszy za pierwszym rzutem oka wspólnika Verrièra. — Miałożby nastąpić to, czego się siostra Marya tak obawiała?<br> {{tab}}Powóz zawróciwszy, odjechał.<br> {{tab}}Arnold wszedł do głównej sali, gdzie przy okienkach sprzedawano bilety, a spotkawszy się tam z dwoma mężczyznami, powitał ich uściśnieniem ręki.<br> {{tab}}— Jego świadkowie... na pewno! — pomyślał Misticot. — On bić się zamierza... Potrzeba odkryć gdzie i w jakiem miejscu...<br> {{tab}}Nagle chłopiec zadrżał. Spostrzegł w pobliżu Emila Vandame w cywilnem ubraniu, w towarzystwie dwóch mężczyzn również w cywilnych ubiorach, lecz o wojskowej powierzchowności, z których jeden trzymał w ręku szkatułkę z pistoletami.<br> {{tab}}Wszelka wątpliwość w umyśle podrostka teraz się roz- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/544|num=150}}prószyła. Widocznie nastąpić miał pojedynek między porucznikiem artyleryi, a wspólnikiem Verrièra.<br> {{tab}}Misticot mocno się zatrwożył.<br> {{tab}}— W teatrze — pomyślał — gdy przedstawiają na scenie pojedynki, jeden z dwóch przeciwników zwykle zabitym zostaje. Gdybyż taki los spotkał Vandama? Boże... straszno pomyśleć, coby nastąpiło!<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXVII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Zadumał się, a po chwili wyszepnął:<br> {{tab}}— Pójdę, gdzie oni pójdą... Tym sposobem będę mógł zdać ścisłe sprawozdanie siostrze Maryi o tem, co zaszło.<br> {{tab}}I stanął na boku, zwróciwszy całą uwagę na Emila Vandame.<br> {{tab}}Otworzono okienka kas; sprzedaż biletów się rozpoczęła.<br> {{tab}}Porucznik pierwszy przystąpił do kasy. Tuż za nim stanął Misticot.<br> {{tab}}— Trzy bilety pierwszej klasy do Blanc-Miseron — rzekł Vandame, kładąc bilety na mosiężnej tabliczce.<br> {{tab}}Wydano mu trzy bilety i resztę drobną monetą.<br> {{tab}}Przyszła kolej na naszego podrostka. Zażądał, jak Vandame jednego biletu pierwszej klasy do rogatki belgijskiej, a otrzymawszy takowy, ustąpił miejsca następującym po sobie podróżnym, między którymi znajdował się Arnold Desvignes.<br> {{tab}}Chłopiec, zbliżywszy się ku niemu, natężył uwagę i posłyszał, że wspólnik bankiera zażądał trzech biletów również do Blanc-Miseron. Pewien, że znajdzie obu przeciwników w oznaczonem miejscu, wszedł do sali pierwszej klasy, której drzwi właśnie otwarto i czekał na odejście pociągu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/545|num=151}}{{tab}}Stary gałganiarz, Piotr Béraud, nie tracił czasu daremnie.<br> {{tab}}Poświęciwszy większą część nocy zwykłej swej pracy, to jest przeszukiwaniu w kupach śmieci, wrócił do Willi Gałganiarzów w Saint-Quen, gdzie zjadł śniadanie, składające się z kawałka chleba z wędzonką, i popił kieliszkiem wódki.<br> {{tab}}Następnie, wszedłszy do swojej stancyjki, przywdział świąteczne ubranie, jakie miał na zaślubinach Eugeniusza Loiseau.<br> {{tab}}— No... teraz, mój stary — rzekł do siebie, w drogę... odważnie!<br> {{tab}}I przeszedł willę przed patrzącymi nań ze zdumieniem współtowarzyszami. Napotkany omnibus powiózł go do pałacu Sprawiedliwości.<br> {{tab}}Piotr Béraud, jak wiemy, był pewnego rodzaju filozofem, coś nakształt Tomasza Vireloque.<br> {{tab}}Tak dla potężnych, jako i możnych tego świata, nie czuł zawiści, ni uwielbienia, lecz i nie lękał się ich zarówno.<br> {{tab}}— Będę rozmawiał, z kim się zdarzy, nie mięszając się wcale... — myślał, jadąc; — człowiek uczciwy obawiać się nie powinien.<br> {{tab}}— Proszę mi wskazać, gdzie jest gabinet prokuratora rzeczypospolitej? — zapytał w bramie odźwiernego.<br> {{tab}}— Wejdź pan na schody... woźny tam pana doprowadzi.<br> {{tab}}W rzeczy samej, wspomniony sługa biurowy wskazał mu drogę, jaką pójść należało. Udawszy się nią, wszedł do obszernej izby, okolonej ławkami, na których siedziało kilkadziesiąt osób, w milczeniu oczekując na posłuchanie u prokuratora.<br> {{tab}}W głębi tej izby, pod oknem, znajdowało się biurko, przy którem siedział urzędnik, zajęty pisaniem.<br> {{tab}}Béraud podszedł ku niemu z kapeluszem w ręku.<br> {{tab}}Urzędnik odwrócił głowę, zapytując spojrzeniem:<br> {{tab}}— Czego żądasz?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/546|num=152}}{{tab}}— Chciałbym pomówić z prokuratorem rzeczypospolitej — odparł gałganiarz, zrozumiawszy owo spojrzenie.<br> {{tab}}— Prosiłeś pan o posłuchanie? — zapytał urzędnik.<br> {{tab}}— Nie.<br> {{tab}}— Czyś pan otrzymał wezwanie do stawienia się?<br> {{tab}}— Bynajmniej... Chciałbym pomówić z panem prokuratorem w nader ważnej sprawie.<br> {{tab}}— Zatem napisz pan prośbę o udzielenie posłuchania. Kup arkusz stemplowego papieru za sześćdziesiąt centymów, wrzuć go po napisaniu prośby do skrzynki pocztowej, bez naklejania marki. Sądowe interesa nie podlegają opłacie. Skoro twa prośba tutaj nadejdzie, odpowiedzą ci listem wezwania, gdyby tego było potrzeba.<br> {{tab}}— Czy pan żartujesz ze mnie... mój panie? — zawołał Béraud niecierpliwie. — Jakto... tu, gdzie chodzi o tak pilną i ważną sprawę, ja mam pisać... i to jeszcze na arkuszu stemplowym? A jeżeli ja nie mam dwunastu sous na kupno tego arkusza? Wszak nieraz się to zdarza, że nie mamy i jednego sous w kieszeni... Zresztą przypuśćmy, iż wyekspedyują mą prośbę, przeczytają ją i odpiszą mi. Na ów odpis, składający się z dwóch lub trzech wyrazów, ja będę czekał dni kilka, a przez ten czas złoczyńcy uciekną!... Gdy przyjdą ich schwytać, rzecz naturalna, nie zastaną nikogo. Taka więc to jest wasza administracya? W taki to sposób wymierzają we Francyi sprawiedliwość? Dziękuję... To piękne... Nie ma co mówić!...<br> {{tab}}Wygłaszając to, Béraud głos podniósł.<br> {{tab}}— Ani słowa więcej! — zawołał urzędnik.<br> {{tab}}— A jeśli mi się nie podoba zamilknąć. Jeżeli zechcę do reszty wyrazić me myśli?...<br> {{tab}}— Wówczas każę cię związać i zaprowadzić do aresztu.<br> {{tab}}— Doprawdy? no! tegoby jeszcze brakowało... — odrzekł Piotr z sarkazmem. — Zamordowywują mi brata, a gdy przychodzę złożyć o tem objaśnienia, wsadzić chcą do aresztu. Otóż lojalne postępowanie!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/547|num=153}}{{tab}}— Tu nie jest biuro dla składania zeznań... Jeżeli chodzi o zbrodnię, udaj się pan do komisarza policyi swojego cyrkułu, który przedstawi to sądowi, albo najlepiej, udaj się wprost do naczelnika policyi.<br> {{tab}}— A gdzież go szukać?<br> {{tab}}— Jego gabinet znajduje się w prefekturze.<br> {{tab}}— Dobrze... idę tam.<br> {{tab}}Tu stary gałganiarz, zawróciwszy się, włożył kapelusz i pomrukując zcicha, wyszedł na dziedziniec.<br> {{tab}}Jeden z obecnych tam miejskich strażników wskazał mu, dokąd się miał udać.<br> {{tab}}Przestąpiwszy próg drzwi wskazanych, znalazł się w obszernym przedpokoju, gdzie kilku policyjnych agentów siedziało w milczeniu, kreśląc notatki, lub też czytając dzienniki.<br> {{tab}}Dwóch z tychże, jakich poznaliśmy na początku naszej powieści, w czasie zejścia policyi do ''Hotelu Indyjskiego''''Tekst pochyłą czcionką'', po porwaniu Edmunda Béraud, za wejściem Piotra zamienili z sobą słów parę.<br> {{tab}}— Czego pan chcesz? — {{Korekta|zapytuł|zapytał}} Caseneuve.<br> {{tab}}— Chcę się widzieć z naczelnikiem policyi.<br> {{tab}}— Jest bardzo zatrudnionym... Nie przyjmie pana... Zobacz się z jego sekretarzem.<br> {{tab}}— Nie! ja z nim samym chcę mówili.. — odparł gałganiarz. — Skoro się ma interes do pryncypała, nie rozmawia się z jego komisantem.<br> {{tab}}— Cóż pan masz tak ważnego do powiedzenia? — pytał Zapałka żartobliwie. — O cóż tu chodzi?<br> {{tab}}— O objaśnienia...<br> {{tab}}— W czem?<br> {{tab}}— Względem sprawy, która mnie nader zbliska dotyczy, do czarta! sprawy morderstwa... nic więcej.<br> {{tab}}— Jakże się pan nazywasz?<br> {{tab}}— Piotr Béraud.<br> {{tab}}Na te wyrazy obaj agenci natężyli uwagę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/548|num=154}}{{tab}}— A! pan się nazywasz Piotr Béraud... — powtórzył Caseneuve. — Nie jestżeś czasem krewnym tak zwanego Edmunda Béraud, który przez jakichś łotrów został porwanym z ''Hotelu Indyjskiego'' i odtąd nie ukazał się wcale?<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że jestem jego krewnym, jeżeli ów Edmund jest tym samym Béraud, o którym myślę. Jestem natenczas jego bratem... rodzonym bratem... ni mniej, ni więcej!<br> {{tab}}— Ach! pan jesteś jego bratem... Być może, iż jesteś nim w rzeczy samej — odparł agent; — zaczekaj więc chwilę, powiadomię o i wojem przybyciu naczelnika policyi.<br> {{tab}}Tu Casseneuve wyszedł, a zastukawszy po dwakroć zlekka do gabinetu swego pryncypała, wszedł tam po otrzymanem zezwoleniu.<br> {{tab}}— Panie! — rzekł — jakiś człowiek w podeszłym wieku żąda widzieć się z panem, utrzymując, iż on właśnie jest bratem Edmunda Béraud, uwiezionego z ''Hotelu Indyjskiego''.<br> {{tab}}— Ha! nasze ogłoszenie w dziennikach wydaje skutek pożądany — odparł naczelnik. — Będziesz notował jego wyrazy.<br> {{tab}}Za chwilę stary gałganiarz stanął przed naczelnikiem policyi, który ciekawem spojrzeniem badał szczegóły tej charakterystycznej fizyonomii.<br> {{tab}}— Utrzymujesz, żeś jest bliskim krewnym znikłego Edmunda Béraud? — zapytał.<br> {{tab}}— Tak, panie naczelniku... — odrzekł Piotr. — Jestem z zatrudnienia gałganiarzem. Gałganiarz, wiadomo, wszystko zbiera. Otóż przedwczoraj znalazłem w głębi mego kosza kawałek papieru... szmat oderwany dziennika, w którym opisywano wypadek, zaszły przy ulicy Joubert. Zrozumiesz pan, iż po przeczytaniu nazwiska Edmunda Béraud, uczułem, jakby mnie ktoś pięścią w żołądek uderzył. Wstrzymało mi to oddech na chwilę, miałem albowiem brata tego imienia, który przed trzydziestu kilku laty wyjechał do Indyj, a właśnie w owym artykule mówiono o Indyach. Natenczas coś jak gdyby przemówiło we mnie, że ów Edmund Béraud to władnie był mój brat, który powrócił do Francyi, i otóż przyszła mi myśl {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/549|num=155}}udać się do pana naczelnika dla zyskania bliższych objaśnień w tej mierze.<br> {{tab}}Podczas, gdy mówił gałganiarz, naczelnik śledził go z podwojoną uwagą.<br> {{tab}}— Jakież ja panu mogę udzielić objaśnienia? — odpowiedział — kiedy, nieszczęściem, my sami żadnych nie posiadamy. Na chwilę, zanim podróżny ów został porwanym, złożył on u jednego z pierwszych bankierów Paryża znakomitą sumę pieniędzy. Wszystko to każe przypuszczać, iż zabójstwo tu spełnionem zostało, niestety jednak brak nam wskazówek, naprowadzających na ślad tej zbrodni.<br> {{tab}}— Zatem pan nie posiadasz bliższych szczegółów co do jego powrotu do Francyi?<br> {{tab}}— Nic nie wiem. Od chwili swego wyjazdu nie pisał do nas wcale.<br> {{tab}}— Jakto? nie odebraliście nigdy żadnego listu... żadnej depeszy?<br> {{tab}}— Nic... nigdy!<br> {{tab}}— Zkąd więc przypuszczasz pan, iż ów człowiek znikniony mógł być twym bratem?<br> {{tab}}— Mam to wewnętrzne przekonanie.<br> {{tab}}— Idea to wytworzona bez stałych podstaw. Nazwisko Béraud jest bardzo powszechnem nazwiskiem. Czy oprócz niego masz pan innych krewnych?<br> {{tab}}— Całą ich flotę, panie naczelniku.<br> {{tab}}— Gdzie zamieszkują?<br> {{tab}}— Wszyscy w Paryżu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXVIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Utrzymują pomiędzy sobą dobre stosunki owi członkowie pańskiej rodziny? — pytał naczelnik po chwili milczenia.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/550|num=156}}{{tab}}— Ma się rozumieć... Przed dwoma tygodniami zebraliśmy się wszyscy w ''Salonie rodzinnym'' w Saint-Mandé, na zaślubiny jednego z moich siostrzeńców. Kuchnia tam jest doskonałą... przyjęcie było wspaniałem!<br> {{tab}}— I żaden z tych pańskich krewnych nie odbierał wiadomości od Edmunda Béraud, odkąd opuścił on Paryż, wyjechawszy do Indyj?<br> {{tab}}— Żaden z nich, panie. Gdyby Edmund do którego coś pisał, inni wiedzieliby o tem... zarazby sobie to zakomunikowano. Zresztą, gdyby mu przyszła myśl wysłania, listu, pisałby przedewszystkiem do mnie, lub do mej siostry, na pewno.<br> {{tab}}— Pańska siostra jest zamężną?<br> {{tab}}— Jest wdową, panie... Karolina z Béraudó’w Perrot.<br> {{tab}}— Jej zatrudnienie?<br> {{tab}}— Jest praczką.<br> {{tab}}— Mieszka?<br> {{tab}}— Przy ulicy Garreau, nr. 17-ty, w Montmartre.<br> {{tab}}Casseneuve zapisywał to wszystko w notatce, według rozkazu naczelnika policyi.<br> {{tab}}— Podaj mi pan nazwiska i adresy wszystkich swych krewnych — rzekł tenże.<br> {{tab}}— Jeżeli to dla przekonania się czyli nie odbierali wiadomości od Edmunda Béraud, to nadaremne... — odparł gałganiarz; nic więcej nie wiedzą nademnie, upewniam.<br> {{tab}}— Mniejsza z tem... uczyń pan, co żądam.<br> {{tab}}Piotr Béraud dyktował kolejno nazwiska. Skoro wygłosił Juliusza Verrière, naczelnik policyi przerwał zdumiony:<br> {{tab}}— Juliusz Verrière... byłżeby to ów bankier?...<br> {{tab}}— Tak, panie... wielkość, z którą nie sympatyzuję bynajmniej. Osobistość pozująca na bogacza... Jego córka, a moja siostrzenica, posiada więcej przymiotów i zalet w małym swym palcu, niźli on w całej osobie.<br> {{tab}}— Zatem, mój ojcze... — wyrzekł naczelnik, skoro gałganiarz ukończył dyktowanie — musisz oczekiwać wraz z nami {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/551|num=157}}dopóki jakieś światło nie zabłyśnie i nie wskaże nam, czyli ów znikniony podróżny był twoim bratem.<br> {{tab}}— Nie znaleziono więc żadnych papierów w hotelu, w którym zamieszkał?<br> {{tab}}— Żadnych... Wszystko wraz z nim porwano i uwieziono.<br> {{tab}}— Artykuł w dzienniku, jaki mi wpadł w ręce, nadmienia, iż pan masz odebrać jakiś list z Kalkuty?<br> {{tab}}— Potrzeba miesiąc czasu, aby ów list nadszedł do Paryża. Pojmuję, iż pragnąłbyś jaknajrychlej otrzymać jakąś wiadomość w tym względzie — dodał naczelnik policyi, wpatrując się w oblicze gałganiarza; że pragnąłbyś wiedzieć, czyli ów człowiek znikniony był rzeczywiście twym bratem... — ponieważ, gdyby zmarł, otrzymałbyś wspaniałą sukcesyę...<br> {{tab}}— Ach! nie pragnę ja tej sukcesyi, Bóg widzi... nie tyle o nią mi chodzi — zawołał Piotr ze szczerem przejęciem, o prawdzie którego wątpić niepodobna było. — Czyż bowiem potrzebuję milionów? Czyżbym ich użyć potrafił, gdybym ich nawet posiadał? Jestem gałganiarzem i nim pozostanę. Zajęcie to upodobałem sobie... Coś mi brak, panie, skoro nie czuję kosza na plecach, a haczyka w ręku! Nie... nie! owa sukcesya niczem jest dla mnie... ona nie nęci mnie wcale. Nie chciałbym jednak, jeśli zabito mego brata, aby morderca umknął bezkarnie. Mój brat, Edmund, był wprawdzie samolubem, dziwakiem, nie kochał swoich, lecz mimo to wszystko był moim bratem. Chcę, aby jego zabójca został gilotynowanym i ze wszystkich sił moich o to starać się będę.<br> {{tab}}— Jesteś pan dobrym bratem... uczciwym człowiekiem — odrzekł naczelnik policji.— Gdzie mieszkasz?<br> {{tab}}— W Saint-Ouen, w willi Gałganiarzów.<br> {{tab}}— Dobrze... jeśli cośkolwiekbądź odkryjemy, zawezwę cię tu dla powiadomienia. A teraz możesz odejść, czas jest mi drogim... Mam wiele do załatwienia.<br> {{tab}}Piotr, ukłoniwszy się, wyszedł.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/552|num=158}}{{tab}}— Do czarta! — mruknął za drzwiami — szkoda się było trudzić dla nieotrzymania żadnej wiadomości. Lepiej mi było przespać się w domu.<br> {{tab}}Naczelnik policyi przeciwnie, zacierał ręce z zadowoleniem.<br> {{tab}}— Dzięki odwiedzinom — rzekł — tego człowieka — znamy teraz nazwiska wszystkich krewnych Edmunda Béraud. — A zwróciwszy się do Casseneuva, dodał: — Potrzeba wyśledzić, kto są ci ludzie, jaka ich wartość moralna, jak oni żyją?... Ów podróżny, przybyły do ''Hotelu Indyjskiego'', był bratem tego gałganiarza... mam to niezbite przekonanie.<br> {{tab}}— Nic, panie, jeszcze tego nie dowodzi... — ozwał się Casseneuve.<br> {{tab}}— Tak... nic nie dowodzi wprawdzie... lecz wszystko wskazuje. Zajmij się tą sprawą. Jest dla mnie rzeczą niezmiernej wagi otrzymanie jakichbądź rezultatów.<br> {{tab}}— Obawiam się. aby te rezultaty nie były dla nas sprzecznemi — mruknął agent.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ mamy do czynienia, jak to przewiduję, ze złoczyńcami cudzoziemskiego pochodzenia, a nader zręcznymi.<br> {{tab}}Śledzili oni Edmunda Béraud od chwili jego wyjazdu z Kalkuty, pilnując go jak cienie, a teraz opuścili zapewne Paryż i Francyę po spełnieniu zbrodni.<br> {{tab}}— Podzielam twe zapatrywania — odrzekł naczelnik; — bądźcobądź jednak działać nam trzeba. Mordercy mogli zniknąć i umknąć... nie zabrali jednak trupa wraz z sobą.<br> {{tab}}— A! otóż to właśnie!.,. — zawołał Casseneuve. — Gdzie jest ów trup... punkt najważniejszy w tej sprawie. Spoczywa on może na dnie Sekwany, z kamieniem u szyi... I kiedyś zobaczymy go skoro wypłynie zmieniony do niepoznania, nawet skoro go w Mordze wystawią, nikt nie odgadnie jego pochodzenia.<br> {{tab}}— Wszystko to być może... czyń jednak poszukiwania {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/553|num=159}}{{tab}}— Będziemy się starali dokonać tego jaknajlepiej.<br> {{tab}}Tu Caseneuve wyszedł z gabinetu naczelnika. {{kropki-hr}} {{tab}}Verrière pędził godziny w nieopisanej trwodze.<br> {{tab}}Jedenasta rano wybiła, gdy wyszedł z biura przy ulicy Le Pelletier, udając się do domu na śniadanie, a żadnej jeszcze wiadomości nie odebrał od Arnolda Desvignes, mimo, iż tenże mu przyrzekł nadesłać depeszę wkrótce po spotkaniu.<br> {{tab}}Pojedynki po za rogatką belgijską odbywają się zwykle bardzo rano. Godziny jednak upływały jedne za drugiemi, a telegram nie nadchodził.<br> {{tab}}Miałżeby Arnold Desvignes zostać zabitym? W takim wypadku śmierć jego zburzyłaby odrazu owe złote marzenia bankiera, wzniesione nakształt góry z dyamentów.<br> {{tab}}Parę, tygodni zaledwie upłynęło od zawarcia współki, a dom bankierski Verrièra podniósł się znakomicie. Z odzyskaniem kredytu rozpoczął rozległe operacye finansowe; drobnostką to wszystko było jednakże wobec onych zaczarowanych milionów, błyszczących potężnie, promieniście, w oddalonej apoteozie.<br> {{tab}}Verrière oswoił się już z myślą ich posiadania. Uważał je jako swe dobro, jako legalną swą własność, jako wyłącznie rzecz swoją. Za pomocą owych milionów olśni on Paryż swym zbytkiem, stanie się królem finansów, główną arteryą życia wielkiego świata.<br> {{tab}}Nadzieja ta nadymała go pychą i literalnie upajała.<br> {{tab}}I oto jedna kula pistoletowa mogła rozbić jak bańkę mydlaną owe marzenia, iskrzące pryzmatycznemi blaskami.<br> {{tab}}Ach! gdyby ona rzeczywiście dokonała strasznego dzieła zniszczenia!...<br> {{tab}}Verrière czuł, iż na samą tę myśl ogarnia go szaleństwo.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/554|num=160}}{{tab}}Jadąc do domu na śniadanie, pomrukiwał z wściekłością:<br> {{tab}}— Potrzeba tylko godziny czasu, aby depesza, wyprawiona z po za rogatek belgijskich, przybyła do Paryża. Spotkanie zapewne nastąpiło około siódmej znana. Brak tej depeszy oznajmia jasno, iż Arnold został zabitym. Ach! ten przeklęty pojedynek!... Mojej to córce zawdzięczam cios, jaki we mnie uderzył!... Niech mi się jeszcze poważy mówić teraz o swojej miłości! W dniu, w którym Vandame wyznał mi swoje uczucia dla Anieli, powinienem był stanowczo zamknąć przed nim drzwi mego domu i przeciąć tym sposobem wszelki stosunek pomiędzy nim a moją, córką. Gdybym był posiadał natenczas ową roztropność, nie doświadczałbym obecnie tych strasznych obaw... tej śmiertelnej trwogi. Aniela i Vandame staną się przyczyną mojej ruiny; zapłacą mi oni to drogo oboje!<br> {{tab}}Gdy bankier przybył na bulwar Haussmana, nie była jeszcze obiadowa godzina. Mimo to, rozgniewany, kazał natychmiast obiad podawać i przeszedł do jadalni, gdzie zastał córkę wraz z siostrą Maryą.<br> {{tab}}— Przybywasz, ojcze, sam? — zapytała Aniela.<br> {{tab}}Wyrazy te padły jak gorące żelazo na ranę, jątrzącą — serce bankiera.<br> {{tab}}— Tak... przychodzę sam! — zawołał — co cię zapewne cieszy nieskończenie. Oddychasz swobodniej, widząc, iż go tu nie ma? Pamiętaj jednak, że jeżeli nie zasiądzie on więcej przy naszym stole, inny natenczas przyjdzie zająć jego miejsce... ale tym innym nie będzie Vandame... przysięgam!... słyszysz?... przysięgam!... i dotrzymam słowa!<br> {{tab}}Siostra Marya wraz z Anielą spojrzały na siebie drżące z bojaźni.<br> {{tab}}Verrière, pochwyciwszy w przelocie owo spojrzenie, mówił dalej:<br> {{tab}}— Czy sądzisz, że ów związek postanowiony rozchwieje się tym sposobem? Mylisz się bardzo. Złączyłyście się obie {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/555|num=161}}przeciw panu Desvignes, a tem samem i przeciw mnie, który stoję po jego stronie. Wy to jesteście przyczyną tego, co nastąpiło!...<br> {{tab}}Obie kobiety pobladły.<br> {{tab}}— Cóż jednak nastąpiło? — zapytała Aniela drżącym, zaledwie dosłyszanym głosem, obawiając się o ukochanego.<br> {{tab}}— Co nastąpiło?... — powtórzył bankier, podchodząc ku córce z zaiskrzonemi oczyma; ty to popchnęłaś Vandama do wyzwania mojego wspólnika!... Twoje to zaślepienie... twój głupi upór... twoje nieposłuszeństwo będą przyczyną śmierci tego człowieka, a może i mojej!<br> {{tab}}— Boże! mój Boże! — jąkało dziewczę, przyciskając rękoma piersi, w których gwałtowne uderzenia serca oddech jej tamowały. — Co ty powiadasz, mój ojcze?<br> {{tab}}— Mówię prawdę!...<br> {{tab}}— Zatem Vandame!<br> {{tab}}— Eh! co mi twój Vandame... — przerwał Verrière ze wzrastającą wściekłością; — ten głupiec jest niczem dla mnie... bardziej niż niczem!... Arnold Desvignes jest tu wszystkiem, w tej chwili być może on kona gdzie w kałuży krwi, uderzony kulą przez tego nikczemnego żołdaka, Vandama.<br> {{tab}}Aniela krzyknęła przerażona.<br> {{tab}}— Zatem oni się biją!... oni się biją!... — wołała stłumionym głosem, chwiejąc się cała.<br> {{tab}}— Tak... dzięki tobie... która czyniłaś wszystko ze swej strony, aby do skutku doprowadzić ów pojedynek. Wiedz jednak, że jeśli rozerwałaś mą współkę, która zapewniała mi spokój i majątek, ja was potrafię równym ciosem dosięgnąć oboje!<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXIX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Verrière wymówił powyższe słowa z gestem strasznej groźby.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/556|num=162}}{{tab}}— Wuju mój... — poczęła siostra Marya — obrzuć mnie obelgami, ale oszczędzaj swą córkę! Wszak widzisz, że ją zabijasz... torturujesz po nad jej siły... Miej litość nad tem dzieckiem!...<br> {{tab}}— Nikczemna istota, która dwóch ludzi na śmierć naraża, nie ma prawa do żadnej litości!... — zawołał bankier brutalnie.<br> {{tab}}— Ojcze!... mój ojcze... łaski!... — jąkało dziewczę śmiertelnie blade, wyciągając ręce błagalnie. — Och! nie mów mi... nie mów... że Desvignes został zelżonym przez Vandama... nie mów, że się wyzwali... Nie mów, że się bija!...<br> {{tab}}— Biją się... bili się już... słyszałaś... rozumiesz? — wołał rozwścieczony Verrière — i w tej chwili obadwa może konają. Otóż, do czego doprowadzić może wykolejony rozum szalonej kobiety. Nie słucha się woli ojca... burzy się... buntuje... i sprowadza się z jednej strony ruinę własnego domu, a z drugiej śmierć! Biada Vandamowi, jeżeli zabił Arnolda! Jeżeli zaś Vandame żyje, strzeż się tem cieszyć, ponieważ nienawiść moja ścigać was będzie! Zgniotę i zdepczę tę waszą miłość, jak się zabija podłą gadzinę! Zgniotę i zdepczę razem i ciebie!<br> {{tab}}Verrière dał się owładnąć obłędowi wściekłości. Chwyciwszy za ręce swą córkę, wykręcał je i ściskał prawie do złamania.<br> {{tab}}Biedne dziewczę, pod nadmiarem bólu straciwszy przytomność, zachwiało się, wydając przytłumione jęki.<br> {{tab}}Oburzona podobnem okrucieństwem zakonnica, skoczyła ku bankierowi i chwyciła go za ręce, by z nich, jak ze szpon {{Korekta|rozjuszooego|rozjuszonego}} zwierzęcia, wydobyć dłonie nieszczęśliwej.<br> {{tab}}— Proszę... zastanów się, wuju... — wołała; — Aniela nie ma matki... bo gdyby jej matka tu była, nie ośmieliłbyś się napewno dręczyć do takiego stopnia tego biednego dziecka... W miejsce matki ja bronić jej będę, nie ulęknę się twej siły, bądź pewnym... i pamiętaj, że mężczyzna nie ma prawa zobelżać kobiety, choćby ta kobieta nawet była jego dzieckiem! Powstrzymaj się... przyjdź do przytomności... inaczej sądzić będę, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/557|num=163}}że Bóg, stwarzając cię, pozbawił cię serca. Widząc oszołomienie twe na myśl, że Desvignes mógł zginąć w pojedynku, sądzićby należało, że pomiędzy nim a tobą istniało coś innego nad prostą współkę pieniężną... że był pomiędzy wami zawartym jakiś pakt, osłonięty cieniem... jakaś innego rodzaju współka tajemnicza... a nietylko ja, ale świat cały podobnieby sądził.<br> {{tab}}Na te wyrazy Verrière zbladł nieco i nagle się uspokoił.<br> {{tab}}Puścił ręce Anieli, popchnąwszy ją silnie.<br> {{tab}}Dziewczę, na wpół omdlałe, padło na stojące obok krzesło. Siostra Marya objęła ją rękoma.<br> {{tab}}— Gdyby wypadkiem — rzekła z sarkazmem — przyszło ci, wuju, wybierać pomiędzy śmiercią swego dziecka a śmiercią pana Desvignes, ciekawam, jakibyś wybór uczynił?<br> {{tab}}— Nie chodzi tu o wybór... — burknął szorstko Verrière. — Chcę, aby mnie słuchano i rzecz skończona. Żądam, ażeby wszystko uchyliło się przed moją wolą... nie pozwalam na żadne dyskusye, ani kontrole... Ktokolwiek zaś bądź poważyłby się o tem zapomnieć, nie ma dlań miejsca w mym domu. Proszę pamiętać, siostro, o tem, com powiedział, pamiętać tak teraz, jak i na przyszłość.<br> {{tab}}Tu, nie {{Korekta|spojrzwszy|spojrzawszy}} nawet na swoją córkę, wyszedł z jadalni.<br> {{tab}}Lokaj, stojący za drzwiami, niewidzialny świadek tej tak wstrętnej sceny, wejść nie śmiał z posługą przy stole.<br> {{tab}}Siostra Marya, zbliżywszy się do swojej kuzynki, spostrzegła z przerażeniem, iż biedne dziewczę omdlało.<br> {{tab}}— Pomocy... ratunku!... — wołała.<br> {{tab}}Służący ukazał się, zapytując:<br> {{tab}}— Co pani czynić rozkaże?<br> {{tab}}— Trzeba przenieść co rychlej to biedne dziecię do jej pokoju.<br> {{tab}}Mimo, iż ów sługa był niemłodym, posiadał jednak dość siły, obok czego szczerze był przywiązanym do córki bankiera, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/558|num=164}}którą znał od niemowlęcia. Wziąwszy ją przeto na ręce wraz z siostrą Moryą, przeniósł do sypialni, gdzie ją złożył na szeslongu.<br> {{tab}}— Dziękuję ci, mój przyjacielu... — wyrzekła zakonnica. — Ani słowa o tem, co zaszło, nikomu! Nie wiem, co się stało mojemu wujowi. Nigdy go nie widziałam tak rozgniewanym!<br> {{tab}}— Pan zmienił się bardzo od pewnego czasu — wyszepnął służący. — Zapewne to skutkiem nadmiaru pracy.<br> {{tab}}— Bardzo być może..<br> {{tab}}— Czy będę tu jeszcze potrzebnym?<br> {{tab}}— Nie... możesz odejść.<br> {{tab}}Służący wyszedł.<br> {{tab}}Aniela leżała wciąż bezprzytomna. Siostra Marya, wszedłszy do przyległego pokoju, przyniosła flakon z solą trzeźwiącą i miednicę, pełną świeżej wody. Wodą tą zwilżała skronie zemdlonej, dając jej oddychać jednocześnie zawartością, znajdującą się we flakonie. Mimo to omdlenie nie ustępowało.<br> {{tab}}Łzy spłynęły na bladą twarz zakonnicy, stroskanej bezskutecznością swych starań.<br> {{tab}}— Zkąd pochodzi owa przestraszająca potęga, jaką zawładnął Desvignes nad moim wujem, popychając go do podobnie nikczemnych czynów? — zapytywała siebie. — Możnaby sądzić, że jest to jedna z owych demonicznych sił średnich wieków, o jakich nam mówią kroniki.<br> {{tab}}Zemdlona wreszcie zlekka się poruszyła. Drgnęły jej powieki.<br> {{tab}}Siostra Marya podwoiła starania.<br> {{tab}}Dziewczę otwarło oczy. Spojrzała zdumiona wokoło siebie, poczem utkwiła wzrok w zakonnicę, otaczającą ją macierzyńską tkliwością.<br> {{tab}}— Maryo!... och... Maryo! — szepnęła, wyciągając rękę do swej kuzynki — ja jestem bardzo nieszczęśliwą!<br> {{tab}}I wybuchnęła łkaniem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/559|num=165}}{{tab}}— Płacz, drogie dziecię... — mówiła zakonnica, zalewając się łzami; — płacz... łzy sercu ulgę przynoszą! płacz... ale nie rozpaczaj przedwcześnie.<br> {{tab}}— Ach! czyliż mogę mieć jeszcze nadzieję?...<br> {{tab}}— Dlaczego nie?<br> {{tab}}— To niepodobna!<br> {{tab}}— Woli Bożej jest wszystko podobnem...<br> {{tab}}Aniela podniosła głowę. Jej wzrok zaświecił blaskiem gorączkowym.<br> {{tab}}— A więc — wyrzekła głosem przerywanym łkaniem — a więc... miał miejsce ów pojedynek przeklęty, jaki przewidywałaś... Jeden z nich dwóch padł na pewno... a może i oba zabitymi zostali!... Jeżeli jeden z nich żyje... który natenczas... który? Ach! myśleć mi dłużej o tem niepodobna... mój umysł mięsza się... zaciemnia!... Widzę krew... krew wszędzie... Mój sen żarem się sprawdza!... Widziałam w nim Vandama, śmiertelnie ugodzonego... leżał na ziemi, w kałuży krwi!...<br> {{tab}}— Anielo... ukochane dziecię... błagam... uspokój się... — wołała zakonnica.<br> {{tab}}Dziewczę, jak gdyby nie słysząc słów swojej kuzynki, mówiło dalej:<br> {{tab}}— Skończone! jeśli on poległ... jestem zgubioną! Opuści mnie cała energia... będę musiała zostać posłuszną woli mego ojca. Być posłuszną? — powtórzyła, podnosząc się ruchem bezwiednym, jak gdyby we śnie magnetycznym — posłuszną? nie... nigdy!... Jeżeli ów człowiek zabił Vandama, biada mu... biada! Emil będzie pomszczonym... Ja... ja tej zemsty dopełnię!...<br> {{tab}}— Anielo... przez Boga... gorączka opanowywa twój umysł... — szepnęła siostra Marya. — Powiększasz swą boleść. Uspokój się, proszę... zaklinam!<br> {{tab}}— Ja muszę, o wszystkiej się dowiedzieć! — zawołała gwałtownie panna Verrière. — Słyszysz? ja chcę i muszę, wiedzieć! Pojedziemy do Vandama, do Vincennes... tam prawdę nam powiedzą. Jeżeli poległ... przywdzieję wdowią żałobę i nie zdejmę takowej, aż po dokonania mej zemsty, poczem {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/560|num=166}}uczynię tak, jak ty siostro... oddam się Boga. Furta klasztorna rozdzieli mnie ze światem na zawsze. A teraz jedźmy... jedźmy coprędzej!...<br> {{tab}}— Droga... ukochana... wysłuchaj mej prośby, jaką zanoszę; korząc się przed tobą na kolanach!... — wołała zakonnica. — To, co chcesz uczynić, jest bezrozumnem. Ty nie możesz jechać do Vincennes, do Vandama!...<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ podobne postąpienie, lubo niewinne samo w sobie, byłoby przeciwne formom światowym.<br> {{tab}}— A! co mi po formach... po konwenansach! Jeżeli Emil został ranionym, któż mnie o tem powiadomi, jeżeli sama tam nie pojadę? Żywy, czy zmarły, ja chcę... ja muszę go widzieć... Jedźmy!<br> {{tab}}Tu panna Verrère zbliżyła się ku drzwiom.<br> {{tab}}— Błagam cię, nie czyń tego! — wołała, wstrzymując ją, siostra Marya. — Ja sama pojadę... ja dowiem się o wszystkiem... dowiem o całej prawdzie!<br> {{tab}}— Którą, gdyby była straszną, ukryjesz przedemną?...<br> {{tab}}— Nie! wszystko ci opowiem... przysięgam! Nic nie ukryję. Pozwól mi tylko dowiedzieć się samej o tem, co nastąpiło. Gdyby obecność twoja była potrzebną, wrócę tu i zabiorę cię z sobą. Dlaczego zresztą te łzy... zkąd ta rozpacz przedwczesna? Twój ojciec nic nie wie napewno... sądzi... przypuszcza... ale nie twierdzi. Gdyby nastąpił pojedynek, nie odbyłby się on ani w okolicach Paryża, ani we Francyi. Przeciwnicy wyjechaćby musieli, by się uchronić przed ściganiem prawa. Nic więc obecnie wiedzieć jeszcze nie można o wynikach tego spotkania, które nieszczęściem ty sprowadziłaś!...<br> {{tab}}— Ja? — zawołała panna Verrière, załamując ręce.<br> {{tab}}— Bezwątpienia! Gdybyś nie była wysłała depeszy do Vandama i nie sprowadziła go tutaj... gdybyś nie była wznieciła w nim zazdrości, mówiąc mu o Arnoldzie Desvignes, nie byłby nastąpił pojedynek.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/561|num=167}}{{tab}}— Nie nastąpiłby on dziś, być może... był jednak nieuniknionym w danej chwili.<br> {{tab}}— Może to być... Przyszłość w ręku Boga! Bądźcobądź, obecnie nie wiemy, co się stało, zachowaj więc swe siły, których bardzo potrzebować możesz. Pójdź zemną... siądźmy do stołu... należy ci się pożywić czemśkolwiek... Nakaż milczenie swojemu sercu... Zwalcz siłą woli swą boleść... Pojadę do Vincennes... przyrzekłam ci to i dotrzymam słowa.<br> {{tab}}— Czuję się złamaną, obezwładnioną... — rzekła panna Verrière, ogarnięta w rzeczy samej niezwykłem moralnem i fizycznem osłabieniem.<br> {{tab}}— To może chcesz, aby nam tu przyniesiono śniadanie, do twego pokoju?<br> {{tab}}Dziewczę skinęło głową potwierdzająco, poczem, rzuciwszy się na krzesło, wybuchnęło łkaniem.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Podczas biegu pociągu z Paryża do rogatki belgijskiej, Misticot, wsunąwszy się w kąt wagonu pierwszej klasy, zapytywał sam siebie, w jaki sposób mógłby zapobiedz pojedynkowi pomiędzy Vandamem, przyjacielem panny Verrière, a Arnoldem Desvignes, jej wrogiem, lub pragnął przynajmniej odnaleźć coś takiego, coby owo spotkanie odwrócić mogło na korzyść porucznika artyleryi.<br> {{tab}}Podrostek z Montmartre nie posiadał najmniejszego doświadczenia w tem, co dotyczyło owych tak zwanych „spraw honorowych.“ Nie mogąc przeto rozbierać powodów i następstw pojedynków, ponieważ nie znał ich wcale, zadawalniał się stawianiem tego zapytania:<br> {{tab}}— Co robić... co robić?<br> {{tab}}Rzecz prosta, zagadnienie to pozostawało nierozwiązanem, mimo całego natężenia jego wyobraźni i mały sprzedaw- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/562|num=168}}ca medalików nic nie odnalazł, gdy pociąg zatrzymał się i konduktor wygłosił nazwę stacyi, do jakiej miał bilet.<br> {{tab}}Z żywością, właściwą swojemu wiekowi, wyskoczył raczej niż wysiadł z przedziału, spoglądając wokoło siebie. Wpadły mu w oczy dwie grupy, utworzone przez przeciwników i świadków tychże, oczekujących odejścia pociągu, ażeby wyjść na peron.<br> {{tab}}Po kilku minutach maszyna świsnęła, droga się opróżniła i obecnie przejść ją wpoprzek można było, co też uczynili wraz ze swoimi świadkami dwaj mający się pojedynkować.<br> {{tab}}Misticot szedł za nimi, trzymając się nieco w oddaleniu.<br> {{tab}}Kilka domów, mieszczących w sobie zajazdy, kawiarnie i restauracye, wznosiło się obok stacyi.<br> {{tab}}Po ujściu kilkunastu kroków obie grupy zatrzymały się i Berthier, przedsiębiorca, podszedł do świadków Vandama.<br> {{tab}}— Czy który z panów — zapytał — nie zna w tej okolicy miejsca, odpowiedniego na podobne spotkanie?<br> {{tab}}— Znam, panie... — rzekł jeden z zapytanych. — Potrzeba iść plantem drogi żelaznej ku Paryżowi. W ciągu kwandransa przybędziemy do lasku, który jak gdyby był na to utworzonym. Bywałem tam już w sprawach tego rodzaju. Raczcie panowie iść naprzód. Skoro ujdziecie pięćdziesiąt kroków, my wyruszymy za wami.<br> {{tab}}Berthier, ukłoniwszy się, wrócił do Arnolda i drugiego świadka, a opowiedziawszy im, co słyszał, udał się wraz z nimi w drogę wskazaną, gdzie ktoś ich poprzedzał, idąc przodem.<br> {{tab}}Ów ktoś był to Misticot, który, pochwyciwszy w przelocie powyższą rozmowy, postanowił z niej korzystać i biegł z całą szybkością ku laskowi.<br> {{tab}}Ranek był dnia tego czarującym. Pogodne słońce wznosiło się na czysty horyzont, złocąc łąki i pola, okryte zielenią.<br> {{tab}}Desvignes, z marmurowo-spokojnem jak zwykle obliczem, nie wyrażającem żadnego wzruszenia, szedł w milczeniu, nie mówiąc nic do towarzyszących mu dwóch świadków.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/563|num=169}}{{tab}}Vandame przeciwnie, pomimo całej energii charakteru i niezaprzeczonej odwagi, był bledszym niż zwykle, zdając się do głębi wstrząśniętym. Marszczył brwi i czoło, poszarpywał wąsa.<br> {{tab}}— Co ci jest, mój drogi? — zapytał jeden z jego przyjaciół, zdziwiony tą niezwykłą zmianą w zachowaniu swego kolegi. Widzę, że jesteś w złem usposobieniu tego rana...<br> {{tab}}— Jest to stan nerwowy, którego nie jestem w możności pokonać, a który nie wiem doprawdy, zkąd pochodzi... odrzekł porucznik. — Bądź jednak spokojnym... to wkrótce przeminie, nie ujrzysz mnie w złej pozycyi na miejscu spotkania.<br> {{tab}}— Ależ... — odparł pierwszy — ja ani na chwilę nie wątpię o tobie! Zatrwożyłem się tylko, czyliś nie chory.<br> {{tab}}Przybyli do lasku. Misticot znajdował się już tu od pięciu minut, ukryty po za gęstemi krzewami. Najprzód usłyszał kroki nadchodzących, a następnie i głosy. Obie grupy razem się połączyły.<br> {{tab}}— Panowie, wejdźmy bardziej w głąb lasu — ozwał się oficer, który poprzednio rozmawiał już z przedsiębiorcą Berthier. — Jesteśmy o pięćdziesiąt kroków od wyciętej polanki... Ścieżka ta doprowadzi nas tam.<br> {{tab}}Wszyscy skierowali się kolejno na ścieżkę.<br> {{tab}}Misticot, przedzierając się przez krzaki, stanął tamże wraz z nimi.<br> {{tab}}— Do czarta! — mruczał, zaciskając pięści; — nie wiem sam doprawdy, po co ja tutaj przybyłem? Nic nie odnalazłem... nic, coby mogło powstrzymać ów pojedynek. Będą się bili... Ach! widzę teraz, że jestem głupcem, co się zowie!<br> {{tab}}W chwili, gdy obaj przeciwnicy zatrzymali się wraz ze świadkami, i on się również zatrzymał.<br> {{tab}}Berthier głos zabrał.<br> {{tab}}— Panowie... — rzekł, zwracając się do Vandama i Arnolda Desvignes — przypominam wam o warunkach walki. Odległość czterdzieści kroków, z prawem postąpienia naprzód {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/564|num=170}}kroków dziesięć. Strzał dowolny... Jakiekolwiekbądź byłyby wyniki pierwszego strzału, tylko dwie kule wyrzuconemi zostaną.<br> {{tab}}Vandame i Desvignes poruszyli głowami na znak przyzwolenia.<br> {{tab}}Przedsiębiorca mówił dalej:<br> {{tab}}— Przynieśliście, panowie, broń swoją: my również. Los rozstrzygnie, czyli pojedynkujący się użyją naszej lub waszej broni.<br> {{tab}}I wyjąwszy z kieszeni złotą monetę, Berthier dodał:<br> {{tab}}— Rzucam w górę ten pieniądz... mówcie, panowie: orzeł, czy popiersie?<br> {{tab}}— Orzeł! — zawołał jeden ze świadków Vandama, podczas gdy moneta na dół spadała.<br> {{tab}}— Patrzcie panowie! — zawołał Berthier, wskazując na leżący pieniądz na ziemi; — popiersie Napoleona III-go. Użyjecie więc naszej broni, tej, którą przyniósł pan Desvignes.<br> {{tab}}Tu schował pieniądz do kieszeni.<br> {{tab}}Drugi świadek Arnolda otworzył szkatułkę z pistoletami.<br> {{tab}}— Dwóch z pomiędzy nas nabije broń — mówił przedsiębiorca dalej; — podczas gdy dwaj drudzy odliczą czterdzieści kroków i oznaczą suchemi gałęziami miejsce dla przeciwników, oraz granicę, jakiej w żadnym razie przestąpić im nie wolno, idąc naprzeciw siebie po wygłoszonej komendzie.<br> {{tab}}Jeden ze świadków Vandama wraz z drugim świadkiem Arnolda, zajęli się liczeniem kroków i oznaczeniem gruntu gałęziami, podczas gdy Berthier nabijał pistolety przed oczyma czwartego świadka.<br> {{tab}}— Gotowe... — rzekł, ukończywszy tę czynność.<br> {{tab}}Desvignes wraz z porucznikiem artyleryi, zbliżyli się każdy dla wzięcia po jednym pistolecie.<br> {{tab}}Spojrzenia ich się skrzyżowały.<br> {{tab}}Głęboka nienawiść błyszczała we wzroku Vandama; {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/565|num=171}}oblicze Arnolda przeciwnie, wyrażało spokój zupełny. Wzrok jego, jako też i usta, były niememi.<br> {{tab}}— Ostatnia moja prośba i polecenie, Maurycy... — rzekł Vandame do jednego ze swoich świadków, jak gdyby wymierzając wyrazy w swego przeciwnika. — Jeżeli zostanę zabitym, odniesiesz mój portfel wraz z listem i miniaturą i oddasz sam osobiście, z ostatniem mem pożegnaniem, ów list i portret pannie Verrière, mojej kuzynce... mojej narzeczonej.<br> {{tab}}Desvignes stał nieruchomy. Nie zadrżał żaden muskuł w jego twarzy; krwawe jedynie światło zaiskrzyło się pod jego powieką na wymówione powyżej słowa przeciwnika i zgasło w oka mgnieniu.<br> {{tab}}Obaj przeciwnicy, zwróciwszy się do siebie plecami poszli zająć przeznaczone sobie pozycye.<br> {{tab}}Czterej świadkowie złączyli się razem.<br> {{tab}}Przeciwnicy podnieśli broń, nie celując wszakże jeszcze.<br> {{tab}}Jeden z oficerów, na którego padł obowiązek wygłoszenia sygnału, wymówił głośno owe uroczyste wyrazy:<br> {{tab}}— Raz... dwa... trzy!...<br> {{tab}}Desvignes i Vandame zaczęli natychmiast iść naprzeciw siebie.<br> {{tab}}Desvignes śmiertelnie był bladym; porucznik przeciwnie, odzyskał całą krew zimną.<br> {{tab}}Przebiegłszy śpieszno siedem, czy osiem kroków, pochylił głowę, ażeby lepiej strzał zastosować i nacisnął kurek pistoletu.<br> {{tab}}Rozległ się huk. Wzniósł się obłok dymu.<br> {{tab}}Misticot, ukryty w krzaku tuż na wprost Vandama, rozgarnął drżącą ręką gałęzie, ażeby widzieć lepiej. Spostrzegł Arnolda wciąż naprzód idącego.<br> {{tab}}Doszedłszy do granicy, oznaczonej suchą gałęzią, wspólnik Verrièra zatrzymał się i wycelował w bezbronnie stojącego przeciwnika, od którego dzieliła go tak mała odległość, iż zdawało się niepodobieństwem chybić w żyjącą tę tarczę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/566|num=172}}{{tab}}Upłynęła chwila, która zdała się być nieskończonością dla widzów tej sceny.<br> {{tab}}— Strzelaj że pan... lecz strzelaj! — wołali razem czterej świadkowie.<br> {{tab}}Zamiast nacisnąć kurek, Desvignes wyżej broń podniósł.<br> {{tab}}— Co pan robisz?... — zawołał Vandame. — Masz prawo mnie zabić... ale mnie nie dręczyć... Zabij mnie natychmiast, ponieważ masz moje życie w swem ręku.<br> {{tab}}— Pańskie życie jest w mojem ręku... to prawda... — odrzekł Desvignes. — Świadkowie stwierdzić to mogą. Nie strzelę jednak... ponieważ nie chcę cię zabić, na teraz przynajmniej.<br> {{tab}}— Nie przyjmę od ciebie żadnej łaski!... — zawołał gwałwnie Vandame.<br> {{tab}}— Nie chodzi tu o łaskę, jakiej nie mam zamiaru panu ofiarować, ale o odroczenie sprawy, jakie przyjąć pan musisz!<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}{{Korekta|Jakie|— Jakie}} odroczenie... co to znaczy? — zawołał Vandame zdumiony.<br> {{tab}}— Rzecz bardzo prosta... — odparł nikczemnik. — Twoje życie do mnie należy, wszak sam to powiedziałeś przed chwilą. Podoba mi się nie odbierać ci go dziś... lecz w dniu, w którym go zażądam, oddać je musisz, jeżeli jesteś człowiekiem honoru!<br> {{tab}}— Ależ to haniebne... to bezrozumne! — zawołał porucznik. — Nie chcę zawdzięczać panu ani jednej minuty mojego życia... Zabij mnie natychmiast!<br> {{tab}}Desvignes, wyjmując zwolna nabój z pistoletu, odrzekł spokojnie, jak gdyby chodziło o rzecz najzwyklejszą w świecie.<br> {{tab}}— Zabiję cię w dniu i godzinie, w której mi się podoba... Jestem twym wierzycielem... Zażądam według mej woli wypłaty należytości.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/567|num=173}}{{tab}}Oficerowie, świadkowie i przyjaciele Vandama nie chcieli przyjąć podobnie wstrętnej propozycyi.<br> {{tab}}— Odrzucamy pański warunek... nie godzimy się na to — wołali.<br> {{tab}}— Mało mnie to obchodzi, czy go panowie przyjmujecie, lub odrzucacie — odrzekł Desvignes. — Moja wola jest niewzruszoną... nic jej nie zmieni. Chcę, aby pan Vandame sam odniósł pannie Verriére list i portret, jakie, według jego własnego wyrażenia, miał przesłać jej z pożegnaniem.<br> {{tab}}— Nie chodzi nam o pańską wolę... o to, co się panu podoba — rzekł jeden z oficerów, ale o wypełnienie naszych obowiązków, jako świadków; a jednym z tychże jest powstrzymanie pańskiej nienawiści i zemsty, jaka nam potworną być się wydaje. Służyło panu prawo strzelić do swego przeciwnika w pojedynku, według zasad ustanowionym. Gdybyś jednak poważył się z tej broni, jakiej dziś nie użyłeś, strzelić do pana Vandame później, nie byłbyś natenczas prawnie i honorowo walczącym, ale poprostu stałbyś się mordercą, zbrodniarzem!<br> {{tab}}— Takie są pańskie zapatrywania? — odparł szyderczo Desvignes. — Moje są całkiem innemi.<br> {{tab}}— Tem gorzej, panie, ponieważ jestem pewien, że wszyscy uczciwi ludzie podzielą me zdanie.<br> {{tab}}— Dość sprzeczki!... — zawołał nagle Vandame. — Pan Desvignes chce wznowić starą sytuacyę ze zużytych melodramatów... Niech działa według swej woli. Uznaję go za pana mej egzystencyi i proszę was, wpiszcie to jego oświadczenie do protokułu.<br> {{tab}}— Nigdy! zawołali razem czterej świadkowie.<br> {{tab}}— Wpisywać do protokułu podobne oświadczenie, byłoby to niczem nieusprawiedliwionem bezprawiem — zawołał Berthier. — Odłączam się od mego klienta w tem, co się tyczy pomienionej deklaracyi, nie przyjmując odpowiedzialności za jego dalsze czyny.<br> {{tab}}— Ja ci też ich bynajmniej narzucać nie chcę, mój drogi Berthier — zawołał Desvignes z ironią. — Układajcie sobie wasz {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/568|num=174}}protokuł, jak tylko wam się podoba, to jednak w niczem nie zmieni położenia rzeczy. Ja jestem wyłącznym panem życia porucznika Vandame, mam prawo mu go odebrać... Nadużycie tego prawa jest rzeczą mojego sumienia.<br> {{tab}}— A także i sądu... — wtrącił jeden z przyjaciół porucznika.<br> {{tab}}— Sądu? — powtórzył Desvignes; — niech i tak będzie. — Nie obawiam się go bynajmniej, ponieważ wasza skarga, panowie, stałaby się dla mnie uniewinnieniem i tryumfby mi zjednała.<br> {{tab}}— Spotkamy się na stacyi... — rzekł Berthier do jednego z przyjaciół Vandama; — zjemy tam razem śniadanie i spiszemy protokuł przed udaniem się w drogę do {{Korekta|paryża|Paryża}}.<br> {{tab}}— Jesteśmy na pańskie rozkazy... — odrzekli obaj oficerowie.<br> {{tab}}Vandame ze świadkami naprzód się oddalił; Desvignes ze swymi szedł w odległości około pięćdziesięciu kroków po za pierwszymi.<br> {{tab}}— Wiesz pan, że jesteś wspaniałomyślnym... niech cię czarci porwą! — wymruknął Berthier. — Dlaczego jednak nie chciałeś strzelać w swego przeciwnika?<br> {{tab}}— Szło mi o udzielenie małej nauki temu jegomości... Dałem mu ją... wystarcza mi to.<br> {{tab}}— O! lekcya to twarda... bezwątpienia! Obecnie, po tem, co nastąpiło, jedno tylko pozostaje porucznikowi Vandame...<br> {{tab}}— Cóż takiego?<br> {{tab}}— Zostawić panu wolne pole działania, a samemu pojechać na plac wojny do Tonkinu.<br> {{tab}}— Podzielam pańskie zdanie i myślę, że tak uczyni.<br> {{tab}}Desvignes kazał podać śniadanie w restauracyi sąsiadującej z tą, do której wszedł Vandame z oficerami, a podczas gdy je przyrządzano, udał się na stacyę w zamiarze wysłania depeszy do Verrièra, jak to przyobiecał.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/569|num=175}}{{tab}}Zawód go tam jednak oczekiwał. Przystanek ów, będąc stacyą trzeciorzędną, nie mógł się podjąć wysłania depeszy. Dla zatelegrafowania więc potrzebaby było posłać do wsi, położonej blisko o kilometr odległości, gdzie znajdowało się biuro poczt i telegrafów.<br> {{tab}}Desvignes uznał to za rzecz bezpożyteczną.<br> {{tab}}— Na co mam trudzić się daremnie? — rzekł; — Verrière zaczeka na mój powrót... Jeśli jest niespokojnym, tem lepiej... Oceni więcej wartość swojego wspólnika.<br> {{tab}}Powiadomiwszy się następnie o godzinie odejścia pociągu, wrócił do restauracyi, gdzie zastał gotowem śniadanie.<br> {{tab}}Misticot wkrótce po rozejściu się walczących wyszedł z za krzaków, z po za których widział wszystko, o czem opowiedzieliśmy. Podrostek nie ochłonął jeszcze ze strachu, jaki nim owładnął w chwili, gdy sądził, że Desvignes zabije Vandama. Potrzebował użyć ruchu, powietrza, aby uśmierzyć wzruszenie. Idąc, zapytywał sam siebie, dlaczego wspólnik Verrièra nie korzystał z przysługującego mu prawa i nie wpakował kuli w głowę, albo pierś porucznika? Rozmyślał, nie mogąc rozwiązać tego zapytania.<br> {{tab}}Równo z nim Desvignes udał się na stacyę dla powiadomienia, o którym czasie pociąg odchodzi. Chłopiec pragnął corychlej opowiedzieć siostrze Maryi, co widział i słyszał.<br> {{tab}}Pociąg wschodził w południe, a przybywał do Paryża o piątej przed wieczorem.<br> {{tab}}Czując potrzebę posiłku, wszedł nasz podrostek do jednej z pobliskich restauracyj na śniadanie.<br> {{tab}}Siostra Marya nie straciła też czasu daremnie. Zmusiwszy Anielę do pożywienia się czemkolwiek, pojechała fiakrem do Vincennes, wyprost do mieszkania Vandama.<br> {{tab}}Porucznik wraz z innymi oficerami zajmował dom, położony w ulicy, sąsiadującej z fortem, w pobliżu lasu.<br> {{tab}}— Nie ma w domu pana Vandame — odrzekł odźwierny na zapytanie zakonnicy — lecz jest jego służący.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/570|num=176}}{{tab}}Siostra Marya zbliżyła się do żołnierza, który, salutując ją po wojskowemu, odpowiedział:<br> {{tab}}— Mój porucznik jest na dwudziestoczterogodzinnym urlopie. Wyjechał wczoraj wieczorem z dwoma swoimi kolegami i nie powróci aż dziś wieczorem.<br> {{tab}}— Lecz czy napewno powróci?<br> {{tab}}— Tak mi powiedział.<br> {{tab}}— Od wczoraj nie nadeszła od niego żadna wiadomość?<br> {{tab}}— Żadna.<br> {{tab}}— Nie wiesz pan, dokąd się udał za urlopem?<br> {{tab}}— Nie wiem.<br> {{tab}}Zakonnica zrozumiała, iż daremnem byłoby badać o więcej; żołnierz nie mógł być powiernikiem swojego oficera, ztąd nic nie wiedział napewno.<br> {{tab}}Gdyby Vandame został zabitym albo ranionym, dwaj towarzyszący mu przyjaciele mogliby o tem jedynie udzielić wiadomość.<br> {{tab}}Kuzynka Anieli odejść zamierzała.<br> {{tab}}— Skoro powróci porucznik — zapytał żołnierz — co mam mu mam powiedzieć?<br> {{tab}}— To tylko, że siostra Marya tu była, chcąc się z nim widzieć... Będziesz pamiętał me imię?<br> {{tab}}— O! doskonale... Siostra Marya... wszakże tak? Dopełnię ściśle zlecenia.<br> {{tab}}— Dziękuję ci, mój przyjacielu.<br> {{tab}}Zakonnica wsiadła do fiakra.<br> {{tab}}— Co począć? — rozmyślała. — Jakie sprawozdanie złożyć Anieli ze swej bytności w Vincennes? Wiadomość, jaką otrzymała, nie uspokoi obaw młodego dziewczęcia, ale powiększy je raczej.<br> {{tab}}Widocznem było dla siostry Maryi, iż Verrière nie skłamał. Pojedynek miał miejsce, czego wyjazd porucznika z dwoma kolegami był najlepszym dowodem. Vandame pojechał bić się za rogatki, nie ulegało to wątpliwości.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/571|num=177}}{{tab}}Panna Verrière oczekiwała powrotu swej kuzynki z łatwym do zrozumienia niepokojem.<br> {{tab}}Wyszła chwiejąca się na spotkanie siostry Maryi, skoro spostrzegła ją oknem idącą przez dziedziniec.<br> {{tab}}— I cóż? — zapytała z trwogą.<br> {{tab}}— Nic się nie dowiedziałam, moje dziecię... — odparła zakonnica.<br> {{tab}}— Jakto... nic?... Dlaczego?<br> {{tab}}— Vandame jest nieobecnym w Vincennes. {{Korekta|Otrzymawwszy|Otrzymawszy}} urlop na dwadzieścia cztery godzin, wyjechał wczoraj wieczorem i nie powróci aż dziś o tej samej porze.<br> {{tab}}Aniela, przygnębiona tą wiadomością, padła na krzesło, ukrywszy twarz w dłoniach.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Verrière, wyszedłszy od siebie wściekle rozgniewany, udał się do restauracyi, gdzie jadł śniadanie, pijąc więcej niż zwykle dla oszołomienia siebie samego, poczem w stanie nadzwyczajnego wzburzenia wrócił do biura. Wiemy, iż tam nie zastał żadnej depeszy.<br> {{tab}}Całe popołudnie spędził w nieopisanem nerwowem podrażnieniu. Miał myśl pokilkakrotnie udać się pociągiem drogi żelaznej po za rogatki, dla otrzymania wiadomości; obawa jednak minięcia się w drodze z Arnoldem w miejscu go powstrzymywała.<br> {{tab}}Opanowany gorączką nie mógł w miejscu usiedzieć, a nie chcąc wydalać się z biura, chodził dużemi krokami po gabinecie, jak dziki zwierz w klatce zamknięty.<br> {{tab}}Wreszcie o w pół do szóstej, nie mogąc wytrzymać dłużej, wyjść postanowił, gdy nagle usłyszał turkot zatrzymującego się przed domem powozu.<br> {{tab}}Po raz może dwudziesty podbiegł do okna i wydał okrzyk radości. Spostrzegł wysiadającego Arnolda.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/572|num=178}}{{tab}}— Zdrów... i cały! Oddycham! — wyszepnął, pośpieszając drzwi otworzyć.<br> {{tab}}— Otóż jestem... — zawołał Desvignes, zawsze zimny i obojętny, ukazując się w progu.<br> {{tab}}— Jakżem szczęśliwy, że cię widzę! — odrzekł Verrière, ściskając mu rękę. — Dlaczego jednak wbrew uczynionej obietnicy, dręczyłeś mnie tak przez dzień cały? Depesza wszakże szybko nadchodzi?<br> {{tab}}— Stacya, na której wysiedliśmy, nie przyjmuje telegramów... oto moje usprawiedliwienie.<br> {{tab}}— Jest ono dostatecznem... A teraz mów mi o Emilu Vandame... Czy poległ?<br> {{tab}}— Nie.<br> {{tab}}— Zatem raniony niebezpiecznie?<br> {{tab}}— I to nie...<br> {{tab}}— Jakto... nie odbył się więc pojedynek... Mój siostrzeniec nie stanął? przysłał usprawiedliwienie.<br> {{tab}}— Nie było żadnych {{Korekta|uspradliwień|usprawiedliwień}}... Biliśmy się...<br> {{tab}}— Czy podobna... zatem chybiłeś?<br> {{tab}}— Trzymałem go bezbronnego na końcu lufy mego pistoletu, nie śpiesząc z wystrzałem.<br> {{tab}}Verrière cofnął się osłupiąły.<br> {{tab}}— Nie śpieszyłeś z wystrzałem? — powtórzył — gdy dość było jednego naciśnięcia kurka, ażeby uwolnić nas obu od osobistości podwójnie dla nas niedogodnej, jako rozkochanego w mej córce i jako spadkobiercę Edmunda Béraud.<br> {{tab}}— Sądzę, iż powiedziałem ci już o moich zamiarach w tym względzie.<br> {{tab}}— Bezwątpienia... lecz teraz zmieniły się okoliczności. Jest to czystem szaleństwem z twej strony!... Od niego pochodziło wyzwanie... Dlaczego więc go oszczędzać i żyć mu pozwalać?<br> {{tab}}— Nie obawiaj się... Jeżeli pozostawiłem mu życie, zabiłem go moralnie. W obecnej chwili Vandame już prawie nie żyje. Pozostaje mu tylko iść szukać śmierci w Tonkinie, jak {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/573|num=179}}dobrze powiedział jeden z mych świadków, co nas uwolni od niego bez kropli krwi przezeń nie przelanej. W tem, co mnie dotyczy, otrzymałem cel pożądany.<br> {{tab}}— Nic nie rozumiem.<br> {{tab}}— Powiedz mi... Masz ufność we mnie?<br> {{tab}}— Ufność ślepą... zupełną!<br> {{tab}}— Zatem niech ci wystarczy to, że ja za wszystko biorę na siebie odpowiedzialność. Jakże się miewa panna Aniela?<br> {{tab}}— Sądzę, że niezbyt dobrze... ponieważ dziś rano miałem z nią zajście gwałtowne.<br> {{tab}}— Które sam wywołałeś bezwątpienia... To źle!<br> {{tab}}— Mógłżem być panem siebie? Nie odbierając od ciebie wiadomości, sądziłem, żeś poległ.<br> {{tab}}— I powiedziałeś swej córce, że ja się biję z Vandamem?<br> {{tab}}— Tak, powiedziałem jej to... w rzeczy samej.<br> {{tab}}— A prosiłem cię, ażebyś tego nie czynił... Otóż niezręczność, której następstwa zmuszą mnie do wyznania jej rychlej mych uczuć, niźli to chciałem uczynić.<br> {{tab}}— Nic w tem złego... Przyśpiesz te rzeczy, skoro jesteś pewien, że nie przeszkadza ci teraz rywalizacya Vandama. Trzeba, ażebyś przed upływem dwóch miesięcy został mym zięciem.<br> {{tab}}— Ja, bardziej niż ty, radbym przyśpieszyć to małżeństwo, ponieważ jestem szalenie zakochany w twej córce.<br> {{tab}}— Będziesz u nas na obiedzie?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć... Nie dozwolę, aby dzień jeden upłynął bez złożenia mej czci u stóp panny Verrière.<br> {{tab}}— A zatem jedźmy.<br> {{tab}}Tu obaj nikczemni wspólnicy udali się na bulwar Haussmana.<br> {{tab}}Misticot wrócił do Paryża tymże samym pociągiem, którym jechali dwaj przeciwnicy wraz ze świadkami.<br> {{tab}}Mimo, iż chłopiec czuł się być złamany znużeniem, krążył około pałacu, spodziewając się, iż może ujrzy wychodzącą zeń siostrę Maryę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/574|num=180}}{{tab}}Zakonnica nie ukazała się wcale, natomiast spostrzegł Misticot Verrièra z Arnoldem, zajeżdżających przed bramę.<br> {{tab}}— Dziś próżnobym wyczekiwał... — rzekł sam do siebie. — Przyjdę jutro do kaplicy Sacré-Coeur.<br> {{tab}}I odszedł w stronę Montmartre.<br> {{tab}}Siostra Mary a wraz z panną Verrière znajdowały się w salonie, rozmawiając o poruczniku.<br> {{tab}}Aniela, wciąż zasmucona głęboko, z głową pochyloną na piersi, odpowiadała półsłowami kuzynce.<br> {{tab}}Zajęte rozmową, nie dosłyszały szmeru otwierających się drzwi, ani odgłosu kroków nadchodzących dwóch mężczyzn i za wejściem dopiero bankiera do salonu wraz z jego wspólnikiem obie podniosły głowy.<br> {{tab}}Spostrzegłszy Arnolda Desvignes, Aniela zbladła przestraszająco, jej oczy zaświeciły blaskiem nienawiści, twarz przybrała wyraz wstrętu i groźby. Zerwała się szybko, a biegnąc ku niemu i patrząc mu w oczy, zawołała:<br> {{tab}}— Zabiłeś go pan!<br> {{tab}}— Nie zabiłem nikogo...<br> {{tab}}— Zatem raniłeś go... niebezpiecznie raniłeś?<br> {{tab}}— I to nie... Uspokój się pani... nie masz się czego obawiać dla osoby, o której mówisz.<br> {{tab}}Panna Verrière swobodniej odetchnęła.<br> {{tab}}— Pan Vandame żyje... zdrów i cały, jak ja... — mówił dalej Desvignes — upewniam słowem honoru.<br> {{tab}}Dziewczę utkwiło badawcze spojrzenie we wzroku mówiącego, jak gdyby pragnąc przeniknąć głąb jego duszy, dla upewnienia się, czy on mówi prawdę; wzrok jednak Arnolda został nieprzeniknionym, jak i myśl jego, a jednak niepodobna było kłamstwa przypuszczać w tym razie, bezczelność taka albowiem przekroczyłaby wszelką granicę. Zresztą, w jakimby celu to czynił, gdy kłamstwo nazajutrz mogłoby zostać wykrytem?<br> {{tab}}Aniela więc zwolna się uspokoiła.<br> {{tab}}Służący oznajmił, iż obiad na stole.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/575|num=181}}{{tab}}Panna Verrière odgadła, iż Desvignes poda jej ramię dla przejścia do jadalni. Na myśl dotknięcia tego ramienia swą dłonią, uczuła wstręt niewypowiedziany. I pochwyciwszy nagle pod rękę swoją kuzynkę, przeszła z nią naprzód.<br> {{tab}}Desvignes z bankierem zamienili spojrzenia. Wzrok bankiera mówić się zdawał:<br> {{tab}}— Trudna będzie sprawa...<br> {{tab}}Spojrzenie Arnolda jasno odpowiadało:<br> {{tab}}— Ba! nie obawiam się niczego!<br> {{tab}}Obiad trwał krótko, odbył się smutno, w milczeniu. Przymus panował między zebranymi, mrożąc słowa na ustach. Nawet i Desvignes, tak umiejący zapanować nad sobą, nie potrafił ukryć wewnętrznego niepokoju.<br> {{tab}}Po kawie Verrière wstał od stołu i wszyscy przeszli do salonu.<br> {{tab}}Desvignes zbliżył się natenczas do Anieli.<br> {{tab}}— Pani! — rzekł, pochylając głowę — za upoważnieniem jej ojca zanoszę do niej prośbę o parę chwil osobistej wyłącznie rozmowy.<br> {{tab}}Dziewczę zadrżało.<br> {{tab}}— Rozmowy wyłącznie osobistej... — powtórzyła.<br> {{tab}}— Tak, pani... Powtarzam, iż czynię to za upoważnieniem jej ojca... który nawet, dodam, zachęca mnie ku temu.<br> {{tab}}{{Korekta|— Verrière|Verrière}} skinął głową twierdząco.<br> {{tab}}— Cóż mi pan masz do powiedzenia? — pytała Aniela, usiłując pokryć zmięszanie.<br> {{tab}}— Rzeczy nader ważne... zbliska dotyczące panią...<br> {{tab}}— Tak... tak! — poparł Verrière — należy wysłuchać pana Desvignes... Chodzi tu, moje dziecię, o nasz wspólny interes.<br> {{tab}}Siostra Marya, ująwszy rękę kuzynki, uścisnęła ją zlekka, a tkliwy ów uścisk radził dziewczęciu, by uczyniło, co żądają.<br> {{tab}}— Słucham... — odrzekła panna Verrière. — Mów pan, proszę...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/576|num=182}}{{tab}}— Nasza rozmowa nie może mieć świadków...<br> {{tab}}— Pójdź więc pan... — odpowiedziało dziewczę.<br> {{tab}}I przeszła do małego buduaru, którego drzwi oszklone łączyły się z salonem.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Przestąpiwszy próg gabinetu, powtórzyła poprzednio wymówione wyrazy:<br> {{tab}}— Słucham... mów pan...<br> {{tab}}— Racz pani spocząć — rzekł Desvignes, podsuwając fotel.<br> {{tab}}— Czy długa to będzie rozmowa? — zapytała panna Verrière.<br> {{tab}}— Będę się starał uczynić ją jaknajtreściwszą, upewniam...<br> {{tab}}Z ciężkiem, przytłumionem westchnieniem Aniela padła na podany sobie fotel.<br> {{tab}}— Nie jest mi wiadomem — zaczął Arnold Desvignes — przez czyją niedyskretność posłyszałaś pani o pojedynku, jaki miał nastąpić pomiędzy mną a panem Vandame.<br> {{tab}}— Nikt mnie o tem nie powiadamiał, przeczułam, że to spotkanie będzie miało miejsce... odgadłam je sama...<br> {{tab}}— Pojmuję, że odgadłaś je pani, ponieważ wiedząc, że cię kocham, rozumiałaś dobrze, iż muszę nienawidzieć porucznika, mego rywala.<br> {{tab}}— Jeżeli mnie pan tu sprowadziłeś dla mówienia mi o swej miłości, która jest dla mnie nieznośną i wstrętną, odchodzę natychmiast! — zawołała panna Verrière.<br> {{tab}}Tu podniosła się, ku drzwiom zmierzając.<br> {{tab}}Desvignes, nie ruszając się z miejsca, odparł najspokojniej:<br> {{tab}}— Nieszczęściem, bliższe wyjaśnienie jest dla nas nieu- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/577|num=183}}niknionem... Lepiej, ażeby ono zaraz nastąpiło... Wierzaj mi przeto pani, pozostań... nie odchodź!<br> {{tab}}— Zostanę pod warunkiem, ażebyś mi pan nie mówił o swojej miłości.<br> {{tab}}— Przeciwnie... mówić o niej będę... ponieważ wymagają tego wspólnie nas łączące okoliczności; będę się jednak starał, by moje słowa, pełne dla pani czci i poważania, w niczem jej nie uraziły i nie zirytowały. Zechciej mnie więc wysłuchać cierpliwie... wysłuchać z uwagą tego, co powiem, ponieważ pani to przypadło mieć rozstrzygający udział w tej sprawie. Dodam, że szczegóły nader ważne, interesa, o doniosłości których pani wyobrażenia mieć nie jesteś w stanie, a nawet honor nazwiska, jakie nosisz obecnie, zależą od tej rozmowy.<br> {{tab}}Pomimo stanowczo postanowionego oporu ze swej strony, Aniela uczuła się być skrępowaną tą sytuacyą.<br> {{tab}}Zimne, a nawet prawie lodowate zachowanie się Arnolda, stanowiące zdumiewającą sprzeczność z gwałtowną miłością, jaka płonęła w głębi jego serca nakształt gorejącego wulkanu; przestraszały pannę Verrière, obezwładniając ją zarazem.<br> {{tab}}Cała jej istota burzyła się przeciw temu człowiekowi; czuła dla niego wstręt nieprzełamany, a mimo to bezwiednie prawie ulegać jego woli była zmuszoną.<br> {{tab}}Upadła na fotel, z którego podniosła się przed chwilą.<br> {{tab}}— Byłaś pani świadkiem sceny — mówił dalej Desvignes — jaka odbyła się onegdaj wieczorem w tutejszym salonie, a jeśli jesteś bezstronną, osądzić pani wypada w takim razie nader surowo pana Vandame. Bez żadnego wyzwania z mej strony rzucił mi obelgę z nienawistną, niczem nieusprawiedliwioną zaciekłością.<br> {{tab}}— Czyliż mogło być inaczej? — zawołała Aniela. — Oboje z Emilem Vandame kochamy się oddawna. Poprzysięgliśmy należeć do siebie wzajem. Kuzyn mój przeto zmuszonym był traktować pana jako wroga, ponieważ rzucasz się nagle pośród, nas, rozrywając naszą miłość; łamiesz nasze nadzieje, unice- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/578|num=184}}stwiając sny nasze! Wobec zatem napadającego na nas wroga, pozostaje nam bronić się, lub nań uderzyć. Vandame uczynił to, co ja sama zrobiłabym w jego miejscu.<br> {{tab}}— Aprobujesz więc pani jego postąpienie?<br> {{tab}}— W zupełności... ponieważ go kocham! — zawołała z dumą panna Verrière.<br> {{tab}}— Niech i tak będzie... Lecz proszę, posłuchaj mnie pani dalej — mówił obojętnie Desvignes. — Znieważony przez Vandama, któremu, powtarzam, nie dałem do tego powodu, zmuszony byłem przyjąć jego wyzwanie. Biliśmy się... Jego życie było w mem ręku. Potrzeba mi było tylko nacisnąć kurek mego pistoletu, a w chwili obecnej nie miałbym już rywala. Wiedziałem jednak, że pani go kochasz... i nie zabiłem go!<br> {{tab}}— Sądzisz pan, iż ja uwierzę, że przez miłość dla mnie oszczędzałeś tego, którego kocham?<br> {{tab}}— Tak... mam to przekonanie.<br> {{tab}}Aniela wzruszyła ramionami.<br> {{tab}}— Nie jestem w stanie odkryć powodu tak wielkiej wspaniałomyślności z pańskiej strony... — wyrzekła z ironią.<br> {{tab}}— A jednak ów powód jasno przed oczy się stawia. Nie chciałem powrócić do pani z rękoma krwią zbroczonemi; nie wybaczyłabyś mi zapewne śmierci porucznika. Zresztą, na co go miałem zabijać, gdy dla mnie przestał on być niebezpiecznym? Małżeństwo pomiędzy nim a panią jest niepodobnem do spełnienia...<br> {{tab}}— Dlaczego... kto temu przeszkodzić jest w stanie?<br> {{tab}}— Ojciec pani, któremu nie zaprzeczysz prawa w tym razie. I dlatego to, będąc spokojnym, i pewnym ja, zelżony, wyświadczyłem łaskę zobelżycielowi, którego ręka podniosła się, by mnie spoliczkować. Kula jego chybiła, a wtedy, gdy zależało odemnie trupem, go u nóg mych położyć, spuściłem broń... nie wystrzeliłem... Pojmujesz to pani?...<br> {{tab}}— Nie... — odparła drżącym głosem panna Verrière; — nie... ja tego nie pojmuję... nie rozumiem! Ta pańska pozorna {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/579|num=185}}wspaniałomyślność przeraża mnie... Jakiż powód nakazał panu być tyle szlachetnym?<br> {{tab}}— Powód dwojaki... moja miłość dla pani i zapewnienie sobie mej zemsty. Wydaje się to pani zagadką? Otóż ją wytłumaczę. Życie pana Vandame, które do mnie należało na placu walki, należeć i obecnie nie przestało. Zeznałem, że nie czynię mu łaski, ale udzielam jedynie odroczenie. Służy mi prawo zabić go, skoro mi się tylko podoba. Jego obowiązkiem, jeśli jest człowiekiem honoru, o czem nie wątpię, jest przyjść na moje pierwsze wezwanie i wystawić pierś na mój strzał.<br> {{tab}}— Ach! — zawołała panna Verrière z przerażeniem i zgrozą... to niepodobna... to być nie może!...<br> {{tab}}— Zapytaj pani o to świadków spotkania, nie mówię moich, bo tym nie ufałabyś może, lecz świadków pana Vandame, dwóch oficerów artyleryi, jego przyjaciół... Usłyszysz, co ci odpowiedzą.<br> {{tab}}— Lecz zabić człowieka w ten sposób... na zimno, człowieka rozbrojonego... to byłoby podłem... nikczemnem... to byłoby prostem morderstwem!<br> {{tab}}— Nie! to byłoby użyciem przynależnego mi prawa. Życie Emila Vandame do mnie należy legalnie, niezaprzeczenie, ponieważ on godził na moje, a chybił. Udzielam mu odroczenie... kilka dni łaski, poczem upomnę się o to, co mnie przynależy. Gdzież tu jest zbrodnia?<br> {{tab}}— Nie... nie... nie!... — wołała gwałtownie Aniela — ja temu nie wierzę! Nie! pan nie jesteś takim potworem... Nie uczynisz tego, co mówisz!<br> {{tab}}— Być może... wyrok w tej mierze od pani zależy — odrzekł Desvignes ostrym głosem, jak cięcie spady.<br> {{tab}}— Odemnie? — powtórzyła panna Verrière z osłupieniem.<br> {{tab}}— Tak... od pani.<br> {{tab}}— W jaki sposób?<br> {{tab}}— Daruję mu życie, jeśli zostaniesz mą żoną.<br> {{tab}}— Nigdy... nigdy!...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/580|num=186}}{{tab}}— Ha! zatem pani sama wygłaszasz wyrok śmierci dla porucznika.<br> {{tab}}— Niechaj umiera! Wiem dobrze, iż wołałby umrzeć raczej, niźli mnie widzieć zaślubioną innemu. Nigdy do pana należeć nie będę... Nigdy! słyszałeś? Wdową {{Korekta|zozostanę|zostanę}}.<br> {{tab}}— Vandame umrze... a pani będziesz moją wbrew oporowi swojemu.<br> {{tab}}— Nie ufaj pan w to... Nie znasz mnie... Oprzeć się potrafię!<br> {{tab}}— Wola ojcowska ten opór przełamie...<br> {{tab}}— Nie! ja nie ustąpię!<br> {{tab}}— Przypuśćmy na chwilę, że tak będzie... Jakież ztąd następstwa? Pani nie wiesz zapewne... otóż ja ciebie objaśnię w tym względzie. Cofnę kapitały, jakie wniosłem do jego banku i ruina, chwilowo zażegnana, ukaże się w całej okropności, a tym razem nieuchronnie!<br> {{tab}}— Ruina?... — powtórzyła panna Verrière, jakby pochwycona obłędem. — Nie! pan mnie chcesz tylko omamić... Pan kłamiesz!<br> {{tab}}— Nie wierzysz więc pani temu?<br> {{tab}}— Nie wierzę! Ruina nie może zagrażać mojemu ojcu.<br> {{tab}}— Nie może zagrażać... Dlaczego?<br> {{tab}}— Posiadam majątek po mojej matce... posiadam milion. A więc oddam to wszystko do ostatniego grosza dla ocalenia mojego ojca.<br> {{tab}}— Najprzód, ów milion byłby kroplą wody w morzu, a powtóre, idź pani zażądaj od swego ojca owego miliona w dniu, w którym ja ustąpię ze współki? Natenczas nic mu nie pozostanie... mniej niż nic, bo nie będzie mógł nawet powtórzyć owego pamiętnego zdania: „Wszystko stracone... oprócz honoru!“ Honor ten runie, jak reszta! Nie chodzi tu bowiem o zwykłą ruinę, chciej pani o tem wiedzieć, lecz idzie tu o hańbę! Nie będzie to zwyczajna prosta upadłość, jaka zagraża twojemu ojcu z chwilą, gdy moja ręka usunie się od niego, ale to będzie bankructwo... bankructwo oparte na oszustwie, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/581|num=187}}jakie prowadzi przed trybunał sądowy, do centralnego więzienia, a wreszcie na galery! Zostaniesz córką bankruta... więźnia, galernika... złoczyńcy! Jak się to pani podoba?<br> {{tab}}— Boże!... mój Boże! — wołało dziewczę, załamując ręce z rozpaczą.<br> {{tab}}— Znajdujesz mnie pani zapewne grubijaninem, brutalem... brutalem... masz słuszność... bo jestem nim w rzeczy samej — rzekł Desvignes; czynię to jednak dla ocalenia ciebie, musiałem ci ukazać tę straszną prawdę i przyłożyć do rany rozpalone żelazo. Rozegnaj pani jednak swą trwogę... Trzymasz w swem ręku losy swojego ojca, porucznika Vandame i swój własny. Przyszłość będzie taką, jaką pani zechcesz, ażeby nią była. Kocham cię miłością niewysłowioną, niezmienną... Sądzę, że o tem nie wątpisz... Złożyłem tego dowód, powstrzymując ruinę i hańbę, zagrażającą waszemu domowi... Z tego, com dotąd uczynił, osądź, co mogę jeszcze uczynić! Zostań moją, a postawię cię na takich społecznych wyżynach, iż wszystkie kobiety zazdrościć ci będą... Jeżeli się więc znajdują przeszkody na mojej drodze, usuń je... radzę ci, pani; nie szukaj po za niemi dla siebie schronienia, gdyż skruszę je bez {{Korekta|wachania|wahania}}, bez litości... przysięgam! Miłość, podobna mojej, zdolną jest wstrząsnąć światem w podstawach, by dojść do celu. Prócz tej miłości, nic dla mnie nie istnieje. Miłość ta jest mi wszystkiem!<br> {{tab}}— Lecz jeśli pan tak mnie kochasz... — odrzekła drżącym głosem panna Verrière — winieneś pojąć, że moje serce nie może ci się odpłacić wzajemnością, ponieważ oddałam je innemu w całkowitości.<br> {{tab}}— A więc dlatego, jeżeli będzie trzeba, zgładzę tego innego, do czego mam prawo — odpowiedział Desvignes z przerażającym uśmiechem. — Silna wola jest władczynią świata, ja chcę, ażebyś mnie pani kochała i kochać mnie musisz!<br> {{tab}}Aniela padła na kolana przed nikczemnikiem, a wyciągnąwszy ręce ku niemu błagalnie, zalała się łzami.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/582|num=188}}{{tab}}— Miej litość nademną... — wołała; — łaski... och! łaski, błagam cię o nią!<br> {{tab}}— Ty to raczej, pani, winnaś się zlitować nademną — Wiesz, ile cię kocham, a ztąd, ile cierpię!<br> {{tab}}— A więc... bądź dla mnie bratem, a kochać cię będę... kochać, jak siostra, z całem poświęceniem... tkliwością...<br> {{tab}}I wymówiwszy te słowa, wybuchnęła łkaniem.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXIV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Ach! — zawołał Desvignes z uniesieniem gniewu — nie płacz, pani! Twe łzy nie wzruszą mnie... one więcej jeszcze mnie drażnią! Potęgują moją nienawiść dla tego Vandama, ukazując, do jakiego stopnia go kochasz! Chcesz-że więc pani, abym natychmiast go zabił?<br> {{tab}}— Jego śmierć byłaby moją śmiercią — odparła Aniela. — Chcę, aby on żył...<br> {{tab}}— A więc kochaj mnie! — zawołał Desvignes. — To cena, za jaką daruję mu życie.<br> {{tab}}I pochwycił złożone błagalnie ku sobie ręce dziewczyny.<br> {{tab}}Na owo tyle wstrętne dla niej dotknięcie, Aniela wzdrygnęła się cała. Zerwała się nagle, stanąwszy dumna, z pogardą na ustach, błyskawicą w spojrzeniu.<br> {{tab}}— Gdybym za taką cenę okupiła życie Vandama, przeklinałby mnie! — odpowiedziała. — Nie przyjmuję tej tak nikczemnej propozycyi. Niechaj umiera... i ja umrę z nim razem... a gdyby śmierć ku mnie nie nadeszła, poświęcę się Bogu!<br> {{tab}}— Nie! ty będziesz moją!<br> {{tab}}— Nigdy!<br> {{tab}}— Przyjdziesz do mnie sama i powiesz: „Oto moja ręka... bierz ją!“<br> {{tab}}Panna Verrière cofnęła się przerażona.<br> {{tab}}— Chcę panią przekonać — mówił Desvignes z lodowatym spokojem — że nic w świecie nie zdoła zwrócić mnie z dro- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/583|num=189}}gi, jaką sobie nakreśliłem... Chcę panią ubezpieczyć przeciwko tobie samej, ukazując ci bezskuteczność twego oporu. Pomimo wszystko i wbrew wszystkiemu, będziesz moją żoną!... Zostałaś o tem powiadomioną... Teraz pozostaje mi tylko wyrazić ci mą wdzięczność, żeś raczyła udzielić posłuchania, o jakie prosiłem. Dzięki wyjaśnieniu, które nastąpiło, żadne niezrozumienie odtąd istnieć pomiędzy nami nie może, co zadawalnia mnie w zupełności.<br> {{tab}}Tu, złożywszy ukłon głęboki, ów nędznik wyszedł z budoaru, udając się do salonu, gdzie oczekiwał bankier wraz z siotrą Maryą.<br> {{tab}}Zakonnica podniosła się natychmiast, śpiesząc do Anieli.<br> {{tab}}Pragnęła dowiedzieć się jaknajprędzej co zaszło i stanęła zdumiona na widok swojej kuzynki, pogrążonej w strasznej rozpaczy, zalnej łzami.<br> {{tab}}— Ach! jakżem nieszczęśliwą! — szeptało dziewczę, wspierając głowę na piersiach siostry Maryi. Śmierć jedynem teraz byłaby dla mnie zbawieniem!<br> {{tab}}Tu łkanie przerwało jej mowę.<br> {{tab}}Jednocześnie w salonie bankier zapytywał swego wspólnika:<br> {{tab}}— I cóż?<br> {{tab}}— Upór panny Anieli jest niesłychanym... Szczęściem, iż posiadam środki na jego zwalczenie.<br> {{tab}}— Jestżeś pewien pomyślnego ukończenia tej sprawy?<br> {{tab}}— Najzupełniej.<br> {{tab}}— Tem lepiej.<br> {{tab}}— Jutro zrana mam wiele interesów na mieście do załatwienia — rzekł Desvignes. — Nie przybędę do biura, jak około trzeciej.<br> {{tab}}— Pojutrze termin wypłaty La {{Korekta|Fougera|Fougèra}}... nie zapomnij o tem.<br> {{tab}}— Ja nigdy o niczem nie zapominam.<br> {{tab}}Tu rozeszli się.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/584|num=190}}{{tab}}Arnold, złamany znużeniem, pojechał na ulicę Tivoli gdzie udawszy się na spoczynek, zasnął snem ołowianym.<br> {{tab}}Nazajutrz, wczesnym porankiem, udał się własnym powozem do Botanicznego ogrodu, a wysiadłszy przy furtce tegoż, wychodzącej na ulicę Buffona, szedł bulwarem Szpitalnym aż do domu oznaczonego numerem 8-ym, gdzie dosięgnąwszy trzeciego piętra, zadzwonił do mieszkania Scotta i Trilbego, którzy, jak wiemy, ulokowali się tu pod nazwiskiem braci Perron.<br> {{tab}}Scott mu otworzył, wołając:<br> {{tab}}— Otóżeś przyszedł nareszcie!... Zaczęliśmy rozpaczać, od tak dawna nie widząc ciebie.<br> {{tab}}— Jestże coś nowego? — pytał były sekretarz z Kalkuty, zamknąwszy drzwi za sobą.<br> {{tab}}— Ma się rozumieć.<br> {{tab}}— Coś, co dotyczy Misticota?<br> {{tab}}— Tak właśnie.<br> {{tab}}— Cóż się z nim dzieje?<br> {{tab}}— Od dwóch dni nie sprzedaje medalików na Montmartre, zdaje się, że zmienił rzemiosło.<br> {{tab}}— Należało zbadać przyczynę jego nieobecności.<br> {{tab}}— Powód ten odgaduję potrosze. Przed trzema dniami, stojąc na czatach przy ulicy de la Fontaine, naprzeciw domu, gdzie mieszka, widziałem zakonnicę, która przybyła tam, pytając się o niego.<br> {{tab}}Desvignes drgnął zaniepokojony.<br> {{tab}}— Zakonnicę? — powtórzył.<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Jak ona wyglądała?<br> {{tab}}— Piękna i młoda.<br> {{tab}}Wspólnik Verriera zmarszczył czoło.<br> {{tab}}— Cóż tam robiła ta zakonnica? — zapytał.<br> {{tab}}— Nie znalazłszy chłopca w mieszkaniu, pojechała szukać go na wzgórze, koło kaplicy, co dowodzi, że zna jego zwyczaje. Podrostka tam jednak nie było.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/585|num=191}}{{tab}}— A więc nie widziała się z nim?<br> {{tab}}— Tego dnia nie, lecz znów przybyła nazajutrz; i bezwątpienia musiała się z nim porozumieć, ponieważ czekał na swem stanowisku. Zakonnica weszła z nim do budynków, znajdujących się obok kaplicy, gdzie mieszczą się biura fabryki. Pozostawali tam blisko przez godzinę, poczem chłopiec odszedł i odtąd nie widziałem go wcale.<br> {{tab}}— Trzeba go było śledzić... iść za nim.<br> {{tab}}— Sądziłem, iż należało raczej śledzić tę zakonnicę — rzekł Scott. — Chciałem się dowiedzieć, gdzie ona mieszka.<br> {{tab}}— No... i dowiedziałeś się?<br> {{tab}}— W zupełności... Ha! ma ona widać pieniądze, ta świętoszka... Nie mieszka w żadnym klasztorze, ani szpitalu, lecz we wspaniałym pałacu na bulwarze Haussmana. pod numerem 54-ym.<br> {{tab}}— To ona! — szepnął Desvignes. — Byłem przekonany.<br> {{tab}}— Cóż ona, u czarta, mogła chcieć od Misticota? — zawołał.<br> {{tab}}— O! co do tego, nic nie wiem... Jest to dla mnie zagadką.<br> {{tab}}— Potrzeba śledzić tę zakonnicę, poznać jej działania, a przedewszystkiem przekonać się, czy ona widuje się z Misticotem. Jego również odnaleźć trzeba i na krok nie odstępować. Podzielcie się tą pracą. Jeden z was niechaj ją śledzi, a drugi chłopca. Jest dla mnie bardzo ważnem dowiedzenie, co zachodzi pomiędzy nimi.<br> {{tab}}— Dokonamy tego... i dobrze dokonamy.<br> {{tab}}Desvignes położył banknot na stole, przy którym siedział.<br> {{tab}}— Oto na kupno dla was przebrania, jakiego będziecie potrzebowali zapewne.<br> {{tab}}— Masz dla nas jakie inne jeszcze polecenia? — zapytał Scott.<br> {{tab}}— Obecnie nic więcej. Przyjdę za godzinę do restaura- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/586|num=192}}cyi w Halles, pod ''Nóżką baranią''. Zjemy tam razem śniadanie i zobaczę, czy mi co jeszcze polecić wam wypadnie.<br> {{tab}}Tu wspólnik Verrièra, wysiadłszy do powozu, pojechał na róg ulicy Ratuszowej, w zamiarze udania się do Agostiniego.<br> {{tab}}Włoch klasyfikował właśnie notatki dla swego nowego klienta, którego znał pod nazwiskiem Wiliama Scott.<br> {{tab}}Desvignes usiadł przy biurku.<br> {{tab}}— Wszystko gotowe? — zapytał.<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Radbym zobaczyć.<br> {{tab}}Agostini wydobył arkusz z leżęcej przed nim pliki papierów i wygłosił: „Hrabina de Nervey.“ Następnie czytał szczegóły rodzinne, znane już czytelnikom, jakich powtarzać nie będziemy, dodając w końcu: — Pani de Nervey jest dotknięta chorobą serca, które to cierpienie jest nieuleczalnem. Zgon jej przyśpieszyć może widok własnego dogasającego już prawie syna, pędzącego rozwiązłe życie, nie posiadającego najmniejszej synowskiej tkliwości, syna, który pamięta jedynie o matce wtedy, gdy potrzebuje od niej pieniędzy, a wyprawia jej sceny gwałtowne, jeśli mu odmawia udzielenia takowych.<br> {{tab}}— Piękna natura... nie ma co mówić! — zawołał Desvignes.<br> {{tab}}— Lada silniejsze wzruszenie może zabić hrabinę — czytał dalej Agostini. — Wystarczy jedno bardziej gwałtowne uniesienie gniewu, jakaś nieprzewidziana boleśna wiadomość, aby rozwinięta w niej choroba serca wtrąciła ją do grobu.<br> {{tab}}— Przejdźmy do owego syna.<br> {{tab}}— Znasz go pan... Sądziłem więc, iż niepotrzebnem byłoby kreślenie o nim bliższych szczegółów, spisałem jedynie listę jego wierzycieli.<br> {{tab}}— Zkąd pan otrzymałeś ich nazwiska? — pytał Desyignes.<br> {{tab}}— Melania Gauthier przyniosła mi je wczoraj.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/587|num=193}}{{tab}}— Ogólna cyfra długów?<br> {{tab}}— Trzysta pięćdziesiąt tysięcy franków, z których ów idyota dostał do rąk zaledwie około dwustu dwudziestu tysięcy.<br> {{tab}}— Trzeba wykupić te wierzytelności jaknajprędzej, bez stracenia chwili. Zostawię panu na to pieniądze. A teraz przejdźmy do innych.<br> {{tab}}Agostini czytał dalej:<br> {{tab}}— Melania Gauthier, dama z półświatka, gwiazda średniej marki, jak dziś nazywają. Mało inteligencyi, nic serca, kompletny upadek moralny. Pragnie zaślubić Jerzego de Nervey, sądząc go bliskim śmierci, a tem samem mając nadzieję zagarnięcia spadku po matce. W obecnej chwili zostaje ona w ścisłych stosunkach z niejakim Fryderykiem Bertin, swoim kuzynem, niby mechanikiem z powołania, próżniakiem jednak, włóczęgą w całem znaczeniu. Ów Fryderyk jest łotrem, zdolnym do wszystkiego... A teraz Emil Vandame — wygłosił Agostini.<br> {{tab}}— Zostawmy to... — przerwał Arnold; — wiem lepiej niż pan, co o nim sądzić.<br> {{tab}}Włoch czytał dalej krótkie sprawozdanie o praczce, wdowie Perrot, o Piotrze Béraud, gałganiarzu, kwiaciarce, Wiktorynie Béraud, o Pawle Béraud, urzędniku kredytowego biura lyońskiego, Joannie Desourdy, jego krewnej i kochance, o dyrektorze teatru Fantazyj, La Fougère, o wdowie Ferron, właścicielce składu warzywa, przedstawiając charaktery i sposób życia tych osób tak, jak je poznaliśmy.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXV.'''|w=120%|po=12px}} Desvignes schował do kieszeni pęk notat skompletowanych. Zaopatrzony temi dowodami, udał się do restauracyi, w której mieli nań oczekiwać Scott z Trilbym, gdzie dał im nowe polecenia, jakie wkrótce poznamy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/588|num=194}}{{tab}}Tegoż dnia siostra Marya, wyszedłszy bardzo rano z pałacu przy bulwarze Haussmana, udała się do kaplicy Sacré-Coeur, mając nadzieję zobaczenia się z Misticotem.<br> {{tab}}Podrostek znajdował się tam w swem zwykłem ubraniu i poszedł wraz z zakonnicą do biura, gdzie poprzednio mieli już z sobą rozmowę. Tu zdał jej sprawozdanie z wypadków, jakich naocznym był świadkiem.<br> {{tab}}Siostra Marya po części wiedziała już o wszystkiem, mimo to opowiadanie chłopca przeraziło ją niewypowiedzianie.<br> {{tab}}— Ów Arnold Desvignes ukazuje mi się jako wcielona potęga złego... — szepnęła. — Potrzeba bardziej niż kiedy odkryć jego przeszłość. Rozpocznij więc niezwłocznie swoje działanie, me dziecię, skoro tylko dostarczę ci objaśnień, niezbędnych do udania się w podróż, które to objaśnienia spodziewam się wkrótce otrzymać.<br> {{tab}}— Licz na mnie, siostro... — odparł podrostek; — zdemaskuję napewno tego nikczemnika. Sądzę wszelako, iż przedewszystkiem potrzeba mi zmienić mieszkanie.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Za zbyt dobrze znają mnie wszyscy w tym okręgu... Moje przebrania zwróciłyby uwagę... Obrotne języki kumoszek mówićby o tem zaczęły... Natworzonoby mnóstwo przypuszczeń różnego rodzaju... Powiedzianoby, że należę do policyi, i tak po nitce do kłębka odkryto wreszcie, że dla ciebie, siostro, pracuję. Wystarczy tu jeden wyraz, dosłyszany przez tak zwanego Arnolda Desvignes, by wniwecz obrócić nasze plany. Wszak dobrze pojmujesz to, siostro? Ztąd to powziąłem przekonanie, iż dla naszej sprawy koniecznem jest, abym conajrychlej opuścił dotychczasowy zakątek.<br> {{tab}}— Masz słuszność... lecz gdzie się udasz?<br> {{tab}}— Nic jeszcze nie wiem... Łatwo mi jednak będzie wynaleźć jakie mieszkanie.<br> {{tab}}— Umieść się bliżej bulwaru Haussmana; zamieszkaj w jakim przyzwoitym domu, gdziebym mogła widywać się z tobą w razie potrzeby. Nie oszczędzaj pieniędzy... miej na uwa- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/589|num=195}}dze wszelkie potrzebne środki ostrożności i niech Bóg, czuwający nad dobrymi ludźmi, otacza cię swą świętą opieką. Do widzenia, moje dziecię...<br> {{tab}}— Żegnam cię, siostro.<br> {{tab}}Po rozejściu się z zakonnicą Misticot poszedł za wyszukaniem sobie mieszkania i po kilku godzinach znalazł pokoik na czwartem piętrze w nader przyzwoitym domu przy ulicy Flechier, w pobliżu kościoła Nôtre-Dame de Lorette. Jednocześnie kupił sobie kilka skromnych sprzętów, urządziwszy się tak, by mógł się przenieść nazajutrz, poczem udał się na ulicę de la Fontaine.<br> {{tab}}Tu powiadomił odźwiernę, iż wyjeżdża na prowincyę, zapłacił za miesiąc bieżący, poczem sprowadziwszy handlarza, sprzedał mu wszystko, co się znajdowało w mieszkaniu.<br> {{tab}}Sprowadziwszy fiakra, wsiadł weń z małym tłumoczkiem, zawierającym jego ubranie, uścisnął rękę matki Patapon i rzekł do woźnicy:<br> {{tab}}— Jedź tam, gdzie ci wskazałem.<br> {{tab}}Naprzód albowiem wymienił ulicę i numer domu, do którego miał jechać.<br> {{tab}}Powóz ruszył z miejsca.<br> {{tab}}Jednocześnie wszelako drugi fiakr, oczekujący o kilkanaście kroków od mieszkania Misticota, wyruszył również, śledząc w pewnej odległości pierwszy wehikuł.<br> {{tab}}W powozie tym siedział mężczyzna, z twarzą przewiązaną czarną chustką jedwabną, jaka zakrywała mu oko i część policzka.<br> {{tab}}Pod tą opaską sam dyabeł nie poznałby Trilbego, który wykonywał dane sobie polecenie przez Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Gdy na ulicy Flechier zatrzymał się fiakr Misticota powóz z Trilbym także przystanął i {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} zeń wysiadł.<br> {{tab}}Za pierwszym rzutem oka dostrzegł on chłopca z zawiniątkiem w ręku, wchodzącego w korytarz domu, po za którym dwaj ludzie, rozmówiwszy się z nim, wnosili meble do tegoż samego korytarza.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/590|num=196}}{{tab}}— Ha! ha! — wymruknął były klown cyrkowy — otóż widocznie on się urządza nanowo i będzie tu mieszkał. Miałżeby spostrzedz, że go śledzą? Wszystko to jest nader zagadkowem... Tu to prawdopodobnie będą miały miejsce jego spotykania się z tą pobożnisią... Będzie to dla nich wygodniej, niźli wdrapywać się na szczyt Montmartre.<br> {{tab}}Podczas gdy to mówił Trilby, spojrzawszy na bramę domu, spostrzegł na niej tabliczkę z napisem: „Mieszkanie do wynajęcia.“<br> {{tab}}Ufny w swoje przebranie, któreby go nie zdradziło nawet wobec Misticota, wszedł w korytarz, zapytując odźwiernej:<br> {{tab}}— Gdzie tu mieszkanie do wynajęcia?<br> {{tab}}— Na czwatem piętrze.<br> {{tab}}— Na czwartem?<br> {{tab}}— Tak... ładne małe mieszkanko, sąsiadujące z tem, do którego się ten młody człowiek wprowadza. Kiedyś oba te lokale tworzyły jeden apartament.<br> {{tab}}Posłyszawszy to, Trilby omal nie krzyknął z radości.<br> {{tab}}— Można je zobaczyć? — zapytał.<br> {{tab}}— Można... Służę natychmiast.<br> {{tab}}I wyjąwszy klucze z szufladki, odźwierna poprowadziła przybyłego na czwarte piętro.<br> {{tab}}Misticot znajdował się na trzecim przedziale schodów, dopomagając ludziom wnosić meble.<br> {{tab}}Trilby przeszedł tuż koło niego i podrostek ani poznał w nim komika z cyrku Fernando.<br> {{tab}}Było tak w rzeczy samej, jak powiedziała odźwierna; dwa te mieszkania tworzyły kiedyś jedną całość, obecnie gospodarz rozdzielił je dla ułatwienia wynajmu.<br> {{tab}}— Nowe tu dano, jak widzę, przepierzenie... — rzekł Trilby, wskazując na deski przegrodzenia, na których obicie miało inną barwę od naklejonej reszty pokoju, wilgotne jeszcze, jak widzę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/591|num=197}}{{tab}}— To wyschnie wkrótce — odpowiedziała kobieta. — Okna wychodzą na ulicę... Widać przez nie całą fasadę kościoła, masz pan do tego i balkon.<br> {{tab}}Tu, otworzywszy drzwi oszklone, weszła na ganek, gdzie i Trilby wszedł za nią.<br> {{tab}}Przepierzenie z desek dzieliło również ten balkon na dwie połowy.<br> {{tab}}— Ale nie założono jeszcze kraty, dzielącej te oba balkony... — zauważył Trilby.<br> {{tab}}— Krata już zamówiona u ślusarza... Wkrótce ją przyniosą i ustawią. Podoba się panu to mieszkanie?<br> {{tab}}— Podoba mi się... Jakaż jego cena?<br> {{tab}}— Osiemset franków rocznie.<br> {{tab}}— Wynajmę je.<br> {{tab}}— Lecz panu wiadomo zapewne, że za cały kwartał z góry zapłacić potrzeba?<br> {{tab}}— Wiem o tem... i zapłacę, skoro na dół zejdziemy.<br> {{tab}}W kilka minut później Trilby wychodził z domu, otrzymawszy pokwitowanie od właściciela tegoż, pana David, na wynajęcie i zapłacenie mieszkania.<br> {{tab}}— Udało mi się... cios prawdziwie mistrzowski! — wyszepnął, wsiadając do fiakra i wracając tymże na bulwar szpitala. — Będę słyszał i wiedział wszystko, co ów podrostek mówić i czynić będzie w swem {{Korekta|„pudle,“|„pudle“,}} a gdyby stawał się dla nas nazbyt niebezpiecznym, łatwo się z nim załatwimy! Desvignes zadowolonym z nas będzie! {{kropki-hr}} {{tab}}Zbytecznem byłoby twierdzić i mówić czytelnikom, iż Vandame po swoim powrocie z za rogatek belgijskich, tonął w czarnych myślach i rozpaczy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/592|num=198}}{{tab}}Skutkiem nadspodziewanego, a nie mające rozwiązania pojedynku, porucznik artyleryi powziął stanowcze postanowienie. Jego życie było obecnie w ręku jego wroga, jego rywala, który w każdej chwili mógł go odeń zażądać. Przebywanie w Paryżu wpośród podobnych okoliczności stało się dlań niemożebnem.<br> {{tab}}Jakaż mu zresztą pozostawała nadzieja?<br> {{tab}}Oczekiwać na dojście do pełnoletności Anieli i zaślubić ją mimo wszelkich przeszkód i zapór?<br> {{tab}}Ależ o tem nateraz myśleć niepodobna było, ponieważ napewno w dniu zaślubin Desvigues, korzystając ze swego prawa, stanąłby przed nim, wołając:<br> {{tab}}— Twe życie do mnie należy... Odbieram ci je.<br> {{tab}}I roztrzaskałby mu czaszkę, bez skrupułu.<br> {{tab}}Rozmyślając przez całe godziny dnia nieskończenie długiego, studyując z różnych stron sytuacyę, przekonał się Vandame, że pozostawały mu tylko dwie alternatywy: zabić się... lub się dać zabić.<br> {{tab}}W ciągu czterdziestu ośmiu godzin młody ów człowiek postarzał o lat {{Korekta|kika|kilka}}. Przytłaczająca go boleść moralna wycisnęła swe piętno na jego obliczu. Spochmurniał; spojrzenie jego świeciło blaskiem ponurym.<br> {{tab}}Za powrotem do Vincennes, jego służbowy żołnierz oznajmił mu o bytności siostry Maryi.<br> {{tab}}Wiadomość o tej wizycie rozdrażniła krwawiącą ranę w sercu porucznika, ponieważ z jego miłości dla Anieli, miłości głębokiej, niezmiennej, fatalność uczyniła miłość bez nadziei.<br> {{tab}}W chwili obecnej widzimy go wychodzącym z mieszkania w galowym uniformie, idącego ku stacyi Winceńskiej drogi żelaznej.<br> {{tab}}Kupiwszy bilet do Paryża, w godzinę później przedstawiał się ministrowi wojny. Miał w tem otoczeniu przyjaciół, a razem i potężnego protektora w osobie starego generała, niegdyś towarzysza broni swego ojca, pełniącego teraz obowiązki dyrektora archiwum w Ministeryum wojny.<br><br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/593|num=199}}{{c|'''{{Korekta|XXXV|XXXVI}}.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Generał ten przeniósł na syna gorącą życzliwość, jaką chował niegdyś dla ojca, zabitego przy jego boku na polu bitwy. Emil Vandame, jak wiemy, zasługiwał w zupełności na to przywiązanie.<br> {{tab}}Przybywszy tu, zwrócił się do części ministeryum, w której znajdowało się biuro jego protektora, i oddał swój bilet wizytowy.<br> {{tab}}Woźny, będący na służbie, otrzymał rozkaz wprowadzenia przybyłego.<br> {{tab}}Generał siedział przy {{Korekta|wielkeim|wielkiem}} biurku, przeładowanem papierami i zwojami akt. Ubranym był czarno, po cywilnemu, z małym znaczkiem przy butonierce.<br> {{tab}}Gęsty włos siwy, krótko przycięty, pokrywał jego marsową głowę. Długie wąsy w górę wzniesione i również białe jak śnieg faworyty, otaczały mocno ogorzałe jego policzki, na jednym z których znajdująca się blizna głęboka dzieliła go na dwoje, wyciskając piętno odwagi i męztwa na tej pięknej postaci starego żołnierza.<br> {{tab}}Podniósł się z uśmiechem na ustach i, kulejąc, postąpił kilka kroków na spotkanie wchodzącego, otrzymał bowiem kontuzyę w kolano w pamiętnej wojnie 1870 roku pod Coulmiers.<br> {{tab}}— Ha! witaj, rekrucie... — zawołał żartobliwie, podając rękę Vandamowi. Przychodzisz nareszcie, i cóż mi powiesz?<br> {{tab}}Generał miał zwyczaj nazywania rekrutami wszystkich tych młodych wojskowych, dla których uczuwał życzliwość wyjątkową. Ten jego zwyczaj powszechnie był znanym.<br> {{tab}}Vandame z gorącą życzliwością uścisnął dłoń sobie podaną.<br> {{tab}}— Zjesz ze mną śniadanie? — pytał dyrektor archiwum.<br> {{tab}}— Nie... mój generale.<br> {{tab}}— Dla czego odmawiasz?<br> {{tab}}Tu spojrzawszy na stojącego przed sobą porucznika, dostrzegł głęboki smutek na jego twarzy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/594|num=200}}{{tab}}— Ach! do pioruna... co tobie? — zawołał. Masz minę jakoby żywcem pogrzebanego. Cóż tam znów zaszło takiego? Nie zaprzeczaj daremnie... Wywracasz się prawie... zaledwie jesteś w stanie utrzymać się na nogach... Siadajże, siadaj i mów, o co chodzi? Chcesz może skargę zanieść na kogo?...<br> {{tab}}— Nie, mój generale.<br> {{tab}}— Cóż więc takiego.<br> {{tab}}— Nudzę się w Paryżu.<br> {{tab}}Generał rzucił się na swym szerokim fotelu, przykładając rękę do krawata, jak gdyby ogrom tego, co posłyszał na raz, powstrzymał mu oddech.<br> {{tab}}— A! do kroć piorunów!... — zawołał — co ja słyszę? Ty nudzisz się... ty... który pracujesz od nocy do rana... ty? zajmujący się wynalazkami? Nie przyjmuję takiego wyjaśnienia! Mów prawdę... wytłómacz mi się jasno... kategorycznie... Kto cię pokrzywdził... wyrządził ci jaką niesprawiedliwość?<br> {{tab}}— Nikt, generale... Chlubić się mogę i cieszyć względami moich dowódców... Wyznałem prawdę... mimo, że ona nie do uwierzenia być ci się wydaje. Pobyt w Paryżu nieznośnym jest dla mnie i właśnie przychodzę prosić o zaradzenie złemu.<br> {{tab}}— Cóż więc chcesz... czego żądasz? Mów... wszystko, co można, uczynię dla ciebie.<br> {{tab}}— Obecnie, jak mi wiadomo, wybierają pewną liczbę oficerów dla wzmocnienia armii na Wschodzie — rzekł Vandame.<br> {{tab}}Udaję się przeto pod pańską wysoką protekcyę z prośbą, bym został pomieszczonym na tej liście i proszę o wysłanie mnie tam jak najprędzej.<br> {{tab}}Generał zadumał głęboko przez kilka minut, w czasie czego zatopił przenikliwe spojrzenie w oczach oficera.<br> {{tab}}— Do pioruna! — zawołał nagle, uderzając pięścią W biurko — czyś ty oszalał?<br> {{tab}}— Zapewniam cię, generale, o zupełnej przytomności mego umysłu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/595|num=201}}{{tab}}— Ależ bo to czyste szaleństwo chcieć odjeżdżać w chwili, gdzie komitet, mając dla ciebie wysokie poważanie, pokłada wielkie nadzieje w twoich odkryciach co do ulepszenia broni, jakie dokonałeś i możesz na przyszłość dokonać. Na seryo chcesz więc wyjechać?<br> {{tab}}— Do tego stopnia na seryo, że jeżeli nie otrzymam tego, czego żądam, podam się do uwolnienia.<br> {{tab}}— Uwolnienia? — powtórzył stary żołnierz, uderzając powtórnie w stół ręką, co ty znów bredzisz... uwolnienia!?<br> {{tab}}— Tak... ponieważ otrzymawszy takowe, będę mógł jechać jako wolontaryusz i to uczynię.<br> {{tab}}— Lecz musisz mieć jakiś powód, który cię znagla do podobnie szalonego czynu?<br> {{tab}}— Tak... powód nader ważny... mój generale.<br> {{tab}}— Czy nie chodzi tu czasem o jakąś głupią miłosną awanturę? do milion kroć sto tysięcy!... To sprawa jakiejś kobiety... jasno to widzę!<br> {{tab}}— Chodzi jedynie o to, abym nie cierpiał, mając przed oczyma szczęście na zawsze stracone.<br> {{tab}}— Raz jeszcze powtarzam, jesteś szalonym, rekrucie!... szalonym!<br> {{tab}}— O! jakże chciałbym nim być! — rzekł Vandame z przytłumionym westchnieniem — o ileż mniej bym cierpiał! I dwie łzy spłynęły na jego blade policzki.<br> {{tab}}Generał dojrzał te łzy młodzieńca.<br> {{tab}}— Otóż i szczegół, jaki zmienia rzecz całą... — zawołał z wzruszeniem. Ty płaczesz, mój chłopcze... — dodał, biorąc za rękę porucznika. Sprawa więc jest ważną... przygnębiającą cię ciężko?<br> {{tab}}— Niewysłowienie jest ciężką dla mnie, generale... Katusza, jaką mi nałożono, przechodzi me siły, mimo, żem sądził się być zdolnym do zwalczenia wszelkich przeciwności!...<br> {{tab}}— I nie masz na to środków ulżenia?<br> {{tab}}— Jeden tylko... — wyjechać.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/596|num=202}}{{tab}}— Lecz któraż z tych dyabelskich kobiet w ten sposób cię opętała?<br> {{tab}}— Och! jest to najlepsza, najczystsza, najtkliwsza, najdoskonalsza istota!<br> {{tab}}— Gadaj zdrów! — zawołał gwałtownie generał. Ta uwielbiana i tyle doskonała w twych oczach istota jest demonem złego, ponieważ wywołała łzy u żołnierza.<br> {{tab}}— Nie ona to jest ich przyczyną... Jest ona równie jak ja nieszczęśliwą... kocha mnie tyle, o ile jest przezemnie kochaną.<br> {{tab}}— A zatem to jej rodzice wywołują wasze strapienia... stawiają zapory {{Korekta|pomiędy|pomiędzy}} wami?<br> {{tab}}— Stawia je fatalność... — wyszepnął Vandame.<br> {{tab}}— Co mi tam bajesz!... — zawołał stary wojak. Ja nie znam fatalności... nie wierzę w żadną fatalność! Jest to wyraz wylęgły w mózgach autorów. Otrzymuje się to, co się sprowadziło i rzecz skończona. A skoro boleść przyciśnie, składa się wszystko na jakąś fatalność.<br> {{tab}}Tu rozirytowany generał zaczął chodzić po gabinecie, rzucając urywane zdania, jakie świadczyły o wewnętrznem jego wzburzeniu, poczem zatrzymał się nagle przed porucznikiem.<br> {{tab}}— Do milion dyabłówl — zawołał, uderzając nogą w podłogę, czyż wiecznie te szatanice kobiety będą przyczyną naszych nieszczęść? Masz słuszność, rekrucie, jak widzę... Skoro ów psotnik hultajski, ta miłość wkradnie się nam w głąb serca i rozkorzeni się tam, jak oto w twojem, należy ją ztamtąd starać się wyrwać jak zły chwast wszelkiemi możliwemi sposobami. Sądzisz, że zapomnienie cię uzdrowi... i dla zyskania owego zapomnienia chcesz się wydalić... Logiczne to w rzeczy samej... W każdym razie będzie to dla ciebie z awansem, ponieważ wybierają pomiędzy najbardziej zasłużonemi. Wysyłamy na Wschód wyborowych oficerów, kwiat naszej armii, dla wzmocnienia sił wojsk naszych w Tonkinie... dla utrzymania tej głupiej wojny, rozpoczętej bez powodów, bez celu, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/597|num=203}}a którą jednak prowadzić trzeba dalej, ponieważ sztandar Francyi jest w to zawikłanym. Pojedziesz zatem rekrucie...<br> {{tab}}— Przyrzekasz mi to generale? — zawołał Vandame z blaskiem radości w smutnem dotąd spojrzeniu.<br> {{tab}}— Przyrzekam... ponieważ tu chodzi o twe uleczenie. Przykrość mi to sprawia niezmierną... lecz ustępuję w tym razie. Pozostań u mnie... Zjemy razem śniadanie. Następnie zobaczę się z moim kolegą, któremu powierzono prawo czynienia wyboru między oficerami. Wyjazd twój nastąpićby musiał w ciągu pięciu dni. Nie opuścisz mnie, dopóki nie otrzymasz zapewnienia, iż jesteś zapisanym na liście powołanych... To rzecz wiadoma. A teraz, mój chłopcze, proszę, zrzuć z siebie tę fizyonomię nieboszczyka... Spójrz na mnie jasno, pogodnie i pójdźmy na kieliszek absyntu przed śniadaniem. Naganny to zwyczaj, wiem o tem; lecz co chcesz? my, starzy {{Korekta|afrykanie|Afrykanie}}, nie możemy się zeń poprawić.<br> {{tab}}Tu, usiłując ukryć wzruszenie i łzy, nabiegające mu do oczu na wspomnienie tego, co cierpiał syn jego przyjaciela, stary wojak, wziąwszy swą laskę i rękawiczki, wyszedł z Vandamem do restauracyi, znajdującej się w pobliżu ministeryum wojny.<br> {{tab}}— Zaczekasz tu na mnie... — rzekł po ukończonem śniadaniu. — Proszę cię o godzinę cierpliwości.<br> {{tab}}I wyszedł.<br> {{tab}}Zanim godzina upłynęła, ukazał się nanowo, wołając:<br> {{tab}}— Skończone. Jutro odbierasz nakaz wyjazdu.<br> {{tab}}— Och... dzięki ci... dzięki, jenerale! — wołał porucznik z uczuciem. — Słusznie liczyłem na twą dla siebie życzliwość...<br> {{tab}}— Wkładam na ciebie jednak pewien warunek, który spełnić musisz — mówił stary żołnierz. — Nie pozwalam ci wystawiać lekkomyślnie głowy na kule pod pozorem zyskania zapomnienia o nieszczęśliwej miłości. Nie jest to dzielność, ani odwaga, ale idyotyzm! Pamiętaj, że ja chcę cię tu widzieć powracającego ze stopniem kapitana i krzyżem legii na piersiach. Gdybyś miał tam poledz, niewybaczyłbym sobie ni- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/598|num=204}}gdy, żem ustąpił twojemu żądaniu. Dość czynisz szaleństwa, odjeżdżając... I ja miałbym jeszcze być przyczyną twej śmierci... do kroć piorunów?... Piękna dla mnie rola... nie ma co mówić! Coby o tem sądził twój ojciec, patrzący na to tam, z wysoka? Rozkazują ci żyć!... słyszałeś? Daj mi słowo, że będziesz postępował, jak dobry żołnierz, lecz nie szukając śmierci umyślnie. No, jakże... przyrzekasz mi to uczynić?<br> {{tab}}Za całą odpowiedź Vandame uścisnął rękę jenerała.<br> {{tab}}— Przyjdziesz tu jeszcze do mnie przed wjazdem?<br> {{tab}}— Przyjdę.<br> {{tab}}— Pamiętaj! A teraz, żegnam cię... wracam do mojej pracy. No! dalej, rekrucie... uściskajże mnie!<br> {{tab}}Vandame rzucił się w otwarte ramiona dzielnego żołnierza, który go przytulił do swych piersi z ojcowską tkliwością, poczem oba rozeszli się.<br> {{tab}}Porucznik wrócił do Vincennes, nie mówiąc nic nikomu o tem, co uczynił.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXVII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}W teatrze Fantazyj prowadzono bezustannie próby z nowej sztuki, na którą liczył La Fougère, że mu zasili jego upadające przedsiębiorstwo. Wobec tego ów ryzykowny dyrektor naciskał o pośpiech maszynistów i dekoratorów, każdodziennie wprowadzając jakieś nowe ulepszenia, a tym sposobem pomnażając wydatki, obiecując każdemu zapłatę, a nie uiszczając takowej.<br> {{tab}}— Pomiędzy Leoną a dyrektorem, którego, jak wiemy, była kochanką, został zawartym akt prawny, mocą którego owa przyszła gwiazda sceniczna, pożyczyła mu sumę sto pięćdziesiąt tysięcy franków, spłacaną częściowo z wieczornych przedstawień.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/599|num=205}}{{tab}}Ów układ nadawał Leonie władzę, której nadużywała. Jej wymagania nie miały już teraz granic, traktowała z dumą swe towarzyszki, burczała reżysera, posługaczów, słowem wszystkich, aż do suflera. Cierpiano niesłychaną tyranię tej kobiety. Szmer oburzenia wrzał głucho w kulisach dyrekcyi. Oczekiwano niecierpliwie końca miesiąca. Nikt nie wiedział, że Verrière uwikłał w sidła Leonę wraz z La Fougèrem i mówiono sobie:<br> {{tab}}— Jeżeli nie wypłacą nam pensyj w pierwszym dniu nowego miesiąca, co robić natenczas?<br> {{tab}}Niektórzy artyści zażądali zaliczek od kasyera, której im tenże odmówił dla wiadomej jasno przyczyny.<br> {{tab}}Ci, którzy czekać nie mogli, udali się z żądaniem do dyrektora, który jedno wszystkim powtarzał:<br> {{tab}}— Z końcem miesiąca... z końcem miesiąca, moi przyjaciele. Na teraz myślmy o sztuce jedynie... To nasz majątek.. Czekajcie!<br> {{tab}}La Fougère, nie odbierając żadnej wiadomości od swoich dwóch głównych wierzycieli, Verrièra i jego wspólnika uspokoił się potrosze.<br> {{tab}}— Rozmyślili się, iż lepiej czekać, niż wszystko stracić... — mówił sobie.<br> {{tab}}W ostatnim dniu miesiąca, zrana, Leona, jak to było umówionem ze wspólnikiem Verrièra, przybyła do biura na ulicę Le Pelletier i została wprowadzoną do gabinetu dyrektora.<br> {{tab}}Desvignes sam się tam znajdował. Przyjął aktorkę nader uprzejmie.<br> {{tab}}— Nie opóźniłaś się pani... — rzekł do niej z uśmiechem.<br> {{tab}}— Stosuję się ściśle do oznaczonej mi daty! Mój kapitał, sądzę, jest przygotowanym.<br> {{tab}}— W zupełności... Racz pani chwilę zaczekać... Pójdę do kasy.<br> {{tab}}Tu wyszedłszy, uchylił drzwi biura i skinął na inkasenta, którego obowiązkiem było ściąganie należności od wierzycieli.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/600|num=206}}{{tab}}Gdy tenże przybył ku niemu, Desvignes szepnął mu zcicha te słowa:<br> {{tab}}— Osoba, o której ci mówiłem, jest tam... Oto weksel. Idź poszukać fiakra i czekaj przy bramie, skoro ona wyjdzie, jedz za nią. Trzeba, ażebyś przybył do teatru wraz z nią równocześnie.<br> {{tab}}— Dobrze, panie.<br> {{tab}}— Nie zapomnij żadnego szczegółu z wydanych przezemnie poleceń, wykonaj ściśle wszystko, co cl powiedziałem.<br> {{tab}}— Będę się starał wywiązać jaknajlepiej.<br> {{tab}}Desvignes, wyjąwszy z kasy sto osiemdziesiąt jeden tysięcy franków, wszedł do gabinetu.<br> {{tab}}— Oto rachunek pani... — rzekł, kładąc przed Leoną arkusz pokryty cyframi. — Racz go pani sprawdzić.<br> {{tab}}— Sto osiemdziesiąt jeden tysięcy franków i siedemdziesiąt jeden centymów... Tak... w zupełności — odpowiedziała.<br> {{tab}}— Zechciej więc pani odebrać sto osiemdziesiąt jeden tysięcy franków w biletach bankowych, jedną sztukę pięćdziesiąt centymów i dwie po dziesięć. Proszę, obrachuj pani, poczem raczysz podpisać pokwitowanie, jakie przygotowałem.<br> {{tab}}Leona, przerachowawszy banknoty, schowała je do małej ręcznej torebki, podpisała pokwitowanie, a pożegnawszy Arnolda, zwróciła się ku drzwiom.<br> {{tab}}— Jakże próby... idą dobrze? — zapytał.<br> {{tab}}— Doskonale.<br> {{tab}}— Kiedyż zamyślacie grać nową sztukę?<br> {{tab}}— Za kilka dni.<br> {{tab}}— Jesteś pani zadowoloną ze swojej roli?<br> {{tab}}— Nadzwyczajnie! Otrzymam niewątpliwie wielkie powodzenie, tak jak i sztuka zarówno.<br> {{tab}}— Tem lepiej! Miejmy nadzieję, iż pan La Fougère zbierze wiele pieniędzy.<br> {{tab}}— Nadzieja ta urzeczywistni się napewno!<br> {{tab}}Desvignes, odprowadziwszy młodą kobietę z całą uprzejmością do drzwi gabinetu, wrócił po jej odejściu, zacierając {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/601|num=207}}ręce i śmiejąc się owym strasznym milczącym śmiechem amerykańskiego rozbójnika.<br> {{tab}}Leona, wyszedłszy z biura, wsiadła do oczekującego na nią powozu, wracając do teatru, a tuż po za nią jechał fiakr drugi, w którym znajdował się inkasent bankowy, upoważniony do ściągania należytości.<br> {{tab}}La Fougère tymczasem w najwyższem zdenerwowaniu chodził po swoim dyrektorskim gabinecie, oczekując niecierpliwie powrotu aktorki.<br> {{tab}}Kasyer teatralny przychodził już pokilkakrotnie powiadamiać go, że poprzychodzono z kupieckiemi rachunkami.<br> {{tab}}— Niech czekają! — zawołał La Fougère — powiedz pan, żem pojechał do banku po odbiór kapitałów.<br> {{tab}}I prowadząc dalej swoją przechadzkę, coraz bardziej zirytowany i niespokojny, powtarzał:<br> {{tab}}— Gdyby nieszczęściem w ostatniej chwili wyniknęło coś nieprzewidzianego między Verrièrem a Leoną... gdyby nie odebrała pieniędzy... jakież zamięszanie, upadek, ruina!<br> {{tab}}Posłyszawszy nareszcie szmer kroków w korytarzu, pobiegł do drzwi i odetchnął swobodnie, ujrzawszy rozpromienioną Leonę.<br> {{tab}}— I cóż? — zapytał.<br> {{tab}}— Mam dla ciebie pieniądze.<br> {{tab}}— Widziałaś się z Verrièrem?<br> {{tab}}— Nie, widziałam się tylko z jego wspólnikiem, który mnie przyjął nader uprzejmie i nic nie wspomniał o twoim długu, zkąd wnoszę, iż rozmyśliwszy się rozumnie, czekać postanowili.<br> {{tab}}— Dajże mi prędko te pieniądze, oczekują wierzyciele, których corychlej pozbyć się trzeba.<br> {{tab}}— Masz tu sto pięćdziesjąt tysięcy franków, tak jakieśmy się umówili — rzekła Leona, wykładając na stół z woreczka banknoty.<br> {{tab}}Jednocześnie zapukał ktoś do drzwi.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/602|num=208}}{{tab}}La Fougère, nakrywszy spiesznie dziennikiem bilety bankowe, zawołał:<br> {{tab}}— Można wejść!<br> {{tab}}W progu ukazał się kasjer teatralny.<br> {{tab}}— Cóż tam znowu? — zapytał dyrektor.<br> {{tab}}— Odbiorca przyszedł po należność.<br> {{tab}}— Po jaką należność... od kogo? do kroć tysięcy dyabłów?<br> {{tab}}— Z wekslem na sto pięćdziesiąt tysięcy flanków od Juliusza Verrière.<br> {{tab}}— Ach! łotr... nikczemnik... ależ to podłość w najwyższem stopniu! — zawołał La Fougère, uderzając gwałtownie w stół ręką. — Verrière miał czekać... tak ułożyliśmy się pomiędzy sobą. Nie płać pan nic... ani grosza!<br> {{tab}}— Lecz ten inkasent jest to gbur... prostak... Powiedział, iż jeśli natychmiast nie otrzyma pieniędzy, sprowadzi komornika, zrobi zajęcie.<br> {{tab}}— Każ mu pan tu przyjść... Sam się z nim rozmówię.<br> {{tab}}Kasyer wyszedł.<br> {{tab}}— Czy ty pojmujesz podłość tego rozbójnika, Verrièra? — wołał La Fougère, zwracając się do Leony. — Uczynił to, aby pochwycić pieniądze, jakie ci wypłacił... Wie jednak dobrze, że ja ich tak potrzebuję i że jeżeli mu je oddam, nic mi dla innych nie pozostanie. Jak myślisz... co począć w takiem położeniu?<br> {{tab}}— Myślę, że trzeba zapłacić — odpowiedziała aktorka. — Wszak zresztą na spłacenie długów pożyczam ci tę sumę. Z tem, co pozostanie, może będziesz mógł dokonać wystawienia tej sztuki?<br> {{tab}}— Nigdy... nigdy w świecie! Och! ten łotr Verrière... on moim krewnym? Ten zdrajca... nędznik... ten Judasz!<br> {{tab}}Odbiorca ukazał się we drzwiach, wprowadzony przez kasyera; po za nimi ukazała się blada postać szefa klaki.<br> {{tab}}Nie zważając na jego obecność, La Fougère podszedł do inkasenta domu Verrière i Współka.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/603|num=209}}{{tab}}— Jakto, mój kochany? — zapytał — przychodzisz po odebranie stu pięćdziesięciu tysięcy franków?<br> {{tab}}— Tak, panie... termin z dniem wczorajszym upłynął.<br> {{tab}}— A zatem wraz z twoim upłynionym terminem odnieś tę odpowiedź panu Verrière, że kto odważa się na podobną jak on nikczemność, by zgubić swego krewnego i pozostawić go o torbie i kiju, taki człowiek jest łotrem ostatniego rodzaju...Słyszysz mnie... Zrozumiałeś?<br> {{tab}}— Zrozumiałem... lecz wiem, co mi czynić wypada... Otrzymałem rozkazy w tym względzie... Idę do komornika...<br> {{tab}}— Idź i do samego dyabła... jeżeli ci się podoba!<br> {{tab}}Szef klaki zbliżył się do dyrektora, szepcąc mu zcicha:<br> {{tab}}— Wierzaj mi pan... zapłać! bo jeśli nie zapłacisz, Verrière jutro ogłosi cię bankrutem... On mnie już o tem uprzedził.<br> {{tab}}La Fougère poskoczył ku drzwiom, przywołując inkasenta.<br> {{tab}}— Co pan chcesz? — zapytał tenże, wracając z nachmurzonem obliczem.<br> {{tab}}— Daj weksel... płacę?... lecz twój pryncypał jest żydem... wyzyskiwaczem! Pijak... oszust i współka! Nie zapomnij mu tego powtórzyć!<br> {{tab}}Leona odliczyła sto pięćdziesiąt tysięcy franków, które inkasent zabrał i wyszedł, nie ukłoniwszy się wcale.<br> {{tab}}Wierzyciele, oczekujący w korytarzu, zatrzymali go, pytając jednogłośnie:<br> {{tab}}— Zapłacił panu?<br> {{tab}}— Zapłacił... ma pieniądze... krzyczcie... nalegajcie... a odbierzecie swoje. Widzę, że jest oszustem ten panicz... Nie ufajcie mu!<br> {{tab}}Mówiąc to, odbiorca stosował się do danych sobie poleceń przez Arnolda.<br> {{tab}}W gabinecie La Fougèra wzburzenie nie ustawało.<br> {{tab}}— Uspokój się pan... więcej zimnej krwi... — mówił kierownik klaki teatralnej! — Ukończmy nasz mały interes.<br> {{tab}}— Jaki interes?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/604|num=210}}{{tab}}— Jak to... u czarta? Wszak pan mi jesteś dłużnym sześćdziesiąt tysięcy franków, jakie ci pożyczyłem przed pięcioma miesiącami. Wydałeś mi na to rewers, którego termin dziś właśnie upływa.<br> {{tab}}— Do tysiąca piorunów! — zahuczał La Fougère — czy i ty mnie również chcesz zabić?<br> {{tab}}— Tylko bez brutalstw, mój dyrektorze... nigdy ich nie znosiłem... a tem więcej obecnie znosić nie będę!<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXVIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Ależ... — zaczął La Fougère, usiłując zapanować nad sobą i odzyskać cokolwiek spokoju — było ułożone pomiędzy nami, że spłacać ci miałem tę sumę ustępstwami na biletach teatralnych; wszak dobrze o tem pamiętasz zapewne?<br> {{tab}}— Być może... — odrzekł przywódca klaki — przyznaję, że kiedyś mogła być o tem mowa, na piśmie jednak tego nie ma, a gdy stoisz nad brzegiem upadłości, ja żądam oddania mi mej sumy.<br> {{tab}}— Masz poręczenie Verrièra... Udaj się do niego... Niechaj zapłaci... Ja nie mam czem płacić... nie mam pieniędzy!<br> {{tab}}— Czy myślisz, że ja temu uwierzę... ja? stary... znający się tak dobrze na ludzkich wybiegach?.. Nie! mój kochany... Wiem, że odebrałeś dziś rano sto osiemdziesiąt jeden tysięcy franków.<br> {{tab}}— Co pan mówisz?... co... co? — zawołała nagle Leona. — To ja odebrałam te pieniądze, a nie La Fougère. Te pieniądze są moją wyłączną własnością... mogę niemi rozporządzać, jak mi się podoba; a otóż nie chcę, ażeby przeszły w ręce takiego starego nicponia, jakim pan jesteś... W ręce oszusta, który cofa dane słowo honoru!<br> {{tab}}Przywódca klaki zbladł pod rzuconą sobie obelgą.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/605|num=211}}{{tab}}— Zapłacisz, czy nie zapłacisz? — krzyknął rozdrażniony, przyskakując do La Fougèra.<br> {{tab}}— Nie... nie... nie! po sto razy nie!... dopóki nie wystawię nowej sztuki... Później ci zapłacę.<br> {{tab}}— A ja ci mówię, że potrzebuję natychmiast moich pieniędzy! Nie chcesz mi ich oddać... mniejsza z tem... Verrière poręczył, niechaj zapłaci, a ciebie poszukuje. Idę wprost do niego... ale bądź pewnym, iż od dziś będziesz zapisanym na listę upadłych!<br> {{tab}}Tu trzasnąwszy drzwiami, wyszedł z gabinetu.<br> {{tab}}— Hołysz... żebrak!... — wołała z rozdrażnieniem Leona.<br> {{tab}}La Fougère chwycił się za głowę, biegając po pokoju.<br> {{tab}}— On ma słuszność... — wyjąknął. — Verrière przyprawi mnie o bankructwo. Lepiej mu było zapłacić.<br> {{tab}}— Lecz czem?<br> {{tab}}— Pozostało ci jeszcze trzydzieści tysięcy franków...<br> {{tab}}— Sądzisz więc, ja wszystko ci oddam? To bardzo się mylisz! Zapłaciłam już za ciebie sto pięćdziesiąt tysięcy... Tę pozostałą resztę zachowuję sobie... bo tamtych jestem pewną, że nigdy nie zobaczę.<br> {{tab}}{{Korekta|— Tu|Tu}} zamknęła torebkę.<br> {{tab}}— Jestem zgubiony! — zawołał La Fougère.<br> {{tab}}Hałas podniesionych głosów dobiegł do wnętrza gabinetu.<br> {{tab}}We drzwiach ukazał się kasyer.<br> {{tab}}— Panie dyrektorze... — rzekł — osoby, czekające w korytarzu, niecierpliwią się.<br> {{tab}}— Ile posiadasz pan w kasie na wypłaty?<br> {{tab}}— Dwadzieścia dwa tysiące franków.<br> {{tab}}— Nie licząc w to pensyj artystów?<br> {{tab}}— Nie, panie.<br> {{tab}}— Masz pan tu dla nich dziesięć tysięcy franków, rozdaj im zaliczenia.<br> {{tab}}Kasyer wziął podane sobie pieniądze.<br> {{tab}}— Lecz dekorator chciał tu wejść... — rzecze. — Czeka tam, w korytarzu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/606|num=212}}{{tab}}— Czegóż on chce?<br> {{tab}}— Pieniędzy.<br> {{tab}}— Niech wejdzie.<br> {{tab}}Po wyjściu kasyera ukazał się dekorator.<br> {{tab}}— Przychodzę — rzekł — {{Korekta|opomnieć|upomnieć}} się o spełnienie pańskiej obietnicy. Dostarczyłem już pięć dekoracyj do nowej sztuki i nie dostarczę więcej, dopóki mi pan za te nie zapłacisz. Należy mi się osiem tysięcy franków.<br> {{tab}}— Dam ci obecnie cztery tysiące, a resztę uregulujemy piętnastego, w dniu przedstawienia nowej sztuki.<br> {{tab}}— Nie mogę czekać... i ja mam również termina wypłat — zawołał dekorator. — Moi robotnicy, handlarze płócien i farb nie kredytują mi wcale. Jam dotrzymał mojego zobowiązania, dostarczyłem dekoracye, pan więc zarówno dotrzymaj swego.<br> {{tab}}— Dam ci zresztą sześć tysięcy franków na tę należność ośmiu tysięcy...<br> {{tab}}— Żądam odrazu wszystkiego, albo zawieszam robotę.<br> {{tab}}— Nie masz się pan czego obawiać... — zagadnęła Leona; — weź sześć tysięcy franków, które ci daje dyrektor. Ja gram w tej sztuce... cały Paryż na nią przybiegnie.<br> {{tab}}— Nie z panią mam interes... — odparł szorstko dekorator — proszę się nie mięszać w tę sprawę.<br> {{tab}}La Fougère przechadzał się szybko po gabinecie. Widział wokoło siebie zmowę wierzycieli, utworzoną przez Verriera i jego wspólnika, Arnolda Desvignes, czuł, iż grunt usuwa mu się pod stopami, a jednak wierzył w tę nową sztukę, jak w ostatnią deskę zbawienia; wierzył w nią z tą ślepą ufnością, która jest charakterystyczną cechą upadających przedsiębiorców teatralnych.<br> {{tab}}Nagle, jak gdyby powziąwszy ostateczne postanowienie, otworzył w biurku szufladę, do której schował pozostałą resztę banknotów, dawniej dostarczonych przez Leonę, a dobywszy z niej osiem tysiącofrankowych biletów, podał je dekoratorowi mówiąc:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/607|num=213}}{{tab}}— Napisz pan pokwitowanie.<br> {{tab}}— Już je przyniosłem... Oto jest.<br> {{tab}}Nastąpiła wymiana pieniędzy i kwitu, poczem dekorator wyszedł.<br> {{tab}}Jednocześnie we drzwiach ukazał się kasyer.<br> {{tab}}— Cóż tam znowu? — zawołał La Fougère.<br> {{tab}}— Przyszedł właściciel sklepu z jedwabnemi materyami.<br> {{tab}}— Przyniósł co dla mnie? — pytała żywo Leona.<br> {{tab}}— Nie, on przyniósł tylko spis dostarczonych dotąd towarów i chce odebrać zapłatę przed dostarczeniem nowych.<br> {{tab}}La Fougère upadł na fotel, ukrywszy twarz w dłoniach.<br> {{tab}}— Boże!... mój Boże!... — jąkał z rozpaczą.<br> {{tab}}— Ależ to zmowa wyraźnie... — zawołała aktorka. — Widocznie rzecz ułożona... Wszyscy się zmówili!<br> {{tab}}W chwili tej otwarły się drzwi gabinetu, trzy głowy w nich się ukazały. Byli to trzej teatralni artyści, wysłani przez swoich kolegów.<br> {{tab}}La Fougère zerwał się szybko, nie dozwalając im wymówić słowa.<br> {{tab}}— Mam wam zapłacić, panowie — rzekł — na piątego, według zwyczaju...<br> {{tab}}— Wiemy o tem, dyrektorze... — rzekł jeden z delegowanych — i nie przychodzimy żądać zapłaty za miesiąc, który się ukończył, ale żądamy wypłacenia nam zaległości... Potrzebujemy pieniędzy.<br> {{tab}}— Wypłacę je wam z pierwszych przedstawień nowej sztuki... Zaczekajcie nieco...<br> {{tab}}— Niepodobna! nasi wierzyciele nie chcą czekać. Odebrałeś pan dziś rano, jak wiemy, znaczne kapitały, przychodzimy więc uprzedzić cię tak w naszem, jak i naszych kolegów imieniu, iż jeżeli natychmiast nie dasz nam pieniędzy, grać dziś w wieczór nie będziemy!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/608|num=214}}{{tab}}La Fougère chciał coś odpowiedzieć, gdy nagle z trzaskiem wpadł jak szalony do gabinetu dyrektor orkiestry.<br> {{tab}}— Panie La Fougère!... — wołał — pieniędzy... coprędzej pieniędzy... inaczej muzykanci nie przyjdą grać dziś w wieczór... powiedzieli mi to w tej chwili.<br> {{tab}}— Pieniądze są u kasyera... zawołał nieszczęśliwy dyrektor. A gdy właśnie pomieniona osobistość we drzwiach się ukazała, zawołał doń: — Zapłać pan muzykantów!<br> {{tab}}— Lecz panie, ja już nie mam czem zapłacić... — rzekł kasyer — i przychodzę zarazem powiadomić pana, że właściciel sklepu z jedwabnemi towarami nie chce przyjąć żadnej zaliczki.<br> {{tab}}— Ach! do tysiąca piorunów! — huknął La Fougère — czyż się więc sprzysięgli na moją zgubę? Jeżeli oddam wszystko, co mam, nie będę mógł przedstawić tej nowej sztuki... Pozostanie mi tylko natenczas zamknąć mą budę!<br> {{tab}}— A więc zamknij ją... zamknij!... — ozwał się głos jakiś. — Mniej będzie o jedno oszustwo na świecie!<br> {{tab}}Tłum wierzycieli wtargnął do gabinetu.<br> {{tab}}Jakiś mężczyzna, rozepchnąwszy ów tłum łokciami, stanął naprzeciw La Fongèra.<br> {{tab}}Był to Arnold Desvignes, po za którym szedł szef klaki teatralnej.<br> {{tab}}— Mój wspólnik, pan Verrière — rzekł groźnie pierwszy — poręczył za panem na sześćdziesiąt tysięcy franków. Przed rozpoczęciem sądowego działania przychodzę zapytać ostatecznie: płacisz pan... albo nie płacisz?<br> {{tab}}— Leono... trzeba zapłacić... — jęknął La Fougère.<br> {{tab}}— Zapłacić... czem... gdym wszystkie moje pieniądze straciła dla ratowania ciebie... gdy widzę, że przepadły moje kapitały!<br> {{tab}}— Dam panu na dług ten zaliczkę... — rzekł La Fougère do Arnolda. — Lecz zostaw mi, proszę, trochę czasu.<br> {{tab}}— Żądam wszystkiego... czekać nie będę!<br> {{tab}}— Zguba więc dla mnie nieuchronna!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/609|num=215}}{{tab}}Głos, który już mówił poprzednio, ozwał się wśród tłumu:<br> {{tab}}— Ogłośmy upadłość tego bankruta!<br> {{tab}}— Tak... tak!... upadłość! — powtórzyło razem kilkadziesiąt głosów: — Ma pieniądze ten oszust, a płacić nam nie chce.<br> {{tab}}Leona wybuchnęła łkaniem.<br> {{tab}}La Fougère, blady jak chusta, zdawał się nie rozumieć, co się wokoło niego dzieje. Obłęd zaczął ogarniać mu umysł. Otworzył kasę.<br> {{tab}}— Bierzcie... zabierajcie! — wołał, wyrzucając banknoty z szuflady. — Zabierz, kasyerze... weź wszystko!<br> {{tab}}— Ani się poważ! — krzyknęła, przyskakując Leona i nakrywając pieniądze swoją postacią.<br> {{tab}}Dwóch jednak wierzycieli pochwyciło ją za ręce, podczas gdy kasyer, zabrawszy pieniądze, szedł do swego gabinetu, z biegnącym po za sobą rozwścieczonym tłumem.<br> {{tab}}— Wiem teraz, co nam czynić pozostaje... — rzekł Arnold do stojącego jak w obłąkaniu La Fougèra. — Dziś w wieczór otrzymasz pan od nas zawiadomienie.<br> {{tab}}I wyszedł.<br> {{tab}}Kasyer zaczął rozpłacać, zaczynając od artystów, lecz dwadzieścia siedem tysięcy franków nie mogły wystarczyć dla wszystkich.<br> {{tab}}— Upadłość... bankructwo!... — zewsząd wołano.<br> {{tab}}La Fougère w swym gabinecie, jak konający, leżał na fotelu. Przed nim, z zaciśnięten i pięściami, z twarzą drgającą konwulsyjnemi ruchami wściekłości, stała Leona.<br> {{tab}}— Jesteś galernikiem... zbrodniarzem! — wołała nad nieszczęśliwym, zgrzytając zębami. — Okradłeś mnie, jak złodziej wśród lasu! Ukryłeś przedemną swe długi, nikczemniku. Z moich tysiąców nie ujrzę już ani szeląga! Ach! czemuż nie mogę cię zabić!...<br> {{tab}}I wybiegła z gabinetu, unosząc z sobą wypróżnioną prawie torebkę. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/610|num=216}}{{c|'''XXXIX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}La Fougère, zostawszy sam, dowlókł się do drzwi i zamknął takowe na klucz, poczem upadł na fotel, z którego nie podniósł się przez dzień cały, leżąc z głową w tył przewróconą, oczyma bez blasku, patrzącemi w jeden punkt, zupełnie jak człowiek w katalepsyi.<br> {{tab}}Daremnie pukano do drzwi gabinetu, nie odpowiadał.<br> {{tab}}Aktorzy przybyli na próbę, lecz próba się nie odbyła. Reżyser, wzruszając ramionami, powtarzał:<br> {{tab}}— Na co się to przyda?<br> {{tab}}Autorowie pozabierali manuskrypta pod pozorem poczynienia w nich zmian.<br> {{tab}}Grano wieczorem starą jakąś sztukę, lecz przed próżnemi ławkami. Przedstawienie przyniosło dochodu zaledwie pięćset franków, a równocześnie z podniesieniem się kurtyny dwunastu komorników, wezwanych przez wierzycieli, przyszło położyć areszt na ów szczupły dochód.<br> {{tab}}Reżyser pukał do drzwi tak silnie i długo, iż wreszcie ukazał się La Fougère, blady, zmieniony, jak gdyby cień siebie samego.<br> {{tab}}— Co robić? — zapytał go wchodząc.<br> {{tab}}— Nic... — odrzekł La Fougère — róbcie, co chcecie. Co do mnie, jestem zgubionym!<br> {{tab}}Wyszedłszy z teatru, zaczął jak szalony biegać po ulicach Paryża, nie wiedząc sam, dokąd idzie i płacząc w milczeniu gorącemi łzami.<br> {{tab}}— Nie myślał walczyć, gdyż wszelka walka niepodobną tu była.<br> {{tab}}Około drugiej nad ranem, złamany znużeniem, a prowadzony więcej instynktem niż wolą, powrócił do teatru, gdzie mieszkał, jak wiemy.<br> {{tab}}Wielki ów czarny budynek, oświetlony chwilowo promieniami kryjącego się po za chmury księżyca, wywarł na nim {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/611|num=217}}pełne grozy wrażenie. Zdawało mu się, iż widzi przed sobą grób olbrzymi.<br> {{tab}}Kluczem, jaki miał zawsze przy sobie, furtkę otworzył. Wszedłszy do swego pokoju, rzucił się na łóżko, nie rozbierając.<br> {{tab}}Noc miał straszną.<br> {{tab}}Około dziewiątej zrana wszedł do gabinetu, przesuwając się chyłkiem pod ścianą, ażeby kogo nie spotkać.<br> {{tab}}Dzienniki, dostarczone przez odźwiernego, leżały, jak zwykle na biurku.<br> {{tab}}Chwyciwszy je gorączkowo, przebiegał oczyma wiadomości teatralne. Wszędzie znajdował opisy wczorajszych scen skandalicznych, z mniej więcej tem zakończeniem: „Jeszcze jeden teatr bez dyrektora.“<br> {{tab}}La Fougère uczuł dreszcz zimny, wstrząsający nim całym. Wrócił do swego pokoju, gdzie na klucz się zamknął. Od czterdziestu ośmiu godzin nic nie jadł.<br> {{tab}}Tegoż dnia po południu upadłość teatru ogłoszoną została przez trybunał handlowy na żądanie dwunastu wierzycieli.<br> {{tab}}Wieczorem bramy teatralnego budynku już się nie otworzyły, a na afiszach przyklejona wpoprzek opaska zawierała ów straszny wyraz: „Zerwane.“<br> {{tab}}Wszystko runęło bez ratunku! Jeden tydzień wystarczył Arnoldowi Desvignes na dokonanie połowy swego szatańskiego dzieła, dotyczącego jednego ze {{Korekta|spadobierców|spadkobierców}} Edmunda Béraud. Reszty miała dokonać rozpacz.<br> {{tab}}W przeddzień wieczorem Leona parę razy przybywała do teatru dla zobaczenia się z dyrektorem, lecz tak jego pokoje, jak i gabinet znajdowała zamkniętemi.<br> {{tab}}Przybywszy nazajutrz zrana około dziesiątej, spotkała kasyera.<br> {{tab}}— Widziałeś pan dyrektora? — zapytała.<br> {{tab}}— Nie... nie widziałem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/612|num=218}}{{tab}}— Idę do niego.<br> {{tab}}Aliści ledwie weszła na pierwsze stopnie schodów, zatrzymała się, zdjęta przestrachem.<br> {{tab}}Huk głuchy, jakoby wystrzału, dobiegł jej uszu.<br> {{tab}}— Ach! — zawołała — on się zabił!... jestem tego pewną... Na pomoc... ratunku!<br> {{tab}}— Na to wezwanie przybiegł kasyer z odźwiernym i kilku posługaczów teatralnych.<br> {{tab}}Stanąwszy u drzwi, zastukali, nie odbierając jednak żadnej odpowiedzi. Jęk tylko cichy, jakby rodzaj skargi, zaszemrał wewnątrz mieszkania, poczem dał się słyszeć nowy wystrzał powtórnie.<br> {{tab}}Kasyer odskoczył, wołając na odźwiernego:<br> {{tab}}— Biegnij po komisarza policyi i przyprowadź go... La Fougère usiłuje odebrać sobie życie:..<br> {{tab}}Odźwierny pobiegł.<br> {{tab}}W chwili tej Leona, pod którą z nadmiaru wzruszenia nogi się chwiały, dosięgnęła ostatniego szczebla schodów.<br> {{tab}}— I cóż? — zapytała.<br> {{tab}}— Słyszałem jęk... rodzaj chrapania... potem drugi wystrzał — rzekł kasyer. — Teraz wszystko ucichło... zapewne skonał nieszczęśliwy!<br> {{tab}}— Raczej łotr!... powiedz pan... — zawołała aktorka, w której wzruszenie zmieniło się nagle w brutalność. — Zabrał mi ten rozbójnik sto pięćdziesiąt tysięcy franków i nie mogę nawet wnieść skargi przeciw niemu, ponieważ się zabił.<br> {{tab}}To powiedziawszy, zniknęła.<br> {{tab}}W kwadrans przybył komisarz policyi z doktorem i dwoma agentami, prowadzeni przez odźwiernego.<br> {{tab}}Otwarłszy mieszkanie za pomocą wytrychu, weszli do sypialni, gdzie oczekiwał ich widok łatwy do przewidzenia.<br> {{tab}}Na środku pokoju leżał La Fougère z rozstrzeloną czaszką. Krew zalewała kobierzec. W zaciśniętej prawnej ręce trzymał jeszcze dymiący rewolwer, z którego w skroń sobie {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/613|num=219}}wystrzeli. Pierwsza kula, jaką wymierzył w serce, zrządziła, mu tylko ranę. Nieszczęśliwy miał jeszcze siłę nabić rewolwer i powtórnie w skroń sobie wystrzelić. Tym razem nie został już ocalonym.<br> {{tab}}Spadek Edmunda Béraud liczył mniej o jednego sukcesora. {{kropki-hr}} {{tab}}Dnia następnego po swej bytności W ministeryum wojny Vandame wezwany został do swego pułkownika.<br> {{tab}}— Mój poruczniku — rzekł tenże, podając mu rękę — mam złą wiadomość dla ciebie.<br> {{tab}}— Złą wiadomość? — powtórzył Vandame, udając zdziwienie, ponieważ przewidywał, o co chodzi.<br> {{tab}}— Tak... złą wiadomość, która głęboko mnie smuci, jak i ciebie zapewne... rozkaz twojego wyjazdu.<br> {{tab}}— Wysyłają mnie zatem, pułkowniku?<br> {{tab}}— Do Tonkinu.<br> {{tab}}Vandame spuścił oczy, ażeby ukryć błyszczącą w nich radość.<br> {{tab}}— Musisz jutro odjechać... — mówił pułkownik dalej; — stanąć pojutrze w Tulonie i wylądować w ciągu dni czterech.<br> {{tab}}— Jestem gotów, pułkowniku.<br> {{tab}}— Nie sprawia ci więc przykrości ów rozkaz?<br> {{tab}}— Żołnierz winien być na wszystko przygotowanym... nie dziwić się nigdy, nie wzruszać niczem, a być posłusznym, nie badając.<br> {{tab}}— Ależ twój wyjazd przerwie ci twoje prace wynalazcze, na które sam nawet zwracałem uwagę ministra...<br> {{tab}}— Co począć, pułkowniku, skoro tak być musi.<br> {{tab}}— Ja radbym zatrzymać cię tutaj...<br> {{tab}}— To niepodobna!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/614|num=220}}{{tab}}— Dlaczego? Jeżeli mnie upoważnisz, pójdę do jenerała dowodzącego dywizyą, pójdę nawet i do ministra w potrzebie, aby odwołać ów rozkaz.<br> {{tab}}— Jestem głęboko wdzięcznym i dumnym się być czuję okazaną mi życzliwością z pańskiej strony — rzekł Vandame — proszę jednakże, pozwól pan, by rzeczy szły swym torem.<br> {{tab}}— Czemu sprzeciwiasz się memu projektowi?<br> {{tab}}— Z najprostszej w świecie przyczyny. Czekają mnie tam niebezpieczeństwa... Ci, którzy mało mnie znają, mogliby sądzić, że się ich lękam.<br> {{tab}}— Masz słuszność, być może... Jedź zatem. Uniesiesz wraz z sobą mój żal i żal wszystkich twoich kolegów. Oto twoje papiery... Idź do skarbowego oddziału, ażeby się przygotować. Mam nadzieję, iż zobaczymy się dziś wieczorem w kawiarni oficerów. Nie żegnam się więc, lecz tylko mówię: „Do widzenia.“<br> {{tab}}— Dzięki... mój pułkowniku!<br> {{tab}}Tu Vandame wyszedł zadowolony, że unosi wraz z sobą rozkaz wyjazdu z Francyi, który mu pozwoli szukać zapomnienia w odległych krajach, pośród niebezpieczeństw różnego rodzaju.<br> {{tab}}Po załatwieniu koniecznych potrzeb do swego wyjazdu wrócił do kwatery, rozkazawszy pełniącemu u niego służbę żołnierzowi napełnić rzeczami i zapiąć walizki, poczem zamknął się w swym gabinecie pracy.<br> {{tab}}Przez kilka chwil siedział nieruchomy, z pochylonem czołem, następnie siadłszy przy stole, napisał długi list, a ucałowawszy takowy kilkakrotnie, złożył go, wsunął w kopertę i nakreślił ten adres: {{f|align=left|lewy=40%|''Pannie Anieli Verrière''|przed=12px}} {{f|align=left|lewy=42%|''bulwar Haussmana nr. 54.''}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/615|num=221}}{{tab}}Ukończywszy to, spojrzał na zegarek. Był czas udać się na zebranie, gdzie oznajmić miał towarzyszom o swym wyjeździe.<br> {{tab}}Wyszedłszy z mieszkania, wrzucił w pocztową skrzynkę list do córki bankiera i zwrócił się na drogę, wiodącą w stronę baraków oficerskich.<br><br> {{c|KONIEC TOMU III-go.}} <pages index="PL X de Montépin Walka o miliony.djvu" from=627 to=627 /> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/629|num=3}}{{c|'''I.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Od czasu ostatniej rozmowy z Arnoldem Desvignes, Aniela znajdowała się w zupełnem obezwładnieniu tak fizycznem, jak moralnem, nad którem zapanować nie zdołała. Chwilowo ożywiała ją nadzieja projektów, jakie siostra Marya wykonać postanowiła; nadzieja ta jednak gasła pośród burzliwej nocy wypadków, jakie zbierały się w około dziewczęcia, przygniatając je niewypowiedzianie.<br> {{tab}}Życie katuszą było teraz dla niej. Nie mogła nawet zachować i tej ułudy dziecięcej, jaka nakazuje względem rodziców tkliwość i poszanowanie. Wątpić o nikczemności ojca niepodobna jej było.<br> {{tab}}Desvignes stał się wyłącznym panem swojego wspólnika. Wystarczało mu tylko rozkazać, a Verrière wykonywał to z pochyloną głową. Konieczność tak mu nakazywała.<br> {{tab}}To niewolnictwo bankiera wytwarzało straszliwą sytuacyę dla jego córki.<br> {{tab}}Jak się uwolnić z takiego położenia?<br> {{tab}}Dziewczę wołałoby było po tysiąc razy umrzeć, niźli ustąpić, zaś buntowanie się mogło ją poprowadzić do najopłakańszych rezultatów, ponieważ, jak Arnold jej powiedział, burzyć się, było to wygłosić wyrok śmierci dla Vandama.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/630|num=4}}{{tab}}Aniela żyła obecnie życiem automatu.<br> {{tab}}Służącym, jacy przychodzili po otrzymanie rozkazów do jej pokojów, wydawała je machinalnie, jak gdyby ze zwyczaju, z nawyknienia.<br> {{tab}}Nie opuszczała swego gabinetu, jak tylko, ażeby być obecną przy obiedzie, od czego uwolnić się nie mogła i na co jej ojciec byłby nie zezwolił.<br> {{tab}}W pałacu zauważono niepokojącą zmianę, zaszłą w usposobieniu córki bankiera, a gdy ją powszechnie kochano dla jej dobroci, łagodności i szlachetności charakteru, żałowano jej, oskarżając pocichu o całe to nieszczęście Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Dziewczę, znalazłszy się wobec ojca, siedziało milczące, zlodowaciałe; bankier przeciwnie, wydawał się być bardziej wesołym niż kiedy.<br> {{tab}}— Wszystko to przeminie... — myślał, zacierając ręce. — Moja córka nie może się na razie oswoić z obecnem swem położeniem, lecz zczasem nawyknie do tego, a ja będę miał zięcia, jakiego właśnie pragnąłem. Jakiż to człowiek! co za głowa! Za jednem poruszeniem ręki uwolnił mnie od La Fougèra. W ten sposób pozbędziemy się i innych współsukcesorów. Ten człowiek posiada nadludzki potęgę!... {{kropki-hr}} {{tab}}Uderzyła szósta wieczorem, gdy Verrière wysiadał z powozu przed pałacem wraz z Arnoldem Desvigues. W tej właśnie chwili odźwierny, wyszedłszy ze swego mieszkania, przechodził przez dziedziniec.<br> {{tab}}— Dwa listy, panie, przyniósł posłaniec w tej chwili — rzekł, przystępując do bankiera. — Chciałem je właśnie oddać kamerdynerowi.<br> {{tab}}Verrière, odebrawszy je, rzucił okiem na adres.<br> {{tab}}— Patrz... patrz! — zawołał — list od Vandama.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/631|num=5}}{{tab}}— Do ciebie? — zapytał Desvignes.<br> {{tab}}— Nie, do Anieli. Możeby go zatrzymać?<br> {{tab}}— Nie czyń tego... Oddaj ten list swej córce. Nie mamy się obecnie czego obawiać ze strony porucznika. Założyłbym się o tysiąc luidorów, iż pisze, zwracając jej słowo i żegnając ją na zawsze.<br> {{tab}}— Obyś się tylko nie mylił!<br> {{tab}}— Nie mylę się nigdy... bądź pewnym. Wszak wiesz, że ja mam dar podwójnego widzenia... — dodał, śmiejąc się, Desvignes.<br> {{tab}}Obaj wspólnicy weszli do salonu. Nie znaleźli tam nikogo.<br> {{tab}}— Pozwól, że cię tu pozostawię na kilka minut — rzekł bankier do swego towarzysza. — Potrzebuję w mym gabinecie odszukać pewnej notatki.<br> {{tab}}— Idź... korzystając z tych kilku minut, przejrzę dzienniki, których przeczytać nie miałem czasu. A nie zapomnij oddać swej córce listu, do niej adresowanego.<br> {{tab}}— Oddam go jej podczas obiadu.<br> {{tab}}Verrière wyszedł. Desvignes, wziąwszy dzienniki, leżące na stole, rozłożył je i czytał.<br> {{tab}}Było to w epoce zaostrzonej wojny w Tonkinie; wiadomości ze Wschodu zajmowały naczelne miejsce na pierwszej karcie dzienników. Donoszono o zwycięstwie, otrzymanem nad „Banderą-Czarnych“ przez jenerała de Negrier.<br> {{tab}}Desvignes czytał z uwagą szczegóły, odnoszące się do powyższej wojny. W ostatnim dopisku zamieszczoną była wiadomość o mającem nastąpić wysłaniu posiłków dla skompletowania morskiej artyleryi, jaka miała atakować Formozę, a skutkiem tego i o wyjeździe z kraju kilku oficerów artyleryi.<br> {{tab}}Czytając, wspólnik Verrièra drgnął nagle; na czele bowiem listy wyjeżdżających spostrzegł nazwisko Vandama.<br> {{tab}}— Ha! otóż urzeczywistniają się moje przewidywania! — zawołał; — nie spodziewałem się jednak, ażeby mój rywal po- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/632|num=6}}wziął tak prędko stanowczo postanowienie. Prosił zapewne bez stracenia chwili o nakaz wyjazdu dla siebie dowódców. Dobre to jest dla mnie... lecz niewystarczające. Jeżeli rywal zniknie, zostanie spadkobierca... Nie wszyscy umierają w Tonkinie... może powrócić... a mnie potrzeba, ażeby nie wracał... Należy stosowne ku temu środki przedsięwziąć...<br> {{tab}}Desvignes przez kilka minut siedział w zamyśleniu, a potem rzekł do siebie:<br> {{tab}}— List, przysłany przez Vandama do Anieli, oznajmia jej napewno o jego wyjeździe. Cios będzie ciężkim dla niej... Trzeba nad nią dozór rozciągnąć... Biedne to dziewczę może spełnić jakim szaleństwo... Jak to dobrze, żem przejrzał owe dzienniki!<br> {{tab}}Jednocześnie Verrière ukazał się we drzwiach salonu.<br> {{tab}}— Com ja ci powiedział przed chwilą? — zapytał Arnold,, podchodząc ku niemu.<br> {{tab}}— Względem czego?<br> {{tab}}— Względem listu, napisanego przez twego siostrzeńca do panny Anieli...<br> {{tab}}— Mówiłeś, że ten list przynosi zerwanie stosunków.... Miałżebyś zmienić teraz swe zdanie?<br> {{tab}}— Przeciwnie... trwam w niem tem mocniej.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Mam dowód, iż ten list zawiera w sobie kompletne zerwanie. Patrz... przekonaj się sam...<br> {{tab}}Bankier, przeczytawszy artykuł w dzienniku, zawołał:<br> {{tab}}— Doskonale! Ależ to cudowne!...<br> {{tab}}— Przyznaj, że sprawa dobrze poprowadzoną została...<br> {{tab}}— On da się zabić tam... będzie szukał śmierci umyślnie jestem tego pewny.<br> {{tab}}— Liczę na to... i czuwać nad tem będę...<br> {{tab}}— Czy mimo to, mam oddać list mej córce?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć... Bardziej niż kiedykolwiek...<br> {{tab}}— Ależ to wznieci straszną burzę...<br> {{tab}}— Nie obawiaj się...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/633|num=7}}{{tab}}— Łatwo ci mówić... Aniela gotowa sobie życie odebrać...<br> {{tab}}— Trzeba ją otoczyć nadzorem... Zresztą nie oddawaj listu aż po obiedzie...<br> {{tab}}Na te słowa siostra Marya weszła do salonu. Uścisnęła podaną sobie rękę wuja, skinęła głową zlekka na ukłon Arnolda.<br> {{tab}}— Gdzie jest Anielka? — pytał bankier zakonnicę.<br> {{tab}}— Wydaje służbie rozkazy... zastaniemy ją w jadalni... — odparła siostra Marya.<br> {{tab}}Lekki ironiczny uśmiech wybiegł na usta Arnolda.<br> {{tab}}— Unika mnie... — pomyślał i w tem się nie mylił.<br> {{tab}}Służący oznajmił, że obiad na stole, i trzy wyżej wymienione osoby, przeszedłszy do jadalni, zastały tam pannę Verrière.<br> {{tab}}Obiad trwał krótko, pomimo, iż obaj wspólnicy usiłowali go ożywić zawiązaną pomiędzy sobą rozmową o przedmiotach obojętnych. Musieli to uczynić ze względu na zupełne milczenie Anieli i zimne zachowanie się siostry Maryi.<br> {{tab}}Wrócili do salonu, gdzie panna Verrière zabawiwszy chwilę, wyjść zamierzała.<br> {{tab}}— Acn! jakiżem ja roztargniony... — zawołał bankier. — Mam list dla ciebie, przyniesiony przez posłańca w chwili, gdym wchodził w dziedziniec, i zapomniałem ci go oddać. W każdym, razie lepiej późno, niż nigdy.<br> {{tab}}To mówiąc, podał list córce, która wziąwszy go, spojrzała na adres.<br> {{tab}}Za pierwszym rzutem oka poznała pismo Vandama.<br> {{tab}}Jak była bladą, jeszcze więcej zbladła, ręce jej drżały. Nagłym ruchem odwróciła kopertę na drugą stronę, przypatrując się pieczątce z uwagą.<br> {{tab}}Verrière zrozumiał to poruszenie.<br> {{tab}}— Cóż się tak przypatrujesz? — zawołał. — Sądzisz więc, żem otwierał list nie do siebie adresowany? Cóż ów list za- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/634|num=8}}wiera tak dalece tajemniczego, iż lękasz się, abym się o tem nie dowiedział?<br> {{tab}}— Nie lękam się bynajmniej — odpowiedziała śmiało panna Verrière. — Jest to list od Emila Vandame... — dodała, patrząc na Arnolda.<br> {{tab}}— Mam nadzieję, iż po raz ostatni słyszymy jego nazwisko... — rzekł Verrière.<br> {{tab}}Gdy Aniela wymawiała nazwisko Vandama, siostra Marya pomimowolnie zadrżała.<br> {{tab}}Wyszła za swoją kuzynką z salonu.<br> {{tab}}— Mój drogi... — rzekł Desvignes do Verrièra, skoro się drzwi zamknęły za dwiema kobietami — pozwolisz, że odejdę.<br> {{tab}}— Jakto, już?<br> {{tab}}— Muszę odejść...<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ napędziłeś mi strachu, mówiąc, iż twoja córka mogłaby coś sobie przypuścić do głowy... Nie wierzę ja w to na seryo... lecz człowiek rozumny powinien następstwa przewidywać i mieć się na ostrożności. Pochlebiam sobie, iż należę do ludzi rozumnych i dlatego też mówię ci: „Do widzenia.“<br> {{tab}}— Gdzież idziesz?<br> {{tab}}— Idę czuwać... — rzekł Desvignes i po tych słowach wyszedł z salonu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''II.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Wstrząsana gorączką niepewności, pożerana niecierpliwością poznania treści listu, Aniela wbiegła wraz z siostrą Maryą do swego pokoju.<br> {{tab}}Idąc z nią, szeptała z nerwowem podrażnieniem.<br> {{tab}}— List... list od niego... czy ty pojmujesz? Co on mi pisze?... o czem mnie powiadamia? Ach! czy nie jakie nowe nieszczęście przynosi mi ów list?... Drżę cała... lękam się otwo- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/635|num=9}}rzyć owej koperty, w której mieści się być może rozstrzygnięcie naszych losów. Lękam się... Nie będę miała siły przeczytać tego listu!...<br> {{tab}}— A jednak, mimo wszystko, przeczytać go trzeba... — odpowiedziała siostra Marya. — Odwagi, moje dzielę... Czytaj go, ukochana.<br> {{tab}}Aniela usiadła.<br> {{tab}}Nie mogła oderwać wzroku od listu, który drżał w jej rękach, wstrząsanych nerwowym dreszczem.<br> {{tab}}— Czytaj... — powtórzyła zakonnica — przeczytać go trzeba.<br> {{tab}}Biedne dziewczę przywołało na pomoc wszystkie swe siły. Drżącemi rękoma rozdarła kopertę, a rozłożywszy ćwiartkę papieru, rozpocząć chciała czytanie. Wzrok jej wszelako zaćmił się nagle. Mglista jakoby zasłona rozłożyła się między jej źrenicami a listem. Nic nie widziała... nie mogła rozeznać liter, nakreślonych na papierze.<br> {{tab}}— Nie mogę!... wszak widzisz, że ja nie mogę!... — zawołała stłumionym głosem. — Ach! Maryo... jest to straszliwa przestroga. Boleść mnie czeka okropniejsza nad wszystkie, jakie mnie dotąd dotknęły... ja to odgaduję... przeczuwam...jestem tego pewną! Maryo... och Maryo!... ja drżę z przerażenia... Weź... przeczytaj go sama... miej litość nademną... a po przeczytaniu powiedz mi, czego się mam obawiać... Jestem na wszystko przygotowaną!...<br> {{tab}}Zakonnica, drżąc równie jak jej kuzynka, wzięła list w rękę.<br> {{tab}}Krople zimnego potu wystąpiły jej na skronie. Odgadywała ona nowy cios dla swej nieszczęśliwej towarzyszki. Mając jednakże więcej siły i odwagi, czytać głośno zaczęła:<br> {{c|„Ukochana moja Anielo!}} {{f...|lewy=5%}}{{tab}}„Ty, którą uważałem oddawua jako tkliwą narzeczoną mej duszy, w której położyłem wszelkie me na- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/636|num=10}}dzieje, całą mą przyszłość, dla której radbym był oddać i życie, tobie to wyznać jestem zmuszony, iż nad miłością naszą zawisło przekleństwo. Mam serce złamane... Moje życie już dla mnie nie istnieje, ponieważ ono już do mnie nie należy.<br> {{tab}}„Sądziłem, iż Bóg w swojej wszechmocnej sprawiedliwości pozwoli mi wyjść zwycięsko z tej walki, której nagrodą ty byłaś. Omyliłem się... Bóg tego nie chciał!<br> {{tab}}„Człowiek, którego najbardziej na świecie nienawidzę, ma prawo obecnie rozporządzania mem życiem, ponieważ mogąc mi je odebrać, zostawił mi takowe, uchybiłbym honorowi, zaprzeczając mu tego prawa.<br> {{tab}}„Walka skończona... zastałem zwyciężony. Powinienem wyrwać z mojego serca na zawsze tę miłość, niepodobną do urzeczywistnienia... powinienem o niej zapomnieć!...{{...f}} {{tab}}— Zapomnieć?!... — przerwała z okrzykiem zdumienia Aniela. — On... on chce o mnie zapomnieć?... Pragnie wykreślić ze swego serca tę miłość... wiedząc, że ja ją podzielam? Ach! zapytuję sama siebie, czy ja śnię, czy marzę?... Zdaje mi się, że dostaję obłąkania!<br> {{tab}}To mówiąc, ściskała rozpalone skronie drżącemi rękoma. Siostra Marya, nic nie odpowiedziawszy, czytała dalej: {{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}Lecz co ja mówię?... mój umysł błąka się... Zapomnieć... och, czyliż mógłbym zapomnieć?... Dopóki moje serce bić nie przestanie, twój obraz istnieć w niem będzie!... Śmierć tylko jedynie mogłaby mi dać zapomnienie... W niej też obecnie jedyna moja nadzieja!<br> {{tab}}„Mimo to, nie odbiorę życia sam sobie. Byłoby podłością dla żołnierza, za pomocą samobójstwa chronić się od katuszy, jakie go przygniatają. Gdy jednak te cierpienia są nad moje siły, pójdę szukać ulgi na polu bitwy, gdzie śmierć jest przynajmniej śmiercią chwalebną.|po=12px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/637|num=11}}{{tab}}— Boże... mój Boże! — wołało dziewczę z rozpaczą. Zakonnica czytała dalej:<br> {{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}„Ukochana moja Anielo! fatalność jakaś ciąży nad nami i ciebie wraz zemną dosięgnie.<br> {{tab}}„Kiedyś... pomimo wszystko, wbrew własnej woli, będziesz nosiła przeklęte nazwisko człowieka, który nas rozdzielił.|przed=12px|po=12px}} {{tab}}— Nigdy! — zawołała Aniela, podnosząc ręce — nigdy!<br> {{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}„Czuję, o ile będziesz nieszczęśliwą — czytała dalej siostra Marya: — nie przeklinaj jednak... nie złorzecz... Zwracam ci dane mi słowo... Jesteś wolną... Ach, jakże jest mi ciężko nakreślić ów wyraz...<br> {{tab}}„Otrzymałem rozkaz, o wydanie którego prosiłem, rozkaz wyjazdu na Wschód, do armii. Skoro ten list odbierzesz, będę już wtedy daleko.<br> {{tab}}„Żegnam cię, ukochana!... a raczej do widzenia, lecz nie tu, na ziemi... W chwili mej śmierci, jedno, jedyne imię wymówią me usta... twe imię:... Uleci ono ku niebu wraz z mem ostatniem tchnieniem.<br> {{tab}}„Żegnam cię... żegnam... Do widzenia... w Bogu!“|po=12px}} {{tab}}Siostra Marya płakała, skończywszy czytanie tego listu, który był jakoby jednym okrzykiem miłości i bólu, pełen nieładu, jak umysł, który go wysnuł.<br> {{tab}}Przed zakonnicą, nieruchoma jak posąg, stała Aniela, z błędnemi oczyma, z przyśpieszonym gorączkowym oddechem.<br> {{tab}}— Żegnaj! a więc on mi przesyła pożegnanie!... — zawołała nagle w chwili, gdy siostra Marya obawiać się poczęła o jej milczenie. — Odjeżdża... odjeżdża:... i nie zobaczę go już więcej!... Chce umrzeć, ażeby zyskać zapomnienie... Chce szukać śmierci na pola bitwy... Ach! to przyprawia mnie o utratę zmysłów! Czuję, iż tracę je w tej chwili... Mój umysł błąka się... zaciemnia... On odjeżdża... Chce umrzeć... A więc i ja odjadę... Umrzemy razem!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/638|num=12}}{{tab}}— Anielo... ukochana moja... zastanów się, co mówisz? — wołała {{Korekta|przastraszona|przestraszona}} zakonnica.<br> {{tab}}— Mówię... — zawołała gwałtownie dziewczyna — że nad tym naszym domem zawisło przekleństwo! Mówię, że moje serce należy do Vandama i nigdy do żadnego innego należeć nie będzie! Mówię, że skoro odjeżdża on... mój narzeczony, mąż prawie, moim obowiązkiem jest iść za nim... I pójdę!...<br> {{tab}}— Ach! drogie, ukochane dziecię... ależ to bezrozumne! Mówisz, jak obłąkana...<br> {{tab}}— Oby Bóg dał, ażebym nią została... Mniej czułabym moje katusze! Nieszczęściem jednak, mam całą przytomność umysłu.<br> {{tab}}— Lecz pomyśl o swojej reputacji... o swoim honorze!...<br> {{tab}}Aniela wzruszyła ramionami.<br> {{tab}}— Mój honor... — zawołała z gorzkim uśmiechem; — zapytaj mojego ojca, co z nim uczynił?<br> {{tab}}— Lecz pomyśl o sobie... o swej godności osobistej...<br> {{tab}}— Ja myśleć chcę jedynie o mojej miłości... reszta mnie nie obchodzi... Chcę widzieć Vandama zanim odjedzie i widzieć go będę!<br> {{tab}}To mówiąc, panna Verrière zarzuciła okrycie na siebie.<br> {{tab}}Siostra Marya, straciwszy przytomność wobec tak stanowczego postanowienia kuzynki, zaczęła ją błagać, by zaniechała tego zamiaru, który wywołaćby mógł ogromny skandal.<br> {{tab}}Ująwszy rękę dziewczęcia, powtarzała:<br> {{tab}}— Anielo! ukochana moja... najdroższa... uspokój się... rozważ, co czynisz?<br> {{tab}}— Już rozważyłam...<br> {{tab}}— Vandame odjechał już bezwątpienia...<br> {{tab}}— Nieprawda... ja temu nie wierzę!<br> {{tab}}— Ty chcesz popełnić więcej niż nieroztropność... czyn występny, który Bóg ukarać!<br> {{tab}}— Ha! czyliż mnie już nie ukarał?... mnie... która go nigdy nie obraziłam... I gdzież jest tu sprawiedliwość Boża?...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/639|num=13}}{{tab}}— Nie bluźnij!... Przestraszasz mnie... — wołała zakonnica! — Zamiary Boskie są nieodgadnione... w chwili, gdy cię doświadcza, może ci zesłać pomoc nadspodziewaną... miej nadzieję!<br> {{tab}}— Nadzieję? — zawołała panna Verrière z sarkastycznym uśmiechem; — ja mam ją tylko w sobie samej... Chcę widzieć się z Vandamem... chcę z nim jechać i umrzeć mu nie dozwolić, albo też umrzeć z nim razem. Ja muszę wyjść... odsuń się... nie wzbraniaj mi tego!<br> {{tab}}I wdziawszy na głowę kapelusz, ku drzwiom pobiegła.<br> {{tab}}— Ha! — zawołała siostra Marya, biegnąc za nią i chwytając ją w objęcia; — ja ciebie nie opuszczę, pójdę wraz z tobą!<br> {{tab}}— Ty?<br> {{tab}}— Wszędzie, gdzie ty się udasz, ja pójdę z tobą... Moja obecność osłoni cię przynajmniej przed zniesławiającą obmową.<br> {{tab}}— Pójdź więc... pójdź prędko! — wołała panna Verrière z gorączkowym pośpiechem i uprowadziła wraz z sobą zakonnicę.<br> {{tab}}Aniela, jak to już {{Korekta|powiadzieliśmy|powiedzieliśmy}}, miała sobie pozostawioną w domu ojcowskim zupełną swobodę działania. Nikt jej nie śledził, ani się dziwił, cokolwiekbądźby czyniła i gdziekolwiękby się udała. Zatem pomimo zapadającego zmierzchu, odźwierny otworzył jej wyjście na ulicę, bez najmniejszego zdumienia. Prawda, że siostra Marya, towarzysząc dziewczęciu, służyła jej tym razem za dostateczną osłonę.<br> {{tab}}Wyszedłszy na ulicę, biegły chodnikiem przez bulwar Haussmana.<br> {{tab}}— Fiakra nam trzeba... fiakra coprędzej!... — wołała Aniela.<br> {{tab}}Biedne to dziewczę zdawało się być jak półobłąkanem, Siostra Marya zaprowadziła ją do najbliższej stacyi powozów.<br> {{tab}}Jednocześnie jakiś mężczyzna, okryty cieniem wieczora, stał w bramie naprzeciw pałacu Verrièra.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/640|num=14}}{{tab}}Spostrzegłszy obie kobiety szybko biegnące, wyszedł ze swego ukrycia i począł iść za nimi, przesuwając się chyłkiem pod ścianami nomów.<br> {{tab}}Ubiegłszy tak kilkadziesiąt kroków, zszedł z trotoaru, a przeciąwszy wpoprzek ulicę, wszedł na chodnik po prawej stronie i przyśpieszył kroku, ażeby przybyć na stacyę powozów przed przybyciem zakonnicy z panną Verrière.<br> {{tab}}Na placu znajdowały się cztery fiakry.<br> {{tab}}— Zawieziesz nas do Vincennes... — rzekła Aniela, zbliżając się do jednego z woźniców — na ulicę, przytykającą do fortu.<br> {{tab}}Przestraszony długością, kursu, woźnica chciał targować się o zapłatę.<br> {{tab}}— Otrzymasz pięćdziesiąt franków... przerwała mu panna Verrière — ale jedź co koń wyskoczy!<br> {{tab}}Argument ten pokonał skrupuły dorożkarza.<br> {{tab}}— Siadajcie panie. — odrzekł — popędzimy jak wicher!<br> {{tab}}Tu zamknął drzwiczki po wejściu do powozu obu kobiet, wskoczył na swoje siedzenie i trzasnął z bicza.<br> {{tab}}Powóz potoczył się z szybkością strzały.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''III.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Mężczyzna, którego widzieliśmy idącego po za Anielą i siostrą Maryą, a następnie wyprzedzającego ich na stacyę, posłyszał wyrazy, wymówione przez córkę bankiera.<br> {{tab}}Wpobliżu niego stał drugi fiakr, próżny.<br> {{tab}}— Słuchaj! — rzekł do woźnicy — dostaniesz odemnie sto franków, jeżeli przyjedziesz do Vincennes, na ulicę Fortu, o pięć minut prędzej przed przybyciem swego kolegi, który odjechał z tymi kobietami.<br> {{tab}}— Zgoda! Sto franków schowam dla siebie... — odparł zapytany. — Mój kolega ma wprawdzie młodego konia, a ja {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/641|num=15}}starą szkapę angielską mimo to przybędę o pięć minut prędzej od niego. — Siadaj obywatelu!<br> {{tab}}Koń u pierwszego fiakra szedł dobrze, ale i stara angielska szkapa, mimo swej nędznej obecnie pozycyi, jaką zajmowała, nie omieszkała sobie przypomnieć szlachetnego swego pochodzenia i odwaga młodość w niej zastąpiła. Po kilku minutach zrównała się z poprzedzającym ją fiakrem, a następnie go prześcignęła.<br> {{tab}}Na przedmieściu św. Antoniego biegła już przed nim o jakie sto kroków. Na placu Tronowym zyskała już owe potrzebne pasażerowi pięć minut.<br> {{tab}}Dziesiąta uderzała w tej chwili na paryskich zegarach.<br> {{tab}}Wieczór był ciemny, niebo pokryte chmurami, lecz deszcz nie padał.<br> {{tab}}Tuż po za rogatką poczyna się droga do Vincennes.<br> {{tab}}Zamiast miejskiego hałasu, zalega głębokie milczenie, przerywane rzadko dającym się słyszeć turkotem powozów.<br> {{tab}}Mimo, że pora nie była jeszcze zbyt późną, pozamykano już na przedmieściu większą część sklepów.<br> {{tab}}Pasażer przodem teraz jadącego fiakra, spuścił tylną szybkę powozu, wyglądając za siebie, na drogę.<br> {{tab}}Spostrzegł zdaleka, bardzo zdaleka, dwie czerwone latarnie toczącego się fiakra.<br> {{tab}}— Dobrze będzie... — wymruknął, siadając.<br> {{tab}}W dziesięć minut później powóz, w którym jechał, zwrócił się w ulicę Fortu, ciasny, mało uczęszczany zaułek, na którym widzieliśmy siostrę Maryę, jadącą do Vandama w dniu jego pojedynku z Arnoldem.<br> {{tab}}Fiakr jechał szybko. Siedząca w niej osobistość, w jakiej czytelnicy bezwątpienia poznali wspólnika Verrièra, wychyliła głowę, mówiąc do stangreta:<br> {{tab}}— Skręć nieco na bok... od strony lasku...<br> {{tab}}Zjechawszy według polecenia, powóz przystanął. Wysiadł zeń Desvignes, a rozkazawszy czekać woźnicy, poszedł {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/642|num=16}}zwolna, rozpatrując się wokoło. Szukał mieszkania Vandama.<br> {{tab}}— Otóż jest... — rzekł, odczytawszy numer przy świetle słabo płonącej gazowej latarni.<br> {{tab}}Drzwi domu były otwarte. Wychodziły one na mały ogródek, rozciągający się przed frontem domu, w którym mieszkał porucznik.<br> {{tab}}Podczas gdy Desvignes rozpatrywał się w położeniu budynku, dał się słyszeć turkot kół. Był to nadjeżdżający fiakr z czerwonemi latarniami.<br> {{tab}}Desvignes, wszedłszy szybko w głąb ogródka, ukrył się po za krzakiem. Nadjeżdżający flakr zatrzymał się przed domem.<br> {{tab}}Wysiadła zeń siostra Marya, a za nią Aniela i obie, przeszedłszy ogródek zwróciły się ku drzwiom mieszkania.<br> {{tab}}Nagle Desvignes, wypadłszy z za krzaka, stanął pomiędzy nimi a temi drzwiami, tamując im wejście.<br> {{tab}}— Pan tu? — zawołała panna Verrière, blada z przerażenia na widok Arnolda.<br> {{tab}}— Tak, pani... przybywam, ażeby cię powstrzymać od spełnienia niczem niewynagrodzonego szaleństwa.<br> {{tab}}Córka bankiera odzyskała już krew zimną.<br> {{tab}}— Kto pana upoważnił, abyś mnie śledził? — zapytała wyniośle. — Nie masz do tego prawa... Pozwól mi przejść!<br> {{tab}}— Osobistość, do której pani przybywasz, nie znajduje się w domu — odparł Desvignes! — a gdyby nawet i była, nie pozwoliłbym pani tam wejść. Stanąłbym wbrew twojej woli pomiędzy tobą a temi drzwiami, nie dozwalając ci przestąpić takowych. Tak... nie pozwoliłbym tobie, pani, posunąć się dalej wśród okoliczności tak niezgodnych z twą osobistą godnością, kompromitujących twój honor!<br> {{tab}}— Moja obecność, panie, dostatecznie zabezpiecza honor mojej kuzynki... — odpowiedziała zakonnica.<br> {{tab}}— Mylisz się, wierząc w to, siostro! — zawołał Desvignes. — Świat jest złym... skłonnym do obmowy i zniesławie- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/643|num=17}}nia. Twoja obecność, siostro, nie jest zabezpieczeniem, ale jedną nieroztropnością więcej. Co zaś do mego prawa w czuwaniu nad panną Verrière, nie ulega ono zaprzeczeniu. Przyjęty przez pana Verrière na przyszłego małżonka jego córki, mam obowiązek czuwania nad nią nawet wobecgdyby ktoś ujrzał pannę Verrière wychodzącą od pana Vandame w przeddzień jego wyjazdu o tak późnej nocnej godzinie, jakież złośliwe komentarze obiegaćby niej samej; obowiązek bronienia przeciw szalonym fantazyom tej, która kiedyś zostanie mą żoną. Przypuśćmy, co nie nastąpi, mam nadzieję... lecz mogły o przyczynie jej odwiedzin, tak niezgodnych z formami przyzwoitości. Kalając one moją narzeczona, i mnieby zarówno brukały. Broniąc godności pani, panno Anielo, bronię mej własnej!<br> {{tab}}— Nie obchodzi mnie pańska godność! — zawołała z gniewem córka bankiera. — I nad moją zarówno nie znoszę opieki! Przybyłam tu... i pozostanę. Mówisz pan, że nie ma w domu Vandama? Dobrze... będę czekała jego powrotu! Pański zakaz jest niczem dla mnie... ja sobie z niego żartuję... Jestem wolną i chcę być wolną! Jeśli się skompromituję, tem lepiej!... a jeszcze lepiej, jeżeli dosięgnie mnie obmowa i przeinaczy moje postąpienie, bo wtedy nie będziesz mnie pan chciał zaślubić... Powtarzam, usuń się pan... Chcę wejść!<br> {{tab}}— Pani, zdaje się, zapominasz, że życie porucznika Vandame jest w mojem ręku — odrzekł Desvignes zimnym i ostrym głosem, jak nóż gilotyny. — Przysięgam pani, że jeśli się z nim zobaczysz i przemówisz do niego choć słowo, zabiję go w twych oczach do czego mam zupełne prawo!<br> {{tab}}To mówiąc, dobył z kieszeni rewolwer, nastawiając kurek.<br> {{tab}}Obie kobiety cofnęły się z przerażeniem.<br> {{tab}}— Ach! pan chcesz mnie przestraszyć swą nikczemnością! — zawołała panna Verrière; — nie uczyniłbyś tego.<br> {{tab}}— Uczyniłbym... i bez wątpienia... ponieważ o ile cię uwielbiam, o tyle nienawidzę mojego rywala. Czyż sądzisz {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/644|num=18}}mnie być pani o tyle bezrozumnym, iż pozwoliłbym umknąć dostarczonej przez ciebie samą sposobności, w jakiej mógłbym go pozbyć się na zawsze? Oszczędzę go... Cóż dalej? Wyjedzie, ponieważ zrozumiał, że pomiędzy mną a nim walka przestała być możebną. Odjedzie... ponieważ wie dobrze, że gdyby dalej stawał zaporą, zmiażdżyłbym go i złamał! Odjedzie, aby zapomnieć o tobie, pani, i bądź pewną, że z upływem czasu przyjdzie do tego. Uczyń, jak on... zapomnij... i nie opieraj się dłużej. Twój ojciec chce, abyś została mą żoną... Na co twój upór się przyda? Dokąd on cię zaprowadzi? Kto będzie cię podtrzymywał w tem twojem zbuntowaniu? Chcesz może powstrzymać Vandama, aby nie odjeżdżał? To nadaremne! Jest on żołnierzem, musi być posłuszny rozkazom swoich dowódców... Odjedzie. Ułożyłaś sobie pani, jak widzę, szalone postanowienie... Rzucić wszystko i jechać z nim. Ów plan byłby błędem niewynagrodzonym, nie do naprawienia! żałowałabyś tego kroku wtedy, gdy byłoby już zapóźno. A zatem ja ci uczynić tego nie dozwolę! Biorę siostrę Maryę za sędziego polubownego w tej sprawie. Zapytaj jej pani, czy sama myśl na to, co chciałaś uczynić, nie napełnia jej przerażeniem? Zapytaj, czyli nie dla osłonięcia cię opieką przeciw tobie samej, przybyła tu wraz z tobą? Zapytaj jej nareszcie, czyli ci nie poradzi wraz zemną, ażebyś się ztąd oddaliła?<br> {{tab}}— Pan Desvigues ma słuszność, me dziecię... — wyrzekła zakonnica. — Tak dla ciebie, jak dla mnie, niewłaściwe tu miejsce... Chodź... jedźmy!...<br> {{tab}}Aniela pochyliła głowę w milczeniu.<br> {{tab}}Nagle podniósłszy ją, wyciągnęła obie ręce ku mieszkaniu Vandama, wołając ze łkaniem:<br> {{tab}}— Żegnam cię!... żegnam ciebie, którego kocham tyle... ciebie, który mi droższym jesteś nad życie... Być może, iż tu nie zobaczymy się już więcej, kochać cię jednak będę zawsze, a ostatnim wyrazem, jaki wymówią me usta przy skonaniu, będzie twe imię!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/645|num=19}}{{tab}}Desvigues na słowa te zadrżał, wstrząśniony zazdrością do szpiku kości.<br> {{tab}}— Och! nie kuś mnie, pani... nie drażnij... jeżeli chcesz, ażeby żył!.. — zawołał przerywanym głosem. — Odjeżdżaj raczej... odjeżdżaj coprędzej. Jeżeli będziesz {{Korekta|wachała|wahała}} się dłużej choć chwilę, wydasz na niego wyrok śmierci!...<br> {{tab}}Aniela, chwyciwszy się za czoło rękoma, objęła wzrokiem po raz ostatni mieszkanie porucznika.<br> {{tab}}Siostra Marya wyprowadziła dziewczę z ogrodu, do fiakra, czekającego w ulicy.<br> {{tab}}W chwili tej dał się słyszeć odgłos kroków.<br> {{tab}}Panna Verrière, odepchnąwszy swoją kuzynkę, nasłuchiwać poczęła.<br> {{tab}}— To on! — zawołała, wiedziona przeczuciem; — to on!<br> {{tab}}Arnold zadrżał. Ująwszy w rękę rewolwer, rzekł zcicha do niej:<br> {{tab}}— Jeżeli pani natychmiast nie odjedziesz, a przemówisz choć słowo do niego... zabiję go!<br> {{tab}}Aniela z okrzykiem przerażenia wskoczyła do powozu.<br> {{tab}}Siostra Marya, usiadłszy przy niej, zamknęła drzwiczki.<br> {{tab}}— Jedź-że... jedź, niedołęgo!... — wołał: Desvignes na woźnicę.<br> {{tab}}Powożący zaciął silnie konia biczem.<br> {{tab}}Zdziwione tym niespodziewanym atakiem biedne zwierzę, poskoczyło galopem.<br> {{tab}}Aniela zdążyła spuścić okno u powozu.<br> {{tab}}Vandame przechodził tuż obok fiakra.<br> {{tab}}— Żegnam cię!... — zawołało dziewczę: — żegnam! Kocham cię... i kochać nigdy nie przestanę!<br> {{tab}}Zdumiony dźwiękiem tego, tak dobrze znanego sobie głosu, oficer przystanął. Fiakr jednak w szybkim biegu zniknął mu z przed oczu na skręcie ulicy.<br> {{tab}}— Nie... ja się nie mylę... — wyszepnął porucznik w zdumieniu. — To była Aniela... Ona jechała w tym powozie... Przy- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/646|num=20}}była tu, ażeby mnie pożegnać. Dlaczego jednak umknęła w chwili, gdy ja nadszedłem?<br> {{tab}}Dotknięcie czyjejś ręki zwróciło uwagę porucznika.<br> {{tab}}Obróciwszy się zdziwiony, ujrzał przed sobą Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Pan zapytujesz — rzekł — dlaczego panna Verrière zniknęła w chwili, gdy nadszedłeś? Rzecz bardzo prosta... Odjechała, ponieważ ja nie chciałem, ażeby widziała się z tobą.<br> {{tab}}— Ty?! — zawołał Vandame blady z wściekłości i bólu: — ty... mój demon {{Korekta|pielny|piekielny}}! Ach! skończmy raz... Zabij mnie nareszcie!<br> {{tab}}— Na co? skoro odjeżdżasz... „Czarne bandery“ za mnie to dopełnią. Żegnam cię, panie Vandame!<br> {{tab}}Tu Desvigues, wsiadłszy do fiakra, odjechał, zostawiając porucznika zrozpaczonego w osłupieniu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''IV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Aniela omdlała w powozie. Za przybyciem do domu odzyskała dopiero przytomność. Gorączka jak gdyby zarzewiem paliła jej krew, podczas gdy lodowate zimno mroziło jej członki. Drżała, jak liść, nogi gięły się pod nią; i zaledwie siostra Marya, przy pomocy pokojówki i odźwiernego, doprowadzić ją zdołała do jej sypialni.<br> {{tab}}Verrière spał snem głębokim, marząc, że posiadał miliony Edmunda Béraud.<br> {{tab}}Nazajutrz rano Vandame, z duszą zranioną, krwawiącem sercem, odjeżdżał do Tulonu.<br> {{tab}}W chwili, gdy wsiadał do wagonu liońskiej drogi żelaznej, Desvignes szedł ulicą Paon-blauc do Agostiniego.<br> {{tab}}— Dobrze, iż pan przybywasz... — rzekł tenże — właśnie mam dla pana wiadomość.<br> {{tab}}— Dotyczącą kogo?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/647|num=21}}{{tab}}— Wierzycieli wicehrabiego de Nervey. Zgadzają się wszyscy na odstąpienie swych należności i gotowi są nawet ponieść znaczne straty, ażeby tylko bezzwłocznie odebrać pieniądze.<br> {{tab}}— Będą je mieli... razem obadwa ułóżmy warunki tranzakcyi, jakie pan dasz każdemu z nich do podpisania.<br> {{tab}}W kilka godzin później Desvignes, pod nazwiskiem Wiliama Scott, był, a raczej sądził się być jedynym wierzycielem Jerzego de Nervey, posiadającym oprócz jednego, o którym nie wiedział, wszystkie wierzytelności, podpisane przez młodego hulakę-rozrzutnika. {{kropki-hr}} {{tab}}— Kapusta.. rzepa!... marchew!... kalafiory!... piękna cebula!... — wołała w podeszłym wieku kobieta, pchając przed sobą na ulicy wózek, w trzech częściach opróżniony, około piątej godziny wieczorem.<br> {{tab}}Tą kobietą była właścicielka składu warzywa, wdowa Ferron, którą czytelny widzieli aa zaślubinach Eugeniusza Loiseau, w ''Salonie rodzinnym'', w Saint-Mandé, jedna ze spadkobierczyń Edmunda Béraud.<br> {{tab}}Zamieszkiwała ona na ulicy des Boulets i pchała swój wózek ulicą La Roquet, starając się sprzedać pozostałą resztkę swego towaru przed powrotem do mieszkania.<br> {{tab}}Według swego nieodmiennego zwyczaju, musiała odbywać liczne przystanki przed handlami wódek i piwiarniami, ponieważ język jej z trudnością się obracał, a przy purpurowych policzkach, oczy świeciły iskrzącym blaskiem.<br> {{tab}}Nie zataczała się jednak, szła prosto, pewnym krokiem przed siebie, kilka albowiem wychylonych kropli nie były w stanie zaćmić umysłu owej emerytki, amatorki mocnych napojów.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/648|num=22}}{{tab}}— Kapusta! marchew! rzepa! kalafiory!... — powtarzała bezustannie, pomrukując obok tego zcicha ochrypłym swym głosem:<br> {{tab}}— Mieć w rodzinie krewnych bankierów i ciągnąć wózek z warzywem od świtu do zmroku dla zarobienia w pocie czoła czterech franków dziennie... to rzecz nie do uwierzenia! Kapusta! marchew! kalafiory! piękna cebula!<br> {{tab}}— Piękna cebula? — powtórzył nagle z pobliża jakiś głos gruby; — jakże ci idzie handel, matko Ferron?<br> {{tab}}Wdowa, obróciwszy się, krzyknęła radośnie, ujrzała bowiem przed sobą Piotra Béraud, gałganiarza.<br> {{tab}}— A! to ty, stary? — zawołała, podając mu rękę — zkądże ty wracasz bez swego kosza i haczyka?<br> {{tab}}— Znikąd nie wracam i nigdzie nie idę... Tak oto włóczę się bez celu... Przechodząc ulicą des Boulets, wstąpiłem do ciebie, ale dziewczyna mi powiedziała, żeś jeszcze nie powróciła. Wyszedłem więc naprzeciw ciebie.<br> {{tab}}— Cóż chcesz odemnie... masz jaki interes?<br> {{tab}}— Przedewszystkiem chcę cię zaprosić na kieliszek „zielonej.“ <br> {{tab}}— Tego się nie odmawia... Idźmy na róg ulicy Kellera, tam mają dobry towar.<br> {{tab}}— Pójdę, gdzie zechcesz... Ty znasz się na tem... Idźmy więc.<br> {{tab}}Oboje skierowali się na róg ulicy.<br> {{tab}}Wdowa Ferron, wtoczywszy w bramę swój wózek, oddała go pod pieczę odźwiernej, a następnie weszła wraz z Piotrem Béraud do szynku, gdzie tenże kazał jej podać kieliszek absyntu.<br> {{tab}}Jakiś rosłego wzrostu, tęgi mężczyzna, wszedł tuż za nimi i usiadł przy sąsiednim stoliku.<br> {{tab}}Od kilku już godzin tenże sam człowiek śledził Piotra Béraud, chodząc za nim jak cień, nie opuszczając go na minutę, odkąd wyszedł z ''Willi gałganiarzów'' w Saint-Ouen.<br> {{tab}}Pomieniony mężczyzna ubogo wyglądał z pozoru.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/649|num=23}}{{tab}}Miał na sobie długie, stare, łatane okrycie i miękki z szerokiemi skrzydłami kapelusz, którego spuszczone brzegi zakrywały mu wyższą część twarzy. Długa, siwa, rozczochrana broda zakrywała mu policzki i podbródek. W ogólności była to osobistość, z jaką się spotkać wśród nocy nie byłoby bardzo bezpiecznie.<br> {{tab}}I on kazał sobie również podać kieliszek absyntu, a wydobywszy z kieszeni fajkę glinianą, nałożył ją i zapalił.<br> {{tab}}Wdowa Ferron pierwsza zaczęła rozmowę.<br> {{tab}}— Szukałeś mnie więc... — rzekła do Piotra — ale to nie dlatego tylko zapewne, aby mi ofiarować kieliszek „zielonej,“ chociaż z twej strony jest to bardzo grzecznie.<br> {{tab}}— Rzecz pewna, iż nie dlatego... — odparł gałganiarz.<br> {{tab}}— Mów więc... O cóż chodzi?<br> {{tab}}Mężczyzna w długim, starym paltocie, wyrzucając z fajki {{Korekta|głęby|kłęby}} dymu, nasłuchiwał z uwagą.<br> {{tab}}— O co chodzi? — powtórzył Piotr Béraud; — powiedz mi przedewszystkiem, czy masz pieniądze?<br> {{tab}}— Potrzebujesz ich?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć.<br> {{tab}}— Ileż ci potrzeba... sto sous?<br> {{tab}}— Bajesz trzy po trzy... Sto sous... Potrzeba mi siedemdziesiąt franków... mniej ani szeląga!<br> {{tab}}— Wielki Boże! — zawołała z osłupieniem wdowa — tyle pieniędzy... a zkądże jabym je wzięła? Wszystkiego mam dziesięć franków. Jeżeli chcesz, podzielę się niemi z tobą całem sercem. Na co ci wszakże potrzeba tak wielkiej sumy?<br> {{tab}}— Nie na to, rzecz pewna, ażebym leżąc, wygrzewał się na słońcu pod gołem niebem... bądź przekonaną. Nie o to chodzi, abym się miał tego obawiać, ponieważ bruk uliczny jest mniej twardym zapewne od barłogu za sześć sous, jaki mi dają podczas noclegu w ''Willi gałganiarzów'', ale że nie chciałbym być zatrzymanym przez straż miejską, jak jaki włóczęga.<br> {{tab}}— Dłużnym jesteś może te siedemdziesią franków za komorne?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/650|num=24}}{{tab}}— Tak... za komorne i żywność mojej gospodyni. Nie wiem, co jej przypadło takiego dzisiaj od rana. Jak gdyby ją mucha w nos ukąsiła. Powiedziała mi, że ani dnia dalej kredytować nie będzie... że żąda swojej należności i że jeżeli jej w ciągu czterdziestu ośmiu godzin nie zapłacę, nie będzie już dla mnie nadal miejsca w ''Willi gałganiarzów''.<br> {{tab}}— Wielka to zgryzota... lecz czemże ja ci mogę dopomódz? Udaj się do wdowy Perrot... twej siostry.<br> {{tab}}— Właśnie od niej powracam... Nie ma ani grosza!.. Dochodem ze swojej pralni zaledwie koniec z końcem związać jest w stanie.<br> {{tab}}— To udaj się do swojego szwagra.<br> {{tab}}— Co... do Verrièra?<br> {{tab}}— Tak... wszakże on obraca milionami... mógłby ci więc pożyczyć piętnaście talarów.<br> {{tab}}— Wołałbym umrzeć z głodu na kupie gnoju, niż prosić o co tego łotra! — zawołał Piotr z uniesieniem.<br> {{tab}}— Pojmuję to... lecz jego córka... Ona, jak mówią, jest litościwą, miłosierną, coby ci szkodziło prosić ją o pomoc raz jeden?<br> {{tab}}— Tak, w rzeczy samej, jest to bardzo szlachetna dziewczyna, lecz w każdym razie jest ona córką Verrièra, a ja poprzysiągłem sobie nie przestąpić progu jego mieszkania.<br> {{tab}}— A Melania Gauthier?<br> {{tab}}— Skończ-że raz... do kroć piorunów. — Pieniędzy tak zarobionych nie dotknąłbym końcem mojego haczyka.<br> {{tab}}— E! przesadzasz nazbyt, mój kochany... — odparła wdowa. — Woń brudu nie czepia się pieniędzy... trudno zresztą na to uważać, gdy chodzi o pozyskanie dachu nad głową. Ale... jeszcze ci pozostaje Fryderyk Bertin, mechanik?...<br> {{tab}}— Nie pleć głupstwa! — huknął powtórnie gałganiarz. — Pieniądze Fryderyka Bertin... toć lepiej byłoby iść prosić o nie Melanię...<br> {{tab}}— A gdybyś się udał do nowozaślubionych, Eugeniusza Loiseau i Wiktoryny?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/651|num=25}}{{tab}}— Zaczekaj!... może to i myśl dobra... w rzeczy samej! Są to poczciwe dzieci... Loiseau jest dość zamożnym. Wiem, że ma odłożonych kilka biletów stofrankowych... Mógłby mi coś z nich pożyczyć, a {{Korekta|upłacałbym|spłacałbym}} mu po sto sous tygodniowo. Pójdę zobaczyć się z Eugeniuszem.<br> {{tab}}— Loiseau nic panu, nie pożyczy — ozwał się siedzący obok mężczyzna w długim łatanym paltocie, mieszając się do rozmowy.<br> {{tab}}Gałganiarz wraz z wdową Ferron spojrzeli nań ciekawie.<br> {{tab}}— Pan go znasz? — zawołał Piotr Béraud.<br> {{tab}}— Wszak pan mówisz o Eugeniuszu Loiseau, który się ożenił przed sześcioma tygodniami? — odparł nieznajomy.<br> {{tab}}— Tak... o nim. Jest to mój siostrzeniec.<br> {{tab}}— Powtarzam więc, iż on panu nic nie pożyczy...<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ ciągle wyprawia wesela od dnia swoich zaślubin. Pracuje zaledwie dwa dni w tygodniu i gdyby jego żona nie była pracowitą, wytrwałą robotnicą, nie mieliby w domu kawałka chleba.<br> {{tab}}— Co pan powiadasz?<br> {{tab}}— Mówię prawdę.<br> {{tab}}— I ów próżniak... ten nicpoń, unieszczęśliwił Wiktorynę?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć... Uczynił ją najnieszczęśliwszą z kobiet.<br> {{tab}}— A łotr... rozbójnik!... zduszę go... sponiewieram!<br> {{tab}}— Zły sposób zachęty, ażeby wrócił do warsztatu.<br> {{tab}}— No! ja w każdym razie z nim się zobaczę i powiem mu słów parę... Musi się ustatkować... musi się poprawić.<br> {{tab}}— Dobrzeby to było tak dla jego żony, jak i dla niego.<br> {{tab}}— Lecz zkąd pan go znasz?<br> {{tab}}— Mieszkam w tym samym okręgu... i upewniam pana, iż on ci nie pożyczy. Choćby chciał nawet, nie mógłby tego uczynić.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/652|num=26}}{{tab}}— Do tysiąca dyabłów... co zrobić? — wymruknął Piotr w zamyśleniu. — Ciężko to i smutno w mym wieku zostać wyrzuconym z mieszkania.<br> {{tab}}— No... nie martw się pan... — rzekł nieznajomy — może znajdziemy jakiś sposób zaradzenia temu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''V.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Sposób? — powtórzył gałganiarz — gdzie... jaki? Za mieszkanie nie zapłaci się pięknemi słowami. Ta kobieta żąda pieniędzy i to zaraz. Trudno coś przeciw temu powiedzieć... jest ona w swem prawie. Do załatwienia tej sprawy potrzeba jest siedemdziesięciu franków. Zkąd ja je wezmę, nieszczęśliwy?<br> {{tab}}— Może się ktoś znajdzie, co je panu pożyczy... — rzekł ów nieznajomy.<br> {{tab}}Piotr Béraud wzruszył ramionami.<br> {{tab}}— Któżby mi je pożyczył... i na jaką pewność? Co dałbym mu w zastaw, chyba mój kosz do gałganów i haczyk? Mów pan... gdzież się ów „ktoś“ znajduje?<br> {{tab}}— Być może... niedaleko ciebie...<br> {{tab}}— A! czy nie o sobie przypadkiem pan mówisz?<br> {{tab}}— Kto wie?<br> {{tab}}— Pan? — zawołała wdowa Perron, obrzucając pogardliwem spojrzeniem zniszczone ubranie nieznajomego.<br> {{tab}}— Wiem dobrze, iż nie wyglądam na wielkiego pana... — rzekł tenże, śmiejąc się. — Ubiór mój według ostatniej mody z ''Carreau du Teple'', pochodzi od tandeciarza, nie danoby i trzech franków za te moje szmaty. Łachmany te jednak nie dowodzą jeszcze niczego. Są ludzie, którzy lubią strojem błyskać drugim w oczy; inni zaś unikają tego. Ja jestem właśnie z liczby ostatnich. Wiem, że mam minę ostatniego nędzarza i to mnie bawi. Gdybym wyciągnął rękę, niejedna dusza litościwa rzuciłaby mi jałmużnę. A mimo to wszystko posiadam {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/653|num=27}}renty... niewielkie wprawdzie, lecz renty w każdym razie, które mi dozwalają przyjść panu z pomocą w potrzebie, w jakiej się znajdujesz.<br> {{tab}}— Lecz pan mnie nie znasz... — wyrzekł gałganiarz.<br> {{tab}}— Przeciwnie.. znam pana dobrze i oddawna. Znam całą twoją rodzinę... wiem, że jesteś uczciwym człowiekiem, Piotrze Béraud, i że nie stracę tego, co ci daję. Napiszesz pokwitowanie z odbioru siedemdziesięciu franków. Oto trzy sztuki po dwadzieścia franków i jedna dziesięciofrankowa.<br> {{tab}}To mówiąc, wydobywał z kieszeni złotą monetę i kładł przed gałganiarzem, stojącym w osłupieniu, z otwartemi ustami, wytrzeszczonemi oczyma, podczas gdy wdowa Ferron wpatrywała się w nieznajomego z komicznem zdumieniem.<br> {{tab}}Po paru sekundach ozwał się z {{Korekta|wachaniem|wahaniem}} Piotr Béraud<br> {{tab}}— Pan ze mnie żartujesz... to widoczna.<br> {{tab}}— Ja nigdy nie mam zwyczaju żartować w interesach tego rodzaju. Idź pan do sklepu tabacznego, znajdującego się w sąsiednim domu i kup arkusz stemplowego papieru za pięć centymów. Napiszesz pokwitowanie, jakie ci podyktuję, i weźmiesz te oto siedemdziesiąt franków.<br> {{tab}}— A w jakiż sposób mam je spłacać panu?<br> {{tab}}— Oddasz mi je za sześć miesięcy... za rok wreszcie.<br> {{tab}}— A ileż policzysz pan sobie procentu?<br> {{tab}}— Ani grosza... chcę panu uczynić przysługę, a nie zawrzeć lichwiarski interes.<br> {{tab}}— No idźże po papier, skoro ów pan chce ci wyświadczyć takie dobrodziejstwo — zawołała wdowa Perron, uderzając łokciem gałganiarza.<br> {{tab}}Piotr powstał i wyszedł, chwiejąc się jak człowiek pijany, ponieważ ze zdumienia zaledwie na nogach utrzymać się był w stanie. Zapytywał sam siebie, czy nie śni... tak wszystko to zdawało mu się być nieprawdopodchnem.<br> {{tab}}Po kilku sekundach powrócił z arkuszem stemplowym.<br> {{tab}}— Oto jest... — rzekł, kładąc takowy.<br> {{tab}}— Proś o kałamarz i pióro.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/654|num=28}}{{tab}}Właścicielka sklepu z warzywem, wy trzeźwiona tak niespodziewanem zdarzeniem, poruszała głową, popijając absynt z kieliszka.<br> {{tab}}Piotr, wziąwszy pióro, trzymał je niezgrabnie w swych grubych palcach.<br> {{tab}}— Dyktuj pan... cóż mam pisać? — pytał, maczając je w kałamarzu.<br> {{tab}}— Napisz na początku, u góry: Rewers na siedemdziesiąt franków, liczbę cyframi...<br> {{tab}}— Już napisałem.<br> {{tab}}— W dniu pierwszego września roku bieżącego — dyktował nieznajomy — wypłacę panu Cordier, zamieszkałemu przy ulicy de Geindre nr. 39, samemu, lub przekaz mającemu, sumę siedemdziesiąt franków. Walutę w gotowiźnie odebrałem. Następnie data i podpis.<br> {{tab}}Gałganiarz napisał wszystko, co mu dyktował pożyczający, dużemi, grubemi, nieczytelnemi literami, kładąc datę i podpis: Piotr Béraud, willa Gałganiarzów w Saint-Ouen.<br> {{tab}}— No! teraz, mój kochany, zabierz pieniądze — rzekł człowiek w łatanym paltocie, są one twojemi.<br> {{tab}}— A więc, panie Cordier — rzekł gałganiarz, zgarniając cztery sztuki złota, pan mieszkasz na ulicy de Geindre nr. 39?<br> {{tab}}— Ulica niepoczesna... wszak prawda? — odparł ów szczególny filantrop, śmiejąc się głośno. — Przyjdziesz mnie odwiedzić?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć... chociażby dla złożenia ci podziękowania, ponieważ jesteś zacnym człowiekiem.<br> {{tab}}— Tak ci należy uczynić — poparta wdowa Ferron, zwracając się do swego krewnego. — Szczęście nielada spotkało cię, mój stary. Ja teraz więc dla nas trojga każę podać „zielonej.“<br> {{tab}}— Nie... nie! — zawołał Cordier. — Szósta godzina... nie mam czasu ani minuty, bardzo się śpieszę. Do widzenia Piotrze... A skoro się zobaczysz ze swym Siostrzeńcem Loiseau — daj mi wiadomość, ci się tam u nich dzieje. Ale mu nie mów nic o mnie... Nic o tem wszystkiem... rozumiesz?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/655|num=29}}{{tab}}— Dobrze... dobrze! Pójdę zobaczyć się z tym błaznem, natrzęsnę mu uszu... i to nie później, jak pojutrze, a ztamtąd do ciebie przyjdę. Do widzenia, panie Cordier... do widzenia! Dziękuję ci całem sercem, dziękuję!<br> {{tab}}Oba uścisnęli się za ręce i mieszkaniec z ulicy de Geindre wyszedł z szynku.<br> {{tab}}Wdowa Ferron, kompletnie pijana, siedziała, nie mówiąc słowa. Gałganiarz wstrząsnął nią za ramiona.<br> {{tab}}— Dalej, matko! — zawołał — wstawaj na nogi!<br> {{tab}}— Tak... tak... — mruknęła: — trzeba sprzedawać warzywo... a potem coś sobie ugotować.<br> {{tab}}I wołać głośno zaczęła, chwiejąc się i zataczając:<br> {{tab}}— Kapusta! marchew! rzepa! piękna cebula!...<br> {{tab}}Obecni wybuchnęli śmiechem.<br> {{tab}}Piotr wyprowadził ją, lecz tak się zataczała, iż z trudem dowlec ją zdołał do bramy, gdzie zostawiła swój wózek.<br> {{tab}}Tam, z wielkiem z dziwieniem gałganiarza, upadła weń i rozciągnąwszy się na warzywie, chrapać w najlepsze poczęła.<br> {{tab}}— Ha! to się uczęstowała... — rzekła ze śmiechem odźwierna — dobrzebyś pan uczynił, zawiózłszy ją do mieszkania.<br> {{tab}}— Trzeba ją zawieźć... nie ma rady — rzekł Piotr; — zostawić jej tu niepodobna. Otóż warzywo, do czarta, ciężkie do ciągnięcia!<br> {{tab}}I ułożywszy wiązki marchwi w rodzaju poduszki pod głową wdowy Ferron, nakrył ją płótnem, jakie było rozciągniętem na wózku, i wypchnął takowy na ulicę, śród wybuchów śmiechu przechodniów.<br> {{tab}}Piotr sam śmiał się aż do łez.<br> {{tab}}Szczęściem, z ulicy Kellera na ulicę des Boulets odległość była niewielką i gałganiarz wkrótce przewiózł swą krewnę.<br> {{tab}}— Ha! ha! przywozisz nam pan wdowę Ferron... — zaśmiała się odźwierna. — Zdarza się jej to zwykle trzy razy na tydzień.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/656|num=30}}{{tab}}— Lecz gdzie ja ją tu umieszczę? nie mogę przecież dźwigać ją na piąte piętro... — pytał Piotr zakłopotany.<br> {{tab}}— Zatocz pan ją z wózkiem pod szopę. Skoro się wytrzeźwi, obudzi się i wejdzie sama do swej izby. Zwykle tak czyni.<br> {{tab}}Tak też zrobił Piotr i umieściwszy ów towar pod szopą, odszedł sam, chwiejąc się nieco, ku Willi Gałganiarzów w St.-Ouen.<br> {{tab}}Idźmy za owym mężczyzną, który pożyczył Piotrowi Béraud siedemdziesiąt franków, przedstawiwszy się jako Cordier.<br> {{tab}}Wyszedłszy z szynku przy ulicy Kellera, zwrócił się na plac Bastylii.<br> {{tab}}Na rogu ulicy la Roquet stał powóz, zaprzężony w dzielnego konia. Zbliżył się ku niemu.<br> {{tab}}— Jedź na ulicę l’Ecole-de-Médicine! — zawołał na powożącego. — Zatrzymasz się la bulwarze św. Michała — poczem wsiadł do powozu, od którego story były spuszczone.<br> {{tab}}W pół godziny później wehikuł zatrzymał się w miejscu wskazanem. Wysiadł zeń mężczyzna, ale to nie był już ów Cordier w połatanym paltocie, kapeluszu ze spuszczonemi na twarz brzegami i siwą rozczochraną brodą.<br> {{tab}}Był to człowiek około lat trzydziestu, starannie wygolony, w aksamitnym, kasztanowatej barwy garniturze, w okrągłej, granatowej czapce. Cała jego powierzchowność przedstawiała hulakę robotnika, uczęszczającego bardziej do szynków niż warsztatów.<br> {{tab}}Skoro się oddalał, powożący patrzył za nim bez najmniejszego zdziwienia.<br> {{tab}}Uszedłszy kilkanaście kroków ulicą l’Ecole-de-Médicine, wszedł do składu wódek, w oknach którego błyszczały szyby kolorowe, a sczerniałe sprzęty naśladowały drzewo starego dębu.<br> {{tab}}Była to pora, w jakiej zgromadzano się tu przed śniadaniem na wypicie absyntu, sklep przepełniony był przybyłymi. {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/657|num=31}}Miejsce to służyło za schadzkę robotnikom bez roboty, niższym urzędnikom, nadzorcom, krawcom, introligatorom, drukarzom i tym podobnym.<br> {{tab}}Nad wchodowemi drzwiami widniał znak z napisem: {{c|''Pod srebrnym czopem''.}} {{tab}}Dziewczęta pełniły posługę na sali.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Nowoprzybyły rzucił wzrokiem wokoło siebie, usiłując rozeznać przedmioty przez gęsty obłok fajczanego dymu, napełniającego piwiarnię. Widocznie szukał kogoś.<br> {{tab}}Jedna z dziewcząt zbliżyła się ku niemu.<br> {{tab}}— Pan szukasz pana Loiseau? — zapytała.<br> {{tab}}— Tak... właśnie.<br> {{tab}}— Jeszcze nie przybył, co mam panu, podać?<br> {{tab}}— Później ci powiem.<br> {{tab}}Usiadłszy przy stole, wziął dziennik i przeglądać go zaczął.<br> {{tab}}W pięć minut potem drzwi się otwarły, a w nich pokazał się Loiseau.<br> {{tab}}Nie był to już, niestety, ów Eugeniusz, jakiego przedstawiliśmy czytelnikom na początku naszej powieści, ów młody, swobodny niegdyś mężczyzna, o uśmiechniętej twarzy. Ktoby go widział naówczas zamawiającego ucztę weselną w Saint-Mandé, nie poznałby go teraz.<br> {{tab}}Ubiór jego był zaniedbanym. Chorobliwa bladość pokrywała rumiane niegdyś policzki. Wpadnięte oczy, okolone sinym kręgiem, błyszczały mu gorączkowo.<br> {{tab}}Postąpił kilka kroków naprzód, jak gdyby szukając znajomych.<br> {{tab}}— Hej! hej!... kolego... — zawołał mężczyzna w aksamitnym kasztanowatym garniturze i granatowej czapce, przychodź-że... wszak dziś to moja kolej.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/658|num=32}}{{tab}}Loiseau zbliżył się, podając mu rękę.<br> {{tab}}— Twoja kolej... — rzekł; — no, zobaczymy... zagramy w pikietę, los rozstrzygnie, kto ma fundować.<br> {{tab}}— Jak chcesz... Od ośmiu jednak dni, to jest od chwili, w której zawarliśmy z sobą znajomość, nie chcesz nic przyjąć odemnie... sam zawsze płacisz. Pozwól mi więc choć raz zaofiarować sobie kieliszek absyntu.<br> {{tab}}— Przyjmuję jeden.. lecz grać będziemy w każdym razie.<br> {{tab}}— Chętnie... jeżeli masz czas ku temu.<br> {{tab}}— Ha! to pytanie... czy mam czas? — odparł Loiseau, wzruszając ramionami. — Gdy go się nie ma... natenczas staramy się go mieć...<br> {{tab}}— To pewna... Ale co na to powie twoja połowica?<br> {{tab}}— Co powie? ba! już mi to wszystko kością w gardle stanęło! Wracać do domu po to, ażeby widzieć wiecznie żonę plączącą i słuchać jej jęków?... to lepiej do kroć piorunów nie powracać wcale. Julko! — zawołał na posługującą — dwa kieliszki „zielonej“ i karty do pikiety.<br> {{tab}}Dziewczyna przyniosła karty i absynt.<br> {{tab}}— Cóż znalazłeś już robotę? — pytał Loiseau towarzysza.<br> {{tab}}— Nie jeszcze... nie tak to łatwo; ale żartuję ja sobie z tego. Mały spadek, jaki otrzymałem, czekać mi pozwala... Mam jeszcze do wydania pięć tysięcy franków. Ale... widziałeś dziś Pawła Béraud? — pytał mężczyzna w granatowej czapce, mięszając karty.<br> {{tab}}— Nie widziałem... lecz przyjdzie on tu napewno, wyszedłszy z biura.<br> {{tab}}Mniemany robotnik bez roboty był bardzo biegłym w tej grze; znacznie bieglejszym od Eugeniusza Loiseau. Popełniał jednak błędy umyślnie, aby dać możność wygrania swemu przeciwnikowi, który też wygrał dwie partye jedną po drugiej.<br> {{tab}}— Nie masz jakoś dziś szczęścia, kolego!... — zawołał, śmiejąc się, mąż Wiktoryny.<br> {{tab}}— Ha! trudno... — rzekł pierwszy — co robić?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/659|num=33}}{{tab}}Napełniwszy powtórnie kieliszki absyntem wychylili je. Oczy Eugeniusza błyszczały ponuro.<br> {{tab}}— Czy chcesz powracać do domu na obiad? — pytał nieznajomy.<br> {{tab}}— Nigdy... po co miałbym tam wracać?<br> {{tab}}— A więc ja ciebie zapraszam z sobą. Pójdziemy na obiad do Bonvaleta.<br> {{tab}}— Ileż tam kosztuje na osobę? — pytał Loiseau, szukając w kieszeniach: — uprzedzam cię, że moje źródło wysycha.<br> {{tab}}— No... no! już ja zapłacę, za ciebie. Kiedyś ty znów się odwzajemnisz.<br> {{tab}}— To dobrze... Lecz powiedz, ile się tam płaci?<br> {{tab}}— Cośkolwiek więcej, niż w innych restauracyach... Przypuśćmy od nas dwóch dwadzieścia franków.<br> {{tab}}— To zgoda!<br> {{tab}}Loiseau wziął karty, gdy jednocześnie Paweł Béraud, wszedłszy do sklepu, zbliżył się ku obu grającym.<br> {{tab}}— A przybywaj-że! — rzekł doń introligator — zamówiłem absynt dla ciebie. Rozgrywamy tu właśnie obiad... Chcesz należeć na trzeciego?<br> {{tab}}— Nie wrócisz więc na obiad do siebie? — zapytał Béraud.<br> {{tab}}— Nie! urządzamy dziś sobie ucztę nielada... po dziesięć franków od osoby, ni mniej, ni więcej.<br> {{tab}}— Po dziesięć fraków? — zawołał Paweł. — Nie... nie... ja nie jestem tak bogatym, abym mógł tyle płacić za obiad. Wracam do siebie, do domu, gdzie nawet mam się z kimś widzieć. Przedtem jednakże chcę ci udzielić pewną wiadomość. Zgadnij, kogo spotkałem przed chwilą, wyszedłszy z biura?<br> {{tab}}— Zkąd mogę to wiedzieć... Mów... kogo spotkałeś?<br> {{tab}}— Verrièra.<br> {{tab}}— Co... Juliusza Verrière... mojego wuja, bankiera?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Cóż on tu robił w tej stronie miasta?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/660|num=34}}{{tab}}— Szedł za interesami. Chce otworzyć przy swojem biurze na ulicy Le Pelletier ''Bank popularny'' dla uboższej ludności, myśl, jak się zdaje, doskonała! Już przylepiają głoszące o tem afisze na wszystkich rogach ulic Paryża. Ztąd, rzecz prosta, potrzebując podwoić swój personel, proponował mi, ażebym przyjął miejsce u niego.<br> {{tab}}— Z jakiem wynagrodzeniem?<br> {{tab}}— Sześćdziesiąt pięć franków miesięcznie.<br> {{tab}}— Bierz bez {{Korekta|wachania|wahania}}... coprędzej.<br> {{tab}}— Tak też uczynię.<br> {{tab}}— Lecz wtedy rzadziej widywać się z sobą będziemy.<br> {{tab}}— Bynajmniej... biura tam zamykają również o szóstej godzinie.<br> {{tab}}— To dobrze... A odkąd masz zamiar objąć obowiązek u Verrièra?<br> {{tab}}— Potrzebuję ośmiu dni czasu na uwolnienie się z dotychczasowej mej służby.<br> {{tab}}— Ośmiu dni... — powtórzył milczący dotąd towarzysz Eugeniusza Loiseau. — Przez ten czas bankier może zmienić zamiar, lub wziąć kogo innego, i pan na koszu osiądziesz. Wierzaj mi, opuść coprędzej swe Lyońskie biuro kredytowe, a obejmij nowy obowiązek.<br> {{tab}}— Słuszna uwaga... rozpatrzę to jeszcze.<br> {{tab}}Służąca przyniosła trzy kieliszki absyntu.<br> {{tab}}Podczas, gdy Béraud swój wychylał, Loiseau rozgrywał nową partyę pikiety ze swym towarzyszem, który starał się ją równie przegrać, jak dwie poprzednie.<br> {{tab}}— Przegrałeś! — zawołał, śmiejąc się, mąż Wiktoryny; — musisz zapłacić za wszystko. Szczęście widocznie dziś cię opuściło.<br> {{tab}}Paweł Béraud spojrzał na zegarek.<br> {{tab}}— W pół do ósmej — rzekł — muszę odejść. Do jutra zatem, do widzenia tu, o tej samej godzinie.<br> {{tab}}— Wyjdę z panem, ażeby sobie kupić cygar — rzekł towarzysz Eugeniusza. — Zaczekaj tu na mnie... — dodał, zwraca- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/661|num=35}}jąc się do introligatora i wyszedł wraz z urzędnikiem biura kredytowego, który pożegnawszy się, szedł ulicą l’Ecole-de Médicine.<br> {{tab}}Rozstawszy się z nim, ów nieznajomy pobiegł do powozu, czekającego nań przy bulwarze św. Michała.<br> {{tab}}— Widzisz człowieka, który tam idzie chodnikiem po prawej? — rzekł do woźnicy.<br> {{tab}}— Widzę go.<br> {{tab}}— Jedź za nim.<br> {{tab}}— Dobrze.<br> {{tab}}— Dowiedz się, gdzie on idzie.<br> {{tab}}— A potem?<br> {{tab}}— Potem... wróć do remizy. Jutro się zobaczymy.<br> {{tab}}Woźnica, zaciąwszy konia, jechał ulicą l’Ecole-de-Médicine, nie tracąc z oczu Pawła Béraud, który niczego się nie domyślając, szedł najspokojniej w swą drogę.<br> {{tab}}Mężczyzna w granatowej czapce wszedł do tabacznej dystrybucyi, a kupiwszy tam kilka cygar, wrócił do składu wódek pod ''Srebrnym czopem'', gdzie Loiseau wychylał czwarty kieliszek absyntu.<br> {{tab}}Po zapłaceniu rachunku obaj przyjaciele udali się do restauracyi Bonvaleta, położonej na rogu ulicy Szkolnej.<br> {{tab}}Paweł Béraud, przybywszy na plac Odeonu, przeszedł pod arkadami teatru Francuskiego i zwrócił się na ulicę Vaugirard.<br> {{tab}}Noc zapadała.<br> {{tab}}Béraud zdawał się jak gdyby wyczekiwać, aby się lepiej ściemniło, bo szedł coraz wolniej.<br> {{tab}}Woźnica, który go śledził, dostrzegł, iż pokilkakrotnie spoglądał na zegarek.<br> {{tab}}Nagle Paweł zwrócił się na lewo i wszedł w ulicę de Fleurus.<br> {{tab}}W latarniach zapalano gaz.<br> {{tab}}Przybywszy tu, Béraud {{Korekta|wachać|wahać}} się zdawał.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/662|num=36}}{{tab}}Przystanął, a po chwili przechadzać się zaczął po chodniku.<br> {{tab}}Woźnica z powozem zatrzymał się również na rogu ulicy, w odległości dwudziestu kroków.<br> {{tab}}Nareszcie Béraud, jak gdyby powziąwszy ostateczne postanowienie, iść zaczął. Chód jego był to wolnym, to przyśpieszonym. Powóz, wyruszywszy z miejsca, jechał za nim.<br> {{tab}}Nagle Béraud zniknął. Wszedł do domu pod numerem jedenastym.<br> {{tab}}Woźnica tajemniczego powozu zatrzymał się naprzeciw tegoż domu, po drugiej stronie ulicy.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Paweł Béraud wszedł na oświetlone schody, nie zwracając się wcale do odźwiernego. Dosięgnąwszy przedziału, na którym znajdowały się drzwi od mieszkania Eugeniusza Loiseau, przystanął.<br> {{tab}}Wiktoryna, siedząc sama w pokoju, pracowała.<br> {{tab}}Przy świetle lampy wykończała właśnie rozwiniętą różę, w tak zadziwiający sposób naśladowaną, iż w złudzeniu można ją było wziąć za naturalną.<br> {{tab}}Spojrzenia młodej kobiety przenosiły się co chwila od roboty w stronę zegaru. Biedna ta istota od dnia swojego małżeństwa wielce się zmieniła. Jej twarz, niegdyś świeżą, rumianą, pokrywała teraz matowa bladość. Krąg siny okalał jej powieki, od łez czerwone.<br> {{tab}}Mały, z czarnego marmuru zegar, umieszczony nad kominkiem, wydzwonił godzinę.<br> {{tab}}— Ósma!... — szepnęła. Wiktoryna — a jego jak nie ma, tak nie ma. Skończona! Zguba i nieszczęście jest nieuchronnem. Nie czynią na niem wrażenia ani łzy moje, ni prośby. Dziś znów nie przyszedł na obiad. Wróci wśród nocy, pijany, rozzłoszczony, brutalny!... Ach! jak jest smutne to moje ży- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/663|num=37}}cie!... — zawołała, łzy ocierając. A przedtem tak byłam szczęśliwą. Nie znałam troski... myśl moja była swobodną... Zaciemniło ją chyba wspomnienie o śmierci... prócz tego nic nie mąciło mojego życia... A dziś? Och! dlaczegóż porzuciłam tę moją błogą samotność?<br> {{tab}}„Sądziłam, iż znajdę w człowieku, którego zaślubiłam, wytrwałego, pilnego jak ja, robotnika... Miałam nadzieję, że przy wspólnej oszczędności zdołamy coś zebrać na przyszłość. Ach! byłam szaloną... szaloną!...<br> {{tab}}„Przyszłość... O! jakże się jej lękam... Co zemną się stanie? Nie! nie chcę myśleć o tem! Po dwóch zaledwie miesiącach małżeństwa nędza stanęła już u drzwi naszych! Lada dzień zabraknie nam chleba!<br> {{tab}}„Eugeniusz wydaje w szynkach i kawiarniach wszystko, co zarobi... a może i to nawet, czego nie zarobi, pozostawiając mnie tu samą, przy pracy od rana do zmierzchu, ażebym jako tako zdołała zapełnić szczerbę, zrządzoną jego rozrzutnością.<br> {{tab}}„Ach! to haniebne... to podłe! I to ów Paweł Béraud, ów krewny, wiedzie go i namawia ku temu. Ach! jakiż to nędznik! mówi, że mnie kocha, a sam jest przyczyną wszystkiego, co cierpię. Życie moje zmienił w jedną ciężką katuszę. O! jakże go nienawidzę, jakże jest dla mnie wstrętnym ten człowiek!<br> {{tab}}„Zaprzysiągł sobie zgubić mego męża... i ja nie mogę go zdemaskować... nie śmiem postąpić z nim tak, jak na to zasłużył... rzucić mu w twarz moją pogardę i nienawiść! Muszę milczeć, gdyż zna moją przeszłość... mą winę. W swojej podłości mógłby o wszystkiem powiadomić Eugeniusza, który zabić mnie gotów, popchnięty przezeń ku temu. Ach! to wszystko przyprawia mnie o utratę zmysłów!... Dlaczegóż lękać się śmierci? Nie lepiejże umrzeć, niźli wieść takie życie, jakiem ja żyję?“<br> {{tab}}Tu nagle umilkła i nasłuchiwać poczęła.<br> {{tab}}Dosłyszała odgłos kroków na schodach. Kroki te ucichły na przedziale.<br> {{tab}}— To Eugeniusz... — pomyślała, biegnąc ku drzwiom.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/664|num=38}}{{tab}}Zaledwie je jednak otworzyła, cofnęła się z okrzykiem Béraud ukazał się w progu. Daremnie chciała przed nim drzwi zamknąć; stał już na środku podoju.<br> {{tab}}— Cóż to znaczy, kuzynko? — pytał, zamykając drzwi za sobą. — Moja obecność przestrasza cię do tego stopnia... Dlaczego? Nie pochlebia mi to bynajmniej.<br> {{tab}}Wiktoryna ochłonęła już z pierwszego pomięszania.<br> {{tab}}— Co pan chcesz? — zapytała obojętnie. — Męża nie ma w domu.<br> {{tab}}— Wiem dobrze, że go tu nie ma, rozszedłem się z nim — rzekł Béraud. — Obiaduje on w mieście i mam nadzieję, że tym razem przynajmniej nie oskarżysz mnie, iż go bałamucę.<br> {{tab}}— Oskarżałam cię i oskarżać nie przestanę, żeś wniósł nieszczęście pod nasze domostwo. Sądzisz-że, iż zapomniałam, co zaszło pomiędzy nami w dniu moich zaślubia, w lasku Vincennes? Sądzisz, iż nie pamiętam gróźb twoich? Tak... ty groźby te wprowadzasz w wykonanie. Ty to odciągnąłeś Eugeniusza od warsztatu, od pracy. Wprowadziłeś go w brudne nory, do których przedtem nie {{Korekta|uczęszał|uczęszczał}}, gdzie spotyka łotrów, próżniaków, jakich naśladuje. O! tyś mi wyrządził wiele złego i nie pojmuję jak śmiesz, jak masz odwagę stawać tu jeszcze przedemną!<br> {{tab}}— Mam odwagę... ponieważ cię kocham... — wyszepnął zcicha.<br> {{tab}}— Ach! milcz!... nie wymawiaj tego wyrazu... profanujesz go!...<br> {{tab}}— Kocham cię! — powtórzył głośniej Béraud.<br> {{tab}}— Kłamiesz! — zawołała Wiktoryna. — Człowiek prawdziwie kochający pragnie jedynie szczęścia kobiety ukochanej. Taki ponosi wszelkie ofiary... Umie nawet nakazać milczenie swojemu sercu: Gdybyś prawdziwie mnie kochał, uszanowałbyś we mnie uczciwą kobietę, jaką jestem, jaką chcę zostać; tymczasem nietylko nie masz dla mnie szacunku, ale mi ubliżasz, ponieważ wiedząc, że nie mogę być twoją, prześladujesz {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/665|num=39}}mnie swemi miłostkami, trwając w swoich niecnych zamiarach.<br> {{tab}}— Trwam... i trwać w nich będę! — zawołał Paweł — wbrew twojej woli, pomimo twej nienawiści! Mówisz, że ja ciebie nie kocham... to prawda, ponieważ miłość jest za zbyt słabem uczuciem na oddanie tego, co czuję. Uwielbiam cię! namiętność, jaką uczuwam dla ciebie, przyprawia mnie o szaleństwo! Szalony nie rezonuje... wiedz o tem! Nic nie jest w stanie ugasić płomienia, jaki mnie pożera! Od pozyskania ciebie żadna zapora mnie nie powstrzyma! Gdyby nawet trzeba było popełnić zbrodnię... spełnię ją... jestem gotowy!<br> {{tab}}Widząc, iż młoda kobieta cofa się z przerażeniem, Béraud zaczął spokojniej:<br> {{tab}}— Pomówmy rozsądnie... Jakież dla ciebie życie z tym Eugeniuszem? Jaka twa przyszłość?<br> {{tab}}— To ciebie niech nie obchodzi... Przyjmuję je jakiem jest... Godzę się z mym losem.<br> {{tab}}— Przyjmujesz, cierpiąc i płacząc... Twoje policzki bledną... zapadają. Wzrok zużywa się we łzach i pracy. Potrzeba pozbawiania się wszystkiego, opuszczenie i rozpacz, oto co ci przyniosło zaślubienie Eugeniusza Loiseau!<br> {{tab}}— Odemnie zależało zaślubić go lub nie zaślubić. Przyjmując małżeństwo, przyjęłam i jego następstwa.<br> {{tab}}— I ulegasz dobrowolnie tym katuszom. Piękna to instytucya małżeństwo, szczególniej, gdy się dostanie nicponia, leniwca, pijaka, słowem bydlę ostatniego rzędu! Obecnie powzięłaś już jasne przekonanie co do wartości moralnej swego małżonka. Przy braku miłości, ponieważ nigdy nie kochałaś tego zwierzęcia Loiseau, tak... nigdy... nigdy! nie możesz mieć nawet o byt swój spokoju. Zniknęła ci teraz ułuda, a przy takim mężu zabraknie ci wkrótce i kawałka chleba. Ty dobrze wiesz o tem wraz ze mną... i drżysz o swoją przyszłość. Otóż uzbrój się w odwagę i skrusz krępujące cię okowy. Zażądaj rozwodu... Nie doznasz w otrzymaniu go trudności, a wtedy {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/666|num=40}}ja... ja cię — czynię szczęśliwą... Szczęśliwą, legalnie szczęśliwą, ponieważ cię zaślubię!<br> {{tab}}— Ty mnie zaślubisz... ty? — zawołała Wiktoryna.<br> {{tab}}— Zaślubię cię... przysięgam!<br> {{tab}}— Nie jesteś wolnym...<br> {{tab}}— Mogę nim być każdej chwili.<br> {{tab}}— Nie! nie... Przysiągłeś kochać Joannę Desourdy, zostać jej mężem... a dziecko wasze powinno przypomnieć ci tę twoją przysięgę!<br> {{tab}}— Byłem młody... popełniłem szaleństwo... Zresztą, któż dotrzymuje przysiąg tego rodzaju? Zdawało mi się, że kocham Joannę... Myliłem się, ponieważ ciebie... ciebie tylko kocham! Przyrzecz mi, że zostaniesz mą żoną...<br> {{tab}}— Nigdy!<br> {{tab}}— Uwielbiam cię...<br> {{tab}}— A ja cię nienawidzę!... Moja wola jest niewzruszoną... Nie ma nic odtąd pomiędzy nami wspólnego! Nie chcę słuchać cię dłużej... Gardzę twoją ofiarą... twemi obietnicami... śmieję się z gróźb twoich... Jesteś dla mnie wrogiem... traktuję clę więc jak wroga... Odejdź... wypędzam cię ztąd!<br> {{tab}}— Ha! ha! wypędzasz mnie? — zawołał Béraud z przerażającym cynicznym śmiechem.<br> {{tab}}— Wypędzam! mam wszelkie prawo ku temu... ponieważ zobelżasz mnie we własnym mym domu i dając mi cierpieć tyle!<br> {{tab}}— A zatem wojna?<br> {{tab}}— Niech będzie wojna!<br> {{tab}}— Pożałujesz tych słów, Wiktoryno... Drogo mi za nie zapłacisz! Będę bez litości dla ciebie aż do chwili, w której przyjdziesz błagać mnie sama o łaskę!<br> {{tab}}— Ja ciebie o łaskę? — zawołała młoda kobieta z oburzeniem. — Och! wolałabym umrzeć po tysiąc razy niż okryć się taką hańbą!<br> {{tab}}— Zobaczysz... zobaczysz! Masz krótką pamięć, ma ukochana. Zapomniałaś, jak widzę, iż wiem o twojej przeszłości... {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/667|num=41}}Ty zapomniałaś, ale ja o tem pamiętam... Do widzenia, Wiktoryno! do widzenia... Wkrótce... niezadługo, być może...<br> {{tab}}Tu Béraud, ogarnięty wściekłością, którą napróżno starał się pokryć ironią, wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.<br> {{tab}}Wiktoryna upadła na krzesło, ukrywszy twarz w dłoniach.<br> {{tab}}— Och! — szepnęła, obejmując rękoma rozpalone czoło — co zemną się stanie? Jakież nowe tortury przygotowuje mi ten nędznik? Tak... on będzie się mścił bez litości... przysiągł i dotrzyma słowa... Jestem zgubioną!<br> {{tab}}Béraud zbiegł szybko ze schodów.<br> {{tab}}Znalazłszy się na ulicy, spostrzegł fiakr, stojący przed domem. Podszedł ku niemu.<br> {{tab}}— Czekasz na kogo? — zapytał woźnicę.<br> {{tab}}— Tak... lecz jeśli kurs niedaleki, mógłbym pana odwieźć.<br> {{tab}}— Na ulicę Sekwany, nr. 27.<br> {{tab}}— O! to za daleko... Mój pan mógłby wyjść w tym czasie... otrzymałbym naganę... Nie, nie chcę!<br> {{tab}}Paweł, nie nalegając, postanowił iść pieszo.<br> {{tab}}Skoro tylko zniknął, woźnica, zawróciwszy, odjechał szybko w stronę Botanicznego ogrodu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Eugeniusz Loiseau wraz ze swym nowym przyjacielem, którego widzieliśmy w podwójnej postaci: filantropa przy ulicy de Geindre i rzemieślnika bez roboty, siedzieli oba przy obficie zastawionym obiedzie w restauracyi na bulwarze św. Michała.<br> {{tab}}Potrawy, wybrane przez owego mężczyznę w granatowej czapce, były najwykwintniejszemi. Liczne butelki doborowego wina stół zapełniały.<br> {{tab}}— Do pioruna! kuchnia i piwnica są tu sławnemi, jak {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/668|num=42}}widzę... — wołał Loiseau, zajadając, a nade wszystko pijąc za sześciu. Jedna rzecz mnie tylko niepokoi...<br> {{tab}}— Cóż takiego?<br> {{tab}}— Że daleko drożej będzie cię to kosztowało, niż po dziesięć franków od osoby.<br> {{tab}}— Co cię to obchodzi? przegrałem, fundować więc powinienem. Jedzmy swobodnie... Mój spadek pozostał mi jeszcze w zapasie, nie masz się o co troszczyć... Bądź spokojnym!<br> {{tab}}— Cóż jednak po obiedzie robić będziemy? — zapytał Loiseau.<br> {{tab}}— Po obiedzie, wieczorem, idźmy do teatru.<br> {{tab}}— Myśl doskonała... lecz pod warunkiem, że ja zapłacę za miejsca w orkiestrze.<br> {{tab}}— Zgoda! wszakże wzamian ja znów funduję kolącyę u Barrata, skoro wyjdziemy z teatru.<br> {{tab}}— Nie... nie! żadnych kolacyj! — zawołał Eugeniusz — zbyt późno wróciłbym do domu.<br> {{tab}}— To i cóż... o co ci chodzi?<br> {{tab}}— Dość już jest pewnie zagniewaną moja małżonka.<br> {{tab}}— Boisz się więc swej żony? — odrzekł nieznajomy z ironią.<br> {{tab}}Loiseau rzucił się gniewnie.<br> {{tab}}— Co... ja się jej boję? — zawołał, uderzając w stół pięścią. — To dobre... Bać się kobiety... nie żartuj ze mnie... Otóż pójdę z tobą na kolacyę, by cię przekonać, czy się jej boję... Bać się jednej baby... tegoby jeszcze brakowało... Czylim się na to ożenił, ażeby być niewolnikiem? Ha! ha! ha! a prawa silniejszego... prawa mężczyzny... Gdzież one są, te prawa?<br> {{tab}}— Zresztą, nie opóźnimy się zbytecznie — odparł jego towarzysz. — Dobra zupa, tuzin ostryg, parę kawałków pasztetu, butelka Chablisu i kieliszek absyntu, to w ciągu kwandransa da się uprzątnąć. Będziesz u siebie w domu przed drugą po północy.<br> {{tab}}— To dobrze, bo jutro muszę wstać rano, by pójść do tego przeklętego warsztatu. Mają tam pilną robotę, a zarzą- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/669|num=43}}dzający zapowiedział, że jeśliby który z robotników nie przybył, miejsca mieć nadal nie będzie. Przeciw mnie szczególniej jest zagniewanym — mówił dalej — bo w tych dniach kiedyś starłem się z nim na ostro... Trzeba ci było to widzieć... Sądziłem, że go zabije apopleksya. Nie pozwolę przewodzić nad sobą nikomu.<br> {{tab}}— Do któregoż teatru pójdziemy?<br> {{tab}}— Do {{Korekta|Chatelet|Châtelet}}.<br> {{tab}}— Wyborna myśl! A cóż tam grają?<br> {{tab}}— Nową „féerie.“<br> {{tab}}— Ach! to moja rzecz ulubiona! Nie masz jak balet... Przepadam za tancerkami w krótkich spódniczkach!<br> {{tab}}Nieznajomy zachęcał do picia swojego gościa, nalewając mu kieliszki bezustannie, sam jednak powstrzymywał się od tego. Na deser kazał podać szampana.<br> {{tab}}Loiseau czuł, iż głowa mu ciężyć poczyna, był już kompletnie pijanym.<br> {{tab}}Do czarnej kawy podano likiery różnych gatunków.<br> {{tab}}Widocznie ów hojny towarzysz chciał spoić swego kolegę, który pozwalał sobą kierować bez oporu, lecz w miarę picia stawał się coraz bardziej ponurym.<br> {{tab}}Po zapłaceniu rachunku zawołał chrypliwym głosem, rzucając na stół serwetę:<br> {{tab}}— Idźmy do teatru!<br> {{tab}}Na schodach chwiał się tak silnie, iż ów przyjaciel podtrzymywać go musiał.<br> {{tab}}— Ha! ha! — zawołał — widzę, iż się porządnie podciąłeś...<br> {{tab}}— Dyabelskie te twoje wina narobiły wszystkiego... — odrzekł Loiseau. — W głowie mi się kręci... Na powietrze wyjść trzeba coprędzej.<br> {{tab}}Na bulwarze św. Michała otrzeźwiał nieco, lecz niezupełnie. Idąc, chwytał się co chwila za ramię swego towarzysza, będąc jednak nawykłym do picia, wkrótce odzyskiwał równowagę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/670|num=44}}{{tab}}Gdy przybyli oba do Châtelet, widowisko od godziny już się rozpoczęło.<br> {{tab}}Loiseau narzekał iż w gardle mu zasycha i pragnienie go pali.<br> {{tab}}Podczas antraktów gasił je kuflami piwa, jakich jego przyjaciel dostarczał mu szczodrobliwie.<br> {{tab}}Sztuka ukończyła się o kwandrans na dwunastą. Introligator był już mniej pijanym, niż wchodząc na salę. Przypomniał o obiecanych ostrygach i butelce Chablisu.<br> {{tab}}Idąc z nim na kolacyę, ów dobry kolega myślał sobie:<br> {{tab}}— Trzeba koniecznie coś zrobić, ażeby on jutro nie poszedł do warsztatu. To zwierzę jest wytrwalszem, niż sądziłem.<br> {{tab}}Obadwa weszli do Barrata, gdzie ich pozostawimy, by śledzić Pawła {{Korekta|Béraut|Béraud}} wychodzącego z ulicy de Fleurus.<br> {{tab}}Szedł prędko, a myśli jeszcze szybciej w głowie jego krążyły. Głucha wściekłość wrzała w jego sercu.<br> {{tab}}Opór Wiktoryny irytował go i denerwował. Pogarda, tak jawnie mu przez nią okazana, zrodziła w nim pragnienie zemsty.<br> {{tab}}Miłość, jaką uczuwał dla tej kobiety, była uczuciem czysto zmysłowem, w którem serce najmniejszego nie brało udziału. Był człowiekiem, jak to sam wyznał, gotowym do popełnienia zbrodni dla dopięcia celu.<br> {{tab}}— Tak... ona musi być moją! — wyszepnął, idąc. — Kobieta, która miała kochanków, śmie mnie przyjmować odmową? Nie! tego za wiele. Przysięgam, Wiktoryno, musisz być moją i będziesz!<br> {{tab}}Paweł Béraud zajmował mieszkanie na czwartem piętrze, pod nr. 27-ym przy ulicy Sekwany, w bocznej oficynie, wgłębi podwórza. Okna tegoż wychodziły z jednej strony na dziedziniec, z drugiej na dachy sąsiednich domów.<br> {{tab}}Przybywszy do drzwi, wychodzących na ulicę, podniósł głowę i spojrzał w te okna. Błyszczało w nich światło.<br> {{tab}}Przebiegłszy prędko schody, zadzwonił.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/671|num=45}}{{tab}}Po kilku sekundach drzwi się otwarły, a w nich ukazała się Joanna Desourdy z małą Liną.<br> {{tab}}— Ojciec przyszedł... ojciec! — wołało dziecię. — Pocałuj mnie, ojcze...<br> {{tab}}Tu nadstawiła swoje rumiane policzki.<br> {{tab}}— Pójdź precz! — zawołał Paweł, gwałtownie ją odpychając.<br> {{tab}}Lina odeszła z płaczem w kąt pokoju.<br> {{tab}}— Dobry wieczór, Pawle... — rzekła Joanna.<br> {{tab}}— Dobry wieczór.<br> {{tab}}— Wracasz tak późno...<br> {{tab}}— Najprzód, nie jest późno... a potem, nie mogłem wrócić wcześniej. Obiad jest gotów?<br> {{tab}}— Już od godziny.<br> {{tab}}— A więc siadajmy do stołu.<br> {{tab}}Tu przeszedł do małej jadalni, gdzie trzy nakrycia były położonemi.<br> {{tab}}Joanna, przywoławszy małą Linę, posadziła ją pomiędzy ojcem a sobą. Dziecię płakać nie przestawało.<br> {{tab}}— Skończysz ty to swoje beczenie? — zawołał ostro Paweł, uderzając małą po rękach, któremi sobie twarz zasłaniała.<br> {{tab}}— Nie bijże jej, Pawle... proszę cię... — rzekła łagodnie Joanna. — Wszakże to dziecię nie uczyniło nic złego... Płacze, ponieważ nie chciałeś jej pocałować... Cierpi... a nie ona sama tylko.<br> {{tab}}— Dość tych czułości, do pioruna! Podawaj zupę! — zawołał.<br> {{tab}}Joanna poszła zająć się nalewaniem na talerze.<br> {{tab}}— Nikt tu dziś nie przychodził? — zapytał Paweł.<br> {{tab}}— Owszem... był krawiec i rzeźnik.<br> {{tab}}— Cóż mówili?<br> {{tab}}— Przyszli z powiadomieniem, że przekazali twe weksle pewnemu lichwiarzowi i że jeżeli pragniesz uniknąć sekwe- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/672|num=46}}stru, potrzeba ci zobaczyć się z nimi i porozumieć jaknajprędzej.<br> {{tab}}— Jak się nazywa ów agent, któremu odstąpili swoje należytości?<br> {{tab}}— Agostini... mieszka przy ulicy Paon-blanc nr. 1.<br> {{tab}}— Dobrze... zobaczę się z nim.<br> {{tab}}— Pawle... wyrzekła nieśmiało Joanna; — ależ to nędza nam grozi. Piekarz nie chce nam dłużej dawać na kredyt pieczywa... Mamy długi, a obecnie jak gdyby się wszystko przeciw nam sprzysięgło... Oszczędzam, jak mogę, pracuję, szyciem zarabiam, lecz mimo to wszystko nie jestem w stanie zrównać dochodu z rozchodem. Należałoby ci zmniejszyć nieco swoje wydatki po za domem.<br> {{tab}}— Co... co? — zawołał szorstko; — ani mi się poważ w to mieszać. Czynię, co mi się podoba, rozumiesz?<br> {{tab}}— Pojmuję, lecz skutkiem tego wyżyć nam nadal niepodobna będzie.<br> {{tab}}— Jeżeli to życie jest zbyt ciężkiem dla ciebie, możesz odejść... drzwi stoją otworem.<br> {{tab}}— To znaczy, że mnie wypędzasz?<br> {{tab}}— Nie, znaczy to tylko, że nic nie przeszkadza ci odejść; wszak jesteś wolną...<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''IX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Przez kilka sekund Joanna, jak gdyby oszołomiona gwałtownym ciosem, który w nią uderzył, patrzyła w Pawia Béraud jak obłąkana, następnie, przycisnąwszy rękoma serce, które jej omal nie pękło, wybuchnęła łkaniem.<br> {{tab}}— Pawle... och Pawle... — wołała — w czemże ci zawiniłam, abyś w ten sposób do mnie przemawiał?<br> {{tab}}— W niczem nie przewiniłaś... ale mnie nudzisz... jesteś, nieznośną... ot wszystko!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/673|num=47}}{{tab}}— Przez litość nademną i nad naszem dzieckiem, nie mów mi czegoś podobnego!<br> {{tab}}— Czy ty przestaniesz... do kroć piorunów! — huknął, uderzając w stół ręką. — Czy pozostawisz mnie raz w spokoju? A toż to czyste piekło w tym domu... Nie pozwala mi zjeść spokojnie obiadu!<br> {{tab}}— Któż jest tego przyczyną? — szepnęła zcicha.<br> {{tab}}— Ty... do miliona dyabłów! Ty zawsze... ty tylko... z twemi bezustannemi skargami!<br> {{tab}}— Skoro się czara przepełni, natenczas się z niej wylewa... Mojaż w tem wina?<br> {{tab}}Rozwścieczony Paweł uderzył talerzem o ziemię.<br> {{tab}}— Moja więc wina... moja? — wykrzyknął.<br> {{tab}}Lina, zeskoczywszy z krzesła, pobiegła drżąca ukryć się w kuchni, podczas gdy Joanna powstawszy, w milczeniu zbierała z podłogi szczątki potłuczonego talerza.<br> {{tab}}Béraud koniecznie chciał wszcząć kłótnię; potrzebną mu ona była.<br> {{tab}}— Ile wynoszą należności krawca i rzeźnika? — zapytał.<br> {{tab}}Joanna, otworzywszy szufladę stolika, wyjęła z niej dwie notatki.<br> {{tab}}— Siedemset dwadzieścia franków... — odpowiedziała, rzuciwszy okiem na papier.<br> {{tab}}— Nie mogę pozostawić tych długów niezapłaconemi — rzekł Paweł.<br> {{tab}}— Lecz wiesz, że ja nie mam pieniędzy.<br> {{tab}}— Wszak miałaś odebrać dziś rano pięćdziesiąt franków?<br> {{tab}}— Sądziłam, że je odbiorę... ale kazano mi czekać, oznaczając termin za dwa tygodnie.<br> {{tab}}— Aniela Verrière także jest ci coś dłużną?<br> {{tab}}— Tak... dwieście franków.<br> {{tab}}— A więc?<br> {{tab}}— Nie śmiem pójść upominać się o to...<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/674|num=48}}{{tab}}— Musiałabym w takim razie opowiedzieć jej o całem naszem położeniu.<br> {{tab}}— Cóż w tem złego? Wie ona, że nie jesteśmy milionerami. Zresztą, czyż trzeba koniecznie opowiadać szczegóły domowego życia, gdy się po odbiór długu przychodzi?<br> {{tab}}— To pewna... lecz...<br> {{tab}}— Niema żadnego „lecz“ — przerwał Paweł. — Pójdziesz jutro po odebranie tej sumy... Dam z tego zaliczki wierzycielom.<br> {{tab}}— Powiedzieli, że nie przyjmą żadnych zaliczeń... żądają całkowitych należytości.<br> {{tab}}— No... to w takim razie oddasz mi swoją biżuterję... Zegarek, dwie pary kolczyków, pierścionki i bransoletkę. Przy pracy nie potrzebujesz się w to ubierać. Jutro zrana zaniosę to wszystko...<br> {{tab}}— Zegarek mój już zastawiłam przed kilkoma dniami... — szepnęła Joanna z zakłopotaniem.<br> {{tab}}Paweł zerwał się z krzesła.<br> {{tab}}— Zastawiłaś zegarek?.. — zawołał; — zastawiłaś go nie uprzedziwszy mnie o tem? Jakim prawem śmiesz wynosić cokolwiekbądź z domu?<br> {{tab}}— Potrzeba było pieniędzy na żywność... Miałam w sklepikach wiktuałów drobne długi... Zresztą za cóż bym ci żywność kupiła, nie otrzymując nic na to od ciebie?<br> {{tab}}— Mogłaś się w inny sposób urządzić... Przyjdzie więc teraz, jak widzę, umrzeć tu z głodu!.. A niegdyś wszystko szło inaczej.<br> {{tab}}— Tak... niegdyś mniej zarabiałeś... — odpowiedziała Joanna — i ja zarówno tyle nie zarabiałam, a nie skarżyłeś się nigdy... braku nie było. Żyliśmy dobrze, nie mieliśmy ani grosza długu! Prawda, że wtedy całomiesięczną swą pensyę przynosiłeś do domu...<br> {{tab}}— Czynię dziś to, czego mi się wtedy nie podobało uczynić! — zawołał z uniesieniem Beraud. — Jestem panem sie- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/675|num=49}}bie... mam prawo działać według mej woli i dowiodę ci tego! Oddaj mi natychmiast to, co ci pozostało z twej biżuteryi!..<br> {{tab}}Joanna z cichą rezygnacyą, postawiła szkatułkę przed Pawłem, poczem uprzątnąwszy ze stołu wyszła do kuchni gdzie Lina ukryła się popłakując.<br> {{tab}}Dawszy jeść dziecku, rozebrała je i ułożyła w łóżeczko, gdzie wkrótce zasnęło.<br> {{tab}}— Przez ten czas Béraud, otworzywszy szkatułkę, przebierał w tej skromnej biżuteryi, odkładając na bok sztuki niemające żadnej wartości, lub bardzo małą, kosztowniejsze zaś owinął w papier i schował do kieszeni.<br> {{tab}}Weszła Joanna. — Zabrałeś wszystko? — smutno zapytała.<br> {{tab}}— Wziąłem to, co mi się wziąść podobało.<br> {{tab}}— Z tej sumy jaką ci lombard udzieli, pozostawże coś przynajmniej na trzewiczki dla Liny, dziecko to chodzi w całkiem dziurawem obuwiu.<br> {{tab}}— Przedewszystkiem należy zapobiedz temu, aby mnie nie ścigano i nie wsadzono do aresztu za długi.<br> {{tab}}— Myśl jednakże i o swej córce.<br> {{tab}}— Ubranie dziecka do ciebie należy.<br> {{tab}}Biedna Joanna po raz drugi pochyliła, głowę, pojmując, że z takim człowiekiem wszelka dalsza walka staje się niemożebną.<br> {{tab}}Siadła do szycia. Paweł spać się położył.<br> {{tab}}Łzy jedna po drugiej spływaj na jej robotę. Czyż bowiem było jej podobna zachować jeszcze jakiekolwiek złudzenie? Mogłaż nie zrozumieć, że pomiędzy nią a Pawłem wszystko już było skończonem?.. że z każdym dniem coraz się więcej od niej usuwał i że ten człowiek nieposiadał nawet uczucia ojcowskiej tkliwości dla swojej małej Liny.<br> {{tab}}Nędza szybko się zbliżała. Jak się to wszystko zakończy?<br> {{tab}}Ciemna zagadka pozostała nierozwiązaną.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/676|num=50}}{{tab}}Joanna posiadała bystrą inteligencyę, charakter szlachetny i prawy. Zapytywała sama siebie, czy nie lepiej byłoby dla niej żyć samej ze swą córką po ostatecznem zerwaniu z kochankiem? Zyskałaby przynajmniej spokój w około siebie i mogła pracować na wychowanie dziecka. Przedsięwziąć jednak stanowcze rozłączenie, nie byłożby to w dalszych następstwach szkodliwem dla Liny?<br> {{tab}}Wszystkie te myśli plątały się w jej głowie, pogrążając ją w zniechęcenie pełne obaw i trwogi.<br> {{tab}}Siedziała nad szyciem aż do północy, aby wykończyć robotę, za którą mogła otrzymać drobną zapłatę nazajutrz.<br> {{tab}}Za te kilka franków mogła dom przez dni parę utrzymać, nie potrzebując poniżać własnej godności do błagania o kredyt.<br> {{tab}}Ucałowawszy śpiącą swą córkę, udała się wreszcie na spoczynek.<br> {{tab}}Daremnie jednak zasnąć usiłowała, nazbyt była zgnębioną, po dniu cierpień i bólu nastąpiła noc bezsenna.<br> {{tab}}W chwili, gdy Joanna Desourdy kończyła swą pracę, Wiktoryna niemniej od niej zgnębiona, składała swoją zarówno, wyglądając może po raz dwudziesty oknem na opustoszałą ulicę.<br> {{tab}}Eugeniusz Loiseau niepowrócił jeszcze.<br> {{tab}}Po odejściu Pawła uspokoiwszy się nieco, zasiadła do pracy, oczekując na przybycie męża.<br> {{tab}}Wiemy, iż pociągniony przez swego towarzysza, nie przyszedł on na obiad.<br> {{tab}}Zegar wydzwonił dziewiątą, wpół do dziesiątej... dziesiątą, introligator nie przychodził.<br> {{tab}}Mimo iż on niejednokrotnie tak czynił, mimo, że od kilku tygodni wracał zwykle po północy, Wiktoryna doznawała tym razem silniejszej niż kiedy bądź trwógi.<br> {{tab}}Chciała się pożywić czemśkolwiek, niemogła. Przez jej ściśnione gardło pokarmy przejść niezdołały.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/677|num=51}}{{tab}}Zasiadła do pracy mając nadzieję iż tem ukróci oczekiwanie. I to ją również zawiodło.<br> {{tab}}Podczas gdy natężała słuch na najmniejszy szelest na schodach, palce jej odpoczywały bezwiednie, a obłok łez wzrok jej zaciemniał.<br> {{tab}}O drugiej nad ranem, złamana znużeniem, wstrząsana nerwowym dreszczem, stała w otwartem oknie wyczekując powrotu owego pana hulającego w Halles.<br> {{tab}}Jak wiemy, ów nowo poznany przyjaciel introligatora nie liczył się z groszem.<br> {{tab}}Obfita wieczerza suto winem oblana, przeciągnęła się do godziny trzeciej nad ranem.<br> {{tab}}Po ostatnim kieliszku Loiseau kompletnie pijany, zsunął się pod stół, gdzie zasnął snem twardym.<br> {{tab}}Jego towarzysz zawezwał posługującego.<br> {{tab}}— Mój kochany... — rzekł — oto kolega, którego polecam twojej opiece, niepodobna go odwieść do domu w takim stanie. Pozwól mu się tu przespać, dopóki się nie przebudzi. Zapłacę rachunek, a prócz tego otrzymasz odemnie suty napiwek.<br> {{tab}}— Bądź pan spokojnym — rzekł chłopiec. — Schodzę ze służby jutro o ósmej zrana. Jeżeli w owej chwili pański przyjaciel nie będzie mógł iść pieszo, zawołam fiakra, i sam go umieszczę. Tymczasem połóżmy go na dywanie, w każdym razie lepiej mu tu będzie, aniżeli spać pod stołem.<br> {{tab}}Uczynili to obaj, a Loiseau nieprzebudził się wcale, chrapał głośniej jeszcze.<br> {{tab}}Mniemany jego kolega zapaliwszy cygaro wyszedł z restauracyi, w stronę gdzie oczekiwał nań powóz.<br> {{tab}}Trzecia nad ranem uderzyła na wieży kościoła świętego Eustachego.<br> {{tab}}— Dokąd mam jechać? — zapytał woźnica.<br> {{tab}}— Na bulwar Szpitala, pod Nr. 8 — odrzekł podróżny.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/678|num=52}}{{tab}}Ów dany przezeń adres wystarcza czytelnikom, na poznanie w owem indywiduum jednego ze wspólników Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}W rzeczy samej ów człowiek, który się nam ukazał w szynku przy ulicy Kellera, ów dobroczyńca starego Piotra Béraud gałganiarza i osobistość w aksamitnym garniturze i granatowej czapce, usiłująca upoić Eugeniusza Loiseau, był Wiliam Scott, były klown z cyrku Fernando.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''X.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Po daremnem wyczekiwaniu do godziny trzeciej zrana Wiktoryna, wstrząsana dreszczem, palona gorączką niepokoju, rzuciła się na łóżko. Zasnąć jednakże niepodobna jej było.<br> {{tab}}W stanie tak gwałtownego wstrząśnienia w jakim się jej mózg znajdował, sen nie przychodził.<br> {{tab}}Do obecnej chwili Loiseau jeśli się spóźnił, to wszakże nigdy jeszcze nocy nie przepędził za domem. Gdzież więc dziś nocował? Co się z nim stało?<br> {{tab}}Zazdrość poczęła szarpać serce młodej kobiety, różne jej myśli nasuwając.<br> {{tab}}Brzask dzienny ukazał się nareszcie.<br> {{tab}}Wiktoryna rzuciwszy się na łóżko w ubraniu, wyskoczyła szybko, biegnąc ku oknu.<br> {{tab}}Paryż był milczącym i cichym o tej porze; ulice puste prawie zupełnie. Prócz stróżów, zamiatających przed domami, nie było widać nikogo. Zwolna bramy kamienic jedne po drugich otwierać się zaczęły, podnoszono w sklepach okiennice, miasto ożywać poczęło.<br> {{tab}}— A jeżeli ja go mylnie oskarżam? — pomyślała Wiktoryna, niezastanowiwszy się nieprawdopodobieństwem takiego przypuszczenia; jeżeli on noc spędził przy pracy? I nowa ta myśl jakkolwiek bezrozumna, uspokoiło ją nieco.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/679|num=53}}{{tab}}Nic łatwiejszego było zresztą jak upewnić się jej, w tym względzie. Loiseau szedł zwykle do swego introligatorskiego {{Korekta|warstatu|warsztatu}} o siódmej rano, a {{Korekta|becnie|obecnie}} było już kwandrans na ósmą.<br> {{tab}}Niemogąc znieść dłuższej niepewności, Wiktoryna wdziawszy kapelusz, zarzuciła na siebie okrycie i wyszła z mieszkania.<br> {{tab}}W bramie domu spotkała odźwierną.<br> {{tab}}— Ach! jakże pani wychodzisz rano? — rzekła taż do niej. — Nie słyszałam, ażeby pan Loiseau wrócił tej nocy... Miałżeby gdzie jeszcze odprawiać wesele?<br> {{tab}}— Nie!.. nie! — zawołała kwiaciarka z zakłopotaniem. — Pracował przez całą noc nad bardzo pilną robotą. {{tab}}— To dobrze... bardzo chwalebnie... Jeżeli tak, niemasz się pani na co uskarżać.<br> {{tab}}By uniknąć nowych zapytań, Wiktoryna szybko wybiegła, a przeszedłszy ogród Luksemburski, w ciągu kwandransa przybyła do warsztatów introligatorskich, mieszczących się przy bibliotece świętej Genowefy.<br> {{tab}}Kilku robotników stało na chodniku, czekając na otwarcie bramy.<br> {{tab}}Wiktoryna zbliżyła się do jednego z nich.<br> {{tab}}— Czy pan należysz do tutejszych robotników — zapytała.<br> {{tab}}— Tak pani.<br> {{tab}}— Znasz pan Eugeniusza Loiseau?<br> {{tab}}— Doskonale... sąsiadujemy z sobą przy warsztacie.<br> {{tab}}— Pracowano tam tej nocy?<br> {{tab}}— Niech Bóg uchowa... nikt nie pracował.<br> {{tab}}— Loiseau znajdował się wczoraj przy robocie?<br> {{tab}}— Dlaczego pani pytasz mnie o to? — odparł robotnik. — Byłażbyś jego żoną?<br> {{tab}}— Tak... — odpowiedziała.<br> {{tab}}— Aha! rozumiem... nie wrócił wczoraj do domu... wszak prawda?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/680|num=54}}{{tab}}— Nie wrócił... — odpowiedziała młoda kobieta, zalewając się łzami.<br> {{tab}}— Oh! na złą drogę wszedł mój kolega... od pewnego czasu bardzo się zmienił... Niepoznajemy go prawie. Zapomina przychodzić do warsztatu, a zapomina tak często, iż zarządzający zmuszony mu był zagrozić, iż za pierwszem opuszczeniem roboty pozbawi go miejsca.<br> {{tab}}— Boże! — zawołała z przerażeniem Wiktoryna, — pozostałby więc na bruku, bez chleba. Cóżby natenczas z nami się stało? Z czego byśmy żyli?<br> {{tab}}Otwarto bramę domu w którym się mieściły warsztaty.<br> {{tab}}— Dowidzenia, pani Loiseau — rzekł robotnik i wraz ze swymi kolegami, których gromadka się zwiększyła, wszedł w bramę.<br> {{tab}}Wiktoryna stała na miejscu jak skamieniała, patrząc na owych robotników, udających się z odwagą, pogodnie, do całodziennej swej pracy. Kilka minut tak upłynęło, poczem bramę {{Korekta|zamkniąto|zamknięto}}.<br> {{tab}}Gdyby nawet obecnie i przybył Loiseau, nie pozwolonoby mu już wejść, znalazłby drzwi przed sobą zamknięte, będąc zmuszonym czekać do jedenastej godziny.<br> {{tab}}Wiktoryna boleśniej jeszcze przygnębiona, niż w chwili swego przybycia, udała się na ulicę de Fleurus.<br> {{tab}}Loiseau nie powrócił jeszcze. Młodą kobietę ogarnęła trwoga.<br> {{tab}}Podobne opóźnienie mógł spowodować jedynie wypadek, jakieś nieszczęście, być może.<br> {{tab}}Drżała, oczekując nadejścia wieczoru z większą niż dnia poprzedniego obawą.<br> {{tab}}Uderzyła dziewiąta godzina. Wiktoryna zerwała się z krzesła. Ktoś puknął we drzwi.<br> {{tab}}Pośpieszyła otworzyć i ujrzała przed sobą Piotra Béraud gałganiarza.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/681|num=55}}{{tab}}— Ach! mój wuju... — zawołała z płaczem, rzucając mu się w objęcia. — Bóg cię tu chyba przysyła... Jestem nieszczęśliwą... bardzo nieszczęśliwą<br> {{tab}}— Do kroć tysięcy!.. — zawołał stary gałganiarz — zatem to prawda co mi mówiono? Ha! łotr nad łotrami... nikczemnik! Lecz ona gotowa mi tu omdleć — rzekł, spoglądając na pobladłą i chwiejącą się kobietę; to mówiąc, wziąwszy ją pod rękę przeprowadził do jadalni.<br><br> {{tab}}Powróćmy do restauracyi Barrat’a.<br> {{tab}}Eugeniusz Loiseau spał snem ołowianym, nie poruszając się na kobiercu gdzie ułożył go Will Scott przy pomocy posługującego.<br> {{tab}}Chłopiec ten, jak przyrzekł, schodząc ze służby o ósmej rano, potrząsnął silnie uśpionym.<br> {{tab}}Eugeniusz wyciągnął ręce i nogi, bełkocząc jakieś niezrozumiałe wyrazy, oznajmujące o silnem jego rozmarzeniu.<br> {{tab}}— Wstawaj pan... — rzekł chłopiec — obudź się... już czas! Potężnie się podchmieliłeś... lecz to już przeszło... Usłuchaj mnie pan... wypij to... a natychmiast otrzeźwiejesz. Tu podał szklankę świeżej wody Eugeniuszowi.<br> {{tab}}Loiseau otworzył oczy i usiadł, niemógł jednakże zebrać rozpierzchniętych myśli.<br> {{tab}}Wziąwszy szklankę z wodą przybliżył ją do ust i wychylił, poczem zapytał, patrząc w około siebie:<br> {{tab}}— Gdzie ja jestem?<br> {{tab}}— Gdzie pan jesteś... w Halles, u Barrat’a, gdzie przy wieczerzy ze swym kolegą wysuszyłeś potężną ilość butelek. Na honor! warto było to widzieć.<br> {{tab}}Blade światełko zaczęło się pojawiać w umyśle introligatora, pamięć widocznie mu powracała.<br> {{tab}}Chciał się podnieść, lecz nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Upadł całym ciężarem na dywan, spoglądając na posługującego błędnym, zamglonym wzrokiem.<br> {{tab}}— Gdzież on jest... u czarta? — zawołał.<br> {{tab}}— Kto taki... pański przyjaciel?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/682|num=56}}{{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Odjechał już dawno zapłaciwszy rachunek, a przed odejściem polecił mi obudzić pana w oznaczonym czasie, co właśnie uczyniłem.<br> {{tab}}— Która godzina? — pytał Loiseau.<br> {{tab}}— Pięć minut po ósmej.<br> {{tab}}Introligator wzdrygnął się niespokojnie.<br> {{tab}}— Warsztat — wyszepnął.<br> {{tab}}— Ha!ha! ha! warsztat... — zawołał, śmiejąc się chłopiec. — Już to na pewno pan dziś nie pójdziesz do niego. Lepiej powróć do domu i śpij do wieczora.<br> {{tab}}— Po domu... — powtórzył Loiseau, przypomniawszy sobie o Wiktorynie... — łatwo to mówić... do domu... Czeka mnie tam scena nie łada!.. Oj! te kobiety... kobiety!<br> {{tab}}— Ha! i cóż począć... wracaj pan i staraj się ją uspokoić.. Może sprowadzić fiakra?<br> {{tab}}— Nie... wolę iść pieszo, orzeźwi mnie powietrze.<br> {{tab}}Tu podszedł ku drzwiom, chwiejąc się i zataczając.<br> {{tab}}Posługujący musiał go sprowadzić ze schodów, przez dolną izbę, aż na ulicę.<br> {{tab}}Wokoło Halles ruch bywa wielki, kręci się mnóstwo przechodniów, szczególniej w godzinach rannych.<br> {{tab}}Gwar różnorodny pomięszanych głosów sprawiał przykre wrażenie na Eugeniuszu Loiseau, wbiegając mu przez uszy do mózgu.<br> {{tab}}Idąc z pośpiechem, o ile mu na to pozwalały jego chwiejące się nogi, wkrótce dosięgnął bulwaru, gdzie zmuszony był usiąść na ławce. Wszystko wirowało w około niego: domy, powozy i ludzie.<br> {{tab}}— Muszę jednak koniecznie pójść do warsztatu... — wyszepnął. — Zobaczę się z zarządzającym... zmyślę przed nim jaką bajkę.<br> {{tab}}I wytężywszy całą potęgę swej woli, wstał i szedł, aż przybył na plac Panteonu.<br> {{tab}}Drzwu od warsztatów były dawno zamknięte. Zadzwonił.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/683|num=57}}{{tab}}— Zapóźno, panie Loiseau... — rzekł, wychylając głowę, odźwierny. — Nie mogę otworzyć, przyjdź pan w południe.<br> {{tab}}— Wiem o tem... — odrzekł introligator. — Chciąłbym tylko pomówić z zarządzającym słów parę... Rzecz to ważna i pilna... Moja żona ciężko zasłabła...<br> {{tab}}— Dobrze... powiadomię go o tem... Wejdź pan do mojej stancyjki i czekaj.<br> {{tab}}Loiseau wsparł się o ścianę. Pot, wywołany pijaństwem, spływał mu po czole. Dokuczał mu straszny ból głowy.<br> {{tab}}— W rzeczy samej... — rzekł — to głupstwo tak się ustroić... Cierpi człowiek więcej, niż warta cała rozrywka.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}W chwili tej ukazał się odźwierny, prowadząc z sobą zarządzającego warsztatami.<br> {{tab}}— Ha! pięknie pan postępujesz... — zawołał tenże, zwracając się do Eugeniusza. — Oddałem ci robotę, poleconą przez pana bibliotekarza, która na jutro miała być wykończoną. Wiedziałeś, że to jest poleconem... że jest pilnem i nie przyszedłeś do roboty!.. Co chcesz odemnie?<br> {{tab}}— Chciałem panu powiedzieć... — odrzekł introligator, zdejmując czapkę — że to nie z mojej winy nastąpiło... Moja żona zasłabła...<br> {{tab}}— To fałsz! — krzyknął zarządzający.<br> {{tab}}— Jakto... fałsz... Ja pana upewniam...<br> {{tab}}— Kłamiesz!... Nie nocowałeś w domu wcale... Tułasz się i brukasz po szynkach i kawiarniach, jak łotr ostatni, i teraz oto nawet nie możesz się utrzymać na nogach. Twoja żona jest zdrową... Przyszła ta dziś rano, czekając na ciebie do świtu i pytała robotników, czy nie wiedzą, co się z tobą dzieje...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/684|num=58}}{{tab}}Loiseau, dotąd chwiejący się na nogach, posłyszawszy to, wytrzeźwiał.<br> {{tab}}— Moja żona tu przychodziła? — krzyknął, {{Korekta|zaściskając|zaciskając}} pięści.<br> {{tab}}— Niepokoiła się o ciebie... czego niegodzien jesteś!...<br> {{tab}}— Co czynię... jak postępuję, to do mnie należy...<br> {{tab}}— Milcz! — zawołał nadzorca warsztatów. — Nie myślę z tobą dyskutować... czyń sobie, co chcesz, to mnie nie obchodzi... ale obchodzi mnie mój obowiązek pilnowania w warsztacie, ażeby wszystko szło regularnie w ścisłym porządku, jak w każdym uczciwym zakładzie... Nie przyszedłeś do roboty... obejdę się więc bez ciebie.<br> {{tab}}— Pan się obejdziesz bezemnie? — powtórzył przestraszony Loiseau.<br> {{tab}}— Najzupełniej. Wszak uprzedziłem cię, że skoro raz jeszcze opuścisz robotę, miejsca mieć u mnie nie będziesz.<br> {{tab}}— Jakto... pan mnie usuwasz z warsztatu?<br> {{tab}}— Nie potrzebuję twych usług więcej.<br> {{tab}}— Ależ robota, którą zacząłem?<br> {{tab}}— Jest od dwóch godzin w rękach innego. Rachunek twój uregulowany. Wejdź... zabierz należące do ciebie narzędzia, a potem udaj się po wypłatę do kasy... lecz bez hałasu i krzyków na schodach.<br> {{tab}}— Nie pójdę! — krzyknął gwałtownie Loiseau. — Proszę mi odesłać moje narzędzia i pieniądze... Ale pamiętaj pan, że pożałujesz tego, co czynisz!<br> {{tab}}Nadzorca wzruszył ramionami.<br> {{tab}}— Twoje pogróżki — rzekł — mało mnie obchodzą; są to wyniki pijaństwa, niezasługujące na uwagę. Nie chcesz się ukazać swoim kolegom, pojmuję to dobrze, przyślę ci twoje narzędzia do odźwiernego, ale co do pieniędzy, sam je odebrać musisz. Jeżeli więc chcesz być zapłaconym, idź do kasy.<br> {{tab}}Loiseau rzucił się gniewnie, lecz wreszcie udał się do kasyera, który wypłacił mu należność.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/685|num=59}}{{tab}}Rachunek jego był szczupłym. Wszystko ogółem wynosiło trzydzieści pięć franków. Wróciwszy, zabrał narzędzia, pozostawione u odźwiernego i wybiegł na ulicę.<br> {{tab}}Odprawa, jaką otrzymał, spadła na niego jak struga lodowatej wody, pod tem wrażeniem nagle wytrzeźwiał. Pozostało mu jedynie łamanie w kościach, ciężkość w głowie i głuchy gniew w głębi duszy, nie przeciw sobie samemu, jako głównemu sprawcy całego tego nieszczęścia, lecz przeciw swemu przełożonemu, a głównie przeciw swej żonie.<br> {{tab}}— E! bierz licho zresztą! — wymruknął, jak gdyby łudząc samego siebie. — Znam dobrze moje rzemiosło, to i długo bez roboty nie pozostanę.<br> {{tab}}Wstąpił kolejno do kilku warsztatów introligatorskich w okręgu Saint-Germain. Nieszczęściem, wszędzie liczba robotników była w komplecie. Nie potrzebowano nikogo. Zwrócił się więc na ulicę de Fleurus, coraz mocniej rozwścieczony na Wiktorynę, której przypisywał obecną utratę miejsca. {{kropki-hr}} {{tab}}Wiliam Scott, wyszedłszy z restauracyi Barrata, gdzie pozostawił upojonego Eugeniusza Loiseau, wrócił do siebie, gdzie spał bez przerwy pięć godzin. Niepotrzeba mu było więcej na zupełne otrzeźwienie się po sutych całodniowych libacyach.<br> {{tab}}Około ósmej, wdziawszy ubranie, jakie nosił dnia poprzedniego, wyszedł, udając się bulwarem szpitala.<br> {{tab}}W odległości kilkudziesięciu kroków stał znany nam już powóz. Woźnica zdawał się drzemać na koźle.<br> {{tab}}Scott zbliżył się do niego, pytając po angielsku:<br> {{tab}}— Co robił wczoraj nasz człowiek?<br> {{tab}}— Chodził na ulice de Fleurus pod nr. 11-ty — odrzekł woźnica w tymże samym języku.<br> {{tab}}— Jak długo tam bawił?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/686|num=60}}{{tab}}— Przeszło godzinę.<br> {{tab}}— A potem?<br> {{tab}}— Wrócił do siebie na ulicę Sekwany.<br> {{tab}}— Dobrze... Teraz zawieziesz mnie na ulicę de Geindre pod nr. 39-ty. Zaczekasz o kilkadziesiąt kroków dalej. Śpiesz... w drogę!<br> {{tab}}Scott, Wsiadłszy do powozu, zapuścił story starannie.<br> {{tab}}Skoro tylko powóz wyruszył z miejsca, dobył z siedzenia podarte łatane ubranie, w jakiem przedstawiliśmy go czytelnikom w szynku przy ulicy Kellera i zmienił obecny swój ubiór na te łachmany.<br> {{tab}}Powóz zatrzymał się naprzeciw wskazanego numeru i wysiadł zeń znany nam filantrop Cordier.<br> {{tab}}Podczas gdy woźnica oddalał się według rozkazu, mężczyzna ów w łatanym paltocie przechodził przez ciemny i wązki korytarz w starym domu, zapytując odźwiernę:<br> {{tab}}— Nikt do mnie tu nie przychodził?<br> {{tab}}— Nikt, panie Cordier.<br> {{tab}}— To dziwna!... Wprawdzie od pięciu dni jakem się tu wprowadził, nie zdążyłem jeszcze porozdawać mego nowego adresu wielu znajomym. Gdyby więc ktoś pytał się o mnie, wskaż mu pani moje mieszkanie.<br> {{tab}}— Dobrze, panie.<br> {{tab}}— Ach! otóż byłbym zapomniał. Kupiłem coś na sukienkę dla waszej córeczki. Będę kontent, jeżeli małą zadowolnić to potrafi.<br> {{tab}}Tu ów mniemany Cordier wyjął z kieszeni pakiecik, podając go odźwiernej.<br> {{tab}}— Ach! jak pan jesteś dobrym! — zawołała z uciechą kobieta. — Dziękuję... z całego serca dziękuję!<br> {{tab}}— Nie ma za co... drobnostka!... — odrzekł filantrop, wchodząc na schody.<br> {{tab}}Zatrzymawszy się na piątem piętrze, otworzył drzwi facyaty, nader ubogo umeblowanej. Stało tam łóżko żelazne, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/687|num=61}}stół i dwa krzesła, oraz mała szafka w rodzaju biblioteczki, napełniona staremi książkami.<br> {{tab}}Pozostawiwszy Will Scotta na jego poddaszu, wróćmy na ulicę de Fleurus, gdzie stary gałganiarz, Piotr Béraud, doprowadził do krzesła omdlewającą Wiktorynę.<br> {{tab}}Osłabienie jej krótko trwało. Wróciwszy do przytomności, otwarła oczy, zasnute łzami.<br> {{tab}}— Lecz, moja córko... — zapytał Piotr — co się u was tu dzieje. Jakieś nieporozumienia... źle jest, jak widzę.<br> {{tab}}— O! tak, mój wuju... bardzo źle! — odpowiedziała kwiaciarka ze łkaniem. — Eugeniusz nie wrócił dziś na noc do domu...<br> {{tab}}— Nie wrócił?... co ty mówisz? — zawołał z gniewem gałganiarz. — Miałżeby już wdawać się w jakieś uboczne miłostki?<br> {{tab}}— Nie... to przez pijaństwo, jestem przekonaną. Nie przyszedł wcale dziś rano do warsztatu.<br> {{tab}}— Zkąd wiesz o tem?<br> {{tab}}— Właśnie ztamtąd powracam. Powiedziano mi, iż do roboty wcale już prawie nie przychodzi. Zarządzający jest bardzo na niego zagniewanym, zagroził mu usunięciem, ale on lekceważy to sobie. Co będzie, gdy miejsce utraci... pozostaniemy w nędzy... w ciężkiej, strasznej nędzy!<br> {{tab}}— Ho! ho! za daleko biegniesz przewidywaniem. Co znowu... w nędzy?...<br> {{tab}}— Stoimy blisko niej, mój wuju.<br> {{tab}}— Do pioruna! ależ to niepodobna!<br> {{tab}}— Tak jest... Eugeniusz od chwili zaślubin przynosi do domu zaledwie czwartą część swej płacy.<br> {{tab}}— A gdzież podziewa resztę pieniędzy?<br> {{tab}}— Traci je w szynkach... kawiarniach... gra... pije absynt...<br> {{tab}}— Nie próbowałaś zwrócić go z tej drogi?<br> {{tab}}— Ileż razy!... wszakże wszystko daremnie. Już na to nic nie poradzę... widzę to dobrze!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/688|num=62}}{{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ przy Eugeniuszu znajduje się człowiek, wiodący go na zgubę, którego wpływ jest silniejszym nad moje prośby...<br> {{tab}}— Człowiek... wiodący go na zgubę? — powtórzył gałganiarz. — Jestżeś tego pewną?<br> {{tab}}— Zupełnie pewną... niestety!<br> {{tab}}— Któż jest ten człowiek?... Jak się nazywa ów nicpoń, który poważa się sprowadzać mego siostrzeńca z drogi obowiązków uczciwego robotnika; odciągać od domowego ogniska męża tak zacnej kobiety.<br> {{tab}}— Znasz go, wuju, dobrze... Należy on do naszej rodziny.<br> {{tab}}— Do naszej rodziny... Któż to taki? Mów!...<br> {{tab}}— Paweł Béraud.<br> {{tab}}— Co... co? — zawołał gałganiarz z osłupieniem — co ty mówisz... Paweł?... to niepodobna! Przywidzieć się tobie musiało!<br> {{tab}}— Nie, mój wuju... jest to najczystsza prawda.<br> {{tab}}— Cóżby mogło zależeć na tem owemu zwierzęciu, ażeby siał niezgodę pomiędzy wami. Musiałby mieć jakiś plan uknuty, jakąś ważną przyczynę, działając w sposób podobny?<br> {{tab}}— Nie pytaj mnie o to, mój wuju, ponieważ nie mogę, nie powinnam ci na to odpowiedzieć; przysięgam ci jednak, że Paweł jest nikczemnikiem, zgubił mnie, wydarł mi nasz spokój domowy, zgubi i Eugeniusza. Mąż pójdzie do domu poprawy... żona na dno Sekwany... oto los, jaki nam zgotował!<br> {{tab}}— Stój... nie zapędzaj się tak daleko w swych czarnych przewidywaniach. Ja się zobowiązuję doprowadzić tu wszystko do należytego porządku. Najprzód, ukrócę cugli Pawłowi Béraud, jako wuj, mam prawo ku tomu... a twojemu Eugeniuszowi wypowiem, co mam na sercu. Bądź spokojną, ja ich tu obu powstrzymam, a że dokonam tego, przysięgam!<br> {{tab}}Tu zerwał się, zaczerwieniony od gniewu i zaczął szybko chodzić po pokoju.<br> {{tab}}Odgłos dzwonka zabrzmiał przy drzwiach mieszkania.<br><br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/689|num=63}}{{c|'''XII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— To on! to on, mój wuju... — wołała Wiktoryna, drżąc cała. — Błagam cię, nie drażnij go... powitaj spokojnie.<br> {{tab}}— Spokojnie? — odrzekł stary gałganiarz — zobaczysz!<br> {{tab}}— Mój wuju, ja cię zaklinam! — mówiła kobieta. — Jeżeli poróżnisz się z nim, na mnie spadnie cała odpowiedzialność.<br> {{tab}}Dzwonek powtórnie zadźwięczał, bardziej gwałtownie niż po raz pierwszy.<br> {{tab}}Wiktoryna, chwiejąc się cała, blada z obawy i wzruszenia, dowlokła się do drzwi, uchylając takowe.<br> {{tab}}Eugeniusz, otwarłszy je na oścież uderzeniem nogi, wpadł z zaiskrzonem spojrzeniem, drżącemi od gniewu ustami, wołając:<br> {{tab}}— Dzwoniłem dwa razy... czemu nie otwierasz?!<br> {{tab}}Biedna kobieta mocniej się jeszcze zatrwożyła, spojrzawszy na zmienioną twarz męża. Zawiniątko z narzędziami, jakie trzymał w ręku, wyjaśniło jej rzecz całą.<br> {{tab}}Loiseau, rzuciwszy w kąt ów pakiet, wszedł do pokoju, w którym pozostał Piotr Béraud.<br> {{tab}}Fizyonomia introligatora nagle się zmieniła.<br> {{tab}}— Co Widzę... mój wuj! — zawołał, usiłując się uśmiechnąć. — Witaj nam, wuju kochany.<br> {{tab}}Tu podał rękę Piotrowi.<br> {{tab}}— Ja nie podaję ci ręki... — odpowiedział tenże, chowając swoją do kieszeni.<br> {{tab}}— Ha! ha! a to dlaczego?...<br> {{tab}}— Dlaczego? ponieważ stałeś się nikczemnikiem, włóczęgą, próżniakiem, godnym pogardy. Ponieważ jesteś przyczyną zgryzot i łez swej żony; pijesz i wałęsasz się, zamiast pójść do warsztatu! Ponieważ marnujesz pieniądze w szynkach i kawiarniach, zamiast je przynieść do domu, marnujesz je w towarzystwie hultajów, z których jednemu właśnie chcę pa- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/690|num=64}}rę słów dobrych powiedzieć... Chciałeś usłyszeć, dlaczego nie podaję ci ręki... wiesz teraz!<br> {{tab}}W usposobieniu, w jakiem znajdował się Loiseau, wystarczyła rzecz drobna, aby go we wściekłość wprowadzić.<br> {{tab}}Słowa starego gałganiarza wzburzyły go nad miarę. Napróżno Wiktoryna dawała znaki swemu wujowi, ażeby mówić zaprzestał. Eugeniusz z zaiskrzonemi oczyma, pianą na ustach, z zaciśniętemi pięściami, podszedł ku swej żonie.<br> {{tab}}— Ha! — zawołał, przyskakując do niej — chodzisz więc do swoich krewnych i rozpowiadasz, co się u nas dzieje?<br> {{tab}}Tu podniósł w górę pięści, by ją uderzyć.<br> {{tab}}Piotr Béraud rzucił się pomiędzy nich oboje, wołając.<br> {{tab}}— Łotrze... rozbójniku! czy żeś już zatracił i resztki wstydu? Brakuje tylko, ażebyś zabił tę kobietę!<br> {{tab}}— Ja do niej mówię... — krzyknął Loiseau — nie mięszaj się w to, co do ciebie nie należy!<br> {{tab}}— Ty nie do mnie mówisz... — odrzekł gałganiarz — ale ja mówię do ciebie, ty podła gadzino. Dręczysz tę biedną kobietę hultajskiem swojem postępowaniem i chcesz ją zabić nareszcie, przyskakując do niej z pięściami, jak rozjuszone bydlę. Nie! ja nie pozwolę na coś podobnego... Ona jest moją siostrzenicą, mam prawo stanąć w jej obronie...<br> {{tab}}— Niemasz żadnego prawa mięszać się między małżeństwo, ty stary pijaku!... — wrzasnął rozwścieczony Loiseau. — Przyszedłeś tu ażeby głupstwa mi prawić, sądzisz, że ja to zniosę... i jeszcze ci za to podziękuję? Dalej usuwaj się ztąd... wychodź! słyszałeś? bo inaczej jednem machnięciem ręki zrzucę cię ze schodów!<br> {{tab}}— Wuju... mój wuju... — jąkała Wiktoryna, wyciągając drżące ręce ku gałganiarzowi — powiedz mu jak prawda, że nie chodziłam do ciebie wcale ze skargami.<br> {{tab}}Béraud, nie zdążył odpowiedzieć.<br> {{tab}}— Milcz! — krzyknął Loiseau, przyskakując ku żonie. — Może nie chodziłaś równie dziś rano do warsztatów, aby szpie- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/691|num=65}}gować mnie... podpatrywać, wypytywać o mnie kolegów, a tym sposobem sponiżyć mnie przed niemi?<br> {{tab}}— Niepokoiłam się o ciebie... drżałam na wspomnienie nieszczęścia, jakie spotkać cię mogło...<br> {{tab}}Stary gałganiarz zmiarkował, iż obrał złą drogę, że tym sposobem nic nieporadzi z rozjuszonym hulaką.<br> {{tab}}— Posłuchaj Eugeniuszu... — zaczął łagodnie. — Każdy grzech może pozyskać miłosierdzie nieprawdaż? Przyznają, żem się może zanadto uniósł przed chwilą, ponieważ wielce mnie smuci nieład i upadek waszego gospodarstwa. Jesteś dobrym chłopcem... wiem o tem... Zanim przyszedłeś, mówiłem to Wiktorynie. Wszystko co się dzieje jest dziełem osób, prowadzących cię na złą drogę, udzielających ci szkodliwe rady.<br> {{tab}}— Ja nie przyjmuję niczyich uwag... — krzyknął introligator — niepotrzebuję rad ni wspomnień... Jestem panem siebie... Czynię co mi się podoba... i proszę abyś mnie pozostawił w spokoju! Co zaś do ciebie — dodał zwracając się do Wiktoryny — pamiętaj, że przepędzę cię przez taką drogę, której wspomnienie na zawsze ci pozostanie w pamięci. A teraz masz na początek!<br> {{tab}}Tu przyskoczywszy do drżącej i zatrwożonej kobiety wymierzył jej silny policzek...<br> {{tab}}— Ach! rozbójniku... ty ośmielasz się bić kobietę — zawołał Piotr Béraud, chwytając za gardło Eugeniusza.<br> {{tab}}Jednym rzutem ręki Loiseau odtrącił starca, odrzucając go o dziesięć kroków od siebie. Następnie poskoczywszy do drzwi:<br> {{tab}}— Wychodź! — zawołał, otwierając takowe — jeżeli nie chcesz abym ci kości połamał, wychodź co prędzej!.. i nie waż mi się tu więcej ukazać. Widząc, że Piotr ociąga się z wyjściem, chwycił go za ramiona i wyrzucił do sieni ku wielkiemu zgorszeniu sąsiadów, którzy na wszczęty hałas powychodzili ze swych mieszkań. Następnie trzasnąwszy drzwiami powrócił do Wiktoryny.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/692|num=66}}{{tab}}— Płacz... płacz! — zawołał — o lada głupstwo, dopóki nie otrzymasz więcej.<br> {{tab}}— Nie! — odpowiedziała kobieta, podnosząc głowę — ja nie otrzymam nic więcej. Za co... dlaczego mną poniewierasz? Za to, że siedzę w domu, pracuję, czekam na ciebie i płaczę? Takaż to nagroda? Nie! to już za wiele! Nie poważ się odtąd podnieść na mnie ręki...<br> {{tab}}— Nie poważ?.. — powtórzył, przyskakując z zamiarem powtórnego jej uderzenia.<br> {{tab}}Wiktoryna cofnęła się, cios chybił, a popchnięta gwałtownie przez owego nędznika upadła na podłogę ogarnięta nerwowemi spazmami.<br> {{tab}}Loiseau, chwyciwszy czapkę wyszedł, pozostawiając nieszczęśliwą wśród wybuchów płaczu i łkania.<br> {{tab}}Dzieło Arnolda Desvignes, jak widzimy szło dobrze. Wszystko jego planom sprzyjać się zdawało.<br> {{tab}}Nie czując najmniejszych wyrzutów sumienia za to co uczynił, Loiseau udał się do składu wódek, gdzie widzieliśmy go w dniu poprzedzającym. Spodziewał się tam znaleść swego towarzysza nocnej pohulanki.<br> {{tab}}Piotr Béraud, wyszedłszy oszołomiony z domu siostrzeńca, klął zły na siebie, iż się pozwolił w tak ubliżający sposób za drzwi wyrzucić.<br> {{tab}}Dla uspokojenia swej irytacyi, wszedł do kupca win, gdzie wypił kieliszek wódki. Posiedziawszy tam kilka minut i ochłonąwszy ze wzburzenia, udał się na ulicę de Gendre pod nr. 39 według adresu, udzielonego sobie przez owego szczególnego dobroczyńcę filantropa w łatanem odzieniu.<br> {{tab}}— Gzie tu mieszka pan Cordier? — zapytał odźwiernej.<br> {{tab}}— Na piątem piętrze... w głębi kurytarza.<br> {{tab}}W trzy minuty później, gałganiarz zastukał do drzwi facyaty i obaj mężczyźni znaleźli się naprzeciw siebie.<br> {{tab}}— A! pan Béraud... — zawołał Will Scot, udając zdziwienie. — Wejdźże pan, proszę... Jakże się miewasz? Twe {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/693|num=67}}odwiedziny prawdziwa mi sprawiają przyjemność. Jakże z pańskiemi kłopotami... Wszystko załatwione?<br> {{tab}}— Tak, dzięki panu odzyskałem spokojność... Zapłaciłem komorne i właśnie przychodzę panu za to podziękować.<br> {{tab}}— Drobnostka... Jestem szczęśliwy, mogąc dopomódz tak zacnemu jak pan człowiekowi. Nie mówmy o tem już... proszę! Jakże... widziałeś się pan ze swym siostrzeńcem?<br> {{tab}}— Właśnie powracam od niego.<br> {{tab}}— I cóż?<br> {{tab}}— Cóż... jest to nikczemnik, łotr ostatniego stopnia!<br> {{tab}}— Nie powiedziałżem panu?<br> {{tab}}— Nie o wszystkiem pan jeszcze wiedziałeś... Ten hultaj w domu dziś nie nocował. Zaledwie wszedł, obił swą żonę... Ach! jest to dzikie, rozjuszone zwierzę...<br> {{tab}}— Ha! ha! obił swą żonę... Nie aprobuję ja tego, ale być może miał on powody ku temu...<br> {{tab}}Piotr spojrzał zdziwiony na mówiącego.<br> {{tab}}— Miał powody? — powtórzył.<br> {{tab}}— Ma się rozumieć... Wina nie tylko jest po jego stronie...<br> {{tab}}— Jakto... ta kobieta tak ciężko pracuje, podczas gdy on się włóczy po szynkach oddając się próżnowaniu.<br> {{tab}}— Ja nie mówię o czasie obecnym... Wszak nieraz się zdarza, że teraźniejszość wypływa z ''przeszłości''...<br> {{tab}}— Przeszłość mej siostrzenicy nie daje powodu do tak brutalnego z nią obchodzenia się.<br> {{tab}}— Kto wie?<br> {{tab}}— Ja wiem!<br> {{tab}}— Ileż razy wierząc mylić się możemy... Panie Piotrze, ja niechciałbym ciebie obrazić... Zazbyt cię szanuję... jestem twym przyjacielem, dowiodłem ci tego... Od dawna jednak mieszkając w tym okręgu poznałem młodzież tutejszą...<br> {{tab}}— Cóż zatem?<br> {{tab}}— Co... otóż być może Eugeniusz Leiseau z przeszłości swej żony o czemś się dowiedział... {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/694|num=68}}{{c|'''XIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Z jej przeszłości... o czem? — powtórzył Béraud.<br> {{tab}}— E! ty mnie dobrze rozumiesz... — rzekł śmiejąc się Cordier.<br> {{tab}}— To znaczy, że moja siostrzenica przed zamążpójściem miałaby zbłądzić?<br> {{tab}}— Tak jest.<br> {{tab}}— To kłamstwo... fałsz! — zawołał gałganiarz.<br> {{tab}}— Nie gniewaj się, panie Piotrze, ponieważ będziesz musiał przyznać, że mówię prawdę...<br> {{tab}}— Miałażby mieć Wiktoryna kochanków?<br> {{tab}}— Nie wiem czy miała wielu... lecz, że jednego miała to pewna! Przyznasz więc, że jeżeli o tem powiadomiono Eugeniusza, wziął to do serca. Smutek prowadzi do pijaństwa. Rozpił się więc... a skoro ma w głowie choćby kieliszek jeden za wiele, trudno się w gniewie powstrzymać. Okoliczność taka zmienia nieraz dobre małżeństwo w czyste piekło, a nie zawsze pochodzi to z winy męża...<br> {{tab}}Piotr z otwartemi ustami, wytrzeszczonemi oczyma słuchał wyrazów mówiącego w osłupieniu.<br> {{tab}}— Czy pan żartujesz? — zapytał. — Wiktoryna na prawdę miałaby mieć kochanka przed wyjściem za mąż?<br> {{tab}}— O! na to, daję panu słowo honoru. Co mówię, mówię na pewno!<br> {{tab}}— Nie byłżeby to wypadkiem któryś z rodziny Béraud?<br> {{tab}}— Tak... właśnie Béraud... jeden z pańskich krewnych.<br> {{tab}}— Mój siostrzeniec... protokulista... lekkoduch...<br> {{tab}}— Tak... Paweł Béraud.<br> {{tab}}— Pan go znasz?<br> {{tab}}— Wszak powiedziałem, że znam was wszystkich. Wiem, że żyje z młodą kobietą, swoją kuzynką... zdaje mi się szwaczką, która jest przy nim bardzo nieszczęśliwa!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/695|num=69}}{{tab}}— Joanna Desourdy... moja siostrzenica... to właśnie!.. Był on więc kiedyś kochankiem Wiktoryny?<br> {{tab}}— I jest może dotąd nim jeszcze...<br> {{tab}}— Co pan powiadasz... to niepodobna! Wiktoryna mówi o nim z pogardą jak o ostatnim nędzniku... Oskarża go, że on na złą drogę prowadzi jej męża... że go zgubi...<br> {{tab}}— Kto wie, czy nie dlatego to mówi, aby lepiej ukryć swoje miłostki. Kobiety są tak zdradliwemi, chytremi...<br> {{tab}}— To prawda... Ale wracajmy do rzeczy... Jestem jak oszołomiony tem, o czem mi pan opowiadasz...<br> {{tab}}— Jak często widujesz się pan ze swoją siostrzenicą Joanną Desourdy?<br> {{tab}}— Nie zbyt często... niekiedy.<br> {{tab}}— Sądzę, iż dobrze byłoby w jej własnym interesie powiadomić ją o tem, co się dzieje.<br> {{tab}}— Tak pan mniemasz?<br> {{tab}}— Bezwątpienia. Uczyniłoby to ją baczniejszą na to, co spotkać ją może. Kiedybądźkolwiek Wiktoryna opuści swego męża, i zwróci się ku Pawłowi Béraud.<br> {{tab}}— Miałżeby on serce... sumienie... porzucić swe dziecko... — zawołał stary gałganiarz.<br> {{tab}}— Serce... czyż on je ma, ten człowiek?<br> {{tab}}— To prawda... niestety! A zatem wiesz pan... będąc ot! w tej tu stronie miasta, pójdę na ulicę Sekwany do Joanny Desourdy i opowiem jej wszystko!<br> {{tab}}— Masz słuszność, dobrze uczynisz. Otworzy to oczy biednej kobiecie, powiadomi ją o człowieku, przez którego jest oszukiwaną, wiedząc o wszystkiem co się dzieje będzie może mogła jakoś temu zaradzić. Zrobisz pan dobry uczynek, mój zacny przyjacielu! A proszę przyjdźże mię potem odwiedzić. W rannych godzinach zawsze mnie zastaniesz, a gdybyś zapotrzebował kiedy coś z drobnej monety, śmiało, wprost udaj się do mnie.<br> {{tab}}Stary gałganiarz, pożegnawszy mniemanego Cordier, wyszedł w stronę ulicy Sekwany.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/696|num=70}}{{tab}}Paweł przez całą noc spać nie mógł rozmyślając nad tem co ma teraz czynić. Postać Wiktoryny stawała uporczywie przed jego oczyma.<br> {{tab}}Ażeby dojść do pożądanego celu gotów był odważyć się na wszystko, najprzód jednakże potrzeba było jakiś do działania wynaleść i tego właśnie szukał w swej głowie.<br> {{tab}}Do powyższych jego zamiarów łączyły się i inne okoliczności.<br> {{tab}}Rozmyślał nad obecnem swem położeniem.<br> {{tab}}Stosunek z Joanną Desourdy ciężył mu niesłychanie. Czuł się nie dosyć wolnym... niedość panem siebie.<br> {{tab}}Ów dziki samolub, ta istota bez duszy i serca, rachował on, że mała Lina była jedną więcej osobą do żywienia, oraz że jej ubranie jakkolwiekbądź skromne, również coś kosztowało.<br> {{tab}}Jego pensya wystarczyć mogąca dla umiejącego liczyć się z groszem, nie wystarczała na życie hulaszcze, jakie prowadził.<br> {{tab}}Miał długi, liczne, naglące długi. Konieczność nakazywała zapłacić je dla uniknięcia prawnych poszukiwań.<br> {{tab}}Mieszkanie było wynajętem na jego nazwisko. Obawiał się więc, by nie zabrano mu sprzętów i mebli. Zkądby wziął na kupno innych?<br> {{tab}}Przyszło mu na myśl spotkanie z Vèrrière’m i ofiarowana mu przezeń posada z podwyższoną płacą w biurach ''Banku gminnego''.<br> {{tab}}Przyjąć ją, czyli nie przyjąć? Mimo, że powiedział Eugeniuszowi, iż przyjmie, nie powziął dotąd jeszcze postanowienia w tej mierze.<br> {{tab}}Wstał z wczesnym porankiem. Joanna już siedziała przy pracy.<br> {{tab}}— Wychodzisz? — zapytała, widząc go ubierającego się z pośpiechem.<br> {{tab}}— Tak; — odrzekł. — A niezapomnij pójść po odebranie należytości do panny Anieli Verrière. Potrzebujemy pieniędzy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/697|num=71}}{{tab}}— Upominanie się o to, bardzo przykrem mi będzie, lecz pójdę skoro chcesz tego.<br> {{tab}}— Spodziewam się...<br> {{tab}}— Wrócisz na śniadanie?<br> {{tab}}— Nie; niepowrócę.<br> {{tab}}— Na którą godzinę ma być obiad?<br> {{tab}}— Jak zwykle.<br> {{tab}}— Nie opóźnisz się dziś?<br> {{tab}}— Nic nie wiem... Zależeć to będzie od wielu okoliczności.<br> {{tab}}— Ucałujże małą przed odejściem...<br> {{tab}}— Ach! niemam czasu.. — zawołał Paweł niecierpliwie. Muszę pójść do lombardu, potem na śniadanie, a następnie być w biurze skoro tylko otworzą... Bądź zdrowa!<br> {{tab}}Tu wyszedł z pośpiechem.<br> {{tab}}— Ni przyjaznego wejrzenia... ani dobrego słowa... — wyrzekła smutno Joanna, skoro drzwi zamknął za sobą. — Tak ja, jako i jego córka, niczem dla niego jesteśmy. Co się to dzieje?... Zkąd to pochodzi?.. Stawszy się tak dla mnie obojętnym; miałżeby kochać gdzie inną?<br> {{tab}}Tu nagle zmienił się wyraz twarzy młodej kobiety. W miejscu smutku, gniewem zabłysło jej spojrzenie.<br> {{tab}}— Ach! gdyby tak było... — zawołała, zrywając się z krzesła, gdyby on kochać miał inną... I wtedy gdy ja cierpię tu z dzieckiem obelgi, głód i nędzę, gdy w pracy wyczerpuję me siły, ażeby utrzymanie mniej go kosztowało... wtedy on innej zanosićby miał tkliwe wyrazy, pieszczoty, a może i pieniądze!.. I ta inna uśmiecha się do niego wtedy, gdy ja płaczę... Inna weseli się, gdy cierpię... Ach! nie... nie nigdy! To byłoby za wiele! Wszystko znieść jestem gotową z pochylonem czołem, lecz tegobym mu nieprzebaczyła! Gdyby ukochał inną kobietę, zabiłabym ją... i jego!<br> {{tab}}Tu wybuchnęła łkaniem.<br> {{tab}}Łzy, spływające obficie po jej twarzy, przyniosły jej ulgę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/698|num=72}}{{tab}}— Co począć? — szepnęła; — co czynić aby go nawrócić ku sobie i dziecku? Aby mnie i moją córkę kochał jak niegdyś? Ach gdybym wiedziała... gdybym przekonać się mogła o prawdzie!.. I przez kilka chwil biedna kobieta siedziała w zamyśleniu.<br> {{tab}}Wyrwał ją z jej smutnej zadumy głos wołającej Liny.<br> {{tab}}— Mamo! ja nie śpię... ja chcę wstać... przyjdź do mnie...<br> {{tab}}Joanna pobiegła do dziewczynki, a wziąwszy ją na ręce przytuliła do serca, okrywając pocałunkami.<br> {{tab}}— Ty płaczesz mamo... — wołało dziecię, spostrzegłszy łzy, błyszczące na matki powiekach.<br> {{tab}}— Nie... nie... mój skarbie, ja już nie płacze... — odparła Joanna, ocierając oczy.<br> {{tab}}— Ojciec już wyszedł?<br> {{tab}}— Tak... wyszedł. Spieszył się bardzo, miał wiele interesów na mieście do załatwienia.<br> {{tab}}— Nie ucałował mnie...<br> {{tab}}— Bo spałaś i nie wiesz... Owszem me dziecię, pocałował cię, ale bardzo lekko, nie chcąc cię przebudzić.<br> {{tab}}— Czy jeszcze się tak gniewa, jak wczoraj?<br> {{tab}}— Nie, moje kochanie.<br> {{tab}}— O! ja widzę to mamo, że ojczuś nie jest tak dobrym, dla nas jak dawniej... nie kocha nas już, jak kochał... Widzę to dobrze... Wciąż na nas się gniewa, lecz o co? Nie wiem... nie uczyniłyśmy mu nigdy nic złego.<br> {{tab}}Łzy nabiegły powtórnie do oczu Joanny.<br> {{tab}}— Nie myśl tak drogie dziecię; — odpowiedziała. — Ojciec cię kocha całem sercem, wraz zemną.<br> {{tab}}— Ty mamo, to prawda... ale nie on!..<br> {{tab}}— I on zarówno mój skarbie... upewniam. Nie wątp o tem, gdyż byłoby to złem.<br> {{tab}}Lina pochyliła swą jasnowłosą główkę w milczeniu.<br> {{tab}}— Ubieraj się prędko; — mówiła Joanna. — Skoro wypijesz swą kawę, iść trzeba do szkoły.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/699|num=73}}{{tab}}— Dobrze mamo.<br> {{tab}}I dziecię z pomocą matki szybko się ubrało. Kładąc swoje buciki, przyglądać się im zaczęła. Były one podziurawione w kilku miejscach.<br> {{tab}}— Czy ojciec kupi mi nowe? — zapytała.<br> {{tab}}— Prawdopodobnie. Zanim to nastąpi wdziej te, które nosisz w Niedzielę.<br> {{tab}}Ubierając swą córkę, Joanna myślała:<br> {{tab}}— Gdy wspomnę, że on wszystko wydaje poza domem, odmawiając dziecku kupienia nowego obucia, coraz większy wstręt i pogardę czuję dla tego człowieka!<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Wyszedłszy z domu Paweł Béraud udał się do lombardu, położonego na bulwarze Saint-Germain, gdzie mu udzielono dwieście osiemdziesiąt franków zaliczki na fanty jakie z sobą przyniósł. Pragnął koniecznie trzysta otrzymać, taksator jednak odmówił udzielenia tej sumy; zmuszonym był więc Béraud poprzestać na tem co mu ofiarowano. Za pomocą tych pieniędzy spodziewał się uzyskać przedłużenie terminu, oraz otrzymać nowy kredyt u krawca i rzeźnika, nie zwrócił jednak na to uwagi, jakim sposobem ów nieznany mu lichwiarz przyszedł do posiadania obu jego weksli, który to szczegół winien go był w każdym razie zastanowić.<br> {{tab}}Z lombardu udał się na ulicę Paon-blanc, gdzie przeszedłszy schody w znanej nam starej kamienicy zadzwonił.<br> {{tab}}Stary Włoch pośpieszył mu {{Korekta|otworzeć|otworzyć}}.<br> {{tab}}— Pan jesteś panem Agostini? — zapytał Béraud.<br> {{tab}}— Si, signore.<br> {{tab}}— Nazywam się Paweł Béraud, pochodzę w interesie mych weksli, znajdujących się w pańskiem ręku.<br> {{tab}}— Racz pan wejść.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/700|num=74}}{{tab}}Tu Włoch wprowadziwszy przybyłego do swego gabinetu, wskazał mu krzesło.<br> {{tab}}— Pan przychodzisz zapłacić swe długi? — zapytał.<br> {{tab}}— Niepodobna jest mi dziś tego dokonać, ale przychodzę złożyć panu zaliczenie na tę należność.<br> {{tab}}— Nie przyjmę żadnych zaliczeń... żądam wypłaty sum w całkowitości.<br> {{tab}}— Ależ to rygor niesłychany!..<br> {{tab}}— Tak mi polecono uczynić... Oczekiwałem na pańskie przybycie. Jeżeli pan nie zapłacisz, idę natychmiast do komornika, jutro odbierz pan wezwanie z Trybunału.<br> {{tab}}— Nie czyń pan tego!.. Jestem gotów zapłacić jedną z powyższych należytości, a mianowicie ów dług rzeźnika wynoszący dwieście osiemdziesiąt pięć franków. Co zaś do długu u krawca pan mi udzielisz przy swej dobrej woli nieco czasu na zaspokojenie takowego.<br> {{tab}}— Niepodobna!<br> {{tab}}— Mam obiecany obowiązek ze znacznie wyższą pensyą, przyjdzie mi z łatwością zapłacić panu po sto franków miesięcznie. W ciągu pięciu miesięcy wszystko zapłacę i wyjdę z długu. Zgódź się pan na tę propozycyę.<br> {{tab}}— Niemogę rozporządzać się w tym razie. Powtarzam panu, odebrałem szczegółowe polecenie, jakie ściśle wykonać muszę.<br> {{tab}}Béraud wstał z krzesła.<br> {{tab}}— Tak więc... — rzekł — mimo, iżbym zapłacił należytość, przypadającą rzeźnikowi, pan ścigać mnie będziesz za dług krawca, wolę nic nie płacić.<br> {{tab}}— Jak się panu podoba... dziś przed południem będę u komornika.<br> {{tab}}Paweł wybiegł rozwścieczony, wkrótce się jednak uspokoił. Widocznie zabłysnęła mu jakaś myśl nowa.<br> {{tab}}Spojrzał na zegarek. Była dziesiąta.<br> {{tab}}Od pół godziny już powinien był znajdować się w biurze.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/701|num=75}}{{tab}}— Ach! — zawołał — popychają mnie do ostateczności... Dobrze... walczyć będę do ostatka! Nie pozwolę zabrać sobie mych sprzętów. Sprzedam je przed przyjściem komornika. Wrócę jedynie do biura dla uregulowania rachunku, i przyjmę obowiązek u Verrier’a. Otóż sposobność abym ukończył raz z tą sytuacyą, jaka mnie zabija!<br> {{tab}}Wsiadłszy do fiakra na najbliższej stacyi powozów, kazał jechać na ulicę de Bucy, do ''Prowanckiego hotelu''.<br> {{tab}}Był to jeden z niższych zakładów tego rodzaju, używający najgorszej reputacyi. Znano tam Pawła Béraud, który od czasu do czasu wyprawiał w tamecznych gabinetach wesołe kolacyjki.<br> {{tab}}W hotelu tym wynajął dla siebie miesięcznie numer, zapłaciwszy naprzód za dwa tygodnie z oznajmieniem, iż wkrótce nadeśle swe rzeczy, poczem pojechał na ulicę Sekwany.<br> {{tab}}— Zatrzymasz się — rzekł do woźnicy — pod 27 numerem. Wysiądę i wrócę za chwilę.<br> {{tab}}O kilka kroków dalej wstąpił do składu używanych mebli.<br> {{tab}}— Wyjeżdżam dziś w wieczór — rzekł — i radbym sprzedaj moje umeblowanie. Jeżeli się ugodzimy, interes załatwi się w oka mgnieniu.<br> {{tab}}— Właśnie mam wóz do przewożenia przed drzwiami sklepu — odrzekł kupiec — każę mu się zatrzymać, a tymczasem zobaczę.<br> {{tab}}— Pójdź pan i zaopatrz się w pieniądze.<br> {{tab}}— Mam je przy sobie — rzekł składnik. I pojechał wraz z klientem.<br> {{tab}}— Jeżeli Joanna jest w domu — myślał przez drogę Béraud — powiem jej w dwóch słowach, iż znaglony koniecznością, muszę powziąć stanowczą decyzyę. Gdyby zaś wyszła do Anieli Verrière, to jeszcze lepiej. Uniknę płaczu, wyrzutów i {{Korekta|tympodobnych|tym podobnych}} jeremiad. Dość mam już tego wszystkiego. Kością mi to w gardle stanęło! Niemasz jak życie kawalera!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/702|num=76}}{{tab}}Przybyli nareszcie.<br> {{tab}}— Jest pani w domu? — zapytał Paweł odźwierną.<br> {{tab}}— Niema jej, panie... Wyszła przed godziną, wraz ze swą małą. Mówiła, iż wypadnie jej być może dłużej zabawić i klucz pozostawiła.<br> {{tab}}— Pójdź pani do właściciela, proś go o przygotowanie kwitu z komornego za kwartał bieżący i ubiegły. Chcę wam zapłacić. W interesie urzędowym wysyłają mnie do Lyonu. Wjeżdżając dziś wieczorem., sprzedają wszystkie meble i sprzęty.<br> {{tab}}— Ha! otóż niespodziewana wiadomość... — zawołała odźwierna. — Czy pani wie, że pan wyjeżdżasz?<br> {{tab}}— Dowie się o tem, skoro powróci. Tymczasem pośpiesz się pani, proszę.<br> {{tab}}— Idę natychmiast.<br> {{tab}}Kupiec mebli, wprowadzony do mieszkania Pawła, ocenił wszystko co się w niem znajdowało na sumę tysiąca dwustu franków. Była to trzecia część zaledwie rzeczywistej wartości, {{Korekta|wachać|wahać}} się jednak sprzedającemu czas nie pozwalał.<br> {{tab}}Béraud zgodził się na tą sumę, odebrał pieniądze, zapłacił za dwa zaległe kwartały komorne i podczas gdy wynoszono meble, upakował w jeden skórzany kuferek swoje ubranie i bieliznę, w drugi, rzeczy Joanny i małej Liny, kazał znieść swe rzeczy do fiakra, oczekującego przed domem, a zszedłszy sam następnie, rzeki do odźwiernej:<br> {{tab}}— Wiem gdzie pani poszła, jadę tam ażeby się z nią zobaczyć. I odjechał.<br> {{tab}}W pięć minut później złożywszy swe rzeczy w ''Prowanckim hotelu'', wrócił do fiakra...<br> {{tab}}— Dokąd mam jechać? — zapytał woźnica.<br> {{tab}}Béraud podał adres mieszkania Juliusza {{Korekta|Vèrriere|Verrière}}, ułożył już bowiem sobie naprzód plan postępowania.<br> {{tab}}Będąc przegnanym, że Joanna poszła do córki bankiera po odbiór należności, postanowił czekać na jej powrót na bul- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/703|num=77}}warze i niepozwolić jej wracać ulicą Sekwany, by nie spotkała wozów, wiozących ich meble.<br> {{tab}}Joanna w rzeczy samej znajdowała się w pałacu Verrieèr’a. Odprowadziwszy Linę do szkoły, udała się pieszo na bulwar Haussmanna. {{kropki-hr}} {{tab}}Od chwili odjazdu porucznika Vandame do Tulonu, zkąd miał odpłynąć w głąb Wschodu, oraz po owej strasznej scenie pomiędzy Anielą Verrière i Arnoldem w Vincennes przy ulicy Fortu, scenie, której świadkami byli nasi czytelnicy, młode to dziewczę ciężko na zdrowiu zapadło.<br> {{tab}}Gwałtowna gorączka nastąpiła po długiem omdleniu, zatrwożywszy niesłychanie siostrę Maryę, która natychmiast wezwała doktora.<br> {{tab}}Lekarz {{Korekta|oświaczył|oświadczył}}, iż cierpienie panny Verrière nie wydaje mu się niebezpiecznem, lecz, że pacjentka potrzebuje wiele starania i ciszy, a nade wszystko zupełnej spokojności moralnej.<br> {{tab}}— Przez cały tydzień siostra Marya nie wychodziła z pałacu, czuwając bezprzestannie nad swoją chorą kuzynką, pozostawiając Misticota gubiącego się w najróżnorodniejszych przypuszczeniach dlaczego nie widzi wychodzącej zakonnicy, której pragnął dać adres nowego swego mieszkania.<br> {{tab}}Verrière wraz ze swym wspólnikiem zgodzili się na pozostawienie Anieli w spokoju, nakazanym jej przez doktora.<br> {{tab}}— Cios rzeczywiście był ciężkim... — mówił Arnold do bankiera. — Potrzeba ją chwilowo w ciszy pozostawić dla odzyskania równowagi, na teraz zajmijmy się wyłącznie naszemi bankowemi operacyami, skrycie zaś, Scott’owi, Trilbemu i Agostiniemu wydał rozkazy działania.<br> {{tab}}Widzieliśmy już tych trzech ludzi u dzieła.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/704|num=78}}{{tab}}Aniela znajdowała się wraz z siostrą Maryą w małym saloniku, gdy pokojówka weszła z oznajmieniem, że szwaczka Joanna Desourdy, pragnie się z nią widzieć.<br> {{tab}}— Niech wejdzie ta dobra Joanna — odrzekła panna Verrière.<br> {{tab}}Skoro młoda kobieta ukazała się w progu, Aniela podała jej rękę, wołając:<br> {{tab}}— Witaj nam... witaj! Prawdziwą przyjemność sprawia mi twoje przybycie.<br> {{tab}}— Jesteś cierpiącą, kuzynko? — pytała Joanna, zdziwiona boleśnie widokiem wychudłej i pobladłej twarzy dziewczęcia.<br> {{tab}}— Była ciężko chorą... — odpowiedziała siostra Marya — lecz teraz zwolna do zdrowia przychodzi. Potrzeba jej tylko dla pokrzepienia sił świeżego wiejskiego powietrza i otóż właśnie chcę prosić, wuja, aby jej pozwolił wyjechać zemną na kilka tygodni.<br> {{tab}}— Tak... — wyszepnęła smutno Aniela — zdaje mi się, że zupełne odosobnienie, słońce, kwiaty i drzewa, byłyby dla mnie zbawczemi lekarzami.<br> {{tab}}— Mam nadzieję, iż na mój projekt otrzymam zezwolenie twojego ojca — odparła zakonnica. — A cóż tam u ciebie słychać Joanno? Widzę, żeś pomizerniała, zeszczuplała...<br> {{tab}}— Pracuję wiele... — odpowiedziała szwaczka z zakłopotaniem.<br> {{tab}}— Dlaczego nie przyprowadziłaś z sobą małej Liny, tak radebyśmy ją widzieć?<br> {{tab}}— Poszła do szkoły.<br> {{tab}}— Uczy się dobrze?<br> {{tab}}— Jaknajlepiej... to biedne, ukochane dziecię. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/705|num=79}}{{c|'''XV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Nastąpiła chwila milczenia, poczem panna Verrière, z pewnem, a łatwem do zrozumienia {{Korekta|wachaniem|wahaniem}} zapytała:<br> {{tab}}— Powiedzże nam, Joanno, czy masz nadzieję otrzymania pomyślnego skutku swych starań, o jakich mówiłyśmy w Saint-{{Korekta|Mande|Mandé}}, podczas zaślubin Wiktoryny? Czy zmieni się nareszcie wasz opłakany stosunek... czy Paweł Béraud zdecyduje się spełnić obowiązek uczciwego człowieka?<br> {{tab}}Joanna smutno potrząsnęła głową.<br> {{tab}}— Twoje milczenie powiadamia mnie lepiej nad słowa — odrzekła panna Verrière. — Paweł nie chce spełnić tego, co mu uczciwość i honor nakazują, nie chce naprawić błędu, nadać nazwiska swej córce...<br> {{tab}}— Niestety! nie śmiem mu nawet mówić o czemś podobnem — odpowiedziała młoda kobieta łzy ocierając. — Wiem dobrze, iż otrzymałabym na to odpowiedź brutalną. Paweł nie kocha mnie już... widzę to dobrze. Nie stara się nawet ukryć, iż jestem dlań ciężarem. Przed miesiącem, miałam jeszcze jakieś złudzenia w tej mierze... miałam nadzieję, iż za pomocą poświęcenia, zaparcia się siebie, tkliwości, potrafię go zjednać dla siebie. Dziś, straciłam wszelką ułudę... niemam się czego spodziewać, czuję, iż jestem zgubioną. Nasze pożycie domowe jest piekłem! Ach! gdybyś kuzynko wszystko wiedzieć {{Korekta|mogła!.:|mogła!...}}<br> {{tab}}Tu biedna przerwała, przyciskając piersi rękoma. Dusiły ją łkania.<br> {{tab}}— Cóż się to dzieje? — zapytała żywo Aniela.<br> {{tab}}— Wstydzę się nawet o tem opowiadać...<br> {{tab}}— Mów z całą otwartością, Joanno. Wobec nas możesz się wynurzyć jawnie ze swych boleści.<br> {{tab}}— Tak jest... — dodała siostra Marya; — opowiedz nam swoje cierpienia z całem zaufaniem, a jeżeli będzie w naszej mocy ulżyć ci w czemśkolwiek, bezzwłocznie to uczynimy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/706|num=80}}{{tab}}— Otóż... — zaczęła Joanna — jak gdyby nie dosyć dla mnie było owych mąk serca, tych ciosów raniących mą godność osobistą, nędza zbliża się do nas szybkiemi krokami.<br> {{tab}}— Nędza?...<br> {{tab}}— Tak, nędza!.. ciężka, czarna nędza. Długi zwiększają się z dniem każdym. Piekarz, rzeźnik, ogółem wszyscy dostarczyciele, odmówili kredytu, nie chcąc być jak się {{Korekta|tłumaczą.|tłumaczą,}} narażonymi na straty. Dwóch z tych dostarczycieli odstąpili już swoje rachunki jednemu z lichwiarzów, który ma za nie nas ścigać. Dziś rano Paweł zaniósł moje ubogie biżuterye do lombardu, wszakże niewielka ta suma jaką za nie otrzyma, nie wystarczy na wszystko, a wtedy...<br> {{tab}}Tu zatrzymała się, łkania przerwały jej mowę.<br> {{tab}}— Wtedy? — powtórzyła panna Verrière.<br> {{tab}}— Będziemy zgubieni bez odwołania! I otóż Paweł polecił mi... — mówiła dalej szwaczka nieśmiało — polecił, a Bóg jeden wie ile mi to sprawia przykrości, abym prosiła ciebie, kuzynko, o uregulowanie naszego małego rachunku. Och! przebacz mi... przebacz tę moją zuchwałość!<br> {{tab}}— Ja to ciebie raczej winnam prosić o przebaczenie — odpowiedziała Aniela — żem zapomniała tego załatwić, skutkiem mojego roztargnienia. To mnie jedynie usprawiedliwia, żem nie przypuszczała abyście mogli się znajdować w tak ciężkiem położeniu. Wszak Paweł ma urzędowanie... To więc co zarabia nie wystarcza wam na życie?<br> {{tab}}— Całą prawie swą pensyę wydaje za domem na różne dla siebie rozrywki. Od bardzo dawna nawet i jednej części nie przynosi. I pomimo całego wysiłku mego w pracy, wystarczyć mi na utrzymanie niepodobna.<br> {{tab}}— Ależ to okropne! Ileż ty cierpieć musisz, ma biedna Joanno!<br> {{tab}}— Ach! po nad moje siły! I gdybym jeszcze sama cierpiała... lecz i me biedne dziecię, moja mała Lina, spostrzega, że ojciec tak jej, jak i mnie, nie kocha już wcale... że na wszystkiem nam zbywa... Nie chciał jej pocałować, odchodząc dziś {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/707|num=81}}rano... Buciki podarły się dziecku, o sprawieniu nowych słyszeć nawet nie chce.<br> {{tab}}Tak Anieli, jak siostrze Maryi łzy w oczach zabłysły.<br> {{tab}}— Ileż ja ci jestem dłużną, Joanną? — pytała panna Verrière.<br> {{tab}}— Rachunek wynosi około dwustu dwudziestu siedmiu franków.<br> {{tab}}— Jak sądzisz? — pytała siostra Marya — czy tą sumą, dołączoną do otrzymanej za biżuteryę z lombardu, będziesz mogła zaspokoić dług u dostarczycieli?<br> {{tab}}— O, nie... to będzie za mało.<br> {{tab}}— Cóż więc zrobicie?<br> {{tab}}— Paweł da im zaliczenia, być może, że je przyjmą...<br> {{tab}}— A ileżby wam było potrzeba na zupełne oswobodzenie się z tego długu?<br> {{tab}}— Dwa główne rachunki przedstawiają cyfrę siedmiuset dwudziestu franków.<br> {{tab}}— Otóż ja nie mogę pozwolić na dalsze tak straszne dręczenie się twoje, Joanno. Anielka zaspokoi przynależny ci od niej rachunek, a ja dołożę tyle, byś mogła całkowicie zaspokoić swych wierzycieli.<br> {{tab}}— Ach! siostro Maryo... siostro Maryo!... — wołała Joanna, ręce składając; — jak to, chciałażbyś uczynić coś podobnego?<br> {{tab}}Nie zdołała powiedzieć więcej; zakonnica wybiegła śpiesznie z pokoju.<br> {{tab}}Aniela, otworzywszy w biurku szufladę, wyjęła z niej trzy bilety bankowe.<br> {{tab}}— Oto trzysta franków... — wyrzekła — odbierz je, Joanno.<br> {{tab}}— Ale ja nie mam reszty do wydania... — mówiła szwaczka z zakłopotaniem.<br> {{tab}}— Ta reszta niechaj na dalszy rachunek u ciebie pozostanie.<br> {{tab}}— Ach! jakżeś dobrą, kuzynko.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/708|num=82}}{{tab}}W tej chwili, ukazawszy się, siostra Marya wsunęła rulon złota w rękę Joanny.<br> {{tab}}— Przyjmij odemnie... — wyrzekła — jest tu tysiąc franków. Cieszę się, iż mogę ci je ofiarować.<br> {{tab}}Joanna, głęboko wzruszona, ze łzami w oczach, ująwszy rękę zakonnicy, okrywała ją pocałunkami.<br> {{tab}}— Tylko nie płacz, nie płacz! — mówiła panna Verrière. — Odzyskasz spokój przynajmniej.. a kto wie, czy Paweł, wydobywszy się z kłopotów, nie pomyśli o spełnieniu swego obowiązku.<br> {{tab}}— O! gdybyż to nastąpiło... — wołała młoda kobieta — stałybyście się dla mnie aniołami zbawienia! Wam zawdzięczałabym szczęśliwą mą przyszłość, o jakiej już marzyć nie śmiałam!<br> {{tab}}I nieszczęśliwa, w połowie {{Korekta|płacząć|płacząc}}, a w połowie się śmiejąc, łzy ocierała.<br> {{tab}}— Pozwolisz, kuzynko, że odejdę — mówiła do panny Verrière. — Śpieszno mi wracać do domu, zobaczyć się z dostarczycielami, zapłacić im i powiedzieć Pawłowi, że ocaleni jesteśmy. Czy wiesz, że nam grożono zesłaniem komornika, a gdyby sprzedano nam nasze sprzęty, co poczęlibyśmy?<br> {{tab}}— Idź... idź, Joanno... śpiesz prędko!<br> {{tab}}— Jakiemiż słowy zdołam wyrazić mą wdzięczność wam obu?<br> {{tab}}— Nie chodzi tu o żadną wdzięczność — wyrzekła Aniela; — kochaj nas... ot! wszystko, a na drugi raz przyprowadź swą małą Linę. Jeśli wyjadę na wieś, powiadomię cię o tem, abyś tam przyszła mnie odwiedzić.<br> {{tab}}— O! przyjdę... przyjdę z mą małą... — mówiła Joanna — ażeby ona raz jeszcze podziękowała wraz zemną za to, co uczyniłyście.<br> {{tab}}Tu uścisnąwszy pannę Verrière i siostrę Maryę, odeszła uradowana.<br> {{tab}}Wyszedłszy z pałacu bankiera, czuła się jak odurzoną, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/709|num=83}}obejmował ją rodzaj olśnienia, do tego stopnia, iż nie dojrzała Pawła Béraud, stojącego o dwa kroki przed sobą.<br> {{tab}}— Joanno! — zawołał.<br> {{tab}}Na dźwięk tego głosu zadrżała, odwróciwszy głowę.<br> {{tab}}— Ach! mój kochany... — zawołała, biegnąc ku niemu — jakżem szczęśliwą!<br> {{tab}}— Cóż się stało? — pytał zdziwiony.<br> {{tab}}— Jesteśmy ocaleni! Mamy czem zapłacić naszych wierzycieli! Nie będziemy mieli odtąd ani grosza długu!<br> {{tab}}— Sądzisz więc, iż na to wystarczy te dwieście osiemdziesiąt franków, jakie ci dała twoja kuzynka? — pytał Paweł z ironią.<br> {{tab}}— Nie chodzi tu o te dwieście franków... Aniela i siostra Marya, te dwa anioły, dały mi znakomitą sumą pieniędzy.<br> {{tab}}— Ile?<br> {{tab}}— Tysiąc trzysta franków!<br> {{tab}}— Tysiąc trzysta franków.. — powtórzył Paweł w zdumieniu.<br> {{tab}}— Tak... oto są... Weź je... weź! Biegnij zapłacić weksle, złożone u tego lichwiarza; poczem, wracając do domu, zapłać rachunek w mleczarni, a jeszcze nam coś pozostanie z tych pieniędzy na zaspokojenie drobnych należności.<br> {{tab}}Paweł schował najspokojniej złoto i banknoty do kieszeni.<br> {{tab}}— Gdybym był o tem wiedział — pomyślał sobie — nie byłbym sprzedawał mebli. — Stało się jednak... może to i lepiej. Nastąpiła separacya... Teraz każdy dla siebie i u siebie... Odzyskałem wolność nareszcie.<br> {{tab}}— Ale zkąd się ty tu wziąłeś? — pytała Joanna. — Miałżebyś na mnie oczekiwać?<br> {{tab}}— Tak... Byłem u owego agenta przy ulicy Paon-blanc i po wielu naleganiach zdołałem go wreszcie nakłonić do przyjęcia zaliczki, którą mu zaraz zaniosę. Pragnąc cię o tem powiadomić, wróciłem do domu. Odźwierna powiedziała mi, żeś {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/710|num=84}}wyszła... Domyśliwszy się, żeś poszła do kuzynki Anieli, przyszedłem tu i oczekuję na ciebie.<br> {{tab}}— Lecz twoje biuro?<br> {{tab}}— Wstąpiłem doń przechodząc i otrzymałem zwolnienie na dzień cały.<br> {{tab}}— Pobiegnij więc do owego agenta.<br> {{tab}}— Nie ma go teraz w domu. Będzie na mnie czekał o piątej godzinie. Jestem głodny, tak jak i ty zapewne. Pójdźmy na śniadanie do restauracyi, jak dwoje zakochanych... Jakże ci się to podoba?<br> {{tab}}Joanna promieniała. Oddawna nie słyszała Pawła w ten sposób przemawiającego do siebie. Nieszczęśliwa, nie przeczuwała nikczemnej zdrady nędznika.<br> {{tab}}— Jak mi się to podoba? — zawołała — jestem uszczęśliwioną! Szkoda, że Lina nie może pójść z nami...<br> {{tab}}— Kupimy jej parę nowych bucików...<br> {{tab}}— Ach! dobrze... dobrze! Ileż otrzymałeś w lombardzie na moje biżuterye?<br> {{tab}}— Dwieście osiemdziesiąt franków.<br> {{tab}}— Niepotrzebna nam teraz ta suma. Gdybyś poszedł zaraz je wykupić?<br> {{tab}}— Właśnie myślałem o tem... Jutro je wykupię.<br> {{tab}}Tak rozmawiali, idąc oboje.<br> {{tab}}— Wejdźmy tu... — rzekł Paweł, zatrzymując się przed restauracyą na Montmartre.<br> {{tab}}Wszedłszy, zasiedli przy stole, gdzie Béraud kazał podać wykwintne śniadanie wraz z winem Bordeaux.<br> {{tab}}— Nic nas nie nagli — rzekł do Joanny. — Jedzmy zwolna, lepiej natenczas smakują potrawy.<br> {{tab}}Zegar wskazywał w pół do drugiej, gdy Paweł zażądał podania sobie rachunku.<br> {{tab}}Meble w mieszkaniu już od dwóch godzin zapewne wynieść musiano, mógł więc nędznik bez obawy dozwolić wracać teraz Joannie do opróżnionych pokojów przy ulicy Sekwany.<br> {{tab}}Wyszli oboje z restauracyi.<br><br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/711|num=85}}{{c|'''XVI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Wracając, wstąpili do magazynu obuwia na przedmieściu Montmartre, gdzie kupiwszy buciki dla Liny, szli dalej.<br> {{tab}}Było już po godzinie drugiej.<br> {{tab}}— No! ja cię pożegnm... — rzekł, zatrzymując się, Paweł.<br> {{tab}}— Czemu nie doprowadzisz mnie do domu? — pytała Joanna.<br> {{tab}}— Korzystając z wolnego dnia, pragnę załatwić moje interesu. Najprzód pójdę zapłacić owemu agentowi, poczem wrócę na obiad o siódmej. Przygotujesz dobry obiad, nieprawdaż? A masz przy sobie pieniądze?<br> {{tab}}— Wszystkiego trzy franki.<br> {{tab}}— Weź więc... — rzekł nikczemnik, dobywając dwa luidory z kieszeni. — Weź na dzisiejsze wydatki... A nie śpiesz się... idź zwolna.<br> {{tab}}— Przyjdziesz więc punkt na siódmą godzinę?<br> {{tab}}— Tak... na siódmą wieczorem.<br> {{tab}}Joanna odeszła i wkrótce zniknęła na bulwarze. Biedna kobieta nie przeczuwała tym razem grożącej jej katastrofy. Przygnębiona zwykle i smutna, teraz przeciwnie, czuła się lekką, swobodną.<br> {{tab}}Paweł okazywał jej tyle tkliwości. Jakiż wzrok ludzki byłby {{Korekta|wstanie|w stanie}} przejrzeć głąb duszy tego nikczemnika, który w chwili haniebnego opuszczenia matki wraz z dzieckiem wydarł nieszczęśliwej pieniądze, udzielone jej dla wydobycia się z nędzy.<br> {{tab}}Nie spojrzawszy nawet za odchodzącą, poszedł w stronę ulicy Magdaleny.<br> {{tab}}— Idźmy do Verrièra... rzekł sam do siebie. — Tam to owemu „kleszczowi“ nie przejdzie myśl poszukiwania mnie. Verrière nie ma zwyczaju mówić nikomu o swych osobistych interesach po za biurem. Kuzynka Aniela nie dowie się więc, żem został współpracownikiem jej ojca. Zresztą, zerwanie {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/712|num=86}}stosunków z Joanną nieodwołalnie już nastąpiło, a to rzecz główna.<br> {{tab}}Przybywszy na ulicę Le Pelletier, do biura bankowego „Juliusz Verrière i Arnold Desvignes,“ znalazł je zapełnionem przybywającymi.<br> {{tab}}Wchodzono i wychodzono bezprzestannie.<br> {{tab}}Od dwóch dni „Bank gminny“ rozpoczął swoją działalność. Niesłychany napływ publiczności oznajmiał tak świetne powodzenie, iż dwaj wspólnicy postanowili na wzór „Stowarzyszenia jeneralnego“ i „Liońskich biur kredytowych,“ otworzyć filie we wszystkich okręgach Paryża.<br> {{tab}}— Pragnę się widzieć z panem Verrière... — rzekł Paweł do woźnego, przybranego we wspaniały uniform, jak gdyby woźnego ministeryum.<br> {{tab}}— W interesie banku?<br> {{tab}}— Nie, w moim osobistym.<br> {{tab}}— Racz pan dać swą wizytową kartę.<br> {{tab}}— Nie mam jej przy sobie.<br> {{tab}}— Napisz więc pan swoje nazwisko na kawałku papieru — rzekł woźny, wskazując stolik z przyborami do pisania; — tę kartkę zaniosę panu bankierowi.<br> {{tab}}W kilka chwil później Paweł został wprowadzonym do dyrektorskiego gabinetu, zajmowanego, jak wiemy, przez obu wspólników.<br> {{tab}}— Jakże więc... mój kochany, zdecydowałeś się nareszcie — pytał Verrière, witając Pawła lekkiem uściśnieniem ręki.<br> {{tab}}— Tak jest, mój wuju... przyjmuję całem sercem twoją propozycyę.<br> {{tab}}— Zatem chciej się porozumieć w tym przedmiocie z panem Desvignes, tym oto moim wspólnikiem. On zajmuje się specyalnie kompletowaniem personelu. Oto pan Paweł Béraud, o którym ci już mówiłem — ciągnął bankier dalej, zwracając się do Arnolda.<br> {{tab}}Paweł zwrócił się do biurka, przy którem siedział Desvignes, zajęty pisaniem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/713|num=87}}{{tab}}— Pan pełniłeś obowiązki w Liońskiem biurze kredytowem? — zapytał wspólnik Verrièra. — Czem się pan specyalnie tam zajmowałeś?<br> {{tab}}— Przechodziłem wszystkie oddziały. Ostatnio zaś, to jest do dnia dzisiejszego, ponieważ nie wziąłem jeszcze uwolnienia, pracowałem w filii tegoż banku, mieszczącej się na bulwarze Saint-Germain.<br> {{tab}}— Ileż miesięcznie pobierałeś pan pensyi?<br> {{tab}}— Trzysta franków.<br> {{tab}}— Otrzymasz pan u nas trzysta siedemdziesiąt pięć. Jako o osobistości znanej mojemu wspólnikowi, nie potrzebuję bliższych o panu zasięgać objaśnień. Jak prędko mógłbyś objąć swe obowiązki?<br> {{tab}}— Od pojutrza... jeżeli można.<br> {{tab}}— Debrze... zatem przyjdź pan pojutrze. Przez ten czas zdecydujemy, jakiego rodzaju prace wypadnie nam panu powierzyć. Biura otwarte są od dziewiątej zrana do piątej po południu. Ścisła pilność w wykonywaniu jest wymagalną.<br> {{tab}}Nie pozostawało Pawłowi jak odejść, co też uczynił.<br> {{tab}}— Mamy go już w zupełnej od siebie zależności — rzekł Verrière do swego wspólnika, skoro Béraud drzwi zamknął.<br> {{tab}}— Już ja się nim zajmę... bądź spokojnym... — odparł Desvignes z dziwnym uśmiechem.<br> {{tab}}Z ulicy Le Pelletier udał się Paweł do Liońskiego biura kredytowego, zażądał tam uwolnienia, a zabrawszy swe osobiste papiery, oznajmił, iż w ciągu trzech dni zgłosi się po przypadającą mu należność i nałożywszy na bok kapelusz, szedł najswobodniej ulicą, pośpiewując zwrotkę z operetki i lornetując przechodzące kobiety. Czuł w kieszeni pieniądze i był wolnym. Czegóż potrzeba mu było więcej do zupełnego szczęścia?...<br> {{tab}}— Posiadam fundusz na prowadzenie kampanii z Wiktoryną — powtarzał z uśmiechem: — będę miał za co sprawiać dobre obiady głupiemu jej mężowi.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/714|num=88}}{{tab}}I wszedł do kawiarni, gdzie widzieliśmy go w dniu poprzedzającym wraz z Eugeniuszem Loiseau i przyjacielem tegoż w granatowej czapce.<br> {{tab}}Powróćmy do Joanny Desourdy, która z czterdziestoma frankami, danemi jej przez Pawła, podążała na ulicę Sekwany, gdzie ją poprzedzimy.<br> {{tab}}Jak wiemy, stary gałganiarz, Piotr Béraud, wyszedłszy od swego mniemanego dobroczyńcy przy ulicy de Geindre, postanowił udać się do Joanny i opowiedzieć jej o wszystkiem, co słyszał, wierzył bowiem jak w ewangelię w to, co mu przedstawiał Will Scott, zmieniony w postać filantropa Cordier.<br> {{tab}}Szedł więc ulicą Sekwany aż do domu oznaczonego numerem 27, gdzie przybył wkrótce po odjeździe Pawła z rzeczami do ''Hotelu Prowanckiego''.<br> {{tab}}Piotr przychodził już niejednokrotnie do swego siostrzeńca, nie pytając przeto odźwiernej, udał się prosto na górę. Na schodach zduszonym był usunąć się dwom ludziom, znoszącym szafkę oszkloną. Po ominięciu ich udał się do mieszkania Pawła i Joanny, gdzie z wielkiem zdziwieniem zastał drzwi na oścież otwarte.<br> {{tab}}Wszedł mocno zaciekawiony.<br> {{tab}}Dwaj ludzie rozbierali łóżko; trzeci stał przy nich.<br> {{tab}}— Co to się znaczy... miałżebym się pomylić? — zawołał głośno, oglądając się po pokoju.<br> {{tab}}Na dźwięk tego głosu obrócił się stojący przy robotnikach nabywca mebli.<br> {{tab}}— O co pan pytasz? — zagadnął.<br> {{tab}}— Zapytuję sam siebie, czylim się w piętrach nie pomylił?... — rzekł Piotr. — Czy tu jest mieszkanie pana Pawła Béraud?<br> {{tab}}— Tu... właśnie.<br> {{tab}}— Wyprowadza się zatem?<br> {{tab}}— Nie, ja to raczej wyprowadzam jego meble, które mi sprzedał. Pan Béraud wyjeżdża dziś wieczorem do Lionu i ja hurtem zakupiłem całe umeblowanie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/715|num=89}}{{tab}}Piotr słuchał w osłupieniu.<br> {{tab}}— Co... wyjeżdża do Lyonu? — powtórzył.<br> {{tab}}— Tak... tego wieczora.<br> {{tab}}— Z żoną i córką?<br> {{tab}}— Tego nie wiem... wszakże jeśli pan pragniesz powziąć bliższe objaśnienia w tym względzie, zatrzymaj się tu nieco. Zostawił on zawiniątko, po które pewnie powróci.<br> {{tab}}— Zaczekam... mruknął gałganiarz. — Wszystko to niezmiernie dziwnem mi się wydaje.<br> {{tab}}I zeszedł do odźwiernej.<br> {{tab}}— Czy to prawda, że pan Béraud odjeżdża? — zapytał.<br> {{tab}}— Prawda... wyjeżdża do Lyonu. Zapłacił za cały kwartał i sprzedał swe meble. Dopieroż to zadziwi się pani Joanna, skoro powróci do domu.<br> {{tab}}— Jakto... więc ona o tem nie wie?<br> {{tab}}— Zdaje się, że nie wie. Pani wyszła, gdy pan Paweł powiadomił mnie o tej zmianie.<br> {{tab}}— A mała Lina?<br> {{tab}}— Lina jest w szkole.<br> {{tab}}Piotr podrapał się w głowę.<br> {{tab}}Ów dziwny zbieg okoliczności, ten nagły odjazd podczas nieobecności Joanny, wszystko to podejrzanem mu się wydało.<br> {{tab}}— Czy pan Béraud powróci tu jeszcze? — zapytał.<br> {{tab}}— Tak, panie... Powiedział mi to, odjeżdżając.<br> {{tab}}— Dziękuję za objaśnienia.<br> {{tab}}— I odszedł.<br> {{tab}}Nie chcąc zaś czekać ani w mieszkaniu, ani u odźwiernej, wszedł naprzeciwko do kupca win, gdzie kazawszy obie podać butelkę białego wina, chleba i sera, a jedząc i pijąc zwolna, patrzył na bramę domu nr. 28.<br> {{tab}}Godziny upływały, a nie dostrzegł ani Pawła, ani Joanny.<br> {{tab}}Straciwszy wreszcie cierpliwość, zapłacił za swój skromny posiłek i wyszedł na ulicę, gdy spojrzawszy w dal przed siebie, dostrzegł nadchodzącą Joannę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/716|num=90}}{{tab}}Podszedł na jej spotkanie.<br> {{tab}}— Ach! wuj Piotr... — zawołała wesoło. — Cóż wuja sprowadza tu w nasze strony? Skoro tu jesteś, zrób nam przyjemność i zostań z nami na obiedzie, razem pójdziemy do domu.<br> {{tab}}— Do domu... na obiad... — rzekł Piotr zdumiony. — Ach! to prawda, że byłaś nieobecną i nie wiesz o niczem.<br> {{tab}}— O czem takiem?<br> {{tab}}— Wszak wyjeżdżacie dziś z Paryża do Lyonu...<br> {{tab}}Joanna patrzyła na Piotra, zapytując sama siebie, czyli on dostał obłąkania, lub wypił parę kieliszków więcej, niż zwykle.<br> {{tab}}— My... wyjeżdżamy z Paryża? — zawołała, śmiejąc się, głośno; — wyjeżdżamy do Lyonu? Któż to wujowi o tem powiedział?<br> {{tab}}— Powiedziała mi wasza odźwierna.<br> {{tab}}— Ależ zażartowała sobie z ciebie, mój wuju.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XVII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Nie... moja kochana... — odrzekł Piotr poważnie; — ona bynajmniej ze mnie nie żartowała. Paweł przyszedł podczas twej nieobecności, powiedział jej, że wyjeżdżacie, oraz...<br> {{tab}}Joanna przerwała, wybuchając śmiechem.<br> {{tab}}— Ach! co też ty opowiadasz mi, mój wuju... — zawołała. — W tej chwili rozeszłam się z Pawiem. Jedliśmy razem śniadanie w restauracji na przedmieściu Montmartre... następnie kupił parę nowych bucików dla małej, obecnie poszedł za interesami i wróci o godzinie siódmej na obiad.<br> {{tab}}— Cóż się więc dzieje... co to wszystko znaczy? — wołał Piotr jak oszołomiony.<br> {{tab}}— Co się dzieje... gdzie?<br> {{tab}}— A u was... Wasze mieszkanie jest opróżnionem zupełnie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/717|num=91}}{{tab}}Joanna pobladła.<br> {{tab}}— Opróżnione? — powtórzyła.<br> {{tab}}— Ależ tak... Paweł sprzedał wszystkie meble i sprzęty; kupiec, który to kupił, zabrał już wszystko.<br> {{tab}}— To niepodobna! — zawołała biedna kobieta, bledniejąc.<br> {{tab}}— Ależ, do kroć tysięcy... mówię ci prawdę! — krzyknął zniecierpliwiony gałganiarz. — Zobaczysz sama, że ja się nie mylę...<br> {{tab}}Przybyli oboje przed dom nr. 27-my.<br> {{tab}}Joanna, przemknąwszy się przez bramę, przebiegła podwórze jak szalona i weszła do stancyjki odźwiernej.<br> {{tab}}— Czy to prawda? — wołała — czy prawda, że kupiec zabrał wszystkie nasze sprzęty i meble?<br> {{tab}}— Tak... to prawda, pani. Musiał je zabrać, ponieważ pan Paweł je sprzedał. On sam to kupca sprowadził w kwandrans może po wyjściu pani i zapłacił komorne.<br> {{tab}}— Czy zabrał co z sobą? — pytała Joanna, jak obłąkana boleścią i trwogą.<br> {{tab}}— Zabrał kuferek, fiakrem ztąd odjechawszy, a zostawił drugi, po który ma przybyć.<br> {{tab}}— Boże... mój Boże! — wołała młoda kobieta, załamując ręce z rozpaczą; — czy ja śnię... czy marzę?... to niepodobna! Paweł nie mógłby tak postąpić... To byłoby haniebnem.<br> {{tab}}— Cóż o tem wszystkiem sądzisz? — pytał Piotr Béraud.<br> {{tab}}— Co ja sądzę? ja nie wiem... nic nie wiem... mnie mięsza się w głowie... rozum mnie odstępuje! Gdzie jest klucz od mieszkania?<br> {{tab}}— Oto jest, pani... — rzekła odźwierna. — Kupiec mi go oddał, zabrawszy meble. — Lecz pani musisz mieć przy sobie swój własny.<br> {{tab}}Joanna, zapomniawszy, że miała klucz w kieszeni, wzięła drugi od odźwiernej i w strasznem wzburzeniu, zatrwożona, dysząca, przebiegła schody, wyprzedzając Piotra, który teraz dopiero zaczął pojmować, co się stało.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/718|num=92}}{{tab}}Nagłem uderzeniem ręki popchnęła drzwi mieszkania. Było ono opróżnionem, całkiem opróżnionem. Nic się w niem nie znajdowało, z wyjątkiem małego zawiniątka, leżącego na podłodze w pierwszym pokoju.<br> {{tab}}Nieszczęśliwa, pobiegłszy do tego zawiniątka, zdarła zeń nakrycie z okrzykiem strasznej rozpaczy.<br> {{tab}}— Ach! nędznik... nędznik! — wołała.<br> {{tab}}— Rozumiem teraz... wszystko rozumiem... — mówił Piotr, ujmując w swe grube dłonie drobne i delikatne ręce swojej siostrzenicy. — Podróż do Lyonu była tylko podstępem... podłym, niegodnym wymysłem! Paweł chciał pozbyć się ciebie... sprzedał więc wszystko i pozostawił cię... ot, jak widzisz...<br> {{tab}}— Podły! — wołała przerywanym głosem. — I on śmiał na mnie czekać po wykonaniu tak nikczemnego planu! Okradł mnie i porzucił... porzucił swe dziecko. Och! jestem zgubioną... wyklętą... Boże! co zemną i z mojem dzieckiem się stanie?<br> {{tab}}— Nie należy tak strasznie rozpaczać... — mówił stary gałganiarz, wstrzymując łzy, jakie mu się gwałtem do oczu cisnęły.<br> {{tab}}— Tak... — powtarzała Joanna, chwytając się rękoma za rozpalone czoło — jestem wyklętą! Ach! gdybym była wiedziała... gdybym to była przeczuła! Ja tak ufałam temu nikczemnikowi! Bo i któż może odgadnąć podobnie haniebny zamiar? Byłam tak szczęśliwą, mając w ręku pieniądze na spłacenie długów... cieszyłam się w przyszłości spokojem. I on mi ukradł te pieniądze... zabrał je z sobą, pozostawiwszy mnie w nędzy wraz z dzieckiem. Bo czy wiesz, co on zrobił przed godziną, mój wuju? Och! to jest coś tak potwornego, że trudno temu uwierzyć!... Dałam tysiąc trzysta franków... majątek to dla mnie... On mi z tego nic nie pozostawił!.. W wysokiej swej wspaniałomyślności, udzielił mi czterdzieści franków z mych własnych pieniędzy! Lecz cóż posiada nareszcie w miejscu {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/719|num=93}}serca ten człowiek?... Jakiż wpływ popycha go do spełniania podobnych niegodziwości... do stania się złodziejem? Te tysiąc trzysta franków były danemi dla mnie... tak! dla mnie samej... Meble i sprzęty były tak mojemi, jak i jego, ponieważ wniosłam na nie część moich pieniędzy, a w ostatnim razie były one własnością naszych wierzycieli...<br> {{tab}}— Zapłaci ich bezwątplenia, tych wierzycieli... — ozwał się Piotr Béraud.<br> {{tab}}— On? on ich zapłaci... ha! to go nie znasz, mój wuju! Nie chciej go usprawiedliwiać daremnie!<br> {{tab}}— Lecz ja go nie usprawiedliwiam, takiego łotra... do pioruna! Radbym cię tylko pocieszyć, moje dziecko... ot, wszystko!<br> {{tab}}— Mnie... mnie pocieszyć? — wołała z goryczą Joanna.<br> {{tab}}— Wiem ja dobrze, co on wart, ten łajdak — mówił gałganiarz. — Są jednak inni obok niego równie nikczemni, a może i bardziej niż on!<br> {{tab}}— Kto taki? — pytała gorączkowo nieszczęśliwa.<br> {{tab}}— Kto? podła, nędzna istota, która przed wyjściem swem za mąż była jego kochanką i jest nią dziś jeszcze, być może...<br> {{tab}}— Kochanką? ach! jak ja to dobrze przewidywałam... przeczucie ostrzegało mnie o tem — wołała z uniesieniem. — Wiedziałeś, wuju, że on miał kochankę... znałeś ją i nie powiadomiłeś mnie... Jak mogłeś zataić coś podobnego?<br> {{tab}}— Nie wiedziałem o niczem... przysięgam! I gdyby dziś rano jeden z moich przyjaciół nie objawił mi tego, nigdybym nie mógł przypuścić podobnego łotrostwa. Otóż właśnie przyszedłem, by ci o tem wszystkiem powiedzieć.<br> {{tab}}— Któż jest ta nikczemnica, która prowadzi owego człowieka do pozostawienia mnie wraz z dzieckiem bez dachu i chleba?<br> {{tab}}— Jego kuzynka, a moja siostrzenica, która nie {{Korekta|zawachała|zawahała}} się unieszczęśliwić chłopca, biorącego ją za żonę i sądzącego ją za uczciwą dziewczynę...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/720|num=94}}{{tab}}— A zatem to Wiktoryna?...<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Wiktoryna! przed miesiącem zaślubiona... Ach! miałeś słuszność, mówiąc, mój wuju, że ona jest równie podłą... a może i bardziej nad Pawła nikczemną! Ona więc... ta to nędznica!<br> {{tab}}— Uspokój się, proszę, Joanno... zastanów się, moje dziecko... Krzyki i groźby nic nie pomogą w tym razie... Trzeba odzyskać krew zimną, rozmyślić się rozsądnie, co czynić?<br> {{tab}}— Co czynić? — wołała nieszczęśliwa kobieta. — Pozostaje mi wybór: rzucić się oknem na bruk podwórza, albo też w głębie Sekwany. Innego ratunku nie widzę w tej chwili dla siebie.<br> {{tab}}— Precz z podobnemi myślami!... wobec mnie nie mów takich rzeczy! Chcesz... pójdę, poszukam Pawła, ponieważ jestem przekonany, że jego wyjazd do Lyonu był prostem zmyśleniem, w biurze, gdzie pracuje, dadzą mi adres jego mieszkania... a gdyby mi go nie dano, będę go śledził i za pomocą kilku poważnych słów przyprowadzę go może do równowagi moralnej. No... jakże ci się to zdaje?<br> {{tab}}— Napróżno, mój wuju... nie czyń tego... — odpowiedziała głucho Joanna.<br> {{tab}}— Pozwolisz więc podobnej podłości spełniać się dalej! — zawołał Piotr zdumiony.<br> {{tab}}— Co uczynię... nie wiem w tej chwili; — w każdym razie cokolwiekbądźbym postanowiła, to mnie tylko obchodzi. Do mnie samej należy powrócić ojca mojemu dziecku, lub pomścić się za siebie i tę niewinną istotę!<br> {{tab}}— Tylko bez szaleństw!... pamiętaj, Joanno.<br> {{tab}}W miejsce odpowiedzi, młoda kobieta przerwała rozmowę.<br> {{tab}}— Muszę pójść po Linę do szkoły — wyrzekła — obmyśleć dla niej jakieś schronienie... Wybacz więc, wuju, że dłużej z tobą pozostać nie mogę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/721|num=95}}{{tab}}— Masz tylko te czterdzieści franków, moje biedne dziecko — zaczął gałganiarz ze wzruszeniem — mam kilka groszy przy sobie... gdyby cię to nie obraziło...<br> {{tab}}— Nie... nie! — przerwała żywo Joanna — dziękuję ci... z całego serca dziękuję! Nic nie przyjmę... będę pracowała... nawykłam do tego.<br> {{tab}}— Zechciej mnie przynajmniej powiadomić, gdzie zamieszkasz.<br> {{tab}}— {{Korekta|Chętnię|Chętnie}} to uczynię.<br> {{tab}}— Wiesz mój adres... Willa Gałganiarzów w Saint-Ouen.<br> {{tab}}— Wiem, mój wuju.<br> {{tab}}— A zatem do widzenia, me dziecię.<br> {{tab}}— Do widzenia, wuju.<br> {{tab}}Piotr — wyszedł z opróżnionego mieszkania ze ściśniętem sercem, ciężko przygnębiony.<br> {{tab}}Joanna, zostawszy samą, wybuchnęła łkaniem. Po jakimś czasie łzy płynąć jej przestały. Ukoił się pierwszy jej wybuch rozpaczy, aby ustąpić miejsca ponurej, ciemnej boleści, złożonej z goryczy, nienawiści i pragnienia zemsty.<br> {{tab}}— Ha! — zawołała, unosząc ręce w górę z gestem groźby. — Tak... ja się zemszczę, a zemsta ma straszną będzie!<br> {{tab}}Powtórnie zrzuciła nakrycie z tłumoczka, na którem siedziała złamana, nie mogąc się utrzymać na nogach.<br> {{tab}}— Otóż, co mi pozostawił... — zawołała z dzikim oddźwiękiem. — Moje ubranie... ubranie Liny... trochę bielizny... z której sobie wybrał najlepszą... A! nędznik... nędznik!<br> {{tab}}Zamknąwszy tłumoczek, schowała klucz do kieszeni, otarła zaczerwienione swe oczy, włożyła kapelusz i wyszła, zamknąwszy drzwi za sobą.<br> {{tab}}Zatrzymała się u odźwiernej.<br> {{tab}}— Prawdopodobnie pan Béraud nie powróci... — rzekła do niej; — lecz zdaje mi się, iż mimo, że meble wyniesionemi zostały, mam prawo zatrzymać klucz od mieszkania, dopóki tłumoczek, znajdujący się w niem, zabranym nie zostanie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/722|num=96}}{{tab}}— Ależ tak; pani... to nie ulega wątpliwości — odpowiedziała odźwierna, spoglądając ze współczuciem na młodą kobietę. — Czy jednak pani nie jesteś słabą? — zapytała? — mocno się zmieniłaś.<br> {{tab}}Joanna, u której, mimo pobladłej twarzy, oczy płonęły gorączkowym blaskiem, a usta konwulsyjnie drgały, usiłowała zapanować nad ogarniającem ją osłabieniem.<br> {{tab}}— Ja słabą? bynajmniej... — odpowiedziała. — Ów wyjazd nagły, nieprzewidziany, wstrząsnął mną nieco, ale to przeminie... Przyślę tu wkrótce po mój kuferek.<br> {{tab}}— A mała pani córeczka? — Pójdę z nią do jednego z naszych przyjaciół, gdzie się spotkamy z panem Béraud.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XVIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Odźwierna nie zapytywała o więcej, zrozumiała jednak dobrze, iż zaszło coś niezwykłego, o czem mówić jej nie chciano.<br> {{tab}}{{Korekta|Przyślę|— Przyślę}} tu posłańca wraz z kluczem od mieszkania — ciągnęła dalej Joanna — będziesz pani tak dobrą i oddasz mu kuferek, znajdujący się w pokoju.<br> {{tab}}— Ściśle dopełnię zlecenia, pani Béraud, bądź pani spokojną.<br> {{tab}}Nazwisko „Béraud,“ jakie jej nadano, być może, po raz ostatni, które nigdy nie było jej włazem nazwiskiem, przykre uczucie wywołało w sercu biednej kobiety. Rozogniło ono jej krwawą ranę, przywodząc przeszłość, pełną zaginionych ułud i marzeń, stawiając ją wobec bolesnej teraźniejszości, a ukazując przyszłość, jak czarny obłok, brzemienny piorunami.<br> {{tab}}Wyszedłszy z domu, Joanna udała się wprost do szkoły. Zegar wskazywał w pół do piątej. Dzieci wychodziły. {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/723|num=97}}Niektóre z nich, oczekując na przyjście rodziców, bawiły się na podwórzu.<br> {{tab}}Joanna zwróciła się do dozorczyni.<br> {{tab}}— Przyjdę tu po moją małą za godzinę — rzekła, dając dozorującej pakiecik w papier owinięty. — Racz pani powiedzieć Linie, żem tu była, a zarazem oddać jej tę parę ciastek, by posiliwszy się, czekała na mnie cierpliwie.<br> {{tab}}— Dobrze... — odpowiedziała dozorująca — rozciągnę nad nią opiekę.<br> {{tab}}Joanna odeszła.<br> {{tab}}— Najbardziej naglącą rzeczą — myślała — jest teraz wyszukanie dla siebie i dziecka jakiegoś schronienia.<br> {{tab}}I zwróciła się w stronę ulicy św. Sulpicyusza, przypomniała sobie albowiem, iż w tej stronie miasta widziała pokoje umeblowane za nader przystępną cenę.<br> {{tab}}Jakoż rzeczywiście znalazła przy ulicy Lobineau stancyjkę na piątem piętrze za dwadzieścia franków miesięcznie. Wynająwszy ów pokoik, zapłaciła z góry za cały tydzień, poczem przywoławszy posłańca, wysłała go po walizkę do poprzedniego mieszkania.<br> {{tab}}W pół godziny wszystko załatwionem zostało i Joanna poszła do szkoły po swoją córkę.<br> {{tab}}Lina płacząc, na matkę oczekiwała.<br> {{tab}}Mimo wyjaśnień dozorczyni, dziecku dziwnem się wydało owo opóźnienie, jakie zdarzyło się po raz pierwszy, ciężki smutek uciskał jej serce młodociane.<br> {{tab}}— Jestem pewną, iż mamę spotkało jakieś nieszczęście... — powtarzała łkając.<br> {{tab}}Na widok wchodzącej matki, pobiegła z okrzykiem radości, rzucając się w jej objęcia.<br> {{tab}}Joanna siłą woli płacz powstrzymywała.<br> {{tab}}— Pójdź, dziecię ukochane... — mówiła z cicha — a tobie pani serdeczna podzięka za udzieloną opiekę — dodała, zwracając się ku dozorczyni.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/724|num=98}}{{tab}}{{Korekta|— Słowa|Słowa}} te zaledwie wymówić była w stanie i wyszła wraz z córką.<br> {{tab}}— Chodziłaś mamo za sprawunkami? — pytało dziecię.<br> {{tab}}— Tak moje kochanie.<br> {{tab}}Lina, zdziwiona zmianą głosu matki, wpatrywać się w nią poczęła.<br> {{tab}}— Płakałaś mamo... widzę to dobrze...<br> {{tab}}W miejsce odpowiedzi Joanna pochwyciła dziewczynkę, okrywając ją pocałunkami.<br> {{tab}}Dziecięcym swoim instynktem Lina odgadywała, iż dręczące ją od godziny przeczucia nie były bez podstawy. Smutek owładnął jej sercem, oczy napełniły się łzami, wszak dalej już matki badać nie śmiała.<br> {{tab}}Biedna matka szła innemi, ulicami niż zwykle gdy prowadziła swą córkę ze szkoły do dawnego mieszkania.<br> {{tab}}Lina to zauważyła.<br> {{tab}}— Nie idziemy więc do domu? — pytała.<br> {{tab}}— Nie badaj mnie o to, me dziecię.<br> {{tab}}— Dlaczego mamo?<br> {{tab}}— Spotkało nas wielkie nieszczęście...<br> {{tab}}— Może ojciec zachorował? — ozwała się Lina.<br> {{tab}}Joanna milczała myśląc sobie:<br> {{tab}}— Ach! gdyby umarł ów nędznik, który jest jej ojcem, płakałybyśmy przynajmniej zamiast go przeklinać! W milczeniu przybyły obie na ulicę Lobineau.<br> {{tab}}— Gdzie my idziemy? — pytało dziecię.<br> {{tab}}— Zaraz zobaczysz... za chwilę.<br> {{tab}}Wszedłszy w bramę domu Joanna prosiła zarządzającej mieszkaniami o klucz do swego pokoju.<br> {{tab}}Wysłana w tym celu służąca poprzedzała przybyłe, wiodąc je po schodach.<br> {{tab}}Lina drżąc cała, patrzyła zdumionemi oczyma.<br> {{tab}}Na piatem piętrze, pod samym dachem służąca otworzyła drzwi, mówiąc:<br> {{tab}}— Oto pokój dla pani.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/725|num=99}}{{tab}}Joannę dreszcz przebiegł.<br> {{tab}}— Och! mamo, jakaż szkaradna izba... — zawołała Lina.<br> {{tab}}W rzeczy samej pokój był brzydki, ciemny, ponury.<br> {{tab}}Łóżko żelazne, komoda, mały stolik i dwa krzesła, a wszystko podejrzanej czystości, stanowiły tu całe umeblowanie. Okno w dachu wybite o posklejanych szybach, źle oświetlało owo ubogie poddasze, gdzie latem można się było udusić z gorąca, a zmarznąć w zimie.<br> {{tab}}— Dobrze... dziękuję; — rzekła Joanna do służącej zamykając drzwi za nią; co uczyniwszy padła na krzesło, zalewając się łzami.<br> {{tab}}Lina płacząc zarówno chwyciła ręce matki wołając:<br> {{tab}}— Mamo... och! mamo nie płacz... bo to mnie strasznie boli... Powiedz mi gdzie jest mój ojciec?<br> {{tab}}Wyrazy te dziecka przeszyły jak ostrzem szpady serce nieszczęśliwej kobiety.<br> {{tab}}— Twój ojciec... — wyszepnęła — on nas porzucił... opuścił me dziecię. Ty słyszysz co mówię, ale nie jesteś w stanie zrozumieć co się wokoło nas dzieje!<br> {{tab}}— Ja mamo dobrze rozumiem. Ojciec opuścił nas... odjechał... nie kochał zatem nas wcale.<br> {{tab}}— Tak... w rzeczy samej on nas nie kochał i dowiódł tego. Sprzedał nasze meble, wyrzucił nas na bruk... na ulicę... nie troszcząc się o to zkąd weźmiemy chleba. Och! Lino... ukochane dziecię nie mów mi więcej o swoim ojcu, nie mów mi o nim nigdy! Nie masz już ojca... lecz matka ci pozostała... matka, która cię kocha nad życie i nie zapomni o tobie!<br> {{tab}}Tu obie te biedne istoty złączyły swe łzy i pocałunki, a Lina całując Joannę wołała:<br> {{tab}}— Jesteśmy teraz obie tylko... same... lecz będę tak grzeczną... będę cię mamo tyle kochała, iż nigdy nie doznasz smutku z mej strony... nigdy!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/726|num=100}}{{tab}}Zostawmy te obie biedne opuszczone na poddaszu przy ulicy Lobineau, a idźmy za owym nędznikiem, który je w tak nikczemny sposób na bruku pozostawił.<br> {{tab}}Widzieliśmy go wchodzącego do piwiarni pod ''Srebrnym czopem'' przy ulicy l’Ecole-de-{{Korekta|Medicine|Médicine}}.<br> {{tab}}Loiseau podążał tam zarówno, pozostawiwszy swą żonę w spazmatycznem omdleniu. Czuł on konieczną potrzebę roztargnienia, a tu spodziewał się spotkać towarzysza swych nocnych pohulanek.<br> {{tab}}Ów jednak człowiek w błękitnej czapce, ów mniemany robotnik bez roboty, nie ukazał się wcale.<br> {{tab}}— Nadejdzie później... — pomyślał mąż Wiktoryny, i kazał sobie podać porcyę kapusty wraz z kuflem piwa.<br> {{tab}}Czas mijał, a jego towarzysz nie nadchodził. Loiseau zjadłszy swą porcyę i wypiwszy piwo, pomyślał, iż należałoby może gdzieś pójść za wyszukaniem roboty i udał się w drogę z ociężałością, znamionującą w nim kompletne przytępienie moralne.<br> {{tab}}Zwiedził kolejno kilka introligatorskich warsztatów, pijąc na prawo i lewo, gawędząc, perorując, lecz bez żadnego pomyślnego dla siebie rezultatu.<br> {{tab}}Około piątej na wpół pijany, wszedł do składu spirytualjów pod ''Srebrnym czopem''. Towarzysz jego wcale się nie ukazał.<br> {{tab}}Zamiast tamtego, wszedł Paweł Béraud, który za pierwszym rzutem oka poznał z radością nietrzeźwy stan swego kuzyna.<br> {{tab}}— Ach! jakżem szczęśliwy, że cię spotykam!.. — zawołał.<br> {{tab}}— Zkąd i dlaczego tak cię to cieszy? — pytał Loiseau.<br> {{tab}}— Ponieważ właśnie myślałem o tobie, pragnąc cię zaprosić na obiad. Rozerwiemy się obaj...<br> {{tab}}— Alboż ty potrzebujesz rozrywki?<br> {{tab}}— Właśnie, że jej potrzebuję.<br> {{tab}}— Z przyczyny?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/727|num=101}}{{tab}}— Ba! z przyczyny... Jest to czysto uczuciowa sprawa! Nie można długo żyć z jedną kobietą... to dyabelnie głupie i nudne.<br> {{tab}}Loiseau patrzył zdumiony na mówiącego.<br> {{tab}}— Co... co? — zawołał. — Stosujesz to do Joanny Desourdy... Miałżebyś dać jej odprawę?<br> {{tab}}— Odczepiłem się od niej nareszcie... dość już tego wszystkiego. Ani swobody, ani spokoju, a sceny i płacze codziennie. Postanowiłem więc i wykonałem. Nastąpiło stanowcze, bezpowrotne zerwanie i otóż jestem panem siebie, możemy bawić się i hulać do woli!<br> {{tab}}— Bawić się i hulać to dobrze, gdy się ma humor ku temu — odrzekł Loiseau. — Otóż więc trzeba bym i ja tobie coś opowiedział.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Béraud natężył uwagę.<br> {{tab}}— Cóż się stało? — zapytał.<br> {{tab}}— Straciłem miejsce w warsztacie... — rzekł Loiseau.<br> {{tab}}— Jakto... uwolniono cię... ciebie, tak wprawnego robotnika?<br> {{tab}}— Nie miano na to względu... Ubiegłej nocy bawiłem się z jednym z moich znajomych... ty wiesz... z tym dzielnym chłopem, który tu był wczoraj, a jaki cały swój spadek przeznaczył na przejedzenie. No... i rozumie się, iż urządził dla nas obu ucztę Baltazara. Otóż rano niewytrzeźwiony, spóźniwszy się do warsztatu otrzymałem odprawę. Zapłacono mi, zabrałem moje narzędzia i jestem bez roboty, jak widzisz.<br> {{tab}}— Mówiłeś o tem swej żonie? — pytał Béraud.<br> {{tab}}— Po co... dlaczego? Co ją to obchodzi... Znajdę inny warsztat, a gdyby dowiedziawszy się o tem, poważyła się coś mi powiedzieć... no! zamknąłbym jej wtedy jej usta!.. Uderzenia będą leciały gradem, jak dzisiaj rano, a gdyby to niezdoła- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/728|num=102}}ło przywrócić w domu spokoju, każde z nas pójdzie w swą stronę.<br> {{tab}}— To byłoby najlepszem dla ciebie!.. — zawołał Béraud, uradowany tem co mu jego kuzyn powiedział. — Żeniąc się, popełniłeś szaleństwo. Żona jest to kamienna kula u nogi; jeśli się nie jest głupcem, czyni się jak ja zrobiłem, łamie się łańcuch i odrzuca kulę.<br> {{tab}}— No! gdyby Wiktoryna słyszała co mówisz — zawołał śmiejąc się Eugeniusz — dodałaby jeszcze jedno do owej długiej litanii, jaką wkłada na twój rachunek.<br> {{tab}}— Jakto... twoja żona mówi więc o mnie? — pytał zdziwiony Béraud, gotów się zemścić, gdyby go oskarżyła o składane sobie miłosne wyznania.<br> {{tab}}— Do pioruna! gniewa się... burzy na ciebie.<br> {{tab}}— Za co, dlaczego?<br> {{tab}}— Że mnie odciągasz od roboty, bałamucisz...<br> {{tab}}— Ha! to za wiele! — krzyknął rzuciwszy się Béraud... — Czym ja to ci kazał pójść na te nocne libacye z twoim kolegą?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć, że nie ty. Lecz o co ci chodzi... Niech się wygada... nie zważaj! Jesteś mym przyjacielem i nim pozostaniesz. No! a co teraz każesz mi podać?<br> {{tab}}— Najprzód kieliszek absyntu.<br> {{tab}}— Zgoda!<br> {{tab}}— A potem dobry obiad!<br> {{tab}}— Wiwat! jesteś zacnym chłopakiem!<br> {{tab}}— Gdybyś potrzebował nieco pieniędzy, mów, śmiało... otwarcie!<br> {{tab}}— Jesteś więc przy funduszach?<br> {{tab}}— Tak... otrzymałem coś niespodzianie...<br> {{tab}}— Do pioruna! skoro jesteś tak wspaniałomyślnym, gotówbym przyjąć twą pomoc, zanim dostanę robotę...<br> {{tab}}— Mogę ci dać dwieście franków...<br> {{tab}}— A jak prędko mam ci je zwrócić?<br> {{tab}}— Skoro będziesz mógł i chciał. Nie lękaj się, dręczyć cię o nie nie będę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/729|num=103}}{{tab}}— Dobrze więc... uczynisz mi wielką przysługę... Lecz ani słowa o tem przed Wiktoryną, gdybyś się z nią widział.<br> {{tab}}— Widzieć się z nią, skoro tak piękne ma o mnie wyobrażenie? Nie... nie!.. Nie życzę sobie by mi skoczyła do oczu. Oto dziesięć luidorów... Weź je... nie dziękuj i ty tak samo byś względem mnie postąpił. Hej! chłopiec... dwa absynty i karty do pikiety.<br> {{tab}}Podano to wszystko.<br> {{tab}}— A cóż robi ten twój przyjaciel? — pytał Béraud mieszając karty.<br> {{tab}}— Nie widziałem się z nim od tej ostatniej nocy. Sądziłem, iż go tu zastanę.<br> {{tab}}— Gdyby przyszedł, zaprosimy go na obiad.<br> {{tab}}— Brawo! zaproś go... To dzielny chłopak, nie żałuje na poczęstunek.<br> {{tab}}Tu obaj kuzynowie zaczęli grać w pikietę, oczekując na przybycie wyż wzmiankowanej osobistości.<br> {{tab}}Ów mniemany Cordier, wkrótce po odejściu od niego Pawła Béraud gałganiarza, wyszedł z ulicy de Geindre gdzie go znano pod tem nazwiskiem i poszedł do oczekującego nań nieco dalej fiakra.<br> {{tab}}— Na ulicę Flèchier... — rzekł po angielsku do woźnicy. — Zatrzymasz się na rogu ulicy Saint-Lazare.<br> {{tab}}Powóz przystanął w miejscu wskazanem i Cordier a raczej Will Scott zwrócił się pod numer 9, na ulicę Flèchier. Wszedłszy do tegoż domu, udał się schodami na czwarte piętro, gdzie Trilby mieszkał od tygodnia pod nazwiskiem pana David, agenta od ubezpieczeń na życie.<br> {{tab}}Zamiast zadzwonić, Will Scott zapukał trzykrotnie we drzwi w równych przesłankach, pokasłując zlekka.<br> {{tab}}Był to znak umówiony między dwoma wspólnikami Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Trilby otworzył drzwi natychmiast. Scott wszedł.<br> {{tab}}— I cóż? — zapytał.<br> {{tab}}Trilby położył palce na ustach szepcząc z cicha:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/730|num=104}}{{tab}}— Mów przytłumionym głosem... ptak znajduje się w swej klatce...<br> {{tab}}— Dowiedziałeś się czegoś o nim i zakonnicy?<br> {{tab}}— Co do zakonnicy, nic jeszcze. Odkąd się tu wprowadził nie była jeszcze u niego ani razu. Mogę nawet twierdzić na pewno, iż wcale z nim się nie widziała, co martwi srodze tego komara.<br> {{tab}}— Zkąd wiesz o tem do czarta?<br> {{tab}}— Słyszałem jak mówił sam do siebie. Patrz! oto mój telefon.<br> {{tab}}To mówiąc wszedł na krzesło a zdjąwszy wiszącą w ramach litografię odkrył otwór około piętnastu centymetrów mający na powierzchni, który przebijał drewniane przepierzenie zmniejszane się w nim jak lej w beczce.<br> {{tab}}Średnica głębi tej dziury nie wynosiła więcej nad pięć centymetrów, niknąć pod papierowem obiciem sąsiedniego pokoju.<br> {{tab}}— Przebiłem ten otwór — mówił Trilby — ażeby słyszeć co tam mówią i teraz potrzebuję doń tylko ucho przyłożyć. W dniu, w którym potrzebowałbym widzieć co się tam dzieje, potrzebuję tylko podciąć papier obicia, który następnie czopkiem zatykać będę.<br> {{tab}}— Doskonale obmyślane... lecz cóż dotąd słyszałeś?<br> {{tab}}— Misticot pomrukując na milczenie ze strony zakonnicy, powiedział między innemi:<br> {{tab}}''— Dlaczego nie przyszła do kaplicy Sacrè-coeur, ażebym jej dał adres mego nowego mieszkania?''<br> {{tab}}— A zatem rzecz jasna... — rzekł Scott — iż ona to kazała mu zmienić mieszkanie.<br> {{tab}}— I mnie się tak zdaje.<br> {{tab}}— Zatem układają coś oboje razem...<br> {{tab}}— To widoczna!<br> {{tab}}— Lecz co?<br> {{tab}}— Jest to coś przeciw naszemu pryncypałowi...<br> {{tab}}— Tak sądzisz?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/731|num=105}}{{tab}}— Na pewno.<br> {{tab}}— Zkąd?<br> {{tab}}— Od trzech dni śledzę tego muchołapa.<br> {{tab}}— Cóż on robi... gdzie chodzi?<br> {{tab}}— Podpatruje naszego dowódcę.<br> {{tab}}Will Scott zaledwie zdołał powstrzymać okrzyk zdumienia.<br> {{tab}}— Czy podobna? — wyszepnął.<br> {{tab}}— Śledzi go, stojąc w pobliżu drzwi biura bankowego — mówił Trilby — przy drzwiach pałacu na bulwarze Haussmanna, przy drzwiach jego mieszkania na ulicy Tivoli, chodzi za nim jak cień...<br> {{tab}}— Ho! ho! — zawołał Scott — otóż co może stać się dla nas prawdziwie niebezpiecznem. A powiedz mi jak dawno chodził nasz pryncypał do swego pierwotnego mieszkania na ulicę des Tournelles?<br> {{tab}}— Nie chodził już oddawna, lecz lada dzień tam pójść może.<br> {{tab}}— Trzeba go o tem wszystkiem powiadomić, ja to biorę na siebie. Co zaś do Misticot’a, widzę, że nam staje zawadą na naszej drodze. Jeżeli to potrwa tak dalej, pozbyć się go będzie trzeba. Nie pojmuję, jaki cel on mieć może w śledzeniu naszego pana? Miałżeby go o coś podejrzywać? No! wtedy byłoby się naprawdę czego obawiać.<br> {{tab}}— Lecz dokąd on nas prowadzi, ten nasz pryncypał? — wyszepnął Trilby z zniechęceniem. — Piękna to wprawdzie perspektywa otrzymać milion, jaki nam dać przyrzekł gdy mu się powiedzie jego przedsięwzięcie... lecz w każdym razie idziemy teraz na ślepo o niczem dokładnie nie wiedząc.<br> {{tab}}— Ja myślę tylko o milionie, reszta mnie nie obchodzi... — Scott odrzekł. — Zaczęliśmy iść... idźmy do końca.<br> {{tab}}— A jakże te twoje interesa z rodziną Béraud?<br> {{tab}}— Wcale nie źle... Są oni wszyscy, ci Béraud, już w dobrych rękach. W ciągu dwóch tygodni pozabijają się wzajem, albo wymrą z nędzy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/732|num=106}}{{tab}}— Lecz do czego to wszystko prowadzi? Na jaki cel to ma służyć?<br> {{tab}}— Tak, wiem, jak i ty zarówno. Jestem posłuszny, nie badając, wiedząc, że posłuszeństwo zaprowadzi nas do otrzymania miliona. Idź więc moim śladem... rób z zamkniętemi oczyma. No! a teraz do widzenia... Odchodzę.<br> {{tab}}— Nie zapomnij powiadomić pryncypała.<br> {{tab}}— Bądź spokojnym.<br> {{tab}}— Tu dwaj byli Klowni z cyrku Fernando uścisnęli sobie ręce nawzajem.<br> {{tab}}Trilby otworzył drzwi i Scott zaczął schodzić ze schodów, gdy nagle cofnął się i wbiegł jak strzała napowrót do mieszkania swego wspólnika.<br> {{tab}}— Co się stało? — pytał Trilby.<br> {{tab}}— Ona! — wyszepnął Will, drzwi zamykając.<br> {{tab}}— Kto?<br> {{tab}}— Zakonnica!<br> {{tab}}— Czy podobna? Zatem ów muchołap wynalazł sposób, powiadomienia jej o swojej nowej siedzibie?<br> {{tab}}— Tst... tst!... słuchajmy...<br> {{tab}}Obadwa słuch natężyli.<br> {{tab}}W sieni dał się słyszeć odgłos stąpania, który potem ucichł nagle.<br> {{tab}}— Prędko... do obserwatoryum... — rzekł Scott — ona wchodzi do niego.<br> {{tab}}W rzeczy samej jednocześnie zadzwoniono do drzwi mieszkania Misticota.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Żywo na krzesła!... i słuchać... — zawołał Triiby na swego towarzysza.<br> {{tab}}I obaj łotrzy, przytuliwszy się do ściany, pochylili się po nad otworem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/733|num=107}}{{tab}}Na odgłos dzwonka Misticot pobiegł otworzyć.<br> {{tab}}Siostra Marya, jak to dobrze Scott zauważył, ukazała się w progu.<br> {{tab}}— Ach! dzięki Bogu, to ty siostro! — zawołał mały sprzedawca medalików, wpuszczając zakonnicę. — Widząc cię tu, nie potrzebuję pytać, czyliś mój list odebrała.<br> {{tab}}— Odebrałam go — odpowiedziała kuzynka Anieli; — lecz było to bardzo nieroztropnie z twej strony pisać do mnie, ponieważ ów list mógł być zatrzymanym przez mego wuja. Pojmuję niecierpliwość, wszakże w wielu razach, wyrozumiałym być trzeba.<br> {{tab}}— Przebacz mi, siostro... — wyszepnął chłopiec. — Nie widząc cię wcale od ośmiu dni, obawiałem się, czyli nie nastąpił jaki nieszczęśliwy wypadek; nie licząc tego, że przez ten czas z nudów umierałem..<br> {{tab}}— Panna Verrière była chorą.<br> {{tab}}— Wszakże mam nadzieję, że nie niebezpiecznie?<br> {{tab}}— W pierwszych chwilach byliśmy o nią w istotnej obawie, teraz jednakże powraca do zdrowia, z czego korzystając, odeszłam dziś od niej.<br> {{tab}}— Cóż było powodem jej zasłabnięcia?<br> {{tab}}— Smutek... zgryzota!<br> {{tab}}— Zapewne z przyczyny małżeństwa z owym Arnoldem Desvignes?<br> {{tab}}— Tak jest, niestety! Mój wuj jest niewzruszonym a swojem postanowieniu; porucznik Vandame odjechał do Tulonu.<br> {{tab}}— Odjechał? — zawołał Misticot; — i zostawia wolne pole swojemu wrogowi?<br> {{tab}}— Nie mógł inaczej postąpić... Znane ci okoliczności czyniły walkę niemożebną.<br> {{tab}}— To prawda... Ach łotrzy... nikczemnicy!... Ileż oni dają cierpieć tej biednej pannie Anieli! Czy przynosisz mi, moja siostro, potrzebne objaśnienia do moich poszukiwań? Dowiedziałaś się o miejscu urodzenia Arnolda Desvignes?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/734|num=108}}{{tab}}— Nieszczęściem, nie! Mimo mych całych usiłowań, nie udało mi się tego otrzymać.<br> {{tab}}— Cóż nam więc teraz czynić pozostaje? Jak szperać w przeszłości człowieka, jeśli nie wiemy, gdzie się ten człowiek urodził... zkąd pochodzi... gdzie żył?<br> {{tab}}— Przeszłość tę jego później poznamy. Nateraz zajmujmy się czuwaniem nad sposobem życia Arnolda, nad jego działaniem...<br> {{tab}}— Co do sposobów jego życia, są one najzwyklejszemi, bez żadnych tajemnic.<br> {{tab}}— Zkąd wiesz o tem?<br> {{tab}}— Od ośmiu dni chodzę za nim nieodstępnie... żaden krok jego nie uszedł mojej uwagi.<br> {{tab}}— I nic podejrzanego nie odkryłeś?<br> {{tab}}— Nic. Zajmuje się on wyłącznie bankierskiemi interesami pana Verrière. Jeden tylko szczegół dziwnym mi się być wydał, a mianowicie jego bytność przed czterema dniami w domu przy ulicy Paon-blanc. Szedłem za nim... widziałem, jak zapukał do drzwi, a jego obecność tamże trwała blisko godzinę.<br> {{tab}}— Cóż potem?<br> {{tab}}— Po jego odejściu dowiedziałem się, że ów człowiek, do którego przychodził, jest to {{Korekta|włoch|Włoch}}, agent od pieniężnych interesów, podejmujący się windykacyi sum, umieszczania pieniędzy i innych tego rodzaju finansowych operacyj. Ów Agostini, jego to nazwisko, nie używa dobrej opinii w okręgu, gdzie zamieszkuje.<br> {{tab}}— Wziąwszy się zręcznie do rzeczy — mówiła siostra Marya — możnaby się było może dowiedzieć, jak dawno on zna Arnolda Desvignes?<br> {{tab}}— Na co nam się to przyda? — odparł Misticot.<br> {{tab}}— Może na nic... a może na wiele. Desvignes przez lat kilka w Indyach zamieszkiwał; w Paryżu od niedawna pozostaje. Gdyby jego stosunki z Agostinim sięgały dawniejszych {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/735|num=109}}czasów, można się było może i wiele dowiedzieć, badając tego {{Korekta|włocha|Włocha}}. Mówisz więc, że on nie ma dobrej opinii?<br> {{tab}}— Raczej powiedziećby trzeba, iż uważają go jako łotra najniższego gatunku. Oto jego opinia.<br> {{tab}}— Można go więc przekupić... A więc wybadaj go i zapłać za każdą jego odpowiedź.<br> {{tab}}— Masz słuszność, siostro... Będę go się starał wypytać.<br> {{tab}}— Kiedy?<br> {{tab}}— Dziś... zaraz... nie odkładając.<br> {{tab}}— To dobrze... A teraz pożegnam cię, moje dziecię. Co rano będę tu wstępowała zapytać, czyś się co dowiedział. Bądź odważnym, cierpliwym. Pomnij, że pracujemy oboje dla ocalenia mojej kuzynki.<br> {{tab}}— I ocalimy ją! Chybabym nie był Misticotem, jak mnie nazywają! — zawołał podrostek, odprowadzając do drzwi zakonnicę.<br> {{tab}}Will Scott i Trilby nie stracili jednego wyrazu z tej całej rozmowy.<br> {{tab}}Scott zeskoczył z krzesła na ziemię.<br> {{tab}}— Zasłoń telefon... — rzekł do swego wspólnika i posłuchaj mnie... Ten komar pójdzie na ulicę Paon-blanc i będzie wypytywał {{Korekta|włocha|Włocha}} Agostiniego... Kto jest ów Agostini i co może powiedzieć o naszym pryncypale, ja nie wiem. Nie można jednak pozwolić, aby on poszedł do owego agenta, zanim o wszystkiem nie powiadomimy naszego pana, Desvignes... Zrozumiałeś?<br> {{tab}}— Zrozumiałem.<br> {{tab}}— Czuwaj więc... Ja biegnę coprędzej!...<br> {{tab}}Tu, wyszedłszy z pośpiechem, wsiadł do fiakra.<br> {{tab}}— Na ulicę Le Pelletier, nr. 24! — zawołał na woźnicę.<br> {{tab}}Fiakr potoczył się szybko.<br> {{tab}}Tego rana, jak powiedzieliśmy, w biurach bankowych Juliusza Verrière i Spółka natłok był niesłychany. Od chwili, gdy wyszedł ztamtąd Paweł Béraud, tłum nie zmniejszył się wcale.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/736|num=110}}{{tab}}Desvignes z Verrièrem, nie chcąc się wydalać na chwilę, jedli śniadanie w swoim gabinecie.<br> {{tab}}Właśnie znajdowali się tam razem, gdy Wiliam Scott, w zniszczonem ubraniu, jako mniemany Cordier, wszedł śmiało do przedpokoju, poprzedzającego bankierski gabinet, i zażądał w mowie angielskiej widzenia się z Arnoldem Desvignes.<br> {{tab}}Arnold oddawna już wtajemniczył obu anglików w olbrzymie swe plany, pojmując dobrze, iż sam działać nie mógł, dał im poznać rzeczywisty stan rzeczy. Nie wątpił, że obietnica miliona zapewni mu absolutna wierność i posłuszeństwo obu eks-klownów z cyrku Fernando, których interesem było nateraz służyć mu, a nie zdradzać.<br> {{tab}}Jeden tylko Agostini nic nie wiedział o swoim kliencie, prócz tego, co on mu o sobie oznajmił. Nie obchodziło go to zresztą, gotów był działać na ślepo, aby tylko sowicie został zapłaconym.<br> {{tab}}Will Scott, przybywszy do biura, wyraził żądanie swoje po angielsku. Woźny, nie znając tego języka, zrozumiał jedynie nazwisko Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Łatany ubiór przybyłego nie świadczył pochlebnie o jego zamożności, ale do „Banku popularnego“ przybywała różnorodna klientela, niejednokrotnie pod podartemi paltotami ukrywały się pugilaresy, dobrze pieniędzmi naładowane. Nie zwracając przeto uwagi na ubiór nieznajomego, woźny wszedł do bankierskiego gabinetu, gdzie na tę chwilę znajdował się sam tylko Verrière, jego wspólnik albowiem wyszedł do kasy.<br> {{tab}}— Panie... — rzekł woźny wchodząc — jakiś człowiek, {{Korekta|anglik|Anglik}} widocznie, żąda widzenia się z panem Desvignes.<br> {{tab}}— Niech wejdzie.<br> {{tab}}Will Scott ukazał się we drzwiach, a złożywszy ukłon bankierowi, wygasił parę zdań w najczystszej mowie angielskiej.<br> {{tab}}— Nie posiadam angielskiego... — rzekł ojciec Anieli; — pan Desvignes wróci za chwilę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/737|num=111}}{{tab}}Tu ręką wskazał przybyłemu krzesło.<br> {{tab}}Scott usiadł, czekając niecierpliwie.<br> {{tab}}Kilka minut tak upłynęło.<br> {{tab}}Arnold wszedł wreszcie i za pierwszym rzutem oka poznał Will Scotta pod jego przebraniem.<br> {{tab}}— Ty tu? — zapytał po angielsku. — Cóż się stało?... Możesz mówić bez obawy, mój wspólnik nie zrozumie jednego wyrazu.<br> {{tab}}Scott opowiedział w krótkości podsłuchaną rozmowę u Trillbego.<br> {{tab}}— Ha! — zawołał Desvignes: — wiemy więc teraz, co snują ci ludzie. Dobrze, żeś mnie powiadali!... Wyjdź i czekaj na mnie na rogu ulicy Paon-blanc.<br> {{tab}}Tu wyprowadził Scotta do przedpokoju.<br> {{tab}}— Czego chciał ów {{Korekta|anglik|Anglik}} obdarty? — pytał Verrière swego wspólnika.<br> {{tab}}— Jest to amerykanin, z którym się kiedyś w Indyach poznałem. Natenczas znajdował się w lepszem położeniu, obecnie przyszedł mnie prosić o jaką pomoc dla siebie.<br> {{tab}}To mówiąc, Arnold wziął w rękę kapelusz.<br> {{tab}}— Wychodzę... — rzekł — muszę jechać do domu dla odszukania ważnych papierów, jakich wziąć z sobą zapomniałem, powrócę niezadługo.<br> {{tab}}Wyszedłszy na stacyę po wozów, przywołał fiakra.<br> {{tab}}— Jedź na ulicę Paon-blanc, co koń wyskoczy... Sto sous na piwo!<br> {{tab}}We dwadzieścia minut przyjechali.<br> {{tab}}Desvignes, przebiegłszy schody z pośpiechem, zapukał do drzwi Agostiniego.<br> {{tab}}Włoch otworzył je natychmiast.<br> {{tab}}— Potrzebuję z panem pomówić jaknajprędzej... — wyrzekł. — Wejdźmy do twego gabinetu. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/738|num=112}}{{c|'''XXI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— O cóż chodzi? — zapytał Agostini, skoro usiedli obaj.<br> {{tab}}— Jest prawdopodobnem... jest nawet pewnem, że w dniu dzisiejszym, za kilka chwil być może, ktoś przyjdzie tu do pana.<br> {{tab}}— Do mnie... — zapytał {{Korekta|włoch|Włoch}} — któż taki?<br> {{tab}}— Pewien młody, bardzo młody chłopiec... podrostek prawie.<br> {{tab}}— W jakimże celu on tu przybędzie?<br> {{tab}}— Nie wiem, jakiego użyje pozoru na usprawiedliwienie swojej bytności, znam wszakże cel jego odwiedzin, który tak się przedstawia: W sposób nader zręczny zapewne zażąda od pana objaśnień co do pewnego Arnolda Desvignes, niegdyś w Indyach przebywającego, a obecnie wspólnika bankiera, Juliusza Verrière.<br> {{tab}}— Aha! — wymruknął Agostini, patrząc ciekawie na mówiącego. — Chodzi więc o owego Arnolda Desvignes, co do którego czyniłem poszukiwania na pańskie zlecenie? Arnold Desvignes... to ja! — rzekł krótko były sekretarz z Kalkuty.<br> {{tab}}— Bardzo dobrze... Domyślałem się, że to nazwisko było panu do czegoś potrzebnem... Mam ja węch, panie...<br> {{tab}}— Dołącz pan do tego węchu ścisłą dyskrecyę, a zapewnię ci majątek.<br> {{tab}}— Uważam go jakby mi już był danym... Jakże więc mam się zachować wobec przybyłego, którego mi pan oznajmiasz?<br> {{tab}}— Zupełnie prosto, swobodnie. Będziesz pan odpowiadał na czynione zapytania. Przedewszystkiem pragną się oni dowiedzieć o miejscu urodzenia Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— A zatem?<br> {{tab}}— Wskażesz im pan takowe... rzecz prosta. Nie wyni- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/739|num=113}}knie ztąd dlań nic złego. Nie dowiedzą się więcej nad to, o czem mnie pan powiadomiłeś po swoim powrocie z Blévé...<br> {{tab}}— Pan mi nie pozwoliłeś jechać do Londynu dla wykrycia tam dalszych śladów Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— To, o czemby się dowiedzieli w Londynie, szkodzić mi nie może. Zresztą, zanimby się oni wybrali w tę podróż, ja wiedziałbym już, co czynić. Otóż uprzedziłem pana w tej sprawie. Teraz zajmijmy się czem innem. Jakże idzie interes z Pawłem Béraud?<br> {{tab}}— Był u mnie dziś rano, ofiarując zaliczenie: nie przyjąłem takowego, jak to mi pan kazałeś uczynić. Usłyszawszy to, oświadczył, iż nic nie zapłaci, i to w sposób tak zuchwale stanowczy, że skoro wyszedł, śledziłem go niewidzialnie. Poszedł do składu sprzedać swe meble, co rzuca cień na prawość jego postępowania, wierzyciele bowiem w razie potrzeby mogliby wnieść skargę, iż oszukanymi zostali.<br> {{tab}}— Lecz cóż na to mówiła kobieta, z którą on żyje... ta szwaczka... Joanna Desourdy?<br> {{tab}}— Gdy on to uczynił, nie było jej natenczas w domu. O! to szczwany lis, ów Paweł Béraud. Dasz mi pan jeszcze jakie rozporządzenie względem niego?<br> {{tab}}— Trzeba mu ująć nieco strawy... ma jej obecnie zawiele.<br> {{tab}}— Ująć... w jaki sposób?<br> {{tab}}— Za pomocą wierzytelności, znajdujących się w pańskiem ręku, trzeba mu areszt na pensyi położyć.<br> {{tab}}— W Liońskiem biurze kredytowem?<br> {{tab}}— Nie, w biurze bankierskiem Verrière i Desvignes, gdzie od jutra obejmuje obowiązek. Dowiedz się pan również, co się dzieje z Joanną Desourdy i jej dzieckiem?<br> {{tab}}— Będę to wiedział.<br> {{tab}}Desvignes podniósł się, chcąc odejść, gdy dzwonek u drzwi zadźwięczał.<br> {{tab}}— Być może — rzekł {{Korekta|włoch|Włoch}} — iż to ów młody człowiek, o którym mi pan mówiłeś?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/740|num=114}}{{tab}}— Jeżeli to on; radbym posłyszeć, jak on się weźmie do tej sprawy... w jaki sposób badać pana pocznie — odpowiedział wspólnik Verrièra, wchodząc do sąsiedniego pokoju, w którym widzieliśmy go ukrytego podczas bytności Nerveya z Melanią Gauthier.<br> {{tab}}Włoch poszedł otworzyć i znalazł się wobec młodego wieśniaka, w słomianym kapeluszu, grubem obuwiu, przybranego w błękitną bluzę, haftowaną nićmi białemi na kołnierzu i ramionach.<br> {{tab}}— Pan jesteś panem Agostini? — zapytał z niezgrabnym ukłonem wieśniak, zatrącając mocno akcentem normandzkim.<br> {{tab}}— Ja jestem.<br> {{tab}}— Można z panem pomówić w pewnym interesie... zapłaciwszy, ma się rozumieć, za tę rozmowę?<br> {{tab}}— Wejdź pan.<br> {{tab}}Tu Agostini wprowadził młodego chłopca do swego gabinetu, zapytując w myśli sam siebie:<br> {{tab}}— Miałżeby to być ten, o którym Desvignes mówił mi przed chwilą?<br> {{tab}}Wspólnik Verrièra wiedział, co o tem sądzić.<br> {{tab}}W dniu zaślubin Eugeniusza Loiseau w Saint-Mandé widział Misticota i słyszał głos jego, a mimo, iż ów głos obecnie był zmienionym nieco przybranym akcentem normandzkim. poznał go odrazu.<br> {{tab}}— Siadaj młodzieńcze — rzekł {{Korekta|włoch|Włoch}} — i mów, o co chodzi?<br> {{tab}}— Posłuchaj pan... Jestem urodzonym w Varaville, w Calvados... Sierota, bez ojca i matki... Odziedziczywszy po moim stryju, Macieju Valin, mały spadek, radbym z niego wytworzyć sobie majatek i w tym celu przybyłem do Paryża, aby tu założyć jakieś przedsiębiorstwo...<br> {{tab}}— Założyć... lecz co takiego?<br> {{tab}}— Coś ze spożywczych zakładów... Naprzykład mleczarnię... W tym okręgu, gdzie mieszkam, znalazłbym miejsce podatne ku temu, mogąc dostarczać paryżanom doskonałego {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/741|num=115}}mleka. Gdym objawił mój projekt znajomym, powiedziano mi: „Idź do agenta od interesów, on ci wskaże, jak wziąć się do tego.“ Dano mi adres pańskiego mieszkania i otóż przyszedłem. Jak pan uważasz... czy da się to zrobić?<br> {{tab}}— Jaknajlepiej... wynajdę ci, młodzieńcze, zakład gotowy.<br> {{tab}}— To doskonale:<br> {{tab}}— Ale uprzedzam, drogo interes ten kosztować będzie...<br> {{tab}}— Nie chodzi mi tak bardzo o cenę...<br> {{tab}}— Ileż posiadasz kapitału?<br> {{tab}}— Mój stryj, Maciej Valin, zostawił mi czterdziesci tysięcy franków.<br> {{tab}}— Dobrze... Z tem będzie można coś zrobić... Od jutra zajmę się twoim interesem... ale musisz mi pozostawić prowizyę...<br> {{tab}}— Prowizyę... co to znaczy? — pytał chłopiec. — Prowizyę od czego?<br> {{tab}}— To znaczy pewną kwotę pieniędzy, naprzód złożoną na koszta chodzenia, poszukiwania, targu i tym podobnie.<br> {{tab}}— A! zrozumiałem... Pan jesteś mądrym... wysoce mądrym... jak nieboszczyk Maciej, mój stryj. Zostawię panu, ile będzie potrzeba. A teraz, proszę, udziel mi jeszcze niektóre objaśnienia.<br> {{tab}}— W czemże takiem?<br> {{tab}}— Co do oszustów paryskich... Mówią, że jest ich tu wielu?<br> {{tab}}— No tak...<br> {{tab}}— Chciąłbym, zanim otworzę mleczarnię, umieścić moje pieniądze u jakiego bankieta, z obawy, ażeby mi ich nie ukradziono.<br> {{tab}}— To najłatwiej...<br> {{tab}}— Zapewne, lecz i pomiędzy bankierami są także oszuści i złodzieje.<br> {{tab}}— Wybierz więc dobrego, pewnego finansistę.<br> {{tab}}— Dano mi tu adres jednego z nich...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/742|num=116}}{{tab}}Tu wieśniak, dobywszy papier z kieszeni, czytał głośno:<br> {{tab}}— Dom bankowy Juliusza Verrière i Arnolda Desvignes, nr. 42, ulica Le Pelletier.<br> {{tab}}Agostini drgnął pomimowolnie. Nazwisko Arnolda Desvignes nagle go oświeciło.<br> {{tab}}Wiedział teraz, czego się trzymać.<br> {{tab}}— Dobry dom... doskonały dom bankierski!... — wykrzyknął. — Od lat wielu znam osobiście pana Desvignes, który zebrał w Indyach wielki majątek. Odbieram dotąd jeszcze jego należytości... A! jakiż to uczciwy człowiek!...<br> {{tab}}— I ja tak sądzę... Powiedz mi pan, czy nie jest on czasem moim współziomkiem? Znam kilku tegoż nazwiska u nas, w Douzoulé.<br> {{tab}}— Nie? pan Arnold Desvignes pochodzi z Blévé...<br> {{tab}}— Byłożby to w Calvados?<br> {{tab}}— O! nie... to leży w departamencie Indre-et-Sane.<br> {{tab}}— W jakim wieku jest ów bankier?<br> {{tab}}— Jest to młody człowiek... O ile pamiętam, urodził się w roku 1857-ym.<br> {{tab}}— Mogę więc powierzyć mu moje pieniądze?<br> {{tab}}— Z całem bezpieczeństwem.<br> {{tab}}— Cieszę się z tej wiadomości... Tymczasem zajmij się pan, proszę, moim interesem.<br> {{tab}}— Dobrze... Zostaw mi swoje nazwisko i adres domu, w którym zamieszkujesz.<br> {{tab}}— Dezyderyusz jest moje imię, Valin nazwisko, tak jak nieboszczyka stryja Macieja, który był rodzonym bratem mojego ojca. Mieszkam w hotelu de Caën, przy ulicy Amsterdamskiej. Lecz się pan nie trudź sam do mnie... Ja przyjdę tu pojutrze dowiedzieć się, czyś pan co wynalazł. Tymczasem, jako prowizyę, zostawiam panu banknot na pięćset franków. Będzież to wystarczającem?<br> {{tab}}— Dość, jak na przedwstępne poszukiwania.<br> {{tab}}— Zatem do widzenia z panem pojutrze...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/743|num=117}}{{tab}}— Do widzenia... Mam nadzieję, iż coś odnajdę.<br> {{tab}}Misticot, wyszedłszy od Agostiniego, zbiegł szybko ze schodów, powtarzając:<br> {{tab}}— Urodzony w Blévé, Indre-et-Loire, w roku 1857-ym. Jak na teraz, to wystarczające.<br> {{tab}}Agostini, wyprowadziwszy go, podszedł do gabinetu, z którego właśnie wychodził Arnold z temi słowy:<br> {{tab}}— No! i cóż pan powiesz... Podrostek chytry, jak jaszczurka...<br> {{tab}}— Per Bacco! zadziwiająco rozwinięty na swój wiek! — zawołał {{Korekta|włoch|Włoch}}.<br> {{tab}}— Tak on, jak ja, wiemy teraz oba, cośmy wiedzieć chcieli... — mówił Desvignes z ironicznym uśmiechem. Jesteśmy oba zadowoleni... Wszystko idzie dobrze.<br> {{tab}}— Nie dasz mi pan jakich poleceń co do tego chłopca?<br> {{tab}}— Żadnych... Bądź pan pewnym, iż on więcej się tu nie ukaże.<br> {{tab}}Tu Desvigues odszedł.<br> {{tab}}Na rogu ulicy Paon-blanc, według otrzymanego rozkazu, przechadzał się Scott po trotoarze.<br> {{tab}}Arnold wprost podszedł ku niemu.<br> {{tab}}— Cóż... przyszedł? — zapytał {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}.<br> {{tab}}— Przyszedł.<br> {{tab}}— I czegóż się dowiedział?<br> {{tab}}— Tego, o czem chciał wiedzieć, to jest o miejscu urodzenia Arnolda Desvignes.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Jakto? — zawołał Will Scott — Agostini cię zdradził?<br> {{tab}}— Tak... na mój rozkaz...<br> {{tab}}— Nic nie rozumiem!<br> {{tab}}— Zrozumiesz... — odpowiedział przytłumionym głosem morderca Edmunda Béraud — skoro ci powiem, iż trzeba, ażeby {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/744|num=118}}Trilby na jedną chwilę nie tracił z oczu tego natrętnika, który się miesza w moje sprawy. Bez żadnej wątpliwości Misticot pojedzie do Blévé. Ztamtąd gdzie się uda, nie wiem tego i mało mi na tem zależy. Wszakże nie chcę, ażeby on powrócił do Paryża... rozumiesz mnie... ja tego nie chcę! Nie dlatego, bym się obawiał objaśnień, jakie zbierze o Arnoldzie Desvignes, ale dlatego, że lada chwila ów podrostek włóczęga może się stać dla nas niebezpiecznym. Zrozumiałeś?<br> {{tab}}— W zupełności... pozostanie tylko zakonnica...<br> {{tab}}— Niech Misticot zniknie najpierwej. Tamtą później się zajmiemy.<br> {{tab}}— Powtórzę twoje rozkazy Trilbemu.<br> {{tab}}— Cóż wiesz o Eugeniuszu Loiseau i obudwóch Béraud, wuju i siostrzeńcu?<br> {{tab}}— Jak z jednym, tak i z drugim idzie doskonale! Ostatniej nocy tak rzecz pokierowałem, iż Loiseau nie wrócił do domu. Dziś już zapewne jest bez roboty, a tem samem i bez pieniędzy. Co zaś do starego gałganiarza, będzie on pracował wytrwale w kierunku, jaki mi wskazałeś co do Wiktoryny i Joanny Desourdy.<br> {{tab}}— Czy wiesz, że Paweł Béraud sprzedał dziś rano całe swe umeblowanie, porzucając Joannę?<br> {{tab}}— Nic nie wiem... Wczoraj wcale nie miał on tego zamiaru. Jeżeli tak jest, rozłączenie Pawła z Joanną nakazuje mi zmienić baterye. Gdzież się udała Joanna?<br> {{tab}}— Nie wiem tego, lecz będę się starał powiadomić. Paweł Béraud przyjął ofiarowany mu obowiązek?<br> {{tab}}— Przyjął... Od pojutrza urzęduje w domu bankierskim Verrière i Desvignes. Pamiętasz, com ci powiedział? Główną mą bronią przeciw całej tej rodzinie Béraud będą ich własne występki, namiętności i nędza... Ta czarna i ciężka nędza, która zabija i wiedzie do samobójstwa!<br> {{tab}}— Pamiętam... i nie zapomnę tego.<br> {{tab}}— Pomyślałeś o wdowie Ferron?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/745|num=119}}{{tab}}— Działam... czekam skutku... Dziś rano zapewne odebrała nakaz osunięcia się od właściciela domu, któremu jest dłużną komorne za dwa kwartały... Ma ona z pół tuzina spraw w sądzie pokoju.<br> {{tab}}— Może potrzebujecie pieniędzy... ty i Trilby? Bierz więc...<br> {{tab}}Tu wspólnik Verrièra podał {{Korekta|irlandczykowi|Irlandczykowi}} kopertę, zawierającą banknoty, poczem obaj się rozdzieli. Arnold udał się na ulicę Le Pelletier, podczas gdy Scott wracał do Trilbego.<br> {{tab}}Trilby odprowadził Misticota aż do drzwi mieszkania Agostiniego i wrócił razem z nim prawie.<br> {{tab}}— Jest już? — zapytał Scott, wchodząc.<br> {{tab}}— Mówmy więc cicho... i uważaj na to, co ci powiem. Pryncypał nasz był na ulicy Paon-blanc jednocześnie z tym muchołapem, któremu {{Korekta|włoch|Włoch}} z rozkazu Arnolda wskazał miejsce jego urodzenia. Jest rzeczą pewną, że zakonnica rozkaże chłopcu, aby wyjechał incognito do wspomnianej miejscowości dla zebrania objaśnień.<br> {{tab}}— I ja tak sądzę... Cóż zatem?<br> {{tab}}— Zatem jeśli wyjedzie, trzeba, aby nie powrócił... Rozumiesz?...<br> {{tab}}Trilby drgnął nagle.<br> {{tab}}— Morderstwo... krew... — wyszepnął, cofając się ze wstrętem.<br> {{tab}}— Chłopiec jest niebezpiecznym... — mówił zcicha Scott dalej — może narazić przedsięwzięcie naszego pryncypała, a gdy to runie, pożegnaj się z naszym milionem, którego strzegę jak oka w głowie! Z chwilą, gdy nasz osobisty interes jest zagrożonym, nie masz {{Korekta|wachania|wahania}}. Trzeba służyć pryncypałowi wszelkiemi możliwemi środkami.<br> {{tab}}— Dobrze — rzekł Trilby — uczynię, co będzie trzeba... Gdzież chłopiec pojedzie?<br> {{tab}}— Do Blévé.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/746|num=120}}{{tab}}— Znam Blévé. Jest to o dwie mile cd Amboise, przy drodze do Loches. Jedzie się tam drogą żelazną przez Vierzon.<br> {{tab}}— Znasz więc miejscowość, tem lepiej. Czuwaj nad tym młodym błaznem, nie opuszczaj go ani na chwilę i tak się urządź, aby nikt o nim więcej nie wspomniał nigdy w Paryżu.<br> {{tab}}— Lecz... — zauważył Trilby — on może przesłać piśmiennie objaśnienia, jakie mu udzielą. Czyż podobna temu przeszkodzić?<br> {{tab}}— Nie troszcz się o to... Pryncypał żartuje sobie z tych objaśnień... Osoba tego chłopca przeszkadza mu w jego działaniach, chce więc, ażeby został zgładzonym. Ułóż sobie plan i uzbrój się w odwagę.<br> {{tab}}— Dobrze... ale na podróż będzie mi potrzeba pieniędzy.<br> {{tab}}— Oto są... — rzekł Scott — dając połowę tego, co otrzymał od Arnolda.<br> {{tab}}— Wróciwszy do Paryża — pytał Trilby — czy mam zatrzymać nadal to mieszkanie?<br> {{tab}}— Tak... to jest potrzebnem. Musimy wiedzieć, co się tu dziać będzie po zniknięciu chłopca. Dobrego więc powodzenia... Wkrótce się zobaczymy.<br> {{tab}}Opuściwszy swego wspólnika, Scott pojechał na ulicę l’Ecole de Médicine i również jak dnia poprzedniego, wysiadł z fiakra, kompletnie zmieniony.<br> {{tab}}Człowiek w błękitnej czapce zastąpił filantropa w podartem ubraniu.<br> {{tab}}Miał nadzieję, iż pod ''Srebrnym czopem'' spotka Eugeniusza Loiseau i Pawła Béraud, pragnął wiedzieć, co zaszło w domu obudwóch.<br> {{tab}}Mąż Wiktoryny i Paweł znajdowali się tam w rzeczy samej.<br> {{tab}}Loiseau, według swojego zwyczaju, wychylił już dwa kieliszki „zielonej,“ język plątać mu się już zaczął, mimo to zdołał wykrzyknąć „hurra!“ na widok wchodzącego przyjaciela.<br> {{tab}}— Przybywaj-że... przybywaj! — wołał, podając mu rękę.<br> {{tab}}— Czekamy na pana z obiadem... — rzekł Béraud.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/747|num=121}}{{tab}}— Z obiadem... gdzie?<br> {{tab}}— W restauracyi, do czarta! Ja dziś was ugaszczam.<br> {{tab}}— Jakto... nie chciałeś pan towarzyszyć nam wczoraj?<br> {{tab}}— A! to rzecz inna zupełnie.<br> {{tab}}— W czemże różnica?<br> {{tab}}— Wczoraj miałem swe gospodarstwo... dziś jestem kawalerem.<br> {{tab}}— Tak? a gdzież twoja kobieta?<br> {{tab}}— Zwinął swój bazar! — zawołał, śmiejąc się, Loiseau — i jeśli tak będzie szło dolej, to kto wie, czy i ja podobnie nie uczynię.<br> {{tab}}— Ty! nie! nie wierzę temu.<br> {{tab}}— No! to zobaczysz!... Dziś rano wdziałem już kajdanki na ręce Wiktorynie... Jeżeli poważy się mnie dręczyć, upakuję jej tłumoczek... i dalej! Ja także zwinę mój bazar... pozbędę się kuli u nogi... Niech żyje kawalerska swoboda!<br> {{tab}}— Dobrze to... lecz warsztat?<br> {{tab}}— Co... warsztat? Nie ma już dla mnie warsztatu... Usunięto mnie zeń dzięki naszej wspólnej hulance podczas ubiegłej nocy. Obudziwszy się o ósmej godzinie, mimo to poszedłem do roboty, znalazłem wprawdzie drzwi otwarte, lecz po to tylko, aby odebrać swoje narzędzia i uregulować rachunek.<br> {{tab}}— To źle... z czegóż będziesz żył... jadł teraz?<br> {{tab}}— Co będę jadł? — powtórzył Loiseau, coraz bardziej zamroczony działaniem absyntu; — no! będziemy jeść zaraz... i dziś... i jutro... na to jeszcze wystarczy, do czarta! A gdy zabraknie... wszak masz swój spadek... powiedziałeś przecie, że go masz... No... gadaj!<br> {{tab}}— Nie zaprzeczam... dzielić się po bratersku będziemy... Wszakże skoro przejemy moje dziedzictwo, wypadnie nam obu pracować.<br> {{tab}}— No! to będziemy pracowali... lecz później... jaknajpoźniej.<br> {{tab}}— Dobrze... dobrze! — rzekł Paweł Béraud; — rzecz głó- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/748|num=122}}wna, aby się pozbyć tych kobiet. Tymczasem idźmy na obiad. Proponuję wam Vachetta na rogu ulicy.<br> {{tab}}Wszyscy trzej weszli do wskazanej restauracyi. {{kropki-hr}} {{tab}}Arnold Desvignes, zatrzymawszy się dłużej, niż sądził, u Agostiniego, wrócił na ulicę Le Pelletier, gdy zamykano już biura.<br> {{tab}}— Pójdziesz zemną do nas na obiad? — zapytał go Verrière.<br> {{tab}}— Dobrze... lecz pozwól sobie zwrócić uwagę na jeden szczegół, dotyczący twej córki.<br> {{tab}}— Słucham najchętniej.<br> {{tab}}— Nie wiem, czyś zauważył, iż się zmieniła w sposób zatrważający.<br> {{tab}}— Ha! odjazd Vandama dotknął ją ciężko...<br> {{tab}}— Należałoby ci, mój drogi wspólniku, więcej się zająć jej zdrowiem... Wiesz, ile kocham pannę Anielę, która kiedyś zostanie mą ubóstwianą żoną... I ja więc o jej życie mocno się niepokoję... Tak! biedne to dziewczę zostało ciężko dotkniętem... Szczęściem, niewyczerpana siła młodości zwalczyła cierpienie, wywołane zgryzotą. Rzeczy najważniejszej już dokonaliśmy... Nieobecność Vandama zabliźni tę ranę... Uważam jednak pewien warunek za niezbędny dla dokonania uzdrowienia...<br> {{tab}}— Jakiż to warunek?<br> {{tab}}— Należy całkiem odosobnić pannę Anielę...<br> {{tab}}— W jaki to sposób pojmujesz?<br> {{tab}}— To znaczy, iż trzeba ją czasowo wydalić z pałacu, trzeba, ażeby wyjechała z Paryża.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Rzecz nader jasna i prosta. Miejsce, w którem się ona znajduje, zawiera zbyt wiele wspomnień o poruczniku Van- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/749|num=123}}dame. Tu panna Aniela, mając stosunki z wieloma osobami, widuje się z nimi... mówią jej bezustannie o wojnie w Tonkinie... czytuje w tym przedmiocie artykuły w dziennikach, rzecz nieunikniona w Paryżu. Wywiózłszy ją na wieś, usunie się od niej te wszystkie wspomnienia, usunie się odwiedziny... dzienniki. Powrót do zdrowia rychlej nastąpi, a z nim i zapomnienie. Wyznam ci, iż nawet teraz przeszkadza mi tu wiele obecność siostry Maryi... Skoro wyślesz na wieś swą córkę, siostra Marya wraz z nią pojedzie i jednocześnie zrobimy sobie dwie dogodności... Nalegam przeto usilnie, kochany wspólniku, ażebyś powziął w tym celu stanowcze postanowienie, o ile można najprędzej. Byłoby lepiej, gdyby to mogło nastąpić niezwłocznie.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Czy jednak Aniela zechce opuścić Paryż? — zapytał Verrière.<br> {{tab}}— Nazbyt poniżasz swą władzę ojcowską, stawiając podobne przypuszczenie — odrzekł Desvignes. Musi chcieć, skoro ty chcesz... Kiedyś mi powiedziałeś, iż posiadasz jakąś małą ziemską własność w Villiers-sur-Marne?<br> {{tab}}— W Maluone... pomiędzy Chennevieres i Villiers.<br> {{tab}}— Tam to potrzeba będzie zawieźć pannę Anielę. Czy dom znajduje się w takim stanie, byśmy zamieszkać w nim mogli?<br> {{tab}}— My? — powtórzył zdziwiony Verrière. — Mamyż więc mieszkać razem.<br> {{tab}}— Dla wielu nader ważnych przyczyn jest to koniecznem.<br> {{tab}}— Ależ to oderwie nas od naszych zajęć finansowych.<br> {{tab}}— Będziemy przyjeżdżali codziennie do Paryża. Cała różnica, iż wypadnie nam wstać nieco raniej. Zresztą będziesz {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/750|num=124}}mógł pozostać i dwa dni w Paryżu, gdy ci się podoba. Powtarzam, czy dom znajduje się w dobrym stanie?<br> {{tab}}— Wystarczy dzień jeden, aby go do porządku doprowadzić.<br> {{tab}}— To dobrze... Powiedz dziś-wieczorem pannie Anieli, iż chcesz z nią lato na wsi przepędzić.<br> {{tab}}— Nie byłożby roztropniej zapytać o zdanie doktora?<br> {{tab}}— Owszem... uczyń to, gdy zechcesz; bądź jednak pewnym, że doktór ten zamiar potwierdzi.<br> {{tab}}— Jakaż stacya drogi żelaznej prowadzi do Malnoue?<br> {{tab}}— Villiers nad Marną, kwandrans drogi pieszo, trzy minuty powozem. Mój dom, który można nazwać pałacem, stoi w zupełnem odosobnieniu pośród rozległego parku.<br> {{tab}}— A! doskonale nam będzie! Któż dozoruje tej twojej ziemskiej własności?<br> {{tab}}— Stróż, tamże zamieszkujący.<br> {{tab}}— Napisz więc do niego coprędzej, by zabrał się do uporządkowania. Wszak Malnoue jest położonem w departamencie Sekwany.<br> {{tab}}— Nie, w departamencie Sekwany i Marny, jak Chenevieres, Villiers Le Plessis-Tréville i Emerainville, znajdujące w sąsiedztwie.<br> {{tab}}Tu obaj wspólnicy, wsiadłszy do powozu, udali się na cbiad do pałacu przy bulwarze Haussmana i przyjechali tam równocześnie z przybyciem doktora.<br> {{tab}}Bankier podszedł ku lekarzowi.<br> {{tab}}— Mój drogi doktorze — rzekł, ściskając mu rękę — cieszę się z naszego spotkania, a to tem więcej, że chcę w pewnym przedmiocie zasięgnąć twej rady. Jak sądzisz, czy podczas pięknych dni lata pobyt na wsi dla mojej córki wpłynąłby zbawiennie na jej uzdrowienie?<br> {{tab}}— Niewątpliwie... Uzdrowienie na świeżem powietrzu szybko postępuje.<br> {{tab}}— W takim razie, gdy się zgadzają nasze pogody, zrób {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/751|num=125}}mi tę grzeczność i zaordynuj sam pobyt na wsi naszej ukochanej pacyentce.<br> {{tab}}— Chętnie to uczynię. <br> {{tab}}— Zostaniesz u nas na obiedzie...<br> {{tab}}— Lecz... — zaczął doktór.<br> {{tab}}— Proszę z całego serca, nie odmawiaj. Uczyniłbyś tem wiele przykrości. Podczas obiadu wygłosisz swój nakaz w ciągu rozmowy.<br> {{tab}}— Zgadzam się zatem... — rzekł lekarz.<br> {{tab}}Czytelnicy przypominają sobie, iż rano w tymże dniu siostra Marya miała zamiar prosić Verrièra, by pozwolił Anieli wyjechać na wieś w jej towarzystwie.<br> {{tab}}List Misticota zmienił jej poglądy zupełnie.<br> {{tab}}Mały sprzedawca medalików miał dalej prowadzić swoje poszukiwania. Codziennie więc mógł potrzebować rad zakonnicy, która wrazie wyjazdu Anieli musiałaby jej towarzyszyć, a tem samem i wydalić się z Paryża, co w jej projektach znaczną uczyniłoby różnicę.<br> {{tab}}Siostra Marya mówiła o tem wszystkiem pannie Verrière, która zaaprobowała zapatrywania zakonnicy, pokładając w niej ufność zupełną.<br> {{tab}}Wszedłszy do salonu, bankier z Arnoldem i doktorem znalazł tam obie kuzynki.<br> {{tab}}— No! ukochane me dziecię — zapytał dobrotliwie, ujmując ręce swej córki — jakże twe zdrowie?<br> {{tab}}— Lepiej... znacznie lepiej... prawie zupełnie już dobrze — odpowiedziała Aniela — a kochany nasz doktór przybywa właśnie na czasie, aby potwierdzić, co mówię.<br> {{tab}}— Tak... w samej rzeczy — rzekł lekarz. — Cera twarzy jest naturalną, wyraz łagodny i oczy blasku nabrały. Nieco jeszcze spokoju i ciszy, a uzdrowienie będzie zupełnem.<br> {{tab}}Desvignes zbliżył się do panny Verrière.<br> {{tab}}— Słowa doktora napełniają mnie niewysłowioną radością... — rzekł głosem wzruszonym.. — Ach! gdybyś pani wiedziała, w jak śmiertelnej pozostawałem trwodze przez te dni {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/752|num=126}}i noce bez końca... Gdybyś wiedziała, ile cierpiałem!... Nauka zatryumfowała nad chorobą, za co dzięki składam panu doktorowi, a jednocześnie mam obowiązek wynurzyć mą wdzięczność przezacnej pani kuzynce, temu prawdziwemu aniołowi dobra, która dnie i noce czuwała nad panią z niewysłowioną tkliwością. Ach! czemuż panie nie możecie obie czytać w mem sercu!... Zrozumiałybyście natenczas cały ogrom mojej radości, wraz z niedającą się wyrazić wdzięcznością!<br> {{tab}}Panna Verrière starała się pokonać i ukryć wstręt, jaki czuła do tego człowieka, sprawcy jej wszystkich cierpień.<br> {{tab}}— Chcę wierzyć słowom pańskim... — odpowiedziała, jestem wdzięczną za jego dla mnie współczucie.<br> {{tab}}Verrière, słysząc to, pomyślał:<br> {{tab}}— Poczyna się oswajać, jak widzę... — poczem rzekł głośno: — Kochany doktór przyjął moje zaproszenie... zostanie u nas na obiedzie.<br> {{tab}}— Wydam stosowne rozkazy... — odpowiedziała, powstając Aniela.<br> {{tab}}— Nie... nie! pozwól, że ja cię wyręczę... — zawołała żywo zakonnica. — Jesteś jeszcze słabą, pozostań, proszę.<br> {{tab}}I wyszła z salonu.<br> {{tab}}— Siostra Marya doskonale panią rozumie... — rzekł, śmiejąc się, doktór.<br> {{tab}}— Tak, panie... Zgadzamy się z sobą we wszystkiem do zadziwienia. Możnaby powiedzieć, iż posiadamy obie jedno serce i jedną duszę... — odparła panna Verrière. — Nie wiem, coby się zemną stało, gdyby mi przyszło kiedy rozłączyć się z moją kuzynką.<br> {{tab}}— Na szczęście, nikt o tem nie myśli... — zawołał bankier.<br> {{tab}}W chwili tej weszła zakonnica, a wkrótce służący oznajmił, że obiad na stole.<br> {{tab}}Doktór podał rękę Anieli i wszyscy przeszli do jadalni.<br> {{tab}}Dziewczę, mimo całego na zdrowiu polepszenia, nie odzyskało jeszcze apetytu, na co lekarz zwrócił uwagę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/753|num=127}}{{tab}}— To chwilowe... — rzekła panna Verrière. — I apetyt z czasem powróci.<br> {{tab}}— Przywołamy go... nakażemy mu się stawić... — rzekł lekarz. — A jeśli pani pozwolisz, wydałbym polecenie, do którego jednak potrzebaby było ściśle się zastosować.<br> {{tab}}— Będę posłuszną...<br> {{tab}}— Zresztą ja czuwać nad tem jestem gotów... — rzekł Verrière, zgadując, ku czemu doktór zmierzał.<br> {{tab}}— Jakież to polecenie? — pytała Aniela.<br> {{tab}}— Nic tak strasznego... przeciwnie... chodzi o wyjazd pani z Paryża.<br> {{tab}}Obie kuzynki zamieniły z sobą szybkie spojrzenie, co nie uszło uwagi Arnolda.<br> {{tab}}— Opuścić Paryż... — powtórzyła panna Verrière.<br> {{tab}}— Tak, moja uprzejma pacyentko, i to jaknajśpieszniej... Potrzebujesz ruchu, powietrza, zieleni, słońca i kwiatów. Trzeba ci się wiele przechadzać, ale nie pośród kurzu miasta, lecz po leśnych ścieżynkach i polach, przechadzać się do znużenia, a wtedy, apetyt powróci. Oto mój program... Jest on nader skromnym, lecz żądam, ażeby został wykonanym. Gniewałbym się, gdyby ojciec pani jaknajrychlej w czyn go nie wprowadził.<br> {{tab}}— Nie będziesz potrzebował gniewać się, doktorze — rzekł bankier. — Twoje polecanie bezzwłocznie wykonanem zostanie. Jutro zrana zatelegrafuję do mającego nadzór nad moim domem w Malnoue; wyślę po południu służbę dla przygotowania apartamentów, a pojutrze tam się ulokujemy. Otóż, co mi się właśnie podoba, ponieważ codziennie wieczorem i w każdą niedzielę, będę mógł na wsi mieć wypoczynek, którego bardzo potrzebuję.<br> {{tab}}— W Malnoue będę siedziała samotnie, ponieważ ty, ojcze, całe dnie będziesz przepędzał w Paryżu... — odpowiedziało dziewczę z niechęcią.<br> {{tab}}— Jakto samotnie? — zawołał Verrière. — Nie sądzę, ażeby siostra Marya miała zamiar odstąpienia ciebie?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/754|num=128}}{{tab}}— Nie wiesz, mój ojcze, czy nasza kuzynka będzie mogła nam towarzyszyć... czy jej co w Paryżu nie zatrzyma?<br> {{tab}}— Cóżby ją mogło zatrzymać! nabożeństwa?... Ależ w Malnoue mamy kościół, śliczna droga do niego prowadzi. Zresztą Malnoue leży tak blisko Paryża, iż moja siostrzenica będzie mogła odbywać tę krótką podróż, ile razy się jej podoba.<br> {{tab}}— Będę wam towarzyszyła, mój wuju — pośpieszyła odpowiedzieć siostra Marya — za nic w świecie nie odstąpiłabym mojej kuzynki nieco jeszcze słabej.<br> {{tab}}— Brawo! — zawołał bankier: — pozostaje nam więc tylko wyjechać, co uczynimy pojutrze bez opóźnienia.<br> {{tab}}Aniela się uśmiechnęła. Myślała sobie:<br> {{tab}}— A! przynajmniej na jakiś czas pozbędę się widoku tego Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Arnold zaś odgadywał:<br> {{tab}}— Zakonnica niewątpliwie zobaczy się jutro z Misticotem i będzie z nim miała naradę: Trilby wszelako, przez Scotta powiadomiony, będzie się miał na baczności.<br> {{tab}}— Tak więc wszystko załatwonem zostało i przez czas obiadu nie mówiono już więcej o podróży.<br> {{tab}}O dziewiątej siostra Marya odprowadziła pannę Verrière do jej pokoju, ponieważ doktór nakazał, ażeby chora wcześnie udawała się na spoczynek.<br> {{tab}}— Ach! ta wizyta doktora była dla nas fatalną... — rzekła Aniela do swej kuzynki. — Przyśpiesza ona wyjazd, który właśnie opóźnić należało.<br> {{tab}}— Przedewszystkiem zdrowie... ukochane dziecię! — odpowiedziała siostra Marya.<br> {{tab}}— W jaki więc sposób będziesz się mogła widywać z tym młodym chłopcem, który tak wiernie nam służy?<br> {{tab}}— Będzie to mniej dogodnem, lecz da się zrobić w każdym razie. Zamiast w Paryżu, na wsi widywać się z nim będę.<br> {{tab}}— Uprzedzisz go więc o tem, co zaszło?<br> {{tab}}— Tak... w dniu jutrzejszym.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/755|num=129}}{{tab}}— Lecz jakież środki ostrożności przedsięweźmiesz w Malnoue, by nie zwrócić uwagi służących na porozumiewanie się z Misticotem.<br> {{tab}}— Nic jeszcze nie wiem... pomyślę nad tem... noc dobrą radę przynosi.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXIV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— A więc, droga kuzynko — zaczęła Aniela po chwili milczenia — skoro znalazłaś sposób na pogodzenie tej sytuacyi, wyznam ci szczerze, iż rada jestem bardzo temu wyjazdowi. Zdaje mi się, tam swobodniej o nim myśleć będę, a co więcej, nie będę miała codzień przed oczyma tego naszego wspólnego wroga.<br> {{tab}}— Oby tylko mój wuj nie powziął myśli zaproszenia do Malnoue pana Desvignes — szepnęła siostra Marya — lub aby on się tamże sam nie zaprosił...<br> {{tab}}— Och! nie mów tego... — zawołała panna Verrière, bledniejąc. — Gdyby nastąpiło coś podobnego, to zamiast ozdrowieć, powtórniebym zachorowała. Dla odsunięcia się to od niego pragnę wyjechać z Paryża. Gdyby on przybył do Malnoue, rozpaczby mnie ogarnęła... sądziłabym, że Bóg mnie opuścił!...<br> {{tab}}— Nie trwóżmy się przedwcześnie... pamiętaj jednak, że na wszystko przygotować się trzeba — odpowiedziała zakonnica. — Przypuściwszy, iż pan Desvignes nie zamieszka na wsi u twego ojca, co mam nadzieję, spodziewać się jednak potrzeba, iż w każdą niedzielę, będziemy miały jego odwiedziny. Jak myśleć, ażeby z tego nie korzystał, skoro cię kocha i pragnie cię zaślubić...<br> {{tab}}— A! niech przeklętą będzie ta miłość! Dlaczego mi o niej mówisz? — zawołała z uniesieniem Aniela. — Od kilku dni zdawało mi się, jakoby ten człowiek zaniechał swoich proje- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/756|num=130}}któw i gróźb swoich. Poczynałam wierzyć, iż zniechęcony moim oporem, zaprzestał myśleć już o mnie.<br> {{tab}}— Źle sądzisz... jego pozorna obojętność mocniej mnie zatrważa nad jego miłosne uniesienia. Zresztą, odsuńmy obawy... Nie opuszczę cię... Będę czuwała nad tobą, a Bóg użyczy nam Swojej opieki.<br> {{tab}}Pozostawiwszy chwilowo obie kuzynki, wróćmy do Pawła Béraud, Eugeniusza Loiseau i Will Scotta, który przedstawił się swym nowym przyjaciołom pod nazwą „burgundczyka.“<br> {{tab}}Wszyscy trzej zajęli oddzielny gabinet w restauracyi Vachetta, a wypróżnione butelki, stojące gromadnie na stole, przekonywały, iż obiad obficie skraplany był winem. Loiseau, niewytrzeźwiony jeszcze zupełnie z poprzedniej pohulanki, wprędce się upoił.<br> {{tab}}Béraud, pragnąc się oszołomić, pił również nad miarę. Obdarzony jednak silnym temperamentem, nie upił się zwierzęco, zupełnie, ale jak nazywają w gminnym języku, „podciął się tylko,“ był w złotem humorze.<br> {{tab}}Do tego to właśnie chciał doprowadzić ów burgundczyk, a raczej Will Scott, który przy całej przytomności umysłu, udawał z wysokim talentem pijanego, na którą to komedyę pozwolił się schwytać Béraud.<br> {{tab}}Loiseau, wpół leżąc na stole, podtrzymywał głowę rękoma, wchłaniając w siebie wino, jak w beczkę.<br> {{tab}}Béraud wraz z burgundczykiem zaczęli trzecią butelkę szampana, prowadząc dalej rozpoczętą rozmowę.<br> {{tab}}— Tak więc... — mówił Will Scott do Pawła — pozbyłeś się nareszcie swej kuli, zwinąłeś swój bazar i otóż jesteś wolny, jak wróbel na dachu Palais-Royal.<br> {{tab}}— To... to... jak wróbel!... — rzekł Béraud, któremu język z trudnością się obracał, a oczy mgłą zachodziły.<br> {{tab}}— A gdzież się osiedliła ta twoja quasi małżonka ze swem pisklęciem?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/757|num=131}}{{tab}}— Nie wiem, lecz wkrótce będę się starał powiadomić o tem. To jest najlepszem, że Joanna nic nie wie, ani gdzie mieszkam, ani gdzie urzęduję. Doskonalem się urządził!<br> {{tab}}— O! mądrym jesteś, jak widzę... — rzekł Scott. — Wiem ja, dlaczego tak wprędce pozbyłeś się swej kuli.<br> {{tab}}— Jeżeli wiesz, powiedz dlaczego?<br> {{tab}}— Otóż dlatego, że inną sobie zawróciłeś głowę, z którą radbyś był prowadzić gospodarstwo... No! mów... nieprawda?<br> {{tab}}Pomimo pijaństwa, Béraud roześmiał się z zadowoleniem.<br> {{tab}}— No... no... — wyjąknął — być może... Lecz mówisz o tem na chybił trafił, próbujesz, by mnie wyciągnąć na słowo... Ale tej drugiej ty nie znasz.<br> {{tab}}— Chcesz, ażebym ci ją wymienił?<br> {{tab}}— Napróżno... nie zgadniesz...<br> {{tab}}— Nie zgadnę?<br> {{tab}}— A więc o butelkę szampana... natychmiast jej nazwisko wymienię...<br> {{tab}}— Trzymam... o butelkę szampana.<br> {{tab}}— Jest to Wiktoryna Loiseou, z domu Béraud! — zawołał Will Scott, podnosząc głos.<br> {{tab}}— Czyś ty oszalał? Milcz! — krzyknął Paweł, wskazując na chrapiącego przy stole Eugeniusza.<br> {{tab}}— Nie obawiaj się... — odrzekł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} — wszak on śpi jak zabity. Jest to skończone głupie bydlę, zdmuchniesz mu żonę z przed nosa, ani się spostrzeże... Zresztą, znają i ludzie historyę Wiktoryny...<br> {{tab}}— Co... jaką historyę? — pytał Béraud, któremu w głowie kręcić się poczynało.<br> {{tab}}— Wszak przed swem zamążpójściem miała ona kochanka, studenta medycyny, za którym, mówią, szalała. Jak to, ty o tem nic nie wiesz?<br> {{tab}}— Przeciwnie, wiem wszystko.<br> {{tab}}— A zatem, jeśli się wie coś podobnego, korzystać z tego należy. Najłatwiejby ci było tem usidlić tę kobietę, mój stary.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/758|num=132}}{{tab}}— Usidlić... kiedy ona mnie nienawidzi...<br> {{tab}}— Jakto... nie jest ci życzliwą?<br> {{tab}}— Nie, wcale...<br> {{tab}}— Boś jej nie powiedział, że wiesz o tej całej historyi.<br> {{tab}}— Przeciwnie... powiedziałem jej o tem...<br> {{tab}}— I cóż?<br> {{tab}}— Ha! nic.<br> {{tab}}— A zatem wiesz, co jabym uczynił, będąc w twojem miejscu, a ten sposób udałby się napewno?<br> {{tab}}— No!... cóżbyś uczynił?<br> {{tab}}— Pokierowałbym wszystko tak, aby Loiseau porzucił swą żonę. Z nim najłatwiejsza sprawa... Jest to nałogowy pijak, jak widzisz. Częstuj go bezustannie przez kilka dni winem, a nie wróci wcale do domu. Nastąpią wtedy krzyki, łzy spazmy i rozpacz ze strony małżonki. Będzie szukała wszędzie swego gagatka i nie odnajdzie go.<br> {{tab}}— Cóż potem?<br> {{tab}}— Potem... odnajmuje się pokój od przyjaciela, lecz pokój pięknie z gustem umeblowany, w jakiem odosobnionem miejscu, gdzieś po za miastem, w ustroni... Znajdzie się zawsze przyjaciel, który ci taki pokój odnajmie, ofiaruje się go więc niby na czas pewien owej nieszczęśliwej, pozostawionej bez schronienia...<br> {{tab}}Tu Wili Scott napełnił szampanem kieliszek Pawła Béraud.<br> {{tab}}Paweł jednym tchem go wychylił. Usta mu drżały, spojrzenie ogniem płonęło, oddech świszczący wydobywał się z gardła, jak z kowalskiego miecha.<br> {{tab}}— Tak... tak! — wyjąknął; — otóż czego mi właśnie potrzeba.<br> {{tab}}— Chcesz więc mój projekt w czyn wprowadzić? — pytał mniemany {{Korekta|burgundczyk|Burgundczyk}}.<br> {{tab}}— Chcę... bezwątpienia.<br> {{tab}}— Pozwól więc mnie działać.<br> {{tab}}— Tobie?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/759|num=133}}{{tab}}— Tak... mnie. Zaufaj mi w zupełności. Obowiązuję się wyszukać dla Wiktoryny przyzwoite schronienie, a zobaczysz, iż skoro się znajdzie w odosobnieniu, sam na sam z tobą, nie widując nikogo, zniknie jej wstręt, jaki uczuwa do ciebie.<br> {{tab}}— Lecz czyżbyś ty to potrafił uczynić? — zawołał Béraud, chwytając obie ręce {{Korekta|irlandczyka|Irlandczyka}} i ściskając je w swoich.<br> {{tab}}— Uczynię to, jako twój przyjaciel, prawdziwy przyjaciel, ażeby cię przekonać, że nim jestem.<br> {{tab}}— Kiedyż to zrobisz?<br> {{tab}}— Nie w jednej chwili, do czarta! Najprzód potrzeba wynaleźć dom, w nim przyzwoite mieszkanie i upatrzeć stosowny czas ku wykonaniu naszego planu. Bądź jednak spokojnym, długo czekać nie będziesz. Główna rzecz, ażeby Wiktorynę uwolnić z jej węzłów małżeńskich. To już nasza sprawa... To zwierzę... — dodał, wskazując na śpiącego Eugeniusza Loiseau, to zwierzę nie wróciło do domu Ubiegłej nocy i dziś nie powróci.<br> {{tab}}— Gdzież go zaprowadzimy?<br> {{tab}}— Do pierwszego lepszego hotelu, gdzie go położymy na łóżku, pozwalając mu spać do rana. Jutro, skoro dzień błyśnie, wyrzucą go ztamtąd, pójdzie na ulicę de Fleurus, gdzie Wiktorynie wymierzy jeszcze silniejsze, niż dziś, uderzenia. Potem przyjdzie do nas i znów mu ucztę wyprawimy. Ale... pamiętaj, że przegrałeś butelkę szampana.<br> {{tab}}— Każ ją podać.<br> {{tab}}— Nie, niechaj ona pozostanie do jutrzejszego śniadania. Będziemy mieli z sobą rachunek. A teraz zapłać, co się należy za dzisiejszy poczęstunek, ponieważ ty nas dziś ugaszczasz, i idźmy spać, umieściwszy wprzód Eugeniusza na noclegu.<br> {{tab}}— Ależ sami nie poradzimy z nim sobie — rzekł Béraud, czując się niezbyt silnym na nogach.<br> {{tab}}— Gdzież mieszkasz?<br> {{tab}}— No! tobie to mogę powiedzieć... Przy ulicy de Buci, w hotelu Prowanckim.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/760|num=134}}{{tab}}— O kilka kroków ztąd... Fiakr nas tam zawiezie. W tym samym hotelu ułóż to zwierzę na łóżku, a jutro rano przyjdę was obudzić na śniadanie.<br> {{tab}}Béraud zgodził się na tę propozycyę; rozkazali więc posługującemu podać rachunek i przywołać fiakra.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Podczas gdy Béraud płacił w restauracyjnym gabinecie, Will Scott potrząsnął silnie Eugeniuszem Loiseau, który po kilku minutach wstał na nogi i dla wybicia, jak mówił, klina klinem, wypił resztę szampana, znajdującą się w butelce.<br> {{tab}}— Gdzie idziemy? — zapytał przytłumionym głosem.<br> {{tab}}— Spać... spać, mój chłopcze — odrzekł Will Scott.<br> {{tab}}— Ja nie chcę wracać do domu... — zaprotestował Loiseau.<br> {{tab}}— Nie obawiaj się — rzekł Béraud; — nie zaprowadzimy cię tam. Będziesz spał u mnie w hotelu.<br> {{tab}}— To dobrze.<br> {{tab}}{{Korekta|— Fiakr|Fiakr}} czekał przed restauracyą.<br> {{tab}}Dopomożono zejść introligatorowi i umieszczono go w powozie, gdzie Béraud siadł obok niego.<br> {{tab}}— Do jutra, moi chłopcy... śpijcie spokojnie — wyrzekł mniemany {{Korekta|burgundczyk|Burgundczyk}}. — Na ulicę de Buci, do Prowanckiego hotelu! — zawołał na woźnicę, poczem odszedł, udając chwiejącego się na nogach.<br> {{tab}}Uszedłszy kilkanaście kroków, wyprostował się nagle, a wybuchając śmiechem, szedł na bulwar Szpitala. {{kropki-hr}} {{tab}}Czytelnicy pamiętają zapewne agenta policyi, Flogny, przezwanego „Zapałką,“ który wprowadził do gabinetu swego {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/761|num=135}}naczelnika Piotra Béraud, gałganiarza, przybywającego po objaśnienia względem tajemniczego zniknięcia Edmunda Béraud z ''Indyjskiego hotelu''.<br> {{tab}}Flogny od dnia tego obowiązanym Był prowadzić potajemnie śledztwo, względem, wszystkich członków rodziny kupca dyamentów, których adresa podał Piotr Béraud.<br> {{tab}}Ów agent ufał w swoje zdolności policyjne, a mimo, iż żadne światełko nie prowadziło go na ślady zniknionego Edmunda {{Korekta|Béraut|Béraud}}, nie tracił nadziei, iż swoich poszukiwaniach otrzyma skutek pożądany.<br> {{tab}}Notatki, nadesłane z Kalkuty, nie oświeciły w niczem sprawiedliwości.<br> {{tab}}Sędzia śledczy, któremu powierzono tę sprawę, chciał ją już złożyć do akt, co się równa wiecznemu pogrzebaniu, gdy naczelnik policyi, oznajmiwszy mu o bytności gałganiarza, prosił ażeby był jeszcze cierpliwym.<br> {{tab}}Sędzia więc czekał.<br> {{tab}}Flogny zabrał się do dzieła, prowadząc je sam tylko wbrew zwyczajowi, ponieważ w sprawach tego rodzaju zwykle dwaj agenci planowali wspólnie, ażeby w razie wypadku bronić się w potrzebie i czuwać wzajem nad sobą.<br> {{tab}}Pierwsze kroki uczynił Flogny w celu poznania licznych krewnych znikłego milionera.<br> {{tab}}Chodziło mu o odkrycie rzeczywistego stanowiska, jakie każdy z nich zajmował, o kontrolowanie ich sposobu życia, oraz stwierdzenie, czy nie można było którego z nich podejrzewać o spełnienie zbrodni na Edmundzie Béraud.<br> {{tab}}Kilka dni czasu wystarczyły mu na przekonanie się o stanie pieniężnym i moralnym całej tej rodziny.<br> {{tab}}Niektórzy z nich walczyli z trudnościami życia, inni znajdowali się w ciężkiej nędzy.<br> {{tab}}La Fougère, dyrektor teatru Fantazyj, odebrał sobie życie dla braku pieniędzy, bankier Verrière musiał przybrać wspólnika dla uniknienia upadłości.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/762|num=136}}{{tab}}Tym sposobem wszelkie podejrzenia, wymierzone przeciw któremu z członków rodziny, okazały się bezzasadnemi. Jasno się to w oczy rzucało agentowi, który przyszedłszy do naczelnika, zaczął za jego upoważnieniem objawiać swoje zapatrywania na tę sprawę.<br> {{tab}}— Tak pan naczelnik, jak ja — mówił Flogny — jesteśmy przekonanymi, nieprawdaż, że Edmund Béraud nie żyje?<br> {{tab}}Zapytany poruszył głową twierdząco.<br> {{tab}}— Jak również mamy to przekonanie — mówił agent dalej — że zbrodnia spełnioną została, ponieważ mordercy spodziewali się znaleźć przy swej ofierze czek, przedstawiający milionowy majątek.<br> {{tab}}— To nie ulega zaprzeczeniu.<br> {{tab}}— A zatem ludzie, którzy przygotowali ów cios i zabili człowieka, nie odniósłszy korzyści z popełnionej zbrodni, musieli wiedzieć o istnieniu czeku, jakoteż zarazem o kolosalnej cyfrze tegoż.<br> {{tab}}— Napewno.<br> {{tab}}— Wypływa ztąd, iż musieli mieszkać w Kalkucie, tak, jak mieszkał tam Edmund Béraud... Musieli być wtajemniczonymi w jego interesa i zamiary. Skoro kupiec dyamentów wyjechał do Francyi, oni za nim jechali.<br> {{tab}}— Tu różnimy się w zapatrywaniach — przerwał naczelnik policyi.<br> {{tab}}— Pozwolisz pan zapytać, na jakim punkcie?<br> {{tab}}— Według mego zdania, główny kierownik tej sprawy, pozostawszy w Kalkucie, wysłał do Paryża objaśnienia, na mocy których przed przybyciem Edmunda Béraud ułożono dramat, którego pierwszy akt rozegrał się w hotelu Indyjskim.<br> {{tab}}— To być może... jest nawet prawdopodobnem. Przypuśćmy, że mordercy mieszkali w Paryżu, lub też kilkoma dniami wyprzedzili kupca dyamentów, nie wpływa to na zmianę moich zapatrywań. Jakiś człowiek przybył na ulicę Jou- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/763|num=137}}bert dla przyaresztowania milionera... przedstawił się jako komisarz do spraw sądowych, był przepasany szarfą.<br> {{tab}}— Wszystkie te szczegóły są stwierdzone śledztwem.<br> {{tab}}— A więc tej szarfy ów mniemany komisarz sam sobie nie zrobił, ale ją kupił. W Paryżu szarfy i inne tym podobne oznaki służbowe sprzedają w specyalnych magazynach. Czy śledztwo w tym względzie wyprowadzonem zostało?<br> {{tab}}— Nie... i przyznaję, iż to fatalne z naszej strony zapomnienie.<br> {{tab}}— Zapomnienie to ja będę się starał wynagrodzić, panie naczelniku — rzekł Flogny — a może odnajdę w Palais-Boyal śród owego podrobionego komisarza. Byłby to punkt główny.<br> {{tab}}Naczelnik skinął głową na znak przyzwolenia.<br> {{tab}}— Ale to jeszcze nie wszystko... — ciągnął agent dalej. — Edmund Béraud przyjechał powozem do hotelu. Poszukiwania, rozpoczęte dla odnalezienia woźnicy, który go przywiózł ze stacyi Lyońskiej drogi żelaznej na ulicę Joubert, nie zostały do końca doprowadzonemi? Uważano je zapewne za mało znaczące?<br> {{tab}}— Bo i w rzeczy samej, w czem one mogły nam być pożyteczne?<br> {{tab}}— Może w niczem... a może i w wielu. Pozwoli mi pan naczelnik rozpocząć owe poszukiwania na nowo?<br> {{tab}}— Jakto... będziesz więc badał wszystkich woźniców całego Paryża?<br> {{tab}}— Dlaczego nie?<br> {{tab}}— Ha! uczyń to... nie wróżę jednak nic dobrego z tych poszukiwań. Przywiózłszy podróżnego do hotelu, woźnica odjechał; o niczem więc wiedzieć nie może. To jasno przed oczy się stawia.<br> {{tab}}— Pozornie... przyznaję, lecz ileż razy traf staje się współpracownikiem policyi? Rachujmy na ów traf... Ach! gdyby on mi pozwolił odnaleść fiakra, który służył do porwania Edmunda Béraud!..<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/764|num=138}}{{tab}}— Mój ty poczciwy Flogny, żądasz niepodobieństwa.<br> {{tab}}— Panie naczelniku policyi... otóż wyraz, który nie jest bynajmniej francuzkim... Trudności mnie zapalają, a niepodobieństwa mnie kuszą!<br> {{tab}}— Tak... oddaję ci sprawiedliwość... Jesteś nader zręcznym... Masz dobry węch... Źle jednak sądzisz mniemając, iż mordercy pozostawiliby coś, coby mogło na ślad ich zbrodni naprowadzić.<br> {{tab}}— Nie łatwa to rzecz dać zniknąć powozowi...<br> {{tab}}— E! co do tego, wystarczy go tylko przemalować...<br> {{tab}}— To prawda... lecz dobre oskrobanie wystarczy aby przywrócić mu dawną barwę. Przy cierpliwości można odkryć wszystko panie naczelniku... Otóż nie zbraknie mi tej cierpliwości...<br> {{tab}}— Nie spodziewam ja się byś mógł osiągnąć rezultaty pożądane, zostawiam ci jednak wolne pole do działania. Będziesz miał bezwątpienia przy tem wydatki... Oto pieniądze... złożysz mi z nich później rachunek.<br> {{tab}}— Dzisiaj... natychmiast rozpoczynam moje poszukiwania... — rzekł Flogny.<br> {{tab}}Rozmowa, jaką przytoczyliśmy, między agentem i naczelnikiem policyi, miała miejsce w przed dzień bytności Misticota u Agostiniego.<br> {{tab}}Flogny, przywdziawszy ubiór mieszczanina, nie mając nic w całem swem zachowaniu się coby mogło w nim zdradzić policyanta, udał się wprost z prefektury do Palais-Royal aby dowiedzieć się co rychlej, kto sprzedał szarfę owemu podrobionemu komisarzowi. Wszedł do jednego ze składów dekoracyi i oznak służbowych, tak cywilnych, jak i wojskowych, w którego oszklonej wystawie bogato porozkładanemi one były.<br> {{tab}}Ukazawszy kartę inspektora, stawił pytania, na które odpowiedziano mu rozłożeniem wielkiej księgi handlowej oraz bieżącego skorowidza sprzedaży. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/765|num=139}}{{tab}}Ze ścisłego przeglądu tychże wykazało się, że żadna szarfa komisarza nie została sprzedaną w tem sklepie w ciągu miesiąca przed spełnieniem dramatu na ulicy Joubert.<br> {{tab}}Flogny udał się następnie do drugiego i trzeciego sklepu, wszak również i tu bez skutku.<br> {{tab}}Nie zniechęcony tem, wszedł do czwartego, gdzie znowu przedstawiwszy swą kartę, rzekł do kobiety siedzącej za kontuarem:<br> {{tab}}— Pani zapewne słyszałaś o tajemniczej zbrodni spełnionej na ulicy Joubert?<br> {{tab}}— O podróżnym, uwiezionym przez przebranego komisarza, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Tak właśnie. Owóż ów człowiek, przebrany za komisarza, miał na sobie szarfę trójkolorową, jako oznakę nadającą {{Korekta|ma|mu}} prawo do pełnienia przynależnych czynności, chciałbym więc wiedzieć czyli ta szarfa nie była wypadkiem u pani kupioną?<br> {{tab}}— A w jaki sposób pan dowiesz się o tem?<br> {{tab}}— Porównywając datę sprzedaży z datą spełnienia zbrodni.<br> {{tab}}— Kiedyż ta zbrodnia spełnioną została?<br> {{tab}}— W dniu 16-tym zeszłego miesiąca.<br> {{tab}}— Zaraz zobaczę w skorowidzu bieżącej sprzedaży.<br> {{tab}}Tu otworzyła rejestr, przeglądając takowy.<br> {{tab}}— Ach! — zawołała nagle — może to będzie... to właśnie!..<br> {{tab}}Flogny zadrżał.<br> {{tab}}— Na dwa dni przedtem — zawołał. — Sprzedaną więc tu została szarfa w dniu czternastym?<br> {{tab}}— Czytaj pan... Ja sama ją to sprzedałam. Zapisano:<br> {{tab}}''Szarfa trójkolorowa dla komisarza policyi... 28 franków''.<br> {{tab}}— Nazwisko kupującego?<br> {{tab}}— Sprzedałam ją bez zapisania nazwiska.<br><br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/766|num=140}}{{c|'''XXVI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Ale dlaczego... — rzekł agent — zapisałaś pani: dla komisarza policyi? Wszakże merowie i adjunkci noszą zupełnie podobne do tych, jakich używają komisarze?<br> {{tab}}— To prawda... — odpowiedziała kupcowa; — nakreśliłam na prędce w skorowidzu podane mi wyrazy przez kupującego.<br> {{tab}}— Pomiędzy datą 14-go a 16-go zeszłego miesiąca, czy pani sprzedawałaś komu inne szarfy?<br> {{tab}}— Nie panie... — odpowiedziała kobieta po sprawdzeniu rejestru.<br> {{tab}}— A na kilka dni przedtem?<br> {{tab}}— Również szarf nie sprzedawałam.<br> {{tab}}— Zachowałażeś pani w pamięci postać kupującego?<br> {{tab}}— Pamiętam go doskonale jak dziś, mimo, że dwa miesiące upłynęły od tej sprzedaży... a pamiętam z przyczyny pewnego drobnego szczegółu...<br> {{tab}}— Jakiż to szczegół? — pytał Flogny z nietajonem zadowoleniem.<br> {{tab}}— Ów kupujący szarfę kłopotał się niewiedząc w jaki ją sposób związać, z której strony końce spuścić należy z prawej, czy z lewej? Otóż by go nauczyć, sama ją na nim przewiązałam, poczem ułożywszy ją zawinęłam w paczkę, którą zabrał z sobą.<br> {{tab}}— Skoro tak — rzekł agent, dobywając notatnik i przygotowując się do zapisywania — może mi pani zechcesz podać rysopis wspomnianej osobistości...<br> {{tab}}— Chętnie... Zdaje mi się, iż go widzę przed sobą.<br> {{tab}}— Jak więc wyglądał?<br> {{tab}}— Był to mężczyzna wysokiego wzrostu, kształtnie zbudowany, ciemnej cery twarzy, z czarnemi oczyma i brodą starannie wygolona.<br> {{tab}}— W jakim wieku?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/767|num=141}}{{tab}}— Mógł mieć około dwudziestu ośmiu lat najwyżej.<br> {{tab}}— Ubiór?<br> {{tab}}— Ubrany był nader elegancko. lecz skromnie.<br> {{tab}}— Zdawał się być francuzem?<br> {{tab}}— Mówił biegle po francuzku, lecz z lekkim angielskim akcentem, tak mi się przynajmniej zdawało.<br> {{tab}}— Zatem cudzoziemiec... — wymruknął Flogny — byłem tego pewny... Ach! ów nabywca tej szarfy jest właśnie człowiekiem, który uplanował i wykonał zbrodnię. Podany jednak przez panią rysopis może się nadać dla pięćdziesięciu na sto osób... Żadne; szczegółowej wskazówki oprócz angielskiego akcentu... żadnego nazwiska... a to rzecz tak ważna!..<br> {{tab}}— Mogłam jedynie powiedzieć panu to, o czem wiedziałam.<br> {{tab}}— Dziękuję pani najuprzejmiej... Zanotowałem wszystko szczegółowo. Do mnie należą dalsze poszukiwania.<br> {{tab}}Tu Flogny wyszedłszy na ulicę rozmyślać począł nad szczupłemi wskazówkami jakie otrzymał.<br> {{tab}}— Ów przebrany komisarz — myślał sobie idąc — który się przedstawił w ''Indyjskim hotelu'', mówił, jak mnie tam objaśniono, najczystszą francuzczyzną, bez żadnego obcego akcentu; nie on więc kupował tę szarfę, ale któryś z towarzyszących mu wspólników, jeden przebrany za policyjnego agenta, siedzący w powozie, drugi na koźle jako woźnica... Będę miał sprawę z nader zręcznymi łotrami! Każdy inny zniechęciłby się, lecz nie ja! Muszę wpaść na ich ślady. Gdyby umknęli z Francyi, pójdę ich śledzić na obczyźnie. Zresztą nie wszyscy trzej może uciekli z Paryża... może pozostał z nich który... Tego to zatem będę się starał odnaleść... Przedewszystkiem teraz trzeba mi odszukać woźnicę, który wiózł Edmunda Béraud ze stacyi Lyonskiej drogi żelaznej do ''Indyjskiego hotelu''. A odnaleść go muszę... chybabym nie nazywał się Flogny’m. Potrzebuję schwytać morderców, albo im oddać mą skórę.<br> {{tab}}Flogny zamieszkiwał przy ulicy François-Miron.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/768|num=142}}{{tab}}Wróciwszy do domu, wziął konotatnik w jakim oddawna zapisywał sobie numera wszystkich fiakrów Paryża z nazwiskami ich właścicieli, adresami stajen i remiz i zaczął uważnie przeglądać ów spis, jaki mu służył pożytecznie w niejednej okoliczności.<br> {{tab}}Wziąwszy ów kajet, udał się z nim na stacyę powozów przy Lyońskiej ulicy, w pobliżu więzienia Mazas, gdzie wszedł do biura miejskiej straży pokoju, by stamtąd wynotować numera stających tu fiakrów.<br> {{tab}}Dozwoliwszy poznać się w tem biurze, zażądał rejestrów odnoszących się do dnia przybycia Edmunda Béraud, które to księgi natychmiast mu udzielonemi zostały. Następnie poszedłszy do domu Rotszylda powiadomił się tamże, iż Edmund Béraud przybył pociągiem południowym.<br> {{tab}}Obecnie pozostawało mu wypisać sobie numera fiakrów, stających na Lyońskiej ulicy pomiędzy godzinami dziesiątą a dwunastą w południe dla zabielania podróżnych ze stacyi.<br> {{tab}}Lista tych numerów była dość długą, mimo to, z całą ścisłością postanowił skopjować ją Flogny i poszedł do pobliskiej kawiarni ażeby tam kończyć robotę klassyfikacyj numerów, co ułatwiał mu jego własny konotatnik, zawierający nazwiska Stowarzyszeń wynajmów powozów, a oraz i pojedynczych ich właścicieli.<br> {{tab}}Parę tuzinów fiakrów należało do Miejskiego Stowarzyszenia, kilkadziesiąt do Jeneralnej Kompanii, dzielącej się na wiele oddziałów. Reszta była własnością pojedynczych osób.<br> {{tab}}Przy klassyfikacyi numerów, zwrócił jego uwagę ''Fiakr nr. 13'', należący do Loriot’a, zamieszkałego w Batignolles, przy ulicy des Moines.<br> {{tab}}— Otóż — zawołał — i ojciec Loriot, dawna nasza znajomość... Jest to lis stary... lecz przytem bardzo uczciwy człowiek... Zna on tak dobrze jak my różne haczyki i wędki naszego rzemiosła. Muszę ja z nim pogadać... Fiakr nr. 13.<br> {{tab}}— To mi przypomina pewien szczegół rzucony mimochodem przez kasjerkę w ''Indyjskim hotelu'', odnoszący się do Ed- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/769|num=143}}munda Béraud. Rozgniewał się gdy mu dawano apartament noszący ten numer. Był pewien, że to mu sprowadzi nieszczęście.<br> {{tab}}Włożywszy notatki do kieszeni, Flogny, z powodu nader spóźnionej pory, nie mogąc już dnia tego prowadzić dalszych poszukiwań, zjadł obiad z pośpiechem i udał się na spoczynek. Nazajutrz zaś rano, wstawszy równo ze świtem wytknął sobie drogowskaz. Kolejno, lecz bezskutecznie zwiedził kilka zakładów, wynajmujących powozy w La Chapelle, Montmartre, na {{Korekta|bulwarye|bulwarze}} La Villette, przeszedł na stronę Batignolles, a około południa czując głód wielki i znużenie, zatrzymał się przed rodzajem baraku zbudowanego na gruntach miasta, a noszącego na szyldzie ów napis ponury dla wzbudzenia ciekawości głupiego ciemnego gminu: {{c|„SZYNKOWNIA GALERNIKÓW.“}} {{tab}}Flogny znał dobrze zakład ten, obsługiwany przez chłopców w ubiorach skazańców, w zielonych i czerwonych czapkach, ciągnących za sobą wydrążoną kulę w jakiej znajdowała się gąbka do ścierania stołów.<br> {{tab}}Z wnętrza tego baraku wybiegały śmiechy szalone.<br> {{tab}}Flogny ciekawy z natury, wszedł tam.<br> {{tab}}Wielka sala przepełnioną była przybyłemi, którzy ściśnionem kołem otaczali klowna w jego trądycyonalnym kostjumie, zanosząc się od śmiechu z błazeńskich gestów i skoków niebezpiecznych hecarza.<br> {{tab}}W białych trykotach, zasianych srebrnemi kropkami, krótkim jaskrawej barwy kaftaniku i rudo-płomienistej peruce wdzianej na ubieloną mąką głowę, wyglądał jak Pierrot klasyczny. Nos przyprawiony w kształcie orlego dzioba, nadawał jego twarzy podobieństwo do tegoż drapieżnego ptaka.<br> {{tab}}Naśladując krzyk pawia, klown na kawałku wolnej przestrzeni w pośrodku sali wywracał koziołki do zawrotu głowy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/770|num=144}}{{tab}}Młoda kobieta około lat dwudziestu mieć mogąca, blada, wychudła, w starym wybladłym kostjumie, z drewnianą miseczką w ręku, obchodziła stoły wołając:<br> {{tab}}— Ach! dajcie nam... dajcie co łaska!<br> {{tab}}— Aoh! yes... yes... — powtarzał klown, wywracając łamańce. — Aoh! yes... dajcie nam mylordy... dżentelmeny... Dajcie nam coś na obiad!<br> {{tab}}Drobna moneta spadała w miseczkę drewnianą.<br> {{tab}}— Anglicy... — pomyślał Flogny; — powinniby mieć na to udzielone specyalne pozwolenie... kto wie czy oni...<br> {{tab}}Tu nie skończywszy zdania w myśli rozpoczętego, kazał sobie podać kufel piwa, przypatrując się skokom klowna.<br> {{tab}}Ćwiczenia się wreszcie ukończyły, a ów mężczyzna, zebrawszy do kieszeni monetę z miseczki, ukłonił się kładąc rękę na sercu, zarzucił na siebie okrycie, widział czarny kapelusz, podczas gdy kobieta owinęła się szalem wełnianym i wyszli oboje z szynkowni.<br> {{tab}}Flogny szedł za niemi.<br> {{tab}}Przeszedłszy w poprzek gościniec, dostali się na chodnik biegnący po drugiej stronie bulwaru, gdzie przystanąwszy rozmawiać z sobą cicho zaczęli.<br> {{tab}}Nagle idący poza niemi Flogny stanął tuż przy nich wołając:<br> {{tab}}— Macie pozwolenie?<br> {{tab}}Klown obróciwszy się spokojnie odrzekł:<br> {{tab}}— Dlaczego i zkąd zapytujesz nas o to?<br> {{tab}}— Ponieważ jest to mym obowiązkiem. Macie przed sobą agenta policyjnego.<br> {{tab}}— Masz swoją kartę? — zapytał Anglik.<br> {{tab}}— Oto jest. Tu Flogny ukazał kartę inspektora.<br> {{tab}}Klown z zagadkowym uśmiechem sięgnął do kieszeni swego okrycia, a wydobywszy pugilares, wyjął z takowego arkusz papieru we czworo złożony i podał go agentowi.<br> {{tab}}Flogny czytał co następuje:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/771|num=145}}{{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}„Rozkazujemy niniejszem wszystkim agentom bezpieczeństwa publicznego dozwolić na wolne przedstawienia tak zwanemu Janowi Breed, poddanemu angielskiemu i towarzyszącej mu jego żonie, a wrazie potrzeby użyczyć im pomocy.“}} {{tab}}Następował podpis naczelnika policyi i pieczęć prefektury.<br> {{tab}}Flogny spojrzał badawczo na klowna, który uśmiechnął się w milczeniu.<br> {{tab}}— Kolego, bracie... — rzekł, zacinając z angielska — podaj mi rękę.<br> {{tab}}Uścisnęli sobie ręce nawzajem.<br> {{tab}}— Przyjemnie mi spotkać się z wami... — rzekł Flogny.<br> {{tab}}— Yoo...<br> {{tab}}— Jedliście śniadanie?<br> {{tab}}— Nie jeszcze.<br> {{tab}}— To może przyjmiecie moje zaproszenie?<br> {{tab}}— Yes...<br> {{tab}}— Przy śniadaniu pogawędzimy...<br> {{tab}}— Yes...<br> {{tab}}— Zechcecież odpowiadać na moje pytania?<br> {{tab}}— Aoh... yes...<br> {{tab}}— Pójdźcie więc ze mną... zaprowadzę was w miejsce, gdzie będziemy mogli swobodnie porozmawiać.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXVII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Aoh! yes... — powtórzył anglik — zgadzam się chętnie, lecz pozwólże sobie przedstawić mistress Breed, moją małżonkę... Pochodzi ona również z okręgu brytańskiego bezpieczeństwa publicznego, Scotland-Yard.<br> {{tab}}Tu wskazał na towarzyszącą sobie kobietę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/772|num=146}}{{tab}}— Składam pani moje uszanowanie... — rzekł Flogny z galanteryą — przy śniadaniu bliżej się zapoznamy.<br> {{tab}}Wszyscy troje zwrócili się ku małej restauracyi na przedmieścia de Clichy, czwartorzędnego, lecz dobrze utrzymywanego zakładu, gdzie ceny były umiarkowane, a porcye dostateczne.<br> {{tab}}Flogny, zająwszy jedyny gabinet, jaki się tam znajdował, wybrał potrawy.<br> {{tab}}— Znasz pan dobrze język francuski, master Breed? — pytał towarzysza, skoro zasiedli przy stole.<br> {{tab}}— Yes... ja go rozumiem... wszakże mistress Breed mówi lepiej odemnie... o! znacznie lepiej.<br> {{tab}}— Mój mąż ma słuszność — rzekła angielka czystą francuszczyzną. — Przed zamążpójściem mieszkałam u pewnej francuskiej rodziny. Gdyby zaszła potrzeba wyjaśnić coś Johnowi, będę służyła wam za tłumacza, panowie.<br> {{tab}}— Dobrze więc... Powiedziałem wam, iż cieszę się, że traf dozwolił mi spotkać się z wami... a zaraz zrozumiecie, dlaczego. Wiecie już, kim jestem... Nazywam się Flogny, przezwany ogólnie „Zapałką“.<br> {{tab}}Anglik wraz z żoną pokłonili się oboje.<br> {{tab}}— Znane nam jest pańskie nazwisko, panie Flogny — ozwała się żona klowna. — Pańska sława nader zręcznego agenta przeszła po za kanał La Manche...<br> {{tab}}— Aoh! yes... — poparł Jan Breed.<br> {{tab}}— Czyni się, co można... — wyszepnął skromnie agent policyi. — Mówmy jednak o tem, co mnie obchodzi... Od jak dawna jesteście w Paryżu?<br> {{tab}}— Od dwóch tygodni.<br> {{tab}}— Słyszeliście o tajemniczej sprawie przy ulicy Joubert?<br> {{tab}}John Breed spojrzał na swą małżonkę, która wypróżniwszy kieliszek, napełniony burgundzkiem winem, odpowiedziała:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/773|num=147}}{{tab}}— Bądź pan pewnym, że w Londynie zajmujemy się żywo wzystkiemi niezwykłemi wypadkami, jakie się dzieją w Paryżu. Są to sprawy rzemiosła... Znamy też więc i szczegóły, dotyczące porwania Edmunda Béraud, kupca dyamentów, przez człowieka przebranego za komisarza, a którego to kupca z Kalkuty nie odnaleźliście dotąd żywym, ni umarłym, jak również i jego morderców.<br> {{tab}}— Sądząc po tak szczegółowych objaśnieniach — rzekł Flogny, przypuszczaćby należało, iż owo zniknięcie zbliska was interesuje? — Bynajmniej... Jest to ciekawa zbrodnia i z tego jedynie względu tak nas żywo obchodzi.<br> {{tab}}— A więc, kogo oskarżają?<br> {{tab}}— Raczej chciałeś pan powiedzieć: mają w podejrzeniu.. — wtrąciła mistress Breed. — Nie natrafiwszy bowiem ma żaden ślad, nie możecie nikogo oskarżać. Opieracie się tylko na przypuszczeniach. No! kogóż więc obwiniacie o ów cios tak zręczny?<br> {{tab}}— Anglików lub {{Korekta|amerykanów|Amerykanów}}.<br> {{tab}}John Breed, zajadając żarłocznie podczas rozmowy swej żony z francuzem, zatrzymał się z widelcem w ręku.<br> {{tab}}— Kto panu tę myśl nasunął? — zawołał; — zkąd ci to przyszło do głowy?<br> {{tab}}Flogny opowiedział szczegóły, o których dowiedział się w sklepie Palais-Royal.<br> {{tab}}— Może pan i masz słuszność — rzekła miss Breed. — {{Korekta|anglicy|Anglicy}}, tak i {{Korekta|amerykanie|Amerykanie}}, potworzyli formalne stowarzyszenia w celu ukrywania zbrodni za pewną pieniężną opłatą. Stowarzyszenia te silnie zorganizowane, stają się niepodobnemi do odkrycia, wprawiając w rozpacz najzręczniejszych agentów ze Scotland-Yardu.<br> {{tab}}— Znacież kierowników tych stowarzyszeń?<br> {{tab}}— Ba! gdybyśmy ich znali, lub mieli chociaż którego z nich w podejrzeniu, nie omieszkalibyśmy o tem powiadomić sądu. Przybyliśmy do Paryża dla poszukiwania nie przywód- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/774|num=148}}ców tych stowarzyszeń, gdyż ich nie odnajdziemy, ale tak zwanych „przewodników,“ jakich odkryć mamy nadzieję, a przez których dojdziemy do odnalezienia hersztów band owych.<br> {{tab}}— Kto wie, czy owi, jak ich pani nazywasz, „przewodnicy,“ nie byli mordercami lub wspólnikami zbrodni, spełnionej na Edmundzie Béraud? — rzekł Flogny w zamyśleniu.<br> {{tab}}— Bardzo być może... Mamy do czynienia z ludźmi obdarzonymi demoniczną wyobraźnią... A dwóch z pomiędzy nich szczególnie odkryć nam polecono.<br> {{tab}}— I dlatego to przyszliście dziś do ''Szynkowni galerników?''<br> {{tab}}— Tak... przyszliśmy tam, jak chodzimy po wszystkich miejscach tego rodzaju od chwili naszego przybycia do Paryża. W podobnych tawernach napotkać ich się spodziewamy, jeżeli nie zmienili dawniejszych swoich zwyczajów.<br> {{tab}}— A czy policya francuska nie mogłaby wam dopomódz w tym celu?<br> {{tab}}— Nie... — rzekła mistress Breed.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ potrzeba znać osobiście tych łotrów, by ich odnaleźć pod różnorodnem przebraniem, w jakie się odziewają. Ci ludzie tak zręcznie zmieniać się potrafią, jak najwprawniejsi aktorowie.<br> {{tab}}— Ach! mistress Breed... — zawołał Flogny, napełniając kieliszki — coś mi powiada, że ci dwaj ludzie nie są obcymi morderstwu Edmunda Béraud. — Stowarzyszenie, na rachunek którego pracowali, posiada, być może, swych członków w Kalkucie... Kto wie, czy oni nie zostali przez tamtych powiadomieni o wyjeździe kupca dyamentów, wiozącego ze sobą czek na pięćdziesiąt milionów, i o przybyciu jego do Paryża?<br> {{tab}}— Może to wszystko być, w rzeczy samej — odpowiedziała {{Korekta|angielka|Angielka}}. — Są oni zdolnymi tak do spełnienia morderstwa, jak i kradzieży. Przed trzema laty, zawyrokowani obaj na powieszenie, uciekli z więzienia w Londynie, dzięki uprzejmo- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/775|num=149}}ści dozorcy więziennego, któremu za to zapłacił jeden z nieznanych przewódcćw stowarzyszenia. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, schronili się oni do Francyi, lecz odtąd wcale się już nimi nie zajmowano. Nader ważna kradzież, spełniona w Londynie za ich wskazówkami, przypomniała ich nanowo angielskiej policyi. Poczęto ich śledzić, zrazu bezpożytecznie, aż wreszcie odkryto, że wspomniona kradzież nastąpiła wskutek wspólnictwa jednego z wyższych urzędników pewnego bankierskiego domu w Londynie i że ten to właśnie urzędnik zapłacił dozorcy za ułatwienie ucieczki owym dwom łotrom irlandzkim z więzienia, ponieważ oba byli {{Korekta|irlandczykami|Irlandczykami}}.<br> {{tab}}— A kiedyż nastąpiło owo odkrycie, o jakiem pani mówisz? — zapytał Flogny?<br> {{tab}}— Przed miesiącem mniej więcej.<br> {{tab}}— Ów urzędnik jaworskiego domu został przytrzymanym?<br> {{tab}}— Tu właśnie historya owa poczyna wikłać się, stawać podobną do jakiegoś romansu. Urzędnik ten, obdarzony wysoką inteligencyą, posiadający rozległe naukowe wykształcenie, uchodził za najuczciwszego człowieka w świecie. Gdy do owego biura, gdzie pełnił obowiązki sekretarza, zeszła policya, chcąc badać go w tym względzie, okazało się, iż na wezwanie dyrektora odjechał dla sprawowania takiejże służby w Kalkucie.<br> {{tab}}Flogny na te wyrazy podskoczył tak nagle, iż wywrócił kieliszek, napełniony winem.<br> {{tab}}— Do Kalkuty?... — powtórzył — pani mówiłaś do Kalkuty?...<br> {{tab}}— Aoh! yes... — rzekł klown.<br> {{tab}}— Był więc sekretarzem bankiera Mortimera?<br> {{tab}}— Tak... — odpowiedziała miss Breed.<br> {{tab}}— Mów pani dalej... mów prędko!...<br> {{tab}}— Rozkaz przyaresztowania go wysłanym został do Kalkuty.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/776|num=150}}{{tab}}— I przytrzymano go? — pytał Flogny gorączkowo.<br> {{tab}}— Nie.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ przed miesiącem odpłynął do Anglii, wysłany tam przez Mortimera do jego biura w Londynie, z tytułem naczelnika oddziału korespondencyj.<br> {{tab}}— A więc schwytano go w Londynie?...<br> {{tab}}— I to nie... bo się tam nie ukazał wcale. Zarządzono poszukiwania i przekonano się, że okręt, który tego łotra wiózł do Europy, został z całym ładunkiem zatopionym przez cyklon w odnodze Aden.<br> {{tab}}— Zginął więc... z całym ładunkiem i załogą... — powtórzył Flogny z niezadowoleniem.<br> {{tab}}— Tak... twój, panie, współziomek, ponieważ ten człowiek był francuzem, nazywał się Karol Gérard, zginął wraz z okrętem, a tym sposobem wymknął się z rąk sprawiedliwości angielskiej.<br> {{tab}}— Ów Karol Gérard był sekretarzem przybocznym bankiera Mortimera — mówił Flogny, jakoby idąc za biegiem swej myśli. — Wiedział, że Edmund Béraud jedzie do Francyi... że wiezie z sobą olbrzymią sumę pieniędzy. To on!... słyszycie... to on! napewno przesłał wskazówki swoim wspólnikom, przebywającym w Paryżu, na mocy których popełnili zbrodnię.<br> {{tab}}Klown wraz ze swą żoną skinęli głowami w milczeniu.<br> {{tab}}— Tak było napewno... — rzekła mistress Breed, ale ponieważ zbrodnia została spełnioną we Francyi, Anglia się nią nie zajmowała. Jest obowiązkiem francuskiej policyi odnaleźć przestępców!<br> {{tab}}— A jeśli obaj ci ludzie są właśnie tymi, których pan poszukujesz? — pytał klown spokojnie.<br> {{tab}}— Natenczas zawrzemy związek z Anglią i wytężymy wszystkie siły, by ich pochwycić. Jak się nazywali ci dwaj łotrzy, którzy uciekli z więzienia w Londynie? — pytał dalej Flogny, wyjmując konotatnik i zabierając się do zapisywania.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/777|num=151}}{{tab}}— W Scotland-Yard wiedzą, że nazywali się w Paryżu Wiliam Scott i Trilby.<br> {{tab}}— Nie wpadliście tu na ich ślady?<br> {{tab}}— Owszem...<br> {{tab}}— Gdzież więc?<br> {{tab}}— W cyrku Fernando, gdzie brali udział w przedstawieniach. Trzeba bowiem panu wiedzieć, że w Anglii niegdyś byli klownami, przeszedłszy przedtem wszystkie rzemiosła.<br> {{tab}}— I opuścili ów cyrk?<br> {{tab}}— Tak... przed kilkoma tygodniami...<br> {{tab}}— Zatem i ślad stracony?<br> {{tab}}— Stracony zupełnie. Sądzimy oboje z żoną, iż umknęli do Ameryki.<br> {{tab}}— A nie zgłaszaliście się po objaśnienia na ulicę Ponthieu, do szynku pod nazwą: ''Stary Londyn'', zwykle zwanego ''Tawerną pod czerwonym numerem?''<br> {{tab}}— Zgłaszaliśmy się, ale bezskutecznie.<br> {{tab}}— Lecz w cyrku Fernando musiano wiedzieć ich adres?<br> {{tab}}— Tak jest i udzielono go nam, lecz gdyśmy się tam zgłosili, objaśniono nas, że obu zaangażowano przez pewnego amerykańskiego impresarya, zkąd wyjechali z nim do Stanów Zjednoczonych, co jest bardzo prawdopodobnem.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXVIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Być może... przypuszczam, że to prawdopodobne — rzekł Flogny — ale pewności nie mamy co do tego; ponieważ, gdybyście sami wierzyli w odjazd tych {{Korekta|irlandczyków|Irlandczyków}}, nie poszukiwalibyście ich, wszak prawda?<br> {{tab}}— Odebrawszy polecenie, chcemy je ściśle dopełnić... — odpowiedziała miss Breet. — Zresztą, nic nie dowodzi, ażeby ów wyjazd nie był podstępem z ich strony, dla zatarcia śladów.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/778|num=152}}{{tab}}— Bądźcobądź, jesteście zniechęceni — rzekł agent; — nie macie ochoty prowadzić dalej poszukiwań?<br> {{tab}}— Aoh! yes... — zawołali mąż i żona razem.<br> {{tab}}— Otóż mnie to nie zniechęca, ale przeciwnie, napełnia ufnością i zapałem. Dajcie mi tylko, proszę, niektóre objaśnienia.<br> {{tab}}— Pytaj więc...<br> {{tab}}— Gdzie ostatnio mieszkał Scott i Trilby?<br> {{tab}}— Pod numerem 19-ym, przy ulicy Lepic.<br> {{tab}}— Jak wyglądają ci ludzie?<br> {{tab}}Mistress Breed podała ścisły rysopis wspólników Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Czy dobrze mówią po francusku?<br> {{tab}}— Jak rodowici francuzi, bez żadnego akcentu.<br> {{tab}}— Znani szczególne?<br> {{tab}}— Nie posiadają żadnych.<br> {{tab}}— Ich wiek?<br> {{tab}}— Lat trzydzieści dwa do trzydziestu pięciu.<br> {{tab}}Flogny zamknął notatnik, zapisawszy w nim powyższe szczegóły.<br> {{tab}}— Mój instynkt policyjnego agenta mówi mi — zaczął po chwili — że obaj ci łotrzy odegrali niepoślednią rolę w dramacie przy ulicy Joubert. Kto mógł być tą trzecią osobistością, działającą wespół z nimi i udającą komisarza, nie wiem tego, ponieważ podane przez was szczegóły nie zgadzają się z temi, jakie otrzymaliśmy ze śledztwa. Może będziecie mogli cośkolwiek objaśnić mnie w tym względzie.<br> {{tab}}— Zkąd moglibyśmy objaśnić, nic sami nie wiedząc.<br> {{tab}}— W świecie hultajów i łotrów istnieją stosunki, wiążące ich z sobą. Podajcie mi, proszę, adresy i nazwiska tych waszych współziomków, którzy się wam zdają być podejrzanymi.<br> {{tab}}— Najchętniej.<br> {{tab}}Flogay, nanowo otworzywszy kononatnik, przygotował się do pisania.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/779|num=153}}{{tab}}Mistress Breed dyktowała:<br> {{tab}}— Tomasz Artwej, komisyoner, przyjeżdżający często do Paryża, staje zwykle w ''hotelu Angielskim'', przy Amsterdamskiej ulicy. Miss Katt, kupcowa starożytności, ulica de Douai, nr. 9-ty. Klaryssa Stewe, jubilerka, ulica da Quatre-Septembre, nr. 7. Karol Lindey, dżokej, ulica Petits-Hotels, nr 28-my. Lincoln, wynajmujący powozy, bulwar Szpitala, 33. Oto wszystko. Ci ludzie zostają z pewnością w porozumieniu z przywódcami angielskich i amerykańskich stowarzyszeń; służą za pośredników w korzystnych interesach, dowodu jednak przeciwko nim nie posiadamy. Są to tylko nasze przypuszczenia. Według mego zdania, nie brali oni udziału w zbrodni przy ulicy Joubert.<br> {{tab}}— Zapomniałem, jak się nazywał ów sekretarz bankiera Mortimera, który był wspólnikiem złodziei w Londynie, a uchodzi za zaginionego podczas cyklonu w odnodze Aden?<br> {{tab}}— Karol Gérard, poddany francuski.<br> {{tab}}Flogny, zapisawszy sobie to nazwisko, zamknął konotatnik i schował go do kieszeni.<br> {{tab}}— Jak długo pozostaniecie jeszcze w Paryżu? — zapytał.<br> {{tab}}— Dopóki nas nie wezwą do Scotland-Yard, co niezadługo nastąpi, według wszelkiego prawdopodobieństwa.<br> {{tab}}— Gdziebym się mógł zobaczyć z wami w razie potrzeby?<br> {{tab}}— Przy ulicy du Poteau nr. 25, w Montmartre.<br> {{tab}}— Gdybyśmy zaś mieli tobie coś do zakomunikowania — rzekł klown — dobrzeby było wiedzieć, gdzie mieszkasz.<br> {{tab}}Flogny podał swój adres.<br> {{tab}}Podczas powyższej rozmowy ukończyli śniadanie.<br> {{tab}}Była godzina trzecia po południu, gdy agent policyjny rozszedł się z parą {{Korekta|anglików|Anglików}} w stosunkach najżyczliwszej przyjaźni. Mając jeszcze dość czasu przed sobą, postanowił przed udaniem się do ojca Loriota pójść wybadać odźwiernego w domu przy ulicy Lepic, ostatniego miejsca zamieszkania Will Scotta i Trilbego. Chciał wiedzieć ściśle datę wyprowadzenia się obu klownów z cyrku Fernando.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/780|num=154}}{{tab}}Odźwierna mu ją podała. Nastąpiło to w czterdzieści osiem godzin po zbrodni przy ulicy Joubert.<br> {{tab}}Owo zetknięcie się jednoczesne, silnie obciążało obu Irlandczyków, mimo to Flogny nie chciał nic jeszcze przedsiębrać bez dalszych wskazówek.<br> {{tab}}Z ulicy Lepic poszedł do cyrku Fernando, zapytując dlaczego Scott i Trilby porzucili zajmowane tam miejsce.<br> {{tab}}Odpowiedziano mu, że obaj klowni wydaleni zostali za pijaństwo i zaniedbanie się w służbie.<br> {{tab}}Data ich wydalenia poprzedzała o dni kilka porwanie Edmunda Béraud.<br> {{tab}}Nikt nie słyszał ażeby mieli być zamówionemi przez jakiegoś amerykańskiego impresarya. Nie wierzono w to zamówienie ze względu na złe prowadzenie się obu Irlandczyków.<br> {{tab}}Z zebrania tych wszystkich szczegółów, agent tak doświadczony jak Flogny, wyprowadził wnioski wielce prawdopodobne. Widział wyraźnie, iż Scott i Trilby opuścili cyrk, ażeby się zająć przygotowaniami do zbrodni w ''Indyjskim hotelu'' i natychmiast po spełnieniu tejże, opuścili swoje mieszkanie przy ulicy Lepic, zniknąwszy bez śladu.<br> {{tab}}— Gdzie teraz przebywali?<br> {{tab}}To pytanie wielce kłopotało i niepokoiło agenta.<br> {{tab}}Szukając jego rozwiązania, przybył na ulicę des Moizes do zabudowań Loriot’a.<br> {{tab}}Niestety, zawód go tam oczekiwał.<br> {{tab}}Stary Loriot wyjechał dnia poprzedniego z podróżnym ma wycieczkę w okolice Paryża i miał wrócić dopiero nazajutrz o trzeciej godzinie.<br> {{tab}}— Przyjdę tu jutro... — rzekł Flogny. I złamany znużeniem wsiadłszy do fiakra pojechał do domu na ulicę François-Miron. {{kropki-hr}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/781|num=155}}{{tab}}Verrière zatelegrafował na wieś do nadzorcy swej willi i wydał polecenie kamerdynerowi ażeby część służbowego personelu z bulwaru Hausmanna wyjechała do Malnoue dla przygotowania apartamentów na nadchodzącą Niedzielę.<br> {{tab}}Uczyniwszy to udał się na ulicę Le Pelletier, gdzie Arnold już się znajdował.<br> {{tab}}— Wyjeżdżamy jutro rano... — rzekł bankier do swego wspólnika. — Jedziesz z nami?<br> {{tab}}— Nie. Potrzebuję dnia jutrzejszego na uregulowanie moich interesów.<br> {{tab}}— A jakże stoi nasza sprawa ze spadkobiercami?<br> {{tab}}— Nie troszcz się o to... — odparł z uśmiechem Desvignes.<br> {{tab}}— Jednakże...<br> {{tab}}— Niechaj ci to wystarczy, że pracuję za nas obu...<br> {{tab}}— Mówiłeś, że w ciągu trzech miesięcy...<br> {{tab}}— Stałego terminu nie oznaczałem. Nic niechcę przyśpieszać...<br> {{tab}}— Ufam ci najzupełniej. Radbym jednakże pozbyć się co rychlej owej obawy i niepewności, jakie mnie udręczają...<br> {{tab}}— Mów raczej, że radbyś co prędzej schwycić owe miliony.. — rozumiem to dobrze. Pamiętaj jednak na nasze stare przysłowie: ''Osiąga cel, kto umie czekać''. Czekaj więc cierpliwie.<br> {{tab}}— Czy zajmiesz się Vandame’m?<br> {{tab}}— Przyjdzie kolej na niego we właściwym czasie.<br> {{tab}}— Dlaczego opóźniasz swe zaślubiny z Anielą?<br> {{tab}}— Ponieważ chwila nie zdaje mi się być stosowną obecnie ku temu. Ależ przez litość więcej cierpliwości, mój drogi wspólniku... jesteś strasznie nerwowym jak widzę!...<br> {{tab}}— A ja me pojmuję twego lodowatego spokoju...<br> {{tab}}— Ten spokój właśnie jest moją siłą! Na co się przyda ów pośpiech? Wszak jesteś zapłaconym za położone we mnie zaufanie. Rozważ ile się to zrobiło w tak krótkim czasie. Podniosłem upadający dom Juliusza Verrière. Wyrobiłem {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/782|num=156}}piewszorzędny kredyt domowi bankierskiemu Verrière i Desvignes. Zgładziłem La Fouger’a, Emila Vandame prawie. Innych spadkobierców Edmunda Béraud trzymam w mym ręku i aby ich zdusić ostatecznie wystarczy mi ścisnąć nieco palce.<br> {{tab}}— A kiedyż to nastąpi?<br> {{tab}}— Wtedy, skoro mi się podoba. Jeszcze raz proszę, myśl tylko o rezultacie mój kochany... o rezultacie, który jest bliskim, a będzie wspaniałym, nie wdając się w szczegóły, aż wówczas, gdy ja ci to każę uczynić.<br> {{tab}}Desvignes wymówił ostatnie wyrazy dźwiękiem metalicznym, tonem szorstkim, stanowczym, niedopuszczającym żadnej dyskussyi, ani stawiania oporu.<br> {{tab}}Verrière, nie próbując też dyskutować, rozłożył leżące przed sobą papiery i zabrał się do pracy.<br> {{tab}}Siostra Marya po ukończonem śniadaniu dnia tego śledziła z poza firanki odjazd swego wuja.<br> {{tab}}Skoro wyjechał za bramę pałacu i ona wyszła też niezadługo.<br> {{tab}}Po wysłuchaniu mszy w kościele Notre-Dame udała się do mieszkania Misticot’a.<br> {{tab}}Mały sprzedawca medalików niecierpliwie jej oczekiwał. Rad był co prędzej opowiedzieć jej o swej bytności u Agostiniego przy ulicy Paon-blanc i o otrzymanym rezultacie.<br> {{tab}}Trilby, czatując w przyległym pokoju, również jak i Misticot, wyczekiwał niecierpliwie przybycia zakonnicy.<br> {{tab}}Wstawszy z brzaskiem dnia, wyglądał oknem na ulicę Fléchier, by dostrzedz z daleka nadchodzącą kuzynkę córki bankiera.<br> {{tab}}Naprzód już zdjął litografię ze ściany, zakrywającą, otwór, przez jaki mógł słyszeć jak w dniu poprzednim rozmowę siostry Maryi z jej sprzymierzonym.<br><br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/783|num=157}}{{c|'''XXIX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Ze szczytu swego obserwatoryum kolega Will Scotta dojrzał zakonnicę, schodzącą ze schodów kościoła i wchodzącą w ulicę Flèchier.<br> {{tab}}Po upływie kilku minut dosłyszał dźwięk dzwonka przy drzwiach mieszkania Misticota, następnie otwarcie drzwi i ich zaniknięcie.<br> {{tab}}Wskoczywszy na krzesło, przyłożył ucho do swego telefonu i słuchał.<br> {{tab}}— No, jakże moje dziecię — pytała zakonnica — otrzymałżeś coś pomyślnego ze swych wczorajszych odwiedzin?<br> {{tab}}— Po nad wszelką nadzieję, siostro — odrzekł podrostek.<br> {{tab}}— Zatem ów agent... ten Agostini...<br> {{tab}}— Wysypał całą garścią wiadomości w kosz, jaki mu podstawiłem.<br> {{tab}}— Zna więc Arnolda Desvignes?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć... Posłuchaj siostro...<br> {{tab}}Tu chłopiec opowiedział szczegóły znane już czytelnikom.<br> {{tab}}— W tem wszystkiem — wyrzekła zakonnica po chwili — niepodobna nam twierdzić ażeby Arnold Desvignes zasługiwał na tak złe wyobrażenie, jakieśmy o nim powzięły... Agostini uważa go jako uczciwego człowieka, zdolnego i pracowitego...<br> {{tab}}— Niemamy jeszcze dowodów, ażeby to co o nim Włoch mówił w rzeczywistości tak było — odparł Misticot. — Ludzie, jemu podobni hojnie obsypują miodem i cukrem tych, od których zarabiają pieniądze. Będę jedynie wierzył objaśnieniom, pochodzącym z mniej podejrzanego źródła; a tych objaśnień zażądam w miejscu urodzenia Arnolda Desvignes od tych, którzy go znali pacholęciem, młodzieńcem i wreszcie dojrzałym człowiekiem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/784|num=158}}{{tab}}— Pamiętaj jednak, że należy postępować z wielką roztropnością — odpowiedziała siostra Marya. — Gdybyśmy bowiem zbłądzili... gdyby ten, który nam się wydaje być podejrzanym, był w rzeczy samej uczciwym człowiekiem, nasze śledzenie jego, mogłoby nas wystawić na niesłychane przykrości.<br> {{tab}}— Rozumiem ja dobrze to moja siostro; wszak niepodobna by osobistość tyle wstrętna dla ciebie, dla panny Anieli i dla mnie samego, na ów wstręt niezasługiwała. Chcę wiedzieć czyli się nie mylimy i będę wiedział, ale nie obawiaj., się, mimo, że jestem tak młodym, będę działał z przezornością starego człowieka.<br> {{tab}}— Lecz w jaki sposób zdołasz wyśledzić bieg jego życia, tyle ruchliwego? Desvignes pojechał do Indyi i tam zamieszkiwał...<br> {{tab}}— Pojadę i ja do Indyj, jeżeli będzie potrzeba. Obecnie jednak nie chodzi o tak daleką podróż. Najprzód udam się do Blèvè i z tego o czem się tam dowiem, zadecydujesz siostro, co dalej przedsięwziąść należy.<br> {{tab}}— Kiedyżbyś pojechał?<br> {{tab}}— Dziś, bez ociągania. Przeglądałem rano rozkład dróg żelaznych. Wsiądę na pociąg, wychodzący o godzinie ósmej minut trzydzieści pięć wieczorem, przyjadę do Fours o północy, a jutro zrana będę w Blèvè.<br> {{tab}}— Niech Bóg się tobą opiekuje i prowadzi szczęśliwie... A teraz moje dziecię trzeba nam się porozumieć względem listów i telegramów, jakie byś potrzebował mi przesyłać.<br> {{tab}}— Wszakże wiem adres, do pałacu na bulwarze Haussmanna.<br> {{tab}}— Wyjeżdżamy jutro z Paryża na kilka miesięcy.<br> {{tab}}— Ty siostro wyjeżdżasz z Paryża? — zawołał chłopiec zdumiony.<br> {{tab}}— Tak... z rozkazu doktora, który polecił mojej kuzynce spędzenie lata na wsi aż do jesieni.<br> {{tab}}— Dokądże siostro wyjeżdżasz?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/785|num=159}}{{tab}}— Do Malnoue... Znasz tę miejscowość?<br> {{tab}}— Tak... znam okolicę... Malnoue leży pomiędzy Emerainville a Villiers-sur-Marne. Tam więc to jedziesz siostro z panną Anielą?<br> {{tab}}— Tam... Jest to własność mojego wuja Verrier’a. Nie będziesz jednak tam adresował swych listów.<br> {{tab}}— A gdzie?<br> {{tab}}— Pod następującym adresem: {{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}„Księdzu Proboszczowi w Malnoue, departament Sekwany i Marny, z prośbą o oddanie siostrze Maryi ze Zgromadzenia zakonnic św. Wincentego a Paulo.}} {{tab}}Misticot zapisał ów adres ołówkiem w swym notatniku.<br> {{tab}}— Bobrze... — odpowiedział. — Czy to już wszystko, co miałaś polecić mi siostro?<br> {{tab}}— Wszystko. Życzę ci pomyślnej podróży me dziecię i szczęśliwego powrotu.<br> {{tab}}— Dziękuję... a powiedz siostro proszę pannie Anieli, że nie będę szczędził trudów ni usiłowań, i że tak dla niej jak i dla ciebie, siostro, oddałbym chętnie me życie.<br> {{tab}}— Obie z moją kuzynką jesteśmy przekonanemi o tem poświęceniu i dziękujemy ci zań całem sercem.<br> {{tab}}Zakonnica odeszła, Trilby zeskoczył również ze swojej czatowni.<br> {{tab}}— Odjeżdża więc dziś w wieczór o ósmej... — wyszepnął. — Muszę stanąć przed nim w Blèvé. Niewiem teraz jeszcze gdzie się rozegra, ta sprawa, w Blèvé albo gdzieindziej; co jednak pewna, to że ów podrostek nie ujrzy więcej Paryża!<br> {{tab}}To powiedziawszy były klown z cyrku Fernando, wydobył z szafy walizkę, upakował w nią trochę bielizny, perukę, rewolwer i niektóre przedmioty, jakie potrzebnemi być sądził, wsunął do kieszeni nóż kataloński o silnem, kończatem ostrzu, założył przepaskę na oko i wyszedł zamknąwszy drzwi na klucz za sobą.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/786|num=160}}{{tab}}Na placu, w pobliżu kościoła Notre-Dame de Lorette, wsiadł do fiakra, rozkazując jechać na stacyę Orleańskiej drogi żelaznej.<br> {{tab}}Biedny, mały sprzedawca medalików, był na śmierć zawyrokowany!<br> {{tab}}Nie przewidując grożącego sobie niebezpieczeństwa i on przygotowywał sobie zarówno kuferek, poczem upakowawszy go, poszedł najprzód na śniadanie, a potem na cmentarz w Saint-Ouen, gdzie zaniósł wieniec na grób swej matki.<br> {{tab}}O wpół do trzeciej wyszedłszy z cmentarza, udał się na bulwar Barbés. W chwili gdy skręcał na róg bulwaru Rochechonard, usłyszał wymówionem swe imię, a obróciwszy się ujrzał ojca Loriofa, wychodzącego ze sklepu win.<br> {{tab}}Stary woźnica, ubrany w długi liberyjny surdut zupełnie nowy z mosiężnemi świecącemi guzikami, siadał właśnie na kozioł wielkiego lando, zaprzężonego w parę koni, jakie zdawały się być bardzo znużone.<br> {{tab}}— Witam was, ojcze Loriot — wyrzekł podrostek, ściskając rękę starego. Cóż wy tu robicie tak świątecznie przybrani?<br> {{tab}}— Wracam z wesela... — odparł właściciel fiakra nr. 13. — Jeździłem do Goussainville, w pobliżu Luwru: wyjechałem wczoraj zrana i wlokę się oto do domu z memi zmęczonemi szkapami. Co jednak począć... takie to rzemiosło! Lecz wróćmy do sklepu, każę ci podać kieliszek wina.<br> {{tab}}— Nieśmiem ci tego odmówić.<br> {{tab}}Przy trąceniu się kieliszkami Loriot pytał chłopca:<br> {{tab}}— A ty co tutaj porabiasz w tej stronie miasta?<br> {{tab}}— Wracam z cmentarza, gdziem zanosił wieniec dziś, jako w rocznicę śmierci mej matki.<br> {{tab}}— To bardzo chwalebnie. Nie należy zapominać o zmarłych. Jakże... sprzedajesz jeszcze medaliki na wzgórzu Montmartre?<br> {{tab}}— Sprzedaję...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/787|num=161}}{{tab}}— Posłuchaj... Ja chciałbym tobie zaproponować coś z mej strony...<br> {{tab}}— Cóż takiego, ojcze?<br> {{tab}}— Abyś się uczył rzemiosła woźnicy. Jest to dobre, korzystne zajęcie, jeżeli się jest uczciwym człowiekiem. Posiadasz cokolwiek nauki, tem lepiej. Ja i bez tego zacząłem, a poszło mi dobrze. Możeby więc i tobie los w tem posłużył. Wziąłbym cię do siebie, gdziebyś się wprawiał pod mym nadzorem... No jakże ci się to zdaje?<br> {{tab}}— A! ojcze Loriot jest to nader pochlebna dla mnie propozycya — rzekł chłopiec; — dziękuję ci za nią z całego serca!<br> {{tab}}— Przyjmujesz?<br> {{tab}}— W tej chwili nie mogę tak ani nie powiedzieć...<br> {{tab}}— To żadna odpowiedź... Przyjdź do mnie jutro na śniadanie, pomówimy o tem obszerniej.<br> {{tab}}— Jutro przyjść niemogę.<br> {{tab}}— To przyjdź wieczorem na obiad.<br> {{tab}}— Zarówno niemogę, tak wieczorem, jak rano.<br> {{tab}}— Z jakiej przyczyny... dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ dziś w podróż wyjeżdżam.<br> {{tab}}— A! ty wyjeżdżasz... Gdzie, za czem?<br> {{tab}}— W celu otrzymania objaśnień jakie dostarczyć mi polecono.<br> {{tab}}— Objaśnień! no!., no... Widzę, że pniesz się w górę... Nic to złego... nic złego! Założyłbym się, że sprawa siostry miłosierdzia.<br> {{tab}}— Być może... Powierzono mi tajemnicę, której muszę dochować.<br> {{tab}}— Ja też nie badam ciebie bynajmniej... wiedząc, że nie podjąłbyś się nieuczciwej sprawy. Gdy jednak powrócisz, przyjdź do mnie. Jestem gotów każdej chwili zrobić dla ciebie to o czem mówiłem. Gdzież teraz idziesz?<br> {{tab}}— Wracam do siebie.<br> {{tab}}— Wciąż mieszkasz przy ulicy Flèchier?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/788|num=162}}{{tab}}— Wciąż, dotąd jeszcze.<br> {{tab}}— Zatem do jaknajrychlejszego widzenia.<br> {{tab}}W kwandrans później stary Loriot wjeżdżał do swych budynków przy ulicy des Moizes.<br> {{tab}}Flogny, wróciwszy do domu, spał bardzo mało, myśląc o odkryciach jakie mu szczęśliwy traf pozwolił pozyskać i usiłował odnaleść sposób na wyszukanie dwóch Irlandczyków, w wyjazd których nie wierzył.<br> {{tab}}Połączmy się z nim, gdy przybywał na ulicę des Moizes we dwadzieścia minut po powrocie Loriota.<br> {{tab}}Stajenny obmywał w podwórzu lando, całe kurzem pokryte.<br> {{tab}}— Pan Loriot powrócił? — zapytał Flogny.<br> {{tab}}— Tak panie... przed kwandransem.<br> {{tab}}— Można się z nim widzieć?<br> {{tab}}— Sądzę, że można... Idź pan tam w głąb podwórza.<br> {{tab}}— Wiem ja dokąd trzeba pójść — rzekł Flogny i zwrócił się w stronę korpusu, gdzie znajdowało się mieszkanie starego woźnicy.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Przez okna otwarte właściciel fiakra nr. 13 wyjrzał, słysząc rozmowę w podwórzu.<br> {{tab}}— Kto tam rozmawia? — zapytał.<br> {{tab}}Flogny spojrzał w górę.<br> {{tab}}— Chciałbym pomówić z panem, panie Loriot... — odpowiedział.<br> {{tab}}— Wejdź pan, proszę... Jestem gotów ci służyć.<br> {{tab}}Agent wszedł na schody, wiodące na pierwsze piętro.<br> {{tab}}Loriot oczekiwał na progu.<br> {{tab}}— Proszę... bardzo proszę — rzekł, wpatrując się w przybyłego, którego postać wydała mu się zkądciś znaną.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/789|num=163}}{{tab}}Skoro wszedł Flogny, woźnica stanąwszy przed nim zawołał:<br> {{tab}}— Nie! ja się nie mylę... Ja pana gdzieś widziałem... mówiłem z panem. Dopomóżże do czarta mojej pamięci! Agent uśmiechnąwszy się odrzekł:<br> {{tab}}— Flogny... z oddziału policyi...<br> {{tab}}— A wiem już... wiem teraz! Oddawna niespotkaliśmy się z sobą. Lecz cóż tu pana do mnie sprowadza? Spodziewam się, że nie kara za wykroczenie, spełnione przez którego z moich woźniców.<br> {{tab}}— Nie panie Loriot... nie zaszło nic podobnego.<br> {{tab}}— To dobrze... Cóż zatem?<br> {{tab}}— Chcę pana prosić o kilka drobnych objaśnień...<br> {{tab}}— Jestem na usługi... Pytaj pan... będę ci odpowiadał kategorycznie, o ile zdołam.<br> {{tab}}— Czytujesz pan dzienniki?<br> {{tab}}— Nigdy! Lektura trudzi me stare oczy. Powiedziałem sobie: „basta“ z polityką i nowinami których się obawiam, gawędzę z mymi kolegami przy śniadaniu.<br> {{tab}}— Słyszałeś pan coś o zbrodni, popełnionej przy ulicy Joubert?<br> {{tab}}— Ba, ma się rozumieć... O tem zniknięciu podróżnego z Indyjskiego hotelu, którego porwał jakiś łotr, przebrany za komisarza, aby mu wydrzeć pieniądze. Wyobraź pan sobie, że tego samego dnia ja przywoziłem jakąś osobistość do tego samego hotelu...<br> {{tab}}Na te wyrazy Flogny podwoił uwagę.<br> {{tab}}— Czy tak? Lecz jesteś pan pewnym, że to było w tym dniu właśnie?<br> {{tab}}— Do czarta! pytasz mnie pan czy jestem... to tak, jak gdybyś mnie zapytywał czy się nazywam Loriot i czy jestem uczciwym człowiekiem... Mam jeszcze dobrą pamięć, dzięki Bogu!<br> {{tab}}— Z jakiego miejsca pan wiozłeś tego podróżnego?<br> {{tab}}— Ze stacyi Lyońskiej drogi żelaznej z pakunkami.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/790|num=164}}{{tab}}— Która mogła być wtedy godzina?<br> {{tab}}— Kilka minut po dwunastej w południe... godzina przyjścia pociągu z Marsylii.<br> {{tab}}— Zawiozłeś go pan wprost do Indyjskiego hotelu?<br> {{tab}}— Nie! najprzód kazał się zawieść na ulicę Lafiitte, do bankierskiego domu Rotszylda, gdzie bawił dość długo. Musiał mieć tam wiele interesów do uregulowania. Ów podróżny {{Korekta|byłto|był to}} mężczyzna lat około sześćdziesiąt mieć mogący, lecz zdrów i silny.<br> {{tab}}— A zatem kochany panie Loriot, ten podróżny którego wiozłeś natenczas do Rotszylda, a potem do Indyjskiego hotelu na ulicy Joubert, był właśnie tym, którego uwieziono, porwano, aby go zamordować według wszelkiego prawdopodobieństwa.<br> {{tab}}Stary woźnica pobladł z przerażenia.<br> {{tab}}— Co pan mówisz? — zawołał; — czy podobna?<br> {{tab}}— Mówię najczystszą prawdę.<br> {{tab}}— Osobistość, którą woziłem wtedy w mym fiakrze nr. 13, jest tą, którą zamordowano?<br> {{tab}}— Najmniejsza wątpliwość tu nie istnieje.<br> {{tab}}— A! do kroć piorunów! — zawołał z gniewem Loriot. — Tak więc mój numer 13, numer, który od tak dawna szczęście przynosił każdemu, sprowadził komuś tak straszną dolę! Otóż i mój fiakr zniesławiony!<br> {{tab}}— Uspokój się pan... To nie jest winą twojego fiakru, jeżeli on powiózł tego nieszczęśliwego w miejsce, dokąd go pchało przeznaczenie. Fiakr pański zostanie jak był uczciwym... nie traci on dobrej swej reputacyj. Lecz potrzebuję jeszcze kilka pytań zadać panu, panie Loriot, na które zechciej mi odpowiadać.<br> {{tab}}— Pytaj pan... na wszystko odpowiem, mimo, że stoję jak oszołomiony!<br> {{tab}}— Gdy zabrałeś tego podróżnego ze stacyi Lyońskiej drogi żelaznej, nie dostrzegłeś, czyli go kto nie śledził?<br> {{tab}}— Nic nie dostrzegłem... na honor!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/791|num=165}}{{tab}}— Podczas drogi nic również nie nastąpiło coby mogło zwrócić twoją uwagę? Żaden inny powóz nie jechał poza wami, zatrzymując się skoroście przystanęli?<br> {{tab}}— Nie widziałem nic podobnego. Zresztą była tak straszna niepogoda, taki psi czas, jak nazywają, żem nawet nie patrzył w około siebie. Podniósłszy kołnierz mojego płaszcza aby mi strugi deszczu na grzbiet nie spadały, jechałem.<br> {{tab}}— Za przybyciem go Indyjskiego hotelu, ów podróżny zapewne zapłacił panu i odjechać ci kazał.<br> {{tab}}— Przeciwnie, polecił mi czekać jakiś czas, poczem zawiozłem go do restauracyi przy ulicy Saint-Lazare. Tam to ów nieszczęśliwy człowiek uregulował zemną rachunek, dawszy mi suty napiwek.<br> {{tab}}— Podczas gdy czekałeś przed hotelem, czy nic podejrzanego me zwróciło twojej uwagi?<br> {{tab}}Loriot zamyślił się przed udzieleniem odpowiedzi.<br> {{tab}}— A! przypominam sobie... — rzekł nagle.<br> {{tab}}— Cóż takiego? — pytał żywo Flogny.<br> {{tab}}— Strażnik miejski stał w bramie domu naprzeciw hotelu i zdał się tam być jak w miejscu przybitym. Wyraźnie zdawało się, jak gdyby czatował na kogoś... Następnie, skoro mój podróżny wyszedł, niewiem co z tamtym się stało.<br> {{tab}}— To drobnostka, która nie jest w stanie rozświetlić mi mych poszukiwań.<br> {{tab}}— Tych łotrów więc dotąd panowie nie uwięziliście?<br> {{tab}}— Nie... niestety!<br> {{tab}}— Ale przynajmniej natrafiliście na ich ślady?<br> {{tab}}— I to nie...<br> {{tab}}— Do kroć tysięcy! to mnie bardzo dziwi... Nasza paryzka policya posiada wszakże tylu zręcznych agentów. Szukaliście jednak w miejscach podejrzanych?<br> {{tab}}— Bezwątpienia... lecz wszystko dotąd daremnie. Stoimy w obecnie w obec przeniknionej tajemnicy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/792|num=166}}{{tab}}— E! co pan mówisz!.. Zbadano i wyjaśniano bardziej nieprzeniknione od tej tajemnice, chociażby nawet i tę w jakiej niegdyś mój fiakr grał główną rolę. Jest to prawdziwa historya, mająca pozór romansu.<br> {{tab}}— Przypominam sobie szczegóły tej sprawy. Lecz tam istniały jakieś wskazówki, a tu, nie posiadamy nic... nic co się zowie! — Lecz panie Flogny, pomówmy zimniej nieco w tej sprawie. Ci nikczemnicy, którzy porwali tego nieszczęśliwego, aby go zamordować, wszak to nie były cienie, ale żyjący ludzie?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć...<br> {{tab}}— Musieli gdzieś zamieszkiwać... a oprócz tego mieli jakąś powierzchowność, której opis powinniby wam udzielić w hotelu.<br> {{tab}}— Udzielono go nam... lecz cóż to pomoże?<br> {{tab}}— Zresztą nie wynieśli tego biedaka na ręku...<br> {{tab}}— Wprowadzili go do fiakra.<br> {{tab}}— Cóż więc się stało z tym fiakrem i woźnicą, który powoził?<br> {{tab}}— Ba gdybyśmy to wiedzieć mogli...<br> {{tab}}— W jaki sposób pan mi odpowiadasz do czarta!.. Ależ do kroć tysięcy gdybym ja był agentem policyj, musiałbym odnaleść tę budę! Powóz wraz z koniem nie ulatnia się w powietrze. Zresztą wszystkie tutejsze fiakry zostają pod nadzorem prefektury...<br> {{tab}}— Przypuszczamy, że powóz wraz {{Korekta|zkoniem|z koniem}} został umyślnie do tego kupionym, a następnie go sprzedano.<br> {{tab}}Loriot podskoczył nagle, uderzając się w czoło.<br> {{tab}}— Jakiem żyw! — zawołał — czy to ja czasem nie nabyłem tego powozu?<br> {{tab}}— Ty, panie Loriot?<br> {{tab}}— Czekaj pan... czekaj! — wołał stary woźnica, przemierzając pokój szybkiemi krokami. — Ach! gdyby się to stało rzeczywiście...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/793|num=167}}{{tab}}— Tłomacz się pan jaśniej... na Boga!..<br> {{tab}}— Wyobraź pan sobie, że kupiłem powóz, wraz z koniem, wędzidłem i całą uprzężą, — właśnie w owym czasie... i otóż jest coś, co otwiera mi oczy.<br> {{tab}}— Cóż takiego?<br> {{tab}}— Czekaj pan... minutę... sekundę... trochę cierpliwości do kroć tysięcy piorunów! Było to nazajutrz, albo we dwa dni po ten wypadku. Mój rejestr poda nam ścisłą datę. Piłem kieliszek wina u kupca na rogu ulicy Montreuil i alei Filipa Augusta.<br> {{tab}}— Widać ztąd ów sklep...<br> {{tab}}— Otóż właśnie... miałem zapłacić i wyjść, gdy jakieś indywiduum, wyglądające na woźnicę lub stajennego weszło, przynosząc kupcowi zapłatę za stajnię i remizę, wynajętą przez siebie.<br> {{tab}}— Mężczyzna wysokiego wzrostu, nieprawdaż? — pytał Flogny.<br> {{tab}}— Tak... bardziej wysoki niż mały. Oznajmił, iż odebrawszy rozkaz od swego pana, ażeby sprzedał powóz i konia, prowadzi to razem na targ koński. Przyszła mi myśl natenczas, iż dobrze byłoby może kupić to dla siebie... chciałem obejrzeć. Ów duży chłop zaprowadził mnie do remizy. Koń wydał mi się być silnym, chociaż jak gdyby znużonym długą, niedawną podróżą, o czem mi i powiedział ów człowiek. Powóz był w dobrym stanie. Podałem mu cenę... Zaczął się nieco targować, lecz w końcu ugodził się zemną.<br> {{tab}}— I dostarczył panu konia z powozem?<br> {{tab}}— Nazajutrz rano tu go przyprowadził.<br> {{tab}}— Wiesz pan nazwisko tego człowieka?<br> {{tab}}— Powiedział mi je... lecz zapomniałem. — A nie pozostawił pokwitowania z pieniędzy, jakie mu pan wypłaciłeś?<br> {{tab}}— Nie. Interes ten był robiony na dobrą wiarę i w obec świadków. Otóż panie Flogny ja mam to stałe przekonanie, że ów powóz wraz z koniem nabawiły strachu ich właściciela, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/794|num=168}}i że jeżeli mi je odstąpił za połowę wartości, to dlatego tylko, ażeby się ich pozbyć.<br> {{tab}}— Podaj, mi pan ścisłą datę kupna konia i powozu.<br> {{tab}}Loriot otworzył swą rejestrową księgę.<br> {{tab}}Kupił go nazajutrz po dniu, w którym nastąpiło porwanie Edmunda Béraud z Indyjskiego hotelu.<br> {{tab}}— Ależ to jasno rzuca się w oczy! — zawołał agent. — Sprzedano ci go nazajutrz po spełnieniu zbrodni.<br> {{tab}}— I ja tak sądzę.<br> {{tab}}— Sprzedający czy był {{Korekta|francuzem|Francuzem}}?<br> {{tab}}— Zdawał się nim być. Mówił zupełnie czysto po francuzku.<br> {{tab}}— Ten koń i powóz znajdują się u ciebie w stajni?<br> {{tab}}— Tak... dziś właśnie jest ich dzień wypoczynku.<br> {{tab}}— Każ je zaprządz i zawieź mnie do kupca win, który wynajmował stajnię i remizę owemu nieznajomemu.<br> {{tab}}— Natychmiast... — rzekł Loriot.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Po upływie kilku minut Flogny wsiadł do fiakra, Loriot na kozioł i zaciął konia. Wkrótce przybyli na ulicę de Montreuil.<br> {{tab}}W czasie drogi agent rozmyślał nad tem wszystkiem, co posłyszał od właściciela fiakra nr. 13, a ogólny rezultat jasno mu wskazywał, iż trafił na dobre ślady.<br> {{tab}}Nieszczęściem, na ulicy Montreuil zawód go oczekiwał.<br> {{tab}}Właściciel handlu win, wynajmując stajnię i remizę owemu nieznajomemu, będąc z góry za ten czas zapłaconym, nie zapytał się o nazwisko wynajmującego, który zresztą mógł podać i fałszywe, jeżeli rzeczywiście brał udział w zbrodni.<br> {{tab}}Loriot zaofiarował kieliszek burgunda agentowi policyi.<br> {{tab}}Obaj usiedli naprzeciw siebie i trącili się szklankami.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/795|num=169}}{{tab}}— Pytałeś mnie pan — rzekł stary woźnica, czy osobistość, która sprzedała konia z powozem, wyglądała na {{Korekta|francuza|Francuza}}?<br> {{tab}}— Tak... miałem w tem ważne powody.<br> {{tab}}— Przypuszczasz więc pan, że to mógł być jakiś cudzoziemiec?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Z jakiego kraju, według pana... jakiej narodowości?<br> {{tab}}— Anglik, albo {{Korekta|amerykanin|Amerykanin}}.<br> {{tab}}— Otóż widzisz pan, panie Flogny, toż samo właśnie krąży w mym mózgu. Znalazłem się wplątanym w tę sprawę, nie wiedząc jak i kiedy. To mnie gniewa... irytuje! Trzeba, ażeby się to wyjaśniło, w czem ja gotów wam jestem dopomódz. Właśnie, wiele szczegółów, na które nie zważałem, na myśl mi teraz przychodzą.<br> {{tab}}— Jakież to szczegóły? — zawołał żywo Flogny. — Mów pan bez stracenia chwili, panie Loriot, a jeśli mnie przyprowadzisz na właściwą drogę, będziesz się mógł pochlubić, żeś oddał sprawiedliwości ważną przysługę.<br> {{tab}}— Otóż, posłuchaj pan. Rano w dniu, w którym ów łotr miał przyprowadzić mi powóz wraz z koniem, traktowałem o inną sprawę. Chodziło o zawiezienie wesela do merostwa, kościoła, restauracyi i Winceńskiego lasku. Przyszedł do mnie właśnie w tym celu narzeczony wraz ze swym towarzyszem, dwaj dobrzy chłopcy, Eugeniusz Loiseau i mały Misticot...<br> {{tab}}— Eugeniusz Loiseau? — przerwał Flogny — ów introligator, siostrzeniec bankiera Verrière?<br> {{tab}}— Tak... znasz go pan?<br> {{tab}}— Znam... mów, ojcze dalej.<br> {{tab}}— Rozmawialiśmy właśnie o ilości potrzebnych na to wesele powozów, gdy ów sprzedawca nadjechał z powozem i koniem. Wziąwszy mój rejestr, prosiłem, aby mi wyliczył pieniądze, gdy nagle Misticot, wpatrując się weń, zawołał: ''Przepraszam, lecz jeśli się nie mylę, zdaje mi się, że pan jesteś panem''...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/796|num=170}}{{tab}}Tu Loriot zatrzymał się.<br> {{tab}}— Kim... kim? — wołał Flogny gorączkowo.<br> {{tab}}— Zapomniałem nazwiska, ale to mniejsza, ponieważ resztę pamiętam.<br> {{tab}}— Kończ pan... mów jaknajprędzej!<br> {{tab}}— Misticot mówił dalej: Czyś pan nie był klownem w cyrku Fernando?<br> {{tab}}Flogny, zerwawszy się z krzesła, chwycił za ramię Loriota, wołając:<br> {{tab}}— On to powiedział?!<br> {{tab}}— Powtarzam panu jego własne wyrazy.<br> {{tab}}— I cóż na to odrzekł ów człowiek?<br> {{tab}}— Roześmiał się... Mylisz się pan — rzekł: — nie wiem, o kim mówisz.<br> {{tab}}— Kłamał! — zawołał agent, z blaskiem radości w spojrzeniu. — Ów towarzysz Eugeniusza Loiseau nie mylił się... on go poznał!<br> {{tab}}— Tak pan sądzisz?<br> {{tab}}— Jestem tego pewien! Ów łotr, do którego to mówił, był rzeczywiście klownem z cyrku Fernando, a to jego nazwisko, które pan zapomniałeś, ja je znam!<br> {{tab}}— Znasz je pan?<br> {{tab}}— Ów człowiek nazywał się Trilby.<br> {{tab}}Stary woźnica potrząsnął głową przecząco.<br> {{tab}}— Nie — rzekł — on się tak nie nazywał.<br> {{tab}}— Zatem Wiliam Scott.<br> {{tab}}— To... to! Wiliam Scott... to właśnie. Pamiętam to dobrze. To nazwisko wymienił Misticot.<br> {{tab}}— Panie Loriot... — zawołał agent z radością — pan mnie posunąłeś o krok naprzód w tej sprawie. Ów Misticot znał Scotta, może nam więc dopomódz w odszukaniu tego hultaja.<br> {{tab}}— Czekaj pan... czekaj! jeszcze nie skończyłem, mam jeszcze coś do powiedzenia.<br> {{tab}}— Mów pan... mów prędzej! Nie uwierzysz, z jakiem cię słucham zaciekawieniem!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/797|num=171}}{{tab}}— Skoro ów sprzedający mi powóz i konia odszedł — mówwił stary woźnica — kończyłem interes z Eugeniuszem Loiseau, ustanawiając liczbę i cenę weselnych powozów, i dla niego nawet ustąpiłem cośkolwiek. Wtedy Misticot, zaproszony, jako drużba na to wesele, prosił mnie, abym zachował dla niego ów powóz świeżo kupiony, by jadąc nim, mógł poprzedzić orszak powracający z kościoła naprzód zobaczyć, czy są w porządku nakrycia. I tak się też stało. W nadchodzącą sobotę odbyły się zaślubiny. Misticot, zabrawszy w swój powóz dwoje zaproszonych, sam usiadł na koźle obok woźnicy, gdzie pod dywanikiem, pokrywającym deskę, znalazł srebrny medalik.<br> {{tab}}— Srebrny medalik? — powtórzył agent gorączkowo.<br> {{tab}}— Tak... który to medalik stał się łatwym do poznania z przyczyny maleńkiej w pośrodku dziureczki, z tą wadą bowiem sprzedał go przed kilkoma dniami Misticot Wiliamowi Scott.<br> {{tab}}— Widzisz pan, że miałem słuszność, nie wątpiąc o tożsamości sprzedającego powóz z klownem z cyrku Fernando.<br> {{tab}}— Tak, to uderzające!<br> {{tab}}— Któż jest ten Misticot?<br> {{tab}}— Dzielny chłopak, sierota, uczciwy, odważny, pracowity, jak rzadko znaleźć. Czy pan wiesz, że on dwanaście naraz rzemiosł uprawia, aby zarobić na życie. Prawdziwe jego nazwisko jest Stanisław Dumay.<br> {{tab}}— Panie Loriot! ja muszę się z nim widzieć jaknajprędzej! Mam przekonanie, iż obok niego będę szedł w pełnem świetle. Gdzie on mieszka?<br> {{tab}}— Przy ulicy Flechier.<br> {{tab}}— Zawieź mnie pan na ulicę Flechier.<br> {{tab}}— Nie zastaniemy go w domu...<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Spotkałem się z nim przed dwiema godzinami na rogu bulwaru Barbès... mówił mi, że wybiera się w podróż wieczorem.<br> {{tab}}— Gdzie... dokąd?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/798|num=172}}{{tab}}— Nie wiem tego.<br> {{tab}}— Lecz może wiesz pan przynajmniej, którą pojedzie drogą żelazną?<br> {{tab}}— I tego nie wiem.<br> {{tab}}Flogny uderzył gniewnie nogą o podłogę.<br> {{tab}}— Otóż przeszkoda, do pioruna! — zawołał. — Wszakże jego nieobecność nie potrwa długo zapewne? — dodał po chwili..<br> {{tab}}— On sam nie wiedział, jak długo mu tam zabawić wypadnie.<br> {{tab}}— Mimo to wszystko, ja koniecznie muszę się widzieć z tym chłopcem... — rzekł Flogny niecierpliwie. — On musi mi osobiście wyjaśnić historyę medalika, sprzedanego Scottowi, a znalezionego w powozie. Bądźcobądź, na los szczęścia wieź mnie pan na ulicę Flechier. W drogę co żywo!<br> {{tab}}W kilka minut później fiakr zatrzymał się przed domem, gdzie Misticot zamieszkiwał. Agent, wyskoczywszy zeń, pobiegł do odźwiernej.<br> {{tab}}— Pan Stanisław Dumay jest w domu? — zapytał.<br> {{tab}}— Spóźniłeś się pan... Wyjechał przed pięcioma minutami...<br> {{tab}}— Ale powróci?<br> {{tab}}— Nie tak prędko... W podróż wyjechał.<br> {{tab}}— Potrzebuję koniecznie widzieć się z nim zanim wyjedzie z Paryża. Na którą ze stacyj się udał?<br> {{tab}}— Nic nie wiem, panie.<br> {{tab}}Flogny, zły i niecierpliwy, wyszedł na ulicę.<br> {{tab}}— I cóż? — pytał go Loriot.<br> {{tab}}— Wyjechał!<br> {{tab}}— I nie powiedział nikomu, dokąd jedzie?<br> {{tab}}— Nie powiedział.<br> {{tab}}— Byłem tego pewny.<br> {{tab}}— Zkąd pan mogłeś o tem wiedzieć?<br> {{tab}}— Ponieważ przewiduję, że ów podrostek podjął się jakiejś misyi tajemniczej, a skutkiem tego chowa język do kieszeni.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/799|num=173}}{{tab}}— Misyi tajemniczej? — powtórzył agent zaciekawioy.<br> {{tab}}— Ba! o tem nikt nie wie... i ja zarówno.<br> {{tab}}— Któżby mu mógł powierzyć tę misyę... na czyjby działał rachunek?<br> {{tab}}— Powiem panu, co o tem myślę... ale to tylko moje przypuszczenie. Według mego zdania, jedna tylko osoba mogłaby panu powiedzieć, gdzie pojechał ten malec...<br> {{tab}}— Jedna osoba... któż taki?<br> {{tab}}— Zakonnica, siostra miłosierdzia, z którą się często widywał... Ztąd wszystko mi się coś zdaje, — że oni wspólnie działają i że jeżeli wyjechał, to z polecenia tej zakonnicy.<br> {{tab}}— Gdzież znaleźć tę siostrę miłosierdzia? — pan do fiakra, zawiozę cię tam, gdzie zdaje mi się, że ona mieszka, bo często widziałem, jak ztamtąd wychodziła.<br> {{tab}}— W tym okręgu miasta?<br> {{tab}}— Tak, na bulwarze Haassmanna nr. 54.<br> {{tab}}Po kilku minutach fiakr Loriota zatrzymał się przed, mieszkaniem bankiera.<br> {{tab}}— To ta... — rzekł woźnica.<br> {{tab}}— Ależ to pałac Juliusza Verrière... — zawołał Flogny.<br> {{tab}}— Być może... Mimo to ona tu mieszka.<br> {{tab}}— Zaczekaj, ojcze Loriot.<br> {{tab}}I agent, podszedłszy ku okratowaniu, silnie zadzwonił.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Biedna Joanna Besourdy przepędziła noc we łzach, myśląc o ponurej teraźniejszości, jaką jej zgotował Paweł Béraud, i o niemniej smutnej przyszłości, jaka się jej w zastraszający sposób ukazywała.<br> {{tab}}Nienawiść płynęła z jej serca przez krwawe rany, zadane ręką tego nędznika, a ta nienawiść podsuwała jej zemstę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/800|num=174}}{{tab}}Nie była to jednak ta zemsta, jakiej pragnęła Joanna. Miała ona dobre, szlachetne serce, żyła z zaparciem się siebie.<br> {{tab}}— Zbłądziłam... — powtarzała sobie nieraz: — z własnej winy poniżyłam się sama, nie mam więc prawa się uskarżać. Ale niewinna ofiara, to dziecię, pozbawione ojcowskiej opieki, moja córka ukochana, moja biedna Lina, za nią powinnam i muszę się zemścić!<br> {{tab}}I z przerażeniem zapytywała siebie, jakiem będzie odtąd jej życie?<br> {{tab}}Stosunek jej z Pawłem Béraud był wszystkim znany, skutkiem tego znajdzie, być może, wszystkie drzwi przed sobą zamknięte. Jeśli odmówią jej udzielania roboty, z czego wyżywi swe dziecię? Będzie jednak próbowała, przeznaczając cały swój zarobek dla Liny.<br> {{tab}}Niestety jednak! praca kobiet bywa tak szczupło wynagradzaną. Daje zaledwie tyle, aby nie umrzeć z głodu. Dziecię z braku pożywniejszych pokarmów gasnąć będzie i wpadnie w anemię, ową chorobę miast wielkich.<br> {{tab}}Widzieć śmierć córki... ach! ta myśl przyprawiała ją o szaleństwo. Cóż bowiem znaczyło dla niej jej własne życie? O! jakże ona potrzebowała roboty... jaknajwięcej roboty, aby ocalić życie swego dziecka! O! jakże była podłą, nikczemną, ta Wiktoryna, która, według opowiadań Piotra Béraud, gałganiarza, stała się kochanką Pawła, czyniąc go tym sposobem sprawcą tyłu cierpień moralnych Joanny.<br> {{tab}}Biedna kobieta wśród łkań powtarzała:<br> {{tab}}— To ona... ona jest najwinniejszą!... Paweł nie byłby opuścił domu i dziecka, gdyby ta nędznica nie była mi go ukradła!<br> {{tab}}I Joanna pałała niewysłowioną nienawiścią dla tak niesłusznie, jak wiemy, spotwarzonej Wiktoryny, raczej godnej pożałowania.<br> {{tab}}Skutkiem takich ponurych, rozmyślań, nieszczęśliwa uczuła, iż rozum jej się błąkać poczyna. Chwilami zrywała się na swem ciasnem łóżku, gdzie obok niej spało jej dziecię.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/801|num=175}}{{tab}}Ogarniała ją niepowściągniona chęć pochwycić Linę, unieść ją z sobą, uciec z nią gdzieś daleko na wybrzeże i przycisnąwszy swą córkę do serca rzucić się wraz z nią w czarne nurty Sekwany, by znaleźć tam wieczny spoczynek.<br> {{tab}}Za chwilę ów projekt wstręt w niej obudzał i sama nie pojmowała, zkąd jej to na myśl przyjść mogło.<br> {{tab}}Rozpacz natenczas ustępowała miejsca wściekłości, wzrastającej nienawiści, pragnieniu zemsty.<br> {{tab}}Skoro dzień błysnął, powzięła postanowienie...<br> {{tab}}Zemści się na Wiktorynie, a potem, gdyby potrzeba było umrzeć, to umrze!<br> {{tab}}Podniosła się, przez całą noc nie zamknąwszy oczu. Zwolna się ubierała, strzegąc się hałasu, by nie obudzić swej córki.<br> {{tab}}Około ósmej dziecię, otwarłszy oczęta, spojrzało wokoło siebie przestraszonem wzrokiem. Dostrzegłszy matkę, uśmiechnęło się, wymagając do niej ręce.<br> {{tab}}Joanna przytuliła ją do piersi.<br> {{tab}}Lina nie jadła obiadu dnia poprzedniego.<br> {{tab}}— Mamo... jam głodna... — wyrzekła.<br> {{tab}}Biedna kobieta nie obawiała się jeszcze o brak chleba dla swojej córki. Z czterdziestu franków, danych jej przez Pawła, wraz z drobną monetą, jaką przy sobie posiadała, pozostało jej jeszcze około trzydziestu ośmiu franków, po zapłaceniu za tydzień komornego.<br> {{tab}}Było to dla niej majątkiem obecnie. Należało jednak oszczędzać go do chwili, w której by mogła dostać robotę.<br> {{tab}}— Wstań... ubiorę cię, me dziecię — rzekła do Liny; — pójdziemy razem na kawę do mleczarni.<br> {{tab}}Ubrawszy się, po odmówieniu modlitwy, dziecię wzięło koszyczek, w którym się mieściły jej książki i kilka kajetów.<br> {{tab}}— A potem zaprowadzisz mnie, mamo, do szkoły... — nieprawdaż? — pytała.<br> {{tab}}— Nie, moje dziecię.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/802|num=176}}{{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Mamy dużo chodzenia na dzień dzisiejszy.<br> {{tab}}— Dużo chodzenia... z tobą, mamo? O! jak to dobrze, ja lubię z tobą chodzić.<br> {{tab}}Weszły obie do mleczarni, gdzie Joanna kazała podać dziecku kawę; sama nic jeść nie mogła. Wzburzony jej żołądek nie przyjąłby pokarmu.<br> {{tab}}Gdy Lina zjadła śniadanie, matka wraz z nią udała się na ulicę Vaugirard.<br> {{tab}}W drodze zatrzymała się. Uczuła, jak gdyby wola, wiodąca ją do celu, nagle ją odstąpiła. Cofnęła się nawet wstecz ze spuszczoną głową.<br> {{tab}}Ruch ten jednakże trwał mgnienie oka; podniosła głowę i z gestem dzikiej nienawiści szła dalej przed siebie.<br> {{tab}}Zwróciwszy się na lewo, przybyła na ulicę de Fleurus, do domu pod numerem 11-ym. Tu pokornie się zatrzymała; {{Korekta|wachanie|wahanie}} powróciło.<br> {{tab}}Lina spojrzała na dom.<br> {{tab}}— To tu mieszka nasz kuzyn, Loiseau... nieprawdaż, mamo? — pytała.<br> {{tab}}— Tak... tu.<br> {{tab}}— Czy do nich idziemy?<br> {{tab}}— Do nich... — odpowiedziała Joanna przytłumionym głosem.<br> {{tab}}I przestąpiła próg domu.<br> {{tab}}Jeżeli Joanna spędziła noc bezsennie, i Wiktoryna również oczu nie zamknęła.<br> {{tab}}Po owej strasznej scenie, jaką miała z mężem, dostała nerwowego ataku, a potem omdlenia. Zwolna jednakże przyszła do przytomności, a wraz z powróceniem życia wróciły świadomość i wspomnienia.<br> {{tab}}Rozpacz zawładnęła jej udręczoną duszą, pchając ją na tę drogę, na którą ją prowadziła wola Arnolda Desvignes, na drogę samobójstwa.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/803|num=177}}{{tab}}Ach! wszystko to było skończonem już dla niej! Mąż ją uderzył brutalnie. Nie wrócił na noc do domu. Pozwolił się wypędzić z warsztatu...<br> {{tab}}Wiktoryna to zrozumiała, widząc pakiet z narzędziami, rzucony przezeń w kąt pokoju. Oddał się hulankom i rozpuście.<br> {{tab}}Ruina i straszna nędza przybywały przyśpieszonym krokiem, nic tych widm strasznych powstrzymać obecnie nie było w stanie!<br> {{tab}}Wszystkie złote marzenia, utworzone przez nią o małżeństwie, jak mgła się rozpłynęły. Niepodobna było zachować najmniejszego złudzenia... Loiseau był podłym nikczemnikiem!...<br> {{tab}}Wiktoryna jednak nie czuła jeszcze dla niego nienawiści. W głębi jej serca, na dnie ukryta, leżała myśl przebaczenia, chociaż nie godzien był tego.<br> {{tab}}— Będzie kiedyś żałował... — mówiła sobie. — Może natenczas przyjdzie prosić mnie o przebaczenie... i przebaczyłabym... zapomniała. Ach! gdyby tylko to nastąpiło!<br> {{tab}}I mimo wszystko, nie traciła nadziei.<br> {{tab}}Zasiadła do roboty bardziej dla zabicia czasu i łatwiejszego oczekiwania, niż pracy, ponieważ tak palce jej drżały, że kwiatów wiązać nie była w stanie.<br> {{tab}}Daremne, niestety, oczekiwanie...<br> {{tab}}Wiedzą już o tem nasi czytelnicy, że Eugeniusz Loiseau, uwieziony przez Pawła Béraud i Will Scotta, miał nie powrócić tej nocy, jak i poprzedniej.<br> {{tab}}Z nadejściem wieczora Wiktoryna rozpaczać poczęła.<br> {{tab}}Jak dnia poprzedzającego, wstrząsana gorączką i febrą, oczekiwała.<br> {{tab}}Brzask dzietny zabłysł, a ona jeszcze czuwała.<br> {{tab}}Wtedy to, owładnięta straszną rozpaczą, po raz pierwszy pomyślała o śmierci. Niedość jednakże jeszcze cierpiała i nie tak długo, by utrzymała się przy tej myśli. Wspomniała, że była młodą. Wspomniała, że przed zamążpójściem pracą {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/804|num=178}}zarabiała na wszelkie życia potrzeby, że nawet zaoszczędziła pewną część pieniędzy, użytych na pokrycie kosztów weselnych.<br> {{tab}}Natenczas była wolną... wolną i szczęśliwą!<br> {{tab}}— Zabić się!... — powtarzała — zabić się... dla niego? Nie! to byłoby szaleństwem! Śmiałby się z tego!<br> {{tab}}I myśl o samobójstwie umknęła, lecz pozostało serce zakrwawione, łzy po łzach następowały.<br> {{tab}}Biedna kobieta, złamana bezsennością, pożerana gorączką, wzbudzić mogła litość w najbardziej zatwardziałem sercu.<br> {{tab}}Wtem dzwonek zabrzmiał nagle od strony drzwi.<br> {{tab}}Wiktoryna zerwała się z krzesła, na którem siedząc, płakała.<br> {{tab}}— To on! — wyszepnęła; — ach! gdybyż to był on nareszcie!<br> {{tab}}I przycisnęła serce obiema rękami, jak gdyby dla powstrzymania gwałtownych jego uderzeń.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Objęta straszną obawą, Wiktoryna nie śmiała otworzyć.<br> {{tab}}Dzwonek zadźwięczał powtórnie.<br> {{tab}}Wtedy, przyzwawszy całą siłę moralną, podeszła i drzwi otworzyła. Zadziwiona jednak, cofnęła się nagle, ujrzawszy przed sobą Joannę Desourdy z jej córką, Joannę, której nie widziała od owej uroczystości weselnej w Saint-Mandé, Joannę, kochankę owego Pawła Béraud, sprawcę jej nieszczęść, ścigającego ją swoją wstrętną miłością i wiodącego na zgubę jej męża.<br> {{tab}}Wiktoryna mocno pobladła.<br> {{tab}}Joanna zmieszanie i bladość młodej kobiety pojęła w innem znaczeniu. Pomyślała sobie, iż Wiktoryna odgadła powód jej przybycia, a zatem rzeczywiście winna być musi.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/805|num=179}}{{tab}}— Ach! — zawołała, wbiegając szybko do pokoju, wraz z Liną — twoje zmieszanie mnie przekonało, iż prawdę mi powiedziano.<br> {{tab}}— Nie rozumiem cię... — odrzekła kwiaciarka zdumiona.<br> {{tab}}— Doprawdy? — odrzekła ironicznie Joanna. — Może jeszcze powiesz, iż dziwi cię me przyjście.<br> {{tab}}— Bezwątpienia.<br> {{tab}}— A jednak po tem wszystkiem, co zaszło, powinnaś się była spodziewać mojego przybycia.<br> {{tab}}— Po tem, co zaszło... lecz co? — powtórzyła Wiktoryna.<br> {{tab}}— Ha! winnaś pamiętać przynajmniej, że ja mam córkę!... — wołała z gwałtownością Joanna. — Sądziłaś więc, żem ja do tego stopnia niedołężną i słabą, żem podłą, nikczemną do tyla, iż w milczeniu przyjmę wstyd i nędzę? I dlatego to, nie spodziewałaś się, że przyjdę... Otóż się pomyliłaś! Gdybym była samą, schyliłabym głowę, być może, i przyjęła z pozorną obojętnością truciznę, jaką mnie poicie oboje... zemściłabym się pogardą!... Lecz ja mam córkę... rozumiesz? mam córkę... i chcę, ażeby ze względu na nią, sprawiedliwość wymierzoną została.<br> {{tab}}Tu pochwyciwszy na ręce Linę, mówiła dalej:<br> {{tab}}— Widzisz tę kobietę, me dziecię... przypatrz się jej dobrze... Jest to zdrajczyni nikczemna, żyjąca fałszem, podstępem! Ona oszukała swojego męża, zaślubiając go, gdy była kochanką innego. I zamiast po zamążpójściu stać się uczciwą kobietą, zachowała swego kochanka, tego nędznika, który nas opuścił, za jej radą bezwątpienia! Przypatrz się, Lino, owej nikczemnicy, która nas uczyniła tak nieszczęśliwymi.<br> {{tab}}W pierwszej chwili Wiktoryna uczuła się być jakoby oszołomioną słowami Joanny. Owe wyrzuty, tak straszne, a niezasłużone, spadając na nią potokiem, czyniły jej wrażenie jakiegoś snu okropnego. Zwolna jednakże nastąpiła równowaga w jej pomięszanym umyśle; zrozumiała, że mówiąc coś podobnego, jej kuzynka w błędzie być musiała.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/806|num=180}}{{tab}}— Joanno! — zawołała — słuchając cię przed chwilą, zapytywałam sama siebie, czy nie śnię? Czy ty rzeczywiście przy zdrowych zmysłach pozostajesz? Czy do mnie to mówisz? co się dzieje... co masz przeciwko mnie?... Wytłumacz się, proszę!...<br> {{tab}}— Tłumaczyć się... — zawołała Joanna; — alboż ty nie wiesz o wszystkiem lepiej odemnie? Chcesz więc znów przedemną, tak jak przed swoim mężem, odegrać komedyę?<br> {{tab}}— Przysięgam na wszystkie świętości, że cię nie rozumiem... nie wiem, o co chodzi...<br> {{tab}}— Ty... nie wiesz?!...<br> {{tab}}— Przysięgam przed Bogiem, że nie wiem... I gdyby tej chwili umrzeć mi wypadło, w chwili skonania powtórzyłabym tęż samą przysięgę. <br> {{tab}}— Kłamiesz! — zawołała Joanna. — Przed zaślubieniem Eugeniusza byłaś kochanką Pawła Béraud, ojca mej córki!...<br> {{tab}}— Ja... ja jego kochanką? — krzyknęła ze zdumieniem Wiktoryna.<br> {{tab}}— Tak, ty... i nie poważysz się zaprzeczyć temu...<br> {{tab}}— Zaprzeczam jaknajmocniej... zaprzeczam!<br> {{tab}}Nie słuchając swojej mniemanej rywalki, Joanna wołała ze wzrastającą gwałtownością:<br> {{tab}}— Wyszedłszy za mąż, utrzymywałaś dalej stosunki ze swym kochankiem, skutkiem czego tak mnie, jak moją córkę uczyniłaś najnieszczęśliwszemi istotami na świecie, doprowadziwszy je wreszcie do pozostania bez dachu i chleba!<br> {{tab}}— Joanno... Joanno! ciebie obłęd ogarnął... Zastanów się, kogo o to wszystko oskarżasz!<br> {{tab}}— Ciebie oskarżam... ciebie! Jesteś kochanką Pawła Béraud, kłamać ci w tym razie nie wolno!<br> {{tab}}— Na prochy mojego ojca przysięgam... to fałsz!<br> {{tab}}— Nowe krzywoprzysięstwo... lecz to nadaremnie... Paweł był twoim kochankiem i jest nim jeszcze! Za twoją to radą spełnił tę ostatnią nikczemność. Za twojem poleceniem opuścił mnie z mem dzieckiem... okradł nas... i pozostawił na {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/807|num=181}}bruku ulicznym bez żadnych środków utrzymania. Możesz być dumną z tego!... Ach! zręcznie pokierowałaś piekielne swe dzieło!...<br> {{tab}}Wiktoryna załamała ręce. Na jej twarzy widniała boleść rozdzierająca.<br> {{tab}}— Joanno! — zawołała głosem złamanym: — Joanno... w imię tego Boga, który nas słucha i którego błagam, aby mi śmierć zesłał u stóp twoich, jeżeli kłamię... Joanno!... wierzaj mi, oszukano cię, w błąd cię wprowadzono! W jakim celu, w jakim interesie, nie wiem tego, wszakże niewinnie mnie spotwarzono! W niczem nie przewiniłam z tego, co mi zarzucasz... tak! w niczem nie czuję się być winną względem ciebie! W niczem... w niczem... w niczem!...<br> {{tab}}Tu Wiktoryna wybuchnęła łkaniem.<br> {{tab}}— Ach! biedna kobieto... nieszczęśliwa matko — mówiła dalej. — Któż więc do tego stopnia był moim wrogiem, który nie {{Korekta|zawachał|zawahał}} się przed myślą sprowadzenia ci takich cierpień, ażeby we mnie uderzyć? Jakimże wstrętem napełniasz mą duszę... Boże miłosierny! Joanno, skoro posłyszysz to, co ci powiem, pożałujesz swych obelg... Będziesz żałowała swych słów z całego serca, a jedynie litość dla mnie uczujesz!...<br> {{tab}}Joanna już ich żałowała.<br> {{tab}}Łkania Wiktoryny, jej krzyki oburzenia, dźwięk rozdzierający jej głosu, wstrząsający sercem, poruszyły ją do głębi, a nie wiedząc jeszcze, co jej kwiaciarka powie na swoją obronę, czuła już dla niej litość w miejsce zaciekłości.<br> {{tab}}— Posłuchaj mnie... — wyrzekła Wiktoryna, podając Joannie drżącą rękę, podczas gdy po jej twarzy pobladłej łzy strugą płynęły. Nie wiem, zkąd i od kogo dowiedziałaś się o smutnej {{Korekta|tajemicy|tajemnicy}} mojej przeszłości... nikt inny nie mógł ci o tem powiedzieć, jak ów nędznik, który ją znał, a jest to człowiek, dla którego uczuwam najwyższy wstyd i pogardę! I ty... ty mnie oskarżasz, że ja go kocham?<br> {{tab}}— Tak... zbłądziłam przed mojem małżeństwem, ale wspólnikiem mej winy nie był ów nikczemnik, Paweł Béraud. {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/808|num=182}}Ten, którego kochałam... któremu, oddałam me serce, nie byłby nigdy zawiódł mojej ufności. Ten, którego nosić miałam nazwisko, umiejąc je uszanować i kazać uszanować je innym... ten umarł, niestety!<br> {{tab}}„Przez długi czas ciężko i gorzko płakałam; później rana mojego serca zwolna się zabliźniła, i oddałam to moje serce z całą szczerością Eugeniuszowi Loiseau, który mnie kochał, lub raczej sądził, że mnie kocha.<br> {{tab}}„Zaślubiając Eugeniusza, ukryłam wprawdzie przed nim mą winę, sądząc, że nikt o niej nie wie. Źle postąpiłam bezwątpienia, lecz któraż na mojem miejscu miałaby odwagę usunąć od siebie narzeczonego wyznaniem błędu, jakiego nic już naprawić nie jest w stanie?<br> {{tab}}„Będąc zamężną, stałam się uczciwą kobietą i cobądźby nastąpiło, zawsze nią pozostanę. Nigdy nie oszukiwałam mojego męża, mimo, że on straconym dla mnie został za, wolą i czynem Pawła Béraud, sprawcę wszystkich cierpień, tak moich, jak twoich.“<br> {{tab}}— On! — powtórzyła Joanna — on więc to...<br> {{tab}}— Ach! gdybyś wiedziała, ile ja wycierpiałam przez niego! — wołała Wiktoryna! — I ty jeszcze oskarżasz mnie, że ja was rozdzielam... że ci go kradnę, tego nędznika!... Czy wiesz, że on chciał, abym została jego kochanką... że ścigał mnie... obsypywał brudnemi swemi wyznaniami? W jaki sposób odkrył tajemnicę mojej przeszłości, nie wiem tego, lecz był do tego stopnia bezczelnym, iż z niej broń sobie przeciw mnie wytworzył. Groził mi bezustannie, iż powie o wszystkiem mojemu mężowi, jeżeli się nie zgodzę na jego wstrętne propozycye.<br> {{tab}}„Oburzyłam się na groźbę tyle potworną i podłą. Powiedziałam nikczemnikowi, iż się nie lękam jego pogróżek... powiedziałam, by je wprowadził, gdy zechce w wykonanie. Nie śmiał tego uczynić, pojmując dobrze, iż w takim razie ja oskarżyłabym go z mej strony. Czy wiesz jednakże, co on przez zemstę uczynił? Nie... nie! Joanno, nie szukaj myślą da- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/809|num=183}}remnie, nigdybyś tego nie odgadła, ponieważ to niepodobieństwem się zdaje z powodu swej potworności.<br> {{tab}}„Mając nadzieję, iż łatwiej ulegnę jego namowom, postanowił nękać mnie zgryzotami nędzą. Opanował mojego męża, popchnął go na drogę pijaństwa, próżnowania, włócząc go wraz z sobą po szynkach, piwiarniach, słowem po norach ostatniego rodzaju, gdzie traci swój rozum, pieniądze... gdzie bruka swoją uczciwość. Popycha go całemi siłami do pijaństwa, z czego ja niegdyś wydobyć go postanowiłam, a za każdym razem, gdy Eugeniusz, dzięki jemu, spadł o szczebel niżej, ów nędznik przychodził tu do mnie, mówiąc o swojej miłości, usiłując mnie przekonać, że jedyną dla mnie deską ratunku było porzucić mego męża, a pójść żyć z tym nędznikiem.<br> {{tab}}„Odrzucany przezemnie ze wzgardą, zaczął podziemną swą pracę. I otóż do tego doprowadził; że Eugeniusz nie wraca wcale do domu... że mnie bije!... Wygnano go z warsztatu... został bez roboty... nie ma pieniędzy... Nędza stanęła u naszego progu!...<br> {{tab}}„Ty mówisz, że Paweł ciebie opuścił... Ależ jam temu nie winna, na Boga! A jeśli mój mąż mnie opuści, on, ten Paweł Béraud, będzie tego przyczyną!... Jestem zarówno jak ty nieszczęśliwą... cierpię tyle, ile ty cierpisz... płaczę tak, jak ty płaczesz... I ty przychodzisz jeszcze z wymówkami, że ja jestem kochanką mojego śmiertelnego wroga! Ach! Joanno... jesteś niesprawiedliwą... jesteś okrutną!“<br> {{tab}}I Wiktoryna, z sił wyczerpana, upadla na krzesło, a ukrywszy twarz w dłoniach, nanowo wybuchnęła łkaniem.<br> {{tab}}Czyż potrzebujemy twierdzić, że Joanna słuchała wyjaśnień Wiktoryny z głębokiem wyruszeniem? Czuła się być wstrząśniętą do głębi duszy tem, co usłyszała. Nie wątpiła o szczerości rozpaczliwych wyznań tej, w której nie widziała już swojej rywalki, lecz towarzyszkę boleści. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/810|num=184}}{{c|'''XXXIV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Joanna również płakała, a mała Lina, widząc łzy matki, łkała po cichu.<br> {{tab}}— Wiktoryno... droga, kochana Wiktoryno... — zawołała nagle młoda kobieta, zbliżając się ku kwiaciarce i ujmując jej rękę — obraziłam cię pomimowolnie. Nie wiedziałam o tem wszystkiem... inaczej sądziłam... wszak teraz widzę, że nie miałam słuszności... przebacz mi... przebacz!<br> {{tab}}Smutna towarzyszka życia Eugeniusza Loiseau nie miała siły odpowiedzieć, uścisnęła tylko życzliwie rękę Joanny.<br> {{tab}}— Tak... — zawołała taż po chwili z głuchem wzburzeniem — ten człowiek jest nikczemnikiem, ostatnim z najpodlejszych! I gdy pomyślę, że ja go kiedyś kochałam... że on jest ojcem mej córki, płonę ze wstydu sama przed sobą. Ach! moja biedna Wiktoryno — mówiła dalej — me własne cierpienia dają mi zrozumieć ile ty cierpisz! Tak więc ów potwór chcąc cię zmusić do pożycia z sobą, groził ci oskarżeniem w obec Eugeniusza?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— I jednocześnie przywodził was do nędzy, prowadzając twego męża po szynkach i odrywając go od roboty?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Czemużeś nie powiedziała swemu mężowi aby go zabił? Czemu go sama nie zabiłaś?<br> {{tab}}— Mój mąż by mi nie uwierzył... Jest oczarowanym przez tego nikczemnika... On żyje nim tylko... widzi jego oczyma... Co zaś do zabicia go własną mą ręką, nie zdołałabym tego uczynić... przelanie krwi i morderstwo wstręt we mnie budzą!<br> {{tab}}— A więc ja będąc silniejszą od ciebie, będę patrzyła na tę płynącą krew jego, nie bledniejąc. Obdarł mnie ze wszystkiego... wyrzucił na bruk jak ostatnią nędznicę... Mam prawo {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/811|num=185}}do pomszczenia się... i pomszczę za nas obie! Nie zbraknie mi ku temu odwagi, przysięgam!..<br> {{tab}}Ostatnie wyrazy wymówiła z dźwiękiem dzikiej rozpaczy.<br> {{tab}}— Joanno! — zawołała żywo kwiaciarka — strzeż się uczynić coś podobnego.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Nie narażaj się na odpowiedzialność, skutkiem jakiego gwałtownego czynu... Pomyśl o małej twej Linie...<br> {{tab}}— A co z nią teraz się stanie? Czyż pracą rąk moich zdołam wyżywić nas obie? Nastąpi straszna nędza, pod którą się upada!<br> {{tab}}— Nie rozpaczaj!..<br> {{tab}}— Lecz czegóż się mogę spodziewać? Mogęż mieć jaką nadzieję?<br> {{tab}}— Bóg zlituje się może nad tobą. Ów Paweł tak występny, pożałuje może swych czynów i powróci do ciebie...<br> {{tab}}— On?! — zawołała Joanna. — Ach! nigdy... nigdy! Ty nie wiesz, co on uczynił... Z jaką szatańską chytrością swój plan ułożył... Oddawna już pragnął tego zerwania... przemyśliwał nad niem... i w pomyślnych okolicznościach dokonał tego. Posłuchaj i osądź.<br> {{tab}}Tu opowiedziała Wiktorynie szczegóły znane już czytelnikom.<br> {{tab}}— I ty chcesz, ażebym ja mu przebaczyła? — wołała po ukończonem opowiadaniu. — Nie! nigdy! Zemścić się powinnam... Muszę się zemścić za moją córkę!<br> {{tab}}— Żegnam cię, Wiktoryno... Chciej wierzyć, iż całem sercem żałuję, żem cię obraziła tak ciężko, niesprawiedliwie... Przebacz mi... nie gniewaj się na mnie... Złudziły mnie fałszywe pozory... Zgryzota uczyniła mnie obłąkaną!.. Zapomnij... błagam cię o to!<br> {{tab}}— Zapomniałam już i przebaczyłam.<br> {{tab}}— A więc uściśnij mnie... Odchodzę.<br> {{tab}}— Gdzież idziesz?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/812|num=186}}{{tab}}— Szukać środków do wyżywienia się. Próbować wszystkiego dla mojej córki. Oby Bóg dał ażeby mi się powiodło! Lecz gdybym nie znalazła pracy, z jakiejbym wyżywić mogła to dziecię, biada człowiekowi, który nas obie zgubił!.. Sam wyda wyrok na siebie.<br> {{tab}}— Joanno! uspokój się...<br> {{tab}}— Jestem spokojną... zimną, jak sprawiedliwość... Żegnam cię, Wiktoryno.<br> {{tab}}— Zobaczymy się wkrótce... nieprawdaż?<br> {{tab}}— Tak... tam, w górze... być może... — odrzekła Joanna, wskazując na niebo.<br> {{tab}}Obie kobiety padły sobie w objęcia, pozostając przez kilka minut w niemym, serdecznym uścisku, poczem młoda matka wyszła wraz z dzieckiem.<br> {{tab}}Wiktoryna, zostawszy samą, zasiadła do pracy; ręce jej jednak gorączkowo drżały, dreszcz zimny wstrząsał jej ciałem, głowa jej ciążyła, rodzaj zawrotu mózg jej obejmował. Zawlókłszy się do łóżka, padła nań bezwładna, konająca prawie.<br> {{tab}}Podczas tej całej bolesnej sceny przy ulicy de Fleures, Paweł Béraud z Eugeniuszem Loiseau obudzili się w ''Prowanckim hotelu''.<br> {{tab}}Béraud nie czuł najmniejszych wyrzutów sumienia, a introligator, kompletnie zamroczony dwoma dniami pijaństwa, zachował zaledwie słabe wspomnienie o tem, co nastąpiło.<br> {{tab}}— A cóż? — zawołał Paweł; — wczorajsza pohulanka... To mi się życiem nazywa!<br> {{tab}}— Lecz gdzie ja jestem? — pytał Loiseau, błędnym wzrokiem spoglądając w około siebie.<br> {{tab}}— U mnie... rzecz prosta i jasna.<br> {{tab}}— Jakto u ciebie... gdzie?<br> {{tab}}— W hotelu, do pioruna! — Czyż nie pamiętasz, com ci opowiadał wczoraj o Joannie? Zwinąłem mój bazar... Niech żyje kawalerstwo!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/813|num=187}}{{tab}}To wystarczyło, aby przywieść na pamięć wszystko Eugeniuszowi.<br> {{tab}}— Tak... tak... — wyjąknął — przypominam sobie... Ja znowu w domu nie nocowałem.<br> {{tab}}— Masz do tego prawo... Jest się mężczyzną, albo się nim nie jest!<br> {{tab}}Introligator czuł żal w głębi duszy, czuł się być zawstydzonym.<br> {{tab}}— Ale co na to powie Wiktoryna? — wyszepnął.<br> {{tab}}— Wiktoryna? — odrzekł Paweł szyderczo. — Oczekuje na ciebie, aby wyprawić ci scenę! Zbiera na twoje powitanie różne przezwiska... Miłe wyraziki: pijak, łotr, włóczęga, zły mąż, spadną gradem na ciebie. Dziękuję za powrót do domu, dla posłyszenia czegoś podobnego!<br> {{tab}}— A jednak ja potrzebuję zmienić bieliznę... — rzekł zcicha Loiseau, spoglądając na swą zbrukaną koszulę.<br> {{tab}}— Bieliznę? znajdziesz ją tutaj, mój chłopcze. Otwórz walizkę, stojącą tam w kącie, i wybierz sobie koszulę, którą zechcesz... Jest ich poddostatkiem. Wszak wiesz, że nasz przyjaciel tu przyjdzie, aby pójść z nami na śniadanie.<br> {{tab}}— A! on tu przyjdzie?<br> {{tab}}— Tak... Dziś urządzamy sławną ucztę. Pojedziemy do Joinvilile-le-Pont.<br> {{tab}}— Lecz Wiktoryna... — rzekł powtórnie introligator.<br> {{tab}}— Ach! przestańże raz, do dyabła! — krzyknął Paweł niecierpliwie. — Jesteś nieznośnym z tą Wiktoryna... Musimy przecież dokończyć wczorajszej pohulanki... Nie obawiaj się... twa Wiktoryna nie urwie ci głowy!<br> {{tab}}Loiseau pochylił czoło w milczeniu. Pomimo wszystko, uczuwał wyrzuty sumienia.<br> {{tab}}— Nie pójdziesz więc do biura? — zapytał Pawła.<br> {{tab}}— Niema dziś dla mnie biura, zmieniłem obowiązek.<br> {{tab}}— Obejmujesz służbę u Verrièr’a?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— A odkąd ją pełnić poczynasz?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/814|num=188}}{{tab}}— Od poniedziałku, ponieważ jutro niedziela. W poniedziałek pójdziesz za wyszukaniem sobie roboty, dopóki zaś jej nie znajdziesz, pugilares mój otwarty dla ciebie. Licząc na tę pomoc z mej strony, nie będziesz zmuszonym pochwycić pierwszego lepszego, co ci się trafi. Co zaś do Wiktoryny, posłuchaj mej rady... uczyń jak ja zrobiłem... Wyślij ją do tysiąca dyabłów!<br> {{tab}}Loiseau nic nie odpowiedział. Zmieniał bieliznę w milczeniu. Dziwny ból, pomieszany z żalem, uciskał mu piersi. Jakiś głos wewnętrzny wołał nań bezprzestannie:<br> {{tab}}— Powróć do domu... powróć do domu... Proś żony o przebaczenie, które ci ona udzieli... szukaj szczerze pracy, a znajdziesz takową.<br> {{tab}}I byłby może, uparłszy się stanowczo, odszedł na ulicę de Fleurs, ale przybycie Wiliama Scott pod postacią {{Korekta|burgundczyka|Burgundczyka}}, zmieniło bieg jego myśli, nakazując zamilknąć owemu spóźnionemu głosowi serca i sumienia.<br> {{tab}}Dobre postanowienia introligatora, jak mgła się rozpierzchnęły, i trzej mężczyźni razem odjechali do Joinville, gdzie sute śniadanie ich oczekiwało.<br> {{tab}}Powróćmy do policyjnego agenta Flogny, jakiego pozostawiliśmy dzwoniącym do bramy pałacu na bulwarze Haussmanna.<br> {{tab}}W ciągu dnia tegoż, według rozkazów Verrièr’a, cały służbowy personel, z wyjątkiem kamerdynera, kucharki i stangreta, odjechał do Malnoue.<br> {{tab}}Właśnie wstawano od stołu, gdy zabrzmiał głos dzwonka.<br> {{tab}}Panna Verrière wraz z siostrą Maryą odeszły do swoich pokojów dla przygotowania się do podróży.<br> {{tab}}Arnold Desvignes rozmawiał w salonie ze swym wspólnikiem.<br> {{tab}}Wkrótce po zadzwonieniu, furtkę w bramie otwarto i Flogny wszedłszy, znalazł się wobec odźwiernego.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/815|num=189}}{{tab}}— Wszakże to jest pałac pana Juliusza Verrière, bankiera? — zapytał.<br> {{tab}}— Tak... — odparł odźwierny.<br> {{tab}}— W tym pałacu mieszka zarówno siostra miłosierdzia?<br> {{tab}}— Tak panie, siostra Marya, ze Zgromadzenia św. Wincentego a Paulo.<br> {{tab}}— Chciałbym się widzieć z siostrę Maryą... a na usprawiedliwienie mojej śmiałości dodam, iż chodzi tu o nader ważną sprawę.<br> {{tab}}— Przejdź więc pan dziedziniec i wejdź na schody frontonu, zkąd kamerdyner pana dalej poprowadzi.<br> {{tab}}To mówiąc, odźwierny pociągnął za dzwonek, oznajmujący czyjeś przybycie.<br> {{tab}}Flogny, stosując się do otrzymanego objaśnienia, minąwszy dziedziniec, wszedł na schody.<br> {{tab}}Kamerdyner już się tam znajdował, zapytując:<br> {{tab}}— Co pan sobie życzysz?<br> {{tab}}— Krótkiego widzenia się z siostrą Maryą.<br> {{tab}}— Siostra Marya jest w swoim apartamencie, lecz wątpię, by chciała przyjąć pana o tak spóźnionej porze.<br> {{tab}}— Zmuszony jestem koniecznie o to nalegać... W nader ważnej sprawie potrzebuję, by raczyła mi poświęcić kilka minut czasu.<br> {{tab}}— Racz więc pan powiedzieć swoje nazwisko.<br> {{tab}}— Nie mam zaszczytu być znanym siostrze Maryi... lecz chciej pan jej doręczyć tę moją wizytową kartę.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Służący, odebrawszy bilet od przybyłego, rzucił nań okiem, poczem z podwojoną ciekawością począł się w stojącą przed sobą osobistość wpatrywać.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/816|num=190}}{{tab}}Na karcie z białego brystolu wypisanem było: {{c|FLOGNY}} {{tab}}A poniżej nazwiska te słowa: {{c|''Inspektor policyjnych oddziałów,''<br> ''ulica François-Miron Nr. 39.''}} {{tab}}— Wejdź pan... — rzekł służący po chwili {{Korekta|wachania|wahania}}.<br> {{tab}}A wprowadziwszy przybyłego do przedsionka, dodał:<br> {{tab}}— Racz pan tu się zatrzymać przez chwilę.<br> {{tab}}I zniknął w głębi korytarza.<br> {{tab}}— Szczególna wizyta... — mówił do siebie, idąc. Trzeba przedewszystkiem powiedzieć panu... Co może znaczyć przybycie tutaj tego agenta?<br> {{tab}}I zamiast pójść do siostry Maryi, która, jak wiemy, znajdowała się wraz z Anialą w jej pokoju, poszedł wprost do salonu.<br> {{tab}}— Co chcesz? — zapytał bankier.<br> {{tab}}— Dziwna wizyta, panie...<br> {{tab}}— Jaka wizyta?<br> {{tab}}— Przyszedł inspektor policyi...<br> {{tab}}Verrière wraz z Arnoldem zadrżeli obaj, zamieniwszy z sobą bojaźliwe spojrzenie i mimo całych usiłowań, by zapanować nad sobą, Desvignes mocno {{Korekta|podladł|pobladł}}.<br> {{tab}}— Czegóż może żądać ów naprzykrzony człowiek? — zapytał Verrière podniesionym głosem.<br> {{tab}}— Pragnie widzenia się z siostrą Maryą... usprawiedliwiając swoje żądanie koniecznością rozmowy w sprawie wielkiej wagi, w naglącej sprawie.<br> {{tab}}Arnold Desvignes zdołał ochłonąć.<br> {{tab}}Przybycie policyjnego agenta powiadamiało go wprawdzie o niebezpieczeństwie, co nie ulegało wątpliwości, lecz to niebezpieczeństwo nie było naglącem prawdopodobnie; myślał więc sobie, iż cios łatwo odbić mu przyjdzie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/817|num=191}}{{tab}}— Sądzę... — rzekł do Verrièr’a, — iż wypada ci pomówić z tym człowiekiem, zanim go odeślesz do swej siostrzenicy.<br> {{tab}}Zdanie powyższe poparł znaczącem spojrzeniem, które bankier zrozumiał.<br> {{tab}}— Jak się nazywa ów agent? — zapytał.<br> {{tab}}— Oto jego karta.<br> {{tab}}— ''Flogny, inspektor policyjnych oddziałów, nr. 39, ulica François-Miron'' — czytał głośno Verrière. — Wprowadź tu tego człowieka — rzekł do kamerdynera.<br> {{tab}}Służący wyszedł.<br> {{tab}}— Zachowaj tę kartę... — wyszepnął Desvignes, a nadewszystko nie mieszaj się w żadnym razie. Trzeba się nam dowiedzieć, czego chce ów agent od siostry Maryi. Gdyby ci nie chciał powiedzieć, przywołaj tu swoją siostrzenicę, tym sposobem zmusimy ich do mówienia w naszej obecności.<br> {{tab}}Obawiam się... — wyjąknął Verrière. — Myśl, że policya znajduje się w mym domu, mrozi mnie do kości!..<br> {{tab}}— No... no! uspokój się... nie nabijaj sobie głowy strachami — mówił Desvignes. — Być może, że nic w tem nie ma tak dalece przestraszającego. Za kilka sekund będziemy wiedzieli, co mamy o tem sądzić.<br> {{tab}}Verrière, o ile zdołał, usiłował pokryć wzruszenie, przybierając pogodny wyraz twarzy.<br> {{tab}}Drzwi salonu otwarły się — wreszcie i kamerdyner wpuścił przed sobą agenta, który — wszedł z ukłonem, trzymając w ręku kapelusz.<br> {{tab}}Spostrzegłszy się nie wobec zakonnicy, ale naprzeciw dwóch mężczyzn, zatrzymał się zdumiony.<br> {{tab}}Bankier, przybrawszy zwykłą swoją powagę, postąpił kilka kroków na spotkanie przybyłego i zlekka kłaniając mu się, zapytał:<br> {{tab}}— Pan jesteś inspektorem policyi?<br> {{tab}}— Tak, panie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/818|num=192}}{{tab}}— Oświadczyłeś, iż pragniesz się widzieć z siostry Maryą?...<br> {{tab}}— Wiele mi na tem zależy i wierzaj mi pan, iż to moje żądanie ma ważne powody za sobą.<br> {{tab}}— Daj mi je pan poznać...<br> {{tab}}Flogny cofnął się nagle.<br> {{tab}}— Lecz, panie... — zaczął.<br> {{tab}}— Siostra Marya jest moją siostrzenicą... — przerwał Verrière.<br> {{tab}}— Tak? — wymruknął agent ze wzrastającem zdziwieniem.<br> {{tab}}— Moją siostrzenicą... tak, panie! Co więcej, mieszka w mym domu, przy mojej córce i jest bardzo młodą... To wszystko wkłada na mnie obowiązek zapytania się pana, co cię tu do mnie sprowadza? Czy jaki osobisty interes, lub, co mi się niepodobnem być zdaje, jakaś policyjna sprawa?<br> {{tab}}Agentowi, jak wiemy, czas był bardzo drogim. Za jakąbądź cenę pragnął zobaczyć się z Misticotem lub przynajmniej dowiedzieć się, gdzie go odnaleźć.<br> {{tab}}— Jest to sprawa policyjna — rzekł — w rzeczy samej. Proszę jaknajmocniej o pozwolenie mi zobaczenia się z siostrą Maryą natychmiast. Nie ma minuty do stracenia. Gdybyś pan znał powód mego przybycia, nie {{Korekta|wachałbyś|wahałbyś}} się ani chwili.<br> {{tab}}— Otóż ja właśnie ów powód chcę poznać — rzekł bankier. — Jako ojciec rodziny, pan domu, mam prawo i obowiązek wiedzieć o wszystkiem, co się w koło mnie dzieje.<br> {{tab}}— A ja zaś, panie, odebrałem poufne zlecenie... Dla nas, jak dla żołnierzy, rozkaz jest świętym. Mogę mówić jedynie z siostrą Maryą, lecz jeżeli pan żądasz tego koniecznie, to w pańskiej obecności mogę jej zadać pytania, na które będę prosił, by mi odpowiadała.<br> {{tab}}— Dobrze... niech i tak będzie.<br> {{tab}}Tu Verrière zadzwonił. Kamerdyner ukazał się w progu.<br> {{tab}}— Poproś moją siostrzenicę, ażeby tu przyszła... — rzekł bankier.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/819|num=193}}{{tab}}Flogny spojrzał na stojący nad kominkiem zegar. Minuty ubiegały jedna po drugiej z przerażającą szybkością.<br> {{tab}}Po wyjściu służącego głębokie milczenie zapanowało w salonie. Słychać było jedynie monotonny ruch zegarowego {{Korekta|wachadła|wahadła}}.<br> {{tab}}Desvignes wziął w rękę dziennik, w który zdawał się wczytywać z uwagą, oczy jego wszakże zwracały się co chwila prawie na agenta policyi.<br> {{tab}}Verrière, ażeby sobie nadać pozornie jakieś zajęcie, przechadzał się wzdłuż i wszerz salonu.<br> {{tab}}— Żądałeś, ażebym przyszła, mój wuju? — ozwał się nagle z progu głos zakonnicy.<br> {{tab}}— Tak, moje dziecię.<br> {{tab}}— Chciej mnie powiadomić, dlaczego?<br> {{tab}}— Ażeby zapytać, co może być wspólnego pomiędzy tobą a policyą?<br> {{tab}}— Policyą? — powtórzyła siostra Marya z osłupieniem.<br> {{tab}}— Tak... Oto jeden z inspektorów przyszedł, ażeby cię badać...<br> {{tab}}Tu wskazał gestem na agenta.<br> {{tab}}Siostra Marya zwróciła się ku przybyłemu.<br> {{tab}}— Pan chcesz mnie badać? — zawołała z niepokojem, co nie uszło uwagi Arnolda.<br> {{tab}}Flogny zbliżył się ku zakonnicy.<br> {{tab}}— Pytać... z całem uszanowaniem — rzekł, składając ukłon głęboki.<br> {{tab}}— Nie mogę pojąć, zrozumieć... co pan chcesz wiedzieć... O co mnie pytać zamierzasz?<br> {{tab}}— Racz mi powiedzieć przedewszystkiem, siostro, czy znasz młodego chłopca nazwiskiem Stanisław Dumay, przezwanego Misticotem?<br> {{tab}}Siostra Marya pobladła.<br> {{tab}}Desvignes drgnął zlekka, lecz wciąż i zawsze będąc pa- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/820|num=194}}nem siebie, nie zmienił pozycyi, zdając się być bardziej niż przedtem zatopionym w czytaniu dziennika.<br> {{tab}}— Znam w rzeczy samej Stanisława Dumay... — odpowiedziała zakonnica.<br> {{tab}}Verrière, zapomniawszy o tem nazwisku, które wszakże było kilkakrotnie wymieniałem wobec niego, zawołał:<br> {{tab}}— Któż jest ów Stanisław Dumay?<br> {{tab}}— To ten młody chłopiec, przewrócony przez konie naszego powozu, gdyśmy jechały z Anielką obie zwiedzać roboty kościoła Sacré-Coeur. Moja kuzynka, wuju, mówiła ci o nim, a nawet przedstawiała go tobie w czasie wesela Eugeniusza Loiseau. Jest to mały paryżanin, niezwykle inteligentny, uczciwy, pracowity, słowem wzorowe dziecko, zasługujące, ażeby się jego losem zajęto.<br> {{tab}}Poczem, zwróciwszy się do agenta, zakonnica dodała:<br> {{tab}}— Nie jest to zapewne jedynie pytanie, jakie mi pan zadać miałeś?<br> {{tab}}— Istotnie, siostro...<br> {{tab}}— Mów pan więc... Miałożby jakie nieszczęście spotkać tego młodego chłopca, który, być może, zwraca się do mnie o pomoc?<br> {{tab}}— Gdybym mógł się był z nim widzieć, nie kłopotałbym cię, siostro, w tej chwili.<br> {{tab}}— Może pan chcesz wiedzieć adres jego mieszkania?<br> {{tab}}— Znam ten adres.<br> {{tab}}— Cóż więc pan żądasz?<br> {{tab}}— W dwóch słowach wszystko wytłumaczę... Stanisław Dumay wyjechał dziś z Paryża... Być może, w tej chwili jedzie on drogą żelazną do miejsca, gdzie mu polecono... Otóż, gdyby wyjechał, mam tak naglącą potrzebę widzenia się z nim i pomówienia, że gotów jestem sam jechać za nim, by się z nim spotkać.<br> {{tab}}— A zatem, panie...<br> {{tab}}— Zatem, moja siostro, powiadomiono mnie, że wiesz, dokąd pojechał Stanisław Dumay...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/821|num=195}}{{tab}}— Ja?<br> {{tab}}— Tak jest... Mówiono mi nawet, że on pojechał z twego specyalnego polecenia.<br> {{tab}}Siostra Marya powtórnie pobladła, a ta jej bladość nie uszła uwagi ani agenta, ani Arnolda, których obecność ją krępowała, ponieważ chodziło tu właśnie o Misticota, wysłanego przez nią w wiadomym nam celu.<br> {{tab}}Stanowczo przeto odpowiedziała:<br> {{tab}}— Pan się mylisz... a przypuściwszy nawet, gdybyś się nie mylił, pytam, jakiem prawem śmiesz badać mnie o to?<br> {{tab}}— Prawem pozyskania objaśnień wszelkiemi środkami, jakiemi rozporządza sprawiedliwość, i wszyscy, którzy do niej należą. Zwracam się powtórnie do ciebie, siostro, będąc pewien, że mnie objaśnisz w tym względzie.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXVI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Jesteś pan pewien? — powtórzyła zakonnica z gestem {{Korekta|wachania|wahania}}.<br> {{tab}}— Tak, moja siostro... — rzekł Flogny śmiało. — Moralnie jestem pewien. Ty wiesz, dokąd pojechał Stanisławy Dumay, i błagam cię... zaklinam, wskaż mi to... powiedz!<br> {{tab}}— Co począć... co począć? — zapytywała siebie siostra Marya wśród zakłopotania i trwogi.<br> {{tab}}Odpowiedzieć szczerze, wyznać, gdzie wysłała Misticota, byłoby to wyjaśnić wspólnikowi swojego wuja, że go się ma w podejrzeniu, że się działa przeciwko niemu, byłoby to naprowadzić go na trzymanie się na baczności, a pozbawienie siebie mocy działania. Wszystko natenczas byłoby straconem. Bądźcobądź, lepiej było zaprzeczyć.<br> {{tab}}— Pan mylisz się... — odpowiedziała, powziąwszy stanowcze postanowienie — a pańska pewność polega tylko na przypuszczeniach. Ja o niczem nie wiem... nie chcę z policyą mieć {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/822|num=196}}nic wspólnego. Daremnieby więc było prowadzić dłużej naszą rozmowę.<br> {{tab}}Tu zwróciła się ku drzwiom salonu.<br> {{tab}}— Siostro... moja siostro... — zawołał agent — zaklinam cię, zostań jeszcze chwilę.<br> {{tab}}— Na co... dlaczego?<br> {{tab}}— Powiedziałem, że powód nader ważny kieruje mojemi krokami, wszakże szczegółowo poznać ci go nie dałem. Chodzi tu o zbrodnię...<br> {{tab}}Siostra Marya zatrzymała się w miejscu.<br> {{tab}}Arnold z Verrièrem zamienili pełne przestrachu spojrzenia.<br> {{tab}}— O zbrodnię? — powtórzyła zakonnica.<br> {{tab}}— O dziwną, tajemniczą, niewyjaśnioną zbrodnię — mówił Flogny dalej. — O zbrodnię, dotyczącą pańskiej rodziny... — dodał, zwracając się do bankiera.<br> {{tab}}— Mojej rodziny? — rzekł Verrière, mocno bledniejąc.<br> {{tab}}— Pan nie wiesz o niczem bezwątpienia... — ciągnął Flogny dalej. — Zajęty swojemi finansowemi sprawami, nie czytujesz, być może, szczegółowo artykułów, pomieszczanych w dziennikach, lub nie zauważyłeś nazwiska człowieka znikłego, zamordowanego...<br> {{tab}}— Nie wiem, o kim pan mówisz — rzekł bankier, usiłując całą mocą swej woli pokonać zmięszanie. — Któż to taki... jak on się nazywa?<br> {{tab}}— Edmund Béraud.<br> {{tab}}Cios został wprost wymierzonym, wszakże Verrière nań przygotowany, nie zachwiał się wcale.<br> {{tab}}— Edmund Béraud? — powtórzył, udając nieświadomość. — Mój szwagier nosił toż samo imię i nazwisko. Wyjechawszy do Indyj, od lat trzydziestu nie dawał o sobie żadnej wiadomości, zkąd sądziliśmy wszyscy, że zmarł oddawna.<br> {{tab}}— Myliłeś się pan w tym razie. Edmund Béraud, wróciwszy z Kalkuty do Paryża, został porwanym z hotelu In- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/823|num=197}}dyjskiego przez łotrów, którzy go zamordowali dla ograbienia z pieniędzy, jakie wiózł z sobą.<br> {{tab}}Desvignes okrył swoje oblicze nieprzeniknioną maską obojętności. Słuchał z roztargnieniem, jak gdyby mówiono o rzeczy nie obchodzącej go wcale.<br> {{tab}}Verrière chodził wielkiemi krokami po salonie, nie wiedząc sam prawie, co czyni.<br> {{tab}}— Lecz niepodobna, ażeby Stanisław Dumay został wmięszanym w tę straszną zbrodnię? — ozwała się zakonnica.<br> {{tab}}— Nikt go też nie posądza o to bynajmniej — rzekł agent; — lecz on może nam wskazać ślady morderców.<br> {{tab}}— Co?... on... ten mały chłopiec... to dziecię?<br> {{tab}}— Tak, moja siostro.<br> {{tab}}— Zkąd... w jaki sposób?<br> {{tab}}— Zbrodniarzów tych ja znam z nazwiska... on jeden zna ich osobiście.<br> {{tab}}Arnold zadrżał. Zdawało mu się, iż stalowy nóż gilotyny dotyka jego głowy.<br> {{tab}}— Szczęśliwy traf poprowadził mnie dziś do miejsca, gdzie wszystko odkrytem zostało... Odnalazłem powóz, który służył do porwania Edmunda Béraud. Między deskami tegoż w dniu zaślubin Eugeniusza Loiseau Misticot znalazł medalik, w którym szczególna skaza dała łatwo poznać człowieka, jakiemu go sprzedał, jednemu właśnie z tych podejrzanych łotrów, których nazwiska są mi wiadome, a osobiście znanych Misticotowi. Było ich trzech działających w tej sprawnie. Niech tylko pochwycę dwóch pierwszych, łatwo mi przyjdzie ująć trzeciego.<br> {{tab}}„Do obecnej chwili błąkaliśmy się pośród ciemności, bez żadnych wskazówek, skazani na zupełną bezczynność — mówił dalej — ponieważ nie wiedzieliśmy, gdzie ich odnaleźć. Dziś światło nam zabłysło. Po widzeniu się z Misticotem będę mógł pójść do moich naczelników i powiedzieć im: „Trafiliśmy na ślad... Trzymamy ich w ręku!“<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/824|num=198}}{{tab}}„Rozpoczniemy natenczas działanie i przysięgam, iż w krótkim czasie Edmund Béraud zostanie pomszczonym.<br> {{tab}}Verrière przestał chodzić po salonie. Zatrzymał się nagle blady, nieruchomy, z utkwionem spojrzeniem w Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Zginęliśmy! — pomyślał — ze szczętem zginęli.<br> {{tab}}Arnold siedział w miejscu zupełnie spokojny. Dziwny uśmiech błąkał się na jego ustach.<br> {{tab}}Zakonnica, zdumiona zachowaniem się ich obu, patrzyła na nich w milczeniu.<br> {{tab}}Flogny ciągnął dalej z ożywieniem:<br> {{tab}}— Znasz więc teraz, siostro, ów ważny powód, jaki mi nakazuje najrychlejsze widzenie się ze Stanisławem Dumay. Przez upłyniony miesiąc mordercy mieli czas przedsięwziąć potrzebne im środki ostrożności. Nie można zostawiać im dłużej wolnego pola do działania.<br> {{tab}}„Ofiara zbrodni, siostro, należy do twej rodziny, ponieważ jesteś siostrzenicą pana Verrière, który połączy się zemną, jestem tego pewny, i prosić cię będzie, byś wyjawiła, dokąd Misticot został przez ciebie wysłanym, a ja natychmiast za nim udam się w drogę.<br> {{tab}}— Tak... tak! mów Maryo... — wyjąkał bankier drżącemi ustami. — Chodzi tu o naszego bliskiego krewnego, trzeba, ażeby Edmund Béraud został pomszczonym!<br> {{tab}}Tysiące najsprzeczniejszych myśli krążyło i mieszało się w głowie siostry Maryi. Już otworzyła usta, aby wyznać prawdę, gdy nagle zamilkła.<br> {{tab}}Wyznać, byłoby to ściągnąć na siebie gniew i zemstę Arnolda, a razem i Verrièra. Byłoby to uczynić Anielę bardziej jeszcze nieszczęśliwą, ponieważ dwaj ci ludzie wywarliby na niej część swojej złości; lepiej było milczeć, pozostawiając na ryzyko dalsze śledztwo zbrodni.<br> {{tab}}— Nie powierzyłam Stanisławowi Dumay żadnego polecenia — odpowiedziała; — nie wiem, gdzie on jest obecnie; w niczem tu pana powiadomić nie mogę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/825|num=199}}{{tab}}I odeszła.<br> {{tab}}— Ach! ja nieszczęśliwy!... — zawołał agent z dźwiękiem żywej rozpaczy. — Czuć, że się już wątek ma prawie w ręku... że można rozpocząć działanie, że dość wyciągnąć palce, aby pochwycić i przytrzymać obu morderców... i widzieć to wszystko niknące przed sobą... Ach! to na honor, przyprawić może o utratę zmysłów! Kto wie, czyli ten chłopiec powróci... Gdzie szukać go potem na ślepo? Zwłoka i zwłoka... Czas stracony... Ha! to prawdziwie piekielna sprawa!...<br> {{tab}}I rozgniewany, zniechęcony, Flogny chciał wybiedz z salonu.<br> {{tab}}Arnold podszedł ku niemu.<br> {{tab}}— Źle się pan wziąłeś do tej sprawy — rzekł, kładąc mu rękę na ramieniu.<br> {{tab}}— Źle się wziąłem? — powtórzył agent, zdziwiony tą interwencyą.<br> {{tab}}— Tak. Stanisław Dumay, o ile sądzę, należy do stowarzyszenia misyj religijnych, do którego i siostra Marya zarówno należy. Przepisy nakazują jej absolutne milczenie we wszystkiem, co dotyczy tegoż misyjnego stowarzyszenia. Udałeś się pan do tej, która bez zgwałcenia przepisów, nie mogła na pańskie pytanie odpowiedzieć. W gruncie rzeczy pan jednak się nie mylisz. Stanisław Dumay wyjechał rzeczywiście dziś wieczorem z Paryża na rozkaz siostry Maryi.<br> {{tab}}Verrière patrzył na Arnolda Desvignes z kompletnem oszołomieniem, daremnie odgadnąć usiłując, jaki mógł być cel zmyślenia przezeń tej fantastycznej historyi.<br> {{tab}}Flogny pochłaniał chciwie wyrazy Arnolda.<br> {{tab}}— I pan wiesz, dokąd siostra Marya wysłała Misticota? — zapytał.<br> {{tab}}— Tak... Traf mi pozwolił to poznać.<br> {{tab}}— Zechceszże mi pan to wyjawić?<br> {{tab}}— Nie mam powodu ukrywania przed panem, a nawet mam rzeczywisty obowiązek powiadomienia cię o tem, ponie- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/826|num=200}}waż tu chodzi o pochwycenie morderców krewnego pana Verrière, którego jestem przyjacielem i wspólnikiem.<br> {{tab}}— A! pan jesteś wspólnikiem pana Verrière?<br> {{tab}}— Tak. Wszystko więc, co jego dotyczy, mnie zarówno obchodzi. Stanisław Dumay pojechał, lub ma wyjechać dziś wieczorem do {{Korekta|Blevé|Blévé}}, w departamencie Indre-et-Loire.<br> {{tab}}— Dziękuję panu... — rzekł agent. — Do Blévé zatem jechać mi trzeba dla widzenia się z Misticotem, co też niebawem uczynię — dodał, {{Korekta|zwracajęc|zwracając}} się ku drzwiom.<br> {{tab}}Desvignes rzucił okiem na wskazówki zegara, miał powód, ażeby agenta przetrzymać dłużej nieco.<br> {{tab}}— Ale pan nie opowiedziałeś — rzekł — pannie Verrière szczegółów o tym strasznym wypadku, który go napełnia tą {{Korekta|wielkę|wielką}} boleścią.<br> {{tab}}Bankier usiłował przemówić.<br> {{tab}}— Tak, panie... — wyjąknął; — radbym posłyszeć szczegóły... Pomyśl pan, że tu chodzi o mego zamordowanego szwagra.<br> {{tab}}— Zamordowanego w {{Korekta|rzaczy|rzeczy}} samej... wszystko nam każę w to wierzyć — rzekł Flogny; — znikł on w dniu swego przybycia do Paryża, z hotelu Indyjskiego przy ulicy Joubert.<br> {{tab}}— Dlaczegóż nie powiadomiono o tem rodziny? — zapytał Arnold. — Dlaczego pan Verrière nie został powiadomionym?<br> {{tab}}— Policya nie wiedziała natenczas o pokrewieństwie, istniejącem pomiędzy panem Verrière a Edmundem Béraud.<br> {{tab}}— Opowiedzże mi pan przynajmniej — rzekł bankier, dostrzegłszy dany sobie niepostrzeżenie znak przez Arnolda — wytłumacz, w jakich okolicznościach spełniono tę zbrodnię?<br> {{tab}}Flogny spojrzał na zegar.<br> {{tab}}— Panie... — rzekł — śpieszno mi jechać do Stanisława Dumay, nie zatrzymuj mnie, proszę. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/827|num=201}}{{c|'''XXXVII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Kilka minut wcześniej lub później zobaczenia się z nim nie uczynią panu różnicy; — rzekł bankier.<br> {{tab}}— Wybacz pan... — rzekł agent — lecz jest przeciwnie... wiele mi na tem zależy. Znam godziny odjazdu pociągu do Tours. Gdybym mógł znaleść Misticofa na stacyi Orleańskiej drogi żelaznej, nie potrzebowałbym jeździć do Blévé. Za powrotem opowiem panu wszystko, o czem chcesz wiedzieć.<br> {{tab}}— Jeszcze słówko... — rzekł Arnold: — jedno krótkie słowo. Kto panu wskazał ślady, za któremi pan postępujesz?<br> {{tab}}— Bożek policyi... traf... wypadek.<br> {{tab}}— Znasz pan nazwiska dwóch mniemanych morderców Edmunda Béraud?<br> {{tab}}— Znam panie.<br> {{tab}}— Któż są ci ludzie?<br> {{tab}}— Dwaj {{Korekta|irlandczycy|Irlandczycy}}, należący do bandy złoczyńców angielskich, skazani na śmierć w Londynie, a ocaleni zapłatą więziennemu nadzorcy, który pozwolił im umknąć bezkarnie.<br> {{tab}}Desvignes spojrzał powtórnie na zegar. Wskazywał on kwandrans na dziewiątą.<br> {{tab}}Uśmiech zadowolenia wybiegł mu na usta.<br> {{tab}}— Niezatrzymujemy pana dłużej — rzekł do agenta. — Spiesz gdzie cię powołuje służbowy twój obowiązek, za powrotem opowiesz panu Verrière szczegóły tej tajemniczej sprawy, która jak pan pojmujesz mocno go interesuje.<br> {{tab}}— Przyrzekłem i dotrzymam — rzekł Flogny. Poczem wybiegł z salonu.<br> {{tab}}Verrière zbliżył się do Arnolda.<br> {{tab}}— Jesteśmy obaj zgubieni! — wyszepnął stłumionym głosem. — Ten człowiek trafił na ślady... nie wypuści nas więcej.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/828|num=202}}{{tab}}— Nie żądaj odemnie wyjaśnień... a nadewszystko nie dozwól ogarniać się przestrachowi — rzekł Desvignes, ściskając drżącą rękę swego wspólnika. — Powiedz mi czy masz przy sobie pieniądze?<br> {{tab}}— Pieniądze? — powtórzył Verrière.<br> {{tab}}— No tak... pieniądze w pugilaresie... Ja bowiem mam przy sobie tylko kilka luidorów.<br> {{tab}}Bankier dobył z kieszeni pugilares.<br> {{tab}}Arnold, pochwyciwszy go, otworzył i wyjął zeń trzy bilety tysiąc frankowe.<br> {{tab}}— To wystarczy... — rzekł. — Uspokój się... Nie dozwalajże objawiać się zmieszaniu na swojem obliczu. O mnie zarówno się nie obawiaj, gdybym był nieco dłużej nieobecnym. Muszę się wydalić i czuwać nad naszą wspólną, niebezpieczną nieprzyjaciółką.<br> {{tab}}— Moją siostrzenicą? — Tak... siostrą Maryą... Bądź zdrów, a raczej dowidzenia.<br> {{tab}}I nie zważając na zapytania jakie mu chciał zadać Verrière, Desvignes wyszedł do przedpokoju, gdzie wziąwszy kapelusz i okrycie, opuścił mieszkanie bankiera.<br> {{tab}}Na najbliższej stacyi powozów, wskoczył do fiakra, mówiąc woźnicy:<br> {{tab}}— Dwadzieścia franków, jeżeli w kwandrans przyjedziesz na plac Bastylii.<br> {{tab}}Po czternastu minutach szalonej jazdy, połączonej z niebezpieczeństwem stratowania przechodniów, powożący zarobił dwadzieścia franków. Arnold natenczas biegnąc raczej, niż idąc, udał się do swego mieszkania na bulwar Beaumarchais’ego, jakie dotąd dla siebie zachował.<br> {{tab}}{{Korekta|— Noc|Noc}} była głęboka.<br> {{tab}}{{Korekta|— Zabójca|Zabójca}} Edmunda Béraud powiadomił odźwierne, iż wyjeżdża z Paryża, lecz, że za powrotem zapłaci jej za nadzór swego mieszkania.<br> {{tab}}Wszedłszy do siebie, zapalił świecę, a otworzywszy szafę wyjął z niej ubiór podróżny w jaki się przyodział, włożył {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/829|num=203}}rudą perukę, przyprawił brodę tejże samej warwy, wdział miękki kapelusz, wysunął do kieszeni rewolwer wraz z kilku ładunkami, nóż kataloński i zmieniony tak do niepoznania wyszedł z pawilonu, zamknąwszy szafę i zgasiwszy świecę.<br> {{tab}}Nowy fiakr odwiózł go na stacyę Orleańskiej drogi żelaznej. Pociąg, jadący do Tours odjechał przed pięcioma minutami.<br> {{tab}}Arnold, któremu peruka i broda nadawały postać podróżującego {{Korekta|niemca|Niemca}}, usiadł na ławce w kącie słabo oświetlonej sali.<br> {{tab}}— Flogny — myślał sobie, — nie zdążył przybyć na pociąg, ktôry odjechał. Wyjedzie dopiero odchodzącym o dziewiątej minut czterdzieści, lub o jedenastej minut dwadzieścia. Jak w jednym tak w drugim razie nie spotka Misticota przed Blèvè. Stanę tam jednocześnie z agentem, a może pierwej. Inny uważałby już wszystko za stracone, dla mnie jest to drobnostką.<br> {{tab}}Czas upływał.<br> {{tab}}Wspólnik Verrièr’a, siedział z wlepionemi oczyma w okienko kasyera, gdzie sprzedawano bilety na pociąg, wychodzący o dziewiątej godzinie.<br> {{tab}}Flogny nie ukazał się wcale.<br> {{tab}}Dano znak, iż kasa wkrótce zamkniętą zostanie.<br> {{tab}}Arnold pobiegł, żądając biletu pierwszej klasy do Amboise. We trzy minuty później wsiadł do pociągu, a agent wcale się nie ukazał.<br> {{tab}}A oto dlaczego:<br> {{tab}}Wyszedłszy z pałacu Verrièr’a, Flogny podbiegł do oczekującego z fiakrem Loriot’a.<br> {{tab}}— Wiem, co chciałem wiedzieć... — rzekł, wskakując do Pocztu — Pędź żywo do mego mieszkania na ulicę François-Miron. Chodzi mi o to, ażebym przybył na pociąg Orleańskiej drogi żelaznej przed dziewiątą.<br> {{tab}}— Nigdy nie wy dążymy... — pomyślał Loriot, wszakże nic nie mówiąc, zaciął silnie konia.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/830|num=204}}{{tab}}Na ulicy François-Miron, Flogny wpadł tylko do swego domostwa aby wziąść z sobą pieniądze, dane mu przez naczelnika, poczem wyleciał jak strzała.<br> {{tab}}To krótkie zatrzymanie się nie trwało więcej nad pięć minut, szkapa Loriot’a szła dobrym, truchtem, mimo to, gdy przybył na stacyę, pociąg świsnął i odszedł.<br> {{tab}}Bez niecierpliwienia się, zapytał o godzinę odejścia następnego. Oznaczono mu jedenastą, minut dwadzieścia.<br> {{tab}}— Pojadę tym... — rzekł, wracając do Loriot’a. — Zawieź mnie do jakiejkolwiek restauracyi, zjemy obiad razem, a przez ten czas i twój koń nieco odpocznie.<br> {{tab}}Loriot powiózł agenta do traktyerni, położonej na bulwarze Szpitala, na parterze tegoż domu w którym Scott wraz z Trilbym wynajęli mieszkanie pod nazwą braci Ferron.<br> {{tab}}Flogny ani przeczuwał, iż znajduje się tak blizko siedziby owych dwóch łotrów przez siebie poszukiwanych. {{kropki-hr}} {{tab}}Widzieliśmy Trilbego, gdy z małą walizką w ręku wychodził ze swego mieszkania, a następnie wsiadłszy do fiakra kazał się zawieść na stacyę Orleańskiej drogi żelaznej.<br> {{tab}}Jadąc rozmyślił się, iż potrzeba mu było zawiadomić Arnolda o swojej podróży do Blévé.<br> {{tab}}Wszedł więc do restauracyi, znajdującej się na stacyi, a jedząc śniadanie, napisał kilka wierszy po angielsku, donosząc o tem co posłyszał, a razem oznajmując godzinę wyjazdu Misticota, poczem wysłał ów list przez posłańca na ulicę Le Pelletier.<br> {{tab}}To nam tłumaczy zkąd Arnold Desyignes tak dobrze był o wszystkiem powiadomiony.<br> {{tab}}Po śniadaniu Trilby wziął bilet do Amboise na pociąg, wychodzący o w pół do trzeciej po południu. Z Amboise po- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/831|num=205}}stanowił wynajętym powozem dojechać do Blévé, gdzie w każdym razie przybyłby na kilka godzin pierwej przed Misticot’em.<br> {{tab}}Arnold powziął tęż samą myśl, otóż dlaczego widzieliśmy go kupującym bilet do Amboise.<br> {{tab}}Przybywszy do tego miasta o ósmej godzinie, Trilby zapytał czy nie kursują karetki lub omnibusy odwożące podróżnych do {{Korekta|Blèvé|Blévé}}.<br> {{tab}}— Kursują powozy — odpowiedziano mu — ale takowe wychodzą jedynie o wpół do czwartej nad ranem. Jeżeli pan chcesz z tego korzystać, trzeba pójść zapisać się w biurze, u restauratora, który jest zarazem i przedsiębiorcą przesyłki depesz.<br> {{tab}}Rozmyśliwszy się Trilby, iż staranie się o wynajęcie dla siebie oddzielnego powozu dużoby mu czasu zabrało, oraz, że przybycie do Blévé wśród nocy byłoby dlań niebezpiecznem, poszedł zapisać się do biura depesz, Misticot zaś, według marszruty jaką sobie ułożył, jechał kuryerskim pociągiem, wychodzącym o ósmej wieczór z Paryża, pędząc całą siłą pary.<br> {{tab}}O północy, wysiadł na stacyi w Tours, a dowiedziawszy się, iż pociąg do Blèvé wychodzi nazajutrz rano, udał się na spoczynek do hotelu.<br> {{tab}}Desvigues podążał tuż za nim.<br> {{tab}}O pierwszej w nocy przybywszy do Amboise, równie jak Trilby pytał się o środki komunikacyj z Blévé.<br> {{tab}}Rzecz prosta, otrzymawszy tęż samą odpowiedź, poszedł również jak Trilby zapisać się do biura, poczem aby czas zabić, wszedł do restauracyi.<br> {{tab}}Sala ta otwartą była przez całą noc dla wygody podróżnych, Arnold, stanąwszy we drzwiach, spojrzał wokoło badawczym wzrokiem i zadrżał spostrzegłszy Trilbego, siedzącego przy butelce wina.<br> {{tab}}Były klown z cyrku Fernando zmienionym był do niepoznania dla wszystkich, z wyjątkiem swojego pana.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/832|num=206}}{{tab}}Desvignes zbliżył się do stołu, przy którym siedział Irlandczyk. Trilby podniósł głowę i spojrzał na przybyłego, ale nie poznał go wcale.<br> {{tab}}Wspólnik Verrièra pochyliwszy się natenczas, wyszepnął, z cicha:<br> {{tab}}— Wyjdź... chcę z tobą pomówić.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXVIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Trilby zerwał się nagie poznawszy głos mówiącego, a wybiegłszy na ulicę, zatrzymał się na chodnika.<br> {{tab}}Po kilku minutach Arnold się ukazał.<br> {{tab}}— Ty tu? — zawołał eks-klown po angielsku. — Cóż się znów stało?<br> {{tab}}— Rzecz bardzo ważna... Cieszę się, iż ciebie spotkałem. Zamówiłeś sobie miejsce do przejazdu w biurze depesz?<br> {{tab}}— Zamówiłem.<br> {{tab}}— Masz jakie pakunki?<br> {{tab}}— Małą, lekką walizkę, ważącą najwyżej cztery liwry.<br> {{tab}}— Idź po nią. Znam drogę z Amboise do Blévé. Zajmie nam dwie godziny czasu najwyżej. Pójdziemy pieszo... Chcę z tobą pomówić.<br> {{tab}}Irlandczyk wrócił do sali, zapłacił za wino a wziąwszy walizkę, złączył się ze swym towarzyszem.<br> {{tab}}Idąc przez miasto nie mówili do siebie ani słowa pomnąc, iż ''niekiedy i mury mają uszy'' mimo to, iż spać się zdają.<br> {{tab}}Noc była pogodna, lecz ciemna. Niebo bez księżyca, temperatura zimna prawie, Po kwandransie drogi, obaj znaleźli się w otwartem polu. Czarna linia zdała się przecinać horyzont.<br> {{tab}}Był to bór Amboise, przez który podróżni przechodzić musieli, chcąc dostać się do Blévé.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/833|num=207}}{{tab}}Desvignes zwolnił kroku. I Trilby toż samo uczynił.<br> {{tab}}— No... teraz możemy rozmawiać; — rzekł wspólnik Verrièr’a, lecz nie zbyt głośno. — Nie ufam niczemu, tak wielkim drzewom, jak i źdźbłom trawy.<br> {{tab}}— Na przezorności nigdy nie zaszkodzi.<br> {{tab}}— Czy znasz niejakiego Flogny? — zapytał nagle Desvignes.<br> {{tab}}— Znam go z nazwiska. Jest to agent policyi Paryskiej.<br> {{tab}}— Otóż ten człowiek jedzie za Misticot’em i ma się z nim jutro połączyć w Blèvè.<br> {{tab}}— Agent policyj za Misticot’em... co to znaczy?<br> {{tab}}— To znaczy, że jesteście dwaj głupcy, Scott, i ty!..<br> {{tab}}— Cóżeśmy tak głupiego zrobili!<br> {{tab}}— Komu sprzedaliście konia i powóz, jaki nam służył do wyprawy w parku Saint-Maur?<br> {{tab}}— Właścicielowi fiakrów, w Batignolles.<br> {{tab}}— Otóż Flogny odnalazł tego właściciela fiakrów, a razem ma się rozumieć i ów powóz. To doprowadziło go do odkrycia, że któryś z was Scott albo ty, zgubiliście na siedzeniu w tym powozie medalik sprzedany wam przez Misticot’a. Jedzie za Misticot’em, aby go badać, czy ty to rozumiesz? Misticot badany, wyzna w jakim celu wysłany został do Blévé. Wymówi nazwisko Arnolda Desvignes, a wtedy stoczymy się w przepaść bez ratunku!<br> {{tab}}— Zkąd Flogny dowiedział się, że Scott i Trilby mieli udział w sprawie, dokonanej w Indyjskim hotelu? Jakiż zbieg okoliczności doprowadził go do tego odkrycia? Niewiem... Ale to istnieje.<br> {{tab}}— Zatem jesteśmy osaczeni! — wyszepnął Trilby. — Pozostaje nam tylko zabrać nasze manatki...<br> {{tab}}— Uciekać... czyś ty oszalał?<br> {{tab}}— Flogny powiadomił zapewne sąd o tem i naczelnika policyj...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/834|num=208}}{{tab}}— Nie! i otóż w tem dla nas szczęście. W dniu wczorajszym zebrał te objaśnienia. Sąd nic o tem dotąd jeszcze nie wie... Wczoraj wieczorem o ósmej godzinie, Flogny był w pałacu mojego wspólnika, błagając w mej obecności siostrę Maryę by mu wymieniła nazwę miejscowości do jakiej wysłała Misticot’a.<br> {{tab}}— I powiedziała?<br> {{tab}}— Nie, ponieważ ja przy tem byłem obecny. Powiedzieć, było to przyznać, iż działa potajemnie na moją zgubę. Ja to dałem agentowi policyi objaśnienia o jakie nalegał.<br> {{tab}}— Ty?! — zawołał Trilby z osłupieniem.<br> {{tab}}— Ja!<br> {{tab}}— Ależ dlaczego?<br> {{tab}}— Człowieku o płytkim ciemnym umyśle, czyż nie pojmujesz, że trzeba go było popchnąć na te ślady... zmusić go do opuszczenia Paryża bez stracenia jednej chwili, uczynić mu niepodobnem pójście do prefektury i opowiedzenie wszystkiego co odnalazł! Uczyniłem to... dopiąłem celu! Flogny chce sam pozyskać sławę znalazcy morderców Edmunda Béraud. Niechce z nikim dzielić zaszczytu tego wielkiego czynu... Zbyt wiele miłości własnej! Spóźnił się na pociąg wychodzący o ósmej, przyjedzie zatem o jedenastej minut dwadzieścia. Jutro, a raczej dziś przyjedzie do Blévé, by porozumieć się z Misticot’em... Zapomniał, że my istniejemy... Będziemy tam, i nie pozwolimy żadnemu z nich wrócić do Paryża...<br> {{tab}}— Cóż więc uczynimy?<br> {{tab}}Desvignes chciał właśnie wyjaśnić szczegółowo swój plan towarzyszowi, gdy nagle zamilkł, ciche „pst“ wybiegło z ust jego, nakazując milczenie.<br> {{tab}}Blade światełko zamigotało {{Korekta|wpobliżu|w pobliżu}} leśnej polanki o kilkadziesiąt kroków od obu i dwa cienie zarysowały się na drodze jakoby dwóch idących postaci w tymże samym kierunku.<br> {{tab}}Światło wybiegało z latarni, niesionej przez dwóch podróżnych.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/835|num=209}}{{tab}}Desvignes i Trilby przyśpieszyli kroku, i wkrótce złączyli się z obydwoma naprzód idącymi, i właśnie mieli ich minąć, gdy ozwał się człowiek, niosący latarnię:<br> {{tab}}— Jak też to jest nieroztropnie puszczać się w dzisiejszą noc przez las bez światła. Chyba panowie obcy jesteście?<br> {{tab}}— Mówisz pan, iż nieroztropnie jest puszczać się w drogę bez światła... Dlaczego? — zapytał Arnold z niemieckim akcentem.<br> {{tab}}— Ha! otóż odgadłem, że panowie nie tutejsi... — odrzekł stary wieśniak, idący w towarzystwie młodego dwudziestoletniego chłopca.<br> {{tab}}— Tak... w rzeczy samej... — odpowiedział Desvignes. — Od lat dwudziestu podróżujemy jako handlowi agenci, a nigdy nie słyszeliśmy, ażeby miało być niebezpiecznem przechodzić nocą przez bór Amboise.<br> {{tab}}— Nie bywało tego wprawdzie i nie ma, ale obecnie, chwilowo, rzecz inna. Przed tygodniem zjechała tu menażerya, rozłożywszy się w Loches, na jarmarku... Wielka menażerya z całą gromadą złych zwierząt, dzikszych jedne od drugich. W nocy z soboty na niedzielę w menażeryi tej wszczął się pożar. Jakiż piekielny hałas tam {{Korekta|powstł|powstał}}... jakie zamięszanie! Krzyki... wycia dzikich zwierząt, aż tu wyraźnie słyszeć można było. Kilkoro zwierząt, wyłamawszy się z żelaznych klatek, uciekło, a między niemi znajdował się lew, lwica, dwóch tygrysów i małpa, większa niż człowiek. Dzikie te bestye uciekły w las, ztąd pojmiesz pan, iż każdy teraz obawia się przezeń przechodzić. Nie byłoby przyjemnie spotkać się z ptakami tego rodzaju, a ponieważ mówią, iż one boją się światła, każdy, kto musi las nocą przebywać, bierze z sobą latarnię.<br> {{tab}}— Dobra ostrożność... — odrzekł Desvignes. — Nic jednak nie dowodzi, aby te zbiegłe zwierzęta przeszły z lasu Loches do Amboise.<br> {{tab}}— Owszem, jest przekonanie, że przeszły Cher, ponieważ widziano ślady ich szponów na drodze około {{Korekta|Blevé|Blévé}}.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/836|num=210}}{{tab}}— Nie zarządzono żadnej obławy?<br> {{tab}}— Zrobiono to. W środę zabito tygrysa wystrzałem z dubeltówki. Niszczą one i pustoszą wszystko w okolicy. Dwoje dzieci, które poszły zbierać drzewo w lesie nie powróciły więcej. Drapieżcy owi rozszarpali je na szczątki.<br> {{tab}}— Do czarta! to niebezpieczne...<br> {{tab}}— Możecie panowie korzystać z naszej latarni. Ja wraz z mym bratem idziemy do Blévé. Czy i panowie również tam idziecie?<br> {{tab}}— Idziemy nieco dalej.<br> {{tab}}— Wracacie panowie z Amboise. Czemu nie pojechaliście kursującym powozem?<br> {{tab}}— Korzystając z pięknej pogody, woleliśmy iść pieszo.<br> {{tab}}— A! to co innego... Ale słuchajcie... zdaje się, jakgdyby dobiegał zdała turkot powozu?...<br> {{tab}}Wieśniak się nie mylił.<br> {{tab}}Turkot kół i dzwonków przy uprzęży rozległ się na drodze, zbliżając coraz bardziej.<br> {{tab}}Karyolka, a raczej wózek, wiozący służbę z depeszami, dojechał i minął czterech naszych podróżnych.<br> {{tab}}Blada smuga światła, ukazująca się na wschodniej stronie nieba, oznajmiała rozbłyskujący brzask dzienny.<br> {{tab}}Podróżni nasi przeszli już trzy części drogi, wiodącej z Amboise do Blévé, gdy nagle rodzaj dzikiego wycia rozległ się w przestrzeni, a jego echo przebiegło las od krańca do krańca.<br> {{tab}}Wszyscy czterej zatrzymali się w miejscu.<br> {{tab}}— Co to jest... co to jest? — pytał z przestrachem stary wieśniak.<br> {{tab}}— To ryk lwa... — rzekł Arnold.<br> {{tab}}Obaj wieśniacy struchleli.<br> {{tab}}— Uspokójcie się... — mówił zabójca Edmunda Béraud — nie mamy się czego obawiać. Dzień wschodzi... Dzikie zwie- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/837|num=211}}rzęta ukryją się w głąb lasu. Ryczą, witając wschodzące słońce. Lecz mimo wszystko, idźmy prędzej...<br> {{tab}}Przyśpieszyli kroku i po kwadransie las już minęli.<br> {{tab}}We dwadzieścia minut przybyli do pierwszych domów w La-Croix-Blévé, rodzaju przedmieścia, odciętego od miasta mostem na rzece Cher.<br> {{tab}}Tu był cel podróży wieśniaków.<br> {{tab}}Arnold wraz z Trilbym, pożegnawszy się z nimi, szli dalej. Była godzina czwarta zrana.<br> {{tab}}Doszedłszy do wybrzeża rzeki, Desvignes zatrzymał się.<br> {{tab}}— Oto — rzekł — chwila, w {{Korekta|ótórej|której}} nam się porozumieć należy.<br> {{tab}}— Cóż postanowiłeś?<br> {{tab}}— Posłuchaj! Głównym dla nas punktem jest dowiedzenie się, gdzie Misticot obierze sobie siedzibę, wysiadłszy z wagonu drogi żelaznej... Powiadomiwszy się o tem, umieścimy się oba w jednem miejscu, {{Korekta|wpobliżu|w pobliżu}} siebie, udając wszakże, jakobyśmy się nie znali.<br> {{tab}}— Zrozumiałem. Trzeba więc pójść na stacyę w Blévé, czatować na przybycie tego podrostka.<br> {{tab}}— Tak właśnie...<br> {{tab}}— Lecz gdzież jest stacya drogi żelaznej?<br> {{tab}}— Tam na lewo... ponieważ tu jest most, przez który przechodzą pociągi. Rozdzielimy się... i od tej chwili nie znamy się wcale. Idź naprzód... ja pójdę za tobą.<br> {{tab}}W kwandrans później obaj ci łotrzy wszedłszy do restauracyi, kazali sobie podać, jeden filiżankę kawy, drugi kieliszek Madery i usiedli przy dwóch oddzielnych stołach w budynku położonym wprost stacyi, z której nikt wyjść ani wejść nie mógł nie będąc przez nich widzianym. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/838|num=212}}{{c|'''XXXIX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Misticot, jak powiedzieliśmy, wszedł do hotelu w Tours, ażeby tam noc przepędzić.<br> {{tab}}O piątej zrana jechał już drogą żelazną, a w godzinę później stanął na stacyi w Blévé.<br> {{tab}}Trzy omnibusy oczekiwały na podróżnych, aby ich zawieźć do różnych w mieście hotelów.<br> {{tab}}Misticot z walizką w ręku wsiadł do jednego z nich, który natychmiast wyruszył, ponieważ nasz chłopiec z Montmartre był jedynym podróżnym, jaki przyjechał dnia tego do Blévé.<br> {{tab}}Trilby, znając go doskonale, dostrzegł go za pierwszym rzutem oka, gdy ze stacyi wychodził, a zapłaciwszy za wino, wziął swój kuferek w rękę i stanął na czatach w progu restauracyi.<br> {{tab}}Dysvignes zarówno spostrzegł Misticota i zapaliwszy cygaro, przygotował się do wyjścia.<br> {{tab}}Omnibus wyruszył w drogę, a gdy przejeżdżał przed Trilbym, ten wyczytał na tabliczce powozu napis: {{c|HOTEL KUPIECKI.}} {{tab}}Było to dlań wystarczającem; szedł zwolna po za oddalającym się powozem. Arnold wyszedł również z restauracyi, idąc po za Trilbym i starając się zachować pomiędzy nim a sobą przestrzeń, dzielącą ich na kilkadziesiąt kroków.<br> {{tab}}Blévé, główne miasto okręgu de Loches, jest dość rozległem. Posiada ono wielki plac, na którym znajdują się biura merostwa, kościół, główne hotele i magazyny.<br> {{tab}}Omnibus zatrzymał się na tym placu, przed hotelem, do którego należał. Misticot, wysiadłszy, wszedł do kawiarni znajdującej się w tymże hotelu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/839|num=213}}{{tab}}Właściciel podszedł ku chłopcu, a widząc go stojącego z walizką w ręku, zapytał:<br> {{tab}}— Pan zapewne życzy znaleźć pokój? — zapytał.<br> {{tab}}— Tak... pokój i śniadanie, bom bardzo głodny.<br> {{tab}}— Śniadanie zastawiamy przy ogólnym stole, o jedenastej.<br> {{tab}}— Dobrze... zgadzam się na to, lecz chciałbym przedtem czemś się pożywić, dla wzmocnienia sił.<br> {{tab}}— Każę panu natychmiast coś podać... Pan zapewne przepędzi dni kilka w Blévé?<br> {{tab}}— Prawdopodobnie.<br> {{tab}}— Obiorę więc panu stosowne mieszkanie. Dwa pokoje z widokiem na plac, na pierwszem piętrze, są zajęte w tej chwili, lecz będą wolnemi dziś po południu. Może pan tymczasem zechce się umieścić w pokojach od dziedzińca, a wieczorem zmienić mieszkanie?<br> {{tab}}— Nie, koniecznie mi potrzeba pokojów od strony placu.<br> {{tab}}— Wszystko więc da się ułożyć. Hej! Ludwiku! — zawołał na posługującego.<br> {{tab}}Przybiegł chłopiec.<br> {{tab}}— Zaprowadź tego pana pod numer drugi... — rzekł właściciel, a potem dodał: — Teraz idę się zająć pierwyszem śniadaniem dla pana.<br> {{tab}}Misticot poszedł za służącym.<br> {{tab}}Pokój pod numerem drugim był obszernym i dostatecznie umeblowanym. Szerokie okno, przysłonięte frankami, wychodziło na dziedziniec i stajnie. Tuż pod tem oknem znajdował się dach wozowni, zajmując przestrzeń około piętnastu metrów długości.<br> {{tab}}Służący, wskazawszy, gdzie znajdowały się potrzebne toaletowe przedmioty, wyszedł i wrócił do sali restauracyjnej, gdzie właściciel kładł nakrycie dla nowoprzybyłego.<br> {{tab}}W tej właśnie chwili Trilby wszedł do sali.<br> {{tab}}— Umieściłeś naszego młodego podróżnego pod drugim numerem? — pytał oberżysta służącego.<br> {{tab}}— Tak, panie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/840|num=214}}{{tab}}Trilby zrozumiał, że tu chodziło o Misticota.<br> {{tab}}— Ohciałbym dostać pokój dla siebie... — rzekł.<br> {{tab}}— Bardzo dobrze... Pan tu zabawi kilka dni?<br> {{tab}}— Tak sądzę.<br> {{tab}}— Ludwiku, zaprowadź pana pod czwarty numer. Pan jesteś {{Korekta|zapawne|zapewne}} komisyonerem handlowym?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Mam przygotować śniadanie?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć.<br> {{tab}}— Przy ogólnym stole będzie na jedenastą godzinę.<br> {{tab}}— Dobrze... Tymczasem daj mi pan kieliszek absyntu.<br> {{tab}}— Zaprowadzę pana do jego pokoju... — rzekł posługujący.<br> {{tab}}I zaprowadził Trilbego pod numer czwarty, przyległy do tego, jaki zajmował Misticot.<br> {{tab}}— Masz pan sąsiada — rzekł do młodego chłopca, — który tylko co przybył. Zapewne nawet jechaliście panowie jednym pociągiem, z różnicą, iż on przyjechał omnibusem, a pan pieszo przyszedłeś.<br> {{tab}}— Być może... Czy to okno od mego pokoju na plac wychodzi?<br> {{tab}}— Nie, panie... Na podwórze.<br> {{tab}}Służący odszedł i wrócił do sali, gdzie ukazał się Arnold Desvignes.<br> {{tab}}Właściciel hotelu pospieszył na jego spotkanie.<br> {{tab}}— Co pan sobie życzysz?<br> {{tab}}— Jedna duża pokój... — odpowiedzi Arnold łamanym, niemieckim akcentem.<br> {{tab}}— Ach! pan jesteś {{Korekta|niemcem|Niemcem}}! — zawołał właściciel hotelu... — Mogę z nim mówić w jego ojczystym języku... posiadłem go gruntownie.<br> {{tab}}— Ja mówi francuska tak dobrze, jak moja własna.<br> {{tab}}— Pan tu zabawi dni kilka?<br> {{tab}}— Ja... ja!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/841|num=215}}{{tab}}— Dam więc panu pokój na pierwszym piętrze. Mogę zaprowadzić tam pana...<br> {{tab}}— Nie... nie — rzekł Arnold... — Zaczeka tu na śniadanie.<br> {{tab}}To mówiąc, zapalił fajkę.<br> {{tab}}— Ludwiku, podaj panu kufel bawarskiego, a następnie przygotuj numer 6-ty.<br> {{tab}}— Pan jesteś agentem handlowym?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Pan podróżujesz ze specyalnemi artykułami?<br> {{tab}}— Tak... Reńskie wina.<br> {{tab}}— A! to rzecz ważna reńskie nasze wina. Posiadasz pan próbki?<br> {{tab}}— Odbiorę je jutro, albo pojutrze.<br> {{tab}}— To dobrze... Może zrobimy jaki interes. Wszyscy prawie agenci handlowi w czasie podróży wstępują tu do mnie. Mam ich czterech u siebie w tej chwili. Jeden, którego specyalność jest mi nie wiadomą, drugi jubiler, trzeci agent od sukiennych interesów, a czwarty wogóle od paryskich towarów. Stara to znajomość ten ostatni, poczciwy człowiek ów pan Delvignes.<br> {{tab}}Arnold zmarszczył czoło.<br> {{tab}}Nazwisko, wymienione przez właściciela hotelu, przypomniało mu owego Delvignes komisanta handlowego, mieszkającego w domu przy ulicy de Tournelles, w ręce którego zaplątał się list, zawierający medalik, przesłany przez Scotta, jako znak umówiony.<br> {{tab}}Ludwik przyniósł piwo.<br> {{tab}}Wspólnik Verrièra zasiadł przy stoliku, a wydobywszy porcelanową fajkę z kieszeni, począł ją nakładać tytoniem.<br> {{tab}}W chwili, gdy zapalał fajkę, wszedł Misticot na swoje pierwsze śniadanie.<br> {{tab}}Arnold, zamiast obrócić głowę, jak byłby to każdy inny uczynił, patrzył w prost przed siebie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/842|num=216}}{{tab}}Zabójca Edmunda Béraud z właściwem sobie zuchwalstwem, pragnął przekonać się, czy podrostek z Montmartre rozpozna znaną sobie jego postać pod tem nowem przebraniem.<br> {{tab}}Misticot rzucił nań okiem obojętnie i poszedł usiąść przy stoliku. Widocznie sądził go jako zupełnie sobie obcego.<br> {{tab}}Trilby wszedł teraz na salę.<br> {{tab}}— Absynt! — zawołał i usiadł przy stoliku w pobliżu Arnolda.<br> {{tab}}Właściciel chodził tu i tam, posługując gościom, gdy nagle wbiegł do sali osiemnastoletni młodzieniec, a ująwszy jego rękę, pocałował ją, mówiąc:<br> {{tab}}— Dzień debry, ojcze...<br> {{tab}}— Dzień dobry. Dlaczego, chłopcze, wstałeś tak rano? Wszak dziś nie idziesz do biura, bo to niedziela.<br> {{tab}}— Mylisz się, ojcze... — rzekł młody człowiek. — W przyszłą niedzielę następują wybory, na które dzisiaj od rana musimy przegotować karty wyborcze. Idę do merostwa i będę tam pracował do jedenastej, ale nie spóźnię się, bądź pewnym, na śniadanie.<br> {{tab}}Misticot słuchał powyższej rozmowy.<br> {{tab}}Wyrazy: „merostwo“ i „karty wyborcze“ zwróciły jego uwagę.<br> {{tab}}— To syn pański? — zapytał właściciela, gdy odszedł młodzieniec.<br> {{tab}}— Tak... jest to mój syn starszy, ma lat osiemnaście.<br> {{tab}}— Jest urzędnikiem w merostwie?<br> {{tab}}— Pracuje tam od roku, panie. Mojem życzeniem jest umieścić go w administracyi.<br> {{tab}}— Będę potrzebował kilku objaśnień z merostwa w Blévé. Może będzie tyle łaskaw i wskaże mi, do kogo się mam udać dla ich otrzymania.<br> {{tab}}— O! z całego serca... co tylko pan zechcesz... On zna tak dobrze swą służbę, jak najstarszy urzędnik i upewniam {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/843|num=217}}pana, iż będzie nader szczęśliwym, mogąc mu wyświadczyć tę drobną przysługę.<br> {{tab}}— Pan jesteś tutejszym, rodakiem? — pytał Misticot dalej.<br> {{tab}}— Tak... urodzonym w Blévé. Dwa lata tylko w Niemczech mieszkałem. Mam tutaj całą moją rodzinę i znam wszystkich w Blévé.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XL.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Zatem... — pytał Misticot — pan może znałeś pewną familię Desvignes?<br> {{tab}}— Och! doskonale... — odparł właściciel. — Była to rodzina powszechnie szanowana, choć bez majątku.<br> {{tab}}— I nikt z jej członków nie żyje?<br> {{tab}}— Nie, panie. Ojciec Desvignes, bardzo zacny człowiek, budowniczy, zmarł przed dwunastu laty, a wkrótce potem i jego żona.<br> {{tab}}— Lecz mieli syna, jak słyszałem?<br> {{tab}}— Tak, panie... Arnolda Desvignes, ładnego chłopca. Pobierał on nauki w Loches, u jednego ze swoich krewnych, nauczyciela. Następnie był w szkole górniczej w Paryżu... Był to górnik z powołania.<br> {{tab}}— Nie wiesz pan, co się później z nim stało?<br> {{tab}}— Przez rok odbywał służbę wojskową, a następnie wyjechał z kraju dla uregulowania rodzinnych interesów. Mówiono, że pojechał do Anglii, coby mnie nie dziwiło, bo nieraz, opowiadał mi, że bardzo lubi podróżować i że miał nadzieję zebrać majątek na obczyźnie. Widziałem go po raz ostatni przed siedmioma laty, gdy wracał ze swego pułku.<br> {{tab}}— A nie wiesz pan. w którym pułku służył?<br> {{tab}}— Tego nie wiem... lecz mój syn będzie mógł pana objaśnić o tem w merostwie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/844|num=218}}{{tab}}— Arnold Desvignes miał krewnych w Loches?<br> {{tab}}— Tak... stryja nauczyciela, u którego pobierał pierwsze nauki.<br> {{tab}}— Jeżeli ów stryj jeszcze żyje, muszą zapewne oba z sobą korespondować?<br> {{tab}}— Tak się zdaje... Miałżebyś pan zamiar udać się do Loches?<br> {{tab}}— To będzie zależało od objaśnień, jakie tu otrzymam.<br> {{tab}}— Chodzi więc zapewne o jakąś sukcesyjną sprawę? — pytał ciekawie oberżysta.<br> {{tab}}— Tak... rzeczywiście o sukcesyę — odrzekł podrostek z Montmartre, chwytając pierwszy lepszy pozór, jaki mu się nawinął pod rękę.<br> {{tab}}— Jestżeś pan krewnym pana Desvignes?<br> {{tab}}— Jestem jego dalekim kuzynem.<br> {{tab}}W chwili tej jakiś wysokiego wzrostu młody mężczyzna, o wesołem, otwartem obliczu, ukazał się na progu sali i podszedł, aby uścisnąć rękę właściciela.<br> {{tab}}— Już pan wstałeś, panie Delvignes? — zawołał tenże.<br> {{tab}}Arnold i Trilby, posłyszawszy to nazwisko, zamienili z sobą znaczące spojrzenia, [przypatrując się ciekawie przybyłemu.<br> {{tab}}Trilby przypomniał sobie opowiadanie Scotta o liście z medalikiem, który wpadł w ręce nieznajomego, nazywającego się również Delvignes.<br> {{tab}}— Wstałem — odrzekł ów młody człowiek — ponieważ mam się widzieć z kilkoma klientami dziś rano, a być może, iż dziś wieczorem pojadę po Amboise.<br> {{tab}}— Lecz pan nas jeszcze nie opuścisz?<br> {{tab}}— Kto wie? Być może, iż wkrótce pojadę do Paryża zobaczyć, czy ulica de Tournelles egzystuje na dawnem swem miejscu.<br> {{tab}}— Jest to więc ten sam... — pomyśleli razem Trilby z Arnoldem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/845|num=219}}{{tab}}— Proszę o kieliszek Vermouth’u, dla wzbudzenia apetytu — rzekł ów komisyoner. I wychyliwszy ów napój, wyszedł.<br> {{tab}}Arnold siedział zamyślony. Trilby ukradkiem spoglądał na niego. Misticot jadł swoje śniadanie w milczeniu.<br> {{tab}}Drzwi restaurącyi otwarły się nanowo, a w nich ukazał się młody mężczyzna, brunet, kształtnie zbudowany, za którym wszedł posłaniec, niosąc zawiniątka, które złożył na boku sali.<br> {{tab}}— Witaj nam, gospodarzu! — zawołał nowoprzybyły silnym metalicznym głosem.<br> {{tab}}Właściciel hotelu wydał okrzyk radosnego zdziwienia.<br> {{tab}}— Co widzę?... — rzekł; — pan... panie Revel, w {{Korekta|Blevé|Blévé}}?<br> {{tab}}— Zaraz ci to wytłumaczę... poczekaj, niech tylko zapłacę posłańca. Każ pan zanieść moje bagaże do mego zwykłego pokoju, jeśli jest wolnym. Nie chcę ich odsyłać do teatru. Po raz ostatni ukradziono mi tam wspaniały kostyum Ludwika XV-go, kosztujący dwadzieścia luidorów. Odtąd wożę z sobą to tylko, czego potrzebuję do przedstawienia. Masz, mój kochany... — dodał, zwracając się do posłańca — oto dwa franki za twoją fatygę.<br> {{tab}}— Pański pokój, pod dziesiątym numerem, jest wolny — rzekł oberżysta. — Każę tam przenieść bagaże.<br> {{tab}}— Dobrze... a jednocześnie proszę o filiżankę czekolady, gdyż umieram z głodu! Wyobraź pan sobie, żem tu przyjechał z Loches na wózku, wiozącym depesze. A! do pioruna, jakaż dyabelska jazda! Czuję, jak gdybym miał kości połamane! Lecz cóż tu słychać nowego?<br> {{tab}}— Nic.<br> {{tab}}— Jakto... a menażerya Pezona?<br> {{tab}}— A! prawda... Pożar wybuchnął w niej przed tygodniem.<br> {{tab}}— I dzikie zwierzęta uciekły... Dwa lwy... dwa tygrysy i goryl, nazwany królem lasów. Od ośmiu dni czynią wielkie spustoszenia w lasach Loches... Zabito podobno jednego ty- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/846|num=220}}grysa, wszakże reszty nie odnaleziono. Mówią, że przeszły rzekę Cher i obecnie znajdują się w lasach Amboise.<br> {{tab}}— Tak... słyszałem coś o tem.<br> {{tab}}— Sto pięćdziesiąt tysięcy franków straty dla {{Korekta|Pezona..!|Pezona!..}} A to się urządził! dobrze mu tak...<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— To zwierzę ze swoją menażeryą zabiło mi w Loches moje teatralne przedstawienia.<br> {{tab}}— Czy podobna?<br> {{tab}}— Przysięgam na honor! Dałem ich cztery. Pierwsze było piramidalnem... sala natłoczona. Pezon natenczas jeszcze nie przybył. Przyjeżdża wreszcie... i krach! Ów publiczny błazen, idyota, spycha nas na drugi plan. Pięćdziesiąt franków dochodu z przedstawienia, a trzysta pięćdziesiąt kosztów! Widoczna nędza... upadek! Lecz ja się jeszcze wywikłam z tego wszystkiego. Blévé, Amboise, Vendome i Bois, oto cztery dobre miejscowości, gdzie jestem zaszczytnie znanym. Lecz otóż i czekolada z ciastkami... brawo!<br> {{tab}}— Jakto... pan chcesz więc tutaj dawać przedstawienia? — pytał właściciel hotelu.<br> {{tab}}— Ma się rozumieć.<br> {{tab}}— A odkąd.<br> {{tab}}— Zacząwszy od czwartku... potrzebuję czasu na zwołanie publiczności afiszami.<br> {{tab}}— A jakież pan sztuki wystawisz?<br> {{tab}}— Ho! ho! repertuar olśniewający! Dwie sztuki, niezupełnie wprawdzie nowe, lecz i obecnie doskonałe; na początek pójdzie „Słomiany kapelusz,“ a potem „Żoko, małpa brazylijska.“ Nie znają tu tego... A ja gram rolę Żoka wybornie! Mam kostyum z prawdziwej małpiej skóry z maską zdumiewającą... Będąc także niegdyś klownem, przedstawiałem tego goryla z efektem porywającym. Kaź pan zanieść do numeru moje bagaże... drogi gospodarzu. Ot! w tym tu płaskim znajduje się kostyum Żoka... Strzegę go jak oka w głowie, aby nie zginął!...kosztuje mnie bowiem przeszło pięćset franków!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/847|num=221}}{{tab}}— Ludwiku! — zawołał gospodarz; — zanieś pakunki pana Rével do jego zwykłego pokoju pod 19-ym numerem.<br> {{tab}}— Natychmiast, panie.<br> {{tab}}— A pańscy artyści gdzież są, panie {{Korekta|Revel|Rével}}?<br> {{tab}}— Zostawiłem ich w Loches. Przyjadą drogą żelazną przez Tours jutro wieczorem. Będę miał czas pojechać do Amboise, porozumieć się z miejscową władzą o pozwolenie na przedstawienia. W Amboise chciałbym je rozpocząć w niedzielę. Potrzeba mi zatem będzie od jutra wieczorem siedem łóżek dla moich artystów i dwa obiady na znanych panu warunkach.<br> {{tab}}— Dobrze.<br> {{tab}}— Gdybym wypadkiem nie powrócił jutro z Amboise, skoro moi artyści przybędą, reżyser, który z nimi przyjedzie, przedstawi ich panu. Abym tylko, przejeżdżając przez las Amboise, nie spotkał którego z tych dzikich zwierząt Pezona... Ja, który grywam rolę Żoka, gdybym został napadniętym przez prawdziwego goryla... To byłoby zabawne... na honor! A możeby się przebrać za Żoka, jadąc w tę podróż? — dodał aktor, śmiejąc się głośno. — Małpa, widząc we mnie swego współbrata, przejśćby mi spokojnie pozwoliła. Lecz doskonałą masz czekoladę, mój gospodarzu... — dodał, popijając. — No!, a teraz idę uporządkować moją toaletę i złożyć wizytę panu merowi. Następnie pójdę do drukarni zamówić afisze i wrócę tu o jedenastej na śniadanie. O której godzinie wyjeżdża pociąg kuryerski do Amboise?<br> {{tab}}— O trzeciej... Staniesz pan na piątą w Amboise.<br> {{tab}}— Dobrze. Ludwiku! daj klucz od dziesiątego numeru.<br> {{tab}}— Oto jest, panie {{Korekta|Revel|Rével}}.<br> {{tab}}I Żoko, małpa brazylijska, zniknął w podskokach, jak gdyby już znajdował się w skórze zwierzęcia, jakie miał wjrót0e przedstawiać.<br> {{tab}}Misticot, ukończywszy swe pierwsze śniadanie, wyszedł z zamiarem przechadzki po mieście.<br> {{tab}}Trilby podniósł się, aby pójść dalej, gdy jeden rzut oka {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/848|num=222}}Arnolda powiadomił go, aby nie ruszał się z miejsca. Następnie wspólnik Verrièra, zwracając się do gospodarza, rzekł doń, zatrącając mocno niemieckim akcentem.<br> {{tab}}— Każ mi pan wskazać pokój, jaki dla mnie przeznaczasz.<br> {{tab}}— Ludwiku! zaprowadź pana pod numer 6-ty.<br> {{tab}}Desvignes udał się za chłopcem, dawszy niepostrzeżenie znak Trilbemu.<br> {{tab}}Irlandczyk czekał, dopóki Ludwik nie powrócił, poczem podniósł się, a wziąwszy klucz od 4 go numeru, poszedł na pierwsze piętro.<br> {{tab}}Arnold nasłuchiwał, zamknąwszy się w swoim pokoju.<br> {{tab}}Posłyszawszy kroki nadchodzącego w korytarzu, otworzył drzwi, a ujrzawszy Trilbego, wprowadził go z pośpiechem w głąb pokoju.<br> {{tab}}— Co czynić? — pytał ten cicho.<br> {{tab}}— Niepotrzeba nam wcale zajmować się Misticotem — rzekł Desvignes. — O czem się dowie, to nas nie obchodzi.. Najważniejszą dla nas rzeczą jest spotkanie się z Flognym, inspektorem policyi. Zostawmy tego podrostka, niech chodzi, gdzie mu się podoba; my oba nie opuszczajmy hotelu. Flogny, za przybyciem do Blévé, nie połączy się z Misticotem, dopóki go nie odszuka, ponieważ nie wie, w którym on stanął hotelu. Wtedy to czuwać będzie potrzeba i wszelkiemi możliwemi środkami starać się dowiedzieć, co zajdzie pomiędzy nimi. Śledźmy ich bezustannie i bądźmy gotowymi. Nie tutaj to jednak wypada nam uniemożliwić powrót Flognego do Paryża... Zachowanie się tego agenta i jego poszukiwania dostarczą nam sposobności do zgładzenia go... Zejdźmy napowrót do sali restauracyjnej. Przedstawiliśmy się obadwa, jako podróżujący komisyonerowie. Nikogo to nie zadziwi, jeśli, jako pracujący w jednym fachu, siądziemy obok siebie; następnie zagramy w pikietę w kącie sali, słuchając i obserwując wszystko. Oto co na teraz zrobić nam trzeba.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/849|num=223}}{{tab}}— Zrozumiałem. Nie obawiasz-że się owego Delvignego z ulicy La Tournelles?<br> {{tab}}— Nie... wcale. Jedyne niebezpieczeństwo zagraża nam {{Korekta|zo|ze}} strony agenta, Flogny. A to niebezpieczeństwo wyniknie z jego spotkania się z Misticotem. Czuwaj więc i pilnuj.. Masz z sobą broń?<br> {{tab}}— Rewolwer i nóż.<br> {{tab}}— Nóż... to dobrze, rewolwer na nic się nie przyda. Zawiele on sprawia hałasu. Użyjemy noża, jeżeli żaden inny sposobniejszy środek nam się nie nadarzy. A teraz zejdźmy... Zawarliśmy z sobą znajomość. Lecz jeszcze słowo... Twój pokój dotyka do pokoju Misticota?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Czy możnaby usłyszeć w twoim numerze, co u niego mówić będą?<br> {{tab}}— Jaknajlepiej... ponieważ są tam drzwi zabite.<br> {{tab}}— Bardzo się nam to przyda, szczególniej w chwili, gdy podrostek wprowadzi agenta do swego pokoju. Jesteśmy więc przygotowani na wszelki wypadek. A teraz idźmy wypić po kieliszku absyntu.<br><br> {{c|KONIEC TOMU IV-go.}} <pages index="PL X de Montépin Walka o miliony.djvu" from=852 to=852 /> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/854|num=5}}{{c|'''I.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Na żądanie właściciela hotelu Kupieckiego, obowiązanego stosować się do przepisów policyjnych, Arnold Desvignes i Trilby zapisali się w księgach miejscowych pod przybranemi nazwiskami, poczem wróciwszy do sali restauracyjnej, zasiedli do gry w pikietę przy kieliszkach absyntu.<br> {{tab}}Podczas tego Misticot przechadzał się po miasteczku Blévé.<br> {{tab}}To, co powiedział mu oberżysta o Arnoldzie Desvignes, nie powiadamiało go o niczem nowem względem tegoż. Arnold, odbył lata służby wojskowej, wiedział już o tem nasz podrostek od Agostiniego, ale co robił i gdzie przebywał przez upłynione lata od owej chwili i co następnie się z nim stało, było dotąd jeszcze tajemnicą. Mówiono, że wyjechał do Anglii; obecny zaś Desvignes, o którego chodziło, powracał z Indyj z wielkiemi bogactwami.<br> {{tab}}Mogłoż wystarczyć pięć lub sześć lat czasu na zdobycie tak kolosalnej fortuny? Misticot widział w tem coś podejrzanego.<br> {{tab}}— Po wybadania syna {{Korekta|właścieciela|właściciela}} hotelu — myślał sobie — pojadę do Loches... następnie do Anglii, a nawet do Indyj, gdyby było potrzeba.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/855|num=6}}{{tab}}I przechadzając się po mieście, chłopiec z Montmartre przypatrywał się dla zabicia czasu wystawom sklepów i magazynów.<br> {{tab}}Na zakręcie ciasnej, wąskiej uliczki dostrzegł sklep handlującego starzyzną, w oknie którego leżały porozrzucane w najwyższym nieładzie kupy zapylonych papierów. Przy drzwiach otwartych spoczywały na stosie pomięszane razem kawałki szychu, stare rogi od polowania, zardzewiałe dubeltówki, pudła napełnione sztychami, chromolitografiami i fotografiami.<br> {{tab}}Misticot zatrzymał się przed ową, że tak powiemy świątynią starożytnych szmat i gałganów. Jako amatora literatury książki, znajdujące się tu, zwróciły jego uwagę. Wszedłszy w głąb sklepu, przeglądać je zaczął, nic jednak zrazu nie dostrzegł takiego, coby go mogło zainteresować. Kilkadziesiąt egzemplarzy starych, obdartych romansów, pochodzących widocznie z jakiejś zbankrutowanej czytelni, paczka szkolnych książek, almanachy z przed dziesięciu laty, dykcyonarze z powyrywanemi kartami, broszury polityczne, oto i wszystko, co się tu znajdowało.<br> {{tab}}Opodal leżał stos starych, zapylonych rycin, jakich nie warto było przeglądać, i skrzynia z fotografiami. Fotografie te były zżółknięte, upływem czasu pobrukane, opatrzone muchami.<br> {{tab}}Misticot poruszył tę kupą starożytnych reprodukcyj, zawierającą portrety aktorów, ministrów, deputowanych, jenerałów i miał już wrzucić napowrót w mogiłę prochów i kurzawy owe zżółkniałe postacie, gdy nagle, rzuciwszy okiem na jedną z nich, drgnął pomimowolnie. Na grzbiecie starego albumu wyczytał napis:<br> {{c|''Mej dobrej, ukochanej matce,''|po=8px}} {{tab}}A poniżej dużemi złoconemi literami te słowa:<br> {{c|J. ARNOLD DESVIGNES.|po=8px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/856|num=7}}{{tab}}Misticot pochwycił żywo znajdującą się tamże na pierwszej stronnicy fotografię i pilnie wpatrywać się w nią zaczął. Przedstawiała ona młodzieńca, około lat dwudziestu mieć mogącego, w ubiorze ucznia szkoły górniczej.<br> {{tab}}— Rzecz dziwna... — szepnął podrostek. — Twarz tego Arnolda Desvignes w niczem nie jest podobną do obecnego Desvignes, wspólnika pana Verrière. Czyż podobna, ażeby lat kilka mogło sprawić taką uderzającą zmianę?<br> {{tab}}Właściciel składu starzyzny przechadzał się po sklepie.<br> {{tab}}— Ile pan żądasz za tę fotografię? — pytał chłopiec, wskazując na kartę.<br> {{tab}}— Dziesięć centymów.<br> {{tab}}— Dobrze... ja ją biorę — odrzekł Misticot; — oto pieniądze.<br> {{tab}}— Zapewne pan znałeś kiedyś pana Desvignes, małego Arnoldka Desvignes, jak go tu nazywano? — pytał antykwaryusz.<br> {{tab}}— Jakim sposobem — odrzekł Misticot w miejsce odpowiedzi — ta fotografia, dana przezeń jego matce, znalazła się w pańskim sklepie?<br> {{tab}}— Rzecz bardzo prosta — rzekł kupiec. — Desvignes był na obczyźnie, gdy matka jego umarła. Przysłał plenipotencyę notaryuszowi z poleceniem, ażeby wszystko tu sprzedał. Zakupiwszy część mebli i książek, znalazłem tę fotografię w szufladzie stolika. Oto i wszystko.<br> {{tab}}Misticot wyszedł, schowawszy fotografię do kieszeni.<br> {{tab}}Rozmyślał nad tak wielką różnicą w podobieństwie portretu z żyjącym. Arnoldem Desvignes. Miałżeby wspólnik Verrièra być podrobioną postacią tamtego?<br> {{tab}}Podejrzenie poczęło się rodzić w umyśle chłopca. Dlaczego, z jakich powodów, ów człowiek, którego przeszłość on zbadać pragnął, dlaczego miałby przybrać obce nazwisko i wcielić się w postać tamtego? W jakim celu?<br> {{tab}}Dlaczego obrał tę osobistość, a nie inną?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/857|num=8}}{{tab}}Dla sformułowania opinii w tym względzie, potrzeba było zbadać wiele ciemnych okoliczności.<br> {{tab}}Misticot powrócił do hotelu.<br> {{tab}}Arnold grał z Trilbym w pikietę, czekając na przybycie agenta, Flognego.<br> {{tab}}Dochodziła jedenasta. Kończono nakrywać stół do ogólnego śniadania pod nadzorem właściciela.<br> {{tab}}Mały sprzedawca medalików zbliżył się ku oberżyście.<br> {{tab}}— Mówiłeś mi pan — rzekł do niego — że widziałeś Arnolda Desvignes przed kilkoma laty.<br> {{tab}}— Tak jest, widziałem go.<br> {{tab}}— Zachowałżeś w pamięci ściśle jego postać?<br> {{tab}}Na te wyrazy wspólnik Verrièra wraz z Trilbym grać w karty przestali, nasłuchując z natężoną uwagą.<br> {{tab}}— Widzę go jeszcze przed sobą... — odparł właściciel hotelu.<br> {{tab}}Podrostek dobył z kieszeni kupioną fotografię, a ukazując takową oberżyście, zapytał:<br> {{tab}}— Jakże... czy to on?<br> {{tab}}Na czoło mniemanego Arnolda Desvignes krople potu wystąpiły.<br> {{tab}}— On.... on... jak żywy! — zawołał, przypatrując się oberżysta. — Gdym go widział przed sześcioma laty, miał tylko nieco poważniejszy wyraz twarzy, lecz z wyjątkiem tej drobnej różnicy, zupełnie ten sam!<br> {{tab}}— Znasz pan dobrze charakter jego pisma?<br> {{tab}}— Tego dokładnie twierdzić nie mogę. Lecz oto masz je pan wraz z jego własnoręczną dedykacyą dla matki. Zkąd pan, u czarta, wyrwałeś tę fotografię?<br> {{tab}}Misticot, schowawszy portret do portfelu, opowiedział znane nam już szczegóły, podczas czego wspólnik Verrièra porozumiewał się spojrzeniem ze swym towarzyszem, obadwa bowiem dobrze pojmowali, że fotografia prawdziwego Arnolda Desvignes w rękach wspólnika siostry Maryi groziła im najstraszniejszem ze wszystkich niebezpieczeństw.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/858|num=9}}{{tab}}Z chwilą tą biedny podrostek z Montmartre został na śmierć zawyrokowanym.<br> {{tab}}— Racz mi pan podać swoje nazwisko dla zapisania takowego w meldunkową księgę — rzekł do chłopca właściciel hotelu.<br> {{tab}}— Stanisław Dumay, student, przyjezdny ż Paryża — odrzekł Misticot, poczem zapytał:<br> {{tab}}— Czy będę mógł jeszcze przygotować list przed śniadaniem?<br> {{tab}}— Owszem... znajdziesz pan na tym stoliku wszystko, czego potrzeba do pisania.<br> {{tab}}Arnold niepostrzeżenie dał znak porozumienia swojemu wspólnikowi, na który tenże odpowiedział mrugnięciem oka.<br> {{tab}}Miało to znaczyć:<br> {{tab}}— Chcę wiedzieć, do kogo list będzie adresowanym.<br> {{tab}}Mrugnięcie oka Trilbego odpowiadało:<br> {{tab}}— Bądź spokojnym, będziesz o tem wiedział.<br> {{tab}}Misticot, wziąwszy kopertę, adres na niej naprzód napisał, a położywszy przed sobą ćwiartkę papieru, list kreślić zaczął.<br> {{tab}}Trilby, powstawszy natencząs, przemknął się po za chłopcem, idąc niby ku drzwiom, a w przejściu rzucił okiem na zaadresowaną kopertę. Na widok tego adresu zachmurzył się z niezadowoleniem, co nie uszło uwagi Arnolda, zwiększając jego obawę.<br> {{tab}}Przypomnijmy sobie, iż przed wyjazdem z Paryża {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} podsłuchał każde słowo rozmowy podrostka z siostrą Maryą. Pamiętał, że wskazała mu miejsce, do którego miał listy przesyłać w potrzebie.<br> {{tab}}Otóż obecny adres był właśnie podyktowanym przez kuzynkę Anieli Verrière. Brzmiał on: {{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}Księdzu proboszczowi z Malnoue, dla doręczenia siostrze Maryi zakonnicy ze Zgromadzenia św. Wincentego à Paulo.}} {{tab}}Co pisał Misticot do siostry Maryi, aż nadto jasnem było. Donosił bezwątpienia o pozyskanych szczegółach życia Arnolda Desvignes i odnalezionej wypadkowo fotografii.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/859|num=10}}{{tab}}Trilby bawił po za restauracją — przez kilka minut, a wszedł właśnie w chwili, gdy Misticot, zakleiwszy list, pytał właściciela hotelu:<br> {{tab}}— Nie masz pan czasem u siebie marki pocztowej?<br> {{tab}}— Mam, panie, piętnastocentymową. Oto jest.<br> {{tab}}Chłopiec, dobywszy pieniądze, zapłacił.<br> {{tab}}— Jak ztąd daleko na pocztę?<br> {{tab}}— Naco masz się pań trudzić? — rzekł oberżysta. — Posiadamy specyalną skrzynkę do listów w hotelowym korytarzu, a jeden z miejskich posłańców przychodzi cztery razy dziennie dla ich zabrania. Daj mi pan swój list, wrzucę go do skrzynki.<br> {{tab}}Misticot oddał list. W chwili tej uderzyła jedenasta.<br> {{tab}}Pensyonarze hotelowi przybywać poczęli na śniadanie.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''II.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Gdy siadano do stołu, Trilby zniknął.<br> {{tab}}Pobiegł on śpiesznie do swego pokoju, a otworzywszy tam walizę, wyjął z niej pęk haczyków żelaznych, zwanych w narzeczu gminnem ''słowikami,'' jakich używają złodzieje do otwierania najbardziej skomplikowanych zamków, zatrzymał się przez pół minuty w pustym korytarzu przy skrzynce do listów, której zamek podważył bez trudu i powróciwszy na salę, szepnął Arnoldowi:<br> {{tab}}— Mam list.<br> {{tab}}Posługujący oznajmił, iż śniadanie na stole.<br> {{tab}}Arnold wraz z Trilbym zasiedli na dwóch końcach stołu, zdała od Misticota.<br> {{tab}}Zaczęło się roznoszenie potraw, gdy nagle wpadł na salę {{Korekta|Revel|Rével}}, ów komedyant-klown, akrobąta, Żoko, czyli małpa brazylijska, zdyszany, cały potem okryty.<br> {{tab}}— Do pioruna! — zawołał, wieszając na haku kapelusz: pędziłem, aby się nie opóźnić. Pan mer kazał mi czekać {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/860|num=11}}w przedpokoju blisko godzinę... To grzecznie i nader uprzejmie, nieprawdaż? Nakoniec jednak otrzymałem pozwolenie... Afisze już się drukują... Format olbrzymi, litery trójkolorowe. To wpada w oko, przynęca spektatorów...<br> {{tab}}Tu usiadł, a pochłaniając potrawy, mówił dalej ze zwykłą sobie gadatliwością:<br> {{tab}}— Kasa u mnie będzie otwartą jutro od rana. Wydałem ku temu rozkazy i mam nadzieję — dodał, zwracając się ku obecnym — że panowie zaszczycić zechcą swoją bytnością moje przedstawienie, to rzeczywiście niezwykłe przedstawienie.<br> {{tab}}Jeden z podróżnych zabrał głos, by odpowiedzieć na zaproszenie impresarya. Był to Delvigne, lokator z ulicy des Tournelles.<br> {{tab}}— A cóż grać będziecie, dyrektorze, na owem tak nadzwyczajnem przedstawieniu? — zapytał, podkreślając intonacyą głosu ostatnie wyrazy.<br> {{tab}}— Najprzód „Słomiany kapelusz.“<br> {{tab}}— Dobra sztuka, ale dyabelnie stara... a potem?<br> {{tab}}— „Żoko, czyli małpa brazylijska.“<br> {{tab}}— Jest to rzeczywiście zabawne, lecz pod warunkiem, ażeby aktor był wprawnym klownem i doskonałym mimikiem.<br> {{tab}}— Żoko, to ja sam, panie... — rzekł z dumą {{Korekta|Revel|Rével}}.<br> {{tab}}— A! pan grywasz małpy? — zapytał Delvigne z ironią.<br> {{tab}}— Jak prawdziwy szympans, a nawet i lepiej... Małpy... to, panie, moja specyalność!<br> {{tab}}— Winszuję!<br> {{tab}}— To będzie w rzeczy samej niezwykle ciekawe przedstawienie — rzekł drugi z gości.<br> {{tab}}— Tak... — odrzekł Delvigne — z przyczyny tego zbiegłego goryla od Pezona. Ale to przecie nie pan uciekłeś z tej menażeryi? — dodał, śmiejąc się głośno.<br> {{tab}}— Pan lubisz dowcipkować, jak widzę... — odparł {{Korekta|Revel|Rével}}, zmuszając się do uśmiechu.<br> {{tab}}Nie zatrzymujemy dłużej czytelnika przy śniadaniu, w czasie którego nie zaszedł żaden ważniejszy wypadek.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/861|num=12}}{{tab}}Po ukończeniu tegoż Arnold wraz z Trilbym weszli na pierwsze piętro do pokoju pod szóstym numerem.<br> {{tab}}— Oto list... — rzekł Trilby.<br> {{tab}}— W jakiż go sposób zdobyłeś?<br> {{tab}}Irlandczyk pokazał „słowika, ” który mu służył ku temu.<br> {{tab}}— Doskonale! — zawołał wspólnik Verrièra. — Ażeby jednak odwrócić wszelkie podejrzenia, skoro posłaniec otworzy skrzynkę w hotelu, potrzeba w nią wsunąć kopertę z tymże samym adresem, zawierającą wewnątrz kartę czystego papieru. Skoro zakonnica obierze tę lakoniczną przesyłkę, radbym widzieć jej minę!... Śpiesz się załatwić z tem coprędzej... Spotkamy się na kawie.<br> {{tab}}Podczas, gdy Trilby spełniał polecenie zabójcy Edmunda Béraud, tenże, rozdarłszy kopertę, czytał w liście co następuje: {{c|„Dobra siostro Maryo!}} {{f|align=left|lewy=10%|{{tab}}„Widzę, iż miałaś słuszną przyczynę, nie ufając temu Arnoldowi Desvignes. Poznaję, iż coraz mniej ufać mu należy. Wpadłem na ślad bardzo ważny za mojem przybyciem do Blévé i za powrotem do Paryża przywiozę ci dowód, że wspólnik pana Verrièra jest fałszerzem. Czuję, iż z nadmiaru radości obłęd mnie ogarnia na wspomnienie, gdyby mi Bóg pozwolił urzeczywistnić położone we mnie zaufanie, stać się godnym szacunku, jakim obdarzasz mnie, siostro, i ocalić pannę Anielę. Łącząc dla ciebie wyrazy wysokiego mojego poważania dobra ma siostro, zostaję twym wiernym i wdzięcznym sługą.}} {{f|align=right|prawy=10%|Stanisław Dumay.“}} {{tab}}— Ha! panie Misticot! — zawołał Desvignes, zaciskając zęby — umiesz śledzić wiernie i pilnie, jak widzę. Pochwyciłeś drut od piorunochronu. Dobre to dla misyi, jakiej się podjąłeś, ale złe bardzo dla ciebie! Mięszając się w obce sprawy, znajdujemy to, czegobyśmy znaleźć nie chcieli. Zanim skruszysz {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/862|num=13}}nić, więżącą stosunki drugiego, sam wprzódy padniesz ofiarą.<br> {{tab}}Tu, schowawszy list do pugilaresu, Desvignes zeszedł do sali kawiarnianej, gdzie go poprzedził już Trilby.<br> {{tab}}Nasz podrostek z Montmartre rozmawiał właśnie z synem właściciela hotelu, co dostrzegł Arnold, ale nie zatrwożył się tem bynajmniej. Cóż bowiem obchodzić go mogły szczegóły, o jakich Misticot mógł się dowiedzieć.<br> {{tab}}Trilby, przy którym usiadł, szepnął mu zcicha:<br> {{tab}}— Rozważyłem, iż pusta kartka papieru mogłaby zrodzić podejrzenia w umyśle siostry Maryi, nakreśliłem więc na niej słów kilka.<br> {{tab}}— Cóż napisałeś?<br> {{tab}}— Te wyrazy: „Wszystko dobrze idzie. Nie troszcz się siostro, gdyby nieobecność moja przedłużyć się miała.”<br> {{tab}}— Doskonale! Bez podpisu? — Ma się rozumieć... Zakonnica wie dobrze, iż jeden tylko Misticot może do niej pisać w tej sprawie.<br> {{tab}}— Masz słuszność... Zażądaj kart do pikiety i grę rozpocznijmy.<br> {{tab}}Mały sprzedawca medalików zajętym był żywo rozmową z młodym urzędnikiem merostwa.<br> {{tab}}— Tak więc... — pytał Misticot syna oberżysty — pan jesteś pewnym, że przed pięcioma mniej więcej tygodniami jakiś człowiek tu przybył dla zebrania szczegółów o Arnoldzie Desvignes?<br> {{tab}}— Jestem więcej niż pewien, ponieważ on zgłosił się do mnie w tym względzie.<br> {{tab}}— Czegóż żądał?<br> {{tab}}— Aktu urodzenia Arnolda Desvignes, aktu zejścia obojga jego rodziców i wyciągu z jego akt osobistych.<br> {{tab}}{{Korekta|I|— I}} wydano mu wszystkie te papiery?<br> {{tab}}— Wszystkie. Nie mieliśmy prawa odmawiać mu ich wydania.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/863|num=14}}{{tab}}— Czy nie mógłbyś mi pan udzielić choć pobieżnego rysopisu wspomnionej osobistości?<br> {{tab}}— Najchętniej. Był to mężczyzna około lat pięćdziesięciu, wysoki, szczupły, o ciemnej cerze twarzy, szpakowatych włosach, wogóle pospolita, gminna fizyonomia. Wyrażał się poprawnie, lecz z włoskim akcentem.<br> {{tab}}Rysopis ten odpowiadał w najdrobniejszych szczegółach powierzchowności Agostiniego.<br> {{tab}}— Mówisz pan, iż przed dwoma laty odebrano list z Anglii od Arnolda Desvignes? — pytał Misticot dalej.<br> {{tab}}— Miałem ten list w mem ręku. Desvignes żądał wysłania dla siebie aktu urodzenia, oznajmując, iż wkrótce opuści Plymouth i wyjedzie do Indyj.<br> {{tab}}— List ten egzystuje jeszcze?<br> {{tab}}— Zdaje się, że nie... Tego rodzaju korespondencye wrzucamy do kosza po załatwieniu interesu.<br> {{tab}}— Nie mógłbyś mnie pan łaskawie objaśnić, w jakim pułku Arnold Desvignes odbywał lata swej służby?<br> {{tab}}— Jutro wiadomość tę dostarczę panu, wraz z aktem urodzenia Arnolda Desvignes i aktem zejścia jego rodziców. Aby jednakże akta te posiadały legalną swą wartość, muszą pozyskać zatwierdzenie mera i podpis prezesa trybunału.<br> {{tab}}— Jak wiele czasu zabiorą te formalności?<br> {{tab}}— Mniej więcej około dwóch dni.<br> {{tab}}— Zatrzymam się więc... Przyrzekłeś mi pan udzielić adres warsztatów w Plymouth, gdzie pracował Arnold Desvignes.<br> {{tab}}— Zażądam tego od sekretarza w merostwie. Żył on w przyjaźni z Arnoldem Desvignes, musi więc posiadać takowy. A obok tego kto wie, czyli i innych ważnych objaśnień nam nie dostarczy...<br> {{tab}}— Ach! gdyby się to stać mogło, panie kochany, wyświadczyłbyś mi najwyższą w świecie przysługę...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/864|num=15}}{{tab}}Pozostawiliśmy agenta policyjnego, Flogny, wraz z papą Loriot, siedzących w restauracyi na bulwarze Szpitala w tymże samym domu, gdzie Scott wraz z Trilbym wynajęli mieszkanie pod nazwą braci Perron.<br> {{tab}}Flogny, spóźniwszy się, jak wiemy, na pociąg, idący do Tours, miał jechać następnym, wychodzącym z Paryża o jedenastej minut dwadzieścia pięć, a przybywającym do Tours o w pół do szóstej rano.<br> {{tab}}Dlaczego wspomniony agent nie przyjechał jeszcze do Blévé w chwili, gdy pozostawiliśmy Misticota rozmawiającego z synem gospodarza, to jest o trzeciej po południu?<br> {{tab}}Los tak rozrządził. Człowiek projektuje, traf dysponuje.<br> {{tab}}Podczas, gdy Flogny z Loriotem zasiedli przy stole, posłyszeli rozmowę, prowadzoną przez dwóch obiadujących przy sąsiednim stoliku.<br> {{tab}}— Czytałeś pan świeżą wiadomość w dziennikach? — pytał jeden drugiego.<br> {{tab}}— Jaką wiadomość?<br> {{tab}}— O naczelniku policyi...<br> {{tab}}— Cóż takiego?<br> {{tab}}— Dziś zrana jeden z urzędników prefektury, wszedłszy do jego gabinetu, znalazł go martwym na podłodze. Zmarł, dotknięty piorunującym atakiem apoplektycznym.<br> {{tab}}Flogny, blady i drżący z przerażenia, poskoczył ku mówiącemu.<br> {{tab}}— Przebacz pan... — zawołał — iż ośmielę się zadać ci jedno zapytanie. Czy prawda, o czem pan mówiłeś przed chwilą?... Czy rzeczywiście umarł naczelnik policyi?<br> {{tab}}— Ja, panie, powtarzam tylko to, co publikują dzienniki — odrzekł zapytany. — Zresztą, sam zobacz, przeczytaj.<br> {{tab}}Tu podał dziennik wieczorny agentowi.<br> {{tab}}Pochwyciwszy go, Flogny pożerał artykuł gorączkowo.<br> {{tab}}— Ach! jakież nieszczęście!... — wyszepnął. — Człowiek tak zdolny, pełen odwagi... Dziękuję panu — dodał — zwracając dziennik właścicielowi, poczem, podszedłszy do Loriota, rzekł:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/865|num=16}}Słyszałeś pan i pojmujesz, iż niepodobna mi obiadować dziś z tobą. Muszę biegnąć natychmiast do prefektury, powiadomić się o tem, co zaszło.<br> {{tab}}— Rozumiem to dobrze... — odparł stary woźnica — w innym czasie wynagrodzimy to sobie. Siadaj pan do mego fiakra, zawiozę cię do prefektury, a następnie wrócę do siebie na ulicę de Moines.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''III.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}We dwadzieścia minut później Flogny wysiadał z powozu przed biurem policyi.<br> {{tab}}Mimo, że katastrofa nastąpiła rano, wszystko było tu jeszcze w największem zamięszaniu.<br> {{tab}}Koledzy Flognego zapełniali korytarze, krążąc jak pszczoły wokoło ula. Jeden z komisarzów do spraw sądowych, wyznaczony do prowadzenia śledztwa, wywoływał ich jednego po drugim.<br> {{tab}}— Trzeba czekać... — pomyślał agent. — Otóż wypadek śmierci podwójnie dla mnie fatalny, nie będę mógł prawdopodobnie wyjechać tej nocy.<br> {{tab}}— Nie mylił się w tem przypuszczeniu. Dopiero około dziesiątej wieczorem wywołano jego nazwisko!<br> {{tab}}— Nie spodziewałem się zobaczyć tu dziś ciebie, Flogny — rzekł mu komisarz do spraw sądowych.<br> {{tab}}— Dlaczego, panie komisarzu?<br> {{tab}}— Przerzucając codzienne notatki naszego biednego naczelnika, tak ogólnie żałowanego, dowiedziałem się, żeś otrzymał pewną kwotę pieniędzy na prowadzenie śledztwa w sprawie przy ulicy Joubert, a mając obok tego upoważnienie do działania, sądziłem, żeś już wyjechał.<br> {{tab}}— Miałem właśnie wyjechać, lecz posłyszawszy wypadkiem o tem nieszczęściu, przybiegłem tu co żywo.<br> {{tab}}— Jakże ci idzie śledztwo w tej sprawie?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/866|num=17}}{{tab}}— Błądzę jeszcze w ciemnościach, wszakże zdala okazuje mi się punkt jasno błyszczący.<br> {{tab}}— Oby się sprawdziło, co mówisz! Posłuchaj mnie, Flogny. Znam cię oddawna, oceniam twoją inteligencyę i poświęcenie się dla służby; mogę więc tobie otwarcie wyjawić, że według wszelkiego prawdopodobieństwa, ja przeznaczonym zostanę do objęcia obowiązku po zmarłym twym naczelniku. Gdyby stać się to miało, radbym, ażeby moja nominacya blaskiem jakiego ważnego wykrycia opromienioną została. Wynajdź mi morderców Edmunda Béraud, a będę, pamiętał o twojej przyszłości, zapewniając ci taką, jaka przejdzie najświetniejsze człowieka marzenie.<br> {{tab}}— Możesz pan rachować na mnie, panie komisarzu, a to więcej z poświęcenia dla służby, niż chęci zyskania wynagrodzenia.<br> {{tab}}— Wiem o tem i oceniam twoją uczciwość. Jedno wszakże nie przeszkadza drugiemu. Możesz śmiało przyjąć wynagrodzenie, poświęceniem i pilnością zdobyte. Zatem powiadasz. iż dostrzegłeś światełko, połyskujące w tej tajemniczej sprawie?<br> {{tab}}— Tak... lecz błagam, nie pytaj mnie pan o bliższe objaśnienia. Mogę się mylić, a chciałbym powiedzieć wszystko na pewnych podstawach.<br> {{tab}}— Nie badam cię... pozostawiając całą swobodę działania.<br> {{tab}}— Kiedyż nastąpi pogrzeb zmarłego naczelnika.<br> {{tab}}— Pojutrze.<br> {{tab}}— Powrócę na ów smutny obrzęd.<br> {{tab}}— Odjeżdżasz więc?<br> {{tab}}— Tak, panie naczelniku, radbym jeszcze dziś w nocy.<br> {{tab}}— Jedź więc z życzeniem najlepszego powodzenia.<br> {{tab}}Wyszedłszy z gabinetu przyszłego swego zwierzchnika, Flogny spojrzał na zegarek.<br> {{tab}}Wskazywał on w pół do dwunastej.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/867|num=18}}{{tab}}— Zapóźno!... — wymruknął z niezadowoleniem. — A to prawdziwa fotalność! Pozostałe mi teraz jedynie jechać pociągiem, wychodzącym o w pół do siódmej zrana.<br> {{tab}}Wróciwszy do siebie na ulicę François-Miron, udał się na spoczynek, a równo ze świtem poszedł na stacyę orleańskiej drogi żelaznej, zkąd wyjechawszy, stanął w Tours o godzinie trzeciej minut pięćdziesiąt po południu.<br> {{tab}}W Tours musiał długo czekać na pociąg i przybył do Blévé dopiero o w pół do ósmej wieczorem.<br> {{tab}}Na stacyi pytał jednego z urzędników: który jest najlepszy hotel w Blévé?<br> {{tab}}Wskazano mu hotel Kupiecki.<br> {{tab}}Flogny, przyjechawszy bez żadnych bagażów, szedł pieszo przez miasto, na które zachodzące słońce rzucało ostatnie swe blaski, i prosił jednego z przechodniów o wskazanie mu hotelu Kupieckiego.<br> {{tab}}Wyprzedzimy go tam na kilka minut.<br> {{tab}}Wspólny obiad tylko co się ukończył i goście przeszli do drugiej sali na kawę, gdzie zasiedli do gry w karty, szachy i domino.<br> {{tab}}Trilby z Arnoldem umieścili się w miejscu, jakie zajmowali przez dzień cały.<br> {{tab}}Delvigne siedział samotnie przy stoliku w pobliżu nich.<br> {{tab}}Mając wyjechać nazajutrz w podróż po całym departamencie, zapisywał sobie w karnecie otrzymane polecenia. Cały jego stolik zapełniony był notatkami i różnego rodzaju kupieckiemi rachunkami. Teka, wypchana papierami i listami, leżała na marmurowem blacie stołu obok niego.<br> {{tab}}Misticot, siedząc przy następnym stole po za nim, przeglądał dzienniki.<br> {{tab}}Dwie, znajdujące się tu zarówno, a dobrze nam znane osobistości, widocznie były roztargnione. Głównie zaś Arnold Desvignes mocno się niepokoił opóźnionem przybyciem, policyjnego agenta. Według najściślejszego obliczenia, powinien {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/868|num=19}}on już znajdować się w Blévé. Zresztą, w tak małem, jak to, miasteczku, gdzie hotele nie są licznemi, Flogny, na mocy służącego mu prawa, mógł przejrzeć meldunkowe księgi z nazwiskami podróżnych, a między tymi nie pominął zapewne i Kupieckiego hotelu.<br> {{tab}}— Nie wyjechał więc nocnym pociągiem, jak sądziłem i wierzyłem w to na pewno? — zapytywał z trwogą Arnold sam siebie. — Gdyby nie przyjechał, wszystko stracone, bo w takim razie nie omieszka on pójść do prefektury i pochlubić się z poczynionych odkryć w tej sprawie.<br> {{tab}}Ósma uderzyła na wielkim hotelowym zegarze, umieszczonym na frontonie budynku.<br> {{tab}}Drzwi kawiarnianej sali otwarły się nagle, a w nich ukazał się posłaniec z biura telegrafu, niosący w ręku błękitną kopertę.<br> {{tab}}Właściciel hotelu, siedzący za kontuarem, gdzie sprawdzał całodzienne rachunki, podniósł głowę.<br> {{tab}}— Kogo szukasz, Rajmundzie? — zapytał.<br> {{tab}}— Pan Delvignes nie wyjechał ztąd jeszcze?<br> {{tab}}Na to zapytanie odwrócił się wspomniony komisyoner.<br> {{tab}}— Jestem! — odpowiedział — masz do mnie depeszę?<br> {{tab}}— Tak, panie... tylko co przybyła. Wprawdzie godziny, przeznaczone dla doręczania depesz, minęły i według regulaminu, powinienbym ją panu oddać dopiero nazajutrz zrana, przechodząc jednakże tędy, wstępuję. Należy być skrupulatnym w dopełnianiu reguł.<br> {{tab}}— Dziękuję ci, panie Raymond.<br> {{tab}}Delvignes, rozdarłszy kopertę, przebiegł oczyma depeszę, wołając:<br> {{tab}}— Otóż niespodziewana historya!... Mój pryncypał wzywa, bym jaknajspieszniej przybywał w nader ważnej sprawie. Potrzebuję znajdować się w Paryżu jutro zrana nieodwołalnie. Co tu zrobić?<br> {{tab}}— Musisz pan jechać pociągiem, wychodzącym z Amboise, nie ma innej rady... — rzekł posłaniec z telegrafu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/869|num=20}}{{tab}}— O której godzinie wychodzi ten pociąg?<br> {{tab}}— O pierwszej minut dwanaście po północy. Staniesz pan w Paryżu na piątą zrana.<br> {{tab}}— To doskonale!<br> {{tab}}— A może przygotować powóz dla pana, panie Delvignes, któryby cię powiózł do Amboise? — pytał właściciel hotelu.<br> {{tab}}— To niepotrzebne, kochany gospodarzu. Mając tyle godzin czasu przed sobą, pójdę pieszo, spacerem. Pogoda prześliczna. Wyjdę ztąd o wpół do Jedenastej, pozostawiwszy w numerze moje zawiniątka i bagaże. Nadeślesz mi je pan później. A teraz napiszę kilka krótkich listów do klientów, oczekujących na mnie w Loches i Tours.<br> {{tab}}Tu Delvignes siadł i pisać zaczął.<br> {{tab}}Posłaniec z telegrafu wychodząc, spotkał się we drzwiach z jakimś wchodzącym podróżnym.<br> {{tab}}Był to znany nam agent policyi, Flogny.<br> {{tab}}Poznawszy go, Arnold za pierwszym rzutem oka pochylił się ku Trilbemu, szepcąc cicho:<br> {{tab}}— Oto nasz człowiek!<br> {{tab}}Irlandczyk spojrzał nanowo przybyłego, który, zwróciwszy się do kontuaru, pytał właściciela:<br> {{tab}}— Czy mógłbym otrzymać pokój w pańskim hotelu?<br> {{tab}}— Ależ tak, panie... najchętniej. Życzysz pan sobie, ażeby cię tam zaraz poprowadzono?<br> {{tab}}— Niekoniecznie... nie jest mi zbyt śpieszno. Każ mi pan najprzód podać kufelek piwa i pozwól sobie zadać jedno zapytanie.<br> {{tab}}— Ludwiku! kufelek piwa dla pana. A teraz słucham... O co chodzi?<br> {{tab}}— Nie znajduje się czasem u pana między przybyłymi podróżnymi młody chłopiec, przybyły z Paryża, nazwiskiem Stanisław Dumay?<br> {{tab}}— Stanisław Dumay? — powtórzył gospodarz — właśnie on u mnie zamieszkał. Bardzo przyjemny młodzieniec, zapo- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/870|num=21}}znał się już z mym synem. Otóż na szczęście, odrazu go pan znalazłeś. Czy znasz pan dobrze pana Dumay?<br> {{tab}}— Nie... zbliska go nie znam...<br> {{tab}}— A więc odwróć się pan. Widzisz pan tego młodego chłopca, czytającego dziennik?<br> {{tab}}— Widzę...<br> {{tab}}— To on.<br> {{tab}}— Nareszcie? — zawołał Flogny z radością.<br> {{tab}}— Może pan życzysz sobie, ażebym go powiadomił, iż ktoś chce się z nim widzieć?<br> {{tab}}— Nie... nie! Nie przeszkadzaj mu pan, sam pójdę do niego.<br> {{tab}}Tu Flogny podszedł do Misticota.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''IV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Arnold Desvignes, z oczyma wlepionemi w policyjnego agenta, nie stracił najmniejszego jego gestu podczas krótkiej rozmowy z właścicielem hotelu, a znając dobrze powód jego przybycia do Blévé, odgadywał z łatwością treść pogadanki.<br> {{tab}}Flogny zatrzymał się u stolika, przy którym siedział Misticot. Podrostek z Montmartre spojrzał na niego.<br> {{tab}}Agent ukłonił się.<br> {{tab}}— Mam honor mówić z panem Stanisławem Dumay, nieprawdaż? — zapytał.<br> {{tab}}Misticot spojrzał zdumiony na mówiącego. Usłyszał wymówione swoje nazwisko przez nieznajomego, w obcem mieście, gdzie po raz pierwszy był w życiu. Co to znaczyło?<br> {{tab}}Z osłupienia nie zdołał zaraz odpowiedzieć.<br> {{tab}}— Z panem Stanisławem Dumay, znanym pod nazwą Misticota, mieszkającym w Paryżu przy ulicy Fléchiér... — mówił dalej Flogny.<br> {{tab}}— Nie wiem, dlaczego pan zapytujesz mnie o to? — wyszepnął chłopiec. — Ja pana nie znam wcale.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/871|num=22}}{{tab}}— Wiem... — odparł agent z uśmiechem. — Zaraz jednakże zawrzemy z sobą znajomość. Przybywam w celu otrzymania od pana objaśnień...<br> {{tab}}— Odemnie?<br> {{tab}}— Tak jest... od pana — rzekł Flogny, siadając przy stole obok podrostka. — Wiem o celu pańskiej podróży do Blévé. Jesteś pan tu wysłanym z polecenia nader szanownego stowarzyszenia religijnego, do którego należysz, i działasz za wskazówkami siostry Maryi, zakonnicy ze zgromadzenia św. Wincentego à Paulo. Zresztą, szczegóły te mnie nie obchodzą i nie mam zamiaru mieszać się w to wcale. Przybyłem tu umyślnie, ażeby widzieć się z panem, będąc powiadomionym o pańskim wyjeździe przez kogoś, którego oba wielce poważamy, a mianowicie przez zacnego ojca Loriot...<br> {{tab}}Lecz zkąd on mógł panu powiedzieć, żem ja wyjechał do Blévé, jeśli sam o tem nie wiedział? — odrzekł Misticot.<br> {{tab}}— Nie on mi wskazał miejscowość. W pałacu bankiera, Juliusza Verrière, dowiedziałem się, gdzie mogę pana odnaleźć.<br> {{tab}}Mimo, iż słowa powyższe winny były przekonać Misticota, że cel jego podróży został wyjawionym przez siostrę Maryę nieznajomemu, postanowił przyodziać się powściągliwością.<br> {{tab}}Arnold natężył słuch, a mimo, iż od dwóch rozmawiających oddzielał go stół komisanta handlowego, Delvigna, nie stracił ani jednej sylaby z owej rozmowy, prowadzonej półgłosem.<br> {{tab}}— Cóż więc pan żądasz odemnie? — zapytał chłopiec.<br> {{tab}}— Żądam, ażebyś mi przyszedł z pomocą w wymierzeniu kary nędznikom, którzy uwieźli podróżnego z Indyjskiego hotelu przy ulicy Joubert przed dwoma miesiącami.<br> {{tab}}Osłupienie Misticota wzrastało z każdą chwila.<br> {{tab}}— Ja... — odrzekł — ja mam panu dopomódz w odkryciu sprawców tej zbrodni, o której tyle mówiono?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/872|num=23}}{{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Lecz w jaki sposób... Nie rozumiem...<br> {{tab}}— Natychmiast pan wszystko zrozumiesz. Naprzód jednakże winienem powiedzieć ci, kim jestem...<br> {{tab}}Tu wziąwszy swój bilet wizytowy z kieszeni, podał go Misticotowi.<br> {{tab}}Chłopiec, rzuciwszy okiem na kartę, patrzył na policyjnego agenta ze zdziwieniem i nieco z obawą.<br> {{tab}}Flogny, uśmiechając się, schował napowrćt bilet do portfelu.<br> {{tab}}— Ależ ja nie posiadam żadnych bliższych szczegółów o tej sprawie — mówił Misticot — nic... o czembym mógł panu opowiedzieć. Jakichże więc objaśnień żądasz pan odemnie?<br> {{tab}}— Zaraz o wszystkiem się dowiesz. Wszak znasz pan dwóch {{Korekta|irlandczyków|Irlandczyków}}, klownów z cyrku Fernando, którzy figurowali i w pantomimach?<br> {{tab}}Místicot zadrżał.<br> {{tab}}— Scotta i Trilbego? — rzekł.<br> {{tab}}— To właśnie.<br> {{tab}}— Znam ich w rzeczy samej. Widziałem ich przedstawiających niedźwiedzi, z czego się szczerze naśmiałem. Spotkałem się również z nimi razu pewnego na wzgórzu Montmartre, w restauracyi pod Królikiem A. Gill. Wtedy to sprzedałem dwa srebrne medaliki w Sacré-Coeur...<br> {{tab}}— Widziałeś pan jeszcze Wiliama Scott w innej okoliczności.<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Przy ulicy de Moines, u ojca Loriot, nieprawdaż?<br> {{tab}}— A! on panu o tem opowiedział?<br> {{tab}}— Opowiedział mi, że przyszedłszy do niego z Eugeniuszem Loiseau, zdawało ci się, że poznajesz Wiliama Scott pod ubraniem woźnicy, pod którą to postacią sprzedał dnia poprzedniego powóz wraz koniem Loriotowi.<br> {{tab}}— I nie omyliłem się wtedy...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/873|num=24}}{{tab}}— Jesteś tego pewnym?<br> {{tab}}— Najzupełniej.<br> {{tab}}— Na czem opierasz swą pewność?<br> {{tab}}— Ojciec Loriot tego panu nie powiedział?<br> {{tab}}— Mówił mi o medaliku, znalezionym przez ciebie w powozie, sprzedanym i dostarczonym przez Scotta.<br> {{tab}}— Tak, panie... Był to medalik, jaki Scott kupił odemnie na kilka dni przedtem pod Królikiem A. Gill.<br> {{tab}}— Gdzież jednak dowód, ażeby to był ten sam?„Wszystkie te medaliki pochodzą z jednej fabryki, i są do siebie podobne.<br> {{tab}}— Nie panie... Ten się wyróżniał od innych, miał bowiem na środka skazę maleńką.<br> {{tab}}Tu Misticot sięgnąwszy do kieszeni, wyjął medalik z portmonetki i położył go na stole mówiąc:<br> {{tab}}— Oto jest... Patrz pan, i zauważ tę skazę, Scott mi ją sam wskazał po kupieniu. Chciałem mu dać inny w to miejsce, na co mi odpowiedział: Dobry będzie do tego, do czego chcę go użyć. Gdyby więc owym woźnicą, który przyprowadził konia z powozem Loriot’owi Scott nie był, zkądby się znalazł tam medalik na siedzeniu jaki wpadł mi w ręce. Zaraz ja sobie pomyślałem, iż w tem coś nieczystego się mieści.<br> {{tab}}— I nie myliłeś się w tym razie. Mam pewność, ze ten powóz służył do spełnienia zbrodni przy ulicy Joubert — rzekł Flogny — i mam zarazem to najmocniejsze przekonanie, że Scott wraz z Trilbym mieli w niej udział, pod kierunkiem tego trzeciego, który to wszystko skombinował i przygotował, trzeciego łotra, gorszego nad wszystkich innych!<br> {{tab}}— Trzeciego... trzeciego... — szeptał sprzedawca medalików. — Czekaj pan... czekaj! Może ja przypomnę coś sobie...<br> {{tab}}— Cóż takiego? — zapytał żywo Flogny.<br> {{tab}}— W restauracyi pod ''Królikiem A. Gill'' Scot wraz z Trilbym mówili mi, że oczekują na przybycie dyrektora cyr- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/874|num=25}}ku Amerykańskiego, który ich zamówił na swoje przedstawienia.<br> {{tab}}— Kłamstwo! — zawołał agent.<br> {{tab}}— Lecz pozwólże mi pan dokończyć. Widziałem tego dyrektora prawdziwego, czy podrobionego, mniejsza z tem, dość, że go widziałem. Sprzedałem mu nawet jeden srebrny medalik...<br> {{tab}}— Jakże on wyglądał?<br> {{tab}}— Anglik najczystszej krwi, panie... postać, zachowanie się, ubiór, wszystko w nim oznajmiało nieodrodnego syna Wielkiej Bretanii. Nie mówił prawie wcale po francuzku.<br> {{tab}}— Od chwili spotkania Scotta u ojca Loriot przy ulicy des Moines, nie widziałeś łotrów tych więcej?<br> {{tab}}— Nie widziałem; nie przyszło mi na myśl zajmować się niemi, mając tyle innych, ważniejszych zatrudnień przed sobą.<br> {{tab}}Od kilku chwil, komisant handlowy Delvignes, który jak wiemy, siedział przy stole, pomiędzy Arnoldem i Misticot’em, przerwał swoją robotę, nasłuchując z uwagą.<br> {{tab}}— Przepraszam panów... — rzekł nagle, zwracając się do obu rozmawiających — mówicie panowie jeśli się nie mylę o zbrodni, popełnionej przy ulicy Joubert?<br> {{tab}}Spostrzegłszy, iż komisant wymieszał się do rozmowy, Arnold zbladł nagle.<br> {{tab}}— Tak panie — odpowiedział Floguy — mówimy o tym tajemniczym wypadku.<br> {{tab}}— Pewne wskazówki prowadzą panów, jak widzę, na ślady winnych?<br> {{tab}}— Tak się zdaje...<br> {{tab}}— Pan należysz do policyj?<br> {{tab}}— Jestem inspektorem.<br> {{tab}}— Przed chwilą mówiłeś pan z panem Dumay o znalezionym przezeń srebrnym medaliku, który wam może posłużyć do wniesienia oskarżeń przeciw pewnym cudzoziemcom.<br> {{tab}}— Tak... w rzeczy samej. . {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/875|num=26}}{{tab}}— Zwróciło to moją uwagę — mówił dalej komisant — a zaraz panu wytłumaczę dlaczego. Pozwól mi jednak przed tem zobaczyć medalik, jaki ci dał przed chwilą pan Dumay.<br> {{tab}}— Oto jest.<br> {{tab}}Delvignes obejrzawszy go, zawołał:<br> {{tab}}— Oprócz tej skazy na środku, jest najzupełniejsza tożsamość.<br> {{tab}}— Tożsamość z czem?<br> {{tab}}— Z innym medalikiem, który wypadkowo wpadł w moje ręce w nader dziwnych wypadkach. On to właśnie służył widocznie do jakiegoś tajemniczego porozumiewania się, a gdy tu chodzi o oświecanie sprawiedliwości, nie waham się z wyjawieniem prawdy.<br> {{tab}}— Wytłumacz mi pan to jaśniej...<br> {{tab}}— Mieszkam pod numerem 36 przy ulicy des Tournelles. Jestem handlowym komisantem, a moje wyjazdy z Paryża trwają zwykle od ośmiu do dziesięciu dni. Przed miesiącem mniej więcej, odebrałem rozkaz od mego pryncypała do jaknajrychlejszego wyjazdu. W parę godzin byłem ku temu gotowym. Rano, w dniu mego wyjazdu, w chwili, gdy fiakr czekał przed domem, aby mnie powieść na stacyę drogi żelaznej, wszedłem do odźwiernej, nieobecnej w stancyjce natenczas, a widząc paczkę listów do mnie adresowanych, zabrałem takowa i wsunąłem do kieszeni, poczem wsiadłszy do fiakra odjechałem. Usiadłszy w wagonie zacząłem odczytywać korespondencye, nie przeglądając szczegółowo adresów. Trzecim listem zostałem dziwnie zdumiony. Pierwsza koperta tegoż, zawierała wewnątrz drugą bez żadnego papieru, znajdował się w niej tylko mały, srebrny medalik zupełnie do tegoż tu podobny, przytwierdzony lakiem do pieczęci, a ponad nim te dwa wyrazy: ''Siódma godzina''. Mocno tem wszystkiem zaintrygowany, spojrzałem na adres. List przez pomyłkę wmieszanym został między moje listy. Muszę pana objaśnić, iż nazywam się Alfred Delvignes, a na kopercie był adres: ''Arnold Desvignes, ulica des Tournelles Nr. 36.'' {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/876|num=27}}{{c|'''V.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Arnold Desvignes, ulica des Tournelles, numer 36 — powtórzył Misticot z osłupieniem.<br> {{tab}}— Tak panie... — odparł komisant.<br> {{tab}}— Pan więc znasz to nazwisko... znasz tego człowieka? — pytał żywo Flogny podrostka z Monmartre.<br> {{tab}}Chłopiec przypomniał sobie o poleceniach siostry Maryi.<br> {{tab}}Powierzona mu tajemnica nie należała do niego. Gdyby wyznał, iż zna Arnolda Desvignes, musiałby dostarczyć wyjaśnień, czego uniknąć pragnął usilnie.<br> {{tab}}— Znane mi jest to nazwisko — odpowiedział — lecz osobiście nie znam tego człowieka.<br> {{tab}}— Ależ to wspólnik Verriér’a! — zawołał nagle Flogny, uderzając się w czoło. — Doprawdy, to wszystko w obłęd wprowadzić jest w stanie! Posiadasz pan przy sobie ów list, o którym mówiłeś? — pytał komisanta Delvignes.<br> {{tab}}— Oto jest... — rzekł tenże, dobywszy go z portfelu.<br> {{tab}}Flogny długo przypatrywał się medalikowi i nakreślonym wyrazom: Siódma godzina, umieszczonym na drugiej kopercie.<br> {{tab}}— To jasno w oczy uderza?! — zawołał — godzina schadzki i znak porozumienia się.<br> {{tab}}A spojrzawszy na adres, dodał:<br> {{tab}}— List bez żadnej marki pocztowej... użyto więc posłańca... I pan jesteś pewnym, że Arnold Desvignes mieszka w domu, przy ulicy Tournelles?<br> {{tab}}— Jaknajpewniejszym. Czytałem jego nazwisko na skrzypce do składania listów i dzienników, przeznaczonej dla lokatorów.<br> {{tab}}— Ależ ów Arnold Desvignes nie może być owym milionerem, wspólnikiem Verrièra — rzekł Flogny po chwili namysłu. — Zbieg podobieństwa imienia i nazwiska, ot wszystko! Nie może on być wspólnikiem Scotta i Trilbego, od których ów {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/877|num=28}}list pochodzi... Nie! na tobym przysiągł... Ten bowiem właśnie Arnold Desvignes wspólnik Verrièr’a, wiedząc, że poszukuję pana Dumay, wskazał mi pierwszy, iż znajdę go w {{Korekta|Blèvè|Blévé}}.<br> {{tab}}— On... on to panu powiedział? — szepnął Misticot, nie wierząc temu, co słyszy.<br> {{tab}}— Tak... on mi to wskazał.<br> {{tab}}— Ale zkąd wiedział o tem?..<br> {{tab}}— Wypadkiem, którego mi nie wytłumaczył.<br> {{tab}}Wobec tej niepojęcie powikłanej, tajemniczej sytuacyj podrostek z Montmartre zaczął się trwożyć o Anielę Verrière i siostrę Maryę.<br> {{tab}}— Tak... tak! jedynie tu zachodzi podobieństwo nazwisk, a nic innego — mówił Flogny dalej. — Pozwolisz mi pan zatrzymać tę kopertę z medalikiem? — pytał komisanta.<br> {{tab}}— Najchętniej... życzę aby przydatną panu być mogła do dalszych jego poszukiwań.<br> {{tab}}— Muszę natychmiast odjechać do Paryża... — wołał Flogny gorączkowo — muszę wiedzieć, kto jest ów Arnold Desvignes z ulicy des Tournelles i wiedzieć to będę!<br> {{tab}}Misticot siedział w zamyśleniu, stawiając sobie ze wzrastającym niepokojeni to zapytanie: Zkąd wspólnik Verrièr’a mógł odkryć, iż ja wyjeżdżam do {{Korekta|Blèvè|Blévé}}? Czy wie on zarówno, iż szukam broni przeciw niemu? Wszystkiego obawiać się należy ze strony takiego człowieka. Mimo, iż to się niepodobnem być zdaje, kto wie, czyli on nie jest wspólnikiem Scotta i Trilbego?<br> {{tab}}— O której godzinie wychodzi pociąg do Tours? — pytał Flogny.<br> {{tab}}— Nie odejdzie aż jutro zrana — odrzekł Delvignes — lecz możesz pan wraz zemną jechać do Amboisé dziś w nocy, będę panu towarzyszył na ulicę des Tournelles.<br> {{tab}}— A o której godzinie wyjeżdża pociąg z Amboise?<br> {{tab}}— O pierwszej minut dwanaście po północy. Z {{Korekta|Blèvè|Blévé}} do Amboise można odbyć drogę pieszo w ciągu półtorej godziny. Jesteś pan dobrym piechurem?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/878|num=29}}{{tab}}— Dość dobrym... Lecz zdaje mi się, że idąc pieszo, spóźnić się możemy na pociąg — rzekł Flogny.<br> {{tab}}— Ja utrzymuję przeciwnie. Wyszedłszy ztąd o dziesiątej, będziemy mieli trzy godziny czasu przed sobą. Gdybyś wszelako pan wolał jechać, gospodarz każe nam zaprządz konie do powozu, jak to proponował.<br> {{tab}}— Nie! wolę iść pieszo... Razem powędrujemy.<br> {{tab}}— Pojadę zabrać moją torbę myśliwską i okrycie — rzekł komisant handlowy.<br> {{tab}}— A ja powiadomię gospodarza, iż nie będę tu nocował.<br> {{tab}}Delvignes wyszedł z kawiarni, a Flogny zbliżył się do kontuaru.<br> {{tab}}Arnold pobladły, zmieniony, pochylił się ku Trilbemu, szepcząc mu zcicha.<br> {{tab}}— Zginęliśmy, jeżeli natychmiast stanowczo działać nie będziemy. Weź klucz i wejdź do swego pokoju. Ja zaraz tam przyjdę.<br> {{tab}}Tu obaj wspólnicy zniknęli jeden po drugim.<br> {{tab}}Flogny wróciwszy, siadł obok Misticot’a.<br> {{tab}}— Pozostaje mi — rzekł — podziękować ci za objaśnienia, jakich mi użyczyłeś, mój młody przyjacielu. Kiedyż powracasz do Paryża?<br> {{tab}}— Nic nie wiem, panie... Zależy to od wielu ważnych okoliczności, a nie od mej woli.<br> {{tab}}— Prawdopodobnie będę potrzebował twojej pomocy w tej sprawie. Oto mój adres: Ulica François-Miron, nr. 29. Zapisz to sobie i chciej mnie powiadomić o swoim powrocie.<br> {{tab}}— Najchętniej to uczynię.<br> {{tab}}Wszedł Delvignes.<br> {{tab}}— Jestem na pańskie rozkazy — rzekł zwracając się do Flogne’go; wyjdziemy skoro pan zechcesz. Wszak nic nie nagli, mamy jeszcze wiele czasu przed sobą.<br> {{tab}}O kwandrans na jedenastą, wyszedłszy obaj z hotelu, udali się drogą w kierunku Amboise.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/879|num=30}}{{tab}}We dwadzieścia minut przybyli do Crois-de-Blévé i dosięgnęli wsi, poprzedzającej las w Amboise, a następnie weszli w głąb tegoż.<br> {{tab}}Niebo dotąd pogodne i zasiane gwiazdami zmieniło się nagle. Grube chmury poczęły napływać ze wschodu. Powstały wicher wstrząsał gałęziami drzew z szumem, podobnym do wzbierającego morza na wybrzeżu. Nasi podróżni zaniepokojeni widokiem niepogody, żałując, iż nie wzięli powozu z Blévé, szli szybko, mało co z sobą rozmawiając.<br> {{tab}}Nagle stanęli w miejscu obaj jak wryci. Ryk jakoby dzikiego zwierzęcia przeraźliwem echem przebiegł całą przestrzeń lasu, a razem niby odpowiadając mu zahuczał grzmot w oddaleniu ze wschodniej strony.<br> {{tab}}— Co to jest, u czarta? — zapytał Flogny.<br> {{tab}}— Przyspieszmy kroku... — rzekł Delvignes.<br> {{tab}}— Miałożby nam zagrażać jakie niebezpieczeństwo? — pytał agent policyjny, wyjmując z kieszeni rewolwer dużego kalibru.<br> {{tab}}— Pan nie wiesz więc, że dzikie zwierzęta uciekły z menażeryj Pezon’a w Loches?<br> {{tab}}— Na honor nic nie wiem... po raz pierwszy o tem słyszę...<br> {{tab}}— Dwa lwy, tygrys i goryl przebiegają okolicę.<br> {{tab}}— Nie miłe spotkanie w każdym razie, sądzę wszelako, iż nie mamy czego się tak wielce obawiać. Zwierzęta z menażeryi tresowane i oswojone, nie zaczepią nas na pewno. Idźmy jednakże prędko, ponieważ burza się zbliża i więcej mnie ona niepokoi ponad te dzikie zbiegi Pezon’a.<br> {{tab}}Delvignes wraz z Flognym biegli z pośpiechem.<br> {{tab}}Wicher wzmagał się gwałtownie. Niebo coraz więcej czarnem się stawało. Błyskawice szybko po sobie następowały; grzmot huczał bez przerwy.<br> {{tab}}Nagle obaj podróżni posłyszeli w zaroślach dziwny hałas, tuż prawie ponad swojemi głowami.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/880|num=31}}{{tab}}Był to jakoby trzask, łamanie gałęzi w połączeniu z dzikim okrzykiem, podobnym do skargi człowieczej, na dźwięk którego dreszcz przebiegł po kościach.<br> {{tab}}Flogny, wraz z komisantem handlowym, mocno zdumieni i wystraszeni po trosze, spojrzeli w górę.<br> {{tab}}Mimo ciemności dostrzegli czarną postać, podobną do ludzkiej istoty, która skoczywszy z wierzchołka drzewa, stanęła przed niemi, poruszając pałką znacznej objętości, bawiąc się nią jak dziecię laseczką.<br> {{tab}}Obaj mężczyźni cofnęli się z przerażeniem, poznawszy, iż się znajdują wobec goryla wielkiego gatunku, najdzikszego z pomiędzy zwierząt.<br> {{tab}}Paszcza goryla otwierała się i zamykała, zęby mu szczękały, pałką trzymaną w łapach wywijał w powietrzu.<br> {{tab}}Delvignes, obezwładniony przestrachem, stanął, nie mogąc poruszyć się z miejsca.<br> {{tab}}Flogny, będąc więcej panem siebie, chciał drżącą ręką naciągnąć kurek rewolweru i strzelić w potworne zwierzę, brakło mu jednak czasu do spełnienia tej operacyi.<br> {{tab}}Goryl wymierzył mu w czaszkę uderzenie pałką tak silnie, że agent upadł na drogę z rozbitą głową i zakrwawioną twarzą.<br> {{tab}}Delvignes, bardziej umarły niż żywy wydał krzyk przerażenia, a nie mogąc się utrzymać na nogach padł na kolana.<br> {{tab}}Mgła ciemna rozciągnęła się przed jego oczyma. Widział jednakże małpę, zbliżającą się ku sobie i podnoszącą w górę olbrzymią swą pałkę. Posłyszał świst złowrogi i uczuł jednocześnie jakoby góra zawaliła się na jego głowę.<br> {{tab}}Następnie, nie widział nic, nie słyszał, nie czuł i padł bezwładnie obok swego nieszczęśliwego towarzysza.<br> {{tab}}Goryl, pochyliwszy się nad nim, słuchał uderzeń jego serca, położywszy na nim swe ucho, poczem zerwał się, a pochwyciwszy swą pałkę, wymierzył mu drugi cios na wierzch czaszki, którą rozbił na dwoje.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/881|num=32}}{{tab}}Dokonawszy tego, powrócił do agenta Flogny.<br> {{tab}}Ten ostatni był już martwym zupełnie. Gwałtowność pierwszego uderzenia przebiwszy czaszkę, rozmiażdżyła mu mózg zupełnie.<br> {{tab}}Dziwna obecnie nastąpiła scena.<br> {{tab}}Goryl, przyklęknąwszy obok trupa, zaczął przeszukiwać jego ubranie z zadziwiającą pilnością, zabierając wszystko, ale to literalnie wszystko, co się znajdowało w kieszeniach nieszczęśliwego; ukończywszy to, wydał świst, podobny do jakiegoś umówionego wezwania.<br> {{tab}}Na owo hasło druga ciemna postać wysunęła się zpośród zarośli i ukazała na drodze.<br> {{tab}}Księżyc, wypływający w tej chwili z po za chmur, oświecił swemi promieniami tę nową postać, ukazawszy w niej Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— No! i cóż powiesz, pryncypale? — zawołał goryl. — Sądzę, iż tym razem napewno załatwiona już sprawa!<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Przeszukałeś dobrze w kieszeniach agenta? — zapytał Arnold Desvignes.<br> {{tab}}— Jaknajstaranniej... — rzekł Trilby — którego pod małpią skórą poznali zapewne czytelnicy. — Oto wszystko, co miał przy sobie... Co zaś do tego drugiego...<br> {{tab}}— Nie ma co się nim zajmować... — odrzekł wspólnik Verrièra. — Komisant handlowy nie mógł posiadać nic, coby skompromitować nas mogło. Otóż medalik... koperta... portmonetka. Wszystko w porządku, jak trzeba. A teraz o trupach pomyśleć należy.<br> {{tab}}Jednocześnie straszny ryk rozległ się w pobliżu, w gęstwinie lasu.<br> {{tab}}— Słyszysz, pryncypale? — zapytał ze spokojem były klown z cyrku Fernando. — Dzikie zwierzęta poczuły woń {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/882|num=33}}krwi, w kilku minutach przybędą tu i rzucą siecią te szczątki. Wkrótce oczyszczą one plac walki. Pozostaje mi czas zaledwie do zmiany ubrania.<br> {{tab}}— Przyniosłem ci pakiet... Jest tam pod drzewem przy drodze.<br> {{tab}}Trilby poskoczył ku wskazanemu miejscu, lecz nagle cofnął się z okrzykiem przerażenia.<br> {{tab}}Lew i lwica, zbiegłe z menażeryi {{Korekta|Pezona|Pezon’a}}, stanęły na lekkiej wyniosłości wzgórza, a rozszerzone źrenice zwierząt ogniem wśród ciemności płonęły.<br> {{tab}}— Precz, drapieżnicy! — krzyknął Trilby stłumionym głosem, podczas gdy Arnold wycelował rewolwer, który trzymał w ręku.<br> {{tab}}Jedno z dzikich, zwierząt skoczyło, zakreślając półkole, a ominąwszy dwóch stojących mężczyzn, rzuciło się na trupy.<br> {{tab}}Był to lew.<br> {{tab}}W chwili, gdy zatapiał potworne swe szpony w jedno z leżących ciał, Arnold bezwiednie, instynktowo, nacisnął kurek swej broni.<br> {{tab}}Strzał wybiegł, a jednocześnie lew martwy rozciągnął się na trupie i nie poruszył więcej.<br> {{tab}}Kula, wleciawszy mu okiem, przeszyła mózg, sprawiając śmierć piorunującą.<br> {{tab}}Natenczas lwica, ryknąwszy straszliwie, skoczyła na drogę.<br> {{tab}}Arnold wraz z Trilbym uciekali całą szybkością nóg swoich; strach, rzec można, przypinał im skrzydła.<br> {{tab}}Drapieżne to jednak zwierzę nie ścigało ich wcale.<br> {{tab}}Rzuciwszy się na ciała zmarłych, pożerało je, lizało krew.<br> {{tab}}Uciekający, nie zważając na to, co się dzieje po za nimi, pędzili naprzód, nie zwalniając biegu.<br> {{tab}}Wybiegłszy z lasu, przybyli na równinę.<br> {{tab}}— Stój! — zawołał Trilby zdyszany. — Nie mogę dalej biedź w tem ubraniu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/883|num=34}}{{tab}}Pod osłoną wielkich drzew były klown z cyrku Fernando, zrzuciwszy w oka mgnieniu z siebie skórę małpy i maskę, przywdział zwyczajne ubranie, poczem, zapakowawszy skórę goryla, zabrał ją z sobą i obaj z Arnoldem udali się w drogę.<br> {{tab}}Była już północ, gdy przybyli do hotelu, którego bramę zastali zamkniętą.<br> {{tab}}Trilby podszedł ku bocznym drzwiom, wychodzącym na podwórze i znalazł je tylko na klamkę zamkniętemi.<br> {{tab}}— Pójdź! — rzekł do Arnolda — wrócimy tą samą drogą którą wyszliśmy.<br> {{tab}}Minąwszy ostrożnie dziedziniec, spostrzegli drabinę, ustawioną przy ścianie, a sięgającą dachu. Wszedłszy po niej do pierwszego piętra, wskoczyli przez otwarte okna do swoich pokojów.<br> {{tab}}Desvignes, zapaliwszy świecę, zaczął przeglądać przedmioty, zrabowane u nieszczęśliwego Flogny.<br> {{tab}}Trilby otwierał wytrychem drzwi pokoju komedyanta {{Korekta|Revel|Rével}}, wkładając tamże w skórzany kuferek skórę goryla, w jakiej ów aktor odegrać miał dnia następnego „Żoka, czyli małpę brazylijską.“ Uskuteczniwszy to, zapukał do drzwi Arnolda, który mu je otworzył natychmiast.<br> {{tab}}— Jestem kontent z ciebie — rzekł wspólnik Verrièra, podając mu rękę. — Majątek twój zapewniony... Pozostaje ci tylko zgładzić Misticota, a droga stanie przed nami otworem.<br> {{tab}}— Dopełnij, co pozostaje jeszcze do zrobienia... Licz na mnie.<br> {{tab}}— Rachuję też, jak na siebie samego. Jutro wyjadę.<br> {{tab}}— Wracasz do Paryża?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Dlaczego tak prędko?<br> {{tab}}— Dłuższa ma nieobecność mogłaby wzbudzić podejrzenia. Zresztą, potrzebuję rozciągnąć nadzór nad zakonnicą.<br> {{tab}}— Pozwolisz mi udzielić sobie jedną radę?<br> {{tab}}— Owszem... jeśli jest dobrą, wypełnię ją bez wahania.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/884|num=35}}{{tab}}— Otóż zajmij się przepatrzeniem mieszkania po nieboszczyku Flognym. Mogą tam znajdować się jakieś kompromitujące nas papiery.<br> {{tab}}— Przekonam się o tem z łatwością. Posiadam jego klucz, jego portfel, jego bilet inspektora policyi, którego użyję w potrzebie. A teraz idźmy obadwa na spoczynek. {{***}} {{tab}}Bytność policyjnego agenta w pałacu na bulwarze Haussmanna, głęboko zaniepokoiła siostrę Maryę.<br> {{tab}}Badania tego człowieka, zbrodnia, której sprawcy poszukiwał, śmiałość, z jaką wszedł do mieszkania bankiera dla dowiedzenia się o miejscowości, w której odnaleźćby mógł Misticota, wszystko to napawało przestrachem zakonnicę.<br> {{tab}}Zkąd mógł się dowiedzieć wspomniany agent, że chłopiec z Montmartre został z jej polecenia wysłanym?<br> {{tab}}W jaki sposób Misticot mógł dać objaśnienia względem tajemniczego porwania Edmunda Béraud, szwagra Verrièra, który od lat trzydziestu upuściwszy Francyę, wrócił incognito do Paryża?<br> {{tab}}Dlaczego to stwierdzone napewno jego zniknięcie, to przypuszczalne morderstwo {{Korekta|zostałe|zostało}} ukryte przed rodziną?<br> {{tab}}Z jakiej przyczyny nastąpiło to widoczne zmięszanie się bankiera, stanowiące sprzeczność z zimnem zachowaniem się Arnolda Desvignes?<br> {{tab}}Siostra Marya nie wiedziała, co myśleć o wszystkiem.<br> {{tab}}Wielki zamęt, powstały naraz w jej mózgu, nie pozwolił jej w zimny i logiczny sposób wyprowadzić wniosków z tylu zebranych jednocześnie wypadków.<br> {{tab}}Wśród powyższego chaosu, jeden szczegół rysował się jasno przed jej oczyma, sprawiając jej niepokój głęboki.<br> {{tab}}Jeśli Stanisław Dumay został badanym przez Flognego, czy mimo całego swego poświęcenia i dyskrecyi nie wyzna {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/885|num=36}}prawdziwych powodów, dla jakich został przez nią wysłanym w tę podróż do Blévé?<br> {{tab}}Rada byłaby go powiadomić o tem, co zaszło, lecz w jaki to sposób uczynić?<br> {{tab}}Wyszedłszy z salonu, gdzie pozostawiła policyjnego agenta z Verrièrem i Arnoldem Desvignes, wróciła do Anieli, nie chcąc jej jednak przestraszać, nic nie wspomniała o tem, co nastąpiło. Uścisnęła ją tylko, życząc dobrej nocy i odeszła do swego pokoju, udając się na spoczynek.<br> {{tab}}Sen jednak nie przychodził. Obawa i niepokój oczu jej zamknąć nie dozwoliły.<br> {{tab}}Nie myślała już o Misticocie, lecz o tej zbrodni, otoczonej ciemnościami, której Edmund Béraud stał się ofiarą.<br> {{tab}}Na chwilę jej wszakże myśl ta nie przyszła, ażeby jej wuj mógł być tego wspólnikiem; pomimowolnie jednak rodzaj nieufności, która nie była jeszcze podejrzeniem, budził się w głębi jej duszy.<br> {{tab}}Flogny, ów agent policyi, powiedział: Było trzech morderców Edmunda Béraud. Znam dwóch z nich, a Stanisław Dumay będzie mnie mógł naprowadzić na ślady trzeciego.<br> {{tab}}I siostra Marya w swych sennych marzeniach widziała przesuwającą się przed sobą zaniepokojoną postać Juliusza Verrière i lodowatą maskę Arnolda.<br> {{tab}}Myślała pomimowolnie o przybyciu do Paryża tego człowieka, swego towarzysza podróży niegdyś na drodze żelaznej. Przybywał on z Indyj, również jak i Edmund Béraud, milioner...<br> {{tab}}Edmund Béraud zniknął, a w kilka dni później Arnold Desvignes, również milioner, został wspólnikiem Verrièra.<br> {{tab}}Jakże w tem wszystkiem nie dopatrzeć łączności dziwnych, przestraszających?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/886|num=37}}{{tab}}Rozwidniło się, dzień zabłysnął, a siostra Marya, znużona bezsennością, podniósłszy się ubrała i aby rozproszyć oblegające ją straszne przypuszczenia, udała się na mszę do kościoła Notre-Dame de Lorette.<br> {{tab}}W pałacu na bulwarze Haussmana niezwykły ruch panował. Kamerdyner przy pomocy odźwiernego znosił pakunki, umieszczając je na czekającym przededrzwżami omnibusie.<br> {{tab}}Lando, zaprzężone w parę pięknych koni, również oczekiwało.<br> {{tab}}Siostra Marya za powrotem z kościoła weszła do pokoju Anieli, którą zastała gotową do wyjazdu. Udały się do salonu, gdzie i bankier ukazał się za chwilę. Miał nachmurzone oblicze, zdawał się być mocno zamyślonym.<br> {{tab}}— Siadajmy i jedźmy... — rzekł krótko.<br> {{tab}}{{Korekta|— Droga|Droga}} do Malnoue zabierała około dwóch godzin czasu. Podróż odbyła się w milczeniu. Zaledwie od chwili do chwili obie kuzynki wymieniały z sobą słów kilka.<br> {{tab}}Verrière milczał, zatopiony w głębokiem rozmyślaniu.<br> {{tab}}Przyjechano na miejsce w godzinie śniadania. Służba, wysłana naprzód, wszystko na przejęcie przybyłych przygotowała. Każdy się udał do przygotowanych dlań apartamentów.<br> {{tab}}Wpływ sielskiej przyrody dawał się dostrzedz już na pannie Verrière, która zdawała się jakoby wracać do życia.<br> {{tab}}Biednemu dziewczęciu ubył najdotkliwszy ciężar; ojciec nie wspominał jej nic o Arnoldzie Desvignes, co pozwalało jej mieć nadzieję, że owa tyle nienawistna dla niej osobistość mniej często niż w Paryżu przy rodzinnym stole ukazywać się będzie. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/887|num=38}}{{c|'''VII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Dom mieszkalny Juliusza Verrière, który w okolicy „zamkiem“ nazywano, był to obszerny pawilon z kamienia zbudowany; w eleganckim stylu z epoki Ludwika XIII-go. Znaczna odległość od wsi go oddzielała.<br> {{tab}}Aleja z odwiecznych lip prowadziła do żelaznego osztachetowania, otaczając dwa mniejsze budynki, w tymże samym stylu stawiane, co i pawilon, z których jeden służył za mieszkanie dla miejscowego nadzorcy, będącego zarazem ogrodnikiem.<br> {{tab}}Park, zajmujący około dwunastu hektarów ziemi, zacieniony wspaniałemi drzewami, otoczony murem, tworzył prawdziwy las, pełen zwierzyny. Rozciągał się on poza domem, poprzedzony wielkim trawnikiem, zasianym kwiatami.<br> {{tab}}Obfitość w parku zwierzyny wymagała bezustannej czujności i nadzoru, ponieważ leśni złodzieje zakradali się tu od czasu do czasu dla tępienia takowej.<br> {{tab}}Aniela uwielbiała Malnoue. Tu to spędziła ona pierwsze lata dziecięce, przy boku swej matki, której związek z Juliuszem Verrière nie uczynił szczęśliwą, a skutkiem czego biedna kobieta szukała samotności. Tu młode dziewczę ujrzało po raz pierwszy kuzyna swego, Emila Vandame. Tu uczuła dla niego zrazu serdeczną życzliwość, a później miłość.<br> {{tab}}Podczas śniadania oblicze bankiera nie rozjaśniło się wcale.<br> {{tab}}Ruchy jego nagłe, przerywane, świadczyły o silnem, nerwowem podrażnieniu, co nié uszło uwagi tak siostry Maryi, jak i Anieli.<br> {{tab}}Po śniadaniu obie kuzynki weszły do parku.<br> {{tab}}Zakonnica prowadziła pannę Verrière, mocno jeszcze osłabioną.<br> {{tab}}— Zauważyłaś zapewne wraz zemną naglą zmianę, jaka nastąpiła w calem zachowaniu się mego ojca? — pytała {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/888|num=39}}Aniela, skoro znalazły się obie w znacznej od domu odległości.<br> {{tab}}— Spostrzegłam to... Mój wuj jest o coś zaniepokojonym, zgnębionym; odgadnąć jednak nie mogę powodu.<br> {{tab}}— Pójdziesz dziś na wieś dla zobaczenia się z proboszczem? <br> {{tab}}— Nie, jutro zrana odwiedzę go po mszy. — Nie obawiasz się, ażeby, odebrawszy list od Stanisława Dumay, nie przyniósł go tutaj?<br> {{tab}}— Nie, tego się nie obawiam. {{Korekta|Dumey|Dumay}}, gdyby nawet miał do mnie pisać, nie mógłby tego dziś uczynić. Gdyby więc list przyszedł na probostwo jutro zrana, pociągiem o godzinie dziewiątej, ja przed dziewiątą z księdzem proboszczem widzieć się będę.<br> {{tab}}— Trzebaby wynaleźć sposób, ażebyśmy odbierały wprost z poczty dzienniki...<br> {{tab}}— Dlaczego? Gdy przyjdą dla twego ojca, przyniosą je nam tu.<br> {{tab}}— To prawda... Gdyby jednakże w którym z tych, dzienników publikowano o jakim świetnym wojennym czynie Emila Vandame, mój ojciec nie dopuściłby go do rąk moich...<br> {{tab}}— Dobrze... pójdę na stacyę de Villiers i tak uczynię, by twoje życzenie spełnionem zostało.<br> {{tab}}— Czemu nie powierzyć tej czynności nadzorcy Forestierowi lub jego żonie?<br> {{tab}}— Nie ufam im obojgu.<br> {{tab}}— Sądzisz więc, że otoczone jesteśmy szpiegami?<br> {{tab}}Siostra Marya znacząco opuściła głowę, nic nie odpowiadając.<br> {{tab}}Bankier zamknął się w swoim apartamencie.<br> {{tab}}Od kilku godzin był prawie jak martwy.<br> {{tab}}Wiadomości, otrzymane wczoraj wieczorem, gromem weń ugodziły.<br> {{tab}}— Odkryto więc ślady morderców Edmunda Béraud — powtarzał sobie — a tym sposobem i Arnolda Desvignes, któ- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/889|num=40}}rego stawszy się wspólnikiem, przyjął i część zbrodni na siebie.<br> {{tab}}Gdyby Desvignes padł pod ręką sprawiedliwości i onby padł z nim razem, ponieważ ów nędznik, widząc się schwytanym, nie ukrywałby tego, że Verrière znał mordercę swojego szwagra i że wraz z nim chciał zagarnąć miliony, złożone w kasach domu Rotszylda, usiłując przedtem zgładzić wszystkich współsukcesorów.<br> {{tab}}Oczekiwało wtedy Arnolda Desvignes rusztowanie wraz z gilotyną, a Verrièra co najmniej galery.<br> {{tab}}Jakaż straszliwa przyszłość! Bankier odgadywał w zupełności tajemne zamiary swego wspólnika.<br> {{tab}}Flogny i Misticot, jako dwie osobistości, zagrażające najwyższem niebezpieczeństwem, zniknąć powinni.<br> {{tab}}Arnold, o którym był przekonany, iż nie cofnie się przed żadną zaporą, nie ulęknie żadnej trudności, dążąc prosto do celu wszelkiemi środkami, mógł jednak chybić...<br> {{tab}}Natenczas sprawiedliwość rozpoczęłaby swoje działanie.<br> {{tab}}Wszystko odkrytemby zostało!<br> {{tab}}Przerażająca ta ewentualność stawała się dla bankiera katuszą nad siły. Za jakąbądź cenę Verrière pragnął nazajutrz powrócić do Paryża, przekonać się, czyli Arnold nie przybył.<br> {{tab}}Nie chodziło tu teraz, jak w chwili pojedynku Desvigna z Vandamem, o unicestwienie złotych marzeń ostatniego, ale o topór gilotyny i galery.<br> {{tab}}Przy obiedzie bankier był również ponurym, jak przy śniadaniu.<br> {{tab}}Wstał pierwszy od stołu i wyszedł, polecając woźnicy, ażeby zaprzągł konie do powozu nazajutrz o godzinie szóstej rano, dla odwiezienia go na stacyę drogi żelaznej.<br> {{tab}}Równo ze świtem był już na nogach, nie zamknąwszy oczu przez noc całą.<br> {{tab}}O szóstej godzinie wsiadł do powozu i odjechał.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/890|num=41}}{{tab}}Niezadługo potem siostra Marya wychodziła z parku, udając się ścieżką w stronę probostwa.<br> {{tab}}Kościół był pustym zupełnie, skoro przybyła. Sędziwy proboszcz z Malnoue odprawiał mszę o siódmej godzinie. Na kilka minut przed siódmą kapłan, przybywszy do kościoła, spostrzegł siostrę Maryę, a zbliżywszy się, rzekł do niej:<br> {{tab}}— Przybyłaś, siostro, zapewne na kilka dni do zamku swojego wuja, pana Verrière?<br> {{tab}}— Tak, ojcze.<br> {{tab}}— Z panną Anielą?<br> {{tab}}— Z nią razem... Towarzyszyłaby mi do kościoła, gdyby nie była cierpiącą...<br> {{tab}}— Cóż jest temu biednemu dziecku?<br> {{tab}}— Wielkie zgryzoty sprowadziły chorobę... szczęściem niebezpieczeństwo minęło.<br> {{tab}}— Cieszę się z tego i wkrótce przybędę do zamku dla odwiedzenia pana Verrière wraz z córką.<br> {{tab}}— Będziesz, mój ojcze, zawsze tam mile widzianym.<br> {{tab}}— Zobaczymy się jeszcze po mszy, ma siostro?<br> {{tab}}— Tak... jeśli, ojcze, pozwolisz. Radabym złożyć ci niektóre zwierzenia... prosić o pewną drobną przysługę...<br> {{tab}}— Oczekuj mnie więc na probostwie... Znajdziesz tam mą starą służącą, Magdalenę. Ja wkrótce przybędę.<br> {{tab}}— Dobrze, mój ojcze.<br> {{tab}}Wiemy już, jakiego rodzaju zwierzeń zakonnica pragnęła udzielić sędziwemu proboszczowi z Malnoue, jak wiemy zarówno, o co chciała go prosić ze względu wysyłanych do siebie listów.<br> {{tab}}Pewien, że siostra Marya nie mogłaby inaczej postąpić, jak w duchu czynienia dobrze, proboszcz zgodził się chętnie na oddanie jej tej małej przysługi co do listów, na jego nazwisko adresowanych, i przyrzekł wyznać otwarcie, jakie sprawi na nim wrażenie Arnold Designes, gdyby za swoją bytnością spotkał go w zamku.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/891|num=42}}{{tab}}Zakonnica, wyraziwszy głęboką swą wdzięczność, podniosła się, by odejść, gdy dzwonek zatętniał przy drzwiach probostwa.<br> {{tab}}Jednocześnie służąca Magdalena, tak podeszła wiekiem, jak jej pan, weszła, przynosząc listy i gazety, świeżo odebrane od wiejskiego posłańca.<br> {{tab}}Proboszcz, przejrzawszy adresa na kopertach, rzekł do zakonnicy:<br> {{tab}}— Dobrze uczyniłaś, siostro, przedłużywszy swój pobyt u mnie o kilka minut. Otóż i list do ciebie.<br> {{tab}}Tu podał list siostrze Maryi, która odebrawszy go drżącą zlekka ręką, zapytała:<br> {{tab}}— Pozwolisz mi go, ojcze, rozpieczętować?<br> {{tab}}— Czyń, jak gdybyś była u siebie.<br> {{tab}}W kopercie, którą siostra Marya rozdarła, znajdowala się owa lakoniczna kartka, skreślona przez Trilbego w hotelu Kupieckim, w miejsce napisanej przez Misiicota.<br> {{tab}}Zakonnica czytała chciwie wyrazy: {{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}„Wszystko dobrze idzie... Nie troszcz się, siostro, gdyby moja nieobecność przedłużyć się miała.“}} {{tab}}Nie było żadnego podpisu, wszakże siostra Marya nie wątpiła, od kogo list ten pochodzi.<br> {{tab}}Któż inny, jak nie Misticot, mógłby pisać pod adresem księdza proboszcza w Malnoue?<br> {{tab}}Nie zadziwił jej nawet brak podpisu.<br> {{tab}}— List ten pochodzi od chłopca, o jakim ci, ojcze, mówiłam przed chwilą — wyrzekła.<br> {{tab}}— Jestżeś zadowoloną?<br> {{tab}}— Tak... bo pomimo krótkości listu, widzę, iż nie myliłam się w mych przypuszczeniach.<br> {{tab}}— Niech cię Bóg nie opuszcza, ma siostro, a gdybyś potrzebowała zdemaskować złoczyńców, niech ci przyjdzie z pomocą.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/892|num=43}}{{tab}}Siostra Marya, wróciwszy do zamku, powtórzyła Anieli swoją rozmowę z proboszczem, oraz pokazała jej list, świeżo odebrany.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}O w pół do dwunastej Arnold Desvigues wsiadł na pociąg w Tours, który go przywiózł do Paryża na czwartą po południu.<br> {{tab}}Wprost z drogi żelaznej udał się na bulwar Beaumarchais’go, gdzie wszedł do swego pawilonu.<br> {{tab}}We dwadzieścia minut później, wyszedłszy ztamtąd w zwykłym ubiorze, pojechał fiakrem do bankowego biura Verrière i współka.<br> {{tab}}Widząc go wchodzącym do gabinetu, bankier wykrzyknął radośnie i podbiegł ku niemu, chcąc obsypać zapytaniami. Desvignes wszelako, nie będąc w zbyt dobrem usposobieniu, przerwał mu słowa:<br> {{tab}}— Bez badań i wyjaśnień... — zawołał. — Bądź kontent z tego, że się nie masz czego obawiać.<br> {{tab}}— Lecz ty... o ciebie mi chodzi... — rzekł Verrière.<br> {{tab}}— Skoro mówię, że nie masz się czego obawiać, to znaczy, że i ja jestem wolny od niebezpieczeństwa — odparł sucho Desvignes.<br> {{tab}}Dreszcz przebiegł bankiera od stóp do głowy, posłyszawszy to zdanie, którego znaczenie aż nadto dobrze pojmował.<br> {{tab}}Arnold ocalony i on ocalony. Arnold zgubiony pociągnąłby go wraz z sobą w zatratę.<br> {{tab}}— Cóż się tu działo? — zapytał Desvignes po chwili.<br> {{tab}}— Wszystko jaknajlepiej.<br> {{tab}}— Paweł Béraud?<br> {{tab}}— Przyszedł o oznaczonej godzinie dziś rano. Dano mu tymczasowe zajęcie, w oczekiwaniu innego, jakie dlań przeznaczysz.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/893|num=44}}{{tab}}— Pomyślę nad tem. A cóż tam słychać w Malnoue?<br> {{tab}}— Moja córka z kuzynką bawią tam od wczoraj.<br> {{tab}}— Pytałeś siostrę Maryę co do tego Misticota?<br> {{tab}}— Nic, wcale.<br> {{tab}}— Tem lepiej. Ani słowa w tym przedmiocie. Udaj, żeś zapomniał o wszystkiem, co nastąpiło.<br> {{tab}}— A jeśli ona badać mnie będzie?<br> {{tab}}— Zbądź jej zapytania... nic łatwiejszego.<br> {{tab}}Verrière westchnął głęboko.<br> {{tab}}— Ach! gdybyś wiedział, jak ja się obawiam... — wyszepnął — tracę sen, apetyt...<br> {{tab}}— Skoro się obawiasz do tego stopnia — rzekł Desvignes z pogardliwym uśmiechem — podam ci radę... Idź do prokuratora rzeczypospolitej i zadenuncyuj mnie. To oskarżenie zjedna ci łagodzące okoliczności...<br> {{tab}}— Dlaczego szydzisz, gdy sytuacya jest tak straszną? — zawołał Verrière; — dlaczego żartujesz sobie ze mnie?<br> {{tab}}— Żartuję, ponieważ twoje obawy są rzeczywiście śmiesznemi, a ja jestem człowiekiem poważnym. Skoro ci mówię, że nie ma niebezpieczeństwa, wierzyć mi powinieneś. Uspokój się więc... odzyskaj krew zimną, energję; inaczej, nie umiejąc zapanować nad sobą, ty sam sprowadzisz niebezpieczeństwo. Jeśliby się kto powinien obawiać, to ja... ja tylko, patrząc, jak lada chwila możesz zdradzić nas obu przez swoją słabość! Strzeż się, mój wspólniku!... bo w dniu, w którymbyś zgubił nas obu przez brak wytrwania i odwagi, bez wahania roztrzaskałbym ci czaszkę wystrzałem z rewolweru. Rozmyśl się więc, a przedewszystkiem uspokój... Idziemy jedną drogą, jednym krokiem. Lecz dość już o tym przedmiocie. Mówmy o czem innem. Wyjechałeś dziś rano z Malnoue?<br> {{tab}}— Tak... pierwszym pociągiem.<br> {{tab}}— Nic nie wiesz, co mogła zrobić przez ten czas twoja, siostrzenica?<br> {{tab}}— Nic nie wiem.<br> {{tab}}— Znasz proboszcza z Malnoue?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/894|num=45}}{{tab}}— Znam. Odwiedzamy się wzajem niekiedy.<br> {{tab}}— Jakiż to człowiek?<br> {{tab}}— Starzec, bardzo poczciwy i kochany przez swoich parafian.<br> {{tab}}— Wracasz dziś wieczorem do Malnoue?<br> {{tab}}— Czekałem na ciebie, inaczej byłbym już pojechał.<br> {{tab}}— Jedź więc.<br> {{tab}}— Nie pojedziesz zemną razem?<br> {{tab}}— Dziś nie... Mam interesa do załatwienia w Paryżu.<br> {{tab}}— Zobaczymy się jutro?<br> {{tab}}— Tak... Przybędę tu o zwykłej godzinie, a wieczorem, będę ci towarzyszył do Malnoue. Nie zapomnij o moich poleceniach.<br> {{tab}}— Będę, pamiętał.<br> {{tab}}Arnold podał rękę swojemu wspólnikowi.<br> {{tab}}Zimno tej ręki, która zdawała się być jakby ukutą z marmuru, przejęło dreszczem bankiera.<br> {{tab}}Wróciwszy do siebie na ulicę Tivoli, morderca Edmunda Béraud ukrył w szufladzie wszystkie papiery, skradzione przez Trilbego zmarłemu agentowi policyi, poczem udał się na bulwar Szpitala, do mieszkania Wiliama Scott.<br> {{tab}}Były klown z cyrku Fernando, posłyszawszy umówione stukanie, pośpieszył otworzyć.<br> {{tab}}— Będę cię potrzebował dziś wieczorem — rzekł przy — jestem na twe rozkazy... gdzież pójdziemy?<br> {{tab}}— Na ulicę François-Miron, nr. 30.<br> {{tab}}— Cóż tam robić będziemy?<br> {{tab}}— Najprzód dowiemy się, na którem piętrze mieszka agent policyi, Flogny.<br> {{tab}}— Flogny? — powtórzył Will Scott nie bez obawy. — Zkąd ten ptak wmięszał się w naszą sprawę?<br> {{tab}}— Za powrotem Trilby ci to wytłumaczy. Lecz bądź spokojny. Nie mamy się już czego obawiać ze strony Flognego. {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/895|num=46}}Trzeba się tylko dowiedzieć o jego mieszkaniu. Lecz się tak przedstaw, ażeby cię nie poznano.<br> {{tab}}— Bądź spokojnym... całkiem się zmienię.<br> {{tab}}— Pośpiesz się więc...<br> {{tab}}Scott zmienił ubranie, włożył perukę i faworyty, nadające zupełnie inny wyraz jego fizyonomii.<br> {{tab}}— Jestem gotów... — rzekł. — Wyjdź pierwszy i idź przez bulwar Szpitala.<br> {{tab}}Za chwilę petem oba jechali powozem w stronę ulicy François-Miron.<br> {{tab}}— Cóż tam nowego na ulicy Sekwany i ulicy des Fleurus? — zapytał Desvignes.<br> {{tab}}— Małżeństwo z ulicy Sekwany ostatecznie się rozeszło — rzekł Scott; — obecnie nie wiem, gdzie się schroniła Joanna Desourdy ze swą córką, lecz wkrótce o tem się dowiem.<br> {{tab}}— A Eugeniusz Loiseau?<br> {{tab}}— Nie widziałem go od czterech dni. Uwolniłem z pod mej opieki, wróciwszy z Joinville-le-Pont, gdzie spędziliśmy dwa dni, wraz z Pawłem Béraud. Jeśli powrócił do żony na ulicę de Fleurus, to nie na długo, upewniam. Naprzykszyło mu się już to małżeństwo... Jutro zobaczę się z nim pod Srebrnym Czopem, przy ulicy l’Ecole-de-Médicine.<br> {{tab}}— Paweł Béraud, jest wciąż zakochanym w Wiktorynie?<br> {{tab}}— Więcej niż kiedykolwiek... A co do tego właśnie, ułożyłem już pewien plan.<br> {{tab}}— Nie zapominaj również ani o wdowie Ferron, ani o praczce z ulicy Gareau.<br> {{tab}}— Bądź spokojnym... Na każde z nich czas przyjdzie.<br> {{tab}}Woźnica przystanął z fiakrem na rogu ulicy François-Miron, jak mu to poleconem było.<br> {{tab}}Will Scott wysiadłszy, wszedł do starego pięciopiętrowego domu, oznaczonego numerem 39-ym, a zagłębiwszy się w ciemny korytarz, zapytał odźwiernej:<br> {{tab}}— Gdzie tu mieszka pan Flogny?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/896|num=47}}{{tab}}— Na trzeciem piętrze, drugie drzwi po prawej — odpowiedziała kobieta, nie patrząc na przybyłego.<br> {{tab}}— Czy jest w domu?<br> {{tab}}— Nie wiem... pójdź pan zobacz.<br> {{tab}}Scott, wszedłszy na trzecie piętro, spostrzegł na drzwiach bilet wizytowy z nazwiskiem „Flogny.“ Wróciwszy do Arnolda Desvignes, złożył mu sprawozdanie z tego, co zaszło.<br> {{tab}}— A więc idźmy do mieszkania Flognego... — rzekł wspólnik Verrièra.<br> {{tab}}— W jaki sposób tam wejdziemy?<br> {{tab}}— Mam klucz...<br> {{tab}}— A jeśli on wróci, podczas gdy będziemy u niego?<br> {{tab}}— Nie wróci... Wyjechał w podróż daleką.<br> {{tab}}Irlandczyk zrozumiał, co to znaczyło.<br> {{tab}}— Idźmy więc... — rzekł. — Ty idź naprzód, lecz zwolna i cicho. Stara odźwierna nie zwróci na ciebie uwagi. Nie zatrzymuj się aż na trzeciem piętrze... Ja będę tuż szedł za tobą.<br> {{tab}}Tak też uczynili.<br> {{tab}}Po upływie pięciu minut obaj stanęli przed drzwiami mieszkania Flognego.<br> {{tab}}Arnold, dobywszy klucz z kieszeni, otworzył nim zamek, a przepuściwszy Scotta przed sobą, wszedł, a następnie potarł zapałkę, od której rozpalił świecę, stojącą na stole.<br> {{tab}}W ciasnym, małym pokoiku, służącym za jadalnię, znajdował się tylko stół, szafka i cztery krzesełka, na pierwszy rzut oka nie zawierające żadnego papieru.<br> {{tab}}Arnold ze Scottem przeszli do jadalni.<br> {{tab}}— Baczność!... — zawołał Scott półgłosem — nie czyńmy hałasu. Cienkie, jak widzę, jest tu przepierzenie, mogą słyszeć w sąsiedniem mieszkaniu, co mówimy.<br> {{tab}}W rzeczy samej, szmer przyciszonej rozmowy dobiegał obecnych.<br> {{tab}}Scott, zapaliwszy lampę, stojącą nad kominkiem, pasta- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/897|num=48}}wił ją na stole, służącym zarazem za biurko, na którym leżało kilka książek, atrament, pióra i podręcznik.<br> {{tab}}Arnold, otworzywszy ów konotatnik, znalazł go próżnym.<br> {{tab}}— Do czarta! — zawołał — gdzież to zwierzę ukryło swoje papiery? A! otóż komoda... Przepatrz {{Korekta|szufllady|szuflady}}.<br> {{tab}}Były klown cyrkowy spełnił rozkaz, lecz bezskutecznie.<br> {{tab}}Wspólnik Verrièra zatrzymał się przed biurkiem starożytnego kształtu, mówiąc:<br> {{tab}}— No! z pewnością je tu znajdziemy.<br> {{tab}}— Być może, ale do otworzenia zamku brakuje nam klucza.<br> {{tab}}— Nie możnaż i bez tego sobie poradzić?<br> {{tab}}— W jaki sposób? Włamanie skompromitowaćby nas mogło — odrzekł Scott. — Mieszkający obok dosłyszeliby hałas, powzięli podejrzenia.<br> {{tab}}— A jednak ja muszę wiedzieć, co się tam znajduje.<br> {{tab}}— Ileż mi czasu pozostawiasz na przetrząśnienie tego biurka?<br> {{tab}}— Do jutra wieczorem.<br> {{tab}}— Nie siedźmy tu zatem dłużej. Zmykajmy... a jutro na ulicę Tivoli dostarczę ci papiery, które poznać pragniesz.<br> {{tab}}Scott zgasił światło i wyszli oba, tak, iż odźwierna nie zauważyła wcale ich obecności w tym domu.<br> {{tab}}Znalazłszy się na ulicy, dwaj łotrzy się rozłączyli.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''IX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Po wstrząsającej scenie między Joanną Desourdy a żoną Eugeniusza Loiseau, ta ostatnia, złamana znużeniem, zgryzotą i nękana dreszczem febrycznym, zmuszoną była położyć się się do łóżka.<br> {{tab}}Zamiast jednakże uspokojenia, febra się zwiększyła i we dwie godziny później biedna Wiktoryna leżała bez zmysłów, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/898|num=49}}owładnięta maligną, w której wołała głośno, wydając jęki i wzywała o pomoc.<br> {{tab}}Jęki te i wołania nieszczęśliwej dobiegły sąsiadów, którzy sądząc, iż wyniknęła jakaś nowa sprzeczka pomiędzy kwiaciarką a jej mężem, powychodzili ze swych mieszkań i nasłuchiwać poczęli.<br> {{tab}}Skargi i krzyki chorej wzmagały się coraz bardziej, aż jeden z lokatorów pobiegł powiadomić o tem odźwierną.<br> {{tab}}— Ten zbrodniarz Loiseau zabija swą żonę — mówienie można pozwolić, ażeby ją zamordował.<br> {{tab}}Przestraszona odźwierna przybiegła do drzwi i zapukała.<br> {{tab}}Wiktoryna nie słyszała wcale, nie mogła nic słyszeć, straciwszy przytomność zupełnie.<br> {{tab}}— Niepodobna, ażeby tam się znajdował Loiseau — rzekła odźwierna po chwili zamyślenia; — nie wrócił wczoraj wieczorem, jestem tego pewną!<br> {{tab}}— Trzeba zatem powiadomić komisarza policyi — ozwała się jedna z sąsiadek.<br> {{tab}}— Może ona chce się pozbawić życia ta nieszczęśliwa? — dodała druga. — Ach; po miesiącu małżeństwa do czego ów łotr ją doprowadził!<br> {{tab}}— Co począć?— pytała odźwierna; — będąc sama tylko w stancyjce, odejść od domu nie mogę.<br> {{tab}}— Ja za panią popilnuję... — wyrzekła pierwsza z lokatorek. — Pójdź... sprowadź przynajmniej miejskiego strażnika.<br> {{tab}}Projekt ten został przyjętym.<br> {{tab}}Odźwierna pobiegła z pośpiechem, nie spotkawszy jednakże żadnego z miejskich strażników, dobiegła aż do biura komisarza policyi.<br> {{tab}}W pół godziny przybył komisarz do domu na ulicę de Fleurus, w towarzystwie lekarza, ślusarza i dwóch agentów, a powiadomiony o nikczemnem postępowaniu Eugeniusza Loiseau, kazał sąsiadkom wrócić do swych mieszkań, sam zaś nie {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/899|num=50}}odbierając na pukanie do drzwi żadnej odpowiedzi, polecił ślusarzowi zamek otworzyć.<br> {{tab}}Drzwi ustąpiły natychmiast, bez oporu, i przybyli weszli do wnętrza, gdzie oczekiwał ich przejmujący smutkiem widok.<br> {{tab}}Wiktoryna, walcząc z gorączkowemi widmami, zsunęła się z łóżka i na w pół naga, w podartej bieliźnie, z rozpuszczonemi włosami, wiła się po podłodze, głową w nią uderzając.<br> {{tab}}Policzki miała mocno zarumienione. Oczy szeroko otwarte, pozbawione były blasku spojrzenia.<br> {{tab}}— Znajdujemyż się wobec wypadku otrucia, czy samobójstwa? — pytał komisarz lekarza, klęczącego przy chorej.<br> {{tab}}— Bynajmniej... Jest to wprost paroksyzm gorączki. Ta nieszczęśliwa mogła była oknem wyskoczyć... Cudem tego nie uczyniła!<br> {{tab}}— Czy może być ona w domu pielęgnowaną?<br> {{tab}}— Należałoby w takim razie sprowadzić do niej dozorczynię... Lecz będzież ją miała czem zapłacić?<br> {{tab}}— O! co tego, to nie zdoła uczynić — odpowiedziała odźwierna. — Jej mąż jest pijak, hulaka; roztrwania wszystko, co zarobi. Dłużni są tak za upłyniony kwartał komornego, jak i za bieżący. Ja sądzę, panie doktorze, że najlepiej byłoby przewieźć tę nieszczęśliwą do szpitala, zasługuje ona na gorliwe pielęgnowanie, zacna to bowiem bardzo istota:<br> {{tab}}— Panie komisarzu — rzekł lekarz — rzecz jest nagląca. Tej biednej kobiecie zagraża niebezpieczeństwo. Trzeba bez stracenia chwili przewieźć ją do sal publicznego miłosierdzia.<br> {{tab}}— Czyż zdoła ona jednak znieść podróż powozem?<br> {{tab}}— Wołałbym, aby ją przeniesiono na noszach, do powozu bowiem trudno byłoby ubrać tak ciężko chorą.<br> {{tab}}Komisarz powiedział coś agentowi, który wyszedłszy, wrócił za chwilę, sprowadzając nosze i dwóch ludzi.<br> {{tab}}Wiktorynę, wciąż bezprzytomną, położono na materacu, narzucono na nią ciepłą kołdrę, a dla ukrycia przed wzrokiem ciekawych, nosze na zewnątrz płótnem osłoniono, poczem udano się z nią w drogę do szpitala.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/900|num=51}}{{tab}}— Ja zabieram klucz z sobą — rzekł komisarz do odźwiernej, zamknąwszy mieszkanie. — Gdyby pan Loiseaa wróciwszy, chciał wejść, powiedz ma pani, ażeby przyszedł do mnie do biura.<br> {{tab}}— Uczynię to z przyjemnością, panie komisarzu. Ten hultaj zasługuje, aby mu ostre słowo prawdy powiedziano.<br> {{tab}}Spędziwszy dwa dni w Joinville-le-Pont w towarzystwie Pawła Béraud i Wiliama Scott, mniemanego {{Korekta|burgundczyka|Burgundczyka}}, Loiseau w stanie najzupełniejszego ogłupienia, wrócił w poniedziałek rano do Paryża z dwoma swoimi kolegami.<br> {{tab}}Scott pożegnał ich obu przy winceńskiej drodze żelaznej, mówiąc:<br> {{tab}}— Do jutrzejszego widzenia!<br> {{tab}}Béraud śpieszył się do objęcia swych obowiązków w biurze Verrièra.<br> {{tab}}Loiseau, oszołomiony pijaństwem, w jakiem od sześciu dni pozostawał bez przerwy, kompletnie pozbawiony był przytomności umysłu.<br> {{tab}}— Co ja z sobą pocznę, jeśli mnie oba opuścicie? — mruczał, zwracając się do Pawia Béraud.<br> {{tab}}— Nie wrócisz przecież, spodziewam się, do domu? — rzekł Paweł.<br> {{tab}}— Nie chciałbym... a jednak... Potrzebuję moich rupieci, nie chciałbym ich pozostawić przy ulicy de Fleurus.<br> {{tab}}— Wiktoryna cię zatrzyma... wyjść ci nie pozwoli... — odrzekł nowomianowany urzędnik domu Verrière i Spółka.<br> {{tab}}— Niech się poważy odezwać... dałbym ja jej odpowiedź!<br> {{tab}}W usposobieniu, w jakiem znajdował się obecnie Loiseau, uważał Paweł, iż innej rady nie było.<br> {{tab}}— Zakończ z nią raz... — rzekł. — Staw się odważnie, pomnij, żeś przecie mężczyzną. Sprzedaj sprzęty, ot! jak ja zrobiłem, rozdziel pieniądze i rozejdźcie się z sobą.<br> {{tab}}— Dobrze... zrobię to zaraz dziś, bezzwłocznie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/901|num=52}}{{tab}}— Wsiądźmy do fiakra... Muszę zmienić ubranie przed pójściem do biura. Rozejdziemy się na ulicy de Bucy, a zobaczymy wieczorem pod Srebrnym czopem.<br> {{tab}}Na ulicy de Bucy pożegnawszy swego kuzyna, Loiseau stał przez kilka minut na trotuarze zadumany, z pochyloną głową, zapytując sam siebie, co mu teraz uczynić wypada?<br> {{tab}}Widocznie toczył z sobą walkę wewnętrzną.<br> {{tab}}Głos jakiś nieznany, milczący, od pewnego czasu począł się odzywać nanowo, czyniąc mu ważne wyrzuty z przyczyny jego postępowania.<br> {{tab}}Mimo to wahał się, a nie wiedząc, co robić, zaczął iść wprost przed siebie, bez celu.<br> {{tab}}W niedługim czasie znalazł się na ulicy de l’Ecole-de-Médicine, zboczywszy zupełnie z drogi, jaką mu iść należało na ulicę de Fleurus.<br> {{tab}}Wszedł do piwiarni pod Srebrnym Czopem bezwiednie, a dla dodania sobie energii, polecił podać wódki, której wychylił kilka kieliszków jeden po drugim.<br> {{tab}}Krew w nim się rozgrzała, w głowie mu się kręcić zaczęło. Cały jego system nerwowy drgał wściekle.<br> {{tab}}Bezrozumny ów nędznik, nie wahając się teraz, poszedł na ulicę de Fleurus.<br> {{tab}}Idąc, mówił głośno sam do siebie, jak gdyby chciał sobie dodać odwagi do spełnienia niegodziwości, projektowanej mu przez kuzyna.<br> {{tab}}Sumienie w nim powtórnie zamarło.<br> {{tab}}Przybywszy przed dom, spojrzał na okna. Były one szczelnie zamknięte.<br> {{tab}}Minąwszy korytarz, miał właśnie wchodzić na schody, gdy spostrzegłszy go odźwierna, podbiegła ku niemu.<br> {{tab}}— Ach! nieszczęśliwy człowieku!... — zawołała — cóżeś ty uczynił?<br> {{tab}}— Co... co? Com ja uczynił... — bąkał introligator, któremu wódka krępowała język. — Robiłem, co mi się podobało, moja matko, a sądzę, że cię to nie obchodzi! Może zostałaś za- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/902|num=53}}płaconą, ażeby napaść na mnie urządzić? No! wracaj, mówię ci, dc swojej budy, bo inaczej...<br> {{tab}}— Ha! jesteś łotrem... nie powiem, ostatniego rodzaju — wołała zaperzona odźwierna. — Znajdą się jednak tacy, którzy cię potrafią poskromić!<br> {{tab}}— Poskromić... mnie? Ha! ha! chciałbym wiedzieć, któż taki?<br> {{tab}}— Naprzód zostaniesz wyrzuconym z mieszkania przez woźnego.<br> {{tab}}— I owszem... myślisz, że ja chcę się trzymać tej waszej budy?<br> {{tab}}— Musisz zapłacić za kwartał ubiegły i ten, który się kończy obecnie. Po zapłaceniu pozostanie ci tylko zabrać swoje manatki... Właściciel nadal trzymać cię nie będzie... Dość ma lokatorów tego rodzaju!<br> {{tab}}— Milcz, czarownico! — wrzasnął Loiseau ze wzrastającem wzburzeniem. — Zapłacę twemu właścicielowi i rzucę z czartem to pudło... Niech je ogień spali!<br> {{tab}}Tu pobiegł na schedy.<br> {{tab}}— Gdzie idziesz? — zawołała odźwierna.<br> {{tab}}— Gdzie idę... do kroć piorunów! — zawołał — wszak wiesz, że idę do siebie.<br> {{tab}}— Po siebie... A więc, chcąc tam wejść, musisz naprzód iść prosić o klucz komisarza policyi.<br> {{tab}}To powiedziawszy, kobieta wsparła się tryumfująco na miotle, którą trzymała, w ręku.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''X.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Do komisarza? — powtórzył introligator z osłupieniem. — Mój klucz znajduje się u komisarza policyi? To kłamstwo! Moja żona mi otworzy.<br> {{tab}}— Twoja żona... — powtórzyła odźwierna; — czy wiesz, co się z nią stało? Zabrano do szpitala twą żonę...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/903|num=54}}{{tab}}Loiseau rzucił się gniewnie.<br> {{tab}}— Wiktoryna w szpitalu? — zawołał wytrzeźwiony nagle. — Co jej się stało? Co jej jest?<br> {{tab}}— Co jej jest... Dostała strasznej gorączki... A z czego? Bijesz ją... dręczysz, poniewierasz... Jesteś nikczemnikiem. Gdy napełniała cały dom jękami, że aż serce z żalu pękało, przyszedł komisarz. Kazał otworzyć drzwi ślusarzowi... I znaleziono tę nieszczęśliwą, leżącą bez przytomności prawie na podłodze. Miano dla niej więcej od ciebie litości, zaniesiono ją do szpitala. Co zaś do twego klucza, powtarzam, iż komisarz go zabrał; jeśli chcesz wejść domieszkania, idź po klucz do niego.<br> {{tab}}— Pójdę... albo nie pójdę... jak mi się będzie podobało! — wrzasnął w przystępie wściekłości Loiseau. — Komisarz nie zabroni mi wejść do mego mieszkania! Ha! wysłali mą żonę do szpitala... Niech tam zostanie zresztą, skoro ją zaniesiono. Lekarstwa przynajmniej nie będą mnie kosztowały.<br> {{tab}}Tu zaczął biedź szybko po schodach.<br> {{tab}}— Ach! łotr... łotr podły, bez serca!... — wołała, biegnąc za nim, odźwierna.<br> {{tab}}Na hałas, wynikły z tej sprzeczki, lokatorowie powychodzili, chcąc się dowiedzieć, co zaszło.<br> {{tab}}Przybywszy na piętro, gdzie mieszkał, Loiseau rzucił się na drzwi z całą zaciekłością.<br> {{tab}}Dało się słyszeć trzeszczenie.<br> {{tab}}Pod gwałtownością nacisku zamek wyszedł ze swej osady.<br> {{tab}}Drzwi się otworzyły. Loiseau wszedł.<br> {{tab}}Przestraszona tem włamaniem odźwierna, wybiegła z pośpiechem, a zamknąwszy swoją stancyjkę, udała się do właściciela domu, mieszkającego w pobliżu.<br> {{tab}}Loiseau pozostał przez kilka minut u siebie, zabierając wszystko, co mogło mieć jakąśkolwiek wartość pieniężną, następnie wyszedł, pozostawiwszy drzwi uchylone za sobą.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/904|num=55}}{{tab}}Postanowił iść za przykładem Pawła Béraud i w tym celu udał się na ulicę Vaugirard, do składu używanych mebli.<br> {{tab}}— Mam meble do sprzedania — rzekł — wszedłszy do sklepu. — Nie będę żądał zbyt drogo, może pan kupisz?<br> {{tab}}— Owszem... A gdzie to?<br> {{tab}}— O kilka kroków ztąd... Przy ulicy de Fleurus.<br> {{tab}}— Pójdźmy... zobaczę.<br> {{tab}}Gdy Loiseau przybył wraz z kupcem, odźwierna jeszcze nie powróciła. Grupa lokatorów, zebrana w sieni, rozmawiała o wypadku dnia tego. Introligator, przeszedłszy koło nich, wprowadził kupca do mieszkania.<br> {{tab}}— Wysadziłem drzwi — rzekł, jak gdyby chodziło o rzecz najzwyklejszą w świecie; — kończmy więc prędko. Sprzedają wszystko, z wyjątkiem bielizny i ubrania.<br> {{tab}}W oka mgnieniu kupiec wszystko ocenił.<br> {{tab}}— Daję za to wszystko siedemset franków — rzekł — jeśli się zgadzasz, zabieram i płacę, w przeciwnym razie odchodzę.<br> {{tab}}— Zgadzam się... bierz i płać!<br> {{tab}}— Będęż mógł zaraz to zabrać?<br> {{tab}}Na te słowa ukazał się właściciel domu w towarzystwie odźwiernej.<br> {{tab}}— Panie Loiseau... — zapytał z gniewem — jakiem prawem pozwalasz pan sobie czynić w mym domu hałasy i krzyki?<br> {{tab}}— Jakiem prawem? ponieważ tak mi się podoba — odrzekł introligator. — Panu wolno jest tylko upominać się o zapłatę, nic więcej. Ile panu dłużnym pozostałem?<br> {{tab}}— Trzysta franków za komorne — odrzekł właściciel, dobywając kwity z kieszeni — a dwadzieścia franków za reparacyę drzwi wyłamanych.<br> {{tab}}— Jeżeli panu zapłacę te trzysta dwadzieścia franków — pytał kupiec — wolnoż mi będzie zabrać te wszystkie meble, jakie ml ten pan sprzedaje?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć... Zabierz je pan sobie.<br> {{tab}}— Oto jest trzysta franków i jedna moneta dwudziestofrankowa.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/905|num=56}}{{tab}}— Proszę odebrać pokwitowanie, panie Loiseau — mówił gospodarz, wręczając takowe introligatorowi. — Mimo, że to mnie nie obchodzi, pozwól sobie jednak powiedzieć dwa słowa: Źle skończysz, jeśli nie zmienisz swego postępowania...<br> {{tab}}— Zachowaj pan te nauki dla siebie — zawołał introligator. — Pomówimy o tem wszystkiem kiedyś... w przyszłości. Tymczasem powiadamiam pana, iż jestem u siebie, pan nie masz nic do mnie, skoro zostałeś zapłaconym. Proszę wyjść!<br> {{tab}}Widząc, iż ze strony takiego nicponia, obelgi jedynie mógł otrzymać, właściciel odszedł, a za nim odźwierna.<br> {{tab}}— Masz mi pan jeszcze trzysta osiemdziesiąt franków dopłacić — rzekł Loiseau do kupca. Wydam panu na ogólną sumę pokwitowanie. Wyłączam sobie tylko to zawiniątko — dodał, wskazując na pakiet, zawierający jego warsztatowe narzędzia, oraz, jak mówiłem, bieliznę i ubranie.<br> {{tab}}Po odebraniu pieniędzy i wydaniu pokwitowania Loiseau wyszedł, ścigany pogardliwym wzrokiem lokatorów, a przebiegłszy ulicę de Bucy, zażądał dla siebie pokoju w tym samym hotelu, gdzie mieszkał Paweł Béraud.<br> {{tab}}Otrzymawszy takowy, złożył w nim swoją walizkę i udał się do zakładu pod Srebrnym czopem. Potrzebował odurzenia.<br> {{tab}}Grał więc w karty i pił zapamiętale.<br> {{tab}}Około siódmej wieczorem przyszedł tam Paweł wprost z biura, ciekawy dowiedzieć się, co zaszło pomiędzy Eugeniuszem a Wiktoryną.<br> {{tab}}Loiseau był na w pół pijanym.<br> {{tab}}— Cóż było? — zapytał.<br> {{tab}}— Co było... skończone! — odrzekł introligator.<br> {{tab}}— Co... jakto?<br> {{tab}}— Co... rozłączenie, mój stary. Zrobiłem jak ty, zwinąłem mój bazar.<br> {{tab}}— Brawo! A Wiktoryną?<br> {{tab}}— Wiktoryną w szpitalu.<br> {{tab}}Paweł podskoczył zdumiony.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/906|num=57}}{{tab}}— W szpitalu Wiktoryna? — powtórzył, bledniejąc. — To niepodobna!<br> {{tab}}— Mówię ci prawdę... Zdaje się, że dostała swoich ataków nerwowych i komisarz policyi wyekspedyował ją do szpitala. Otóż pozbyłem się łatwo kłopotu. A co?<br> {{tab}}Paweł Béraud niezaprzeczenie był równie nikczemnym, podłym i okrutnym, jak Loiseau, mimo to czuł oburzenie, słysząc introligatora wyrażającego się w ten sposób o swojej żonie.<br> {{tab}}Chwila ta jednak trwała jak mgnienie błyskawicy. Pomyślał sobie, że im bardziej Loiseau okaże się nikczemnym względem Wiktoryny, tem więcej on będzie miał widoków powodzenia.<br> {{tab}}— Byłeś w szpitalu, widziałeś się z nią? — zapytał.<br> {{tab}}— A tożbym głupstwo uczynił! Rozłączenie nastąpiło i rzecz skończona! Jestem kawalerem... Nie mówmy o tem więcej, a raczej idźmy na obiad. Ja dziś ugaszczam was... Mam pieniądze!<br> {{tab}}Opuściwszy dwóch tych godnych siebie łudzi, powróćmy do Blévé.<br> {{tab}}Dyliżans, kursujący pomiędzy Amboise a {{Korekta|Blévè|Blévé}}, wychodził z Amboise o w pół do czwartej rano, jak o tem wiedzą czytelnicy. Bardzo często spóźniał się on o kilka minut, a niekiedy nawet o kwadrans.<br> {{tab}}Pięciu podróżnych jechało nim obecnie.<br> {{tab}}Konduktor, spędziwszy w karczmie niedzielę, znajdował się w nader wesołem usposobieniu.<br> {{tab}}Wyśpiewywał głośno, towarzysząc swej pieśni trzaskaniem z bicza. Konie szły szybko i wkrótce powóz wtoczył się do lasu.<br> {{tab}}Nagle szkapy, zwolniwszy bieg zaczęły objawiać niepokój, strzygąc uszami i wyrzucając oddech gwałtownie.<br> {{tab}}— Wio... hej! leniwce... — wołał konduktor, smagając je biczem — dalejże naprzód!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/907|num=58}}{{tab}}Konie poskoczyły galopem, co jednak z widocznym uczyniły wstrętem, nie przestając wyrzucać nozdrzami świszczącego oddechu.<br> {{tab}}Po kilku sekundach zatrzymały się znowu.<br> {{tab}}— Co to, do czarta? — zawołał konduktor, smagnąwszy je biczem.<br> {{tab}}Było to jednak napróżno. Oba bieguny stanęły jak wryte, drżąc na całem ciele, cofając się i wspinając na tylnych nogach.<br> {{tab}}Burza, grożąca przez noc całą, bokiem przemknęła, niebo wszelako ciemnem pozostało, a gęste gałęzie wielkich drzew ciemność tę jeszcze zwiększały.<br> {{tab}}— Nie! tu musiało zajść Coś niezwykłego... — mruknął konduktor i {{Korekta|zeskoczzwszy|zeskoczywszy}} z siedzenia, chciał ująć konie za cugle, aby je poprowadzić.<br> {{tab}}Oba rumaki nietylko, że odmówiły posłuszeństwa, ale tak silnie cofać się zaczęły, iż omal nie wywróciły w rów wehikułu wraz z podróżnymi.<br> {{tab}}— Co to jest... co się tu dzieje? — pytali jednogłośnie jadący z niepokojem i trwogą.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Już nie konduktor powozu odpowiedział na to zapytanie, ale straszliwy duet ryczenia, jakie się dało słyszeć na drodze w bliskiej odległości.<br> {{tab}}Konie wspięły się przestraszone, drżące, a zawróciwszy, gotowe były uciekać w kierunku Amboise.<br> {{tab}}Czując, iż nie zdoła ich za cugle poprowadzić, bez narażenia się na wywrócenie i stratowanie, konduktor wskoczył na siedzenie i chwycił za lejce, wołając na podróżnych:<br> {{tab}}— Stoją tu w pobliżu dzikie zwierzęta, zbiegłe z menażeryi Pezona... nie zdołamy zapewne przejechać...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/908|num=59}}{{tab}}Jednocześnie konie, zerwawszy się z miejsca, ruszyły wściekłym galopem wzdłuż drogi, widniejącej przed niemi.<br> {{tab}}Po za niemi brzmiał ryk drapieżców, który słabnął w miarę przebytej odległości.<br> {{tab}}Blisko przez trzy kilometry konie biegły jak szalone. Wszyscy podróżni drżeli. Powóz podskakiwał gwałtownie na resorach, zdawało się, iż lada chwila wywróci się, straciwszy równowagę.<br> {{tab}}W miarę jednakże zbliżania się do Amboise bieg stawał się mniej szybkim. Konie uspakajały się, oddalając od niebezpieczeństwa, zresztą znużenie je wyczerpało.<br> {{tab}}Zaczęło się rozwidniać w chwili, gdy powóz wjeżdżał do miasta. Drzwi i okna domów były jeszcze zamknięte.<br> {{tab}}Konduktor zatrzymał się przed hotelem Pocztowym. Podróżni, powysiadawszy, poczęli pukać do okiennic hotelu, aby im otworzono.<br> {{tab}}Służący zdumiał się, ujrzawszy za otwarciem bramy dyliżans, który o tej godzinie powinien był znajdować się w La Croix-Blévé.<br> {{tab}}Przywołał właściciela, któremu konduktor opowiedział, co zaszło.<br> {{tab}}— Żywo... po żandarmaryę! — wołał przedsiębiorca transportów pocztowych. — Niech zbudzą dowódcę... powiadomią komisarza! Niech przywołają z zamku kompanię żołnierzy! Kuryer musi wyjechać z zamku pod silną eskortą!...<br> {{tab}}Konduktor w jedną stronę, służący w drugą pobiegli, ażeby spełnić rozkazy.<br> {{tab}}Zbudzeni hałasem sąsiedzi, poczęli wyglądać oknami, pytając jedni drugich, a nie umiejąc znaleźć odpowiedzi. W trzy kwadranse później komisarz policyi z dowódcą żandarmeryi, {{Korekta|kamitanem|kapitanem}} konnicy i oddziałem żołnierzy otoczyli dyliżans dla konwojowania, podczas gdy woźnica przeprzęgał konie, ponieważ pierwsze napewno nie chciałyby iść w kierunku lasu Amboise.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/909|num=60}}{{tab}}Nabito broń, podróżni wsiedli do powozu, a kapitan, któremu poruczono kierownictwo wyprawą, rozkazał konduktorowi jechać wolnym truchtem, tak, aby jednocześnie z nim postępowali żołnierze.<br> {{tab}}Komisarz policyi wraz z sekretarzem zajął miejsce na wierzchu powozu.<br> {{tab}}Dyliżans wyruszył z miejsca.<br> {{tab}}W Blévé dziwiono się i niepokojono, nie widząc przyjeżdżającego wehikułu. Zaczęto wierzyć w jakiś wypadek, nikt jednak nie odgadywał, co się takiego stać mogło.<br> {{tab}}Droga, którą jechał dyliżans, zagłębiając się w las, biegła kręto i krzywo.<br> {{tab}}— Jak prędko przybędziemy do miejsca, w którem twoje konie zatrzymawszy się, iść dalej nie chciały? — pytał komisarz konduktora.<br> {{tab}}— Przybędziemy tam niezadługo; jest to na trzecim zakręcie drogi — odrzekł zapytany.<br> {{tab}}W rzeczy samej, po dziesięciu minutach, na trzecim skręcie, konie poczęły strzydz uszami, okazując zupełnie też same oznaki przestrachu, co ich poprzednicy.<br> {{tab}}— Otóż naśladują tamte... — mruknął konduktor.<br> {{tab}}— Popuść im lejce, niech wolno idą — zawołał kapitan, poczem rozkazał żołnierzom i żandarmom nastawić bagnety i karabiny.<br> {{tab}}Nagle konie stanęły w miejscu, nie chcąc iść dalej.<br> {{tab}}Przed niemi wprost droga tworzyła kąt ostry, nie dozwalając nic widzieć w odległości.<br> {{tab}}— Zmuś konie, ażeby postąpiły — zawołał kapitan.<br> {{tab}}Konduktor uderzył je silnie biczem. Zaczęły biegnąć, przemknąwszy tak kilka metrów, drżały jednakże, rozszerzając nozdrza.<br> {{tab}}Po kilku sekundach zatrzymały się powtórnie, spięte na tylnych nogach, okryte potem i pianą.<br> {{tab}}— Otóż drapieżne zwierzęta! — zawołał komisarz.<br> {{tab}}Głuche mruczenie dało się słyszeć na odległość trzech {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/910|num=61}}set metrów i spostrzeżono zdała dwie potworne głowy lwa i tygrysa, siedzących na drodze przy szczątkach, których niepodobna było rozeznać.<br> {{tab}}— Naprzód! — zawołał kapitan na swoich ludzi.<br> {{tab}}Żołnierze wykonali zlecenie.<br> {{tab}}Dyliżans pozostał w tyle z żandarmami.<br> {{tab}}Dzikie zwierzęta powtórnie ryknęły.<br> {{tab}}— Stój! — zawołał kapitan. — Wziąć na cel... a wymierzcie dobrze, me dzieci! Baczność na komendę! Ognia!<br> {{tab}}Silny huk strzałów rozległ się nagle. Gęsty dym zasłonił drogę na chwilę.<br> {{tab}}Konie z dyliżansu wspięły się na tylnych nogach, stając prostopadle, silna wszelako dłoń konduktora poskromić je zdołała.<br> {{tab}}Skoro dym się rozproszył, spostrzeżono jednego z drapieżników. tarzającego się na drodze, ryczącego z bólu.<br> {{tab}}— Naprzód! — zakomenderował kapitan — a biegnąc, nabijcie powtórnie broń.<br> {{tab}}Oddział żołnierzy, wraz z idącymi za nimi żandarmami, szybkim krokiem wyruszył z miejsca.<br> {{tab}}Komisarz policyi, sekretarz i dwóch podróżnych szli po za nimi.<br> {{tab}}Po przebyciu czwartej części odległości kapitan zawołał:<br> {{tab}}— Stój!... Celuj!... Ognia!<br> {{tab}}Tygrys, któremu pierwszym wystrzałem kula nogę rozerwała, upadł w kurzawę, nie dając znaku życia. Zbliżyli się wszyscy do miejsca krwawego dramatu. Nigdy straszniejszy widok nie przedstawił się ich oczom.<br> {{tab}}— Trupy ludzkie!... — zawołał komisarz, mocno pobladły na widok ciał porozdzieranych przez dzikie zwierzęta.<br> {{tab}}— Lew! — dodał kapitan, wskazując samca, zabitego kulą Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Rewolwer! — ozwał się dowódca żandarmów, podnosząc broń leżącą na drodze. — Ci nieszczęśliwi bronili się wido- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/911|num=62}}cznie... Jeden z nich zabił tego lwa, który już skostniał zupełnie.<br> {{tab}}— Ja pozostanę tu dla spisania protokułu — wyrzekł komisarz policyi.<br> {{tab}}— Kapitanie... kapitanie! — zawołał nagle sierżant; — oto na drodze ślady krwi świeżej. Z pewnością drugie zranione zwierzę dzikie ukryło się w lesie... Jedno z tych, do których daliśmy ognia.<br> {{tab}}— Baczność więc! — odrzekł oficer. — Nabijcie broń, wejdziemy w las jak tyralierzy, o dziesięć kroków odległości jeden od drugiego. Iść zwolna... Naprzód!<br> {{tab}}Ruch ten natychmiast wykonano. Żołnierze i żandarmi szli wzdłuż pochyłości, gotowi dać ognia w potrzebie.<br> {{tab}}— Jedz silnym kłusem! — zawołał komisarz na konduktora dyliżansu. — Opowiedz o wszystkiem żandarmeryi w Blévé, niech przybywają i przyprowadzą z sobą dwa wozy.<br> {{tab}}Konduktor odjechał wraz z podróżnymi, podczas gdy komisarz policyi zaczął przeszukiwać szczątki nieszczęśliwych dla stwierdzenia ich osobistości.<br> {{tab}}Kawały podartego ubrania leżały rozrzucone na drodze.<br> {{tab}}W chwili, gdy sekretarz podnosił jeden z tych płatów, ukazał się pod nim portfel nienaruszony wcale.<br> {{tab}}Podał go komisarzowi, który po otwarciu takowego znalazł w nim bilety wizytowe i listy z adresami do pana „Delvigne, komisanta handlowego.“<br> {{tab}}— Jeden więc z tych ludzi nazywał się Delvigne, to widoczna... — zawołał — lecz który?<br> {{tab}}Szukano na wszystkie strony, przewracano w szczątkach, lecz niepodobna było żadnej wskazówki odnaleźć.<br> {{tab}}Jednocześnie kilkanaście wystrzałów huknęło wśród lasu.<br> {{tab}}— Odnaleziono zranione zwierzę — pomyślał komisarz, nie przestając przeszukiwać w papierach. — A! — zawołał nagle, pochwyciwszy depeszę, adresowaną do Alfreda Delvignes w hotelu Kupieckim. — Otóż i adres, który dowodzi, iż jeden {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/912|num=63}}z tych nieszczęśliwych przebywał w Blévé. Razem tam byli oba zapewne. — Wybadawszy właściciela hotelu, otrzymamy potrzebne co do tożsamości obudwóch objaśnienia.<br> {{tab}}Ukazali się wychodzący z lasu żołnierze.<br> {{tab}}Kilku z nich niosło na noszach z gałęzi i karabinów zrobionych, przepyszną lwicę, którą złożyli obok lwa i tygrysa.<br> {{tab}}Kapitan promieniał radością.<br> {{tab}}— Piękne polowanie... hę... co, nieprawda, panie komisarzu? — zawołał.<br> {{tab}}— Wspaniałe, kapitanie... lecz mówią jeszcze o ukrywającym się tu gdzieś gorylu...<br> {{tab}}— Małpa... — odparł z pogardą kapitan; — co ona znaczy obok lwów i tygrysów. — Dziś, jutro, położymy ją na miejscu, albo schwytamy do klatki żywcem.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Jednocześnie ukazało się kilku ludzi, pędzących na koniach galopem.<br> {{tab}}Była to żandarmerya z Blévé, wiedziona przez porucznika.<br> {{tab}}Dwa wozy, wysłane pękami słomy, za nimi postępowały.<br> {{tab}}Na jednym z nich umieszczono szczątki ciał ludzkich, na drugim trupy trojga zwierząt.<br> {{tab}}Komisarz policyi prosił porucznika, ażeby zechciał zasięgnąć wiadomości w hotelu Kupieckim, oraz, by prosił właściciela, iżby ten udał się bezzwłocznie do Amboise.<br> {{tab}}Żandarmerya udała się do Blévé. Dwa wozy jechały drogą ku Amboise.<br> {{tab}}W Blévé ponura wiadomość o strasznym nocnym wypadku nie doszła jeszcze do hotelu Kupieckiego, dokąd właśnie wprowadzamy czytelnika. {{kropki-hr}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/913|num=64}}{{tab}}Przybycie Flognego zmieniło zupełnie plan kampanii Misticota.<br> {{tab}}Dowiedziawszy się, iż ów agent poszukuje Wiliama Scott i Trilbego, wiedząc, iż się zajmuje śledzeniem Arnolda Desvignes, podrostek z Montmartre chciał już odjechać do Paryża, by powiadomić siostrę Maryę o wszystkiem, co zaszło. Po rozmyśleniu się jednak powiedział sobie, iż Flogny mylił się, być może, że Arnold Desvignes z ulicy des Tournelles mógł nie mieć nic łącznego ze wspólnikiem Verrièra, oprócz nazwiska, a ztąd, że należało mu śledzić osobistość, jaka go interesowała, i poznać jej przeszłość od chwili wyjazdu tejże z rodzinnego kraju, aż do czasu przybycia jej do Paryża.<br> {{tab}}— Za pomocą fotografii, jaką posiadam — mówił sobie — dojdę do odkrycia prawdy. — Jeżeli prawdziwy Desvignes został zgładzonym przez podstawionego, cierpliwe poszukiwania doprowadzą mnie do miejsca, gdzie zbrodnia spełnioną została. Wtedy to będę miał broń w ręku.<br> {{tab}}A skutkiem tych wniosków dodawał:<br> {{tab}}— Nie mam potrzeby wyczekiwać tu na papiery, jakie mi przyrzekł dostarczyć syn właściciela hotelu. Będę prosił, by mi je przysłał do Paryża. Niechaj dowie się tylko o nazwie fabryki w Plymouth, w jakiej pracował Desvignes, a pojadę tam natychmiast.<br> {{tab}}Misticot, wstawszy dnia tego równo ze świtem, przechadzał się po placu przed hotelem, oczekując na młodego urzędnika z merostwa, by spotkać go w przejściu z domu do biura.<br> {{tab}}Trilby po wyjeździe Arnolda śledził chłopca zdaleka.<br> {{tab}}Wróciwszy do hotelu, Misticot wszedł do swego pokoju, zapiął walizkę i poszedł przeglądać rozkład dróg żelaznych, ażeby wybrać dogodną godzinę na wyjazd z Blévé.<br> {{tab}}Postanowił jechać do Tours, a ztamtąd do Meaux, dalej do Caën i Cherbourga, zkąd parowcem przybędzie do Wejmouth.<br> {{tab}}Z Wejmouth będzie się mógł udać albo do Londynu, albo do Plymouth.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/914|num=65}}{{tab}}Stanąwszy w Anglii napisze do siostry Maryi.<br> {{tab}}Spełniając swą obietnicę, syn właściciela hotelu Kupieckiego zaraz po swem przybyciu do merostwa poszedł zapytać sekretarza, jak dawno miał ostatnią wiadomość od Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Od dwóch lat nie otrzymałem od niego żadnego listu — odrzekł sekretarz. — Ostatnie sięgają chwil wydalenia się jego z domu Patersona w Plymouth, gdzie pełnił obowiązki inżyniera-nadzorcy nad kopalniami węgla kamiennego.<br> {{tab}}— Nie zachowałeś pan ostatnich jego listów?<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że ich nie posiadam — odrzekł sekretarz. — Ale dlaczego pytasz mnie o to?<br> {{tab}}— Pewien podróżny, znajdujący się u nas, zbiera wiadomości o Arnoldzie Desvignes. Pragnie on widzieć jego własnoręczne pismo. Prosił mnie o dostarczenie sobie wszystkich akt stanu cywilnego, odnoszących się do rodziny Desvignes.<br> {{tab}}— Nie posiadam żadnego z jego listów. Arnold miał z Londynu wyjechać do Indyj, tak mi o tem donosił przynajmniej. Któż jest ów podróżny tyle ciekawy.<br> {{tab}}— Jest to pewien młody chłopiec, przybyły z Paryża.<br> {{tab}}— Jakiż ma interes w poznaniu owych szczegółów i posiadaniu tych akt?<br> {{tab}}— Sądzę, że tu chodzi o jakąś sukcesyę.<br> {{tab}}— Tem lepiej, jeżeliby Arnoldowi coś dostać się mogło.<br> {{tab}}Młody urzędnik, wróciwszy do Misticota, zakomunikował mu szczupłe powyższe objaśnienia, z wymienieniem nazwiska zakładu Patersona.<br> {{tab}}Trilby, znajdując się natenczas w kawiarnianej sali, gdzie rozmawiali dwaj młodzi ludzie, posłyszał, o czem mówili i dostrzegł, iż mały sprzedawca medalików czyni jakieś notatki w swoim pugilaresie.<br> {{tab}}— Odjeżdżam... — wyrzekł Misticot. — Nie zapomnij pan nadesłać mi przyobiecanych papierów.<br> {{tab}}— Skoro tylko zlegalizowanemi zostaną, natychmiast je wyekspedyuję. Którędy pan jedziesz?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/915|num=66}}{{tab}}— Przez Cherbourg.<br> {{tab}}— Szczęśliwej podróży!<br> {{tab}}— Do widzenia!<br> {{tab}}Irlandczyk posłyszał to, o czem wiedzieć pragnął.<br> {{tab}}Kazał sobie podać śniadanie, zajadając takowe z najlepszym apetytem, poczem zapłaciwszy rachunek, udał się na stacyę drogi żelaznej w Blévé, gdzie nasz podrostek z Montmartre przybył w kilka chwil po nim.<br> {{tab}}Otwarto kasowe okienko do wydawania biletów.<br> {{tab}}Misticot zapłacił za miejsce do Tours. Trilby, rzecz prosta, uczynił toż samo, ponieważ miał sobie poleconem stosować się we wszystkiem do sprzymierzeńca siostry Maryi.<br> {{tab}}Pozostawiwszy obu podróżnych, jadących do Tours, wróćmy do Paryża.<br> {{tab}}Była godzina dziesiąta rano.<br> {{tab}}Posłaniec z zawiniątkiem na plecach szedł ulicą François-Miron.<br> {{tab}}Przybywszy pod numer 39-ty, wszedł w głąb domu, minął stancyjkę odźwiernej, stwierdziwszy rzutem oka, iż była zamkniętą, wszedł na schody i zatrzymał się na trzeciem piętrze, przededrzwiami mieszkania inspektora policyi, Flognego.<br> {{tab}}Za pomocą dobytego z kieszeni klucza otworzył drzwi, a wszedłszy wewnątrz, zamknął je za sobą, poczem, rozwiązawszy sznury zawiniątka, dobył zeń dwie wielkie kołdry wełniane.<br> {{tab}}Uczyniwszy to, zebrał wszystkie przedmioty, znajdujące się na biurku, o jakich mówiliśmy powyżej, a biurko samo owinąwszy kołdrą, okręcił je ściśle sznurami, a przerzuciwszy węzły takowych przez ramiona, podniósł biurko z niezwykłą siłą na plecy i wyszedł.<br> {{tab}}Znalazłszy się na schodach, szedł nie jak schodzący, ale jak wchodzący na nie człowiek, w tył się cofając.<br> {{tab}}Nagle zatrzymał się, posłyszawszy czyjeś kroki za sobą.<br> {{tab}}— Przeklęte schody! — rzekł głośno — omal że pod tym ciężarem ducha nie wyzionę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/916|num=67}}{{tab}}— Do kogo pan idziesz? — zapytała, zbliżając się, odźwierna.<br> {{tab}}— Do kogo... widzisz pani, że wchodzę i dosyć.<br> {{tab}}— Ale do kogo?<br> {{tab}}— Co panią to obchodzić może...<br> {{tab}}— Obchodzi mnie... jestem odźwierną; mam polecone od właściciela wiedzieć o wszystkiem, co się dzieje w domu.<br> {{tab}}— Idę więc na czwarte piętro, do pana Rondel; odnoszę mu biurko z reparacyi.<br> {{tab}}— Nie mieszka u nas żaden pan Rondel.<br> {{tab}}— Jakto... nie jestżem więc w domu pod numerem 39?<br> {{tab}}— Właśnie jesteś pan pod 39-ym.<br> {{tab}}Posłaniec dobył z kieszeni kawałek papieru i podał go odźwiernej.<br> {{tab}}— Wszakże tu napisano adres — rzekł.<br> {{tab}}— Ależ nie... — zawołała niecierpliwie po przeczytaniu.<br> {{tab}}— Jakto... nie napisane tu pan Rondel?<br> {{tab}}— Nazwisko to jest napisanem; lecz wziąłeś piątkę za trójkę, znać, że źle widzisz, mój panie. Wyraźnie nakreślono tu numer 59-ty.<br> {{tab}}Tu zeszedł, a znalazłszy się na ulicy ze swym ciężarem, skierował się nie pod numer 59-ty, lecz w stronę ulicy Geoffroy-Lasnier, gdzie się znajdował wynajmujący ręczne wózki do przewożenia mebli.<br> {{tab}}Wziąwszy z nich jeden, włożył nań biurko, starannie kołdrą okryte, a zaprzągłszy się do dyszla, ciągnął wózek ku ulicy Rivoli.<br> {{tab}}W godzinę później, zdyszany i spotniały, zatrzymał się przed domem Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Arnold, stojąc właśnie na dziedzińcu, wydawał rozkazy, brama była otwartą, przez nią więc wózek wtoczył się na podwórze.<br> {{tab}}— Mój stangret pomoże ci, przyjacielu — rzekł do posłańca. — Wnoś ostrożnie to biurko.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/917|num=68}}{{tab}}Po kilku minutach biurko agenta Flognego zostało ustawionem w gabinecie wspólnika Verrièra. Stangret, który pomagał je wnosić, oddalił się.<br> {{tab}}— A cóż... nie jestżem słownym, pryncypale? — zapytaj posłaniec, w którym czytelnicy zapewne oddawna poznali Wiliama Scott. — Wszak to dopiero południe?<br> {{tab}}— Godzien jesteś najwyższej pochwały! — rzekł Desvignes. — Ciekawym jednak, w jaki sposób zdołałeś wynieść to biurko?<br> {{tab}}— W sposób najprostszy w świecie! — Tu Will Scot opowiedział znane nam już szczegóły. — Przyniosłem wszystko, co trzeba, do otwarcia tego zamku bez włamania — mówił dalej, dobywając z kieszeni pęk kluczów różnych rozmiarów. — Czart chyba wdałby się w tę sprawę, gdybym pomiędzy niemi nie znalazł takiego, któryby się nadał.<br> {{tab}}— Próbuj... — rzekł Desvignes.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Will Scott wprowadzał w zamek cztery klucze kolejno bez skutku. {{Korekta|Pięty|Piąty}} nareszcie, obróciwszy się, otworzył zamek i klapa biurka opadła.<br> {{tab}}Masy najróżnorodniejszych papierów napełniały w nieładzie szufladę.<br> {{tab}}— Zostaw mi ten klucz i odejdź... — rzekł Arnold do swego wspólnika. — Nie chcę, aby obecność twoja tu u mnie zwróciła uwagę mej służby. — Gdybym się chciał z tobą widzieć, wiem, gdzie cię odnaleźć.<br> {{tab}}— Nie masz żadnej wiadomości od Trilbego?<br> {{tab}}— Jak nateraz, żadnej.<br> {{tab}}Irlandczyk, zebrawszy kołdry i sznury, wyszedł, a wrzuciwszy to wszystko w wózek, pociągnął z nim w stronę ulicy Geoffroy-Lasnier.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/918|num=69}}{{tab}}Desvignes, zostawszy sam. zamknął na klucz drzwi swego gabinetu i zaczął przeglądać znajdujące się w biurku papiery.<br> {{tab}}Większa ich część była przeszywaną w rodzaju akt, mając na okładkach napisane tytuły.<br> {{tab}}Na wierzchu jednego z pierwszych zeszytów, jaki mu wpadł w ręce, Arnold wyczytał czerwonym atramentem, dużemi literami nakreślone te słowa: {{c|ZBRODNIA W HOTELU INDYJSKIM.}} {{tab}}Były to papiery, jakich właśnie szukał wspólnik Verrièra, owoż twarz jego zabłysła zadowoleniem, podczas gdy palce gorączkowo rozwiązywały szpagat, okręcający te akta..<br> {{tab}}W przeddzień swego odjazdu do Blévé, a tem samem w dniu, w którym spotkał w Szynkowni Galerników angielskiego agenta Breet, wraz z jego żoną, Flogny przez cały wieczór klasyfikował notatki, łącząc je do tych, jakich mu dostarczyli londyńscy koledzy o Karolu Gérard i dwóch {{Korekta|irlandczykach|Irlandczykach}}: Wiliamie Scott i Trilbym.<br> {{tab}}Notatki to powyższe zwróciły przedewszystkiem na siebie wzrok mordercy Edmunda Béraud.<br> {{tab}}Czytał je bardzo uważnie, nie bez żywego jednak wzruszenia i przestrachu, mimo, że ich autor już nie żył.<br> {{tab}}A w rzeczy samej było się czego obawiać.<br> {{tab}}Flogny, wiedziony instynktem policyjnego agenta, był bliskim odkrycia prawdy.<br> {{tab}}Poczyniono kroki w celu odnalezienia śladów Karola Gérard, byłego sekretarza z Kalkuty. Wiedziano, że ów Karol Gérard uwolnił z więzienia w Londynie Scotta i Trilbego.<br> {{tab}}Śmierć agenta Flogny usuwała niebezpieczeństwo. Posiadanie tych notat ochraniało Arnolda Desvignes przed tem wszystkiem, cokolwiekby mu zagrażać mogło, otóż wyraz tryumfu zastąpił wkrótce widniejący przestrach na jego twarzy i w spojrzeniu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/919|num=70}}{{tab}}Wspólnik Verrièra prowadził dalej odczytywanie.<br> {{tab}}Powiadomiło go ono, że pełnomocnik bankiera, u którego Edmund Béraud złożył czek na swój milionowy majątek, przedstawiał się w gabinecie prokuratora rzeczypospolitej, aby oznajmić o depozycie, złożonym w swym banku, jako też, że Piotr Béraud, stary gałganiarz, żądał od naczelnika policyi wyjaśnień co do tajemniczego zniknięcia Edmunda Béraud, swojego brata.<br> {{tab}}Z papierów tych dowiedział się Arnold Desvignes, że każdy z członków rodziny Béraud znajdował się pod specyalnym nadzorem policyi.<br> {{tab}}Flogny na kilku limach streścił objaśnienia, otrzymane o członkach tejże rodziny.<br> {{tab}}Nota oddzielna, znacznie obszerniejsza, zawierała szczegóły, odnoszące się do wice-hrabiego de Nervey, a do niej przypiętemi były dwie kartki papieru tej treści:<br> {{tab}}„Jerzy de Nervey, hulaka, rozrzutnik, nawskroś zużyty, z rozpusty umierający już prawie, rujnuje się dla pewnej kobiety z półświatka nazwiskiem Melania Gauthier, swej krewnej, i naprzód trwoni majątek, jaki przypadnie mu kiedyś po matce, która, choć ciężko chora, przeżyć go może.<br> {{tab}}„Śledztwo, prowadzone przezemnie nad wyż wspomnianym Nerveyem, zbliżyło mnie do pewnego lichwiarza, nazwiskiem Robert, mieszkającego przy ulicy des Martyns. Dowiedziałem się od niego, że wice-hrabia Jerzy de Nervey zdyskontował u tegoż Roberta dwa weksle, każdy na pięćset tysięcy franków, z podpisem niejakiego Haltmajera, dobrze znanego na giełdzie.<br> {{tab}}„Po wypłaceniu hrabiemu pieniędzy w umyśle Roberta zrodziła się wątpliwość. Podpis zdawał mu się być zfałszowanym. Chciał to sprawdzić natychmiast, ale Haltmajer był nieobecnym w Paryżu. Robert zatem powierzył mi te dwa weksle, prosząc o stwierdzenie własnoręczności podpisu, który, gdyby się okazał sfałszowanym, Robert wniesie skargę do sądu.“<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/920|num=71}}{{tab}}— Otóż szczęśliwe zrządzenie losu! — wyszepnął Desvignes. — Jerzy de Nervey wraz ze swą matką odemnie są teraz zależni. Dzięki owemu sfałszowanemu podpisowi, będę mógł na nich oboje sprowadzić podwójną katastrofę, skoro mi się podoba, i to bez najmniejszego skompromitowania się, gdyż łatwo odnajdę pozór usprawiedliwiający obecność tych weksli w mem ręku. Sprawa gotowa, bierzmy się do niej.<br> {{tab}}Włożywszy plikę tych notat w okrywającą je poprzednio szarą bibułę, Arnold przystąpił do przeglądania szufladek. W jednej z nich znalazł mały skórzany woreczek.<br> {{tab}}Otworzywszy je kolejno, spostrzegł w woreczku umieszczone trzy tysiące dwieście franków w złocie, a w portfelu cztery tysiące franków w biletach bankowych, prócz tego dwie karty dla agenta policyi, podpisane i stemplowane, lecz bez położenia nazwiska.<br> {{tab}}Zkąd Flogny mógł posiadać te karty?<br> {{tab}}Mało go to obchodziło: rzecz główna, iż mógł z nich zrobić dla siebie użytek.<br> {{tab}}Zamknąwszy biurko, schował klucz od swojej szuflady i przygotowywać się zaczął do wyjścia.<br> {{tab}}Powóz zaprzężony czekał na niego przed bramą.<br> {{tab}}Wsiadłszy weń, pojechał do biura bankowego na ulicę Le Pelletier.<br> {{tab}}Verrière był w swoim gabinecie.<br> {{tab}}— Jedziemy do Malnoue — rzekł Arnold do niego — chciałbym, ażebyśmy tam wcześnie przybyli. Zwiedzę szczegółowo wraz tobą twą willę, a z przyczyny ważnych powodów, radbym poznać tamecznego twego nadzorcę.<br> {{tab}}Bankier nie stawił temu przeszkody.<br> {{tab}}Oba pojechali na pociąg drogi żelaznej, który ich dowiózł do Villiere-sur-Marne na trzecią godzinę.<br> {{tab}}— Będziemy musieli iść pieszo aż do Malnoue — rzekł Verrière. — Nie spodziewają się, byśmy potrzebowali przybyć tak wcześnie, nie wydałem stangretowi rozkazu, aby przyjechał po nas w tym czasie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/921|num=72}}{{tab}}— Właśnie ja pieszo iść chciałem — rzekł Desvignes. — Potrzebuję poznać kierunek tej drogi. Nie ma jakiej bocznej ścieżynki, wiodącej krócej do Malnoue?<br> {{tab}}— Owszem, jest taka.<br> {{tab}}— Idźmy nią zatem.<br> {{tab}}— Dobrze, skoro taki sobie życzysz.<br> {{tab}}Wyszedłszy z Villiers, przeszli pod mostem drogi żelaznej, a przeciąwszy gościniec, prowadzący do Quene-en-Brie, udali się ścieżką, biegnącą wśród winnic.<br> {{tab}}Drożynę tę znali jedynie właściciele winnic i mieszkańcy tej okolicy.<br> {{tab}}Arnold szedł wolno obok Verrièra, przypatrując się położeniu wsi z uwagą.<br> {{tab}}Idąc tak dość długo, minęli wioskę de Coeuilly i znaleźli się w otwartem polu.<br> {{tab}}— {{Korekta|Zwóciwszy|Zwróciwszy}} się nieco na lewo — rzekł Verrière — moglibyśmy byli ominąć wioskę Coeuilly — lecz tym sposobem opóźnilibyśmy się o pięć minut.<br> {{tab}}— Dzwonnica ta, którą ztąd widać, czy to z kościoła w Malnoue?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— A domu twego nie widać z oddalenia?<br> {{tab}}— Nie, drzewa parku zupełnie go zakrywają.<br> {{tab}}— Czy droga ta prowadzi do osztachetowania parku?<br> {{tab}}— Nie, ona nas doprowadzi wprost murów zabudowań! Sądzę, że dziś nie zechcesz wracać do Paryża?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć, jeżeli użyczysz mi gościnności.<br> {{tab}}— Kazałem już przygotować dla ciebie apartament.<br> {{tab}}Obadwa weszli przez otwartą furtkę w osztachetowanie. Żona nadzorcy wychodziła właśnie ze swego mieszkania.<br> {{tab}}— Gdzie twój mąż? — zapytał Verrière.<br> {{tab}}— Poszedł, panie, do winnicy.<br> {{tab}}Bankier spojrzał na swego towarzysza pytającem wejrzeniem. Desvignes, zrozumiawszy je, odrzekł:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/922|num=73}}{{tab}}— Później nieco... Idźmy przedewszystkiem do mieszkania. Pragnę złożyć moje uszanowanie tak twojej córce, jako i jej kuzynce.<br> {{tab}}— Idźmy więc.<br> {{tab}}Pokojówka panny Verrière przechodziła korytarzem w chwili, gdy obaj wspólnicy próg przestępwali.<br> {{tab}}— Gdzie panna Aniela? — zapytał bankier.<br> {{tab}}— W salonie, z siostrą Maryą i księdzem proboszczem.<br> {{tab}}Verrière skrzywił się z niezadowoleniem.<br> {{tab}}— Tem lepiej... — rzekł Arnold — przedstawisz mnie księdza proboszczowi z Malnoue.<br> {{tab}}Pokojówka otworzyła drzwi salonu.<br> {{tab}}Na widok wchodzących ksiądz podniósł się z krzesła.<br> {{tab}}Aniela wraz z siostrą Maryą, spostrzegłszy Arnolda po za bankierem, zamieniły pomiędzy sobą spojrzenia pełne obawy.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Witam szanownego księdza proboszcza... — rzekł Verrière z najwdzięczniejszym uśmiechem, podchodząc ku kapłanowi i ściskając mu rękę. — Wyprzedziłeś mnie, kochany proboszczu, w moim zamiarze odwiedzenia cię w dniu jutrzejszym. Cieszę się niewymownie, żem przybył wcześniej do Malnoue, ponieważ to pozwoliło mi widzieć się z tobą. Mam nadzieję, iż zostaniesz, proboszczu, u nas na obiedzie.<br> {{tab}}Ksiądz rzucił okiem na Arnolda Desvignes, które to spojrzenie jasno wyrażało:<br> {{tab}}— Macie obcego gościa u siebie... nie wiem, czy zaproszenie przyjąć mi wypada.<br> {{tab}}Arnold zrozumiał ów gest proboszcza.<br> {{tab}}— Niechajże moja obecność nie staje księdzu na przeszkodzie w przyjęciu zaproszenia — ozwał się głośno, kłaniając z poszanowaniem. — Uczynisz mnie, proboszczu, szczęśliwym, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/923|num=74}}dozwalając korzystać ze swego towarzystwa. Jestem tu prawie domowym.<br> {{tab}}— Tak, w rzeczy samej... — poparł Verrière. — Przedstawiam ci, kochany proboszczu, mego wspólnika, pana Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Ksiądz drgnął pomimowolnie, posłyszawszy to nazwisko, i skłonił się zlekka Arnoldowi.<br> {{tab}}Ruch ten nie uszedł uwagi Desvignego.<br> {{tab}}— Mówiono mu już o mnie — pomyślał.<br> {{tab}}— Nie odmawiasz zatem, proboszczu, mojemu zaproszeniu? — pytał Verrière.<br> {{tab}}— Przyjmuję je.<br> {{tab}}— To dobrze. Czynisz nam tem najwyższą przyjemność.<br> {{tab}}W czasie tej rozmowy Desvignes zbliżył się do Anieli.<br> {{tab}}— Otóż — rzekł — dzień trzeci upływa, jak nie miałem szczęścia widzieć pani... Trzy oni dla mnie zabójcze śmiertelnie — dodał wzruszonym głosem. — Spostrzegam jednak z radością, że oblicze pani poczyna odzyskiwać swe dawne świeże rumieńce, oraz, że widzę panią bez porównania mniej smutną, niż w Paryżu.<br> {{tab}}To mówiąc, upajał się promieniejącą pięknością dziewczęcia, która nieokreślony czar roztaczała wokoło jej całej osoby.<br> {{tab}}Serce mu gwałtownie uderzało. Wobec panny Verrière czuł się zupełnie innym człowiekiem. Gotów był, jak wiemy, spełnić najcięższe zbrodnie dla otrzymania jej ręki i dowiódł tego, a nawet gdyby Aniela, co było niepodobieństwem, kochać go nie mogła, to czysta miłość dziewczęcia zdolną byłaby może zmienić tego potwora w uczciwego człowieka.<br> {{tab}}— Czuję się lepiej na zdrowiu... w rzeczy samej — odparła obojętnie córka bankiera. — Na to jednakże polepszenie nie wpływa ani usunięcie się moje z Paryża, ni czyste powietrze, jakiem tu oddycham, ani ów spokój głęboki, jaki mnie otacza...<br> {{tab}}— Cóż więc innego?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/924|num=75}}{{tab}}— Nadzieja! jaką odzyskałam i me stracę nigdy! — odpowiedziała znacząco, podniesionym głosem wymawiając powyższe wyrazy.<br> {{tab}}Arnold uczuł silny ból w sercu.<br> {{tab}}— Nic więc na świecie — pomyślał — nie zdoła wyrwać z duszy tej dziewczyny wspomnienia o poruczniku Vandame? Bywają nadzieje, które są złudzeniami — odpowiedział. — A takie bywają zwykle nader szkodliwemi, ponieważ, prowadząc prędzej lub później zawód za sobą, fatalnie oddziaływają na dalszy ciąg życia. Sądzę, że powyższe pani nadzieje do tych ostatnich należą.<br> {{tab}}— Przyszłość nam to okaże... — odparła żywo Aniela.<br> {{tab}}Arnold, zbliżywszy się ku niej, szeptał zcicha namiętnie:<br> {{tab}}— Przyszłość pani do mnie należy... jest moją wyłączną własnością! Ach! gdybyś pani wiedziała, jak cię kocham! Takiej miłości, jak moja, nic oprzeć się nie zdoła! Ona jest silniejszą nad wszystko! Zresztą, nikt umknąć nie jest w stanie przed swem przeznaczeniem... Przyszłość pani jest moją przyszłością... Mojem przeznaczeniem jest wielbić panią i uczynić ją szczęśliwą.<br> {{tab}}Aniela mocno pobladła.<br> {{tab}}Wstawszy z pogardliwem spojrzeniem, w milczeniu zbliżyła się do siostry Maryi, rozmawiającej z proboszczem i Verrièrem.<br> {{tab}}Arnolda ogarnęła boleść w połączeniu z wściekłością.<br> {{tab}}— Przeklęta zakonnico! — pomyślał — ty to dodajesz jej siły do walki, w której bez ciebie oddawna zostałaby już zwyciężoną! Ty to rozdmuchujesz w niej nadzieje, które ją ożywiają: Ty nakazujesz jej ufać w przyszłość. Ha! mimo, że połączyłaś się z nią przeciw mnie, ja się silniejszym okażę!<br> {{tab}}Verrière nie spuszczał oczu ze swego wspólnika podczas krótkiej jego rozmowy z Anielą. Dostrzegł, iż twarz Arnolda nagle spochmurniała.<br> {{tab}}— Mój kochany... — rzekł do niego. — Mówiłeś, iż pragniesz zwiedzić mój park. Zostawmy więc obie nasze panie {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/925|num=76}}przy pogadance z proboszczem, a uzbroiwszy się w cierpliwość i siłę w nogach, zechciej mi towarzyszyć. Park jest rozległym. Czeka nas utrudzenie... Mimo to powinieneś poznać szczegółowo owo domostwo, jakie będzie stanowiło część posagu mej córki, mającego być ofiarowanym przezemnie tobie, kochany zięciu, w dniu waszych zaślubin.<br> {{tab}}Panna Verrière pobladła, jak marmurowa statua.<br> {{tab}}Siostrą Marya spojrzała na proboszcza, którego oblicze na to wszystko obojętnem pozostało.<br> {{tab}}Verrière zwrócił się ku księdzu.<br> {{tab}}— To wszystko — rzekł — coś słyszał, szanowny proboszczu, przed chwilą, daje ci poznać moje zamiary. Proszę, ażebyś przygotował mą córkę do tego związku, który pobłogosławisz, ponieważ tu w Malnoue odbędzie się to małżeństwo. Będzie to dzień szczęścia dla nas wszystkich, a twoi ubodzy, proboszczu, błogosławić go będą!<br> {{tab}}Po tych słowach, wziąwszy pod rękę Arnolda, wyszedł z nim z salonu.<br> {{tab}}— Otóż i pewność masz teraz, ojcze — zawołała żywo siostra Marya, zwracając się do księdza po odejściu Verrièra z Arnoldem. — To, o czem słyszałeś przed chwilą, jest niezmiennem postanowieniem mojego wuja. Ułożył on sobie oddać córkę temu Arnoldowi Desvignes i od tego nie odstąpi.<br> {{tab}}— Nie! na to ja nigdy się nie zgodzę... nigdy... słyszysz mnie, nigdy! — zawołała gwałtownie panna Verrière. — Nie ulegnę... raczej umrzeć wolę!<br> {{tab}}— Moim obowiązkiem jest radzić ci, pani, posłuszeństwo — rzekł kapłan poważnie. — Jesteś, me dziecię, kobietą rozsądną, inteligentną. Winnaś więc zastanowić się, że jeżeli twój ojciec, którego jesteś jedynem dzieckiem, wybrał ci za małżonka swojego wspólnika, to niezawodnie ma to twe dobro na celu.<br> {{tab}}— Interes pieniężny... — mów raczej, księże proboszczu — zawołała Aniela. — Podobnie nikczemne wyrachowania nie obchodzą mnie wcale... co dla mnie znaczy być mniej lub więcej {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/926|num=77}}bogatą? Właśnie mój rozum, moja inteligencya wskazują mi, gdzie leży mój obowiązek, me szczęście!... Ja już do siebie nie należę. Oddałam duszę i serce memu kuzynowi, Emilowi Vandame, i tej miłości wierną pozostanę!<br> {{tab}}— A gdybyś się myliła w tym razie, me dziecię — rzekł proboszcz; — gdyby twój ojciec, posiadający więcej życiowego doświadczenia, widział sprawiedliwiej od ciebie? Jeżeliby twe szczęście leżało w związku projektowanym, a nie w tym, o jakim ty marzysz?<br> {{tab}}— Mój ojcze... — zawołała siostra Marya — jakąż potęgą owładnął cię ów człowiek przy pierwszem widzeniu, że tak gorąco stajesz w jego obronie?<br> {{tab}}— Wrażenie, jakie na mnie wywarł, jest dlań korzystnem, przyznaję, znajduję go być człowiekiem, jak trzeba.<br> {{tab}}— Ależ to w najwyższym stopniu obłudnik, by pokryta.<br> {{tab}}— Jestżeś, siostro, tego pewną? Na jakich to zarzucasz mu zasadach? Kocha pannę Verrière i pragnie zostać jej mężem... Czyż poczytujesz mu to za zbrodnię?<br> {{tab}}— Ależ ja mu powiedziałam, że go nie kocham — zawołała Aniela — że kocham innego... A mimo to, on trwa w swoim zamiarze.<br> {{tab}}— Jego upór w tym razie świadczyć może o stałości jego przywiązania. — rzekł proboszcz. — Według mojego zdania, obie z siostrą Maryą mylicie się w swej nienawiści do tego człowieka. Siostra Marya odmalowała mi go w najczarniejszych kolorach, zaś jego postać żyjąca zupełnie inaczej mi się przedstawia. Widzę pana Desvignes, jako najwytworniejszego z dżentlemenów. Mimo lat młodych, nie znać na nim wcale zużycia, tak często spotykanego u ludzi w jego wieku. Zdaje się wam, że macie w nim wręga... Upewniam, że tak nie jest bynajmniej. Mocno żałuję tego młodzieńca, iż jego uczucia nie zdołały pozyskać sympatyi, ale nienawiść.<br> {{tab}}— Tak jest, nienawiść! — zawołała żywo panna Vierrière.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/927|num=78}}{{tab}}— Nienawiść graniczy niekiedy z miłością — wyszepnął ksiądz z uśmiechem.<br> {{tab}}— Nie! nie mów tego, księże proboszczu, zaklinam! — Mimo to, powtarzam, me dziecię, mam to silne przekonanie, iż z mężem, jak pan Desvignes, byłabyś zupełnie szczęśliwą.<br> {{tab}}— Mów raczej, proboszczu, najnieszczęśliwszą z kobiet! — wyjąknęło dziewczę, zalewając się łzami. — Tak! gdyby mnie zmuszano do tego związku, wstąpię raczej do klasztoru.<br> {{tab}}— Uspokój się moje dziecię, proszę cię o to — rzekł kapłan. — Nie będę już bronił dłużej pana Desvignes... Nie będę usiłował przekonywać cię, przyszłość wszelako okaże, iż miałem słuszność w tym razie.<br> {{tab}}Verrière z Arnoldem, wyszedłszy z zamku, szli w stronę winnicy.<br> {{tab}}— Spiskowały obie przeciwko mnie, gdyśmy przybyli — rzekł Arnold do swego wspólnika.<br> {{tab}}— Domyśliłem się tego i słyszałeś, co powiedziałem.<br> {{tab}}— Bardzo to było zręczne... Lecz wierzaj mi, że siostra Marya jest niebezpieczną.<br> {{tab}}— Nie zaprzeczam, temu...<br> {{tab}}— Jest to żmija, która śmiertelnie ukąsić mnie pragnie.<br> {{tab}}— Czyliż nie można przyłamać jej żądlą?<br> {{tab}}— I na to czas przyjdzie... Cierpliwym być trzeba.<br> {{tab}}— Wzbroniłeś mi zapytywać siebie, mój Arnoldzie. Byłem posłuszny. A jednak potrzebuję koniecznie zyskać od ciebie w niektórych rzeczach objaśnienia.<br> {{tab}}— Cóż takiego chcesz wiedzieć?<br> {{tab}}— Jakie zlecenie poruczyła moja siostrzenica temu Misticotowi, na ślady którego z taką uprzejmością naprowadziłeś policyjnego agenta?<br> {{tab}}— Siostra Marya chce koniecznie w przeszłości mojej odnaleźć coś takiego, coby ci nie pozwoliło oddać mi ręki panny Anieli. Misticot jest jej wysłańcem w tym celu. Stara się dokładnie w tym celu przetrząsnąć mą przeszłość. Pojmujesz?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/928|num=79}}{{tab}}— Aż nadto dobrze rozumiem... I cóż natenczas?<br> {{tab}}— Co? — powtórzył Desvignes.<br> {{tab}}— Gdyby coś odnalazł... Gdyby mówił?<br> {{tab}}— Odnaleźć może... Lecz mówić ja mu zabronię.<br> {{tab}}— W jaki sposób... Dlaczego?<br> {{tab}}— Mój kochany — rzekł Desvignes — prosiłem cię już, abyś nie mieszał się do tego... To moja sprawa i mnie ona tylko obchodzi. Poprzestań na tem, nie badaj, bo ci nie odpowiem.<br> {{tab}}— A jednak...<br> {{tab}}— Tst! ani słowa więcej! — zawołał Arnold nakazująco.<br> {{tab}}Bankier zamilkł.<br> {{tab}}Weszli w głąb winnicy.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Forestier, nadzorca willi, który zarazem był i ogrodnikiem, wydawał polecenia dwom ludziom, wynajętym do roboty na dzień cały.<br> {{tab}}Spostrzegłszy nadchodzącego Verrièra z Arnoldem, ukłonił się im z głębokiem uszanowaniem.<br> {{tab}}— Chcemy zwiedzić park — rzekł bankier. — Weź strzelbę, zastrzelisz nam bażanta na obiad.<br> {{tab}}— Jestem na pańskie rozkazy — odparł Forestier, biorąc za dubeltówkę, w kącie winnicy stojącą.<br> {{tab}}Arnold przypatrywał się służącemu swego wspólnika.<br> {{tab}}Był to mężczyzna małego wzrostu, około lat czterdziestu mieć mogący, szczupły, choć silny z pozoru, o rumianych, ogorzałych policzkach, rysach twarzy pospolitych, bez wyrazu.<br> {{tab}}— Typ prostego chłopa — pomyślał Desvignes — to, czego mi właśnie trzeba.<br> {{tab}}— Idźmy główną aleją... — rzekł Verrière.<br> {{tab}}Alea, w głąb której wszyscy trzej weszli, ciągnęła się {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/929|num=80}}wzdłuż muru otaczającego willę. Była ona szeroką, zacienioną podwójnym rzędem starych drzew kasztanowych.<br> {{tab}}Gęste zwoje bluszczu i pnących się roślin pokrywały mur zupełnie. Miejscami, przez utworzone umyślnie przedziały, widać było wieś w oddaleniu. Gromada królików przebiegała galopem aleę.<br> {{tab}}— Macie tu dużo zwierzyny? — pytał Desvignes Forestiera.<br> {{tab}}— Bardzo dużo, panie, a nawet za wiele, co nam przyczynia niemało kłopotu.<br> {{tab}}— Jak to... z jakiej przyczyny?<br> {{tab}}— Ściąga to nam leśnych złodziei.<br> {{tab}}— Tak, w rzeczy samej — poparł Verrière. — Ci rozbójnicy przychodzą okradać mój park z królików, zajęcy i bażantów, mimo szczelnego zamknięcia i dozoru.<br> {{tab}}— Przełażą więc wierzchem przez mur?<br> {{tab}}— Jaknajwygodniej.<br> {{tab}}— Ależ to niebezpieczne...<br> {{tab}}— A nadewszystko kłopotliwe.<br> {{tab}}— Nie chodzi więc tu straż podczas nocy? — zapytał Arnold Forestiera.<br> {{tab}}— Ba! ma się rozumieć, iż się i nocą pilnuje — odpowiedział tenże gniewliwie. — Gdy jednak pracowało się dzień cały, trudno jest przez noc utrzymać się na nogach.<br> {{tab}}— Masz pomocników? — pytał Desvignes.<br> {{tab}}— Tylko do robót w ogrodzie. Mówiłem już niejednokrotnie panu Verrière, iż trzebaby przyjąć leśniczego do parku.<br> {{tab}}— Za zbytby to drogo kosztowało, mój kochany — rzekł śmiejąc się, Verrière.<br> {{tab}}— Za dwieście franków miesięcznej pensyi, jakąby ten człowiek pobierał, ocaliłbyś pan zwierzynę, dwa razy tyle wartości mającą — odparł Forestier. — Lecz raczcie się zatrzymać, panowie — dodał — zdaje mi się, iż tu odnajdę bażanta, słyszę, jak odżyw się, poruszając suchemi liściami.<br> {{tab}}Arnold z bankierem przystanęli.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/930|num=81}}{{tab}}Forestier wszedł w gęstwinę. Wspaniały bażant wyfrunął tuż prawie z pod jego nóg.<br> {{tab}}Nadzorca pozwolił mu wznieść się w powietrze, a gdy ptak mknął w znacznej odległości, wystrzelił.<br> {{tab}}Bażant padł na miejscu bez życia.<br> {{tab}}— Dzielny strzał! — rzekł Verrière. — Podnieś tego ptaka i zanieś do kuchni. Nie potrzebujesz tu już powracać — dodał, zwracając się do Forestiera. — Sami odbędziemy przechadzkę.<br> {{tab}}Udali się w {{Korekta|głęb|głąb}} parku.<br> {{tab}}W odległości kilkudziesięciu kroków Arnold dostrzegł małą furtkę, w murze wybitą.<br> {{tab}}— Dokąd prowadzi to wyjście? — zapytał.<br> {{tab}}— Na drogę, wiodącą do sąsiedniej wsi, Emerainville.<br> {{tab}}O sto kroków dalej ukazał się piękny pawilon murowany, dachówką kryty, z dwoma oknami na parterze, a trzema na pierwszem piętrze.<br> {{tab}}— Czy ten dom mógłby być mieszkalnym? — zapytał Desvignes.<br> {{tab}}— Bezwątpienia. Zawiera on dwa pokoje na dole i dwa na górze, a spichrz oprócz tego.<br> {{tab}}— Tu powinien mieszkać nadzorca — rzekł Arnold. — Doskonałe miejsce do nocnego pilnowania. Powiedz mi, czy ufasz temu Forestierowi?<br> {{tab}}— Pod jakim względem?<br> {{tab}}— No, czy powierzyłbyś mu jakąś ważniejszą misyę do spełnienia?<br> {{tab}}— Nigdy w życiu! Uważam go bardzo nisko pod względem inteligencyi.<br> {{tab}}— Jak dawno służy on u ciebie?<br> {{tab}}— Od pięciu lat... Takim, jak jest, wystarcza on dla mnie.<br> {{tab}}— A gdzie znajduje się klucz od furtki, wychodzącej na drogę do Emerainville?<br> {{tab}}— Jeden z tych kluczów jest u Forestiera.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/931|num=82}}{{tab}}— Są więc dwa klucze?<br> {{tab}}— Tak... drugi wisi u nas w przedpokoju na ścianie. Aniela bierze go niekiedy, wychodząc na wieś na przechadzkę ze swą kuzynką lub pokojówką. Ale dlaczego pytasz mnie o to?<br> {{tab}}— Przyczynę wyjaśnię ci później. Nie ufam twej siostrzenicy, a ztąd ostrożnym mi być należy. Czy siostra Marya w dobrych stosunkach z tymi Forestierami?<br> {{tab}}— Ona ze wszystkimi żyje w najlepszych stosunkach, wątpię jednakże, by im powi erzyć zechciała coś z tego, co zamierza uczynić. Jest to kobieta zamknięta sama w sobie.<br> {{tab}}— A jednak obrała sobie proboszcza za powiernika?<br> {{tab}}— To co innego.<br> {{tab}}— Mój drogi wspólniku — począł Desvignes — uważam, iż tu jest koniecznością inny nadzór ustanowić. Zamiary siostry Maryi, wyznam ci szczerze, mocno mnie niepokoją. Z jej strony wszystkiego się nam obawiać należy.<br> {{tab}}— Ustanowić inny nadzór... łatwo to powiedzieć... — rzekł Verrière.<br> {{tab}}— I łatwo wykonać! — dodał z naciskiem Desvignes.<br> {{tab}}— Lecz w jaki sposób? Nikt tu nie zasługuje, aby go ze służby usunąć.<br> {{tab}}— Leśniczy, którego głównym obowiązkiem byłoby strzedz zwierzyny od złodziei, mógłby zarówno śledzić postępowanie twej siostrzenicy.<br> {{tab}}— Powierzać obcemu rolę szpiega we własnem domostwie, byłaby to według mnie, najwyższa nieroztropność.<br> {{tab}}— Tak, rzeczywiście, gdyby to powierzonem było nieznajomemu.<br> {{tab}}— Masz więc pod ręką człowieka, któremu zaufać byłoby można.<br> {{tab}}— Mam. Rozgłoś, iż chcesz przyjąć leśniczego do nadzoru zwierzyny w parku, ponieważ Forestier wszystkiemu wystarczyć nie jest w stanie. Daj rozkaz, aby wyporządzono pa- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/932|num=83}}wilon, a w chwili oznaczonej nowy sługa przybędzie dla objęcia swego obowiązku . — Dobrze... uczynię, jak zechcesz.<br> {{tab}}— Liczę na to. A teraz jeszcze jedno zapytanie. Od chwili, jakeśmy się oba poznali, powiedz mi, czy nie przyjmowałeś u siebie nikogo z dawnych swoich przyjaciół, z którymi żyłeś niegdyś w bliższych stosunkach zażyłości? Nie brałbym ci tego za złe bynajmniej, gdybyś się od nich usunął zupełnie. Opinia ogółu uważała cię jako człowieka bliskiego upadku, bankructwa. Usunięto się od ciebie, ozięble cię przyjmowano, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Tak... w rzeczy samej — wyszepnął Verrière.<br> {{tab}}— Dziś nasza współka przyniosła świetne owoce. Twe położenie wyjaśniło się, stało się czystem, godnem zazdrości. Znajomi nie usuwają się już od ciebie, ale przeciwnie, starają się o twoją przyjaźń?<br> {{tab}}— Prawda! rzekł bankier z zadowoleniem.<br> {{tab}}— Otóż potrzeba ci powrócić do twoich dawnych stosunków, znajomości. Wydaj u siebie świetny, wspaniały bal.<br> {{tab}}— Uczynię to za powrotem do Paryża w październiku.<br> {{tab}}— Nie! na to nie będziesz czekał ani powrotu do Paryża, ani października. Urządzisz tutaj zabawę, na którą zaprosisz swoich kolegów, klientów, przyjaciół, znajomych. Miej wiele gości. Wystawność przyjęcia niech będzie wspaniałą i podczas tej to uroczystości ogłoś swym bliskim o małżeństwie córki z twoim wspólnikiem.<br> {{tab}}— Chcesz tego?<br> {{tab}}— Żądam nieodwołalnie.<br> {{tab}}— A kiedyż trzeba urządzić tę zabawę?<br> {{tab}}— Po ukończeniu potrzebnych do niej przygotowań.<br> {{tab}}— Ha! niech i tak będzie.<br> {{tab}}— A teraz, skorośmy się już zgodzili na tym punkcie, wróćmy do panny Anieli, siostry Maryi i proboszcza. Pragnę z tym księdzem porozmawiać. Lecz jeszcze jedno zapytanie.<br> {{tab}}— Cóż takiego?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/933|num=84}}{{tab}}— Odbierasz tu regularnie dzienniki?<br> {{tab}}— Tak, przynoszą mi je co wieczór.<br> {{tab}}— Ukrywaj starannie te, któreby mogły zawierać jakąś wiadomość o Emilu Vandame. Pojmujesz, dlaczego?<br> {{tab}}— Dobrze.<br> {{tab}}— Z wyjątkiem tych, w którychby donoszono o jego śmierci — dodał Desvignes ze straszliwym uśmiechem. — A teraz wracajmy.<br> {{tab}}Obadwa, wyszedłszy z parku, szli ścieżką, prowadzącą wprost do zamku.<br> {{tab}}Proboszcz wraz z dwiema kuzynkami znajdował się jeszcze w salonie, skoro tam weszli przybyli.<br> {{tab}}— Pojmuję teraz — rzekł Arnold do córki bankiera — pojmuję przywiązanie pani do tej miejscowości. Jest to prześliczny wiejski zakątek! Widziałem w mem życiu wiele pięknych parków, lecz podobnie uroczego, jak ten, nie napotkałem. Ja sam z rozkoszą przepędzałbym tu dni całe. Czuje, iż tu owionęłaby mnie atmosfera pokoju, dająca mi zapomnieć o piekle Paryża i owej nieustającej burzy interesów.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XVI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Aniela, wysłuchawszy obojętnie napuszonych zdań Arnolda, odpowiedziała:<br> {{tab}}— Uwielbiam Malnoue, lecz nie dlatego, że to jest miejscowość zachwycająca, jak pan powiedziałeś przed chwilą, ale ponieważ tu przyszłam na świat, tu otrzymałam pierwszy pocałunek mej matki i tu przechowują się niezatarte dla mojej duszy wspomnienia. W tym domu żyję niemi, jak żyję jednocześnie mojemi nadziejami. Teraźniejszość jest niczem dla mnie, przeszłość i przyszłość są wszystkiem.<br> {{tab}}Każdy z powyższych wyrazów, wygłoszony ze znaczącą intenacyą głosu dziewczęcia, do wściekłości przywodził Arnolda.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/934|num=85}}{{tab}}W spojrzeniu, w słowach, w dźwięku mowy panny Verrière, czuł potwierdzenie miłości dla porucznika Vandame.<br> {{tab}}— Od lat kilku zaniedbałem Malnoue i źle uczyniłem — rzekł bankier. — Chcę się zająć tą miejscowością teraz na seryo, pragnąc ją ofiarować mej córce w dniu jej małżeństwa, ztąd postanowiłem niektóre zaprowadzić tu zmiany.<br> {{tab}}— Cóż, ojcze, zmieniać zamyślasz? — pytała żywo Aniela.<br> {{tab}}— Zobaczysz... Mam wiele projektów, a przedewszystkiem, co dotyczy personelu mej służby. Forestier, nazbyt zajęty uprawą ogrodu i utrzymaniem winnic, nie może zajmować się nadzorem nad resztą mojej własności. Park pozostaje w opłakanem opuszczeniu... Kradną mi zwierzynę... Tak dłużej pozostać nie może. Chcę hodować odtąd prawidłowo zające, bażanty i króliki.<br> {{tab}}— W takim razie byłby panu potrzebnym jakiś specyalny nadzorca do parku — rzekł proboszcz.<br> {{tab}}— O którym właśnie pomyślę — odparł Verrière. — Wiedząc, że lubisz bażanty, księże proboszczu, kazałem przed chwilą na twe przyjęcie zabić jednego. Zjemy go razem przy obiedzie.<br> {{tab}}— A! pan mnie prowadzisz do grzechu łakomstwa, panie Verrière, jednego z siedmiu głównych grzechów... — zawołał śmiejąc się proboszcz. — Mimo to wdzięczny ci jestem za twą uprzejmość.<br> {{tab}}— Dlaczego nie każesz częściej zabić kilku sztuk zwierzyny, mój wspólniku? — zapytał Desvignes. — Ksiądz proboszcz bezwątpienia rozdałby je chętnie najbardziej potrzebującym i chorym w swojej parafii. Ubodzy ludzie zakosztowaliby niekiedy tego niedostępnego dla nich przysmaku.<br> {{tab}}— Szlachetna myśl... godna uwielbienia! — zawołał ksiądz rozpromieniony. — Tak jest, mamy, panie, w Malnoue i okolicach wiele nędzy do wspomożenia. Nasze szczupłe środki wystarczyć na to nie są w stanie.<br> {{tab}}— Chcę prosić cię o jedną łaskę, księże proboszczu — zawołał Desvignes.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/935|num=86}}{{tab}}— Mnie... mnie o łaskę, panie... o jaką?<br> {{tab}}— Abyś mnie zechciał dopuścić jako wspólnika do swoich dzieł miłosierdzia.<br> {{tab}}— Ach! drogi panie... gdybyś wiedział, z jaką radością przyjmuję twój projekt!...<br> {{tab}}— Korzystając więc z tego, przyjm, proszę, tę pierwszą skromną z mej strony ofiarę, jako początek tego, co dalej uczynić pragnę.<br> {{tab}}To mówiąc, Arnold dobył z pugilaresu bilet pięciusetfrankowy, który podał księdzu.<br> {{tab}}— Tak wielka suma... — wyszepnął tenże z wahaniem.<br> {{tab}}— Drobna zaliczka na początek... Chcę zwiedzić kościół w Malnoue, a skoro upoważnisz mnie do tego, szanowny księże proboszczu, będę się starał pozostawić pamiątkę moich odwiedzin.<br> {{tab}}Proboszcz ukłonił się, wyrażając głęboką swą wdzięczność. Jego sympatya dla wspólnika Verrièra zwiększała się z każdą chwilą.<br> {{tab}}— Czuję się być tem więcej w obowiązku dopomagania biednym — rzekł Arnold — iż i ja kiedyś byłem ubogim.<br> {{tab}}— Pan wiele pracowałeś zapewne?<br> {{tab}}— Olbrzymio... nad siły! Nie pomogłaby jednak i praca, gdyby Opatrzność nie czuwała widocznie nademną. Mój ojciec, architekt z powołania, zamieszkały w Blévé, nie posiadając majątku, nie był wstanie udzielić mi nauk, do jakich wzdychałem. Na szczęście miał brata, a mojego stryja, Karola Desvignes, uczonego profesora, zamieszkałego w Loches. Ten stryj wziął mnie pod swoją opiekę, a udzieliwszy mi początkowych nauk, własnym kosztem wyprawił mnie do Paryża dla dopełnienia tychże. Podobną ofiarę należało z mej strony odwdzięczyć usilną pracą, co też uczyniłem. Po upływie lat pięciu władałem biegle pięcioma językami i wyszedłem ze stopniem inżyniera ze szkoły górników. Rodzice moi w tym czasie zmarli. Nic mnie odtąd nie zatrzymywało we Francyi. {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/936|num=87}}Popłynąłem do Anglii, gdzie w Plymouth w dwudziestym drugim roku życia zostałem naczelnym inżynierem w kopalniach węgla kamiennego.<br> {{tab}}„Pewien bogaty anglik, właściciel kopalni w Indyach, zrobił mi świetną propozycyę. Ofiarował mi połowę dochodu, jaki dobędę, eksploatując jego kopalnie. Wyjechałem z nim i w ciągu lat czterech zebrałem sumę osiem milionów. Zostawszy bogatym, bardzo bogatym, wróciłem do Francyi, ponieważ kocham mój kraj i srodze za nim tęskniłem.<br> {{tab}}„Widzisz więc księże proboszczu, że Opatrzność mną się opiekowała i że byłbym niegodnym, gdybym obecnie zapomniał o ubogich.“<br> {{tab}}— W rzeczy samej... jesteś pan pieszczochem losu, panie Desvignes — rzekł kapłan. — Zasłużyłeś jednak w zupełności na to szczęście, ponieważ za nie umiesz być wdzięcznym.<br> {{tab}}Mówiąc to, ksiądz myślał sobie:<br> {{tab}}— Rzecz jasna, iż siostra Mary a myli się w swych podejrzeniach. Gdyby ten człowiek był oszustem, mógłby to wszystko ukryć przed nami. Nie opowiadałby szczegółów swego życia w tak jasnych, czystych wyrazach, tak łatwych do sprawdzenia.<br> {{tab}}Sama nawet zakonnica, słysząc powyższą historyę życia Arnolda, przedstawianą przezeń tak jasno i szczerze na pozór, zapytywała siebie, czyli się nie myli?<br> {{tab}}Zuchwalstwo tego nędznika osiągnęło skutek pożądany.<br> {{tab}}Jeden tylko Verrière niezadowolonym był z tego, że Desvignes mówił o Indyach.<br> {{tab}}— Szaleniec! — myślał sobie — dlaczego i na co wtrąca ten szczegół.<br> {{tab}}— Czy pan pozostajesz jeszcze w jakich stosunkach z Indyami? — zapytał proboszcz?<br> {{tab}}— Nie, wcale.<br> {{tab}}— Korespondujesz pan jednak z pozostałymi tam przyjaciółmi, znajomymi?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/937|num=88}}{{tab}}— Z nikim, zupełnie. Mieszkałem w górach, gdzie miałem jedynie stosunki z robotnikami kopalni i wprost ztamtąd przybywam do Francyi. Nie widywałem prawie innych postaci, oprócz moich robotników. Na szczęście, majątek wprędce zebrałem, inaczej bowiem w podobnej sytuacyi wytrwać byłoby trudno. W ciągu kilku miesięcy tak się zmieniłem, iż widujący mnie przed wyjazdem do Indyj, poznać mnie potem nie byli w stanie. A czas było w rzeczy samej opuścić już te kopalnie. Tęsknota za krajem w połączeniu z nadmierną pracą, byłaby mnie zabiła.<br> {{tab}}Aniela z pomimowolnem zajęciem słuchała opowiadania Arnolda.<br> {{tab}}Owa historia kraju dyamentów przywodziła jej na myśl jakieś dalekie wspomnienia.<br> {{tab}}— Przypominam sobie, mój ojcze — wyrzekła — iż opowiadałeś mi kiedyś o bracie mej matki, który wyjechał do Indyj w lat kilkanaście po mojem urodzeniu. Wszak ja się nie mylę?<br> {{tab}}Na zapytanie to Verrière zadrżał.<br> {{tab}}Siostra Marya, również pobladłszy, spojrzała na swoją kuzynkę, a potem na Arnolda, który stał obojętny, spokojny.<br> {{tab}}Bankier usiłował zachować krew zimną.<br> {{tab}}— Tak... rzeczywiście, nie mylisz się — odrzekł. — Twój wuj wyjechał do Indyj przed trzydziestu pięciu laty, ale od swego wyjazdu nie dał nam o sobie żalnej wiadomości.<br> {{tab}}— Nie słyszałeś pan w Indyach o moim wuju? — pytała panna Verrière Arnolda.<br> {{tab}}— Nazwisko jego?<br> {{tab}}— Edmund Béraud.<br> {{tab}}Wspólnik Verriéra zdawał się przez kilka sekund sięgać w głąb swojej pamięci.<br> {{tab}}— Edmund Béraud? — powtórzył. — Nie, w Indyach nigdy o nim nie słyszałem, lecz za powrotem do Francyi dwa razy. Raz pierwszy w ubiegłą sobotę w salonie ojca pani słyszałem to nazwisko wymienione przez inspektora policyi, któ- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/938|num=89}}ry przybył dla porozumienia się z siostrę Marya, a po raz drugi obecnie je słyszę.<br> {{tab}}Zakonnica, unikając starannie, jak wiemy, {{Korekta|wtajemiczenia|wtajemniczenia}} Anieli w bieg powyższych wypadków, nie wiedziała sama, jaką obecnie przybrać postawę.<br> {{tab}}Mocno się zmięszała, ale to trwało tylko oka mgnienie.<br> {{tab}}Bankier spostrzegłszy, iż jego wspólnik chętnie prowadził rozmowę na gruncie tak niebezpiecznym, był pewien, iż czynił to z ważnych jakichś powodów. Uspokojony zatem, oczekiwał dalszych następstw.<br> {{tab}}— Inspektor policyi przychodził dla porozumienia się z moją kuzynką? — zawołała panna Verrière z łatwem do pojęcia zdumieniem.<br> {{tab}}— No... tak... — odparta siostra Marya obojętnie.<br> {{tab}}— Dlaczego? O co chciał cię badać?<br> {{tab}}— O rzecz najprostszą w świecie. Pragnął się powiadomić, czy to ja wysłałam z pewnem poleceniem Stanisława Dumay, małego sprzedawcę medalików na wzgórzach Montmartre. Odpowiedziałam przecząco, ponieważ tak ja, jak i ty zarówno, znamy jedynie tego chłopca z wypadku, jakiego nasze powozowe konie były przyczyną.<br> {{tab}}— I to ze względu na mego wuja, Edmunda Béraud, ów agent policyjny poszukiwał Stanisława Dumay?<br> {{tab}}— Żałuję, iż wprowadziliśmy rozmowę na ten przedmiot, me dziecię — ozwał się Verrière. — Dotąd, ze względu na twoje zdrowie, ukrywałem przed tobą wiadomość, która zresztą, jako nie oparta na żadnych pewnych zasadach, każdej chwili zaprzeczoną być może. Ukryłem to, znając twoją wrażliwą naturę. Chodziło tu o brata twej matki. Na co miałem ryzykować twe zdrowie, powtarzając ci wieść, na kłamliwych najpewniej opartą orzeczeniach.<br> {{tab}}Aniela z żywem zaniepokojeniem spoglądała kolejno na otaczających.<br> {{tab}}Siostra Marya utopiła wzrok w obliczu bankiera, usiłu- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/939|num=90}}jąc odgadnąć ciemne, a raczej podejrzane objaśnienia, jakie udzielał swej córce.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XVII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Z jakiego względu jednak, mój ojcze, ów agent policyi mówił ci o moim wuju, Edmundzie Béraud, nieobecnym w kraju od lat trzydziestu? — pytała panna Verrière.<br> {{tab}}— Mówił o nim — rzekł bankier — ponieważ policya twierdzi, że Edmund Béraud powrócił do Paryża i znikł w dniu swego przyjazdu.<br> {{tab}}— Znikł? — powtórzyła ze zdziwieniem Aniela.<br> {{tab}}— Tak nas o tem przynajmniej zapewniał inspektor policyi.<br> {{tab}}— Nie rozumiem tego. Jakim sposobem mój wuj mógł zniknąć w dniu swego przyjazdu?<br> {{tab}}— Został porwanym przez człowieka przebranego za komisarza policyi.<br> {{tab}}— Lecz jeśli to miało miejsce — zawołało dziewczę — mój wuj natenczas stał się ofiarą strasznej jakiejś zbrodni.<br> {{tab}}— Tak przypuszczają... i obawiają się tego.<br> {{tab}}— Powracał bogatym bez wątpienia, jak nim powrócił pan Desvignes — wołała dalej ze wzruszeniem panna Verrière — i schwytano go dla okradzenia!<br> {{tab}}— No... no! uspokój się — rzekł bankier. — Skoro domyślasz się, co zaszło, opowiem ci niektóre szczegóły.<br> {{tab}}„Wzruszony nad wyraz i Zatrwożony, skorom posłyszą! z ust agenta policyi nazwisko mojego szwagra, zacząłem go badać w tym względzie. Zrazu ogólnikami zbywać mnie zaczął. Chcąc się o wszystkiem kategorycznie dowiedzieć, udałem się wczoraj do sądu, lecz i tam otrzymałem niekompletne objaśnienia. Przypuszczają spełnienie zbrodni, ale je tylko przypuszczają. Jakiś podróżny, przybyły z Indyj, zatrzymał się w hotelu przy ulicy Joubert, oświadczając, iż się nazywa {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/940|num=91}}Edmund Béraud. Jednocześnie mężczyzna nieznany, przeorany za komisarza, w towarzystwie dwóch, podrobionych, agentów, ukazał wyrok sądowy, na mocy którego uwiózł go z sobą. Od tej chwili zniknął ślad wszelki. Czy ów podróżny istotnie umarł, czy też został zamordowanym, nic o tem nie wiedzą. Nie wiedzą również, czyli ów nazywający się Edmundem Béraud, był rzeczywiście mym szwagrem. Aby pozyskać pewność w tym względzie, należałoby go odnaleźć i stwierdzić jego tożsamość. Dotąd nic jeszcze nie przekonywa, iżby dotknięty tym ciosem był naszym krewnym. W każdym razie, gdyby nawet kradzież była celem porwania owego podróżnego, złoczyńcom zamach się nie udał, tenże sam bowiem podróżny, przed udaniem się do hotelu, złożył cały swój majątek w jednym z pierwszorzędnych banków paryskich! Ów szczegół w śledztwie stwierdzono. Sąd liczył na pozyskanie bliskich objaśnień w tej tajemniczej zbrodni, gdy nagły zgon naczelnika policyi powiększy zapewne ciemności, otaczające tę sprawę.<br> {{tab}}— Czy powiadomią cię, ojcze, gdyby odkryli jakieś wskazówki co do tożsamości owego znikłego podróżnego?<br> {{tab}}— Obiecano mi to uczynić i jestem pewien, że tego dopełnią.<br> {{tab}}— Dlaczego, wiedząc o tem wszystkiem, ukryłeś to przedemną? — pytała panna Verrière kuzynkę tonem wymówki.<br> {{tab}}— Obawiałam się, jak mój wuj, pogorszyć tem stanu twego zdrowia — odpowiedziała siostra Marya.<br> {{tab}}Oznajmienie, iż obiad na stole, przerwało powyższą rozmowę.<br> {{tab}}Wszyscy przeszli do jadalni.<br> {{tab}}Verrière pomimowolnie i bezwiednie mistrzowsko odegrał swą rolę. Najzupełniej prawdopodobne wyjaśnienia, jakie udzielił, rozproszyły rodzące się powątpiewania w umyśle zakonnicy.<br> {{tab}}Usprawiedliwiały one zarazem i pomieszanie bankiera, tak widoczne u niego przez całą niedzielę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/941|num=92}}{{tab}}Nic, ale to nic najzupełniej w tej ciemnej sprawie, wynikłej w hotelu Indyjskim, nie pozwalało najmnejszem podejrzeniem obciążyć Verrièra, albo Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Siostra Marya, rozmyślając nad tem wszystkiem, uczuła się zwyciężoną i żałowała wysłania w bezużyteczną podróż Misticota.<br> {{tab}}Desvignes opowiadaniem szczegółów swojego życia osiągnął cel, jaki otrzymać pragnął. W jego przeszłości wszystko było czystem, honorowem, bez skazy.<br> {{tab}}W takich warunkach, jak żądać od Verrièra, aby zaniechał projektowanego związku z podobnie godnym szacunku dżentlemenem, posiadaczem milionowego majątku, własnym wspólnikiem?<br> {{tab}}Obiad przeciągnął się do późna, dzięki zajmująco urozmaicanej rozmowie Arnolda, dla którego proboszcz z Malnoue uczuwał entuzyastyczne uwielbienie.<br> {{tab}}O dziesiątej sędziwy kapłan pożegnał obecnych, otrzymawszy obietnicę, że w nadchodzącą niedzielę Desvignes wraz z Verrièrem towarzyszyć będą obu kuzynkom do kościoła.<br> {{tab}}Wieczór był piękny, niebo pogodne, błyszczące gwiazdami.<br> {{tab}}Bankier wraz ze swym wspólnikiem odprowadzili proboszcza aż do połowy długiej kasztanowej alei, o jakiej mówiliśmy powyżej.<br> {{tab}}Mając potrzebę wzajemnego porozumienia się, obaj wspólnicy korzystali z tej sposobności, wracając.<br> {{tab}}— Winienem ci powinszować, mój przyjacielu — rzekł Arnold do Verrièra — czynisz zadziwiające postępy w mej szkole. Dzisiejszego wieczora okazałeś się zdumiewającym, no... i ja obok ciebie. Obecnie jestem pewien, iż twoja siostrzenica wyrzuca sobie, że mnie nie poznała, że sąd mylny o mnie wydała, a oprócz tego zjednaliśmy sobie sprzymierzeńca w osobie proboszcza z Malnoue. Możemy teraz śmiało i bez obawy iść naprzód, dalej... Z łatwością pokonamy trudności, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/942|num=93}}gdyby się jakie okazały. Zostań tu przez jutro i przygotuj wszystko na przyjęcie leśniczego, Którego ci nadeślę. Nie wszystko jest jeszcze ukończonem z rodziną Béraud, lecz wszystko jest w ruchu, wszystko naprzód postępuje. Bądź więc spokojnym i licz na pewny skutek ostatecznie.<br> {{tab}}— Obyś mówił prawdę... i oby to jaknajrychlej nastąpiło — odpowiedział Verrière. — Nie jestem, wyznaję to, tak jak ty wytrwałym, zważ, iż nie jestem już młodym. Wszystko to mnie łamie, pognębia i zabiłoby mnie nareszcie, gdyby ów stan, niepewności i trwogi miał przeciągnąć się tak dłużej.<br> {{tab}}Podczas gdy dwaj owi tak godni siebie wspólnicy odprowadzali proboszcza, Aniela weszła z siostrą Maryą do swego pokoju.<br> {{tab}}— A teraz wyznaj mi, kuzynko, całą prawdę... — poczęła — dlaczego nic mi nie mówiłaś o bytności owego agenta u nas w sobotę na bulwarze Haussmana? Obawa przestraszenia mnie nie była powodem ukrycia przedemną tej sprawy?<br> {{tab}}— Ależ upewniam cię... — szepnęła zakonnica.<br> {{tab}}— Nie! nie zaprzeczaj daremnie, ja ci nie uwierzę... — mówiła panna Verrière. — Pomówmy z sobą otwarcie. Ów inspektor policyi przyszedł pytać się o Stanisława Dumay, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Jakiż węzeł łączy Stanisława Dumay ze sprawą zniknięcia Edmunda Béraud?Zagadka dla mnie do nierozwiązania. Zrozumiałam to dobrze, iż wobec pana Desvignes niepodobna ci było przyznać, iż mały sprzedawca medalików został wysłanym przez ciebie dla poszukiwań wyjaśnień w jego przeszłości. Dlaczego wszakże wobec mnie chcesz prawdę zataić?<br> {{tab}}Siostra Marya opuściła głowę, nic nie odpowiadając.<br> {{tab}}— Ja odgaduję... — mówiła dalej panna Verrière. — Zrodziło się podejrzenie w twoim umyśle...<br> {{tab}}— Jakie? — pytała żywo zakonnica.<br> {{tab}}— Nagłe ukazanie się Arnolda Desvignes w Paryżu... jego współka z mym ojcem... ów kolosalny majątek, jaki on {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/943|num=94}}rzuca w opróżnione kasy bankowe Verrièra... owo posłuszeństwo dlań mego ojca... ten łańcuch, który ich obu przykuwa do siebie... We wszystkiem tem dostrzedz mogłaś powód... straszną, przerażającą do podejrzeń przyczynę. Po mojej rozmowie z Arnoldem... po jego pojedynku z Emilem Vandame, mnie samej zdawać się poczęło, iż jakaś ukryta zbrodnia łączy z mym ojcem tego człowieka. I ty, kuzynko, również to samo myślałaś... Nie zaprzeczaj, bo ja tę prawdę czytam w twojem spojrzeniu.<br> {{tab}}— A więc... odgadłaś! — odpowiedziała zakonnica. — Nie chciałam ci mówić, że wszelkie drobne szczegóły, jakie nasuwały mi się pomimowolnie pod uwagę, zdawały się dowodzić i przekonywać mnie, że mój wuj wraz z Arnoldem Desvignes znają powód zniknięcia Edmunda Béraud... znają śmierć jego... i oba z niej skorzystali!<br> {{tab}}— Och! to przerażające... to straszne! — zawołała ze drżeniem Aniela, ukrywając twarz w dłoniach.<br> {{tab}}— Tak! było to strasznem... i po bytności tego agenta przybrało tem więcej postać zatrważającej rzeczywistości... Teraz jednakże lękam się oskarżenia, jakie wydałam sama wobec siebie...<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Wszystko się łączy, aby mi dowieść słuszności moich podejrzeń. Arnold Desvignes opowiedział nam dziś swe życie... Edmund Béraud złożył swój milionowy majątek u któregoś z paryskich bankierów. Mój wuj, gdyby należał do tej urnowy, nie miałby odwagi udawać się do sądu po objaśnienia, o czem nam dziś nadmieniał... Desvignes nie może być posądzonym, że okradł tego Edmunda Béraud, który, być może, z naszym krewnym posiada jedynie jedność nazwiska. Oto dowody, świadczące na stronę ich obu, nieprawdaż? A jednak wyrzucam sobie, iż mimo wszystko, ja jeszcze w nie wierzyć nie mogę. Zwątpićbym nawet gotowa w rzeczywistość, tak pragnę gorąco ciebie ocalić!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/944|num=95}}{{tab}}— Mnie ocalić, zobelżając tych, którzy nie są winnymi? — zawołała panna Verrière. — Nie! nie, kuzynko, nie przyjęłabym nabytego za taką cenę ocalenia! Mój ojciec nie jest zdolnym do popełnienia zbrodni, ręczę za niego w tym razie, jak za siebie samą! Nienawidzę Arnolda Desvignes, nienawidzę go z całych sił moich, lecz ta nienawiść nie czyni mnie dlań niesprawiedliwą. Słyszałam, jak opowiadał szczegóły swojego życia... Jego wyrazy posiadały dźwięk prawdy... On nie kłamał!<br> {{tab}}— Bronisz go?<br> {{tab}}— Czemu nie? Nienawiść, jaką dla niego uczuwam, nie zaślepia mnie bynajmniej. Misticot, jestem pewną, przyniesie nam dowód, że ten człowiek mówił prawdę, i uniknę przynajmniej wstrętu na mysi, żem wzbudziła miłość w mordercy!<br> {{tab}}— Gdyby Desvignes okazał się człowiekiem bez skazy, najlepsza twa broń skruszyłaby się w twem ręku.<br> {{tab}}— Co to znaczy? Potrafię walczyć, by zachować się dla człowieka, którego kocham.<br> {{tab}}— Czy jednak staniesz się silniejszą w tej walcę?<br> {{tab}}— Tak, nieodmiennie. Desvignes panuje absolutnie nad moim ojcem; on rządzi, rozkazuje, mój ojciec jest posłusznym, lecz gdyby nawet i oba złączyli się przeciw mnie, nie zdołają skruszyć mej woli. Ni jeden, ni drugi znaglić mnie nie zdoła do złamania raz uczynionej przysięgi. Zniosę wszelkie cierpienia, najsroższe bóle, nawet tortury, gdyby było trzeba, a nie chybię raz powziętemu postanowieniu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XVIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Biedne, ukochane dziecię — odparła zakonnica: — nie pojmujesz więc, że za najwyższą cenę, za cenę nawet własnego mojego życia radabym ci oszczędzić prowadzenia tej, tak nierównej walki!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/945|num=96}}{{tab}}— Owszem, ja dobrze rozumiem to, kuzynko — wyrzekła córka bankiera; — wszakże jestem przekonaną, że moją ostatnią deską zjawienia jest właśnie ów opór z mej strony, a razem, iż nie możemy nic się spodziewać z zarządzonych przez nas poszukiwań.<br> {{tab}}— Kto wie?<br> {{tab}}— Jakto... po tem wszystkiem, co usłyszałyśmy dziś, ty jeszcze zachowujesz jakieś nadzieje, jakieś złudzenia?<br> {{tab}}— Tak... Uczucie, jakie napełnia mą duszę, nie da się określić słowami, wszelkie rezonowania pokonać go nie zdołają. Jest to rodzaj silnej niezłomnej nadziei, bezzasadnej, być może, z pozoru, wszakże utrwalającej mnie w przekonaniu, że w nieskalanej niby przeszłości tego człowieka, znajduje się coś, co jego związek zemną niepodobnym uczyni. Zresztą, na co się nam przyda dyskutowanie w tej nierozwiązalnej kwestyi? — dodała siostra Marya, czując, iż umysł jej przyćmiewa się wśród tłumu oblegających go najsprzeczniejszych myśli.<br> {{tab}}— Miejmy nadzieję... Nie traćmy jej mimo wszystko... i ufajmy w bożą nad nami opiekę. Uściskaj mnie, drogie dziecię, i śpij spokojna.<br> {{tab}}Obie kuzynki ucałowały się wzajemnie, poczem zakonnica odeszła. {{kropki-hr}} {{tab}}Straszny ów dramat nocny, jaki miał miejsce w lesie Amboise, poruszył całą okolicę. Nazajutrz w dzienniku, wychodzącym w Tours, ukazał się artykuł, który przytaczamy poniżej:<br> {{tab}}{{c|DZIKIE ZWIERZĘTA Z MENAŻERYI PEZONA.|po=8px}} {{c|{{Rozstrzelony|Niezwykle straszna katastrof}}a.|po=8px}} {{f...|lewy=5%}}{{tab}}„Donosiliśmy w poprzednim artykule o pożarze, jaki wybuchnął w Loches przed dwoma tygodniami. Owóż {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/946|num=97}}w czasie wspomnionego pożaru część zwierząt, składających menażeryę Pezona, a między niemi dwa lwy, dwa tygrysy i goryl uciekły do lasu w Loches.<br> {{tab}}„Podczas zarządzonej obławy zabito jednego tygrysa, inne zwierzęta uciekły do lasu Amboise, gdzie objawiły obecność swoją pożarciem i rozszarpaniem dwóch podróżnych.<br> {{tab}}„Nie poprzestając na tem, wspomnieni drapieżcy pozbawiliby życia i innych ludzi, gdyby nie wdanie się żandarmeryi z Amboise wraz z oddziałem piechoty, która ubiła lwa i ostatniego z pustoszących tę okolicę tygrysów. Drugi lew został zabity wystrzałem z rewolweru przez jedną z poległych ofiar, broniącą bohatersko, ale, niestety, daremnie swojego życia.<br> {{tab}}„Ze śledztwa, wyprowadzonego celem odkrycia osobistości tych dwóch nieszczęśliwych, których szczątki odnaleziono w straszliwy sposób zeszpecone i poszarpane, wynika, że obaj ci podróżni wyszli nocą z hotelu Kupieckiego w Blévé, udając się do Amboise, by tam wsiąść na pociąg, dążący do Paryża. Jeden z nich był handlowym komisantem, nazwiskiem Delvignes, drugi, inspektor policyi paryskiej, Flogny, prowadzący śledztwo w nader tajemniczej sprawie, o jakiej pisaliśmy wiele przed dwoma miesiącami, a dotyczącej porwania pewnego milionera, Edmunda Béraud, z hotelu Indyjskiego, przy ulicy Joubert w Paryżu.“{{...f}} {{tab}}Artykuł powyższy, rzecz naturalna, został przedrukowanym i umieszczonym we wszystkich dziennikach stolicy i prowincyi, a nawet i na obczyźnie.<br> {{tab}}Powiadomimy wkrótce czytelników o wynikach tego ogłoszenia.<br> {{tab}}Prefektura policyi mniej zajmowała się śmiercią komisanta Delvignes, jako osoby całkiem prywatnej. Inaczej wszelako było co do inspektora policyi. Flogny był zaopatrzony {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/947|num=98}}mandatem, wydanym przez swoich naczelników. Posiadał papiery, notatki nader ważne dla policyi, które taż nie rada byłaby, gdyby wpaść miały w jakie obce ręce.<br> {{tab}}Zmarły ów agent nie posiadał rodziny, a przynajmniej nie wiedziano o istnieniu takowej. Nowy przeto naczelnik policyi nie mógł nikogo powiadomić o jego śmierci.<br> {{tab}}Po porozumieniu się z prokuratorem rzeczypospolitej, postanowiono zabrać wszystkie papiery, jakie znajdowały się w mieszkaniu Flognego.<br> {{tab}}Skutkiem tego nowy naczelnik policyi udał się wraz z komisarzem i agentami na ulicę François-Miron, a oznajmiwszy odźwiernej o śmierci jej lokatora, gdy ta nie posiadała klucza od jego mieszkania, kazał takowe ślusarzowi otworzyć.<br> {{tab}}Wiemy już, że te przeszukiwania nie mogły przynieść pożądanej korzyści, ponieważ wszystko zostało naprzód uprzątniętem przez Will Scotta na rozkaz Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— To zdumiewające! — zawołał naczelnik policyi. — Jakto... w jego mieszkaniu żadnych papierów, ni notat osobistych, ani służbowych, ni akt tej sprawy, której śledztwo prowadził? Otóż co się wydaje tem więcej niepodobnem, że Flogny znanym był ze skrupulatnej, posuniętej aż do dziwactwa regularności.<br> {{tab}}— Panie naczelniku! — zawołał jeden z agentów, zatrzymując się przed opróżnioną ścianą pokoju, gdzie tak niedawno jeszcze stało biurko, wyniesione przez byłego klowna z cyrku Fernando; — panie naczelniku, zdaje się, iż jakoby tu brakowało jakiegoś sprzętu?<br> {{tab}}— W rzeczy samej... — odrzekł, przypatrując się komisarz; — kurz i pajęczyna, uczepione na obiciu, wskazują wyraźnie, iż w tem miejscu coś stać musiało...<br> {{tab}}— Ha! — zawołał agent, nachylając się ku podłodze — otóż dwie drewniane podkładki, na których wspierał się ów sprzęt dla równowagi.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/948|num=99}}{{tab}}— Przywołać natychmiast odźwiernę! — rozkazał naczelnik.<br> {{tab}}Kobieta przybiegła zdyszana.<br> {{tab}}— Czy pani bywałaś w mieszkaniu pana Piegzy? — zapytał.<br> {{tab}}— Tak panie. Niekiedy przynosiłam mu listy.<br> {{tab}}— Znałaś pani meble, jakie posiadał.<br> {{tab}}— Doskonale!<br> {{tab}}— W tem miejscu nic tu nie stało?<br> {{tab}}— Owszem... tu stało biurko, napewno. Ach! nie ma go teraz... Co to jest... co się to znaczy? Jakiż czart mógł je ztąd wynieść?<br> {{tab}}— Nie zauważyłaś pani, aby je kto ztąd wynosił przed, kilkoma dniami, lub on sam przed wyjazdem nie wydawał, go komu?<br> {{tab}}— Nie, nic podobnego nie dostrzegłam.<br> {{tab}}— Nikt nie przychodził tu do niego podczas jego nieobecności?<br> {{tab}}— Nikt.<br> {{tab}}— Jesteś tego pewną?<br> {{tab}}— Jestem pewną, panie.<br> {{tab}}Tu nagle zadumawszy się odźwierna uderzyła się w czoło.<br> {{tab}}— Ach! — zawołała.<br> {{tab}}— Cóż takiego... Przypomniałażeś pani coś sobie?<br> {{tab}}— Tak, panie... ale to nie może mieć żadnej łączności z tą sprawą.<br> {{tab}}— Mów jednak...<br> {{tab}}— Otóż panie, ja zrazu nie zwróciłam na to uwagi, lecz teraz rzecz ta dziwną mi się być wydaje.<br> {{tab}}— Cóż takiego? wytłomacz się jaśniej...<br> {{tab}}— Dziś rano, pomiędzy dziesiątą a jedenastą, gdym tu wchodziła na schody, udając się do jednego z lokatorów, spostrzegłam przed sobą posłańca, niosącego na plecach sprzęt jakiś, kołdrą okryty. Zapytałam go, do kogo idzie? Odpowiedział, że idzie na czwarte piętro do lokatora, którego wymie- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/949|num=100}}nił nazwisko. Na uczynioną z niej strony uwagę, iż w całym domu u nas nie ma tak nazywającego się mieszkańca, podał mi adres, skreślony na kawałku papieru. Przeczytałam go. Było tam napisane: ulica François-Miron, lecz zamiast numeru 39, położony był numer 59. Miałożby to być oszustwem, panie? — pytała dalej odźwierna. — Miałżeby ów człowiek wynosić ztąd biurko? Lecz w takim razie posiadaćby musiał klucz od mieszkania?<br> {{tab}}— Nie widziałaś pani tego posłańca, przechodzącego przed okienkiem twej stancyi?<br> {{tab}}— Nie, panie. Prawda, że mnie tu nie było, wyszłam do kupca korzennego.<br> {{tab}}— Pamiętasz pani nazwisko napisane na adresie?<br> {{tab}}— Pamiętam... Było napisane: pan Rondel.<br> {{tab}}— Czy mieszka w sąsiednim domu lokator tego nazwiska?<br> {{tab}}— Tego ja nie wiem.<br> {{tab}}— Idź pod numer 59-ty — rozkazał naczelnik agentowi — jeżeli tam mieszka jaki pan Rondel, zapytaj, czy mu przynoszono dziś rano sprzęt jaki między dziesiątą a jedenastą godziną.<br> {{tab}}Agent wyszedł.<br> {{tab}}Po kilku minutach był z powrotem.<br> {{tab}}Nie znano żadnego pana Rondel pod 59-ym numerem i żaden posłaniec z jakimkolwiekbądź meblem nie ukazał się tam wcale.<br> {{tab}}— Rzecz jasna! — zawołał komisarz. — Przyszedł ktoś dziś rano umyślnie, ażeby ukraść to biurko, którego tu przy tej ścianie brakuje.<br> {{tab}}— Widoczne to... w rzeczy samej... — odparł mocno zamyślony naczelnik policyi. — Pytam jednakże, w jakim celu spełniono tę kradzież? Nikt jeszcze nie wiedział o śmierci Flognego.<br> {{tab}}— Śledzono bezwątpienia jego wyjazd z Paryża — odrzekł komisarz. — Być może, że ów nieszczęśliwy został na błę {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/950|num=101}}dną drogę wyprowadzonym przez tychże samych łotrów, których śledził, lub ich wspólników. Jeden dziwny szczegół, zamieszczony w protokule komisarza z Amboise zwrócił moją, uwagę...<br> {{tab}}— Jaki?<br> {{tab}}— A to, iż nie znaleziono w szczątkach ubrania Flognego ani portfelu, ani kluczów i pieniędzy, ani też karty inspektora policyi. Miał on z pewnością przy sobie pomienione przedmioty w podróży, a dzikie zwierzęta ich nie pożarły.<br> {{tab}}— To prawda.<br> {{tab}}— Ów protokuł objaśnia prócz tego, że Flogny udał się do hotelu Kupieckiego w Blévé dla zobaczenia się z pewnym podróżnym, przybyłym tam tego rana, by go wypytać o niektóre szczegóły sprawy, jaką miał sobie poruczoną. Kto wie, czy ów podróżny nie mógłby nam udzielić jakich ważnych wskazówek? Flogny był przekonanym, iż wspomniona osobistość oświecić go mogła, ponieważ tak usilnie pragnął się z nią widzieć. Czyż więc ów człowiek nie mógł być jednym z wykonawców zbrodni w hotelu Indyjskim, i czyli, będąc pewnym obecności Flognego w Blévé, nie telegrafował do Paryża do swych wspólników, aby z mieszkania zmarłego zabrali kompromitujące ich tyle papiery?<br> {{tab}}— Ależ nie powierza się podobnych zleceń odkrytej depeszy.<br> {{tab}}— Dlaczego nie, jeżeli się w niej używa naprzód umówionego żargonu?... Nic zresztą łatwiejszego, jak się nam dowiedzieć, czy która z depesz przybyła wczoraj albo dziś rano do Paryża z Blévé.<br> {{tab}}— Tak, to rzecz łatwa istotnie. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/951|num=102}}{{c|'''XIX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Czy nie wiesz pan, jak się nazywał ten podróżny, którego Flogny tak szukał w Blévé?<br> {{tab}}— Nie wiem — odrzekł naczelnik policyi.<br> {{tab}}— A jednak w protokule zamieszczonem to być powinno. Zresztą właściciel hotelu o tem nas powiadomi.<br> {{tab}}— Można go będzie odnaleźć, mimo, że wyjechał nazajutrz rano po tym wypadku do Londynu, nie wiedząc nic jeszcze o śmierci Flognego.<br> {{tab}}— Wiadomo ci zapewne, panie naczelniku — mówił komisarz — iż doniesiono nam z Anglii o niebezpiecznej bandzie złoczyńców, działających w Paryżu. Wymieniono nam nawet nazwiska niektórych. Ów podróżny, który wyjechał do Londynu, czyż nie mógł mieć łączności z tą bandą. W tem wszystkiem istnieją dwie rzeczy, jakie mnie wprawiają w osłupienie: zabranie ztąd tego biurka i nieobecność wszelkich przedmiotów, należących do nieszczęśliwego inspektora, na miejscu, gdzie znaleziono szczątki jego trupa.<br> {{tab}}— Rozpoczniemy stosowne w tej mierze dzałanie.<br> {{tab}}— Trzeba nam koniecznie wybadać owego podróżnego, dla widzenia się z którym Flogny pojechał do Blévé.<br> {{tab}}— Za mojem przybyciem do prefektury wydam stosowne rozkazy.<br> {{tab}}Jakoż w pół godziny później wydano polecenia i jeden z najzręczniejszych policyjnych agentów przygotowywał się do rozpoczęcia kampanii.<br> {{tab}}Pozostawiliśmy Misticota i Trilbego jadących do Tours. Drugi, jak wiemy, śledził pierwszego. Trilby jadąc, starał się zastosować szczegółowo do poleceń, wydanych mu przez Arnolda Desvignes, to jest pozbyć się małego sprzedawcy medalików w taki sposób, iżby śmierć jego nie miała pozorów zbrodni.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/952|num=103}}{{tab}}Nie w drodze jednak z Blévé do Tours; mimo, że jechali w jednym przedziale i jednym pociągiem, {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} spodziewał się znaleźć sposobność zręcznego zgładzenia sprzymierzeńca siostry Maryi.<br> {{tab}}Mógł tylko ciągle mieć go na oku.<br> {{tab}}W Tours, gdzie oba wysiedli, Misticot udał się bezzwłocznie do biura zleceń.<br> {{tab}}Trilby, zmuszony udać się za nim do tegoż biura, dla dowiedzenia się, co on tam będzie robił, wszedł jednocześnie z podrostkiem, który zrazu nie zwrócił na niego uwagi.<br> {{tab}}— Czy mógłbym tu nabyć bilet do Cherbourga? — zapytał Stanisław Dumay urzędnika.<br> {{tab}}— Możesz pan:.. — odparł zagadniony — lecz w takim razie będziesz się musiał w drodze przesiadać dwa razy, w Mons i Caen.<br> {{tab}}— Mniejsza z tem. O której pociąg wychodzi?<br> {{tab}}— O czwartej minut pięć po południu.<br> {{tab}}Otrzymawszy to objaśnienie, Misticot zwrócił się ku wyjściu, gdzie w progu zetknął się z Trilbym, którego zapamiętał w jego obecnem przebraniu, jako komisanta handlowego w hotelu Kupieckim w Blévé.<br> {{tab}}Ukłonili się sobie nawzajem.<br> {{tab}}— Panie — rzekł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} z uśmiechem — załatwiłeś to, co ja dla siebie załatwić pragnąłem, {{Korekta|poniaważ|ponieważ}} tak jak ty, jadę do Cherbourga. Do godziny czwartej po południu dość czasu nam pozostaje. Jeżeli zechcesz, pójdźmy do stacyjnego bufetu i zabezpieczmy się przeciw głodowi, wątpię albowiem, byśmy zdążyli obiadować w Mans.<br> {{tab}}— Zgadzam się na pańską propozycyę — rzekł chłopiec.<br> {{tab}}Były klown z cyrku Pernando wraz z Misticotem usiedli naprzeciw siebie, kazawszy podać śniadanie.<br> {{tab}}— Pan jedziesz tylko do Cherbourga, nie dalej? — pytał podrostek, zajadając.<br> {{tab}}— W obecnej chwili nie mogę nic stanowczego powie- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/953|num=104}}dzieć. Jadę do pewnego domu handlowego dla załatwienia nader ważnej sprawy.<br> {{tab}}— Pan jesteś komisantem handlowym?<br> {{tab}}— Tak, i agentem od ubezpieczeń na życie.<br> {{tab}}— Ach! jak to dobrze... — zawołał Misticot. — Po ukończeniu interesów pan wracasz do Paryża?<br> {{tab}}— Będzie to zależało od listu dyrektora mego towarzystwa, funkcyonującego pod nazwą „Jeneralnej kompanii międzynarodowych ubezpieczeń.“ Być może, iż mi wypadnie jechać do Anglii.<br> {{tab}}— Do którego z miast?<br> {{tab}}— Prawdopodobnie do Portsmouth, lub Plymouth.<br> {{tab}}— To dziwne!<br> {{tab}}— W czem... dlaczego?<br> {{tab}}— W tem, iż w takim razie razem odbywalibyśmy podróż.<br> {{tab}}— A! więc pan jedziesz do Anglii?<br> {{tab}}— Tak... do Plymouth.<br> {{tab}}— Miasto, do którego jeżdżę prawie corocznie i dość, długo tam przebywam.<br> {{tab}}— Zatem pan znasz wiele części świata?<br> {{tab}}— Bardzo wiele.<br> {{tab}}— Znasz pan zakłady Patersona?<br> {{tab}}— Doskonale! Bracia Paterson są bardzo bogatymi amerykanami, dzielni ludzie, posiadający liczne kopalnie. Ubezpieczyłem na życie młodszego z tych braci. Pan do nich jedziesz?<br> {{tab}}— Tak... A gdyby panu wypadła również podróż do Plymouth, miałbym przyjemność jechania z nim razem.<br> {{tab}}— I mnie byłoby również przyjemnie, upewniam — rzekł Trilby, myśląc w duchu jednocześnie:<br> {{tab}}„Będęż potrzebował jechać wraz z nim aż do Anglii? Pomiarkuję się co do tego w Cherbourgu.“<br> {{tab}}Czas szybko ubiegał. Nadeszła godzina odjazdu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/954|num=105}}{{tab}}Obaj towarzysze podróży, kupiwszy bilety do pierwszej klasy, wsiedli do jednego przedziału.<br> {{tab}}W wieku Misticota łatwo się zawierają stosunki przyjaźni, zresztą okazywana widocznie uprzejmość Trilbego jednała mu zaufanie chłopca.<br> {{tab}}Zresztą, czegóż mógł się obawiać ze strony tego agenta ubezpieczeń na życie?<br> {{tab}}Za przybyciem do Mans byli już z sobą na stopie najściślejszej znajomości. Pociąg do Caën natychmiast odchodził, mieli zaledwie czas przesiąść się z jednego wagonu do drugiego.<br> {{tab}}W Caën przeciwnie, przyjechawszy o jedenastej wieczorem, zmuszeni byli wyczekiwać do drugiej minut dwadzieścia po północy na pociąg przychodzący z Paryża.<br> {{tab}}Czem sobie czas zająć przez te trzy godziny? Wieczerza. Poszli więc na kolacyę do sąsiedniej restauracyi, gdzie Misticot powiadomił się o odpłynięciu okrętów do Plymouh.<br> {{tab}}Żaden ze statków nie pełnił służby wprost z Cherbourga do Plymouth. Udawały się one tam przez Southampton lub Weymouth.<br> {{tab}}Z jednego lub drugiego z tych miejsc Wisticot dojechać mógł do Plymoth drogą żelazną.<br> {{tab}}— Nie będziesz pan mógł wylądować tym sposobem, jak pojutrze — rzekł Trilby. — Co do mnie, skoro tylko list otrzymam, bądę wiedział, czyli mi wypadnie jechać razem z panem.<br> {{tab}}O oznaczonej godzinie obadwa wsiedli na pociąg i przybyli do Cherbourga o w pół do siódmej rano.<br> {{tab}}Misticot w towarzystwie Trilbego udał się do biura żeglugi. Okręt wypływał do Weymouth, drugi miał wyruszyć nazajutrz do Southamptonu. Pozostawiało to Trilbemu cały dzień czasu do ułożenia swych planów.<br> {{tab}}— Jechać wraz z nim do Anglii byłoby dla mnie niebezpiecznem — mówił do siebie {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}. — Jakaś nieprzewidziana okoliczność mogłaby dać mnie poznać policyi... przezornym być należy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/955|num=106}}{{tab}}Trilby znał Cherbourg doskonale. Zaprowadziwszy swego towarzysza do hotelu Angielskiego, gdzie nigdy dotąd sam nogą nie postał, zażądał dwóch sąsiadujących z sobą pokojów.<br> {{tab}}Misticot, złamany znużeniem, położywszy się na łóżku, usnął natychmiast snem twardym, poleciwszy Trilbemu obudzić się na śniadanie.<br> {{tab}}Irlandczyk, zapisawszy się w księgach meldunkowych pod nazwiskiem Douceta, agenta od ubezpieczeń na życie, rzucił się na łóżko w ubraniu, gdzie począł rozmyślać i kombinować, jak autor dramatyczny, układający scenaryusz dla sztuki.<br> {{tab}}Około dziesiątej, wyszedłszy z pokoju, udał się do biura hotelowego.<br> {{tab}}— Gdyby wypadkiem — rzekł — ów młody człowiek, który tu przybył wraz zemną, pytał się o mnie, powiedzcie mu, proszę, żem poszedł w celu załatwienia wiadomego mu interesu, lecz że powrócę tu za godzinę na śniadanie.<br> {{tab}}Przed kilkoma laty Trilby pracował w Cherbourgu, w towarzystwie nieodłącznego swego przyjaciela Will Scotta. Pozostawił on tutaj znaczną liczbę współziomków o elastycznem sumieniu i zręcznych rękach, a między innymi pewnego angielskiego marynarza nazwiskiem Dickson, zajmującego się specyalnie kontrabandą.<br> {{tab}}Człowiek ten, godzien postronka, bandyta, rozbójnik w całem znaczeniu, ów Dickson posiadał swój własny mały okręt, jaki oddawał chętnie do rozporządzenia tym, którzy mu grubo płacili.<br> {{tab}}Trilby, przybywszy do portu, zwrócił się do jednego z majtków, zapytując:<br> {{tab}}— Mój chłopcze, czy znasz Mikołaja Dickson, kapitana Dickson?<br> {{tab}}— Znam go doskonale.<br> {{tab}}— Mógłbyś mi wskazać jego mieszkanie?<br> {{tab}}— Dobrze, lecz pan go znaleść możesz na pokładzie jego statku, gdzie się właśnie w tej chwili znajduje. Przypłynął właśnie z Anglii dziś rano.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/956|num=107}}{{tab}}— Jaką nosi nazwę jego statek?<br> {{tab}}— Nazywa się „Mewa.“ Wsiądź pan w jedno z tych, czółen, stojących na wybrzeża, a pierwszy lepszy majtek powiezie cię do okrętu.<br> {{tab}}Trilby posłuchał tej rady.<br> {{tab}}W pięć minut później łódź, w której płynął, dosięgnęła „Mewy,“ małego okrętu z czerwoną flagą, na czarno malowanego.<br> {{tab}}Nikogo nie widać było na pokładzie.<br> {{tab}}— Hej! Mewa! — zawołał majtek.<br> {{tab}}Na to wezwanie z głębi statku ukazał się niski, barczysty mężczyzna, w błękitnych pantalonach i takiemże sukiennem okryciu, w czapce czerwonej. Gęsta, ruda broda zakrywała mu połowę ciemnej, ogorzałej twarzy. Szare, żywe oczy świeciły pod zwieszającemi się brwiami. Mężczyzną tym, około lat pięćdziesięciu mieć mogącym, był Mikołaj Dickson, ogóinie oazywany kapitanem.<br> {{tab}}— Kto wzywa Mewę? — zapytał.<br> {{tab}}Trilby rzekł kilka słów po angielsku. Kontrabandzista wydał okrzyk zdumienia.<br> {{tab}}— Wysiądź! — zawołał — poślę ci drabinę.<br> {{tab}}I, odwiązawszy z liny takową, położył ją pomiędzy czółnem i okrętem.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Trilby z chybkością klowna stanął na brzegu okrętu, a podawszy rękę Dicksonowi, zapytał go po angielsku:<br> {{tab}}{{Korekta|Sam|— Sam}} jesteś, mój stary towarzyszu?<br> {{tab}}— Sam... dwaj moi majtkowie na ląd wysiedli.<br> {{tab}}— Chcę z tobą pomówić.<br> {{tab}}— W takim razie odeślij swe czółno. Zaprowadzę cię do mej kajuty.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/957|num=108}}{{tab}}Irlandczyk rzucił sto sous majtkowi, który go przywiózł, rozkazując mu wraz z łodzią odpłynąć, poczem poszedł za Dicksonem do jego kabiny, gdzie po kilku krótkich wspomnieniach przeszłości, następująca między obydwoma zawiązała się rozmowa:<br> {{tab}}— Lubisz zawsze jak dawniej zarabiać pieniądze? — zapytał Trilby.<br> {{tab}}— Zawsze... To tylko lubię i to jest celem mego życia.<br> {{tab}}— Cóżbyś powiedział na propozycyę zarobku trzech tysięcy franków?<br> {{tab}}— Powiedziałbym, że naprzód ją przyjmuję, a potem zapytałbym, co trzeba czynić, by te tysiące pochwycić do kieszeni?<br> {{tab}}— Zrobić rzecz najłatwiejszą w świecie! Nie dozwolić komuś dostać się do Anglii.<br> {{tab}}— Do czarta! Zgładzić jakieś indywiduum, podróżujące dla przyjemności, lub interesów, rzecz niebezpieczna.<br> {{tab}}— Lecz trzy tysiące franków, to suma.<br> {{tab}}— Prawda: O sposób jednak tu chodzi. Masz jakiś plan ułożony ku temu?<br> {{tab}}— Mógłżebyś dziś wieczorem odpłynąć do Plymouth?<br> {{tab}}— Wszystko mogę uczynić, co mi się podoba; jestem panem siebie.<br> {{tab}}— Ale czy mógłbyś sam tylko odpłynąć?<br> {{tab}}— Nie, dziś niepodobna mi tego uczynić.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Jutro mam odwieźć ładunek kontrabandy cygar, potrzebuję do tego dwóch ludzi.<br> {{tab}}— W tej naszej sprawie świadków unikać należy.<br> {{tab}}Dickson zadumał się przez parę minut; a potem rzekł nagle:<br> {{tab}}— Wszystko to da się ułożyć.<br> {{tab}}— Znalazłeś środek na pozbycie się wskazanej przezemnie osobistości, tak, by nie posądzono nas o zbrodnię?<br> {{tab}}— Znalazłem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/958|num=109}}{{tab}}— Jakiż to środek?<br> {{tab}}— Znasz przesmyk, jaki się przepływa przed wylądowaniem w Plymouth.<br> {{tab}}— Znam.<br> {{tab}}— Wiadomo ci zatem, że główna siedziba angielskiej komory celnej znajduje się na najwyższym punkcie skalistych wybrzeży, otaczających ów morski przesmyk wzdłuż na cztery kilometry.<br> {{tab}}— Wiem o tem.<br> {{tab}}— Poniżej tych skał znajduje się brzeg płaski, gdzie niejednokrotnie przeprowadzamy kontrabandę pod nosem celników. Od miesiąca jednakże podwojono tam liczbę służby celnej, a ztąd zmieniliśmy nasz punkt wyładowywania. Znalazłem miejsce nader dogodne ku temu, na milę od Plymouth. Tam to ja zwykle teraz operuję...<br> {{tab}}— No... i cóż dalej?<br> {{tab}}— Można zejść między skałami wąską ścieżynką, wiodącą do wybrzeża. Na tej to ścieżce czuwa co noc pięciu celników... rozumiesz?<br> {{tab}}— Poczynam nieco rozumieć... Tam więc pod jakimkolwiekbądź pozorem chciałbyś wysadzić osobistość, o którą nam chodzi.<br> {{tab}}— Tak... pośród głębokich ciemności wskażę na tę ścieżkę. Jakże ci się podoba mój projekt?<br> {{tab}}— Mówię, że jest złym, bezpożytecznym. Podróżny twój wpadnie w ręce celników, a przypuściwszy nawet, że go na razie przytrzymają, jutro go uwolnią, po złożonych przezeń zeznaniach.<br> {{tab}}— Nie przytrzymają go wcale. Mówi on po angielsku?<br> {{tab}}— Nie, jestem tego pewien.<br> {{tab}}— Tem lepiej. Celnicy, którym {{Korekta|kontrabadziści|kontrabandziści}} zabili w tych dniach trzech ludzi, otrzymali rozkaz używania palnej broni podczas nocy. Skoro cień ludzkiej postaci ukaże się im na ścieżce, wygłoszą hasło. Ów podróżny, nie zrozumiawszy, nie odpowie i będzie szedł dalej. Natenczas padną strzały {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/959|num=110}}i rzecz tak dokonany zostanie, iż przeciw temu nikt nie będzie w możności nic powiedzieć. No... i cóż myślisz o tym moim planie?<br> {{tab}}— Uważam go za wyborny, udać się powinien. Wszakże jeszcze na jeden szczegół zwrócę twoją uwagę — rzekł Trilby.<br> {{tab}}— Na cóż takiego?<br> {{tab}}— Nie trzeba pozwolić, aby przy ciele zabitego znaleziono jakiekolwiekbądź papiery, stwierdzające jego osobistość.<br> {{tab}}— Tego ja się już dopełnić nie podejmuję... To do ciebie wyłącznie należy.<br> {{tab}}— O której godzinie wypłyniemy dziś wieczorem?<br> {{tab}}— O szóstej. Noc będzie pogodną. Lekki wiatr wschodni pozwoli nam przybyć do skalistych wybrzeży około pierwszej po północy.<br> {{tab}}— A ja kiedy mógłbym powrócić?<br> {{tab}}— Nieprędzej, jak jutro w nocy. Przedtem załatwić si§ muszę z moją kontrabandą.<br> {{tab}}— Gdybym chciał wsiąść na twój statek dziś z moim podróżnym, gdzie mógłbym spotkać się z tobą?<br> {{tab}}— Nad {{Korekta|przegiem|brzegiem}} portu, w „Morskiej restauracyi.“ Potrzebuję otrzymać twoją decyzyę przed godziną czwartą. Należy ci tylko wymówić te dwa wyrazy: „Dziś wieczorem.“ W chwili tej statek wstrząsnął się ziekka.<br> {{tab}}— Moi ludzie wracają... — rzekł kontrabandzista. — Odprowadzę cię na ląd.<br> {{tab}}Dickson z Trilbym rozeszli się na wybrzeżu wprost »Morskiej restauracyi“ poczem {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} wrócił do hotelu.<br> {{tab}}— Czy mój młody towarzysz podróży już się przebudził? — zapytał służącego.<br> {{tab}}— Tak, panie.<br> {{tab}}— Wyszedł na miasto?<br> {{tab}}— Wyszedł w pół godziny po pańskiem odejściu. Poszedł nad brzeg morza popatrzeć na fale. Wróci tu na śniadanie.<br> {{tab}}Ciekawość Misticota wzięła górę nad jego zajęciami.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/960|num=111}}{{tab}}Obudziwszy się po półgodzinnym spoczynku, ubrał się z pośpiechem i wyszedł zobaczyć morze, którego nie znał wcale.<br> {{tab}}Przybywszy na wybrzeże, stał tam blisko godzinę, pochwycony zachwytem nad tym tak wspaniałym, a całkiem, nowym dla siebie widokiem.<br> {{tab}}Z trudnością oderwawszy się odeń, wrócił do hotelu Angielskiego.<br> {{tab}}Znalazł Trilbego w jadalni, siedzącego przy butelce wina, a tak zatopionego w czytaniu dziennika, że me zauważył wejścia Misticota.<br> {{tab}}Chłopiec, roześmiawszy się, uderzył go po ramieniu.<br> {{tab}}Trilby podniósł głowę.<br> {{tab}}— A! to ty... — zawołał — czytam tu właśnie artykuł, który zarówno nas obu interesuje.<br> {{tab}}— Cóż piszą?<br> {{tab}}— Donoszą o pewnym podróżnym, z którym jedliśmy śniadanie i obiad w Blévé, w hotelu Kupieckim, a który w niedzielę wieczorem udał się do Amboise w towarzystwie drugiego podróżnego, z jakim pan rozmawiałeś w sali tegoż hotelu.<br> {{tab}}— Chodziłożby tu o pana Delyigne? — pytał Misticot zdumiony.<br> {{tab}}— Tak właśnie... Nazwisko to powtarzają dziś wszystkie dzienniki. Nie wiesz pan, kim był ów drugi podróżny?<br> {{tab}}— Wiem... odrzekł podrostek. — Ów drugi był członkiem paryskiej policyi. Przybył do Blévé, ażeby widzieć się zemną.<br> {{tab}}— Z tobą? — wymruknął Trilby, udając zdziwienie i spoglądając na chłopca z nieufnością.<br> {{tab}}— Bądź pan spokojnym... ja nie należę de policyi — odparł Misticot. — Ów człowiek, którego widziałem natenczas po raz pierwszy w życiu, przybył, żądając odemnie niektórych objaśnień.<br> {{tab}}— I udzieliłeś mu je pan?<br> {{tab}}— Bezwątpienia.<br> {{tab}}— No! otóż nie zaniesie on ich tym, którym pragnął dostarczyć.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/961|num=112}}{{tab}}— Cóż mu się stało? — zawołał chłopiec z obawą.<br> {{tab}}— Wypadek niezwykle dziwny, przerażający!<br> {{tab}}— Cóż takiego?<br> {{tab}}— Został wraz z drugim podróżnym, Delvignes, pożartym przez dzikie zwierzęta, zbiegłe z menażeryi Pezona...<br> {{tab}}— Pan żartujesz... — zawołał Misticot — to nieprawda... To być nie może.<br> {{tab}}— Czytaj więc... — rzekł Trilby, wskazując artykuł w dzienniku — a zobaczysz, czy ja żartuję.<br> {{tab}}Chłopiec chciwie przebiegał dziennik oczyma, a w miarę czytania bladł coraz bardziej.<br> {{tab}}— Jakaż śmierć straszna! — wyjąknął, skończywszy czytanie.<br> {{tab}}— Widocznie śmierć tych dwóch ludzi pognębia pana — rzekł Trilby — mimo, że nie byłeś ich przyjacielem.<br> {{tab}}— Z pewnością. Podobna katastrofa najobojętniejszego przerazić jest w stanie. — To mówiąc, podrostek myślał sobie: — Śmierć Flognego prowadzi zniweczenie rozpoczętych przezeń poszukiwań. Możnaby sądzić, iż szatan wziął w swą specyalną opiekę morderców Edmunda Béraud i że ci, którzy ich śledzą, są naprzód już potępionymi. Kto wie, czy teraz na mnie kolej nie przyjdzie? Lecz mimo wszystko, dążyć będę prosto do celu. Dowiem się, dowiedzieć się muszę, czy Arnold Desvignes z ulicy des Tournelles jest tymże samym Arnoldem Desvignes z Blévé, wspólnikiem Verrièra. Przedewszystkiem jednak muszę powiadomić siostrę Maryę o wypadku, nastąpionym w lesie Amboise.<br> {{tab}}— Smutne to, bezwątpienia... — rzekł Trilby. — Wogóle jednak tak pana, jak mnie, zbliska to nie obchodzi. Ci nieszczęśliwi już zmarli... wieczny im przeto odpoczynek. Nie myśląc o nich, myślmy raczej o sobie.<br> {{tab}}— Tak... tak... — odparł Misticot z roztargnieniem. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/962|num=113}}{{c|'''XXI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Otóż, według mego przewidywania — ciągnął dalej Irlandczyk — otrzymałem list od dyrektora naszego towarzystwa.<br> {{tab}}— I jedziesz pan do Anglii? — pytał Misticot.<br> {{tab}}— Tak... co mnie niezmiernie cieszy. Odebrałem rozkaz udania się do Plymouth, dokąd właśnie pan Jedziesz, i gdziebym mógł przedstawić cię panom Paterson... Lecz...<br> {{tab}}— Lecz co? — pytał podrostek.<br> {{tab}}— Sądziłem zrazu, iż niepodobna nam będzie jutro zrana wylądować z Plymouth, ponieważ kursujący tamże parowiec wypływa pojutrze dopiero. Traf jednak dozwolił mi spotkać jednego z moich przyjaciół, żeglarza, właściciela statku, na którym przewozi towary między Cherbourgiem a wschodniemi wybrzeżami Anglii. Odpływa on dziś wieczorem o szóstej godzinie i przystaje w zatoce Plymouth. Przyobiecał zabrać mnie, którą to propozycyę chętnie przyjąłem. Możebyś i pan korzystał z tej sposobności?<br> {{tab}}— Korzystałbym najchętniej, czy jednak pański przyjaciel zechce zabrać o jednego pasażera więcej?<br> {{tab}}— Skoro ja o to prosić go będę, zabierze pana.<br> {{tab}}— A kiedy przybylibyśmy do Plymouth?<br> {{tab}}— Jutro, równo z brzaskiem dnia.<br> {{tab}}— To pozwoliłoby mi zyskać czterdzieści osiem godzin, obecnie, gdy czas jest dla mnie tak drogim. Proś więc pan swojego przyjaciela, niech mnie zabierze.<br> {{tab}}— Dobrze... wszakże muszę pana uprzedzić o pewnej okoliczności.<br> {{tab}}— O czem takiem?<br> {{tab}}— Mój przyjaciel trudni się nieco kontrabandą.<br> {{tab}}— Co mnie to obchodzi?<br> {{tab}}— Z tej przyczyny będziemy musieli przedsiębrać wiele ostrożności przy wylądowywaniu... a nawet znajdą się do zwalczenia i trudności, być może...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/963|num=114}}{{tab}}— Nie uważam na to, gdzie chodzi o zyskanie na czasie.<br> {{tab}}— Dobrze... po śniadaniu więc pójdziemy spotkać się z moim kolegą w Morskiej restauracyi, gdzie ustanowił swą główną kwaterę i tam bliżej z nim porozumiemy się o wszystkiem.<br> {{tab}}— Jedzmy więc prędko śniadanie — wyrzekł Misticot — ponieważ mam jeszcze coś palnego do załatwienia.<br> {{tab}}— Jakto... do załatwienia? tutaj, w Cherbourgu, dokąd przybywasz pan po raz pierwszy w życiu, gdzie nie znasz nikogo? Wyznam, że to podnieca moją ciekawość!... — zawołał Trilby.<br> {{tab}}— Łatwo mi ją będzie zaspokoić — odrzekł podrostek. — Przed wyjazdem z Plymouth chcę kazać odbić drugi egzemplarz fotografii, który radbym dziś wysłać do Paryża.<br> {{tab}}— Reprodukcyę... — powierzył nie bez obawy {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}. — Niepodobna, aby to panu zrobiono w tak krótkim czasie.<br> {{tab}}— Zapłacę, ile będą żądali.<br> {{tab}}— Jest to więc rzecz tak bardzo pilna?<br> {{tab}}— Tak... skoro tylko zjemy śniadanie, pobiegnę w tym celu do fotografa.<br> {{tab}}— Pragnąłbym panu towarzyszyć, gdyby to nie było niedyskrecyą z mej strony.<br> {{tab}}— Owszem... pójdź pan zemną. Wprost ztamtąd udamy się do Morskiej restauracyi.<br> {{tab}}Po ukończonem śniadaniu obaj udali się za poszukiwaniem fotograficznego zakładu, który też wkrótce odnaleźli.<br> {{tab}}Za szklanną wystawą sklepu leżały próby nader starannie odrobione.<br> {{tab}}— Wejdźmy tu... — rzekł Misticot.<br> {{tab}}Trilby, wciąż mocno zaniepokojony, pytał sam siebie, czy fotografia, o której odbicie chodziło, nie była czasem portretem prawdziwego Arnolda Desvignes, portretem znalezionym przez podrostka w sklepie antykwaryusza w Blévé.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/964|num=115}}{{tab}}Jego przypuszczenia zamieniły się w pewność, gdy Misticot, wyjąwszy wspomniony portret z portfelu, zwrócił się do fotografa z zapytaniem:<br> {{tab}}— Czy mogę otrzymać dokładną reprodukcyę tego portretu?<br> {{tab}}— Z wszelką łatwością, panie.<br> {{tab}}— Lecz radbym, aby odfotografowano również i dedykacyę, jaka się znajduje na odwrotnej stronie tej karty.<br> {{tab}}— Dobrze... Ile pan życzysz sobie mieć egzemplarzy?<br> {{tab}}— Trzy, po które przyjdę o czwartej godzinie.<br> {{tab}}— Jutro o czwartej?...<br> {{tab}}— Nie, dziś, panie.<br> {{tab}}— Fotograf uśmiechnął się.<br> {{tab}}— Ależ to niepodobna! — zawołał.<br> {{tab}}— Zapłacę panu trzysta franków za tę reprodukcyę... Zgadzasz się pan, albo nie zgadzasz? Jeżeli nie, pójdę do innego zakładu.<br> {{tab}}— Będziesz pan miał trzy egzemplarze na czwartą godzinę, z niesłychanym moim wysiłkiem pracy.<br> {{tab}}Misticot położył na stole trzy luidory.<br> {{tab}}— Resztę dopłacę — rzekł — przy odebraniu. — Poczem wyszedł wraz z Trilbym, przejętym niewysłowioną trwogą.<br> {{tab}}Jedna z tych fotografij, przesłana do Paryża, niechybną zgubę Arnoldowi Desyignes przynieśćby mogła.<br> {{tab}}W jaki sposób powstrzymać ową przesyłkę?<br> {{tab}}Były klown z cyrku Fernando miał chęć niepohamowaną zaprowadzić podrostka w jaki ustronny kąt miasta i tam go zdusić na miejscu, w biały dzień jednakże dokonać tego było niepodobna.<br> {{tab}}Co więc począć?<br> {{tab}}Jedno mu tylko pozostawało. Uprzedzić Arnolda o grożącem mu niebezpieczeństwie, skoro usunąć takowego niepodobna było, jak to uczynił z listem w Blévé.<br> {{tab}}Misticot został teraz nieodwołalnie na śmierć skazanym, a wykonanie wyroku tego miało być już wkrótce dopełnionem, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/965|num=116}}gdyż podczas nadchodzącej nocy. Mniej więc obchodziło {{Korekta|irlandczyka|Irlandczyka}}, czyli on prześle lub nie pomienioną fotografię zakonnicy. Desvignes, mając się na baczności, nie dozwoli dojść tej przesyłce według adresu.<br> {{tab}}— Wiele więc panu zależeć musi na przesłaniu tej fotografii? — pytał Trilby chłopca z pozorną obojętnością.<br> {{tab}}— Bardzo wiele! — odrzekł Misticot. — Od tej przesyłki zależy szczęście i spokój rodziny. Więcej nie mogę pana objaśnić w tym względzie, ponieważ tu chodzi o powierzoną mi tajemnicę. Wejdźmy do kawiarni, chcę list napisać obok tej przesyłki.<br> {{tab}}— Ja również napiszę kilka słów do dyrektora życiowych ubezpieczeń — rzekł były klown — powiadomię go, że odpływam do Plymouth.<br> {{tab}}Tu siadłszy przy stoliku, Trilby nakreślił na ćwiartce papieru następujące wyrazy po angielsku:<br> {{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}„Siedzę krok za krokiem wiadomą osobistość, nie mam jednakże sposobu powstrzymania jej od wyekspedyowania tam, gdzie pan wiesz, tej niebezpiecznej fotografii. Od pana zależy powstrzymanie listu wraz z tą przesyłką. Od jutra przeszkadzające nam tyle indywiduum na zawsze niemem pozostanie.}} {{f|align=right|prawy=20%|Cherbourg.”}} {{tab}}Wsunąwszy ów list bez podpisu w kopertę, Trilby położył na niej adres Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Misticot jednocześnie pisał, co następuje:<br> {{c|„Szanowna siostro Maryo!|po=8px}} {{f...|lewy=5%}}{{tab}}„Znajduję się obecnie w Cherbourgu, zkąd wyjeżdżam do Anglii, biegnąc za śladem człowieka, którego przeszłość tak pragnęlibyśmy poznać. Widzę, iż ta jego przeszłość jest czarną, w co i ty, siostro, sądzę, uwierzysz, ujrzawszy fotografię, jaką dołączani do tego listu. Pomienioną fotografia jest portretem prawdziwego Ar- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/966|num=117}}nolda Desvignes. Widoczne zrządzenie Opatrzności pozwoliło mi ją odnaleźć w Blévé, a pierwszy rzut oka przekona się, siostro, iż portret ów w niczem nie jest podobnym do człowieka, jakiego znamy pod nazwiskiem Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}„Śpieszę, by odszukać tego, który sam tylko ma prawo nosić pomienione nazwisko. Jeżeli Bóg pozwoli mi go odnaleźć, lub wykryć przynajmniej, w jaki sposób wspólnik pana Verrière wcielił się w tę obcą sobie postać, panna Aniela uniknie najsroższego ze wszystkich nieszczęść.<br> {{tab}}„Twój mały, pełen szacunku, na zawsze Tobie, siostro, oddany sługa,{{...f}} {{f|align=right|prawy=15%|Stanisław Dumay.”|po=12px}} {{tab}}Misticot wsunął list w kopertę, której nie zapieczętował, mając tam włożyć fotografię, poczem napisał adres umówiony do proboszcza w Malnoue.<br> {{tab}}— No! teraz — rzekł Trilby — możemy pójść, jeżeli zechcesz, porozumieć się z moim przyjacielem o miejsce dla nas aa jego okręcie.<br> {{tab}}— Idźmy.<br> {{tab}}Morska restauracya, ów zakład, w którym jakakolwiekbądź okazałość, a nawet i czystość, były rzeczą zupełnie nieznaną, położona na parterze domu, zajmowała obszerną salę, zawieszoną malowidłami, przedstawiającemi sceny z życia marynarzy.<br> {{tab}}Rzędy stolików, obstawionych krzesłami, wielki kontuar i półki napełnione szklankami i butelkami, dopełniały umeblowania.<br> {{tab}}Tłum hałaśliwy, przeważnie z majtków złożony, zawierający typy różnych stref i krajów, tworzył liczną klientelę tej karczmy.<br> {{tab}}Trilby zatrzymał się w progu i pośród tej atmosfery, zgęszczoną dymem z fajek, stal przez kilka minut, zanim spo- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/967|num=118}}strzegł Dicksona, siedzącego w rogu sali z jakimś mężczyzną, który mu wyliczał pieniądze.<br> {{tab}}— Otóż — rzekł do Misticota, wskazując mu ręką — właściciel „Mewy,” lecz widzę, iż obecnie jest zatrudnionym. Zaczekajmy chwilę, aż skończy interes.<br> {{tab}}Niedługo to trwało.<br> {{tab}}Dickson, rozstawszy się ze swym towarzyszem, spojrzał w stronę drzwi, a dostrzegłszy Trilbego, skinął nań ręką.<br> {{tab}}Irlandczyk podszedł z Misticotem.<br> {{tab}}— Mój przyjacielu — rzekł do przemytnika, podając mu rękę — przyobiecałem temu młodzieńcowi, dla którego uczuwam prawdziwą życzliwość, że zabrawszy go wraz zemną, wysadzisz nas w Plymouth, dokąd obadwa jedziemy. Mam nadzieję, że dotrzymasz swej obietnicy?<br> {{tab}}— Nie cofam danego przyrzeczenia — odpowiedział Dickson. — Zabiorę na mój statek tego młodego człowieka, skoro prosisz mnie o to. Wypłyniemy dziś wieczorem o szóstej godzinie. O pierwszej po północy zatrzymamy się nawprost skalistych wybrzeży Plymouth, gdzie wysadzę was obu, sam bowiem popłynę dalej ku wschodowi. Jako zapłatę za przejazd, dacie wynagrodzenie mym ludziom. Otóż i ułożone. A teraz zapraszam was obu na kieliszek „wiskey.”<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}O godzinie czwartej oba towarzysze podróży udali się do fotografa.<br> {{tab}}Trzy egzemplarze reprodukcyi były gotowemi, doskonale odrobionemi.<br> {{tab}}Misticot dopłacił dziesięć luidorów, włożył w kopertę obok listu oryginał, wsunął kopię do swego portfelu, a zakleiwszy kopertę, rzekł do Trilbego:<br> {{tab}}— No! teraz idźmy na pocztę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/968|num=119}}{{tab}}W pięć minut później list podrostka z Montmartre do siostry Maryi i list {{Korekta|irlandczyka|Irlandczyka}} do Arnolda Desvignes, spadły jednocześnie w głąb skrzynki pocztowej w Cherbourgu.<br> {{tab}}Był czas, ażeby pójść na obiad do hotelu, a potem na wybrzeże.<br> {{tab}}— Pozwól uczynić sobie jedną uwagę — począł Trilby, skoro zasiedli przy stole. — Oto nic łatwiejszego podczas morskiej podróży, zwłaszcza gdy fala jest nieco niespokojną, jak stracić przedmioty, które się ma przy sobie. Włóż więc swoje papiery, pieniądze i portfel do walizy. Ja, ilekroć razy płynę, nigdy nie zaniedbuję tej przezorności.<br> {{tab}}— Rada jest dobrą... Posłucham jej — rzekł chłopiec.<br> {{tab}}Jakoż, włożywszy wszystko do skórzanego kuferka, Misticot zachował przy sobie tylko portmonetkę, zawierającą dwieście franków w złocie, i nieco drobnej monety.<br> {{tab}}O trzy kwadranse na szóstą czółno wiozło go wraz z Trilbym na pokład „Mewy.”<br> {{tab}}— Wejdźcie do kabiny — rzekł Dickson — i nie wychodźcie na pokład dopóki was nie zawołam. Przeszkadzalibyście w manewrowaniu statkiem.<br> {{tab}}Irlandczyk wraz z Misticotem uczynili zadość poleceniu.<br> {{tab}}— Podnieść czółno! — zakomenderował Dickson dwóm majtkom.<br> {{tab}}Czółno zostało podniesionem i umieszczonem na tyle statku, a w jego miejsce miniaturowa ławka, mogąca pomieścić zaledwie dwie osoby, uczepioną została do brzegu okrętu w ten sposób, że w każdej chwili mogła być spuszczoną na morze.<br> {{tab}}Podniesiono kotwicę, Dickson pochwycił za ster, a majtkowie rozpięli żagiel. Statek płynął zrazu zwolna za ruchem bałwanów, a skoro żagle wydęty się pod działaniem wiatru, począł szybko mknąć dalej.<br> {{tab}}W kwadrans był więcej niż o milę od wybrzeża.<br> {{tab}}— Pasażerowie mogą wejść na statek, jeżeli się im podoba! — zawołał Dickson.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/969|num=120}}{{tab}}Misticot z Trilbym wyszli z kabiny.<br> {{tab}}Dla {{Korekta|irlandczyka|Irlandczyka}} pełne morze starą było znajomością, dla naszego jednak podrostka był to widok zupełnie nowy, podniośle wzruszający, wspaniały.<br> {{tab}}Statek, mając wiatr po za sobą, mknął z szybkością strzały, zostawiając za sobą długą smugę piany, którą promienie słoneczne barwiły pryzmatycznemi blaskami.<br> {{tab}}Chłopiec stał w ekstazie do chwili, w której zapadająca noc zaczęła pokrywać fale rodzajem zasłony, jaką spuszczają na dekoracye czarodziejskiej sztuki teatralnej.<br> {{tab}}— Otóż wiatr twardym się staje... — rzekł {{Korekta|kontrabandzista,|kontrabandzista.}} — Idźcie się przespać do kabiny, obudzę was, skoro nadejdzie czas wylądowania.<br> {{tab}}Skoro tylko odeszli, Dickson, przywoławszy dwóch majtków, rzekł do nich zcicha:<br> {{tab}}— Będziemy płynęli wprost na skały Plymouth.<br> {{tab}}— Na skały? — powtórzył jeden z majtków — ależ tam znajduje się główny posterunek komory celnej! — Być posłusznym bez zapytywani — huknął gniewliwie przemytnik. — Na dwieście metrów przed zatoką zwiniecie żagiel, ażeby okręt przystanął na morzu. Spuścicie łódkę na fale i jeden z was wysadzi pod skałami tego młodzieńca, znajdującego się w kabinie. Zrozumieliście?<br> {{tab}}— Tak, kapitanie — rzekł jeden z majtków — lecz ów młody człowiek może tam otrzymać kilka kul w głowę od celników.<br> {{tab}}— To już rzecz jego, nie nasza.<br> {{tab}}— Lecz jak potem odnaleźć okręt po {{Korekta|wzsadzeniu|wysadzeniu}} tego podróżnego?<br> {{tab}}— Zawieszę na drągu latarnię. Każdy z was otrzyma po sto franków, nie licząc tego, co wam da ów chłopiec. Oto, o czem was miałem powiadomić. A teraz odejdźcie!<br> {{tab}}Dwaj majtkowie wrócili na swe stanowiska.<br> {{tab}}Statek mknął coraz szybciej. Wicher się wzmagał. Niebo poczerniało zupełnie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/970|num=121}}{{tab}}— Zapalić latarnię! — rozkazał Dickson — spojrzeć na busolę.<br> {{tab}}Światło natychmiast zabłysło na przodzie statku.<br> {{tab}}— Gdzie jesteśmy? — zapytał kontrabandzista.<br> {{tab}}— Płyniemy na wschód... — ozwał się głos majtka, stojącego przy busoli.<br> {{tab}}Dickson nacisnął ster, zmieniając kierunek statku, i nic więcej słychać nie było, jak tylko świszczenie wichru przez liny i plusk fal wokoło okrętu.<br> {{tab}}W kabinie Misticot z Trilbym położyli się na dwuch hamakach; kajutę oświetlała lampka wisząca, której światło nie przenikało na zewnątrz.<br> {{tab}}Okienka kabiny szczelnie były zamknięte.<br> {{tab}}Trilby zdawał się spać. Misticot, leżąc z otwartemi oczyma, wsłuchiwał się w harmonijny szum wichru i fal.<br> {{tab}}— Chciałbym być marynarzem... — myślał sobie. I wyobraźnia wiodła chłopca w fantastyczne podróże marzeń.<br> {{tab}}Nagle wyrwanym został ze swych dumań gwałtownem zwolnieniem biegu statku. Przyśpieszone kroki dały się słyszeć na pokładzie.<br> {{tab}}Trilby zerwał się, udając ze snu przebudzonego.<br> {{tab}}— Która godzina? — zapytał.<br> {{tab}}— Północ... — odrzekł Misticot, spojrzawszy na zegarek.<br> {{tab}}— Znajdujemy się na morzu od szóstej. Wkrótce przybędziemy.<br> {{tab}}Otwarto drzwi kabiny. Majtek w nich się ukazał.<br> {{tab}}— Możecie panowie wyjść na pokład — zawołał — wszak-że proszę nie czynić hałasu i mówić cicho. Wpływamy do zatoki Plymouth.<br> {{tab}}Irlandczyk wyszedł z Misticotem.<br> {{tab}}Dickson przy sterze posadził jednego z majtków w swojem następstwie.<br> {{tab}}— Zgasić latarnię! — zawołał, spojrzawszy na busolę i kartę żeglugi. — W ciągu godziny będziemy na pięćset metrów od skalistego wybrzeża.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/971|num=122}}{{tab}}Na pokładzie zapanowało milczenie.<br> {{tab}}Upłynęły rak trzy kwadranse, poczem ozwał się Dickson:<br> {{tab}}— Baczność! przybijamy do miejsca.<br> {{tab}}Stanął przy sterze; majtkowie ściągnęli żagiel.<br> {{tab}}Statek, będąc teraz pchanym jedynie swą własną siłą, zwolnił nieco biegu, a wreszcie zatrzymał się nieruchomy.<br> {{tab}}— Spuścić łódkę na morze: — zakomenderował właściciel „Mewy.”<br> {{tab}}Rozkaz natychmiast wykonano, a jeden z majtków wskoczył w ową wątłą łupinę z dwojgiem wioseł.<br> {{tab}}— Nie możecie panowie płynąć razem — rzekł kontrabandzista do Misticota i Trilbego. Łódka pomieścić może tylko wioślarza i jednego pasażera. Obróci przeto dwa razy. No! wsiadaj pierwszy, młodzieńcze.<br> {{tab}}— Jestem gotowy... — odrzekł podrostek z Montmartre.<br> {{tab}}— Podam ci twoją walizę — ozwał się Trilby, znikając na schodach kabiny.<br> {{tab}}— Oto dla twoich majtków, kapitanie — wyrzekł Misticot, podając sto franków Dicksonowi.<br> {{tab}}— Schodź pan ostrożnie po uczepionej drabinie — rzekł tenże, chowając pieniądze do kieszeni. Majtek na dole czeka tam na ciebie. Podamy ci twoją walizę. Płynąc na tem czółnie, ust nie otwieraj, nie przemów słowa! Gdy zaś wysiądziesz, zwróć się plecami do morza i wejdź po prawej na ścieżkę, mknącą między skałami. Dosiągnąwszy wierzchołka, zatrzymaj się, oczekując na swego towarzysza. Gdybyś posłyszał, że ktoś nadchodzi, rozmawiając, nie trwóż się. Będzie to straż, chodząca wokoło komory celnej. Nie niosąc z sobą kontrabandy, nie masz się czego obawiać. No! dalej w drogę!<br> {{tab}}Misticot, uczepiwszy się rękoma i nogami sznurowej drabiny, zsuwał się po niej lekko, aż wreszcie dosięgnął dna czółna.<br> {{tab}}— Siądź pan... — rzekł doń zcicha majtek.<br> {{tab}}— A moja waliza?<br> {{tab}}— Oto jest.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/972|num=123}}{{tab}}Tu Trilby, wychyliwszy się ze statku, rzucił w czółno swą własną walzę, w czasie czego panująca ciemność nie dozwoliła Misticotowi poznać zamiany.<br> {{tab}}Majtek, uderzywszy w fale wiosłami, zaczął płynąć całą siłą. Czółno, lekkie jak łupina, mknęło po powierzchni wód cez ^mniejszego szelestu. Misticot doświadczał radości pacholęcej, czując się niesionym po falach lekkim podmuchem wiatru.<br> {{tab}}Po upływie kwadransa rozeznawać począł wysoką, ciemną masę, Której wierzchołka, jak mu się zdawało, mógł był dosięgnąć rękoma. Były to skaliste wybrzeża Plymouth.<br> {{tab}}Majtek poruszał ciągle wiosłami.<br> {{tab}}Nagle czółno zatrzymało się, dosięgnąwszy dna piaszczystego.<br> {{tab}}— Wysiadaj pan! — szepnął majtek zcicha.<br> {{tab}}Mały sprzedawca medalików wyskoczył lekko z walizką w ręku. Zaledwie jednak nogi jego dotknęły gruntu, zabrzmiało hasło w angielskim języku, a nie odbierając, rzecz naturalna, odpowiedzi, dwanaście wystrzałów naraz wybuchnęło w powietrze, wraz z rozdzierającym krzykiem młodzieńczym.<br> {{tab}}Przy świetle prochu można było dostrzedz upadającego Misticota, z wzniesionemi w górę rękoma, i majtka, uciekającego z całych sił na czółnie po wierzchołkach fal.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Po upływie kilku minut zabrzmiały powtórne wystrzały, kilka kul świsnęło mimo uszu majtka, nie dosięgnąwszy go jednak wcale.<br> {{tab}}Z pokładu okrętu widziano błysk prochu i słyszano wygrzały.<br> {{tab}}— Skończone! — zawołał Trllby.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/973|num=124}}{{tab}}— Ci hultaje widocznie oczekiwali tej nocy na przemykanie się kontrabandzistów — zawołał właściciel „Mewy.“ — Przygotowali się na ich przyjęcie. Aby mi tylko nie zabili mego majtka.<br> {{tab}}Rodzaj żałosnej skargi rozległ się w przestrzeni.<br> {{tab}}— Nie! — powtórzył Dickson z radością. — Otóż jego sygnał, wraca zdrów i cały!<br> {{tab}}W rzeczy samej, za kilka minut czółno dosięgnęło okrętu i majtek wdrapał się na pokład.<br> {{tab}}— Piekielna pułapka! — wykrzyknął — zaledwiem umknął. Czatowali nędznicy i przesiali mi ołów!<br> {{tab}}— A ów młodzieniec?<br> {{tab}}— Dosłyszałem krzyk jego... widziałem jak upadł, przeszyty kulami.<br> {{tab}}— uciekajmy co sił! Mogą polować na nas na królewskiej korwecie, a tym sposobem nie dozwolą nam przybyć przededniem w miejsce umówione.<br> {{tab}}Czółno wciągnięto na pokład, rozpięto żagle i statek mknąć począł szybko jak parowiec.<br> {{tab}}Po upływie godziny zatrzymał się.<br> {{tab}}Dickson wydał głosem hasło, podobne temu, jakie powiodło na śmierć Misticota.<br> {{tab}}Dziesięć minut upłynęło, poczem dwie wielkie barki, ukazawszy się na powierzchni, uczepiły się do boków okrętu. Czterech ludzi z pomocą majtków wnosiło na statek paki, napełniane przemycanym towarem.<br> {{tab}}— A ładunek? — zapytał Dickson, gdy barki opróżniono.<br> {{tab}}— Na dziś nie ma nic więcej — rzekł jeden z marynarzy.<br> {{tab}}— Na kiedy zatem?<br> {{tab}}— Na pojutrze, o północy. Wracajcie do Cherbourga.<br> {{tab}}Tu wsunął rulon złota w dłoń przemytnika, poczem obie barki spiesznie się oddaliły.<br> {{tab}}— No! stary towarzyszu — rzekł do Trilbego właściciel „Mewy“ — zjemy razem śniadanie w Cherbourgu, o dziesiątej.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/974|num=125}}{{tab}}— Kiedy odchodzi pociąg do Paryża.<br> {{tab}}— W południe.<br> {{tab}}— A przybywa do Paryża.<br> {{tab}}— O północy.<br> {{tab}}— To dobrze.<br> {{tab}}Podczas, gdy się to działo na wodach Plymouth, agent, wysłany przez nowego naczelnika policyi do hotelu Kupieckiego w Blévé, prowadził śledztwo z następującym rezultatem: Ów podróżny, z którym tak pragnął widzieć się Flogny, nazywał się Stanisław Dumay i wyjechał do Anglii.<br> {{tab}}Na mocy tegoż wyjaśnienia, rysopis Misticota przęsłami agentom francuskim, przebywającym w Londynie, oraz wszystkim oddziałom policyi w Paryżu, na wypadek, gdyby podróż młodego chłopca okazana się być podstępem, ułożonym dla zamaskowania innych jego zamiarów. {{kropki-hr}} {{tab}}Verrière, posłuszny zleceniom Arnolda, pozostawszy w Malnoue, sprowadził mularza, cieślę i malarza, rozkazując im zająć się reparacyą myśliwskiego pawilonu, ku wielkiemu zdumieniu swej córki, {{Korekta|siosty|siostry}} Maryi i całej służby.<br> {{tab}}Zrana zakonnica, udawszy się do kościoła, miała po nabożeństwie długą z proboszczem rozmowę.<br> {{tab}}Ksiądz ten, owładnięty czarem uprzejmości Arnolda Desvignes, bronił go gorąco wobec siostry Maryi, dziwąc się, iż zakonnica trwa uporczywie w swej złej opinii dla tego młodego człowieka, tak dystyngowanego, bez zarzutu pod każdym względem, zarówno w przeszłości, jak i obecnie, i że oskarża go o brak miłości chrześciańskiej.<br> {{tab}}Siostra Marya jednakże przekonać się nie dała.<br> {{tab}}Wbrew wszelkim rezonowaniom, niepodobna jej było wyrwać ze swej duszy powątpiewań co do wspólnika Verrièra.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/975|num=126}}{{tab}}Wyszła z probostwa, kryjąc swe zapatrywania co do Arnolda Desvignes, nie śmiała bowiem otwarcie sprzeczać się z księdzem i przyznawała pozornie, iż mogła się mylić, w gruncie rzeczy wszelako inaczej była przekonany.<br> {{tab}}Tegoż dnia wieczorem przyniesiono z poczty kilka dzienników.<br> {{tab}}Siostra Marya, pochwyciwszy je, uniosła skrycie, pragnąc dowiedzieć się wraz z panną Verrière, czy nie zawierają one jakiej wiadomości o Emilu Vandame.<br> {{tab}}Wszystkie prawie wogóle dzienniki, którym sprawa tonkińska dostarczała obfitej treści do publikowania, wymieniały nazwy okrętów na wschód odpływających, wygłaszały nazwiska oficerów, należących do specyalnych oddziałów armii, oraz rannych i zabitych podczas oblężenia i walki.<br> {{tab}}Vandame, rzecz prosta, nie mógł należeć do liczby ostatnich, ponieważ odjechał zaledwie przed sześcioma tygodniami, z których podróż zabrała mu czterdzieści dni czasu.<br> {{tab}}Jeden wszelako szczegół zaniepokoił obie kuzynki.<br> {{tab}}Dlaczego nazwisko Vandama nie zostało zamieszczonem na liście oficerów, którzy wylądowali przed trzema tygodniami w Marsyli, albo Tulonie?<br> {{tab}}Tego pytania rozwiązać nie zdołały.<br> {{tab}}Wróciwszy z probostwa do Malnoue, zakonnica, zastała, w salonie u Anieli kilka dam z sąsiedztwa, które, powiadomione o przybyciu córki bankiera, powitać ją pośpieszyły. Na inną więc chwilę odłożyć trzeba było czytanie dzienników.<br> {{tab}}Desvignes, przybywszy wczesnym rankiem do Paryża, wprost ze stacyi drogi żelaznej udał się na ulicę Paon-blanc.<br> {{tab}}Bawił dość długo u Agostiniego, któremu wydawał różne polecenia, mające być wykonanemi w jaknajkrótszym czasie. Następnie pojechał na bulwar Szpitala dla widzenia się z Will Scottem.<br> {{tab}}Irlandczyk miał się porozumieć z Włochem, dla przyśpieszenia zniknięcia rodziny Béraud.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/976|num=127}}{{tab}}Ztamtąd wspólnik Verrièra wrócił na ulicę Tivoli, by zmienić ubranie i napełnić walizę przedmiotami, potrzebnemu mu w Malnoue.<br> {{tab}}Po dokonaniu tych kursów udał się do swego biura, na ulicę Le Pelletier.<br> {{tab}}Wszystko tam szło pomyślnie nad wyraz. Ów nędznik zacierał ręce z zadowoleniem, a czując budzący się apetyt, poszedł pieszo do restauracyi na śniadanie.<br> {{tab}}Siadłszy przy stole, przerzucał dzienniki, między któremi jeden z nich, ogłaszający wiadomość o strasznym wypadku w lesie Amboise, zwrócił jego uwagę.<br> {{tab}}— Dobrze, jak widzę, powiadamiani bywają, ci dziennikarze prowincyonalni — wyszepnął z uśmiechem. — Skoro Trilby zgładzi owego podrostka z Montmartre, bezpieczeństwo będę miał zapewnione.<br> {{tab}}W Malnoue tenże sam artykuł wpadł w ręce obu kuzynkom.<br> {{tab}}Siostra Marya, siedząc w gabinecie Anieli, czytała głośno dzienniki.<br> {{tab}}Zrazu na wspomniony artykuł nie zwróciła wiele uwagi. Zdawało się obu kobietom, iż to jest udramatyzowany wymysł dziennikarski. Nazwisko Flognego zastanowiło obie.<br> {{tab}}— Flogny! — zawołała panna Verrière — ależ to tak nazywał się ów agent policy, który przyszedł badać cię, siostro, o Misticota i który zajmował się sprawą zniknięcia Edmunda Béraud.<br> {{tab}}— Tak... — odpowiedziała zakonnica — to on... on, niezawodnie.<br> {{tab}}— Zginął więc, pożarty przez dzikie zwierzęta!<br> {{tab}}Siostra Marya zadumała się smutno, mnąc w rękach dziennik.<br> {{tab}}— O czem myślisz? zapytała ją po chwili Aniela.<br> {{tab}}— O tem, co czytałyśmy. Katastrofa więc nastąpiła na drodze z Blévé do Amboise, ów agent policyi jechał do tego miasta, by widzieć się tam ze Stanisławem Dumay... Zkąd {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/977|num=128}}jednak i od kogo mógł wiedzieć, że Misticot tam się znajduje, skoro ja mu o tem nie powiedziałam? To dla mnie zagadka.<br> {{tab}}— Wszakże policya wie wszystko...<br> {{tab}}— Gdyby o wszystkiem wiedzieć mogła, znałaby i złoczyńców, którzy porwali Edmunda Béraud i zamordowali go bezwątpienia.<br> {{tab}}— Kończ dalej czytanie, kuzynko, proszę cię o to — wyrzekła panna Verrière. — Żałuję tych nieszczęśliwych, jacy zginęli tak tragiczną śmiercią, lecz nadewszystko pragnęłabym powziąć jakąś wiadomość o tvm, którego kocham.<br> {{tab}}Siostra Marya rozpoczęła czytanie, nazwisko jednak Emila Vandame nie znajdowało się w żadnym dzienniku, mimo, iż była wzmianka o okręcie, jaki przed trzema tygodniami przewiózł armię i oficerów.<br> {{tab}}— Dlaczego on do nas nie pisze? — wyszepnęła smutno Aniela.<br> {{tab}}— Mógłżeby to uczynić po tem, co nastąpiło?<br> {{tab}}— Nie zważa się na nic, jesli się kocha i jest się kochanym...<br> {{tab}}— O! nie powątpiewaj o jego przywiązaniu, jest ono niewzruszonem, niezłomnem!...<br> {{tab}}— A mimo to, ja jestem tak nieszczęśliwą!...<br> {{tab}}Tu biedne dziewczę wybuchnęło łkaniem.<br> {{tab}}Siostra Marya, ująwszy ją w objęcia, przytuliła do swych piersi, ocierając łzy, płynące po twarzy nieszczęśliwej, daremnie jednak pocieszyć ją usiłowała.<br> {{tab}}Tegoż samego dnia, około dziesiątej, Agostini, wyszedłszy ze swego mieszkania, udał się na ulicę des Martyrs pod numer 22-gi, pytając o pana Robert.<br> {{tab}}— Na pierwszem piętrze, nad antresolą — odpowiedziano.<br> {{tab}}Włoch wszedł tamże. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/978|num=129}}{{c|'''XXIV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Robert był jednym z owych faktorów, stręczycieli pieniężnych interesów, jednym z tych ludzi o giętkiem sumieniu, a umyśle płodnym w różnego rodzaju środki i wybiegi.<br> {{tab}}Posiadając rozległy klientelę, pracował, zbierając majątek, jakiemi się dało sposobami.<br> {{tab}}Kilku młodych ludzi, pożółkłych, wychudłych, siedziało przy stolikach w obszernym przedpokoju, gryzmoląc na stemplowym papierze, a dalej, w gabinecie, spoczywał na wygodnym fotelu pan Robert, mężczyzna lat około pięćdziesięciu, niski, łysy, otyły, w złotych okularach, ubrany w elegancki szlafrok i aksamitną, błękitną, złotem haftowaną czapeczkę.<br> {{tab}}Agostini, przesławszy mu swój wizytowy bilet przez jednego z piszących w przedpokoju młodzieńców, został natychmiast przyjętym.<br> {{tab}}— Komuż i czemu zawdzięczam przyjemną pańską wizytę, kolego? — zapytał Robert, uchylając błękitnej czapeczki.<br> {{tab}}— Złą panu przynoszę wiadomość... — odrzekł Agostini. — Znałeś pan zapewne Flognego, inspektora policyi?<br> {{tab}}— Jaknajlepiej... i to oddawna. Miałożby go spotkać coś groźnego?<br> {{tab}}— Rzecz najsmutniejsza w świecie... umarł!<br> {{tab}}— Umarł? — zawołał Robert.<br> {{tab}}— Tak... wśród najstraszniejszych okoliczności. Czytaj pan... To mówiąc, Agostini podał koledze dziennik paryzki, powtarzający artykuł o wypadku w lesie Amboise.<br> {{tab}}— Straszne... przerażające! — zawołał Robert przeczytawszy, poczem zapytał: — Jakiż wszelako interes możesz pan mieć w powiadamianiu mnie o tej, tak okropnej śmierci i zkąd wiesz, że znałem tego biednego Flognego?<br> {{tab}}— Ztąd, że miałem z nim interesa, poufne stosunki.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/979|num=130}}{{tab}}— A! to co innego.<br> {{tab}}— Jestem ekspertem do sprawdzania charakterów pisma. Pan powierzyłeś Flognemu dwa weksle ze sfałszowanym, jak mniemasz, podpisem?<br> {{tab}}— Tak... w rzeczy samej.<br> {{tab}}— Flogny mi złożył te weksle, żądając ekspertyzy co do podpisu. Dowiedziawszy się o jego śmierci, przychodzę oddać je panu.<br> {{tab}}— Dziękuję z całego serca za pańską uczciwość, kochany kolego.<br> {{tab}}— Cóż pan z niemi zrobić zamyślasz?<br> {{tab}}— Radbym ścigać wicehrabiego de Nervey, sprawcę sfałszowania, ale ku temu potrzebowałbym upoważnienia ze strony mojego klienta, Haltmayera, którego podpis Nervey naśladował. Nieszczęściem, Haltmayer w podróż wyjechał i nie wiem nawet, w jakiej części świata znajduje się on teraz. Jest to dziwak, który nigdy nie mówi, dokąd jedzie i kiedy powraca. De Nervey, znając jego zwyczaje, skorzystał z tej okoliczności, mam bowiem to moralne przekonanie, iż podpis został sfałszowanym. Zapóźno się jednak spostrzegłem i drogo przypłacę mą nieuwagę.<br> {{tab}}— Przypłaciłeś pan to już własną kieszenią, nie potrzebujesz więc ani upoważnienia Haltmayera, ni jego obecności dla wniesienia skargi do sądu. Musisz pan mieć u siebie jakieś prawdziwe podpisy swojego klienta?<br> {{tab}}— Mam je.<br> {{tab}}— Chciej mi więc powierzyć takowe. Wystudyuję je, stwierdzę sfałszowanie i będziesz pan mógł ścigać wicehrabiego, jakiemi ci się podoba środkami, żądając pokrycia tych dziesięciu tysięcy franków, przezeń sfałszowanych.<br> {{tab}}— N| co mi się to przyda? De Nervey jest bez grosza... Zadłużony od stóp do głowy. Spadek po matce dawno już przejadł... roztrwonił.<br> {{tab}}— Powstrzymasz przynajmniej tego panicza od spełniania szeregu dalszych oszustw...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/980|num=131}}{{tab}}— Piękny rezultat... Niezaprzeczenie moralny. Kto jednak zwróci mi koszta, jakie naprzód będę musiał wyłożyć?<br> {{tab}}— Posłuchaj pan... ja ci coś przedstawię w tym interesie...<br> {{tab}}— Cóż takiego?<br> {{tab}}— Ustąp mi pan te oba weksle na własność.<br> {{tab}}— Ileż mi pan dasz za nie?<br> {{tab}}— Sumę, jaką przedstawiają... dziesięć tysięcy franków.<br> {{tab}}Robert spojrzał na mówiącego z osłupieniem.<br> {{tab}}— Na seryo pan to mówisz? — zapytał.<br> {{tab}}— Ja nie mam zwyczaju żartować w pieniężnych interesach.<br> {{tab}}— A zatem pan potrzebujesz trzymać wicehrabiego de Neryey w ścisłej zależności?<br> {{tab}}— Być może...<br> {{tab}}— Mój kolego, jesteś przebiegłym, jak widzę.<br> {{tab}}— Dziękuję za komplement. No! jakże, zgadzasz się na propozycyę?<br> {{tab}}— W jaki sposób zapłacisz?<br> {{tab}}— Gotówką.<br> {{tab}}— Kiedy?<br> {{tab}}— Natychmiast. Wypłacę za otrzymanym od ciebie podpisem na blankiecie. Mam przy sobie pieniądze.<br> {{tab}}— Pomiędzy kolegami winno nastąpić porozumienie. Zgadzam się zatem.<br> {{tab}}— Per Bacco! byłem tego pewien.<br> {{tab}}— Nakreślę akt ustępstwa tego wekslu.<br> {{tab}}— A ja tymczasem odliczę dziesięć tysięcy franków.<br> {{tab}}W dziesięć minut później Agostini otrzymał wzamian za paczkę banknotów wraz z wekslem akt ustępstwa tegoż, napisany według reguł, oraz list wraz z własnoręcznym podpisem Haltmayera, a pożegnawszy Roberta, wsiadł do powozu, rozkazując się zawieść na ulicę de Monceau, do Melanii Gauthier, rozkochanej obecnie do szaleństwa we Fryderyku Bertin, którą ten nędznik niemiłosiernie eksploatował z pieniędzy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/981|num=132}}{{tab}}Melania nawzajem wyciskała, o ile się dało najwięcej, takowych z Jerzego, którego szczęśliwa gra w karty utrzymywała o tyle, iż dotąd jeszcze nie zwracał się o nową pożyczkę do Agostiniego. Większa część tych pieniędzy przechodziła do rąk Fryderyka, który przybierał obecnie pozory wielkiego pana. Niejednokrotnie Melania posuwała bezczelność do tego stopnia, iż obu kochanków razem zapraszała na obiady, sadzając ich przy jednym stole.<br> {{tab}}Jerzy, uważając Fryderyka jako krewnego swojej kochanki, był dlań uprzejmym w obejściu. Jednakże od kilku dni napróżno kołatała Melania do portfelu wicehrabiego, zkąd wraz z kuzynem wywnioskowali oboje, iż fortuna przy grze przestała sprzyjać Jerzemu.<br> {{tab}}I nie mylili się w tym razie.<br> {{tab}}Przegrawszy raz, wicehrabia tracił coraz więcej z przerażającą szybkością.<br> {{tab}}— Na gracza, szulera, nie można nigdy rachować... — rzekła Melania do Fryderyka, gdy się znaleźli sam na sam oboje po obfitem śniadaniu. — Opływając dziś w złocie, nazajutrz znaleźć się może bez grosza. Nam obojgu potrzeba dużo i pewnych pieniędzy.<br> {{tab}}— Staraj się pochlebiać swemu wicehrabiemu, a wynajdzie jeszcze dla ciebie jaką znaczną sumę.<br> {{tab}}— Napróżno... on nic nie otrzyma, aż po śmierci swej matki.<br> {{tab}}— Dokądże ona żyć będzie?<br> {{tab}}— Ha! dopóki nie ukończy swej ziemskiej wędrówki.<br> {{tab}}Głos dzwonka, dobiegający od strony przedpokoju, przerwał rozmowę dwojga nędzników, a jednocześnie pokojówka ukazała się w progu.<br> {{tab}}— Pan Agostini pragnie widzieć się z panią — wyrzekła.<br> {{tab}}— Przybywa w sam czas... Proś, aby wszedł...<br> {{tab}}— Mamże odejść? — pytał Fryderyk po oddaleniu się służącej.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/982|num=133}}{{tab}}— Bynajmniej... wobec Agostiniego nie krępuję się wcale.<br> {{tab}}Stary {{Korekta|włoch|Włoch}}, wszedł do gabinetu.<br> {{tab}}— Przeszkadzam może? — zapytał, witając panią domu, a jednocześnie rzucając okiem na Fryderyka, którego nie znał, lecz odgadywał charakter i sposób postępowania po całem jego zuchwałem zachowaniu się i gminnym guście jaskrawego ubrania.<br> {{tab}}— Przeszkadzać mnie? nigdy w święcie... — zawołała Melania. — Cieszę się, ilekroć razy widzę cię u siebie... wszak o tem wiesz dobrze. Znajdujemy się w kółku rodzinnem... Przedstawiam ci mojego kuzyna...<br> {{tab}}— A! pana Fryderyka Bertin... — rzekł Agostini z uśmiechem.<br> {{tab}}Melania ze swym kuzynem spojrzeli na siebie zdziwieni.<br> {{tab}}— Pan mnie znasz? — pytał ten ostatni.<br> {{tab}}— Znam wszystkich, panie, a wiedząc, że pani Gauthier nie ma żadnych dla ciebie tajemnic, mogę mówić otwarcie w pańskiej obecności o tem, co mnie tu sprowadza.<br> {{tab}}— Ach! — przerwała z radością Melania — jeżeli przychodzisz zaproponować mi nową pożyczkę pieniężną, powziąłeś świetną ideę. Właśnie chciałam jechać do ciebie zapytać, czy nie zmieniły się twe dobre zapatrywania co do pana de Nervey?<br> {{tab}}— Od pani zależy, aby się nie zmieniły.<br> {{tab}}— Odemnie?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Cóż mam w tym celu uczynić?<br> {{tab}}— Pozwolić na zadanie ci kilku zapytań, na które odpowiesz pani z całą szczerością.<br> {{tab}}— Pytaj, ile chcesz i o co chcesz, licząc aa moją otwartość. Zresztą, daremniebym się starała kłamać wobec ciebie.<br> {{tab}}— A więc przedewszystkiem, jak się przedstawia teraz projekt pani?<br> {{tab}}— Jaki projekt?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/983|num=134}}{{tab}}— Wszak powiedziałaś mi kiedyś, iż liczysz na zaślubienie pana de Nervey.<br> {{tab}}Fryderyk rzucił się z niezadowoleniem.<br> {{tab}}— Niech to pana nie niepokoi — rzekł zwolna Agostini. — Pomienione małżeństwo zostawiłoby pańskiej kuzynce całą swobodę jej serca, a stałoby się jedynie sprawą, zabezpieczający jej przyszłość, która inaczej ciężkąby dla niej być mogła.<br> {{tab}}— No... no! — zawołała Melania — nie wyprowadzaj mnie na manowce, mój stary. Ty przyszedłeś tu w jakiejś sprawie, która tak mnie jak ciebie zbliska obchodzi.<br> {{tab}}— To prawda...<br> {{tab}}— A zatem mów jasno. Tak ja, jak i Fryderyk, jesteśmy na wszystko przygotowani.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Mówiliśmy przed dwoma miesiącami o opłakanym stanie zdrowia pani hrabiny de Nervey — zaczął Agostini. — To jej zdrowie dotąd nie polepszyło się wcale.<br> {{tab}}— Przeciwnie, poparła Melania, ta biedna kobieta ma się coraz gorzej.<br> {{tab}}— Co nie przeszkadza jej zamykać ściśle przed synem pugilaresu i zmuszać wicehrabiego do szukania tym zgubnych dlań pożyczek, których rezultatem będzie utrata całej po matce sukcesyi.<br> {{tab}}— Wiem o tem... Lecz w Czemże ja dopomódz tu mogę?<br> {{tab}}— Jeden tylko pozostaje środek do ocalenia szczątków owego majątku.<br> {{tab}}— Jaki?<br> {{tab}}— Zaślubić pani wicehrabiego.<br> {{tab}}— Uczyniłabym to, być może, i nakłoniła go ku temu. Wszakże jego matka na ten nasz związek nigdy nie zezwoli. Tak... nigdy! ona mi to wręcz powiedziała.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/984|num=135}}{{tab}}— To źle, źle bardzo... gdyż wreszcie, gdybyś pani go zaślubiła, mogłabyś mieć zapewniony w kontrakcie nader okrągłą sumkę pieniędzy, którą odebrałabyś po śmierci swojej teściowej i równie swego małżonka, jakie według wszelkiego prawdopodobieństwa wkrótce po sobie nastąpią, a tym sposobem zgarnęłabyś pani te pieniądze z przed nosa wierzycielom.<br> {{tab}}— Byłoby to pięknem, gdyby wykonać się dało — odpowiedziała Melania — nieszczęściem jednak, zrobić tego nie można.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ tak matka, jak syn, nie zgodziliby się na kontrakt w tym rodzaju.<br> {{tab}}— Tak, gdyby nie znalazł się sposób zmuszenia ich ku temu... — rzekł Agostini tak znaczącym tonem, iż Melania, posłyszawszy go, zadrżała.<br> {{tab}}— Zmusić ich? — powtórzyła.<br> {{tab}}— Ma się rozumieć... Chcesz-że pani na seryo zaślubić Jerzego de Nervey na warunkach, jakie ci przedstawiłem przed chwilą? — pytał {{Korekta|włoch|Włoch}} dalej.<br> {{tab}}— Ba! tego tylko pragnę. Cel jest pociągającym, ale nie widzę sposobu dojścia do niego.<br> {{tab}}— Jakto... nie wiesz więc pani, że wszystko można wymódz na ludziach, skoro posiada się w ręku ich tajemnicę, a owa tajemnica jest kompromitującą?<br> {{tab}}— To doskonale. — zawołał Fryderyk z wybuchem śmiechu. — Skoro się trzyma w ręku jaki piękny sekret, nic łatwiejszego. Nieco sprytu natenczas, a sprawa potoczy się jak na kółkach.<br> {{tab}}— Wiadomo... — odparła Melania. — Nieszczęściem jednak, tak pan, jak i ja, nie posiadamy w ręku nic takiego, coby mogło skompromitować hrabinę de Nervey.<br> {{tab}}— Nie o hrabinę bynajmniej tu chodzi — odrzekł {{Korekta|włoch|Włoch}}; — lecz raczej o jej syna, którego, gdy zechcę, mogę zesłać do Nowej Kaledonii.<br> {{tab}}Melania z Fryderykiem zerwali się z krzeseł.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/985|num=136}}{{tab}}— Jego? — zawołała, chwytając za rękę Agostiniego.<br> {{tab}}— Do Nowej Kaledonii... wicehrabiego? — powtórzył Fryderyk z osłupieniem. Ach! cóż więc zrobił ów Pierrot, aby do tego stopnia zbrukać honor naszej rodziny?<br> {{tab}}— Jest on fałszerzem... ni mniej, ni więcej!<br> {{tab}}— Fałszerzem... Jerzy?<br> {{tab}}— Tak! oto dwa weksle, każdy na pięć tysięcy franków, opatrzone przezeń fałszywym podpisem, naśladującym charakter pisma Haltmayera.<br> {{tab}}— Wypada więc zapłacić Jerzemu — ozwała się Melaania — a skoro zapłaci, ściganie go miejsca mieć nie będzie.<br> {{tab}}— Masz pani słuszność, gdyby mu przedstawiono te weksle i gdyby chciał ocalić swój honor. Tego się jednakże nie uczyni... Nie chodzi nam tu bowiem o to, ażeby on je zapłacił, lecz żeby odpowiadał przed sądem za swój czyn występny. Widzisz więc pani, jaką broń straszną posiadamy przeciw niemu, a nietylko przeciw wicehrabiemu, lecz i jego matce, która nie zechce zapewne widzieć swego syna na ławie oskarżonych. Jesteśmy więc panami sytuacyi. Możemy nakazać im, skoro nam się podoba, małżeństwo i kontrakt.<br> {{tab}}— Rzecz jasna... — odparł Fryderyk.<br> {{tab}}— Przypuśćmy... — ozwie się Melania. — Wszak Jerzy natenczas zostanie pod oskarżeniem, a ja nie chcę tak... za nic w świecie być żoną przyszłego galernika!<br> {{tab}}— Nie obawiaj się pani z tej strony niczego — odrzekł {{Korekta|włoch|Włoch}}. — Zapewnij mi tylko wypłatę dziesięciu tysięcy franków, a ja ci oddam te oba weksle w dniu twoich zaślubin.<br> {{tab}}— Jestem gotową podpisać wszystko, co pan zechcesz.<br> {{tab}}Dźwięk dzwonka rozległ się w tej chwili przy drzwiach przedpokoju.<br> {{tab}}Melania spojrzała na zegar.<br> {{tab}}— Trzecia... — wyrzekła. — To Jerzy przybywa.<br> {{tab}}— Pozwolisz-że mi pani działać dowolnie w swym interesie? — pytał Agostini.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/986|num=137}}{{tab}}— Tak... tak! Działaj pan... rób, co ci się tylko podoba, na wszystko się godzę.<br> {{tab}}— Zostańmy więc tu i czekajmy.<br> {{tab}}Drzwi jadalni nagle się otwarły. Wszedł wicehrabia de Nervey, jeszcze bardziej wychudły, z zapadniętemu policzkami, żółtą cerą twarzy, mocno podsiniałemi oczyma.<br> {{tab}}— A! otóż szczęśliwe spotkanie... — zawołał słabym, przerywanym głosem, spostrzegłszy Agostiniego. — Wiesz pan, iż właśnie miałem myśl, wyszedłszy ztąd, pojechać do ciebie w odwiedźmy.<br> {{tab}}— I w interesie... — dodał {{Korekta|włoch|Włoch}}.<br> {{tab}}— No tak, przyznaję... Szczęście, jakie mi dotąd służyło przy grze w bakara, całkiem mnie opuściło. Jak gdyby kto zaklął, do kroć piorunów. Melania jest bez grosza, a ja z pomocą przyjść jej nie mogę... Otóż i rozpaczliwa sytuacya! Matka moja uparła się... ani z nią dojść do ładu. Widzisz więc pan, mówię ci otwarcie, iż bez twojej pomocy i tego jakiegoś uczciwego kapitalisty znalazłbym się w dyabelnie przykrem położeniu. Cieszę się więc, że pana spotkałem. Dlaczego jednak przybierasz taką grobową fizyonomię?<br> {{tab}}— Ponieważ z wielkim mym smutkiem zmuszony jestem oznajmić panu złą wiadomość, panie wicehrabio...<br> {{tab}}— Złą wiadomość? Tego jeszcze potrzeba było... — zawołał Jerzy z obawą. — Cóż takiego nareszcie?<br> {{tab}}— Nie licz pan już na mego kapitalistę... Zamknął kredyt, jaki otworzył przedtem dla pana.<br> {{tab}}— Otóż cios nieprzewidziany. Ależ ten człowiek jest idyotą, zkąd i dlaczego odwraca się odemnie tak nagle?<br> {{tab}}— Nie oznajmił mi powodu, zaznaczył tylko postanowienie, jakie jest nieodwołalnem. Przedtem otworzył swoją sakiewkę dla pana, teraz ją zamknął... To już rzecz jego.<br> {{tab}}Jerzy de Nervey chwycił się za głowę, jak gdyby chcąc wyrwać te kilka włosów, pozostałych na jego wyłysiałej czaszce.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/987|num=138}}{{tab}}— Co ja teraz pocznę... co będę robił? — powtarzał.<br> {{tab}}— Mógłbym panu udzielić pewną poradę... — rzekł Agostini.<br> {{tab}}— Radę, bez pieniędzy?<br> {{tab}}— Możeby się i one znalazły...<br> {{tab}}— Mów więc...<br> {{tab}}— Przypuśćmy, żeś powziął myśl ożenienia się...<br> {{tab}}— Głupstwo... szaleństwo!<br> {{tab}}— Mimo to przypuśćmy, żeś tę myśl powziął.<br> {{tab}}— No... i cóż dalej?<br> {{tab}}— Przypuśćmy, że zaślubiasz kobietę bez majątku...<br> {{tab}}— Ależ to absurd... powtarzam!<br> {{tab}}— Lecz pozwólże mi pan skończyć... Przypuśćmy dalej, że pańska matka, pani hrabina de Nervey, zapewnia w ślubnymi kontrakcie twej przyszłej sumę czterysta tysięcy franków, hypotekując takową legalnie. Upadłyby natenczas wszelkie pretensye twych, wicehrabio, wierzycieli. Byłoby to jakgdyby gruszką dla ugaszenia pragnienia, zapewniając skromny dochód twej towarzyszce życia, która dla ciebie poświęciła dni najpiękniejszej młodości.<br> {{tab}}— A! pan mówisz o Melanii? — przerwał wicehrabia.<br> {{tab}}— Tak właśnie...<br> {{tab}}— Wierzę, iż to zapewniłoby jej przyszłość, ale nie widzę, w czemby mi teraz dopomódz mogło.<br> {{tab}}— Na ów posag, zapewniony przez pańską matkę w kontrakcie, mógłbym panu bez trudności wyjednać pożyczkę dwustu tysięcy franków za upoważnieniem pańskiej żony.<br> {{tab}}— Któregobym nie odmówiła napewno! — zawoła Melania.<br> {{tab}}— Wszystko to bardzo piękne, lecz niepraktyczne... — rzekł Jerzy. — Nie jestem z mej strony przeciwny zaślubinom. Melania jest dobrą dziewczyną; chętniebym się z nią ożenił. Chodzi tu jednak o zezwolenie mej matki, którego ona nigdy za życia nie udzieli.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/988|num=139}}{{tab}}— Ha! widzę, iż pan nie znasz mej matki — zawołał de Nervey. Uparta, jak muł... Skoro raz powie: „nie“, nic zmusić jej nie jest w stanie do zmiany postanowienia.<br> {{tab}}— Gdyby jednakże który z pańskich przyjaciół podjął się wyjednać u niej to zezwolenie...<br> {{tab}}— Który z moich przyjaciół?<br> {{tab}}— Tak... naprzykład pan Haltmayer?...<br> {{tab}}Posłyszawszy to nazwisko, Jerzy zarumienił się, a potem zbladł nagle.<br> {{tab}}— Dlaczego Haltmayer, nie inny? — wybąknął zcicha.<br> {{tab}}— Ponieważ on bardziej niźli ktokolwiekbądź, znalazłby zasadę, niezłomną zasadę, do przekonania pani de Nervey.<br> {{tab}}— Nie rozumiem pana... — zawołał Jerzy z widocznem pomieszaniem.<br> {{tab}}— Na seryo pan mnie nie rozumiesz? — pytał {{Korekta|włoch|Włoch}} szyderczo.<br> {{tab}}— Tak mi się zdaje.<br> {{tab}}— To źle się panu wydaje. Nie zmuszaj mnie pan, bym ci to jaśniej wytłumaczył; rozumiesz mnie bowiem doskonale!<br> {{tab}}— Haltmayer jest nieobecnym w Paryżu, a nawet we Francyi... — rzekł de Nervey.<br> {{tab}}— Przeciwnie, on jest w Paryżu, jest we Francyi. Spotkałem go wczoraj u jednego z moich kolegów, którego pan znasz być może, mianowicie u niejakiego pana Robert, przy ulicy des Martyrs.<br> {{tab}}Jerzy otarł czoło potem zroszone, chwiejąc się cały.<br> {{tab}}— Tenże sam Robert — ciągnął dalej Agostini — w obecności Haltmayera dał mi dwa weksle... Pan wiesz, o czem ja mówię.<br> {{tab}}De Nervey przerażony wyciągnął ręce błagalnie ku Agostiniemu.<br> {{tab}}— Milczenie... na Boga, milczenie... — wyszepnął ze drżeniem.<br> {{tab}}— A! zrozumiałeś mnie pan więc... — odrzekł {{Korekta|włoch|Włoch}} — nie wątpiłem o pańskiej inteligencyi, panie wicehrabio. Te {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/989|num=140}}weksle ja mam przy sobie, w moim portfelu... Od pana zależą aby zniszczonemi zostały.<br> {{tab}}— Zapłacę je... zapłacę! — wołał Jerzy z trwogą.<br> {{tab}}— Nie chodzi tu o zapłatę, jak na dziś przynajmniej.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXVI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— O cóż więc chodzi? — pytał de Nervey, patrząc na {{Korekta|włocha|Włocha}} przestraszonym wzrokiem.<br> {{tab}}— O to, ażebyś mi pan zechciał towarzyszyć wraz z parną Melanią Gauthier do pani hrabiny, swej matki, której raczysz mnie pan przedstawić. Ja jej wytłumaczę z całą gorącością serca, iż pan pragniesz zostać małżonkiem panny Gauthier, a gdyby pani hrabina przeciwstawiała swój tytuł wysoki, arystokratyczne swe stanowisko i inne podobne dzieciństwa. odpowiem jej, że takie małżeństwo nie stanowi mezaliansu, ponieważ panna Gauthier jest pańską kuzynką. Związek ten. przeto zawartym zostanie w rodzinie.<br> {{tab}}„Mam nadzieję, iż pani de Nervey pozwoli się przekonać i otworzy swoje ramiona, mówiąc jak w teatrze Ambigu: „Pójdźcie do mego serca, me dzieci... do mojego serca!“<br> {{tab}}„Gdyby zaś moje usiłowania nie odpowiedziały nadziejom, natenczas byłbym zmuszony uciec się do ostatecznie i stanowczo rozstrzygającego argumentu, jaki tu chowam w moim portfelu.“ <br> {{tab}}— Co?! pan śmiałbyś powiedzieć mej matce o mojej nieroztropności... nierozwadze?<br> {{tab}}— Pańskiej nierozwadze... —odrzekł {{Korekta|włoch|Włoch}}, podkreślając intonacyą głosu ów wyraz. — Czy pan wiesz, dokąd prowadzi nierozwaga, tego rodzaju?<br> {{tab}}— Moja matka umarłaby, słysząc coś podobnego!<br> {{tab}}— Ha! wszakże pan pragniesz tego i na to tylko wyczekujesz... nieprawdaż, panie wicehrabio? Wobec nas odrzuć pan wszelkie udawanie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/990|num=141}}{{tab}}— Jutro zobaczę się z matką... pomyślę nać tem... — rzekł Jerzy.<br> {{tab}}— Nad czem pan będziesz rozmyślał... skoro tu panu jedno tylko wyjście pozostaje? Dlaczego więc do jutra rzecz tę odkładać?<br> {{tab}}— Dobrze... zatem zobaczę się z matką dziś wieczorem. Wołałbym rozsadzić sobie czaszkę kulą w tej chwili, niźli mieć świadków podobnej rozmowy. O! bądź pan spokojnym, uczynię wszystko, co trzeba, i powiem to, co powiedzieć należy.<br> {{tab}}— Użyj pan, jakich chcesz, środków, to pana wyłącznie obchodzi. Pamiętaj tylko, że skutek pomyślny otrzymać potrzeba i że to nie może przewlekać się długo. Jutro pan mi przyniesiesz odpowiedź swej matki. Musi ona być zadawalniającą... pamiętaj pan o tem.<br> {{tab}}— Przyjdę jutro do pana... — wyszepnął Jerzy i wyszedł, chwiejąc się jak człowiek pijany.<br> {{tab}}— Sprawa już jakby załatwiona! — rzekł Agostini, zacierając ręce. — Zostaniesz pani wicehrabiną de Nervey... — dodał, zwracając się do Melanii.<br> {{tab}}— Niewielki zaszczyt wzamian za ławę sądową i galery — odpowiedziała, wzruszając ramionami.<br> {{tab}}— Lecz nadewszystko — ozwał się Fryderyk Bertin, jako praktyczny dzisiejszy młodzieniec — nie zapomnijcie o zabezpieczeniu czterechset tysięcy franków dla mojej kuzynki.<br> {{tab}}— Bądź pan spokojnym... mamy to na pamięci.<br> {{tab}}— Jesteś pan dzielnym finansistą — zawołał Fryderyk, powtórnie zwracając się ku Agostiniemu. — Wysoce poważam cię i cenię.<br> {{tab}}— Czyni mi to zaszczyt... — odrzekł {{Korekta|włoch|Włoch}}, przygryzając usta, aby utrzymać minę poważną, poczem uścisnąwszy rękę Melanii, dotknął końcami palców grubej dłoni Fryderyka i wyszedł z ulicy de Monceau.<br> {{tab}}Znalazłszy się na chodniku, Jerzy de Nervey przystanął, dyszący, jak pół obłąkany.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/991|num=142}}{{tab}}Dobywszy machinalnie chustkę z kieszeni, przyłożył ją do ust i spostrzegł na białem płótnie dużą krwawą plamę.<br> {{tab}}— Do pioruna! — zawołał — jestem więc bardzo chory! Lecz jakiż piekielny zbieg okoliczności... Czyż mogłem przewidzieć, że to zwierzę, ów Haltmayer, powróci tak prędko i że ta cała sprawa tak zły obrót weźmie? A jednak miałem sposobność naprawić to wszystko. Zobaczywszy go, trzeba było powiedzieć:<br> {{tab}}„Mój dobry, poczciwy, znalazłszy się w ciężkiem położeniu, popełniłem szaleństwo, naśladując twój podpis, głupstwo chwilowe... ty to rozumiesz... Zapłacę ci to gotówką...“<br> {{tab}}„I byłoby wszystko poszło gładko.<br> {{tab}}„Obecnie jest już zapóżno... I otóż znalazłem się w rękach tego nikczemnego lichwiarza! Jakiż interes jednak mieć on może w tem, abym zaślubił Melanię. Ot! co mnie zaciekawia!<br> {{tab}}„Złączyli się przeciw mnie i trzymają... tak... pochwycili, trzymają!<br> {{tab}}„Sąd... — mówił dalej po chwili — nie... nigdy w życiu! Wolę już zaślubić Melanię, a zresztą jest to jedyny sposób do uregulowania mojej pozycyi. Matka musi mi na to zezwolić.<br> {{tab}}„Na czterysta tysięcy franków, zabezpieczonych kontraktem, ów łotr Agostini pożyczy nam dwieście tysięcy. Przyobiecał to i dotrzyma słowa. To poprowadzi nas do otrzymania, niezadługo sukcesja, bo życie matki widocznie skraca się z dniem każdym.“<br> {{tab}}Mówiąc to, ów nędznik, torturowany obawą sądu, a razem i cierpieniem fizycznem, szedł w stronę ulicy Miromesnil.<br> {{tab}}Na schodach spotkał się z wychodzącym właśnie doktorem.<br> {{tab}}— Pan wracasz od mojej matki? — zapytał Jerzy.<br> {{tab}}— Tak, panie hrabio.<br> {{tab}}— Jakże się ma dzisiaj?<br> {{tab}}— Jednakowo.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/992|num=143}}{{tab}}— To nie odpowiedź. Chciałbym dokładnie wiedzieć, co pan sądzisz o stanie jej zdrowia?<br> {{tab}}— Nie kryję przed panem, iż grozi jej niebezpieczeństwo. Spokój jedynie absolutny, tak fizyczny, jak i moralny, może przedłużyć jej egzystencyę. Powtarzam panu, staraj się oddalać od niej wszelki smutek, wszelką zgryzotę. Nagły cios jaki, wzruszenie, zabiłyby ją napewno!<br> {{tab}}— Dziękuję, doktorze, będę się starał ściśle zastosować do twych poleceń.<br> {{tab}}Rozstawszy się z lekarzem, Jerzy udał się na pierwsze piętro, do apartamentów, zajmowanych przez panią de Nervey.<br> {{tab}}— Czy mama może mnie przyjąć? — zapytał pokojówki.<br> {{tab}}— Tak sądzę, panie... Pójdę oznajmić, że pan wicehrabia przybył.<br> {{tab}}Oznajmienie synowskiej wizyty wywołało uśmiech na blade usta hrabiny. Rozkazała go natychmiast wprowadzić. Jerzy wszedł.<br> {{tab}}Drabina leżała wsparta na szeslongu, jak wówczas, gdy przedstawiliśmy ją czytelnikom w owej wstrętnej scenie z jej synem, owem wyrodnem dzieckiem, które omal, ze nie zabiło tej biednej kobiety. Od dnia tego widziała go hrabina zaledwie pięć razy, cierpiąc niewypowiedzianie nad jawną obojętnością niewdzięcznika, matka bowiem kocha sercem matki, jakiekolwiekbądź byłyby błędy jej dziecka.<br> {{tab}}Wicehrabia wszedł, usiłując nadać swej twarzy wyraz głębokiej tkliwości. Zbliżywszy się do chorej, rzekł, całując jej rękę:<br> {{tab}}— Spotkałem właśnie doktora, kochana mamo. Oznajmił mi, iż twoje zdrowie znacznie się polepszyło, że nawet zupełnie jest dobrze...<br> {{tab}}— Doktór mówił to zapewne dla twego uspokojenia — odpowiedziała hrabina. — Mimo to czuję w rzeczy samej, iż od dni kilku wzmocniły się nieco me siły.<br> {{tab}}— A bicie serca?<br> {{tab}}— Rzadziej przychodzi i mniej gwałtownie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/993|num=144}}{{tab}}— Co dowodzi, że doktór się nie omylił. Otóż jesteś, mamo, na drodze do zupełnego wyzdrowienia i może będziesz mogła bez utrudzenia wysłuchać mnie przez kilka minut?<br> {{tab}}Pani de Nervey znała dobrze swojego syna. Jego słodko-obłudne zachowanie się, nie wróżyło jej nic dobrego.<br> {{tab}}— Jeżeli mi nie udzielisz jakich przykrych wiadomości — odpowiedziała — wysłucham cię napewno bez utrudzenia.<br> {{tab}}— Sądzę, iż nie weźmiesz tego, mamo, za rzecz przykrą, że chcę pomyśleć o mojej przyszłości.<br> {{tab}}— Gdybyś o niej myślał poważnie, byłabym nad wyraz szczęśliwą. O! gdybyś był wcześniej zwrócił na to uwagę, nie byłbyś nadszarpnął tak swego zdrowia! Nie pozostawiłbyś po za sobą tylu opłakanych wspomnień. Zresztą, lepiej późno niż nigdy. A więc, cóż mi masz nowego do powiedzenia? Cóż postanowiłeś?<br> {{tab}}— Postanowiłem raz zakończyć me kawalerskie życie!...<br> {{tab}}Pani de Nervey wzdrygnęła się żywo.<br> {{tab}}— Ależ przy takim stanie zdrowia, czyliż to uczynić podobna? — wyszepnęła smutno.<br> {{tab}}— Jakto, czy podobna? — zawołał, rzuciwszy się, Jerzy. — Szukasz więc, matko, pozorów, aby mnie wstrzymać od ożenienia?<br> {{tab}}— Bynajmniej... Oddawna już na to powinieneś się był zdecydować. Wtedy przyszłoby ci to z łatwością i zdrowie twoje zostałoby ocalonem.<br> {{tab}}— No... zdaje mi się, że na to wszystko jest czas jeszcze?<br> {{tab}}— Lecz któryż z ojców rodziny... zastanów się... który zechce dać swą córkę człowiekowi, co zniszczył swe zdrowie i roztrwonił przez rozpustę majątek? A ty, biedne me dziecię, właśnie takim jesteś. Ojciec, któryby cię obecnie przyjął za zięcia, byłby chyba szalonym!<br> {{tab}}— Przyznam, że to wszystko, co mówisz, mamo, w tej chwili, nie jest dla mnie pochlebnem...<br> {{tab}}— Być może, któż jednak powie ci prawdę, jeśli nie własna twa matka?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/994|num=145}}{{tab}}— Sądzisz więc, iż niepodobnaby mi było znaleźć żony dla siebie?<br> {{tab}}— Tak... obawiam się tego...<br> {{tab}}— Uspokój się więc, proszę... Nie będzie ro tak trudnem, jak się wydaje. Taką kobietę też odnalazłem.<br> {{tab}}— Pani de Nervey zadrżała.<br> {{tab}}— Jakto, uczyniłeś już wybór? — pytała z obawą.<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Jest-że ona ładną?<br> {{tab}}— Bardzo ładną... a nawet i bez tego, mamo, pojmujesz...<br> {{tab}}— Młoda?<br> {{tab}}— W moim wieku mniej więcej...<br> {{tab}}— Bogata?<br> {{tab}}— A! co to... to nie.<br> {{tab}}— Gdyby brak majątku był tu jedyną przeszkodą, przyklasnęłabym temu.<br> {{tab}}— Wiem, że i rak, mamo, przyklaśniesz... zezwolisz... jesteś rak dobrą.<br> {{tab}}— Kochasz tę młodą dziewczynę?<br> {{tab}}— Gorąco!<br> {{tab}}— I jesteś przez nią kochanym?<br> {{tab}}— Są powody, które mi pozwalają w to wierzyć.<br> {{tab}}— A jestżeś pewnym, iż zostaniesz przez jej rodziców przyjętym?<br> {{tab}}— Bezpożyteczna obawa. Jest ona wolną... Nikt sprzeciwić się nie może temu małżeństwu.<br> {{tab}}— Z zacnej pochodzi rodziny?<br> {{tab}}— Zdaje się, do pioruna!... ponieważ ta jej rodzina jest naszą rodziną... — zawołał Jerzy z ten większą bezczelnością, im bardziej czuł zbliżającą się chwilę rozwiązania. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/995|num=146}}{{c|'''XXVII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Pani de Nervey zbladła jeszcze bardziej niż zwykle.<br> {{tab}}— Z naszej rodziny? — powtórzyła głucho. — W naszej rodzinie jest tylko jedna niezamężna dziewczyna, a tą jest Melania Gauthier, od lat trzech twoja kochanka.<br> {{tab}}— A gdyby to ona nią była? — rzekł wicehrabia. — Zdaje mi się, że Melania nie mniej warta od innych.<br> {{tab}}— Ona? — zawołała pani de Nervey. — Ona, ten twój zły duch... duch zguby! Jeżeli dziś nic ci nie pozostało, jeśli straciłeś zdrowie, majątek, poważanie, jeśli świat tobą pogardza, a ludzie uczciwi, gdy do nich mówisz, odwracają się od ciebie, to jej to... jej wszystko winieneś zawdzięczać. Mów!... ja mylę się, być może... ja ciebie nie zrozumiałam? Jakkolwiekbądź nisko upadłeś, niepodobna, ażebyś mi proponował przyjęcie Melanii za synowę. Jerzy, uspokój mnie... uspokój coprędzej... Prawda, że ty nie o niej mówiłeś?<br> {{tab}}— Przeciwnie... dobrze, mamo, zrozumiałaś, ja o niej mówiłem.<br> {{tab}}— Jakto? ty chcesz zaślubić ową nędznicę... taką nikczemną istotę?... — wołała pani de Nervey.<br> {{tab}}— Dlaczego ją, matko znieważasz... skoro pomimo wszystko, ona zostanie mą żoną?<br> {{tab}}— Twą żoną... Melania Gauthier?... Nigdy... nigdy w świcie.<br> {{tab}}Wicehrabia wzruszył ramionami.<br> {{tab}}— A! domyślam się teraz... — mówiła pani de Nervey; — czekałeś ukończenia lat dwudziestu pięciu... Na mocy istniejącego prawa, możesz mi przysłać wezwanie urzędowe do poddania się likwidacyi i przyjęcia wszystkich twych długów, ponieważ tak nazywają ów najnikczemniejszy z aktów, a następnie ożenisz się wbrew mojej woli. Ha! możesz tak uczynić, jesteś dziś panem siebie... Uprzedzam cię tylko, że w dniu, w którym Melania Gauthier zostanie twą żoną, ja przestaję {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/996|num=147}}uważać cię za syna i moje serce wraz z drzwiami mego mieszkania będzie dla ciebie zamkniętem. Lecz ja się daremnie obawiam, to nikczemne małżeństwo nie przyjdzie do skutku, wszak prawda?<br> {{tab}}— Dlaczego... kto temu może przeszkodzić?<br> {{tab}}— Kto? najprzód sama Melania. Wiedząc, iż nie otrzymasz grosza odemnie ani teraz, ani w przyszłości, ponieważ tak się urządzę, iż za życia rozdam majątek, aby cię go pozbawić, ta dziewczyna naówczas nie zechce cię zaślubić. Tak, jestem spokojną... zupełnie spokojną.<br> {{tab}}Jerzy zbladł, jak marmurowa statua. Czerwona plama na każdym jego policzku tworzyła przerażającą sprzeczność z trupią bladością twarzy. Drżał cały.<br> {{tab}}— Matko! — zawołał po chwili przerywanym głosem — to małżeństwo spełnić się musi. Trzeba, ażeby ono nastąpiło... rozumiesz mnie?... Trzeba! A nie tylko, iż sprzeciwiać mu się nie będziesz, ale zapewnisz tytułem posagu dla Melanii sumę czterysta tysięcy franków.<br> {{tab}}Pani de Nervey spojrzała na syna w osłupieniu.<br> {{tab}}— Czy ja śnię? — szepnęła.<br> {{tab}}— Nie, nie śnisz bynajmniej.<br> {{tab}}— A zatem ty uległeś obłąkaniu. Jakaż moc ludzka zdołałaby mnie przymusić do usankcyonowania mem zezwoleniem podobnej sromoty?<br> {{tab}}— Jaka moc... jaki powód? — powtórzył Jerzy.<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Potęga najsilniejsza ze wszystkich, honor naszego nazwiska!<br> {{tab}}Na te wyrazy pani de Nervey, pomimo swego osłabienia, zerwała się nagle, biała z przerażenia, i chwiejąc się cała, przyłożyła obie ręce do piersi.<br> {{tab}}— Honor naszego nazwiska... — powtórzyła ochrypłym głosem.<br> {{tab}}— Tak... czyli raczej honor twojego syna.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/997|num=148}}{{tab}}— Nieszczęsny! cóżeś uczynił, ażeby ów honor miał zostać zachwianym?!<br> {{tab}}— Popełniłem szaleństwo... za które ty, matko, winnaś być odpowiedzialny, ponieważ byłaś tego przyczyną.<br> {{tab}}Hrabina łkała.<br> {{tab}}— Ja... ja? — szeptała.<br> {{tab}}— Tak... ty... rzecz prosta — mówił dalej nędznik pastwiąc się bezlitośnie nad tą biedną kobietą. — Potrzebowałem pieniędzy... gwałtownie ich potrzebowałem. Prosiłem cię o nie... dać mi ich nie chciałaś... Wtedy, przyciśnięty koniecznością, sfałszowałem podpis mojego przyjaciela i weksel zdyskontowałem... Otóż rzecz cała... Czyjaż w tem wina?<br> {{tab}}Usta pani de Nervey drgały nerwowo, żaden dźwięk jednak przez nie nie wybiegł. Głos uwiązł jej w gardle.<br> {{tab}}Nikczemny matkobójca mówił dalej:<br> {{tab}}— Otóż więc popełniłem szaleństwo. W chwili obecnej te sfałszowane weksle znajdują się w rękach lichwiarza Melanii Gauthier i widzisz we mnie ofiarę oszustwa, spełnionego pomimo woli. Ci ludzie, matko, są od nas silniejszymi. Jeżeli więc nie zaślubię Melanii, jeżeli na to moje z nią ożenienie nie udzielisz mi swego zezwolenia i nie zapewnisz aktem czterystu tysięcy franków, jako posagowej sumy Melanii, zawezwą mnie przed sąd, a ztamtąd ześlą na galery... mnie... wicehrabiego de Nervey... To byłoby okropnem, haniebnem! Należy tego uniknąć za jakąbądź cenę.<br> {{tab}}Nieszczęsna matka wydała jęk głuchy. Zdawało się jej, iż ziemia zapada się pod jej stopami. Aby się utrzymać na nogach, chwyciła się palcami wychudłego ramienia swojego syna.<br> {{tab}}Jej twarz, dotąd marmurowo blada, nagle stała się purpurową, rysy konwulsyjnie zadrgały, oczy zdawały się wychodzić ze swej oprawy.<br> {{tab}}— Przekleństwo tobie! przekleństwo! — wyjąknęła zcicha.<br> {{tab}}Strumień krwi, trysnąwszy z jej ust, oblał twarz syna, ręce jej bezwładnie się osunęły i padła bez życia na podłogę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/998|num=149}}{{tab}}Jerzy, zimnym potem zroszony, cofnął się z przerażeniem nad nagłem rozwiązaniem tego, naprzód zresztą przewidzianego dramatu. Wzrok jego nie mógł się oderwać od tego ciała, leżącego w bezwładnej skamieniałości.<br> {{tab}}Po kilku minutach, odzyskawszy przytomność, zbliżył się do trupa, a przyklęknąwszy, położył rękę na lewej stronie jego piersi.<br> {{tab}}Serce to bić już przestało.<br> {{tab}}Jerzy się podniósł.<br> {{tab}}— Umarła!... — wyszepnął. — Otóż jestem wolny... umknę przed sądem, ponieważ nic mi teraz nie przeszkodzi zaślubić Melanii. — Poczem, przybrawszy wyraz głębokiego wzruszenia, poskoczył ku drzwiom, wołając z całych sił: — Na pomoc... ratunku! matka umiera!<br> {{tab}}Na owo wezwanie przybiegła pokojówka, wydając okrzyk przestrachu na widok krwią oblanej hrabiny, leżącej bezwładnie na kobiercu.<br> {{tab}}Jerzy załamywał ręce, wołając:<br> {{tab}}— Na pomoc! ratunku... matka umiera! Doktora, prędko doktora!<br> {{tab}}Służba, wezwana temi krzykami, powybiegała na ulicę i w parę minut przyprowadzono doktora, który jedynie tylko niestety mógł stwierdzić zgon zmarłej, nastąpiony w piorunujący sposób, skutkiem anewryzmu serca.<br> {{tab}}O siódmej wieczorem Jerzy dzwonił do drzwi Agostiniego przy ulicy Paon-blanc.<br> {{tab}}Włoch otworzył mu, zapytując:<br> {{tab}}— No! jakże się udało?<br> {{tab}}Jerzy wskazał czarną, szeroką krepę na kapeluszu.<br> {{tab}}— Pani hrabina umarła? — zawołał agent, udając zdziwienie.<br> {{tab}}— Tak... Nie istnieją więc już dla mnie groźby... Przygotuj pan zatem weksle... zapłacę je, a następnie zaślubię Melanię, jeżeli tego będzie żądała.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/999|num=150}}{{tab}}— Dobrze, panie wicehrabio... — odrzekł {{Korekta|włoch|Włoch}}.<br> {{tab}}— Otóż wybornie załatwiona sprawa! — rzekł sam do siebie Agostini po odejściu Jerzego. — Desvignes będzie zadowolonym.<br> {{tab}}W dniu, w którym działy się wyż opisane rzeczy, Wiliam Scott, w łatanym paltocie, jako ojciec Cordier, wysiadłszy z tramwaju w alei Saint-Ouen, zbliżał się ku nagromadzonym w pobliżu starym budynkom.<br> {{tab}}Gromada tych starych, zniszczonych budowli znajdowała się poniżej plantu obwodowej drogi żelaznej, a miejsce to zwano powszechnie „Willę, Gałganiarzów.“ Tutaj to mieszkał znany nam Piotr Béraud.<br> {{tab}}Willa otoczoną, była drewnianem osztachetowaniem. Wchodziło się wewnątrz przez drzwi, wpośrodku tegoż wybite.<br> {{tab}}Ciężka, przepełniona stęchlizną atmosfera, wydobywająca się z kup starych, zgniłych gałganów, kości i tym podobnych, w pełnym rozkładzie będących odpadków, płynęła po nad budowlami, zdając się jak gdyby z ziemi wychodzić.<br> {{tab}}Przestąpiwszy drzwi, Will Scott zwrócił się w stronę karczmy, dość nędznej z pozoru, na froncie której umieszczony był szyld ze znakiem niezwykle oryginalnym. Na czarnej desce przybito koronę, z drzewa wyciosaną, niegdyś przed laty złoconą, poniżej której wyryte były te słowa:<br> {{c|POD KORONĄ KRÓLÓW PRANCYI.|po=8px}} {{tab}}Ta karczma należała do właściciela willi.<br> {{tab}}Dawano tu pić i jeść gałganiarzom, swym lokatorom, Jeżeli mieli kilka sous na zapłacenie.<br> {{tab}}Scott, jako dobry znajomy, wszedł prosto do karczmy, gdzie właścicielka, otyła, trzydziestoletnia kobieta, powitała go z wdzięcznym uśmiechem.<br> {{tab}}— A! to pan, panie agencie... — wyrzekła. — Przychodzisz {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1000|num=151}}pytać mnie zapewne, co tu słychać nowego? Otóż ci powiem, iż nasz lokator zapłacił.<br> {{tab}}— Wiem o tem... — odrzekł mniemany Cordier.<br> {{tab}}— A! pan wiedziałeś...<br> {{tab}}— Ja to dałem Piotrowi Béraud kwotę pieniędzy, jąkaci dłużnym pozostawał, a za który to dług prosiłem panią, byś mu zagroziła eksmisyą z mieszkania. To panią dziwi? — dodał {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}, widząc osłupienie właścicielki.<br> {{tab}}— Dziwi mnie to... — odpowiedziała — ponieważ pan przyszedłeś natenczas, mówiąc do mnie:<br> {{tab}}„Policya, do której należę, powiadomioną została, że pani masz pomiędzy swymi lokatorami pewnego łotra, nicponia, który uchodzi za uczciwego {{Korekta|chłowieka|człowieka}}, a mimo to należał do kradzieży. Możesz nam pani dopomódz w śledztwie, czyli się nie mylimy? Ów człowiek nazywa się Piotr Béraud. Jestże on pani coś dłużnym za mieszkanie i żywność?“<br> {{tab}}— Odpowiedziałam panu natenczas, że pozostał mi winien za dwa tygodnie mieszkania wraz z żywieniem, na co odrzekłeś mi pan:<br> {{tab}}„Przynaglaj go pani, aby zapłacił... Jeśli zapłaci, będzie to znakiem, iż ma pieniądze z kradzieży.“<br> {{tab}}— Rzecz prosta, przynaglałam go, zapłacił, a teraz powiadasz mi pan, iż to ty jemu dostarczyłeś pieniędzy! Nie! doprawdy, ja nic z tego nie rozumiem.<br> {{tab}}— Bo nie potrzebujesz pani rozumieć... — odrzekł, śmiejąc się, Will Scott. — Przychodzę właśnie prosić panią obecnie, byś otworzyła u siebie szeroki kredyt Piotrowi Béraud... nic mu pani nie odmawiaj... staraj się go nawet popychać do wydatków.<br> {{tab}}— Nie wiem, czy panu wiadomo, że ten stary jest sławnym łykaczem. Wysusza kieliszki bez liczby jeden po drugim.<br> {{tab}}— Tem lepiej. W pijaństwie człowiek staje się gadatliwymi i prawda natenczas wybiega z ust jego. Dozwól mu pani pić i słuchaj, co powie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1001|num=152}}{{tab}}— Dobrze... Lecz któż mi zwróci za wydatki Piotra Béraud?<br> {{tab}}— Prefektura... Na dowód masz tu pani zaliczkę dwieście franków. Nie masz się więc czego obawiać. A teraz powiedz mi pani, gdziebym się mógł widzieć z tym twoim lokatorem. Potrzebuję z nim pomówić.<br> {{tab}}— Idź pan główną ulicę Willi. Gdy dojdziesz środka, pierwszy lepszy gałganiarz wskaże ci jego mieszkanie.<br> {{tab}}W kilka minut później Will Scott wszedł do lepianki starego gałganiarza, który go powitał okrzykiem zdumienia.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXVIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Zkęd, panie Cordier — zawołał Béraud — zkąd ty tu» w Saint-Ouen, w Willi Gałganiarzów? No... a jakże tam twe zdrowie?<br> {{tab}}— Doskonale! — odrzekł Will Scott.<br> {{tab}}— Przychodzisz może upomnieć się o swoją drobną należność?<br> {{tab}}— Bynajmniej, mój przyjacielu, zapłacisz mi to, gdy zechcesz. Nic nie nagli... nic nie ma pilnego. Odwiedzając tu kogoś w tej stronie, powiedziałem sobie, iż źle byłoby przejść koło twej budy, nie uścisnąwszy ci ręki.<br> {{tab}}— Dobrześ pan uczynił...<br> {{tab}}— Powiedz mi, jakże twe interesa? — Ach! nie mów mi pan o tem... Prawdziwy krach na kupie gałganów. Zaledwie można coś odnaleźć na utrzymanie biednego życia w pudłach Poubelle. Lecz powiedz mi pan, ty, który znasz Eugeniusza Loiseau i Pawia Béraud i który mieszkasz w tymże co oni okręgu, co z nimi teraz się dzieje?<br> {{tab}}— Paweł porzucił Joannę Desourdy.<br> {{tab}}— A! nędznik... wiem o tem. Nastąpiło to właśnie w dniu, w którym byłem u pana. Gdzie ona się jednak umie- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1002|num=153}}ściła ta biedna kobieta? Przyobiecała mi, iż przyśle swój adres, a nie uczyniła tego.<br> {{tab}}— Nic nie wiem... Staraj się, ojcze, o tem powiadomić. Kobieta z małem dzieckiem, nędza je czeka.<br> {{tab}}— Będę się starał o niej dowiedzieć, a gdy odkryję, gdzie mieszka, powiadomię pana. Cóż porabia Eugeniusz Loiseau?<br> {{tab}}— Poszedł za przykładem Pawła Beraud; sprzedał całe umeblowanie, a Wiktoryna jest w szpitalu.<br> {{tab}}— Wiktoryna w szpitalu... czy podobna?... Ha! w każdym razie otrzymała to, na co zasłużyła. Oto jedna z tych, które nie przynoszę zaszczytu rodzinie.<br> {{tab}}— A pańska stara kuzynka? — pytał {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} — ta dzielna wdowa Ferron, która spotkaliśmy kiedyś w piwiarni przy ulicy Kellera?<br> {{tab}}— Ach! moja biedna krewna... tej los nie sprzyja.<br> {{tab}}— No! czyliż ją również spotkało coś przykrego?<br> {{tab}}— Ciężka zgryzota, ma się rozumieć. Właściciel domu nakazał jej przez komornika, aby się wynosiła z mieszkania, co ją tak strasznie dotknęło, iż padła bez życia na ziemię i od tej chwili została sparaliżowaną na całej prawej stronie ciała.<br> {{tab}}— A! to wielkie nieszczęście!<br> {{tab}}— Zapewne! co nie powstrzymało właściciela od wyrzucenia jej na ulicę w tak smutnym stanie zdrowia. Złożono na podwórzu jej ubogą chudobę, a gdybym wypadkiem nie nadszedł był wtedy, możeby była i na tej kupić łachmanów umarła. Na szczęście odnalazłam kąt, do którego ją z jej resztkami przewieziono. Ach! gdybyś pan widział teraz tę biedną kobietę... Kamień zapłakałby nad nią! Literalnie nic nie je, żyjąc tylko wódka, jaką jej przynoszę czasami.<br> {{tab}}— Dlaczego pan nie odeślesz jej do szpitala?<br> {{tab}}— Aha! spróbuj pan powiedzieć jej o szpitalu... przywitałaby pana...<br> {{tab}}— Zarządziłżeś przynajmniej jakąśkolwiek nad nią opiekę tam, gdzie ją umieściłeś?<br> {{tab}}— W tym domu nie ma nikogo.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1003|num=154}}{{tab}}— Jakto... w całym domu nikogo? tego nie pojmuję.<br> {{tab}}— Posłuchaj pan. Na rogu ulicy Servan przebijają nową ulicę. Burzą domy, z których powynosili sie lokatorowie. Odrazu jednakże wszystkich kamienic nie zwalą w ruinę. Pozostały jeszcze dwa lub trzy zwaliska. Znam przedsiębiorcę tych robót, prosiłem go, by mi pozwolił pomieścić mą starą w próżnej izbie. Zgodził się na to i otóż schroniła się tam, dopóki nie umrze, lub dopóki jej ztamtąd nie wyrzucą.<br> {{tab}}— Biedna kobieta... mocno jej żałuję! Wiadomo panu, że jestem filantropem, lubię dopomagać nieszczęśliwym. Idźmy do niej!<br> {{tab}}— Dobrze.<br> {{tab}}— A potem razem pójdziemy na obiad.<br> {{tab}}— Zgoda! — odrzekł Piotr Béraud.<br> {{tab}}— Zaniosę jej litr wódki, ponieważ pan mówisz, że wódka ją tylko przy życiu utrzymuje...<br> {{tab}}— Otóż myśl świetna! Dopieroż ona będzie kontenta!<br> {{tab}}— Dalej więc w drogę...<br> {{tab}}Tu oba wyszli z Willi Gałganiarzów. Za przybyciem do fortyfikacyj, Scott przywołał fiakra, a wsiadłszy weń ze starym Béraud, kazał jechać do bramy Père-Lachaise. Przybywszy tu, wysiedli, a {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}, prowadzony przez gałganiarza, zatrzymał się naprzeciwko desek zbitego zagrodzenia.<br> {{tab}}Piotr wyjął dwie z owych desek, aby się dostać do mieszkania wdowy Ferron. Drzwi tegoż były jedynie z zewnątrz na skobel zamknięte.<br> {{tab}}Otworzywszy te drzwi, wszedł ze swym towarzyszem do izby, na parterze położonej, na środku której stał ręczny wózek dawnej kupcowej warzywa.<br> {{tab}}W tejże samej izbie stały na kupach złożone drzwi, okna z sąsiednich domów zburzonych, belki spróchniałe, deski od podłogi i kupy wiórów.<br> {{tab}}Wąskie, drobne schodki, w rodzaju drabiny, prowadziły na pierwsze piętro.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1004|num=155}}{{tab}}Posłyszawszy odgłos kroków na dole, wdowa Ferron poruszyła się na łóżku, wydając głuche mruczenie.<br> {{tab}}— To ja... nie obawiaj się, stara — rzekł Piotr; — ja z moim przyjacielem przynosimy ci coś dla rozgrzania.<br> {{tab}}Will Scott rzucił badawczym wzrokiem wokoło siebie. Stanąwszy po za gałganiarzem, wdrapał się na wąskie schodki, przeglądając z dziwnem zaciekawieniem tę lichą budę.<br> {{tab}}Wdowa Ferron wlepiła szkliste spojrzenie w obu przybyłych.<br> {{tab}}— A! to ty, Piotrze... — jęknęła, wykrzywiając usta, z których wychodziły z trudnością łamane, niewyraźne słowa.<br> {{tab}}— Tak... to ja... — odparł gałganiarz, stawiając litr wódki, kupionej przez Will Scotta, na desce, umieszczonej przy poduszce sparaliżowanej, na której stały zapałki, świeca i jakaś flaszka opróżniona. — To ja z mym przyjacielem, czyliż nas nie poznajesz?<br> {{tab}}Chora wpatrywała się w {{Korekta|irlandczyka|Irlandczyka}} przez chwilę, poczem głosem chrypliwym wyrzekła:<br> {{tab}}— Tak... ja go poznaję... To jest nasz znajomy z szynku przy ulicy Kellera. Mój Boże... otóż już wołać nie mogę, jak kiedyś: „Marchew... kapusta... piękna cebula! Skończone! czuję, iż umrę niezadługo!<br> {{tab}}— To pewna, że twój stan zdrowia jest godzien pożałowania, moja biedna kobieto — rzekł mniemany Cordier. — Dlaczego ci jednak nie przyjdzie kto z pomocą? Masz krewnych w Paryżu, a nawet bogatych, jak mi o tem mówiłaś. Mogliby wynaleźć dla ciebie pokój i jakąś osobę do dozorowania.<br> {{tab}}Stara nerwowo się roześmiała.<br> {{tab}}— Moi krewni? to on... on tylko — zawołała, wskazując na Piotra wychudłą ręką. — Reszta, to arystokraci, wielcy panowie... Leżą na złocie, a nie daliby dwóch sous nędzarzom, umierającym z głodu. Mam ja i innych krewnych, ale ci żyją w ubóstwie, jak ja zarówno. Nie... nie! ja nic nie żądam; patrzę przez okno na ów cmentarz bogatych, lecz jestem pewną, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1005|num=156}}że mnie tam nie pochowają. To miejsce dla milionerów... Trzeba mieć wiele pieniędzy, aby tam spocząć po śmierci. Mnie powiozą do Saint-Ouen, albo Kajenny... do wspólnego dołu. Dobrze mi tutaj, w tej pustce oczekuję na ostateczną wędrówkę. A teraz, Piotrze, daj mi pić, bo pragnienie mnie pali...<br> {{tab}}— Jeść ci się nie chce? — pytał gałganiarz.<br> {{tab}}— Nie... wcale.<br> {{tab}}— A więc przynieśliśmy ci butelkę dobrej wódki... Nasz, przyjaciel kupił ją dla ciebie.<br> {{tab}}— Daj prędkOłmrę kropli, to mi dobrze zrobi.<br> {{tab}}Piotr, odkorkowawszy flaszkę, podał ją chorej, która pochwyciwszy ją, piła z niej chciwie.<br> {{tab}}— Lecz dość... — wyrzekł gałganiarz, odbierając butelkę, i stawiając ją na krześle. — Uporządkuję teraz nieco twe gniazdo.<br> {{tab}}Podczas, gdy zajął się zamiataniem, Scott zbliżył się do chorej.<br> {{tab}}— Dziękuję z całego serca, żeś przyszedł do mnie — wyrzekła. — Podaj mi jeszcze butelkę, czuję, iż to pokrzepia me siły.<br> {{tab}}Irlandczyk podał jej flaszkę i wdowa Perron piła wielkiemi łykami, z głową w tył przechyloną, aż do powstrzymania oddechu.<br> {{tab}}— Ach! jakie to dobre... — wyjąknęła — jak to rozgrzewa!<br> {{tab}}Piotr Béraud zbliżył się do łóżka.<br> {{tab}}— Możebyś teraz coś zjadła? — zapytał.<br> {{tab}}— Oto moje pożywienie... — odpowiedziała, wskazując na butelkę.<br> {{tab}}— Ha! ponieważ nic niepotrzebujesz, odejdziemy.<br> {{tab}}— Dobrze... ja zasnę trochę. A przyjdź jutro do mnie.<br> {{tab}}— Przyjdę... bądź spokojną... do widzenia.<br> {{tab}}I wyszedł wraz z owym mniemanym Cordierem.<br> {{tab}}— Jakże pan sądzisz! — zapytał stary gałganiarz gdy {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1006|num=157}}oba znaleźli się na ulicy. — Zdaje się, że tej biedaczce niewiele już do życia pozostaje.<br> {{tab}}— Przy bardzo troskliwych staraniach mogłaby wyjść z tego cierpienia — odrzekł mniemany filantrop. — Pomyślę ja o tem... Trzebaby dla niej wynająć stancyjkę i przyjąć dozorczynię. Postaram się o to. A teraz idźmy na obiad.<br> {{tab}}Znalazłszy się na ulicy de Belleville, weszli do restauracyi.<br> {{tab}}— Pożegnam cię, mój kochany — rzekł Scott po, ukończonym obiedzie — wracam do siebie. Wkrótce jednakże zobaczymy się u tej biednej chorej. Staraj się dowiedzieć o adresie Joanny Desourdy. Ona zarówno jest nieszczęśliwą... I jej także pragnąłbym przyjść z pomocą.<br> {{tab}}— Bądź spokojnym, odnajdę jej mieszkanie. No! i pomyśleć... — dodał Piotr Béraud, któremu wychylone przy obiedzie kieliszki wina rozwiązywały język, pomyśleć, że my dziś tacy nędzarze, moglibyśmy być wszyscy bogaczami!<br> {{tab}}— Ba! — rzekł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}.<br> {{tab}}— Ależ to miliony... miliony! Wielki majątek po zginionym gdzieś naszym krewnym... Później ja ci to wszystko opowiem.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXIX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Uścisnąwszy rękę gałganiarza, który odszedł w stronę bulwaru La Villette, mówiąc do siebie i gestykulując żywo, Wiliam Scott, zamiast się udać do Paryża, skręcił ku Belleville i wszedł do kupca, gdzie zażądał litra wina, poczem, zwróciwszy się w poprzeczną ulicę, zbliżył się do kanału, w Który wylał do ostatniej kropli zawartość z butelki.<br> {{tab}}Skierowawszy się następnie w stronę Paryża, wstąpił do składu materyałów aptecznych, gdzie kazał sobie w opróżnioną butelkę odmierzyć petroleum.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1007|num=158}}{{tab}}Uczyniwszy to, szedł zewnętrznym bulwarem aż do ulicy Saint-Maur.<br> {{tab}}Wszędzie już sklepy zamykano, ulice opustoszały. Niebo pokryło się chmurami. Wiatr wschodni dął silnie, bijąc o ściany domów grubemi kroplami deszczu.<br> {{tab}}Scott, zapiąwszy na sobie swe zwierzchnie okrycie, pod którem ukrył butelkę, biegł spieszno wzdłuż ulicy Saint-Maur, jak osobistość, podążająca do mieszkania przed nieuchronną ulewą.<br> {{tab}}Przybywszy na róg Chemin-Vert, zwrócił się na lewo aż do ulicy Servan.<br> {{tab}}Tam zatrzymał się na chwilę.<br> {{tab}}— Strażnik, wartujący około Mont-de-Pièté, mógłby mnie dostrzedz — rzekł sam do siebie. — Wszelka ostrożność nie jest zbyteczną, mimo, iż silne mam nogi...<br> {{tab}}I szedł dalej, aż do zaułka, okrążając bardziej ruchliwe ulice, aż wreszcie znalazł się naprzeciw drewnianego ogrodzenia, w którem Piotr Béraud wyjął dwie deski, chcąc dostać się do resztek zburzonych budowli, służących za schronienie wdowie Ferron. Scott dobrze zapamiętał to miejsce.<br> {{tab}}Wyjąwszy deski, zniknął w otworze, następnie założywszy je, nasłuchiwał.<br> {{tab}}Najmniejszy szelest słyszeć się nie dawał. Głębokie milczenie panowało wokoło zagrodzenia.<br> {{tab}}Irlandczyk szedł w kierunku resztek nierozebranych budowli.<br> {{tab}}W chwili, gdy drzwi otwierał, zdawało mu się, jak gdyby ktoś rozmawiał wewnątrz mieszkania.<br> {{tab}}Zaniepokojony przystanął, słuchając.<br> {{tab}}— Kapusta... marchew... piękna cebula! — powtarzał chrypliwy głos wdowy Ferron, która, leżąc na łóżku, przyciskała do piersi butelkę z wódką, prawie zupełnie już opróżnioną.<br> {{tab}}— A! to mruczy swoją piosenkę ta stara, na dobre się upiła, jak widzę, liczyłem na to... — szepnął {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} i wszedł {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1008|num=159}}do izby na parterze, w której zauważył przedtem stosy poskładanych drzwi, okien i różnych szczątków z rozebranych domów.<br> {{tab}}Zwolna posuwał się pośród ciemności, idąc z natężoną uwagą, aby nie potknąć się o jaki przedmiot.<br> {{tab}}Chrypliwy głos sparaliżowanej dobiegał bezprzestannie, powtarzając:<br> {{tab}}— Kapusta... marchew... piękna cebula... kupujcie panie, panowie!<br> {{tab}}Irlandczyk usiadł na belce, a postawiwszy obok siebie butelkę z petroleum, czekał.<br> {{tab}}Oczekiwanie to długo trwało.<br> {{tab}}Północ uderzyła na wieżowym zegarze kościoła świętego Ambrożego, następnie w pół do pierwszej i pierwsza nad ranem.<br> {{tab}}Wielkie milczenie nocy coraz głębszem się stawało. Wdowa Ferron musiała zapewne do reszty wypróżnić butelkę, ponieważ nic nie mówiła już teraz, a ciężki jej oddech zamienił się w głuche chrapanie.<br> {{tab}}Zegar wydzwonił w pół do drugiej i drugą, nareszcie.<br> {{tab}}Scott zapalił zapałkę, która zabłysła na jedno mgnienie oka, ta jednak krótka chwila wystarczyła mu na rozpatrzenie się w sytuacyi.<br> {{tab}}Po prawej stronie przy ścianie znajdowała się kupa gruzów, rzucona na belki spróchniałe.<br> {{tab}}Odkorkowawszy butelkę, wylał na to suche drzewo i wióry znajdujące się we flaszce petroleum, poczem, zapaliwszy drugą zapałkę, rzucił ją na leżące wokoło wióry, a wybiegłszy coprędzej z budynku, zwrócił się ku drewnianemu ogrodzeniu, tworzącemu czworokąt od strony cmentarza Père-Lachaise, przeskoczył je z giętkością klowna i biegł co sił, nie oglądając się po za siebie, dopóki nie dosięgnął spadzistej ulicy, okrążającej cmentarz wokoło.<br> {{tab}}Wkrótce znalazł się na wyniosłości, zkąd wzrokiem mógł {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1009|num=160}}objąć cały Paryż. Spojrzawszy przed siebie, dostrzegł objęty płomieniami budynek.<br> {{tab}}Pożar, podniecany palnym materyałem, pędzony wiatrem wschodnim, wzmógł się w kilku minutach przerażająco.<br> {{tab}}Strażnik, czuwający przy Mont-de-Pièté, spostrzegłszy płomienie, zasygnalizował na alarm. Pobudzono się we wszystkich okręgach, przyzywając pomocy. Tłumy zbijały się, biegły, przesadzając deski zagrodziła, nikt jednak nie czynił nic dla zwalczenia ognia.<br> {{tab}}— Palą się szczątki rozebranego domu — mówiono. — Nikt tam nie mieszka. Niewątpliwie to nocne włóczęgi zaprószyły ogień. Dobrzeby było, aby się razem upiekli!<br> {{tab}}Policya wysłała swych ludzi.<br> {{tab}}Sikawki z Mont-Pièté i Roquette biegły na pomoc.<br> {{tab}}Ukazała się grupa strażników miejskich.<br> {{tab}}— Śpieszcież coprędzej! — wołały tłumy zebranych — drzewo wewnątrz budynku się pali!<br> {{tab}}— W tych zwaliskach mieściła się stara, chora kobieta — rzekł jeden z miejskich strażników — nie można dozwolić żywcem jej spłonąć.<br> {{tab}}Nagle, gdy sikawki działać poczęły, zalewając płomienie, jakaś ludzka postać ukazała się w oknie pierwszego piętra, wokoło otoczona ogniem.<br> {{tab}}Okrzyk przeleżenia wybiegł ze wszystkich piersi.<br> {{tab}}Rzucono się ku drzwiom. Niestety jednak wszelki ratunek był już daremnym.<br> {{tab}}W tej chwili własnie dach budowli zapadł się z hukiem ponurym, śląc w obłoki snopy gorejących iskier, jak bukiet fajerwerkowy.<br> {{tab}}Szczątki nieszczęśliwej wdowy Ferron zagrzebały się pod zwaliskami.<br> {{tab}}I otóż dnia tego dwóch spadkobierców Edmunda Béraud żyć przestało.<br> {{tab}}Sikawki zalały dymiące się zgliszcza, z pod których wydobyto nazajutrz kości sparaliżowanej.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1010|num=161}}{{tab}}Komisarz policyi, zbierając protokuł, ów nieszczęśliwy wypadek przypisał nieroztropności chorej kobiety, której udzielił schronienie w szczątkach budowli na prośbę przedsiębiorcy i starego gałganiarza.<br> {{tab}}Jeden z miejskich strażników poszedł powiadomić o tym wypadku Piotra Béraud do Willi Gałganiarzów.<br> {{tab}}Akt zejścia został spisanym, a dnia następnego pogrzebano szczątki biednej kupcowej warzywa, koszta pogrzebu której zapłacił filantrop Cordier, aby uczynić przysługę Piotrowi Béraud!<br> {{tab}}W chwil, gdy prowadzono na cmentarz szczątki wdowy Ferron, Arnold Desvignes wyjeżdżał z Malnoue ze swym wspólnikiem Verrièrem, udając się na ulicę Le Pelletier do swego biura bankowego.<br> {{tab}}Siostra Marya wraz ze swą kuzynką Anielą udały się na msze do kościoła, po wysłuchaniu której oczekiwały na probostwie przybycia posłańca z listem od Misticota. Obie kuzynki siedziały w ogrodzie na ławce pod altanką, podczas gdy proboszcz rozmawiał w salonie z jednym z przybyłych do niego parafian.<br> {{tab}}Głos dzwonka zabrzmiał przy furtce ogrodu.<br> {{tab}}Stara służąca, Magdalena, pospieszyła otworzyć, a odebrawszy pakiet dzienników i listy od posłańca, zbliżyła się z niemi ku altance.<br> {{tab}}— Dla ciebie, siostro — rzekła do zakonnicy, podając jej opieczętowaną kopertę i dzienniki, poczem odeszła.<br> {{tab}}Siostra Marya podała dzienniki Anieli, zachowując dla siebie kopertę, w której adres niespokojnie się wpatrywała.<br> {{tab}}— Co może być w tej kopercie? — szepnęła.<br> {{tab}}— Otwieraj... otwieraj prędko, na Boga! — wołała panna Verrière; — umieram z niecierpliwości i niepokoju.<br> {{tab}}— Nie wiem, czemu to przypisać... — mówiła zakonnica — ale się {{Korekta|wacham|waham}}... drży moja ręka, jestem przekonaną, że list ten powiadomi nas o jakiemś nieszczęściu!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1011|num=162}}{{tab}}— Otwórz, błagam cię, lepsza w każdym razie pewność, niż powątpiewanie!<br> {{tab}}Zakonnica rozdarła kopertę.<br> {{tab}}Pierwszą, rzeczą, jaka jej przed oczy podpadła, była odbitka fotografii, którą Misticot wsunął w tę kopertę.<br> {{tab}}— Czyj to portret? — pytała, przypatrując się Aniela.<br> {{tab}}— Ja nie wiem.<br> {{tab}}— Czytaj list prędko... on nas powiadomi.<br> {{tab}}Siostra Marya drżącym głosem czytać poczęła znane nam wyrazy.<br> {{c|„Szanowna siostro!}} {{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}„Obecnie przebywam w Cherbourgu, zkąd jadę do Anglii dla odkrycia śladów osobistości, której przeszłość tak poznać pragniemy.<br> {{tab}}„Jestem przekonany, iż ta przeszłość bardzo czarną być musi i sądzę, że potwierdzisz me zdanie, siostro, widząc załączoną przezemnie do tego listu fotografię. Ta fotografia przedstawia prawdziwego Arnolda Desvigues. Opatrzność pozwoliła mi odkryć ten portret w Blévé, a za pierwszem spojrzeniem przekonasz się, siostro, że całkiem on nie jest podobny do człowieka, jakiego znamy pod nazwiskiem Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}„Jadę w celu odszukania tego, który jedynie ma prawo nosić pomienione nazwisko. Jeśli Bóg pozwoli mi go odnaleźć, lub przekonać się, w jaki sposób i dlaczego ów drugi przywłaszczył sobie to imię, panna Aniela zostanie uchronioną przed najsroższem z nieszczęść.<br> {{tab}}„Twój wierny, mały sługa, na zawsze Tobie, siostro, oddany,}} {{f|align=right|prawy=10%|Stanisław Dumay.“}} {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1012|num=163}}{{c|'''XXX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Panna Verrière z głębokiem wzruszeniem wysłuchała słów tego listu.<br> {{tab}}— Ależ to najwyższe światło, jakie oświecić nam mogło przeszłość tego człowieka — zawołała, gdy zakonnica ukończyła czytanie. — Jeżeli ta fotografia przedstawia Arnolda Desvignes z Blévé, ton drugi w takim razie, który nam się przedstawił pod tem imieniem i nazwiskiem, jest oszustem, fałszerzem, mordercą, być może, bo kto wie, czy on nie zabił człowieka, którego osobistość sobie przywłaszczył, w celu ukrycia zapewne innych swych zbrodni.<br> {{tab}}Siostra Marya mocno pobladła.<br> {{tab}}— Masz słuszność... — odpowiedziała. — Tajemnica rozjaśnia się wyraźnie. Ale co począć teraz?<br> {{tab}}— Co począć... ty pytasz jeszcze? Potrzeba oskarżyć jaknajprędzej przed ojcem tego nikczemnika, którego on napewno oszukuje. Trzeba go jaknajśpieszniej zdemaskować!...<br> {{tab}}To mówiąc, Aniela upuściła fotografię na kolana.<br> {{tab}}Podniósłszy ją, zakonnica bacznie rozglądać się w niej zaczęła, a przewróciwszy ją na odwrotną stronę, dostrzegła pismo odfotografowane.<br> {{tab}}— Jego pismo! — zawołała ze drżeniem. Tak... i podpis... Patrz! dedykacya dla matki.<br> {{tab}}Panna Verrière pilnie się rozpatrywała.<br> {{tab}}— To dziwne! — ozwała się nagle siostra Marya.<br> {{tab}}— Cóż takiego?<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że w tem piśmie poznaję jakoby rękę wspólnka twojego ojca...<br> {{tab}}— To niepodobna! — zawołała Aniela — a gdyby nawet tak było, ów fakt nie dowodziłby jeszcze niczego. Każdy oszust posiada zdolność do naśladowania cudzych charakterów, a szczególniej tych, których chce sobie przywłaszczyć nazwisko. Zresztą, ileż pism znajdujemy podobnych do siebie?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1013|num=164}}{{tab}}W chwili tej ukazał się proboszcz z Malnoue, zbliżając do obu kuzynek.<br> {{tab}}— Widzę, że jesteście panie bardzo zaniepokojone — rzekł, podchodząc. — Być może, odebrałyście listy przekonywające was, iż się mylicie co do swych oskarżeń względem pana Desvignes?<br> {{tab}}Siostra Mary# podała księdzu fotografię.<br> {{tab}}— Poznajesz, ojcze, tego człowieka? — zapytała.<br> {{tab}}— Ubiór jego wskazuje, iż to jakiś wychowaniec szkoły górniczej — rzekł proboszcz. — Ale ja nie znam podobnej osobistości — dodał, wpatrując się w fotografię.<br> {{tab}}— Jestżeś tego pewnym?<br> {{tab}}— Najzupełniej.<br> {{tab}}— A zatem przekonywa to, mój ojcze, iż nie mylimy się w naszych podejrzeniach i że mamy słuszność, uważając wspólnika mojego wuja za osobistość więcej niż podejrzaną.<br> {{tab}}— Jakto? — zapytał proboszcz.<br> {{tab}}— Chciej, ojcze, przeczytać ten list.<br> {{tab}}Ksiądz czytał uważnie wyrazy, kreślone ręką Stanisława Dumay.<br> {{tab}}— Rzecz dziwna... — wyjąknął zcicha.<br> {{tab}}— Miałżebyś i teraz jeszcze powątpiewać?<br> {{tab}}Przekonanie starca mocno się zachwiało, mimo to odrzekł:<br> {{tab}}— Ten portret robionym był przed kilkoma laty. Przedstawia on młodzieńca mniej więcej od dziewiętnastu do dwudziestu lat wieku. Pan Desvignes ma obecnie lat dwadzieścia osiem... pracował wiele... dużo podróżował... mogły się więc zmienić rysy jego twarzy.<br> {{tab}}— To prawda... lecz nigdy do tego stopnia, by po dziewięciu latach były do niepoznania...<br> {{tab}}— No tak... Zupełna odmiana rysów twarzy rzadko się zdarza, przyznają... Mimo to bywa niekiedy.<br> {{tab}}— Nie! — zawołała zakonnica — teraz wiem już, co o tem wszystkiem sądzić wypada!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1014|num=165}}{{tab}}— Cóż zamyślasz począć, me dziecię? — pytał proboszcz niespokojnie.<br> {{tab}}— Bóg wskaże mi drogę... udzieli natchnienia.<br> {{tab}}A wsunąwszy list z fotografią do kieszeni, dodała:<br> {{tab}}{{Korekta|Pożegnajmy|— Pożegnajmy}}, kuzynko, proboszcza i powracajmy.<br> {{tab}}— Nie zapominaj, szanowny proboszczu, żeś przyrzekł być u nas dziś na obiedzie... — ozwała się panna Verrière.<br> {{tab}}— Nie zapomnę, ma córko... Do widzenia!<br> {{tab}}Siostra Marya wraz z kuzynką udały się drogą do Malnoue.<br> {{tab}}Zmarszczone czoło zakonnicy i jej głębokie milczenie świadczyły, iż myśl jej pilnie nad czemś pracowała. {{kropki-hr}} {{tab}}Arnold Dosvignes przed udaniem się do swego biura bankowego rozszedł się z Verrierem na stacyi drogi żelaznej, udając się do domu na ulicę Tivoli.<br> {{tab}}I on zarówno pragnął się dowiedzieć, czy nie zastanie listu od Trilbego.<br> {{tab}}W dniu poprzednim nic nie nadeszło, postanowił więc czekać godziny roznoszenia listów.<br> {{tab}}W dziesięć minut później służący przyniósł mu list.<br> {{tab}}Za pierwszym rzutem oka poznał pismo Trilbego.<br> {{tab}}Z gorączkowym pośpiechem rozdarłszy kopertę, wydobył ćwiartkę papieru.<br> {{tab}}Przeczytawszy pierwsze wyrazy listu, zbladł nagle. Czytelnicy przypominają sobie zapewne treść tegoż: {{f|align=left|lewy=5%|{{tab}}„Śledzę krok za krokiem wiadomą, osobistość — pisał {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} — powstrzymać jej jednak nie jestem w stanie od wyekspediowania, wiesz pan do kogo, niebezpiecznej fotografii. Od pana zależy zatrzymać list z portretem, aby nie doszły według adresu.<br> {{tab}}Od jutra szkodliwa dla nas tyle osobistość niemą na zawsze pozostanie.}} {{f|align=right|prawy=10%|Cherbourg.“}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1015|num=166}}{{tab}}Przeczytawszy ostatnie wyrazy, Arnold wyrzucił straszne przekleństwo.<br> {{tab}}— Czworonożne zwierzę!... głupiec... bydlę skończone! — wołał, zerwawszy się z krzesła. — W jakiż ja sposób mogę przeszkodzić, by ów list nie dostał się w ręce tej przeklętej zakonnicy.<br> {{tab}}Przez kilka minut przechadzał się wzburzony wzdłuż i wszerz gabinetu, poczem zadumał się i twarz jego rozpogodziła się nagle.<br> {{tab}}— Trzeba się przygotować na wszystko... — wyszepnął. — Jestem powiadomiony o niebezpieczeństwie, „a człowiek strzeżony wart tyle, co dwóch?“ — mówi przysłowie. Przedewszystkiem spalmy ten list.<br> {{tab}}Załatwiwszy się z tem, pojechał na ulicę Le Pelletier, gdzie Verrière przedstawił mu tylko co odebraną kopertę z żałobną obwódką.<br> {{tab}}Arnold odsunął ją, mówiąc:<br> {{tab}}— Wiem o tem... jest to wiadomość o śmierci hrabiny de Nervey.<br> {{tab}}— Któż ci o tem doniósł tak prędko? — zapytał bankier.<br> {{tab}}— Nikt... nie spotkałem nikogo... Nikt mnie o tem nie powiadamiał... Sam przewidywałem tę śmierć.<br> {{tab}}Zimny dreszcz wstrząsnął Verrièrem. Opuścił głowę w milczeniu.<br> {{tab}}— Ubyło więc dwoje... — rzekł Arnold drżącym zlekka głosem, poczem zasiadł przy swojem biurku.<br> {{tab}}Obaj ci, godni siebie wspólnicy, pracowali do jedenastej godziny, nic nie mówiąc do siebie, poczem udali się do restauracyi na śniadanie.<br> {{tab}}Skoro zasiedli przy stole, Verrière przemówił:<br> {{tab}}— Ze śmiercią hrabiny trzeba nam będzie zdać rachunek z pieniędzy, złożonych przez nią w naszym banku.<br> {{tab}}— Ma się rozumieć.<br> {{tab}}— A więc?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1016|num=167}}{{tab}}— A więc pracowałam dziś rano nad uregulowaniem rachunku pani de Nervey. Mogę przyjść, wszystko gotowe... Jesteśmy w porządku.<br> {{tab}}— Włączyłeś do jej rachunku kopalnię belgijskich marmurów?<br> {{tab}}— Naturalnie.<br> {{tab}}— Ileż pozostajemy dłużni jej synowi?<br> {{tab}}— Dwieście tysięcy franków.<br> {{tab}}— Poważna suma, do pioruna!<br> {{tab}}— O! bądź spokojnym... Jeżeli te dwieście tysięcy franków wyjdą od nas drzwiami, oknem powrócą niebawem.<br> {{tab}}Skoro obaj wspólnicy wrócili po śniadaniu do swego gabinetu, służący podał Verrièrowi kilka arkuszy stemplowego papieru, przyniesionych przez woźnego podczas nieobecności bankiera.<br> {{tab}}— Zgadnij, co to jest? — rzekł Verrière do Arnolda, przebiegłszy papier oczyma.<br> {{tab}}— Wiem doskonale...<br> {{tab}}— To niepodobna.<br> {{tab}}— Przekonani cię... Są to areszta, położone na pensji Pawła Béraud.<br> {{tab}}— Zkąd wiesz o tem?<br> {{tab}}— Czekałem na nie.<br> {{tab}}— Szatan, nie człowiek. Zaprawdę, możesz się pochlubić dyabelską swą siłą. Policji nigdy cię schwytać nie zdoła.<br> {{tab}}— Spodziewani się... Daj mi te papiery.<br> {{tab}}Wziąwszy arkusze stemplowe, Desvignes obliczył ogół nakreślonej sumy i rzekł:<br> {{tab}}— A teraz uprzejmie cię proszę, kochany wspólniku, byś z góry i w sposób nieodwołalny zaaprobował wszystko, co uczynię.<br> {{tab}}— Lecz cóż to będzie?<br> {{tab}}— Zobaczysz.<br> {{tab}}Tu Desvignes zadzwonił. Służący ukazał się w progu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1017|num=168}}{{tab}}— Dowiesz się, czy pan Paweł Béraud jest w biurze — rzekł Arnold do niego — a jeśli jest, proś go, aby natychmiast tu przyszedł.<br> {{tab}}Za chwilę służący wprowadził Pawła do gabinetu, który sądząc, iż otrzyma przeznaczenie do służby zewnętrznej, jak się tego spodziewał, wszedł z rozpogodzoną twarzą i zbliżył się uśmiechnięty ku Juliuszowi Verrière.<br> {{tab}}— Ja to prosiłem, abyś pan przyszedł, panie Béraud — rzekł Designes głosem tak oschłym, że uśmiech znikł nagle z ust przybyłego. — Przedemną to pan będziesz zmuszonym się wytłumaczyć!...<br> {{tab}}Béraud zwrócił się niespokojny ku wspólnikowi swego kuzyna.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Doręczono mi cztery areszta na pańską pensyę... — zaczął Desvignes.<br> {{tab}}— Cztery areszta? — powtórzył Paweł z osłupieniem, nieprzygotowany był bowiem do ciosu, jaki weń uderzył.<br> {{tab}}— Tak... ogół tych sum dosięga cyfry tysiąca dziewięciuset franków.<br> {{tab}}— Ależ żadna z tych sum nie była natychmiastowo wymagalną, zapatrując się według sądowych reguł... — ozwał się Paweł nieśmiało.<br> {{tab}}— To nas nie obchodzi... Lecz co nas właśnie obchodzi, to, że nie chcemy utrzymywać specyalnej rachunkowości długów naszych pracowników. Przyjmujemy do siebie urzędników, rządzących się skrupulatnie, uczciwie, których nie ścigają za długi ich dostawcy.<br> {{tab}}— Wszak to jest rzecz czysto prywatna... — wyjąknął Béraud.<br> {{tab}}— Otóż właśnie my chcemy, ażeby życie prywatne naszych pracowników było bez skazy... — ozwał się Verrière.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1018|num=169}}{{tab}}— A pańskie takiem nie jest... — dodał Desvignes. — Poskładano nam opłakane dowody pańskiej rozrzutności.<br> {{tab}}— Spotwarzono mnie!...<br> {{tab}}— A więc cofnij pan tę potwarz.<br> {{tab}}— Należałoby mi najprzód ja poznać...<br> {{tab}}— Jakto... pan śmiałbyś zaprzeczać, że żyjesz od sześciu lat z młodą kobietą, swą krewną, że masz córkę i że bezlitośnie te dwie biedne istoty wyrzuciłeś na bruk bez żadnych środków utrzymania, sprzedawszy wprzód wszystkie swe sprzęty?<br> {{tab}}— Lecz to byłoby nikczemnem... gdyby miało być prawdą! — zawołał Verrière, udając żywe oburzenie.<br> {{tab}}— Nieszczęściem, to prawda, mój drogi wspólniku — odrzekł Desvignes. — Uważając wraz z tobą za najwyższą potworność podobny sposób postępowania, kazałem w tej sprawie wyprowadzić śledztwo i obecnie posiadani dowody, iż się nie mylę.<br> {{tab}}— Ależ natenczas pan Paweł Béraud byłby ostatnim z nędzników!<br> {{tab}}— I ja tak sądzę... Nie powinniśmy zatem mieć w naszym biurowym personelu człowieka, którego postępowanie jest do najwyższego stopnia haniebnem, niemoralnem, a nawet występnem!...<br> {{tab}}Béraud drżał z oburzenia i gniewu.<br> {{tab}}— Czyliż dlatego wszedłem do tutejszego biura, aby być znieważanym? — wyjąknął przerywanym głosem.<br> {{tab}}— Nie należysz pan od dziś do grona naszych, pracowników... — zawołał Desvignes.<br> {{tab}}— Zatem wypędzacie mnie?<br> {{tab}}— Nie chcemy pana nadal trzymać... ot! wszystko. Nadaj pan, jaką chcesz nazwę swojemu uwolnieniu.<br> {{tab}}— Ależ podobny sposób działania jest niegodnymi Kazaliście mi opuścić zajmowane dotąd miejsce, ja znajdę się teraz bez chleba!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1019|num=170}}{{tab}}— To nas nie obchodzi.<br> {{tab}}— Nędza mnie czeka! — mówił Paweł dalej — gdyż gdziekolwiekbym się zwrócił, zażądają od was świadectwa, a wy je jaknajgorszeni wydacie!<br> {{tab}}— Zbiera się, co się zasiało, mój panie.<br> {{tab}}Béraud zwrócił się do Verrièra.<br> {{tab}}{{Korekta|Miejże|— Miejże}} litość nademną, kuzynie!... — wyjąknął błagalny, głosem.<br> {{tab}}— Ja nie mogę mówić wbrew memu przekonaniu — rzekł bankier obojętnie.<br> {{tab}}— Zapłaćcież mi przynajmniej odszkodowanie za tak nagłe wydalenie...<br> {{tab}}— Zapłacimy panu całomiesięczną pensyę — ozwał się Desvignes — lecz wtedy, gdy postarasz się o cofnięcie aresztów, jakie nie pozwalają nam obecnie dawać ci do rąk pieniędzy. Otóż i wszystko, cośmy ci mieli oznajmić. Możesz pan odejść.<br> {{tab}}Béraud, ogarnięty wściekłością, podniósł zaciśnięte pięści na obu wspólników.<br> {{tab}}— Ach! rozbójnicy, wyzyskiwacze, lichwiarze, łajdaki! — zawołał — pomnijcie, iż to, co uczyniliście, nie ujdzie wam bezkarnie!<br> {{tab}}— Jedno słowo więcej — rzekł Verrière — a poślę po policyę, aby cię do aresztu zabrała.<br> {{tab}}Przestraszony tą groźbą Béraud, wybiegł, zionąc przekleństwami.<br> {{tab}}— Ma słuszność... — rzekł Desvignes, skoro tamten drzwi zamknął za sobą. — Nędza go czeka, ponieważ on nigdzie nie znajdzie zajęcia, a nędza, pomnij... zabija.<br> {{tab}}— Jakąż potęgę woli posiada ten człowiek... — pomyślał Verrière, patrząc z podziwem na swego wspólnika.<br> {{tab}}O piątej wieczorem obaj wyjechali z Paryża, udając się na obiad do Malnoue.<br> {{tab}}Stary proboszcz oczekiwał ich w towarzystwie Anieli i siostry Maryi. Skoro wszedł Arnold, witając obecnych ukłonem, spojrzenia wszystkich tych trzech osób bacznie się ku {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1020|num=171}}niemu zwróciły. Szukali oni w rysach jego twarzy jakiegoś podobieństwa do fotografii nadesłanej z Cherbourga. Obie kuzynki nic nie odnalazły. Jeden tylko proboszcz usiłował wmówić w siebie z dobrą wiarą, że istnieje jakaś łączność rysów między Arnoldem a portretem przez Misticota nadesłanym.<br> {{tab}}Desvignes odgadł ów egzamin, na jaki był wystawionym.<br> {{tab}}— Otrzymały fotografię... — pomyślał i wtajemniczyły księdza w tę sprawę. Niebezpieczeństwo istnieje... Lecz w jakiej formie przedstawi się ono?<br> {{tab}}Oznajmiono, iż obiad gotowy.<br> {{tab}}Aniela wraz z siostrą Maryą zdawały się być wesołemi, wszakże była to owa wesołość przymuszona, pod którą zwykle plan się jakiś ukrywa.<br> {{tab}}Pokilkakrotnie poczynały same z Arnoldem rozmowę, co mi się nigdy dnotąd nie zdarzało.<br> {{tab}}— Gładkie łapeczki... ukryte w szponach wilka — pomyślał Desvignes. — Miejmy się na ostrożności.<br> {{tab}}Po obiedzie przeszli wszyscy do salonu, a ztamtąd do zimowego ogrodu, zasiadłszy na ławkach trzcinowych, wśród krzewów i kwiatów.<br> {{tab}}Mały stoliczek, również z trzciny spleciony, stał w pośrodku, a na nim leżały albumy z fotografiami, kilka książek i dzienników.<br> {{tab}}Desvignes zebrał całą swą uwagę. Za jednym rzutem oka stwierdził, iż wspomniane album po raz pierwszy znalazło się na tem miejscu.<br> {{tab}}Aniela sama nalewała kawę i rozdawała takową ku wielkiemu zdziwieniu Verrièra, niepojmującego tak nagłej zmiany w całem zachowaniu się córki.<br> {{tab}}— Ojcze... — wyrzekła, przerywając milczenie — mieliśmy dziś wizytę pana Perrin z Emeranville, wraz z jego córką, Natalią. Przykro im było, iż ciebie w domu nie zastali i przyrzekli, iż przybędą do nas w niedzielę.<br> {{tab}}— Dlaczegóż nie zatrzymałaś ich na obiad?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1021|num=172}}{{tab}}— Prosiłam... wszakże nadaremnie, ponieważ w domu pani Perrin na nich oczekiwała.<br> {{tab}}— Jakże panna Natalia... wyładniała nieco? Jest mniej brzydką niż roku zeszłego? — pytał Verrière.<br> {{tab}}— Osądzisz, ojcze, własnemi oczyma.<br> {{tab}}— W przyszłą niedzielę?<br> {{tab}}— Nie... zaraz.<br> {{tab}}— Jakto?<br> {{tab}}— Natalia, przyrzekłszy mi oddawna swą fotografię, przyniosła takową.<br> {{tab}}Tu panna Verrière, wziąwszy album ze stolika, otworzyła je, pokazując ojcu fotografię panny Perrin. Młoda ta osoba nie była ładną bynajmniej.<br> {{tab}}Desvignes, siedząc obok Verrièra, pochylił się, przyglądając fotografii.<br> {{tab}}— Ha! tu to więc istnieje niebezpieczeństwo... tu na mnie zastawiono sidła... — pomyślał. — Szczęściem, dobrze się mam na ostrożności.<br> {{tab}}— Pani masz, jak widzę, liczny zbiór portretów — rzekł Arnold — pozwolisz-że mi je przejrzeć?<br> {{tab}}— Najchętniej... Lnie Desvignes — odpowiedziała i podawszy mu album, stanęła nieco po za nim.<br> {{tab}}— Będę przeglądał starannie, od początku do końca — rzekł Arnold z uśmiechem. — Proszę jednakże, byś pani raczyła służyć mi za przewodnika w tej licznej galeryi, ponieważ prawdopodobnie nie spotkam tu żadnej znajomej sobie twarzy, oprócz szanownego mego wspólnika i pani samej.<br> {{tab}}— Z przyjemnością... — odpowiedziała Aniela. — Otóż tu pierwsza fotografia jest to portret mej matki, zmarłej w młodym wieku. Następna przedstawia jedną z naszych krewnych, panią hrabinę de Nervey.<br> {{tab}}— A! przypomniałaś mi — przerwał Verrière — mam ci oznajmić smutną wiadomość...<br> {{tab}}— Cóż takiego? — Pani de Nervey umarła.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1022|num=173}}{{tab}}— Ach! biedna kobieta... — zawołała zakonnica. — Jakże żeńmy nie poszły jej odwiedzić przed naszym wyjazdem.<br> {{tab}}— Nie żałujcie jej... — rzekł bankier. — Ciężko cierpiała oddawna... Szczęśliwszą jest teraz...<br> {{tab}}— To prawda... była to męczennica: — szepnęła siostra Marya.<br> {{tab}}Po chwili milczenia ozwała się Aniela, wskazując na jedną z fotografij:<br> {{tab}}— Oto jej syn... wicehrabia Jerzy de Nervey. Tu zaś mój portret, robiony w piątym roku życia... drugi, gdym miała lat dwanaście. Oto moja kuzynka, zanim została zakonnicą.<br> {{tab}}Desvignes, odwróciwszy kartę, zmarszczył czoło z niezadowoleniem.<br> {{tab}}— Tego znam... — rzekł przerywanym głosem, wskazując na portret oficera artyleryi w uniformie. — Jest to pan Vandame.<br> {{tab}}Aniela nie odpowiedziała, zachowując pozorną obojętność.<br> {{tab}}Desvignes przerzucił kartę.<br> {{tab}}Proboszcz z Malnoue i obie kuzynki czuli, iż serca uderzają im w piersiach gwałtownie, przez parę sekund zabrakło im prawie oddechu.<br> {{tab}}W jednej z czterech następnych kart znajdowała się fotografia, przysłana przez Misticota z Blévé.<br> {{tab}}Ów człowiek, na którym ciążyły tak ważne podejrzenia, sam wyda się bezwątpienia, wierzono w to i miano nadzieję.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Wspólnik Verrièra odgadł instynktownie, że tu znajdowały się zastawione nań sidła, owóż doświadczał głębokiego zadowolenia, postanowiwszy, skoro spostrzeże portret prawdziwego Arnolda, odegrać świetną komedyę, jaką sobie naprzód ułożył, a której pomyślnego skutku dla siebie był pewien.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1023|num=174}}{{tab}}— Ach! — zawołał z gestem zdumienia, odwróciwszy kartę albumu. — Otóż cud jakiś... czy czarodziejstwo... Zdaje mi się, że marzę...<br> {{tab}}— Cóż takiego? — pytała żywo siostra Marya.<br> {{tab}}— Co? — powtórzył zabójca Edmunda Béraud, wskazując ręką na fotografię. — Mój portret, robiony przed dziewięciu laty, wówczas, gdy byłem w szkole górników... Mój portret tu... w tym albumie? Czyż mogło się zdarzyć coś bardziej zdumiewającego?<br> {{tab}}— Twój portret? — zawołał Verrière — pokaż..! to niepodobna!<br> {{tab}}— Patrz!<br> {{tab}}Proboszcz i zakonnica siedzieli w milczeniu.<br> {{tab}}— To... pański portret? — ozwała się Aniela. — Przyznam, iż raczej do wszystkich podobnym być może, niżeli do pana.<br> {{tab}}— A jednak on jest moim... — odrzekł stanowczo Desvignes. — W ciągu lat dziesięciu można się odmienić. Zresztą dam pani dowód, iż się nie mylę.<br> {{tab}}— Jaki dowód?...<br> {{tab}}— Dowód nieulegajacy zaprzeczeniu. Sześć egzemplarzy zostało tylko odbitych, poczem klisza się złamała. Z tych sześciu egzemplarzy ofiarowałem jeden mej matce, z mą własnoręczną dedykacyą. Jeżeli na odwrotnej stronie fotografii nie znajduje się ta dedykacya, w takim razie przyznają, żem się omylił.<br> {{tab}}To mówiąc, wyjął kartę z albumu, a odwróciwszy ją, czytał głośno: {{c|„Mojej dobrej, ukochanej matce.}} {{f|align=right|prawy=15%|J. Arnold Desvignes.“}} {{tab}}— Widzisz więc pani, że się nie mylę — dodał z miną tryumfującą.<br> {{tab}}Proboszcz promieniał radością.<br> {{tab}}Mniemany Desvignes, który posiadał jego sympatyę, zwalczył podejrzenia Anieli i siostry Maryi.<br> {{tab}}Obie kuzynki zamilkły, opuściwszy głowy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1024|num=175}}{{tab}}Zwycięstwo nikczemnika byłe świetnem nad wyraz. Wszak gdyby nie był prawdziwym Desvignes, zkąd mógłby wiedzieć, że na fotografii znajdowała się dedykacya, którą, głośno odczytał. Słuszność po jego stronie zdawała się nie ulegać zaprzeczeniu.<br> {{tab}}Z chwilą owego zwycięstwa Arnolda położenie dla obu kuzynek stawało się kłopotliwem. Jak wytłumaczyć obecność tego portretu w albumie?<br> {{tab}}Desvignes, pojąwszy dobrze tę przykrą sytuacyę obu kobiet, korzystać z mej postanowił.<br> {{tab}}— A teraz pozwól mi pani zapytać — rzekł — zkąd pomieniony portret znalazł się u ciebie?<br> {{tab}}— To prawda... — poparł Verrière — nic tego nie rozumiejąc, jestem mocno zaciekawiony.<br> {{tab}}— Jest on moją własnością... — mówił dalej Desvgies. — Jakim więc cudem ta fotografia, przesłana, przezemnie mej matce, tutaj się znalazła?<br> {{tab}}— Ja dałam ją mojej kuzynce... — wyrzekła zakonnica.<br> {{tab}}— Pani? — zawołał Desvignes.<br> {{tab}}— Tak... ja, panie.<br> {{tab}}— W jaki sposób przyszłaś pani do jej posiadania?<br> {{tab}}— W krótkości to panu wyjaśnię.<br> {{tab}}— Czekam na, to niecierpliwie.<br> {{tab}}— Przed naszym wyjazdem z Paryża — mówiła, siostra Marya — przechodząc jedną z bocznych ulic, zatrzymałam się przed oszkloną wystawą sklepu antykwaryusza, rozpatrując drobne przedmioty naukowe, aby z nich wybrać coś na podarunek dla szkoły sierot przez nas kierowanej. Leżał tam stos starych rycin i fotografij, z pomiędzy których ów portret zwrócił moją uwagę. Przeczytałam dedykacyę, napisaną przez pana dla jego matki. Zaciekawiło mnie to, kupiłam fotografię i umieściłam ją w tym albumie, pragnąc przekonać się, czy ją pan poznasz.<br> {{tab}}Ksiądz proboszcz poruszył się na krześle niespokojnie, siostra, Marya albowiem popełniła grzech kłamstwa.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1025|num=176}}{{tab}}— Czy ona wyspowiada się z tego? — pomyślał.<br> {{tab}}— Błogosławię ów traf szczęśliwy, jaki dozwolił wpaść tej fotografii w twe ręce, siostro — mówił Arnold z mianem dobrze wzruszeniem. — Jest to Wspomnienie mej dobity, ukochanej matki... Ta pamiątka świętością jest dla mnie.<br> {{tab}}— A więc mamy obowiązek zwrócić ja panu... — wyrzekła Aniela.<br> {{tab}}— Nie pani... ja jej nie przyjmę...<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Nigdzie lepszego miejsca znaelźćbym dla niej nie mógł, jak tu, gdziem złożył me najgorętsze uczucia... wszelkie mojego szczęścia nadzieje. Proszę... zachowaj pani ów portret.<br> {{tab}}— Do czarta! — zawołał śmiejąc się Verrière — przyjąć tę ofiarę powinnaś, ponieważ pochodzi ona od twego przyszłego męża.<br> {{tab}}Proboszcz zbliżył się do Anieli, mówiąc do niej półgłosem:<br> {{tab}}— Będzie to najszczęśliwszy dzień dla mnie, me dziecię, w którym dano mi będzie pobłogosławić twój związek z człowiekiem, zasługującym na mój najwyższy szacunek.<br> {{tab}}Dziewczę zaledwie łzy powstrzymać zdołało. Wyszła, ażeby nie wybuchnąć płaczem.<br> {{tab}}Verrière z Arnoldem rozmawiali pocichu przez chwilę.<br> {{tab}}Ksiądz, odszedłszy na bok z siostrą Maryą, rzeki do niej półgłosem:<br> {{tab}}— Wątpić dłużej o tym człowieku byłoby, siostro, rzeczą niegodna twej sukni zakonnej i twego charakteru. Włączyłbym mojemu obowiązkowi, przyjmując nadal listy do ciebie przesyłane, pod moim adresem. Wybacz, że tego uczynić nie mogę.<br> {{tab}}Zakonnica pochyliła głowę w milczeniu.<br> {{tab}}— Czekam cię jutro na probostwie — dodał — dla bliższego pomówienia w tej sprawie. Poczem wyszedł z ogrodu wraz z Verrièrem i Arnoldem, uradowany, iż był obecnym przy {{Korekta|wycięstwie|zwycięstwie}} tego ostatniego.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1026|num=177}}{{tab}}Siostra Marya, zostawszy samą, wybuchnęła płaczem.<br> {{tab}}— Spotwarzyłam więc niewinnego człowieka... — powtarzała z rozpacza. — Lecz nie... to niepodobna! — dodała po chwili. — Jeżeli Misticot przysłał mi tę fotografię, to dlatego, iż był pewien, że ona nie jest portretem wspólnika mojego wuja. Ten chłopiec mylić się nie może. Pojechał do Anglii... niech Bóg osłania go święty opieką. Tam on odnajdzie prawdę... Ztamtąd nam światło zabłyśnie!<br> {{tab}}I, złączywszy się z rozpaczającą Anielą, usiłowała ją pocieszyć, umocnić, czego jednak dokazać nie zdołała.<br> {{tab}}Panini Verrière, po zniknięciu ostatniej nadziei, jaką pokładała w tej fotografii, i po tryumfie, zmienionym w porażkę, myślała teraz jedynie o opuszczeniu swojego ojca i schronieniu się do klasztoru, jako jedynym środku, który jej pozostawał dla ocalenia się przed postanowionem, a tak dla niej wstrętnem małżeństwem. {{kropki-hr}} {{tab}}Z wyniosłych i skalistych wybrzeży Plymouth zabrzmiały silne wystrzały w chwili, gdy Misticot, wyskoczywszy z czółna, nie odpowiedział na hasło, którego nie rozumiał.<br> {{tab}}Straszny krzyk rozległ się po owym huku i znów zabrzmiały nowe wystrzały, wymierzone w szybko oddalające się czółno, poczem zaległo głębokie milczenie.<br> {{tab}}Pięciu angielskich celników, uzbrojonych od stóp do głowy, nasłuchiwało szumu wioseł, poruszających fale na pełnem morzu.<br> {{tab}}— Uciekli nam! — rzekł jeden po chwili.<br> {{tab}}— Nie wszyscy... — odpowiedział podoficer. — Pozostał jeden, któremu daliśmy zakosztować, jak smakuje chleb kontrabandy. Słyszałem jego krzyk i widziałem jak upadł. Zapal latarnię!...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1027|num=178}}{{tab}}Rozkaz ten natychmiast wykonano.<br> {{tab}}Oddział celnej straży, ściągnięty wystrzałami, przybiegł na pomoc towarzyszom. Oddziałem tym dowodził porucznik. Po kilku minutach obie grupy połączyły się razem.<br> {{tab}}— Co się tu stało? — pytał oficer.<br> {{tab}}— Dostrzegłszy ludzką postać, wyskakującą z czółna na wybrzeżu poniżej skał, gdy taż nie odpowiedziała na przesłane jej zapytanie, daliśmy ognia, najprzód do tego człowieka, a potem do czółna. Czółno umknęło nam, ale padł człowiek!<br> {{tab}}— Szukajmy go... — odrzekł porucznik.<br> {{tab}}Oba oddziały zwróciły się ku wybrzeżu. Po ujściu około pięćdziesięciu kroków postępujący naprzód oficer wraz z niosącym latarnię nagle się zatrzymali.<br> {{tab}}Spostrzegli leżące bezwładnie na ziemi ciało.<br> {{tab}}— Zaświeć tu bliżej! — wołał porucznik.<br> {{tab}}Spuszczona latarnia oświeciła ciało.<br> {{tab}}— Ależ ten nieszczęśliwy nie ma pozoru kontrabandzisty — rzekł oficer, rozglądając się w ubraniu Misticota. — Jest to podrostek... dziecko jeszcze prawie.<br> {{tab}}Porucznik ukląkł przy ciele, kładąc rękę na lewej stronie piersi bezwładnego.<br> {{tab}}— Nie! — odrzekł. — Serce jego uderza, został więc tylko zranionym. Jest-li on przemytnikiem, czy nie jest, pozostawić go tu nie możemy. Niechaj dwóch ludzi idzie po nosze, niech przyprowadzą chirurga.<br> {{tab}}Trzech strażników pobiegło natychmiast.<br> {{tab}}Dwadzieścia minut upłynęło w milczeniu, poczem ukazali się ludzie z noszami.<br> {{tab}}Złożono ciało ostrożnie na płótno, rozpięte na drągach, wciąż leżące bezwładnie, oficer dał rozkaz wyruszenia w drogę i cały oddział udał się ścieżką, mknącą pomiędzy skałami. Jeden ze strażników niósł walizkę i kapelusz, znalezione przy Misticocie na wybrzeżu. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1028|num=179}}{{c|'''XXXIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Mały ów orszak potrzebował półgodziny czasu, by przybyć na wierzchołek skały, na której wznosił się budynek komory celnej, gdzie nosze z ciałem wniesiono. Wezwany chirurg już się tam znajdował. Rozebrawszy z wielką ostrożnością chłopca, wciąż pozostającego w omdleniu, stwierdził, iż kula, przebiwszy lewą stronę piersi, wyszła pod łopatką, druga trafiła w czaszkę, zadrasnąwszy skórę, a trzecia nareszcie rozdarła prawe ramię.<br> {{tab}}— Jedna z tych ran jest najniebezpieczniejszą — rzekł chirurg, poruszając głową — a jest ona do takiego stopnia szkodliwą, iż wątpię, by pacyent mógł wrócić do zdrowia. Nie wygląda wcale na kontrabandzistę ten chłopiec... Sądzę, że jest Francuzem. Bądżcobądź, będę się starał pielęgnować go najgorliwiej, a jeśli go zdołam ocalić, o czem wątpię, sam nas objaśni natenczas, kim jest i zkąd się tu znalazł podczas nocy. Skoro tylko dzień zabłyśnie, trzeba powiadomić o tym wypadku władze rządowe w Plymouth.<br> {{tab}}To mówiąc, chirurg wprowadził sondę w piersiówką ranę, aby się zapewnić, czy kula nie nadwerężyła którego z organów.<br> {{tab}}Ból, wynikły z tej askultacyi, był tak silnym, że Misticot otworzył oczy, ale natychmiast je zamknął, popadając w bezwładność.<br> {{tab}}— Czy otworzono walizkę tego młodego człowieka? — pytał doktór oficera straży.<br> {{tab}}— Tak, panie doktorze.<br> {{tab}}— I cóż w niej znaleziono?<br> {{tab}}— Trochę bielizny.<br> {{tab}}— Żadnych papierów?<br> {{tab}}— Żadnych.<br> {{tab}}— Ani pieniędzy?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1029|num=180}}{{tab}}— Nic... zgoła.<br> {{tab}}— To dziwne! Jak bowiem ów młody człowiek, płynąc do Anglii, mógł wybrać się w te podróż bez grosza? Pozory wskazują, iż nie należy on do klasy zupełnie ubogiej. Ubiór ma na sobie z cienkiego sukna, krojem francuskim zrobiony. Kryje się w tem jakaś zagadka...<br> {{tab}}— Dowiemy się o wszystkiem, jeżeli zdołam ocalić tego zranionego biedaka — rzekł chirurg.<br> {{tab}}— Masz-że pan nadzieje?<br> {{tab}}— Mam ją i nie mam. Za. trzy lub cztery dni stanowczo na to pytanie odpowiem.<br> {{tab}}Kilka godzin upłynęło.<br> {{tab}}Władze sądowe, powiadomione o powyższym wypadku, zarządziły śledztwo.<br> {{tab}}Omdlenie zwolna minęło, mimo to jednak Misticot nie odzyskał przytomności umysłu. Gwałtowna gorączka nim zawładnęła. Zrywał się, krzycząc w takiem wzburzeniu, iż dwoje ludzi zaledwie go w łóżku powstrzymać zdołało.<br> {{tab}}Przez trzy dni biedny chłopiec zostawał pomiędzy życiem a śmiercią. W końcu trzeciego dnia doktór powziął nadzieję ocalenia go, gdy nagle nastąpiła nieprzewidziana komplikacya choroby.<br> {{tab}}Rana na głowie, niezdająca się być zrazu niebezpieczną, przeszła nagle w stan zaognienia, grożąc niechybnem zapaleniem mózgu. Pytany w tej mierze lekarz oświadczył, że obecnie chyba cud jakiś młodzieńca ocalić jest w stanie.<br> {{tab}}Podczas, gdy biedny nasz mały sprzedawca medalików na łóżku wojskowem w angielskiej komorze celnej walczył ze śmiercią, wiele ważnych rzeczy zaszło w Paryżu.<br> {{tab}}Przed dniem okazałego pogrzebu hrabiny de Nervey, prowadzonej do grobu familijnego na Père-Lachaise, opieczętowano cały pałac przy ulicy Miromesnil na żądanie wierzycieli wicehrabiego, czyli raczej na ich pozorne żądanie, ponieważ wiemy, że wszystkie długi zostały wykupionymi przez Agostiniego na rachunek Arnolda Desvignes.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1030|num=181}}{{tab}}Areszta napływały jedne po drugich.<br> {{tab}}Likwidacya tych licznych passywów olbrzymio się przedstawiała.<br> {{tab}}Pani de Nervey zmarła bez testamentu, a zatem Jerzy, jako jej syn jedyny, miał odziedziczyć wszystko po matce, lecz nie chcąc sam się tem zajmować, oddał te interesa w ręce jednego z adwokatów.<br> {{tab}}Od trzech dni nie pokazał się wcale u Melanii Gauthier, która mimo, iż spotkała się z nim na pogrzebie hrabiny, w którym, jako krewna zmarłej, udział przyjęła, mówić z Jerzym nie mogła.<br> {{tab}}Udała się więc do Agostiniego o rade, jak jej nadal postąpić wypada.<br> {{tab}}— Zaczekaj pani, aż się załatwią interesa — odrzekł {{Korekta|włoch|Włoch}} — i nie zrażaj się chwilową obojętnością hrabiego. Skoro nadejdzie czas właściwy do działania, zmusimy go, by spełnił przyrzeczenie...<br> {{tab}}Obok tego, w dowód wdzięczności za przychylne dla interesów postępowanie Melanii, Agostini, a raczej ów bezimienny kapitalista, którego {{Korekta|włoch|Włoch}} reprezentował w swojej osobie, zgodził się na wypożyczenie jej kilku tysięcy franków i panna Gauthier trwoniła w sposób wesoły owe pieniądze z godnym siebie kochankiem, Ferdynandem Bertin.<br> {{tab}}Aniela wraz z siostrą Maryą, przybyłe do Paryża na pogrzeb hrabiny, zaraz po ukończeniu tegoż, wróciły do Malnoue. Posłuszna radom kuzynki, córka bankiera przyrzekła czekać na wiadomość od Misticota, zanim objawi ojcu stanowczą swą wolę wstąpienia do klasztoru raczej, niż zaślubienia Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Po otrzymanej odmowie ze strony proboszcza w Malnoue, który oznajmił zakonnicy, iż listów do niej pisanych pod jego adresem nadal przyjmować nie będzie, siostra Marya za pomocą wynagrodzenia dwóch luidorów, otrzymała przyrzeczenie od wiejskiego roznosiciela, że wszelkie listy do niej {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1031|num=182}}adresowane zachowywać będzie u siebie, lub jej samej tylko do rak złoży.<br> {{tab}}Codziennie wstępowała do jego mieszkania, lecz nadaremnie, nic nie przybywało.<br> {{tab}}Trilby od dwóch dni wrócił do Paryża.<br> {{tab}}Wieczorem tegoż dnia, w którym przyjechał, widział się z Arnoldem, by mu opowiedzieć o szczegółach swojej podróży.<br> {{tab}}Pożerany niecierpliwością, a razem i chciwością, pochwycenia w swe szpony coprędzej majątku po Edmundzie Béraud, Desvignes słuchał z zajęciem opowiadania {{Korekta|irlandczyka|Irlandczyka}}.<br> {{tab}}Trzech ze spadkobierców owych milionów zniknęło, mianowicie: La Fougère, hrabina de Nervey i wdowa Ferron. Lecz była to dopiero drobna część tego nikczemnego dzieła.<br> {{tab}}Większa część sukcesorów pozostawała jeszcze przy życiu, a wszystkich zgładzić postanowił z wyjątkiem Juliusza i jego córki, a nawet jeszcze sobie umyślił ów nędznik, skoro zostanie mężem Anieli, w jaki łatwy sposób pozbyć się bankeira, by samemu zostać posiadaczem olbrzymiego majątku kupca dyamentów.<br> {{tab}}Agostini i Wiliam Scott otrzymali nowe rozkazy.<br> {{tab}}Uderzyła dziesiąta rano.<br> {{tab}}Desvignes wychodził z domu na bulwarze Beaumarchais’go główną bramą na ulicę des Tournelles.<br> {{tab}}Przebranym był za {{Korekta|anglika|Anglika}}, jak widzieliśmy go w dniu, w którym kupował dom w alei de l’Echo pod nazwiskiem Wiliama, Scott, oraz w parku Saint-Maur i udawał się obecnie na stacyę winceńskiej drogi żelaznej.<br> {{tab}}W czterdzieści minut potem wysiadał na stacyi parku Saint-Maur, gdzie prosił jednego z urzędników o wskazanie sobie w tej okolicy adresu jakiego zdolnego ogrodnika.<br> {{tab}}Adres ten natychmiast mu udzielono.<br> {{tab}}Poszedłszy do ogrodnika, wytłumaczył mu łamaną angielszczyzną, pomieszaną z językiem francuskiem, iż pragnie by mu uporządkował i utrzymywał starannie ogród w willi de l’Echo, dopóki taż będzie niezamieszkałą.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1032|num=183}}{{tab}}Ugodzili się oba z łatwością i mniemany ów {{Korekta|anglik|Anglik}} zaprowadził do willi ogrodnika, by mu tam wskazać robotę i oddać klucze.<br> {{tab}}Ogrodnik oświadczył, iż przy pomocy kilku robotników w trzech dniach usunie zarastające aleje zielska i trawy, a w to miejsce urządzi klomby kwiatowe.<br> {{tab}}Desvignes, pozostawiwszy mu wolną wolę w tym względzie, dał pieniądze na pierwsze koszta roboty, a razem i na zapłacenie podatków w imieniu właściciela willi, Wiliama Scott.<br> {{tab}}Rozmawiając, mniemany ów anglik zaprowadził ogrodnika nad głęboki rów, a raczej jaskinię, gdzie pogrzebanym był trup Edmunda Béraud, i przekonał się z zadowoleniem, iż najmniejszy ślad nie mógł zdradzić popełnionej zbrodni.<br> {{tab}}Wróciwszy do Paryża, przywdział swe zwykłe ubranie i udał się do bankowego biura na ulicę Le Pelletier.<br> {{tab}}— Otóż w Saint-Maur, w alei de l’Echo — powtarzał zcicha, rozegra się ostatni akt tak pomysłowo przezemnie ułożonego dramatu. {{kropki-hr}} {{tab}}Z chwilą otrzymania upoważnienia od mniemanego filantropa Cordier, właścicielka Willi Gałganiarzów otworzyła szeroki kredyt staremu Piotrowi Béraud, który, jak można się było tego spodziewać, mało pracował, a pił wiele.<br> {{tab}}Nie widział on swojego „dobroczyńcy“, owego Cordier, od chwili pogrzebu wdowy Ferron, żywcem spalonej, pamiętając wszelako o objawionem przezeń życzeniu co do wyszukania Joanny Desourdy, udał się za wyśledzeniem jej mieszkania w okręgach, sąsiadujących z ulicą Sekwany, na której ta biedna kobieta poprzednio zamieszkiwała z nikczemnym swym towarzyszem, Pawłem Béraud.<br> {{tab}}Prowadząc owe poszukiwania i zbierając objaśnienia, gałganiarz nie zaniedbywał wstępować do składów wódek {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1033|num=184}}i piwiarni, jakie spotykał na drodze. Wieczorem wracał do Willi Gałganiarzów pijany, nie dowio\edziawszy się niczego.<br> {{tab}}Nazajutrz znów rozpoczynał poszukiwania z tymże samym skutkiem, na tychże samych warunkach.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXIV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Joanna Desourdy mieszkała dotąd jeszcze w domu przy ulicy Robineau, gdzie umieściła się ze swą, córką, wszakże od owego dnia fatalnego, w którym nikczemnie porzucił ją jej kochanek, obdarłszy ze wszystkiego, cień ledwie pozostał z tej młodej kobiety.<br> {{tab}}Przechodziła ona wszelkie męki, jakie serce matki dosięgnąć są, w stanie.<br> {{tab}}Mała Lina, owładnięta gorączką. leżała w łóżku. Joanna czuwała przy niej zrozpaczona.<br> {{tab}}Pognębiona wstydem, ale gotowa znieść wszelkie upokorzenia, aby dostarczyć chleba swojemu dziecku, ta nieszczęśliwa chodziła, prosząc o robotę dawnych swych klientek.<br> {{tab}}Nigdzie jej nie znalazła, a zdawało się jej, iż wszyscy mówiąc do niej, patrzyli na nią i odpowiadali jej z pogardą.<br> {{tab}}Niezrażona zawodem, udawała się do składów gotowych damskich ubiorów.<br> {{tab}}Odpowiedziano jej, że sprzedaż źle idzie, oraz że liczba dawnych robotnic jest wystarczającą, nowych zatem przyjmować nie mogą.<br> {{tab}}Po owych bezskutecznych staraniach nieszczęsna wpadła w rozpacz, łatwą do zrozumienia. Wreszcie udała się do pałacu na bulwar Haussmana, postanowiwszy opowiedzieć wszystko pannie Verrière i błagać ją o pomoc, czegóżby bowiem nie uczyniła dla swej małej Liny? Tam jednak powiedziano jej, że bankier przebywał na wsi z córką i siostrzenicą.<br> {{tab}}— Jechać do Malnoue? — myśleć o tem nie mogła, mimo niewielkiej odległości od Paryża. Brakło jej na to pieniędzy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1034|num=185}}{{tab}}Z dwóch luidorów, pozostawionych przez nikczemnego Pawła Béraud, miała zaledwie pięć franków.<br> {{tab}}Skoro te pięć franków wyczerpie się, co pocznie?<br> {{tab}}Mieszkanie nie było zapłaconem, mogła ją więc właścicielka usunąć każdej chwili.<br> {{tab}}Nie było bardziej przerażającej, bez wyjścia sytuacyi.<br> {{tab}}Wobec tej strasznej nędzy, jaka ją ogarniała, wzrastając z każdą chwilą, jak wzrastają fale przypływającego morza, które ją wkrótce wraz z córką pochłonąć miało, rosła w nieszczęsnej chęć zemsty.<br> {{tab}}Pokilkakrotnie starała się dowiedzieć, co się dzieje z Pawłem Béraud.<br> {{tab}}Chciała od niego zażądać pieniędzy, danych jej przez pannę Verrière, pieniędzy, które jej ukradł, a gdyby odmówił dania takowych, zabić go postanowiła. Nikt jednak nie mógł jej objaśnić, co się z nędznikiem tym stało.<br> {{tab}}Jednocześnie z pragnieniem zemsty przychodziła jej myśl samobójstwa.<br> {{tab}}Umrzeć wraz z Liną, pogrążyć się w wiecznym śnie, nie lepiejże było dla nich nad męczeńskie to życie? Nie cierpiałyby już natenczas.<br> {{tab}}W chwili jednakże spełnienia tego strasznego postanowienia, w chwili podniesienia ręki na własne swe dziecię, siły jej brakowało.<br> {{tab}}Niekiedy zdawało się jej, jakoby ogarniało ją obłąkanie.<br> {{tab}}Brała wtedy na ręce swą małą, ściskając ją do uduszenia, okrywając konwulsyjnie pocałunkami, a skoro kryzys minęła, płakała.<br> {{tab}}W chwili, w której widzimy Joannę, Lina zasnęła.<br> {{tab}}Nieszczęsna matka, korzystając z tego snu dziecka, otworzyła opróżnioną walizkę, z której wszystko prawie do lombardu wyniosła, a dobywszy ztamtąd ostatnią swą suknię, zawinęła ją w serwetę i złożywszy pocałunek na czole śpiącej swej córki, wyszła, niosąc suknię na zastaw, jak inne przedmioty poprzednio.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1035|num=186}}{{tab}}Najbliższy lombard znajdował się przy ulicy de l’Ecole-de-Médicine. Joanna tam pójść postanowiła. Idąc, spostrzegła sklep używanej damskiej garderoby. Przyszła jej myśl, iż sprzedawszy tę suknię, więcej za nią dostać będzie mogła, niż gdyby złożyła ją w zastaw.<br> {{tab}}Wszedłszy do sklepu, rozwinęła pakiet i pokazała suknię, za którą kupcowa po obejrzeniu ofiarowała jej dwanaście franków.<br> {{tab}}Dwanaście franków! gdy w lombardzie najwyżej trzy lub cztery otrzymaćby mogła. W obecnej chwili było to dla niej majątkiem.<br> {{tab}}Z dwunastu franków będzie mogła kupić chleba i kawałek mięsa dla Liny, oraz dać jakąś zaliczkę na komorne.<br> {{tab}}Był to dla niej promień słoneczny pośród nocy ciemnej.<br> {{tab}}Otrzeźwiona na duchu, przyśpieszyła kroku, by jaknajprędzej przybyć na ulicę Lobineau, gdy nagle czyjaś dłoń spoczęła na jej ramieniu i głos ochrypły zawołał:<br> {{tab}}— Ha! mam cię nareszcie... byłem pewny, iż odnaleźć cię zdołam, ma córko!<br> {{tab}}Był to głos starego gałganiarza.<br> {{tab}}— A! pan Béraud... — wyrzekła rumieniąc się Joanna.<br> {{tab}}— Cóż to znowu... zkąd „pan“ Béraud? — pytał stary. — Czyż już przestaliśmy być dla siebie kuzynami? Bądźcobądź, jestem kontent, żem cię spotkał. Szukam cię bowiem oddawna. Ależ dyabelnie kiepską masz minę... Powiedz mi, nie jestżeś chorą?<br> {{tab}}— Nieco tylko znużoną...<br> {{tab}}— Masz robotę?<br> {{tab}}— Mam ją, kuzynie.<br> {{tab}}— A twoja mała?<br> {{tab}}— Jest zdrową.<br> {{tab}}— To dobrze. Pozwolisz mi ją zobaczyć, nieprawdaż? Zapewne niedaleko tu gdzieś mieszkasz, w sąsiedztwie... Zaprowadź mnie więc do siebie; uścisnę twe dziecko i z tobą nieco porozmawiam.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1036|num=187}}{{tab}}Joanna {{Korekta|zawachała|zawahała}} się.<br> {{tab}}Jej duma wrodzona nie pozwalała, by stary gałganiarz zobaczył nędzę, w jakiej się znajdowała.<br> {{tab}}— Nie idę do domu, kuzynie... — odpowiedziała.<br> {{tab}}— A gdzież idziesz?<br> {{tab}}— Chodzę do pracowni sukien, a mała jest w szkole.<br> {{tab}}Pomimo stanu pijaństwa, w jakiem się znajdował, Béraud odczuł w tych słowach kłamstwo ukryte.<br> {{tab}}— Dobrze... dobrze... rozumiem — rzekł, z pod oka poglądając. — Powiedz mi jednak, o której godzinie wracasz z pracowni?<br> {{tab}}— Późno... bardzo późno. Około dziewiątej wieczorem.<br> {{tab}}To mówiąc, Joanna zarumieniła się pomimowolnie.<br> {{tab}}— Niech i tak będzie... Przyjdę do ciebie o tej godzinie. Gdzie mieszkasz?<br> {{tab}}— U jednej, wuju, z mych krewnych. Gniewałaby się ona na mnie, gdybym do jej mieszkania sprowadzała gości.<br> {{tab}}— Chcesz, abym ci prawdę powiedział? — zawołał gałganiarz. — Otóż okłamujesz mnie, moje dziecko, a to bardzo brzydko z twej strony.<br> {{tab}}— Ależ kuzynie...<br> {{tab}}— Znam ja się na tem... — przerwał Piotr. — Niełatwo wywieść mnie w pole. Po twojej minie odgadłem odrazu, że kłamiesz. Zagłębiłaś się w nędzy po szyję i założyłbym się o co chcesz, iż wraz z dzieckiem nie macie oboje w usta co włożyć.<br> {{tab}}— Mylisz się, kuzynie... — odparła żywo Joanna — oto dowód... patrz!<br> {{tab}}Tu wyjęła z kieszeni dwanaście franków, otrzymanych za sprzedaż sukni.<br> {{tab}}— Nie, ty mnie nie przekonasz temi pieniędzmi — mówił uparcie Béraud. — Otrzymałaś je za jakąś sprzedaż lub zastaw w lombardzie. Wystarczy ci to na dziś, na jutro... a dalej co będzie? Proszę... nie grajmy z sobą komedyi... Jestem ubogim, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1037|num=188}}jak Job, lecz mam stosunki, znajomości... wysokie znajomością które mogą, dopomódz ci w odnalezieniu roboty, a nawet udzielić ci pożyczkę w razie potrzeby. Pytam więc raz jeszcze, gdzie mieszkasz?<br> {{tab}}— Mówiłam, że u jednej z mych przyjaciółek...<br> {{tab}}— Nie! to daremna... widzę, że nie masz we mnie zaufania.<br> {{tab}}— Ależ przeciwnie... upewniam! Mam wielkie zaufanie w tobie, mój wuju, i za ofiarę twoją, dziękuję ci całem sercem. Potrzebuję jednak samotności... bezwzględnej samotności. Nie chcę, aby ktoś widział łzy moje.<br> {{tab}}I wymawiając te ostatnie wyrazy, biedna kobieta wybuchnęła łkaniem.<br> {{tab}}— Lecz co to jest... co to się znaczy? — wołał Piotr wzruszony. — Nie będę cię zmuszał, abyś mi powiedziała, gdzie mieszkasz, skoro tego nie chcesz uczynić i postanowiłaś w tej mierze zachować milczenie. Uszanuję twą nędzę... Wszakże pozwól sobie powiedzieć, że jesteś zbyt dumną, ma córko!<br> {{tab}}— Żegnam cię... żegnam, kuzynie... — jąkała Joanna z tłumionym płaczem i pobiegła wprost siebie w ulicę.<br> {{tab}}— Napróżno się kryjesz... — szepnął gałganiarz — pomimo wszystko, ja odkryję twe gniazdo i wydobędę cię z nędzy przy pomocy tego zacnego Cordier.<br> {{tab}}I z zadziwiającą na swój wiek chybkością sunął wzdłuż murów, nie tracąc z oczu Joanny.<br> {{tab}}Ubiegłszy ze sto kroków, młoda kobieta obróciła się, patrząc, czy ją kto nie śledzi.<br> {{tab}}Béraud znajdował się w tej chwili po za dwoma rozmawiającymi na trotuarze przechodniami, widzieć go przeto nie mogła.<br> {{tab}}Uspokojona więc, szła dalej, a on po za nią w pewnej odległości.<br> {{tab}}Piotr dostrzegł, iż jego kuzynka wstąpiła naprzód do piekarza, a potem do składu wędlin, zkąd wyszedłszy z małym {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1038|num=189}}pakiecikiem w ręku, zniknęła w ulicy Lobineau, obejrzawszy się raz jeszcze po za siebie.<br> {{tab}}— Ha! tutaj więc mieszka... — zawołał. — Za kilka groszy, jakie dostała, przyniesie żywność swej małej.<br> {{tab}}I po upływie kilku minut wszedł do domu, w którym zniknęła Joanna.<br> {{tab}}Pragnąc szczegółowo zbadać położenie swojej kuzynki, zapytał odźwierną o mieszkanie właścicielki domu i udał się we drzwi wskazane.<br> {{tab}}— Czy tu mieszka pani Joanna Desourdy? — zapytał, wchodząc.<br> {{tab}}— Tu, na piątem piętrze, trzecie drzwi po lewej. Nie znasz pan czasem rodziny pani Desourdy? — rzekła właścicielka domu.<br> {{tab}}— Znam ją dobrze.<br> {{tab}}— A więc powiedz pan, proszę, tym ludziom, aby, jeżeli mają cokolwiek litości, przyszli tej biednej z pomocą. W strasznem ta nieszczęśliwa znajduje się położeniu, nie ma na chleb dla siebie i dziecka.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Powiadomię ich... — odrzekł stary gałganiarz. — Nie jestże chorą jej mała?<br> {{tab}}— Bardzo być może... — odpowiedziała gospodyni. — Od trzech dni nie widziałam jej wcale. Poznawszy jednak, że pani Desourdy jest dumną, nie śmiałam jej czegoś dla małej ofiarować. Została mi dłużną za komorne, nie nalegam jednak, widząc ją w tak ciężkiem położeniu.<br> {{tab}}— Zajmę ja się tem wszystkiem — rzekł Béraud, co do komornego, bądź pani spokojną, zapłaconem ono zostanie.<br> {{tab}}— Chcesz pójść do niej?<br> {{tab}}— Nie... dziś nie pójdę... i proszę, nic pani nie mów Joannie, żem pytał się o nią. Gotowaby mi ztąd umknąć... Skoro {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1039|num=190}}załatwię jej interesa, powrócę tu i mam nadzieję, że wydobędziemy z nędzy tę nieszczęśliwa wraz z jej dzieckiem. Żegnam panią... do widzenia.<br> {{tab}}Tu Béraud wyszedł, ocierając rękawem łzę, błyszczący mu na powiece.<br> {{tab}}— Sam nie wiem, czy pójść do ojca Cordier? — rzekł sam do siebie. — Byłby on zadowolonym, mogąc nam dopomódz, ten zacny człowiek.<br> {{tab}}I zwrócił się na ulicę de Geindre. Zawód go tam jednak oczekiwał.<br> {{tab}}— Pan Cordier wyjechał zapewne z Paryża — rzekła odźwierna. — Od dwóch dni nie widzieliśmy go wcale.<br> {{tab}}— Przyjdę więc jutro — odparł Béraud. — Powiedz mu pani skoro powróci, że tu był jego przyjaciel z Willi Gałganiarzów.<br> {{tab}}Will Scott, mając sobie poruczonemi liczne obowiązki do spełnienia przez Arnolda Desvignes, nie mógł być naraz wszędzie obecnym.<br> {{tab}}Znalazł się jednak nazajutrz w swojem mieszkaniu przy ulicy de Geindre, skoro nadszedł Piotr Béraud. W kilku wyrazach gałganiarz objaśnił go o wszystkiem, zakończając:<br> {{tab}}— Przyrzekłeś mi pan uczynić coś dla Joanny i wiem, że dotrzymasz słowa. Będzie to czyn prawdziwie miłosierny. Potrzeba jednak wynaleźć sposób, któryby jej pozwolił przyjąć tę pomoc tak, aby nie wiedziała, od kogo ona pochodzi, ta bowiem nieszczęśliwa jest bardziej dumną jeszcze, niż sądziłem.<br> {{tab}}— Nie troszcz się... — odrzekł mniemany Cordier — będę się starał dopomódz twej krewnej tak, iż przyjąć to będzie musiała. Nie mięszaj się jednak w nic, proszę, inaczej bowiem domyślićby się mogła, iż jestem przez ciebie przysłanym.<br> {{tab}}— Bądź pan spokojnym, będę milczał jak kamień!...<br> {{tab}}— Mam przyjaciół w zakładach publicznego miłosierdzia, których inspektorowie chodzą po domach, dowiadując się potajemnie o osobach, zasługujących na udzielenie im wspar- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1040|num=191}}cia — mówił mniemany filantrop. — W ciągu dni kilku Joanna ze swą córką wydobędą się z nędzy, słowem za to ręczę!..<br> {{tab}}Piotr odszedł zadowolony ze skutku swych starań dla nieszczęśliwej kobiety.<br> {{tab}}W kilka minut po nim wyszedł i Wiliam.<br> {{tab}}O parę kroków dalej oczekiwał znany nam powóz.<br> {{tab}}— Na ulicę de l’Ecole-de-Médicine! — zawołał {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} na woźnicę.<br> {{tab}}Powóz zatrzymał się w niewielkiej odległości od składu wódek pod Srebrnym Czopem. Wysiadł zeń już nie ów dobroczynny Cordier, ale mężczyzna w błękitnej czapce, ów robotnik bez roboty, {{Korekta|burgundczyk|Burgundczyk}}.<br> {{tab}}Wszedł do piwiarni.<br> {{tab}}Od ośmiu dni niewidział ani Eugeniusza Loiseau, ani Pawła Béraud, był jednak pewien, że znajdzie w owej tawernie jednego albo drugiego, a może nawet i obu.<br> {{tab}}Loiseau od chwili sprzedania swych mebli i wzięcia Wiktoryny do {{Korekta|spitala|szpitala}}, wiódł życie koczowniczego cygana. Scott, znając go dobrze, był przekonanym, iż dopóki on będzie miał pieniądze, nie wyszuka sobie roboty, a skoro wyda ostatni grosz, nawyknie do próżnowania i pijaństwa, nie przyjmie go do siebie żaden z właścicieli warsztatów, by nie dawał złego przykładu innym robotnikom. I łotr ów myślał słusznie tym razem.<br> {{tab}}Loiseau przepędzał dnie całe w szynku pod Srebrnym Czopem tak pogrążony w pijaństwie, że zapomniał zupełnie o najprostszych zasadach schludności. Ubranie na nim było zabłocone, kurzem pokryte, nie golił się, nie czesał, policzki mu wklęsły, oczy zapadły, źrenice przygasły zupełnie.<br> {{tab}}W chwili, gdy Scott wszedł do tawerny, Loiseau grał w karty z dwoma mężczyznami, nie lepiej od niego wyglądającymi z pozoru, a tak był grą swoją zajęty, iż nie zwrócił uwagi na wchodzącego.<br> {{tab}}Scott zbliżył się do stolika, przy którym siedziały trzy wspomnione osoby.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1041|num=192}}{{tab}}Kilka sztuk drobnej monety, leżącej na, kartach, świadczyło, że grano o pieniądze.<br> {{tab}}Po rozdaniu kart i pierwszej kolei gry {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} spostrzegł, że jeden z owych dwóch nieznajomych zaznaczył więcej punktów niż wygrał, którego to oszustwa dokonał z zadziwiającą zręcznością.<br> {{tab}}— Okradają go! — pomyślał Will Scott. — Tem lepiej, ci dzielni ludzie dla nas pracują.<br> {{tab}}Rzeczywiście, partya w oka mgnieniu przez introligatora przegraną została i jeden z dwóch jego towarzyszów zgarnął pieniądze do kieszeni.<br> {{tab}}— Grajmy dalej! — zawołał Loiseau, sięgając po nowe pieniądze na stawkę, gdy nagle przystąpił doń {{Korekta|burgundczyk|Burgundczyk}} w błękitnej czapce, a uderzając go po ramieniu, zawołał:<br> {{tab}}— Daj pokój!... nie masz dziś szczęścia, kolego... Zostaw sobie odwet na później.<br> {{tab}}Dwaj oszuści spojrzeli z gniewem na przybyłego, który im popsuł ich plany, nie mogąc jednak okazać jawnie niezadowolenia, odeszli, siadając przy innym stole. Loiseau, poznawszy mniemanego {{Korekta|burgundczyka|Burgundczyka}}, podał mu rękę.<br> {{tab}}— Co się z tobą działo? — zapytał — od tak dawna cię nie widziałem?<br> {{tab}}— Zmuszony byłem w podróż wjechać.<br> {{tab}}— Po jaką nową sukcesyę?<br> {{tab}}— Nie, w sprawach familijnych. Cóż ci mam kazać podać?<br> {{tab}}— Kieliszek absyntu.<br> {{tab}}Irlandczyk kazał podać dwa kieliszki.<br> {{tab}}— A jakże robota?<br> {{tab}}— Robota? — powtórzył introligator; — obszedłem wszystkie warsztaty, nigdzie nic znaleźć nie mogę.<br> {{tab}}— Masz jaką wiadomość o swojej żonie?<br> {{tab}}— Tam, do pioruna! Myślisz więc, że ja się zajmuję po- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1042|num=193}}dobnemi głupstwami? Dobrze jej tam, gdzie jest... Niechaj tam siedzi.<br> {{tab}}— A Paweł Béraud?<br> {{tab}}— Na bruku, jak ja... bez chleba.<br> {{tab}}— Co ty powiadasz... czy podobna?<br> {{tab}}— Tak jest.. Wuj Verrière pod pozorem, że Pawłowi pokładziono na pensyi areszta, usunął go z biura.<br> {{tab}}— Cóż on teraz robi?<br> {{tab}}— Co? szuka i nic nie znajduje.<br> {{tab}}— Wciąż mieszka w hotelu Prowincyonalnym?<br> {{tab}}— Wciąż wraz zemną.<br> {{tab}}— Przychodzi tu?<br> {{tab}}— Niekiedy. A cóż z tobą się dzieje? Otrzymałeś jakie pieniądze? — pytał Loiseau.<br> {{tab}}— E! gdzie tam... przeciwnie, wydać je musiałem obrońcom i adwokatom. Proces mi wytoczono o podział tym głupim spadkiem. Wycieńczyło mnie to zupełnie z pieniędzy.<br> {{tab}}— Wasz zamiar zapewne co przedsięwziąć?<br> {{tab}}— Być może... coś takiego, coby nam przyniosło grosza niemało... Do tego jednak potrzebaby było trzech silnych chłopców... przyjaciół...<br> {{tab}}— Na mnie liczyć przecież możesz w każdym razie.<br> {{tab}}— Tak... ale to niedostateczne. Mówię ci, że trzech potrzeba.<br> {{tab}}— A Paweł?<br> {{tab}}— Ha! może to byłoby i dobrze... Pomówimy, gdy projekt dojrzeje.<br> {{tab}}Loiseau spojrzał na zegar.<br> {{tab}}— Co ty patrzysz? — zapytał Scott.<br> {{tab}}— Patrzę, która godzina.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Mam oznaczoną schadzkę, o w pół do dwunastej na wyspie św. Ludwika. Kazano mi przyjść, by mi powiedzieć o pewnem zajęciu, o które się miano dla mnie wystarać. Nie {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1043|num=194}}rachuję ja na to, dowiedzieć się jednak nie zaszkodzi. Pójdziesz {{Korekta|zemną|ze mną}}?<br> {{tab}}— Nie, zaczekam tu na ciebie.<br> {{tab}}Loiseau wychylił swój kieliszek i wyszedł.<br> {{tab}}Wrócił za pół godziny.<br> {{tab}}— No, jakże? — pytał {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} — znalazłeś robotę?<br> {{tab}}— Gdzie tam... nic i nic. Prawdziwe nieszczęście.<br> {{tab}}— Nie martw-że się taką drobnostką. Pomówimy o sprawie, o jakiej ci wspominałem. Mam się z kimś widzieć teraz właśnie. Przyjdę po ciebie na obiad. Oczekując na mnie, zagraj sobie w karty z tymi ot, którzy tam siedzą, chłopcami.<br> {{tab}}Tu, wyszedłszy z piwiarni, wsiadł do fiakra i pojechał do szpitala Publicznego Miłosierdzia. Był to czwartek, dzień zwykłych odwiedzin w {{Korekta|spitalach|szpitalach}}. Zbliżywszy się ku kratom, spostrzegł nadchodzącego Pawła Beraud.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXVI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Scott, nie chcąc być przezeń widzianym, odwrócił się w oka mgnieniu i począł iść w przeciwną stronę. Przebiegłszy wpoprzek ulicę, zatrzymał się na trotuarze, a obejrzawszy się po za siebie, spostrzegł, iż Paweł nagle gdzieś zniknął.<br> {{tab}}— Gdzie on poszedł, u czarta? — pytał sam siebie. — Ach! — dodał, uderzając się w czoło — on poszedł odwiedzić żonę Eugeniusza. Muszę się o tem przekonać.<br> {{tab}}I wróciwszy, wszedł na dziedziniec szpitala.<br> {{tab}}Stróż zatrzymał go, pytając:<br> {{tab}}— Gdzie pan idziesz?<br> {{tab}}— Odwiedzić chorą.<br> {{tab}}— Nie niesiesz pan z sobą jakie, żywności, zakazanej dla chorych?<br> {{tab}}— Nie, nie niosę. Chciałbym się tylko dowiedzieć, na której sali znajduje się osoba, jaką chciałem odwiedzić?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1044|num=195}}{{tab}}— Udaj się pan do nadzorcy, pod pierwszemi filarami z lewej.<br> {{tab}}Will Scott poszedł za daną sobie wskazówką, pytając:<br> {{tab}}— Pani Wiktoryna Loiseau, z domu Béraud, na której sali ją pomieszczono?<br> {{tab}}— Na sali św. Klary, numer łóżka 22 — odrzekł dozorca, spojrzawszy w regestrową księgę.<br> {{tab}}Jedna z infirmerek zaprowadziła go do sali, w której znajdowała się Wiktoryna.<br> {{tab}}Pomimo przewiezienia do szpitala, stan jej zdrowia nie polepszył się wcale. Gorączka mózgowa odbywała swój przebieg z licznemi kombinacyami. Wróciła biednej kobiecie przytomność, pojawiły się wspomnienia, co znacznie pogorszało chorobę.<br> {{tab}}Głębokie moralne cierpienie niepokoiło lekarzów. Bezustannie bowiem Wiktoryna powtarzała, iż śmierć byłaby stokroć lepszą dla niej, niż życie, w jakiem pozostawała.<br> {{tab}}Czegóż bowiem mogła spodziewać się dla siebie na święcie, gdyby doń wróciła?<br> {{tab}}Oczekiwały ją praca bez pociechy, opuszczenie i nędza. Według niej wszyscy mężczyźni byli najnikczemniejszymi istotami.<br> {{tab}}Paweł Béraud, pierwsza przyczyna jej nieszczęścia, porzucił Joannę Desourdy wraz z córką, jak Eugeniusz Loiseau ją porzucił.<br> {{tab}}Nie pytał się nawet, co się z nią stało, nie dowiadywał się, czy umarła lub żyje!<br> {{tab}}Jakiej że siły ducha było potrzeba, aby się oprzeć tym myślom rozpaczliwym, do których łączyła się przerażająca idea o śmierci na łożu szpitalnem, bez ręki przyjaznej, któraby jej oczy zamknęła.<br> {{tab}}A jednak, mimo tylu cierpień fizycznych i moralnych, Wiktoryna zachowała swą piękność, tę piękność, która jej sprowadziła występną miłość Pawła Béraud.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1045|num=196}}{{tab}}Za każdym razem, skoro drzwi sali otwierano, by wpuścić kogoś z odwiedzających, biedna kobieta unosiła się na łóżku, patrząc w tę stronę. Ona, której nikt nie odwiedzał, tak pragnęła ujrzeć jaką twarz sobie znajomą. Byłaby szczęśliwą, ujrzawszy kogokolwiekbądź.<br> {{tab}}Niejednokrotnie szeptała z goryczą:<br> {{tab}}— I nawet ów Paweł Béraud, który mówił, że mnie uwielbia, że gotów dla mnie wszelkie ponieść ofiary... ach! jak on kłamał! Nietylko, że nie czuł dla mnie żadnej miłości, lecz nawet i litość nie mieści się w sercu tego człowieka! Mógł bowiem choć przyjść zapytać się: „Czy umarła?“<br> {{tab}}W chwili, gdy Wiktoryna po raz setny powtarzała to sobie, drzwi sali zcicha się otwarły i wszedł ktoś z odwiedzających.<br> {{tab}}Chora uniosła się machinalnie, patrząc jak zwykle i nagle zadrżała.<br> {{tab}}Poznała przybyłego, lecz sił jej zbrakło, upadła na poduszki, zwróciwszy wzrok ku temu, który szedł do j y łóżka, prowadzony przez dozorczynię.<br> {{tab}}Wiktoryna, jak była bladą, zbladła jeszcze bardziej i oczy przymknęła.<br> {{tab}}Teraz była pewną, iż się nie myli. Nowoprzybyłym był Paweł Béraud.<br> {{tab}}Sądząc, iż chora usnęła, dozorczyni dotknęła zlekka jej ręki, mówiąc:<br> {{tab}}— Ktoś panią przyszedł odwiedzić.<br> {{tab}}Wiktoryna uniosła powieki.<br> {{tab}}— Pan... tu? — szepnęła słabym głosem.<br> {{tab}}Dozorczyni odeszła.<br> {{tab}}Paweł odpowiedział skinieniem głowy w milczeniu. Widocznie był głęboko wzruszonym.<br> {{tab}}Przez kilka sekund patrzył w tę twarz, która mimo, iż była zmienioną, wychudłą, zawsze jednak jeszcze piękną pozostała.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1046|num=197}}{{tab}}— Nakoniec przyszedłeś... — mówiła chora dalej. — Przyszedłeś, ażeby patrzeć na swoje dzieło, nieprawdaż?<br> {{tab}}Béraud stał milczący, Wiktoryna mówiła dalej:<br> {{tab}}— Czy to „on“ cię przysyła? Ha! bo nie śmie sam przyjść ten kat! Lęka się spotkać ze swą ofiarą, ów nędznik!<br> {{tab}}Przy tych słowach nagle się zarumieniła, jej oczy nienawiścią zabłysły.<br> {{tab}}— Uspokój się pani... — mówił Paweł łagodnie. — Mówisz o swoim mężu, nieprawdaż? A więc, to nie on mnie tu przysyła... mimo, iż od niego dowiedziałem się wczoraj, że jesteś w szpitalu. Nic o tem nie wiedziałem, przysięgam. Och! ten podły nędznik!<br> {{tab}}— Tak... nędznik... lecz tyś go takim uczynił!<br> {{tab}}— Nie wierz temu, Wiktoryno... Czyż to ja nazwyczaiłem go do pijaństwa? Czy ja mu kazałem odejść z warsztatu? Czyż ja zrobiłem go nikczemnymi? Zawiniłem względem ciebie, to prawda... Ciężko zawiniłem. Głęboko tego żałuję, są jednak okoliczności, łagodzące mą winę. Mógłżem nakazać milczenie mojemu sercu? Miłość tu była jedyną mą winą. Być może, iż ta moja miłość pogorszyła twe nieszczęście; widząc cię jednak należącą do tak niegodnego człowieka, nie byłem panem siebie. Chciałem stać się dla ciebie ulgą, pocieszeniem... Odepchnęłaś mnie z pogardą. Oskarżyłaś mnie, że zobelżam Eugeniusza... Dziś widzisz, niestety, żem ja go dobrze osądził!<br> {{tab}}— On wie, że jestem w szpitalu, ponieważ cię o tem powiadomił?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Wrócił więc na ulicę de Fleurus?<br> {{tab}}— Nie pytaj mnie o więcej... proszę cię, zaklinam!<br> {{tab}}— Wrócił tam z inną kobietą, być może... O! możesz mi wszystko powiedzieć. Czyż sądzisz, że ja kocham go jeszcze?<br> {{tab}}— Nie... nie! twój mąż nie myśli o kobietach, ani o innych, ani o swojej... Myśli jedynie o grze w karty i pijań- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1047|num=198}}stwie, nie pracuje wcale; a gdy mu było potrzeba pieniędzy na te wydatki, sprzedał całe wasze umeblowanie.<br> {{tab}}Wiktoryna zerwała się gwałtownie na łóżku.<br> {{tab}}— Sprzedał umeblowanie? — powtórzyła.<br> {{tab}}— Ha! nie masz mu co tego wyrzucać, ponieważ ty pierwszy przykład mu dałeś.<br> {{tab}}Béraud nie wiedział, iż Wiktoryna jest o tem powiadomioną, cofnął się przeto zdumiony.<br> {{tab}}Chora mówiła dalej:<br> {{tab}}{{Korekta|Opuściłeś|— Opuściłeś}} Joannę i swoją córkę, jak on mnie opuścił... Sprzedałeś wszystko, tak jak on sprzedał!<br> {{tab}}Tu padła na poduszki, wybuchnąwszy płaczem.<br> {{tab}}Paweł ujął jej rękę. Daremnie Wiktoryna wydobyć ją chciała, zatrzymał ją siłą.<br> {{tab}}— A więc tak... — rzekł drżącym głosem — zawiniłem... lecz czyż mogło być inaczej? Kochałem cię... uwielbiałem, jak dziś kocham cię jeszcze i wielbię! Dla ciebie porzuciłem Joannę, ażeby jej obraz nie stawał bezustannie pomiędzy mną a tobą. Oto moje usprawiedliwienie. Wszyscy, którzy kochają, zrozumieją mnie, jestem tego pewny.<br> {{tab}}— Nie jest to żadnem usprawiedliwieniem, ponieważ wiedziałeś, że ja nie jestem wolną — odpowiedziała Wiktoryna.<br> {{tab}}— Jesteś nią teraz, ponieważ twój mąż wrócił ci wolność, oddaliwszy się od ciebie, burząc domowe ognisko. Mnie nic nie przykuwało do Joanny, a moja miłość dla ciebie opuścić mi ją nakazywała. Ach! Wiktoryno... moją krew, me życie, wszystko gotów jestem oddać dla ciebie. Powiedz, że kochać mnie będziesz!...<br> {{tab}}— Nie... nie! ja ciebie nienawidzę... brzydzę się tobą... Odejdź! Patrzeć na ciebie nie mogę!<br> {{tab}}— Nie pozwolisz mi więc pomówić z sobą? Wypędzasz mnie?<br> {{tab}}— Potrzebuję spoczynku... Mój umysł jest bardzo osłabionym. Nuży mnie słuchanie ciebie... zabija.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1048|num=199}}{{tab}}— Będę więc posłusznym... odejdę... Pozwolisz mi jednak powrócić... odwiedzić siebie?<br> {{tab}}Wiktoryna przecząco potrząsnęła głową.<br> {{tab}}— Odejdź... odejdź! — szepnęła.<br> {{tab}}Béraud zrozumiał, iż dłużej nalegać niepodobna mu było. Uniósłszy rękę chorej, złożył na niej pocałunek.<br> {{tab}}Młoda kobieta, odsunąwszy go, ukryła twarz w poduszki, płacząc.<br> {{tab}}— Do widzenia... wkrótce... — rzekł zcicha i wyszedł.<br><br> {{c|KONIEC TOMU V-go.}} <pages index="PL X de Montépin Walka o miliony.djvu" from=1052 to=1052 /> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1054|num=5}}{{c|'''I.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Wiliam Scott, wszedłszy za Pawłem Béraud na salę św. Klary, zatrzymał się dla porozmawiania z infirmerką, którą, wypytywał o szczegóły choroby Wiktoryny, zwracając zdała uwagę na gęsta i rozmowę tejże z Pawłem.<br> {{tab}}Przybycie Irlandczyka do {{Korekta|spitała|szpitała}} miało na celu spełnienie rozkazu Arnolda Desvignes, który chciał ściśle być powiadomionym o stanie zdrowia żony introligatora.<br> {{tab}}Po otrzymaniu objaśnień, Will Scott opuścił salę św. Klary i wyszedł ze szpitala.<br> {{tab}}Béraud, przejęty do głębi świeżo doznanem wzruszeniem, szedł przed nim z opuszczoną głową, nie wiedząc sam prawie gdzie idzie.<br> {{tab}}— Ona wyzdrowieje... — mówił do siebie. — Choroba nie pozbawiła ją jej piękności. Kilka dni czasu jeszcze, a ta kobieta zabłyśnie całym czarem dawnej urody. Nie spodziewałem się, na honor, by mnie przyjęła tak dobrze. Zdawała się być głęboko wzruszoną mojemi odwiedzinami... Zmusiła mnie do odejścia, to prawda, wszakże mi powrócić nie zabroniła... Widoczna, iż mniej mnie nienawidzi... Przyjdzie do tego, że mnie ukocha... Ach! gdybym mógł ją odebrać z tego szpitala... zaprowadzić do jakiego ustronnego domku, gdziebym nie {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1055|num=6}}szczędził dla niej najtkliwszych starań, pojęłaby wtedy może całą moc mojej miłości, a taka miłość łatwo się udziela! Na to jednakże trzeba pieniędzy, których obecnie nie posiadam... Pożyczyłem dwieście franków Eugeniuszowi Loiseau. A! gdyby mi je oddał... Gdybym przynajmniej otrzymać mógł gdzie jakie zajęcie... Och! ten Verrière... ten stary oszust, przyodziewający się szatą moralności! Jakiejże doświadczyłbym {{Korekta|roskoszy|rozkoszy}}, mogąc ma karku nakręcić, a następnie czerpać w jego kasie żelaznej. Nieszczęściem, uskutecznić się to nie da! Pójdę zobaczyć się z Eugeniuszem, sprzedał swoje umeblowanie, może z tych pieniędzy będzie mi mógł coś oddać.<br> {{tab}}To mówiąc zwrócił się na ulicą l’Ecole-de-Médicine i wszedł do wiadomej wódczarni.<br> {{tab}}Scott już tam przybył.<br> {{tab}}Mąż Wiktoryny grał w karty z dwoma mężczyznami, oszukującymi go od rana. Mimo, iż los mu nie sprzyjał, nie podejrzywając ich, stawiał i grał dalej.<br> {{tab}}— Szczęście powróci... — myślał sobie.<br> {{tab}}Przybycie mniemanego {{Korekta|burgundczyka|Burgundczyka}} położyło koniec tej partyi opłakanej. Loiseau przegrał pięćdziesiąt franków.<br> {{tab}}— Dosyć na dzisiaj.. — rzekł do swych partnerów — jutro dacie mi rewanż... a uprzedzam, iż dobrze będziecie się musieli trzymać!<br> {{tab}}Podniósłszy się z krzesła, podszedł do {{Korekta|irlandczyka|Irlandczyka}}.<br> {{tab}}W tej właśnie chwili ukazał się we drzwiach Béraud.<br> {{tab}}Na widok mniemanego {{Korekta|burgundczyka|Burgundczyka}} twarz jego rozpogodziła się.<br> {{tab}}— Ach! myślałem, żeś się pan przeniósł w inną stronę miasta, zapomniawszy o swych przyjaciołach — zawołał, podając mu rękę.<br> {{tab}}— Wypadła mi podróż nieprzewidziana — odrzekł Scott — lecz otóż wróciłem.<br> {{tab}}— Tem więcej mnie to cieszy, iż chciałem cię prosić o pewną przysługę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1056|num=7}}{{tab}}— Najchętniej zadość uczynię twemu żądaniu, jeżeli to będzie w mej mocy — odparł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}. — Powiesz mi, o co chodzi, wszakże przedtem wypić nam ceś wypada.<br> {{tab}}Przyniesiono trzy kieliszki absyntu.<br> {{tab}}— Jakże... znalazłeś robotę? — pytał Paweł introligatora.<br> {{tab}}— Chodziłem... starałem się...<br> {{tab}}— I cóż?<br> {{tab}}— Nigdzie nic znaleźć nie mogę... Odprawiają mnie, śpiewając jedną piosenkę.<br> {{tab}}— To źle... ponieważ chciałem ci o czemś przypomnieć.<br> {{tab}}— O czem takiem?<br> {{tab}}— O dwustu frankach... ty wiesz? Trafia mi się zajęcie, a dla uniknienia podobnego skandalu, jaki mnie spotkał u Verrièra, musiałem podawać zaliczki mym wierzycielom, aby choć przez czas jakiś cicho siedzieli. Pojmujesz więc dobrze.<br> {{tab}}— Jakto... — wyjąknął zmieszany Loiseau — potrzeba ci więc tych dwustu franków teraz, odrazu?<br> {{tab}}— Na raz, w całości, niekoniecznie... Radbym je wszakże odebrać w jak najkrótszym czasie. Sprzedałeś swe całe umeblowanie, musiało ci więc coś pozostać z tych pieniędzy... Znasz przecież stare przysłowie: „Zbogaca się, kto płaci swe długi.“<br> {{tab}}— To dobrze... — mruknął z gniewem introligator; — będę się starał wypłacić ci twoją należność, mógłbyś był jednak zaczekać z upomnieniem, dopóki nie znajdę roboty.<br> {{tab}}— Czyż moja wina, że zaskoczyło mnie tak kłopotliwe położenie? Weź na rozwagę... Czyliż masz się o co gniewać?<br> {{tab}}— Jakto... myślicie się więc różnić o taką drobnostkę? — wtrącił Will Scott.<br> {{tab}}— Ja się nie gniewam... bynajmniej... — rzekł Loiseau, powstając. — Mimo jednakże, iż oddam ci te dwieście franków, to cię nie ocali. Dobrze, iż wiem teraz, co mam sądzić o tobie. Pójdę do hotelu i przyniosę ci twoje pieniądze.<br> {{tab}}— Oddasz mi je jutro... Na co masz chodzić po nie natychmiast? — ozwał się Béraud.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1057|num=8}}{{tab}}— Nie... nie! oddani ci je zaraz... — burknął introligator i wyszedł.<br> {{tab}}Will Scott promieniał radością. Gdyby był sam układał nawet te rzeczy, nie mógłby ich lepiej ułożyć.<br> {{tab}}— Wspomniałeś mi pan — rzekł do Pawła po odejściu Eugeniusza, iż chcesz mnie prosić o jakąś przysługę?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— O cóż więc chodzi?<br> {{tab}}— Podczas twej nieobecności zaszło tu wiele rzeczy nieprzewidzianych.<br> {{tab}}— Wiem o tem; Loiseau wszystko mi opowiedział. Jego żona jest w szpitalu.<br> {{tab}}— Widziałem się z nią. Była ciężko chorą... zmieniła się nieco. Mimo to, kocham ją zawsze... kocham więcej niż kiedy...<br> {{tab}}— O! jak widzę, należysz do łatwo kochliwych — rzekł z uśmiechem {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}.<br> {{tab}}— Tak jest... odgadłeś. Gotówbym Paryż podpalić, dla pozyskania kobiety, którą kocham. Wiktoryna cierpi tak moralnie, jak i fizycznie... pobyt w szpitalu przeraża ją. Jeśli pozostanie tam dłużej, umrze... rozumiesz? A ja... ja nie chcę, aby umarła!<br> {{tab}}— Zatem trzeba ją wyprowadzić ze szpitala... Pomyśl o tem i spróbuj tego dokonać.<br> {{tab}}— Ba! ażeby myśl tę w czyn wprowadzić, potrzeba mieć na to pugilares, lepiej zaopatrzony od mojego... trzeba posiadać kilkaset franków w gotówce... Dla tego to upomniałem się u Eugenjusza o dziesięć luidorów, jakie, mi jest winien. Chciałbym zawieźć Wiktorynę gdzieś w okolicę Paryża, do małego wiejskiego domeczku, gdzie żyjąc, szczęśliwa w spokoju, wprędce odzyskałaby siły.<br> {{tab}}— Ha! ha! — zaśmiał się Scott, nie na żarty, jak widzę, zawróciłeś sobie nią głowę.<br> {{tab}}— Przyznaję... kocham ją do szaleństwa! A zatem mój przyjacielu powiedz... niemógłżebyś mi pożyczyć, choć z pięć- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1058|num=9}}set franków? Mam przyobiecane miejsce, nader korzystne miejsce... Zwracałbym ci częściowo, po pięćdziesiąt franków miesięcznie, wraz z procentami.<br> {{tab}}— O! co do procentów, nie mówmy o tem wcale — zawołał z dumą Will Scott. — Wystarczy mi zadowolenie, iż mogłem ci przyjść z pomocą. Udzielę ci sumę żądaną, lecz przed Eugeniuszem Loiseau ani słowa o tem, jemu nie pożyczyłbym grosza, ponieważ nie ufam mu tyle, co tobie...<br> {{tab}}— Nie obawiaj się! zachowam tajemnicę.<br> {{tab}}Scott wyjął z kieszeni pugilares, a dobywszy zeń pięć biletów stufrankowych, położył je na stole przed Pawłem, mówiąc:<br> {{tab}}— Co zaś do miejscowości w której mógłbyś umieścić Wiktorynę, to przypominasz sobie co ci mówiłem pewnego wieczora przy kolacyj u Bonvalet’a?<br> {{tab}}— Pamiętam to dobrze!<br> {{tab}}— Potrzeba więc się dowiedzieć, czyli mały domek mojego znajomego jest jeszcze do rozporządzenia... Zajmę się tem jutro.<br> {{tab}}— Och! jesteś prawdziwym moim przyjacielem! prawdziwym — zawołał Paweł z uniesieniem, ściskając dłoń Irlandczyka.<br> {{tab}}— Tak — odrzekł tenże, ponieważ ty mi się podobasz, a Loiseau wstręt we mnie budzi! Zobaczysz, że najdalej za dwa tygodnie on umrze z pijaństwa i nędzy. Nie mówmy o nim już więcej... Tak więc straciłeś miejsce u bankiera Verrière, z przyczyny położenia aresztów na twojej pensyi?<br> {{tab}}— Tak! jak gdyby nie mógł był ów stary oszust ułożyć się sam z moimi wierzycielami, przeznaczając część jakąś mej pensyj na spłaty. Dwaj owi rozbójnicy (mówię tu o bankierze i jego wspólniku) wyrzucili mnie na bruk, zatrzymując sobie moją miesięczną pensyą, nie pytając, z czego będę żył dalej?<br> {{tab}}— Verrière jest twoim krewnym...<br> {{tab}}— Jest nawet moim wujem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1059|num=10}}{{tab}}— Ha! to nie do darowania... podobne postąpienie to istotnie zbrodnia!<br> {{tab}}— Wiem o tem — rzekł Paweł zaciskając zęby. — Powiedziałem mu, że nie pozwolę ujść takiej krzywdzie bezkarnie. Ach! gdybym się nad temi łotrami mógł zemścić!..<br> {{tab}}— Dla czego nie? Okoliczności nastręczają się z biegiem czasu. Oddać mu możesz wet za wet!<br> {{tab}}— No! wtedy niech się ma na baczności... Nie oszczędzałbym go wcale!<br> {{tab}}— Powiedz mi, twój krewny jak słyszałem, posiada ziemską własność w okolicy Sekwany i Marny? — pytał Scott — własność wspaniałą, jakiś zda się zamek z ogrodem w pobliżu wioski Malnoue, gdzie zamieszkuje teraz?<br> {{tab}}— Tak właśnie... Jeździłem kiedyś do Malnoue... miałem tam przyjaciela kolegę, znam więc ów zamek.<br> {{tab}}— Verrière jest bogatym... nieprawdaż?<br> {{tab}}— Ba! ten łotr posiada miliony!<br> {{tab}}— Nie mało biletów bankowych musi on mieć w zamku przy sobie.<br> {{tab}}— To pewna! Bankierzy przechowują zwykle w swoich mieszkaniach portfele, wypchane banknotami.<br> {{tab}}— Według mojego zdania, doskonałem byłoby schwytać jeden z takich potężnych pakietów owemu przeklętemu milionerowi, kiedy wyrzuca na ulicę swych krewnych, aby tam z głodu umarli. A! to byłaby korzyść i zemsta!... Świetna dalibóg, zemsta, jakiej trudno wymarzyć!...<br> {{tab}}— Ha! gdybym mógł w jakikolwiek, bądź sposób zapłacić mu za moją krzywdę!<br> {{tab}}— No, no, pomyślimy o tem. A teraz pst! milczenie — dodał, wskazując na wchodzącego Eugenjusza Loiseau. — Ani słowa więcej... Pomówimy o tem w innym czasie i miejscu. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1060|num=11}}{{c|'''II.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Loiseau szedł proste do stołu, przy którym siedział {{Korekta|Béraut|Béraud}} z Will Scottem.<br> {{tab}}— Oto twa należytość — rzekł, rzucając na blat marmurowy dwa bilety stufrankowe. A teraz, ponieważ sścisłe rachunki tworzą dobrych przyjaciół, powiedz mi, ile za ten czas żądasz procentu?<br> {{tab}}— Musisz być pijanym, stawiając mi podobne zapytanie? — zawołał Béraud.<br> {{tab}}— Nie jestem pijanym... mówię to w całą przytomnością umysłu.<br> {{tab}}— A więc jesteś gburem, prostakiem, zostaw mnie w spokoju.<br> {{tab}}— No, no, zgoda przedewszystkiem, towarzysze — ozwał się mniemany Burgundczyk. Nie kłóćcież się z sobą o takie głupstwo. Béraud potrzebował pieniędzy, musiał więc upomnieć się o nie. Wychjdmy jeszcze po kieliszka zielonej i idźmy razem na obiad.<br> {{tab}}— Nie będę obiadował z ''panem'' Béraud — odrzekł introligator i odszedł, siadając przy oddzielnym stole.<br> {{tab}}— Minie ta zwada — rzekł z cicha, uśmiechając się Will Scott. — Kiedyindziej będziemy razem obiadowali. Gdzież będę mógł, Pawle, zobaczyć się z tobą w wiadomym interesie, którym od jutra się zajmę?<br> {{tab}}— Przyjdź do mnie do hotelu... Będę czekał na ciebie co rano, do jedenastej.<br> {{tab}}— Dobrze, ale czy Loiseau, widząc mnie u ciebie, nie będzie nas miał w podejrzeniu?<br> {{tab}}— Nie obawiaj się, niebezpieczeństwa nie ma... Mój pokój jest zdała od jego pokoju... Zresztą poróżniliśmy się z sobą, jak widzisz... Jestem wolny, mogę, czynić co mi się podoba...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1061|num=12}}{{tab}}— Rozumiem.<br> {{tab}}— Wkrótce więc, do widzenia — rzekł Béraud, ściskając rękę {{Korekta|irlandczyka|Irlandczyka}}. I wyszedł z piwiarni.<br> {{tab}}Loiseau podszedł do Scotta.<br> {{tab}}— Widzę, iż porzuciłeś mnie dla niego... — zawołał.<br> {{tab}}— Żartujesz... Znam tak mało tego parafianina.<br> {{tab}}— Sądzisz więc, że on miał słuszność w tem, co uczynił?<br> {{tab}}— No... przyznam, że za zbyt szorstko postąpiłeś względem niego.<br> {{tab}}— To znaczy, że on miał prawo powiedzieć mi to, co powiedział.<br> {{tab}}— Jakto? — zapytał żywo Will Scott.<br> {{tab}}— To znaczy, do pioruna, że skoro się znajdę bez grosza, słusznie zrobi, według ciebie, porzucając mnie, jak pakiet brudnej bielizny?... No! nie dam ja mu się długo cieszyć tem, co uczynił... przysięgam! A teraz idźmy na obiad.<br> {{tab}}Tu wyszli oba.<br> {{tab}}Nazajutrz {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}, w ubiorze mieszczanina, wyszedł bardzo rano z domu na bulwarze Szpitala, a minąwszy most Austerlitz, udał się na stacyę przy placu Bastylii, gdzie kupił bilet do Saint-Maur. Przybywszy na oznaczone miejsce, zwrócił się na drogę ku Creteuil, następnie szedł ścieżką obok plantu drogi żelaznej, minął most, rzucony na Marnie, kierując się w stronę wielkiej liczby małych wiejskich domków, zbudowanych na letnie mieszkania. Wszystkie one prawie wraz z umeblowaniem były do wynajęcia każdej chwili. Każdy z tych domków posiadał parter i pierwsze piętro.<br> {{tab}}Otaczały je ogródki, opasane murem, zacienione staremi drzewami pozostałemi z wyciętego parku.<br> {{tab}}Z dwunastu domków, w ten sposób zbudowanych, trzy albo cztery zaledwie były zamieszkałe i bardzo oddalone jedne od drugich.<br> {{tab}}Tutaj to Will Scott postanowił urządzić schronienie, do którego Béraud wprowadziłby potrzebującą odzyskania sił na świeżem powietrzu Wiktorynę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1062|num=13}}{{tab}}Oczekiwanie go nie zawiodło.<br> {{tab}}Za czterysta franków miesięcznie wynajął mały pawilon pośród ogródka, z trzech stron obmurowanego, a z czwartej wychodzącego na brzeg Marny.<br> {{tab}}Na parterze znajdowała się sypialnia, kuchnia i pokój jadalny, na pierwszem zaś piętrze obszerna sypialnia wraz z gabinetem. Wszystko to było starannie umeblowanem.<br> {{tab}}Irlandczyk, zapłaciwszy z góry za cały miesiąc, polecił wydać sobie pokwitowanie na imię Pawła Béraud, a zabrawszy klucze od mieszkania, wyjechał do Paryża. {{kropki-hr}} {{tab}}Verrière wraz z Arnoldem Desvignes znajdowali się w gabinecie przy ulicy Le Pelletier.<br> {{tab}}Arnold, siedząc przy swojem biurku, przeglądał listy, doręczone mu przez wspólnika.<br> {{tab}}— Masz tam pomiędzy innemi mieszkańców z Villiers, z Emerainville, z Malnoue, Chennevières — rzekł bankier. — Inni po większej części są naszymi klientami z Paryża. Są także wśród nich bankierzy i agenci wekslowi.<br> {{tab}}— Słowem, kwiat społeczeństwa! — zawołał, śmiejąc się, Desvignes. — A cóż, rozesłałeś zaproszenia? — zapytał po chwili?<br> {{tab}}— Tak... oznaczyłem bal na nadchodzącą niedzielę.<br> {{tab}}— Potrzeba, sądzę, abyś w stosownej chwili przedstawił mnie swym gościom, oznajmiając o mojem bliskiem małżeństwie z twą córką.<br> {{tab}}— Dobrze... chętnie to uczynię.<br> {{tab}}— Chciej zebrać w jaknajkrótszym czasie wszystkie potrzebne papiery do wygłoszenia zapowiedzi. Oddasz mi je, a ja sam pójdę do mera w Malnoue.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1063|num=14}}{{tab}}— Chcesz zatem nieodmienne, by tu odbyły się zaślubiny?<br> {{tab}}— Tak... będziemy na wsi swobodniejszymi. Zresztą przyrzekliśmy to proboszczowi. Na tydzień przed zawarciem małżeństwa podpiszemy kontrakt.<br> {{tab}}— Ha! skoro tak chcesz... — odparł z wahaniem Verrière. — Lecz czyliż się nie obawiasz?<br> {{tab}}— Czego?<br> {{tab}}— By Aniela w ostatnim momencie przy ołtarzu zamiast powiedzieć „tak,“ nie odpowiedziała przeciwnie?<br> {{tab}}— Bądź spokojnym! — rzekł, uśmiechając się, Desvignes — to moją sprawa. — Sądzisz więc, iż ona wciąż myśli jeszcze o poruczniku Vandame? — dodał po chwili.<br> {{tab}}— Obawiam się tego... a raczej jestem pewien.<br> {{tab}}— No! potrafimy złamać jej upór, a to najprostszym w świecie sposobem. Gdzie znika powód, tam znikają następstwa i skutki tegoż... Vandame jest jednym z najbardziej niebezpiecznych dla nas spadkobierców. Jeżeli los wojny nie uwolni nas od niego w jaknajkrótszym czasie, ja zobowiązuję się dopomódz okolicznościom.<br> {{tab}}— W jaki sposób?<br> {{tab}}— Niech cię to nie obchodź.... Wiesz, iż nie lubię wtajemniczać drugich w moje zamiary. Niechaj wystarczy ci przekonanie, iż tego dokonam.<br> {{tab}}Jednocześnie zapukano do drzwi gabinetu. Ukazał się służący z wizytową kartą w ręku, którą podał bankierowi.<br> {{tab}}Verrière przeczytał głośno: „Wicehrabia Jerzy de Nervey“ i jednocześnie patrzył na swego wspólnika, jak gdyby badając, co ma uczynić.<br> {{tab}}— Przyjmiemy pana de Nervey... — rzekł Desvignes.<br> {{tab}}Od śmierci matki wicehrabia znacznie się zmienił.<br> {{tab}}Przy przerażająco bladem obliczu i oczach głęboko zapadłych, czarny jego ubiór, wisząc na tej wychudłej postaci, nadawał jej pozór jakiegoś widma.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1064|num=15}}{{tab}}Szedł przygarbiony jak starzec. Ręce mu bezustannie drżały. Kaszel coraz częstszy i bardziej chrypliwy rozdzierał zapadłe jego piersi.<br> {{tab}}Pozdrowiwszy ukłonem Arnolda, podał rękę Verrièrowi.<br> {{tab}}— Nie przeszkadzam ci — zapytał — w twoich zajęciach, kuzynie?<br> {{tab}}— Bynajmniej... Rozmawiałem władnie z moim, wspólnikiem, panem Arnoldem Desvignes, jakiego, zdaje mi się, nie znasz dotąd jeszcze, a którego mam honor ci przedstawić.<br> {{tab}}Obaj mężczyźni ukłonili się sobie nawzajem.<br> {{tab}}— Przybywasz zapewne w celu uregulowania spadkowego rachunku? — pytał bankier dalej. <br> {{tab}}— Tak właśnie...<br> {{tab}}— Możemy go załatwić zanim notaryusz nadeśle nam zawiadomienie o objęciu przez ciebie sukcesy!.<br> {{tab}}— To dobrze... lecz chciałbym przedewszystkiem wiedzieć ogólna cyfrę pieniędzy, jaką panowie macie w swem ręku, cyfrę majątku niegdyś mej matki, a obecnie do mnie należącego.<br> {{tab}}— Natychmiast załatwić to możemy. Rachunek jest przygotowanym — rzekł Desvignes, biorąc leżące przed nim papiery. — Posiadamy w naszej kasie sumę niegdyś pańskiej matki, a obecnie panu przypadającą, dwieście tysięcy franków.<br> {{tab}}— Dwieście tysięcy franków? — powtórzył Jerzy z osłupieniem. — Ależ znalazłem w papierach mej matki twoje politowanie, bankierze, na odbiór pięciuset tysięcy franków.<br> {{tab}}— Do tego pokwitowania, jakie pan odnalazłeś — rzekł Arnold — musi być dołączonem objaśnienie o umieszczeniu kapitałów pańskiej matki w pewnem przedsiębiorstwie przemysłowem.<br> {{tab}}— Tak... dwieście osiemdziesiąt tysięcy franków, przynoszących sześć od sta, umieszczonemi zostały w kopalniach belgijskich marmurów.<br> {{tab}}— Spekulacya ta, świetnie się zrazu przedstawiająca — odparł Verrière — źle poszła w dalszym ciągu. — Straciłem na {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1065|num=16}}niej olbrzymie sumy, powyższe kopalnie są w likwidacyi, a pasywa znacznie przewyższają aktywa.<br> {{tab}}— Lecz jeśli tak — zawołał wicehrabia z przerażeniem — Pzostanę kompletnie zrujnowanym!<br> {{tab}}— Co mówisz? — zawołał Verrière — pozostaje ci u nas dwieście tysięcy franków, jest to piękny grosz! Prócz tego wiem, że twoja matka po siadała kapitały, wynoszące setki tysięcy franków, nie licząc pałacu przy ulicy Miromesnil i gruntów znacznej wartości w pobliżu Chartres. Nie uskarżaj się więc kochany... jesteś dość jeszcze bogatym. Mocno żałuję straty pieniędzy, umieszczonych w kopalniach belgijskich marmurów, lecz stało się to za upoważnieniem twej matki. Niewszystkie przedsiębiorstwa pomyślnie iść mogą, a na tem, upewniam cię, stokroć razy więcej straciłem od ciebie.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''III.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Rozumiem to... rozumiem... — rzekł de Nervey po chwili przeminięcia ataku gwałtownego kaszlu. — Ukrywć jednakże nie mogę, iż srodze mnie zmartwił ten zawód. Spodziewałem się bowiem znaleść u ciebie kuzynie więcej moich kapitałów. Mam długi liczne, wielkie długi... Jest to grzechem, wadą... przyznaję... W młodych jednakże latach z groszem się nie liczymy. Posiadam silny i ognisty temperament, jestem niewolnikiem mych namiętności, i nieraz zapytuję sam siebie, czyli spłaciwszy to wszystko potrafiłbym żyć spokojnem życiem dżentelmena.<br> {{tab}}— Ha! jeżeli się znalazłeś obecnie w tak przykrem położeniu, twoja w tem wina — rzekł Verrière. — Kobiety, gra w karty, kolacyjki, zakłady na wyścigach konnych, żyjesz zaiste zbyt prędko.<br> {{tab}}— Cóżem ja temu winien? Taka to moja natura. Odzyskam ja może jeszcze to wszystko... Obecnie czarna gwiazda wprawdzie zaświeciła na demną, lecz to się zmieni. Szczęście {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1066|num=17}}powróci. Skoro tylko odbiorę kapitały, pojadę do Monaco, nic o tem nie mówiąc nikomu, i wrócę z milionami... zobaczysz.<br> {{tab}}Nie o to jednak obecnie tu chodzi.<br> {{tab}}— A o cóż? zapytał Desyignes.<br> {{tab}}— O rzecz najprostszą, kochany panie. Sukcesja moja nie została jeszcze zlikwidowaną, nie mogąc przeto nic zinkasować, znalazłem się bez grosza i przychodzę cię prosić drogi kuzynie, dodał, zwracając się do bankiera, byś mi udzielił zaliczkę dwadzieścia tysięcy franków na kapitały po matce, jakie masz u siebie. Potrącisz je sobie, skoro mój adwokat przyjedzie regulować z tobą rachunek.<br> {{tab}}Verrière chciał odpowiedzieć odmownie, Desvignes jednakże nie dozwolił mu przyjść do słowa.<br> {{tab}}— Dwadzieścia tysięcy franków, — rzekł — panie wicehrabio, z przyjemnością oba wraz z moim wspólnikiem służyć panu niemi będziemy. Dacz pan przybyć po nie jutro rano między dziewiątą a dziesiątą godziną.<br> {{tab}}— Zatem, rzecz postanowiona... Mogę na to z pewnością rachować?<br> {{tab}}— W zupełności... Nieprawdaż panie Verrière? — Godzę się zawsze we wszystkiem z tobą, mój wspólniku.<br> {{tab}}— Ach! panowie jesteście dobrymi nad wyraz, — zawołał Jerzy, a potem dodał:<br> {{tab}}— Jakże się miewa ma czarująca kuzynka, panna Aniela?<br> {{tab}}— Bardzo dobrze — rzekł bankier.<br> {{tab}}— Obawiałem się aby ta smutna wiadomość, wstrząsnąwszy nią, nie zaszkodziła jej zdrowiu — mówił Jerzy dalej.<br> {{tab}}— Jaka wiadomość? — pytał Verrière.<br> {{tab}}— Wiadomość o nieszczęściu, jakiemu uległ ten biedny Vandame...<br> {{tab}}— Kto? Vandame? — powtórzył Arnold, zamieniając szybkie spojrzenie z bankierem.<br> {{tab}}— A! najcięższe ze wszystkich, jakie człowieka spotkać jest wstanie; umarł! — rzekł Jerzy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1067|num=18}}{{tab}}— Umarł?!— zawołali razem obaj wspólnicy.<br> {{tab}}— Jakto... nie wiecie o tem? pytał zdziwiony de Nervey. Chyba nie czytujecie dzienników? Jego nazwisko znajduje się na wczorajszej liście oficerów, którzy padli ofiarą cholery w Marsylii i Tulonie.<br> {{tab}}— To niepodobna! — zawołał Vérriére.<br> {{tab}}— Dla czego?<br> {{tab}}— Ponieważ Vandame, odpłynąwszy przed miesiącem, powinien obecnie znajdować się już w Tonkinie, lub bardzo blisko tegoż.<br> {{tab}}— Powtarzam, że czytałem jego nazwisko.<br> {{tab}}— Pomyliłeś się, złudzony podobieństwem nazwiska być może.<br> {{tab}}— Nie; wyraźnie było publikowanem:<br> „''Emil Vandame, porucznik siódmego pułku artijleryj''“ Czyż podobna się było omylić? Sądząc że o tem już wiecie, pytałem, czyli wado mość ta nie wywarła złego wgływu na zdarcie mojej kuzynki, która go miała zaślubić?<br> {{tab}}— Mylisz się... — rzekł Verriére — nigdy nie było mowy, o tem małżeństwie. — Aniela jest narzeczoną mego wspólnika. Wkrótce nastąpią ich zaślubiny.<br> {{tab}}Desvignes podniósł się z krzesła.<br> {{tab}}— Racz pan przybyć jutro rano, panie wicehrabio — rzekł, przerywając rozmowę — będziemy się starali zadowolnić twoje żądanie.<br> {{tab}}Jerzy de Nervey, pożegnawszy obu, wyszedł zdumiony oznajmieniem bliskich zaślubin kuzynki z Arnoldem Desvignes.<br> {{tab}}— Umarł więc Vandame... umarł! czy podobna? — zawołałVrriére, skoro drzwi gabinetu zamknęły się za wicehrabią. — Otóż, mój kochany, szczęśliwa wiadomość...<br> {{tab}}— Tak, jeżeli jest prawdziwą... — odrzekł Desvignes — o czem potrzeba nam się bezzwłocznie upewnić. Czy masz wczorajsze dzienniki?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1068|num=19}}{{tab}}— Leżą na mojem biurku, weź je i czytaj. Wszakże nie w dziennikach to, sądzę, szukać nam trzeba upewnienia, lecz raczej w ministeryum wojny.<br> {{tab}}— Masz słuszność, idę tam... Czekaj tu na mnie, moja nieobecność nie potrwa długo.<br> {{tab}}To mówiąc, Desvignes wziął kapelusz i wyszedł, a napotkawszy fiakra, wsiadł weń, jadąc do ministeryum, gdzie udał się do specyalnego biura objaśnień.<br> {{tab}}Bano mu tam następującą odpowiedź:<br> {{tab}}— Wiadomość ta jest prawdziwą, porucznik Emil Vandame zmarł na cholerę.<br> {{tab}}— Ależ on powinien już być w Tonkinie... — ozwał się Desvignes.<br> {{tab}}— Nowy rozkaz, wydany do armii, opóźnił odpłynięcie okrętu i porucznik zachorował w Talonie.<br> {{tab}}— Nadesłano panom akt jego zejścia?<br> {{tab}}— Dotąd nie jeszcze, lecz wkrótce zapewne nadeślą. Nie zachowuj pan sobie w tym razie żadnej nadziei.<br> {{tab}}Arnold pośpieszył na ulicę Le Pelletier.<br> {{tab}}— I cóż? — zapytał Verrière, oczekujący aa jego powrót niecierpliwie.<br> {{tab}}— Cóż... sprawdza się... umarł!...<br> {{tab}}— Znów mniej o jednego spadkobiercę i to najbardziej dla nas niebezpiecznego!...<br> {{tab}}— Tak, los nam sprzyja, trzeba z tego korzystać. Powracaj dziś sam do Malnoue, mój wspólniku, mam interesa do załatwienia w Paryżu.<br> {{tab}}Desvignes w rzeczy samej potrzebował widzieć się z Will Scottem, Trilbym, Agostinim, miał wydać im polecenia, jakie wkrótce poznamy.<br> {{tab}}Wróciwszy z Malnoue, Verrière wczesnym porankiem nazajutrz zastał już swego wspólnika przy biurku, oczekującego na przybycie Jerzego de Nervey.<br> {{tab}}— Radbym sam przyjęć wizytę tej smutnej osobistości — {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1069|num=20}}rzekł Arnold do bankiera. — Jeżeli masz coś na mieście do załatwienia, korzystaj z tego.<br> {{tab}}Verrière, nawykły słuchać we wszystkiem swego wspólnika, wziął kapelusz i wyszedł, zabrawszy z sobą niektóre papiery.<br> {{tab}}W dziesięć minut później ukazał się wicehrabia.<br> {{tab}}Desvignes podszedł ku niemu z uśmiechem na ustach.<br> {{tab}}— Do podziwienia punktualność!... — zawołał.<br> {{tab}}— Zwykła u ludzi, mających odebrać pieniądze — rzekł Jerzy przygasłym głosem.<br> {{tab}}— Odbierzesz je pan... mógłbyś był nawet odebrać je wczoraj. Jedynie odłożyłem wypłatę do dnia dzisiejszego, ażeby z panem chwilę porozmawiać.<br> {{tab}}— Jestem na pańskie rozkazy... — rzekł Jerzy.<br> {{tab}}— Proszę, spocznij pan na tym fotelu.<br> {{tab}}— Chętnie... mimo, że moje siły pozwoliłyby mi stać jeszcze godzinę.<br> {{tab}}Mimo tych sił, Jerzy padł raczej na fotel niż usiadł, a jego kości zaszeleściły jak kości szkieletu.<br> {{tab}}— Kochany wicehrabio — zaczął Desvignes — budzisz we mnie najżywszą, sympatyę, przystąpię więc prosto, otwarcie do celu. Oznajmiając mi o śmierci porucznika Vandame — przyniosłeś mi pan najbardziej pożądaną wiadomość.<br> {{tab}}— Ha! ha! — zawołał de Nervey z wybuchem ironicznego śmiechu. — Spostrzegłem to, gdy mój wuj powiedział mi o pańskiem bliskiem małżeństwie z moją kuzynką.<br> {{tab}}— Jak widzę, nic przed bacznością pańską ujść nie jest w stanie.<br> {{tab}}— To prawda... Jestem obserwatorem, mam umysł niezmiernie subtelny.<br> {{tab}}— Nie zadziwisz się pan przeto, skoro ci wyznam, że ta śmierć uwalnia, mnie od nader niebezpiecznego rywala. Vandame kochał pannę Anielę, która nie była obojętną na tę jego miłość. Dzieciństwo to, bezwątpienia, było ono jednak ważną dla mnie przeszkodą. Starając się za zezwoleniem ojcow- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1070|num=21}}skiem pozyskać względy mej narzeczonej, widziałem jednak, że jej myśl była gdzieindziej. Widziałem, że jest posłuszną woli ojca, ale z niechęcią to czyni, że pójdzie do ołtarza jako ofiara, co mnie trapiło nieskończenie, jako gorąco rozkochanego w pannie Anieli.<br> {{tab}}— Nie dziwi mnie to bynajmniej. Moja kuzynka jest śliczną, kobietą, czarowną, zachwycającą! Czy ona wie, że Vandame umarł?<br> {{tab}}— Dotąd nie jeszcze.<br> {{tab}}— Cios będzie ciężkim dla niej, lecz pańskie interesa zreguluje to w sposób zdumiewający. Pozbyłeś się pan rywala, szczęście ci sprzyja, do kroć piorunów!<br> {{tab}}— Jestem zadowolonym z takiego obrotu rzeczy, nie kryję, lecz za zbyt kocham pannę Anielę, abym nie cierpiał na myśl, iż ona boleć będzie — rzekł Desvignes. — Chciałbym, ażeby ów cios wymierzonym jej został ręką łagodną, tkliwą, pańską naprzykład...<br> {{tab}}Jerzy podskoczył w fotelu.<br> {{tab}}— Co... moją ręką? — zawołał.<br> {{tab}}— Czemuż pan nie mógłbyś tego uczynić? Mnie niepodobna oznajmić jej o tej śmierci... pan to dobrze pojmujesz. To byłoby okrutnem, wstrętnem z mej strony.<br> {{tab}}— A gdyby mój wuj?<br> {{tab}}— Pan Verrière uczyniłby to w sposób brutalny... Nie lubił Vandama. Opór panny Anieli irytował go do najwyższego stopnia i drażnił... Byłoby rzeczą nader prostą i naturalną, ażebyś pan, jako należący do rodziny, nadmienił o tej śmierci swojej kuzynce podczas rozmowy. Jestem pewien, że z najwyższą delikatnością potrafiłbyś to uczynić.<br> {{tab}}Jerzy de Nervey poszarpywał wąsa w zamyśleniu.<br> {{tab}}— Dyabelnie ciężka sprawa... — wyszepnął.<br> {{tab}}— Sprawa, za którą nieskończenie byłbym panu obowiązanym.<br> {{tab}}— Lecz gdzież sposobność spotkania się z moją kuzynką?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1071|num=22}}{{tab}}— Wszak odebrałeś pan zaproszenie na wiejską uroczystość, jaką Verrière wydaje w niedzielę w Malnoue?<br> {{tab}}— Nie, dotąd nie otrzymałem.<br> {{tab}}— A zatem odbierzesz je pan, ponieważ twoje nazwisko zostało zamieszczonem na liście zaproszonych.<br> {{tab}}— Ależ mnie, jako noszącemu grubą żałobę, nie wypada uczestniczyć w takiej zabawie...<br> {{tab}}— Będzie to uroczystość rodzinna, między najbliższymi. Zresztą wieś nie jest gwarliwym punktem, jak miasto. Nikogo nie zadziwi obecność pańska w Malnoue... Uczyń mi pan przysługę, o jaka proszę...<br> {{tab}}— Dobrze, lecz pod warunkiem...<br> {{tab}}— Pod jakim?<br> {{tab}}— Przysługa za przysługę... W miejsce dwudziestu, udziel mi pan trzydzieści tysięcy franków zaliczki.<br> {{tab}}— Z całego serca... najchętniej. Siądź pan przy mojem biurku i napisz pokwitowanie na trzydzieści tysięcy franków, wszakże nie tytułem zaliczenia, ale pożyczki.<br> {{tab}}Tu, położywszy arkusz stemplowego papieru przed Jerzym, Arnold podyktował mu pokwitowanie, poczem otworzywszy swą osobistą kasę żelazną, dobył z niej trzy paczki banknotów, każda po dziesięć tysięcy franków i wręczył takowe wicehrabiemu.<br> {{tab}}— Jesteś pan zacnym człowiekiem — rzekł tenże, wsuwając z zadowoleniem pieniądze do kieszeni. Możesz liczyć na mnie w przyszłą niedzielę w Malnoue. Wszystko, co zechcesz, gotów jestem dla ciebie uczynić.<br> {{tab}}Tu pożegnawszy się, odszedł.<br> {{tab}}W kilka chwil potem ukazał się Verrière i na żądanie Arnolda wysłał natychmiast zaproszenie do Jerzego de Nervey. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1072|num=23}}{{c|'''IV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Will Scott bardzo wczesnym porankiem udał się do hotelu Prowanckiego, by zastać w łóżku Pawła Béraud.<br> {{tab}}— No, jakże, mój przyjacielu — zapytał go Paweł — udało ci się coś odnaleźć?<br> {{tab}}— W zupełności. Interes twój załatwiony. Jeden z moich przyjaciół, posiadający nad brzegami Marny wśród gęstych drzew mały domeczek, ślicznie umeblowany, prawdziwe gniazdko miłości, nie mieszkając w nim w tym roku, odstąpił mi go na trzy miesiące. Przynoszę ci klucze od niego.<br> {{tab}}Béraud nie miał wyrazów na objawienie swojej wdzięczności.<br> {{tab}}— Radbym ci pokazać owo śliczne ustronie mówił dalej {{Korekta|burgundczyk|Burgundczyk}}. — Jeżeli chcesz, moglibyśmy w tamtej okolicy zjeść śniadanie.<br> {{tab}}— Jaknajchętniej zawołał Béraud.<br> {{tab}}Oba odjechali natychmiast, a zjadłszy śniadanie w altance nad brzegiem rzeki, udali się do pawilonu.<br> {{tab}}Zachwyt Pawła Béraud wzrastał z każdą chwilą; na widok owego domku prawdziwy szał go ogarnął, nagle jednakże zadumał się głęboko.<br> {{tab}}— O czem tak myślisz? — pytał Wiliam Scott — mów... może jest coś takiego, co ci się nie podoba?<br> {{tab}}— Wszystko podoba mi się nad wyraz... wszakże patrząc na śliczne to gniazdko, obawiam się...<br> {{tab}}— Czego?<br> {{tab}}— Iż być może, gołąbka, dla której ono jest przeznaczonem, nie zechce w nim usłać gniazdeczka.<br> {{tab}}— Dlaczegóż odmówićby miała?<br> {{tab}}— Kaprys kobiecy...<br> {{tab}}— Jeżeli szpital przestrasza ją, jak mówiłeś, wahać się nie będzie.<br> {{tab}}— Przeciwnie... jestem pewien wahania z jej strony.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1073|num=24}}{{tab}}— Potrzeba je pokonać...<br> {{tab}}— W jaki sposób?<br> {{tab}}— Urządziwszy tak, by doktór, który ją leczy w szpitalu, wydał jej nakaz wyjazdu na świeże powietrze.<br> {{tab}}— Nie znamy ani nazwiska, ani adresu tego doktora.<br> {{tab}}— Jedno i drugie najłatwiej odnaleźć. Kiedy zobaczysz się z Wiktoryną?<br> {{tab}}— W niedzielę.<br> {{tab}}— Mamy więc dwa dni czasu przed sobą, to więcej niż trzeba. Wracajmy do Paryża, starajmy się powiadomić o doktorze, a resztę ja biorę na siebie.<br> {{tab}}W kancelaryi szpitala Béraud otrzymał z łatwością nazwisko i adres lekarza, wizytującego chwycił na sali świętej Klary.<br> {{tab}}Doktór ten nazywał się Richard, był on mężczyzną, sześćdziesięcioletnim, o łagodnej inteligentnej powierzchowności. Mieszkał pod piątym numerem przy ulicy św. Maryi.<br> {{tab}}— Idźmy natychmiast do niego — rzekł Will Scott, skoro mu Béraud przyniósł te objaśnienia.<br> {{tab}}Przybywszy, zostali natychmiast wprowadzonymi do gabinetu doktora.<br> {{tab}}— Nie wyglądacie panowie na chorych, ni jeden, ni drugi — rzekł uśmiechając się Richard.<br> {{tab}}— Nie jesteśmy też nimi, panie doktorze... — odparł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}.<br> {{tab}}— Cóż zatem chcecie odemnie?<br> {{tab}}— Pragnęlibyśmy polecić pańskiej dobrotliwości i staraniom kobietę, znajdującą się w szpitalu miłosierdzia.<br> {{tab}}— Wszyscy moi pacyenci mają prawo do jednakich mych starań. Obowiązek mego zawodu z jednej strony, uczucie ludzkości z drugiej, nakazują mi być ojcem dla nich. Jak się nazywa osoba, o której mówicie?<br> {{tab}}— Wiktoryną Loiseau, z domu Béraud.<br> {{tab}}— Na której sali znajduje się ona?<br> {{tab}}— Na sali św. Klary, numer łóżka 22.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1074|num=25}}{{tab}}— A! wiem już, wiem... Tę biedną kobietę przywieziono w mózgowej gorączce, z polecenia komisarza policyi. Nieszczęśliwa istota, którą rozbójnik jej mąż obrzucał tysiącami obelg. Ach! łotr, zasługujący na szubienicę, on to wtrącił w tę ciężką chorobę, z jakiej przy najwyższym trudzie zaledwie ją wydobyć zdołałem. Mam nadzieję, że żaden z was dwóch nie jest mężem Wiktoryny Loiseau?<br> {{tab}}— Jesteśmy jej krewnymi, panie doktorze — odrzekł Scott — sądzimy również, jak pan surowo Eugenjusza Loiseau, naszem pragnieniem jest złagodzić o ile można złe, jakiego stał się przyczyną.<br> {{tab}}— Odwiedzaliście tą biedną kobietę w szpitalu?<br> {{tab}}— Ja tylko, panie... oparł Béraud; znalazłem ją pognębioną moralnie... płacze, rozpacza... Szpital ją trwoży i przeraża.<br> {{tab}}— Niesłusznie, ponieważ nigdzie lepszych starań by nie znalazła. Jednako się tam pielęgnuje tak bogatych, jak i ubogich. Mimo to wszystko przesąd istnieje, i pańska krewna podlega mu jak widzę. Cóż na to poradzić?<br> {{tab}}— Zmienić sytuacje... rzekł Will Scott.<br> {{tab}}— Życzylibyście więc chorą, odebrać ze szpitala?<br> {{tab}}— Tak... gdyby stan jej zdrowia pozwolił na to, panie doktorze.<br> {{tab}}— Czy bylibyście wy w stanie udzielić jej starań, jakich wymaga długa rekonwalescencja?<br> {{tab}}— Owszem, panie doktorze, — ozwał się {{Korekta|Béraut|Béraud}}. środków pieniężnych nie brak nam ku temu. Wszystko, czego by zapragnęła, odmówionem jej nie zostanie.<br> {{tab}}— Nie mogę, powiedzieć, bym wyjście jej ze szpitala uważał za rzecz niemożebną, przeciwnie, sądzę iż możnaby skrócić czas rekonwalescencyj, lecz pod pewnemi warunkami — rzekł lekarz.<br> {{tab}}— Jakiemiż to panie doktorze?<br> {{tab}}— Przedewszystkiem wiejskie powietrze... życie w najgłębszym spokoju... wypoczynek tak fizyczny, jak i moralny.<br> {{tab}}— Będzie miała to wszystko, upewniam...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1075|num=26}}{{tab}}— Prócz tego, trzeba jak najściślej stosować się do przepisanych przezemnie reguł...<br> {{tab}}— Zachowamy je skrupulatnie. Lecz nie w tem trudność na teraz.<br> {{tab}}— W czemże więc innem?<br> {{tab}}— Wiktoryna jest bardzo dumną z natury. Zachowanie swej osobistej godności posuwa nieraz do dziwactwa. Gotową byłaby może uważać jako jałmużnę to, co dla niej uczynić pragniemy, my, jej blizcy krewni, i może nieprzyjąć naszej ofiary.<br> {{tab}}— Byłoby to zaiste bezrozumnem z jej strony. Wszak cóż ja w tym razie mogę dopomódz? Niepodobna mi zmienić charakteru chorej...<br> {{tab}}— To prawda, panie doktorze... lecz w pańskiej mocy jest przekonać tę kobietę że jej życie zależy od starań, jakiem i nadal będzie otoczoną. Cóż bowiem z nią się stanie? Gdzie pójdzie wyszedłszy ze szpitala, jeśli się nie da prowadzić, i odrzuci opiekę kochających ją krewnych? Jej mąż sprzedał wszystko, co się tylko znajdowało w mieszkaniu. Owładniony nałogiem pijaństwa, odpędzany jest ze wszystkich warsztatów. Będzie wegetował śród najstraszniejszej nędzy, dopóki nie zamrze gdzie na zaułku ulicy, lub wymierzając sam sobie sprawiedliwość, nie rzuci się w wody Sekwany.<br> {{tab}}— Och! nędznik... nędznik! Biedna kobieta!<br> {{tab}}Po chwili milczenia doktór zwrócił się do Pawła.<br> {{tab}}— Powiedz mi pan — zapytał — jaki stopień pokrewieństwa łączy cię z chorą?<br> {{tab}}— Jesteśmy sobie kuzynami.<br> {{tab}}— Pańskie nazwisko? — Paweł Béraud.<br> {{tab}}— Sposób zajęcia?<br> {{tab}}— Jestem rachmistrzem w jednem z biur kredytowych.<br> {{tab}}— Pan mieszkasz na wsi w okolicach Paryża?<br> {{tab}}— Tak, posiadam mały domek wiejski w Saint-Maur, nad brzegiem Marny.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1076|num=27}}{{tab}}— To wystarczające. Jutro zrana zobaczę się z chorą, doradzę jej, a nawet nakażę, w interesie jej zdrowia i życia, ażeby przyjęła wspaniałomyślnie odarowaną sobie gościnność. Nie mam prawa, ma się rozumieć, zmuszania jej do tego. Mogę jedynie użyć w tym razie całego mego moralnego wpływu. Odwiedzisz ją pan w niedzielę. Gdyby zechciała pójść za moją radą, wydam jej piśmienne uwolnienie ze szpitala; panu zaś udzielę przepisy pielęgnowania chorej, którym, w najmniejszym szczególe chybiać nie należy. Do widzenia, panowie!<br> {{tab}}Obaj mężczyźni, pożegnawszy doktora, wyszli z gabinetu.<br> {{tab}}— No! sprawa już jakby załatwiona... — rzekł Will Scott do Pawła, skoro znaleźli się na ulicy. — Doktór więcej dla ciebie uczyni, niż gdybyś ty sam mógł tego dokonać. Wielkiemi zaiste głupcami są owi ludzie nauki! Odkrywają zdumiewające świat rzeczy, a nie widzą dalej po nad koniec własnego nosa! Za kilka dni będziesz już mieszkał z Wiktoryną w Saint-Maur, gdzie będę przychodził, aby się ogrzać przy słonecznych promieniach waszego miodowego miesiąca.<br> {{tab}}Bytność Pawła Béraud w szpitalu na sali św. Klary wywarła głębokie na Wiktorynie wrażenie.<br> {{tab}}— Tak więc Loiseau, jej mąż — rozmyślała nieszczęśliwa — nie zadawalniając się życiem rozrzutnem, próżniaczem, porzuceniem pracy, sprzedał wszystkie meble i sprzęty, aby je przejeść, a raczej przepić, ją zaś na bruku pozostawić. Wyszedłszy ze szpitala, sama na świecie, chora, osłabiona, bez pieniędzy, co pocznie, gdzie pójdzie, co się z nią stanie?<br> {{tab}}Pozostawało jej jedynie rzucić się w nurty rzeki.<br> {{tab}}A jednak, mimo to wszystko, pragnęła szpital opuścić coprędzej... ów szpital, który ją taką trwogą napawał... w którym się czuła być tak osamotnioną, nieznaną... Ów szpital, w którym zaledwie ostygły trup ludzki przechodzi z łóżka numerowanego na stół prosektoryum. Gdyby umarła w szpitalu, któżby ochronił jej ciało przed skalpelem anatomów?<br><br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1077|num=28}}{{c|'''V.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Owładniona temi ponuremi myślami, Wiktoryna gotową była przebaczyć Pawłowi Béraud jego prześladowania. Wdzięczną mu była, iż podczas, gdy wszyscy o niej zapomnieli, on przyszedł ją odwiedzić, błagając, by mu powrócić dozwoliła, pomimo, jak sądziła, utraty swych wieków skokiem przebytej choroby. Rozważała właśnie to wszystko, gdy doktór Richard. odbywający swoja codzienna wizytę, zatrzymał się przy jej łóżku.<br> {{tab}}Wiktoryna spojrzała nań z zasępioną twarzą.<br> {{tab}}— Cóż, moje dziecię — rzekł, biorąc jej rękę dla zbadania pulsu — czyż nigdy nie rozpędzisz czarnych swych myśli? Fizyczny stan twego zdrowia jest zadawalniejącym, a byłby nim więcej jeszcze, gdyby ów szatan moralny nie stawał nam przeszkodą w rekonwalescencyi. Neleży go koniecznie pokonać do licha! Bądźcobądź, trzeba nam się starać o to koniecznie... W twym wieku można to zdziałać za pomocą siły rozumu.<br> {{tab}}— W mym wieku, doktorze... — odpowiedziała chora — gdy się już tyle wycierpiało i nie widzi się nic. jak tylko męki w przyszłości, nie przywiązujemy się de życia, upewniam. Śmierć staje się natenczas upragnionym celem.<br> {{tab}}— No... no! wybujałość wyobraźni, zdania na wditr rzucone... — rzekł lekarz. — Znam całą twoją historyę, wiem, co uczynił ów nikczemnik, twój mąż, na ciebie jednak nie spada, odpowiedzialność za jego łotrowskie postępowanie. Zapomnij o tym nędzniku, niegodnym twojej pamięci, przestań się martwić temi wspomnieniami, a zabłysną może jeszcze dla ciebie dni szczęścia!<br> {{tab}}Młoda kobieta smutno potrząsnęła głową.<br> {{tab}}— Co mówię, to mówię z przekonania, możesz temu wierzyć, ponieważ nie jestem już m}odym, posiadam doświadczenie — ciągnął doktór dalej. — Staraj się pokonać smutek rozumem, a wszystko pójdzie dobrze. Wchodzisz obecnie w pe- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1078|num=29}}ryod uzdrowienia, nie lekarstwa ci teraz trzeba, ale świeżego powietrza, słońca, kwiatów i zieloności, przy zupełnym spokoju umysłu.<br> {{tab}}— Niestety, doktorze, nie mogę mieć tego...<br> {{tab}}— Czemu?<br> {{tab}}— Wyszedłszy ze szpitala, nie wiem, z czego żyć będę...<br> {{tab}}— Nie masz-że krewnych, rodziny?<br> {{tab}}— Mam ich, lecz oni mną nie zajmują się bynajmniej. Niewiedzą nawet, gdzie ja się znajduję i nie troszczą się o to wcale.<br> {{tab}}— Mylisz się, moje dziecię... Źle sądzisz tych, o których, mówisz. Przeciwnie, masz w swojej rodzinie szczerych przyjaciół, którzy pragną ci przyjść z pomocą, przewieźć cię do miejscowości, nadającej się do twego uzdrowienia, otoczyć cię staraniami. Masz kuzyna nazwiskiem Paweł Béraud, nieprawdaż?<br> {{tab}}Wiktoryna mocno się zarumieniła.<br> {{tab}}— Tak, doktorze — szepnęła.<br> {{tab}}— Wie jest on obojętnym na twe położenie, a gorliwość, jaką okazuje względem ciebie, nie polega na próżnych słowach widocznie. Wątpiąc o jego dla siebie życzliwości, stałabyś się niesprawiedliwą.<br> {{tab}}— Widziałeś go więc pan? — pytała chora drżącym ze wzruszenia głosem.<br> {{tab}}— Widziałem... Przyszedł do mnie i głęboko zasmucony twojem nieszczęściem, wyraził gorącą chęć przyjścia ci z pomocą. Gdybyś pozwoliła udzielić sobie radę, me dziecię, życzyłbym ci nie odrzucać ofiary Pawła Béraud, którego uważam za bardzo uczciwego i przywiązanego do ciebie człowieka. Chce oddać on do twego rozporządzenia mały domek wiejski nad brzegami Marny, na świeżem powietrzu, gdzie pragnie otoczyć cię staraniami, aż do zupełnego twego wyzdrowienia.. Widzisz więc, me dziecię, iż twoja przyszłość nie przedstawia się tak ponuro, jak przed chwilą mówiłaś. Najbardziej groźne {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1079|num=30}}niebo rozjaśnia się niekiedy, a pogoda następuje po burzy. Rozmyśl się w tem wszystkiem do dnia jutrzejszego.<br> {{tab}}Tu doktór przeszedł do innych chorych.<br> {{tab}}Wiktoryna, zostawszy samą, gdyż pobyt w tej obszernej sali zdawał się prawie samotnością zapytywała, siebie czy nie śni?<br> {{tab}}Paweł chodził do doktora aby z nim mówić o niej?<br> {{tab}}Paweł był gotów ponieść wszelkie ofiary, aby ją wyrwać ze szpitala! On chciał poświęcić się dla niej, i przy pomocy swych starań powrócić jej zdrowie!<br> {{tab}}Kochał ją więc prawdziwie i szczerze? Mówiąc jej o swej głębokiej, gorącej miłości, nie kłamał!<br> {{tab}}A Loiseau, on, jej mąż tułał się po szynkach, pił i grał w karty podczas, gdy jego żona, nękana cierpieniem, mogła wyzionąć ducha na łożu szpitalnem!...<br> {{tab}}Pomiędzy temi dwoma ludźmi jakaż uderzająca różnica!<br> {{tab}}O ileż niecne postępowanie jej męża podnosiło szlachetność kochanka! Wiktoryna gorzko płakać zaczęła.<br> {{tab}}W duszy tej nieszczęśliwej kobiety, wszczęła się walka wewnętrzna.<br> {{tab}}Teraz nie chciana już umrzeć, lecz żyć przy staraniach Pawła Béraud. Czy jednak wypadało to jej przyjąć?<br> {{tab}}Wspomnienie Joanny Desourdy krępowało ją niewypowiedzianie.<br> {{tab}}Paweł opuścił Joannę z jej dzieckiem.<br> {{tab}}Był to czyn nikczemny... czyn człowieka bez serca. A jednak on miał serce, dowiódł jej tego.<br> {{tab}}Miałaż go potępić za ów zły postępek, jeżeli on spełnił go dla niej?<br> {{tab}}Czyż miłość nie doprowadza nieraz do bezwiednych czynów, a nawet do zbrodni?<br> {{tab}}Wiktoryna, oszołomiona tym paradoksem, uczuła chęć widzenia się z Pawłem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1080|num=31}}{{tab}}Wiliam Scott z szatańską, zręcznością zaiste dokonywał dzieła! Z jednej strony popychał Eugeniusza Loiseau w pijaństwo i próżniactwo, z drugiej, czuwając nad Joanną. Desourdy, popadającą w coraz cięższą nędze, wiódł jej kochanka do zbliżenia się z Wiktoryną.<br> {{tab}}Nie tracił z oczów zarówno i wdowy Perrot, jednej ze spadkobierczyń milionów Edmunda {{Korekta|Béraut|Béraud}}.<br> {{tab}}Przechodząc niejednokrotnie przed jej sklepem w różnych przebraniach, jakie niedozwoliły go jej poznać, upewnił się, iż ta kobieta znajdowała się zwykle samą od jedenastej godziny do południa, wieczorem zaś od piątej, do szóstej.<br> {{tab}}Wdowa Perrot powinna była zniknąć jak inni sukcessorowie kupca dyamentów, w którym to celu Irlandczyk otrzymał instrukcye od Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Will Scott nazajutrz po dniu, w którym widzieliśmy go wraz z Pawłem Béraud, u doktora Richard’a, wyszedłszy ze swego mieszkania na bulwarze Szpitala zwrócił się w stronę środkową Paryża.<br> {{tab}}Na rogu Ratuszowej ulicy, wszedł do składu norymberskich materyałów, a kupiwszy tam kilka paczek igieł, powrócił z tym sprawunkiem do siebie.<br> {{tab}}Zamknąwszy się w swoim pokoju, dobył z walizki flaszeczke płynu, a nalawszy takowy na miseczkę i rozłożywszy kupione igły, zasiadł przy stole jak najgorliwszy chemik przy laboratorium.<br> {{tab}}Uzbrojony grubemi rękawiczkami, maczał kolejne igły w tym płynie, rozkładając je następnie ostrożnie na papierze, pod promieniami słońca dla wyschnięcia, którą, to czynność prowadził z godną podziwu cierpliwośćią blisko przez godzinę.<br> {{tab}}Zatruwszy tym sposobem połowę kupionych igieł, otworzył okno, a poddawszy je działaniu słońca i powietrza, rzucił się na łóżko dla wypoczęcia po tej iście szatańskiej operacyj.<br> {{tab}}Po upływie pewnego czasu wstał i oglądać je zaczął.<br> {{tab}}Wszystkie końce igieł po wyschnięciu pokryły się powłoką trującego pierwiastku. Zebrawszy je ostrożnie w papierki {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1081|num=32}}numerowane, noszące firmę fabryczną, schował je do portfelu i wyszedł.<br> {{tab}}Nazajutrz około jedenastej z rana, człowiek ubogo odziany, z rozczochraną brodą, w podartym obuwiu, starym wypłowiałym, na oczy nasuniętym kapeluszu, szedł ulicą Lepie, stukając odedrzwi do drzwi i ofiarując za tanie pieniądze drobny towar, złożony z kajetów do pisania, kopert, ołówków i igieł.<br> {{tab}}Za to wszystko żądał dwadzieścia centymów.<br> {{tab}}— Jestem robotnikiem — mówił — bez roboty; kupcie jeśli łaska, potrzebuję na chleb zarobić.<br> {{tab}}Brano od niego towar, jaki w rzeczywistości wart był dwa razy tyle.<br> {{tab}}Ów człowiek, przebywszy ulicę des Abbesses, zwrócił się ku ulicy Gareau, na rogu której przystanąwszy, wyjął igły i schował będące między towarem, a w ich miejsce włożył papierki z igłami, jakie świeżo dobył z pugilaresu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Przygotowany w ten sposób, wszedł w ulicę Gareau, przesuwając się wzdłuż sklepów, aż zatrzymał się nareszcie w pobliżu pralni wdowy Perrot, spostrzegł albowiem pod temi drzwiami pudło gałganiarza. Wahał się przez parę sekund widocznie, czyli ma wejść lub wrócić, w końcu namyśliwszy się, z nasuniętym na oczy kapeluszem, przestąpił próg sklepu.<br> {{tab}}Wdowa Perrot jadła śniadanie przy stole od prasowania.<br> {{tab}}Piotr Béraud, na w pół pijany, z zamglonemi oczernia, trzymał w drżącem ręku kieliszek napełniony wódka.<br> {{tab}}— Co chcesz? — zapytał doniośle wchodzącego nieznajomego.<br> {{tab}}— Jestem biedny ojciec rodziny, bez roboty. Chodzę i staram się, aby zarobić na życie. Zobacz-no pani... Oto sześć arkuszy listowego papieru, sześć kopert, ołówek i dwa {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1082|num=33}}dzieścia pięć igieł za cztery sous, dwadzieścia pięć centymów. Tanie, nie do uwierzenia!<br> {{tab}}I rozłożył na stole swój drobny towar.<br> {{tab}}Piotr Béraud zbliżył się, zataczając.<br> {{tab}}— Jakto... i to wszystko za cztery sous? — zapytał, siniejąc się głośno. — A ileż zarabiasz na tym towarze, mój stary?<br> {{tab}}— Jeden centym na takiej partyi.<br> {{tab}}— Jeden centym... ha! ha! — powtórzył gałganiarz — nie zbierzesz z pewnością nic z tego do kasy oszczędności.<br> {{tab}}— Trzeba się zadowolnić i suchym kawałkiem chleba, skoro nie można inaczej...<br> {{tab}}— Nie masz więc stałego zatrudnienia? — pytał dalej Béraud.<br> {{tab}}Tu wdowa Perrot przerwała:<br> {{tab}}— Dajże pokój temu biednemu człowiekowi. Wiesz dobrze przecie, jak trudno o jakieś stałe zajęcie w tym czasie. Każdy stara jak Łoże, ażeby, żył. Mówiąc to, otworzyła paczkę z igłami i przypatrywać im się zaczęła.<br> {{tab}}— Czy nie poprzyłamywane wypadkiem? — pytał gestykulując Piotr Béraud. — Jeżeli dobrze kolą, kupiłbym tuzin do naprawiania starego mego odzienia.<br> {{tab}}I jednocześnie wyciągnął rękę, by ująć igłę z paczki, naśladując w tem praczkę, która próbowała ostrości końców na paznokciu.<br> {{tab}}Stary gałganiarz po wypiciu wódki zaledwie trzymał się na nogach.<br> {{tab}}Pochylając się ku swej siostrze, stracił równowagę, a pochwyciwszy się jej, aby nie upaść, wbił jej głęboko w palec jedną z tych igieł.<br> {{tab}}Na ostry ból, sprawiony pomienionem ukłuciem, wdowa krzyknęła.<br> {{tab}}— Ach! stare zwierzę!... — zawołała — ukłułeś mnie w rękę!<br> {{tab}}— Nie z mojej winy... — jąkał Béraud. — Drzwi {{Korekta|niezaknięte|niezamknięte}}... przeciąg powietrza popchnął mnie ku tobie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1083|num=34}}{{tab}}— Praczka upuściła paczkę z igłami, jakie się rozsypały po podłodze sklepu, starając się wydobyć tę, która utkwiła w jej ręku.<br> {{tab}}Kropla krwi trysnęła.<br> {{tab}}— Idyoto... pijaku! — wołała, niosąc palec do ust i krew wysysając z rany.<br> {{tab}}— Lecz moje igły... moje igły... — powtarzał handlarz, schylając się nad podłogą dla ich zabrania.<br> {{tab}}— Pójdź precz, włóczęgo! — krzyknął Béraud. — Masz swoje dwadzieścia centymów, ja biorę te igły.<br> {{tab}}I rzucił na stół pieniądze.<br> {{tab}}Handlarz, zabrawszy je, wyszedł.<br> {{tab}}Z pod brzegów opuszczonego kapelusza wyzierała twarz jego mocno pobladła.<br> {{tab}}Przemknąwszy szybko ulicą Gareau, zniknął na rogu zaułka des Abbesses.<br> {{tab}}Wdowa Perrot przyklękła dla zebrania igieł, wkładając takowe w papierek.<br> {{tab}}— Jam za nie zapłacił... do mnie więc należą — rzekł Béraud, chwytając paczkę i chowając ją do kieszeni.<br> {{tab}}— Tobie zostawiam listowy papier, koperty i ołówek, sądzę, że to dość grzeczności z mej strony?<br> {{tab}}— Dobrze... dobrze! — odpowiedziała praczka — wypij resztę wódki z kieliszka i wychodź. Nie chcę, ażeby moje robotnice widziały cię w tak nietrzeźwym stanie.<br> {{tab}}— To znaczy, że wstydzisz się mnie, swojego brata... — wyjąknął Piotr łzawym głosem.<br> {{tab}}— Tak... wstydzę się, gdy jesteś pijanym, i tylekroć razy już prosiłam cię, ażebyś w podobnem usposobieniu nie wychodził z Willi Gałganiarzów. To hańbi cię... w twym wieku!<br> {{tab}}— No... no! nie gniewaj się, stara... Odchodzę już, odchodzę... Do widzenia!<br> {{tab}}I wyszedł ze sklepu, z trudnością umieściwszy pudło na ramionach, wlokąc się i zataczając, wzdłuż murów.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1084|num=35}}{{tab}}W kilka chwil później robotnice poprzybywały do pralni. Wdowa Perrot zabrała się wraz z niemi do prasowania. Od czasu do czasu poruszała bezwiednie lewą swą ręką. W ukłutym palcu czuła ból ostry; niezbyt wrażliwa jednak z natury, nie zwracała na to uwagi. Z upływem czasu jednakże ból stał się tak silnym, iż zmuszoną była porzucić robotę. Dziwne obezwładnienie paraliżowało jej ramię, podczas, gdy w zranionym palcu czuła jak gdyby palenie gorącem żelazem. Ręka puchła w sposób zastraszający.<br> {{tab}}— Być może, kawałek przyłamanej igły został mi w ciele... może wydobyć go nie zdołałam? — z trwogą zapytywała sama siebie.<br> {{tab}}I wziąwszy nożyczki, zaczęła rozcinać ciało dla rozszerzenia rany i wydobycia z niej szczątków, jak mniemała, pozostałej stali. Operacya ta sprawiła jej ból straszliwy, a bezskutecznie, bo nic nie odnalazła.<br> {{tab}}Ręka puchła coraz więcej, na palcu zranionym czarna plama się ukazała.<br> {{tab}}Praczka zwilżyła palec kilkoma kroplami octu.<br> {{tab}}Po chwilowem paleniu, wywołanem tym środkiem, krótka ulga nastąpiła. Wdowa Perrot, sądząc, że wszystko już minęło, chciała się zabrać do pracy, uczynić tego jednak niepodobna jej było. Silne, nieznane dreszcze wstrząsały jej ciałem.<br> {{tab}}Wypiła kieliszek wódki. Dreszcze ustąpiły.<br> {{tab}}— Nic nie ma zatrważającego, to przejdzie... — myślała biedna kobieta i usiadła w kącie sklepu, czując się ociężałą, jak gdyby oszołomioną, niezdolną do pracy.<br> {{tab}}Upłynęło tak kilka godzin.<br> {{tab}}Z nadejściem wieczoru opuchnięcie ręki sięgało już do łokcia. Wdowa, przygotowawszy kataplazm, położyła go na rozognionej ręce. Palec zakłuty zczerniał zupełnie.<br> {{tab}}Poprosiwszy jednej z robotnic, aby zamknęła sklep, położyła się w łóżko trawiona gorączką, gdy jednocześnie ciało jej zimnem było jak marmur.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1085|num=36}}{{tab}}Około jedenastej wieczorem uczuła, iż straszny ból jakoby rozsadzał jej głowę. Maligna się rozwinęła, po której nastąpiło zupełne obezwładnienie, trwające kilka godzin.<br> {{tab}}Wyszedłszy z tej bezwładności, nieszczęśliwa uderzała rękoma w powietrze, chcąc wzywać pomocy, żaden dźwięk bowiem wyjść nie zdołał przez jej gardło, ściśnięte jak gdyby żelazną obręczą.<br> {{tab}}Dusiła się... chrapała. Straszne konwulsye wstrząsały jej ciałem.<br> {{tab}}Nagle oddychać przestała, członki jej zakrzepły. Wdowa Perrot umarła.<br> {{tab}}Zrana robotnice, przyszedłszy do pracy, znalazły sklep zamkniętym. Stukały, nikt im nie otwierał, wsiały, nie otrzymując żadnej odpowiedzi.<br> {{tab}}Powiadomiona o tem odźwierna, pobiegła po komisarza policyi, który kazał otworzyć zamek ślusarzowi.<br> {{tab}}Przyzwany doktór oświadczył po zbadaniu, że praczka umarła widocznie wskutek ukąszenia jadowitej muchy i że należy przystąpić corychlej do pogrzebu z przyczyny szybkiego rozkładu ciała.<br> {{tab}}Komisarz sam udał się do prefektury dla wyjednania potrzebnych formalności i w kilka godzin później chowano zmarłą na cmentarzu Montmartre, nie zawiadomiwszy o jej zgonie żadnego z członków rodziny, ponieważ nie znano ich adresów.<br> {{tab}}Nazajutrz, wskutek otrzymanego zawiadomienia z prefektury, dzienniki paryskie rozpisywały się o tragicznej śmierci starej praczki z ulicy Gareau.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}W tejże samej godzinie, gdy pogrzeb wałowy Perrot, za którym szło tylko kilka robotnic, wychodził z domostwa zmarłej, mężczyzna około lat czterdziestu mieć mogący, z krótko {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1086|num=37}}przy głowie ostrzyżonemi włosami, sądząc z powierzchowności, były wojskowy, czarno ubrany, wszedł do domu przy ulicy Lobineau, gdzie mieszkała Joanna Desourdy wraz z córką.<br> {{tab}}Właścicielka pokojów umeblowanych siedziała przy oknie, szyciem zajęta. Spostrzegłszy nieznajomego, podniosła się i wyszła na jego spotkanie.<br> {{tab}}— Co pan sobie życzysz? — spytała.<br> {{tab}}— Przychodzę sprawdzić tutejszą księgę meldunkową — rzekł, dobywając z portfelu kartę inspektora policji i przedstawiając takową pytającej.<br> {{tab}}Właścicielka, złożywszy głęboki ukłon przybyłemu, wyjęła z szafy wielką regestrową księgę i położyła ją na biurku. Inspektor, otworzywszy ją na ostatniej zapisanej stronicy, śledził bacznie oczyma i palcem listę pomieszczonych tu nazwisk. Nagle zatrzymał się.<br> {{tab}}— Nareszcie! — wyrzekł półgłosem, tak wszakże, ażeby zostać słyszanym. — Od tak dawna już jej szukamy!<br> {{tab}}Właścicielka mieszkań umeblowanych pochyliła się nad księgą, pragnąc zobaczyć nazwisko.<br> {{tab}}— Joanna Desourdy... — wyrzekła z obawą. — Zatem pan poszukujesz tej kobiety? — panie inspektorze?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Miałażby ona spełnić jakieś wykroczenie?<br> {{tab}}— Nie wolno mi pani odpowiedzieć na jej zapytanie. Dość, że prefektura poszukuje Joanny Desourdy, lecz prosię bardzo, zachowaj pani w tajemnicy dokonane tu przezemnie śledztwo.<br> {{tab}}— Rozumiem... możesz pan liczyć na moją dyskrecyę, a zarazem i posłuszeństwo dla administracyi.<br> {{tab}}— Od jak dawna Joanna Desourdy tu zamieszkuje?<br> {{tab}}— Zapisana jest w księdze od miesiąca.<br> {{tab}}— Czem się ona zajmuje?<br> {{tab}}— Niczem.<br> {{tab}}— Jakto, ma więc pieniądze... kapitały?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1087|num=38}}{{tab}}— Niestety! ta nieszczęśliwa jest całkiem ubogą. Nie ma kawałka chleba na pożywienie się, ani grosza na zapłacenie mi komornego...<br> {{tab}}— I pani jej kredytujesz?<br> {{tab}}— Nie mam serca wyrzucić ją na na ulicę z jej małą córeczką.<br> {{tab}}— A! ona więc ma córkę przy sobie?<br> {{tab}}— Tak... biedne, małe stworzenie, najczęściej zgłodniałe.<br> {{tab}}— Dlaczegóż Joanna Desourdy nie zajmie się pracą?<br> {{tab}}— Szukała wszędzie roboty, lecz nigdzie jej nie znalazła. Powynosiła całą swą garderobę do lombardu, ażeby mieć za co kupić nieco pożywienia, obecnie wszakże jestem pewną, iż nie ma co wynieść, posiada albowiem tylko ostatnią suknię na sobie. Dziecka jej mocno żałuję... ale co począć... nie jestem bogatą. Zmuszoną, jestem ciągnąć korzyść ze wszystkich lokalów, płacąc sama drogo właścicielowi domu, ztąd jeśli w końcu bieżącego tygodnia nie uiści mi mojej należności, będę zmuszona ztąd ją usunąć.<br> {{tab}}— Wstrzymaj się pani z tem... — zawołał żywo inspektor. — Nie leży to w naszym interesie. Przeciwnie, nie chcemy tracić jej z oczu. Po upływie tygodnia skredytuj jej pani jeszcze następnych dni osiem. Administracya zwróci to pani. Tu łatwiej nam będzie mieć nad nią dozór.<br> {{tab}}— Lecz jeśli sama usunąć się zechce, ja jej przytrzymywać nie mogę.<br> {{tab}}— Rzecz naturalna... W takim wypadku wyśledzić trzeba, dokąd się uda. Będę tu wstępował codziennie dla powiadomienia się, czy nie zaszło co nowego.<br> {{tab}}— Licz pan na mnie, panie inspektorze.<br> {{tab}}— Liczę na to, a działając w imieniu administracyi, proszę, ażebyś pani przyjąć raczyła tę drobnostkę, jako wynagrodzenie za lokal dotąd niezapłacony, a oraz i następny kredyt dla Joanny.<br> {{tab}}Tu wsunął w rękę gospodyni banknot stufrankowy, który taż z miłym przyjęła uśmiechem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1088|num=39}}{{tab}}— A teraz... — mówił dalej — potrzebowałbym widzieć tę kobietę.<br> {{tab}}— Ale pod jakim pozorem mogłabym pana do jej mieszkania wprowadzić?<br> {{tab}}— Pod najprostszym w świecie. przedstaw mnie pani, jako inspektora sanitarnego komitetu, odbywającego rewizyę w mieszkaniach umeblowanych.<br> {{tab}}— To prawda... niepodobna w tem nic podejrzewać, tem więcej, że prowadzę pana i do innych mieszkań na tem samem piętrze. Pójdź więc pan zemną.<br> {{tab}}Gospodyni wraz z owym „reprezentantem administracyi“ doszli po schodach na piętro, gdzie zamieszkiwała Joanna.<br> {{tab}}— To tu... — szepnęła zcicha, na drzwi wskazując.<br> {{tab}}— Dobrze... zapukaj pani i oznajmij.<br> {{tab}}Na pierwsze puknięcie nie otrzymano żadnej odpowiedzi.<br> {{tab}}Gospodyni zapukała powtórnie, a głos słaby ozwał się z wewnątrz:<br> {{tab}}— Kto tam?<br> {{tab}}— Ja, właścicielka — odpowiedziała gospodyni. — Inspektor komitetu sanitarnego przybył zwiedzać mieszkania, otwórz pani, proszę.<br> {{tab}}Po upływie kilku sekund drzwi się otwarły i Joanna blada, zmieniona do niepoznania, ukazała się na progu.<br> {{tab}}— Moja córka jest bardzo chorą... bliską śmierci... — szepnęła zcicha; — proszę, nie czyń pan hałasu.<br> {{tab}}Agent, nic nie odpowiedziawszy, wszedł do pokoju i spojrzał na łóżko.<br> {{tab}}Wychudła, jak matka, lecz z twarzą rozpłomienioną od gorączki, spała Lina.<br> {{tab}}Agent przez nieuwagę lub też umyślnie potrącił nogą krzesło.<br> {{tab}}— Ach przepraszam... — rzekł — za moją niezgrabność.<br> {{tab}}Dziewczynka, obudzona hałasem, zerwała się na łóżku.<br> {{tab}}— Mamo, mnie się chce jeść... jam głodna... — szepnęło dziecię.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1089|num=40}}{{tab}}Matka położyła jej rękę na ustach, jak gdyby chcąc powstrzymać skargę dziecka, a jednocześnie agent, nakreśliwszy coś pozornie na fartach konotatnika, dobytego z kieszeni, wyszedł z pokoju wraz z gospodynią.<br> {{tab}}— Ach! to okropne... — taż rzekła — obie te istoty umierają z głodu!...<br> {{tab}}— No... no! — odparł inspektor — mała ma jeszcze w uszach złote kolczyki, warte do trzech franków... Będą miały za co kupić sobie chleba. Nie troszcz się pani o nie, przestrzegam... Nie mogę cię dziś objaśnić bliżej, lecz kiedyś pożałujesz, iż nazwisko tej kobiety figuruje na liście twych lokatorów. Nie zapominaj pani o tem, co ci mówiłem, pamiętając, że najmniejsza niedyskrecya z twej strony sprowadziłaby ci wiele zmartwienia.<br> {{tab}}Po tych słowach, pożegnawszy ją, wyszedł.<br> {{tab}}Na rogu ulicy Lobineau oczekiwał powóz. Wsiadł weń, wołając na woźnicę:<br> {{tab}}— Ulica de l’Ecole-de-Médicine!<br> {{tab}}W pięć minut później powóz przystanął, lecz w miejsce inspektora policyi, wysiadł zeń Wiliam Scott w ubiorze rzemieślnika bez roboty, {{Korekta|burgundczyka|Burgundczyka}}.<br> {{tab}}Wszedł do składu wódek pod Srebrnym Czopem.<br> {{tab}}Powróćmy jednak do domu przy ulicy Lobineau.<br> {{tab}}Lina, objąwszy szyję matki rękoma, powtórnie wołała:<br> {{tab}}— Mamo... jam głodna!<br> {{tab}}Joanna płakać już teraz nie mogła.<br> {{tab}}Jak niegdyś u Maryi-Antoniny, owej królowej męczennicy, łzy wyschły w jej duszy zbolałej.<br> {{tab}}Zaniknęła się sama w sobie, jej rozpacz stała się milczącą, ponurą.<br> {{tab}}— Nieco cierpliwości, kochanie... — odpowiedziała dziecięciu. — Spałaś, nie chciałam cię więc samą pozostawiać, lecz zaraz pójdę za kupnem chleba.<br> {{tab}}To mówiąc, powiodła po pokoju przerażonym wzrokiem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1090|num=41}}{{tab}}Właścicielka mieszkań miała słuszność twierdząc, iż nic jej już do zastawienia, ani sprzedaży nie pozostało. Nic... co się zowie.<br> {{tab}}— Skończone! — pomyślała, przyciskając rękoma lewą stronę piersi, gdzie serce jej boleśnie się ściskało. I spojrzała na córkę, której bezwładna główka osunęła się na poduszki z przymkniętemi oczyma. Wzrok jednej kobiety padł na małe złote kolczyki, zawieszone w uszach Liny.<br> {{tab}}Zadrżała.<br> {{tab}}Pokilkakrotnie już spoglądała ona na te kolczyki, mając myśl wziąć je i sprzedać, znając wszelako upodobanie w nich dziecka, nie miała ku temu odwagi.<br> {{tab}}W chwili tej wahanie stało się niepodobnem.<br> {{tab}}Pochyliwszy się nad łóżkiem, usiłowała drżącemi rękoma wyjąć z uszu dziecka tę drobną biżuteryę.<br> {{tab}}Lina nagle oczy otwarła.<br> {{tab}}— Ukochane dziecię... — rzekła Joanna głosem złamanym — unieś trochę główkę... Chcę wyjąć ci z uszu kolczyki, one ci przeszkadzają.<br> {{tab}}Dziecię, obezwładnione gorączką, spełniło rozkaz matki, która wyjęła jej kolczyki, zapytując siebie z goryczą:<br> {{tab}}— Cóżem ja przewiniła, by zostać tak strasznie ukaraną? Jedna tylko wina ciąży na mojem życiu, moja ślepa niegdy miłość dla tego nędznika. Lecz jak okrutna za nią pokuta...<br> {{tab}}Zawinąwszy w papier kolczyki, zeszła powoli ze schodów. Znalazłszy się na ulicy, zaledwie iść mogła. Zawrót jej umysł ogarniał, nogi gięły się pod nią.<br> {{tab}}Z największym wysiłkiem zawlokła się do najbliższego jubilera, któremu podała papier, zawierający jej ostatnie źródło pieniężne.<br> {{tab}}— Panie... — rzekła do niego przygasłym głosem — spełnij czyn miłosierdzia. Są to kolczyki mej małej córki... Z głodu obie umieramy...<br> {{tab}}To mówiąc, mocno się zarumieniła.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1091|num=42}}{{tab}}Jubiler spojrzał ze współczuciem na nieszczęśliwą.<br> {{tab}}Wyjąwszy z papieru kolczyki, położył je na ważkach i zważył.<br> {{tab}}— Mogę — rzekł — ofiarować za nie cztery franki. Czy zgadzasz się pani?<br> {{tab}}— Dobrze... — odpowiedziała Joanna.<br> {{tab}}Zapisawszy nazwisko sprzedającej i numer mieszkania, dał jej cztery franki.<br> {{tab}}Joanna podziękowawszy, odeszła. Unosiła z sobą przedłużenie życia na kilka dni dla siebie i swego dziecka.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''VIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Nadeszła niedziela.<br> {{tab}}Zaledwie w pół do dwunastej zrana uderzyło na wieżowym zegarze, a Paweł Béraud przechadzał się już z mniemanym {{Korekta|burgundczykiem|Burgundczykiem}} przed budynkiem szpitala, oczekując niecierpliwie nadejścia godziny odwiedzin.<br> {{tab}}— Jeszcze nie południe... — szeptał co chwila.<br> {{tab}}— No... no! nie niecierpliw się, czekaj spokojnie — odparł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}; — otworzą nam drzwi we właściwym czasie.<br> {{tab}}— Chciałbym raz wiedzieć, czego się trzymać.<br> {{tab}}— Wkrótce o wszystkiem się dowiesz.<br> {{tab}}— Nie jestem pewien, czy doktór mówił z nią w tym przedmiocie, czy zdołał ją przekonać, iż w celu własnego jej dobra chcemy ją wyprowadzić ze szpitala?<br> {{tab}}— Nie obawiaj się... Doktór nam dobrze grunt przygotował. Jest to bardzo zacny człowiek, jak mówią, rad każdemu oddać przysługę. Zresztą, on silnie w to wierzy, że jedynie ludzkość i uczucia rodzinne wiodą cię do udzielenia chorej pomocy. Wszystko pójdzie dobrze. Powrócisz zdrowie Wiktorynie, a ona pomnąc, iż winna ci ocalenie, nakłoni serce ku tobie.<br> {{tab}}Uderzyła dwunasta.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1092|num=43}}{{tab}}— Nareszcie! — zawołał Paweł, a potem, zwracając się do towarzysza, zapytał:<br> {{tab}}— Gdzie będziesz na mnie oczekiwał?<br> {{tab}}— Na trotuarze... przechadzając się, zapalę sobie cygaro.<br> {{tab}}Paweł pobiegł do szpitala, a po krótkim egzaminie, jakiemu poddawani są wszyscy przybywający, zwrócił się na salę św. Klary.<br> {{tab}}Serce gwałtownie mu uderzało. Nie możemy upewnić, aby tegoż samego wzruszenia nie doświadczała i Wiktoryna.<br> {{tab}}Z chwilą, gdy doktór mówił jej o Pawle, gdy objawił jej jego szlachetne względem niej zamiary, nagłe orzeźwienie powstało w umyśle chorej kobiety, osłabionej osamotnieniem, cierpieniem i obawą śmierci na łożu szpitalnem.<br> {{tab}}Żona Eugeniusza Loiseau zapytywała siebie, czyli jej należało przyjąć wspaniałomyślną ofiarę Pawła Béraud, od czego wstrzymywał ją jakiś niewieści wstyd instynktowny.<br> {{tab}}Jakkolwiekbądź bowiem wstrętnym i nikczemnym okazał się Loiseau, był on jednakże wobec Boga i ludzi jej mężem.<br> {{tab}}Czy nie popełni ona występnego czynu, przyjmując pomoc ze strony Pawła, który wiedziała, że ją kocha i którego ludzie uważać mogli za jej kochanka?<br> {{tab}}Mimo to wszystko, odwiedzin jego oczekiwała z trwogą i niecierpliwością.<br> {{tab}}Czy on przyjdzie? Czy zachowuje też same względem niej zamiary? — nad tem przemyśliwała.<br> {{tab}}Wiktoryna czuła się znacznie zdrowszą, lubo mocno jeszcze była osłabioną.<br> {{tab}}Na jej żądanie, infirmerka dopomogła jej ubrać się w kostyum szpitalny, jedyne odzienie, jakie jej na teraz pozostało, ponieważ przypominają sobie czytelnicy, iż przyniesiono ją fu omdlałą, w jednej tylko koszuli.<br> {{tab}}Pierwszą osobistością, jaka się ukazała po otwarciu drzwi sali, był Paweł Béraud.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1093|num=44}}{{tab}}Wiktoryna na jego widok żywym zapłonęła rumieńcem, a serce jej uderzało tak gwałtownie, iż omal nie rozsadziło jej piersi.<br> {{tab}}Paweł przyspieszył kroku, twarz jego zapłonęła radością.<br> {{tab}}— Wiktoryno... droga, ukochana Wiktoryno — szeptał zcicha, namiętnie ściskając jej rękę — co widzę, już wstałaś?<br> {{tab}}— Tak... — odpowiedziała — chciałam spróbować sił moich, ale to mie znużyło. Przyszedłeś więc... — dodała po chwili milczenia.<br> {{tab}}— Wątpiłaś zatem w mój powrót? — zapytał Paweł. — Jak mogłaś przypuszczać, ażebym, odnalazłszy cię, widząc podwójnie cierpiącą, tak z przyczyny choroby, jak i osamotnienia, nie powrócił? Myśl moja jest całkowicie tobą zajęta. Żyję tobą jedynie i dla ciebie. Oddałbym chętnie część mojego życia za twoje uzdrowienie!<br> {{tab}}— Dziękuję ci, mój przyjacielu — szepnęła słabym głosem kobieta. — Życzenia twe jednak spełnionem nie zostaną. Śmiertelnie zostałam ugodzoną... czuje, iż życie odemnie ulata.<br> {{tab}}— Nie! doktór inaczej powiedział... — zawołał Paweł.<br> {{tab}}Wiktoryna bacznie na niego spojrzała.<br> {{tab}}— Widziałeś się z nim?<br> {{tab}}— Widziałem... — rzekł Béraud, uradowany z powiadomienia się, iż doktór mówił z nią o wszystkiem. — Przebacz mi ów niewinny podstęp z mej strony, lecz widząc cię tak słabą, mógłżem się wahać nad środkami ocalenia cię? Nie ma ich wiele... jeden tylko zbawienny pozostaje: wyrwać cię z tego szpitala, gdzie opuszczenie samotność, groza śmierci zabiłyby cię, z tego szpitala, gdzie po samotnym zgonie oczekuje trupa stół prosektoryum!<br> {{tab}}Wiktoryna, wstrząśnięta nerwowym dreszczem, ukryła twarz w dłoniach.<br> {{tab}}— Wszystko to przeraża mnie tyle, ile ciebie — mówił Paweł dalej. — Odnalazłszy tutejszego doktora, błagałem go, by mi wyjawił prawdę co do stanu twego zdrowia... prawdę... jakąkolwiekbądź byłaby ona. Posłuchaj, co mi powiedział:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1094|num=45}}{{tab}}„Ta młoda kobieta, o którą pan pytasz, może zostać ocaloną, lecz pod warunkiem, by otoczoną została najgłębszym spokojem, nie widząc wokoło siebie murów szpitala.“ Prosiłem go natenczas, aby cię skłonił do przyjęcia propozycyi, jaką ci dziś pragnę przedstawić.<br> {{tab}}„Wiktoryno — mówił dalej — kocham cię... i kochać nigdy nie przestanę, a przysięgam ci na moją miłość, która jest najświętszą dla mnie przysięgą, na moje gorące pragnienie powrócenia ci zdrowia, że w tej obecnej mojej dla ciebie miłości nie pozostało nic z owych dawniejszych moich zmysłowych uniesień, za jakie nieraz rumienić się musiałaś!...<br> {{tab}}„Raz ztąd wyprowadzona i ocalona, będziesz wszechwładną panią swych czynów. Jeżeli każesz mi się usunąć od siebie, oddalę się bez słowa skargi, mimo głębokiego smutku. Będę ci posłuszny ślepem posłuszeństwem niewolnika. Mówię prawdę... najszczerszą prawdę... chciej mi zawierzyć, Wiktoryno!<br> {{tab}}„Wynalazłem dla ciebie czarowne schronienie, mały wiejski domeczek nad brzegami Marny.<br> {{tab}}„Tam to zawiozę cię, jeśli zezwolisz, a dlaczegóż miałabyś odmawiać?<br> {{tab}}„Ugodzę dla ciebie kobietę z doświadczeniem, która pielęgnować cię będzie, a zarazem zajmie się materyalnemi potrzebami życia; sam będę tam również, ażeby czuwać nad tobą i otoczyć cię najtkliwszemi staraniami miłości.<br> {{tab}}„Żyjąc na świeżem powietrzu, w słonecznych promieniach, będziesz miała bieżącą wodę pod cienistemi drzewami, śpiew ptactwa, zieloność i kwiaty.<br> {{tab}}„Wszakże pojmujesz, jak w podobnych warunkach szybko nastąpi uzdrowienie, a z niem zapomnienie smutnej przeszłości i najpiękniejsze na przyszłość nadzieje.“<br> {{tab}}Wiktoryna, słuchając tych słów, wygłoszonych z największem wzruszeniem, opuściła głowę w zamyśleniu. Podniosła ją, gdy Paweł zamilkł i patrząc w niego, odpowiedziała:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1095|num=46}}{{tab}}— Masz słuszność... wszystko to prawda... ale ja twojej ofiary przyjąć nie mogę...<br> {{tab}}— Dlaczego? Cóż staje na przeszkodzie... Niejestżeś wolną?<br> {{tab}}— Nie... nie jestem wolną... Jestem zamężną. Nie wolno mi mieszkać w domu, w którym ty przy mnie żyć będziesz, uchodząc za mego kochanka...<br> {{tab}}— Milcz... milcz, przez Boga!... — zawołał Paweł. — Sądzisz więc, że cię przykuwa jeszcze obowiązek do tego nędznika, którego nosisz nazwisko? Zamężną już dziś nie jesteś. Twój mąż nikczemnem swojem postępowaniem rozerwał łączący was związek. Nie chciałem o tym nędzniku wspominać... Ty zmuszasz mnie do tego. Dobrze... mówmy więc o nim... Względem człowieka, który cię przyprowadził do nędzy, a łotrowskiem z tobą obejściem rzucił cię na łoże szpitala, winnaś zachować jedynie wzgardę i nienawiść. Wierzaj mi, Wiktoryno... przeszłość dla ciebie zamarła! Nowe życie winnaś rozpocząć od tej chwili... Nie odpychaj tego życia... Dozwól żyć sobie i mnie zarazem!...<br> {{tab}}Nastąpiło krótkie milczenie.<br> {{tab}}Béraud utkwił wzrok w obliczu chorej, chcąc odkryć wrażenie, jakie na niej wywarły jego wyrazy.<br> {{tab}}— Jak daleko od Paryża leży miejscowość, do której chciałbyś mnie zawieść? — zapytała nagle Wiktoryna.<br> {{tab}}— Bardzo blisko... w Saint-Maur, nad brzegiem Marny — rzekł Paweł z tryumfem, w zadanem sobie bowiem zapytaniu upatrywał dowód zwycięstwa.<br> {{tab}}— Jest to mały domek odosobniony? — pytała dalej Wiktoryna.<br> {{tab}}— Zupełnie odosobniony, z pięknym ogródkiem, otoczonym murem, z wejściem od strony rzeki. Zobaczysz, jak ci tam dobrze będzie. Ja w chwili obecnej znajduję się na urlopie... Przez cały miesiąc mogę być przy tobie, z wyjątkiem krótkich wycieczek do Paryża. Otoczę cię taką tkliwością, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1096|num=47}}takiem przywiązaniem, iż po raz pierwszy w życiu pojmiesz, że jesteś kochaną... prawdziwie kochaną!... Znajdziesz we mnie brata... nie więcej, jak brata! Od ciebie samej zależeć będzie po długiej próbie wyrok, czyli mnie zechcesz szczęśliwym uczynić...<br> {{tab}}Wiktoryna milczała, pogrążona w rozmyślaniu. Po chwili, jak gdyby stoczywszy z sobą walkę wewnętrzną, {{Korekta|szeszepnęła|szepnęła}}.<br> {{tab}}— A gdybym przyjęła twą propozycyę, przyrzeczesz-że nie wspomnieć mi nigdy o swojej miłości, bez udzielonego na to z mej strony zezwolenia?<br> {{tab}}— Nie wspomnę nigdy!<br> {{tab}}— Przysięgasz mi na to?<br> {{tab}}— Przysięgam! Będę oczekiwał, aż powiesz sama: „Pawle, ja kocham ciebie.“<br> {{tab}}— A zatem... — Tu przerwała powtórnie.<br> {{tab}}— A zatem... co? — zawołał żywo Béraud. — Przyjmujesz... nieprawdaż?<br> {{tab}}Jedyny ów wyraz został wymówiony głosem słabym, jak szmer wietrzyka.<br> {{tab}}Béraud pochwycił ręce młodej kobiety, a ściskając je w swoich, powtarzał zcicha:<br> {{tab}}— Ach! ileż mnie tem uszczęśliwiasz!<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''IX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Przybądź jutro do szpitala podczas wizyty doktora — odpowiedziała — i proś go, ażeby napisał dla mnie bilet wyjścia.<br> {{tab}}— Przybiegnę zanim on przyjdzie... — zawołał Paweł z radością.<br> {{tab}}— Wiesz jednak, iż ja tu nic nie mam przy sobie... Moje ubranie pozostało w mieszkaniu przy ulicy de Fleurus w owym dniu tak smutnym... tak strasznym...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1097|num=48}}{{tab}}— Nie troszcz się o to — rzekł Paweł; — otrzymasz jutro wszystko, co ci potrzebnem będzie do ubrania.<br> {{tab}}— A zatem, żegnam cię, mój przyjacielu...<br> {{tab}}— Jakto... tak prędko?<br> {{tab}}— Chcę się położyć... czuję się być złamaną znużeniem.<br> {{tab}}— Zatem do jutra...<br> {{tab}}— Tak... do jutra... do widzenia.<br> {{tab}}Béraud, złożywszy pocałunek na czole Wiktoryny, odszedł z sercem przepełnionem radością.<br> {{tab}}Will Scott oczekiwał go na trotuarze, paląc dziesiąte już może z rzędu cygaro.<br> {{tab}}Widząc nadchodzącego z rozpromienionem obliczem, domyślił się pomyślnego obrotu sprawy.<br> {{tab}}— Zdaje się, że wszystko poszło dobrze? — zapytał.<br> {{tab}}— Tak jest... przyjęła moją propozycyę. Muszę się zająć natychmiast kupnem dla niej bielizny i ubrania.<br> {{tab}}— Ależ to kupno zmniejszy dyabelnie twoje fundusze... — odparł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}, gotowym będąc dać i dziesięć tysięcy franków na rachunek Arnolda Desvignes za tak pomyślną wiadomość. — Może chcesz, bym ci pożyczył jeszcze drugie pięćset franków?<br> {{tab}}— Jakto... na seryo mówisz? — zapytał.<br> {{tab}}— Całkiem na seryo.<br> {{tab}}— Zatem przyjmuję twoją ofiarę. Ach! jesteś prawdziwym moim przyjacielem, stary, poczciwy {{Korekta|burgundczyku|Burgundczyku}}, przyjacielem, jakiego w świecie nie znaleźć!<br> {{tab}}Scott dziwnie się uśmiechnął, a dobywszy banknot z kieszeni, podał go Pawłowi. {{***}} {{tab}}W sobotę rano Desvignes wyprawił na ulicę Flechier posłańca z listem, niszą cym adres: „Panu David, agentowi życiowych ubezpieczeń.“<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1098|num=49}}{{tab}}Powyższy list zawierał jedynie słowa bez podpisu:<br> {{tab}}„Dziś wieczorem w zamku Malnoue.”<br> {{tab}}Tegoż dnia około godziny drugiej, Verrière wraz ze swym wspólnikiem, wyszedłszy z biura przy ulicy Le Pelletier, jechali na stacyę drogi żelaznej.<br> {{tab}}Przybywszy do Mąlnoue, weszli do parku, zwracając się w stronę pawilonu, przeznaczonego dla miejscowego strażnika.<br> {{tab}}W ciągu tygodnia robotnicy wyporządzili pawilon ów w zupełności. Oczekiwał on tylko teraz na przyjazd mieszkańca.<br> {{tab}}W zamku od rana cała służba w niezwykłem zostawała poruszeniu, nazajutrz bowiem przypadał dzień uroczystego przyjęcia. Rano wspaniałe śniadanie, w południe obiad, a wieczorem bal wiejski miał odbyć się w parku.<br> {{tab}}Aniela wraz z siostrą Maryą daremnie odkryć usiłowały powód uradzenia tej świeżej zabawy, która je dziwną napawała trwogą.<br> {{tab}}W tak naprężonej, jak obecna, sytuacyi każda nieznana okoliczność przejmowała je przestrachem.<br> {{tab}}Około czwartej Forestier przyszedł do Verrièra i Arnoldą z oznajmieniem, że jakiś mężczyzna w ubiorze Strzelca pragnie z nimi pomówić.<br> {{tab}}— To bezwątpienia nowy strażnik — rzekł Verrière. — Przyprowadź go tu do parku.<br> {{tab}}W kilka minut później Forestier wrócił w towarzystwie wspomnionego mężczyzny.<br> {{tab}}Był to człowiek mający około lat pięćdziesięciu, z krótko przyciętemi włosami, z sumiastym wąsem i kończatą brodą.<br> {{tab}}Ubrany był w aksamitny ciemno-zielony garnitur ze złoconemi guzikami, na których widniały głowy różnych zwierząt.<br> {{tab}}W sukiennej ciemno-zielonej czapce, miał przewieszoną torbę na ramieniu i strzelbę lefoszówkę w ręku.<br> {{tab}}— Otóż i strażnik, o jakim ci mówiłem — rzekł, spostrzegłszy go Arnold.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1099|num=50}}{{tab}}Przybyły ukłonił się po wojskowemu.<br> {{tab}}— Przychodzisz objąć miejsce, ofiarowane ci przez pana Desvignes? — zapytał go bankier.<br> {{tab}}— Tak, panie... podobały mi się warunki i mam nadzieję, iż panowie będziecie ze mnie zadowoleni.<br> {{tab}}— Chodzi tu o rozciągnięcie nadzoru nad zwierzyną, jakiej wielka obfitość znajduje się w parku — rzekł Verrière. — Nadzór ten musi być ciągłym, bezustannym, ponieważ złodzieje leśni wkradają mi się tu, zabijając bażanty, zające i króliki.<br> {{tab}}— No! już my ich dobrze przyjmiemy, to jest ''Bichet'' wraz zemną — odrzekł. — ''Bichet'' to moja strzelba — dodał, uderzając ręką po obsadzie fuzyi. — Tak ''Bichet'' jak i ja spać nie lubimy. Co noc będziemy w parku czuwali, damy się we znaki złodziejom! Nie ma litości dla podobnych ludzi, korzystających z cudzego dobra. Nie pożałuję ja im ołowiu!<br> {{tab}}— Otóż czego właśnie potrzeba — rzekł Desvignes.<br> {{tab}}— Może panowie raczą wskazać mi moje mieszkanie? — pytał przyszły strażnik.<br> {{tab}}— Pójdź! — rzekł Verrière, a zwracając się do dawnego nadzorcy, dodał: — Forestier... odtąd już twych usług potrzebować nie będę; możesz szukać sobie innego obowiązku.<br> {{tab}}Obaj wspólnicy zaprowadzili strażnika do pawilonu, którego drzwi bankier otworzył kluczem, dobytym z kieszeni.<br> {{tab}}— Jakże się nazywasz? — zapytał.<br> {{tab}}— Michał Bordier... do usług pańskich.<br> {{tab}}— A zatem tu będziesz mieszkał, Michale, podczas mojego pobytu w Malnoue; stołować się będziesz w oficynie zamkowej.<br> {{tab}}— Dobrze, panie.<br> {{tab}}— Oto klucz od pawilonu, a drugi od małej furtki, wychodzącej na pole. Mam w tej stronie kilka kawałków gruntu, którego również pilnować należy. Forestier wskaże ci ten grunt.<br> {{tab}}— Dobrze... — powtórzył strażnik. — Jutro zrana pojadę po moje bagaże na stacyę Villiers.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1100|num=51}}{{tab}}Verrière z Arnoldem odeszli, pozostawiając strażnika, który na rozpoczęcie swej służby zaczął park obchodzić wokoło.<br> {{tab}}W parę godzin głos dzwonu wezwał go do zamku. Jadł obiad ze służbą, której względy pozyskać się starał, poczem, wróciwszy do pawilonu, zapalił fajkę, nasłuchując bacznie w oknie otwartem szelestu na zewnątrz.<br> {{tab}}Wiedziony przezornością, światło w izbie zagasił.<br> {{tab}}Księżyc, błyszczący na pogodnem, bezchmurnem niebie, siał przez gałęzie starych drzew srebrzyste swoje promienie w głąb pawilonu.<br> {{tab}}Około dziesiątej strażnik drgnął nagle i zerwał się z krzesła.<br> {{tab}}Posłyszał lekki odgłos kroków w alei, przytykającej do jego mieszkania. Wychylił się po za okno, badając.<br> {{tab}}Postać jakaś, ukazawszy się między drzewami, przystanęła.<br> {{tab}}— Otwórz drzwi... — dobiegł głos przyciszony.<br> {{tab}}— Otwarte... możesz wejść... — odpowiedział strażnik.<br> {{tab}}Desvignes, gdyż to był on, przebywszy kilka schodków, wiodących do pawilonu, wszedł do izby.<br> {{tab}}— Przybywasz dla udzielenia mi ostatecznych poleceń? — zapytał ów pseudo Michał Bordier, w którym czytelnicy poznali zapewne Trilbego.<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Słucham więc.<br> {{tab}}— Krótko ci powiem. Masz czuwać pilnie nad panną Verrière i zakonnicą... wiedzieć codziennie, co robią, gdzie chodzą.<br> {{tab}}— Dobrze.<br> {{tab}}— Trzeba ci obok tego zwrócić baczność na furtkę, od której klucz dał ci pan Verrière. Nikt bez twej wiadomości nie powinien przejść tą furtką. Gdyby ktośkolwiekbądź wszedł tędy do parku, masz mnie natychmiast o tem powiadomić.<br> {{tab}}— Rozumiem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1101|num=52}}{{tab}}— Oto wszystko na teraz. Później dokompletuję polecenia. Sprowadziłem cię tu dlatego, ażeby cię mieć pod ręka.<br> {{tab}}— Rozkazuj... wszystko wypełnię.<br> {{tab}}— Dobranoc.<br> {{tab}}— Dobranoc, pryncypale.<br> {{tab}}Tu się rozeszli, Desvignes wrócił do zamku, strażnik zaś udał się na spoczynek.<br> {{tab}}Nazajutrz około jedenastej zaproszeni na śniadanie goście zjeżdżać się zaczęli, kadź to we własnych powozach, lub powozami Verrièra, który takowe bezustannie na stacyę posyłał.<br> {{tab}}Bankier wraz z córka przyjmowali przybywających.<br> {{tab}}Desvignes stał nieco na uboczu, oczekując powitania tych, którzy go znając, uważali go za głowią podporę domu bankowego Verrière i spółka.<br> {{tab}}Zabójca Edmunda Béraud oczekiwał niecierpliwie przybycia Jerzego de Nervey.<br> {{tab}}Dostrzegł go nareszcie, gdy wysiadłszy z powozu, wstrząsany kaszlem, szedł do bankiera i jego córki dla ich powitania.<br> {{tab}}Następnie wicehrabia, zbliżywszy się do Arnolda, odprowadził go nieco na bok, mówiąc zcicha:<br> {{tab}}— Jak widzisz, mój kochany, dotrzymałem przyrzeczenia.<br> {{tab}}— Liczyłem na to i z serca dziękuję.<br> {{tab}}— Gotów jestem spełnić zobowiązanie. Kiedyż to trzeba uczynić?<br> {{tab}}— Dziś wieczorem.<br> {{tab}}— Wieczorem?... dobrze. Udzielisz mi znak w danej chwili.<br> {{tab}}— Nie! Wolę z tem wszystkiem zdać się na ciebie, sam udnajdź stosowną chwilę.<br> {{tab}}— Niech i tak będzie. Jest to sprawa inteligencyi, w której celuję.<br> {{tab}}— Gdyby panna Verrière powątpiewała o prawdzie, staraj się ją przekonać..<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1102|num=53}}{{tab}}— Przewidziałem ja to wszystko naprzód, mój drogi, i zaopatrzyłem się w dziennik, w którym zamieszczono pomienioną wiadomość.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''X.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Zwróciłeś na wszystko pilną, jak widzę, uwagę — rzekł Arnold z uśmiechem.<br> {{tab}}— Tak... jestem bacznym w sprawach tego rodzaju... — odparł z zadowoleniem wicehrabia. — Zobaczysz pan, jak zręcznie załatwię ci to polecenie. Ale wyjeżdżam we środę z Paryża.<br> {{tab}}— Tak? dokądże?<br> {{tab}}— Chcę przepędzić dni kilka w Monaco, spróbować szczęścia w ruletę. Wczoraj mój adwokat otrzymał plenipotencyę do podniesienia mego dziedzictwa po matce. Przyślę go jutro do waszego biura dla uregulowania rachunków i odebrania kapitału.<br> {{tab}}— Jesteśmy na rozkazy. A w jakiż sposób załatwisz się pan z Melanią Gauthier? Weźmiesz ją z sobą do Monaco?.<br> {{tab}}— Nigdy w świecie! Nic ona nie wie o tej podróży i nie chcę, aby wiedziała. Jak tylko stanę w miejscu, napiszę do niej, oddawszy list na pocztę gdzieś w okolicy, aby nie domyśliła się gdzie jestem i do mnie nie przyjechała.<br> {{tab}}— Nie obawiasz się jej, wicehrabio?<br> {{tab}}— Ej! Wszystko załatwić można z kobietami, byle mieć nieco sprytu i taktu.<br> {{tab}}Przybywający goście przerwali rozmowę pomiędzy Arnoldem i Nerveyem.<br> {{tab}}Wszyscy zasiedli do stołu w południe, a po śniadaniu, które przeciągnęło się do trzeciej godziny, damy przechadzały się w parku, rozmawiając z panną Verrière.<br> {{tab}}Młode to dziewczę starało się siłą woli pokonać smutek, uciskający jej duszę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1103|num=54}}{{tab}}Obiad miał się rozpocząć o siódmej i przeciągnąć do późna wieczorem. Niektórzy z przybyłych przyjęli gościnne zaproszenie na nocleg Verrièra, inni postanowili wracać ostatnim pociągiem do Paryża. Co zaś do okolicznych ziemskich właścicieli, ci wszyscy mieli własne powozy do rozporządzenia.<br> {{tab}}Po południu Desvignes został przedstawionym przez swego wspólnika wielu osobistościom, zajmującym poważne stanowiska, o pozyskanie względów których to osób ów nędznik starał się ze zwykłą sobie zręcznością.<br> {{tab}}Przy wystawnym i świetnym nad wyraz obiedzie zajął miejsce obok Anieli, otaczając ją ze swej strony najwyższą, uprzejmością, co zwróciło ogólną uwagę.<br> {{tab}}— Ha! jest to zapewne nieczystość zaręczynowa... — szeptali jedni do drugich. Zobaczycie, że na deser posłyszymy zawiadomienie o bliskiem małżeństwie.<br> {{tab}}Nie zawiodło ich oczekiwanie.<br> {{tab}}Gdy wykwintna uczta, a nadewszystko stare wina pierwszych gatunków, obok musującego szampana, podnieciwszy wesołość, uczyniły ją prawie hałaśliwą, Verrière uznał, iż nadeszła odpowiednia chwila, którą przygotował i dzięki której spodziewał się zmusić swą córkę do związku z Arnoldem.<br> {{tab}}Podniósł się, wskazując gestem, iż chce przemówić.<br> {{tab}}Głębokie milczenie zaległo wokoło.<br> {{tab}}— Panowie i panie! — zaczął poważnie. — Wy, którzy uczyniliście mi dziś zaszczyt goszczenia w moim domu, wam, moim przyjaciołom, dziś tu zebranym, śpieszę oznajmić wiadomość, jaka, sądzę, nie będzie dla was obojętną, ufny w waszą, życzliwość, którą dla was chowam nawzajem.<br> {{tab}}Szmer przychylny przyjął te słowa.<br> {{tab}}Bankier mówił dalej:<br> {{tab}}— Nader ważna zmiana nastąpi wkrótce w mojej rodzinie... Jedna z tych, jaka napełnia radością serce kochającego ojca!...<br> {{tab}}Tu nowy szmer, ale szmer ciekawości przebiegł między zebranymi.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1104|num=55}}{{tab}}Siostra Marya spojrzała niespokojnie na mocno pobladły swoją kuzynkę. Obie przeczuły cios straszny, jaki miał w nie uderzyć.<br> {{tab}}— Towarzyszycie panowie i panie uroczystości zaręczyn... — mówił Verrière dalej.<br> {{tab}}Bladość Anieli zwiększała się z każdą chwilą.<br> {{tab}}— Mam nadzieję, iż wkrótce ujrzę was tu powtórnie zebranych — kończył bankier — zebranych w dniu zaślubin mej ukochanej córki z panem Arnoldem Desvignes, moim wspólnikiem.<br> {{tab}}Głośne okrzyki radości zabrzmiały wokoło stołu.<br> {{tab}}Klaskano w ręce. Pomięszane głosy powinszowali zlewały się z temi okrzykami.<br> {{tab}}Arnold, powstawszy, składał ukłony obecnym, z pozorem głęboko wzruszonego człowieka, podczas gdy zakonnica drżała z obawy.<br> {{tab}}Aniela, bliska omdlenia, chciała krzyknąć, zaprzeczyć temu oświadczeniu, niepodobna jej było wszakże wymówić słowa.<br> {{tab}}Milczenie jej policzono na karb łatwo dającego się usprawiedliwić wzruszenia, któremu nikt się nie dziwił.<br> {{tab}}— Ach! podli... nikczemni!... — myślało dziewczę. — Korzystali z tego zebrania, aby pokonać mą wolę... Nigdy jednakże, nigdy... nie pozwolę im spełnić ich planów!<br> {{tab}}Wszystko to, co przytoczyliśmy powyżej, działo się przy końcu obiadu. Wkrótce obecni, powstawszy od stołu, przeszli do salonu.<br> {{tab}}Kobiety otoczyły biedną Anielę, aby jej powinszować i uściskać, nie przeczuwając, iż wyrazy ich były dla niej uderzeniem sztyletu w głąb serca.<br> {{tab}}Muzyka, umieszczona na estradzie w uiluminowanym ogrodzie, brzmiała wesoło, grając kadryle, polki i walce, któ<br>rych dźwięki rozbiegały się daleko po za zieleń parku. Zwrócono się ku miejscu pod wielkiemi drzewami, przeznaczonemu na tańce. {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1105|num=56}}{{tab}}Na chwilę Aniela wraz z siostrą Maryą znalazły się w salonie, z młodem dziewczęciem, towarzyszką lat dziecinnych panny Verrière. Arnold, spostrzegłszy z ogrodu grupę trzech kobiet, zbliżył się do Jerzego de Nervey, kaszlącego zapamiętale po wypaleniu cygara i szepnął mu zcicha:<br> {{tab}}— Otóż nadeszła właściwa chwila...<br> {{tab}}Jerzy poruszył głową twierdząco, a po ominięciu kaszlu, zbliżył się ku Anieli.<br> {{tab}}— Droga kuzynko... — rzekł — pozwól mi również powinszować sobie wiadomości, jaką nam wuj przed chwilą udzielił.<br> {{tab}}Dziewczę wyrazy jego przyjęło milczeniem, siedząc zasępione i smutne. De Nervey widział to doskonale, postanowiwszy jednak do końca wypełnić polecenie, mówił dalej:<br> {{tab}}— Poznałem od niedawnego czasu pana Desvignes, stosunki jednak z nim moje pozwalają mi wygłosić o tym człowieku najchlubniejsze zdanie. Jest to uczciwy, szlachetny młodzieniec, dżentlemen w całem znaczeniu! Zresztą wszyscy tak o nim sądzą i cieszę się szczerze, droga kuzynko, widząc, iż związek twój z nim wróży« ci napewno wiele szczęścia w przyszłości.<br> {{tab}}— Dzięki za twe życzenia, kuzynie — odparła panna Verrière z lodowatą obojętnością. Co do przyszłości, tej nikt z nas nie zna i nikt wiedzieć nie może, co ona nam zachowuje...<br> {{tab}}— Na honor! masz słuszność w tym razie, kuzynko. Nikt przewidzieć nie może dziś, co go spotka nazajutrz. Cieszącym się nadzieją długiego życia może go zaledwie kilka godzin pozostaje. Marzymy Bóg wie o czem, unoszeni ambicyą, miłością. Biegniemy za szczęściem i chwałą, aż oto śmierć naraz przychodzi i przecina wszelkie nasze złudzenia. Codziennie się to zdarza i we wszystkich rodzinach zarówno. Mógłbym ci przytoczyć setki przykładów. Nasz biedny krewny naprzykład... któżby się był spodziewał?<br> {{tab}}Wyrazy te przeszyły jak ostrzem serce biednego dziewczęcia.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1106|num=57}}{{tab}}— O kim mówisz, kuzynie? — pytała drżąca.<br> {{tab}}— Jakto, nic nie wiesz? — odrzekł wicehrabia. — Mówię o naszym krewnym, Emilu Vandame.<br> {{tab}}— Boże!... cóż mu się stało?<br> {{tab}}— Rzecz zwykła śmiertelnikom... umarł.<br> {{tab}}— Umarł?! — zawołały naraz zakonnica z panną Verrière, uderzone wspólnem uczuciem boleści. Umarł... to niepodobna!<br> {{tab}}— Nieszęściem, tak jest i to napewno! Nie czytujecie więc panie dzienników?<br> {{tab}}— Przeciwnie... czytujemy wszystkie wiadomości z Tonkinu — odrzekła siostra Marya. — Nazwisko jednak Vandame nie było zamieszczonem, jestem tego pewna...<br> {{tab}}— Rzecz prosta... ponieważ biedny Emil nie wylądował. Zmarł na cholerę w Tulonie.<br> {{tab}}— To fałsz... ohydne kłamstwo... — wołała Aniela, drżąc cała. — Ja ci powiadam, że to fałsz, kuzynie!<br> {{tab}}— Niestety! Jest to urzędowa wiadomość. Szaleństwem byłoby wątpić w tym razie. Mam przypadkiem przy sobie numer tego dziennika, w którym znajduje się lista oficerów, zmarłych na epidemię. Przeczytaj więc sama.<br> {{tab}}Tu wyjął dziennik z kieszeni.<br> {{tab}}Siostra Marya pochwycić go chciała, wszakże panna Verrière, wyrwawszy go jej, wlepiła wzrok w miejsce, jakie wskazywał jej Jerzy.<br> {{tab}}Obłąkanemi oczyma przebiegała wiersze dziennika, który nagle wypadł jej z ręki.<br> {{tab}}Krzyk straszny, głuchy, wybiegł z piersi nieszczęśliwej i padła na ziemię w omdleniu, zanim siostra Marya wraz z młodą przyjaciółką dziewczęcia przybiedz ku niej zdołały.<br> {{tab}}W ogrodzie dosłyszano krzyk panny Verrière, widziano jej upadnięcie. Kilka osób wbiegło z pośpiechem do salonu, a między niemi Desvignes.<br> {{tab}}— Co się tu dzieje? — zapytał, udając zatrwożonego.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1107|num=58}}{{tab}}— Nic tak ważnego, mam nadzieję... — odpowiedziała zakonnica. — Anielka zasłabła z wielkiego gorąca. Przywołaj pan corychlej służących.<br> {{tab}}— To zbyteczne — odrzekł i wziąwszy omdlałe dziewczę w ramiona, wyniósł je z salonu.<br> {{tab}}Tuż za nim wyszła siostra Marya.<br> {{tab}}Wypadek ten sprowadził popłoch pomiędzy zebranymi.<br> {{tab}}Oczekiwano z obawą wiadomości.<br> {{tab}}Po kilku minutach ukazał się Desvignes.<br> {{tab}}— To nic... — rzekł — proste omdlenie. Panna Verrière, będąc rekonwalescentką, uległa znużeniu. Po krótkim spoczynku do sił powróci napewno.<br> {{tab}}Cierpienie Anieli okazało się jednak bardziej zatrważającem, niż wszyscy mniemali. Siostra Marya posłała po doktora do Malnoue.<br> {{tab}}Skoro tylko przybył, wprowadzono go bezzwłocznie do pokoju córki bankiera.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Około ósmej zrana Wiliam Scott, wsiadłszy na pociąg winceńskiej drogi żelaznej, jechał ku Saint-Maur-les-Fossés.<br> {{tab}}Miał na celu ugodzenie kobiety gospodyni, któraby mogła poświęcić dziennie kilka godzin czasu na pielęgnowanie chorej i prowadzenie gospodarstwa w domku, wynajętym przez Pawła Béraud dla Wiktoryny.<br> {{tab}}Odnalazłszy taką kobietę, zaprowadził ją natychmiast do wspomnionego mieszkania.<br> {{tab}}Zbliżała się godzina przybycia Pawła z żoną Eugeniusza Loiseau.<br> {{tab}}Ów były urzędnik kredytowego biura lyońskiego wyczekiwał od rana przed szpitalem na przybycie doktora Richard.<br> {{tab}}Skoro się lekarz ukazał, zmierzając ku żelaznym kratom budynku, Paweł podbiegł naprzeciw niego.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1108|num=59}}{{tab}}— A! to pan... — rzekł lekarz, poznawszy go odrazu. — Twoja obecność przekonywa mnie, żeś widział się ze swą kuzynką, oraz żeś otrzymał jej zezwolenie. Natychmiast podpiszę dla niej uwolnienie ze szpitala, sądzę albowiem, iż bezzwłocznie będziesz ją chciał zabrać.<br> {{tab}}— Tak... radbym, panie doktorze, gdyby można...<br> {{tab}}— Czemu nie? Lecz masz pan powóz?<br> {{tab}}— Mam fiakr nader obszerny, wygodny, i ubranie dla niej.<br> {{tab}}— Weź pan to ubranie i pójdź za mną. Oddasz je infirmerce, poczem zaczekasz na mnie w mym gabinecie.<br> {{tab}}W pół godziny później Wiktoryna w ubraniu, prowadzona przez dozorczynię, ukazała się we drzwiach gabinetu.<br> {{tab}}Na widok Pawła uczuła dziwny ból w sercu, potok łez spłynął po jej twarzy.<br> {{tab}}— Dlaczego płaczesz? — wyszepnął tkliwie, biorąc jej rękę. — Nasze wspólne szczęście rozpocznie się teraz.<br> {{tab}}I zwolna, bardzo ostrożnie, z uwagi, iż bym mocno jeszcze osłabioną, zaprowadził ją do powozu, który miał ich zawieźć do Saint-Maur.<br> {{tab}}Wiliam Scott, a raczej ów mniemany {{Korekta|burgundczyk|Burgundczyk}}, oczekiwał na nich przed domkiem.<br> {{tab}}— Racz pani objąć w posiadanie swój mały raj ziemski — rzekł do Wiktoryny. — Wszystko jest już przygotowanem na twoje przyjęcie. Możemy zasiąść do stołu’...<br> {{tab}}Paweł przedstawił {{Korekta|irlandczyka|Irlandczyka}}, jako najlepszego swego przyjaciela i Wiktoryna podała mu rękę.<br> {{tab}}Czuła się szczęśliwą, widząc się na wsi, pośród pełnego światła, zieloności i kwiatów.<br> {{tab}}Po śniadaniu wyszli we troje nad brzeg Marny, gdzie zasiadłszy pod wielkiemi drzewami, rozmawiali o wielu przedmiotach, z wyjątkiem tych, jakie wszystkim trojgu głównie myśl zajmowały.<br> {{tab}}Dzień zeszedł prawie wesoło.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1109|num=60}}{{tab}}Około dziewiątej wieczorem Scott odjechał, pozostawiając uszczęśliwionego Pawła i Wiktorynę, mniej już troszczącą się o dalszą swą przyszłość.<br> {{tab}}We dwa dni potem znów przybył ich odwiedzić. Rekonwalescencya młodej kobiety postępowała szybko. Sine linie wokoło oczów niknęły. Wychudłe jej policzki zwlna się wypełniały. Lekkie rumieńce zastąpiły bladość. Usta poczęły przybierać barwę purpurową.<br> {{tab}}Zwykła głęboka melancholia, ogarniająca młodą kobietę, ukazywała się już tylko czasami.<br> {{tab}}Odwiedziny Will Scotta krótko trwały. Celem ich było upewnienie się, czy przez te dni kilka Paweł nie opuścił wiejskiego ustronia i nie wrócił do Paryża. Przekonał się, iż on nie oddali się od Wiktoryny.<br> {{tab}}Béraud, posiadając obecnie do sześciuset franków, postanowił nie szukać dla siebie zajęcia, dopóki nie wyda trzeciej części pomienionych pieniędzy. Irlandczyk przeto osądził, iż nadeszła chwila stanowczego działania.<br> {{tab}}W domu przy ulicy Lobineau położenie Joanny Desourdy coraz cięższem się stawało. Kilka franków, otrzymanych za sprzedaż kolczyków Liny, wyczerpały się zupełnie i znowu chleba braknąć poczęło.<br> {{tab}}Joanna czuła, iż ją ogarnia obłąkanie. Zamęt jej umysł przejmował, halucynacye następowały jedne po drugich.<br> {{tab}}Jednocześnie gorączka pożerała jej dziecię. Oczy biednej Liny zapadały coraz bardziej, policzki jej coraz więcej wklęsłemi się stawały.<br> {{tab}}— Mamo... jam głodna... — szeptała od czasu do czasu osłabionym głosem.<br> {{tab}}Ów straszny wyraz: „Jam głodna!“ odbrzmiewał jak jęk żałobnego dzwonu w duszy matki nieszczęśliwej.<br> {{tab}}A nietylko chleba im brakowało, ale i światła także. Z chwilą, gdy mrok zapadał, trzeba było przepędzać całe godziny w głębokiej ciemności.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1110|num=61}}{{tab}}Gdyby Joannie pozostało choć kilka sous na kupienie węgli, nie zawahałaby się zakończyć męki, przechodzące jej siły, uciekłaby się do szukania w śmierci spoczynku wraz z Liną, nieszczęściem jednak, nic nie posiadała.<br> {{tab}}Pośród tych myśli, pełnych rozpaczy, pragnienie zemsty nasuwać się jej poczęło.<br> {{tab}}— I ja sie nie zemściłam!... — powtarzała z goryczą. — Nie zgładziłam tego nędznika, który zabija nas obie!...<br> {{tab}}Słaby głos dziecka przerwał to rozmyślanie.<br> {{tab}}— Mamo... och! mamo, jam głodna!... — szeptał ów głos.<br> {{tab}}— Ach! — zawołała Joanna, zrywając się, jak pół obłąkana; — ach! gdybym mogła dać się jej napić krwi tego zbrodniarza!<br> {{tab}}I myśl kradzieży dla pożywienia dziecka przebiegła jak błyskawicą jej umysł.<br> {{tab}}— Ukraść gdzie prześcieradło, ukryć je pod spódnicą, a potem sprzedać, miałaby przynajmniej za co kupić chleba... pożywiłaby małą swą Linę.<br> {{tab}}Odepchnęła jednak ze zgrozą ową chwilową pokusę.<br> {{tab}}— Nie... nie! — szepnęła — nigdy podobnej hańby! Lepiej pójść żebrać! Duma u matki jest zbrodnią, skoro jej dziecię z głodu umiera!<br> {{tab}}Ucałowawszy Linę, która coraz ciszej powtarzała: „Jam głodna... jam głodna!“... z obłąkanym umysłem, chwiejąca się, zeszła ze schodów i udała się — wprost przed siebie ulicą Sekwany.<br> {{tab}}Jakiś przechodzeń zbliżał się ku niej.<br> {{tab}}Zakrywszy twarz jedną ręką, wyciągnęła drugą, szepcąc zcicha:<br> {{tab}}— Litości... miłosierdzia!<br> {{tab}}Przechodzień szedł dalej, nic nie odpowiedziawszy:<br> {{tab}}Joanna pobiegła na los szczęścia, wprost siebie, nie wiedząc sama, gdzie idzie, w ulice, jakich nie znała, powtarzając:<br> {{tab}}— Litości... miłosierdzia nademną i nad mojem dzieckiem, które z głodu umiera!...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1111|num=62}}{{tab}}Głuchy na owo rozdzierające wezwanie, tłum przechodził obojętnie. Żadna ręka grosza jej nie podała.<br> {{tab}}A jednak uczucie litości jest rozwiniętem do wysokiego stopnia w sercach paryżan, wylewających łzy w teatrach na wzruszającym dramacie. Posiadają oni istotnie w duszach miłosierdzie i chętnie biegną na pomoc nędzy.<br> {{tab}}Nieszczęściem jednak, Joanna zwracała się do ludzi, śpieszących za swemi interesami, mocno zajętych, takich, którzy gdzieindziej składali jałmużnę, lub którzy może byli tak biednymi jak ona.<br> {{tab}}Zrozpaczona i wycieńczona, czuła, iż siły opuszczać ją poczynają, Zrobiła wszelako jeszcze ostatni wysiłek.<br> {{tab}}— Moja córka z głodu umiera... panie, miej litość nad nią i nademną!... — wyjąknęła, zwracając się do zbliżającego przechodnia.<br> {{tab}}Tym razem ów mężczyzna przystanął.<br> {{tab}}— Wejdź tu, biedna kobieto — rzekł, wskazując drzwi sklepu — tam dadzą ci chleba. — I odszedł.<br> {{tab}}Nieszczęśliwa matka spojrzała w kierunku wskazanym.<br> {{tab}}Na zawieszonej po nad drzwiami tablicy wyczytała te słowa:<br> {{c|''Podział kęsa chleba''.}} {{tab}}Wydała okrzyk radości.<br> {{tab}}Niegdyś słyszała ona o owych dobroczynnych zakładach, otwartych za pomocą prywatnego miłosierdzia, w obecnem wszakże oszołomieniu zupełnie o tem zapomniała. Tu może było dla niej zbawienie!<br> {{tab}}Wzmocniona nadzieją, weszła do przysionka, w którym stojący mężczyzna wskazał jej drzwi, mówiąc:<br> {{tab}}— Proszę wejść!<br> {{tab}}Otworzywszy drzwi, znalazła się w wielkiej sali, zapełnionej stołami i ławkami.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1112|num=63}}{{tab}}W głębi, pod ścianą, stał rodzaj wielkiego bufetu, po za którym siedziały trzy kobiety.<br> {{tab}}Ów bufet założony był stosami chleba.<br> {{tab}}Joanna zbliżyła się nieśmiało.<br> {{tab}}Jedna z obecnych kobiet, ukroiwszy kawał chleba, podała go jej, mówiąc:<br> {{tab}}— Spocznij pani na której z tych ławek i zjedz chleb, zdajesz się być złamaną znużeniem.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Joanna wiedziała, iż w miejscu tem, do którego przybyła, chleb powinien być tamże zjedzonym. Miała wszelako nadzieję, iż zdoła może w ukryciu unieść jakąś cząstkę tegoż.<br> {{tab}}Usiadła przeto na ławce obok drugich, równie jak ona nieszczęśliwych, o bladej cerze, zapadłych policzkach, którym głód szarpał wnętrzności.<br> {{tab}}A wielu było tych nieszczęśliwych! Kobiety, dzieci, starce, {{Korekta|mężczyzni|mężczyźni}} w sile wieku, których nieoględne postępowanie albo brak pracy do ciężkiej nędzy doprowadził.<br> {{tab}}Miłosierdzie równem dla wszystkich tu było. Nie odmawiano nikomu „kęsa chleba.“<br> {{tab}}Joanna, spojrzawszy wokoło siebie bojaźliwym wzrokiem, ułamała część z kawałka, jaki jej został podanym i zaniosła go do ust, jedząc, a raczej pochłaniając, z uczuciem niewysłowionej roskoszy, jaką sama sobie zarzucała, o córce to bowiem, a nie o sobie, myśleć jej należało.<br> {{tab}}Przez kilka minut udawała, iż je ów chleb, poczem, wsunąwszy go niepostrzeżenie do kieszeni, siedziała jeszcze na ławce przez kilka minut.<br> {{tab}}Te kilka minut, to cały wiek dla niej, gdyż w owej chwili Lina wymawiała bezwątpienia owe wyrazy, jakie przejmowały ją dreszczem:<br> {{tab}}„Mamo! jam głodna... jam {{Korekta|głodna!„|głodna!“}}<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1113|num=64}}{{tab}}Podniósłszy się, postąpiła ku drzwiom. Wziąwszy za klamkę, miała już wyjść, gdy jednasz obecnych w sali nadzorczyń zastąpiła jej drogę.<br> {{tab}}— Czy pani nie znasz reguł tego zakładu? — wyrzekła.<br> {{tab}}Joanna zacinała się.<br> {{tab}}— Reguł? — pomorzyła zcicha.<br> {{tab}}— Tak... surowo jest zabronionem wynosić na zewnątrz chleb, jaki się tu daje.<br> {{tab}}Biedna matka pobladła.<br> {{tab}}Chciała zaprzeczyć, przerwała jej dozorczyni:<br> {{tab}}— Patrzałam na ciebie, me dziecię — rzekła łagodnie — widziałam, żeś wsunęła prawie cały swój chleb do kieszeni.<br> {{tab}}— Prawda! — odpowiedziała Joanna, składając ręce błagalnie — jednak przez litość pozwól mi pani zabrać ten chleb... To dla mego dziecka... dla mojej córki... dla mej biednej córki, która wraz zemną z głodu umiera!<br> {{tab}}— Trzeba ci było przyprowadzić z sobą swą córkę.<br> {{tab}}— Leży w łóżku ciężko chora... głód ją zabija!<br> {{tab}}Tu nieszczęśliwa matka, dobywszy z kieszeni kawałek chleba, ukazała go dozorczyni.<br> {{tab}}— To dla niej... — wylękła. — Odbierzesz-że mi go pani?<br> {{tab}}— Tak... ponieważ ściśle do przepisów stosować się nam nakazano — odpowiedziała wzruszona, chleb odbierając. — Reguła jest niewzruszoną, musimy ją szanować, chcąc szanować samych siebie. Zjedz pani tutaj ten chleb, ponieważ widzę, że potrzebujesz posiłku i przyjmij odemnie ten drobny datek, jaki ci z serca ofiaruję. Będziesz zań mogła dla dziecka kupić pożywienie.<br> {{tab}}Joanna uścisnęła z wdzięcznością rękę, podającą jej tyle potrzebną pomoc, a złożywszy na niej pocałunek, jąkała ze łzami:<br> {{tab}}— Och! dzięki ci, pani... stokrotne dzięki!<br> {{tab}}Poczem, zapomniawszy o dręczącym głodzie i o spożyciu na miejscu przeznaczonego jej chleba, szybko wybiegła.<br> {{tab}}Ulica Lobineau leżała w oddalonej części miasta.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1114|num=65}}{{tab}}Joanna szła przyśpieszonym krokiem, o ile jej pozwoliło silne osłabienie, a wstąpiwszy do piekarni, kupiła dwa funty chleba i dobiegła nareszcie do domu, szybko się posuwając po schodach.<br> {{tab}}W miarę, jak wchodziła, myśl, iż przynosi dla córki pożywienie, dodawała jej siły.<br> {{tab}}— Lino!... dziecię me drogie... — wołała, wbiegając do pokoju, nie zamknąwszy drzwi nawet za sobą; — przynoszę ci pożywienie... Obudź się, obudź, lube kochanie.<br> {{tab}}I ułamawszy kawałek chleba, przybiegła z nim do łóżka dziecięcia.<br> {{tab}}Lina blada, z zamkniętemi oczyma, nie poruszała się wcale.<br> {{tab}}— Dziecię ukochane... przebudź się, przebudź!... — wołała matka i pochyliwszy się ku córce. złożyła na jej czole pocałunek.<br> {{tab}}Nagle cofnęła się, jak skamieniała.<br> {{tab}}Zlodowaciałe czoło dziecka zmroziło jej wargi. Wróciwszy do łóżka, pochwyciła Linę w objęcia.<br> {{tab}}Dziewczę oczów nie otwierało. Bezwładna główka jego chwiała się z jednej strony na drugą na matki ramieniu.<br> {{tab}}Joanna jęknęła rozpaczliwie. Drobne ciałko dziecięcia, z rąk jej się wysunąwszy, na łóżko upadło, podczas gdy nieszczęśliwa matka padła zarówno bez zmysłów na środek pokoju.<br> {{tab}}Jednocześnie jakiś mężczyzna ukazał się w otwartych drzwiach stancyjki.<br> {{tab}}Był czarno ubranym, z ponsową wstążeczką przy butonierce. Spostrzegłszy leżącą bez przytomności Joannę, pochylił się ku niej, kładąc rękę na sercu nieszczęśliwej.<br> {{tab}}— Żyje — wyszepnął po upływie sekundy. — To tylko proste omdlenie.<br> {{tab}}Podniósłszy się, podszedł do łóżka i dotknął swemi rękoma rąk Liny.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1115|num=66}}{{tab}}— Ta już umarła... — rzekł i dobywszy portfel, wyjął zeń list, rzucając takowy na podłogę obok zemdlonej. Następnie wyszedłszy, udał się do właścicielki mieszkań umeblowanych.<br> {{tab}}— Trzeba, ażebyś pani posłała tam kogoś na ratunek — ozwał się wchodząc. — U jednej z twych lokatorek przytrafił się wypadek nieszczęśliwy...<br> {{tab}}— U kogo, panie?<br> {{tab}}— U pani Joanny Desourdy.<br> {{tab}}— Jaki wypadek?<br> {{tab}}— Dziecko jej zmarło.<br> {{tab}}— Ach! wielki Boże!... — zawołała gospodyni z przerażeniem.<br> {{tab}}— Ona sama, leży bez przytomności w omdleniu. Wszystko to bardzo jest smutnem! Oto sto franków, racz je pani doręczyć tej biednej kobiecie. Ja jutro tutaj przybędę...<br> {{tab}}Zmięszana tą wiadomością właścicielka, przyjęła sto franków. Jegomość czarno ubrany wyszedł. Przygotowawszy służącą, gospodyni udała się z nią na górę. Zastały tam Joannę leżącą w omdleniu.<br> {{tab}}Pomimo złej opinii, jaką ów agent policyi dał niegdyś o niej, właścicielce mieszkań ścisnęło się serce na ów rozdzierający widok.<br> {{tab}}— Podnieś tę nieszczęśliwą — rzekła do służącej i jednocześnie zbliżając się do łóżka.<br> {{tab}}— Niestety! — szepnęła — to dziecię umarło!<br> {{tab}}{{Korekta|— Służąca|Służąca}}, podniósłszy Joannę, posadziła ją na krześle, nacierając jej skronie zwilżoną w wodzie serwetą.<br> {{tab}}Nieszczęsna otworzyła oczy, patrząc wokoło siebie obłąkanym wzrokiem.<br> {{tab}}Dostrzegła swą córkę z bladą twarzyczką, jakby wykutą z marmuru, a na widok owego spokoju, jakim śmierć piętnuje swoje ofiary, padła na kolana, wyciągając ręce w stronę łóżka i głośnymi wybuchnęła łkaniem.<br> {{tab}}— Moja córka... moje jedyne dziecię umarło!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1116|num=67}}{{tab}}— Odwagi, biedna matko... odwagi! — mówiła gospodyni — wobec nieszczęścia zbroić się siłą należy. I ja straciłam, dwóch mężów, a jednak ów cios przetrwać zdołałam. Dobrzy ludzie pamiętają, o tobie... Jakiś mężczyzna dekorowany przyniósł ci właśnie wsparcie i pomoc.<br> {{tab}}— Mnie pomoc? — pytała Joanna, pognębiona boleścią.<br> {{tab}}— Tak... Oto sto franków, jakie dla ciebie pozostawił.<br> {{tab}}Tu właścicielka położyła banknot na stole obok listu, jaki służąca, podniósłszy z ziemi tam umieściła.<br> {{tab}}— Dziękuję ci, pani, za twoją dobroć... — szeptała Joanna. — Proszę cię tylko, nie chciej mnie pocieszać, potrzebuję pozostać sama z moją córką.<br> {{tab}}— Pojmuję to i odchodzę... Potrzeba jednak będzie spisać akt zejścia dziecka.<br> {{tab}}— Później... nieco później ja przyjdę do pani. Zostaw mnie samą, zaklinam... Wszak widzisz, że boleść ta omal do szaleństwa mnie nie doprowadza.<br> {{tab}}Właścicielka odeszła ze służącą, dozwalając nieszczęsnej matce wypłakać boleść w samotności.<br> {{tab}}Była to zaiste scena rozrzewniająca nad wyraz.<br> {{tab}}Ofiara Pawła Béraud okrywała pocałunkami to biedne, wychudłe ciałko dziecięcia, Szepcące pod lodowatym majestatem śmierci.<br> {{tab}}— Umarła... umarła z głodu!... — wołała biedna matka z rozpaczą, a teraz, skoro ta biedna istota nic już nie potrzebuje, pomoc przybywa! To straszne... okropne! Zabił ją własny jej ojciec... Jej ojciec, ten potwór, zabił mi mą córkę. Ha! do tej chwili pokonywałam moje pragnienie zemsty, moją nienawiść. Teraz nic mnie już od nich nie powstrzyma. Moja córka umarła... Ja śmierć jej pomścić muszę... powinnam!<br> {{tab}}Po owym gwałtownym wybuchu smutku nastąpiła rozpacz ponura.<br> {{tab}}Chodząc po pokoju, Joanna zbliżyła się do stołu, na którym właścicielka położyła bilet bankowy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1117|num=68}}{{tab}}— Sto franków... szepnęła. — Kto mi mógł przynieść te pieniądze? Och! kimkolwiekbądź on jest, ja go błogosławię, dzięki jemu będę przynajmniej miała za co pochować mą córkę.<br> {{tab}}Tu nagle spostrzegła list, leżący obok banknotu.<br> {{tab}}— Ten list — wyrzekła — powiadomi mnie, od kogo pomoc przychodzi.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Ująwszy list w ręce, przeczytała przedewszystkiem adres półgłosem, nie mogąc go zrozumieć na razie.<br> {{tab}}Adres ów brzmiał:<br> {{f|align=left|lewy=45%|„Pani Wiktorynie Loiseau,}} {{f|align=left|lewy=50%|u pana Pawła Béraud,}} {{f|align=left|lewy=47%|w domku pod Wierzbami,}} {{f|align=left|lewy=52%|w Saint-Maur-les-Fossés.“}} {{tab}}Joanna powtórnie przeczytała. Ogniem zapłonęło jej spojrzenie. Zadrżała febrycznie.<br> {{tab}}— Wiktoryna... — zawołała — co słyszę?... Wiktoryna u Pawła Béraud?... Ach! nikczemnica... ach! nędznica! Jakże mnie ona oszukała. Żyją więc razem oboje... mieszkają pod jednym dachem... kochają, się i są, szczęśliwi! Używają pieniędzy, jakie mi ukradł ten człowiek, wtedy gdy ja tu płacze przy trupie mej córki, z głodu umierając: Gorączkowo rozdarła kopertę, a rozłożywszy ćwiartkę papieru, czytała co następuje:<br> {{c|„Pani!}} {{f...|lewy=5%}} {{tab}}Wyjaśnienia, jakie pani powinnaś była przewidzieć, zmuszają, mnie do zawiadomienia cię, że skandaliczne twe postępowanie nie pozwala mi powierzyć ci miejsca, o jakie prosiłaś. Któżby mógł powierzyć kierunek praco- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1118|num=69}}wni kobiecie, która opuściła męża, ażeby żyć z kochankiem.{{...f}} {{f|align=right|prawy=10%|Pozdrowienie załączam.“|po=8px}} {{tab}}Podpis był bardzo nieczytelnym.<br> {{tab}}— Ha! — zawołała Joanna — otóż dla niej nareszcie odmowa, upokorzenie, pogarda! Bóg za mnie mścić się poczyna! Lecz zkąd, od kogo pochodzi ten list? W jaki sposób znalazł się on tu, na moim stole? Kto go przyniósł? Ha! ten zapewne, który mi pośpieszył z pomocą. Najpewniej agent z jakiego dobroczynnego stowarzyszenia. Mając list do mnie, pomylił się i zostawił ten, który nie był do mnie adresowanym. Bóg chciał widocznie, by ta pomyłka nastąpiła. Należało mi odkryć występek tych dwojga nędzników, poznać ich schronienie, dla pomszczenia mej Liny. Ach! śpij w spokoju snem ostatnim ukochane dziecię, ty moje jedyne szczęście, jedyna miłości na ziemi, ty biedna, niewinna męczennico, spoczywaj w spokoju... Sprawiedliwość wymierzoną zostanie, przysięgam!<br> {{tab}}Ta nieszczęśliwa schowała list, adresowany do Wiktoryny wzięła banknot stufrankowy, a złożywszy pocałunek na czole zmarłej, zeszła do właścicielki mieszkań, zamknąwszy na klucz drzwi za sobą.<br> {{tab}}— Przebacz mi, pani, moje, zbyt szorstkie może, względem ciebie postąpienie... — wyrzekła, wchodząc — pojmujesz jednak mą rozpacz...<br> {{tab}}— Rozumiem to w zupełności i nie gniewam się bynajmniej — odparła gospodyni; — nie troszcz się pani o to, co mnie dotyczy, lecz pomyśl o pogrzebie biednej swej córki.<br> {{tab}}— Uczynię to i wkrótce przyniosę pani papiery, jakich potrzebujesz...<br> {{tab}}Tu odeszła, udając się do merostwa tegoż okręgu dla spisania aktu śmierci dziecka. Pogrzeb miał nastąpić nazajutrz, o czwartej godzinie, po wizycie lekarza i stwierdzeniu przezeń śmierci dziewczęcia.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1119|num=70}}{{tab}}Nieszczęśliwa matka, kupiwszy trumnę, zapłaciła następnie gospodyni należność za komorne, a wróciwszy do swej stancyjki, zapaliła dwie świece przy głowie zmarłej i uklęknąwszy, z płaczem modlić się zaczęła.<br> {{tab}}Chwilami jej spojrzenie dzikim ogniem błyszczało, marszczyło się jej czoło, usta poruszać się przestawały. Pragnienie zemsty, ogarniając ją wtedy, przerywało modlitwę.<br> {{tab}}Tak wieczór, jak noc, jednako biednej matce ubiegły. Równo ze świtem powstała, a czując się z sił wyczerpaną, postanowiła pożywić się czemśkolwiek. Nie zdoławszy przy strasznem osłabieniu nic sobie przygotować, spożyła część otrzymanego wczoraj chleba, przyniesionego, niestety, zapóźno.<br> {{tab}}O w pół do czwartej włożono w trumnę zmarłą dziecinę, przybraną ręką matki w białą sukienkę. Owe przygotowania do zabrania umarłej były najcięższą torturą dla Joanny. Załamywała ręce, stojąc jak skamieniała, płakać już bowiem nie mogła; tyle łez w przeddzień wylała, iż ich już zbrakło w jej sercu.<br> {{tab}}Niedosyć, że śmierć zabrała jej ukochaną Linę, nikczemni ludzie jeszcze teraz i szczątki jej zabierają!<br> {{tab}}Po ukochanem dziecku pozostanie jej tylko wspomnienie, krwawiąca się, wiecznie niezagojona rana...<br> {{tab}}O godzinie czwartej dwóch owych ponurych ludzi, których gmin w swoim języku nazywa „żałobnikami,“ przyszli zabrać trumienkę i karawan odjechał z nią na cmentarz.<br> {{tab}}Joanna ze spuszczoną głową, załzawionemi oczyma, gardłem ściśniętem łkaniem, szła za tym wozem ubogich.<br> {{tab}}Nie sama jednak towarzyszyła temu pogrzebowi, jak o tem mniemała. Od rogu ulicy Lobineau fiakr ze spuszczonemi storami postępował za karawanem w odległości kilkudziesięciu kroków.<br> {{tab}}Przed przybyciem na cmentarz d’Ivry Joanna kupiła czarny krzyż drewniany i wieniec z nieśmiertelników, pośród, którego wyryte czarnemi literami widniały słowa: {{c|''Ukochanej mej córce''.}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1120|num=71}}{{tab}}U bramy cmentarza zatrzymał się jednocześnie i ów powóz, jadący za pogrzebem, wysiadł zeń mężczyzna czarno ubrany, w kapeluszu nasuniętym na oczy, i szedł w oddaleniu.<br> {{tab}}Ksiądz w towarzystwie kościelnego sługi prowadził ów orszak ubogi z chwilą wejścia jego na cmentarz.<br> {{tab}}Wkrótce przybyli wszyscy na miejsce, gdzie widzieć się dawały naprzód wykopane groby.<br> {{tab}}W jeden z nich spuszczono trumnę z dziecięciem Joanny.<br> {{tab}}Ksiądz nad trumną tą począł odmawiać modlitwy.<br> {{tab}}Klęcząca nad grobem zrozpaczona matka dusiła się prawie, wydając głuche jęki, podczas gdy ukryty po za kępami drzew ów mężczyzna z powozu przypatrywał się tej rozdzierającej scenie.<br> {{tab}}Ksiądz, pokropiwszy trumnę wodą święconą, wyrzekł ostatnie słowa modlitwy i odszedł.<br> {{tab}}Grabarze grób zarównali, wetknąwszy krzyż w świeżo poruszoną ziemię, poczem obadwa się oddalili.<br> {{tab}}Joanna ciągle klęczała.<br> {{tab}}Po kilku minutach powstawszy, zawiesiła na jednem z ramion krzyża wieniec nieśmiertelników, jaki trzymała w ręku.<br> {{tab}}Dusiły ją łkania, zdawało się jej, iż umrze z braku oddechu, że serce jej pęknie.<br> {{tab}}Kryzys ten jednak trwał krótko.<br> {{tab}}Przestraszający spokój, coś w rodzaju rozpaczy skamieniałej, nastąpił teraz.<br> {{tab}}— Dlaczego płakać? — zawołała ponuro, nie spostrzegając, że głośno mówi. — Rozłączenie nasze będzie tu krótkiem...<br> {{tab}}A wyciągając ręce w stronę grobu, wyrzekła:<br> {{tab}}— Dziś wieczorem połączę się z tobą, me dziecię, przed wieczorem zostaniesz pomszczoną...<br> {{tab}}Poczem upadłszy na kolana, modlić się zaczęła.<br> {{tab}}Mężczyzna, ukryty po za cyprysami, posłyszał wyrazy matki przesłane córce.<br> {{tab}}Dziwny uśmiech zadrgał mu na ustach i wemknąwszy {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1121|num=72}}się w sąsiednią aleję, wyszedł z cmentarza. Powóz oczekiwał na niego przy bramie.<br> {{tab}}— No! teraz do piwiarni pod Srebrnym Czopem — rzekł po angielsku do woźnicy. — Nie żałuj bicza, pośpieszaj, ponieważ bardzo mi pilno...<br> {{tab}}W czterdzieści minut przybyli na róg ulicy l’Ecole-de-Médicine.<br> {{tab}}Wiliam Scott w ubiorze {{Korekta|burgrndczyka|Burgrndczyka}} wysiadł i wszedł do piwiarni. Spojrzawszy tam wokoło, dostrzegł samotnie siedzącego przy stole Eugeniusza Loiseau.<br> {{tab}}Introligator, z głową wspartą na ręku, zdawał się być pijanym. Wzrok utkwił bezmyślnie w wypróżniony do połowy kieliszek absyntu.<br> {{tab}}Nowoprzybyły, usiadłszy obok niego, uderzył go po ramieniu.<br> {{tab}}Loiseau spojrzał szklistemi oczyma, a podając mu rękę, rzeki chrypliwym głosem:<br> {{tab}}— A! to ty... mój stary... Jak się masz... Nie widziałem cię wczoraj...<br> {{tab}}— Nie mogłem przyjść — odparł Irlandczyk. Miałem do załatwienia interesa w okolicach Paryża. Chodziłem, do jednego z mych krewnych po odebranie pieniędzy. Niestety, znalazłem go bez grosza, niepodobna cośkolwiekbądź nawet od niego wydobyć.<br> {{tab}}— Otóż więc posucha i w twej kieszeni zarówno?<br> {{tab}}— Posucha... niezupełnie... Wszakże moja sakiewka coraz cieńszą się staje.<br> {{tab}}— To źle... Cóż my nadal poczniemy?<br> {{tab}}— No... no... nie troszcz się o to przed czasem... Miejmy nadzieję, iż okoliczności polepszą się nareszcie. Nie o to tu teraz chodzi... Przyszedłem udzielić ci wiadomość... tak! nader ważną wiadomość! {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1122|num=73}}{{c|'''XIV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Ważną wiadomość... mnie? — zapytał zdumiony Loiseau.<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Cóż takiego?<br> {{tab}}— Posłuchaj. Mój kuzyn, do którego chodziłem, mieszka w Boissy-Saint-Léger. Przyszła mi myśl wybrać się do niego pieszo, spacerem. Wyszedłszy z Creteuil, szedłem nad brzegiem Marny i w drodze najniespodziewaniej odkryłem coś, co ciebie zbliska dotyczy...<br> {{tab}}— Mnie?<br> {{tab}}— Tak jest... na honor!<br> {{tab}}— Lecz cóż takiego?<br> {{tab}}— Wiadomo ci, że twój kuzyn, Paweł Béraud, nie jest wart wiele...<br> {{tab}}— Ba! nie mów wiele, ale raczej nic zupełnie, ten łotr! — wykrzyknął z uniesieniem Loiseau. — Dowiódł tego, wydzierając mi pieniądze w ciągu pięciu minut. W ten sposób nie postępuje się z przyjaciółmi, z krewnymi.<br> {{tab}}— W rzeczy samej... i ja się przekonałem, że on dyabelnie sobie zadrwił z ciebie — odrzekł, śmiejąc się, Will Scott. — Zgadnij, dlaczego on ci odebrał te pożyczone dwieście franków?<br> {{tab}}— Aby mi przykrość wyrządzić, bez grosza mnie pozostawić.<br> {{tab}}— Gorzej niż to... Jak dawno go nie widziałeś?<br> {{tab}}— Od chwili, gdym mu zapłacił. Wiem, iż tego samego dnia wyprowadził się z hotelu.<br> {{tab}}— Nie wiesz, gdzie mieszka, co się z nim dzieje?<br> {{tab}}— Posłuchaj mnie, Loiseau... Nie lubię mięszać się w obce sprawy, lecz tam, gdzie chodzi o prawdziwego przyjaciela, jakim ty dla mnie jesteś, skoro widzę, iż ktoś drwi sobie z życzliwego dla mnie człowieka, to mnie oburza, znieść tego nie {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1123|num=74}}mogę. Mówiłeś mi, że twoja żona nie cierpiała Pawła Béraud, prawda?<br> {{tab}}— Nie mów mi o mojej żonie!... — przerwał introligator, uderzając z gniewem nogą o podłogę.<br> {{tab}}— A jednak trzeba, ażebym ci o niej mówił...<br> {{tab}}— Z jej to przyczyny znajduję obecnie w takiem łożenia — mówił pijak z akcentem nienawiści. — Gdyby nie wstrętne te sceny, jakie mi o byle co wyprawiała, nie byłbym sobie obrzydził domu i nie byłbym opuścił warsztatu, a tym sposobem nie pozostał jak teraz na bruku bez roboty, bez chleba!<br> {{tab}}— Miała być może powody, pragnąc obrzydzić ci dom...<br> {{tab}}— Jakie powody... jakie powody?<br> {{tab}}— A być może, twój kuzyn Béraud miał także swoje, zachęcając cię do zaślubienia Wiktoryny, co go zbliżyło ku niej. Zdaje mi się, iż oni oboje doskonale się rozumieli i wspólnie działali dla sprowadzenia separacyi pomiędzy nią a tobą, ta bowiem separacya pozwalała im urzeczywistnić niektóre zamiary...<br> {{tab}}Loiseau spojrzał groźnie na mówiącego.<br> {{tab}}— Co chcesz przez to rozumieć? — zapytał.<br> {{tab}}— Hi... rzecz najprostszą w świecie, iż w chwili obecnej twa żona wraz z twoim kuzynem, być może, znajdują się razem...<br> {{tab}}— Mów jasno i — wrzasnął introligator przerywanym głosom. — Co chcesz powiedzieć o mojej żonie? Prowadziła ona zemną kłótnie i sprzeczki, prawda, alem ja temu byt winien. Chciała mną rządzić, zawojować mnie, to prawda, była to jednak uczciwa kobieta, którą gdym opuścił, zabrano do szpitala. To wszystko jest winą z mej strony... Tak... moją własną winą, nie czyją.<br> {{tab}}Pod wpływem absyntu myśli w mózgu introligatora mięszać się widocznie zaczęły.<br> {{tab}}— Ha! ha! — zaśmiał się {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}, wzruszając ramionami. — Śmiesznym jesteś zaprawdę, przypisując sobie winę i szpi- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1124|num=75}}tal. Żartowano sobie z ciebie i dotąd jeszcze żartują. Paweł Béraud i twoja żona żyją z sobą razem.<br> {{tab}}— Na imię nieba... coś ty powiedział? — krzyknął Loiseau, chwytając za kołnierz Will Scotta i trzęsąc nim silnie.<br> {{tab}}— Powiedziałem {{Korekta|tylke|tylko}} prawdę...<br> {{tab}}— Więc Paweł miałby mieszkać z moją żoną?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Wiktoryna więc wyszła ze szpitala?<br> {{tab}}— Tak się zdaje... ponieważ oboje na wsi mieszkają w prawdziwem gniazdku miłości.<br> {{tab}}— Widziałeś ich?<br> {{tab}}— Jak ciebie teraz przed sobą.<br> {{tab}}— To kłamstwo... fałsz! Nadto byłoby nikczemnem, gdyby miało być prawdą! Ach! gdyby się sprawdziło to, co mówisz, zabiłbym na miejscu oboje... Tak, przysięgam na Boga, zabiłbym ich... Lecz nie... to niepodobna<br> {{tab}}— I ja sądziłem, że to być nie może, dopókim ich nie ujrzał siedzących obok siebie pod drzewami. Przypuszczałem, iż się mylę... że łudzi mnie podobieństwo... Zbliżywszy się jednak poznałem, że wszelka wątpliwość nie istnieje w ©na względzie. Wątpiąc jednakże do ostatniej chwili, począłem wypytywać sąsiadów. „Ten pan — odpowiedziano mi — który tam mieszka, nazywa się Paweł Béraud... Wynajął ten domek na, całe lato.“<br> {{tab}}— I Wiktoryna była z nim... u niego?<br> {{tab}}— Powtarzam ci to już po raz dwudziesty, a ty spoglądasz na mnie, jak gdybyś chciał mnie zabić...<br> {{tab}}— Zaprowadzisz mnie więc do tego domku... słyszysz... zaprowadzisz... jeżeli jesteś mym przyjacielem. A jeżeliś się nie omylił, no! będzie dziś wieczorem widowisko, jakie nie często się zdarza.<br> {{tab}}— Zaprowadzę cię gdzie zechcesz, do czarta, byś się przekonał wlasnemi oczyma. Cóż chcesz jednakże uczynić? Co zrobić zamierzasz?<br> {{tab}}— Co zrobię? — powtórzył introligator, zaciskając pięści — zobaczysz. Powiedz mi, czy masz rewolwer?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1125|num=76}}{{tab}}— Mam.<br> {{tab}}— Przy sobie?<br> {{tab}}— Tak... noszę go zawsze przez nawyknienie, od czasu moich podróży.<br> {{tab}}— Dobrze więc... Daj mi swój rewolwer, a będziesz widział, co zrobię. Ha! ona mnie więc porzuciła, ta nędznica, a z tamtym żyje... To nadto!... Muszę ich schwytać na gorącym uczynku...<br> {{tab}}— A wtedy? — pytał {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}.<br> {{tab}}— Wtedy... zabiję ich razem oboje... słyszałeś? Mam wszelkie prawo ku temu... Sądy mnie uniewinnią, jestem tego pewny...<br> {{tab}}Od kilku chwil Loiseau w uniesieniu głos podniósł, wskutek czego poczęto na nich obu zwracać uwagę w piwiarni.<br> {{tab}}Scott spostrzegł to.<br> {{tab}}— Uspokój się... — rzekł zcicha. — Na co wtajemniczać obcych ludzi w domowe swe sprawy? Skończ swój kieliszek absyntu i umykajmy. Zaprowadzę cię tam, dokąd chcesz iść...<br> {{tab}}Loiseau jednym tchem wypróżniwszy kieliszek, podniósł się, a rzuciwszy na stół pieniądze, wyszedł z {{Korekta|irlandczykiem|Irlandczykiem}}.<br> {{tab}}— Gdzie idziemy? — zapytał, skoro znaleźli się na ulicy.<br> {{tab}}— Na stacyę winceńskiej drogi żelaznej. Lecz ty nie zajdziesz... nogi drżą pod tobą...<br> {{tab}}— To z gniewu, ze wzburzenia...<br> {{tab}}— Wsiądźmy do fiakra... Oto właśnie jest jeden.<br> {{tab}}Tu pomocnik Arnolda Desvignes wskazał powóz, kierowany przez angielskiego woźnicę, który oczekiwał już przy trotuarze.<br> {{tab}}Wsiadłszy weń wraz z Eugeniuszem Loiseau, zawołał:<br> {{tab}}— Bastylia... droga żelazna!<br> {{tab}}Fiakr ruszył z miejsca.<br> {{tab}}Introligator, rzuciwszy się w głąb powozu, wymawiał zdania przerywane, gestykulując jak człowiek obłąkany.<br> {{tab}}— Dlaczego sobie zaprzątasz tem mózg daremnie? — rzekł Scott. — Potrzeba ci teraz zimnej krwi, rozwagi...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1126|num=77}}{{tab}}— Będę ją miał, nie lękaj się... skoro nadejdzie stosowna chwila, zabiję oboje... Będę spokojnym, zobaczysz. Daj mi swój rewolwer...<br> {{tab}}{{Korekta|Dam|— Dam}} ci go we właściwym czasie.<br> {{tab}}Wysiedli na stacyi, gdzie Scott kupił dwa bilety powrotne do Saint-Maur-les-Fossés.<br> {{tab}}W kilka chwil później jechali obaj.<br> {{tab}}Wieczór zapadał, noc nadchodziła, a po dniu nadzwyczaj gorącym, zmierzch nie przynosił upragnionego chłodu.<br> {{tab}}Wielkie ołowiane chmary, przerzynane od czasu do czasu cichemi błyskawicami, zbierały się na horyzoncie.<br> {{tab}}Ciężkość atmosfery, przesyconej elektrycznością, oznajmiała burzę.<br> {{tab}}Paweł z Wiktoryną obiadowali razem w ogrodzie.<br> {{tab}}Rekonwalescentka odżywała widocznie.<br> {{tab}}Gospodyni, ugodzona przez Scotta, od pół godziny wyszła z Saint-Maur. Wiktoryną wraz z Pawłem, siedząc pod wielkiemi drzewami, rozmawiali.<br> {{tab}}Zdawało się młodej kobiecie, iż jakieś nieznane horyzonty, światy czarowne, otwierają się przed jej zdumionemi oczyma. Oswajała się z myślą, że Paweł Béraud mógł kiedykolwiek stać się dla niej czemś więcej niż krewnym, a myśl ta nie zawierała w sobie nic występnego, gdyby się dała urzeczywistnić po uzyskaniu rozwodu z Eugeniuszem Loiseau, jaki łatwo było otrzymać.<br> {{tab}}Dlaczegóżby ona zostać nie mogła panią Béraud?<br> {{tab}}Mgła powstająca nad rzeką skutkiem całodziennego upału, nie pozwoliła obojgu dłużej pozostać nad brzegiem wody.<br> {{tab}}Wiktoryną czuła się dziwnie osłabioną i zdenerwowaną.<br> {{tab}}— Wracajmy... — rzekł Paweł — udasz się na spoczynek.<br> {{tab}}— Radabym jeszcze posiedzieć, a nie chodzić spać tak wcześnie — odpowiedziała. — Inaczej źle spać będę, a obawiam się nocy bezsennych... smutne myśli natenczas mnie ogarniają.<br> {{tab}}— Będziemy rozmawiali dopóki zechcesz... lecz wracać {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1127|num=78}}potrzeba. Doktór najmocniej zabronił ci pozostawać na rosie wieczornej.<br> {{tab}}Tu podniósłszy się, szli razem w stronę domu wiejskiego. Wszedłszy tam, Wiktoryna usiadła na fotelu.<br> {{tab}}— Zamknąłeś na klucz furtkę w sztachetach, od ogrodu? — zapytała.<br> {{tab}}— Nie jeszcze... zamknę ją, skoro spać się położysz.<br> {{tab}}— Dlaczego nie teraz?<br> {{tab}}— Nie obawiaj-że się... wszak ja tu jestem.<br> {{tab}}— Wiem o tem, a jednak, mimo wszystko dziwna, niepojęta ogarnia mnie trwoga!...<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Trwoga? — powtórzył Paweł, zapalając świecę; — lecz czegóż się obawiasz, ukochana?<br> {{tab}}— Gdyby „on“ się dowiedział, że ja tu mieszkam wraz z tobą, mógłby przyjść... Ma wszelkie prawo ku temu...<br> {{tab}}— Lecz zkąd mógłby się dowiedzieć, że mieszkamy razem. Zresztą przyrzekłaś mi, iż nigdy o nim wspominać nie będziesz...<br> {{tab}}— To prawda... — szepnęła z bladym uśmiechem — wybacz mi, kuzynie. Nie jestem w stanie zwalczyć ogarniającego mnie smutnego nad wyraz uczucia...<br> {{tab}}— Przeczucie to jest kłamliwem w tym razie. Jak możesz sądzić, aby ten człowiek jeszcze myślał o tobie?... On nie wie nawet, czy żyjesz... Dla niego jedna tylko istnieje namiętność, {{Korekta|pijaństwę|pijaństwem}}... Nie myśl o nim, proszę... Rozmawiajmy raczej o naszej przyszłości...<br> {{tab}}I wziąwszy krzesło, usiadł obok Wiktoryny, ująwszy jej ręce.<br> {{tab}}Niebo coraz czarniejszem się stawało. Wiatr wschodni dął gwałtownie, pędząc ciemne chmury, po za któremi huczał grzmot w oddaleniu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1128|num=79}}{{tab}}W owej to chwili kobieta blada, osłabiona, zaledwie iść mogąca, wysiadła z pociągu, nadeszłego z Paryża do Saint-Maur. Szła obok linii drogi żelaznej aż do mostu, znajdującego się przy gościńcu, wiodącym do Créteuil.<br> {{tab}}Druga kobieta, idąc prędko po za nią, wkrótce ją doścignęła i właśnie chciała przeminąć.<br> {{tab}}— Wybacz pani... — rzekła podróżna, lecz czy nie mogłabyś mi wskazać, gdzie się tu znajduje Domek pod Wierzbami?<br> {{tab}}— Najchętniej... znam dobrze to miejsce. Pójdź pani zemną, a wskażę ci drogę, inaczej bowiem nie trafiłabyś pośród ciemności.<br> {{tab}}Joanna Desourdy, którą zapewne poznali czytelnicy, szepnąwszy kilka słów podziękowania, dążyła za swą przewodniczką.<br> {{tab}}Po dziesięciu minutach drogi, odbytej w milczeniu, towarzyszka Joanny zatrzymała się.<br> {{tab}}— Uważaj pani... — wyrzekła — idź prosto tą ścieżką, zaprowadzi cię ona na mały most nad odnogą Marny. Przeszedłszy ów most, zwrócisz się na lewo. Domek pod Wierzbami jest pierwszym, jaki spotkasz na drodze. Omylić się nie możesz. Otacza ją żelazne osztachetowanie i wielkie płaczące wierzby, jakie widać zdaleka. Ja idę na prawo. Śpiesz się pani, bo za chwilę nie będzie bezpiecznie znajdować się na zewnątrz. Deszcz zaczyna padać wielkiemi kroplami. Dobrej nocy pani!<br> {{tab}}— Dziękuję za życzliwą pomoc — odpowiedziała Joanna, wchodząc na wskazaną ścieżkę, prowadzącą do mostu, jaki przebyła w oka mgnieniu.<br> {{tab}}Szła śpieszniej, jakoby odzyskawszy siły i wkrótce spostrzegła żelazne sztachety ogrodu. Nad temi żelaznemi sztachetami wielkie płaczące wierzby spuszczały swe giętkie gałęzie nakształt rozwiniętych warkoczów.<br> {{tab}}Przystanąwszy chwilę, patrzyła wewnątrz przez kraty.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1129|num=80}}{{tab}}W końcu alei na prawo wznosił się domek.<br> {{tab}}Światło błyszczało w jednem z okien parterowych, lecz białe zapuszczone firanki nie dały nic wewnątrz rozeznać.<br> {{tab}}— To tu... — szepnęła Joanna, powstrzymując gwałtowne uderzenia serca. Tu to ukryli się oni... W jaki sposób ich podejść?<br> {{tab}}Ręka jej machinalnie dotknęła zamku, a za poruszę niem drzwi, które nie były zamknięte, zcicha się otwarły.<br> {{tab}}Joanna weszła do ogrodu, z nadmiaru jednak wzruszenia nogi gięły się pod nią, musiała zatrzymać się na kilka, sekund, dla pochwycenia oddechu.<br> {{tab}}Nakoniec zwolna i lekko, tłumiąc odgłos kroków, zbliżyła się ku domkowi, a stanąwszy przy oświetlonem oknie, wsparła twarz o szybę.<br> {{tab}}Szpara pomiędzy dwiema źle złączonemi firankami patrzeć jej dozwoliła. Zadrżała nieszczęśliwa i w tył cofnęła się nagle na widok Pawła Béraud z Wiktoryną.<br> {{tab}}Dobywszy natenczas rewolwer, kupiony przy wyjeździe z Paryża, odciągnęła kurek. Pozostawało jej tylko nacisnąć cyngiel, by śmierć w piorunujący sposób wybiegła z tej rury żelaznej.<br> {{tab}}Schowawszy rewolwer do kieszeni, pochyliła się powtórnie nad szybą i nasłuchiwać bacznie poczęła.<br> {{tab}}Zdawało się jej, że słyszy i rozpoznaje głos Pawła, w czem nie myliła się bynajmniej.<br> {{tab}}— Tak, moja najdroższa... — mówił on do Wiktoryny. — Odzyskałaś już swe siły, a jeśli dręczą cię, jak mówisz, jakieś smutne przeczucia, możemy opuścić Paryż, wyjechać z Francyi, gdyby było potrzeba. Wyjedziemy do kraju, gdzie nieznani nikomu, będziemy mogli kochać się bez obawy.<br> {{tab}}Joanna nie słuchała już więcej.<br> {{tab}}Skoczywszy do drzwi domku, otwarła je silnem pchnięciem ręki i stanęła na środku pokoju.<br> {{tab}}Podwójny krzyk powitał jej wejście: krzyk osłupienia Pawła i okrzyk przerażenia Wiktoryny.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1130|num=81}}{{tab}}W owej chwili postać tej kobiety mścicielki była w rzeczy samej przerażającą.<br> {{tab}}Blada i nieruchoma, jak statua marmurowa, utkwiła w swego dawnego kochanka i rywalkę spojrzenie, pełne pogardy.<br> {{tab}}Z ust jej wybiegło jedyne słowo: „Nędznicy.“<br> {{tab}}Następnie, przystąpiwszy do Pawła, rzekła ponuro:<br> {{tab}}— Twa córka umarła!<br> {{tab}}— Umarła... — powtórzył bezwiednie — Lina umarła?...<br> {{tab}}— Umarli z głodu, zabita przez ciebie!<br> {{tab}}Wiktoryna ukryła twarz w dłoniach. Joanna mówiła dalej:<br> {{tab}}— I na jej grobie poprzysięgłam zemstę. Jesteście nikczemni oboje, zostawiani wszakże innym prawo ukarania wiarołomnej żony. Sama ukarzę człowieka, który mnie uwiódł, oszukał; tego nędznika, który mnie rzucił na bruk uliczny bez dachu i chleba, tego potwora, który zabił mą córkę. Jego ukarać poprzysięgłam i spełnię moją, klątwę!<br> {{tab}}Tu, wsunąwszy rękę do kieszeni, wyjęła ją uzbrojoną rewolwerem, a wycelowawszy w Pawia Béraud, nacisnęła cyngiel. Jednocześnie wraz z hukiem wystrzału, rozległ się jęk głuchy, wybiegły z piersi śmiertelnie ranionej Wiktoryny.<br> {{tab}}Paweł, spostrzegłszy grożące jej niebezpieczeństwo, wyciągnął rękę dla odwrócenia kierunku kuli. Nie ocaliło to jednak nikczemnika.<br> {{tab}}Joanna strzeliła powtórnie, poczem zachwiawszy się, padła na kolana.<br> {{tab}}W chwali tej wyszedł Eugeniusz Loiseau i skoczył na Pawła.<br> {{tab}}Obryzgana krwią dwóch ofiar dzika wykonawczyni sprawiedliwości, w zupełnem obłąkaniu, rzuciła broń i poczęła biedź przez ogród, nie wiedząc sama, gdzie i dokąd idzie.<br> {{tab}}Nagle zabrakło jej gruntu pod nogami.<br> {{tab}}Usłyszano straszny krzyk, potem upadek ciała, pod cię- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1131|num=82}}żarem którego trysnęły w górę wody Marny, bardzo głębokiej w tem miejscu, następnie nic... nic... prócz huku grzmotów, jęczących w oddaleniu.<br> {{tab}}W ogrodzie, po za płaczącemi wierzbami, stał, śledząc to wszystko, jakiś mężczyzna.<br> {{tab}}Był to Wiliam Scott.<br> {{tab}}Dosłyszał on krzyk i widział upadek w rzekę Joanny.<br> {{tab}}Szatański uśmiech wykrzywił mu usta, gdy zbliżywszy się do domku wiejskiego, patrzał wewnątrz przez drzwi uchylone, ukrywszy się w cieniu.<br> {{tab}}Loiseau pochwycił za włosy Pawła zranionego. Wsparłszy na jego czole otwór rewolweru, nacisnął kurek.<br> {{tab}}Głowa w oka mgnieniu roztrzaskaną została, a ciało runęło na podłogę, podczas gdy introligator, oszołomiony trunkiem i wściekłością, ryczał z przerażającym tryumfem:<br> {{tab}}— Ha! chciałeś mnie zdradzić, jak głupca... otóż głupiec pomścił się... Ha!... widzisz?!<br> {{tab}}Następnie pobiegł do Wiktoryny, leżącej bezwładnie, z twarzą zwróconą ku ziemi.<br> {{tab}}Brutalnym ruchem chwyciwszy ją za szyję, odwrócił.<br> {{tab}}Na środku czoła nieszczęśliwej ukazała się zakrwawiona rana, przez którą dostawszy się kula, wymierzona przez Joannę, dosięgnęła mózgu.<br> {{tab}}— Ha! widzę, że ktoś inny dokonał tego, co ja sam chciałem uczynić — wyszepnął, opuszczając ciało na podłogę. — A szkoda! Zresztą, skończone... Gdy szydzą ze mnie jak z błazna, zabijam! Niech śmieją się teraz!<br> {{tab}}I zwrócił się ku drzwiom, ale przejść przez nie nie zdołał.<br> {{tab}}Strzał, wybiegły z po za drzwi, w serce go uderzył i Loiseau padł nieżywy obok trupów Pawła i Wiktoryny. Zabił go Wiliam Scott, wykonawca szatańskich dzieł Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Obfite wiadomości do jutrzejszych dzienników... — rzekł ów łotr z zadowoleniem. Sprawa o kobietę... Żona za- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1132|num=83}}zdrosna... mąż pomszczony... i wreszcie zabity!... Sprawiedliwość uważać będzie to wszystko za rzecz bardzo naturalną. Otóż i czworo za jedną razą zniknęło... Pryncypał mój, do pioruna, będzie zadowolonym!<br> {{tab}}Nie zważając na deszcz padający ulewnie, {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} opuścił spokojnie Domek pod Wierzbami, udając się drogą do Paryża.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XVI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Mimo, że willa, która stała się teatrem tego przerażającego dramatu, była zupełnie odosobnioną, rewolwerowe jednak wystrzały dosłyszanemi zostały przez sąsiednich mieszkańców, z których kilku wyszło na zewnątrz, nasłuchując, co się dzieje.<br> {{tab}}Ostatni strzał, wycelowani ręką Will Scotta, rozjaśnił czarne obłoki.<br> {{tab}}Zaciekawieni mieszkańcy zbliżyli się, tworząc jedną grupę, nad brzeg Marny, ponieważ wystrzały od tej strony dochodziły.<br> {{tab}}Spostrzeżono światło w oknach parterowych domku pod Wierzbami, a zobaczywszy furtkę w sztachetach otwartą, weszli razem do ogrodu, wykroczywszy przez uchylono drzwi w głąb domu.<br> {{tab}}Okrzyk zgrozy i przerażenia wybiegł z piersi obecnych na widok, jaki się ich oczom przedstawił.<br> {{tab}}Trzy ciała leżały na podłodze, brocząc w kałużach krwi.<br> {{tab}}Byłże czas jeszcze do niesienia pomocy tym nieszczęśliwym?<br> {{tab}}Pośpieszono ku nim, badając.<br> {{tab}}Niestety, wszyscy troje nie żyli.<br> {{tab}}Należało powiadomić o tym wypadku conajrychlej komisarza policyi i żandarmeryę, co też bezzwłocznie uczyniono.<br> {{tab}}W godzinę później komisarz wraz z brygadyerem żandarmów i dwoma ludźmi przybył do Domku pod Wierzbami dla spisania protokułu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1133|num=84}}{{tab}}Nazajutrz prokurator rzeczypospolitej, powiadomiony w nocy o wypadku, udał się na miejsce zbrodni wraz z naczelnikiem policyi, sędzią śledczym i kilkoma agentami.<br> {{tab}}W ciągu godziny otrzymano pożądane rezultaty.<br> {{tab}}Różne papiery, odnalezione tak przy trupach, jak i w wiejskim domku, pozwoliły stwierdzić urzędnikom, że Paweł Béraud zamieszkiwał w Saint-Maur z Wiktoryną, swoją, kochanką, a żoną Eugeniusza Loiseau, który w obronie własnego honoru zabił oboje występnych.<br> {{tab}}Nie było nic łatwiejszego, jak stwierdzić szczegóły tego ponurego dramatu; sprawiedliwość, uznawszy się zupełnie zadowoloną, spisała akta zejścia zmarłych, nakazawszy ich pogrzebanie. {{kropki-hr}} {{tab}}Interesa Jerzego de Nervey były na ukończeniu, potrzebował on jednak pozostać o dwa dni dłużej w Paryżu dla uregulowania kapitałów, zlikwidowanej sukcesyi i zapłacenia długów.<br> {{tab}}Reszta pozostałości nie okazała się zbyt wielką.<br> {{tab}}Pałac przy ulicy Miromesnil miał obciążoną hypoteke, inne kapitały pani de Nervey poumieszczała nieszczęśliwie.<br> {{tab}}Pozostało Jerzemu jedynie wszystkie» dwieście tysięcy franków. Z dochodów od tej względnie dla niego małej sumy nie zdołałby w Paryżu istnieć, ani wyżyć, on, który w ciągu lat kilku przepuścił przeszło milion. Postanowił więc prowadzić wesołą egzystencyę na obczyźnie, w miejscach, gdzie istnieją domy gry, licząc na szczęśliwcy hazard fortuny, obok czego postanowił również nietylko porzucić Melanię Gauthier, lecz tak się ukryć, by go odnaleźć nie zdołała.<br> {{tab}}Wobec podobnych zamiarów, łatwo pojmiemy, iż coraz {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1134|num=85}}rzadziej widywał się ze swą kochanką, tłumacząc się przed nią brakiem czasu z powodu sukcesyjnych interesów.<br> {{tab}}Melania zasypywała go listami, w każdym żądając pieniędzy, ponieważ Fryderyk Bertin był chłonącą ich żarłocznie przepaścią.<br> {{tab}}Ów nędznik potrzebował błękitnych banknotów i świecących sztuk złota, aby zaszczycać swoją obecnością tawerny i pozamiejskie baliki, gdzie roje pochlebców, nisko mu się kłaniając, tajemnie go okradały.<br> {{tab}}Zwolna wprowadził do tych społecznych szumowin Melanię, wykoleiwszy ją tym sposobem zupełnie.<br> {{tab}}Pieniędzy im jednak brakowało, trzeba było zerwać z owem kosztownem życiem rozpustnem, gdzie orgie przy winie szampańskiem, następowały po orgiach w Boule-Noire, Elisées-Montmartre i innych tym podobnych brudnych zakładach, nawiedzanych przez kobiety najniższego rzędu i mężczyzn, kandydatów do Noumei.<br> {{tab}}Na nieszczęście, pieniądz u dwojga tych godnych siebie istot coraz rzadszym się stawał a w miarę wypróżniania pugilaresu Melanii, Fryderyk coraz brutalniejsze stawiał żądania, zobelżając najbardziej gminnemi słowy Nerveya za jego ciągnącą się do nieskończoności likwidacye, która pozostawiała bez grosza jego wraz z kochanką.<br> {{tab}}Zgnębiona tem wszystkiem Melania, postanowiła pojechać osobiście na ulicę Miromesnil, gdy Jerzy u niej nie ukazywał się wcale.<br> {{tab}}Straszny ją tam oczekiwał zawód.<br> {{tab}}Wszystkie okna zamknięte, zapuszczone były storami, na poruszenie dzwonkiem nikt nie odpowiedział.<br> {{tab}}Pałac zdawał się być opróżnionym.<br> {{tab}}Melania udała się do sąsiednich sklepów o powiadomienie. Oznajmiono jej tam, że pałac został sprzedanym przez jednego z wierzycieli, że nie należał on już do wicehrabiego de Nervey, który od kilku dni wyjechał z bagażami w podróż nieznaną.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1135|num=86}}{{tab}}— Okradł mnie! — zawołała z wściekłością; — jestem okradzioną!... Ha! drogo on mi to zapłaci! {{kropki-hr}} {{tab}}Po owym strasznym dramacie w Domku pod Wierzbami Will Scott chodził codziennie do Morgi, a niekiedy i dwa razy w jednym dniu.<br> {{tab}}Chciał wiedzieć, czy ciało Joanny Desourdy zostało tu przyniesionem po odnalezieniu go w Marnie. Gdyby je tutaj złożono, wystawionoby dla rozpoznania tożsamości, a następnie przystąpionoby do spisania aktu zejścia.<br> {{tab}}Trzeciego dnia otrzymał rezultat pożądany.<br> {{tab}}Na stopniach żałobnych spostrzegł trupa zmarłej. Znając ją dobrze, był pewnym, iż się nie myli; owóż wyszedłszy z morgi, wsiadł do powozu, zawierającego jego przebrania, rozkazując się zawieźć do Saint-Ouen przy szczelnie zapuszczonych storach.<br> {{tab}}Gdy powóz zatrzymał się przy Willi Gałganiarzów, wysiadł zeń już nie Will Scott, lecz ojciec Cordier, ów filantrop z ulicy de Geindre, w łatanem ubraniu i poszedł w stronę baraku, w którym zamieszkiwał Piotr Béraud.<br> {{tab}}Stary gałganiarz siedział przededrzwiami na słońcu, na w pół pijany, ponieważ teraz pił od nocy do rana. Ogarniał go kompletny zamęt umysłu, dzięki otwartemu kredytowi w Willi Gałganiarzów przez właścicielkę karczmy.<br> {{tab}}Pośpiewując zcicha, poruszał głową z prawej strony na lewą, przymykając oczy nakształt wypoczywającego kota.<br> {{tab}}Irlandczyk uderzył go po ramieniu.<br> {{tab}}Béraud podniósł głowę i oczy otworzył.<br> {{tab}}— A! to ty, ojcze Cordier... — wyjąknął, podając rękę przybyłemu. — Czy znów przychodzisz powiadomić mnie o jakiej katastrofie? Zbyt często, do kroć piorunów, zdarzają się {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1136|num=87}}te wypadki w naszej rodzinie! Możnaby sądzić, iż szatan zajmuje się specyalnie wszystkiem, co dotyczy familii Béraud. Po wdowie Ferron wdowa Perrot; po tych dwóch starych kobietach Loiseau, Wiktoryna i ów łotr, Paweł Béraud, który był przyczyną całego nieszczęścia. Gorzej niż w melodramacie Ambigu. Cóż mówisz na to wszystko, ojcze Cordier?<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XVII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Co mówię na to? — odparł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} naiwnie. — Cóż ja właściwie mam mówić?... Słuchając cię, widzę, żeś zbyt wiele wychylił dzisiaj kieliszków. O jakimże to wspominasz melodramacie?<br> {{tab}}— O prawdziwym, na nieszczęście, jaki miał miejsce... — odrzekł gałganiarz. — Moja siostra umarła spalona, Eugeniusz Loiseau zabił swą żonę i Pawła Béraud, a następnie sam sobie w skroń strzelił. A to jeszcze nie wszystko... Wczoraj poszedłem na ulicę Lobineau odwiedzić Joannę; gospodyni powiedziała mi, że Lina umarłaś; a od dnia tego nic nie wiedzą, co się stało z Joanną.<br> {{tab}}— Tak, to przestraszające... w rzeczy samej...<br> {{tab}}— Nieprawdaż? Można od tego wszystkiego rozum stracić. Joanna z pewnością w przystępie rozpaczy otruć się musiała.<br> {{tab}}— Nie chodziłeś do prefektury... na policyę?<br> {{tab}}— Nie.<br> {{tab}}— A do morgi?<br> {{tab}}— Także nie chodziłem. Wszystkiem tem jestem oszołomiony. Nie mam już chęci do niczego, prócz do kilku kropli mego napoju i fajki dla rozerwania myśli.<br> {{tab}}— Trzeba się jednak krzepić odwagą, mój ojcze Béraud. Masz obowiązek dowiedzenia się o losie Joanny. Powoź mój stoi tuż blisko... Wsiądź zemną, pojedziemy do morgi i prefe- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1137|num=88}}ktury, mam tam znajomych, przyjaciół. Może zdołamy otrzymać jakie objaśnienia, a potem udamy się razem na obiad.<br> {{tab}}— Ha! niech i tak będzie... — zawołał gałganiarz. — Rozerwę się trochę. Jakieś czarne myśli oblegają mi duszę. Nawet mój haczyk i kosz od gałganów nie zajmują mnie teraz.<br> {{tab}}— No... no! przy mnie możesz się podnieść moralnie. Dalej! w drogę zemną, mój stary.<br> {{tab}}I wsiadłszy wraz z Piotrem Béraud do powozu, Will Scott zawołał na stangreta:<br> {{tab}}— Do morgi!<br> {{tab}}Z rozpraw, czynionych w drodze przez gałganiarza, {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} przekonał się, iż starzec ten bardzo podjadł na umyśle. Ciągłe pijaństwo podkopywało jego siły, przyśpieszając koniec pomyślnego dzieła Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Powóz zatrzymał się przed drzwiami morgi.<br> {{tab}}Wysiadłszy, obaj tam weszli. Irlandczyk dosięgnął celu.<br> {{tab}}Béraud, pomimo swego nietrzeźwego stanu, poznał za pierwszym rzutem oka Joannę i według porady Will Scotta, udał się do nadzorcy dla złożenia zeznania, poczem wysłano urzędnika na ulicę Lobineau, by przyprowadził właścicielkę mieszkania. Gdy ta przybywszy, poznała w zmarłej Joannę Desourdy, akt zejścia tejże został natychmiast spisanym. Wierny swej roli filantropa, Wiliam Scott dostarczył pieniędzy na pochowanie utopionej.<br> {{tab}}— Jest to rzeczywiście bardzo uczciwy człowiek... — pomyślał Béraud. — Któżby to zechciał uczynić?<br> {{tab}}Wróciwszy do siebie na bulwar szpitala, {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} zastał kilka słów od Arnolda, nakazujących mu oczekiwać nazajutrz rano na przybycie tegoż.<br> {{tab}}Wspólnik Verrièra, przyszedłszy o godzinie ósmej, dał nowe polecenia swojemu wykonawcy, polecenia, jakie wkrótce poznamy.<br> {{tab}}We dwadzieścia minut po odejściu Arnolda Wiliam Scott, kompletnie zmieniony, jechał na stacyę liońskiej drogi {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1138|num=89}}żelaznej gdzie kupił bilet na pociąg wychodzący do Marsylii o w pół do dwunastej.<br> {{tab}}Zamierzał on udać się do Nicei, nabrawszy z sobą jedynie małe zawiniątko, pugilares wypchany banknotami, papiery, rewolwer i laskę dużego kalibru.<br> {{tab}}Podczas ostatniej bytności u Verrièra przed wyjazdem z Paryża de Nervey zwierzył im się w tajemnicy, że wyjeżdżą do Monte-Carlo.<br> {{tab}}Jakoż tegoż samego wieczora opuściwszy Paryż, wyjechał do Nicei i przybył do Monte-Carlo, gdzie ulokował się w hotelu Kontynentalnym.<br> {{tab}}Pierwszy dzień poświęcił na zwiedzanie miasta, oraz salonu gry, stwierdziwszy, iż w czasie obecnym mało mógł tu spotkać znajomych sobie Paryżan.<br> {{tab}}Nie był to sezon podróży na południe.<br> {{tab}}Paryżanie, opuszczając z wiosną Niceo, wracają do niej zwykle dopiero w jesieni.<br> {{tab}}Ci, którzy poozostają, tworzą oddzielne kółko, jest to świat obcy, cudzoziemski, zpośród którego nikt nie znał wicehrabiego de Nervey.<br> {{tab}}W tym świecie grano na grube stawki.<br> {{tab}}Przybywszy wieczorem na salę gry, Jerzy zasiadł do rulety, na którą, jak wiemy, rachował, iż ona wypełni mu poczynione majątkowe szczerby.<br> {{tab}}Szczęście w rzeczy samej sprzyjać mu zaczęło; w kilku godzinach wygrał trzydzieści tysięcy franków.<br> {{tab}}Upojony tą pomyślnością, która mu się rzadko zdarzała, grał uparcie, nie odszedłszy od zielonego siołu, aż gdy zamykać poczęto salony, a w nocy marzył, iż zbiera bez liczby miliony.<br> {{tab}}W trzy dni po przybyciu wicehrabiego do Monte-Carlo Will Scott przyjechał do Nicei i stanął w hotelu Angielskim, przedstawiwszy się za będącego na urlopie oficera kawaleryi.<br> {{tab}}Przedewszystkiem przejrzał listę podróżnych, zamieszku- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1139|num=90}}jacych w tymże hotelu, poczem wypytywał służbę dyskretnie o tych, jacy są spodziewani.<br> {{tab}}Jeden z lokajów, badany w tym względzie, któremu wsunięty w rękę luidor rozwiązał język, wymienił między innemi nazwisko Haltmayera, którego przyjazd zapowiedziany został depeszą, nadesłaną z Turynu.<br> {{tab}}Było to właśnie to, o czem Will Scott chciał wiedzieć; teraz pozostawało mu tylko śledzić postępowanie Nerveya, o pobycie którego w Monte-Carlo był powiadomionym.<br> {{tab}}Nazajutrz Will Scott udał się drogą żelazną z Nicei do Monte-Carlo i obiadował w hotelu Kontynentalny».<br> {{tab}}Przy jednym ze stołów restauracyjnych spostrzegł wicehrabiego z jakimś cudzoziemcem, z którym tenże zawarł znajomość przy rulecie.<br> {{tab}}Irlandczyk zasiadł przy sąsiednim stole dla podsłuchania rozmowy obu mężczyzn, rozmowa ta jednak mało znacząca, jak bywa między obcymi, miała za przedmiot wyłącznie grę i kobiety.<br> {{tab}}Powiadomiła ona Will Scotta o jednej tylko rzeczy, a mianowicie, iż Jerzy de Nervey wygrał sześćdziesiąt tysięcy franków i miał nadzieję wygrać znacznie więcej jeszcze.<br> {{tab}}Na ten wieczór przeczucie go nie zawiodło, ponieważ {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}, poszedłszy za wicehrabią na salę gry, widział go zgarniającego piętnaście tysięcy franków. Nazajutrz Scott nie wyszedł wcale z hotelu Angielskiego. Oczekiwał na przybycie pana Haltmayera, mającego przyjechać z Turny o w pół do szóstej wieczorem.<br> {{tab}}Tu to wyjaśnić nam należy, dlaczego i zkąd {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}, ów agent posłuszny rozkazom Arnolda Desvignes, wiedział, że Haltmayer ma przybyć do Nicei i w jakim interesie wyczekiwał na jego spotkanie?<br> {{tab}}Regulując swe interesa pieniężne przed wyjazdem z Paryża, de Nervey zapomniał, lub też pominął lekkomyślnie dług najważniejszy; mówimy tu o dwóch wekslach, każdy na pięć {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1140|num=91}}tysięcy franków, opatrzonych sfałszowanym podpisem Haltmayera.<br> {{tab}}Jerzy chciał wprawdzie zapłacić oba te weksle, oddane przez Roberta Agostiniemu, lecz {{Korekta|włoch|Włoch}} stanowczo wydać ich nie chciał, pod pozorem, że w tym razie wypełnić musi dane mu przez Haltmayera rozkazy.<br> {{tab}}Rozkazy te istniały w rzeczy samej, lecz były one wydane nie Agostiniemu, ale Robertowi, który, zatelegrafowawszy z zapytaniem do swego klienta, czy i o ile podpisy na tych wekslach były sfałszowanemi, otrzymał następującą odpowiedź:<br> {{tab}}„Wicehrabia jest nędznikiem. Powinien zostać ukaranym. Nie przyjmuj pan zapłaty, a wnieś skargę do sądu w mojem imieniu. Miejsce dla podobnego nikczemnika jest na galerach. Gdybym się z nim spotkał gdziekolwiek, spoliczkowałbym go i zabił. Wołałbym nad tym łotrem sam sobie wymierzyć sprawiedliwość. Przyślij mi pan wiadomość w tym interesie do Turynu, gdzie przez tydzień pozostanę, zanim pojadę do Nicei. W Nicei zabawię dwa tygodnie.“<br> {{tab}}Robert zakomunikował pomienioną depeszę Agostiniemu, a Jerzy de Nervey wyjechał z Paryża, pozostawiwszy tam dwa weksle sfałszowane, o które zresztą nie troszczył się wiele.<br> {{tab}}Will Scott nie widział nigdy tego człowieka, którego miał śledzić w Nicei. Mało go to jednak obchodziło.<br> {{tab}}O szóstej służący powiadomił go, iż pan Haltmayer przybył, a nieco strudzony podróżą kazał sobie obiad przynieść do numeru.<br> {{tab}}— O której godzinie? — pytał {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}.<br> {{tab}}— O w pół do siódmej.<br> {{tab}}— Dobrze... Masz luidora, a daj mi znać, skoro tylko pan Haltmayer obiad ukończy.<br> {{tab}}— Dobrze, panie.<br> {{tab}}Scott, obładowawszy, jak zwykle, przy wspólnym stole w restauracyi, wrócił do siebie, gdzie zapalił cygaro.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1141|num=92}}{{tab}}— Po dziesięciu minutach ukazał się służący.<br> {{tab}}— Pan Haltmayer — rzekł — już obiad ukończył, nie wyjdzie zapewne nigdzie wieczorem, ponieważ kazał sobie przynieść do mieszkania dzienniki.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XVIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— Który numer apartamentu zajmuje pan Haltmayer? — pytał Wiliam Scott.<br> {{tab}}— Numer czwarty, na pierwszem piętrze.<br> {{tab}}— Chciałem się właśnie o tem dowiedzieć, dziękuję.<br> {{tab}}Służący odszedł.<br> {{tab}}Irlandczyk, wdziawszy kapelusz, przejrzał papiery, umieszczone w portfelu i wyszedł. Pokój jego znajdował się na trzeceim piętrze, tuż nad czwartym numerem. Zeszedłszy ze schodów, Scott zlekka zapukał do wskazanego mieszkania.<br> {{tab}}— Proszę! — zawołał głos z wewnątrz.<br> {{tab}}Na to wezwanie Wiliam wszedł do przedpokoju i uniósł portyerę z grubej materyi, jaka dzieliła go od sąsiedniego salonu.<br> {{tab}}Mężczyzna czterdziestoletni, małego wzrostu, lecz silnie zbudowany, siedział przy stole pod światłem lampy, czytając dzienniki.<br> {{tab}}Podniósłszy głowę spojrzał badawczo na wchodzącego.<br> {{tab}}— Mam honor mówić z panem Haltmayer? — zapytał wysłaniec Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Tak, panie.<br> {{tab}}— Racz pan wybaczyć, że ci przeszkadzam, lecz zdziwisz się zapewne, usłyszawszy, że od dwóch dni przebywam w Nicei, oczekując na fańskie przybycie.<br> {{tab}}— Na moje przybycie? — powtórzył zdumiony Haltmayer. — Z jakiej przyczyny... czego pan żądasz odemnio?<br> {{tab}}— Pragnę pomówić z panem względem skargi, wniesio- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1142|num=93}}nej do sądu w pańskiem imieniu przez pana Robert z ulicy des Martyrs.<br> {{tab}}— A! zatem pan Robert pana tu do mnie przysyła?<br> {{tab}}— Nie, panie, przysyła mnie tu prefekt policyi.<br> {{tab}}— Należysz pan więc do policyi?<br> {{tab}}— Tak. Skarga, o którą chodzi, wniesioną została przeciw pewnemu wicehrabiemu de Nervey.<br> {{tab}}— Nikczemnikowi, który, chcąc wyzyskać dziesięć tysięcy franków od Roberta, sfałszował mój podpis. Tem więcej drażni mnie i martwi cała ta sprawa, żem tego nędznika uważał za swego przyjaciela i żem niejednokrotnie podawał mu rękę. Ha! rękę fałszerzowi... to obrzydłe!... Depesza, otrzymana przezemnie od Roberta w Turynie, powiadomiła mnie, że ów wicehrabia wyjechał z Paryża i że nie wiedzą, dokąd się udał. Odkryłeś pan może miejsce jego pobytu?<br> {{tab}}— Tak, panie.<br> {{tab}}— Gdzież więc on jest obecnie?<br> {{tab}}— Bardzo ztąd blisko, w Monte-Carlo — odparł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}.<br> {{tab}}— Może pan posiadasz wyrok na niego?<br> {{tab}}— Tak, właśnie...<br> {{tab}}— A więc przyaresztuj go!<br> {{tab}}— To niepodobna-...<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Ponieważ Monte-Carlo znajduje się na terytoryum księstwa Monaco, co czyni mnie bezwładnym wobec wicehrabiego. Przyszedłem, aby się z panem porozumieć względem formalności pozostających do spełnienia.<br> {{tab}}— Jak wiele czasu mogą zająć te formalności?<br> {{tab}}— Mogą się one przeciągnąć bardzo długo. Zależeć to będzie od kaprysu księcia Monaco.<br> {{tab}}— Zażądajmy więc wydania sobie zbiega, a wtedy ja sam wymierzę sobie sprawiedliwość.<br> {{tab}}— W jaki pan to sposób uczynisz?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1143|num=94}}{{tab}}— Pytasz mnie pan, do pioruna! Oto, traktując go jako fałszerza, a więc publicznem spoliczkowaniem. W ten sposób zostanie również zniesławionym, jak i procesem. To nie pozwoli mu już nigdy wracać do Francyi. Właśnie ja pragnę jego shańbienia i otrzymam to w zupełności. Jestżeś pan wszakże pewnym, że on przebywa w Monte-Carlo?<br> {{tab}}— Jaknajpewniejszym. Widziałem go memi własnemi oczyma, siedzącego przy stole rulety. Grywa co wieczór i zgarnia znaczne sumy pieniędzy.<br> {{tab}}— Masz pan przy sobie weksle, jakie sfałszował ów nędznik?<br> {{tab}}— Mam, panie.<br> {{tab}}— Chciej mi je pokazać.<br> {{tab}}— Oto są... — rzekł Scott, otwierając portfel i dobywając zeń weksle, wykupione od Agostiniego.<br> {{tab}}Haltmayer, wziąwszy je, spojrzał na zegarek.<br> {{tab}}— Zbyt późno jest — rzekł — bym się dziś wieczorem udał do Monte-Carlo. Zmuszony jestem dzień zwłoki udzielić temu fałszerzowi. W którym hotelu pan zamieszkujesz?<br> {{tab}}— Tu właśnie, w tym samym — odparł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}.<br> {{tab}}— A więc, skoro przysłano tu pana dla porozumienia się zemną, nie wyjeżdżaj, proszę, z Nicei, dopóki się nie dowiesz, co uczyniłem. Twoja obecność potrzebną mi tu być może.<br> {{tab}}— Jestem na pańskie rozkazy.<br> {{tab}}— Otóż umówmy się na jutro, na godzinę ósmą wieczorem, na stacyi Monte-Carlo.<br> {{tab}}— Dobrze, będę tam oczekiwał i zbliżę się do pana, ponieważ mógłbyś mnie nie poznać.<br> {{tab}}Na tem rozmowa się zakończyła.<br> {{tab}}Scott, pożegnawszy Haltmayera, udał się do swego pokoju, gdzie zmienił całkowicie swą powierzchowność. Gdy wyszedł z hotelu, udając się na stacyę, wyglądał na sześćdziesięcioletniego, dobrze zakonserwowanego starca.<br> {{tab}}Znalazłszy się tam, polecił, aby mu wskazano biuro komisarza bezpieczeństwa publicznego, gdzie ze zwykłem sobie {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1144|num=95}}zuchwalstwem przedstawił temuż bilet inspektora policyi, znaleziony w papierach Flognego, mówiąc, iż będąc przysłanym w nadzwyczajnej misyi z Paryża, potrzebuje udzielenia mu zupełnej wolności działania na stacyi.<br> {{tab}}Komisarz, nie mając powodu nieufania człowiekowi, który mu się wydał zupełnie przyzwoitym, poważnym, zaprowadził go do naczelnika stacyi, prosząc, by pozwolono mu działać swobodnie.<br> {{tab}}Tego też tylko pragnął ów łotr.<br> {{tab}}Umieściwszy się w małym pokoiku, tuż obok biura, wychodził po przybyciu każdego pociągu nadchodzącego z Marsylii, dla przeglądania kolejno podróżnych, tym pociągiem przybywających.<br> {{tab}}Na kogo oczekiwał, wkrótce zobaczymy.<br> {{tab}}Nazajutrz po wyjeździe Will Scotta do Nicei, Agostini, posłuszny zleceniom, otrzymanym od Arnolda Desvignes, udał się na ulicę des Monceaux, do mieszania Melanii Gauthier.<br> {{tab}}Najwyższa niezgoda zapanowała pomiędzy nią a jej kochankiem, Fryderykiem Bertin.<br> {{tab}}„Gdy zbraknie w żłobie pożywienia, konie się biją“ — powiada stare przysłowie.<br> {{tab}}Nagły wyjazd wicehrabiego de Nervey, pozostawiając Melanię bez pieniędzy, przyprowadzał do rozpaczy Fryderyka, który w przystępie wściekłości nie zawahał się pokilkakrotnie ją uderzyć.<br> {{tab}}Skoro więc oznajmiono przybycie Agostiniego, Melania przyjęła tę wiadomość okrzykiem radości.<br> {{tab}}— Przysięgłabym, że żyła złota powraca do nas — rzekła do swego kochanka.<br> {{tab}}Niezwłocznie więc poleciła corychlej wprowadzić Włocha, a nawet sima wybiegła na jego spotkanie.<br> {{tab}}— Przynosisz nam dobre nowiny... nieprawdaż? — pytała.<br> {{tab}}— Przynoszę jedną z takich, która może wydać dla pani najlepsze rezultaty — odrzekł Agostini. — Wiem, dokąd poje- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1145|num=96}}chał wicehrabia, od pani będzie zależało sprowadzenie go napowrót do Paryża, a sprowadzanie z okręgi sumkę, sukcesyi, jaką odebrał po matce, to jest z dwustoma tysiącami franków.<br> {{tab}}— Gdzież jest ten łotr? — pytał Fryderyk.<br> {{tab}}— Przebywa w Nicei... wczoraj tam by i jeszcze przynajmniej — odrzekł {{Korekta|włoch|Włoch}}. — Z Nicei jednaj do Monaco krok jeden.<br> {{tab}}— Co on sobie myśli, ten nicponi — krzyknęła z gniewem Melania. — Czy sadzi, że ja mu pozwolę przegrać wszystkie pieniądze w rulety To są moje pieniądze... tak! moje... ponieważ te dziesięć tysięcy franków do mnie należeć powinny... Tak było przecież ułożone. Ach! jakże daleko jesteśmy od zaślubin, o których mówiłeś, panie Agostini!<br> {{tab}}— Jeżeli pani trwasz w tym zamiarze, możnaby go zmusić do tego...<br> {{tab}}— Czy masz pan owe weksle Haltmayera ze sfałszowanymi podpisowi?<br> {{tab}}— Mam, ale nikomu ich oddać nie mogę. Gdy wicehrabia powróci do Paryża, będziemy go krępowali za pomocą tych weksli.<br> {{tab}}— Trzeba, ażeby powrócił — ozwał się Fryderyk. — Pojedziemy i sprowadzimy go tutaj.<br> {{tab}}— Jechać... — wyrzekła Melania — łatwo to powiedzieć...<br> {{tab}}— A cóż pani przeszkadza do wykonania tego zamiaru?<br> {{tab}}— Brak pieniędzy, panie Agostini. Jesteśmy bez grosza. Chyba, że nam zaliczysz na koszta podróży.<br> {{tab}}— Radbym... ale to niepodobna. Pożyczyłem już pani dziesięć tysięcy franków, które nie wiem, kiedy odbiorę. Zostałem sam bez pieniaczy. Porusz pani swą garderobę, biżuteryę, wszak musisz posiadać coś jeszcze, na co danoby ci w lombardzie pieniądze.<br> {{tab}}— Masz słuszność! — poparł Fryderyk. — Przejrzyj swoje szkatułki, szufladki... daj biżuteryę, zaniosę ją do zastawi. Przez ten czas przygotuj zawiniątka. Jedziemy dziś wieczorem kuryerem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1146|num=97}}{{tab}}— No, jakże... zgadzasz się pani? — pytał Agostini.<br> {{tab}}— Dobrze... — odpowiedziała Melania. — Gotowani sprzedać ostatnia koszulę raczej, niźli dozwolić temu łotrowi zażartować z siebie. Obecnie, jestem pewna, on śmieje się zemnie, lecz zobaczymy! Ten się najlepiej rozśmieje, kto się ostatnim śmiać będzie!<br> {{tab}}— Zabieraj się więc pani coprędzej — odrzekł {{Korekta|włoch|Włoch}}. — Mam przyjaciela w Nicei, szczerego przyjaciela... drugiego siebie. Zatelegrafuję do niego, ażeby wyszedł na wasze spotkanie. Zna on was oboje z widzenia i kontent będzie, mogąc wam w czemkolwiek dopomódz.<br> {{tab}}Tu pożegnawszy się, odszedł, podczas gdy Melania wybierała biżuteryę, jaką Fryderyk miał zanieść do lombardu.<br> {{tab}}W godzinę później ów wybrany jej serca wrócił, przynosząc z sobą tysiąc osiemset franków, jakie zachował w swoim pugilaresie, tłumacząc, iż godność mężczyzny nakazuje mu mieć przy sobie pieniądze.<br> {{tab}}O w pół do dziesiątej wyruszyli pociągiem do Marsylii.<br> {{tab}}W dziesięć minut potem Agostini, śledzący ich niepostrzeżenie od rogu ulicy des Monceaux, wysłał telegram do Scotta.<br> {{tab}}Wskutek to owego telegramu {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}, przedstawiwszy się za agenta paryskiej policyi, ulokował się na stacyi w Nicei, śledząc przybywających.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XIX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Pociąg, przybywający z Marsylii, zwolnił bieg; maszyna świsnęła przeraźliwie, wreszcie przystanął.<br> {{tab}}Zaczęto wysiadać na stacyi w Nicei.<br> {{tab}}Drzwiczki wagonów otwierały się kolejno.<br> {{tab}}Wysiadło kilkudziesięciu podróżnych, a między nimi Melania z Fryderykiem Bertin.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1147|num=98}}{{tab}}Will Scott oczekiwał przy plancie kolejowym. Poznał on zaraz osoby które śledził, ale nie zbliżał się do nich wcale.<br> {{tab}}Melania Gauthier wraz ze swym towarzyszem rozglądali się wokoło, patrząc, czy nie ujrzą owego mężczyzny, o którym ich Agostini powiadomił. Nie znalazłszy wszakże nikogo, weszli do sali bagażów, dla odebrania swoich tłumoczków, poczem wsiedli w omnibus, kursujący pomiędzy stacyą a hotelem Włoskim.<br> {{tab}}Obecność ich dostateczną była dla {{Korekta|irlandczyka|Irlandczyka}}. Wrócił do hotelu Angielskiego.<br> {{tab}}— Blagier, jak widzę, ów stary {{Korekta|włoch|Włoch}} — rzekła Melania do Fryderyka w czasie jazdy omnibusem. — Cóż my teraz poczniemy sami, w obcem miejscu?<br> {{tab}}— Nie obawiaj się... — pocieszał ją kochanek. — Jeżeli tylko Jerzy de Nervey jest obecnym w Nicei, potrafię przytrzymać tego ptaka bez obcej pomocy.<br> {{tab}}— Jeżeli go odnajdziemy, a nie zaślubi mnie, uduszę tego hultaja!<br> {{tab}}— Niechaj cię naprzód zaślubi... a potem uczyń z nim, co zechcesz.<br> {{tab}}Przybywszy do hotelu Włoskiego, kazali sobie dać dwa łączące się z sobą pokoje, z wyjściem na wspólny korytarz, a po kolacyi udali się na spoczynek.<br> {{tab}}Nazajutrz około ósmej Fryderyk powstawszy, zaczął się ubierać. Melania jeszcze spała, gdy silne puknięcie we drzwi nagle ją obudziło.<br> {{tab}}— Kto tam? — zapytał jej towarzysz.<br> {{tab}}— Czy to tu pan Fryderyk Bertin? — pytał głos z zewnątrz.<br> {{tab}}— Co to znaczy? — wyszepnął zapytany. — Zkąd wiedzieć mogą moje nazwisko, skoro go jeszcze nie podałem?<br> {{tab}}I dodał głośno:<br> {{tab}}— Co pan sobie życzysz?<br> {{tab}}— Przychodzę powiadomić pana Bertin i panią Gau {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1148|num=99}}thier — odrzekł ów głos — iż jakiś pan oczekuje na dole, pragnąc widzieć się z nimi.<br> {{tab}}— Z pewnością to ów przyjaciel Agostiniego... — rzekła Melania, wyskakując z łóżka. — Ubiorę się prędko... Przyjmij go w pierwszym pokoju.<br> {{tab}}I rozpoczęła swą toaletę, podczas gdy Fryderyk, drzwi otworzywszy, polecił wprowadzić owego porannego gościa.<br> {{tab}}Melania, przywdziawszy peniuar i ułożywszy naprędce włosy, wyszła wraz ze swym kochankiem do przyległego pokoju.<br> {{tab}}Zastali tam mężczyznę, około lat czterdziestu mieć mogącego, bruneta, w niebieskich okularach.<br> {{tab}}— Raczcie mi państwo wybaczyć, iż was niepokoję tak rano — rzekł grzecznie się kłaniając. — Jestem znajomym, a nawet przyjacielem Agostiniego, mego współziomka. Moje tu przybycie ma na celu ułatwienie wam poszukiwań wicehrabiego de Neryey.<br> {{tab}}— Zatem pan wiedziałeś, że wczoraj przyjechaliśmy? — zapytała Melania.<br> {{tab}}— Tak, pani.<br> {{tab}}— Któż pana powiadomił, że mieszkamy w hotelu Włoskim?<br> {{tab}}— Niech to panią nie zadziwia... Wiem o wszystkiem, co się dzieje w Nicei.<br> {{tab}}— E... to jakaś niebezpieczna osobistość... — pomyślał Fryderyk.<br> {{tab}}— Zatem pan Jerzy de Nervey jest w Nicei? — badała dalej.<br> {{tab}}— Nie ma go, pani.<br> {{tab}}Oboje obecni wydali okrzyk zdumienia.<br> {{tab}}— Był tu jeszcze wczoraj — mówił ów mężczyzna w okularach — wyjechał wieczorem.<br> {{tab}}— Gdzie... dokąd?<br> {{tab}}— Gdzie teraz przebywa, nie wiem tego.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1149|num=100}}{{tab}}— Jakto... pan nie wiesz? a mówiłeś przed chwila, że jest ci wszystko wiadomem, co się dzieje w Nicei?<br> {{tab}}— Tak, jest mi to wszystko wiadomem. Jeden z mych ludzi śledzi pana de Nervey. Postępuje za nim krok w krok, jak cień, i powiadomi mnie natychmiast depeszą, skoro pan de Nervey obierze sobie gdzie jaką stałą siedzibę. Ja z mojej strony bezzwłocznie państwa o tem uwiadomię. Lecz trzeba nam wszystkim uzbroić się w cierpliwość. Oczekujcie tu państwo odemnie na wiadomość.<br> {{tab}}— Dobrze, będziemy czekali.<br> {{tab}}— Powiadomienie to może nadejść lada chwila, nie wychodźcie więc, proszę, z hotelu.<br> {{tab}}— Zastosujemy się do pańskiego życzenia. Lecz racz nam pan powiedzieć, z kim mamy honor mówić?<br> {{tab}}— Jestem współziomkiem i — przyjacielem Agostiniego, powtarzam. Nazywam się Julio Morali. Gdybyście chcieli porozumieć się zemną, raczcie pozostawić słów parę w kawiarni pod Palmami. Tam będą wiedzieli, gdzie mnie odnaleźć.<br> {{tab}}Po tych słowach Scott, ukłoniwszy się, wyszedł z hotelu Włoskiego, a udawszy się do kawiarni pod Palmami, podszedł do kontuaru i pokazał siedzącej tamże kasyerce bilet inspektora policyi, powiedziawszy jej, że się nazywa Julio Morali i prosząc, gdyby przeniesiono list jaki, aby go przyjąć zechciała.<br> {{tab}}Dzień wydał się niezwykle długim dla Fryderyka i Melanii, którzy nie śmieli wyjść z pokoju, oczekując co chwila na przybycie wiadomości, która nie nadchodziła.<br> {{tab}}Nakoniec około szóstej zeszli na obiad do hotelu, powiadamiając służącego, iż jeżeliby coś dla nich nadeszło, tam znaleźć ich może.<br> {{tab}}Pozostawiwszy chwilowo tę godną siebie parę, idźmy za Wiliamem Scott, którego w osobie inspektora Morali odgadli zapewne czytelnicy, a który, stosując się do otrzymanych poleceń, starał się jaknajdłużej zatrzymać w hotelu dwoje spadkobierców Edmunda Béraud, nie dozwalając im przed upatrzoną chwilą połączyć się z de Nerveyem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1150|num=101}}{{tab}}Pewien, iż ściśle do jego poleceń się zastosują, zmienił ubranie w hotelu Angielskim i znów jako starzec udał się drogą żelazną do Monte-Carlo, gdzie według umowy miał się spotkać z Haltmayerem.<br> {{tab}}Przybyszy na miejsce, poszedł na śniadanie do restauracyi, gdzie dnia poprzedniego widział Jerzego de Nervey.<br> {{tab}}Wicehrabia znajdował się tam w towarzystwie kilku młodych ludzi, z którymi zawarł znajomość.<br> {{tab}}O godzinie ósmej wieczorem, tak jak było umówionem, {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} przechadzał się na stacyi w Monte-Carlo, oczekując na przyjazd Haltmayera.<br> {{tab}}Niespodziewanie znalazłszy się w pobliżu grupy z kilku osób złożonej, rozmawiającej z naczelnikiem stacyi, przystanął i nasłuchiwać zaczął.<br> {{tab}}Mówiono o wypadku, jaki nastąpił przed ośmioma dniami, a jeden z rozmawiających, gestykulując żywo, wskazywał i {{Korekta|udawadniał|udowadniał}} niedbalstwo służby w tym razie.<br> {{tab}}— Przez Boga! — mówił naczelnik stacyi — towarzystwa kolei żelaznych nie są bez grzechu, ależ nie wymagajmy od nich niepodobieństw. Podwajamy gorliwość dla zapewnienia bezpieczeństwa podróżnym, co nie jest zbyt łatwem, jak panowie widzicie, na drodze żelaznej, jak tutejsza, posiadającej tylko jedną linię.<br> {{tab}}— Otóż to właśnie — odparł rozmawiający — w tem leży wina towarzystwa. Dlaczego nie każę ułożyć drugiej linii dla przyjeżdżających i odjeżdżających pociągów?<br> {{tab}}— Stowarzyszenie chciało to uczynić, względy wszelako międzynarodowe nie pozwoliły projektu tego wprowadzić w wykonanie.<br> {{tab}}— Powód ten wymagałby jeszcze głębszej dyskusji... Lecz to nie wszystko jeszcze. Niedostateczna liczba służbowego personelu czyni wypadki nieuchronnemi. Staraj się pan reklamować w tym względzie.<br> {{tab}}— Czyniłem to już, ale nadaremnie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1151|num=102}}{{tab}}— Obok tego, na innym jeszcze punkcie błądzi towarzystwo. Zwracano jego uwagę na wadliwą sygnalizacyę pociągów, przechodzących ze stacyi na stacyę. Wynaleziono świeżo aparat nader prosty, praktyczny, a niekosztowny, uderzający wzrok i słuch odrazu, który tu zastosowanym być winien. Dlaczego nie został zaaprobowanym?<br> {{tab}}— To prawda.<br> {{tab}}— Prócz tego reguły wymagają, aby nadzorcy dzień i noc czuwali, szczególniej na linii z Monte-Carlo do Roquebrun, gdzie łuki wyniosło-spadziste nie pozwalają maszyniście nic widzieć przed sobą. Owi nadzorcy świecą nieobecnością na całej linii z Nicei do Mentony, a punktem najniebezpieczniejszym jest właśnie ten, który przylega do morza z Monte-Carlo do Roquebrun. Najmniejszy wypadek w tem miejscu sprowadzi kiedykolwiek straszną katastrofę...<br> {{tab}}— Ha! niedostateczność personelu... — mruczał naczelnik stacyi.<br> {{tab}}— Straszna, przerażająca odpowiedzialność ciąży na towarzystwie dróg żelaznych — ciągnął dalej mówca; tem więcej radbym się dowiedzieć, w jaki sposób panowie sygnalizujecie do Roquebrun o wyjściu pociągu z waszej stacyi?<br> {{tab}}— Nic łatwiejszego.<br> {{tab}}— No... w jaki sposób... ciekawym?<br> {{tab}}Naczelnik stacyi wskazał dzwon dość wielkich rozmiarów, do którego przybitym był łańcuch żelazny z rękojeścią.<br> {{tab}}— Dystans jest krótkim — rzekł. — Uderzając więc w ten dzwon, powiadamiam tem samem kolegę w Roquebrun o wyjściu pociągu. On posiada takiż sam dzwon dla uprzedzania mnie o tem. Nigdy rozkaz odjazdu nie jest przez żadnego z nas wydanym, dopóki nie posłyszymy tego sygnału wzajemnie.<br> {{tab}}— Jest to dziecinnem i nader niebezpiecznem — rzekł rozmawiający, wzruszając ramionami. — Dość byłoby zapomnienia z pańskiej strony, lub ze strony jego kolegi z Roquebrun, jakie mogłoby się wydarzyć w pośpiechu, by nastąpiła katastrofa, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1152|num=103}}której skutkiem byłoby zetknięcie się pociągów, a wtedy niktby ztamtąd żywym nie wyszedł. Cóżbyś pan zrobił natenczas?<br> {{tab}}— Kazałbym wywiesić sygnały alarmowe.<br> {{tab}}— Sygnały te napełniłyby jeszcze większym postrachem palacza i maszynistę. Przyznaj sam, panie naczelniku — mówił dalej podróżny — iż na tej waszej tu linii życie tysiąca jadących osób zależy od jednego błędu, jednego zapomnienia. Ależ to jest wprost potwornem!<br> {{tab}}Wezwany do biura naczelnik stacyi, odszedł, pozostawiając interlokutora swego bez odpowiedzi, mimo, iż w głębi był przekonanym, że tenże miał słuszność zupełną. Co jednak począć? Nie był on w stanie zmienić ustaw kolejowego zarządu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Wiliam Scott, jak o tem nadmieniliśmy, nie stracił ani jednego wyrazu z przytoczonej wyżej rozmowy, która zdawała się go żywo zajmować.<br> {{tab}}Zasygnalizowano przybycie pociągu nadchodzącego z Nicei. Pociągiem owym, zapełnionym licznymi podróżnymi, przyjechać miał właśnie Haltmayer, tegoż dnia bowiem miała się odbyć świetna zabawa w kasynie Monte-Carlo, nicejczycy przeto przybywali tłumnie na tę uroczystość.<br> {{tab}}Will Scott, spostrzegłszy w tłumie osobistość, na którą oczekiwał, zbliżył się, dotykając lekko jej ramienia.<br> {{tab}}Haltmayer spojrzał zdziwiony.<br> {{tab}}— Stawiam się na oznaczoną godzinę — wyrzekł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}.<br> {{tab}}— A! to pan... Przepraszam, poznaję twój głos, lecz całkiem nie poznałem postaci, mimo, iż uprzedziłeś mnie o swojej przemianie. Witam pana... Cóż tam nowego?<br> {{tab}}— Nic...<br> {{tab}}— Nasz fałszerz jeszcze tu pozostaje?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1153|num=104}}{{tab}}— Wistocie, bawi tu jeszcze.<br> {{tab}}— Będzie grał zapewne w ruletę tego wieczora?<br> {{tab}}— Jak zwykle, bezwątpienia.<br> {{tab}}— Jadłeś pan już obiad?<br> {{tab}}— Tak, przed godziną.<br> {{tab}}— A zatem przejdźmy się nieco zanim nadejdzie chwila działania.<br> {{tab}}Tu oba wyszli ze stacyi Monte-Carlo.<br> {{tab}}Pozostawiliśmy Melanię z Fryderykiem udających się do restauracji w hotelu Włoskim.<br> {{tab}}Tak wewnątrz, jak i zewnątrz budynku znajdowało się mnóstwo osób.<br> {{tab}}Oboje wyżej wspomnieni usiedli przy jednym ze stołów, ustawionych na tarasie, zaledwie się tam jednak umieścili, zbliżył się ku nim jakiś młody mężczyzna, nader elegancko ubrany, jak się zdawało, reporter jednego z dzienników porannych, zatrzymując się z okrzykiem zdumienia.<br> {{tab}}— Pani Gauthier... pan Fryderyk... — zawołał. — Otóż niespodziewane spotkanie. Odkądże państwo w Nicei?<br> {{tab}}Następnie, nie czekając odpowiedzi, ciągnął gadatliwie:<br> {{tab}}— Ach! nie ambarasujcież się, proszę... Wszak jeszcze podobno nie nastąpiło ostateczne zerwanie stosunków z tym biednym de Nerveyem. Źle z nim... źle bardzo... Kaszle nieborak coraz gwałtowniej. Nie ręczyłbym, czy miesiąc przetrzymalprzj7 takiem życiu, jakie tu prowadzi. Zadziwia państwa być może moje z wami spotkanie? Nie znacie mnie prawie, lecz ja was znam, jak wszystkich wogóle. Zbieram do dziennika mego notatki na wszystkich stacjach nadbrzeżnych. Nicea, Monaco, Monte-Carlo, Mentona, to główne me źródła. Zebrawszy nieco plotek, ekspedyuję je na gorąco. Dwieście wierszy do numeru po jednym franku, a dziesięć luidorów dziennego wydatku! Wystarczyłoby to może jeszcze, gdybym nie przegrywał trzeciej części w ruletę... Ale co począć? ruleta jak czarodziejka, nęci nas ku sobie! A zatem zerwałaś pani stosunki z de Nerweyem?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1154|num=105}}{{tab}}— Dlaczego pan pytasz mnie o to? — rzekła z niezadowoleniem Melania.<br> {{tab}}— Ponieważ inaczej spotkanie tutaj byłoby niebezpiecznem dla was obojga.<br> {{tab}}— Jest więc w Nicei de Nervey? — zawołała młoda kobieta, udając zdziwienie.<br> {{tab}}— Prawie jakoby w Nicei, ponieważ przebywa w Monaco.<br> {{tab}}— Jesteś pan tego {{Korekta|pownym|pewnym}}?<br> {{tab}}— Jakto, czy jestem pewnym? Widuję go codziennie. Widziałem wczoraj... Gra z piekielną zaciekłością.<br> {{tab}}— I przegrywa?<br> {{tab}}— Bynajmniej... Przeciwnie, wygrywa... wygrywa, powiadam pani, szalone sumy pieniędzy. Szczęście mu sprzyja. Jeśli tak potrwa jeszcze ze dwa tygodnie, odzyska stracony majątek, który zostawi swym spadkobiercom. Staraj się pani być jedną z tychże, jest to dobra rada, jakiej ci udzielam. A teraz śpieszę na obiad z mym przyjacielem, który na mnie oczekuje, za godzinę jadę do Monte-Carlo. Wspaniałą tam dziś wieczorem urządzają zabawę w kasynie; obowiązek mój reporterski nakazuje, bym się tam znajdował. Źle pani zrobiłaś, zerwawszy z Jerzym właśnie w chwili, gdy tak znakomicie poprawiają się jego interesa. To niepraktyczne... Na miejscu pani starałbym się nawiązać te stosunki nanowo. Gdybyś go pani zechciała odwiedzić, mieszka w hotelu Kontynentalnym, na pierwszem piętrze, pod numerem drugim. A może pani sobie życzysz, bym go od ciebie pozdrowił?<br> {{tab}}— Tylko bez szaleństw... bez głupstw... bardzo proszę — odparła żywo Melania. — Właśnie, nie mów pan mu nic o tem, żeś mnie tu widział w Nicei.<br> {{tab}}— Ha! jak pani sobie życzysz, tak uczynię. Nie będzie o niczem wiedział. Lecz otóż mój przyjaciel przywołuje mnie gestami. Do widzenia... do szczęśliwego widzenia, moi kochani.<br> {{tab}}Tu ów reporter zniknął w oka mgnieniu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1155|num=106}}{{tab}}— Jedzmy obiad i uciekajmy! — zawołał Fryderyk. — Trzeba fatalizmu, ażebyśmy właśnie spotkali tego plotkarza... Kto on jest? jak się nazywa? zkąd nas zna? Ha! ów przyjaciel Agostiniego jest głupcem nad głupcami! Sędzi, że wie wszystko, a o niczem nie wie! Skoro de Nervey jest w Monte-Carlo, schwytamy go dzisiejszego wieczora jeszcze.<br> {{tab}}Po ukończonym obiedzie Fryderyk z Melanię wrócili do hotelu, oznajmiając, iż wyjeżdża ze swą żonę, panią Bertin, a zapłaciwszy rachunek, upakował bagaże, poczem oboje udali się na stacyę drogi żelaznej.<br> {{tab}}Pomimo jednak całego pośpiechu, nie zdołali się przygotować, jak na pociąg wychodzący do Monte-Carlo o w pół do dziewiątej wieczorem. {{***}} {{tab}}Wróćmy jednak do Scotta i Haltmayera w chwili, gdy wchodzę razem do kasyna.<br> {{tab}}Zabawa się rozpoczęła.<br> {{tab}}Tłum różnorodny, którego większość stanowiła „złota młodzież,“ lekkomyślnie trwoniąca pieniądze, i damy z półświatka, zapełniała wspaniale uiluminowane ogrody, oraz salony, w których starano się roztoczyć powab wszelkiego rodzaju.<br> {{tab}}Haltmayer wraz z owym potępionym duchem Arnolda Desvignes, przeszedłszy ogrody, zwrócili się do sali gry, gdzie zbity tłum otaczał stoły.<br> {{tab}}Głębokie milczenie pozwoliło dosłyszeć monotonny głos kierującego partyą:<br> {{tab}}— Rozpoczynajcie grę, panowie!... Nie wychodzi... Mija czerwona... Nieparzysta wygrywa... — I tak dalej.<br> {{tab}}Powyższym wyrazom towarzyszył metaliczny dźwięk złota i szelest kolorowych banknotów, ściąganych grabkami krupiera.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1156|num=107}}{{tab}}Dwaj nasi mężczyźni zbliżyli się nie bez trudu do stołu rulety, a przekonawszy się, że Jerzego de Nervey tam nie było, przeszli do drugiej sali, gdzie wokoło stołów tłum nie był mniejszy.<br> {{tab}}Poczwórny {{Korekta|rzęd|rząd}} graczów stojących cisnął się wokoło tych, którzy siedzieli, stawiając za każdem pociągnięciem karty wielkie sumy pieniędzy.<br> {{tab}}Wicehrabia stanowił właśnie część tychże, lecz kapryśna fortuna tego wieczora nagle go odstąpiła. Używając specyalnego żargonu graczów, powiemy: „iż przegrywał wszystko, co mógł.“<br> {{tab}}William Scott spostrzegł go pierwszy i trącił ręką swego towarzysza, wskazując.<br> {{tab}}Na widok tego człowieka, którego niegdyś obdarzał przyjaźnią, a której tenże nadużył w sposób tak fatalny, Haltmayer zapłonął wściekłością i gniewem.<br> {{tab}}Zaczerwienił się, potem zbladł nagle i rozpychając tłum łokciami, stanął po za wicehrabią, który, nie przeczuwając jego obecności, grał zapamiętale, walcząc przeciwko złemu losowi.<br> {{tab}}— Jeżeli pan dalej w podobny sposób grać będziesz — rzekł do Nervey jakiś z obecnych, siedzący po lewej stronie, będziesz zmuszonym wkrótce stawić tyle, ile bank wynosi.<br> {{tab}}— Ba! — odrzekł Jerzy, usiłując się uśmiechnąć — gdyby zły los dalej mnie prześladował, zaryzykuję wszystko, com wczoraj wygrał... Nie wypróżni to jeszcze mego portfelu.<br> {{tab}}W chwili tej Haltmayer położył mu nagle rękę na ramieniu, wołając:<br> {{tab}}— Tak... bo gdyby twój pugilares został wypróżnionym, posiadasz wiadome środki do wypełnienia go, panie wicehrabio. Uciekniesz się do fałszerstwa, aby naprawić równowagę... wszak jest to twoim zwyczajem!<br> {{tab}}Jerzy, poznawszy głos mówiącego, podniósł się drżący, pobladły i stanął naprzeciw Haltmayera.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1157|num=108}}{{tab}}Grę przerwano. Wszyscy patrzyli ze zdumieniem na wicehrabiego i osobistość, która w ten sposób się odezwała.<br> {{tab}}— Panie... wyjąknął Jerzy — panie...<br> {{tab}}Haltmayer skończyć mu nie dozwolił.<br> {{tab}}— Odnalazłszy gdziekolwiek złodzieja — mówił dalej — obowiązkiem każdego uczciwego człowieka jest go zdemaskować. Spełniam więc ten obowiązek... Ten nędznik — rzekł — wskazując ręką na Jerzego — ów łotr, który nosi powszechnie szanowane nazwisko i bruka je swoją infamią, ów, który się tytułuje wicehrabią de Nervey, jest gorszym od złodzieja, ponieważ jest fałszerzem, a fałszerstwo jest stokroć razy podlejszem i haniebniejszem od złodziejstwa! Sfałszował on mój podpis — dodał Haltmayer, dobywając z portfelu dwa znane nam weksle. — Oto są! Niechaj zaprzeczy, jeżeli będzie tyle zuchwałym... Milczy... widzicie, panowie! Precz ztąd, fałszerzu... precz! Wychodź natychmiast! — wołał z zaciekłością Haltmayer. — Nie będąc agentem policyi, aby cię przyaresztować, wypędzam cię ztąd!<br> {{tab}}Jerzy, który do obecnej chwili drżał obezwładniony, bliski omdlenia, pod chłostą słów ostatnich wpadł w szaloną wściekłość.<br> {{tab}}— Zdasz mi pan sprawę ze swych obelg... — zawołał — a teraz spoliczkuję cię!<br> {{tab}}Tu skoczył ku Haltmayerowi, ten jednak, wyciągnąwszy rękę, pochwycił za gardło de Nerveya, wołając:<br> {{tab}}— Sąd tylko mógłby ci wymierzyć sprawiedliwość. Zesłałby cię na galery i ześle cię tam, jeżeli nie skorzystasz z obecnej nauki; nie dla siebie, lecz dla nazwiska, jakie nosisz, wymierz sam sobie to, na coś zasłużył... odbierz sobie życie! Pomnij, że jeśli ci zbraknie ku temu odwagi, ja wszędzie ścigać cię będę. Będę chodził za tobą jak cień i gdziekolwiekbądźbyś się udał, będę krzyczał publicznie, jak teraz: Precz ztąd fałszerzu!... precz!<br> {{tab}}Tu, puściwszy go, Haltmayer wskazał mu drzwi.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1158|num=109}}{{tab}}Jerzy, chwiejący się, jak człowiek pijany, potykający się jak ślepy, zwrócił się ku drzwiom, pośród obelżywych okrzyków tłumu.<br> {{tab}}Z chwilą, gdy próg przestąpił, dał się słyszeć głuchy jęk.<br> {{tab}}— Wymierzona sprawiedliwość... nieprawdaż? — rzekł Haltmayer do Will Scotta.<br> {{tab}}— Tak — odparł tenże — on umarł!<br> {{tab}}— To mówiąc, {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} zniknął wśród tłumu, poszeptując:<br> {{tab}}— No! tym razem mój pryncypał kontent ze mnie będzie. Znów jeden ze spadkobierców zgładzony! Mogę teraz zatelegrafować do Melanii Gauthier, że Jerzy de Nervey mieszka w Monte-Carlo, w hotelu Kontynentalnym, pod numerem drugim. Przybędzie ona wraz z Fryderykiem Bertin właśnie w samą porę dla stwierdzenia śmierci wicehrabiego, dozwalając przez ten czas działać Agostiniemu w Paryżu.<br> {{tab}}Tu wyszedł z kasyna, udając się na stacyę drogi żelaznej.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Zajęty wyłącznie zdarzeniem, jakie się odbywało przed jego oczyma, Will Scott nie dostrzegł dwóch osób, które od kilku minut wszedłszy na salę gry, były wraz z nim świadkami wynikłego skandalu.<br> {{tab}}Dwiema temi osobistościami były Fryderyk Bertin z Melanią Gauthier, którzy za przybyciem swem do Monte-Carlo, dowiedziawszy się w hotelu Kontynentalnym, iż wicehrabia de Nervey spędza całe wieczory przy stołach gry, udali się do kasyna i weszli tam w chwili, gdy Haltmayer pochwycił za ramię fałszerza.<br> {{tab}}Gdy Jerzy uciekł pobladły, w najwyższem pomieszaniu, Fryderyk szepnął zcicha Melanii:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1159|num=110}}{{tab}}— Ten głupiec gotów się zabić!... A gdyby to uczynił, wszystko stracimy... Zostaniesz bez grosza!<br> {{tab}}— Co począć? — odparła z trwogą.<br> {{tab}}— Mam pewną myśl... chodź za mną.<br> {{tab}}Tu usiłowali pójść za wicehrabią; tłum jednak, który się rozchylił dla ułatwienia tamtemu przejścia, zwarł się nanowo, nie dozwalając im wyjść tak prędko, jak tego pragnęli.<br> {{tab}}Podczas, gdy usiłowali przedostać się ku drzwiom, Jerzy de Nervey biegł przez ogrody o ile mu sił starczyło, a wpadłszy do swgo hotelowego apartamentu, padł na kanapę, obezwładniony, potem zalany.<br> {{tab}}— Jestem zgubiony! — wyjąknął, ciężko oddychając. — Ten człowiek będzie mnie ścigał wszędzie... nie da mi chwili spokoju... Lepiej zakończyć życie odrazu!<br> {{tab}}Straszny atak kaszlu począł rozdzierać mu piersi. Krew na ustach się ukazała.<br> {{tab}}Gdy nastąpiło uspokojenie, podniósł się i chwiejnym krokiem, ponieważ na nogach zaledwie utrzymać się był w stanie, podszedł do kominka, nad którym na półeczce leżał rewolwer, a ująwszy takowy, patrzył nań błędnemi oczyma.<br> {{tab}}Zamiast jednakże przyłożyć lufę do piersi lub skroni, opuścił głowę, rozmyślając.<br> {{tab}}I owoż tego konającego prawie człowieka objęło niepowściągnione do życia przywiązanie; zapytywał sam siebie, czy nie było innego sposobu wyjścia z tej sytuacyi nad samobójstwo?<br> {{tab}}Niestety! takiego środka odnaleźć nie zdołał, z jednej strony wznosiło się przeciw niemu urzeczywistnienie gróźb Haltmayera, z drugiej stawienie go przed sądem.<br> {{tab}}— Dalej! — rzekł, podnosząc głowę z silnem postanowieniem i przykładając do czoła rewolwer w punkt między dwoma oczami. Już pociągnąć miał za cyngiel, gdy drzwi się nagle otwarły i Fryderyk Berlin poskoczył ku niemu z Melanią.<br> {{tab}}W pierwszej chwili osłupienia Jerzy opuścił broń. Fryderyk wyrwał mu rewolwer, wołając:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1160|num=111}}{{tab}}— Ha! tożbyś dopiero głupstwo popełnił, kuzynie!<br> {{tab}}— Oddaj mi broń... oddaj mi rewolwer... — jąkał de Nervey — nie wzbraniaj...<br> {{tab}}— Co? abyś rozmiażdżył sobie głowę? Nie, na to nie pozwolę!<br> {{tab}}— Lecz wy nie wiecie... nie wiecie! Ja jestem zgubiony!<br> {{tab}}— Wiemy wszystko... Byliśmy tam... słyszeliśmy. Nic jednak jeszcze nie ma straconego!<br> {{tab}}— Haltmayer ścigać mnie będzie... Będzie mnie lżył bezustannie! Nie dozwoli mi się nigdzie ukazać... Zaprzysiągł!<br> {{tab}}— No... zobaczymy!<br> {{tab}}— A gdybym mu się nawet wymknął, nie ujdę przed sądem!<br> {{tab}}— Pomówimy o tem później... Obecnie zaś nie dozwolimy ci, abyś popełnił samobójstwo. Lękasz się Haltmayera, ja to rozumiem, wszakże wynaleźć będzie można środek na pozbycie się go.<br> {{tab}}— Jaki środek?<br> {{tab}}— Jesteśmy wszyscy śmiertelnymi... Wypadek nastąpić może... pojmujesz... wypadek, w którym zastawia się swą skórę... Znam pewną osobistość, która podejmie się chętnie sprowadzić podobny wypadek.<br> {{tab}}— Któż to taki?<br> {{tab}}— Pozwól mi zachować to w tajemnicy... Zobaczysz... Obecnie jaknajmniej słów bezpotrzebnych. Chodzi o ocalenie ciebie, abyś zaślubił Melanię, jakeś to jej przyrzekł... Ocalimy cię więc. Haltmayera się nie obawiaj, postaram się go zgładzić w potrzebie, a gdy on zniknie, zniknie dla ciebie i obawa sądu. Melania kocha cię, a ja, jako jej kuzyn, pragnę szczęścia dla niej. No! dalej... bez namysłu, czas nagli. Urządzą zapewne nad tobą nadzór, a gdy się przekonają, żeś sobie głowy nie rozsadził, skandal rozpocznie się nanowo, czego unikać należy. Musisz mieć wiele pieniędzy, ponieważ mówią, żeś wygrał znaczne sumy w ruletę.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1161|num=112}}{{tab}}— Przegrałem dzisiejszego wieczora — wyjąknął Jerzy — wszakże jeszcze coś mi pozostało.<br> {{tab}}— Ile?<br> {{tab}}— Trzysta sześćdziesiąt tysięcy franków.<br> {{tab}}— Gdzie one są?<br> {{tab}}— Tam... — odrzekł wicehrabia, wskazując w biurku szufladę.<br> {{tab}}— Daj klucz... — rzekł Bertin rozkazującym tonem.<br> {{tab}}Jerzy, obezwładniony, oprzeć się nie był w stanie. Klucz oddał.<br> {{tab}}Fryderyk, otworzywszy szufladę, dobył z niej skórzany woreczek.<br> {{tab}}— To tu? — zapytał.<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Biorę go... Ile jesteś dłużnym w hotelu?<br> {{tab}}— Sądzę, iż do ośmiuset franków...<br> {{tab}}— A zatem wystarczy to na zapłacenie — rzekł Fryderyk, dobywając z kieszeni bilet tysiącofrankowy i kładąc go na stole w widocznem miejscu. — Bierz okrycie, kapelusz i uciekajmy...<br> {{tab}}— Uciekać? — powtórzył Jerzy z oszołomieniem.<br> {{tab}}— Ma się rozumieć, do czarta! — zawołał Bertin. — Są inne jeszcze środki do wydobycia się z tego nad kulę rewolwerową. Nie znalazłszy cię tu, gdzieś pozostawił swe bagaże, będą sądzili, żeś rzucił się w morze. Haltmayer będzie przekonanym, żeś umarł, podczas gdy przemkniemy się do Anglii lub Ameryki, żyjąc tam spokojnie we troje. Ożenisz się z Melanią, a gdy wrócimy po latach kilkunastu, wszystko już pójdzie w zapomnienie. Jakże, czy złe są me plany?<br> {{tab}}— Doskonałe! — zawołała Melania. — Dalej, Jerzy, wdziewaj okrycie, kapelusz...<br> {{tab}}To mówiąc, zarzuciła mu na ramię okrycie i» włożyła kapelusz.<br> {{tab}}— A teraz w drogę! — rzekł Bertin.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1162|num=113}}{{tab}}Jerzy, widząc jedyną deskę zbawienia w ucieczce, odzyskał zimną krew.<br> {{tab}}— Zabiorę moje papiery — rzekł, otwierając do szufladki i chowając pakiet do kieszeni. — Ach! wy jesteście mymi zbawcami.<br> {{tab}}— No... na później podziękowania. Wychodź pierwszy... wbiegnij na stacyę i wsiądź na pociąg, wyjeżdżający do Mentony o jedenastej. Mamy dwadzieścia minut czasu... Jedziemy za tobą. Zabierzemy tylko nasze bagaże, zapłacimy rachunek w hotelu i jedziemy. Idź... pospieszaj co żywo! To mówiąc, wypchnął za drzwi de Nerveya, który przemykając się chyłkiem pod murem, umknął niepostrzeżony z hotelu.<br> {{tab}}O dziesięć kroków za nim szedł Fryderyk z Melanią.<br> {{tab}}— Otóż pochwyciliśmy żabę... Zostawmy go... jedźmy w inną stronę — szepnął Fryderyk na ucho towarzyszce.<br> {{tab}}— Nie... nie! — odpowiedziała. — To byłoby nikczemne, nie odstępujmy go. Wszakże masz pieniądze, rzecz główną. Zresztą wiesz, że on uczyni wszystko, co zechcemy.<br> {{tab}}Złączywszy się z Jerzym, zwrócili się na stacyę we troje.<br> {{tab}}Po dniu nadzwyczaj gorącym atmosfera duszną była, a czarne chmury zwiastowały burzę.<br> {{tab}}Od czasu do czasu błyskawice przerzynały obłoki.<br> {{tab}}— Śpieszmy się... — wołała Melania, przyśpieszając kroku.<br> {{tab}}Jak wiemy, Wiliam Scott dążył również na stacyę Monte-Carlo w celu wysłania depeszy do Nicei do Fryderyka i Melanii.<br> {{tab}}Wielu z przybyłych na zabawę do kasyna, przestraszonych burzą, tłumnie zapełniało stacyę, by wsiąść na pociąg odchodzący do Nicei lub przychodzący z Roąuebrun, a jadący do Mentony.<br> {{tab}}Na stacyi znajdowało się przeszło pięćset osób.<br> {{tab}}Naczelnik biegał jak oszołomiony, straciwszy prawie przytomność.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1163|num=114}}{{tab}}— Czy można, panie, wysłać depeszę do Nicei? — zapytał Will Scott, podchodząc ku niemu.<br> {{tab}}— W tej chwili niepodobna! — odparł zapytany. — Później nieco... później... po odejściu pociągów.<br> {{tab}}Irlandczyk zatrzymał się, czekając pod szklannym dachem, wśród tłumu.<br> {{tab}}Urzędnicy, posłańcy i posługacze różnego rodzaju uwijali się na wsze strony.<br> {{tab}}Nagle dał się słyszeć krzyk, a potem hałas jakoby ciężkiego upadku.<br> {{tab}}Latarnik, wszedłszy na drabinkę dla zapalenia gazu, spadł z wysokości piętnastu stóp na dół.<br> {{tab}}Otoczono go wokoło.<br> {{tab}}Nieszczęśliwy poruszał się zaledwie, jęcząc boleśnie.<br> {{tab}}Krew broczyła mu z głowy, zranionej głęboko.<br> {{tab}}— Co prędzej po doktora!... — wołał naczelnik stacyi. — Przenieść zranionego do sali bagażów.<br> {{tab}}W czasie spełniania tego rozkazu nastąpiło ogólne zamieszanie.<br> {{tab}}Posłyszano turkot wagonów i odgłos świstawki pociągu nadchodzącego z Nicei.<br> {{tab}}Kasyer przy okienku rozdawał jeszcze bilety tłumowi zebranych.<br> {{tab}}Naczelnik, zająwszy się zranionym, wydał rozkaz uprzątnięcia linii. Burza zbliżała się, hucząc coraz groźniej.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Will Scott znajdował się obecnie przy drzwiach pasażerskiej sali. Drgnął nagle, spostrzegłszy przechodzących Melanię, Fryderyka i Jerzego de Nervey. Ten ostatni miał kapelusz spuszczony na oczy dla zakrycia twarzy.<br> {{tab}}Zobaczywszy złączone razem te trzy osobistości, Will Scott odgadł, co zaszło.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1164|num=115}}{{tab}}Jerzy pragnął ujść corychlej; Fryderyk z Melanią towarzyszyli mu w tej ucieczce, by podzielić się resztkami jego majątku.<br> {{tab}}Postanowili wyjechać z Francyi, aby uchronić się przed wyrokiem śmierci, wydanym na nich przez Arnolda Desvignes, którego plany tym sposobem runęłyby na zawsze.<br> {{tab}}Scott uderzył z wściekłością nogą o ziemię.<br> {{tab}}Co począć w takim zbiegu okoliczności?<br> {{tab}}Burza, oddawna zbierająca się na horyzoncie, nagle wybuchnęła.<br> {{tab}}Powstał gwałtowny wicher, łamiący wierzchołki drzew, podnoszący fale morza, głucho uderzającego o skały. Grzmot huczał bezustannie. Błyskawice oświetlały niebo.<br> {{tab}}Nadszedł pociąg z Nicei. Podróżni z wagonów wysiadać zaczęli. Inni wsiadali w ich miejsca.<br> {{tab}}Naczelnik stacyi, zatrzymawszy się przy zranionym latarniku, którego ciężką ranę doktór opatrywał, zapomniał chwilowo o swojej służbie. Jego pomocnik w powstałym {{Korekta|haosie|chaosie}} stracił przytomność.<br> {{tab}}— Wsiadać, panowie! — wołali konduktorzy — do wagonów.<br> {{tab}}Will Scott, postępując w pewnej odległości po za Melanią, Fryderykiem i Jerzym, dostrzegł, iż wsiedli do wagonu pierwszej klasy, oddzielonego tylko dwoma innemi wagonami od maszyny.<br> {{tab}}Ogniem dzikiego zadowolenia zabłysło jego spojrzenie.<br> {{tab}}Przypomniał sobie słowa rozmowy, prowadzonej z naczelnikiem stacyi przez jakiegoś podróżnego wtedy, gdy oczekiwał przy plancie na przyjazd Haltmayera.<br> {{tab}}Gdyby wyruszenie pociągu nie zostało zasygnalizowanem stacyi Roquebrun, zetknięcie się nastąpiłoby niechybnie, a ztąd nieuchronna katastrofa. Żaden z podróżnych nie wyszedłby żywym ze zmiażdżonych wagonów.<br> {{tab}}Irlandczyk wstecz cofnął się szybko.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1165|num=116}}{{tab}}Ów ręczny dzwon, służący do sygnalizowania mechanikowi, stał o kilkanaście kroków dalej na ławce. Scott dobiegł szybko do owej ławki, przesuwając się między podróżnymi, oczekującymi na pociąg z Roquebrun. Chwyciwszy dzwon, poruszył nim zlekka, poczem, położywszy go na ławce, zniknął w tłumie, nie zwróciwszy na siebie uwagi.<br> {{tab}}Dał się słyszeć przeciągły odgłos świstawki.<br> {{tab}}Konduktor wygłosił; „W drogę!“<br> {{tab}}Pociąg wyruszył.<br> {{tab}}W chwili tej naczelnik stacyi wyszedł z sali bagażów, gdzie złożono ranionego.<br> {{tab}}— Pociąg odchodzi? — zapytał jednego ze służby.<br> {{tab}}— Tak, panie naczelniku.<br> {{tab}}— A czy sygnalizowano do stacyi Roąuebrun?<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że sygnalizowano...<br> {{tab}}Naczelnik zbladł i zadrżał.<br> {{tab}}— Zdaje mi się... — odrzekł zaledwie dosłyszanym głosem, a zwróciwszy się do jednego z urzędników, zapytał:<br> {{tab}}— Kto sygnalizował odejście pociągu?<br> {{tab}}— Ja nie wiem, panie...<br> {{tab}}Nadbiegł pomocnik naczelnika.<br> {{tab}}— Czyś to pan sygnalizował? — rzekł, zwracając się ku niemu.<br> {{tab}}— Nie, nie ja, panie.<br> {{tab}}— Boże... mój Boże! — wołał naczelnik z rozpaczą, chwytając się rękoma za głowę. — Wyruszenie pociągu nie zostało sygnalizowanem.<br> {{tab}}Szmer trwogi i przerażenia przebiegi wśród tłumu.<br> {{tab}}— Wyjście pociągu nie zostało sygnalizowanem... — powtarzano sobie nawzajem z grozą obawy wobec nieuchronnego niebezpieczeństwa, na jakie narażonym został pociąg, pędzący całą siłą pary.<br> {{tab}}Burza huczała coraz srożej, głos jednak naczelnika stacyi dominował w tej chwili nad jej hukiem i szumem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1166|num=117}}{{tab}}— Uderzyć w dzwon trwogi... zaalarmować! — krzyczał ów głos.<br> {{tab}}Spełniono rozkaz, dzwony zabrzmiały, kierunek wichru jednakże niósł owe dźwięki w stronę przeciwną od Roquebrun.<br> {{tab}}Jedyna nadzieja pozostawała jeszcze, jedyna iskra ocalenia, oto przypuszczenie, iż stacya Roquebrun, nie dosłyszawszy być może sygnału, pociągu nie wypuściła.<br> {{tab}}Pod oślepiającem światłem bezustannych błyskawic oczy wszystkich zwróciły się w stronę przylądka Cap-Martin, gdzie linia drogi żelaznej zakreślała łuk krzywy.<br> {{tab}}Dzwon na trwogę brzmiał ciągle.<br> {{tab}}Nagle ogromna łuna ognista, przy towarzyszeniu ogłuszającego huku, zapłonęła na niebie.<br> {{tab}}Spostrzeżono na wyniosłości dwa w biegu pociągi, pędzące naprzeciw siebie szalenie.<br> {{tab}}Osoby, zebrane na stacyi Monte-Carlo, stały w osłupieniu, przejęte przerażeniem, łatwem do zrozumienia.<br> {{tab}}Will Scott, blady jak widmo, patrzył wraz z innymi.<br> {{tab}}Nagle krzyk rozpaczy, krzyk przerażającej grozy, wybiegł razem ze wszystkich piersi. Przy świetle błyskawicy dostrzeżono uderzające w siebie dwie maszyny, wagony powspinane jeden na drugim, jak gdyby w walce olbrzymów, kilka wagonów, odrzuconych w przestrzeń siłą uderzenia i roztrącających się o skały, oblewane morskiemi bałwanami.<br> {{tab}}Ze wszystkich stron powstał krzyk:<br> {{tab}}— Doktorów... lekarzy... coprędzej!<br> {{tab}}Rzucono się na drogę, biegnąc ku miejscu katastrofy.<br> {{tab}}Scott pędził również za tłumem.<br> {{tab}}Najstraszniejsze przewidywania były niczem wobec przerażającego widoku zniszczenia. Gdziekolwiekbądź spojrzeć, trupy ludzkie.<br> {{tab}}Wszędzie ofiary żyjące jeszcze, lecz poprzygniatane ciężarem wagonów, z których wybiegały jęki i głuche skargi, wraz z rozpaczliwem wołaniem o pomoc.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1167|num=118}}{{tab}}Irlandczyk chodził pośród tych strasznych rumowisk, oświetlonych latarniami i zapalonemi naprędce pochodniami.<br> {{tab}}Broczył we krwi obok wagonu pierwszej klasy, zmiażdżonego jak dziecięca zabawka, z którego wydobyto trzy trupy pokaleczone do niepoznania. Wzrok jego padł na te trupy i dziki blask zapłonął w źrenicach tego demona.<br> {{tab}}Poznał w nich Jerzego de Nervey, Melanię Gautkier i Fryderyka Bertin, wszystkich bez życia. {{kropki-hr}} {{tab}}I otóż droga w krwawym iście pochodzie otwierała się coraz bardziej przed Arnoldem Desvignes i jego szatańskim pomocnikiem, który poświęcił życie tylu ludzi dla utorowania tej drogi pierwszemu.<br> {{tab}}Nazajutrz dzienniki rozniosły na wsze strony wiadomość o strasznej katastrofie, wymieniając nazwiska ranionych i zmarłych. Pomiędzy temi ostatniemi znajdował się wicehrabia de Nervey, Melania i Fryderyk, których osobistość rozpoznać pozwoliły znajdujące się przy nich papiery.<br> {{tab}}Tym sposobem Arnold Desvignes dowiedział się o śmierci trojga spadkobierców Edmunda Béraud, przed odebraniem o tem wiadomości od Will Scotta.<br> {{tab}}Irlandczyk, obawiając się powierzać cośkolwiekbądź w tym względzie poczcie lub telegrafowi, przybył sam do Paryża na trzeci dzień po tym strasznym wypadku.<br> {{tab}}Rzecz naturalna, iż poszedł przedewszystkiem do Arnolda Desvignes, który odgadując, że jego wysłannik przyczynił się wiele do owego wypadku w Monte-Carlo, nie przewidywał, iż on to był głównym sprawcą tego nieszczęścia.<br> {{tab}}— W mistrzowski sposób zaiste urządziłeś to wszystko — rzekł, wysłuchawszy opowiadania Will Scotta. — Droga przed nami wkrótce wolną będzie zupełnie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1168|num=119}}{{tab}}— Obecnie pozostaje nam tylko stary Piotr Béraud, gałganiarz — odrzekł Scott.<br> {{tab}}— Widziałeś go przed odjazdem do Nicei?<br> {{tab}}— Tak... — odparł {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} — stwierdziłem, iż już dyszy zaledwie. Wódka podkopuje mu zwolna życie.<br> {{tab}}— Za zbyt powoli to działa... — zawołał Desvignes. — Miałażby nas zatrzymywać tak nędzna przeszkoda? Raz i to wkrótce skończyć z nim trzeba.<br> {{tab}}— A gdy skończymy, pryncypale? — pytał były klown z cyrku Fernando, patrząc badawczo w oczy Arnolda.<br> {{tab}}— Gdy z nim skończymy? — powtórzył wspólnik Verrièra.<br> {{tab}}— Tak... Co wtedy będzie?<br> {{tab}}— Wtedy nie będzie to liche pięćset tysięcy franków, ani milion, jaki przyobiecałem. Dam wam okrągłe dwa miliony!<br> {{tab}}— Piękna sumka... która pozwoli nam żyć spokojnie, jak uczciwym ludziom, Trilbemu wraz ze mną. Ale... cóż dzieje się z Trilbym?<br> {{tab}}— Wykonywa ślepo moje rozkazy.<br> {{tab}}— Mógłżebym się z nim widzieć?<br> {{tab}}— Byłoby to niebezpiecznem obecnie, mogłoby sprowadzić nawet pewne zawikłania, Trzeba, ażebyście przez czas jakiś unikali wzajemnego spotykania się.<br> {{tab}}— Dobrze, pryncypale... lecz...<br> {{tab}}— Co, lecz? o cóż ci chodzi?<br> {{tab}}— Chciałbym, abyś stanowczo nam zakreślił termin, do którego oczekiwać wypadnie.<br> {{tab}}— Dopóki ostatni z żyjących spadkobierców nieodbierze sukcesyi. Czy się obawiasz, bym nie dotrzymał obietnicy?<br> {{tab}}— Bynajmniej... wierzę ci zupełnie, czego dowiodłem działając. Pojmujesz jednak, że to arcyprzyjemnie czuć w swojem ręku dwa miliony... sumka to, jaka niełatwo zebrać się daje.<br> {{tab}}— Pośpiesz więc z pozbyciem się starego gałganiarza.<br> {{tab}}— Licz na mnie... Do widzenia, pryncypale. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1169|num=120}}{{c|'''XXIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Tegoż samego dnia, przebrany za filantropa Cordier, Will Scott przybył do Willi Gałganiarzów.<br> {{tab}}Wiemy już, że dzięki kredytowi, jak; otworzył Piotrowi Béraud u właścicielki szynku w Saint-Ouen, tenże pił bezustannie.<br> {{tab}}Absynt i wódka, te dwie straszliwe trucizny, zaczęły przesycać jego muskuły i nerwy. Od pewnego czasu ów nieszczęśliwy wszedł już w ów peryod alkoholizmu, wiodącego nieodwołalnie do ''delirium tremens''.<br> {{tab}}Codziennie, prawie miejscy strażnicy podnosili go, leżącego bezprzytomnie gdzieś w jakimś zaułku. Noce przepędzał w Schronieniach Miłosierdzia, zkąd nazajutrz, po usprawiedliwieniu się ubóstwem, puszczano go znć na wolność.<br> {{tab}}Pomimo całotygodniowej nieobecności w Paryżu, {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} przewidywał, co się działo w Saint-Ouen.<br> {{tab}}Wszedł prosto do szynku „Pod koroną,“ a zwracając się do gospodyni, biorącej go za inspektora policyi, zapytał:<br> {{tab}}— No! i cóż tam nowego?<br> {{tab}}— Jest jedna wiadomość, lecz nader ważna...<br> {{tab}}— Jaka... nic nie wiem... Byłem na prowincyi przez tydzień. Wyjeżdżałem z Paryża.<br> {{tab}}— Piotr Béraud umarł.<br> {{tab}}— Co?... umarł... on? — zawołał Will Scott zdumiony.<br> {{tab}}— Umarł i już go pochowano. Wyniesiono go dziś na cmentarz d’Ivry. Pogrzeb był wspaniały. Towarzyszyli mu wszyscy z całego miasta gałganiarze. Dziwnie ten człowiek zakończył swe życie... Stał ot, przy bufecie, tu, gdzie pan stoisz teraz i palił fajkę, trzymając na plecach kosz od gałganów. Nagle wybuchnął mu z ust płomień niebieskawy i padł na miejscu. Przywołany lekarz znalazł zgon jego niezwykłym. Zdarza się to, mówią, gdy kto ma nazbyt przesiąknięte wnętrz- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1170|num=121}}ności alkoholem. Pali się wtedy człowiek za życia. Piękna śmierć... nie ma co mówić!<br> {{tab}}Wiliam Scott, zadowolony takim obrotem sprawy, poszedł wprost do merostwa Saint-Ouen, gdzie pozyskawszy kopię aktu zejścia Piotra Béraud, zaniósł ją Arnoldowi Desvignes.<br> {{tab}}Ostatnia więc zapora z przed tegoż usuniętą została.<br> {{tab}}Z trzynastu spadkobierców Edmunda Béraud, kupca dyamentów, posiadacza {{Korekta|pięśdziesięciu|pięćdziesięciu}} jeden milionów, dwóch tylko obecnie przy życiu pozostało, a byli nimi: Juliusz Verrière i jego córka, Aniela.<br> {{tab}}Droga do sukcesyi otwartą była zupełnie.<br> {{tab}}Desvignes, zaślubiwszy córkę bankiera, zbliżyłby się tym sposobem do upragnionego celu, dla uzupełnienia którego potrzeba było jedynie odnaleźć ciało Edmunda Béraud, by jego śmierć legalnie stwierdzoną została i ażeby tym sposobem Verrière mógł objąć spadek w swojem i w swojej córki imieniu, jako jedynie dwojga pozostałych sukcesorów.<br> {{tab}}Ów jednak szczegół przedstawiał trudności poważne, jakie dla każdego innego, niż Arnold człowieka, zdawałaby się być do niezwyciężenia.<br> {{tab}}W jaki sposób naprowadzić policyę do odkrycia trupa Edmunda Béraud, bez ściągnienia podejrzeń na siebie i na Verrièra?<br> {{tab}}Były sekretarz z Kalkuty nie troszczył się o rzecz tak drobną.<br> {{tab}}Wszystko obliczył on i przewidział z góry, skombinowawszy z szatańską zręcznością rozwiązanie tego straszliwego dramatu.<br> {{tab}}Dwaj jego wspólnicy spełnili już swój obowiązek.<br> {{tab}}Do niego teraz wyłącznie należało ukończenie dzieła, jakie miało mu przynieść królewski majątek wraz z ręką Anieli.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1171|num=122}}{{tab}}Pobyt na zamku w Malnoue stał się dziwnie smutnym od chwili, gdy panna Verrière dowiedziała się od Jerzego de Nervey o śmierci Vandama.<br> {{tab}}Przez cały tydzień będąc ciężko chorą, budziła poważne obawy, tym razem jednak jeszcze młodość i silny organizm dziewczęcia zwyciężyły chorobę.<br> {{tab}}Moralny stan jej umysłu objęła głęboka melancholia, pokrywając czarną oponą to wszystko, co ją otaczało; dziewczę to biedne żyło jak ciało bez ducha.<br> {{tab}}Wkrótce bardziej szczegółowo do niej powrócimy. Obecnie zajmijmy się Arnoldem Desvignes.<br> {{tab}}Zabójca Edmunda Béraud zaczął powątpiewać teraz po skończeniu dzieła o wierności dwóch swoich pomocników.<br> {{tab}}Nieroztropność łatwo popełnioną być może, a w obecnych okolicznościach dość byłoby jednego wyrazu, wymówionego przez któregokolwiek z nich, by zburzyć cały gmach, z taką czartowską zręcznością wzniesiony. Zresztą Desvignes znał dobrze słabości serc ludzkich.<br> {{tab}}— Gdy im zapłacę — mówił sobie — wydadzą się chwilowo zadowolonymi i będą nimi może w rzeczy samej, lecz otrzymawszy pieniądze, rozmyślać i zastanawiać się poczną. Jakakolwiekbądż byłaby suma, którąby otrzymali, wyda się im zamałą, a skoro będą trzymali mnie w ręku, ich wymagania nie będą miały granic; będę zmuszonym pracować już nie na siebie, lecz na nich. Nie! to byłoby nazbyt głupiem!... Skoro narzędzie jakie bezpotrzebnem nam się staje, rozbija się go i łamie, a jeśli się jest roztropnym, z pośpiechem się to czyni. Należy więc działać bez odwłoki w tym razie.<br> {{tab}}Desvignes podczas pobytu swego w Malnoue zajmował mały apartament, na drugiem piętrze, w prawem skrzydle zamku.<br> {{tab}}Mieszkanie to otaczała galerya, łącząca się nietylko z głównemi schodami, lecz i ze schodami dla służby, mógł on zatem wracać, wychodzić, bez zwrócenia na siebie czyjejkolwiek uwagi.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1172|num=123}}{{tab}}Wieczorem w dniu, w którym dowiedział się od Will Scotta o śmierci starego gałganiarza, Piotra Béraud, przybył do Malnoue jak zwykle z Verrièrem i po obiedzie przechadzali się w parku, rozmawiając o swoich interesach i zamiarach na przyszłość.<br> {{tab}}Spotkali Trilbego, znanego w Malnoue pod nazwiskiem strażnika Blancheton, rozmawiającego z Forestierem, którego zatrzymano jeszcze na czas niejaki w Malnoue, baczny i ścisły nad nim rozciągnąwszy nadzór.<br> {{tab}}Obaj ci służący rozpatrywali zakątek parku, w którym Trilby odkrył ślady ludzkich kroków i znalazł szczątki sideł, zastawionych na króliki i zające.<br> {{tab}}— Cóż tak rozpatrujecie? — pytał nadchodząc Verrière.<br> {{tab}}— Odkryliśmy tu ślad, panie — odrzekł ów pseudo-Blancheton — że mimo całej mej gorliwości w tropieniu złodziei, zakradają się oni ciągle w głąb parku, żartując sobie ze mnie.<br> {{tab}}— Jestżeś tego pewien?<br> {{tab}}— Oto dowód niezbity, panie... — rzekł Trilby, wskazując kawałki siatki na zające, jaką trzymał w ręku. — Ślady ludzkich kroków na miękiej ziemi po deszczu, oraz kawałki połamanych gałęzi, poprowadziły mnie do muru, park otaczającego — mówił dalej. — Temi to drzwiami, wychodzącemi na wieś, wkradają się tu oni, wierzchem przez nie przełażąc. Raczcie się przekonać sami, panie...<br> {{tab}}Tu zaprowadził Verrièra z Arnoldem w miejsce, gdzie widocznemi były ślady zeskakiwania.<br> {{tab}}— Czuwaj przeto gorliwiej i lepiej — rzekł bankier surowo.<br> {{tab}}— Ach! panie, co to pomoże — odparł zgromiony strażnik. — Przysięgam, że ów rozbójnik, który zastawił te sidła zeszłej nocy, powróci dzisiaj jeszcze o zmroku. No! ale ja go powitam wystrzałem z mej fuzyi tak, iż na zawsze kraść zaprzestanie.<br> {{tab}}— Źle zrobisz... strzeż się Blancheton!<br> {{tab}}— Dlaczego, panie?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1173|num=124}}{{tab}}— Ci leśni złodzieje są dobrze uzbrojeni i nie troszczą się więcej o życie człowieka nad życie królika albo zająca. Gdyby odkryli, że na nich czatujesz, pierwsi mogliby cię zabić...<br> {{tab}}— Nie obawiam się, panie. Widzę tak jasno, jak kot wśród nocy, a moja lefoszówka niesie na daleką odległość. Skryję się tu, za te wielkie drzewa i będę czatował.<br> {{tab}}— Działaj jednakże z wielką przezornością... ostrzegam!<br> {{tab}}— Niech pan będzie o mnie spokojnym, dbam dobrze o moją skórę.<br> {{tab}}Verrière szedł dalej na przechadzkę z Arnoldem, który starannie oglądał pozycyę miejsca pod wielkiemi drzewami, wskazaną przez strażnika, jako jego przyszłe na noc nadchodzącą schronienie.<br> {{tab}}O w pół do dziesiątej obaj wspólnicy się rozdzielili; każdy z nich, jak zwykle, udał się do swego mieszkania.<br> {{tab}}W godzinę później Trilby, wyszedłszy z pawilonu, ze strzelbą na ramieniu, udał się na czaty w miejsce wskazane.<br> {{tab}}Wsparty o pień drzewa, czekał z nabitą fuzyą w ręku.<br> {{tab}}Po upływie dwudziestu minut posłyszał za sobą szmer w krzakach.<br> {{tab}}Zdziwiony tym nieoczekiwanym kierunkiem, z którego ów szelest pochodził, zerwał się i patrzył, usiłując przebić wzrokiem otaczające go ciemności.<br> {{tab}}Jednocześnie natężył słuch.<br> {{tab}}Szelest w krzakach powtórzył się nanowo.<br> {{tab}}— Kto idzie? — zawołał.<br> {{tab}}Nikt nie odpowiedział, szmer ucichł zupełnie.<br> {{tab}}Mniemany Blancheton patrzył wciąż wytężonym wzrokiem w ciemności lasu, lecz nic dojrzeć nie mógł.<br> {{tab}}Jedynie wierzchołki wielkich drzew rysowały się nad nim na ciemnem niebie.<br> {{tab}}Sądząc, iż się omylił, iż słuch go zawiódł, stał z oczyma wlepionemi w krzak ostrokrzewu, rosnący o dwadzieścia kroków dalej.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1174|num=125}}{{tab}}Nagle, zdało ma się, jakoby ów krzak zadrżał; jednocześnie posłyszał lekki szmer liści.<br> {{tab}}Wymierzył strzelbę, powtarzając:<br> {{tab}}— Kto tu jest? Odpowiedz, bo strzelę!<br> {{tab}}Zaledwie wymówił te słowa, rozległ się wystrzał od strony krzaka i {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}, nie zdoławszy nacisnąć kurka dubeltówki, padł jak piorunem rażony.<br> {{tab}}Jednocześnie z po za krzewów ukazał się mężczyzna z rewolwerem w ręku, a przyskoczywszy do poległego, pochylił się nad nim i rozpiąwszy mu spiętą na mosiężne guziki żakietkę, położył rękę na sercu zmarłego.<br> {{tab}}Serce to bić przestało.<br> {{tab}}Kula, przeszywszy czaszkę, oprowadziła śmierć natychmiastową.<br> {{tab}}— Nie ma się czego obawiać... — wyszepnął Arnold Desvignes, którego w owym mordercy poznali zapewne czytelnicy.<br> {{tab}}Pochwyciwszy dubeltówkę strażnika, wystrzelił z niej nabój obok bezwładnie leżącego ciała.<br> {{tab}}Po dopełnieniu tej przezorności, Desvignes przebiegłszy park z pośpiechem, wszedł do zamku, z którego nikt go wychodzącym nie widział.<br> {{tab}}W chwili, gdy powróciwszy, miał się położyć na łóżko, okna w pałacu otwierać zaczęto. Przyśpieszone kroki dały się słyszeć na schodach i ktoś zapukał do drzwi.<br> {{tab}}— Kto tam? — zapytał Desvignes.<br> {{tab}}— Ja... Verrière — odrzekł głos bankiera.<br> {{tab}}— Wejdź! — zawołał Arnold, wyskakując z łóżka i śpiesznie szlafrok wdziewając. — Co się stało? — dodał, spostrzegłszy Verrièra z zapaloną świecą w ręku.<br> {{tab}}— Nie spałem i tyś mnie właśnie tylko co przebudził.<br> {{tab}}— Dwa wystrzały zabrzmiały od strony parku.<br> {{tab}}— A! to Blancheton walczy bezwątpienia z leśnymi złodziejami.<br> {{tab}}— Tak jest... napewno! Posłałem służących do Forestiera. Trzeba nam iść, zobaczyć co się stało.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1175|num=126}}{{tab}}— Pozwól mi się ubrać... Idziemy!<br> {{tab}}W pięć minut później wyszli obadwaj.<br> {{tab}}Forestier wraz ze stangretem i lokajem oczekiwali przy wejściu do zamku z latarniami w ręku.<br> {{tab}}Zwróciwszy się wszyscy w stronę pawilonu strażnika, znaleźli trupa jego pod dębem.<br> {{tab}}— Biedny Blancheton! — zawołał z udanem współczuciem Desvignes. — Przepowiedziałem mu to, upominając, ażeby miał się na ostrożności; przeczułem, iż leśni złodzieje strzelać będą do niego, jak do królika. Nikczemni! nie zaniedbali tego uczynić! Bronił się jednak nieborak, bo patrzcie, oto jeden z nabojów lefoszówki tuż przy nim leży wystrzelony.<br> {{tab}}Ciało zabitego przeniesiono do pawilonu, a następnie powiadomiono o wypadku komisarza policyi w Villiers, który przybył wraz z żandarmami.<br> {{tab}}Poszukiwania, zarządzone w parku, nie mogły wydać, rzecz naturalna, żadnych rezultatów.<br> {{tab}}Nazajutrz sad z Melun zjechał do Malnoue. Rozpoczęto śledztwo przeciwko leśnym złodziejom.<br> {{tab}}Wiemy, iż było ono daremnem.<br> {{tab}}Desvignes zaczął oddychać swobodnie. Jeden z jego wspólników zbrodni już nie żył.<br> {{tab}}Pozostawał teraz jedynie tylko Wiliam Scott.<br> {{tab}}We dwa dni potem Arnold, pod pozorem załatwiana swych osobistych interesów, pożegnał Verrièra o dziesiątej zrana, a zjadłszy z pośpiechem śniadanie w restauracyi, pojechał fiakrem w stronę ogrodu Botanicznego, zkąd udał się do Will Scotta.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXIV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Zastał go w domu.<br> {{tab}}— Przynoszę ci pozdrowienie od Trilbego — rzekł wchodząc:<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1176|num=127}}{{tab}}— No... jakże się on miewa? — pytał {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} z uśmiechem.<br> {{tab}}— Doskonale! — odparł Desvignes. — Nudzi się tylko na wsi w samotności. Wzdycha za ukończeniem naszych interesów. Chciałby odpocząć, spokojnie używając majątku.<br> {{tab}}— Ma słuszność! Życie ludzkie jest krótkiem. Jeżeli się zdołało wygrać wielki los na loteryi hazardu, lepiej zeń korzystać zaraz niż czekać...<br> {{tab}}— I ja również jestem tego zdania. Wiesz jednak, iż w chwili obecnej niepodobna mi się wam wypłacić w zupełności.<br> {{tab}}— Wiemy o tem, pryncypale, i zostawimy ci czas potrzebny na to, abyś tylko wydał nam zaraz jakąś ważniej szli zaliczkę, ponieważ dopełniliśmy, co do nas należało.<br> {{tab}}— To sprawiedliwa, jestem gotów uczynić temu zadość.<br> {{tab}}— Dobrze... Jakąż więc sumę mógłbyś nam wyliczyć obecnie?<br> {{tab}}— Oznaczę cyfrę dziś wieczorem.<br> {{tab}}— Dlaczego wieczorem dopiero? — powtórzył Scott w zadumie.<br> {{tab}}— Ponieważ Trilby, uwolniwszy się tej nocy na godzinę od swych obowiązków w Malnoue, przybędzie dziś o dziesiątej wieczorem do parku w Saint-Maur, do mego domu przy alei de l’Echo. Przychodzę więc umyślnie, by cię powiadomić, abyś i ty tam przybył. Każdy z nas przyjdzie oddzielnie, z innej strony.<br> {{tab}}Will Scott, słuchając powyższych wyrazów swego, jak go nazywał, pryncypała, popadł w zadumę.<br> {{tab}}Desvignes śledził go ukradkiem.<br> {{tab}}— Ależ... — zapytał nagle {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} — dlaczego oznaczasz tę schadzkę w parku Saint-Maur? Zdaje mi się, iż moglibyśmy się zejść również dobrze w jakiemkolwiek miejscu w Paryżu, bądź w twojem mieszkaniu, albo tu u nas?<br> {{tab}}Zabójca Edmunda Béraud czytał, jak w księdze otwartej, w myślach swego pomocnika.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1177|num=128}}{{tab}}— Nie ufasz mi? — zagadnął nagle.<br> {{tab}}— Nie to... bynajmniej... — odparł Scott zakłopotany — lecz...<br> {{tab}}— Nie ma tu miejsca żadne „lecz“ — przerwał mu Arnold. — Zrobiłeś zapytanie, chcę ci przeto na nie odpowiedzieć, a odpowiedź moja będzie treściwą i krótką.,.<br> {{tab}}— To miejsce schadzki obranem zostało przez Trilbego, który się uda z Malnoue wprost do parku Saint-Maur w ciągu godziny, tak, iż nie spostrzegą w zamku jego nieobecności. Do chwili swego odjazdu musi się strzedz spełnienia jakiej nieroztropności, a przez to zwrócenia na siebie uwagi, jaką dłuższa jego nieobecność ściągnąćby nań mogła.<br> {{tab}}Ów powód zdał się dostatecznie usprawiedliwiać ten wybór miejsca Scottowi.<br> {{tab}}— Będę punkt o dziesiątej w alei de l’Echo — odpowiedział.<br> {{tab}}— Ja pierwszy tam przybędę i otworzę wam drzwi obydwom.<br> {{tab}}— Dasz nam dziś w nocy pieniądze.<br> {{tab}}— Tak... i znaczną sumę dla tymczasowego zaspokojenia was...<br> {{tab}}Wyszedłszy od {{Korekta|irlandczyka|Irlandczyka}}, Desvignes udał się na ulicę Tivoli.<br> {{tab}}Wszedłszy do swego mieszkania, zamknął się w gabinecie, a siadłszy przy biurku, nakreślił kopię listu, w którym kombinował uważnie każde słowo, a następnie, przepisawszy go na czysto, podarł ów brulion i spalił go nad świecą.<br> {{tab}}Wsunąwszy list w kopertę, zapieczętował takową, kładąc następujący adres:<br> {{c|„Panu naczelnikowi policyi paryskiej}} {{c|w prefekturze.“|po=8px}} {{tab}}Po naklejeniu marki pocztowej list schował do portfelu. Następnie, wziąwszy rewolwer, pęk kluczów i różne papiery {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1178|num=129}}w pakiet zwinięte, schował je do małej ręcznej torebki skórzanej.<br> {{tab}}Załatwiwszy się z tem, wyszedł z mieszkania, a wsiadłszy do powozu, polecił się zawieźć na bulwar Beaumarchais’go, gdzie wszedł do pawilonu, którego był lokatorem od czasu swego przybycia do Paryża.<br> {{tab}}Tam, otworzywszy szafę, gdzie po spełnionej zbrodni schował walizę Edmunda Béraud, zawierającą jego osobiste papiery, testament i listy, adresowane do wszystkich spadkobierców, wyjął ją z takowej.<br> {{tab}}Do tych przedmiotów dołączył pakiet, przyniesiony z ulicy Tivoli.<br> {{tab}}Doczekawszy się nadejścia godziny szóstej, wyszedł z uderzeniem takowej, zabierając z sobą walizkę; wrzucił do skrzynki pocztowej list, adresowany do naczelnika policyi, a zjadłszy obiad w restauracyi pod Czterema Sierżantami, wsiadł na pociąg Winceńskiej drogi żelaznej.<br> {{tab}}{{Korekta|Punktalnie|Punktualnie}} o dziewiątej przybył do domu w alei de l’Echo, a zapaliwszy świecę, umieścił walizkę w umieszczonem w ścianie zamykanem wgłębieniu, gdzie znajdowały się już złożone poprzednio zawiniątka z rzeczami po Edmundzie Béraud.<br> {{tab}}Klucz od tegoż położył nad drzwiczkami wgłębienia.<br> {{tab}}Oczekując na Will Scotta, który, jak wiemy, przebyć miał o dziesiątej, Desvignes zaszedł do ogrodu.<br> {{tab}}Czas był pochmurny, niebo zasnute chmurami.<br> {{tab}}Tak wokoło domu, jako i w otaczającej go wiosce, ponure panowało milczenie.<br> {{tab}}Arnold przechadzał się w zamyśleniu, nie spostrzegając, że czas uchodzi, zadumany nad ostatecznym a bliskim rezultatem swoich zbrodniczych zabiegów, urzeczywistnieniem swych marzeń, zaspokojeniem żądzy pochwycenia milionów, a wraz z niemi i ręki Anieli.<br> {{tab}}Wiatr, powiewający zlekka od wschodu, otrzeźwił go z jego dumań, przynosząc dźwięki zegara, wydzwaniającego na merostwie parku Saint-Maur godzinę dziesiątą.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1179|num=130}}{{tab}}Desvignes przystanął, nasłuchując.<br> {{tab}}Jednocześnie dały się słyszeć przyśpieszone kroki od strony alei de l‘Echo.<br> {{tab}}Kroki te ucichły przy sztachetach ogrodu, poczem dzwonek zlekka odezwał się przy furtce.<br> {{tab}}Arnold pospieszył otworzyć.<br> {{tab}}— Stawiani się ściśle co do minuty na czas oznaczony, jak widzisz, pryncypale... — rzekł Scott.<br> {{tab}}— Bardziej ściśle, niż Trilby — odpowiedział Desvignes, zamykając furtkę ogrodu.<br> {{tab}}— Jakto... nie przybył jeszcze?<br> {{tab}}— Nie... i nic dziwnego, bo wszakże dopiero dziesiąta. Wejdźmy, będziemy oczekiwali na niego, rozmawiając. Powiem ci o pewnej niespodziance, jaką przygotowałem dla ciebie i Trilbego.<br> {{tab}}— O niespodziance... o jakiej?<br> {{tab}}— Zobaczysz.<br> {{tab}}Tu oba weszli do willi, której progu {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}} nie przestąpił od owej nocy, w jakiej spełnionem zostało morderstwo.<br> {{tab}}Pokój, do którego Arnold wprowadził Will Scotta, oświetlonym był wspaniale czterema płonącemi świecami.<br> {{tab}}— A! jak tu pięknie! — zawołał były klown z cyrku Fernando, spoglądając wokoło siebie.<br> {{tab}}— Podoba ci się tu?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć.<br> {{tab}}— Obciąłbyś może przepędzać lato w tym domu wraz z Trilbym?<br> {{tab}}— Ha! nie wiem... — wyszepnął Scott, drapiąc się po uchu.<br> {{tab}}— Dlaczego się wahasz?<br> {{tab}}— Może tu duchy pokutują?<br> {{tab}}— Wstydźże się wierzyć w podobne banialuki. Umarli nie powstają przecież...<br> {{tab}}— To prawda, lecz zostawiają nieraz po sobie dręczące wspomnienia.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1180|num=131}}{{tab}}— Które majątek zaciera w naszej pamięci.<br> {{tab}}— Na honor! masz słuszność, pryncypale! Nieudana sprawa jedynie zostawia zgryzoty sumienia.<br> {{tab}}— Przyjąłbyś więc tę willę na własność, gdyby mi przyszedł kaprys podarować ją wam na szpilki, tobie i Trilbemu, w dowód mojej wdzięczności za wasze wierne usługi? Scott spojrzał na mówiącego.<br> {{tab}}— Żartujesz — odrzekł — pryncypale.<br> {{tab}}— Przekonam cię natychmiast, że mówię na seryo — odparł Arnold Desvignes. — Zobaczysz, że od pierwszego dnia, gdym was uczynił moimi wspólnikami, myślałem o waszej przyszłości. Siądź i posłuchaj...<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXV.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Irlandczyk usiadł na wskazanem mu przez Arnolda krześle, przy stole, stojącym na środku pokoju.<br> {{tab}}Morderca Edmunda Béraud mówił dalej:<br> {{tab}}— Zaraz ci pokażę dowód...<br> {{tab}}— Jaki dowód?<br> {{tab}}— Zobaczysz.<br> {{tab}}Desvignes wyjął z portfelu akt kupna willi, którego to nabycia, jak sobie przypominamy, dokonał pod nazwiskiem Wiliama Scott, a rozłożywszy na stole ów arkusz stemplowego papieru, rzekł:<br> {{tab}}— Przeczytaj ten akt z uwagą, a przekonasz się czy z ciebie żartuję.<br> {{tab}}Były klown z cyrku Fernando zdumionem okiem rzucił na papier, a zdumienie to jego wzrosło tem bardziej, gdy wyczytał na czele aktu te słowa:<br> {{tab}}„Nabyta przez niżej podpisanego, pana Wiliama Scott, poddanego {{Korekta|irlandzkiego|Irlandzkiego}}, etc. etc.”<br> {{tab}}Na jego to zatem nazwisko willa kupioną została, wątpić o tem niepodobna mu było.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1181|num=132}}{{tab}}Widocznie pryncypał był najwspaniałomyślniejszym z ludzi i umiał oddane sobie przysługi szczodrobliwie wynagradzać.<br> {{tab}}Arnold pochylił się po nad ramieniem swego wspólnika.<br> {{tab}}— A cóż... przekonałeś się nareszcie? — zapytał i wierzysz teraz, żem od pierwszej chwili myślał o was?<br> {{tab}}Zagłębiony w czytaniu, Scott odpowiedział twierdzącem skinieniem głowy.<br> {{tab}}Korzystając z tego, Desvignes wsunąć prawą rękę do kieszeni swego okrycia, zkąd ją następnie wolno wydobył.<br> {{tab}}Trzymał w niej rewolwer dużego kalibru.<br> {{tab}}Zbliżywszy lufę do głowy Wiliama Scott, nacisnął cyngiel...<br> {{tab}}Wybiegł strzał i {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}, jakby piorunem rażony, padł ciężko w tył, wywracając w7raz z sobą krzesło, na którem siedział.<br> {{tab}}Kula, przeszywszy mu czaszkę, wybiegła prawą skronią w pobliżu oka. szpecąc twarz do niepoznania.<br> {{tab}}Krew płynęła z otwartych ran, zalewając wszystko.<br> {{tab}}Arnold, pochyliwszy się nad zamordowanym, włożył mu w prawą rękę wystrzelony rewolwer, starając się zacisnąć mu takowy w palcach.<br> {{tab}}Następnie zaczął przeszukiwać w jego ubraniu. Z jednej kieszeni wydobył pęk kluczów i portfel, który przepatrzył starannie, czy się w nim coś nie znajduje, coby go skompromitować mogło, poczem ów portfel wsunął do kieszeni zabitego, klucze jednakże zabrał.<br> {{tab}}Spojrzawszy wokoło siebie, wziął kapelusz, skórzaną ręczną torebkę i nie zgasiwszy {{Korekta|świec|świece}}, wyszedł, zamknąwszy drzwi, lecz zostawiając klucze w takowych.<br> {{tab}}Toż samo uczynił z furtką ogrodową.<br> {{tab}}Wyjechał do Paryża pociągiem, przechodzącym przez park Saint-Maur o w pół do dwunastej w nocy.<br> {{tab}}Przybył na samą północ.<br> {{tab}}O w pół do pierwszej wchodził do mieszkania Scotta od strony bulwaru Szpitala, które otworzył jednym z kluczów, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1182|num=133}}zabranych zamordowanemu, przejrzał wszystkie meble, spalił niektóre papiery i o drugiej po północy wracał do siebie na ulicę Tivoli.<br> {{tab}}Tegoż samego dnia, o godzinie dziewiątej rano, naczelnik policyi z pomocą swego sekretarza, otwierał w swym gabinecie obszerną dzienną korespondencyę. Obaj się śpieszyli i przebiegając oczyma adresy mnóstwa listów, klasyfikowali je, bardziej ważne znacząc czerwonym ołówkiem.<br> {{tab}}— Ach! — zawołał nagle sekretarz, zatrzymując się pośród czytania.<br> {{tab}}— Cóż takiego? — pytał naczelnik.<br> {{tab}}— List, zasługujący na najwyższą uwagę.<br> {{tab}}— W jakim przedmiocie ów list?<br> {{tab}}— W przedmiocie zbrodni, popełnionej przy ulicy Joubert.<br> {{tab}}— Czytaj mi go coprędzej...<br> {{tab}}Sekretarz począł czytać głośno:<br> {{c|„Panie naczelniku policyi.}} {{f...|lewy=5%}}{{tab}}„Zbyt przeceniłem me siły. Pragnąłem zdobyć miliony. Pięćdziesiąt jeden milionów, to warte było trudu, a nawet i narażenia życia. Źle jednak skombinowałem swe plany. Widzę się obezwładnionym... Daremnie liczne popełniłem zbrodnie!<br> {{tab}}„Gdy pan odbierzesz ten list, ja żyć nie będę; rozsadzę sobie czaszkę wystrzałem z rewolweru, przed śmiercią jednak, chcę ci wyjaśnić nierozwiązalną dotąd zagadkę, na odkrycie której włosy ci z przerażenia staną na głowie.<br> {{tab}}„Ów człowiek z ulicy Joubert, Edmund Béraud, kupiec dyamentów, został przezemnie zamordowanym. Odnajdziesz pan jego trupa i jego papiery w domu, w którym ja śmierć sobie zadam.<br> {{tab}}„Wystarczy ci ku temu otworzyć szafkę, będącą {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1183|num=134}}we wgłębieniu ściany i przepatrzeć znajdujące się tam zawiniątka, aby odnaleźć pomienione papiery.<br> {{tab}}„Co zaś do trupa kupca dyamentów, każ pan rozkopać grunt w rodzaju jaskini, pozostały po starem wykopalisku w ogrodzie. Ciało jest tam schowane na metr głęboko i nakryte ziemią.<br> {{tab}}„Nie miałem żadnego wspólnika. Działałem sam, pewien otrzymania pomyślnego rezultatu. Zawiodłem się jednak. Zasiałem, lecz zebrać już nie mogę.<br> {{tab}}„Przybądź pan do parku Saint-Maur, przy alei de l’Echo, domu numer 1-szy. Znajdziesz mnie tam, lecz już z kulą rewolwerową w głowie.<br> {{tab}}„Racz przyjąć, panie naczelniku policyi, wyrazy wysokiego mego szacunku i poważania,{{...f}} {{f|align=right|prawy=10%|Wiliam Scott, poddany irlandzki.“|po=8px}} {{tab}}Naczelnik policyi wysłuchał tego listu ze wzrastającem wzruszeniem.<br> {{tab}}— Wiliam Scott! — zawołał, gdy sekretarz skończył czytanie treści, skreślonej dnia poprzedniego przez Arnolda Desvignes. — Wiliam Scott!... {{Korekta|irlandczyk|Irlandczyk}}, zbiegły z więzienia w Londynie, o obecności którego zasygnalizowano do Paryża... Ów Wiliam Scott miałżeby być mordercą Edmunda Béraud i sam sobie wymierzyć sprawiedliwość? Jest-że to prawdą? Czy nie ukrywa się w tem jakaś wstrętna mistyfikacya?<br> {{tab}}— Łatwo nam się będzie upewnić... — odrzekł sekretarz.<br> {{tab}}— Tak... trzeba to uczynić bez straty czasu.<br> {{tab}}I wziąwszy ów list z podpisem „Wiliam Scott,“ naczelnik poszedł z nim do sędziego śledczego, któremu poruczonem zostało śledztwo zbrodni, spełnionej w hotelu Indyjskim, poczem obadwa udali się do prokuratora rzeczypospolitej.<br> {{tab}}We dwie godziny później obaj ci urzędnicy, w towarzystwie wielkiej liczby agentów, przybyli do parku Saint-Maur, przy alei de l’Echo i zatrzymali się przy furtce willi, oznaczonej numerem pierwszym.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1184|num=135}}{{tab}}Furtka ta, jak wiemy, nie była na klucz zamknięta.<br> {{tab}}Weszli więc prosto do ogrodu, a potem w głąb domu.<br> {{tab}}Wiedzą już czytelnicy, jaki ich tam widok oczekiwał.<br> {{tab}}Ów list nie był więc zmyśleniem.<br> {{tab}}Na podłodze, pośród kałuży krwi, broczył trup człowieka z wystrzelonym rewolwerem w ręku.<br> {{tab}}Na stole rozłożony był akt kupna willi przy alei de l’Echo, akt pisany tymże samym charakterem co i list, a opatrzony podpisem Wiliama Scott.<br> {{tab}}Nie było sposobi zaprzeczania oczywistości.<br> {{tab}}Tak wszystkie meble, jako i szafka, w ścianie wmurowana, zostały natychmiast pilnie przetrząśnięte.<br> {{tab}}Znaleziono w porządku papiery Edmunda Béraud, kupca dyamentów, jego testament, zawierający listę spadkobierców, listy pisane przezeń do tychże w hotelu przy ulicy Joubert, na kilka minut przed porwaniem go przez człowieka, przebranego za komisarza policyi.<br> {{tab}}Światło zabłysło nareszcie.<br> {{tab}}Pozostawało jedynie przystąpić do odnalezienia Edmunda Béraud.<br> {{tab}}W małym domku ogrodniczym spostrzeżono stojące łopaty i rydle. Zabrawszy je, agenci zeszli z niemi w głąb starego wykopaliska, znajdującego się, jak list wskazywał, w ogrodzie.<br> {{tab}}Poznawszy to miejsce, zaczęto grunt rozkopywać.<br> {{tab}}Po upływie kwadransa odkryto trupa w stanie jaknajlepszej konserwacyi.<br> {{tab}}Gruby sznur, służący do spełnienia zbrodni, miał nieszczęśliwy jeszcze zaciśniętym na szyi.<br> {{tab}}Istotny, niezbity dowód, nie ulegający obecnie najmniejszemu zaprzeczeniu.<br> {{tab}}Spisano protokuł na miejscu. Morderca nareszcie został odkrytym, lecz skutkiem samobójstwa uniknął kary, wymierzonej ręką sprawiedliwości.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1185|num=136}}{{tab}}Urzędnicy wrócili do Paryża. Pozostawało im teraz wezwać spadkobierców Edmunda {{Korekta|Bérand|Béraud}}.<br> {{tab}}Milionowa sukcesya otwartą została!<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXVI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Wiemy już jak strasznym ciosem wiadomość o śmierci Emila Vandame uderzyła w serce Anieli.<br> {{tab}}Przez cały tydzień dziewczę to zostawało w niebezpieczeństwie utraty życia, młodość nareszcie pokonała złe, a kto wie, czyli owej siły życiowej nie podpierała iskra jakiejś bezwiednie powziętej nadziei.<br> {{tab}}Gdyby wiadomość, przyniesiona przez Jerzego de Nervey, miała być prawdziwą, gdzież dowód śmierci porucznika? W artykule zamieszczonym w dzienniku? Ależ dzienniki najlepiej nawet poinformowane mylić się mogą. Błąd wcisnąć zdoła się wszędzie.<br> {{tab}}Owóż ztąd do wniosku, że Vaudame, którego sądzono myć zmarłym, żyje może, do pomienionego przypuszczenia krok jeden, który szybko przestąpiła panna Verrière.<br> {{tab}}Siostra Marya zrazu podzielała wiarę, a raczej nadzieję swojej kuzynki. Chcąc jednak upewnić się, czyli ta nadzieja spoczywa na jakich pewnych podstawach, udała się do ministeryum wojny, badając, jak na kilka dni przed tem badał o toż samo Arnold Desvignes.<br> {{tab}}Niestety! odebrała tęż samą co on odpowiedź.<br> {{tab}}Wiadomość o śmierci porucznika, dotkniętego epidemią, grasującą w Marsylii i Tulonie, nie ulegała zaprzeczeniu.<br> {{tab}}Postanowiła przeto zakonnica nie pozwalać dłużej łudzić się Anieli. Im bardziej marzenie przedłużać się będzie, mówiła sobie, tem przebudzenie będzie straszliwszem.<br> {{tab}}— Trzeba się nam wyrzec nadziei, biedne me dziecię... — rzekła, wróciwszy z ministeryum. — Nie zobaczymy już nigdy Emila!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1186|num=137}}{{tab}}Cios ten był równie strasznym, jak pierwszy.<br> {{tab}}Aniela wprawdzie nie zachorowała, ale żałoba ciężka i rozpacz zawładnęli jej duszą.<br> {{tab}}Myśl iż Vandame żyje jeszcze być może, ta myśl uzbrajała ją jedynie energią, nadawała jej potrzebną do oporu siłę. Jeżeli ukochany jej umarł, zkąd zaczerpnie potrzebnej siły do oparcia się ojcowskiej woli? Trzeba jej więc będzie zaślubić tyle wstrętnego sobie Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Nie znalazłszy oparcia w miłości, której przedmiot nie istniał już więcej, jaki dać powód odrzuceniu małżeństwa, do którego ją znaglano, małżeństwa odpowiedniego i bez zarzutu z pozoru, ponieważ Desvignes wyszedł jak śnieg biały ze wszystkich oskarżeń, jakie początkowo znajdowały przeciw niemu obie kuzynki?<br> {{tab}}Wykrycie mniemanego Edmunda Béraud zwiększało jeszcze zwycięztwo Arnolda, gdy niepojęte milczenie Misticota napełniało trwogą Anielę i zakonnicę, odbierając im ostatnią w nim pomoc i nadzieję.<br> {{tab}}Co się stało z małym sprzedawcą medalików? Dlaczego on zniknął bez wieści, przestawszy nadsyłać listy i telegramy?<br> {{tab}}Na ulicy Flechier, gdzie siostra Marya kilkakrotnie się udawała, jak również w Malnoue, nie odbierano od niego żadnej wiadomości?<br> {{tab}}Miałżeby go spotkać jakiś nieszczęśliwy wypadek?<br> {{tab}}Zagadką pozostawało to nierozwiązaną.<br> {{tab}}Prokurator rzeczypospolitej, rozpocząwszy poszukiwania spadkobierców Edmunda Béraud, przekonywał się z osłupieniem, w miarę jak przybywały objaśnienia, że wszyscy ci sukcesorowie pomarli.<br> {{tab}}Nie zdawało się jednak, by można było w tem dopatrywać działania jakiej występnej ręki, zgładzającej ich kolejno.<br> {{tab}}La Fougère samobójstwem zakończył życie.<br> {{tab}}Pani de Nervey zmarła wskutek anewryzmu serca.<br> {{tab}}Praczka, wdowa Ferron, zginęła przez ukąszenie jadowitej muchy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1187|num=138}}{{tab}}Kupcowa warzywa, Ferron, spaliła się w pożarze.<br> {{tab}}Alkoholizm zmiótł Piotra Béraud.<br> {{tab}}Eugeniusz Loiseau, Wiktoryna i Paweł Béraud stali się ofiarami dramatu zazdrości.<br> {{tab}}Joanna Desourdy rzuciła się dobrowolnie z rozpaczy w nurty Marny, po opuszczeniu jej przez kochanka i po śmierci swej córki.<br> {{tab}}Jerzy de Nervey, Melania Gauthier i Fryderyk Bertin zginęli podczas kolejowej katastrofy w Monte-Carlo.<br> {{tab}}Emil Vandame zmarł na cholerę w Tulonie.<br> {{tab}}Jakkolwiekbądź dziwnym zdawał się być ów zbiór umarłych, w tak krótkim odstępie czasu jednych po drugich, nie zrodziło to najmniejszego podejrzenia zbrodni.<br> {{tab}}Verrière nie został jeszcze wezwanym do sądu jako spadkobierca.<br> {{tab}}Desvignes, pragnący bądźcobądź przyśpieszyć ukończenie tej sprawy, oznaczył bankierowi dzień podpisania ślubnego kontraktu, W wigilię tego dnia liczne zaproszenia rozesłanemi zostały, o czem nie wiedziała całkiem Aniela.<br> {{tab}}Dwaj notaryusze, wezwani do sporządzenia aktu, mieli za dwa dni przybyć do Malnoue.<br> {{tab}}Niepodobna jednakże było pozostawić panny Verrière do ostatniej chwili w niewiadomości tego, co się wkrótce stać miało; wróciwszy zatem na obiad z Paryża, bankier udał się do pokoju swej córki, gdzie znajdowała się ona wraz z siostrą Maryą, pogrążona w głębokim smutku, zalana łzami.<br> {{tab}}— Chcę z tobą pomówić, me dziecię... — rzekł {{Korekta|go|do}} niej Verrière.<br> {{tab}}Siostra Marya podniosła się, by wyjść.<br> {{tab}}— Zostań... proszę cię — rzekł bankier żywo. — Nietylko, że obecność twoja wcale mi nie przeszkadza, lecz nawet pożądaną mi być może, ponieważ jestem pewien, że połączysz się zemną, aby przekonać nareszcie Anielę, iż działam w interesie jej szczęścia na przyszłość.<br> {{tab}}Dziewczę pobladło; odgadło ono cel odwiedzin ojca.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1188|num=139}}{{tab}}Siostra Marya stała w milczeniu.<br> {{tab}}— Przychodzisz, ojcze, mówić mi zapewne o panu Desvignes... nieprawdaż? — pytała Aniela.<br> {{tab}}— Tak... w rzeczy samej.<br> {{tab}}— Trwasz więc w projekcie tego małżeństwa?<br> {{tab}}— Pojutrze podpiszemy kontrakt ślubny.<br> {{tab}}— Pojutrze?! — zawołała z trwogą panna Verrière.<br> {{tab}}— Nieodwołalnie! Małżeństwo to, korzystne pod każdym względem, dawno już zawartem być powinno, byłaś jednakże cierpiącą i ztąd zwłoka nastąpiła. Dziś jesteś zdrową; zatem nic nie przeszkadza w urzeczywistnieniu tego zamiaru, który, jak o tem jestem silnie przekonany, zapewni twe szczęście.<br> {{tab}}— Me szczęście!... — powtórzyła z goryczą Aniela.<br> {{tab}}— Bezwątpienia! Dziś wszakże nie możesz powiedzieć, że kochasz innego, że ja tyranizuję twe serce. Emil Vandame nie żyje!...<br> {{tab}}Dziewczę ukryło twarz w dłoniach.<br> {{tab}}— Wyrzucałaś mi, że jestem okrutnym, surowym — mówił bankier dalej, z przyczyny, iż kaprysowi twojemu uledz nie chciałem. Twoja mniemana miłość dla Emila była przelotnym kaprysem młodego dziewczęcia, ja o tem wiedziałem i postępując tak, miałem słuszność. Wierzaj mi, nie jestem ja złym ojcem... Mam na celu jedynie twe dobro. Małżeństwo, jakie zawrzeć ci przyjdzie, będzie rozumnem małżeństwem, a takie związki bywają zwykle najlepszemi.<br> {{tab}}Desvignes kocha cię najgłębszą miłością swojego serca, to widoczna, i jestem pewien, że ty zarówno pokochasz go później. Nie wątpię o tem, ponieważ ten człowiek posiada najwyższą delikatność charakteru, wszelkie przymioty, jakie kobietę uszczęśliwić są w stanie.<br> {{tab}}Wierzaj mi, drogie dziecię, będziesz mi wdzięczną, żem ci narzucił mą wolę!...<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1189|num=140}}{{tab}}— Pragniesz, ojcze, mojego dobra, o tem nie wątpię... — odpowiedziała zcicha Aniela. — Uprzedzani cię jednak, że mi przygotowywasz nieszczęście!<br> {{tab}}— Nadmiar wyobraźni!<br> {{tab}}— Vandame umarł... lecz ja nie zapomnę go nigdy!<br> {{tab}}— Jak ci się podoba... Nie jest to groźna rywalizacya dla twego męża. Nie zapominaj o nim, jeżeli zechcesz, lecz bądź posłuszną obok tego.<br> {{tab}}— A gdybym cię, ojcze, prosiła... błagała!...<br> {{tab}}Verrière wzruszył ramionami.<br> {{tab}}— Wiesz, że to nadaremne... — odpowiedział. — Nie nalegaj... nie stawiaj oporu. Zapowiedzi już wygłoszone. Pojutrze kontrakt ślubny podpiszemy, a za dni osiem zostaniesz już panią Desvignes,<br> {{tab}}— A gdybym odmówiła ślubnej przysięgi? — zawołało dziewczę gwałtownie czerpiąc siłę w rozpaczy.<br> {{tab}}— Masz tylko jeden sposób stawienia oporu, a jest nim: powiedzieć „nie“, zamiast „tak“, przed urzędnikiem stanu cywilnego. W tym razie zmusićbym cię nie mógł; z tej jednak okoliczności wyniknąłby dla ciebie skandal, a dla mnie ruina... Ha! więcej nawet może niż ruina!... Zastanów się nad tem, rozważ, me dziecię, a jestem pewien, że nie będziesz opierała się dłużej.<br> {{tab}}— Mam jedną prośbę do ciebie, mój ojcze... — rzekła po chwili milczenia Aniela.<br> {{tab}}— Cóż takiego?<br> {{tab}}— Chciej prosić pana Desvignes, aby tu przyszedł... Pragnę z nim pomówić.<br> {{tab}}— Dobrze... idę do niego — rzekł Verrière i wyszedł.<br> {{tab}}— Anielo! drogie, ukochane dziecię... — poczęła siostra Marya, biorąc zlodowaciałe ręce kuzynki i ściskając je w swoich. — Co począć? jesteśmy zwyciężone. Zdawało mi się, że będę w stanie coś zrobić dla ciebie, a nic, niestety, uczynić nie zdołałam.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1190|num=141}}{{tab}}Dotąd radziłam ci walkę, nieszczęściem bezużyteczną, dzisiaj wszelako nie możesz żyć wiecznie wspomnieniami zmarłego... dziś ja radzę ci posłuszeństwo!<br> {{tab}}— Boże... mój Boże! — zawołało dziewczę, z {{Korekta|razpaczą|rozpaczą}} załamując ręce. — Nie wolno mi zatem mieć własnej woli, nie mogę pozostać wolną i opłakiwać tego, którego kochałam... którego kocham i którego wiecznie kochać będę! Jestem więc jakąś rzeczą... jakimś przedmiotem, którym każdemu wolno kupczyć i rozporządzać, a który nie ma prawa stawić oporu!...<br> {{tab}}W chwili tej zapukał ktoś do drzwi.<br> {{tab}}Panna Verrière zadrżała.<br> {{tab}}— To on! — szepnęła. — On! którego niecierpię... nienawidzę!<br> {{tab}}— Lecz dziecię... niewolno nam nienawidzieć — odparła z cicha siostra Marya. — Zresztą, cóż ci uczynił tak złego? Jedynym jego występkiem jest, że cię kocha...<br> {{tab}}— Tak... wbrew mojej woli!<br> {{tab}}— Czyż można siłą nakazać albo zabronić kochać? Zresztą, wezwałaś go tu... Przyjść mu kazałaś...<br> {{tab}}— A! zatem niechaj już wejdzie!<br> {{tab}}Drzwi się otwarły; ukazał się w nich Arnold, witający ukłonem Anielę i zakonnicę.<br> {{tab}}Dziewczę skinęło mu głową obojętnie.<br> {{tab}}— Pan Verrière powiedział mi, iż pani życzysz sobie zemną pomówić — rzekł Desvigues. — Jestem więc na jej rozkazy.<br> {{tab}}— Tak... Chcę jeszcze po raz ostatni przedstawić panu...<br> {{tab}}— Racz pani sobie przypomnieć rozmowę, jaką mieliśmy kiedyś w przedmiocie naszego małżeństwa.<br> {{tab}}— Pamiętam ją...<br> {{tab}}— Powiedziałem pani natenczas wszystko, co powinienem był ci powiedzieć... Wyznałem pani moją głęboką dla ciebie miłość... Miłość ta zwiększyła się jeszcze... Napełnia ona mą duszę... całą mą istotę... Jest moją myślą jedyną... Bez niej nicby w mem sercu nie pozostało... Nie żyłbym bez niej! Moje istnienie ma tylko cel jeden, uczynić cię, pani, szczęśli- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1191|num=142}}wą... szczęśliwą bez granic. Bez tej nadziei, bez tego celu, na coby mi żyć przyszło? Czegóż więc pani spodziewać się możesz po rozmowie, jakiej pragnęłaś? Kocham cię za zbyt wiele, aby ustąpić... dla tej miłości zniosłem niejeden ból srogi, jaki mi zadałaś, niejedno upokorzenie, gdyś okazywała pierwszeństwo znienawidzonemu przezemnie rywalowi. Mimo całego mojego smutku, mimo przekonania, że pani cierpisz, trwam w moim zamiarze. Dlaczego miałbym ustąpić dziś właśnie, gdy zapora pomiędzy mną a nim zniknęła... gdy rywal mój zginął?...<br> {{tab}}— Emil Vandame żyje w mem sercu... żyć będzie wiecznie!<br> {{tab}}— Sądzisz więc pani, że będę ganił, iż zachowujesz wspomnienie przyjaciela, tak bliskiego krewnego? bynajmniej! To świadczy tylko o wysoce szlachetnym charakterze pani... jest to jeden powód więcej, by kochać i czcić taką jak ty istotę!...<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXVII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}— O! nietylko o nim wspomnienie zachowuję, lecz moją dla niego miłość!... — zawołała panna Verrière.<br> {{tab}}— Siłą mojej miłości zmuszę panią, iż kochać mnie będziesz... — odrzekł Desvignes.<br> {{tab}}— Tak więc, nic pana skłonić nie jest w stanie do zmienienia {{Korekta|zwego|swego}} zamiaru?<br> {{tab}}— Nic w świecie!<br> {{tab}}— Lecz zkąd to uporne postanowienie zaślubienia mnie, skoro pan wiesz, że ani serce moje, ani dusza nie będą nigdy do ciebie należały?<br> {{tab}}— Staną się one mojemi... później... wbrew woli pani. Będę się je starał pozyskać... Kocham cię bowiem szalenie!<br> {{tab}}— Ha! skoro pan masz tak silną, nieprzełamaną wolę i ja zarówno mam swoją — odpowiedziała Aniela, patrząc śmiało w oczy Arnoldowi. — Posłuchaj mnie pan i chciej zrozumieć, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1192|num=143}}co powiem... Jeżeli przyprowadzisz mnie do ostateczności, znajdę środek dla uchronienia się od ciebie...<br> {{tab}}Desvignes zbladł nagle.<br> {{tab}}— Nie... pani tego nie uczynisz!... — wyjąknął, składając ręce błagalnie.<br> {{tab}}— A! pan mnie zrozumiałeś nareszcie...<br> {{tab}}— Aby nie {{Korekta|zostaś|zostać}} mą żoną, pani chcesz umrzeć!...<br> {{tab}}— Tak! śmierć jest najpewniejszem schronieniem, jedynym środkiem, jaki mi przeciw tobie pozostaje. Użyję go... Bóg mi to przebaczy.<br> {{tab}}Arnold padł na kolana do stóp panny Verrière.<br> {{tab}}Łzy mu spływały po twarzy.<br> {{tab}}Zabójca Edmunda Béraud, ów nikczemnik, który bez wahania, bez wyrzutów sumienia popełnił tyle zbrodni, kochał i cierpiał prawdziwie.<br> {{tab}}— Nie! ja w to nie wierzę!... — wołał głosem, który głębokie łkania przerywały. — Nie! pani tego nie uczynisz. Dla czegóż byś tak okrutną być miała? Cóżem zawinił, by ściągnąć twoją nienawiść? Zachowam dla ciebie cały szacunek... najwyższą tkliwość... Będziesz dla mnie żoną tylko z nazwiska, do chwili, w której twe serce zjednać dla siebie zdołam. Nie chcę otrzymać twej ręki z woli ojca, lecz z własnej twej woli... Jedyną łaską, o jaką błagam, jest, abyś mi pozwoliła żyć obok {{Korekta|siecie|siebie}}... Miałażbyś być tyle okrutną, odmawiając mi nawet i tego? Miałażbyś mnie zabić, zabijając siebie?<br> {{tab}}Siostra Mary a uczuła litość dla tego człowieka, błagającega ze łzami jak dziecię, mimo że kryła dlań wstyd instynktowny, przeciw któremu długo walczyła.<br> {{tab}}— Nie! ty nie uciekniesz się do samobójstwa, do skandalu, drogie me dziecię, by umknąć przed przeznaczeniem — rzekła do Anieli. Życie nasze składa się z walk i cierpienia, do ich podźwignięcia należy nam mieć odwagę. Podnieś się pan, panie Desvignes, — dodała, zwracając się ku nikczemnikowi. — Moja kuzynka będzie posłuszną woli ojca. Ja ręczę za nią w tym razie.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1193|num=144}}{{tab}}Desvignes powstał.<br> {{tab}}— W tobie tylko, siostro, mam nadzieję... — rzekł głęboko wzruszony. — Licząc na twoje słowo, odchodzę.<br> {{tab}}Tu skłoniwszy się obu kobietom, wyszedł.<br> {{tab}}Aniela drżała, płacząc rzewnemi łzami.<br> {{tab}}— Czyliż naprawdę, dziecię ukochane — mówiła siostra Marya, biorąc ją w objęcia — czyliż myślałaś o śmierci dla uniknienia tego małżeństwa?<br> {{tab}}— A! jak dobrze byłoby umrzeć mi teraz!<br> {{tab}}— Zły czyn nigdy być dobrym nie może, a samobójstwo do rzędu takich należy. Zostań męczennicą raczej, a nie bądź występną! Podtrzyma cię wtedy własne twe sumienie, a jakkolwiekbądź wielkim byłby twój obowiązek do spełnienia, zobaczysz, że nie zbraknie ci siły do niego.<br> {{tab}}— A zatem idź na śmierć, zawyrokowana! — wyrzekła głucho Aniela. — Masz słuszność, kuzynko... — dodała po. chwili. — Na co myśleć o samobójstwie? Śmierć w takiej asystencyi wkrótce nadejdzie. Dziwię się nawet, jakim cudem ja jeszcze żyję? Bóg chce snadź, ażebym żyła, skoro po tylu cierpieniach jeszcze nie umarłam!<br> {{tab}}Tu biedne dziewczę wybuchnęło płaczem.<br> {{tab}}Nazajutrz po dniu tym, {{Korekta|Verrier|Verrière}} przybywszy do biura na ulicę La Peletier, znalazł list od sędziego, prowadzącego śledztwo w sprawie wynikłej w Indyjskim hotelu, w którym to liście wzywał bankiera, aby przybył do pałacu Sprawiedliwości tegoż dnia o godzinie drugiej w południe.<br> {{tab}}Mimo, iż {{Korekta|Verriere|Verrière}} przygotowanym był na owo wezwanie do sądu, zadrżał mimowolną obawą.<br> {{tab}}Czuł, iż czynnie nie należał do zbrodni, dokonanych przez Arnolda Desvignes, niemniej jednak był jego wspólnikiem. W takich warunkach nie mógł z czystem sumieniem, swobodnie stawić się przed obliczem sprawiedliwości.<br> {{tab}}— Cóż się tu stało? — zapytał Desvignes, spostrzegłszy pomieszanie swojego wspólnika.<br> {{tab}}{{Korekta|Verrièr|Verrière}} podał mu list, który Arnold przebiegł oczyma.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1194|num=145}}{{tab}}— No! to już ostatnia stacya — zawołał, usiłując się uśmiechnąć. Zostaniesz obwołany posiadaczem pięćdziesięciu jeden milionów, jakie przypadną w połowie tobie, a w połowie twej córce, z którą jutro podpisze kontrakt ślubny, pod regułą wspólności majątkowej. Dobiegamy celu nareszcie... Dla czegóż się niepokoisz? Wszak dobrze o tem wiedziałeś, że będziesz wezwanym. Zamkniesz listę spadkobierców.<br> {{tab}}— Lękam się...<br> {{tab}}— Lecz czego?<br> {{tab}}— Sam nie wiem. Dziwna niewytłómaczona owłada mną trwoga...<br> {{tab}}— Ależ to szaleństwo! Idź śmiało... a nadewszystko staraj się być spokojnym.<br> {{tab}}— Będę się starał...<br> {{tab}}— Pamiętaj o tem nieodwołalnie.<br> {{tab}}O naznaczonej godzinie, Verrière zaopatrzony odebranym listem, stawił się w gabinecie sędziego śledczego.<br> {{tab}}Został natychmiast wprowadzonym, a pełne uprzejmości przyjęcie ze strony sędziego, wprędce go uspokoiło.<br> {{tab}}Desvignes miał słuszność, chodziło tu tylko o dopełnienie prostej formalności.<br> {{tab}}Sędzia śledczy chciał mu odczytać testament Edmunda {{Korekta|Bèraut|Bèraud}}, powiadomić go o śmierci wszystkich współsukcesorów, przyznać zarówno bankierowi, jak jego córce, przypadający im prawnie spadek pięćdziesięciu milionów, oraz udzielić mu pozwolenie pochowania ciała Edmunda {{Korekta|Bèraut|Bèraud}}, wystawionego w trupiarni.<br> {{tab}}Verrière po posłuchaniu wyszedłszy z pałacu Sprawiedliwości, odetchnął, czując, jak gdyby mu ciężar spadł z piersi, i bez straty czasu udał się na ulicę Le Peletier, gdzie {{Korekta|Devignes|Desvignes}} oczekiwał na niego niecierpliwie i, wyznać trzeba, z niejaką obawą.<br> {{tab}}Jeden rzut oka na oblicze bankiera wystarczył, aby go uspokoić w tym względzie.<br> {{tab}}— No i cóż? — zapytał.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1195|num=146}}{{tab}}{{Korekta|Verrièr|Verrière}} opowiedział wszystko szczegółowo.<br> {{tab}}— Czy mogę — dodał — powiadomić o tem Anielę?<br> {{tab}}— Tak, opowiedz jej to dziś wieczorem. Jutro będziemy mieli dzień cały zajęty. Rano pogrzeb Edmunda {{Korekta|Bèraut|Bèraud}}, wieczorem podpisanie ślubnego kontraktu. Czy będziesz na pogrzebie? — zapytał bankier wspólnika.<br> {{tab}}— Dlaczego nie? — odrzekł Arnold z przerażającym cynizmem.<br> {{tab}}W kilka godzin później panna Verrière dowiedziała się w Malnoue z ust swego ojca, iż została spadkobierczynią połowy ogromnego majątku, oraz, iż morderca Edmunda {{Korekta|Bèraut|Bèraud}}, po którym ów milionowy spadek pochodził, wymierzył sobie sam sprawiedliwość, oskarżywszy się poprzednio przed sądem.<br> {{tab}}Obrzęd pogrzebowy odbył się nazajutrz o rannej godzinie w obecności Verrièra, Arnolda Desvignes, Anieli i siostry Maryi, poczem wrócono do Malnoue, gdzie wspaniały obiad miał poprzedzić czytanie i podpis ślubnego kontraktu.<br> {{tab}}O dziewiątej wieczorem przybył notaryusz wraz ze swym sekretarzem.<br> {{tab}}Powstano od stołu i wszyscy obecni zebrali się w salonie.<br> {{tab}}Panna Verrière, blada jak marmurowa statua, milczącą była i obojętną na wszystko, co się wkoło niej dzieje.<br> {{tab}}Przyjęła spełnienie ofiary, gotową będąc pójść do ołtarza, jak idzie pod topór kata na śmierć skazany.<br> {{tab}}Czytanie kontraktu krótko trwało. Zastrzeżoną tu była reguła wspólności majątkowej, tak dla obojga małżonków, jako i ich następców w prostej linii aż do ostatniego z żyjących, na którego przelanem być miało prawo własności milionów, nadające mężowi nowozaślubionej bezwzględną moc rozrządzania temiż bez kontroli.<br> {{tab}}{{Korekta|Verièr|Veerière}} powiadomił obecnych, że zaślubiny nastąpią w sześć dni później, w Merostwie i kościele Malnoue, a zaproszeni, czując nad sobą ciążącą atmosferę smutku, wiejącego od panny Verrière, wkrótce opuścili zamek.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1196|num=147}}{{tab}}Aniela, pragnąc w osamotnieniu dać łzom swobodę, odeszła do swoich pokojów wraz z siostrą Maryą.<br> {{tab}}Co rano młoda zakonnica, wychodząc po mszy z parafialnego kościoła, przechodziła około domku wiejskiego posłańca, który za znacznem wynagrodzeniem zobowiązał się przechowywać u siebie listy do niej adresowane, których przyjmowania nadal, jak wiemy, odmówił proboszcz w Malnoue.<br> {{tab}}Nie odgadując przyczyny milczenia Misticota, miała nadzieję, że prędzej lub później chłopiec do niej napisze, a ów list jego, kto wie, czyli nie wpłynie na zmianę sytuacyi.<br> {{tab}}Nazajutrz po podpisaniu kontraktu siostra Marya, jak zwykle, wracając z kościoła, wstąpiła do domku wiejskiego posłańca, położonego u wzgórza wioski.<br> {{tab}}Żona owego listonosza stała na progu mieszkania.<br> {{tab}}Spostrzegłszy zakonnicę, gestem ją przywalała.<br> {{tab}}Siostra Marya, pełna radości, przybiegła.<br> {{tab}}Miałażby nadejść tak upragniona oddawna wiadomość?<br> {{tab}}— Wejdź... wejdź jak najprędzej, ma siostro... — wołała kobieta. — Mój mąż zostawił tu list dla ciebie.<br> {{tab}}I poprzedzając zakonnicę, weszła do izby, gdzie wyjąwszy list z szufladki, podała go jej.<br> {{tab}}Siostra Marya pochwyciła go drżącą ręką, a spojrzawszy na adres, wydała okrzyk radości.<br> {{tab}}Poznała pismo Misticota.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXVIII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Czytelnicy nasi, sądzimy, nie zapomnieli, że na skalistem wybrzeżu Plymouth znaleziono leżącego bez życia, z ciałem przebitem kulami biednego sprzedawcę medalików.<br> {{tab}}Przeniesiony do infirmeryi komory celnej, został powierzony staraniom angielskiego chirurga.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1197|num=148}}{{tab}}Ów chirurg był człowiekiem, nader zręcznym w swej sztuce, a obok tego zacnym i pełnym ludzkości.<br> {{tab}}Z dwóch przyczyn gorąco pragnął ocalić ranionego.<br> {{tab}}Najprzód dla wypełnienia swego lekarskiego obowiązku, a następnie, dla wyświetlenia tajemnicy, jaka niezmiernie go intrygowała.<br> {{tab}}Kim mógł być ów młody chłopiec bez żadnych osobistych papierów, bez pieniędzy, którego powierzchowność nie wzbudzała żadnych podejrzeń, który wylądował sam jeden wśród nocy jak kontrabandzista i którego wyrzucono na wybrzeże, jakoby osobistość, której pozbyć się chciano?<br> {{tab}}Ów chirurg, którego trudność ocalenia chorego zamiast zniechęcać, dodawała mu odwagi, dokonywał cudów, rzec można, spędzając bezsenne noce przy łożu ranionego.<br> {{tab}}Po upływie ośmiu dni zaczął wierzyć w pomyślny skutek swych starań.<br> {{tab}}Gorączka zmieniona w malignę, a trwająca, przez cały tydzień, mogła lada chwila zabić chorego.<br> {{tab}}Po ośmiu dniach niebezpieczeństwo minęło, nie wolno było Misticot’owi rzec słowa.<br> {{tab}}Zresztą ani chirurg, ani przedstawiciele władz cywilnych badać go nie mieli prawa.<br> {{tab}}Stanisław Dumay, odzyskawszy przytomność, przypomniał sobie o wszystkiem, co zaszło. Rozmyślał, badał i przekonał się nareszcie, że wpadł w zastawione na siebie sidła.<br> {{tab}}Gestem zażądał, by mu {{Korekta|podauo|podano}} walizę, w której miał pieniądze.<br> {{tab}}Podano mu znalezioną przy nim na wybrzeżu, w której poznał należącą do swego towarzysza.<br> {{tab}}Według wszelkiego prawdopodobieństwa owa zamiana nie była wynikiem błędu.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1198|num=149}}{{tab}}Misticot chciał pytać. Nakazano mu milczenie.<br> {{tab}}Wskazał, że chce pisać.<br> {{tab}}Wydany zakaz na to nie pozwalał.<br> {{tab}}Wokoło niego mówiono tylko po angielsku. Chirurg jedynie znał język francuski i mógł w nim poprowadzić rozmowę.<br> {{tab}}Łatwo pojmiemy, że biedny chłopiec skazany na bezwzględne milczenie, dręczył się straszliwie, stawiając sobie mnóstwo pytań nierozwiązalnych.<br> {{tab}}Co się działo w zaniku de Malnoue podczas jego choroby?<br> {{tab}}Co robią Desvignes, Wiljam Scot i Trilby? Co się dzieje z siostrą Maryą i panną Verrière, tak strasznem zagrożoną nieszczęściem?<br> {{tab}}Co one myślą o nim? Czy nie biorą jego milczenia za zdradę?<br> {{tab}}Jak on się wydobędzie z położenia, w jakiem się znajdował?<br> {{tab}}Wreszcie chirurg osądził, że chory, a raczej rekonwalescent może być badanym.<br> {{tab}}Powiadomił o tem urzędnika, mającego śledztwo prowadzić, ofiarując się być tłumaczem w tej sprawie, co z wdzięcznością przyjętem zostało.<br> {{tab}}Na pierwsze zadane sobie pytanie, Misticot odpowiedział, iż potrzebując udać się do Plymouth skorzystał z towarzystwa jakiegoś podróżnego, z którym się w drodze zapoznał.<br> {{tab}}— W jakim celu przybyłeś do Plymouth? — pytał go urzędnik.<br> {{tab}}— W celu widzenia się z panem Peterson.<br> {{tab}}— Znasz go więc?<br> {{tab}}— Nie, ale potrzebowałem właśnie z nim zapoznać się.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1199|num=150}}{{tab}}— Jakiż interes miałeś u niego? Tłómacz się jasno.<br> {{tab}}Chłopiec, nie mając potrzeby zachowywania tajemnicy, opowiedział w krótkości cel swojej podróży, a zarazem i objaśnienia, jakie pragnął otrzymać od pana Peterson.<br> {{tab}}Chodziło o zdemaskowanie występnego człowieka, zbrodniarza być może, który przywłaszczył sobie cudze nazwisko, jakiego nosić nie miał prawa, nazwisko Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}Jasność opowiadania młodego chłopca, utrwaliła wiarę w urzędniku, który go badał. Widocznie nie był on przemytnikiem, ani też żadną osobistością podejrzaną.<br> {{tab}}Nie było zatem powodu zatrzymywania go dłużej i urzędnik oświadczył Miticot’owi, że zostanie wypuszczonym na wolność.<br> {{tab}}— Mogę teraz napisać do Francyi? — zapytał chirurga.<br> {{tab}}— Bez wątpienia.<br> {{tab}}— Uczynię to po zobaczeniu się z panem Petersonem. Mógłżebym dziś się z nim widzieć?<br> {{tab}}— Dziś... nie! Pora już nazbyt spóźniona; zresztą, potrzebujesz spoczynku. Obiecuję ci jednak pójść jutro do pana Petersona, którego znam osobiście i przyprowadzę go tu do ciebie, ponieważ nie pozwalani ci jeszcze podnosić się z łóżka.<br> {{tab}}Uspokojony tą obietnicą Misticot noc przespał dobrze.<br> {{tab}}Nazajutrz około jedenastej, wszedł do niego chirurg w towarzystwie dżentelmena, w sędziwym już wieku, o nader łagodnej powierzchowności.<br> {{tab}}— Pan Jerzy Petersom... — rzekł lekarz — starszy z dwóch braci, a przebywający obecnie w Plymouth, raczył tu przyjść do ciebie me dziecię.<br> {{tab}}Jerzy Peterson mówił po francusku.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1200|num=151}}{{tab}}— Cóż chciałeś się dowiedzieć mój chłopcze — zapytał — o panu Arnoldzie Desvignes, który był u nas inżynierem?<br> {{tab}}— Przedewszystkiem, czy ów pan Arnold Desvignes pochodził z Blèvè? — odparł Misticot.<br> {{tab}}— Tak, niezawodnie.<br> {{tab}}— Służył w wojsku?<br> {{tab}}— Przez rok jeden.<br> {{tab}}— Obciąłbym panu przedstawić — rzekł chłopiec — fotografię osobistości o której mówimy, nieszczęściem jednak ta fotografia ukradzioną mi została wraz z walizą.<br> {{tab}}— Peterson otworzywszy konotatnik, dobył zeń kartę, jaką przedstawił Misticot’owi.<br> {{tab}}— Nie jestże ten portret podobny do tamtego? — zapytał.<br> {{tab}}— Ach! ten sam panie... ten sam! — wołał mały sprzedawca medalików.<br> {{tab}}— Został mi on ofiarowany przez inżyniera Arnolda Desvignes pracującego w naszych przemysłowych zakładach. Oto jego dedykacya na odwrotnej stronie — rzekł Peterson: — Ów, który przywłaszczył sobie jego nazwisko, a nie jest podobnym do tego portretu, to prosty oszust, bądź pewnym. Wskażę ci na to jeszcze inne dowody.<br> {{tab}}— Inne dowody? — powtórzył chłopiec.<br> {{tab}}— Tak. Gdzież się znajduje obecnie ów człowiek, mianujący się Arnoldem Desvignes?<br> {{tab}}— Przebywa w Paryżu.<br> {{tab}}— W Paryżu?<br> {{tab}}— Tak... jest on bankierem, bardzo bogatym, wspólnikiem Juliana Verrière, którego córkę chce właśnie zaślubić.<br> {{tab}}— Jeśli ów łotr jest tak bogatym jak mówisz, to z pewnością ukradł komuś majątek, jak temu ukradł nazwisko. {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1201|num=152}}Prawdziwy Arnold Desyignes zamieszkuje obecnie w Tulonie, gdzie uległ atakowi cholery, w chwili, gdy miał za pewną, ważną sprawą jechać do Kalkuty. Sprawa ta, skutkiem jego opóźnienia chybiła i pisał do mnie właśnie przed dziesięcioma dniami, czylibym go nieprzyjął w poczet moich pracowników.<br> {{tab}}— Pan posiadasz ten list?<br> {{tab}}— Oto jest... ale pisany w angielskim języku.<br> {{tab}}— I pan powiadasz, że Arnold Desyignes dotąd przebywa w Tulonie?<br> {{tab}}— Tak; mieszka w Hotelu nad Starymi Pontem. Telegrafowałem do niego, że może powracać skoro wyzdrowieje, znajdzie dla siebie miejsce w moich zakładach.<br> {{tab}}— Panie doktorze! — zawołał Misticot — ja muszę natychmiast jechać do Paryża.<br> {{tab}}— To niepodobna me dziecię... — rzekł chirurg — nie zniósłbyś trudów podróży. Jazda morzem i drogą żelazną, zniszczyłaby w kilku godzinach to, co z takim trudem osiągnąć zdołałem.<br> {{tab}}— Lecz przez ten czas, przez jaki tu pozostanę, kto wie, czy ów nikczemnik, ów fałszywy Desyignes nie dopnie swojego celu?...<br> {{tab}}— Napisz bezzwłocznie do osób interesowanych, aby uprzedzić ich o tem. List przybędzie równie szybko jak gdybyś ty sam mógł przybyć — rzekł Peterson. — Co do mnie, jeżeli zechcesz, mogę napisać do Arnolda Desyignes do Tulonu, powiadomić go o tem co zaszło.<br> {{tab}}— Z nim to pragnąłbym widzieć się osobiście — odrzekł Misticot. — Wszak ktoś inny w tem mnie zastąpi. Proszę o papier... pióro... — wołał z gorączkowym pośpiechem. — Napisać chcę list jaknajprędzej.<br> {{tab}}Przyniesiono chłopcu to wszystko, a on siadłszy na łóżku kreślił co następuje:<br><br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1202|num=153}}{{f|align=left|lewy=40%|„Szanowna siostro Maryo!|po=8px}} {{f...|lewy=5%}}{{tab}}„Co sądzisz o mojem tak długiem milczeniu? Nastąpiło ono pomimo woli. Stałem się ofiarą naprzód przygotowanego zamachu, który jestem pewien wyniknął wskutek danych poleceń przez pana Arnolda Desvignes.“<br> {{tab}}„Od miesiąca leżę w szpitalu komory celnej, w Plymouth, okradziony przez tych, którzy pragnęli mej śmierci... Cud to prawdziwy, że jeszcze żyję, ale nie o mnie tu chodzi.“<br> {{tab}}„Piszę do ciebie siostro, aby cię powiadomić, jeżeli czas jest jeszcze, o strasznem niebezpieczeństwie, jakie zagraża pannie Anieli.“<br> {{tab}}„Nie omyliliśmy się bynajmniej. Arnold Desvignes jest fałszerzem, mordercą, jeśli nie czynnym, to wskutek wydawanych rozkazów swoim wspólnikom, słowem, jest ostatnim z nędzników. On ukradł nazwisko Desvignes, w jakimś tajemniczym celu; ukradł je człowiekowi, który dotąd żyje, a o którym bezwątpienia sądził, że umarł.“<br> {{tab}}„Trzeba się śpieszyć droga siostro Maryo, odnaleść tamtego człowieka i stawić go w obecności podrobionego Arnolda Desvignes. On jeden tylko może ocalić pannę Anielę, demaskując zbrodniarza.“<br> {{tab}}„Znajdziesz go siostro w Tulonie, przychodzącego do zdrowia, po długiej i niebezpiecznej chorobie, w ''Hotelu nad Starym Portem''“<br> {{tab}}„Przybywaj co prędzej, ponieważ mnie z łóżka podnieść się niepodobna. Śpiesz się... śpiesz, zaklinam, ponieważ w pomienionych okolicznościach, czas liczy się na minuty, sekundy. Skoro tylko będę mógł wyjechać, powrócę do Paryża, aby połączyć się z tobą.“<br> {{tab}}„Jestem tu pozostawiony bez grosza; żyję z łaski i miłosierdzia szpitala.“<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1203|num=154}}{{tab}}„Oby Bóg dał, droga siostro Maryo, abym ci mógł być przydatnym w tej sprawie. Zostaję na zawsze twym wiernym, małym sługą, z najwyższym dla Ciebie szacunkiem i poświęceniem.“{{...f}} {{f|align=right|prawy=10%|Stanisław Dumay.“}}<br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXIX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Taką była treść listu, oddanego siostrze Maryi przez żonę posłańca z Malnoue.<br> {{tab}}Czytała go młoda zakonnica ze wzrastającą radością.<br> {{tab}}Wróciwszy do zamku, udała się bezzwłocznie do pokojów Anieli.<br> {{tab}}— Otrzymałam wiadomość... — rzekła wzruszonym głosem.<br> {{tab}}— Czy dobrą przynajmniej? — pytało dziewczę z obawą.<br> {{tab}}— Przewyższającą wszelkie nasze nadzieje! Zamknij drzwi na klucz, drogie dziecię — dodała — nie chcę aby nas kto podsłuchał; bierz i czytaj!<br> {{tab}}Tu podała swojej kuzynce list Misticot’a, wołając:<br> {{tab}}— Ach! czytaj... czytaj prędko!<br> {{tab}}Aniela list czytać zaczęła.<br> {{tab}}W miarę czytania, na jej obliczu malowało się przerażenie.<br> {{tab}}— Fałszerz!... morderca... ach! nędznik!.. — szepnęła po przeczytaniu listu. — I ojciec... mój ojciec, chciał mnie oddać takiemu człowiekowi... To straszne!..<br> {{tab}}— Straszne... to prawda, lecz ocaloną zostałaś!<br> {{tab}}— Cóż zrobisz kuzynko?<br> {{tab}}— Jakto... nie odgadujesz? — rzekła siostra Marya. — Byłyśmy zwyciężone... Cóż trzeba zrobić, by pogrom zmienić w zwycięztwo? Zdemaskować podrobionego Arnolda Desvi- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1204|num=155}}gnes, to znaczy, stawić go w obec człowieka, któremu skradł nazwisko, w jakimś nieznanym nam celu. Tego właśnie ja chcę, ja potrzebuję uczynić, a mój wuj jeżeli nie jest jego wspólnikiem, w co radabym wierzyć, straci odrazu wszelkie dla tego nikczemnika złudzenia. Za parę godzin, będę już w drodze do Tulonu. Ach! drogie dziecię, ja cię ocalę... przysięgam!<br> {{tab}}— Zatem chcesz jechać? — pytała panna Verrrière.<br> {{tab}}— Pierwszym z odchodzących pociągów.<br> {{tab}}— Lecz czemże upozorujesz swój wyjazd?<br> {{tab}}— Czem? Nie jestżem wolną? Zresztą najłatwiej powiedzieć, że wyjeżdżam wskutek odebranego rozkazu z naszego religijnego Stowarzyszenia. Bóg mi przebaczy to kłamstwo niewinne.<br> {{tab}}— Ach! jakżeś dobrą, kuzynko!.. — zawołała panna Verrière, rzucając się w objęcia zakonnicy.<br> {{tab}}— No... uspokójmy się obie. Powiedz mi, czy wuj wyjechał do Paryża?<br> {{tab}}— Tak... z tym nikczemnikiem, noszącym nazwisko Arnolda Desvignes.<br> {{tab}}— Tem lepiej... To mi pozwoli uniknąć wszelkich szczegółowych objaśnień. Idźmy na śniadanie, poczem przygotuję moją walizę i jadę!<br> {{tab}}— Już?<br> {{tab}}— Bezwątpienia. Spieszyć mi się należy, tem więcej, iż wypadnie zatrzymać mi się w Paryżu, dla przesłania pieniędzy temu biednemu Stanisławowi Dumay.<br> {{tab}}— Lecz cóż ja powiem, gdy ojciec badać mnie pocznie o przyczynę twej nieobecności?<br> {{tab}}— Odpowiesz, że przełożona naszego Zgromadzenia wezwała mnie do siebie... Panuj nad sobą... Nie daj niczem poznać swoich nadziei, które w krótkim czasie w pewność się zamienią. Przygotowuj się jak gdyby oznaczone małżeń- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1205|num=156}}stwo spełnić się miało, niech ci wystarczy wiedzieć drogie dziecię, że teraz nie masz się czego obawiać.<br> {{tab}}— Ach! ależ wspomnij, że te przeklęte zaślubiny za sześć dni odbyć się mają! — zawołała panna Verrière.<br> {{tab}}— Zatem, w przypuszczeniu nawet mogących nastąpić w drodze opóźnień, powrócę w ciągu dni pięciu, najdalej. Odkryję z dowodami w ręku przeszłość tego nędznika, któremu sądy straszną wymierzą sprawiedliwość!..<br> {{tab}}Tu obie kuzynki zjadłszy śpieszno śniadanie, po serdecznem uściśnieniu się, rozdzieliły się z sobą.<br> {{tab}}Siostra Marya pojechała na stacyę Villièrs-Sur-Marne.<br> {{tab}}Na samo południe stanęła w Paryżu.<br> {{tab}}Przedewszystkiem udała się na pocztę, dla przesłania Stanisław! Dumay, tysiąca franków do szpitala Komory Celnej w Plymouth wraz z depeszą następującej treści:<br> {{f|align=left|lewy=10%|{{tab}}„wiadome małżeństwo ma nastąpić w ciągu dni pięciu. Wracaj jak najprędzej. Jadę bezzwłocznie do Tulonu.“}} {{f|align=right|prawy=10%|Siostra Mąrya.“|po=8px}} {{tab}}Wyekspedycwawszy to, zakonnica, kazała się zawieść na stacyę Liońskiej drogi żelaznej, spodziewając się, że pociąg odejdzie po południu, zawiodła ją jednak nadzieja.<br> {{tab}}Pociąg wyruszał dopiero o godzinie siódmej, minut piętnaście, wieczorem. Potrzeba było więc czekać i oczekiwała, a minuty zdawały się jej być długiemi, jak wieki całe.<br> {{tab}}Około siódmej, Verrière, wraz z Arnoldem Desvignes przybyli na obiad do Malnoue.<br> {{tab}}Aniela spędziła w swoich pokojach całe przedpołudnie, prosząc Boga, aby pobłogosławił staraniom jej kuzynki.<br> {{tab}}Uzbroiwszy się w odwagę, zeszła na przyjęcie obudwóch mężczyzn do salonu.<br> {{tab}}Ojciec podszedłszy ku niej, uściskał ją.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1206|num=157}}{{tab}}Biedne dziewczę zadrżało pod tym uściskiem.<br> {{tab}}Arnold, ukłoniwszy się, ujął jej rękę na której złożył pocałunek.<br> {{tab}}Nie usunęła jej panna Verrière, posłuszna zleceniom zakonnicy, starając się pokryć o ile zdołała wstręt, jaki czuła dla tego człowieka.<br> {{tab}}— Jeszcze pięć dni oczekiwania — wyszepnął z cicha nikczemnik — szósty dzień, będzie dli mnie dniem najwyższego szczęścia. Lecz pani jesteś cierpiącą? — dodał, bacznie się w nią wpatrując — twa ręka zlodowaciała!..<br> {{tab}}— Cierpiącą... nie! — odrzekło dziewczę — lecz smutną, stroskaną.<br> {{tab}}— Zkąd... o co? — zapytał Verrière.<br> {{tab}}— Moja kuzynka dziś rano odjechała.<br> {{tab}}W tych kilku wyrzeczonych krótko przez Anielę wyrazach, Desvignes dosłyszał jakoby dźwięk żałobnego dzwonu, oznajmującego katastrofę.<br> {{tab}}Przeczucie nieszczęścia nim owładnęło.<br> {{tab}}— Jakto... siostra Marya wyjechała? — zawołał bankier.<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Gdzie... po co?<br> {{tab}}— Nie wiem. Wezwana przez Zgromadzenie sióstr Miłosierdzia, odjechać musiała.<br> {{tab}}— I tak bezzwłocznie... w jednej chwili? — dodał Arnold — wpatrując się badawczo w oblicze panny Verrière.<br> {{tab}}— W rzeczy samej... to dziwne — rzekł bankier.<br> {{tab}}— List był krótkim, wzywał ją do domu Zgromadzenia sióstr, bez żadnych objaśnień.<br> {{tab}}— Lecz w każdym razie będzie pisała do ciebie.<br> {{tab}}— Przyrzekła mi to i dotrzyma, mam nadzieję.<br> {{tab}}Oznajmienie, iż obiad na stole, przerwała powyższą rozmowę.<br> {{tab}}W jadalni nie było już mowy o zakonnicy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1207|num=158}}{{tab}}Desvignes, siedział milczący, i nie jadł nic prawie.<br> {{tab}}Zapytywał z trwogą sam siebie, co w sobie ukrywał ów nagły wyjazd, podobny do ucieczki, i w owej to chwili żałował śmierci Scota i Trilbego.<br> {{tab}}Ci dwaj jego wspólnicy, rzuceni na ślady siostry Maryi, mogli byli powstrzymać niebezpieczeństwo jakie {{Korekta|instyktownie|instynktownie}} odgadywał.<br> {{tab}}Nagle, jakaś myśl widocznie przebiegła jego umysł wzburzony, niosąc mu uspokojenie.<br> {{tab}}Oblicze jego wypogodziło się.<br> {{tab}}Obiad ukończono w milczeniu.<br> {{tab}}Po obiedzie, panna Verrière wróciła do swego apartamentu.<br> {{tab}}Verrière z Arnoldem wypaliwszy cygara wyszli do parku.<br> {{tab}}— Mój przyjacielu — rzekł Desvignes do swego wspólnika, gdy się znaleźli w pewnej od domu odległości — coś się tu dzieje niezwykłego.<br> {{tab}}— Chcesz znowu wbić mi gwóźdź w głowę i straszyć mnie — rzekł bankier. — Co się ma dziać? Wyobrażasz sobie to, co nie istnieje.<br> {{tab}}— Ów nagły wyjazd siostry Maryi niepokoi mnie.<br> {{tab}}— Dlaczego? Wszakżeś mnie upewnił, że droga jest wolną, stoi przed nami otworem bez żadnej przeszkody.<br> {{tab}}— Tak... powiedziałem to prawda. Lękam się jednak, czym się nie omylił? Mam przekonanie, iż w chwili tej grozi nam jakieś niebezpieczeństwo... niebezpieczeństwo, jakiego nie przewidziałem, którego nie znam, lecz wiem, że ono istnieje. Moje przeczucia mi o tem mówią, a one mnie nigdy jeszcze niezawiodły! Zresztą wiesz dobrze, że jesteśmy zsolidaryzowani wspólnie w tej sprawie... W razie wykrycia, mnie czeka rusztowanie i topór gilotyny, a ciebie galery...<br> {{tab}}Verrière drżał cały.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1208|num=159}}{{tab}}— Lecz czyż nie można zażegnać tego niebezpieczeństwa gdyby istniało w rzeczy samej? — wyjąknął przytłumionym głosem.<br> {{tab}}— Zażegnać... możeby można...<br> {{tab}}— W jaki {{Korekta|sdosób|sposób}}?<br> {{tab}}— Ze strony siostry Maryi jedynie grozi nam niebezpieczeństwo...<br> {{tab}}— Tak sądzisz?<br> {{tab}}— Jestem tego pewny. Twoja siostrzenica nienawidziła mnie i okazywała mi to jawnie, przy każdej sposobności. Radaby była mnie zgubić, gdybym został narzeczonym jej kuzynki, którą kocha nad wyraz. Inaczej by było, gdybym w miejscu narzeczonego, był mężem twej córki. W takim razie, {{Korekta|zawachałaby|zawahałaby}} się w swoich zamiarach i cofnęła.<br> {{tab}}— Wszakże masz zostać mężem Anieli w ciągu dni sześciu.<br> {{tab}}— Sześć dni, to przeciąg czasu za długi. Przed sześcioma dniami piorun wypaść może, i obu nas zabić!..<br> {{tab}}— Co począć więc?<br> {{tab}}— Przyśpieszyć małżeństwo.<br> {{tab}}— Lecz czy podobna?<br> {{tab}}— Nie ma niepodobieństwa w potrzebie. Twe listy, zapraszające na zaślubiny, są gotowemi. Zmień tylko w nich datę i napisz sobotę, w miejsce poniedziałku. Ani mer, ani proboszcz z Malnoue nie stawią przeszkody.<br> {{tab}}— Ale Aniela?<br> {{tab}}— Będzie posłuszną, zarówno w sobotę, jak i w poniedziałek. Jakaś zmyślona podróż w którą masz się wybrać posłuży za pozór do zmiany tej daty.<br> {{tab}}— Ha! skoro tak sobie życzysz... uczynię. Dziś w wieczór powiadomię o tem córkę.<br> {{tab}}— Ani się waż!.. — zawołał Desvignes.<br> {{tab}}— Wszak ona potrzebuje o tem wiedzieć dla uczynienia przygotowań?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1209|num=160}}{{tab}}— Niepotrzeba. Pójdź sam do szwaczki i innych dostarczycieli. Bądź szczodrobliwym w zapłacie, a usłużą ci według życzenia. W przeddzień dopiero powiadomimy o wszystkiem moją narzeczoną. Zrozumiałeś... nieprawda?<br> {{tab}}— Zrozumiałem i zastosuję się do tego. {{kropki-hr}} {{tab}}Siostra Marya wysiadła z pociągu drogi żelaznej w Marsylii, o jedenastej minut czterdzieści w południe, a wsiadłszy natychmiast w pociąg, odchodzący do Tulonu, przybyła tamże na godzinę drugą.<br> {{tab}}Złamaną była znużeniem, lecz na to nie zważała wcale.<br> {{tab}}Nadzieja zdemaskowania nędznika i ocalenia Anieli, zdwajała jej energię i dodawała jej siły.<br> {{tab}}Nie spocząwszy ani na chwilę, prosiła o wskazanie sobie ''Hotelu nad Starym Portem'' i bezzwłocznie się tam udała.<br> {{tab}}Teraz to po raz pierwszy od wyjazdu swego z Malnoue poczęła ją obejmować obawa.<br> {{tab}}A jeżeli Misticot źle był powiadomionym? — myślała. — Jeżeli ów Arnold Desvignes o którym chłopiec pisał w swym liście nie znajdował się w ''Hotelu nad Starym Portem'', lub nie był człowiekiem, któryby miał prawo powiedzieć wspólnikowi Verrèera:<br> {{tab}}— Ukradłeś mi moje nazwisko! Jesteś fałszerzem!..<br> {{tab}}Rozmyślając nad tem wszystkiem, przybyła mocno zaniepokojona przed ów dom zajezdny.<br> {{tab}}Był to stary budynek, jednakże dobrze i schludnie utrzymywany.<br> {{tab}}Siostra Marya weszła z bijącem sercem do biura hotelowego, gdzie zastała siedzącą kobietę w średnim wieku.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1210|num=161}}{{tab}}— Czego życzysz sobie, siostro? — taż zapytała.<br> {{tab}}— Czy zamieszkuje w tym tu hotelu osobistość nazwiskiem Arnold Desvignes? — pytała zakonnica.<br> {{tab}}— Tak, zamieszkiwał tu podróżny tego nazwiska.<br> {{tab}}— Zamieszkiwał... a więc go nie ma — zawołała z trwogą siostra Marya.<br> {{tab}}— Nie ma go, siostro. Pan Desvignes wróciwszy do zdrowia po ciężkiej chorobie jaką tu przebył, wyjechał od pięciu dni.<br> {{tab}}— Wyjechał?... wyjechali lecz gdzie?<br> {{tab}}— Do Anglii.<br> {{tab}}— Ach! jakaż straszna przeciwność... a raczej nieszczęście — szepnęła z rozpaczą zakonnica. — Zdaje się, iż Bóg nas opuszcza!<br> {{tab}}— Zatem pragnęłaś siostro w jakimś ważnym celu zobaczyć się z panem Desvignes?<br> {{tab}}— Ach! w ważniejszym niż pani możesz sądzić. Wystarczyłaby mi jedna chwila widzenia się z nim dla powstrzymania strasznego niebezpieczeństwa, jakie zagraża ukochanej przezemnie osobie! Przybyłam tu z Paryża dlatego umyślnie pełna nadziei, a teraz widzę się być rozbrojoną, bezsilną! Ach! czy pani nie wiesz przynajmniej, do którego z miast Anglii wyjechał pan Desvignes?<br> {{tab}}— Nie wiem tego.<br> {{tab}}— A więc nie mam nawet sposobu przesłania mu depeszy... Żadnego środka ratunku... Żadnej nadziei!.. Och Boże... Boże! jakże straszliwie doświadczasz to biedne dziecię!<br> {{tab}}I mimo zwykłej siły i odwagi, zakonnica wybuchnęła łkaniem.<br> {{tab}}— Odwagi siostro... odwagi! — rzekła zarządzająca hotelem. — Bóg może ci zesłać niespodziewaną pomoc.<br> {{tab}}— Odwagi... o! tak... masz pani słuszność, potrzeba mi jej wiele... a na nieszczęście nie posiadam jej już — odparła {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1211|num=162}}zakonnica. I pożegnawszy zarządzającą, wyszła blada, chwiejąca się z hotelu.<br> {{tab}}Teraz to uczuła dotkliwy ból w głowie i całą moc owładającego nią znużenia, jakie ją bezwładną czyniło.<br> {{tab}}— Co począć... co począć? — powtarzała, idąc bezwiednie, automatycznym krokiem ku stacyi drogi żelaznej.<br> {{tab}}Odszukiwała w myślach jakiegoś punktu ocalenia, a znaleść nie mogła go wcale.<br> {{tab}}Jechać do Anglii? Ale gdzie... po co? skoro nie wiedziała czy Arnold Desvignes przebywa w Londynie, lub jakiem innem mieście?<br> {{tab}}Smutna, zniechęcona, wsiadła na pociąg jadący do Marsylii.<br> {{tab}}Nie mogąc ocalić Anieli, jak tego pragnęła, rada była przynajmniej znaleść się przy niej jak najprędzej, osłonić ją swoją obecnością, tą obecnością zbyt słabą i niedostateczną teraz niestety.<br> {{tab}}Przybywszy do Marsylii, postanowiła wyjechać wieczornym pociągiem, tak, aby nazajutrz rano mogła stanąć już w Paryżu. Korzystając z czasu, weszła do kościoła i modlić się zaczęła.<br> {{tab}}Wzmocniona modlitwą, szła zwolna na stacyę, gdy w połowie drogi nagle się zatrzymała, drżąc cała, objęta gwałtownem wzruszeniem.<br> {{tab}}O kilka kroków naprzeciw siebie spostrzegła idącego młodego oficera, w uniformie porucznika artyleryi, bladego, wychudłego, wspierającego się na lasce.<br> {{tab}}Oficer ów, postępując z trudnością, wolno zbliżał się ku niej.<br> {{tab}}Gdy nadszedł, siostra Marya w tył się cofnęła i wznosząc ręce ku niebu, zawołała:<br> {{tab}}— Emil Vandame!..<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1212|num=163}}{{tab}} Porucznik podniósł głowę, patrząc na osobistość, która wymieniła jego nazwisko. Twarz jego nagle zapromieniała niewysłowioną radością i wykrzyknął:<br> {{tab}}— Siostra Marya... siostra Marya!..<br> {{tab}}— Widzę cię przed sobą... słyszę mówiącego... a zapytuję siebie czy nie śnię? — odpowiedziała zakonnica, chwytając za rękę Vandame’a. Ty... ty... więc żyjesz?<br> {{tab}}Oblicze oficera chwilowo radością opromienione, nagle sposępniało.<br> {{tab}}— Tak... żyję! — rzekł smutno. — Bóg nie chciał jeszcze mnie zabrać!<br> {{tab}}— Ach! dzięki Mu... dzięki, że cię zachował! Aniela tak potrzebuje widzieć się z tobą!<br> {{tab}}— Aniela... — powtórzył Vandame z westchnieniem, podczas gdy jego oczy zapełniły się łzami.<br> {{tab}}— Tak, Aniela... równie jak ja... jak wszyscy, którzy sądziliśmy, żeś umarł.<br> {{tab}}— Wiem o tem... — rzekł Vandame... — spisano nawet akt mojej śmierci... Przed tygodniem dopiero błąd ów spostrzeżono... Lecz mniejsza z tem... Nie o mnie tu chodzi... Mów mi... mów siostro o Anieli...<br> {{tab}}— Wyobraź sobie, że byłam pogrążoną w rozpaczy — mówiła zakonnica. Wołałam: Bóg nas opuścił! Ach! było to bluźnierstwem, a w każdym razie co najmniej myślą występną, ponieważ teraz gdym cię odnalazła, Aniela ocaloną zostanie!..<br> {{tab}}— Ocaloną?<br> {{tab}}— Tak... dzięki tobie. Ona zawdzięczać ci będzie swoje zbawienie... swe życie... swe szczęście! Jak wątpić o tem, skoro żyjącym cię odnalazłam?.. gdy Bóg spotkać mi ciebie pozwolił... Ach! jak widoczną tu Jego dobrotliwa ręka!<br> {{tab}}— Aniela kocha mnie zawsze?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1213|num=164}}{{tab}}— Czy ona cię kocha... jak możesz pytać o to? Sądzisz więc, że ona należy do tych płochych kobiet, które dziś oddawszy komu swe serce, nazajutrz je odbierają? Pomyśl, ile to biedne dziewczę wycierpieć musiało... W ciągu dni pięciu ma zaślubić Arnolda Desvignes!..<br> {{tab}}— Mówisz więc, siostro, że ona mnie kocha, a zaślubia tego człowieka — zawołał oficer z oburzeniem.<br> {{tab}}— Mogłaż się oprzeć naleganiom ojca, będąc przekonaną, że ty nie żyjesz? Ja sama namawiałam ją do tego posłuszeństwa. Dziś jednak rzeczy się zmieniły. Nie będzie żoną tego nędznika, którego zdemaskujemy. Posłuchaj co zaszło...<br> {{tab}}Tu siostra Marya opowiedziała w krótkości szczegóły, znane czytelnikom, to jest wypadki zaszłe w Malnoue, oraz cel jej podróży z Marsylii do Tulonu.<br> {{tab}}— Ach! masz słuszność siostro... — zawołał Vandame z wybuchem gniewu, skoro skończyła opowiadanie. — Nie można dopuścić aby to dziewczę zostało żoną takiego łotra, który mógł popełnić zbrodni bez liczby! Potrzeba nam koniecznie odnaleść prawdziwego Arnolda Desvignes i zdemaskować złodzieja, który ukradł jego nazwisko!<br> {{tab}}— Zatem twoja obecność, kuzynie, jest niezbędną w Paryżu — mówiła zakonnica — niezbędną, jako spadkobiercy Edmunda Béraud, jako protektora Anieli kochającej cię tyle! Sądząc, żeś umarł, chciała być posłuszną ojcowskiej woli. Dowiedziawszy się, że żyjesz, znajdzie siłę do oporu. Możesz-że jechać wraz ze mną?<br> {{tab}}— Mogę... Otrzymałem dziś rano urlop, jako rekonwalescent, na sześć miesięcy. Każę zawizować mój wyjazd do Paryża. Czy nie będzie zapóźno wyjechać jutro zrana?<br> {{tab}}— Nie; właśnie na sam czas przyjedziemy. A teraz wytłómacz mi proszę dlaczego w Ministeryum wojny zapisano cię jako zmarłego?<br> {{tab}}— Pomyłka była tego przyczyną. Wylądowawszy tu, zapadłem na epidemię cholery. Korzystając z wolnego czasu, {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1214|num=165}}przechadzałem się po mieście, oczekując na rozkaz wyjazdu. Piorunujący atak cholery wywrócił mnie na trotuarze. Podniósłszy mnie leżącego bez przytomności, zaniesiono do ambulansu, jaki municypalność dla chorych zbudować kazała. Na łóżku tuż obok mnie, leżak porucznik artyleryj w mym wieku, który zapadł na tęż samą chorobę na godzinę przedemną. Nieznany w garnizonie miasta cudzoziemiec, nie posiadający francuzkiego języka, rozmówić z nikim się nie mógł. W chwili nieładu i następnego zamętu, infirmerzy pomięszali jego ubranie z mojem. Mundur, należący do mnie, zawieszono nad jego łóżkiem. Gdy umarł, przepatrzono jego odzienie, w którem odnaleziono moje osobiste papiery i otóż moje nazwisko zapisano w akcie jego śmierci. Rzecz naturalna, nie mogłem reklamować przeciw pomyłce, o której nie wiedziałem, że nastąpiła, będąc ciężko chorym. Ocalony z cholery, zapadłszy na gorączkę tyfoidalną, przez dwa tygodnie walczyłem pomiędzy życiem a śmiercią. Po upływie miesiąca zaledwie począłem wchodzić w perjod rekonwalescencyi, a wtedy posłyszawszy o nadanem sobie nazwisku, do którego nie miałem prawa, ponieważ ono należało do zmarłego porucznika, dowiedziałem się dopiero o pomyłce, a zareklamowawszy, odzyskałem mą własną osobistość.<br> {{tab}}— Ach! gdyby Opatrzność niebyła mnie zaprowadziła do Marsylii — zawołała siostra Marya — wierzonoby w śmierć twoją w Malnoue, dokąd powrócisz teraz jako prawy spadkobierca.<br> {{tab}}— Tak, dla uregulowania strasznego rachunku ze wspólnikiem mojego wuja!..<br> {{tab}}— Ale... — dodała nagle zakonnica, drżąc cała — przypominam sobie... Ów nędznik posiada w swem ręku, prawo twojego życia i śmierci!<br> {{tab}}— Uczciwemu człowiekowi, mógłbym przyznać te przywileje, lecz nigdy jemu! — rzekł Vandame. — On jest wyjętym z pod prawa... nie egzystuje! Ach! gdybyśmy mogli wiedzieć, jakiem {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1215|num=166}}było pierwotne jego nazwisko, które ukrył pod ukradzionem Arnoldowi Desvignes!.. <br> {{tab}}— Będziemy wiedzieli. — Nie mogłażbyś siostro zatelegrafować do Stanisława Dumay by się {{Korekta|bezwłocznie|bezzwłocznie}} udał do Paryża? Przybyłby tam jednocześnie wraz z nami.<br> {{tab}}— Natychmiast to uczynię. Gdzie mieszkasz?<br> {{tab}}— Tu... — rzekł Vandame, wskazując hotel do którego przybyli. — Wracam do mieszkania. Dziś po raz pierwszy wyszedłem, czuję się znużonym nad wyraz.<br> {{tab}}Siostra Marya pożegnawszy porucznika, udała się do biura telegrafu, zkąd Usłała do Misticota depeszę, następującej treści:<br> {{f|align=left|lewy=10%|{{tab}}„Arnold Desvignes wyjechał z Tulonu do Anglii, w niewiadomą miejscowość. Porucznik Vandame, którego uważano za zmarłego, żyje, przebywa w Marsylii. Widziałam się z nim. Powracaj nieodmiennie jutro, do Paryża i oczekuj na nas pojutrze przy ulicy Flechier.“}} {{f|align=right|prawy=10%|Siostra Marya.“}}<br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXX.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Wróćmy do Plymouth, poprzedziwszy tam na kilka godzin depeszę, wysłaną przez zakonnicę.<br> {{tab}}Pan Peterson znajdował się w swym gabinecie zajęty przeglądaniem korespondencyj, gdy zlekka zapukał ktoś do drzwi.<br> {{tab}}— Wejść!.. — zawołał po angielsku.<br> {{tab}}Drzwi się otwarły, a w nich ukazał się mężczyzna, dwudziesto ośmio letni, blady, wychudły, jakoby po przebyciu ciężkiej choroby.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1216|num=167}}{{tab}}— Desvignes! — zawołał przemysłowiec, zrywając się z krzesła i podając mu rękę z widoczną życzliwością. — Jestem szczęśliwy, że cię widzę!<br> {{tab}}— A ja, o ileż wdzięczny jestem za pańskie łaskawe dla mnie względy... — odrzekł przybyły. — Po odebraniu pańskiego listu nie mogąc dowiedzieć aa miejscu, jechać postanowiłem pomimo, żem jeszcze bardzo słaby.<br> {{tab}}— Powtarzam ci, o czem pisałem mój chłopcze: twe miejsce jest wolnem, oczekuje ono na ciebie. Czy jednak będziesz miał dość siły do rozpoczęcia zaraz swej pracy?<br> {{tab}}— Będę pana prosił o udzielenie mi jeszcze ośmiu dni urlopu, dla zupełnego wyzdrowienia.<br> {{tab}}— Zgoda! A teraz pomówmy z sobą przez chwilę. Tem więcej się cieszę, żeś przybył, ponieważ jest tu ktoś w Plymouth, który mnie żywo interesuje, a którego twój przyjazd szczęśliwym uczyni.<br> {{tab}}— Ktoś? — powtórzył zdziwiony młodzieniec.<br> {{tab}}— Tak. Powiedz mi jednak, długo bawiłeś w Talonie?<br> {{tab}}— Blisko przez trzy miesiące.<br> {{tab}}— Spodziewam się, żeś nikogo nie upoważniał do przyjęcia twego nazwiska? Widzę, że moje pytanie mocno cię dziwi. Zaraz zrozumiesz o co chodzi.<br> {{tab}}Tu Peterson opowiedział zdumionemu słuchaczowi to wszystko, co posłyszał od Misticota o podrobionym Arnoldzie Desrignes.<br> {{tab}}— Ach! — zawołał młodzieniec, wysłuchawszy opowiadania z oburzeniem. — Jeden tylko nędznik, którego znam, byłby zdolnym do popełnienia tak haniebnego czynu, do przywłaszczenia mego nazwiska, tak jak mnie okradł i sądził, że zabił. Takim zbrodniarzem mógłby być tylko Karol Gerard, sekretarz Jana Mortimera, bankiera z Londynu i Kalkuty... Ależ on umarł.<br> {{tab}}— Zkąd wiesz o tem?<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1217|num=168}}{{tab}}— Czytałem w dziennikach, iż powracając z Indyi, zginął podczas burzy w cieśninie Aden, gdzie zatonął okręt ze wszystkiem co na nim się znajdowało.<br> {{tab}}— Bądź pewien, że ta wiadomość w dziennikach była kłamliwą.<br> {{tab}}— Ach! gdyby tak było... jakaż dla mnie upragniona zemsta!.. — zawołał prawdziwy Desvignes.<br> {{tab}}— Opowiedz-że mi szczegóły o owym Karolu Gérard, o którym nigdy nie słyszałem — rzekł Peterson. — To francuz zapewne?<br> {{tab}}— Tak... Poznałem się z nim we Francyi, a wkrótce potem, spotykam go jako naczelnika korespondencyi w domu bankierskim Mortimera. Zawarłem z nim stosunki przyjaźni. Po za godzinami pracy, wiódł on życie nader lekkie. Jako inteligentny, wesoły kolega, bardzo mi się podobał. Obiadowaliśmy zawsze razem. Towarzyszyłem mu do domu gry, zwanego ''Piekłem Londynu''. Trwało to kilka miesięcy. Pewnego wieczora, a raczej pewnej nocy, na dwa dni przed moim wyjaczdem do Indyj, gdzie otrzymałem miejsce naczelnego inżyniera przy kopalni dyamentów, znaleźliśmy się razem w owem ''Piekle Londynu''. Nie jestem graczem i grać w karty nie lubię, otrzymawszy jednak na koszta podróży dość okrągłą sumkę pieniędzy, chciałem popróbować szczęścia fortuny. Sprzyjała mi ona tego wieczora. Nad ranem miałem przed sobą dziesięć tysięcy franków. Schowawszy je do kieszeni, wyszedłem z domu gry, wraz z Karolem Gérard. Ażeby wrócić do domu, potrzeba nam było przechodzić ponad brzegami Tamizy. Nagle, gdyśmy się znaleźli w zupełnie odludnem miejscu, Gérard rzucił się na mnie tak szybko, iż nie zdołałem ani się bronić, ani wydać krzyku; czułem jak ostrze jego noża przeszyło mi piersi i padłem bez przytomności. Gdym przyszedł do zmysłów, znalazłem się na łożu szpitalnem. Natenczas wspomnienia mi powróciły. Co począć? Zemścić się... lecz w jaki sposób? Kazać przytrzymać mordercę? Nie, to nie zdawało mi się być do- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1218|num=169}}statecznem. Pragnąłem mu w inny sposób odpłacić. Chciałem, ażeby Gérard sądził, żem zginął, a jak nie miał w to wierzyć, gdy uderzywszy mnie nożem, wrzucił następnie w Tamizę, zkąd w kilka minut wydobyty zostałem przez nadpływający morski statek handlowy. Badany, odpowiedziałem, że nie znam mojego zabójcy, zkąd śledztwa nie prowadzono wcale. Po dwóch miesiącach, podczas których układałem mą zemstę, wyszedłszy ze szpitala, pobiegłem do mieszkania Karola Gérard. Powiedziano mi tylko, że Jan Mortimer powołał go do Kalkuty, powierzając mu przy sobie obowiązek sekretarza. By wywrzeć mą zemstę, wypadałoby mi jechać do Kalkuty, lecz środków ku temu mi brakowało. Przyobiecane miejsce inżyniera z powodu mego niestawienia się na czas, zajął ktoś inny; nic mi nie pozostało z zaliczki, danej na podróż, którą mi skradł Karol Gérard: a jednak potrzeba było zwrócić ową zaliczkę, by nie uchodzić za nikczemnego oszusta. Co począć? byłem bez grosza. Uzbroiłem się w cierpliwość, nie tracąc odwagi. Znalazłszy robotę, spłaciłem mój dług i jeszcze sobie zaoszczędziłem tysiąc dwieście franków. Teraz mogłem jechać do Kalkuty. Wróciwszy przeto do Francyi, udałem się do Tulonu, dla zabrania się na okręt, płynący do Indyi. I w Talonie to właśnie wyczytałem wiadomość o śmierci Karola Gérard, sekretarza bankiera z Kalkuty. Zemsta z rąk mi się wymknęła, podróż odbyłem daremno. Wracałem do Anglii, gdy dosięgła mię epidemia, grasująca w Tulonie. Reszta szczegółów jest panu znaną. Otóż kochany panie Peterson, wiesz teraz, czem był ów Karol Gérard.<br> {{tab}}— Zbrodniarzem, zabójcą... łotrem — wołał przemysłowiec — co nie przeszkadza mu zostać pod twojem nazwiskiem wspólnikiem, jednego z pierwszych bankierów Paryża, ponieważ to on jest... przysięgam!<br> {{tab}}— Będę o tem wiedział! Oby Bóg dał, ażebyś się pan nie mylił, bo wtedy wywrę mą zemstę... Zemstę tak piękną, o jakiej nawet marzyć nie śmiałem!<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1219|num=170}}{{tab}}— Jesteś na właściwej drodze, bądź pewnym. A teraz chodźmy do owego młodego chłopca, który gorąco pragnie widzieć się z tobą.<br> {{tab}}— Idźmy.<br> {{tab}}Misticot jednocześnie odebrał pieniądze i depeszę siostry Maryi.<br> {{tab}}— Widzisz pan — rzekł do doktora — ile moja obecność jest potrzebną w Paryżu. Ja muszę jechać!<br> {{tab}}— Jechać... to nie racya — rzekł chirurg — lecz zdrowym przybyć potrzeba. Na co by podróż ta się przydała, gdyby wprost z wagonu przeniesiono cię do łóżka? Przepiszę ci na dziś i na jutro wzmacniające lekarstwo, po użyciu którego, mam nadzieję, iż pojutrze będziesz mógł jechać. Lecz ani dnia wcześniej, pamiętaj!<br> {{tab}}Nie było rady... poddać się trzeba było.<br> {{tab}}Tak też Misticot uczynił. Po użyciu lekarstwa uczuł się znacznie silniejszym.<br> {{tab}}Dzień cały upłynął.<br> {{tab}}Nazajutrz doktór oświadczył chłopcu, iż wyda mu świadectwo wyjścia ze szpitala, gdy właśnie Peterson z prawdziwym Arnoldem Desvignes, weszli do pokoju.<br> {{tab}}Misticot już wstał.<br> {{tab}}Spostrzegłszy wchodzących, wydał okrzyk radości, na widok towarzysza Petersona.<br> {{tab}}— Pan Arnold Desvignes... — rzekł, idąc na spotkanie inżyniera.<br> {{tab}}— Pan mnie znasz? — zapytał tenże zdumiony.<br> {{tab}}— Poznałem pana natychmiast.<br> {{tab}}— Jakto... czyliż mnie gdzie już widziałeś?<br> {{tab}}— Pana osobiście, nigdy; lecz pańską fotografię odnalazłem w Blévé, która jest zupełnie do pana podobną, mimo, iż na niej znacznie młodszym jesteś. Bogu niech będą dzięki, że cię przysyła tu do mnie. Pan przybywasz z Tulonu?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1220|num=171}}{{tab}}— Widziałeś się pan z siostrą Maryą?<br> {{tab}}— Z nikim się nie widziałem. Wyjechałem z Tulonu przed pięcioma dniami, a za przybyciem moim do Plymouth pan Peterson, opowiedział mi wszystko, co słyszał od ciebie. Znasz więc owego łotra, który przybrał moje nazwisko?<br> {{tab}}— Znam.<br> {{tab}}— Będziesz mi mógł udzielić jego rysopis?<br> {{tab}}— Najchętniej.<br> {{tab}}Tu chłopiec z całą dokładnością opisał powierzchowność wspólnika Verrièra.<br> {{tab}}Słuchając go inżynier, drżał z radości i gniewu.<br> {{tab}}— To on! — zawołał, gdy Misticot skończył opowiadanie. — Tak on, wyraźnie! To Karol Gérard... Ha! mam go nakoniec!<br> {{tab}}— Pan go znasz? — pytał podrostek.<br> {{tab}}Desvignes powtórzył to w krótkości, co opowiedział Petersonowi.<br> {{tab}}— Ale — zapytał tenże — zkąd ów nikczemnik mógł zebrać taki majątek, któryby mu pozwolił zostać wspólnikiem Verrièra?<br> {{tab}}— Zyskał go wskutek jakiejś spełnionej zbrodni, bezwątpienia — odparł Misticot. — W Paryżu odnajdziemy klucz do tej zagadki; trzeba nam będzie to zbadać do głębi. Pan jesteś na wszystko przygotowany, panie Desvignes?<br> {{tab}}— Bezwątpienia! Zemścić się i powstrzymać małżeństwo, które byłoby hańbą dla tego młodego dziewczęcia, jest moim obowiązkiem. I ja miałbym się {{Korekta|wachać|wahać}} tu jeszcze? Kiedyż wyjedziemy?<br> {{tab}}— Dziś, bez stracenia chwili.<br> {{tab}}— Mój pugilares jest dla ciebie otwartym... kochany Desvignes — rzekł Peterson. — Bierz ile ci potrzeba na koszta podróży.<br> {{tab}}— To zbyteczne, panie... — odrzekł Misticot. — Mam więcej pieniędzy, niźli potrzeba dla nas obu. Za trzy dni mo- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1221|num=172}}że nastąpić małżeństwo panny Anieli z tym zbrodniarzem. Przybędziemy na czas, by lont podłożyć pod proch, a wszystko na raz wysadzimy w powietrze.<br> {{tab}}W godzinę później Stanisław Dumay wraz z prawdziwym Arnoldem Desvignes, płynęli do Francyi, a przed wyjazdem Misticot wysłał depeszę do Prokuratora Rzeczypospolitej.<br> {{tab}}Mieli przybyć do Paryża następnej nocy.<br> {{tab}}Zaledwie wyjechali, przyniesiono do szpitala depeszę siostry Maryi, której adresant już nie odebrawszy, nie mógł stawić się na ulicę Flèchier po przytyciu do Paryża.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXI.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}Panna Verrière nie wiedząc wcale, że data jej małżeństwa przyspieszoną o dwa dni została, żyła nadzieją powrotu swojej kuzynki, która jej przyrzekła stawić się z dobrą wiadomością na cztery lub pięć dni najdalej.<br> {{tab}}Biedne dziewczę liczyło na to, nie wiedząc o szatańskim postępie Karola Gérard, podrobionego Desvignes, dobrze pojmującego, że nagły wyjazd siostry Maryi, mieścił dlań groźne niebezpieczeństwo.<br> {{tab}}— Powiadomimy twą córkę o tem w wigilię zaślubin... — mówił do bankiera.<br> {{tab}}Dzień ten przyszedł nareszcie.<br> {{tab}}Było to w piątek rano.<br> {{tab}}Wbrew zwyczajowi, żaden z dwóch wspólników nie wyjechał do Paryża.<br> {{tab}}O dziesiątej zrana pokojówka panny Verrière, powiadomiła ją, iż bankier życzy się z nią widzieć.<br> {{tab}}— Proś mego ojca... — odpowiedziało dziewczę.<br> {{tab}}Bankier wszedł, wszakże mimo przybranego spokoju, zakłopotanie widniało na jego twarzy.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1222|num=173}}{{tab}}— Moje dziecię... — rzekł, uścisnąwszy swą córkę — przychodzę cię powiadomić o małej zmianie, dotyczącej twego małżeństwa...<br> {{tab}}Bolesne przeczucie zawładnęło sercem Anieli.<br> {{tab}}— Odebrałem dziś zrana niespodziewaną depeszę — mówił dalej Verrière. — Pojutrze będę zmuszonym wyjechać do Hawru, dla likwidacyi w nader ważnej sprawie, nieobecność moja potrwa być może siedem do ośmiu dni...<br> {{tab}}— Zatem małżeństwo opóźnionem zostanie? — zawołała panna Verrière, której przestrach w radość się zmienił.<br> {{tab}}— Przeciwnie, me dziecię...<br> {{tab}}Dziewczę pobladło.<br> {{tab}}— Przeciwnie? — powtórzyła drżącym głosem.<br> {{tab}}— Tak... Dziś rano, po otrzymaniu owej depeszy, poszedłem do mera w Malnoue, a następnie i do proboszcza. Wszystko już ułożonem zostało... Twe zaślubiny, które miały nastąpić za trzy dni, jutro się odbędą.<br> {{tab}}Aniela, aby nie upaść, wsparła się o krzesło, nogi chwiały się pod nią.<br> {{tab}}— Jutro zatem, w merostwie, o wpół do jedenastej, w kościele, a w samo południe zasiądziemy do stołu z zaproszonymi gośćmi, których już o tem powiadomiłem.<br> {{tab}}— Jutro... — pomyślała panna Verrière ze drżeniem. — Niepodobna, ażeby siostra Marya na jutro wróciła... Nic więc nie ocali mnie przed tem małżeństwem... Jestem zgubioną!..<br> {{tab}}Usiłując jednakże całą siłą woli odzyskać utraconą energię:<br> {{tab}}— To niepodobna, mój ojcze... — szepnęła.<br> {{tab}}— Niepodobna... dlaczego? — zawołał groźnie Verrière. — Jakież szaleństwo znowu tobą owładać poczyna? Wstrzymać zapowiedziane i ogłoszone małżeństwo? Co znaczy, że zostanie ono przyśpieszonem o czterdzieści ośm godzin? Jest to drobny szczegół, nie mający żadnej wagi... Musisz zawrzeć jutro ten związek... słyszałaś? Musisz... ja tak chcę!.. Znasz {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1223|num=174}}mnie, iż nic nie zdoła zwalczyć mej woli. Bądź więc posłuszną, jak dobra córka, to lepiej. Twój opór nic tu nie poradzi... bo wszelki opór ja złamię!<br> {{tab}}Tu wyszedł, zostawiwszy obezwładnioną Anielę.<br> {{tab}}— Zaślubić tego człowieka, o którego występku powiadomioną zostałam — mówiła do siebie, odzyskawszy przytomność — ach! nigdy! Byłabym równie podłą, jak on, zgadzając się na noszenie ukradzionego przezeń nazwiska, zabranego we krwi i zbrodni być może! Tak... jeśli zbraknie mi siły do stawienia ojcu oporu, w chwili, gdy wszystko mnie opuści, znajdę odwagę by umrzeć! Jutro żyć przestanę! {{kropki-hr}} {{tab}}Nazajutrz, o godzinie szóstej rano, pociągiem, przybywającym z Marsylii do Paryża, przybyła siostra Marya z porucznikiem Vandame.<br> {{tab}}Oboje wsiedli do powozu i zakonnica rozkazała jechać na ulicę Flechièr.<br> {{tab}}— Pan Stanisław Dumay już przybył zapewne? — pytała stojącej w bramie odźwiernej.<br> {{tab}}— Pan Dumay, siostro... — powtórzyła kobieta — nie ma go wcale. Już miesiąc przeszło jak wyjechał i niewierny co się z nim stało? Jesteśmy o niego nawet bardzo niespokojni; dobry to bowiem był chłopiec.<br> {{tab}}— Nie obawiajcie się — odparła zakonnica — otrzymałam od niego list przed kilkoma dniami. Wkrótce powróci do Paryża.<br> {{tab}}— Nadjedzie lada chwila. Przyjdę tu powtórnie.<br> {{tab}}— Gdyby przybył, powiem mu, aby zaczekał na ciebie, siostro.<br> {{tab}}— Dobrze... powiedz mu to, pani.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1224|num=175}}{{tab}}— Trzeba nam będzie zaczekać parę godzin — mówiła zakonnica, zwracając się do oczekującego na nią w powozie Vandame’a. — Misticot nie opóźni się wiele. Pojedziemy do Malnoue w godzinach, w których {{Korekta|moj|mój}} wuj wraz z tym nędznikiem w biurze się znajdują i naradzimy się z Anielą co czynić.<br> {{tab}}— Przewódź mną siostro... — rzekł Vandame — nie mam innej woli nad twoją.<br> {{tab}}— A więc pozostań w powozie, ja wstąpię do pałacu na bulwarze Haussmana, zapytać odźwiernego, co słychać w Malnoue.<br> {{tab}}I pobiegła szybko ku pałacowi.<br> {{tab}}Na głos dzwonka, odźwierny pośpieszył otworzyć, okazując zdziwienie na widok zakonnicy.<br> {{tab}}— Ty tu... siostro Maryo? — zawołał.<br> {{tab}}— Przybywam właśnie z podróży.<br> {{tab}}— I nie byłaś w Malnoue?<br> {{tab}}— Śpieszyłam, ażeby przybyć przed zaślubinami mojej kuzynki.<br> {{tab}}— Przed zaślubinami... Lecz siostro, przybywasz właśnie w chwili obrzędu... Widzę, iż cię to zdumiewa... Nic zatem nie wiesz co się tu działo?<br> {{tab}}— Wiem, iż małżeństwo miało nastąpić pojutrze.<br> {{tab}}— Ależ bynajmniej! Przyśpieszonem ono zostało.<br> {{tab}}— Przyśpieszonem? — powtórzyła zakonnica, bledniejąc.<br> {{tab}}— Dziś rano, właśnie w tej chwili, panna Aniela zaślubia pana Desvignes.<br> {{tab}}— Boże... mój Boże! — Zwołała siostra Marya z przerażeniem. I wybiegła na ulicę, pozostawiając w osłupieniu odźwiernego.<br> {{tab}}Przybiegłszy do oczekującego na nią w powozie Vandame’a:<br> {{tab}}— Jedźmy... jedźmy! co żywo... — wołała, wsiadając.<br> {{tab}}— Lecz dokąd? — pytał porucznik.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1225|num=176}}{{tab}}— Do Malnoue... Aniela dziś zrana ma zaślubić tego nędznika. Ach! czyliż na czas przybyć zdołamy!<br> {{tab}}Vandame wydał okrzyk rozpaczy.<br> {{tab}}— Na stacyę Wschodniej drogi {{Korekta|żelazaej|żelaznej}}! — rzekła siostra Marya do woźnicy. — Dwadzieścia franków na piwo... Pędź co koń wyskoczy!<br> {{tab}}Powóz potoczył się w szalonym biegu.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXXII.'''|w=120%|po=12px}} {{tab}}W Malnoue od rana ruch i ożywienie niezwykłe panowały.<br> {{tab}}Szeregi powozów od godziny dziewiątej wjeżdżały w dziedziniec zamkowy, przywożąc zaproszonych, których przyjmował Verrière, wraz ze swym przyszłym zięciem na pałacowym peronie.<br> {{tab}}Aniela milcząca, z pochylonem czołem, dozwalała bezwiednie wdziewać na siebie pokojówkom ślubne ubranie.<br> {{tab}}Twarz jej była bladą, jakby wykuta z marmuru. Od czasu do czasu podnosiła wzrok na wskazówki zegara, szepcząc z cicha:<br> {{tab}}— Siostra Marya nie przybywa!<br> {{tab}}Uderzyło w pół do dziesiątej.<br> {{tab}}Wszedł Verrière, prosząc córkę, by się ukazać zechciała w salonie zaproszonym.<br> {{tab}}— Idę natychmiast... — odpowiedziała ledwie dosłyszalnym głosem.<br> {{tab}}I poszła za ojcem w rzeczy samej, dobywszy z toalety i wsunąwszy do kieszeni, białej, jedwabnej swej sukni pokrytej koronkami i kwiatami, maleńki rewolwer z rękojeścią z kości słoniowej, prawdziwe cacko, którym postanowiła odebrać sobie życie, gdyby ją wszelka nadzieja pomocy zawiodła.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1226|num=177}}{{tab}}W salonie zaczęły się dla niej nowe, niewysłowione męczarnie. Trzeba się było uśmiechać do ludzi obcych, nieznanych, odpowiadać na wyrazy, których nie rozumiała prawie.<br> {{tab}}Zdawało się jej, iż się znajduje w jakimś śnie strasznem, w marzeniu.<br> {{tab}}Punkt o dziesiątej kamerdyner oznajmił, iż powozy oczekują, by zawieść obecnych do merostwa i kościoła.<br> {{tab}}Verrière podał rękę swej córce, prowadząc ją pośród grup, zaproszonych gości, za nim szedł jego przyszły zięć, wiodąc żonę jednego ze znakomitych bankierów Paryża i wszyscy za nimi szli ku drzwiom głównego wyjścia.<br> {{tab}}Drzwi te nagle się otwarły.<br> {{tab}}Siostra Marya z Emilem Vandame ukazali się w progu.<br> {{tab}}Krzyk z trojga piersi wybiegł razem.<br> {{tab}}Okrzyk radości z głębi serca Anieli i dwa krzyki trwogi i przerażenia z ust Verrièra i jego wspólnika.<br> {{tab}}— Emil! — zawołała Aniela — ty żyjesz?<br> {{tab}}I padła w objęcia swojej kuzynki.<br> {{tab}}— Nie spodziewałeś się mnie zobaczyć, mój wuju — mówił oficer artyleryi, podchodząc ku bankierowi. — Nic dziwnego! sądziłeś bowiem, żem umarł, lecz dzięki Bogu żyję i na czas przybywam.<br> {{tab}}— Na czas? — powtórzył Verrière, zbierając całą przytomność umysłu. Na czas... jakto, powiedz mi, mam rozumieć?<br> {{tab}}— Bądź spokojnym, mój wuju... — odparł z lekką ironią Vandame — nie przybywam po odbiór przynależnej mi części spadku po Edmundzie Béraud, lecz aby wstrzymać małżeństwo mojej kuzynki, z tym oto człowiekiem.<br> {{tab}}Tu wskazał ręką na byłego sekretarza z Kalkuty.<br> {{tab}}Karol Gérard, a raczej fałszywy Desvignes, odzyskał całą krew zimną.<br> {{tab}}— Pytam co to znaczy, panie? — zawołał, zbliżając się do Vandame’a. — {{Korekta|Zazbyt|Za zbyt}} pan mówisz podniesionym tonem. {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1227|num=178}}Zapominasz, iż w mojem ręku spoczywa prawo twojego życia i śmierci, a prawo to sam mi dałeś.<br> {{tab}}Obecni skupiać się około przybyłych i szeptać zaczęli.<br> {{tab}}— Tak, dałem to prawo przeciwnikowi mojemu, sądząc go być uczciwym człowiekiem, ale nie tobie, jak widzisz... — rzekł Vandame. — Dałem je Arnoldowi Desvignes, ale nie tobie, fałszerzu, ukrywającemu swoje prawdziwe, pod ukradzionem nazwiskiem. Ha! wywołujesz swe prawa... Ja im zaprzeczam! Mów zaraz... kim jesteś?<br> {{tab}}— Wszystka krew twoja nie starczy na zmycie tej obelgi; — zawołał przerywanym z wściekłości głosem zabójca Edmunda Béraud.<br> {{tab}}— Obelgi... tobie? Pojedynek z tobą? — odrzekł porucznik, pogardliwie wzruszając ramionami. — Powiedz przede wszystkiem, jak się nazywasz?<br> {{tab}}— Wiesz dobrze, że się nazywam Arnold Desvignes — wołał nikczemnik, zsiniały z zawiści i gniewu.<br> {{tab}}W chwili, gdy wymawiał te słowa, Misticot ukazał się we drzwiach salonu. Po za nim weszli trzej jacyś nieznani mężczyźni.<br> {{tab}}— Arnoldem Desvignes!.. — zawołał podrostek z Montmartre, dosłyszawszy ostatnie wyrazy. — Arnoldem Desvigues... to kłamstwo... fałsz!... Arnold Desvignes, został pchniętym przez ciebie nożem w piersi w Londynie, poczem {{Korekta|wrzucieś|wrzuciłeś}} go w Tamizę!<br> {{tab}}— Kłamstwo!... potwarz... a raczej szaleństwo!... chciał wyrzec nędznik, gdy nagle znalazł się w obec stojącego naprzeciw siebie prawdziwego Arnolda Desvignes, który rzekł groźnie:<br> {{tab}}— Śmiesz-że zaprzeczyć temu Karolu Gérard? Ha! tym razem sądzę, trudno ci będzie!<br> {{tab}}Przyciśniony nagle, straciwszy przytomność, morderca kupca dyamentów cofnął się w tył ku drzwiom, jak gdyby pragnął ratować się ucieczką, lecz tu zastąpili mu drogę trzej nieznajomi, którzy weszli do salonu wraz z Misticotem.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1228|num=179}}{{tab}}Byli to: prokurator Rzeczypospolitej, naczelnik i komisarz policyi.<br> {{tab}}Na pałacowym peronie, agenci trzymali Agostiniego, silnie skrępowanego łańcuchami.<br> {{tab}}— Ten człowiek nazywa się w rzeczy samej Karol Gérard — rzekł prokurator. — On usiłował zabić Arnolda Desvignes, okradłszy go z pieniędzy. On jest mordercą Edmunda Bèraud!<br> {{tab}}Tu dał znak komisarzowi policyj, który kładąc rękę na ramieniu zbrodniarza, rzekł:<br> {{tab}}— Karolu Gérard... w imieniu prawa aresztuję cię!<br> {{tab}}Jednocześnie dwaj policyjni agenci włożyli mu na ręce kajdany, mimo oporu jaki stawiał bezużytecznie z swej strony.<br> {{tab}}— Panie! — rzekł prokurator Rzeczypospolitej, zwracając się do Verrièra — zostałeś pan haniebnie oszukanym przez tego zbrodniarza. Podziękuj pan temu oto młodemu chłopcu — dodał, wskazując ręką na Misticota. — Jemu zawdzięczasz bowiem, żeś nie dostał za zięcia złodzieja, fałszerza i mordercy!<br> {{tab}}Bankier drżąc cały, nie będąc w stanie wymówić jednego słowa, padł na krzesło, jak człowiek rażony apopleksyą.<br> {{tab}}— Pójdź z nami! — wygłosił rozkaz naczelnik policyi, zwracając się do Karola Gérard.<br> {{tab}}Zbrodniarz był posłusznym. Przechodząc jednak pomiędzy dwoma agentami, rzucił na Vandame’a, Anielę, zakonnicę i Misticota spojrzenie pełne nienawiści, mówiąc zcicha:<br> {{tab}}— Nie wszystko jeszcze skończone!.. Moja głowa trzyma się jeszcze na ramionach. Będę się starał dać wam rewanż!<br> {{tab}}Zaproszeni, z pośpiechem opuścili salon, dążąc do swoich powozów.<br> {{tab}}— Siostro — rzekł Misticot do zakonnicy, wskazując Anielę i Vandâme’a, trzymających się za ręce. — Przypomi- {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1229|num=180}}nasz sobie tam, na wzgórzach Montmartre ów dzień, w którym ofiarowałem pannie Verrière, mały, poświęcany medalik. Mówiłem wtedy, że ów medalik szczęście jej przyniesie, i nie omyliłem się w tem bynajmniej!..<br> {{tab}}Siostra Marya chciała coś chłopcu odpowiedzieć, gdy nagle wybuch szalonego śmiechu, z ust Verrièra zmroził lodem obecnych.<br> {{tab}}Bankier podniósł się, wyprostował, a rzucając się i gestykulując na wszystkie strony, począł wymawiać jakieś urywane niezrozumiałe zdania.<br> {{tab}}Dostał nagłego pomięszania zmysłów.<br> {{tab}}Nazajutrz jego obłąkanie w furję się zmieniło.<br> {{tab}}Odwieziono go do domu dla chorych umysłowo, gdzie we dwa dni zakończył życie. {{kropki-hr}} {{tab}}We trzy miesiące po wypadkach jakie opowiedzieliśmy powyżej, Emil Vandame zaślubił Anielę, oboje oni teraz pozostali jedynymi spadkobiercami Edmunda Béraud, a tym sposobem, właścicielami kolosalnego majątku, co pozwoliło im czynić wiele dobrego.<br> {{tab}}Na ich żądanie, Arnold Desvignes, ów prawdziwy Desvignes, objął administracyę tegoż.<br> {{tab}}Marzenie Misticota spełnionem zostało.<br> {{tab}}Dzięki Anieli i siostrze Maryi, stał się właścicielem pięknej księgarni na bulwarach, ma on nadzieję zostać kiedyś wydawcą.<br> {{tab}}Agostini nie mając chęci być wysłanym do Nowej Kaledonij, otruł się w więzieniu.<br> {{tab}}W ciągu prowadzenia procesu Karola Gérard, ważne a niespodziewane odkrycia dokonanemi zostały.<br> {{Proofreadpage pagenum template|page=Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1230|num=181}}{{tab}}Policya przetrząsnęła mieszkanie na bulwarze Beaumarchais’ego. Odnaleziono w jego pałacu przy ulicy Tivoli, biurko, zabrane Flogne’mu. Pozyskano dowody, że Karol Gérard nie tylko zamordował Edmunda Béraud, lecz zgładził inspektora policy! Flogne’go, komisanta handlowego Delvignes, a następnie Wiliama Scott i Trilbego, dwóch swoich wspólników.<br> {{tab}}Sprawę tę sądziło zebranie sędziów departamentu Sekwany.<br> {{tab}}Zapadł wyrok śmierci na zbrodniarza przez gilotynowanie, co miało zostać wykonanem w jak najkrótszym czasie.<br><br><br> {{c|{{Rozstrzelony|KONIE}}C.}} {{JustowanieKoniec2}} {{ML}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*]] 9tmq8c1eclu8jslxtqb85rtkrrc76cw Szablon:IndexPages/PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu 10 1215793 3709507 3708389 2024-11-19T20:09:17Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709507 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>664</pc><q4>0</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>326</q1><q0>8</q0> dduc6ij24w1hgbyr4be8x9wig5drw31 3709639 3709507 2024-11-19T22:09:20Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709639 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>664</pc><q4>0</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>328</q1><q0>8</q0> nstzi6rxy9hfi83x5pyi2sqn0pymtrb Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/120 100 1219408 3709355 3657590 2024-11-19T16:48:47Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709355 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{f|100}}</noinclude>{{tab}}Hospodara Stefana Tomszę i dwóch bojarów wołoskich r.&nbsp;1564 na rynku we Lwowie. Stało to, się, jak powiada Górnicki: »nawięcej dla zachowania przymierza z Turkiem«.<br> <br> ''{{Korekta|Rb.|Rb.,}} str. 21:''<br> <poem>''Długośmy'' tu niemymi stali ''na tym rogu'', Już nam duch usta otwarł, chwała Panu Bogu.</poem> {{tab}}Kamienica »Pod baranami« na rynku krakowskim, u rogu ul. św.&nbsp;Anny, należała już w XVI&nbsp;w. do bardzo starożytnych, i już wtenczas ją pospolicie, jak to w Słowie wstępnem zaznaczyłem, »domem Pod barany« mianowano. Nazwę tę otrzymała była właśnie, o czem także była już wzmianka, od dwóch z gipsatury czy też kamienia wyrobionych baranów o jednej głowie, które na jej rogu u góry w ten sposób były ustawione, że mając jednę tylko głowę, patrzyć nią równocześnie mogły i na rynek krakowski, i na ul. św.&nbsp;Anny, i w ul. Wiślną. Nie bez przyczyny powiadają też dlatego trochę niżej (w. 9) o sobie, że już »trzysta lat niedaleko, jako pamiętają«, a w innem jeszcze miejscu (w. 891. i 892), że już nawet »dwieście biskupów zmarłych pamiętają, i wiele kardynałów w swej pamięci mają«. Dwa te zresztą o jednej głowie barany — jak świadczy A.&nbsp;Grabowski w Star. wiadomościach o Krakowie str.&nbsp;66 — dopiero w naszych czasach, na początku w. XIX, przy naprawie gmachu z miejsca swego na rogu zeszły, zastąpione niestety później trzema innymi popiersiami baranimi, które do tej chwili od strony rynku kamienny pałacu balkon podtrzymują. Rycina w Rb. tytułowa zachowała nam szczęśliwie właśnie dawne owe z drugiej połowy w.&nbsp;XVI wyobrażenie »dwu baranów o jednej głowie«, tych »starych — jak ich słusznie Bielski w tytule nazywa — obywatelów krakowskich«.<br> <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gxxdoqcdiodttb41dzxacmo1jpn9nyy Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/121 100 1219409 3709357 3652061 2024-11-19T16:52:53Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709357 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{f|101|align=right}}</noinclude>''Rb., str. 21:''<br> <poem>Którzy idą do ''Rzyma'', powiedzcie te cuda, Iż już kamienie woła do wszystkiego luda. Powiedzcie też tam bratu, zwłaszcza ''Paskwillowi'', Iż w Krakowie powstali już prorocy nowi.</poem> {{tab}}Na początku w. XVI znaleziono w Rzymie posąg marmurowy niedaleko mieszkania znanego z dowcipów i ostrych szyderstw szewca Pasquino czyli Pasquillo. Ustawiono go w kącie pałacu Orsinich, przezwano Pasquillem i przylepiano na nim kartki, zawierające ucinki i satyry na bieżące wypadki, które niejako zmarłemu Pasquinowi w usta kładziono. Od tego też poszła dzisiejsza nazwa »paszkwil«.<br> <br> ''Rb., str. 21:''<br> <poem>Wołają ''Odmieńcowie'', dzicy ''Satyrowie'', Po chwili będą wołać i leśni kotowie. Wołają ''Pustelnicy'', i my też wołajmy.</poem> {{tab}}Wszystko tytuły znanych Bielskiemu już przed napisaniem Rb. satyrycznych utworów. »Proteus abo Odmieniec« — zdaniem T.&nbsp;Czackiego wydany przez Solitaryusza — wyszedł r.&nbsp;1564, drugi zaś p.&nbsp;n. »Satyr — albo dziki mąż«, ogłoszony drukiem r.&nbsp;1563/4, jest pióra Jana Kochanowskiego. Co się tyczy »Pustelników«, może tu Bielski mieć na myśli tylko swój własny z maja r.&nbsp;1567 utwór p.&nbsp;n. »Sen majowy pod gajem zielonym jednego pustelnika«, w którym i na tytule i indziej (n.&nbsp;p. w. 26, 161 i 431) sam w postaci »snem umorzonego« występuje pustelnika.<br> <br> ''Rb., w. 80:''<br> <poem>Na ostatek sejm zatkną ''czopem i pobory''.</poem> {{tab}}Zakończą sejm uchwałą czopowego czyli podatku od na-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 15c9f0f1zj3389jjth5934shq9kzy2p Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/119 100 1219410 3709340 3652114 2024-11-19T16:38:03Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709340 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{f|99|align=right}}</noinclude>potwory skrzydlate z szpetnymi twarzami kobiet, które w Sm. występują jako »Tatarowie«, zaliczano w starożytności zarówno do ptaków, jak i do innego rodzaju zwierząt. Ostatecznie w wojnie z r.&nbsp;1566 Zapolyi z Maxymilianem przyszli Tatarzy w 15.000 pierwszemu z nich w pomoc. Mailath, Geschichte der Magyaren, 2 Aufl., III 152.<br> <br> ''Sm., w. 79 i 80:''<br> <poem>''Starego Rossomaka'' z pośrzodka ''stracili'', A ''nowego'' wybrali, co z nim dobrze pili.</poem> {{tab}}Rossomak, według podania zwierzę wielkości psa dużego, ze wszystkich najobżartsze, przedstawia w Sm., jak to sam Bielski objaśnia: stary sułtana Solimana, nowy zaś syna jego Selima, wielkiego rozkosznisia i lubieżnika. Stary Soliman umarł zresztą pod Szigetem we wrześniu r.&nbsp;1566 prawie nagle: »in der Nacht an der Ruhr, am Schlag oder an Altersschwäche«; żeby go Turcy »stracili« byli, jak Bielski się wyraża, nie jest historycznie stwierdzone, choć wieści takie w r.&nbsp;1566 i 1567 krążyć mogły po Polsce. Mailath, j.&nbsp;w., III 151.<br> <br> ''Sm., w. 132 i 180:''<br> <poem>Nie wiem, co z ''Anteusem'', synem swym, gadała. {{...}}{{...|.......}} Jestem ''Anteus ziemski'', przetożem się stawił.</poem> {{tab}}Olbrzym Anteus, według podania starożytnych, syn Gey (ziemi) i Pozejdona, występuje w Sm. w szczególności jako syn Ziemi polskiej.<br> <br> ''Sm., w. 303 i 304:''<br> <poem>Syny me drugie, których Turcy nie pobrali. Te Polacy u siebie ''pościnać'' kazali.</poem> <nowiki/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dngn4wkdnons8lpefqhtzk9yyxglwns Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/118 100 1219411 3709334 3652162 2024-11-19T16:33:11Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709334 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{f|98}}</noinclude>''Sm., w. 49 i 173:''<br> <poem>Orzeł posłał do strusa, co ''klucz Piotrów'' nosi. {{...}}{{...|.......}} Strusa z kluczem malują ''na miejscu papieskiem''.</poem> {{tab}}We wrześniu r. 1566 siedział na Stolicy apostolskiej papież Pius&nbsp;V z rodziny Ghislieri (obrany 7 stycznia r. 1566, † 1 maja 1572).<br> <br> ''Sm., w. 61—63:''<br> <poem>Strus mu zatem jął łajać: Jest temu lat kilka, Węgrzy ''króla psa'' mieli, teraz zasię ''wilka'', I ''węża łakomego'', co dzieci połyka.</poem> {{tab}}Po ojcu nosił Jan Zygmunt Zapolya wilka w herbie, po matce zaś Izabeli, córce Zygmunta&nbsp;I i Bony, medyolańskiego Sforzów węża, połykającego dziecię. Co do owego natomiast »króla psa«, na co już Ossoliński, l.&nbsp;c., zwrócił uwagę, pisze sam Bielski w Kronice świata, wydanie z r.&nbsp;1564, na liście 317: »Nie mogłem nigdziej w kronikach węgierskich naleść, aby Węgrowie kiedy psa za króla mieli, jako o tem pospolity człowiek mówi. Ale stąd to musiało urość, iż byli wybrali Węgrzy za króla Ottona, baworskie książę, a ten dom baworskich książąt zwano Catuli, a catulus po łacinie szczenię albo pies młody. Potem ich przeciwnicy mogli stąd tę drogę naleść urągania na nie«. Otton bawarski był zresztą od grudnia r.&nbsp;1306 zaledwie przez kilka miesięcy królem węgierskim: nie mógł się utrzymać na tronie głównie dlatego, że miał przeciwko sobie Stolicę apostolską.<br> <br> ''Sm., w. 69 i 70:''<br> <poem>''Harpie'' poślem do was. Wilk zasię powiedział: Ci ptacy z nami będą, abyś o tem wiedział.</poem> {{tab}}Mieszkające w świecie podziemnym Harpie, mityczne<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> paqxv4y5ajod73h4h8ebdo6sqhdpdzv Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/122 100 1219412 3709361 3652173 2024-11-19T16:56:05Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709361 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{f|102}}</noinclude>pojów gorących, i uchwałą poborów czyli należytości różnych i opłat od rozmaitych innych rzeczy i towarów.<br> <br> ''Rb., w. 85:''<br> <poem>''Litwin nierad uniej'', Prus exekucyej.</poem> {{tab}}Że Bielski ułożyć musiał Rb. już po ostatecznem Sm. wykończeniu, t.&nbsp;j. już po miesiącu maju czyli w drugiej połowie r.&nbsp;1567, wypływa to z poprzedzających objaśnień. Z wyrażenia się zaś jego w tem miejscu »Litwin nierad uniej«, wynika dodatkowo, że musiał mieć Rb. skończoną już dobrze w pierwszej połowie r.&nbsp;1569, a w każdym razie już przed ostatecznem unii zawarciem między Koroną a Litwą d. 1 lipca r.&nbsp;t. na sejmie lubelskim.<br> <br> ''Rb., w. 289 i 309:''<br> <poem>Pójdzieszli też do owej pięknej ''Sukiennice''. {{...}}{{...|.....}} Bo najdzie w ''Sukienicach''...</poem> {{tab}}Gmach rozległy w środku rynku krakowskiego, ze sklepami i kramami, w których głównie sukna sprzedawano, do dzisiaj jeszcze Sukiennicami zwany. Bielski używa nazwy tej raz w liczbie poj. (w. 289), raz w mnogiej (w. 309).<br> <br> ''Rb., w. 311 i 312:''<br> <poem>Pójdzieszli też przez owy i tam i sam ''krzyże'', Ali woła kramarka...</poem> {{tab}}Tyle co: Pójdzieszli przez owe na rynku krakowskim kramy, podtrzymywane na okrzyż złożonymi drzewkami.<br> <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9pdxu1lh3wjtpqsyeztpkbrbv9dwj6s Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/117 100 1219421 3709329 3652199 2024-11-19T16:27:12Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709329 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{c|OBJAŚNIENIA i SŁOWNICZEK|w=120%}} {{c|TRUDNIEJSZYCH WYRAZÓW OBCYCH I PRZESTARZAŁYCH.|w=85%|przed=1em|po=1em}} {{c|Rb. &#61; Rozmowa Baranów; Sm. &#61; Sen majowy; Sn. &#61; Sejm niewieści; str. &#61; strona; w. &#61; wiersz.|w=90%}} <br> ''Sm., str. 3:''<br> <poem>Ten wiersz niegdy od ojca mego napisany Na on ''rozruch węgierski'', nam dziś opłakany.</poem> {{tab}}Nie na wojnę węgierską zmarłego w r.&nbsp;1540 Jana Zapolyi z cesarzem Ferdynandem, jak to do niedawna u nas za Ossolińskiego Wiadomościami histor. kryt., I 412, i za Wiszniewskiego Historyją liter. polsk., VII 61, powtarzano, lecz na wojnę węgiersko-turecką z r.&nbsp;1566 między Janem Zygmuntem Zapolyą i Maxymilianem, cesarzem niemieckim i królem węgierskim, której najważniejszymi epizodami były: 1. prawie nagła śmierć sułtana Solimana pod murami położonego nad rzeczką Almas warownego Szigetu, i obwołanie syna jego Selima następcą; i 2. zdobycie Szigetu przez Turków d. 8 września t.&nbsp;r., mimo bohaterskiej obrony Mikołaja Zrinyego, i zajęcie znacznej części Węgier przez wojska zwycięskie. Napisał go zaś ojciec Joachima, Marcin Bielski, jak to z dalszych jego słów (w. 1 i nn.) wypływa, nie prędzej, jak w miesiącu maju r.&nbsp;1567, skąd też całego utworu nazwa »Sen majowy«, który zresztą ze znaną w czeskiej literaturze z końca w.&nbsp;XV i początku w.&nbsp;XVI powieścią pod tym samym napisem, oprócz przypadkowego tytułu, nic zgoła niema wspólnego.<br> <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hz8hdn6yh8zg49t8lhpzccvs2ehhe3u Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/112 100 1219540 3709318 3652586 2024-11-19T16:07:39Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709318 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{f|92}}</noinclude><poem> Rozpuść smoły dostatek w kotle, a w tem maczaj, {{tab}}Ale się na to pierwej tam dobrze rozbaczaj. Aby czopek w tę kulę aż do prochu wetknął{{wiersz3|945}} {{tab}}Pierwej, niżeś się kulą onej smoły dotknął; Bo tą dziurą, wyjąwszy czopek, ogień dójdzie, {{tab}}Tam w moździerzu, gdy włożysz, iż ku górze pójdzie. Które gdy tak wystrzelisz, a trafisz na dachy, {{tab}}Jeśli ich wiele puścisz, zapalą wnet gmachy;{{wiersz3|950}} Im więcej w nich oleju, tem gorają dłużej, {{tab}}Im je też mocniej zwijesz, tem polecą dużej. Jeszcze wam materyją drugą, lepszą powiem, {{tab}}Czego mistrz puszkarz nie wie, dobrze to na nie wiem; W ten proch, co w kulę sypiesz, włóż bursztynu śmiele,{{wiersz3|955}} {{tab}}Pokost więc z niego czynią, i w Gdańsku go wiele. Gdy go stłuczesz z saletrą a poczynisz kule, {{tab}}Srogi ogień ukaże, pocznieszli w tem czule. Tymże też obyczajem i szypy działają, {{tab}}Z kusz albo z długich rusznic na dachy strzelają.{{wiersz3|960}} Stłucz saletrę i węgle, kęs żywice, siarkę, {{tab}}Ustawiwszy tym rzeczom na to słuszną miarkę; Przyłożyć to do szypu, a płotnem otoczyć, {{tab}}Ściągnąć dobrze niciami, a w smole omoczyć. Takież czopek z wierzchu mieć, wyjąwszy zapalić,{{wiersz3|965}} {{tab}}Zapali, gdzie się może do dachu przywalić. Jeszcze druga nauka, jako działać race, {{tab}}Ale to są k tym rzeczam mało płatne prace. Nakręć trąbek, z papieru formę udziaławszy, {{tab}}Zawięzuj je na końcu, na stypułek wdziawszy:{{wiersz3|970}} Nabijajże je prochem stypulikiem onym, {{tab}}W samej formie, prędkim, miałkim a niestanowionym, Przywięź laskę pod wagą, a zapal od dziurki, {{tab}}Pojdzie wzgórę ku wiatru, póki stawa rurki; </poem><noinclude>953 Bursztyn. 959 Szypy. 967 Race. <references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pwx7o0uow748wdvmwmueehykolqmgx3 Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/113 100 1219541 3709324 3652587 2024-11-19T16:11:23Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709324 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{f|93|align=right}}</noinclude><poem> I tem zamek zapali dobry mistrz, towarzysz,{{wiersz3|975}} {{tab}}Gdy bawełny przyczynisz, w prochu ją uwarzysz. Jeśli puścisz ku górze, przeciw wiatru pójdzie, {{tab}}Zapali tem na dachu, gdzie do miasta dójdzie; Proch do rusznic nalepszy takowy działajcie: {{tab}}Jeśli dobra saletra, pierwej oglądajcie.{{wiersz3|980}} I węgle z młodych laszczek dobrze wypalone, {{tab}}Toć grunt w rycerskich rzeczach na wszelką obronę: Weźm saletry sześć części, ale jednę siarki, {{tab}}Węgla także jednę część, przyczyń kęs bez miarki. Stłucz to społu w moździerzu, albo zwierć w donicy,{{wiersz3|985}} {{tab}}Albo przypraw na wodzie stępy we młynicy; Zakrapiaj często wodą, by się nie kurzyło, {{tab}}Chceszli też octem kropić, by się stanowiło. Siekaj a siej przez durszlak, aby był ziarnisty, {{tab}}Jeśli dobra saletra, będzie z niej proch czysty;{{wiersz3|990}} Gdy macie zamków bronić, tak też uczynicie, {{tab}}Hrubej, prostej dębiny w zamek nawozicie. Z której strony parkany osłabiane znacie, {{tab}}Wkoło je tą dębiną gęsto obstawiajcie; Końce obwieść daleko od muru u dołu,{{wiersz3|995}} {{tab}}Ale wierzchy mają stać równo z murem społu. Po onej pochylonej na ukos dębinie, {{tab}}Nie ostoi się kula, szlozem się precz winie; Szkody żadnej nie weźmiesz w murze i w parkanie, {{tab}}Możesz stać za dębiną, strzelać śmiele na nie.{{wiersz3|1000}} Nie strasz z przodku, nie pukaj, nie psuj próżno prochu, {{tab}}Cicho sobie poczynaj, nie bój się popłochu; Gdy się już ubezpieczą, co za murem stoją, {{tab}}Będą się domniemawać, iż się w zamku boją. </poem><noinclude>979 Proch działać. 991 Jako zamków bronić. <references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eqnpzlygltvxk9tqb7xcwgexx5ur1pj Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/114 100 1219542 3709326 3652588 2024-11-19T16:16:02Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709326 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{f|94}}</noinclude><poem> Gdy już ujźrzysz potrzebę, puszczaj strzelbę na nie,{{wiersz3|1005}} {{tab}}Coś zamieszkał przez on czas, za twą szkodę stanie. Jeśli się też kopają pod mury, parkany, {{tab}}Kopajcie się przeciw nim pod mur albo ściany, Zasadzcież strzelbę wielką pod parkanem w dziurze, {{tab}}Aby szkoda nie była w ścienie albo w murze;{{wiersz3|1010}} Jeśli miejsca nie czujesz, gdzie oni kopają, {{tab}}Stawiaj na mur miednicę i patrz, gdzie brząkają. Po brząkaniu wnet poznasz, w którą idą stronę, {{tab}}Gdy już miejsce obaczysz, czyń taką obronę: Jakom wyżej uczyła, zasadź strzelbę na nie,{{wiersz3|1015}} {{tab}}Uczyniliby dziurę w murze i parkanie. Jeśli kule ogniste puszczają na dachy, {{tab}}Zmiataj je precz łopatą, bo zapalą gmachy: Nie daj na drzewie gorzeć, wszak to przyjdzie snadnie, {{tab}}Szkody żadnej nie czyni, gdy na ziemię spadnie.{{wiersz3|1020}} Jeśli też kamiennemi kulami strzelają, {{tab}}W zamek z niemałą szkodą z wierzchu więc padają: Jakom pierwej uczyła, dębinę stawiajcie, {{tab}}Co nahrubsza może być, pod nią się chowajcie. Ilekroć razów padnie na onej dębinie,{{wiersz3|1025}} {{tab}}Zmyli raz, bo się zemknie, bez szkody precz minie; Jeśli też chcą ku szturmu do wybitej dziury, {{tab}}Uczyńcie przeciw dziurze pod samemi mury Wielki dół i głęboki, będą weń padali, {{tab}}Gdy to na zad obaczą, będą wnet pierzchali;{{wiersz3|1030}} Tam się ich jako wilków w dole nabijecie, {{tab}}Jeśli wszego dostatek w zamku mieć będziecie. Umiałabych ci więcej wam tego powiedzieć, {{tab}}Aleby nieprzyjaciel wasz o tem mógł wiedzieć: </poem><noinclude>1027 Przeciw szturmu. 1033 Conclusio. <references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r2b19xyymv9ugw580tet7b8bz6n73yr Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/115 100 1219544 3709327 3652623 2024-11-19T16:17:29Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709327 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{f|95|align=right}}</noinclude><poem> Jakie wróżki, wietrunki ktemu macie miewać,{{wiersz3|1035}} {{tab}}Nie chcę teraz o takich rzeczach jawnie śpiewać. Już natenczas córuchny macie dosyć o tem, {{tab}}Drugie ''Rycerskie sprawy'' napiszę wam potem; Zatem byście szczęśliwy swych spraw skutek znały, {{tab}}Szczęście, zdrowie, w niem będąc, łaskę Bożą miały.{{wiersz3|1040}} </poem> <br> {{c|KONIEC.|w=85%}} <br><br> {{c|'''''W Krakowie, w drukarni Jakuba Siebenejchera,<br>Roku Pańskiego 1586.'''''}} <br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nl3x3dild1dod7ivt8znkbaau6gys4x Szablon:IndexPages/Paweł Staśko - Kain.djvu 10 1222260 3709322 3702599 2024-11-19T16:09:17Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709322 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>150</pc><q4>0</q4><q3>133</q3><q2>0</q2><q1>1</q1><q0>16</q0> nl5md0eqrn8laabtfg8p8srvdgxzaph 3709372 3709322 2024-11-19T17:09:17Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709372 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>150</pc><q4>0</q4><q3>134</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>16</q0> nqh4o21is48kav32861yympmur0c4jm Szablon:IndexPages/Paweł Staśko - Hetera.djvu 10 1222261 3709406 3663749 2024-11-19T18:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709406 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>92</pc><q4>0</q4><q3>16</q3><q2>0</q2><q1>65</q1><q0>11</q0> jk65s7xy2qielldt68oq4spdvue01fq 3709431 3709406 2024-11-19T19:09:14Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709431 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>92</pc><q4>0</q4><q3>22</q3><q2>0</q2><q1>59</q1><q0>11</q0> donzc8uplm34oaflq7tjkna29t81i1k 3709504 3709431 2024-11-19T20:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709504 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>92</pc><q4>0</q4><q3>32</q3><q2>0</q2><q1>49</q1><q0>11</q0> ee2vjpm535ye58fu3ldr4t7mcjobcvd 3709575 3709504 2024-11-19T21:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709575 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>92</pc><q4>0</q4><q3>50</q3><q2>0</q2><q1>31</q1><q0>11</q0> 67b0dvdkvrhim27ald415ckm9161nqg 3709637 3709575 2024-11-19T22:09:15Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709637 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>92</pc><q4>0</q4><q3>52</q3><q2>0</q2><q1>29</q1><q0>11</q0> 2jekdm10dgnosowbo4ngamiln4dctep Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/8 100 1222306 3709391 3663607 2024-11-19T17:35:41Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709391 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br><br><br><br><br><br><br></noinclude>{{c|KRAKÓW — DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI|w=85%}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4h2sfm3nwm309ykvh9js32hm2wntxbk Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/5 100 1222307 3709387 3663608 2024-11-19T17:32:47Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709387 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br><br><br></noinclude>{{c|HETERA|roz=0.08em|h=normal|w=220%}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8v4qiily6vplo96xjeogj7zdifwj2l1 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/6 100 1222308 3709389 3663609 2024-11-19T17:33:58Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709389 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{CentrujStart2}} {{c|TEGOŻ AUTORA:|w=110%|po=1em}} ZA CENĘ KRWI. Tragedya z czasów słowiańskich.<br> NA TLE POŻOGI. Dramat z r. 1846.<br> PRZERWANE PIEŚNI. Poezye i cykle.<br> GRZESZNICA. Powieść na tle Wielkiej Wojny.<br> SABATH ŻYCIA. Powieść współczesna w dwóch tomach.<br> {{c|{{roz*|W przygotowaniu:}}|przed=1em|po=0.5em}} W DUCHOCIE MĘKI. Szkice wojenne.<br> ŚWIT I PRÓCHNO. — Nowele.<br> RUMIENIEC DUSZY. Romans akademicki.<br> POD MŁOTEM LOSU. Powieść z przeżyć wojennych.<br> <br><br><br><br> {{c|PRAWA AUTORSKIE PRAWNIE ZASTRZEŻONE.|w=85%}}{{CentrujKoniec2}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9iqwv1byzgitwikbz4ym30hd12u3ru1 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/7 100 1222309 3709390 3663755 2024-11-19T17:35:17Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709390 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|PAWEŁ STAŚKO|w=120%}} {{===|30|przed=10px}} <br> {{c|{{roz|HETER|0.25}}A|h=normal|w=400%}} {{c|POWIEŚĆ BUDUAROWA|przed=20px}} <br><br> [[Plik:Paweł Staśko - Hetera ornament 007.png|80px|center]] <br><br> {{c|w=80%|last=justify| SKŁADY GŁÓWNE W KSIĘGARNIACH<br> '''{{roz|GEBETHNERA I WOLFF|0.3}}A'''<br> WARSZAWA —— LUBLIN —— ŁÓDŹ<br> KRAKÓW — {{Korekta|G,|G.}} GEBETHNER I SPÓŁKA<br> POZNAŃ — {{roz*|M. NIEMIERKIEWIC}}Z<br> |center|table}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qvzcbgvzaj3ujiyi4y50j8b6ofesekt Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/9 100 1222313 3709392 3663617 2024-11-19T17:37:23Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709392 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{tab}}Dziś prawie trzy miesiące, jak się poznali w teatrze.<br> {{tab}}Oboje byli z tych ptaków niebieskich, którym los nie poskąpił niczego, ale wypieścił troskliwą ręką i wyposażył hojnie.<br> {{tab}}Życie było dla nich ogrodem rajskim, wiecznie kwitnącym, z którego drzew zrywała owoce ich dłoń z jakiemś, jakby zadowoleniem przesytu i z tem uczuciem świadomem, że to ich prawo należne, nieodwołalne.<br> {{tab}}Byli pewni, że wiosna nie tyle jest procesem natury, wyradzającym się z niej peryodycznie — jak objawem istniejącym li tylko dla nich gwoli, uciechy i rozrywki.<br> {{tab}}Obca im była jakakolwiek troska o jutro — wiedzieli, że dzień następny będzie podobny do dzisiejszego, że wszystkie będą jak te, co upłynęły już dawno.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ci8zcsmh2cn0qwbr40ik03zumkk3qlo Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/10 100 1222314 3709393 3663618 2024-11-19T17:39:59Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709393 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Wierzyli, że kwiaty pysznią się dla nich idealnemi barwy, że gwiazdy i noce miesięczne im ślą przeciche rozgwary i serc balladę rozmotywują rozkoszną i czarowną.<br> {{tab}}Ale ta wiosna była dla niego mniej ponętną, znudzoną poniekąd, a nawet może i obojętną — była, jak ten niepoliczony już puhar szampana po przepitej nocy, kiedy senne znużenie ogarnia człowieka i łączy powieki bezwiednie, gdy źrenice patrzą jeszcze leniwie na stół zalany mozajką różnorodnych napojów i trzymający na swym grzbiecie porozbijane szkła, zmieszane z okruchami ciast i niedopałkami papierosów.<br> {{tab}}Miał lat dopiero dwadzieścia ośm, w duszy prawie, że przesyt, użycie wszystkiego co może dać świat, a jednak życie pociągało go jeszcze namiętnie, obiecując nowe, jak się zdawało, niespodzianki i przyjemności.<br> {{tab}}Natura jego bywała chwilami jakby obumarłą, nawskróś apatyczną, niezdolną do konkretniejszych myśli, ale stan taki mijał po paru dniach, a wówczas budziła się w nim świeża energia i chęć jakowegoś szału, smagana biczem namiętności i odurzenia.<br> {{tab}}Nie miał przeszkód w takowym trybie życia —<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n8zbkgcua8i9x3jl7fleok66fj28enq Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/11 100 1222315 3709394 3663619 2024-11-19T17:41:55Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709394 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>bogaty był, przystojny i miał wszelkie warunki do powodzenia w życiu.<br> {{tab}}Prócz dalszych krewnych, sam był na świecie, nie miał żadnych zobowiązań i zajęć, w dobrach swych trzymał doborową i zaufaną służbę, którą w jakiś czas, gdy mu miasto zanadto zbrzydło, przyjeżdżał kontrolować. Przesiedział na wsi dni kilkanaście — i z nowym zasobem pieniężnym wracał z powrotem do stolicy, albo wyjeżdżał za granicę na dłuższą wycieczkę.<br> {{tab}}Znał wszystkie miejsca kąpielowe i letniska, wylegiwał się na plażach morskich i grywał w kasynowych klubach, brał udział w wyścigach konnych i miał nawet swoją stajnię w Paryżu.<br> {{tab}}Był sportsmenem pierwszej wody i królem rautowych wieczorów, przegrywał i wygrywał wysokie sumy, brał premie wyścigowe i podbijał kobiety.<br> {{tab}}Na miłość rzeczywistą czasu nie miał, czy nie chciał, każda zgrabna postać niewieścia pociągała go ku sobie, uśmiech zalotny oszałamiał — a wtedy chwytało go szaleństwo i trzymało tak długo, dopóki nie upił się daną ponętą i nie nasycił wystarczająco.<br> {{tab}}Trwał w tej gonitwie, lat kilka bezustannie — aż uczuł przesyt.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5awdnerf84f4oa91252kb6cdyeguetz Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/12 100 1222316 3709395 3663620 2024-11-19T17:44:21Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709395 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Zdawało się, że w stanie tym popadnie w długotrwały letarg, w taką drzemkę moralną, która wszelką chęć odbiera i leniwością ślimaczą rozpełznie się po ciele, ubezwładni je poniekąd ociężałymi ruchy — ale oto, gdy ta bezsilność poczęła brać go w swe siecie — spostrzegł w teatrze nową zjawę.<br> {{tab}}Była niebiańsko piękną, a ponętną jak żadna z kobiet dotąd spotkanych. Spojrzała nań ogniami zalotnych oczu i zauważył, że falująca pierś jej zatrzymała się, jakby w zdumieniu. Dojrzał nawet, że drgawki prędkie przebiegły jej po karminowych wargach — i po chwili opuściła rzęsy na oczy, jakby je obniżył niewinny wstyd, bo zarumieniła się, jak wiśnia.<br> {{tab}}W skrzyżowaniu się ich źrenic odczuł, że ta kobieta ma w sobie czar tajemniczy, że płonie lawą rozkoszy.<br> {{tab}}W czasie pauzy zbliżył się do niej w foyer, zagadnął wyszukanem zdaniem — i w dłoni swej poczuł za chwilkę rączkę jej drobną, aksamitną.<br> {{tab}}Na drugi dzień spotkali się w pierwszorzędnej cukierni, gdzie nakłonił ją do wypicia kieliszka likieru na pomyślność wzajemnej przyjaźni.<br> {{tab}}Czytał z jej ócz jakowąś słodycz spływającą<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f0a48ov73rx86i19y2bongd8hzuqshi Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/13 100 1222317 3709396 3663621 2024-11-19T17:46:55Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709396 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nań błogim fluidem, cudem uśmiechu napawał się niby haszyszem, a fale piersi hypnotyzowały go jakąś tajemną rozkoszą, która z ukrycia jedwabiu i ażuru fascynowała doń słodkim potokiem, magnetycznie.<br> {{tab}}Mówiła wiele, zajmująco i rozkosznie. Poznał ze słów, że ta czarująca kobieta — to jemu pokrewny duch, że to ta sama natura namiętna i popędliwa, tylko hamowana jakąś bojaźnią, natura, której, prócz żądz, nie zachmurzała żadna groźniejsza burza, mogąca spowodować nieszczęście, albo-li zawód wielki, rozpaczny. To, co ją w życiu spotkało, przeszło po paru dniach tajemnych łez, rodząc zacięcie i prawie zupełne zapomnienie.<br> {{tab}}Olga bowiem kochała, niedawno... może rok temu. Zjawił się przed nią młodzian, jak bożek, rozkochał do szaleństwa, spił słodycz z ust, uściskiem się zadławił, czarem odurzył i mimo zaklęcia i przysięgi — odszedł, i, zapomniał.<br> {{tab}}Zawód ten zabolał ją niemiłosiernie, ale trafił na duszę, która umiała pogodzić się z losem i tak »na przekor« losowi wydrwić go i starać się zapomnieć.<br> {{tab}}Miała możność po temu, rodzice nie krępowali jej — i dla uspokojenia nerwów wyjechali z nią<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s47f94pwgb7cf7l6ucc84k7bnqqukar Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/14 100 1222318 3709397 3663622 2024-11-19T17:50:19Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709397 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>za granicę. Wyjazd wpłynął na nią nadspodziewanie kojąco, wyleczył i uspokoił.<br> {{tab}}Trafiały jej się liczne partye zamążpójścia, niektóre wprost jakby wymarzone, ale świat mężczyzn zniechęcił ją i, pomimo dwudziestu czterech lat życia, utrwalił w postanowieniu zostania swobodną i niezależną.<br> {{tab}}Postanowiła mścić się na niewiernym rodzie męskim dopóki starczy uroda i wiek — i wychodziła z tego zwycięsko, z wielkiem zadowoleniem i uciechą. Rzucała czarem przecudnych oczu, kusiła uśmiechem i rumieńcem, oszałamiała gibką postacią. Rozkosz wionęła od niej, jak z czary tajemniczej, co obiecuje zawrotny szał.<br> {{tab}}Kiedy spragniona ofiara zbliżała się do niej poufniej, w sieci namiętnych dreszczy — wtedy jej usta porywał szatański śmiech, na poły drwiący i ironiczny, śmiech, mający w sobie demoniczną kpinę, okrutną chęć niezasłużonego upokorzenia, bez słowa powodu, i zamysł dziki, zwodniczy.<br> {{tab}}Wyśmianą ofiarę, odtrąconą najniespodziewaniej, porywało zawsze jakieś tragikomiczne oniemienie, nie mogące zdać sobie sprawy z tego co zaszło, i zwykle oczy nieszczęśnika patrzyły bez wyraźniejszej myśli za odchodzącą, czarowną okru-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 39s5zzmk7mefof2m1xttpjnmn8qwht9 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/15 100 1222319 3709399 3663623 2024-11-19T17:52:26Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709399 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>tnicą, na której ustach tarzał się jeszcze ten uśmiech w chytrem zadowoleniu i jakby nawołujący do powrotu...<br> {{tab}}I nikła bezpowrotnie, zostawiając po sobie nektarny zapach raju, zwodnicze szczęście i oniemienie.<br> {{tab}}Ten pierwszy, nęcący uśmiech chwycił Jerzego tam, w loży teatru, jak lasso.<br> {{tab}}Widziała w nim uwodziciela z śladami szaleńczych, dosytnych chwil na zmęczonej, a jednak jeszcze pięknej twarzy, która, mimo dyskretny uwiąd, zdawała się płonąć świeżością krwi, tylko zamglone oczy matowały ją nieco pomiętym cieniem, dając wyraz jakby odpoczynku po ciężkiej pracy.<br> {{tab}}Czuła, że tu odegra rolę kusicielki i zemści się na owym lowelasie, zemści się za wszystkie kobiety, które on, jak przypuszczała, uwiódł i porzucił.<br> {{tab}}Całą zalotność, nęcącą nieodparcie, przywołała do ócz — i tym płomieniem rzuciła ku jego loży...<br> {{tab}}Jakby za jakąś tajemniczą magnetyczną siłą, Jerzy poszedł za tem spojrzeniem, nie czując w sobie sił do oporu.<br> {{tab}}Owładnęła nim od pierwszej prawie chwili, jak się zdawało, i oślepiła wdziękiem.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cfc15cm3m6kkbncvs5vk9fetl1vvwuw Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/16 100 1222320 3709400 3663624 2024-11-19T17:55:14Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709400 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Jerzy z początku stracił rezon i pewność siebie, bo to zjawisko urocze uderzyło weń nagle, z całą gwałtownością uroku i głodnych, namiętnych spojrzeń.<br> {{tab}}Poznawszy ją bliżej odgadł, że tu potrzeba zastosować teoryę inną, nie powszednią, taką, która więzi nagłe porywy i pragnienia, co broni od poddańczej, wyczekującej uległości, ale każe dążyć do celu wolno, na pół lodowym krokiem, jakby obojętnie i sieć rozpinać nieznacznie, tajemnie, a pewnie.<br> {{tab}}Odgadł wyszkoloną w tym kierunku wiedzą, że ta kobieta chce aby ją długo zdobywać, by każdy uścisk wybłagać, wyżebrać niewolniczo każdą pieszczotę, by zdobywanie to równało się rozkoszy, jaką dać mogła — i pewny był, że odgadł nieomylnie.<br> {{tab}}Zaraz więc w pierwszych dniach, kiedy wrażenie przeszło, a raczej uspokoiło się pod naporem postanowienia — stał się dla Olgi więcej bierny, przyjmując jej prawie narzucające zachowanie się niby obojętnie, chociaż wnętrze palił mu ogień żądz i wzbierająca fala namiętności.<br> {{tab}}Olga nie umiała wytłumaczyć sobie tego postępowania, wydawało się jej jakiemś zagadkowem<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dm3wwdvtwqpsw1muf4z6i58m2w25qhn Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/17 100 1222321 3709401 3663625 2024-11-19T17:57:57Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709401 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>i psuło czasami humor. Przypisywała to nie tyle obojętności Jerzego, ile tajemniczemu zamysłowi, który wyczuwała intuicyą — i to wzbudzało w niej coraz większe zainteresowanie się tą komedyą i jej rozwiązaniem.<br> {{tab}}Była przekonana, że wyjdzie zwycięską bohaterką z tej niebezpiecznej zabawy, ale rozciągłość jej poczęła ją nudzić coraz więcej, zdradzając brak koniecznej cierpliwości.<br> {{tab}}Codziennie postanawiała, że wytrwa i w myśli tej nastawiała nowe sidła, pewniejsze i bardziej zwodnicze.<br> {{tab}}Jerzy, jak mógł, silił się na wytrwanie, jednakże w miarę czasu brała go wściekłość coraz gwałtowniejsza, odsuwając cel na odleglejsze krańce i osłabiając nadzieję.<br> {{tab}}Ilekroć razy myślał w ten sposób, Olga stawała mu w oczach w swojej rozkosznej postaci, niesłychanie ponętna i nie do pojęcia upragniona.<br> {{tab}}Im dalej myśl odsuwała go od niej, tem stawała się dlań konieczniejszą, słodszą, jedyną z wszystkich kobiet, jakie znał i widział.<br> {{tab}}Uparł się, że zdobyć musi tę gwiazdę najczarowniejszą — bo któraż kobieta jest nie do zdobycia? — pocieszał się w myśli, wierząc w to nieza-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d4iz17d3he7sv2g9mmnf6rny62nnkd3 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/18 100 1222322 3709402 3663626 2024-11-19T18:00:50Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709402 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>wodnie. Myśl tę popierała i druga — to owa samowolna ekscentryczność Olgi, podróżowanie »na własną rękę« i szukanie wrażeń, jak przypuszczał.<br> {{tab}}Taki sposób życia dwudziestoczteroletniej kobiety, pięknej ziemiańskiej córki, nasuwał mu jakąś tajemniczość, choć, w gruncie rzeczy, kwestya Olgi była zupełnie jasna. To, że bez opieki jakiejkolwiek i towarzystwa wyjeżdżała na letniska, lub zatrzymywała się czas dłuższy w stołecznych miastach, miało jedyny cel rozrywkę i zabawę, czego wieś dać jej nie mogła. Cisza wsi i odwiedziny sąsiedzkie były dla niej nudną wegetacyą w ciężkiej atmosferze. Natura jej pragnęła ustawicznej nowości, wielkiego i pysznego horyzontu, czasami szału i wulkanicznych uciech.<br> {{tab}}Rodzice byli bezsilni wobec jej pragnień i wędrówek — nieokiełzana córka umiała wmówić konieczność każdorazowego wyjazdu w poczciwość i dobroduszną uległość ojca i matki, otrzymując zawsze pozwolenie wraz z prośbą o rychły powrót i »uważanie na siebie«.<br> {{tab}}Tym razem jednak zapoznanie się z Jerzym zatrzymało ją dłużej w stolicy i nie wróżyło nawet prędkiego wyjazdu. Na listy z domu odpisywała dość często w tonie najbardziej uspokajającym,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g0ohapw5am167n2tqbjq5v8g1rv8uti Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/19 100 1222327 3709403 3663634 2024-11-19T18:03:20Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709403 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>obiecując również blizki powrót, która to obiecanka poczęła powoli niepokoić wyczekujące serca, przez swą niemiłosiernie długą zwodniczość.<br> {{tab}}Była godzina szósta wieczorem, kiedy Olga wychodziła z przejezdnego pensyonatu, służącego jej za mieszkanie.<br> {{tab}}Ubrana była w letni, ostatniej mody kostyum, zręcznie dostosowany do jej czarownej postaci.<br> {{tab}}Szła wolnym, trochę jakby niedbałym krokiem, zasłaniając się od słońca turecką parasolką.<br> {{tab}}Przepyszne linie ciała rysowały się na niej za każdem poruszeniem, ściągając ku sobie zachwyty licznych ócz spacerujących przechodniów.<br> {{tab}}Olga czuła na sobie ognie tych spojrzeń niemych, a wymownych, ostrych jak strzały — i szła śród nich w słodkiem zadowoleniu, ucieszna i podniecona, jakby w tryumfalnym pochodzie, co przed wybrańcem szczęścia rozsiewa krasiwe kwiaty i hołdownicze róże.<br> {{tab}}Idąc, zdawało się, że rozsnuwa poza sobą rajskie powiewy i zostawia w powietrzu odurzający narkotyk, działający na podniecone zmysły szaleńczo i fatalnie pragnąco.<br> {{tab}}Zadowolenie to wykwitło jej na rozkosznie uśmiechniętych ustach, niby zorza wiosenna, rozko-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ex8wqsf7k1j5roka435jjkhiogy7dga Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/20 100 1222328 3709404 3663635 2024-11-19T18:08:48Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709404 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>chująca się w brylantach rosy porannej i przebudzonem uroczysku.<br> {{tab}}Jerzy oczekiwał Olgi w kawiarni Avenue. Co chwilę spoglądał na zegarek niespokojnie, tłumacząc sobie jej opóźnienie na wszelki możliwy sposób. Miała przyjść o godzinie wpół do szóstej i mimo, że trzy kwadranse minęło od oznaczonej pory, Olgi nie było.<br> {{tab}}Nerwowy niepokój począł go ogarniać coraz bardziej, nasuwając przeróżne przypuszczenia i wątpliwość w oczekiwane rendez vous.<br> {{tab}}Kilka wypitych kieliszków likieru nie mogło go zrównoważyć, owszem, podniecało jeszcze więcej. Ogarniała go bezsilna złość. Chciałby się mścić, a bał się, by jej nie spłoszyć na zawsze; żal mu było tego rajskiego owocu — i postanowił czekać cierpliwie, a w razie, gdyby nie przyszła, pójść do niej, do pensyonatu.<br> {{tab}}Spoglądał ustawicznie na otwierające się drzwi i wchodzących gości, aż wreszcie dostrzegł Olgę.<br> {{tab}}Przybyła rzuciła okiem po sali. Za małą chwilkę odnalazła Jerzego, siedzącego w narożnej loży.<br> {{tab}}Skłonił się jej z daleka głową i wyszedł na przywitanie.<br> {{tab}}Po chwili usiedli razem.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> aqaxjefwx5usmcz66pljpn4onxd9lfv Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/21 100 1222329 3709409 3663636 2024-11-19T18:11:38Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709409 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Olga była w najlepszem usposobieniu, wesoła i uśmiechająca się za każdem słowem.<br> {{tab}}Goście kawiarniani spoglądali ku nim w zaciekawieniu, obserwując to Olgę i jej bogatą toaletę, to niedbale opartą postać Jerzego.<br> {{tab}}— Począłem tracić nadzieję w przyjście pani, panno Olgo. Naprawdę, spaźniać się tak niemiłosiernie, to okropne... Pani niema litości! — popatrzył na nią z wyrzutem, zapalając papierosa.<br> {{tab}}— Nie wiedziałam, że pan będzie taki punktualny — śmiała się — a zresztą, dłużej oczekiwaną osobę widzi się tem chętniej, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Wobec tego, to ja powinienbym paść z radości i tęsknoty...<br> {{tab}}— Dlaczego? Że pan pół godziny musiał czekać?<br> {{tab}}— Tak. To już powinno me uczucie spotęgować do ostatecznej granicy.<br> {{tab}}— Panie, czemu pan nie mówi prawdy?<br> {{tab}}— Więc i to uważa pani za kłamstwo?<br> {{tab}}— Oczywiście.<br> {{tab}}— Naprawdę, pani jest bez serca!<br> {{tab}}— O, to się pan myli.<br> {{tab}}— Teraz znowu się mylę?<br> {{tab}}— Nawet bardzo. Jakżeż można nazwać czło-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3b1k4tqe9k9uat3mso67b8zyjp63jej Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/22 100 1222330 3709410 3663637 2024-11-19T18:14:11Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709410 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>wiekiem bez serca tego, który ma je tak gorące, jak moje...<br> {{tab}}— Och, jaką niezrozumiałą stała się pani od pewnego czasu... Dawniej była pani cieplejszą w słowie, przystępniejszą, że tak się wyrażę, obecnie zaś uważa pani za stosowniejsze lekceważyć me powiedzenia, czasami zadrwić, ot, stała się pani rodzajem fata morgany.<br> {{tab}}— Jakto? Czyż ja uwodzę? Czy jestem tą pustynną zorzą, co obiecuje jakieś gorące upragnienie, a później omamia i znika?<br> {{tab}}— Tak, pani jest tą zorzą na bezkresie ludzkich chęci, która czaruje i kusi, aż stanie się tą mgłą nieuchwytną, eterem w przestworzu — i...<br> {{tab}}— No?<br> {{tab}}— I następuje złudzenie, a to, co było, wydaje się czemś nigdy nieistniejącem, zaś upragnienie, zjawą, rodzącą gorycz i mękę...<br> {{tab}}— Eh, przeczulony pan jesteś, panie Jerzy... a właściwie zabawny... Panu tak nie przystoi mówić w ten sposób, co pan właściwie chce, czego pan pragnie? Ma pan na świecie szczęście, jednem słowem, wszystko. Że tam czasem jakaś chętka nie dopisze panu przez swą nagłą wybujałość, że jakiś błędny wynik pociągnie za sobą i zwiedzie, to nic<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9jum44vtie1gtylkwkxe35xlryo2g23 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/23 100 1222331 3709411 3663638 2024-11-19T18:16:16Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709411 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>jeszcze strasznego... Trzeba mieć tę męską zaciętość, swoje mocne »ja« i powiedzieć sobie: nie, to nie!<br> {{tab}}— Przepraszam, panno Olgo — przerwał Jerzy — a gdy się właśnie chce postanowić po męsku: chcę to a to, i tak być musi?<br> {{tab}}— Zatem powinno się cel osiągnąć.<br> {{tab}}— A jeśli się nie da?<br> {{tab}}— Nie trzeba znów pragnąć po dziecinnemu rzeczy takich, które są niemożliwe do wypełnienia.<br> {{tab}}— Panno Olgo, czy moje pragnienia dadzą się urzeczywistnić?<br> {{tab}}— Jakież są one?<br> {{tab}}— Będę je powoli i po kolei wymieniał: najsamprzód chciałbym się teraz napić z panią likieru, cóż, zgadza się pani?<br> {{tab}}— Och, takie prozaiczne życzenia! Ale mniejsza o to, zgadzam się.<br> {{tab}}— Zaraz, będzie i poezya. Dalej, pragnąłbym byśmy skosztowali szampana, czy także zgoda?<br> {{tab}}— Ostatecznie, by panu nie robić opozycyi.<br> {{tab}}— Na razie tyle; za chwilkę wyspowiadam się do reszty.<br> {{tab}}Zamówił likiery, kanapki z kawiorem i butelkę szampana.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1i75nhuitxfyc22nl1gdgle3xgee2fo Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/24 100 1222332 3709412 3663639 2024-11-19T18:18:19Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709412 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Olga wyjęła z złotej torebki papierośnicę i zapaliła papierosa.<br> {{tab}}— Słucham pana dalej.<br> {{tab}}— Otóż, panno Olgo, teraz wkraczam w świat poezyi, zachwytu i czaru.<br> {{tab}}— Naprawdę, zaciekawia mnie pan...<br> {{tab}}— Pragnąłbym nadewszystko, ażeby pani była dla mnie lepszą, serdeczniejszą, taką, jaką byłaś w pierwszych dniach naszego poznania... Ażeby oczy pani patrzyły blaskiem szczerości, by słowa pani były słoneczne i balsamiczne, uścisk dłoni ciepły i taki dobry, jak uścisk anioła, przynoszącego słodycz nadziei i ukojenie serca...<br> {{tab}}— Mówi pan jak człowiek, którego w życiu spotkał wielki zawód... — zatrzymała na nim wzrok, jakby badawczy, a tajemniczy uśmieszek odsłonił kończyny dwu rzędów perłowych ząbków, nieskalanej białości. — Na jakiej podstawie powiedział pan, ażebym była dlań lepszą?<br> {{tab}}— Panno Olgo — przerwał — poco ta komedya?<br> {{tab}}— Czego więc pan chcesz ode mnie?<br> {{tab}}— Powiedziałem to pani wczoraj, tu przy tym stoliku i pani mnie prawie wyśmiała...<br> {{tab}}— Przepraszam, nie wyśmiałam pana, ale nie mogłam uwierzyć w te zwierzenia...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5cc6b4jo8vj5lrb9q4cjd73sd8nbw9a Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/25 100 1222333 3709413 3663640 2024-11-19T18:20:42Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709413 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Jakto, czyż były i są niemożliwe?<br> {{tab}}— Owszem, możliwe są, ale w ustach pańskich brzmiały tak jakoś dziwnie, nieprawdopodobnie i podejrzliwie... że... no, że nie mogłam dać wiary...<br> {{tab}}— Czyż uważa pani, panno Olgo, żem niezdolny już do kochania?<br> {{tab}}— Możliwe, że pan jeszcze zdolny...<br> {{tab}}— Co znaczy to »jeszcze?«<br> {{tab}}— Ech, dajmy temu pokój... Panie Jerzy, jakżeż ja mogę uwierzyć, że pan dotychczas nie kochał wcale... Pan? Człowiek młody, elegancki, taki lew salonowy, sportsmen, czyż to możliwe?<br> {{tab}}— Wie pani, mnie świat kobiet tak mało dotychczas interesował, płeć piękna była mi tak obojętną, iż naprawdę sam się dziwiłem swemu usposobieniu... Co mnie bawiło? ot, wyścigi, turystyka, czasem turnieje szampańskie...<br> {{tab}}— Panie — przerwała Olga — czyż te zabawy, te turnieje, jak pan nazywa, mogły być bez towarzystwa kobiet? To takie nieprawdopodobne... ja w to nie uwierzę nigdy!<br> {{tab}}— Że było tam czasem jakoweś zapomnienie, jakaś miłostka... no, trzeba mężczyznę wyrozumieć...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hfqc1c7gqtj71ethip9uh6rlszh5lzh Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/26 100 1222334 3709414 3663641 2024-11-19T18:22:47Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709414 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Właśnie, przez to wyrozumienie my kobiety was znamy i nie możemy wam wierzyć...<br> {{tab}}— Czy pani myśli, że są wyjątki?<br> {{tab}}— Są, i to liczne.<br> {{tab}}— A jeśli powiem, że nie?<br> {{tab}}— Toście wszyscy nic nie warci!<br> {{tab}}— W takim razie trzeba nas bojkotować...<br> {{tab}}— Tak właśnie chcę robić ja. Jakkolwiek nie oświadczył mi się pan wczoraj, alem mu oznajmiła, że zamąż nie pójdę nigdy. Poco?<br> {{tab}}— Ale, panno Olgo, pani zmieni zdanie, tak mówią tylko pensyonarki, grożąc, że wstępują do klasztoru...<br> {{tab}}— Tak pan sądzi?<br> {{tab}}— Tak!... — przeszył ją błyskiem namiętnych źrenic i nie spuszczał z niej zachłannego wejrzenia, jakby ją pragnął przyciągnąć do siebie i porwać w objęcia w szale pożądania.<br> {{tab}}— A może i wyjdę kiedyś... może mnie weźmie jakiś bożek... może... — opuściła powieki, co razem z falującą piersią czyniło ją niezmiernie ponętną i czarującą.<br> {{tab}}Olga miała w sobie coś z gorących, południowych piękności, coś pośredniego między Włoszką a Hiszpanką, o tym samym charakterze wulkani-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j5lf4g2piv7oqztojyunvq5qsnxjuf4 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/27 100 1222335 3709458 3663642 2024-11-19T19:43:16Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709458 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>czno-kuszącym, a jasno-niebieskie oczy, tak rzadko spotykane u brunetek, dodawały jej przemożnego uroku i niezwykłego wdzięku.<br> {{tab}}Podano zamówione napoje i przekąskę.<br> {{tab}}Olga rozmawiając, zwracała oczy co chwilę ku sąsiedniemu stolikowi, gdzie przy szklance herbaty, obłożony stosami pism swojskich i zagranicznych, siedział mężczyzna, trzydziestoletni brunet, z wielką rozwichrzoną czupryną, przyglądający się jej co chwilę.<br> {{tab}}— Panie Jerzy, kto jest ten pan z tą artystyczną fryzurą? — zapytała, wskazując głową. — On tu jest tak częstym gościem.<br> {{tab}}— To Orlicz, podobno genialnie zdolny rzeźbiarz.<br> {{tab}}— Przypuszczałam, że to jakiś artysta — mówiła, nie spuszczając zeń oka. — Bardzo sympatyczny człowiek, tylko twarz ma ogromnie smutną i jakby demoniczną... Przed chwilą patrzył się tu, widziałam jego oczy, naprawdę, nie spotkałam jeszcze tak czarnych ócz, o takim stalowym blasku i tak głębokiem wejrzeniu...<br> {{tab}}— Jak widzę, gotowa się pani w nim zakochać, co? Warto, panno Olgo, to sławny człowiek, tylko nie wiem, czy jest jeszcze kawalerem... —<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n6a6utoqe8y8lqawh4kjdlsryax94ye Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/28 100 1222336 3709460 3663643 2024-11-19T19:45:36Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709460 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>dodał trochę ironicznie, przygryzając nieznacznie wargę.<br> {{tab}}— A może i kawalerem; artyści żenią się rzadko...<br> {{tab}}— Pewnie... Im potrzeba ustawicznie nowych wrażeń, proza i monotonność ich nudzi...<br> {{tab}}— Mają racyę; najlepiej być takim wolnym orłem, gonić beztroską myślą w nadziemskie regiony, ukochać piękno i stwarzać...<br> {{tab}}— Kiedy przeważnie ludzie ci mają najwięcej trosk, trosk o byt, chleb...<br> {{tab}}— Nie wszyscy. Niektórym powodzi się znakomicie i żyją po królewsku. Wprawdzie są i biedni, ale i ci przy suchym kawałku chleba żyją natchnieniem i twórczością i są szczęśliwsi od nas w świecie swych ideałów i marzeń... Bywszy w Monachium, poznałam pewnego malarza, człowieka niezmiernie utalentowanego, nazwiskiem Witożeniec. Był to Polak studyujący tam sztukę. Stworzył on obraz o dosyć pokaźnych rozmiarach, przedstawiający Nędzę. Widziałam go na wystawie, powiadam panu, dzieło wprost niebywałe, hypnotyzujące plastyką i przerażające tematem. Groza jakowaś wiała od niego i gniotła ciężarem nieszczęścia. Tysiące widzów obserwowało to jakby żywe płótno,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3ip807yng70633iaftdo4bxwsb60urp Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/29 100 1222337 3709462 3663644 2024-11-19T19:48:05Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709462 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>stojąc w oniemieniu. Podobno za bajeczną cenę chciał nabyć obraz pewien Amerykanin, ofiarując zań sumę, która twórcę czyniła odrazu bogaczem. Ale znalazł się równocześnie drugi amator obrazu i rozpoczęło wzajemne licytowanie się. Obydwaj podwyższali sumy, jeden podbijał drugiego, aż wreszcie to kupczenie sztuką tak zgniewało artystę, że {{Korekta|postauowił|postanowił}} obrazu nie sprzedać. I tak się stało. Tego dnia jeszcze zabrał mistrzowskie płótno z wystawy i, spotkawszy, w powrocie do domu jakąś wyrobnicę, darował jej obraz. Wieść o tem rozeszła się lotem błyskawicy po mieście i, jak słyszałam później, jeden z owych amatorów zakupił dzieło od uszczęśliwionej właścicielki, naturalnie za cenę, jaką dawał wprzód. Jak swojego czasu czytałam, malarz ten umarł z nędzy w jakiemś przytulisku, czy też w szpitalu.<br> {{tab}}— Ha — odezwał się Jerzy — mógł wziąć pieniądze i żyć sobie wygodnie...<br> {{tab}}— Panie, pan nie pojmuje czem jest dusza artysty... Ich dusze, to najwrażliwsze mimoze... Sztuka i twórczość, to nie pełnokrwisty arab, lub anglik, to nie premia wyścigowa... — uśmiechnęła się jakby drwiąco, biorąc w palce kieliszek likieru.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pcyyxhpcv22w4ej29o3jysili0vxaxj Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/30 100 1222338 3709467 3663645 2024-11-19T19:49:58Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709467 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Czy to aluzya do mego pojęcia o sztuce? — zapytał Jerzy.<br> {{tab}}— Żartuję, panie Jerzy, napij my się... Zresztą, co nas to obchodzi...<br> {{tab}}Na twarzy Olgi ukazała się jakaś nieszczerość, ale spłoszyło ją nagłe odezwanie się kwintetu orkiestrowego na kawiarnianej estradzie.<br> {{tab}}Wesołość poczęła ich opanowywać coraz większa i szczersza.<br> {{tab}}Wzmagający się gwar i tony muzyki działały podniecająco, przenosząc myśli w słoneczny, szczęśliwy świat, w jakieś pełne słodyczy oszołomienie i wesołość.<br> {{tab}}Jerzy pod wpływem rosnącego rozmarzenia chłonął wzrokiem Olgę coraz namiętniej i goręcej. Rozogniona jej twarz pociągała go ku sobie chciwie, a pałające oczy budziły wewnątrz niespokojne dreszcze.<br> {{tab}}Odczuwał jakąś straszną potrzebę zwarcia się z nią w jeden uścisk szaleńczy, w splot ramion zachłanny, dziki i nie mający odpoczynku, w uścisk gwałtowny, bez oddechu i upamiętania, zawrotny i opętańczy.<br> {{tab}}Zapragnął szału, co myśli gasi i krew rozpala, który nasyca do bezwładności i umęczenia, który odurza napół śmiertelnie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 93cyy3wkl4dt1lx59aswy9s2ytxsq31 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/31 100 1222339 3709470 3663646 2024-11-19T19:52:03Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709470 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Czuł w sobie szarpanie nerwów nielitośne, a samowolne, czuł pożar palący wnętrze i nadmiar krwi w żyłach i to sprawiało mu zawrót głowy dokuczliwy, wstrzymując w płucach zasoby powietrza jak z lęku, lub bojaźliwej rozkoszy.<br> {{tab}}— Czarujący walc, nieprawdaż? — zapytał, nie odrywając od niej oczu.<br> {{tab}}— Prześliczny. Jak mi się zdaje, to walc hiszpański. Charakterystyczne jest, że walce hiszpańskich kompozytorów są niesłychanie pieściwe i upojne. Płynie z nich jakaś słodka kołysanka, że człowiek nie jest w stanie oprzeć się temu wrażeniu i tej potędze kołyszących tonów...<br> {{tab}}— Pamiętam kilka wieczorów hiszpańskich na tle tamtejszej przyrody: gitary, mandoliny, muzyka, śpiew, och, jest to coś niezapomnianego...<br> {{tab}}— Zapewne i piękne Hiszpanki? One mają taką śliczną cerę, są wrażliwe, namiętne, kochliwe, nieprawdaż, panie Jerzy?<br> {{tab}}— Zapewne, że są mniej uparte, jak Polki...<br> {{tab}}— A czyż upór jest czemś złem?<br> {{tab}}— Nawet bardzo.<br> {{tab}}— A to dlaczego?<br> {{tab}}— Bo nie ma czasu na gruntowne wykorzystanie życia, jego czaru, rozkoszy...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5w7kzed4q11iee0zmy43tlij6ouu5da Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/32 100 1222340 3709474 3663647 2024-11-19T19:54:20Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709474 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Co pan przez to rozumie?<br> {{tab}}— Ot, że życie człowieka jest tak krótkie i niepewne jutra, więc powinno się z jego czary pić całym haustem, aż do zawrotności, do szaleństwa!<br> {{tab}}— Pan przecież nie pozostaję wtyle...<br> {{tab}}— Może i tak... Ale mam jeszcze pragnienie jedno, dotychczas największe, i ostatnie już...<br> {{tab}}— Czegoż pan tak pragnie?<br> {{tab}}— Pani! — wyrzekł to słowo silnie, a raczej wyrzucił je z piersi i przywarł do niej wejrzeniem ciężkiem, jak ołów i nieustępliwem.<br> {{tab}}Srebrzysty śmiech Olgi zawtórował mu w odpowiedzi. Równocześnie podniosła nań oczy duże, słodkie, wabiące.<br> {{tab}}— Pani się śmieje, panno Olgo?<br> {{tab}}— Coś się panu stało od ostatniego spotkania naszego... Przedtem był pan wesoły, dowcipny, a teraz zrodził się w panu jakiś gwałtowny romantyk, nie umiejący mówić o niczem innem, jak tylko o miłości...<br> {{tab}}Jerzy przysunął się bliżej do Olgi.<br> {{tab}}— Tak, to prawda. Przedtem bywałem inny, wesoły, z swobodną myślą, a dziś, och! Jakżeż inne ogarniają mnie uczucia... Dlaczego się pani uśmiecha? Wie pani — tu głos jego stał się cichszy, gar-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lwgmwpar6x6os6hk4amo5wqc0bt6zsl Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/33 100 1222341 3709479 3663648 2024-11-19T19:56:14Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709479 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>dłowy i przytłumiony — powiedziałem wczoraj, że panią kocham... do wczoraj milczałem o tem, byłem pewny, że to złudzenie, albo wrażenie chwilowe, milczałem za cenę męki, krew się ścinała we mnie, alem się przemógł, zwyciężył... Teraz nie mogę, nie mam już sił i nie chcę. Przekonałem się, że ta miłość, to nie ułuda, ale że to krzyk serca straszny, konieczny, niezwyciężony... I powiedziałem pani to wczoraj, zwierzyłem się pchany do tego szalejącem sercem, a pani co? Pani wyśmiała się ze mnie!...<br> {{tab}}Ostatnie słowo wymówił głośniej, co zwróciło uwagę gości.<br> {{tab}}— Niech się pan nie denerwuje — odezwała się poważniej Olga — bo zgniewam się i wyjdę. Ludzie się patrzą...<br> {{tab}}Jerzy zdawał się nie słyszeć tych słów, mówiąc dalej:<br> {{tab}}— Dziś powtarzam pani to samo, i znów się pani śmieje? Panno Olgo — odetchnął trochę — niech pani przyjmie to poważniej, z uczucia drugich nie powinno się drwić. Ale mniejsza o to. Powtarzam pani jeszcze raz i powtórzę po sto razy, że panią kocham do niepamięci, i pani moją być musi! Żebym to miał życiem przypłacić, wszystko<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 972qkmjoqlopg0w799un3x5eg11qmbm Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/34 100 1222342 3709483 3663649 2024-11-19T19:58:25Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709483 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>uczynię i gotów jestem pani przysiądz... Rzuciła pani na mnie czar, z którego otrząsnąć się nie mogę, zabrała pani me myśli, czucie, wszystko, i co, teraz cieszy się pani ze zwycięstwa?<br> {{tab}}Twarz Jerzego ogarnął płomień. Zły był za słowa, których pozbyć się musiał, bo odkąd stały się tak naglące, tak mu szarpały mózg, że uciszyć ich nie miał siły, a zresztą chciał wejść już w ostatni akt tej komedyi — i widzieć się szczęśliwym zwycięzcą w tym turnieju.<br> {{tab}}W oczach Olgi zamigotał niepokój. Mimo, iż spodziewała się podobnych zwierzeń, jednakże ton, w jakim zostały wymówione, zastanowił ją i odebrał na chwilę pewność siebie.<br> {{tab}}Walc się ukończył.<br> {{tab}}— Ja za panią szaleję, panno Olgo... — słowa te były cichsze, spokojniejsze, ale zdradzały pożogę wnętrza namiętną, nieugaszoną. Dziś nie mógł się oprzeć czarowi, jakim płonęła Olga i poniekąd nie chciał, dziś byłby runął do stóp tej urodziwej kobiecie, runąłby niewolniczo, byleby tylko ona wpadła w jego oploty ramion bezbronna, z całem oddaniem.<br> {{tab}}— Więc cóż pan chce, panie Jerzy, co mam uczynić?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qdrb7w4gyd44lwkjfxvemig20tlytnb Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/35 100 1222343 3709499 3663650 2024-11-19T20:05:50Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709499 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Chcę, by mnie pani kochała, by była moją, by miłość pani była jak wulkan gorąca, bezpamiętna, bez granic... I będę szczęśliwy, jak nikt, jak nikt na świecie, panno Olgo... — W oczach jego było tyle prośby i ognia, tyle niespokojnego oczekiwania, iż zdawało się, że chwila ta, w razie odmowy i zawodu, zwali go trupem na ziemię.<br> {{tab}}— Panie... przecież ja pana lubię... najlepszy dowód, że się z panem spotykam... A co się tyczy miłości, to czy ja wiem?... Cóż mogę panu teraz powiedzieć? Znamy się stosunkowo krótko... ja sama nie wiem... ja nie umiałabym kochać może... panie Jerzy, zostawmy to przyszłości...<br> {{tab}}Tajemne kłamstwo patrzyło z kącików jej ócz zaczajonymi błyski.<br> {{tab}}— Pani nie umiałaby kochać? — zapytał nagle z pewną ulgą — oczy pani, to raj miłości, usta, to kielich nektaru... uśmiech, spojrzenie, te rączki białe, och, pani cała, to miłość, jak słońce, miłość ogromna... Panno Olgo, ja gdybym był malarzem, to w symbol miłości zakląłbym panią, i czuję, że byłbym niedoścignionym!...<br> {{tab}}— Porywa pana egzaltacya, panie Jerzy...<br> {{tab}}— Och, nie, przeze mnie mówi serce, mówi siła, którą pani we mnie zrodziła, przeze mnie mó-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nabgw744140z8t0glot5nri6ivjpszf Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/36 100 1222344 3709502 3663651 2024-11-19T20:08:36Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709502 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>wisz ty... — dopowiedział te słowa ledwie dosłyszalnym szeptem — mówisz ty, boska... — dodał i zdawało się, że klęknął przed nią rozmodlonemi zachwytem źrenicami, że klęknął w wielkiej miłosnej pokorze, jak paź lub bard, chylący się do nóg ukochanej z ostatnim tonem czarownej pieśni, a pierwszą falą przebłogiego szczęścia.<br> {{tab}}Olga tryumfowała. Biło z niej jakieś chytre zadowolenie, jakaś uciecha namiętna i pół dzika, mająca cechę despotycznie przyjmowanego hołdu, który nasyca głodne instynkta i karmi duszę długo hamowanem pragnieniem.<br> {{tab}}Ale budziła się w niej i pewna litość, kobiecość czuła się urażoną za to postępowanie nielitośne, zrobiło jej się go żal, natura bowiem zapalczywa pchała ją, jakkolwiek nie bezwzględnie, ku Jerzemu, czasami chciałaby wpaść w jego ramiona, całować jego twarz pielęgnowaną z całą starannością, przyłożyć usta do jasnych, ładnie przystrzyżonych wąsów i tulić się do ust, zaciętych nieco i tak wabiąco wykrojonych...<br> {{tab}}Podobał jej się ten Jerzy, jego szyk i ułożenie i to napół ironicznie, dumne patrzenie się na ludzi.<br> {{tab}}Od pewnego czasu zrodziły się w niej dwie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9f9urocbt2pk66i60byxm27o5cylhjs Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/37 100 1222345 3709511 3663652 2024-11-19T20:11:52Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709511 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>moce — to piekielna chęć złowienia go w siecie, tak na zabawkę, a druga — to owa sympatya, mająca charakter kąpielowej miłostki i przechodząca często w chciwe pragnienie żądz i odurzeń.<br> {{tab}}Chciałaby się mścić na nim niemiłosiernie za jego życie, za te kawalerskie zachcianki i zawody, ale i nie odpędzała od siebie myśli, w których on stawał się piękną postacią, z wielkopańskim gestem, elegancki, uśmiechnięty.<br> {{tab}}Nienawidziła — i pożądała tego człowieka, czasami był jej obojętny, niekiedy wstrętny, a nieraz czuła się gotową być mu kochanką.<br> {{tab}}— Może to tylko złudzenie, panie Jerzy? — zapytała, wysłuchawszy słów jego z wielką lubością i nietajonem zadowoleniem.<br> {{tab}}— Nie, to rzeczywistość, słodka, rozkoszna... — wzrok jego przylgnął do niej, jak gdyby chciał ją pochłonąć.<br> {{tab}}Olga słuchała tych wyszukanych, cyzelowanych pochlebstw, chociaż w myśli knuła może tajemnicze plany i niespodziane zasadzki.<br> {{tab}}Miała go już jakby u swoich stóp klęczącego w żebraninie pieszczot i pocałunków — mogła obecnie iść w dalszą wędrówkę, mając w nim ofiarę jakiej {{Korekta|pranęgła|pragnęła}} jej zemsta, pędząc ją w świat w po-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eiq44g8druenccxtjgd3kr661afq1gi Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/38 100 1222346 3709514 3663653 2024-11-19T20:14:49Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709514 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>szukiwaniu, ale zabawy tej miała zamało jeszcze. Teraz dopiero uciecha wchodziła w stadyum pełniejsze, więcej zajmujące, dosytniejsze.<br> {{tab}}— Kiedyż pan odczuł po raz pierwszy rozkosz i słodycz tej rzeczywistości? — zapytała, patrząc nań mile.<br> {{tab}}— Kiedy? Takich momentów, panno Olgo, uchwycić się nie da. To rozkwita w człowieku ewolucyjnie, na pozór niewidocznie. Przychodzi do duszy cichutko, opina ją powojami swych tajemniczych sił, ogałęzia to słońce w sercu misternie, codzień cieniściej i właśnie owo słońce okolone tą nieprzepartą przędzą, to miłość, miłość niewiedzieć kiedy w olbrzymi kielich rozwinięta i rozbujała...<br> {{tab}}— Jak to pan pięknie określił... naprawdę, same słowa z takiem przejęciem wypowiedziane mogą człowieka oszołomić, a nawet pokonać... — powiedziała to takim tonem, że Jerzy uczuł wielką ulgę.<br> {{tab}}Zdawał się widzieć coraz wyraźniej upragniony cel, poznawał to z ognistych spojrzeń Olgi i jej zaczerwienionych ust, drgających chwilami namiętnie. Wpatrywał się w ten rozpłomieniony karmin, mając wrażenie, że lada moment tryśnie krew z onych warg rozchylonych nieznacznie, że wilgotna skóra nie wytrzyma naporu wezbranej krwi, ale wysączy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6qjf05rluomq2ioznjvncjia8qllj25 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/39 100 1222347 3709516 3663654 2024-11-19T20:17:04Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709516 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>się drobnemi kropelkami, jak pod wpływem szalonego uścisku.<br> {{tab}}Rozmarzenie potęgowane obrazem Olgi uniosło go zawrotnym szałem, tłumiąc swobodny oddech.<br> {{tab}}— Panno Olgo, ta muzyka, gwar i szampan poczynają mię dusić... Tak to na mnie działa, że wprost tracę panowanie nad sobą... Może wyjdziemy przejść się?<br> {{tab}}— Owszem, miałby pan popełnić jaką niedorzeczność, to chodźmy... — odpowiedziała srebrzystym półuśmiechem.<br> {{tab}}Po małej, niewinnej sprzeczce, wynikłej z wspólnej chęci płacenia, Jerzy wyrównał rachunek i wśród ostentacyjnych ukłonów służby wyszli z kawiarni.<br> {{tab}}Zegar kościoła katedralnego wybił właśnie dziesiątą. Ruch uliczny zmniejszał się coraz bardziej; tu i owdzie zapadała w bramę ludzka postać, ginąc w jej mroku, lub słabo oświetlonej sieni.<br> {{tab}}Miasto kładło się zwolna na spoczynek. Usypiało znojnie, niby gadzina robocza po dniu wysilnej pracy, wysmagana spiekotą słońca, sponiewierana razami, z tępem, nieokreślonem uczuciem w zaskorupiałem wnętrzu.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e5dt6q9qh8bfihovji1lmiwxkjvudmp Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/40 100 1222348 3709518 3663655 2024-11-19T20:19:39Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709518 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Na stropie nieba wisiał wspaniały miesiąc, patrząc z ukosa w zwarte bryły kamienic, podobne do kamiennych płazów, ogromne kompleksy potężnych zabudowań, naszkicowane likiem różnorakich wież, kopuł i wystających narożnych ozdób.<br> {{tab}}Zaglądał w okna bogatych salonów, to uśmiechał się do par flirtujących w beztrosce na ukwiecionych balkonach, uchylał szmaty firanek wilgotnych suteren i poddaszy, zatrzymywał na chwilę wzrok na niekształtnych rzędach powiędłych, suchotniczych ciał leżących w podłym nieładzie pośród zgniłego barłogu — i wlókł się dalej obojętnem okiem, jakby te straszne ludzkie kontrasty nie zastanowiły go ani na moment. Jakby nie widział różnicy między tym węglarzem leżącym bezsilnie w brudzie, a tym eleganckim panem z parteru huśtającym się rozkosznie w bogatym bujaku, jakby nie odróżniał przepaści między tą praczką otoczoną nieprzebitą mgłą pary, starą, wybladłą, a tą kokotą kapiącą od złota i szminek pośród gawiedzi mężczyzn i strug rozlanego likieru, jakby te oczy wylękłe, wpadnięte w czaszkę, oczy bez najmniejszego wyrazu myśli człowieczej, wyblakłe, mętne, służące za zwierciadło własnej nędzy i upodlenia — były te same, co tych uczonych i mo-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gopyu37o1ncttvcxc1iu23biwx0o7y9 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/41 100 1222349 3709539 3663656 2024-11-19T20:30:22Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709539 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>żnych, jakby te miazmaty śmietnisk, wyziewy duszne, robaczne — były tem samem, czem plany i dzieła książkowe tamtych...<br> {{tab}}Wciskał się w zakamarki ciemne, w szczeliny bytów ludzkich, w jasne, rozegrane kawiarnie nie bacząc, że tam zagraniczna piękność sprzedaje się na wagę złota, a tu opuszczona córa Wenery, siląca się gwałtem na uśmiech, blada i wynędzniała, na pół stoczona zębem zarazy — wabi ku sobie za marną sztukę monety, stojąc w mdłem świetle zaułkowej latarni... Że tam po zielonem suknie karcianego stolika przesuwają się talie banknotów, że gdzieś tam ktoś z głodu zasnąć nie może, że w niezapłaconem pokoju hotelu w łeb sobie strzelił zbankrutowany hrabia, że na drzewie miejskiego parku, albo na krokwi dachu nędzarz obwiesił się, skradzioną wódką oszołomiwszy się na »lżejszą« śmierć — nie wnikał w to blady, niczem skazaniec, miesiąc, ale przerzucał, jakby w kalejdoskopie tysiączne obrazy i plózł się z miną nasyconego rubasznika na baldachim nieba, niby gwiaździstą pustynię.<br> {{tab}}Coraz większy spokój kładł się po zaśmieconych ulicach i placach, przerywany tylko co pewien czas donośnem kłapaniem podków doróżkar-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o894nlkf5qbcw3i6si394rxttk23gvy Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/42 100 1222350 3709545 3663660 2024-11-19T20:32:30Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709545 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>skiego konia, lub nieskończoną śpiewką z pobliża nocnej winiarni.<br> {{tab}}Zegary miejskie odzywały się wyraźniej, i z pewnem namaszczeniem i powagą wybijały kwadranse w wieczność ubiegłej chwili.<br> {{tab}}Jerzy i Olga opuściwszy kawiarnię, udali się na planty. Idąc aleą wysokich, rozłożystych drzew, mówili o przyjemności ciepłej nocy i uroku, jaki rozciągał się wśród cieni plantowego corsa.<br> {{tab}}Tu jeszcze panował pewien ruch. Co kilka kroków spacerowały przytulone do siebie pary, albo odpoczywały wciśnięte w róg ławki na mroczniejszem miejscu, tam znów jakiś ułan odprowadzał służącą, brzęcząc niemiłosiernie szablicą i zataczając się na niepewnych nogach, a tu i owdzie stały w półcieniach samotne damy z ćwierćświatka, bezczelnie zaglądając w oczy przechodzącym mężczyznom. Zgniłe, zwyrodniałe i sprzedajne życie wstawało teraz z tajemniczego legowiska.<br> {{tab}}— Jakie to miasto w nocy wstrętne — odezwała się Olga, przechodząc koło jakiejś rozochoconej pary.<br> {{tab}}— Każde większe miasto jest takie... — odpowiedział Jerzy — tu wegetuje tysiące ludzi żyjących chwilą, dla których nie istnieje jutro, ani idea.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d1va2a5bghakwmuu7mje153ms6acb3u Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/43 100 1222351 3709549 3663661 2024-11-19T20:34:59Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709549 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Jakiś czas szli w milczeniu. Obydwoje czuli w piersiach jakowyś głód, jakąś niewypełnioną przestrzeń gniotącą swoją próżnią i niedającą spokoju. Czuli ściągnięte nerwy prące do szału, zmysłowość ogarnęła im mózgi i rozpalała krew.<br> {{tab}}Im większa fala namiętności uderzała w Olgę, tem większy chwytał ją lęk, na pół słodki i nieokreślony, drażniący. Stawiał zaporę między trzeźwością a upragnieniem, to kusił i odradzał. Pragnęła upojenia i zemsty — w jeden chaos mieszało się to w niej, czyniąc boleśnie niezdecydowaną.<br> {{tab}}— Panie Jerzy, pan mię odprowadzi do domu, już taka późna godzina, dobrze?<br> {{tab}}— Jeśli sobie pani życzy, owszem.<br> {{tab}}Poszli w kierunku pensyonatu Olgi. Jerzy stał się milczący i zamyślony. Ta czarująca kobieta ciągła go ku sobie całą potęgą uroku i powabu. Wydawała mu się czemś nieziemskiem, źródłem rozkoszy przechodzącem wszelką imaginacyę, jedyną istotą pod słońcem, której pieszczota nie traci nigdy na sile, nie maleje, nie przesyca, ale pozostaje niezmienną i tak wielką jak w pierwszej chwili upojenia. Za jeden jej uścisk gorący i niewymuszony, za pocałunek otchłanny i szaleńczy, byłby teraz oddał wszystko. Pragnął jej gorejącymi zmy-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4nzwm3oixsx6lsdo9lww6amfcg4s750 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/44 100 1222352 3709552 3663662 2024-11-19T20:36:58Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709552 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>słami bardziej, niż kiedykolwiek jakiej kobiety. Wionął od niej ku niemu jakiś niebiański prąd, mrocząc trzeźwość i własne ja. Wściekłość pożądania rozpalała mu oczy. Rozogniona krew, zda się, kipiała mu w żyłach, bo czasami jak gdyby bladł pod jej zalewem.<br> {{tab}}— Co pan ma zamiar teraz uczynić? — zapytała, stając przed bramą. — Wraca pan do miasta, czy do siebie? Jabym radziła iść do domu i przespać to rozdrażnienie...<br> {{tab}}— Czułbym się najszczęśliwszym, gdybym mógł jeszcze widzieć panią przy sobie... — Wzrok jego był w tej chwili chytry i pożądliwy.<br> {{tab}}— Kiedy ja zaraz udaję się do łóżka. Czuję jakieś zmęczenie i również jestem rozdrażniona, jak i pan...<br> {{tab}}Znaczenie tych słów stało się podnieceniem pożaru szalejącego w piersiach Jerzego.<br> {{tab}}— Do łóżka o tej porze? Myślałem, że przy tak pięknej nocy poprosi pani do siebie, wyjdziemy na balkon, naprawdę, tak się tym planem cieszyłem w myśli...<br> {{tab}}— A cóż powiedzieliby ludzie, widząc mnie przyjmującą mężczyznę o tej porze?<br> {{tab}}— Ludzie już śpią, a dla stróża bywa to obojętne!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pcbxae7nkte0djw84izplj8hqpfubkl Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/45 100 1222353 3709554 3663663 2024-11-19T20:38:41Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709554 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Taką pan ma wielką ochotę pójść do mnie? — mówiła wolno, wpatrując się weń ciekawem wejrzeniem.<br> {{tab}}— Pani się pyta? Ja chciałbym być wiecznie około pani, jak cień... Gdyby to było w mej mocy, nie oddalałbym się ani moment, ale czaił się gdzieś w kąciku i patrzył w panią, jak w najpiękniejszy kwiat...<br> {{tab}}— Żeby nie robić panu zawodu, poproszę go na papierosa, ale tylko na chwilkę. Nie powinnam tego uczynić ze względu na opinię, ale... — niedokończyła zdania, naciskając prędko guziczek dzwonka.<br> {{tab}}Za chwilę weszli do wnętrza, kierując się na pierwsze piętro. Olga dobyła z torebki klucz i otworzyła drzwi.<br> {{tab}}Specyficzny aromat kobiecego pokoju owionął Jerzego zaraz przy wejściu.<br> {{tab}}— Mam wrażenie, żem wszedł do raju... — uśmiechnął się, stając na środku pokoju.<br> {{tab}}— Niech tylko pan nie stara się sięgać po owoc zakazany, bo spotkałoby pana rozczarowanie jak...<br> {{tab}}— Jak Ewę... — dokończył, przerywając.<br> {{tab}}Porwał ich wesoły śmiech.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i6et16p5v4ppk5gd715idixi4epx2ex Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/46 100 1222354 3709558 3663664 2024-11-19T20:40:24Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709558 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Przecież tak chciała pani powiedzieć, panno Olgo?<br> {{tab}}— Chciałam powiedzieć, jak Adama...<br> {{tab}}— Adama? Przecież nie miał rywali...<br> {{tab}}— Ewa także nie miała innych adoratorów...<br> {{tab}}— Oni może obydwoje spodziewali się coś więcej?...<br> {{tab}}— Niech pan nie opowiada bredni. Mówiąc, coby mogło pana spotkać, miałam na myśli wypędzenie z raju... wie pan?<br> {{tab}}— Zapewne i pracę w pocie czoła?<br> {{tab}}— Jak pan chce.<br> {{tab}}Po słowach tych poprosiła Jerzego do buduaru. Był to niewielki pokoik umeblowany jak cacko. W rogu na etażerce i płycie toaletowej stały kwiaty w wysokich kloszach, przeważnie róże.<br> {{tab}}— Spoczniemy tu, czy wyjdziemy na balkon?<br> {{tab}}— Proszę, zostańmy tu. Szkoda opuszczać tak miły chłód i taką woń — mówił dźwięcznie wdychając całym haustem powietrze w piersi.<br> {{tab}}Usiedli przy małym stoliku nakrytym koronkowym obrusem, Olga otwarła kasetkę z papierosami, częstując gościa, przyczem zapaliła sama.<br> {{tab}}— Mówiłam już panu, że mam zamiar wyjechać na wieś?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r69mluy5917ohtnnzgr70awqpqtncux Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/47 100 1222355 3709559 3663665 2024-11-19T20:45:42Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709559 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Oświadczenie to zdziwiło Jerzego bardzo.<br> {{tab}}— Pierwszy raz słyszę! Pani żartuje, panno Olgo, czy rzeczywiście myśli pani wyjechać? — w głosie jego drgało oczekiwanie, co Olga powie.<br> {{tab}}— Jeszcze kiedyś powzięłam ten zamiar. Rodzice nie dają mi spokoju, pisząc ustawicznie; możliwe że wyjedziemy razem nad morze. Zresztą miasto teraz tak nudne, każdy wyjeżdża gdzieś na sezon do zdrojowisk, czy kąpiel, wszędzie coraz puściej, więc cóż tu będę siedzieć? Przyjeżdżając nie przypuszczałam nigdy, że zatrzymam się tak długo, ale czas upływał mi stosunkowo szybko, iż wprost nie chce mi się wierzyć, że mieszkam tu już dwa miesiące. Naprawdę, cieszę się nawet, że wyjadę, och, tak mi już miasto zbrzydło, że czuję potrzebę odmiany miejsca pobytu...<br> {{tab}}— Zatem stanowczo postanawia pani wyjazd?<br> {{tab}}— Najoczywiściej. Prawdopodobnie za parę dni będę już na wsi. Jutro zawiadamiam rodziców o swym przyjeździe...<br> {{tab}}— I pani o swym zamiarze nie wspominała mi nic, dopiero dziś?<br> {{tab}}— Myślałam, że pan już o tem wie, a zresztą nie byłam jeszcze zdecydowaną.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 79sw0gxtro6dk99fjgf5k502adkkdmq Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/48 100 1222356 3709561 3663666 2024-11-19T20:47:34Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709561 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— A kiedyż, jeżeli można zapytać, zdecydowała się pani?<br> {{tab}}— Wczoraj.<br> {{tab}}— Wielka szkoda, że pani wyjeżdża, panno Olgo. Co ja tu sam będę teraz robił? Tak się już zżyłem z panią, i rozłączenie się obecne będzie dla mnie straszne...<br> {{tab}}— Dlaczego miałoby być aż straszne?<br> {{tab}}— Bo pani nie będzie, panno Olgo... — popatrzył na nią z bolesnym wyrazem, jakby go spotkał wielki zawód, z którego niema wyjścia.<br> {{tab}}— Znajdzie sobie pan inną towarzyszkę, będzie panu wesoło, a może i weselej, bo to będzie nowość, nie będzie panu miał kto dokuczać, jak ja to czyniłam, więc czemu pana to tak martwi? — udawała, że nie pojmuje, o co Jerzemu chodzi.<br> {{tab}}— Swoją drogą, pani do dziś była dla mnie tyranem, nie chciała pani zrozumieć moich słów, wszystko wydawało się pani nieprawdopodobnem, kłamliwem, naciągniętem... Nie pojmuje pani, panno Olgo, jak to szalenie boli, jeśli ktoś ofiarowuje drugiej osobie sercem wypieszczone róże, a ta osoba je depce...<br> {{tab}}Przez mózg Olgi przebiegło żywe wspomnienie jej miłości... Stanął w oczach ten piękny mło-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9m4djcvuwllixxwl5bf5eb8o08o2m85 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/49 100 1222357 3709564 3663667 2024-11-19T20:50:04Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709564 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>dzian, schadzki wieczorne, przysięgi i pocałunki, i... ów piekielny zawód... Chęć zemsty rozpaliła się w niej jeszcze bardziej. Spojrzała na Jerzego błyskami chytrych źrenic i zapytała tonem, jakim przemawia zwycięzca:<br> {{tab}}— Jak widzę, ten wyrzut kieruje pan do mnie... Gdzież i w czemże ja pana zawiodłam?<br> {{tab}}W Jerzego począł gwałtownie wstępować ogień.<br> {{tab}}— Kobieta, panno Olgo, dająca mężczyźnie nadzieję, ułatwia mu drogę do miłości...<br> {{tab}}Olga powstała z miejsca.<br> {{tab}}— I to do mnie pan stosuje?<br> {{tab}}— Tak, do ciebie, bo kocham cię nad życie, nad wszystko... — porwał jej rękę i z całą siłą przycisnął do ust. — Bo żyć bez ciebie nie mogę... tyś mi słońcem... powietrzem... rajem i wszystkiem... wszystkiem!... I ty odepchnąć mię chcesz od siebie, ja wiem, czuję, chcesz wyśmiać i odjechać na zawsze... Olgo!... — przycisnął znowu wargi do jej dłoni i począł całować gorąco, jakby pod grozą tego rozstania.<br> {{tab}}Olgi ta scena nie zdziwiła wcale. Spodziewała się tego i w tym zamiarze poprosiła go do siebie.<br> {{tab}}— Panie Jerzy, proszę się uspokoić, nie trzeba<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 02mney62jw3vc8w5zyin10tptrcn8ia Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/50 100 1222358 3709565 3663668 2024-11-19T20:51:59Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709565 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>się rozdrażniać, ani brać sobie do serca wszystkiego... — głos jej drżał nieco, choć w duszy miała wielkie zadowolenie.<br> {{tab}}— Powiedz, kochasz... kochasz... mów... miej litość... odpowiedz szczerze... Olgo!... — Twarz przybladła mu do tego stopnia, że przy jasnem elektrycznem świetle wyglądał podobny do upiora.<br> {{tab}}— Ależ panie... Jerzy...<br> {{tab}}— Powiedz... powiedz!...<br> {{tab}}— Co pan chce, przecież ja z panem sympatyzuję bardziej niż pan przypuszcza... niechże się pan uspokoi, proszę pana...<br> {{tab}}— Nie! Dziś to ostatnie moje pytanie... Żyć dłużej w tej niepewności nie mogę, nie chcę, nie potrafię!<br> {{tab}}— Cóż ja panu mogę dziś więcej powiedzieć? Przyszłość okaże, niech się pan nie gorączkuje, proszę mię puścić...<br> {{tab}}Jerzy nie zwalniał jej z uścisku.<br> {{tab}}— Nie puszczę pani, dopóki nie odpowiesz tak, lub nie! Dość tej męczarni i oczekiwania, och, dość!<br> {{tab}}— No, czy ja wiem... — odrzekła po chwilce z wyrazem jakowegoś zamysłu.<br> {{tab}}— Olgo droga, kochana, wymów to słowo, ty złota, najsłodsza!...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bz3og4kwi7l33oauc8gmt6y1ie50wez Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/51 100 1222359 3709566 3663669 2024-11-19T20:54:16Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709566 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Kocham... — skłamała cichym głosem i opuściła głowę.<br> {{tab}}Słowo to zwaliło się na Jerzego jakby olbrzymia góra szczęścia. Porwał ją w pół i począł pieścić nieupamiętanie, szaleńczo. Dorwał ustami szyi i całował nieugaszenie, porwany huraganem rozplenionych żądz.<br> {{tab}}Olga siliła się na opór, ale brakło jej sił. Przyjmowała jego pieszczoty na pół biernie, chciała coś mówić, ale zamykał jej usta warem pocałunków, nie dając przyjść do słowa.<br> {{tab}}Szał porywał Jerzego coraz gwałtowniejszy, tulił ją do piersi całą mocą, zachłannie, demonicznie.<br> {{tab}}— Puść już! — wyszeptała zmęczona, starając wyswobodzić się z jego opętańczego uchwytu.<br> {{tab}}— Nie puszczę, ty skarbie, aniele, raju!... — podniósł ją w górę i siadł z nią na tuż stojącej sofie.<br> {{tab}}— Puść! — zawołała półgłosem, w którym był przestrach i prośba zarazem.<br> {{tab}}— Moja, jedyna, najdroższa... Olgo, przecież ty moja już!...<br> {{tab}}— Pogniewam się, panie Jerzy, daj pan już spokój...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jxf31bocf07v4wi95x92ynjp0zxm0hd Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/52 100 1222360 3709569 3663670 2024-11-19T20:57:00Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709569 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Słów jej zdawał się nie słyszeć wcale. Przygarniał ją ku sobie coraz zawzięciej i śmielej, doznając zawrotnych dreszczy. Trzeźwość topniała mu w myśli coraz bardziej, potęgując pokusę do ostatecznych granic.<br> {{tab}}Olgę poczęła opanowywać jakaś zmysłowa niemoc, bojaźliwa, błoga i ciężka zarazem.<br> {{tab}}Jerzy dopadł ustami nagiego ciała ramion i wessał się weń jak w największą słodycz.<br> {{tab}}Przeszła po niej jakowaś moc, mająca możność zniewolenia najpotężniejszej woli.<br> {{tab}}— Jam już do śmierci twój, ślubu chcę z tobą Olżuniu, za żonę wezmę i będę kochał, pieścił, jak dziecię, będę ci wierny, jak najpoddańszy sługa, ale się nie broń już, nie broń, bądź teraz moją, ach, bądź!... bądź!...<br> {{tab}}Rzucił się na nią huraganem zgłodniałych chuci, jak rozwścieczony zwierz. W pierwszym ataku uległa mu zupełnie, że zdawało się, iż ją pokona bez dalszego oporu, że nawet przyciągnie go do siebie, sama pełna pożądań i oszołomień, ale nagle, jak piorun przecięło jej zmysły wspomnienie zdrady tamtego, wściekłość naprężyła nerwy, dodała siły — i jednym rzutem wyswobodziła się z jego demonicznych sideł.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> suo9cptl3yts97vun0foqqdut9epqac Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/53 100 1222361 3709571 3663671 2024-11-19T21:05:30Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709571 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Czy pan oszalał?... — wyrzuciła ze siebie zdyszanym głosem.<br> {{tab}}Ledwie rzuciła te słowa, gdy chwycił ją za ręce i całą siłą przyciągnął znowu do siebie.<br> {{tab}}Wiedziała, że jeśli przyjdzie do dalszej walki, to nie zdobędzie się na obronę, że uledz musi. Mając to w myśli, chwyciła się ostatniego sposobu ratunku.<br> {{tab}}— Jerzy, jam przecież twoja, ale dziś nie ulegnę ci, dziś nie mogę, stanowczo nie mogę... słuchaj, jutro, pojutrze, dobrze, zgodzę się, ale dziś nie, dziś nie...<br> {{tab}}Zdawało się, że Jerzy nie słyszy tych słów, że nie jest w stanie pojąć tej prośby, a jednak zrozumiał je widocznie, bo ręce opadły mu bezwładnie na kolana, jakby im czucia nagle zabrakło. Domyślał się gorejącym mózgiem, iż musi być jakiś głębszy powód tego oporu, jakaś tajemna przeszkoda.<br> {{tab}}— Jurku mój dobry, nie dziś... — objęła go dłońmi za głowę i, choć był dla niej od tej chwili wstrętny, przytuliła usta do jego czoła. Uczyniła to, by ugruntować swoje kłamstwo.<br> {{tab}}Jerzy ucałował jej dłonie i sięgnął drżącą ręką po papierosa. Zapalił go, zaciągając się namiętnie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6ipmvos423bz7hf6mh57aos1waj5byg Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/54 100 1222362 3709573 3663672 2024-11-19T21:07:42Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709573 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>dymem. Krwawe wypieki na twarzy poczęły mu blednąć stopniowo, czyniąc jej wyraz jakby przerażony. Stalowe błyski ócz poczęły gasnąć, ale w piersiach szalała jeszcze burzliwa pożądliwość, niby gwałtowny wir zagotowanej wody.<br> {{tab}}Olga nie dając jeszcze za wygraną zaczęła go uspokajać i przepraszać nawet, co Jerzemu wydawało się wielce komicznem. Stracił rezon do reszty, brakło mu wszelkiego tematu, stał się jakiś drażliwy i zdenerwowany. Jedna, jedyna myśl utrzymywała go jeszcze w koniecznej równowadze, to owa pewność miłości Olgi i ta przyobiecana niedaleka chwila. Spełnienie się najgorętszych pragnień.<br> {{tab}}Reszta wieczoru zeszła im dziwnie ciężko i żmudnie, choć Olga rolę oddanej kochanki odgrywała bez zarzutu.<br> {{tab}}Po krótkim czasie, Jerzy, otrzymawszy zaproszenie dopiero na dzień pojutrzejszy, pożegnał Olgę i wrócił do miasta. Ponieważ wracać do domu wydawało mu się jeszcze za wcześnie, wstąpił do cukierni na mrożoną kawę.<br> {{tab}}Olga po jego wyjściu stanęła w lustrze, monologując do siebie:<br> {{tab}}— Przecież cię mam, ananasie! Och, wy męż-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6lnpoghedw0ywev7uke9uicmh9aic01 Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/55 100 1222363 3709584 3663673 2024-11-19T21:10:06Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709584 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>czyźni, wy, wy szaleńcy, gąbki przesiąkłe zdradą i chucią!... »Żoną mi będziesz...« cha, cha!... — powtórzyła ironicznym śmiechem słowa Jerzego i poczęła się zwolna rozbierać. Jednakże pewna myśl krążyła jej po mózgu, niby pająk snujący przędzę — to owo pragnienie miłosnych odurzeń. Czuła w piersiach żywiołową powódź namiętności, nie dającą spokoju ni ulgi, ale trapiącą bez przestanku, jak przemocna pokusa. Podniecona wyobraźnia nasuwała zmysłowe obrazy, chłostając ciało coraz większym płomieniem pożądań. Wśród tego ognia, płonąc cała ulewą rozszalałej krwi, położyła się do łóżka. Wyprężyła się na miękiej pościeli, niby huryska oczekująca kochanka, chwytając w dłonie efebie pącze piersi.<br> {{tab}}— A gdyby on tu był został... — wybiegło jej przez zaciśnięte usta — gdyby... Jaka ja głupia, ach, szaleć!... szaleć!... — zdawało się, że piersi pękną jej od gwałtownego uścisku rąk. Po chwili odkrywszy się, rozkrzyżowała ramiona i, przymykając oczy, puściła wodze myślom...<br> {{Separator|12|—}} {{Separator|12|—}} {{tab}}Na drugi dzień przed południem Olga była na stacyi kolejowej. W nocy powzięła zamiar natych-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mxkzez2ulwd9d9ootmh259vg2dbuu2n Strona:Paweł Staśko - Hetera.djvu/56 100 1222364 3709586 3663674 2024-11-19T21:12:18Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709586 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>miastowego wyjazdu, bez pożegnania się z Jerzym. Żal jej go było poniekąd i choć czuła wielki nietakt swojego kroku przechodzący w nieukontentowanie ze samej siebie i wstyd, jednakże uplanowana myśl, aby go wyśmiać, zniewoliła ją ostatecznie do tego. Rozumiała zbrodniczość swego postanowienia i nieszlachetność, ale mimo to wszystko zwyciężyła stanowczo zaciekłość i chęć odwetu.<br> {{tab}}Pociąg miał już odjeżdżać. Posługacz wniósł jej ostatnie bagaże do coupé pierwszej klasy i oznajmił, że odjazd nastąpi za minutę. Olga weszła do wnętrza. Zaledwie zdołała rozlokować się w pustym przedziale, gdy drzwi się odsunęły i w progu stanął z małą podróżną walizą rzeźbiarz Orlicz. Skłonił się Oldze uprzejmie i zapytał czyby nie mógł zająć miejsca. Otrzymawszy pozwolenie usiadł naprzeciwko niej przy oknie, starając się zaraz o nawiązanie rozmowy.<br> {{tab}}— Pani daleko podróżuje, jeżeli można zapytać?<br> {{tab}}Olga wymieniła nazwę stacyi.<br> {{tab}}— Wspaniale! Ja także tam wysiadam. Co za ciekawe zdarzenie... Wybraliśmy, jakby z namowy; jeden czas, pociąg, przedział i ta sama miejscowość...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9ndcwojx3mh3b8nk5eaxbke2wfz38pg Szablon:IndexPages/PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf 10 1226913 3709578 3677672 2024-11-19T21:09:16Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709578 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>348</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>13</q1><q0>48</q0> 8o9oebsa9fht2b8oqtyj9iatqg4tdth 3709750 3709578 2024-11-20T10:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709750 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>348</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>12</q2><q1>13</q1><q0>48</q0> k2vvcnz2gfrmljg226aodpurj06t9po 3709791 3709750 2024-11-20T11:09:13Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709791 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>348</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>26</q2><q1>13</q1><q0>48</q0> lc2yqalxdw9h3o5ih2pafbmyrzmwb58 Szablon:IndexPages/PL Limanowski - Plutarch Polski 1920.pdf 10 1226915 3709579 3677264 2024-11-19T21:09:19Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709579 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>492</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>16</q1><q0>16</q0> 8e36604qfmplwg1isjy8lvelep45h5d Dyskusja MediaWiki:Strony utworzone przez substytucję 9 1228677 3709659 3709112 2024-11-20T01:49:01Z AkBot 6868 Aktualizacja statystyk *** aktualny tekst nadpisany *** 3709659 wikitext text/x-wiki {{f|w=140%|Liczba stron: 73}} {| class="wikitable sortable" |- ! tytuł ! razem ! PEIS ! subst |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Tom pierwszy/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2028357}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 546 413 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Anioł Pitoux/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1857865}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 133 808 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2022856}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 901 285 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Biblia Wujka (1923)/Nowy Testament/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2096571}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 552 067 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Chłopi (Reymont)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1820006}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 599 975 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Czerwony testament/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2094827}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 612 473 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Czterdziestu pięciu/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1956631}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 617 844 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Dekameron/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2076597}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 182 901 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Dom tajemniczy/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2040042}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 164 159 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Dwadzieścia lat później/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2080240}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 370 469 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Dwie sieroty/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1766124}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 476 589 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Dramaty małżeńskie/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2075896}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 198 494 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Dziewice nocy albo anioły rodziny/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1859070}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 586 605 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Dzieła Cyprjana Norwida/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2054373}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 615 344 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Emancypantki/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1685518}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 227 427 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Eurypidesa Tragedye (Kasprowicz)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2043890}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 787 558 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Faraon/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1842203}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 410 847 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Historja chłopów polskich w zarysie/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1906290}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 570 756 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Historya Nowego Sącza/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2056300}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 417 912 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Hrabia Monte Christo/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1800501}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 528 965 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Hrabina Charny (1928)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1789567}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 777 915 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2087932}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 361 804 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Kapitał. Księga pierwsza (1926-33)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2032964}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 714 359 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Klub Pickwicka/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1848430}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 721 277 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Kopciuszek (Kraszewski, 1863)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2057555}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 340 922 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Koran (wyd. Nowolecki)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1940577}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 527 162 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Królowa Margot (Dumas, 1892)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2071230}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 304 603 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Krzyżacy (Sienkiewicz, 1900)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1882235}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 576 342 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Kucharka litewska (1913)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2079508}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 677 370 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Lalka (Prus)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1808483}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 076 151 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Latarnia czarnoxięzka/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1736292}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 040 697 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Lekarz obłąkanych/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1968250}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 497 771 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| M. Arcta Słownik ilustrowany języka polskiego/P (całość) | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1788342}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 861 607 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| M. Arcta Słownik Staropolski/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2095160}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 698 243 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Margrabina Castella/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2045021}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 548 930 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Na dnie sumienia/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2030954}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 332 099 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Narzeczeni (Manzoni, 1882)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2066148}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 86 468 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Naszyjnik królowej (1928)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2083618}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 5307 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Nieprawy syn de Mauleon/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2090164}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 73 789 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Nowele, Obrazki i Fantazye/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1910540}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 597 736 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Ogniem i mieczem/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1838871}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 964 777 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Old Surehand/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2047505}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 970 576 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Pamiętnik Wacławy/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1945835}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 667 973 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Pani de Monsoreau (Dumas, 1893)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1894201}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 673 250 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Paryż (Zola)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2086528}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 18 763 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Płodność (Zola)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2049678}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 237 623 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Potworna matka/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2024204}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 112 398 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2091621}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 408 610 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Przygody czterech kobiet i jednej papugi/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1864786}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 888 178 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość‎ | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2033104}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 841 986 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Rękopis znaleziony w Saragossie/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2088583}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 185 159 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Rodzina de Presles/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2093240}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 350 907 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Rodzina Połanieckich/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1909945}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 432 415 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Rzym (Zola)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2072295}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 100 330 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Stach z Konar/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1912308}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 342 230 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2089789}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 21 110 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Tajemnice stolicy świata/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2088085}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 576 511 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Tajemnicza wyspa (1875)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2076294}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 145 161 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Targowisko próżności/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2093457}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 811 901 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Tragedje Paryża/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1787940}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 804 687 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Trzej muszkieterowie (Dumas, 1927)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1834964}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 297 442 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Trzej muszkieterowie (1913)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2073121}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 364 149 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Upominek/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2055495}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 307 964 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Upominek/Część II/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2079257}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 91 743 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Villette/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2064567}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 124 259 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| W kraju Mahdiego (May, 1911)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2014686}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 840 034 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Walka o miliony/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1957261}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 573 402 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Winnetou/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2077446}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 2 001 308 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Zagadki (Kraszewski, 1870)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1901778}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 390 739 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Zemsta za zemstę/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2094640}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 306 261 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Zielnik lekarski/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:1987376}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 15 349 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Ziemia Obiecana (Reymont, 1899)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2058683}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 51 173 |- | style="text-align:left;padding:0 2em"| Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/całość | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| {{formatnum:2023407}} | style="text-align:right;padding:0 2em"| 1 289 691 |} qfqv46og3b9ejpd38cmszupzpn4r2cq Szablon:IndexPages/PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf 10 1228948 3709505 3709173 2024-11-19T20:09:15Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709505 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>456</pc><q4>0</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>176</q1><q0>11</q0> ayt6m6xe0f2rit0gqaosd835dp4x9n1 3709636 3709505 2024-11-19T22:09:14Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709636 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>456</pc><q4>0</q4><q3>1</q3><q2>33</q2><q1>182</q1><q0>11</q0> nze48cjvhuovyzo7d5oyz4egb9gmysg Indeks:Paweł Staśko - Śmierć Legionisty 102 1230685 3709381 3690532 2024-11-19T17:24:02Z Alenutka 11363 3709381 proofread-index text/x-wiki {{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template |Tytuł=[[Śmierć Legionisty]] |Autor=Paweł Staśko |Tłumacz= |Redaktor=W. Placzek |Ilustracje=1915 |Rok= |Wydawca=„Kuryer Polski“ |Miejsce wydania=Kraków |Druk=Drukarnia J. Kittla |Źródło=[[commons:File:Paweł Staśko - Śmierć Legionisty.jpg|Skany na Commons]] |Ilustracja=[[Plik:Paweł Staśko - Śmierć Legionisty.jpg|mały]] |Strony=[[Strona:Paweł Staśko - Śmierć Legionisty.jpg|treść]] |Spis treści= |Uwagi=Utwór wydrukowany w ''Ilustrowanym Przeglądzie Tygodniowym'' w r. 1915, nr 45. |Postęp=do uwierzytelnienia |Status dodatkowy=nie zawiera dodatkowych |Css= |Width= }} fj9wwx15forrcph6npnxlvvsrokyume Strona:Paweł Staśko - Śmierć Legionisty.jpg 100 1230686 3709379 3690539 2024-11-19T17:23:41Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709379 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{f|{{Korekta|PAWEL|PAWEŁ}} STAŚKO|po=1em}} {{c|Śmierć Legionisty.|h=normal|w=140%}} {{c|Pani Waleryi Słanowskiej poświęcam.|przed=0.5em|po=1em}} <poem> ...Tam złom granatu rozdarł mu pierś młodą, Jak nieraz piorun targa krzepkie drzewo... Pod dębem runął w bagno z rdzawą wodą... Bezsłownym kurczem ból skrzywił mu wargi I jak kadzidło nie zemsty, ni skargi Krwawych się piersi zadymiło trzewo... {{tab}}I słońce gasło — jego źrenice... Mgła nieprześniwą je kryła zasłoną I promień jeszcze całował to lice, Które przed chwilą, jako Znicze święte Ojczyzny mocą gorzało natchnioną! {{tab}}I zgasło słońce... Napoły przymknięte Oczy żołnierza jakby gnały jeszcze Za oną zorzą, co ostatnie dechy Wzięła mu z sobą z posocznej krwi gardła I dygocącej językowej wiechy... {{tab}}Jakby przeczucie ciężarne, złowieszcze W onej się chwili rozlało wokoło, Jakgdyby duchy tych dwu słońc się śćmiły Właśnie.... {{tab|90}}I groza do ziemi przywarła Niby to niebo, co blask jeszcze więzi. — {{tab}}Liść się dębowy oderwał z gałęzi I spadł na krwawe bohatera czoło, Jak zapóźniony laur do... mogiły, Albo-li cichy, nie majony wieniec Zdobiąc krzepnący na twarzy rumieniec.. Jakoby duszy uchodzącej skrzydło Z rozdartej piersi wznosiło się mglistą Parą ofiarne, prześwięte kadzidło... Niby zniszczenie kojarzone czystą Duszą prawnuka, co słowa z kołyski Brał po spuściźnie i w {{Korekta|talezman|talizman}} spiżu Skuwał od dziecka, aż ono się śnienie W Czyn przemocarzy orędzie śląc błyski; Póki ramiona na Ojczyzny krzyżu Nie spojrzą nagie... a z kurhannej leży Nie wstanie Polska nowa — Wyzwolenie! — {{tab}}Jak długich błagań ścicha głos pacierzy, Jako mgła biała uniosła się w chramy Dusza rycerza, by skrzydeł krwawicą Objąć Wszechstwórcy tronowe podnóże!... {{tab}}Oto my wszyscy z wiekową tęsknicą U Twoich stóp się ojcowskich czołgamy, Z tą krwią młodzieńca i ziemią co gorze Ogniem zaguby, Zmiłuj się, Boże!... {{tab}}Zaiste! My dziś wierzymy, Panie, Że przez Cheruby Ześlesz nam Zmartwychwstanie, W on dzień Swobodny, Wierzymy, Chryste!... {{tab}}O śpij nieznany orle młody Strącon z błękitów stalą kuli! Niech jeszcze w świeżej cię mogile Ta Macierz-Polska zbudzi mile, Niech cię uściśnie... pieści... tuli... {{tab}}Przerów, 19. sierpnia 1915.</poem> <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ekwwg8py9h1nzk3170zz7gav3pt0uyw Szablon:IndexPages/Paweł Staśko - Śmierć Legionisty 10 1230692 3709405 3690556 2024-11-19T18:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709405 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1</pc><q4>0</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>0</q0> hw6cw2rwn0shin0dg03in37f7o39ybz Autor:Sarah Bernhardt 104 1231743 3709249 3694009 2024-11-19T13:11:16Z Mike89 19059 3709249 wikitext text/x-wiki {{Autorinfo |pseudonim = |podpis = Signature de Sarah Bernhardt.png |grafika = Sarah Bernhardt by Félix Nadar 2.jpg |opis = Francuska aktorka teatralna i&nbsp;filmowa, reżyserka sceniczna. |kod=fr|język=francusku |back = B }} == Teksty == * [[Wyznanie (Bernhardt, 1888)|Wyznanie]] (1888) {{PD-old-autor|Bernhardt, Sarah}} {{DEFAULTSORT:Bernhardt, Sarah}} [[Kategoria:Sarah Bernhardt|*]] [[Kategoria:Aktorzy]] [[Kategoria:Francuscy dramaturdzy]] ceef2mfewunyrcuu6bkbihb61guij4c 3709315 3709249 2024-11-19T15:53:31Z Seboloidus 27417 popr. parametr 3709315 wikitext text/x-wiki {{Autorinfo |pseudonim = |podpis = Signature de Sarah Bernhardt.png |Grafika = Sarah Bernhardt by Félix Nadar 2.jpg |opis = Francuska aktorka teatralna i&nbsp;filmowa, reżyserka sceniczna. |kod=fr|język=francusku |back = B }} == Teksty == * [[Wyznanie (Bernhardt, 1888)|Wyznanie]] (1888) {{PD-old-autor|Bernhardt, Sarah}} {{DEFAULTSORT:Bernhardt, Sarah}} [[Kategoria:Sarah Bernhardt|*]] [[Kategoria:Aktorzy]] [[Kategoria:Francuscy dramaturdzy]] e5n7ncq5jolw1ilv8inme4nnrkra8kq Szablon:IndexPages/PL Edward Nowakowski-Wianeczek z kwiatków majowych uwity na cześć i chwałę Przenajśw. Matce Bożej Królowej Korony Polskiej.pdf 10 1232034 3709638 3708122 2024-11-19T22:09:18Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709638 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>182</pc><q4>0</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>167</q1><q0>13</q0> r10ms9r052dye8vvysexghyvhp5igd4 Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/125 100 1233410 3709306 3702405 2024-11-19T15:29:05Z Seboloidus 27417 naprawiony skan 3709306 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>krew ci ich pić — —<br> Wnętrzy dosięgnąć trzew<br> i pierś, jak miech,<br> opróżnić z tchu —<br> o — — idź — — —<br> {{c|(''zostaje przy nim'')|w=85%}} {{c|KAIN {{f*|(''obłędnie'')|w=85%}}|przed=1em}} Krew czuję — — krew —<br> {{c|IRONIA {{f*|(''szyderczo'')|w=85%}}|przed=1em}} Złóż {{Korekta|s ę|się}} na mchu<br> i z wstydu szydź —<br> cha — — cha!...<br> Jak nędzy loch,<br> tak dola zła:<br> dziś śmiech i szloch<br> i krew — i ślub —<br> dziś grób — — —<br> Chcesz w brata nóż<br> wtopić — jak {{Errata|wrzecz|w rzecz}}<br> martwą? O, {{Korekta|kłóż|któż}}<br> krzywd nie mści — kto?<br> Przecz miałbyć, przecz<br> przebaczać zło?<br> O, nie! bo klątwa zbrodni<br> ku karze pcha<br><noinclude>[[Kategoria:Braki na stronie (treść nie uzupełniona)]] <references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4gnf12jbhok1po0iep817vl99unzu9y Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/128 100 1233424 3709308 3702536 2024-11-19T15:33:08Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ naprawiony skan 3709308 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{f|(''Zawiść, Pycha i Ironia cofają się w przeciwne strony i nikną. Kain kryje rękę z nożem za plecyma i drapieżnym {{Korekta|krókiem|krokiem}} posuwa się ku ścianie'')|w=85%|align=justify|last=center}} {{c|KAIN {{f*|(''mocując się z sobą'')|w=85%}}|przed=1em}} Brat... ona... ha!<br> Wstyd — — O!!<br> On tu?!<br> {{c|(''z ciężkim oddechem'')|w=85%}} {{tab|70}}Gorze!!<br> {{c|SCENA X.<ref>{{Przypiswiki|Niespójna numeracja; brak sceny IX.}}</ref>|h=normal|w=140%|przed=1.5em}} {{c|ABEL.|przed=1em}} {{f|(''Staje blady we drzwiach i spostrzegłszy brata zbliża się doń nieśmiało. Kain patrzy w ziemię nieruchomo'').|w=85%|align=justify|last=center|przed=0.5em}} Bracie... niechaj to Boże<br> osądzenie nam dłonie<br> przyjaźnią bratnią sprzęże...<br> {{c|(''z pokorną prośbą'')|w=85%}} Bracie — —<br> {{c|KAIN.|przed=1em}} {{c|(''Zda się słów brata nie słyszeć'')|w=85%|przed=0.5em}} Piekło mam w łonie — —<br><noinclude>[[Kategoria:Braki na stronie (treść nie uzupełniona)]] <references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oy17lfayrnj5irx29cnbu416nlcxpg9 3709365 3709308 2024-11-19T17:02:40Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ 3709365 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{f|(''Zawiść, Pycha i Ironia cofają się w przeciwne strony i nikną. Kain kryje rękę z nożem za plecyma i drapieżnym {{Korekta|krókiem|krokiem}} posuwa się ku ścianie'')|w=85%|align=justify|last=center}} {{c|KAIN {{f*|(''mocując się z sobą'')|w=85%}}|przed=1em}} Brat... ona... ha!<br> Wstyd — — O!!<br> On tu?!<br> {{c|(''z ciężkim oddechem'')|w=85%}} {{tab|70}}Gorze!!<br> {{c|SCENA X.<ref>{{Przypiswiki|Niespójna numeracja; brak sceny IX.}}</ref>|h=normal|w=140%|przed=1.5em}} {{c|ABEL.|przed=1em}} {{f|(''Staje blady we drzwiach i spostrzegłszy brata zbliża się doń nieśmiało. Kain patrzy w ziemię nieruchomo'').|w=85%|align=justify|last=center|przed=0.5em}} Bracie... niechaj to Boże<br> osądzenie nam dłonie<br> przyjaźnią bratnią sprzęże...<br> {{c|(''z pokorną prośbą'')|w=85%}} Bracie — —<br> {{c|KAIN.|przed=1em}} {{c|(''Zda się słów brata nie słyszeć'')|w=85%|przed=0.5em}} Piekło mam w łonie — —<br><noinclude>[[Kategoria:Braki na stronie (treść nie uzupełniona)]] <references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> llgfa9bpontga3by5e01audjq7mcsqh Strona:Paweł Staśko - Kain.djvu/129 100 1233430 3709307 3702537 2024-11-19T15:31:24Z Seboloidus 27417 naprawiony skan 3709307 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>w gardzieli węże...<br> {{c|(''chwila strasznego namysłu'')|w=85%}} {{c|ABEL {{f*|(''cichym głosem'')|w=85%}}|przed=1em}} Bracie — —<br> {{c|{{Korekta|KAIN|KAIN.}}|przed=1em}} Ty!... ty!...<br> {{c|(''Rzuca się nagle na Abla i godzi nożem w piersi'').|w=85%}} {{c|ABEL.|przed=1em}} {{c|(''Słania się i upada ciężko'')|w=85%|przed=0.5em}} {{tab|80}}O!!!<br> {{c|KAIN.|przed=1em}} {{f|(''Ociekającym krwią {{Korekta|rożem|nożem}} plami ręce i cofa się oszalały w bok. Cisza grozy. Kain przychodzi powoli do siebie'').|w=85%|align=justify|last=center|przed=0.5em}} Krew — — poco ci było w bój<br> iść zemną?<br> {{tab|80}}Ty,<br> siłą nad tobą-m był,<br> przecz-ś nie ustąpił! — —<br> Tyś był jak kwiat,<br> a mnie rozpaczy znój<br> żarł... Jam w męce żył —<br> prawie w pogardzie<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ehrjfiezwl01qvd2e3tjp7ejv2u2o5f Szablon:IndexPages/PL K Szaniawska Na pensyi.djvu 10 1234131 3709432 3707417 2024-11-19T19:09:15Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709432 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>168</pc><q4>1</q4><q3>50</q3><q2>0</q2><q1>4</q1><q0>6</q0> rwhhb640uxy22jgr5mijp37hi80wt3i 3709506 3709432 2024-11-19T20:09:16Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709506 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>168</pc><q4>1</q4><q3>50</q3><q2>0</q2><q1>10</q1><q0>6</q0> nlf6x8agafeg3met3zfruoc8gcg09a9 Szablon:IndexPages/Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf 10 1236001 3709207 3709084 2024-11-19T12:09:16Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709207 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>68</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>18</q1><q0>10</q0> 61y0zp1s4txvhjycj5pctfhosabq08w 3709302 3709207 2024-11-19T15:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709302 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>68</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>22</q1><q0>10</q0> h6hj4smvb36jnuf49yvqkjz83wck5g2 3709371 3709302 2024-11-19T17:09:16Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709371 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>68</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>27</q1><q0>10</q0> 9zyfi2eivc553u9wb5nowf2vrbr3vrz 3709429 3709371 2024-11-19T19:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709429 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>68</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>30</q1><q0>10</q0> m338ryr5md33et7bsrnn4inoz742ptj 3709508 3709429 2024-11-19T20:09:18Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709508 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>68</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>32</q1><q0>10</q0> ggr12qamlfytlnx7ev45hbxmnu1kjmm 3709582 3709508 2024-11-19T21:09:23Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709582 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>68</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>33</q1><q0>10</q0> nlcnlpat70ucmpo5lr4loykpza3fs3e 3709635 3709582 2024-11-19T22:09:12Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709635 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>68</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>38</q1><q0>10</q0> ap7uk210s82z3gastrbjsymg0pw6os1 3709793 3709635 2024-11-20T11:09:16Z AkBot 6868 Bot aktualizuje szablon indeksu 3709793 wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>68</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>40</q1><q0>10</q0> 9dlpp4692uhswaesq6d1w8w6sljacmb Strona:Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków.pdf/30 100 1236308 3709204 2024-11-19T12:06:37Z Lord Ya 13160 /* Przepisana */ 3709204 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Lord Ya" /></noinclude><poem>Szatan, jak nam powiada świętej księgi wątek. Zabrał Hjobowi zdrowie, dzieci i majątek. Lecz by głębiej pogrążyć człeczysko zgnębione Wiecie, co zły uczynił? Zostawił mu żonę.</poem> {{f|Panna Scudéry.|align=right|prawy=10%|i}} {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Pani de Sévigné oddawała posag swej córki zięciowi, panu de Grignan. „Mój Boże, zawołała, czyż trzeba aż tyle pieniędzy, aby pan de Grignan przespał się z moją córką? Ale — dodała po chwili — spędzi on z nią jutro noc, i pojutrze, i popojutrze, każdą noc; to nie jest zadużo pieniędzy!“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Gdy spisywano intercyzę ślubną pomiędzy poetą Scarronem a panną d’Aubigné, późniejszą żoną morganatyczną Ludwika XIV, rejent zapytał pana młodego, z jakiego kwituje żonę posagu. — „Z dwu wielkich i wesołych oczu, pięknej talji, pary pięknych rąk i wielkiego rozumu“ odpowiedział Scarron. „A co pan jej dajesz w zamian?“ dodał rejent. — „Nieśmiertelność, zawołał poeta; imiona żon królewskich umierają wraz z nimi; imię żony Scarrona będzie żyć wiecznie.“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Bussy Rabutin powiadał o mężu pani de Sévigné: „Zdaje mi się, że u ludzi jakoś mu się udało, ale u Boga ma rogi.“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Pani du Deffand, gdy jej powiedziano, że pani X... znowu wpuściła męża do sypialni, zawołała: „W ciąży miewa się takie kaprysy!“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Książe de Conti, który jest bardzo brzydki, ma bardzo sprytną żonę. Wyjeżdżając raz w daleką podróż powiedział do niej żartami: „A przedewszystkiem {{pp|ra|dzę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ry30uht8d4sp4auk4g7fwu26psgab4i Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1038 100 1236309 3709209 2024-11-19T12:17:29Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709209 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>liams, Emma Lyona, Acton i najzaufańsi domownicy pałacu udadzą się do Sycylii na ''Vanguardzie''.<br> {{tab}}Król, przypominamy sobie, przyrzekł admirałowi Caracciolo, że gdyby opuszczał Neapol, opuści go na jego okręcie, ale skutkiem przerażenia wpadłszy znów pod jarzmo królowej, król zapomniał swego przyrzeczenia z dwóch powodów.<br> {{tab}}Pierwszy pochodzący od niego samego, był to wstyd stanąć w obec admirała opuszczając Neapol, kiedy poprzednio przyrzekł że w nim pozostanie.<br> {{tab}}Drugi pochodził od królowej. Mówiła ona że Caracciolo podzielając zasady patriotyczne całej szlachty neapolitańskie;, mógłby, zamiast zaprowadzić króla do Sycylii, wydać go jakobinom, którzy mając takiego zakładnika, zmusiliby go do wprowadzenia rządu jaki sami zechcą, albo, co gorsza jeszcze, wytoczyliby mu może proces, tak jak Anglicy Karolowi I., a Francuzi Ludwikowi XVI.<br> {{tab}}Dla pocieszenia i zadosyćuczynienia za odebrany mu zaszczyt, postanowiono że admirał przewiezie później księcia Kalabrji. jego rodzinę i dwór.<br> {{tab}}Stare księżniczki francuzkie zawiadomiono o postanowieniu, radząc im, aby przy pomocy swoich siedmiu oficerów straży, myślały same o swem bezpieczeństwie i posłano im 15.000 dukatów jako środek ucieczki.<br> {{tab}}Spełniwszy tę powinność, już się więcej niemi nie zajmowano.<br> {{tab}}Przez cały dzień przenoszono i układano w przejściu Łajnem klejnoty, pieniądze, kosztowne sprzęty, dzieła sztuki i posągi które chciano zabrać<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eeagl09ltv1aqn11fgayuwcrks6ud0d Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1039 100 1236310 3709210 2024-11-19T12:20:14Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709210 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>do Sycylii. Król chciałby był zabrać swoje {{Korekta|kanguary|kangury}}, ale okazało się to niemożebnem. Poprzestał więc na poleceniu ich własnoręcznym listem, głównemu ogrodnikowi w Caserte.<br> {{tab}}Król mając na sercu zdradę królowej i Actona dowiedzioną mu listem cesarza, pozostał zamknięty w swoich pokojach nie chcąc nikogo przyjmować. Zakaz z całą surowością, został zastosowany względem Franciszka Caracciolo, który z swego statku widząc ruch i sygnały na pokładzie statków angielskich. domyślał się czegoś; i względem markiza Vanni, który znalazłszy zamknięte drzwi królowej, a wiedząc przez księcia Castel-Cicala że chodziło o wyjazd, zrozpaczony, usiłował dostać się do króla.<br> {{tab}}Temu ostatniemu na chwilę przyszła myśl wezwać kardynała Ruffo i przybrać za towarzysza i doradzcę w podróży: ale nie trudno mu było dostrzedz oznaki nieporozumienia między nim a Nelsonem. Wreszcie kardynała nienawidziła królowa a Ferdynand wołał, jak zwykle, swój własny spokój nad względy przyjaźni i wdzięczności.<br> {{tab}}A potem powiedział sobie, że człowiek tak zręczny jak kardynał, sam będzie umiał sobie poradzić.<br> {{tab}}Wyjazd był oznaczony na dziesiątą wieczorem. Uradzono więc że wszystkie osoby mające składać orszak Ich K. Mości na Vanguardzie, zbiorą się w pokojach Królowej.<br> {{tab}}Z ostatniem uderzeniem dziesiątej, król wszedł trzymają swego psa na smyczy; był to jedyny przyjaciel na którego wierność liczył, dla tego też jego tylko zabierał. Przypomniał sobie wprawdzie o de-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c4pi1wwtw6ul4fpzulwbztpfpv97oya 3709212 3709210 2024-11-19T12:21:06Z Wydarty 17971 3709212 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>do Sycylii. Król chciałby był zabrać swoje {{Korekta|kanguary|kangury}}, ale okazało się to niemożebnem. Poprzestał więc na poleceniu ich własnoręcznym listem, głównemu ogrodnikowi w Caserte.<br> {{tab}}Król mając na sercu zdradę królowej i Actona dowiedzioną mu listem cesarza, pozostał zamknięty w swoich pokojach nie chcąc nikogo przyjmować. Zakaz z całą surowością, został zastosowany względem Franciszka Caracciolo, który z swego statku widząc ruch i sygnały na pokładzie statków angielskich. domyślał się czegoś; i względem markiza Vanni, który znalazłszy zamknięte drzwi królowej, a wiedząc przez księcia Castel-Cicala że chodziło o wyjazd, zrozpaczony, usiłował dostać się do króla.<br> {{tab}}Temu ostatniemu na chwilę przyszła myśl wezwać kardynała Ruffo i przybrać za towarzysza i doradzcę w podróży: ale nie trudno mu było dostrzedz oznaki nieporozumienia między nim a Nelsonem. Wreszcie kardynała nienawidziła królowa a Ferdynand wołał, jak zwykle, swój własny spokój nad względy przyjaźni i wdzięczności.<br> {{tab}}A potem powiedział sobie, że człowiek tak zręczny jak kardynał, sam będzie umiał sobie poradzić.<br> {{tab}}Wyjazd był oznaczony na dziesiątą wieczorem. Uradzono więc że wszystkie osoby mające składać orszak Ich K. Mości na Vanguardzie, zbiorą się w pokojach Królowej.<br> {{tab}}Z ostatniem uderzeniem dziesiątej, król wszedł trzymają swego psa na smyczy; był to jedyny przyjaciel na którego wierność liczył, dla tego też jego tylko zabierał. Przypomniał sobie wprawdzie o de<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0c90oynzg2wolo3sf52oaeturxr97vt Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1040 100 1236311 3709211 2024-11-19T12:20:55Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709211 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>Ascolim i o Malaspinie. ale pomyślał także, iż oni zarówno jak i kardynał, sami sobie poradzą. Spojrzał na niezmierny salon zaledwie oświetlony — lękano się aby zbyt wielkie oświetlenie nie wznieciło podejrzenia — i zobaczył swoich współtowarzyszów ucieczki rozdzielonych na rozmaite grupy.<br> {{tab}}Grupę główną składała królowa, jej ulubiony syn książę Leopold, książę Albert, cztery księżniczki i Emma Lyona.<br> {{tab}}Królowa siedziała na kanapie przy Emmie Lyona, trzymającej na kolanach księcia Alberta, swego ulubieńca, książę Leopold zaś miał głowę opartą na ramieniu królowej. Cztery księżniczki otaczały królowę, jedne siedząc, drugie leżąc na dywanie.<br> {{tab}}Acton, sir Williams, książę de Castel-Cicala rozmawiali stając w framudze okna i słuchając świszczącego wichru i deszczu bijącego w szyby.<br> {{tab}}Inne grono złożone z dam dworskich, pomiędzy któremi widać było hrabinę San Marco powiernicę królowej, otaczało stół.<br> {{tab}}Nakoniec zdała od wszystkich w cieniu zaledwo można było dostrzedz Dicka, który tak zręcznie i wiernie tego samego dnia wykonał rozkazy swego pana i królowej, którą mógł także w części uważać za swoją panią.<br> {{tab}}Widząc wchodzącego króla, wszyscy się podnieśli i zwrócili w jego stronę; ale on dał znak ręką aby wszyscy pozostali na swych miejscach i powiedział:<br> {{tab}}— Nie róbcie sobie utrudzenia, to się już na nic nie przyda.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hn6ljaoo4o6lyo9rx6ng30fvp26y84c Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1041 100 1236312 3709213 2024-11-19T12:22:12Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709213 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}I usiadł na krześle w blizkości drzwi któremi wszedł, kładąc sobie na kolana głowę Jowisza.<br> {{tab}}Usłyszawszy głos swego ojca, mały książę Albert, który nie lubiony przez królowę, domagał się od innych tej miłości tak koniecznej i drogiej dzieciom, nie mogąc jej pozyskać u swej matki, zsunął się z kolan Emmy, poszedł do króla i podał mu do pocałunku swoje blade, cokolwiek chorobliwe czoło, na które spadały gęste blond włosy.<br> {{tab}}Król odgarnął włosy dziecka, ucałował je w czoło, zatrzymał przez chwilę zamyślony wspartego na swej piersi i odesłał do Emmy Lyona, którą dziecię nazywało swoją mateczką.<br> {{tab}}Grobowa cisza panowała w tej ciemnej sali, rozmawiający mówili przytłumionym głosem.<br> {{tab}}O godzinie w pół do jedenastej hrabia Thurn, niemiec, będący w służbie neapolitańskiej, wraz z markizem Nizza dowódzcą floty portugalskiej, zostający pod rozkazami Nelsona, miał galerją podziemną i schodami krętemi wejść do pałacu. W tym celu hrabia Thurn dostał klucz od mieszkania królowej łączącego się jedynemi, mocnemi drzwiami z wejściem {{Korekta|prowadzęcem|prowadzącem}} do portu Wojennego.<br> {{tab}}Wśród ogólnej ciszy zegar wybił wpół do jedenastej. Prawie w tej samej chwili usłyszano sztukanie do drzwi stanowiących komunikację.<br> {{tab}}Dla czego hrabia Thurn sztukał zamiast otworzyć, mając klucz? W nadzwyczajnych okolicznościach w jakich się znajdowano, najmniejszy wypadek na który w<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6hnob6ftfmgvtilyxz0cq2cz7f0zajd Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1042 100 1236313 3709214 2024-11-19T12:23:25Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709214 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>innem położeniu nie zwracanoby uwagi, budzi niepokój i przestrach.<br> {{tab}}Królowa zadrżała i podniosła się.<br> {{tab}}— Cóż jeszcze nowego? zapytała.<br> {{tab}}Król spojrzał tylko, ponieważ nic nie wiedział o uczynionych rozporządzeniach.<br> {{tab}}— Ale, powiedział Acton zawsze spokojny i logiczny, to hrabia Thurn, nikt inny być nie może.<br> {{tab}}— Dla czego sztuka, kiedy mu klucz dałam?<br> {{tab}}— Jeżeli W. K. Mość pozwoli, pójdę się dowiedzieć.<br> {{tab}}— Idź, odrzekła królowa.<br> {{tab}}Acton, zapalił świecę i udał się w korytarz. Królowa patrzyła za nim z obawą. Cisza z żałobnej stała się śmiertelną. W kilka chwil Acton powrócił.<br> {{tab}}— I cóż? zapytała królowa.<br> {{tab}}— Drzwi prawdopodobnie od dawna nie były otwierane, klucz złamał się w zamku. Hrabia sztuka! chcąc się dowiedzieć czy nie ma sposobu otworzyć drzwi z wewnątrz. Próbowałem, nie można.<br> {{tab}}— Cóż więc począć?<br> {{tab}}— Wysadzić je.<br> {{tab}}— Wydałeś na to rozkaz?<br> {{tab}}— Tak pani i oto go wykonywają.<br> {{tab}}Rzeczywiście usłyszano kilka silnych uderzeń we drzwi, potem trzask tych drzwi które się łamały. Cały ten hałas miał jakąś cechę złowrogą.<br> {{tab}}Kroki zbliżyły się, drzwi otworzyły i stanął w nich hrabia Thurn.<br> {{tab}}— Upraszam Wasze Królewskie Moście o przebaczenie, rzekł, za sprawiony hałas i za środki ja-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ap3kqob9wd40521ol8l4echklhj3fqj Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1043 100 1236314 3709215 2024-11-19T12:25:28Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709215 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>kich byłem zmuszony użyć; ale złamanie się klucza było nieprzewidzianym wypadkiem.<br> {{tab}}— To wróżba, powiedziała królowa.<br> {{tab}}— W każdym razie, jeżeli to wróżba, powiedział król ze zwykłym swym zdrowym rozsądkiem, oznajmia nam ona iż zrobilibyśmy lepiej zostając.<br> {{tab}}Królowa przestraszyła się iżby dostojny małżonek nie zmienił {{Korekta|postanowenia|postanowienia}}.<br> {{tab}}— Jedzmy, powiedziała.<br> {{tab}}— Wszystko gotowe, pani; ale upraszam o pozwolenie przedstawienia królowi rozkazu jaki dziś wieczorem otrzymałem od admirała Nelsona.<br> {{tab}}Król podniósł się i zbliżył do kandelabru, gdzie hrabia Thurn oczekiwał go z papierem w ręku.<br> {{tab}}— Czytaj N. Panie, powiedział.<br> {{tab}}— Rozkaz jest po angielsku, odrzekł król, nie znam angielskiego języka.<br> {{tab}}— {{Korekta|Przetłómaczę|Przetłumaczę}} go W. K. Mości. {{c|„Zatoka Neapolitańska 21. grudnia.}} {{tab}}Do admirała hrabiego Thurn. Przygotuj fregaty i korwety neapolitańskie do spalenia“.<br> {{tab}}— Co pan mówisz? zapytał król.<br> {{tab}}Hrabia Thurn powtórzył: Przygotuj fregaty i korwety neapolitańskie do {{Korekta|spalenia|spalenia.}}<br> {{tab}}— Czy jesteś pan pewnym że się nie mylisz? zapytał król.<br> {{tab}}— Jestem tego pewnym, N. Panie.<br> {{tab}}— Ale dla czegóż palić fregaty i korwety tak wielkie koszta wynoszące i przez dziesięć lat budowane?<br> {{tab}}— Aby się nie dostały w ręce Francuzów, N. Panie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lk9olg5ivcic0arv1e0p8o3buxdmgl5 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1044 100 1236315 3709216 2024-11-19T12:26:26Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709216 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Lecz czy nie możnaby ich zabrać do Sycylii.<br> {{tab}}— Taki jest rozkaz lorda Nelsona i dla tego to zanim go przesłałem markizowi de Nizza. któremu polecono jego wykonanie, pragnąłem wpierw przedstawić go W. K. Mości.<br> {{tab}}— N. Panie, N. Panie, powiedziała królowa zbliżając się do króla, tracimy czas drogi i to dla drobnostek.<br> {{tab}}— Do djabła pani! krzyknął król, nazywasz to drobnostkami! Przejrzyj budżet marynarki od dziesięciu lat a przekonasz się że dochodzi do 160,000,000.<br> {{tab}}— N. Panie, oto już jedenasta bije, rzekła królowa, i lord Nelson na czas czeka.<br> {{tab}}— Masz pani słuszność, milord Nelson nie jest stworzony do czekania, nawet na króla, nawet na królowę. Postąpisz panie hrabio, według rozkazu lorda Nelsona, spalisz moją flotę. Czego Anglia nie odważa się zabrać, to niszczy ogniem. Ah! mój biedny Caracciolo, jakąż ty miałeś słuszność i jak źle zrobiłem nie słuchając rad twoich! Pójdźmy panie, pójdźmy panowie, nie dajmy na siebie czekać lordowi Nelson.<br> {{tab}}I król biorąc świecę z rąk Actona wyszedł pierwszy; wszyscy udali się za nim. Nie tylko flota neapolitańska została skazaną na stracenie ale nadto sam król zatwierdził wykonanie tego wyroku.<br> {{tab}}Od dnia 21 grudnia 1798 r. widzieliśmy tyle ucieczek osób panujących, że dziś już nie warto ich opisywać. Ludwik XVIII. opuszczający Tuilerje 20 marca, Karol X. uciekający 29 lipca, Ludwik Filip<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7simugv5rayxq8xf1h9q5fu4683t5h1 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1045 100 1236316 3709217 2024-11-19T12:27:21Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709217 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>uchodzący 24 lutego — przedstawili nam trzy rozmaite sposoby przymusowego wydalenia się. I za dni naszych w Neapolu widzieliśmy wnuka wychodzącego tym samym korytarzem, temi samemi schodami, jak niegdyś dziad jego i opuszczającego ukochaną ojczyznę dla gorzkiej ziemi wygnania. Lecz dziad miał powrócić, a według wszelkiego prawdopodobieństwa wnuk wygnany jest na zawsze.<br> {{tab}}Ale w owej epoce Ferdynand sam otwierał pochód do wyjazdu nocnego i tajnego. Szedł więc cichym krokiem z wytężonym słuchem i bijącem sercem. Przybywszy na środek schodów, na przeciw okna wychodzącego na pochyłość Olbrzyma, zdawało się że usłyszał szelest na stromej pochyłości prowadzącej z placu pałacowego na ulicę Chiatamone. Zatrzymał się, a słysząc ten sam szelest powtórnie, zdmuchnął świecę i wszyscy znaleźli się w ciemności. Wtedy trzeba było schodzić omackiem i krok za krokiem przez ciasne i trudne do przebycia schody. Były one bez poręczy, spadziste i niebezpieczne. Jednakże wszyscy bez wypadku przybyli do ostatniego stopnia, gdzie świeży i wilgotny powiew wiatru dał się czuć z zewnątrz.<br> {{tab}}Znajdowano się o kilka kroków od przystani.<br> {{tab}}W porcie wojennym morze ścieśnione pomiędzy kamienną tamą i groblą portu handlowego było dość spokojne, ale czuć było gwałtowny wicher i słychać łoskot rozbijających się fal o wybrzeża.<br> {{tab}}Przybywszy na bulwark okalający mury zamkowe, hrabia Thurn badawczo i niespokojnie spojrzał na niebo. Było ono pokryte czarnemi ciężkiemi<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bdf9m1ivraoqdou63yg8eccfjen0rlt Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1046 100 1236317 3709218 2024-11-19T12:28:46Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709218 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>chmurami, można było powiedzieć, że to morze nadpowietrzne krążące nad morzem ziemskiem i opuszczające się w celu połączenia z niem swoich bałwanów. W ciasnej przestrzeni pomiędzy chmurami i morskiemi nurtami cisnęły się tchnienia strasznego południowo-zachodniego wiatru, sprawcy tylu rozbić i klęsk, których zatoka Neapolitańska tak często jest świadkiem, w czasie niepogodnych dni roku.<br> {{tab}}Król dostrzegł niespokojne spojrzenie hrabiego Thurna.<br> {{tab}}— Jeżeli czas jest bardzo niepomyślny, powiedział, należałoby nie puszczać się na morze tej nocy.<br> {{tab}}— Mam rozkaz milorda, odrzekł hrabia; jeżeli jednak W. K. Mość bezwarunkowo nie chce...<br> {{tab}}— Taki rozkaz! taki rozkaz! powtarzał król zniecierpliwiony; ale jeżeli jest niebezpieczeństwo utraty życia! Czy ręczysz hrabio za nasze ocalenie?<br> {{tab}}— Uczynię wszystko co tylko jest w mocy człowieka walczącego z wiatrem i morzem, aby W. K. Mość doprowadzić do pokładu ''Vanguarda''.<br> {{tab}}— Do djabła, to nie jest zaręczenie. A pan w podobną noc puściłbyś się na morze?<br> {{tab}}— W. K. Mość widzi, że oczekuję tylko na jego rozkazy aby popłynąć do okrętu admiralskiego..<br> {{tab}}— Ale ja mówię, gdybyś był na mojem miejscu!<br> {{tab}}— Na miejscu W. K. Mości odbierając rozkazy od Boga tylko i od okoliczności, namyśliłbym się dwa razy.<br> {{tab}}— A więc? zapytała królowa zniecierpliwiona, nie śmiejąc jednakże wejść do łódki przed swym mał-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9pfqfi2e1mqy7wls8cp5o4new9uqf2j Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1047 100 1236318 3709219 2024-11-19T12:29:39Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709219 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>żonkiem, tyle jest poteżnem prawo etykiety, a więc, na cóż czekamy?<br> {{tab}}— Na co czekamy! zawoła! król, czyż nie słyszysz co mówi hrabia Thuru? Czas jest szkaradny; nie ręczy za nasze ocalenie i wszyscy, nie wyłączając Jowisza, radzą mi powrót do pałacu.<br> {{tab}}— Wracaj więc panie i dozwól nas wszystkich rozszarpać, tak jak dziś widziałeś rozszarpanego jednego z twoich sług najwierniejszych. Co do mnie przekładam morze i burzę nad Neapol i jego ludność.<br> {{tab}}— Chciej mi pani wierzyć że mego wiernego sługę więcej niż ktokolwiek żałuję, szczególniej teraz kiedy wiem czemu jego śmierć przypisać. Ale co do Neapolu i jego ludu, to nie ja potrzebowałbym się go obawiać.<br> {{tab}}— Tak, wiem o tem. Ponieważ widzi w tobie swego przedstawiciela, uwielbia cię. Aleja nie mając szczęścia cieszyć się jego współczuciem, wyjeżdżam. 1 pomimo szacunku dla etykiety, królowa pierwsza wsiadła do łódki. Młode księżniczki i książę Leopold więcej przywykli do posłuszeństwa królowej niż królowi, wstąpili za nią, jak młode łabędzie postępujące za matką. Tylko młody książę Albert puścił rękę Emmy Lyona, pobiegł do króla i chwytając go za rękę i pociągając do łódki:<br> {{tab}}— Pójdź z nami ojcze, powiedział.<br> {{tab}}Król wtedy tylko zwykł był opierać się, gdy był popartym. Spojrzał w około czy może się skąd spodziewać pomocy, ale przed wzrokiem jego więcej błagalnym niż groźnym, spuściły się oczy wszystkich. Królowej w jednych bojaźń w drugich ego-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 03pxl73ptmarilpe0zybrwkjv39hbqw 3709220 3709219 2024-11-19T12:29:54Z Wydarty 17971 3709220 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>żonkiem, tyle jest poteżnem prawo etykiety, a więc, na cóż czekamy?<br> {{tab}}— Na co czekamy! zawoła! król, czyż nie słyszysz co mówi hrabia Thuru? Czas jest szkaradny; nie ręczy za nasze ocalenie i wszyscy, nie wyłączając Jowisza, radzą mi powrót do pałacu.<br> {{tab}}— Wracaj więc panie i dozwól nas wszystkich rozszarpać, tak jak dziś widziałeś rozszarpanego jednego z twoich sług najwierniejszych. Co do mnie przekładam morze i burzę nad Neapol i jego ludność.<br> {{tab}}— Chciej mi pani wierzyć że mego wiernego sługę więcej niż ktokolwiek żałuję, szczególniej teraz kiedy wiem czemu jego śmierć przypisać. Ale co do Neapolu i jego ludu, to nie ja potrzebowałbym się go obawiać.<br> {{tab}}— Tak, wiem o tem. Ponieważ widzi w tobie swego przedstawiciela, uwielbia cię. Aleja nie mając szczęścia cieszyć się jego współczuciem, wyjeżdżam.<br> {{tab}}I pomimo szacunku dla etykiety, królowa pierwsza wsiadła do łódki. Młode księżniczki i książę Leopold więcej przywykli do posłuszeństwa królowej niż królowi, wstąpili za nią, jak młode łabędzie postępujące za matką. Tylko młody książę Albert puścił rękę Emmy Lyona, pobiegł do króla i chwytając go za rękę i pociągając do łódki:<br> {{tab}}— Pójdź z nami ojcze, powiedział.<br> {{tab}}Król wtedy tylko zwykł był opierać się, gdy był popartym. Spojrzał w około czy może się skąd spodziewać pomocy, ale przed wzrokiem jego więcej błagalnym niż groźnym, spuściły się oczy wszystkich. Królowej w jednych bojaźń w drugich ego-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sr29zd9hdzy81r2n1lc6ro0b6iqn1bf Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1048 100 1236319 3709221 2024-11-19T12:30:42Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709221 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>izm był sprzymierzeńcem. Król uczuł się zupełnie odosobnionym, opuszczonym, pochylił głowę i dał się prowadzić małemu księciu, ciągnąc psa swego za sobą, jedyną istotę jednego z nim zdania, aby nie opuszczać lądu, wsiadł do łódki, zajął miejsce na oddzielnej ławce, mówiąc:<br> {{tab}}— Ponieważ chcecie tego wszyscy... pójdź Jowiszu, pójdź.<br> {{tab}}Zaledwo król usiadł, porucznik zajmujący w łódce króla miejsce sternika, zawołał:<br> {{tab}}— Odbijać!<br> {{tab}}Majtkowie uzbrojeni bosakami odepchnęli łódź od brzegu, opuszczono wiosła i statek popłynął do wyjścia z portu.<br> {{tab}}Łódki przeznaczone do przewiezienia innych podróżnych kolejno zbliżały się do przystani, zabierały swój ciężar i udawały się za łodzią królewską.<br> {{tab}}Jakże ten wyjazd pokryjomy w ciemną noc, przy świszczącym wichrze i wyciu bałwanów był odmiennym od radosnej uroczystości 22 września, gdzie pod ciepłemi promieniami jesiennego słońca, na łagodnem morzu, wśród dźwięków muzyki Cimarosy, przy odgłosie dzwonów, przy huku z dział, udawano się naprzeciw zwycięzcy z pod Abukiru. Zaledwo trzy miesiące od tej pory upłynęło, gdy uciekając przed temiż Francuzami których klęskę przedwcześnie obchodzono, szukano o północy, po wzburzonem morzu, gościnności tego samego Vanguarda, którego przyjmowano z tryumfem.<br> {{tab}}Teraz chodziło o to czy można było doń dopłynąć.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rxwpgwdtaw14s3yu2x1cw95hldth4if Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1049 100 1236320 3709222 2024-11-19T12:31:43Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709222 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Nelson przybliżył się do wejścia portu, o ile na to bezpieczeństwo jego okrętu pozwalało; ale pozostawało jeszcze ćwierć mili do przebycia między portem wojennym a admiralskim okrętem. Dziesięć razy w ciągu tej przeprawy łodzie mogły zatonąć.<br> {{tab}}W istocie im więcej łódź królewska — niech nam będzie dozwolonem w tem ważnem położeniu, nią się głównie zajmować — im więcej łódź królewska zbliżała się do {{Korekta|wyścia|wyjścia}} z portu, tem bardziej niebezpieczeństwo przedstawiało się w groźniejszem świetle. Morze parte, jak powiedzieliśmy, wiatrem południowo-zachodnim, pochodzącym z wybrzeża Afryki i Sardynii, między Ischia i Capri, nie spotykając żadnej przeszkody od wysp Balearskich aż do stóp Wezuwiuszu, toczyło olbrzymie bałwany, które zbliżając się do ziemi roztrącały się same o siebie, grożąc zatopieniem tym wątłym statkom pod wilgotnemi sklepieniami, które w cieniach nocy wydawały się paszczami potworów gotowych je pochłonąć.<br> {{tab}}Przybliżając się do tej granicy, gdzie miano przejść z morza stosunkowo spokojnego na morze rozszalałe, królowa nawet uczuła słabnącą odwagę i chwiejące się postanowienie. Król z swej strony milczący i nieruchomy, trzymając psa między kolanami i ściskając go konwulsyjnie za szyję, patrzył wzrokiem osłupiałym i rozszerzoną z przestrachu źrenicą na te długie bałwany, które jak stado morskich koni goniących za sobą rozbijały się o tamę, a łamiąc się o granitową zaporę u stóp jej się wa-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d46qwip5lcgdy464crrkgx1crbpywbh Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1050 100 1236321 3709223 2024-11-19T12:32:43Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709223 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>liły, wydając złowrogie jęki, rozpryskując drżącą pianę w kształcie srebrzystego deszczu.<br> {{tab}}Pomimo tego przerażającego widoku morza, hrabia Thurn wierny wykonawca odebranych rozkazów, usiłował przezwyciężyć przeszkody. Stojąc na przodzie łódki, dzięki umiejętności zachowania równowagi, jaką tylko długie lata żeglugi wyrabiają, odwrócony twarzą do wichru który już uniósł jego kapelusz i do morza mgłą go okrywającego, zachęcał wioślarzy trzema wyrazami od czasu do czasu jednostajnie ale stanowczo powtarzanemi:<br> {{tab}}— Naprzód, śmiało! naprzód.<br> {{tab}}Łódź posuwała się. Ale przybywszy do tej wzmiankowanej granicy, już walka stała się groźną. Po trzykroć zwycięzka łódź górowała nad falą i po trzykroć została przez następujące fale odepchniętą.<br> {{tab}}Hrabia Thurn zrozumiał że byłoby szaleństwem walczyć z podobnym przeciwnikiem, odwrócił się do króla i zapytał:<br> {{tab}}— Co rozkażesz, N. Panie?<br> {{tab}}Ale nie miał czasu dokończyć zdania. Przy poruszeniu jakie uczynił, podczas chwili w której nieroztropnie opuścił kierownictwo statku, bałwan większy i więcej rozwścieczony od innych, uderzył o łódź i zalał ją wodą. Łódź zadrżała z trzaskiem. Królowa i młodzi książęta, sądząc iż wybiła ich ostatnia godzina, wydali okrzyk zgrozy; pies zawył ponuro.<br> {{tab}}— Wracać! krzyknął hrabia Thurn; w podobny czas puszczać się na morze, to stawić opór przeciw<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> itg1kh9u3amufes84iyka91ghxnw8j2 La San Felice/Tom VI/całość 0 1236322 3709224 2024-11-19T12:37:03Z Wydarty 17971 3709224 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |poprzedni = {{ROOTPAGENAME}}/Tom V/całość |następny = {{ROOTPAGENAME}}/Tom VII/całość |inne = {{epub}}<br>{{Całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} <br> {{CentrujStart2}} <pages index="PL A Dumas La San Felice.djvu" from=927 to=928 /> {{CentrujKoniec2}} <br /> {{JustowanieStart2}} <pages index="PL A Dumas La San Felice.djvu" from=929 to=1096 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{ML}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*{{BieżącyU||-2}}]] bor0ntc889uqxbmkxycb82g1r1nhl0y 3709225 3709224 2024-11-19T12:38:32Z Wydarty 17971 3709225 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |poprzedni = {{ROOTPAGENAME}}/Tom V/całość |następny = {{ROOTPAGENAME}}/Tom VII/całość |inne = {{epub}}<br>{{Całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} <br> {{CentrujStart2}} <pages index="PL A Dumas La San Felice.djvu" from=927 to=928 /> {{CentrujKoniec2}} <br /> {{JustowanieStart2}} <pages index="PL A Dumas La San Felice.djvu" from=929 to=930 /> <pages index="PL A Dumas La San Felice.djvu" from=937 to=1096 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{ML}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*{{BieżącyU||-2}}]] 4ktlofpj8j2pfar13xwilsfq5npm6sb 3709226 3709225 2024-11-19T12:41:24Z Wydarty 17971 3709226 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |poprzedni = {{ROOTPAGENAME}}/Tom V/całość |następny = {{ROOTPAGENAME}}/Tom VII/całość |inne = {{epub}}<br>{{Całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} <br> {{CentrujStart2}} <pages index="PL A Dumas La San Felice.djvu" from=927 to=928 /> {{CentrujKoniec2}} <br /> {{JustowanieStart2}} <pages index="PL A Dumas La San Felice.djvu" from=929 to=1096 exclude=931-936 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{ML}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*{{BieżącyU||-2}}]] lr87tx5uhbi44yj7ai2tqgzpl0ua5jn Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1052 100 1236323 3709227 2024-11-19T12:42:29Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709227 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>człowieka jest rzeczą, tak nadzwyczajną, na ulicach Neapolu aby cię tak dalece zajmować mogło?<br> {{tab}}— Ależ to mordują sługę królewskiego.<br> {{tab}}— Wiem o tem.<br> {{tab}}— To goniec Ferrari.<br> {{tab}}— Poznałem go.<br> {{tab}}— Ale dla czegóż mordują nieszczęśliwego wśród okrzyków: „śmierć jakobinom!“ kiedy on przeciwnie jest najwierniejszym sługą króla?<br> {{tab}}— Jakto? Dlaczego? Czy czytałeś korespondencją Machiavela reprezentanta rzeczypospolitej florenckiej w Bolonii?<br> {{tab}}— Bez wątpienia czytałem.<br> {{tab}}— Znasz zatem odpowiedź jaką dał urzędnikom florenckim co do morderstwa dokonanego na Ramiro d’Orco, którego znaleziono cztery części wbite na cztery pale, na czterech rogach placu Imola?<br> {{tab}}— Ramiro d’Orco był Florentczykiem?<br> {{tab}}— Tak, i z tego tytułu senat florecnki sądził mieć prawo zapytania swego ambasadora o szczegóły tej śmierci.<br> {{tab}}San Felice szukał w swej pamięci.<br> {{tab}}— Machiavel odpowiedział: „Dostojni panowie, nic nie mam do powiedzenia o śmierci Ramira d’Orco, jak tylko że Cezar Borgia jest księciem umiejącym najlepiej wywyższać i pozbywać się ludzi według ich zasługi.<br> {{tab}}— A więc, odparł książę Kalabryi z bladym uśmiechem, powróć na drabinkę kochany kawalerze i zastanów się nad odpowiedzią Machiavela.<br> {{tab}}Kawaler powrócił na drabinkę, ale nie wstąpił<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5ow2qmi9ap0qinya1zwwx4njtqkzgtu Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1053 100 1236324 3709228 2024-11-19T12:43:36Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709228 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>jeszcze na trzeci jej szczebel, gdy pojął że jakaś ręka niewidzialna, mająca własny interes w śmierci Ferrarego kierowała ciosami przeciwko temuż wymierzonemi.<br> {{tab}}W kwadrans później wezwano księcia ze strony jego ojca.<br> {{tab}}— Nie opuszczaj pałacu zanim się ze mną zobaczysz, powiedział książę Kalabrji do kawalera, bo prawdopodobnie będę ci miał jakieś wiadomości do oznajmienia.<br> {{tab}}I w istocie przed upływem godziny książę powrócił.<br> {{tab}}— San Felice, powiedział, czy pamiętasz żeś przyrzekł towarzyszyć mi do Sycylii?<br> {{tab}}— Tak. J. O. Panie.<br> {{tab}}— Czy zawsze gotów jesteś spełnić to przyrzeczenie? — Niewątpliwie. Tylko J. O. Panie...<br> {{tab}}— Cóż?<br> {{tab}}— Kiedy powiedziałem pani de San Felice o zaszczycie jakim mnie W. K. Wys. obdarzasz...<br> {{tab}}— Więc?<br> {{tab}}— Więc zażądała towarzyszyć mi.<br> {{tab}}Książę wydał okrzyk radośny.<br> {{tab}}— Dziękuję ci kawalerze za dobrą wiadomość. Ah! więc księżna będzie miała towarzyszkę godną siebie. Ta kobieta, San Felice, jest wzorem niewiast, wiem o tem i przypominam sobie że pragnąłem ją mieć jako damę honorową księżnej; bo ona byłaby i z tytułu i w rzeczywistości prawdziwą damą honorową. Wtedy mi odmówiłeś; dziś ona sama przy-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> haxh3yvs1me96icitp6fxth8gj3s5fk Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1054 100 1236325 3709229 2024-11-19T12:44:42Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709229 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>bywa do nas. Powiedz jej, kochany kawalerze, że cieszę się z jej przybycia.<br> {{tab}}— Idę jej to powiedzieć, J. O. Panie.<br> {{tab}}— Czekajże, nie powiedziałem ci jeszcze wszystkiego.<br> {{tab}}— To prawda.<br> {{tab}}— Dzisiejszej nocy wszyscy wyjeżdżamy.<br> {{tab}}Kawaler spojrzał zdziwiony.<br> {{tab}}— Sądziłem, powiedział, że król tylko w ostateczności postanowił wyjechać?<br> {{tab}}— Tak, ale wszystko zmieniła śmierć Ferrarego. O godzinie w pół do jedenastej opuszcza on zamek i z królową, księżniczkami, mymi dwoma braćmi, ambasadorami i ministrami udaje się na pokład okrętu lorda Nelsona.<br> {{tab}}— A dla czego nie na pokład okrętu neapolitańskiego? Zdaje mi się że to jest wyrządzenie krzywdy całej marynarce neapolitańskiej, to pierwszeństwo udzielone statkowi angielskiemu.<br> {{tab}}— Królowa tak chciała, i zapewne dla wynagrodzenia tego, ja wsiadam na okręt admirała Caracciolo, a tem samem i ty ze mną.<br> {{tab}}— O której godzinie?<br> {{tab}}— Nie wiem jeszcze; każę cię o tem uwiadomić. Na wszelki wypadek przygotuj się, będzie to prawdopodobnie między dziesiątą a północą.<br> {{tab}}— Dobrze J. O. Panie.<br> {{tab}}Książe wziął go za rękę i patrząc mu w oczy:<br> {{tab}}— Wiesz, że liczę na ciebie, powiedział.<br> {{tab}}— Wasza Wysokość ma moje słowo, odrzekł San Felice kłaniając się, a zbyt wielkim zaszczytem dla<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lzvspl6b61sji3alahlignmttunupt8 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1055 100 1236326 3709230 2024-11-19T12:45:39Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709230 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>mnie jest towarzyszyć Waszej Wysokości, abym go miał nie przyjąć.<br> {{tab}}Potem wziął kapelusz, parasol i wyszedł.<br> {{tab}}Tłum rozhukany jeszcze zapełniał ulice; dwa lub trzy ogniska były rozpalone na placu pałacowym i na rozżarzonych węglach pieczono kawałki konia Ferrarego.<br> {{tab}}Co do nieszczęśliwego gońca, tego rozszarpano w kawały. Jeden wziął nogi, drugi ręce i wszystko to złożono na zaostrzone kije — lazzaroni nie mieli jeszcze pik ani bagnetów — i noszono po ulicach te ohydne trofea przy okrzykach: „Niech żyje król! śmierć jakobinom“.<br> {{tab}}Na pochyłości Olbrzyma, kawaler spotkał Beccaja, który wziąwszy głowę Ferrarego włożył jej pomarańczę w usta i nosił głowę tę na końcu kija.<br> {{tab}}Zobaczywszy człowieka przyzwoicie ubranego, co było znakiem liberalizmu w Neapolu — Beccajowi przyszła myśl kazać kawalerowi pocałować głowę Ferrarego. Lecz powiedzieliśmy, kawaler nie dał się powodować uczuciem bojaźni; odmówił krwawego uścisku, odpychając gwałtownie nikczemnego mordercę.<br> {{tab}}— A nędzny jakobinie! krzyknął Beccajo, postanowiłem że ty i ta głowa uściskacie się z sobą i Maneggia la Madonna, pocałujcie się. I ponowił napaść.<br> {{tab}}Kawaler za całe uzbrojenie mając tylko parasol, zaczął się nim bronić.<br> {{tab}}Ale na okrzyki „jakobin! jakobin!“ przybiegli wszyscy nędznicy, których ten okrzyk zwykle jedno-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e7fgbuooups9hm8rjf1bqvksqc5n3s1 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1056 100 1236327 3709231 2024-11-19T12:47:07Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709231 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>czył i już groźne otoczenie tworzyło się w około kawalera, gdy jakiś człowiek przedarł się przez tłum, uderzeniem nogą w piersi odrzucił Beccaja o dziesięć kroków, dobył szablę i zasłaniając sobą kawalera:<br> {{tab}}— A to szczególny jakobin! powiedział; kawaler San Felice, bibliotekarz J. K. Wysokości księcia Kalabrji, nie więcej! A więc, ciągnął dalej robiąc młynka szablą, czegóż chcecie od kawalera San Felice?<br> {{tab}}— Kapitan Michał! zawołali lazzaroni! Niech żyje kapitan Michał! on należy do naszych.<br> {{tab}}— Nie trzeba krzyczeć: Niech żyje kapitan Michał, ale niech żyje kawaler San Felice, i to natychmiast.<br> {{tab}}Tłum, któremu wszystko jedno wołać: ''Niech żyje ten!'' albo ''śmierć tamtemu!'' aby tylko krzyczał, jednogłośnie zawył: Niech żyje kawaler San Felice! Tylko Beccajo milczał.<br> {{tab}}— No, no, powiedział Michał, to nie powód że przed drzwiami jego ogrodu otrzymałeś bliznę, abyś nie miał krzyczeć: Niech żyje kawaler!<br> {{tab}}— A jeżeli mi się nie podoba krzyczeć, powiedział Beccajo.<br> {{tab}}— Niech ci się zdaje że śpiewasz, ponieważ mnie się podoba abyś krzyczał. A zatem, ciągnął dalej Michał, niech żyje kawaler San Felice, i to natychmiast, albo ci drugie wybiję oko.<br> {{tab}}I źrebił szablą młynka około głowy Beccaja, który zbladł bardzo, więcej z przestrachu niż z gniewu.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3xgxykc2v98g07nugwij2lzamx0srb0 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1057 100 1236328 3709232 2024-11-19T12:47:59Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709232 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Mój przyjacielu, mój dobry Michale, powiedział kawaler, zostaw tego człowieka w spokoju. Widzisz przecie że mnie nie zna.<br> {{tab}}— A chociaż cię nie zna, czy to powód iżby cię zmuszać do pocałowania głowy nieszczęśliwego którego zamordował. Prawda, że lepiejby było pocałować tę głowę uczciwego człowieka, aniżeli takiego łotra jak jego.<br> {{tab}}— Słyszycie go! ryknął Beccajo, on nazywa jakobinów uczciwymi ludźmi!<br> {{tab}}— Milcz nędzniku! Ten człowiek nie był jakobinem, dobrze wiesz o tem: był to Antonio Ferrari, goniec królewski i jeden z najwierniejszych sług jego. A jeżeli mi nie wierzycie, zapytajcie kawalera. Kawalerze, powiedz tym ludziom którzy nie są źli, ale na nieszczęście dają się powodować przez złego, powiedz im czem był biedny Antonio.<br> {{tab}}— Przyjaciele, powiedział kawaler, zabity Antonio Ferrari, w istocie był ofiarą jakiejś fatalnej pomyłki, bo był on najwierniejszym sługą waszego dobrego króla, w tej chwili śmierć jego opłakującego.<br> {{tab}}Tłum słuchał ze zdumieniem.<br> {{tab}}— Odważ się teraz utrzymywać że to nie jest głowa Ferrarego, i że Ferrari nie był uczciwym człowiekiem! Powiedz to! Ale powiedzże, niech mam sposobność przecięcia ci i drugiej połowy twarzy!<br> {{tab}}I Michał podniósł szablę na Beccaja.<br> {{tab}}— Litości! wołał ten podając na kolana, powiem wszystko co zechcesz.<br> {{tab}}— Ja zaś powiem tylko, że jesteś podły! Idź precz, a jeżeli kiedy znajdziesz się na mojej drodze<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ch0w9ywakk7seidcpqeppjd2y0zltyo Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1059 100 1236329 3709233 2024-11-19T12:49:05Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709233 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wiązek zwyciężył; ale sądziła że poświęciwszy swą miłość dla obowiązku ma prawo tej pierwszej łzy swoje poświęcić. To też od dnia kiedy Luiza powiedziała swemu mężowi: „Pojadę z tobą!“ dużo płakała.<br> {{tab}}Nie wiedząc jaką drogą przesyłać listy Salvacie, nie pisała ich wcale, od niego zaś jeszcze dwa odebrała.<br> {{tab}}Ta gwałtowna miłość, ta radość głęboka jaką znajdowała w każdym wierszu w listach młodzieńca, krwawiła jej serce na samą myśl o gorzkiem rozczarowaniu Salvaty, skoro pełen nadziei i pewności, sądząc że zastanie okno otwarte i Luizę w tym pokoju gdzie obecnie tak boleśnie płakała, znajdzie okno zamknięte i Luizę nieobecną. A jednakże nie żałowała tego co przyrzekła a raczej sama ofiarowała; gdyby teraz nawet, kiedy godzina wyjazdu nadeszła, zostawiono jej wolny wybór, byłaby tak samo postąpiła. Zawołała Giovanniny.<br> {{tab}}Ta przybiegła. Widziała Michała w kuchni i domyśliła się że zaszło coś niezwyczajnego.<br> {{tab}}— Nina, powiedziała jej pani, dzisiejszej nocy opuszczamy Neapol. Tobie polecam zebranie i złożenie do skrzyń przedmiotów do codziennego mego użytku służących. Znasz je tak dobrze jak ja sama, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Naturalnie, znam je, odrzekła, i wypełnię, pani rozkazy; ale potrzebuję aby mnie pani w jednym punkcie raczyła objaśnić.<br> {{tab}}— W jakim? Mów Nino, odpowiedziała San Felice, cokolwiek zadziwiona stanowczością z jaką sługa odpowiedziała na wydany jej rozkaz.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 30lvnrb4j3jns2anvmt8eh2xwpui3hr Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1060 100 1236330 3709234 2024-11-19T12:50:02Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709234 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Co do tych wyrazów: „opuszczamy Neapol“, zdaje mi się że pani tak powiedziała.<br> {{tab}}— Nie mylisz się.<br> {{tab}}— Więc pani zamierzała zabrać mnie z sobą?<br> {{tab}}— Gdybyś była chciała, tak; ale jeżeli ci się to najmniej niepodoba...<br> {{tab}}Nina spostrzegła że zaszła za daleko.<br> {{tab}}— Gdybym zależała tylko od siebie, za panią z rozkoszą poszłabym na koniec świata, powiedziała; ale na nieszczęście mam rodzinę.<br> {{tab}}— Mieć rodzinę, moje dziecko, nie jest nigdy nieszczęściem, powiedziała Luiza z nadzwyczajną łagodnością.<br> {{tab}}— Chciej mi pani przebaczyć, jeżeli wyraziłam się zbyt otwarcie...<br> {{tab}}— Nie potrzebujesz tłumaczyć się. Mówiłaś że masz rodzinę i że rodzina ta nie pozwoli ci opuścić Neapolu.<br> {{tab}}— Nie pani, jestem tego pewna, odrzekła żywo Giovanina.<br> {{tab}}— Ale czy ta rodzina pozwoliłaby, ciągnęła dalej Luiza, która pomyślała że cierpienie Salvaty będzie mniej okrutne, jeżeli w jej nieobecności zastanie kogo z kimby mógł mówić o niej, aniżeli znaleść drzwi zamknięte i dom pusty — czy ta rodzina pozwoliłaby abyś pozostała tutaj jako osoba zaufana, z poleceniem czuwania nad domem?<br> {{tab}}— O, na to zezwoliłaby niewątpliwie, zawołała Nina z taką żywością, że gdyby Luiza miała najlżejsze podejrzenie o tem co s:ę działo w sercu młodej dziewczyny, to wykrzyknik ten byłby jej<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d18hgjtbik9tziknz9s5yotxa2j7pnz Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1061 100 1236331 3709235 2024-11-19T12:51:02Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709235 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>oczy otworzył zupełnie. Potem miarkując się: — Gdyż byłoby to zawsze, dodała, wielkim zaszczytem i przyjemnością dla mnie zajmować się interesami pani.<br> {{tab}}— A zatem Nino, chociaż przywykłam do twoich usług, pozostaniesz tutaj. Może nieobecność nasza długo nie potrwa. Podczas tej nieobecności tym którzy przybędą mnie odwiedzać — zapamiętaj dobrze moje słowa Nino — powiesz, że obowiązkiem mego męża było nieopuszczać księcia, moim zaś obowiązkiem było nie opuszczać mego męża; powiesz, bo ty lepiej od kogo innego odczuć to potrafisz, niechcąc sama opuścić Neapolu, wiele ja cierpię opuszczając go, powiesz że ze łzami w oczach w chwili wyjazdu żegnam wszystkie pokoje tego domu i każdy przedmiot w nich zamknięty. A skoro będziesz mówiła o tych łzach, będziesz wiedziała że to nie próżne słowa, gdyż sama je widziałaś.<br> {{tab}}Luiza dokończyła tych słów łkając.<br> {{tab}}Nina spoglądała na nią z pewną radością, korzystając z tego że jej pani przyłożywszy chustkę do oczu, nie mogła widzieć przelotnego wyrazu jej twarzy.<br> {{tab}}— A... chwilę się zawahała, a jeżeli pan Salvato przybędzie, cóż mam jemu powiedzieć?<br> {{tab}}Luiza odsłoniła twarz i z najwyższym spokojem:<br> {{tab}}— Że go kocham zawsze, odpowiedziała, i że miłość ta tak długo jak moje życie trwać będzie. Idź, powiedz Michałowi aby nie odchodził, przed wyjazdem potrzebuję z nim pomówić i liczę na to że odprowadzi mię do statku.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b0sboykuz1983qbc07vxwel6yqjx6jn Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1062 100 1236332 3709236 2024-11-19T12:52:04Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709236 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Nina wyszła.<br> {{tab}}Pozostawszy sama, Luiza przycisnęła twarz do poduszki pozostałej na łóżku, złożyła na niej pocałunek i wyszła.<br> {{tab}}Trzecia wybiła. Kawaler ze zwykłą punktualnością wchodził do sali jadalnej drzwiami swego gabinetu, podczas kiedy Luiza wchodziła drzwiami swej sypialni. Michał stał na krużganku przy drzwiach. Kawaler szukał go oczyma.<br> {{tab}}— Gdzie jest Michał? zapytał. Spodziewam się że się nie oddalił?<br> {{tab}}— Nie, powiedziała Luiza, on jest tutaj. Pójdźże Michale, kawaler cię woła i ja potrzebuję z tobą pomówić.<br> {{tab}}Michał wszedł.<br> {{tab}}— Czy wiesz co zrobił ten chłopiec? powiedział kawaler do Luizy, opierając rękę na ramieniu Michała.<br> {{tab}}— Nie, odrzekła młoda kobieta, ale jestem pewna że coś dobrego. — Potem dodała smutnie: — Nazywają go Michałem szalonym na Marinella; ale jego przychylność dla nas, w moich oczach przynajmniej, zastępuje miejsce rozumu.<br> {{tab}}— Oh! powiedział Michał, ważna też to sprawa.<br> {{tab}}— Prawda że nie warto o niej mówić, ciągnął dalej San Felice z dobrotliwym uśmiechem; — jestem tak roztargniony że powróciwszy nic ci nie powiedziałem; — prawdopodobnie ocalił mi on życie.<br> {{tab}}— Cóż znów 1 odrzekł Michał.<br> {{tab}}— Ocalił życie? I jakże to? zapytała Luiza z żywem wzruszeniem w głosie.<br> {{tab}}— Wyobraź sobie że jakiś łotr chciał koniecznie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 40i8g5tleif6uwmxmmco910wpcpzvg5 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1063 100 1236333 3709237 2024-11-19T12:53:22Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709237 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>abym pocałował głowę tego biednego Ferrarego, a że nie chciałem tego uczynić, nazwał mnie jakobinem. W tych czasach niebezpiecznie jest być nazwany jakobinem. Nazwa zaczęła wywierać swój skutek. Michał zasłonił mnie swoją osobą w tłumie, pogroził szablą i człowiek ów odszedł grożąc mi, zdaje mi się. Co on mógł mieć do mnie.<br> {{tab}}— Do was nic, ale prawdopodobnie do domu waszego. Pamiętasz pan co powiedział doktór Cirillo o zabójstwie mającem miejsce pod waszemi oknami w nocy z 22. na 23. września; a więc jest to jeden z pięciu czy sześciu łotrów tak dobrze oporządzonych przez tego którego chcieli zamordować.<br> {{tab}}— Ah! i to pod memi oknami zrobiono mu tę bliznę na oku?<br> {{tab}}— Tak właśnie.<br> {{tab}}— Pojmuję że miejsce może mu się wydawać fatalne; ale czyż ja przyczyniłem się do tego?<br> {{tab}}— Ma się rozumieć że nie; ale gdybyś pan kiedykolwiek miał interes na Starym rynku, powiedziałbym: Jeżeli ci to nie robi różnicy, panie kawalerze, nie chodź tam bezemnie.<br> {{tab}}— Przyrzekam ci to. A teraz ucałuj twoją siostrę i siadaj z nami do stołu.<br> {{tab}}Michał przyzwyczajony był do tego zaszczytu, często mu przez Luizę i jej męża wyświadczanego. Nie wahał się zatem przyjąć zaproszenia, zwłaszcza teraz, kiedy zostawszy kapitanem wzniósł się o kilka stopni w {{Korekta|hierarchi|hierarchii}} społecznej, oddalającej go niegdyś od jego szlachetnych przyjaciół.<br> {{tab}}Około czwartej powóz zatrzymał się przed do-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6yyz2jgvyhqt3nee04ain3ourlwr5gx Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1064 100 1236334 3709238 2024-11-19T12:54:19Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709238 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>mem, Nina wprowadziła sekretarza księcia Kalabrji, który wraz z kawalerem przeszedł do gabinetu, ale prawie natychmiast się oddalił.<br> {{tab}}Michał udawał że nic nie widzi.<br> {{tab}}Wychodząc z gabinetu i wyprowadzając sekretarza księcia Kalabrji, kawaler porozumiał się oczami z Luizą czy może zwierzyć się Michałowi.<br> {{tab}}Luiza wiedząc że Michał oddałby życie za nią, prędzej jeszcze jak za kawalera, odpowiedziała twierdząco.<br> {{tab}}Kawaler przez chwilę spoglądał na Michała.<br> {{tab}}— Kochany Michale, powiedział, musisz nam przyrzec że nikomu w świecie nie powiesz ani jednego słowa o tajemnicy jaką ci powierzymy.<br> {{tab}}— Ah, ah, ty wiesz siostrzyczko o co chodzi?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— I trzeba milczeć?<br> {{tab}}— Słyszysz co ci mówi kawaler?<br> {{tab}}Michał złożył w krzyż palce na ustach.<br> {{tab}}— Mówcie; możecie być tak spokojni, jak gdyby mi Beccajo uciął język.<br> {{tab}}— A więc Michale, dzisiejszego wieczoru wszyscy wyjeżdżają.<br> {{tab}}— Jakto! wszyscy! Któż to taki?<br> {{tab}}— Król, królowa, rodzina królewska, nawet my sami.<br> {{tab}}Luizie stanęły łzy w oczach. Michał szybko na nią spojrzał i łzy te zobaczył.<br> {{tab}}— I dokąd wyjeżdżają? zapytał Michał.<br> {{tab}}— Do Sycylii.<br> {{tab}}Lazzaron potrząsnął głową.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1dsexxxxncnvknfhrb4bgmb8p7v3dsg Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1065 100 1236335 3709239 2024-11-19T12:55:32Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709239 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Ah! ah! mruknął kawaler.<br> {{tab}}— Nie mam zaszczytu należeć do rady J. K. Mości, powiedział Michał, ale gdybym należał, rzekłbym: Źle robisz N. Panie.<br> {{tab}}— Oh! dla czegóż nie ma on doradzców tak szczerych jak ty, Michale!<br> {{tab}}— Mówiono mu to, rzekł kawaler; admirał Caracciolo, kardynał Ruffo tak radzili; ale ponieważ królowa się obawia, pan Acton się obawia, a szczególniej w następstwie dzisiejszego morderstwa, król postanowił wyjechać.<br> {{tab}}— Ah! ah! teraz rozumiem dla czego w liczbie morderców znajdował się Pasquale de Simone i Beccajo. Biedny zaś {{Korekta|fra|Fra}} Pacifico był tam obecny równie nieświadomy jak i jego osioł.<br> {{tab}}— A zatem Michale, ty sądzisz że to królowa...<br> {{tab}}— Cicho siostrzyczko; nie mówi się takich rzeczy w Neapolu, wolno tylko myśleć o nich. Mniejsza o to, ale bądź co bądź, król źle robi. Gdyby król pozostał w Neapolu, nigdy Francuzi nie wkroczyliby, nigdy, raczej pozwolilibyśmy się wyciąć do ostatniego! Ah! gdyby lud wiedział że król zamierza wyjechać!<br> {{tab}}— Tak, ale Michale, nie trzeba aby o tem wiedział. Dla tego to wymagałem od ciebie przyrzeczenia że nie zdradzisz tajemnicy. Dziś wieczorem wyjeżdżamy.<br> {{tab}}— I moja siostrzyczka także? zapytał Michał, głosem w którym nie zupełnie umiał pokryć zadziwienie.<br> {{tab}}— Tak, sama chciała jechać, chciało mi towarzy-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6e20a9aa4w8atg8jd81los2o2m1blc5 Strona:PL A Dumas Córka rejenta.djvu/9 100 1236336 3709240 2024-11-19T12:57:55Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709240 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>mowania gości, będącego w antresolach. Wyznać należy, że owa surowość, będąca pierwszą cechą wnętrza klasztoru, tutaj nigdzie spostrzedz się nie dała. Drugi, który zwolna na wschody wstąpił, udał się tąż samą co tamten drogą, ukłonił się tymże samym zakonnicom, które się przed nim prawie również nisko jak przed towarzyszem jego pochyliły, i także wszedł do salonu, nie spiesząc się jednakże wcale.<br> {{tab}}— A teraz, ozwał się pierwszy, grzejąc się przy kominku zaczekaj tu na mnie. Idę do niej i za dziesięć minut skończą, się wszystkie nadużycia, o których mi mówiłeś. Jeźli się ona zaprze i będę potrzebował dowodów, zawołam cię.<br> {{tab}}— Dziesięć minut! jaśnie oświecony panie, odpowiedział płaszczem otulony; miną dwie godziny a jeszcze wasza królewska mość ani wspomniesz o przyczynie odwiedzin swoich. O! wielebna matka zakonnic w Chelles, wielkim jest adwokatem, czy jaśnie oświecony pan przypadkiem lego nie wiesz?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ir67c5rresvtn01smai6cfswsa7qynh Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1066 100 1236337 3709256 2024-11-19T13:30:26Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709256 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>rzyć to ukochane dziecię, powiedział kawaler, podając nad stołem rękę Luizie.<br> {{tab}}— A więc, powiedział Michał, możesz się szczycić kawalerze że poślubiłeś świętą.<br> {{tab}}— Michale, szepnęła Luiza.<br> {{tab}}— Wiem co mówię. 1 wyjeżdżacie dziś wieczorem. Na Madonnę, jakże ubolewam że nie jestem niczem, pojechałbym razem z wami.<br> {{tab}}— Jedz Michale! jedź! zawołała Luiza, widząc w Michale przyjaciela, z którym mogłaby mówić o Salvacie.<br> {{tab}}— Na nieszczęście, to niepodobna siostrzyczko; każdy ma swoje obowiązki. Twoim jest pojechać, ja powinienem pozostać. Jestem kapitanem i dowódzcą ludu, nie tylko dla wywijania szablą nad głową Beccaja, noszę ją przy boku; noszę ją aby walczyć, bronić Neapolu i zabić ile można najwięcej Francuzów.<br> {{tab}}Luiza drgnęła mimowolnie.<br> {{tab}}— Oh! nie lękaj się siostrzyczko, powiedział Michał śmiejąc się, nie wszystkich wymorduję.<br> {{tab}}— A więc żeby raz o tem skończyć, ciągnął dalej kawaler, wsiadamy dzisiaj wieczorem w Vittori na statek aby się dostać do fregaty admirała Caracciolo. Chciałem cię prosić abyś nie opuszczał swej siostry, a w razie potrzeby przy wsiadaniu na okręt uczynił dla niej to, co przed dwoma godzinami dla mnie uczyniłeś, to jest, żebyś się nią opiekował.<br> {{tab}}— Oh! co do tego, kawalerze, możesz być pan zupełnie spokojnym. Dla ciebie dałbym się zabić, ale dla niej pozwoliłbym się porąbać w kawałki.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> siafbr3pdp7rlhyrmhavn2afvmtplq1 3709260 3709256 2024-11-19T13:32:19Z Wydarty 17971 3709260 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>rzyć to ukochane dziecię, powiedział kawaler, podając nad stołem rękę Luizie.<br> {{tab}}— A więc, powiedział Michał, możesz się szczycić kawalerze że poślubiłeś świętą.<br> {{tab}}— Michale, szepnęła Luiza.<br> {{tab}}— Wiem co mówię. 1 wyjeżdżacie dziś wieczorem. Na Madonnę, jakże ubolewam że nie jestem niczem, pojechałbym razem z wami.<br> {{tab}}— Jedz Michale! jedź! zawołała Luiza, widząc w Michale przyjaciela, z którym mogłaby mówić o Salvacie.<br> {{tab}}— Na nieszczęście, to niepodobna siostrzyczko; każdy ma swoje obowiązki. Twoim jest pojechać, ja powinienem pozostać. Jestem kapitanem i dowódzcą ludu, nie tylko dla wywijania szablą nad głową Beccaja, noszę ją przy boku; noszę ją aby walczyć, bronić Neapolu i zabić ile można najwięcej Francuzów.<br> {{tab}}Luiza drgnęła mimowolnie.<br> {{tab}}— Oh! nie lękaj się siostrzyczko, powiedział Michał śmiejąc się, nie wszystkich wymorduję.<br> {{tab}}— A więc żeby raz o tem skończyć, ciągnął dalej kawaler, wsiadamy dzisiaj wieczorem w Vittori na statek aby się dostać do fregaty admirała Caracciolo. Chciałem cię prosić abyś nie opuszczał swej siostry, a w razie potrzeby przy wsiadaniu na okręt uczynił dla niej to, co przed dwoma godzinami dla mnie uczyniłeś, to jest, żebyś się nią opiekował.<br> {{tab}}— Oh! co do tego, kawalerze, możesz być pan zupełnie spokojnym. Dla ciebie dałbym się zabić, ale dla niej pozwoliłbym się porąbać w kawałki.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 57tvu0p71f1btltsd17sy6wsp5jg5n5 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1067 100 1236338 3709258 2024-11-19T13:31:23Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709258 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>Jednakże gdyby lud o tem wiedział, wywołałoby to straszny rozruch.<br> {{tab}}— A więc, powiedział kawaler, wstając od stołu, mam twoje słowo Michale, opuścisz ją dopiero gdy już będzie w łodzi.<br> {{tab}}— Bądź spokojny, nie opuszczę jej, jak gdybym był cieniem jej w dzień słoneczny.<br> {{tab}}Kawaler chcąc uporządkować wszystkie swe papiery, zapakować wszystkie swoje książki i zabrać zaczęte rękopisma, wyszedł do swego gabinetu.<br> {{tab}}Co do Michała, nie mającego innego zajęcia jak tylko patrzyć na swoją siostrę, wpatrzył się w nią, a widząc dwie wielkie łzy zwolna z jej oczów płynące:<br> {{tab}}— Są ludzie bardzo szczęśliwi, powiedział, a jednym z tych szczęśliwców jest kawaler, Maneggia la Madonna. Assunta nie zrobiłaby tego dla mnie, co ty czynisz dla niego.<br> {{tab}}Luiza zerwała się i jakkolwiek szybko weszła do swego pokoju, jakkolwiek spiesznie zamknęła drzwi za sobą, Michał jednak usłyszał łkania których jej pierś przepełniona boleścią nie mogła dłużej powstrzymać.<br> {{tab}}Już raz wprawdzie w odmiennej okoliczności, gdyż wtenczas nie Luiza, ale Salvato opuszczał Neapol, śledziliśmy powolny ruch wskazówek na zegarze. Ruch ten razem z nami dwa serca śledziły, ale będąc tuż przy sobie, bezwątpienia mniej dotkliwą czuły boleść niż to biedne osamotnione serce, za całą podporę i pociechę mające tylko zadowolenie spełnionego obowiązku.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7kkdo9zoaadwiolb5bg7ymuupjm3zxf Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1068 100 1236339 3709259 2024-11-19T13:32:03Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709259 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Luiza, jak zazwyczaj, przeszła tylko przez swój pokój i na palcach idąc dostała się do pokoju Salvata. Przechodząc korytarze, z zadziwieniem usłyszała głos Giovanniny śpiewającej wesołą piosnkę neapolitańską. Na odgłos tej cokolwiek niewczesnej wesołości, Luiza westchnęła i szepnęła sama do siebie:<br> {{tab}}— Biedna dziewczyna! jaka zadowolona że nie opuszcza Neapolu, gdybym ja była wolną i tak jak ona tutaj pozostała, ja także zanuciłabym wesołą neapolitańską piosnkę.<br> {{tab}}I powróciła do swego pokoju, z więcej jeszcze ściśnionem sercem, tą wesołością tak sprzeczną z jej cierpieniem.<br> {{tab}}Łatwo sobie wyobrazić jakie myśli i uczucia zajęły serce Luizy, kiedy weszła do świątyni swej miłości. Wspomnienia całego życia przesunęły się przed jej oczyma; mówimy całego życia, bo w swych wspomnieniach żyła tylko te sześć tygodni, przez które Salvato w tym pokoju przebywał.<br> {{tab}}Od chwili kiedy ranionego złożono na łożu boleści, aż dotąd, kiedy powracający do zdrowia, opierając się na jej ramieniu, wyszedł z tego domu oknem wychodzącem na małą uliczkę, złożywszy pierwszy i ostatni pocałunek na jej ustach — od tej chwili nietylko każdy dzień, ale każda godzina, z swojem wspomnieniem smutnem lub radośnem, ponurem lub jasnem, przesuwała się przed oczyma jej duszy. Teraz, tak jak zawsze z rozkoszą i bólem zarazem oddawała się temu rozmyślaniu, gdy usłyszała<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o4q8x2qv2yx2amrkh22io79gt2ogca8 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1069 100 1236340 3709261 2024-11-19T13:33:48Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709261 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>pukanie do drzwi i cichy głos Michała mówiącego przez dziurkę od klucza:<br> {{tab}}— To ja siostrzyczko.<br> {{tab}}— Wejdź Michale, wejdź, powiedziała; wiesz że ty możesz wejść tutaj.<br> {{tab}}Michał wszedł, trzymając list w ręku. Luiza utkwiła wzrok w tym liście z wyciągniętą ręką i oddech wstrzymując. Czyż miała ją spotkać ta niezmierna pociecha w podobnej chwili, iżby otrzymała list od Salvaty?<br> {{tab}}— Jest to list z Portici, powiedział Michał. Odebrałem go od posłańca z poczty i przynoszę tobie.<br> {{tab}}— Oh! daj, daj! krzyknęła Luiza, to od niego!<br> {{tab}}Michał oddał jej list i poszedł drzwi zamknąć. Ale nim zamknął:<br> {{tab}}— Czy mam wyjść? czy mam zostać? zapytał.<br> {{tab}}— Zostań, zostań. Wiesz że nic skrytego nie mam dla ciebie.<br> {{tab}}Michał zatrzymał się przy drzwiach.<br> {{tab}}Luiza spiesznie odpieczętowała list, ale daremnie usiłowała czytać. Łzy i wzruszenie ćmiły jej wzrok, nareszcie po kilku chwilach przeczytała: {{c|San Germano, 19 grudnia z rana.“}} {{tab}}— On jest w San Germano, a raczej był tam kiedy ten list pisał, powiedziała Luiza do Michała.<br> {{tab}}— Czytaj siostrzyczko, to ci ulgę przyniesie.<br> {{tab}}Zaczęła czytać, bo przerwała sobie aby odetchnąć; głowę w tył przechyliła, potem przycisnąwszy list do serca czytała: {{c|„San Germano, 19 grudnia z rana“.}} {{tab}}„Kochana Luizo, Pozwól mi podzielić się z tobą,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g9djj3re5h27ri4l7o7d1h8u2n04mlw Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1070 100 1236341 3709263 2024-11-19T13:34:49Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709263 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>moją wielką radością: widziałem osobę którą kocham na równi z miłością jaką mam dla ciebie, chociaż to uczucie jest zupełnie innej natury: widziałem mego ojca!<br> {{tab}}Czem on jest i gdzie się znajduje, jest to tajemnica którą powinienem zachować nawet przed tobą, ale wyjawiłbym ci ją niewątpliwie gdybym był przy tobie. Tajemnica przed tobą? Doprawdy sam się z tego śmieję. Czyż można mieć tajemnice dla drugiej połowy swej duszy?<br> {{tab}}Przepędziłem jedną noc z moim ojcem, od godziny dziewiątej wieczorem do szóstej z rana; od dziesięciu lat nie widziałem go. Całą noc mówił mi o śmierci i o Bogu; całą noc mówiłem mu o mojej miłości i o tobie.<br> {{tab}}Trudno jest znaleść człowieka z równie podniosłym umysłem i czułem sercem, jak mój ojciec. Dużo cierpiał, kochał bardzo wiele, i — ubolewaj nad nim bo mu brakuje wiary.<br> {{tab}}Módl się za ojca, ukochany aniele syna; a Bóg który zapewne niczego ci nie odmawia, może go natchnie wiarą.<br> {{tab}}Inna kobieta, nie ty, Luizo, byłaby zdziwiona że w tych kilku wierszach dwadzieścia razy nie powiedziałem jej: „kocham cię!“ Ty jednak już sto razy to przeczytałaś, nieprawdaż? Mówię ci o moim ojcu, o którym z nikim nie mogę rozmawiać, mówię ci o radości doznanej z widzenia się z nim, ty to pojmujesz, nieprawdaż? Jest to toż samo, jak gdybym złożywszy moje serce w twoich rękach, po-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jnv9itng5gl1fml6nfxvax67aj8hk4x Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1071 100 1236342 3709264 2024-11-19T13:35:54Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709264 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wtarzał ci klęcząc: „kocham cię, moja Luizo! kocham cię!“<br> {{tab}}Otóż jestem zaledwo dwadzieścia mil od ciebie, ukochana wieszczko palm, a gdy odbierzesz ten list jeszcze bliżej znajdować się będę. Rozbójnicy nas napadają, mordują, kaleczą ale nie zatrzymują nas wcale. Gdyż my nie jesteśmy wojskiem w pochodzie, idącem na zawojowanie królestwa i zdobycie stolicy; my jesteśmy ideą cały świat przebiegającą.<br> {{tab}}Otóż zaczynam mówić o polityce.<br> {{tab}}Założyłbym się że odgadnę gdzie czytasz mój list. Czytasz go w naszym pokoju, siedząc u wezgłowia mego łóżka, w tym pokoju gdzie się znów zobaczymy i gdzie oglądając cię, zapomnę o długich dniach zdała od ciebie spędzonych“.<br> {{tab}}Luiza przestała czytać, łzy zasłaniały jej oczy, łkania głos tłumiły. Michał przybiegł i ukląkł przed nią.<br> {{tab}}— Siostrzyczko moja, powiedział, potrzeba odwagi. To co czynisz jest pięknem i Bóg cię wynagrodzi. A kto wie jesteście oboje młodzi, może się kiedyś zobaczycie znowu.<br> {{tab}}Luiza wstrząsnęła głową.<br> {{tab}}— Nie, nie, powiedziała z poruszeniem głowy, tak że łzy przez przymknięte powieki płynęły, nie, nie zobaczymy się nigdy. I lepiej że go już nie zobaczę; zanadto go kocham, Michale, i od chwili jak postanowiłam że go więcej nie zobaczę, przekonałam się, jak bardzo go kocham.<br> {{tab}}— Wreszcie, ty wiesz, powiedział Michał, że le-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cyz0muy0b47ujfmu443zj2hk81u7kdm Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1072 100 1236343 3709265 2024-11-19T13:36:44Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709265 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>piej abyś go nie widziała, miłość wasza miała się smutno skończyć podług przepowiedni Nanny.<br> {{tab}}— Oh! cóżby mnie obchodziły przepowiednie całego świata, gdybym kochając go nie była występną.<br> {{tab}}— Czytaj, czytaj, to będzie lepiej, mówił Michał.<br> {{tab}}— Nie, odrzekła Luiza, chowając przy piersi list w połowie nie doczytany, gdyby mi wiele o tem mówił, jak go uszczęśliwia myśl widzenia mnie, możebym nie wyjechała.<br> {{tab}}W tej chwili usłyszano głos kawalera wołającego Luizy. Młoda kobieta pobiegła korytarzem, a Michał za nią i za sobą drzwi przymknął. Drzwi prowadzące z sali jadalnej do salonu były otwarte; w salonie był doktór Cirillo.<br> {{tab}}Luiza zarumieniła się. Doktór Cirillo także znał jej tajemnicę. Wreszcie było jej wiadomem że listy Salvaty odbierała za pośrednictwem komitetu liberalnego, którego Cirillo był członkiem.<br> {{tab}}— Kochana Luizo, oto nasz dobry przyjaciel, doktór Cirillo, przybywa dowiedzieć się o twojem zdrowiu; sądzę że będzie z niego zadowolony.<br> {{tab}}Doktór witając młodą kobietę, od razu odgadł jej cierpienia moralne.<br> {{tab}}— Ma się lepiej, ale jeszcze nie zupełnie zdrowa, cieszę się że dzisiaj przybyłem. Wyraz ''dzisiaj'' doktór wymówił z szczególniejszym naciskiem.<br> {{tab}}— No, powiedział San Felice, widzę że jeszcze raz trzeba was sam na sam zostawić. Doprawdy, wy doktorzy macie przywileje jakich nawet mężowie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1j1b9ys4v1juxifnniuco0el49vzwef Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1073 100 1236344 3709267 2024-11-19T13:38:27Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709267 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>nie posiadają. {{Korekta|Sczęściem|Szczęściem}} dla was, mam zajęcie, bo gdyby nie to, podsłuchiwałbym was przez drzwi.<br> {{tab}}— I bardzo źle zrobiłbyś kochany kawalerze, bo mamy do udzielenia sobie nadzwyczaj ważne wiadomości polityczne; czy nie tak, kochane dziecię?<br> {{tab}}Luiza chciała się uśmiechnąć; ale usta jej wydały tylko westchnienie.<br> {{tab}}— No, no, zostaw nas kawalerze; to jest ważniejsze niż sądziłem.<br> {{tab}}I śmiejąc się, Cirillo posunął kawalera ku drzwiom i zamknął je za nim. Potem powracając do Luizy i biorąc ją za ręce:<br> {{tab}}— Teraz pomówmy z sobą, kochana córko, powiedział. Płakałaś?<br> {{tab}}— O tak, nawet bardzo! wyszeptała.<br> {{tab}}— Czy wprzód, czy po odebraniu jego listu?<br> {{tab}}— Wprzód i później.<br> {{tab}}— Czy spotkał go jaki wypadek?<br> {{tab}}— Dzięki Bogu, żaden.<br> {{tab}}— Tem lepiej; bo to silny i szlachetny {{Korekta|chrakter|charakter}}; jest on jednym z tych ludzi jakich nam zawsze będzie brakować w Neapolu. Masz więc inny powód {{Korekta|zmartwiena|zmartwienia}}?<br> {{tab}}Luiza nie odpowiedziała ale oczy je j zwilżyły się.<br> {{tab}}— Nie masz nic do zarzucenia kawalerowi, spodziewam się?<br> {{tab}}— O! wykrzyknęła Luiza, składając ręce, to anioł ojcowskiej dobroci.<br> {{tab}}— Rozumiem, on wyjeżdża, ty zostajesz.<br> {{tab}}— On wyjeżdża a ja mu towarzyszę.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> aibbxb8xvoabez1xo44w0d8n6n1qhwf Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1074 100 1236345 3709268 2024-11-19T13:39:18Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709268 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Cirillo patrzył z zadziwieniem na młodą kobietę, aż wreszcie ze łzami w oczach:<br> {{tab}}— A ty, rzekł, jakim jesteś aniołem? Nie wiem ani o jednym w niebie którego imienia nie byłabyś godną nosić, a który byłby godnym nosić twoje.<br> {{tab}}— Widzisz że plączę, nie jestem więc godną być aniołem; aniołowie nie płaczą spełniając swą powinność.<br> {{tab}}— Spełnij ją płacząc, tem większa twoja zasługa; spełnij ją a ja spełnię moją, mówiąc mu ile go kochasz i jak cierpiałaś. Jedź, a od czasu do czasu wspomnij o mnie w swojej modlitwie; takie modlitwy jak twoje bywają wysłuchane.<br> {{tab}}Cirillo chciał ucałować jej ręce, ale Luiza rzuciła mu się na szyję.<br> {{tab}}— O! ucałuj mnie jak ojciec całuje córkę, powiedziała.<br> {{tab}}I podczas gdy doktór ściskał ją z szacunkiem i uwielbieniem zarazem:<br> {{tab}}— O, powiesz mu to! wszak prawda że mu powiesz? mówiła po cichu.<br> {{tab}}Cirillo ścisnął jej rękę na znak przyrzeczenia.<br> {{tab}}San Felice wszedł i zastał Luizę w objęciach przyjaciela.<br> {{tab}}— Więc ty, powiedział śmiejąc się, w pocałunkach udzielasz rad swoim chorym?<br> {{tab}}— Nie, ale pocałunkami żegnam się z tymi których kocham, czczę i szanuję. Ah kawalerze jesteś szczęśliwym człowiekiem!<br> {{tab}}— On tak zasługuje na szczęście, powiedziała Luiza podając rękę mężowi.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6x0fo7yxnchl09ix2qf7l8kuh6vmzgo Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1075 100 1236346 3709269 2024-11-19T13:40:18Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709269 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nie zawsze to powód do szczęścia, rzekł Cirillo. Do widzenia, kawalerze, bo mam nadzieję że zobaczymy się jeszcze. Jedź i służ księciu, ja zostaję i będę usiłował służyć memu krajowi. Potem łącząc w swoim ręku małżonków ręce: — Obciąłbym być św. Januarjuszem, powiedział, nie aby dwa razy do roku robić cuda, co jest bardzo piękne, ponieważ się rzadko zdarza w naszej epoce, lecz aby was pobłogosławić jak na to zasługujecie. Bądźcie zdrowi. I wybiegł z domu.<br> {{tab}}San Felice wyszedł za nim na balkon, skinieniem ręki jeszcze raz pożegnał; potem wracając do żony:<br> {{tab}}— O dziesiątej, powiedział, pojazd księcia po nas przybędzie.<br> {{tab}}— Na dziesiątą będę gotowa, odrzekła Luiza.<br> {{tab}}I dotrzymała słowa. Po pożegnaniu ulubionego pokoju, po pożegnaniu każdego z osobna wszystkich przedmiotów w nim się znajdujących, po obcięciu pukla swoich pięknych blond włosów i przewiązaniu niemi u stóp krzyża biletu z temi czterema wyrazami „mój bracie, kocham cię“ podała rękę mężowi i spłakana jak Magdalena, ale czysta jak dziewica, wsiadła z nim do powozu księcia.<br> {{tab}}Michał wsiadł na kozioł.<br> {{tab}}Nina ustami drżącemi z radości ucałowała rękę swej pani. Potem zatrzaśnięto drzwiczki i powóz pojechał.<br> {{tab}}Opowiedzieliśmy już jaka była pogoda. Wiatr, deszcz, grad uderzały w szyby powozu a zatoka, którą pomimo ciemności można było widzieć w całej<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7jy20t9nbjkryhh2leexvoanjwzmxry Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1076 100 1236347 3709271 2024-11-19T13:41:06Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709271 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>rozległości, wydawała się jak olbrzymi płat piany smagany bałwanami. San Felice z przerażeniem spojrzał na to rozszalałe morze, którego Luiza walcząc z innego rodzaju burzą, niemniej gwałtowną, nie widziała nawet. Myśl niebezpieczeństwa na jakie narażał najdroższą sobie istotę przerażała go. Obejrzał się na Luizę. Siedziała ona blada i nieruchoma w kącie powozu! Oczy jej były zamknięte, a sądząc że nie jest widzianą w cieniach nocy, nie ukrywała łez spływających po jej obliczu. Wtedy po raz pierwszy w głowie kawalera powstała myśl, że żona czyniła dla. niego jakieś poświęcenie o którem nie wiedział. Wziął jej rękę i poniósł do ust. Luiza otworzyła oczy i przez łzy uśmiechając się do męża:<br> {{tab}}— Jakiś ty dobry, mój przyjacielu, rzekła i jak ja ciebie kocham!<br> {{tab}}Kawaler objął Luizę za szyję, oparł głowę jej na swej piersi, i podnosząc kaptur płaszczyka atłasowego pokrywającego jej włosy, złożył na nich drżącemi ustami pocałunek, tym razem więcej niż ojcowski.<br> {{tab}}Luiza nie mogła powstrzymać jęku.<br> {{tab}}Kawaler udawał że go nie dosłyszał.<br> {{tab}}Przybyli na pochyłość Vittori.<br> {{tab}}Łódź z sześciu wioślarzami oczekiwała, z wielką trudnością opierając się bałwanom. Skoro wioślarze spostrzegli zatrzymujący się powóz, domyślając się że przybyli ci na których oczekiwano, zawołali:<br> {{tab}}— Spieszcie się, morze jest wzburzone, zaledwo możemy łódź utrzymać.<br> {{tab}}I w istocie San Felice rzuciwszy okiem na sta-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hjp8acgnw8zyhxsnmqxnoqe3c2dsghw Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1077 100 1236348 3709272 2024-11-19T13:42:19Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709272 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>tek, przekonał się że znajdujący się na nim byli narażeni na utratę życia. Kawaler coś po cichu powiedział do stangreta i do Michała, podał ramię Luizie i poszedł z nią na brzeg morza. Ale nim tam przybyli, bałwan rozpryskując się na piasku, okrył ich pianą. Luiza krzyknęła. Kawaler przycisnął ją do serca.<br> {{tab}}Potem znakiem przywołując Michała.<br> {{tab}}— Poczekaj, mówił do Luizy; ja pierwszy wejdę do łodzi, a potem wraz z Michałem pomożemy tobie.<br> {{tab}}Luiza doszła do stopnia boleści poprzedzającego zupełne wycieńczenie sił, pozostawiającego zaledwo możność wysłowienia się. Niespostrzegła się więc prawie jak z rąk kawalera przeszła do rąk swego brata mlecznego. Kawaler śmiało zbliżył się do łodzi, a w chwili kiedy dwaj ludzie starali się za pomocą bosaków jak najwięcej zbliżyć ją do wybrzeża, kawaler wskoczył do łodzi wołając:<br> {{tab}}— Płyńcie!<br> {{tab}}— A pani? zapytał sternik.<br> {{tab}}— Zostaje, powiedział San Felice.<br> {{tab}}— Prawda, odparł sternik, nie jest to czas odpowiedni do podróży dla kobiet. Płyńcie chłopcy! płyńcie razem i żwawo.<br> {{tab}}W oka mgnieniu łódź oddaliła się o dziesięć sążni od brzegu. To wszystko stało się tak nagle, że Luiza nie miała czasu odgadnąć postanowienia męża i oprzeć mu się. Widząc łódź oddalającą się, krzyknęła:<br> {{tab}}— A ja, a ja! wołała usiłując wyrwać się z objęcia Michała, a ja, więc mnie opuszczasz!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eyi7ddg7ekovtav7wthllpmmotx5y82 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1080 100 1236349 3709273 2024-11-19T13:44:02Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709273 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dzienniku znajdującym się w naszem ręku, opisuje ten takt i udręczenia swoje i swoich dostojnych rodziców podczas tej okropnej nocy.<br> {{tab}}Chociaż morze było jeszcze bardzo wzburzone, arcybiskup Neapolitański, baronowie, urzędnicy, reprezentanci ludu, wsiedli do łodzi i za pomocą złota nakłoniwszy najodważniejszych żeglarzy do przewodniczenia im, popłynęli do króla błagać go, aby powrócił do Neapolu, przyrzekając poświęcić aż do ostatniej kropli krwi w obronie stolicy. Ale król zgodził się na przyjęcie jedynie arcybiskupa Mgra Capece Zurlo, który na wszystkie swoje prośby tę tylko otrzymał odpowiedź:<br> {{tab}}— Powierzam się morzu, ponieważ ziemia mię zdradziła.<br> {{tab}}Pomiędzy łodziami była jedna w której się jeden tylko człowiek znajdował. Człowiek ten, ubrany czarno, z głową na rękach wspartą, od czasu do czasu podnosił ją aby obłąkanem okiem spojrzeć, czy się przybliżano do okrętu służącego za schronienie królowi. Okręt, jak już powiedzieliśmy, był otoczony łodziami, ale przed tą odosobnioną łódką i tym samotnym człowiekiem, łodzie się usuwały. Łatwo było można spostrzedz że nie pochodziło to z szacunku a ze wstrętu. Łódź i człowiek przybyli do stóp drabiny; ale tam stał żołnierz marynarki angielskiej, mający rozkaz nie wpuszczania na pokład nikogo. Człowiek domagał się aby mu wyświadczono łaskę, wszystkim odmówioną. Jego naleganie sprowadziło oficera marynarki.<br> {{tab}}— Panie, zawołał ten którego na okręt wpuścić<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rc6wcmf0q0vmlppuairhc0dgmziqowq Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1081 100 1236350 3709274 2024-11-19T13:45:16Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709274 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>nie chciano, bądź łaskaw powiedzieć mojej królowej, że to markiz Vanni prosi o zaszczyt przyjęcia go na kilka chwil.<br> {{tab}}Szmer powstał we wszystkich łodziach.<br> {{tab}}Jeżeliby król albo królowa odmawiając przyjęcia urzędników, baronów i wybranych narodu, przyjęli Vanniego, byłoby to zniewagą wyrządzoną wszystkim.<br> {{tab}}Oficer zakomunikował prośbę Nelsonowi. Nelson znając prokuratora przynajmniej z nazwiska i wstrętne jego usługi oddawane władzy królewskiej, zawiadomił o tem królowę.<br> {{tab}}Oficer ukazał się znów u wierzchu drabiny, mówiąc po angielsku:<br> {{tab}}— Królowa jest słaba i nie może przyjąć nikogo.<br> {{tab}}Vanni nie rozumiejąc angielskiego języka, lub udając że go nie rozumie, czepiał się drabiny, wciąż przez wartującego odpychany.<br> {{tab}}Przybył drugi oficer i powtórzył mu odmowę w języku włoskim.<br> {{tab}}— A więc, zapytajcie króla! krzyknął Vanni. Niepodobna aby król któremu tak wiernie służyłem, nie wysłuchał prośby jaką mam zanieść do niego.<br> {{tab}}Dwaj oficerowie naradzali się jak postąpić należy, kiedy w tej samej chwili król {{Korekta|odprawadzając|odprowadzając}} arcybiskupa pojawił się na pomoście.<br> {{tab}}— N. Panie! N. Panie! wołał Vanni spostrzegając króla; to ja! to twój wierny sługa! Król nie odpowiadając Vanniemu, pocałował arcybiskupa w rękę.<br> {{tab}}Arcybiskup zszedł ze schodów a nadszedłszy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0ympscs77e5oxxb6abfxqsphq3p4gom Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1082 100 1236351 3709275 2024-11-19T13:46:17Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709275 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>do Vanniego, odsunął się jak mógł najdalej aby go nawet suknią swą nie dotknąć. Ten ruch wstrętu, jakkolwiek niezbyt chrześciański, zauważono w łodziach zkąd dał się słyszeć szmer uznania.<br> {{tab}}Król zauważył ten objaw i postanowił zeń korzystać. Była to jedna nikczemność więcej; ale Ferdynand w tej mierze już się z sobą nie rachował.<br> {{tab}}— N. Panie! powtórzył Vanni, z odkrytą głową i wyciągniętemi ramionami, to ja!<br> {{tab}}— Kto taki? zapytał król nosowym głosem, dającym mu w jego żartach tyle do poliszynella podobieństwa.<br> {{tab}}— Ja, markiz Vanni.<br> {{tab}}— Nie znam cię, powiedział król.<br> {{tab}}— Panie! wykrzyknął Vanni, nie poznajesz swego prokuratora, referenta junty Państwa?<br> {{tab}}— A prawda, to ty powiedziałeś że spokojność wtedy dopiero będzie przywróconą w królestwie, gdy wszystka szlachta, wszyscy baronowie, wszyscy urzędnicy, nakoniec wszyscy jakobini zostaną uwięzieni; to ty domagałeś się głów trzydziestu dwóch osób i obciąłeś wziąść na tortury księcia Medici, Cauzano i Teodora Montecelli.<br> {{tab}}Pot oblewał czoło Vanniego.<br> {{tab}}— N. Panie, wyszeptał.<br> {{tab}}— Tak, odpowiedział król, znam cię ale z nazwiska tylko.; nigdy nie miałem z tobą nic do czynienia, ani ty ze mną. Czy dałem ci osobiście jakikolwiek rozkaz?<br> {{tab}}— Nie, N. Panie, to prawda, powiedział Vanni<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> de12rbeh7j4wd15683af24x4k6jtc5q Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1083 100 1236352 3709276 2024-11-19T13:47:35Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709276 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wstrząsając głową. Wszystko to co działałem, czyniłem z polecenia królowej.<br> {{tab}}— A więc, jeżeli masz o co prosić, odwołaj się do królowej a nie do mnie.<br> {{tab}}— N. Panie, w istocie odwoływałem się do królowej.<br> {{tab}}— I cóż? zapytał król, który spostrzegłszy że jego odmowa była przez obecnych dobrze widzianą i że czynem tym niewdzięczności odzyskiwał nieco popularności, zamiast skrócenia, starał się przedłużyć rozmowę; i cóż?<br> {{tab}}— Królowa nie chciała mnie przyjąć, N. Panie:<br> {{tab}}— To nieprzyjemne dla ciebie, biedny markizie^ ale ponieważ nie pochwalałem królowej wtenczas gdy cię przyjmowała, nie mogę jej ganić, że cię nie przyjmuje.<br> {{tab}}— N. Panie! wykrzyknął Vanni głosem rozbitka czującego usuwający się szczątek okrętu do którego się przyczepił, pokładając w nim nadzieję swego ocalenia, N. Panie wiesz że po usługach oddanych przezemnie rządowi nie mogę zostać w Neapolu. Odmówić mi schronienia na statkach floty angielskiej, jest to wydać na mnie wyrok śmierci: jakobini powieszą mnie!<br> {{tab}}— I przyznaj, powiedział król, że dobrze na to zasłużyłeś.<br> {{tab}}— O, N. Panie! do mego nieszczęścia brakowało tylko być przez W. K. Mość opuszczonym.<br> {{tab}}— Moja królewska mość, kochany markizie, nie jest tutaj wszechwładniejszą niż w Neapolu. Prawdziwym majestatem, wiesz o tem dobrze, jest kró-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cr1700smrinldgeycdfk1vamf6u7j0m Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1084 100 1236353 3709277 2024-11-19T13:48:52Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709277 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>lowa. Królowa panuje, ja zaś poluję i bawię się — ale wierzcie mi że nie w tej chwili, królowa sprowadziła pana Mack i mianowała go główno-dowodzącym; królowa chce jechać do Sycylii: wszyscy wiedzą że ja chciałem zostać w Neapolu. Staraj się załatwić z królową, ja dla ciebie nic zrobić nie mogę.<br> {{tab}}Vanni z rozpaczą schwycił się za głowę.<br> {{tab}}— A prawda! rzekł król, mogę ci udzielić rady.<br> {{tab}}Vanni podniósł głowę, promień nadziei zabłysnął na jego zsiniałej twarzy.<br> {{tab}}— Mogę ci doradzić, ciągnął dalej król, abyś się udał na pokład ''Minerwy'', gdzie się znajduje książę Kalabrji z całym swoim dworem, poproś admirała Caracciolo niech cię zabierze. Ja zaś życzę ci tylko szczęśliwej podróży!<br> {{tab}}I król objawiając to życzenie, wydał ustami dźwięk śmieszny, naśladujący do złudzenia dźwięk jaki według Dantego wydaje ów djabeł który w miejsce trąby używał swego ogona.<br> {{tab}}Pomimo ważności położenia, gdzieniegdzie wybuchły głośne śmiechy; kilka okrzyków: „Niech żyje król!“ dało się słyszeć; ale wszyscy zgodnie świstaniem i urąganiem uświetnili odjazd Vanniego.<br> {{tab}}Jakkolwiek rada przez króla udzielona mało przedstawiała widoków powodzenia, była to jednak ostatnia nadzieja. Vanni rozkazał płynąć ku fregacie ''Minerwa'', kołyszącej się w oddaleniu od floty angielskiej i mającej na najwyższym maszcie banderę wskazującą że na jej pokładzie znajdował się następca tronu.<br> {{tab}}Trzech ludzi w tyle okrętu przyglądało się<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2stbd4retz6jtylif48dfiuhbb9ae35 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1086 100 1236354 3709278 2024-11-19T13:50:08Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709278 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>panem u siebie admirale, zrobisz jak zechcesz. Pójdź San Felice.<br> {{tab}}I książę zszedł do kajuty admirała, ustąpionej mu przez tegoż, pociągając za sobą swego sekretarza.<br> {{tab}}Łódź zbliżała się. Admirał rozkazał zejść jednemu majtkowi na ostatni stopień schodów, sam zaś z założonemi rękami stanął na najwyższym.<br> {{tab}}— Hej, tam w łodzi! krzyknął majtek, kto idzie!<br> {{tab}}— Przyjaciel, odpowiedział Vanni.<br> {{tab}}Admirał uśmiechnął się pogardliwie.<br> {{tab}}— Trzymać się z daleka! powiedział majtek; rozmówcie się z admirałem!<br> {{tab}}Wioślarze wiedzący co znaczy karność u admirała Caracciolo, trzymali się zdaleka.<br> {{tab}}— Czego chcecie? zapytał admirał, tonem szorstkim i ostrym.<br> {{tab}}— Jestem...<br> {{tab}}Admirał przerwał mu.<br> {{tab}}— Nie potrzebujesz pan mówić, kto jesteś, ciebie zna cały Neapol. Nie pytam się kto jesteś, ale czego pan chcesz tutaj?<br> {{tab}}— Ekscellencjo, J. K. Mość nie mając miejsca na pokładzie ''Vanguarda'' aby mnie zabrać z sobą do Sycylii, odsyła mnie do Waszej Ekscellencji prosząc...<br> {{tab}}— Król nie prosi, król rozkazuje, gdzie jest rozkaz?<br> {{tab}}— Gdzie rozkaz?<br> {{tab}}— Tak, pytam gdzie on jest. Niewątpliwie przysyłając cię do mnie, król dał panu rozkaz, bo wie o tem dobrze iż bez jego rozkazu nie przyjąłbym na pokład takiego nędznika.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9vs3w88p5f6olw5qag55gdkpktprezy Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1087 100 1236355 3709279 2024-11-19T13:51:16Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709279 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nie mam rozkazu, powiedział Vanni przygnębiony.<br> {{tab}}— Więc odpływać!<br> {{tab}}— Ekscellencjo!<br> {{tab}}— Odpływać! A gdy zawołasz trzeci raz: odpływać! jeżeli ten człowiek nie usłucha, placówka dasz ognia!<br> {{tab}}— Odpływać! krzyknął majtek.<br> {{tab}}Łódź oddaliła się. Cała nadzieja zniknęła. Vanni powrócił do domu. Żona jego i dzieci nie spodziewały go się zobaczyć.<br> {{tab}}Ci pożądający głów ludzkich mają żony i dzieci tak jak inni ludzie; czasami posiadają nawet serce małżonka i uczucia ojca. Żona i dzieci wybiegły na jego spotkanie i zadziwiły się nad jego powrotem. Vanni usiłował uśmiechnąć się do nich; powiedział że jedzie z królem, ale ponieważ w skutek przeciwnego wiatru, wyjazd prawdopodobnie dopiero w nocy nastąpi, powrócił więc po bardzo ważne papiery których w pospiechu zaniedbał zebrać. Utrzymywał że dla tego powrócił.<br> {{tab}}Vanni uściskał żonę i dzieci, wszedł do swego gabinetu i zamknął się. Powziął straszne postanowienie odebrania sobie życia. Jakiś czas chodził po swoim gabinecie i sypialnym pokoju, rozmyślając nad rozmaitemi rodzajami śmierci jakie miał pod ręką; postronek, pistolet i brzytwę. Zdecydował się na brzytwę. Usiadł przy biórku, postawił przed sobą małe lusterko i położył przy niem brzytwę. Zrobiwszy to, umaczał w atramencie to samo pióro<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sio4bkjlbjig863ec6czz7xogidtfrq Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1088 100 1236356 3709280 2024-11-19T13:52:25Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709280 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>którem tyle razy domagał się śmierci dla innych i własny swój wyrok napisał w tych słowach:<br> {{tab}}„Niewdzięczność przewrotnego dworu, zbliżanie się strasznego nieprzyjaciela, brak schronienia, skłoniły mnie do odebrania sobie życia. O moją śmierć niech nie obwiniają nikogo i niech ona posłuży jako przykład inkwizytorom dla przestępstw stanu. {{f|align=right|prawy=10%|„Vanni“.}} {{tab}}Po upływie dwóch godzin, żona Vanniego zaniepokojona nie widząc go powracającego, więcej jeszcze tem że nie słychać żadnego szelestu w pokoju, zasztukała do drzwi. Nikt nie odpowiedział. Wołała. To samo milczenie. Chciano wejść przez pokój sypialny, ale i tam były drzwi zamknięte. Wtedy służący oświadczył iż wybije szybę i wejdzie oknem. Pozostawał tylko ten środek, albo sprowadzenie ślusarza. Obawiano się nieszczęścia; wybrano środek pierwszy. Szybę wybito, otworzono okno, służący wszedł. Krzyknął i odskoczył aż do okna.<br> {{tab}}Vanni leżał przewrócony na poręczy krzesła z poderżniętem gardłem: przeciął arterję prowadzącą krew do mózgu, brzytwa przy nim leżała.<br> {{tab}}Krew trysnęła na to samo biórko, na którem tyle razy krwi się domagano; lusterko przed którem Vanni otworzył sobie arterję, było zakrwawione; list w którym objawiał przyczynę swojej śmierci był krwią poplamiony.<br> {{tab}}Skonał nagle, bez walki ze śmiercią, bez cierpienia. Bóg który był tak dlań surowym, iż mu tylko grób na schronienie zostawił, okazał się litościwym dla jego konania.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b0ch79no7g65xvccuo3yhd6wzdkm88p Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1089 100 1236357 3709281 2024-11-19T13:53:09Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709281 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Przykład jaki Vanni sądził że zostawia dla innych, był płonnym. Czasami ludom brakło katów dla wykonania wyroków, ale nigdy sędziów do ich wydawania. {{***}} {{tab}}Nazajutrz około godziny trzeciej po południu wypogodziło się, powstał wiatr pomyślny, okręta angielskie oddaliły się i znikły na widnokręgu.<br> {{tab}}Wyjazd króla, którego jednakże od dwóch dni oczekiwano, zostawił Neapol w osłupieniu. Lud tłoczący się na groblach i oddający się nadziei dopóki statki angielskie widział na kotwicy, że król zmieni zamiar i da się ubłagać prośbami i przyrzeczeniami poświęcenia, stał aż do chwili kiedy ostatni statek zniknął na szarym widnokręgu, następnie rozszedł się smutny i milczący. Był on jeszcze w epoce odrętwienia.<br> {{tab}}Wieczorem dziwna wieść krążyła po ulicach Neapolu. Spotykający się mówili jedni drugim: Ogień I a nikt nie wiedział gdzie ów ogień i co było jego przyczyną. Lud znów się zebrał na wybrzeżu. Gęsty dym wychodzący ze środka zatoki, wzbijał się pod niebiosa, chyląc się z zachodu na wschód.<br> {{tab}}Była to flota neapolitańska paląca się z rozkazu Nelsona, za staraniem markiza de Nezza. Był to piękny widok; ale nader kosztowny 1 Oddano na pastwę płomieni sto dwadzieścia łodzi kanonierskich.<br> {{tab}}Po spaleniu tych 120 łodzi w jednym ogromnym stosie, w innym punkcie zatoki, gdzie w nie-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 42xlqi3q5nrjnh1zady34ddsjquwcfh Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1090 100 1236358 3709282 2024-11-19T13:53:56Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709282 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wielkiej odległości jedne od drugich stały na kotwicy dwa okręta i trzy fregaty, zobaczono płomień przebiegający z jednego statku na drugi, potem pięć statków zapaliło się razem i ten ogień który początkowo ślizgał się po powierzchni morza, zajął boki okrętów, rysując ich kształty, wzniósł się do wysokości masztów, przebiegł po rejach, po smolnych linach, po bocianiem gnieździe, nakoniec dostał się na szczyt masztów, gdzie powiewały flagi wojenne, potem po kilku chwilach tej fantastycznej iluminacji okręta zamieniły się w popiół, zagasły i zniknęły zatopione w nurtach morza.<br> {{tab}}Był to rezultat piętnastu lat pracy, były to ogromne summy zniszczone w ciągu jednego wieczora a to bez żadnego celu, bez żadnego skutku. Lud wszedł do miasta, jak w dniu uroczystości po sztucznych ogniach; tylko te ognie sztuczne kosztowały sto dwadzieścia milionów.<br> {{tab}}Noc była ciemna i cicha, ale była to cisza poprzedzająca wybuch wulkanu. Nazajutrz równo ze dniem, lud rozbiegł się po ulicach hałaśliwy, tłumny i groźny. Najdziwaczniejsze krążyły pogłoski. Mówiono że przed wyjazdem królowa powiedziała do Pignatellego:<br> {{tab}}— Spalcie Neapol, jeżeli tego będzie potrzeba. W całym Neapolu tylko lud jest dobry. Ocalcie lud, a wytępcie resztę.<br> {{tab}}Zatrzymywano się przed ogłoszeniami zawierającemi odezwę następującą:<br> {{tab}}„Skoro tylko Francuzi staną na ziemi neapo-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jkknb377vgp1wk5qr7ea6lxk8itxxbp Strona:Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków.pdf/31 100 1236359 3709289 2024-11-19T14:12:37Z Lord Ya 13160 /* Przepisana */ 3709289 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Lord Ya" /></noinclude>{{pk|ra|dzę}} pani, aby mi nie przypięła rogów." — „Jedź pan spokojnie, odparła księżna, jeżeli mam ochotę to uczy-nić, to wtedy, kiedy pana widzę“.<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}W parę miesięcy po śmierci pana Geoffrin jeden ze zwykłych gości jego żony, wracając z podróży, udał się do pałacu przy ulicy Saint-Honoré. „Co się stało, spytał się gospodyni, z tym staruszkiem, który siedział zawsze na końcu stołu i nigdy nic nie mówił?“ — „To był mój mąż — odpowiedziała pani Geoffrin umarł.“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Markiza de... która miała szpetnego męża i syna pięknego jak anioł, powiadała: „Im bardziej przypatruję się mojemu synowi, tem pewniejsza jestem, że musiałam kiedyś zasnąć w przedpokoju.“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Pewna dama mówiła: „Kochankowie powinni być zawsze piękni, ale mężowie, to jak Bóg da.“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Kochanek księżny d’Olonne widząc, jak kokietowała swego męża, zawołał: „Psia krew! To złośliwość prawdziwa! Tego już zanadto!“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Marszałek Richelieu ujrzał kiedyś przez niedomknięte drzwi żonę i swego masztalerza w dwuznacznej sytuacji. Zamyka drzwi czemprędzej, woła: „Cóż to nikogo niema, aby mnie zaanonsować?“ i po odpowiedniej chwili wchodzi do pokoju żony. „Co za lekkomyślność, pani! — powiada — jakto? bez lokaja przed drzwiami? Szczęście, że to tylko ja wszedłem!“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Duc de Gèvres, bardzo brzydki i mały, spacerujący po parku w Wersalu, spostrzegł rosłych lokajów i {{pp|powie|dział}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mle5xr2qt6dgfljz611l0yzqnww2g40 Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/27 100 1236360 3709293 2024-11-19T14:33:00Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709293 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>plus petit que moi, très mobile, un visage à peu près rond, les lunettes sur le nez, une petite bouche, le menton arrondi, la physiognomie riante, une expression de malice presque diabolique autour des levres surtout, le regard eveillé et perçant et vous pouvez vous faire une idée de Mr. Thiers.“<br> {{tab}}Ciekawą jest charakterystyka ówczesnego społeczeństwa francuskiego. Z zapasów rewolucyjnych wyłonił się trzeci stan jako stan panujący. Ale stało się to tak szybko, że nie zdołał on się dostroić do wysokości swego zadania, a powodzenie tak nagłe przyczyniło się raczéj do zmateryalizowania go, niż do umoralnienia. „L'ésprit marchand le guide, les vapeurs des comptoirs et des boutiques sont encore élement qu'il respire.“ Duch, ożywiający stan panujący, stał się także duchem rządu. Rząd panuje przez wyznawanie tych samych zasad, które ożywiają większą część narodu. Egoizm, chciwość, sprzedajność nurtują społeczeństwo. Do posad i urzędów dochodzi się, nie jak w Prusiech, na mocy egzaminów, na mocy kwalifikacyi, ale przez protekcyą.<br> {{tab}}Wybory do parlamentu nie są wyrazem wolnéj woli wyborców, ale postronnych względów. Dla tego sympatya jest jego raczéj po stronie stronnictwa konserwatywnego: „rien de plus poli, de plus amical, que les débris de l'ancien régime et l'empire, mais au contraire rien de plus grossier, de plus dédaigneux, de plus vain et de plus mal élevé que les jeunes gens de toutes les classes.“ Nie znalazł u Francuzów owéj sławionéj grzeczności i uprzejmości, o któréj się tyle nasłyszał. Starsi zachowują etykietę i powierzchowną grzeczność, ale szczeréj uprzejmości ani trochę w tem niema, chyba że widzą, że coś ze znajomości zyskać będą mogli.<br> {{tab}}Jako pedagog i sam mając świeżo w pamięci swe własne życie w uniwersytecie, z szczególniejszym interesem przypatrywał się młodzieży francuskiéj. Świadectwo jego jest tem ciekawsze, że w czasie półwiekowym, który nas od jego obserwacji oddziela, jak wiadomo, nastąpiła wielka zmiana na lepsze: młodzież francuska (tak samo jak nasza) jest dzisiaj jeszcze {{pp|swy|wolna}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1ippf61xg3dajj0x9pq7q87d2kzb9tl Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/28 100 1236361 3709297 2024-11-19T14:41:03Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709297 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{pk|swy|wolna}} i lekkomyślna, ale pracowita. Żyjąc w najbliższem otoczeniu téj młodzieży w quartier latin i patrząc na nią wzrokiem krytycznym, miał sposobność poznać ją lepiéj, niż każdy inny. Doświadczenie jego dotyczyło głównie prawników, którzy (podobnie jak w innych krajach) stanowili arystokracyą między studentami.<br> {{tab}}Paryska młodzież uniwersytecka przewyższała brutalnością burszów niemieckich, biła się po łbach i twarzach, nie biorąc sobie tego wcale za złe, co drugie jéj słowo było {{Rozstrzelony|bougr}}e, {{Rozstrzelony|foutr}}e, rozpijała się na piwie strasburskiem, żyła w dzikich małżeństwach z gryzetkami, biła je i tańczyła po lokalach publicznych. Ponieważ bakalaureat, odpowiadający naszemu egzaminowi dojrzałości, składano w piętnastym, szesnastym, a co najwyżéj siedemnastym roku życia, młodzież za rychło dochodziła do samodzielności. Jak akademik niemiecki fajkę i rapier, tak francuski sprawiał sobie trąbę (cornet à pistons), na któréj dął całemi godzinami. Stopień jego wykształcenia był bardzo niski, n.&nbsp;p. jeden z młodzieży pytał się Marcelego Mottego, czy Bawarya leży w Prusiech, czy w Austryi. Akademik paryski przepędzał swój czas w {{Rozstrzelony|la chaumièr}}e, nie pracując prawie wcale, ponieważ egzamina były niezmiernie łatwe. Szczyt zdziczenia widział Marceli Motty w tańcu iście akademickim, kankanie. Dziś ten szczytny produkt moralnego rozluźnienia galickiego wyszedł już po za granice swéj ojczyzny i znany jest również nad Wartą i Wisłą. Wówczas przedstawiał się oczom uczciwego Wielkopolanina jako szaleństwo. Widział go pierwszy raz na boulevard Mont - Parnasse w lokalu {{Rozstrzelony|Ojca Lahir}}e. Co niedzielę, poniedziałek i czwartek odbywały się tam bale akademickie w rzęsisto oświetlonym ogrodzie. Kiedy taniec przekraczał dość dalekie granice przyzwoitości, Ojciec Lahire, jako „juge suprème et censeur“, zgrabnym zamachem wyrzucał wykraczające indywiduum za drzwi. Wśród takiego życia młodzież dziczała, a wstępując po ukończeniu studyów w obowiązki, musiała pracować nad przerobieniem swéj {{Rozstrzelony|skóry}} i strzedz się, aby nie popadła w swe gminne narowy, co jéj się nie zawsze udawało.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5aap4jqamcjbztmvowashdx5ojryu6o Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/29 100 1236362 3709300 2024-11-19T14:51:19Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709300 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{tab}}Bolejąc szczerze nad zdemoralizowaniem społeczeństwa francuskiego, dodaje: „et pourtant c'est une nation si noble au moral et au phisique cette nation française, une nation d'élites, dans la quelle on se sent à son aise presque que dans sa patrie, une nation franche, sincère, pleine de talents, pleine d'honneur; il est donc impossible, qu'elle reste longtemps dans cette position fausse“. Słowa te podyktowała zapewne miłość synowska do ojca, prawdopodobnie niemile dotkniętego tym tak niekorzystnym opisem.<br> {{tab}}Jednakże wśród ogólnego zepsucia widzi Marceli Motty początki reakcyi i powrotu do dawnych ideałów, upatrując je w wzmagającym się coraz bardziéj wpływie Kościoła i duchowieństwa. Wiek osiemnasty, ów wiek krytycyzmu, indywidualizmu i wielu innych {{Rozstrzelony|izmó}}w, o których się można doczytać w każdéj historyi filozofii, podkopał w całym świecie usposobienie religijne. W Paryżu zwrócił Marceli Motty pierwszy raz uwagę na usiłowania duchowieństwa w celu przywrócenia religijności i zdał z tego sprawę w listach do swoich. Pełno w Paryżu kongregacyi, pełno bractw, pełno wystawnych i uroczystych nabożeństw i ceremonii. Duchowieństwo wyzyskiwało każdą sposobność, aby ludziom imponować i umysły do siebie przyciągać. Co zaś najwięcéj go uderzyło, to skromność i pokora, z jaką duchowni występowali. Nie był bowiem przyzwyczajony do widoku księży ze spuszczonemi oczami i splecionemi rękami. Zaręczano mu, że jeszcze przed dwudziestu laty tylko stare kobiety chodziły do kościoła, podczas gdy żadnemu mężczyźnie to do głowy nie przyszło. Księża tyle już dokazali, iż co dzień było po wszystkich kościołach pełno ludzi różnéj płci, wieku i stanu, młodszych prawie więcéj niż starych. Reakcya duchowieństwa była śmiała i publiczna, a wychodziła od ludzi głęboko wykształconych i rzadko wymownych. L'abé Dupanloup, profesor Sorbony, wykładał kurs, w którym dowodził, że rozum ludzki kroku naprzód zrobić nie może bez objawienia i w przepełnionéj sali miażdżył Woltera, Spinozę i innych filozofów. W kościele St. Séverin Jezuita Ojciec Revignan, człowiek porywającéj wymowy, miewał co tydzień nauki, na<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gjnog43upms44d0em767e7svzy51jvr Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/30 100 1236363 3709301 2024-11-19T14:59:26Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709301 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>których bywali sami mężczyźni. Dowodził w nich konieczności powrotu do filozofii scholastycznéj: rozum ludzki, nie siląc się na własne pomysły, ma tylko porządkować i klasyfikować objawienie.<br> {{tab}}W Paryżu miał Marceli Motty sposobność poznania OO. Zmartwychwstańców. W jesieni r. 1842 przyjechali do Paryża Kajsiewicz, Duński i Jełowicki. Działali oni w zakresie emigracyi polskiéj w tym samym duchu, co poprzednio wymienieni francuscy księża. Postanowili wzniecić ducha religijnego w wychodźcach i nawrócić do katolicyzmu tych, którzy weszli na ścieżki niewiary, skeptycyzmu i zmysłowości. Co niedzielę po mszy jeden z nich miewał polską exortę przeciw filozofii przeszłego wieku, dowodząc konieczności połączenia wiary z narodowością, jako silnego filaru w utrapieniach narodu naszego. Szczególny podziw wzbudzał w Marcelim talent kaznodziejski Kajsiewicza, dawniejszego zapalonego demokraty i emissaryusza. Z zapałem wymowy, z siłą i trafnością wysłowienia łączył gruntowną naukę i nie małą biegłość w szermierce teologicznéj. Marceli mówi o nim: „jest to ksiądz duszą i ciałem, pełen poświęcenia, szczeréj gorliwości, przekonany o świętości i prawdzie swéj sprawy; jest to ksiądz, jakich u nas w kraju mało, a jakimiby wszyscy być powinni“. Chwila, w któréj OO. Zmartwychwstańcy zaczęli działać w emigracyi, była dobrze wybrana, bo już w sierpniu pisze Marceli: „tutaj między Polakami religijność coraz bardziéj bierze górę“.<br> {{tab}}Szukając dla swoich studyów łączności z uczonymi, zrobił to spostrzeżenie, że w Paryżu trudno nawięzywać stosunki. Wizyty u uczonych paryskich, do których przystęp otwierały mu listy polecające berlińskiego filologa Zumpta, kończyły się na kilku ogólnikowych frazesach i nie doprowadzały do bliższéj zażyłości. Tego rodzaju była jego wizyta u znanego hellenisty Benedykta Hasego, współpracownika nad nowem wydaniem Stefanowego Thesaurusa greckiego. Mimo to udało mu się zbliżyć do kilku uczonych francuskich.<br> {{tab}}Zapoznał się z uczonym epigrafikiem p. {{Rozstrzelony|Leba}}s, profesorem de l'école normale i członkiem instytutu.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> t6atnos670p3sk7lfwpzz0s4eawp9z0 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1091 100 1236364 3709309 2024-11-19T15:40:41Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709309 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>litańskiej, wszystkie gminy powinny razem powstać i rzeź się rozpocznie. {{f|align=right|prawy=16%|„Za króla.}} {{f|align=right|prawy=10%|„Pignatelli Regent państwa.}} {{tab}}Zresztą podczas nocy z 23 na 24 grudnia, to jest pierwszej nocy po wyjeździe króla, reprezentanci miasta zebrali się dla czuwania nad bezpieczeństwem Neapolu.<br> {{tab}}W dniu 24 grudnia, to jest nazajutrz po wyjeździe króla, podczas gdy byli zajęci wyborem czternasta deputowanych, zarząd municypalny i magistrat poszli przedstawić się księciu Pignatelli, Regentowi państwa.<br> {{tab}}Książe Pignatelli osobistość mierna w calem znaczeniu tego wyrazu, oiedorosly do stanowiska wytworzonego mu przez wypadki, i jak to zwykle bywa, o ile mezdolny o tyle pychą nadęty, — książę Pignatelli przyjął ich z taką wyniosłością że deputacja pytała sama siebie, czy domniemane instrukcje, które jak mówiono królowa miała pozostawić, były rzeczywistemi i czy za staraniem królowej w istocie nie wydano aktu fatalnego będącego postrachem neapolitańczyków.<br> {{tab}}Gdy się to dzieje, wybrano czternastu deputowanych, a raczej reprezentantów miasta. Postanowili oni jako pierwszą czynność stwierdzającą ich nominację i istnienie, pomimo niepomyślnego skutku pierwszego poselstwa, wysłać drugie do księcia Pignatelli, z poleceniem wykazania mu użyteczności straży narodowej, przez miasto postanowionej.<br> {{tab}}Alę książę Pignatelli był więcej jeszcze nie-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 90kefb9rhv9zo9vmojinqlv75db9dtb 3709310 3709309 2024-11-19T15:40:58Z Wydarty 17971 3709310 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>litańskiej, wszystkie gminy powinny razem powstać i rzeź się rozpocznie. {{f|align=right|prawy=20%|„Za króla.}} {{f|align=right|prawy=10%|„Pignatelli Regent państwa.}} {{tab}}Zresztą podczas nocy z 23 na 24 grudnia, to jest pierwszej nocy po wyjeździe króla, reprezentanci miasta zebrali się dla czuwania nad bezpieczeństwem Neapolu.<br> {{tab}}W dniu 24 grudnia, to jest nazajutrz po wyjeździe króla, podczas gdy byli zajęci wyborem czternasta deputowanych, zarząd municypalny i magistrat poszli przedstawić się księciu Pignatelli, Regentowi państwa.<br> {{tab}}Książe Pignatelli osobistość mierna w calem znaczeniu tego wyrazu, oiedorosly do stanowiska wytworzonego mu przez wypadki, i jak to zwykle bywa, o ile mezdolny o tyle pychą nadęty, — książę Pignatelli przyjął ich z taką wyniosłością że deputacja pytała sama siebie, czy domniemane instrukcje, które jak mówiono królowa miała pozostawić, były rzeczywistemi i czy za staraniem królowej w istocie nie wydano aktu fatalnego będącego postrachem neapolitańczyków.<br> {{tab}}Gdy się to dzieje, wybrano czternastu deputowanych, a raczej reprezentantów miasta. Postanowili oni jako pierwszą czynność stwierdzającą ich nominację i istnienie, pomimo niepomyślnego skutku pierwszego poselstwa, wysłać drugie do księcia Pignatelli, z poleceniem wykazania mu użyteczności straży narodowej, przez miasto postanowionej.<br> {{tab}}Alę książę Pignatelli był więcej jeszcze nie-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dl9zm80sedvmb89n3vbvi5ci6seo6b1 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1092 100 1236365 3709311 2024-11-19T15:41:55Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709311 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>przystępnym i zuchwalszym niż pierwszym razem, odpowiadając deputowanym że jemu a nie im, zostało powierzone bezpieczeństwo miasta, i że on co do tego bezpieczeństwa zda sprawę komu należy.<br> {{tab}}Stało się to co się dzieje zazwyczaj w okolicznościach, gdzie władze ludowe na zasadzie swych praw rozpoczynają swe czynności. Miasto któremu powtórzono zuchwałą odpowiedź Regenta nie ulękło się tej odpowiedzi. Wybrało znów deputowanych którzy po raz trzeci stawili się w obec księcia; a widząc iż tenże za trzecim razem jeszcze bezwzględniej przemawia, poprzestali na odpowiedzi:<br> {{tab}}— Bardzo dobrze. Działaj z swojej strony, my będziemy działać z naszej a zobaczymy na czyją korzyść naród zdecyduje.<br> {{tab}}Powiedziawszy to, oddalili się.<br> {{tab}}W Neapolu położenie rzeczy było wtedy mniej więcej takie same jak we Francji po przysiędze w domu gry w piłkę; tylko położenie neapolitańczyków było wyraźniej określone gdyż nie było już króla i królowej.<br> {{tab}}W dwa dni potem miasto otrzymało upoważnienie utworzenia uchwalonej przez się gwardji narodowej.<br> {{tab}}Lecz trudność zachodziła nie w uzyskaniu lub odmówieniu upoważnienia od księcia Pignatelli, ale w środkach utworzenia gwardji narodowej. Sposób tworzenia jej było werbowanie; ale werbowanie nie było jeszcze uorganizowaniem. Szlachta przywykła w Neapolu do zajmowania wszystkich posad, rościła pretensje do zajęcia w nowo organizującej się armii<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j7fdxtdynw6diilbp3r0b1ww79i5bvj Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1093 100 1236366 3709312 2024-11-19T15:43:26Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709312 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wszystkich stopni, lub przynajmniej pozostawienia dla mieszczaństwa tylko {{Korekta|porzędnych|podrzędnych}}, o które nie dbała.<br> {{tab}}Nakoniec po kilkodniowych rozprawach, postanowiono że stopnie w równej części będą rozdzielone między szlachtę i mieszczaństwo. Na tej podstawie utworzono plan i w ciągu trzech dni niespełna zawerbowano do czternastu tysięcy ludzi. Ale mając już ludzi, należało pomyśleć o ich {{Korekta|ubrojeniu|uzbrojeniu}}. Na tym to punkcie napotkano nieprzezwyciężone trudności ze strony Regenta.<br> {{tab}}W skutku wytrwałości w naleganiu otrzymano raz pięćset, drugi raz dwieście strzelb.<br> {{tab}}Wtedy patrjoci — nazwa ta zaczęła być wtedy głośną — byli wezwani o dostarczenie broni, patrole niezwłocznie rozpoczęły swe czynności i miasto przybrało pozór spokojny. Ale nagle, z wielkiem zdumieniem, dowiedziano się w Neapolu, że rozejm na dwa miesiące, którego pierwszym warunkiem było poddanie Kapui, podpisany został dnia 9 stycznia 1799 r. na żądanie generała Mack, pomiędzy księciem Migliano i księciem Geno w imieniu rządu reprezentowanego przez regenta z jednej a Archambalem komisarzem zarządzającym w imieniu armii republikańskiej z drugiej strony.<br> {{tab}}Rozejm zawarto bardzo w porę dla wyprowadzenia generała Championnet z wielkiego kłopotu. Rozkazy króla dotyczące rzezi Francuzów, wykonywano co do joty. Oprócz trzech wielkich band Pronia, Mammona i Fra Diavola, które widzieliśmy czynne, wszyscy puścili się na ściganie Francuzów.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bxdwkhr1fgwn8lnyxlxegh2yzcf20j5 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1094 100 1236367 3709313 2024-11-19T15:44:11Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709313 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>Tysiące wieśniaków zalegało drogi, zaludniało lasy i góry, i ukryci za drzewami, za skałami, w urwiskach ziemi, mordowali nielitościwie wszystkich którzy nieroztropnie pozostawali z tyłu za oddziałami swemi lub oddalali się z obozu. Nadto wojska generała Nazelli, za powrotem z Livorno połączywszy się ze szczątkami kolumny generała Damas, wsiadły na statki w celu wylądowania przy ujściu Garigliano i zajęcia Francuzom tyłu, podczas gdy generał Mack natrze na nich z przodu.<br> {{tab}}Położenie generała Championnet znajdującego się z dwoma tysiącami ludzi wpośród trzydziestu tysięcy zbuntowanych żołnierzy, mając jednocześnie do czynienia z generałem Mack zajmującym Kapuę z 15,000 ludzi, z Nazelliin mającym ich 8, 000, z Damasem któremu pozostawało 5,000, z Rocca Romana i Malitorno każdym z swym pułkiem ochotników, było nader niebezpieczne.<br> {{tab}}Korpus armii Macdonalda chciał zająć Kapuę przez podejście. W tym celu posuwał się w nocy i otaczał już wysuniętą naprzód warownię św. Józefa, gdy artylerzysta usłyszawszy szelest i widząc w ciemności podkradających się ludzi, dał ognia z działa swego i wystrzałem tym zaalarmował miasto.<br> {{tab}}Z drugiej strony Francuzi usiłowali przejść Voltorno przez bród Cajazzo ale zostali odparci przez Rocca-Romana i jego ochotników. Rocca-Romana w tej sprawie dokazał cudów waleczności.<br> {{tab}}Wtedy Championnet dał rozkaz swojej armii zgromadzenia się w około Kapui, postanowiwszy ją zdobyć zanim pójdzie na Neapol. Wojsko uskute-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fnlciarigdeiw87qw9qr27pehhafe73 Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1095 100 1236368 3709314 2024-11-19T15:45:36Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709314 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>czniło ruch nakazany. Wtedy dopiero zobaczył swoje osamotnienie i pojął całe niebezpieczeństwo swego położenia. Właśnie rozmyślał nad wykonaniem jakiego z tych czynów energicznych natchnionych rozpaczą, nad środkiem wyprowadzającym go z tego położenia przestraszając nieprzyjaciela jakim świetnym czynem, gdy nagle w chwili gdzie się tego najmniej spodziewał, spostrzegł bramę Kapui otwierającą się i kilku oficerów wyższych stopni, poprzedzonych parlamentarską flagą, zbliżających się do niego z propozycją zawieszenia broni.<br> {{tab}}Tymi oficerami wyższego stopnia, nieznającymi Championneta, byli to książę Migliano i książę Greno.<br> {{tab}}Rozejm był wstępem mającym na celu doprowadzenie do stałego i trwałego pokoju. Warunki do których dwaj pełnomocnicy neapolitańscy byli upoważnieni, było poddanie Kapui i zakreślenie linii wojennej, z każdej strony której obie armie, francuzka i neapolitańska miały oczekiwać decyzji swego rządu.<br> {{tab}}W położeniu generała Championnet warunki takie nietylko można było przyjąć, ale nawet były nader {{Korekta|korzytsne|korzystne}}. Jednakże Championnet odrzucił je mówiąc że jedyne warunki do jakich może się przychylić, jest poddanie się prowincji i Neapolu. Upoważnienie pełnomocników nie sięgało tak daleko; oddalili się. Nazajutrz powrócili z temi samemi propozycjami, które jak dnia poprzedniego były odrzucone. Nakoniec we dwa dni później, gdy położenie armii francuzkiej coraz się pogorszało, książę Migliano i książę Geno przybyli po raz trzeci, oświad-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hkrrgwrviyt8l8o4ltr2qbliwpahjjz Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/31 100 1236369 3709325 2024-11-19T16:11:27Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709325 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>Lebas krótko potem przedsięwziął podróż na wschód i wsławił się dziełem, wydanem wspólnie z Waddingtonem p.&nbsp;t.: {{Rozstrzelony|Voyage archéologique en Asie Mineur}}e, którem rozszerzył znacznie znajomość inskrypcyi greckich. Za jego pośrednictwem otrzymał pozwolenie uczęszczania na posiedzenia académie des inscriptions i korzystania z biblioteki Mazarina. Jak się zdaje, zajął się Lebas szczerze młodym polskim uczonym i obiecał mu dostarczyć sposobność przyjrzenia się szkolnictwu francuskiemu. Marceli Motty zamyślał bowiem wypracować dla pruskiego ministeryum oświaty referat o tym przedmiocie. Jednakże, podczas gdy dzisiaj świeckie kolegia francuskie (ale nie duchowne) dla każdego cudzoziemca stoją otworem, wówczas pomimo usilnych starań, nie mógł sobie do nich wyrobić przystępu.<br> {{tab}}Za to z Łaski Lebasa miał sposobność uczestniczenia w uroczystości rozdawania nagród uczniom gimnazyalnym (grand concours des collèges). Uroczystość ta dała mu wiele do myślenia. U narodu francuskiego, wraźliwego na wszystko, co pobudza miłość własną, ambicya stałą się ważnym motywem pilności w szkołach. Co rok władza premiuje najlepsze postępy uczniów. Chociaż Marceli Motty rozporządzał wówczas bardzo krótkiem doświadczeniem dydaktycznem, trafnie ocenił problematyczną wartość tego zarządzenia. Ambicya, o ile się opiera na etycznéj idei doskonałości, jest bezwątpienia dobrym motywem w wychowaniu. Ale cóż się dzieje w szkołach francuskich? Ponieważ zaszczyt z powodu otrzymania medalu nie tylko spada na poszczególnego ucznia, ale zarazem na liceum, na zakład naukowy, na nauczyciela, nauka mimowoli przechodzi w dresurę pojedyńczych indywiduów ze szkodą ogółu. Przytacza przykład, że, jeżeli się okaże, iż uczeń robi dobre tłomaczenia łacińskie, kolegium albo pensyonat ćwiczy go tylko w tłomaczeniu, zaniedbując resztę nauki i resztę uczniów. Tak więc uczeń uczy się tylko dla konkursu, a nie dla życia. Dla pensyonatów medale są poleceniem, na które się całemi tygodniami powołują w anonsach dziennikarskich. Z tego względu emulacyą w szkołach francuskich uważa za wprost szkodliwą,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2bcnq6c3hnaqkbpz9lfww1xyk3xar3j Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/32 100 1236370 3709328 2024-11-19T16:19:23Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709328 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>prowadzącą do spaczenia charakteru, a konkursy wymagałyby według jego zdania innego załatwienia.<br> {{tab}}Przez Lebasa poznał innych uczonych paryskich. Bardzo życzliwym okazał się dla niego {{Rozstrzelony|Lejar}}d, były sekretarz Talleyranda, prezes akademii des inscriptions, autor dzieła o mitologii wschodniéj. Pośredniczyła w zawiązaniu téj znajomości także rozprawa Marcelego de Fauno et Fauna. Poznał historyka sztuki i archeologa {{Rozstrzelony|Karola Lenorman}}t, autora wielu uczonych dzieł, który późniéj, jak się zdaje, dla igraszki puszczał umyślnie w świat fałszywe inskrypcye, w których autentyczność zrazu wierzono w Niemczech. Bardzo instruktywną była dla niego znajomość z p. {{Rozstrzelony|Tourrei}}l, twórcy nowego systemu filozoficznego, który tak dalece zajął młodego Marcelego, że chciał o nim zdać sprawę w poznańskim „Orędowniku naukowym“. Zaznajomienie się z panem {{Rozstrzelony|Buchez}} zdecydowało jego zamiłowanie do historyi.<br> {{tab}}Książka Bucheza {{Rozstrzelony|Introduction â la science de l'histoire}} poruszyła w jego umyśle spekulacyą filozoficzną, do któréj się wprawił swego czasu w uniwersytecie. Zaczął inaczéj pojmować historyą; opuścił stanowisko indywidualne, a przeniósł punkt patrzenia na kolektywne organizmy, składające ludzkość. Historya przestała być dla niego zbiorem faktów, wojen, układów, zatargów dynastycznych, a stała się organizmem naukowym, rządzącym się ideą i mającym cały świat objawów. Książka Bucheza, na którą się odwołuje także Mickiewicz w swych wykładach, tem więcéj go zajęła, że otwierała przed nim nieznane dotąd horyzonty. Za jego czasów szkolnych bowiem historya uchodziła za przedmiot poboczny, wegetujący w cieniu przedmiotu koncentrującego w sobie całe wykształcenie, t.&nbsp;j. łaciny. Jego nauczyciel historyi, Stoc, nie dał mu głębszego zrozumienia historyi, ograniczając się do anegdot historycznych i kilku lepiéj sobie znanych ustępów.<br> {{tab}}Pod wpływem historyozofii Bucheza Marceli Motty napisał i wydrukował w „Orędowniku Naukowym“ na rok 1843 rozprawę p.&nbsp;t. {{Rozstrzelony|Słów kilka o historyi powszechnéj i wykładzie jéj po {{pp|gimna|zach}}}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1x0tbruklh9qtxofnxeig1z9x38ktqw Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/1 100 1236371 3709330 2024-11-19T16:28:34Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709330 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>[[Plik:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu|page=1|center|280px|thumb|<br>{{c|''MAURICE LEBLANC''|w=130%|po=10px}}{{c|''ZĘBY TYGRYSA''|roz|w=150%}}]]<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 29wcbue3nfz31snvmwjf3hwm7cl4lxk Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/3 100 1236372 3709331 2024-11-19T16:29:55Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709331 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude><br><br> {{c|''ZĘBY TYGRYSA''|w=180%}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ht2tbjjx5nddcnkdkyxh5ljxk99vqoq Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/33 100 1236373 3709332 2024-11-19T16:30:09Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709332 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{Rozstrzelony|{{pk|gimna|zyach}}.}} Jeżeli wychowanie ma doprowadzić do umoralnienia człowieka, najprzedniejszym przedmiotem kształcenia jest, obok nauki religii, nauka historyi. Historya ma w sobie siłę wychowawczą. Człowiek bowiem nie może zasklepić się w swojem ja i zostać egoistą, widząc w nauce historyi, że każdy naród i każde indywiduum ma swoją funkcyę do spełnienia. Pod wpływem nauki historyi poznaje, że nie istnieje dla siebie, lecz dla ogółu. Nauka historyi przekonuje go, że człowiek, żyjący zdala od organizmu ludzkiego, jest nieprawdą, jest chorobą. Nie ograniczając się do określenia wychowawczego działania historyi, próbował młody pedagog dać także dydaktyczne szczegóły. Trzystopniowość nauki historyi, którą poleca, dziś w szkołach pruskich ogólnie jest przeprowadzona. Co zaś do techniki postępowania dydaktycznego, dzisiejszy sposób uczenia historyi różni się od sposobu poleconego w niniejszéj rozprawie, n.&nbsp;p. na zakładanie skryptów historycznych dzisiejsza dydaktyka chybaby się nie zgodziła. W ogólności część tycząca się praktycznéj nauki historyi słabszą jest, aniżeli część ogólna: czuć w niéj brak indukcyi szkolnéj i doświadczenia, które się zyskuje przez dłuższe obserwowanie młodocianych umysłów. Rozprawa ta, która, o ile nam wiadomo, jest jedyną pracą pedagogiczną Marcelego Mottego, miała w tłomaczeniu niemieckiem być przesłaną ministeryum oświaty pruskiemu.<br> {{tab}}W pierwszych miesiącach swego pobytu w Paryżu żył przeważnie z Francuzami. Było to zgodne z głównym celem, dla którego udał się do Francyi, t.&nbsp;j. z celem wyuczenia się języka francuskiego. Jakoż po kilku miesiącach zrobił to przyjemne doświadczenie, że, kiedy mówił po francusku, nikt go nie uważał za cudzoziemca. Ścisła zażyłość wyrobiła się między nim a dwoma współmieszkańcami hotelu de Brésil. Jednym z nich był znany mu już z Poznania Michał Sokolnicki, który wówczas studyował w Paryżu inżynieryą i po różnych niepowodzeniach umarł po r. 1880 jako kolonista w Algierze; drugim był dr. Siegfried, który, porzuciwszy praktykę w Kościanie, wybrał się na dalsze studya do Paryża, a zaprzągłszy się tamże w rydwan {{pp|To|wiańskiego}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nvhfelex67fbwlz2bme4iuiq6e7928o Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/4 100 1236374 3709333 2024-11-19T16:30:56Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709333 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br><br><br></noinclude><br><br> {{c|Zakłady graficzne „Polska Zbrojna", Warszawa}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 72blzyp4z2e8jgol26qwt8376a6vlun Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/5 100 1236375 3709335 2024-11-19T16:35:08Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709335 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br></noinclude><section begin="ok01" /><section begin="ok001" />{{c|MAURICE LEBLRNC|w=120%po=30px}} {{c|ZĘBY TYGRYSA|w=280%|po=30px}} {{c|Przekład|w=85%}} {{c|J. P.|w=90%|po=20px}}<section end="ok001" /> {{c|TOM PIERWSZY|po=30px}}<section end="ok01" /> <section begin="ok02" />{{c|{{Rozstrzelony|E WENDE i SPÓŁK}}A}} {{c|WARSZAWA KRAKÓW, LWÓW, POZNAŃ, GDAŃSK, i WILNO — POLSKIE}} {{c|TOWARZYSTWO KSIĘGARNI KOLEJOWYCH „RUCH“ SKA AKC.}}<section end="ok02" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 62n5sbmjfvdkbsxm3z1bwe53b9vxlid 3709336 3709335 2024-11-19T16:35:23Z Wydarty 17971 3709336 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br></noinclude><section begin="ok01" /><section begin="ok001" />{{c|MAURICE LEBLRNC|w=120%|po=30px}} {{c|ZĘBY TYGRYSA|w=280%|po=30px}} {{c|Przekład|w=85%}} {{c|J. P.|w=90%|po=20px}}<section end="ok001" /> {{c|TOM PIERWSZY|po=30px}}<section end="ok01" /> <section begin="ok02" />{{c|{{Rozstrzelony|E WENDE i SPÓŁK}}A}} {{c|WARSZAWA KRAKÓW, LWÓW, POZNAŃ, GDAŃSK, i WILNO — POLSKIE}} {{c|TOWARZYSTWO KSIĘGARNI KOLEJOWYCH „RUCH“ SKA AKC.}}<section end="ok02" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 47e3alva3jl8onesdc3nvagg3w2zrnd Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/6 100 1236376 3709337 2024-11-19T16:35:42Z Wydarty 17971 /* Bez treści */ 3709337 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Wydarty" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jtrdl4t49x5i8pkaiqnfi4oh6p95v2x Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/7 100 1236377 3709338 2024-11-19T16:37:20Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709338 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ PIERWSZY|w=120%|po=12px}} {{c|'''Don Luis Perenna'''|po=12px}} {{tab}}O godzinie pół do piątej sekretarz osobisty prefekta policji, pana Demaliona, ułożył na biurku listy i sprawozdania, poczem zadzwonił i rzekł do wchodzącego woźnego:<br> {{tab}}— Pan prefekt zawezwał na godzinę piątą kilka osób. Niech zaczekają, każdy z osobna, żeby się nie mogli porozumieć między sobą. Karty wizytowe tych panów proszę mi przynieść.<br> {{tab}}Po wyjściu woźnego sekretarz skierował się ku drzwiom swego gabinetu. Wtem drzwi od przedpokoju otwarły się ponownie i stanął w nich mężczyzna krępy j barczysty, ale dziwnie blady. Zatrzymał się chwilę, potem zrobił kilka kroków, zachwiał się i chwycił poręczy fotela.<br> {{tab}}— Ach, to ty, Verot! Lecz czemuś taki zmieniony! Co ej jest!<br> {{tab}}— Nic, panie sekretarzu — odrzekł Verot, ocierając pot z czoła. — Może się trochę przepracowałem w tych dniach, gdyż chciałem koniecznie wyjaśnić pewną sprawę, powierzoną mi przez pa-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cj2kjlze6veuiq8loe3v6d8kn97sdhr Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/257 100 1236378 3709339 2024-11-19T16:37:52Z Wydarty 17971 /* Bez treści */ 3709339 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Wydarty" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jtrdl4t49x5i8pkaiqnfi4oh6p95v2x Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/258 100 1236379 3709341 2024-11-19T16:38:07Z Wydarty 17971 /* Bez treści */ 3709341 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Wydarty" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jtrdl4t49x5i8pkaiqnfi4oh6p95v2x Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/259 100 1236380 3709342 2024-11-19T16:38:20Z Wydarty 17971 /* Bez treści */ 3709342 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Wydarty" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jtrdl4t49x5i8pkaiqnfi4oh6p95v2x Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/34 100 1236381 3709343 2024-11-19T16:38:20Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709343 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{pk|To|wiańskiego}}, padł jako ofiara messyanizmu. Bardzo rychło zaczął także bywać u książąt Czartoryskich.<br> {{tab}}Z czasem nawiązał także stosunki w wychodźcami. Rozpatrzywszy się w położeniu maratonomachów polskich na obczyźnie, szczerze bolał nad ich losem. „Bieda tu z naszymi“, pisze, „niektórym dzieje się dobrze, ale większa część żyje mizernie z małego żołdu, a przytem niema spokoju, trapiona wciąż tęsknotą za krajem. Niech ludzie mówią, co chcą, nie łatwo to sobie wyperswadować, być wydartym z łona rodziny, przyjaciół, rodaków i zaniesionym do obcego kraju, między obcych ludzi, których życie i dążności zupełnie inne; wielu już tu przyszło w późniejszym wieku, życie swe spędziwszy w wojsku lub na wsi, trudno im bardzo na stare lata wziąć łokieć w rękę, męczyć się nad warsztatem lub książką i przytem cierpieć niedostatek, mieć wciąż wesołą i szczęśliwą przeszłość w pamięci, a przed oczyma biedę, lament i grób na obcéj ziemi. Kto samochcąc wychodzi z ojczyzny w celu zarobku lub rozrywki, temu wszystko łatwe i piękne się zdaje, ale nie tak tym, co wyjść musieli, a wrócić nigdy nie mogą, zerwawszy wszelkie stosunki z tem, co im było drogie. Musi to być położenie okropne — mnie się zdaje, żebym zwaryował. To też bardzo dużo z nich waryuje i na suchoty umiera, a część większą jeszcze tylko nadzieja utrzymuje przy życiu i zdrowiu. Choć na pozór wielu ma twarz wesołą, ale naruszyć tylko tę strunę, wspomnieć położenie, lub kraj, co opuścili, to widać, co każdy z nich czuje. Nie tak łatwo, jak sądziłem, tutaj się aklimatyzować, bo między nami a Francuzami w każdym względzie przedział ogromny. Człek wszędzie prawie żyć może, ale nie wszędzie mu dobrze, tylko tam, gdzie go rozumieją i równie jak on myślą“.<br> {{tab}}Emigracya ówczesna składała się z ludzi twardych, zdrowych fizycznie i umysłowo: niejeden z wychodźców żył ze szczupłego żołdu 33 franków miesięcznie, wypłacanego przez rząd francuski, a wyglądał czerstwo i chodził z uśmiechniętą twarzą. Składki, zbierane na emigrantów, nie zawsze dochodziły przeznaczonego celu. Z listów Marcelego dowiadujemy się, że demokratyczna część emigracyi prawie nic ze składek nie otrzymywała.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> irhzrpz4b0q2w9cwmbsl0pna38ess3g Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/260 100 1236382 3709344 2024-11-19T16:38:33Z Wydarty 17971 /* Bez treści */ 3709344 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Wydarty" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jtrdl4t49x5i8pkaiqnfi4oh6p95v2x Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/263 100 1236383 3709345 2024-11-19T16:39:29Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709345 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br></noinclude><section begin="ok01" />{{c|MAURICE LEBLRNC|w=120%|po=30px}} {{c|ZĘBY TYGRYSA|w=280%|po=30px}} {{c|Przekład|w=85%}} {{c|J. P.|w=90%|po=20px}} {{c|TOM TRZECI|po=30px}}<section end="ok01" /> <section begin="ok02" />{{c|{{Rozstrzelony|E WENDE i SPÓŁK}}A}} {{c|WARSZAWA KRAKÓW, LWÓW, POZNAŃ, GDAŃSK, i WILNO — POLSKIE}} {{c|TOWARZYSTWO KSIĘGARNI KOLEJOWYCH „RUCH“ SKA AKC.}}<section end="ok02" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6z3o1vw2wb5to2gb98aedb6pgqnmlri Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/137 100 1236384 3709346 2024-11-19T16:40:27Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709346 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br></noinclude><section begin="ok01" />{{c|MAURICE LEBLRNC|w=120%|po=30px}} {{c|ZĘBY TYGRYSA|w=280%|po=30px}} {{c|Przekład|w=85%}} {{c|J. P.|w=90%|po=20px}} {{c|TOM DRUGI|po=30px}}<section end="ok01" /> <section begin="ok02" />{{c|{{Rozstrzelony|E WENDE i SPÓŁK}}A}} {{c|WARSZAWA KRAKÓW, LWÓW, POZNAŃ, GDAŃSK, i WILNO — POLSKIE}} {{c|TOWARZYSTWO KSIĘGARNI KOLEJOWYCH „RUCH“ SKA AKC.}}<section end="ok02" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mm3azf8bqcwf15qbj50dmlyvbtat0cd Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/261 100 1236385 3709347 2024-11-19T16:41:13Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709347 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude><br><br> {{c|''ZĘBY TYGRYSA''|w=180%}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ht2tbjjx5nddcnkdkyxh5ljxk99vqoq Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/135 100 1236386 3709348 2024-11-19T16:41:35Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709348 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude><br><br> {{c|''ZĘBY TYGRYSA''|w=180%}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ht2tbjjx5nddcnkdkyxh5ljxk99vqoq Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/136 100 1236387 3709349 2024-11-19T16:42:19Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709349 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br><br><br></noinclude><br><br> {{c|Zakłady graficzne „Polska Zbrojna", Warszawa}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 72blzyp4z2e8jgol26qwt8376a6vlun Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/262 100 1236388 3709350 2024-11-19T16:42:48Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709350 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br><br><br></noinclude><br><br> {{c|Zakłady graficzne „Polska Zbrojna", Warszawa}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 72blzyp4z2e8jgol26qwt8376a6vlun Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/255 100 1236389 3709351 2024-11-19T16:45:04Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709351 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>siada latarki elektrycznej? Albo, się... to zbyteczne. Jest tu coś, co nam najzupełniej wystarczy.<br> {{tab}}W jednym z kandelabrów była świeca. Perenna zapalił ją, poczem zgasił elektryczność.<br> {{tab}}Zapanował w pokoju półmrok, w którym ogień świecy drżał pochylany przez przeciąg. Don Luis, ochraniając ją ręką, zbliżył się do stołu.<br> {{tab}}— Nie myślę, żebyśmy długo czekali — rzekł. — O ile mi się zdaje, zanim kilka sekund przejdzie, fakty same przemówią, lepiej niżbym ja to potrafił.<br> {{tab}}Te kilka sekund, podczas których nikt nie przerwał milczenia, należały do tych, których się nie zapomina.<br> {{tab}}P. Demalion jednakże z ciekawością przypatrywał się don Luisowi. Siedząc na brzegu stołu, z głową lekko wzniesioną i roztargnionym wzrokiem Perenna zajadał chleb i chrupał tabliczkę czekolady. Wyglądał na zgłodniałego, lecz najzupełniej spokojnego.<br> {{tab}}Na twarzach innych obecnych malowało się zdenerwowanie, zrozumiałe zresztą. Gdyż zbliżanie się, tego co się stać miało, również jak i wspomnienie przebytej eksplozji, dręczyły ich umysły. Na ścianie ogień świecy rysował fantastyczne cienie.<br> {{tab}}Upłynęło tak kilkadziesiąt sekund.<br> {{tab}}Nareszcie Perenna wzniósł świecę w górę, mówiąc:<br> {{tab}}— Patrzcie...<br> {{tab}}Z sufitu spadał list, krążąc zlekka, jak liść opadający z drzewa. Lecąc, musnął don Luisa i upadł n a posadzkę, tuż koło nogi stołu.<br> {{tab}}Don Luis podniósł go i podając p. Demalionowi, rzekł:<br> {{tab}}— Oto, panie prefekcie, czwarty list, zapowiedziany na dzisiejszą noc.<br><br> {{c|KONIEC TOMU DRUGIEGO|w=120%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l4h4vzuojs3y9dhkjg1n89rdtlks0ty Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/35 100 1236390 3709352 2024-11-19T16:45:32Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709352 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>Towarzystwo dobroczynności kobiet polskich w Paryżu robiło, co mogło, by zaopatrzyć przynajmniéj najwięcéj potrzebujących. Księżna Czartoryska i inne panie narażały się przy zbieraniu składek na tysiączne nieprzyjemności. „Ja sam daję, ile mogę, tu i owdzie, bo to święta powinność“.<br> {{tab}}Poufniejsze zbliżenie się do emigracyi nie było jednak łatwem dla kogoś, który przekonaniami swemi stał po za jéj kołem. Jak wiadomo, emigracyą pochłaniała polityka: stronnictwa, które swego czasu zwalczały się w kraju, przeniosły tę walkę na obcą ziemię. Politykowanie było w emigracyi tak ogólne, że tylko wyjątki zdołały się pogodzić z rzeczywistością i, stojąc z dala od niesnasek, poświęcić się realnéj i produktywnéj pracy. Kto w emigracyi nie zajmował się polityką, zwłaszcza w czasie poprzedzającym rok 1846, stawał osamotniony po za kołem, lub ograniczyć się musiał do ciasnego kółka ludzi tak samo myślących. „Tutaj bowiem każdy człowiek jest politycznym człowiekiem; tutaj nie można, tak jak u nas, powiedzieć: nie jestem ani czarny, ani biały, ani czerwony; tutaj trzeba koniecznie przybrać jakąś barwę i powiedzieć: tym jestem. Bardzo często nawet mimowoli człowieka ufarbują. Wchodząc więc w bliższe stosunki z ludźmi, ma się tę alternatywę. Albo powie się: jestem czarny. Na to oni: to ruszaj do czarnych. Albo powie się: jestem biały, wtedy się cieszą, robią, co mogą, ale nic darmo, trzeba się stać niejako jednością z nimi, przejść do ich partyi, podzielać ich dążenia, pomagać w planach, wziąć na siebie pewne obowiązki. Kto się do niczego mięszać nie chce, żadnéj chorągwi nie wywiesi, ten uchodzi za egoistę, za człowieka mającego tylko własny interes na oku, albo za człowieka {{Rozstrzelony|sans conséquenc}}e, bez znaczenia i wpływu, którego się zupełnie ignoruje.“<br> {{tab}}Wojna między demokracyą a arystokracyą, czyli dynastyą, na które to stronnictwa emigracya się dzieliła, w roku 1842 już była zwolniała, ponieważ umysły były zajęte dwiema nowemi partyami, t.&nbsp;j. Towiańskiego i Rybińskiego. Towiański dążył do reorganizacyi zupełnéj, od samych podstaw począwszy, nie tylko Polski,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2vfame3tovvplo0j9o0l291jksgqqep Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/134 100 1236391 3709353 2024-11-19T16:46:57Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709353 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Zmęczona jeszcze szybkim krokiem, powstrzymując ręką silne bicie serca, odrzekła:<br> {{tab}}— Widziałam przed chwilą pieska, który się napił wody i padł nieżywy. Uprzedziłam więc szofera i woźnicę, którzy tu są w stajni i pobiegłam panu powiedzieć...<br> {{tab}}— Nie było więc żadnej wątpliwości. Dlaczego pani w takim razie twierdziła, że pani nie wie?<br> {{tab}}Szofer i woźnica wyszli ze stajni. Perenna skierował pannę Levasseur ku domowi, mówiąc:<br> {{tab}}— Muszę się z panią rozmówić. Chodźmy do mieszkania pani.<br> {{tab}}Weszli na korytarz, który na zakręcie w okolicy filtra, łączył się z drugim korytarzykiem, wiodącym do mieszkania panny Levasseur.<br> {{tab}}Perenna otworzył drzwi. Przez niewielki przedpokój weszli do salonu. Poczem don Luis zamknął szczelnie drzwi jedne i drugie.<br> {{tab}}— A teraz niech się pani tłumaczy — rzekł tonem stanowczym.<br><br> {{c|KONIEC TOMU PIERWSZEGO|w=120%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ny1zceoqrjxvruh908knno6s0rlp1et Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/367 100 1236392 3709354 2024-11-19T16:48:38Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709354 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Florencja ich nie przyjmie, panie prezydencie!<br> {{tab}}— Jakto!<br> {{tab}}— Moja narzeczona nie chce tych pieniędzy. Zbyt wielu zbrodni były one przyczyną. Za wiele łez i krwi kosztowały.<br> {{tab}}— Jakże więc będzie!<br> {{tab}}— Pieniądze Kozmy Momingtona zostaną całkowicie obrócone na budowanie dróg i szkół w południowym Maroku i północnem Kongu.<br> {{tab}}— Prawdziwie królewski dar... Trzeba przyznać, że don Luis Perenna spłaca wspaniale długi zaciągnięte wobec ojczyzny... Anserna Liuipin.<br> {{tab}}Ożeniwszy się z Florencją Levasseur, don Luas Perenna, zamieszkał w Saint-Maclou. Jego ładnie położona willa, otoczona jest ogrodem, w którym don Luis hoduje z zapałem kwiaty. Dumą zaś jego są różne odmiany wspaniałych łubinów, skąd też; powstała nazwa willi: „Cios des lupdns“ czyli „Zagroda łubinów“.<br> {{tab}}Wiecznie młody ze swoją uroczą małżonką często odwiedzani przez licznych przyjaciół, w spokoju i ciszy pędzą żywot szczęśliwy.<br><br> {{c|KONIEC.|w=120%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b6nrefdoylmjwwotjw1ts0ehjdh61yz Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/138 100 1236393 3709358 2024-11-19T16:53:25Z Wydarty 17971 /* Bez treści */ 3709358 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Wydarty" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jtrdl4t49x5i8pkaiqnfi4oh6p95v2x Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/139 100 1236394 3709359 2024-11-19T16:55:15Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709359 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ SZÓSTY|w=120%|po=12px}} {{c|'''Ósmy tom Shakespeara'''|po=12px}} {{tab}}Pałacyk przy placu Palais-Bourbon miał dwa skrzydła, zakończone pawilonami. W jednem skrzydle mieściły się wozownie, siodlarnie, garaż i mieszkanie odźwiernego. W drugiem kredens, pralnia, kuchnia i na końcu w pawilonie mieszkanie panny Leyasseur.<br> {{tab}}To ostatnie położone było na parterze i składało się z ciemnego przedpokoju i dużego pokoju, którego główna część służyła za salon, w głębi zaś alkowa oddzielona kotarą, mieściła łóżko i toaletę. Dwa duże okna wychodziły n a plac Palais-Bourbon.<br> {{tab}}Don Luis po raz pierwszy wchodził do mieszkania panny Levasseur. I choć był bardzo zaabsorbowany ostatniemi zdarzeniami, doznał jednakże miłego wrażenia. Meble były proste bez pretensji stare fotele i krzesła mahoniowe, biurko w stylu „Empire“, bez bronzów, stolik na grubych nogach masywnych i półki z książkami, tworzyły całe umeblowanie. Lecz jasne, kolorowe firanki płócienne<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 05guci540u8uk6iz10kksnaq0oalwpt Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/264 100 1236395 3709360 2024-11-19T16:55:35Z Wydarty 17971 /* Bez treści */ 3709360 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Wydarty" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jtrdl4t49x5i8pkaiqnfi4oh6p95v2x Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/265 100 1236396 3709362 2024-11-19T16:56:59Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709362 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ TRZYNASTY|w=120%|po=12px}} {{c|'''Ten, który nienawidzi.'''|po=12px}} {{tab}}P. Demalion patrzył to na niego, to na sufit, nie rozumiejąc nic, Perenna rzekł:<br> {{tab}}— To nie złudzenie, panie prefekcie i choć tego listu nikt z góry nie rzucił, ani też w suficie niema najmniejszego otworu, tłumaczenie tego zjawiska jest bardzo proste.<br> {{tab}}Prefekt spojrzał na niego z niedowierzaniem.<br> {{tab}}— Tak, panie prefekcie, — powtórzył Perenna — bardzo proste... a zarazem niezmiernie tragiczne. Sierżancie Mazeroux, proszę odsłonić okna, żeby zrobić jaknajwięcej światła.<br> {{tab}}Podczas, kiedy Mazeroux wykonywał dany mu rozkaz, a prefekt rzucił okiem na ów czwarty list, którego zawartość zresztą nie przedstawiała znaczenia, don Luis chwycił podwójną drabinę, pozostawioną w kącie przez robotników i ustawiwszy ją na środku pokoju, wdrapał się na górę.<br> {{tab}}Siedząc na najwyższym szczeblu drabiny, znalazł się na wysokości pająka elektrycznego, zdobiącego środek sufitu.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qibx09qxq666bk84s0ogmr5xg6fakav Zęby tygrysa (1926) 0 1236397 3709366 2024-11-19T17:07:52Z Wydarty 17971 3709366 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |autor = Maurice Leblanc |tytuł = [[{{ROOTPAGENAME}}|Zęby tygrysa]] |tłumacz = anonimowy |wydawca = E. Wende |druk = Zakłady graficzne „Polska Zbrojna” |rok wydania = 1926 |miejsce wydania = Warszawa |tytuł oryginalny = ''Les Dents du tigre'' |okładka = Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu |_okładka = |strona z okładką = 1 |_strona z okładką = |strona indeksu = Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu |źródło = [[commons:File:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu|Skany na Commons]] |poprzedni = |_poprzedni = {{PoprzedniU}} |następny = {{ROOTPAGENAME}}/I |_następny = {{NastępnyU}} |licencja = {{MixPD|Maurice Leblanc|anonimowy}} |inne = {{Całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i}} }} <br> {{CentrujStart2}} <pages index="Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu" from=5 to=5 fromsection="ok001" tosection="ok001"/> <br> {{c|w=130%|{{GenLinks|20|10}}}} <br> <pages index="Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu" from=5 to=5 fromsection="ok02" tosection="ok02"/> {{CentrujKoniec2}} {{Clear}} {{ML}} [[Kategoria:Maurice Leblanc]] [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*]] [[Kategoria:Strony indeksujące]] b9vji4wr3e3hhjfbw0lbskqmn50m5s2 Kategoria:Zęby tygrysa (1926) 14 1236398 3709367 2024-11-19T17:09:02Z Wydarty 17971 3709367 wikitext text/x-wiki [[Kategoria:Maurice Leblanc]] [[Kategoria:Powieści]] [[Kategoria:Powieści detektywistyczne]] [[Kategoria:Książki zakazane w PRL]] j4xejdi1b61ccaatgog6t5k9n9uemud Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/8 100 1236399 3709374 2024-11-19T17:11:40Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709374 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>na prefekta... Musi to być zmęczenie... bo rzeczywiście dziwnie źle się czuję...<br> {{tab}}— Możebyś się czego napił na wzmocnienie!<br> {{tab}}— Nie, dziękuję... Chciałbym... chciałbym się widzieć z panem prefektem...<br> {{tab}}— Prefekt przyjdzie dopiero o piątej na zebranie.<br> {{tab}}— Właśnie, i mnie wezwał na to zebranie... Lecz, potrzebowałbym koniecznie przedtem się z nim w tej sprawie rozmówić.<br> {{tab}}Sekretarz spojrzał badawczo.<br> {{tab}}— Masz mu może jakieś ważne odkrycie do zakomunikowania?<br> {{tab}}— Tak, odkrycie niezmiernej wagi. Idzie tu bowiem o zbrodnię popełnioną przed miesiącem, a szczególnie o zapobieżenie skutkom tej zbrodni, w fermie dwóch nowych zabójstw, które się staną niechybnie tej nocy, jeśli im nie zdołamy przeszkodzić. Tak... tej nocy... niechybnie... I to tak szatańsko zorganizowane...<br> {{tab}}— Wiesz co, Yerot, usiądź i odpocznij trochę. Zanadto się tą sprawą przejmujesz...<br> {{tab}}— Być może, lecz... aż mi się straszno robi na myśl, że mógłbym się z panem prefektem rozminąć i nie uprzedzić go o tem, co się tam knuje!... Pomyślałem więc sobie, że bezpieczniej będzie, na wszelki wypadek, spisać wszystko co wiem o tej sprawie. W tej oto żółtej kopercie znajdzie pan całe sprawozdanie, a tu ma pan jeszcze pudełeczko^ w którem znajduje się przedmiot, mogący służyć jako dodatkowe wyjaśnienie.<br> {{tab}}— Czemuż ty tego nie chcesz przy sobie zatrzymać?<br> {{tab}}— Boję się, bo mnie szpiegują... Nie będę miał<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0ub3qdmyj3hhzhq8h0o61zx97w2u9aj Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/9 100 1236400 3709375 2024-11-19T17:13:25Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709375 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>chwili spokoju, dopóki kto inny, prócz mnie nie będzie znał tej tajemnicy!...<br> {{tab}}— Ależ, nie obawiaj się, Verot, prefekt niebawem nadejdzie i udzieli ci pełnomocnictwa do działania w tej sprawie i zapobieżenia dalszym zbrodniom. Tymczasem zaś radzę ci pójść do apteki i wziąć na wzmocnienie.<br> {{tab}}Inspektor zawahał się chwilę, raz jeszcze otarł pot z czoła, następnie ^trochę sztywnym krokiem skierował się ku wyjściu.<br> {{tab}}Zostawszy sam, sekretarz wsunął żółtą kopertę pomiędzy akta leżące na biurku prefekta, poczem wyszedł do swego gabinetu.<br> {{tab}}Zaledwie drzwi zamknął, kiedy od przedpokoju drzwi otwarły się ponownie i wszedł inspektor jąkając się:<br> {{tab}}— Panie sekretarzu... ja panu lepiej pokażę...<br> {{tab}}Blady był jak trup i szczękał zębami. Ujrzawszy, że w pokoju niema nikogo, chciał pójść dalej, lecz sił mu zabrakło i runął na pobliskie krzesło, jęcząc:<br> {{tab}}— Tak mi jakoś niedobrze... czyżby to była trucizna!.. Straszno mi... boję się...<br> {{tab}}Uchwycił kawałek papieru z biurka i usiłował nagryzmolić słów parę, lecz po chwili zaniechał tego, mówiąc:<br> {{tab}}— Przecież to zbyteczne, prefekt przeczyta mój list... Ale, co mi jest?... co mi się stało!..<br> {{tab}}Nagle opanował się i powstał, wołając stłumionym głosem:<br> {{tab}}— Panie sekretarzu... trzeba... trzeba koniecznie... To na tę noc... Nie nie wstrzyma!...<br> {{tab}}I, jak automat, drobnym krokiem, zwrócił się ku gabinetowi sekretarza, lecz siły go opuściły i padł na kolana. Szał przerażenia wstrząsnął nim.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> si18me1525wlntiluba388l999kf4iu 3709383 3709375 2024-11-19T17:26:39Z Wydarty 17971 3709383 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>chwili spokoju, dopóki kto inny, prócz mnie nie będzie znał tej tajemnicy!...<br> {{tab}}— Ależ, nie obawiaj się, Verot, prefekt niebawem nadejdzie i udzieli ci pełnomocnictwa do działania w tej sprawie i zapobieżenia dalszym zbrodniom. Tymczasem zaś radzę ci pójść do apteki i wziąć na wzmocnienie.<br> {{tab}}Inspektor zawahał się chwilę, raz jeszcze otarł pot z czoła, następnie ^trochę sztywnym krokiem skierował się ku wyjściu.<br> {{tab}}Zostawszy sam, sekretarz wsunął żółtą kopertę pomiędzy akta leżące na biurku prefekta, poczem wyszedł do swego gabinetu.<br> {{tab}}Zaledwie drzwi zamknął, kiedy od przedpokoju drzwi otwarły się ponownie i wszedł inspektor jąkając się:<br> {{tab}}— Panie sekretarzu... ja panu lepiej pokażę...<br> {{tab}}Blady był jak trup i szczękał zębami. Ujrzawszy, że w pokoju niema nikogo, chciał pójść dalej, lecz sił mu zabrakło i runął na pobliskie krzesło, jęcząc:<br> {{tab}}— Tak mi jakoś niedobrze... czyżby to była trucizna!.. Straszno mi... boję się...<br> {{tab}}Uchwycił kawałek papieru z biurka i usiłował nagryzmolić słów parę, lecz po chwili zaniechał tego, mówiąc:<br> {{tab}}— Przecież to zbyteczne, prefekt przeczyta mój list... Ale, co mi jest?... co mi się stało!..<br> {{tab}}Nagle opanował się i powstał, wołając stłumionym głosem:<br> {{tab}}— Panie sekretarzu... trzeba... trzeba koniecznie... To na tę noc... Nie nie wstrzyma!...<br> {{tab}}I, jak automat, drobnym krokiem, zwrócił się ku gabinetowi sekretarza, lecz siły go opuściły i padł na kolana. Szał przerażenia wstrząsnął nim.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5d5n6eze87wsjbxj0v7w7sjowudohj8 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/32 100 1236401 3709376 2024-11-19T17:16:29Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709376 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>ma stać tej nocy. Czy słyszysz mnie dobrze, Verocie?<br> {{tab}}Jeśli rozumiesz mnie, to zamknij oczy.<br> {{tab}}Yerot spuścił powieki, — może trafem tylko.<br> {{tab}}Don Luis ciągnął dalej:<br> {{tab}}— Wiemy, że odnalazłeś spadkobierców rodziny Roussel i że dwojgu z nich grozi tej nocy niebezpieczeństwo... Nie znamy jednak ich nazwiska, bo może inaczej się nazywają, nie Roussel! Musisz nam to powiedzieć. Słuchaj dobrze, Verocie: napisałeś na kartce kilka liter, które się jakby układają w sylabę „Fau...“, czy to początek nazwiska? Jakie są dalsze litery? czy B? czy C?<br> {{tab}}Lecz nic już nie poruszało się w bladej twarzy inspektora. Głowa spadła mu ciężko na piersi.<br> {{tab}}Westchnął parę razy, drgnął ostatnim dreszczem i skonał.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> trzqbwip69ybhigmbr0b96n31gu5h4s 3709398 3709376 2024-11-19T17:51:45Z Wydarty 17971 3709398 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>ma stać tej nocy. Czy słyszysz mnie dobrze, Verocie?<br> {{tab}}Jeśli rozumiesz mnie, to zamknij oczy.<br> {{tab}}Verot spuścił powieki, — może trafem tylko.<br> {{tab}}Don Luis ciągnął dalej:<br> {{tab}}— Wiemy, że odnalazłeś spadkobierców rodziny Roussel i że dwojgu z nich grozi tej nocy niebezpieczeństwo... Nie znamy jednak ich nazwiska, bo może inaczej się nazywają, nie Roussel! Musisz nam to powiedzieć. Słuchaj dobrze, Verocie: napisałeś na kartce kilka liter, które się jakby układają w sylabę „Fau...“, czy to początek nazwiska? Jakie są dalsze litery? czy B? czy C?<br> {{tab}}Lecz nic już nie poruszało się w bladej twarzy inspektora. Głowa spadła mu ciężko na piersi.<br> {{tab}}Westchnął parę razy, drgnął ostatnim dreszczem i skonał.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3ps102hpjn9fs5crmxi62veqtceypow Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/33 100 1236402 3709377 2024-11-19T17:18:21Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709377 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ DRUGI|w=120%|po=12px}} {{c|'''Człowiek mający umrzeć'''|po=12px}} {{tab}}Wydarzenia tej tragicznej sceny rozegrały się z taką szybkością, że jej świadkowie pozostali dłuższą chwilę, jakby gromem rażeni. Notarjusz przeżegnał się i ukląkł. Prefekt głęboko wzruszony wymówił półgłosem:<br> {{tab}}— Biedny Verot! był to prawdziwie sumienny i obowiązkowy człowiek i można o nim śmiało powiedzieć, że padł na posterunku. Gdyby, zamiast tu czekać na mnie, poszedł był do infirmerji, jak mu to sekretarz doradzał, możeby go byli odratowali...<br> {{tab}}— Czy miał żonę? dzieci? — zapytał z niepokojem Perenna.<br> {{tab}}— Żonę i troje dzieci — odparł prefekt.<br> {{tab}}— Ja się ich losem zajmę — zapewnił don Luis z prostotą.<br> {{tab}}Następnie, kiedy nareszcie wprowadzono doktora i p. Demalion zajął się przeniesieniem nieboszczyka do drugiego pokoju, Perenna rzekł doktorowi na stronie:<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fv0e4opkl0xeus8s3enf6y7iyiihvd6 Zęby tygrysa (1926)/I 0 1236403 3709378 2024-11-19T17:20:23Z Wydarty 17971 3709378 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |poprzedni = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu" from=7 to=32 /> {{JustowanieKoniec2}} {{ML}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|Z{{BieżącyU|2}}]] d2x9lyz6ps3rze0swpuocdmbqlf971u Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/10 100 1236404 3709380 2024-11-19T17:23:45Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709380 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>Chciał krzyczeć, ale głos uwiązł mu w gardle. Czołgając się, dotarł do ściany. Mózg jego dawał mu już niejasne pojęcie kierunku i zamiast zwrócić się w lewo, skierował się w prawo i czołgał się dalej wzdłuż ściany, macając mur jak ślepy. Po chwili natrafił na klamkę drzwi jakichś, otworzył je, wybełkotał: Ratunku!... ratunku!... i padł na podłogę pokoiku, który służył za toaletę prefektowi policji.<br> {{tab}}Wyobrażając sobie, że jest w gabinecie sekretarza, jęczał dalej: „...tej nocy... ujrzycie... ślad zębów... Okropność! Ratunku! to trucizna... ratujcie mnie... Jezus Marja!...“<br> {{tab}}Głos jego stawał się coraz słabszy. Wymówił jeszcze jak we śnie:<br> {{tab}}— Zęby... białe zęby... zamykają się...<br> {{tab}}I umilkł. Głowa spadła mu na piersi, westchnął parę razy i stracił przytomność.<br> {{tab}}Pan Demalion, który już od lat kilku zajmował wysokie stanowisko prefekta policji, był człowiekiem powszechnie cenionym i poważanym, o twarzy inteligentnej i subtelnej i postaci zlekka ociężałej, człowieka pięćdziesięcioletniego. Jego eleganckie popielate ubranie i białe kamasze, w niczem nie przypominały zwykłego urzędniczego ubioru, ruchy zaś jego były pełne wykwintnej i naturalnej swobody.<br> {{tab}}Zadzwonił i po chwili zwrócił się do wchodzącego sekretarza:<br> {{tab}}— Czy osoby, wezwane przezemnje na piątą, już przybyły!<br> {{tab}}— Tak jest, panie prefekcie, kazałem ich umieścić każdego z osobna.<br> {{tab}}— Tym razem ostrożność zbyteczna! Chociaż...<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lovl7j66fp83xa0kcx546sxqtykpnsi Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/11 100 1236405 3709382 2024-11-19T17:26:25Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709382 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>może to i lepiej. Spodziewam się, że ambasador Stanów Zjednoczonych nie fatygował się osobiście?<br> {{tab}}— Nie, panie prefekcie, zastępuje go sekretarz ambasady.<br> {{tab}}— Czy ma pan karty tych panów?<br> {{tab}}— Oto są.<br> {{tab}}Prefekt policji wziął podane sobie karty i przeczytał:<br> {{tab}}'''Archibald Brigth''', pierwszy sekretarz ambasady Stanów Zjednoczonych.<br> {{tab}}'''Mecenas Lepertuis''', notarjusz.<br> {{tab}}''Juan Caceres'', attache amabasady peruwiańskiej.<br> {{tab}}'''Major hr. d‘Astrignac''', dymisjonowany..<br> {{tab}}Piąta karta nie miała żadnych tytułów ani odznak, nosiła tylko imię i nazwisko:<br> {{tab}}'''Don Luis Perenna'''.<br> {{tab}}— Tego mam wielką chęć poznać, — rzekł p. Demalion. — Niezmiernie interesująca postać!... Czytał pan sprawozdanie „Legion etrangere“?<br> {{tab}}— Czytałem, panie prefekcie i przyznaję, że i mnie ten pan bardzo zaciekawia...<br> {{tab}}— Co to za odwaga! Nieprawdaż? Wprost jakiś bohaterski szaleniec! A przy tem to nazwisko „Arsene Lupin“, które mu nadali koledzy w uznaniu jego zdumiewającej wyższości... Wiele to czasu upłynęło od śmierci Arsene Łupin?<br> {{tab}}— Dwa lata przed wojną, panie prefekcie, znaleziono trupa jego i pani Kesselbach pod gruzami spalonego szaletu, w pobliżu Luksemburskiej granicy. Dochodzenia śledcze dowiodły, że to on udusił panią Kesselbach, której potworne zbrodnie wyszły następnie na jaw, poczem podpalił szalet i powiesił się.<br> {{tab}}— Koniec godny tak nikczemnej kreatury —<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ism9usihn39dx0ltajh3rc1v7jmp8e3 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/12 100 1236406 3709384 2024-11-19T17:28:30Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709384 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>odrzekł p. Demalion. — Co do mnie zaś, przyznać muszę, że wolę z nim nie walczyć... Ale wracając do naszej sprawy... Czy akta, tyczące się spadku po Morningtonie, są gotowe?<br> {{tab}}— Leżą na pańskiem biurku, panie prefekcie.<br> {{tab}}— A inspektor Verot czy już przybył!<br> {{tab}}— Tak jest, panie prefekcie, lecz posłałem go do apteki, żeby się tam czegoś napił na wzmocnienie, bo jakoś dziwnie źle wyglądał, robił wrażenie poważnie chorego.<br> {{tab}}— Jakto! co mu było!...<br> {{tab}}Sekretarz opowiedział w paru słowach swoja rozmowę z inspektorem Verotem.<br> {{tab}}— Mówi pan, że zostawił dla mnie list — zapytał p. Demalion zaniepokojony.<br> {{tab}}— Tak, jest tu wśród dokumentów.<br> {{tab}}— Mocno mi się to wszystko wydaje dziwnem... Verot, jako inspektor, jest pierwszej klasy urzędnikiem, inteligentny i zrównoważony, nie przejmowałby się tak bez przyczyny. Niech mi go pan tu zaraz sprowadzi, a ja tymczasem przejrzę korespondencję.<br> {{tab}}Sekretarz wrócił po chwili, mówiąc, że Verota w aptece nie było i że woźny twierdził, iż widział go wchodzącego powtórnie do gabinetu prefekta, skąd więcej nie wyszedł.<br> {{tab}}— To już zupełnie niezrozumiałe... Chyba należy przypuszczać, że go woźny nie zauważył wychodzącego powtórnie. Przecież go niema ani tu, ani u pana... Zresztą niema to znaczenia, gdyż chwilowo nie jest mi potrzebny.<br> {{tab}}Prefekt spojrzał na zegarek.<br> {{tab}}— Dziesięć po piątej, proszę uprzedzić woźnego, żeby tu wprowadził tych panów. Chociaż... —<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f0yix6rvrh5l6w2yxsime9fu6caij1t Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/13 100 1236407 3709385 2024-11-19T17:30:07Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709385 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>Tu Demalion zawahał się, patrząc na list Verota, leżący wśród dokumentów.<br> {{tab}}— Panie prefekcie, podchwycił sekretarz, myślę, że ze względu na nieobecność Verota i na to, co mi mówił, wartoby było zapoznać się z zawartością tego listu przed rozpoczęciem zebrania.<br> {{tab}}P. Demalion zastanowi! się, po chwili wziął żółtą kopertę z nagłówkiem „Cafe du Pont-Neuf“, rozciął ją szybko i wykrzyknął ze zdumieniem:<br> {{tab}}— Tego to już za wiele! — i pokazał sekretarzowi czystą ćwiartkę papieru, złożoną we czworo.<br> {{tab}}Jednakże Verot mówił mi wyraźnie, że napisał w tym liście wszystko, co o tej sprawie wiedział, zawołał sekretarz zdumiony.<br> {{tab}}— Wie pan, że gdybym nie znał oddawna inspektora Verota, tobym przypuszczał, że to żart...<br> {{tab}}— Co najwyżej roztargnienie, panie prefekcie.<br> {{tab}}— Tak... ale roztargnienie jest niedopuszczalne, kiedy idzie o życie dwóch istot. Czyż nie uprzedzał pana, że podwójne zabójstwo jest uknute na tę noc?<br> {{tab}}— Tak, panie prefekcie, na tę noc, i to w jakichś niebywałych okolicznościach, szatańsko obmyślonych.<br> {{tab}}P. Demalion. przeszedł się po pokoju w zamyśleniu.<br> {{tab}}— A to co za pakiecik z moim adresem? — rzekł wskazując na opodal stojący stolik.<br> {{tab}}— Ach, zapomniałem powiedzieć panu prefektowi, że Verot zostawił oprócz listu ten pakiecik, zawierający pudełko z jakimś przedmiotem, mającym służyć za dodatkowe wyjaśnienie do listu.<br> {{tab}}— List jego rzeczywiście ogromnie wyjaśnienia potrzebuje, — zaśmiał się p. Demalion i otworzył pakiecik.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k5dbizo7s51k7kpkpdoitez9w3jfaye Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/14 100 1236408 3709386 2024-11-19T17:31:54Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709386 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}W zwykłem, mocno zniszczonem, kartonowem pudełeczku, pomiędzy dwoma kawałkami brudnej waty, leżała tabliczka czekolady.<br> {{tab}}— Cóż to ma znaczyć? — mruknął prefekt zdumiony.<br> {{tab}}Wziął do ręki czekoladę, żeby jej się przyjrzeć bliżej i natychmiast zauważył przyczynę, która widocznie skłoniła Verota do zachowania jej. Na wierzchu i ze spodu nosiła ona wyraźny ślad zębów, zagłębionych w czekoladzie na parę milimetrów, przyczem forma i odległość każdego zęba odznaczała się jak w wosku.<br> {{tab}}— To ciekawe, — szepnął p. Demalion. Jest w tem jakaś tajemnica, której chciałbym znaleźć wątek... Ten papier czysty... i te zęby... Co to wszystko znaczy?<br> {{tab}}Nie był to jednak człowiek zdolny do tracenia czasu na odgadywanie tajemnic, które wcześniej czy później z nadejściem inspektora Verota musiały się wyjaśnić. Zwrócił się więc do sekretarza:<br> {{tab}}— Nie mogę kazać dłużej czekać tym panom, niech ich więc woźny wprowadzi. Jeśliby zaś tym czasem Verot nadszedł, proszę mnie natychmiast powiadomić. Pod żadnym jednak innym pozorem niech mi nie przeszkadzają.<br> {{tab}}W dwie minuty później wchodził do pokoju mecenas Lepertuis, gruby i czerwony jegomość, z faworytami i w okrągłych okularach. Po nim wszedł sekretarz amabasady Archibald Brigth i attache peruwiański Caceres.<br> {{tab}}P. Demalion znał już tych panów, wszczął więc z nimi zaraz ożywioną rozmowę, po chwili jednak oddalił się, żeby powitać majora d‘Astrignac, bohatera z wojny marokańskiej, którego liczne<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9nxvlqycqzex70jr06ljr9xwmt11zj8 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/15 100 1236409 3709388 2024-11-19T17:33:36Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709388 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>i chwalebne rany, zdobyte na polu walki, zmusiły do przedwczesnego opuszczenia armji czynnej.<br> {{tab}}Tymczasem drzwi otworzyły się raz jeszcze.<br> {{tab}}— Don Luis Perenna, nieprawdaż! — zapytał prefekt — podając rękę nowo przybyłemu.<br> {{tab}}Był to człowiek średniego w zrostu o {{Korekta|powierzchności|powierzchowności}} uderzająco młodej, któremu lat trudno byłoby dać więcej niż czterdzieści, gdyby nie para nieznacznych zmarszczek na twarzy i skroniach pozwalających domyślać się kilku lat więcej. Odznaczony był medalem wojskowym i Legją honorową...<br> {{tab}}— Tak jest, panie prefekcie, — skłonił się wytwornie.<br> {{tab}}— Ależ to Perenna! jeśli mnie oczy nie mylą, — zawołał major d’Astrignac. Jesteś więc jeszcze na tym świecie!<br> {{tab}}— Do usług panie majorze, i niezmiernie się cieszę, że pana widzę!<br> {{tab}}— Perenna żyw i zdrów! Ależ o tobie nie miano już żadnych wieści w Maroku, kiedy stamtąd wyjeżdżałem. Przypuszczano już, że nie żyjesz.<br> {{tab}}— Byłem tylko w niewoli.<br> {{tab}}— W niewoli marokańskiej! to prawie to samo co śmierć.<br> {{tab}}— Nie zupełnie panie majorze, czego jestem żywym dowodem. Z niewoli można czasem umknąć!...<br> {{tab}}Prefekt przypatrywał się z mimowolną sympatją tej energicznej postaci o uśmiechniętym wyrazie twarzy i oczach szczerych i stanowczych, o cerze bronzowej, jakby wypalonej ogniem południowego słońca.<br> {{tab}}Następnie dał znak obecnym, żeby zajęli miej-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> irygwa2i3qsbiifrsjmpy79nf4w4wki Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/36 100 1236410 3709415 2024-11-19T18:49:30Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709415 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>ale całego świata pod względem socyalnym, politycznym i moralnym. Rybińskiemu przypomniało się, że przez kilka dni był naczelnym wodzem, że doprowadził wojsko polskie do granicy pruskiéj, a ponieważ na tym jego czynie powstanie się skończyło i nie obrano żadnego innego wodza, uważał siebie za głowę narodu. Zebrał więc partyą koło siebie, wydał proklamacyą do emigrantów we Francyi i Anglii, tworzył nową armią, rozdawał ordery i rozkazy, słowem bawił się w naczelnego wodza.<br> {{tab}}Wśród takich warunków nie można się dziwić, że Marceli Motty, który przyjechał do Paryża, nie aby się bawić w politykę, lecz aby się uczyć, patrzeć, zbierać, czuł się obcym w kołach wychodźtwa. Nie stroniąc więc od emigracyi, nie zasymilował się z nią i szedł swoim własnym torem. Ale to samo robili także i inni wówczas w Paryżu mieszkający Polacy n.&nbsp;p. Chopin cofnął się prawie zupełnie od towarzystwa polskiego i bardzo mało się z niem znosił. Z artystów odwiedził Marceli Norwida, którego nazywa {{Rozstrzelony|petit homme bossu avec une mine peu liant}}e, lecz znajomość skończyła się na pierwszéj wizycie. Bliżéj zapoznał się z braćmi Oleszczyńskimi, rzeźbiarzem i rytownikiem. Starszy, Aleksander, jest autorem dość rozpowszechnionéj {{Rozstrzelony|etude academiqu}}e, przedstawiającéj nagiego mężczyznę, piłującego drzewo; prócz tego wydał on {{Rozstrzelony|Wspomnienia o Polakac}}h, {{Rozstrzelony|co słynęli w odległych i obcych krajac}}h, {{Rozstrzelony|część I}} (więcéj nie wyszło) z 45 {{Rozstrzelony|rycinami na stal}}i. Paryż, 1843. Młodszy, Władysław, znany jest w Poznaniu jako twórca pomnika Mickiewicza przy kościele święto-marcińskim. Władysław ofiarował się zrobić medalion Marcelego, lecz nie wiemy, czy go wykonał. Zapoznawszy się z malarzem Bandurskim, wysłał jego obrazki do Poznania, chcąc przez sprzedaż ich pomódz początkującemu i nieświetnych stosunkach żyjącemu artyście. Bandurski zrobił jego portret, który posłał do Poznania.<br> {{tab}}Poprzyjaźnił się także z Antonim Szymańskim z Warszawy. Szymański jako akademik poszedł do powstania i służył w piątym pułku strzelców. {{pp|Przyjechaw|szy}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> megkrjoeccx5hxngrthfe7go02if0td Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/54 100 1236411 3709416 2024-11-19T18:57:07Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ — 3709416 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Ale zamiary, przed, chorobą Romcia powzięte, rozwiały się bez śladu; gdyby jej teraz wspomniał kto o nich, krzyknęłaby zgorszona:<br> {{tab}}— Ja mam rzucić te dzieci? ja?.. prędzej umrę!<br> {{tab}}Przysięgła sobie, iż ich nie rzuci, nie odda ludziom obcym, „żeby tam nie wiem co!“ Po tej przysiędze miała jedną troskę tylko: do czego się wziąć, by w wielkiem mieście wyżyć można było? jaką pracą, jakim mozołem, chociażby najcięższym, dziecinom dopomódz? Aż tu pewnego dnia rada dobra przyszła, i to wypadkiem. Romuś jeszcze leżał, Tecia porządkowała szufladę, w której były książki, a później torebkę. Jakieś okruchy wysypały się na stół. Dziewczynka zebrała je i podniosła do ust.<br> {{tab}}— Cóż to, panieneczko, głodna jesteś? — zawołała Maciejowa i przykro jej się zrobiło. Wszak opuściła zupełnie tę biedaczkę, oddana Romciowi.<br> {{tab}}— Głodna? nie, bynajmniej. Ale to było dobre ciasteczko, bardzo dobre. Miałam wtedy dziesiątkę od wuja i kupiłam dwa takie ciasteczka na drugie śniadanie.<br> {{tab}}— W szkole, Teciuniu?<br> {{tab}}— Tak, na pensyi. Przychodzi tam kobieta<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o57oh4rdkzk0sxbzlsjyq5abnbbcysg Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/37 100 1236412 3709418 2024-11-19T19:01:15Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709418 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{pk|Przyjechaw|szy}} do Francyi, dokończył studyów prawniczych w Marsylii i Paryżu i objął urząd w prefekturze policyi. Czas wolny od urzędowania poświęcał studyom historycznym. Marceli Motty nazywa {{Rozstrzelony|go zacny}}m, {{Rozstrzelony|rozsądny}}m, {{Rozstrzelony|w historyi i prawie polskim biegłym}} i jako takiego polecił Poplińskiemu do „Orędownika“. Szymański ożenił się późniéj z Irlandką i przed kilku laty odwiedził swego paryskiego przyjaciela w Poznaniu, jadąc do Galicyi, gdzie zamyślał przepędzić ostatnie lata swego życia. Przez Szymańskiego został wprowadzony do domu z Tańskich Hoffmanowéj. Znał ją zapewne już poprzednio z opowiadania, ponieważ, uchodząc w roku 1831 z Warszawy, bawiła dłuższy czas w Księstwie i myślała nawet o założeniu pensyi żeńskiéj w Poznaniu. „Pani Hoffmann au phisique jest mała, garbata osóbka, która dawniéj mogła być nawet ładna, teraz zaś jest jeszcze niewymownie zajmująca i łagodna; w rozmowie z nią i w jéj towarzystwie okazuje się od razu taż sama przyjemność i łagodność, taż sama szczerość i otwartość czystego serca, która znamionuje jéj pisma. Jest to w istocie wzór dobréj Polki, cała piękna strona kobiecości bez jéj słabości i przywar. Każdy, kto tę osobę, choć raz tylko zobaczy, choć się z nią choć w krótką wda rozmowę, musi ją zaraz polubić i uszanować, bo wszystkie zalety patrzą jéj niejako z ócz, tętnią w każdem jéj słowie.“ Marceli polubił dom Hoffmannów, w którym się zbierało co czwartek dobrane towarzystwo.<br> {{tab}}Słowackiego poznał w restauracyi klubu polskiego za pośrednictwem Teodora Morawskiego i po sześciu latach odnowił z nim znajomość w Poznaniu. Bywał także u dr. Raciborskiego, cieszącego się w Paryżu dość znaczną praktykę lekarską, u paleografa Jastrzębskiego, kapitana Tańskiego, współredaktora „Journal des Débats“, u autora Wernyhory Michała Czajkowskiego, Ordęgi i wielu innych. Nieraz pośredniczył między literatami paryskimi a Poplińskim jako redaktorem „Orędownika“.<br> {{tab}}Raczéj przypadkiem niż umyślnie zajął Marceli Motty nieprzyjazne stanowisko względem towianizmu, a tem samem i Mickiewicza. Rok 1842, w którym przybył do Paryża, był chwilą największego rozkwitu {{pp|mes|syanizmu}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1raxtzbt86gz7vnwc6aig1z66zhz2nw Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/55 100 1236413 3709420 2024-11-19T19:05:57Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ — 3709420 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>z koszami, pełnemi różnych dobrych rzeczy, panienki kupują, niejedna codzień, która bogatsza, inne — czasami. Ale przełożona nie lubi tej kobiety; gniewa się, że ciastka przynosi nieświeże, wreszcie z przedpokoju zginął pasek, służba ją posądza. Kiedy cenzury nam rozdawano, przyszła, ale nie wpuszczono jej nawet do sieni.<br> {{tab}}— Teciu, panienko złota!<br> {{tab}}— Mówią, że dawniej przychodziła inna, przez cztery czy pięć lat bywała codzień. Starsze panienki nie mogą się nachwalić! — sama piekła ciastka, pierniki, pączki, i Bóg wie jakie rozmaitości wyrabiała, a potem gdzieś daleko się wyniosła, i już drugiej takiej nie było.<br> {{tab}}— Jezu! — krzyknęła Maciejowa wielkim głosem.<br> {{tab}}Stało się z nią coś nadzwyczajnego. Gdy wspomni tę chwilę, płacze za każdym razem; wówczas płakała i śmiała się naprzemian.<br> {{tab}}Dzieci patrzyły również wystraszone, zaczęły płakać. Całowała to jedno, to drugie, powtarzając:<br> {{tab}}— Matko Najświętsza! teraz dopomóż mi, naucz,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r7anmkaogbebpck16putqxhm4k8s10y Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/56 100 1236414 3709422 2024-11-19T19:07:00Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ — 3709422 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>prowadź! O, moje robaczki, skończyła się nasza bieda, o, mój złoty pan! dopieroż się ucieszy!<br> {{tab}}To znów składała ręce i wołała:<br> {{tab}}— Ach, Boże, Boże! ach, Jezu!<br> {{tab}}Długo nie mogła ochłonąć, uspokoić się, wreszcie umilkła. Nawiedzały ją rozmaite myśli, odbiegła pewność siebie. Zwątpiła teraz.<br> {{tab}}— Nie, nie! to w żaden sposób udać się nie może! Gdyby łatwem było, ileż kobiet wyciągnęłoby ręce po ten chleb. Wszak tutaj w mieście nie brakuje takich, które chcą pracować, bo cóż milszego nad zarobek z uczciwej pracy?<br> {{tab}}Spojrzawszy na dzieci, czuła się gotową iść przebojem, byle zdobyć dla tych sierotek drogich to, co im potrzebne. Nie wiedząc, w którą stronę się obrócić, postanowiła szukać wskazówek u osób mądrzejszych, z Warszawą obytych i doświadczonych.<br> {{tab}}Zna ich tak mało — chyba w sklepiku pytać będzie. Wziąwszy koszyczek, poszła. Bułki się przydadzą, o bułki się zamówi, bo jakże bez żadnego interesu do sklepikarki wejść, a jeszcze swojemi sprawami głowę jej zaprzątać.<br> {{tab}}Wszedłszy, chciała się cofnąć; tyle tam było ko-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rq9gxtoc86fjfxi3xf1tlsl5o77tpjx Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/38 100 1236415 3709425 2024-11-19T19:08:27Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709425 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{pk|mes|syanizmu}}. W Księstwie wtedy o Towiańskim głuche i nie pewne krążyły wieści. Dla tego, kiedy w kilka dni po przyjeździe Marcelego do Paryża, Mickiewicz zaprosił wszystkich rodaków do swego mieszkania przy rue d'Amsterdam l. 44, w którem miał przemawiać Towiański, powodowany ciekawością, poszedł na to zebranie w towarzystwie Siegfrieda, Sokolnickiego, Galicyanina Kunaszowskiego i Kalinkowskiego z Królestwa. Przebieg tego zebrania opowiada Marceli Motty w następujący sposób:<br> {{tab}}„Już w mieszkaniu Mickiewicza upatrywali Towiańszczycy przepowiednią, znajdując w nazwie ulicy wyraz {{Rozstrzelony|dam ster dam}} i przypominając z improwizacyi {{Rozstrzelony|a imię jego czterdzieści i czter}}y! Wszedłszy na pierwsze piętro do dość dużego pokoju, zastaliśmy już liczne towarzystwo; zebrało się tam, ile sobie przypomnieć mogę, około czterdziestu osób, których naturalnie wtedy nie znałem. Wszyscy stali cicho; Mickiewicz chodził z miejsca na miejsce milcząc, lecz na twarzy jego widać było pewien niepokój. Krótko po nas weszła innemi drzwiami pani Mickiewiczowa, młoda wtenczas, wysmukła, widocznie nerwowo-rozdraźniona, a z nią jakaś niewielka, niepokaźna osóbka; powiadano mi potem, że to panna Dejbel, Litwinka rodem. Wtedy ustawił nas Mickiewicz w dwa rzędy, na lewo i na prawo, tak iż między nami został wolny ganek; poczem, wstąpiwszy do przyległego pokoju, wrócił po chwili z człowiekiem średniego wzrostu i średniéj tuszy, w długim brązowym surducie, do góry zapiętym, z białą wysoką chustką na szyi. Ubiór cały był bardzo świeży; postać i głowa z siwiejącym włosem robiły wrażenie postaci i głowy poważnego i łagodnego księdza i przyznać muszę, iż miały w sobie coś miłego i uszanowanie wzbudzającego. Tak nam się przedstawił pan Andrzej Towiański.“<br> {{tab}}„Stanął tyłem do okien, pomiędzy naszemi dwoma rzędami, i zaczął prawić. Miał głos dźwięczny i działający na nerwy, talent wykładu oratorskiego; mówił spokojnie i cicho, lecz czasami głośniéj, coraz głośniéj, tak iż wreszcie krzyczał niemal, poczerwieniał na twarzy i machał rękami. Płynęło wszystko gładko i bez przerwy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2rwtdrjv52mzhe2id0tgkl0bdtfqtu1 Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/57 100 1236416 3709436 2024-11-19T19:11:03Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ — 3709436 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>biet!.. sługi, dorożkarka z drugiego podwórka, i dwie stróżowe. Przypomniała sobie o bułkach i została, a nawet umyśliła, wobec wszystkich zebranych tutaj niewiast pytanie swoje postawić. Niech każda szczerze i otwarcie powie, czy wypiek ciasta domowego, wiejskich pierników, pączków i obwarzanków opłaciłby się tutaj, gdyby je, jak panienka zapewnia, całemi koszami rozkupywano codzień?<br> {{tab}}Miała też za swoje!<br> {{tab}}Taki hałas powstał, że, zdaleka patrząc, można było sądzić, że przyjdzie do bitwy. Ile kobiet, tyle zdań się okazało, tyle zdań najsprzeczniejszych.<br> {{tab}}Sklepikarka, otyła, ciężka jejmość, była bardzo przeciwną. Nie warto ryzykować, teraz nic się nie wiedzie, złe czasy nastały, nie wiedzie się nikomu. Mnóstwo ludzi z całego świata się zwlokło, jedni drugim chleb od ust zabierają, rozbój prawdziwy... Każdy chce żyć z handlu, każdy chce sprzedawać, a przez to wszyscy biedę klepią...<br> {{tab}}— Stracisz pani — mówiła — stracisz napewno! Albo to źle ci jest? Siedzisz jak u Pana Boga za piecem, masz honor swój, bo nawet w bramie napi-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 949hhk4vy55hide1tzoz4mv7du8fdou Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/58 100 1236417 3709437 2024-11-19T19:12:12Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ — 3709437 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>sane, że z własnych funduszów. Niby hrabina! aż miło taką być, chociażby rok przed śmiercią.<br> {{tab}}— Zachciało się pani z koszami po ulicy ganiać? — pytała stróżka. — To dziadowski chleb całkiem, jak gdyby człowiek chodził i żebrał; jeszcze ile razy do bramy nie wpuszczą, bo gospodarz tak każe, a kto służy — słuchać musi.<br> {{tab}}— A panienka wasza, — wtrąciła jedna ze służących, wyświeżona jak na odpust — panienka, grzeczna bardzo, naje się wstydu. Żartować z niej będą, palcami wytykać. Że dochód jest, wiadomo, jaki taki zysk się okroi, ale dziecka przecież szkoda. Pośmiewiskiem będzie, możesz mi pani uwierzyć. Nadokuczają jej, naurągają więcej, niż wart głupi zarobek.<br> {{tab}}Maciejowa wyszła ze sklepiku jeszcze bardziej ciemna, niż przedtem. Niby źle, niby dobrze, ależ chyba dobrze...<br> {{tab}}— Dobrze! — wykrzyknęła sama do siebie, już na ulicy.<br> {{tab}}— A dobrze! — powtórzył za nią jakiś głos.<br> {{tab}}Odwróciła głowę.<br> {{tab}}To dorożkarka, która prawie jednocześnie z nią<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ddyyvmmj3ltaikgfycfkt7zcfmevcxh Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/59 100 1236418 3709439 2024-11-19T19:13:26Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ — 3709439 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>opuściła sklepik, i wracała z małem dzieckiem do domu, niosąc chleb, odrobinę kawy i cukier.<br> {{tab}}— Nieprawdaż, moja pani? — zawołała kobieta, ucieszona bardzo. — Ja i sama widzę, ale niech ci Pan Bóg da zdrowie, że tak mówisz.<br> {{tab}}— Kto by ich słuchał! Sklepikarka nawet nie tutejsza, trzy czy cztery lata mieszka w Warszawie dopiero, skąd jej o wszystkiem sądzić? A te dziewuchy... Naje się każda, troski nie ma, myśli tylko o kapeluszu i o sukniach. Jakiś tam wstyd dla panienki waszej ma niby wyjść z tego, niech będą uczciwie zapracowane pieniądze, reszta — bajki!<br> {{tab}}Tu ona, Maciejowa, przerwała mówiącej.<br> {{tab}}— Nie, moja pani! Jeśli panienka ma urągowisko znosić, niechbym lepiej dała wszystkiemu pokój; o panienkę mi idzie, o jej honor. Może te dziewki wiedzą? W domach pańskich służą, słyszą nie jedno, może patrzą jaśniej, niż człowiek prosty.<br> {{tab}}— Gdzie zaś! toć i ja służyłam — ze służby mnie „mój“ wziął. Jestem matka dzieciom, biedę przeszłam, niech pani mojej rady posłucha; im pstro w głowie. Ale znów, jeżeli panienka ambitna...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fk4md6aemygd526b0ejpmzbq9yko3yg Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/60 100 1236419 3709441 2024-11-19T19:14:53Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ — 3709441 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Musi być!.. Już ja w tem, żeby ambitną była.<br> {{tab}}Dorożkarka, zdziwiona rzetelnie, pokręciła głową.<br> {{tab}}— Ano, to nie wiem! — odezwała się po chwili — chciałam szczerze radzić...<br> {{tab}}— Nie we wszystkiem radzić można; trzebaby do dna przejrzeć.<br> {{tab}}— Może i prawda. Niech więc sama pani obmyśli, kiedy tak, a gdy do czego przyjdzie, proszę pamiętać, że matkę mam; jeszcze bardzo raźna, choć stara, przyda się. W piecu napali, dopilnuje, albo też w domu wyręczy. Dawniej, kiedy była młodszą, handlowała ciastkami i piernikami, zna się, co po czemu może być. Nawet szło jej nie źle, żyła przecież i parę rubli dotąd ma, na wypadek choroby. Ale matka brała z piekarni ciasto gotowe; kto chce sam przyrządzać, musi kupić jak najtaniej, hurtem, jaja, mąkę, masło; inaczej ani grosza nie zarobi, nawet szkoda czasu. Dobrze też owoc, jaki się zdarzy mieć, powideł naszykować i konfitur; dla odmiany przyda się wszystko.,<br> {{tab}}Maciejowa słuchała i rozważała sobie: to po myśli, tamto po myśli — gdyby jeszcze jedno!.. Trzeba<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> shxmwfvcjzr3jesowmkj36iuchvf6x2 Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/61 100 1236420 3709442 2024-11-19T19:16:24Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ — 3709442 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>nie od kształtu {{Korekta|głowe|głowę}} mieć, na wszystkie strony przemedytować; bez pana to się nie obejdzie. On ma rozum i honor swój pański, a kocha panienkę i przecież jest krewnym, jest opiekunem.<br> {{tab}}Stuknęła się palcem w czoło.<br> {{tab}}— Próżno czas tracę, nie bałamucić tylko robić. Matka dorożkarki zostanie przy dzieciach, ja pojadę do pana, przywiozę od niego radę dobrą, i co potrzebne zakupię.<br> {{tab}}W dwa tygodnie potem, pierwszy kosz obwarzanków lekkich, świeżutkich, pachnących migdałami i wanilią, ukazał się na pensyi. Maciejowa zapamięta ten dzień na całe życie. Szła z nieśmiałością: myślała, że stróż ją odpędzi zaraz z bramy, nie wpuści na górę; gdy puścił — nowy strach... Jak-że tam wejść bez pytania, bez opowiedzenia. Jeszcze pomyślą, że przyszła co ściągnąć, posądzą, jak tamtę, co może Bogu ducha winna!..<br> {{tab}}Przeżegnała się do trzech razy i weszła. Obstąpiły ją panienki...<br> {{tab}}W kwadrans wywijając koszem zupełnie próżnym,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rwbgwa56329sm4edwxrmh93p058dch1 Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/39 100 1236421 3709445 2024-11-19T19:18:37Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709445 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>z ust jego, ale, słuchając go z natężeniem, spostrzegłem że, uwikławszy się w zdaniu jakiem, nie kończył go, przeskakując do innego bez przerwania toku.“<br> {{tab}}„Co do rzeczy zaś, o których prawił, tego w całości nie skleję. Były to, ile pamiętam, jakieś dziwne fantazye religijne, filozoficzne, historyczne, o nieustannem i bezpośredniem działaniu Boga na świat, o kolumnach białych i czarnych duchów, które, ciążąc niewidzialnie na ludziach, ciągną ich bezwiednie do dobrego lub złego i które modlitwą zbliżyć do siebie lub oddalić trzeba; daléj o przeznaczeniu narodu żydowskiego, francuskiego i polskiego, które zbawić mają ludzkość i doprowadzić ją do jedności i doskonałości w wierze i duchu. Szczególnie naród polski, który najwięcéj wycierpiał, będzie owym wybranym przodownikiem, jeżeli pójdzie za głosem mistrza, którego Bóg zesłał, aby go rozbudzić i poprowadzić drogą przeznaczeń.“<br> {{tab}}„Tem ile pamiętam, główne myśli tonęły w nawale niejasnych, mistycznych, poetycznych i zagmatwanych sentencyi i obrazów; dość, że przy końcu byłem tem wszystkiem tak oszołomiony, zwłaszcza że koło mnie dziwne działy się rzeczy. Mickiewicz, który tuż przy {{Rozstrzelony|mistrz}}u, jak go potem nazywano, stał wyprężony z założonemi na tył rękami, głową do góry podniesioną, wzdychał głęboko i głośno; większa część przytomnych była przejętą silnem wzruszeniem lub zapałem; doktor Bońkowski płakał jak dziecko, Kołysko, wielki pan litewski i jeden z dawniejszych lwów warszawskich, zemdlał zupełnie, a wreszcie pani Mickiewiczowa i panna Dejbel padły do nóg Towiańskiego, jęcząc i łzami zalane.“<br> {{tab}}Scena ta dziwne wrażenie zrobiła na Marcelim Mottym. Nie mógł pojąć szału i zachwytu, jaki ogarnął zgromadzonych po przemowie Towiańskiego. Mimowoli pytał się siebie, kto tu jest przy zdrowych zmysłach, a kto postradał rozum: czy ci, którzy korzyli się przed fantazyami litewskiego proroka, czy on, który widział w tem wszystkiem objawy chorobliwego umysłu. Skeptycyzm jego podzielał tylko jeden z towarzyszów t.&nbsp;j. Sokolnicki. Trzéj inni zrazu milczeli, niebawem jednakże zaciągnęli się w szeregi {{pp|Towiań|szczyków}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3db71jixccxio9lnqfbp1keb8vojlms Strona:PL K Szaniawska Na pensyi.djvu/62 100 1236422 3709449 2024-11-19T19:25:23Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ — 3709449 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>biegła do domu taka szczęśliwa, jak gdyby cały świat należał do niej.<br> <br>{{---}}<br><section begin="X"/><section end="X"/> {{c|IV.|po=1em}} {{tab}}Z modlitwą na ustach, niby pieczęcią wspomnień złych i dobrych, pogodnych i smutnych, blada kobieta, minąwszy podwórze, zniknęła w sieniach oficyny bardzo wysokiej, lecz za to bardzo wązkiej.<br> {{tab}}U drzwi mieszkania, na parterze, powitał ją głos dziecięcy, wesoły, pieszczotliwy.<br> {{tab}}— Złota Maciejka! moja złota!<br> {{tab}}Następnie pocałunek, za nim drugi, trzeci, i skarga tak żałosna, jak gdyby ten, kto ją wypowiadał, był naprawdę godną politowania osobą.<br> {{tab}}— Jestem głodny, bardzo głodny, strasznie! Jeśli mi nic dobrego do ust nie wpadnie — umrę.<br> {{tab}}Skarga, chociaż zakończona śmiechem, poruszyła „Maciejkę“. Zaczęła się krzątać żywo i gderać.<br> {{tab}}— Przecież z sobą nie wzięłam. Mógł panicz<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b92svbxd549jklhbe80ndingziwotmk Na pensyi/III 0 1236423 3709451 2024-11-19T19:26:29Z Seboloidus 27417 nowa strona 3709451 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="PL K Szaniawska Na pensyi.djvu" from=41 fromsection="X" to=62 tosection="X" /> {{JustowanieKoniec2}} {{ML}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|N{{BieżącyU|2}}]] 296q7kdcm22oc33cw878j1fnuens8lm Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/40 100 1236424 3709452 2024-11-19T19:26:39Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709452 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{pk|Towiań|szczyków}}. Pisząc w kilka dni potem list do Macieja Mielżyńskiego (nie do rodziców, jak czytamy w Przechadzkach po mieście, tom III), zdał sprawę z wrażenia, jakie na nim zrobił Towiański. Powtórzymy tu jego charakterystykę Towiańskiego jako ważny dokument współczesnego i naocznego świadka.<br> {{tab}}„Pytasz się mnie o Towiańskiego? Jestże to jeden z tych mężów, których Opatrzność zsyła narodowi w wielkich epokach miłosierdzia swego? Nie wiem. Jestli on narzędziem urojonéj myśli, która go całkiem opanowała? To mi się zdaje do prawdy najpodobniejsze. Bądź jak chcesz, to pewna, iż Towiański dopiero przed kilku miesiącami zaczął nauczać, a pełno już w Paryżu wieści jak najrozmaitszych i powiastek o nim i jego adeptach. Każdy sądzi i mówi o nim podług stronnictwa, do którego należy: ja Ci bezstronnie w kilku słowach wyłuszczę jego zasadę, widziałem go bowiem raz i słyszałem, znam się z kilku uczniami jego, a stojąc na zewnątrz wszystkich partyi tutejszych, nie będąc człowiekiem exaltacyi, patrzę się z zimną rozwagą na wszystko. Towiański jest w rzeczy saméj zjawiskiem nadzwyczajnem, wywiera wpływ magiczny na tych, co go otaczają. Jakoby miał być posłannikiem rosyjskim, jest to powiastka, jakich dużo natworzono w emigracyi. Thiers sam, który go widział, powiedział o nim: „Certainement ce n'est pas un agent russe; c'est un homme très distingué, il a fait une grande impression sur moi, mais je crois, que c'est tout simplement du patriotisme maladif“. Lecz Thiers nie mógł go, zdaje się, zupełnie trafnie osądzić, nie znając ducha narodu, jego moralnego usposobienia i stosunków różnorodnych, w których się znajduje“.<br> {{tab}}„Osoba Towiańskiego jest poważna i miła, mówi szybko i płynnie i z niezmienionym zapałem, przechodzącym częstokroć wszelką miarę i wszelką granicę. Pociągnął swemi słowy i swoją nauką wielką liczbę ludzi znakomitych najróżniejszych stronnictw, wyznań i opinii, osobliwie ludzi uczuciowych; zasadą bowiem jego w postępowaniu na zewnątrz jest działać na uczucie, nie na rozum i rozbudzać egzaltacyą. Wszystkich, którzy się koło niego skupili, tak silnie umiał<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pcyuf9auyki6nkns8txcuqgsev6jvf5 Strona:PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu/331 100 1236425 3709463 2024-11-19T19:48:12Z Wrześniowy 37804 /* Przepisana */ — 3709463 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wrześniowy" />{{c|327{{---|przed=-.3em|po=2em}}}}</noinclude>{{c|w=110%|po=1em|ROZDZIAŁ XII.}} {{f|align=justify|lewy=auto|prawy=auto|last=center|style=max-width:85%;font-style: italic;|przed=1.3em|Jako gdy już kto uchodząc zbytków wyżej napisanych, a imie się cnót, to jest prawdy i stałości i innych, tedy mu już do tego przyjaciela trzeba, a tu będzie nauka i jako gi poznać, i jako się przeciw jemu zachować.}} {{tab}}A gdy już z łaski pańskiej poczciwy człowiek tak się obaczy, iż będzie umiał w sobie zbytki pokarać, a cnotami się zdobić, tedy mu już nawięcej do tego przyjaciela potrzeba, z kimby się bezpiecznie o tem i namówić, i co niepotrzebnego w sobie uskromić, i czasów wesołych a żywota pomiernego a nadobnie na wszem ozdobnego i bezpiecznego użyć. Albowiem kto tego nie ma, już wiele niema, a jest jako malowany obraz jaki na ścianie, co na wszytki patrzy, a z żadnym nie mówi, albo jako on żubr odyniec, co go od siebie stado wybije, iż jedno sam pustopas chodzi, a żadnego spółku z innemi zwierzęty nie używa. Albowiem która może być wdzięczniejsza rzecz, jako miły przyjaciel, który już wszystko a wszystko społu z sobą niesie, i smutek, i wesele, i szczęście, i przygody, także złe i dobre, i<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> t3h1449jmfywtgby4vrvmbej1tnqprz Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/165 100 1236426 3709464 2024-11-19T19:48:21Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709464 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude><br>{{---}}<br>{{c|Lekcya X.|b|w=200%|po=0.3em}} {{c|Wtorek, 9. lutego 1841.}} {{---|30}} {{f|{{Wcięcie wiszące|30|px|Przyczyny różnego ukształcenia się kronikarstwa średniowiecznego w Słowiańszczyźnie. — Duchowieństwo ruskie i duchowieństwo polskie. Św. Wojciech. Hymn ''Bogarodzica''. — Nestora ''Powieść dawnych lat''. — Gallusa ''opowiadanie dziejów Krzywoustego''. — Bliskocześni kronikarze niemieccy i czescy. ''Dytmar'' Mersburski. ''Kozmas'' Pragski. — Co są dyalekty. — Mowa słowiańska składa się raczej z języków, niżeli z dyalektów. — Różnica języka od dyalektu. — Przyczyny wzrostu i upadku języka.}}|w=85%|przed=1.5em}} {{tab}}Różnice, znamionujące państwa, na które rozłamał się ród słowiański, ukazują się w pomnikach historycznych, w duchu i formie kronik tamtoczesnych. Pod jakim wpływem wyrabiał się charakter tych oddzielnych części, tego właśnie będziemy dochodzili.<br> {{tab}}Widzieliśmy już, jakie okoliczności towarzyszyły zaprowadzeniu wiary chrześcijańskiej w krajach Rusi normandzkiej i Polski. Żeby uzupełnić tę historyę chrystyanizmu, wypada jeszcze powiedzieć o niektórych modyfikacyach, jakim dogmat sam i karność kościelna musiały uledz w tych społeczeństwach.<br> {{tab}}Książęta normandzcy, panujący nad Rusią, przyjąwszy sami dobrowolnie, a poddanym swoim narzuciwszy religię chrześcijańską obrządku wschodniego, wzięli niejako górę nad Kościołem narodowym i ciągle<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m64jdeluhnizgx1afvph16fc15vphqe 3709497 3709464 2024-11-19T20:04:54Z Vearthy 3020 drobne redakcyjne 3709497 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|Lekcya X.|b|w=200%|po=0.3em}} {{c|Wtorek, 9. lutego 1841.}} {{---|30}} {{f|{{Wcięcie wiszące|30|px|Przyczyny różnego ukształcenia się kronikarstwa średniowiecznego w Słowiańszczyźnie. — Duchowieństwo ruskie i duchowieństwo polskie. Św. Wojciech. Hymn ''Bogarodzica''. — Nestora ''Powieść dawnych lat''. — Gallusa ''opowiadanie dziejów Krzywoustego''. — Bliskocześni kronikarze niemieccy i czescy. ''Dytmar'' Mersburski. ''Kozmas'' Pragski. — Co są dyalekty. — Mowa słowiańska składa się raczej z języków, niżeli z dyalektów. — Różnica języka od dyalektu. — Przyczyny wzrostu i upadku języka.}}|w=85%|przed=1.5em}} {{tab}}Różnice, znamionujące państwa, na które rozłamał się ród słowiański, ukazują się w pomnikach historycznych, w duchu i formie kronik tamtoczesnych. Pod jakim wpływem wyrabiał się charakter tych oddzielnych części, tego właśnie będziemy dochodzili.<br> {{tab}}Widzieliśmy już, jakie okoliczności towarzyszyły zaprowadzeniu wiary chrześcijańskiej w krajach Rusi normandzkiej i Polski. Żeby uzupełnić tę historyę chrystyanizmu, wypada jeszcze powiedzieć o niektórych modyfikacyach, jakim dogmat sam i karność kościelna musiały uledz w tych społeczeństwach.<br> {{tab}}Książęta normandzcy, panujący nad Rusią, przyjąwszy sami dobrowolnie, a poddanym swoim narzuciwszy religię chrześcijańską obrządku wschodniego, wzięli niejako górę nad Kościołem narodowym i ciągle<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fibjfdh5o7wosb6y8zo5zkk96u9iv3o 3709498 3709497 2024-11-19T20:05:04Z Vearthy 3020 3709498 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|Lekcya XIII.|b|w=200%|po=0.3em}} {{c|Wtorek, 9. lutego 1841.}} {{---|30}} {{f|{{Wcięcie wiszące|30|px|Przyczyny różnego ukształcenia się kronikarstwa średniowiecznego w Słowiańszczyźnie. — Duchowieństwo ruskie i duchowieństwo polskie. Św. Wojciech. Hymn ''Bogarodzica''. — Nestora ''Powieść dawnych lat''. — Gallusa ''opowiadanie dziejów Krzywoustego''. — Bliskocześni kronikarze niemieccy i czescy. ''Dytmar'' Mersburski. ''Kozmas'' Pragski. — Co są dyalekty. — Mowa słowiańska składa się raczej z języków, niżeli z dyalektów. — Różnica języka od dyalektu. — Przyczyny wzrostu i upadku języka.}}|w=85%|przed=1.5em}} {{tab}}Różnice, znamionujące państwa, na które rozłamał się ród słowiański, ukazują się w pomnikach historycznych, w duchu i formie kronik tamtoczesnych. Pod jakim wpływem wyrabiał się charakter tych oddzielnych części, tego właśnie będziemy dochodzili.<br> {{tab}}Widzieliśmy już, jakie okoliczności towarzyszyły zaprowadzeniu wiary chrześcijańskiej w krajach Rusi normandzkiej i Polski. Żeby uzupełnić tę historyę chrystyanizmu, wypada jeszcze powiedzieć o niektórych modyfikacyach, jakim dogmat sam i karność kościelna musiały uledz w tych społeczeństwach.<br> {{tab}}Książęta normandzcy, panujący nad Rusią, przyjąwszy sami dobrowolnie, a poddanym swoim narzuciwszy religię chrześcijańską obrządku wschodniego, wzięli niejako górę nad Kościołem narodowym i ciągle<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oj2e4rvp2w2umeotteov5chjqvnoifp Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/166 100 1236427 3709465 2024-11-19T19:49:42Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709465 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>starali się nim posługiwać na własną korzyść. Chrystyanizm szerzył się tu powoli, zasiewał ziarno dla rozwinięcia się kiedyś, ale nie mógł wniknąć głęboko w życie społeczne.<br> {{tab}}W krajach Polski, w krajach lechickich i czeskich, przeszkody innej natury tamowały postęp chrześcijaństwa. Lechici i Czesi składali pewien rodzaj kasty zbrojnej, byli stanem rycerskim, tworzyli już niejako rzeczpospolitą arystokratyczną. Tej to rzeczypospolitej chrystyanizm okazał się groźnym z dwóch względów: naprzód poświęcając władzę królewską, dawał jej moc, niezgodną z tradycyjnym porządkiem Lechów i Czechów powtóre w nauce swojej zawierał obietnice dla mas ludu, które stan rycerski odgadywał instynktem. Stan ten przeto chętnie przyjmując religię chrześcijańską, ilekroć zabezpieczała jego prawa wobec królów, wstrzymywał jej rozwijanie się i następstwa, kiedy chodziło o zastosowanie do ludu. Obok tych dwóch zawad politycznych, stawała trzecia, wynikająca z rodowego zlewku społeczeństwa. Rycerstwo Lechów i Czechów składało się z ludzi bitnych i przedsiębiorczych, ale niestałych i lekkomyślnych, (tak przynajmniej bizantyńcy opisują Lechów kaukazkich). Mięszając się ze Słowianami, przydali oni do swoich wad grubość obyczajów i zmysłowość słowiańską. Duchowieństwo chrześciańskie, otoczone tak usposobionem społeczeństwem, przyjęło pomału charakter narodowy, straciło surowość, powagę, a nadewszystko ten entuzyazm, jaki odznaczał księży w wiekach średnich.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ng2jo80jehpx4ekzks66v6zkr4dwsn2 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/167 100 1236428 3709468 2024-11-19T19:50:35Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709468 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Ówczesny charakter Polski dobrze odmalował jeden kronikarz tamtej epoki, mówiąc o poselstwie książęcia polskiego do papieża z zażądaniem korony królewskiej. Papież skłonił się uczynić zadość, korona była już zrobiona, ale anioł ukazał się papieżowi i rzekł, że Polacy jeszcze nie warci są, aby mieli królem pomazańca Pańskiego. „Naród ten — powiada kronikarz — więcej miłuje przemoc, niżeli sprawiedliwość; więcej lubi swoje lasy i łowy, niżeli zatrudnienia koło roli i prawodawstwa; bardziej kocha swoje psy myśliwskie, niżeli ludzi i zdolniejszy bić się, niż budować kościoły.“<br> {{tab}}Cokolwiekbądź podoba się sądzić o legendzie, to pewna, że papieże długo odmawiali tytułu królewskiego książętom polskim.<br> {{tab}}Biskupi katoliccy w Polsce byli najczęściej z wielkich jej panów i w postępowaniu swojem okazywali równie przymioty, jak wady swojego rodu. Duchowieństwo niższe, opaci, plebani, pochodząc ze szlachty drobniejszej, mieli jej patryotyzm, skłonność wojenną, gościnność i uprzejmość towarzyską, ale mało dbali o sprawę religii.<br> {{tab}}Tym sposobem Polacy po nawróceniu się nie usiłowali, jak należało, pozyskać chrześcijaństwu sąsiednie narody barbarzyńskie i przeto chybili największego powołania swego; powołaniem bowiem głównem było wówczas, szerzyć wiarę wśród pogan, a niedopełnienie tego obowiązku stało się później źródłem ciężkich nieszczęść dla Polski. Królowie zbierali liczne hufce, czy-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1nsxaa0bs3atfn1jrinc2imu6crwxtj Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/168 100 1236429 3709469 2024-11-19T19:51:34Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709469 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>nili zdobywcze wyprawy na ten koniec; ale nie mieli kogo prowadzić za sobą dla poparcia skutku tych wypraw, nie znajdowali u siebie ochotników do apostolstwa i męczeństwa. Apostołowie przybywali z obcych krajów, trzeba było sprowadzać ich z Czech i z Niemiec. Takim przychodniem był św. Wojciech, który jest jednym z patronów Polski i w dziejach jej stanowi epokę. Wypada więc obszerniej powiedzieć o nim.<br> {{tab}}Św. Wojciech urodził {{korekta|sie|się}} w Czechach na pograniczu kraju polskiego, z wielkiej rodziny lechickiej. Ojciec jego był hrabią, a matka pokrewną książąt panujących; rodzina ta miała liczne stosunki powinowactwa i przyjaźni z Polakami. W dzieciństwie jeszcze przeznaczon do stanu duchownego, oddany był na nauki do Niemiec, zwiedził potem Francyę, Włochy i za powrotem do Czech był naprzód subdyakonem, później został biskupem w Pradze. Lud przyjął go z uniesieniem; podobało się mu bowiem, że mówił dobrze po słowiańsku i układał nawet poezye w tym języku. Możniejsi także, równie jak gmin, cenili jego łagodność i miłosierdzie. Ale wkrótce zebrała się przeciw niemu straszna burza. Wprowadzał nowy obyczaj, zapraszał do swego stołu każdego chrześcijanina bez względu na jego dostojeństwo; powstawał przeciw handlowi niewolnikami, gdyż Żydzi natenczas w Czechach i w Polsce kupowali i przedawali ludzi; chciał wytępić wielożeństwo. To wszystko rozdrażniło Prażan, wygnali biskupa. Znowu przywołany i znowu prześladowany, tylko co nie padł ofiarą gwałtownego rokoszu; mieszkanie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m6hzaqtelqyohh64ynyskgm0w2c24gd Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/169 100 1236430 3709471 2024-11-19T19:52:45Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709471 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>jego spalono i kilku braci zamordowano. Po uśmierzeniu się zawziętości, jeszcze raz ujmowany obietnicami, nie chciał już sprawować rządów swojej dyecezyi, wolał idąc za powołaniem, które czuł oddawna, udać się na apostolstwo. W tym celu przybył do Gniezna na dwór Bolesława Wielkiego i oświadczył mu zamiar nawracania plemion litewsko-pruskich, niebezpiecznych sąsiadów Polski. Przyjęty najmilej przez monarchę polskiego, poświęcił kilka lat nauce mowy i obyczajów ludu, któremu miał opowiadać Słowo Boże, potem w towarzystwie dwóch księży puścił się Wisłą do Gdańska, a ztamtąd do Prus wschodnich. Prusacy zrazu nie stawili mu oporu, ale kiedy jednej nocy odważył się zajść w gaj, poświęcony bogom i odprawić w nim mszę na znak objęcia w posiadłość Chrystusową tego przybytku pogaństwa, kapłani miejscowi wpadli nań i zamordowali. Bolesław Wielki wykupił ciało biskupa i złożył je w Gnieźnie. Wieść o zgonie męczennika i o cudach przy jego grobie, rozchodząc się po całem chrześcijaństwie, poczęła ściągać licznych pielgrzymów do Gniezna. Otton III., człowiek pobożny, szczery i dobry, który znał z blizka i kochał św. Wojciecha, będąc natenczas w wojnie z monarchą polskim, zawarł umyślnie pokój, aby mógł odwiedzić ciało dawnego przyjaciela. Przybywszy w świetnym orszaku do Poznania, ztamtąd szedł boso aż do Gniezna. Przyjęty wspaniale przez Bolesława, zdjął z głowy swojej koronę cesarską i wkładając mu na skronie, obwołał go królem. Dotąd panujący polscy mieli tylko tytuł książąt, od tego czasu<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pvun1qgp020cb0u416flv1u6llsbh9r Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/170 100 1236431 3709473 2024-11-19T19:53:32Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709473 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>poczyna się historya chrześcijańskiego królestwa polskiego. Razem z tytułem króla udzielił cesarz Bolesławowi wielkich przywilejów politycznych i religijnych, dał mu zupełną władzę stanowienia biskupstw i zarządzania sprawami administracyjnemi Kościoła w swoim kraju, co papieże ledwo samym cesarzom czynić dozwalali.<br> {{tab}}Tak tedy ognisko religijne państwa polskiego, będące dawniej za granicą, w Niemczech, w Magdeburgu, przeniosło się teraz wewnątrz kraju. Polska razem ze stolicą religijną nabyła i stolicę polityczną, bo w owej epoce stolica religijna była punktem środkowym wszystkich żywiołów jedności narodowej. Św. Wojciech dał Polsce koronę królewską, wskazał jej, gdzie prawdziwie powinna była kierować oręż zdobywczy i nadto jeszcze zostawił pomnik poetycki, posiadany do dziś dnia. Nietylko Polacy, ale i Czesi nie mają dawniejszego, któregoby autor był wiadomy. Jestto hymn wojenny, ułożony przez niego, który Polacy mieli zwyczaj śpiewać przed każdą bitwą aż do wieku XVI., do czasu, kiedy Polska przestała podbijać.<br> {{tab}}Przytoczymy tutaj kilka wierszy tej pieśni sławnej, tylekroć wzmiankowanej i powtórzonej przez historyków polskich. Zapewne będzie się zdawało dziwnie, nie widzieć w niej nic podobnego do dzisiejszych śpiewów wojennych; brzmi ona raczej jako prosta i pobożna prośba do Najświętszej Panny. Oto jest jej początek:<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tt19na5gqxlgdqbsple7e34k8aku9ql Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/171 100 1236432 3709475 2024-11-19T19:54:28Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709475 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude><poem> Bogarodzica Dziewica, Bogiem sławiona Marya, u Twego Syna hospodyna Matko zwolona Marya, ziści nam, spuści nam Kyrie elejson Twego Syna Chrzciciela zbożny czas. Usłysz głosy, napełnij myśli człowiecze: Słysz modlitwę, jenże Cię prosimy. </poem> {{tab}}Nieco dalej mówi: <poem> Adamie, ty Boży kmieciu, Ty siedzisz u Boga w wiecu. </poem> {{tab}}(Porównanie, wzięte z dawnego porządku społecznego Słowian.) <poem> Domieść nas swe dzieci, gdzie królują Anieli: Tam radość, tam miłość, tam widzenie Twórca Anielskie bez końca: Tu się nam zjawiło dyable potępienie. </poem> {{tab}}Nakoniec pieśń zamyka się przygotowaniem się na śmierć i modlitwą: <poem> Już nam czas, godzina grzechów się kajaci Bogu chwała daci, Ze wszemi siłami Boga miłowaci. Marya Dziewica proś Syna swego, Króla Niebieskiego, Aby nas uchował ode wszego złego. Wszyscy Święci proście: Nas grzesznych wspomożcie: Byśmy z Wami przebyli, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f9f1vprmhxq1dpdos0uege61m2cong0 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/172 100 1236433 3709477 2024-11-19T19:55:17Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709477 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude><poem> Jezu Chrysta chwalili. Tegoż nas domieści, Jezu Chryste miły, Byśmy z Tobą byli, Gdzie się nam radują już Niebieskie siły. Amen, amen, amen, amen. Amen, amen, amen, tako Bóg daj, Byśmy poszli wszyscy w Raj, Gdzie królują Anieli. </poem> {{tab}}Wołanie o śmierć przebija się głównie w tych słowach męczennika, który krwią swoją zlał ziemię pogan, sąsiednich Polsce.<br> {{tab}}Królowie polscy nie umieli dosyć pojąć kierunku, wskazywanego im przez apostołów. Apostołowie szli do Prus, na Litwę, na Pomorze, a oni ciągle to usiłowali podbijać Ruś i Czechy, kraje już ochrzczone, to mięszali się w sprawy cesarstwa niemieckiego. Zdobycze Bolesława Wielkiego, jakkolwiek świetne, zostały bezużytecznemi dla Polski. Posiadał on niemal całe Czechy, część Węgier i ogromną przestrzeń ziem słowiańskich między Odrą i Dnieprem; po jego śmierci wszakże Polska utraciła te podboje, kiedy przeciwnie nawrócone kraje pruskie i litewskie zlały się później z nią w jedno ciało narodowe.<br> {{tab}}Po tem, cośmy powiedzieli o zawadach, utrudniających postęp chrystyanizmu i o charakterze innym duchowieństwa w państwach, położonych obok siebie, łatwo wytłumaczyć różnicę, jaka zachodzi między kronikarzami Rusi i Polski.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n1hhgubmryfvfhs02fihsjufcue5e67 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/173 100 1236434 3709478 2024-11-19T19:56:06Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709478 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Wspomniany już Nestor, mnich samotny w swojej celi, spisuje wypadki bez żadnej myśli i dążności politycznej, bez żadnego planu i widoku. Księgę swoją nazwawszy ''Powieścią dawnych lat'', starał się w niej zachować znikające podania. Pod względem formy nawet jest nieukształcony, suchy i ciemny; okresy u niego idą jedne po drugich, jakby oddzielne wyrażenia, nie mające związku między sobą. Kiedy mówi o klasztorach, o mnichach, o cerkwiach, nie brak mu przedmiotu, rozszerza się nad rzeczą, którą znał dobrze i opowiadał z rozkoszą, z przywiązaniem; ale kiedy trzeba napisać coś o bitwie, zwykle powiada tylko, jak się skończyła, zwycięztwem lub klęską; nie chce sądzić czynności monarchów, rzadko ich chwali, nigdy nie gani. Można jednak dostrzedz, iż pragnąłby widzieć potężnymi wielkich książąt, bo oni są dla niego uosobieniem Rusi, a przewiduje nieszczęścia, grożące jej ze strony barbarzyńców.<br> {{tab}}Dla pokazania stylu Nestora, przytoczymy kawałek jego kroniki.<br> {{tab}}„Hilaryon, pop Berestowski, człowiek młody i piśmienny, opuściwszy swoją cerkiew, poszedł nad Dniepr na górę, gdzie teraz Peczerski monastyr stoi, a wówczas był tu wielki las i wykopał sobie małą pieczarę, na dwa sążnie głęboką, dokąd chodził często z Berestowa i modlił się w cichości. Ale gdy w r. 1050 wielki książę Jarosław kazał go swojemu duchowieństwu wybrać na metropolitę, (dotąd albowiem patryarcha kon-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7am5t7wmhugyisgigjw3149v5htawan Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/174 100 1236435 3709481 2024-11-19T19:57:05Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709481 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>stantynopolitański metropolitę wybierał,) pieczara opuszczoną została.“<br> {{tab}}Dalej kronikarz opisuje założenie klasztoru i wzrost miasta Kijowa około pieczary, która trwa do dziś dnia i zawiera ciała wielu męczenników.<br> {{tab}}Kijów tedy winien swój początek mnichom i pamiątki religijne, przywiązane do niego, sprawiły, że się stał stolicą Rusi. Lud, nawykły uważać go za główne siedlisko religii, po utworzeniu się księstwa, pragnął to miasto widzieć potężnem i sławnem. Podobnie grób św. Wojciecha nadawał przez niejaki czas przewagę Gnieznu pośród innych miast Polski.<br> {{tab}}Kronikarze polscy, którzy, jak Gallus, żyli na dworze swoich panujących, dzielili z nimi niebezpieczeństwa wojenne, musieli koniecznie różnić się od Nestora sposobem opowiadania, formą, stylem. Nestor nie miał innych źródeł i wzorów, prócz bizantyńskich. Literatura grecka w epoce oderwania się Kościoła wschodniego od powszechnego, upadała już nawet w samej stolicy państwa, mimo, że Focyusz był człowiekiem najuczeńszym swego czasu. Ruś biorąc wiarę chrześcijańską w Bizancyum, nie mogła przenieść ztamtąd nic więcej, tylko tę cząstkę literatury, jaka ożywiła się jeszcze za Komnenów. W kronikarzach ruskich nie widać najmniejszego wpływu na nich klasycznych pisarzy greckich. Przeciwnie łacina w Kościele zachodnim była językiem żyjącym, ciągle uprawianym. Autorowie polscy i {{korekta|częscy|czescy}} znali Cycerona, Wirgiliusza, Juwenalisa i Tacyta, starali się ze wszystkich tych dzieł korzystać,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qmwd0a8w6dx79ty52v0syrox8ay7tvo Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/175 100 1236436 3709482 2024-11-19T19:58:01Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709482 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>przejmować się poezyą, historyą i wymową starożytnych; pomięszali te wszystkie rodzaje literatury. Nie mogło nawet być inaczej. W owych czasach, pełnych ruchu i wielkich przedsięwzięć politycznych, podobnaż im było obrać sobie za wzór zimnych chronografów greckich, albo naśladować układnych pisarzy rzymskich z epoki cesarstwa? Krytycy niesłusznie wyrzucają im mięszaninę różnych stylów; mięszanina ta zupełnie odpowiada składowi społeczeństwa, powstającego ze zlewu różnych pierwiastków.<br> {{tab}}Gallus, jak wspomnieliśmy, prawie zawsze zaczyna rozdziały od poezyi, opowiada potem potocznie, a kończy modlitwą albo elegią. Dzieło swoje przypisując biskupom polskim, którzy się nim opiekowali, tak mówi:<br> {{tab}}„Jakżebym odważył się pchnąć moją wątłą łódkę na morze historyi? Ale żeglarz może bezpiecznie pruć burzliwe wały, kiedy ma biegłego sternika, który umie kierować statkiem wedle gwiazd i wiatrów. Nie uniknąłbym tu rozbicia między Scyllą i Charybdą, gdyby wasza dobrotliwość nie wsparła mię pomocą swych wioseł. Teraz nie lękam się już puścić się na niebezpieczne szlaki dziejów, kiedy mi przewodniczą biskupi, których umysł rzuca światło, jaśniejsze od dziennego.“<br> {{tab}}Postrzeżono na pisarzach wieków średnich, że styl łaciński zadusił w nich wszystko, co mieli właściwego sobie, narodowego, i że zawsze tylko język ojczysty wyraża uczucia ludu. Tego zarzutu nie można zrobić Gallusowi; nieraz on gwałci, przekręca łacinę, żeby wydać w niej, co miał słowiańskiego w duszy, co na-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tbf8vo02l6xvhl0ign9gp3dbwivv1ds Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/176 100 1236437 3709484 2024-11-19T19:58:58Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709484 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>słuchał się z pieśni narodowych. Żaden z pisarzy średniowiecznych nie ma żywszej barwy miejscowości. Starannie opowiada zwyczaje dawne, wywodząc osoby na scenę, kreśli ich wizerunki, opisuje nałogowe giesta, poruszenia głowy, a nawet powtarza ich żarty. Dosyć jest którąkolwiek powieść Gallusa porównać z opowiadaniem Nestora, lub innego współczesnego kronikarza, żeby widzieć jego wyższość w tym względzie. Obaczmy na przykład, jak mówi o wojnie Polaków z Niemcami. Cesarz Otton wkroczył był do Polski z wojskiem licznem, wyćwiczonem i karnem. Polacy, nie mogąc mu wydać bitwy walnej, starali się podjazdami niepokoić, męczyć i niszczyć nieprzyjaciela. Gallus wybornie opowiada te dorywcze harce.<br> {{tab}}„Bolesław — mówi — trzymał się cesarza niemieckiego, jakby towarzysz podróży. Skoro gdzie cesarz stanął obozem, zaraz i książę polski stawał obok niego; wszędzie, gdzie cesarz się obrócił, był pewien spotkać się z księciem polskim oko w oko. Krążył on, jak wilk, koło wojska Ottona i codzień złapał kilku Niemców. Niemcy tak go się lękali, że już nie było u nich nic innego na myśli, tylko Bolesław, nie mieli nic innego na języku, tylko Bolesława. Przechodząc koło lada zarośli, koło lada krzaku, mówili jeden do drugiego: Bolesław tam siedzi!“<br> {{tab}}Gallus w tem miejscu dodaje nawet żarty, które opuścić musimy, a dalej tak rzecz prowadzi:<br> {{tab}}„Cesarz, znękany, nie widząc sposobu, jakby wybrnąć z tej wojny pośród lasów, bagien i trzęsawic,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6r00w3vklmoiqv7yiirr7wzpefjugcz Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/177 100 1236438 3709486 2024-11-19T19:59:54Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709486 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>pośród much kolących i strzał, licznych, jak muchy i chłopów, dokuczliwszych, niż muchy i strzały, musiał zawrzeć pokój z królem polskim“.<br> {{tab}}Wszystkie te zalety pisarza samodzielnego winien Gallus chrześcijaństwu, rozkrzewionemu w Polsce. Arystokracya miała już charakter właściwy sobie; wielkie figury szlachty zjawiały się już na scenie dziejów, stawiąc niekiedy groźne czoło królowi. Jeden z takich ludzi, nazwiskiem Sieciech, którego z Jugurtą porównywa, zajmuje sprawami swemi kilka rozdziałów. Gallus musi już dawać swoje zdanie o stosunkach poddanych z panującymi, oceniać charakter królów. Nie przemilcza, jak Nestor, ich postępków moralnych, ale je potępia lub chwali, wedle swoich wyobrażeń religijnych i politycznych. Bohater jego, Bolesław, kazał zabić swego brata pobocznego, który był ciągle burzycielem pokoju: zwyciężony, wygnany z kraju, wracał znowu i wszczynał wojnę. Gallus jednak mówi: „Mamże usprawiedliwiać Bolesława? Bynajmniej“. Ale obok tego stara się złagodzić winę, przypominając wykroczenia zabitego i dodaje: „Widzieliśmy żal naszego pana, widzieliśmy, jak cały obsypany popiołem, jęczał w rozpaczy“. Potem wylicza dobre jego uczynki, którymi chciał okupić zbrodnię, fundacye klasztorów, pielgrzymki pokutnicze i&nbsp;t.&nbsp;d. To wskazuje już bardzo rozwinięte uczucie moralne w narodzie polskim, a przynajmniej w jego klasie, panującej natenczas, w stanie rycerskim. Podobnie, jak zabójstwo biskupa Stanisława było ostatniem zabójstwem politycznem, tak też postępek Krzywoustego<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5k2qdoxfow1lhq32haaj6ayew2nsfsj Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/178 100 1236439 3709488 2024-11-19T20:00:47Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709488 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>nie miał naśladowców w jego następcach. Nigdy odtąd historya polska nie stawi przykładu zamordowania książęcia krwi przez króla w interesie dynastycznym; opinia tak już była wykształcona i rozwinięta.<br> {{tab}}Ale co najbardziej nasz historyk lubi opowiadać, to biesiady, łowy, obozowania, wypadki wojenne, hojność królewską, bogactwa, obfitość złota i srebra, którego, jak mówi, było tak wiele, że zrzucano je na kupy, jak siano.<br> {{tab}}Różnica między Gallusem a Nestorem okaże się jeszcze lepiej, kiedy ich postawimy obok historyków spółczesnych, obok Dytmara Mersburskiego, sławnego kronikarza niemieckiego, albo obok Kozmasa z Pragi.<br> {{tab}}Dytmar, dawniejszy od Nestora, pochodził z familii możnej, był synem grafa Siegfrieda von Walbek, znakomitego pana saskiego. Zostawszy biskupem w Mersburgu, pisał pamiętniki swojego czasu, w których objął dzieje czeskie i polskie. Ale Dytmar, człowiek pobożny i entuzyasta, nie spuszcza nigdy z oka widoku religijnego, jest przede wszystkiem historykiem kościoła katolickiego i w szczególności swojego biskupstwa. Będąc wysoce bezstronnym, gani często cesarza, chociaż ten był jego protektorem, a nawet krewnym; podobnie, jak Gallus, nie przepuścił nigdy swemu panu, swemu bohaterowi, ilekroć działał przeciw dobru Kościoła. Historycy nowożytni nie umieli ocenić tej bezstronności i oskarżają Dytmara, że czernił królów czeskiego i polskiego, a okazał się niewdzięcznym cesarzowi. Nie był<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m7rbdx008wk7504lqtbv6offt2rcms4 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/179 100 1236440 3709490 2024-11-19T20:01:33Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709490 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>on wcale ani potwarcą, ani niewdzięcznikiem, tylko oddanym całkiem sprawie katolicyzmu.<br> {{tab}}Każdą z ośmiu ksiąg swojej kroniki poczyna Dytmar od modlitwy, lubi nadewszystko zapisywać dobre uczynki, rzadko mówi o bitwach, a kończy zawsze narzekaniem na własną ułomność, wyznaje swoje przywary i występki; pisząc jedynie dla klasztorów, prosi w nagrodę tej pracy o modły za jego duszę. Wzniosłością widoków, siłą i zapałem, góruje on nad Nestorem i Gallusem.<br> {{tab}}Kozmas Pragski, potomek familii polskiej, osiadłej w Czechach, tonem i formą zbliża się bardzo do Gallusa; ale nie ma takiego talentu historycznego, nie umiał swemu dziełu nadać jednego pojęcia i całkowitego ciągu. Gallus, skreśliwszy naprzód obraz geograficzny, opowiada wojny, dodaje niektóre szczegóły o stanie cywilnym i politycznym kraju: dla urozmaicenia wtrąca poezye, opisuje obrady i znowu zmuszony wrócić do bitew, rozwesela swoją powieść mową o ucztach, polowaniu i krotochwilach; zawsze zachowując jedność, stara się o rozmaitość. Kozmas przeciwnie, tak jest bez ładu, jak Nestor: prosto tylko donosi o wszystkiem, nie mając żadnego w tem widoku; zresztą nie tchnie tym zapałem patryotycznym, co Gallus.<br> {{tab}}Ci czterej kronikarze są wzorami, powtarzającymi się później w piśmiennictwie niemieckiem, czeskiem, polskiem i ruskiem.<br> {{tab}}Kronikarz niemiecki jest to magnat, człowiek pobożny, surowy sędzia, drugich i samego siebie, powa-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1t8cqghwmptrrrcv1dhaua52z9a18jc Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/180 100 1236441 3709491 2024-11-19T20:02:29Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709491 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>żny i uczony. Kronikarz czeski, oddany naukom, popisuje się z umiejętnościami, chce uchodzić za wielkiego erudyta. Polski, przede wszystkiem patryota, sam opowiada o sobie, że nie bardzo znał się z ewangielią i nie może powstrzymać się od niejakiej rozkoszy w opisywaniu bezprawiów i gwałtów swoich królów, jeśli te były z korzyścią dla kraju: mówiąc, że ojciec jego bohatera przy zgonie rozkazał panom polskim tego z synów jego obrać królem, któryby najlepiej cześć i dobro narodu pielęgnował, kładzie już sławę przed pożytkiem i roztrząsa już prawa do tronu ubiegających się o berło. Nie można tego dostrzedz ani w Nestorze, ani w żadnym z latopisców ruskich. Nestor, mnich prosty, przedsiębierze nic więcej, tylko zachować podania przodków, powtarza je wiernie i dobrodusznie, bez żadnej myśli albo rachuby politycznej.<br> {{tab}}Co do różnych dyalektów w kronikach słowiańskich, te już są odznaczone charakterem, sobie właściwym.<br> {{tab}}Zachodzi kwestya między uczonymi, czy dyalekty są tylko kolejnym postępem języka, który musi ciągle przerabiać się z jednego dyalektu na drugi, czy też uważać je należy za osobne gałęzie jednego drzewa, które rozwijając się same, rosną razem z pniem wspólnym. Utrzymujący to ostatnie zdanie, okazują, że z historyą każdego języka poczyna się i historya jego dyalektów, że mają swe zarodki w samem jego źródle i stanowią prawdziwe jego bogactwo. Dla tegoż uwielbiano język grecki, iż wydał trzy wielkie dyalekty. Ale<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r2qsat1pnuf3qwyatafitk0td6i2081 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/181 100 1236442 3709494 2024-11-19T20:03:21Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709494 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>wedle wielu uczonych nowoczesnych, język ma przed sobą do przejścia konieczny szereg modyfikacyj różnych, i prawie możnaby z góry przepowiedzieć, że kiedyś będzie miał taki a taki dyalekt, z takim a takim charakterem odrębnym.<br> {{tab}}Zgłębianie języka słowiańskiego przekonywa nas wszakże, iż od najdawniejszych czasów dzielił się na grono dyalektów, nie mogących ani się zlać, ani pomieszać. Są tacy antykwaryusze, co robią domysł, iż mowa słowiańska, przeszedłszy naprzód w język czeski, wykształciła się na polski, a ten następnie musi przybrać inną postać. Przeciw tej opinii stają pomniki, pergaminy pragskie, pieśń Świętego Wojciecha i kronika Nestora. Dyalekty tu mają swój kształt dobitnie odznaczony, ukazują się zdolne do dalszego rozwinięcia, ale nie do przerodzenia się zupełnie. Zapewne, wpływ wzajemny języków pobratymczych mógł je modyfikować: czeski przebija się w hymnie Bogarodzicy, polski przez swoje poezye nowoczesne wywarł mocne działanie na czeski i serbski, serbski daje się odkryć w literaturze starożytnej ruskiej; ale zawsze główny charakter każdej z tych gałęzi jest samoistny i oddzielny. Można powiedzieć, że cała mowa słowiańska dzieli się raczej na języki, niżeli na dyalekty; jestto nawet podobno jedyna mowa, która zawiera w sobie wiele języków.<br> {{tab}}Cóż tedy za różnica między dyalektem a językiem?<br> {{tab}}We Francyi zrobiono definicyę dyalektu, że stanowi język jednej jakiej prowincyi, albo jednego mia-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2u1o01ltjksxrufw6pa6cm77yg0cfcu Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/182 100 1236443 3709495 2024-11-19T20:04:12Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709495 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>sta, czyli, że nie jest językiem państwa, nie może reprezentować całej jego historyi, wystarczyć wszystkim potrzebom umysłowym narodu. Wyrzeczono, że język powinien posiadać dziedzictwo cywilizacyi, która go poprzedziła, i być zdolnym przyswoić sobie cywilizacyę przyszłą.<br> {{tab}}Dlaczego niektóre dyalekty, bardzo rozwinięte, bardzo bogate, zniknęły, albo nikną? Oto że zakrzepły. Tak na przykład we Francyi, dyalekty południowe, daleko obfitsze w wyrażenia, dźwięczniejsze i milsze, spadły teraz do stanu mowy gminnej, bo nie zabrały w siebie cywilizacyi starożytnej, bo odpychały wpływ łaciny: mniemając tym sposobem zachowywać nieskazitelność swoich tradycyj miejscowych, zdrętwiały przez oddalenie się od biegu historyi i są skazane na śmierć. Przeciwnie dyalekt północny, wyrobiony przez filozofię scholastyczną i ukształcony później przyswojeniem wzorów łaciny, wyobraża nietylko cywilizacyę francuską, ale razem wszystko, co w nią wsiąknąć mogło z cywilizacyi łacińskiej.<br> {{tab}}Dla tejże przyczyny dyalekt staro-słowiański, niesłusznie mianowany arcy-słowiańskim, to jest dyalekt cerkiewny, nie mógł przeżyć czasów pierwszego przekładu Pisma Świętego i niektórych ksiąg liturgicznych, bo nie szedł dalej z postępem chrystyanizmu, bo nie będąc zdolny wyrażać potrzeb, rodzących się pośród ludów słowiańskich, musiał tylko mówić o przeszłości i został wypchnięty z żyjącego społeczeństwa Słowian.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bymnisvhnd7akiw3wndat7w74s5qj5u Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/183 100 1236444 3709496 2024-11-19T20:04:40Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709496 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Z pomiędzy trzech głównych języków, które dzisiaj górują w mowie słowiańskiej, rosyjski wziął spuściznę tylko literatury bizantyńskiej i byłby dawno już uwiędnął, gdyby później nie starał się przyczepić do cywilizacyi nowożytnej, naśladując naprzód polszczyznę, a potem czerpiąc nowy popęd w łacinie.<br> {{tab}}Literatura czeska udławiła się wpływem niemieckim; nie miała, jakeśmy to już powiedzieli, dosyć siły na przyswojenie sobie pierwiastku cudzoziemskiego i sama się przenarodowiła.<br> {{tab}}Literatura polska, pozostając mniej oryginalną od innych, od serbskiej na przykład, rozbujała wszakże najpotężniej. Nie uległszy pod zalewem łacińskiej, przywłaszczywszy później wiele z francuskiej, naśladując często niemiecką, nie pozbyła się bynajmniej istoty swego charakteru. <br>{{---}}<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s3ek311f6lr53sh8akd27yj32y7ibg2 Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/520 100 1236445 3709519 2024-11-19T20:24:43Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709519 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/519 100 1236446 3709520 2024-11-19T20:24:52Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709520 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/518 100 1236447 3709521 2024-11-19T20:24:58Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709521 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/517 100 1236448 3709522 2024-11-19T20:25:05Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709522 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/516 100 1236449 3709523 2024-11-19T20:25:14Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709523 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/515 100 1236450 3709525 2024-11-19T20:25:58Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709525 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|od Warszawy|w=150%}} {{c|Wilanów - Czerniaków}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q36qt6s9x7pw6zmdyildc7f5wzp87cr Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/514 100 1236451 3709526 2024-11-19T20:26:08Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709526 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/513 100 1236452 3709527 2024-11-19T20:26:35Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709527 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|od Szkalmierza i Działoszyc.|roz|w=150%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4es92k64d0r902x38pdq2xm0xz1pzl8 Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/512 100 1236453 3709528 2024-11-19T20:26:48Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709528 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/511 100 1236454 3709529 2024-11-19T20:27:03Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709529 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|od Warszawy.|roz|w=150%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9pudso1mo09fnahmsxfmkb054u2alv5 Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/510 100 1236455 3709530 2024-11-19T20:27:14Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709530 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/508 100 1236456 3709531 2024-11-19T20:27:35Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709531 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/506 100 1236457 3709532 2024-11-19T20:27:39Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709532 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/504 100 1236458 3709533 2024-11-19T20:27:43Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709533 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/502 100 1236459 3709534 2024-11-19T20:27:48Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709534 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/500 100 1236460 3709535 2024-11-19T20:27:52Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709535 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/498 100 1236461 3709536 2024-11-19T20:28:00Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709536 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/509 100 1236462 3709537 2024-11-19T20:29:46Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709537 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|od Warszawy.|roz|w=150%}} {{c|(Ołtarzew.)}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> paltubz76c0ex90q7ntp27d35hv4c71 Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/507 100 1236463 3709538 2024-11-19T20:30:07Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709538 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|od Piaseczna.|roz|w=150%}} {{c|(Obory.)}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dc8k19yovcatjtkhau1w4y89qzc6fw1 Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/505 100 1236464 3709540 2024-11-19T20:30:28Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709540 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|od Warszawy.|roz|w=150%}} {{c|(Raków.)}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0h90rmq3bfscmqob37bgldgk1qs09r6 Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/503 100 1236465 3709541 2024-11-19T20:30:42Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709541 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|od Warszawy.|roz|w=150%}} {{c|(Raszyn.)}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qbcc3lu8mchu7kwafszc8hgznc8r62q Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/501 100 1236466 3709542 2024-11-19T20:32:07Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709542 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|od Warszawy.|roz|w=150%}} {{c|(Raszyn.)}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qbcc3lu8mchu7kwafszc8hgznc8r62q Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/499 100 1236467 3709543 2024-11-19T20:32:18Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709543 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|od Warszawy.|roz|w=150%}} {{c|(Ołtarzew.)}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> paltubz76c0ex90q7ntp27d35hv4c71 Strona:PL Kolberg - Pieśni ludu polskiego serya 1.djvu/497 100 1236468 3709546 2024-11-19T20:32:32Z Vearthy 3020 /* Bez treści */ 3709546 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Vearthy" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib9obp9n4wqeazt9tg6fcxh3jm77lmv Strona:PL Limanowski - Plutarch Polski 1920.pdf/5 100 1236469 3709562 2024-11-19T20:47:40Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709562 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|{{roz|PLUTARCH POLSK|0.07}}I|u|w=150%|po=1em}} {{c|{{roz|KOŁŁĄTA|0.4}}J<br>{{roz|KOŚCIUSZK|0.14}}O<br>{{roz|ŁUKASIŃSK|0.2}}I<br>{{roz|STASZI|0.6}}C<br>{{roz|TRAUGUT|0.35}}T|w=200%}} {{c|WYDAWNICTWO J. MORTKOWICZA|przed=2em|po=0.5em}} {{c|NAKŁAD T-WA WYDAWNICZEGO W WARSZAWIE}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9low3dtq29aw156kgrk2f1p0lbbjc65 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/5 100 1236470 3709563 2024-11-19T20:49:37Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709563 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|BOLESŁAW<br>LIMANOWSKI<br>SZERMIERZE<br>WOLNOŚCI|h=normal|po=2em|w=300%}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|{{roz|SPÓŁKA·NAKŁADOWA·KSIĄŻK|0.05}}A|w=130%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> my0yn6ebaqfusv16jiis9wyxx2tl19l Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/12 100 1236471 3709567 2024-11-19T20:54:23Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709567 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|BŁĘDY DRUKARSKIE.|po=0.5em}} {|align=center |align=center|''{{roz|Wydrukowan}}o:'' |align=center|''{{roz|Czyta}}j:'' |- |align=left|Str. {{0}}60 w. z góry 12, Paskowicz |align=left|Paszkowicz. |- |align=left|Str. {{0}}83 w. z dołu 8, 1846 |align=left|1847. |- |align=left|Str. 128 w. z góry 16, ogicznym |align=left|logicznym |- |align=left|Str. 237 w. z góry 8, Zapowiednią |align=left|Zapowiedzią. |- |align=left|Str. 238 w. z góry 1, stała się |align=left|słała się. |} <br>{{---}}<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fnb9ovbe2d371uod46zsorfpgxfmzsg Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/10 100 1236472 3709568 2024-11-19T20:55:30Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709568 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|WSZELKIE PRAWA AUTORA I WYDAWCÓW ZASTRZEŻONE.|po=5em|w=85%}} {{c|{{roz|OKŁADKĘ RYSOWAŁ KAZIMIERZ MŁODZIANOWSK}}I.<br>ODBITO CZCIONKAMI DRUKARNI NARODOWEJ W KRAKOWIE.<br>{{roz|191|0.8}}1|w=85%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4gbvisrmpsj8s4ncrgnvygojml2boit Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/41 100 1236473 3709570 2024-11-19T21:03:40Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709570 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>natchnąć, tak zapalić życiem uczuciowem, tak przywiązać ich serca i umysły do siebie, iż w osobie jego widzą bezpośrednio posłannika boskiego. On sam mieni się takowym, wysłanym z rozkazu Boga na zbawienie Polski, a przez Polskę ludzkości. Celem tedy jego nauk i usiłowań jest uwolnienie Polski za wolą Boga, za pomocą Jezusa i za pośrednictwem Panny Maryi, a przez Polaków, którzy są narodem wybranym, wyswobodzenie ludzkości z nieszczęść na niéj ciążących, rozszerzenie religii katolickiéj, zmodyfikowanéj i oczyszczonéj z dążności ziemskich i nieprawych, zniszczenie egoizmu przez miłość i braterstwo wzajemne między ludźmi. Za główną siłę działającą uważa ducha, to jest uczucie w egzaltacyi, rozumowi podrzędne miejsce naznacza, za pierwszy warunek działania kładzie jak najściślejsze złączenie się wszystkich przez miłość, zaparcie się własnéj osobistości i wszelkich rozumowań i wiarę zupełną w Boga, religią i jego posłannictwo i osobę.“<br> {{tab}}„Rozkaz ministeryalny, który go z Francyi wygnał, wstrzymał szerzenie się jego nauki, mogącéj w teraźniejszych stosunkach emigracyi wpływ wywrzeć niepośledni. Jest to bowiem element, w którymby się emigracya złączyć mogła (na co się jednakże bynajmniéj nie zanosi), jest w nim wszakże dążność wszystkich partyi niejako zidealizowana. Demokracya widzi się w nim podniesioną do miłości chrześcijańskiéj i ogólnego braterstwa; arystokracya widzi zgodę zupełną z poddaniem się bezwarunkowem władzy najwyższéj, która czczoną jest prawie w osobie mistrza (tak go zowią uczniowie); stronnictwa religijne widzą religię wystawioną jako motiwum i jako cel ostatni, a wszyscy razem oswobodzenie Polski jako pierwszy krok do uszczęśliwienia ludzkości.“<br> {{tab}}„Towiański wzbudza w swych uczniach poświęcenie zupełne, całkowite wyrzeczenie się samych siebie za rozkazem jego na dobro sprawy, egzaltacyą, nawet fanatyzm, a wreszcie wiarę i ufność bez granic w każde jego słowa, ale zarazem lekceważenie rozumu, mistycyzm ekscentryczny, niezrozumiałość, czasem kompletną w mowie i wyjawieniu swych myśli.“<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jh3yyr881b8w29gesmokwftfdo7k7x6 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/9 100 1236474 3709572 2024-11-19T21:05:53Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709572 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|{{roz|BOLESŁAW LIMANOWSK|0.05}}I|w=180%|po=0.5em}} {{c|{{roz|SZERMIERZ}}E<br>{{roz|WOLNOŚC|0.32}}I|w=300%|h=normal}} {{c|EMILJA PLATERÓWNA. — JAN OLRYCH SZANIECKI.<br>JÓZEF ZALIWSKI. — KAROL BOGUMIŁ STOLZMAN.<br>WIKTOR HELTMAN. — WOJCIECH DARASZ.<br>LUDWIK MIEROSŁAWSKI. — WALERY WROBLEWSKI.|h=normal|w=90%|po=7em}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|{{roz*|SPÓŁKA NAKŁADOWA „KSIĄŻKA" W KRAKOWI|0.1}}E.<br>{{roz*|SKŁADY GŁÓWNE: WARSZAWA·G. CENTNE}}R-<br>{{roz*|SZWER I SKA·LWÓW H. ALTENBERG·NE|0.2}}W-<br>{{roz*|YORK·THE POLISH BOOK IMPORTING C|0.2}}O.|w=90%|h=normal}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> atmq32egzetbkk133iwmys1w22x8sf7 Strona:PL Edward Nowakowski-Wianeczek z kwiatków majowych uwity na cześć i chwałę Przenajśw. Matce Bożej Królowej Korony Polskiej.pdf/168 100 1236475 3709585 2024-11-19T21:11:22Z Fallaner 12005 nowa strona 3709585 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude><section begin="Pieśń 7"/><poem> I świat cały choć zuchwały, Twoje poczęcie Niepokalane wysławia w pierwszym momencie, :Wszystkie razem stworzenia :Wyznają bez wątpienia :Żeś jest droga Matka Boga, niepokalana. Więc Cię sławiąc, błogosławiąc Panno, prosimy, Niech czystymi, niewinnymi zawsze będziemy. :Za to życie dajemy, :I mocno wyznajemy, :Żeś jest święta i poczęta, niepokalanie. </poem><section end="Pieśń 7"/> <section begin="Pieśń 8"/>{{c|VIII.|przed=2em|po=1em}} <poem> {{Inicjał|Z}}a Matkę się {{kor|udaj.|udaj,}} prośby nasze oddaj, ::Synowi Twojemu nam narodzonemu. Panno osobliwa, Matko litościwa, ::Obdarz nas cichością i świętą czystością, Daj żywot skuteczny, święty i bezpieczny, ::Z Jezusem mieszkanie i z Nim królowanie. Chwała Bogu Ojcu, Jezusowi Panu, ::Duchowi świętemu, Bogu w Trójcy jedynemu </poem><section end="Pieśń 8"/> <section begin="Pieśń 9"/>{{c|IX.|przed=2em|po=1em}} <poem> {{Inicjał|Z}}awitaj Córko Ojca przedwiecznego, Matuchno Syna Ojca przedwiecznego, Oblubienico Ducha najświętszego, {{tab|150}}Trójcy jedynego. </poem><section end="Pieśń 9"/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qz73va8vtgywwm7e1pbbeipd2erd9t4 Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/42 100 1236476 3709587 2024-11-19T21:14:06Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709587 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{tab}}„Przyznać trzeba, iż fanatyzm religijno-narodowy, wsparty zasadami miłości i braterstwa, działać może najskuteczniéj na naród uciśniony, żyjący po większéj części w niewoli, wierzący ślepo w słowa i formy religii, prócz tego nauka Towiańskiego przyciąga nawet żydów na stronę Polski, wystawiając Polaków jako naród równie wybrany i prześladowany jak lud Izraela, jako naród mający wyrwać żydów z ucisku, pod którym jęczą i podnieść ich do wysokości wszystkich ludów. Jeden rodem z Litwy został niedawno zaciętym stronnikiem Towiańskiego, który ma dar podciągania wszystkich wyznań pod formę swego katolicyzmu. O ile bowiem miarkować mogę z tego, co słyszę, przy uczciwości i fanatyzmie nie brak mu taktu i zgrabności zastosowania swéj nauki i modyfikowania jéj podług inteligencyi słuchacza, oraz ujmowania sobie najróżniejszych usposobień, w czem mu znaczną jest pomocą równie jak i w działaniu na uczucie język poetyczno-mistyczny, pełen wyrażeń i metafer religijnych.“<br> {{tab}}Powyższa charakterystyka Towiańskiego, poważna i bezstronna, z prywatnego listu dostała się bez woli Marcelego Mottego do „Orędownika“. Popliński oddrukował ją w nr. 42 swego pisma na rok 1842. Zrobiła ona w Księstwie wielkie wrażenie, lecz nie mniéj poruszyła umysły Towiańszczyków w samym Paryżu. Przeciwko treści artykułu stronnictwo Towiańskiego nic nie mogło mieć i nie miało do zarzucenia, chyba przykre mogło mu być skeptyczne stanowisko autora. Tymczasem redakcya dodała od siebie na końcu rozstawnemi czcionkami wydrukowane wyrazy: {{Rozstrzelony|aegri somni}}a.<br> {{tab}}Ten dodatek uraził Towiańszczyków. Na posiedzeniu Towarzystwa Literackiego, na którem także Marceli Motty był obecny, czytano ów artykuł. Morawski, Zamojski i inni oświadczyli, że znają autora. Przykrem to było dla Marcelego Mottego, bo przy pokojowem swem usposobieniu już wtedy wyznawał zasadę, że przekonania religijne i polityczne wypada w każdéj jednostce uszanować. Z tego powodu wyraził swe niezadowolenie Poplińskiemu, zwłaszcza że między stronnikami Towiańskiego znał bardzo wielu godnych i {{pp|po|ważnych}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> exfcdgsmpbwrgm9999f5j17ddppwn92 Strona:PL Edward Nowakowski-Wianeczek z kwiatków majowych uwity na cześć i chwałę Przenajśw. Matce Bożej Królowej Korony Polskiej.pdf/169 100 1236477 3709588 2024-11-19T21:15:52Z Fallaner 12005 nowa strona 3709588 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude><poem> ::Najświętsza Panno w Lwowskim obrazie, Biegniem do Ciebie w zachodzącym razie, W naszych potrzebach, przyjmij nas do siebie, {{tab|150}}Prosimy Ciebie. ::Widok to światu, coś uczyniła, Niejedneś łaski grzesznym wyświadczyła. Do Syna swego wstawże się za nami {{tab|150}}Twymi sługami. ::Gdy w parafiach biegnęło do Ciebie Ślepych, niemownych i głuchych tak wiele, Zwątpiałych w szczęściu, wszystkich uzdrowiła {{tab|150}}Matka litościwa. ::Śliczny kwiateczku, najświętsza Maryo, O różo rajska, prześliczna lilio, Wonna lilio, balsam przechodząca, {{tab|150}}Matko kochająca. ::Parafianie tej tu parafii Biegnący pod płaszcz tej świętej Maryi, Doznają łaski w każdej swej potrzebie, {{tab|150}}Że chwalą Ciebie. ::Boś godna tego, najświętsza Maryo, Byś wysławiona najświętszą mistrzynią, Któremi czyny w łaskach niepojęta, {{tab|150}}O Maryo święta. ::Racz błogosławić Boże tę padolę W tej parafii, gdzie zdroje Są okazałe w tutejszym kościele, {{tab|150}}Prosimy Ciebie. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ppgy8cgjpmepa6j1t22n43ysjlpjav8 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/184 100 1236478 3709589 2024-11-19T21:18:17Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709589 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|Lekcya XIV.|b|w=200%|po=0.3em}} {{c|Piątek, 12. lutego 1841.}} {{---|30}} {{f|{{Wcięcie wiszące|30|px|Dzieje Słowian zachodnich. Ślady ich bytu w Niemczech, w Holandyi, w Anglii. — Narody słowiańskie między Odrą i Elbą. Ich zniszczenie. — Narodowość słowiańska Pomorzan ocalona przez wpływ Polski. Biskup Bamberski Otton. — Najdawniejszy pomnik w literaturze Słowiańszczyzny północnej: ''Słowo o pułku Igorowym''. Bojan. Domysł o nim.}}|w=85%|przed=1.5em}} {{tab}}Rozważaliśmy najdawniejsze pomniki języka, zwanego przez niektórych autorów wendskim lub syrbskim, przez nas zaś językiem polskim, językiem polsko-czeskim, obejmującym dyalekty, mianowane dyalektami ludów słowiańskich północnych i północno-zachodnich. Język ten, używany teraz w Polsce i Czechach, poniósł straty niezmierne; mnogie bowiem plemiona Słowian, które nim mówiły na całym Zachodzie, wyginęły, nie zostawiwszy po sobie pomników piśmiennych i dziś Polacy i Czesi, spadkobiercy ich w dziedzinie literatury, starają się odbudować ich historyę, żeby przynajmniej wznieść pomnik grobowy tylu ludom, zmarłym i zagrzebanym w niepamięci.<br> {{tab}}Jużeśmy napomknęli o tem, że Słowianie w czasach bardzo dawnych zamieszkiwali Zachód Europy. Nie zapuszczając się w śledzenie ich dziejów pierwiastkowych, co należy do badaczów starożytności, powiemy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ef03v5ap8ek1sa5z7iz7ehzj1oktwj2 Strona:PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu/332 100 1236479 3709590 2024-11-19T21:18:35Z Wrześniowy 37804 /* Przepisana */ — 3709590 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wrześniowy" />{{c|328{{---|przed=-.3em|po=2em}}}}</noinclude>wszystkę majętność swoję zawżdy czasu potrzeby jakiej radby z tobą zawżdy napoły rozdzielił. Już dwie skrzyni za jednę, dwa domy za jeden, dwie stajni za jednę. Już gdy się zjadą wszystko m iło, wszystko wesoło, a wszystko jakoby się śmiało. Już wszystko co się nie k’myśli wodziło, a co we łbie jako w kotle wrzało, to się snadnie wnet uspokoić a w dobre się obrócić może.<br> {{tab}}A wszakoż tu trzeba rozważnego umysłu, i jako go poznać, a poznawszy jako gi sobie ważyć, a strzedz tego, aby nigdy nie był niczem obruszon. Albowiem wierz mi, iż i to nie leda węzeł, niżli sobie prawego przyjaciela postanowisz. Bo jako go ty próbować chcesz, wierz mi, że i ty długo u niego na próbie być musisz. Albowiem rozmaite są kształty a próby, niżli kto prawego przyjaciela prawie doznać może. Albowiem wierz mi, iż nie jeden kształt a sprawa w różnych przyjaźniach bywa. A jest tych kilko różności w tych przypadłych a na nowo nabytych przyjaźniach. A trzeba ''oculate'' stępać, niżli się kto w tem dostatecznie obaczy.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nwyxn70siypqe55c8kwpi31k5orgkzq Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/185 100 1236480 3709591 2024-11-19T21:19:36Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709591 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>jednak kilka słów o tych dziejach bliższych wieków średnich. Historyczny ich wątek, oparty już na pomnikach, rozpoczyna się z VIII. stuleciem. Uczeni Czesi i Polacy poodkrywali i wyjaśnili dyplomy, nadania, przywileje, listy biskupów, książąt, krolów i cesarzów, które nietylko stwierdzają bytność osad słowiańskich na Zachodzie, ale nawet dają poznać ich stosunki ze szczepem germańskim, który ze wszech stron otaczał i niszczył te drobne narody. I tak w roku 751 biskup Bonifacy zapytywał papieża, czy wolno wymagać podatków od ludów słowiańskich, osiadłych w środku Niemiec. Znajdujemy ślady ich pobytu w Holandyi, a nawet i w Anglii, gdzie miana słowiańskie Wilzemburg, Walzburg i Valzborg (gród Weletów albo Wilków lub Wilców), bardzo pospolite w wiekach średnich, przetrwały dotąd w wielu miejscach Napotykamy także to brzmienie w nazwiskach Wilten, Wiltseten albo Wilts, dziś Wiltshire i licznych innych miast angielskich. Zresztą, pobyt w Anglii słowiańskich Weletów stwierdzony jest przez kronikarzy, którzy nazywają ich Waltunisii. Ale we wszystkich tych ziemiach Słowianie nie używali bytu politycznego.<br> {{tab}}Tymczasem na północy Niemiec, między Elbą i Odrą, po wyjściu ztąd pokoleń germańskich Gotów, Wandalów, Burgundów, Scyrów, Herulów, Turcylingów i innych, ludy słowiańskie zdobyły sobie niejaką niepodległość, a przynajmniej nie miały już pośród siebie cudzoziemców. Hordy wojenne Germanów nie myślały nigdy sadowić się stale w tym kraju; jedni tylko<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qhe5pba3cm22g12s0kxrinjpvmi5pjx Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/186 100 1236481 3709592 2024-11-19T21:20:54Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709592 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>z rodu germańskiego Saksoni czyli Sasi przywiązali się do ziemi, poczęli uprawiać rolę i stali się tu strasznymi sąsiadami Słowian.<br> {{tab}}Tym sposobem posada ludów słowiańskich niepodległych, o których mówić mamy, była zawarta między ujściem Elby, Odrą, oddzielającą ich od Polski i górami czeskiemi Kerkonoszami. Jestto kraina bardzo rozległa, obejmująca część Saksonii, dawne margrabstwo braniborskie (Brandenburg), {{korekta|ksiestwo|księstwo}} meklemburskie, obwody miast wolnych Hamburga i Bukowca (Lubeki), tudzież wiele małych księstw niemieckich. W krainie tej różne drobne pokolenia słowiańskie znane były pod nazwiskami Lutyków czyli Weletów, albo Wilców lub Wilczków, Bodryców (Obotrytów), Milezanów lub Milców, Serbów, Łużyczan i&nbsp;t.&nbsp;d. Prawdziwie zaś nazywały się ''Weliki'', to jest wielkie, lub ''Wilki'', to jest straszne, śmiałe. Wszystkie nosiły imiona wojenne, pod któremi najwięcej znano je w wiekach średnich. Podzielone na mnóstwo osobnych osad, główne ognisko potęgi swej i władzy miały między Elbą i Odrą. Bodrycowie (Obotryci) siedzieli w Meklemburgii; Łużyczanie zamieszkiwali dzisiejszą Luzacyę i krainy Sasów. Każdy z tych narodków dzielił się na pokolenia, których niepodobna dziś wyszczególniać, bo oprócz imion narodowych, miały przezwiska wojenne ''Sokołów, Wron, Kruków'' i różnych ptaków albo zwierząt, a ztąd ukazują się między niemi Wilkowie, Wrankowie, Rarożanie (od raroga, jastrzębia) i&nbsp;t.&nbsp;d.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a23rv2xdbwtctmez4isyyob5lwbgu3q Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/187 100 1236482 3709593 2024-11-19T21:21:51Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709593 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Waleczne i bitne te ludy, stawszy się niepodległymi po wyjściu Gotów, Herulów i innych cudzoziemców, zwróciły na siebie uwagę królów i cesarzów frankońskich. Pepin mały (le bref) wezwał na pomoc liczny ród Bodryców, którzy posłali mu 100.000 wojska przeciw Sasom. Potem Karol W. chcąc owładnąć całą Północ, starał się także zagarnąć w swoje państwo i kraje słowiańskie, oddzielające je od Polski. Wytężenia jednak Karola W. szczególniej skierowane były ku Czechom i posiadłościom Sasów; zawarł więc przymierze z naczelnikami Bodryców, z których jeden, nazwiskiem Drażko, przyprowadził mu 60 do 80 tysięcy ludzi zbrojnych w pomoc na zdobycie Saksonii.<br> {{tab}}Wszystkie te okoliczności dzisiaj mało są znane. Pamiątka tych bojów znajduje się w kronikach ówczesnych, ale w ogólności historycy zachodni mało zajmują się tymi ludami. To pewna wszakże, że w ogromnych zapasach Karola W. z Sasami, działały one przeważnie, uderzając na nich od Elby. Karol W. w nagrodę usług Drażka obdarzył go nawet niejakąś władzą udzielną.<br> {{tab}}Przyczyną nieszczęścia tych narodów były: niezgoda wewnętrzna i nieudolność polityczna, poświadczone równie przez pisarzy greckich, jak gockich i frankońskich. Drobne te pokolenia, zmuszone do walki przeciw ludom oświeceńszym i lepiej urządzonym, musiały miewać swoich naczelników, ale ci występowali na czoło i znikali jedni po drugich, nie zostawiwszy żadnego zawiązku organizacyi politycznej, a przytem<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a3t9e39wgtafkbv2irc6v78osc7tulx Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/188 100 1236483 3709594 2024-11-19T21:22:50Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709594 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>bez ustanku kłócili się i wojowali między sobą. Dlategoteż jeden cesarz grecki, dając synowi w testamencie rady, jak ma postępować, powiada, że Słowianie, rządzeni przez mnóstwo naczelników, są najłatwiejsi do podbicia i w tym celu dosyć jest tylko siać niezgody między nimi. Cesarze zachodni trzymali się tejże polityki. Bodrycowie ciągle toczyli bój z Łużyczanami; skoro Niemcy dali im pokój na chwilę, zaraz korzystali z tego, żeby się szarpać i niszczyć wzajemnie. Ludwik Niemiecki i Ludwik Dobrotliwy, mięszali się często w ich sprawy i rozsądzali ich zatargi. Dawali także naczelnikom inwestytury, a tytuły, udzielone przez cudzoziemców, były w wielkiem poważaniu u ludów słowiańskich.<br> {{tab}}Walki te i wojny, w kilku słowach tu skreślone, trwały lat 200. Wojska, liczące po 50 i 60 tysięcy ludzi, spotykały się wielekroć. Każde z nich odnosiło przeważne zwycięztwa i doświadczało klęsk okropnych. Ale tymczasem cesarstwo niemieckie ciągle szerzyło się pomału ku północy, szczególniej od wstąpienia na tron rodziny saskiej, a mianowicie od Henryka Ptasznika. Odtąd kraje słowiańskie nie mogły już oprzeć się natarczywości Niemców: cesarze frankońscy bowiem, zbyt oddaleni od tych okolic, nie mając żadnej nadziei przyłączenia ich na zawsze do swego państwa, działali na Północ tylko przez wpływy polityczne, cesarze zaś sasko-niemieccy, w interesie swojego domu zmuszeni zajmować się sprawami Północy, chwytali każdą sposobność do stawienia nowych twierdz i pomykania się<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> evo10dh703lz0s9htjgbvtxluapwb3n Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/43 100 1236484 3709595 2024-11-19T21:23:25Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709595 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{pk|po|ważnych}} ludzi, którym dodatek {{Rozstrzelony|aegri somnia}} nie mógł być obojętnym.<br> {{tab}}Nieszczęsne {{Rozstrzelony|aegri somnia}} nie odstrychnęło jednak od niego Towiańszczyków, z którymi się zaprzyjaźnił. Nawet tak gorliwy zwolennik towianizmu, jak Marszewski, nie odwrócił się od niego. W dwa lata potem donosił mu już do Poznania o postępach towianizmu. Przytoczymy wyjątek z tego listu, który może zarazem służyć za dowód głębokiéj wiary w Towiańskiego.<br> {{tab}}„Dwa lata upłynęły, jakeśmy się ostatnią razą ze sobą widzieli, wiele rzeczy przybrało odtąd inną postać, my zaś stoimy jak mur przed sztandarem Chrystusa Pana i, chociaż wewnętrznie przekształciliśmy się zupełnie, to na zewnątrz tego jeszcze nie pokazaliśmy i świat tego nie widzi, jak dojrzewamy, za to też i czyn będzie niespodziany. Miło mi choć tem pismem pocieszyć Cię, uściskać i pozdrowić w Chrystusie Panu i tak, jak nasz chłopek mówi, tak też i ja wołam do Ciebie: pokój Chrystusa niech będzie z Tobą. Powtarzam Ci, iż dojrzewamy i czas żniwa nadchodzi i zbliża się ta chwila, gdzie będziem Cię mogli rzeczywiście o tem przekonać, a chwila ta nie jest zbyt odległą i wszystko to, cośmy Ci kiedyś na obcéj ziemi mówili przez nasze słabe organa, a czemu Ty wiary nie dawałeś, o tem teraz za łaską Bożą będziem mogli praktycznie na własnym gruncie Cię przekonać i Twój rozum zmysłowy ugiąć się musi przed tą prawdą odwieczną. Nasz patryarcha Mickiewicz zawiesił na jakiś czas swoje kursa i podał się o urlop do ministra, co też uzyskał, gdyż, jak sam powiedział, już wszystko, co było potrzebnem, ogłosił i już daléj na samych słowach poprzestać nie możemy. Miarkujesz teraz zapewne, jakie jest nasze powołanie. Wszystkie formy ziemskie już zostały spełnione. Nasamprzód Słowo Boże było ogłoszone w kościele katedralnym w Paryżu, potem to samo było powtórzone w uniwersytecie najpierwszym na globie ziemskim, gdzie kilkudziesięciu dało świadectwo téj prawdzie przed Bogiem i ludźmi tamże obecnymi, następnie toż samo wezwanie było złożone u stóp Papieża w stolicy apostolskiéj. Nie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> siu42khalttoji6q1aifxal9vw0z3il Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/189 100 1236485 3709596 2024-11-19T21:23:48Z Vearthy 3020 /* Przepisana */ — 3709596 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>coraz dalej wewnątrz krain słowiańskich. Henryk Ptasznik i Otton Wielki, dwaj biegli politycy i wojownicy zniszczyli niepodległość wielu udzielnych ludów słowiańskich, zmusili nawet Słowian do przyjęcia religii chrześcijańskiej.<br> {{tab}}Chrystyanizm krzewił się pomiędzy nimi nie łatwo i powoli, bo przychodził z Niemcami, bo przynosił z sobą organizacyę niemiecką, nieprzyjazną i zgubną dla narodowości słowiańskiej. Był on wówczas w oczach Słowian nie czem innem, tylko germanizmem i niewolą. Książęta, wojewodowie i różnych innych nazwisk naczelnicy słowiańscy, wiedzieli to dobrze, że nie mieli żadnej podstawy w wyobrażeniach narodowych, ani w żaden sposób nie mogli odepchnąć najazdów cudzoziemców; chrzcili się więc często dlatego, aby znaleźć opiekę w Kościele, albo sprzymierzeńców w reszcie Europy. Ale lud nie chciał i słyszeć o chrześcijaństwie, nieraz nawet mordował swoich naczelników, którzy się nawrócili. Tak tedy nieszczęśliwi ci władcy znajdowali się w ciężkiem położeniu między cywilizacyą zdobywczą i niepowstrzymaną siłą chrystyanizmu, a barbarzyństwem i zaciętym uporem. Co chwila zjawiali się w tych krajach słowiańskich dwojacy panowie: obok książęcia stawał naczelnik poganin i spychali się nawzajem, jeśli nie mieli do czynienia z Niemcami. Około początku XI. wieku, jeden z naczelników najprzeważniejszych, dowódca Bodryców, ochrzciwszy się, przyjął tytuł książęcia i utworzył księstwo niepodległe; wkrótce jednak strącił go naczelnik pogański.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oinf233xy2xvq16ze3i4hy9dsk3of7f Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/190 100 1236486 3709597 2024-11-19T21:24:00Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709597 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Wśród tych straszliwych wojen, Niemcy wdzierając się coraz dalej, budowali twierdze jedne po drugich i zakładali arcybiskupstwa. I tak Ludwik Dobrotliwy założył arcybiskupstwo hamburskie, a później Otton ufundował arcybiskupstwa w Magdeburgu i Mersburgu (w Dziewinie i Międzyborzu). Arcybiskupi ówcześni tych krain, samotni prawie, albo otoczeni szczupłą garstką wiernych, siedzieli w murach warownych swych stolic. Najczęściej byli tylko mianowanymi ''in partibus'' i seciny lat upływały, nim ich następcy mogli rzeczywiście objąć dyecezye. Ale tak mocna była wtedy wiara, tak wielki popęd chrystyanizmu, posuwającego się naprzód, że nigdy nie wątpiono o przyszłem ustaleniu się tych arcybiskupstw, zakreślonych myślą tylko na niezdobytych ziemiach, gdzie w ostatku istotnie znalazły swoje granice i spełnienie się wszystkich swoich nadziei. Biskupstwo hamburskie, kilkakrotnie burzone i palone, utrzymało się jednak, a magdeburskie było później ogniskiem i stolicą krajów słowiańskich, aż do założenia biskupstwa w Gnieźnie, gdzie przeto utkwiła się stolica Peski.<br> {{tab}}Pod koniec wieku XI. zaszła ostatnia wielka rozprawa między ludami słowiańskimi a Niemcami. Bodrycowie mieli naówczas dwóch naczelników, chrześcijanina i poganina. Pierwszy z nich szukał opieki u Niemców, drugi wzywał pomocy Duńczyków. Przez niejaki czas naczelnik pogański miał górę i okrzyknięty został królem wszystkich tamecznych pokoleń słowiańskich. Nazywał się on Kruk i siedział na wyspie Ra-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4heou6ih2q6dv9q2oz5exg7xsrri606 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/191 100 1236487 3709598 2024-11-19T21:24:07Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709598 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>nie (Rügen), jak wiadomo, blizkiej brzegu dzisiejszego księstwa meklemburskiego. Panowanie jego rozciągało się do Odry, a nawet kilka miast pomorskich między Odrą a Wisłą uznało jego władzę. Ale wkrótce starego króla Kruka strącił jego spółzawodnik chrześcijanin Gottschalk, który uwiódłszy młodą jego żonę Salwidę, zabił samego i posiadł cale państwo. Synowie Kruka w bojach między sobą wyginęli wszyscy i tym sposobem zgasł ten ród, niejaki czas świetniej stojący na czele. Jeden z synów Gottschalka, zabójcy Kruka, obwolany władcą w Lubece, przybrał ogólny tytuł króla Słowian, bo Milczanie, Bodrycowie i Łużyczanie nienawidząc się wzajemnie, nie chcieli, aby nazywał się królem jednych i drugich. Jednak i to królestwo slowiańskie niedługo trwalo. Ostatni dwaj królowie byli Przybysław (Sibislaw) i Niklot. W wojnie przeciw Niemcom wiedli oni sily pogan i upadli pod przewagą margrabi brandenburskiego. Niklot poległ, a Przybysław został chrześcijaninem. Ten to Przybysław wziął tytuł księcia saskiego i jest przodkiem domu meklemburskiego, jedynej rodziny z krwi czysto słowiańskiej, panującej do dziś dnia.<br> {{tab}}W wieku XII. trzej wojownicy: Henryk Lew, książę saski, Albrecht Niedźwiedź, książę magdeburski czyli dziewiński i Bolesław Krzywousty, król polski, zadali ostatni cios niepodległości Słowian nadelbiańskich. Szczególniej dwaj Niemcy, którym dane przezwiska dobrze znamionują ich charakter, byli najzawziętszymi prześladowcami słowiaństwa. Ze wszyst-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> igi9wc5eyx7mst1tpztetnswvus6eww Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/192 100 1236488 3709599 2024-11-19T21:24:10Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709599 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>kich tych ludów, co stawiały na polu bitew po 100 i 200 tysięcy walczących, co przez dwa wieki opierały się potędze cesarstwa niemieckiego, pozostaje teraz zaledwie 200.000 całej ludności, jeżeli i ta liczba nie jest jeszcze przesadzoną! Urządzenia niemieckie trawiły pomału żywioły ich narodowe: Słowianie nietylko tracili charakter i język swych przodków, ale nawet sami wymierali coraz bardziej. Konanie to długie i bolesne ciagnęło się od XII. do XV. i aż do XVI. wieku. Reforma religijna nakoniec dobila narodowość słowiańską, a to daje się wyłożyć w następujący sposób.<br> {{tab}}Biskupi i księża katoliccy często stawali pośrodku między władzą a ludem. Wielu biskupów, jak w X. wieku Bruno, jak sam Dytmar mersburski, jak Otton, o którym powiemy później, dawało opiekę ludom słowiańskim. Ochraniali oni nawet ich mowę, bo katolicyzm, mając jeden język urzędowy, łaciński, nie miał żadnego powodu być nieprzyjacielem i prześladowcą języków krajowych. Przeciwnie, wszystkie reformy, wszystkie sekty, biorące początek w jakim narodzie, stają się, że tak powiemy, narodowemi i pragną potem szerzyć swoją narodowość. Reforma Lutra, wylęgła w Niemczech, była zupełnie niemiecką i wytępiła do szczętu narodowość Słowian, ogarniętych niemczyzną.<br> {{tab}}Niedawno, lat temu ze trzydzieści, jeden pastor protestancki w Lubece, nazwiskiem Roenig, chciał ulożyć słownik języka Weletów, Wilców czyli Lutyków i trudno mu już było zebrać choć krótki spis wyrazów. Ledwo kilku starców mówiło jeszcze tym językiem,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3d28xy0us35ekxmluia9rqxirk2748t Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/193 100 1236489 3709600 2024-11-19T21:24:13Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709600 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>a nawet i ci wstydzili się odzywać nim wobec swoich dzieci. Od nich to p. Roenig dostał i zachował szczątki tej mowy mnogiego niegdyś narodu, która szła w niepamięć i można rzec, że dzisiaj już nie żyje. To przywodzi na myśl tkliwą powieść jednego z podróżnych, który w Ameryce był świadkiem zagłady pokolenia krajowców, słynnego w tamtych okolicach. Powiada on, że jedno tylko indywiduum umiało jeszcze kilka słów z języka tego pokolenia: byla to stara papuga, która latając po lesie, powtarzała czasem słyszane dawniej wyrazy.<br> {{tab}}Taki był los ludów słowiańskich, rozpostartych w stronie północno-zachodniej od Odry za Elbę. Jedna tylko cząstka tej rozległej ziemi, kraina, zwana Pomorzem, uszła powszechnego wyniszczenia, będąc nawróconą przez króla polskiego, Bolesława Krzywoustego.<br> {{tab}}Królowie polscy w zapasach z cesarstwem niemieckiem nieraz wkraczali w pośród Milczan i Łużyczan, ale nie potrafili nigdy ugruntować swojego panowania na jakichkolwiek zasadach religijnych, albo politycznych. Bolesław wzywał ze wszech stron biskupów i księży polskich, aby szli opowiadać ewangielię tym poganom, lecz nie znajdowali się ochotnicy do zasług męczeństwa. Biskupi odrzucali wezwania, księża wymawiali się rozmaitemi przeszkodami, aż nakoniec po trzech leciech daremnych poszukiwań w Polsce, król musiał udać się do Niemca, do biskupa bamberskiego Ottona. Ten czcigodny i świątobliwy człowiek wziął się natychmiast uczyć języka polskiego, a opu-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 27gbryp3b4wc201snezmqr2myjjh8a1 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/194 100 1236490 3709601 2024-11-19T21:24:16Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709601 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>ściwszy swoje dobra i bogate biskupstwo, poszedł apostołować na Pomorzu. Przez wiele lat wytrwałej pracy, nauczając i ujmując podarunkami wszelkiego rodzaju tak naczelników, jako i lud, zdołał zaszczepić wiarę chrześcijańską w tym kraju, którego część została przy Polsce.<br> {{tab}}Ostatniem schronieniem pogaństwa była wyspa Ran (Rügen), dawna stolica króla Kruka. Król Kruk zbudował był na niej wspaniałą świątynię Światowida dokąd zgromadził wszystkie posągi bożków, jakie znajdowały się u Słowian, a niektóre nawet sprowadzone z Niemiec. Duńczycy napadłszy i opanowawszy tę wyspę, położyli koniec bytowi udzielnemu ludów nadelbiańskich, a mianowicie Weletów czyli Lutyców, to jest Słowian, którzy należeli do wielkiego języka Polaków i Czechów.<br> {{tab}}Postępując dalej porządkiem chronologicznym, przejdziemy teraz na wschód Słowiańszczyzny i będziemy mówili o najdawniejszym i najznakomitszym pomniku literackim z wieku XII., z czasów, gdzieśmy się właśnie zatrzymali.<br> {{tab}}Jestto poemat, nie wiadomo, przez kogo ułożony, na cześć księcia Igora. Dostał go w roku 1795 hrabia Mussin-Puszkin w zbiorze rękopisów, zakupionych po archimandrycie kijowskim i jak widać, nie umiał zrazu ocenić, bo dopiero w r. 1800 ogłosił drukiem. W pięć lat później admirał Szyszkow przełożył ten zabytek na język nowoczesny i wydał wespół z tekstem. Publiczność wszakże, równie, jak pierwszy wynalazca i ko-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6340v73ea7s7ue11q2spom8jafdnxwl Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/195 100 1236491 3709602 2024-11-19T21:24:18Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709602 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>mentatorowie, nie wielką przywiązywała wagę do odkrycia i zalet poetycznych dziela: ztąd poszło, że nikt nie zaprzeczył autentyczności rękopisowi, a teraz mogłaby powstać w tej mierze nierozstrzygnięta wątpliwość, bo oryginał zginął w czasie pożaru Moskwy.<br> {{tab}}Igor Światosławicz, książę Nowogrodu Siewierskiego, żył między rokiem 1151 i 1202. Ruś w owych czasach podzielona na mnóstwo księstw osobnych, zakłócona ciągle wojną domową potomków Ruryka, doświadczała napaści od sąsiednich ludów północno-wschodnich, a mianowicie od Połowców, którzy szczególnie dokuczali ziemiom południowym. Książęta ruscy także przedsiębrali niekiedy zaczepne wyprawy na nich. Jedna z takich wypraw jest przedmiotem niniejszej pieśni czyli powieści poetyckiej ''o pułku Igorowym''. Autor, zdaje się, że był współczesnym swego bohatera; mówi o nim jako o księciu, obecnie panującym. Porównywając tego pisarza z Nestorem, widać, że był świeckim, znał wszakże Biblie, bo używa czasem wyrażeń, przypominających Pismo Św. Można także dostrzedz w niektórych jego wierszach naśladowanie poezyi normandzkiej owej epoki, ile ją znamy z ulamków, jakie nas doszły. To jest wszystko, co wiemy o autorze; jego życie, jego imię, zupełnie są nieznane. Nad formą i duchem poematu zastanowimy się później; układ zaś jego bardzo prosty.<br> {{tab}}Poeta zapowiada naprzód, że ma opiewać rzecz, jak była istotnie, nie pozwalając sobie zmyśleń, na wzór dawnego Bojana. Wspomniany tu starożytny pie-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eem3xu6t5eyzq0huw1le3tz01qkyksg Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/196 100 1236492 3709603 2024-11-19T21:24:25Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709603 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>śniarz Bojan, jest nam niewiadomy; w tym jednym tylko pomniku znajdujemy jego imię, często jednak powtarzany hold jemu, pokazuje, że musiał mieć wielką wziętość u Słowian. Dalej następuje powieść o samej wyprawie. Igor, chcąc pomścić krzywdy wyrządzone Rusi, zamyśla uderzyć na Połowców. Zmówiwszy się z trzema krewnymi, bez wiedzy starszych i potęźniejszych książąt, przedsiębierze wyprawę. Połączone sily ruszają w pochód, złowieszcze widma na drodze nie mogą ustraszyć rycerzy. W pierwszej potyczce Polowcy rozprószeni, zgromadzają się znowu i otaczają pułk Igora. Bitwa trwa dwie doby, trzeciego dnia kończy się zupełną klęską Rusinów; Igor wzięty do niewoli. Wtedy ojciec pokonanych książąt, będący w Kijowie, widzi we śnie złą przygodę; rozwodzi długie treny nad nieszczęściem Rusi i opiewa całą niemal historyę swojego domu. Nakoniec Igor ucieka z niewoli, wraca do Kijowa i jest powitany hymnem tryumfalnym.<br> {{tab}}Poemat tak się zaczyna:<ref>Przytaczamy wyjątki wedle przekładu Augustyna Bielowskiego, wydanego we Lwowie 1833 r., pod tytułem; ''Wyprawa Igora na Połowców''.</ref> <poem> : Bracia! nie pięknież pisać staremi słowy Trudne<ref>Przykre, bolesne.</ref> o pułku Igora powieści? A więc pocznijmy pieśń wedle osnowy Zdarzeń, nie zmyśleń Bojańskimi tory; Bo wieszczy Bojan jeśli k’czyjej cześci </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9np60sj39gaxet7eo4e3j2udrppnpnl Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/197 100 1236493 3709604 2024-11-19T21:24:31Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709604 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude><poem> Jeśli bój spomniał, w lot dziesięć sokołów Puszczał na stado łabędzi — a wtedy Poczesną pieśnią pierwszy zabrzmiał połów: Wonczas Jarosław stary, Mścisław chrobry, Co pośród pułków kazogskich, Rededi Dziryt twardemi wskróś przepędził ziobry I krasny Roman w pierwszych brzmieli rzędzie. Pieśń tworzył, myślą uganiał przez bory, Wilk ziemią, w wiatrach orzeł chyżopióry; Lecz nie sokołów na stada łabędzie Bojan, o bracia! wypuszczał ku walce, Jeno na strony kładł swe wieszcze palce, A sławą książąt żywe brzmiały strony. :Nuże wdzięcznymi przebiegnijmy tony Od Włodzimierza, ku Igora czasom: Co podniósł um swój sławą rozogniony Poostrzył serca, wojennym zapasom Nadstawił ducha i z pułki chrobrymi Szedł na Poławcach mścić krzywd ruskiej ziemi. </poem> {{tab}}Po tym wstępie poeta opisuje zbieranie się wojsk i pochód przez stepy: <poem> : I spojrzał Igor ku słońcu — tumany Zaćmiły wojsko, i rzekł do drużyny: Lżej być pociętym, niż dźwigać kajdany, Na koń, o bracia! wnet ujrzym Don siny. Chęć sławy umu krępując mu władze, Złowieszcze znamię zakryła źrenicy I rzekł: Don wielki taborem przesadzę, Pokruszę kopie w Połowców dzielnicy. Z tobą, o Rusi! poddam moją szyję Pod miecz — lub hełmem wielki Don wypiję... </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mg8xzhoclxvd7ryhg1kwfefcsghxv2e Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/198 100 1236494 3709605 2024-11-19T21:24:34Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709605 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Tu znowu poeta przed zaczęciem samej powieści, odzywa się do Bojana: <poem> : Bojanie! czasów ubiegłych słowiku, Obyś piał pułk ten; skacząc między wrzosy Jak słowik, umem latałbyś w niebiosy, Dzisiejszej sławy wiążąc strony obie, Tobie znieść było w trop Trojana tobie Piać o Igorze jego plemienniku. : Nie burza niesie sokoły w głąb stepu, Stadami kawek wielki ćmisz się Donie! Bojanie wieszczy, krwi Welesa<ref>Weles lub Wołos, nóg pasterzy u Słowian.</ref> szczepu Piać ci to było. </poem> {{tab}}Teraz następuje obraz pierwszego ruchu hufców ruskich. <poem> {{tab|100}}Za Sułą rżą konie I trąbią trąby w murach Nowogroda, Kijów brzmi sławą, w Putywlu sztandary Wieją i Igor czeka Wsewołoda. : I rzecze k’niemu Wsewołod tur-jary: Bracie! światłości światła mi jedynie, Krew Światosława w naszych żyłach płynie, Igorze! siodłaj rącze konie twoje, Moje już przodem w Kursku rżą na boje. Kurszczanie moi w kres podążą szybko, Trąby pieluchą, hełm był im kolebką. Ostrze dzid jadło niosło im zwyczajne, Znane im szlaki, jarugi nie tajne. Napięte łuki wieczną strzałą świszczą, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cdu54buf6vodqo7gklu5anf3jvnplcp Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/199 100 1236495 3709606 2024-11-19T21:24:40Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709606 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude><poem> Z otwartym tułem<ref>Tuł, pokrowiec na strzały, sajdak.</ref>, z ostrą szablę k’cięciu, Jak płowe wilki lecą w step, aż zyszczą Wieczną cześć sobie, wieczną sławę księciu. : I wstąpił książę Igor w złote strzemię: Mgły émią mu drogę ptactwa wrzask złowieszczy Noe rozbudziła, zwierz w łożyskach świszcze, A z wierzchu drzewa straszne dziwo wrzeszczy... </poem> {{tab}}Dziwo, widmo, mara, jest tu jakby sławą stugębną, które roznosi wieść o wojnie w dalekie ziemie, nad Wołgę, nad Sulę, nad morze, do Suraża, do Korsunia, do Tmutorokanu i trwoży Połowców. <poem> Wonczas Połowey nieznanymi ściegi K’wielkiemu Donu w chyżym biegą pędzie, Skrzypią północą idące telegi, Rzekłbyś, że lecą rozpierzchłe łabędzie Igor k’Donowi młódź prowadzi mężką, A już się ptactwo przyszłą pasie klęską. {{...|...............}} Zmilkły słowiki, kawek słychać gwary. Krasnymi szczyty<ref>Czerwonemi tarczami.</ref> szerokie obszary Ruś przegrodziła, w stałem przedsięwzięciu: Zjednać cześć sobie, zjednać sławę księciu. {{tab}}Dopiero zachodzi pierwsze spotkanie się z nieprzyjacielem. Rusini zwycięztwo odnoszą: <poem> : W piątek, z jasnymi rozbudzony świty Strzałami pierzchnął pułk Połowców zbity, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 79e5fgh7pu8k2pcwxv1xgffppyrvpn7 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/200 100 1236496 3709607 2024-11-19T21:24:46Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709607 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude><poem> A krasne dziewy połowieckiej ziemi Padły zwycięzcom nagrodą, a z niemi Drogie pawłoki<ref>Pawłoki, rodzaj materyi jedwabnej.</ref>, aksamit i złoto. </poem> {{tab}}Piękny ten opis kończy się obrazem, jak mężne Olega plemię zasypia bezpiecznie wśród stepu, ufne, że <poem> Nie przyszło na świat pod niedoli gwiazdą, Nie na żer wzrosło sokołom, kruczętomn, Ni tobie, czarny kruku, Połowczynie! </poem> {{tab}}Ale ufność ta była zgubną, wodzowie Połowców Gzak i Konczak nadbiegają z nowemi siłami i nazajutrz uderzają na Rusinów: <poem> : Drugi dzień rano, zorza krwawym wschodem Świt wiedzie. tucza w chmury się piętrzaca Ciągnie od morza zaćmić cztery słońca. Drżą sine błyski, piorun po piorunie Bije i z Donu strzałamı deszcz lunie. {{...|..............}} Biesowych dzieci wrzask pod niebo wzbity, Ruś czerwonemi przegradza się szczyty. </poem> {{tab}}Skreśliwszy początek bitwy, poeta zawiesza swoje opowiadanie, a rzuca żałosny wzrok na ziemię i przeszłość Rusi, wspomina czasy Olega i narzeka, że pod jego panowaniem były gęsto zasiane te kłótnie, co później sprawiły wszystkie nieszczęścia. Potem wraca znowu do swojej powieści i mięszając smutne obrazy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ao82ptvqrtcm3mxp8hivjd88b7e9v60 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/201 100 1236497 3709608 2024-11-19T21:24:50Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709608 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>niezgod domowych z opisem klęski, poniesionej przez Igora, mówi: <poem> : Takie to niegdyś ścierały się mocy! Lecz takiej wojny nie słyszano jeszcze: Od rannych świtów do nocy, od nocy Do świtu gęste strzał się leją deszcze, Słychać grzmot szabel wśród trzasku oszczepów W dalekiej ziemi połowieckich stepów. A czarny obszar końskiemi kopyty Zorany, kośćmi zasiany, krwią zmyty, Wydał dla Rusi plon bujny — ''niedolę''... Co za szum rano? co za dźwięk przez pole? Igor zawraca pułki, żal go bodzie Za tobą, miły bracie Wsewołodzie! I dzień i drugi trwa pobój zajadły, W trzecim sztandary wojsk Igora padły; Tu się brat z bratem nad bystrą Kajała Żegna krwawego wina im nie stało. Skończyło ucztę chrobre ruskie plemię, Poczciwszy wrogi, padło za swą ziemię! Żałośna trawa ziemią liść rozściela, I drzewo tęskne przekłania konary, Bo wstały czasy, nie czasy wesela: Pustynia całe zaległa obszary — W dziedzinie wnuków Dadżboga, nieznana Weszła ''dziewica'' na ziemię Trojana ''Niedola'' w skrzydła klasnęła łabędzie. </poem> {{tab}}Ta Niedola, wyobrażana jako dziewica, jest postacią, często ukazującą się w poezyach słowiańskich i zawsze zwiastuje wielkie nieszczęścia. Niektóre miejsca niniejszego poematu bardzo są ciemne. Nie doszły nas<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> acatiqwt3sg05lv78auol2oqfhha112 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/202 100 1236498 3709609 2024-11-19T21:24:53Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709609 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>najświeższe jego wydania z nowemi objaśnieniami, alé komentarze dawniejsze nie dobrze wykładają wiele punktów. Teraz, kiedy gorliwie poczęto zbierać i ogłaszać pieśni narodowe i powieści ludu, znajdzie się w nich zapewne najlepsze rozwiązanie nieodgadnionych dotąd imion i niezrozumiałych wyrażeń.<br> {{tab}}Co do wspomnianego Bojana na przykład, wnoszono, że wieszcz ten był jednym z rycerzy, z wojowników księcia ruskiego, bo wyraz ''bój'' wychodzi na to samo, co ''wojna'', a zatem Bojan oznacza ''bojownika'' czyli ''wojownika''. Domyślano się później, że ów Bojan jest niczem więcej, tylko urejonym wyobrazicielem powieści gminnej, ponieważ wyraz słowiański ''baj'', znaczy powiastkę, bajkę. Przy opowiadaniu nawet takich bajek jest zwyczaj u Słowian wzywać tego fantastycznego bożka. Ma on być ubrany w chłopskiej sukmanie i w kurpiach, czyli łapciach. Chłop słowiański, kiedy zabiera się gadać bajki, zaczyna od tego, iż spoglądając w górę i koło siebie, powiada: „Baj chodzi po belkach, baj chodzi po ścianie“, a potem, jak gdyby go widział istotnie, zapytuje, czy ma dalej bajać i mówi do niego: „Baj czy nie baj?“ Tyle tylko zachowało się pamięci o tem bóstwie i być może, że imię Bojan, które możnaby także wymawiać ''Bajan'', jest nazwiskiem tej osoby zmyślonej, a przedstawiającej gminną poezyę słowiańską. <br>{{---}}<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> re8yjxx7jq6l9scm1vr8g3lwjz8pdi2 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/203 100 1236499 3709610 2024-11-19T21:25:04Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709610 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|Lekcya XV.|b|w=200%|po=0.3em}} {{c|Wtorek, 16. lutego 1841.}} {{---|30}} {{f|{{Wcięcie wiszące|30|px|Dalszy ciąg o wyprawie Igora. — Boleść i tęsknota, charakter ówczesnej poezyi ruskiej, wręcz przeciwny charakterowi polskiej: przykłady z Gallusa. — Forma poezyi słowiańskiej między skandynawską i grecką. Dziedzina jej na ziemi: brak sprężyny, osadzonej w świecie niewidomym. — Wiara w upiory. — Wile i Diwy. — Poezya słowiańska na drugiej stronie Karpat. Kraje, objęte niegdyś nazwiskiem Illiryi i Mezyi. — Bułgarya. Cesarz Bazyli, morderca Bułgarów. Cesarz Justynian Słowianin. — Serbia. Bela Urosz, protoplasta domu Nemania. Wstęp historyczny do rozbioru pomników literatury serbskiej.}}|w=85%|przed=1.5em}} {{tab}}Po tej bitwie, w której, jak widzieliśmy, Połowcy znieśli Rusinów i wzięli do niewoli księcia Igora, ojciec jego Światosław miał sen przepowiedni i tak go opowiada swoim bojarom: <poem> W Kijowie (rzecze) na górach, za zmierzchem W czarnym mnie, bracia! kładliście ubiorze, Kojąc mą żałość, na cisowe łoże; Poili winem, z trucizną zmieszanem, A wróżb pogańskich otwartym kołezanem Na łono moje spadła perła wielka; Siedzibo moja, wieżo z złotym wierzchem, Sklepieniem twojem dziś deski bez belka... Od błoń Pleseńska ku dobrom Kisania Całą noe kruki szerzyły krakania; Mamże słać k’morzu? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eps7q173wgnizpa9lqfd5pa2wav4uv8 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/204 100 1236500 3709611 2024-11-19T21:25:08Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709611 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Na to mu Bojarowie odpowiadając, w następny sposób zwiastują nieszczęście: <poem> O książę! troska więzi um twój stary, Boć z twego stoła wzleciał ptak za ptakiem Wziąć Tmutorakan, wypić Don szyszakiem; A już im skrzydła przycięły pogany Mieczmi, na nogi wtłoczyły kajdany. W trzecim dniu ciemno było — dwoje słońce Zmierzchło — podwójny gaśnie słup różany. A z niemi razem młode dwa miesiące: Światosław z Olgiem kryją się w tumany. Rzekę Kajałę obłok ćmi zamierzchły. Jak pardwie gniazdo wrogi się rozpierzchły Po ruskiej ziemi i morzem posłana Wielka moc łupów, podarek dla chana. </poem> {{tab}}Tu zaczyna się najpiękniejszy ustęp poematu, w którym stary książę wszystkie swoje myśli i wszystkie swoje życzenia zwraca ku Rusi i wyrzuca książętom pokrewnym, że opuścili ojczyznę. Ustęp ten, trudny do przetłumaczenia, tak brzmi w przekładzie polskim: <poem> Wonczas Światosław złote słowo rzecze, Zmieszane z łzami: o moi synowce: Nadtoście wcześnie przypasali miecze, Dla was zaszczyty, gromy na Połowce. Z przedziwnej chrobre serca wasze stali Kowane, w męztwie utwierdzone hartem, Aleście dzieci w spotkaniu zażartem Z cześcią walczyli, nie z częścią dotrwali! Jakież na gród mój wiedziecie napaści!... </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r722ifr5dzptlb3oqsjewoi8l364rbx Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/205 100 1236501 3709612 2024-11-19T21:25:11Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709612 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude><poem> Już bo nie widzę pięknej twojej właści W skarby i mnogie bogaty oręże, O Jarosławie, bracie mój kochany, Coś czernichowskie wiódł do. boju męże, A wraz Moguty, Tzelbiry, Tatrany, Z Obrów, Rewugów, Topezaków drużyną: Którzy bez szczytów z długą rohatyną, Z okrzykiem w boje rzucali się krwawe, Dzwoniąc pieśniami w pradziadowską sławę. Wy zaś na wrogów skoczywszy na harcu, Rzekliście: sami schwycim sławę przednią, I sami sławę podzielim poślednią. : Byłżeby, bracia, dziw odmłodnieć starcu? Wszak wyżej wzlata sokoł, gdy się pierzy, A biada, kto mu na gniazdo uderzy. Ależ pomocy książąt mi potrzeba; Biada nam! Urym pod szablami krzyczy, Włodzimierz rany odnosi w zdobyczy, Smutek i nędza tobie, synu Gleba! </poem> {{tab}}Dalej Światosław wywołuje koleją wszystkich książąt ruskich: Wielkiego Wsewołoda, Silnego Ruryka z bratem Dawidem, Jarosława halickiego, którego zwie ośmiozmysłowym, Romana i Mścisława, a przyszedłszy do Igora, powiada: <poem> {{tab|80}}Igorze! już słońce Blask swój straciło, a drzewo kwitnące Szeroko ziemią liść zroniło młody. Nad Rosią, Sułą, wróg się dzieli grody, Igora pułku nikt wskrzesić nie zdoła. </poem> {{tab}}Potem, zachęcając innych do zemsty, wylicza ich po imieniu:<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 77e84bokft2kaw1kr61qhek9if3et5l Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/206 100 1236502 3709613 2024-11-19T21:25:21Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709613 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude><poem> Już Olgowicze dorośli na boje; I ty, Ingwarze! i ty, Wsewołodzie! I wy, co szczęsna świeciła wam gwiazda, Gdyście w moc waszą brali gród po grodzie: Sześcioskrzydlacze nie chudego gniazda, Trzej Mścisławicze! wasza skroń junacka Láni złotym helmem, tarcz i dzida lacka Strzeże pierś wasza; nuż wrogów zastępy Ostremi strzały pohamować pora, Za ziemię ruską, za rany Igora... </poem> {{tab}}Cały ten ustęp zresztą jest razem pieśnią pochwalną dla potomków Jarosława Wielkiego, a obok każdego nazwiska przychodzą staremu księciu na pamięć świetne albo żałośne wspomnienia. I tak naprzykład opłakuje złe przygody: <poem> : Suła srebrnymi nie ciecze już strzępy K’Perejasławiu, mętna Dźwinia, błocka I wrzaski wrogów niesie do Połocka Izasław tylko sam jeden w tej toni O hełm litewski ostrym mieczem dzwoni: Sławą Wsesława swego zrównał dziada, A sam pod szczyty czerwonymi pada, Na błoń litewskie zwaliły go miecze — Z krwawego łoża podniósł się i rzecze: Kruk swemi skrzydły kryje pułk książęcy, A zwierz krew liże... Nie było tam więcej Ni Brzetysława, ni Wsewłoda brata; Sam jeden duszą perłową ulata. Z chrobrego ciała, przez złote gardziele. Ucichła wrzawa, zamarło wesele... Wojenne trąby otrąbiają Grodno. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j3ae8gdbzz5lzb0092qb70wfnyb27u7 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/207 100 1236503 3709614 2024-11-19T21:25:23Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709614 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude><poem> Ty, Jarosławie! wy, wnuki Wsesława! Zniżcie sztandary, rzućcie broń niezgodną. Bo przez was ojców pohańbiona sława, Bo wróg waszemi przychęcony zwady, Na ziemię ruską rozpoczął napady. </poem> {{tab}}Nakoniec opowiadając czyny i zgon dzielnego Wsesława, dodaje: <poem> Cześć mu zofijskie rankiem grają dzwony, Cześć brzmi w Połocku, a w Kijowie czczony... A choć duch wieszczy bliźnie żywił ciało. Rzadko mu troskom wymknąć się udało. Już wieszczy Bojan tak mu piał przed laty: Bądź chytry, szybki, bądź jak ptak skrzydlaty, Nie ujdziesz sądom bożym... Ruska ziemi! Spomniawszy książąt wiekami dawnymi, Stękać ci trzeba... </poem> {{tab}}Po tej elegii następuje prześliczny tren, który poeta kładzie w usta księżny Jarosławny, żony Igora: <poem> : Głos Jarosławny słychać, (rankiem w maju Kukułka takiem kukaniem się żali): Polecę (mówi) kukułka k’Dunaju, Bobrowy rękaw umoczę w Kajali, Otrę krew księciu i rany niedawne Na skrzepłem ciele. {{tab|90}}Słychać Jarosławnę. Z wieżyc Putywla tak płacze zaraniem: O wietrze, wietrze! czemu silnem wianiem Chanowi w pomoc idą skrzydła twoje? Czem miotasz strzały na lube mi woje? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> aze28zhcxryw359yvk6s0of9ef9609s Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/208 100 1236504 3709615 2024-11-19T21:25:26Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709615 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude><poem> Małoż ci jeszcze po gór bujać szczycie, I chwiać korable po morza błękicie? Czemuż wesele rozwiałeś mi moje? : Z wieżyc Putywla słychać Jarosławnę: O Dnieprze, sławą ciekący po ziemi! Skałyś Połowców przedarł prądy twymi: Tyś Światosława korablów gromadę Niósł na Kobiaka — wróć mi mego Ładę<ref>Łado słowiańskie bóstwo miłości, harmonii i porządku, wspominane i dziś w pieśniach ludu. Jarosławna tem mianem nazywa swego męża, co oznacza razem ładnego {{korekta|j|i}} kochanego.</ref>. Niech łza ku morzu nie płynie ustawna. : Z Putywla wieżyc płacze Jarosławna: O słońce, trzykroć promienne i ciepłe, Ożywiasz żywe, budzisz twory skrzepłe, Zacóż z tych szlaków po podniebnym sklepie Na lube woje ciskasz żar nieczuły? Łuki w bezwodnym spaczyły im stepie Żary, tęsknota zadławiła tuły... </poem> {{tab}}Tu dopiero zaczyna się powieść ucieczki Igora z niewoli, któremu przychylny Połowiec Owlur podaje konia. Całe to opisanie jest bardzo poetyczne: <poem> : Prysnęło morze w północ, ciągną zmory We mgłach, książęciu Bóg wskazuje tory Z kraju Połowców do twego, Igorze! Szczerozłotego stolca. — Zgasły zorze, Igor śpi; Igor budzi się; myśl wrząca Przebiega przestwor od Donu do Dońca. Koń o północy i Owlur za rzeką — Świsnał: Owlura świst Igor rozumie </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 74m31tqpgnilwz57yebbmq2l5j45vzb Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/209 100 1236505 3709616 2024-11-19T21:25:34Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709616 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude><poem> Nie ma Igora! tylko gdzieś daleko Głucho klekoce ziemia, trawa szumi, I wież Połowców czernią się wyżyny. A Igor skacze gronostajem w trzciny, To biała kacza falami potrąca, To na koń skoczy, to z konia zeskoczy I bosym wilkiem bieży k’łęgom Dońca, To znowu sokoł chmurą się obłoczy, Gęsi, łabędzie bije dla posiłku Rankiem, południem i o słońca schyłku. Gdy Igor leci sokolimi loty. Wlur zimne rosy trzęsąc wilkiem ciecze. Padł mu koń rączy. Doniec księciu rzecze: Sława ci, książe! wrogowi zgryzoty, Wesele Rusi, — I tyś sławy pełny, Rzekł Igor, księcia wziąłeś na twe wełny. Srebrny brzeg szatą ścielesz mu zieloną, W cieniu drzew ciepłą kryjesz mgły osłoną, Kaczką na wodzie, czajkami na strudze, Cyranką w wiatrach trzymasz go w swej pieczy; Nie tak, jak Stugna, co w mdłej pełznie cieczy, A skoro prądy pochłonęła cudze, O pień podwodny roztrzaskuje statki. W trop za Igorem Gzak z Konczakiem bieży; Ucichły wrony, milczą kawek stada, I cicho sroka po łozach usiada, Tylko wskazując put kują dzięcioły I ranny słowik począł hymn wesoły. : Rzekł Konczakowi Gzak: jeśli k’domowi Uleci sokoł, zastrzelim sokolę Złotemi strzały. Konczak mu odpowie: Jeśli w ojczyste sokół umknie pole, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> anloom1dl1mdueolij31f641w23m0br Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/210 100 1236506 3709617 2024-11-19T21:25:38Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709617 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude><poem> Sokole młode z dziewą zwiążem ładną (Gzak mu rzecze: Dziewa uciecze, sokole uciecze, I w naszem polu wrogi nas opadną. </poem> {{tab}}Rozmowa ta o sokolęciu tyczy się Włodzimierza, syna Igora, który pozostał w ręku Połowców. Zakochał się on w córce ich księcia Kryczaka i po swojem oswobodzeniu się z niewoli pojąwszy ją za żonę, dał jej na chrzcie imię Swoboda.<br> {{tab}}Poemat kończy się opisem radości z powrotu Igora; brzmią dla niego pieśni aż nad Dunajem, to jest bardzo daleko; zwiedza on miejsce święte w Kijowie, zwane Boryczewo, gdzie był, jak mniemają, obraz Matki Boskiej, przywieziony z Konstantynopola przez niejakiego Pirogoszcza; cześć dla książąt grzmi chórem po całym kraju. <poem> Słońce na niebo, Igor do ojczyzny Wraca; tum dziewie nad Dunajem śpiewa. I płyną pieśni morzem do Kijewa, A książę Igor zwiedza Boryczewo Gdzie mieszkasz święta Pirogoszcza dziewo! Gród się raduje, kraj raduje cały, Książętom pieśni kolejno zabrzmiały... Wam to, Igorze! Wsewołodzie turze: I Włodzimierzu w zgodnym pieją chórze, Przez was za chrześcijan wrzała walka krwawa, Sława książętom i drużynie sława. {{tab|150}}Amen. </poem> {{tab}}W poemacie tym postrzegamy jedną rzecz zupełnie przeciwną temu, co nas uderza w innych poezyach<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jalknr4as67neizy6o0d0jl0upyn6t5 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/211 100 1236507 3709618 2024-11-19T21:25:46Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709618 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>słowiańskich dawnych wieków: widzimy tu rozlaną boleść i tęsknotę, niezmiernie odskakującą od tej wesołej żywości, jaką tchną kronikarze i poeci polscy. Nie takie uczucia znajdujemy na przykład w Gallusie, to kiedy podnosi głos na cześć króla Bolesława, zdobywcy Pomorza, kiedy przytacza pieśń żołnierską, w której potomkowie szczycąc się swojemi dziełami, powiadają, że przewyższyli przodków, bo tamci sprowadzali ryby solone i cuchnące, a synowie ich biorą świeże i żywe; tamci polowali na sarny, jelenie i dziki, ci polują na potwory morskie<ref>Przytaczamy ten kawałek z tekstu łacińskiego, bo chyba tylko dobry przekład wierszem, mógłby oddać jego ton i charakter:<br>{{tab}}Pisces salsos et fetentes apportabant alii,<br>{{tab}}Palpitantes et recentes nunc apportant filii,<br>{{tab}}Civitates invadebant patres nostri primitus,<br>{{tab}}Hii procelles non verentur neque maris sonitus,<br>{{tab}}Agitabant patres nostri, cervos, apros, capreas,<br>{{tab}}Hii venantur monstra maris et opes equoreas. etc.</ref>.<br> {{tab}}Pieśń ta brzmi radością i tryumfem, gdyż Polska wzrastała wtenczas w ogrom i swobodę, przeciwnie zaś smutne przeczucie odzywało się w Rusi. Widać to już z Nestora, że kraj ten zapadał w niemoc utrzymania węzła rządowego swojej jedności, ani z panujących swoich książąt normandzkich nie mógł wydobyć żadnego tchnienia, któreby spajało lud uczuciem ojczyzny, nadawało mu jakąkolwiek wyższą dążność narodową.<br> {{tab}}Co do formy poematu o pułku Igora, ta zupełnie jest szczególną, nie daje się podciągnąć pod formę ani<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qczco94zgk8p0emamz9ln6ww77gfwjr Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/212 100 1236508 3709619 2024-11-19T21:25:49Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709619 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>poezyj północnych, ani epopei greckiej. Uderza tu od razu niedostatek tego żywiołu, wprowadzanego z krainy nadziemskiej, który w utworach poetyckich podobnego rodzaju stanowi tak zwaną po szkolnemu ''sprężynę'' czyli ''dźwignię'' (''machina''), rozrzuca po nich wszędzie tajemniczość, cudowność i zamyka w sobie zagadkę całej osnowy.<br> {{tab}}U Normandów poezya buja ciągle w jakiejś mgle wysokiej, ma zawsze charakter fantastyczny. Bohaterami jej rządzi przeznaczenie, lub jakieś bóstwo niewidome: nigdy wedle zwyczajnego sposobu pojmowania rzeczy nie można sobie zdać sprawy z ich zamiarów. Każda poetyczna powieść normandzka jest osłoniona czemś tajemniczem i strasznem.<br> {{tab}}Grecy, możnaby powiedzieć, ucieleśnili świat niewidomy. Niebo swoich bogów ściągnąwszy na górę Olimp, przeciwległą jemu stronę osadzili w piekłach podziemnych. Zawsze jednak dla nich wszystko, co się dzieje na ziemi, ma punkt oparcia się w tych dwóch biegunach, nie zkądinąd bierze swój obrót. Wojownicy, bohaterowie epopei, działają zawsze pod wpływem potęg niewidomych, otoczeni są orszakiem bóstw opiekuńczych lub nieprzyjaznych.<br> {{tab}}Słowianom zbywa zupełnie na tym żywiole nadprzyrodzonym. Poezya ich całe pole swoje ma w granicach przyrodzenia, jest zupełnie ziemską; widnokręg jej w starożytności zamykał się między Dunajem, siedzibą Litwinów i państwem Niemców. Strona, którą szczególniej ta poezya celuje, jestto jej strona zewnę-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qzpj2mm3hs7cesaqprjy9g8968son0s Strona:PL Mikołaj Rej – Żywot człowieka poczciwego (1881).djvu/333 100 1236509 3709620 2024-11-19T21:25:51Z Wrześniowy 37804 /* Przepisana */ — 3709620 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wrześniowy" />{{c|329{{---|przed=-.3em|po=2em}}}}</noinclude>{{f|align=justify|lewy=auto|prawy=auto|last=center|style=max-width:85%;font-style: italic;|przed=1.3em|Rozliczny kształt przyjaciół jako gi rozeznać a napierwszy pochlebny.}} {{tab}}Albowiem jeden kształt przyjaciół jest, w którym się zawiera dobry, cnotliwy, wierny a nieomylny przyjaciel, który już mało że za jedno ciało drugiemu przyjacielowi policzon być nie może. A ten jest kto nań trefi żadnem złotem nie przepłacony, a tego trzeba strzedz a szanować prawie jako źrzenice w oku. Drugi jest zalecany, który pięknemi słówki, onemi dziwnemi a wymyślnemi przysmaczki będzie około ciebie zaskakował, z dziwnem zalecaniem a z dziwnemi obietnicami, aby cię jedno spowinowacił, a potem ze wszystkiego nic nie będzie. Trzeci zasię będzie pochlebny a omylny, co około ciebie dziwnemi hanszlaki a rozlicznemi wymysły będzie zaskakował, jakoby cię sobie zwiódł a spowinowacił, a pożytki od ciebie jakie takie odnosił. A odszedłszy mało dalej od ciebie, a wyłudziwszy co na tobie, będzie się zasię pośmiewał z ciebie. A to jest naszkodliwszy, a jest podobien ku onemu niedźwiadkowi, co powiedają nie ukąsi, aż pierwej przeliże.<br> {{tab}}A poznasz go snadniej i z słówek i z postawek jego, a on tu dziwnemi hanszlaki<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5krxhxdlxxejppdh09i0id17g8agx99 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/213 100 1236510 3709621 2024-11-19T21:25:51Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709621 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>trzna, plastyczność jej stylu. Poezye normandzkie pod tym względem mają kształt zakrzepły: każdy ich utwór ukazuje się w zarysach dokładnych. Chociaż myśl poety gubi się w przestrzeniach nieznanych, wyrażenia jego są bardzo ścisłe i dobitne. W poezyach greckich obok świetności kolorytu, napotyka się wielką giętkość. Poezya słowiańska trzyma środek między tymi dwoma rodzajami: nie ma ona uczonego wygładzenia poetów greckich, ani ostrej twardości, jaka odznacza styl liryków skandynawskich; jest ona plastyczną, widzialną i dotykalną w swoim stylu. To odróżnia ją od poezyi dawnej skandynawskiej i dzisiejszej niemieckiej.<br> {{tab}}Dotąd jeszcze nikt nie wpadł na prawdziwą miarę dawnego wierszowania słowiańskiego. Miara ta nie jest metrem greckim; przypomina raczej prozę łaciny kościelnej, prozę miarową, niekiedy spadającą na rymy. Tok ten daje się widzieć w starożytnych poezyach polskich w hymnie św. Wojciecha i w najpiękniejszych pieśniach kantyczek. W rusczyźnie, z zarzuceniem jej poezyi piśmiennej, forma ta zaginęła i trudno ją teraz odbudować.<br> {{tab}}Wszystkie te uwagi ogólne nad osnową i formą poezyi słowiańskiej, nie objaśniają w niczem, a mianowicie nie wywodzą na jaw zalet poematu o wyprawie Igora. Nigdy one nie zdołają dać uczuć cudzoziemcom tego wdzięku, jaki w nim jest dla Słowian. Niepodobna historyi literatury poczynać od takich poematów; należałoby pierwej oznajomić słuchaczów jeżeli nie z językiem, to przynajmniej z dziejami ludów sło-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jvpy8uqybfds2ivvbdmp4a6gc8r2rse Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/214 100 1236511 3709622 2024-11-19T21:25:54Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709622 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>wiańskich. Wyrażenia bowiem tych poematów znajdują się później w poetach rosyjskich, polskich i nawet czeskich, najmniej noszących piętno rodowe. Możnaby powiedzieć, że każdy wiersz wyprawy Igora posłużył za tekst poetom późniejszym, chociaż jej nie znali. Długo leżała ona w zatraceniu; po odkryciu zaś pisarze rosyjscy mało ją czytali, nie wielu ich zastanawiało się nad nią, bo odstręczała ich często napotykająca się trudność rozumienia starosłowiańszczyzny. Polacy ledwo słyszeli o zjawieniu się tego zabytku. Czesi pochwycili go wprawdzie, ogłosili i rozbierali, ale to bardziej jako przedmiot badań filologicznych, niżeli ceniąc jego wartość poetycką. Samo wszakże schodzenie się tego utworu zamierzchłych czasów z poezyami nowożytnemi Słowian, dowodzi jego piękności wiecznotrwałej. Wszystkie w nim obrazy malowane są z natury, wszystkie charaktery kreślone podług wizerunków żywych. Póki natura ziemi i charakter rodowości słowiańskiej nie zmienią swej barwy, póty będzie on zawsze świeżym i niejako dzisiejszym, bo prawdziwym.<br> {{tab}}Co na przykład prawdziwszego nad opis ucieczki księcia Igora? Ale żeby widzieć ile życia w tych szczegółach, trzeba słyszeć, jak żołnierz zbiegły, albo więzień polityczny, któremu uda się ujść z pod straży w drodze na Sybir, opowiada swoją przeprawę przez stepy, swój strach i swoje otuchy. Będzie on także mówił o krukach, wronach i srokach, ptakach złowieszczych, które lecą za człowiekiem w pustyni, wydają<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4m7dm32pnztvn1fgb9s29oczt1ti384 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/215 100 1236512 3709623 2024-11-19T21:25:56Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709623 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>jego ślady, zdradzają kryjówki, wrzeszcząc, gonią zbiega, jak jaskółki kota. Wspomni zapewne i dzięcioła, bo ta wzmianka nie jest próżną. W owych stronach bezleśnych dzięcioł zwiastuje dobrą nowinę. Wędrownik, gdy go spostrzeże, może spodziewać się, że blisko znajdzie drzewa, a zatem jar, strumień i biegiem strumienia drogę do rzeki, słowem jakikolwiek kierunek w obłędnej przestrzeni.<br> {{tab}}Szczegółów tych nie pojmie mieszkaniec krain ludnych, różnych obyczajem od owych stron dalekich, gdzie się toczyła rzecz poematu. Jednakże i żołnierz francuski, który był jeńcem w Rosyi, kiedy opowiada swoją wędrówkę, nie zaniedbuje wspominać o ptactwie leśnem, jak to czytaliśmy w niedawno ogłoszonym pamiętniku jednego z takich żołnierzy.<br> {{tab}}Uczucia patryotyczne, które poeta kładzie w usta Igora, są zmyśleniem poetyckiem. Chciał on zidealizować wiek, w którym sam żył, wyrazić powszechne naówczas życzenia i żądze ludu słowiańskiego. Przytacza nawet słowa mytycznego poety Bojana, który powiada: biada człowiekowi bez głowy, a krajowi bez władcy. Góruje tu pragnienie potęgi, a nadewszystko jedności państwa. Ale książęta waregscy mało dbali o interes narodowy. Zajęci jedynie osobistymi widokami przewagi i władzy, ubijali się bez ustanku między sobą. Ruś nawet była dla nich tak obojętną, że gotowi byli ją opuścić, wynieść się dokądkolwiek, byle tylko panować. Prawnuk Igora poszedł aż nad Dunaj podbijać sobie władarstwo w kraju Bułgarów i byłby rozstał się z zie-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j772j0ziewxg3mj1g2ooo3luybpf432 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/216 100 1236513 3709624 2024-11-19T21:25:58Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709624 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>mią ruską, byłby osiadł nad Dunajem, gdyby go ztamtąd nie wyparł cesarz grecki.<br> {{tab}}W poemacie, o którym mowa, znajdujemy jeszcze wzmianki, odnoszące się do pewnych przedmiotów wiary gminnej, nad któremi trzeba się zastanowić, bo można je napotkać w poezyi serbskiej i w kronikach polskich.<br> {{tab}}Zdarza się to we wszystkich krajach, że obok wiary, stanowiącej religię, trwa wiara w pewne rzeczy utrzymujące wyobrażenia, które nie mają widocznego związku z dogmatami religijnymi, ale wszakże zdają się pochodzić z tego samego źródła, co te dogmaty i znajdować w nich wyjaśnienie. Tak na przykład u Persów obok religii Zoroastra, zachowuje się mniemanie o duchach, władających żywiołami przyrodzenia. Mniemanie to jest rozsiane i pomiędzy innymi ludami, u Indyan, u Słowian. Ludy celtyckie, wierzące w styczność duchów z człowiekiem, przypuszczają władzę drugiego wzroku, władzę widzenia przyszłości i tego, co się dzieje bardzo daleko. Pośród Niemców, bez zaprzeczenia wielce usposobionych do wrażeń duchowych, zjawia się najwięcej mężczyzn i kobiet jasnowidzących, jasnowidzenie jest własnością rodu niemieckiego. Wiara w upiory głównie należy się Słowianom: od nich dostała się Niemcom i Celtom; a są ślady, że była nawet u starożytnych Greków i Rzymian. Zkąd ona tam zawędrowała, można mieć na to dowód w samych nazwiskach upiora. Nazwisko to u Greków jest tylko dosłownym przekładem serbskiego ''krwopilca;'' łacińskie zaś<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rdfqmm2tde1kylcmaiyegmym761c3n9 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/217 100 1236514 3709625 2024-11-19T21:26:06Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709625 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>''strix'', dawane równie pewnemu rodzajowi ptaka nocnego, jak i upiorowi, pochodzi widocznie od słowiańskiego ''stryga'' albo ''strzyga'', upiór.<br> {{tab}}Mniemanie o upiorach tak się wykończyło i tak uchodzi za prawdziwe u Słowian, że uczeni mogli je ułożyć systematycznie i traktować jako przedmiot poważny. Malianowić wydał niedawno ciekawą o tem rozprawę. Wedle pospolitego rozumienia w Słowiańszczyźnie, upiory nie są to ani opętani, ani złe duchy, ale raczej wyrodki. Upior ma rodzić się z podwójnem sercem i z podwójną duszą. W dzieciństwie sam nie wie o tem, ale dorastając, zaczyna poczuwać w sobie skłonności, pochodzące z serca przeciwnego, z duszy przeciwnej, jak je Malianowić nazywa. Wtedy dopiero instynktem odgaduje napotykanych między ludźmi innych upiorów i wchodzi z nimi w spółkę. Nocami upiory zbierają się na swoje schadzki tajemnicze i tam radzą o środkach wygubienia ludności; bo jedyną ich żądzą i dążnością jest niszczyć i szkodzić. Ztąd też lud słowiański ma przekonanie, że mór, zarazy, upadek bydła i nawet głód, są sprawą upiorów. Przekonanie to szczególniej jest upowszechnione i żywe w krajach naddunajskich, w Serbii, w Krainie, w Hercogowinie czyli Ostrogu. Kiedy ostatnim razem cholera szerzyła się w tych okolicach, wiele osób płci obojej, posądzonych o upiorstwo albo stosunki z upiorami, padło ofiarą wzburzonego gminu.<br> {{tab}}Poezya i bajki słowiańskie pełne są wzmianek o upiorach, kroniki poważne często ukazywanie się ich<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3yb6p43j2ynwrmyucjwdqdjr32vp384 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/218 100 1236515 3709626 2024-11-19T21:26:10Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709626 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>poświadczają, a podania gminne, znane nawet w stronach, gdzie mniej o nich słychać, uczą, jak się od nich bronić i zabezpieczać. Najpospolitszy sposób pozbycia się upiora jest, uciąć mu głowę i nogi, przygwoździć samego do trumny i zakopać głęboko w ziemi, bo gdyby zobaczył światło księżyca, odżyłby i powstał z mogiły.<br> {{tab}}Turcy nazywają upiora ''Gula'' i ''Afrit''. Z powieści tego rodzaju, krążących po Turcyi i Grecyi, lord Byron wziął przedmiot do całego poematu: ''Upior'' i niektóre ustępy do ''Giaura''.<br> {{tab}}Że wiara w upiory przywiązana jest do rodu słowiańskiego, a tylko przeszła pomiędzy inne ludy, pokazuje się to jeszcze z jej odrębności od wszystkich pojęć, jakie na przykład mogą odnosić się do mytologii greckiej i rzymskiej.<br> {{tab}}Obok tej wiary znajduje się także u Słowian gadka o jestestwach fantastycznych, zwanych ''Wila'' i ''Dziwo''. Wyobrażenia te przyszły ze Wschodu i należą do tego rzędu, co geniusze, władające żywiołami. Same nazwisko słowiańskie ''Dziwo'' albo ''Dziw'', jest sanskryckiem ''Diw'', które u Persów dotąd nie zmieniło znaczenia. Mahometanizm później pomięszał Diwa z szatanem i w nowszych poezyach wschodnich Diw znaczy złego ducha, ale dawniej był po prostu geniuszem, właśnie jak jest w poezyach serbskich.<br> {{tab}}Na tym jedynym pomniku, który nosi tytuł ''Słowo o pułku Igora'' i opiewa wyprawę tego księcia na Połowców, kończy się historya poetycka Rusi średnich<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ivuiui82oplux4cudoez7ojfiu3zx33 Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/219 100 1236516 3709627 2024-11-19T21:26:12Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709627 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>wieków. Smutne przeczucia, obawy nieszczęść, które trwożyły Nestora i odzywają się w niniejszym poemacie, spełniły się wkrótce. Nawała Mongołów zalała Ruś, wydarła jej niepodległość, zdeptała rostki jej cywilizacyi, oniemiła jej poezyę.<br> {{tab}}Przeniesiemy się teraz za Karpaty, rzucić wzrok na literaturę Bułgarów i Serbów.<br> {{tab}}Kraje, objęte panowaniem rzymskiem, pod ogólnem nazwiskiem prowincyi Illiryi i Mezyi, od niepamiętnych czasów były zaludnione przez Słowian. Najście barbarzyńców często ich spychało z równin w góry i w wielu miejscach zacierało ślad ich imienia. Wszakże lubo zmięszani z przychodniami i przyciśnieni przez nich, nieraz zdołali otrząsnąć się z jarzma. Tak naprzód między rokiem 637 a 640 Horwatowie wytępili swoich ciemięzców Awarów, tak później Serbowie zajaśnieli po upadku przemocy bułgarskiej. Lud koczowniczy Bułgarów, przybyły z nad Donu, jeszcze w wieku IV. miał swój rząd udzielny, rozszerzył się potem nad Dunajem, zdobył Mołdawię, Wołoszczyznę i ziemię Siedmiogrodzką. Narody słowiańskie tak dalece zespoliły się z Bulgarami, że po wprowadzeniu chrześcijaństwa nie widać już Bulgarów pierwotnych, a zlani z nimi Słowianie, stają się pod tem nazwiskiem strasznymi cesarstwu wschodniemu i w IX. w. oblegają Carogród. A wkrótce nastąpił cesarz Bazyli, zwany ''Mordercą Bułgarów'' i po trzydziestoletniej wojnie (981 do 1019), prowadzonej z niesłychanem okrucieństwem, zniszczył królestwo bułgarskie. Jedna tylko cząstka tego państwa zachowała<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1hfu4zzggfubgqljw9r6k0tt8kfahad Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/220 100 1236517 3709628 2024-11-19T21:26:17Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709628 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>niejaką niepodległość. Pisarze ówcześni i wszyscy niemal badacze późniejsi utrzymują, że pierwsze księgi cerkiewne ułożone były w kraju Bułgarów, w Mezyi Macedonii i Tracyi.<br> {{tab}}Najdawniejsza wzmianka o Słowianach jako o narodzie niepodległym, ukazuje się za czasów Justyniana. Nauczyciel tego cesarza Teofil, powiada nawet, że wychowanek jego pochodził z rodu słowianskiego. Potwierdzają to imiona tak samego Justyniana, jako też jego ojca i matki. Cesarz ten, między swoimi ziomkami nazywał się ''Uprawda'' albo ''Wprawda'', co wychodzi zupełnie na imię ''Justinus'', albowiem wyrazy ''jus'', ''justicia'', odpowiadają słowiańskiemu prawda, głoska zaś w jest zwyczajnym w wielu językach przydechem. Ojciec Justiniana w języku tracko-frygijskim, mianowany Sabbatios lub Sabbazios, w ojczystym nazywał się ''Istok'', ''Wostok'' po rusku, ''Wschód'' po polsku; matka miała imię wyraźnie słowiańskie ''Biglenica'' czyli ''Wiglenica''.<br> {{tab}}Serbowie, sadowieni nad brzegami Dunaju, zostawali w ciągłych stosunkach z Grekami i byli rządzeni przez tak zwanych żupanów. Grecy potrafili nad nimi rozciągnąć swoje zwierzchnictwo i mianowali od siebie wielkich żupanów, których rzadko kiedy słuchali żupanowie inni. Około roku 1120 wstąpił na stolicę serbską Bela Urosz, protoplasta domu Nemania, przez niejaki czas jaśniejącego w tych stronach. Po nim widzimy Stefana, który za pomocą cesarza wschodniego, ogłoszony został wielkim żupanem. Ten Stefan Nemanicz miał trzech synów. Najstarszy z nich, Sawa, poświęcił<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tqpa1dw87biufks5nypnansguxcq42h Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/221 100 1236518 3709629 2024-11-19T21:26:22Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709629 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>się życiu zakonnemu, był pierwszym arcybiskupem serbskim i w podaniach krajowych słynie jako apostoł swojej ojczyzny. Średni, także Stefan, zwany ''perwowenczan'', to jest pierwszy koronowany, objął rządy po ojcu; najmłodszy, Wuk, dostał w udziale część osobną. Rozmnożony później na wiele gałęzi ród Uroszów czyli Nemaniczów, toczył między sobą nieustanne boje. Historya tych zapasów bardzo jest podobna do historyi wojen domowych w Słowiańszczyźnie północnej. Wielcy żupanowie czyli książęta tutejsi, trzymają się częstokroć religii przeciwnej; nie widać jednak żywiołu pogańskiego; występują tylko na scenę dwa różne wyznania, greckie i rzymskie, a cała rzecz idzie o władzę, o przewagę. Jedni z nich tedy szukają podpory w Carogrodzie, drudzy w Rzymie, czasem niektórzy starają się mieć namaszczenie i od papieża i od patryarchy, żeby się wzmocnić z obu stron, albo rozdwojenie pogodzić. Przytem trwają ciągle napaści, zdrady i morderstwa. Syn strąca ojca z tronu, ojciec każe wyłupić oczy synowi, lub zamyka go w klasztorze; brat zabija brata albo małoletnie jego dzieci. Słowem, powtarza się tu obyczaj polityczny Carogrodu i cała ta historya, można powiedzieć, jest wierną kopią upadającego cesarstwa greckiego. Nakoniec, w wieku XIV., jeden z potomków Urosza, Stefan Duszan Silny, wyniósł się potężniej nad innych, ogarnął wszystkie zupaństwa, posiadał Bośnię, Bulgarye, Macedonię, Albanię, Siedmiogród, Dalmacyę, zhołdował miasto Raguzę, mianował się carem i zamy-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l41t9rhksy75h2nv8cjwbsb1pp3zysz Strona:PL Mickiewicz - Wykłady o literaturze słowiańskiej (tłum. Feliks Wrotnowski) 1900 t. 1.pdf/222 100 1236519 3709630 2024-11-19T21:26:32Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709630 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>ślał nawet, przybrawszy tytuł cesarza Greków Tryballów, opanować Konstantynopol.<br> {{tab}}Ale car Duszan, zabójca swojego ojca, nie zdołał zapewnić panowania następcom. Syn jego został zamordowany przez jednego z możnych, a carstwo serbskie wkrótce zniszczyli Turcy.<br> {{tab}}Dzieje rodziny Nemania, od przodka jej Urosza, który istotnie jest wielkim i bardzo przypomina owego króla Kruka, panującego na wyspie Rügen, aż do śmierci ostatniego jej potomka, stanowią cykl poetyczny, opiewany przez wszystkich gęślarzy serbskich. Dla tego też trzeba się obeznać z temi dziejami i rzucić okiem na historyę walki Serbów przeciw Turkom, mianowicie za Amurata, który gra szczególną rolę w tej poezyi. <br>{{---}}<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9god6ke545gjxfeohsla3bfm8ta78df Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/44 100 1236520 3709632 2024-11-19T21:33:11Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709632 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>sądź więc teraz, żeby to wszystko było czczem marzeniem (może aluzya do aegri somnia). Oj! uchowaj Boże! zaprawdę Ci powiadam, że, gdyby mi było dozwolone w téj chwili oddać Ci to, jak jest rzeczywiście, tobyś padł jak długi i, skoroby Cię wszystkie zmysły odstąpiły, tobyś dopiero ujrzał promień łaski oświecającéj Ciebie całego. Wiem, że Cię tam nic nie mogło wesprzeć na naszéj drodze, gdyż my nic nie piszemy, kiedy wszystkie pisma emigracyjne są przeciwko nam i błotem starają się nas kalać. Panie odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią. Są to wszystko widzimisia, które nakręcają według swojéj namiętności i nie chcą wiedzieć, że ich rozumy są niewystarczające, a niechcąc się poprawić, upornie obstają przy swojem błocie i stawiają swoje kiepskie ja przeciw odwiecznéj prawdzie, co jest największą obrazą Majestatu Bożego i przyczyną opłakanego ich stanu. Niepodobna Ci o tem pisać, Ty sam to czujesz, jak tylko zajrzysz do tajników wnętrza swego“.<br> {{tab}}Te słowa pisał Marszewski w dwa lata po wystąpieniu Towiańskiego. Ale nie od rzeczy będzie tu dodać, że kiedy prof. Antoni Małecki (od którego mamy tę wiadomość) w r. 1867 ogłosił drugi tom swego dzieła o Słowackim, w którym mówi o ujemnym wpływie Towiańskiego na poetów naszych, otrzymał z tego powodu od jakiegoś spóźnionego Towiańszczyka bezimienny list z pogróżkami.<br> {{tab}}Z Mickiewiczem Marceli Motty się zapoznał, ale nie zbliżył się do niego. W r. 1842 Mickiewicz zupełnie był oddany sprawie Towiańskiego i przyjmował u siebie tylko jego zwolenników. W ogólności osobistość jego nie budziła w tym czasie w ludziach stojących po za towiańszczyzną tego zapału, co poprzednio. Twórczość jego ustała, a wykłady w Collège de France osłabły tak co do treści, jak co do formy. Marceli Motty widywał na wykładach o literaturze słowiańskiéj samych Polaków, którzy profesorowi zostali wierni, francuscy słuchacze już się byli cofnęli. Mickiewicz opuszczał często wykłady, a przejęty treścią zaniedbywał francuskie wysłowienie. Marceli Motty pisał jego wykłady i odnośny zeszyt przesłał przez Jędrzeja {{pp|Mora|czewskiego}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ceqm11x61k8aie97a9jfx6uw9ya70sp Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/45 100 1236521 3709633 2024-11-19T21:44:25Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709633 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{pk|Mora|czewskiego}} do Poznania szwagrowi swemu, Cegielskiemu. Skrypt ten, któryby mógł posłużyć do rekonstrukcyi wykładów Mickiewicza, nie zachował się. Cegielski prosił go, aby pozbierał wiadomości o Mickiewiczu, jako niezbędne do zrozumienia jego dzieł, zwłaszcza Balad i Sonetów. Czy Marceli Motty uczynił zadość téj prośbie, nie wiemy.<br> {{tab}}Wśród takich zajęć minął rok przeznaczony na pobyt w Paryżu. Wracał do kraju, {{Rozstrzelony|wiele ludzi widziawszy i poznawszy ich sposób myśleni}}a. Marceli Motty nie stracił przez ten rok nic ze swego idealizmu, który przeszedł zwycięzką próbę i w tym czasie raczéj się w nim spotęgował. Wyjeżdżając z Paryża, przyznawał, że więcéj się może cieszy na powrót do Poznania, niż się cieszył na wyjazd. Przyczyną téj radości nie tylko była nadzieja rychłego uściśnienia rodziców i rodzeństwa, jak raczéj chęć do pracy, potrzeba działania.<br> {{tab}}Widoki, jakie się przed nim otwierały, nie były świetne. Wielkie Księstwo Poznańskie miało wówczas, prócz dwóch gimnazyów w stolicy, jeszcze tylko gimnazyum w Lesznie i Bydgoszczy i progimnazyum w Trzemesznie.<br> {{tab}}Zanosiło się na otworzenie nowego gimnazyum w Ostrowie, jednakże otwarcie jego nastąpiło dopiero w roku 1845, układy zaś z miastem o realną szkołę przeciągały się w nieskończoność. Napływ sił nauczycielskich w stosunku do tak małego zapotrzebowania był bardzo znaczny. Z kolegów jego uniwersyteckich Cegielski utrzymał się w Poznaniu, ale nie miał jeszcze stałéj posady, Cybulski nie przyszedł wcale do Księstwa, lecz habilitował się dla języków słowiańskich w Berlinie, Milewski myślał o habilitacyi w Bonn. Na razie, ponieważ w chwili jego wyjazdu z Paryża, nie było wolnéj posady, miał być zatrudniony przez gimnazyum w Poznaniu i być współpracownikiem „Gazety Wielkiego Księstwa Poznańskiego“, będącéj pod redakcyą prof. Wannowskiego. Jako współpracownik, z pensyą 10 talarów miesięcznie, miał tłomaczyć dwie strony dziennie in quarto. Jadąc w jarzmo chciał jeszcze po drodze zwiedzić Havre i południową Francyą i wrócić przez Szwajcaryą, {{pp|Mona|chium}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5py9xtpqp661jzabpfcya1tdn5f6o5r Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/46 100 1236522 3709634 2024-11-19T21:50:39Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709634 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{pk|Mona|chium}}, Drezno, Lipsk i Berlin. Około 1 czerwca 1843 stanął w Poznaniu.<br> {{tab}}Stosunki ułożyły się nieco inaczéj, aniżeli przewidywano. Po powrocie uczył przez krótki czas w zastępstwie w gimnazyum Fryderyka Wilhelma. W październiku zaś tegoż roku przydzielony został jako nauczyciel pomocniczy do gimnazyum św. Maryi Magdaleny. Równocześnie odsługiwał przy 19 pułku wojskowość i w mundurze wojskowym udzielał lekcyi w gimnazyum. W listach do rodziców pisanych z Paryża często wypowiadał życzenie, że chciałby pozyskać jaką taką posadę i rychło się ożenić. Pierwsza część tego życzenia się spełniła, spełnienie zaś drugiéj nie byłoby także pozwoliło długo na siebie czekać, gdyby nadzwyczajny wypadek nie był przerwał jego karyery.<br> {{tab}}Przygotowywane przez centralizacyą wersalską powstanie, którego wybuch wyznaczono na 21 lutego 1846 r., nie przyszło do skutku w skutek aresztowania Mierosławskiego. Pomimo tego spiskowcy w Poznaniu postanowili w nocy z 3 na 4 marca uderzyć na cytadelę. Zamach się nie udał, ponieważ policya poznańska na kilka godzin przedtem dowiedziała się o tym zamiarze. Leśniczy Trąpczyński, który z Kórnika przyprowadził 60 ludzi, zastał most chwaliszewski osaczony wojskiem: Paternowski padł na miejscu, Trąpczyński i dwóch innych zostało ciężko rannych, a więzienia napełniły się jeńcami.<br> {{tab}}Ponieważ przypuszczano, że w zamachu tym wzięli także udział uczniowie gimnazyalni, nakazała rada szkolna gronu nauczycielskiemu, aby urządziło poszukiwania broni po prywatnych mieszkaniach uczniów. Po dwóch nauczycieli, jeden Polak i jeden Niemiec, miało w wyznaczonéj dzielnicy miasta odbyć rewizyą. Wtedy oświadczyło czterech nauczycieli Polaków, że rozkazu tego nie usłuchają, ponieważ uważają za rzecz niegodną swego stanowiska występować w roli policyi. Byli to Cegielski, Motty, Gruszczyński i Bronikowski. Trzech ostatnich, ponieważ byli tylko nauczycielami pomocniczymi, usunięto natychmiast z urzędu. Cegielskiemu, który wtedy już był etatowym, wytoczono proces o nieposłuszeństwo władzy i także dano dymisyą.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j673dvrm4u0gtgmo2g2gwgc6wcwzvse Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/157 100 1236523 3709641 2024-11-19T22:30:39Z Kanioska 20900 /* Przepisana */ 3709641 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>iż zasuwy od bramy ogrodowej są otwarte i że {{kor|prawpodobnie|prawdopodobnie}} pani ich wyszła tamtędy. Brama wychodzi na rzekę, a woda nie utrwala bruzd łodzi.<br> {{tab}}— Co powiedzieli przewoźnicy na Nilu?<br> {{tab}}— Że nic nie widzieli; jeden tylko mówił, że kobieta, ubogo odziana, przepłynęła przez rzekę o pierwszym brzasku dnia. Ale nie mogła to być piękna i bogata Tahoser, której oblicze sam zauważyłeś i która odziana jest we wspaniałe szaty, jak królowa.<br> {{tab}}Wywody Timofta nie przekonały widocznie Faraona; oparł podbródek na dłoni i zastanowił się przez kilka chwil. Biedny Timoft czekał w milczeniu, obawiając się gniewnego wybuchu. Usta króla poruszały się, jakgdyby mówił do siebie: „Ta skromna odzież była przebraniem… Tak, napewno… i w tem przebraniu udała się na drugą stronę rzeki… Timoft jest idjotą, bez najmniejszego sprytu. Mam wielką ochotę kazać go cisnąć na pastwę krokodylom lub wychłostać… — Ale z jakiego powodu dziewica wysokiego rodu, córka wielkiego kapłana, wymyka się w ten sposób z pałacu, sama, nie uprzedzając nikogo o swoich zamiarach?… Może na dnie tej tajemnicy tkwi sprawa miłosna.“<br> {{tab}}Na tę myśl oblicze Faraona oblało się purpurą, niby łuna pożaru; cała krew z serca nabiegła mu do twarzy; niebawem purpurę zastąpiła śmiertelna bladość, brwi mocarza skręciły się jak żmije korony, usta się wykrzywiły, zęby zgrzytnęły a twarz przybrała wyraz taki straszny, że Timoft, przerażony, padł nosem na płyty kamienne, jak pada człowiek martwy.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1l5f78dc3vk5s37njnr2p0hi98rma9m Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/158 100 1236524 3709642 2024-11-19T22:35:34Z Kanioska 20900 /* Przepisana */ 3709642 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>{{tab}}Ale Faraon uspokoił się, na oblicze jego powrócił wyraz majestatyczny, znudzony i spokojny; widząc zaś, że Timoft się nie podnosi, kopnął go pogardliwie.<br> {{tab}}Gdy Timoft, który już widział siebie w dzielnicy Memnonij, wyciągniętego na łożu śmiertelnem, o nogach szakala, mając łono rozprute, brzuch opróżniony, cały przygotowany do słonej kąpieli — powstał, nie śmiał podnieść oczu na króla i opadł na pięty, w nieopisanej trwodze.<br> {{tab}}— Timoft, wstań, — rzekł jego królewska mość, — wyślij gońców na wszystkie strony, każ przeszukać świątynie, pałace, domy, wille, ogrody, aż do najnędzniejszych lepianek, i odnajdź Tahoser; wyślij wozy na wszystkie drogi, niechaj barki zorają bruzdami Nil we wszystkich kierunkach; idź sam i zapytaj tych, których spotkasz, czy nie widzieli kobiety podobnej; pogwałć grobowce, jeżeli ukryła się w schronisku śmierci, szukaj jej, jak Izyda szukała małżonka swego, Ozyrysa, rozszarpanego przez Tyfona, i, żywą czy umarłą, przyprowadź ją tutaj, albo na ureusza mego pszentu, na pąk lotosu mego berła, zginiesz w najokropniejszych męczarniach.<br> {{tab}}Timoft rzucił się z błyskawiczną szybkością, by wykonać rozkazy Faraona, który, wypogodzony, przybrał ową pozę, pełną wyniosłości, jaką rzeźbiarze lubią nadawać kolosom, wznoszącym się przed drzwiami świątyń i pałaców, i ze spokojem, jak przystoi tym, których sandały spoczywają na głowie narodów, czekał.<br> {{tab}}Dokoła pałacu rozległ się głuchy łoskot i, gdyby niebo nie miało niepokalanej barwy szafiru lapis-lazuli,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> glojx4nk9px2g4u8sw05w341h8n01e5 Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/159 100 1236525 3709643 2024-11-19T22:41:00Z Kanioska 20900 /* Przepisana */ 3709643 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>możnaby mniemać, że burza nadchodzi; tymczasem były to odgłosy wozów, puszczonych galopem we wszystkie kierunki, był to turkot kół, toczących się po ziemi.<br> {{tab}}Niebawem Faraon ujrzał z wysokiego swego tarasu barki, przecinające toń rzeki, kierowane silnemi dłońmi wioślarzy, oraz gońców, rozpraszających się po równinie na przeciwległem wybrzeżu.<br> {{tab}}Łańcuch libijski, tonący w świetle różowem i w cieniach szafirowych, zamykał widnokrąg i służył za tło olbrzymim budowlom Ramzesa, Amenofa i Menefty; pylony o ściętych narożnikach, mury o szerokich gzemsach, kolosy, o dłoniach złożonych na kolanach zarysowywały się, ozłocone promieniem słonecznym, a oddalenie nie zdołało zmniejszyć ich wielkości. Ale Faraon nie na te wyniosłe budynki spoglądał; pomiędzy kępami palm i uprawnemi polami wznosiły się tu i ówdzie domy, kolorowe kioski, niby plamy na zielonej barwie roślinności. Pod jednym z tych tarasów ukrywała się niewątpliwie Tahoser, a Faraon byłby rad, za sprawą jakichś czarów, podnieść je lub sprawić, żeby się stały przezroczyste.<br> {{tab}}Godziny mijały, słońce znikło za górami, rzucając ostatnie blaski na Teby, a gońcy nie wracali. Faraon trwał niewzruszenie w nieruchomej postawie. Noc rozpostarła się nad miastem cicha, orzeźwiająca, błękitna; gwiazdy roziskrzyły się, ich długie, złote rzęsy drgały w ciemnym lazurze; a w zakątku tarasu Faraon, milczący, niewzruszony, odcinał się czarnemi zarysami, jak posąg bazaltowy, przytwierdzony do tabulatury. Kilkakrotnie ptaki nocne okrążyły {{pp|je|go}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3b5y0ddttg7fzlrs8s2m8tdbkzeuepi Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/160 100 1236526 3709644 2024-11-19T22:45:28Z Kanioska 20900 /* Przepisana */ 3709644 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>{{pk|je|go}} głowę, chcąc na niej spocząć; lecz, wystraszone jego oddechem wolnym i ciężkim, uciekały bijąc skrzydłami.<br> {{tab}}Z tej wysokości król panował nad miastem, które rozpościerało się u jego stóp. Z łona błękitnawego mroku strzelały obeliski, o spiczastych piramidjonach, pylony, — wrota olbrzymie, poprzecinane promieniami, wysokie gzemsy, kolosy, wyłaniające się po ramiona z zamętu budowli, propyleje, kolumny, rozchylające swoje kapitele, niby ogromne kwiaty granitowe, narożniki świątyń i pałaców, oświetlone srebrzystą smugą światła; święte sadzawki rozpościerały się, migocąc, jak metal polerowany, sfinksy, wznoszące się szeregiem, wyciągały łapy, rozszerzały grzbiet, a płaskie dachy ciągnęły się bez końca, bielejąc w księżycowym blasku masami, poprzecinanemi tu i ówdzie przez place i ulice; te błękitnawe ciemności usiane były czerwonemi punkcikami, jakgdyby gwiazdy upuściły na ziemię iskierki; były to lampy, które czuwały jeszcze w uśpionem mieście; dalej, między mniej zacieśnionemi budynkami, chwiały się liściaste wachlarze na wierzchołkach drzew palmowych; za niemi zarysy i kształty ginęły w zamglonym bezmiarze, albowiem nawet oko orła nie zdołałoby dosięgnąć granic Teb, z drugiej zaś strony stary Норі-Mu schodził majestatycznie ku morzu.<br> {{tab}}Krążąc okiem i myślą ponad tem niezmierzonem miastem, którego był panem samowładnym, Faraon ze smutkiem zastanawiał się nad granicą władzy ludzkiej; żądza, jak sęp zgłodniały, żarła jego serce, i mówił sobie:<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 10rrnsna0w99dky7453lynmtdqjn7uf Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/161 100 1236527 3709645 2024-11-19T22:49:58Z Kanioska 20900 /* Przepisana */ 3709645 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>{{tab}}„W tych wszystkich domach mieszczą się istoty, które na mój widok padają w pokłonach i dla których moja wola jest rozkazem bogów. Gdy ukażę się na złocistym wozie łub w lektyce, niesionej przez oerisów, dziewice z bijącem sercem śledzą mnie przeciągłem spojrzeniem, kapłani okadzają mnie wonnym dymem trybularzy, lud powiewa palmami lub rozsypuje kwiaty; na świst mojej strzały drżą narody, a mury pylonów, olbrzymie jak skały, zaledwie mogą pomieścić spis moich zwycięztw; kamieniołomy wyczerpują się dostarczaniem granitu na moje posągi; raz jeden zdarza mi się, w pełni przesytu, zapragnąć czegoś i nie mogę tego pragnienia zadowolić. Timoft nie przybywa; pewnie nic nie odnalazł. O Tahoser, Tahoser, ileż szczęścia winna mi jesteś za to czekanie!“<br> {{tab}}Wszelako wysłańcy z Timoftem na czele zwiedzali domy, tropili gościńce, wypytując o córkę kapłana, podając jej rysopis wszystkim, których spotykali. Ale nikt nie mógł im nic powiedzieć.<br> {{tab}}Pierwszy goniec zjawił się na tarasie, donosząc Faraonowi, że Tahoser nie została odnaleziona.<br> {{tab}}Faraon wyciągnął berło; goniec padł martwy, pomimo przysłowiowej twardej czaszki egipskiej.<br> {{tab}}Przybył drugi; potknął się o zwłoki towarzysza, leżącego na płytach kamiennych; pochwyciło go drżenie, albowiem ujrzał gniew na czole Faraona.<br> {{tab}}— A Tahoser? — spytał Faraon, nie zmieniając postawy.<br> {{tab}}— O, najjaśniejszy panie! ślad jej zaginął, — odparł nieszczęśliwy, klęcząc w mroku przed tym<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ml8p3jucjg2dofau7r8wf6hlt5mz5f1 Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/162 100 1236528 3709646 2024-11-19T22:54:50Z Kanioska 20900 /* Przepisana */ 3709646 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>czarnym cieniem, podobnym raczej do posągu ozyrysowego niż do żywego króla.<br> {{tab}}Ręka granitowa oderwała się od nieruchomego torsu i berło metalowe opadło jak grzmot. Drugi goniec potoczył się ku pierwszemu.<br> {{tab}}Ten sam los spotkał trzeciego.<br> {{tab}}…Wędrując od domu do domu, Timoft przybył do pawilonu Poeriego, który, powróciwszy z wycieczki nocnej, zdumiał się rano, nie widząc rzekomej Hory. Harfre oraz służebnice, które w przeddzień wieczerzały wraz z nią, nie umiały powiedzieć, co się z nią stało; pokój jej był pusty; napróżno szukano jej w ogrodach, lamusach, w spichrzach i sadzawkach.<br> {{tab}}Na pytanie Timofta, Poeri odpowiedział, że istotnie, młoda dziewczyna w pokornej postawie, widocznie nieszczęśliwa, przybyła przed drzwi jego, błagając na klęczkach o gościnność, że przyjął ją przychylnie, ofiarowując pomieszczenie i strawę, ale, że odeszła w sposób tajemniczy, z przyczyny, której nie może się nawet domyśleć. Dokąd poszła? nie wie. Zapewne, wypocząwszy nieco, udała się w dalszą drogę, dążąc do nieznanego celu. Była piękna, smutna, odziana skromną szatą i wydawała się uboga; czyżby imię Hora, jakie sobie nadała, ukrywało imię Tahoser? rozstrzygnięcie tej kwestji pozostawiał Poeri przenikliwości Timofta.<br> {{tab}}Z temi wieściami powrócił Timoft do pałacu i, stojąc, poza obrębem ciosu berła Faraonowego, zdał sprawę z wyniku poszukiwań.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qug790jzzhmawef76skgo482lry46w8 Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/163 100 1236529 3709647 2024-11-19T23:00:15Z Kanioska 20900 /* Przepisana */ 3709647 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>{{tab}}„Poco ona poszła do Poeriego?“ — mówił sobie Faraon; „jeżeli istotnie pod Horą ukrywa się Tahoser, w takim razie kocha Poeriego. Nie, bo nie byłaby uciekła w ten sposób, skoro przyjęta została pod jego dach. Ach! ja ją odnajdę, choćbym miał przetrząsnąć Egipt od katarakt do Delty“.<br> {{c|'''XI.'''|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Rachela stała w progu chaty i śledziła wzrokiem oddalającego się Poeriego, gdy nagle zdało się jej, że dobiega ją lekkie westchnienie; wytężyła słuch. Kilka psów wyło do księżyca, puszczyk odzywał się pogrzebowym krzykiem, a krokodyle kwiliły między sitowiem na rzece, naśladując zawodzenie dziecka. Młoda Izraelitka zabierała się do wejścia, gdy jęk wyraźniejszy, którego nie można było przypisać nieokreślonym odgłosom nocy, a który napewno pochodził z piersi ludzkiej, poraz drugi obił się o jej uszy.<br> {{tab}}Zbliżyła się ostrożnie, w obawie zasadzki, do miejsca, skąd dochodził dźwięk, i pod murem chaty dostrzegła w cieniu błękitnawym i przezroczystym, zarysy postaci, leżącej na ziemi; przemoczona szata oblepiała kształty rzekomej Hory, a zaokrąglenie ich zdradzało płeć. Rachela, widząc, że ma do czynienia tylko z zemdloną kobietą, otrząsnęła się z wszelkiej obawy i uklękła obok niej, nasłuchując oddechu ust i bicia serca. Oddech konał na bladych wargach, bicie zaledwie poruszało zimne łono. Czując wilgoć przemoczonej szaty, Rachela zrazu mniemała, że to krew i wyobraziła sobie, że ma przed sobą ofiarę morderstwa; chcąc zatem nieść pomoc {{pp|skuteczniej|szą}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qgr5td8g1p1y9wsnt2nnm7g5cyzbl8k Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/164 100 1236530 3709648 2024-11-19T23:08:14Z Kanioska 20900 /* Przepisana */ 3709648 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>{{pk|skuteczniej|szą}}, wezwała Tamarę, sługę swoją, i we dwie zaniosły Tahoser do chaty.<br> {{tab}}Tu kobiety złożyły ją na łożu spoczynku. Tamara trzymała lampę wzniesioną do góry, Rachela zaś, pochylona nad młodą dziewczyną, szukała rany; wszakże najlżejsza czerwona kreska nie przecinała matowej białości ciała Tahoser, a na szacie jej nie było plamy, zabarwionej purpurą, zdjęły z niej zatem wilgotną odzież i zarzuciły na nią chustę wełnianą w pasy, której łagodne ciepło przywróciło powstrzymany bieg życia. Tahoser otworzyła powoli oczy i powiodła dokoła spojrzeniem schwytanej gazeli.<br> {{tab}}Kilka minut upłynęło, zanim zdołała nawiązać przerwany wątek myśli. Nie mogła jeszcze zrozumieć, jak się stało, że znajduje się w tym pokoju, na tem łożu, gdzie przed chwilą widziała Poeriego i młodą Izraelitkę, siedzących obok siebie, z dłońmi we wzajemnym uścisku, mówiących o miłości, gdy ona, z zapartym oddechem, nawpół przytomna patrzyła przez szparę w murze; ale niebawem odzyskała pamięć, a wraz z nią świadomość własnego położenia.<br> {{tab}}Światło padało pełnym blaskiem na twarz Racheli i Tahoser wpatrywała się w nią w milczeniu, zgnębiona jej nieposzlakowaną pięknością.<br> {{tab}}Napróżno, z całą zaciętością zazdrości kobiecej, szukała w tej twarzy wady, i uczuła, że ta uroda, jeśli jej nie zwycięża, to jej dorównywa. Rachela była ideałem piękności izraelskiej, jak Tahoser egipskiej. Córka kapłana zmuszona była przyznać, że miłość Poeriego jest słuszna i w godne złożona ręce — rzecz to ciężka dla kochającego serca. Te oczy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gii1j2n67wdrbnlrqj5fk76r03rkvca Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/165 100 1236531 3709651 2024-11-19T23:13:29Z Kanioska 20900 /* Przepisana */ 3709651 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>o rzęsach czarnych i wygiętych, te ponsowe usta o olśniewającym uśmiechu, nos tak szlachetnie zarysowany, wydłużony wytwornie owal twarzy, ręce, silne u ramion, a zakończone dziecinnemi dłońmi, szyja pełna i kształtna, która, obracając się układała się w załamy piękniejsze niż naszyjniki z drogich kamieni, to wszystko, czemu jeszcze strój egzotyczny i osobliwy dodawał blasku, musiało podobać się bezsprzecznie.<br> {{tab}}„Popełniłam wielki błąd“, mówiła sobie w duchu Tahoser — „gdy przybyłam do Poeriego pod skromną postacią żebraczki, ufając swym wdziękom nadmiernie wysławianym przez pochlebców. Szalona! postąpiłam, jak żołnierz, który wybrałby się na wojnę bez pancerza i oręża. Gdybym była się ukazała, zbrojna w mój zbytek, okryta klejnotami, stojąc na wozie złotym, w orszaku licznych niewolników, może byłabym podnieciła jego próżność, jeżeli już nie jego serce“.<br> {{tab}}— Jakże się czujesz teraz? — rzekła Rachela po egipsku do Tahoser, albowiem po kształcie twarzy i po włosach, splecionych w warkoczyki, poznała, że młoda dziewczyna nie należy do rasy izraelskiej.<br> {{tab}}Dźwięk tego głosu był współczujący i łagodny, a akcent cudzoziemski dodawał mu wdzięku.<br> {{tab}}Tahoser, wzruszona nim mimowoli, odparła:<br> {{tab}}— Jest mi trochę lepiej; dzięki twojej troskliwości, wyzdrowieję niebawem.<br> {{tab}}— Nie męcz się mówieniem, — odpowiedziała Izraelitka, kładąc dłoń na ustach Tahoser. — {{pp|Posta|raj}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i6wme35rj0h5vk700iwzp8m8q0rby9z Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/166 100 1236532 3709652 2024-11-19T23:18:23Z Kanioska 20900 /* Przepisana */ 3709652 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>{{pk|Posta|raj}} się zasnąć, żeby odzyskać siły; Tamara i ja czuwać będziemy nad snem twoim.<br> {{tab}}Wzruszenia, przepłynięcie Nilu, długa wędrówka po odległych dzielnicach, wyczerpały córkę Petamunofa. Wypieszczone jej ciało było obolałe i niebawem długie jej rzęsy opadły, tworząc czarne półkole na policzkach, zabarwionych ogniem gorączki. Sen nadszedł, ale niespokojny, zakłócony dziwacznemi widziadłami, nawiedzany groźnemi zjawami; nerwowe drgawki wstrząsały postacią śpiącej i słowa bez związku, odpowiadające djalogowi sennemu, wybiegały z jej ust rozchylonych.<br> {{tab}}Siedząc w głowach łoża Rachela śledziła zmiany oblicza Tahoser, niepokojąc się, gdy rysy chorej kurczyły się bolesnym wyrazem, i wypogadzając, gdy wracał na nie spokój; Tamara skulona naprzeciwko swojej pani, śledziła również córkę kapłana, ale wyraz jej twarzy był mniej życzliwy. W zmarszczkach jej niskiego czoła, przyciśniętego opaską fryzury izraelskiej, widniały instynkty pospolite. W źrenicach, które mimo wieku, iskrzyły się jeszcze w ciemnych oczodołach, gorzała piekąca ciekawość, zdawało się, że nos kościsty i zakrzywiony, jak dziób sępa, węszył tajemnice, a usta, poruszające się w milczeniu, przygotowują pytania.<br> {{tab}}Ta nieznajoma, znaleziona podedrzwiami chaty, intrygowała ją wielce; zkąd przybyła? jak się tu przedostała? w jakim celu? kim jest? Takie pytania zadawała sobie Tamara i, ku wielkiemu żalowi swemu, nie mogła znaleźć odpowiedzi zadawalających. Należy też zaznaczyć, że Tamara, jak wszystkie {{pp|ko|biety}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a5qdu7zz0xgayhr5c2lqmxe9c1o7x6g Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/167 100 1236533 3709653 2024-11-19T23:23:32Z Kanioska 20900 /* Przepisana */ 3709653 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Kanioska" /></noinclude>{{pk|ko|biety}} stare, miała uprzedzenie do piękności, stąd Tahoser nie podobała jej się. Wierna sługa tylko pani swojej wybaczała urodę, a tę urodę uważała za swoją własność: dumna z niej była i zazdrosna o nią.<br> {{tab}}Wobec milczenia Racheli, stara wstała, usiadła przy niej i, mrugając smagłemi powiekami, które opuszczały się i podnosiły jak skrzydła nietoperza, rzekła do niej po cichu, w języku hebrajskim:<br> {{tab}}— Pani moja, nie wróżę nic dobrego z przybycia tej kobiety.<br> {{tab}}— A to dlaczego Tamaro? — odparła Rachela, tym samym tonem i tą samą mową.<br> {{tab}}— Dziwne to, — mówiła podejrzliwa Tamara, — że zemdlała tutaj, a nie gdzieindziej.<br> {{tab}}— Upadła na miejscu, gdzie opuściły ją siły.<br> {{tab}}Stara potrząsnęła głową z powątpiewaniem.<br> {{tab}}— Czy przypuszczasz, — ciągnęła dalej ukochana Poeriego, — że jej zemdlenie nie było prawdziwe? Taka była podobna do trupa, że paraszyta byłby mógł przeciąć jej łono swoim ostrym kamieniem. Spojrzenie miała zagasłe, usta sine, lica wybladłe, ręce i nogi, ciało zimne, jak ciało umarłej, a tego naśladować nie można.<br> {{tab}}— Nie, zapewne, — odrzekła Tamara, — chociaż są kobiety, umiejące tak zręcznie udawać w jakimś ukrytym celu, że mogą wprowadzić w błąd ludzi najbystrzejszych. Ale sądzę, że ta młoda dziewczyna istotnie utraciła przytomność.<br> {{tab}}— A więc do czego stosują się twoje podejrzenia?<br> {{tab}}— Jakim sposobem znalazła się tutaj, śród nocy, w tej odległej dzielnicy, zamieszkanej jedynie przez<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pygkyink9gcw53zyn81foo3en0378o6 Strona:Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków.pdf/32 100 1236534 3709671 2024-11-20T08:05:20Z Lord Ya 13160 /* Przepisana */ 3709671 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Lord Ya" /></noinclude>{{pk|powie|dział}} do swych przyjaciół: „Widzicie, jak my ich dobrze robimy, a oni nas jak nędznie!“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Pan de Prie pewnego razu był na królewskich komnatach. Oparł się o stół i zapaliła mu się peruka. Przygasił ją czemprędzej i włożył na głowę. Ale zapach spalenizny rozszedł się po pokoju. Wtem wszedł król i czując przykrą woń, bez żadnej złej intencji zapytał: „Co tu czuć? Zdaje mi się, że spalony róg?“ Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a pan de Prie uciekł czemprędzej.<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Każdej niedzieli, wychodząc ze swej kaplicy, król Karol X zadawał parę pytań swoim dworakom, z gromadzonym przy wyjściu. Stary margrabia de Baizecourt był jednym z najstalszych bywalców, a ponieważ cierpiał on na kaszel chroniczny, Karol X pytał go zazwyczaj: „Panie margrabio, a jak tam kaszel?“ Jednak pewnego dnia zapytał go o margrabinę. Pan de Baizecourt był głuchy i nie przypuszczał, że król zmienił nagle zwykłą formułę, więc odpowiedział: „W dzień jako tako, Najjaśniejszy Panie ale w nocy okropnie mi dokucza!“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Nie kocham już mego męża: mam wstręt do rogaczy!<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Ktoś ożeniwszy się poraz drugi nie przestawał nigdy żałować swej pierwszej żony. „Ach, powiedziała druga jego małżonka, niech mi waść wierzy, że nikt jej tak jak ja nie żałuje.“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Para przychodzi do mera. aby wziąć ślub. Narzeczony jest całkiem pijany. Każą im przyjść innym razem. Nazajutrz ta sama historja. Mer poucza pannę młodą: „Cóż to, nie może go pani przyprowadzić w innym {{pp|sta|nie}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9pugnfc01mcksc55wphgxmm5191y2x2 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/16 100 1236535 3709674 2024-11-20T08:25:47Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709674 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>sce w około biurka, poczem sam usiadł i rozpoczął od następującej przedmowy:<br> {{tab}}— Wezwanie, które przesłałem panom, musiało wam wydać się trochę tajemnicze i niejasne, sposób zaś, w który rozpocznę naszą rozmowę, utrwali panów w tem wrażeniu. Jeśli jednak zechcecie obdarzyć mnie odrobiną zaufania, przekonacie się wkrótce, że cała sprawa jest niezmiernie prosta i jasna. Postaram się zaś być zwięzłym i treściwym.<br> {{tab}}Otworzył tekę z dokumetami, przygotowaną przez swego sekretarza i ciągnął tak dalej:<br> {{tab}}— Na kilka lat przed wojną francusko-pruską w roku 1870 trzy sieroty w wieku dwudziestu dwuch, dwudziestu i osiemnastu lat, imieniem Ermelina, Elżbieta i Armanda Roussel mieszkały w miasteczku Saint-Etienne wraz ze swoim ciotecznym bratem Wiktorem o parę lat młodszym.<br> {{tab}}Najstarsza Ermelina pierwsza opuściła St. Etienne, gdyż wyjechała do Londynu z Anglikiem Morningtonem, za którego wyszła za mąż i miała z nim syna Kozmę. Źle im się działo materjalnie i Ermelina pisała kilkakrotnie do swoich sióstr, prosząc je o pomoc, lecz nie otrzymując odpowiedzi, zaprzestała korespondencji. W roku 1875 państwo Mornington wyjechali do Ameryki i w ciągu lat pięciu dorobili się dużego majątku. Mornington umarł w r. 1883, a po jego śmierci żona administrowała majątkiem, który został jej zapisany w całości. Jak się następnie okazało, miała ogromne zdolności spekulacyjne i doprowadziła fortunę do cyfry olbrzymiej. Umierając w r. 1905, zostawiła synowi 400 miljonów.<br> {{tab}}Cyfra ta zrobiła widoczne wrażenie na obecnych. Prefekt, zauważywszy spojrzenie, które ma-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bfho54ff36sde0mhghr8wkprgpz9ir5 3709684 3709674 2024-11-20T08:42:02Z Wydarty 17971 3709684 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>sce w około biurka, poczem sam usiadł i rozpoczął od następującej przedmowy:<br> {{tab}}— Wezwanie, które przesłałem panom, musiało wam wydać się trochę tajemnicze i niejasne, sposób zaś, w który rozpocznę naszą rozmowę, utrwali panów w tem wrażeniu. Jeśli jednak zechcecie obdarzyć mnie odrobiną zaufania, przekonacie się wkrótce, że cała sprawa jest niezmiernie prosta i jasna. Postaram się zaś być zwięzłym i treściwym.<br> {{tab}}Otworzył tekę z {{Korekta|dokumetami|dokumentami}}, przygotowaną przez swego sekretarza i ciągnął tak dalej:<br> {{tab}}— Na kilka lat przed wojną francusko-pruską w roku 1870 trzy sieroty w wieku dwudziestu {{Korekta|dwuch|dwóch}}, dwudziestu i osiemnastu lat, imieniem Ermelina, Elżbieta i Armanda Roussel mieszkały w miasteczku Saint-Etienne wraz ze swoim ciotecznym bratem Wiktorem o parę lat młodszym.<br> {{tab}}Najstarsza Ermelina pierwsza opuściła St. Etienne, gdyż wyjechała do Londynu z Anglikiem Morningtonem, za którego wyszła za mąż i miała z nim syna Kozmę. Źle im się działo materjalnie i Ermelina pisała kilkakrotnie do swoich sióstr, prosząc je o pomoc, lecz nie otrzymując odpowiedzi, zaprzestała korespondencji. W roku 1875 państwo Mornington wyjechali do Ameryki i w ciągu lat pięciu dorobili się dużego majątku. Mornington umarł w r. 1883, a po jego śmierci żona administrowała majątkiem, który został jej zapisany w całości. Jak się następnie okazało, miała ogromne zdolności spekulacyjne i doprowadziła fortunę do cyfry olbrzymiej. Umierając w r. 1905, zostawiła synowi 400 miljonów.<br> {{tab}}Cyfra ta zrobiła widoczne wrażenie na obecnych. Prefekt, zauważywszy spojrzenie, które ma-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9lbxci80hkhhl3gdnajyyqjugm3rum4 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/17 100 1236536 3709675 2024-11-20T08:27:25Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709675 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>jor zamienił z Peremną, zwrócił się do nich z zapytaniem:<br> {{tab}}— Panowie znali Kozmę Morningtona, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Znaliśmy go, panie prefekcie, — odrzekł hr. d‘A’strigniac, Mornington przebywał w Maroku, podczas kiedyśmy z Perenną tam wojowali.<br> {{tab}}— Istotnie. Kozma Mornington wiele podróżował. uprawiał przytem sztukę lekarska i to z wielkiem powodzeniem, rozumie się bezpłatnie. Zamieszkiwał początkowo Egipt, następnie Algier i Maroko, w końcu zaś 1914 r. przeniósł się do Ameryki, żeby tam podtrzymywać politykę państw sprzymierzonych. W roku zeszłym, po zawarciu pokoju, osiadł w Paryżu, gdzie przed trzema tygodniami umarł, wskutek najgłupszego wypadku.<br> {{tab}}— Czy to nie zastrzyk jakiś źle zrobiony był powodem śmierci? — zapytał sekretarz ambasady Stanów Zjednoczonych.<br> {{tab}}— Dzienniki przynajmniej tak ten wypadek przedstawiały. A i nasza, ambasada była również o tem powiadomiona.<br> {{tab}}— Rzeczywiście, — odparł prefekt, — p. Mornington, żeby się wzmocnić po influenzy, która go całą zimę przetrzymała w łóżku, robił sobie wstrzykiwania glycero-fosforanu sody. Widocznie zastrzyk musiał być zrobiony bez należytych ostrożności, gdyż rana się rozjątrzyła i w kilka godzin już nie żył.<br> {{tab}}Prefekt policji zwrócił się do notarjusza z zapytaniem:<br> {{tab}}— Czy moje streszczenie jest zgodne z rzeczywistością. panie mecenasie?<br> {{tab}}— Najzupełniej panie prefekcie, odparł ten ostatni.<br> {{tab}}P. Demalion ciągnął dalej:<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8ahp0j5uoowcipsgh1kz90mygv7m4jp 3709683 3709675 2024-11-20T08:41:11Z Wydarty 17971 3709683 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>jor zamienił z Peremną, zwrócił się do nich z zapytaniem:<br> {{tab}}— Panowie znali Kozmę Morningtona, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Znaliśmy go, panie prefekcie, — odrzekł hr. d‘A’strignac, Mornington przebywał w Maroku, podczas kiedyśmy z Perenną tam wojowali.<br> {{tab}}— Istotnie. Kozma Mornington wiele podróżował. uprawiał przytem sztukę lekarska i to z wielkiem powodzeniem, rozumie się bezpłatnie. Zamieszkiwał początkowo Egipt, następnie Algier i Maroko, w końcu zaś 1914 r. przeniósł się do Ameryki, żeby tam podtrzymywać politykę państw sprzymierzonych. W roku zeszłym, po zawarciu pokoju, osiadł w Paryżu, gdzie przed trzema tygodniami umarł, wskutek najgłupszego wypadku.<br> {{tab}}— Czy to nie zastrzyk jakiś źle zrobiony był powodem śmierci? — zapytał sekretarz ambasady Stanów Zjednoczonych.<br> {{tab}}— Dzienniki przynajmniej tak ten wypadek przedstawiały. A i nasza, ambasada była również o tem powiadomiona.<br> {{tab}}— Rzeczywiście, — odparł prefekt, — p. Mornington, żeby się wzmocnić po influenzy, która go całą zimę przetrzymała w łóżku, robił sobie wstrzykiwania glycero-fosforanu sody. Widocznie zastrzyk musiał być zrobiony bez należytych ostrożności, gdyż rana się rozjątrzyła i w kilka godzin już nie żył.<br> {{tab}}Prefekt policji zwrócił się do notarjusza z zapytaniem:<br> {{tab}}— Czy moje streszczenie jest zgodne z rzeczywistością. panie mecenasie?<br> {{tab}}— Najzupełniej panie prefekcie, odparł ten ostatni.<br> {{tab}}P. Demalion ciągnął dalej:<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hvcfyuiljsonp6l1btlhd3ro41nr1r3 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/18 100 1236537 3709676 2024-11-20T08:28:59Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709676 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nazajutrz rano mecenas Lepertuis przybył do mnie, żeby mi pokazać testament Morningtona, jemu powierzony.<br> {{tab}}Korzystając z chwili, kiedy prefekt sprawdzał akta, mecenas Lepertuis dodał:<br> {{tab}}— Pan prefekt pozwoli mi zaznaczyć, że klienta mego widziałem raz tylko, kiedy mnie wezwał w początkach owej przewlekłej influenzy, żeby mi wręczyć testament. Mówił mi wówczas, że porobił starania dla odnalezienia rodziny matki i że ma zamiar poważnie się tem zająć po powrocie do zdrowia.<br> {{tab}}Tymczasem prefekt wyjął z aktów kopertę otwartą, zawierającą dwie kartki papieru, i otworzywszy większą z nich, rzekł:<br> {{tab}}— Oto testament, którego proszę wysłuchać z uwagą.<br> {{tab}}„Ja, niżej podpisany Kozina Mornington, syn legalny Huberta Morningtona i Ermeliny Roussel, obywatel Stanów Zjednoczonych, zapisuję mojej przybranej ojczyźnie połowę majątku na cele dobroczynne, a to według wskazówek, podanych osobno, które mecenas Lepertuis prześle ambasadzie Stanów Zjednoczonych.<br> {{tab}}Co zaś do dwustu miljonów, złożonych w bankach paryskich i londyńskich, których lista złożona jest u p. Lepertuis, zapisuję takowe w dowód pamięci mojej ukochanej matki w pierwszym rzędzie: siostrze jej, Elżbiecie Roussel lub jej spadkobiercom w prostej linji — w razie ich wygaśnięcia: drugiej siostrze Armandzie albo spadkobiercom tejże — w razie zaś wygaśnięcia obu linji: kuzynowi ich Wiktorowi i jego następcom.<br> {{tab}}O ile mi się nie udało przed śmiercią odnaleźć rodziny mojej matki, upraszam przyjaciela mego<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0i78ykx6qnnem361job5z8kunuy2h7w Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/19 100 1236538 3709677 2024-11-20T08:30:24Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709677 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>Don Luisa Perenne, żeby wziął tę sprawę w swoje ręce. Czynię go wykonawcą mego testamentu, nie wątpiąc, że przez pamięć na mnie, przeprowadzi wszystko według mego życzenia. W zamian za tę usługę oraz przez wdzięczność za uratowanie mi życia podwakroć, proszę go o łaskawe przyjęcie skromnej sumy miljona franków“.<br> {{tab}}— Biedny Kozma — szepnął don Luis — z radością wypełniłbym jego ostatnią wolę i bez tego zapisu.<br> {{tab}}„Gdyby zaś — czytał dalej p. Demalion — w ciągu trzech miesięcy po mojej śmierci poszukiwania don Luisa Perenny i p. Lepertuis pozostały bez wyniku, t.&nbsp;j. gdyby się nikt z rodziny Roussel nie zgłosił, w takim razie cały spadek w sumie 200 miljonów stanie się własnością mego przyjaciela Perenny, bez względu na późniejsze reklamacje i protesty. Znam go dość dobrze i pewien jestem, że uczyni dobry użytek z tych pieniędzy, stosownie do swych szlachetnych i wielkich projektów, które z takim zapałem roztaczał niejednokrotnie przedemną, pod marokańskim namiotem“.<br> {{tab}}P. Demalion znów się zatrzymał i spojrzał na don Luisa, który siedział nieporuszony i milczący, jednak coś jakby łza zabłysła mu na rzęsach. Major d’Astrignac zwrócił się do niego z powinszowaniem.<br> {{tab}}— Panie majorze — odrzekł Perenna, — spadek ten jest warunkowy. Ręczę zaś panu słowem honoru, że jeśli to tylko będzie w mojej mocy, rodzina Roussel zostanie odnalezioną! — Dość dobrze pana znam, żeby o tem nie wątpić — skłonił się ku niemu major.<br> {{tab}}— Jednakże zasadniczo nie odmawia pan przy-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> agwxg169oyiepx01tmsd4ayffmijkj5 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/20 100 1236539 3709678 2024-11-20T08:31:51Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709678 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>jęcia tego, jak się pan wyraził warunkowego, spadku? — zapytał prefekt.<br> {{tab}}— Oczywiście, że nie! — zaśmiał się Perenna.<br> {{tab}}— Są rzeczy, których się nie odmawia.<br> {{tab}}— Pytanie moje jest wywołane ostatnim paragrafem testamentu, który brzmi, jak następuje:<br> {{tab}}Gdyby mój przyjaciel Perenna z jakichkolwiek powodów odmówił przyjęcia spadku, lub gdyby w oznaczonym czasie już nie żył, w takim razie proszę p. ambasadora Stanów Zjednoczonych oraz pana prefekta policji, żeby się porozumieli dla obmyślenia środków, celem wybudowania i zorganizowania uniwersytetu dla studentów amerykańskich. Pan prefekt zaś będzie łaskaw, niezależnie od powyższych warunków, podnieść z wymienionych sum trzysta tysięcy franków, które rozdzieli pomiędzy swoich agentów“.<br> {{tab}}P. Demalioin złożył testament i wziąwszy drugą kartkę papieru tak ciągnął dalej:<br> {{tab}}— Do testamentu dołączony jest kodycyl w formie listu, pisanego przez p. Morningtona do mecenasa Lepertuis, w którym wyjaśnia jeszcze niektóre punkta:<br> {{tab}}„Proszę mecenasa Lepertuis, żeby otworzył testament nazajutrz po mojej śmierci w obecności p. prefekta policji, przyczem upraszam go o zachowanie ścisłej tajemnicy w ciągu miesiąca. Po upływie tegoż miesiąca, co do dnia proszę go o łaskawe wezwanie do siebie: jednego z ważniejszych przedstawicieli ambasady Stanów Zjednoczonych, mecenasa Lepertuis i don Luisa Perennę, dla przeczytania wobec nich mego testamentu oraz wręczenia memu przyjacielowi Perennie czeku na miljon franków, po uprzedniem sprawdzeniu jego papierów oraz tożsamości osoby.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> avp2p2pxglb5ydj35y41mgkpmy960kt Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/21 100 1236540 3709679 2024-11-20T08:33:44Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709679 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Pragnąłbym, żeby o tożsamości jego osoby zaświadczył major d‘Astrignac, który był jego zwierzchnikiem w Maroku oraz członek poselstwa Peruwiańskiego, ponieważ don Luis, będąc Hiszpanem, jest jednakże poddanym Peruwiańskim“.<br> {{tab}}„Wymagam następnie, żeby rodzina Roussel powiadomioną została o zawartości mego testamentu dopiero w dwa dni później w biurze mecenasa Lepertuis. Co zaś do ostatecznego wyznaczenia spadkobiercy, to takowe może nastąpić dopiero po upływie trzech miesięcy, na zebraniu ponownem wszystkich osób wyżej wymienionych, przyczem ewentualny spadkobierca musi się stawić osobiście na powyższe zebranie44.<br> {{tab}}Oto zawartość testamentu p. Morningtona — zakończył prefekt. — Za chwilę zaś zjawi się tu mój agent, dla zdania nam relacji z poczynionych kroków, celem odnalezienia rodziny Roussel. Tym czasem proponuje, żebyśmy według wskazówek testatora przystąpili do sprawdzenia tożsamości obecnego tu don Luisa Perenny. Papiery jego, które mi przed dworna tygodniami przedstawił, są w najzupełniejszym porządku. Co zaś do jego pochodzenia, to prosiłem p. ministra peruwiańskiego, żeby zechciał zebrać ścisłe dane...<br> {{tab}}Sprawa ta została mi powierzona, panie prefekcie — odezwał się p. Caceres — i muszę przyznać, że nie zrobiła mi kłopotu. Don Luis Perenna pochodzi ze starożytnej rodziny hiszpańskiej, która przed laty trzystu wyemigrowała do Peru, zatrzymując jednakże swoje posiadłości w Europie. Ojciec don Luisa, którego znałem w Ameryce, mówił o swym jedynaku z gorącem przywiązaniem, przed pięciu laty don Luis powiadomiony został<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8qzbsnq998xgglofko8ey8fsq55fd4g Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/22 100 1236541 3709680 2024-11-20T08:36:18Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709680 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>przez nasze poselstwo o śmierci ojca. Oto kopja listu wysianego wówczas do Maroko.<br> {{tab}}— A oto oryginał listu, przedstawiony mi przez don Luisa Perennę — odpowiedział prefekt. Poczem zwracając się do majora d‘Astrigoac zapytał:.<br> {{tab}}— Panie majorze, czy poznaje pan legjoniste Perennę, który walczył w Maroku pod pańskimi rozkazami?<br> {{tab}}— Poznaję go bez najmniejszej wątpliwości.<br> {{tab}}— Poznaje pan legionistę Perennę, którego koledzy w dowód uznania przezwali „Arsenem Lupin“? — zaśmiał się p. Demalion.<br> {{tab}}— Tak panie prefekcie, tego, którego koledzy przezwali „Arsenem Lupin“ a którego zwierzchnicy nazywali bohaterem, o którym mówiono, że jest dzielny, jak „d‘Artagnan“, silny, jak „Porthos“...<br> {{tab}}— I tajemniczy jak Monte Christo zakończył prefekt. Jest to rzeczywiście zawarte w sprawozdaniu, które otrzymałem z 4-go pułku Legji Cudzoziemskiej, którego w całości czytać nie będziemy, lecz w którem podnieść muszę fakt niebywały, że legjonista Perenna w ciągu dwóch lat odznaczony został: medalem wojskowym, Legją bonorową za wyjątkowe usługi i siedem razy był wymieniony w rozkazie dziennym.<br> {{tab}}— Panie prefekcie, to są przecież szczegóły, które nie interesują nikogo przerwał Perenna.<br> {{tab}}— Przeciwnie, gdyż zebrane tu osoby muszą wiedzieć, kim jest wykonawca testamentu Morningtona, jako też spadkobierca jego w sumie miljona franków, na którą to sumę mamy panu przecież czek dzisiaj wręczyć.<br> {{tab}}— Nie chcę narażać skromności mego byłego towarzysza broni — zawołał hr. d’Astrignac —<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 08n8cpkus0dc4abi7ezuyt38kdxz1zw Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/23 100 1236542 3709681 2024-11-20T08:37:49Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709681 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>lecz zaświadczyć muszę, że podobnego mu bohatera nie zdarzyło mi się spotkać. Czyny jego przechodziły wszelkie prawdopodobieństwo i gdybym nie był ich naocznym świadkiem, sambym w nie nie uwierzył! Naprzykład, raz pod Settat byliśmy ścigani...<br> {{tab}}— Panie majorze, słowo jeszcze, a opuszczę zebranie! — przerwał mu Perenna z uśmiechem. — Przyrzekł pan przecież nie narażać mej skromności...<br> {{tab}}— Mój kochany, zawsze ci mówiłem, że twoją jedyną wadą jest to, że nie jesteś Francuzem.<br> {{tab}}— A ja panu raz jeszcze odpowiem jak zwykle, że jestem Francuzem po matce i jej zawdzięczam serce i temperament Francuza.<br> {{tab}}Obaj panowie uścisnęli sobie dłoń serdecznie.<br> {{tab}}— Panie Perenna — zapytał prefekt — zechce mi pan jeszcze objaśnić, jakim sposobem Kozma Mornington uczynił pana swoim spadkobiercą, kiedy pan był wzięty do niewoli przez Berberów w roku 1915 i wszelki ślad był po panu zaginął!<br> {{tab}}— Jeśli pan pozwoli, panie prefekcie, to owe cztery lata spędzone w niewoli oraz późniejsza ucieczka pozostaną do czasu moją tajemnicą. Mogę panu tylko powiedzieć, że korespondowaliśmy z Morningtonem i zapowiedziałem mu rychły mój powrót.<br> {{tab}}— A więc jedno jeszcze pytanie, tym razem ostatnie: z jakiego powodu nazywano pana „Arsenem Lupin“! Czy tylko w dowód uznania pańskiej odwagi i siły!<br> {{tab}}— Nietylko to, panie prefekcie. Powodem tego było przedewszystkiem wykrycie przezemnie sprawcy pewnej znacznej kradzieży, dokonanej<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ayidvhnuuvmni03x36xal43ei67ua6d Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/24 100 1236543 3709682 2024-11-20T08:39:08Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709682 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>w dość niezwykłych warunkach. Ponieważ zaś poszkodowanym w danym wypadku był właśnie Kozma Mornington, nabrał on więc od tego czasu bezgranicznej ufności w moje detektywistyczne zdolności. Stąd też pochodziła nasza późniejsza przyjaźń. Mawiał mi on nieraz: Perenno, jeśli mnie zamordują, przysięgnij mi, że mnie pomścisz! Miał bowiem jakby przeczucie, że nie umrze zwykłą śmiercią.<br> {{tab}}— Przeczucie to jednak nie sprawdziło się — rzekł prefekt.<br> {{tab}}— Myli się pan, panie prefekcie.<br> {{tab}}— Jakto! co pan mówi! twierdzi pan, że Kozma Mornington...<br> {{tab}}— Twierdzę, że Kozina Mornington nie umarł wskutek źle zrobionego zastrzyku, lecz tak, jak się obawiał, zginął śmiercią gwałtowną.<br> {{tab}}— Na czem pan opiera swoje twierdzenie! Czy był pan przy jego śmierci!<br> {{tab}}— Nie byłem i przyznaję nawet, że przyjeżdżając do Paryża, nie wiedziałem wcale o tym tragicznym spadku i dopiero pan mnie o nim powiadomił.<br> {{tab}}— W takim razie nie wie pan nic więcej, niż my, i musi się pan kontentować oficjalnem świadectwem doktora.<br> {{tab}}— Niestety, panie prefekcie, powyższe świadectwo nie wydaje mi się wcale zadawalniającem.<br> {{tab}}— Ależ jakim prawem rzuca pan to oskarżenie! Jakie pan ma na to dowody!<br> {{tab}}— Najlepszym dowodem są pańskie słowa, panie prefekcie. Powiedział pan najprzód, że Kozma Mornington zajmował się medycyną i uprawiał ją z powodzeniem. Następnie zaś, umarł<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lz244uu3ytt8hmv4novmatzj3irtrnt Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/25 100 1236544 3709685 2024-11-20T08:44:06Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709685 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wskbtełk źle zrobionego zastrzyku... Pozwoli pan więc zwrócić swoją uwagę na to, że ktoś znający się dobrze na medycynie, zastosowuje przy robieniu zastrzyków wszelkie ostrożności antiseptyczne i nie byłby wprost zdolnym zrobić zastrzyku powodującego śmierć.<br> {{tab}}— A więc!<br> {{tab}}— A więc twierdzę, że doktór, wydając świadectwo, uczynił tak, jak się to zwykle czyni, bez bliższego zbadania przyczyny śmierci. Panie mecenasie — zwrócił się Perenna do notarjusza — czy nie zauważył pan nic niezwykłego, kiedy pana zawezwano do Morniugtona?<br> {{tab}}— Niezwykłego!.. zdaje mi się, że nic! Mornington był już nieprzytomny, kiedy do niego przybyłem. <br> {{tab}}— To samo jest już dziwne, żeby zastrzyk choć najgorszy, miał tak piorunująco działać! Czy nie cierpiał?<br> {{tab}}— Zdaje się, że nie... choć może... owszem... Na twarzy miał jakieś brunatne plamy, których poprzednio nie zauważyłem.<br> {{tab}}— Plamy brunatne?... To by potwierdzało moje przypuszczenia! Kozma Mornington umarł otruty.<br> {{tab}}— Ależ jakim sposobem! — zawołał prefekt wzburzony.<br> {{tab}}— Przez uprzednie wprowadzenie trucizny do strzykawki lub domieszanie takowej do lekarstwa, używanego do zastrzyków.<br> {{tab}}— Jednakże doktór byłby zauważył nienormalne objawy — opanował dalej prefekt.<br> {{tab}}— Panie mecenasie, czy nie zwrócił pan uwagi doktora na owe plamy!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 537kq68ymz4doe8539xt1dnxvctf39v Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/26 100 1236545 3709686 2024-11-20T08:45:58Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709686 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— I owszem, lecz doktór me przywiązywał do tego najmniejszej wagi.<br> {{tab}}— Czyż to był jego stały lekarz?<br> {{tab}}— Nie, stałym lekarzem Morningtona był mój przyjaciel doktór Pujol, który sam był wówczas ciężko zaniemógł. Ten zaś, którego u niego zastałem, był mi nieznany.<br> {{tab}}— Oto jego nazwisko i adres: dr. Bellavaire 14 rue d‘Astorg — objaśnił p. Demalion.<br> {{tab}}— Czy ma pan książkę adrelsową ze spisem lekarzy? — zapytał Perenna.<br> {{tab}}Prefekt otworzył książkę adresową i po chwili odrzekł głosem zlekka zaniepokojonym:<br> {{tab}}— D-ra Bellavaire niema w spisie i żaden lekarz nie mieszka pod wskazanym adresem.<br> {{tab}}Zaległa chwila milczenia. Sekretarz ambasady i p. Caceres przysłuchiwali się rozmowne z ogromnem zainteresowaniem, major d‘Astrignac kiwał zaś głową potakująco. Dla niego bowiem Perenna był nieomylną wyrocznią.<br> {{tab}}— Zdumiewający zbieg okoliczności — przyznał w końcu prefekt — te plamy... ten doktór tajemniczy... trzeba się będzie zająć bliższem zbadaniem tej sprawy. — I, jakby mimowoli, zwrócił się do Perenny:<br> {{tab}}— Pan upatruje prawdopodobnie związek pomiędzy zbrodnią... a testamentem Morningtona?<br> {{tab}}— Tego nie śmiem twierdzić panie prefekcie, gdyż w takim razie musiałbym przypuszczać, iż ktoś jeszcze prócz panów wiedział o istnieniu testamentu. Czy uważa pan to za możliwe, panie mecenasie?<br> {{tab}}— Wątpię, gdy Mornington zachowywał to w ścisłej tajemnicy.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g1ovemcdstbv0xi0z2qfae1hh974c8v Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/27 100 1236546 3709687 2024-11-20T08:47:24Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709687 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— W pańskim zaś biurze żadna, niedyskrecja popełnioną być nie mogła ?<br> {{tab}}— Nie widzę przez kogo? Tylko ja jeden miałem testament w ręku i jedynie ja mam klucz od kasy, do której chowam co wieczora wszystkie ważniejsze dokumenty.<br> {{tab}}— W jakiej porze dnia był pan u Mormingtona?<br> {{tab}}— Rano. Było to w piątek rano.<br> {{tab}}— A co robił pan z testamentem, zanim go pan wraz z innymi dokumentami schował do kasy wieczorem?<br> {{tab}}— O ile pamiętam, włożyłem go do szuflady od biurka.<br> {{tab}}— A czy ta szuflada nie mogła być otwarta przez kogo innego?<br> {{tab}}Mecenas Lepertuis nie odpowiedział, tylko spojrzał na niego ze zdumieniem.<br> {{tab}}— Czy nie zdarzyło się nic podobnego? — badał dalej Perenna.<br> {{tab}}— I owszem, teraz przypominam sobie: kiedy wróciłem do biura po śniadaniu, przekonałem się, że owa szuflada nie jest na klucz zamknięta, pomimo, iż ja ją poprzednio bez żadnego wątpienia własnoręcznie na klucz zamknąłem. Na razie nie przywiązywałem zbytniej wagi do tego szczegółu. Dziś dopiero rozumiem...<br> {{tab}}I tak się sprawdzały jedna po drugiej wszystkie hypotezy wysnute przez Perennę, oparte wprawdzie ma pewnych danych realnych, ale uwydatniające szczególnie ogromne jego zdolności intuicyjne, zdumiewające tembardziej, że nie był on obecnym przy żadnym z faktów, które mu się udało tak zręcznie powiązać.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hf3v79lw42vlydcrdfih66ea6w6e0mh Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/28 100 1236547 3709688 2024-11-20T08:49:11Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709688 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Za chwilę przekonamy się, do jakiego stopnia pańskie twierdzenia, nieco ryzykowne, zgodne są z prawdą. Agent, któremu powierzyłem tę sprawę, przybędzie niebawem dla zdania mi relacji z poczynionych kroków — rzekł prefekt do don Luisa. — Dziwi mnie nawet, że się dotychczas nie zgłosił.<br> {{tab}}— Oczekuje pan sprawozdania co do spadkobierców Morningtona? — zapytał mecenas Lepertuis.<br> {{tab}}— Tak! co do spadkobierców, gdyż przedwczoraj telefonował mi, że zebrał wszelkie dane. Ale! przypomina mi się teraz, że w rozmowie z sekretarzem wspominał on coś o morderstwie, które miało miejsce przed miesiącem. Przecież to dziś upłynął miesiąc od śmierci Morningtona!<br> {{tab}}Pan Demalion szybkim ruchem zadzwonił.<br> {{tab}}Natychmiast nadbiegł sekretarz osobisty.<br> {{tab}}— Inspektor Verot? — zapytał żywo prefekt.<br> {{tab}}Jeszcze nie powrócił.<br> {{tab}}— Niech go odszukają i przyprowadza natychmiast. — Następnie, zwracając się do Perenny, objaśniał prefekt:<br> {{tab}}— Przed godziną był tu inspektor Verot, ale jakiś niespokojny i chory. Mówił, że go szpiegują i chciał koniecznie widzieć się ze mną, żeby mnie uprzedzić o podwojnem morderstwie, będącem jakby konsekwencją zabójstwa Morningtona.<br> {{tab}}— Mówi pan, że Verot był chory?<br> {{tab}}— Tak, chory i dziwnie zdenerwowany. Obawiał się, że mu się nie uda powiadomić mnie zawczasu o przygotowanej zbrodni i w tym celu zostawił dla mnie list z wszelkimi szczegółami, który atoli się okazał czystą ćwiartką papieru, i te oto pudełko z tabliczką czekolady.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q6go67qrc1ujg9zsc7h1p2lr0v0zheq Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/29 100 1236548 3709689 2024-11-20T08:50:55Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709689 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Czy mogę te przedmioty obejrzeć?<br> {{tab}}— Oczywiście, lecz wątpię, żeby pan z nich wiele zrozumiał.<br> {{tab}}— Kto wie... — rzekł dom Luis, i zaczął się przypatrywać kopercie z nagłówkiem „Cafe du Pont-Neuf“. Obecni czekali w skupieniu, jak gdyby to krótkie badanie miało przynieść ostateczne wyjaśnienie tej sprawy.<br> {{tab}}— Pismo na kopercie jest podrobione — zawyrokował Perenna po chwili, porównując adres koperty z napisem na pudełeczku.<br> {{tab}}— Trzeba przypuszczać, że agent pański po napisaniu listu w kawiarni „du Pont-Neuf“ uległ chwilowej dystrakcji, z której ktoś skorzystał, żeby zamienić ów list na tę kopertę, uprzednio zaadresowaną.<br> {{tab}}— To tylko przypuszczenie... — odparł prefekt powątpiewająco.<br> {{tab}}— Może być.. Lecz co jest niewątpliwe to to, że obawy agenta pańskiego nie są wcale bezpodstawne. Odkrycia, które zrobił w sprawie spadku Morningtona, muszą przeszkadzać komuś w jego zbrodniczych zamiarach i nie dziwiłbym się, gdyby Verotowi groziło poważne niebezpieczeństwo.<br> {{tab}}— Czy myśli pan naprawdę!<br> {{tab}}— Trzeba go ratować panie prefekcie, gdyż budzi się we mnie coraz większa pewność, że on jeden z pierwszych padnie ofiarą zbrodni.<br> {{tab}}— Podziwiam pewność, z jaką pan to wygłasza, lecz mam nadzieję, że przyjście Verota dowiedzie bezpodstawności pańskich obaw.<br> {{tab}}— Inspektor Verot nie przyjdzie.<br> {{tab}}— Ależ dlaczego!<br> {{tab}}— Bo już tu przyszedł. Woźny go przecież widział wschodzącego powtórnie do gabinetu.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2blkt8ur95tgiqe0isuo2p3ubvpsrql Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/30 100 1236549 3709690 2024-11-20T08:52:25Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709690 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Woźnemu się przywidziało. Jeśli pan niema innych dowodów...<br> {{tab}}— Mam jeszcze ten oto dowód powtórnej bytności Verota, tych parę nieczytelnych słów nabazgranych na kartce, które tylko co zauważyłem, a o których sekretarz nie wspominał.<br> {{tab}}Niepokój odmalował się na twarzy p. Demaliona. Wszyscy obecni ze wzruszeniem oczekiwali powrotu sekretarza. Niestety, obawy wydawały się coraz bardziej uzasadnione. Inspektora Verota nikt nie widział.<br> {{tab}}Woźny, pytany przez Perennę potwierdził raz jeszcze, że inspektor z gabinetu nie wyszedł.<br> {{tab}}— W takim razie musi tu być! — zawołał don Luis.<br> {{tab}}— Gdyby tu był, to byśmy go chyba widzieli. Nie chowałby się przecież po kątach — odpowiedział prefekt z irytacją w głosie.<br> {{tab}}— Lecz może, leży gdzie zemdlony... chory.. nieżywy nawet.<br> {{tab}}— Ależ gdzie, u djabła?<br> {{tab}}— Za tym parawanem choćby...<br> {{tab}}— Za tym parawanem są tylko drzwi do toalety.<br> {{tab}}— Trzeba się przekonać, parne prefekcie. Inspektor Verot, nawpół przytomny, chwiejąc się na nogach, myśląc, że idzie do gabinetu pańskiego sekretarza, mógł tu upaść niespodzianie.<br> {{tab}}P. Demalion zawahał się. Trudno było zrozumieć, czy opanowała go trwoga, czy też chęć uwolnienia się z pod wpływu tego dziwnego człowieka, zdającego się jakby kierować biegiem wydarzeń.<br> {{tab}}— Panie prefekcie — przynaglał Perenna, — proszę pamiętać, że życie dwóch osób zależy od ze-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9hiuffbzfvrglw6getd8inrae06quzn Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/31 100 1236550 3709691 2024-11-20T08:53:40Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709691 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>znań Verota. Każda chwila stracona może mieć niepowetowane skutki.<br> {{tab}}P. Demalion wzruszyli ramionami, lecz człowiek ten panował nad nim całą siłą swego przekonania.<br> {{tab}}Zdecydował się więc i drzwi otworzył.<br> {{tab}}W bladem świetle, które przepuszczało okno o matowych szybach, widać było człowieka leżącego na ziemi.<br> {{tab}}— To wprost nie wiarogodne — szepnął prefekt półgłosem, podczas gdy woźny z sekretarzem rzucili się na ratunek nieszczęsnego.<br> {{tab}}Inspektor Verot żył jeszcze, lecz uderzenia serca były już prawie niedostrzegalne. Oczy były zupełnie bez wyrazu. Tylko niektóre muskuły twarzy drgały, kierowane może ostatnim wysiłkiem woli, silniejszej niż śmierć.<br> {{tab}}Don Luis szepnął:<br> {{tab}}— Panie prefekcie... brunatne plamy... czy widzi pan?<br> {{tab}}Jakby jedno wielkie przerażenie ogarnęło obecnych. Rzucono się do drzwi i okien, wołając o ratunek.<br> {{tab}}— Doktora!... — rozkazał prefekt — niech tu natychmiast sprowadzą doktora i księdza. Nie można mu dać przecież tak umrzeć...<br> {{tab}}Don Luis poprosił o ciszę.<br> {{tab}}— Panie prefekcie — rzekł — tu już nie ma ratunku, trzeba jednak skorzystać z ostatnich chwil, żeby się czegoś dowiedzieć. Czy pozwala pani Prefekt skinął głową.<br> {{tab}}Perenna pochylił się nad konającym i cichym głosem przemówił do niego:<br> {{tab}}— Chcielibyśmy się dowiedzieć o tem, co się<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jiioamx4rfu6yllomj4pn4edxoixoif Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/34 100 1236551 3709692 2024-11-20T08:56:34Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709692 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Mojem zdaniem nie ulega wątpliwości, że inspektor Verot został otruty. Niech pan spojrzy na przegub lewej ręki a zauważy pan ślad ukłucia, i otoczony obwódką mocno zaczerwienioną.<br> {{tab}}— Myśli pan więc, że to ukłócie spowodowało zatrucie organizmu — zapytał doktór zainteresowany.<br> {{tab}}— Ukłócie szpilką lub końcem stalówka, widocznie jednakże nie tak mocne, jak się tego spodziewano, gdyż śmierć nastąpiła dopiero po paru godzinach.<br> {{tab}}Po chwili obecni zaczęli się żegnać. Sekretarz ambasady amerykańskiej i attache peruwiański gorąco winszowali Perennie jego intuicji, graniczącej z jasnowidzeniem. Następnie major d‘Astrignac uścisnął mu dłoń z serdeczną przyjaźnią. W końcu mecenas Lepertuis i don Luis Perenna zamierzali też opuścić gabinet prefekta, kiedy ten ostatni wszedł szybko do pokoju.<br> {{tab}}— Jest pan tu jeszcze, panie Perenna? To dobrze! Pomoże mi pan w wyjaśnieniu jednej kwestji jeszcze. Z owych kilku liter, napisanych przez Verota, udało się panu odczytać sylabę „Fau“?<br> {{tab}}— Tak jest, panie prefekcie. Niech się pan zresztą sam przekona. Czy nie tak? F, a, u? i F, dużą głoską pisane, jakby miało oznaczać początek nazwiska.<br> {{tab}}— Rzeczywiście... rzeczywiście... Otóż, niech pan sobie wyobrazi, że ta sylaba jest właśnie początkiem... Zresztą przekonamy się o tem zaraz...<br> {{tab}}Drżącą ręką prefekt przerzucił korespondencję, przygotowaną na biurku przez sekretarza.<br> {{tab}}— Oto jest! — wykrzyknął, chwytając list i kierując wzrok na podpis. — Ten sam początek<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pz3hgfc5l89fs0kdobjs7acmnqfcyce Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/35 100 1236552 3709693 2024-11-20T08:59:31Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709693 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>nazwiska... Fauville i list, jakby w gorączce pisany, bez daty ani adresu... Niech pan posłucha: {{f|align=left|lewy=10%|{{tab}}Panie Prefekcie! Wielkie niebezpieczeństwo zawisło nad moją i syna mego głową. Śmierć zbliża się wielkimi krokami. Nocy tej a najdalej jutro będę miał dowody zbrodniczego spisku, który nam zagraża. Potrzebując ochrony, wzywam Pana na pomoc!<br> {{tab}}Proszę przyjąć i&nbsp;t.&nbsp;d.}} {{f|align=right|prawy=10%|Fauville.}} {{tab}}— Niema nic więcej, żadnego nagłówka? — zapytał don Luis.<br> {{tab}}— Nie... Ale zeznaia Verota zbyt dobrze snę zgadzają z tem rozpaczliwem wezwaniem o pomoc, żeby tu mogła zajść jaka pomyłka. To bezwątpienia p. Fauville z synem mają być zamordowani tej nocy. Ale co najstraszniejsze, że to nazwisko jest tak rozpowszechni on e, #że byłoby niemożliwem zawczasu ich odnaleźć.<br> {{tab}}— Ależ, panie prefekcie, trzeba za wszelką i cenę!...<br> {{tab}}— Oczywiście, za wszelką cenę!... Wszystkich moich ludzi użyję do tego. Niech pan jednak pomyśli, że nie mamy absolutnie żadnych wskazówek.<br> {{tab}}— Panie prefekcie, to byłoby przecież straszne! Niech pan pomyśli... te dwie istoty, które maj ją umrzeć!... Błagam pana, niech pan tę sprawę weźmie w swoje ręce, niech pan ją poprze swojem doświadczeniem i władzą.<br> {{tab}}Ledwo tych słów domówił, kiedy wszedł sekre-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> px5vrumtagztaxnzo5o4hlzhohn7lt2 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/36 100 1236553 3709694 2024-11-20T09:01:39Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709694 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>tarz osobisty prefekta z kartą wizytową w ręku.<br> {{tab}}— Panie prefekcie, ten pan tak nastaje, żeby go przyjąć, że nie śmiałem mu odmówić...<br> {{tab}}Prefekt chwyciwszy kartę, krzyknął ze zdumienia i radości.<br> {{tab}}— Patrz pan! — zwrócił się do Perenny, który wyczytał następujące słowa: {{c|'''Hipolit Fauville'''<br> '''Inżynier'''<br> 14 bis, boulevard Suchet.}} {{tab}}— Widocznie los sam powierza mi tę sprawę. Zresztą wypadki zdają się zwracać na naszą korzyść. Jeśli ten Fauville jest jednym ze spadkobierców rodziny Roussel, to zadanie nasze będzie ułatwione.<br> {{tab}}— Przypominam panu, panie prefekcie, że osobny paragraf testamentu zastrzega, iż takowy może być odczytany spadkobiercom dopiero po upływie czterdziestu ośmiu godzin. Pan Fauville nie powinien więc być o niczem przedwcześnie powiadomiony — upomniał mecenas Lepertuis.<br> {{tab}}Nagle drzwi się otwarły i wpadł ktoś do pokoju, odtrącając woźnego.<br> {{tab}}— Inspektor... inspektor Verot nie żyje? Czy to prawda? Mówiono mi...<br> {{tab}}— Tak jest, nie żyje.<br> {{tab}}— Za późno! Przybywam za późno!...<br> {{tab}}I padł na krzesło, załamując ręce i szlochając:<br> {{tab}}— Nędznicy! Nędznicy!...<br> {{tab}}Jego łysa czaszka wznosiła się nad czołem po-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3rob8p8ad6cscqq2tcvob2109uq3etr Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/37 100 1236554 3709695 2024-11-20T09:03:24Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709695 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>oranem zmarszczkami w głębokie bruzdy. Nerwowe drganie wykrzywiało mu dół twarzy. Był to człowiek pięćdziesięcioletni blady i schorowany. Łzy błyszczały mu w oczach.<br> {{tab}}— O kim pan mówi? — zapytał prefekt — jeśli o tych, co zabili Verota, to możeby mógł pan udzielić nam jakichś wskazówek.<br> {{tab}}— Nie, nie, to byłoby przedwcześnie... Moje dowody nie byłyby dostateczne...<br> {{tab}}Podniósł się tłumacząc:<br> {{tab}}— Niepotrzebnie panu czas zabierałem, panie prefekcie. Miałem jednak nadzieję, że Verot uniknie niebezpieczeństwa. Moje dowody, potwierdzone przez jego zeznania, miałyby o wiele większe znaczenie. Lecz może mu się udało uprzedzić pana?<br> {{tab}}— Nie, mówił wprawdzie coś o tej nocy...<br> {{tab}}Hipolit Fauville drgnął.<br> {{tab}}— O tej nocy... nie, to nie może być! W tem się omylił... Najwcześniej jutro wieczorem... Wiem o tem dobrze. Musimy ich też chwycić w sidła... tych nikczemnych!...<br> {{tab}}Don Luis zbliżył się do niego i zapytał:<br> {{tab}}— Pańska matka nazywała się Ermelina Roussel, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Tak jest, Ermelina Roussel, właśnie straciłem ją niedawno.<br> {{tab}}— I pochodziła z Saint-Etienne?<br> {{tab}}— Tak, lecz dlaczego pan to pyta?<br> {{tab}}— Pan prefekt wytłumaczy to panu jutro... Jeszcze jedno pytanie:<br> {{tab}}Otworzył pudełeczko kartonowe, zostawione przez Verota.<br> {{tab}}— Czy ta tabliczka czekolady ma dla pana jakieś znaczenie? Ten odcisk zębów?...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m8yh9usav0r9py0tg1j1nblnxkgu4t4 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/38 100 1236555 3709696 2024-11-20T09:05:28Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709696 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Co za nikczemność! — wykrzyknął inżynier zmienionym głosem. — Gadzie to inspektor mógł znaleźć!<br> {{tab}}Po tych słowach wstał zmieszany i skierował się ku wyjściu.<br> {{tab}}— Odchodzę, panie prefekcie... odchodzę. Jutro zaś — panu opowiem... będę już miał wszelkie dowody... I nie odmówcie mi opieki... Jestem wprawdzie chory, lecz chcę żyć... i mam prawo żyć... i mój syn też! Ach, nędznicy... nędznicy...<br> {{tab}}Wybiegł, zataczając się jak pijany.<br> {{tab}}P. Demalion zerwał się z miejsca mówiąc:<br> {{tab}}— Poszlę zaraz kogoś dla zbadania otoczenia tego człowieka i strzeżenia go na każdym kroku. Zatelefonowałem już do dyrekcji policji i oczekuję kogoś zaufanego, komu to myślę powierzyć.<br> {{tab}}— Panie prefekcie! — zawołał don Luis — proszę pana o pozwolenie zajęcia się tą sprawą pod pańskim kierunkiem. Testament Kozmy Morningtona wprost mi to nakazuje. Wrogowie p. Danville są widocznie ogromnie przebiegli i śmiali, będę więc sobie uważał za honor być przy nim na stanowisku tej nocy.<br> {{tab}}Prefekt zawahał się. Nasunęła mu się pewna wątpliwość co do pobudek kierujących Perenną. Więcej niż komukolwiek powinno mu było zależeć na tem, żeby żaden spadkobierca rodziny Roussel nie został odnaleziony. W ciągu kilku sekund p. Demalion badał tę twarz energiczną i inteligentną, oczy myślące choć uśmiechnięte, poprzez które wprawdzie trudno byłoby dotrzeć do tajemniczej głębi tej zagadkowej osobistości, patrzące jednakże niezmiernie szlachetnie i szczerze. W końcu zawołał sekretarza.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qx4mrrpya5arjxo3liaseks27i1wzhe Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/39 100 1236556 3709697 2024-11-20T09:07:31Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709697 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Czy przybył kto z dyrekcji policji?<br> {{tab}}— Tak, panie prefekcie, sierżant Mazeroux.<br> {{tab}}— Proszę go tu kazać wprowadzić. — Poczem zwrócił się do Perenny z wyjaśnieniem:<br> {{tab}}— Mazeroux jest jednym z naszych najlepszych agentów. Używałem go zawsze na równi z Verotem, ile razy trzeba było kogoś ruchliwego i sprytnego. Myślę, że się panu przyda.<br> {{tab}}Mazeroux wszedł do gabinetu. Był to mały człowieczek suchy lecz silny, któremu wąsy obwisłe, ciężkie powieki, łzawe oczy i długie płaskie włosy nadawały dziwnie {{Korekta|melancholjny|melancholijny}} wyraz.<br> {{tab}}Prefekt zwrócił się do niego ze słowami:<br> {{tab}}— Mazeroux, musisz już wiedzieć o śmierci Verota i okropnych okolicznościach tej śmierci. Musimy go pomścić, a zarazem niedopuścić do dalszych zbrodni. W tym celu oddaję cię pod rozkazy tego pana, który zna tę sprawę dokładnie i poinformuje cię o wszystkiem. Jutro rano zaś przyjdziesz zdać mi sprawozdanie.<br> {{tab}}Perenna skłonił się p. Demalionowi.<br> {{tab}}— Dziękuję panu prefektowi i mam nadzieję, że nie pożałuje pan togo dowodu zaufania w moje zdolności.<br> {{tab}}— Poczem pożegnawszy się z p. Demalionem i mecenasem Lepertuis wyszedł razem z Mazeroux.<br> {{tab}}Po drodze Perenna zaznajomił sierżanta ze wszystkimi szczegółami zbrodni i zaimponował mu mocno niezwykłą domyślnością, wykazaną w tym wypadku. To też Mazeroux nabrał bezgranicznej do niego ufności i gotów był becz zastrzeżeń stosować się do jego rozkazów.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> igty7zq3kw35490vpvthy4kmf2ilksd Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/40 100 1236557 3709700 2024-11-20T09:09:53Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709700 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Zdecydowali obaj wstąpić najprzód do kawiarni „du Pont Neuf“, żeby tam przeprowadzić śledztwo. Dowiedzieli się tam, że Verot był częstym gościem kawiarni. Tego zaś ranka był rzeczywiście i pisał długi list. Chłopiec usługujący przypominał zaś sobie wyraźnie, że sąsiad z drugiego stolika, który wszedł prawie równocześnie z Verotem, zażądał też papieru listowego i dwa razy upominał się o żółte koperty.<br> {{tab}}— Zgadza się to z pańskiem twierdzeniem. — rzekł Mazeroux do Perenny — list został widocznie zamieniony.<br> {{tab}}Zapytany o wygląd owego osobnika chłopiec dał rysopis dość charakterystyczny. Miał to być człowiek wysokiego wzrostu, trochę przygarbiony, z ciemną brodą w klin, z binoklami w szyldkretowej oprawie na jedwabnym czarnym sznurku i miał laskę hebanową z rączką srebrną w formie głowy łabędzia.<br> {{tab}}Mieli już wyjść z kawiarni, kiedy Perenna zauważył, że kłoś ich śledził. Kazał zaczekać {{Korekta|towawarzyszowi|towarzyszowi}}, sam zaś oddalił się na chwilę. Wkrótce powrócił w towarzystwie wysokiego szczupłego pana z bokobrodami.<br> {{tab}}Don Luis przedstawił:<br> {{tab}}— Pan Mazeroux, mój przyjaciel, pan Caceres attache ambasady peruwiańskiej, który tylko co był obecny na zebraniu u prefekta. Panu Caceres było właśnie powierzone przez p. posła peruwiańskiego sprawdzenie mego pochodzenia i tożsamości.<br> {{tab}}— I cóż, panie Caceres, szukał mię pan, jak widzę! Ma pan do mnie interes!<br> {{tab}}Caceres nie odpowiedział, tylko spojrzał w stronę sierżanta.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ieqw173vd1bc80jf7rq7vm3ifvsgfx1 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/41 100 1236558 3709701 2024-11-20T09:13:02Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709701 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Ależ niech się pan wie krępuje — uśmiechnął się Perenna. — Może pan śmiało mówić w obecności pana Mazeeoux, który jest wtajemniczony w tę sprawę. Krótko mówiąc: potrzebuje pan pieniędzy. Wiele?<br> {{tab}}Peruwiańczyk niespokojnem okiem rzucił raz jeszcze na towarzysza Perenny i po krótkiem wahaniu rzekł stłumionym głosem:<br> {{tab}}— Pięćdziesiąt tysięcy franków!<br> {{tab}}— Do djabła! — wykrzyknął don Luis — a to dopiero apetyt! Jak się to panu podoba, panie Mazeroux? pięćdziesiąt tysięcy to przecież ładny grosz! Kochany panie Caceres, przypomnijmy sobie w paru słowach, jak to było. Przed kilku laty, kiedy miałem honor poznać pana w Algierze, gdzie pan bawił w przejeździe, zrozumiawszy przytem, z kim mam do czynienia, zapytałem, czy nie mógłby mi pan, w ciągu trzech lat, wyrobić papierów na imię jakiegoś hiszpańsko-peruwjańczyka, zaopatrzonego w autentycznych i Szacownych przodków. Na propozycję moją zgodził się pan, żądając za tę drobną usługę dwadzieścia tysięcy franków. Kiedy przed tygodniem prefekt policji zażądał moich dokumentów udałem się do pana i dowiedziałem się, że panu powierzono sprawdzenie mego pochodzenia i że wszystko zresztą jest gotowe. Za pomocą papierów nieboszczyka Perenny hiszpańsko-peruwjańskiego szlachcica, stworzył mi pan stan cywilny bez zarzutu. Ułożywszy się więc co do naszego obopólnego stanowiska wobec prefekta, zapłaciłem umówioną sumę i uważałem, że pomiędzy nami wszystko skończone. Nie rozumiem więc, czego pan chce jeszcze?<br> {{tab}}Peruwjanczyk, już bez najmniejszego zażeno-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hv8p54pu8x93mplutgpysbqh24ccgo8 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/42 100 1236559 3709702 2024-11-20T09:15:01Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709702 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>warnia, oparł się obu łokciami o stół i odrzekł spokojnie:<br> {{tab}}— Układając się z panem swego czasu, myślałem, że mam do czynienia z kimś, który dla jakichś osobistych względów ukrywa się pod mundurem legjonisty i pragnie zapewnić sobie na przyszłość powrót do uczciwej egzystencji. Dziś zaś idzie tu o spadkobiercę Kozmy Morningtona, dziedziczącego jutro i to pod fałszywem nazwiskiem miljon franków, a za parę miesięcy może i dwieście miljonów. Przyzna pan, że to najzupełniej zmienia postać rzeczy.<br> {{tab}}Argument ten zrobił na Perennie wrażenie. Zapytał jednak:<br> {{tab}}— A gdybym odmówił?<br> {{tab}}— Gdyby pan odmówił, tobym zaraz uprzedził notariusza i prefekta, że się pomyliłem, przeprowadzając badania co do pańskiej osoby. W następstwie czego, mietylko pan nie otrzyma nic, lecz prawdopodobnie zamkną pana w dodatku.<br> {{tab}}— Chyba razem z panem, panie kochany.<br> {{tab}}— Jakto ze mną?<br> {{tab}}— A no, za sfałszowanie dokumentów. Domyśla się pan przecie, że to wyjdzie na jaw.<br> {{tab}}Peruwjańczyk nie odpowiedział i spuścił nos na kwintę.<br> {{tab}}Den Luis zaśmiał się. Wyjął z kieszeni książkę czekową i rzekł:<br> {{tab}}— Panie Ceceres, oto czek na dwadzieścia tysięcy, który ofiarowuje panu spadkobierca Morningtona. Schowaj go pan do kieszeni i bierz nogi za pas, żebym się nie rozmyślił.<br> {{tab}}Było to wypowiedziane takim tonem, że Peruwjańczyk usłuchał rady, wziął czek, dziękując uprzejmie i wyszedł szybko, nie oglądając się.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pc3v7kbkd2pqjbmvu3p039cmktpz6ge Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/68 100 1236560 3709703 2024-11-20T09:28:38Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709703 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ TRZECI|w=120%|po=12px}} {{c|'''Zamarły turkus'''|po=12px}} {{tab}}Około godziny dziewiątej rano prefekt wszedł do gabinetu, w którym się rozegrał straszliwy dramat tego podwójnego morderstwa.<br> {{tab}}Wchodząc nawet się nie ukłonił Perennie i sędziowie, którzy z nim przybyli mogliby przypuszczać, że don Luis był tylko pomocnikiem Mazeroux, gdyby dyrektor policji nie był ich na wstępie zaznajomił z rolą odegraną przez tego intruza.<br> {{tab}}P. Demalion szybko obejrzał trupy i zadał kilka pytań sierżantowi. Następnie udał się na pierwsze piętro do salonu pani Fauvile, gdzie ta ostatnia powiadomiona o jego wizycie, przybyła niebawem.<br> {{tab}}Perenna, który nie opuszczał przez ten czas korytarza, wyszedł do przedpokoju, przez który służba przelatywała co chwilę. Stam tąd skierował się ku schodom, prowadzącym do drzwi wchodowych.<br> {{tab}}Stało tam dwóch ludzi, jeden z nich zatrzymał go.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> awdfa3e6mwbf5r46fr8eluin3mnd8jh Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/67 100 1236561 3709704 2024-11-20T09:29:31Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709704 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>korytarza, dał się słyszeć głos p. Demaliona. Równocześnie trzeci i czwarty samochód zatrzymały się przed domem.<br> {{tab}}Willa była ze wszech stron osaczona agentami.<br> {{tab}}Perenna milczał. Mazeroux błagalnym wzrokiem patrzył na niego. Kilka sekund upłynęło jeszcze. Nareszcie Perenna przemówił:<br> {{tab}}— Po głębszem zastanowieniu muszę przyznać, że się nie mylisz, Aleksandrze, i że twoje obawy są zupełnie uzasadnione. Jeśli za kilka godzin nie uda mi się wydać w ręce sprawiedliwości zabójcy czy też zabójców Hipolita Fauville i jego syna, to dziś wieczór we czwartek pierwszego kwietnia, ja, don Luis Perenna, będę nocował w celi więziennej.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0obsxlim9ic05n6dd0u5hsszzjmfty5 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/94 100 1236562 3709705 2024-11-20T09:31:00Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709705 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Maria Anna Fauville tego samego wieczora nocowała w więzieniu „Saint-Lazare“.<br> {{tab}}Tegoż dnia także, kiedy reporterzy wyławiać zaczęli niektóre szczegóły śledztwa, dwa wielkie dzienniki dały jako tytuł swoim artykułom te same wyrazy, których użył don Luis Perenna dla określenia znaków na jabłku, wyrazy złowrogie, a tak dobrze oddające charakter dziki i jakby bestjalski tej zbrodni: Zęby Tygrysa!<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jtl1nyb0hbtb5jzam7it7lf1veap2lx Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/95 100 1236563 3709706 2024-11-20T09:32:55Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709706 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ CZWARTY|w=120%|po=12px}} {{c|'''Żelazna zasłona'''|po=12px}} {{tab}}Niebywałe wzruszenie wywołała nietylko we Francji — ale i na całym świecie wiadomość o ohydnej serji popełnionych zbrodni. Jednocześnie prawie, gdyż w dwa dni później, ogłoszona została sprawa testamentu Morningtona, równocześnie więc dowiadywano się o czterech morderstwach. Ta sama osoba z całą pewnością powaliła Kozmę Monningtona, inspektora Verota, inżyniera Fauville i syna jego Edmunda. Ta sama osoba zrobiła dwukrotnie identyczny odcisk zębów, zostawiając przeciw sobie przez roztargnienie, któreby nazwać można zemstą losu, dowód najwięcej obciążający, dowód dający tłumom jakby dreszcz straszliwej pewności, kto zbrodnię popełnił.<br> {{tab}}I w najdramatyczniejszej chwili tej ponurej tragedji niezwykła osobistość wyłoniła się z cienia. Oto, jakiś bohaterski awanturnik, zdumiewająco inteligentny, rozwiązywał w ciągu kilku godzin poplątane nici intrygi, przeczuwał zamordowanie Kozmy Morningtona, oznajmiał śmierć Verota,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6n09bl850zuky0ufvuogf15rsbdrk0c Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/111 100 1236564 3709708 2024-11-20T09:34:47Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709708 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ PIĄTY|w=120%|po=12px}} {{c|'''Człowiek o hebanowej lasce'''|po=12px}} {{tab}}Na bulwarze Richard-Wallace, komisarz Weber, główny inspektor Aucenis sierżant Mazeroux, trzech innych inspektorów i komisarz policji z Neuilly stali pod sztachetami numeru ósmego.<br> {{tab}}Mazeroux patrzył ciągle z niepokojem w stronę alei Madryckiej, skąd miał przyjść don Luis i dziwić się zaczynał, że go jeszcze nie widać, gdyż pół godziny upłynęło od ich telefonicznej rozmowy i Mazeroux nie umiał już znaleźć pretekstu dla opóźnienia zamierzonego działania.<br> {{tab}}— Czas już rozpoczynać — rzekł komisarz policji Weber.<br> {{tab}}— Stróżka dała umówiony znak przez okno, nasz ptaszek już się ubiera.<br> {{tab}}— Czemubyśmy nie mieli n a niego tu zaczekać — zapytał Mazeroux — wzięlibyśmy go odrazu.<br> {{tab}}— A gdyby nam się wymknął jakiemś innem wyjściem, którego nie znamy? — odparł komisarz — trzeba się wystrzegać takich bestji i najlepiej je w norze osaczyć.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cl1unena6wazhv8ywstmh9jdno9vqw9 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/110 100 1236565 3709709 2024-11-20T09:35:55Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709709 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dnego bloku żelaza i szczelnie po obu stronach w mur zachodząca.<br> {{tab}}Był więc uwięziony. Z prawdziwą furją zaczął walić pięściami przypominając sobie obecność panny Levasseur w gabinecie. Jeśliby nawet już opuściła gabinet, nie mogła być jeszcze daleko. Musiałaby go usłyszeć i przyjść z pomocą.<br> {{tab}}Nasłuchiwał chwilę. Nic. Zaczął wołać. Żadnej odpowiedzi. Głos jego odbijał się od ścian i sufitu kabiny, w której był zamknięty i miał wrażenie, że pałac wraz ze swymi salonami, korytarzami i schodami pozostawał głuchy na jego wołanie.<br> {{tab}}Jednakże... panna Levasseur?<br> {{tab}}— Co to może być — szepnął Perenna. — Co to wszystko znaczyć?<br> {{tab}}Nieruchomy i milczący zastanawiać się zaczął głęboko nad dziwnem zachowaniem się sekretarki. I przyszło mu na myśl pytanie, jakim sposobem tak nieoczekiwanie odskoczył ów niewidzialny mechanizm tych drzwi żelaznych i spadł na niego znienacka.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0rdz0cwj06pn9ee262v4lnim3iydo05 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/159 100 1236566 3709712 2024-11-20T09:39:42Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709712 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ SIÓDMY|w=120%|po=12px}} {{c|'''Stodoła wisielców'''|po=12px}} {{tab}}Ze wszystkich tych wydarzeń wiedziano tylko o próbie samobójstwa Marji-Anny Fauville, o pochwyceniu i ucieczce Gastona Sauveranda, zabójstwie inspektora Aucenis i odkryciu listu Hipolita Fauville. Wystarczyło to wprawdzie dla zaostrzenia ciekawości publicznej, żywo interesującej się sprawą Morningtona i pasjonującej się każdym ruchem tajemniczego don Luisa Perenny, którego stale poczytywano za Arsena Łupin.<br> {{tab}}Rozumie się, że jem u przypisywano chwilowe ujęcie „człowieka o hebanowej lasce“. Wiedziano też, że uratował życie prefektowi policji i w końcu, że spędziwszy noc w willi przy bulwarze Suchet, niepojętym sposobem otrzymał ów słynny list od Hipolita Fauville. Wszystko to podniecało ciekawość w niebywały sposób.<br> {{tab}}Lecz o ileż więcej zawiłemi zdawały się też zagadnienia don Luisowi Perennie. Po czterykroć w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin nastawano na jego życie. Udział Florencji we wszystkich tych zamachach był niewątpliwy. Dzięki notatce, zna-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2uwmf0fu6krgxl9xh97i9e465pzx2wa Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/158 100 1236567 3709714 2024-11-20T09:41:27Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709714 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Głos jej był coraz słabszy. Stała tuż koło Perenny blada jak chusta. Nagle zamknęła oczy i zachwiała się.<br> {{tab}}Perenna chwycił ją w ramiona. Chciała uwolnić się, lecz sił jej zabrakło. Don Luis ułożył ją n a fotelu ona zaś jęczała z cicha:<br> {{tab}}— Biedny człowiek... biedny człowiek...<br> {{tab}}Podtrzymując jej głowę ramieniem, ocierał jej chustką czoło potem zroszone, i blade policzki, po których łzy spływały. Straciła widocznie wszelką świadomość tego, co ją otaczało, gdyż poddawała się biernie i bez protestu jego opiece. On zaś nieruchomi e patrzał na jej usta, te ładne usta zwykle tak czerwone, w tej chwili jednak jakby pozbawione krwi.<br> {{tab}}I pod wpływem straszliwego podejrzenia, które nurtowało w nim oddawna, delikatnie dwoma palcami rozchylił jej wargi, jak dwa płatki róży i spojrzał na podwójny rząd jej zębów.<br> {{tab}}Były to zęby śliczne, nieporównanej formy i białości, może trochę mniejsze, niż zęby pani Fauville i tworzące trochę szersze półkole. Lecz któż mógł zaręczyć, że ich ślad nie byłby ten sam? Przypuszczenie nieprawdopodobne. — Wiedział o tem. Jednakże tyle okoliczności świadczyło przeciw niej, oskarżając ją jako najśmielszą i najokrutniejszą zbrodniarkę...<br> {{tab}}Oddech jej stawał się równym. Perenna uczuł na swojej twarzy jej lekkie tchnienie, świeże i upajające, jak woń kwiatów. Mimo woli pochylił się nad nią tak blisko, że go ogarnął zawrót głowy 1 tylko wielkim wysiłkiem woli zdołał się opanować i oderwać oczy od jej pięknej twarzy o rozchylonych ustach.<br> {{tab}}Ułożył jej głowę na poręczy fotela i wyszedł.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fdgqk4he1x3y713njuorgd1d2afl5p1 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/19 100 1236568 3709715 2024-11-20T09:42:24Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709715 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{f|{{Rozstrzelony|EMILJA PLATERÓWN}}A.|b|font=Arial Black|w=150%}} {{f|SZKIC BIOGRAFICZNY<ref>Jeszcze w r. 1861 napisałem życiorys Emilji Plater. Był on drukowany w tymże roku we lwowskim „Dzienniku literackim“ (Nr. Nr. 25, 26 i 27) i podpisany przybranym nazwiskiem włościańskim ze wsi naszej w Inflantach, Janka Płakania. Obecnie przerobiłem ten życiorys całkowicie.</ref>.|b|w=85%|po=1em}} {{f| <poem> Lecz ten wódz, choć w żołnierskiej odzieży, Jakie piękne dziewicze ma lica, Jaką pierś!... Ach, to była dziewica, To Litwinka, dziewica-bohater, Wódz powstańców: Emilia Plater! {{tab|90}}''A. Mickiewicz.'' </poem>|table|lewy=50%|w=85%|po=2em}} {{tab}}Najgłówniejszym i niemal jedynym źródłem do życiorysu Emilji Platerówny pozostaje i dotąd jej biografja we francuskim języku, napisana przez Józefa Straszewicza i wydana w roku 1835 w Paryżu<ref>Emilie Plater — Sa Vie et sa Mort par Joseph Straszewicz, avec une préface de M. Balanche. Paris, 1835.</ref>.<br> {{tab}}Józef Straszewicz, człowiek młody, gorący patryjota, posiadający znaczne dobra ziemskie na Litwie, światły obywatel, wielce ceniony przez współrodaków, członek rządu tymczasowego w powiecie upickim, znał oddawna Emilję Platerównę, jako jej krewny i sąsiad, a w powstaniu litewskim był jej towarzyszem broni<ref name="s19">„Dawne stosunki rodzinne pisze Straszewicz — łączyły mnie z hrabianką Plater. Jako właściciel ziemski, sąsiadujący z jej dobrami, jako towarzysz broni w powstaniu litewskim, śledziłem za biegiem jej życia, rozumiałem jej myśli, dzieliłem jej niebezpieczeństwa. Znałem jej życie. Widziałem, jak, dorastając, marzyła ona o {{pp|sła|wie}}</ref>. Znalazszy się na emigracji, a mając większe zasoby pieniężne od innych tułaczy, starał się służyć sprawie narodowej, rozgłaszając czyny bohaterskie powstania 1831 r. i pomagając wydawaniu prac naukowych swych towarzyszy wygnania, jak to uczynił z Lelewelem. Ogłosił on<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2235hot8i7gx3q5okqiobdjqdwepqka Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/173 100 1236569 3709716 2024-11-20T09:43:10Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709716 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ ÓSMY|w=120%|po=12px}} {{c|'''Gniew Arsena Lupin'''|po=12px}} {{tab}}Perenna krótką chwilę pozostał bez ruchu, osłupiały z doznanego wrażenia. Na strychu powstał znów hałas przewracanych narzędzi, jak gdyby oblężeni robili barykady.<br> {{tab}}Lecz nagle na prawo światło dzienne zabłysło przez szczelinę, w której ujrzał dwie pochylone sylwetki, znikające jedna za drugą.<br> {{tab}}Dom Luis wycelował z rewolweru i strzelił, lecz ręka mu drgnęła, gdy pomyślał o Florencji.<br> {{tab}}Dał jeszcze trzy strzały bezskutecznie. Dopiero za piątym strzałem posłyszał okrzyk. Rzucił się więc znowu na drabinę.<br> {{tab}}Na strychu powstrzymały go w pościgu nagromadzone rupiecie, oraz snopy wyschniętego rzepaku, tworzące prawdziwą zaporę. Po pewnym czasie udało mu się jednak przedostać do otworu na dachu.<br> {{tab}}Jakież było jego zdziwienie, kiedy znalazłszy się po przeciwnej stronie przekonał się, że jest na szczycie pagórka, poniżej którego stała owa stodoła.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0abfp3xdjleu2qf9yr4afaol5ac6yge Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/20 100 1236570 3709718 2024-11-20T09:45:34Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709718 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>w językach: francuskim, niemieckim i włoskim liczne życiorysy Polaków i Polek, co się odznaczyli w rewolucji listopadowej<ref>Les Polonais et les Polonaises de la Révolution du 29 Novembre. Die Polen und die Polinnen der Revolution vom 29 November 1880. I Polachi delle Rivoluzione del 29 Novembre 1830.</ref>. Ze szczególnym zamiłowaniem uwydatniał Emilję Plater. Następnie, zebrawszy więcej wiadomości od osób, które znały naszą bohaterkę, napisał obszerny jej życiorys, wymieniony już powyżej, i dołączył do niego cztery głosy poetyczne w językach: francuskim, niemieckim, angielskim i włoskim<ref>Elegie — Justin Maurice. — Die Graefin Plater (nazwisko autora niewymienione). From Verses — To the Memory of the Countess Emilia Plater by Louisa Anna Twamley. Sulla Tomba di Emilii Plater — Sonetto — Carlo Pepoli.</ref>. Straszewicz umarł w maju 1838 r.<br> {{tab}}Drugi pisarz, który także wcześnie umarł i który także podał nieco wiadomości o Platerównie, był Michał Pietkiewicz. Brał on czynny udział w powstaniu litewskim 1831 r. i ogłosił w 1832 w Brukselli cenne dziełko, które zapowiadało niepospolitego dziejopisarza, o Litwie i ostatnim jej powstaniu<ref>La Lithuanie et sa dernière insurrection par Michel Pietkiewicz. Bruxelles, 1832.</ref>.<br> {{tab}}Znajdujemy też trochę szczegółów o naszej bohaterce w Pamiętnikach o powstaniu Litwy, wydanych przez Feliksa Wrotnowskiego w Paryżu w 1833 r., a także w Pamiętnikach Polskich, wydanych przez Ksawerego Bronikowskiego<ref name="s20">Wrotnowski Feliks — Pamiętniki o powstaniu Litwy. Paryż,</ref>.<br> <ref follow="s19">{{pk|sła|wie}} polskiej, gdy inne dziewczęta marzą o swych mężach przyszłych, jak się żywiła wspomnieniami naszej dawnej narodowości, jak to uczyniła swym kultem, przedmiotem swego uwielbienia. Zgadywałem, że kiedy ozwie się pobudka, Emilja stanie w szeregu i pochwyci za lance“.</ref><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> spx624h3xfnuy38nj29cun315wmdra4 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/172 100 1236571 3709720 2024-11-20T09:46:14Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709720 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>całą masą narzędzi i różnych przedmiotów. W środku sufitu był otwór, o brzeg którego stała oparta drabina.<br> {{tab}}Don Luis skierował swoją latarkę elektryczną w taki sposób, żeby oświetlić w pełni otwór sufitu. Nie widząc nic podejrzanego, przypuszczać zaczął, że hałas ten spowodowany być musiał przez jakieś zwierzę kota lub kunę i żeby się o tem przekonać wszedł szybko na stopnie drabiny.<br> {{tab}}Nagle w chwili, w której jego głowa znajdowała Się na wysokości otworu, powstał znów rumor straszliwy i jakaś postać wyłoniła się z cienia.<br> {{tab}}Równocześnie prawie don Luis ujrzał ostrze kosy przecinające powietrze jak błyskawica na wysokości swojej głowy. Jedna chwila wahania i byłby ścięty.<br> {{tab}}Ruchem szybszym niż myśl przylgnął do drabiny. Kosa świsnęła mu nad głową, on zaś ześlizgnął się w dół.<br> {{tab}}Lecz w oczach pozostał mu widziany obraz: złowroga maska Gastona Sauverand a za nim w świetle latarki blada twarz Florencji Levasseur.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> okt6zy5621nnrxkbkho8e4xzhbad5o0 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/21 100 1236572 3709721 2024-11-20T09:46:55Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709721 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Oto i wszystko, co pomimo moich poszukiwań, znaleźć zdołałem<ref>W 1908 r. w warszawskim piśmie ilustrowanym „Świat“ ukazała się powieść p. Gąsiorowskiego p.&nbsp;t. „Emilja Plater“. Podług notatki, umieszczonej w tymże piśmie, autor miał od rodziny Platerówny otrzymać niektóre nowe szczegóły. Nie można jednak wiedzieć, co w powieści oparte jest na wiarogodnych świadectwach, a co jest zmyśleniem poetyckim — a tych zmyśleń niezaprzeczenie jest dużo.</ref>. {{***||0.5|30}} {{tab}}W powstaniu 1830—1831 r. znaczna liczba kobiet ujawniła swoje silne uczucia patryjotyczne. Jedne, jak Emilja Szczaniecka, Fredrowa, Klementyna z Tańskich Hofmanowa, Klaudyna Potocka, stanęły na czele Stowarzyszenia Polek opiekujących się rannemi; drugie chwyciły za broń, by wspólnie walczyć przeciw wrogom. Stanisław Bratkowski wymienia dwie krakowianki, Dębicką i Dębińską, które walczyły w drugim pułku krakusów i zostały na polu bitwy awansowane na oficerów i udekorowane; mówi także o Zaborowskiej, która miała się odznaczyć w Puławach, podczas napadu Wirtemberga<ref>Scènes politiques de la révolution polonaise — à Lyon, 1832.</ref>. Na Litwie, oprócz Platerówny i Raszanowiczówny, zachowała się jeszcze pamięć o Gabrjeli Ogińskiej i Prószyńskiej.<br> {{tab}}Gabrjela Ogińska, która znaczny wpływ wywierała na rozpoczynające się powstanie na Litwie, była tak samo, jak i nasza bohaterka Emilja, z domu — Plater. Rodzina {{pp|Plate|rów}} <ref follow="s20">1833. To samo wydanie ze zmienioną tylko kartką tytułową z 1835 r. Przedrukowane następnie zostały w Lipsku 1875. Pamiętniki Polskie, wydane w Paryżu w 1845 przez Bronikowskiego, przedrukowano w Przemyślu w 1884 r.</ref><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c83vv55betb26loc1bldparz6xoptri Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/22 100 1236573 3709722 2024-11-20T09:47:38Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709722 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{pk|Plate|rów}}, pochodzenia niemieckiego, osiadła w Inflantach, rozrodziła się znacznie, nabyła dobra w Kurlandji, na Żmudzi i na Litwie, spolszczała najzupełniej i wydała wielu patryjotów polskich. Kuzynem Emilji był Michał Plater, uczeń gimnazjum wileńskiego, skazany w sołdaty w 1823 r. za ujawnienie swych uczuć patryjotycznych. Kuzynami też naszej bohaterki byli dzielni uczniowie szkoły podchorążych w Dynaburgu, Lucjan i Ferdynand, o których dalej mówić będę. Wreszcie blizkim kuzynem Emilji był Cezary Plater, jeden z dzielniejszych dowódców powstania litewskiego, syn Kazimierza, pułkownika wojsk napoleońskich, który w r. 1817 gorliwie popierał projekt oswobodzenia włościan.<br> {{tab}}Emilja Plater urodziła się w Wilnie 13 listopada 1806 roku. Ojcem jej był Ksawery hr. Plater. Matka zaś jej, Anna była z domu Mohlówna. Rodzina Mohlów, tak samo jak i Platerów, chociaż niemieckiego pochodzenia, lecz zupełnie spolszczona, miała swe dobra w Inflantach. Małżeństwo było niedobrane. Matka Emilji, łagodnego usposobienia, ujmująca w stosunkach z ludźmi, odznaczała się niepospolitym wykształceniem, mąż zaś jej, marnego charakteru, utracjusz, dbał tylko podobno o egoistyczne zadowolenie swych pożądań.<br> {{tab}}Wzajemne stosunki stały się nieznośnemi, i Platerowa, zabrawszy z sobą córeczkę, w 1815 r. porzuciła męża i wyjechała do Inflant, gdzie zamieszkała u swojej krewnej Zybergowej w Liksnie, w jej dobrach. W Inflantach polskich, to jest tej części Inflant, która skutkiem traktatu oliwskiego 1660 r. została przy Rzpltej, bogate rodziny szlacheckie, zwłaszcza niemieckiego pochodzenia, łączyły z dumą rodową i gorliwością ku katolicyzmowi znaczny stopień wykształcenia i zamiłowania porządku. Wielka wolność, jakiej używał stan szlachecki w Rzpltej, zespoliła je z nią silnie. Ten charakter rodzin inflanckich przejawiał się i w Liksnie, w domu Zybergowej. Była ona wdową, właści-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8i85icewti0g8k3chfr5gml57gtv9vd Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/23 100 1236574 3709723 2024-11-20T09:48:00Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709723 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>\cielką znacznych dóbr, któremi sama rządziła. Przywiązana do tradycji polskich, pobożna, sprawiedliwa, dobra dla włościan, utrzymywała sprężyście ład i porządek w domu i gospodarstwie. Dziewięcioletnia dziewczynka, odczuwająca boleść swej matki, którą gorąco kochała, jeszcze bardziej spoważniała w tym domu. Już w latach dziecinnych na jej twarzyczce rysowały się zaduma i smętek. Unikała zabaw hałaśliwych i tańców; nie znajdowała upodobania w strojach i barw jaskrawych nie lubiła.<br> {{tab}}Zybergowa przywiązała się do Emilji, jak do własnego dziecka. I naszej bohaterce było dobrze w Liksnie. Nie krępowano jej swobody. Odbywała więc częste przechadzki i przejażdżki, mając własnego wierzchowca, po okolicach naddźwińskich, a piękne są te okolice. Sama Liksna, po łotewsku Lejksna, położona przy zbiegu Liksniańki z Dźwiną, odległa o 16 wiorst od Dynaburga w kierunku do Rygi, ponętnie przedstawiała się oku. Otwarta, rozległa, nieco pagórkowata miejscowość, zamknięta z jednej strony wspaniałym widokiem na rzekę, a z drugiej ciemnym, sosnowym borem. Ludność włościańska, dokoła łotewska, kochała hrabiankę, która często wstępowała do jej chat, odwiedzając chorych, przywożąc im leki lub potrzebny zasiłek. Kochała ją także i szlachta zagrodowa, znajdując w niej nieraz przychylną pośredniczkę w swych stosunkach z właścicielką Liksny.<br> {{tab}}Emilja kochała lud, zarówno łotewski jak białoruski, i współczuła silnie jego niedoli. Co do ludu białoruskiego, to mamy w tym względzie świadectwo witebszczanina M. Marksa, z którego matką Platerówna miała być w serdecznych stosunkach. W pamiętniku swoim, dotąd jeszcze niewydanym, pisze on o bohaterce naszej, że „z zapałem, właściwym czułym i szlachetnym sercom, oddała się duszą ludowi białoruskiemu, badała jego biedę i współczuła jej, starając się — według możności — ulżyć jej; zbierała i śpiewała jego pio-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m269twmd6p7u7f0jo9q0oa36ec0caf0 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/190 100 1236575 3709724 2024-11-20T09:48:44Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709724 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY|w=120%|po=12px}} {{c|'''Sauverand tłumaczy się.'''|po=12px}} {{tab}}Gaston Sauverand! Instynktownie don Luis cofnął się i wyjąwszy rewolwer z kieszeni, zmierzył się do bandyty.<br> {{tab}}— Ręce do góry! — rozkazał — ręce do góry, bo strzelę!<br> {{tab}}Sauverand spokojnie wskazał mu spojrzeniem dwa rewolwery, leżące na stole i rzekł:<br> {{tab}}— Oto moja broń. Nie przyszedłem tu walczyć, lecz rozmówić się.<br> {{tab}}— Jak pan tu wszedł? — zawołał don Luis, którego irytował spokój przeciwnika. — Zapomocą fałszywego klucza chyba? ale gdzie go pan dostał?<br> {{tab}}Sauverand nie odpowiadał. Don Luis uderzył pięścią w stół.<br> {{tab}}— Mówże pan! Mów, bo...<br> {{tab}}W tej chwili nadbiegła Florencja. Minęła Perennę, który nie usiłował jej zatrzymać i rzuciła się ku Gastonowi Sauverand, wołając:<br> {{tab}}— Czemu pan tu przyszedł? Obiecał mi pan przecież... przysiągł mi pan...<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rjfo3ncg3s7wv62o316f9cwooy8kok5 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/189 100 1236576 3709726 2024-11-20T09:50:08Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709726 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>żanta, posadził go wygodnie na ziemi, opierając go plecami o kufer, wsadził mu chustkę do ust i zakneblował serwetą, związał mu ręce i nogi dwoma obrusami, końce zaś przytwierdził mocno do podłogi dużymi gwoździami.<br> {{tab}}Ponieważ sierżantowi wracała już powoli przytomność, rzekł mu na pożegnanie:<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że masz tu wszystko, co ci trzeba... obrusy... serwetki... i gruszkę w ustach dla zaspokojenia pragnienia. Spożywaj ją sobie w spokoju. A gdybyś się zdrzemnął trochę, to wyjdziesz stąd wypoczęty i świeży jak pączek róży.<br> {{tab}}Poczem zamknął go i spojrzał na zegarek.<br> {{tab}}Mam całą godzinę czasu. To wystarczy...<br> {{tab}}Miał zamiar zwymyślać Florencję, rzucić jej w twarz wszystkie zbrodnie, popełnione i wymusić przyznanie się do winy na piśmie. Zapewniwszy tym sposobem uwolnienie pani Fauville zobaczyłby dopiero, co dalej czynić. Możeby wywiózł Florencję swoim samochodem i ukrył gdzieś na prowincji... A może... Sam jeszcze nie wiedział. Jedyną rzeczą, której pragnął w tej chwili, było natychmiastowe i gwałtowne rozmówienie się z Florencją.<br> {{tab}}Pobiegł do swego pokoju i zanurzył twarz w zimnej wodzie. Nigdy jeszcze nie odczuwał takiego podniecenia całego organizmu, takiego szału pierwotnych instynktów.<br> {{tab}}— To ona! Słyszę ją! wyszeptał. Zbliża się! Co za rozkosz mieć ją tu nareszcie samą! Zajrzeć jej do głębi duszy... Być panem jej losu!<br> {{tab}}Skierował się do buduaru. Sięgnął po klucz..<br> {{tab}}Drzwi otworzył...<br> {{tab}}I krzyknął ze zdumienia.<br> {{tab}}Pośrodku zamkniętego pokoju z rękami skrzyżowanemi na piersi stał Gaston Sauverand.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hua4ckymxj286lqhpmplxy8ppnlonju Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/221 100 1236577 3709728 2024-11-20T09:52:45Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709728 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ DZIESIĄTY|w=120%|po=12px}} {{c|'''Ratunku!'''|po=12px}} {{tab}}Kiedy następnie Arsene Łupin opowiedział mi ten rozdział owej tragicznej historji, rzekł mi nie bez pewnej zarozumiałości.<br> {{tab}}— Co mnie wówczas zdziwiło i co mnie dziś jeszcze zadziwia jako jedno z największych zwycięstw, którem miałbym się prawo poniekąd chełpić, to to, że zdołałem odrazu uważać za pewnik niezbity niewinność Sauveranda i Marji-Anny Fauvilie.<br> {{tab}}„Albowiem wszystko dobrze zważywszy, nie zaszedł żaden nowy fakt — któryby mie upoważnił do ponownego rozpatrzenia sprawy. Oskarżenia, nagromadzone przeciw obu więźniom pozostawały te same i były tak poważne, że żaden sędzia śledczy nie zawahałby się podpisać aktu oskarżenia, ani też żaden sąd przysięgłych nie zatrzymałby się przed daniem potwierdzającej odpowiedzi na wszystkie pytania.<br> {{tab}}„O Marji-Annie Fauville nie będę panu nawet mówił, wystarczyło bowiem wspomnieć o śladach jej zębów, ażeby zdobyć pewność niezachwianą.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 93qwrsd5fvs2fo8vqqysy3e4d5yx0ee Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/220 100 1236578 3709729 2024-11-20T09:54:08Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709729 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>się nawet domyślać istnienia jakiegoś schowka, zamknął je nad swoją głową.<br> {{tab}}W kilka minut później usłyszał hałas, czyniony przez poszukujących go policjantów.<br> {{tab}}Tak więc dwudziestego czwartego maja o godzinie piątej popołudniu sytuacja była następująca: Florencja Levasseur pod grozą aresztu. Gaston Sauverand uwięziony, Marja-Anna Fauville w więzieniu i odmawiająca wszelkiego pokarmu w celu samobójczym i don Luis Perenna, przekonany o ich niewinności który jeden na świecie mógłby ich wybawić, don Luis zamknięty w skrytce swego pałacu i tropiony przez dwudziestu policjantów.<br> {{tab}}Co zaś do spadku po Morningtonie, nie było co już o nim mówić, ostatni spadkobierca bowiem wypowiedział był wojnę wszelkim prawom i władzom społecznym.<br> {{tab}}— Doskonale, — zaśmiał się szyderczo Perenna — to dopiero życie takie, jak je rozumiem! Pozycja jest prosta i jasna. Pytanie w tem jednak, w jaki sposób ja — Arsene Lupin, potrafię być jutro wieczorem obecnym na zebraniu w willi Fauville i poprowadzić tak sprawę, żeby uratować Marję-Annę Fauville, Florencję Levasseur, Gastona Sauverand i w dodatku mego najlepszego przyjaciela, don Luisa Perennę?<br> {{tab}}Słychać było w pobliżu głuche uderzenia. Szukano prawdopodobnie na dachach i ostukiwano ściany.<br> {{tab}}Don Luis położył się na ziemi z głową opartą o ramię i zamykając oczy szepnął:<br> {{tab}}— Rozmyślajmy...<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 190ff8q01lbqnt2egz5pvt623rvpr2l Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/237 100 1236579 3709730 2024-11-20T09:56:01Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709730 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ DWUNASTY|w=120%|po=12px}} {{c|'''Wybuch w willi Fauville'''|po=12px}} {{tab}}Czwarty list! Jeden z tych, których „nadawcą i odbiorcą mógł być chyba tylko szatan“, jak to jeden z dzienników określił. Rozgorączkowane tłumy dążyły w stronę bulwaru Suchet w nocy z dwudziestego piątego na dwudziesty szósty maja. Ostatnie wiadomości jeszcze bardziej podnieciły ogólną ciekawość. Równocześnie prawie dowiadywano się o aresztowaniu Gastona Sauverand, o ucieczce wspólniczki jego Florencji Levasseur, sekretarki don Luisa Perenny, którego nie bez podstawy utożsamiono w dalszym ciągu z Arsenem Łupin.<br> {{tab}}Policja nareszcie pewna zwycięstwa, mając w swych szponach prawie wszystkich autorów dramatu, zaczęła popełniać lekkie niedyskrecje. Ze szczegółów więc, wyjaśnionych niektórym dziennikarzom, dowiedziano się o zmianie, zaszłej w prze konaniach don Luisa, którego podejrzewać zaczęto o miłość do Florencji Levasseur i dreszcz wzruszenia przebiegał tłumy na myśl o tej nowej walce, podjętej przez tę zdumiewającą osobistość.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6of3z4f2k0z2ayyanaaxzmp0h87u8kp Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/236 100 1236580 3709731 2024-11-20T09:56:23Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709731 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Powoli ogarniać go zaczęło jakby odrętwienie i popadł w rodzaj omdlenia, jąkając jeszcze wyrazy:<br> {{tab}}— Florencja... Marja-Anna...<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ciq60rmn7m6dwqyagcs6rufav9r1xjk Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/24 100 1236581 3709732 2024-11-20T09:58:32Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709732 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>senki, płaciła hojnie za ich dostarczenie i próbowała pióra w ich naśladowaniu; na fortepjanie umiała najdobitniej oddać i skoczność i tęsknotę motywów ludowych i nawet timbry sopranu żulejki i basududy“. Przypomina on sobie, jak raz, podczas swego pobytu w Witebsku, Emilja w domu jego rodziców z matką jego tańczyła lepietuchę, rodzaj tańca białoruskiego, a następnie hałasiła (opłakiwała niedolę swoją) po białorusku, czym rozrzewniła silnie jego ojca i matkę<ref>Artykuł W. Bruchnalskiego p.&nbsp;t. Emilja Platerówna jako {{korekta|folkloryst a|folklorystka}} (Lud-organ Towarzystwa Ludoznawczego we Lwowie — T. XII. Zeszyt II). Platerówna — kończy swój artyknł p. Bruchnalski z tytułu usiłowań swoich i zamiłowania, stanąć może obok współczesnych sobie, polskich folklorystów białoruskich, jak: Ćwiecińskiego, Aleksandra Zbrożka, Tadeusza Łady Zabłockiego, Romualda Zieńkiewicza i Stanisława Markianowicza z jednej strony, z drugiej zaś obok Jana Czeczota, Wincentego Marcinkiewicza, Konstantego Kalinowskiego i innych“. Do wybitnych badaczy twórczości białoruskiej zaliczyć także należy: Aleksandra Rypińskiego, Romualda Podbereskiego, Jana Barszczewskiego, a z nowych Federowskiego. Ludwik Kondratowicz pisał piosenki białoruskie, Artemjusz Weryho przetłumaczył {{Rozstrzelony|Pana Tadeusza}} na język białoruski.</ref>.<br> {{tab}}Wykształcenie Emilji było staranne. Miała ona pociąg do nauk, a najwięcej ją zajmowała historja, szczególnie historja ojczysta. Z bolesnym uczuciem słuchała ona opowiadania o gwałtach, dokonywanych nad Rzpltą, o rozbiorach jej ziem, o krzywdach jej narodowi wyrządzonych. Taki stan rzeczy istnieć nie może, nie powinien! Naród musi odzyskać wolność, Rzplta niepodległość. I wśród jej marzeń o przyszłej wielkiej walce, stawała przed jej oczyma, jako wzór, piękna postać Joanny d’Arc, oswobadzającej kraj ojczysty od najazdu angielskiego. Wizerunek tej bohaterki, zawieszony w jej pokoiku wraz z portretami Kościuszki i Poniatowskiego, przypominał jej, że, chcąc iść za przykładem Dziewicy Orleańskiej, powinna przygotować się, przysposobić do tego. Przezwyciężała<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6p52c0a4hanic8nmgv2bwe5hgfbeh39 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/280 100 1236582 3709733 2024-11-20T09:58:35Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709733 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ CZTERNASTY.|w=120%|po=12px}} {{c|'''Spadkobierca dwustu miljonów.'''|po=12px}} {{tab}}Czwartego dnia po tych tragicznych zdarzeniach, stary dorożkarz, okutany w szeroką opończę, zadzwonił do pałacu Perenny i oddał list dla don Luisa. Zaprowadzono go wnet do gabinetu na pierwszem piętrze. Wszedłszy tam i ledwo zdążywszy zrzucić opończę, rzucił się ku don Luisowj:<br> {{tab}}— Stało się, szefie! Nie pora już na zabawę, trzeba manatki zbierać i umykać jaknajprędzej!<br> {{tab}}Don Luis, który spokojnie palił cygaro, siedząc wygodnie w głębi fotela, zapytał:<br> {{tab}}— Co wolisz, Aleksandrze, cygaro czy papierosa?<br> {{tab}}Mazeroux oburzył się:<br> {{tab}}— Ależ, szefie, pan chyba gazet nie czyta?<br> {{tab}}— Niestety!<br> {{tab}}— W takim razie sytuacja musi się panu przedstawiać równie jasno, jak i mnie i jak wszystkim wogóle. Od trzech dni, t.&nbsp;j. od owego podwójnego samobójstwa, albo raczej... podwójnego morderstwa, Marji-Anny Fauville jej kuzyna Gastona<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p3xve5etw8wec4szh488hwfleactoni Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/279 100 1236583 3709734 2024-11-20T09:59:31Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709734 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>lazły? Jakim sposobem dostała je! Kto mógł je przynieść!<br> {{tab}}— Nie wiemy jeszcze, panie prefekcie.<br> {{tab}}P. Demalion spojrzał na don Luisa. A więc śmierć Hipolita Fauville nie stawiała tamy morderstwom. Jego czyn nietylko wywołał zgubę Marji-Anny, lecz spowodował otrucie nieszczęśliwej kobiety! Czyż można było uwierzyć, że zemsta nieboszczyka ścigała ją w dalszym ciągu i zawsze równie automatycznie i bezimiennie! Lub.., prędzej... czy nie było innej jakiejś woli tajemniczej, która prowadziła dalej w cieniu z tą samą śmiałością szatańskie dzieło inżyniera Fauville?<br> {{tab}}W dwa dni później nowa sensacja wstrząsnęła nerwami publiczności. Znaleziono Gaston a Sauveranda w jego celi, dogorywającego. Zadusił się prześcieradłem. Próbowano przywrócić mu życie, lecz nadaremnie.<br> {{tab}}Na stole koło niego leżało pół tuzina wycinków gazet, dostarczonych mu jakąś nieznaną ręką.<br> {{tab}}Wszystkie donosiły o śmierci Marji-Anny Fauville.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k5ezqwe0z33yyb25wgw8ds7pya1do0s Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/25 100 1236584 3709736 2024-11-20T10:00:01Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709736 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>więc wrodzoną swoją lękliwość i czułość. Jeździła dobrze konno, strzelała celnie z pistoletów. Emilja — pisała jej przyjaciółka do Straszewicza — była czuła, lecz starała się to ukrywać, by nie uchodzić za słabą. Marząc o górnej przyszłości, powiadała, że nie jest zdolna zakochać się w mężczyźnie<ref>Pisała to panna D. do Straszewicza.</ref>. Nie powieści ją interesowały, lecz dzieła o sławnych kobietach. Uczyła się chętnie matematyki. Na stole jej wraz z książkami i narzędziami matematycznemi leżały pistolety. Wierzchowca swego sama doglądała.<br> {{tab}}Prześladowanie młodzieży wileńskiej, którego ofiarą padł jej kuzyn Michał, przejmowało ją zgrozą. Otwarta, prawdomówna, z oburzeniem mówiła o okrucieństwach Nowosilcowa, nie zważając na obecność Rosjan, którzy bywali w Liksnie. Przed rewolucją 1830 r., za rządów liberalnych Aleksandra I, wzajemna niechęć obu narodów znacznie była osłabła, a przytym gośćmi byli głównie inżynierowie, którzy budowali twierdzę w Dynaburgu i z tego powodu miewali różne interesy z obszarem dworskim Liksny. Naczelny inżynier, Rosjanin, w stopniu gienerała, oświadczył się nawet Emilji, lecz miała mu ona dumnie na to odpowiedzieć: „jestem Polka!“ Bardziej zjednał był jej uczucia inny młody inżynier, saskiego pochodzenia, który dawał jej lekcje matematyki i z którym wdawała się chętnie w dłuższą rozmowę. Jakkolwiek zachowaniem się swoim onieśmielała go, gdy rozpoczynał czulsze wynurzenia, to jednak zachowała o nim przyjazne wspomnienie<ref>Straszewicz w swym opowiadaniu oznaczył pierwszego literą K., drugiego zaś literą D. Pan Gąsiorowski w swojej powieści pierwszego nazywa Kabłukowym, drugiego Dallwigiem.</ref>.<br> {{tab}}Z silnym współczuciem śledziła Emilja przebieg powstania greckiego. Bolała, gdy wojska tureckie i egipskie tłumiły<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a6inq9kvhgr95vajmm8xmbjkeab6l2z Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/26 100 1236585 3709737 2024-11-20T10:00:44Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709737 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>wysiłki bohaterskie powstańców. Z zachwytem mówiła o Bobolinie, która znaczny swój majątek ofiarowała dla sprawy niepodległości greckiej i, uzbroiwszy trzy okręty, sama nad niemi objęła dowództwo. Odznaczyła się ona w bitwach i w 1825 r. została zdradliwie przez zemstę zabita. Emilja zawiesiła jej wizerunek w swoim pokoju. „Mężczyźni, walcząc — powiedziała ona — spełnili swą powinność; Bobolina uczyniła więcej, bo nietylko z wrogiem, lecz i z opinją walczyła“.<br> {{tab}}Emilja znała Litwę, Inflanty, Białoruś, lecz właściwej Polski nie widziała, i dlatego ucieszyła się niezmiernie, kiedy w 1829 r. matka jej postanowiła odbyć podróż do Krakowa. Królestwo Polskie ze stolicą swoją, Zygmuntowską Warszawą, miało dla niej jeszcze z tego względu szczególny urok, że posiadało pewną odrębność państwową, jakby cień pozostały dawnej niepodległości. Wiedziała, że i tam carska opieka dotkliwie dawała się uczuć narodowi. Zgorszyła więc ją wesołość, którą spostrzegła w Warszawie. Czyżby tak prędko zapomniano tę chwilę straszną, kiedy Łukasiński, sprowadzony do komisji badawczej, zrzucił z siebie suknie i ukazując poranione ciało, zawołał: „Zważcie, panowie, czy to prawdą być może, co w takich boleściach wyznawałem!“ W podróży dalszej przejeżdżając przez wsławione w dziejach okolice, Emilja prosiła matkę, by tam nieco dłużej się zatrzymywała. Pod Raszynem więc oglądała pola sławne bitwą w 1809 roku; zwiedziła uroczą dolinę w Prądniku i grotę królewską w Ojcowie, gdzie Władysław Łokietek przez czas pewien się ukrywał. W Pieskowej Skale, na zamku, zwrócił jej uwagę portret mniszki, która, podług podania, pochodząc z familji Wielopolskich, w czasie najścia wrogów, zbrojno walczyła w szeregach, a później musiała zamknąć się w murach klasztornych przed potępieniem towarzyskim męskiego jej wystąpienia. Kraków silnie oddziałał na uczucia patryjotyczne Emilji. Ożyły w jej pamięci legiendy o Krakusie i tej Wandzie, która wolała<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 46v9n7chovavsnf9jb6022ozlwbnf0p Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/301 100 1236586 3709739 2024-11-20T10:01:58Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709739 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ PIĘTNASTY.|w=120%|po=12px}} {{c|'''Nowy spadkobierca.'''|po=12px}} {{tab}}Don Luis patrzył, nie wierząc własnym oczom. Florencja tu?... Florencja, którą był pozostawił w pociągu pod opieką Mazeroux i której powrót z Mans przed ósmą wieczorem był fizyczną niemożliwością.<br> {{tab}}Pomimo jednak silnego zdumienia, zrozumiał natychmiast, jak się to stało. Florencja, widząc, że jest ścigana, zaciągnęła ich za sobą na dworzec Saint-Lazare i wsiadłszy do wagonu, wysiadła zeń odrazu po przeciwnej stronie pociągu, kiedy tymczasem Mazeroux jechał do Mans, pilnując nieobecnej podróżniczki.<br> {{tab}}Kiedy ochłonął z pierwszego wrażenia, don Luis zrozumiał nagle całą okropność danej sytuacji. Florencja przybyła tam w celu upomnienia się o spadek Morningtona, a on, don Luis Perenna, tylko co przecież udowodnił zebranym, że fakt ten może służyć za dowód niezbity najstraszliwszej winy.<br> {{tab}}Pod wpływem nieprzepartego popędu rzucił<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> akn83lsyjxco52b69h6jh7qy615z6yg Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/27 100 1236587 3709740 2024-11-20T10:03:05Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709740 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>umrzeć w falach Wisły, aniżeli poślubić wroga. Zwiedzając zamek i katedrę z grobami królewskiemi na Wawelu, była w tym nastroju, do którego nawoływał późniejszy poeta (Edm. Wasilewski): {{f|<poem> {{tab|70}}„Na Wawel, na Wawel... Podumaj, potęsknij nad pomnikiem sławy, Dzieje twojej ziemi na grobowcach czytaj, Twoich wodzów groby uściskiem powitaj“. </poem>|table|center|w=85%}} {{tab}}I ten siermiężny wódz narodu, którego wizerunek od najmłodszych lat miała przed swemi oczami, niemal na każdym kroku jej się przypominał. Świeżo usypany kopiec w pobliżu Krakowa uwieczniał jego pamięć.<br> {{tab}}Po powrocie, ciężkie nieszczęście spadło na nią. Ukochana jej matka, po długiej chorobie, umarła w 1830 r. Przebolawszy tę stratę, Emilja udała się do Wilna, chcąc się zbliżyć do ojca, lecz to okazało się niemożliwym. Wszystkie te przejścia nadwerężyły jej zdrowie. Wyprawiono więc ją nad morze do Lipawy, ażeby wzmocniła tam swe siły. {{***||0.5|30}} {{tab}}Podczas pobytu Emilii w Lipawie, nadbiegła do tego miasta wiadomosć o rewolucji lipcowej w Paryżu. Drgnęło serce naszej bohaterki przeczuciem ważnych wypadków. Rewolucja 1794 r. zadzierzgnęła silny węzeł pomiędzy Polską i Francją. Burza nad Sekwaną zapowiadała wybuch burzy a nad Wisłą. Chmur czarnych i ciężkich nagromadziło się wiele. „Żywi pójdziecie do raju — mówił adjutant cesarski do Władysława Zamojskiego — ponieważ czternaście lat znosicie cierpliwie rządy Konstantego“.<br> {{tab}}Wybuch burzy nastąpił 29 listopada 1830 r. Na Litwie powszechnie oczekiwano, że Chłopicki z wojskiem wnet wkro-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> awyfrp3aqkxglis57x2qmkrtxpvh5qw Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/300 100 1236588 3709741 2024-11-20T10:03:32Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709741 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>mego dotąd spadkobiercy rodzimy Roussel. Otrzymałam dziś dopiero papiery potrzebne dla stwierdzenia jego tożsamości, wskutek czego przesyłam je panu dopiero w ostatniej chwili przez osobę, której się tyczą. Szanując cudzą tajemnicę i pragnąc pozostać poza nawiasem sprawy, do której wmieszana zostałam tylko wypadkowo, proszę pana o wybaczenie, iż nie czuję się w obowiązku złożenia mego podpisu poniżej listu“.<br> {{tab}}A więc Perenna przewidział dobrze i wydarzenia sprawdzały jego przepowiednie. Oto w oznaczonym terminie zjawiał się zapowiedziany sukcesor.<br> {{tab}}Pozostawało jeszcze ostateczne pytanie: Kim był ten nieznajomy, ten przypuszczalny spadkobierca, a tem samem morderca kilkakrotny? Ściana tylko oddzielała ich od niego... Za chwilę go ujrzą!...<br> {{tab}}Nagle prefekt zadzwonił.<br> {{tab}}Minęło kilka sekund silnego niepokoju. Co dziwne, pan Demaliom nie spuszczał Perenny z oka. Ten ostatni zachowywał pozornie panowanie nad sobą, lecz w głębi był mocno niespokojny i zmieszany.<br> {{tab}}Drzwi otwarły się. Ukazała się w nich jakaś postać kobieca...<br> {{tab}}Była to Florencja Levasseur.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7w82sq0lemdclujpi7ln2r7pyrf53a2 Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/321 100 1236589 3709744 2024-11-20T10:06:18Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709744 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ SZESNASTY.|w=120%|po=12px}} {{c|'''„Sidła już gotowe, miej się na baczności, Lupinie“.'''|po=12px}} {{tab}}Rozpęd, fetory porwał don Luisa do walki i zwycięstwa był tak gwałtowny, że ta chwilowa porażka nie zdołała go nawet zatrzymać. Zawód, wściekłość, upokorzenie, niepokój, wszystko to się zlało w jedną wielką potrzebę czynu. Odczuł tem większe pragnienie dowiedzenia się nareszcie wszystkiego i nie przerywania pościgu.<br> {{tab}}Szofer, nieruchomy z przerażenia, patrzył wzrokiem wyczekującym w stronę wieśniaków, nadchodzących z dalszych folwarków, zaciekawionych ukazaniem się aeroplanu.<br> {{tab}}Don Luis chwycił go za gardło i przyłożywszy mu do skroni lufę rewolweru, rzekł:<br> {{tab}}— Mów, co wiesz... inaczej zginiesz!<br> {{tab}}Nieszczęśnik {{Korekta|zczął|zaczął}} jąkać jakieś słowa błagalne.<br> {{tab}}— Nie pomogą ci jęki — przerwał mu don Luis.<br> {{tab}}— I nie licz na pomoc niczyją. — Ludzie ci przyjdą za późno. Jeden masz tylko sposób ratunku, mów co wiesz! Tej nocy w Wersalu jacyś państwo przybyli z Paryża, zostawili swoje auto i najęli twoje, nieprawdaż!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bn0e54bcbvboqfs45mvznjtmyd2b093 3709777 3709744 2024-11-20T10:33:38Z Wydarty 17971 3709777 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ SZESNASTY.|w=120%|po=12px}} {{c|'''„Sidła już gotowe, miej się na baczności, Lupinie“.'''|po=12px}} {{tab}}Rozpęd, który porwał don Luisa do walki i zwycięstwa był tak gwałtowny, że ta chwilowa porażka nie zdołała go nawet zatrzymać. Zawód, wściekłość, upokorzenie, niepokój, wszystko to się zlało w jedną wielką potrzebę czynu. Odczuł tem większe pragnienie dowiedzenia się nareszcie wszystkiego i nie przerywania pościgu.<br> {{tab}}Szofer, nieruchomy z przerażenia, patrzył wzrokiem wyczekującym w stronę wieśniaków, nadchodzących z dalszych folwarków, zaciekawionych ukazaniem się aeroplanu.<br> {{tab}}Don Luis chwycił go za gardło i przyłożywszy mu do skroni lufę rewolweru, rzekł:<br> {{tab}}— Mów, co wiesz... inaczej zginiesz!<br> {{tab}}Nieszczęśnik {{Korekta|zczął|zaczął}} jąkać jakieś słowa błagalne.<br> {{tab}}— Nie pomogą ci jęki — przerwał mu don Luis.<br> {{tab}}— I nie licz na pomoc niczyją. — Ludzie ci przyjdą za późno. Jeden masz tylko sposób ratunku, mów co wiesz! Tej nocy w Wersalu jacyś państwo przybyli z Paryża, zostawili swoje auto i najęli twoje, nieprawdaż!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2slmc7zqno3pyk9354hihxgke5ir15a Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/35 100 1236590 3709745 2024-11-20T10:07:46Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709745 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>frejszycy i akademicy wileńscy, pod dowództwem Potockiego, zagrzani do walki przez Emilję, pomimo rzęsistego ognia, rzucili się naprzód i, poparci dzielnie przez strzelców, prowadzonych przez Kossowskiego, zmusili wroga zaniechać ruchu oskrzydlającego. Powstańcy musieli jednak pośpiesznie uchodzić do Bejsagoł. Znużona pochodem, walką, pod przykrym wrażeniem przewagi rosyjskiej, Emilja zemdlała i z konia upadła i gdyby nie śpieszna pomoc Michała Pietkiewicza i kilku jeszcze frejszyców, dostałaby się niezawodnie w ręce rosyjskie. Złożono ją w napotkanej po drodze chatce włościańskiej. Tam wypocząwszy nieco, kierując się domysłem i wskazówkami napotykanych włościan, i zabrawszy po drodze z sobą do 40 zbłąkanych powstańców, przybyła do obozu Załuskiego, o milę od Rossień nad Dubissą<ref>Rossienie znajdują się z prawej strony Dubissy, prawego dopływu Niemna.</ref> rozłożonego.<br> {{tab}}Stawić opór wojsku rosyjskiemu, które przeważało liczbą, bronią i wprawą wojskową, narażało na pewną prawie klęskę. Zwołana więc rada wojenna uchwaliła: podzielić się na małe oddziały i, wróciwszy do dobrze sobie znanych okolic, prowadzić dalej wojnę miejscową. Zgadzało się to z ogólnym prawidłem strategicznym: wobec podzielonego nieprzyjaciela skupiać swe siły i odwrotnie, wobec skupionych sił jego, działać małemi i rozrzuconemi oddziałami, zmuszając przeciwnika także do rozdrobniania swych sił.<br> {{tab}}Frejszycy wiłkomierscy, a razem z niemi i Emilja, wrócili do swego powiatu i 17 maja weszli do Wiłkomierza, skąd przedtym jeszcze został wypłoszony Werzulin, okrutny przywódca rzezi oszmiańskiej. Miasto witało radośnie powstańców. Emilja znalazła tu sobie towarzyszkę bojową, z którą aż do końca nie rozstawała się. Była to Marya Raszanowiczówna,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> iz7mtlxck4tnqkrlrdivumckwaq731b Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/320 100 1236591 3709746 2024-11-20T10:08:00Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709746 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Upłynęła jeszcze minuta.<br> {{tab}}Nagle ujrzeli o kilometr dalej miejsce, gdzie droga, rozdzielając się na trzy ramiona, tworzyła szerokie rozdroże, przedłużone jeszcze dwoma trójkątami traw y pomiędzy krzyżującemi się drogami.<br> {{tab}}Dananne spojrzał na {{Korekta|Perenn,|Perennę}} pytającym wzrokiem.<br> {{tab}}— Niech pan ląduje! — zawołał don Luis. Samolot jakby się odprężył: znienacka, niby ciśnięty w przestrzeń nieprzepartą siłą, przeleciał na sto metrów ponad jadącem autem, potem, opanowawszy się odrazą, wybrał miejsce, gdzie zamierzał dotrzeć do celu i spokojny, cichy, jako ptak nocny, omijając zwinnie drzewa i słupy, usunął się na trawę rozdroża.<br> {{tab}}Don Luis wyskoczył szybko i podbiegł naprzeciw samochodu, który nadjeżdżał z dobrą szybkością. Stanąwszy pośrodku drogi, don Luis wymierzył oba rewolwery, wołając:<br> {{tab}}— Stój! bo strzelę!...<br> {{tab}}Przerażony szofer zahamował na miejscu. Maszyna zatrzymała się.<br> {{tab}}Don Luis rzucił się ku drzwiczkom samochodu.<br> {{tab}}— Do kroćset piorunów — zaryczał, dając bez przyczyny wystrzał z rewolweru, którym rozbił szybę.<br> {{tab}}W samochodzie nie było nikogo.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> arxc0nigpiodtvzkiqwr3g3mb91q1uk Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/28 100 1236592 3709747 2024-11-20T10:08:33Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709747 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>czy w jej granice. Uważano to, jako logicznie konieczny krok rewolucji. „Na Litwie była i jest cała zagadka naszej niepodległości“ — pisał Chłapowski do Morawskiego<ref>Gienerał Dezydery Chłapowski — Pamiętniki. Poznań, 1899. Część druga, str. 112.</ref>. Wojsko polskie, wkraczając na Litwę, mogło odrazu znacznie się powiększyć przez wcielenie korpusu litewskiego. Ogłaszając zniesienie poddaństwa, uzyskanoby silną podstawę i materjalną i moralną we włościaństwie. Pobór rekrucki, wyznaczony przez rząd rosyjski, wytworzyłby nowe pułki powstańcze, albowiem późniejsze wypadki pokazały, że rekruci, uciekając od służby rosyjskiej, sami tworzyli oddziały i rozpoczynali powstanie. Ta ogromna ilość koni, bydła, zboża, siana, którą wybrała następnie armja rosyjska, służyłaby na potrzeby armji polskiej. Było to tak jasne i przekonywające, że wszyscy, co mieli na oku wojnę, widzieli wielkie korzyści, jakie zapewniało wkroczenie na Litwę; lecz Chłopicki nie chciał wojny, wierzył, że do niej nie przyjdzie, że monarcha zrobi pewne ustępstwa i wszystko wróci do dawnego porządku.<br> {{tab}}Nieczynność Chłopickiego była zgubna dla powstania polskiego. To, co w pierwszych chwilach dawało się łatwo zrobić, stawało się z biegiem czasu coraz trudniejszym. Na Litwę wkroczyło wojsko rosyjskie pod naczelnym dowództwem Dybicza. Oficerów Polaków z korpusu litewskiego wysłano na linję kaukaską albo wywieziono do Rosji<ref>Chłapowski pisze, że wywieziono 1100 oficerów do Rosji. Str. 62, l. c.</ref>, a sam korpus przyłączono do armji, jako 6-ty korpus Rozena i dywizję huzarów Pahlena. Dużo osób wpływowych, znanych z patryjotyzmu polskiego, powysyłano do Rosji. Na marzec rozpisano pobór wojskowy. Żywienie armji ogałacało kraj ze środków żywności.<br> {{tab}}W Wilnie zawiązał się był jeszcze w grudniu 1830 r. ko-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7ylihqwmakpsyzx29dk4oxu0pbe8xy8 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/29 100 1236593 3709749 2024-11-20T10:08:56Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709749 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>mitet rewolucyjny, który miał poczynić przygotowania do zbrojnego powstania i w odpowiedniej chwili dać hasło do ruchu powszechnego. Złożony z osób zamożnych, ostrożnych, lękliwych, nic nie robił — jak powiada Michał Pietkiewicz — gorzej nawet, bo wstrzymywał od działania gorętszych patryjotów. Nadszedł wreszcie marzec, i rozpoczęto pobór wojskowy. Chłopi uciekali do lasów i tworzyli zbrojne gromady. „Najprzód lud wiejski — opowiada Michał Lisiecki — pod pozorem uniknięcia naborów rekruckich, a potym obywatele i szlachta, połączywszy się z tymże ludem, najprzód na Żmudzi, a następnie we wszystkich okolicach Litwy zapalili otwarcie święty ogień partyzanckiej wojny“<ref>Pamiętniki Michała Lisieckiego, naczelnika powstania nad granicami Kurlandji. Str. 128. Pamiętniki Polskie, zebrane przez Ksawerego Bronikowskiego. T. II. Przemyśl, 1884.</ref>. Pierwsi podnieśli sztandar rewolucyjny: Juljusz Grużewski, Benedykt Dobrosław Kalinowski, Józef Rymkiewicz, Ignacy Staniewicz, wpadając ze swemi oddziałami po północy 25 marca do Rossień i opanowując to miasto. W cztery dni później cała Żmudź stała w ogniu.<br> {{tab}}Emilja już oddawna niecierpliwie wyczekiwała hasła do powstania. Jeździła w tym celu do Wilna, lecz nic tam nie mogła się dowiedzieć. Pozostawała w ciągłym porozumieniu z Cezarem Platerem, do którego miała wielkie zaufanie, i z którym często się widywała, mieszkając od niego w odległości kilku godzin jazdy. Wspólnie układali plany i robili odpowiednie przygotowania. W lutym Emilja widziała się z Lucjanem i Ferdynandem Platerami, swemi kuzynami, którym towarzyszył ich kolega, Aleksander Rypiński<ref>Straszewicz opowiada, że przyjechali oni do Liksny na zapusty; historyk zaś udziału podchorążych w powstaniu pisze, że zjechali się w pewnym domu w Kurlandji z Platerówną, wracającą z Inflant do krewnych.</ref>. Byli to ucznio-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r2q0ypfrvluuldwwj3us9641n420lc6 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/30 100 1236594 3709754 2024-11-20T10:09:21Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709754 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>wie szkoły podchorążych, założonej w Dynaburgu w 1828 r. Uczniowie tej szkoły, w znacznej większości Polacy, marzyli także o powstaniu i układali plan opanowania twierdzy. Platerowie zwierzyli się z tym planem swojej kuzynce, która ze swojej strony obiecała im pomoc. „Młoda panienka, nie mająca prawa rządzenia sama sobą — opowiada historyk udziału podchorążych w powstaniu — uroczyście przyrzekła kazać kilku tysiącom ludu rzucić się na Dynaburg; trzej uczniowie szkoły wojskowej, mniej możni od najniższego oficera, obiecali wydać twierdzę, która jeśli nie czym więcej, to przynajmniej dla nich była mocnym więzieniem. Te krótkie i treściwe układy zakończyła ceremonja również znacząca. Podchorążowie starożytnym obyczajem pasowali nową towarzyszkę spisku na ''Rycerza-Pannę'', i jakby dlatego właśnie, że ten rycerz miał być powstańcem litewskim, zamiast przypasać miecz do boku, darowali mu małą strzelbę myśliwską. Fantazje imaginacji romansowej! Któżby, patrząc na nie z ustronia, nie wzruszył ramionami? A przecież za dni kilkadziesiąt nie godziło się już nazwać ich dzieciństwem. Emilja Platerówna została bohaterką, podchorążowie dynaburscy zjednali sobie piękną pamięć w poważnych dziejach narodowej walki<ref>Str. 312. T. I. Pamiętniki Polskie.</ref>“ Michał Pietkiewicz mówi nawet, że sam plan opanowania twierdzy Dynaburga nie był zupełnie fantazyjny i mógł być uskuteczniony, jeśli zważymy wielką gotowość poświęcenia się młodych podchorążych, zaniedbany stan fortecy i nieliczną w niej załogę<ref>Str. 88. La Lithuanie.</ref>.<br> {{tab}}Na wiadomość o powstaniu na Żmudzi, Emilja, ostrzygszy włosy, przebrawszy się po męsku, uzbrojona w pistolety i sztylet, w towarzystwie panny Prószyńskiej i dwuch mężczyzn, przybyła 29 marca do Dusiat w wiłkomierskim powiecie, po-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gb7gpcdx9anq85wswtrzalj96kfrckt Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/31 100 1236595 3709755 2024-11-20T10:09:31Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709755 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>łożonych nad jeziorem tejże nazwy i nad rzeką Świętą. Była to majętność Cezara Platera. Włościanie byli zamożni i lubili swego dziedzica. Emilję też dobrze znano i kochano. Przybywszy do Dusiat, zapowiedziała po wioskach, by gromadzono strzelby i wyprostowywano kosy, albowiem wnet rozpoczną się boje o wolność.<br> {{tab}}W pierwszą niedzielę, w przeczuciu, że nastąpi coś ważnego, zgromadzili się włościanie nader tłumnie do kościoła. Po ukończonej mszy, Emilja, w ubiorze powstańczym, stanęła wśród ludu, witającego ją radosnemi okrzykami, i w słowach serdecznych przemówiła do niego, że w Polsce i na Litwie już się biją bracia, by zostać wolnemi, trzeba więc poprzeć bratnie usiłowania i wypędzić wrogów ze swego kraju. Z zapałem przyjęto jej przemówienie, a wielu płakało z rozrzewnienia. Młodzi rzucili się do broni, którą po poświęceniu wyniesiono z kościoła, i w ćwierć godziny stanął już zastęp ludzi uzbrojonych.<br> {{tab}}Nazajutrz nasza bohaterka wraz z Cezarem Platerem poprowadziła ku Dynaburgowi hufiec powstańczy, w którym było 280 strzelców, 60 jeźdźców i kilkuset kosynierów. W Daugielach, stacji pocztowej na trakcie bitym do Jezioros, zabrano 60 koni. Po drodze wciąż przybywali nowi ochotnicy. Równocześnie organizowały się oddziały w tymże powiecie: około Onikszt i Ucian pod dowództwem Ferdynanda Grotkowskiego i w Sołach pod wodzą Michała Lisieckiego.<br> {{tab}}Ubiec Dynaburg można było tylko w bardzo pośpiesznym marszu. Trudno to było wykonać ze świeżo uformowanym oddziałem. Nadto stanęła na przeszkodzie niespodziana okoliczność. Z Dynaburga wyruszył gienerał Szyrman, prowadząc dla armji działającej park amunicji, pod eskortą dwuch bataljonów i 4 dział. Dowiedziawszy się o zjawieniu się oddziałów powstańczych, zatrzymał się i okopał w Ucianach, starając się zachować komunikację z Dynaburgiem. Jeden<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lomuj8im8pudo3x1bf1xiuwwpvw94p9 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/32 100 1236596 3709756 2024-11-20T10:09:44Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709756 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>z przeznaczonych ku temu celowi oddziałów spotkał się 2 kwietnia z powstańcami, którzy, przez naszą bohaterkę zagrzani, zmusili wroga do pośpiesznego cofania się.<br> {{tab}}Przeciw Szyrmanowi wyruszyli 4 kwietnia Grotkowski i Lisiecki i stanęli pod wieczór w Wiżunach, o 10 wiorst odległych od Ucian; a tymczasem oddział Platera tegoż dnia wieczorem wpadł do Jezioros, wyrzucił Rosjan i opanował miasto. Tam Emilja Platerówna zwyczajem, praktykowanym za czasów Rzeczypospolitej, wpisała do ksiąg ziemskich i sądowych akt powstania<ref>Opowiadano to Henrykowi Dembińskiemu. Gdzie się to stało, on nie wymienia. Podług wszelkiego prawdopodobieństwa, mogło to nastąpić tylko w Jeziorosach, jako w mieście, gdzie były urzędy. Pamiętniki Dembińskiego — Mémoires, Volume IV, 9 Partie. Rkp. w Muzeum Czartoryskich w Krakowie.</ref>. Tymczasem nadesłano z Dynaburga nowe oddziały wojska Szyrmanowi, i ten zmusił Platera do cofnięcia się ku Dusiatom, a stamtąd do Antuzowa. Dopiero w Imbrodach oparł się ścigającemu go oddziałowi.<br> {{tab}}O zdobyciu Dynaburga niepodobna już było myśleć. Twierdzę zaopatrzono w działa, ściągnięto wojsko, a 10 kwietnia wyprowadzono podchorążych, przerzucając ich do głównej armji. Ci podchorążowie jednak, co spiskowali, zdołali w trzynastym dniu pochodu umknąć i połączyć się z powstańcami.<br> {{tab}}Gienerał Szyrman nie odważał się opuścić swego wzmocnionego stanowiska w Ucianach. Powstańcy wiłkomierscy, gromadząc się z rozmaitych stron, podsuwali się coraz bliżej i staczali z nim utarczki patrolowe, a 19 kwietnia wywiązała się nawet większa bitwa, która zmusiła go do ustąpienia z Ucian. Powstańcom zabrakło ładunków i z tego powodu nie mogli go ścigać. Skorzystał z tego Szyrman i dostał się do Onikszt. Otrzymawszy 2.000 ładunków, powstańcy puścili się w pogoń. Nastąpiła gorąca bitwa pod Oniksztami. Szyrman<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0tdsywkzwqjsni3r4mqr3je272syaf1 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/33 100 1236597 3709757 2024-11-20T10:10:35Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709757 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>odparł atak powstańców, śpiesznie przeprawił się z działami przez rzekę Świętą, spalił most i pomaszerował na Żmudź. Utrudniało to wiele dalsze jego ściganie. Naczelnicy więc oddziałów powstańczych uradzili wrócić do swych okolic i tam wzmacniać powstanie. Emilja Platerówna z panną Prószyńską udała się do obozu Karola Załuskiego, który stał niedaleko od Poniewieża.<br> {{tab}}Powstanie litewskie sprawiło bardzo korzystną dywersję dla powstania polskiego. Zagroziło ono armji rosyjskiej odcięciem od jej podstaw i ogłodzeniem. Naczelny wódz rosyjski, Dybicz, w raporcie swoim do cesarza Mikołaja, datowanym 23 kwietnia, donosił, że zaburzenia w gubernji wileńskiej, przerwanie z tego powodu komunikacji i brak żywności, oraz zjawienie się chorób — zmusiły go do cofnięcia się ku granicom Królestwa<ref>Str. 123. Pietkiewicz — La Lithuanie.</ref>.<br> {{tab}}Powodzenie oddziałów litewskich wzmogło potężnie zaufanie w swe siły. Uchwalono połączyć oddziały, ażeby wspólnemi siłami uderzyć na Wilno i przy pomocy jego mieszkańców zdobyć to miasto. Na naczelnego wodza połączonych sił powstańczych wybrano Karola hr. Załuskiego. Aczkolwiek wychowany w Petersburgu w domu swego ojczyma, gienerała Igielstroema, zajmujący przez czas pewny w dyplomacji rosyjskiej ważne posady, był jednak patryjotą polskim. Ożeniwszy się z księżniczką Ogińską, posiadał znaczne dobra w powiatach: telszewskim i upickim. Szlachta go lubiła i wybierała na swego marszałka. Kiedy rozpoczęło się powstanie na Litwie, wahał się on z początku, lecz następnie poszedł za przykładem innych. Był odważny, miał dobre chęci, lecz na wodza zupełnie się nie nadawał, z braku wszelkiej znajomości sztuki wojennej. Przytym powstańcy nie mieli artylerji, a bez niej zdobycie uzbrojonego w działa miasta, było<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> stz03yr50uiylds3ha2p3g9b6eyt8x2 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/34 100 1236598 3709759 2024-11-20T10:11:27Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709759 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>zadaniem wielce trudnym. Załuski nie podołał mu i cofnął się z pod Wilna do powiatu upickiego, gdzie się rozłożył obozem niedaleko od Poniewieża.<br> {{tab}}Właśnie w tym czasie, 30 kwietnia, przybyła Emilja do obozu Załuskiego. Wywołało to ogromny zapał wśród powstańców. Zdawało się im, że nowa moc wstąpiła w ich szeregi i powetuje poniesioną pod Wilnem porażkę. „Ta czcigodna dziewica, pragnąc dzielić niebezpieczeństwo poświęcających się dla sprawy ojczystej — pisze jeden z powstańców — chciała spełniać obowiązek adjutanta skrzydłowego przy Naczelniku federacyjnych oddziałów“<ref>Str. 193 i 194. Zbiór Pamiętników o powstaniu Litwy w r. 1831, układany przez Fel. Wrotnowskiego. Paryż, 1885.</ref>. Lecz Załuski ofiarowanej propozycji nie przyjął, a nawet za pośrednictwem Straszewicza chciał skłonić naszą bohaterkę, by wróciła do domu, przedstawiając wszystkie przykrości, na jakie jej płeć narażoną być mogła. Nie zraziło to wszakże Emilji, a znalazszy wśród frejszyców wiłkomierskich wielu krewnych i znajomych, oświadczyła im chęć służenia w ich szeregach, co przyjęto z ogromnym zapałem.<br> {{tab}}Niebawem, 2 maja, Załuski otrzymał wiadomość, że nadciągają przeważne siły rosyjskie, pod dowództwem gienerałów: Sulimy, Malinowskiego i Ofenberga. Zwinął więc obóz w Śmilgach i pomaszerował ku Szadowowi<ref>Śmilgi na trakcie z Szawel do Poniewieża, bliżej do tego ostatniego miasta. Szadowo niedaleko od Śmiły — na trakcie z Szawel do Kowna. Dalej na tymże trakcie — Bejsagoły.</ref>. Ziemia wilgotna i grzęzka, powodzią poniszczone mosty utrudniały pochód powstańców, którzy bez wypoczynku i w dzień i w nocy maszerowali, nim u Prystowian, na drodze od Szadowa do Bejsagoł, nie rozłożyli się obozem. Nie zdołali jednak wypocząć należycie, kiedy Malinowski i Sulima, którzy szli tuż w ślad za niemi, zbliżyli się i o południu 4 maja zaczęli ich oskrzydlać. Waleczni<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6txh3noxknd8pe0mmcsro99a9ftrenk Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/340 100 1236599 3709760 2024-11-20T10:11:42Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709760 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ {{Korekta|PIĘTNASTY|SIEDEMNASTY}}|w=120%|po=12px}} {{c|'''Tajemnica Florencji'''|po=12px}} {{tab}}Nadeszła godzina, w której druga część dramatu miała się odegrać. Po mękach don Luisa Perenny, męczarnie Florencji. Jako kat potworny, kaleka przechodził od jednego do drugiego bez clenia litości, jakby to szło o bydło zabijane w rzeźni.<br> {{tab}}Osłabiony jeszcze, powlókł się do Florencji i zapaliwszy papierosa, rzekł jej z wyrafinowanem okrucieństwem:<br> {{tab}}— Kiedy ten papieros wypali się do końca, będzie na ciebie czas. Nie spuszczaj go z oka. To twoje ostatnie chwile życia zamieniają się w popiół. Zastanów się dobrze, Florencjo. Spójrz na kamienie, tworzące tę grotę i wiedz, że trzymają się one dotychczas tylko jakiemś niepojętem prawem równowagi. Wystarczy jednakże parę uderzeń motyką, żeby spowodować katastrofę.<br> {{tab}}Odetchnął głębiej i ciągnął dalej:<br> {{tab}}— A wówczas? Wówczas Florencjo, albo zawalenie się groty będzie tak kompletne, że nie bę-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bp299on1j8bp7t5fcw77nfm1simsby7 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/36 100 1236600 3709761 2024-11-20T10:12:19Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709761 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>także z Inflant, z Lucyna, przybywająca. Historyk powstania wiłkomierskiego i towarzysz bojowy obu dziewic — bohaterek nakreślił taki ich obrazek. „Obadwa — opowiada on o tych towarzyszach — mieli zgrabnie wpadające w kibić ubiory szaraczkowe, granatowe okrągłe czapki, od niechcenia włożone na bakier, dwukolorowe kokardy u piersi, lekkie szable u boku i za wązkim pasem małe krucice. Strój i uzbrojenie obu zupełnie były podobne; ale jeden miał twarz białą, pociągławą, błękitne oko, poglądające z zadumaniem, i niekiedy posępny uśmiech na ustach: drugi okrągłej, rumianej twarzy, czarnych oczu i z pod szerokich brwi, patrzących żywo, uśmiechał się ciągle, jakgdyby jego dusza we wszystkim widziała tylko igraszkę wesołą. Wyraz twarzy i układ postawy różnił bardzo tych dwuch interesujących towarzyszy. Pierwszym była Emilja Platerówna, drugim Raszanowiczówna. Ta ostatnia, dziewczyna lat 20, temperamentu żywego, wesoła, żartobliwa, zupełny kontrast stanowiąca z Emilją; przywiązała się do niej szczerze i opiekowała się nią wśród przykrości i niedogodności obozowych“.<br> {{tab}}Widząc zmęczenie Emilji nieustannemi marszami, krewni i znajomi wciąż jej radzili, by porzuciła ciężką na jej siły służbę wojskową. Draźniło to ją, opuściła więc ze swoją przyjaciółką szeregi frejszyców i wstąpiła do oddziału Konstantego Parczewskiego, dzielnego partyzanta, który bystrością i zuchwałością swych ruchów utrzymywał wroga w ciągłym niepokoju i nużył go niezmiernie. Zdaje się, że Platerówna dowodziła też małym oddziałem, jak to wnosić można ze słów gienerała Chłapowskiego w jego dzienniczku<ref>Podając dzienniczek swego pochodu, pod datą 5-go czerwca zapisuje: „połączenie się zrana w Gabrjelowie z akademikami wileńskiemi, z oddziałami Ogińskiego, Matuszewicza i panny Plater“. Str. 110. Część druga. L. c.</ref><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a4ysrtytemy2z2fhgomc6t4aezeghss Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/339 100 1236601 3709762 2024-11-20T10:12:28Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709762 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>cił więc głowę jednego z nich, potoczył po trawie i rzucił w próżnię. Następnie gromadzić zaczął i rzucać do studni jakieś stare żelastwo, które spadało, bijąc się o ściany z łoskotem złowrogim, pomnożonym przez echo, jakby huk rozszalały oddalającego się grzmotu.<br> {{tab}}Zachwiał się na nogach, pot kroplisty pokrył mu czoło i upadł na trawnik, jęcząc i wijąc się z bólu.<br> {{tab}}Pozostał tak kilka minut, skulony i drżący, zdając się cierpieć niewypowiedziane katusze. Po chwili, jakiby machinalnie sięgnął do kieszeni i wydobywszy flaszeczkę z jakimś tajemniczym płynem, przechylił ją do ust i wypił kilka łyków.<br> {{tab}}Natychmiast ożywił się, jakby ciepło i moc napłynęły mu w żyły. Oczy uspokoiły się, a usta wykrzywiły w półuśmiech ohydny. Zwracając się do Florencji, rzekł:<br> {{tab}}— Nie ciesz się przedwcześnie, moja mała, jeszcze mię djabli nie wezmą i będę miał czas uporać się z tobą. A potem, życie spokojne, rozkoszne!... Dwieście miljonów, pomyśl sobie, to nie byle co! można sobie urządzić życie!... No, już mi o wiele lepiej.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c3brqxf162x4lyh44m19p5l6f2x14n3 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/37 100 1236602 3709764 2024-11-20T10:13:55Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709764 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}W powstaniu litewskim dotkliwie dawał się uczuć brak wykształconych wojskowo oficerów. Przedstawiono to Rządowi Narodowemu w Warszawie i proszone o rychłe przysłanie instruktorów. Czyniąc zadość tej prośbie, ówczesny wódz naczelny, Skrzynecki, polecił gienerałowi Dezyderemu Chłapowskiemu udać się na Litwę z odpowiednią liczbą instruktorów. Cała kolumna, z którą Chłapowski przemaszerował do Sierocka, wynosiła razem 820 ludzi<ref>Str. 52. L. c.</ref>. Przesunąwszy się szczęśliwie pomiędzy w. księciem Michałem i Dybiczem, przeszedł on granicę Królestwa Kongresowego 21 maja po północy pod Ciechanowcem. Następnie, ażeby dostać się wgłąb Litwy, trzeba mu było prześlizgnąć się między Grodnem i Słonimem, gdzie się znajdowały dość znaczne siły rosyjskie; jakoż, bijąc napotykane oddziały nieprzyjacielskie, zabierając niewolnika i działa, wywijał się szczęśliwie przez wsie, miasteczka, puszczę i 28 maja przeszedł Niemen pod Zelwanami, następnie udał się na Lidę, stanął w Oranach nad Mereczanką i stamtąd wyruszył ku Trokom. „Gdzieśmy tylko przez wsie przechodzili — pisze w swych „Pamiętnikach“ — lud nas brał z początku za Moskali i nie prędko chciał wierzyć, żeśmy Polacy. Gdy się przekonali, płakało wielu z radości i nosili jadła, co tylko mieli, nigdy nie chcąc przyjąć zapłaty“<ref>Str. 61. L. c.</ref>.<br> {{tab}}Sława Chłapowskiego biegła po całej Litwie. Powstańcy śpieszyli zaciągać się pod jego sztandary, i wojsko jego liczebnie wzrastało. Przybył on do Kitowiszek 4 czerwca, a 5 był w Gabrjelowie<ref>W „Pamiętnikach“ wydrukowano — 7 czerwca, lecz widocznie jest to błąd drukarski. Gabrjelowo, parafja Kitowiszki, 40 wiorst odległe od Trok.</ref>, gdzie nań czekał Gabrjel ks. Ogiński, który miał przy sobie 350 akademików pod dowództwem zacnego profesora, Gronostajskiego, i oddział z dwustukilku-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2rl8h7vxzvswe52ap1x87tynwcqbqxe Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/38 100 1236603 3709766 2024-11-20T10:21:44Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709766 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>dziesięciu ludzi złożony“<ref>Str. 68 i 69. L. c.</ref>. „Wielka była radość pomiędzy tą młodzieżą“ pisze Chłapowski. „Będzie to jeden z najuroczystszych dni mego życia“ — mówi Straszewicz, opisując radosną chwilę połączenia się powstańców litewskich z wojskiem polskim.<br> {{tab}}Chłapowski w swoich „Pamiętnikach“ (prócz przytoczonej wzmianki w dzienniczku) nie wspomina wcale Platerówny. A jednak jej przybycie witano z uniesieniem w wojsku. Widocznie Chłapowski, „zimny i kwaśny sceptyk“ — jak go charakteryzował Mierosławski w swojej „Historji powstania 1831 r.“ — nie mógł zapomnieć tych gorzkich wyrzutów, któremi go nasza bohaterka pożegnała. Witał ją bowiem — jak opowiada obecny jej przybyciu Straszewicz — z całą uprzejmością i uniesieniem. Aczkolwiek pochwalał jej czyn, radził jednak, skoro wojna stawała się już regularną, wrócić do domu, do krewnych, i czekać z nadzieją i wiarą w pomyślne jej zakończenie.<br> {{tab}}— Gienerale! — odrzekła — postanowiłam być żołnierzem, dopóki Polska nie odzyszcze zupełnej wolności.<br> {{tab}}Chłapowski, formując pułki armji regularnej z oddziałów powstańczych, mianował Emilję dowódcą pierwszej kompanji pierwszego pułku litewskiego, któremu w kilka dni później dano nazwę 25 pułku linjowego. Dembiński widział ją w Zejmach już jako dowódcę kompanji pieszej<ref>Przytoczone powyżej Mémoires w Bibliotece Czartoryskich w Krakowie. Patrz także: str. 39. „Mein Feldzug nach und in Lithauen von Heinrich Dembinski. Nach den mündlichen Dictaten des Generals herausgegeben von D. R. O. Spazier. Leipzig. 1832“. — Zejmy pomiędzy Kiejdanami i Wiłkomierzem.</ref>. Miała ona z całą starannością niezmordowanego i zamiłowanego w swym zawodzie żołnierza zajmować się nauką i musztrą podwładnych. Żołnierze ją lubili, podzielała bowiem z niemi wszystkie trudy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ncov7r298bs94gg19gl8o9u4heqmxrp Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/39 100 1236604 3709767 2024-11-20T10:23:05Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709767 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>służby wojskowej i troskliwie pilnowała, by nie doznawali braku żywności.<br> {{tab}}Wojsko Chłapowskiego urosło do 7.000. Zdolny i waleczny dowódca, dzielni i pełni zapału żołnierze, wszystko więc zapowiadało pomyślny przebieg powstania litewskiego. Lecz na nieszczęście przybył na Litwę Gielgud, który jako starszy gienerał objął naczelne dowództwo nad całą litewską siłą zbrojną.<br> {{tab}}Przybycie Gielguda na Litwę zostało spowodowane następującemi okolicznościami. Stał on ze swoją dywizją w Łomży kiedy Skrzynecki, po nieudałej pogoni za gwardjami rosyjskiemi, dopuścił Dybicza do połączenia się z niemi i przed przeważnemi siłami cofał się ku Ostrołęce. Gielgud został odcięty od głównej armji. Skrzynecki, nie spodziewając się, ażeby został zmuszony do walnej bitwy, wysłał rozkaz do Gielguda, ażeby, ściągnąwszy z okolic małe oddziały, ciągnął na Litwę i starał się owładnąć Połągą, dokąd miał przybyć statek z bronią.<br> {{tab}}Giełgud, wkraczając na Litwę, miał około 11.000 żołnierzy i 24 działa. Była to znaczna siła, która mogła zapewnić powstaniu litewskiemu usunięcie przeszkód do potężnego jego rozwoju. Niestety, Gielgud wcale nieodpowiedni był na wodza naczelnego. „Właściwie — uważa Pietkiewicz należało się mu słuchać i wykonywać cudze rozkazy, a nie dowodzić i własne plany tworzyć“<ref>Str. 241. La Lithuanie.</ref>. Cały kierunek jego marszu pod względem strategicznym był błędny, ale największy błąd popełnił ociąganiem się swoim zaatakowania Wilna. „{{korekta|Nieczynny.|Nieczynny,}} ociężały, odurzony wydawanemi mu ucztami, tracił czas drogi“<ref>Str. 167. L. c.</ref>. Mając liczebną przewagę nad wrogiem, mógł jeszcze 17 i 18 czerwca z powodzeniem uderzyć na Wilno. Rosjanie byli tak<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ia3e5bhciwdw4bnhi2viuizb29r37om Strona:Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków.pdf/33 100 1236605 3709768 2024-11-20T10:24:21Z Lord Ya 13160 /* Przepisana */ 3709768 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Lord Ya" /></noinclude>{{pk|sta|nie}}?“ — „Eh! panie, bardzobym nawet chciała, ale on na trzeźwo to nie chce tu iść!“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Bautru, widząc w sali sądowej obraz przedstawiający Pokój i Sprawiedliwość całujące się, powiedział do przyjaciela: „Patrz, Pokój i Sprawiedliwość obejmują się: żegnają się, aby się nigdy więcej nie spotkać.“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Pewna dama podczas procesu udała się do sędziego, o którym jej powiedziano, że będzie rozstrzygał w jej sprawie. Przedstawiając mu stan rzeczy pieściła jego kota. Ale w rozmowie dowiedziała się, że się omyliła: „Jakto, zawołała, to nie pan rozstrzyga? Pocóż ja pieściłam pańskiego kota?“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Pewien adwokat mówił o wojnie trojańskiej i Skamandrze w sprawie, gdzie chodziło o mur, dzielcy posiadłości dwóch chłopów. Adwokat strony przeciwnej przerwał wylewy erudycji swego kolegi powiedzeniem: „Wysoki sad zauważyć raczy, że mój pełnomocnik nie nazywa się Skamander tylko Michaud.“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}„Niech mi pan zrobi testament, powiedział pewien mieszczanin do rejenta, w którym do niczego nie możnanaby się było przyczepić. — Ach, panie, — zawołał tamten, — Pan Bóg zrobił tylko dwa testamenty i oto już tysiąc osiemset lat ludzie się o nie kłócą.“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Żona pewnego prezesa sądu mówiła do Flauberta: „Mamy szczęście. Mój mąż nie miał ani jednego uniewinnienia w sezonie.“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m9n5preuq9rhpmuwwyr99ddst6gfzgn Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/47 100 1236606 3709769 2024-11-20T10:24:58Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709769 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>Ofiarą tego zajścia padł prócz tego ówczesny dyrektor gimnazyum ks. dr. Prabucki, który został stawiony do dyspozycyi.<br> {{tab}}W wydanéj w Sprawozdaniu gimnazyalnem na rok 1847/48 historyi gimnazyum przez Schwemińskiego wypadek ten jest przedstawiony w następujący sposób: „Die bekannten politischen Verhältnisse im Frühjahre des Jahres 1846 machten es nämlich nothwendig die Schüler schon am 6 März zu den Osterferien zu entlassen. Am 28 April erschien eine Bekanntmachung des königlichen Oberpräsidiums, dass in Folge der Kabinetsordre vom 18 April das Mariengymnasium in seiner bisherigen Gestalt aufgelöst sei, seine Wiedereröffnung in einer zweckmässigeren Einrichtung jedoch in kurzem erfolgen wird. Als Grund dieser Massregel wird in der Bekanntmachung vom 5 Mai angegeben, dass nicht bloss einzelne Schüler desselben sich bei den politischen Umtrieben betheiligt hätten, sondern auch ein dringender Verdacht vorhanden sei, dass unter den Schülern dieses Gymnasiums hochverrätherische Bestrebungen und Verbindungen bestanden hätten, ausserdem aber bei dieser Anstalt ein hoher Grad von Indisciplin sich ergeben habe.“<br> {{tab}}Mianowany intermistycznie dyrektorem radza szkolny dr. Brettner otworzył na nowno gimnazyum 11 maja ze zreorganizowanem gronem nauczycielskiem, w którem nie było wymienionych czterech ofiar. Dotknięci kasatą profesorowie poszukali sobie innego zajęcia. Cegielski pojechał do Berlina i, wyuczywszy się w pół roku kupiectwa, założył sklep żelaza, Bronikowski został gospodarzem i wziął wieś w dzierżawę, Gruszczyński umieścił się jako nauczyciel domowy.<br> {{tab}}Wyparty siłą faktów z uczonego zawodu Marceli Motty postanowił zostać leśnikiem. Przymusowe opuszczenie sztandaru w kilka lat po ukończeniu studyów ma w sobie coś tragicznego. Wykolejenie takie wymaga nowego nakładu woli, wymaga przerobienia usposobienia, co dla Marcelego Mottego było tem trudniejszem, że liczył wtedy już 28 lat życia. Stłumić w sobie interes dla języka, literatury i sztuki, a wyrobić interes dla sosien, buków, karczowisk, owadów, wyrębów, {{pp|polo|wania}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bx5rnefc2ocx3z2cuk2opjc3sav4nk0 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/40 100 1236607 3709770 2024-11-20T10:24:59Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709770 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>pewni zaatakowania, że porobili przygotowania do opuszczenia miasta. Tymczasem 18 czerwca wieczorem nadciągnęła do Wilna dywizja gwardji, i stosunek sił przestał być korzystny dla wodza polskiego. Strwożony powszechnym oburzeniem oficerów, Gielgud 19 czerwca uderzył na Wilno, aczkolwiek mu to odradzano. Prowadzono atak bez dobrze ułożonego planu, i bitwa wypadła niepomyślnie.<br> {{tab}}Emilja znajdowała się w tym czasie ze swoją kompanją w Kownie, które zajęło wojsko polskie pod dowództwem Kiekiernickiego. Waleczny ten dowódca zanadto zaufał swym siłom, i kiedy nadciągnęło liczebnie większe wojsko rosyjskie, zamiast przejścia na drugą stronę Wilji i zniszczenia na niej mostu, przyjął 25 czerwca bój odważnie. Podczas bitwy Emilja ze swym oddziałem, wstrzymując walecznie napór wojska rosyjskiego, znalazła się w największym niebezpieczeństwie. Uratował ją Kiekiernicki, oddając jej swego konia, co sam przypłacił niewolą. Wojsko polskie cofnęło się ku Rossieniom, gdzie przerzedzone silnie szeregi zapełniono nowozaciężnemi Żmudzinami.<br> {{tab}}Chłapowski jak pisze radził Gielgudowi, po niepomyślnym atakowaniu Wilna, udać się do Kowna, zebrać wszystkie siły w Aleksocie i, podzieliwszy wojsko na 6 oddziałów, rozlać się po całej Litwie i Białej Rusi, „bo, jak przed dwoma tygodniami, kiedy nieprzyjaciel był podzielony, należało nam skupionemi siłami bić pojedyńcze jego oddziały, tak teraz, gdy Rosjanie skupieni, należy nam rozejść się na wszystkie strony, pomnażać nasze siły powstańcami, wcielać ich do regimentów i wprawiać przy naszych starych do służby i ognia“<ref>Str. 85. Część II. L. c.</ref>. Gielgud nie usłuchał jednak tej rozumnej rady i cofnął się z całą swoją siłą ku Rossieniom. Tamże — jak już wspomniałem — przybył i pułk 25 silnie przerzedzony. Przeciw<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> luq6ldlyosmn6owjys57egy676gut12 Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/41 100 1236608 3709771 2024-11-20T10:25:38Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709771 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>Gielgudowi ciągnęły skupione i przeważające liczebnie siły rosyjskie. Obawiając się, ażeby go nie oskrzydlono i nie przyparto do granicy pruskiej, cofnął się pośpiesznie do Cytowian<ref>Cytowiany — nieco w bok, pomiędzy Rossieniami i Poniewieżem.</ref>, gdzie stał gienerał Szymanowski z siłą powiatów: rossieńskiego i szawelskiego. Opuszczając Rossienie, nie uprzedził on o tym dowódcy 25-go pułku, co omal nie oddało rozbitków na pastwę Rosjan, którzy już pod samo miasto byli podstąpili.<br> {{tab}}Oburzenie w wojsku przeciw Gielgudowi było ogromne. Chcąc naprawić swą sławę, dał się namówić gienerałowi Szymanowskiemu i postanowił opanować Szawle. W ogólnym ruchu ku temu miastu, polecono 25-mu pułkowi eskortować bagaże. Natrafił ten pułk na krętej drodze koło Szawlan na ukrytą zasadzkę, która wyrządziła mu znaczną stratę. Wśród wystrzałów od zaczajonych za drzewami Rosjan, wśród wystraszonych i rzucających się na wszystkie strony koni, wśród wywracających się wozów, zgiełku i krzyku eskortujących żołnierzy, Emilja okazała niezwykłą odwagę i przytomność umysłu, co zaznaczono w złożonym Gielgudowi raporcie.<br> {{tab}}Atak Szawel skończył się klęską. Gielgud, z powoda choroby, zdał był naczelny kierunek gienerałowi Rolandowi, a ten niedołężnie i bez związku działał. Pomimo więc waleczności żołnierzy, a zwłaszcza pułku Szymanowskiego, który szedł w sam ogień, musiano się cofnąć z wielką stratą. Gielgud z wojskiem skierował się na północ ku Kurszanom. Tam 9 lipca odbyła się rada wojenna i uchwaliła podzielić wojsko na trzy części, dowodzone przez gienerałów: Chłapowskiego, Dembińskiego i Rolanda, z pozostawieniem każdemu z tych dowódców zupełnej samodzielności w swych ruchach. Żołnie-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bcr2tsg8vuhlvjndchjivp8hvzs0nic Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/42 100 1236609 3709772 2024-11-20T10:28:16Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709772 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>rzom pozwolono przechodzić do tych oddziałów, które więcej odpowiadały ich chęciom.<br> {{tab}}Emilja, ceniąc znakomite zdolności Chłapowskiego, wierzyła, że ten gienerał, uzyskawszy zupełną samodzielność, zdoła wydobyć się z trudnego położenia, w którym z powodu niedołężnego kierownictwa Gielguda znalazło się całe wojsko, i podźwignie na nowo sprawę powstania litewskiego. Z oddziałem więc swoim stanęła pod jego wodzą. Lecz wiara jej okrutnie zawiedzioną została. Chłapowski, po dwuch dniach marszu, zbliżył się do granicy pruskiej i oświadczył, że nie było innego sposobu ratowania się, jak złożyć broń przed Prusakami. Powstało silne oburzenie na niego, i Emilja w namiętnych słowach wypowiedziała mu swą pogardę. Lepiejby było — mówiła mu ona — umrzeć z chlubą, aniżeli skończyć tak haniebnym upokorzeniem.<br> {{tab}}Słusznie uznano Gielguda jako głównego winowajcę w sprawie zgubienia powstania litewskiego. Zgubił je nietylko przez swe niedołęstwo i swą ograniczoność umysłową, lecz i przez to, że wbrew czynionym mu przedstawieniom ściągnął ku sobie wszystkie miejscowe powstania, posądzając o tchórzostwo tych dowódców powstańczych, którzy nie chcieli się oddalać od swych rodzinnych, dobrze im znanych okolic. Trafne w tej sprawie wypowiedział uwagi Onufry Jacewicz, jeden z najbardziej czynnych powstańców. „Należało gienerałom polskim — pisze on — naczelników partyzanckich z ich oddziałami zostawić na miejscu, we własnych ich powiatach i znajomych okolicach, gdzie tylko pożytecznie użyci być mogli, obroty ich do niewielkich zakresów rozciągnięte władzą swoją w jeden plan związać, przez to cały kraj do porządnej walki wprowadzić, a regularnym wojskiem zatrudniać regularne szyki nieprzyjacielskie, dać czas do wzmagania się po kryjówkach siłom nowym. Należało rozdzielić instruktorów po oddziałach powstańczych, którzyby zwolna lud uzbrojony<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lo46yjnpj13w0uamj8xfnqd4hrclfmy Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/43 100 1236610 3709774 2024-11-20T10:29:18Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709774 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>ćwiczyli, poduczonych cząstkami do kolumn swoich sprowadzać, a tymczasem, w miarę dostatku broni i ubiorów, dopełniać rekrutami, których i tak więcej im dawano, niżeli użyć mogli. Tym sposobem nietylko formowałyby się nieznacznie porządne szeregi z walczących dorywczo mieszkańców Litwy i Żmudzi, ale nadto korpusy posiłkowe znajdowałyby wszędzie niejako punkt oparcia się i usługę w dostarczaniu tak ludzi i magazynów, jako też wiadomości o obrotach nieprzyjacielskich“<ref>Str. 61 i 62. „Zbiór pamiętników o powstaniu Litwy w r. 1881“. Lipsk, 1875.</ref>.<br> {{tab}}Włościanie żmudzcy i litewscy wielce sprzyjali powstaniu „Kiedy przyszła potrzeba — powiada jeden z powstańców litewskich ogłosić pospolite ruszenie, wszystka ludność wystąpiła ochoczo, tak iż żaden prawie mężczyzna nie pozostał w domu“<ref>Str. 72. L. c. Ważniejsze szczegóły powstania 1831 r. przez obywatela powiatu telszewskiego zebrane. </ref>.<br> {{tab}}Bohaterka nasza nie poszła do Prus. Z nieodstępną swą towarzyszką i z Cezarem Platerem przemknęła się z pośród osaczających kolumn nieprzyjacielskich i postanowiła dostać się do szeregów wojska polskiego. Walcząc z utrudzeniem i głodem, przedzierając się przez zarośla bagniste i puszcze, w nieustannej trwodze wpadnięcia w ręce kozaków, targana boleścią sromotnego zakończenia bojów litewskich, Emilja opadła na siłach, i towarzysze złożyli ją ciężko chorą w najbliższej chatce włościańskiej, gdzie z właściwą ludowi naszemu gościnnością otoczono ją życzliwą opieką. Potrzebnych jednak wygód chora nie mogła tam znaleźć, przeniesiono więc ją do sąsiedniego dworu szlacheckiego<ref name="s43">P. Gąsiorowski nazywa właściciela tego dworu Abłamowiczem,</ref>, gdzie pozostawała pod nazwiskiem Korowińskiej.<br> {{tab}}Wiek młody robił swoje, i Emilja wracała do zdrowia, lecz<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hipul18h125ybgbwmwuz0bs34htoear 3709775 3709774 2024-11-20T10:30:01Z Vearthy 3020 3709775 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>ćwiczyli, poduczonych cząstkami do kolumn swoich sprowadzać, a tymczasem, w miarę dostatku broni i ubiorów, dopełniać rekrutami, których i tak więcej im dawano, niżeli użyć mogli. Tym sposobem nietylko formowałyby się nieznacznie porządne szeregi z walczących dorywczo mieszkańców Litwy i Żmudzi, ale nadto korpusy posiłkowe znajdowałyby wszędzie niejako punkt oparcia się i usługę w dostarczaniu tak ludzi i magazynów, jako też wiadomości o obrotach nieprzyjacielskich“<ref>Str. 61 i 62. „Zbiór pamiętników o powstaniu Litwy w r. 1881“. Lipsk, 1875.</ref>.<br> {{tab}}Włościanie żmudzcy i litewscy wielce sprzyjali powstaniu „Kiedy przyszła potrzeba — powiada jeden z powstańców litewskich ogłosić pospolite ruszenie, wszystka ludność wystąpiła ochoczo, tak iż żaden prawie mężczyzna nie pozostał w domu“<ref>Str. 72. L. c. Ważniejsze szczegóły powstania 1831 r. przez obywatela powiatu telszewskiego zebrane. </ref>.<br> {{tab}}Bohaterka nasza nie poszła do Prus. Z nieodstępną swą towarzyszką i z Cezarem Platerem przemknęła się z pośród osaczających kolumn nieprzyjacielskich i postanowiła dostać się do szeregów wojska polskiego. Walcząc z utrudzeniem i głodem, przedzierając się przez zarośla bagniste i puszcze, w nieustannej trwodze wpadnięcia w ręce kozaków, targana boleścią sromotnego zakończenia bojów litewskich, Emilja opadła na siłach, i towarzysze złożyli ją ciężko chorą w najbliższej chatce włościańskiej, gdzie z właściwą ludowi naszemu gościnnością otoczono ją życzliwą opieką. Potrzebnych jednak wygód chora nie mogła tam znaleźć, przeniesiono więc ją do sąsiedniego dworu szlacheckiego<ref>P. Gąsiorowski nazywa właściciela tego dworu Abłamowiczem.</ref>, gdzie pozostawała pod nazwiskiem Korowińskiej.<br> {{tab}}Wiek młody robił swoje, i Emilja wracała do zdrowia, lecz<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> iay307xxazgs1w9bxxz1b32s4mz0u5g Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/44 100 1236611 3709776 2024-11-20T10:30:40Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709776 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>niebacznie udzielona jej wiadomość o sromotnym zakończeniu powstania, o wyjściu naczelnego wodza, Rybińskiego, ze znacznym jeszcze wojskiem do państwa pruskiego i złożeniu tam broni, wstrząsnęła całą jej moralną istotą i zerwała nadwątloną nić jej życia.<br> {{tab}}Umarła 23 grudnia 1831 r. „Dusza jej bohaterska — powiada Pietkiewicz — była tak ściśle połączona z losem Polski, że upadku ojczyzny nie mogła ona przeżyć, i dusza jej, pozostawiając wątłe ciało, które zamieszkiwała, uleciała do niebios, pozostawiając po sobie żal, szacunek i podziwienie Polaków“<ref>Str. 113. La Lithuanie. Litografja, przedstawiająca śmierć naszej bohaterki, wykonana przez Kurowskiego, znajduje się na czele Melodji Polskich (Melodies Polonaises) Wojciecha Sowińskiego. — Wileńska Komisja likwidacyjna w 1885 r. ogłosiła spis osób, którym miała być skonfiskowana wszelka własność ruchoma i nieruchoma; na tej liście są wymienione dwie osoby płci żeńskiej: Emilja Plater i Rozalja Jacewiczowa.</ref>. <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nnzvk00jb2n550q546197dxz16ox3sq Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/48 100 1236612 3709779 2024-11-20T10:38:45Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709779 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>{{pk|polo|wania}}, zwłaszcza jemu, wychowanemu w atmosferze naukowéj, było bez wątpienia bardzo trudnem. My, którzy znaliśmy Marcelego Mottego, nie możemy go sobie wyobrazić w długich butach, w lesie, robiącego pomiary, albo czekającego z fuzyą na zwierzynę. Interes dla leśnictwa był u niego wyrozumowany, był to drugi pokład umysłowy, do którego gwałtem przedzierało się uczucie pierwszego. Mieliśmy sposobność słyszeć opowiadanie o jego pierwszym debiucie na polowaniu. Świeżo kreowany leśnik strzelił do sarny. Piękny ten zwierz przed zgonem rzucił wzrok pełen wyrzutów na sprawcę swego losu: Marceli Motty rzucił fuzyą i uciekł z łowów.<br> {{tab}}W listach jego pisanych z czasów karyery leśniczéj nie możemy się dopatrzeć wielkiego interesu dla nowego zawodu. Czasem tchną one szalonym humorem. Pozwoliliśmy sobie przytoczyć ustęp z jego listu do Cegielskiego, pisanego w końcu drugiego roku jego leśnego zawodu. Eksidealista pisze do eksidealisty, {{Rozstrzelony|żelaznego}} szwagra, parodyując nowe obu zawody. „Trzęsie się podobno Twoje żelazne serce od gniewu, a stalowe wnętrzności Twoje gną się i drgają, sieczkarnia Twego mózgu stanęła z oburzenia, łańcuchy Twojéj cierpliwości pękły, szufle rąk Twoich machają z wściekłością, zakrzywił się hak nosa Twego, rozwarły się drzwiczki Twych uszu, opadły klamki ust Twoich, gwoździe zębów się ostrzą, pilnik języka skrzypi, nadymają się miechy płuc, nawet się szrutownia brzucha rozstroiła, słowem cały metal Twéj tkwiącéj w przestrzeni światowego podścieliska osobistości chce mnie przygnieść, przywalić, skruszyć i zetrzeć za to, że do Ciebie nie pisałem… Mea culpa, prawda, ale wiesz, przecie, żelazny człowiecze, z dawniejszych czasów, że chociaż mój umysł i moje afekta wysokopienne, to skwapliwość moja do listów bardzo niskopienna, że prędzéj pod wiatr pognasz nagankę, prędzéj kuropatwa na drzewie usiędzie, prędzéj się bekasy zagnieżdżą na drzewie, a sokoły w błocie, prędzéj zając charta wygryzie, aniżeli leśna prawica moja schwycić zdoła za pióro, aby w kształcie listu sunąć potokiem miodopłynnych wyrazów i uczuć. I cóżbym mógł pisać do Ciebie, choćbym się nawet ze<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sh2gnjcszimecxncvu55y2tf8lc4zbp Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/357 100 1236613 3709780 2024-11-20T10:39:43Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709780 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ {{Korekta|DWUDZIESTY|OSIEMNASTY}}.|w=120%|po=12px}} {{c|'''„Zagroda łubinów“.'''}} ({{Rozstrzelony|Epilo}}g|po=12px) {{tab}}Nazajutrz rano trochę przed dziewiątą, prezes rady ministrów p. Valenglay rozmawia! u siebie z prefektem policji.<br> {{tab}}— Więc myśli pan, że on przyjdzie? — zapyta! p. Demaliona.<br> {{tab}}— Bez wątpienia, panie prezydencie. I to przyjdzie ze zwykłą sobie punktualnością z ostatniem uderzeniem zegara.<br> {{tab}}— Myśli pan?...<br> {{tab}}— Panie prezydencie, miałem możność od kilku miesięcy obserwować tego człowieka. I tak, jak się dziś rzeczy przedstawiają, stojąc między życiem, a śmiercią Florencji, jeśli on tego bandyty nie zgnębi i nie przywiezie nam tu związanego! to chyba Florencja nie żyje i Arsene Łupin też umarł.<br> {{tab}}— A że Lupin jest nieśmiertelny... — zaśmiał się p. Valenglay. — Ma pan rację. I sam byłbym bardzo zdziwiony, gdyby nasz kochany Perenna<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4guyu7obbj0rah24aekqecxlv9o9ied 3709781 3709780 2024-11-20T10:40:05Z Wydarty 17971 3709781 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ {{Korekta|DWUDZIESTY|OSIEMNASTY}}.|w=120%|po=12px}} {{c|'''„Zagroda łubinów“.'''}} {{c|({{Rozstrzelony|Epilo}}g|po=12px)}} {{tab}}Nazajutrz rano trochę przed dziewiątą, prezes rady ministrów p. Valenglay rozmawia! u siebie z prefektem policji.<br> {{tab}}— Więc myśli pan, że on przyjdzie? — zapyta! p. Demaliona.<br> {{tab}}— Bez wątpienia, panie prezydencie. I to przyjdzie ze zwykłą sobie punktualnością z ostatniem uderzeniem zegara.<br> {{tab}}— Myśli pan?...<br> {{tab}}— Panie prezydencie, miałem możność od kilku miesięcy obserwować tego człowieka. I tak, jak się dziś rzeczy przedstawiają, stojąc między życiem, a śmiercią Florencji, jeśli on tego bandyty nie zgnębi i nie przywiezie nam tu związanego! to chyba Florencja nie żyje i Arsene Łupin też umarł.<br> {{tab}}— A że Lupin jest nieśmiertelny... — zaśmiał się p. Valenglay. — Ma pan rację. I sam byłbym bardzo zdziwiony, gdyby nasz kochany Perenna<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9oqt23nol1c3l3t2iuh05clhjc88dik 3709783 3709781 2024-11-20T10:40:46Z Wydarty 17971 3709783 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ {{Korekta|DWUDZIESTY|OSIEMNASTY}}.|w=120%|po=12px}} {{c|'''„Zagroda łubinów“.'''}} {{c|({{Rozstrzelony|Epilo}}g|po=12px)}} {{tab}}Nazajutrz rano trochę przed dziewiątą, prezes rady ministrów p. Valenglay rozmawiał u siebie z prefektem policji.<br> {{tab}}— Więc myśli pan, że on przyjdzie? — zapyta! p. Demaliona.<br> {{tab}}— Bez wątpienia, panie prezydencie. I to przyjdzie ze zwykłą sobie punktualnością z ostatniem uderzeniem zegara.<br> {{tab}}— Myśli pan?...<br> {{tab}}— Panie prezydencie, miałem możność od kilku miesięcy obserwować tego człowieka. I tak, jak się dziś rzeczy przedstawiają, stojąc między życiem, a śmiercią Florencji, jeśli on tego bandyty nie zgnębi i nie przywiezie nam tu związanego! to chyba Florencja nie żyje i Arsene Łupin też umarł.<br> {{tab}}— A że Lupin jest nieśmiertelny... — zaśmiał się p. Valenglay. — Ma pan rację. I sam byłbym bardzo zdziwiony, gdyby nasz kochany Perenna<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g4t1ki8epmmdch3sd2x1tm8j9uwu47y Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/356 100 1236614 3709785 2024-11-20T10:44:20Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — 3709785 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dną. Czuł się u szczytu szczęścia. Stanęło mu w oczach życie Florencji od chwili poznania, aż do owego tragicznego momentu, kiedy ohydny potwór pochylony nad nią i widząc jej oczy pełne łez, zawył z wściekłością:<br> {{tab}}„Ha, ty płaczesz Florencjo! Ty się ośmielasz pałkae!^ A więc wiedz, że zmam twoją tajemnicę44.<br> {{tab}}Tajem nicę miłości, uniesienia namiętności:, które od pierwszego wejrzenia rzuciły ją ku don Luisowi, mieszając ją i {{Korekta|napełnając|napełniając}} trwogą, uważała je bowiem za zdradę względem Marji-Anny Fauville i Gastona Sauverand. Uczucia te oddalały ją i przybliżały naprzemian ku temu, którego kochała i podziwiała za jego szlachetność i bohaterską odwagę, lecz wyrzuty sumienia, targające jej duszę i podsycane ciągle przez potwornego bandytę, rzuciły mu ją w końcu na pastwę, bezsilną i zgnębioną.<br> {{tab}}Don Luis nie wiedział sam, co czynić, nie wiedział, jak wyrazić szalejące w nim uczucia. Usta mu drżały i oczy napełniły się radością. Chciałby ją chwycić w ramiona i całować bez pamięci. Lecz wstrzymywał go głęboki szacunek, który miał dla ukochanej. Nareszcie zwyciężony wzruszeniem padł jej do nóg, szepcąc słowa miłości i zachwytu.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6xim9b5pjvtsb911xqhy3c1f242rznm 3709786 3709785 2024-11-20T10:45:05Z Wydarty 17971 3709786 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dną. Czuł się u szczytu szczęścia. Stanęło mu w oczach życie Florencji od chwili poznania, aż do owego tragicznego momentu, kiedy ohydny potwór pochylony nad nią i widząc jej oczy pełne łez, zawył z wściekłością:<br> {{tab}}„Ha, ty płaczesz Florencjo! Ty się ośmielasz {{Korekta|pałkać|płkaać}}? A więc wiedz, że zmam twoją tajemnicę“.<br> {{tab}}Tajem nicę miłości, uniesienia namiętności:, które od pierwszego wejrzenia rzuciły ją ku don Luisowi, mieszając ją i {{Korekta|napełnając|napełniając}} trwogą, uważała je bowiem za zdradę względem Marji-Anny Fauville i Gastona Sauverand. Uczucia te oddalały ją i przybliżały naprzemian ku temu, którego kochała i podziwiała za jego szlachetność i bohaterską odwagę, lecz wyrzuty sumienia, targające jej duszę i podsycane ciągle przez potwornego bandytę, rzuciły mu ją w końcu na pastwę, bezsilną i zgnębioną.<br> {{tab}}Don Luis nie wiedział sam, co czynić, nie wiedział, jak wyrazić szalejące w nim uczucia. Usta mu drżały i oczy napełniły się radością. Chciałby ją chwycić w ramiona i całować bez pamięci. Lecz wstrzymywał go głęboki szacunek, który miał dla ukochanej. Nareszcie zwyciężony wzruszeniem padł jej do nóg, szepcąc słowa miłości i zachwytu.<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s131rxdbje5awe91fd86jfznh8uv3cq Zęby tygrysa (1926)/II 0 1236615 3709787 2024-11-20T11:02:52Z Wydarty 17971 3709787 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu" from=33 to=55 /> {{JustowanieKoniec2}} {{ML}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|Z{{BieżącyU|2}}]] no260z01fl8mm84v8cetqohwry6z719 3709788 3709787 2024-11-20T11:03:21Z Wydarty 17971 3709788 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu" from=33 to=65 /> {{JustowanieKoniec2}} {{ML}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|Z{{BieżącyU|2}}]] hbes7rlri3af0qidjyon7au3pm5ubwq 3709789 3709788 2024-11-20T11:03:46Z Wydarty 17971 3709789 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu" from=33 to=67 /> {{JustowanieKoniec2}} {{ML}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|Z{{BieżącyU|2}}]] 7qwkxqimscz508kt21gp8erm29cxw5j Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/49 100 1236616 3709796 2024-11-20T11:23:58Z Odder 2211 /* Przepisana */ 3709796 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Odder" /></noinclude>szczytu stuletnich świerków i buków, z wyżyny dębowych konarów, opuszczając niebotyczne sfery, zniżył aż w głąb ciemnych i dusznych kopalń, zabłoconych sklepów, zaśniedziałych remis, w których Ty, siedząc jak jaźwiec w norze, pazurami, wydrapujesz zardzewiałe żelazo. Niezrozumiałbyś może, pozioma istoto, choćbym Ci nawet chciał udzielić brzemię swych myśli co do kolei (ale nie żelaznéj) przyrostu rębu, podrębu, wyrębu, zrębu i zarębu, co do trzebieszy, siania, sadzenia, zasadzania, nasadzania, podsadzania i wysadzania — są to wszystko rzeczy, których młynek rozumu Twego nie zmele, którebyś napróżno Twoim siewnikiem w twardy łeb sobie zasiewał. Zresztą moje życie jak najnormalniéj nudne, wstaję, idę do szkoły, jem, idę do szkoły, wracam, piję herbatę, uczę się matematyki, taksacyi, serwitutów i reskryptów, o pół do dwunastéj czytam gazetę kolońską, a błogosławiąc Guizota, gaszę o dwunastéj lampę i śpię jak bobak do siódméj…“<br> {{tab}}Co właściwie Marcelego Mottego spowodowało do wybrania sobie leśnictwa, dokładnie nie wiemy. Zdaje się, że uległ prądowi ogólnie wtedy panującemu w Księstwie. Marcinkowski, Mielżyński, Działyński i wielu innych ludzi dobréj woli głosili konieczność ekonomicznego odrodzenia. W myśl téj zasady Marcinkowski wybudował Bazar, sprowadzał i wspierał kupców i przemysłowców polskich, Chłapowski i Mielżyński pracowali nad poprawą gospodarstwa wiejskiego. Działyński nosił się z zamiarem stworzenia szkoły lasowéj w Kórniku, która to miejscowość dla wielkich lasów, należących do dóbr kórnickich, szczególnie się do tego celu nadawała. Zdaje się, że on to głównie pchnął Marcelego Mottego na drogę studyów leśnych, chcąc w nim mieć kierownika przyszłéj tego rodzaju szkoły. Prócz tego zamierzał mu oddać zarząd lasów kórnickich.<br> {{tab}}Praktycznie uczył się Marceli Motty leśnictwa w lasach rządowych między Murowaną Gośliną a Rogoźnem, w rewirze Zielonka, przezwanym obecnie Eckstelle. W leśnictwie tem znajduje się cudowny parów w bliskości Boguniewa, do którego często wracał swemi wspomnieniami. Po rocznéj praktyce udał się<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hy2dxys1omgp9z78w4r132egnogmhzg Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/49 100 1236617 3709797 2024-11-20T11:42:29Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709797 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{f|{{Rozstrzelony|JAN OLRYCH SZANIECK}}I.|b|font=Arial Black|w=150%|po=2em}} {{tab}}Powstanie 1830 i 1831 r. miało wszelkie warunki powodzenia. Zapał powszechny w narodzie; wojsko bitne, karne, waleczne; skarb dobrze zaopatrzony w pieniądze; współczucie ludów europejskich — przedstawiały taką siłę materjalną i moralną, że powinnaby ona była wystarczyć do zwycięstwa. A tymczasem bohaterska walka skończyła się klęską — i do tego haniebną. Złożono broń, mając jeszcze znaczny kawał kraju wolnego, kilkadziesiąt tysięcy dzielnego żołnierza i sporą sumę pieniędzy, którą naczelny wódz, Rybiński, wychodząc z wojskiem do Prus, odesłał do Torunia, by bankowi w Warszawie zwróconą została.<br> {{tab}}Zdawało się, że walka narodowa o byt niepodległy w końcu XVIII i na początku XIX stulecia powinna była przekonać o tym, że w granicach dawnej Rzeczypospolitej rewolucja polityczna mogła tylko rachować wówczas na zwycięstwo, gdyby się zespoliła z rewolucją socjalną. Zasada ta, promieniejąca silnie z naszych sztandarów rewolucyjnych, przygasła w ciężkiej atmosferze rządów reakcyjnych Królestwa Kongresowego. W starszym pokoleniu z latami słabła o niej pamięć, a nowe zaledwie z mgieł poetycznych wydobywać się poczęło. I kiedy wybuchło powstanie, postępowe rewolucyjne stronnictwo nie miało jasno określonego programu, który by dał spójność i stanowczość jego działaniu i zapewnił mu przewagę w opinji publicznej.<br> {{tab}}Współuczestnicy powstania sami zeznają, że, nasłuchawszy się wiele o tym, iż Polska skutkiem niezgody upadła, wzdrygali się przed wszystkim, co zdawało się rozdwajać naród. Z tego usposobienia większości korzystała reakcja, która przed powstaniem owładnęła była sterem spraw publicznych. Złożona z „wyższej klasy mieszkańców“ — jak się wyraża Za-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tuicwu7yj3pdg7s8e8j1bxqchv7z82s Strona:Bon mot. Dowcip francuski w panoramie wieków.pdf/34 100 1236618 3709798 2024-11-20T11:43:27Z Lord Ya 13160 /* Przepisana */ 3709798 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Lord Ya" /></noinclude>{{tab}}Trzech rzeczy nie można nabyć za pieniądze: zdrowia, młodości i zbawienia wiecznego.<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Zamęt, kiedy przy ślubie córki, notarjusz zapytał go o tytuły, powiedział: „Niech pan napisze: władca siedemnastu setek tysięcy écu w złocie“.<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Pewien pan powiadał, że przez dziesięć lat udawał, że nie widzi Pana Boga, zanim zrobił majątek.<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Pani de Niort uparła się, żeby mieć karetę. W nocy zbudził ją jakiś hałas w stajni, budzi więc swego męża: „To konie jedzą.“ — mówił mąż. — „Co? — zawołała pani de Niort, karmić zwierzęta, które jedzą nawet w nocy! Niech mnie Bóg broni!“ I sprzedała je nazajutrz.<br> {{f|Tallement.|align=right|prawy=10%|i}} {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Ruqueville nie był dobrym gospodarzem i mawiał zazwyczaj: „Ach, gdyby nieboszczyk mój majątek żył jeszcze, zwracanoby bardziej na mnie uwagę.“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Ksiądz Terrasson zrobił dobre interesa na banku emisyjnym Law’a. Gdy ktoś się dziwił, że bogactwa nie przyprawiły go o zawrót głowy, Terrasson powiedział: „Mój drogi, ręczę za siebie aż do miljona!“<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Ubóstwo to nie grzech. To znacznie gorzej.<br> {{c|✽|w=80%|przed=1em|po=1em}} {{tab}}Jamesowi Rotschildowi anonsuję jakiegoś księcia w momencie, kiedy jest bardzo zajęty.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> obwsdn7fbw431nn0s2xquigz0whs1fs Strona:PL Limanowski - Szermierze wolności 1911.pdf/50 100 1236619 3709799 2024-11-20T11:48:20Z Vearthy 3020 /* Problemy */ 3709799 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>liwski<ref>„Rewolucja polska 29 listopada 1830 r.“ przez Józefa Zaliwskiego, Paryż. Nakładem autora, 1833.</ref> — i z wyższych urzędników, zepsuta wpływami obcemi, nieczuła ona była na klęski i poniżenie narodu. Od rewolucji niczego dla siebie nie oczekiwała, a wiele stracić mogła. Dokładała więc od samego początku usiłowań, ażeby zatrzymać powstanie w granicach możliwej legalności, tak wobec panującego, jakoteż wobec rządów europejskich. A kiedy odezwały się głosy o konieczności rewolucji społecznej, straszyła patryjotów widmem wojny domowej i wołała, że powstanie jest rewolucją narodową a nie socjalną.<br> {{tab}}„Rewolucja narodowa“ — wyrażenie bardzo rozpowszechnione w 1830 i 1831 r. zamknięta w granicach Królestwa Kongresowego i sprowadzona do rozmiarów zwykłej wojny, nie miała widoków zwycięstwa. Chcąc ją uczynić groźną, potężną i zwycięską, koniecznym było wywołany przez nią we wszystkich warstwach narodu zapał podtrzymać, podnieść do możliwie największej potęgi i rozszerzyć w kręgach dalekich. Sprawić to mogła jeno rewolucja socjalna, któraby z impetem burzy wtargnęła do Litwy i Rusi i podniosła wszędzie z głębin morza ludowego walkę żywiołową o wolność.<br> {{tab}}Gdyby w 1830 r. na czele narodu stanął był, zamiast Chłopickiego, dyktator z prawdziwie rewolucyjnym poglądem, to, nie zwlekając, wtargnąłby z wojskiem polskim na Litwę, w grodzie Giedymina ogłosiłby dekret, znoszący poddaństwo i pańszczyznę, i zająłby się czynnie zorganizowaniem ludowego pospolitego ruszenia. Chłopstwo wolne i uzbrojone — byłaby to rewolucja społeczna, której fale rozkołysane mogłyby posunąć się aż do Pskowa, Nowogrodu, Smoleńska, Czernihowa, Połtawy. Być może, iż Łukasiński, w którym rozległość myśli społecznej towarzyszyła zdumiewającej mocy charakteru w pracy politycznej, właśnie zostałby był takim<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> emy4m16g1qhwf6wrha2smmqf7e7722y